Skocz do zawartości


Zdjęcie

Egzekucja na szlaku, czyli niewyjaśniona zbrodnia sprzed 21 lat

#kryminalne #tajemnicze

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
15 odpowiedzi w tym temacie

#1

Agnieszka81.
  • Postów: 321
  • Tematów: 29
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Był gorący sierpniowy dzień. Turyści cieszyli się wakacjami, podziwiając krajobrazy Gór Stołowych. Nagle gęste powietrze, szum drzew i śpiew ptaków przerwały trzy strzały, oddzielone od siebie przeraźliwym krzykiem kobiety. Dziesięć dni później znaleziono ciała Ani i Roberta – pary studentów, pasjonatów przyrody. Chociaż od tej makabrycznej zbrodni minęło już osiemnaście lat (materiał powstał w 2015 roku), to do tej pory nie udało się ustalić, kto i dlaczego ich zabił.

 

fot-1-11-678x381.jpg

Zamordowani Robert Odżga i Anna Kambrowska

 

O kulisach śledztwa opowiedział Reporterowi  Janusz Bartkiewicz – oficer dowodzący sprawą tego zabójstwa, ówczesny Naczelnik Wydziału Kryminalnego w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu. Poruszony historią pary młodych ludzi, postanowił napisać książkę, w której odtwarza swoje wspomnienia z czasów śledztwa.

Anna Kembrowska i Robert Odżga byli studentami Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Pasjonowały ich góry, wycieczki, przyroda, mieli wiele wspólnych zainteresowań. Lato 1997 roku zapowiadało się pełne wrażeń. Tym bardziej, że Robert kończył właśnie pisanie pracy magisterskiej, więc odpoczynek na łonie natury bardzo by mu się przydał.

Strzały między oczy

Na początku sierpnia wyjechali na Podlasie do rodziny Roberta, a następnie spotkali się w Augustowie ze swoimi przyjaciółmi na spływie kajakowym. Kilka dni później Ania przyjechała do Międzylesia – rodzinnej miejscowości swojego chłopaka. Stąd 15 sierpnia wyszli na szlak. Była to ich ostania w życiu wycieczka. Planowali dojść pieszo na obóz naukowy, którego Anna była organizatorką. Mieli na to trzy dni. Obóz rozpoczynał się bowiem 18 sierpnia.

 

– Nie udało się ustalić, gdzie spędzili pierwszą noc. Szli niebieskim szlakiem. Mieli ze sobą dwuosobowy namiot, a dla nich noc pod gołym niebem to nie było nic nowego – wspomina Janusz Bartkiewicz.

 

Wiadomo natomiast, że kolejną noc spędzili w Dusznikach. To właśnie stąd, 17 sierpnia o godzinie 10 Ania dzwoniła z budki telefonicznej do rodziców i mówiła, że wyruszają zaraz do Karłowa, gdzie miał odbyć się obóz. Za około 4 godziny powinni dojść na miejsce. Ten telefon był ostatnim sygnałem świadczącym o tym, że żyją. Dwie godziny później byli jeszcze widziani  w barze, w małej wiosce na szlaku. Później ślad po nich zaginął.

Gdy następnego dnia nie zgłosili się na obóz, jego uczestnicy zaczęli się niepokoić. Jeden z nich wyjechał po kilku dniach w sprawach rodzinnych i zadzwonił z miasta do rodziców Anny, zapytać co się stało i czemu para nie pojawiła się na obozie. Ci, zaniepokojeni zaginięciem córki, spotkali się z rodzicami Roberta. Oni niestety też nic nie wiedzieli. Zaczęła się panika, zgłoszenia na policję. Ta jednak na poczatku bagatelizowała sprawę, tłumacząc to tym, że młodzi mieli paszporty, więc może pojechali do Czech lub po prostu gdzieś się zatrzymali. Bezradni rodzice, widząc postawę policji, zgłosili się do ratowników GOPR. Oni od razu zorganizowali akcję poszukiwawczą. Brały w niej udział trzy ekipy po cztery osoby, oraz trzy psy. Dziesięć dni od zaginięcia, znaleziono ich zwłoki.

 

– Ratowników doprowadził pies. Zresztą, zbliżając się do tego miejsca, było już wyraźnie czuć zapach rozkładającego się ciała. Anię i Roberta odnaleziono w Górach Stołowych, na polance obok ściany lasu przy szczycie zwanym Narożnik. Od Karłowa – miejsca zbiórki – dzieliło ich około 800 metrów. Tyle im zabrakło, aby dotrzeć do celu. Najpierw znaleziono ciało Roberta, a około 10 metrów niżej ciało Anny. Chłopak leżał przy drzewie na plecach. Miał ściągnięte do kolan spodnie i bieliznę, Anna tak samo. Przypuszczam, że w ten sposób sprawcy chcieli upozorować motyw seksualny – opowiada pan Janusz.

Zwłoki pary były w znacznym stanie rozkładu. Gorący sierpień oraz temperatury około 30 stopni, zrobiły swoje.

 

fot-2-13.jpg

Janusz Bartkiewicz – oficer, dowodzący sprawą zabójstw w miejscu zbrodni

 

Podczas sekcji zwłok okazało się, że oboje mają przestrzelone głowy. U Roberta stwierdzono dwa postrzały – jeden z bliskiej odległości, z prawej strony przy podstawie czaszki. Ta kula poszła ukosem do góry i wyszła lewym oczodołem. Drugi strzał wymierzono mu w czoło – między oczy. Ania zginęła od jednego strzału, również prosto między oczy. Od razu zorganizowano poszukiwania łusek i pocisków. Ten, z którego została zastrzelona Anna, trafił w kamień i nie nadawał się do badań, był znacznie zniszczony. Obydwa pociski, którymi został zastrzelony Robert, zostały odnalezione. Mimo wielokrotnie ponawianych prób przy użyciu specjalistycznego sprzętu, udało się natomiast odszukać tylko jedną łuskę. Pierwsza ekspertyza z badań w Centralnym Laboratorium w Warszawie wskazywała, że odnaleziona łuska pochodzi z pistoletu CZ wzór 28, czyli produkowanego od 1928 roku w Czechosłowacji, przeznaczonego głównie dla Straży Granicznej. Sam pocisk nie nadawał się do badań, ponieważ był bardzo mocno skorodowany. Później przyszła kolejna ekspertyza. W niej wytypowano jeszcze około pięciu innych typów broni o kalibrze 9 mm. Jeden  nich, walter PPK był pistoletem niemieckiej policji kryminalnej.

 

– Szukaliśmy wtedy pistoletów CZ, ale też pozostałych. Jednak do prasy podaliśmy tylko „cezetkę”. To była celowa praca operacyjno-śledcza – zdradza Bartkiewicz.

 

Hipotez było wiele

 

W wyniku penetracji terenu, w odległości około kilometra, w kierunku z którego studenci przyszli, w lesie znaleziono ich plecaki. Były rozcięte, a zawartość została wyrzucona na ziemię. Obok plecaków leżała plastikowa butelka z wodą mineralną – nawet było w niej jeszcze trochę płynu. Z plecaków zginęły: zegarek z napisem „25 lat ZNP” – własność mamy Anny, aparat fotograficzny Zenit, i co wydawałoby się dziwne dziennik – notatnik dziewczyny, w którym opisywała, to co spotkała na szlaku. Rośliny, drzewa, przyrodę.

 

– Młodzi mieli hopla na punkcie ochrony środowiska. Prawdopodobnie sprawcy zabrali dziennik i aparat w obawie przed tym, że mogłyby tam też być opisane jakieś wydarzenia z ostatnich dni, wspólne zdjęcia ze sprawcami i temu podobne – dedukuje pan Janusz. – Zginął też namiot, karimaty, dokumenty oraz około 200 złotych.

