Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#286

Pudel_.
  • Postów: 44
  • Tematów: 6
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pamiętnik Alice

W 1994 roku w Detroit zaginęła czternastoletnia Alice Vertable. Przy poszukiwaniach odnaleziono jej pamiętnik przy jeziorze:

04.07.1994

Życie jest do bani. Jakiś głupi obóz... Ja nie chcę... Dzisiaj o 12:00 wyjeżdżam. Nie chcę, nie chcę! I jeszcze znosić Vanessę. Po jaką cholerę jej rodzice wpieprzyli ją na ten wyjazd?! No cóż, to tylko dwa tygodnie...

05.07.1994

Ech, Vanessa jest dla mnie dziwnie miła. Ale co z tego?! Nie cierpię jej! Wolę dać jej od razu do zrozumienia, że z naszej pseudo przyjaźni nic nie będzie. Niezbyt ,,ładnie" się do niej odnoszę. I dobrze jej tak! Ostatnio mnie przyłapała jak grzebałam w jej rzeczach. Rozpłakała się. Pobiegła do lasu. Nie widziałam jej do końca dnia. Około pierwszej w nocy wróciła.

06.07.1994

Dalej się podlizuje. Jak ja jej nie cierpię!

07.07.1994

Dzisiaj jej to wygarnęłam. Może jednak trochę przesadziłam...? Znowu uciekła. jest 22:30, a jej dalej nie ma! A zresztą co ja się będą ją przejmować! Dobrze jej tak!

08.07.1994

Dalej jej nie ma. Trudno. Ona się będzie tłumaczyła.

10:30
Kurczę, chyba będą kłopoty. Postanowiono jej szukać.

11:12
O rany, my się tylko pokłóciłyśmy!

12:56
Poszukiwania trwają. Vanessa wróć!

14:00
O Boże to moja wina!

22:34
Nie ma jej...

09.07.1994

Mam straszne wyrzuty sumienia, ale uspokajam się tym, że każdy kiedyś się może z kimś pokłócić. Ale nie... w głębi nie chcę się oszukiwać. To tylko moja wina...

13:07
To straszne... Znaleźli ją w lesie. Martwą... Najwyraźniej powiesiła się na gałęzi. O Boże, co ja zrobiłam?! Obóz się natychmiastowo kończy. Jutro wyjeżdżamy.

10.07.1994

Chcę to komuś powiedzieć. Że to moja wina. Ale się boję. Wciąż mam wrażenie, że ona się patrzy. Czuję jej chłód.

11.07.1994

Czuję się coraz lepiej. Nawet dziwne uczucia minęły. Jest dobrze.

12.07.1994

Jutro pogrzeb Vanessy. Jak spojrzę jej rodzicom w twarz?! Bynajmniej nie wiedzą, że to ja..

13.07.1994

Po pogrzebie. Na ławce przed blokiem widzę jakąś dziewczynę w kapturze. Ona mnie przeraża.

14.07.1994

Coś dziwnego się dzieje. Tracę powoli pamięć. Ale po paru minutach powraca. Na karku pojawiają się dziwne blizny. Dziewczyna dalej tam siedzi.

15.07.1994

Boję się wyjść z domu. Dziś w nocy cały czas patrzyła się w moje okno. Gdy patrzyłam się w balkon miałam wrażenie, że ONA tam stoi.

Kilka kartek wygląda jakby zostało wyrwane.

W tym momencie kartka jest wręcz nieczytelna. Tusz jest zamazany.Niektóre szczątki wyrazów się uratowały.
Co dziwne jedynie ta kartka jest tak zniszczona.

19..........

Sto..... ........ ..... Ona.... dzi......... wina...... przy jeziorze....... umrz..... ko.... widzi........ pomo.... moja.........na...


To była ostatnia notka. Ustalono, że Alice zmarła ok. dnia 20 lipca. Po czym zwłoki odnaleziono 25 lipca. Sprawcy nie znaleziono.

Użytkownik Pudel_ edytował ten post 26.06.2011 - 17:55

  • 4

#287

cinderos.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

"Zła płyta"

Siedzisz sam w pracy późnym wieczorem, wkładasz płytkę do dysku aby zainstalować program na komputerze. Płytka której szukasz nie jest podpisana, pamiętasz przecież, że wygląda tak samo jak setki innych niepodpisanych masowo produkowanych płyt. Wkładasz następną, cholera, na tej też nic niema. Zamiast dźwięku szybko obracającej się płyty w napędzie słyszysz dźwięk podobny do… ludzkiego, obrzydliwego krzyku. To oczywiście dalej nie ta płyta. W końcu znajdujesz tą właściwą. Wgrywasz program i pracujesz dalej.

Innej nocy, potrzebujesz nagrać kopie zapasową systemu na płycie. Więc wkładasz czystą płytkę. Słyszysz już znajomy Ci dźwięk podobny do wrzasku, krzyk ten powoduje u Ciebie na plecach ciarki nieprawdaż? Ale tym razem monitor komputera gaśnie na kilka sekund, zanim całą podłogę spowiją ciemności.

Dalej słyszysz krzyk, tym razem nie pochodzi z dysku… pochodzi z korytarza… i słyszysz go coraz, coraz to głośniej, jest bliżej i bliżej…

*******************************
Zgodnie z życzeniem do lewej ;p sorry za obsuwkę, ale mnie nie było w domu. Taka króciutka pasta na początek :D


Użytkownik cinderos edytował ten post 27.06.2011 - 13:39

  • 1

#288

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Drowning-wotlk


No więc od jakiś dwóch lat gram w WoWa, uprzedzając pytania, nie jestem jakimś cholernym no lifem. Gram razem z dwójka przyjaciół. Ostatnio szukaliśmy jakiegoś nowego serva na patcha 3.5.5a, ponieważ nasz poprzedni, dzięki niezwykle inteligentnej polityce administratorów upadł. Postanowiliśmy, ze każdy poszuka czegoś, raty najlepiej blizzlike, chwile zagra, by sprawdzić, ile jest ludzi i czy nie ma jakiś wielkich bugów a potem podzieli się nim z resztą. Tak trafiłam na Server Drowning-Wotlk
Trudno powiedzieć coś więcej. Newsy na stronie servera zostały zaktualizowane ostatnio dwa miesiące temu, ale nie przejęłam się tym. Raty były idealnie 1x, więc zrobiłam sobie konto i zaczęłam grać. Na postać wybrałam undeada warriora – nie powiem, żeby specjalnie kosił, ale ta konfiguracja zawsze mi się podobał.
I już na samym początku zauważyłam, ze coś jest nie tak.
Jeśli ktoś nie grał – jak zaczynasz grę, to najpierw wyświetla się taki filmik, w którym pokazane są najbliższe okolicy (w tym wypadku Tristifal Glades). I właśnie tego filmiku nie było. I tak zawsze go pomijam, ale nie dość, ze przez długi czas ekran był po prostu czarny, to na koniec zobaczyłam tylko… falującą wodę. Kliknęłam esc i postanowiłam dalej grać. I kolejka niespodzianka – zamiast w początkowym mieście znajdowałam się… Na cmentarzu. A wokół nie było ani żadnych npc ani mobów. Ten server wydał mi się dziwny, więc poprosiłam przyjaciół, żeby też zagrali. Pierwszy przyjaciel wybrał Blood Elfa Paladyna, a drugi Trolla Huntera. Siedzieliśmy na ts, wiec zamiast pisać, rozmawialiśmy o różnych dziwnych rzeczach. Okazało się, ze im również wyświetlił się taki filmik, a grę zaczęli na najbliższym cmentarzu.
A ja zaczęłam poszukiwania jakichkolwiek npc. Ale mapa była pusta. Przeszłam całą mapę aż doszłam do stolicy undeadów – Undercity. Zdziwiłam się, bo idąc drogą nie natrafiłam na miasto Brill, które powinno być. Jednak zignorowałam to. Już miałam wejść do samej stolicy, gdy usłyszałam krzyk przyjaciela. Zaczęliśmy się pytać, o co chodzi, a on tylko wyszeptał przerażony.
- Chodźcie zobaczyć Silvermoon.
Stolice Blood Elfów.
Akurat z Undercity do Silvermoon jest orb, więc szybko tam poszłam.
To wyglądało strasznie. Zamiast miasta stały jakieś ruiny wszędzie była woda. Kałuże, a głazy porośnięte glonami. A wokół martwi npc. Stałam akurat koło mojego przyjaciela. Przyglądałam się zdumiona temu ale jednak podziwiałam twórców servera – pierwszy raz spotkałam się z aż takimi zmianami w grze. Wydawało się, jakby Server miał całkowicie odmienną fabułę, której jednak jeszcze nie odkryliśmy. Postanowiliśmy, ze pójdziemy razem pozwiedzać okolice i zobaczyć, jeszcze jakie zmiany zostały wprowadzone. W tym czasie nasz przyjaciel troll poinformował nas, że w Ogrimnarze nie ma ani jednego npc, a wszyscy leżą na plaży na południu. Martwi.
Wyszliśmy z Silvermoon i zobaczyliśmy, ze w Dead Scar płynie woda. W końcu po długiej wędrówce, w czasie której nie spotkaliśmy ani jednego żywego npc ani gracza trafiliśmy do Ghostlands. Jak nazwa wskazuje, kraina ta jest dosyć upiorna – mroczna, pełna dziwnych drzew, której świeca na zielono. Ale na tym serwerze okazała się o wiele bardziej przerażająca – wszędzie była woda, co prawda zbyt mało, żeby pływać. Drzewa były martwe. I kilka razy wydało nam się, że coś czerwonego przebiega nam przed ekranem. Tu znaleźliśmy tez pierwszego npc.
Był to blood elf, leżący na kamieniu. Wyglądało to, jakby chciał uciec przed wodą. Gdy podeszłam do niego, powiedział
Da water iż cooming
I jakby umarł. Po prostu nie dało już się z nim porozmawiać.
W tym czasie nasz przyjaciel penetrował kraine Orków i Trolli. Jak okazało się również ona była opuszczona. W końcu znudził się grą i powiedział, ze on jednak spada z tego durnego servera. Przyjaciel – elf, też poszedł, więc zostałam sama.
Sama na serwerze.
Pierwsze co postanowiłam, to wrócić do Undercity. Ponieważ miasto znajduję się pod ziemią, zjechać do niego trzeba windą. Wsiadłam do niej i czekałam, jednak winda zjeżdżała strasznie pomału.
Wtedy stało się coś dziwnego.
Na podłodze zaczęła pojawiać się woda.
Wyglądało to tak, jakby winda zjeżdżała pod wodę. Nie przestraszyłam się tym zbytnio, pewna, ze jeśli poziom wody będzie zbyt wysoki, moja postać zacznie pływać. Ale tak się nie stało. Chociaż woda była już bardzo wysoka, undeadka dalej stała w windzie i w końcu zaczęła się topić. W grze nie wygląda to tak… dziwnie. Zaczęła machać rękami, jakby chciała wydostać się na powierzchnie, a hp zaczęło jej pomału spadać. A ja nie mogłam nic zrobić. Zaczęła pomału opadać na dno. Kojarzycie tego buga warriora, gdy robi charge? Coś takiego
Tutaj. Nie, to nie screamer ;)
Wyglądało to podobnie.
W końcu umarła. Tak na dobre. Ale zamiast opcji wrócenia na cmentarz na ekranie pojawił się czerwony napis YA ARE DEAD. W końcu wyłączyłam grę.
Po kilku godzinach jednak wróciłam do grania. Ten server był fascynujący. Serio. Jednak gdy tylko się zalogowałam skrzywiłam się. Moja postać była dziwna. Jako duch postacie w WoWie są po prostu szare i przeźroczyste. A moja była… Bardziej rozłożona niż zwykle. Trudno mi to wytłumaczyć. Jednak zaczęłam grę.
Zamiast na cmentarzu stałam… No właśnie nie wiem gdzie. To coś wyglądało jak pustynia. Wszędzie wokół nic. Jako duch, świat powinien być szaro-jasnoniebieski. A był cały w krwistoczerwonych barwach.
Zazwyczaj gram na wyłączonym głosie, ale teraz mnie coś podkusiło, żeby jednak go włączyć. Nie zawiodłam się – zamiast spokojnej, ambientowej muzyki słyszałam szum. Dopiero po długim czasie zdałam sobie sprawę, że to szum morza. Widok delikatnie falował. Spróbowałam zobaczyć, gdzie jestem według mapy – okazało się, ze gdzieś w samym środku North Sea. Znowu nie można było znaleźć żadnego npc. Akurat trafiło się, że na ts wszedł mój przyjaciel, który podzielił się ze mną czymś jeszcze.
W Ratchet jest przystań, wie to każdy, kto grał. I akurat tutaj znalazł kilku npc. Stali w wodzie i kiwali się lekko na boki. Gdy chciał z nimi porozmawia, odpowiadali tylko
„God, it’s coming, coming, coming”
W końcu oboje się wkurzyliśmy i postanowiliśmy zapytać na pewnym forum, o co może chodzić. I nawet ktoś nam odpowiedział
„Admin tego servera, Heet, postawił go jakieś dwa lata temu. Server był całkiem popularny, do czasu, Az Heet zaczął się bawić i wprowadzać swoje chore wizje. Wiecie, on się cholernie bał wody. Akurat w tym okresie grałem na serwerze. Na przykład wejście do wody kończyło się od razu śmiercią. Ludzie zaczęli się wkurzać, bo pomału nie dało się grać. W końcu server jakby upadł. To rok temu było. Od tego czasu myślałem, że już całkiem padł, szczególnie, że poszła plotka, ze Heet nie żyje. Ta jego fobia go przerosła i niby znaleźli go w jeziorze. Ale nikt dowodów nie ma. Tylko, ze server dwa miechu temu przeszedł na nowy patch”
  • 12

#289

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Równoległe światy



Niektórzy mówią, że kiedy umierasz, tak naprawdę żyjesz dalej, ale w równoległym wymiarze, a jest ich nieskończona ilość. Rozumując w ten sposób dochodzimy do wniosku, że wszystko, co kiedykolwiek powstało jest w naszym wymiarze i w wymiarach zupełnie odmiennych od naszego świata, więc może istnieć świat, w którym dostajesz wszystko, czego chcesz. Są też pewnie i takie, gdzie nadal masz szczątki wspomnień dotyczących swojego bytowania w tym świecie. Najprostszym sposobem podróżowania między nimi jest popełnienie samobójstwa w tym, który nie spełnia Twoich oczekiwań. Jedyna rzecz, która Cię przed tym powstrzymuje to fakt, że tak naprawdę nie wiadomo, czy świat do którego się dostaniesz jest lepszy czy gorszy w porównaniu do obecnego i nie można się tego dowiedzieć bytując w aktualnym świecie. Chyba, że masz tyle szczęścia, że przebywając w obecnym świecie, masz wspomnienia dotyczące wcześniejszych wędrówek. Tak czy inaczej, na świecie jest 6 miliardów ludzi, w tych wszystkich wymiarach, możliwe nawet, że jest ich więcej niż wszystkich ludzi na planecie, co jedynie pokazuje, że istnieje ogromna szansa na to, że ktoś (może nawet setki lub tysiące osób) może pochodzić z innego wymiaru w „Twoim świecie”, a może nawet Ty, który to czyta, pochodzi z innego świata. Masz teraz mnóstwo możliwości; możesz dalej podróżować szukając wymiaru, który tylko Ci się spodoba. Jednak jeśli nie posiadasz wspomnień o swoich wędrówkach i o szukaniu idealnego świata, jest możliwe, że zaprzestaniesz działań, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie uwierzysz w te rzeczy, które aktualnie czytasz. To prawda- może właśnie w tym momencie próbujesz dostać się do lepszego wymiaru, ale nie chcesz popełnić teraz samobójstwa , co znaczy, że może właśnie teraz rujnujesz wszystko, co chciałeś osiągnąć poprzez zabicie się, a Twoje samobójcze misje przepadły na marne we wszystkich wcześniejszych, równoległych światach.
  • 3

#290

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Laptop

Chcę wam o czymś opowiedzieć. O czymś chorym.
No więc kupiłem laptopa. Mój poprzedni wpadł pod samochód (nie pytajcie), a potrzebuje komputera do pracy. Szukałem czegoś taniego ale wytrzymałego. I znalazłem. Aż sam się zdziwiłem, gdy zobaczyłem piękny laptop, prawie identyczny jak mój za… 600 zł. Od razu zacząłem mieć wątpliwości, czy nie jest kradziony czy coś, ale w końcu zdecydowałem skontaktować się ze sprzedawcą. Na telefony nie odpowiadał. Pomyślałem, że pomylił się w numerze czy coś, gdy nagle ktoś odebrał. Ale zamiast chociażby standardowego „halo?” usłyszałem tylko sapanie. Po chwili rozłączył się. Wysłałem mu e-maila. Na niego już odpowiedział. Jak okazało się, laptop należał do jego córki, ale teraz córka już go nie potrzebuje a im jak najszybciej jest potrzebna kasa. Dalej dręczyło mnie, że coś musi być nie tak, ale sprzedawca utwierdzał mnie w fakcie, ze jeśli coś będzie mi nie pasowało, będę mógł go zwrócić. W końcu co to jest 600 zł.
Pomimo, że jak okazało się, sprzedawca mieszka w moim mieście, nie zgodził się, bym odebrał laptopa osobiście. Wysłał go pocztą, za pobraniem (tym razem to był mój warunek).
Po dwóch dniach laptop przyszedł. Nie był ani zniszczony, ani nawet podrapany. Normalny sprzęt. Nie uwierzycie jak w tamtym momencie odetchnąłem z ulgą.
Jak się okazało jednak, nie został do końca wyczyszczony z plików poprzedniej właścicielki. Chciałem je usunąć od razu, ale potem przemyślałem to – może dziewczyna jest całkiem ładna, a w końcu mam e-mail jej ojca więc…
Znalazłem cztery nagrania wideo. Zatytułowane „vid 1.765232” „vid 2.55254” „vid 3.215” i „vid 4.235”. Niezbyt oryginalnie.
Włączyłem pierwsze nagranie.
Było nagrywane kamerką internetową. Przed monitorem, w bardzo ciemnym pokoju, siedziała może piętnastoletnia dziewczyna. Trudno było dokładnie ją zobaczyć, ponieważ oświetlał ją tylko monitor. Pamiętam, ze miała długie, brązowe włosy.
- Jestem Karolina – zaczęła powoli – I to będzie mój wideo blog. Nigdy tych nagrań nigdzie nie umieszczę bo i tak nikt by mi nie uwierzył. Ale to nie ważne. Nagrywam to dla siebie – odetchnęła głęboko – Od wielu dni dzieje się coś dziwnego. Coś mnie obserwuje. Teraz też. Myślę, ze nie jest zadowolone z tego co robie, ale nie może mi nic zrobić – zamilkła na chwilę – Jeszcze nie.
Nagle coś zapukało do drzwi, a ona odwróciła się nagle. Zakryła chyba czymś szybko kamerkę, ale nadal słyszałem co mówi. A raczej krzyczy… Chyba otworzyła drzwi a potem były już tylko wrzaski. Po kilku minutach obraz pojawił się znowu. Płakała. Miała rozcięte czoło. Szeptała coś w stylu „To nie moja wina, to nie ja, to on, dlaczego oni nie chcą mi uwierzyć, dlaczego moi rodzice…”
Nagranie urwało się.
Szybko włączyłem to o tytule vid 2.55254
Zaczęło się tak samo. Znowu ta sam dziewczyna w tym samym ciemnym pokoju. Miała podbite oko.
- To chyba odeszło. Chyba, nie wiem. Najpierw dorwało mojego brata, a teraz chce mnie. Moi rodzice mi nie wierzą. Myślą, ze to ja. Ale to kłamstwa. Ja widziałam – zaczęła drżeć, w końcu schowała twarz w dłoniach. Wydało mi się, że coś za jej plecami poruszyło się. Koniec.
Trochę drżałem. Nie spodziewałem się znaleźć czegoś takiego. A zostały jeszcze dwa filmiki.
Na trzecim dziewczyna wygląda na wykończoną i psychicznie i fizycznie. Co chwile wyciera krew, która cieknie jej z nowej rany na policzku. I tylko patrzy się w kamerkę. I we mnie. Czułem to. Czułem jej wzrok na sobie. W końcu powiedziała coś.
- Oni mnie zabiją.
Zaczęła płakać.
Strasznie jej współczułem. I chciałem jakoś pomóc. Jeśli ten skurwiel, który sprzedał mi laptopa to jej ojciec, to… Pojechałbym do niego i zrobił coś złego. Nie wiem, nawet zadzwonił na policje. Ciekawe czy by mi uwierzyli, czy wzięli za wariata…
Ostatni filmik miał tylko 30 sekund. Domyślałem się dlaczego.
Dziewczyna siedziała znów przodem do monitora. Drżała. Nagle obróciła się, ale chyba nic nie dostrzegła. W 25 sekundzie zobaczyłem to. Za nią stał wysoki, czarny kształt. Kamerka przewróciła się, a może to dziewczyna ją strąciła. Ostatnie 5 sekund to tylko krzyki.
Zacząłem wydzwaniać do sprzedawcy. Miły głos bota poinformował mnie, że taki numer nie istnieje. Wysłałem chyba z 10 maili. Na nic oczywiście. Tak, chciałem iść na policje, w końcu miałem dowody, ale, właśnie…
Filmy znikły. Po prostu.
Wiecie, chyba nawet bym o tym nie pisał, gdyby nie jedno.
Dzisiaj w nocy widziałem czarny kształt. To jak choroba, a ja jestem zarażony. Przyjdzie do mnie.

