Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#1531

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Reżim władcy marionetek"

 

 

Czy słyszeliście kiedyś o musicalu „Reżim władcy marionetek”?  Podejrzewam, że nie. Prawdę mówiąc, nawet najbardziej zagorzali fani musicali mogą nie kojarzyć tej małej produkcji. Była to sztuka stworzona w 1934 roku przez nieznanych autorów. Brało w niej udział wielu aktorów, w tym Timmy „Ciacho” Wright, Sally Wilkes czy Henry Gregory. Było to najdroższe przedstawienie tamtych czasów. Mówiono o nim jako największym, najbardziej spektakularnym widowisku.

 

 

Z zeznań Tylera Warwicka (1901-1983)

 

„Poszedłem na przedstawienie tuż po skończeniu 33 lat. Bilet był prezentem od siostry, która wiedziała, jak bardzo kocham musicale. Pamiętam nawet neony, były olbrzymie. Kojarzę też plakaty, przedstawiały duży, czerwony okrąg, a w nim znajdowała się lalkowata twarz. Nie miało to dla mnie wielkiego sensu, ale nie obeszło mnie to, ponieważ miałem obejrzeć wielkie show Broadwayu.”

 

 

Z zeznań Georginy Long (1911-1984)

 

„… wszyscy aktorzy byli świeżymi twarzami. Pamiętam, jak bardzo dziwne to było… wszyscy aktorzy i scenarzyści, cała obsada była anonimowa, i ten plakat… mała, czerwona kropka, a w niej ta osobliwa twarz. Nie miał nawet tytułu, tylko ta kropka. Odwiedziłam Nowy York, aby pocieszyć rodzinę po śmierci mojej babci… musical na Broadwayu wydawał się być balsamem na moją duszę…”

 

 

Z zeznań Carla Hannigana (1920-1993)

 

„…Pamiętam pierwszy akt, zresztą- kto mógłby zapomnieć? Fabuła na początku wydawała się być skomplikowana.
Był sobie mały chłopiec, który mieszkał w sklepie z marionetkami, a może mieszkał na przedmieściach? Nie, nie, on PRACOWAŁ w sklepie z marionetka, ale był bezdomny, więc zapewniono mu dach nad głową. Było mu na imię Mori… Mortim… jakoś tak dziwnie… ah tak, Morietum… nie, Morietur. Morietur, tak. W każdym bądź razie, pracodawcą Morietur był  starszy mężczyzna zwany Mr Obcisor. Pamiętam to nazwisko, bo było niepokojące. Myślę, że był pedofilem. Śpiewali dziwną piosenkę o marionetkach… to nie była normalna piosenka… cóż, myślę, że to przez tą muzykę. Słowa były jak zaczarowane, a muzyka sprawiała dziwne wrażenie, jakby wysokie i niskie tony były ze sobą pomieszane; naprawdę wprowadzało to dziwny nastrój. Ale nikt się tym specjalnie nie przejął i przedstawienie trwało dalej…”

 

 

Z zeznań Gabriela Johnstona (1919-1976)

 

 

„Ten mały dzieciak, Mori- Morietur, czy jakoś tak, miał dziewczynę o imieniu Trahunt, a jego przyjaciel Adolebit. Rozmawiali, jak bardzo kochają marionetki i śpiewali tą małą, uroczą pioseneczkę o zdobywaniu pieniędzy na otwarcie własnego sklepu z lalkami. A potem… coś naprawdę niepokojącego się wydarzyło…

… Cała trójka poszła do szkoły i mieli taką prawdziwą jędzę nauczycielkę, Madame Reperio… albo coś w tym stylu. Znów śpiewali ten utwór, a ona go usłyszała… na początku naśmiewała się z ambitnych planów dzieci… ale potem reflektor skupił się na niej, a ona zaśpiewała wzruszającą pieśń o… cóż, tutaj są różne interpretacje. To było coś o miłości, ale miało jakieś dziwaczne porównania do marionetek. Potem, przeszła coś w stylu lekkiego załamania nerwowego, uznaliśmy to za niecodzienną cechę charakteru. Zaczęła śpiewać ponownie i podeszła do dzieci, by je uderzyć.
Kurtyna opadła, słychać było przytłumioną szarpaninę na scenie. Po części to przeoczyliśmy. Jednak, gdy tylko kurtyna się uniosła, wróciliśmy do sklepiku…”

 

 

Z zeznań Louis Roberts (1905-1967)

 

„Morietur i jego przyjaciele poszli do miasta, śpiewając utwór o sprzedawaniu… lalek, jak mniemam. Mała dziewczynka tworzyła lalki przez całe życie i się z tego utrzymywała. Pamiętam, te niepokojące postacie drugoplanowe. Całe towarzystwo zdawało się strasznie monotonne… wszyscy nosili ciemne ubrania i byli bardzo, bardzo wysocy. Przypominam sobie, że twarze mieli zakryte włosami, czapkami lub welonami… żaden z nich nie mówił. Nawet nie śpiewali, nic.  Chodzili równo wzdłuż sceny, tak jakby nawet nie byli częścią spektaklu. W każdym razie, ta dziwna piosenka o dręczeniu lalek… nie miała w sobie ani krzty życia. Ale z jakiejś przyczyny te dzieci bardzo się w nią wczuwały. Widziałam na ich twarzach cierpienie, kiedy uderzały w wysokie tony. I coś jeszcze… kiedy pojawiły się słowa… wydawały się… być… trochę… bardzo trudno to wyjaśnić. Wyglądało to tak, jakby one… trochę umierały, tam w środku. Były bardzo blade i zestresowane… spowodowało to u mnie jakiś lekki niepokój…”

 

 

Z zeznań Carrie Laurie (1920-1995)

„Dzieci otrzymały pieniądze od dziwnego mężczyzny w płaszczu, który śpiewał prostą piosenkę… nadal pamiętam tekst:

Nieistotny ulewny deszcz, małe dzieciaczki
Każdy potrzebuje pioseneczkę małą
Laleczki dadzą ból i dreszcz, małe dzieciaczki
Już, małe dzieciaczki, uciekajcie, śmiało

Jego postać nie została nigdy do końca wyjaśniona. Ale pamiętam, jak prawdziwie upiorna była melodia… taka nawiedzająca, trafiała w samo sedno. Nawet mali aktorzy byli lekko zaniepokojeni tym zwrotem akcji. Ciągle zapominały kwestii, kiedy mówiły czy śpiewały, i wciąż pamiętam emocje, gdy przepaliła się żarówka od reflektora. Wszyscy zamarli, a jeden mężczyzna nawet się zaśmiał. Hałas przestraszył małą dziewczynkę, odtwórczynię roli przyjaciółki głównego bohatera. Wszystkie imiona były bardzo dziwne. Wiem tylko, że reflektor padł, a aktorzy niespokojnie podeszli naprzeciwko widowni i ta cała szopka wydała się jedną, wielką klapą.”

 

 

Z zeznań Marcusa Edgera (1918-1968)

 

„… Kiedy żarówka się przepaliła, wszystko zaczęło się rozpadać. My, jako widownia, staraliśmy się ze wszystkich sił to ignorować. Wydawało się to jednak prawie niemożliwe. Kawałek ściany z marionetkowego sklepu opadł na scenę, a w oddali widzieliśmy zapadającą się tapetę nieba. Światła przygasły, co podejrzewam, było zamaskowaniem usterek technicznych dekoracji. Dzieci wraz z dziwnym Mr Obcisor, stworzyli lalkę… i zaśpiewali tą dziwną piosenkę. Do dzisiejszego dnia, nie wiem, jakie były jej słowa. Brzmiało jak łacina, ale po roku uczyłem się łaciny w college i wiedziałem, że to niemożliwe by śpiewali w tym języku. Pamiętam, jak mnie oczarowała. Zresztą, oczarowała nas wszystkich. Zaczęliśmy czuć to… coś… jak przez nas przechodzi. Kojarzę też parę osób, które zaczęło nucić po swojemu, żeby tylko pozbyć się tej melodii z głowy, a w pierwszych rzędach wydawało się, jakby ludzie płakali z bólu.

Sami aktorzy zdawali się być bliscy omdlenia, śpiewając ten utwór. Odprawiali też jakiś dziwaczny rodzaj baletu, przewracali się o siebie; pamiętam, że w międzyczasie parę świateł zamigotało i zgasło. Siedzieliśmy i czekaliśmy na koniec utworu, kiedy… kiedy… przepraszam.
(pauza) bardzo przepraszam… nie potrafię…”

 

 

Z zeznań Georga Franka (1899- 1999)


„… Światła migotały w chaosie, wszyscy modliliśmy się, żeby skończyła się ta przeklęta muzyka. Miała tą siłę… zasysała nas. Czuliśmy to. Dzieci i władca marionetek tańczyli wkoło, kiedy… cóż, widzisz… (pauza)… naprawdę myślałem, że potrafię. Myślałem, że potrafię… ale nie potrafię…”

 

 

Z zeznań Carolyn Mark (1901-1949)

 

„… światła kompletnie zwariowały. Był wielki bałagan. I ta piosenka… to było coś okropnego. Ale było w niej coś… coś potężnego. Wpatrywałam się intensywnie, jak tancerze biegają po scenie i… i … my… myślałam, że byli… te światła…”

 

 

Prawdziwe wydarzenia podczas finałowej sceny pierwszego aktu „Reżimu władcy marionetek” są tematem dyskusji od wielu lat. Niewiele osób zgadza się opowiedzieć, co wydarzyło się na scenie w tym kluczowym momencie. Wielu sądzi, że nie ma prawdziwego nagrania wywiadu przeprowadzonego z kimś, kto widział to na własne oczy… to jednak nieprawda, istnieje takie zapis od Billego Prescotta, który miał zaledwie 6 lat, kiedy poszedł na to przedstawienie. Ze względu na tak młody wiek,  niektórzy podejrzewają, że chłopiec nie traktował tego jako coś realnego, to co się stało później nie wpłynęło na niego tak silnie:

 

 

„… nie pamiętam za wiele, bo byłem wtedy jeszcze dzieckiem. To, co dobrze pamiętam, to utwór… powodowała ból głowy. Zwróciłem się do ojca, żeby zapytać, czy możemy wyjść, kiedy nagle scenę zalało czerwone światło reflektorów. Muzyka ustała, jeden instrument po drugim zamierał, i mógłbym przysiąc, że słyszałem łomotanie pod sceną. Wszyscy zadawali pytanie, co się stało… nawet aktorzy. Pamiętam, że aktorka nauczycielka została popchnięta na drzwi sklepu… jakiś człowiek z widowni wbiegł na scenę z jakiegoś powodu i nagle stanął jak wryty. Wspominam kilka osób, które rozpłakało się na scenie, kiedy nagle ta… kurtyna… weszła w ruch.

 


Trudno opisać, jak to wyglądało. Była to przezroczysta ściana, jakby z pleksiglasu i opadła z góry. Kilka lat później widziałem „Carrie: The Musical” na Broadwayu… to coś, co spadło na uczestników promu, kiedy Carrie używała laserowych świateł do zabicia wszystkich?  To było coś w tym guście. Całe mnóstwo elementów dekoracji z poprzednich scen okrążyło i uwięziło wszystkich aktorów na środku sceny. I wtedy zaczął się chaos.

Aktorzy bili pięściami w plastikowo podobną ścianę, kiedy nagle opadła czerwona kurtyna i zostawiła nas w ciemnościach. W tym czasie, widownia miała wrażenie, że to naprawdę pokręcony koniec makabrycznego musicalu.

 

 

Mieliśmy już wstawać, gdy kurtyna znów się uniosła, ukazując pojedyncze światło padające na małego chłopca, Morietura. Rozszarpał plastikową ścianę od wewnątrz… dostrzegliśmy na jego rękach krew… nigdy nie zapomnę, jak wyglądał.

Do każdej części jego ciała doczepione były sznurki… jak u marionetki. Nie tylko to, wszyscy widzieliśmy jego brzuch...a raczej jego resztki. To wyglądało, jakby ktoś wypatroszył go łyżką do formowania gałek lodów. Płakał i przemieszczał się po scenie, wszyscy przyglądali mu się w milczeniu, nie wiedząc, co robić… i wtedy przemówił…

 

 

“Pomóżcie mi… proszę… pomóżcie mi...” tylko tyle usłyszałem, potem zwymiotował i upadł na scenę. Światła rozbłysły i ujrzeliśmy całą obsadę.

Wszyscy byli martwi. Każdy z nich wyglądał tak samo jak ten mały chłopiec. Do każdego podoczepiane były linki… i patrzyliśmy, jak całą obsadą i małym chłopcem… ktoś poruszał za pomocą sznurków. Ich martwe ciała unosiły się nad sceną i dygotały.”

 

 

Jednakże, nie możemy być pewni co do autentyczności tej historii… niestety, to jedyny trop w tej sprawie. “Reżim władcy marionetek” wywołał olbrzymią dyskusję między wytwórniami teatralnymi. Niektórzy świadkowie z widowni musieli leczyć się psychiatrycznie przez lata… a spektakl został zatuszowany przez policję. Przez lata zarówno wytwórnia jak i departament policji, który nie był w stanie rozwikłać zagadki tej okropnej rzezi na obsadzie sztuki, zaprzeczało, jakoby spektakl kiedykolwiek istniał. Jednakże, niedawno to wydarzenie powróciło w umysłach ludzi...wzniecając kolejne dyskusje na ten temat.

Dyrektor teatru, w którym odbyła się sztuka odmawia komentarzy na temat spektaklu, twierdząc, że nie istniał i większość historyków teatru nic nie wie na temat tego przedstawienia. Do dziś, tożsamość anonimowych scenarzystów, twórców muzyki jest nieznana, a wszelkie kopie nagrań utworów i policyjne raporty zostały zniszczone.

 

 

Pierwsze prace nad sztuką rozpoczęły się w Londynie w roku 1928. Jedną z piosenek “Zdobądź kukiełkę” nagrano z głosem 12-letniego Garrisa Creelyego. Nagranie zaginęło, jest dostępne jedynie na czarnym rynku przez internet. Co więcej, żadne oficjalne nagranie (o których wiemy) nie zostało stworzone. Nieliczne starsze przesłanki mówią o istnieniu nielegalnej kopii filmu przedstawiającego finałową scenę Aktu I. Film miał być rzekomo kręcony zza kulis, ale nie możemy stwierdzić, czy jest w tym więcej prawdy niż w zwykłej plotce.
Jeśli chodzi o oficjalną reklamę, było ich tak niewiele, że trudno, by ktoś jeszcze je pamiętał. Co dziwne, show nigdy nie było reklamowane, ale jakimś sposobem było na tyle znane, żeby rezerwować bilety z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Plakaty z premiery zniknęły. Większość widowni zniszczyła je po obejrzeniu sztuki… krążą pogłoski, że 10 do 12 plakatów przetrwało.
Przez wiele lat przedstawienie doczekało się małego klubu fanów, działających na zasadzie kultu i niedawno, ogłoszono wznowienie spektaklu już niedługo.

 

Plakat przedstawienia

http://creepypasta.w...le=Playbill.jpg


Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 18.07.2014 - 16:42

  • 3

#1532

Descent.
  • Postów: 15
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Samotnik [+18]

Autor: Przemysław Wojciechowski (własnego autorstwa) 

 

 

Żyję na odludziu, z dala od miasta, dużego tłoku, hałasów. Przeprowadziłem się do domku. Dom jest zbudowany w większości z drewna, ale jakość wykonania tego budynku jest bardzo wysoka. Posiada łazienkę z toaletą, pokój i sypialnię. Mam prąd, ale niestety nie posiadam bieżącej wody, na zewnątrz jest studnia. Cena tego domu była niska, bardzo niska. Później dowiedziałem się czemu. 

Jakieś parę tygodni temu wracając do domu swoim autem z 86' (odziedziczyłem po ojcu, a na nowy mnie nie stać; zardzewiały, spala dużo benzyny) usiadłem wygodnie w kanapie i oglądałem telewizję, jednak nic ciekawego nie było więc po prostu skakałem po kanałach. Usłyszałem pukanie do drzwi. Była to pewna osoba, lecz nie mogłem dostrzeć zarysów twarzy, było zbyt ciemno. Po chwili zauważyłem, jest to Gary - osoba, która sprzedała swój dom. Gdy przywitałem się z nim odczułem dziwne wrażenie, a jego uśmiech wyglądał sztucznie. Zignorowałem to po chwili, zaprosiłem go do siebie, napiliśmy się herbaty (piwo mi nie smakuje, a Gary prowadził), porozmawialiśmy chwilę o wszystkim i o niczym, pożegnałem się. Słyszałem jak odjeżdżał. Pukanie do drzwi, zdziwiłem się, lekko uchyliłem drzwi, wyjrzałem przez nie, ale nikogo nie było. Powróciłem do skakania na kanałach i ponowne pukanie do drzwi. Tym razem spojrzałem przez okno, widziałem jakąś czarną postać. Nie przeraziłem się, ale podchodząc do drzwi poczułem uczucie chłodu. Otworzyłem je, ale nikogo nie było. Wyszedłem na dwór poszukać tej osoby, przy okazji zapalając papierosa. Nikogo nie znalazłem. Jednak gdy już miałem wrócić do domu, usłyszałem krzyk kobiety. Pobiegłem w stronę oddalonego od mojego domu o 7 km lasu (który jest mały i ciężko się w nim zgubić). Gdy już wędrowałem parę minut po tym lesie zauważyłem jakąś dziewczynę. Leżącą. Martwą. Jej ciało było zmasakrowane, pociętę, a wnętrzności leżały parę metrów stąd, niektóre wisiały na drzewach. Przestraszyłem się i biegłem do domu tak szybko, jak nigdy dotąd w moim życiu. Jednak nadal czułem czyjąś obecność za moimi plecami. Wbiegłem do domu, drzwi zamknąłem na wszystkie zamki, zgasiłem światło w domu, wbiegłem di sypialni, w której zostawiłem zapaloną świecę. Pod łóżkiem miałem kij baseballowy, którego wziąłem w rękę i oczekiwałem. Po jakimś czasie zasnąłem. 