 

Powstało kilkanaście wersji wydarzeń, które sukcesywnie wykluczano. Na początku przyjęto hipotezę, że para wplątała się w jakieś kłopoty. W tamtym czasie w środowisku studenckim bardzo modna zaczęła być amfetamina. Policja miała wtedy sporo kłopotów z handlarzami. Podejrzewano, że ktoś po prostu chciał ich zlikwidować. Sposób zastrzelenia Roberta i Anny, wskazywał bowiem na egzekucję. Nie było to zabójstwo przypadkowe, ze strachu czy ze złości. To było typowe wykonanie wyroku – strzały w tył głowy, oraz między oczy. Ktoś to zrobił z pełną świadomością.

 

– Bardzo mocno weszliśmy w ich środowisko i sprawdzaliśmy wszystkie tego typu wersje, że powodem mogły być jakieś motywy kryminalne. Zostało to całkowicie wyeliminowane. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości do dzisiaj. Nie mieli oni żadnego związku z jakimkolwiek tego typu środowiskiem – podsumowuje Bartkiewicz.

 

Drugi wątek miał związek z przeszłością Ani. Zanim zaczęła spotykać się z Robertem, utrzymywała bowiem kontakt z pewnym leśniczym spod Warszawy. Też był zapalonym przyrodoznawcą. Spotykali się, pisali listy. On liczył na coś więcej. Pojawiła się informacja, że Ania spotkała się z nim jakiś czas temu, żeby zakończyć znajomość. Ustalono tego mężczyznę, ekipa pojechała do Warszawy. Ten wątek również udało się wykluczyć.

 

Wersji było kilkanaście. Po kolei każda z nich odpadała. W 1998 roku latem, ekipa śledczych pojechała w Bieszczady: – Wróciliśmy do jednego zdarzenia, które miało miejsce na początku lat siedemdziesiątych. W Bieszczadach, na szlaku, zostało zastrzelone młode małżeństwo. Zabójca w 1995 roku, czyli dwa lata przed morderstwem Ani i Roberta, wyszedł na wolność. Zostało sprawdzone jego alibi, został wyeliminowany, ale ja nie wierzyłem tym ustaleniom. Wyłapałem pewne luki, które mi się nie podobały i były podejrzane. Komendant uznał, że czepiam się szczegółów i ten wątek też został odstawiony na bok. Ja kierowałem tą całą grupą operacyjną, i jak przeczytałem te ustalenia, to coś mi tam nie pasowało. To co według mnie było istotne, według szefostwa nie było. Do dzisiaj mam wątpliwości co do tego, czy wszystko zostało dobrze sprawdzone – powątpiewa Janusz Bartkiewicz.

 

Widziała śmierć Roberta

 

W sumie przesłuchano kilkaset osób z różnych miejsc Polski. Tylko w ciągu pierwszych dwóch tygodni ustalono około 100 świadków. Także tych, którzy feralnego dnia słyszeli zabójcze strzały. Był to 13-letni chłopiec z Warszawy i dwie inne osoby, które znajdowały się w pobliżu. Według ich zeznań, do zabójstwa doszło między godziną 12.00 a 13.00. Zeznania były zbieżne, więc nie ma wątpliwości, co do przebiegu zdarzenia. Padł strzał, później słychać było przeraźliwy krzyk kobiety, po dwóch – trzech sekundach kolejny strzał i kolejny krzyk kobiety. Następnie kilka sekund ciszy i trzeci strzał. Anna widziała, jak Robert był zabijany.

 

– W pierwszych dniach na miejscu było około 30 osób z ekipy śledczej, którymi ja dowodziłem, a oprócz tego jeszcze miejscowa policja. Każda możliwa hipoteza była bardzo mocno weryfikowana. Ustaliliśmy osoby, które przebywały w okolicy. Został też sporządzony portret psychologiczny sprawców. Na jego podstawie przeprowadzaliśmy typowania przy pomocy bazy numerów PESEL, biorąc pod uwagę wiek, płeć i inne kryteria przyjęte przez profilera. Typowaliśmy osoby i później sprawdzaliśmy, gdzie w danym czasie były. To było kilkadziesiąt tysięcy ludzi do sprawdzenia. Dosłownie krecia robota. Nie wiem, czy w Polsce jeszcze kiedyś później zdarzyło się, żeby ktoś w ten sposób szukał sprawców – relacjonuje Bartkiewicz.

 

Odnaleziono również małżeństwo lekarzy z Oleśnicy, które nocowało w hotelu Traper w Dusznikach. Właśnie w tym budynku mieli widzieć Anię i Roberta dzień przed ich śmiercią. Z relacji małżeństwa wynika, że w pewnym momencie do hotelu przyszły trzy osoby – dwóch mężczyzn i kobieta. Opisali ich. Robert był bardzo charakterystyczny, wszystko się zgadzało. Małżeństwo w pierwszym momencie wzięło Roberta za syna swoich przyjaciół. Był niesamowicie do nich podobny i byli przekonani, że to właśnie on. Kobieta podeszła do niego i dopiero wtedy zorientowała się, że to ktoś inny. Usłyszała jednak rozmowę. Pytali o nocleg, ale stwierdzili, że jest zbyt drogo i wyszli. Był z nimi mężczyzna – blondyn z włosami do ramion. Kobieta odniosła wrażenie, jakby on był dominującą osobą w tej trójce, tak jakby miał decydujące zdanie. Miał koszulę w czerwono – czarną kratę i wojskowy plecak.

 

– Ustaliliśmy dane syna znajomych tych lekarzy i przeżyłem szok, bo myślałem, że przede mną stoi Robert. Autentycznie! Łącznie z włosami, okularami, twarzą, dosłownie brat bliźniak. Nawet chciałem go później wykorzystać do rekonstrukcji. To potwierdzało, że para lekarzy faktycznie widziała Roberta. Został sporządzony portret blondyna, który towarzyszył studentom. Był opublikowany w prasie, w telewizji, także w Czechach, a przez Interpol również w krajach ościennych. Wpływały różne informacje, że ktoś go gdzieś widział, że go rozpoznał, ale żadna z nich się nie potwierdziła. Gdyby ta osoba nie miała związku z zabójstwem, to powinien zgłosić się sam jako świadek. Przyjęliśmy zatem z dużym prawdopodobieństwem, że może mieć  udział w tej sprawie.

 

Podejrzane mundury

 

Były też informacje o bezdomnym, który kręcił się w okolicy. Zachowywał się dziwnie, na widok samochodów policyjnych uciekał do lasu. Chodził brudny, głodny, prosił ludzi o jedzenie. Powstała plotka, że w Górach Stołowych ukrywa się czeski przestępca. Udało się nawiązać kontakt z ludźmi, których zaczepiał. Umówili się z nim, że za żywność przyniesie im grzyby. Wtedy zorganizowano obławę, obstawiono teren. Tak o tym wątku opowiada pan Janusz: – Nadaliśmy mu pseudonim „Rumun”, bo bełkotał coś w dziwnym języku. Zostawiliśmy mu wolny praktycznie tylko kierunek, z którego szedł. Gdyby przyszedł, mieliśmy go otoczyć. Na nieszczęście, kiedy pojawił się w polu widzenia, zaszczekał jeden z psów. Facet się zawinął, poszedł w las. Ruszył za nim pościg, psy, cały dzień go szukano, jednak nie udało się go znaleźć. Przepadł jak kamfora. Później przez kolejne dwa tygodnie robiliśmy różne zasadzki, jednak bez skutku. To, co na jego temat zebraliśmy, przekazaliśmy policji czeskiej. Oni jednak, po jego ustaleniu i zatrzymaniu, nie chcieli nas do niego dopuścić, stwierdzili, że to miejscowy włóczęga i przechodzi sobie przez granicę w poszukiwaniu jedzenia i noclegu. Nie pozwolili nam go przesłuchać. Ja i moich dwóch kolegów, byliśmy od samego początku zdania, że to jest bzdura. Bo, jeżeli ktoś dokonał zabójstwa w taki sposób – dopuścił się praktycznie egzekucji, to nie może być jakiś prymitywny włóczęga, który po zbrodni jeszcze regularnie wraca na ten sam teren i dalej tu krąży. Po jakimś czasie okazało się, że ten człowiek w końcu zamarzł.

