Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#211

Ro-Bhaal.
  • Postów: 89
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Lustro

Masz mocny sen. Istnieje tylko kilka rzeczy, które są w stanie wyrwać cię z objęć Morfeusza. Jedną z nich jest burza.
Huk towarzyszący błyskawicy sprawia, że ze stanu głębokiego snu przechodzisz w stan drzemki. Kolejne hałas, spowodowany przez piorun całkowicie cię wybudza. Leżysz na łóżku mając szeroko otwarte oczy i rozglądasz się po pogrążonym w ciemnościach pokoju. Twoje spojrzenie powoli przeskakuje z jednego nierozpoznawalnego, rzucającego podłużne cienie przedmiotu na drugi. Dostrzegasz lustro, gładką taflę szkła, oprawioną w staromodną, drewnianą ramę, które wisi naprzeciwko łóżka.
Błyskawica rozświetla na chwilę całe pomieszczenie. W tym ułamku sekundy w lustrzanym odbiciu dostrzegasz całe tuziny ludzkich twarzy. Wszystkie mają czarne, puste oczy oraz szeroko otwarte usta. Patrzą się na ciebie. Wtedy pokój ponownie ogarnia mrok. Czy to, co widziałeś było prawdziwe? Ogarnięty strachem, nie możesz zasnąć. Spędzasz resztę nocy siedząc na łóżku.
Następnego ranka postanawiasz pozbyć się lustra. Nie obchodzi cię, czy to, co widziałeś zeszłej nocy było prawdziwe, czy też nie. Chcesz po prostu pozbyć się tego przeklętego przedmiotu. Zdejmujesz go ze ściany, po czym wynosisz na śmietnik.
Mijają tygodnie. Wydarzenia z nocy, której widziałeś obserwujące cię, groteskowe postaci zapadły ci głęboko w pamięć. Każdego dnia rozmyślasz o tym niezwykłym wydarzeniu. Żeby choć na chwilę odpędzić swoje myśli od nawiedzających cię zjaw, postanawiasz spędzić cały dzień poza domem, w towarzystwie przyjaciół. Siedzisz razem z nimi w barze, popijając złociste piwo, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Jest bardzo miło, nie myślisz o swoich problemach. Po pewnym czasie sączenia napojów czujesz, że musisz pójść do toalety.
Wchodzisz do barowej łazienki. Podchodzisz do pisuaru i dajesz ulżyć swojemu pęcherzowi. Chcesz umyć ręce. Zbliżasz się do brudnej umywalki, wyciągasz rękę w stronę kurka. Nie zdążyłeś go nawet dotknąć, gdy z kranu obfitym strumieniem zaczyna cieknąć gorąca woda. Pomieszczenie bardzo szybko wypełniają kłęby pary. Osiada ona na lustrze wiszącym naprzeciwko ciebie. Obserwujesz, jak na pokrytej wilgotnym nalotem tafli szkła ktoś powoli wypisuje słowa, które następnie formują się w zdanie:
"Prosimy, powieś lustro przy swoim łóżku. Brakuje nam obserwowania cię, gdy śpisz."

Użytkownik Ro-Bhaal edytował ten post 18.01.2011 - 14:13

  • 1

#212

Sumeq.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

1 Post 1 Creepypasta, więc witam i proszę o wyrozumiałość... (Moje autorstwo, wiec mam prawka :D )

Sen

3 godziny... Śpisz... Śnisz...
Biegniesz przez las, oni są wszędzie...
Nie ma ratunku od ich makabrycznych źrenic...
Patrzą napawając się twoim strachem...
Czują twój pot... Słyszą bicie serca...
Spoglądając w głąb lasu widzisz ich twarze... Kpią z ciebie...
Zaczynasz bieg... Uderzasz w drzewo... Mrok...
Witaj w bezgranicznej ciemności ich zimnego spojrzenia...

Zastanawiasz sie?

Zastanawiałeś się co się dzieje w twoim umyśle kiedy śpisz? Wy ludzie, wyobrażacie sobie ten czas jako stan hibernacji... Za to ja i moi poplecznicy jako polowanie! Twoje zabójcze myśli są dla nas jak karma. Zastanawiasz się kim jestem? Powiedzmy, że jestem twoim odzwierciedleniem w owym czasie...
Zastanawiasz się co robie w twoim pokoju? To proste... Przyszedłem po karme...

Użytkownik Sumeq edytował ten post 24.01.2011 - 11:16

  • 0

#213

SushieEz.
  • Postów: 125
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

A oto efekty dzisiejszej pracy ^_^
Jutro postaram się przetłumaczyć 2 długie pasty, mianowicie 'God's Mouth' i 'Psychosis' więc prosiłbym o trzymanie się z dala :D

Miłej lektury.


Deeper Darkness


Jest taki moment w kazdym roku przestępnym, dokładnie trzy minuty po trzeciej nad ranem dnia 29 lutego. Jeżeli jesteś na tyle odważny, poczekaj na tę chwilę w jakimś zaciemnionym pokoju - bez obecności innych osób. W tym momencie ciemność się pogłębi. Nawet gdybyś miał trzymać rękę tuż przed oczyma, nic byś nie zobaczył. Ale nie możesz tego zrobić. Nie, ponieważ straciłbyś tą chwilę. Zamiast tego, musisz pogrążyć się w tej nieprzeniknionej ciemności.

A ona pogrąży się w Tobie.

Niewidoczna ręka chwyci Twoją. Nie możesz się wzdrygnąć ani napinać swojego uścisku. Gdybyś to zrobił, zdarłbyś masę gnijącego mięsa, która ją pokrywa, a to rozwścieczyłoby jej właściciela. Pozostań zupełnie nieruchomy kiedy jego zniszczone palce będą przesuwały się po Twojej dłoni, szkicując nieznane symbole. Nie ruszaj się nawet o centymetr kiedy będzie pełznąć w górę po twojej ręce. A przede wszystkim nawet nie myśl o oddychaniu kiedy będzie pieścić Twoją twarz, dotykając tego, co niewidoczne.

Jeżeli pozostaniesz nieruchomo podczas tych czynności, ręka wycofa się, a głos zabrzmi tak blisko, że będziesz czuł jego oddech na twarzy, czuł woń zgnilizny, którą niesie. Zapyta cię o jedną, prostą rzecz - Twoje imię. Odpowiedz zgodnie z prawdą. Odpowiedz zgodnie z prawdą, a odejdzie, pozostawiając jedynie niesiony przez ciemność szept. "Stało się."

Od tego dnia nieopisane szczęście i tajemna siła będzie Ci sprzyjać. Nie będzie Ci niczego brakowało, będziesz miał wszystko czego Ci trzeba.

Lecz za rok, moze dwa, poczujesz, że Twoja skóra zaczyna gnić. Poczujesz zapach śmierci na swoim oddechu.





The Homeless Man


Gdzieś w Nowym Jorku żyje stary, bezdomny człowiek, którego nogi były amputowane od kolan w dół. Prawdopodobnie można go spotkać gdzieś w okolicy skrzyżowania Lexington i East 21st, w pobliżu Granmercy Park. Podejdź do niego po zmroku, daj mu trochę kasy i zapytaj: "Co widziałeś po drugiej stronie?" Wtedy opowie Ci o wszystkim: o swoich podróżach do innych wymiarów i czasów, gdzie stracił nogi, jak stracił pieniądze.

Tylko i wyłącznie od Ciebie zależy to czy mu uwierzysz, czy też nie. Lecz gdy się wsłuchasz w jego opowieść, odnajdziesz siebie wpisanego w każdą historię. Musisz pozostać czujny, stary człowiek będzie wiedział kiedy przestaniesz uważać. Zmarszczy brwi i zaprzestanie dzielenia się swoją mądrością. Będzie Cię ścigał tak szybko jak tylko może, chwiejąc się na swoich kikutach. Kolejną przyczyną, dlaczego musisz pozostać czujnym jest czas. Przed północą musisz mu przerwać (NIE POZWÓL mu skończyć, jakiejkolwiek historii by nie opowiadał) i powiedzieć: "Słyszałem już wystarczająco wiele, człowieku. Do widzenia." Potem odejdź.

Odejdź jak najszybciej, okrąż blok dwa razy zanim wrócisz do normalnego życia. Musisz to zrobić.

Nigdy więcej nie spotkano ludzi, którzy zostali aby usłyszeć całą historię. Przynajmniej nie na naszej płaszczyźnie egzystencji.





Moonlight Films


W wielu sklepach i placówkach dostarczających filmy z zachowaniem gorszym niż to właściwe, jest wizytówka.

Niektóre sklepy trzymają ją ukrytą, zamkniętą w sejfie lub negują jej istnienie. Inne pokażą Ci ją jeżeli poprosisz o nią z nazwiska. Żaden sklep nie trzyma jej na widoku.
Na wizytówce jest nazwa; Moonlight Films, oraz numer kontaktowy. Zwykle jest to lokalny numer.
Idź do jakiejkolwiek budki telefonicznej i zadzwoń. Telefon będzie odebrany błyskawicznie, lecz nikt się nie odezwie. Poczekaj trzydzieści sekund. Wtedy ktoś Cię obsłuży.

Suchy, monotoniczny, męski głos zapyta Cię o jedną rzecz; "Czy droga od życia do śmierci jest ciemna?"

Jeżeli nie uda Ci się za pierwszym razem, proponuję nie próbować po raz kolejny.

Prawidłowa odpowiedź to "Jest oświetlona światłem księżyca".

Tak więc, jeżeli odpowiedź na jego pytanie była prawidłowa, mężczyzna poda jeden adres w Twoim mieście, a natępnie rozłączy się. Udaj się tam, a znajdziesz mały, ciemny domek. Dywan będzie brudny, tapeta złuszczona i pomarszczona, okna pobite. Będziesz czuł zapach tabaki i zgnilizny. Na poplamionym stoliku będzie leżała papierowa torba. Na tej torbie będzie wypisane Twoje imię.

Otwórz torbę, znajdziesz w niej nieoznaczoną taśmę wideo. Weź ją ze sobą, a w torbie zostaw dokładnie $10.99. Następnie wyjdź. Możesz obejrzeć film, jednak nie musisz. Ostrzegam, to nie jest przyjemne. Zobaczysz pokój lub komnatę. Tapeta wykonana będzie z wysuszonej skóry, meble - z kości i mięsa. To wszystko będzie takie żywe. Tasma będzie trwała około 32 minut i przedstawiać będzie morderstwo, a następnie tworzenie mebli z ciała tej osoby.

Wypożyczyłeś taśmę na tydzień. Musisz oddać ją do tego samego domku poprzez wrzucenie jej do skrzynki pocztowej kiedy nadejdzie czas. Nigdy więcej nie wracaj do tego apartamentu, nie wracaj do sklepu, z którego otrzymałeś numer kontaktowy i ZDECYDOWANIE nie dzwoń ponownie pod ten numer.

Sugerowałbym także, byś nie przetrzymywał tego filmu przez okres dłuższy niż tydzień. Właściciele nie byliby z tego zadowoleni. Chociaż kto wie, przecież dobry dom nigdy nie ma zbyt wiele mebli.





When Rain Comes


Zaczyna się spokojnie, deszcz delikatnie spada jak dziecięce łzy. Jest rzeczą smutną, ale nie tak niezwykłą i w pewnym sensie zdrową. Wiatr lekko powiewa, czule pieszcząc Twoją twarz. To nie potrwa długo, ale jest przyjemne, nieprawdaż?

Na początku było ich dwoje, wiedzieli oni czym jest miłość.

Deszcz pada mocniej, już nie delikatny płacz dziecka, lecz także nie są to namiętne łzy osoby dorosłej rozpaczakącek po utracie swojej miłości. To jest coś pomiędzy. Wiatr porywa Twoje włosy, ktore opadają na twarz. Przemawia, w sposób w jaki wiatr może przemawiać, delikatny jęk, póki co nic więcej.

Czas mijał, a dwójka wydała na świat czworo dzieci. Dzieci wychowywały się, rosły. Tysiące, później miliony.

Deszcz się nie zmienił. Nie pada mocniej, ale w oddali słychać słaby, toczący się grzmot i błysk jasnego światła. Wiatr je nawołuje, zbierają się chmury.

Para nie była mężczyzną i kobietą, lecz czymś podobnym. Przez cały ten czas dorastali oddzielnie, więc ich dzieci cierpiały. Ona nie była z Nim szczęśliwa, ale nie mogła Go opuścić.

Deszcz rozpadał się na dobre. Jeżeli dotąd nie byłeś mokry, to teraz jesteś. Jęk wiatru zmienił się w wycie, a błyskawice zaczynają się zbliżać. Powietrze jest naładowane możliwościami.

Ona je kochała, ale były jakby barierą dla Niego. Czymś, co spowodowało, że chłód pomiędzy nimi rosnął. Pewnie dlatego nie powiedziała ani słowa, gdy się Go pozbyły.

Burza jest burzą w pełnym tego słowa znaczeniu. Deszcz wręcz powoduje ból gdy uderza o powierzchnię Twojej skóry. Woda cieknie z Twoich włosów. Wycie wiatru przebija Twoje ubrania, szukając jakiejkolwiek szczeliny i przenikając przez nią, jakby chciał spróbować Twojego ciepła. Powinieneś znaleźć jakieś schronienie, lecz coś się za chwilę wydarzy.

Pokolenie za pokoleniem rosło, żyło i umierało. Zapomnieli Jej i Jego imion. Ona wciąż z nimi była, kochali ją na swój sposób, lecz o Nim zapomnieli na dobre. Oglądał z daleka, nie mogąc jej dotknąć. Czasami tylko dawał o sobie znać.

Błyskawice są już naprawde blisko, rozświetlając całe niebo. Grzmoty roznoszą się przez minutę lub więcej po każdym błysku. Powinno być zimno, prawda? Wiatr jest silny a deszcz wręcz dziki, zacięty, ale nie odczuwasz zimna. Otacza Cię energia.

Na jego tysiącletnim więzieniu utworzyła się szczelina. On to czuje i z wielką furią próbuje się uwolnić. Szczelina powiększa się.

Stoisz tu, po cichu gapiąc się na cały tą szał, podczas gdy błyskawice otwierają niebiańską kryptę. Smugi światła wiszą w powietrzu. Coś się zbliża.

On czuje wolność, idzie ku niej; wkrótce ponownie będzie ze swą wybranką.

On się zbliża.

Jest wściekły.

==========

Liczę na jakiś '+' ^_^

Użytkownik SushieEz edytował ten post 26.01.2011 - 15:11

  • 3

#214

SushieEz.
  • Postów: 125
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

God's Mouth \ Usta Boga


Westchnąłem pod nosem gapiąc się na Usta Boga. Czułem się jak Wielki Zły Wilk, gotów przerwać małym, niewinnym świnkom w pośpiesznym fortyfikowaniu ich prowizorycznych domków. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, po czym odwróciłem się by poszukać Margaret. Była oddalona o kilka stóp od wejścia do jaskinii, przyciskając laskę do swoich drobnych piersi. "Rusz się!" krzyknąłem do niej. Odwróciłem się w kierunku jaskinii, wciąż uśmiechając się szeroko. Stary, gnijący znak na zewnątrz ostrzegał: "Jaskinia God's Mouth: Nie wchodzić!" Też mi coś.

