24-letnia Jennifer Kesse miała wspaniałe życie. Przed rokiem skończyła studia z zakresu finansów, znalazła dobrą pracę i już zdążyła trzykrotnie w niej awansować. Miała kochającą rodzinę i chłopaka. Właśnie wróciła z wakacji do zakupionego dwa miesiące wcześniej mieszkania w Orlando. Wszystko posypało się dosłownie w jednej chwili.
W czwartek 19 stycznia 2006 roku Jennifer wyleciała ze swoim chłopakiem Robertem na krótkie wakacje na Wyspy Dziewicze. Za zgodą kobiety w jej mieszkaniu w tym czasie mieszkał jej brat Logan z przyjaciółmi. Para wróciła w niedzielę 22 stycznia i tę noc spędzili razem w mieszkaniu Roberta w Ft. Landerdale, skąd Jennifer wyjechała następnego ranka do pracy.
Około 18:00 wyszła z biura i pojechała prosto do domu. Wieczorem zadzwoniła do swojej rodziny i dowiedziała się od Logana, że jeden z jego przyjaciół zostawił telefon w jej mieszkaniu i chciałby odebrać go następnego dnia. Jennifer zgodziła się. Około 23.00, podczas rozmowy z ojcem, ktoś zapukał do drzwi kobiety i nic nie odpowiadał. Jen powiedziała, że to na pewno któryś z sąsiadów. Następnie zadzwoniła do Roberta. Para kontaktowała się z sobą każdego wieczoru i poranka. Według niektórych źródeł o coś się pokłócili.
Następnego dnia Jennifer nie odpisywała na SMSy od Roberta. Gdy próbował do niej dzwonić, od razu włączała się skrzynka głosowa. To było zupełnie niepodobne do Jen, ale mężczyzna przypomniał sobie, że tego ranka miała brać udział w ważnym spotkaniu, a więc uznał, że pewnie dlatego nie odbiera.
fot/google
Około 11.00 współpracownicy Jennifer skontaktowali się z jej rodzicami, ponieważ kobieta nie dotarła do pracy i nie odbierała telefonów. Rodzina od razu uznała, że coś jest nie tak. Jen była bardzo odpowiedzialna i poważnie podchodziła do swoich obowiązków. Coś musiało się stać. Od razu wsiedli do samochodu i wyjechali ze swojego domu w Bradenton w kierunku Orlando. W międzyczasie zadzwonili do zarządcy budynku, aby sprawdził mieszkanie Jennifer. Nikogo w nim nie było, a samochód zniknął sprzed budynku.
Brat kobiety dotarł do jej mieszkania około 15.00, a jej rodzice przyjechali 15 minut później. Wszystko wskazywało na to, że Jennifer była rano w domu i szykowała się do pracy. Ręczniki były wilgotne, na podłodze w łazience leżała jej piżama, a na umywalce rozłożone były kosmetyki do makijażu. Na niepościelonym łóżku leżały eleganckie ubrania do pracy.
Jeszcze tego samego dnia zgłoszono zaginięcie na policji, a wieczorem gotowe już były ulotki do rozwieszenia w okolicy. Niestety jej osiedle dopiero powstało. Nie zamontowano na nim jeszcze kamer i sporo mieszkań było pustych, a więc nie było żadnych świadków.
Jennifer była bardzo wyczulona na punkcie swojego bezpieczeństwa. Zawsze zamykała na klucz drzwi od mieszkania i samochodu, nigdy nie otwierała obcym i zawsze miała przy sobie gaz pieprzowy. Umiała się bronić. Nawet gdy robotnicy dokonywali poprawek w jej mieszkaniu, drzwi na korytarz były otwarte a Jen rozmawiała przez cały czas przez telefon ze swoim ojcem. Po zniknięciu kobiety w mieszkaniu nie było żadnych śladów walki ani włamania, co może sugerować, że musiał być w to zamieszany ktoś znajomy.
W czwartek 26 stycznia na policję zadzwonił mężczyzna, który widział informację o zaginięciu Jennifer w telewizji. Powiedział, że na jego osiedlu, oddalonym o około kilometr od osiedla Jen, od kilku dni zaparkowany jest samochód podobny do samochodu kobiety. To rzeczywiście było jej auto. Sprawdzono monitoring i okazało się, że ktoś zaparkował je tam około godziny 12.00 w dzień zaginięcia, następnie kierowca przebywał w samochodzie około 30-35 sekund i spokojnie się oddalił. Niestety nagranie było bardzo słabej jakości, ale sprawdzono także drugą kamerę, która robiła zdjęcia co trzy sekundy i znajdowała się zaledwie kilka metrów od przechodzącego kierowcy. Niestety na każdym zdjęciu twarz zasłonięta jest przez słupki od ogrodzenia. Nie można nawet określić płci przechodzącej osoby i nigdy jej nie znaleziono.
Samochód Jennifer został bardzo dokładnie wyczyszczony ze wszystkich śladów. Znaleziono jedynie kawałek odcisku palca, zbyt mały do analizy, oraz małe włókno. Na tylnym siedzeniu leżał sprzęt DVD Roberta, co wykluczyło motyw rabunkowy. Nie odnaleziono natomiast telefonu Jennifer oraz kolegi jej brata, iPoda kobiety, jej torebki, teczki ani ubrań, w które była tego dnia ubrana. Karty kredytowe i telefony komórkowe nigdy więcej nie zostały użyte.
Psy podjęły trop osoby, która prowadziła samochód Jennifer. Prowadził on od auta do klatki schodowej do mieszkania kobiety, a następnie urywał się.
Oczywiście głównym podejrzanym został Robert, który miał jednak niepodważalne alibi. Co ciekawe były chłopak Jennifer Matt spędził noc z poniedziałku na wtorek w barze naprzeciwko mieszkania kobiety, jednak i tutaj znaleźli się świadkowie, którzy potwierdzili niewinność mężczyzny.
Jennifer bardzo często skarżyła się na robotników, którzy prowadzili prace remontowe na osiedlu. Mężczyźni często ją zaczepiali i gwizdali za nią. Większość z nich była nielegalnymi imigrantami, a więc policja nie mogła ich odnaleźć, aby przesłuchać.
Jeden ze współpracowników Jennifer miał podobno obsesję na jej punkcie. Chciał się z nią związać, jednak kobieta nie była zainteresowana, zwłaszcza, że był żonaty. Owy mężczyzna bardzo się zdenerwował, gdy dowiedział się, że Jen pojechała na wakacje ze swoim chłopakiem. W dzień zaginięcia pojawił się w pracy dopiero popołudniu, argumentując, że dostał mandat i dlatego się spóźnił. Gdy kolejnego dnia inny pracownik rozmawiał z nim o zaginięciu Jennifer powiedział „prawdopodobnie została już zjedzona przez aligatory”. Policja nie zdołała mu jednak niczego udowodnić.
Rodzina Jennifer nie wyklucza, że kobieta mogła zostać ofiarą handlu ludźmi. Policjanci jednak są sceptyczni co do tej teorii.
Rodzice wciąż nie ustają w poszukiwaniach swojej córki i wierzą, że kiedyś odnajdą ją żywą. Do tej pory policjanci przebadali ponad 1000 tropów. Ojciec twierdzi, że policja odmówiła im dostępu do informacji i sam zatrudnił zespół prawników i śledczych.
Źródło: https://www.wykop.pl...k-male-oglosze/