 

fot-4.jpg

Portret pamięciowy „Blondyna”, z którym widziano Anię i Roberta w hotelu w Dusznikach

 

Grupa operacyjna pod dowództwem Janusza Bartkiewicza, działała na tym terenie do końca października 1997 roku. Przez ten czas nocowali w Domu Wczasowym Straży Granicznej w Dusznikach. Gdy grupa została rozwiązana, policjanci wrócili do Wałbrzycha, a w sprawie toczyły się już tylko czynności rutynowe. 31 grudnia 1998 roku Komenda Wojewódzka  Policji w Wałbrzychu została zlikwidowana. Sprawa Ani i Roberta została przekazana do Wydziału Kryminalnego we Wrocławiu w stanie niedokończonym. Chociażby z wątkiem „Blondyna”, oraz z nieskończoną analizą bazy danych numerów PESEL.

 

– Ja i dwóch moich kolegów, przeszliśmy do pracy w Wydziale Ochrony Świadka Koronnego Biura CBŚ KGP w Warszawie. W 2000 roku zaproponowano mi powrót do Wydziału Kryminalnego KWP we Wrocławiu, przede wszystkim po to, żeby dokończyć sprawę zabójstwa Anny i Roberta. Zgodziłem się – opowiada o roszadach w strukturach Bartkiewicz. – Została powołana grupa czterech osób i wzięliśmy tę sprawę od nowa na tapetę. Okazało się, że przez te półtora roku leżała ona we Wrocławiu na półce i nikt jej nawet nie ruszył. Zaczęliśmy ponowną analizę materiałów. Nazbierało się już kilkadziesiąt tomów akt  – dodaje oficer.

 

Do tego czasu nadal jednak nie był znany motyw zabójstwa. Nic nie układało się w całość. Nie było wiadomo, dlaczego Ania i Robert zostali zabici i to było podstawowe pytanie, oraz główny problem.

 

– Wróciliśmy do pewnych wątków i skojarzyliśmy, że wielu ludzi mówiło nam, iż w czasie przed zabójstwem i w dniu zabójstwa widywali w tej okolicy jakichś ludzi w mundurach moro i tego typu strojach. Zachowywali się podejrzanie, bo starali się nie rzucać w oczy, chowali się. Jednemu z nas przypomniało się, że oglądał kiedyś w telewizji reportaż o grupie najemników, którzy trenowali przed wyjazdem do Serbii, Bośni, czy Chorwacji i ten materiał był kręcony na terenie właśnie tego Parku Narodowego, w którym przebywali Anna i Robert – wspomina pan Janusz. Udało się znaleźć ten reportaż i faktycznie to wszystko działo się w okolicy „Narożnika”. Zaczęto szukać tych ludzi, dotarto do autorki reportażu. Po namowach, dała dane instruktora tego ekstremalnego survivalu. Przy jego pomocy, ekipa pana Janusza ustaliła bohaterów tego nagrania. Okazało się, że to wszystko jest inscenizowane. Nie miało to nic wspólnego z zabójstwem. Jednak w trakcie analizowania tej wersji, pojawiły się inne informacje, które mogłyby wskazywać na motyw. Udało się uzyskać informację, że z tą sprawą może mieć związek inna grupa survivalu ekstremalnego. Była normalnie zarejestrowana, funkcjonuje do dzisiaj, jednak miała lukę w działaniu.

 

– Zaczęliśmy ustalać członków tej grupy, poprzez działania operacyjne w kilku miastach. Jednak przez naczelnika wydziału ta akcja spaliła na panewce. Zawalił bowiem sprawy papierkowe odnośnie kontroli rozmów telefonicznych. Nie skierował zgody prokuratury do sądu  – mówi z zawodem w głosie Bartkiewicz.

 

Wiedza zaczęła się jednak zagęszczać. Okazało się, że ta grupa to skrajni neonaziści. To pozwoliło ustalić, że w Dusznikach organizowane były w przeszłości międzynarodowe zloty neonazistów i nikt tego nie kontrolował. Zdecydowano się obserwować taki obóz, który odbył się w 2000 roku. Byli tam ludzie z Polski, Anglii, Niemiec, Słowacji, Czech, Rosji, Szwecji, Ukrainy, Francji.

 

Na tropie neonazistów

 

Ustalono, że w 1997 roku nie było tam zlotu, ale przyjęto, że takiego międzynarodowego przedsięwzięcia nie organizuje się z dnia na dzień. Mogli być tam wtedy emisariusze, którzy załatwiali sprawy organizacyjne. Nadal jednak szukano motywu.

 

– Grzebiąc w historii neonazizmu, ustaliliśmy, że 17 sierpnia 1987 roku w berlińskim więzieniu Spandau popełnił samobójstwo Rudolf Hess – ostatni więzień hitlerowski, który stał się ikoną współczesnych neonazistów. Pojawił się motyw zabójstwa. Ustalono, że neonaziści w Polsce atakują Cyganów i hipisów. Zwłaszcza Robert był typowym hipisem, długie włosy, opaska na głowie – opowiada Janusz Bartkiewicz – Wszystko zaczęło się łączyć: obozy, „Blondyn” z portretu, ludzie w moro, dziesiąta rocznica śmierci Hessa. Wyszliśmy wtedy z założenia, że najprawdopodobniejszym motywem była zbrodnia, mająca na celu oddanie hołdu w dziesiątą rocznicę śmierci Hessa. Była to pewnego rodzaju zbrodnia rytualna.

 

Dodatkowo, w 2001 roku w programie Michała Fajbusiewicza „997″ pojawił się kolejny materiał o sprawie Ani i Roberta. Przedstawiono w nim wersję z neonazistami: – Po tym programie zadzwonił do mnie były milicjant, którego znałem. Spotkaliśmy się i opowiedział mi o grupie surwiwalowej o poglądach neonazistowskich, którzy zajmowali się odszukiwaniem na terenie Gór Stołowych skrytek Wehrmachtu dla grup Werwolfu, operujących w 1945 roku na tym terenie. Mieli mapy i poszukiwali tych skrzynek. Były w nich mundury, żywność, broń – kontynuuje Bartkiewicz. Ci ludzie nie wiedzieli, że dzierżawcą tego ośrodka, w którym urządzili sobie bazę wypadową, jest były milicjant. Byli tam już trzy razy, więc nie krępowali się przy nim, znali go już dobrze z poprzednich wizyt. Pokazywali mu mapy, widział, jak przywozili skrzynie z bronią. Wtedy myślał po prostu, że to eksplorerzy i że robią to wszystko legalnie. Okazało się, że w 1997 roku też tam byli. Co dziwne, rok później już nie przyjechali, pojawili się dopiero w 2001 roku. Kiedy dzierżawca ośrodka – były milicjant – zobaczył program w telewizji, skojarzył dopiero fakty.

 

Dzierżawca ośrodka widział też skrzynie z bronią. Mieli tam broń krótką, maszynową i amunicję: – Powiedział mi, że ta amunicja była skorodowana. A mnie się od razu zapaliła lampka. Przecież na miejscu zbrodni znaleźliśmy taką skorodowaną amunicję. Tę, która nie nadawała się do badań – dodaje pan Janusz.

 

Zaczęto ustalać uczestników obozu, niestety w marcu 2003 roku Janusz Bartkiewicz dostał polecenie, żeby sprawę zamknąć. Było to polecenie od tego samego naczelnika, który wtedy zawalił sprawę z pozwoleniami na kontrolę rozmów telefonicznych: – Strasznie się wkurzyłem, ale on powiedział, że sprawa trwa już piąty rok i psuje statystyki wydziału. Odwołałem się do komendanta wojewódzkiego, ale nic to nie dało. Zdążyliśmy ustalić już personalia pewnych osób z tej grupy, już można by było do nich docierać i bezpośrednio ich sprawdzać. Jednak nikt jakoś nie dawał wiary w tę naszą wersję i byłem zmuszony sprawę zamknąć. Później, w lipcu 2003 roku przeszedłem na emeryturę. Dwukrotnie próbowałem coś ruszyć, pisałem do komendanta. Dwa lata temu sprawą zajęło się wrocławskie Archiwum X.  Dwa razy się z nimi spotkałem, ale oni te nasze wszystkie ustalenia wrzucili praktycznie do kosza. Poszli w inne kierunki. Nasza współpraca się zakończyła. Minęły ponad dwa lata i nie słyszałem, żeby oni coś wykryli. Co robią dalej? Nie wiem, po dwóch spotkaniach przestaliśmy się kontaktować – kończy opowieść Janusz Bartkiewicz.