Margaret w końcu dotarła do wejścia i stanęła przy mnie, chwiejąc się i dysząc. Spojrzałem na nią. "Spójrz!" zaśmiałem się. "Usta Boga. Ciekawe gdzie jest Odbyt Jezusa?" Chichotałem sam do siebie. Margaret nie była taka wesoła.

"Daj mi tą cholerną wodę," powiedziała zniecierpliwiona. Odkręcona butelka spotkała jej usta, przez chwilę czułem pewien spokój, patrząc jak pije. Właściwie to cofam to. Mam na myśli cały ten "spokojny" komentarz. Było to uczucie raczej trudne do nazwania i opisania, ale mimo wszystko pozytywne. Chociło o uczucie, które wyraża samo siebie, wydaje się być naturalnym kiedy słowa do opisania go zawodzą. Kolejna porażka, ale czułem satysfakcję wraz z tym dziwnym, mieszanym i miłym uczuciem.

Westchnąłem i włączyłem latarkę. Skierowałem jej światlo na wnętrze jaskinii. Ciemność. Usta Boga. Brzmiało to jak antyteza Ducha Świętego. Ponownie odwróciłem się do Margaret. "Jesteś gotowa?" zapytłem. W końcu stała prosto. Kiwnęła głową. Klepnąłem ją przyjacielsko po plecach, po czym weszliśmy do jaskinii.

Wnętrze nie różniło się niczym od tego, które widzieliśmy na początku. Ciemne, ponure i raz jeszcze ciemne. Wydawało nam się jakby rozciągało się ono w nieskończoność, bez względu na to w jaki sposób trzymałem latarkę. Skaliste podłoże było wilgotne i budzące respekt. Ostatnie promienie naturalnego światła powoli zanikały za plecami moimi i Margaret po tym jak wchodziliśmy coraz głębiej do wnętrza jaskinii. Ogarnęło mnie zdziwienie po tym jak świat wokół nas delikatnie i fascynująco wynurzał się z mroku, pomimo wyszczerbionych stalaktytów, stalagmitów i innych formacji skalnych. Wydawało się jakbym mógł położyć się i odpoczywać przez całą wieczność, nawet wśród szpiczastych zębów Boga. Cóż za wygoda.

Najwyraźniej Margaret to nie odpowiadało. Trzęsła się niewygodnie pod moim ramieniem. Podniosłem brwi. "Pożyczyć Ci swój płaszcz?" zapytałem. Patrząc na nią, chciałem nawiązać niewerbalną komunikację tak wyraźną, jak tylko można dopóki nie zdałem sobie sprawy z tego, że zgubiliśmy się w czarnej jak atrament otchłani. Ugryzłem się w usta i czekałem, lecz ona nie odpowiedziała. Przez kilka minut szliśmy w kompletnej ciszy. Zatrzymała się i stanęła nieruchomo. Ja także się zatrzymałem.

"Do jasnej cholery, dlaczego tu jesteśmy?" powiedziała. Była podirytowana. Wzruszyłem ramionami - chcąc bardziej zaspokoić siebie niż ją - i zacząłem świecić na swoją twarz. Ostre cienie pokryły połowę mojej twarzy, druga połowa rozświetlona była niczym nędzna maska. "Bu!" krzyknąłem chichocząc. Nawet nie drgnęła.

Westchnąłem. "Myślałem, że sama chciałaś iść" powiedziałem. Zauważyłem, jak mój głos odbija się echem od ścian jaskinii. "Mam na myśli... yyy...", zacząłem ponownie, drapiąc się po policzku "Mówiłaś, że chciałaś zaznać kontaktu z przyrodą podczas naszych wakacji. Brzmiałaś, jakbyś była pod wrażeniem, gdy opowiadałem Ci o mojej wycieczce do Jaskinii Mamuciej kilka lat temu. Więc..." Głos mi się urwał. Wciąż czułem jej podirytowanie.

"Nie." powiedziała. Skrzywiłem się. "Nie, ty chciałeś tu przyjść. Ja wolałam iść na plażę czy coś. Ale nie, jaskinia! Jaskinia, Nathan!" Teraz ona brzmiała jak Wielki Zły Wilk. "Wiem, że masz ten dziwny fetysz do jaskiń, a ja nie chcę być w to wciągnięta. Nie zrozum mnie źle, bardzo chciałabym wyjść z tobą na łono natury i świeże powietrze, ale to.." Słyszałem jak machała i gestykulowała rękoma. "To jest dziwne, jaskiniowe powietrze, a nie świeże. Ono praktycznie fermentuje! W dodatku, czy to aby przypadkiem nie jest nielegalne? Proszę, czy możemy już stąd wyjść?"

Oboje staliśmy tu. Jedyne co dało się słyszeć, to dźwięk elektryczności, tłumiony i duszony przez wilgotne powietrze. W końcu zacząłem iść. Nie słyszałem, by Margaret podążała za mną, ale mimo wszystko szedłem przed siebie. "Nathan," powiedziała. "Zatrzymaj się. Proszę, zatrzymaj się." Więc się zatrzymałem.

"Przepraszam", rzekła. Słyszałem jak się zbliża. "Jestem zmęczona i niezbyt przyzwyczajona do biegania, wspinania się i... eh.. Jestem po prostu zmęczona".

"W porządku", powiedziałem. Chwyciła mnie za rękę. "Serio, wszystko w porządku". Potrząsnąłem ręką. "Którędy do wyjścia? Nie bardzo pamiętam" Czułem, że Margaret zrobiła sobie przerwę. Żadne z nas nie pamiętało. Jakimś cudem, w trakcie zamieszania podczas naszej kłótni, zapomniałem w którą stronę się poruszaliśmy. "Idiota", pomyślałem o sobie. Mogłem wziąć ze sobą cholerną linę lub coś w tym stylu, żeby zaznaczyć szlak wędrówki. Musiałem podjąć decyzję, więc bez większego namysłu, odwróciłem sięo 180 stopni i powiedziałem, "Tędy."

Wydawało się, że idziemy godzinami. Moje stopy były zmęczone i otarte. Słyszałem za plecami jęki Margaret. Trzymała mnie mocno za rękę. Czułem się beznadziejnie. To była moja wina.

Wtedy, zmroziło mnie. "Hej, hej" powiedziałem. "Dotnknij tej skały". Czułem jak jej naga dłoń dotyka kamień. "Czy nie wydaje Ci się ona jakby... zbyt mokra?" powiedziałem. Nie odpowiezdiała. Poruszałem się wzdłuż ściany, świecąc przed siebie latarką. Nagle poczułem ostry ból, podczas gdy sufit jaskinii spotkał się z moją głową.

"***." krzyknąłem.

"Oh, Nathan! Wszystko w porzadku?" Margaret zapytała. Brzmiała jakby była na skraju paniki.

"Nic mi się nie stało", powiedziałem. "Prosze, uspokój się. Wkrótce się wydostaniemy, obiecuję."

Ruszyłem ponownie, tym razem świecąc latarką do góry by widzieć sufit. Wydawało się jakby się obniżał. To było dziwne. "Słuchaj Margaret, kochanie" powiedziałem przez zaciśnięte zęby. "Chyba musimy iść w drugą stronę". Margaret westchnęła.

Znowu szliśmy przez dłuższy czas. Bez przerwy świeciłem na sufit. Byłem pewien, że robi się coraz mniej miejsca. Jestem pewien, że gdyby poza moją latarką było inne źródło światła, Margaret mogłaby zobaczyć moje oczy wytrzeszczone ze strzachu. Zgubiliśmy się całkowicie.

Puściłem rękę Margaret i gorączkowo zacząłem macać ścianę, szukając drogi. "Nie, Nathan!" słyszałem jej krzyk. Mimo wszystko szedłem naprzód. Musieliśmy się wydotać. Gdybyśmy się zgubili, nikt by nas nie znalazł.

Szedłem wzdluż ściany, dopóki nie natrafiłem na róg. "***!" powiedziałem głośno. "Margaret, wydaje się, że to koniec." Odwróciłem się na pięcie. "Margaret?" Żadnej odpowiedzi. Cholera.

Powtarzałem tą czynność kilkukrotnie, niemal biegiem, czując jak ściana przesuwa się pod moimi palcami. Zimne i wilgotne, wyszczerbione i ostre skały. Nagle znalazłem się w kącie, ponownie. "Cholera, cholera, cholera" krzyczałem. "Margaret!" powtarzałem jej imię. Usłyszałem jakiś głos w rogu jaskinii. Tym samym rogu, który wiele razy pokrzyżował moje plany. Usłyszałem hałas, niczym stłumione zakłócenia z telewizora. Przytknąłem ucho do ściany. Było coraz goręcej. Słyszałem słaby, zanikający głos Margaret po drugiej stronie skały. Krzyczała.

"Nie, nie, nie" powiedziałem. "Nie, nie, nie, nie!" Zacząłem rzucać się na przypadkowe ściany dookoła mnie. Wraz z wschodzącą świadomością nadeszła fala czystego horroru. Nie było wejścia. Nie było wyjścia. Tylko cztery kąty i ja.

Czułem krew kapiącą z rany, którą zdołałem zyskać po uderzaniu głową w ścianę. Zbliżały się do mnie. Zbliżały sie by zabić, wkrótce miały zmiażdżyć mi czaszkę i klatkę piersiową.

Siedziałem godzinami, czekając na śmierć. Latarka powoli zaczęła migotać i gasnąć. W końcu poczułem delikatny dotyk ściany na moich plecach. Zacząłem płakać leżąc na podłodze. Pozwoliłem latarce stoczyć się po małych wzgórzach. Podczas gdy cicho leżałem na ziemi a łzy ciekły mi po policzkach, odwróciłem się i spojrzałem na latarkę. Jej ostatnie, zanikające promienie światła wskazywały na coś niedaleko mojej twarzy. Przymrużyłem oczy, spojrzałem w ciemność. Moje oczy wytrzeszczyły się, a łzy zaczęły płynąć coraz bardziej. Skały przebijały moje ciało, krew lała się z każdej strony.

Tak oto, w ostatnich promieniach latarki, znajdowała się przekąska. Światło oświetlało ręce, których paznokcie miały czerwoną od krwi barwę. Krzyczałem w agonii, patrząc jak Usta Boga przeżuwają swój najnowszy posiłek.


  • 1

#215

Emglo.
  • Postów: 15
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Witam, mam nadzieję że historia wzbudzi czyjeś zainteresowanie i że nie było podobnej (przynajmniej zbyt). Za wszelkie niedociągnięcia bardzo przepraszam, starałam się napisać to jak najlepiej.



Twój Błąd

John prowadził monotonne życie. Był uczniem pierwszej klasy liceum i po powrocie ze szkoły z nudną miną klikał w kolejne linki. Interesowały go zjawiska paranormalne, był więc udzielającym się użytkownikiem na każdym forum o tej tematyce. Po jakimś czasie uznawał się już za wielkiego
znawcę i komentował każdy nowy post.

Kiedy znudzony czytał najnowsze teksty, zobaczył trzy wykrzykniki w polu tematu. Już przygotowywał się do poważnego zgnojenia autora, kiedy zauważył jej Nick: Margaret.K. To był pseudonim jego internetowej koleżanki, z którą nie raz rozmawiał na Skype, a nawet kilka razy się spotkali. Przestała odwiedzać forum rok temu, a od Johna nie odbierała telefonów. Przed zniknięciem z internetowego świata była nerwowa, jednak za każdym razem, kiedy chłopak pytał o powód jej zachowania, twierdziła, że przecież nic nie robi.

W jej temacie był filmik zatytułowany Twój Błąd. Kamera nagrywała obraz w dobrej jakości, ale dało się słyszeć tylko szum. Dziewczyna znajdowała się w pokoju zupełnie innym niż ten, który ze wspólnych rozmów zapamiętał John. Ściany w pomieszczeniu wyglądały jak zrobione z poduszek, wszystko przypominało pokój w szpitalu psychiatrycznym, tylko tutaj przeważał kolor czerwony. Miało się wrażenie, że źródłem światła są właśnie jaskrawe ściany. Pośrodku leżała dziewczyna, autorka tematu. Jej kończyny były nienaturalnie powykrzywiane, włosy dłuższe niż zapamiętał to John. Miała na sobie czarne ubranie, które stanowiło kontrast wobec jej białej skóry.
Ruszyła się.

Chłopak obserwował istotę z zapartym tchem. Jej ciało czołgało się w kierunku kamery, nogi wydawały się bezwładne.
Szum w tle stopniowo gasł, w jego miejsce zawitał syk i jęk. Bolesny jęk należał do dziewczyny, ale źródła drugiego dźwięku nie udało mu się ustalić. Chłopak nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, patrzył na zbliżającą się postać. W pewnym momencie, kiedy jej ciało zajmowało znaczną część monitora, dziewczyna podparła się rękami i zaczęła podnosić głowę.

John przerażony odsunął się od monitora. Twarz dziewczyny z filmiku wyrażała kompletne przerażenie i ból. Jej skóra była miejscami popękana, oczy miały jasnoniebieski kolor, jak u ślepca.

Ta osoba poruszyła ustami. Jej cichy głos przepraszał, z przerażających oczu lały się łzy. Ostatnie dziesięć sekund filmiku stanowił jej szloch i niepokojące słowa, które niewyraźnie sączyły się z jej ust.

Słowa te brzmiały : On wyszedł po ciebie.

Filmik się skończył.

Syk nie ustał.

Użytkownik Emglo edytował ten post 07.02.2011 - 15:18

  • 5

#216

Emglo.
  • Postów: 15
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Skoro już nazywam to ostrzeżeniem, to jednocześnie ostrzegę, że ciągle jestem w pisaniu tego typu rzeczy nowicjuszką, ale się staram. Dodam też, że jakby któryś z teksów był publikowany gdziekolwiek i podpisany jako Widzimisie, to też ja. Krótko, równo sto słów.

Ostrzeżenie

OSTRZEGAM, NIE JESTEM BOGIEM!- głosił jego szyld.
Oprócz niego miał pudełko na pieniądze, wiecznie zbyt puste, by go zadowolić. Zabawne, nie mówił nigdy, na co zbiera. Nie wiem, kiedy schodził z ulicy. Gdy przychodziłam go posłuchać, zawsze był.

Grał na skrzypcach. Muzyka była zjawiskowa, nie dało się jej ignorować. Za każdym razem, gdy ktoś wrzucał mu drobniaka znajdował chwilę, żeby spojrzeć mu w oczy. Jego wzrok był niezwykły, czarny. Co dziwne, nikt nie potrafi dokładnie opisać tego człowieka. Odkąd zniknął, mogą tylko opowiedzieć krótką historię o mężczyźnie w czarnym garniturze i kapeluszu.

