Witam wszystkich!
Pokemonów, że tak powiem, ciąg dalszy...
MISSINGNOWiecie skąd wziął się błąd w Pokemon Blue, który umożliwia spotkanie tajemniczego pokemona zwanego Missingno? Zastanawialiście się, dlaczego pojawiał się tylko w wersjach Blue i Red, ale nie było go w późniejszej wersji Green? Mam pewną teorię, która może to wyjaśnić.
Wszystko zaczęło się jeszcze podczas tworzenia gry, w biurze programistów. Projektanci pracowali właśnie nad wersją Blue, kiedy usłyszeli dziwne hałasy. To coś mówiło, ale żaden z programistów nie był w stanie zrozumieć jego słów. Głos stawał się coraz głośniejszy, a jego źródło zaczęło zbliżać się do jednego z pracowników o nazwisku Takenori Ōta. Wystraszony Takenori zapytał "Czego chcesz!?". W tym momencie ta rzecz nagle ukazała swoje oblicze. Okazało się, że przypomina chłopca, ucznia pobliskiej szkoły. Wyglądałby całkiem normalnie, gdyby nie to, że był cały poplamiony krwią, a jego oczy lśniły czerwienią. Co kilka sekund powtarzał jakieś dziwne słowa, które brzmiały jak "zabić radość". Chwilę później zrobiło się jeszcze bardziej niepokojąco, kiedy zaczął wypowiadać zdanie
"Missingno, nazywam się Missingno, człowiek bez numeru urodzenia"
Takenori nerwowo zapytał "Jaki numer urodzenia?", na co chłopiec odpowiedział "To numer dnia, w którym się urodziłeś. Tak jak ty urodziłeś się 31 marca 1965 roku, więc twój numer wynosi 33165. Ja nie mam numeru urodzenia, byłem tylko płodem, którego matka została zamordowana. Siłą wyciągnęli mnie z jej brzucha, po tym jak ją zabili."
- Dlaczego tu jesteś!? Cz-czego od nas chcesz!? - wykrzyczał przerażony Takenori.
- Zaprogramuj mnie w grze jako Missingno, aby inni też mogli poczuć mój ból! - krzyknął intruz.
- Co masz na myśli? - spytał programista.
- Ich dane będą uszkadzane, kiedy mnie zobaczą. Wtedy zrozumieją, co mnie spotkało, dowiedzą się, że wszystko co dobre, może być łatwo zniszczone. - stanowczo rzekł Missingno.
Takenori od razu zgodził się umieścić ducha w grze. Z jakichś powodów wiedział, co by się stało, gdyby odmówił. Reszta programistów odradzała mu tego, ale on i tak to zrobił. Pracował przez kilka dni, a gdy było po wszystkim, zagroził kolegom, aby NIGDY nikomu nie mówić o tym, co się wydarzyło. Twarz Takenoriego każdego dnia stawała się bledsza. W końcu zachorował, okazało się, że nie spał od czasu wizyty Missingno.
Satoshi Tajiri (twórca gier Pokemon i sponsor wytwórnii Game Freak) jednego dnia polecił Takenoriemu, aby wziął dzień urlopu, jednak w odpowiedzi ten zaczął przeraźliwie krzyczeć "NIE, NIE MOGĘ!!! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! JESTEM ZAJĘTY!!!". Satoshi uspokoił kolegę i zaprosił go na lunch. Takenori zgodził się na wyjście i udali się do pobliskiej kawiarnii. Programista chętnie rozmawiał z Satoshim, jednak ani słowem nie wspomniał o Missingno. Swój wygląd oraz zmęczenie Takenori wyjaśnił brakiem snu wywołanym rzekomą chorobą swoich dzieci, które złapały grypę jeżdząć samochodem z opuszczonymi oknami w deszczowy dzień. Satoshi od razu zapytał "Kto do cholery otwiera okna w deszcz? Chyba ci odbiło, Takenori!". Programista nie rozumiał, dlaczego szef miał o to do niego takie pretensje.
Kilka dni po premierze gry, Takenori obudził się w środku nocy. Gdy otworzył oczy, zobaczył pochylającego się nad nim Missingno, gdy ten rzekł "Źle to zrobiłeś! Kiedy pojawiam się w grze, powinien nastąpić błąd, który niszczy grę na zawsze!".
- Nie karz mnie!!! Ja nie wiedziałem!! Proszę, nie!!! - krzyczał mężczyzna.
- Nie zrobię ci krzywdy, ale odnajdę wszystkich, którzy grali w tę grę i od teraz będę się ukazywał w każdej z nich! Wszystkie te dzieci będą mogły podziękować panu Ōta za zaprogramowanie tak wspaniałej klątwy. - odpowiedział Missingno.
Takenori już tylko stał w swoim pokoju. Nagle przerwócił się, a jego oczy wypełniły się łzami. "DLACZEGO!? DLACZEGO!?!?" rozpaczliwie krzyczał. Z ciemności zaczęła wyłaniać się rodzina programisty. Jego najbliżsi przez około minutę mówili i robili dziwne rzeczy, jakby nie byli sobą. Jego syn zapytał "Dlaczego to zrobiłeś, tatusiu?", po czym jego twarz nagle zniknęła. Jego córeczka zdjęła koszulkę i wydrapała na swoim ciele napis "Tato, zmusiłeś mnie do tego!". Jego żona wyglądała jakby została powieszona na znajdującym się na suficie wentylatorze, jej zwisające ciało obracało się niczym karuzela.Takenori krzyknął "STOP!! PROSZĘ PRZESTAŃ!!!" i wtedy się obudził. Od razu zdał sobie sprawę, że jego rodzinie nic nie jest. Uznał, że to jakaś choroba psychiczna. Postanowił odwiedzić szpital. W końcu przybył lekarz, aby go przebadać. Po wszystkim doktor wypisał mu receptę. Jakiś czas potem mężczyzna zorientował się, że na wydanej karcie widnieje napis "Witaj, żyjmy w radości... Zostałeś ostrzeżony, nie dotrzymałeś umowy, więc chcę cię zabić, ale nie mogę. Pozdrawiam, Płód.".
Takenori wiedział, że nie mógłby tego zrobić. Teraz wolałby umrzeć niż patrzeć, jak tysiące dzieci dosięga klątwa. Wiedział, że samobójstwo nic nie da, jest skazany na życie ze świadomością szkód, które spowodował.
Gracze, którzy widzieli Missingno do teraz zastanawiają się, skąd się tam wziął. Dzieci tracą swoje save'y, kiedy próbują złapać ducha wewnątrz gry, a on sam teraz wie, gdzie ich szukać. Niektórzy twierdzą, że szkielet Kabutopsa przedstawia prawdziwą budowę Missingno. Niektórzy sądzą, że kryje się on w Aerodactylu. Obecny wygląd ducha został stworzony przez Takenoriego i nie przypomina kształtem człowieka, ponieważ programista stwierdził, że gdyby dzieciaki ujrzały jego prawdziwy wygląd, mogłyby być przerażone. Takenori miał zbyt dobre serce, aby to zrobić. Kilka innych pokemonów-błędów jak Bulbasaur, Charizard, Squirtle itp. na wysokich poziomach są uznawane za klony Missingno, które on sam stworzył, aby psuć dzieciom zabawę z grą. Sam Takenori nie ma z nimi ponoć nic wspólnego. Inni twierdzą z kolei, że reszta pokemonów-błędów są dziełem kolejnego programisty, którego nawiedzał Missingno. Kto wie, co tak naprawdę się wydarzyło. Może to nie Takenori stworzył Missingno, a ktoś inny? Kto wie...
Stary człowiek i MachopPamiętacie staruszka stawiającego dom w Vermilion City? On i jego Machop przygotowywali grunt na ambitny projekt nowego domu. Zajmowali się tym już od trzech lat.
To zaledwie zalążek tej historii:
Wszystko zaczęło się w Lavender Town. Część z miastem duchów w grach Blue i Red jest krótka, ale wywiera na graczu niezapomniane wrażenia. Zły Team Rocket kradnie czaszki należące do Cubone'ów zamieszkujących wieżę w Lavender. Miejscowa sława, pan Fuji, postanawia położyć temu kres, jednak zostaje porwany. Ty, bohater gry, masz za zadanie pokonać Team Rocket i zwrócić spokój duchom zamieszkującym to miasteczko.
Historia w sumie banalna, jednak na tyle ciekawa, że każdy doszukiwał się w niej czegoś więcej. Być może chodzi o muzykę, którą słyszeliśmy poruszając się po miasteczku. Można powiedzieć, że brzmiała niczym strach. Wprowadzała nastrój, jakiego nie mogliśmy doświadczyć w żadnym innym miejscu w grze. Najlepiej zrozumieją to ci, którzy wychowali się na tej grze.
Ale czy nie ciekawi fakt, że zaledwie trzy lata później, miejsce spoczynku pokemonów zostało zastąpione przez wieżę radiową?
[wydarzenia z gier Gold/Silver/Crystal - przyp. tłumacza]Lavender Town całkowicie się zmieniło odkąd byliśmy tam pierwszy raz, do czasu wizyty w grach Gold i Silver. Pomijając różnice w estetyce, zmianie uległa też muzyka, która teraz była lekka i przyjemna. Całkowite przeciwieństwo tego, czego uświadczyliśmy w poprzedniej generacji. Interesujący jest jednak fakt, że pod tymi wszystkimi miłymi dla ucha dźwiękami, wciąż słyszeliśmy tę samą, nawiedzoną melodię.
Jak widzicie rola Team Rocket w "transformacji" miasteczka była nieco większa, niż przypuszczaliście.
Lavender Town za czasów Red i Blue było jedyne w swoim rodzaju. Tylko ono nie posiadało Gym'u, lub jakiejś atrakcji turystycznej. Fushia miała safari, Pewter muzeum, Cinnabar sławne laboratorium, a wszystko co miało Lavender to jeden wielki cmentarz. Może jeszcze ten żałosny w porównaniu z tym z sąsiedniego Celadon City Poke-Market. Lavender to zdecydowanie najbiedniejsze miasto krainy Kanto.
Pewnego dnia zjawił się biznesmen, który złożył burmistrzowi Lavender propozycję. Wieża radiowa z krainy Johto została uszkodzona w czasie burzy. Biznesmen chciał, by zburzyć wieżę duchów, a w jej miejsce postawić nową Radio Tower. Cały koszt miał zostać pokryty przez właścicieli radia, miasto odnotowałoby czysty zysk.
Burmistrz zdawał sobie sprawę z reakcji mieszkańców przywiązanych do cmentarza, jednak miasto popadało w ruinie. Zdesperowany urzędnik musiał się zgodzić na zaproponowane przez biznesmena warunki.
Cubone'sy występowały jedynie na terenie Lavender City. Wartość ich czaszek na czarnym rynku była ogromna. Jedynym warunkiem biznesmena było pozwolenie na polowanie na te rzadkie pokemony. Pieniądze ze sprzedaży czaszek miały pokryć koszt budowy wieży radiowej.
Kto był tajemniczym biznesmenem? Giovanni.
[szef Team Rocket - przyp. tłumacza].
Kto był burmistrzem Lavender? Sam pan Fuji.
Red
[bohater pierwszych gier o pokemonach - przyp. tłumacza] był tylko pionkiem na planszy planów Team Rocket. Zaraz po tym jak ocalił miasto oraz jego mieszkańców i odszedł, by ruszyć w dalszą podróż, Rockersi błyskawicznie wznowili polowania na Cubone'y.
Plan przewidywał także niespokojne dusze pokemonów, zamieszkujących starą wieżę. Giovanni po przejęciu Sliph Company mógł masowo produkować urządzenia pozwalające dostrzec duchy, co ułatwiłoby zlokalizowanie i przeniesienie ciał. Aby uniknąć zagrożenia, Giovanni postanowił wybudować nową wieżę, w której duchy zmarłych pokemonów znalazłyby spokój.
Znał idealne miejsce - puste wzgórze w Vermilion City...
Aby nie wzbudzać podejrzeń ingerencji Team Rocket wśród mieszkańców, Gio wynajął niezależnego budowniczego, który miał postawić fundamenty nowej wieży. Budowniczy posługiwał się tanią siłą roboczą, wytrenowanymi do tych celów pokemonami - Machopami.
Wystąpiły jednak problemy, teren budowy nawiedzały sztormy, jak to bywa w przymorskim miasteczku. Ciągle trzeba było zaczynać od nowa. Jakby tego było mało, cały budżet tego przedsięwzięcia był przechowywany w pobliskim banku, który został obrabowany. Kilka Machopów pracujących na budowie zginęło w tajemniczych okolicznościach. Po pewnym czasie mieszkańcy, nie znający celu budowy, zaczęli żartować o klątwie rzuconej na ten teren. W rzeczywistości śmierci Machopów spowodowane były tym, że nie potrafiły one odeprzeć ataków duchów.
[Machopy to pokemony typu walczącego, zadające ciosy fizyczne, nie mogące zranić Pokemona Ducha, z kolei na ciosy tych drugich Machopy są wrażliwe - przyp. tłumacza]Pojawiły się naciski, by kontynuować budowę Radio Tower bez przenoszenia ciał. Giovanni jednak bał się i kategorycznie odmówił. Jedyne, czego bał się bardziej od utracenia władzy, to niepokojenie dusz umarłych pokemonów. Kilku jego najbliższych współpracowników opowiadało, że miewał urojenia, jakoby duchy chciały się z nim skontaktować, co okazało się prawdą nawiązując do wydarzeń z budowy w Vermilion. Zaczęto mówić, że Gio nie może się pogodzić, iż został pokonany przez dziesięciolatka
[Reda - przyp. tłumacza].
W końcu Giovanni zrezygnował z władzy i nagle i pewnego dnia zniknął, po czym nikt go więcej nie widział.
Już następnego dnia po objęciu władzy w Team Rocket przez nowych liderów, wieża w Lavender została zburzona. Co dziwne, tego samego dnia staruszek nadzorujący budowę w Vermilion, zmarł.
Pozostałości budowy w Vermilion City znajdują się tam do dziś. Są opuszczone. Zostało właściwie tylko kilka nagrobków, po zmarłych Machopach. Przebywające tam osoby odczuwają niepokój. Niektórzy słyszą głosy konania lub bardzo smutną melodię.
Większość omija to miejsce. Choć czasem niektórzy przybysze z odległych krain twierdzą, że nocą widzieli tam staruszka i jego Machopa, nadal stawiających fundamenty nowego cmentarza...
------------------
Z innej beczki:
ObserwatorTa rzecz jest tutaj już od prawie tygodnia. Ta figura w oknie. Wygląda na bezpłciową, jakby sama skóra wisząca na formie w kształcie człowieka. Najpierw się zbliżało, a teraz już przylega do szkła. Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło, ani jak się tego pozbyć.
Na początku myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie żarty, że to jakaś lalka czy manekin podrzucony przez miejscowych palantów, aby mnie nastraszyć. Zrozumiałem, że nie mam racji kiedy obszedłem dom od zewnątrz. Nigdzie tego nie było. Pozostała jeszcze możliwość, że ktoś to schował kiedy tylko wyszedłem. Szybko wbiegłem z powrotem, aby się przekonać. Spojrzałem przez to samo okno. To coś wciąż tam było i gapiło się na mnie. Zacząłem przeszukiwać mieszkanie wrzeszcząc, aby dowcipniś się pokazał, ale nigdzie nikogo nie było. Ta rzecz jest naga i łysa. Właściwie nie ma nawet oczu, można nawet powiedzieć, że nie posiada twarzy. Wiem, że mnie obserwuje, gdyż jej głowa jest zwrócona wprost na mnie, kiedy wchodzę do tego pokoju.
Siedząc przy komputerze cały czas czuję, że to wierci we mnie swoim spojrzeniem pełnym nienawiści. Jednakże kiedy odwracam się, jest niewinnie zwrócone w zupełnie innym kierunku.
W czwartek w końcu zdecydowałem się otworzyć okno. Okazało się, że jest zablokowane, ani drgnęło. Sądzę, że to coś je przytrzymywało.
Korzystając z okazji przyjrzałem się tej twarzy.
Oczy, usta oraz nos tam były, ukryte pod skórą.
Wtedy to spostrzegłem. Patrząc na mnie, uśmiechało się.
Oczywiście zacząłem krzyczeć.
Wziąłem zamach, aby rozbić szybę pięścią, raz na zawsze pozbyć się zagrażającego mi potwora. Wiedziałem, że mam dość siły, aby rozbić szkło. Powinno się stłuc, jednak nic się nie stało. Wzdrygnęło się tylko pod moją ręką, ale nie pękło.
Jej przerażający uśmiech stawał się coraz szerszy i szerszy. Kiedy już myślałem, że zaraz przedzieli nim swoją głowę na pół, to podniosło swoją dłoń i uderzyło w szybę. Ta rzecz szydziła ze mnie, kiedy tylko odsunąłem się zobaczywszy powstałe na oknie pęknięcie, to zaprzestało uderzeń.
Nie chcę nigdy więcej oglądać tego okropnego uśmiechu w moim domu.
Wziąłem rolkę srebrnej taśmy klejącej i zacząłem zaklejać okno. Starałem się na to nie patrzeć, ale omal nie narobiłem w gacie zdając sobie sprawę, że ono przez cały czas na mnie patrzy. Nie mogłem się powstrzymać, aby po raz ostatni nie rzucić okiem.
W końcu w ułamku sekundy zerknąłem na tę zakrytą skórą twarz.
Było rozzłoszczone.
Tym razem tylko wyszczerzało swoje zębiska. Skóra w miejscu ust była rozdarta i mogłem zobaczyć bezdenne gardło tego czegoś. Teraz w całym domu dało się usłyszeć dziwne, groźne mruczenie. Podwójna warstwa ukrywająca jeszcze oczy i nos zaczęła pękać wzdłuż czaszki. Czym prędzej zerwałem taśmę. Mruczenie ustało, skóra zakrywająca usta zaczęła się zrastać i to znowu się uśmiechało.
Teraz jest noc. Nie słychać już żadnych hałasów, żadnych grzmotów, żadnego tłuczonego szkła. Teraz jest tylko cisza. Pisząc to, czuję jedynie jego pazury chwytające oparcie mojego krzesła. Czasem tylko usłyszę cichy dźwięk pękania skóry, kiedy się do mnie uśmiecha.
Mój własny obserwator...
Użytkownik nezumi1 edytował ten post 18.07.2010 - 17:07