//Da sie coś poradzić na te ucinane akapity?//
  • 6

#291

aDiee..
  • Postów: 16
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"Łazienka"

Wchodzisz do łazienki aby się wykąpać. Jesteś skonany po całym dniu pracy. W drugim pokoju słyszysz szczekanie twojego psa, dźwięk telewizora i ojca, który ciągle komentuje to co się dzieje za szklanym ekranem, a w kuchni krząta się twoja mama. Chcesz się oderwać od tej nudnej rzeczywistości i troszkę się zrelaksować.
Napuszczasz wody do wanny, wchodzisz i zanurzasz się w ciepłej wodzie. Powoli zapominasz co dzieje się w drugim pokoju i słyszysz tylko szum wody płynącej z kranu. Z tej błogiej chwili wyrywa cię drapanie w drzwi. "Maks! Uciekaj! Do budy" - krzyczysz, ale drapanie nie ustaje. "Głupi kundel" myślisz i walisz z impetem w drzwi, a drapanie ucicha. Znów próbujesz oderwać się od rzeczywistości gdy słyszysz głośne pukanie do drzwi łazienki. To twój ojciec. On ma zwyczaj wchodzić do toalety, gdy ktoś inny już w niej jest. "Co znowu do cholery?!" pytasz, ale nie słyszysz odpowiedzi tylko dalsze pukanie. "Skoro masz walić w te drzwi to przynieś mi przynajmniej ręcznik!" pukanie ucicha i słyszysz wyraźne kroki. Ty odsuwasz zasuwę i czekasz aż twój tata poda Ci ręcznik. Znów słyszysz kroki, które brzmią na przemian z wodą. Drzwi się otwierają, a ojciec wrzuca Ci ręcznik do toalety. "Dzięki" mówisz i chwytasz ręcznik. Wypuszczasz wodę z wanny i wycierasz się ręcznikiem, na którym są jakieś dziwne brązowe plamy. Zaintrygowany przyglądasz się nim, ale nic ci to nie przypomina. Ubrany i suchy wychodzisz z toalety.
W salonie jest dziwnie cicho. Nie ma psa, mamy i taty. Szukasz ich po mieszkaniu, ale nie ma nawet żywej duszy. Chwytasz za telefon i dzwonisz do mamy.
-Hej. Gdzie jesteś?
-Ja i tata wyszliśmy z Maksem na spacer.
Czujesz jak coś podchodzi Ci do gardła.
-A kiedy wyszliście?
-Zaraz potem jak wszedłeś do toalety.
Rozłączasz się i biegniesz do toalety. Klamka jest brudna w czymś dziwny, gęstym i w ciemnym kolorze. Po mimo to chwytasz za nią i wpadasz do toalety. Bierzesz do rąk ręcznik i przyglądasz się tym plamą. "Zaschnięta krew? Skąd ona się tu do cholery wzięła?" myślisz i spoglądasz na swoją dłoń. Krew.... Świeża. Patrzysz w lustro, a za tobą stoi TO. To była twoja ostatnia kąpiel.

Moja twórczość.
  • 9

#292

SushieEz.
  • Postów: 125
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Psychoza


Niedziela


Nie mam pojęcia dlaczego piszę to na kartce papieru, a nie na komputerze. Myślę, że zauważyłem coś dziwnego. To nie jest tak, że nie ufam komputerowi. Ja tylko... muszę poukładać myśli. Muszę spisać wszelkie szczegóły tak, aby zachowana została przedmiotowość i w takim miejscu, aby nie zostały one usunięte lub... zmienione. Nie żeby to się miało zdarzyć wcześniej. Po prostu... wszystko się zamazuje, a mgła wspomnień nadaje rzeczom dziwny kształt...
Czuję, że to pomieszczenie jest trochę zbyt ciasne jak dla mnie. Może w tym tkwi problem. Musiałem kupić najtańszy pokój, jedyny na poziomie piwnicy. Brak okien tu, na dole sprawia wrażenie, że dzień i noc nie istnieją. Pracowałem nad tym projektem tak intensywnie, że od kilku dni nie opuszczałem tego miejsca. Przypuszczam, że po prostu chciałem to szybciej skończyć. Wiem, że godziny siedzenia i gapienia się w monitor mogą sprawić, że praktycznie każdy czułby się dziwnie, ale nie bardzo w to wierzę.

Nawet nie wiem kiedy po raz pierwszy to wszystko zaczęło wydawać się dziwne. Nie mogę nawet tego zdefiniować. Może dlatego, że od dawna z nikim nie rozmawiałem? To była pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy. Wszyscy ludzie, z którymi zwykle rozmawiam online byli nieaktywni lub po prostu niezalogowani. Moje wiadomości błyskawiczne pozostawały bez odpowiedzi. Ostatni e-mail jaki dostałem był od przyjaciela, który napisał, że chciałby pogadać ze mną, gdy wróci ze sklepu, ale to było wczoraj. Zadzwoniłbym do niego, ale tu, na dole, zasięg jest beznadziejny. Dokładnie! Muszę do kogoś zadzwonić. Mam zamiar wyjść na zewnątrz.

____


Hm... To nie miało tak wyglądać. Jak tylko całe te mrowienie ze strachu ustąpiło, chciało mi się śmiać z samego siebie. Jakim cudem w ogóle się bałem? Zanim wyszedłem, spojrzałem w lustro. Dwudniowa szczecina nie wyglądała zbyt dobrze, ale uświadomiłem sobie, że przecież wychodzę tylko po to, by zadzwonić. Zmieniłem koszulkę, a jako że to była pora obiadowa pomyślałem, że z pewnością trafiłbym na kogoś, kogo znam. Niestety tak się nie stało. Chciałbym, żeby tak było.

Gdy wychodziłem, powoli uchyliłem drzwi do mojego małego pokoju. Z niewiadomego powodu, niewielkie uczucie lęku zagościło w mojej głowie. Raz jeszcze zdałem sobie sprawę z tego, że od jednego lub dwóch dni z nikim nie gadałem, poza sobą oczywiście. Spojrzałem w dół obskurnego, szarego korytarza. Całe to uczucie zostało spotęgowane przez fakt, że była to piwnica. Na jego końcu znajdowały się wielkie, metalowe drzwi do kotłowni. Zamknięte rzecz jasna. Obok nich stały dwa ponure automaty z napojami gazowanymi. Kiedyś kupiłem jeden z napoi, ale data przydatności do spożycia wygasła dwa lata temu. Jestem w zupełności pewien, że nikt nawet nie wie o tym, że one w ogóle tu są. A może to po prostu właścicielka domu nie chce ich odnawiać?

Delikatnie zamknąłem drzwi i poszedłem w drugą stronę korytarza, uważając przy tym, by nie wydać żadnego dźwięku. Nawet nie wiem dlaczego tak zdecydowałem, ale poddanie się impulsowi, by nie przerwać buczenia automatów było zabawne, przynajmniej przez chwilę. Doszedłem do klatki schodowej i udałem się do drzwi frontowych. Spojrzałem przez małe, kwadratowe okienko w drzwiach i zdziwiłem się. To nie była pora obiadowa. Mrok unosił się nad miastem, a w oddali na sygnalizacji świetlnej pobliskiego skrzyżowania migało żółte światło. Rzadkie chmury, fioletowe i czarne od blasku miasta widniały na niebie. Żadnego ruchu. Jedynie kilka drzewek przy chodniku poruszało się na wietrze. Pamiętam dreszcze mimo, że nie było zimno. Może to tylko wiatr. Mogłem ledwie go słyszeć przez ciężkie, metalowe drzwi. To był ten unikalny typ wiatru, wiejący późną nocą. Rodzaj, który nie zmieniał się, zimny i cichy, wygrywający rytmiczną melodię z pomocą niezliczonych, niewidocznych liści drzew.

Postanowiłem nie wychodzić.

Zamiast tego podniosłem swój telefon i sprawdziłem zasięg. Pasek był wypełniony, uśmiechnąłem się. Poczułem ulgę na samą myśl, że dobrze będzie znów usłyszeć głos należący do innej osoby. To dziwne uczucie: bać się niczego. Potrząsnąłem głową, cicho śmiejąc się z samego siebie. Wcisnąłem przycisk szybkiego wybierania do mojej przyjaciółki Amy i podniosłem telefon. Usłyszałem jeden sygnał... następnie nic. Cisza. Próbowałem usłyszeć cokolwiek przez następne 20 sekund po czym się rozłączyłem. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na pasek zasięgu - był wciąż pełny. Chciałem wykonać połączenie ponownie, lecz telefon zaczął dzwonić, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Przestraszyłem się, ale odebrałem.

- Słucham? - zapytałem, natychmiastowo walcząc z szokiem po usłyszeniu pierwszego głosu po tylu dniach, mimo tego, że był to mój głos. Przyzwyczaiłem się do monotonnego szumu urządzeń domowych, komputera i automatów z napojami na korytarzu. Na początku nikt nie odpowiedział na moje powitanie, następnie ktoś się odezwał.

- Cześć. - powiedział czysty, męski głos, najwyraźniej w moim wieku. - Kto mówi?

- John. - odpowiedziałem lekko zmieszany.

- Oh, przepraszam, pomyłka. - odparł, po czym się rozłączył.

Powoli opuściłem telefon i oparłem o grubą, ceglaną ścianę klatki schodowej. To było co najmniej dziwne. Spojrzałem na listę połączeń przychodzących, lecz numer nie był mi znany. Zanim zastanowiłem się nad całą sytuacją dźwięk dzwonka rozbrzmiał po raz kolejny, ponownie mnie zaskakując. Inny nieznany numer. Tym razem przyłożyłem telefon do ucha nie odzywając się ani słowem. Następnie jakiś znajomy głos przerwał całe napięcie.

- John? - brzmiało jedyne wypowiedziane przez Amy słowo. Odetchnąłem z ulgą.

- Oh, hej. To ty. - odpowiedziałem.

- Oczywiście, że ja. A kto inny? - odrzekła. - Ah, tak. Numer. Jestem na imprezie na Seventh Street, telefon padł mi po tym jak

zadzwoniłeś. Oczywiście dzwonię z innego telefonu.

- Jasne. - powiedziałem.

- Gdzie jesteś? - Zapytała.

Spojrzałem na brzydkie, bielone ściany i małe okienko w ciężkich drzwiach.

- U siebie. - westchnąłem. - Czuję się lekko przygwożdżony. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak późno.

- Powinieneś wpaść. - odparła śmiejąc się.

- Nie, dzięki. Nie mam ochoty na szukanie jakiegoś dziwnego miejsca samotnie w środku nocy. - powiedziałem spoglądając

przez okno na ulicę, która w głębi duszy lekko mnie przerażała. - Myślę, że po prostu dokończę pracę lub pójdę spać.

- Nonsens! - wykrzyknęła. - Mogę przyjechać po ciebie! Mieszkasz blisko Seventh Street, prawda?

- Ile wypiłaś? - zapytałem troskliwie. - Przecież wiesz gdzie mieszkam.

- Oh, oczywiście. - odpowiedziała oschle. - Chyba nie dojdę tam z buta, nie?

- Mogłabyś, gdyby chciało ci się tracić pół godziny. - powiedziałem jej.

- Fakt. - stwierdziła. - Cóż, muszę lecieć. Powodzenia w pracy.

Ponownie opuściłem telefon, patrząc na wyświetlające się liczby po zakończeniu połączenia. Raz jeszcze mogłem usłyszeć ciszę. Dwa dziwne telefony i widok niesamowitej ulicy wręcz uderzyły w moją samotność na tej pustej klatce schodowej. Nagle, być może dlatego, że oglądałem zbyt wiele horrorów, wpadł mi do głowy jakiś niewytłumaczalny pomysł, że coś może przyglądać mi się przez okienko w drzwiach, jakiś dziwny, przerażający byt unoszący się na krawędzi samotności, czyhający na niczego niepodejrzewających ludzi, którzy za bardzo oddalili się od reszty. Wiedziałem, że cały ten strach jest zbędny, ale jako że nikogo nie było w pobliżu...

Zszedłem po schodach, pobiegłem przez korytarz do pokoju, zamykając za sobą drzwi jak najszybciej, zważając na to, by odbyło się to możliwie jak najciszej. Jak już wspominałem, czułem się idiotycznie bojąc się czegoś, co nie istnieje, więc strach nieco osłabł. Zapisywanie tego wszystkiego naprawdę pomaga – pomaga mi zrozumieć, że wszystko jest w porządku. Filtruje powstałe myśli i obawy zostawiając jedynie zimne, twarde fakty. Ktoś pomylił numery, a telefon Amy rozładował się, więc zadzwoniła z innego. Nic dziwnego się nie stało. Mimo to, ta rozmowa wydawała się być dziwna. Wiem, że to mogła być wina alkoholu, przecież coś pewnie piła... A może to z nią było coś nie tak? A może to... tak, to na pewno to! Nie zdawałem sobie z tego sprawy aż do teraz, do momentu zapisywania tego wszystkiego. Wiedziałem, że pisanie pomoże. Mówiła, że jest na imprezie, lecz nie było słychać żadnych rozmów czy też muzyki w tle. Oczywiście to nic szczególnego, mogła przecież wyjść na zewnątrz by zadzwonić. Nie... to też nie jest to. Nie słyszałem wiatru! Muszę sprawdzić, czy wciąż wieje!



Poniedziałek


Ostatniej nocy zapomniałem o tym, by dokończyć pisanie. Nie mam pojęcia czego się spodziewałem, kiedy wbiegłem schodami na górę i wyglądałem przez okno w drzwiach. Czuję się idiotycznie. Cały ten strach wydaje mi się mętny i nieuzasadniony. Nie mogę się doczekać wyjścia na światło dzienne. Mam zamiar sprawdzić email, ogolić się, wziąć prysznic i w końcu wyjść! Chwila... Myślę, że coś słyszałem.

____


To był grzmot. Cały ten pomysł z świeżym powietrzem i promieniami słońca trafił szlag! Wyszedłem na górę, a jedyną rzeczą, jaką znalazłem było rozczarowanie. Przez okienko widoczne były jedynie strugi wody, a wszystko dlatego, że krople ulewnego deszczu uderzały o szybę. Tylko bardzo przyciemnione, ponure światło sączyło się przez deszcz, ale przynajmniej wiedziałem, że to dzień, nawet jesli był to szary, posępny, mokry dzień. Próbowałem wytężać wzrok patrząc przez okno, czekając na błyskawice, by rozświetliły mroki, ale lało zbyt mocno i nie mogłem dojrzeć nic ponad zamazane, dziwne kształty, poruszające się w różne strony wśród fal bijących o szybę. Rozczarowany odwróciłem się, ale nie chciałem wracać z
powrotem do mojego pokoju. Zamiast tego, wspiąłem się na schody i włóczyłem dalej po pierwszym, potem drugim piętrze. Schody skończyły się na trzecim poziomie, najwyższym w tym budynku. Spojrzałem przez szybę rozciągającą się po zewnętrznej ścianie klatki schodowej, lecz była tak wypaczona, tak gruba, że rozpraszała całe światło wpadające przez nią, nie byłoby nic widać, nawet gdyby nie padało.

Powędrowałem w dół korytarza. Moim oczom ukazało się dziesięć lub więcej drzwi, pomalowanych na niebiesko dawno temu, wszystkie były zamknięte. Wsłuchiwałem się w swoje kroki, a jako że był to środek dnia, były one jedynym odgłosem jaki mogłem w ogóle słyszeć, poza deszczem oczywiście. Naszło mnie dziwne, ulotne wrażenie, że drzwi stały niczym ciche, granitowe monolity postawione przez jakąś starożytną, zapomnianą cywilizację w jakimś niepojętym celu. Błyskawica rozświetliła korytarz i mogę przysiąc, że drzwi na serio wyglądały jak surowe kamienie. Ponownie zacząłem się nasmiewać z mojej wyobraźni, gdy nagle zdałem sobie sprawę z tego, że widziane światło rzucone przez błyskawicę musi oznaczać obecność jakiegoś okna. Mgliste wspomnienia utrwaliły się i nagle przypomniałem sobie, że na trzecim piętrze była alkowa i właśnie okno.