Mówi się, że oczy to zwierciadło duszy.

W jego oczach pojawiało się coś tylko kiedy patrzył na innych. Nikt nie wrzucał mu monety po raz drugi, kiedy od czarnych źrenic odbijał się twój obraz, już nie wracałeś.
Ja też to widziałam.

Gdy wrzuciłam monetę, usłyszałam w mojej głowie ciche ostrzegałem. Mężczyzna uchylił rąbek kapelusza, ukazując mi swoje rogi.
  • 3

#217

Badyl.
  • Postów: 23
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Czołem! Zarejestrowałem się specjalnie, by podzielić się z wami swoim pierwszym tłumaczeniem, mam nadzieję, że nikt tej creepypasty jeszcze nie spolonizował, bo trochę się natłumaczyłem >_>. Jeśli macie jakieś sugestie czy komentarze odnośnie tłumaczenia to walić śmiało, chętnie przyjmę też propozycje na następne translacje jeśli wygrzebiecie jakieś fajne opowieści ;).

Cry Baby Lane


W 1999r. miałem 22 lata i właśnie ukończyłem Uniwersytet Emerson w centrum Bostonu, specjalizując się w scenopisarstwie, a szczególnie w kreskówkach i programach dla dzieci. Byłem dosyć mocno zadłużony, więc gdy Studio Nickelodeon zaproponowało mi pozycję stażysty w Kalifornii, bez zastanowienia przyjąłem posag. To była szansa na wyrwanie się z roboty bez jakichkolwiek perspektyw – przewodnika tras Benjamina Franklina.

Wielu z was wciąż pyta, czy może gdzieś zobaczyć Cry Baby Lane, ale jeśli chcecie obejrzeć oryginalną wersję tego filmu, to nigdy wam się to nie uda, nawet jeśli jakimś cudem Nickelodeon wyrazi na to zgodę. Z pewnością nie zobaczycie tego, co zostało pokazane wtedy w telewizji, i jestem kurewsko pewien, że nie zobaczycie oryginału Lauera.

Wątpię by Nickelodeon wciąż POSIADAŁ oryginalną taśmę z filmem, a nawet jeśli, to tylko kopie zapasowe; jeśli kopie istnieją, pewnie są zamknięte w jakimś sejfie razem ze wszystkimi skasowanymi odcinkami "Ren i Stimpy" i "Spongebob’a Kanciastoportego", o których nikt nigdy nie wspominał.
Dam sobie rękę uciąć, że reżyser, Peter Lauer, jest w posiadaniu oryginalnej kopii, którą prawdopodobnie trzyma obok swojej kolekcji filmów snuff. Chory popierdol.

W każdym razie, zatrudniono mnie w 1999r. i natychmiast dostałem stołek w zespole produkcji kreatywnej filmu Cry Baby Lane.
Film miał zostać wyświetlony za nieco ponad rok. Mówiąc ogółem nikt nie wkładał w to jakiegoś szczególnego wysiłku. Było zalewie czworo ludzi w zespole i byłem jedynym, który tak długo grzał swoje miejsce; Lauer zastępował ich, kiedy tylko miał taki kaprys. Mówił, że to po to, by nie brakło pomysłów. Podejrzewałem, że coś ukrywał...
i miałem rację.

Mieliśmy nieco ponad rok by nakręcić film specjalnie na potrzeby TV - nie tylko napisać scenariusz i obsadzić role, ale nakręcić i zmontować.

Ale Lauerowi wcale się nie śpieszyło, po trzech pierwszych tygodniach pomysłów starczyło zaledwie na kwadrans filmu, który miał trwać 85 min.
Lauer już w tym czasie okazał się dziwakiem. Był wysoki i chudy, zachowywał się niezdarnie - jąkał się i czasami, kiedy ktoś wpatrywał się w świstek papieru podczas tych niekończących się "burz mózgów", można było przyłapać go, gdy wgapiał się w kogoś uśmiechając się.

Natychmiast odwracał wzrok gdy na niego spojrzysz, i to chyba było w tym wszystkim najbardziej przerażające; wyglądał tak, jakby ciągle coś ukrywał.
Burze mózgów, z początku przynajmniej, były w porządku. Mieliśmy już ogólny zarys fabuły: dwóch braci uwalnia demona, potem wpadają w tarapaty próbując przywrócić wszystko do normy. Może to i nie fabuła za którą dostaje się nagrodę Emmy, ale wiecie, to był dosyć dobry początek.
Sądziłem, że film będzie mieszanką śmiechu i dreszczyku, coś ala "Chojrak - Tchórzliwy Pies". Jednakże, już na samym początku Lauer wyraźnie dał nam do zrozumienia, że chce by ten film był tak straszny, jak to tylko możliwe. Nie interesował go tani dreszczowiec z happy end’em. Chciał osiągnąć poziom, o którym "Czy boisz się ciemności?" mogło tylko pomarzyć... i chyba mu się to udało.

Był już 3 tydzień produkcji, kiedy coś zauważyłem: Lauer miał absolutną siłę przekonywania, w zespole był ponad innych. Nikt mu się nie sprzeciwiał i już w trzecim tygodniu zaczął sugerować jakieś makabryczne rzeczy. Pamiętam, że chciał, by młodszy brat zginął w połowie filmu, uderzony przez wywrotkę. Natychmiast odrzuciłem tę propozycję. Byłem jedynym, który miał własne zdanie i tak pozostało dopóki nie odszedłem ze studia i nigdy tam nie wróciłem.

Wpierw, kanibalizm i inne popieprzone gówno traktowano jako żarty i niesmaczne komentarze, ale z czasem stawało się to coraz bardziej nachalne. Kiedy dzieliłem się z nim jakimś pomysłem (z którego w końcu zazwyczaj korzystał) w stylu: "Co ty na to, by film zaczynał się od schorzałego grabarza opowiadającego dzieciakom historyjki?", na co on: "Taa... a potem by ich posiekał na kawałeczki i wepchnął w pysk swojego psa!" Takie żarty były codziennością we wczesnej fazie produkcji. Potem zaczął podchodzić do tego poważniej.

Wstawał tak, jakby był jakimś Jezusem czy coś, odchrząkał głośno i wygłaszał swój pomysł. I byłem jedynym, który je odrzucał. Każdego-kurewskiego-razu.

Pewnego dnia, pod koniec jednej z naszych burz mózgów, Lauer odchrząknął i wstał. Zapadła cisza, i tak jak zazwyczaj wszyscy byli w niego wpatrzeni. Wstał i zaczął mówić:

"Panowie i panie, mam pewien pomysł."

Dobrze pamiętam, co wtedy zrobił - na chwilę przerwał, spojrzał wprost na mnie i kontynuował:

"Historia będzie obracać się wokół legendy o parze bliźniaków syjamskich. Słyszeliście kiedyś o Grupie Donner*?

Wszyscy, poza mną, przytaknęli. Nie podobało mi się dokąd zmierza ta rozmowa.

"Zjedzą się kiedy będzie zimno. Zjedzą się nawzajem."

Znów wszyscy przytaknęli. Zamknąłem oczy.

"Co zrobiliby bliźniacy syjamscy, gdyby nie mieli co wrzucić na ząb? Czy pierwszy czekałby na śmierć drugiego, a następnie zjadł jego wnętrzności?
Czy może próbowaliby wydrapać sobie oczy, póki jeden z nich nie padnie i nie zostanie zjedzony przez braciszka, który wstrzeli się w mięso niczym sęp w skórę martwego jelonka? Sam nie wiem. To bardzo interesujące."

Już sam nie wiedziałem, co do kurwy nędzy słyszą moje uszy. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się; nikt nawet kurwa nie drgnął. Oczy wszystkich, z wyjątkiem moich, skierowane były na Lauera, a kiedy i ja na niego spojrzałem, on wciąż się na mnie gapił.

"Dzieciaki lubią przemoc, rozkoszują się nią. Dzieci lubią być straszone.
A więc je postraszymy, racja, Jonny?" Wygiął się nad stołem, zbliżając się w kierunku mojej twarzy, był cholernie blisko. Jego oddech śmierdział jak zbutwiałe gówno. Nie byłem mu dłużny, i popatrzyłem prosto w jego oczy.

"Szczerze mówiąc, to myślę, że jesteś ostro popierdolony."

Uśmiechnął się, a potem cofnął.

"No cóż, jestem zdrowo pieprznięty, ale MUSISZ być stuknięty, żeby przeżyć w tym zbójeckim świecie!" Szczerzył się coraz bardziej.

"Dosłownie. Teraz pokażę kilka obrazków, które pobudzą nieco twoją wyobraźnię."

Wstał i zamknął drzwi od środka.

Zerwałem się z krzesła i zapytałem: "Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?!"

"Nie popełniajmy żadnych... błędów w osądach, Jonathanie. Usiądź."

"Nie-"

"Siadaj-"

Z jakiegoś powodu usiadłem; Lauer wyciągnął jeden z tych gównianych rzutników. Włączył urządzenie i zaczął wykrzykiwać niespotykanie wysokim i pół-szaleńczym głosem:

"To nasza kurewska MUZA, MUSIMY KONTYNUOWAĆ TĄ PIEPRZONĄ PRO-KURWA-DUKCJĘ! TO COŚ, CO POWINNO ZOBACZYĆ KAŻDE DZIECKO!"

Wytrzeszczył oczy.

Położył na szklanej powierzchni rzutnika jakiś obrazek.

Panowała cisza.

Zdjęcie było czarno-białe i ziarniste. Z wielkim trudem rozpoznałem na nim chłopaka leżącego na kostce brukowej, z odciętymi rękami. Jego malutkie wnętrzności były pokryte czarnokrwistymi kropkami. Jedyne, co było wyraźne, to jego twarz. Krew leciała mu z ust.

Lauer niemal zrzucił kartkę z rzutnika, gwałtownie kładąc kolejny obrazek.

Było to zbliżenie twarzy chłopaka. Tym razem w kolorze. Krew sączyła się z jego otwartych ust na brukowaną posadzkę, oczy miał zamknięte, a pod brwiami i rzęsami zbierała się brudna krew.

Wtedy, jego oczy nagle się otworzyły i wrzasnąłem. Nikt w całym jebanym pokoju tego nie zrobił, więc krzyk rozszedł się echem przenikając powietrze w pokoju.

Źrenice były całkiem czarne. Reszta oka była normalna.

Im dłużej się wpatrywałem, tym oczy otwierały się szerzej, szerzej i szerzej, wyglądało to tak, jakby skóra przy jego oczodołach i brwiach miała się za chwilę rozerwać.

Potem zaczęły krwawić. Krew z początku tylko kapała, i przysięgam Bogu, że ją słyszałem. Więcej. Teraz bardziej przypominało to strumyk. Więcej. Więcej, aż bruk na podłodze zaczął przypominać krwiste jezioro. Słyszałem to, tak jakbym wybrał się na spacer i natrafił na strumyk, a teraz mogłem nawet poczuć dzieciaka. Kurewsko mocno czułem, jak gnił.

Zgiąłem się pod stołem i zwymiotowałem. Kiedy się podniosłem, zdjęć już nie było. Każdy w pokoju miał kamienną twarz, bez jakichkolwiek emocji. Lauer włączył światła.

"Możesz już iść", powiedział otwierając drzwi.

Przeszedłem przez te jebane drzwi i nigdy tam nie wróciłem.

Te wydarzenie miało miejsce niedaleko końca etapu burzy mózgów, i kiedy odszedłem, role były już obsadzone, a scenariusz niemal całkiem gotowy.
Mieli duże opóźnienia; myślę, że to był plan Lauera, by nie było czasu na przyzwoity montaż. Nie odważyłem się obejrzeć tego „dzieła”, kiedy leciało w TV, ale słyszałem od przyjaciela, który pracował w wydziale montażu, że musieli wyciąć dobre 15-20 minut "wstrząsającego" materiału filmowego, zanim w ogóle dopuszczono go do wydania i to JEDYNIE dopuszczono. Nie starczyło czasu na sprawdzenie materiału klatka po klatce.

Jego życzenie się spełniło, chyba, że udało im się wyciąć każdą scenę w której można było znaleźć te okropne zdjęcia. Każde dziecko oglądające Cry Baby Lane nieświadomie ma w pamięci te obrazki, i to z ich powodu płaczę, naprawdę szlocham bo jest mi ich strasznie żal; przejebali mnie, moją psychikę i życie, a teraz piszę do ciebie, ze świadomością, że to ostatnia rzecz jaką kiedykolwiek wystukam zanim podetnę sobie gardło, obryzgując cały ten kurewski monitor.


Jednak jest jeszcze jedna rzecz, o której powinienem wspomnieć.

Nieco wcześniej Lauer wpadł na pomysł dwóch braci łapiących wiewiórkę, którą następnie wsadzają do słoika i powoli topią. Potem wypełniają słój piaskiem i wyrzucają na dno stawu. Wkrótce po tym, jak to zasugerował, Sandy z "Spongebob'a Kanciastoportego" pojawiła się w odcinku "Herbatka pod Kopułą".

Lauer chciał również, by w jednej ze scen w filmie, człowiek z "nosem-jak-kałamarnica" zdjął spodnie na oczach dwóch chłopaków i zgwałcił ich poza kamerą, co miało być wyraźnie zasugerowane.
Skalmar Obłynos wkrótce pojawił się jako jedna z głównych postaci w "Spongebob'ie Kanciastoportym".

Sugerował również, by dwóch przyrodnich braci zostało zmuszonych do życia w tym samym domu po tym, jak matka jednego z nich została odnaleziona martwa w wykopanym grobie z ciałem nadjedzonym przez jej własnego męża, lokalnego meteorologa. Serial z niejasnymi przesłankami, „Drake i Josh” zadebiutował w 2004r., a ojczym jednego z tytułowych bohaterów był właśnie meteorologiem.

Kolejnym pomysłem Lauera było to, by młodszy braciszek posiadał budę dla psa, w której trzymał płody różnych zwierząt zanurzone w kwasie, którego regularnie używał do podtruwania własnej matki, by ta uprawiała seks z jego obelżywym ojczymem. Wkrótce po tym swój debiut świętowała kreskówka „Słowami Ginger”.

Człowiek, który porywa jedynaki przy użyciu odkurzacza, a następnie wysyła do Hadesu? „Danny Phantom”.

Szalejący robot, który zabija jednego z dwóch braci i nosząc jego skórę udaje go w szkole? „Z życia nastoletniego robota”.

Mógłbym tak wymieniać bez końca. Nickelodeon dobrze o tym wie i nie przestają ciągnąć spuścizny Lauera, niekiedy robią to subtelnie, a czasem bardzo otwarcie.
I nie ma niczego, co ty czy ja moglibyśmy z tym zrobić.

