Szczegóły uprowadzenia
W nocy z 19 na 20 września 1961 roku Betty i Barney Hill powracali z urlopu w Kanadzie do rodzinnego Portsmouth w stanie New Hampshire. Byli oni małżeństwem mieszanym. Betty była biała i miała 40 lat, natomiast Barney był czarny i miał 38 lat, pracował na poczcie. Jechali oni autostradą stanową nr 4, tzw. „Daniel Webster Highway”. Przed północą na południe od Lancaster, w południowo-zachodnim sektorze nieba, Barney ujrzał jakby gwiazdę. Noc była pogodna, świecił księżyc i jedni z wielu tysięcy światełek nie było by niczym dziwnym, gdyby nie zachowywało się w dość szczególny sposób.
Obiekt poruszał się raz wolniej, raz szybciej, rozjaśniał się, ciemniał. Na początku Barney pomyślał, że są to światła pozycyjne niewielkiego prywatnego samolotu albo śmigłowca. Pokazał go żonie. Oboje oglądali „wariackie światło”. Nagle światło zmieniło swoje położenie i zaczęło lecieć w kierunku samochodu. Betty przestraszyła się, ale Barney uspokoił ją mówiąc, że lotnik wykręca akrobacje. Podczas dalszej jazdy Betty ujrzała przez lornetkę „kolorową wstęgę” wewnątrz „jakby kuli”. Barney zwolnił i zaczął jechać środkiem szosy. Nigdzie nie było widać innych samochodów. Nagle UFO nadleciało bezszelestnie nad samochód, a następnie przemieściło się nieco ku lewej stronie drogi. Zdarzyło się to na południe od Franconia Notch i Indian Head w Białych Górach, 2,3 mili na północ od North Woodstock. Barney mówił później że obiekt „miał wysokość od ośmiu do dziesięciu pięter”, wyglądał jak naleśnik, unosił się nad ziemią. Barney zatrzymał samochód, ale nie zgasił silnika ani nie wyłączył świateł. Dziwny obiekt znajdował się w odległości 120 m od samochodu. Barney wysiadł, wciąż święcie przekonany, że jest przypadkowym świadkiem doświadczalnego lotu prototypu samolotu wojskowego. Żona podała mu lornetkę.
Teraz UFO przemieściło się z jednej strony drogi na drugą. Barney nie wierzył własnym oczom. Niesamowity obiekt sunął powoli i bezgłośnie w kierunku samochodu. Ujrzał wyraźnie lśniącą wstęge z jakby okienkami , za nimi zaś pięć do jedenastu postaci, z których kilka było czymś zajęte, inne przyglądały się małżeństwu. Barney patrzył przez lornetkę powtarzając bezwiednie: „Nie wierzę! To niemożliwe!”. Im bardziej pojazd zbliżał się do samochodu, tym więcej szczegółów można było rozpoznać. Małżonkowie widzieli że nieznane istoty za „oknami” mają na sobie jakby „lśniące czarne mundury i czapki z daszkiem”. Ich stroje wyglądały jak „lśniąca skóra”, postacie poruszały się precyzyjnie nie okazując jakichkolwiek emocji. Barney stał kilka metrów od samochodu. Betty, siedząca w środku, zawołała: „Wracaj!”. UFO było tak blisko że wypełniało całe pole widzenia lornetki. Po drugiej stronie „okna” Barney ujrzał postać patrzącą mu w oczy i kierującą nań nieokreślony przedmiot. Poczuł instynktownie że to dowódca. Ogromne oczy i dziwna twarz obcego tak go przeraziły, że opuścił lornetkę. Obiekt znajdował się w odległości 25m.