Podekscytowany na samą myśl, że może uda mi się kogoś przez nie zobaczyć, pobiegłem do alkowy namierzając mój cel. Deszcz po nim spływał dokładnie tak samo jak po oknie w drzwiach, lecz w przeciwieństwie do tamtego, to okno mogłem otworzyć. Chwyciłem za klamkę, nastał moment zawahania. Miałem przeraźliwe uczucie, że mógłbym zobaczyć coś strasznego po drugiej stronie gdybym tylko je otworzył. Ostatnio wszystko jest jakieś... inne, więc wpadłem na pomysł, i wróciłem tutaj, aby uzyskać to, czego potrzebowałem. Nie sądzę by to miało coś zmienić, ale jestem znudzony, na zewnątrz leje a ja zamierzam krzątać się jak szaleniec. Kabel nie jest wystarczająco długi by sięgnąć trzeciego piętra, więc mam zamiar ukryć go pomiędzy dwoma automatami na końcu mojego piwnicznego korytarza, przeciągnąć go wzdłuż ściany, następnie za pomocą tasmy połączyć go z czarnym paskiem, który biegnie wzdłuż murów. Wiem, że to glupie, ale i tak nie mam nic lepszego do roboty...

Cóż, nic się nie stało. Zmobilizowałem się, otworzyłem drzwi i pobiegłem jak szalony do swojego pokoju. Uważnie przyglądałem się webcam'owi w komputerze. Miałem widok na korytarz i większą część klatki schodowej. Cholera, chciałbym aby kamera leżała w nieco innej pozycji, tak bym mógł widzieć drzwi frontowe. Hej! Ktoś się zalogował!

____


Wyciągnąłem z szafki starszą, trochę mniej funkcjonalną kamerę by pogadać z moim znajomym. Nie wiedziałem jak mu wyjaśnić dlaczego akurat chciałem wideorozmowę, ale miło było zobaczyć czyjąś twarz. Nie mógł rozmawiać zbyt długo. Nie gadaliśmy o niczym konkretnym, ale czuję się znacznie lepiej. Strach niemal ustąpił. Czułbym się jeszcze lepiej, lecz w naszej rozmowie było coś... dziwnego. Tak, tak. Wspominałem już, że ostatnio wszystko jest jakieś dziwne, ale jego odpowiedzi były niejasne. Wątpię, by udało mi się powtórzyć chociażby jedno słowo, które powiedział... żadnych szczególnych nazwisk, miejsc lub wydarzeń. Zapytał jednak o mój adres email by pozostać w kontakcie. Chwila, właśnie dostałem wiadomość.

Mam zamiar wyjść. Amy napisała, że chce się ze mną umówić na kolację w miejscu, do którego zwykle chodziliśmy. Kocham pizzę, będzie to miła odmiana po tym co jadłem ostatnimi czasy. Po raz kolejny czuję się głupio z powodu moich ostatnich dni. Powinienem zniszczyć cały ten 'pamiętnik' jak tylko wrócę. O, kolejna wiadomość.

____


O Boże! Byłbym o niej zapomniał, a już otwierałem drzwi. Prawie otworzyłem drzwi! Prawie otworzyłem drzwi, ale najpierw muszę przeczytać maila. Był od znajomego, z którym nie miałem kontaktu od dłuższego czasu. Wysłany był do wielu odbiorców, pewnie do każdego, kogo miał naliście. Nie miał żadnego tytułu, lecz dziwną treść.

'widziane na własne oczy nie ufaj im oni'

Co to do cholery ma znaczyć? Byłem w szoku, raz za razem czytałem wiadomość. Czy to jakiś desperacki mail wysłany po tym jak... coś się stało? Zdanie jest rzecz jasna ucięte, niedokończone. Każdego innego dnia uznałbym to za spam i odrzucił, ale te słowa... widziane na własne oczy. Czytając swój dziennik wracam do poprzednich dni i zdaję sobie sprawę, że ostatnio nikogo nie widziałem, nie rozmawiałem z nikim. Wideorozmowa była taka niejasna, taka... straszna. Czy była straszna? Czy może ten strach przyćmiewa moją pamięć? Mój umysł bawi się progresją wydarzeń, tym co tu napisałem, wskazując na to, że nie zostałem postawiony przed pojedynczym faktem, że niczego nie podejrzewałem. Przypadkowy numer znający moje imię, następnie zwrotny telefon od Amy, w końcu przyjaciel proszący o mój adres email... Napisałem do niego jak tylko zobaczyłem, że jest dostępny! Rozłączyliśmy się, a po kilku minutach przyszła wiadomość! O mój Boże! Telefon od Amy... przecież powiedziałem, że mieszkam pół godziny drogi od Seventh Street! Wiedzą, że jestem w pobliżu! Może mnie szukają?! Gdzie są wszyscy?! Dlaczego od kilku dni nikogo nie widziałem, z nikim nie gadałem?

Nie, nie, to jest szalone. To jest totalnie szalone. Muszę się uspokoić. Ten obłęd musi się już skończyć!

____


Nie wiem co o tym myśleć. Biegałem po swoim mieszkaniu z telefonem, sprawdzając czy uda mi się złapać zasięg. W końcu, w malutkiej łazience, wyświetliło mi jedną kreskę. Trzymając tak telefon wysłałem wiadomość do każdego numeru z listy. Nie chciałem zdradzać niczego na temat moich bezpodstawnych obaw, po prostu napisałem:

Widziałeś ostatnio kogoś twarzą w twarz?

W tym momencie oczekiwałem jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie obchodziła mnie treść przyszłej wiadomośc ani to czy przypadkiem się nie zbłaźnię. Próbowałem kilka razy do kogoś zadzwonić, ale nie mogłem podnieść głowy tak wysoko, a gdy opuszczałem telefon choćby o cal, tracił sygnał. Przypomniałem sobie o komputerze i pobiegłem w jego kierunku. Wysłałem błyskawiczne wiadomości do każdego, kto był online. Większość była nieaktywna lub z dala od komputera. Nikt nie odpowiedział. Moje wiadomości były coraz bardziej szalone, zacząłem mówić ludziom gdzie jestem by przejeżdżając obok zatrzymali się chociaż na sekundę. W tej chwili o nic nie dbałem. Po prostu chciałem kogoś zobaczyć!

W dodatku przerzuciłem cały pokój poszkując czegoś, co mogłem przeoczyć; każdej innej opcji by skontaktować się z ludźmi nie wychodząc z domu. Wiem, że to szalone. Wiem, że to bezpodstawne. Ale może jednak? Co jeśli... ? Na wszelki wypadek przykleiłem telefon do sufitu...



Wtorek


Telefon zadzwonił! Zmęczony po szaleństwach ostatniej nocy musiałem zasnąć. Obudził mnie dźwięk dzwonka, więc pobiegłem do łazienki, stanąłem na sedesie i odebrałem telefon przyklejony do sufitu. To była Amy, poczułem się znacznie lepiej. Bardzo się o mnie martwiła i najwyraźniej próbowała się ze mną skontaktować od dłuższego czasu, a dokładniej od naszej ostatniej rozmowy. Wpadnie do mnie, i tak, wiedziałaby gdzie mieszkam nawet gdybym jej tego nie powiedział. Czuję się zakłopotany. Zdecydowanie muszę wyrzucić ten cholerny dziennik zanim ktokolwiek go zobaczy. Nawet nie wiem dlaczego teraz to piszę. Może dlatego, że to moja jedyna droga komunikacji od Bóg wie kiedy. W dodatku źle wyglądam. Spojrzałem w lustro. Moje oczy są zapadnięte, zarost grubszy i w ogóle wyglądam jakoś tak niezdrowo.

Moje mieszkanie jest zaśmiecone, ale nie będę go czyścić. Myślę, że potrzebuję kogoś by zobaczył przez co przeszedłem. Ostatnie dni NIE BYŁY normalne. Nie jestem z tych, którzy wymyślają. Wiem, że byłem świadkiem ekstremalnego prawdopodobieństwa. Wiele razy tęskniłem za tym, by kogoś zobaczyć. I akurat wychodziłem w środku nocy lub za dnia, gdy nikogo nie było. Wszystko jest w najlepszym porządku, teraz to wiem. W dodatku w szafie znalazłem coś, co mi bardzo pomogło: telewizor! Ustawiłem go tuż przed tym jak zacząłem pisać. Telewizja zawsze była dla mnie ucieczką, przypomina mi, że poza tymi brudnymi ścianami istnieje jeszcze cały świat.

Cieszę się, że Amy jest jedyną osobą, która postanowiła odpowiedzieć na moje wczorajsze szaleństwa i męczenie innych. Od lat była moim najlepszym przyjacielem. Ona o tym nie wie, ale pamiętam ten dzień w którym ją poznałem, był to jeden z niewielu szczęśliwych momentów w moim życiu. Czule wspominam ten ciepły letni dzień. Wydaje się on być zupełnie inną rzeczywistością od tego ciemnego, deszczowego i samotnego miejsca. Czuję jakbym całymi dniami siedział na tamtym placu zabaw, za stary by się bawić, rozmawiając z nią i nie robiąc nic innego. Wciąż czuję, że mogę wrócić do tych chwil i za każdym razem przypomina mi się, że to miejsce wcale nie jest takie... nareszcie, pukanie do drzwi!

____


Myślałem, że to dziwne, że nie widziałem jej przez ukrytą między dwoma automatami kamerę. Zdałem sobie sprawę z jej złego położenia, jak wtedy, gdy nie mogłem widzieć drzwi frontowych. Powinienem był wiedzieć, powinienem był wiedzieć! Po tym jak Amy zapukała, żartobliwie krzyknąłem przez drzwi, że pomiędzy maszynami jest kamera, wstydziłem się, że moja paranoja zawiodła mnie tak daleko. Po tym, zobaczyłem ją idącą w stronę aparatu. Uśmiechnęła się i pomachała.

- Cześć! - powiedziała do kamery jasno, krzywo na nią patrząc.

- To dziwne, wiem. - odpowiedziałem do mikrofonu podłączonego do komputera. - W ogóle ostatnie dni były dziwne.

- Nie wątpię. Otwórz drzwi, John. - odrzekła.

Wahałem się. Jak mogę być pewien?

- Zaczekaj chwilę. - odparłem przez mikrofon. - Powiedz mi jedną rzecz, którą wiemy tylko my. Udowodnij, że to Ty.

Amy rzuciła dziwaczne spojrzenie na kamerę.

- Um... ok. - powiedziała powoli, wciąż myśląc. - Przypadkowo spotkaliśmy się na placu zabaw gdy byliśmy o wiele zastarzy by tam w ogóle być?

Westchnąłem głęboko po tym jak rzeczywistoćść wróciła a strach zanikł. Boże, to było żałosne. Oczywiście, że to Amy! Ten dzień był tylko w naszej pamięci, nikt inny o nim nie wiedział. Nigdy o nim nie wspominałem, nie ze wstydu, lecz z dziwnej tęsknoty za tym dniem. Jeżeli istnieje jakaś nieznana siła próbująca mnie oszukać, jak się obawiałem, nie było sposoby by mogła wiedzieć o tym dniu.

- Haha, dobrze, wytłumaczę wszystko, - zaśmiałem się. - Bądź tam.

Pobiegłem do mojej małej łazienki i poprawiłem włosy. Wyglądałem okropnie, ale ona zrozumie. Zachichotałem patrząc na własne zachowanie i bałagan, następnie poszedłem do drzwi. Kładąc rękę na klamce rzuciłem ostatnie spojrzenie na swój pokój. Zabawne, pomyślałem. Prześledziłem każdy szczegół, od resztek żywności leżących na ziemi, poprzez przepełniony kosz na śmieci, aż po łóżko przekręconę w stronę bym mógł patrzeć na... Bóg wie co. Prawie odwróciłem siędo drzwi gdy mój wzrok padł na starą kamerę internetową, tą której użyłem do intrygującej rozmowy z moim znajomym.

Jej cichy, czarny, sferyczny obiektyw skierowany był w stronę mojego dziennika. Ogarnęła mnie niespodziewana fala terroru po tym, jak zdałem sobie sprawę z tego, że jeżeli coś mogło przez nią patrzeć to widziałoby co napisałem o tym dniu. Zapytałem ją o jedną rzecz, a ona wybrała tą, o ktorej myślałem, że nikt nie wie... a jednak! TO WIEDZIAŁO! PRZEZ CAŁY TEN CZAS MOGŁO MNIE OBSERWOWAĆ!

Nie otworzyłem drzwi. Krzyczałem. Krzyczałem w niekontrolowanym strachu. Zdeptałem kamerę. Drzwi zadrżały, klamka próbowała przekręcić się, lecz nie słyszałem głosu Amy. Czyżby drzwi od piwnicy, stworzone by zapobiegać przeciągom, były zbyt grube? A może Amy nie było po drugiej stronie? Kto niby chciałby tu wejść, jeśli nie ona? Co tam do cholery jest?! Widziałem i słyszałem ją przez kamerę, ale czy to na pewno była ona? Skąd mogę wiedzieć? Już jej nie ma - krzyczałem i wołałem o pomoc. Zastawiłem drzwi czym tylko się dało.



Piątek


Przynajmniej tak myślę, że to piątek. Zniszczyłem całą elektronikę. Rozbiłem komputer na kawałki. Wszystko co na nim było, mogło być dostępne przez sieć, lub co gorsza, zmienione. Wiem, bo jestem programistą. Nawet najmniejsza informacja jakiej udzieliłem odkąd to się zaczeło - moje imię, mój adres email, moja lokacja - w żaden sposób nie dotarłaby do sieci gdybym jej tam nie wprowadził. W kółko czytam to, co napisałem. Przechodziłem ze skrajności w skrajność, od zupełnego przerażenia po przytłaczające niedowierzanie. Czasami jestem absolutnie pewien, że jakaś tajemnicza jednostka ma za zadanie wyciągnąć mnie na zewnątrz. Amy już od pierwszej rozmowy próbowała mnie namówić bym otworzył drzwi i wyszedł.

Nie mogę przestać o tym myśleć. Jeden punkt widzenia mówi, że zachowywałem się jak szaleniec a wszystko to jest ogromną zbieżnością prawdopodobieństwa - po prostu nigdy nie wyszedłem w odpowiednim czasie by kogoś spotkać, dostałem przypadkowego, bezsensownego maila pewnie od jakiegoś nadawcy z zainfekowanym komputerem. Z innego punktu widzenia cała ta zbieżność prawdopodobieństwa jest spowodowana tym, że to coś, czymkolwiek i gdziekolwiek jest, jeszcze mnie nie dopadło. Wciąż myślę: nigdy nie otworzyłem okna na trzecim piętrze. Nigdy nie otworzyłem drzwi frontowych, aż do tego niewiarygodnie głupiego numeru z ukrytą kamerą, po którym pobiegłem prosto do pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Przecież od tamtego wydarzenia jeszcze ich nie otworzyłem. Cokolwiek tam jest - jeżeli coś tam w ogóle jest - nigdy nie pokazywało się w budynku dopóki nie otworzyłem drzwi. Możliwe, że powodem dla którego to coś nie było w budynku był fakt, że znajdowało się gdzie indziej 'łapiąc' innych... a następnie czekało do momentu, gdy ujawniłem się dzwoniąc do Amy... wezwanie, które nie zadziałało aż do momentu gdy to coś oddzwoniło pytając o moje imię.

Przerażenie dosłownie przytłacza mnie za każdym razem gdy próbuję połączyć elementy tej układanki, tego koszmaru. Ten email - krótki, ucięty - czy jakiś przyjazny głos chciał mnie w ten sposób ostrzec? Widziane na własne oczy, nie ufaj im - dokładnie to, co już podejrzewałem. To coś mogło w mistrzowski sposób kontrolować całą elektronikę, próbowało wyciągnąć mnie na zewnątrz. Dlaczego nie może wejść? Zapukało - przecież musi mieć jakąś wiarygodną prezencję... drzwi... obraz drzwi z górnego korytarza jako strażników wciąż jarzy się w mojej głowie za każdym razem gdy o tym pomyślę. Jeżeli jakaś tajemnicza istota próbuje zmusić mnie do wyjścia, może nie może przez nie przejść. Drzwi zawsze pobudzały ludzką wyobraźnię, zawsze postrzegane były jako portale o szczególnym znaczeniu. A może są po prostu zbyt grube? Sam miałem problemy z otwieraniem drzwi w tym budynku, nie wspominając już o tych ciężkich, piwnicznych. Poza tym, nurtuje mnie pytanie, dlaczego to coś w ogóle mnie chce? Gdyby chciało mnie zabić, mogłoby to zrobić na milion sposobów. Mogłoby na przykład czekać aż umrę z głodu. A co jeżeli nie chce mnie zabić? Co jeżeli ma jeszcze bardziej straszliwe plany wobec mnie? Boże, co mogę zrobić by uwolnić się od tego koszmaru?!

Pukanie do drzwi...

____

Powiedziałem ludziom po drugiej stronie, że potrzebuję minuty na zastanowienie i wychodzę. Tak naprawdę zapisuję to wszystko by zyskać na czasie. Przynajmniej tym razem słyszałem ich głosy. Moja paranoja - tak, wiem, że jestem paranoikiem - nasuwa mi na myśl, że przecież głosy mogą być zmienione elektronicznie. To nie może być nic innego jak głośniki stymulujące ludzki głos. Czy naprawdę zajeło im to aż trzy dni by się ze mną skontaktować? Podobno Amy jest tam wraz z dwoma policjantami i psychiatrą. Może przez trzy dni zastanawiali się co powiedzieć - roszczenie psychiatry mogłoby być całkiem przekonywujące, gdybym pomyślał, że to wszystko było szalonym nieporozumieniem, a nie jakąś kreaturą próbującą mnie namówić do otwarcia drzwi.

Psychiatra miał starszy głos, autorytarny lecz wciąż troskliwy. Podobało mi się. Desperacko pragnę zobaczyć kogoś na własne oczy. Powiedział, że mam coś, co nazywa się cyber-psychozą, i że jestem jednym z wielu przypadków tej 'epidemii' wywołanej przez sugestywny mail, który 'przedostał się w jakiś sposób'. Przysięgam, powiedział 'przedostał się w jakiś sposób'. Sądzę, że miał na myśli szerzenie się w niewytłumaczalny sposób po całym kraju, ale mam podejrzenia, że istota popełniła gafę i wyjawiła coś. Powiedział też, że jestem częścią fali wschodzących zachowań tego typu, że wiele osób ma ten sam problem i te same objawi, mimo że w żaden sposób się ze sobą nie komunikowały.

To zgrabnie wyjaśnia dziwny email o moich własnych oczach. Nie dostałem oryginalnego maila. Dostałem jedynie jego 'potomka' - być może mój znajomy także się załamał i próbował ostrzec wszystkich innych o swoich paranoicznych lękach. Psychiatra twierdzi, że właśnie w ten sposób cały problem się rozprzestrzenia. Możliwe, że ja także go rozprzestrzeniałem wysyłając wiadomości błyskawiczne i smsy do wszystkich znajomych. Może jeden z tych ludzi właśnie przeżywa załamanie, wyzwolone przez to co wysłałem, coś co mogliby zinterpretować w dowolny sposób, coś jak tekst mówiący 'widziałeś kogoś ostatnio twarzą w twarz?'. Psychiatra powiedział, że nie chce 'stracić kolejnej osoby', że ludzie tacy jak ja są inteligentni a cała ta sytuacja to tylko potknięcie. Łączymy fakty tak dobrze, że połączenia te są obecne nawet tam, gdzie nie powinny być. Powiedział także, że łatwo wciągnąć się w paranoję w naszym świecie, w ciągle zmieniającym się miejscu gdzie coraz więcej stosunków jest symulowanych...

