To nie był mój mąż, który spał obok mnie ostatniej nocy, część 3
22:45 – wtorek, 28 lipca 2014
Christopher, Anthony i ja, stłoczeni w jednej z budek w kawiarni. Zakłopotanie, złość, strach, nienawiść, każde, pojedyncze uczucie, które towarzyszy niewiedzy, miało wpływ na naszą trójkę. Nikt nie odezwał się słowem od dłuższego czasu. Myślę, że po prostu tam siedzieliśmy, kontemplując naszą własną moralność. Jeśli ta rzecz, ta „osoba” znała każdy nasz ruch i dokładnie wiedziała gdzie będziemy, co mogliśmy z tym zrobić? Jaką moc mieliśmy, by to/go zwalczyć?
Trzymałem mocno dłoń Christophera. Jego zwykle ciepłe, kochające dłonie były zimne i wilgotne ze strachu. Byliśmy po drugiej stronie ulicy od komisariatu, ale jak byśmy się wytłumaczyli? Mieliśmy ze sobą tą listę, ale jaki byłby do niej wstęp?
„Dzień dobry, panie władzo, mój mąż i wszystko, co posiada, włączając w to czarnego sedana, zostało zduplikowane i użyte do przestraszenia jego kuzyna, wysoko postawionego w rankingu neurologa, specjalizującego się w pediatrii w Szpitalu Chorych Dzieci.” Nie mogłem sobie wyobrazić ich reakcji, mogłem sobie jedynie wyobrazić, że zostalibyśmy wyśmiani albo narazilibyśmy karierę Anthony’ego. „Doktor od mózgu widzi dziwne rzeczy i myśli, że jego kuzyn to sobowtór… Obok którego mogłem spać… Podczas gdy mój prawdziwy mąż był w Wiedniu. Nie, serio, uwierzcie nam. O, i ja również wykładam medycynę.”
Cholera, nie mieliśmy jak sobie pomóc, nie mogłem nawet wymyślić jak byśmy zaczęli.
Anthony nie jest jednym z tych cichych, jest bardzo gadatliwym gościem i czułem, że napięcie do niego docierało. Widziałeś otwartą czaszkę, trochę w niej grzebałeś, a na koniec ją zszyłeś? Jasne, nie ma sprawy. Czekasz w kawiarni na coś, co wydaje się paranormalną istotą, w środku jednej z największych kanadyjskich metropolii? Nie ma mowy.
„Idę złożyć zamówienie, chcecie coś?” Spytał Anthony, po czym wstał od stołu.
„Usiądź z powrotem, nigdzie nie idziesz.” Christopher zaczynał być zdenerwowany, jest prawnikiem i jego legalnie wytrenowany umysł buldoga zaczął nad nim dominować. Widziałem, że zaczynał osiągać swój limit w związku z tym, co się działo.
„Chris, możesz mnie widzieć, lada jest ile? Dwie stopy dalej? Nie możemy po prostu tu siedzieć, musimy coś zamówić, poza tym strasznie mnie suszy, tu jest około 30 stopni. Wy dwoje mnie obserwujcie, a ja będę obserwował was, w porządku?”
„Ja wezmę IceCap (zimne cappuccino dla nie-kanadyjczyków)” odparł Chris.
„Dla mnie kawę,” powiedziałem słabo. Zdałem sobie sprawę, że ani ja, ani Chris nic nie zjedliśmy odkąd to wszystko się zaczęło i musieliśmy zmusić się do jedzenia. „I rogala, opiekanego z masłem.”
Anthony udał się w stronę lady, około czterech stóp od nas i w celu skupienia się na zadaniu, kontynuowaliśmy konwersację.
Christopher: Więc wszyscy zgadzamy się z tym, że on wie, że tu jesteśmy, prawda?
Peter: Całkowicie, wiedział, że tu będziemy zanim my wiedzieliśmy, że tu będziemy.
Anthony: Jesteśmy w miejscu publicznym, gliny są po drugiej stronie ulicy, to najlepsze miejsce, w którym moglibyśmy być. Jeśli czegoś spróbuje, ludzie to zauważą i coś powiedzą. To miejsce jest dobrze oświetlone i raz jeszcze, gliny są po drugiej stronie ulicy.
Miał rację. Istniała mała szansa, że któryś z nas zostałby pchnięty nożem lub zamordowany na środku restauracji, ale każdy z nas był przekonany, że „Chris” się pokaże, szczególnie po wydarzeniu w hotelu King Edward. Przyszedł tam, poczekał i poszedł. Miał, według recepcjonistki, „pójść po swojego męża (mnie)”.
Chris patrzył dookoła Anthony’ego, czujniejszy niż kiedykolwiek. Mój mężczyzna. „Wiesz co? On ma rację. W tym miejscu jest dość duży ruch, szczególnie jak na środę w nocy.”
Spuściłem wzrok z Anthony’ego i spojrzałem za siebie, pomimo że drzwi były w odwrotnym kierunku i przysiągłem, że nie spuszczę z nich oczu. Oboje mieli rację, było tu dużo dzieci i nieuważna kobieta, która się nimi opiekowała. Około czwórki dzieci, jeden rodzic. Typowe dla tej części miasta. Jest to bogate miasto, ale jak w każdym, jest też część biedna.
Anthony podszedł do lady i złożył zmówienie. Obsługująca kobieta, nadzwyczajnie szczęśliwa jak na godzinę 23 (cholera, 45 minut), przyjęła zamówienie, po czym odparła:
„Nie zapomnij podwinąć krawędzi kubka (Roll up the Rim to Win), by wygrać!”
„Dzięki.” Powiedział Anthony i powrócił do naszej budki.
(Dla tych, co nie są Kanadyjczykami: „Roll up the Rim to Win jest nacjonalnym wydarzeniem. Lojalność Amerykanów do Starbucksa jest równa lojalności Kanadyjczyków do Tim Hortons. Jest to kanadyjska instytucja. Dwa razy w roku organizują konkurs, w którym dosłownie podwijasz krawędź swojego papierowego kubka z kawą, by zobaczyć, czy wygrałeś nagrodę.)
Siedzieliśmy i piliśmy nasze napoje we wszechobecnej ciszy, jedynie patrząc na zegarek. Minęło około 10 minut (23:11) i nie mogłem już znieść hałasu tych cholernych dzieci. Zerknąłem na Anthony’ego i Chrisa. „Potrzebuję zapalić, możemy iść na zewnątrz? Będziemy stali przy drzwiach i jakby co, prosto przed sobą mamy parking komisariatu, damy radę.” Wymienili spojrzenia, po czym się zgodzili, hałas jaki robiły dzieci był zbyt duży i wszyscy moglibyśmy wziąć od tego małą przerwę, zamiast czekania tutaj.
Wszyscy wstaliśmy z miejsc prawie w tym samym czasie, nikt nie chciał zostać pozostawiony z tyłu w kawiarni. Opuściliśmy budynek. Staliśmy zaraz przy wejściu z naszym samochodem zaparkowanym naprzeciw nas. Trochę się wyziębiło, w końcu to Kanada, nic w tym dziwnego.
„Christopher, otwórz auto, wezmę swój sweter z tylnego siedzenia.”
Chris otworzył samochód, a ja podszedłem do pojazdu, spoglądając uważnie do środka, by zobaczyć, czy ktoś nie był przez przypadek zwinięty na tylnym siedzeniu, tylko na mnie czekając. Nic. Otworzyłem drzwi, co chwila zerkając do tyłu na Anthony’ego i Christophera, którzy byli w tym momencie mniej niż krok dalej ode mnie. Chwyciłem sweter, a następnie wszyscy powróciliśmy do wejścia. Spaliłem papierosa i chciałem po prostu wrócić z powrotem do kawiarni. Pomimo, że mogliśmy pobiec na komisariat, jeśli byłaby taka potrzeba, cisza parkingu, połączona z ekspozycją powiązaną z byciem na zewnątrz, dawała mi uczucie niepokoju. Anthony i Christopher zgodzili się ze mną i wszyscy wróciliśmy do środka.
23:30
Cholera, te dzieciaki były irytujące. Christopher i ja byliśmy właśnie w początkowym okresie adopcji i oboje bardzo kochaliśmy dzieci, ale te dzieciaki nie mogły się zamknąć. To, połączone z napięciem tego, na co czekaliśmy, było zbyt wiele. Christopher ścisnął moją dłoń. „Po prostu im powiem, żeby się zamknęły, cholera, nie mogę tego znieść.”
„Uspokój się, skup się na zadaniu, pozwól temu być białym szumem.” Anthony, nasz zawsze cierpliwy lekarz, wywierał bardzo uspokajający efekt na Christopherze, który zdawał się działać.
Z każdą przemijającą sekundą, każdą minutą, czuliśmy, że napięcie wzrasta. Czy on przejdzie przez drzwi? Czy pojawi się prosto przed nami? Jak by to zrobił? I najważniejsze pytanie. Czego od nas chciał? Co chciał od nas wyciągnąć, co moglibyśmy mu dać?
Czy były to pieniądze? Tylko powiedzcie, a wypiszę czek w tym momencie. Czy była to kontrola? Siła? Przysługi seksualne? Jeśli chodzi o to, zgłosiłbym się, by zrobić co chciał, tu i teraz, jeśli oznaczałoby to, że zostawiłby nas w spokoju.
Żadne z nas nie odezwało się słowem przez następne 15 minut. Dominujący hałas kawiarni dostarczał nam, jak się okazało, działające nam na rękę tło. Jakby Tim Horton był kompletnie cicho, byłoby nam o wiele ciężej tu być.
23:45
Wszyscy wymieniliśmy spojrzenia. Nic. Nic się nie zmieniło, nic się nie stało, hałas wciąż trwał, ludzie składali zamówienia, zbyt szczęśliwa baristka je przyjmowała, po prostu nic. Christopher bawił się kluczami i wciąż nic. Anthony wypił swoją kawę, po czym podwinął krawędź kubka. Zamarzł.
Tam, gdzie powinno być napisane „Spróbuj raz jeszcze” lub „Wygrałeś donata!”, było napisane:
jeden pleUS jeDen to DwaA. CzccCcemu 3?
„O cholera.” Powiedział Anthony i pokazał nam krawędź kubka. Ta istota wiedziała, że tu jesteśmy, wiedziała jak się z nami komunikować. Ale tu jej nie było. Co, u diabła, próbował nam powiedzieć?
Christopher, Anthony i ja wymienialiśmy się spojrzeniami. Może nie miał zamiaru się pokazać w tak zatłoczonym miejscu i zdecydował wysłać nam wiadomość w ten sposób? Może byliśmy od niego sprytniejsi, wybierając takie miejsce publiczne, schrzaniliśmy jego oś czasu? Siedzieliśmy tak, zastanawiając się i czekając, gdy nagle:
„Cześć, co ci się stało z wargą?”
Te siedem słów było jak gong, jak strzał słyszany dookoła świata, cholera, były dla nas jak kanon w tym głośnym pomieszczeniu. Chris i ja odwróciliśmy się od Anthony’ego, który już spoglądał w tamtą stronę, ponad naszymi ramionami. W budce za nami siedział mężczyzna, tyłem do nas. Miał na sobie kapelusz i płaszcz z postawionym kołnierzem. Obok stała i patrzyła na niego dziewczynka, nie więcej niż sześć lat, przyglądająca się jego twarzy.
„Proszę pana, czemu ma pan taką grubą wargę? To obrzydliwe!”
Nigdy w życiu nie poruszałem się tak szybko.
„JEZU CHRYSTE UCIEKAJCIE!” było jedyną rzeczą, którą Anthony był w stanie z siebie wydusić.
Christopher i ja wyparowaliśmy z kawiarni najszybciej jak potrafiliśmy. Christopher otworzył auto, naciskając guzik i wszyscy wskoczyliśmy do środka. Chris na siedzeniu kierowcy, ja pasażera, a Anthony z tyłu. Odpaliliśmy samochód, a silnik ożył, wydając przy tym cichy warkot. Christopher wrzucił wsteczny, a następnie wystrzeliliśmy z parkingu i pojechaliśmy prosto na parking komisariatu.
Wszyscy troje krzyczeliśmy, nic nie miało sensu. Christopher krzyczał o tym jak u diabła mogliśmy przeoczyć go wchodzącego do kawiarni i że tamto miejsce było zdecydowanie puste, gdy weszliśmy. Anthony był prawie na skraju hiperwentylacji, ciągle pytając co u diabła mógł od nas chcieć, a ja po prostu siedziałem, krzycząc.
Zaparkowaliśmy nagle, tuż przed drzwiami do komisariatu. Siedzieliśmy skamieniali w aucie. Tak, wiemy, powinniśmy byli pobiec do środka, ale żaden z nas nie mógł się ruszyć. Wciąż zastanawiam się jak Christopher dał radę przejechać na drugą stronę ulicy, nie potrącając nikogo. Ta ulica jest niesamowicie ruchliwa. Lecz wciąż, żaden z nas nie mógł się ruszyć.
Anthony: Zostańcie w aucie, nie wchodźcie do środka. Nigdy nie widzieliśmy jego twarzy, nie wiemy nawet co byśmy zgłosili. Nie możemy po prostu wejść i powiedzieć: „Mężczyzna z wielką wargą sprawił, że mała dziewczynka była obrzydzona, więc stamtąd wybiegliśmy.” Myślicie, że co by o nas gliny pomyślały? Pomyśleliby, że jesteśmy zaćpani na amen.
Ja: Jaja sobie ze mnie robisz? Do diabła z tym, wchodzę do środka. Mam dość. Nie mogę-
Christopher: Przestań! On ma rację, nie wiemy czy to był on. Może to jakiś ćpun, z zepsutymi od mety zębami, nic na razie nie wiemy. Jasne, stało się to o 23:45, ale co to właściwie, do cholery, znaczy?
Anthony: Musimy to przemyśleć. Zgaście światła i zobaczymy czy wyjdzie.
Wszyscy siedzieliśmy, zdając sobie sprawę, że nieważne jak przerażeni byliśmy i co się stało, nie mieliśmy nic do powiedzenia policji. Nie mieliśmy nic, nie mogliśmy powiedzieć im o „Chrisie” wchodzącym do domu, bo ta historia i tak by nie przeszła z powodu braku dowodów. Nie miałem żadnych wiadomości w moim telefonie, niczego. Nie mogliśmy im powiedzieć o „Chrisie” podrzucającym Anrhony’emu torbę z prezentem, bo w momencie, gdy spytaliby jak on wyglądał i czym jeździł, Dr. Anthony Jovid musiałby powiedzieć „Wyglądał dokładnie jak gość stojący obok mnie i jeździł autem, którym tu przyjechałem.”
Nie mieliśmy nic.
Siedzieliśmy w tym aucie, nie mając nic innego do roboty, prócz czekania.
23:47
Siedzieliśmy, wszyscy w szoku i przerażeniu. Gliny były bliżej niż rzut kamieniem i wiedzieliśmy, że jeśli coś przykułoby naszą uwagę, po prostu poszlibyśmy po policjanta. Wpatrywaliśmy się w jedyne wejście do Tima Hortonsa, które było w zasięgu naszego wzroku.
„Rozpływam się, muszę trochę ochłonąć, ta cała sytuacja daje mi w kość.” Odparł Christopher. Mogłem sobie jedynie wyobrazić jak potargane były teraz nerwy mojego męża, więc schyliłem się i włączyłem klimatyzację. Nie było mowy, żebym otworzył okno. Nigdy nie widzieliśmy jak to coś pojawiało się lub opuszczało kawiarnię, kto wie do czego było zdolne?
Klimatyzacja się włączyła i można było słyszeć brzęczenie wiatraka, dźwięk, którego potrzebowaliśmy. I jedynym, co robiliśmy, było patrzenie. Patrzenie na te cholerne drzwi.
„Włożę ten sweter, jeśli włączasz klimę. Peter, to twój?” Spytał Anthony z tylnego siedzenia.
„Nie ma sprawy, to… Czekaj! Anthony, jaki kolor ma ten sweter?”
Anthony: Niebieski z kapturem.
Ja: Wychodzić z auta teraz! DALEJ DALEJ DALEJ!!!
Wyjąłem swój niebieski sweter ze SWOJEGO auta, gdy wyszedłem na papierosa, podczas gdy wciąż czekaliśmy. Miałem swój niebieski sweter na sobie. Tamto było repliką mojego swetra tej istoty. Byliśmy w środku tej istoty, cholernego auta. Nie mogliśmy zauważyć różnicy, bo nie było żadnej. To było auto, które pojechało do Anthony’ego, gdy „Chris” dostarczył mu torbę z prezentem.