W końcu Barney zrozumiał że nie ma to nic wspólnego z lotnictwem USA. Wpadł w panikę. Krzycząc „Chcą nas złapać!” , rzucił się do samochodu. Betty nie przyjmowała do wiadomości istnienia UFO. Barney wrzucił jedynke i ruszył jak szalony. Około 45 km na południe od Indian Head, na wysokości Ashland Betty Hill po raz pierwszy zapytała męża: „Wierzysz w UFO?”. Barney trochę uspokojony odpowiedział „Nie rozśmieszaj mnie!To było UFO!”. Prawie w tej samej chwili usłyszeli dziwny dźwięk nakładający się na wibrację samochodu. Było to ciągłe „piiip, piiip”. Potem dźwiękł ucichł, aby zabrzmieć znowu, ale w innym rytmie: „p-i-i-p–p-i-i-p, pip, pip, pip”. Siedzący za kierownicą Barney próbował dostrzec UFO. Potem poprosił żonę, żeby wyjrzała przez okno. Betty nie zobaczyła nic. Barney zawołał aby spojrzała jeszcze raz. Ale Betty nic nie dostrzegła-nawet gwiazd. Betty powiedziała: „Nic nie ma. Nad nami jest całkiem ciemno!”. „pip” dochodziło z dachu samochodu, auto wpadło w dziwne drgania… Chwilę później w samochodzie zrobiło się cicho. Barney zaczął zastanawiać się, gdzie są? Zdawało mu się, że spał, że był gdzie indziej. Ale przecież cały czas siedział za kierownicą. W światłach samochodu pojawił się drogowskaz „Concord-17 mil”. „Przynajmniej wiemy gdzie jesteśmy”- westchnęła Betty. Uspokoili się. Przeżyli spotkanie z UFO, ale nie chcieli o tym mówić. Wszystko było takie nieprawdopodobne i abstrakcyjne. Betty poczuła chęć na filiżankę kawy, ale wszystkie przydrożne knajpki były pozamykane. Zdziwiła się bo znała kilka otwartych zawsze do drugiej. Minęli Concord, mówili niewiele. Barney skręcił na drogę nr 4 do Portsmouth. Gdy jechali przez miasteczko, zaczynały ćwierkać ptaki, brzask rozświetlał domy. Małżonków zdziwił fakt że oboje mieli zepsute zegarki. Przyjechawszy do domu spojrzeli na zegar w kuchni. Wtedy zrozumieli że zgubili po drodze 2 godziny i 35 mil.
Pijąc kawę w kuchni zaczęli sobie opowiadać o wydarzeniu. Po zetknięciu z UFO usłyszeli „pip-pip” przez następne 45 kilometrów nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. Ale oboje widzieli znak „Concord-17 mil”.
Małżonkowie postanowili nie mówić nikomu o zdarzeniu. Barney, pracujący na poczcie, obawiał się, że ludzie będą się z niego śmiać. Może w ciągu kilku tygodni uda się znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego niebiańskiego pojazdu. Przez kilka następnych dni nie rozmawiali o zdarzeniu. Zmienili się. Barney patrzył tępo przed siebie, miał trudności z koncentracją, coś go gryzło, wciąż kazało myśleć o nocnej przygodzie. Betty nocą często spoglądała z obawą w niebo, w domu zamykała wszystkie drzwi. Jej pogodny nastrój ustąpił miejsca niepewności. Do tego oboje dręczyły koszmarne sny. Kiedy Barneya coraz częściej zaczął boleć żołądek zgłosili się do kliniki w Exeter, do swojego domowego lekarza. Ten skierował ich po kilku wizytach do dr. Duncana Stephensa. Dopiero jemu małżonkowie opowiedzieli o nocnej przygodzie. Kiedy po roku nie było żadnej poprawy, dr Stephens zaproponował ściągnięcie na konsultacje swojego kolegi, znanego bostońskiego psychiatry dr. Benjamina Simona. Dr Simon był autorem nowej, specjalistycznej terapii, która uczyniła go sławnym. Dzięki zastosowaniu hipnozy udało mu się uwolnić większość swoich pacjentów od natrętnych myśli. Terapia u dr. Simona trwała pół roku. Lekarz zapytał pacjentów, czy zgadzają się poddać hipnozie. Przyjmował Betty i Barneya osobno, a ich wypowiedzi nagrywał na magnetofon. Porównanie wypowiedzi potwierdziło prawdziwość przeżycia tego samego z dwóch różnych punktów widzenia. Hillom powoli wracała pamięć.
Wiosną 1967 roku Hillowie znów poddali się hipnozie. Hipnotyzerem był dr Simon ,a pytania zadawał im Allen Hynek.