Obudziłem się o godzinie 06:00. Jako, że był to czwartek musiłem jechać do biura oddalonego o ponad 90km od mojego domu. Praca papierkowa, na dodatek stres, bo szef wymaga ode mnie 100% i wydarzenia z wczoraj. Postanowiłem jednak zostać dłużej w pracy. Dlaczego? Byłem przerażony, wiedziałem, że nie mogę wrócić do domu, bo ktoś też może mnie potraktować jak tą dziewczynę w lesie. Z nikim nie rozmawiałem na dłuższej zmianie, cały czas w głowie miałem obraz tej kobiety. I jej wnętrzności. Patrzę na Keitha (kolegę z pracy) , je jej śledzione. Otrząsam się. O, je tylko kanapkę zrobioną przez jego żonę. 

Matt - pożera jej nerki, odwraca się i patrzy się na mnie, jego twarz jest cała we krwi oraz resztkami. Otrząsam się. To tylko hamburger! 

Zostałem w pracy na noc. Sam. Zmęczony, senny i jeszcze tyle papierów do wypełnienia. Patrzę przez okno, 2 samochody, 3 samochody, 4. Czekaj, coś jest nie tak. Patrzę w moje odbicie, zauważam jakąś czarną postać, jakby w masce. Przestraszyłem się, odwracam się. Nikogo nie ma. Co się tu dzieje? 

Skończyłem pracę, jednak postanowiłem wrócić do domu. Wracam, patrzę - światło zapalone. Wchodzę do środka. Zamykam drzwi, gaszę światła i swoje oczy przygotowuje do snu. Budzę się w środku nocy, słyszę drapanie o drzwi. Nie takie zwyczajne, jakby długimi szponami. Było to przerażające i irytujące, powolne. Chciałem to przerwać, wziąłem kij ze sobą otworzyłem drzwi, nikogo nie ma. Patrzę na dół. Nie, nie, nie. Leżała tam głowa dziewczyny, która została zamordowana. Z wydłubanymi oczami. Na drzwiach były jakieś rysunki, których nie mogłem odczytać, narysowane były krwią, do tego ręka, również tej ofiary przybita do ściany obok. Nie wytrzymam. 

Minęło parę tygodni, a do tego czasu nic się nie zdarzyło. Jednak to co się stałoprzestraszyło mnie najbardziej, płakałem. Pod drzwiami, znalazłem, zmasakrowane ciała. Mojego brata, który miał brać ślub za 2 miesiące. Moich rodziców, którzy nie żyli od 6 lat! Nawet ***** mojego najlepszego przyjaciela, Jamesa. Wszedłem z powrotem do domu, zacząłem płakać jak najgłośniej. Za chwilę usłyszałem drapanie, dobijanie do drzwi. Powiedziałem: dość. Nie wytrzymam. Wziąłem sznur z szafki w kuchni, który trzymałem na wszelki wypadek, wziąłem stołek. Stanąłem, zrobiłem pętlę, nadal słysząc dzwięki z zewnątrz. Nie wytrzymam, nie wytrzymam, nie wytrzymam...


  • 0

#1533

demoriehl.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Moja córka wygląda jak lalka

 

 

 

Pozwólcie mi zacząć od tego, że nie jestem szalony, przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem z czym dokładnie mam do czynienia, jeżeli macie jakieś pomysły, chętnie was wysłucham.

Wszystko zaczęło się dość niewinnie, dwa miesiące temu robiłem zakupy w WalMarcie, gdy zobaczyłem lalkę  wyglądającą zupełnie jak moja córka, Abbie.Przypominam, WalMart, nie wyprzedaż garażowa, nie opuszczony budynek, po prostu WalMart. Zwykła lalka bez opakowania i kartki z ceną, były ich dziesiątki.W każdym bądź razie, zrobiłem jej zdjęcie i wysłałem mojej żonie, która potwierdziła, że są podobne. Postanowiłem ją kupić.

Gdy pokazałem ją Abbie po raz pierwszy, zapytałem czy czegoś jej nie przypomina."To mały Shrek" krzyknęła. Zdecydowanie nie podzielała mojego zdania.

"Nie uważasz, że jesteście podobne? Mogłaby być twoją siostrą bliźniaczką " zapytałem i po chwili poczułem się głupio, jednak miałem nadzieje, że uda mi się ją przekonać. "Bliźniaczki, bliźniaczki!" krzyknęła, po czym złapała lalkę za ręce i zaczęła z nią tańczyć na środku pokoju. Uff.

Postanowiłem zabrać Abbie na lody i spytałem, czy nie chce wziąć ze sobą swojej siostry "Tak, tatusiu! A jak się nazywa moja siostra?"

Sam nie wiem czemu, ale bez zastanowienia odpowiedziałem: "Tabitha". "Tabby!" powiedziała radośnie.Jest mądra jak na 3-letnią dziewczynke, lecz ma problemy z trudniejszymi słowami.W zasadzie, Abbie i Tabby to idealnie imiona.Bliźniaki zawsze nazywają się podobnie do siebie, podobnie jest bliźniakami z mojej pracy, Danny i Donnie.

Już po kilku dniach Abbie i Tabby były nierozłączne. Abbie nigdy nie miała zmyślonego przyjaciela, więc zdziwiłem się, jak dobrze się bawi udając, że są z Tabby siostrami. Mieszkamy w małym mieście, a jedyne dziecko w okolicy ma 7 lat i jest chłopakiem, więc cieszyłem się, że ma okazje zaprzyjaźnić się z kimś zanim pójdzie do szkoły. Zacząłem podzielać entuzjazm mojej córki, bawiłem się z nimi i udawałem, że Tabby naprawdę jest człowiekiem.

Nazajutrz zona musiała zabrać Abbie na szczepienie, posadziłem więc ją na foteliku i pocałowałem w czoło."Zaczekaj tu, a ja przyniose Tabithe" powiedziałem.

"Tabby nie potrzebuje szczepień.To lalka". Zdziwiłem się jej zmianą podejścia do swojej siostry, lecz szybko zapytałem "Nie chcesz aby ci towarzyszyła?"

"Nie tatusiu, zajmij się nią podczas gdy ja będe u doktora".

Odjechali. Gdy tylko zniknęli za zakrętem, pobiegłem do garażu, mam tam mini-lodówke w której chowam piwo. Już nie pamiętałem ostatniego razu, kiedy miałem czas dla siebie. Wziąłem sześciopak i ruszyłem w stronę telewizora. Od czasu, gdy ostatni raz oglądałem coś innego niż kreskówki minęło tyle czasu, że nawet nie pamiętam jak poprawnie przekląć. Polatałem chwile po kanałach i zdecydowałem się zostać przy Always Sunny in Philadelphia.

Nie minęło wiele czasu, nim zacząłem czuć się obserwowany, to Tabitha, jest na drugim końcu kanapy i patrzy się prosto na mnie. Jako racjonalnie myślący człowiek, nie przejąłem się tym, powiedziałem tylko "Spadaj, porcelanowa ******". Seans mijał spokojnie do momentu, w którym nie poczułem potrzeby skorzystania z toalety.Łazienka jest na drugim końcu pokoju, więc zamarłem, gdy zobaczyłem Tabithe gapiącą się prosto w moje oczy, obszedłem dookoła cały pokój byle tylko uniknąć jej martwego spojrzenia. Dość tego, zabrałem Tabby z kanapy i wrzuciłem do pokoju Abbie. Potrzeba czegoś więcej niż strasznej lalki by powstrzymać mnie od oglądania Always Sunny.

Dwa dni później kompletnie zapomniałem o całym zajściu. Abbie, Tabby i ja urządzaliśmy herbaciane przyjęcia, pisaliśmy pocztówki do babci i wiedliśmy spokojne życie. Zrobiliśmy mały piknik na ogródku, siostry siedziały na kocyku i zajadały przekąski, podczas gdy ja relaksowałem się na hamaku. Usłyszałem szept, więc otworzyłem oczy i zacząłem rozglądać się dookoła siebie. Pierwszą rzeczą którą zobaczyłem to te ********** oczy lalki, jej głowa jest obrócona o 180 stopni. "Co zrobiłaś z kręgosłupem Tabbby?" Moja córka spojrzała na mnie równie zimnym spojrzeniem i odpowiedziała "Patrzy się na ciebie, bo cie nie lubi".

Ale to nie było najgorsze, było jeszcze gorzej.Minęły 3 tygodnie a lalka zawsze była gdzieś, gdzie nie powinna być. Za każdym razem pierwszą rzeczą którą widziałem po przebudzeniu były oczy Tabithy, nieważne kto jest w pokoju, jej oczy zawsze są skupione na mnie. Nie zamierzałem się nikomu do tego przyznać, więc z ulgą przyjąłem wieść, że czeka mnie wyjazd służbowy to Nowego Orleanu. Na miejscu użyłem pokojowego telefonu by  poinformować żonę, że dotarłem bezpiecznie na miejsce, byłem zmęczony, więc w jednej ręce trzymałem telefon, a drugą otwierałem walizke, w celu znalezienia mojej pidżamy. Nie muszę chyba mówić co zobaczyłem po otworzeniu bagażu? To była Tabby, patrzyła się na mnie swoimi martwymi ślepiami, poprosiłem żonę, aby zapytała Abbie po co mi ją tam wrzuciła. "Tabby chciała towarzyszyć ci w podróży". Wziąłem lalke i udałem się w strone parkingu, by schować ją w samochodzie, jednak mimo tego nie mogę zasnąć. Udało mi się to dopiero około 5, a dwie godziny później zadzwonił budzik.Otwierając oczy spodziewałem się zobaczyć Tabithe, o dziwo nie było jej w pokoju. Poszedłem więc do hotelowej stołówki zjeść śniadanie przed wyjazdem. Gdy tylko otworzyłem samochód ona tam była, siedziała dokładnie w tym samym miejscu w którym ją poprzedniego dnia zostawiłem i patrzyła prosto na mnie.Po miesiącu tortur i kilku nieprzespanych nocach miałem dość. Kupie mojej córce nową zabawke, ba, kupię jej tuzin nowych zabawek, byleby tylko nigdy już nie zobaczyć Tabby. Na końcu parkingu jest śmietnik.Czerpałem dużą przyjemność idąc tam z myślą o pozbyciu się lalki. Jeszcze raz spojrzałem na Tabithe.Wygląda dokładnie jak moja córka. Nie mogę tego zrobić.

W końcu spotkanie w Nowym Orleanie dobiegło końca, postanowiłem wrócić do domu jeszcze tej samej nocy.Byłem wrakiem człowieka i potrzebowałem wsparcia mojej żony i córki.Usadziłem Tabby na przednim siedzeniu i gadałem do niej przez cała drogę powrotną. Znów zdawało mi się że mnie obserwuje.

Zdecydowałem ignorować ją do czasu, gdy Abbie znudzi się nią , lub ją uszkodzi. Udawało mi się to. Aż do dziś.

Nie spałem całą noc. Jest 10 rano i moja żona właśnie zabiera moją córkę na brunch do swojej przyjaciółki, zaniosłem Abbie do samochodu, posadziłem na foteliku i pocałowałem w czoło na pożegnanie. Gdy tylko odjechali wbiegłem do pokoju, w którym siedziała Tabby.Pierwsze co zrobiłem to wydłubałem jej oczy "Już nigdy więcej nie spojrzysz na mnie tym martwym wzrokiem" uciąłem jej włosy i  zacząłem uderzać jej głową o stół kuchenny. Niewiarygodne jak wielką radość z tego czerpałem. Po 15 minutach było już po niej. Wyszedłem przed dom, gdy nagle zobaczyłem moją żonę jadącą w strone domu. "Musiała czegoś zapomnieć". Gdy tylko spojrzałem w okno samochodu, zdałem sobie sprawe czego.

Spojrzałem w dół.

Na rękach miałem krew, a w głowie tylko jedną myśl "Nie powinienem był kupować tej przeklętej lalki"


Użytkownik demoriehl edytował ten post 26.07.2014 - 04:04

  • 3

#1534

buddy213.
  • Postów: 16
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Witam ponownie, kolejna pasta napisana przed chwilą.

W momencie gdy jego ojciec wyszedł z domu, zamknął drzwi od mieszkania i poszedł do kuchni, przechodząc korytarzem obok toalety i salonu. Włączył czajnik i patrząc przez okno za rodzicielem, przemykającym powoli w brązowej skórzanej kurtce ciasno opinającej się na bluzie z kapturem, który miał narzucony na głowę. Wkrótce zniknął za blokiem, nie spoglądając się za siebie. Jego samochód już tam czekał, miał jechać do pracy i po drodze zabrać swoich kolegów, którzy jeździli z nim, dokładając się do benzyny. Niezły układ - wygodniejsze niż pociągi, tańsze niż jazda pojedyńczo. Adrian stał tak jeszcze przez chwilę zamyślony, wpatrzony w róg bloku, za którym zniknął jego ojciec. Spojrzał w dół, wciąż oddalonym poza horyzont realnego świata, błądził wzrokiem po meblach i sprzęcie kuchennym, stojącymi obok okna. Nie myślał o nim, po prostu patrzył, nie skupiał wzroku - a jednak go wytężał. Myślał o kawie którą zaraz zrobi, o słodziku który wrzuci, o tym czy wypije ją ciepłą, czy pozwoli jej powoli ostygać, samemu wpatrując się w blask pochodzący z jedynego źródła światła w jego pokoju - z monitora. Nie wiedział co się będzie działo. Dzień był jak każdy inny, wyróżniał się tylko pogodą, która wreszcie pozwoliła na oddychanie bez zadyszki i braku odczucia dyskomfortu spowodowanego poceniem się praktycznie w każdym cholernym miejscu na ciele. Czy to pachy, plecy, czy palce u rąk. W końcu chwila przerwy. W końcu coś, co łamie nudę. Coś, co przełamało monotonię, na chwilę dało mu kopa motywacyjnego mówiąc ,,Hej, zauważ że jest kolejny pieprzony dzień. Kolejny, rozumiesz? Czas mija, nie stoi! Czemu ty stoisz w miejscu?" Zrozumiał. Myślał o tym cały czas i rozumiał doskonale to przesłanie, jednak nie wiedział co ma zrobić. Jego zaangażowanie w swoją pasję wprowadziło go w introwertyzm. Bał się ludzi. Czuł się totalnie wykluczony ze spotkań towarzyskich, czuł się wyrzutkiem wśród ludzi, zerwał kontakt z życiem społecznym. Nie czuł samotności. Czasem czuł złość, ale nie samotność. Brak poczucia samotności zapewniała mu jego dziewczyna i nieliczni znajomi, przyjaciele, z którymi wciąż nie widywał się często, jednak wiedział że może w każdej chwili. Myślał o wszystkim co mogłoby się dziać, gdyby nie jego pasja, gdyby nie jego dążenie do maksymalnego poświęcenia się.
Może teraz leżałby zachlany gdzieś w rowie?
Może jego ściany, zamiast obrazu w antyramie byłyby obklejone zdjęciami zespołów mówiących o ćpaniu i anarchii?
A może wręcz przeciwnie, byłby łysy, nosił glany z białymi kablami i skończył z kosą pod że...
Cyk. Czajnik zagotował wodę i automatycznie się wyłączył. W końcu coś, co zwróciło uwagę Adriana. Zalał dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej i dorzucił 2 słodziki. Stał jeszcze chwilę z dozownikiem w ręku, jednak zdecydował się nie dorzucać już więcej i odłożył go obok czajnika, po czym wziął kawę i ruszył spokojnie do pokoju.

Położył duży, czerwony kubek na biurku i usiadł na fotelu, poprawiając wcześniej jego narzutę. Zamieszał kawę, mimo że nie musiał i wziął do ust łyżeczkę, przytrzymując ją wargami. Złapał za myszkę i najechał kursorem na okno nowej karty. Otworzył swoje serwisy społecznościowe. Zero zaproszeń. Jedna wiadomość. Zero powiadomień. Otworzył wiadomości, jego mama napisała mu o nowym członku rodziny, który niedawno się urodził i wysłała jego zdjęcie. Na drugim - zero pytań, zero polubień, brak nawet spamu.
Włączył muzykę i zalogował się na swoje konto w YouTube. Zero powiadomień. Włączył przypadkową składankę melancholijnej muzyki i zabrał się do picia kawy. Patrzył na świat przez zasłonięte żaluzje, więc najpewniej oczami wyobraźni. Mógłby je odslonić ale ,,po co ktoś ma widzieć wnętrze pokoju?"
Siedział wpatrując się w szczeliny pomiędzy skrzydełkami żaluzji, słuchając ptaków, które w gniewny sposób krakały za oknem.

TUK.

Rozległo się ciche stuknięcie gdzieś w domu. Nieznacznie, powoli ściszył muzykę, skupiając wzrok i słuch na otoczeniu. Obrócił głowę w stronę otwartych drzwi i wpatrywał się, wsłuchując się w ciche granie fortepianu i uderzanie kropel deszczu o szyby.

Stuk.

Delikatniej, jednak znów coś stuknęło. Słyszał każdą kroplę głośniej niż własny oddech. Jeśli w ogóle jeszcze oddychał. Był tak skupiony na tym co się dzieje, że aż rozchylił usta i zmarszczył brwi. Po chwili odpuścił doszukiwanie się jakichkolwiek śladów czyjejś obecności, zwątpił w czyjąkolwiek. Było spokojnie. Wszystko niepokojąco ucichło. Dlaczego niepokojąco i dlaczego we wszystkim doszukiwać się jakichś nadprzyrodzonych rzeczy? Bo ucichł również deszcz. Ucichły ptaki za oknem. Muzyka dobiegła końca.

Stuk.

