Foto: Shutterstock
Badacze znaleźli niekonwencjonalny sposób na poszukiwanie planety
Dr Pedro Lacerda i dr Marilina Cesario z Queen’s University Belfast zainicjowali oryginalny projekt mający pomóc w poszukiwaniach enigmatycznej Dziewiątej Planety – hipotetycznego ciała niebieskiego położonego na krańcu Układu Słonecznego. Nie będą jej jednak szukać przy pomocy teleskopu. Ich zdaniem przesłanki świadczące o istnieniu nieznanej planety można znaleźć w źródłach pisanych, na rycinach i malunkach z czasów średniowiecza, kiedy ludzie mieli istną "obsesję" na punkcie dziwnych zjawisk na niebie – tłumaczą uczeni.
Średniowieczne źródła pomogą znaleźć nieznaną planetę
Wśród astronomów od dawna znana jest hipoteza, że w naszym systemie gwiezdnym może znajdować się jeszcze jedna słabo widoczna i przez to nadal nieodkryta planeta. Oddziałuje ona grawitacyjnie na Neptuna oraz mniejsze ciała położone w Pasie Kuipera – zbiorowisku "kosmicznego gruzu" zlokalizowanym ok. 4,5 mld km od Słońca. To właśnie tam, jak wynika z wniosków przedstawionych w 2014 r. przez astronomów Scotta S. Shepparda i Chada Trujillo ma znajdować się planeta o masie mniej więcej dziesięciu Ziem. Mimo licznych przesłanek wskazujących na jej istnienie, uczonym wciąż brak w tej sprawie namacalnych dowodów.
Lacerda i Cesario postanowili poszukać śladów Dziewiątej Planety w dosyć niekonwencjonalny sposób. Obiektem ich zainteresowania stały się średniowieczne ryciny, malunki i zapiski kronikarskie w językach łacińskim, ruskim, staroangielskim czy staroirlandzkim.
– Ludzie żyjący we wczesnym średniowieczu byli równie zafascynowani astronomią jak my – mówi dr Cesario – mediewistka, wyjaśniając, że współkoordynowany przez nią projekt badawczy skupi się na wzmiankach o kometach.
"Gwiazdy z ogonem" mają według astronomów duży związek z Dziewiątą Planetą. Uczeni uznają, że odległy, nieodkryty świat może oddziaływać grawitacyjnie na ruch niewielkich ciał w swoim otoczeniu, które są kierowane na orbity przechodzące przez nasze planetarne sąsiedztwo.
– Będziemy badać orbity współcześnie znanych komet i wykorzystamy komputer do ustalenia, w jakich latach były one obserwowane w wiekach średnich. W naszej symulacji komputerowej przeanalizujemy ruch komet z uwzględnieniem Dziewiątej Planety i bez niej. Dzięki średniowiecznym relacjom będziemy wiedzieć, które wyniki są trafniejsze – tłumaczy astronom Lacerda.
Samej Dziewiątej Planety nie da się zaobserwować gołym okiem. Przypuszcza się, że porusza się ona po wydłużonej, eliptycznej orbicie, a jej okres orbitalny to 15-20 tys. ziemskich lat. Z ustaleń uczonych wynika, że podczas tej wędrówki może ona zbliżać się do naszej gwiazdy na odległość 20 jednostek astronomicznych (ok. 3 mld km). Ponieważ planeta znajduje się daleko i odbija niewiele światła, pozostaje niewidoczna nawet dla teleskopów, choć niewykluczone, że podczas maksymalnego zbliżenia do Słońca astronomowie będą w stanie ją zaobserwować. Nikt nie wie jednak, kiedy może to nastąpić.
Choć jej temat rozpala emocje i wyobraźnię, Dziewiąta Planeta jest najprawdopodobniej zimnym, skutym lodem światem, być może przechwyconym z innego układu gwiezdnego. Pojawiały się też hipotezy, że jest ona gazowym gigantem podobnym do Neptuna. Sugerowano ponadto, że komety, jakimi nieznana planeta "ostrzeliwuje" Ziemię mogą odpowiadać za wielokrotnie notowane w historii masowe wymierania.
Czy Dziewiąta Planeta to Nibiru?
