Gdy ktoś targnie się na swoje życie lub umrze nagle, dom może podobno przyjąć energię dramatycznych wydarzeń. Konsekwencje tego zjawiska odczuwamy później na własnej skórze.
- Samobójstwo czy morderstwo, zdaniem mediów, pozostawia ślad w budynku.
- W krajach azjatyckich unika się kupowania takich mieszkań.
- Lokatorzy mogą wezwać na pomoc egzorcystę lub medium.
Informacja na temat tego, czy w danym domu doszło do morderstwa lub samobójstwa jest bardzo istotna dla osób, które mają zamiar kupić albo wynająć lokum. Jest to szczególnie ważne w krajach azjatyckich. Tam bowiem wiara w duchy, klątwy i tajemnicze energie jest bardzo powszechna. Dodatkowo do zakupu nieruchomości, w której ktoś poniósł śmierć w nietypowych lub krwawych okolicznościach, bądź też stracił życie w wyniku ciężkiej choroby, zwłaszcza psychicznej, zniechęcają Azjatów zasady feng shui. Ta starożytna sztuka aranżacji przestrzeni, która ma zagwarantować swobodny przepływ siły życiowej i to, że będziemy się w swoim domu czuć jak najlepiej, głosi, że w miejscu takim na zawsze zaburzona zostaje jego energia.
Do mieszkań, w których doszło do tragedii, negatywnie nastawieni są również Polacy.
- Po studiach postanowiłam zapuścić korzenie - mówi Ewelina, nauczycielka z Katowic. - Zaczęłam przeglądać ogłoszenia o sprzedaży mieszkań, chodziłam oglądać poszczególne oferty i w końcu natrafiłam na coś w sam raz dla mnie.
Było to ładne, słoneczne mieszkanie na obrzeżach miasta. Dwa niewielkie pokoje, kuchnia, łazienka. Cena była bardzo przystępna, więc nie zastanawiając się długo, Ewelina podpisała umowę.
- Byłam zachwycona i bardzo spieszyło mi się do finalizowania transakcji. Bank przyznał mi kredyt hipoteczny i już po kilku dniach byłam "na swoim". Do dziś pamiętam tę noc. Sama, w nowym miejscu, wszędzie kartony z moimi rzeczami. Cały dom pełen był złowrogich cieni. Długo nie mogłam zasnąć, a kiedy już mi się to udało, obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałam, wyszłam do przedpokoju i spojrzałam przez wizjer - nic. Wracając do łóżka zobaczyłam w lustrze jakiś cień, ale doszłam do wniosku, że to tylko wyobraźnia.
O dalszym śnie nie było jednak mowy. Gdy tylko Ewelina przycisnęła głowę do poduszki, pukanie do drzwi się powtórzyło. Już chciała spojrzeć przez wizjer, kiedy coś zaczęło wściekle szarpać za klamkę... ale od drzwi do łazienki. Zanim wstało słońce, kobieta doświadczyła jeszcze wielu dziwnych fenomenów:
- Skrzypienie podłogi, jakby ktoś po niej chodził, głośny, świszczący oddech, uczucie niesamowitego zimna... Myślałam, że zwariuję, zanim nastanie dzień!
Rano mieszkanie na powrót wyglądało normalnie. Wychodząc na klatkę Ewelina natknęła się na sąsiadkę, która spytała, jak minęła noc. Ewelina wyznała, że bardzo kiepsko, na co kobieta stwierdziła: "Bo ja to od dawna mówiłam, że tam trzeba księdza wołać. Jak się stary powiesił, to go tak łatwo do nieba nie wezmą".
- Byłam wstrząśnięta, kiedy się o tym dowiedziałam, ale postanowiłam, że tak łatwo nie odpuszczę. Kupiłam mieszkanie i chciałam je zatrzymać, więc postanowiłam zrobić wszystko, by było to możliwe.
Kobieta poszła do księdza, który skierował ją do innego kapłana, bardziej doświadczonego w podobnych sprawach.
