Napisano 02.03.2018 - 13:22
Napisano 03.03.2018 - 02:00
Partyzantami była AK ale też Batalion Świętokrzyski, którzy współpracował z Gestapo.
Nie Batalion tylko Brygada Świętokrzyska.
'Dodajmy też że w końcowym okresie wojny brygada przepuszczona przez niemców , dozbrojona przez nich i uznana za swoją" nawiązała w skrytości wspólpracę z amią Pattona i w wyzwoliła miedzy innymi obóz koncentracyjny w obecnie czeskim Holesovie. Uratowano przed marszem śmierci (lub rozstrzeliwaniami)ok. 700 więźniarek, w tym 167 Polek. Wśród nich była moja Babcia Stefania . To jedyny przypadek by partyzantom udało się wyzwolić cały obóz koncentracyjny.I uratować tylu ludzi.Wcześniej i później zdarzały sie ataki i odbicia małych grup więźniów z więzień czy więziennych transportów.
https://opinie.wp.pl...26038841017985a
5 maja 1945 roku Żydówki zostały oddzielone od reszty więźniarek i SS-mani już mieli przystąpić do egzekucji, kiedy nagle rozległ się głośny okrzyk "Hurrrrrrra!" i między barakami pojawili się polscy żołnierze. Pędzili w stronę Niemców w pełnym umundurowaniu, w rogatywkach na głowach i z pistoletami maszynowymi w rękach. Na SS-manów posypały się kule i granaty. To Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych przybyła na odsiecz.
Babcia była więźniarką najpierw Auschwitz(b krótko) i została przeniesiona do Holesova gdy poprzednia obsada obozu została zdziesiatkowana przez aliancki nalot.
Dziadek był więźniem podobozu Auschwitz a potem z"marszem śmierci" trafił do Buchenwaldu. Oboje zostali wyzwoleń przez armie Pattona i wócili do Polski. Oboje nie dostali żadnej renty czy innych uprawnień z racji pobytu w KL. Za to sam fakt "nieprawomyślnego wyzwolenia" spowodował nieco szykan ze strony aparatu władzy.
Napisano 03.03.2018 - 08:13
Partyzantami była AK ale też Batalion Świętokrzyski, którzy współpracował z Gestapo.
Ta współpraca to nie taka jednoznaczna sprawa. Brygada świętokrzyska według swojej polityki za głównego wroga uważała Armie czerwoną dopiero w dalszej kolejności Niemców. A że był to rok 44 i Armia czerwona zbliżała się coraz bardziej dowództwo brygady podjęło decyzje o wspólpracy z Niemcami w obawie przed tym że zostaną wystrzelani jak kaczki w walce na dwa fronty. Niemcy dostarczali leki zaopatrzenie amunicje w zamian za to że brygada będzie przeszkadzać i mącić w szeregach czerwonoarmistów. Z czasem dowództwo brygady gdy zorientowało się że dalsza współpraca z Niemcami nie ma sensu bo Niemcy będą przegranymi tej wojny postanowiono przejsć na stronę aliantów i tam po cichu czekać na wybuch III wojny światowej aby stanąć po stronie antykomunistycznej.
Ta współpraca z naziolami nie jest jakimś powodem do chwały ale nie jest też jakimś powodem do wstydu. Na tę sprawę trzeba patrzeć w kontekście historycznym kiedy każda strona chciała ugrać dla siebie jak najwięcej.
Użytkownik iLuminatek edytował ten post 03.03.2018 - 08:31
Napisano 03.03.2018 - 11:43
Z taą współpracą to było tak że mimo spenetrowania przez agentów Gestapo dowódctwa(umieszczono tam aż 3 zwerbowanych agentów) wciąż dochodziło do walk z Niemcami
Zaś walki z AL to wyglądało między innymi tak :
23 czerwca 1944 – zaatakowanie oddziału Armii Ludowej „Górala” w rejonie miejscowości Działki Nosowskie, NSZ mimo przewagi liczebnej po walce wycofał się, tracąc 6 zabitych i 3 jeńców, których zwolniono po zapewnieniu, że nie będą napadać na walczących z Niemcami partyzantów.