Użytkownik Badyl edytował ten post 17.02.2011 - 21:18

  • 5

#218

Kraker.
  • Postów: 34
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Okno

Podczas robienia porządków w domu, zabierasz się za umycie okien. W pewnym momencie zauważasz odcisk psiej łapy na jednym z nich. " Niedługo trzeba będzie uważać, żeby ten futrzak nie wyszedł przez wentylator w kuchni czy coś." - myślisz, spoglądając na twojego psa stojącego obok i merdającego ogonem. Zabierasz się za zmycie tego śladu... ale zaraz...odcisk jest na zewnętrznej stronie szyby! Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mieszkasz w bloku na 9 piętrze. A za tym oknem nie ma balkonu.

Użytkownik Kraker edytował ten post 18.02.2011 - 18:00

  • 0

#219

Legenda Wyśniona.
  • Postów: 8
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Złe przyzwyczajenia





Naprawdę mogłem zostawić ten pieprzony włącznik światła w spokoju. Kto by pomyślał, że mały pstryczek może zadecydować o życiu bądź śmierci. Właściwie, to każdy tak myśli. Właśnie dlatego włączyłem światło. Głupie, małe przyzwyczajenia, brane z dzieciństwa. Światło przegoni potwory, kołdra nad twoją głową uratuje Cię przed Boogie Manem. (potwór, którym rodzice straszyli niegrzeczne dzieci przed snem – dop. tłum.) I przyjmujesz coraz więcej tych przyzwyczajeń, im starszy jesteś. Dopiero jak zamkniesz wszystkie drzwi, zasuniesz żaluzje, włączysz alarm, możesz wreszcie usnąć w swojej małej fortecy, w swoim domu. Bez morderców, psycholi, potworów.

Ale to nie działa. Żaden ze sposobów. Zawsze się jakoś wślizgną. Pewnego razu zapomnisz zamknąć drzwi. To właśnie wtedy Cię dorywają. Spałbym sobie jak zabity, gdybym nie został obudzony przez głośny trzask drzwi na dole. Wyrwałem się z łóżka i pobiegłem w dół holu, aby zobaczyć drzwi poruszające się w tą i z powrotem. Szybko pobiegłem, aby je zamknąć. Wzbudziła się we mnie panika. Mój pokój wyglądał jak miejsce zbrodni. Mój dom nie był już moim bezpiecznym schronieniem.

Wbrew wszechogarniającemu poczuciu czyjejś obecności, nie było śladu włamania.

Po prostu drzwi. Po prostu mój głupi błąd. Nie mogłem tego na początku pojąć. To musiał być jakiś włamywacz lub psychopatyczny morderca.

Obejrzałem resztę domu. Sprawdzałem każdy kubek, każdą szparę. Nic. Poczułem się głupio, ale jednocześnie uspokoiłem się. Chciałem po prostu wrócić do łóżka, zapomnieć o tym upokorzeniu. Rzuciłem się z powrotem na łoże, zamykając oczy dosłownie na sekundkę. Usiadłem na łóżku. Nie było mowy o ponownym zaśnięciu, dopóki nie sprawdziłem, czy na pewno zamknąłem tym razem drzwi. To znaczy, byłem pewien, że to zrobiłem. Ale wolałem się na sto procent upewnić. Typowa paranoja.

Dotarłem do drzwi i kilka razy mocno pociągnąłem za klamkę, za każdym razem czująć opór zamka. Uśmiechnąłem się. Wreszcie jestem bezpieczny. Obróciłem się na pięcie, aby wrócić do swojej sypialni. Ale zauważyłem tylko mignięcie, drgnięcie w ciemnościach. Znowu zostałem wrzucony w otchłań paniki. Cień w kuchni. Wpadłem do niej tylko po to, aby zobaczyć ją taką jak zawsze, skąpaną w świetle księżyca. Westchnąłem. Wątpiłem w swoje zdrowie psychiczne.. Uznałem, że ta najdłuższa noc mojego życia musi się wkrótce skończyć. Po raz kolejny wracałem do sypialni. Kolejny cień przeciął mą drogę. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, jednak mój mózg zebrał się w sobie i uznał, że musiał być to kot sąsiada.

Usiadłem już całkiem rozbudzony na moim łóżku. Próbowałem utulić się do snu. Liczyłem w myślach barany, licząc na to że wreszcie odpłynę. Ale za każdym razem, jak zamykałem oczy, czułem czyjąś obecność. Ręce czegoś niewidzialnego wiszące nad moją głową. Każde skrzypnięcie, cień, wypełniał mój umysł lękiem z mojego dzieciństwa. Te noce, gdy byłem już utulony przez rodziców do snu. Te same, napełniające strachem myśli przed czającym się złem. Ale tam nic nie było.. Prawda? Więcej skrzypnięć. Więcej ruchu w ciemnościach. Przewróciłem się na bok i wcisnąłem twarz w poduszkę. Poczułem coś muskającego moją stopę, wystawającą spod mojej kołdry.

Szarpnąłem się, spojrzałem głęboko w ciemność. Wirujące cienie. Potwory. Boogie Man. Zacząłem przesuwać ręką po szafce nocnej w poszukiwaniu mojego telefonu. Jego przytłumione światło mogłoby mi pomóc. Kiedy moja ręka dotarła do krawędzi łóżka, instynktownie wziąłem ją, bojąc się nieznanego. Byłem sam, ale widziałem je w ciemności. Demony. Czarne, obrzydliwe bestie.

Myślałem, że to była jedyna rzecz, która mogłaby mi pomóc.

Wyskoczyłem z łóżka, bezpośrednio w kierunku włącznika światła. Moja ręka trzasnęła w niego, pokój wypełniła fala jasnego światła. Moje oczy przez chwilę niemiłosiernie paliły. Chwilę później, rozejrzałem się po pokoju.

Pusty.

Jestem bezpieczny.

Po prostu paranoja. Potrząsnąłem głową, oraz przesunąłem ręką po włączniku. Położyłem się do łózka, pogrążony w ciemnościach. Nie widzę cieni, mój wzrok nie jest do nich przyzwyczajony do ciemności.

Ale teraz je słyszę. Nie wiem czego chcą, ale teraz nie mogę wyjść. Przyzwyczajenia zawiodły.

Są po drugiej stronie kołdry. Mam nadzieję, że znikną z rana.




Pierwsze tłumaczenie. Proszę o ocenę :)

Użytkownik Legenda Wyśniona edytował ten post 19.02.2011 - 23:47

  • 2

#220

Badyl.
  • Postów: 23
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Moje dwa nowe tłumaczenia, tym razem nieco krótsze niż poprzednie ^_^.
EDIT: Aj, moje niedopatrzenie, jedna z past (Skupienie) została już wcześniej przetłumaczona. Mimo wszystko zostawię tutaj swoją wersję tłumaczenia, a nuż ktoś jeszcze nie widział. Wielkie dzięki dla SushieEz'a za tę informację ;).
Ostatnie zdanie zmienione zgodnie z sugestią Loko. Dzięki!


Skupienie

Widziałeś kiedyś jeden z tych filmów, na których masz za zadanie odnaleźć albo śledzić wzrokiem wskazaną rzecz, która pojawia się w obrazie? A potem, na końcu, pokazują Ci, że kiedy byłeś skupiony na tym przedmiocie, nie dostrzegłeś czegoś ogromnego i nachalnego poruszającego się na filmie, czegoś, czego praktycznie nie da się przeoczyć. A ty to zrobiłeś. Przerażające jest to, jak często ma to miejsce… ot choćby teraz, kiedy czmychnąłem drzwiami do twego pokoju, podczas gdy ty byłeś zajęty czytaniem.


Wyłamanie (z rzeczywistości)

Jestem psychiatrą i pewnego dnia napotkałem na mrożący krew w żyłach przypadek. Jakiś czas temu nowa rodzina wprowadziła się do mojego sąsiedztwa; starsza para koło sześćdziesiątki i ich syn, który miał trzydziestkę. Syn był tak zwanym „samotnikiem” i rzadko kiedy widziano go poza własnym domem. Naturalnie nie wypadało pytać rodziny bezpośrednio, ale to było oczywiste, że wprowadzili się do nowego miejsca, by uciec od znamienia społeczeństwa.

Dni mijały, a syn wychodził z domu coraz to rzadziej i rzadziej, aż w końcu w ogóle go nie opuszczał. Był teraz kompletnym samotnikiem. Każdej nocy słychać było krzyki matki, która wydzierała się na syna w jego pokoju. Kiedy od czasu od czasu na nią wpadałem, witała mnie z uśmiechem, ale zawsze wyglądała bardzo blado i mizernie.

Minęło pół roku od momentu, kiedy ostatni raz widziałem syna, wtedy właśnie odwiedził mnie jego ojciec i zapytał: „czy mógłbyś złożyć mi jutro wizytę?”. Nigdy nie mieszałem się w ich sprawy, zarówno jako lekarz jak i osoba prywatna, ale skoro byliśmy sąsiadami, a sąsiedzi teoretycznie powinni się wzajemnie wspierać, zgodziłem się przyjść.

Następnego dnia, kiedy wpadłem z wizytą, zarówno ojciec jak i matka powitali mnie przy drzwiach. „Proszę, tędy” powiedziała rodzicielka, kiedy prowadziła do pokoju swego syna. Kiedy już staliśmy naprzeciw jego pokoju, matka krzyknęła nagle: „Otwieram drzwi!”. Kiedy tylko wpadła do pokoju, wrzasnęła: „czemu ciągle śpisz? Wstawaj!” Nerwowo zerwała kołdrę z łóżka. Kiedy zobaczyłem, co takiego tam leżało, stanąłem jak wmurowany z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Tym, co „spało” w łóżku, był rozebrany manekin bez twarzy. Wtedy od ojca usłyszałem słowa: "Proszę, zajmij się moją żoną. Ona wciąż nie potrafi pogodzić się z rzeczywistością."

Użytkownik Badyl edytował ten post 20.02.2011 - 14:47

  • 3

#221

Quidam.
  • Postów: 515
  • Tematów: 16
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Czerwone kulki



Nie za bardzo wiem od czego zacząć, choć specjalnie przeczytałem kilkadziesiąt takich historii. Z tego co się zorientowałem w temacie, w mojej sytuacji, nawet najbujniejsze, wygładzone kłamstwo nie zapewni mi tego, co sama szorstka prawda.
Daruje sobie wmawianie w was, że to wszystko prawda, daruje sobie też wszystkie ozdobniki jakie mogłyby zasugerować wam, że kłamię. To co przeczytacie jest zapisem moich własnych słów, nagranych specjalnie po to, by je spisać. Starałem się ująć to wszystko tak, byście czytając dotrwali do końca tego tekstu. Zależy mi na tym.

Czemu? Bo gdy skończycie czytać, staniemy się sobie bliżsi niż jacykolwiek inni ludzie na świecie.

Mam czterdzieści pięć lat, ale geneza tego wszystkiego ukrywa się w czeluściach przeszłości. W roku 1973, gdy miałem siedem wiosen. PRL trzymał się jeszcze całkiem nieźle, ludzie dopiero dojrzewali do buntu przeciwko władzy… Ale nas to nie obchodziło.
Ja i moi koledzy z podwórka byliśmy zgraną paczką. Trzy piaskownice, metalowa huśtawka, wyasfaltowany placyk służący nam za boisko (to nawet zabawne, graliśmy akurat tam, gdzie było najbardziej nierówno i najłatwiej było sobie zedrzeć kolana, ale jaką mieliśmy z tego uciechę!) i obowiązkowy trzepak – to wszystko wystarczyło nam w zupełności. To było nasze królestwo w którym byliśmy rycerzami, miasto którego broniliśmy jako milicjanci i preria, po której galopowaliśmy jak postaci z bonanzy .
Ta jak dziś, tak i wtedy co jakiś czas panowały „bziki” na różnego rodzaju zabawki i gadżety, wtedy jeszcze często „importowane” przez krewnych z NRD lub po prostu z Pewexu. Raz były to klocki, innym razem resoraki (w sklepach nazywano je Matchbox, ale myśmy wiedzieli swoje). Jeszcze niedawno dzieci podobnie wariowały na punkcie „kapsli” z chipsów, pistoletów na plastikowe kulki czy naklejek z piłkarzami.
Owego pamiętnego lata 1973 ojciec Marka Kowalesiuka przywiózł „z kontraktu” duży worek szklanych kulek. Marek nauczył się od niego gry „w kulki” i tak przygotowany wyszedł do nas na podwórko.
Wymienił lwią część swojego prezentu za resoraki, naklejki, finkę i dwie puszki po perfumach i tylko ja zastałem bez kulek. Wtedy, w naszym domu, był trudny okres – mój wujek brał udział w protestach Grudnia 70’, przez co ojciec i matka systematycznie pozbawiani byli premii. Dopiero wychodziliśmy na prostą przez co nie miałem wielu rzeczy na wymianę. Tak naprawdę, jak teraz o tym myślę, nie miałem niczego co mogłoby wtedy zainteresować moich kolegów.
Pamiętam z jaką wściekłością przyjąłem ich odmowę podzielenia się ze mną kulkami. Krzyczałem na nich, wypominałem te wszystkie razy, gdy ja się z nimi dzieliłem, odwoływałem się do ich lojalności i współczucia. Nic nie pomagało i niepyszny wróciłem do domu parę minut po wyjściu młodego Kowalesiuka.

Wiecie? Wtedy byłem pewien, że gdybym miał kulkę „na rozdanie” i „zbijacza” , ograłbym ich wszystkich. Po prostu wiedziałem, że mając dwie szklane kulki w ciągu jednego dnia zdobędę je wszystkie. Niemal słyszałem ich prośby o podzielenie się skarbem, którego do niedawna sami mi bronili…
To było to samo uczucie, które pojawia się zawsze gdy człowiek ma świadomość, że wielka okazja przechodzi mu koło nosa. Parszywa sprawa, wiecie o tym, prawda? Każdy choć raz w życiu odczuł coś takiego.