 

O sprawie nie zapomniano

 

Zapytaliśmy w Prokuraturze Okręgowej w Świdnicy o to, na jakim etapie jest obecnie sprawa. Ewa Ścierzyńska, rzecznik prasowa odpowiedziała: – Śledztwo w sprawie zabójstwa Roberta Odżgi i Anny Kembrowskiej, zostało umorzone postanowieniem prokuratora z dnia 30 września 1998 roku, wobec niewykrycia sprawcy przestępstwa. Zarówno w toku śledztwa, jak już po jego formalnym umorzeniu, zakładanych i weryfikowanych było kilka wersji i motywów działania sprawcy. W tym: zabójstwo na tle rabunkowym przez osobę ukrywającą się w lesie, zabójstwo w celu pozbycia się ofiar jako świadków zdarzenia o charakterze kryminalnym, zabójstwo przez pomyłkę, zabójstwo na tle rozliczeń lub zazdrości, zabójstwo jako element procesu werbowania do udziału w grupie lub związku przestępczym – jak jednak zapewnia prokurator Ścierzyńska – Pomimo umorzenia śledztwa, do chwili obecnej podejmowane są czynności wykrywcze, zarówno przez prokuratorów, jak i funkcjonariuszy różnych formacji policji. Sprawdzane są też na bieżąco wszystkie sygnały docierające do organów ścigania. Podejmowane są także odpowiednie badania, które wcześniej, z uwagi na stan wiedzy kryminalistycznej, nie były możliwe do wykonania w trakcie trwania śledztwa. Z uwagi na fakt, że sprawca (sprawcy) zbrodni nie zostali ustaleni, nie można wykluczyć żadnej z założonych hipotez i wersji śledczych. Można jedynie klasyfikować je według stopnia prawdopodobieństwa.

 

Być może pasja i upór byłego oficera oraz książka, którą pisze, pozwolą na odświeżenie tej sprawy. Wydaje się bowiem, że rozwiązanie jest bliżej, niż można sądzić. Rodziny Ani i Roberta czekają na ten finał od 18 lat. Niestety, jak przyznaje pan Janusz, forsowana przez niego wersja wydaje się nie być traktowana poważnie.

 

źródło


Użytkownik Agnieszka81 edytował ten post 28.03.2018 - 16:46

  • 7

#2

noxili.
  • Postów: 2849
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zdeka to to naciągane

Powiedział mi, że ta amunicja była skorodowana. A mnie się od razu zapaliła lampka. Przecież na miejscu zbrodni znaleźliśmy taką skorodowaną amunicję. Tę, która nie nadawała się do badań –

 

Amunicja jeśli jest skorodowana to prozaicznie nie nadaje się do użytku.Proch(wybitnie higroskopijny), bawełna strzelecka  i spłonkę szybciej niszczeje niż mosiężna łuska czy ołowiany pocisk (ołowiany w  płaszczu stalowym czy stopowym).Pistolet podobnie , jeśli nie był konserwowany ,rozbierany , przecierany natłuszconą szmatką  to po tylu latach nie nadaje się do użytku, nawet jeśli był w suchej skrytce. Kupa ludzi poszukuje takich znajdek w celach handlowych czy kolekcjonerskich.Bo to prozaicznie drogi towar. Nikt nie poszukiwał starych egzemplarzy broni by z nich strzelać. Broń jeśli był potrzebna do przestępstw to była albo z rabunku albo kupiona od Rosjan. Notabene ostatki rosyjskiej Armii Północ wyjechały z Polski raptem niecałe 4 lata wcześniej i wciąż jechały jednostki byłego z NRD. Do Europy trafił cały potop broni z właśnie zakończonej wojny w byłych republikach Jugosławii. Kałasznikowy, tetetki i kupę innego sprzętu  można było łatwo kupić dosłownie za  bezcen. 

 

Ustalono, że neonaziści w Polsce atakują Cyganów i hipisów. Zwłaszcza Robert był typowym hipisem, długie włosy, opaska na głowie

 

Tyle tylko, że takich osobników na szlakach było mnóstwo, tak wyglądał co trzeci turysta w górach. W tamtym czasie ludzi na trasach trasach turystyczny, szlaki  były mocno zatłoczone , okolice Karłowa (podejście na słynny Szczeliniec) to tylko nieco mniej ludzi  od tłumów na Nowym Świecie lub na Floriańskiej. Pamiętam ten dzień bo to urodziny Noxylinki i spędziliśmy je górach.Rok też jest charakterystyczny, bo to rok Powodzi Tysiąclecia Straciliśmy dobytek we Wrocku , cienko było z forsą i poszliśmy się tego dnia odstresować w góry.I akurat zaatakowano tę parę ludzi na uczęszczanym, wręcz tłocznym  szlaku ???No bez przesady.I jeszcze starnnie obrobiono im plecaki??

 

 

Grzebiąc w historii neonazizmu, ustaliliśmy, że 17 sierpnia 1987 roku w berlińskim więzieniu Spandau popełnił samobójstwo Rudolf Hess – ostatni więzień hitlerowski, który stał się ikoną współczesnych neonazistów.

 

 

 

 

 

Raczej brak związku bo ikoną neonazistów  jest chyba tylko A.H. a Rudolf Hess to raczej był traktowany jako odszczepieniec i co gorsza w latach 90 dzięki Wołoszańskiemu milcząco zakładano że tamtego dnia (17 sierpnia) popełnił samobójstwo inny człowiek niż ten który poleciał do Anglii. :)


  • 0



#3

Churchyard dweller.
  • Postów: 356
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

"I akurat zaatakowano tę parę ludzi na uczęszczanym, wręcz tłocznym szlaku ???No bez przesady.I jeszcze starnnie obrobiono im plecaki??"

Z artykulu wynika ze tak. I mimo tloku jak na Florianskiej znaleziono ich po 10 dniach. Czyli wg Cb w artykule sa podane nieprawdziwe fakty dotyczace odnalezienia zwlok czy ktos je np. zabil gdzie indziej i tu podrzucil?
  • 0

#4

noxili.
  • Postów: 2849
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Czyli wg Cb w artykule sa podane nieprawdziwe fakty dotyczace odnalezienia zwlok czy ktos je np. zabil gdzie indziej i tu podrzucil?

 

I tak i nie.  przy silnych upałach( jak wtedy) zwłoki mocno cuchną , naprawdę mocno.Na szlaku ludzie często idą z psami i jakos nie widzę żeby tak długo zwłoki mogły zostać nie wykryte. Znam wprawdzie przypadki że zwłoki samobójców znajdowano niedaleko szlaku po paru miesiącach ale do śmierci dochodziło w zimie(w czasie mrozów) i zwłoki były częściowo jakby zmumifikowane. Takie podsuszone, a wnętrzności wyżarte (najszybciej się rozkładające)przez dzikie  zwierzęta.W każdym razie uważam późniejsze przeniesienie zwłok i podrzucenie w ruchliwe miejsce za mocno prawdopodobne


  • 0



#5

Agnieszka81.
  • Postów: 321
  • Tematów: 29
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Wykluczyć oczywiście nie można tego, że zwłoki zostały podrzucone, ale jednak nie znaleziono dowodów na to, aby tak było (choć znając opieszałość naszej Policji, to nie można też wykluczyć, że takich dowodów nie chcieli po prostu znaleźć, bo nawet widać jak opornie samo śledztwo szło). Natomiast przeczył by temu fakt, że słyszano dwa strzały, krzyki kobiety, które zamilkły po trzecim strzale (ten był skierowany w stronę Anny). Teraz tylko pytanie: dlaczego świadkowie słyszący strzały, nie zgłosili tego na Policję? Strzały powinny przecież wzbudzić podejrzenia (no...chyba, że w pobliżu znajdowałaby się strzelnica). No i dlaczego nigdy na Policję nie zgłosił się mężczyzna z portretu, który im towarzyszył w Dusznikach?