4 jeńców – Polaków, w tym łączniczkę AL, którym udowodniono według NSZ bandytyzm – rozstrzelano, 13 pozostałych wcielono do Brygady, zaś resztę uwolniono
Co do współpracy z niemcami w czasie ucieczki na zachód:
Zachowały sie nawet oryginalne rozkazy:
Ofensywa sowiecka rozpoczęła się 13 stycznia 1945 r. Brygada ma wykonać rozkaz wycofania się na Śląsk. Pomocy żadnej nie możemy udzielić. Należy liczyć na własne siły.
Ofensywa bolszewicka zmusiła nas do przesunięcia się na zachód Polski. Na drodze stanęły nam umocnienia niemieckie. W dniu 14 bm. starliśmy się z Niemcami, chcąc przebić się na zachód. Nie daliśmy rady. W dniu 15 bm. czołgi sowieckie zaatakowały nas od wschodu. Dla ratowania brygady porozumiałem się z dowództwem fortyfikacji niemieckich, aby zezwoliło nam przejść przez ich linie na zachód. Tym samym weszliśmy w stan niewojowania z Niemcami na czas nieokreślony. Mam nadzieję, że szybko toczące się wypadki wojenne pozwolą nam w niedalekiej przyszłości zameldować się u Naczelnego Wodza i prawowitego Rządu Polskiego i według jego rozkazu zwrócić nasz oręż przeciwko wrogowi, którego każe nam zwalczać.
Napisano 03.03.2018 - 13:39
Każdą kolaborację z III Rzeszą należy uznać jako zdradę i czyn moralnie naganny z jednego i prostego względu - państwo polskie sojusznikiem III Rzeszy nie było. Co innego gdyby Polska jednak zgodziła się na warunki niemieckie i poszła na sojusz. Wtedy każdy lojalista i człowiek szanujący prawo i państwo musiałby walczyć u boku niemieckich żołnierzy.
Inne i najważniejsze kryterium to popełnione zbrodnie, wszystkie brygady, bataliony powinno oceniać się indywidualnie i ocenić jak się zachowywały. Bilans polskiego podziemia walczącego jest zdecydowanie na plus, było w przeważającej mierze lojalne wobec decyzji państwa polskiego o nie podejmowaniu współpracy z Niemcami, zbrodni też zbyt wiele nie było.
Napisano 08.03.2018 - 12:50
Napisano 08.03.2018 - 19:20
up
Dr Röck
No to teraz po kolei dawaj te przykłady bandytyzmu.
Nie cytuj całych postów zwłaszcza że ten post jest zaraz u góry
Wszystko
Napisano 08.03.2018 - 19:39
Służę uprzejmie:No to teraz po kolei dawaj te przykłady bandytyzmu.
Napisano 08.03.2018 - 19:59
AVE...
Służę uprzejmie:No to teraz po kolei dawaj te przykłady bandytyzmu.
Zbrodnia w Zaleszanach
Zbrodnia w Wierzchowinach
Organizacja Toma poza kolaboracją z okupantem zajmowała się też mordowaniem Żydów zbiegłych z gett oraz "nieprawomyślnych" członków podziemia.
Zapewne znalazłoby się tego więcej, ale po co szukać, skoro i tak temu będziesz zaprzeczał...
Czekaj czekaj, Ja chcę przykłady, które uzasadnią stwierdzenie, że byli bandytami, a nie uzasadnią stwierdzenie, że poszczególne oddziały popełniły zbrodnie.
Napisano 08.03.2018 - 21:52
AVE...
Służę uprzejmie:No to teraz po kolei dawaj te przykłady bandytyzmu.
Zbrodnia w Zaleszanach
Zbrodnia w Wierzchowinach
Organizacja Toma poza kolaboracją z okupantem zajmowała się też mordowaniem Żydów zbiegłych z gett oraz "nieprawomyślnych" członków podziemia.