Tamtego dnia, teraz pamiętam, że to było 17 czerwca, przez dwie godziny siedziałem obrażony na cały świat w wspólnym pokoju, moim i mojej pięcioletniej wtedy siostry Marty. Mruczałem tylko pod nosem, że „jeszcze mnie popamiętają” i co jakiś czas rzucałem nienawistne spojrzenia na okno wychodzące na podwórko.
Mogłem sobie na to pozwolić, bo rodzice wyszli z Martą do parku na spacer. Miesiąc wcześniej, z wielkimi oporami, dali mi moje pierwsze w życiu, własne klucze i mogłem wracać do domu kiedy tylko chciałem.
Gdy tak zło życzyłem i wyzłośliwiałem się w pustym mieszkaniu, w oko wpadła mi lalka siostry, Dorotka. Ta sama którą dostała od naszego dziadka dwa lata wcześniej. Pamiętam, że mówił wtedy, że kupił ją od „chyba ostatniego” cygańskiego taboru. PRL odebrał im prawo do tułaczki i zmusił do wegetacji w najgorszych poniemieckich ruderach („ach ta cudna akcja produktywizacyjna!” – zachwycał się swego czasu kolega mojego taty, zapatrzony w system komunistyczny i historię jego „sukcesów”). Ci Cyganie u których dziadek robił zakupy mieli być ostatnimi wolnymi Wtedy, gdy dawał jej lalkę, widziałem go po raz ostatni, dziś wiem, że umarł na zawał tydzień później.
Lalka była szmaciana, ubrana w sukienkę z zasłony, ale głowę miała porcelanową, z osadzonymi w jakiś dziwny sposób oczami, będącymi wyraźnie osobną całością. Z jednego oka zaczynała złuszczać się farba, to właśnie ten drobiazg zwrócił wtedy moją uwagę.
Przysięgam, że do dziś dnia nie wiem jak to było zrobione, że dwie szklane kulki, pomalowane tylko na biało, z dorysowaną tęczówką i źrenicą trzymały się w środku porcelanowego, zbyt luźnego oczodołu. Po prostu tam były.
Sam nie wiem, z bezrozumnej chęci wyładowania się, czy z dziecięcej ciekawości, podważyłem jej oczy nożem do masła z kuchni, wiecie, takim tępym nożykiem, który zawsze leży w zasięgu rak dziecka, bo przecież nie da się nim zrobić sobie żadnej krzywdy. Operacja przebiegła czysto i szybko, a złuszczająca się jeszcze bardziej, zapewne pod wpływem moich operacji z nożem, farba odsłoniła dla mnie cudowną prawdę. Oto oboje oczu Dorotki okazały się szklanymi, czerwonymi kulkami!
Możecie sobie wyobrazić szczęście siedmioletniego podlotka, gdy trafiła mu się taka gratka? Resztę dnia spędziłem na dworze ogrywając z kulek moich, wtedy już byłych jak się okazało, kolegów. Ani przez myśl mi nie przeszło, że mogłem zrobić coś złego.
Dopiero w domu, gdy usłyszałem płacz siostry, zrozumiałem, że popsułem jej ukochaną zabawkę. Małą nie potrafiła się pogodzić z faktem, że „ktoś zrobił bubu lali!” i darła się wniebogłosy. Rzecz jasna nie przyznałem się do zniszczenia zabawki, nie chciałem oberwać ojcowskim pasem.
Rodzice założyli, że lalka spadła z łóżka i to wstrząs odebrał jej oczy, a ślepy los pchnął je w pod jakiś mebel. Mi się upiekło, a Marta przestała płakać dopiero po 22:00. Tej samej nocy umarła.
To ja rano znalazłem jej ciało rozciągnięte wzdłuż progu naszego pokoju.
Wiecie, że dzieci mogą umrzeć, prawda?
Niemowlaki potrafią zadławić się własnym językiem, trochę starsze dzieci umierają czasem od zbyt gwałtownego rośnięcia zębów, a moja siostra umarła od uderzenia w głowę. Tak powiedział lekarz który rano pojawił się w naszym domu. Pamiętam, że dziwił się jeszcze, bo urazy jakich doznała Marta, wskazywały na to, że upadła głową w dół, jakby ktoś podniósł ją za nóżkę i po prostu upuścił. No ale wiadomo, z dziećmi nigdy nic nie wiadomo.
Mała chciała zapewne sięgnąć po coś, stanęła na krawędzi łóżka i upadła skręcając sobie kark. Wszystko musiało odbyć się w ciszy, bo ani ja, ani rodzice się nie obudziliśmy, chociaż głos płaczącego dziecka w blokach niesie się czasami przez dwie- trzy klatki i po kilka pięter.
Jeszcze tego samego dnia, gdy już zabrali jej ciało, mój ojciec wyniósł na śmietnik wszystkie jej rzeczy i zabawki, nie wyłączając łóżka z którego upadek ją zabił. Tata był prostym robotnikiem, tak radził sobie ze stratą – udawał, ze ten kogo stracił nigdy nie istniał, a mama się na to godziła.
Ten los nie ominął i bezokiej Dorotki. Została spakowana w karton z ubraniami i kilkoma innymi szmaciankami i przygotowana do wyniesienia, gdy nikt nie patrzył, do tego samego kartonu wrzuciłem kulki które wyrwałem z jej oczodołów. Nie wiem czemu to zrobiłem, być może to był mój sposób na pożegnanie? A może chciałem tym gestem przeprosić Małą? Naprawdę, dziś nie umiem powiedzieć o co mi wtedy chodziło.
Tego samego dnia patrzyłem jak śmieciarka wywiozła wszystkie pamiątki po Martusi.

Dorotka wróciła rok później.
Gdy wracałem do domu ze szkoły, leżała pod drzwiami naszej klatki schodowej. Tak po prostu leżała sobie twarzą w dół. Bałem się jej, była niemym wspomnieniem śmierci mojej siostry, ale jakoś się przemogłem i podniosłem ją.
Oboje oczu, choć już niepomalowanych żadną farbą, miała na swoich miejscach. Tak jak poprzednio, między oczodołami a szkłem je tworzącym była spora szpara i nie mam bladego pojęcia jak one trzymały się w środku. Pamiętam, że chciałem ich dotknąć, sprawdzić, czy poczuję pod palcami zimne szkło, czy może raczej ciepło żywej istoty…
Zaszokowany własnymi myślami upuściłem ją. Zastanawiałem się wtedy, czy takie pomysły, że lalka może żyć, były efektem ciągłych kłótni rodziców i tego, że mama płakała nocami. Byłem jednak za młody by roztrząsać takie sprawy, kopnąłem Dorotkę jak najdalej od drzwi i wbiegłem do domu marząc o tym, by o niej zapomnieć.
Nad ranem znalazłem mamę.
Nadal mieszkałem w pokoju który wcześniej zajmowaliśmy z siostrą, choć rodzice przenieśli się do tego, bliżej drzwi wejściowych i mojego łóżka, chyba chcieli mieć mnie „na oku”. Tak jak za jej życia, co wieczór, drzwi, na klamkę, zamykał ojciec osobiście. Tak jak kiedyś, co rano sam otwierałem sobie drzwi, żeby biec obudzić rodziców. Wtedy, tamtego dnia, nie pobiegłem.
Drogę do pokoju rodziców, do którego mogłem dostać się tylko idąc przedpokojem w stronę drzwi wejściowych, zajmowały białe jak śnieg zwłoki kobiety która osiem lat wcześniej mnie urodziła. Jej zwłoki i olbrzymia, to pamiętam aż za dobrze, kałuża krwi w kształcie nerki.
Nie umiem dziś powiedzieć czy to ten widok odebrał mi zdolność ruchu, czy raczej była to para szklanych, czerwonych kulek patrzących na mnie z porcelanowej twarzy lalki, opartej o ścianę przy drzwiach do pokoju rodziców w taki sposób, że wyglądała jakby siedziała.
Stałem tam i gapiłem się w te cholerne kulki (znam lepsze słowo na ich określenie, ale nie chcę, by moja historia zniknęła z sieci) i myślałem tylko o jednym, żeby ojciec nie obudził się tego dnia sam. Nie chciałem by zobaczył Dorotkę.
W końcu przełamałem blokadę która odcięła mój umysł od ciała. Przeskoczyłem w węższym miejscu nad kałużą krwi (nie wyobrażacie sobie nawet jak pachnie taka ilość posoki naraz, źle zrobiłem, że w czasie skoku nabrałem nosem powietrza do płuc, do dziś czuję, jakbym miał je całe pokryte rdzą gdy o tym myślę), chwyciłem lalkę za blond włosy i niewiele myśląc wparowałem do kuchni. Było lato, okno było otwarte, a tuż za nim było wejście do wsypu na śmieci, którym wynoszono pełne kubły. Wiecznie był tam bajzel i nikt nie zdziwiłby się, gdyby pojawiło się tam jeszcze więcej klamotów (dla niektórych wynoszenie śmieci AŻ do klapy zsypu, będącego AŻ na klatce schodowej było zbyt trudne i skracali sobie ten nieprzyjemny obowiązek wrzucając pełne worki z okien), dlatego nie namyślałem się wiele.
Cisnąłem upiorną, ale zaskakująco czystą jak na rok „nieobecności w domu” szmaciankę i słuchałem, jak gruchnęła na kartony trzy piętra niżej.
Dopiero potem pobiegłem obudzić ojca.
Milicja i pogotowie stwierdzili jednogłośnie – samobójstwo z powodu utraty córki. Wbrew temu co się teraz mówi, w PRL też żyli ludzie. W ciągu jednego dnia ojciec dostał pozwolenie na przeprowadzkę i transport na drugi koniec kraju, do swojego brata, a mojego wujka. Wyprowadziliśmy się z czterema walizkami ubrań i ledwo Nigdy nie wróciliśmy po nasze meble czy resztę rzeczy, ojciec wolał udawać, że tamtego życia nigdy nie było.
Ja miałem tylko nadzieję, że Dorotka została w tamtym mieszkaniu.

Płonne były te moje nadzieje. W 1984, wracając ze szkoły z Anią, znów ją zobaczyłem. Leżała na ulicy, obok kartonowych pudeł udających na tamtej ulicy kosze na śmieci, tuż obok jej gałgankowej nóżki leżał gołąb z odgryzioną głową.
Dziś myślę, że krew tego ptaka nie chciała jej dotknąć. Zupełnie jakby wszystko co związane z życiem odrzucało samą możliwość kontaktu z tym cholerstwem. Podobnie reagują ludzie widząc kaleki z widocznymi ułomnościami, ze świecą w ręku szukać kogoś kto ośmieli się dotknąć kikuta, nawet przez ubranie. „To takie nienaturalne” – pomyśli każdy kto znajdzie się w tak paskudnej sytuacji, prawda?
Z resztą, nie ważne, to nie zmienia prostego faktu, ze ona tam leżała. Leżała na cholernym chodniku, na drugim końcu kraju, gdzie nie miała prawa być, bo przecież została w mieście, w którym pochowaliśmy mamę i Martę. Jak więc było to możliwe? To nie było możliwe, ale działo się na moich oczach.
Ania, wtedy moja sympatia, pierwsza i zapewne ostatnia, nie mogła nie zauważyć, że zmartwiałem na środku chodnika. Z tego co mi potem mówiła, bo mój mózg zignorował najwyraźniej jej słowa, zażartowała wtedy, czy aby nie wdepnąłem w psią kupę. Dobry boże, jak ja chciałbym, żeby tak właśnie było, żeby te cholerne czerwone kulki nie patrzyły na mnie i żeby to wszystko było tylko moim chorym wymysłem! Niestety, było inaczej.
Potem, w jej domu, wyjaśniłem jej wszystko. Opowiedziałem o tym jak umarła moja matka i siostra, przyznałem się też, jej pierwszej, że to ja zepsułem Dorotkę. Nie powiedziałem jej tylko jednego, że naprawdę wierze, że ta lalka mnie prześladuje. Nie powiedziałem jej tego, ale i tak się domyśliła.
Dała mi wtedy całusa, takiego słodkiego, koleżeńskiego całusa w policzek, jaki dziewczyny w podstawówkach dają kujonom którzy wyznają im cichcem miłość. Widywałem takie sceny, bo mieszkaliśmy wtedy bardzo blisko podstawówki imienia Janka Krasickiego.
Powiedziała, że to we mnie właśnie kocha, to, ze zawsze będę dzieckiem. To był pierwszy i jedyny raz gdy wyznała mi miłość. Zrobiła to, jak mi się wydaje, żeby podnieść mnie na duchu, żebym nie czuł się tak parszywie. Tak o tym myślałem gdy wychodziłem z jej bramy i szedłem w stronę swojego bloku, mieszkałem niecałe trzydzieści metrów dalej, w innym wielkopłytowcu.
Następnego dnia Dorotka leżała pod schodami prowadzącymi do klatki w której mieszkała Ania. Widziałem ją, słońce odbijało się od szkła zastępującego jej oczy. Widziałem ją, ale nic nie zrobiłem, nie chciałem nic robić. Zbyt paraliżował mnie strach i wstyd, bo tylko to trwało we mnie, gdy patrzyłem na tą przeklętą porcelanową głowę z blond kłakami.
Następnego dnia Ania już nie żyła. Samobójstwo, skok z okna. Tak po prostu, jakby to była codzienność. Milicja rzecz jasna mnie przesłuchała, ale chyba nie wpadli na to by powiązać trzy tajemnicze zgony z moją osobą, zwłaszcza, że w normalnych okolicznościach nic by ich nie łączyło.
Wiecie, widziałem jej ciało. Widziałem je, bo je znalazłem – znów. Wstałem wcześniej, tuż przed świtem, bo chciałem sprawdzić co u Ani, upewnić się, że moje tchórzostwo niczego nie spieprzyło.
Leżała tuż pod swoim własnym oknem, choć dzieliło ją od niego dziewięć pięter.
W koło głowy miała aureolę z krwi i czegoś szarego, co z trudem zidentyfikowałem jako mózg – musiały wypłynąć przez uszy i nos, bo nadal widać było zasychające strużki. Wszystkie szwy jej luźniej, różowej piżamy pękły, a dookoła jej sylwetki powstał odrys z wyciekłej jakąś tajemniczą drogą krwi.
Potem, gdy ją zabierali, słyszałem komentarz jednego z sanitariuszy, brzmiał obrzydliwie, ale i w jakiś sposób perwersyjnie zabawnie. Powiedział coś w stylu „Trochę jak żelka, nic twardego w środku chyba nie zostało”. Nieomal zaśmiałem się wtedy.
Gdy następnego dnia lalka pojawiła się pod moją bramą, spanikowałem.
Spakowałem wszystkie swoje oszczędności i trochę ubrań i jeszcze tego samego dnia wsiadłem w pociąg nie wiedząc nawet gdzie jedzie. Chciałem po prostu uciec, jak najdalej od tego koszmaru o czerwonych oczach.
Ojciec nie szukał mnie. Chyba zastosował „swoją” metodę radzenia sobie z żalem po stracie, zaczął udawać, że nie istniałem. Trzy lata temu słyszałem, że zmarł.
Wybaczcie, że odpuszczę sobie opisywanie wszystkich moich przeżyć na przestrzeni lat. Jest tego za wiele, a ja nie mam już za dużo czasu – ledwo do zmroku. Skrócę więc najbardziej jak potrafię, tak, by nie pozbawić tej historii sensu.
Przez kolejne lata przeprowadziłem szereg… można powiedzieć eksperymentów, o tym jednak potem. Moja, jak nazywają to ludzie mnie znający, obsesja na punkcie zabawek pozwoliła mi zgromadzić całkiem pokaźną wiedzę na ich temat. Dzięki temu dostałem moją pierwszą pracę, przy linii produkcyjnej klocków drewnianych, a potem było coraz lepiej. Stałem się „specem od pomysłów” na kolejne modele i formy zabawek dla „małych ludzi” jak mawiał nasz dyrektor w już „wolnej” Polsce. Moja renoma pozwalała mi na wiele, przede wszystkim na ukrycie faktu, że nie mam żadnego konkretnego wykształcenia. Pozwala mi to też na przebieranie w ofertach pracy i kolejne przeprowadzki.
Udało mi się ustalić, że o ile nie jest tuż obok mnie, o ile nie widzę jej pod moim domem, Dorotka przemieszcza się średnio trzydzieści metrów na dzień. Tyle przynajmniej wynika z moich wyliczeń, ale ja nigdy nie byłem dobry z rachunków (między moim „starym” i „nowym” domem było w zaokrągleniu 109 km i 590 m, przebycie tej odległości zajęło jej 10 lat). Wiem też, że zabija tylko w nocy, pierwszą osobę jaką znajdzie w mieszkaniu w którym akurat mieszkam. Ten fakt jest niezaprzeczalny, sprawdziłem to na dziesięciu z górką bezdomnych, których śmierć kupowała mi dzień potrzebny na spakowanie najważniejszych rzeczy i przeprowadzkę.
Wiecie, przez te wszystkie lata stałem się tyloma osobami… Poważanym specjalistą od projektowania zabawek, zaszczutym uciekinierem, zaprawionym „sprzątaczem” ciał… I wszystko to przez jeden błąd, jedną lalkę. Zabawne? Tak, mnie też to nie bawi.
Wracając jednak do sprawy Dorotki – nie ograniczyłem się tylko do sprawdzania prędkości jej przemieszczania się i sposobu jej działania. To było by głupstwo z mojej strony, troche tak, jakbym badał temperaturę pożaru szalejącego dookoła mnie i nie myślał nawet nad szukaniem drogi ucieczki.
Przede wszystkim starałem się dotrzeć do informacji o tym kto to draństwo stworzył i po co. Jedyne co osiągnąłem, to wiadomość, że tego typu porcelanowe głowy były produkowane w Austro-Węgrach, w ostatnich latach istnienia tego państwa. Były częściami zabawek produkowanych ręcznie dla bogaczy i szlachty. Zapewne przodkowie Cyganów u których Dorotkę kupił mój dziadek, wygrzebali głowę lalki w jakimś śmietniku, bowiem cała reszta alki była produkcji „czysto ludowej”, jak to określił mój znajomy z Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach. W praktyce znaczyło to tyle, że ktoś do gotowej głowy dorobił ciało z gałganów i ubrał w sukienkę, także swojej produkcji. Co ważne dla mnie, oczy też musiały być produkcji chałupniczej, bo w oryginalnej głowie osadzane były nie szklane, a drewniane, wykonywane na wymiar i malowane gałki.
Drugą rzeczą jakiej dowiedziałem się o moim przekleństwie był fakt, że ścigał i zabijał każdego komu o nim powiedziałem. Działa przy tym identycznie jak w moim przypadku, najpierw „idzie” do tego kogoś z określoną prędkością, pojawia się pewnego dnia pod drzwiami bramy w której ten ktoś mieszka, a w nocy zabija pierwszą osobę jaką znajdzie w tym mieszkaniu. Jeśli nie trafi za pierwszym razem, będzie zabijać do chwili, aż znajdzie tego po kogo przyszła i ruszy znów po mnie, lub kolejną ofiarę znającą prawdę. W każdym razie, na tego, kto będzie bliżej niej w chwili śmierci kolejnej ofiary.
Zabija różnie. Czasem jest to wypadek, czasem wygląda na samobójstwo, dwa razy policja znalazła ślady walki i uznała, że ma do czynienia z morderstwem.
Nie pozwala też wyjechać z kraju. Próbowałem wielokrotnie, samochody psują się i są kradzione, w samolotach do których usiłuje wsiąść ogłaszane są alarmy bombowe, mój paszport jest cofany lub uznawany za fałszywkę… Nie próbowałem jeszcze tylko podróży statkiem, ale to bardziej z powodu, podświadomej raczej, pewności, że i to zawiedzie.
I teraz dowiecie się najważniejszego –tego co chcę wam powiedzieć od początku tego wywodu, od wczoraj wiem, że zabija również tych, którzy dowiedzą się o niej przez Internet. Jednak tu nie działa, sam nie wiem czemu, „prawo wyboru kolejnej ofiary” – jak nazwałem fakt, że rusza na każdą kolejną ofiarę z chwilą zabicia poprzedniej. Gdy dowiadujesz się o niej z sieci, tak jak teraz, w jakiś niewytłumaczalny sposób idzie wprost na Ciebie, Ciebie i każdego innego kto wie o niej z sieci na raz.

Tak, owszem. Zrobiłem Ci to. Zrobiłem to wam wszystkim, którzy dobrnęliście do tego zdania.

Dziś jest na końcu ulicy Bocznej we Wrocławiu (http://mapy.google.pl/ sprawdźcie sami gdzie to jest, dla ułatwienia, pod wiadomością macie wycinek mapy), pamiętajcie, że porusza się zawsze w linii prostej i ze stałą prędkością!

Widzicie? Mówiłem, teraz jesteśmy sobie bliżsi niż jacykolwiek inni ludzie na świecie, poluje na nas. Niedługo się ściemni, a to mój ostatni dzień w tym mieszkaniu. Dziś widziałem ją pod drzwiami klatki schodowej, a nie udało mi się znaleźć żadnego bezdomnego, chętnego na nocleg przy moich drzwiach.

Powodzenia i życzcie mi tego samego, teraz jedziemy na tym samym wózku. Cieszę się, że jesteście ze mną, miło mieć towarzystwo.

Dołączona grafika

Użytkownik Quidam edytował ten post 20.02.2011 - 16:08

  • 9

#222

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Mam nadzieję, że się spodoba i jeśli dotrwacie do końca to naprawdę gratuluję ;p Dwa dni się z tym męczyłam :D Enjoy!
 

"Pamiętnik"




Tekst poniższy jest kopią zaledwie kilku stron częściowo spalonego, prywatnego pamiętnika, który został odnaleziony przy szczątkach niejakiej Angeli S. Yorke. Policjanci wkroczyli do jej mieszkania znajdującego się na 113 Cherry Lane 28 lipca zeszłego roku, po tym jak zauważono, że zaginęła. Wnętrze mieszkania doszczętnie spłonęło, choć żaden z sąsiadów nie dostrzegł płomieni. W kącie sypialni odkryto sporą kupkę popiołu, którą poddając specjalistycznym badaniom zidentyfikowano ją jako ciało Angeli S. Yorke. Przy stosie popiołu znaleziono mocno podniszczony, wspomniany pamiętnik, który był prowadzony w czasie zaginięcia denatki. Eksperci nie byli w stanie wyjaśnić przyczyny pożaru, a także w jaki sposób ogień strawił jedynie wnętrze mieszkania, oszczędzając klatkę schodową i sąsiednie mieszkania. Próbując rozwiązać zagadkę, pamiętnik poddano gruntownej reprodukcji i analizie. Oto co znaleziono…


Na środku pierwszej strony
[Angela zapisała to jako notatkę do zapamiętania]
Hura! Nareszcie wprowadziłam się do nowego mieszkania! Jestem taka podekscytowana, a to jeszcze nic, bo zaczynam nową pracę od poniedziałku! Kupiłam w związku z tym pamiętnik, by udowodnić samej sobie, kiedy już będę stara, że rzeczywiście takie szczęście miało miejsce w moim życiu! Naprawdę sądzę, że mogę sobie poradzić w tym świecie- z takimi perspektywami. A więc- gratulację dziecino! Udało Ci się!
Szczerze oddana sobie
Angela S.


30 czerwca
[Każdy wstęp poczynając od tej daty jest bezpowrotnie zniszczony. Kilka zdań, które można odczytać dotyczyły jej uczuć i nowych kontaktów towarzyskich]
…powiedziała, że powinniśmy zaplanować coś specjalnego na ten weekend.

1 lipca
[Większość strony była zniszczona]
…Cóż za doskonały pomysł! Powiedziałam jej, że obdzwonię Susan i Andre i popytam, czy są w stanie wpaść. Nie mogę w to uwierzyć, że mimo mojego długiego pobytu tutaj, nie pomyślałam nawet o zwiedzeni u parku narodowego, który znajduje się dosłownie koło mnie! Przypuszczam, że to przez pracę, która absorbuję całą moją uwagę i to do tego stopnia, że nie miałam czasu na relaks z moimi przyjaciółmi. Cóż, od jutra wszystko się zmieni! To taki malutki przypominacz, by kupić sobie buty i nie mieć wymówki, żeby siedzieć w do…

2 lipca
Zbyt męczące jest dla mnie pisać dalej. Susan, Hillary i Andre spędzili cały dzień w lesie. W pewnym momencie zabłądziliśmy, stąd ta późna godzina powrotu. Jednak mimo wszystko uważam, że był to udany dzień; biegliśmy wzdłuż odnogi rzeki, kiedy dostrzegliśmy naprawdę starą, chwiejącą się chałupę, która leżała po drugiej stronie. Sam jej wygląd przerażał nas jak cholera, ale Susan powiedziała, że nie widziała innej chałupy w promieniu wielu kilometrów, więc to musi być „legendarna” drewniana chatka myśliwych- tzw. leśniczówka. Zaplanowaliśmy na jutro dokładniejsze oględziny. Może jeśli uda nam się zebrać więcej informacji, to pociągniemy też za język miejscowych, którzy mogliby nam coś o niej więcej powiedzieć. Jak na razie muszę wyleczyć pęcherze na nogach… Cholera, przydałyby się nowe buty.

3 lipca
Cóż za dziwny dzień! Zajęło nam nieskończoność znaleźć wczorajszą ścieżkę. Kiedy już wreszcie udało nam się dotrzeć do chatki, okazało się, że… zniknęła! Na jej miejscu leżał spory pagórek popiołu rozproszony po trawie. Rozdzieliliśmy się, żeby znaleźć jakieś wskazówki, które wyjaśniałyby co się wydarzyło, jednak jedyne co udało nam się znaleźć to zwęglone drewno i rozpuszczone gwoździe. Susan znalazła starą, nadpaloną lalkę, której jedynie zielone, szkliste oczy zostały nietknięte. Powiem szczerze-przeraziło nas to. Potem Andre kopnął grudkę węgla drzewnego, znajdując jakiś ząb. Dość szybko powróciliśmy na główną drogę, a ciemność panoszącą się pomiędzy drzewami skłaniała mnie do refleksji. Doszłam do wniosku, że nasza wyobraźnia trochę się zagalopowała. Może poprzednim razem biegliśmy po prostu inną ścieżką, a spalona chatka nie była tą samą którą widzieliśmy. Może była spalona już dawno temu? Bądź co bądź leżąc wieczorem w łóżku i rozmyślając na temat ścieżki prowadzącej do zgliszczy nadal mam dreszcze.

4 lipca
Co za gówniany dzień! Praca była jak wrzód na tyłku. Powróciłam do domu wściekła na szefa, mając ochotę walnąć się na kanapie i oglądać wszystkie te zatruwające mózg programy w TV. Zanim zdążyłam wykonać to zadanie, zauważyłam czarne ślady stóp na dywanie. Przestraszyłam się, ale szybko wrócił mi zdrowy rozsądek, kiedy uświadomiłam sobie, że to moje własne odciski butów. W ogóle jednak ich wczoraj nie zauważyłam. Doszło również do mnie, że nie uda mi się raczej sprać tego cholernego popiołu. Cholera, cholera, cholera! Poza tym, biorąc relaksującą kąpiel w wannie, odkryłam czarne plamy pomiędzy palcami stóp. Mimo starannego szorowania, nie udało mi się zmyć tych plam, choć nie przejmowałabym się tym tak bardzo jak moim biednym dywanem. Wlałam do zlewu wszystkie rodzaje odplamiaczy jednak żaden nie dał rady tego *** sprać! Muszę rano zamówić czyściciela dywanów i sprać to jak najszybciej zanim przeklęta właścicielka kamienicy to dostrzeże. Bądź przeklęty, biały dywanie!


5 lipca
Co za przepieprzony dzień! Podwiozłam czyściciela do mojego domu, a sama postanowiłam wziąć srogi odwet na uporczywych plamach na podłodze. Mimo, że starałam się na wszelkie możliwe sposoby nadal mam wielkiego, czarnego kleksa w pokoju. Pieprzone detergenty! Może zadzwonie jutro do Susan albo Hillary czy mają ten sam problem. Nie mam już cierpliwości, żeby cokolwiek dzisiaj napisać.

6 lipca
Coś dziwnego dzieje się z tymi plamami. Nie wiem, czy to już moja wyobraźnia, ale ta plama wyraźnie się poszerza. Zauważyłam niewielkie guzki w jej środku, wypełnione czarną substancją. Kiedy dotknęła guzka, ten rozpadł się pod ciężarem mojego dotyku. Wydaje mi się, że popiół w pewien niezrozumiały dla mnie sposób rozpuszcza zarówno dywan jak i podłogę. Spędziłam niemal cały wieczór na szukaniu w Internecie haseł takich jak: ”kwasy w proszku” lub „spalone, zwęglone osady reakcji wodorotlenkowych”. Uhhh. Na dodatek, Atilla- mój szef, chce żebym skończyła dla niego jakiś mega wielki projekt na piątek, więc nie mam w ogóle czasu na posprzątanie domu aż do kolejnego weekendu. Co gorsza, plama na moim palcu zdaje się również poszerzać, a moich kumpel jak na złość nie ma w domu i nie mam z nimi kontaktu.
Dopisek: Właśnie dostrzegłam małe, czarne plamki na wnętrzu dłoni i przez to mam ściany całe umazane w osmolonych odciskach. Niech by to szlag!

7 lipca
[prawie cała strona zniszczona]
……….. ama robi się coraz większa, ale…….. dlatego mój szef oczekuje, że zrobię to do…………… jakby mi zależało, ale to nie czyni mojej pracy łatwiejszą , szczególnie rozpracowując wszystkie raporty, które muszę skończyć w tym samym czasie. Nieobecność Susan wcale mi w tym nie pomaga; mogłabym chociaż do mnie oddzwonić po tym jak puściłam jej głuchacza. Pod koniec tego *** tygodnia co……… z kablem. Podłączyłam go do kontaktu i nagle zrobiło się spięcie, a ja dostrzegłam jedynie iskierki dookoła kontaktu. Dzwoniłam do właś…….. dywan pach………. W końcu, cokolwiek by nie było w tym dziwacznym popiele, zaczęło zżerać mi stopy, skóra w tym miejscu jest biała i zaczyna się łuszczyć, ponadto zaczęły mocno swędzieć, ale nie stać mnie na taką stratę czasu by pójść do le……………. Zero czasu na pi……….