Cała trójka frenetycznie starała się otworzyć drzwi, ale nie chciały ustąpić. Tak, jakby były spawane. Christopher wyjął alarmowy „Jeśli jest w twoim aucie ogień, użyj go do wybicia okna” młotek, który kazałem mu kupić i walnął w szybę. Nic, nawet żadnego zadrapania. Byliśmy uwięzieni w aucie tej istoty.
„NACIŚNIJ CHOLERNY KLAKSON” krzyknął z tyłu Anthony. Byliśmy na parkingu w miejscu publicznym, na pewno by nas usłyszeli. Też nic. Próbowaliśmy i próbowaliśmy. Próbowaliśmy krzyczeć, cały czas sprawdzaliśmy drzwi. Anthony leżał na tylnym siedzeniu i kopał w drzwi tak mocno, jak potrafił, by je otworzyć, ale wciąż nic.
I nagle ten zapach. Ten smród, odór. Zgniłe mięso, cuchnące zwłoki, cierpki i ostry, wydobywający się z kratek klimatyzacji. Próbowałem ją wyłączyć, ale auto wciąż wypełniało się tym smrodem. Nic nie mogliśmy zrobić. Słyszeliśmy jak Anthony’emu zbiera się na mdłości. To była jego pierwsza styczność z zapachem i najwyraźniej nie mógł go znieść. Christopher zakrył dłonią swój nos i usta, ale mimo wszystko bardzo się starał nie zwymiotować. Drzwi wciąż nie puszczały.
„Do diabła, patrzcie!” krzyknął Christopher, jego głos stłumiony przez dłoń.
Po drugiej stronie ulicy, trzymając swoją walizkę, ubrany w kapelusz i płaszcz, stał „Chris”. Wskazywał na nas. Mogłem niemalże poczuć jego palec, wbijający mi się w twarz. Nigdy w życiu nie byłem bardziej przerażony. Ten smród był dominujący, widok był dominujący, modliłem się, by zemdleć, tylko po to, by nie musieć uczestniczyć w tej sytuacji, ale moje ciało mi na to nie pozwalało.
Po chwili istota powoli, metodycznie poruszyła swoją ręką i wskazała na inne auto. Na nasze auto, zaparkowane na parkingu Tima Hortonsa. Dokładnie, gdzie powinno być. Niemożliwe. Co to mogło jeszcze zrobić? Do czego było zdolne?
Smród sprawiał krzyczenie niemożliwym, więc w celu oddychania najwięcej jak mogliśmy, wszyscy przestaliśmy krzyczeć i po prostu patrzyliśmy na „Chrisa”.
Zaczął przechodzić przez ulicę. W ciągły, bardzo naturalny, ludzki sposób. Stał na parkingu, trzymając walizkę i powoli zaczął zbliżać się w naszą stronę. W tym momencie wszyscy mogliśmy zobaczyć już jego charakterystyczny znak.
To był mój mąż. Mój Christopher. To była miłość mojego życia, ale z najbardziej groteskowo za dużą, spuchniętą, górną wargą. Wyglądała na zainfekowaną i przekrwioną. Położyłem obie moje ręce na Christopherze, osłaniając go tym samym od kreatury, która zmierzała do nas od strony pasażera. Podeszła bardzo blisko.
Byliśmy sparaliżowani ze strachu. Nikt nie odważył się ruszyć, Anthony napierał na drzwi od strony odwrotnej od tej, po której była kreatura, w strachu zarezerwowanym dla dzieci i tych w strefach wojny.
Wtedy kreatura podeszła do okna od strony Anthony’ego. Nie na tyle blisko, by dotknąć okna, ale wystarczająco blisko, by Anthony wiedział, że to właśnie jego chciała. Nie mógł krzyczeć. Był sparaliżowany strachem, tak jak my wszyscy. Istota uniosła dłoń. Jego perfekcyjną, ludzką… Perfekcyjnie ukształtowaną dłoń Christophera i wskazała na Anthony’ego, a następnie wykonała gest „nie, nie, nie”, machając palcem wskazującym na boki.
Mówił nam to samo, co powiedziała nam krawędź kubka. Anthony’ego nie powinno tu być. 1+1 to 2. Chciał Christophera i mnie, nie chciał mieć nic wspólnego z Anthonym. Spojrzał mi prosto w oczy z pulsującą górną wargą, a następnie zerknął na Christophera. Szybko jednak odwrócił wzrok, tak jakby nie mógł znieść tego, w jaki sposób mój Christopher, w jaki sposób PRAWIDZWY Christopher naprawdę wyglądał.
I po chwili już go nie było. Odwrócił się, walizka wciąż w ręce, i odszedł. Poszedł w lewo, to wszystko, co widzieliśmy. Nie udało nam się zobaczyć, gdzie poszedł. Po prostu wtopił się w noc. W tym samym czasie, kiedy istota zniknęła nam z zasięgu wzroku, zniknął również smród.
Otworzyły się zamki w drzwiach i wszyscy troje wyskoczyliśmy z auta. Anthony nie mógł stać o własnych siłach, ten wszechogarniający smród, to było dla niego zbyt wiele. Pomogłem mu wstać, a Christopher przytrzymał drzwi, które prowadziły do środka komisariatu.
Komisarz szybko do nas pospieszył.
„Co się dzieje? Wszystko z nim w porządku?” Spytał. Po chwili przemówił do radia zamontowanego na swoim ramieniu: „DI 52, DI 51, trzech mężczyzn, jeden poszkodowany. Ekipa medyczna do holu.”
Anthony podskoczył. Chłodne, świeże powietrze wpompowało w niego życie.
„Jesteśmy śledzeni, jesteśmy napastowani, jesteśmy, jesteśmy, cholera.” Anthony sięgnął swojej granicy, został wyróżniony przez tą istotę, został wskazany i było to dla niego zbyt wiele. Po chwili zaczął niekontrolowanie szlochać.
„Panie policjancie, musimy natychmiast wypełnić raport policyjny.” Chris, jak zawsze obecny prawnik, przejął kontrolę nad sytuacją.
„W porządku, jestem komisarz Michael Han, przyjmę wasz raport, ale wasz przyjaciel potrzebuje pomocy.” Zaraz po tym, jak skończył mówić, mężczyzna w rękawiczkach, trzymający apteczkę, wyszedł zza rogu i podszedł no nas. Zauważył w jakim stanie był Anthony i natychmiast się nim zajął.
Komisarz Han: W porządku panowie, możecie mi wytłumaczyć co się dzieje?
Ja: Jestem Dr, Peter Tillman, a to mój mąż, Christopher Tillman, jesteśmy śledzeni i zastraszani i musimy być chronieni.
Christopher: Osoba, która nas śledzi przyjęła moją tożsamość i zakupuje rzeczy na moją kartę kredytową, używał (ukradł nie było odpowiednim słowem i Christopher dobrze to wiedział) mojego auta, a nawet wszedł do mojego domu, gdy mój mąż był w nim sam.
Komisarz Han: Okej, rozumiem waszą panikę, ale kim jest wasz przyjaciel i co on ma z tym wszystkim wspólnego?
Christopher: Nazywa się Dr. Anthony Jovid i jest moim kuzynem. Pomaga nam odkąd zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy bezpieczni.
Komisarz Han: Czyli od kiedy?
Christopher i ja patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc jak odpowiedzieć na to pytanie. Nie mogliśmy powiedzieć mu wszystkiego, bo pomyślałby, że jesteśmy niespełna rozumu, ale równocześnie musieliśmy mu powiedzieć co się stało.
Christopher: Od wczoraj, koło 20. Wtedy właśnie wszedł do mojego domu, udawał mnie i próbował nękać mojego męża.
Komisarz Han: Okej, wiecie, gdzie aktualnie przebywa ta osoba?
Anthony zdjął maskę tlenową, którą mu założono. Pielęgniarka podtrzymywała go na krześle, by zapobiec upadkowi, gdyby zemdlał. „Pokażcie mu auto!” krzyknął. Cóż, nie był to dokładnie krzyk, nie miał siły, by krzyknąć.
Christopher i ja zabraliśmy komisarza Hana przed drzwi komisariatu, chcąc pokazać mu zduplikowane auto, które ta istota podłożyła nam pod nos i w którym nas uwięziła, tym samym nas oszukując. Ale nic. Auta już nie było. Spojrzałem na drugą stronę ulicy i tak jak się spodziewałem, stało tam moje auto, moje prawdziwe auto, a przynajmniej myślałem, że to ono.
Nie chcąc ryzykować, powiedziałem policjantowi, by poszedł z nami na drugą stronę ulicy. Poinformował gdzie idzie przez swoje radio, a następnie ruszył za nami.
Komisarz Han, Christopher i ja podeszliśmy do samochodu, nie wiedząc czego się spodziewać. Policjant wyjął latarkę, a następnie zajrzał do środka.
Komisarz Han: Czy to jest pański samochód?
Christopher: Tak, jest zarejestrowany na nas obu.
Komisarz Han: Proszę otworzyć drzwi, jeśli nie macie nic przeciwko.
Christopher: Zupełnie nie, proszę się rozejrzeć.
Komisarz przeszukał pojazd wzdłuż i wszerz. Nawet podniósł dolną część bagażnika. Oczywiście niczego tam nie było. Zupełnie nic.
Komisarz Han: Chodźmy z powrotem na komisariat wypełnić papiery. Zobaczymy jak czuję się pański kolega. Jeśli potrzebuje jechać do szpitala, ja go zawiozę. Jeśli nie, obawiam się, że nic więcej nie możemy na ten moment zrobić.
Christopher: Ale, pan, ja, jak to?
Ja: Zupełnie nic, panie policjancie?
Christopher: On ma rację, nic więcej nie może zrobić. Dziękujemy panu, wypełnimy papiery.
Wszyscy wsiedliśmy do auta, razem z komisarzem Hanem, którego poprosiliśmy, by nam towarzyszył, a następnie powróciliśmy na komisariat, by wypełnić papiery. Zajęło nam to mniej niż 20 minut, a Anthony czuł się na tyle dobrze, by jechać z nami. Podziękowaliśmy policjantom i wyszliśmy na parking.
Otworzyłem samochód i rozejrzałem się wokół, by upewnić się, że wszystko było na swoim miejscu. Ale co, do cholery, mogłem udowodnić? Co w ogóle jeszcze wiedziałem? Nic. Nie mogliśmy już nawet stwierdzić , co jest prawdziwe, a co nie.
Usiedliśmy w aucie, silnik chodził od około 15 minut i dyskutowaliśmy o tym, co powinniśmy zrobić. Sugestie wahały się od hotelu, przez dom Anthony’ego, po nasz dom lub po prostu pozostanie na parkingu. Nieważne, gdzie byśmy pojechali, to by nas znalazło. Przynajmniej wypełniliśmy raport policyjny, a komisarz Han wziął nas na tyle poważnie, by powiedzieć, że przyjedzie jutro w celu sprawdzenia co u nas. W czasie, gdy to wszystko się skończyło, była około 1 w nocy.
Anthony i ja zdecydowaliśmy zatrzymać się w domu mojej mamy w Yorkville. Był to penthouse, było w nim wystarczająco dużo, a nawet więcej, miejsca, by wszystkich nas pomieścić i szczerze, wydawało się, że ta istota chciała tylko mnie i Christophera, więc wiedzieliśmy, że tam będziemy bezpieczni. To było tylko kilka minut drogi stąd.
Zadzwoniłem do mamy, a ona powiedziała, byśmy przyjechali. Moja mama jest trochę nocnym markiem, a ja nie ujawniłem jej żadnych szczegółów na temat tego, czemu chcieliśmy się u niej zatrzymać. Po prostu powiedziała, byśmy przyjechali. Więc pojechaliśmy.
W trakcie drogi poprosiłem Christophera o papier, który dał nam policjant, tylko po to, by upewnić się, że jest bezpieczny. Teraz istniał oficjalny zapis tego, co nam się przydarzyło i chciałem się upewnić, by moja kopia była osiągalna. Na wszelki wypadek.
Posłałem kartce krótkie spojrzenie. Nie byłem zszokowany, nie byłem zaskoczony, nie byłem wzburzony. Byłem najzwyczajniej w świecie przerażony. Zamiast szczegółów incydentu w sekcji do tego przeznaczonej, widniały tam po prostu trzy słowa znów, i znów, i znów.
noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO noWy PozcaTek JUtReO
Jestem aktualnie w domu mojej mamy. Siedzę i wyczekuję jutra. Teraz ma to wszystko więcej sensu. Najwyraźniej wszystkie długi muszą być spłacone.