Podczas trwania transu hipnotycznego Barney powiedział, że UFO zmieniło kolor, z pojazdu wysunęła się jakby „rampa”. Dwie nieznane istoty o wielkich oczach, niewielkich otworach nosowych i małych ustach pomogły mu wysiąść z samochodu. Barney bał się, lecz był odprężony. Obcy poprowadzili go przez „rampę” do dziwnych drzwi. Kiedy zamknął oczy osoba mówiąca z angielskim akcentem powiedziała że nie ma się czego obawiać, że nic mu się nie stanie. Wewnątrz UFO nadal miał zamknięte oczy. Czuł, że obce istoty go dotykają. Położono go na stole i przewracano. Słyszał, że do pomieszczenia weszło wiele istot, które rozmawiały posługując się nieznanymi głoskami. Ktoś wyjął Barneyowi protezę z ust. Czyjaś ręka ścierała skórę z ramienia Barneya. Obmacano mu oczy, uszy i czubki palców. Dotykano mu pępka i genitaliów. Poczuł też że wbito mu igłę w podbrzusze. Potem ktoś próbował założyć mu z powrotem buty. Barney zszedł ze stołu. „Było mi lekko, bo wiedziałem, że wszystko mam już za sobą”. Dwie obce istoty sprowadziły go po rampie, gdzie Barney otworzył oczy. Ujrzał swój samochód (miał zgaszone światła, choć Barney pamiętał że ich nie wyłączał). Wszedł on do samochodu i usiadł na kluczu do zmiany kół (wcześniej go tam nie było). Położył klucz na podłodze i ujrzał idącą Betty, która usiadła na fotelu obok Barneya. Pod działaniem hipnozy Betty przypomniała sobie, że odzywała się tylko jedna istota. Mówiła z obcym akcentem. „Tam była rampa, prowadzili Barneya obok mnie po rampie. Powiedziałam: ‚Co z nim robicie, przyprowadźcie go do mnie z powrotem’.” Istota z obcym akcentem odpowiedziała: „On ma na imię Barney?”. Potem wyjaśniła że nie mogą wejść razem do środka, bo wszystko trwało by za długo. Barney czuje się dobrze, a jak badanie się skończy, oboje wrócą do samochodu. Betty powiedziała że widziała jak Barneya z zamkniętymi oczami wprowadzono do środka. Później i ją zaprowadzono do środka i posadzono na wygodnym białym krześle. Do pomieszczenia weszło wiele nieznanych istot, które oglądały ją ze wszystkich stron. Ich skóra była szarawa, dowódca miał czarne ubranie z materiału przypominającą skórę. Betty bała się oczu obcych istot. Oczy te były wielkie i czarne. Oto wypowiedź Betty:
„Pomieszczenie było okrągłe, przywodziło na myśl naleśnik albo tort weselny. Mało potężny filar nośny w centrum. Do środka weszła istota mówiąca po angielsku oraz jeszcze jedna, niosąca jakieś dziwne urządzenie. Myślałam że jest to aparat fotograficzny z obiektywem o wielkich soczewkach. Myślałam nawet, że będą mnie fotografować. Potem ten którego nazwałam ‚lekarzem’, wziął coś przypominającego nóż do listów i zaczął mnie tym drapać po ręku. Potem kawałeczki mojej skóry zapakowali w coś – jakby w przezroczysty celofan”. Betty pamiętała, że położono ją na stole diagnostycznym, a „lekarz” wbił jej w pępek bardzo cienką igłę. Poczuła ból, zaczęła płakać. Wtedy dowódca przyłożył jej ręke do oczu i ból natychmiast ustąpił. Istoty rozmawiały ze sobą, ale Betty nie potrafiła określić, jak długo. Na koniec nieznane istoty opuściły pomieszczenie – pozostała tylko jedna, mówiąca po angielsku. Betty zrozumiała, że badane już się skończyło, poczuła się lżej i troche pewniej – powiedziała do istoty, że w domu na pewno nikt nie uwierzy w to, co tu przeżyli, jeżeli nie będzie miała czegoś na dowód. Obcy zapytał ze śmiechem co by chciała wziąć? Betty wskazała na niewielką płytkę, wyglądającą jak okładka książki pokryta znakami dziwnego pisma. W tym momencie znowu wszedł „lekarz” trzymając na palcach protezę Barneya. Próbował też wyjąć zęby Betty, ale mu się to nie udało, bo nie miała protezy. Później Betty zapytała istote mówiącą po angielsku, skąd przybyła – istota pokacała jej trójwymiarową mapę nieba z wieloma punktami i świecącymi kulami. Niektóre były połączone liniami różnej grubości. Obcy powiedział Betty że częścią tego systemu jest również Słońce. Betty nie miała zielonego pojęcia, gdzie go szukać. Istota stwierdziła nieco sarkastycznie, że nie warto nawet mówić Betty, skąd przybywają, skoro nie potrafi określić pozycji Słońca. Widząc masę punkcików na mapie nieba Betty zapytała, co oznaczają większe i mniejsze kule, połączone liniami. Obcy powiedział nieco zarozumiale, że grubsze linie to drogi handlowe, cieńsze oznaczają trasy doświadczalne. Potem obcy znów zaczęli o czymś rozmawiać, po czym istota mówiąca po angielsku stwierdziła lakonicznie, że Betty musi koniecznie o wszystkim zapomnieć. Betty upierała się, krzyczała, w końcu powiedziała, że zrobi wszystko, żeby nie zapomnieć o niczym, co tu widziała. Poza tym jest przecież wielu ludzi ważniejszych od niej. Ofiarowała się nawiązać z nimi kontakt. Ale obcy nie zgodzili się na to. W końcu Betty została wyprowadzona z UFO. Poszła do samochodu stojącego w świetle księżyca.
Fragment seansu hipnotycznego
DR SIMON: Dobra, więc cofamy się w czasie do waszego powrotu znad Niagary i tej przygody z niezidentyfikowanym obiektem latającym. Zatem uprowadzony was, czy nie?
BARNEY: Mam wrażenie, że zostałem uprowadzony.
DR SIMON: Czy zostałeś uprowadzony?
BARNEY: Tak. Nie chcę uwierzyć, że zostałem uprowadzony, więc mówię, iż mam wrażenie, bo w ten sposób łatwiej zaakceptować mi fakt, którego nie chcę zaakceptować.
DR SIMON: Co sprawia, że ci łatwiej?
BARNEY: Powiedzieć, że mam wrażenie.
DR SIMON: Rozumiem. A dlaczego jest ci w tej sprawie ciężko?
BARNEY: Bo to taka niesamowita historia. Gdyby ktoś inny powiedział mi, że przydarzyło mu się coś takiego, nie dał bym wiary, a osobiście piekielnie nie lubię, kiedy oskarża się mnie o coś, czego nie popełniłem i wiem, że tego nie popełniłem.
DR SIMON: A co ci się znowu takiego zarzuca?
BARNEY: Nie wierzy mi się, że coś zrobiłem, a ja wiem, że to zrobiłem.
DR SIMON: Dobrze, załóżmy, że po prostu wchłonąłeś w siebie sen Betty.
BARNEY: To by mi się podobało.
DR SIMON: Podobało by ci się; więc może jest prawdą?
BARNEY: Nie…
BARNEY: (krzyczy): Nie chcę, żeby to na mnie zakładali! Nie chcę, żeby mnie dotykali!
DR SIMON: W porządku, w porządku. Nie dotykają cię teraz, wcale nie dotykają. Dajmy temu spokój.
Teraz będzie z wami mówić pan Hynek, może również pan Fuller, a wy będziecie wypełniać ich polecenia tak, jakby pochodziły ode mnie. Dopóki jesteście pogrążeni w transie, będziecie odpowiadać na wszelkie pytania i wypełniać wszelkie instrukcje, podane przez nas trzech. Potem jednak będziecie odpowiadać tylko mnie.
HYNEK: Barney, przypomnisz sobie wszystko wyraźnie, a ja chcę, byś mi powiedział, co się dzieje; właśnie usłyszałeś bip-bip-bip; powiedz, jak to brzmiało, a potem odprężycie się oboje i opowiecie, co się dzieje, kiedy jedziecie tą drogą.
BARNEY: Betty, tam… jest tam, Betty! O Boże to szaleństwo. Jadę przez most… nie jestem na Szosie 3. O Boże! O Boże, O Boże! (Barney ciężko oddycha). Och, nie wierzę. Ludzie na drodze. Nie wierzę. Nie jadę dalej. Tego nie może tu być. To księżyc.
DR SIMON: Mów dalej Barney. Wszystko sobie dokładnie przypomnisz… dokładnie.
BARNEY: Wysiadam z wozu, idę drogą w strone lasu. Pomarańczowa poświata; coś tam jest. O rany, gdybym tylko miał pistolet, gdybym tylko miał broń (podniecony, przejęty rozpaczą ton głosu). Wchodzimy po rampie. Chętnie bym komuś przyłożył, ale nie mogę. Chcę kogoś walnąć, a nie mogę. Moje nerwy… muszę uderzyć… muszę uderzyć! Właśnie zadudniło mi pod stopami, jestem w korytarzu. Nie chcę iść. Nie wiem gdzie Betty. Nie stała mi się krzywda; nie uderzę, ale uderzę, jeśli wyrzącą mi krzywde. Jestem odrętwiały. Nie mam czucia w palcach. Mam drętwe nogi. Leżę na stole!
DR SIMON: Już w porządku. Tu możesz przerwać. Leżysz na stole, ale jesteś spokojny i rozruźniony i będziesz odpoczywać, dopóki nie powiem „Słuchaj, Barney”. Przez chwilę nie będziesz słyszał tego, co mówię. Betty, co się dzieje?
BETTY: Jedziemy… Barney naciska hamulec, pisk, bardzo ostro skręca w lewo. Nie wiem dlaczego to robi. Zabłądzimy w lesie. Bierzemy zakręt.(pauza) Barney próbuje uruchomić wóz… nie zapala. Podchodzą do nas w tym lesie. Jest coś takiego w tym pierwszym… Jestem przerażona, muszę wysiąść z samochodu, uciekać, skryć się w lesie…
DR SIMON: Przestań, Betty, przestań na chwilę. Nie chcesz słyszeć, niczego, co powiem.
(Następuje przerwa, podczas której dr Simon usiłuje uspokoić krzyczącego z rozpaczą Barneya. Na koniec ponownie zwraca się do Betty).
DR SIMON: Betty, teraz możesz mnie słyszeć.
BETTY: Tak.
DR SIMON: Mów dalej.
BETTY: Chcę wysiąść z samochodu, uciekać, ukryć się w lesie…
HYNEK: Czy widziałaś kiedyś coś choćby odrobinę podobnego?
BETTY: Nie.
HYNEK: Czy oświetlał to księżyc? Czy widziałaś jednocześnie księżyc?
BETTY: Noc była bardzo księżycowa. Nie było tak jasno, jak w dzień, lecz widziałam wyraźnie. To było na ziemi i miało jakby obręcz na obwodzie.
HYNEK: Wspierało się na nogach, czy też spoczywało nisko na ziemi?
BETTY: Obręcz znajdowała się nieco nad ziemią i byłaspuszczona rampa.
HYNEK: Jakiego to było rozmiaru, Betty? Porównaj pod względem wielkości do jakiegoś przedmiotu.
BETTY: Próbuje się zastanowić…
HYNEK: Na przykład wagon kolejowy. Czy to było większe, czy też miejsze niż wagon kolejowy?
BETTY: Nie potrafię sobie wyobrazić rozmiaru wagonu kolejowego. Powiedziałabym, że gdyby wylądowało na tej ulicy… zastanówmy się, sięgałoby od frontonu tego domu aż za tamten garaż.
HTNEK: Co myślałaś, przybliżając się do tego coraz bardziej i bardziej?
BETTY: Żeby uciec, gdyby to było możliwe.
HYNEK: A dlaczego nie mogłaś umknąąć?