Adrian wstał powoli zasuwając półkę z klawiaturą. Obszedł cały dom i nie znalazł niczego, więc wrócił na swoje miejsce i chcąc chwycić kubek z kawą, zajrzał do jego środka. Napój drgał. Czyli coś musiało do niego wpaść, lub ruszyć kubkiem lub stołem. Nie był Sherlockiem Holmesem, ale jeśli człowiek chce coś znaleźć, to to znajdzie. Uznał, że mógł zbyt szybko zasunąć półkę, która poruszyła biurko, a tym samym kubek. Siadł i spróbował się wyluzować, napił się kawy, jednak miała cierpki smak. ,,Za mało słodzika" Wstał, tym razem nie ruszając biurka i udał się po dozownik. Po drodze już wypstrykał z niego dwie tabletki, jednak nie wiedząc czy starczą, wziął go do pokoju. Po drodze, usłyszał ciche <plum> dochodzące z pokoju. Spojrzał w jego stronę a jego źrenice rozszerzyły się. Poczuł jak jego ciało przechodzi zimny dreszcz ,,Może to tylko kropla deszczu spadła z dachu na parapet, przed chwilą padało." - uspokajał się.  Nie mógł panikować. Był prawie dorosły, chodził na siłownię, dźwigał ciężary, starał się być tak męski jak tylko mógł, a miałby się bać być sam w domu?

Podszedł do pokoju i zobaczył że na powierzchni napoju znów pojawiły się fale. Wziął kubek i wylał jego zawartość do toalety, po czym spuścił wodę, patrząc, jak zabarwiona kawą rozpuszczalną ciecz powoli opuszcza mieszkanie. Odłożył słodzik do kuchni i wrócił do pokoju. Jednak na jego stole było coś, co nie pozwoliło mu dojść na swoje miejsce. Na miejscu kubka teraz były dwie krople ciemnoczerwonej krwi. Po chwili o biurko uderzyła trzecia. Spojrzał na sufit i zobaczył wychudzoną, trupiobladą, powykręcaną sylwetkę z kończynami sprawiającymi wrażenie połamanych na wszystkie strony i pustymi oczodołami. Stał sparaliżowany i obserwował postać, gdy ta, powoli rozprostowywała swe ciało schodząc na ziemię. Podczas ruchu tej postaci słyszał tylko cichutkie chrupanie jej kości, a gdy spadła na ziemię usłyszał tylko ciche ,,stuk". Jednak chrupanie nie ucichło. Wciąż je słyszał, wciąż dochodziło do Adriana uszu, jednak tym razem - zza jego pleców.


Użytkownik buddy213 edytował ten post 03.08.2014 - 19:52

  • 2

#1535

Descent.
  • Postów: 15
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Koszmary [+18]
Autor: Przemek Wojciechowski (własnego autorstwa) 
 
Spotkałem ją na dworcu. Nie wiedziałem, że to się tak skończy. Zacznę od początku. 
Nie jestem i nie byłem typem podrywacza, który miał wiele dziewczyn, ale nie oznacza tego, że nie jestem przystojny. Po prostu nie chciałem angażować się w żadne poważne związki. 
Mieszkam sam, w kawalerce; wyprowadziłem się od rodziców po skończeniu szkoły średniej. Nie mogłem wytrzymać w moim rodzinnym domu ani trochę. Byłem wtedy tak wkurzony na swoich rodziców, szczególnie na mamę. Obarczała mnie obowiązkami domowymi, nawet wtedy kiedy musiałem uczyć się do matury. Moje rodzeństwo wtedy było dość energiczne (nie mogłem ich opanować, dom nie był duży, ale za każdym razem kiedy dzieciaki narozrabiały czułem się w jakby pieprzonym labiryncie, z którego nie ma wyjścia). Tata... 
Tata tak naprawde gdy wrócił z pracy szedł do swojego ulubionego pubu i pił z jakimiś menelami alkohol. Tak od 10 lat. 
Byłem bity przez niego gdy miałem ok. 11 lat. Pamiętam gdy przewróciłem nawet plastikowy talerzyk, kiedy nie posprzątałem po swoim bracie i swojej siostrze zabawek - dostawałem pięścią w twarz. Nie dało się go powstrzymać. 
Koledzy wypytywali czemu mam takie siniaki na twarzy. Zawsze była jedna odpowiedź: cisza. Do tej pory nie wiedzą co działo się przez parę lat. 
Później było gorzej. Nocne koszmary, których nie moge wymazać sprzed 9 lat. Było ich wiele. Nadal mam zwyczaj zasnąć przy zapalonym świetle, telewizorze oraz co chwile gwałtownie podnosić głowę i porozglądać się czy nikogo oprócz mnie nie ma w pokoju. 
 
Czasami siedząc sam w kawalerce, aby zabić nudę czytam różne straszne opowieści z XX wieku. Później kładąc się do łóżka zachwycam się nimi, ale zazwyczaj przypominają mi się koszmary dzieciństwa. 
Koszmary z okresów kiedy byłem dzieckiem były różne, jedna opowiadała o kobietę z dziwną twarzą, jeden o powieszonym króliku wielkanocnym, a jeszcze inny o księdzu, który masakrował kobiety wierzące w inna religie niż chrześcijaństwo, dokładniej wycinał brzuch i wyjmował wnętrzności. Te trzy najbardziej pamiętam, reszty już nie. 
 
Wracając z zajęć z kumplami postanowiliśmy wstąpić do knajpy na piwo. Atmosfera była luźna, z coraz większą ilością wypitego alkoholu. Porozmawialiśmy o sprawach ważnych i mniej ważnych, pośmialiśmy się i postanowiliśmy wracać. Opuściliśmy lokal. Wracałem sam do swojego mieszkania, gdyż moi przyjaciele mieli wynajmowane mieszkania w przeciwnym kierunku co ja. Było po 21 godzinie. Wracałem troszkę chwiejnym krokiem, ale udało mi się utrzymać równowagę. Oglądając się za siebie zobaczyłem pewną dziewczynę stojącą pod latarnią z długimi ciemnymi włosami i opuszczoną głową w dół, zignorowałbym to, gdyby nie to że byłem sam na ulicy oraz nie wypowiedziała mojego imienia. Odwróciłem się, zapytałem czego chce. Nic nie odpowiedziała. Powoli do niej podchodziłem gdy nagle zniknęła mi z oczu. Nie wiem jak to się stało. Może za dużo wtedy wypiłem piwa i miałem przywidzenie? Prawdopodobnie. Wróciłem do domu i od razu walnąłem się na łóżko. 
Obudziłem się następnego dnia rano. Wstałem, postanowiłem się ogarnąć i przyszykować sobie coś do jedzenia. Jako, że była to sobota, miałem wolne od zajęć, co oznaczało dużo wolnego czasu. 
Umyłem się, zjadłem, usiadłem w wygodnej sofie i zacząłem oglądać telewizję, nic ciekawego. Skakając po kanałach, zatrzymałem się na wiadomościach. Było o dziewczynie, która zaginęła. Długo wpatrywałem się w zdjęcie. Uświadomiłem sobie, że była to kobieta, którą widziałem wracając do domu! Ale nie byłem pewien w 100%, była ubrana tak samo i włosy również były takie same. Równie mogła to być inna dziewczyna. Zignorowałem to, nie myślałem nad tym zbyt długo gdyż zbyt wiele myśli mogło mi przyjść do głowy wyrwane z kontekstu. Postanowiłem wyruszyć na miasto. W pewnym momencie zobaczyłem piękną dziewczynę, nie powiem - wpadła mi w oko. Jako, że siedziała sama na ławce w parku przysiadłem się do niej. Rozmawialiśmy przez parę godzin. Wyglądało to jak znaliśmy się od lat i dawno się nie widzieliśmy. Spojrzałem na zegarek, było po godzinie 23:00. Powiedziała, że musi iść, zaproponowałem że odprowadzę ją. Zgodziła się.
Odprowadzając swoją nowo poznaną koleżankę, zauważyłem przed sobą kobietę, którą spotkałem wczoraj. Patrzyła w dół, nagle podniosła głowę i skierowała wzrok na moją osobę. Czułem strach przeszywający moje ciało. Nagle przed oczami przewinęły się moje koszmary z dzieciństwa. Przez parę sekund widziałem wszystkie złe rzeczy, które śniły mi się co 
noc. Miała ona, przerażający, uśmiech. Jej zęby były długie i ostre, jak na zęby człowieka. Wpatrywała się w moje oczy jakby patrzyła mi prosto w duszę, widziała każdy ruch moich mięśni. Powiedziałem o tym koleżance, ale ona powiedziała że nikogo nie widzi. Mój strach pogłębił się jeszcze bardziej. 
Postanowiłem ominąć ją szerokim łukiem, jednocześnie patrząc się na nią. Również ona nie mrugnęła ani razu patrząc się na mnie. 
Wyszedłem na świra przy Lily. Już w pierwszym dniu! Przeprosiłem ją za tą scenę, uznała to za śmieszne. Uff, miłe złego początki. Odprowadziłem ją pod dom. Wymieniliśmy się numerami. Wróciłem do domu. 
 
Niedzielę chciałem spędzić w domu. Zaprosiłem kumpli na piwo i zamówiliśmy sobie pizzę. Gadaliśmy, piliśmy, jedliśmy i oglądaliśmy. Tradycyjnie. Po wyjściu wszystkich gości posprzątałem i poszedłem spać jeszcze przed północą. 
Wstałem rano o 6:00. Zjadłem, umyłem się i wyruszyłem na uczelnię. Dowiedziałem się, że Lily uczy się na tej samej uczelni, więc mogliśmy się spotykać. 
Sesja zbliżała się dużymi krokami więc zacząłem się uczyć do niej, jeszcze jeden rok i skończyłbym studia. Nie mogłem się tego doczekać. Tydzień uczyłem się do sesji. Zapraszałem do siebie Lily, "uczyliśmy się" i wychodziliśmy na miasto. Ani razu nie pomyślałem o tych złych rzeczach, które się wydarzyły. Do czasu. 
Sesję zdałem. Ja i Lily oficjalnie byliśmy parą. Lily mieszka w domu z rodzicami, który jest niedaleko dworca. Dom jest duży. Postanowiliśmy pójść i wykorzystać sytuację, że ich rodziców nie ma w domu. Jej dom był drugim miejscem gdzie mogłem chodzić nago. Spędziliśmy u niej cztery godziny. Potem wyruszyliśmy na miasto coś zjeść. Poszliśmy do restauracji, zjedliśmy, zapłaciłem i postanowiliśmy wrócić do mnie do kawalerki. Niecałe dwieście metrów od mojego miejsca zamieszkania spotkałem księdza wynoszącego czarne worki, zostawiały one ślad krwi. To już nie było moje przywidzenie, nawet Lily widziała to zdarzenie. 
Nie zareagował. Powiedziałem mojej dziewczynie, aby cofnęła się. Szturchnąłem go. Odwrócił się. Jego twarz ukazała mi się - była cała we krwi. Gwałtownie oddaliłem się. Wyjął bardzo długi i ostry nóż. Wycofaliśmy się jednak on szedł w naszą stronę. Pobiegliśmy do mnie, zamknęliśmy się na wszystkie zamki. Słyszeliśmy go wchodzącego po schodach, zgasiliśmy na wszelki wypadek wszystkie światła, kazałem Lily siedzieć cicho, na wszelki wypadek położyłem moją dłoń na jej usta, aby nie pisnęła ani razu. Siedzieliśmy tak przez 20 minut. Pukał we wszystkie drzwi, słyszałem jak któryś z moich sąsiadów mu otworzył, dało się przewidzieć co się stało. 
Podchodził do naszych drzwi. Zapukał raz, zero odzewu. Drugi raz, Lily zaczęła piszczeć, mocniej przycisnąłem dłoń do jej ust, gestem pokazałem aby była cicho. Kroki oddalają się. Wyglądam przez okno, wychodzi. 
Porozmawiałem z nią o tej sytuacji. Jednocześnie skojarzyłem fakty:
-Pamiętasz ten dzień kiedy się poznaliśmy w parku? 
-Tak, - mówi zrozpaczona - pamiętam. 
-Wtedy, co mówiłem, że widziałem tą Kobietę? To była prawda. Kiedyś w dzieciństwie miałem koszmary tak realistyczne, myślałem że umrę. Było ich mnóstwo. Mój ojciec bił mnie gdy miałem ok. 11 lat.
-O, moje kochanie! 
Przytuliła mnie mocno. Rozmawiałem z nią jeszcze godzinę o mojej przeszłości. 
Piątek był wolny od zajęć. Postanowiłem rozliczyć się z problemem, dominatorem który zrujnował moje dzieciństwo. Pojechałem do rodzinnego domu. Zignorowałem matkę, szukałem ojca. Nie było go. Wyruszyłem do pubu. Nigdy nie byłem tak wkurzony. Wchodzę, widzę go. Jest całkowicie pijany, wśród jego kompanów do flaszki. Przez sekundę przewinęło się moje dzieciństwo: kiedy zaczynałem szkołę podstawową, a jego nie było, kiedy skończyłem gimnazjum z najlepszym wynikiem, on był w pubie. Jego ręka miała pamiątkę - na mojej twarzy. 
Odwrócił się słysząc otwierane drzwi. Usłyszałem jego niewyraźne mamroczenie w moją stronę. Od tego momentu miałem wrażenie, że czas spowolnił. Zacisnąłem rękę z całej siły i wymierzyłem ją w jego twarz. Biłem go po twarzy przez parenaście sekund, aż któryś z koleżków zauważył, że kompan, który stawia im alkohol leży we krwi. Jeden z nich kierował się w moją stronę lecz jego też nie oszczędziłem. Dokończyłem moje dzieło. Wtedy poczułem satysfakcję jaką nigdy nie czułem do tej pory. Wyszedłem z lokalu. Wróciłem do mamy. Przebaczyłem jej. Przytuliłem ją. Zrozumiałem, że moja mama obarczała mnie obowiązkami tylko dlatego, bo była na skraju zmęczenia. Rodzeństwo chodzi teraz do gimnazjum. Nie powiedziałem matce co zrobiłem. Wszedłem do łazienki, aby założyć bandaż, rękę miałem całą we krwi, dobrze że mama nie zauważyła, dobrze ją ukrywałem. Pożegnałem matkę, brata i siostrę. Powróciłem do mieszkania. 
Lily musiała zauważyć bandaż na nadgarstku. Zapytała o niego. Wytłumaczyłem się, że upadłem i dłonią podparłem o ziemię, gdzie było szkło. Chyba uwierzyła... 
Poszedłem z kumplami na piwo. 
Jako, że byli to koledzy z dzieciństwa widzieli moje siniaki na twarzy. Po latach milczenia powiedziałem im prawdę:
-Gdy miałem 11 lat, pytaliście się o siniaki. 
-No pewnie, stary! Nigdy nam nie mówiłeś. Myśleliśmy, że ojciec ciebie bił! 
-To jest prawda. Bił mnie, gdy zaczął pić. 
Zapanowała cisza. Każdy patrzył na siebie nie dowierzając. Atmosfera zrobiła się zbyt poważna, nie miałem już ochoty na piwo. 
Wracając do domu wieczorem pod latarnia stała dziewczynka we krwi. Była ubrana w szpitalny strój i miała czerwoną opaskę na rączce. Przecież najbliższy szpital był oddalony o 2 kilometry! Podszedłem do niej i spytałem czy coś się stało. Powiedziała mi, abym jej pomógł i pokazała na zaciemnioną alejkę poszedłem tam. Były tam drzwi. Prawdopodobnie dziewczynka zamknęła mi je. Wziąłem telefon i poświęciłem latarką.
Strach ogarnął moje oczy. Nagle zobaczyłem 4 postacie. Królik, który uśmiechał się po powieszeniu, kobieta z przekrzywionym uśmiechem, księdza i dziewczynkę. Patrzyli się na mnie, powoli podchodzili. Chciałem otworzyć drzwi, ale były zatrzaśnięte. Wyważyłem je. Biegłem ile sił miałem. Przez parę minut nie wiedziałem co robić, narazie biegłem przed siebie.
Znalazłem się w centrum. Poszedłem na dworzec. Usiadłem. Obok mnie była kobieta, która przypominała mi kogoś z znajomych, kogoś kogo widziałem. Odwróciła się do mnie. Jej oczy były wydrapane, a uśmiech zakrwawiony. Była to MOJA MAMA. Uciekłem stamtąd. Co ona tam robiła? Dlaczego tak wyglądała? Ten widok mnie załamał. Wracałem już do mieszkania, chciałem z nią o tym porozmawiać. Wchodzę na klatkę. Przed moimi drzwiami zauważyłem krew - świeża. Otwieram drzwi. Widzę Lily siedzącą na moim łóżku. Obok leżało małe martwe dziecko. 
-Lily - przestraszyłem się tego widoku - co to jest za dziecko? 
-Byłam w ciąży, poroniłam. 
-Co? W ciąży? Z kim? 
-Z TOBĄ. 
W tym momencie ukazała mi się jej twarz. Trzymała nóż w jednej dłoni, w drugiej jelita dziecka. Nie miała oczu. Jej zęby były ostre i we krwi. 
-Lily, to jakiś żart, prawda? Proszę cię... Proszę... 
W tym momencie wstała, spanikowałem i wybiegłem. Wszystko było po*******ne. 
Postanowiłem przenocować u kolegi. 
Zapukałem do niego. Nikt nie otwierał, zapukałem jeszcze raz. Otworzył mi Brian.
-Uff, dobrze, że z tobą jest wszystko OK. 
-Niby czemu miało być OK?
W tym momencie przed moimi oczami zdjął swoją skórę, gdzie mogłem zauważyć jego mięśnie, a oczy wyskrobał swoim nożykiem z plastikową rączką. 
Stałem patrząc na to co on robi. Nie wytrzymałem. Pojechałem na policję, aby zamknęli mnie, nie mam gdzie pójść. Nie mieli podstaw, ale poprosiłem. Wpuścili mnie do celi. Postanowiłem położyć się spać. Obudził mnie hałas jednego z policjantów. Chyba szukał jakiś kluczy, był odwrócony tyłem do mnie. swój sen, nagle usłyszałem jakby ten sam policjant, walnął głową o kraty i syczał jak wąż. Odwracam się. 
Przestraszyłem się. Policjant nie miał twarzy i oczu. I co jeszcze? Ostre kły, to samo u Briana, mamy, Lily i kobiety. Cały czas na mnie patrzy i syczy, dobrze że kraty go powstrzymują, ale nie sądzę że długo tu wytrzymam. Teraz pozwólcie mi spoczywać w pokoju.