  • 2

#6

noxili.
  • Postów: 2849
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Teraz tylko pytanie: dlaczego świadkowie słyszący strzały, nie zgłosili tego na Policję?

 

No właśnie...

Jest też możliwość że to mogli sobie postfactum wymyślić czy podkoloryzować inne zdarzenie. Ludzie kłamia nawet nieświadomie.Policja ciagle ma zeznania typu "to ja zbiłem Kennediego" .

Albo mogli słyszeć w nieco innym miejscu a potem z tym skojarzyć.


  • 0



#7

KXYZ.
  • Postów: 186
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Blondyn to pewnie ktoś, kogo poprosili o pomoc w znalezieniu noclegu. Tylko dziwne jest to, że najpierw im uprzejmie wskazał jakiś lokal, a potem postanowił zabić - mógł od razu zaciągnąć ich na miejsce zbrodni, zwłaszcza, że hipotetycznie mogli jednak na ten pokój się zdecydować. Długie blond włosy też niespecjalnie pasują do jakiegoś naziola, a ciuchy moro to chyba dość popularne odzienie poszukiwaczy przygód. Mógł nie chcieć się zgłaszać na policję w obawie przed niesłusznymi zarzutami albo w ogóle o tej sprawie nie wiedział, a nawet wciąż nie wie (w końcu nie była aż tak głośna, a Internet wtedy dopiero raczkował).

Póki co nie ma żadnych powodów, by sądzić, że w ogóle byli tam wtedy jacyś fanatycy austryjackiego akwarelisty, jedynie hipoteza oparta na takich zdarzeniach z przeszłości. Zupełnie naturalne jest to, że nie organizowano innych naziobozów jeszcze przez kilka lat, w końcu mieli świadomość, że to miejsce może wciąż penetrować policja, a spotkanie z nimi tak kontrowersyjnej grupy społecznej nie byłoby zbyt komfortowe.

Póki co dla mnie najbardziej podejrzanie wygląda ten facet, który siedział w kiciu, okoliczności jego czynu były bardzo podobne, a sam oficer twierdzi, że ten wątek nie jest dla niego zupełnie jasny.


Użytkownik Kubala95 edytował ten post 31.03.2018 - 02:53

  • 0

#8

Agnieszka81.
  • Postów: 321
  • Tematów: 29
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Jeżeli założymy, że mężczyzna z portretu pamięciowego jest podejrzany, to dziwne, żeby aż tak ryzykował, pokazując się z zamordowanymi w miejscu publicznym,a mając w planach ich zabicie. Przecież to był hotel, sezon w pełni, turystów całe mnóstwo...chyba sobie nie wyobrażał, że nikt go nie skojarzy po morderstwie?  :hm: Może być też tak, że jeżeli tego dokonał, a nikt do tej pory go nie rozpoznał - to zaraz po morderstwie zmienił on całkowicie swój wygląd: obciął włosy (albo całkiem zapuścił), może zapuścił zarost albo nawet jakąś delikatną korektę plastyczną twarzy zrobił. Zwłoki znaleźli dopiero po 10 dniach, więc taki fryzjer czy ktokolwiek inny mógł nie zapamiętać jednego klienta na całe multum, z tym też, że portret nie pojawił się od razu, a dopiero po jakimś czasie. 

Nie mnie gdybać czy jest on podejrzany czy nie, gdyż nic o nim właściwie nie wiadomo oprócz tego, że siedział z zamordowanymi w hotelu przez chwilę. To za mało, aby go obwiniać o cokolwiek.

 

Osobiście obstawiam wątek - może nie zlotu neonazistów - ale tego, że Robert i Anna byli świadkami jakiegoś nielegalnego incydentu. Zbrodnia ta wygląda mi typowo na ,,pozbycie się świadków'', a na dodatek skradziono rzeczy, które potencjalnie mogły ,,wydać'' sprawców: aparat i dziennik Ani.


  • 1

#9

Ni_Ka172.
  • Postów: 16
  • Tematów: 16
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

122022475_733813093871557_7370918230907790663_n-300x251.jpg

Teorii, domysłów i tropów jest wiele. Jedne mniej, drugie bardziej prawdopodobne. Faktem jest, że sprawców mordu do dziś nie schwytano. A wielu ludzi wciąż nie ustaje w wysiłkach odnalezienia sprawców. Pora by rodziny Ani i Roberta doczekały się wyjaśnienia sprawy i sprawiedliwości.

 

Z roku na rok staje się to jednak coraz trudniejsze. Teorie stają się coraz bardziej ekstremalne, a czas zaciera ślady i ludzką pamięć. Czy kiedyś poznamy prawdę?

Czy padli ofiarami neonazistów, którzy przebywali w tym czasie na szlaku? Czy też stali się ofiarami rytualnego mordu? A może zobaczyli coś, czego widzieć nie powinni? Może byli ofiarami seryjnego mordercy? A może prawda wygląda jeszcze inaczej?

 

Ania Kembrowska z Jastrzębia-Zdroju i Robert Odżga z Międzylesia byli miłą parą studentów Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Łączyła ich głęboka więź, planowali ślub i wspólną przyszłość. Nic nie wskazywało na to, że ta idylla zostanie tak nagle i brutalnie przerwana.

 

Ostatni kontakt

 

W wakacje 1997 roku Ania i Robert dużo podróżowali. Odwiedzali rodzinę, znajomych, spotykali się z przyjaciółmi. Postanowili wybrać się też w swoje ukochane góry. Do Kotliny Kłodzkiej przyjechali, by wziąć udział w obozie naukowym, który był organizowany w schronisku w Karłowie. Wędrówkę zaczęli od Międzylesia 15 sierpnia. Mieli trzy wolne dni przed rozpoczęciem obozu, którego Ania była współorganizatorką.

 

Ostatni raz Ania kontaktowała się z rodzicami z budki telefonicznej w Dusznikach-Zdroju o godzinie 10.00 dnia 17 sierpnia. Mieli udać się na spotkanie zorganizowane przez studentów. Nie dotarli jednak do grupy, nie przekazali żadnej informacji, zniknęli. Wiadomo – młodzi studenci, mogli się zapomnieć… Dlatego dopiero po kilka dniach wszczęto alarm. Szybko okazało się, że krewni Ani i Roberta również nie mieli z nimi kontaktu. Rodziny zaginionych poprosiły o pomoc policję. Funkcjonariusze zbagatelizowali to zgłoszenie, ale zawiadomili GOPR.

 

Egzekucja

 

Egzekucja została wykonana 17 sierpnia 1997 roku, w biały dzień, około godz. 16.00.
Minęło 10 dni, w czasie których para studentów była poszukiwana przez ratowników i wolontariuszy. Nieopodal skały Narożnik odnaleziono zwłoki Ani i Roberta. Leżeli w odległości ok. 8 metrów od szlaku. Oboje padli ofiarami morderstwa…

 

To było straszne. Wokół unosiła się mdła woń rozkładającego się ciała. Leżeli dziesięć metrów od siebie. Oboje mieli ściągnięte do kolan spodnie. Robert zginął od dwóch strzałów w głowę, Anna od strzału między oczy – wspomina Zbigniew Jagielaszek z GOPR-u.

 

Ustalenia

 

Najprawdopodobniej Robert został zamordowany jako pierwszy. Pierwszy strzał został oddany w tył głowy, drugi – w czoło. Ania zginęła od jednego strzału, również w czoło. Rozpaczliwy krzyk dziewczyny splątał się z odgłosem dwóch wystrzałów z pistoletu. Policjanci dotarli nawet do świadka, który słyszał studentkę oraz strzały, ale samej zbrodni nie widział.

 

– Pierwszy strzał od tyłu, kula weszła w prawą część potylicy, a wyszła nad okiem. Było słychać strzał i głośny, przeraźliwy krzyk kobiety. Świadek, który znajduje się około 100 metrów od miejsca zbrodni, mówi nawet wręcz o ryku przerażenia. On w pierwszej chwili pomyślał, że to jakieś zwierzę ryczy – mówi emerytowany policjant Janusz Bartkiewicz, który zajmował się tą sprawą, a po przejściu na emeryturę prowadzi sprawę na własną rękę.

 

Janusz Bartkiewicz uważa, że Anna po pierwszym strzale zaczęła uciekać, jednak przewróciła się, a sprawca ją dogonił i zaciągnął w ustronne miejsce. Tam zabił…

 

To konsekwencja pierwszego zabójstwa. Ona ginie jako świadek – przypuszcza Bartkiewicz.

Ale czy tak było naprawdę? Nie da się ustalić jednej wersji wydarzeń. Ta przedstawiona powyżej wydaje się najbardziej prawdopodobna.

Na miejscu zbrodni ratownicy zauważyli, że ofiary nie miały butów i były częściowo obnażone, co mogło sugerować gwałt, który jednak później wykluczono. Sprawca prawdopodobnie upozorował zbrodnię tak, aby wyglądała na przestępstwo na tle seksualnym i rabunkowym. Kilometr od miejsca znalezienia zwłok, w lesie, znaleziono plecaki zamordowanych. Obydwa były rozprute nożem.

 

Pistolet, z jakiego zastrzelono Annę i Roberta, był produkcji czechosłowackiej. To CEZET, Czeska Zbrojovka, kaliber 9 mm. To była stara amunicja, bo pocisk miał tę warstwę wierzchnią na tyle skorodowaną, że nie odwzorował się nawet przewód lufy – mówił Janusz Bartkiewicz.

 

Zabezpieczony materiał dowodowy wskazywał na to, że morderców było dwóch. Zbrodni dokonano w miejscu odnalezienia zwłok. Również buty Anny zostały tam znalezione. Rozkład ciał bardzo utrudnił pracę policji i mógł zamaskować wiele istotnych śladów. Sekcje przeprowadzono dopiero 27 sierpnia. Jednak nie było wątpliwości – śmieć studentów to sprawa zawodowców…

Śledztwo zostało umorzone w wrześniu 1998 roku, ale odżywało zawsze, gdy pojawiał się nowy trop…

 

Dowody, których nie było

 

Na miejscu zbrodni brakowało kilku rzeczy: dowodów osobistych, legitymacji studenckich, niewielkiej sumy pieniędzy, paszportów, śpiwora, namiotu, aparatu fotograficznego, zegarka Anny i jej pamiętnika.

 

Skradziony studentom aparat fotograficzny marki Zenit TTL był w tamtym czasie niezwykle popularny. Kryminatorium.pl dotarło do numerów seryjnych urządzenia: 81028187. Wcześniej, przez wiele lat, był podawany błędny numer. W mediach można się natknąć na wiele apeli z prośbą o pomoc w odnalezieniu tego aparatu. My również przyłączamy się do tych apeli!

 

Kolejnym ważnym dowodem, którego nie znaleziono przy Ani i Robercie był dziennik dziewczyny. Zapisywała w nim dokąd idą, opisywała swoje przemyślenia. Wspominała tam również o ludziach, których spotykała.

 

– Dziewczyna mogła zapisać w pamiętniku informacje na jego (mordercy) temat. Może zrobiła mu zdjęcie, stąd też zaginął aparat – zastanawia się Łukasz Wroński, profiler z Centrum Psychologii Kryminalnej.

Czy te dwa nieodnalezione dowody były przyczyną śmierci Ani i Roberta? Czy to przez nie zginęli? Przypadkowe ofiary?

 

– Mogły te osoby zobaczyć coś, czego nie powinny widzieć. To jest zdarzenie niedaleko granicy polsko-czeskiej. Było zakładane, że mogły zauważyć m.in. przemytników albo kłusowników – opowiadał Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

Świadkowie

 

Oprócz pierwszych wspomnianych świadków, którzy słyszeli krzyki kobiety na Narożniku, policja w pierwszych dniach śledztwa przesłuchała ponad 100 osób. Jedna z tych osób twierdziła, że zrobiła zdjęcie mężczyźnie, który wychodził z lasu przy szlaku chwilę po odgłosie wystrzałów, jednak film był prześwietlony i nie można było odtworzyć zdjęcia.

 

Kolejny bardzo ważny trop podsunęło policjantom małżeństwo lekarzy z Oleśnicy, którzy wypoczywali wtedy w Dusznikach-Zdroju w hotelu „Traper”. Widzieli oni parę studentów w dniu zaginięcia. Według świadków, Ani i Robertowi towarzyszył wówczas tajemniczy mężczyzna, który miał blond włosy do ramion, koszulę w kratkę i wojskowy plecak. Do tej pory nie udało się ustalić kim był.

 

Czy był to ich oprawca? Słynny seryjny morderca? Czy przypadkowy turysta, który towarzyszył im przez pewien odcinek trasy? Na temat kim był ten człowiek powstała pewna teoria. Weryfikowano różne wersje.
Blondyn, a może Skorpion?

 

Można by założyć, że zabójca jednak znał te ofiary. I tutaj pojawia się taki ciekawy wątek osoby, która była z nimi widziana zanim doszło do zabójstwa. Jest ona dla mnie takim podejrzanym numer jeden do momentu, kiedy ta wersja by gdzieś została wykluczona – dodaje profiler Wroński.

 

Mężczyźnie, który był widziany przez świadków w towarzystwie Anny i Roberta, śledczy nadali pseudonim „Blondyn”. Według policji może on mieć związek z zabójstwem pary.

 

Ten mężczyzna miał być jakby przywódcą tej ich trzyosobowej grupy. Świadek powiedział, że byli pod jego wpływem – informował Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

 

„Kiedy w 2002 roku policja zatrzymała Krzysztofa Gawlika, pseudonim Skorpion, seryjnego mordercę skazanego za pięć morderstw, powiązali go ze sprawą zabójstwa studentów. Wydawało się, że to on może być tajemniczym mężczyzną towarzyszącym Ani i Robertowi. Z opinii sporządzonej przez biegłych psychologów wynikało bowiem, że Skorpion zabijał tak, by jego ofiary cierpiały, a on sam miał z tego satysfakcję. I pewnie dlatego, by mieć pewność, że ofiary nie żyją, ostatni strzał oddawał w tył głowy. Ania i Robert zginęli właśnie od takich strzałów, a policjanci prowadzący sprawę mówili, że »za spust pociągał fachowiec«. Dlatego wydawało się, że Skorpion może być sprawcą tej zbrodni. Wątek ten badano przez 11 miesięcy, ale nie udało się znaleźć obciążających go dowodów”.*

 

Motyw Rabunkowy

 

„Sprawdzano także ewentualne sprawstwo dwóch innych bezwzględnych morderców: Krystiana Z. i Cezarego D., którzy w maju 1998 roku, również w Kotlinie Kłodzkiej, zastrzeli dwóch mężczyzn. Zabili z premedytacją. Strzałami w tył głowy. Wykonali egzekucję na przypadkowych osobach. Dla pieniędzy. Śledczy sprawdzali ten wątek nie tylko z powodu bezwzględności sprawców (Z. to były żołnierz Legii Cudzoziemskiej), ale i podobieństwa zarówno co do sposobu morderstwa (strzały w głowę), miejsca (Góry Stołowe i las), jak i czasu (lata 1997-1998).”*

 

Ania i Robert byli skromnymi studentami. Nie mieli przy sobie wartościowych rzeczy.

Zginął zegarek dziewczyny, który dostała od rodziców, taki dość charakterystyczny oraz aparat. To są drobne rzeczy, dla których się nie zabija – mówił Henryk Brudnik, emerytowany policjant.

 

Policja po wnikliwym śledztwie wykluczyła ten motyw. Przychyliła się do opinii, że rabunek został upozorowany. Trop okazał się ślepy. Chociaż tak naprawdę nie możemy być tego do końca pewni…

 

Motyw seksualny

 

Gwałt nie został wprawdzie potwierdzony przez śledczych, jednak wciąż uwagę zwraca częściowe obnażenie zwłok studentów (od pasa w dół). Czy sprawca lub sprawcy rozebrali swoje ofiary już po ich zamordowaniu? Czy było to tylko upozorowanie, tak aby zabójstwo wyglądało na podyktowane motywem seksualnym?

To może świadczyć, mimo wszystko, o podłożu jakimś seksualnym, choć ani jedno, ani drugie nie zostało zgwałcone – mówił Henryk Brudnik.

Można założyć, że z jakiegoś powodu, sprawca chciał ich w jakiś sposób jeszcze upokorzyć. I stąd właśnie to obnażenie ciał – stwierdził Łukasz Wroński, profiler z Centrum Psychologii Kryminalnej.

 

Bezdomny

 

Funkcjonariusze otrzymali również informację o dziwnym mężczyźnie, który w tamtym czasie kręcił się w okolicy. Jego zachowanie było niepokojące. Zachowywał się podejrzanie, a na widok policyjnych samochodów uciekał do lasu. Był zaniedbany, niedomyty i żebrał o jedzenie. Powstała wówczas swoista „urban legend” o tym, że w Górach Stołowych ukrywa się czeski przestępca. Mężczyzna okazał się jednak zwykłym bezdomnym, który wędrował pomiędzy Polską i Czechami. Nie miał on żadnego związku ze sprawą śmierci Ani i Roberta.

 

Neonaziści

 

W sierpniu 1997 roku w Dusznikach-Zdroju przebywali neonaziści, którzy urządzali sobie obozy survivalowe. Do Polski przyjechali m.in. członkowie grupy Blood and Honour z Anglii, Włoch, Rosji, Słowacji i Francji. Obecne były też nasze rodzime grupy. Poruszali się niebieskim szlakiem, gdzie mieli ich wiedzieć świadkowie. Ubrani byli w paramilitarną odzież. Zawsze mieli ze sobą broń, a para studentów została zastrzelona z pistoletu, którego produkcję rozpoczęto jeszcze przed I wojną światową.

 

Jako ciekawostkę zauważono, że śmierć studentów przypada w 10. rocznicę samobójstwa Rudolfa Hessa, który był idolem neonazistów, co stało się powodem wielu teorii o tajemniczych rytuałach praktykowanych w ich szeregach.

A on (Robert) wyglądał, jak taki typowy hipis. Dla takich skinów, nazistów, to był człowiek, którego się atakowało, to był obcy – stwierdza Bartkiewicz.

Może stwierdzili, że są dla nich podludźmi, chcieli ich upokorzyć. Może kazali im się rozebrać dla zabawy, może kazali im uprawiać seks na swoich oczach, chcieli się dobierać do dziewczyny, a chłopak zareagował i w tym momencie zginął jako pierwszy, a dziewczyna zginęła jako druga? Oni by się tym chełpili. Byliby z tego dumni, więc pojawia się pytanie, dlaczego nie wycięli, nie wiem, swastyki jeszcze na ciałach ofiar – mówił profiler Wroński.

Podchodzimy do tej wersji bardzo sceptycznie, bo nic jej nie potwierdza tak na dobrą sprawę. Możemy powiedzieć o co najmniej kilku lub kilkunastu wersjach, równie mało prawdopodobnych, których też do końca nie da się wykluczyć – twierdził jednak Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

 

Po skontaktowaniu się z osobami związanymi z ruchem Neonazistowskim w Polsce i nie tylko, usłyszałam krótką, ale dosadną odpowiedź:

To nie są metody działań naszej organizacji. Podejrzenia o tę sprawę odbiły się w naszym środowisku szerokim echem. Było to dla nas bardzo krzywdzące. Przeprowadziliśmy w naszych szeregach wewnętrzne dochodzenie. Jego wyniki potwierdziły, że takie zajście nie mogło mieć miejsca. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że pomówienie nas było tylko medialną propagandą, aby znaleźć winnych”.

 

Ze względu na powiązania ich z tym morderstwem oraz w wyniku wewnętrznych rozłamów, neonaziści przestali organizować spotkania w Górach Stołowych. Mój rozmówca tajemniczo zwraca również uwagę, że nie tylko oni w tym czasie mieli obóz szkoleniowy. Czy to nowy trop, który należałoby sprawdzić?

 

Nadzieja

 

Nadzieję na rozwiązanie sprawy daje rozwój techniki. Ze śladów z miejsca zbrodni możemy dziś wyczytać znacznie więcej niż w 1997 roku. Choćby za sprawą nowocześniejszych metod znajdowania śladów biologicznych czy kodu DNA. W tej sprawie zabezpieczono m.in. ślady biologiczne oraz trzy pociski i łuski. Od 2009 roku istnieje również możliwość poszukiwań sprawców poza granicami naszego kraju.
Może w końcu, po latach, znajdzie się ktoś, kto zna prawdę i zdecyduje się ją ujawnić organom ścigania?

 

Sprawa nie została przez nas odłożona na półkę i co jakiś czas sprawdzamy nowe wątki, badamy kolejne tropy, również te przedstawiane nam przez pana Janusza Bartkiewicza. Tak jest i tym razem. Dzięki postępowi techniki kryminalistycznej analizujemy te dowody. Być może jakieś wątki tej sprawy pojawią się w innych postępowaniach, ktoś w końcu coś powie, może znajdziemy broń, z której strzelano. Na pewno o tym morderstwie nie zapominamy. Przez te lata sprawdziliśmy setki tropów i nic – przyznają prokuratorzy.

 

Tłumaczą, że sprawa była trudna, bo nie było świadków, motywu, a dowody zabezpieczone w lesie, w miejscu gdzie chodziło mnóstwo ludzi, też pozostawiały wiele do życzenia.

Proszę pamiętać, że to było 20 lat temu, a to ma znaczenie. Dziś bylibyśmy choćby w stanie dotrzeć do wszystkich, którzy w tym czasie byli w pobliżu. Wystarczyłoby sprawdzić, czyje telefony komórkowe tam się logowały – mówił Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

 

O zbrodni popełnionej na niebieskim szlaku do tej pory przypominają postawione tam dwa krzyże połączone ze sobą łańcuszkiem i tabliczka z napisem:

„Byli młodzi, wrażliwi, pełni radości życia. Zginęli od kuli zabójcy na turystycznym szlaku w górach, które tak ukochali”.
I tak chcą ich pamiętać bliscy oraz krewni. My też ich takich zapamiętamy…

 

Nie ma zbrodni doskonałej. Ale są takie, których sprawców nigdy, niestety, nie poznamy – powiedział Janusz Bartkiewicz.

 

Źródło:

https://anatomiazla....-gor-stolowych/


  • 3

#10

Książe Zła.
  • Postów: 684
  • Tematów: 77
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Moje rejony. Ostatnio znalezli u kolesia bron z ktorej ich odstrzelili, ale to juz na pewno z 50 reki przeszla do niego. Według mnie znalezli sie w nieodpowiednim miejscu i uchwycili na aparacie cos czego nie powinni.


  • 0



#11

Shiver.

    Silent Reaper

  • Postów: 661
  • Tematów: 19
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Moje rejony. Ostatnio znalezli u kolesia bron z ktorej ich odstrzelili, ale to juz na pewno z 50 reki przeszla do niego. Według mnie znalezli sie w nieodpowiednim miejscu i uchwycili na aparacie cos czego nie powinni.

Jestem tego samego zdania co do motywu, tym bardziej, że zabrano i aparat i pamiętnik.W tamtych latach były tam organizowane obozy survivalowe połączone z szukaniem skrytek po Werwolf ze starą bronią a na miejscu zbrodni znaleziono skorodowaną łuskę. Poza tym czytając inne materiały zastanawiający jest dość fakt, "wygaszania" celowego bądź też nie, dalszych wątków, które zaczynały się pojawiać w toku śledztwa. Czytając wspomnienia tego byłego śledczego, mam nieodparte wrażenie, że wielokrotnie pojawia się fakt albo jakiś niedopatrzeń, niechlujstwa w śledztwie (kartoteki telefoniczne, wykazy połączeń) albo celowego nakazu zwierzchników aby kończyć pewne wątki bo tak długo trwające śledztwo psuje statystyki, itp. Wyraźnie miał o to żal do przełożonych...


Użytkownik Partuszew edytował ten post 13.12.2020 - 01:09

  • 1

#12

Shiver.

    Silent Reaper

  • Postów: 661
  • Tematów: 19
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

W materiałach nie ma nigdzie jawnie tak naprawdę opisanych profili jakie stworzyli jeśli chodzi o poszukiwania mordercy. Na pewno obstawiałbym kogoś mocno opanowanego, z dużym doświadczeniem jeśli chodzi o broń, precyzyjne strzały między oczy, do tego dobicie drugiej osoby w ten sam sposób po pewnym czasie wskazuje na duże obycie z bronią i zapewne wcześniejsze jej używanie z dużą precyzją. Osoba taka musiała mieć mocne nerwy, tym bardziej, że jeśli założymy, że ciała nie były przenoszone, było to blisko szlaku, w biały dzień, morderca musiał działać szybko, z dużą precyzją i opanowaniem co wskazuje na zawodowca lub równie dobrze można by zacząć szukać wśród byłych myśliwych, emerytowanych wojskowych i policjantów z tamtych okolic. Ale pewnie nikt nie poszedł takim tropem no bo po co brać się na początku za "swoich"... Równie dobrze może okazać się za X lat, że jest to/ był nawet ktoś miejscowy o takiej przeszłości..Najciemniej pod latarnią.

 

Jeżeli w 1997 dobrze zabezpieczyli ślady to może licząc na łut szczęścia, wyszperają teraz coś jeśli chodzi o DNA, w końcu technika w tym zakresie od tamtego czasu to przepaść jednak. Ale to tylko spekulacje,  lub jak to często bywa, ktoś na łożu śmierci albo pod wpływem załamania nerwowego ujawni prawdę, którą być może zna jako świadek.

 

Tutaj opisane dokładnie, brane pod uwagę możliwe wersje wydarzeń https://docplayer.pl...je-sledcze.html

 

Zdeka to to naciągane

W tamtym czasie ludzi na trasach trasach turystyczny, szlaki  były mocno zatłoczone , okolice Karłowa (podejście na słynny Szczeliniec) to tylko nieco mniej ludzi  od tłumów na Nowym Świecie lub na Floriańskiej. Pamiętam ten dzień bo to urodziny Noxylinki i spędziliśmy je górach.Rok też jest charakterystyczny, bo to rok Powodzi Tysiąclecia Straciliśmy dobytek we Wrocku , cienko było z forsą i poszliśmy się tego dnia odstresować w góry.I akurat zaatakowano tę parę ludzi na uczęszczanym, wręcz tłocznym  szlaku ???No bez przesady.I jeszcze starnnie obrobiono im plecaki??

 

No ale ich znaleziono akurat przy skraju lasu w dość dużych chaszczach na zboczu Narożnika . To, że był odór ok, ale ludzie na szlaku mogli po prostu przyjąć, że to zapach padniętej zwierzyny tym bardziej, że jest blisko lasu. Nie było jeszcze oficjalnych komunikatów o morderstwie, więc nikt nie zakłada od razu, że taki odór to ciała ludzkie. Ludzie idą szlakiem a nie włażą w zarośla przy lesie, więc zupełnie w tym przypadku nie rozumiem zdziwienia tym, że tyle tam przeleżały...Raczej nikt normalny spacerując po szlaku nie zbacza z niego w kierunku zapachu padłej zwierzyny.


Użytkownik Partuszew edytował ten post 14.12.2020 - 22:43

  • 0

#13

Shiver.

    Silent Reaper

  • Postów: 661
  • Tematów: 19
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Dużo ciekawych informacji na temat tej zbrodni można naleźć też w książce "Zbrodnie prawie doskonale" Izy Michalewicz.

 

@Noxili znajdziesz tu odpowiedź na swoje wątpliwości dlaczego nikt nie zauważył ich ciał, mimo, że byli tak blisko szlaku, itp. Ten wątek jest nawet dość mocno "wałkowany" przez obecnego prowadzącego tą sprawę z Archiwum X, tak samo jak wielokrotne zgłoszenia pewnej kobiety, mieszkającej niedaleko, odnośnie wyczuwalnego odoru do nadleśnictwa, itp.

 

Są między innymi hipotezy jednak o próbie gwałtu, dwóch napastnikach, przenoszeniu zwłok, zwierzenia pewnej kobiety podczas libacji na temat zabójcy, jak i tajemniczego młodego człowieka, który samotnie stał nad grobem Roberta po odejściu wszystkich żałobników na cmentarzu.

 

Jest także jeden wątek chyba nieco przeoczony w początkowej fazie śledztwa, chodzi o znalezione odchody ludzkie z resztkami papieru toaletowego przy zwłokach, tu jest trop/hipoteza, że dziewczyna zeszła ze szlaku za potrzebą a Robert pozostał czekając na nią przy szlaku,  gdzie został zaatakowany jako pierwszy.

 

Polecam zainteresowanym też dyskusje na:

 

http://janusz-bartki...em-17-08-1997#!


Użytkownik Partuszew edytował ten post 15.12.2020 - 21:38

  • 0

#14

Shiver.

    Silent Reaper

  • Postów: 661
  • Tematów: 19
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Pojawił się nowy trop w tej sprawie

 

https://www.polsatne...jest-nowy-trop/

 

"Pod koniec kwietnia tego roku na jednym z osiedli w Kudowie-Zdroju miała miejsce kolejna tragedia. W jednym z mieszkań odnaleziono zwłoki dwóch osób. Były w zaawansowanym rozkładzie. Okazało się, że to szczątki starszego małżeństwa - Barbary i Mieczysława S. Oboje zostali zastrzeleni.

 

Zwłoki zostały zawinięte w worki foliowe i były w stanie znacznego rozkładu, bo przeleżały w mieszkaniu kilka miesięcy.

 

W sprawie zbrodni zatrzymane zostały dwie kobiety: Julianna S. - córka ofiar oraz jej przyjaciółka - Karolina. Obie przyznały się do winy. Razem z nimi do aresztu trafił ich znajomy - 56-letni Dariusz Z. Zdaniem śledczych, wiedział, co planują kobiety. Mimo to dostarczył im broń, której potem użyły do zbrodni. Krótko po zatrzymaniu na jego posesji pojawili się policjanci z krakowskiego Archiwum X.

 

- Informacja była krótka: w jego domu znaleziono aparat fotograficzny Anny i zdjęcia ofiar, jak się wyraził mój informator, były to zdjęcia, które nie były wcześniej policji znane - mówi były policjant Janusz Bartkiewicz.

 

- Chodziło o zdjęcia zwłok, których nie zrobiła policja. Czyli zrobił je sprawca - dodaje Bartłomiej Mostek, dziennikarz kryminalny."


  • 1

#15

Shiver.

    Silent Reaper

  • Postów: 661
  • Tematów: 19
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Póki co oficjalnie nie ma potwierdzenia prokuratury co do postawienia zarzutów Dariuszowi Z. czy postępach w śledztwie.

 

Natomiast bardzo ciekawe jest jak potraktowano byłego oficera, który prowadził kiedyś tą sprawę....

 

http://janusz-bartki...o-pan-nam-zrobi


Użytkownik Shiver edytował ten post 28.09.2022 - 22:22

  • 1


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych