Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#136

PomidorowySer.
  • Postów: 130
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Dobra, wreszcie coś przetłumaczyłem. Wiem, że krótkie, wiem że troche słabe, ale zawsze (prawie :) ) komuś się spodoba.
Za wszelakie błędy przepraszam i proszę o poprawienie w komentarzach

Ruletka



W ciągu dnia, jest prawdopodobnie pół tuzina chwil, w gdzie nic nie widzisz choćby na ułamek sekundy. Wystarczy moment, gdy zdejmujesz koszulkę lub ocierasz twarz ręcznikiem, krótką chwilę gdy jesteś pogrążony w ciemności. Za każdym razem tak będzie. Grasz w ruletkę. Grę.
Zawsze coś czeka, niecierpliwie, aby wciągnąć cię w tą ciemność, co dzieje się tylko jeśli przegrasz.
Pewnego dnia, możesz otworzyć oczy i stwierdzić, że znajdujesz się zupełnie gdzie indziej, niż przebywałeś przed chwilą.
Istnieją nie rozwiązane sprawy zaginionych osób w każdym tygodniu. Te osoby? Przegrały.

Użytkownik LegoLudek edytował ten post 15.07.2010 - 10:06

  • 5

#137

Imb.
  • Postów: 394
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Coś krótkiego, i niezbyt straszne (bardziej "poruszające").

Moje pierwsze tłumaczenie, więc proszę zgłaszać wszelkie braki i błędy. ;)




Matczyna miłość



Pewnego popołudnia, para podróżująca samochodem ujrzała w pewnej odległości od siebie kobietę stojącą na środku drogi i machającą gwałtownie.

Żona powiedziała swojemu mężowi żeby nie zatrzymywał się, ponieważ to może  być niebezpieczne, ale on zdecydował zwolnić, ale się nie zatrzymywać, gdyż nie był pewien tego, co może się stać albo czy ktoś może zostać ranny. Kiedy się zbliżyli zauważyli, że kobieta ma pełno ran i siniaków na twarzy oraz rękach. Wtedy postanowili się zatrzymać i zobaczyć, czy mogą jej jakoś pomóc.

Ranna kobieta zaczęła ich błagać o pomoc opowiadając, że miała wypadek samochodowy i jej mąż oraz nowo narodzony syn wciąż są w samochodzie w głębokim rowie. Powiedziała im także, że jej mąż jest już martwy, jednak wyglądało na to, że dziecko wciąż żyje.

Mężczyzna zdecydował zejść na dół żeby uratować dziecko i poprosił ranną, żeby została z jego żoną w ich samochodzie. Kiedy zszedł na dół zauważył dwoje ludzi na przednich siedzeniach, lecz nie zwrócił na nich zbytniej uwagi i szybko wyciągnął dziecko, po czym wraz z nim wyszedł na górę do jego matki. Kiedy już wdrapał się na górę, nie mógł nigdzie dostrzec matki dziecka, więc zapytał żony, gdzie ona poszła. Usłyszał, że tamta kobieta zeszła za nim do rozbitego samochodu.

Kiedy mąż zszedł z powrotem, żeby jej poszukać, przyjrzał się dokładnie parze na przednich siedzeniach. Na jednym z miejsc znajdowała się kobieta, która ich tam sprowadziła.


Użytkownik Imb edytował ten post 15.07.2010 - 01:30

  • 3



#138

shadow-95.
  • Postów: 23
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pokemon - druga generacja

Mam historię, którą chciałbym opowiedzieć tu, na /x/. To długa historia, więc do frajerów piszących TL;DR (too long; didn’t read – przyp. tłumacza) – to nie historia dla was, więc spierdalać.

Widzicie, jestem prostym studentem mieszkającym w pokoju samotnie. Byłem bardzo podjarany wypuszczeniem gry HeartGold/SoulSilver w USA. Celowo odciąłem się od wszelakiego kontaktu z mediami a także z internetem – co oznacza zero 4chana, zero /v/ (dział na 4chanie dot. gier wideo – przyp. tłumacza), zero Bulbapedii (Wikipedia nt. Pokemonów – przyp. tłumacza) itp.

Jak zawsze byłem bardzo zajęty szkołą tak teraz stałem się kiepskim uczniem. Nie byłem w stanie kupić SoulSilvera w dacie premiery. Gdy moja szkoła skończyła się, zamówiłem SoulSilver na Amazonie (sorry, nie jestem pieprzonym piratem). Dowiedziałem się, że dostarczenie gry zajmie tydzień. Postanowiłem w tym czasie zająć się czymś, więc znowu zacząłem grać w wersję Crystal na moim GameBoy Color.

Jednak, z czego zdałem sobie sprawę dawno temu, moja mama wyrzuciła jąponieważ powiedziałem jej, że mój save „umarł” i nie jestem z tego zadowolony. Wyrzuciła także moją wersję Silver, więc jedyne z czym zostałem to właśnie GameBoy Color. Pojechałem więc do sklepu komputerowego z używanymi grami i zakupiłem wersję Silver – jedyna gra o pokemonach jaką mieli na GBC. 10 dolarów – nawet niezła cena jak na ten sklep.

Wróciłem do domu i zacząłem nostalgiczną podróż. Jednak zaczęły dziać się rzeczy dziwne, a także takie, dla jakich czytacie te historie.

Załadowało się logo Gamefreak, ale zamroziło się. Myślałem, że to error cartridge’a czy coś, więc zresetowałem konsolę. Ponownie zdarzyło się to samo. Wciskałem w kółko A i Start, wciskałem wszystkie przyciski i coś się w końcu stało. Logo zniknęło i ekran był czarny przez kilka sekund. Włączyło się menu. Grałem już, na poprzedniej zapisanej grze. Jednak wybrałem „Continue”, chciałem zobaczyć, jak szło gościowi, który grał przede mną.

Najpierw obczaiłem jego informacje trenerskie. Nazywał się „…”. Nie był zbyt oryginalny.

Potem zobaczyłem jego profil: grał przez 999:99 godzin, miał wszystkie 16 odznak, 999999 Pokedollarów i wszystkie 251 Pokemonów w PokeDexie.

Miał nawet Mew i Celebiego (rzadkie Pokemony w grze – jeśli się mylę, proszę mnie poprawić – przyp. tłumacza), więc myślę, że używał Game Genie (system, który umożliwia oszukiwanie w grach na konsolach Segi i Nintendo – przyp. tłumacza), albo był naprawdę hardkorowym graczem.

Zobaczyłem jego pokemony, żeby dowiedzieć się jaką ma hardą grupę. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że ma 5 Unownów (Pokemony które odpowiadają literom z angielskiego alfabetu – przyp. tłumacza) i jednego, nazwanego HURRY (szybko – przyp. tłumacza). Myślałem, że to jakiś głupi żart osoby która grała przede mną, jednak miałem ochotę zobaczyć profile tych pokemonów, co zresztą uczyniłem. Tak jak oczekiwałem, były to różne litery wśród Unown, wszystkie na piątym poziomie. Niedobrze się czułem – w końcu to był teraz mój alfabet Unown. Jednak jeszcze gorzej poczułem się, gdy okazało się, że Unown są ułożone w wyraz „LEAVE” (uciekaj – przyp. tłumacza).

Szóstym pokemonem, nazwanym HURRY, był Cyndaquil. Wyglądał normalnie, jednak był na piątym poziomie z 1 punktem HP i tylko dwoma atakami: „Leer” i „Flash”. Nie wiem czemu akurat tak był nazwany, ale na chwilę obecną lekceważyłem to. Najstraszniejszą rzeczą było to, że mimo głosu podkręconego do maksimum, żaden z pokemonów nic nie mówił ani nie płakał (co czasami się zdarza). Tylko cisza.

Gdy dowiedziałem się wystarczająco dużo o teamie, zamknąłem to. Zacząłem grać. Byłem ulokowany w miejscu, które wyglądało mi na Bellsprout Tower. Jednak, z jakiegoś powodu nie kręciły się tu żadne NPC (postacie kierowane przez komputer, które może spotkać gracz – przyp. tłumacza). Jeszcze dziwniejszą rzeczą był ten „filar” na środku, nie ruszał się, był pochylony. Nie było muzyki, nie było też żadnej drabinki, wyjścia czy schodów. Albo po prostu tak myślałem.

Kręciłem się kilka minut jednak nic nie mogłem znaleźć. Jednak… To na pewno nie był pokój który widziałem przedtem w Bellsprout Tower. Zaglądałem do przedmiotów, szukałem Escape Rope, jednak plecak był kompletnie pusty. Nie było też żadnego dzikiego Pokemona.

W końcu, poradziłem sobie i znalazłem drabinkę, która była za tym całym „filarem”. Ekran zrobił się czarny, a muzyka w końcu zaczęła grać. Doznałem jakiegoś niespodziewanego uczucia chłodu, gdy rozpoznałem melodię, którą można usłyszeć, gdy słuchasz radia w Alph Ruins pełnego Unownów.

Próbowałem jakoś zorientować się gdzie jestem, lecz to nic nie dało. Postanowiłem użyć Flash. Jednak przed tym włączyłem mojego PokeGear, żeby zmienić tą nieprzyjemną muzykę na coś przyjemniejszego, jednak nie było ani radia, ani telefonu, ani też czasu. Była po prostu mapa, na której był Gold („…” wcześniej, od teraz będę nazywał go Gold) chodzący po środku niczego.

Przypomniało mi się, że Cyndaquil ma Flash, więc wyłączyłem PokeGear i użyłem Cyndaquila. Nie wyskoczył jednak żaden napis w stylu „HURRY użył Flash”. Pokój troszeczkę się rozjaśnił, czego potem żałowałem. Był w mrożącym krew w żyłach kolorze krwistoczerwonym z jakąś szarą drogą wiodącą na południe. Drabinki którą użyłem, by dostać się tu, nigdzie nie było.

Nie miałem wyboru – wybrałem się na południe. Po każdej serii 20 kroków które wykonałem, obraz robił się ciemniejszy, dopóki nie dotarłem do końca. Był tam znak, który oświadczał: ODWRÓĆ SIĘ TERAZ.

Od razu wyskoczyła mi odpowiedź: TAK/NIE. Musiałem jakąś wybrać – ale nigdzie nie było pytania. Zdecydowałem się na tak, mimo, że pytania nie znałem. Ekran zrobił się czarny, usłyszałem dźwięk wspinania się po drabince. Muzyka radia Unown przestała grać i została zastąpiona przez nie-tak-straszną muzykę Poke Fletu.

Byłem w innym pokoju, użyłem ponownie Flesh’a. Nagle wyskoczyło mi: „HURRY nie żyje”, co naprawdę mnie zdziwiło – nie było przecież żadnych sygnałów, że jest otruty, czy coś, a na pewno nie brał udziału w żadnej walce. Szybko zobaczyłem listę moich Pokemonów, ale jego już tam nie było. Co dziwne, nie było żadnego z moich Pokemonów – wszystkie były zastąpione przez 10 Unownów. Zrobiłem to samo co wtedy i przeliterowałem Unowny – oświadczały jasno i wyraźnie: „HEDIED” (on umarł – przyp. tłumacza).

Potem, po tej dziwnej zmianie pokój zdawał się świecić w miejscu jeszcze mniejszego pokoju – wielkości czterech kwadracików. Ścianami były szare cegły, a jeśli było coś w środku – ulotniło się. Poza pokojem był zbiór grobów podobnych do tych z Pokemon Red/Blue. Obszedłem cały pokój, wcisnąłem A – jednak nic się nie stało.

Doszedłem do wniosku, że ta gra jest zhackowana a jakiś chory pokurw sprzedał ją do Gamestop’a (sklep z używanymi grami – przyp. tłumacza). Jednak moja ciekawość była większa, niż rozsądek. Zobaczyłem profil „…” jeszcze raz – postaci Golda brakowało ramion. Wydawał się też jakiś mniej zadowolony, bardziej smutny, nie wiem, nie potrafię tego opisać. Z jakiegoś powodu miał też 24 odznaki, co było niemożliwe.

Po kilku minutach nicnierobienia Gold nagle obrócił się i pojawiła się animacja Escape Rope. Leciał chwilę, następnie obracał się, powoli spadając, jakby się topił.

Po tym ekranie muzyka przestała grać. Po lądowaniu, cały świat wokół Golda był pokolorowany inaczej. Wszystko co było czerwone – teraz było białe. Nawet jego skóra. To wszystko wyglądało, jakby postacie z czarno-białego GameBoya przenieść do GameBoyColor.
Gdy zobaczyłem jego profil po raz kolejny się zdziwiłem – Gold nie miał rąk, a z jego oczu zdawała się cieknąć krew. Miał także 32 odznaki, co zaczynało powoli mi przeszkadzać.

Zobaczyłem Pokemony – 5 Unownów oraz Celebi na poziomie 100. Unowny były teraz na poziomie 15tym, a ich kształty mówiły „DYING” (umieranie – przyp. tłumacza). Zobaczyłem profil Celebiego. Był to shiny Celebi (shiny to bardzo rzadkie pokemony, najczęściej w innym kolorze, podobnie – jak poprzednio, proszę o poprawienie jeśli się mylę – przyp. tłumacza) i był tylko w połowie. Jedna noga, ręka, oko. Miał tylko jeden atak: „Perish Song”.

Byłem w tym samym miejscu co wtedy – Bellsprout Tower – był nawet ten dziwny filar. Wszystko było takie samo, tyle, że czerwone. Poszedłem na północ – czułem, że trwa to wieczność. W końcu spotkałem jakieś NPC, było to kilka kobiet i mężczyzn. Byli rozstawieni po stronach i gapili się na tą kolumnę na środku. Byli bardzo biali i nic nie działo się, gdy podejmowałem jakąkolwiek próbę rozmowy. Szedłem na północ póki ten filar nie znikł i spotkałem Reda. Podszedłem do niego i bez wciskania A od razu zostałem przeniesiony do walki.

Muzyka znowu zaczęła grać – brzmiała jak ta z radia Unown, tylko odwrócona. Postać Golda nie była tradycyjnie odwrócona – była zwrócona do gracza, krwawiły jej oczy, była cała biała i nie miała rąk, a postać Reda była taka jak normalnie w grach z serii GSC prócz tego, że była przezroczysta. Tekst był prosty i mówił „chcę walki”, każdy z nas miał tylko jednego Pokemona, co było dziwne, gdyż przysiągłbym, że miałem ich sześć razem z Unownami. Mój shiny Celebi wydostał się, a jego postać była nadal w połowie. Ten błysk i animacja „Shiny” była inna niż zwykle, a dźwięk był taki, jakby kilkakrotnie użyć ataku „Screech”. Red wysłał normalnego Pikachu, prócz tego, że był na 255 poziomie a jego postać zdawała się mieć łzy w oczach.

W menu „FIGHT/ITEM/PKMN/RUN” miałem tylko opcję ataku. Celebi miał tylko jeden – oczywiście, użyłem go. Z racji tego, że Pikachu miał wyższy poziom, on atakował pierwszy.

„PIKACHU użył CURSE”, co obniżyło jego szybkość a podważyło resztę statystyk. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek Pikachu mógł używać Curse.

„CELEBI użył PERISH SONG” - w trzech turach, oba Pokemony powinny zginąć – nie wiem, czy mam jakiś wybór.

Od tego momentu nie wracałem już do menu Fight, walka została kontynuowana beze mnie. I z jakiegoś powodu nie było żadnych animacji.

„PIKACHU użył FLAIL”, co nie zadało dużo obrażeń wbrew jego poziomowi i podkręciło jego życie na maksa.

„CELEBI użył PERISH SONG” – nic się nie stało.

„PIKACHU użył FRUSTRATION”, co zadało dużo obrażeń Celebiemu obniżając jego HP do 10.

„CELEBI użył PAIN SPLIT”, co mnie zaskoczyło, przecież nie miał takiego ataku. Teraz HP ich obu wynosiło 150.

„PIKACHU użył MEAN LOOK” – nic to nie dało.

Jak się spodziewałem, na skutek używania Perish Song, mój Celebi umarł. Wyskoczył napis: „CELEBI nie żyje”, a jego postać momentalnie znikła. Z jakiegoś powodu Pikachu w ogóle nie przyjął do wiadomości śmierci Celebiego i użył jeszcze jednego ataku.

„PIKACHU użył DESTINY BOND”

Po tym wyskoczył napis „PIKACHU nie żyje” z powolną animacją znikania. Nie wiadomo dlaczego ja byłem zwycięzcą, a przezroczysty Red powiedział „………”

Po prostu zwariowałem, gdy zobaczyłem, że przezroczysty Red nagle został bez głowy. Nic po sobie nie pozostawił, prócz przezroczystego ciała. W tym momencie walka zakończyła się, a jej obraz powoli znikał wraz z muzyką.

Wróciłem do zwykłego świata wraz z kolejną zmianą w postaci Golda – był przezroczysty niczym Red. Szybko zobaczyłem jego profil – jedyną rzeczą, jaką po nim się ostała była jego głowa z przezroczystą skórą. Głowa została trochę przybliżona, pokazując pustkę w jego oczach. Miał teraz 40 odznak. Wróciłem się i zobaczyłem, że ma 40 odznak. Ponownie cofnąłem i obczaiłem Pokemony. Wszystkie były shiny Unownami na 20 poziomie, które, po przeliterowaniu, mówiły „NOMORE” (nigdy więcej – przyp. tłumacza).

Czułem, że już niedaleko końca. Nie grała żadna muzyka, choć z jakiegoś powodu cały czas czułem, że coś słyszę. Wróciłem do mojego pokoju w New Bark Town. Może w końcu zacząłbym grać w to właściwie, ale kogo chcę oszukać? Wiedziałem, że ten chory pokurw musiał coś zrobić. „Chodziłem” wokół mojego pokoju próbując interakcji z przedmiotami. Bałem się nieco zejść na dół – nie wiedziałem co może mnie tam czekać. Weźcie pod uwagę, że „chodziłem”, bo w rzeczywistości unosiłem się, jak duchy w Diamond/Pearl.

Jak się spodziewałem: radio, komputer, TV nie działały, więc nie miałem żadnego wyboru prócz zejścia na dół. Wszystko wyglądało normalnie, mama była w domu. Po nieudanych próbach interakcji z czymkolwiek w tym domu wyszedłem na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu, drzwi na południu nie działały. Po prostu przez nie przechodziłem, jak przez pustkę. Szedłem na południe myśląc: co jest kurwa grane? Mój dom zanikał a ja szedłem na południe gdzie była kompletna pustka. Poczułem się dziwnie gdy w nią wkroczyłem, otóż kontur Golda był biały a jego środek czarny. Gdy wszedłem w białą część, Gold z powrotem był czarny a jego środek przezroczysty. Szedłem dalej na południe w ogóle o tym nie myśląc.

Po długiej, długiej drodze w końcu coś napotkałem. Była to zwykła postać Golda. Zagadałem do niej. Powiedział: „Żegnaj na zawsze …” (pamiętajcie, między zawsze a … była spacja) i znikł. Po tym co się stało, wyskoczył ekran: „??? użył NIGHTMARE”, chociaż nie przyniosło to żadnego efektu w tym momencie. Postać Golda znów wirowała jak przy użyciu Escape Rope, identycznie jak poprzednio.

Byłem teraz w małym nawiedzonym pokoju, otoczonym grobami. Pamiętam, że tu byłem, ale teraz nie ma tu żadnej postaci. Próbowałem chodzić – nie dało to żadnego efektu. Żadnego, poza uderzeniem w ścianę. Zobaczyłem profil trenera – nie było postaci Golda. Było napisane, że mam 0 odznak, a obrazki liderów Johto Gym były zastąpione czaszkami.

Sprawdziłem moje pokemony – były to Unowny na 25 levelu. Mówiły frazę, której bałem się przeczytać – „IMDEAD” (jestem martwy – przyp. tłumacza).

Po wyjściu z profilu byłem w pokoju, który skądś pamiętałem. Byłem w nim, ale teraz ściany były inne. Na ścianach był ozdobny tekst z cegieł, którym było: „R.I.P. …”.

Pokój był wielkim grobem, który był w pobliżu innego nagrobka. Gold już nie żył. Prawdopodobnie umarł kilka lat po tym, jak pokonał Reda.

Był młodym trenerem, który oddał całe swoje życie po to, aby zdobywać odznaki i być Mistrzem Pokemon. Niestety umarł, a jego dokonania były zapomniane przez następne generacje (gry Pokemon dzielą się na generacje – przyp. tłumacza).

Nie mogłem uciec, nie mogłem zrobić nic. Próbowałem resetować grę i nic się nie działo. W końcu dałem sobie spokój i zakończyłem ten przeklęty koszmar. Po tym doświadczeniu nigdy nie będę patrzył już na postacie Unownów tak samo. Mówią, że tylko pierwsza generacja ma swoje miejskie legendy i opowieści (np. muzyka z Lavender Town – przyp. tłumacza), ale to w drugiej zobaczyłem to, czego wcale nie chciałem. Być może zagram w SoulSilver, ale nigdy nie przestanę myśleć o tej grze.
  • 2

#139

Imb.
  • Postów: 394
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Kolejna, mam nadzieję, że tej nie było. ;)




Pamięć


Kiedy powracam myślami do moich najwsześniejszych wspomnień, nie ma tam nic konkretnego. Ciągi mglistych obrazów przychodzą do głowy niczym losowe migawki bez czasu, każda przyporządkowana do pewnych uczuć oraz emocji. Mają one senną, niemalże mistyczną jakość, jakby ślad dziecięcej naiwności. Dla przykładu, magia świąt Bożego Narodzenia, kiedy wciąż wierzymy w istnienie Św. Mikołaja, jest doświadczeniem czystej radości, zatracanej wraz z dorastaniem.

Wiele z tych ujęć jest niemożliwych do określenia w jakimkolwiek kontekście. One po prostu... są, ukryte gdzieś w mózgu bez ładu i składu: zabawa brodą mojego taty w wyłożonym drewnianymi panelami pokoju, on uśmiechający się do mnie - odpoczynek. Lub osobiste odkrycie długiej kolumny maszerujących mrówek na jakimś zalesionym podwórku - ekscytacja. Niektóre z nich nawet nie wydają się realne. Czy ja naprawdę spadłem z rosnącego przy jeziorze drzewa na nogi bez choćby zadrapania? Czy może był to sen?

Nie wydaje mi się. Jasne, mam wspomnienia z dawnych snów, ale tam jest wyraźna granica pomiędzy snem a jawą mojej przeszłości. Nie wiem, jak to ująć, ale tak jest. I dlatego jedno wspomnienie zawsze sprawiało mi problemy. Było to doświadczenie tak surrealistyczne, a zarazem pełne wyraźnych szczegółów.

Nie jestem pewien, kiedy to się wydarzyło. Miałem wtedy pięć lat, może sześć. Ja i mój brat spaliśmy na naszym piętrowym łóżku. On był starszy, więc zajął górne piętro. Ja dopiero się obudziłem, chociaż była wciąż noc; czułem coś dziwnego. Pamiętam widok i zapach deszczu, ale niczego nie słyszałem. Okno było otwarte, a w pokoju było bardzo zimno. Czemu to okno było otwarte? Zasłony delikatnie falowały mimo braku wiatru. Cisza wręcz brzęczała mi w uszach. Leżałem na boku z ręką zwisającą poza krawędź łóżka. Powoli poczułem ciepło ponad podłogą. Czułem coś jakby ciepły powiew delikatnie omiatający mi rękę, przychodzący w krótkich odstępach. W końcu rozpoznałem, że to czyiś oddech.Wtedy kobieta wyźliznęła się spod łózka. Dostrzegłem, że miała długie blond włosy i nosiła białą koszulę nocną i w mroku pomyślałem, że to była moja mama. Nie bałem się. To zabawne, jak pracuje umysł dziecka: Co mamusia robiła pod łóżkiem? Pewnie czegoś zapomniała, albo sprawdza, czy nie ma potworów. Byłem zbyt zmęczony, żeby powiedzieć cokolwiek i obserwowałem, leżąc bez ruchu. Tamta kobieta leżała na plecach, ale jej twarz pozostała w cieniu. Obróciła się na brzuch, i na czworakach popełzła na drugi koniec łózka, a następnie wspięła się po drabince na pięterko. Każdy jej ruch był jedwabiście gładki oraz całkowicie bezgłośny. Przypominała mi białą wstążkę tańczącą na wietrze. Zamknąłem oczy i ponownie zasnąłem.

Pamiętam także, jak następnego ranka brat opowiadał mi o jego dziwnym śnie. Śniła mu się kobieta żyjąca "pod podłogą" i wychodząca w nocy, żeby bawić się w deszczu. Kiedy jej ubrania nasiąkają wodą, schodzi z powrotem i szepcze do każdego, kto śpi. Ten sen powtarzał się u niego, dopóki nasza rodzina nie wyprowadziła się z tego domu.

Dziwne, co mózg wybiera, by pamiętać.

Użytkownik Imb edytował ten post 15.07.2010 - 22:54

  • 3



#140

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Moja pierwsza creepypasta- oczywiście przetłumaczona więc nie do końca moja ;p Nie jest rewelacyjna, ale mam nadzieję, że ktoś spojrzy na to życzliwym okiem ;p

"Nawiedzony dom"


Witam /x/. Może Wy jesteście w stanie mi pomóc.

Mieszkam w dużym domu w Rio de Janeiro. Myślę, że może nawet przypominać posiadłość. Jest ograniczona bramą, gdzie strażnicy chodzą ciągle po ulicy sprawdzając, czy wszystko jest w porządku.

Dom jest już trochę stary, został zbudowany przez mojego dziadka, kiedy dzielnica dopiero zaczęła powstawać. Moja mama mówi, że nikt tu nigdy nie zmarł, ale ja znam przynajmniej trzy osoby (dziadek, babcia i przyjaciel dziadka), którzy dogorywali tutaj, zanim zostali w pośpiechu zabierani karetką do szpitala. Zgodnie z tym co mówi moja ciocia, moja babcia została znaleziona martwa we własnej sypialni. Cała trójka zmarła na raka lub udar.
Wydarzyło się już parę niepokojących rzeczy przez te lata, niewielkie drobiazgi jak spadające przedmioty, niektóre z nich przelatywały przez pokój albo były przemieszczane z jednego miejsca w drugie w nocy (raz nawet znaleźliśmy pilot od telewizora wewnątrz lodówki).
Te wydarzenia raczej mnie nie niepokoiły, ale wtedy wszystko zaczęło się pogarszać...
Mój przyjaciel mieszkał z nami, więc... pewnego dnia wstał w środku nocy żeby napić się wody i wtedy zobaczył tą olbrzymią bestię stojącą w drzwiach sypialni mojej matki. Opowiedział mi, że bestia była wyższa niż same drzwi i zapewniał, że było to tylko jego przywidzenie, ponieważ trwało to zaledwie parę sekund, a kiedy mrugnął tego czegoś już nie było.

Innej nocy, zbieraliśmy się do wyjścia na imprezę i nikogo nie było wtedy w domu. Zeszliśmy po schodach na dół, gdy usłyszeliśmy dziwny hałas dochodzący z kuchni... Kucharka poszła na zakupy po warzywa, więc pomyślałem, że pewnie już wróciłam i robi swoje. Poszedłem tam, by powiedzieć jej, że wychodzimy i ku mojemu wielkiemu zdumieniu, kiedy otworzyłem drzwi kuchenne, uświadomiłem sobie, że jest absolutnie ciemno. Nikogo tam nie było. Przeszedłem przez kuchnię i zakręciłem kran, ponieważ okazało się, że dziwnym odgłosem była chlupiąca woda zalewająca cały zlew.
Podczas kilku kolejnych miesięcy mój przyjaciel wciąż widzi te same bestie. Ja również je widuje. Cieniste, czasem tylko stojące,a czasem zwisające z sufitu albo zerkające na nas przez otwarte drzwi.
Coś wydarzyło się zeszłej nocy...było coś koło wpół do drugiej w nocy i mój przyjaciel nie mógł zasnąć, więc udał się do salonu po laptopa (oba pokoje znajdują się na górze). Wtedy, usłyszał, choć niewyraźnie, nie dające się pomylić z żadnych innym odgłosem, kroki dochodzące z salonu na dół. Przysłuchiwał się uważnie i był przekonany, że ktoś tam jest. Obudził mnie, przerażony, myśląc, że w domu są złodzieje. Podbiegłem do schodów, nasłuchiwałem i rzeczywiście- słyszałem to samo co on. Razem obudziliśmy moją matkę i stworzyliśmy mały plan, który zakładał, jeśli oczywiście był to włamywacz, że matka zamknie się w swoim pokoju i wezwie ochronę.
Kumpel zszedł po schodach, podczas gdy ja czekałem przy drzwiach matki (jest już starszą kobietą, bałem się, że włamywacz może jej coś zrobić więc chciałem ją ochronić).
Więc...nie przedłużając historii, kumpel sprawdził cały parter, ale nikogo tam nie zastał. Wszystko bylo pozamykane z wyjątkiem dwóch drzwi. Logicznie rzecz biorąc, to rzeczywiście mógł być tylko włamywacz (i tak zawiadomiliśmy ochronę), ale...Nikt nie był w stanie dostać się do posiadłości bez swoistej przepustki. Nic nie zginęło. Moją posiadłość otacza solidny dwumetrowy mur, który oddziela nas od ulicy, poza tym posiadamy dużego psa. Drzwi mogły się otworzyć, owszem, ale nie było tam żywej duszy! NIKOGO! Nawet śladów butów na podwórzu...

A więc, /x/... Co powinienem zrobić? Jest też coś, co może być pewną wskazówką na temat pewnych starych rzeczy, które znalazlem kilka miesięcy temu, ale nie wiem, czy będziecie tym zainteresowani.

P.S. Zaczynają dziać się naprawdę dziwne rzeczy...dom jest NAWIEDZONY! Ciągle widuje te przerażające stwory... strasznie sie boję, proszę pomóżcie mi! Ciągle słyszę te cholerne kroki, ale nikogo tam nie ma. KTO STAWIA TE PRZEKLĘTE KROKI?!

Boje się...



"Proszę przyjdź!"

15-letni chłopiec mieszkający w małym miasteczku w stanie Maryland po powrocie ze szkoły usiadł przy komputerze. Włączył go i jak zwykle zalogował się do swojej skrzynki pocztowej i ku jego zdumieniu otrzymał wiadomość od swojego kolegi z klasy, który był nieobecny w szkole owego feralnego dnia.
Wiadomość była lakoniczna : "proszę przyjdź!". Zdezorientowany, chłopiec przysłał mu odpowiedź z zapytaniem, dlaczego był dziś nieobecny w szkole. Po kolejnych dwóch wiadomościach i piętnastu minutach bez odpowiedzi, zdecydował wsiąść na rower i udać sie do mieszkania kumpla. Była to krotka podróż, trwająca zaledwie pięć minut.
Kiedy dojechal na miejsce, zauważył że drzwi są otwarte. Wewnątrz, częściowo zaschnięta krew pokrywała ściany i podłogę, a jakaś niezidentyfikowana postać leżała zmięta w kącie pokoju. Brakowało jej ramienia i nogi. Krwawa smuga prowadziła od ciała wprost do kuchni. Chłopiec wybiegł z domu, zatrzasnął drzwi i natychmiast zadzwonił ze swojej komórki na 911.


Kiedy policja przyjechała, znaleziono trzy zwłoki, posługując się krwawym tropem prowadzącym z domu na jego tyły. Raport sądowy wnioskuje, że cała rodzina, czyli kolega z klasy i jego rodzice, zostali zamordowani poprzedniej nocy.

Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 16.07.2010 - 15:29

  • 1

#141

Ro-Bhaal.
  • Postów: 89
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Wii

Miałem urodziny kilka tygodni temu. Muszę przyznać, że wypadły znakomicie. Dostałem mnóstwo prezentów od rodziny, a moi przyjaciele także nie skąpili podarunków. Byłem bardzo zadowolony, ponieważ dostałem czterysta dolarów w gotówce oraz sto pięćdziesiąt dolarów na karcie podarunkowej. Byłem z tego powodu szczęśliwy, ponieważ nie często mam dostęp do tak dużej sumy pieniędzy. A kiedy mam do niej dostęp i tak staram się oszczędzać. Dokładnie zastanawiam się przed każdym zakupem.
Rozmawiałem z moimi znajomymi, na temat tego, co mogę kupić za otrzymane pieniądze. W końcu zdecydowałem się kupić konsolę Nintendo Wii. Nigdy specjalnie nie interesowałem się grami video, ale po tym, jak u znajomego pograłem kilka godzin w Wii Sports stwierdziłem, że muszę mieć tą konsolę. Przesiedziałem cztery godziny w internecie, szukając najlepszej oferty. W końcu znalazłem na eBay'u. Sprzedający chciał za rzadko używaną konsolę jedynie sto dolarów. Nie zamieścił zbyt wielu szczegółów dotyczących samego obiektu sprzedaży, ale wstawił kilka zdjęć, na których wyglądała dobrze. Miałem nieco wątpliwości odnośnie kupna, gdyż użytkownik, który wystawił Wii na aukcję był zarejestrowany od niedawna, w związku z czym nie sprzedał jeszcze niczego i nie mógł udowodnić swojej uczciwości. Postanowiłem jednak, że dam mu szansę.
Kiedy przyszła paczka, zaważyłem coś dziwnego na pudełku od Wii. Wyglądało na to, że pleśniało przy krawędziach. Zlekceważyłem jednak to. Byłem podekscytowany myślą o grze na mojej nowej konsoli. Czym prędzej więc ją wypakowałem i podłączyłem. Na początku nie byłem pewien, co dokładnie zrobić. Kiedy system już się załadował zobaczyłem, że na dysku zostało mnóstwo rzeczy po poprzednim właścicielu.
Byłem szczęściarzem. Okazało się, że dawny właściciel kupił za pośrednictwem sklepu Nintendo (Virtual Marketplace - przyp. tłumacza) tonę gier. Miałem do dyspozycji Yoshi's Story, Super Mario 64, Mario Kart, Legend of Zelda, Super Mario World, i całą masę innych klasyków. Byłem w niebie. Grałem sześć godzin bez przerwy (tak, wiem - nie mam życia), dopóki nie zmęczyłem się i nie poszedłem do łóżka. Kiedy obudziłem się rano postanowiłem, że przeszukam całą konsolę i zobaczę, co jeszcze ma do zaoferowania. Wszystkie gry pochodziły ze sklepu internetowego Nintendo. Wyjątkiem był jeden tytuł.
Ikona wyglądała, jakby wystąpiły problemy z jej wyświetlaniem. W rezultacie, widoczny był tylko biały kwadrat. Nie chcąc przegapić potencjalnej zabawy, uruchomiłem grę. Kiedy kliknąłem na ikonę, zostałem przeniesiony do szarego ekranu, na którym wyświetlił się napisany czerwoną czcionką wyraz "persevero" (Później dowiedziałem się, że to hiszpańskie słowo, oznaczające "kontynuuj"). Kliknąłem na to słowo. Moim oczom ukazało się menu z czterema ikonami. Każda z ikon miała w sobie coś złowrogiego. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale były... niepokojące. Jeszcze raz niechęć przegapienia zabawy wzięła górę nad moimi obawami, tak więc zdecydowałem się wybrać jeden z symboli. Wybór padł na pierwszy z brzegu. Symbol przedstawiał leżące pod znakiem X, poziome linie, które przecinały koło. Kidy potwierdziłem wybór symbolu, zostałem przeniesiony do świata gry, łudząco przypominającego nasz świat. Na dodatek akcja rozgrywała się w mieście, które było odzwierciedleniem miasta, w którym rzeczywiście mieszkałem. Rozpocząłem w domu, który również był bardzo podobny do mojego. Gra nie przypominała żadnej, którą widziałem wcześniej. Kamera była przedstawiona z perspektywy pierwszej osoby. Kłopot w tym, że nie było tam żadnego celu. Miałem całkowicie wolną wolę, mogłem robić, co tylko chciałem. Wyszedłem więc z domu i zacząłem wędrować po wirtualnym świecie, tak łudząco podobnym do tego, w którym przyszło mi żyć.
Po dwóch godzinach gry zostałem wyrzucony z powrotem do menu. Zorientowałem się, że teraz znajdują się tam tylko trzy symbole.
Spojrzałem na zegarek, i zobaczyłem, że robi się późno. Postanowiłem więc pójść do łóżka, a do gry wrócić z samego rana. Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Następnego dnia, tuż po obudzeniu się, pobiegłem do konsoli, żeby zobaczyć, co kryją pozostałe trzy symbole. Włączyłem grę i zostałem przeniesiony do menu. Wybrałem drugą ikonę. Przedstawiała odwrócony do góry nogami krzyż, z którego ramion wychodził trójkąt. Wybrałem go.
Gra, do świata której się przeniosłem wyglądała prawie identycznie tak samo jak ta, w którą grałem zeszłego dnia. Tym razem jednak, na ulicy pojawili się ludzie. Wydawali się nie mieć żadnych cech własnych, przez co wyglądali jak duża grupa poruszających się manekinów. Kontynuowałem zwiedzanie miasta, po czym ponownie zostałem wyrzucony do menu. Chciałem grać dalej, więc wybrałem kolejny symbol. Ten przedstawiał kwadrat w kole. Świat gry, w którym znalazłem się tym razem, wydawał się nieco odpychający. Wyglądał na ponury, a postacie poruszały się w ślimaczym tempie. Po rozejrzeniu się po okolicy dostrzegłem, że po ulicach są porozrzucane przedmioty, z którymi mogę wejść w interakcję. Większość z tych przedmiotów była nożami. Postanowiłem podnieść jeden z nich i zobaczyć, jakie czynności mogę wykonać za jego pomocą. Oczywiście, jedną z dostępnych opcji było dźganie. Postanowiłem zobaczyć, co się stanie, gdy pozabijam kilku mieszkańców-manekinów, poruszających się po mieście. Wyszedłem więc na ulicę i zacząłem ich dźgać. Zabrzmi to niesamowicie sadystycznie, ale było to całkiem zabawne. Kiedy kogoś dźgnąłem, ta postać padała na ziemię i wiła się w agonii, aby w końcu zniknąć.
To było dziwnie... satysfakcjonujące. Po dwudziestu minutach zabijania losowych cywili, zostałem ponownie przeniesiony do menu. Robiło się późno, więc stwierdziłem, że pójdę się przespać. Ostatnim symbolem zajmę się rano. Noc minęła podejrzanie szybko. Obudził mnie dziwny odór, dochodzący z mojego domu. Domyśliłem się, że zapach może wydobywać się ze śmieci, więc wyniosłem je. Po powrocie, włączyłem Wii, wybrałem grę i znalazłem się w menu, w którym znajdował się ostatni symbol. Był to po prostu X. Wybrałem go. Ponownie zostałem przeniesiony do znanej już mi wirtualnej rzeczywistości. Nastąpiły w niej jednak duże zmiany. Wszystko było zupełnie czerwone, a ja zacząłem grę z nożem w ręku. Pojąłem, co muszę zrobić. Biegałem po mieście i dźgałem niewinnych obywateli miasta przez około pięć godzin. Wtedy zostałem przeniesiony do menu. Było puste. Czułem się rozczarowany z powodu tak kiepskiego zakończenia. Postanowiłem zdrzemnąć się. Bądź co bądź, granie przez pięć godzin non-stop i dźganie ludzi za pomocą kontrolera Wii potrafi człowieka zmęczyć.
Zasnąłem. Miałem dziwny sen. Byłem sam w ciemnym pokoju, a w ręku trzymałem nóż. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Miał dziurę od kuli na czole. Podchodząc do mnie, wyciągał ręce. Stałem nieruchomo, nie wiedząc, co się dzieje. Mężczyzna, bardzo zniekształconym, wręcz demonicznym głosem powiedział: "Gratuluję. Wypełniłeś swoje zadanie".
Po obudzeniu się, poczułem, że smród, który czułem rano nie zniknął, a wręcz przeciwnie - nabrał na intensywności. Spryskałem pomieszczenie odświeżaczem powietrza i poszedłem zjeść obiad. Jedząc, sprawdziłem swojego maila. Zobaczyłem, że dostałem wiadomość od faceta, który sprzedał mi Wii. Otworzyłem ją.
"Gratuluję. Wypełniłeś swoje zadanie. Szczerze - Arnold Vonmarshall". Mocno się przestraszyłem. To były dokładnie te same słowa, które wypowiedział facet we śnie. Szybko stwierdziłem jednak, że to tylko przypadek, i kontynuowałem swój dzień. Smród, który czułem wcześniej, stał się jeszcze mocniejszy. Postanowiłem rozejrzeć się, i poszukać jego źródła. Przeszukałem cały dom. Zapach dochodził z piwnicy. Zapaliłem światło i zszedłem po schodach. Odnalazłem stos. Stos ludzkich ciał. Byłem przerażony. Patrzyłem na to ze zgrozą jeszcze przez chwilę, po czym pobiegłem na górę, żeby to wszystko przemyśleć i postarać się poukładać w sensowną całość. Po jakiejś godzinie czy dwóch bezmyślnego patrzenia się w ścianę, postanowiłem zejść na dół raz jeszcze i dokładniej przyjrzeć się sprawie. Powoli otworzyłem drzwi i zacząłem schodzić po schodach, w kierunku ciał. Wtedy zauważyłem, że coś jest przypięte do poręczy schodów. Wydruk jakiejś firmy z Houston. Na dole widniało nazwisko Arnold Vonmarshall. Czym prędzej pobiegłem na górę, i zacząłem szukać informacji o tym człowieku za pomocą Google. Dowiedziałem się, że Arnold Vonmarshall zabił nożem dwadzieścia trzy osoby w małym, niemieckim miasteczku, po czym popełnił samobójstwo. Zdarzenie miało miejsce ponad cztery miesiące temu.
Tuż po tym, jak przeczytałem tą wiadomość, usłyszałem głośne pukanie do drzwi. To była policja.
  • 3