Muszę przyznać mu jedną rzecz. To wspaniałe wyjaśnienie. To ładnie wszystko wyjaśnia. W rzeczywistości to doskonale wszystko wyjaśnia. Mam wszelkie powody, by otrząsnąć się z tego koszmarnego lęku, że jakaś rzecz, świadomość lub byt próbuje wyciągnąć mnie za drzwi, by następnie schwytać i poddać rzeczom gorszym niż śmierć. Byłoby nierosądne, po całej tej rozprawie, zostać tu i umrzeć z głodu tylko po to, by zrobić na przekór tej istocie, która już wszystkich złapała Byłoby nierozsądne myśleć, po przemówieniu 'psychologa', że mogę być jednym z ostatnich ludzi pozostałych przy życiu na tym pustym świecie, ukrywającym się w mojej bezpiecznej piwnicy i robiącym na złość niezidentyfikowanej, zwodniczej kreaturze poprzez unikanie bycia schwytanym. Jest to idealne wyjaśnienie każdej dziwnej rzeczy, którą widziałem lub słyszałem. Jest to najlepszy powód, dla którego powinienem porzucić wszystkie moje obawy i wyjść.

I właśnie dlatego nie zamierzam wychodzić.

Jak mogę mieć pewność?! Skąd mam wiedzieć, co jest prawdą a co oszustwem? Wszystkie te cholerne przewody, sygnały niewiadomego pochodzenia! Nie są prawdziwe, nie mogę być pewien! Sygnały z kamery, sfałszowany obraz, oszukańcze rozmowy telefoniczne, maile! Nawet telewizor roztrzaskany na podłodze - skąd mogę wiedzieć, że jest realny? Wszystko to sygnały, fale, światło... drzwi! Próbują je wyważyć! Chcą wejść! Cóż za szalony przyrząd może być użyty do tak dokładnej symulacji dźwięku mężczyzn uderzających w ciężkie drzwi? Przynajmniej zobaczę ich na własne oczy... nie ma tu nic, czym mógłby mnie wprowadzić w błąd, przecież wszystko zniszczyłem. Moich oczu nie oszuka, to fakt. Widziane na własne oczy nie ufaj im oni... chwila... czy ta desperacka wiadomość mówi bym wierzył tylko w to co widzę, czy może ostrzegała mnie przed moimi oczami? O Boże, jaka jest różnica między kamerą a okiem? Obie rzeczy przetwarzają światło na sygnały elektryczne - są takie same! Mnie nie da się oszukać! Muszę być pewny! Muszę być pewny!



Data nieznana


Dzień w dzień spokojnie prosiłem o papier i długopis aż w końcu dano mi je. Nie żeby to miało znaczenie. Niby co miałbym z nimi zrobić? Wepchnąć oczy spowrotem? Bandaże stały się już częścią mnie. Ból zniknął. Zdaję sobie sprawę z tego, że to będzie jedna z ostatnich szans by pisać czytelnie, bez wzroku nie poprawię błędów, a ruchy rąk zostaną powoli zapomniane. Jest to pewien rodzaj tolerancji wobec samego siebie, to pisanie... jest pozostałością innych czasów, bo jestem pewien, że wszyscy na świecie pożegnali się z życiem... lub coś znacznie gorszego.

Dzień w dzień siedzę oparty o wyściełane ściany. Istota przynosi mi wodę i jedzenie. Maskuje się jako miła pielęgniarka, jako niesympatyczny lekarz. Myślę, że wie, że mój słuch znacząco się teraz wyostrzył gdy żyję w ciemności. Podrabia rozmowy na korytarzach ze świadomością, że będę podsłuchiwał. Jedna z pielęgniarek spodziewa się dziecka. Jeden z lekarzy stracił żonę w wypadku. Nic nie ma znaczenia, nic z tego nie jest prawdziwe. Nic do mnie nie trafia, nie tak jak ona.

To jest najgorsze, ledwie sobie z tym radzę. To coś przychodzi do mnie podając się za Amy. Brzmi dokładnie jak Amy, czuje jak ona. Nawet w jakiś sposób produkuje łzy, które wydają się tak realistyczne na jej policzkach. Gdy po raz pierwszy mnie tu zaciągneli, powiedzieli mi wszystko to, co chciałem usłyszeć. Wyznała, że mnie kocha, że zawsze mnie kochała, że nie rozumie dlaczego to zrobiłem, że moglibyśmy być razem gdybym przestał upierać się, że jestem oszukiwany. Chciało, bym uwierzył... nie, to potrzebowało bym uwierzył, że ona jest prawdziwa.

I prawie się na to nabrałem. Serio. Zaczynałem wątpić w to, co mówię. W końcu jednak było to zbyt doskonałe, zbyt idealne i zbyt realne. Fałszywa Amy zwykła była przychodzić codziennie, następnie co tydzień, aż w końcu w ogóle przestała się pojawiać... lecz nie sądzę, że to coś się podda. Myślę, że całe to oczekiwanie jest kolejną z jego zagrywek. Jeśli tylko będę musiał, będę opierał się do końca mego życia. Nie wiem co stało się z resztą świata, lecz wiem, że on chce bym nabrał się na jego kłamstwa. Jeżeli tak jest, to może jestem cierniem w jego planie działania. Może gdzieś tam Amy wciąż żyje, utrzymywania przy życiu dzięki mojej woli, by oprzeć się oszustowi. Trzymam się tej nadziei, kołysząc się na boki w swej celi dla zabicia czasu. Nigdy się nie poddam, nigdy nie złamię. Jestem... bohaterem!

====

Lekarz czytał zapiski pacjenta. Były ledwie czytelne, napisane chwiejnym skryptem człowieka niewidomego. Chciał śmiać się z solidnych postanowień tego człowieka, pamiątki o ludzkiej woli przetrwania, lecz wiedział, że pacjent miał urojenia. Po tym wszystkim, człowiek o zdrowych zmysłach nabrałby się na to wszystko dawno temu. Doktor chciał się uśmiechnąć. Chciał szeptać słowa zachęty do chorego. Chciał krzyczeć, lecz rozsądek temu przeczył. Wszedł do celi jak marionetka, raz jeszcze próbując uświadomić pacjenta, że mylił się i nie było nikogo, kto chciałby go oszukać.
  • 19

#293

SushieEz.
  • Postów: 125
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Psychoza


Niedziela


Nie mam pojęcia dlaczego piszę to na kartce papieru, a nie na komputerze. Myślę, że zauważyłem coś dziwnego. To nie jest tak, że nie ufam komputerowi. Ja tylko... muszę poukładać myśli. Muszę spisać wszelkie szczegóły tak, aby zachowana została przedmiotowość i w takim miejscu, aby nie zostały one usunięte lub... zmienione. Nie żeby to się miało zdarzyć wcześniej. Po prostu... wszystko się zamazuje, a mgła wspomnień nadaje rzeczom dziwny kształt...
Czuję, że to pomieszczenie jest trochę zbyt ciasne jak dla mnie. Może w tym tkwi problem. Musiałem kupić najtańszy pokój, jedyny na poziomie piwnicy. Brak okien tu, na dole sprawia wrażenie, że dzień i noc nie istnieją. Pracowałem nad tym projektem tak intensywnie, że od kilku dni nie opuszczałem tego miejsca. Przypuszczam, że po prostu chciałem to szybciej skończyć. Wiem, że godziny siedzenia i gapienia się w monitor mogą sprawić, że praktycznie każdy czułby się dziwnie, ale nie bardzo w to wierzę.

Nawet nie wiem kiedy po raz pierwszy to wszystko zaczęło wydawać się dziwne. Nie mogę nawet tego zdefiniować. Może dlatego, że od dawna z nikim nie rozmawiałem? To była pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy. Wszyscy ludzie, z którymi zwykle rozmawiam online byli nieaktywni lub po prostu niezalogowani. Moje wiadomości błyskawiczne pozostawały bez odpowiedzi. Ostatni e-mail jaki dostałem był od przyjaciela, który napisał, że chciałby pogadać ze mną, gdy wróci ze sklepu, ale to było wczoraj. Zadzwoniłbym do niego, ale tu, na dole, zasięg jest beznadziejny. Dokładnie! Muszę do kogoś zadzwonić. Mam zamiar wyjść na zewnątrz.

____


Hm... To nie miało tak wyglądać. Jak tylko całe te mrowienie ze strachu ustąpiło, chciało mi się śmiać z samego siebie. Jakim cudem w ogóle się bałem? Zanim wyszedłem, spojrzałem w lustro. Dwudniowa szczecina nie wyglądała zbyt dobrze, ale uświadomiłem sobie, że przecież wychodzę tylko po to, by zadzwonić. Zmieniłem koszulkę, a jako że to była pora obiadowa pomyślałem, że z pewnością trafiłbym na kogoś, kogo znam. Niestety tak się nie stało. Chciałbym, żeby tak było.

Gdy wychodziłem, powoli uchyliłem drzwi do mojego małego pokoju. Z niewiadomego powodu, niewielkie uczucie lęku zagościło w mojej głowie. Raz jeszcze zdałem sobie sprawę z tego, że od jednego lub dwóch dni z nikim nie gadałem, poza sobą oczywiście. Spojrzałem w dół obskurnego, szarego korytarza. Całe to uczucie zostało spotęgowane przez fakt, że była to piwnica. Na jego końcu znajdowały się wielkie, metalowe drzwi do kotłowni. Zamknięte rzecz jasna. Obok nich stały dwa ponure automaty z napojami gazowanymi. Kiedyś kupiłem jeden z napoi, ale data przydatności do spożycia wygasła dwa lata temu. Jestem w zupełności pewien, że nikt nawet nie wie o tym, że one w ogóle tu są. A może to po prostu właścicielka domu nie chce ich odnawiać?

Delikatnie zamknąłem drzwi i poszedłem w drugą stronę korytarza, uważając przy tym, by nie wydać żadnego dźwięku. Nawet nie wiem dlaczego tak zdecydowałem, ale poddanie się impulsowi, by nie przerwać buczenia automatów było zabawne, przynajmniej przez chwilę. Doszedłem do klatki schodowej i udałem się do drzwi frontowych. Spojrzałem przez małe, kwadratowe okienko w drzwiach i zdziwiłem się. To nie była pora obiadowa. Mrok unosił się nad miastem, a w oddali na sygnalizacji świetlnej pobliskiego skrzyżowania migało żółte światło. Rzadkie chmury, fioletowe i czarne od blasku miasta widniały na niebie. Żadnego ruchu. Jedynie kilka drzewek przy chodniku poruszało się na wietrze. Pamiętam dreszcze mimo, że nie było zimno. Może to tylko wiatr. Mogłem ledwie go słyszeć przez ciężkie, metalowe drzwi. To był ten unikalny typ wiatru, wiejący późną nocą. Rodzaj, który nie zmieniał się, zimny i cichy, wygrywający rytmiczną melodię z pomocą niezliczonych, niewidocznych liści drzew.

Postanowiłem nie wychodzić.

Zamiast tego podniosłem swój telefon i sprawdziłem zasięg. Pasek był wypełniony, uśmiechnąłem się. Poczułem ulgę na samą myśl, że dobrze będzie znów usłyszeć głos należący do innej osoby. To dziwne uczucie: bać się niczego. Potrząsnąłem głową, cicho śmiejąc się z samego siebie. Wcisnąłem przycisk szybkiego wybierania do mojej przyjaciółki Amy i podniosłem telefon. Usłyszałem jeden sygnał... następnie nic. Cisza. Próbowałem usłyszeć cokolwiek przez następne 20 sekund po czym się rozłączyłem. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na pasek zasięgu - był wciąż pełny. Chciałem wykonać połączenie ponownie, lecz telefon zaczął dzwonić, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Przestraszyłem się, ale odebrałem.

- Słucham? - zapytałem, natychmiastowo walcząc z szokiem po usłyszeniu pierwszego głosu po tylu dniach, mimo tego, że był to mój głos. Przyzwyczaiłem się do monotonnego szumu urządzeń domowych, komputera i automatów z napojami na korytarzu. Na początku nikt nie odpowiedział na moje powitanie, następnie ktoś się odezwał.

- Cześć. - powiedział czysty, męski głos, najwyraźniej w moim wieku. - Kto mówi?

- John. - odpowiedziałem lekko zmieszany.

- Oh, przepraszam, pomyłka. - odparł, po czym się rozłączył.

Powoli opuściłem telefon i oparłem o grubą, ceglaną ścianę klatki schodowej. To było co najmniej dziwne. Spojrzałem na listę połączeń przychodzących, lecz numer nie był mi znany. Zanim zastanowiłem się nad całą sytuacją dźwięk dzwonka rozbrzmiał po raz kolejny, ponownie mnie zaskakując. Inny nieznany numer. Tym razem przyłożyłem telefon do ucha nie odzywając się ani słowem. Następnie jakiś znajomy głos przerwał całe napięcie.

- John? - brzmiało jedyne wypowiedziane przez Amy słowo. Odetchnąłem z ulgą.

- Oh, hej. To ty. - odpowiedziałem.

- Oczywiście, że ja. A kto inny? - odrzekła. - Ah, tak. Numer. Jestem na imprezie na Seventh Street, telefon padł mi po tym jak

zadzwoniłeś. Oczywiście dzwonię z innego telefonu.

- Jasne. - powiedziałem.

- Gdzie jesteś? - Zapytała.

Spojrzałem na brzydkie, bielone ściany i małe okienko w ciężkich drzwiach.

- U siebie. - westchnąłem. - Czuję się lekko przygwożdżony. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak późno.

- Powinieneś wpaść. - odparła śmiejąc się.

- Nie, dzięki. Nie mam ochoty na szukanie jakiegoś dziwnego miejsca samotnie w środku nocy. - powiedziałem spoglądając

przez okno na ulicę, która w głębi duszy lekko mnie przerażała. - Myślę, że po prostu dokończę pracę lub pójdę spać.

- Nonsens! - wykrzyknęła. - Mogę przyjechać po ciebie! Mieszkasz blisko Seventh Street, prawda?

- Ile wypiłaś? - zapytałem troskliwie. - Przecież wiesz gdzie mieszkam.

- Oh, oczywiście. - odpowiedziała oschle. - Chyba nie dojdę tam z buta, nie?

- Mogłabyś, gdyby chciało ci się tracić pół godziny. - powiedziałem jej.

- Fakt. - stwierdziła. - Cóż, muszę lecieć. Powodzenia w pracy.

Ponownie opuściłem telefon, patrząc na wyświetlające się liczby po zakończeniu połączenia. Raz jeszcze mogłem usłyszeć ciszę. Dwa dziwne telefony i widok niesamowitej ulicy wręcz uderzyły w moją samotność na tej pustej klatce schodowej. Nagle, być może dlatego, że oglądałem zbyt wiele horrorów, wpadł mi do głowy jakiś niewytłumaczalny pomysł, że coś może przyglądać mi się przez okienko w drzwiach, jakiś dziwny, przerażający byt unoszący się na krawędzi samotności, czyhający na niczego niepodejrzewających ludzi, którzy za bardzo oddalili się od reszty. Wiedziałem, że cały ten strach jest zbędny, ale jako że nikogo nie było w pobliżu...

Zszedłem po schodach, pobiegłem przez korytarz do pokoju, zamykając za sobą drzwi jak najszybciej, zważając na to, by odbyło się to możliwie jak najciszej. Jak już wspominałem, czułem się idiotycznie bojąc się czegoś, co nie istnieje, więc strach nieco osłabł. Zapisywanie tego wszystkiego naprawdę pomaga – pomaga mi zrozumieć, że wszystko jest w porządku. Filtruje powstałe myśli i obawy zostawiając jedynie zimne, twarde fakty. Ktoś pomylił numery, a telefon Amy rozładował się, więc zadzwoniła z innego. Nic dziwnego się nie stało. Mimo to, ta rozmowa wydawała się być dziwna. Wiem, że to mogła być wina alkoholu, przecież coś pewnie piła... A może to z nią było coś nie tak? A może to... tak, to na pewno to! Nie zdawałem sobie z tego sprawy aż do teraz, do momentu zapisywania tego wszystkiego. Wiedziałem, że pisanie pomoże. Mówiła, że jest na imprezie, lecz nie było słychać żadnych rozmów czy też muzyki w tle. Oczywiście to nic szczególnego, mogła przecież wyjść na zewnątrz by zadzwonić. Nie... to też nie jest to. Nie słyszałem wiatru! Muszę sprawdzić, czy wciąż wieje!



Poniedziałek


Ostatniej nocy zapomniałem o tym, by dokończyć pisanie. Nie mam pojęcia czego się spodziewałem, kiedy wbiegłem schodami na górę i wyglądałem przez okno w drzwiach. Czuję się idiotycznie. Cały ten strach wydaje mi się mętny i nieuzasadniony. Nie mogę się doczekać wyjścia na światło dzienne. Mam zamiar sprawdzić email, ogolić się, wziąć prysznic i w końcu wyjść! Chwila... Myślę, że coś słyszałem.

____


To był grzmot. Cały ten pomysł z świeżym powietrzem i promieniami słońca trafił szlag! Wyszedłem na górę, a jedyną rzeczą, jaką znalazłem było rozczarowanie. Przez okienko widoczne były jedynie strugi wody, a wszystko dlatego, że krople ulewnego deszczu uderzały o szybę. Tylko bardzo przyciemnione, ponure światło sączyło się przez deszcz, ale przynajmniej wiedziałem, że to dzień, nawet jesli był to szary, posępny, mokry dzień. Próbowałem wytężać wzrok patrząc przez okno, czekając na błyskawice, by rozświetliły mroki, ale lało zbyt mocno i nie mogłem dojrzeć nic ponad zamazane, dziwne kształty, poruszające się w różne strony wśród fal bijących o szybę. Rozczarowany odwróciłem się, ale nie chciałem wracać z
powrotem do mojego pokoju. Zamiast tego, wspiąłem się na schody i włóczyłem dalej po pierwszym, potem drugim piętrze. Schody skończyły się na trzecim poziomie, najwyższym w tym budynku. Spojrzałem przez szybę rozciągającą się po zewnętrznej ścianie klatki schodowej, lecz była tak wypaczona, tak gruba, że rozpraszała całe światło wpadające przez nią, nie byłoby nic widać, nawet gdyby nie padało.

Powędrowałem w dół korytarza. Moim oczom ukazało się dziesięć lub więcej drzwi, pomalowanych na niebiesko dawno temu, wszystkie były zamknięte. Wsłuchiwałem się w swoje kroki, a jako że był to środek dnia, były one jedynym odgłosem jaki mogłem w ogóle słyszeć, poza deszczem oczywiście. Naszło mnie dziwne, ulotne wrażenie, że drzwi stały niczym ciche, granitowe monolity postawione przez jakąś starożytną, zapomnianą cywilizację w jakimś niepojętym celu. Błyskawica rozświetliła korytarz i mogę przysiąc, że drzwi na serio wyglądały jak surowe kamienie. Ponownie zacząłem się nasmiewać z mojej wyobraźni, gdy nagle zdałem sobie sprawę z tego, że widziane światło rzucone przez błyskawicę musi oznaczać obecność jakiegoś okna. Mgliste wspomnienia utrwaliły się i nagle przypomniałem sobie, że na trzecim piętrze była alkowa i właśnie okno.

Podekscytowany na samą myśl, że może uda mi się kogoś przez nie zobaczyć, pobiegłem do alkowy namierzając mój cel. Deszcz po nim spływał dokładnie tak samo jak po oknie w drzwiach, lecz w przeciwieństwie do tamtego, to okno mogłem otworzyć. Chwyciłem za klamkę, nastał moment zawahania. Miałem przeraźliwe uczucie, że mógłbym zobaczyć coś strasznego po drugiej stronie gdybym tylko je otworzył. Ostatnio wszystko jest jakieś... inne, więc wpadłem na pomysł, i wróciłem tutaj, aby uzyskać to, czego potrzebowałem. Nie sądzę by to miało coś zmienić, ale jestem znudzony, na zewnątrz leje a ja zamierzam krzątać się jak szaleniec. Kabel nie jest wystarczająco długi by sięgnąć trzeciego piętra, więc mam zamiar ukryć go pomiędzy dwoma automatami na końcu mojego piwnicznego korytarza, przeciągnąć go wzdłuż ściany, następnie za pomocą tasmy połączyć go z czarnym paskiem, który biegnie wzdłuż murów. Wiem, że to glupie, ale i tak nie mam nic lepszego do roboty...

Cóż, nic się nie stało. Zmobilizowałem się, otworzyłem drzwi i pobiegłem jak szalony do swojego pokoju. Uważnie przyglądałem się webcam'owi w komputerze. Miałem widok na korytarz i większą część klatki schodowej. Cholera, chciałbym aby kamera leżała w nieco innej pozycji, tak bym mógł widzieć drzwi frontowe. Hej! Ktoś się zalogował!

____


Wyciągnąłem z szafki starszą, trochę mniej funkcjonalną kamerę by pogadać z moim znajomym. Nie wiedziałem jak mu wyjaśnić dlaczego akurat chciałem wideorozmowę, ale miło było zobaczyć czyjąś twarz. Nie mógł rozmawiać zbyt długo. Nie gadaliśmy o niczym konkretnym, ale czuję się znacznie lepiej. Strach niemal ustąpił. Czułbym się jeszcze lepiej, lecz w naszej rozmowie było coś... dziwnego. Tak, tak. Wspominałem już, że ostatnio wszystko jest jakieś dziwne, ale jego odpowiedzi były niejasne. Wątpię, by udało mi się powtórzyć chociażby jedno słowo, które powiedział... żadnych szczególnych nazwisk, miejsc lub wydarzeń. Zapytał jednak o mój adres email by pozostać w kontakcie. Chwila, właśnie dostałem wiadomość.

Mam zamiar wyjść. Amy napisała, że chce się ze mną umówić na kolację w miejscu, do którego zwykle chodziliśmy. Kocham pizzę, będzie to miła odmiana po tym co jadłem ostatnimi czasy. Po raz kolejny czuję się głupio z powodu moich ostatnich dni. Powinienem zniszczyć cały ten 'pamiętnik' jak tylko wrócę. O, kolejna wiadomość.

____


O Boże! Byłbym o niej zapomniał, a już otwierałem drzwi. Prawie otworzyłem drzwi! Prawie otworzyłem drzwi, ale najpierw muszę przeczytać maila. Był od znajomego, z którym nie miałem kontaktu od dłuższego czasu. Wysłany był do wielu odbiorców, pewnie do każdego, kogo miał naliście. Nie miał żadnego tytułu, lecz dziwną treść.

'widziane na własne oczy nie ufaj im oni'

Co to do cholery ma znaczyć? Byłem w szoku, raz za razem czytałem wiadomość. Czy to jakiś desperacki mail wysłany po tym jak... coś się stało? Zdanie jest rzecz jasna ucięte, niedokończone. Każdego innego dnia uznałbym to za spam i odrzucił, ale te słowa... widziane na własne oczy. Czytając swój dziennik wracam do poprzednich dni i zdaję sobie sprawę, że ostatnio nikogo nie widziałem, nie rozmawiałem z nikim. Wideorozmowa była taka niejasna, taka... straszna. Czy była straszna? Czy może ten strach przyćmiewa moją pamięć? Mój umysł bawi się progresją wydarzeń, tym co tu napisałem, wskazując na to, że nie zostałem postawiony przed pojedynczym faktem, że niczego nie podejrzewałem. Przypadkowy numer znający moje imię, następnie zwrotny telefon od Amy, w końcu przyjaciel proszący o mój adres email... Napisałem do niego jak tylko zobaczyłem, że jest dostępny! Rozłączyliśmy się, a po kilku minutach przyszła wiadomość! O mój Boże! Telefon od Amy... przecież powiedziałem, że mieszkam pół godziny drogi od Seventh Street! Wiedzą, że jestem w pobliżu! Może mnie szukają?! Gdzie są wszyscy?! Dlaczego od kilku dni nikogo nie widziałem, z nikim nie gadałem?

Nie, nie, to jest szalone. To jest totalnie szalone. Muszę się uspokoić. Ten obłęd musi się już skończyć!

____


Nie wiem co o tym myśleć. Biegałem po swoim mieszkaniu z telefonem, sprawdzając czy uda mi się złapać zasięg. W końcu, w malutkiej łazience, wyświetliło mi jedną kreskę. Trzymając tak telefon wysłałem wiadomość do każdego numeru z listy. Nie chciałem zdradzać niczego na temat moich bezpodstawnych obaw, po prostu napisałem:

Widziałeś ostatnio kogoś twarzą w twarz?

W tym momencie oczekiwałem jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie obchodziła mnie treść przyszłej wiadomośc ani to czy przypadkiem się nie zbłaźnię. Próbowałem kilka razy do kogoś zadzwonić, ale nie mogłem podnieść głowy tak wysoko, a gdy opuszczałem telefon choćby o cal, tracił sygnał. Przypomniałem sobie o komputerze i pobiegłem w jego kierunku. Wysłałem błyskawiczne wiadomości do każdego, kto był online. Większość była nieaktywna lub z dala od komputera. Nikt nie odpowiedział. Moje wiadomości były coraz bardziej szalone, zacząłem mówić ludziom gdzie jestem by przejeżdżając obok zatrzymali się chociaż na sekundę. W tej chwili o nic nie dbałem. Po prostu chciałem kogoś zobaczyć!

W dodatku przerzuciłem cały pokój poszkując czegoś, co mogłem przeoczyć; każdej innej opcji by skontaktować się z ludźmi nie wychodząc z domu. Wiem, że to szalone. Wiem, że to bezpodstawne. Ale może jednak? Co jeśli... ? Na wszelki wypadek przykleiłem telefon do sufitu...



Wtorek


Telefon zadzwonił! Zmęczony po szaleństwach ostatniej nocy musiałem zasnąć. Obudził mnie dźwięk dzwonka, więc pobiegłem do łazienki, stanąłem na sedesie i odebrałem telefon przyklejony do sufitu. To była Amy, poczułem się znacznie lepiej. Bardzo się o mnie martwiła i najwyraźniej próbowała się ze mną skontaktować od dłuższego czasu, a dokładniej od naszej ostatniej rozmowy. Wpadnie do mnie, i tak, wiedziałaby gdzie mieszkam nawet gdybym jej tego nie powiedział. Czuję się zakłopotany. Zdecydowanie muszę wyrzucić ten cholerny dziennik zanim ktokolwiek go zobaczy. Nawet nie wiem dlaczego teraz to piszę. Może dlatego, że to moja jedyna droga komunikacji od Bóg wie kiedy. W dodatku źle wyglądam. Spojrzałem w lustro. Moje oczy są zapadnięte, zarost grubszy i w ogóle wyglądam jakoś tak niezdrowo.

Moje mieszkanie jest zaśmiecone, ale nie będę go czyścić. Myślę, że potrzebuję kogoś by zobaczył przez co przeszedłem. Ostatnie dni NIE BYŁY normalne. Nie jestem z tych, którzy wymyślają. Wiem, że byłem świadkiem ekstremalnego prawdopodobieństwa. Wiele razy tęskniłem za tym, by kogoś zobaczyć. I akurat wychodziłem w środku nocy lub za dnia, gdy nikogo nie było. Wszystko jest w najlepszym porządku, teraz to wiem. W dodatku w szafie znalazłem coś, co mi bardzo pomogło: telewizor! Ustawiłem go tuż przed tym jak zacząłem pisać. Telewizja zawsze była dla mnie ucieczką, przypomina mi, że poza tymi brudnymi ścianami istnieje jeszcze cały świat.

Cieszę się, że Amy jest jedyną osobą, która postanowiła odpowiedzieć na moje wczorajsze szaleństwa i męczenie innych. Od lat była moim najlepszym przyjacielem. Ona o tym nie wie, ale pamiętam ten dzień w którym ją poznałem, był to jeden z niewielu szczęśliwych momentów w moim życiu. Czule wspominam ten ciepły letni dzień. Wydaje się on być zupełnie inną rzeczywistością od tego ciemnego, deszczowego i samotnego miejsca. Czuję jakbym całymi dniami siedział na tamtym placu zabaw, za stary by się bawić, rozmawiając z nią i nie robiąc nic innego. Wciąż czuję, że mogę wrócić do tych chwil i za każdym razem przypomina mi się, że to miejsce wcale nie jest takie... nareszcie, pukanie do drzwi!

____


Myślałem, że to dziwne, że nie widziałem jej przez ukrytą między dwoma automatami kamerę. Zdałem sobie sprawę z jej złego położenia, jak wtedy, gdy nie mogłem widzieć drzwi frontowych. Powinienem był wiedzieć, powinienem był wiedzieć! Po tym jak Amy zapukała, żartobliwie krzyknąłem przez drzwi, że pomiędzy maszynami jest kamera, wstydziłem się, że moja paranoja zawiodła mnie tak daleko. Po tym, zobaczyłem ją idącą w stronę aparatu. Uśmiechnęła się i pomachała.

- Cześć! - powiedziała do kamery jasno, krzywo na nią patrząc.

- To dziwne, wiem. - odpowiedziałem do mikrofonu podłączonego do komputera. - W ogóle ostatnie dni były dziwne.

- Nie wątpię. Otwórz drzwi, John. - odrzekła.

Wahałem się. Jak mogę być pewien?

- Zaczekaj chwilę. - odparłem przez mikrofon. - Powiedz mi jedną rzecz, którą wiemy tylko my. Udowodnij, że to Ty.

Amy rzuciła dziwaczne spojrzenie na kamerę.

- Um... ok. - powiedziała powoli, wciąż myśląc. - Przypadkowo spotkaliśmy się na placu zabaw gdy byliśmy o wiele zastarzy by tam w ogóle być?

Westchnąłem głęboko po tym jak rzeczywistoćść wróciła a strach zanikł. Boże, to było żałosne. Oczywiście, że to Amy! Ten dzień był tylko w naszej pamięci, nikt inny o nim nie wiedział. Nigdy o nim nie wspominałem, nie ze wstydu, lecz z dziwnej tęsknoty za tym dniem. Jeżeli istnieje jakaś nieznana siła próbująca mnie oszukać, jak się obawiałem, nie było sposoby by mogła wiedzieć o tym dniu.

- Haha, dobrze, wytłumaczę wszystko, - zaśmiałem się. - Bądź tam.

Pobiegłem do mojej małej łazienki i poprawiłem włosy. Wyglądałem okropnie, ale ona zrozumie. Zachichotałem patrząc na własne zachowanie i bałagan, następnie poszedłem do drzwi. Kładąc rękę na klamce rzuciłem ostatnie spojrzenie na swój pokój. Zabawne, pomyślałem. Prześledziłem każdy szczegół, od resztek żywności leżących na ziemi, poprzez przepełniony kosz na śmieci, aż po łóżko przekręconę w stronę bym mógł patrzeć na... Bóg wie co. Prawie odwróciłem siędo drzwi gdy mój wzrok padł na starą kamerę internetową, tą której użyłem do intrygującej rozmowy z moim znajomym.

Jej cichy, czarny, sferyczny obiektyw skierowany był w stronę mojego dziennika. Ogarnęła mnie niespodziewana fala terroru po tym, jak zdałem sobie sprawę z tego, że jeżeli coś mogło przez nią patrzeć to widziałoby co napisałem o tym dniu. Zapytałem ją o jedną rzecz, a ona wybrała tą, o ktorej myślałem, że nikt nie wie... a jednak! TO WIEDZIAŁO! PRZEZ CAŁY TEN CZAS MOGŁO MNIE OBSERWOWAĆ!

Nie otworzyłem drzwi. Krzyczałem. Krzyczałem w niekontrolowanym strachu. Zdeptałem kamerę. Drzwi zadrżały, klamka próbowała przekręcić się, lecz nie słyszałem głosu Amy. Czyżby drzwi od piwnicy, stworzone by zapobiegać przeciągom, były zbyt grube? A może Amy nie było po drugiej stronie? Kto niby chciałby tu wejść, jeśli nie ona? Co tam do cholery jest?! Widziałem i słyszałem ją przez kamerę, ale czy to na pewno była ona? Skąd mogę wiedzieć? Już jej nie ma - krzyczałem i wołałem o pomoc. Zastawiłem drzwi czym tylko się dało.



Piątek


Przynajmniej tak myślę, że to piątek. Zniszczyłem całą elektronikę. Rozbiłem komputer na kawałki. Wszystko co na nim było, mogło być dostępne przez sieć, lub co gorsza, zmienione. Wiem, bo jestem programistą. Nawet najmniejsza informacja jakiej udzieliłem odkąd to się zaczeło - moje imię, mój adres email, moja lokacja - w żaden sposób nie dotarłaby do sieci gdybym jej tam nie wprowadził. W kółko czytam to, co napisałem. Przechodziłem ze skrajności w skrajność, od zupełnego przerażenia po przytłaczające niedowierzanie. Czasami jestem absolutnie pewien, że jakaś tajemnicza jednostka ma za zadanie wyciągnąć mnie na zewnątrz. Amy już od pierwszej rozmowy próbowała mnie namówić bym otworzył drzwi i wyszedł.

Nie mogę przestać o tym myśleć. Jeden punkt widzenia mówi, że zachowywałem się jak szaleniec a wszystko to jest ogromną zbieżnością prawdopodobieństwa - po prostu nigdy nie wyszedłem w odpowiednim czasie by kogoś spotkać, dostałem przypadkowego, bezsensownego maila pewnie od jakiegoś nadawcy z zainfekowanym komputerem. Z innego punktu widzenia cała ta zbieżność prawdopodobieństwa jest spowodowana tym, że to coś, czymkolwiek i gdziekolwiek jest, jeszcze mnie nie dopadło. Wciąż myślę: nigdy nie otworzyłem okna na trzecim piętrze. Nigdy nie otworzyłem drzwi frontowych, aż do tego niewiarygodnie głupiego numeru z ukrytą kamerą, po którym pobiegłem prosto do pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Przecież od tamtego wydarzenia jeszcze ich nie otworzyłem. Cokolwiek tam jest - jeżeli coś tam w ogóle jest - nigdy nie pokazywało się w budynku dopóki nie otworzyłem drzwi. Możliwe, że powodem dla którego to coś nie było w budynku był fakt, że znajdowało się gdzie indziej 'łapiąc' innych... a następnie czekało do momentu, gdy ujawniłem się dzwoniąc do Amy... wezwanie, które nie zadziałało aż do momentu gdy to coś oddzwoniło pytając o moje imię.

Przerażenie dosłownie przytłacza mnie za każdym razem gdy próbuję połączyć elementy tej układanki, tego koszmaru. Ten email - krótki, ucięty - czy jakiś przyjazny głos chciał mnie w ten sposób ostrzec? Widziane na własne oczy, nie ufaj im - dokładnie to, co już podejrzewałem. To coś mogło w mistrzowski sposób kontrolować całą elektronikę, próbowało wyciągnąć mnie na zewnątrz. Dlaczego nie może wejść? Zapukało - przecież musi mieć jakąś wiarygodną prezencję... drzwi... obraz drzwi z górnego korytarza jako strażników wciąż jarzy się w mojej głowie za każdym razem gdy o tym pomyślę. Jeżeli jakaś tajemnicza istota próbuje zmusić mnie do wyjścia, może nie może przez nie przejść. Drzwi zawsze pobudzały ludzką wyobraźnię, zawsze postrzegane były jako portale o szczególnym znaczeniu. A może są po prostu zbyt grube? Sam miałem problemy z otwieraniem drzwi w tym budynku, nie wspominając już o tych ciężkich, piwnicznych. Poza tym, nurtuje mnie pytanie, dlaczego to coś w ogóle mnie chce? Gdyby chciało mnie zabić, mogłoby to zrobić na milion sposobów. Mogłoby na przykład czekać aż umrę z głodu. A co jeżeli nie chce mnie zabić? Co jeżeli ma jeszcze bardziej straszliwe plany wobec mnie? Boże, co mogę zrobić by uwolnić się od tego koszmaru?!

Pukanie do drzwi...

____

Powiedziałem ludziom po drugiej stronie, że potrzebuję minuty na zastanowienie i wychodzę. Tak naprawdę zapisuję to wszystko by zyskać na czasie. Przynajmniej tym razem słyszałem ich głosy. Moja paranoja - tak, wiem, że jestem paranoikiem - nasuwa mi na myśl, że przecież głosy mogą być zmienione elektronicznie. To nie może być nic innego jak głośniki stymulujące ludzki głos. Czy naprawdę zajeło im to aż trzy dni by się ze mną skontaktować? Podobno Amy jest tam wraz z dwoma policjantami i psychiatrą. Może przez trzy dni zastanawiali się co powiedzieć - roszczenie psychiatry mogłoby być całkiem przekonywujące, gdybym pomyślał, że to wszystko było szalonym nieporozumieniem, a nie jakąś kreaturą próbującą mnie namówić do otwarcia drzwi.

Psychiatra miał starszy głos, autorytarny lecz wciąż troskliwy. Podobało mi się. Desperacko pragnę zobaczyć kogoś na własne oczy. Powiedział, że mam coś, co nazywa się cyber-psychozą, i że jestem jednym z wielu przypadków tej 'epidemii' wywołanej przez sugestywny mail, który 'przedostał się w jakiś sposób'. Przysięgam, powiedział 'przedostał się w jakiś sposób'. Sądzę, że miał na myśli szerzenie się w niewytłumaczalny sposób po całym kraju, ale mam podejrzenia, że istota popełniła gafę i wyjawiła coś. Powiedział też, że jestem częścią fali wschodzących zachowań tego typu, że wiele osób ma ten sam problem i te same objawi, mimo że w żaden sposób się ze sobą nie komunikowały.

To zgrabnie wyjaśnia dziwny email o moich własnych oczach. Nie dostałem oryginalnego maila. Dostałem jedynie jego 'potomka' - być może mój znajomy także się załamał i próbował ostrzec wszystkich innych o swoich paranoicznych lękach. Psychiatra twierdzi, że właśnie w ten sposób cały problem się rozprzestrzenia. Możliwe, że ja także go rozprzestrzeniałem wysyłając wiadomości błyskawiczne i smsy do wszystkich znajomych. Może jeden z tych ludzi właśnie przeżywa załamanie, wyzwolone przez to co wysłałem, coś co mogliby zinterpretować w dowolny sposób, coś jak tekst mówiący 'widziałeś kogoś ostatnio twarzą w twarz?'. Psychiatra powiedział, że nie chce 'stracić kolejnej osoby', że ludzie tacy jak ja są inteligentni a cała ta sytuacja to tylko potknięcie. Łączymy fakty tak dobrze, że połączenia te są obecne nawet tam, gdzie nie powinny być. Powiedział także, że łatwo wciągnąć się w paranoję w naszym świecie, w ciągle zmieniającym się miejscu gdzie coraz więcej stosunków jest symulowanych...

Muszę przyznać mu jedną rzecz. To wspaniałe wyjaśnienie. To ładnie wszystko wyjaśnia. W rzeczywistości to doskonale wszystko wyjaśnia. Mam wszelkie powody, by otrząsnąć się z tego koszmarnego lęku, że jakaś rzecz, świadomość lub byt próbuje wyciągnąć mnie za drzwi, by następnie schwytać i poddać rzeczom gorszym niż śmierć. Byłoby nierosądne, po całej tej rozprawie, zostać tu i umrzeć z głodu tylko po to, by zrobić na przekór tej istocie, która już wszystkich złapała Byłoby nierozsądne myśleć, po przemówieniu 'psychologa', że mogę być jednym z ostatnich ludzi pozostałych przy życiu na tym pustym świecie, ukrywającym się w mojej bezpiecznej piwnicy i robiącym na złość niezidentyfikowanej, zwodniczej kreaturze poprzez unikanie bycia schwytanym. Jest to idealne wyjaśnienie każdej dziwnej rzeczy, którą widziałem lub słyszałem. Jest to najlepszy powód, dla którego powinienem porzucić wszystkie moje obawy i wyjść.

I właśnie dlatego nie zamierzam wychodzić.

Jak mogę mieć pewność?! Skąd mam wiedzieć, co jest prawdą a co oszustwem? Wszystkie te cholerne przewody, sygnały niewiadomego pochodzenia! Nie są prawdziwe, nie mogę być pewien! Sygnały z kamery, sfałszowany obraz, oszukańcze rozmowy telefoniczne, maile! Nawet telewizor roztrzaskany na podłodze - skąd mogę wiedzieć, że jest realny? Wszystko to sygnały, fale, światło... drzwi! Próbują je wyważyć! Chcą wejść! Cóż za szalony przyrząd może być użyty do tak dokładnej symulacji dźwięku mężczyzn uderzających w ciężkie drzwi? Przynajmniej zobaczę ich na własne oczy... nie ma tu nic, czym mógłby mnie wprowadzić w błąd, przecież wszystko zniszczyłem. Moich oczu nie oszuka, to fakt. Widziane na własne oczy nie ufaj im oni... chwila... czy ta desperacka wiadomość mówi bym wierzył tylko w to co widzę, czy może ostrzegała mnie przed moimi oczami? O Boże, jaka jest różnica między kamerą a okiem? Obie rzeczy przetwarzają światło na sygnały elektryczne - są takie same! Mnie nie da się oszukać! Muszę być pewny! Muszę być pewny!



Data nieznana


Dzień w dzień spokojnie prosiłem o papier i długopis aż w końcu dano mi je. Nie żeby to miało znaczenie. Niby co miałbym z nimi zrobić? Wepchnąć oczy spowrotem? Bandaże stały się już częścią mnie. Ból zniknął. Zdaję sobie sprawę z tego, że to będzie jedna z ostatnich szans by pisać czytelnie, bez wzroku nie poprawię błędów, a ruchy rąk zostaną powoli zapomniane. Jest to pewien rodzaj tolerancji wobec samego siebie, to pisanie... jest pozostałością innych czasów, bo jestem pewien, że wszyscy na świecie pożegnali się z życiem... lub coś znacznie gorszego.

Dzień w dzień siedzę oparty o wyściełane ściany. Istota przynosi mi wodę i jedzenie. Maskuje się jako miła pielęgniarka, jako niesympatyczny lekarz. Myślę, że wie, że mój słuch znacząco się teraz wyostrzył gdy żyję w ciemności. Podrabia rozmowy na korytarzach ze świadomością, że będę podsłuchiwał. Jedna z pielęgniarek spodziewa się dziecka. Jeden z lekarzy stracił żonę w wypadku. Nic nie ma znaczenia, nic z tego nie jest prawdziwe. Nic do mnie nie trafia, nie tak jak ona.

To jest najgorsze, ledwie sobie z tym radzę. To coś przychodzi do mnie podając się za Amy. Brzmi dokładnie jak Amy, czuje jak ona. Nawet w jakiś sposób produkuje łzy, które wydają się tak realistyczne na jej policzkach. Gdy po raz pierwszy mnie tu zaciągneli, powiedzieli mi wszystko to, co chciałem usłyszeć. Wyznała, że mnie kocha, że zawsze mnie kochała, że nie rozumie dlaczego to zrobiłem, że moglibyśmy być razem gdybym przestał upierać się, że jestem oszukiwany. Chciało, bym uwierzył... nie, to potrzebowało bym uwierzył, że ona jest prawdziwa.

I prawie się na to nabrałem. Serio. Zaczynałem wątpić w to, co mówię. W końcu jednak było to zbyt doskonałe, zbyt idealne i zbyt realne. Fałszywa Amy zwykła była przychodzić codziennie, następnie co tydzień, aż w końcu w ogóle przestała się pojawiać... lecz nie sądzę, że to coś się podda. Myślę, że całe to oczekiwanie jest kolejną z jego zagrywek. Jeśli tylko będę musiał, będę opierał się do końca mego życia. Nie wiem co stało się z resztą świata, lecz wiem, że on chce bym nabrał się na jego kłamstwa. Jeżeli tak jest, to może jestem cierniem w jego planie działania. Może gdzieś tam Amy wciąż żyje, utrzymywania przy życiu dzięki mojej woli, by oprzeć się oszustowi. Trzymam się tej nadziei, kołysząc się na boki w swej celi dla zabicia czasu. Nigdy się nie poddam, nigdy nie złamię. Jestem... bohaterem!

====

Lekarz czytał zapiski pacjenta. Były ledwie czytelne, napisane chwiejnym skryptem człowieka niewidomego. Chciał śmiać się z solidnych postanowień tego człowieka, pamiątki o ludzkiej woli przetrwania, lecz wiedział, że pacjent miał urojenia. Po tym wszystkim, człowiek o zdrowych zmysłach nabrałby się na to wszystko dawno temu. Doktor chciał się uśmiechnąć. Chciał szeptać słowa zachęty do chorego. Chciał krzyczeć, lecz rozsądek temu przeczył. Wszedł do celi jak marionetka, raz jeszcze próbując uświadomić pacjenta, że mylił się i nie było nikogo, kto chciałby go oszukać.
  • 4

#294

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

„The Depths”




Słyszeliście kiedyś o grze „The Depths”? Nie jestem zaskoczona, że nie, bo tak naprawdę nigdy jej nie wydano. Nielegalne kopie szerzyły się po całych Stanach Zjednoczonych mniej więcej w latach 2006-2007 aż do kompletnego wyczerpania „interesu” w 2008. Obecnie niewiele osób ma o niej choćby mgliste pojęcie, a jeszcze mniej w nią grało. Nadal nie wiadomo, kto stoi za stworzeniem tej gry albo chociaż skąd pochodzi. W zainstalowanych plikach nie można uzyskać żadnych informacji na ten temat. Nikt także nie ukończył całej gry przez ogromnej ilości przerażające obrazki, które wywoływały nawet traumę. Poniżej znajduje się jej opis, który stworzyli gracze.



Użytkownicy, którym jakimś cudem udało się ją zainstalować, mówili, że po instalacji ich komputer nigdy już nie działał tak jak wcześniej. Zawieszał się, pojawiał się niebieski ekran, albo wyskakiwały informacje o uszkodzonych plikach zaraz po zamknięciu aplikacji. Jedynym sposobem pozbycia się gry było kompletne wyczyszczenie twardego dysku, więc nie było mowy o żadnym usuwaniu elementów czy odinstalowywania. To po prostu było zakorzenione w Twoim komputerze i nigdzie się nie miało zamiaru wybierać. Niektórzy obserwowali nawet samoistne kopiowanie się plików na inne dyski, po prostu masowe klonowanie plików, które opanowywały cały komputer, pojawiając się w jakichś nowych, niechcianych folderach.

Miejsce akcji rozgrywa się na szczycie góry, gdzie panuje śnieżny klimat i w jakim kierunku postać by nie poszła po przekroczeniu pewnej odległości spada i ginie. Na początku niewiele widać, jedynie śnieg. Niekończące się odtwarzanie spadania płatków śniegu. To chyba najbardziej irytowało użytkowników. Starali się poruszać w każdym możliwym kierunku, ale koniec końców śniegu było jeszcze więcej aż w pewnym momencie spadali ze szczytu w niekończącą się przepaść i ginęli. Po wielu trudach będziesz mógł spojrzeć w dół na zaryglowane drzwi. Otworzenie ich przeniesie cię na kolejny poziom gry.


W momencie, kiedy otworzysz drzwi, postać zaczyna spadać wprost w sidła ciemności. Jest to niezwykle intensywna czerń i jedyne, co możemy usłyszeć to szum wiatru przy spadaniu. Po jakichś 20 sekundach ciągłego spadania widzisz światełko w owym „tunelu”. Postać dotyka dna szybu i w tym samym czasie rozlega się krzyk. Gracz jest teraz w dużym pokoju bez żadnych drzwi, wyjść, po prostu zwykłe światło z boku, a nad nim szyb. Ściany umazane są krwią, światło migocze a w tle słychać niewyraźny bełkot. Tutaj zazwyczaj większość graczy kończy- niektórzy z nudy, a część z nich ze strachu.

Na tym etapie niewiele można zrobić, postać może jedynie chodzić po pokoju, szukając czegokolwiek, co pomogłoby mu przejść na kolejny poziom, a kiedy chodzimy, zaczyna się odzywać coraz więcej dźwięków tj. szum wiatru, kapanie kropel wody czy warczenie. Ostatni z nich słychać jakby tuż zza pleców postaci i w strachu odwraca się w pośpiechu. Kiedy gracz się odwróci zauważy na ułamek sekundy ciemną postać uciekającą w ciemność pokoju. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś obróci się wystarczająco szybko. Dotykając mętnie oświetlonych ścian komputer na chwilę się zawiesza.
Zlepek dźwięków słychać coraz głośniej i wreszcie- słychać uderzanie pięściami w pianino i krzyki, które przybierają na częstotliwości.

Głośność wzrasta w szybkim tempie, niektórzy z graczy próbują je ściszać, ale nie mogą; dźwięki dochodzą aż do poziomu, na którym zaczynają boleć uszy. Wszyscy gracze tego uświadczyli. Obraz migotał, myszka nie działała, a pokój nagle wypełnił się zwłokami pojawiającymi się znikąd, piętrzyły się błyskawicznie aż prawie całkowicie pokrywały postać. Każde ze zwłok bełkotało jakieś niezrozumiałe słowa. Ich usta paplały, podczas gdy oczy wydawały się szeroko otwarte, a były czarne jak smoła. Gracz zmuszony był stać tam, po środku tych zwłok nie mogąc się ruszyć. Jedyną rzecz jaką mógł zrobić było obracanie się dookoła siebie i spoglądanie na te dziwadła paplające w jakimś demonicznym i nieznanym języku, wpatrzone w naszą postać.

W tym momencie gracz nie mógł przerwać gry ani nawet jej wyłączyć. Dzieje się to w dość szybkim tempie, ale trwa chwilę. Większość pozostałych graczy kończy grę na tym poziomie resetując komputer. Pod koniec zwłoki zaczynają śpiewać wszystkie razem; podczas ostatniego krzyku, wszystkie szeroko rozwierają swoje usta do nieprawdopodobnych rozmiarów. Wydaje się, że ich szczęki zaraz się roztrzaskają rozciągnięte do granic możliwości w niemal alarmującej tonacji krzyku.

Chór wrzasków przybiera na sile stając się coraz bardziej zniekształcony. Kiedy ich poziom przekracza granicę między zwykłym bólem ucha a niemal uszkodzeniem słuchu, ekran staje się czarny, a krzyki nagle ustają. Ciemny obraz pozostaje przez bardzo długi czas, przy czym niektórzy słyszą jakiś ledwo słyszalny chichot dochodzący jakby zza ich pleców. Brzmi trochę tak jakby ktoś się bawił ustawieniami audio. Słychać go coraz bliżej i bliżej, aż w końcu wybucha bardzo głośnym „HA!”. Jest to zgrane z wyświetleniem zdjęcia mężczyzny w podeszłym wieku z twarzą doświadczoną przez rzeźbiący ją czas, która pokrywa cały ekran. Jego usta są mocno rozwarte. W uśmiechu. Obrazek tkwi tam jedynie kilka sekund, jednak po nim ciemność się kończy. Towarzyszy nam jedynie snop światła, który pozwala spojrzeć postaci w dół i zobaczyć siebie przywiązanego do drewnianego słupa.

Tą część gry użytkownicy określają jako najgorszą. Światło pada z góry wprost na postać; jest on ograniczony tylko i wyłącznie do gracza. Co chwila jakieś cienie pojawiają się i znikają, które wyglądają jak zmasakrowane i/lub zniekształcone ciało. Nagle słychać kroki. Stary człowiek ze zdjęcia jest teraz widoczny w całej okazałości idąc na wprost Ciebie przyszpilonego do słupa. Niski, łysy, ma pociągłą twarz i ubrany jedynie w podarte spodnie. Jego tułów jest prawie kompletnie rozdarty na pół. Jedyna rzecz, która zapobiega kompletnemu rozpadowi całego ciała jest cienka warstwa skóry łącząca szyję z głową. Lewa noga zastąpiona została długą, zardzewiałą, metalową rurą. Kiedy zmierza w Twoim kierunku z wielkimi nożycami w ręku, trąc o podłogę swoją metalową rurą przyprawia to gracza o niemiłe uczucie „skrobania paznokciem o tablicę”. Podchodzi do Ciebie bardzo blisko i widać jego twarz z wszystkimi szczegółami.

Twarz wygląda dokładnie tak jak na wcześniejszym zdjęciu. Oczy gdzieś się zapodziały, usta są szeroko rozciągnięte w uśmiechu; twarz pokryta jest starą i zaschniętą krwią. Staruch powoli obraca głowę dookoła swojej osi wciąż z szerokim uśmiechem na ustach. Gracz może jedynie obserwować co się dzieje, bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Mężczyzna podnosi swoją zmasakrowaną dłoń do góry, trzymając w zaciśniętej pięści nożyce, które dodatkowo wciskają cię w słup, zanurzając się w Twoim ciele. Krew wypływa w zaskakująco szybkim tempie i zbyt obficie. Kilku graczy przyznało się, że ta konkretna scena wydawała im się przerażająco realistyczna.

Nieznajomy wyciąga nożyce i wbija je ponownie w Twoje ciało- tym razem w szyję, tworząc efekt zamka błyskawicznego od szyi aż po klatkę piersiową. Gracz jest teraz dosłownie rozpruty, a flaki wyślizgują się z pierwotnego położenia na tułów dręczyciela. Koniec końców wyciąga nożyce, pochyla się i podnosi z podłogi lustro. Obraca je wprost na Ciebie. Co prawda twarz gracza nie jest widoczna, ale tułów teraz przepołowiony na pół jest ukazany w niezwykle makabryczny sposób. Mężczyzna wyrzuca lustro, pochyla się ponownie i podnosi siekierę. Uderza w drewniany słup raz za razem aż ustępuje i spada razem z Tobą.

Postać wpatruje się w sufit, podczas gdy starzec zanosi się śmiechem. Kuca tuż przy Twojej twarzy z szerokim uśmiechem z ostatnim, drwiącym „HA”! Następnie wstaje, krąży wokół pala z siekierą w dłoni, przeciągając po podłodze swoją metalową kończynę. Przystaje przy nogach i bełkocze obrzydliwym, nieprzyjemnym głosem „Dokładnie… tak… jak…” podnosi siekierą ponad głowę, wpatruje się w Ciebie. Ostatnie słowo wykrzykuje, kiedy uderza siekierą w Twoje kolano.
”JA!!!”

Gra jednak trwa dalej. Do tego etapu naprawdę niewielu graczy wytrzymuje nerwowo.
Po tym jak starzec amputuje Ci nogę, kontynuuje swoje dziwne zachowanie jak złośliwy rechot czy obracanie nerwowo głowy. Krew, które tryska z kikuta oblewa tors mężczyzny, podczas gdy jedyne co gracz może zrobić to obserwować otoczenie i patrzeć na swoje zmasakrowane ciało przywiązane do przesiąkniętego krwią drewna. Kreatura upuszcza siekierę i podchodzi do Twojej twarzy, kuca i niewyobrażalnie szeroko otwiera usta. Wygląda to tak, jakby próbował Cię połknąć w całości. Komputer zaczyna się zacinać, kiedy jedyne co jest widoczne to szeroko rozwarte szczęki starca. Obraz zaczyna wygasać co chwila przerywany jakby wygaśnięciem ekranu, aż nagle znajdujesz się w zupełnie innym miejscu, tym razem w długim, ciemnym korytarzu rozświetlonym jedynie słabym światłami na ścianach. Twoja postać kuleje.

Gracz może posuwać się jedynie w jednym kierunku- naprzód, wzdłuż długiego przejścia, które zdaje się być nieskończone. Z każdym krokiem obraz trzęsie się i rozmywa aż w końcu nic nie można dostrzec oprócz przyciemnionych kul światła na ścianach. W całym tym rozmazanym otoczeniu widać w oddali niską sylwetkę. Wygląda tak samo jak cień widziany w pokoju wcześniej, jest zdeformowana. Niewyraźny kształt gwałtownie rzuca się na naszą postać i obraz po raz kolejny zostaje wyostrzony. Z tej garstki graczy, która pozostała do końca, każdy przypomina sobie inną kreaturę. Było to oczywiście dla każdego z nich przerażające doświadczenie.

Strach, który wtedy przeżyli nie można zakwalifikować do żadnych ram ani granic; było to tak obezwładniające uczucie, że wszyscy wyłączali grę w pośpiechu. Gracze, którzy przetrwali najgorsze opowiadali, że gra ma wpłynąć na krótki czas na psychikę widza, ale nie mają przedłużonego działania. Żaden z użytkowników nie odważył się kontynuować gry.
  • 2

#295

Yavi.
  • Postów: 13
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pokusiłam się o przetłumaczenie sławnej pokemonowej creeepypasty ^^ Jako, że nie znalazłam polskiego tłumaczenie, to proszę. Za betę dziękuję Karou |3

Abandon Lonliness

Hej wszystkim! Jestem tutaj, żeby powiedzieć wam o dziwnej grze Pokemon, którą miałem w swoich rękach. To jest całkiem inna i dziwna historia, ale proszę, zostańcie ze mną i wysłuchajcie jej.

Więc, chwilę po tym, kiedy dałem kopię Pokemon Leaf Green przyjaciółce, ona powiedziała, że próbowała przejść grę, ale jest znudzona tym, że jest bardzo krótka. Postanowiłem zobaczyć, jak szybko się znudziła. Miała tylko 3-minutowy czas gry. Nazwała swój charakter „LEAF”. Myślę, że może dlatego, że tytuł gry był „Leaf Green”? Chciałem zagrać w nową grę, ale najpierw chciałem zobaczyć, czy kiedykolwiek opuściła Pallet Town, żeby aktywować event, w którym Oak zabiera cię do laboratorium i daje ci pokemona.

Zacząłem grę poprzez poszukanie jej postaci. Leżała w jej łóżku w jej sypialni. Wyjątkiem było to, że łóżko było na środku pokoju, wszystko inne zniknęło z pokoju za wyjątkiem TV i łóżka, a po lewej stronie podłoga miała ciemny kolor, kiedy reszta powierzchni była jasna. Więc, obszar nazywał się „Pustka”, a nie Pallet Town. Może zrezygnowała z gry z powodu tej dziwnej zmiany w świecie? Och tak, prawie zapomniałem wspomnieć. Nie grała tutaj żadna muzyka. Przed opuszczeniem łóżka nacisnąłem przycisk start, żeby otworzyć menu. Okazuje się, że miała pokemona, więc sprawdziłem jakiego dokładnie wybrała startera. Dla mojego zaskoczenia ona miała aktualnie EEVEE na 10 levelu, którego nazwała „LONLINESS”. Wiem, że EEVEE jest niemożliwym starterem, ale ja nie mogłem przeoczyć tego, że w słowie brakowało E, żeby oznaczało „LONELINESS”. Może nie wiedziała, jak napisać LONELINESS. Domyślam się, że tak było w tym przypadku, ponieważ nie była zbyt dobra w pisaniu. Po dalszym przeszukaniu Eevee wyglądał na smutnego, całkiem inaczej od wesołego uśmiechu na jego pyszczku. Był żywiołu natura, „LONELY” natura i jego ataki przedstawiały się tak: Tackle, Screech, Grudge i Nightmare.

Opuściłem łóżko i skierowałem się w stronę TV. Nacisnąłem przycisk A, żeby zobaczyć, czy działa i działał! Tekst mówił „Nie jesteś chciany tutaj!”. Cóż, czy nie jest to miłe? Ponieważ nie mogłem robić nic w tym pokoju poza schodzeniem na dół i wchodzeniem na górę, a jedyną rzeczą w pokoju jest TV, z wyjątkiem, że teraz płytki na podłodze układały się w słowo „IDŹ!” (z wykrzyknikiem). Sprawdziłem TV i tekst mówił „Nie zostawiaj mnie.” Cóż, i tak musiałem iść stąd, ponieważ nie było nic do roboty w tym nudnym pokoju. Więc idziemy na południe do Pallet Town.

Opuściłem dom, ale zamiast być w Pallet Town znalazłem się w jakimś dużym, mglistym miejscu? Otaczająca mnie trawa była czerwona, a dom, który opuściłem, był ucięty w połowie i pokazany tylko z dolnej części. Dookoła były bramki, które uniemożliwiały mi wyjście, a muzyka, która grała, zwykle grała w opuszczonych mieszkaniach. Była tu także ścieżka prowadząca na wschód. Przed wyruszeniem wschodnią ścieżką zorientowałem się, że są tutaj tabliczki informacyjne. Podszedłem do tabliczki i nacisnąłem przycisk A, pokazał się tekst „VEE...”. Była też inna tabliczka na południu, ale nie mogłem tam dotrzeć, ponieważ uniemożliwiały mi to bramki.

Wędrowałem ścieżką coś koło 8 sekund, kiedy pojawił się NPC. Zdawało się, że on stoi na bramce, a jego ciało jest czysto białe z otwartymi ustami i krwią spływającą z jego oczu. Sam widok straszy, jeśli mogę tak powiedzieć. Podszedłem do NPC, aby nawiązać z nim kontakt, a on powiedział „Nie możesz zrobić lepiej?”. Czy...czy on wyśmiewał mnie? Cóż, niezależnie od tego, kontynuowałem podróż ścieżką. Otaczająca mnie trawa stała się czarna, ale ścieżka była czerwona. Doszedłem do końca dróżki i zlokalizowałem tam małe drzwi. Po przejściu przez nie byłem gdzieś poza inną mapą. Znalazłem mały, podobny do szkoły budynek, w którym nie było czarnej tablicy, tylko stała ławka z książką na niej. Podszedłem do ławki i sprawdziłem książkę.

„On był bardzo samotny. Jego oczy wypełnione smutkiem czyniły mnie tak bardzo chorym, tak bardzo raniącym. Chciałem mu pomóc, więc zrobiłem...”

Nie miałem pomysłu, co autor chciał przekazać przez tą książkę, więc wzruszyłem na to ramionami. Inny biały NPC stał obok biurka, więc podszedłem porozmawiać z nim. „Był taki miły. Jego uśmiech. Jego śmiech.” powiedział. Opuszczając dom jestem z powrotem na poprzedniej mapie, ale teraz jestem na południowym terenie, do którego nie mogłem wcześniej dotrzeć.

Wędrowałem południową ścieżką, aby znaleźć kilka wyblakłych liter przy bramie, a po jej drugiej stronie było 5 białych NPC. Litery ułożyły się w słowo „PRZYJACIEL”, ze znakiem zapytania nad 5 NPC. „PRZYJACIEL?” o to pytały. Ktokolwiek, kto pytał, musiał mieć przyjaciela. Z kontynuacją podróży na południe czerwona trawa stawała się ciemną czernią. Był tam też duży zbiornik wody z zieloną trawą wokół niego. Chodziłem swoją postacią wokół wody i po ścieżce. Na końcu ścieżki były drzwi i dwie bramy po każdej ich stronie. Każda z nich miała dwie litery. Patrząc na te rzeczy, a także na „N” i „O” ułożyłem wcześniej poznany tekst „PRZYJACIEL? NIE”. Więc ta osoba lub pokemon nie miała przyjaciela czy coś takiego?

Po przejściu przez drzwi znalazłem się w bardzo ograniczonym miejscu z jednym białym NPC stojącym na końcu tego małego domu. Kiedy zacząłem rozmowę z nim, on powiedział: „Dlaczego on nie? Cóż. Przekonaj się...”. W tym momencie byłem bardzo przywiązany do tej gry i rozpaczliwie pragnąłem rozegrać ją do końca. Wyszedłem stąd i znalazłem się w Pokemon Tower. Była tam pojedyńcza ścieżka, ktorą mogłem pójść, z wyjątkiem bariery z kamieni. Było tutaj 3 białych NPC, który znajdowali się za barierą z kamieni i byli to jedyni na ścieżce, z którymi mogłem porozmawiać, a odpowiadali „.............”. W kierunku końca ścieżki znalazłem jednego NPC, który nie był jednym z tych białych NPC, ale był to Blue! Stał przed złotym nagrobkiem i był na przeciwko mnie. Kiedy próbowałem z nim porozmawiać on powiedział: „Nie! Nie wierz w duchy! Uciekaj! Zanim one cię dorwą!”. Byłem trochę skołowany i próbowałem ułożyć wszystkie fragmenty tej dziwnej historii, ale teraz chciałem znaleźć wyjście, żeby zobaczyć, co stanie się później.

Opuściłem Pokemon Tower i znalazłem się w Lavender Town. Muzyka zmieniła się na główną muzykę Lavender Town, ale miasto było lekko zmienione. Padał deszcz, a drogi na północ, południe i zachód były zablokowane przez drewniane przeszkody. Przeszukałem miasto, aby znaleźć 3 z tamtych NPC, mówmy na nich duchy, jeśli Blue adresował to do nich. Jeden z nich był poza przeszkodą, więc nie mogłem z nim porozmawiać. Jeden stał obok Pokemon Center, a ostatni stał obok głównego domu w Lavender Town. Ten obok Pokemon Center mówił: „Kekekekekeke! Czy nadal będziesz wierzył dzieciakowi, który zdradził LONLINESS?”. To jest to, znalazłem! Więc Blue zostawił EEVEE nazwanego LONLINESS, ale dlaczego? Jedynym sposobem na dowiedzenie się tego było kontynuowanie tej gry. Wszedłem do domu obok ducha, aby zobaczyć, że zniknęło więcej rzeczy. Była tam Lass i Bug Catcher siedzący przy stole. Zaczepiłem dziewczynę, a ona powiedziała: „To jest przerażające! Chcę się wydostać z tego KOSZMARU!”. Podszedłem do Bug Catchera, a on powiedział: „Duchy nie mogą się tu dostać. Zastanawiam się, dlaczego?”. Ale czekaj. Tutaj było trzech NPC w domu. Naprzeciw okna był męski bohater, Red! „LEAF! Jesteś w porządku! Nie, nie...Nie jesteś...Biegnij, teraz! Musisz odkryć prawdę!” - i z tym opuściłem dom po komentarzu Reda.

Następną mapą był Pokemon fanclub w Vermilion City, z wyjątkiem, że nie było tu ludzi, ale za to była mgła. Moim zdaniem dalej grała tu muzyka z Lavender Town. Poszedłem w głąb domu, żeby znaleźć ducha stojącego obok zgrupowania bloków ze ścieżką . Duch mówił: „Tędy! Nie masz innego wyboru...” – cóż za prawda! Przeszedłem przez zgrupowanie bloków, ale nic się nie stało i zostałem uwięziony. Próbowałem wrócić na południe, ale zostałem teleportowany do Pewter City gym, z wyjątkiem, że nie było tu nikogo poza Brockiem. Mgła jeszcze potęgowała efekt, kiedy podeszłem porozmawiać z Brockiem. „P-R-A-W-D-A!” powiedział zanim zacząłem z nim walkę. W końcu, żywsza muzyka! Brock miał tylko trzy Pokemony na 2 levelu. Jako pierwszego wysłał BULBASAURa nazwanego „DUCHY” więc ja wysłałem mojego EEVEE, LONLINESS. Łatwo zabiłem BULBASAURa atakiem, więc on posłał CHARMANDERa nazwanego „OSZUKAĆ”. Proces powtórzył się, a on wysłał swojego ostatniego pokemona SQUIRTLE nazwanego „GO”. Kiedy zabijałem ostatniego pokemona zauważyłem, że razem mówią „DUCHY OSZUKAŁY GO”. Z tym wygrałem walkę i Brock mówi: „KONTYNUUJ...”, wręczając mi Bolderbadge. Wypowiedź Brocka dobiega końca z wieloma wykrzyknikami, a my wracamy do świata. „KEKEKEKE!!! Leaf otrzymał TM39 od BROCK. DUCHY OSZUKAŁY GO! ON CZEKA! PRECZ! PRECZ!” powiedział Brock. Opuściłem gym i zostałem zabrany do bramy, która prowadzi do drogi zwycięstwa. Nie było tutaj żadnych zmian, a ja byłem w stanie przejść przez bramę, ponieważ posiadałem Bolderbadge.

Opuściłem dom w Fuchsia City, gdzie była umieszczona droga prowadząca do Cycling Road. Natychmiast dostrzegłem tekst w górnym rogu, który mówił: „ZGINIESZ!”. Miasto wydawało się opuszczone, padał deszcz i brakowało muzyki. Idąc na wschód ścieżką widzę dwa duchy. Jeden jest najbliżej domu, który opuściłem, mówi: „Oddychaj powietrzem póki jeszcze możesz...Kekeke....”, a jeden obok niego mówi: „Twój czas...to już prawie...”. Ścieżka dalej biegnie na wschód i nie mogę iść na północ, ponieważ kilka wadliwych bloków zagradza mi drogę. Chciałem wrócić na wschód, do bramy miasta, ale stwierdziłem, że jest blokowana przez trzecigo ducha i dziwne znaki. Duch mówił: „Kiedy znajdziesz prawdę...dołączysz do LONLINESS na zawsze! I przyznasz, że istniejemy!”. Przeszukałem okolicę miasta, żeby znaleźć Blue stojącego w południowo-wschodniej części miasta. Kiedy podeszłem do niego, on powiedział: „LEAF...porzuciłem EEVEE po tym, jak mój RATICATE umarł. Duchy mnie oszukały...”. Tak, znalazłem! Jeśli Blue jest głupcem, to dalej nim będzie! I kontynuując tą historię przeszedłem przez jedyne drzwi w tym mieście i znalazłem się w domu, z którego dotarłem do miasta. Wchodząc do domu zostałem przeniesiony do Pokemon Tower. Jestem uwięziony pomiędzy blokami, a wokół mnie stoją trzy duchy. Po tym punkcie nic się nie stało, ani nie dało się nic zrobić, więc wyłączyłem grę.

Kilka miesięcy minęło od mojego spotkania z tą dziwną grą. Nie wznowiłem rozgrywki, ponieważ wyłączyłem ją i szybko zapomniałem o niej. Zostawiłem ją w małym pudełku pod moim łóżkiem i nie grałem w nią aż do pewnego piątkowego popołudnia, kiedy moja mama sprzątała mój pokój. Wróciłem z uczelni, żeby zastać ją z pudełkiem na moim łóżku. „Przepraszam kochanie, nie będę zbyt długo” powiedziała, że musi dalej posprzątać mój pokój. Wziąłem pudełko, przytuliłem mamę i poszedłem na dół, biorąc po drodze mój DS Lite. Usiadłem na kanapie i otworzyłem małe pudełko, żeby znaleźć mnóstwo różnych gier: w którą mam zagrać? Patrzyłem po pudełku, kiedy zobaczyłem małą, zieloną kasetkę pod wszystkimi grami. To była ta dziwna Pokemon Leaf Green, gra, w którą nie grałem od długiego czasu! Pamiętam, że utknąłem w Pokemon Tower, ale chętnie bym w nią zagrał jak za starych czasów!

Po przeminięciu tytułowego ekranu znalazłem nowy plik zatytuowany „SORROW” z czasem gry wynoszącym 10 minut. Jeśli dobrze pamiętam, to ostatni plik był zatytuowany „LEAF”, no ale cóż! Zaznaczyłem plik i znalazłem się w grze! Byłem w budynku szkolnym naprzeciwko wschodniej ściany, a górny róg mówił, że nazwa mapy była „ZANIEDBANIE”. Był tu także duch stojący na czarnej tablicy. Sprawdziłem, czy mam jeszcze EEVEE o nazwie LONLINESS, ale zamiast tego miałem BANETTE o nazwie UNWANTED na 18 levelu. Ikonce BANETTE brakowało ramienia, jej prawe oko było czarne, a z lewego płynęła krew. Ten również wydaje się ponury, z MODEST natura i „Spotkany w ??? na Lv 18.” . Jego atakami jest Curse i Grudge, z wyjątkiem że Grudge ma puste PP. Aha, ma też zdolność Drizzle, która przywołuje deszcz, gdy rozpoczyna się walka. Rozmawiam z duchem i słychać płacz EEVEE, a on mówi: „Gdzie poszedł LONLINESS? Kekeke...”. Opuszczam dom i jestem w dość dużej strefie, z bramą otaczającą powierzchnię i trzema duchami na zewnątrz bram na północy. Wszyscy patrzyli na dom, który właśnie opuściłem. Trawa jest czerwona, tak jak w poprzedniej grze i znajduję trzy tabliczki i jakiś dom wraz z jednym z tych ludzi, których widać w Pokemon Tower, jeśli się tak zastanowić.

Podchodzę do tabliczki, która jest na lewo od domu i czytam ją. Tam jest napisane: „On przyniósł LEAF tutaj...”. Podchodzę do tabliczki, która jest na prawo od domu, a ona mówi: „PORADY TRENERA! To był mój jedyny wybór...musiałem...po prostu...gdyby do...”, a na tabliczce na południu widnieje: „PORADY TRENERA! Zostawiła mnie, jak również?”. Przed przeczytaniem ostatniego znaku decyduję się porozmawiać z tą osobą. Ona mówi: „LONLINESS...” i mam możliwość wybrania odpowiedzi Tak/Nie. Nie mam pojęcia, o co jej chodzi, więc wybieram NIE, a ona mówi „Nie kłam!”. Próbuję ponownie, tym razem zaznaczając TAK, a ona odpowiada „Dlaczego?”. Okej, zbierzmy to zatem. LEAF również zaniedbała to EEVEE, tak jak wcześniej Blue. Znajduję drugi dom i jestem w Pokemon Center z efektem mgły. Pomiędzy ladą jest Mew i duch, którzy mówią: „...”. Na schodach prowadzących na wyższy poziom jest męski trener Red. Podchodzę do niego, a on mówi: „...Nie znam cię...” – Co? Poznaliśmy się w Lavender Town! Może on tak powiedział, ponieważ LEAF porzucił EEVEE. Wchodzę po schodach i zostaję teleportowany do Route 22, na zewnątrz bramy. Pada deszcz, trawa jest czerwona, jak poprzednio, tytuł mapy to „SPÓJRZ”, a muzyka zmienia się na tą z opuszczonych domów.

Próbuję wejść do budynku ligi, ale drzwi się nie ruszyły, więc zdecydowałem się iść drogą, która doprowadziłaby mnie do miasta Viridian. Po chwili pójścia ścieżką zauważyłem tabliczkę. Gdy do niej podszedłem, usłyszałem płacz EEVEE, a tekst pokazał słowa: „RATICATE DIED! On nie zauważył mnie jeszcze!”. Mur, który normalnie można przeskoczyć ponad ziemią, zmienia się w bramę, a po drugiej stronie bramy literuje się wyraz „SPÓJRZ”. Ruszyłem dalej ścieżką, dopóki nie dostałem się do obszaru, gdzie bloki uniemożliwiały mi przejście. Na drugiej stronie bramy pojawiło się słowo, które mówiło „...E”. Trochę dalej na północ są małe drzwi w zboczu klifu, w które jestem w stanie wejść. Jestem w pokoju, w którym centrum płytki wskazują literę „E”. Tak więc ów dwa E widziałem teraz. Na północy pokoju zobaczyłem Prof Oak. Próbowałem podejść za niego, ale on zatrzymywał mnie i mówił: „LONLINESS NIE JEST JEDYNYM...E...E...E...” i wysyłał mnie z powrotem. Wróciłem skąd przyszedłem, a drzwi od jaskini, przez które przeszedłem, wskazywały nazwę „LONeLINESS”.