Zapewne znalazłoby się tego więcej, ale po co szukać, skoro i tak temu będziesz zaprzeczał...
Nigdy nie byłem dobry z historii, ale przykłady które podałeś są takie sobie. Od końca zacznę:
"Organizacja Toma – działająca w latach 1943–1945 organizacja wywiadowcza, założona i kierowana przez Huberta Jurę, współpracownika Gestapo[1][2].
Organizacja powstała w 1943 z inicjatywy Jury, który po usunięciu z Armii Krajowej nie został przyjęty od razu do Narodowych Sił Zbrojnych[1], lecz dopiero po pewnym czasie[1][2]. Pod koniec lata 1943 Hubert Jura nawiązał kontakt z SS-Hauptsturmführerem Paulem Fuchsem. Prawdopodobnie zaoferował mu współpracę polegającą na wspólnym zwalczaniu komunistów, w zamian za dostawy broni od Gestapo dla „Organizacji Toma” i opiekę podczas jego podróży między Warszawą i Radomiem[2]."
Raczej ciężko go podciągnąć pod "Żołnierzy Wyklętych"
Drugi link : Mieczysław Pazderski ps. Szary (ur. 20 września 1908 w Bolesławowie, zm. 10 czerwca 1945 w Hucie[1]) – lekarz, oficer Wojska Polskiego, Narodowej Organizacji Wojskowej, Ludowego Wojska Polskiego, kapitan Armii Krajowej i dowódca antykomunistycznego zgrupowania partyzanckiego Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS) Narodowych Siły Zbrojnych
Trochę pan oficer z lewa na prawo się przemieścił, a w Wierzchowinach faktycznie nabroił, tyle że należy pamiętać że ok. 1/3 stanowili byli żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji AK, których bliscy padli ofiarą rzezi wołyńskiej. Co ma znaczenie, gdyż ofiarami w tej akcji byli Ukraińcy.
A co do "Burego", Zbrodnia w Zaleszanach była dokonana pod szyldem Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Sam Bury jest kontrowersyjny, ale nazywanie go bandytą, jest trochę na wyrost.
Reasumując. Pan @Dr Röck napisał:
Robienie z nich bohaterów jest śmiechu warte. Bohaterami to byli ci, którzy walczyli i ginęli we wrześniu 1939,
Mieczysław Pazderski ps. Szary Brał udział w wojnie obronnej 1939 roku w stopniu podporucznika.
Romuald Adam Rajs "Bury" W czasie kampanii wrześniowej w 1939 roku wraz z 85 Pułkiem Piechoty został przeniesiony w rejon Łowicza i walczył w Armii „Prusy”. Jednostka w której walczył (85 pp) została rozproszona 5–6 września w walkach pod Tomaszowem Mazowieckim, jego oddział został rozbity 15 września pod Lublinem[4]. Niedługo potem grupa żołnierzy dowodzona przez Rajsa została zatrzymana w rejonie Kowla przez oddział uzbrojonych Białorusinów, i odesłana do Berezy Kartuskiej w celu złożenia broni i zdania koni. Rajs został wkrótce zwolniony i wrócił do Wilna[5].
Czyli tak jak by łapią się pod jego definicję.
Tak czy inaczej. Podobnie jak @owerfull chciałbym przeczytać kilka opowieści o bohaterskich czynach ojca Pana @Dr Röck, który :"Jak nie tłukł starej to tylko o tym gadał po pijaku."
Fajnie by było dowiedzieć się jak było naprawdę.
