Od ponad dwustu lat w Toronto stoi latarnia morska, której historia zaczęła się dość niefortunnie. Od morderstwa. Od tego czasu w budynku i jego okolicach mają miejsce zagadkowe paranormalne zjawiska.
Trafić tu można na mglistą zjawę, dostrzec tajemnicze światła i ujrzeć plamy krwi, które pojawiają się i znikają. To konsekwencje brutalnego zabójstwa, które niegdyś miało tu miejsce?
Ponoć nawiedzona latarnia morska na Gibraltar Point
Latarnie morskie nawet w najtrudniejszych warunkach i w najciemniejsze noce oświetlają żeglarzom drogę i ostrzegają ich przed zbliżającym się wyboistym wybrzeżem. Latarnie cieszą się ogromną popularnością ze względu na charakterystyczną architekturę i na niepowtarzalną atmosferę, która się z nimi łączy. Są symbolem nadziei, promykiem światła, które pojawi się nawet w najtrudniejszych chwilach. Prawda jest jednak taka, że wiele latarni niestety nie ma zbyt radosnej przeszłości. Jedną z nich jest latarnia morska Gibraltar Point, która stoi na wybrzeżu w kanadyjskim mieście Toronto. Została zbudowana w 1808 roku, oznacza to, że jest jedną z najstarszych budowli w całym mieście. Sto lat później ówczesny latarnik George Durnan w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi Johnowi R. Robertsonovi (1841-1918) powiedział, że na samym początku jej istnienia w latarni doszło do brutalnego morderstwa, które nie zostało nigdy wyjaśnione. Czy z tego właśnie powodu do dziś w budynku i jego okolicach mają miejsce dziwne zdarzenia?
W 1809 roku funkcję latarnika w nowo wybudowanej latarni morskiej obejmuje John Paul Radelmüller. Lubi swoją pracę, ale dorabia na boku, przemycając amerykańską whisky. W 1815 roku w latarni pojawiają się żołnierze, którzy zajmują się sprawą narastającego w okolicy przemytu alkoholu. Między nimi a latarnikiem dochodzi do bójki. Od tej pory słuch po Radelmüllerze zaginął. Dla wszystkich było jasne, że został zamordowany przez żołnierzy. Według legendy poćwiartowali i zakopali jego ciało. Jego szczątki nie zostały jednak nigdy odnalezione, dlatego żołnierze uniknęli kary.
W latarni Gibraltar Point pojawia się duch. Może chodzić o zamordowanego latarnika, Johna Radelmüllera?
Przez kolejne sto lat latarnikowi nikt nie wyprawił pogrzebu. Dopiero w 1893 roku ówczesny latarnik, George Durnan, a pobliżu latarni znalazł kilka ludzkich kości. Nigdy nie zostało udowodnione, że należały do zaginionego Radelmüllera, ale Durnan był o tym od samego początku święcie przekonany.
- Durnan opowiadał, że w chłodne noce słychać w latarni męski głos, a w mgliste noce można spotkać męską postać, najpewniej Radelmüllera, który szuka swych odciętych kończyn. - mówi kanadyjski pisarz, John Robert Colombo (ur. 1936 r.)
Czy duch latarnika nie może znaleźć po śmierci spokoju?
Jedno jest pewne, nie znalazł spokoju nawet po tym, jak w 1904 roku na plaży wyprawiono skromny pogrzeb i pogrzebano znalezione kości. Przerażające zjawiska pojawiają się w okolicach latarni do dziś.
- Świadkowie przechodzący koło latarni twierdzą, że widzieli ducha latarnika, który wchodzi i schodzi po schodach, by na górze zapalić światło latarni. - dodaje Colombo.
To jednak nie wszystko. Wielu ludzi twierdzi, że spotkali tu zamgloną postać, zapewne należącą do dawnego latarnika. W budynku, w którym akurat nikt nie przebywa, czasem same zapalają się i gasną światła, po plaży zalanej światłem księżyca przechadza się czarna postać, na schodach w latarni pojawiają się i znikają plamy krwi, często słychać przeraźliwe pojękiwania.
W 1984 roku na miejsce przybyła para jasnowidzów, którzy ogłosili, że cała historia jest jak najbardziej prawdziwa. Nie potrafili jednak określić, która ze znanych jej wersji miała naprawdę miejsce, potwierdzili jedynie sam fakt zabójstwa.
Ludzie widzieli, jak zapalają się i gasną światła w latarni, w której akurat nikt nie przebywał.
Dlaczego duch Radelmüllera wciąż zamieszkuje Gibraltar Point? Nie wystarczył mu pogrzeb, to znaczy, że pragnie zemsty a swoje krzywdy?
źródło: Enigma (czerwiec-lipiec 2018)