#142

savio.
  • Postów: 40
  • Tematów: 6
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Dwie pasty ode mnie. Żadna z nich nie jest przerażająca, jednak uważam, że zawsze miło jest sobie coś nowego przeczytać

KIM ON BYŁ?

Kim on był? Kim w końcu był ten człowiek, który zabił mojego przyjaciela? Dlaczego go zabił i dlaczego ślad po moim bliskim znajomym zaginął? Kto jest temu winien?!
Zacznę od tego, że w wieku dwunastu lat poznałem kolegę mojego znajomego na wyjeździe za miastem, gdzie mieliśmy rozpalić ognisko. Wziął się nie wiadomo skąd, ale skoro był wtedy na naszej imprezie, to znaczy, że był zaproszony. Od razu go polubiłem, rozumiał to, co do niego mówiłem, miał zamiłowanie do tych samych rzeczy, co ja. Były jednak pewne niesnaski, bo ja wolałem blondynki, on wolał brunetki, ja nie cierpiałem jego wyskoków i tego, że często mi mówił, co mam robić.
I tak minęło siedem lat, skończyliśmy licea, każdy z nas skończył inne, ale mieszkaliśmy w tym samym mieście, choć w zupełnie różnych częściach miasta. Nazywał się Robert, nigdy nie zapraszał mnie do swojego domu, choć on u mnie bywał kilka razy w tygodniu. I tak, co już mówiłem, minęło siedem lat naszej przyjaźni, wymieniania poglądów, wielu radości i także znieważeń. Miałem także dziewczynę, która nie lubiła Roberta, chociaż nie wiem, z jakiego powodu, nigdy nawet się nie spotkali, bo starałem się trzymać te dwie sfery mojego życia oddzielnie. Agata (to moja druga połówka) mówiła, że mi odbija, że spędzam więcej czasu z nim, niż z nią. Rozumiem takie zachowanie, ale nigdy nie wyrzucałem Roberta z domu, bo chciałem z nim gadać, a nie, że było mi głupio.
Przyszedł dzień, w którym musiałem zerwać, choć chwilowy, kontakt z Agatą, z Robertem i resztą moich znajomych. Otóż miałem wypadek samochodowy na śliskiej nawierzchni, gdy już wiedziałem, że wypadnę z trasy i wyląduję w rowie z całym zewnętrznym spokojem wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki, przeżegnałem się i poddałem się sile całkowicie ode mnie niezależnej.
Gdy się obudziłem w szpitalu, przy łóżku siedział Robert i ściskając mnie za rękę, mówił, żebym nie przyjmował jakichś leków, bo podobno zmniejszają ilość neuronów i stanę się zwykłym głupkiem. Po paru minutach, gdy on wyszedł, to przyszła moja Agata i płakała cicho ze szczęścia, że żyję. Gdy siedzieliśmy i pocieszaliśmy się nawzajem, że jeszcze razem pojedziemy na narty, pojeździmy łyżwami, będziemy się wspinać na góry itd., do Sali wszedł lekarz i oznajmił mi, że trzeba podać pewne leki. Poprosiłem Agatę o wyjście na chwilę i porozmawiałem z doktorem o tym, co mi powiedział Robert. Bardzo mnie to martwiło, bo utrata rozumu, to według mnie najgorsza z najgorszych możliwości. Lekarz mnie uspokoił i powiedział, że przyniesie mi leki i żebym się przespał. I tak minęło kilka tygodni, aż mnie wypisano i mogłem wreszcie samodzielnie się poruszać. Chciałem spotkać się z Robertem, by z nim porozmawiać i powiedzieć, że nie miał racji. Zadzwoniłem do niego, ale nie odbierał, nie znałem jego rodziców, nie miał żadnych kont na portalach społecznościowych. Poszedłem wtedy do mojego kolegi, u którego pierwszy raz spotkałem, ale o odrzekł mi tylko, że to musiał być jakiś miejscowy koleś, który dołączył do naszego ogniska, bo nikogo takiego nie zna. Postanowiłem rozwiązać to nieco inaczej, szukałem jego danych we wszystkich szpitalach, parafiach, czy też urzędach. Najczęściej odchodziłem z niczym, ale pewnego razu zachodząc do pewnego kościoła, ksiądz odpowiedział mi, że taki Robert był u nich w parafii, ale jego dane są już tylko w księdze zmarłych. Nie mogłem w to uwierzyć i wybiegłem z plebanii. Ksiądz coś za mną krzyczał, ale już tego nie słyszałem. Zastanawiam się teraz, jak ktoś, kogo nie mogę znaleźć, o którym nie mam żadnych danych, miał tak wiele czasu w moim życiu.
Po sześciu miesiącach mogłem odstawić leki i żyłem już zupełnie swobodnie, wyjeżdżałem z Agatą, gdzie tylko i kiedy tylko mogłem, aż pewnego dnia nad morzem spotkałem Roberta. Ucieszyłem się, choć miałem do mojego przyjaciela wielki żal, dlaczego uciekł po moim wypadku.
-Stary, to nie tak – odpowiedział – Teraz żyjesz swoim życiem, teraz odstawiłeś te leki i dlatego możemy porozmawiać, ale niedługo musisz ponowić tę kurację, dlatego nie chce robić ci nowych nadziei, bo musiałbym cię znowu zawieść. Mimo, że jestem halucynacją, to jednak stworzoną przez ciebie i dla ciebie. Nie miałeś w młodości przyjaciół, ja ich zastąpiłem, ja cię pocieszałem, ja cię motywowałem. Teraz masz kobietę, masz wielu znajomych, na nich musisz oprzeć swoje Zycie, oni cię prawdopodobnie nie zawiodą. Żegnaj! – Robert uśmiechnął się i idąc w fale morza zniknął w nich zupełnie.
Gdy później przypadkowo byłem w kościele, tym, gdzie Robert był w księdze zmarłych, ksiądz wytłumaczył mi, że owszem, była taka osoba u nich w parafii, ale osiemdziesiąt lat temu, to starał mi się wytłumaczyć, gdy wybiegłem z plebanii.
Kilka wniosków przychodzi mi teraz na myśl. Na przykład taki, że ktoś nie musi być realny, by być przyjacielem. Taki, że halucynacja nie musi być taka straszna, ale także taki, bym zawsze się upewniał zanim zacznę rozmawiać z kimś przypadkowo napotkanym na ulicy.



Nie-codzienność

Gorące i upalne lato to najgorszy z możliwych okresów, zwłaszcza, jeśli nie masz wakacji i musisz jeszcze po pracy zrobić zakupy dla dwójki dzieci. Krzyś i Ola mają już po cztery lata, jednak nie mogliśmy sobie pozwolić na opiekunkę, dlatego pilnuje ich moja mama, a ich babcia. Ach, spieszę również z informacją dla mojego męża- jestem w ciąży! To dopiero siódmy tydzień, ale staraliśmy się z mężem tak długo. Mam już trochę lat i wiem, że moją ostatnią szansą byłoby in vitro, ale sama ta wiadomość powinna bardzo ucieszyć moją drugą połówkę. Chciałabym tak dużo nie mówić o moim życiu, ale mam taki wewnętrzny obowiązek. Otóż, kredyt będziemy spłacali jeszcze z 20 lat, także nie możemy sobie pozwolić na żadne tragedie, nasze pociechy niedługo zrozumieją świat, a mój mąż już od pięciu lat zbiera na jakiś super samochód. Jesteśmy taką typową mieszczańską rodziną-bez rewelacji. Postanowiłam na chwilę wejść do kawiarenki na kawę i ciastko, powinnam także zadzwonić do mojej przyjaciółki, by się pochwalić wiadomością. Całkiem wygodne krzesełka…
-Wszyscy na ziemię! – zaczął się wydzierać jakiś bandyta w czapce, a drugi podbiegł do kasjerki i stał przy niej- Wrzuć wszystkie pieniądze do tego worka, bo inaczej ta kobieta zginie!
Mężczyzna z zakrytą twarzą zaczął do mnie mierzyć. Boże, Boże, dlaczego właśnie do mnie?
- Szybciej! – poganiał kasjerkę ten zbrodniarz, a ja miałam łzy w oczach…
Strzał.
- Leo, sam wypalił!
- Ty ku#wa durniu! – zamaskowany mężczyzna wziął worek z pieniędzmi i zaczął uciekać
-Spie#dalamy!
Mając ostatnie sekundy świadomości, myślałam, jak bardzo świat mnie zawiódł. Dowiedziałam się również, jak jednym strzałem zabić dwie osoby dla paruset złotych. Ten jeden strzał również zniszczył życie mojej matki oraz mojego męża, który odnajdzie tych bandytów i ich zabije, kończąc w więzieniu i niszcząc życie naszych pociech. To jeden strzał, który…
  • 1

#143

nezumi1.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam wszystkich!

Pokemonów, że tak powiem, ciąg dalszy...

MISSINGNO

Wiecie skąd wziął się błąd w Pokemon Blue, który umożliwia spotkanie tajemniczego pokemona zwanego Missingno? Zastanawialiście się, dlaczego pojawiał się tylko w wersjach Blue i Red, ale nie było go w późniejszej wersji Green? Mam pewną teorię, która może to wyjaśnić.

Wszystko zaczęło się jeszcze podczas tworzenia gry, w biurze programistów. Projektanci pracowali właśnie nad wersją Blue, kiedy usłyszeli dziwne hałasy. To coś mówiło, ale żaden z programistów nie był w stanie zrozumieć jego słów. Głos stawał się coraz głośniejszy, a jego źródło zaczęło zbliżać się do jednego z pracowników o nazwisku Takenori Ōta. Wystraszony Takenori zapytał "Czego chcesz!?". W tym momencie ta rzecz nagle ukazała swoje oblicze. Okazało się, że przypomina chłopca, ucznia pobliskiej szkoły. Wyglądałby całkiem normalnie, gdyby nie to, że był cały poplamiony krwią, a jego oczy lśniły czerwienią. Co kilka sekund powtarzał jakieś dziwne słowa, które brzmiały jak "zabić radość". Chwilę później zrobiło się jeszcze bardziej niepokojąco, kiedy zaczął wypowiadać zdanie

"Missingno, nazywam się Missingno, człowiek bez numeru urodzenia"

Takenori nerwowo zapytał "Jaki numer urodzenia?", na co chłopiec odpowiedział "To numer dnia, w którym się urodziłeś. Tak jak ty urodziłeś się 31 marca 1965 roku, więc twój numer wynosi 33165. Ja nie mam numeru urodzenia, byłem tylko płodem, którego matka została zamordowana. Siłą wyciągnęli mnie z jej brzucha, po tym jak ją zabili."
- Dlaczego tu jesteś!? Cz-czego od nas chcesz!? - wykrzyczał przerażony Takenori.
- Zaprogramuj mnie w grze jako Missingno, aby inni też mogli poczuć mój ból! - krzyknął intruz.
- Co masz na myśli? - spytał programista.
- Ich dane będą uszkadzane, kiedy mnie zobaczą. Wtedy zrozumieją, co mnie spotkało, dowiedzą się, że wszystko co dobre, może być łatwo zniszczone. - stanowczo rzekł Missingno.
Takenori od razu zgodził się umieścić ducha w grze. Z jakichś powodów wiedział, co by się stało, gdyby odmówił. Reszta programistów odradzała mu tego, ale on i tak to zrobił. Pracował przez kilka dni, a gdy było po wszystkim, zagroził kolegom, aby NIGDY nikomu nie mówić o tym, co się wydarzyło. Twarz Takenoriego każdego dnia stawała się bledsza. W końcu zachorował, okazało się, że nie spał od czasu wizyty Missingno.
Satoshi Tajiri (twórca gier Pokemon i sponsor wytwórnii Game Freak) jednego dnia polecił Takenoriemu, aby wziął dzień urlopu, jednak w odpowiedzi ten zaczął przeraźliwie krzyczeć "NIE, NIE MOGĘ!!! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! JESTEM ZAJĘTY!!!". Satoshi uspokoił kolegę i zaprosił go na lunch. Takenori zgodził się na wyjście i udali się do pobliskiej kawiarnii. Programista chętnie rozmawiał z Satoshim, jednak ani słowem nie wspomniał o Missingno. Swój wygląd oraz zmęczenie Takenori wyjaśnił brakiem snu wywołanym rzekomą chorobą swoich dzieci, które złapały grypę jeżdząć samochodem z opuszczonymi oknami w deszczowy dzień. Satoshi od razu zapytał "Kto do cholery otwiera okna w deszcz? Chyba ci odbiło, Takenori!". Programista nie rozumiał, dlaczego szef miał o to do niego takie pretensje.

Kilka dni po premierze gry, Takenori obudził się w środku nocy. Gdy otworzył oczy, zobaczył pochylającego się nad nim Missingno, gdy ten rzekł "Źle to zrobiłeś! Kiedy pojawiam się w grze, powinien nastąpić błąd, który niszczy grę na zawsze!".
- Nie karz mnie!!! Ja nie wiedziałem!! Proszę, nie!!! - krzyczał mężczyzna.
- Nie zrobię ci krzywdy, ale odnajdę wszystkich, którzy grali w tę grę i od teraz będę się ukazywał w każdej z nich! Wszystkie te dzieci będą mogły podziękować panu Ōta za zaprogramowanie tak wspaniałej klątwy. - odpowiedział Missingno.
Takenori już tylko stał w swoim pokoju. Nagle przerwócił się, a jego oczy wypełniły się łzami. "DLACZEGO!? DLACZEGO!?!?" rozpaczliwie krzyczał. Z ciemności zaczęła wyłaniać się rodzina programisty. Jego najbliżsi przez około minutę mówili i robili dziwne rzeczy, jakby nie byli sobą. Jego syn zapytał "Dlaczego to zrobiłeś, tatusiu?", po czym jego twarz nagle zniknęła. Jego córeczka zdjęła koszulkę i wydrapała na swoim ciele napis "Tato, zmusiłeś mnie do tego!". Jego żona wyglądała jakby została powieszona na znajdującym się na suficie wentylatorze, jej zwisające ciało obracało się niczym karuzela.Takenori krzyknął "STOP!! PROSZĘ PRZESTAŃ!!!" i wtedy się obudził. Od razu zdał sobie sprawę, że jego rodzinie nic nie jest. Uznał, że to jakaś choroba psychiczna. Postanowił odwiedzić szpital. W końcu przybył lekarz, aby go przebadać. Po wszystkim doktor wypisał mu receptę. Jakiś czas potem mężczyzna zorientował się, że na wydanej karcie widnieje napis "Witaj, żyjmy w radości... Zostałeś ostrzeżony, nie dotrzymałeś umowy, więc chcę cię zabić, ale nie mogę. Pozdrawiam, Płód.".
Takenori wiedział, że nie mógłby tego zrobić. Teraz wolałby umrzeć niż patrzeć, jak tysiące dzieci dosięga klątwa. Wiedział, że samobójstwo nic nie da, jest skazany na życie ze świadomością szkód, które spowodował.

Gracze, którzy widzieli Missingno do teraz zastanawiają się, skąd się tam wziął. Dzieci tracą swoje save'y, kiedy próbują złapać ducha wewnątrz gry, a on sam teraz wie, gdzie ich szukać. Niektórzy twierdzą, że szkielet Kabutopsa przedstawia prawdziwą budowę Missingno. Niektórzy sądzą, że kryje się on w Aerodactylu. Obecny wygląd ducha został stworzony przez Takenoriego i nie przypomina kształtem człowieka, ponieważ programista stwierdził, że gdyby dzieciaki ujrzały jego prawdziwy wygląd, mogłyby być przerażone. Takenori miał zbyt dobre serce, aby to zrobić. Kilka innych pokemonów-błędów jak Bulbasaur, Charizard, Squirtle itp. na wysokich poziomach są uznawane za klony Missingno, które on sam stworzył, aby psuć dzieciom zabawę z grą. Sam Takenori nie ma z nimi ponoć nic wspólnego. Inni twierdzą z kolei, że reszta pokemonów-błędów są dziełem kolejnego programisty, którego nawiedzał Missingno. Kto wie, co tak naprawdę się wydarzyło. Może to nie Takenori stworzył Missingno, a ktoś inny? Kto wie...


Stary człowiek i Machop

Pamiętacie staruszka stawiającego dom w Vermilion City? On i jego Machop przygotowywali grunt na ambitny projekt nowego domu. Zajmowali się tym już od trzech lat.

Dołączona grafika


To zaledwie zalążek tej historii:

Wszystko zaczęło się w Lavender Town. Część z miastem duchów w grach Blue i Red jest krótka, ale wywiera na graczu niezapomniane wrażenia. Zły Team Rocket kradnie czaszki należące do Cubone'ów zamieszkujących wieżę w Lavender. Miejscowa sława, pan Fuji, postanawia położyć temu kres, jednak zostaje porwany. Ty, bohater gry, masz za zadanie pokonać Team Rocket i zwrócić spokój duchom zamieszkującym to miasteczko.

Historia w sumie banalna, jednak na tyle ciekawa, że każdy doszukiwał się w niej czegoś więcej. Być może chodzi o muzykę, którą słyszeliśmy poruszając się po miasteczku. Można powiedzieć, że brzmiała niczym strach. Wprowadzała nastrój, jakiego nie mogliśmy doświadczyć w żadnym innym miejscu w grze. Najlepiej zrozumieją to ci, którzy wychowali się na tej grze.

Ale czy nie ciekawi fakt, że zaledwie trzy lata później, miejsce spoczynku pokemonów zostało zastąpione przez wieżę radiową? [wydarzenia z gier Gold/Silver/Crystal - przyp. tłumacza]
Lavender Town całkowicie się zmieniło odkąd byliśmy tam pierwszy raz, do czasu wizyty w grach Gold i Silver. Pomijając różnice w estetyce, zmianie uległa też muzyka, która teraz była lekka i przyjemna. Całkowite przeciwieństwo tego, czego uświadczyliśmy w poprzedniej generacji. Interesujący jest jednak fakt, że pod tymi wszystkimi miłymi dla ucha dźwiękami, wciąż słyszeliśmy tę samą, nawiedzoną melodię.

Jak widzicie rola Team Rocket w "transformacji" miasteczka była nieco większa, niż przypuszczaliście.

Lavender Town za czasów Red i Blue było jedyne w swoim rodzaju. Tylko ono nie posiadało Gym'u, lub jakiejś atrakcji turystycznej. Fushia miała safari, Pewter muzeum, Cinnabar sławne laboratorium, a wszystko co miało Lavender to jeden wielki cmentarz. Może jeszcze ten żałosny w porównaniu z tym z sąsiedniego Celadon City Poke-Market. Lavender to zdecydowanie najbiedniejsze miasto krainy Kanto.

Pewnego dnia zjawił się biznesmen, który złożył burmistrzowi Lavender propozycję. Wieża radiowa z krainy Johto została uszkodzona w czasie burzy. Biznesmen chciał, by zburzyć wieżę duchów, a w jej miejsce postawić nową Radio Tower. Cały koszt miał zostać pokryty przez właścicieli radia, miasto odnotowałoby czysty zysk.

Burmistrz zdawał sobie sprawę z reakcji mieszkańców przywiązanych do cmentarza, jednak miasto popadało w ruinie. Zdesperowany urzędnik musiał się zgodzić na zaproponowane przez biznesmena warunki.

Cubone'sy występowały jedynie na terenie Lavender City. Wartość ich czaszek na czarnym rynku była ogromna. Jedynym warunkiem biznesmena było pozwolenie na polowanie na te rzadkie pokemony. Pieniądze ze sprzedaży czaszek miały pokryć koszt budowy wieży radiowej.

Kto był tajemniczym biznesmenem? Giovanni. [szef Team Rocket - przyp. tłumacza].
Kto był burmistrzem Lavender? Sam pan Fuji.

Red [bohater pierwszych gier o pokemonach - przyp. tłumacza] był tylko pionkiem na planszy planów Team Rocket. Zaraz po tym jak ocalił miasto oraz jego mieszkańców i odszedł, by ruszyć w dalszą podróż, Rockersi błyskawicznie wznowili polowania na Cubone'y.

Plan przewidywał także niespokojne dusze pokemonów, zamieszkujących starą wieżę. Giovanni po przejęciu Sliph Company mógł masowo produkować urządzenia pozwalające dostrzec duchy, co ułatwiłoby zlokalizowanie i przeniesienie ciał. Aby uniknąć zagrożenia, Giovanni postanowił wybudować nową wieżę, w której duchy zmarłych pokemonów znalazłyby spokój.

Znał idealne miejsce - puste wzgórze w Vermilion City...

Aby nie wzbudzać podejrzeń ingerencji Team Rocket wśród mieszkańców, Gio wynajął niezależnego budowniczego, który miał postawić fundamenty nowej wieży. Budowniczy posługiwał się tanią siłą roboczą, wytrenowanymi do tych celów pokemonami - Machopami.

Wystąpiły jednak problemy, teren budowy nawiedzały sztormy, jak to bywa w przymorskim miasteczku. Ciągle trzeba było zaczynać od nowa. Jakby tego było mało, cały budżet tego przedsięwzięcia był przechowywany w pobliskim banku, który został obrabowany. Kilka Machopów pracujących na budowie zginęło w tajemniczych okolicznościach. Po pewnym czasie mieszkańcy, nie znający celu budowy, zaczęli żartować o klątwie rzuconej na ten teren. W rzeczywistości śmierci Machopów spowodowane były tym, że nie potrafiły one odeprzeć ataków duchów. [Machopy to pokemony typu walczącego, zadające ciosy fizyczne, nie mogące zranić Pokemona Ducha, z kolei na ciosy tych drugich Machopy są wrażliwe - przyp. tłumacza]

Pojawiły się naciski, by kontynuować budowę Radio Tower bez przenoszenia ciał. Giovanni jednak bał się i kategorycznie odmówił. Jedyne, czego bał się bardziej od utracenia władzy, to niepokojenie dusz umarłych pokemonów. Kilku jego najbliższych współpracowników opowiadało, że miewał urojenia, jakoby duchy chciały się z nim skontaktować, co okazało się prawdą nawiązując do wydarzeń z budowy w Vermilion. Zaczęto mówić, że Gio nie może się pogodzić, iż został pokonany przez dziesięciolatka [Reda - przyp. tłumacza].
W końcu Giovanni zrezygnował z władzy i nagle i pewnego dnia zniknął, po czym nikt go więcej nie widział.

Już następnego dnia po objęciu władzy w Team Rocket przez nowych liderów, wieża w Lavender została zburzona. Co dziwne, tego samego dnia staruszek nadzorujący budowę w Vermilion, zmarł.

Pozostałości budowy w Vermilion City znajdują się tam do dziś. Są opuszczone. Zostało właściwie tylko kilka nagrobków, po zmarłych Machopach. Przebywające tam osoby odczuwają niepokój. Niektórzy słyszą głosy konania lub bardzo smutną melodię.

Większość omija to miejsce. Choć czasem niektórzy przybysze z odległych krain twierdzą, że nocą widzieli tam staruszka i jego Machopa, nadal stawiających fundamenty nowego cmentarza...

------------------

Z innej beczki:

Obserwator

Ta rzecz jest tutaj już od prawie tygodnia. Ta figura w oknie. Wygląda na bezpłciową, jakby sama skóra wisząca na formie w kształcie człowieka. Najpierw się zbliżało, a teraz już przylega do szkła. Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło, ani jak się tego pozbyć.

Na początku myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie żarty, że to jakaś lalka czy manekin podrzucony przez miejscowych palantów, aby mnie nastraszyć. Zrozumiałem, że nie mam racji kiedy obszedłem dom od zewnątrz. Nigdzie tego nie było. Pozostała jeszcze możliwość, że ktoś to schował kiedy tylko wyszedłem. Szybko wbiegłem z powrotem, aby się przekonać. Spojrzałem przez to samo okno. To coś wciąż tam było i gapiło się na mnie. Zacząłem przeszukiwać mieszkanie wrzeszcząc, aby dowcipniś się pokazał, ale nigdzie nikogo nie było. Ta rzecz jest naga i łysa. Właściwie nie ma nawet oczu, można nawet powiedzieć, że nie posiada twarzy. Wiem, że mnie obserwuje, gdyż jej głowa jest zwrócona wprost na mnie, kiedy wchodzę do tego pokoju.
Siedząc przy komputerze cały czas czuję, że to wierci we mnie swoim spojrzeniem pełnym nienawiści. Jednakże kiedy odwracam się, jest niewinnie zwrócone w zupełnie innym kierunku.

W czwartek w końcu zdecydowałem się otworzyć okno. Okazało się, że jest zablokowane, ani drgnęło. Sądzę, że to coś je przytrzymywało.
Korzystając z okazji przyjrzałem się tej twarzy.
Oczy, usta oraz nos tam były, ukryte pod skórą.

Wtedy to spostrzegłem. Patrząc na mnie, uśmiechało się.

Oczywiście zacząłem krzyczeć.

Wziąłem zamach, aby rozbić szybę pięścią, raz na zawsze pozbyć się zagrażającego mi potwora. Wiedziałem, że mam dość siły, aby rozbić szkło. Powinno się stłuc, jednak nic się nie stało. Wzdrygnęło się tylko pod moją ręką, ale nie pękło.
Jej przerażający uśmiech stawał się coraz szerszy i szerszy. Kiedy już myślałem, że zaraz przedzieli nim swoją głowę na pół, to podniosło swoją dłoń i uderzyło w szybę. Ta rzecz szydziła ze mnie, kiedy tylko odsunąłem się zobaczywszy powstałe na oknie pęknięcie, to zaprzestało uderzeń.
Nie chcę nigdy więcej oglądać tego okropnego uśmiechu w moim domu.

Wziąłem rolkę srebrnej taśmy klejącej i zacząłem zaklejać okno. Starałem się na to nie patrzeć, ale omal nie narobiłem w gacie zdając sobie sprawę, że ono przez cały czas na mnie patrzy. Nie mogłem się powstrzymać, aby po raz ostatni nie rzucić okiem.

W końcu w ułamku sekundy zerknąłem na tę zakrytą skórą twarz.

Było rozzłoszczone.

Tym razem tylko wyszczerzało swoje zębiska. Skóra w miejscu ust była rozdarta i mogłem zobaczyć bezdenne gardło tego czegoś. Teraz w całym domu dało się usłyszeć dziwne, groźne mruczenie. Podwójna warstwa ukrywająca jeszcze oczy i nos zaczęła pękać wzdłuż czaszki. Czym prędzej zerwałem taśmę. Mruczenie ustało, skóra zakrywająca usta zaczęła się zrastać i to znowu się uśmiechało.

Teraz jest noc. Nie słychać już żadnych hałasów, żadnych grzmotów, żadnego tłuczonego szkła. Teraz jest tylko cisza. Pisząc to, czuję jedynie jego pazury chwytające oparcie mojego krzesła. Czasem tylko usłyszę cichy dźwięk pękania skóry, kiedy się do mnie uśmiecha.

Mój własny obserwator...

Użytkownik nezumi1 edytował ten post 18.07.2010 - 17:07

  • 6

#144

Ro-Bhaal.
  • Postów: 89
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Akapit

Musisz mi zaufać. Dam ci radę, a ty musisz postąpić zgodnie z nią, nie zadając żadnych pytań. Musisz przestać czytać tą historię i przejść od razu do ostatniego akapitu. Zrób to, bez czytania treści pozostałych akapitów. Proszę... zaufaj mi.
To, co się stanie, jest tylko i wyłącznie twoją winą. Nie zdałeś testu, więc teraz znajdujesz się w niebezpieczeństwie. Nie napisałem tego z własnej woli. To Oni mnie do tego zmusili. Ja tylko trzymam palce na klawiaturze. To Oni piszą słowa, które teraz czytasz. Właśnie - słowa. Nie odrywaj od nich wzroku. Cokolwiek by się stało, nie odrywaj wzroku od tekstu. Napiszę ci, co musisz zrobić. Jeżeli nie postąpisz zgodnie z moimi poleceniami, zginiesz. A teraz słuchaj uważnie. Po pierwsze, musisz ominąć następny akapit. Pod żadnym pozorem nie możesz go przeczytać. Po prostu go zignoruj, i przejdź do następnego. Uwierz mi. To twoja jedyna szansa, żeby uniknąć cierpienia. Omiń następny akapit. Zrób to!
Zakazany akapit: Musiałeś to przeczytać, prawda? Oni wiedzieli, że to zrobisz. Teraz jest już za późno. Nic więcej nie możesz zrobić. Jeżeli są jacyś ludzie, których kochasz, zadzwoń do nich. Powiedz im to, co mówią swoim bliskim ludzie, którzy wiedzą, że są bliscy śmierci. Następnie przygotuj się. Od tej chwili pozostaniesz przy życiu tak długo, aż nie zaśniesz. Kiedy następnym razem wpadniesz w objęcia snu, już się z nich nie wydostaniesz. Oni cię obserwują. Słuchają twoich myśli. Czekają na ciebie. A kiedy zaśniesz, przyjdą po ciebie. Powinieneś mi zaufać wcześniej.
Jeżeli ominąłeś poprzedni akapit, postąpiłeś właściwie. Jednak twoje kłopoty nie dobiegły końca. Decydując się zaufać mi, dałeś sobie szansę, aby przeżyć. Oto, co musisz wiedzieć. Oni cię obserwują. Słuchają twoich myśli. Czekają, aż popełnisz błąd. A kiedy to zrobisz, przyjdą po ciebie. Żeby pozostać przy życiu musisz pobrać krew od kogoś, kogo kochasz. Musisz robić to każdego dnia. Wystarczy kropla, wypływająca z małej rany na palcu. To wszystko, czego oni chcą. To wszystko, czego potrzebują. Teraz są wewnątrz ciebie. I czekają. Jeżeli kiedyś, pomiędzy wstaniem rano, a położeniem się spać w nocy, nie pobierzesz krwi od ukochanej osoby, lepiej nie zasypiaj. W innym wypadku, już nigdy się nie obudzisz. Podążaj zgodnie z moją radą i nigdy, powtarzam - nigdy - nie czytaj zakazanego akapitu. Zaufaj mi.
Jeżeli posłuchałeś mnie przy czytaniu pierwszego akapitu i ominąłeś pozostałe, gratuluję. Pamiętaj, żeby nigdy nie czytać akapitów, które ominąłeś. Musisz mi zaufać. I proszę, życz mi szczęścia. Jestem tak zmęczony, tak śpiący...

Użytkownik Ro-Bhaal edytował ten post 18.07.2010 - 20:26

  • 4

#145

nezumi1.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Laleczka

W dawnych czasach bardzo często praktykowano chowanie przedwcześnie zmarłych dzieci wraz z ich ulubionymi zabawkami. Mogło to być cokolwiek, drewniana łódka, kij do baseballa, lalka lub jakakolwiek inna rzecz, do której dziecko było przywiązane.

Szmaciana lalka z niebieskimi oczami, ukochana zabawka Beth Parson, została pochowana wraz z nią, kiedy dziewczynka zmarła. Dwa tygodnie po pogrzebie, ojciec dziewczynki znalazł ową lalkę leżącą na ganku. Uznał, że w czasie pogrzebu zaszła pomyłka i po cichu zakopał lalkę w grobie córeczki.
Półtora tygodnia później, leżącą tym razem na podłodze pokoju córki, mokrą i brudną lalkę odnalazła matka dziewczynki. Wraz z mężem udali się do bliskiego im księdza, ten pobłogosławił zabawkę i wspólnie ponownie zakopali ją w mogile Beth.

Niedługo potem znaleźli lalkę po raz trzeci. Leżała na łóżeczku ich zmarłej córki. Tym razem jednak miała przyczepioną karteczkę, na której widniał napis:
"Tam jest tak ciemno i zimno. Nie podoba mi się tam. Dlaczego nie pozwalacie mi zostać?"


Obserwator vol. 2

Zazwyczaj sypiałem przy otwartym oknie. Mam taki zwyczaj, a że mieszkam na trzecim piętrze, nic mi nie grozi... tak mi się przynajmniej wydawało.
Trzy dni temu to była ostatnia noc w moim życiu, kiedy spałem przy otwartym oknie. Właściwie to wszystko zaczęło się już kilka tygodni temu. Od pewnego czasu zdarzało mi się słyszeć drapanie na zewnątrz budynku, niedaleko mojego okna. Trwało to wiele dni, ale byłem pewien, że po prostu jakiś ptak uwił sobie tam gniazdo. Pewnej nocy ten dźwięk mnie obudził. Brzmiał tak samo jak zawsze, jednak tym razem był bardzo głośny, jego źródło musiało znajdować się tuż obok mojego mieszkania. Nie chciałem, aby jakieś ptaszysko wleciało mi do pokoju, więc czym prędzej zamknąłem okno i poszedłem spać dalej. Kiedy się obudziłem, ono znów było otwarte. Stwierdziłem, że później tej samej nocy musiałem znów je otworzyć, tylko byłem tak zaspany, że tego nie pamiętam. Nie wzruszyłem się tym i zająłem się moimi codziennymi czynnościami. Kiedy następnej nocy głośne drapanie się powtórzyło, także zamknąłem okno, tym razem jednak zawieszając haczyk. Chwilę potem usłyszałem pojedyncze stuknięcie w szybę. Pomyślałem, że ten nieznośny ptak uderzył w nią próbując wlecieć do środka.
Chciałem się jednak upewnić, więc otworzyłem okno... w samą porę żeby zobaczyć długą, chudą ludzką rękę, wycofującą się w ciemność.

To, oczywiście, cholernie mnie przeraziło. Nie spałem przez resztę nocy. Siedziałem w salonie, jedynym pokoju poza łazienką, w którym nie było okien. W jakiś sposób przekonałem sam siebie, że to była moja wyobraźnia. Śmiałem się sam z siebie, jakoby przeraziłem się zwykłym cieniem. Tej feralnej nocy znów spałem przy otwartym... i to był największy błąd w moim życiu. Ponownie usłyszałem drapanie i głupi sądziłem, że nie ma się czym martwić. Zasnąłem, jednak już za chwilę musiałem wstać za potrzebą. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem to, stało na środku pokoju. Bardzo wysoka (musiała garbić się, aby zmieścić w mieszkaniu), chuda, ponura postać. Zdawała się mieć szarą skórę i była pozbawiona włosów. Nie wiem, jak to opisać, miało najbardziej odrażającą twarz, jaką w życiu widziałem. Nie jesteście w stanie nawet wyobrazić sobie tego widoku. Po prostu stało i gapiło się wprost na mnie.
Kiedy tylko to coś spostrzegło, że nie śpię, wykrzywiło twarz w wielkim, odrażającym uśmiechu i wypełzło z powrotem przez okno. Zanim wyszło, opuściło jeszcze rękę, aby pomachać mi na pożegnanie. To była ta sama dłoń, którą widziałem tamtej nocy, kiedy bestia zapukała do okna. Od tamtej pory nie przespałem ani jednej nocy. Nie wychodzę z mieszkania, pozamykałem wszystkie okna i drzwi. Za dnia przenoszę wszystkie niezbędne produkty do salonu i łazienki. Każdego dnia po zmroku wciąż słyszę ciche stukanie, za każdym razem dochodzące z innego okna, tak jakby on krążył wokół mojego mieszkania. To mnie przeraża, jednak nie tak bardzo jak ta dręcząca mnie bez przerwy myśl:
Skoro słyszałem to drapanie od kilku tygodni, to od jak dawna ten potwór wchodził do mojego pokoju i obserwował, jak śpię?

Użytkownik nezumi1 edytował ten post 18.07.2010 - 22:35

  • 4

#146

stadlar.
  • Postów: 10
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Moj pierwszy post na forum i od razu wlasna Creepypasta :) Powstala troszke na bazie wlasnego doswiadczenia, chyba sami sie domyslicie co jest dodatkiem fikcyjnym a co nie :)


Tabletki

Miałem problemy ze snem. Sesja egzaminacyjna tak mi rozregulowała organizm, że mogłem w nocy siedzieć do 4-5 rano, a w dzień tylko bym spał. Próbowałem różnych metod, zaczynając od liczenia baranów, na czytaniu książki kończąc. Brak rezultatów zmusił mnie do pofatygowania się do lekarza i prośby o środki nasenne. Przepisał mi jakieś lekkie pigułki, które brałem kwadrans przed snem. Działały bardzo dobrze, faktycznie po 15 minutach spałem jak zabity. Dość dziwne jednak było, że o tych tabletkach nie mogłem znaleźć żadnych informacji w internecie, nie figurowały one w żadnym znanym spisie leków, internetowych aptekach. Pamiętam jak Pani farmaceutka gdy jej pokazałem receptę spojrzała na mnie bardzo dziwnym wzrokiem i jakaś taka zatroskana dała mi te tabletki. Gdy opuszczałem aptekę dostrzegłem, że ciągle się na mnie patrzyła, mimo iż przy kasie stał inny klient. Jej wzrok był jakiś taki pusty, zdradzający conajmniej lęk. Nie przejąłem się tym zbytnio, najważniejsze było spróbować medykamentów do pomocy w przywróceniu organizmu do normy.
Któregoś środowego wieczora zostałem w domu sam. Następnego dnia miałem wstać wcześniej, więc żeby się trochę wyspać poszedłem spać o 22. Dla pewności wziąłem 3 tabletki przepisane przez lekarza, na opakowaniu była informacja że to maksymalna dawka do wzięcia naraz. Tuż przed snem pograłem sobie w Age of Empires 2, żeby zmęczyć oczy. Doszedłem do misji, w której trzeba było wybić dziury w murach Jerozolimy i zniszczyć wszystkie 5 wieżyczek wewnątrz miasta. Jeszcze przed snem gra zaczęła mi się dziwnie wieszać. Najdziwniejsze jednak było to, że gdy toczyłem jedną bitwę, oddziały Teutonów (obrońców Jerozolimy) ustawiły się w litery: "Uważaj!". Uznałem to za zbieg okoliczności i grałem wówczas dalej. Sen mnie zmorzył, gdy zlokalizowałem cztery z pięciu wieżyczek. Wówczas wziąłem 3 tabletki. Odchodząc od komputera usłyszałem z głośników dziwny syk. Uznając to za wadę sprzętu zwyczajnie wyłączyłem je.
Śniły mi się rzeczy bardzo dziwne. Na początku wstawałem z łóżka i widząc na siedzeniu przed komputerem jakąś postać, klikającą po przeglądarce internetowej, powiedziałem najpierw : "spier... ja chcę spać", uznając że to mój ojciec. Gdy postać wyszła sam zasiadłem do kompa, żeby sprawdzić co domniemany tatuś robił na kompie. Ku mojemu zdumieniu i zniesmaczeniu oglądał jakieś strony firmy zajmującej się wywozem szamb. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że na stronie znajdywało się mnóstwo zdjęć osób dosłownie ufajdanych w fekaliach i...mających czarne, jednakowe oczy bez śladu jakiegokolwiek białka. Zamknąłem to czym prędzej i zacząłem grać w Age of Empires, przechodząc...misję z oblężeniem Jerozolimy. Gdy zniszczyłem trzy wieżyczki zamknąłem grę i odszedłem od komputera. Nie wiem po co(ale w snach nigdy nic nie wiadomo) ubrałem się i wyszedłem do sklepu po chleb. Gdy wróciłem znowu ujrzałem tę samą postać siedzącą przy kompie i ponownie przekląłęm pod jej adresem, każąc jej się wynosić z pokoju. Postać wstała, wyrzuciła coś do śmietnika i wyszła. A ja położyłem się ponownie do łóżka i zacząłem kolejny sen we śnie. Tym razem dotyczył on mojej dziewczyny i był nadwyraz przyjemny, o charakterze czysto erotycznym.
Obudził mnie przeraźliwy pisk, który okazał się być moim nowym sygnałem ustawionym na dźwięk budzika. Gdy szykowałem się do wyjścia na zajęcia nigdzie nie mogłem znaleźć swoich tabletek, choć pamiętam że leżały koło laptopa. Olałem sprawę i wyszedłem. Po powrocie nie miałem nic do roboty, więc uruchomiłem Age of Empires by dokończyć wczorajszą misję. Uruchomiłem save i oblał mnie zimny pot. Stan misji był dokładnie taki, jak w moim śnie. Trzy wieżyczki zniszczone, tyle samo mapy odkryte co w trakcie snu. Co gorsza, do mojej wioski szły oddziały wroga uformowane w napis: "Ostrzegałem". Jak sparaliżowany siedziałęm przed komputerem nie wiedząc co robić. W końcu przypomniałem sobie fragment snu, w którym nieznana postać wyrzucała coś do śmietnika. Spojrzałem i było tam opakowanie po tabletkach nasennych, całe wymięte i...umazane krwią. Wtedy dostrzegłem, że na klawiaturze również są jakieś plamy. Przełknąłem ślinę i postanawiając się dowiedzieć o co tu u diabła chodzi założyłem buty i wyszedłem do tego lekarza, który mi przepisał te tabletki. Gdy doszedłem do przychodni okazało się, że jest dziś zamknięta z powodu jakiejś awarii. Zszedłem więc do apteki, w której to świństwo kupiłem. Zapytałem o farmaceutkę, która kilka dni wcześniej sprzedała mi tabletki. Jej przełożona powiedziała mi, że takiego leku tu nie sprzedają a tamtego dnia apteka była zamknięta...Gdy podałem więc opis farmaceutki usłyszałem jeszcze bardziej szokujące słowa, mówiące o tym, że nikt taki tu nigdy nie pracował. Wróciłem do domu conajmniej przerażony. Chcąc wyrzucić śmieci i oczyścić klawiaturę z krwi dostrzegłem, że tabletek w koszu nie ma, zwyczajnie wyparowały. Postanowiłem więc przynajmniej usunąć ten cholerny save z gry. Gdy naciskałem "Delete" moim oczom ukazał się komunikat: "Naprawdę myślisz, że to ci coś da?". Moje nerwy będące już na skraju załamania psychicznego kazały mi mimo wszystko usunąć to coś. Wtedy mój ekran zrobił się całkowicie czarny, a po chwili pojawił się na nim napis: "Wrócę".
Do końca dnia nie uruchamiałem już komputera. Ze zmęczenia padłem na łóżko i niedługo potem zasnąłem. Obudziło mnie trząchanie w ramię. To była matka, która wróciła z naszej działki, krzycząca mi nad uchem: "Wstawaj do diabła, co Ty na uczelnię nie poszedłeś w ogóle?!". Zobaczyłem na zegarek, była godzina 13:30. Zajęcia kończyłem o 15:00, więc nie było sensu już iść. Wtedy zdałęm sobie sprawę, że to wszystko było koszmarnym snem. Gdy zapytałem jej jaki dziś jest dzień i uzyskałem odpowiedź: "czwartek przecież" odetchnąłem z ulgą. Po ogarnięciu się i zjedzeniu czegokolwiek zauważyłem, że leci mi krew z nosa. Miałem już tę dolegliwość kiedyś, więc niespecjalnie się tym przejąłem. W koszu na śmieci dostrzegłem jednak to samo, co we śnie - leżące opakowanie po tabletkach umazane krwią. Tym razem jednak widząc co mi się działo z nosem uznałem, że pewnie miałem po nich jakąś fazę i wziąłem za dużo, a potem wywaliłem opakowanie mając ręce ufajdane we krwi z cieknącego nosa. Nawet wieczorne odkrycie, że faktycznie save z gry był w takim stanie, jaki był we śnie nie przeraziło mnie zbytnio. Byłem przekonany, że to wszystko wina tabletek i dziwnych faz, jakie powodowały. Wtedy jednak zacząłem się zastanawiać, co w takim razie było snem, a co jawą...przecież jeżeli pamiętam, że w tym śnie grałem i wyganiałem kogoś sprzed komputera, to kto to był ? Z początku uznałem, że popadam w jakąś paranoję, ale uwierzcie mi - nigdy na widok chleba nie wypuściłem z rąk noża na podłogę...
  • 2

#147

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tłumaczę na bieżąco więc będę edytował ten post co jakiś czas - ot tak żeby nie pisać jakiejś wielkiej ściany tekstu ;).

"Snuff Film"

Czy widziałeś kiedykolwiek film, podczas którego umiera człowiek ? Zapewne powiesz : "Jasne, przecież oglądałem masę horrorów". Jednak ja pytam się o filmy które przedstawiają prawdziwe, nie reżyserowane zabójstwa.

Filmy z rodzaju "Snuff" są właśnie tym co mam na myśli. Nagrywane a następnie rozpowszechniane w (wątpliwych) celach "rozrywkowych". Pod ten rodzaj nie podchodzą filmy na których zarejestrowano samobójców czy też sceny z wypadków.

Według MPAA, FCC oraz FBI, nie ma czegoś takiego jak Snuff Film. To dotyczy również sławnego filmu "Faces of Death". Wszystko co przypuszczasz że może należeć do tego tajemniczego gatunku, jest fałszywe, podrobione lub po prostu nikt nie zrobił go celowo. Takie właśnie filmy możemy odnaleźć na tych wszystkich niesmacznych "szokujących" stronach.

To wszystko jedno wielkie kłamstwo.

Istnieje, od 30 do 40 takich filmów które krążą (niekoniecznie damy radę znaleźć je w internecie) po całym świecie. Najwcześniejszy z nich, niemy film, zatytułowany po prostu "La mort d'une fille", pochodzi z roku 1896.

Ostatni z nich, sądząc po fryzurze i obecności popularnego w tamtym czasie t-shirtu "Frankie Says Relax", pochodzi prawdopodobnie z 1983 lub 1984 roku. Nagrany został na kasecie "Betamax".

Filmy różnią się od siebie poziomem przemocy, aczkolwiek w każdym z nich po zabiciu dziewczyny o brudnych blond włosach i przenikliwych niebieskich oczach, następuje coś w rodzaju rytualnego seksu. Co jest w tym wszystkim najbardziej niepokojące ?

To fakt, że w każdym filmie pojawia się ta sama kobieta...

"Elizabeth"

Dzwoni telefon. Biegnę co sił w nogach, mając nadzieję że to dzwoni mój ojciec, że chce oznajmić mi że przyjedzie mnie uratować, że zabierze mnie stąd. Wreszcie będę mogła opowiedzieć wszystkim co stało się z Elizabeth, wszystko wreszcie będzie dobrze. Mama wreszcie przestanie płakać.

W końcu dotarłam do telefonu. "Oh Elizabeth" osoba na drugim końcu słuchawki mówi przez łzy. To nie mój ojciec, to mama.

"Mamo ? To ja Bethany. Nie Elizabeth."

"Oh Elizabeth, Ty głupiutka dziewczynko. Czy to kolejny z Twoich wymyślonych pseudonimów ? Posłuchaj mnie Elizabeth, dzwonię do Ciebie żeby się pożegnać."

"Mamo ? To naprawdę nie jest Elizabeth, to ja Bethany. O czym Ty w ogóle mówisz ?"

"Elizabeth ! Wiem że jesteś troszkę oszołomiona przez te leki które podają Ci w szpitalu. Od czasu tej katastrofy wiedziałam, że tak właśnie będzie".

"Mamo, przerażasz mnie ! Proszę przestań" Matka jednak nie chce mnie słuchać.

"Chciałam tylko się pożegnać, powiedzieć Ci że bardzo Cię kocham, nawet jeżeli nie jesteś taka sama, i chciałam powiedzieć Ci że niedługo znowu będziesz z nami po tym jak... odejdziesz"

"Mamo ? Czy to Ty ? Mamo proszę ! Wytłumacz mi co Ty mówisz !" Zaczynam płakać.

"Pobraliśmy od Ciebie kilka komórek, teraz stworzymy Twoją dokładną kopię. Mamy już ich tylko kilka, więc to będzie musiał być ostatni raz. Wszystko od nowa ! Tak jakby nic nigdy się nie zdarzyło, Lizzy!" Słychać radość i podniecenie w jej głosie.

Długa cisza na linii... "Co masz na myśli" Pytam się szeptem.

"Oh Elizabeth, narodzisz się raz jeszcze ! Będziesz wyglądać dokładnie tak samo. Mamusia i Tatuś też będą dokładnie Ci sami. Nastały Twoje trzynaste urodziny, dziś w nocy umrzesz jak wszystkie pozostałe. Bardzo Cię kocham słoneczko. Pielęgniarka poda Ci dzisiaj truciznę i wszystko będzie mozna zacząć od nowa". Rozłączyła
się, zostawiając mnie z monotonnym, powtarzającym się dźwiękiem "booop, booop, booop"

Moje serce nagle zaczęło walić jak oszalałe. Usłyszałam kroki pielęgniarki. Wybiegłam jak oparzona z kuchni i pobiegłam na górę. Kiedy dotarłam do mojego pokoju zauważyłam, że wycieraczka z moim imieniem zniknęła a na drzwiach, wielkimi literami napisane było : "BETHANY : miejsce fig, miasto zmartwychwstania". Następnie "KLONOWANIE W TOKU"

Poczułam tylko przeszywający ból, srebrna kula która wbijała się w mój mózg.

...................

"Ohh, jaka piękna, jak będzie się nazywała ?"

"Nie wiem. Mam co do niej dobre przeczucia, być może nazwę ją Elizabeth?"

"Mamusia" i "Tatuś" klonowali swoją córkę, a potem zabijali ją kiedy nie była dokładnie tak samo idealna jak oryginał.

"Śmierć"

Niektórzy ludzie znani są z tego że potrafią skomunikować się ze Śmiercią. Tak naprawdę, nie ma fizycznej możliwości aby to uczynić, ON musi sam przyjść do Ciebie. Nie masz żadnej kontroli nad tym, czy zrobi to, czy nie. Jednak pewnego dnia, kto wie, być może zawędruje i do Ciebie.

Stanie się to tylko wtedy gdy będzie sam, być może idąc opuszczoną leśną drogą, wracając z pogrzebu swojej ukochanej osoby. Usłyszysz głośny warkot silnika, którego natężenie będzie rosnąć z każdą sekundą. Jeżeli się odwrócisz zobaczysz starą, zardzewiałą ciężarówkę która szybko będzie zbliżać się do Ciebie. Jeżeli nie odwrócisz się... cóż wtedy nie zobaczysz jej dopóki Cię nie dopadnie, a uwierz mi... dopadnie na pewno.

Z ciężarówki wysiądzie wysoki mężczyzna. Jego oczy będą ukryte w cieniu, zasłaniane przez daszek starej bejsbolówki. Przedstawi się jako Śmierć, i podświadomie będziesz wiedział że nie kłamie.

Da Ci szansę aby odzyskać zagubioną duszę Twojej miłości. Jeżeli odmówisz, grzecznie skinie głową i pojedzie w swoją stronę. W Twoim życiu nie zmieni się nic, jednak będziesz codziennie zastawiał się co by było gdybyś zaakceptował daną Ci ofertę. Jeżeli zgodzisz się na jego propozycje, będziesz musiał zejść do podziemi i stoczyć oszalałą walkę w piekielnym labiryncie aby odzyskać to co utraciłeś. Nikt nie wie, co stanie się jeżeli wygrasz.

Użytkownik Shinji77 edytował ten post 21.07.2010 - 11:31

  • 3



#148

oldzi2.
  • Postów: 33
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Myślałam trochę jak przetłumaczyć tę krótką pastę, bo po angielsku brzmi ona o wiele lepiej, ale oto co udało mi się sklecić :)

Wiadomość

Nie potraktuj tego od razu jako bredzenia jakiegoś obłąkańca. Jest jakiś sens tej historii, ale musisz przeczytać to do końca.

Patrz- wszyscy zastanawiamy się czy podróże w czasie są możliwe, prawda? Otóż, pozwól, że coś ci powiem- są. Wiem, że pewnie w to nie uwierzysz, ale jestem z przyszłości. To naprawdę wspaniała sprawa, móc widzieć przeszłość, oglądać dawne wydarzenia i tak dalej. Wiemy teraz więcej niż kiedykolwiek.

Za tym wszystkim stoi jednak ważniejszy cel. Nie pozwalają nam zaglądać w przeszłość i NIGDY nie wolno nam kontaktować się z samym sobą. Powiem ci coś- właśnie łamię ten przepis. Tak stary, gadasz z samym sobą; przyszłym sobą. Zabiją mnie za to, ale wiesz co? Pogodziłem się z tym. Mówiąc do ciebie zapobiegam czemuś, co jest GORSZE niż śmierć. Nie mogę ci wprost powiedzieć co masz robić, bo filtry to wyłapią. Nie mogę zrobić zbyt wiele, mogę wysłać ci tylko małą wskazówkę.

Siebie tylko będę mógł winić, jeśli nie zrozumiesz wiadomości, którą tworzą pierwsze słowa każdego akapitu...

Użytkownik oldzi2 edytował ten post 21.07.2010 - 16:51

  • 4

#149

Ro-Bhaal.
  • Postów: 89
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Pustka

To może zdarzyć się pewnego ranka, gdy obudzisz się w swoim domu i zorientujesz się, że jest on pusty. To może być normalna sytuacja - twoi rodzice pewnie poszli już do pracy. Ten poranek będzie jednak inny niż pozostałe. Otoczenie będzie wydawało się dokładnie takie samo, jak zawsze. Dostrzeżesz jednak, że jest ciszej niż zwykle. Gdy wyjdziesz na dwór nie zobaczysz nigdzie ptaków, owadów, innych zwierząt... i ludzi. Możesz szukać, ale nie znajdziesz żadnej innej, żywej istoty. Świat będzie zupełnie pusty.
Obecnie w Stanach Zjednoczonych prowadzonych jest ponad sto tysięcy spraw dotyczących zaginionych ludzi. Przy większości okazuje się, że osoba zaginiona została porwana lub zamordowana. Niektórych spraw jednak nie da się wyjaśnić w żaden sposób. Wygląda to tak, jakby poszukiwana osoba po prostu zniknęła.

Koty
Naukowcy twierdzą, że koty nie miauczą, żeby zakomunikować, że coś jest nie tak, albo że znajdują się w niebezpieczeństwie. Miauczą, gdyż z natury są rozmowne i pragną porozumiewać się z innymi.
A teraz zastanów się - dlaczego koty czasami miauczą, gdy są same w pokoju?

Użytkownik Ro-Bhaal edytował ten post 21.07.2010 - 22:49

  • 1

#150

Imb.
  • Postów: 394
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Nie boisz się, prawda?"



Leżysz w swoim łózku, a jednostajny szum wentylatora jest jedyną rzeczą oddzielającą Cię od absolutnej ciszy.

Wiesz, że pewien rodzaj ciszy jest tak gęsty i ciężki, że jest niemal jak hałas? Ta cisza, gdzie możesz usłyszeć igłę, upadającą na drugim końcu mieszkania; ta cisza, w której Twe uszy wypełnia rytm bicia Twojego własnego serca, kiedy masz je dociśnięte do poduszki. Chodzi o ten rodzaj ciszy.

Ten szum jest jedynym słyszanym przez Ciebie dźwiękiem, takim, jaki zazwyczaj jest nawet niezauważany, chyba, że tylko to słychać. To pocieszające, nieważne, czy zdajesz sobie z tego sprawę, czy też nie. Taki rodzaj białego szumu. Ale nagle w pokoju powraca temperatura ustawiona na termostacie, i szum ustaje, kiedy wentylator wydaje tępę brzęknięcie. Na swoje nieszczęście jeszcze nie śpisz i cisza zaczyna Cię ogarniać.

Powinieneś był pocieszony wiedzą, że teraz możesz usłyszeć wszystko dookoła; może to zastąpić spowity ciemnością wzrok. Ale nie jesteś. Takie właśnie otoczenie umiejscawia Cię na krawędzi, powoduje przyspieszenie bicia serca, sprawia, że ciało pulsuje bez wytłumaczenia, i to ostrzega Cię, kiedy nie jesteś sam.

Ale jesteś sam, racja? Leżysz tutaj, mając oczy zamknięte już prawie od 15 minut, i masz pewność, że wszystko w pokoju było w porządku nim zgasiłeś światło; bystrzak z ciebie. Te wszystkie zaliczone quizy na Facebooku upewniły Cię w tym, co i tak już wiesz, że gdybyś był bohaterem jakiegoś horroru, przetrwałbyś do końca. Już prawie ukończyłeś układanie ostrożnych planów tego, co byś zrobił w każdej sytuacji o jakiej czytałeś na creepypasta.com. Ale to przecież bez sensu, prawda?

Nie boisz się. Albo przynajmniej próbujesz tak sobie wmówić.

Ale zaraz... co to było? Czy to był szelest tkaniny? Ale przecież nie zmieniłeś swojej pozycji, nie wykonałeś żadnego ruchu. Czy to Ty wydałeś ten odgłos? Nie, nie mogłeś. Leżysz sparaliżowany na łóżku, zesztywniały z niepokoju, że musiało się to przydarzyć akurat teraz. Musiałeś to sobie wyobrazić... musiałeś.

Przewracasz się twarzą do ściany. Co z oczu, to z serca. Jeśli coś jest z tobą w pokoju, to to coś musi po prostu pogodzić się z tym, że jesteś teraz zbyt zmęczony, żeby cokolwiek z tym zrobić. Wciąż ogarnia Cię niepokój, i znowu słyszysz ten szelest. Tym razem, towarzyszy temu miękkie tąpnięcie na podłodze.

Serce zaraz wyskoczy Ci z piersi... naprawdę to usłyszałeś? Nie, nie, nie, po prostu to sobie wyobraziłeś. Naprawdę, powinieneś przestać grać w te survivalowe horrory w nocy, to Ci miesza w głowie. Jesteś przecież racjonalną osobą, przestań zachowywać się jak dziecko i po prostu zaśnij.

Zaciskasz powieki, mając cichą nadzieję, że sen niedługo nadejdzie. Praktycznie błagasz o bezpieczeństwo nieistniejącego świata snów. W pewnym sensie uciekasz; ale nic tam nie ma... prawda? Po prostu jesteś zmęczony. Wiem, wiem.

Z mocno zaciśniętymi oczyma, zaczynasz się niepokoić, że niezależnie jak tego chcesz, nie możesz poruszać kończynami. No co ty, naprawdę chcesz do tego dopuścić? Ile masz lat? 12? Olej to i w końcu zaśnij.

Teraz, mocniej niż poprzednio, znowu dociera do Ciebie ten irytujący dźwięk. Szelest materiału, a po nim miękkie tąpnięcie. Bezwiednie wstrzymujesz oddech, zaciskasz oczy jak tylko mozesz. Dziecinnie starasz się schować pod kołdrę. Ty tylko to sobie wyobrażasz! To wszystko jest w Twojej głowie; myślę, że Ty jesteś w tym lepszy.

Słyszysz głośne bicie swego serca, nie dość jednak głośne, by zagłuszyć dźwięki dochodzące z pokoju. Co to za szelest?! Może tylko jakiś papierek na podłodze. Tak, to musi być to! A to tupanie? Pewnie kot, albo pies, albo cokolwiek. Pewnie wbiegło niezauważenie zanim zamknąłeś drzwi. Tak, po prostu masz paranoję.

Teraz dźwięk dochodzi ze stóp łóżka, a Ty będząc odwróconym plecami nie masz odwagi odwrócić się, żeby to sprawdzić, nie, żeby to coś pomogło; jedyne światło w twoim pokoju to słaby błysk Twojej komórki na szafce obok Ciebie. Podłączyłeś ją, zanim wpełzłeś do łóżka, pamiętasz? Ale nie masz odwagi odwrócić się i rozejrzeć; tam po prostu nic nie ma.

Minuty ciągną się jak godziny, kiedy Ty leżysz z twarzą zwróconą do sciany, sztywny jak deska, niezdolny do zmuszenia Twego ciała do ruchu. Teraz nic nie słyszysz, żadnych odgłosów od kiedy to osiągnęło krawędź łóżka. Wiesz, że tam nic nie ma. To cisza. Pogrywa z Tobą. Naprawdę, powinieneś włączyć jakąś muzykę czy coś takiego, zanim położyłeś się spać. Cóż, może następnym razem.

Nagle, znajome brzęknięcie rozchodzi się po pokoju, a po nim znajomy szum. Oddychasz głęboko, Twoje ciało relaksuje się, kiedy zanurzasz się w spokoju. Dzięki Bogu, to koniec, nareszcie możesz spokonie zasnąć. Ta cisza naprawdę dobijała Cię. Przewracasz się, i otwierasz oczy, żeby sprawdzić godzinę na telefonie; musiała minąć przynajmniej godzina, od kiedy położyłeś się spać.

Wita cię jego rozciągnięty od ucha do ucha uśmiech. Słabo oświetlone puste oczodoły skierowane są na Ciebie.

Ach... Wciąż nie śpisz.

Użytkownik Imb edytował ten post 22.07.2010 - 00:39

  • 4




 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 3 gości, 0 anonimowych