Napisano 09.03.2018 - 03:44
Problem jest upolityczniony. Skrajna lewica nazywa wszystkich wyklętych bandytami, a w odpowiedzi skrajni nacjonaliści idą z kontrowersyjnymi historycznymi postaciami na transparentach. W jednym punkcie nie zgodzę się z Zaciekawionym mimo tego, że popieram wydźwięk jego wypowiedzi - uogólnienia są czasem bardzo przydatne żeby ocenić rzeczywistość i łatwiej się po niej poruszać - czy ktoś był dobry, czy zły. Czy jakąś grupę powinniśmy pamiętać jako raczej złą, czy dobrą. Gdyby nie było uogólnień, to zacząłby się skrajny relatywizm i podważanie różnych "prawd", które też zresztą pomagają funkcjonować dyskusjom bez zbędnego i natrętnego podważania wszystkich argumentów. Prawdą tutaj której nie należy podważać jest fakt, że walka z brutalnym okupantem jest ideą słuszną - ideą która przyświecała podziemiu walczącemu - inaczej nie ruszaliby broni, dwa - prawda jest taka, że w przeważającej liczbie nie byli to żadni zbrodniarze, a zwykli partyzanci.
Napisano 26.03.2018 - 21:48
Żołnierze V Wileńskiej Brygady AK (fot. domena publiczna)
Ilu naprawdę było żołnierzy wyklętych?
Pół miliona, dwieście tysięcy, czy dziesięciokrotnie mniej? Ustalenie liczebności grup określanych jako „żołnierze wyklęci” nie jest łatwym zadaniem. Zwłaszcza, że wiele zależy od tego, jak zdefiniujemy samo pojęcie.
Józef Roman Rybicki był postacią wybitną. Ten utalentowany filolog klasyczny brał udział już w wojnie polsko-bolszewickiej. Od samego początku służył w konspiracji Służby Zwycięstwu Polski/Armii Krajowej, został szefem warszawskiego Kedywu, a po zakończeniu wojny – współzałożycielem efemerycznego bytu Wolność i Niezawisłość.
Angażował się w sprawy społeczne aż do podeszłego wieku. Mając pod osiemdziesiątkę, zdążył jeszcze współtworzyć Komitet Obrony Robotników. Tenże Rybicki, w 1945 roku zanotował: „Co się dzieje? Trudno uwierzyć, ale po rozwiązaniu AK powstało 1298 małych organizacji w kraju (…) Powstają różne organizacje, które powołują się na nasze rozkazy, z góry”.
Bezpieka wyklęta?
Nie wiadomo, skąd Rybicki wziął liczbę 1298 organizacji, ale nie był jedynym członkiem AK, który gubił się w chaosie, jaki zapanował w konspiracji po rozwiązaniu Armii Krajowej. Zygmunt Klukowski – lekarz ze Szczebrzeszyna, który przez całą okupację pomagał konspiratorom z Zamojszczyzny i znał ich osobiście, w tym samym mniej więcej momencie wspominał: „Po wsiach pełno dywersantów, chłopom zabierają przede wszystkim żywność. Trudno się zorientować, co to za jedni”.
Podobne problemy z orientacją mieli wszyscy. Nie tylko bezpieka – co akurat na dobre wychodziło – ale też całkiem niedawne jeszcze dowództwo Armii Krajowej. A tak po prawdzie, mieli z tym problem nawet pojedynczy partyzanci, którzy po rozformowaniu organizacji pozostali w lesie, ale już bez konkretnej przynależności organizacyjnej. W efekcie powstały setki grup , które tylko po części podlegały którejś z większych organizacji powojennej, tak zwanej „drugiej” konspiracji, jak Wolność i Niezawisłość, NIE, Warta, czy Armia Krajowa Obywatelska. W większości nie były one kontrolowane przez nikogo i walczyły już przede wszystkim o własne przetrwanie.
Krzyż zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (fot. Tomasz Zugaj, lic. GNU FDL)
Tu pojawia się pierwszy problem przy oszacowaniu przybliżonej choćby liczby „wyklętych”. Bo kogo w ten sposób należy nazwać? Zgodnie z oficjalną definicją, „Żołnierze Wyklęci byli żołnierzami polskiego powojennego podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego, którzy stawiali opór sowietyzacji Polski i podporządkowaniu jej ZSRR”.