- Egzorcysta był u mnie następnego dnia. Zmówił modlitwę, pokropił wszystkie kąty wodą święconą i obiecał, że odprawi mszę w intencji zmarłego. Choć na to przecież liczyłam, nie mogłam uwierzyć, gdy fenomeny faktycznie zniknęły. I nie ma ich do tej pory!
Szczęśliwego zakończenia póki co nie doczekał się Krzysztof z Łodzi.
- Mam mieszkanie, które wynajmowałem przez wiele lat. To był bardzo dobry zastrzyk gotówki, przydawał się naszej rodzinie. Niestety, pech chciał, że raz wynająłem lokal komuś, komu nie powinienem. Drobnemu pijaczkowi.
Mężczyzna sprowadzał do domu kolegów, urządzał głośne imprezy, wszczynał awantury. Podczas jednej z nich doszło do rękoczynów, któryś z gości wyciągnął nóż...
- Mój lokator zginął na miejscu. Koledzy uciekli i przez kilka dni nikt nawet nie wiedział, że w mieszkaniu leżą zwłoki. W końcu sąsiedzi zadzwonili na policję, bo poczuli smród.
Od tamtej pory Krzysztof nie może znaleźć nikogo, kto chciałby wynająć mieszkanie na stałe. Lokatorzy skarżą się, że w domu czasem unosi się dziwny odór, a woda sama zaczyna lecieć z kranów. Kiedy do wszystkich drobnych nieprawidłowości doda się opowieści "troskliwych" sąsiadów, nikt nie ma już ochoty mieszkać u Krzysztofa.
Z podobnym problemem musiała się zmierzyć Katarzyna, właścicielka domu w Warszawie.
- Kiedyś mieszkały tam całe pokolenia mojej rodziny. Babcia, ciotka, kuzynka, moi rodzice i ja. Córka ciotki cierpiała na silną schizofrenię i praktycznie całe życie spędziła w swoim pokoju. Zwykle w ogóle nie było jej słychać ani widać, jednak czasem zdarzało się, że potrafiła wyć i wrzeszczeć jak opętana w środku nocy. Kiedy ciotka zmarła, jej córkę zabrano do szpitala psychiatrycznego i tam już została.
Wtedy w domu mieszkała już tylko Katarzyna z mężem, ich dzieci oraz matka. W pokoju chorej kuzynki urządzili bawialnię. Wszystko było dobrze, do czasu, gdy kobieta zmarła w szpitalu.
- Wtedy się zaczęło. Spadające ze ścian obrazy, trzaskanie drzwi, dzieci gadające do "niewidzialnej przyjaciółki". Raz nawet szyba w oknie pękła, sama z siebie.
Katarzyna zaprosiła do domu księdza, egzorcystę świeckiego, a nawet medium. Nic nie przyniosło spodziewanych rezultatów. W końcu kobieta postanowiła pójść na kompromis.
- Zabrałam z pokoju kuzynki rzeczy dzieci, zamknęłam go na klucz i nikt nie może tam wchodzić. Od tego czasu nie mamy już żadnych problemów. Czasem dochodzą stamtąd niepokojące dźwięki, ale my nie mamy już bezpośredniej styczności z czymś paranormalnym. Gorzej będzie, jeśli kiedyś ktoś wprowadzi się tutaj i otworzy pokój. Będzie jak w tanim horrorze...
Nie każdy wierzy w to, że umierający człowiek pozostawia po sobie jakiś ślad w miejscu, gdzie spędził swoje ostatnie chwile. Zwykle traktujemy to jako naturalną kolej rzeczy i dochodzimy do wniosku, że każdy musi gdzieś umrzeć, więc czemu nie w domu? Mało jest jednak osób, które ochoczo zamieszkają w pokoju, w którym ktoś popełnił samobójstwo, został brutalnie zamordowany lub odszedł w strasznych bólach. I, jak widać po powyższych historiach, chyba jest w tym sporo racji.