BETTY: Bo chyba nie mogłam. Ja.. ich człowiek był obok mnie. Powtarzałam tylko „Barney, Barney, obudź się”. zapytał mnie, czy on ma na imię Barney. Nie odpowiedziałam, bo pomyślałam sobie, co go to obchodzi. I kiedyśmy… zobaczyłam to… wiedziałam, że zechcą, byśmy weszli do środka. Nie chciałam wejść. Powtarzałam im, że nie wejdę… że nie chcę. A on powiedział, żebym weszła, bo chcą przeprowadzić kilka prostych testów, a kiedy ja skończą, będe mogła wrócić do samochodu.
HYNEK: Czy powiedzieli ci, skąd pochodzą?
BETTY: NIe.
HYNEK: Jakiego rodzaju dźwięki wydawali?
BETTY: To było… jak słowa… takie dźwięki, jak słowa.
HYNEK: Angielskie słowa?
BETTY: Nie.
HYNEK: Ale je rozumiałaś?
BETTY: Tak.
HYNEK: Jak to możesz wytłumaczyć?
BETTY: To było… jedyne, co mi przychodzi do głowy… jak nauka francuskiego.
HYNEK: Nauka francuskiego?
BETTY: Tak.
HYNEK: Czy sądzisz, że to był francuski?
BETTY: Nie, ale jak nauka francuskiego. Kiedy człowiek pierwszy raz słyszy francuskie słowo, myśli o nim po angielsku.
HYNEK: Rozumiem. Więc słyszałaś te słowa w jakimś języku, ale rozumiałaś je tak, jakby były wypowiedziane po angielsku. Mam słuszność?
(Doktor Simon dotknął głowy Betty).
DR SIMON: Dotykam twojej głowy, będziesz odpoczywać, rozluźniać się i nie usłyszysz nic, dopóki ponownie jej nie dotknę. Nic więcej nie usłyszysz, Barney, teraz możesz mnie słyszeć, masz doskonałe samopoczucie i jesteś odprężony. Powiedziałeś ostatnio, że wszedłeś do tego pojazdu, tak?
BARNEY: Tak.
DR SIMON: Wprowadzili cię do środka i ułożyli na stole, prawda?
BARNEY: Tak.
DR SIMON: I mówili do ciebie, nieprawdaż?
BARNEY: Tak.
DR SIMON: Powiedz nam, jak mówili; odpowiadaj w tej kwestii doktorowi Hynekowi.
HYNEK: Czy widziałeś, jak otwierają usta? A jeśli tak, to jak szeroko?
BARNEY: Widziałem, że ich usta się poruszały.
HYNEK: Spróbuj powiedzieć, jakie wydawali dźwięki, jeśli przypominały one cokolwiek ci znanego. Może jakieś zwierzę wydaje podobne dźwięki.
BARNEY: Nie.
HYNEK: Jakie były te dźwięki?
(Barney jęczy)
HYNEK: Co o nich myślałeś, jeśli w ogóle wówczas myślałeś?
BARNEY: Myślałem, że gdybym tylko mógł unieść pięści…
HYNEK: Myślałeś tak leżąc na stole?
BARNEY: Tak. Chciałem walczyć. Nie wiedziałem, gdzie jest Betty, lecz ilekroć usiłowałem się poruszyć, uspokajało mnie to jaskrawe światło w głowie.
„Gwiezdna mapa” Betty Hill
Betty utrzymywała w swojej relacji, że jedna z istot pokazała jej „mapę nieba” z wieloma punktami. Wśród gwiazdozbiorów Betty ujrzała 15 większych i mniejszych kul, połączonych liniami. W hipnotycznym transie sprecyzowała, że mapa była „trójwymiarowa” i że wydawało jej się, że „patrzy przez okno”. Kule były „czerwonawe i świeciły”. Mimo trójwymiarowości mapa nieba była „płaska”. Kto widział hologram, wie o co chodzi.