Kłopot w tym, że większość uznawanych dziś za „wyklętych” wcale nie walczyła. W kartotekach operacyjnych bezpieki z tego okresu znajdowały się także oddziały od dawna nie wykazujące żadnej aktywności bojowej. W województwie warszawskim na 30 oddziałów aż 15 nie walczyło. W lubelskim proporcje były identyczne – 30 na 60 grup pozostawało w letargu.
Nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście były to oddziały opierające się na słynnym, ale zupełnie niejasnym rozkazie generała Okulickiego ze stycznia 1945 r., który nakazywał rozwiązanie AK, jednocześnie sugerując dalszą walkę. Istniały też na wpół bandyckie grupki desperatów, przyzwyczajone po prostu do łatwego życia z karabinem w ręku. Nie wdając się w dyskusję o problemie bandytyzacji podziemia, faktem jest, że od połowy 1945 roku do amnestii w roku 1947 dokonano w Polsce 24 751 różnego rodzaju napadów. Tylko 7 tysięcy z nich miało charakter polityczny. Po amnestii, liczby te gwałtownie spadły.
Ilu byłych żołnierzy wróciło do lasu?
Próbując oszacować, ilu było żołnierzy wyklętych, trzeba też pamiętać, że na przestrzeni 1945 i 1946 roku nastąpiło zjawisko powrotów do lasu. Wcześniej, po rozkazie Okulickiego, dziesiątki tysięcy konspiratorów i partyzantów spontanicznie opuściło dotychczasowe kryjówki. Nie znamy ich dokładnej liczby. To nie było z ich strony żadne ujawnianie, tylko zwykłe złożenie broni i próba wtopienia się w społeczeństwo. Nikt nie prowadził ewidencji.
Dopiero bezsensowne represje bezpieki i innych służb spowodowały ponowne zaszycie się tych ludzi w podziemiu. Oblicza się, ze na wiosnę 1945 roku zdołali oni utworzyć 160 kilkudziesięcioosobowych oddziałów partyzanckich. Rosjanie oceniali wówczas, że polskie siły partyzanckie to około 6 tysięcy ludzi. Szacunki polskie mówiły o 9-12 tysiącach.
Naocznym świadkiem tego procesu byli choćby Zygmunt Zaremba z PPS i ostatni Delegat Rządu Na Kraj, Stefan Korboński. Żadnemu z nich nie da się zarzucić choćby śladu niechęci do podziemia, a ich spostrzeżenia wydają się bardzo wiarygodne. Nie podają liczb, ale obaj opisują zjawisko powrotów do lasu jako masowe. I bardzo negatywne, bo nie mające już nic wspólnego z ideową walką o niepodległość. Uciekającym chodziło już wyłącznie o ukrycie się. Zaremba spisywał na bieżąco swoje obserwacje:
Zmaganie się leśnych ludzi z wojskiem i policją przybierało teraz coraz bardziej postać brutalnej walki o życie, a za tym przychodziło zwyrodnienie celów i środków. Granice moralne, dzielące dotychczas leśnych żołnierzy od zwykłych band, zacierały się coraz bardziej. Patrzyliśmy z trwogą, nieraz z rozpaczą, na rozgrywający się na naszych oczach dramat.
Zygmunt Zaremba obserwował, jak konspiratorzy, którzy po rozkazie Okulickiego chcieli zaprzestać walki, są spychani na siłę
z powrotem do podziemia (fot. domena publiczna).
„Wyklęci” w Milicji Obywatelskiej?
W rzeczywistości dramat miał się dopiero zacząć. Niedługo. Za kilka miesięcy. Początkowo polskie podziemie, choć rozproszone i pogubione, potrafiło jeszcze lokalnie zdobywać się na skuteczne i potrzebne akcje. Uderzano na przykład w enkawudowskie obozy jenieckie czy ubeckie katownie. W 1946 roku podobnych akcji niemal już nie było, choć (według danych NKWD) w połowie tego roku w leśnych oddziałach przebywało 13 tysięcy ludzi.