Numer zastrzeżony
Autor: Przemek Wojciechowski (własnego autorstwa)
 
Siedzisz spokojnie w swoim fotelu. Twoja żona jest w pracy, a syn bawi się w drugim pokoju. Oglądasz ulubiony film i popijasz sokiem. Nagle na stoliku obok dzwoni twój telefon. Patrzysz na numer, jest zastrzeżony. Odbierasz. Słyszysz przerażający głos swojego 7-letniego synka. Patrzysz na syna poprzez otwarte drzwi - bawi się klockami. 
Nagle ponownie dzwoni telefon. Odbierasz go. Słyszysz swojego syna, płaczącego. Błagał o litość. W tle słyszysz głos mężczyzny. Odgłos trzasku kości, odcinanego fragmentu ciała bronią białą. Rozpoznajesz mężczyznę. Jego głos. Należy do ciebie. 
Odrzucasz telefon na drugi koniec pokoju. W pokoju syna da się słyszeć dzwięk tłuczonego wazonu. 
Wkurzony wyciągasz maczetę z szafy i wchodzisz do pokoju syna...


Użytkownik Descent edytował ten post 20.08.2014 - 18:52

  • 0

#1536

Sebon.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Kolega

 

Nie zapomnę nigdy tego wydarzenia.

Rok temu, zaraz po wakacjach wydarzyła się pewna akcja.

Miałem pewnego znajomego, którego znałem tylko przez neta.

Znaliśmy się dobre parę lat.

W końcu naszedł ten dzień- rodzice wyjechali do rodziny do poniedziałku, więc zaprosiłem go do domu, przyjechał do mnie na pewien weekend zaraz we wrześniu.

Spędziliśmy super czas. W niedziele (zaraz przed wyjazdem jego z powrotem, ja chciałem posprzątać domu) pojechaliśmy jeszcze do marketu autobusem.

Nie miałem kluczy od domu (tak, wiem dziwnie to brzmi ale chyba je zgubiłem...) ale i tak na chwile poszliśmy.

W połowie drogi zorientował się ze nie ma przy sobie telefonu. Zignorowaliśmy to.

Gdy byliśmy w drodze powrotnej, dostałem sms'a z jego telefonu: "czesc mozesz przyjsc?czekam na ciebie :)" z początku myślałem że to rodzice szybciej wrócili, więc zadzwoniłem do nich:

-Halo, mamo?

-Tak synku?

-Kiedy wracacie do domu?; spytałem specjalnie po to, by dowiedzieć się czy już wrócili

-No mówiliśmy ci że wracamy jutro.

-Aha.; po czym rozłączyłem się.

Przypomniałem sobie wtedy, że zapomniałem zamknąć drzwi.

Zadzwoniłem na policje, wezwałem ich do naszego domu.

Okazało się że w domu ukrył się morderca, który uciekł nie dawno z psychiatryka.


  • -4

#1537

DziedzicPruski.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

                                                                                       AKOMODACJA

Obudziłem się.  Rozejrzałem się dookoła i wszystko było jak zawsze na miejscu. Zimna już kawa, stolik i  duże ekrany od monitoringu były nie naruszone. Mam nadzieję że nikt nie wjechał na parking gdy na chwilę przysnąłem w mojej miniaturowej twierdzy. To był mój teren i czułem się tu swobodnie i bezpiecznie. Za oknami budki było jeszcze całkiem jasno. Spojrzałem na  nowiutki srebrny zegar wiszący nad sofą, który kupiłem na  przeciwnej stronie ulicy za 50 złotych. Wskazówka wskazywała godzinę 18:35. Jeszcze 5 godzin i kończy się moja zmiana. A, i prawie bym zapomniał się przedstawić …
Witam serdecznie, nazywam się Tom Bergo, i mam okrągłe 30 lat które skończyłem 2 dni temu i w nawiasie mówiąc na moje przyjęcie urodzinowe nikt nie przyszedł… Jestem strażnikiem i pracuję w budce przy czerwonym szlabanie do parkingu który leży przy starym zakładzie ubezpieczeniowym. Zakład ten jest właśnie przeznaczony do remontu ale co jakiś czas jacyś ludzie w swoich luksusowych samochodach wjeżdżają na ‘mój’ parking i wchodzą do  tego aż do przesady niezbadanego budynku. Muszę przyznać że nigdy nie byłem tam w środku i jestem całkiem ciekawy co się tam znajduje  ale przed wejściem do budynku pisze na tabliczce czerwonymi literami ‘zakaz wstępu osobom nie upoważnionym’ a ja taką osobą nie jestem, jestem tylko strażnikiem który nie chce stracić roboty przez jakiś głupi pomysł. O robotę trudno w dzisiejszych czasach gdzie rząd ma gdzieś swój lud… 
Po podglądnięciu na zegarek skierowałem wzrok na biurko i uznałem że dopiję jeszcze trochę kawy. Siedząc na krześle wyciągnąłem rękę by chwycić za kubek. Gdy złapałem ręką kubek i go podniosłem poczułem swędzenie na nodze, zignorowałem je i zbliżyłem kubek z kawą do buzi. Już miałem się napić gdy nagle coś mnie mocno ugryzło w nogę, tak mnie zabolało że wylałem resztkę kawy i przekląłem pod nosem. Cholera, będę musiał wyczyścić mój nowy sweter, mój ulubiony sweter który dostałem od mojej nieżyjącej już matki. Zdjąłem sweter i rzuciłem go na starą skórzaną sofę. Kupiłem tą sofę po to by móc czasami się położyć, kto by wytrzymał w pozycji siedzącej przez 8 godzin. Schyliłem się by móc zobaczyć co mnie ugryzło. Podwinąłem swoje tanie Jeansy i moim oczom nie ukazało się nic nadzwyczajnego, tylko zaczerwienienie na piszczelu. Gdy przyglądałem się usłyszałem nie wyraźny krzyk. Natychmiast zerwałem się w szoku na równe nogi i skupiłem się by móc go lepiej usłyszeć. Cisza. I znowu go usłyszałem, tak, to na pewno krzyk. Kobiecy. Natychmiast  zaniepokojony otworzyłem drzwi od mojej małej budki i wyszedłem na parking. Powoli się ściemniało. Gdy stałem przed budką ponownie usłyszałem krzyk, dochodził z tego zakładu ubezpieczeniowego. Nie powiem że byłem przerażony ale przestraszony na pewno. Postanowiłem zachować spokój i jak na dorosłego mężczyznę się opanować. Szedłem przez parking, zanim stanąłem przed drzwiami zakładu musiałem pokonać jakieś 30 metrów. Złapałem niepewnie  za starą klamkę a po otworzeniu tych ciężkich drzwi zaskoczył mnie obraz jaki był przed moimi oczyma. To znaczy wiadomo że ten budynek dawno już potrzebował remontu ale to co było przed moimi oczyma mną wstrząsnęło. Ciągnący się  w nieskończoności korytarz o szerokości jakiś 3 metrów zupełnie nie pasował optycznie do wielkości tego budynku jaki widać z zewnątrz. Porozrzucane gazety, walające się wszędzie
śmieci, połamane krzesła, reklamówki, skoroszyty czy koce. Obraz niczym po wybuchu bomby atomowej. Ściany były pomalowane na zielono, były całe zadrapane, tynk już powoli od nich odpadała a na ziemi leżały kawałki zaschniętej farby. Na suficie do końca korytarza ciągnął się rząd płaskich w kształcie prostokąta lamp. Wszystkie o dziwo były włączone co dodawało tajemniczości tego miejsca.  Lampy dawały światło o zielonym odcieniu przez co każdy centymetr kwadratowy tego korytarza wydawał się zielony.
Pod moimi stopami leżała gazeta, podniosłem ją i przeczytałem parę nagłówków, zwykłe bzdety nic nie znaczącego. Moje skupienie przerwał kolejny krzyk, tym razem głośny, wołający o pomoc. Przez moje ciało przeszły ciarki, były jak małe mrówki chodzące po ciele. Serce zaczęło mi bić szybciej, odruchowo chciałem zwiewać stąd jak najdalej, to było takie przerażające. Przez chwilę stałem w bez ruchu, nogi mi się lekko trzęsły no ale jakieś kobieta woła a pomoc, nie mogę tego tak zostawić mimo tego że to miejsce wyglądało na żywca wyjęte z horroru. Zrobiłem dwa niepewne kroki i znowu stanąłem w bez ruchu z przerażenia. To był tylko odgłos mocno zamkniętych drzwi wejściowych, prawdopodobnie to był zwykły przeciąg.  Cały drżąc przeszedłem dwadzieścia metrów przez morze śmieci, papierów i
innych rzeczy przez które urzędnicy dostają napadów nerwów. Pomyślałem że nie znajdę tej dziewczyny nie wołając jej, ten rodzaj chowanego na pewno mi  nie odpowiadał. Krzyknąłem  niepewnie
-Nic ci nie jeeeest!? – po czym dodałem po chwili – gdzie jesteś, potrzebujesz pomocy?
Nie usłyszałem odpowiedzi,  tylko wycie pustych korytarzy. Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie były drzwi, każde były srebrzyste, z metalowym odbłyskiem, niektóre wyłamane, inne po prostu leżały a niektóre miały nawet dziury, małe i duże i nawet takie przez które zmieściłaby się moja głowa.  Na większości drzwiach były białe tabliczki z różnymi  czarnymi napisami jak ‘rezerwacja’, ‘kasy’, ‘sekretariat’, czy ‘archiwum’. Prawie każda tabliczka była zakurzona, porysowana bądź pęknięta. Dopełniało to tylko obraz ponurego, starego opuszczonego budynku. Po chwili rozglądania się i wołania, ucichłem i stałem w bez ruchu. Myślałem co zrobić, obejrzałem się za siebie i okazało się przez ten cały czas przeszedłem całkiem duży kawałek drogi. Było to jakieś 40 metrów. Wydawało mi się że idę bardzo powoli i nie oddalam się za bardzo od drzwi.  usłyszałem jakiś dźwięk, trudno było go od razu rozpoznać. Brzmiało to jak jakiś pisk. To chyba był płacz. Nadsłuchiwałem go. Był to płacz dziecka, dziewczynki. Bardzo cichy ale dało się go usłyszeć. Wsłuchiwałem się go jakieś 20 sekund. Pomyślałem, cholera, co robi małe płaczące dziecko w starym opuszczonym domu… i jeszcze te krzyki. Pomyślałem że pewnie jakaś kobieta wołała dlatego bo coś stało się z jej dzieckiem. Starałem się ułożyć to wszystko w logiczną całość, znaleźć jakieś wytłumaczenie. To wszystko było naprawdę dziwne, nawet przerażające. Po chwili zastanawiania się, przeszedłem kolejne 5 metrów i wołałem kto tam jest i takie tam. Nie słyszałem odpowiedzi. Czym dalej szedłem tym poziom tego syfu wydawał się coraz większy. Co tu się musiało stać, czemu to miejsce jest opuszczone i czemu kazano mi go pilnować, te pytania mi chodziło po głowie.  Pomyślałem że może wezwę pomoc i po kogoś pójdę, odwróciłem się i prawie dostałem zawału serca. Jakieś pół metra przede mną stała starsza kobieta i wpatrywała się we mnie.  Moje kolana ugięły się z wszechogarniającego przerażenia. Prawie przewróciłem się na ziemię. Po chwili szoku zapytałem się starszej kobiety
-prze-e-praszam… kim Pani jest ?
Kobieta wyglądała na jakieś 60 lat. Miała całą pomarszczoną twarz, dziwny uśmiech na twarzy i wyglądające całkiem przyjaźnie zielone oczy. Odpowiedziała po chwili:
-Witam, Pana, Tom Bergo jak miewam ?- zapytała pogodnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Skąd znała moje imię, to była naprawdę dziwne.
-tak, tak – wystukałem szybko z łamiącym się głosem po czym dodałem – przestraszyła mnie Pani i skąd wie Pani jak się nazywam ?
Nie odpowiedziała tylko patrzyła się na mnie a jej ten uśmieszek nie schodził z twarzy. Miała duże czarne oczy i była ubrana w atramentowy mundurek niczym stewardessa. Po chwili patrzenia się we mnie tymi swoimi czarnymi oczyma powiedziała powoli.
-Został Pan wpisany na listę, powinien się pan czuć wyróżniony. – wypowiedziało to tak jakby recytowała jakąś formułkę ale wierszyk. Wszystko stawało się coraz bardziej dziwne. Starałem się myśleć logicznie ale byłem naprawdę przestraszony.
-nie rozumiem, co się dzieje ?
-nie to co czego się spodziewasz – wypowiedziała z jeszcze bardziej dziwnym, podejrzliwym tonem.
A najdziwniejsze było to że gdy powiedziała te słowa, odwróciła się i jakby gdyby nic przeszła obok mnie i powiedziała
-życzę miłego pobytu, Panie Tom Bergo.
-dziękuję … ? – odpowiedziałem niepewnie i po chwili dodałem – ale chwila, niech pani zaczeka, co to za dziwne dźwięki rozchodzące się po budynku … -zignorowała mnie i zniknęła gdzieś w tych korytarzach. Czym dalej ciągnął się korytarz tym ciemniej tam było.
-Czy Pani też to słyszała !? – krzyknąłem idąc za nią  i dodałem – NIECH KTOŚ MI WYTŁUMACZY CO TU SIĘ DZIEJE, HALO !!! – krzyczałem i starałem się ją dogonić ale jej kroki <mimo tego że to był zwykły chód> były takie jakby się ślizgała po podłodze, ale tak jak gdyby jej nogi były przyczepione do szyn a ona sunęła się po podłodze. Byłem przerażony.  Gdy przeszedłem  do miejsca gdzie korytarz skręcał jej już nie było.
Pustka, cisza ta była przerażająca, można było wyczuć jakieś głuche brzmienia, trudno to opisać, jakby drgania. Byłem cholernie przestraszony. Krzyk kobiety, płacz dziecko, kobieta z nikąd, co tu się dzieje do cholery.  Po momencie odwróciłem się i zacząłem wracać do głównego korytarza z którego skręciłem. Gdy byłem już na zakręcie znowu usłyszałem płacz dziecka. To było cholernie przerażające. Tym razem płacz był trochę głośniejszy. Idąc korytarzem zobaczyłem drzwi które wcześniej, widziałem. Nagle zaczęły mi się pocić ręce gdy zdałem sobie sprawę że te drzwi wcześniej … nie były uchylone. To były te drzwi z napisem ’sekretariat’. Złapałem zaniepokojony tym wszystkim za klamkę i uchyliłem drzwi. Wszedłem powoli do środka. Moje nozdrza zaatakował smród zgnilizny i wilgoci. Pokój swoim poziomem zadbania niewiele różnił się korytarza. W środku były porozrzucane ubrania, koce, kawałki drewna i wszystko co można sobie wyobrazić. Podszedłem do biurka, było całe zawalone w jakiś papierach i innych bzdetach.  Moją uwagę przykuło małe pudełeczko. Było czyste, nie było na nim żadnego śladu kurzu kurzu. Była to miniaturowa  skrzyneczka  wielkości pudełka po butach. To była taka miniaturowa skrzynka. Powoli ją otworzyłem, w środku było to, było piękne. Z środka wydobywały się smugi światła. Przez moment podziwiałem to co było w środku. Najpiękniejsza rzecz na świecie. To było to co myślałem, tak to było to.
-boskie… - powiedziałem cicho pod nosem. Szybko zamknąłem skrzyneczkę, przez co światło wróciło do środka. Skrzyneczkę schowałem do kieszeni w bluzie. I szybko ruszyłem ku drzwiom. Wyszedłem szybko z sekretariatu cały podekscytowany. Uznałem że wyjdę stąd,
z tego budynku, i dzięki tej cudownej rzeczy zacznę żyć na nowo. Gdy byłem na korytarzu i skierowałem ciało w kierunku drzwi wyjściowej zamarłem. To nie było prawdziwe, nie, nie, nie. Tam po prostu, nie było drzwi, tylko ściana. Mur, sam mur, żadnych drzwi tylko ten cholerny mur. Stałem jak wryty, nie wiedziałem co się dzieje. Byłem w kompletnym szoku. Nie wiedziałem już czy to prawda czy nie. Zacząłem się pocić i myślałem że może jakimś cudem zabłądziłem i jestem gdzie indziej. Obróciłem się za siebie i to była dokładnie ta sama część korytarza ci wcześniej. Zacząłem się trząść. Nerwowo zacząłem się rozglądać. Po chwili wpatrywania się w mór zauważyłem że drzwi które były w ścianie jakieś 20 metrów odemnie w zaczęły skrzypieć. Nie wiedziałem co to było, byłem skamieniały. Drzwi się powoli uchylały a ja z przerażenia nawet palcem nie mogłem ruszyć. Z drzwi wyłoniła się  zakapturzona postać  ubrana w czarny płaszcz opadający aż do  samej ziemi. Powoli odwróciła się w moją stronę, nie widziałem twarzy była pod kapturem. Poczułem kolejną falę paraliżującego strachu. Postać stała jakieś 20 metrów ode mnie a ja na nią patrzyłem, bałem się oderwać wzrok. Postać się poruszyła, zaczęła zbliżać się do mnie tip topkami co było tak przerażające że wszystkie włosy na ciele mi się zjeżyły, zwieracze nie wytrzymały a panika wzięła górę. Odwróciłem się i zacząłem biec tam gdzie wcześniej poszła tamta dziwna kobieta. Biegłem ile sił w nogach, w moich żyłach właśnie buzowała adrenalina. Byłem tak przerażony że nie czułem zmęczenia gdy biegłem, po prostu biegłem. Mijałem drzwi i kolejne zakręty. Nie patrzyłem się za siebie, nie miałem czasu ale miałem przeczucie że to coś jest tuż za moimi plecami. Biegłem ciągle, nie zatrzymując się. Skręciłem na schody i omal się nie przewróciłem. Biegłem po schodach prowadzących w górę. Przebiegłem jakieś 5 pięter i nadal nie przestawałem. Obok mnie schodziła ta cholerna starsza kobieta, z tym swoim uśmiechem na twarzy.
-gdzie się Pan tak spieszy, panie Tom – po czym się zaczęła głośno śmiać, jej śmiech odbijał mi się w od  wewnętrznych ścian mojej czaszki. Zignorowałem to i dalej biegłem. Znowu usłyszałem płacz dziecka, biegłem wyżej, nie czułem zmęczenia, strach był paliwem dla moich nóg. W końcu schody się skończyły a przede mną był mur i drzwi w murze. Wbiegłem na nie i je otworzyłem po czym zamknąłem. Płacz ucichł. W pokoju wisiała lampa na suficie która oświetlała pokój. Byłem na granicy rozpadu psychicznego, prawie się rozpłakałem. Rozejrzałem się po tym małym pokoiku. Naprzeciw wejściowych drzwi stało biurko, z komputerem i włączonym ekranem. Nie było widać ścian gdyż oświetlenie było bardzo słabe.  Oprócz monitora, myszki i klawiatury na biurku leżał również mikrofon i lalka. Zignorowałem to i spojrzałem na monitor. Była widok z kamery  umieszczonej na korytarzu. Złapałem za myszkę i przez przypadek lalka się przewróciła z pozycji stojącej na leżącą i zaczęła płakać, zupełnie jak te dziecko. Nagle usłyszałem jak dźwięk tego płaczu rozchodzi się po całym budynku. Doszedłem do przerażającego odkrycia. Dźwięk płaczu dziecka w budynku był generowany przez tą lalkę która płakała do mikrofonu. Ktoś mnie widział specjalnie mną manipulował bym myślał że to płacz dziecka. Zauważyłem przez kamerę również głośniki które były schowana między lampami i na podłodze w śmieciach. To z nich słyszałem płacz dziecka. Zrozumiałem że to już koniec i nie mam ucieczki. Nie miałem gdzie uciec, usiadłem na ziemi i zacząłem płakać, nic innego już nie mogłem zrobić. Tylko płakałem siedząc skulony przy ścianie.
Nagle usłyszałem jak ktoś wali w drzwi. To był on, otworzył je, ujrzałem jego twarz. Była blada, miał całe czarne oczy, kompletnie całe czarne, długi nos i krwawy uśmiech na twarzy. Wykonał krok i jego twarz zbliżała się do mnie. Nie mogłem patrzeć mu w oczy. Nie potrafiłem. Poczułem że mam mokre spodnie. To już się nie liczyło. … Po chwili zobaczyłem blask i … Obudziłem się.  Rozejrzałem się dookoła i wszystko było ok. To był tylko koszmar, Jedynie koszmar. Poczułem się świetnie. Miałem chęć napić się kawy ! Spojrzałem na zegar i wskazywał godzinę 18:35. Po chwili uznałem że napiję się kawy, wyciągnąłem się by złapać za kubek i gdy miałem się już napić coś mnie ugryzło w nogę. Spojrzałem co to było. Po chwili usłyszałem głośny krzyk. Wstałem na równe nogi i znowu go usłyszałem. Wyszedłem z budki, krzyk, kobiecy dobiegał z tego zakładu, poszedłem tam przecież musiałem sprawdzić co to jest …