Betty, która stała nieruchomo mniej więcej 90cm od mapy, ocenia, że miała ona „trzy stopy szerokości i dwie wysokości”. Gdyby się poruszyła, ujrzałaby holograficzny wycinek mapy z innej perspektywy. Uważna obserwatorka nie spostrzegła na mapie żadnych skupisk materii gwiezdnej, jak na przykład nasza Droga Mleczna. Zapamiętała za to czerwone kule połączone liniami. Betty:”Nie było współrzędnych ani siatki”. Jedna z istot powiedziała Betty, że Słońce jest „częścią składową układu ciał niebieskich połączonych liniami”, ale Betty nie wiedziała, która z kul symbolizuje Słońce.
4.08.1969 – Marjorie Fish, nauczycielka, amatorka astrolnomi i członek Mensy potkała się z Betty Hill. Posługując się katalogiem gwiazd pani Fish ustaliła reguły:
* Na mapie nieba widzianej przez Betty Hill zaznaczono „drogi handlowe” i „drogi badawcze”. Poruszając się tymi drogami po Wszechświecie istoty pozaziemskie badałyby najpierw układy słoneczne leżące najbliżej.
* Olbrzymy, białe karły i bardzo młode gwiazdy nie są celem podróży.
* Jeśli ktoś leci do gwiazdy określonego rodzaju, to oznacza, że się nią interesuje.
* Ponieważ na mapie Betty Hill znajdowało się tylko 15 punktów, z których jeden symbolizował Słońce, to w najlepszym wypadku cały ten wycinek nieba miał 55 lat świetlnych.
* Ponieważ istoty pozaziemskie docierały do Układu Słonecznego i były podobne do ludzi, to ich ojczysty układ słoneczny musi leżeć w obrębie pasma, w którym może rozwinąć się forma życia podobna do ludzkiej. Dotyczy to wszystkich typów gwiazd od F-8 do K-5.(Słońce jest typem G-2 i mieści się w tym paśmie).
* Na mapie nieba Betty dwie duże kule znajdowały się jedna za drugą i były połączone wieloma liniami. Można przyjąć, że jedna z tych kul symbolizowała ojczysty układ nieznanych istot.
Stosując się do powyższych ustaleń pani Fish eliminowała kolejne gwiazdy. Wszystko zaczęło do siebie pasować: odległość pomiędzy poszczególnymi gwiazdami, całościowy trójwymiarowy obraz, trzy gwiazdy tworzące w lewym dolnym rogu trójkąt równoramienny i dwie „gwiazdy główne”, leżące jedna za drugą i połączone wieloma liniami. Przypadek był wykluczony. Oto zidentyfikowane gwiazdy:
Wszystkie te gwiazdy, mieszczące się w klasyfikacji warunkującej powstanie życia podobnego do ludzkiego, leżą w obszarze o średnicy 55 lat świetlnych. W jego środku znajduje się Ziemia. Betty Hill na mapie naszkicowała układ gwiazd przypominający trójkąt równoramienny. Gwiazdy te pierwszy raz wymieniono w pracy Gliesego (twórca katalogu gwiazd) z 1969. Przedtem poza nim samym i kilkoma astronomami nikt nie wiedział o tym układzie. Betty Hill naszkicowała mapę pięć lat przed opublikowaniem katalogu Gliesego! Wypowiedź Allana Hyneka w tej sprawie:
„To wszystko jest fascynujące i nie da się tego wyjaśnić. W latach 1961-1964 żaden astronom na świecie nie wiedział o trójkącie nakreślonym przez zahipnotyzowaną Betty Hill jako geometryczny układ gwiazd„
W latach 1973-1974 mapą Betty Hill zajmowali się niezależnie od siebie Frank B. Salisbury z Uniwersytetu Utah oraz David R Saunders z Uniwersytetu w Chicago. Pomijając drobne różnice, efekt ich badań był identyczny jak badania pani Majrorie Fish.
Wniosek:
Ojczyzną Obcych jest Zeta Reticuli 1 – układ planetarny podobny do naszego (oznaczenie G-2), oddalony od nas o 56 lat świetlnych. Potwierdza to ujawnione wcześniejsze dokumenty rządowe!
Źródła:
https://ripsonar.wor...rney-hill-1961/
https://www.nautilus....html?cat_id=12
Krótki film dokumentalny dotyczący uprowadzenia Hillów (lektor PL):
Użytkownik Irey edytował ten post 21.07.2018 - 01:49