Patrząc na rzeczy jestem w północnej części Mt Moon. Muzyka zamieniła się w ciszę, a jaskinia jest spowita mgłą. Poszedłem na południe, gdzie znalazłem tabliczkę i tak jak przy poprzedniej usłyszałem płacz EEVEE i pojawił się napis „Czuję się bardzo NIECHCIANY...”. Kontynuowałem podróż na południe, gdzie spotkałem Blue, a on powiedział: „On nie był niczym innym niż przekleństwem...”. Ekran zaciemnił się, a gdy znowu stał się jasny, Blue nigdzie już nie było. Postanowiłem zbadać jaskinię idąc na wschód, o którym mówiłem z Blue. Ostatecznie pokój zmienił się po tym, jak go opuściłem przez drabinę. Zbierając wszystkie informacje, jestem w jaskini ułożonej w ścieżkę o kształcie C. Kiedy podążałem ścieżką znalazłem trzecie „E” napisane na ziemi. W końcu dotarłem do drabiny, gdzie wyszedłem z jaskini na drogę, gdzie jedynym wyjściem było podążanie ścieżką na wschód. Jestem otoczony przez nieskończoną ilość ścian zamiast bramek. Muzyka zaczyna grać podobnie jak w Lavender Town. Jest tutaj tabliczka, do której podchodzę. Słyszę płacz EEVEE, a tekst pojawiający się na ekranie mówi: „Nie jestem przekleństwem...”. Pod koniec ścieżki znalazłem trawę i po jednym kroku w niej znalazłem się w walce.

EEVEE na 10 levelu wyskakuje na ekranie, ale informacja nie mówi „Dziki EEVEE atakuje”, ale „LONLINESS wygląda na smutnego!”. Wysyłam mojego BANETTE na 18 levelu, a Drizzle się aktywuje. Mimo tego, że BANETTE ma Grudge z pustym PP, nie mam wyboru i używam Curse.

„UNWANTED używa CURSE! UNWANTED chce pokutować za Dziki LONLINESS! Dziki LONLINESS używa GRUDGE! Dziki LONLINESS nosi jego emocje...Deszcz dalej pada. Dziki LONLINESS czuje męczarnie!”

Kiedy już nie mogłem użyć żadnego ataku, walka toczy się dalej, z tym, że LONLINESS wreszcie mdleje z Curse, a oprócz tego mówi „Dziki LONLINESS umarł!”. Mój BANETTE otrzymuje troche exp i zostaje wysłany do normalnego świata. Aktualnie pada deszcz, a nazwa mapy to „POKUTA”. Nie gra żadna muzyka, trawiasta ścieżka znikła. Nade mną są drzwi w ścianie, a świat zmienił wygląd mojej postaci. Jej ciało jest kompletnie białe, oczy są czerwone i ma czerwone oznaczenia na swoich rękach. Sprawdziłem ikonę trenera, żeby zobaczyć, czy pasuje do jej ikony w świecie. Sprawdziłem moje pokemony, żeby zobaczyć, że ciągle mam BANETTE, ale ma całe HP, a Curse wróciło do 10/10, ale Grudge ciągle było na 0/5. Przechodzę przez drzwi i znajduję się poza Lavender Town: Pokemon Tower. Trawa została zmieniona na czerwoną, ciągle padał deszcz, barierki zamieniły się z drewnianych na białe i były bliżej, pozostawiając mi mniej miejsca do zwiedzania. Zniknęły drzwi od Pokemon Tower, muzyka grała jak w Pokemon Tower i były tu cztery tabliczki. Czytam każdą z nich od góry do dołu, a ich tekst jest następujący:

„Dlaczego mnie nie posłuchałeś?” „Teraz jesteś przeklęty!” „Można było uratować nas obu!” „Czy żałujesz?”

Pamiętam, że tabliczka przed walką z LONLINESS mówiła „Nie jestem przeklęty...” a przed tym tabliczka oznaczyła LONLINESS jako złe przekleństwo. To doprowadziło mnie do tego, że to LONLINESS mówił przez znaki. Na zewnątrz barierek były trzy duchy i kiedy przeszukałem domy, nie było żadnego w nich. Cóż, w ostatnim domu na południowym zachodzie odkryłem białe płytki układające się w „E” napisane na zielonej podłodze. Więc tutaj jest Cubone, który stoi na literze E. Kiedy podszedłem do Cubone i nawiązałem z nim interakcję, on powiedział: „Czwarta litera E!”. Opuściłem dom i znalazłem się z powrotem w sypialni, z której zacząłem grę z wyjątkiem braku łóżka i litery „V” na podłodze. Podszedłem do TV i przeczytałem:

„E E V E E Umieść E tam, gdzie należy...”

Cztery litery E i litera V znaczą EEVEE! Zszedłem schodami na dół, a jedyną rzeczą w pokoju był inny TV. Podszedłem do niego, a on powiedział: „Ty już nie istniejesz...Nie masz celu...Ale...Może...możesz poprosić o przebaczenie...”

Wyszedłem z domu i znalazłem się w Pallet Town. Zmieniło mi ikonę gracza na inną – teraz są tylko czerwone oczy i czerwone usta. Na przeciwko mnie stoją Red i Blue, patrząc na mnie. Po raz pierwszy zdecydowałem sprawdzić, czy moja karta trenera się zmieniła – 4 minuty gry, nie ma ikonki, a nazwa zmieniła się z SORROW na LOOK! Później sprawdziłem moją drużynę. EEVEE na 10 levelu nazwany „POCHOWANY” z MODEST natura, a jego jedynym atakiem jest GUILLOTINE.

Porozmawiałem z Redem, a on powiedział: „Gdzie jest LEAF? Gdzie jest LONELINESS?” Od razu zauważyłem, że LONELINESS ma swoją brakującą literę E! Później porozmawiałem z Blue, a on powiedział: „LEAF poczuła ciężar przekleństwa...To wszystko moja wina...”. Tuż pod nimi jest tabliczka i kiedy do niej podchodzę, słyszę płacz EEVEE i wyświetla mi się tekst” „LONELINESS został pochowany...RIP”. Jak tylko RIP pokazał się na ekranie, to muzyka i creditsy z Ruby/Sapphire/Emerald włączyły się, a ja zostałem uwięziony w tekście i nie mogę go opuścić. Muzyka gra do końca, a po niej jestem wysłany z powrotem do początku gry, gdzie mam EEVEE na 10 levelu nazwanego LONLINESS.

Użytkownik Yavi edytował ten post 11.07.2011 - 17:43

  • 2

#296

pokemaniak.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

Yavi , Jestem graczem pokemon , mam pytania , przeszłem kilka na telefon pokemonów , ale nie spotkałem się z takim czymś

1.Czy ta gra na telefonie była
2.czy to prawda
3.masz tą grę , na jakiej stronie , masz screeny?
  • -28

#297

PoverSoul.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Hellou,
sam nie potrafię pisać historii, nie mam do tego głowy.

Ale znalazłem taki oto obrazek:
Dołączona grafika

Nie jest może przerażający ale na pewno klimatyczny i może natchnie kogoś, i posłuży do napisania fajnej pasty.
  • 6

#298

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Cordyceps


Czy wiecie, co to takiego Cordyceps? Ja również nie wiedziałam jeszcze dwadzieścia minut temu. Jest to rodzina tysiąca różnych gatunków grzybów rosnąca na całym świecie w przeróżnych formacjach leśnych: dżunglach, lasach deszczowych i wielu innych. Najgorsze jest to, że są to grzyby pasożytujące na zwierzętach. Najczęstszą ofiarą są mrówki, wytwarzają się w niej spory, które kolonizują się wewnątrz jej organizmu, zaczynając od mózgu. W pewnym momencie mrówka zaczyna mieć objawy typowego zachorowania. Stoi w miejscu i ma drgawki lub chodzi ciągle w kółko. Jeśli członkowie kolonii mrówek widzą ją w takim stanie, zostaje ona wygnana ze stada i od tej pory musi radzić sobie sama. Kiedy nadchodzi jej kres, mrówka zaczyna zachowywać się w dziwny sposób- stara się wspiąć jak najwyżej po winorośli czy innej wysokiej roślinie i gnieździ się ciasno wśród pnączy. W końcu umiera, a grzyb wyłania się z tyłu głowy, pękając jak duży, dojrzały owoc. W krótkim czasie, łodyżki „wypluwają” wyprodukowane wcześniej spory, pozostawiając wysuszoną i na zawsze złączoną z „łodyżką” grzyba mrówkę. Jamy, w których znajdowały się oczy są wypełnione zaschniętym grzybem.

Wspomniałam o tym, ponieważ zeszłej nocy, kiedy wspięłam się na dach bloku, w którym mieszkałam, znalazłam ciało mojego brata. Wrócił z 18-miesięcznej misji wojskowej na Filipinach i był w domu dopiero trzeci dzień. Dla mnie dzień jego śmierci był pierwszym dniem, gdy go spotkałam po 18-miesiącach. Rodzice powiedzieli mi przedwczoraj, że brat wspiął się na dach i nie chce zejść. Oznajmili, że od czasu przyjazdu siedział zamknięty w swoim pokoju, a przedwczoraj nagle oświadczył, że idzie się ze mną spotkać. Myśleli, że jest pijany, a ja uznałam, że wybrał sobie dobrą wymówkę by wyjść z domu.
Musiał pewnie wejść prosto na dach i tam umrzeć, wiedziony instynktem tak jak mrówka. Właśnie dogaszałam papierosa i pogasiłam światła z niepokojem i dziwnym pulsowaniem w głowie. Jak tylko dym zniknął, powietrze przeszło zgnilizną przez ciepły powiew wydostający się z okna. Zajęło mi to dosłownie parę minut by go odnaleźć; twarz znajdowała się w otworze wentylatora. Wąska, szara łodyga pięła się w górę, obscenicznie wystając z tyłu czaszki. Wyglądające jak zamarznięty wodospad korzenie i wici zwisały z jego oczodołów i ust. Na samym szczycie widoczne były liściopodobne wiązki, a biały pył leżał na nich bezczynnie. Spory musiały rozpanoszyć się po całej północnej części budynki. Mojej części budynku. Zeszłam do mojego mieszkania, chcąc wezwać policję i wtedy w mojej głowie zaczęło coś gorączkowo pulsować. Przeszłam przez drzwi wejściowe i sięgnęłam po telefon, kiedy nagle ból nasilił się na tyle mocno, że straciłam przytomność. Próbowałam jeszcze trzy razy, ale za każdym razem mdleję. To samo dzieje się, gdy próbuje wyjść z mieszkania, czuję jakby duże kostki lodu przebiegały mi po kręgosłupie aż do czaszki, kończyny odmawiają posłuszeństwa i drżą.

Mrówki pod koniec próbują wspiąć się jak najwyżej pnączy winorośli. Dzieje się tak dlatego, że spory z dużej wysokości mają możliwość zaatakowania większej liczby gospodarzy. Pod koniec jej życia, grzyb kontroluje zachowanie mrówki i wydawałoby się, że pasożyt ma własny rozum. Boże ratuj mnie…

Ból jest teraz nie do zniesienia i nowa myśl pojawia się, przybiera na sile rytmiczne wystukując rytm niczym zacięta płyta. W górę. W górę. W górę. Myśl ta pokrywa się z pojawiającym się obrazem wieżowca, w którym pracuję. Jest o wiele wyższy niż mój blok, najwyższy budynek, jaki znam w tej okolicy. W tym momencie czuje już guz z tyłu głowy wielkości brzoskwini, skóra jest naciągnięta i błyszcząca, jestem skołowana, a moje oczy wydają się jakby zza mgłą. Myślę, że dam radę się tam dostać. W górę.

Nie! Jestem chora, potrzebuje pomocy.

Budynek znów pulsuje w mojej głowie. Zimne powietrze. Dach i niebo. Te obrazy i sam pomysł przytępiają ból w momencie, gdy o nich pomyślę. Myślę, że dam radę. W górę.
Jeśli mieszkacie na przedmieściach Chicago, radzę się stamtąd jak najszybciej wynieść.
Dołączona grafika
Dołączona grafika
  • 7

#299

Choina7.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Obraz


Mowi sie ze zdjecia ludzi zachowuja ich dusze. Rdzenni amerykanie nie pozwalali sobie robic zdjec, ani obrazow. Ale co sie stanie, gdy polacza sie dwie dusze? A na dodatek w jeden obraz. Calkiem niedawno w czerwcu 2009 roku praca pewnego chlopca, ktory narysowal portret pewnego czlowieka trafila na wystawe. Ale ta osoba nie byla jedna osoba. Sam autor przyznaje, ze to polaczenie dwoch roznych twarzy. Kraza plotki, ze jeden z nich byl uciekinierem z zakladu psychiatrycznego, a drugi to ezoteryk zajmujacy sie czarna magia. Chlopiec postanowil wstawic zdjecie na jego bloga (aktualnie dziala link na dole). Slyszalem historie pewnej dziewczyny, ktora spojrzala na obraz i poczula dziwny niepokoj, jakby ten z pozoru normalny, malowany jaskrawymi kolorami, nie zbyt realistyczny obraz patrzyl na nia. Uznala, ze jej sie wydawalo, wiec weszla na inna strone, ale w miejscu gdzie powinna byc reklama pokazal sie jej owy czlowiek. Wylaczyla szybko strone i zauwazyla, ze jest pozno. Polozyla sie spac. Ostatnio miala problem ze spokojnym snem, wiec wziela sie za lekture swojej ulubionej ksiazki. Poczula szmer i szczekanie. "To znow te psy". Swiatlo bylo wlaczone, wiec czula sie bezpiecznie. Popatrzyla po pokoju, lecz nic nie zauwazyla. Ktos zapukal do okna, pomyslala ze ktos chce zapytac sie o droge. Po chwili przypomniala sobie ze mieszka na trzecim pietrze. Przez wiele dni slyszala pukania do okna, ale gdy probowala zobaczyc kto to nikogo nie widziala. POstanowila zadzwonic na policje, ale oni jej nie uwierzyli i prosili by nie zawracac tym sobie glowy. Z kazdym dniem ten ktos pukal mocniej i mocniej. Po tygodniu czula, ze niedlugo jej szyba nie wytrzyma. Miala racje, szyba pekla. Wszystkie szyby w jej domu pekly. Nie wymieniala ich, by ten ktos nie pukal. Myslala, ze to koniec, ale mylila sie. Nastepnej nocy zauwazyla blado-biale rece lewitujace i jakby zblizajace sie do niej. Nie przespala wiele nocy. Po tym incydencie postanowila szukac pomocy u kogokolwiek, nawet nieznajomych, ale kazdy uwazal, ze to przez, iz jest przemeczona. Nastepnego dnia nikt o niej nie slyszal. Policja zastala jej pokoj pelen krwi, ale jej nie bylo. Podobno jest wiecej przypadkow osob, ktore podobnie zaginely. Trudno powiedziec na kogo dziala to zdjecie. Ponizej podaje link, podalbym zdjecie, ale teraz, gdy znacie historie nie chce ryzykowac. W linku znajdziecie bloga. Autor jest Polakiem, inne jego prace sa dosc normalne, rzadko rozmawia na ten temat, ale mozecie sprobowac. Moze odpowie...

http://marekrysunki....index.html#next

Użytkownik Choina7 edytował ten post 16.07.2011 - 15:36

  • 0

#300

Matsurika.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

PoverSoul natchnąłeś mnie. Zainspirowana tym obrazkiem postanowiłam ni z gruszki ni z pietruszki napisać creepypastę. Mam nadzieję że nie jest taka zła, jak na coś napisanego w ciągu pięciu minut...

beznazwy1zb.jpg

Notatnik znaleziony przy ciele Mary Bartimore 21.06.2007
05.02.2007.
Moja siostra zawsze uwielbiała moje tosty z serem. Jednak dzisiaj gdy przyniosłam talerz do jej pokoju spojrzała na niego drwiąco i powiedziała że takiego tłustego żarcia to ona jeść nie będzie. Potem powiedziała że to przez nie pewnie tak tyję. W oczach stanęły mi łzy. Rose nigdy taka nie była. Odkąd skończyła szesnaście lat coś jej odbiło. Je bardzo mało, zamyka się w swoim pokoju, z nikim nie rozmawia. Stała się też bardziej nieprzyjemna. Nie wiem co się dzieje.

12.03.2007.
Mało mam czasu na pisanie pamiętnika. Muszę uczyć się bo nieubłaganie zbliża się koniec roku szkolnego... Poza tym martwię się o Rose. Zeszczuplała, włosy jej się przerzedziły. Zaczęła spotykać się z jakimś chłopakiem. Nie, żeby to było coś złego ale rodzice nie mówią o nim dobrych rzeczy. Coraz częściej rozmawiają o niej przyciszonym głosem...

15.05.2007.
Moje oceny nie są takie złe! Mam wrażenie że rodzice będą ze mnie dumni! No w każdym razie jeśli zauważą... Więcej uwagi poświęcają Rose. Przestała chodzić do szkoły, wszędzie szlaja się ze swoim chłopakiem (widziałam go! jest łysy, wysoki, szczupły i ma wzrok seryjnego mordercy!). Ścięła włosy na bardzo krótko, ledwie wychodzą jej za ucho. Bardzo schudła, mogłabym policzyć jej kości gdyby tylko... pozwoliłaby mi się do niej zbliżyć. Na każdą próbę kontaktu reaguje biciem, krzykami, wyzwiskami... Rodzice wysłali ją raz do ośrodka ale uciekła stamtąd następnego dnia i groziła że jak jeszcze raz ją tam wyślemy to podpali dom...

29.05.2007.
Boję się spać z nią w jednym pokoju. Bardzo się rzuca, syczy przez sen...

11.06.2007.
niewyraźne pismo
O Boże, Rose, ona... Weszłam dzisiaj do pokoju i ją zobaczyłam... Stała naga przed lustrem, wystawały jej wszystkie nawet najmniejsze kosteczki... Nie miała już piersi.... Całe jej ciało pokrywała jakby biała sierść... Na głowie nie miała włosów, była kompletnie łysa... Nie miałam pojęcia że można żyć przy takim wygłodzeniu... Zaczęłam płakać, krzyczeć że ją uratuję, że pójdzie na terapię... Spojrzała na mnie dzikim wzrokiem... I spytała skrzekliwie "Po co? Myślisz że chcę wyglądać tak jak ty? Gruba Mary! Jesteś jeszcze smarkulą więc niczego nie rozumiesz, *** się ode mnie". Tak powiedziała, i zwyzywała mnie jeszcze głośno. Potem ubrała się jakby nigdy nic i wyszła. Nie mogę się uspokoić. Zadzwoniłam do rodziców, już jadą...

16.06.2007.
Rose nie ma... Rozmasowuję siniak na policzku. Próbowaliśmy ją zaciągnąć siłą na terapię... W końcu skończyło się na tym że tatę zabrała karetka. Siedzę na łóżku. Przez chwilę widziałam ją przez okno. Biegła w kierunku lasu...

17.06.2007
Rose nadal nie ma...

19.06.2007
Rose nadal nie ma. Powiedziałam że widziałam ją jak biegnie do lasu. Szukają jej.

20.06.2007.
To ona. Słyszę jej krzyki. To krzyki dawnej Rose. Dobiegają z lasu. Biegnę tam.

Krótka notatka, brak daty, pochyłe niewyraźne pismo, napisane czymś czerwonym
Podoba wam się nowa Mary? Pozdrowienia dla mamy i taty! : *


  • 5


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 4

0 użytkowników, 4 gości oraz 0 użytkowników anonimowych