Wielu internautów utożsamia Dziewiątą Planetę z zagadkową Nibiru – hipotetyczną planetą, której koncepcję stworzył znany amerykański pisarz zajmujący się teorią "ancient aliens" Zecharia Sitchin (zm. 2010). Jego zdaniem jest to nieznany nauce świat krążący po wydłużonej orbicie, stanowiący dom mitycznych Anunnakich. Nazwę tę Sitchin zaczerpnął z mitologii sumeryjskiej, wierząc, że to w niej zachowały się wzmianki o ingerencji przybyszów z kosmosu w powstanie rodzaju ludzkiego i rozwój cywilizacji. Autor dodawał, że co mniej więcej 3600 lat Nibiru wraca w sąsiedztwo Ziemi, wywołując swym oddziaływaniem grawitacyjnym potężne kataklizmy.
Popularna przez laty teoria spiskowa mówiła, że Nibiru pojawi się znowu w 2012 r. Sam Sitchin temu zaprzeczał, wyznaczając jej kolejne "przejście" dopiero na XXX w. Twierdził również, że istnieją źródła potwierdzające pojawianie się na niebie groźnego intruza. Jednym z nich jest sumeryjska pieczęć cylindryczna przechowywana w berlińskim Voderasiatisches Museum. Pochodzący z III tys. p.n.e. artefakt ukazuje siedzącą na tronie postać i jej orszak. Nad nimi widnieje przedstawienie Słońca, Księżyca i dziesięciu ciał niebieskich. To bez wątpienia model Układu Słonecznego przedstawiający planety takie jak Neptun i Pluton (odkryte dopiero w XIX i XX w.), a także niezidentyfikowaną Planetę X – wyjaśniał badacz.
Choć wielu fanów Sitchina wierzy, że najnowsze teorie o Dziewiątej Planecie potwierdzają przypuszczenia pisarza, w rzeczywistości rozważania o istnieniu na krańcu Układu Słonecznego nieznanego globu snuto już przed dziesiątkami lat. Francuski astronom Jacques Babinet (zm. 1872) uznawał, że za orbitą Neptuna znajduje się jeszcze jedno duże ciało niebieskie o masie dwunastu Ziem.
Hipotetyczną planetę nazwał Hyperionem, choć znacznie większą popularność zyskał termin Planeta X stworzony przez astronoma i biznesmena Percivala Lowella – fundatora obserwatorium we Flagstaff (Arizona). To tam w 1930 r. Clyde Tombaugh odkrył Plutona, w którym upatrywano kandydata do miana "zaginionego ogniwa" Układu Słonecznego. Okazało się jednak, że Pluton to kosmiczny karzełek nie mogący odpowiadać za obserwowane anomalie.
Joseph Brady – kolejny poszukiwacz Planety X twierdził, że odpowiada ona za zaburzenia orbity Komety Halleya. Astronomowie z University of Louisiana doszli do podobnych wniosków, badając ruch komet długookresowych. Hipotetyczne ciało z końca Układu Słonecznego bywa też uznawane przez niektórych za ciemnego bliźniaka Słońca – brązowego karła, który nie był w stanie utrzymać przemiany wodoru w hel i nie przekształcił się w gwiazdę ciągu głównego emitującą światło i ciepło.
Nowy impuls do poszukiwania Planety X (nazywanej "Dziewiątą Planetą" od czasu degradacji Plutona do rangi planety karłowatej) dały badania obiektów transneptunowych. Jak wyjaśnił wspomniany dr Sheppard, w Pasie Kuipera znajdują się nie tylko asteroidy, ale również znacznie większe ciała. Dzięki badaniom takich planetoid jak Sedna czy 2012 VP113 ustalił on razem z Trujillo, że na ruch tych obiektów wpływa coś bardzo masywnego – najprawdopodobniej znajdująca się za orbitą Neptuna "superziemia". W 2016 r. podobne wyniki badań zaprezentowali Konstantin Batygin i Michael E. Brown.
Choć Jim Green – planetolog z NASA oświadczył, że dowody na istnienie Dziewiątej Planety są obecnie mocniejsze niż kiedykolwiek, wciąż pozostaje ona "światem hipotetycznym" i przedmiotem niekończących się spekulacji. Przykładowo w 2015 r. uczeni z Madrytu i Cambridge zasugerowali, że Układ Słoneczny może zawierać co najmniej dwie nieznane planety wpływające na ruch obiektów pozaneptunowych. Niewidoczną siłą wywołującą chaos na krańcach Układu Słonecznego może być więc nie tylko Planeta X, ale również Y oraz Z.