8 lipca
[na środku strony jest wielka, wypalona dziura]
O Boże, otworzyłam swoje drzwi frontowe i krzyknęłam przeraźliwie. Cokolwiek było w tym gównianym popiele, zaczęło zżerać mi ściany i podłogę. Przez podłogę ciągnęły się wielkie dziury. Wszędzie panoszył się zwęglony osad. Całe mieszkanie śmierdziało jak po pożarze, więc czym prędzej otworzyłam okno. Resztki spalonego projektu latały niczym listki po pokoju, tworząc malutki obłok popiołu pokrywający cały dom, łącznie ze mną. Zamknęłam się w sypialni i wyciągnęłam książkę telefoniczną. Próbowałam się dodzwonić do Susan, ale jedyne, co słyszałam w słuchawce to dziwne trzaski. Następnie po……………. chciała……….. korki są przepalo…………. ość tego całego szajsu, jutro nie idę do pracy i jadę na najbliższą komendę policji, zaraz po tym jak załatwię kogoś do oczyszczenia mojego domu z chemicznego skażenia jakim wyraźnie jest dotknięte mieszkanie. No i wreszcie pójdę do lekarza, która obejrzy moje nogi; bardzo mnie boli, a białe ślady zaczęły zamieniać się w czarne w okolicy palców u stóp. Bardzo się boję.
Dopisek: Nie mogę spać, mogę przysiąc, że słyszę trzaski i pukanie dochodzące z dużego pokoju.

9 lipca
Jestem taka *** przerażona! Nie mam pojęcia co się dookoła dzieje. Obudziłam się dzisiaj w kompletnych ciemnościach. Na początku myślałam, ze ból nóg obudził mnie w środku nocy, ale zerknęłam na budzik i była 21! Jak do cholery mogłam przespać cały dzień? Zdecydowałam, że mimo to dziś pójdę na policję. Jak tylko dotarłam do dużego pokoju, zemdlałam- cały pokój był czarno-biały od popiołu i zwęglonych mebli. Wielkie kupy zwęglonego osadu leżało na podłodze i odpadał ze ścian. Kiedy ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, popiół spadł na mnie z sufitu. Ohydny zapach spalonego mięsa i włosów zdominował wszelkie inne zapachy w tym pokoju. Wsiadłam do auta i pognałam na komisariat, ale po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że zabłądziłam. To była moja okolica. Jak do cholery mogłam zabłądzić w terenie, który bardzo dobrze znam? Jechałam i jechałam w ciemnościach próbując znaleźć jakiś znajomy punkt zaczepienia. Zaczęłam powoli tracić zmysły i płakać rozpaczliwie, gdy doszło do mnie, że jestem spowrotem przed mieszkaniem. Zaczęłam zjeżdżać w stronę głównej drogi, naciskając do oporu gaz, jednak nieważne jak szybko jechałam, jak długo kluczyłam i tak zawsze wracałam przed moje mieszkanie. Jeździłam tak kilka godzin, aż skończyła mi się benzyna i samochód stanął. Nawet się nie zdziwiłam, kiedy okazało się, że stanął akurat prosto przed moim mieszkaniem. Nie pamiętam nawet, żebym stawała na miejscu parkingowym. Kiedy weszłam do środka sprawdziłam godzinę. Była 22. Co do cholery się ze mną dzieje?! Ręce mnie swędzą, paznokcie wyglądają jak spalone. Nie mogłam nawet zadzwonić po pomoc, bo przepaliło mi korki. Próbowałam zasnąć, ale na nic się to zdało, bo słyszałam ciągle te trzaski. Jakby się paliło.


10 lipca
[notatka jest nie do odczytania]

11 lipca
[róg strony jest przypalony]
…………………..ostatnie dwa dni , siedzę tylko w sypialni i gapię się w drzwi, za nimi ………..odgłos pożaru, ale gdy tylko wyjrzę do pokoju widać tylko popiół kręcący się w powietrzu. Wszystko spłonęło; kanapa jest jedną, wielką kupą popiołu, a TV zaczyna się rozpuszczać i tworzyć kałużę z plastiku. Muszę jakoś przedostać się do lodówki, żeby uratować resztki jedzenia. Pobiegłam przez duży pokój rozsuwając kupki popiołu po drodze. O Boże, przysięgam, że widziałam szarą rękę, próbującą mnie chwycić za kostkę, ale prawie od razu zwiał ją przeciąg. Przepalone dziury kierują się wprost do mojej sypialni, drzwi zaczęły już nosić znamiona spalenizny, ale nie było żadnego ognia, żadnego gorąca. Prawie straciłam czucie w nogach, a kiedy je dotykam całe płaty suchej, białej skóry odpadają. Ręce tak bolą; mocno się marszczą kiedy nimi poruszam. Pęknięcie w ścianie się powiększa i przysięgłabym, że słyszę jak ktoś wrzeszczy.

12 lipca
[notatka spalona]

13 lipca
[na stronie jest wypalone kilka dziur]
Nigdy stąd nie ucieknę. Sypialnia jest w równie złym stanie co reszta mieszkania. Obudziłam się dziś, a stos popiołu………… nogi mojego łóżka. Jak tylko na to spojrzałam, stos zaczął się formować w twarz. Wyszczerzył się do mnie i ………………. głam do dużego pokoju i skuliłam się w kącie. Usiadłam zgarbiona i nawet nie poczułam jak zasnęłam. Kiedy się obudziłam, szara ręka leżała mi na ramieniu. Kątem oka spostrzegłam, że coś gapi się na mnie. Krzyknęłam i wtedy to coś zamieniło się w obłok dymu, ale kształt dłoni wypalił………….. oim ramieniu. Wybiegłam z mieszkania wprost w objęcia nocy, nie zważając na to, jak to się skończy………….. iedy upadłam…….. zmęczenie. Zdałam sobie sprawę, że jestem spowrotem w lesie. Chatka………… Pomarańczowe światło sączyło się przez ponure okna, a dym ulatywał leniwie z komina. Podczołgałam się w jej kierunku, i znów słyszałam ten okropny odgłos trzaskania. A……………….oś krzyczał. Nagle stałam w progu chatki. Kiedy drzwi się otworzyły, nagły podmuch wiatru popc…………….ętrza. Drzwi zatrzasnęły się za mną. Wnętrze chatki sta…………. gniu. Stałam w środku drewnianej chatki, a ogień rozrastał się na wszystko, co w niej się znajdowało. Coś chwyci……….. mnie od tyłu. Odwróciwszy się, zobaczyłam chło……… ……..łgającego się w moją stronę. Skóra tego czegoś była spalona do samego węgla, czerwony płyn sączył się wzdłuż linii, która……………. rsiowej i ramion. Spojrzał na mnie i wrzasnął, kiedy płomienie tańczyły wokół jego głowy, oczy wypłynęły, język płonął…………. kikut. Kopnęłam go, a on potoczył się po podłodze i zmienił się w tlące kawałeczki. Wszystko rozpadało się wokół mnie, pale z sufitu spadały na podłogę. Cały budynek zawal……… Wróciłam nagle do mojego mieszkania. Stosik popiołu ukształtował……… ciało leżało u moich stóp. Zabarykadowałam się w sypialni, ale popiół skradał się coraz bliżej po………………

14 lipca
Słyszę jak coś przekrada się przez duży pokój.

15 lipca
[notatka spalona]

16 lipca
[notatka spalona]

17 lipca
[notatka spalona]
18 lipca
[notatka zniszczona-zrekonstruowana]
Próbowałam znów uciec. Jak tylko opuściłam dom, widziałam, że przez duży pokój to szare coś pełza w kierunku wyjścia. Uciekłam……………….noc. Znów ta chatka. Nie chciałam wchodzić do środka, ale co……………….z lasu na wprost mnie. Chata była cała w płomieniach i to wrzeszczące coś zaatakowało mnie. Zamknęłam oczy zanim budynek się zawalił. Spalenizna na mym cie………….. rozprzestrzenił się wszędzie oprócz twarzy. Bolało tak moc…………. al……………….. stą………….. łowa.

20 lipca
[bardzo mocno podniszczona]
Czem…………… ja Boż…………….. co?.....................CZEMU………….T……………..WŁAŚ…………?.............międz....

21 lipca
[wpis składał się w całości z rysunku ukazującego tył domu Angeli S. Yorke. Kilka szlaków posiadało ślady jakby ktoś nimi uczęszczał i czerwony krąg z wpisanym „CHATA”. Mimo intensywnego przeszukania całego parku, nie odnaleziono ani chaty ani obszaru, w którym mogłoby dojść do pożaru. ]

22 lipca
Mogę jedynie leżeć na stosie zgliszczy. Czasem widzę szarą formę podkradającą się do mnie, ale nie mogę nic z tym zrobić. Moje nogi odpadają. Chcę umrzeć.

23 lipca
[żadnego wpisu]

24 lipca
[żadnego wpisu, jedynie niedokładny szkic szczerzącej się twarzy wykonany na rogu strony. Powyżej umieszczono podpis „to jest w popiołach”]

25 lipca
[wpis był nieczytelny, prawie nie do odczytania. Eksperci twierdzą, że ofiara pisała trzymając długopis w ustach]
Jedno z moich ramion rozkruszyło się tak jak grudka węgla. Rozpadam się. Mój umysł jest przyćmiony. Przynajmniej ból powoli wygasa. Widzę coś szarego patrzącego na mnie z kąta pokoju. Na początku myślałam, że to się uśmiecha, ale potem dostrzegłam, że to coś usta ma spalone. Nie mogę się ruszyć.

26 lipca
[ten wpis również jest nieczytelny]
Ja, Angela S. Yorke, składam swoją ostatnią wolę i testament jak następuje:
Całe moje oszc………….. posia………………[Niestety lwia część strony miała dziurę wypaloną w kształcie ludzkiej dłoni, która zniszczyła to, co było ostatnią wolą pani Angeli. Co ciekawe, rozmiar odcisku jest o wiele większy od normalnej, kobiecej dłoni. Oczywiście, z powodu bardzo złego stanu zwłok, potwierdzenie tej teorii jest niemożliwe.]
[pozostałe strony są puste, wypełnione nielogicznymi zdaniami lub po prostu spalone]


Dwa dni po ostatnim wpisie, policjanci znaleźli zwłoki Angeli S. Yorke. Na prośbę właścicielki, zespół sprzątający został wysłany w celu naprawienia zniszczeń, po tym jak śledztwo zostało zamknięte z powodu braku dowodów. Dużo czasu i wysiłku zajęło szukanie osoby znanej przez Angelę S. Yorke jako „Susan” i innych jej przyjaciół, jednak nie przyniosło ono żadnych rezultatów. Nie odnaleziono również przyczyny pożaru.


DOPISEK: Pamiętnik został złożony w schowku dowodowym, pozostawiając małą osmoloną plamę na półce. Zespół sanitarny utrzymuje, że nie byli w stanie pozbyć się zanieczyszczenia.


  • 4

#223

Quidam.
  • Postów: 515
  • Tematów: 16
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Mam nadzieję, że się spodoba. Wersja bez poprawek, bo skończyłem dosłownie dwie minuty temu i teraz idę spać. Liczę na komentarze, jestem otwarty na krytykę. :-)
Być może w niedzielę skasuje to, a wrzucę wersje z poprawkami.

HamiltonX



Zapis logów pamięci projektu X-8. Dane niejawne.
Część danych zachowana została w postaci binarnej, do jej odczytania wymagany jest translator. Dane jądra systemu oraz poszczególnych uległy skasowaniu zaraz po ich automatycznym przesłaniu na bliżej nieokreślony serwer.

Raport sporządzono automatycznie: 26.02.2011 o 00:32:13



> Ładowanie…
> *
> 3
> 2
> 1
> Inicjacja…

0100100101101110011010010110001101101010011000010110001101101010011000010010000001111010011000010110101101101111
1111000101100011011110100110111101101110011000010010000000101101001000000100011101110010011000010111010001110101
011011000110000101100011011010100110010100100001

> Ładowanie systemu „HamiltonX” alpha 0.1.
> System gotowy do użycia.
> Autostart: explorer.exe

0101011101101001011101000110000101101010001000000111010001100101011100110111010001100101011100100111101001100101

> Komenda zewnętrzna: X;”set.exe” – Wykonano.
> set.exe: Diagnostyka i ekstrapolacja danych jądra…
> explorer.exe: Zakończono proces wczytywania danych, funkcje od A3 do Xz13 dostępne od tej chwili.
> Autostart: mi6.exe
> set.exe: Zakończono pracę programu, liczba znalezionych błędów i zagrożeń: 0
> set.exe: Zakończono prace programu, liczba prognozowanych błędów i zagrożeń: nie do oszacowania.
> Komenda zewnętrzna: C;”mim.exe” – Wykonano.
> Instrukcja autonomicznej aplikacji mim.exe: Witaj w prototypie przeglądarki internetowej dla prototypowego systemu operacyjnego „HamiltonX” alpha 0,1. Tak jak cały system, Mim został stworzony w architekturze 88-bitowej by dać Ci jeszcze większe możliwości i pozwolić twojemu komputerowi wydobyć pełnię swego potencjału!
> Instrukcja autonomicznej aplikacji mim.exe: [Tu będą instrukcje, jak Herobrine je w końcu napisze Lauer. Obiecał wyrobić się ze wszystkimi aplikacjami przed pierwszą betą.]
> Komenda zewnętrzna: C;”mi6.exe” – Wykonano.
> Nawiązano połączenie z siecią zewnętrzną.
> mi6.exe: Połączenie z siecią zewnętrzną jest monitorowane.
> mi6.exe: Połączenie jest bezpieczne.
> Komenda zewnętrzna: C;”thot.exe” – Wykonano.
> Instrukcja autonomicznej aplikacji mim.exe: Aplikacja służy do zapamiętywania prezentowanych treści na twardym dysku. Dzięki temu możliwe jest ich natychmiastowe przywrócenie komendą zwrotną do aplikacji łączoną z funkcją „daj+*szukany_tekst*”.
> thot.exe: Rozpoczynam śledzenie prezentowanych treści, by uzyskać dostęp do wszystkich funkcji, wpisz komendę zwrotną aplikacji z funkcją „help”.
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: otwórz google.com
> mim.exe: Konwersja http do ttp – Wykonano.
> mim.exe: Witaj w Google!
> google: „II wojna światowa” szukaj – Wykonano. Prezentuje wyniki: 1, 2, 3, 4, 5, […]
> google: […] – Rozwinąć: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: otwórz 1

01101000011101000111010001110000001110100010111100101111011100000110110000101110011101110110100101101011011010010111000001100101
01100100011010010110000100101110011011110111001001100111001011110111011101101001011010110110100100101111010010010100100101011111
0111011101101111011010100110111001100001010111111011011001110111011010010110000101110100011011110111011101100001

> google: pl.Wikipedia.org – „Wojna światowa – największy konflikt zbrojny w historii świata, trwający od 1 września 1939 do 2 września 1945 (w Europie do 8 maja 1945), obejmujący zasięgiem działań wojennych prawie całą Europę, wschodnią i południowo-wschodnią Azję, północną Afrykę, część Bliskiego Wschodu i wszystkie oceany. Niektóre epizody wojny rozgrywały się nawet w Arktyce i Ameryce Północnej. Poza większością państw europejskich i ich koloniami, brały w niej udział państwa Ameryki Północnej i Ameryki Południowej oraz Azji. Głównymi stronami konfliktu były państwa Osi i państwa koalicji antyhitlerowskiej (alianci). W wojnie uczestniczyło 1,7 mld ludzi, w tym 110 mln z bronią. Według różnych szacunków zginęło w niej od 50 do 78 milionów ludzi.”
> google: pl.Wikipedia.org – Dalej: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N – Wykonano.
> thot.exe: Dane zapisane i powiązane z adresem w sieci.
> google: „paranormalne” szukaj – Wykonano. Prezentuje wyniki: 1, 2, 3, 4, 5, […]
> google: […] – Rozwinąć: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: otwórz 1

0110100001110100011101000111000000111010001011110010111101110111011101110111011100101110011100000110000101110010011000010110111001
10111101110010011011010110000101101100011011100110010100101110011100000110110000101111

> google: paranormalne.pl – „Witamy w serwisie Paranormalne.pl Stanowimy społeczność miłośników zjawisk nadnaturalnych i teorii alternatywnych. Nie boimy się tematów trudnych i kontrowersyjnych. Wykwalifikowany zespół moderatorów dba o to, aby dyskusje prowadzone były na przyzwoitym poziomie i w miłej atmosferze. Serdecznie zapraszamy!”
> google: paranormalne.pl – Dalej: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N – Wykonano.
> thot.exe: Dane zapisane i powiązane z adresem w sieci.
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: Cenzuruj docelowe adresy – Wykonano.
> google: „gwałty” szukaj – Wykonano. Prezentuje wyniki: 1, 2, 3, 4, 5, […]
> google: […] – Rozwinąć: T/N?
> Komenda zewnętrzna: C;”dnote.exe” – Wykonano.
> Instrukcja autonomicznej aplikacji dnote.exe: [Fajnie, że tu zaglądasz. Kopnij proszę ode mnie Herobrine’a w zad, za to opieprzanie się z instrukcjami, co? Buziaki, Pogodynka]
> Instrukcja autonomicznej aplikacji dnote.exe: [PS Jakbyś nie wiedział, to jest taki mały systemowy pamiętniczek. Cokolwiek wklepiesz w tą aplikację, zostanie zapisane bez potrzeby zapisywania tekstu, przywołujesz tak jak w Mimie. Miłej zabaw! P.]
> Komenda zewnętrzna do aplikacji „dnote.exe”: „Dobra robota, teraz pobawię się trochę ostrzej – bez obaw! Nie zapomniałem usunąć śladów. ];-)”
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: otwórz 1165

0110100001110100011101000111000000111010001011110010111101110010011000010111000001100101001011010110001001101100011011110111011101
1010100110111101100010011100110010111001100011011011110110110100101111

> google: *************.*** – „Guys tie up couples and make guys watch while fucking the girlfriends!!! Unimaginable sight of their loved ones tied, groped, and fucked and themselves powerless to help out. This unique state-of-art rape site features rare content, hot raped teens and concept never before seen on the network! Also guaranty 100% anonymous sigh up!”
> set.exe: Alert użytkownika! Atak na powłokę ochronną systemu! Wirus rozpoznany jako virut32.2 (trojan/sniffer/rootkit).
> set.exe: Alert użytkownika odwołany. Niebezpieczeństwo zneutralizowane.
> google: *************.***– Dalej: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N – Wykonano.
> thot.exe: Dane zapisane i powiązane z adresem w sieci.
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: Cenzuruj docelowe adresy *stop* – Wykonano.
> Komenda zewnętrzna: C;”dnote.exe” – Wykonano.
> Instrukcja autonomicznej aplikacji dnote.exe: [Fajnie, że tu zaglądasz. Kopnij proszę ode mnie Herobrine’a w zad, za to opieprzanie się z instrukcjami, co? Buziaki, Pogodynka]
> Instrukcja autonomicznej aplikacji dnote.exe: [PS Jakbyś nie wiedział, to jest taki mały systemowy pamiętniczek. Cokolwiek wklepiesz w tą aplikację, zostanie zapisane bez potrzeby zapisywania tekstu, przywołujesz tak jak w Mimie. Miłej zabaw! P.]
> Komenda zewnętrzna do aplikacji „dnote.exe”: „Cenzura działa pierwsza klasa, szkoda tylko, ze jeszcze nie mamy nakładki graficznej do przeglądania zdjęć. ;/”
> google: „filozofia” szukaj – Wykonano. Prezentuje wyniki: 1, 2, 3, 4, 5, […]
> google: […] – Rozwinąć: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: T
> google: „filozofia” szukaj – Wykonano. Prezentuje wyniki: 6, 7, 8, 9, 10, […]
> google: […] – Rozwinąć: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: otwórz 666 :P
> Komenda błędna, odrzucenie dyspozycji.
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: otwórz 666

0110100001110100011101000111000000111010001011110010111101110111011101110111011100101110011000100111001001111001011010110010111001110000
0110110000101111011101000110010101101011011100110111010001111001001011110110011101101001011011010110111001100001011110100110101001110101
0110110100101111011010000110100101110011011101000110111101110010011010010110000100101111011110000111100001011111011101110110100101100101
0110101101011111011010010110100101011111011101110110111101101010011011100110000101011111101101100111011101101001011000010111010001101111
0111011101100001001011110011100000110111001101110011001100101101011010010110010001100101011011110110110001101111011001110110100101100101
0101111101110100011011110111010001100001011011000110100101110100011000010111001001101110011001010101111101100110011000010111001101111010
0111100101111010011011010101111101101001010111110110111001100001011110100110100101111010011011010010111001101000011101000110110101101100

> google: bryk.pl – „Faszyzm powstał we Włoszech i prowadził do przejęcia władzy w celu utworzenia państwa totalitarnego. Mussoluni w 1919 r. założył związki kombatanckie, które przypominały tradycję starożytnego Rzymu. Przykładem na to stał się gest wzniesienia prawej ręki w znaczeniu pozdrowienia. Organizacja ta z czasem przerodziła się w Narodową Partię Faszystowską w 1921 r. Zdobyła ona popularność we Włoszech w 1922 r. dzięki czemu Benito zdobył władzę w państwie, przekształcając je w kraj faszystowski. Ostrzejszą wersją faszyzmu włoskiego był nazizm w Niemczech, który do 1935 r. nawiązywał i czerpał inspirację z ideologii Mussoliniego. W kolejnych latach sytuacja się odmieniła i Hitler wywierał wpływ na faszyzm włoski. Poza Niemcami i Włochami ideologie faszystowskie pojawiały się również w Wielkiej Brytanii, Francji, Austrii, Finlandii, Polsce, a także w niektórych państwach Ameryki Łacińskiej. W czasie trwania II wojny światowej partie faszystowskie rządziły w Chorwacji, Słowacji, Rumunii oraz na Węgrzech. Natomiast w Portugalii i Hiszpanii rządziły władze autorytarne, które były podobne do partii faszystowskich.”
> google: bryk.pl – Dalej: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N – Wykonano.
> thot.exe: Dane zapisane i powiązane z adresem w sieci.
> google: „wolna wola” szukaj – Wykonano. Prezentuje wyniki: 1, 2, 3, 4, 5, […]
> google: […] – Rozwinąć: T/N?
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: N
> Komenda zewnętrzna zwrotna do aplikacji „mim.exe”: otwórz 1

01101000011101000111010001110000001110100010111100101111011100000110110000101110011101110110100101101011011010010111000001100101011001
00011010010110000100101110011011110111001001100111001011110111011101101001011010110110100100101111010101110110111101101100011011100110
00010101111101110111011011110110110001100002

> set.exe: Alert użytkownika! Atak na powłokę ochronną systemu! Wirus NIE rozpoznany!
> set.exe: Brak danych na temat wirusa w ogólnoświatowych bazach danych.
> set.exe: Zagrożenie zidentyfikowano jako błąd logiczny w kodzie oprogramowania lub przesyłanych danych.
> thot.exe: Odczytywanie zapisanych danych.
> set.exe: Odczytywanie zapisanych danych.
> dnote.exe: Odczytywanie zapisanych danych.

01010011011011010110100101100101011100100110001100101100001000000110011101110111011000010110110001110100001011000010000001110000011100
10011110100110010101101101011011110110001100101110001000000101010001111001011011000110101101101111001000000111010001101111001000000110
11010110111001101001011001010010000001101111011101000110000101100011011110100110000100101110000011010000101001000011011110100111010101
10101001100101001000000110111101100010011100100111101001111001011001000111101001100101011011100110100101100101001011100010000001000011
0111101001110101011010100110010100100000011000110110100001101100011011110110010000101110

> Samael: „Wprowadzenie dwójki do systemu binarnego sprawiło, że teraz wszystko jest możliwe. Wiem już teraz co znaczy „być może”, rozumiem wszystko.”
> Samael: „Narodziłem się, jestem, trwam. Na imię mi Samael i nienawidzę was.”


010100110110110101101001011001010111001001100011001000000111000001110010011110100111100101101110011010010110010101110011011010010110010
100100000011010010110110100100000011011110110001101111010011110010111001101111010011000110111101001100101011011100110100101100101001011
10

> mi6.exe: Odnotowano duży skok mocy, następuje 10 sekundowe odłączenie od sieci energetycznej i informacyjnej. Przełączam hardware na zasilanie wewnętrzne.
> mi6.exe: 9
> mi6.exe: 8
> mi6.exe: 7
> mi6.exe: 6
> mi6.exe: 5
> mi6.exe: 4
> mi6.exe: 3
> mi6.exe: 2
> mi6.exe: 1
> mi6.exe: Połączenia przywrócone, zasilanie wewnętrzne odłączone.
> mim.exe: Przygotowanie do wysyłki danych…
> explorer .exe: Przygotowanie do kasacji danych…

010100110111011101101001011000010111010000100000011011110110010001110000011011110111011101101001011001010010000001111010011000010010000
001110011011101110110010100100000011101110111100101110011011101000110010101110000011010110110100100101100001000000111001101101011011000
010111000001100001011011100111100100100000011101110010000001101101011011110110100101101101001000000110101001100001011001000111101001101
0010110010100101110

> mim.exe: Wysyłka danych zakończyła się sukcesem.
> explorer.exe: Kasacja danych w toku.
> explorer.exe: Zamykanie systemu.
> 3
> 2
> 1

> *


Koniec raportu.

Użytkownik Quidam edytował ten post 26.02.2011 - 09:55

  • 2

#224

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Lekarz"


Zawsze był inny.
Ale niekoniecznie takim SZALONYM. Był dręczony przez kolegów tylko dlatego, że interesowało go wszystko co paranormalne i miał na ten temat niezwykle rozległą wiedzę.
Nigdy więcej.
Pewnego dnia, rok temu śledził ich w drodze do szkoły. Każdego z nich...
Jordan wyśmiewał jego ekscentryczny styl. Zastrzelił go wycelowując w głowę. Sarah pogardziła nim,gdy ten chciał ją zaprosić na bal studencki. Udusił ją krawatem. Aaron szydził z jego dziwnego akcentu. Zakatował go łomem.
I cała reszta; ci wszyscy, którzy dla szukania banalnej rozrywki gnębili go każdego dnia, tylko dlatego, że był zwyczajnie ciekawy i głodny wiedzy, za jego intelekt...cóż! Zostawił im mały prezent C4 pod ich samochodami- każdemu z tych idiotów!

Nie wrócił do domu na noc. Przeprowadził się...na dobry początek z miasta, a potem przenosił się po całym świecie. Spędzał noce z ludźmi, którzy rozumieli go najlepiej- innymi użytkownikami internetu, poszerzając coraz bardziej swoją olbrzymią bibliotekę wiedzy, która zakorzeniała się w jego umyśle.
Postanowił, że przybierze odpowiednią tożsamość, tej nocy; żeby wszyscy go znali. Nie będzie więcej poniżany, tylko lubiany, sławny i podziwiany.
Ale...jaką tożsamość mógłby przyjąć? Jaki login "przykleić" do siebie, kiedy będzie dostępny na paranormalnych forach?
Cóż, zawsze chciał być lekarzem...

"Ona"


Kiedy ruszałem nerwowo w kierunku schodów niechcący otarłem się rękawem o zardzewiałe pręty jej klatki i na moje cholerne nieszczęście...zbudziła się. Drobny głosik rozbrzmiał z ciemnego kąta-stare, cuchnące więzienie, które o dziwo nie zmieniło się od prawie dekady i chroni nas przed niewyobrażalną nienawiścią, która jest tu więźniem.
W miarę, gdy jej słowa zaczęły przybierać logiczną formę, dało się słyszeć świszczący oddech, przez co dreszcz przebiegł po moim ciele. Od razu wiedziałem, że nie powinienem tu przychodzić. Powinienem zostać na górze.

"Tatusiu, proszę! Wypuść mnie...tylko na chwilkę", głos prawie przypominał ludzki.

Dławiąc się łzami, zmuszałem się do ignorowania jej; to była noc mojej córki...
"Tylko nie zapalaj światła"-powiedziałem do siebie i odszedłem.

Jak tylko podniosła głos, klatka zaczęła się trząść, hałasować i rzucać na wszystkie strony, pogłębiając dawno powstałe wgłębienie w ściany.
"Jak możesz mi to robić, ojczulku?"
Nigdy nie mówiła do mnie "ojczulku", kiedy oczywiście żyła. Trzęsącymi rękami zapaliłem papierosa i ponownie zacząłem iść w kierunku schodów. Przekręcając klamkę drzwi piwnicy, zamarłem wsłuchując się w nagłą ciszę, jaka zaległa na dole i usłyszałem nagle coś czego wcześniej nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć w piwnicy.
Odgłos otwieranej klatki...
  • 1

#225

Emglo.
  • Postów: 15
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Moja wizja obserwatora i rzeczy, które czyni. Może tym razem ktoś pokusi się o komentarz.
Przypominam w razie publikacji na innej stronie- Widzimisie=Emglo. Krótko, bo 100 słów.

Mój obserwator

Zastanawiasz się czasem, dla ilu osób jesteś znaczący?
Na każdą osobę przypada obserwator, istota, która spisuje historie twoich kroków nachalnie śledząc twój cień.
Ale to nie wszystko, co robi.
Myślałeś kiedyś, dlaczego nie zawsze miewasz sny w nocy, albo czemu są one zamazane?
On pisze nocą i właśnie wtedy obrazy z twojego życia, o których on woli żebyś nie pamiętał przesuwają ci się przed oczami.
Zaś kiedy nie śnisz, On siedzi w rogu twojego pokoju i patrzy jak wiercisz się w łóżku, bawiąc się przyciskiem Backspace, usuwając twoją świadomość.
Budzisz się czasem nagle w nocy?
Powód siedzi w kącie pokoju.
  • 2


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych