Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1516

małpiszon.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Okno

 

Widziałem kogoś w oknie.

Zdrzemnąłem się oglądając film. Drgnąłem. Przebudziłem się i zobaczyłem go jak szybko uciekał. Musiał mieć przyciśniętą twarz do szyby, ponieważ zostawił  na niej odbicie: wykrzywiony, chytry uśmiech. Odbicie zaraz zniknęło , ale na szczęście zdążyłem je zauważyć.

Byłem sparaliżowany. Senność przepadła. Moje dłonie zacisnęły się wokół podłokietników, wilgotne od potu.  Obok mnie, moja żona spokojnie spała.Oddychała głęboko i powoli. Chciałem ją obudzić, ale moje ciało mi odmówiło, nie mogłem się poruszyć.

Nagle zacząłem się trząść i zgrzytać zębami, chociaż w samolocie nie było zimno.

 

/reddit.com 


  • 5

#1517

Moltenlair.
  • Postów: 423
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Powrót z pracy

 

To nie był zwyczajny dzień w pracy, deadline zawsze zaskakuje człowieka jak hiszpańska inkwizycja. Tekst do korekty wysłany, opieprz od naczelnego zebrany, pozostaje spakować toboły i fajrant. Zbliżała się północ, nie miałem ochoty tłuc się komunikacją miejską po nocy i natrafić na jakichś podejrzanych typów czy podchmielonych poszukiwaczy kierowników, a na dodatek tego dnia odbywały się jakieś derby a ja nigdy nie miałem szczęścia w grach losowych i na pewno źle wytypowałbym drużynę w BójkoLotku. Coś mi się od życia należy, niech będzie taksówka. Mam tylko nadzieję, że kierowca nie będzie gadatliwy.

Oczywiście, przez całą drogę byłem zmuszony wysłuchiwać narzekania złotówy na Tuska, młodzież oraz sensacyjne historie, które przeżyła jego żona u lekarza, notabene, zdiagnozowana na choroby weneryczne. Moje półprzytomne chrapnięcia nie zniechęcały taksówkarza do kontynuowania swoich opowieści. Dawno tak nie ucieszyłem się z widoku mojego starego, poczciwego, rozpadającego się bloku z wielkiej płyty i nie zostawiając napiwku ruszyłem w stronę mojej klatki. Kodem otworzyłem drzwi i wspiąwszy się na piętro przywołałem windę.

Prawda, ostatnie kilka dni spędziłem w biurze, sypiając w pokoju rekreacyjnym, ale nie wiedziałem, że windę można w takim czasie wymienić. Widać nie doceniałem naszych polskich fachowców. Łaskawie zaakceptowałem większą ilość miejsca w kabinie i wcisnąłem guzik oznaczony cyfrą „9”. 

No nie, wymianę windy bym zrozumiał, ale w kompletną zmianę rozkładu ścian i drzwi. Wniosek jest prosty, pomyliłem bloki albo mając szczęście tylko klatkę. Zmęczenie robi swoje a drzwi na dole pewnie po prostu były otwarte cały czas i wpisany kod nie miał żadnego znaczenia. Wsiadłem ponownie do windy i zjechałem na parter. Serce mi przyspieszyło, gdy drzwi nie chciały się otworzyć, ale staremu budownictwu należy wybaczyć, wjechałem na pierwsze piętro i tam opuściłem kabinę z zamiarem pokonania kilkunastu schodów na dół już samodzielnie. Rozbudziłem się gdy uderzył we mnie absurd braku klatki schodowej. Spanikowałem zorientowawszy się, że drzwi od windy są zatrzaśnięte i ani drgną. Perspektywa skoku z okna nie wyglądała zachęcająco, więc chcąc nie chcąc byłem zmuszony poprosić o pomoc któregoś z mieszkających na piętrze lokatorów licząc, że wybaczą późną porę i zrozumieją sytuację. Na pewno takie rzeczy zdarzają się tu regularnie.

W lewym skrzydle po zapukaniu odpowiedziała mi cisza. Zanim stuknąłem w kolejne drzwi zauważyłem, że są leciutko uchylone, nieśmiało więc zajrzałem do środka. Moje oczy przywitał obraz wąskiego korytarzyka z lekko zwiędniętymi paprotkami zawieszonymi pod sufitem i zdechłym gryzoniem leżącym w kącie. Nie dojrzałem końca korytarza więc zacząłem się powolutku poruszać do przodu uważając, by nie nadepnąć myszy. Ku mojemu zaskoczeniu nie było wyjścia po przeciwległej stronie a napotkałem jedynie metalowe drzwi po mojej lewej. Nacisnąłem klamkę i poczułem nieprzyjemny zapach niemytego ciała i alkoholu. Istotnie, w rogu pomieszczenia drzemał jakiś menel, jego brudną, zarośniętą twarz oświecał słaby płomień cmentarnego znicza. Jako, że nie było innego źródła świata zwinąłem dziadowi świeczkę i zorientowałem się, że znalazłem się na klatce schodowej. Naprawdę dziwne budownictwo.

Nie zaskoczył mnie już fakt, że jedyne schody prowadziły na górę, nie zwlekając więc dłużej wgramoliłem się na następne piętro. Po pokonaniu setki, lub więcej stopni zacząłem kląć pod nosem. Nagle z dołu dopadł mnie przerażający wrzask, prawdopodobnie pijak zorientował się, że ktoś go okradł, zacząłem więc wbiegać ostatkami sił aż po blisko minucie dotarłem do wyjścia. W nozdrza uderzył smród zgnilizny i wilgoci, tynk odłaził ze ścian a na korytarzu leżały połamane meble. Słysząc zbliżające się kroki z dołu dopadłem do najbliższego mieszkania i wdarłem się do niego zatrzaskując za sobą drzwi. Głośno przeprosiłem za najście i wsłuchałem się w ciszę wyczekując odpowiedzi. Syk? Wzdychnięcie? Jęk? Ostrożnie ruszyłem w stronę z której dochodziły odgłosy i uchyliwszy kolorowe, plastikowe paski jakie często widuje się na wsi we framudze zobaczyłem postać leżącą na wersalce odwróconą do mnie plecami. Poczułem paraliżujący strach, wszystkie włosy na ciele zjeżyły mi się a zwieracze nie wytrzymały. Smród zgnilizny powrócił i zaatakował ze zdwojoną siłą. Nie kontrolując własnego ciała podszedłem jeszcze bliżej. Bliżej. Bliżej. Wyciągnąłem rękę. Złapałem wątłe ciało za ramię. Głowa niespodziewanie odwrociła się i kilkanaście par oczu osadzonych na zdeformowanej twarzy zaczęło się we mnie agresywnie wpatrywać wwiercając się w głąb mojej świadomości, adrenalina zburzyła barierę paraliżującego strachu i panika pognała mnie przed siebie. Monstrum zaczęło za mną pełznąć. Okno. Nie otworzyłem go. Tysiące małych odłamków wbiło mi się w twarz i ramię. Poczułem krople ciepła rozpływające się ku uszom. Odwróciłem się by nie oglądać zbliżającej się śmierci. Mijając piętra mój mózg zaprzątnęła ostatnia myśl zanim rozbiłem się o asfalt.

To był mój blok.

 

 

Twórczość własna


Użytkownik Aexalven Fendadra edytował ten post 15.06.2014 - 21:39

  • 9

#1518

Neluka.
  • Postów: 24
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Géza Csáth

 

CZARNA CISZA

 

Wyjaśnię panu, doktorze, o co chodzi. Chodzi o mojego braciszka, rumianego chłopczyka o jasnych włosach i ciemnych oczach, które zawsze wpatrywały się w dal. I jeszcze o tę czarną ciszę.

Dorósł nagle i niespodziewanie.

Poprzedniego wieczoru był jeszcze milutkim, szczebioczącym dzieciakiem, a rano obudził się jako podrostek. Mocno umięśniony, o gęstej czuprynie i strasznym, płonącym spojrzeniu. Och, jakże bolało mnie serce tego ranka. Wiedziałem, czułem, że… nadlatuje czarna cisza. Na ogromnych skrzydłach nietoperza.

Nasze małe, schludne podwórko z krzewami róż zarosło wstrętnym, cuchnącym zielskiem. Z dachu spadały dachówki i tynk odłaził ze ścian.

I nastały okropne noce. Młodsze siostry z głośnym płaczem zrywa¬ły się ze snu. Rodzice zapalali świecę i wpatrywali się w swoje puste, bezsenne twarze. Nikt nie wiedział, co się dzieje i co się jeszcze wydarzy. Wiedziałem tylko ja. I tylko ja czułem, że nadlatuje czarna cisza.

Richard, ten potwór, wyrwał w piątek młode drzewka na podwórku i przypiekał białego kotka Anikó. Zwierzak wił się straszliwie, kiedy jego delikatna, różowa skóra brązowiała, skwiercząc nad ogniem.

Jakże myśmy płakali! A Richard tylko się śmiał.

W nocy włamał się do sklepiku Żyda i ukradł pieniądze z szuflady. A potem biegł, rozsypując je po ulicy.

Kiedy rano spał, zauważyliśmy, że ma zranioną dłoń. To policjant go postrzelił. Mama przyklękła przy łóżku Richarda i delikatnie obmyła mu ranę. Spał spokojnie.

Och, jakiż on był odrażający!

Staliśmy wokół łóżka i opłakiwaliśmy Richarda, rumianego chłopca o jasnych włosach. I z trwogą czekaliśmy na czarną ciszę.

Zrozpaczony ojciec wrzasnął kiedyś:

- Richardzie, ty nikczemny bydlaku, idź precz, żebyśmy nie musieli cię więcej oglądać!

Richard na to bez słowa zjadł całe mięso z półmiska. Młodsze siostry patrzyły pożądliwie, jak sam pożera wszystko ze stołu. Płakały. Widziałem, że ojciec, śmiertelnie blady, drży. Bał się go.

Zerwałem się i uderzyłem Richarda w twarz. Cisnął mnie o ścianę

wybiegł z pokoju.

Leżałem w łóżku z gorączką. Rana na głowie po uderzeniu Richarda jeszcze mi krwawiła. Nocą wrócił. Wybił okno i wszedł do pokoju. Szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, powiedział:

- Podpaliłem dom rządcy. Śpi tam w śnieżnobiałej pościeli jego córka. Pierś dziewczyny unosi się i opada miarowo. Za chwilę jej pokój ogarnie ogień. Mój ogień. Obudzi się w płomieniach. Czerwony ogień obsypie jej alabastrowe nogi ciemnobrunatnymi pocałunkami. I spłoną też jej włosy, i będzie łysa! Słyszysz? Całkiem łysa! Piękna jasnowłosa córka rządcy będzie łysa!

Zaprowadziliśmy Richarda do lekarza, który stwierdził, że Richard

obłąkany.

Dlaczego miałby być obłąkany? Dlaczego właśnie obłąkany? Nie, och, nie. To wszystko przez tę czarną ciszę. Wiedziałem.

Oddaliśmy go do domu dla obłąkanych. Kiedy zorientował się, że pielęgniarze chcą go pochwycić, rzucił się na nich i wszystkich dotkliwie pobił. Związali go w końcu i wściekle klnąc, zaczęli okładać metalowymi prętami. Richard toczył z ust krwawą pianę i wył. Wył strasznym, przeraźliwym głosem, który wypełnił powietrze w promieniu kilku mil.

Kiedy wracaliśmy z tatą do domu, odkryłem, że to okropne wycie siedzi przyczajone we wszystkich zakamarkach pociągu. Czegokolwiek dotknąłem, natychmiast rozlegał się tamten ryk.

Jeszcze tej samej nocy Richard wrócił do domu. Wyrwał kraty i zeskoczył z okna na ulicę, rozbijając sobie czoło. Mimo to wrócił. Biegiem.

…A w ślad za nim wróciła również czarna cisza.

Była trzecia nad ranem. Nie spałem, kiedy Richard przybiegł. Słyszałem, jak otwiera bramę.

A nasz dom okryły odrażające wilgotne skrzydła czarnej ciszy.

Kwiaty w ogrodzie uschły. Śpiących domowników opadły ciężkie, dręczące sny. Skrzypiały łóżka i co chwilę rozlegały się jęki i bolesne westchnienia.

Tylko ja nie spałem.

Richard przebiegł przez podwórko, po chwili wszedł do pokoju, który do wczoraj zajmowaliśmy wspólnie. Bałem się poruszyć. On jednak w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Zdyszany zwalił się na łóżko i zasnął.

Potem wszystko potoczyło się zgodnie z wolą czarnej ciszy. Przygniotła mi pierś i wsączyła się w moje żyły. To było straszne. Chciałem uciec, lecz przygwoździła mnie do łóżka i złowieszczo szeptała mi do ucha przerażające rzeczy.

Wstałem. Poszukałem sznura. Zawiązałem na nim solidną pętlę i podkradłem się do łóżka Richarda.

Miałem wrażenie, że głowę i ramiona przygniata mi ciężki kamień. Kolana uginały się pode mną.

Przeciągnąłem pod zakrwawioną głową Richarda sznur i przewlokłem jego koniec przez pętlę.

Odczekałem chwilę.

Richard spał, oddychając głęboko i chrapliwie. Dobrze wiedziałem, że kiedy się obudzi, pozabija nas wszystkich, że pięścią uderzy ojca w smutną twarz, za włosy wywlecze siostrzyczki na podwórko. Więc nie wahałem się dłużej. Z całej siły ściągnąłem pętlę. Richard zaczął się dusić, ale się nie obudził. Potem jęknął straszliwie i wierzgnął nogami, przez kilka chwil jego mocne ciało wiło się na łóżku, aż wreszcie znieruchomiało.

I wtedy usłyszałem, jak czarna cisza się śmieje. Bezgłośnie, szaleńczo. Obleciał mnie strach.

Zimne ciało Richarda kurczyło się w moich rękach.

Zapaliłem świecę.

Na łóżku leżał mały, delikatny chłopiec. Twarz miał sinoniebieską.

To był mój mały szaleniec, mój braciszek Richard o rumianych policzkach i jasnych włosach. Jego ciemne oczy patrzyły w dal.

A czarna cisza – słyszałem wyraźnie – śmiała się i śmiała.

Już nigdy więcej nie chcę słyszeć tego śmiechu, bo głowa mi od niego pęka i ciarki chodzą po plecach. I nie chcę już widzieć ciemnych oczu małego Richarda wpatrzonych w dal. Bo kiedy je widzę, ściska mnie w gardle i nie mogę zasnąć. W ogóle mam kłopoty ze snem, doktorze.

 

[1908]


  • 6

#1519

Teppic.
  • Postów: 37
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czy istnieje Creepypasta zdolna wystraszyć na śmierć? cz. 3

 

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Ludzie lubią nieznane, lubią też się bać. Stąd pewnie ta popularność gatunku filmowego jakim jest horror. Jest też kolejne powiedzenie, które mówi że strach nie zabija. To chyba trochę prawda...

 

A teraz wyobraź sobie sytuację: siedzisz sam w pokoju, jest środek nocy... Spójrz teraz nagle w okno(koniecznie przy całkowicie zgaszonym świetle). Co widzisz? Hmmm, prawdopodobnie nic, tudzież konar drzewa, płot czy dom sąsiada. Co by jednak było gdybyś ujrzał tam na przykład ciemną postać, upiorną twarz czy też błysk światła i towarzyszący mu, przenikliwy jazgot? Założę się, że podskoczyłbyś nagle oszołomiony, puls poszybowałby na maksa w górę. Jednak czy to wywołałoby jakieś groźne skutki? W zadziwiającej większości z pewnością nie.

 

A teraz wyobraź sobie, że gdzieś tam istnieje creepypasta, która nie tylko oszałamia strachem ale wywołuje groźne dla zdrowia skutki. Nie towarzyszy jej żaden obraz, żaden dźwięk. Ale jej zakończenie sprawia, że siedzisz wpatrzony w tekst, boisz się oderwać wzrok, boisz się zamknąć oczy i przez długi czas już raczej nie zaśniesz. I to tylko jeśli jesteś mocną jednostką! Jeśli jesteś słaby to skutki mogą być o wiele, wiele gorsze.

 

Wróćmy jednak do postów pewnego tajemniczego Rosjanina z pewnego forum internetowego. Jak już wcześniej pisałem, ów człowiek w żaden sposób nie dał się namówić na wyjawienie treści upiornego tekstu. Dostaliśmy jedynie marny początek. Jednak ludzie są ciekawscy i zaczęli dociekać, grzebać po całej internetowej sieci w poszukiwaniu najdrobniejszych szczegółów. Ja także grzebałem, grzebałem i w końcu natknąłem się na dość ciekawą teorię związaną z owym tajemniczym tekstem.

 

UWAGA: Podobno ten owiany tajemnicą tekst zawiera jakąś tajemnicę związaną z hipotezą Riemanna i teorią liczb pierwszych! A autorem treści tego tekstu podobno był rosyjski matematyk. To co jest w nim zawarte... podobno jeży włosy na głowie i chyba naprawdę nie chcielibyśmy poznać wyjawienia tej tajemnicy...

CDN.


  • 4

#1520

Blitz Wölf.
  • Postów: 495
  • Tematów: 7
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Orkiestra 

 

Co to za dziwaczne miejsce? Ostatnie, co pamiętasz to psy wgryzające ci się w ciało, kiedy próbowałeś wynieść łup z czyjegoś domu. Nawet nie wiesz, do kogo należał; aktualnie był pusty, a -jak powszechnie wiadomo- okazja czyni złodzieja. Rabunek udałby ci się, gdyby nie te cholerne psy. Przypominasz sobie akcję: mały, upierdliwy pimpek narobił rabanu gdy go kopnąłeś, a reszta -tym razem o wiele większych kundli- zaatakowała cię. Kąsały po nogach, a kiedy upadłeś jeden z nich rzucił ci się do gardła.

 
Chwila, moment... Skoro pogryzły cię te cholery to dlaczego nie masz żadnych śladów? Ciało bez ran, spodnie całe... nawet koszula nie jest poplamiona krwią. Ale przecież pamiętasz tę sytuację bardzo dokładnie, to nie mógł być sen czy urojenie.

 
Gdzie jesteś? Przecież nigdy tu nie byłeś. Podnosisz wzrok i przyglądasz się miejscu - jest dziwnie ciemne i bardzo ciepłe, a tu i ówdzie zauważasz płynące w powietrzu, gęste smugi duszącego dymu. Wygląda to na jakąś jaskinię.

  
Idziesz przed siebie - innej drogi nie ma. Schylasz głowę, żeby nie przydzwonić w... stalaktyty? Stalagmity? Nie jesteś pewien, przecież jesteś drobnym rabusiem, a nie jakimś geologiem czy innym jaskiniologiem.  Złapałeś jeden z "sopli" krasowych, ale momentalnie puściłeś - gorący jak diabli!

 
Wędrujesz wgłąb. Wydaje ci się, że słyszysz coś jakby... krzyki? Śpiew? Nie masz pewności, bo odgłosy są nieco zniekształcone przez akustykę jaskini, a poza tym rozbrzmiewają w oddali. Jest coraz cieplej - zdejmujesz z siebie koszulę i postanawiasz odpocząć, bo spociłeś się jak szczur.

 
Wtem zauważasz przed sobą dwie postaci. W końcu kogoś spotkałeś! Ignorując zmęczenie i upał biegniesz do nich, wzywając pomocy. Nie obchodzi cię, że mogą wiedzieć o Twojej złodziejskiej przeszłości - najwyżej posiedzisz parę lat w pudle. Chcesz się stąd wydostać! Gdy już zbliżyłeś się do nich i złapałeś oddech zauważyłeś, że... mają rozbawione miny. Ich oblicza są bordowe i jakby usmolone, a całe głowy (oprócz twarzy) zakrywają im chusty. Pytasz, jak się stąd wydostać.

 
- Wydostać! Każdy z was chce się wydostać, kiedy już jest za późno, za późno, za późno! - zdanie zakończył śpiewnie, modulując odpowiednio swój drwiący i nieco hieni głos, na co drugi wybuchnął śmiechem. - Pozwól, że coś Ci powiem, człowieczku: chyba nie wiesz, dokąd trafiłeś... Wiesz ty w ogóle, kim my jesteśmy?
- Nigdy panów nie spotkałem, więc skąd mam wiedzieć, kim... - urwałeś, w tej bowiem chwili obie postaci zrzuciły z głów chusty ukazując imponującej wielkości rogi wyrastające z czaszek. - Diabły! - krzyknąłeś i rzuciłeś się do biegu, chociaż wcale cię nie goniono. Usłyszałeś skrzekliwy śmiech, który jednak zaczął niknąć w oddali.

 
Dogalopowałeś do rozwidlenia dróg. Wybrałeś lewą ścieżkę, jednak cofnąłeś się, gdy zobaczyłeś kolejnego demona, tym razem z wyjątkowo krzywą mordą i baranimi rogami. Ostatecznie poszedłeś prawdą drogą. Po długim marszu zauważyłeś dziecko w wieku na oko ponadprzedszkolnym, siedzące na jakimś głazie.

 
- Hej, dziecino. Wiesz może, jak dojść do wyjścia? Trafiłem tu przez przypadek i właściwie pozwolono mi już wyjść, ale nie wskazano drogi. - postanowiłeś zełgać. Pewnie grzdyl się nie zorientuje.
- Pozwolono wyjść?
- Właśnie...
- Kłamiesz.
- odpowiedział malec z rechotem, ze śmiechu kręcąc długim ogonem z kitą, który dopiero teraz zauważyłeś. - Powinieneś iść wgłąb. - tu wskazał pazurzastą łapką kierunek, w którym właśnie szedłeś.
- Eee... dzięki. - powiedziałeś szybko i ruszyłeś we wskazanym kierunku.

 
Dotarłeś do czegoś w rodzaju jeziorka, którego wygląd bynajmniej nie wskazywał na wodę. Wsiadłeś do łódki, którą znalazłeś przy brzegu i płynąłeś przez masy żółtej brei próbując wiosłować. Nigdy nie podróżowałeś łódką, ale po jakimś czasie domyśliłeś się, jak nią sterować poprzez zmianę sposobu wiosłowania. Chciałeś dobić do drugiego przyjeziorza, ale zauważyłeś, że... nie było go. Nie było brzegu, a na jego miejscu jawił się bardzo wysoki wodospad. Próbowałeś zawrócić, ale nie dałeś rady oprzeć się sile płynącej cieczy i najzwyczajniej w świecie spadłeś z urwiska razem z łódeczką, szpetnie przeklinając na całe gardło. Wpadłeś do bajora znajdującego się pod wodospadem. Fala wyrzuciła cię na brzeg, a echo jaskini nadal powtarzało "mać, mać, mać...". Oddychałeś ciężko, w myślach błogosławiąc ląd; zerwałeś się na nogi dopiero, kiedy zauważyłeś kopyta stojące zaledwie pół metra od swojej głowy, a kiedy już stanąłeś nie miałeś wątpliwości, do kogo należą.

 
Kolejny diabeł. Różnił się od innych; z tego, co zauważyłeś miał na całym ciele krótką sierść koloru posoki, a jego twarz przypominała bardziej małpią mordę z wyłupiastymi oczami niż cokolwiek ludzkiego. Zwróciłeś uwagę na jego rogi - dzieliły się niczym wieniec jelenia czy sarny, ale z pewnością porożem nie były - oraz strój, który był dziwacznie niedopasowany do "nosiciela". W istocie był to rodzaj eleganckiego fraka z długimi klapami z tyłu, który sprawiał wrażenie bardzo staromodnego. Stworzenie trzymało w prawej łapie batutę.

 
- Wstawaj, czas na ciebie - istota nie śmiała się z ciebie tak jak reszta mieszkańców tej jaskini, ale w jego głosie nie było też nic przyjaznego. Mówiła tonem nie znoszącym sprzeciwu; uznałeś, że lepiej będzie współpracować.

 
Kiedy szedłeś za nim, stwór kaszlał, plwając niewielką ilością krwi. Przeszło mu dopiero, kiedy inny demon (ten z kolei miał łysą glacę z niemal komiczną kępką włosów na czubku) podał mu jakąś ciecz w kieliszku, a "prowadzący" napił się jednym haustem. Śpiew, który wcześniej słyszałeś stawał się coraz głośniejszy.

 
- To tutaj - powiedział demon we fraku, kiedy dotarliście do czegoś w rodzaju ogromnej auli wypełnionej mnóstwem stojących osób. Nie mogłeś dostrzec drugiego końca pomieszczenia.

 
Diabeł doprowadził cię do miejsca obok jakiejś mało urodziwej kobiety z końskimi zębami i grubego faceta o aparycji tucznego prosięcia, którzy ostatkiem sił wyli jakieś losowe piosenki.

 
- Śpiewaj! - powiedział czort - śpiewaj aż po wieczność!
- Ja-jak to? - wykrztusiłeś w szoku. - Myślałem, że jestem w piekle...
- Dobrze myślałeś. A teraz śpiewaj!
- Ale co?
- Cokolwiek!
- ryknął dyrygent.

 
Przeraziła cię ta nagła zmiana tonu. Bez zastanowienia zacząłeś śpiewać "Wlazł kotek na płotek", co może nie było szczytem muzycznego piękna, ale jednak stwór postanowił dać ci spokój. Odszedł, więc pomyślałeś, że możesz skończyć swój wokalny popis, ale gdzie tam! Kiedy tylko skończyłeś wydawać z siebie dźwięki inny demon uderzył cię z całej siły w plecy, chyba jakimś kijem. Natychmiastowo zacząłeś "wlazłkotkować" na nowo mając nadzieję, że wkrótce będziesz mógł przestać.

 
Niestety chwila wytchnienia nie nadeszła. Już zawsze będziesz śpiewać w tym cholernym piekle, a ból gardła nigdy nie przejdzie. Musisz przyzwyczaić się do bólu nóg i kręgosłupa, bo nie pozwolą ci położyć się czy choćby usiąść - w sekcji śpiewaczej utwory wykonuje się wyłącznie na stojąco. Zostałeś skazany na dożywocie w tej gorącej jaskini, w tej parszywej dziurze zaczadzonej palącym płuca dymem, w tej przeklętej norze pełnej diabłów. Spędzisz tu nieskończenie wiele czasu, chociaż gdybyś mógł to zrobiłbyś wszystko, żeby tu nie trafić.

 
Bo każdy chce się dostać do nieba, kiedy jest już za późno.

 

~o~

 

Tak, wiem, głupie.

Opowiadanko by Blitz Wolf

Mocno inspirowane "Djevelens Orkester" Kaizers Orchestra


  • 0



#1521

DeMoNika.
  • Postów: 14
  • Tematów: 3
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Seniorzy drużyny piłkarskiej St Charles z liceum po wygraniu mistrzostw stanu postanowili się zabawić.Jak to luzacy ze szkół średnich mieli doświadczenie z alkocholem,ale postanowili pójść na całość więc podjeli decyzję,że ta noc będzie niezapomniana i zażyli kwas poraz pierwszy w swoim życiu.Czterech z nich jeździło po mieście przez kilka godzin na pełnym haju.Jeżdżąc tak zauważyli na trawniku śmiesznie wyglądającego strzata.Postanowili ukraść gnoma,ale jak tylko wsadzili go do samochodu śmieszny ludek zaczął z nimi rozmawiać.Wszyscy czterej chłopcy byli przerażeni tym paranormalnym zjawiskiem i postanowili wrzucić go do bagaznika.Chłopcy postanowili wracać do domu,kiedy kierowca samochodu zaparkował pod swoim domem nadal słyszał niezrozumiałe gaworzenie.Jednak nie przejął sie tym myśląc że narkotyk dobrze działa i poszedł spać.Kiedy rano obudził się w pełni trzeźwy poszedł do samochodu sprawdzić swoje wczorajsze znalezisko ku jego zaskoczeniu nie było tam skrzata a ciało 4-letniego czarnego chłopca.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                 Moje pierwsze tłumaczenie więc proszę o wyrozumiałość i jeżeli już była to wielkie sorry


  • 1

#1522

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Poczta głosowa"

 

 

„A teraz wracamy do wiadomości o osobach zaginionych. Policja informuje, że tego ranka znaleziono ciało, które…”

Wyłączyłem radio.
Rodzice powinni już wrócić, a te przerażające wiadomości wcale nie były uspokajające. Co się dzieje? Może coś im się stało?

Trzymając strzelbę ojca, zszedłem na dół do kuchni. Włączyłem pocztę głosową w mojej komórce.
-Beep- „Lucas, tu matka! Pewnie słyszałeś te okropne wieści, które podają przez radio…”

Zauważyłem delikatny ruch za oknem, coś lub ktoś poruszało się za ogrodzeniem wśród drzew.

„I dzwonię, żeby upewnić się, że wszystko u ciebie w porządku, ale nie odbierasz, czy coś jest nie tak?”

W ciemnościach dostrzegłem, że bramka od ogrodzenia z tyłu jest szeroko otwarta. Wkrótce przeszła przez nią ciemna postać, a za nią kolejna…

„Bądź ostrożny, miej oczy szeroko otwarte, pewnie wiesz, gdzie ojciec trzyma broń, ale spokojnie- niedługo będziemy w domu.”

Moje serce waliło jak oszalałe, kiedy postaci zbliżały się do drzwi.
„Spotkanie troszkę się przedłużyło, więc kiedy przyjedziemy, ty pewnie będziesz już spał…”

Moje ręce zaciskały się na broni. Mój umysł krzyczał tylko jeden rozkaz: strzelaj!

„Nie możemy tylko znaleźć…”
Strzał! Postaci padły na ziemię.
„… kluczy do frontowych drzwi, więc okrążymy dom i wejdziemy tyłem. Cóż, uważaj na siebie, kochanie. Oddzwoń, kiedy odsłuchasz tą wiadomość, proszę. Kochamy Cię”

…Ja Was też kocham.

 

 

 

"Chrup chrup"

 

 

Chrup chrup

Słyszałem to. Powolne, lecz intensywne chrobotanie. Nie jestem typem człowieka, którego łatwo przestraszyć. Jestem racjonalnym i dojrzałym człowiekiem i zrobiłem to, co każdy podobny do mnie, by zrobił. Zacząłem dochodzić źródła dźwięku.

Zszedłem na dół, udałem się do ku… CHRUP CHRUP
Cholera staje się coraz głośniejsze, jestem na właściwym tropie. Sprawdzałem pod zlewem, nic. Lodówka? Zero. Szuflady i szafki, nic z tego.

Chrupchrupchrupchrup
Znowu to słyszę, głośniejsze, szybsze. Przyprawia mnie to o cholerny ból głowy.

Chrupchrupchrupchrup
Drzwi! Zbliżałem się powoli, trochę już wystraszony. Im bardziej się zbliżałem, tym z każdym krokiem odgłos stawał się głośniejszy i bardziej bolesny. Nie mogę tego znieść! Otworzyłem wreszcie drzwi i… nic!
Co do…?! Skąd dochodzi ten dźwięk?! Cholera! Gdzie to mo….Aaaaaaa!
CHRUPCHRUPCHRUPCHRUP

Leżałem na podłodze z wyszczerbionymi zębami od zgrzytania, a w mojej dłoni znajdowała się garść włosów i wtedy właśnie doszedłem, co wywoływało ten dźwięk i ból.
Skuliłem się z cierpienia, kiedy z ucha wypełzały mi całe gromady pająków i rozpierzchły się po pokoju.
Zaraz, a gdzie jest matka?
Mlask mlask

Nagle poczułem kłucie za oczodołem…

 

 

 

 

"Ostatnie rozmowy z bratem przed jego zaginięciem, proszę pomóżcie!" Część pierwsza

 

 

Witam, potrzebuję pomocy. Brat mojego chłopaka, Chris, udzielał się na redlicie jako użytkownik chris2485. Z jego postów wynika, że miał kontakt z kilkoma osobami z reddit.com i mam nadzieję, że ktoś może ma jakieś informacje, gdzie moglibyśmy go szukać.

Ostatnim razem widziałam go w zeszły weekend. Rozmawialiśmy o Tomie i pokazałam mu jego teksty. Po tym spotkaniu, minęło trochę czasu i odezwał się ponownie parę dni temu, kiedy zadzwonił, żeby oznajmić, że był u medium. Wydawał się przestraszony i roztrzęsiony. Potem zaczął gadać jakieś bzdury o reddit i sekcji No Sleep.

 

 

Odszukanie jego postów nie zajęło mi dużo czasu. Kiedy ostrzegłam go, żeby uważał, z kim  rozmawia, nie odpowiedział. Próbowałam dzwonić i pisać, żadnej odpowiedzi.
Dzisiaj rano jego rodzice zadzwonili do mnie. Pytali, czy wiem, dokąd mógł pójść; podobno nie widzieli go od zeszłej nocy. Od razu do nich pojechałam. Ich biedna matka musiała się uporać ze zniknięciem dwóch jej synów. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się taka bezradna.

 

 

Poszłam do jego pokoju. Znalazłam tablicę Ouija na łóżku, kilka książek o  innych wymiarach i portalach, a nawet nagranie medium. Brzmiał jak skończony czubek! W międzyczasie odnalazłam kieszonkową lokalną mapkę z olbrzymim znakiem X zaznaczonym w równej odległości między jego domem a moim.

Pokazałam to jego rodzicom i pojechaliśmy w oznaczone miejsce, jednak nic tam nie było. Tylko szeroki pas pustej jezdni. Dookoła widniało kilka krzyży ofiar wypadków samochodowych. Jednak oprócz tego zero śladów.

 

 

Próbowałam wejść na jego konto na Reddicie, ale nie mogłam rozszyfrować hasła. Kiedy to pisałam, dostałam właśnie smsa od Chrisa.

„straszliwa pomyłka”

Co do cholery tu się dzieje?


  • 2

#1523

mariella.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Moi rodzice byli chirurgami

 

Moi rodzice byli chirurgami, a ja rozmawiałem z meblami.
Dorastałem w okolicy, gdzie pełno było ogromnych posiadłości i bogatych rodzin. Ich wille tworzyły zamknięty, prywatny raj, a kontakt z sąsiadami zdarzał się tylko dziwnym przypadkiem. Uczyłem się w domu do siódmego roku życia, gdzie kończy się ta historia.

 

Wszystko zaczęło się gdy miałem cztery lata, tam sięgają moje pierwsze wspomnienia. Jako mały chłopiec myślałem, że izolacja jest normalna. Zawsze gdy moi rodzice wychodzili, prosiłem by zabrali mnie ze sobą, ale zawsze odmawiali i tłumaczyli, że tylko dorośli wychodzą z domu w bardzo ważnych przypadkach. Oprócz tego, nigdy nie miałem zabawek czy aktywności, więc wykształciłem, jak to moi rodzice określili, dziką wyobraźnię. Zacząłem wytwarzać relacje z meblami, spędzałem dnie rozmawiając z nimi i nadając im imiona.

 

Rodzice wydawali się podsycać moją imaginację dramatycznie zwiększając ilość mebli w domu. Mój ojciec uważał się za złotą rączkę i często tłumaczył mi swoją miłość do konstruowania rzeczy, wyjaśniając przy okazji jak stworzył poszczególne części.
Przez 3 lata pogłębiałem relacje z meblami. Arnold był miękką sofą w salonie, która wydawała się poruszać w górę i w dół gdy leżałem na niej czytając książkę. Sophia była moim łóżkiem, które delikatnie kołysało mnie do snu, czasem nawet słyszałem jak pomrukiwało. Gdy kładłem głowę na stoliku w moim pokoju, Claudio, słyszałem silne bicie serca odpowiadające mojemu. Ciągle gadałem z Theodorem, małym krzesłem, które chętnie mi odpowiadało, pomrukiwło i wydawało dziwne wibracje, nawet gdy nie było ruszane. Ale ponad wszystko kochałem Gladys, największą, najbardziej miękką kanapę w domu - wydawała się dzielić ze mną oddech. Wszystkie meble wydawały mi się delikatne, ciepłe i pełne życia.

 

To dziwne, jak rzeczy szybko się zmieniają. Był poniedziałek, moje siódme urodziny. Rodzice byli w swoim warsztacie, budowali nowy mebel, który miał być prezentem urodzinowym. Pewna kobieta zgubiła się jadąc przez nasze miasto i mimo, że bramy były zamknięte na amen, dała radę przedostać się do nas. Zapukała delikatnie do drzwi, a ja podskoczyłem, bo nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś do nas przyszedł. Gdy otworzyłem drzwi, jej wyraz twarzy się zmienił - była kompletnie przerażona. Pociągnęła nosem i się zakrztusiła. Złapała mnie i zaczęła biec.

 

Jutro skończę 27 lat i rozważam, czy powinienem siedzieć na widowni, gdy moi rodzice zostaną straceni. Nagłówki gazet określiły ich jako "gorszych od Karla Brandta". Zdeformowali 167 osób do moich siódmych urodzin. Nigdy nie nazwano ich mordercami, bo nikt nie zginął, ale ich zbrodnia była nawet gorsza od morderstwa. 167 osób do zrobienia 71 mebli, 664 kończyny poustawiane w niewyobrażalny dla normalnych ludzi sposób. Teraz niektórzy ludzie myślą, że jestem buddystą, bo w moim mieszkaniu nie ma mebli...
Moi rodzice byli chirurgami, a ja rozmawiałem z meblami.

 

Źródło:http://www.reddit.co...i_used_to_talk/


Użytkownik mariella edytował ten post 13.07.2014 - 17:30

  • 8

#1524

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Ostatnie rozmowy z bratem, proszę pomóżcie" część druga

 

 

Drzemałem cały dzień, kiedy telefon zaczął wibrować. To była wiadomość od mojego starszego brata, Toma.

 

 

Gdzie jesteś?

Hallo…

Hej, jesteś tam?

 

 

Usiadłem na kanapie i odpisałem:

 

Leżę na kanapie

 

Mówię poważnie, gdzie jesteś?

 

No jestem w salonie, a Ty?

 

Dobra ściema, młody. Właśnie stoję w salonie! Wracaj do domu, gdziekolwiek jesteś, coś jest nie tak.

 

 

Obróciłem się na kanapie i rozejrzałem dookoła. Nie byłem pewien, w co sobie pogrywa. Postanowiłem, że wciągnę się w to, co gra, choćby dlatego, że śmiertelnie mi się nudziło.

 

 

Dziwnego? Co masz na myśli?

 

Jest cicho, wręcz przeraźliwie głucho.  Gdzie jest Jasper?

 

 

Spojrzałem w dół i zobaczyłem Jaspera, naszego jamnika, leżącego na fotelu i pogrążonego w głębokim śnie.

 

 

Czy próbujesz mnie przestraszyć? Przecież Jasper leży na fotelu!

 

Co ty do cholery gadasz?! To ja siedzę na fotelu!

 

 

W tym momencie nieźle się przestraszyłem. Dobra robota, stary, Twoja żałosna próba bycia dupkiem się udała.

 

 

Dobra, już możesz przestać! Siedzę na kanapie i patrzę właśnie na fotel. Gdzie tak naprawdę jesteś? U Emily?

 

No tak, byłem, ale wróciłem godzinę temu, przez przeklętą nawałnicę droga dłużyła się niemiłosiernie.

 

 

Wyjrzałem przez okno. Świeciło słońce.

 

 

Jaka nawałnica?

 

No ta, która jest za oknem! Akcja jak w Arce Noego, człowieku! Jak możesz tego nie widzieć?

 

 

Wreszcie znudziłem się tymi głupotami i odłożyłem telefon na stół. Jednak brat nie dawał za wygraną. Boże, mógłby dać już spokój! Ignorowałem jego teksty przez ponad 30 minut, aż w końcu nie wytrzymałem i otworzyłem skrzynkę odbiorczą.

 

 

Co do cholery? Mój telefon nie chce się ładować!

Próbowałem każdego gniazdka w domu

Nic nie chce się włączyć, może korki szlag trafił?

Co to za odgłos? Coś jak zgrzytający metal…?

Hej! Serio, wracaj do domu, to mnie przeraża!

Deszcz nie ustępuje, ledwo widzę, co dzieje się na zewnątrz!

Odrzuca mnie przy każdej próbie zadzwonienia do Ciebie

Cholera moja bateria jest na poziomie 5% i nie chce się ładować. Domowy telefon też jest głuchy.

Proszę wróć do domu! Poważnie mówię!

Dźwięk jest coraz głośniejszy, powiedz, że to Ty robisz sobie jaja!

Pisałem już do rodziców. Nie odpowiadają mi. Pewnie nadal są w kinie.

Ok, wygrałeś, jestem przerażony.  Wygrałeś, wygrałeś, wygrałeś! A teraz wróć do domu, proszę!!!!!!

CHRIS! Kur… odpisz mi!

 

 

 

To były ostatnie wiadomości, które od niego dostałem. Następnego dnia wypełniliśmy zgłoszenie o zaginionej osobie. Ostatnią osobą, z którą się widział, była Emily. Mówiła, że zachowywał się normalnie i wszystko było w porządku tego dnia. Kamera na stacji benzynowej zarejestrowałam auto Toma kierującego się na północ w stronę domu. Sęk w tym, że nie znaleziono jego samochodu. Próbuję do niego pisać, ale nie ma odpowiedzi.
Rodzice też dostawali od niego smsy. Nie wiem, dlaczego, ale nie chcą mi ich pokazać.
Może pójdę to sprawdzić.


  • 2

#1525

mariella.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nazywała się Emma

 

Tak przynajmniej wszyscy ją nazywali. Czasem zwracali się do niej Em, a czasem ktoś się pomylił i nazwał ją Emily. Była częścią paczki przyjaciółek dorastających w dużym miasteczku, zbyt małym by nazwać je miastem, ale było wystarczająco duże by sąsiedzi mieli swoją prywatność.
Nazwałyśmy się "Niezłomna Szóstka", byłam w niej ja, Summer, Mel, Nina i Jules.
I była też Emma.

 

 

Emma zaczęła się jako żart sytuacyjny w czwartej klasie. Prawdopodobnie wymyśliła to Jules. Zawsze robiła innym psikusy. W liceum została nawet zawieszona, posunęła się za daleko i później musiała niańczyć dzieci godzinami, żeby odkupić jednej dziewczynie komórkę. A może zaczęła to Summer, która zawsze wydawała się być zbyt zajęta muzyką i zespołem by wymyślić tak złożony żart. To mogły być też Mel i Nina, które były najlepszymi przyjaciółkami i mogłyby żyć bez nas, zawsze szeptały między sobą jakby były bliźniaczkami.

Tak czy inaczej, kupiłam lunch- kanapkę, marchewkę i sok pomarańczowy (nienawidziłam mleka, może dlatego jestem taka niska) i poszłam do naszego stolika. Jules wydawała się być podekscytowana, machała zapraszająco.
"Lotte! Patrz!" nie byłam pewna gdzie mam patrzeć. "To jest Emma. Przeprowadziła się do nas z Los Angeles!"
Mieszkałyśmy daleko od wybrzeży. Los Angeles było dla nas olśniewające, czarujące i pełne szyku porównując do zwykłych domków i kiepskiej szkolnej drużyny piłkarskiej, która była naszym jedynym źródłem rozrywki.
"Ee, co?"
"Los Angeles, głupku" powiedziała Jules przewracając oczami. "Jest na tym samym poziomie co my, ale nie chodzi do naszej klasy, tylko do klasy panny Lark. Fajnie, nie?"
Wciąż nie wiedziałam gdzie mam patrzeć. Usiadłam ciężko ze swoją tacą zastanawiając się co powinnam widzieć. "Kto?"
Summer dźgnęła mnie w bok. "Jesteś wredna" syknęła cicho. Summer zawsze brała do serca zasady i dobre maniery. "Powiedz Emmie cześć".
Rozejrzałam się od Jules do Mel i Niny, Summer i z powrotem do Jules, która czekała niecierpliwie. Nie wiem. Byłam słaba. Chciałam się dopasować. Nie rozumiałam tego.
"Cześć, Emma".
Wszystkie wydawały się odetchnąć z ulgą, tak jakbym była głównym powodem niezręczności. "Charlotte jest czasami dziwna, ale jej brat ma Nintendo i czasem pozwala nam zagrać".

 

 

Kontynuowały rozmowę, gawędząc o tym o czym czwartoklasistki gawędzą, a ja to zignorowałam. Jeśli chciały zrobić mi kawał, ok. Nie zamierzałam się w to bawić. Zawsze byłam dojrzałym dzieckiem, wiedziałam że liczą na moją reakcję.

 

 

Tak właśnie Emma stała się normalną częścią naszego życia. To było szalone. Kupowałyśmy jej prezenty urodzinowe, a one znikały jakby zostały zabrane. Zastanawiałam się jak dużo Jules musi ich już mieć w szafie po tych wszystkich urodzinach. Pewnego roku, Mel zrobiła Emmie bardzo ładny naszyjnik, który też zniknął.

Nigdy nie poszłyśmy do jej domu. Zapytałam o to Ninę, gdy byłam pewna, że "Emmy" nie ma w pobliżu.
Rzuciła mi zgorszone spojrzenie. "Lotte, nie bądź niemiła. Rodzina Emmy nie ma za dużo pieniędzy, wstydzi się nas zaprosić. Powiedziała to Mel, która powiedziała to mnie, i to ma sens. No na przykład, spójrz na jej ciuchy... To znaczy, mimo wszystko ją kochamy i będziemy kochać, jest jedną z nas. Ale nie rozdrapuj faktu, że nie możemy do niej pójść, to wredne."
Po żarliwym skarceniu mnie przez Ninę, nie pytałam ponownie. Świetnie sobie wszystko ustaliły i w siódmej klasie musiałam już zaakceptować, że to taki trwały żart.

 

 

W dziwny sposób to było uspokajające. Była sobie cicha przyjaciółka, której nigdy nie widziałam, ale zawsze była obok. Zostawiałyśmy dla niej miejsce i zawsze czekałyśmy aż wyjdzie z toalety. Gdy postanowiłyśmy nazwać swoją grupkę, zdecydowałyśmy się na Niezłomną Szóstkę, chociaż naprawdę było nas pięć.
W drugiej klasie liceum byłam ciekawa kiedy w końcu zrobimy sobie piżama party. Summer miała próbę z zespołem do późna, a Emma nie mogła przyjść bo według Mel pracowała przy swoim projekcie naukowym. Więc zapytałam Jules, prawdopodobnie odpowiedzialną za całą tę gierkę, "Jeśli miałabyś napisać opowiadanie o Emmie, tak jakby jej biografię, jak byś ją opisała? Tak w drobnych szczegółach."
Jules lubiła takie rzeczy. Chciała zostać pisarką. "Cóż, jest wyższa od ciebie, o co nietrudno" Rzuciłam w nią poduszką, uchyliła się zwinnie. "Jest normalnej budowy ciała, mimo że ostatnio ciut przytyła, nie powiemy jej tego, nadal jest piękna. I... ma zielone oczy, brązowe włosy, ma piegi. Nienawidzi, gdy robi jej się zdjęcia. Jest miła i cicha, ślicznie tańczy, to znaczy, sama widziałaś, nie?" Oczywiście, kilka miesięcy temu włączyłyśmy sobie muzykę i tańczyłyśmy, ćwiczyłyśmy przed balem żeby nie wypaść głupio albo dziwnie. Wszystkie na moment przestałyśmy, ohałyśmy i ahałyśmy w przestrzeń.

 

 

Nie pytałam o nic więcej. Wiedziałam, że będą się w to bawić tak długo jak się da.
To się stało w ostatniej klasie liceum. Nie mam pojęcia co mnie do tego popchnęło. Coś małego, coś głupiego. Spędzałyśmy czas przy basenie Niny, mimo że było za zimno na pływanie. Szczękając zębami czekałyśmy aż woda w Jacuzzi się zagrzeje. Wieczorne promienie słońca rzucały długi cień, a wino które wcześniej wypiłyśmy nadawało tym cieniom groźny wygląd. Denerwowały mnie w jakiś niewytłumaczalny sposób.

"Lotte, spójrz na Emmę!" krzyknęła Jules. Zawyła jak wilk i zagwizdała, przesadnie jak to miała w zwyczaju. "Spójrz na ten tyłeczek!"
Nie wiedziałam gdzie mam patrzeć, jak zawsze. Jak przez ostatnie 9 lat mojego życia, nie wiedziałam gdzie mam patrzeć. Lunch w czwartej klasie, tańczenie w salonie Summer, bal, mecze piłkarskie, w parku, w klasie, gdziekolwiek, nie wiedziałam gdzie mam patrzeć, bo Emmy tam nie było.
Wtedy pękłam.

"Pieprzyć Emmę!" krzyknęłam. "I pieprzyć was! Wszystkie na to czekałyście! Na moment kiedy kompletnie zwariuję! Proszę, oto jest!" zamachałam rękami w furii. "Emma. Nie. Isnieje. Emmy nie ma!"
Spojrzałam na ich zakłopotane miny. "Oh, dalej będziecie się w to bawić? Nienawidzę was, przez cały czas robiłyście sobie ze mnie jaja, prawie dziesięć lat! DZIESIĘĆ LAT!" Poślizgnęłam się lekko na betonie, ale utrzymałam równowagę. "Pieprzcie się, nienawidzę was." Łzy zebrały mi się w oczach, całe lata frustracji w końcu przelały czarę goryczy. "Emma była głupim żartem, który wam się wymknął spod kontroli i nie mogę uwierzyć, że żadna nie miała jaj, żeby mi powiedzieć że to tylko żart! Nie, musiałyście to ciągnąć, śmiałyście się za moimi plecami! To nie fair!"
Summer się wściekła. "Lotte, przestań być taką małpą, Emma stoi przed tobą, czemu to robisz? Zwariowałaś?"
Mel odezwała się cicho "Lotte, ty też jesteś śliczna, to znaczy, też dobrze wyglądasz w kostiumie kąpielowym..."
"Tak, ale na Boga, nie wyżywaj się na Emmie." powiedziała Nina przewracając oczami. Następnie podeszła bliżej basenu, wyciągnęła rękę i ruszała nią jakby głaskała kogoś po plecach. "Wszystko jest ok, Emma, Lotte ma ostatnio dużo stresu, bo nie wie gdzie iść na studia..."
"Zamknij się!" zawyłam z rozpaczą. "Przestań, przestań, przestań! Emma nie istnieje! Nie ma jej tu! Jak możecie mi to robić?!"
Zaczęły wyglądać na przerażone. Naprawdę się zaangażowały. Zastanawiałam się jak zakończą ten kawał. Kiedy zaczną się śmiać, podskakiwać i krzyczeć "Mamy cię!"

 

 

Miałam dość. Jeśli chciały się bawić, no to się pobawimy.
Następne wydarzenia są zamazane. Nie pamiętam ich dobrze, nawet teraz. Podeszłam tam, gdzie miała stać Emma i kopnęłam powietrze. Usłyszałam krzyk i potknęłam się uderzając głową w mokry beton. Wszędzie była krew i dużo wrzasków, ale ja wciąż kopałam, biłam i walczyłam dopóki nie straciłam przytomności.

Ocknęłam się w szpitalu. Byli tam moi rodzice I przyjaciółki. Byli bladzi, zmęczeni. Coś zakłuło mnie w sercu. Musiałam im napędzić strachu. Gdy rodzice wyszli, Jules podeszła I chwyciła mnie za rękę. Zaczęła płakać. Reszta też płakała. “Przepraszam, Lotte” załkała. “Naprawdę przepraszam.”
To jak się zachowywały było prawie przerażające. Nie były sobą w tej sali szpitalnej. Też zaczęłam płakać. Nie jestem pewna czemu, ale zaczęłam bełkotliwie przepraszać, jakby te wszystkie przeprosiny mogły cofnąć czas. “Przepraszam” powiedziałam przez łzy.
Summer jako jedyna nie wyglądała, jakby mi wybaczyła. Spojrzała na mnie zaczerwienionymi oczami, jej policzki były zaróżowione, a broda się trzęsła. Powiedziała “Oh, naprawdę?”
Nie musiałam odpowiadać. Przyszła pielęgniarka, żeby zmienić mi opatrunki na głowie.

 

 

Przez resztę roku nikt nie wspomniał Emmy. Emma należała do naszej hermetycznej grupki, nikt inny o niej nie mówił. Pewnego razu w naszej szkole zjawił się policjant, poszedł do gabinetu dyrektora. Mel I Nina szybko odciągnęły nas stamtąd.
Po tym wypadku, odcięłam się od wszystkich, z nikim nie rozmawiałam. Nie poszłam na recital Summer, nie poszłam na urodziny Mel, nie robiłam nic. Nie poszłam na bal maturalny, gapiłam się w sufit myśląc o tym co zaszło. Emma była w większości wspomnień, a teraz czułam jakby była duchem.

Skończyłam liceum I poszłam na uniwersytet w południowej Kalifornii, gdzie pogoda zawsze była idealna, a plażę miałam 5 minut od domu. Dochodziłam do siebie. Zdałam sobie sprawę, że miałam depresję po tych wydarzeniach, zrozumiałam że przyjaciółki wybrały żart zamiast mnie. Niezłomna Szóstka, jasne.

 

Miałam dobre oceny, byłam wolontariuszką w schronisku dla zwierząt, znalazłam chłopaka. Był dla mnie cudowny, nawet wtedy gdy zamilkłam jak spytał o liceum. Nigdy nie naciskał, tulił mnie gdy miałam zły dzień i robił mi naleśniki.

Cztery lata później miałam już kończyć studia, gdy wpadłam na starą koleżankę z liceum. Miała na imię Annie. Nie trzymała się jednej grupki przyjaciół, jak my. Tak jak większość ludzi. Nasza szóstka (czy też piątka) izolowała się od innych.
Wpadłam na Annie na naszym osiedlu. Mieszkała tam cały czas, i żadna z nas o tym nie wiedziała. Nigdy jej bardzo nie lubiłam, ale na jej widok zareagowałam bardzo entuzjastycznie.
“Wieki minęły!”
“O mój Boże!”
Poszłam do niej na kawę, właśnie się pakowała. “Wracam do domu dopóki nie znajdę pracy, eh.”

Zauważyłam grubą księgę na sofie. “Ah tak, to jest kronika szkolna z naszego ostatniego roku. Znalazłam ją na półce z książkami.”
Ja nie miałam kroniki. Pod koniec liceum nie miałam przyjaciół. Ale chciałam zerknąć, jak wtedy wyglądałam, czy może schudłam lub przybrałam na wadze, czy cera mi się polepszyła. Otworzyłam księgę i już przy pierwszej stronie byłam zaniepokojona.
“Dla Emmy?” odczytałam na głos. To była dedykacja. Moje myśli szalały, czy w naszym roczniku był ktoś o imieniu Emma?
“Tak, to smutne co ją spotkało” powiedziała Annie dając mi kubek kawy.
Przerzucałam strony szukając śladu Emmy. Znalazłam. Zaschło mi w ustach, serce stanęło. Patrzyłam na fotografię trzymając księgę drżącymi rękami.

 

 

To było zdjęcie Niezłomnej Szóstki. Stałyśmy blisko siebie obejmując się za biodra I ramiona. Summer, ja, Jules, Mel, Nina i... Nigdy wcześniej nie widziałam tej dziewczyny. Nigdy. Ale stała tam. Nawet nie pamiętam kiedy zrobiono to zdjęcie. Stała na końcu, zielone oczy, brązowe włosy, krótki top, nieśmiały uśmiech, siatkowana koszulka I podarte dżinsy. Patrzyła prosto w obiektyw jak każda z nas. Wyglądała zupełnie normalnie, jak każda nastolatka.
Annie zajrzała mi przez ramię. “Oh, jesteście tu wszystkie. Jak się nazywałyście?”
“Co się z nią stało?” Nie mogłam nawet dotknąć tego zdjęcia, moje drżące palce unosiły się nad jej twarzą.
Annie zamilkła. “Cóż, możliwe że tego dobrze nie pamiętasz po urazie głowy. Tak bardzo się od wszystkiego odcięłaś... Emma zniknęła. Tak nagle. Raz przyszła policja by zadać parę pytań, ale jej rodzice byli biednymi ćpunami, więc nikt za bardzo się nie przejął. Po prostu kolejna dziewczyna, która zniknęła.”
Wyszłam z mieszkania Annie i wróciłam do siebie. Mój chłopak spojrzał na mnie i nastawił wodę na herbatę, po czym zarzucił mi koc na ramiona. Poszłam sobie, zamknęłam się w pokoju. Gapiłam się w sufit. Znów miałam 18 lat, zagubiona i zakłopotana.
Jej zielone oczy mnie prześladowały. Oczy Emmy.

 

 

Weszłam na facebooka i znalazłam moje byłe przyjaciółki. Powiedziałam im “Spotkajmy się w naszym rodzinnym miasteczku. To ważne.”
Wróciłam do naszego dużego miasteczka-małego miasta, poszłam do najnowszego Starbucksa i czekałam. W końcu przyszły, każda osobno. Jules, nieznana blogerka pracująca we włoskiej restauracji dopóki jej kariera nie nabrała tempa. Summer, piegowata dziewczyna z band campu* szkoląca dzieciaki przed występami. Nina, atrakcyjna bibliotekarka z naszego byłego liceum. Mel w ciąży z drugim dzieckiem, z obrączką na lewej dłoni- wyszła za swoją licealną sympatię.
Zmieniły się, ja też.
Od razu przeszłam do rzeczy. Nie chciałam marnować czasu na nic nie znaczące uprzejmości.
“Co się stało z Emmą?”
Spojrzały na siebie z niepokojem. Wiedziały, że to nastąpi.
“Nic.” powiedziała Jules z determinacją. “Emma nie istniała.”
“Była tylko żartem” powiedziała delikatnie Nina.

Pomyślałam, że mogą ciągnąć ten nieśmieszny kawał. Wyciągnęłam z torby kronikę szkolną I położyłam z hukiem na stole, sprawiając że napoje zadrżały, a jedna filiżanka spadła I herbata rozlała się po podłodze. Żadna nie próbowała nawet jej podnieść. Gapiły się na kronikę.
“Emma istniała” wyszeptałam w  końcu. “Ona istniała. Co się z nią stało?”
“Nic...”
“Skończ z tym Jules.” Summer pękła. Zwróciła się do mnie. “Lotte, zabiłaś Emmę wtedy przy basenie. Zwariowałaś i kopałaś ją dopóki nie wywaliłaś się rozbijając głowę. Biłaś Emmę aż wpadła do basenu i była za późno, żeby ją uratować, musiałyśmy martwić się o ciebie i...”
“Summer!” wrzasnęła Jules trzepiąc ją w ramię. Ja byłam cicho, trawiłam słowa Summer.
Mel powiedziała cicho “Lotte... Nie chciałyśmy żebyś trafiła do więzienia.”

Spojrzałam na przyjaciółki, łzy spływały mi po twarzy. “Dlaczego?”
Nina chwyciła mnie za rękę i mocno ją ścisnęła. “Dlatego, że byłyśmy Niezłomną Szóstką. Nie złamałyśmy się tylko dlatego, że jedna oszalała, a druga umarła.”

 

Poszłam do łazienki i płakałam bardzo długo. Poirytowani ludzie pukali w drzwi kabiny. Siedziałam na brudnej podłodze płacząc dopóki nie miałam już więcej łez.
Wyszłam, a moje przyjaciółki wciąż czekały. Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na nie.
“Chcę się przyznać.”
Każda zareagowała inaczej. Summer chciała, żebym oddała się w ręce policji. Jules krzyknęła coś o pakowaniu wszystkich w kłopoty. Mel się rozpłakała “Nie musisz”, a Nina powiedziała “Nie musisz, pozbyłyśmy się wszystkich dowodów, pogrzebałyśmy ją bardzo daleko, gdzie nikt jej nie znajdzie.”
“Chcę się przyznać.” Powtórzyłam. “Zabiłam ją. Powiem policji, że to tylko ja, że ja ją pochowałam. Powiedzcie mi gdzie ona jest, żebym mogła im wskazać miejsce. Żadna z was nie będzie miała kłopotów, to nie wasza wina.” Myślałam że już się wypłakałam, myślałam że nie mam już nic do dodania, ale powiedziałam zdławionym głosem coś, co chciałam powiedzieć od dawna. “Nigdy jej nie widziałam”
Spojrzały na mnie wyczekująco.
“Nigdy jej nie widziałam, ani razu. Myślałam... Myślałam że to był jeden wielki kawał który mi robicie, nie chciałam żebyście się ze mnie nabijały... Dziewczyna na zdjęciu w kronice, nigdy wcześniej jej nie widziałam. Grałam razem z wami.”
Nina skinęła głową. “Uważałam, że to dziwne, zawsze byłaś dla niej taka chłodna. Jakbyś nigdy jej nie uznała.”
“Naprawdę cię lubiła” dodała Mel. “Mówiła o tobie, że jesteś mądra, że zrobisz coś wspaniałego dla świata. Ciągle o tym gadała.”
Czułam się jakby moje serce miało eksplodować. “Przysięgam, nigdy jej nie wiedziałam. Coś musi być ze mną nie tak, bo nigdy jej nie widziałam ani nie słyszałam...” Odchrząknęłam. “Pokażcie mi, gdzie jest zakopana.”

 

 

Wsiadłyśmy do wozu Summer I pojechałyśmy daleko, do parku w innym mieście. Park był zarośnięty I zaniedbany, jakby nikogo tam nie było od lat. Wyszłam z auta I wzięłam starą, zardzewiałą łopatę zostawioną dawno temu przez robotników.
Jules prowadziła, głęboko w park, daleko między drzewami, dopóki nie doszłyśmy do malutkiej polanki. Ziemia nie była świeża, nie było na niej żadnego oznaczenia, ale wiedziałam że to tu, bo wszystkie moje przyjaciółki zrobiły się blade.
Emma tu była, zaraz pod naszymi stopami.
“Muszę ją zobaczyć.” szepnęłam. Wbiłam łopatę w ziemię. “Muszę.”
Mel nie chciała na to patrzeć, więc wraz z Niną wróciła do samochodu. Jules i Summer znalazły jakieś stare narzędzia, motykę i grabie, zaczęłyśmy kopać. Na moich dłoniach tworzyły się i pękały pęcherze, wielkie krople potu spływały mi po szyi i plecach, ale nie przestawałam kopać.
W trójkę pracowałyśmy w ciszy odkopując naszą najlepszą przyjaciółkę. Nagle Summer odskoczyła z odrazą odrzucając daleko swoją motykę. Jules zrobiła to samo. Spojrzałyśmy w dół.
Summer dławiła się zakrywając usta i nos, a Jules kręciła głową w szoku.

 

A ja? Ja śmiałam się i śmiałam i śmiałam, łzy płynęły po mojej twarzy, śmiałam się do bólu, gdy patrzyłam w pusty grób.

 

 

 

 

 

*band camp-strona dla niezależnych muzyków, gdzie mogą się promować I sprzedawać swoje płyty

 

Żródło: http://www.reddit.co..._name_was_emma/


Użytkownik mariella edytował ten post 14.07.2014 - 03:16

  • 6

#1526

mariella.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Martwa dziewczyna wysyła mi wiadomości

 

Mam dość, muszę się tym podzielić. Dostałem kolejną wiadomości i jest gorsza niż poprzednie.
Moja dziewczyna zginęła 7 sierpnia 2012 roku. To był wypadek trzech samochodów, wracała do domu i ktoś przejechał na czerwonym świetle. Zmarła kilka minut po zderzeniu.

Byliśmy ze sobą 5 lat. Nie była zbyt chętna by brać ślub (mówiła, że to archaiczne), ale gdyby chciała poślubiłbym ją po 3 miesiącach związku. Była niesamowita; typ dziewczyny która zawsze wybierała wyzwania. Najbardziej lubiła kempingi, ale interesowała się nowymi technologiami. Pachniała cynamonem.

Ale nie była idealna. Zawsze mówiła mi coś w stylu „jeśli odkorkuję pierwsza, nie mów o mnie tylko dobrych rzeczy. Nigdy tego nie lubiłam. Jeśli będzie inaczej, tylko mi zaszkodzisz. Moje wady są częścią mnie.” No więc to jest dla Em: muzyka którą mówiła, że lubi, różniła się od tej która naprawdę jej się podobała. Jej definicją czułości było drobne przytulenie. Miała bardzo długie palce u stóp, jak u szympansa.

Wiem, że to nie ma nic do rzeczy, ale nie czułbym się dobrze mówiąc o niej bez opisania wam jaka była. Do rzeczy. Em była martwa od około trzynastu miesięcy kiedy pierwszy raz napisała.

4 września, 2013
http://i.imgur.com/UMh0nZl.png

Emily: cześć
Nathan: kto to?
bardzo dziwnie jest dostawać wiadomości z konta Emily.
??
no dobra
cóż, w przyszłości wysyłaj mi wiadomości ze swojego konta, nawet jeśli chcesz pogadać o jej stronie
Emily: cześć
Nathan: Susan? Jesteś na koncie Emily.

 

Wtedy się zaczęło. Nie usunąłem konta Emily, żeby móc czasem wysłać jej wiadomość, wstawić coś na jej tablicę, przejrzeć zdjęcia. Zbyt ostateczne (i zbyt nie w jej stylu) wydawało mi się robienie jej memoriału. Miałem dostęp do jej konta tak samo jak jej mama, Susan. Oboje mieliśmy hasło, ale Susan spędziła na nim jakieś 3 minuty (albo w ogóle przy komputerze). Po lekkim zaniepokojeniu, doszedłem do wniosku że to ona do mnie pisała.

 

16 listopada 2013
http://i.imgur.com/y0yzVaj.png

Emily: cześć
chodźmy do ***** w niedzielę
Nathan: kto to do cholery jest?
Emily: koła w autobusie
Nathan: proszę, powiedz mi kim jesteś

 

Susan potwierdziła, że nie logowała się na facebooka Em od tygodnia w którym zginęła. Em znała wielu ludzi, więc pomyślałem, że to jeden z jej obcykanych technologicznie „przyjaciół” robi sobie ze mnie jaja w najgorszy z możliwych sposobów.
Zauważyłem prawie od razu, że ktokolwiek ze mną pisał, odtwarzał stare wiadomości z naszych rozmów.
http://i.imgur.com/fw80ZJG.png
„Koła w autobusie” było z dnia kiedy rozmawialiśmy o piosenkach na naszą wycieczkę, która nigdy się nie odbyła. „Cześć” powtórzyło się wcześniej z milion razy.

 

Około lutego 2014, Emily zaczęła tagować się w moich zdjęciach. Dostawałem powiadomienia, ale tag samoistnie znikał zanim zdążyłem przejść do zdjęcia. Pierwszy raz gdy udało mi się jedno złapać, poczułem jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. „Ona” tagowała się w miejscach gdzie lubiła przebywać, albo gdzie zazwyczaj bywała. Mam zrzuty ekranu dwóch zdjęć (z kwietnia i czerwca; to jedyne jakie dorwałem, więc są trochę poza chronologią której staram się trzymać)

 

http://i.imgur.com/X9G5agJ.png
http://i.imgur.com/55FwXKt.png

 

W tym czasie zacząłem mieć problemy ze snem. Byłem zbyt wściekły, by spać.
Tagowała się na przypadkowych zdjęciach co kilka tygodni. Przyjaciele, którzy to zauważyli, powiedzieli że to jakiś dziwny błąd. Ostatnio spostrzegłem, że byli też znajomi którzy zauważyli i nie powiedzieli nic. Część usunęła mnie ze znajomych.
Niektórzy mogą zastanawiać się, czemu po prostu nie usunąłem konta. Chciałbym. Na jakiś czas to zrobiłem. Mimo wszystko gdy nigdzie nie wychodzę miło jest mieć przyjaciół którzy z tobą pogadają. Miło jest odwiedzać profil Em kiedy nie ma już zielonej kropki obok jej imienia. Zawsze byłem samotnikiem, nawet gdy żyła. Jej śmierć zmieniła mnie w prawie że pustelnika i facebook oraz gry MMO były (i są) moimi jedynymi kontaktami z ludźmi

 

.

15 marca
http://i.imgur.com/KIL2Mx5.png

Nathan: czemu to robisz? Czemu ją ciągle tagujesz?

 

Wysłałem domniemanemi hakerowi wiadomość.

 

25 marca dostałem odpowiedź.

http://i.imgur.com/j3HwZzv.png

 

Emily: cześć
cześć
cześć
cześć
Nathan: niszczysz mnie.
Nie wiem czemu sprawia ci to przyjemność.
Emily: omg świece o zapachu cynamonu
Nathan: idź w diabli
Emily: czemu to robisz?

 

 

Kilka miesięcy później zauważyłem, że ona odtwarzała nie tylko swoje, ale też moje słowa.
Moje odpowiedzi wydają się być słabe. Specjalnie dawałem mu/jej emocjonalną „przynętę” (niszczysz mnie) żeby podtrzymać tą gierkę. Uważałem, że ktoś kto jest w stanie robić coś takiego czerpie radość z czyjejś rozpaczy. Pisałem na forum technologicznym szukając sposobu żeby namierzyć tę osobę i skontaktować się z pomocą techniczną facebooka. Musiałem trzymać go przy sobie, żebym mógł zebrać „dowody”.
Zanim ktokolwiek zapyta, tak, zmieniałem hasło i informacje bezpieczeństwa niezliczoną ilość razy.

 

16 kwietnia dostałem to:

http://i.imgur.com/uvadlGa.png

 

Emily: powinniśmy nagrać własny kawałek
jfc Samantha :/
nie, inaczej
nie ma szans na przejście
nie ma szans na przejście
jak dużo?
boczne drzwi garażu
boczne
ja*
nie ma szans na przejście

 

To wygląda jak słowna sałatka. Jak we wszystkich rozmowach, to są strzępy jej wiadomości wysyłanych za życia.

 

 

29 kwietnia
http://i.imgur.com/FGmhuUQ.png

 

Emily: pieczona fasola na tostach
nie wiem, powiedziałam „spytaj Nathana”
Nathana”
Nathana”
Nathan
Nathan: nie wiem co się dzieje
nie wiem jak ty to ciągle robisz
proszę przestań
Emily: proszę przestań
nie wiem co się dzieje
Nathan
nie wiem co się dzieje

 

 

Żadnego tropu. Facebook odpowiedział mi, że od jej śmierci lokalizacja wskazuje miejsca logowania które są mi dostępne (mój dom, moja praca, dom jej mamy itd.) Moja odpowiedź tutaj nie była przynętą. „Spytaj Nathana” było naszym hermetycznym żartem, zbyt frajerskim żeby go wyjaśniać, ale widząc jak „ona” znowu to mówi kompletnie mnie sparaliżowało. Moja reakcja w realnym świecie była mniej ładna. Nie spodziewam się, że moje więzadło wróci do normy.
Jej ostatnie wiadomości zaczęły być dla mnie przerażające, ale do teraz się nie przyznawałem.

 

8 maja
http://i.imgur.com/GNL8TcO.png

Emily: ja*
ja*
-12
-15
mój sweter jest w suszarce, a na zewnątrz jest zimno :(
na zewnątrz jest zimno
zimno
zimno
Nathan
proszę przestań
ja*
zimno
LOD OWAT O
nie wiem co się dzieje

 

„LOD OWAT O” to pierwsze własne słowo które stworzyła. Miałem przez to koszmary w których siedzi w zimnym samochodzie, zamarznięta, sino-niebieska, a ja stoję na zewnątrz w cieple krzycząc żeby otworzyła drzwi. Nawet nie wie że tam jestem. Czasem jej nogi są ze mną na zewnątrz.

 

24 maja
http://i.imgur.com/z295fHw.png

Nathan: jestem pijany
tęsknię za tobą
ktokolwiek jest na tym koncie, nie obchodzi mnie to
ciągle wracam z pracy i oczekuję że będziesz przy komputerze
chyba powinien już do tego przywyknąć?
Emily: o prostu pozwól mi iść

 

Nie byłem naprawdę pijany. Nie była zbyt romantyczną dziewczyną i zawsze zawstydzało ją wymienianie się słowami „kocham cię”, przytulanie, mówienie jak dużo dla siebie znaczymy. Lepiej jej to szło gdy byłem podpity. Często udawałem pijanego.
Jej odpowiedź skłoniła mnie w końcu do zamknięcia jej profilu, mając nadzieję że to się skończy. Może się to wydawać nieszkodliwe w porównaniu z jej poprzednimi wiadomościami- te słowa są skopiowane ze starej rozmowy gdzie przekonywałem ją żeby pozwoliła się odwieźć z domu znajomego.

 

W wypadku deska rozdzielcza ją zmiażdżyła. Została rozerwana w ukośnej linii od jej prawego biodra do połowy lewego uda. Jedna z jej nóg była wciśnięta pod tylne siedzenia.

 

 

Cofając się w czasie, 7 sierpnia 2012
http://i.imgur.com/ujUNJQm.png

Nathan: hej, wracasz do domu?
Emily
kiedy odczytasz tą wiadomość natychmiast do mnie zadzwoń
zadzwoniłem do ****** i powiedzieli, że wyszłaś o 4
zaczynam panikować
niedobrze mi, proszę proszę zadzwoń
emily
emily
odbierz telefon

 

 

To z dnia w którym zginęła. Wracała z pracy około 4.30. To, oraz kilka wiadomości zostawionych na sekretarce, to ostatni raz kiedy mówiłem do niej myśląc że żyje. Zaraz zobaczycie czemu wam to pokazałem.

 

 

Wczoraj, 1 lipca 2014

http://imgur.com/W6qzAZI

Emily Memorial: hej, wracasz do domu?
Emily
kiedy zobaczysz tą wiadomość natychmiast do mnie zadzwoń
proszę przestań
zadzwoniłem do ****** i powiedzieli że wyszłaś o 5
zaczynam panikować
proszę przestań
zimno
Emily
Emily
odbierz telefon
nie wiem co się dzieje
zimno
LODOWATO

 

 

Zrobiłem z jej strony memoriał kilka dni po otrzymaniu wiadomości o chodzeniu. Do dzisiaj nic nie pisała, nie tagowała się na zdjęciach.
Nie wiem co robić. Czy mam usunąć to konto? Co jeśli to ona? Rzygać mi się chce. Nie wiem co się dzieje.

Właśnie usłyszałem dźwięk powiadomienia na facebooku. Jestem zbyt przerażony żeby przełączyć kartę i to sprawdzić.

 

 

 

Żródło: http://www.reddit.co...me_on_facebook/


  • 6

#1527

amadox.
  • Postów: 38
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Mam tu dla was tłumaczenie całkiem popularnej i dobrej creepypasty. Jestem na 90% pewien że jej tu nie było więc najwyższy czas. :P
Usunąłem też większość przekleństw bo jest ich tam tak dużo że nie chciało mi się wszystkiego "gwiazdkować". (Tytuł skróciłem bo przetłumaczony dosłownie, nie brzmiał zbyt dobrze).


Koza (Anasi's Goatman Story)

>Miej 16 lat
>Bądź czarny i miej rodzinę w Alabamie
>mają farmę i sporo ziemi w Huntsville
>wujek posiada duży dom i parę przyczep które zabierają do lasu idąc polować albo biwakować
>kuzyni pochodzący z południa rzucają pomysł by pojechać na kemping w lesie
>wiedzą że jestem mieszczuchem z Chicago, więc bez litości robią sobie ze mnie jaja
>zbieramy żarcie (zabijamy świnię i kilka kurczaków) i bierzemy rzeczy niezbędnę na biwak
>docieramy do obozowiska i oczywiste jest ze dzieje się coś dziwnego
>powietrze ma ten dziwny, elektryczny zapach. Trochę jak przed burzą, jak ozon
>nie zastanawiamy się nad tym- wypakowujemy rzeczy i idziemy popływać przez kilka godzin w małym strumyku
>zupełnie nagle z krzakówy wychodzą jakiś biały, starszy gość i nastolatek
>mężczyzna ma na ramieniu przekrzywioną strzelbę. Wita się i pyta nas co robimy tak głęboko w lesie
>mówię mu o moim wujku, którego zna, i tłumaczę że jesteśmy na kempingu
>ostrzega nas żebyśmy uwarzali i trzymali się razem bo w lesie jest jakieś duże zwierzę
>jego syn (który jest w moim wieku) pyta się czy może do nas dołączyć
>mężczyzna się zgadza

Ok, przestanę greentextować (sposób pisania zdań niezupełnie gramatycznych, od nowej linijki, zaprezentowany powyżej-przyp. tłumacza) bo tekst jest dosyć długi a tak jest łatwiej pisać.

No więc skończyło się na tym ze pograliśmy trochę w piłkę. Był ten biały dziecak spotkany przy potoku (Tanner), pięciu moich kuzynów i czwórka ich przyjaciół. razem było pięć dziewczyn i sześciu chłopców. Mieliśmy od 15 do 17 lat.

Przez resztę dnia także nie robiliśmy nic specjalnego. Wieczorem wróciliśmy do obozowiska i zaczęliśmy przygotowywać ognisko, nawet mimo tego, że obydwie przyczepy miały aneksy kuchenne. Tanner stwierdził że ziemia jego taty graniczy z ziemią mojego wujka więc chce pójść do domu i spytać się czy jego tata pozowli mu zostać z nami na noc. Mój kuzyn Rooster, postanowaił pójść z nim, gdyż niedługo miało się ściemnić a do przejścia był spory kawał lasu. Jedna z dziweczyn także chce się przyłączyć.

Było około 7. wieczorem i zaczęło się robić naprawdę ciemno. Wzięli więc latarki i ruszylu w kierunku domu Tannera. My, pozostali w obozie, po prostu relaksowaliśmy się. Zrobiliśmy sobie coś do jedzenia, jakieś napoje i podrywaliśmy dziewczyny.

Około 30, albo i 40 minut później znowu poczuliśmy ten metaliczny zapach "ozonu". Przebijał się przez zapach rozpalonego ogniska. Ten paskudny, miedziany swąd, taki jak czuje się zaraz po krwotoku z nosa. Może nie pachniał identycznie jak zaschnięta krew, ale to był ten ordzaj okropnego zapachu z metalicznym posmakiem.

Odrazu pomyślieliśmy że to jakieś elektryczne wyładowanie,, albo ktoś zostawił właczoną płytę grzewczą, albo COKOLWIEK. Sprawdziliśmy przyczepy, i mimo tego że każdy z nas to czuł, nic nie było włączone. Nagle słyszymy ludzi przedzierających się dróżką w naszą stronę. Rooster, Tan (Tanner), i jedna z dziewczyn pojawiają się w zasięgu wzroku. Każde z nich nie mogło złapać oddechu.

Przbiegaja prosto przez obozowisko, prosto do przyczepy, do nas wszystkich. Uspokoili się, ale nawet Rooster miał łzy w oczach. Najprościej mówiąc byli ********* przerażeni! W tym czasie ognisko przygasło i zrobiło się ciemniej więc jeden z moich kuzynów stwierdził: "***** to." i ruszył by wyciągnąć generator z szopy stojącej między przyczepami.

Wtedy Tanner krzyknął: " ***** nie! Zamknąć drzwi i niech NIKT nie wyłazi na zewnątrz!" Też był praktycznie zapłakany, a jego ubranie było całe brudne.

Opowiedział nam że dotarli do gospodarstwa jego taty. Zgodził się on zeby Tan z nami biwakował, ale żeby uważali w drodze powrotnej i może lepiej, zeby zabrali ze sobą strzelbę.

Tanner widział bowiem, coś, na ich podwórzu, kilka dni wcześniej. I znaleźli jedną ze swoich świń, przerżniętą i zjedzoną w połowie. Uznali że musiał to być jakiś wielki kot czy wyrośnięty kojot, nawet mimo tego, że te zwierzęta zwykle nie ruszają zwierząt w gospodarstwach.

Potem Tanner poszedł się spakować i powiedział swojemu ojcu że nie potrzebują strzelby bo kojoty i tak unikają ludzi. W końcu zabrali się w drogę powrotną do kempingu.

W tym czasie, gdy Tanner opowiadał, Rooster przestał się trząść. Dziewczyna która z nimi poszłą już dawno nie płakała, ale cały ten czas wyglądała przez okno z głupim wyrazem twarzy. Tan kontynuował: mówił że dotarli mniej więcej do połowy drogi między obozem. Szli właśnie lasem kiedy spomiędzy drzew usłyszeli jakieś ******* odgłosy. Ciemność była wtedy już praktycznie jak smoła, więc nie mieli pewności co to za ********** wydawało te dźwięki. Nagle dziewczyna oznajmiła ze słyszy coś z krzaków, zaraz obok ścieżki, więc wszyscy poświecili tam latarkami. Stał tam ktoś, w małym zagłębieniu, zaraz obok drogi. Rooster dodał wtedy ze krzyknęli do niego ze ich straszył i że był dupkiem.

Właśnie wtedy zorientowali się że ten gość stał do nich tyłem. Więc zostawili go i dalej szli w stronę obozu.  Idąc poczuli ten metaliczny, paskudny zapach ozonu, więc rozejrzeli się i spojrzeli w las po przeciwnej stronie, i znowu zobaczylu jakiegoś faceta stojącego tyłem do dróżki, nieco bliżej niż tamten.

Więc zaczęli maszerować znacznie szybciej a Tanner powtarzał: "Pownienem był zabrać ****** strzelbę!"

Gdy tak siedzieliśmy w przyczepie a oni opowiadali, dalej dał się czuć ten metaliczny zapach. Prawdę mówiąc był on teraz strasznie mocny.

Tymczasem tamci opowiadali ze gdy zaczęli iśc szybciej coś w rodzaju  niskiego bełkotu rozległo się z lasu po ich obdydwu stronach. Wtedy właśnie zaczeli pędzić wkierunku przyczep. Dziewczyna dodała ze gdy tak biegli, poświeciła latarką w las i wtedy dostrzegła jak coś przedzierało się przez gęstwine. Bełkto stawał się głośniejszy i głośniejszy, a oni dostrzegli światło z naszego ogniska. Wtedy coś wypadło z lasu na ścieżkę około 40 metrów za nimi. Zaczęli biec prosto do obozowiska.

Więc jesteśmy w głębi ************ lasów i przypuszczamy że to jakieś wieśniaki albo inne ***** chce sobie z nas pożartować.

I własnie wtedy mój inny kuzyn, Junior, zaczął opowiadać jak to chodził do szkoły z jakimś dzieciakiem który pochodził z tych okolic i   miał indiańskie korzenie. I ten dzieciak opowiadał mu o Człowieku-kozie, czy czymś takim. Odrazu kazaliśmy mu się zamknąć bo straszne opowieści to ostatnie co nam było w tej chwili potrzebne.

Ale on sobie nie przeszkadzał i dalej gadał że to ten ****** Człowiek-koza, i ze teraz jesteśmy w jego lasach, i tak dalej. Choć nigdy nad tym nie myślałem to rok przed skończeniem nauki miałem współlokatora i spytałem go o tego całego "stwora". No i żeby podsumować: generalnie chodzi tu o człowieka, z głową kozy, który ponoć moze zmienić kształt i wygląd i przedostać się do grupki ludzi. Jest to również coś w stylu Wendigo- zły omen o którym źle jest mówić, a już najgorzej jest go zobaczyć.

Pamiętajcie że będąc tam wtedy, gdy miałem 16 lat jeszcze tego wszystkiego nie wiedziałem, a mój kuzyn gadał: "Człowiek-koza tu wjedzie i nas, *****, dorwie!" Dziewczyny w tym momencie były przerażone, a ja z moimi kuzynami chceliśmy dojść czy to jacyś idioci, czy może jakieś zwierzę.

I właśnie wtedy, zupełnie nagle ten zapach zniknął. Nawet do dzisiaj nie doświadczyłem czegoś podobnego. No wiecie: smród zwykle zanika, powoli słabnie. Ale tatmtym razem ten zapach "ozonu" po prostu tam był a po sekundzie już się go nie czuło.

Minęła godzina, było około 9 albo i 10 wieczorem. Przestaliśmy już się bać (tak bardzo) i wyszliśmy z powrotem na zewnątrz, żeby znowu rozpalić ogień. Uznaliśmy ze byli to tylko jacyś debile którzy chcieli z nas sobie pożartować więc nie wracaliśmy do domu bo myśleliśmy że wtedy goniliby nas w lesie albo zrobiliby podobne dziwactwo.

Tamtej nocy nie stało się już nic niepokojącego. Zostaliśmy na kolejną noc i tej następnej nocy przez większość czasu też nic dziwnego się nie działo, ale około 1 w nocy, gdy siedzieliśmy na zewnątrz upijając się i opowiadając sraszne historie, a ktoś właśnie kończył jedną z opowieści (nie pamiętam jaką), zapach powrócił. Ten metaliczny, zapach pachnący jakby krwią. I stał się tak niesamowicie mocny że jedna z dziewczyn dosłownie zaczęła wymiotować.

Wstałem i poczułem ze powietrze było strasznie wilgotne. Powiedziałem wszystkim ze powinniśmy wrócić do srodka. I to był błąd: bo powinniśmy po prostu stamtąd odjechać.

Wszsycy wróciliśmy do srodka a kuzyn. Junior, znowu zaczął nawalać ze to ten Człowiek-koza. Wtedy drugi kuzyn, Rooster, kazał mu zamknąć wreszcie pysk, a ja, przez cały ten czas miałem przeczucie że coś jest nie tak, nie mogąc dojść co to takiego.

Posiedzieliśmy tam przez dobrą chwilę. Zapach był bardzo mocny, my przerażeni i skuleni siedzimy w tej ******** przyczepie.Musieliśmy upiec sobie jakieś mięso w środku bo nikt nie miał ochoty wyjść na zewnątrz. Piekliśmy mięso z tych torebek w których są 4 porcje. Mieliśmy razem trzy takie opakowania. Upiekłem każdemu  jedną porcję mięsa na kuchnece, zrobiłem hot-dogi i rozdałem każdemu. Po chwili mój kuzyn wstał by wziąc jeszcze jednego hot-doga.

Wtedy zaczął narzekać że ja zjadłem dwa podczas gdy każdy dostał tylko jednego, więc spojrzałem na niego jak na idiotę. Wyjaśniłem mu że każdy dostał po jednym bo było tylko 12 porcji. Matematyka. Poleciłem mu otworzyć nową paczkę i ugotować sobie jeszcze, jeśli chcę kolejnego hot-doga.

To był właśnie moment w którym ta dziewczyna która poszła z Tannerem i Roosterem na farmę zaczęła płakać i drzeć się: "BOŻE! O BOŻE! CHRYSTE! WYPUŚĆCIE TO!" Krzyczała i trzęsła się.I wtedy ten kuzyn, który stał zrozumiał co jest nie tak. Ja i on rozjerzeliśmy się po pokoju i wtedy poczułem jak serce podchodzi mi do gardła. Wszyscy wybiegliśmOczywiście pozostali pytali nas co jest nie tak. Policzyłem nas. Teraz było nas znowu jedenaścioro.
y z tej ******** przyczepy. Tylko drzwi od naszego "domku" uderzały głośno gdy każda osoba wybiegała na zewnątrz.

"To nie żarty"-stwerdził mój kuzyn. W przyczepie było 12 osób, ale biorąc pod uwagę fakt, że wszyscy słabo sie znali nie zorientowaliśmy się że cały czas była z nami dodatkowa osoba. I wtedy przypomniałem sobie ze już wcześniej czułem że coś jest źle. Znasz to uczucie: bawisz się, nie obchodzi cię nic dookoła i nie zwracasz uwagi na żadne szczegóły? Cóż. Jestem na 100 procent pewny że ktoś "dodatkowy był z nami i ze był on  obecny przez CO NAJMNIEJ cały dzień, jedząc z nami. Co gorsza, mogłem zoriemtować się kto to był bo nie sądze żeby ktoś naprawdę zgadał, albo zrobił cokolwkiek z tą osobą/ Człowiekiem-kozą.

Dziewczyna ciągle modliła się do Jezusa, a my siedzieliśmy na zewnątrz. Wreszcie zebraliśmy się na odwagę, wzięliśmy kilka porządnych kijów i weszliśmy do środka, ale nikogo tam nie było. Znowu się policzyliśmy i znowu wyszło nam 11 osób. Wróciliśmy więc do wagonu mieszkalnego i zamknęiśmy drzwi. Na spokojnie wyjaśniliśmy co się właściwie stało a dziewczyna która zaczęła krzyczeć przyznała że też zroientowała się co jest nie tak i że właśnie miałą coś powiedzieć. Tylko że wtedy osoba siedząca obok niej, mocno chwyciła jej nogę, pochyliła się w jej kierunku i powiedziała coś czego dziewczyna nie mogła zrozumieć.

Tak więc nieźle się przestarszyliśmy, siedliśmy skuleni w środku, a ja zasnąłem. Kiedy się obudziłem słońce dopiero co wschodziło i połowa ludzi jeszcze spała a druga połowa pakowała nasze rzeczy.  Większość znas chciała wracać do domu, ale część wolała poczekać dopóki nie zrobi się całkiem jasno, a jeszcze inni myśleli że tylko sie z nimi bawimy i dalej chcieli zostać w tych przyczepach. A ja chciałem po prostu ********* z tych lasów.

 

Więc podzieliliśmy się: te cztery osoby które chciały isć, poszły, ale ja musiałem zostać bo "domki na kółkach" należały do mojego wujka, więc ja miałem klucze. W tym momencie byłe strasznie wkurzony bo ludzie zdawali się nie brać tego co się działo na poważnie a ja nie miałem ochoty zostawać w lesie na kolejną noc. Cały dzień spędziłem zeby przekonać tych co pozostali (4 dziewczyny i 4 chłopaków) zebyśmy się stamtąd wynosili. Tanner też wyruszył do swojego domu ale tylko po strzelbę i obiecał ze do nas wróci. O czwartej po południu było nas siedmioro.

 

Około 17, Tan dalej nie wrócił, więc zaczęliśmy się niecierpliwić. Jedyny powód dla którego przestałem prosić żebyśmy wracali był taki, ze Tanner poszedł wreszcie po broń.

Ale n

Około 17:30 jeden z kuzynów któzy zostali oznajmił że jedna z dziewczyn które wróćiły do domów, Keira, ta która zaliczyła "bliskie spotkanie" z tym czymś, stoi na zewnątrz. Wszyscy wyjrzeli przez okno i faktycznie: stała tam, przy miejscu w którym było ognisko, tyłem do okna.4

 

Zacząłem się zastanaiwać: skoro tak bardzo się bała to po jaką cholerę wróciła? Poczułem też nieprzyjemny uścisk w brzuchu. Pamiętajcie że cały czas ten miedziany zapach był nieobecny. Teraz powrócił. Mogłem poczuć jego delikatną woń.

 

Powiedziałem o tym reszcie. Byli to ci którzy chcieli zostać w obozowisku, nawet po tym jak odwiedził nas Człowiek-koza, więc mnie wyśmiali i spytali czy ustawiłem to wszystko zeby ich wystraszyć, czy co.

 

Chciałem ich za wszelką cenę przekonać że nie robiłem sobie z nich jaj. Spytałem ich też jaki cel miałbym w robieniu czegoś takiego.

 

Jedna z dziewczyn stwierdziła że wyjdzie pogadać z Keirą. Przeszła pół drogi miedzy nią a przyczepą i stanęła bez ruchu. Keria zaczęła się chwiać. Nie wiem jak lepiej opisać to co robiła. Wyglądało to jak ktoś kto śmieje się stojąc tyłem, ale bezdźwięcznie. Trząsła się jakby się śmiała ale nie wydała żadnego odgłosu. To właśnie ten fakt sprawił ze zorientowałem się, że nigdzie nie było żadnego dźwięku. Cały las był śmiertelnie cichy.

 

To był późny wrzesień. Dni są wtedy wciąż super ciepłe ale zdarza się też, ze będzie chłodno. I zawsze można usłyszeć jakieś ptaki czy cokolwiek innego, jak to w lesie. A mimo to teraz było śmiertelnie cicho.

 

I to z tego powodu wyszedłem przed drzwi i rozkazałem tej dziewczynie żeby wracała do środka w te chwili.

 

Wycofała się z powrotem do "domku" i zablokowaliśmy te ****** drzwi. Opuściliśmy też wszytskie zasłony oprócz jednej i przy tym niezasłoniętym oknie posadziliśmy na krześle jednego z chłopaków żeby obserwował dziewczynę przy ognisku. Stała tam moze z 20 minut. W pewnej chwili gość siedzący na warcie odwrócił się do nas żeby poinformować że Keira dalej tam stoi. I wtedy rozległo się POTĘŻNE walnięcie w drzwi.

 

Wszysycy poderwaliśmy się i rozbiegliśmy się po salonie. Walenie w drzwi było ************ głośne!

 

Mój kuzyn przytulił jedną dziewczynę, a pozostałe stały tylko i nerwowo chichotały , W tym czasie ja i dwóch pozostałych gości dosłownie sraliśmy ze strachu.

 

A potem usłyszeliśmy krzyk Tannera:

 

"WPUŚCICIE MNIE CZY NIE? SKOŃCZCIE TE DURNE ZABAWY!"

 

Więc mój kuzyn podszedł do drzwi i otworzył je a Tan wszedł do środka ze strzelbą. Nikogo poza nim nie było na zewnątrz.

 

Twierdził, że nic dziwnego nie działo się gdy szedł lasem. Mimo to zobaczył jakąś dziewczynę. Twierdził ze to nie była Keira. Kiedy podszedł na skawędź polany gdzie stała odwróciła się i spojrzała się na niego. Miała otwarte usta, i śledziła go wzrokiem podczas gdy on powoli szedł w kierunku kempingu. Tan powiedział wtedy ze dopiero w połowie drogi do przyczepy zorientował się, że ona powoli się do niego zbliża. Zaczęła od ogniska i nie zauważał żadnego ruchu a mimo to za każdym razem była odrobinę bliżej niego. Powiedział ze wtedy po prostu rzucił się biegiem do przyczepy a gdy zorientował się ze drzwi są zamknięte obrócił się i ujrzał, że TO było w połowie drogi do drzwi. Wtedy zaczął walić w drzwi.

 

Gdy skończył opowiadać rozjerzał się po wnętrzu i nagle zbladł. Nachylił się do mnie i szepnął: "Stary. Wiesz ze jest nas tu tylko siedmioro?" Wtedy znowu poczułem skurcz żołądka. Uświadomiłem sobie że wcześniej w przyczepie ustalaliśmy gdzie kto idzie (kto zostaje a kto nie) a potem wyszliśmy pogadać na zewnątrz. Wtedy to musiało się wśliznąć między nas. A teraz sobie poszło i stało na zewnątrz. Przynajmniej do niedawna.

 

Znowu wyjrzeliśmy za okno i nikogo nie dostrzegliśmy. Więc znowu się przeliczyliśmy a ja spytałem ludzi ile nas było wcześniej. Każdy stwierdził, że ośmioro. "A ile osób jest teraz?"-spytałem. Zaczęli liczyć i każdy zdał sobie sprawę że teraz była nas tylko siódemka.

 

Tan przyniósł swoją strzelbę i kilka paczek naboi,a tacie wytłumaczył ze po lesie krążyło jakieś zwierzę, bo nie sądził, zeby ten uwierzył mu w opowieść o "Człowieku-kozie". Tanner oznajmił też że za kilka godzin miał tu przyjechać jego kuzyn, a następnego ranka wszysycy mieliśmy wrócić na farmę Tannera skąd rzeczony kuzyn odwiózłby nas do domów.

 

Teraz już na serio się boję, ale przynajmniej mam pewność ze mozemy być Amerykanami i rozstrzelać to coś, jeśli postanowi wrócić. Przy okazji mój kuzyn wdał się w kłótnię z jedną z dziewczyn która sądziła ze robię wszytskim żarty i zebym przestał bo nie jestem śmieszny. On tłumaczył jej ze ja nie jestem osobą o takim charakterze i ze to do mnie niepodobne. Wtedy ona stwierdziła:" A jeśli to naprawdę ta Koza, to jaką mamy pewność, że to prawdziwy tanner,a nie to coś co zabiłoby go w lesie i przyszło tutaj z jego pistoletem?"

I wtedy zaczęła się naprawdę duża kłótnia. Ja i Tanner wciąż mówiliśmy że musimy się uspokoić i przestać kłócić bo w  najlepszym wypadku ktoś właził i wychodził z naszego domku żeby zrobić sobie z nas kawał a w najgorszym w lesie jest coś bardzo złego co sobie z nami pogrywa.

 

Jakaś dziewczyna rozpłakała się i chciała odrazu wracać do domu ale zaczęliśmy ja przekonywać ze to bardzo zły pomysł bo nikt o zdrowych zmysłach nie łaziłby po lesie w środku nocy. Właśnie wtedy słońce prawie zaszło a niebo zachmurzyło się.

 

Zjedliśmy trochę i chcieliśmy właczyć radio ale nie udało nam się złapać stacji z czymkolwiek konkretnym. Wyłaczyliśmy je dokąłdnie w momencie w którym przyszedł kuzyn Tannera. Miał coś około 19 lat. Słońce wtedy było już całkowicie za linią horyzontu. Kuzyn Tana przyniósł ze sobą naprawdę mocną latarkę, można rzec reflektor i jeszcze jedną strzelbę. Wszedł do środka a my szeptem pytaliśmy Tannera czy jest pewien że to jego kuzyn na co on potwierdził.

 

Chłopak rozejrzał się dookoła po czym popatrzył na nas. Wygdawał się trochę zdezorientowany.

 

Powiedział: "Gdzie jest wasza koleżanka? Spodziewałem się, że także przyjdzie do przyczep. Jest aż tak wolna, czy co?"` Spytał też czy gotowaliśmy tu krew po pachniało krwią i gorącym metalem cały czas gdy szedł scieżką do naszego obozowiska. Wszysyc zgodnie stwierdziliśmy ze nic nie gotowaliśmy i spytaliśmy się go o co właściwie chodziło mu z naszą "koleżanką".

 

Szedł tą samą dróżką której użył Tanner i stwierdził ze natknął się na jedną z naszych "koleżanek" stojącą na drodze i patrzącą się na niego z rozdziwaionymi ustami. Zadał jej kilka pytań ale ona tylko gapiła się na niego. Potem uśmiechnęła się do niego a wtedy on zostawił ją i zaczął dalej isć do nas. Zdawało się że nie mogła dotrzymać mu kroku i ciągle trochę od niego odstawała. Spytał ja czy coś jej jest i czy nie potrzebuje pomocy, ale ona nie zareagowała. Jedynie dalej się patrzyła. Szedł więc dalej aż wreszcie dotarł do zakrętu. Gdy tylko go przeszedł odwrócił się by sprawdzić czy dziewczyna dalej za nim idzie, ale nikogo nie było na ścieżce. Uznał więc że musiała pójść jakimś skrótem.

 

Opowiedzieliśmy mu co się działo przez te kilka dni. Szczerze mówiąc to spodziewałem się, ze powie nam że gadamy jakieś bzdury ale on tylko słuchał a potem usiadł na kanapie w salonie. 

 

Po chwili kuzyn Tannera powrócił do dziewczyny: opowiedział nam, że to ze ciągle zostawała za nim mocno go wystraszyło. Chciał by go wyprzedziła i zwolnił, ale nieważne jak wolno by nie szedł ona ciągle zostawała z tyłu. I do tego czuł ten ochydny zapach który wzmocnił się gdy dotarł do naszego obozu.  W pewnym momencie stał sie naprawdę potężny. Dodał też że dziewczyna będąc za nim powiedziałą coś straszliwie wolno, a on tego nie zrozumiał. Odwrócił się wtedy i zoabczył ze była tuż za jego plecami. Cofnął się wtedy wystraszony.

Właśnie w tym momencie spytał się jej czy wszystko było z nią ok.

 

Dodał ze chciał ją złapać i potrząsnąć nią, bo gapiła się tylko, ale musiał źle ocenić dystans bo gdy wyciągnął ręce zoreintował się że tak naprawdę stałą dalej od niego niż tuż za nim. Jak gdyby przemieściła się gdy na nią patrzył.

 

Sumując to wszystko byliśmy pewni że to co się działo, działo się naprawdę, O ile Tan nie robił nam jakiegoś debilnego kawału, ale tak nie było bo widzieliśmy że on też prawie sra ze strachu.

 

Tamtych dwóch załadowało swoje strzelby, zjedliśmy jeszcze coś i po prostu posiedzieliśmy w przyczepie do mniej więcej 23.

 

Do dzisiaj modlę się żeby to był po prostu gigantyczny kawał wykręcony mi przez kuzynów do którego nigdy się nie przyznali, żebym bał się do końca moich dni.

 

Bowiem około 23 zapach miedzi i ozonu zmienił się w naprawdę okropny smród jakby gotowanej krwi i palonych włosów. Tanner i jego kuzyn który nazywał się Reese, natychmiast wstali i złapali za broń.

 

Rozległo się na pół pukanie na pół skrobanie do drzwi i, naprawdę nie ******** głupot, usłyszeliśmy głos który brzmiał jak te zwierzęta, koty i psy z Youtube, które ich właściciele uczą "mówić". To coś mówiło tym dziwacznym, karykaturalnym, przerywanym głosem, który zmieniał się co chwilę z niskiego na wysoki. Mówiło: "WPUŚCICIE MNIE CZY NIE? SKOŃCZCIE TE DURNE ZABAWY!"

 

Ciarki przeszły mnie po całym ciele a jedna z dziewczyn dosłownie zaczęła ryczeć i wzywać Jezusa.

 

*****, oczywiste było, ze nie mówi tego człowiek. Nie miało właściwego rytmu. Nigdy o tym nie myślałem aż do tamtej pory. Każdy człowiek, bez względu na język ma pewien rodzaj rytmu, taktu w swojej wypowiedzi. A to gówno tego nie miało.

 

Jeden z tych ******** Youtubowych kotów, tak brzmiało to coś za drzwiami.

 

Zaczęliśmy wreszcie krzyczeć: "Kim jesteś?" Albo:"Skończ z tymi ********** zabawami.", ale to tylko powtarzało: "Do  środka" albo "Wpuścicie mnie czy nie?" przez prawie kwadrans.

 

 

Brzmiało prawie jak ten kot w linku który dałem wyżej, tyle że nie tak śmiesznie. Wybaczcie linki, ale jeśli nie będzieci mogli zobrazować sobie jak to stworzenie brzmiało nie zrozumiecie jak chora była cała sytuacja.

 

Zapach wreszcie na chwilę zniknął, a przez niemalże całą kolejną godzinę mogliśmy słyszeć jak coś łaziło na zewnątrz po lesie i dookołą przyczepy. Co kilka minut to coś podchodziło do drzwi i mówiło kilka słów.

 

W  końcu gdy smród całkiem zniknął było około drugiej nad ranem. Reese powiedział: "Dobra, ******** to!" po czym otworzył drzwi i wyszedł w noc ze strzelbą.

 

Strzelił w niebo i powiedział coś w rodzaju: "W imię Jezusa Chrystusa, odejdź stąd!" Wypalił jeszcze dwa razy i wtedy z lasu naprzeciw kempingu, za rzeczką dało się słyszeć jak coś pohukuje i mamrocze.

 

Potem zaczęło krzyczeć i brzmiało jak kot i kobieta w jednej torbie krzyczączy razem. Nigdy w moim całym życiu nie słyszałem podobnego ********. Reese strzelił kolejny raz w stronę drzew i zaczął cofać się do domku. 

Zamknęliśmy znowu drzwi i słyszeliśmy jak to ****** coś znowu zaczęło się przenikliwie drzeć. Reese powiedział nam wtedy że coś wylazło z krzaków, trzymając się bardzo nisko, tuż przy samej ziemi. Strzelił w to coś.

 

Tak mniej więcej wyglądała reszta nocy: krzyki bez przerwy przez prawie dwie godziny a my słyszeliśmy jak coś przedziera się przez drzewa dookołą nas. Ale to nie wróciło już do przyczepy. Nie, dopóki wszyscy nie poszli spać.

 

Tanner seidział na krześle ze strzelbą i pilnował drzwi. Wszyscy inni spali i nikt tego nie widział dlatego opowiedział mi to on sam, dopiero dwa dni po całym zdarzeniu.

 

Mówił jeż już prawie zasypiał gdy krzyki ustały, gdy nagle dostrzegł kątem oka jak ktoś wychodzi z łazienki i kłądzie się na podłodze pomiędzy nami wszystkimi. Uznał że to jedno z nas i sam zasnął.

 

Po chwili jednak się ocknął z przeczuciem że coś jest nie tak jak być powinno. Udając ze śpi, po cichu policzył nas. W przyczepie było 9 osób. O jedną więcej niż powinno

 

Nie chciał strzelić do tego ******** cholerstwa bo mogło nas to zaatakować albo Reese mógł też otworzyć ogień i powystrzelalibyśmy się nawzajem. Więc nie pozostało mu nic innego jak czuwać całą noc udając że śpi.

 

Opowiedział mi, że od czasu do czasu tak dodatkowa "osoba" wstawała i zaczynała się trząść albo znowu bezgłośnie "śmiać".

 

Opowieść kończy się niezbyt imponująco bo z mojej perspektywy nic więcej się nie stało. Tylko obudziliśmy się a ja spostrzegłem tylko że Tan był nieco roztrzęśiony i unikał patrzenia na nas. Po prostu spakowaliśmy się, zjedliśmy jakieś śniadanie i ruszyliśmy w drogę do farmy Tana.  On wychodził z domku mojego wujka ostatni; zaoferował się że zamknie drzwi i przyniesie mi klucze. Kaza nam już zacząć iść a on miał nas dogonić co nie spodobało mi się ale tak zrobiliśmy. Po kilku chwilach dogonił nas na leśnej dróżce i wszysyc dotarliśmy na jego podwórze praktycznie truchtem.

Jego kuzyn, Reese, odwiózł nas do domów.

 

 

W łaziencie było okno. Gdy Tanner został by zakmnąć przyczepy mieszkalne zajrzał tam. Byliśmy za głupi zeby pomyśleć o jednym oknie. Gdy Tanner sprawdzał je, wtedy, rano, okazało się że ***** okno cały czas było otwarte,

 

Zdaje mi się że robiło to cały czas: czekało aż zaśniemy i przychodziło do nas albo wślizgiwało się między nas udając człowieka. Szło z nami cały czas aż do domu Tannera. Tanner przyznał ze pod koniec drogi to coś zostało z tyłu i spojrzało mu prosto w oczy zanim nie weszło z powrotem do lasu.

 

źródło:  http://creepypasta.w...s_Goatman_Story

 

I bonus dla tych którym się podobało: Ktoś oznajmił ze robi amatorski, niskobudżetowy film na podstawie tej creepypasty i jak na taką amatorszcyznę to trailer wygląda nawet dobrze :P Oto on:
 


 


Użytkownik amadox edytował ten post 14.07.2014 - 15:16

  • 7

#1528

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Ostatnie rozmowy z bratem przed jego zaginięciem, proszę pomóżcie!" część trzecia

 

http://imgur.com/xWLXYoL

 

Dołączam skan artykułu o zaginięciu Toma i fragment rozmowy smsowej.

 

Po pierwsze, chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy zgłosili się do mnie z pomocą. Wybrałem Reddit, może dobrze zrobiłem, bo Wasza społeczność często rozwiązywała sprawy w przeszłości. Choć większość woli opluwać postami przepełnionymi nienawiścią, ale nadal wierzę, że część z Was potrafi mi pomóc lub choćby wesprzeć. Dziękuję.

 

 

Po drugie, chciałbym coś wyjaśnić. Tam, gdzie mieszkamy, nie pada za często.  Więc jeśli zdarza się deszcz trwający ponad pół godziny, to nie jest to normalne. Dlatego też mój brat był zdziwiony tym zjawiskiem.

 

 

Po trzecie, wielu z Was porównuje moją historię z dziełem fikcji Stephena Kinga, Pożeraczami Czasu. Wierzcie mi, pomyślałem dokładnie o tym samym. Dlatego nie powiedziałem o tym nikomu innemu oprócz rodzicom. Jest to też powód, dla którego nie zdradzam zbyt wielu szczegółów. Nie chcę, żeby drwiono i naśmiewano się z mojej rodziny. Wielu z Was pytało, dlaczego w takim razie mimo wszystko umieściłem to na reddicie, skoro chciałem, żeby potraktowano mnie poważnie. Jak już mówiłem, uważam, że znajdę tu także ludzi kompetentnych i poważnych, gotowych by pomóc.

Chcę jeszcze raz wszystkim podziękować za wsparcie i współczucie, za miłe słowa. Właśnie dla tej wąskiej grupy piszę kolejne uaktualnienia sprawy. Całą resztę zachęcam do minusowania postów, nie jestem zainteresowany chwałą i sławą czy czymkolwiek innym.

 

 

Zeszłej nocy wkradłem się do pokoju rodziców i chwyciłem telefon matki. Znajdowały się tam wiadomości od brata. Moi rodzice, będąc w kinie wyłączyli głosy w telefonach, dlatego nie zorientowali się, że ktoś wysyła wiadomości.

 

 

 

Właśnie wracam od Emily, dajcie znać, jak będziecie odbierać obiad po filmie.

 

Jasna cholera, ale się rozpadało!

 

Słyszeliście ten wybuch?

 

Gdzie podziewa się Jasper?

 

W domu jest tak cicho. Dziwnie pachnie. Czy coś Wam się przypaliło?

 

Ja nie mogę, Chris jest totalnym dupkiem

 

Jezu, uważajcie w drodze powrotnej, bo strasznie leje, to szaleństwo.

 

Myślę, że przez nawałnicę odłączyli prąd.

 

Jeśli to czytacie, skontaktujcie się ze mną.

 

Nie wiem, gdzie jest Chris, ale słyszę, jak coś hałasuje w głębi domu.

 

Zadzwońcie!

 

Poważnie, zadzwońcie.

 

Mamo, proszę, zadzwoń najszybciej jak to możliwe

 

Mamo

 

Boże, nienawidzę Chrisa!

 

Dlaczego nikt mi nie odpisuje? Chris, Emily…

 

Moja bateria zaraz się wyczerpie, pójdę do Garretów zapytać, czy użyczą mi swojego telefonu komórkowego.

 

Kocham Was

 

Czemu?

 

 

To wszystko. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego moi rodzice nie chcieli, żebym przeczytał te wiadomości. Jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy to wiadomość Toma, w której pisze, że mnie nienawidzi. Może nie chcieli, żebym wiedział, co brat o mnie napisał w swoich ostatnich słowach przed zaginięciem. Nie wiem.
Tak w kwestii wyjaśnienia- Garret to nazwisko naszych najbliższych sąsiadów. Mieszkają jakieś ćwierć mili stąd. Już z nimi rozmawialiśmy, ale nic nie widzieli ani nie słyszeli.
Szczerze wątpię, żeby w telefonie ojca było coś poza tym, co Tom wysyłał do matki. Są jak najlepsi przyjaciele. Nic już nie wiem. Myślałem, że te wiadomości rzucą nowe światło na sprawę. Więcej wskazówek. Cokolwiek.
Ja tylko chcę wiedzieć, gdzie jest mój brat.


  • 2

#1529

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Ostatnie rozmowy z bratem przed jego zaginięciem" część czwarta

 

 

AKTUALIZACJA:

Chciałbym przeprosić wszystkich tych, którym ostatnio nie odpowiedziałem w prywatnych wiadomościach. Staram się przez nie wszystkie przebrnąć! Chcę, żebyście wiedzieli, że wziąłem sobie do serca Waszą radę, choć czuję, że mogę tego żałować, i podzieliłem się szczegółami sprawy z lokalnym medium. Odwiedzi mnie w domu, kiedy rodzice pojadą na lunch do dziadków. Mam nadzieję, że dowiem się czegoś nowego i będzie to warte zachodu. Boże, mam nadzieję, że tego nie pożałuję.

 

 

AKTUALIZACJA #1
Oh, i prawie bym zapomniał, wielu z Was sugerowało poszukiwanie ciał w rzece lub jeziorze wzdłuż trasy prowadzącej do domu Emily. Mieszkam na pustyni, więc nie miewamy tutaj takich przypadków. Sugerowaliście także, żeby po prostu przejechać się tą samą trasą, którą pokonał Tom przed zaginięciem. Jeździłem tam z 1000 razy w ciągu kilku ostatnich dni. Nic podejrzanego.

 

 

AKTUALIZACJA #2
Jeden z użytkowników przypomniał mi o czymś.  Wczoraj jeszcze raz rozmawiałem z sąsiadami tak jak zasugerowaliście. Ich historia się nie zmieniła. Zero sygnału od Toma. Są niewinnymi ludźmi w starszym wieku z trójką dzieci i siedmiorgiem wnucząt. Szczerze mówiąc, nie mam żadnych podstaw by ich podejrzewać. Próbowałem ostrożnie wybadać ich posiadłość, żeby znaleźć jakąś wskazówkę prowadzącą do Toma. Nie znalazłem nic godnego uwagi.

 

 

Jak już wspominałem, moje wpisy nie są kierowane do naśmiewaczy czy trolli. Mój problem adresowany jest do tych, którzy fatygują się, żeby kontaktować się ze mną przez prywatne wiadomości, podsuwają swoje teorie i kierowali mnie. Niestety, ze względu na wzrastającą liczbę pogróżek jakie otrzymuje na swoje konto, postanowiłem nie ujawniać swoich danych osobowych. Zaraportowałem tych ludzi, z nadzieją, że będę mógł uaktualniać swoje wpisy bez żadnych obaw.

Ta aktualizacja powstała ze względu na spotkanie się z Emily dzisiejszego ranka. Jak moja rodzina, jest roztrzęsiona po zaginięciu Toma. Początkowo nie była chętna do rozmowy. Stała się szczególnie podejrzliwa, gdy poprosiłem o sprawdzenie jej wiadomości w telefonie. Jednak na szczęście udało mi się ją przekonać.

 

 

Tom niewiele pisał w czasie, odkąd wyszedł z jej mieszkania aż do jego ostatniej wiadomości.

 

 

Wysiadł prąd u nas w domu.

 

Serio? Dziwne

 

Noo, w całym mieszkaniu dziwnie pachnie, a Jasper zniknął.

 

O nie! Wiesz, gdzie może być?

 

Dziwne, nie mogę zatelefonować. Możesz się ze mną połączyć?

 

Przełącza od razu na pocztę głosową

 

Otrzymujesz w ogóle te wiadomości?

 

Taaa, skarbie, próbowałam dzwonić, kieruje na pocztę głosową.

 

Halo?

 

Halo

 

Kur…, co jest nie tak z tym szajsem?!

 

Dostałaś to?

 

Nie mogę się przebić

 

Co, skarbie?

 

Idę do sąsiadów, bateria zaraz mi siądzie

 

Smsy do nich nie docierają

 

Czemu?

 

Kochanie przerażasz mnie…

 

Północy

 

Ostatni SMS sprowokował nas do wysnucia pewnej teorii. Całkiem możliwe, że autokorekta zamieniła „om” na „ółn”, więc prawdopodobnie chodziło o słowo „Pomocy”.
Czasem żałuję, że udało nam się rozgryźć tego SMSa. Czy był w niebezpieczeństwie? Czy tylko się przestraszył? A może coś zupełnie innego?


  • 2

#1530

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Ostatnie rozmowy z bratem przed jego zaginięciem" część piąta

 

Serio, nie wiem nawet, co powiedzieć. Próbowałem napisać aktualizację chyba z sześć razy od ostatniej nocy. Byłem już w połowie, patrzyłem z ukosa na to, co napisałem i usuwałem do Kosza. Nie wiem, może wydaje mi się, że jeśli tego nie napiszę, to znaczy, że to się nigdy nie wydarzyło?...ale serio, skąd niby mam wiedzieć, że cokolwiek z tego co ona mówi, jest prawdą?

 

 

Myślę, że doszedłem do punktu bez wyjścia. Ok., więc wczoraj zjawiło się medium. Nie będę się rozpisywał na temat tego, jak ją namierzyłem. W skrócie, zauważyła mój post w sieci, rozpoznała artykuł i napisała do mnie prywatnie. Przy okazji, moi rodzice nic nie wiedzą o mojej potajemnej schadzce z medium. Nie zrobiłem tego, bo bałem się, że rodzice negatywnie na to zareagują, jakby musieli choćby dopuścić do siebie myśl, że Tom może być martwy.

Nie będę kłamał, nie miałem pojęcia, czego się spodziewać. Nie mam nic przeciwko medium i tym podobnym, ale cała sytuacja jest ekstremalnie dziwaczna. Nie mówiła wiele, kiedy przechadzała się po domu. Robiła tylko notatki. Wreszcie wróciliśmy do mojego pokoju i zaczęła mówić.
Całość spotkania mam nagraną na dyktafon, przeleję to na słowo pisane. Zapis jest rozmową w moim pokoju:

 

 

Medium: Czy Tom spędzał tu dużo czasu?

 

Ja: Tak, razem z Tomem graliśmy w Xboxa.

 

Medium: I mówisz, że nie ma go już dobre kilka miesięcy?

 

Ja: Co najmniej.

 

Medium: To dziwne, wyczuwam jakąś inną energię w tym pokoju. Jest silniejsza niż wspomnienia. Jest prawie tak samo silna jak Twoja.

 

Ja: Co to może znaczyć?

 

Medium: To znaczy, że w tym pomieszczeniu, w tym momencie, znajduje się trzecia osoba.

 

Ja: Czy to Tom?

 

Medium:  To skomplikowane, nawet jeśli stwierdzę, że tutaj jest, to tak naprawdę go tu nie ma. Jest tutaj, ale równocześnie nie jest.

Na tym etapie byłem mocno podirytowany.

 

Medium: Wiem, że to frustrujące i pogmatwane. Szczególnie, że niespecjalnie wierzysz w to, co robię. Niektórzy z użytkowników na Reddicie mówią o wymiarach, portalach. Energia, którą wyczuwam znajduje się na innym poziomie egzystencji.

 

Ja: Gdzie to jest?

 

Medium: Powtarzam, to nie takie proste. To nie to samo, co mapa, gdzie dokładnie możesz wskazać punkt określonej lokalizacji.

 

Ja: Czy umarł? Jest duchem?

 

Medium: Nie, czymkolwiek by ta energia nie była, pochodzi od istoty żyjącej. Choć czuję, jak słabnie. Sfrustrowana. Zła. Przestraszona.

 

 

Ja: Jeśli to Tom, to jak go odzyskamy?

 

Medium: I ponownie, to nie jest łatwe. Będę potrzebowała jak najwięcej szczegółów z dnia zaginięcia. Jedyny obraz, jaki na razie widzę to pojawienie się Wielkiej Burzy w określonym odcinku czasowym, co pozwoliło na otworzenie się wymiaru, zagięcia czasu i przestrzeni. To by tłumaczyło ten hałas, o którym wspominał. I dziwny, przypalony zapach.

 

Ja: Więc jest możliwe, że wróci?

 

Medium:  Jest mnóstwo wariantów.  Po pierwsze, nie wiemy nawet czy ta energia rzeczywiście należy do Toma.
Po drugie, nie znamy jego dokładnego położenia w danym momencie, a po trzecie nie wiemy, co tak naprawdę spowodowało obecny stan rzeczy. Jeśli to rzeczywiście Kosmiczna Wielka Burza, to nie wiadomo, ile czasu upłynie zanim znowu się wydarzy. Mogą minąć lata, dekady, a całkiem możliwe, że i dłużej.

 

 

Czytając to wszystko, mam ochotę znów to skasować i zapomnieć. To wszystko jest takie… sam nie wiem. To nierealne. Tak jakby ten cały szajs nie miał prawa istnieć.  Tak jak wspominaliście, jedno z bzdur w stylu Stephena Kinga. Nie ma prawa dziać się w realnym świecie.
Medium musiał opuścić dom, kiedy rodzice wracali z lunchu. Powiedziała, że skontaktuje się ze mną, gdy zdobędzie więcej informacji.

Zamierzam kontynuować rekonstrukcję wydarzeń. Jeśli cokolwiek z tego, co mówi, jest prawdą, nie mogę zostawić brata w obecnym położeniu, gdziekolwiek by to nie było.


  • 2


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 3 gości oraz 0 użytkowników anonimowych