                           KONIEC

 

To moja pierwsza pasta, mam nadzieję że się podobało !


Użytkownik DziedzicPruski edytował ten post 09.10.2014 - 23:02

  • 0

#1538

Anonim.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Bezsenna noc Scott'a #2

 

Szła po niego, była coraz bliżej, a Scott był coraz bardziej wściekły. Był jak otoczone zwierze... Zbyt zdesperowany by odczuwać strach. Teraz był wściekły. Mógłby odgryźć własną nogę, jeśli to mogłoby pomóc, jak lis złapany w pułapkę kłusownika. Zdesperowany by przeżyć.

 

Od rozwodu minęły już 3 lata. Christine przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Z początku był na nią zły... Zły za to, że była taka słaba, że się wystraszyła, zostawiła go. Ale teraz... Teraz wiedział, że tak musiało być. Gdyby nie ten rozwód, nie zaprzestałby brania leków, a przecież to zmieniło tak wiele! Och, tak wiele! Teraz wiedział! Wiedział wszystko! Ta wiedza była ciężka do zniesienia, a jednak niesamowicie ważna. Co jeśli nadal żyłby w nieświadomości? Cholera, byli tak blisko...
Oni wszyscy o niczym nie wiedzą. Czy ten stetryczały kretyn, mieszkający w domu obok w ogóle miał pojęcie? Oczywiście, że nie! Wpieprzał te swoje niezdrowe żarcie, (które prędzej czy później przyprawi go o zawał) zupełnie nieświadomy tego co działo się kiedy zapadał zmrok. Tylko jego gruby, czarny kocur, wydawał się wiedzieć... Obserwować ten taniec. Ach te tańce... Piękne i przerażające. Nikt nie potrafił tańczyć tak, jak martwi. Nikt nie był tak beztroski.
Zapadał zmrok. Scott, drżącą dłonią, uniósł szklankę do ust, dopijając swoją whisky. Wszystkie światła w domu były zapalone. Przecież nie był głupi! Kiedy było ciemno, mieli przewagę. Element zaskoczenia. Tak to się chyba nazywało... Nie ciężko było się domyślić, że od jakiegoś czasu, jego rachunki za prąd znacznie wzrosły. Na kanapie obok niego, leżała latarka. Co jeśli odetną prąd? Przecież nie był głupi! Nie był... Ona nic nie wie.
Wybiła północ. Godzina duchów - tak mówią. Nawet ten kretyn z domu obok to wie. Scott zaczął pogłaśniać telewizor, starając się zagłuszyć tę muzykę jakimś głupawym programem kulinarnym. Ten staruch zawsze się wtedy denerwował. Czasami nawet przychodził zwrócić mu uwagę. Ale czy on tego nie słyszał? Jasne, że nie. Był zaślepiony, tępy, głuchy.
Muzyka.
Śmiech.
Złowieszczy, szyderczy, jakby prześmiewczy.
Zbyt niski by należał do człowieka.
Nie, nie o to chodzi... Spowolniony. Ich czas płynął inaczej.
Nalał sobie kolejną szklankę whisky. To jedyny sposób aby usnąć. Pod jego oczami i tak były już ciemne półkola. Był zmęczony. Był wyczerpany. Ale nie potrafił zapomnieć. Ta kobieta... Jedyna, która zdawała się go zauważać. Tańczyła z pozostałymi. Za życia musiała być naprawdę piękna, bo nawet teraz można było dostrzec jej urodę. Pomimo braku dolnej szczęki.
Zawsze tańczyli walca, jak gdyby byli na wystawnym balu, a jednak... żadne z nich nie nosiło ekstrawaganckich sukien czy garniturów. Scott sądził, że nosili to co w chwili śmierci. Ale to nie miało dla nich znaczenia. Nic nie miało. Ściany, granice, nic nie miało znaczenia dla człowieka, który pozbawiony był ciała.
Dopił kolejną szklankę alkoholu. Właśnie wtedy usłyszał donośny dźwięk rozbijanego szkła. Błyskawicznie stanął na równe nogi. Garbił się lekko, jakby gotów by rzucić się komuś do gardła, a jego szeroko otwarte oczy przypominały te należące do sarny złapanej w światło myśliwskich reflektorów. Przerażone, obłąkane ze strachu, spojrzenie powędrowało w stronę schodów prowadzących na parter, skąd dobiegł go dźwięk. Złapał latarkę i powoli zszedł po schodach, każdy krok stawiając z największą ostrożnością.
Cholera! To była żarówka! Po prostu pękła i cały hol zalewała teraz ciemność. Zszedł z ostatniego schodka. Złapał nożyczki leżące na szafce, na której stał również telefon stacjonarny. Odłączony od paru miesięcy. Włączył latarkę, a jej wątłe światło omiotło długi korytarz. Wiedział, że tu jest... To żałosne światełko nic nie da! Ta kobieta... W końcu po niego przyszła. Rozbiła żarówkę aby móc przyjść. Musiał szybko ją wymienić, albo to koniec. Jego serce waliło jak młotem, ledwie łapał oddech. Złapał latarkę w zęby i zaczął desperacko przerzucać rzeczy w szufladzie aby znaleźć tę zapasową żarówkę. Usłyszał za sobą kroki i załkał cicho. Jego drżące dłonie nadal przeszukiwały szufladę, ale Scott tracił nadzieję. Dobrze wiedział kto właśnie zmierza w jego stronę. Kobieta ubrana była w koszulę nocną. Krótką, białą, z krwawymi plamami. Miała rude włosy. Jej język zwisał bezwładnie niemal do połowy szyi, przez brak żuchwy. Charczała i gulgotała, a jej górna szczęka zdawała się formować niekompletny uśmiech. Martwe oczy patrzyły tylko w jeden punkt. Przed siebie.
Latarka wypadła spomiędzy jego zębów. Kroki były coraz bliżej. I te dźwięki! Boże, te dźwięki! Jakby starała się wypowiadać jego imię, mimo braku warg. Język mlaskał i kląskał.
I wtedy znów jego rozpacz i przerażenie zastąpił gniew. Czysta furia. Ostatni atak osaczonego zwierzęcia. Zacisnął dłoń na nożyczkach i odwrócił się gwałtownie, rzucając się na zmorę. Dźgał i ciął, czując jak ostrza wchodzą gładko w ciało. Teraz nie słyszał nic prócz własnego krzyku. Przygwoździł potwora do ściany. I dźgał i dźgał... Czuł krew bryzgającą na jego twarz i koszulę. Była ciepła. Po chwili ciężkie, martwe ciało osunęło się na podłogę i Scott, dysząc ciężko, odsunął się.
Jego uwagę odwróciło przeciągłe miauknięcie. Odwrócił głowę w stronę otwartych drzwi frontowych. Wpadające przez nie światło latarni oświetlało grubego, czarnego kocura. Patrzył na niego oskarżycielsko. Serce Scotta znów ścisnął strach. Powoli spojrzał w stronę leżącego na ziemi ciała, należącego do starszego mężczyzny, które teraz trzęsło się spazmatycznie, tłukąc głową o ścianę. Pośmiertne skurcze mięśni.
Umarli tańczą najżwawiej.

 

 

 

 

 

Druga część creepypasty mojego autorstwa. Jeśli poświęcłaś/łeś chwilkę na jej przeczytanie, dzięki. 


Użytkownik Anonim edytował ten post 13.10.2014 - 11:49

  • 0

#1539

Radzio12.
  • Postów: 18
  • Tematów: 1
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Stockholm Street 423

 

Od zawsze mieszkaliśmy na Stockholm Street 423, więc nie było chwili, w której nie słyszałabym tej kreatury. Mieszkała po drugiej stronie ściany już zanim się urodziłam.

 

Gdy byłam małym dzieckiem, myślałam, że była moim przyjacielem. Pukałam, a w odpowiedzi otrzymywałam uderzania po drugiej stronie. Chichotałam, a To coś mamrotało jakieś słowa, których nie byłam w stanie zrozumieć. Myślałam, że To miało mnie chronić przed koszmarami. Z czasem zaczęłam się jednak Tego bać. Rodzice upierali się, że nie ma żadnego pokoju po drugiej stronie ściany. W końcu zrozumiałam, że To nie było moim przyjacielem. Wtedy też drapanie, jęki i sporadyczne uderzenia zaczęły mnie przerażać.

 

Gdy miałam osiem lat, złamałam się i powiedziałam rodzicom o kreaturze żyjącej za ścianą. Bałam się, że pewnej nocy wejdzie do mojego pokoju i mnie zabije. Matka popatrzyła się na mnie z politowaniem i stwierdziła, że to tylko myszy. I tak właściwie nigdy mnie nie słuchała. Ojciec zgodził się z nią, lecz przytulił mnie i powiedział abym się nie bała, gdyż w razie czego mnie ochroni.

 

Od tego momentu, gdy tylko słyszałam jakiś hałas, wołałam ojca. Przybiegał do mojego w pokoju w niemniej niż minutę, by sprawdzić co się dzieje. Wtedy skulona jedynie wskazywałam na ścianę. Tata uśmiechał się i po grzmotnięciu w nią pięścią wołał:

 

- Cicho tam! Bo inaczej…

 

Wszelkie hałasy wtedy ucichały. Uśmiechałam się zapłakana, a tata mnie przytulał. Zawsze był moim obrońcą. Bardzo za nim tęsknię.

 

W wieku nastoletnim zaczęłam zapraszać przyjaciółki na noc. Z początku nie wierzyły w moje opowieści, lecz pewnej nocy przekonały się, że były prawdziwe. Nazwałyśmy się Łowcami Duchów ze Stockholm Street i godzinami próbowałyśmy wypędzić kreaturę, która zgodnie z naszymi badaniami okazała się być demonem. Przeprowadzałyśmy żenujące seanse spirytystyczne, czy też korzystałyśmy z tabliczki Ouija. Stwierdziłyśmy, że drapanie to próba wyrycia przez monstrum szatańskich symboli i rysunków po drugiej stronie ściany.

 

Podczas jednej z nocnych imprez, będąc bardziej brawurowa niż zwykle pod wpływem dużej ilości kofeiny, czekałam jedynie na znane nam już drapanie. Gdy je usłyszałam, uderzyłam kilka razy w ścianę i zawołałam tak jak mój tata:

 

- Cicho tam! Bo inaczej… I tak już jesteś trupem. Żywi chcą tu spać!

 

Zachichotałyśmy. Moje przyjaciółki były pod wrażeniem, ale tylko przez chwilę. Powinnam była wiedzieć, że nie należało Tego prowokować.

 

Nagle rozzłoszczony byt zaczął głośniej niż kiedykolwiek walić w ścianę, wściekle przy tym krzycząc. Wszystkie zapiszczałyśmy i ukryłyśmy się w szafie, wołając mojego tatę. Kiedy przybiegł, dziewczyny zaczęły go prosić, aby odwiózł je do domów. Gdy pojechały, zostałam całkiem sama. Czułam To, niemal widziałam jak niecierpliwie chodzi w tę i we w tę po drugiej stronie. Dzieliło nas jedynie pięć cali drewna i tapeta. Tak się bałam, że nie wychodziłam z szafy. W pewnym momencie znów rozpoczęło się drapanie.

 

Wtedy zdałam sobie sprawę, co To próbowało zrobić. Chciało wyryć sobie drogę przez ścianę do mojego pokoju. Pisnęłam na tę myśl, lecz wtem drapanie ustąpiło, a powróciło uderzanie. Trwało aż do momentu, gdy światła samochodu ojca rozświetliły moją sypialnię. Prawie przestałam płakać, gdy mój bohaterski tata wpadł do pomieszczenia i zaczął walić w ścianę.

 

- To wciąż tam jest, tato! – zawodziłam.

 

Skinął głową, popatrzył na mnie ze współczuciem i wciąż uderzając krzyknął:

 

- Cicho tam! Bo inaczej…

 

Wziął mnie potem na ręce, pozwolił się wypłakać i powiedział, że tej nocy mogę spać na sofie. Czasami wydaję mi się, że według niego to wszystko było jedynie w mojej głowie, ale to nieprawda. Pomruki, stukanie, drapanie… Słyszałam je przez całe swoje życie. Były prawdziwe. Lecz nawet jeśli mi nie wierzył, nie dawał tego po sobie znać. Nie chciał, bym poczuła się szalona. Chyba go nigdy w pełni nie rozumiałam.

 

Pewnej nocy, gdy miałam szesnaście lat, obudził mnie nieziemski krzyk. Był tak głośny, wysoki i przeszywający, że sama krzyknęłam z przerażenia. Wtem wrzask ustał, a do pokoju wpadł tata.

 

- Słyszałeś to! – zawołałam, trzęsąc się i szlochając. – Jak mogłeś tego nie usłyszeć? Musiałeś!

 

- Och, kochanie. – tata usiadł na skraju łóżka. Jego włosy były rozczochrane, a oczy przekrwione i nieobecne, sugerując środek nocy.

 

– Oczywiście, że to słyszałem, ale to była tylko sowa. Jestem pewien. Widziano kilka w okolicy.

 

- Nie tato, posłuchaj ścian.

 

- Lindsey…

 

- Tato, proszę.

 

Westchnął, lecz kiwnął głową i przez chwilę wspólnie się wsłuchiwaliśmy. Chciałam, by ojciec poznał prawdę i w końcu mi uwierzył. Wszyscy byliśmy w niebezpieczeństwie. Niestety, tej nocy zza ściany nie wydobył się już ani jeden krzyk.

 

Po tym już przez długi czas nie słyszałam Tego. Ściana nagle wydawała się być pusta, pierwszy raz w moim życiu. Może To było uśpione, lub zostało zesłane z powrotem do piekła. W każdym razie, wiedziałam, że powróci.

 

Co ciekawe, gdy kreatura wróciła, nie zdałam sobie z tego sprawy. Po szesnastu latach było to wszystko dla mnie niczym biały szum – ścieżka dźwiękowa w tle, tak mi bliska jak własna twarz. Tyle czasu zajęło mi rozgryzienie, że To powróciło, iż nie jestem w stanie podać konkretnego momentu. Myślę, że to scaliło nasze losy. Hałasy były mi na tyle nieodłączne, że nie rozumiałam nie tylko ich niezwykłości, ale również tego, iż trwały przez cały czas. Wstydzę się przyznać, lecz gdy w końcu zdałam sobie sprawę z ich powrotu, niemal poczułam ulgę.

 

Nawiedzanie postępowało tym samym cyklem co wcześniej. Najpierw jęki, potem uderzanie, następnie łagodne, leniwe stukanie, aż w końcu drapanie. Zawsze kończyło się drapaniem.

 

Powiedziałam tacie o drapaniu i o tym, że kreatura prawdopodobnie próbuje przedostać się do mojego pokoju. To jednak go rozśmieszyło – powiedział, że za moją ścianą są trzy cale solidnego metalu i żadne myszy, szopy, dzikie koty, czy nawet duchy, nie byłyby w stanie przedostać się przez ścianę. Był tego pewien, gdyż sam budował ten dom. Poza tym upewnił mnie, że w razie czego zawsze mnie obroni. Ale, jak się potem okazało, nie miał racji.

 

Ponieważ miałam wyprowadzić się w ciągu roku, zdecydowałam, że nie mam wyboru i muszę jakoś wytrzymać. Po szesnastu latach z Tym, czym było jedynie dwanaście miesięcy więcej? Stałam się obojętna, leniwa i pozbyłam się zmartwień. Ignorowałam hałasy, czasem nawet odpowiadałam uderzeniami. Posługując się logiką, zaczęłam uspakajać samą siebie – cokolwiek to było, nie mogło przedostać się przez ścianę. Gdyby mogło to zrobić, zrobiłoby to lata wcześniej. Wydedukowałam, że najbardziej na świecie To chce się wydostać. Ale, skoro wciąż było tam, musiało być uwięzione. I miałam rację.

 

Ta noc, w której drzwi zostały otworzone, jest najwyraźniejszym wspomnieniem jakie posiadam. Byłam u mojej przyjaciółki, gdy zadzwoniła do mnie matka i kazała jak najszybciej wrócić do domu. To już samo w sobie było dziwne, ponieważ ledwo co zwracała na mnie uwagę, a już nigdy nie dzwoniła.

 

Pojechałam pięć mil z powrotem do mojego sąsiedztwa, ale ciężko mi było tam się dostać. Zaczęłam panikować, mijając wszystkie te samochody stacji telewizyjnych, jednostki policji oraz pojazdy SWAT. Musiałam zaparkować wcześniej i przejść wzdłuż trzech bloków, by dostrzec ze łzami w oczach, że to mój dom stanowi epicentrum całego zamieszania. Po prostu wiedziałam o tym. Gdy go zobaczyłam, zdałam sobie sprawę, że ojciec nie żyje. To coś musiało w końcu wyjść i zabić tatę.

 

Zaczęłam biec, ignorując wszystkie głosy każące mi się zatrzymać. Mijałam pojazdy, przepychałam się przez dziesiątki ludzi, przebiegłam przez taśmę policyjną i wpadłam do domu. Za salonem, obok mojego pokoju, stała szeroko otworzona szafa. Wszystkie kurtki i swetry zostały z niej usunięte, odsłaniając kolejne drzwi. Z niewiadomej przyczyny nikt mnie nie powstrzymał – wpełzłam do niej i po pokonaniu tego tajnego przejścia znalazłam się w pokoju, o którego istnieniu wiedziałam od samego początku. Nie wyobrażałam go sobie jednak w ten sposób.

 

Media nazwały mojego ojca Rozpruwaczem ze Stockholm Street. I widząc to, co znajdowało się w pokoju, pseudonim do niego pasował. Było tam wiele noży, chyba wszystkie rodzaje. Było też około stu metalowych przedmiotów poukładanych wzdłuż jednej ze ścian. Większości nie rozpoznałam, jednakże kilka widziałam w podręcznikach do historii. Były cztery zestawy kajdan, cała ściana łańcuchów oraz rolki srebrnej taśmy klejącej. Na środku pomieszczenia znajdował się płaski stół, który najwyraźniej przesiąkł już krwią. Na jego drugim końcu stał wysoki stołek.

 

Ale najgorsza ze wszystkiego była ściana. Moja ściana. Każdy cal pokryty był przez wyryte w niej napisy. Wbrew moim wcześniejszym wyobrażeniom, nie były one jednak ani satanistyczne, ani złe.

 

Jacob, kocham Cię. Diana Hobb

 

Powiedzcie mojemu ojcu, że mu wybaczam. Brian Woodlin

 

Tara, jest mi bardzo przykro. Michael Mcnulty

 

Powiedzcie moim córkom, że były dla mnie całym światem. Angela Waterstone

 

Według dowodów, było ponad sześćdziesiąt podobnych wiadomości. A ja zmusiłam się do przeczytania każdej z nich. Nawiedzają mnie każdej nocy. Spędziłam dziesięć lat dręcząc ich, a oni teraz będą dręczyć mnie już zawsze.

 

Teraz żyję w szpitalu i słyszę drapanie za każdym razem gdy zamykam oczy. Nie spałam przez to od roku. Mój lekarz mówi, że jeśli wkrótce nie usnę, umrę z przemęczenia. Spędzam dni oglądając wiadomości dotyczące procesu mojego ojca, a nocami wpatruję się w ściany. Leki nie działają, lecz wciąż są mi podawane. I mimo, że próbuję usnąć każdej nocy, nie jestem w stanie tego zrobić. Zawsze słyszę drapanie. I zawsze będę je słyszeć.

 

Źródło: reddit.com/r/nosleep/

Autor: The_Dalek_Emperor

Tłumaczenie: Radzio12


Użytkownik Radzio12 edytował ten post 22.10.2014 - 22:24

  • 7

#1540

Bukkake Boy.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mr. Mix

 

Czy ktokolwiek pamięta starą grę na PC z wczesnych lat 90’ zwaną "Mr. Mix"? Jest to głównie gra polegająca na pisaniu na klawiaturze, podobna do "Mario Teaches Typing", gdzie musisz wpisywać słowa w okno tekstowe, aby sprawić by kucharz (tytułowy Mr. Mix) wrzucał składniki do miski.

Jednak, w przeciwieństwie do innych gier tego typu, gra ma notoryczny, niewyobrażalnie wysoki poziom trudności. Ma wymaganie "słów na minutę" na każdym poziomie, będące od 10 słów na poziomie pierwszym, do aż  85 na trzecim. Przy piątym levelu, wymagana liczba słów osiąga 500, powodując niemożliwym dalszy postęp w grze.


Pierwszy poziom gry
Jedną z głównych rzeczy zauważonych przez grające w grę osoby była muzyka w tle. Muzyka na pierwszym poziomie  była niepokojącą mieszanką warkotów, której głośność nasilała się wraz z rosnącym poziomem, często powodując uszkodzenia starych głośników, które nie były zaprojektowane do ekstremalnie wysokich poziomów głośności.

 

Drugi level nie posiadał żadnej muzyki, zaś muzyka na trzecim brzmiała jak ekstremalnie niskiej jakości nagranie suszarki. Pozostałe dwa poziomy zawierały ekstremalnie wysokie piski przez całą rozgrywkę, powodujące silne urazy bębenków u osób, którym udało się dotrzeć tak daleko.

 

Kolejnym niepokojącym aspektem gry był wygląd samego Mr. Mix'a. Był dużym, otyłym mężczyzną z dużymi koralikowatymi oczami, okrągłą twarzą i czerwonymi kropkami na policzkach.

Większość dzieci grających w grę zgłosiło nawiedzające je realistyczne koszmary przedstawiające Mr. Mix'a mówiącego do nich cichym, szorstkim głosem i grożącego im, aby o czymś nikomu nie mówiły. Jednakże, żadne z dzieci nie pamiętało dokładnie o co chodziło.

 

Psycholog, który widział wiele z dzieci, zgłosił swe przerażenie niesamowicie wyraźnym terrorem na twarzach dzieci, gdy wymieniały detale swych koszmarów.

Wiele dzieci zaczynało płakać w trakcie rozmów, błagając swych rodziców o "ratunek". Jednakże, gra nie mogła być do końca winna tym zaburzeniom, gdyż różniły się one od siebie, w zależności od dziecka.

 

Z oczywistych powodów, gra nie sprzedawała się zbyt dobrze. Trwała w swego rodzaju zapomnieniu aż do czasu, gdy kilka lat temu grupka hackerów zdobyła dostęp do ROM'u z grą i zaczęła się przez niego przekopywać.

Używając programu do hackowania, udało im się zhackować kod gry i obejść niemożliwy piąty level. Jednakże to, co znaleźli, było ekstremalnie niepokojące i spowodowało odejście wielu z nich z projektu jednocześnie.

 

Stosując się do raportu zostawionego przez hackerów, gra zachowywała się bardzo dziwnie po obejściu piątego poziomu. Gra crashowała się i wyłączała, wpisując garść plików do systemu użytkownika bezpośrednio do miejsca, gdzie pamięć RAM była niemal całkiem zapełniona.

Pliki były ponoć zdjęciami ludzi z potwornie zniekształconymi twarzami, wyglądającymi na krzyczących w bólu i agonii, z oczami krwawiącymi z kanalików łzowych i ich zewnętrzną warstwą skóry całkowicie zdartą w wielu miejscach.

 

Jeśli użytkownik spróbowałby usunąć pliki, komputer nagle zacząłby się crashować i pojawiłby się niebieski ekran, powodując nieodwracalne szkody dla twardego dysku

Hackerzy odkryli, że było to spowodowane pojedyńczym bajtem w ROM'ie gry wyzwolonym po ukończeniu piątego poziomu. Po usunięciu go, byli wreszcie w stanie przejść dalej, do finałowego szóstego poziomu.

 

Niestety, hackerzy odmówili komentarza na temat zawartości finałowego poziomu. Wszyscy stali się niesamowitymi paranoikami i samotnikami, odmawiając rozmów na temat czegokolwiek powiązanego z grą i okazując zadziwiająco silne symptomy zespołu stresu pourazowego.

Wielu z nich straciło umiejętność formowania spójnych zdań w ciągu tygodnia, i w ciągu miesiąca wszyscy zaginęli. Wszystkie istniejące kopie gry zostały zniszczone.

 

Do dnia dzisiejszego nie wiadomo, co takiego było w grze, że doprowadziło u nich do tak wielkiego uszczerbku na zdrowiu psychicznym. Może i lepiej.

Dwa lata po całym incydencie, aresztowano mężczyznę próbującego porwać ośmioletnią dziewczynkę ze sklepu spożywczego. Po analizie DNA i odcisków palców, mężczyzna został zidentyfikowany jako jeden z hackerów, którym udało się wyświetlić końcowy poziom gry.

 

Mężczyzna miał na sobie białą czapkę kucharza i wygląd niewypowiedzianej napastliwości i szaleństwa na twarzy. W czasie przesłuchiwań, mężczyzna mówił tylko jedną rzecz:

"Jestem Mr. Mix. Ciii."

 

Źródło: http://pl.creepypast...om/wiki/Mr._Mix


  • 1

#1541

Raija.
  • Postów: 10
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Cisza radiowa

36,400,000. To jest liczba inteligentnych cywilizacji, których możemy się spodziewać w naszej galaktyce- według słynnego równania Drake’a. Od ostatnich 78 lat wysyłamy w kosmos wszystko, co jest związane z naszą cywilizacją- nasze radio, naszą telewizję, naszą historię, nasze największe odkrycia. Wykrzykujemy swoją obecność  co sił w płucach, zastanawiając się, czy jesteśmy sami we wszechświecie. 36 milionów potencjalnych cywilizacji, prawie wiek nasłuchiwań i nic. Jesteśmy jedyni.

Tak mi się wydawało jeszcze około 5 minut temu.

Transmisja pojawiła się na każdej na każdej częstotliwości, którą nasłuchiwałem.  Od razy wiedziałem, że taki sygnał nie pojawia się naturalnie- musiał zostać wytworzony sztucznie. Pojawiał się i znikał ze stałą amplitudą; szybko zrozumiałem, że to musi być swego rodzaju kod dwójkowy. Zmierzyłem 1679 impulsów na minutę podczas transmisji. Zaraz po tym nastała cisza.

Początkowo te liczby nie miały dla mnie żadnego sensu. Wydawały się być pomieszanymi, nic nie znaczącymi zakłóceniami. Jednak sygnał był tak idealnie stały i pojawił się na częstotliwościach, na których do tej pory nie zarejestrowaliśmy żadnej aktywności. Jeszcze raz przyjrzałem się zarejestrowanej przeze mnie transmisji, serce załomotało mi w piersi. 1679 bitów- to dokładna długość wiadomości nazwanej Arecibo, która została wysłana przez ludzkość 40 lat temu.  Szybko zacząłem ustawiać częstotliwość i już po odczytaniu połowy informacji moje nadzieje się potwierdziły- to była dokładnie ta sama wiadomość.  Liczby od 1 do 10 w zapisie dwójkowym. Liczby atomowe podstawowych pierwiastków z których zbudowane są związki organiczne: wodór, węgiel, azot, tlen i fosfor. Składniki kwasu DNA. Ktoś nas usłyszał i chciał nam odpowiedzieć, że gdzieś tam jest.

Wtedy do mnie dotarło, że skoro ta wiadomość została nadana 40 lat temu, to życie musi się znajdować najdalej 20 lat świetlnych od nas. To możliwe, obca cywilizacja tak blisko, że można by się z nią kontaktować? To przecież zrewolucjonizowałoby wszystkie dziedziny, w których kiedykolwiek miałem okazję pracować: astrofizykę, astrobiologię, astro...

Sygnał znów się pojawił.

Tym razem wolniejszy, jakby bardziej przemyślany. Trwał przez około 5 minut, z nową liczbą bitów, pojawiających się jeden po drugim. Chociaż komputer rejestrował wiadomość, ja też zacząłem ją notować na kartce. 0101 0101... Od razu wiedziałem, że to nie jest ta sama informacja, co przedtem. Miałem gonitwę myśli, umierałem z ciekawości co też mogą zawierać te numery. Transmisja zakończyła się na 248 bitach, zdecydowanie za mało żeby zawierać jakąś znaczącą wiadomość. Co można przesyłać innej, obcej cywilizacji w zaledwie 248 bitach? Na komputerze tak mały plik ograniczałby się tylko do... tekstu.

Może tak być? Naprawdę obca cywilizacja wysyła do nas wiadomość w naszym własnym języku? Kiedy zacząłem się nad tym zastawiać, uświadomiłem sobie, że to nie było całkiem niemożliwe- przecież przez ponad 70 lat nadaliśmy mnóstwo informacji w całkiem sporej liczbie języków. Zacząłem odszyfrowywać wiadomość pierwszym kodem, który przyszedł mi do głowy: ASCII. 0101 0101. To będzie U...  0100 0011 to C...

Kiedy skończyłem odszyfrowywanie, poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła.  Słowa leżące przede mną wyjaśniały wszystko:
„UCISZCIE SIĘ, BO INACZEJ WAS USŁYSZĄ”

 

 

 

Źródło: reddit.com/r/nosleep/

Autor: Bencbartlett

Tłumaczenie: Raija


  • 12

#1542

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Uciekaj

 

Uciekała przed dwoma mordercami. Gonili ją po lesie. Jeden z nich trzymał zakrwawiony nóż. Przed chwilą tym nożem zabił siostrę dziewczyny, którą teraz goni.
Rzucił nim, diewczyna upadła. Kiedy dwaj mordercy się do niej zbliżyli jeden z nich wyciągnął z niej nóż i uniósł w górę. Dziewczyna zdążyła jeszcze wykrztusić...tato, nie...


Szafka

 

Kiedy byłem mały, rodzice byli bardzo zapracowani. Prawie wcale nie było ich w domu.
Musieli zatrudnić opiekunkę. Kobieta w średnim wieku codziennie przychodziła do mnie, gotowała obiady, bawiła się ze mną.
Pewnego razu przygotowywała jak zawsze posiłek w kuchni. Nagle otworzyła szafkę pod zlewem. W tym momencie zaczęła krzyczeć i po prostu uciekła z domu i już nigdy nie wróciła. Nie oodbierała telefonów, nie można było się z nią skontaktować w żaden sposób. Nie wiadomo co tam zobaczyła, ale do dzisiaj czuje się dziwnie, gdy idę w nocy do kuchni napić się wody i słyszę jakby trzaski dobiegające z szafki...


  • 1

#1543

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

...And Then She Bled

 

Suicide Silence, deathmetalowy"deathcorowy" zespół. Jestem ich wielkim fanem od czterech lat, ale dopiero teraz zauważyłem jedną piosenke, która wyraźnie wyróżniała się od reszty. Czytałem wiele komentarzy na temat tego utowru i wszystkie wyglądały mniej więcej tak: "scary", "horrible!", "it gives me chills every time". Owszem, słuchając go również miałem ciary, ale to dlatego, ze riff jest według mnie bezbłędny. Lecz prawdziwe ciarki przeszły mnie wtedy, kiedy poczytałem o znaczeniu tego kawałka w internecie.

 

W piosence, oprócz brutalnych riffow słychać rozmowę telefoniczną. Większość tekstu jest trudna do zrozumienia, lecz jeśli odpowiednio się wsłuchamy, można wyłapać parę wstrząsających tekstów.  Tekst piosenki opiera się na autentycznej rozmowie telefonicznej kobiety z policjantem. Roztrzęsiona kobieta błaga policjanta, by przyjechał ktoś, kto Go zabije. Tym Kimś okazuje się być jej szympans, który oszalał i rzucił się na koleżankę kobiety. Cała piosenka wprawiła mnie w osłupienie, lecz jest pare tekstów, przez które trudno mi sie było pozbierać. "He's eating her...", "He's eating her alive, get here! Shoot him!", "He's mauling her!".

 

Osobiście muszę przyznać, że spotkałem się z czymś takim po raz pierwszy w życiu, żaden inny utwór nie wywołał u mnie tylu (mieszanych) uczuć. Nawet jeśli nie jestes fanem takiej muzyki, posłuchaj. link umieszczam poniżej, tekst również.

 

 

This is 911 whats your emergency?
Send the police, send the police!
Whats the Problem there?
The chimp killed my friend
Whats the problem with your friend?
help please!
Whats the problem with you friend i need to know
Bring a police with a gun, with a gun! hurry up!
Who has a gun?
Please hurry up!
Hes killing my girlfriend
Whats the problem?
Hes killing my friend
Who's killing your friend?
My chimpanzee!
Oh your chimp is killing your friend?
Yes! He ripped her apart. Hurry up please!
There's someone on the way.
With guns Please! Shoot him!
Whats the monkey doing? tell me what the monkey is doing
He ripped her face off!
He ripped her face off!?
Hes trying to hurt me. Please please hurry!
Okay i need you to calm down a little bit there on there way. can you push yourself away? i don't want you getting hurt.
I can't! Hurry up! Listen to me!
There on their way ma'm.
You gotta shoot him please! Please Hurry hurry.
Are you there with your friend? i need you to help your friend. Can you go help your friend?
I can't. He tried to attack me now.
Is he still there with your friend?
Yes
Okay. well then back off and don't get any closer okay? there already on there way.
please-
if the monkey moves away from your friend let me know. so we can try to help your friend.
No, no i can't shes dead. Shes dead!
Why are you saying that shes dead?
He ripped her apart.
He ripped what apart, her face?
...Everything.
oh oh i think I'm gonna fate i think I'm gonna fate.
no no listen just breath. okay?
Listen to me, please, please hurry. Oh My god they gotta have their guns out! Listen to me! Oh my god. (Breathes Real heavy)
Is this your monkey?
yes
Or who's monkey is it? This is your monkey?
No, it's mine.
How, do you know how big he is? How many pounds?
Yes, 200 hundred pounds.
400?
No, 200
200?
Listen to me! Where are they?
And hes a chimp?
Yes, Where are they?!
They're going your way. they're going as fast as they can your way. Okay?
Please, Please go faster. Please, please sir. Please. Please! please.
Is the monkey still by your friend? Or can you get close to your friend?
Yes, yes now hes eating her! God oh Please.
Okay, i need you to calm down for me. I know its hard okay? I know its hard.
But they're going as fast as they can your way.
Please. Oh my god.
Okay?
Please, please.-Tell them they gotta shot him cause i tried stabbing him but hes not- it made him worse.
Okay listen.
Have them shoot him.
They will. Sandra i really have the fire department close by so as soon as the police get there I'm going to have the fire department move in okay?
Yea.
The Fire Department cant move in yet but as soon as the police officer show up-
Please, tell them to shoot him cause hes going to try to attack me now.
Just Breath Sandra.
Shoot Him! Shoot Him! He's-
sandra stay in your car.
Shoot him!
Sandra i need you to stay in your car.
Shoot him please, i tried stabbin' him but hes hurt now too. so hes gong to attack anybody. I can't get out of this car.
Lock the doors on your car and stay with me-
It don't matter, It don't matter. It don't matter. He will rip the doors right off!-
Sandra do what I'm telling you to do stay in the car the police officers will handle it.
Please tell them to shoot him. Please Tell them.
They Did sandra there shooting at him already okay?
But hes not dead.
I know they will continue to shoot him till hes dead i just need you to stay on the PHONE and breathe.
(Breathes) Hes not dead. Hes not dead.
Oh god. (breathes) Oh god.


  • 2

#1544

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Kiedy pasja staje się koszmarem..."

 

Tak, jestem zdecydowana by o tym opowiedzieć. To nie jedna z tych historii, gdzie człowiek umiera w momencie napisania ostatniego zdania, bo to, co się wydarzyło, jest prawdą.

 

Moje doświadczenie z górskimi wspinaczkami i wędrówkami jest amatorskie, wręcz znikome. Choć całe życie góry mnie fascynowały, nigdy nie znalazłam odpowiedniego kompana do wspólnych wycieczek po stromych zboczach. Patrząc teraz na to wszystko trzeźwym okiem, wydaje się to całkiem zrozumiałe. Jest coś niezwykle tajemniczego w tej nagłej ciszy, kiedy przystajesz pośrodku trasy i nawet drzewa zamierają w bezruchu, niby zatrzymane w czasie.
Jak już wspominałam, nie miałam towarzysza do wspinaczek, więc często przechadzałam się trasą koło mojego domu. Postanowiłam, że zamieszczę ogłoszenie na cragislist (tak, jestem osobą zdesperowaną i samotną. W końcu mieszkam w samym środku lasu!) i znajdę osobę, która ma trochę większe pojęcie na temat górskich, poważnych wypraw niż ja. Wkrótce zaczęły pojawiać się odpowiedzi. Wśród całego oceanu perwersyjnych ofert oraz całej galerii męskich genitaliów, natrafiłam na odpowiedź od dziewczyny.

 

Zadowolona z choć jednej przyzwoitej propozycji spotkania, niemal natychmiast odpisałam, podając adres miejscowej kawiarni, w której można się spotkać i obgadać szczegóły. Jedyne, co mnie zaniepokoiło w treści maila było następujące zdanie:

 

MhA8l6x.jpg

 

Zaniepokoił mnie sposób, w jaki wyraziła ogromną chęć udokumentowania wycieczek kamerą. Nie wiem, może coś ze mną jest nie tak i mam jakieś paranoje, ale zawsze staram się być ostrożna z nieznajomymi poznanymi w Internecie, zwłaszcza w Internecie.
Dziewczyna (imię: Paula) chętnie przystała na propozycję spotkania i zaproponowała przyprowadzenie znajomego, który jest prawdziwym górskim ekspertem i stał się jej mentorem.

Niechętnie zgodziłam się na takie rozwiązanie. Nie wiem, czy nie popełniłam największego błędu w swoim życiu.

W czasie, gdy czekałam na moich nowych "przyjaciół" w kawiarni, przeglądałam społecznościowe strony w celu znalezienia informacji na temat tej dziewczyny. Okazało się, że nie ma konta w żadnym z portali społecznościowych. Nic dziwnego. Może działać pod pseudonimem, może chronić swoją prywatność, nie chce umieszczać swoich zdjęć. Wydawało mi się to logiczne.

 

W końcu, po półgodzinnym spóźnieniu pojawiła się dziewczyna ze zdjęcia i jej nietypowy towarzysz. Może od razu wytłumaczę, dlaczego nietypowy. Niezwykle wysoki, chudy i, trzeba przyznać, przystojny chłopak o czarnych oczach i wielkiej burzy siwych loków, co wzbudziło moją ciekawość. Ile mógł mieć lat? 20? 30? Nazwanie go chłopakiem wynikało z jego gładkiej, nieskazitelnej cery i zdrowego wyglądu, ale emanował od niego spokój i dawał poczucie bezpieczeństwa.

Gdy podeszli do stolika rozpoczęła się nieśmiała wymiana zdań między mną a chłopakiem. Kiedy zapytałam Paulę, czy mieli problem z dotarciem, chłopak odpowiedział:

 

"Paula jest głuchoniema. To moja siostra. Jestem Jack, miło mi". Stanęłam jak wryta, patrząc nieśmiało na Paulę, która zdążyła już usiąść w kącie knajpy, obserwując otoczenie z ciekawością.

"Ale jak to? Przecież napisała mi, że poznała Cię niedawno." -zaczęłam być podejrzliwa

 

"Bo tak było. O swoim istnieniu dowiedzieliśmy się dwa tygodnie temu. Rozdzielono nas w domu dziecka. Muszę się do czegoś przyznać. To ja do ciebie napisałem. Wybacz, że zrobiłem to w taki sposób, ale chciałem zapoznać siostrę z innymi ludźmi i pokazać jej tutejsze pasma górskie. To wydało mi się wspaniałym pomysłem!"- chłopak usiadł koło Pauli, wbijając we mnie wzrok.

 

"No nic, skoro już tu jesteśmy, omówmy najbliższą wycieczkę"- pomimo radaru niebezpieczeństwa, postanowiłam dać szansę komuś, kto tak czule opiekował się swoją niepełnosprawną siostrą, której nie widział prawie całe życie.

 

Nie będę zanudzać Was naszymi rozmowami, ustaleniami i innymi bzdurami. Grunt, że wreszcie miałam ekipę, z którą mogłam robić to, na co zawsze miałam ochotę- wspinać się po górach.
Po dwóch tygodniach intensywnych podróży niezwykle zżyłam się z tą dziwaczną parą i nawet nauczyłam się trochę języka migowego aby porozumiewać się z Paulą.

Postanowiłam, że sama przejdę się na wyprawę do miejsca, które Jack na pierwszej wycieczce oznaczył na mojej mapie jako główny cel naszych wysiłków. Miała to być kulminacja wszystkich wypraw, a na moje dociekliwe pytania, co tam jest i czemu musimy tak długo czekać, odpowiedział tylko, że to niespodzianka, a trasa jest zbyt ciężka by pokonać ją od razu. Biwakowaliśmy w lesie trzy, może cztery razy, ale Jack uznał, że nie jestem gotowa na samotny wypad z nocowaniem w namiocie.

Jako, że zawsze byłam uparta podjęłam decyzję o zdobyciu miejsca, o którym mówił przewodnik. Zabrałam wszelki niezbędny sprzęt oraz prowiant, spakowałam namiot i o świcie wkroczyłam na teren dobrze znanej mi ścieżki. Początkowo wszystko szło świetnie, miałam odpowiednie wyposażenie, więc moja pewność siebie rosła z każdym krokiem. Las był pełen kolorów, zapachów i kojących dźwięków.

Po trzech, czterech godzinach ekstremalnie stromej wędrówki rozbiłam obóz, aby zregenerować siły. Uznałam, że dwugodzinna drzemka dobrze mi zrobi, szczególnie, że do zmierzchu miałam jeszcze mnóstwo czasu. Wiatr przyjemnie kołysał do snu, a ciepło ognisko otulało moją przemarzniętą twarz. Czułam, że zapadam w błogostan i po chwili już spałam. Obudził mnie przeraźliwy krzyk i trzask łamanych w pośpiechu gałęzi.

 

 

Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, kiedy tuż obok mnie przebiegła ciemna sylwetka nagiej dziewczyny z widocznymi ranami kłutymi na całym ciele i niemiłosiernie potarganymi, ubłoconymi włosami. Zastygłam w bezruchu. Co tu się dzieje?! Nigdy wcześniej nie słyszałam tak przejmującego krzyku, niczym bezradne zwierzę wrzucone do klatki. Po chwili zniknęła mi z oczu.
Byłam tak zdezorientowana, że nawet nie zauważyłam, że na dworze panuje już półmrok. Miałam wybór: albo zbiec po zboczu na oślep, jak tamta wariatka i z dużym prawdopodobieństwem zginąć na miejscu czy kontynuować wyprawę i dojść do celu podróży. Wg mapy teren był płaski z niewielkimi półkami skalnymi, gdzie mogłabym się zaszyć i poczekać na świt, aby spokojnie wrócić do domu. Byłam pośrodku całkowitej głuszy, znikąd pomocy, a na dodatek jakaś szalona kobieta właśnie uciekała przed czymś, co z pewnością nie miało wobec niej dobrych zamiarów.

 

 

Wiem, że możecie dyskutować na temat słuszności mojej decyzji, ale w tamtym momencie wydawała mi się ona najrozsądniejsza. W ciszy przemierzałam trasę, starając się nie wpaść w panikę i trzymać się wyznaczonej drogi. Latarki używałam sporadycznie, ponieważ nie chciałam ściągać na siebie uwagi. Wszystko wydawało się tak ciche i spokojne, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Po kilku kilometrach moja noga natrafiła na dziwny przedmiot, więc intuicyjnie sięgnęłam po niego.

 

 

 Moja ręka lepiła się od błota i krwi, kiedy moim oczom ukazał się aparat fotograficzny. Stałam tak dobre 10 minut, nie wiedząc, co dokładnie ze znaleziskiem zrobić, jednak zdecydowałam przejrzeć zawartość aparatu. Głównie widoczki i szczyty górskie. Jednak natrafiłam na jedno zdjęcie, które sprawiło, że nieomal dostałam zawału.

 

huHAnq1.jpg
Tego było za wiele..dlaczego ktoś umieszcza TAKIE RZECZY w lesie? jaki jest tego cel? chory żart? kult? zabawa? moje myśli skupiały się wokół możliwych racjonalnych wyjaśnień, które jak na złość nie nadchodziły.

Wreszcie dotarłam. Nadal niemiłosiernie drżały mi ręce, a nogi niepewnie stąpały po ziemi, ale wmawiałam sobie, że tam musi być jakaś kryjówka, jakieś miejsce do przenocowania, gdzie nikt ani nic mnie nie zauważy.

Błagałam Boga, aby dał mi schronienie tej jednej nocy. Było tak jak na mapie. Płaski, lekko wzniesiony teren z półkami skalnymi, na tyle dużymi, aby można było wtulić się w ścianę i pozostać niewidzialnym.
Już miałam zacząć wspinać się na jedną z półek, kiedy kątem oka dostrzegłam drzwi. Zwyczajne ciężkie drzwi. Zaskoczona tym nietypowym odkryciem, zbliżyłam się do obiektu mojego zaciekawienia. Oto, co znalazłam.

3qEM1mT.jpg

 

 

Bunkier? Tutaj? Z tego co Jack mi opowiadał, nigdy nie było tutaj żadnych bunkrów ani nie słyszałam o Jaskini Orła wcześniej. Możliwe, że to właśnie była niespodzianka, którą przygotował dla mnie Jack.

To on. On zaatakował tamtą dziewczynę i teraz próbuje dopaść mnie. Cały sprzęt to biwakowania zostawiłam za sobą. Na pewno rozpozna, że to moje rzeczy i zacznie mnie szukać... Moje myśli pędziły niczym szalone, jedna wyprzedzała drugą.

 

 

"Muszę się schować, on nie może mnie zobaczyć"- panika w głowie przemieniła się w wole przetrwania. Wdrapałam się na jedną z półek i starając się uspokoić oddech, usłyszałam coś w rodzaju przeciągłego jęku. Na dworze panowała szarówka przed świtem, więc nadal widziałam niewiele. Mój wzrok padł na kobiecą sylwetkę błąkającą się bez celu u podnóża zbocza. Wytężyłam wzrok, by móc przyjrzeć się bliżej postaci i wtedy mnie wmurowało.

 

 

To była Paula. Sama, w lesie, zagubiona. Co tu robiła? Czy Jack usiłował ją zabić i uciekła? Najważniejsze, że była cała. Zmierzała w stronę drzwi do Jaskini Orła. Pobiegłam za nią i zanim zdążyłam dotknąć jej ramienia, usłyszałam za sobą krzyk Jacka.

 

" NIE! ODEJDŹ OD NIEJ!" - Jack stał za mną w pokrwawionej koszuli, umazany błotem i z szaleńczym wzrokiem wbitym w siostrę.

"NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO NAS! WIEM, CO ZROBIŁEŚ!"- wrzasnęłam przez łzy. Mój wzrok się pogarszał, a głowa niemiłosiernie pulsowała.

 

"Ty nie rozumiesz..."

"ANI SŁOWA WIĘCEJ! COFNIJ SIĘ!" - odwróciłam się, by chwycić Paulę za ramię. Wtedy zobaczyłam jej twarz.

 

Rozciągnięte, przerażające oblicze z krótkimi, ostrymi zębami i wielkimi czarnymi oczami wpatrującymi się we mnie przenikliwie. Nie miała ani języka ani uszu. Wydała z siebie mrożący krew w żyłach skowyt i obaliła mnie na ziemię. Ostatnie, co pamiętam, to cuchnący oddech zgnilizny i rozwarta paszcza pełna małych,lśniących ząbków pokrytych czarną wydzieliną...

 

 

Ocknęłam się tuż koło swojego domu z potężnym, tępym bólem głowy.
Zdezorientowana weszłam do mieszkania, usiadłam na kanapie i gapiłam się w ścianę przez bardzo długi czas. Te wszystkie rzeczy... czy to było prawdziwe?

Jak tylko zadałam sobie to pytanie, popędziłam do laptopa i wyciągnęłam wszystko z plecaka, który miałam ze sobą. Nie wierzyłam własnym oczom. Oprócz mojego aparatu był tam też aparat tamtej dziewczyny...

 

Czyli to jednak się wydarzyło. Nie zmyśliłam tego...

Musiałam się tym z Wami podzielić. Minęło sporo czasu od mojej przeprowadzki. Aktualnie mieszkam w mieście, zero gór ani lasów. Nie wychodzę za często. Wciąż myślę, co stało się z Jackiem. Czy to on mnie ocalił?

 

Wspominałam o zdjęciu, które znalazłam u tej dziewczyny w aparacie. Kiedy zobaczyłam tą dziwną figurkę w sepii, nie przeglądałam dalej albumu. Wiedziałam, że nie będę w stanie przejrzeć wszystkich zdjęć, dopóki mieszkałam tak blisko tego koszmaru.
Kiedy przeprowadziłam się do miasta, spakowałam tamten aparat, ale szybko o nim zapomniałam.

 

Piszę tą całą historię właśnie z powodu tych zdjęć. Dzisiaj rano znalazłam ten aparat. Postanowiłam obejrzeć wszystkie zdjęcia. Tak jak mówiłam, widoczki i szczyty górskie, potem ta dziwna rzecz i... ostatnie zdjęcie w albumie.

 

IJ1zRbo.jpg


Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 16.12.2014 - 18:39

  • 2

#1545

Reqsuuuu.
  • Postów: 1
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Specjalne Czynności Przechowawcze:

 

SCP-087 znajduje się w kampusie █████████. Drzwi wejściowe do niego zbudowane są ze wzmacnianej stali z elektrycznym mechanizmem blokującym. Zostały zamaskowane, by z zewnątrz przypominać drzwi do pokoju dozorcy, spójne ze wzornictwem całości budynku. Zamek można otworzyć tylko przy jednoczesnym przyłożeniu napięcia ██ woltów i obracaniu klucza przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Wnętrze drzwi jest wyłożone sześciocentymetrową warstwą pianki przemysłowej.

Z powodu wyników ostatniej z wypraw (patrz dokument D087-IV), żaden personel nie jest dopuszczony do SCP-08

 

OPIS:

 

SCP-087 to nieoświetlona klatka schodowa. Schody opadają pod kątem 38 stopni do poziomu przez 13 stopni, gdzie znajduje się półpiętro - pomieszczenie w kształcie połowy walca; schody opadają równolegle do poprzednich 13 stopni. Konstrukcja SCP-087 ogranicza pole widzenia do około półtora piętra. Jakiekolwiek badanie SCP-087 wymaga posiadania źródła światła, jako że nie ma tam żadnego oświetlenia ani okien. Wykazano nieefektywność źródeł światła mocniejszych niż 75 wat.

Badający donoszą (co zostało potwierdzone nagraniami) o dźwięku płaczącego, błagającego o litość dziecka, dochodzącym z odległości około 200 metrów spod pierwszego półpiętra; wszystkie próby przybliżenia się do niego są jednak bezskuteczne i dźwięk sprawia wrażenie tak samo odległego. Obliczona głębokość jaką udało się osiągnąć przy czwartej wyprawie znacznie przekracza prawdopodobną głębokość budynku, zwłaszcza biorąc pod uwagę uwarunkowania geologiczne okolicy. Nie udało się jak na razie ustalić, czy SCP-087 ma koniec.

 

Przeprowadzono cztery rejestrowane wyprawy do SCP-087 przez personel klasy D. Każda z wypraw napotkała SCP-087-1, wyglądające jak twarz bez źrenic, nozdrzy i ust. Osobowość SCP-087-1 pozostaje nieznana, ale ustalono, że nie jest źródłem płaczu. Badający w obecności SCP-087-1 odczuwają paranoję i strach, nie wiadomo jednak, czy jest to specjalna zdolność SCP-087-1, czy naturalna reakcja badających.
Dodatek

 

Dokumenty:

 

D087-I

D-8432 to 43-letni mężczyzna rasy białej kaukaskiej o przeciętnej budowie ciała i nie budzącej zastrzeżeń przeszłości psychicznej. Klasa D została przydzielona w wyniku niewłaściwego obchodzenia się z SCP-██. D-8432 został wyposażony w 75-watową lampę HID z baterią pozwalającą na 24 godziny nieprzerwanej pracy, kamerę przesyłającą obraz w czasie rzeczywistym i zestaw do komunikacji dźwiękowej z doktorem ████████.

D-8432 przechodzi przez drzwi. Pomimo mocy, lampa oświetla tylko 9 pierwszych stopni; kolejne piętro jest niewidoczne.

D-8432: Zajebiście ciemno.
Dr: Czy lampa funkcjonuje prawidłowo?

D-8432 oświetla korytarz budynku; strumień światła pada zdecydowanie dalej.

D-8432: Działa, tylko tych schodów nie widać.
Dr: Dziękuję, proszę kontynuować.

D-8432 pokonuje trzynaście stopni przed osiągnięciem kolejnego piętra. Ma ono kształt półkola z podłogą i ścianami najprawdopodobniej betonowymi. Nie ma tu niczego poza kurzem i pyłem typowymi dla dowolnej betonowej klatki schodowej. D-8432 obraca się o 180 stopni i zaczyna schodzić dalej, ale się zatrzymuje.

Dr: Powód zatrzymania się?
D-8432: Słyszysz to? Tam na dole jest, *****, dziecko.

Nagranie nie potwierdza tych doniesień.

Dr: Proszę opisać dźwięk.
D-8432: Młody głos, jakaś dziewczyna, albo mały chłopiec. Płacze i powtarza "proszę, pomocy".
Dr: Jaka jest, przypuszczalnie, odległość tego dźwięku?
D-8432: *****, nie wiem. 200 metrów?
Dr: Proszę kontynuować.

Badający dochodzi do kolejnego piętra. Kiedy je osiąga, głos dziecka zostaje zarejestrowany przez mikrofon; istotnie, wśród płaczu słychać słowa "proszę", "pomocy", "na dole". Głośność wskazywałaby, że rzeczywiście odległość wynosi około 200 metrów.

Dr: Czy wciąż słychać płacz?
D-8432: Tak.
Dr: Udało nam się go zarejestrować. Proszę kontynuować i zatrzymać się w przypadku zauważenia jakichkolwiek zmian w otoczeniu.

Badający schodzi kolejne 3 piętra i zatrzymuje się.

D-8432: Iść dalej?
Dr: Bardzo proszę.

D-8432 schodzi kolejne 17 pięter (w sumie 22). Nie ma jakichkolwiek zmian w wyglądzie otoczenia; pomiędzy każdymi piętrami jest zawsze 13 stopni.

D-8432: Wcale się, *****, nie zbliżam do tego dziecka.

Transmisja dźwięku potwierdza, że głośność płaczu nie uległa zmianie.

Dr: Zostało to odnotowane, proszę kontynuować.

Badany pokonuje jeszcze 28 pięter (w sumie 50). D-8432 stoi na 51, licząc od parteru budynku. Znajduje się około dwustu metrów pod poziomem początkowym; minęły 34 minuty. Głośność płaczu nie uległa zmianie.

D-8432: Czuję się trochę nieswojo.
Dr: To normalne po spędzeniu czasu w ciemnym, nieznanym miejscu. Proszę kontynuować.

Badany waha się przed wejściem na kolejne stopnie; kiedy posuwa się dalej światło lampy pada na twarz znajdującą się na kolejnym piętrze (SCP-087-1). Wydaje się być rozmiarów ludzkiej głowy; nie ma jednak ust, nozdrzy ani źrenic. Jest zupełnie nieruchoma, ale zdaje się patrzeć wprost na D-8432, wskazując na świadomość jego obecności.

D-8432: Ja ********, co to, *****, jest?! ***** mać!
Dr: Proszę opisać.
D-8432: Jakaś, *****, ***** twarz, patrzy się na mnie...
Dr: Czy to się porusza?
D-8432: (oddychając głęboko) Tylko się patrzy. ***** mać, boję się.
Dr: Proszę podejść i lepiej oświetlić tę istotę.
D-8432: ****, nie zamierzam do tego *****...

Twarz przeskakuje na przód, około 50 centymetrów w stronę D-8432.

D-8432: ***** ****** w **** mać!

D-8432 wpada w panikę i zaczyna gwałtownie biec w górę SCP-087. Osiąga parter w czasie 18 minut, po czym traci przytomność. Nie widać śladów SCP-087-1. Badanie taśmy wykazuje tę samą ilość pięter i schodów przy schodzeniu, co przy wchodzeniu w górę; głośność płaczu jest cały czas stała, a dźwięk znika po wejściu na najwyższe piętro. Raporty medyczne wykazały, że utrata przytomności była spowodowana zmęczeniem fizycznym.
 

D087-II

D-9035 to 28-letni Afroamerykanin o mocnej budowie ciała. Badania psychiczne nie wykazały problemów poza nieuzasadnioną nienawiścią do kobiet. Badający był wielokrotnie karany za ████████████. Został wyposażony w 100-watową lampę, kamerę i zestaw komunikacji głosowej z doktorem ███████ w centrali. D-9035 został też wyposażony w plecak zawierający małe diody LED z taśmą samoprzylepną z bateriami gwarantującymi trzy tygodnie nieprzerwanej pracy.

D-9035 zapala lampę i oświetla schody. Pomimo większej mocy, światło nie dociera poniżej dziewiątego stopnia.

D-9035: Chcesz, żebym tam poszedł, co?
Dr: Proszę oświetlić korytarz poza SCP-087, by upewnić się, że lampa pracuje prawidłowo.

D-9035 oświetla korytarz; porównanie z nagraniem z pierwszej wyprawy wykazuje, że światło jest mocniejsze.

Dr: Dziękuję. Proszę zejść na pierwsze piętro.
D-9035: Stary, wiem co mówiłeś, ale nie widzi mi się tam iść, co?
Dr: Proszę zejść na pierwsze piętro.
D-9035: Słuchaj no,
Dr: (przerywając) Zgodnie z naszą umową, proszę zejść na pierwsze piętro.

D-9035 stoi przez 18 sekund, po czym przechodzi 13 stopni i zatrzymuje się.

D-9035: Macie tam dziecko?
Dr: Proszę przytwierdzić samoprzylepną diodę do ściany.
D-9035: Ej, słyszysz to? Na dole jest jakieś dziecko?
Dr: Nie mamy pewności. Proszę przykleić diodę do ściany i upewnić się, że świeci.

Po chwili wahania, D-9035 przytwierdza jedną z diod do ściany. Przyciska włącznik.

Dr: Proszę wyłączyć lampę.

D-9035 ponownie się waha, ale wyłącza lampę. Światło diody oświetla podłogę, ale nie dociera do nawet pierwszego stopnia.

Dr: Dziękuję. Proszę włączyć lampę ponownie i kontynuować schodzenie. Na każdym piętrze proszę przytwierdzić diodę do ściany i zaświecić ją. W razie zauważenia czegoś szczególnego, proszę zdać raport.

D-9035 włącza lampę i schodzi na kolejne piętro. Gdy na nie trafia, w transmisji pojawia się dźwięk płaczu dziecka podobny, jak przy pierwszej wyprawie.

Dr: Czy nadal słychać niepokojące dźwięki?
D-9035: Tak, jakiś płacz gdzieś 150, może 200 metrów stąd. Mam ją stamtąd przynieść? Stary, ja się nie znam na dzieciach.
Dr: Proszę umieścić diodę i kontynuować schodzenie.

Badający przytwierdza diodę i schodzi na kolejne piętro, gdzie przykleja do ściany kolejną. W podobny sposób pokonuje kolejne 25 pięter.

D-9035: Chyba się nie zbliżam do tego dzieciaka.
Dr: Jak odległy wydaje się być dźwięk?
D-9035: Tak jak przedtem, 150 do 200 metrów.
Dr: Dziękuję, proszę kontynuować.

D-9035 przechodzi kolejne 24 piętra. Na 51 zatrzymuje się; w betonowej ścianie widać wyżłobienie o długości w przybliżeniu 50 i szerokości 10 centymetrów. Pierwszy stopień w dół jest pełen gruzu.

D-9035: Widzisz to?
Dr: Tak. Proszę opisać ten widok.
D-9035: Wygląda jakby coś przecięło ścianę, no i pierwszy ze schodów jest rozwalony. Nacięcie wygląda gładko...

D-9035 dotyka nacięcia.

D-9035: Tak, gładkie. Jak szkło.
Dr: Dziękuję. Proszę kontynuować.
D-9035: Słuchaj, doszedłem już chyba wystarczająco daleko.
Dr: Proszę kontynuować, zgodnie z umową.
D-9035: Nie chcę tego robić, umowa mnie nie obchodzi.
(część rozmowy wycięto)

D-9035 przechodzi nad zniszczonym stopniem i kontynuuje. Na kolejnym piętrze nie znajduje się nic niezwykłego; przyklejając diody pokonuje kolejne 38 pięter. Dźwięk płaczu wciąż pozostaje bez zmian. D-9035 jest na 89 piętrze po 74 minutach od wyruszenia. Jest to około 350 metrów od parteru.

D-9035: Słuchaj no, wydaje mi się że to dziecko próbuje mnie tam zwabić. Chyba czas...

D-9035 przerywa i zatrzymuje się w chwili, gdy światło lampy oświetla SCP-087-1. Twarz patrzy wprost na D-9035, wykazując świadomość jego obecności. Pomimo, że wygląda na nieruchomą, znajduje się 38 pięter poniżej poziomu spotkania z pierwszej wyprawy.

Dr: Jaka jest przyczyna zatrzymania się?
D-9035 (bliżej nieokreślone słowo)

Oddech D-9035 staje się ociężały. SCP-087-1 pozostaje nieruchomy przez 13 sekund. SCP-087-1 mruga.

D-9035 (niezrozumiały krzyk)

SCP-087-1 przeskakuje do przodu; znajduje się w odległości około 90 cm od D-9035. Badający odwraca się i zaczyna biec po schodach.

Dr: Proszę się uspokoić i odwrócić, musimy dokładniej przyjrzeć się twarzy.

D-9035 ignoruje zalecenie i kontynuuje gwałtowną ucieczkę, nie przestając krzyczeć.

Dr: D-9035, czy mnie słyszysz? Proszę zwolnić.

D-9035 nie odpowiada i nadal biegnie. Jego krzyk zamienia się w niezrozumiały bełkot. Po przejściu 72 pięter, traci przytomność na 17 piętrze.

Dr: D-9035, czy mnie słyszysz?

D-9035 nie odpowiada, ale da się słyszeć ciężki oddech. Przez 14 minut, D-9035 nie porusza się, obraz jest ciemny; nadal słychać płacz. Po 14 minutach i 32 sekundach, słychać odgłosy gwałtownego bicia serca, nie przypominające bicia serca człowieka i niski, trzeszczący dźwięk. 7 sekund później D-9035 kaszle i odzyskuje przytomność, wstaje i bez słowa biegnie w górę schodów. Dźwięk bicia serca cichnie, nie widać nic podejrzanego w transmisji obrazu. D-9035 opuszcza SCP-087 i siada na podłodze obok drzwi.

Wpada w stan katatoniczny, z którego do tej pory nie wyszedł.

 

D087-III

D-9884 to 23-letnia kobieta o przeciętnej budowie ciała. Przechodziła depresję. Użyła nadmiernej siły do ██████████████████████. D-9884 została wyposażona w 75-watową lampę, kamerę, zestaw telekomunikacyjny. Ma też plecak z 4 litrami wody, 15 batonami spożywczymi i koc ratunkowy.

D-9884 stoi za wejściem do SCP-087. Lampa oświetla 9 pierwszych stopni; nie widać diody umieszczonej na ścianie podczas poprzedniej wyprawy.

Dr: Proszę zejść na pierwsze piętro i obejrzeć ścianę.

D-9884 schodzi 13 stopni. Nie widać diody w miejscu, gdzie została przyklejona w nagraniu z drugiej wyprawy.

D-9884: Nic tu nie ma, pusta, betonowa ściana. Moment, tu jest jakiś klej.

D-9884 wskazuje na miejsce, gdzie powinna znajdować się dioda.

D-9884: Tu jest jakieś dziecko! Płacze i... woła o pomoc.
Dr: Dziękuję. Proszę schodzić dalej i poinformować w razie napotkania czegoś nietypowego.

D-9884 schodzi. Po przejściu na kolejne piętro w nagraniu pojawia się dźwięk dziecka taki, jak przy poprzednich wyprawach. Na żadnej ze ścian nie widać diod. D-9884 kontynuuje bez przeszkód do 17 piętra.

D-9884: Tu jest coś na ziemi i strasznie capi. Jest klejące i chyba przyczepiło mi się do buta. Ohyda!

Nagranie obrazu potwierdza obecność substancji. Plama ma średnicę około 50 centymetrów.

Dr: Czy ta substancja ma jakikolwiek zapach?
D-9884: Tak, trochę jak zardzewiały metal i mocz.
Dr: Dziękuję. Proszę kontynuować do zaobserwowania czegokolwiek innego.

D-9884 przechodzi bez przeszkód do 51 piętra. Jego wygląd nie zmienił się od wcześniejszej wyprawy. D-9884 jest ponownie poproszona o kontynuowanie wyprawy. Po osiągnięciu 89 piętra badająca obraz przeskakuje, a badająca krzyczy.

D-9884: Osz *****, tu jest dziura, prawie do niej wpadłam!

Nagranie potwierdza obecność dziury o średnicy około metra. Badająca kieruje promień lampy, jednak nic nie widać. Mija około 4 sekund, kiedy w bliżej nieokreślonej odległości w dziurze pojawia się światło, które następnie znika po około 2 sekundach.

D-9884: Tam coś świeci! Teraz tego nie ma, ale przez chwilę coś świeciło, widzieliście?
Dr: Tak. Proszę określić głębokość dziury.
D-9884: Nie da się. Za głęboka. Z kilometr. Albo więcej niż kilometr.
Dr: Dziękuję. Czy nadal słychać głos dziecka?
D-9884: Ano. Cały czas tak samo daleko. Nie wydaje mi się, żebym się zbliżała. Tak jakby z każdym moim krokiem ona też schodziła.
Dr: Proszę kontynuować do momentu napotkania czegoś nietypowego.

D-9884 kontynuuje podróż SCP-087 przez około godzinę, przechodząc kolejne 164 piętra. Zatrzymuje się na 253 piętrze, spożywa baton i pije odrobinę wody. D-9884 znajduje się około 1.1 kilometra pod ziemią; głośność płaczu nie zmieniła się. Po czterominutowej przerwie, D-9884 wznawia schodzenie, nie zatrzymując się przez kolejne 216 pięter, co zajmuje półtorej godziny. Znajduje się na 469 piętrze, około 1.8 km pod ziemią.

D-9884: To donikąd nie prowadzi. Chyba czas wracać. Znaczy, zejść to jedno, ale trzeba też wrócić.
Dr: Zostały wydane porcje żywnościowe, woda i koc wystarczające na 24 godziny. Proszę kontynuować.
D-9884: Nie, wracam.

D-9884 odwraca się.

D-9884: Ja... (krzyki)

SCP-087-1, twarz, znajduje się dokładnie przed D-9884, blokując drogę powrotną. Twarz znajduje się około 30 cm od soczewki kamery; patrzy prosto w obiektyw, jakby patrzyła nie na badającego, a na osobę oglądającą transmisję obrazu. Transmisja zatrzymuje się na około 4 sekundy, słychać szum akustyczny. Następnie obraz i dźwięk powracają, widać D-9884 zbiegającą po schodach.

D-9884: (spanikowana) Goniło mnie! Cały czas było zaraz za mną, Boże, jest zaraz za mną, patrzyło na mnie! Doktorze ██████████, proszę, pomóżcie mi jakoś, Boże, nie, proszę, zabierzcie to, wiedziałam, że za mną idzie, pomóżcie mi, zabierzcie to stąd, proszę, nie, to patrzyło na mnie, patrzyło cały czas, Boże dopomóż, nie, proszę (do końca nagrania podobnie)

kontynuuje histeryczne krzyki zbiegając ze schodów. Słychać też cichy szum akustyczny, nadal słychać też płacz dziecka. Około 14 pięter dalej, na obrazie widać przez chwilę strefę za D-9884; twarz znajduje się około 20 centymetrów od obiektywu, nadal nie patrzy na badającą, a w obiektyw kamery. Należy zauważyć, że od spotkania SCP-087-1, głośność płaczu zaczęła się nasilać, co wskazywałoby na zbliżanie się do jego źródła. Po 150 piętrach ucieczki i trzech kolejnych wizualnych potwierdzeniach pościgu SCP-087-1, D-9884 przewraca się i najprawdopodobniej traci przytomność. Transmisja dźwięku wskazuje na niedużą odległość od źródła płaczu; szum akustyczny i zakłócenia nie ustają. Obraz pokazuje dalsze schody w dół, wskazując na to, że D-9984 nie jest jeszcze na samym dole. Po 12 sekundach w kadrze pojawia się SCP-087-1, patrząc wprost na oglądającego transmisję.

Po tym transmisja urywa się i nie udaje się ponownie nawiązać połączenia.

Scp087.png

 

Co o tym sądzicie ?

 

Źródło: http://straszy.pl/SCP-087

 

 

wulgaryzmy2.gif

/Connor


  • -1


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 4

0 użytkowników, 4 gości, 0 anonimowych