Nawiasem mówiąc, o skali trudności z oszacowaniem liczebności ówczesnego podziemia niech świadczy choćby to, że nie mamy pojęcia, ile osób skorzystało z oficjalnej amnestii. Ogłoszono ją w sierpniu 1945. Oceny wahają się od 18 do 50 tysięcy osób.
Wreszcie kolejna i chyba najtrudniejsza do zweryfikowania sprawa, która jednak również utrudnia precyzyjne oszacowanie liczby „wyklętych”, a mianowicie zmiana stron. Czasem miała ona z pewnością formę zdrady, często jednak wręcz przeciwnie – była kontynuacją walki. Na przykład w okolicach Rybnika większość akowców weszła w szeregi Milicji Obywatelskiej, obsadzając jej posterunki.
Oddział Milicji Obywatelskiej na pogórzu dynowskim w okresie walk z UPA. Równie dobrze ci sami mundurowi mogli zostać
wysłani do zwalczania polskiego podziemia niepodległościowego (fot. domena publiczna)
Znamy też co najmniej trzy przypadki przedostania się akowca w struktury bezpieki w celach szpiegowskich. Dzięki temu zdarzało się nawet, że współpracujący z poakowskim podziemiem oddział Milicji brał udział w likwidacji członków NKWD. Ale trwał w tym czasie proces wprost przeciwny. W kwietniu i maju 1945 zdezerterowały i schroniły się w lasach trzy bataliony Wojsk Wewnętrznych Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Dezercje z Ludowego Wojska Polskiego były wręcz plagą: w październiku 1944 uciekało około 50 żołnierzy dziennie. To kto właściwie jest tym „wyklętym”?
Redukcja i zwyrodnienie
Według oficjalnych, publikowanych choćby przez IPN statystyk, w drugiej konspiracji wzięło udział około 200 tysięcy ludzi. Z tego około 20 tysięcy, a więc jedna dziesiąta, walczyła z bronią w ręku. Często podaje się przy tym jeszcze trzecią liczbę, 500 tysięcy. Obejmuje ona wszystkich stawiających opór sowietyzacji kraju, niezależnie od wybranego przez nich sposobu. W jej zakres wchodzą więc także ci, którzy zajmowali się niepodległościową edukacją lub ci, którzy uprawiali drobny sabotaż. Jest to jednak pojęcie tak abstrakcyjne i w zasadzie niemożliwe do choćby przybliżonego przeliczenia, że nie warto sobie chyba zaprzątać nim głowy.
Pierwsza z podanych liczb wydaje się natomiast całkiem prawdopodobna, a w każdym razie trudno z nią dyskutować. Armia Krajowa w momencie swojego największego rozwoju liczyła około 350 tysięcy żołnierzy. Może nawet więcej, bo jej skład przecież ciągle się zmieniał. Przy tej ilości, „zniknięcie” 150 tysięcy wydaje się liczbą rozsądną. Oprócz tych, którzy zginęli, trzeba uwzględnić także żołnierzy, którzy uciekli za granicę, tych, którzy wstąpili do którejś z formacji nowego systemu i tych, którym udało się przejść do cywila i podjąć normalną pracę. Pamiętajmy też, że przy amnestii z roku 1947 ujawniło się oficjalnie 50-60 tysięcy konspiratorów.
Ciała poległych w walkach z UB i MO żołnierzy oddziału NZW por. Wacława Grabowskiego Puszczyka. Bez względu na to, ilu
ich było, wyklętych ścigano jak dziką zwierzynę (fot. autor nieznany, lic. CC0)
Z całą pewnością jednak 20 tysięcy realnie walczących partyzantów to suma zdecydowanie zaniżona, chyba żeby przyjąć, iż tylu żołnierzy znajdowało się stale na stanie bojowych organizacji. W rzeczywistości liczbę tę z dużym prawdopodobieństwem można nawet potroić. Rotacja w oddziałach leśnych była znacznie większa niż w jakiejkolwiek innej formie konspiracji. Tylko w ciągu półrocza od jesieni 1945 roku do połowy roku następnego zabito lub aresztowano 20 tysięcy członków podziemia, w większości partyzantów.
Tu jednak trzeba rachować uczciwie. Wśród, w przybliżeniu, 60 tysięcy żołnierzy, uznanych w ten sposób za „wyklętych”, dobrze ponad połowa z pewnością podlegała temu, o czym pisał Zaremba: „zwyrodnieniu celów i środków”. Wielu z nich poszukiwano bynajmniej nie za zbrojną działalność antysystemową, lecz za zwykłe rozboje z bronią w ręku. Były one dla części ukrywających się nie tylko codziennością, ale – przynajmniej w tych warunkach – jedyną szansą na przetrwanie. Można dyskutować, czy oni także mieścili się w granicach definicji „żołnierza wyklętego”.
Te wyliczenia dotyczą jednak tylko roku 1946. Jest on dla drugiej konspiracji ważną cezurą. W 1947 w lasach pozostawała niewielka część oddziałów – około 1800 byłych partyzantów. Stać ich było co najwyżej na drobne akcje w rodzaju likwidacji członka partii lub oficera bezpieki. Dwa lata później działało zaledwie 250 osób. Zważywszy, że istniały aż 52 oddziały, dawało to pięcioosobowe grupki rozproszone po kraju i nie mające już zupełnie żadnej siły przebicia. 20 października 1963 żył już tylko jeden partyzant, czterdziestopięcioletni wówczas, a od siedemnastu lat ukrywający się Józef Franczak. 21 października, nie było już żadnego.
Źródła:
Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 1944-1956, red. Wnuk R, Warszawa-Lubin 2007.
Kersten K. Narodziny systemu władzy, Poznań 1984.
Kowalski L., Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego a żołnierze wyklęci, Poznań 2016.
Klukowski Z. Zamojszczyzna 1918-1959, Warszawa 2017.
Krogulski, Okupacja w imię sojuszu. Armia Radziecka w Polsce 1944-1956, Warszawa 2000.
Suchorowska D., Rozbić więzienie UB! Akcje zbrojne AK i WiN 1945-1946, Warszawa 1991.
Sowa A. L., Historia polityczna Polski 1944-1991, Kraków 2011.
Zaremba Z., Wojna i konspiracja, Londyn 1957.
https://twojahistori...zy-wykletych/#3
Napisano 20.05.2018 - 00:40
Weźcie pod uwagę fakt, że obecnie łatwo jest obrzucać Żołnierzy Wyklętych błotem. Ale spójrzcie w jakich oni czasach żyli, wojna się zakończyła ale nie dla nich, czerwone bestie ganiały ich po lasach, nie mieli innego wyjścia niż ukrywać się i dalej walczyć za Polske. A jeśli głodowali po lasach, a ludzie w wioskach nie chcieli się dzielić żywnością, musieli wziąć siłą, brzmi to okrutnie, ale nie nam to oceniać, bo jestem pewien że nikt z forum takich wyborów nie musi podejmować, to były trudne czasy, ja jestem ich w stanie zrozumieć, a zaslug nie można im odbierać ani umniejszać!!!
Życze sobie i Wam, aby nie przyszło nam żyć w takich czasach, szczególnie gdy ryzyko wojny jest coraz bliższe...
Użytkownik Blantinho edytował ten post 20.05.2018 - 00:42
Napisano 20.05.2018 - 14:32
Jacy, kuxwa, wyklęci? Cały czas sie gada o tych, w wiekszości bandytach, zbiorowiskach odpadów powojennych maruderów, złodziejów i gwałcicieli, gnojów, którzy pod przykrywką walki o szczytne cele terroryzowali nasze, kużwa, ziemie. Wyklęci,kuzwa,i prawidłowo..., Życze każdemu, kto gloryfikuje tych chamów, aby kiedyś musiał gościc takiego wyklętego, bo mu sie jeść chce i dymać, a ty akurat masz zone i córke...
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych