Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#331

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Rozmowa

Gdy zaginął wszyscy płakaliśmy. Ale nie oszukiwaliśmy się... Szczególnie gdy policja na komputerze znalazła to.

2011-08-05 09:37:39 :: ??
Hej

2011-08-05 09:37:52 :: Dżemor
Znamy sie? ><"

2011-08-05 09:38:22 :: ??
Tak

2011-08-05 09:38:37 :: Dżemor
No to szkoda, bo nie mam Cie w kontaktach, wiec raczej sie nie znamy.

2011-08-05 09:38:46 :: ??
Ja Cię znam.

2011-08-05 09:39:14 :: Dżemor
Skąd, ze szkoły, z osiedla czy ki ***?

2011-08-05 09:39:19 :: ??
Po prostu znam.

2011-08-05 09:39:31 :: Dżemor
No to super ><'

2011-08-05 09:39:37 :: Dżemor
A w jakiej sprawie piszesz?

2011-08-05 09:39:50 :: ??
Jestem zdziwiony

2011-08-05 09:40:10 :: ??
Jestem zdziwiony, że pomimo moich prób nie udało mi się z Tobą jeszcze porozmawiać w cztery oczy

2011-08-05 09:40:18 :: ??
za każdym razem uciekałeś

2011-08-05 09:40:26 :: ??
nie w fizycznym sensie tego slowa

2011-08-05 09:40:29 :: ??
ale uciekałeś...

2011-08-05 09:40:35 :: Dżemor
w0t?

2011-08-05 09:40:41 :: Dżemor
do cholery o czym Ty piszesz, hę?

2011-08-05 09:42:23 :: ??
O Tobie, głównie

2011-08-05 09:42:29 :: ??
znam Cię jeszcze z dzieciństwa

2011-08-05 09:42:34 :: ??
ale pomimo tego Ty nie znasz mnie

2011-08-05 09:42:37 :: ??
to trochę boli

2011-08-05 09:42:51 :: ??
bo jesteśmy prawie bratnimi duszami.

2011-08-05 09:43:07 :: Dżemor
Stary, nie znam Cię, nie wiem kim jesteś, więc może od tego zaczniemy, co?

2011-08-05 09:43:17 :: Dżemor
KIM JESTEŚ IMIE NAZWISKO WIEK MIEJSCE UTODZENIA COKOLWIEK

2011-08-05 09:43:21 :: ??
nie

2011-08-05 09:45:16 :: Dżemor
Co nie

2011-08-05 09:45:19 :: Dżemor
Co nie

2011-08-05 09:45:21 :: Dżemor
jak to nie

2011-08-05 09:45:23 :: Dżemor
po prostu nie

2011-08-05 09:45:25 :: Dżemor
wtf

2011-08-05 09:45:28 :: ??
nie

2011-08-05 09:47:33 :: Dżemor
*** sie

2011-08-05 09:47:40 :: ??
wiem o Tiobie wszystko

2011-08-05 09:47:44 :: Dżemor
ciekawe skąd

2011-08-05 09:47:48 :: ??
Bo Cię znam

2011-08-05 09:47:50 :: ??
od zawsze

2011-08-05 09:47:53 :: ??
odkąd pamiętam

2011-08-05 09:48:01 :: ??
a mam bardzo dobrą pamięc, uwierz mi

2011-08-05 09:48:07 :: Dżemor
toco taiego wiesz

2011-08-05 09:48:09 :: Dżemor
no co

2011-08-05 09:48:12 :: Dżemor
co do cholery

2011-08-05 09:48:30 :: ??
Że teraz jesteś głodny

2011-08-05 09:48:32 :: ??
;)

2011-08-05 09:48:37 :: Dżemor
że *** co

2011-08-05 09:48:39 :: Dżemor
że

2011-08-05 09:48:41 :: Dżemor
***

2011-08-05 09:48:50 :: Dżemor
właśnie miałem iśc zrobić se kanapki

2011-08-05 09:49:34 :: ??
Sam widzisz

2011-08-05 09:49:48 :: ??
wem wszystko od rzeczy głuich po te poważne

2011-08-05 09:50:01 :: ??
na prawdę chcesz, zebym zaczął je wszystkie wymieniać?

2011-08-05 09:50:06 :: ??
to bYłoby monotonne, jak sądzę

2011-08-05 09:50:13 :: Dżemor
czego ode mnie chcesz

2011-08-05 09:50:15 :: Dżemor
czego

2011-08-05 09:50:56 :: ??
Wszystkiego co masz

2011-08-05 09:50:59 :: ??
ale to później

2011-08-05 09:51:02 :: ??
widziałem światy

2011-08-05 09:51:07 :: ??
widziałem narodziny i śmierci

2011-08-05 09:51:12 :: ??
a teraz pisze z kimś przez gg

2011-08-05 09:51:14 :: ??
to zabawne

2011-08-05 09:51:28 :: ??
ale do was nie trafia już nic innego niż pieprzony internet ;)

2011-08-05 09:52:01 :: ??
były lustra

2011-08-05 09:52:04 :: ??
były książki

2011-08-05 09:52:08 :: ??
a teraz jest Internet

2011-08-05 09:52:23 :: ??
teoretycznie z mojego punktu widzenia każda metoda, która przynosi skutki jest dobra

2011-08-05 09:52:27 :: Dżemor
ej

2011-08-05 09:52:29 :: Dżemor
mam pytanie

2011-08-05 09:52:43 :: Dżemor
wiem że to zabrzmi jakbym był paranoikiem czy cos

2011-08-05 09:52:48 :: Dżemor
ale widzisz mnie

2011-08-05 09:53:23 :: ??
Taaak

2011-08-05 09:53:27 :: ??
Tak jak zawsze

2011-08-05 09:53:30 :: Dżemor
Jezu

2011-08-05 09:53:31 :: Dżemor
jak?

2011-08-05 09:53:33 :: Dżemor
JAK

2011-08-05 09:54:30 :: ??
Tak jak zawsze

2011-08-05 09:54:33 :: ??
widze Cię

2011-08-05 09:54:34 :: ??
zawsze

2011-08-05 09:56:00 :: Dżemor
Ale jak

2011-08-05 09:56:09 :: ??
Oh nie zamęczaj mnie takimi pytaniami

2011-08-05 09:56:17 :: ??
To zbyt skomplikowane

2011-08-05 09:56:30 :: ??
To zbyt niezrozumiałe dla rajonalnie myslącej jednostki ajka zapewnie jesteś.

2011-08-05 09:56:33 :: Dżemor
***

2011-08-05 09:56:40 :: Dżemor
gadam z kimś kto twierdzi ze mnie widzi

2011-08-05 09:56:44 :: Dżemor
to nie jest racjonalne, nie

2011-08-05 09:56:46 :: Dżemor
?

2011-08-05 09:57:07 :: ??
Tak, zdecydowanie

2011-08-05 09:57:28 :: ??
Oh

2011-08-05 09:57:39 :: ??
ostatnio byłem tak blisko Ciebię gdy umarła Twoja matka

2011-08-05 09:57:44 :: ??
gdy drżałeś z płaczu

2011-08-05 09:57:47 :: ??
Tak

2011-08-05 09:57:53 :: ??
Wtedy nie broniłeś sie tak

2011-08-05 09:57:58 :: ??
ale bariera nadal trwała

2011-08-05 09:58:11 :: ??
jednak gdybyś tlyko troszkę ją otworzył...

2011-08-05 09:58:14 :: Dżemor
To co

2011-08-05 09:58:18 :: Dżemor
co by było

2011-08-05 09:58:19 :: Dżemor
co?

2011-08-05 09:58:31 :: ??
pokazałbym Ci światy

2011-08-05 09:58:34 :: ??
sny

2011-08-05 09:58:36 :: ??
koszmary

2011-08-05 09:58:40 :: ??
co tylko byś chciał!

2011-08-05 09:58:45 :: ??
Jestem czymś potężnym!

2011-08-05 09:58:52 :: ??
Jesten czymś niezwyciężonym!

2011-08-05 09:59:18 :: ??
Ale nie zrozumiesz tego

2011-08-05 09:59:32 :: ??
jesli nie zobaczysz

2011-08-05 09:59:36 :: Dżemor
Dlaczego ja

2011-08-05 09:59:37 :: Dżemor
dlaczego

2011-08-05 10:00:26 :: ??
Oh, kochanie

2011-08-05 10:00:29 :: ??
A dlaczego nie

2011-08-05 10:00:43 :: ??
ja chce Ci dac wolnośc, a Ty zadajesz pytania

2011-08-05 10:00:47 :: ??
popatrz na tych wokół

2011-08-05 10:00:56 :: ??
nienawidzą Cię, a nazywają Cię swoimi przyjaciółmi

2011-08-05 10:01:03 :: ??
wlasny ojciec, ha, tez Cię nienawidzi

2011-08-05 10:01:07 :: ??
A matka odeszła

2011-08-05 10:01:22 :: ??
Wiec po co, jeśli można opuscić ten świat i poszukać lepszego?

2011-08-05 10:03:03 :: Dżemor
jak

2011-08-05 10:03:08 :: Dżemor
oni mna gardza

2011-08-05 10:03:09 :: Dżemor
***

2011-08-05 10:03:10 :: Dżemor
jak?

2011-08-05 10:03:18 :: ??
Podaj mi dłoń

2011-08-05 10:03:21 :: Dżemor
Jak?

2011-08-05 10:03:25 :: Dżemor
Przez komputer?

2011-08-05 10:03:31 :: Dżemor
Mam dotknąc moitora czy co?

2011-08-05 10:03:39 :: ??
Nie, wystarczy, ze sie odwrocisz.

  • 1

#332

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Beau część II



Żuki wgryzły się w Beau i wyciągnęły z niego całą Siłę. Znów zaczął swoją wędrówkę, ale tym razem było o wiele trudniej. Nie mógł podróżować szybko, misja przez to bardzo się przedłużała i musiał być szczególnie ostrożny, ponieważ nie miał wystarczająco dużo siły, by z kimkolwiek walczyć. Ciemność mogłaby go połknąć, a wtedy byłby już niczym na zawsze.

Beau włóczył się po Królestwie Ciemności w poszukiwaniu jej serca przez bardzo długi czas. Kraina ta była zimna i nieprzyjazna. Nie było tu jednak spokojnie. Co chwila dochodził do niego płacz i dostrzegał przemieszczające się cienie. Drzewa nie posiadały liści, nie było żadnych kwiatów; jedyne światło pochodziło od trujących grzybów wydzielanych nieprzyjemną woń zgniłych śmieci, a jedyną nierównością tego płaskiego terenu były ruiny zamków, które zostały podbite przez armię cieni i pozostawione na zmarnowanie.

Jednak z nową mocą uzyskaną od Księżyca, był w stanie polecieć spowrotem do domu unikając przy tym cieni i potworów. Goniły go przez całą drogę do Cichego Miejsca, ale reszta myśliwych i Król z łatwością ich przegonili. Władca był zachwycony i wydał wielkie przyjęcie na cześć wielkiego bohatera. Jednak, kiedy miało już dość do podania głównego dania, którym oczywiście był Księżyc, Beau miał problem. Teraz miał Księżyc we własnym sercu, a przecież nie da Królowi swojego serca na pożarcie.

„Królu”- odparł- „Jeśli zjesz Księżyc to Ciemność nie będzie już go chciała”
„Dlaczego nie?”- zapytał Król bardzo zdenerwowany.
„Ponieważ już go nie będzie, a przecież jego pragnie Ciemność i nieważne wtedy będzie w jaki sposób zniknie. Ale jeśli puścisz go wolno, wtedy będziesz posiadał prawo do jego wolności. Tego właśnie najbardziej pragnie Ciemność”- wyjaśnił.

Król bardzo się rozzłościł, ale wiedział, że Beau ma rację. Posiadanie Księżyca jest bezcelowe, a coś co nie ma celu smakuje okropnie. Rozkazał więc Beau uwolnić Księżyc i oddać go Niebu. Księżyc jednak, przebywając w sercu bohatera, za nic nie chciał się z nim rozstawać. Płakał i płakał co spowodowało, że Beau było go żal, aż w końcu postanowił, że zostawi w swym sercu mały kawałek Księżyca. Dało mu to siłę, spryt i szybkość, które utracił podczas misji, a także sprawiło, że świecił od wewnątrz. Zrobił jeszcze jedną rzecz: zabrał kawałek Ciemności z Beau i zabrał ze sobą do Nieba. Tym sposobem zawsze byli razem. Dlatego właśnie jest taki blady i potężny i dlatego też zaczął nienawidzić Króla.

Następna historia ma tytuł: ”Co mama myślała, że widziała i dlaczego zaczęłam płakać, gdy się o tym dowiedziałam”; wiem, że to naprawdę głupi i kiepski tytuł, ale nie byłam wtedy zbyt oryginalna. Opowieść ta jest niezwykle soczysta, ponieważ pokazuje, że w rzeczywistości Beau nie jest tak do końca zły. Szczerze? Bardzo mnie ta historia przestraszyła…

Kiedy poprosiłam mamę, żebyśmy porozmawiały o Beau nagle zrobiła się spięta i poważna. Na co dzień jest wesoła jak to tylko możliwe, troskliwa, kochająca, piekłaby ciągle dla wszystkich ciasteczka nawet jeśli nie szło jej to najlepiej i pewnie puściłaby kuchnię z dymem, a przede wszystkim myślała racjonalnie. Jest wspaniałym lekarzem i jedyne odstępstwo od jej niezachwianej logiki jest jej głęboka religijność. Zdecydowanie nie lubi rozmawiać o mrocznych rzeczach.

Kiedy skończyłam siedem lat zaakceptowała Beau, chociaż nie wiedziała, co tak naprawdę ma o tym myśleć. Wszystkie podręczniki i pediatrzy zapewniali ją, że wymyśleni przyjaciele to normalna kolej rzeczy- zupełnie normalne zjawisko, nawet jeśli była to trochę mroczniejsza kreacja wyobraźni. Poza tym byłam szczęśliwą, lubiącą róż i kucyki, zdrową dziewczynką rozwijającą się prawidłowo socjalnie z prawdziwymi dziećmi, a Beau pomagał mi w pokonywaniu moich najmroczniejszych lęków i myśli, czego prawdopodobnie najbardziej w tamtym czasie potrzebowałam.

Prawda jest jednak taka, że o niektórych historyjkach, tak jak o tej z potworem w szafie, mamie w ogóle nie opowiedziałam. Nawet wtedy byłam świadoma faktu, że lepiej by było gdybym z nią o tym nie rozmawiała.

Bardzo często byłam pozostawiana sama sobie i musiałam wymyślać własne gry i zabawy, ponieważ mój starszy brat był „za fajny”, żeby się bawić z taką smarkulą jak ja. Beau był niemal nieodłącznym elementem każdej z zabaw. Kiedy nie było go w pobliżu wyobrażałam sobie, że jestem nim i walczyłam z potworami albo wybierałam się w dalekie podróże by zaznać tam niesamowitych przygód. Kiedy przychodził, mama zastawała mnie w moim pokoju mówiącą do kogoś, kogo tam nie było i rysującą zawzięcie w przerażającym bezruchu. Będąc trochę starsza zaczęłam bawić się w inne gry. Pewnego dnia mama znalazła mnie na ganku jak czołgałam się po podłodze zawinięta w gruby koc. Na pytanie co robię, odpowiadałam, że chcę się nauczyć być myśliwym tak jak Beau.

Nie zastanawiała ją ta sprawa przez jakiś czas, ale moje dziwne zachowania zaczęły być powoli niepokojące, gdy stałam się czymś w rodzaju małego złodzieja. Mama znajdowała w moim pokoju przeróżne przedmioty. Czasem były to takie rzeczy, których nigdy nie podejrzewałaby znaleźć w sypialni swojej małej córeczki. Oczywiście winę za każdą kradzież zwalałam na Beau, a mama powiedziała, żebym poinformowała Beau, żeby przestał brać rzeczy, które nie należą do niego i znalazła sobie inną grę.

Szczerze mówiąc to raczej nie było nic paranormalnego, skłaniałabym się do przekonania, ze to byłam ja. Byłam równie okropna jak każdy zdziczały dzieciak w moim wieku i kto wie, co znajdywałam i chomikowałam. Po tym jak zagroziła, że nie będę dostawać deseru aż to się nie skończy, znalazłam inną grę. Zaczęłam lunatykować.

Rankiem mama znajdowała mnie w naprawdę dziwnych miejscach. Zaczęło się niewinnie. Często budziłam się na podłodze koło łóżka lub kanapy. Ponownie lekarze uznali, że nie ma się czym przejmować, ale wtedy to przekształciło się w coś dziwniejszego. Znajdowali mnie w miejscach, gdzie nie miałam możliwości dostania się podczas snu albo nie przyszłoby mojej mamie do głowy, że tam właśnie szukać. Parę z nich to takie jak szafka kuchenna, prysznic w gościnnej toalecie, biurko mojego brata. Ma on niesamowicie lekki sen, więc powinien słyszeć jak przychodzę i próbuję wczołgać się do biurka. Było ono praktycznie nie do zdobycia, a mama miała duże trudności z wydostaniem mnie na zewnątrz.

Rzecz w tym, że ja to wszystko pamiętam. Jest to jedno z moich precyzyjniejszych wspomnień, może dlatego, że jest trochę świeższe. Pamiętam, że lunatykowanie było główną częścią zabawy. Podczas chodzenia miewałam sny. Widziałam wszystko w tej, zdaje się, nieprzeniknionej ciemności, a Beau był moim przewodnikiem. Uczył mnie sztuki szpiegowania w jego dziwny odtwórczy sposób. Tak przynajmniej to wyglądało w moim śnie. Pewnej nocy mama obudziła się ze snu. Powiedziała mi to, co zapamiętała z tamtej nocy. Nie mówię, że to się wydarzyło na pewno i nawet ona utrzymuje, że mogło jej się to wszystko śni albo pamięć jej szwankuje i dobudowuje pewne elementy, ale czuła się na tyle pewnie, by mi o tym opowiedzieć, że poczułam się tak, jakby mówiła, że rzeczywiście widziała coś dziwnego. Kiedy się obudziła jej pokój był w kompletnej stagnacji i ciszy. Ten sam rodzaj ciszy, który odwiedzał regularnie nasz dom. Mówiła, że to było takie uczucie, jakby wszystko w pokoju wstrzymało oddech i czekało na to, co wydarzy się za chwilę. Siedziała na łóżku nieruchomo, otwierając szeroko oczy i próbując się dowiedzieć, co wybudziło ją ze snu. W pewnym momencie drzwi od pokoju otworzyły się…

Otworzyły się bezgłośnie i jak wszyscy doskonale wiecie, drzwi powinny wydawać odgłos choćby przy przekręcaniu lub naciskaniu klamki. Powoli się przemieściły i wczołgałam się do środka. Powiedziała, że moje oczy był zamknięte i bez dwóch zdań- lunatykowałam, ale czołgałam się w bardzo precyzyjny sposób podobny trochę do krokodyla. W ciszy przemierzyłam pokój, a potem przeszłam na małe przejście łączące jej łazienkę i przebieralnię. Przyznała, że na chwilę zamarła, bo nie była pewna, co ma w tym momencie zrobić, a poza tym nie wierzyła własnym oczom, że to, co widzi, to prawda. Wiedziała jednak, że musi sprawdzić czy nic mi nie jest i czy potrzebna jest mi pomoc, nieważne jak przerażającą rzecz robiłam. Jestem jej córką, mimo wszystko.

Cisza w pokoju po prostu zniknęła, ale kiedy weszła do przebieralni cień i powietrze stało się gęstsze. Jakby cały świat się dusił. Kotłowałam się w jej butach, szepcząc coś przez sen. Zawołała mnie, zapytała czy wszystko w porządku i co robię. Odpowiedziałam (oczywiście przez sen), że poluję na coś. Krótko mówiąc moja mama miała w tym momencie nerwy w strzępach. Chwyciła złoty krzyżyk wiszący na jej szyi i cicho wymówiła modlitwę, co raczej nie przyniosło żadnego rezultatu. Następnie powiedziała ”Mówię Ci, musisz przestać i pójść spowrotem do łóżeczka. Czas najwyższy, żebyś trochę się przespała”
Moja odpowiedź nie miała żadnego sensu, ale doskonale je zapamiętała. Odwróciłam głowę od kąta, któremu się przyglądałam i spojrzałam na nią, oczywiście z zamkniętymi oczami. Odpowiedziałam „Ale… Ty nie chcesz żebym się schowała przed nimi kiedy będą próbowali mnie znaleźć…?”

Mama nie odpowiedziała. Dalej odmawiała modlitwy i wtedy cisza znów nadeszła. Mimo, że była kompletnie przerażona, po kilku minutach przyglądania się moim poczynaniom wzięła mnie na ręce zaniosła do łóżeczka. Nigdy nie opowiadała mi o tym, gdy byłam mała, ale doskonale pamiętam czasy, kiedy zaczęła zmuszać mnie do chodzenia do kościoła wcześnie rano w niedzielę. Pozbyła się większości moich rysunków przedstawiających Beau, ale nie wyglądało na to, żeby mnie to bardzo obeszło, co ja porządnie zdezorientowało. W końcu spytała mnie pewnego popołudnia, czy nadal bawię się w polowanie. Miałam wtedy bardzo poważny wyraz twarzy i oznajmiła, że już się w to nie bawię i nie chcę być myśliwym. Nie wdawałam się w szczegóły, ale pamiętam, że wiedziałam, dlaczego nie powinnam tego robić. Nie mam pojęcia na ile to zdarzenie jest prawdziwe. Pamięć jest równie zwodnicza jak zabawa w lunatykowanie, więc wszystko to mógł zmyślić mój młody umysł. Kiedy byłam mała mieliśmy grubego, rudego kota imieniem Fuzzy. Fuzzy i ja nie za bardzo się dogadywaliśmy, bo nie lubił kiedy nad głową wrzeszczała mu nieznośna dziewczynka, ale mimo wszystko lubiłam go, bo był naszym domowym zwierzątkiem. Dzień po koszmarnej nocy w przebieralni mamy bawiłam się z Fuzzym i najwidoczniej za mocno go tarmosiłam, bo ugryzł mnie i uciekł. Nie było to mocne ugryzienie i lekko zszedł mi naskórek, ale byłam w szoku i zaczęłam płakać.

To najwidoczniej nie spodobało się Beau. Tej nocy obudziło mnie jego wołanie. Większość moich wspomnień dotyczy jego głosu lub głowy, która wydawała się unosić w ciemnościach. Tej nocy zablokował sypialniane okno, pochylił się nade mną i wyszczerzył szeroko spoglądając mi w oczy. Był to naprawdę niepokojący mentalnie obraz w mojej głowie i jeśli jako dzieciak to był tylko wytwór mojej wyobraźni, to nie mogę uwierzyć, że przez cały ten czas choć trochę się nie bałam.

Beau oznajmił, że chce, żebym coś zobaczyła. Wydawał się bardzo podekscytowany. Jego palce musnęły moją dłoń i powiedział: „ Będę nosił kocie zęby jako dekoracje do mojej korony”. Następnie przesunął się do okna i skinął na mnie. Nie powiedział tego na głos, ale wiedziałam, tak jak się wie w przypadku zmyślonych przyjaciół albo snów, że chciał mi pokazać w jaki sposób działają prawdziwi myśliwi. Minęłam Beau i spojrzałam przez okno. Moja sypialnia miała widok na ogródek. Nic szczególnego- parę drzewek i hamak, a wszystko ograniczone płotem i prawami własności prywatnej. Cała scena rozgrywała się w świetle księżyca i ciszy, przez co wydawało się tak dziwne, nie z tego świata. W miarę jak przyzwyczajałam się do ciemności dostrzegłam mały kształt przemykający po ogrodzie i zorientowałam się, że to był Fuzzy. Byłam tak skupiona na jego sylwetce, że nawet nie zauważyłam, jak Beau opuścił pokój, aż do momentu, w którym w ogrodzie pojawiła się jeszcze jedna figura. Było to nic innego jak rozmazany, cienisty kształt. Mogłam to jedynie opisać jak bardzo słabe źródło światła. Fuzzy od razu to dostrzegł i skierował głowę w tamtym kierunku. Postać podeszła do niego, a kot zaczął ostrzegawczo prychać. Nawet jeśli jego imię było głupie, Fuzzy był olbrzymim samcem. Nieraz wracał z wielu bijatyk z kotami, czy ignorował auta, żeby to one dla niego specjalnie zwolniły. Kształt jednak nie wydawał się być przestraszony. Fuzzy charknął i wydał z siebie przeciągły jazgot. Plama kierowała się wciąż w stronę kota, mimo że ten biegał jak szalony po ogródku, a czasem nawet znikał plamie z widoku. Starałam się ich namierzyć albo chociaż sprawdzić, dokąd mogli pobiec, ale zdecydowanie dawno opuścili ogródek. Z oddali słyszałam coś, co przypominało naprawdę okropną kocią walkę. Każdy kto kiedyś tego uświadczył wie, że koty wyją jakby miały się nawzajem zamordować plus chór małych dzieci. To naprawdę straszne, jakby ktoś wiercił wiertłem w zębie. To brzmiało wyjątkowo okrutnie, ale nie słyszałam żadnego innego zwierzęcia. Tylko jeden kot. Prawdopodobnie Fuzzy…

Następnego ranka zeszłam po schodach i spytałam mamy, gdzie jest Fuzzy. Odrzekła, że nie wie, nie widziała go jeszcze, ale miała nadzieje, że wkrótce się zjawi. Jak większość kotów wałęsał się pewnie po okolicy, ale zawsze wracał do domu na jedzenie. Fuzzy czuł się w domu dobrze i nie oddalał się od niego za daleko. Mama przypuszczała, że coś mogło go zaatakować i zrzucała winę na psy w sąsiedztwie. Oczywiście nie pokazała mi jego ciała, ale pochowałyśmy go w pudełku po butach pod drzewem. Pewnie miała rację, a ja całą tą scenę wymyśliłam w swojej głowie, kiedy słyszałam odgłosy walki za oknem. Jednak, nadal pamiętam, co powiedział mi Beau.

I właśnie wtedy pierwszy raz poczułam do niego nienawiść, tak myślę.

Po pierwsze schlebia mi, że podoba Wam się ta historia. Nawet jeśli dzieje się tu wiele dziwnych rzeczy, nie chce ludzi niepokoić czy zanudzać. Uwielbiam pisać tu z Wami i nawet jeśli stanie mi się przez to coś złego, nie chcę być dla nikogo obciążeniem czy bezużyteczną częścią serwisu. Poza tym widziałam Wasze prace i muszę przyznać, że jesteście naprawdę utalentowani. Dziękuję Wam bardzo za wsparcie. Ponadto bardzo proszę o przebaczenie jeśli są jakiekolwiek literówki lub piszę nieskładnie. Pracuję tak ciężko, że przez dwa dni spałam łącznie 5 godzin.


Nagle zaczęło się robić dziwnie. Nie mam pojęcia, jak o tym opowiedzieć. Opiszę wydarzenia najlepiej jak potrafię, a potem opowiem Wam jeszcze więcej. Szczerze? Sama nie wiem, czy to o czym mówię to odświeżanie moich wspomnień, które odkrywam na nowo czy kompletnie co innego. Za każdym razem, gdy do tego powracam, pojawiają się nowe elementy. Chodzi mi o to, że musi być tego naprawdę dużo skoro działo się to przez 3, 4 lata mojego dzieciństwa, ale nie mogę Wam nic więcej powiedzieć.

Myślę, że powoli dochodzę do siebie. Pozwólcie mi opowiedzieć, co się wydarzyło zeszłej nocy…
Mój przyjaciel Chris przyjechał do mnie po tym jak miałam paraliż przysenny. Powiedziałam mu o wszystkim. O głosach, wizytach u terapeuty, radiu, widzeniu kogoś w moim domu, Beau i o całej reszcie. Jego odpowiedź, biorąc pod uwagę fakt, że lubił sobie często zapalić jointa, nie była zaskakująca. Zaproponował, żebym spaliła sobie jednego, co pomoże mi się zrelaksować i lepiej będzie mi się spało. Głupio mi się przyznać, ale przez to że byłam wychowywana przez bardzo religijną matkę i wpajała mi zakaz używania narkotyków, w swoim życiu zapaliłam może z dwa razy, ale ostatnimi czasy byłam tak zestresowana, a w pracy nie robili testów narkotykowych, więc czemu by nie? To mi raczej nie zaszkodzi.

Więc postanowiłam, że skończę z tym najszybciej jak się da, ale zaraz potem byłam na haju. Leżeliśmy razem, oglądaliśmy filmy, jedliśmy kanapki i oboje nawet nie zauważyliśmy, kiedy zasnęliśmy. Następna rzecz jaką pamiętam, to że obudziłam się w salonie. W TV nie było nic oprócz czarnego ekranu, który lekko brzęczał, pewnie dlatego, że majstrowaliśmy przy DVD i najwidoczniej film musiał się skończyć. Chris spał na fotelu, więc zdecydowałam, że zwlekę się z kanapy i skierowałam się do sypialni. Rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam. Myślę, że zioło naprawdę było mocne, ale z drugiej strony byłam z pewnością wyczerpana. W czasie spania miałam pewnego rodzaju sen.

Śniłam, że się obudziłam bo poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Nie otworzyłam oczu, bo myślałam, że to Chris się wygłupia, ale powoli dochodziło do mojej świadomości, że palce tej osoby były niewiarygodnie zimne, wręcz lodowate i kościste, to nie wydawało się normalne. Nie wiem, jak to wyjaśnić. To było takie uczucie, jakby złapał mnie za rękę ktoś, kto nigdy nie trzymał nikogo za rękę, a palce niezdarnie oplatały moją dłoń. Otworzyłam oczy (oczywiście we śnie) i to był ON.

To był ten sam mężczyzna, którego widziałam ostatnio kucającego w rogu łóżka. Powstał i podszedł do mnie. Miał tą samą albinoską skórę, mleczne oczy i białe włosy. Uśmiechnął się, a usta odkryły ostre jak szpilki zęby. To było jak patrzenie na krokodyla, który otwiera swoją paszczę i pozostaje w bezruchu. Zrozumiałam, dlaczego jako mała dziewczynka nie potrafiłam dokładnie zdefiniować jego odzienia. Jego ubrania składały się z głębokiej czerni, granatowego i szarego, ale zbudowane dziwnych trofeów i nagród, które wygrał. Były to w większości dziwne rzeczy, nieznane naszemu światu, pochodzenia królewskiego.

Bałam się. Nie umiem kłamać, ale mimo to powiedziałam, że się nie boję. A może to zioło albo stan uśpienia było tym, co tymrazem nie dawało mi zwariować. Mam na myśli to, że był w całej swojej wyśmienitej formie, otaczała go cześć i chwała- Beau taki jakiego pamiętam. Nie cofnęłam nawet ręki. Myśląc o tym śnie teraz, część mnie była przekonana, że to na nic się nie zda. Już mnie miał.

„Skąd mogę wiedzieć, że jest prawdziwy?”- zapytałam
Pochylił się nade mną i pomyślałam wtedy, że jego ruchy w żaden sposób nie przypominają ludzkich. Były zbyt zwinne i elastyczne. Przysunął twarz blisko mojej, patrząc wprost na mnie swoimi mlecznymi oczami i przysięgam, że pomyślałam wtedy, że ma zamiar rozerwać mnie na strzępy. Przesunął się do boku i przycisnął swoją głowę do mojej prawej skroni jak duży pies. Nie było to przyjemne ani komfortowe, ale był to pewien znak przywiązania.

„Mały Jeep”- odpowiedział. Powiedział to zbitkiem głosów 12 kobiet. Może nawet o tym nie wiedzieliście, ale nazwa Jeep SUV została zaczerpnięta od jednego z bohaterów bajki Popeye. Eugene Jeep była magiczną istotą i, jak poniższy tekst wskazuje, miał „czterowymiarowy mózg”. Mógł przechodzić przez ściany, teleportować się i robił różne inne rzeczy, a także zawsze musiał mówić prawdę. Jadł tylko storczyki.

Został nawet opisany na Wikipedii: Eugene the Jeep

Kiedy byłam dzieckiem odwiedzałam swoich dziadków, u których oglądałam stare odcinki Popeya. Eugene był wtedy moją ulubioną postacią. Myślałam, że jest słodki i podziwiałam wszystkie jego magiczne sztuczki. Biegałam nawet po pokoju wykrzykując co chwila: ”Jeep!” tak jak on. Mój wymyślony przyjaciel myślał, że jest to trochę pokręcone, tolerował to i po pewnym czasie zaczął mnie nazywać „Małym Jeepem”. Nikt więcej o tym nie wiedział i tak do mnie nie mówił. Nawet ja o tym zapomniałam, dopóki mi o tym nie przypomniał. Nie wiem do końca, czy zdało to test na dział paranormalny /x/, ale dla mnie był to wystarczający dowód.

„Ale ty nie jesteś prawdziwy. Istniejesz tylko dzięki mojej wyobraźni”- odparłam
Znów wstał i szczerzył się do mnie. Myślałam, że ma zamiar coś powiedzieć, ale nagle wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Zęby wciąż były widoczne, ale usta wykrzywiły się w wyraźne oburzenie. Jego oczy zwróciły się w tył, a chwilę potem podążyła za nimi głowa, przechylając głowę do góry, jakby patrzył w niebo. Jego szyja przekrzywiła się lekko do przodu, a oczy lekko skierowały w stronę okna, gdzie nawet nie patrzyłam, bo skupiłam się na tym, co wychodziło z jego ust. Wyglądało jak jakiś rodzaj bardzo gęstej, intensywnie czarnej smoły wypływającej spomiędzy ostrych zębów. Nie potrafię nawet zdefiniować tego smrodu, który mu towarzyszył. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś tak okropnego. To było jak zapach śmieci, zgniłej sałaty i starej krwi, ale z pewnością to nie było wszystko. Najgorsze w tym wszystkim było to, że to coś pełzało. Szlam zaczął się formować w tłuste, obleśne larwy, które czołgały się po jego policzkach.

Wybełkotałam wtedy coś w stylu „co?” i „Beau?”, bo nie miałam zielonego pojęcia, co robić, ani co się dzieje. Przyrzekłam sobie w duchu, że już nigdy więcej nie zajaram zioła. Jedyną rzecz, którą wiedziałam to taka, że obecna sytuacja nie mieściła mi się w głowie. Ociężale spojrzał na mnie i jego i tak wielkie oczy zrobiły się jeszcze większe, wyglądało to tak, jakby spojrzenie na mnie wymagało wiele wysiłku.

Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 06.08.2011 - 14:53

  • 2

#333

lelo26.
  • Postów: 8
  • Tematów: 4
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witam Was wszystkich.
Zebrałem się na kontynuacje pasty "Morrowind - Tajemniczy Mod"
Prosze bardzo o komentarze i opinie w przeznaczonym do tego temacie, jak i na PW.
Zalezy mi na tym, ale to bardzo.
To bedzie zalezec od tego czy bede jeszcze pisał. :)
Miłego czytania.

Pod spodem, w cytacie, oryginał, pod cytatem, moja kontynuacja.

Morrowind - zagadkowy mod
Ostatnio była niezła burza naokoło jednego moda do gry Morrowind. Plik to był jvk1166z.esp.Nie był udostępniony na większych forach poświęconych Elder Scrolls, zwykle na mniejszych forach i grupach rpg... Wiem też, że został on rozesłany emailem do "wybrańców".

Dlaczego wywołał burzę? Wyglądał na wirusa, gdy próbowałeś włączyć grę z aktywnym modem - gra się zawieszała na pierwszym slajdzie "loadingu" na pełną godzine, by zaraz potem powrócić na pulpit z raportem błędów itd. Wszystkie sejwy zostałyby uszkodzone, a mod nawet by nie mógł być otwarty w construction secie do morrowind. Na forach użytkownicy byli banowani za wysyłanie tego jednego moda...

Parę lat temu, na maleńkim forum, gdzie to użytkownicy dzielili się modami ktoś wysłał ten mod na rapidshare (które niestety straciłem, wybaczcie) i usunął konto zaraz po wysłaniu. Powiedział też by odpalić go przez DOSbox. Spróbowałem - zadziałało! Serce mi mocno waliło. Nie można było iść do opcji, load game, save game(tylko quicksave i quickload działały) i to wszystko. Niektórzy mówili że używało to silnik z bety, ale grafika wyglądała raczej bez zmian.

Teraz moje własne przeżycia związane z tym modem: Kiedy zacząłem nową grę i wyszedłem z biura rejestru na początku - pierwsza rzecz jaką zauważyłem to taka, że główna misja jest niewykonalna ze względu na martwe postacie kluczowe. Wszystkie oprócz Yagruma Bagarna, ostatniego z Dwemerów. Ich zwłoki nigdy nie znikały, więc można było je zobaczyć. W sumie grę się zaczynało w świecie, który i tak czeka zagłada.

Druga rzecz, jaką zauważycie to to, że traci się życie. Mały kawalątek, ale cały czas to się dzieje, co jakiś czas. Im dłużej stoisz w jednym miejscu, to wydaje się, jakby częstotliwość tej rzeczy była większa. Był to jakiś zabójca, miał na sobie reteksturowaną wersję pancerza zabójcy z dodatku Tribunal. Była czarna. Dziwne - ponieważ jvk nie wymagał żadnego z dodatków. Nie chodził jak człowiek, chodził jak pająk, swoimi kończynami pląsał po podłożu. Jak doszliśmy do wniosku? Łaził naokoło naszego ciała, gdy życie nam zeszło do zera, zanim pojawiał się przycisk "restart". Trudno się w to grało w nocy, ponieważ czasem widać go było na ułamek sekundy przyczepionego do ściany, albo sufitu. Ciarki mnie zawsze przechodziły... To jeszcze widocznie nie wszystko, co ten mod ma do zaoferowania.

Dziwną rzeczą też było to, że w nocy, każdy z NPC wychodził na chwilę na dwór. Jedyna rzecz jaką mówili to "Watch the sky." czyli "Obserwuj niebo" by zaraz po chwili wrócić do swoich normalnych czynności.

Po jakimś czasie, jeden z graczy na forum odkrył nową postać - NPC. Tieras, tak się zwał. Mroczny elf w świątyni Ghostgate. Dwie dziwne rzeczy - Jego szata, pokryta jakby gwiazdami z nieba. Druga rzecz - jego każdy tekst był... dubbingowany! Niektórzy mówili, że ten głos jest troszkę inny niż pozostałe, ale bardzo podobny.

Nie będę wchodził w szczegóły, ale zadanie jakie Ci daje jest do wykonania w miej zwanym Cytadelą. Jakiś zwykły quest typu "odkryj tajemnice starożytnych". Cytadela znajdowała się na maleńkiej wyspie, na zachód od morrowind. Użyłem zwoju lotu ikara na jednym z najdalej wysuniętych na zachód miejsc. Wylądowałem w wodzie tuż obok wyspy.


Może i się zwało "cytadela" ale szło wprost pod ziemię. Ani to trudne, ani to duże. Idąc przez jaskinie trafi się do czegoś, co przypomina świątynie daedr. Potwory tam były dość trudne nawet dla postaci o poziomie 20, a jako że konsola nie działała to było dość trudno. Przypominam, że działały tylko komendy quick save i quick load.


Jakiś czas później doszedłem do hali portretów, dość dziwnego miejsca. Tak samo jak ogień w starych grach 3D, to pomieszczenie miało obrazy, które zawsze były skierowane w moją stronę. Obrazy przedstawiały LOSOWE PLIKI GRAFICZNE Z MOJEGO KOMPUTERA. Ktoś na forum miał niezłą zabawę, ponieważ u niego większość obrazów przedstawiały... pornografię. Dalej już tylko były zamknięte drzwi, których nie byłem w stanie otworzyć.

Każdy na forum miał ten sam problem, gdy zgłaszaliśmy się do Tierasa, każdy z nas zastał go mówiącego "Watch the sky" Co ciekawsze, KAŻDA POJEDYŃCZA OSOBA w grze mówiła to samo, nie mówili nawet swoich pozdrowień. Tylko "watch the sky" W końcu zauważyliśmy, że niebo nie było normalnym niebem z Tamriel. To niebo było odzwierciedleniem naszego, nocnego nieba. Ruszało się, co ciekawsze...


No i osoba, która najdalej w tym modzie doszła dostała bana. Cały czas pisałem do niego, póki odpowiadał. Według niego, patrząc na wszystkie konstelacje, niebo było z ok. 2005 roku, w lutym o ile dobrze pamiętam. Jeśli się zginęło i poszło do cytadeli, wszystko zaczęłoby się od początku. Kiedy nastałby dzień w grze, postać by była sparaliżowana aż do nocy. A niebo by się zmieniało, jakby co dwa miesiące. Jedna godzina nasza, w przeliczeniu by była 24godzinami w grze.

Był przekonany, że drzwi otworzą się gdy nastąpi jakieś dość ważne wydarzenie. Oczywiście, czekanie na to wydarzenie oznaczało trzymanie gry cały czas włączonej, a co za tym idzie... nie możnaby było zostawiać gry samej, ponieważ umarlibyśmy przez naszego przyjaciela, zabójcę. Kolega zaproponował, że będziemy stali przy grze na zmiany. Zostawił post na forum: "Załadowałem się w Seyda Neen, gdzie się wszystko zaczęło. Łaziłem, by nie umrzeć, ale co się stało ? 24 dokładnie po ostatnim spotkaniu z zabójcą, on się nauczył nowej sztuczki... NAUCZYŁ SIĘ KRZYCZEĆ!!! Czytałem sobie gazetę, gdy nagle... krzyknął, wydarł się przeraźliwym głosem. Myślałem że się zesram, to było jak z horroru. Patrzę do góry - stał i patrzał na mnie z dachu. Poruszyłem swoją postacią - zniknął. Szybko ruszyłem do cytadeli, do naszych ukochanych drzwi, były kurna zamknięte. A już miałem taką nadzieję...

Trochę później, instynkt mi podpowiedział by poczekać 3 dni. (czyli 3 lata). PM, który nam mówił o odpaleniu moda w DOSboxie miał fałszywą datę wpisaną na 3 lata później niż dzisiaj. Dokładnie 3 lata....

Po pierwszym krzyku, zabójca przestaje nas atakować z nikąd. A teraz, gdy znowu zacznie krzyczeć i nie ruszysz się przez parę sekund dopiero wtedy uderza... Ktokolwiek zrobił tego moda chciał chyba pomóc. Teraz mam na sobie moje słuchawki i śpię spokojnie, kiedy on krzyczy. Szybko się budzę i odruchowo poruszam myszką, by nie stać w miejscu."

Ten post był napisany 2 dni wcześniej.


"*** ***. Wszystko zjebałem... Więc, czekałem 3 dni, nie? I zaraz jak ten ciul znowu zaczął krzyczeć, zaczął krzyczeć znowu. W mieście WSZYSCY stoją na zewnątrz i mówią to swoje "watch the sky" a ja nic nie widzę. Ale zaraz potem gra się zaczęła robić strasznie ciemna. Musiałem jasność powiększyć na moim monitorze, a i tak ledwo co widziałem. Widać ludzi biegających pomieście, takie małe smugi. Kiedy się do nich zbliżałem, Ci zaś ode mnie uciekali - no co jest? Poszedłem więc spać, światła zgaszone, było trochę strasznie. Nie chcę wstawać by zapalić światło, bo jeszcze bym coś przeoczył... Mimo tego, że *** się stało przez kolejne pare godzin, kiedy próbowałem zasnąć. Zdecydowałem się, że pójdę do cytadeli. Ledwo co tam dopłynąłem w ciemności. TAM O DZIWO ŚWIATŁO BYŁO CAŁKIEM NORMALNE. A TE JEBANE DRZWI DALEJ BYŁY ZAMKNIĘTE. Wychodzę, i wszystko od nowa. *** to, idę spać."


Po tym wszystkim, zdarzyły się dwie rzeczy: Jeden z użytkowników, ogłosił że zaczął widywać naszego kolegę zabójcę w ... normalnym morrowindzie, bez modów. Wszystko po tym, jak odwiedził to pomieszczenie z obrazami. Ponoć wystraszył go łażąc po suficie do tego stopnia, że wyłączył całą grę. (Można by było zainstalować morrowind w innym folderze, to powinno działać oddzielnie) A inni, którzzy doszli do pomieszczenia z obrazami zaś nie byli pewni, czy go widzieli. Po prostu dla nich zniknął. Było parę "chyba", ale w 10% pewności.

Druga rzecz, jeden z użytkowników stał się bardzo agresywny dla forum. Przestał mówić w ogóle o JVK. Został wyrzucony. Nie słyszałem od niego nic przez parę tygodni. Wysłałem mu email, dostałem odpowiedź:

Wiem , nie powinienem, ale na informatyce miałem trochę czasu i włączyłem JVK. Był w grze jakoś..2011? Ale chyba mam halucynacje ze względu na brak snu. Gra się zrobiła znowu ciemna, a ludzie parę miesięcy wcześniej (oczywiście tych miesięcy w grze) Ci z seydy neen do.... tej małej jaskini z bandytami. Zabili bandytów i tylko stoją w miejscu. Nic nie mówią. Zrobiłem quicksave, zabiłem jednego z nich i tak ginął nie oddając nawet.

I to się stało wszędzie. Musisz iść pieszo, ponieważ Ci od łazików też siedzą w jaskiniach. Miasta opuszczone. Ci z Vivek w kanałach. Idę do ghostgate, zobaczyć co z Tierasem."


Odpisałem do niego, mówiąc że chciałbym wiedzieć co mówił Tieras(oczywiście jeżeli cokolwiek mówił). Nie otrzymałem odpowiedzi przez jeden dzień, więc napisałem do niego jeszcze raz. Parę godzin później odpisał...


"Sorki, zapomniałem. Jest już 2014, a noc jest już cały czas. Gwiazdy się ruszają a cały obraz jest ciemny. Możesz widzieć jaśniejsze gwiazdy poruszające się. Tierasa nie było, tak samo jak nikogo w Ghostgate. Nie wiem gdzie poszli. Nie ma ich w jaskiniach najbliższych ghostgate. Ale teraz nowość: Ludzie nie mówią nic, jest tak ciemno że musisz podświetlić sobie drogę czarem... Ich oczy krwawią, małe ciemne strużki krwi spływają im po twarzy. Musimy się już widocznie zbliżać do końca. Wiem że to głupie, i nie da nam to niczego, ale bedziemy mieć satysfakcję jak cholera!"

Dostałem wieczorem tego samego dnia kolejny e mail.

Niektóre planety nie poruszają się jak powinny. Wkurza mnie to... Jak to się będzie dalej działo, to nie będę znał daty dnia w grze. Zauważyłem, *** coś dziwnego... Nie ma żadnych potworów. Polazłem z ciekawości sprawdzić trupy tych od głównego zadania morrowind. Dalej leżały.


Nie potrzebuję już słuchawek, więc je zdejmuję i zostawiam na biurku. Kiedy on krzyczy, krzyczy jakby wprost do ucha. Dość częściej, zbliża się do nas coraz bardziej. Jest inny od innych ludzi, którzy cały czas biegają i uciekają od nas gdy tylko podejdziemy, wtedy gdy jest ciemno. Ta gra mi jebie w mózgu, za każdym razem kiedy idę do kibla, wydaje mi się jakbym go widział czającego się za rogiem. Teraz wszystkie światła mam zapalone."

Wysłałem mu maila, żartobliwie mówiącego mu by się wyspał. Ale nie w grze tym razem. Dwa dni później odpowiedział. Była to ostatnia rzecz jaką od niego dostałem, nie odpisywał już potem w ogóle...

Miałem *** sen, tak mi się zdaję. Zabójca krzyknął, a gdy otwarłem oczy on stał przede mną. Jego ręcę i nogi były dłuższe, jak u pająka. Chciałem go odepchnąć, ale moje ręce utknęły w nim, jakby był ze smoły.

I wtedy się obudziłem, chyba. Zniknął, ale gdy spojrzałem na monitor byłem w zupełnie innym miejscu. W corprisarium z Yagrumem. Jasność była normalna, więc widziałem jak... Yagrum był na pajęczych nogach. Usiadłem przed komputerem i zaczął do mnie mówić w głosie Tierasa. Wiedział o mnie rzeczy, o których dawno zapomniałem. Mówił, że prawie nikt nie dotarł tak daleko. Musiałem poczekać jeszcze trochę... Powiedział mi, że będę wiedział kiedy nadejdzie czas, że będę pierwszym kto się dowie co jest w środku...


I w końcu się naprawdę obudziłem. Moja postać w dalszym ciągu nie była tam gdzie skończyłem grę. Płynąłem do cytadeli, na tej wyspie. Słysze stukanie w moje okno. Gdzieś na lewo, więc wysyłam Ci to, bo jestem z laptopem w swoim łóżku. Coś jakby stukstukstukstuk, jakby on stukał palcem w szkło mojego okna..."




Nawet ta wiadomość nie wywarła na mnie wiekszego wplywu jesli chodzi o kontynuowanie
gry. Udałem się do Balmory. Pamiętacie pierwszą misję? "Zgłosić się do Caiusa Cosadesa".
Pamiętacie go? Tak to ten gość, który miał fioła na punkcie księżycowego cukru.
Stał na rynku w balmorze, obok gildii wojowników. Tylko jedna żywa dusza, Caius Cosades.
Nagle wpadłem w wielkie podniecenie, ponieważ wyróżniał się od innych. Czym?
A tym że nie mówił abym spoglądał na niebo. W sumie to przeraziłem się tym, bo to dziwne...
...ale tez coś nowego, ale zamiast w. wymienionego tekstu, wrzeszczał za "Kyriosem".
"Kyriooos!" - Tak właśnie wrzeszczał. Nigdy nie spotkałem w Morrowindzie czegoś takiego, lub kogoś takiego jak "Kyrios". Moją uwage przykuła także szata, którą miał na sobie.
Pamiętacie, tego gościa który spadał z nieba? Tak, ten który miał niebieską szatę, i zwój lotu ikara w ekwipunku. Właśnie tą szatę przywdziewał Caius Cosades, który zawsze chodził w szortach, z gołą klatą. Gdy próbowałem z nim rozmawiać, gra się wyłączała krzykiem naszego przyjaciela, i błędem. - to było przerażające...
"blmrCOSADES.012.dat has invalid datacode." Za każdym razem ten sam błąd.
Zapisałem grę, i nie wiedziałem gdzie mam się udać...

...Wkurwilem sie i poszedlem do cytadeli w nadziei że te lewe drzwi będą otwarte.
Zamkniete. KURWA MAC, nie wytrzymuje. Ten mi wrzeszczy, z nikim nie idzie porozmawiac.
Pierdole, wrociłem do Seyda Neen, naprawde nie wiedzialem gdzie sie podziac.

Oczywiscie pustka.
Poszedłem do latarni morskiej, potem schodami na sam szczyt, piekny widok.
Jak kiedyś gdy się zaczynało grę w Morrowinda...
...jednakże gdy spoglądałem na rynek, dziwne, jaskrawe światło przykuło moją uwagę.
Od razu przypomniała mi się misja od Hrissakra. Kazał nam odnaleźć kryjówkę Fargotha, gdyż ten ukradł jego złoto.
To fargoth! - Od razu pomyślałem, ponieważ chodził wtedy z pochodnią!
I tak właśnie było. Byłem w stu procentach pewien że widziałem Fargotha z pochodnią, mały, garbaty, leśny elf, to napewno On!
Już nawet nie schodziłem po schodach tylko zeskoczyłem z góry.
Podniosłem się, patrzę, a tu ta sama pustka, cisza, nic się nie dzieje.
Fargotha brak, pochodni brak.
Była godzina 2 nad ranem, nie spałem już od przedwczoraj, może mam zwidy?
Dla pewności sprawdziłem jeszcze raz, poszedłem na szczyt latarni.
Okazało się że fargoth dalej popiernicza z pochodnią.
Nawet zauważyłem strażników, obok domu cechowego Arille'a.
Tak jakby z latarni morskiej, morrowind tętnił życiem...
Możliwe że to moja wyobraźnia, jestem śpiący..ale nie poddaję się, gram dalej.

W "beznadziejnej nadziei" udałem się do domu cechowego Arille'a.
Gdy zaczynamy grę, przed wejściem do Biura Spisów i Opodatkowania, stoi beczka, typowa, normalna beczka. Gdy do Niej zajrzymy, zobaczymy tam pierścień uzdrawiania który należy do fargotha.Ten pierścień znalazłem na ladzie w domu cechowym.
Za ladą leżał sam Arille, a obok jego ręki książka, tak jakby sam coś pisał.
Otworzyłem książkę, pisało tam "Przyjaciel mojego przyjaciela, jest moim przyjacielem."
Dlatego nawiązałem do pierścienia. Gdy oddamy go Fargothowi, zostajemy jego najlepszym przyjacielem, a z racji tego, że Fargoth jest przyjacielem Arille'a, zostajemy także i jego przyjaciółmi, i mamy zniżki w sklepie.
"Przyjaciel mojego przyjaciela, jest moim przyjacielem." - Ten tekst wypowiada Arille gdy przyjdziemy do jego sklepu.
Jednakże gdy nie oddamy pierścienia Fargothowi, nic się nie zmieni.

Pytałem na forach morrowindowych, czy też tak mieli. Z tą latarnią.
Temat został od razu usunięty pod pretekstem "Nie ma takiego moda, spam zostaw sobie na inne fora ;)" Dostałem warna...
...Dwóch użytkowników napisało mi na PW, że też mają tego moda, i jest to samo, morrowind tętni życiem z latarni...
No nic, poczulem sie lepiej, bo nie jestem sam. Heh.
"xFroz3nx" Nie odzywał się więcej.
z "mechaloveq23" miałem ciągły kontakt.
W sumie nie rozmawialiśmy o czymś ciekawym, tylko takie przezycia i sytuacje dziwne z tym modem... nic szczegolnego.

Drzwi zamknięte...jestem śpiący...jejuu...
...napisze za jakis czas...
  • 0

#334

Produkcja_Chaosu.
  • Postów: 49
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Strażnik Majątku



W każdym mieście, w każdym kraju znajduje się szpital psychiatryczny bądź dom opieki społecznej, z którego możesz skorzystać. Gdy dotrzesz do recepcji, poproś, że chcesz odwiedzić kogoś kto nazywa siebie „Strażnikiem Majątku”. Pracownik podniesie jedną brew, jakby zdziwiony Twoją prośbą. Zapytaj drugi raz, a pracownik wzruszy ramionami i zabierze Cię na drugą stronę ulicy gdzie czeka bogaty dwór. Budynku nie było tu kiedy rozpoczynałeś swoją misję, ale najlepiej będzie jak nie będziesz sobie zaprzątał głowy jak się tu znalazł. Jej właściciel raczej Cię nie przerazi.

Tuż za drzwiami wejściowymi będą wyrastać schody, kręcące się wokół hali teatralnej. Ściany będą pokryte drobnymi obrazami, a u podstawy schodów będzie spoczywać wielki marmurowy posąg. Statua wywoła wizję naprawdę przerażającego zwierzęcia, zarazem dziwnego i złego. Podziwiaj wszystko co chcesz, ale nie dotykaj, chyba że chcesz obudzić tego głodnego potwora.

Wespnij się na schody. Tak długo, jak nie będziesz niczego dotykać, będziesz bezpieczny. Nie panikuj. Na szczycie schodów znajdziesz małe, skromne, drewniane drzwi. Będą otwarte – tak długo jak nie będziesz się bał.

Powinieneś zobaczyć mężczyznę ze spiczastą bródką oraz krótko przyciętymi włosami na żelu stojącego za dużym biurkiem, które będzie zrobione z mahoniu. Jego garnitur będzie wydawał się zrobiony z ludzkiej skóry i włoskiego jedwabiu. Będzie mówił o swoim niesamowitym domu oraz uroczym posągu na dole schodów upamiętniający jego konkubinę. Nie przerywaj mu oraz nie odpowiadaj na żadne pytanie jakie zada. Kiedy skończy, zbierz w sobie odwagę i zapytaj „Mogę dostać moją pensje?”.

Będzie próbował wyjaśnić Ci, bardzo szczegółowo, jaką wartość ma życie. Będzie mówił o rzeczach gorszych od śmierci oraz powie ci czego właściwie oczekuje od Ciebie. Wspaniałe wnętrze pokoju zacznie gnić, a podłoga zmieni się w dywan odchodów. On sam zmieni się w niewyobrażalnie olbrzymiego i strasznego. Wyłowi malutki czek ze swojego ludzkiego garnituru i wręczy Ci go.

Ten czek to przedmiot nr. 8 z 538. Strażnik liczy, że go wydasz.
  • 2

#335

Seed.
  • Postów: 12
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Fundacja Martwych Dzieci

Mieliście (nie)szczęście spotkać się z dziwnymi ludźmi wypisującymi wkoło "333-333-333", którzy podają się za przedstawicieli "Fundacji Martwych Dzieci"? Nie?
Ja niestety miałem, postaram wam się wszystko opowiedzieć.

Wszystko zaczęło się od wiadomości prywatnej na YouTube. Kumpel wiedząc, że interesuję się wszelakiej maści "schizowymi" rzeczami, polecił mi wyszukać sobie filmy o treści "333-333-333". Treści w tym filmach ponoć miały wywoływać dziwne uczucie, osobiście po obejrzeniu jednego chciało mi się wymiotować. Na filmiku widać było krwawiącego gościa, owiniętego bandażami. W tle były dziwne jęki i zakłócenia. Co jakiś czas pojawiała się informacja o trójkach, a pod koniec filmu autorzy pozdrowili mnie w imieniu "Dead Kids Fundation". Byłem lekko zdziwiony, większość filmów o tym tytule miała podobnie niezrozumiała zawartość.
Dołączona grafika

Zainteresowało mnie to cholernie. Pragnąłem kontaktu z twórcami tych filmów, po pewnym czasie stało się to moją obsesją - cała ta sprawa oraz filmiki. Oglądałem je na okrągło szukając jakichś podpowiedzi, ukrytego przekazu.

Po pewnym czasie znalazłem w internecie informacje o sekcie parającej się okultyzmami, którzy wstawiali również swoje filmiki na YouTube namawiając do dołączenia do ich "Fundacji". Po przeanalizowaniu ich haseł, zauważyłem pewną numerologię.
333-333-333
3+3+3
9-9-9
Odwrócone dziewiątki co dają? No właśnie.
Ponoć było zgłoszenie o kolesiu, co trafił do psychiatryka. Odgryzł sobie palec, a krwią z niego napisał trójki na ścianie. To może brzmieć nieprawdopodobnie, ale fakt faktem, że niektóre z tych filmów faktycznie dziwnie na człowieka działają.


Wkrótce znaleźliśmy parę polskich kanałów z tej "niby-sekty".
http://www.youtube.com/shemmhazai
http://www.youtube.com/user/incsatanus
Po dacie założenia konta, można stwierdzić, że te osoby zarejestrowały się całkiem niedawno. Ten drugi nie wstawił żadnego filmiku, za to Shemmhazai miał ich pokaźną gamę. Niektóre to były plagiaty, inne nie. W każdym razie, postanowiłem się z nim skontaktować.
W odpowiedzi na PW otrzymałem tylko:
http://imageshack.us.../wiadomos2.png/
Biblia? Dołącz do nas? Wstaw ten film dalej?
Rozchodziło się o ten film:

Byłem tak podniecony, że bez namysłu wstawiłem ten film do siebie na kanał. Co prawda moi widzowie nie wiedzieli o co chodzi, ale oni mnie nie obchodzili. Liczyło się tylko zaproszenie, które dostałem do tego człowieka.
W sumie samego w sobie filmu też nie rozumiałem, budził we mnie lęk. Ale skoro miał być kluczem do dialogu z "nimi" nie mogłem się zawahać.


2 dni milczenia. Myślałem, ze jednak się nie udało. A tu nagle wiadomość, zachowam ją dla siebie, ze względu na moje i wasze bezpieczeństwo.
Jej treść.... Do tej pory jestem przerażony. Dotyczyła ona rytuału, dzięki któremu pozna się prawdę, którą znają oni.
Ten rytuał.... Wymiękłem, nie jestem w stanie dokonać takich rzeczy. Nazwiecie mnie tchórzem? Być może.
Uprzejmie odmówiłem im i poprosiłem, żeby mi po prostu wszystko wytłumaczyli.
Dzień milczenia.

Wróciłem po weselu do domu, trochę spity, ale jednak na tyle trzeźwy, aby siąść na laptopa i przejrzeć mój kanał.
Dostałem 33 wiadomości prywatne o treści "333-333-333" ; "Twoja matka umrze, nienawidzisz jej" ; "inc Satanus Ee-k Trois" "dlaczego nienawidzisz, obejrzyj sie" ; "przekazemy modlitwe, pros w nocy o wyjscie z ciala" "twoja dusza jest inna".
Może bym się tak nie wystraszył, jakby nie to, że te wiadomości były.... Od moich znajomych.
Głupi dowcip? O tej sprawie widział tylko mój przyjaciel i ja. Nikt więcej. Więc jakim do cholery cudem, moi znajomi mieli mnie wkręcić.
Może wam się to wydać dziwne, ale skasowałem konto, sprawdziłem czy drzwi wejściowe są zamknięte na wszystkie zamki i położyłem się czekając na sen.

Ze snu wyrwał mnie telefon. O trzeciej w nocy, po prostu zaczął dzwonić.
Kto to do cholery mógłby dzwonić o tej porze?
Numer nieznany.

Odebrałem, w tyle słychać było niewyraźny płacz. To był płacz dziecka, który po chwili przerodził się w nieludzkie ryczenie oraz jęki. Odrzuciłem telefon jak najdalej od siebie.
Zadzwoniłem do kumpla, pozwolił mi u siebie przenocować.

Dziś mam zmienione konto oraz numer telefonu. Tych dziwnych użytkowników staram się omijać z daleka.
To jest przestroga dla was, nie bawcie się w to. Bo będzie tak jak ze mną.

Screeny się zachowały dzięki mojemu przyjacielowi, który również się tym zainteresował, więc postanowiłem wysłać mu wiadomośc od Shemmhazaia.
Znajomi do tej pory wypierają się, jakoby oni cokolwiek wysyłali, ich skrzynka odbiorcza w zakładce "wysłane też na to nie wskazuje".
Do tej pory nie wiem, kto do mnie dzwonił.

A teraz wybaczcie.

333-333-333
  • 28

#336

Asoto.
  • Postów: 64
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Siemka, ja tutaj dodam swoją, którą wymyśliłem z 5 minut temu. Nie jest to szczyt ale uznałem, że jak na drugą(bo pierwsza pisana z 10 min temu była polewką dla kumpli) to chyba da się przeżyć. Zapewne wyda wam się, że to oklepane, ale to jedyne co miałem w głowie. Tytuł też denny -.-"


Autostopowiczka

Pewien chłopak wracając z imprezy zobaczył stojącą autostopowiczkę przy trasie, był środek nocy więc bez zawachania zatrzymał się i zaproponował podwiezienie. Dziewczyna ucieszyła się i wsiadła. Droga minęła w ciszy. Dziewczyna poprosiła o postój aby się załatwić. Chłopak nie majac nic przeciwko powiedział, że trzeba poczekać na miejsce do zatrzymania. Po kilkuset metrach zatrzymali się niedaleko tablicy ze zjazdami. Obok był gęsty las do którego dziewczyna weszła. Chłopak siedział za kierownicą co raz bardziej się niecierpliwiąc. Mijały kolejne minuty a ona nie wracała. W końcu otworzył drzwi, i zobaczył przejeżdżający samochód, który po chwil zatrzymał się za nim. Mężczyzna z samochodu zapytał czy wszystko dobrze, a chłopak powiedział, że musi poszukać dziewczyny, którą podwoził. Mężczyzna opowiedział mu historię o ludziach znikających w tym lesie, jednak chłopak nie słuchał i pobiegł krzycząc i szukając. W pewnym momencie zauważył postać pod jednym z drzew z drzew. Zbliżył się i zobaczył, że to dziewczyna, którą podwoził. Miała opuszczoną głowę, gdy uniosła ją po zawołaniu jej usta były wykrzywione w dziwnym uśmiechu, rzuciła się na chłopaka próbując go ugryźć. Ten upadł krzycząc. Odepchnął ją i zaczął uciekać w stronę samochodu. Biegnąc między drzewami spojrzał czy dziewczyna za nim biegnie. Odwrócił się spowrotem i po silnym uderzeniu stracił przytomność. Obudził się przywiązany do krzesła, uniósł pękającą z bólu głowę i rozejrzał się. Ponownie utracił przytomność. Gdy znów ją odzyskał dalej był przywiązany do krzesła, zobaczył krew do okoła. Zastanawiał się czy to jego. W pewnym momencie ktoś podszedł do niego i złapał za włosy. Miał opuszczoną głowę więc widział tylko ciężkie buty, w dali było coś jaśniejszego, po chwili gdy wzrok się przyzwyczaił zobaczył kobiece stopy. Unosząc wzrok widział to czego się domyślał, była to ta sama dziewczyna. Patrzyła na niego zwierzęcym wzrokiem, jak na ofiarę. Wytracał po woli przytomność, więc jednak to była jego krew, kałuża się powiększała. Głowa znowu opadła i wzrok spoczął na butach i krwi która wpływała pod nie. Usłyszał jak ktoś coś powiedział, jednak nie rozumiał co to było, poczuł chłodną stal na szyi i długie pociągnięcie. Już rozumiał jakie było ostatnie słowo, które słyszał... Ostrzegałem

Użytkownik Asoto edytował ten post 07.08.2011 - 23:32

  • -2

#337

Imb.
  • Postów: 394
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Kontynuacja pasty "Nekropotencjał

Wojna umarłych


Potęga czyni to wszystkim. Zdeprawuje każdego z nas, albo przynajmniej tych, którzyj jej doświadczyli.

Pomimo tego że wszyscy dążymy do zanurzenia się w morzu nekromancji, niełatwo nam jest utrzymać się na nim. Nasze człowieczeństwo jest jak wybrzeże, palmy i cały ten suchy ląd. Jeśli przeciwstawisz swoje człowieczeństwo naprzeciw faktowi bycia magiem z piekła rodem, wybrzeże przeciw bezmiarowi oceanu zrozumiesz, że bycie magiem jest znacznie bardziej zabawne. To przemawia do Ciebie. Nie możesz tego odrzucić, więc płyniesz dalej, nurkujesz dla lepszych doznań. Zamiast jedynie zanurzać stopę, odczuwasz to całym ciałem.

Kiedy pierwszy raz płyniesz przez ocean umarłych, wody porażają Cię. Wstrząsają pokazując Ci rzeczy, których nie rozumiesz, ale które być może BĘDZIESZ w stanie zrozumieć. Może się zdarzyć, że pewnego dnia uznasz, że masz już dość pływania i odwrócisz się, by popłynąć z powrotem, ale lądu już nie będzie. Nie wrócisz. Będziesz za to wciąż wciągany pod wodę, przez rekiny i jeszcze coś innego, jakąś nieznaną otchłań pod Tobą. Jedyne, co możesz zrobić, to płynąć w dół, do miejsca, gdzie jeszcze nikt nie był przed Tobą.

Przez lata ukształotwaliśmy pewną społeczność i jest to taka jej wewnętrzna walka. Jeśli okażę słabość, to człowiek przede mną wdepcze nasze ideały w ziemię. Nasze tradycje, prawa, całą naszą grupę. W rzeczywistości my, nekromanci, nie obawiamy się śmierci, lecz siebie nawzajem. Wiemy, że ktoś poniżej może stać się zbyt potężny przez to, że natknął się na odpowiedniego demona dysponujacego odpowiednią mocą czy też dlatego, że podziemiu poświęciliśmy wystarczająco potężnego ducha. Wiemy, że pewnego dnia jeden z nas może powstać i spróbować utworzyć zmienić ziemię w królestwo umarłych.

Rada sądzi, że jest człowiek stanowiący zagrożenie. Jak tylko znaleźli jego pamiętnik wysłali mnie, bym go odszukał. Kiedy mój ojciec dowiedział się, że jego własny brat przez różnicę zdań opuścił zgromadzenie i oddał krwawnik jakiemuś przypadkowemu dzieciakowi, wydał na niego wyrok śmierci. Nie mogliśmy rozpocząć poszukiwań dopóki on nie używał kamieina. Dopiero ślad jego mocy to było coś, czego mogliśmy się chwycić.

Jakiś mężczyzna minął mnie w toalecie, cicho mówiąc "przepraszam" i unikając kontaktu wzrokowego. Wyglądał na zmęczonego i jakby... odwodnionego. Niezły początek - to może być on.

Myjąc ręce specjalnie się ociagałem w nadziei, że niedługo skończy i będę mógł ujrzeć jego twarz w lustrze. Zająć go na dziesięć sekund jakąś pogawędką. Czymkolwiek. Długą drogę przebyłem i wykorzystam każdą nadarzającą się szansę i możliwość.

Musżę wiedzieć. Nie mogę teraz wyjść, nawet jeżeli jestem tak blisko śmierci. Mogę się tu chwilę pokręcić. On ma coś... wspólnego ze światem duchów; może w tej chwili wiedzieć o nim więcej niż ja dowiem się przez całe życie. Jeśli to on, to potrafi lepiej się ukrywać niż ktokolwiek w naszej historii.

Wiem częściowo, do czego jest zdolny. Ale nie wiem wszystkiego.

Mam nadzieję że ta minuta w łazience będzie zakończeniem dla najdłuższego pościgu w historii Rady. Jeśli to on, to będę mógł zostać jej członkiem. Jeśli nie, cóż, będę musiał czekać przez kolejnych sto lat. Moja ambicja do bycia członkiem Rady jest niczym w porównaniu do żądzy władzy.

Łazienka jest nowoczesna, czysta, pięciogwiazdkoda. Rzecz jasna, w samym sercu Soho. Szambo dla młodych buntowników. Zielone światło w tym miejscu jest stanowczo zbyt silne - to wskazówka numer jeden, że dobrze trafiłem. Przelećmy resztę listy.

Kiedy już go strząsnął, przez kolejnych pięć sekund drapie się po jądrach i je jakoś tak pociera, jakby spędził kilka godzin w klubie dla swingersów, znajdującym się powyżej ubikacji. Nawet jeżeli nie jest ciotą, to dalej jest zboczeńcem i zdecydowałem że jeżeli to będzie już moja szósta pomyłka w tym roku, to z czystej frustracji poświęcę go.

Czekając na niego już po raz drugi myję ręce, starałem się nie okazać obrzydzenia. W końcu zapiął rozporek i podchodzi do umywalki. Mamy więc wskazówkę numer dwa.

"Oblałeś się czymś?" Pyta mnie.

Jeszcze nigdy nie słyszałem jego głosu. Brzmi inaczej niż się spodziewałem.

Wiem, w jaki sposób ten cholernie niebezpieczny mag postrzega świat. Popełnił błąd, dzieląc się ze mną swoim najbardziej intymnym wyznaniem. Nie powinien był nigdy go spisywać. Jeśli jestem wystarczająco silny, jego ego może być jego słabością. Może.

To musi być on. W ciągu sekundy ta myśl zdążyła mi tysiąc razy przemknąć przez umysł.

"Sałatka z krabów. Dobra jak diabli, ale nie potrafię zjeść bez ubrudzenia się nią." Odrzekłem, wyciskając kolejną porcję mydła na kawałek papierowego ręcznika i pocierając nim moje idealnie czyste rękawy.

"Nie jesteś czasem za stary, by tu jadać? Myślę, że powinieneś być teraz w Mesie albo Palmie." Tutaj miał słuszność. Wiedziałem, że nie pasuję tu - w całym budynku byłem jedyną osobą powyżej dwudziestego piątego roku życia.

Jest odważny. Myśli, że jest niepokonany i wiem, że wskazówka numer trzy. Zawsze pewnie mówi to, co myśli. To by tłumaczyło cztery rozwody i typowo męski wystrój jego domu na mieście.

Wpatrywałem się w odbicie w jego oczy, odbijające się w lustrze, a on sam był skupiony na mojej kieszeni. To wskazówka numer cztery, najważniejsza ze wszystkich. Wiem, że jest on nekromantą złodziejem; jego oczy mają w sobie jakiś zielony błysk, coś, czego normalny człowiek nie posiada. On wyczuwa kamień, czuje to zimno bijące z mojej kieszeni. Wiedział, że mnie to wkurza i mniej niż pół minuty później stał tuż obok mnie. To przez to, ze nie może zignorować tego przyciągania. To pokazuje.

To on.

Zanim umrze, muszę poznać jego historię. Muszę wiedzieć jak używa magii krwi beż artefaktu, nawet jeżeli ojciec miałby mnie za to zabić.

Czuję, jak wzywa nas obu. Błaga, by go użyć. Nawet mnie jest trudno odmówić. Nie dziwi mnie, czym się stał w tak krótkim czasie - nie miał nikogo, kto trzymałby go w ryzach. Czuję, że za tą dwudziestoletnią twarzą i piękną fryzurą czai się demon w ludzkiej skórze. Sięgnąłem do kieszeni a jego oczy rozszerzyły się, kiedy pojął znaczenie tego spotkania.

Kamień był zimny w dotyku, ale moje palce prześlizgnęły się po nim i sięgnęły ku paczce gumy do żucia. Wziąłem kawałek i wyciągnąłem paczkę ku niemu.

"Chcesz odświeżyć oddech? Pewnie masz randkę, taki młody i w ogóle. Założę się, że jest nawet młodsza od Ciebie." Powiedziałem z uśmiechem.

Zająkał się i spróbował coś powiedzieć, ale zajęło mu dłuższą chwilę, zanim się pozbierał. Pewnie od dziesięcioleci nie wyglądał tak niepewnie.

"W porządku. Nie chcesz nic mówić, to nie mów. Wiesz... Twój pamiętnik był całkiem ciekawą lekturą." Powiedziałem, czując w ustach narastającą miętową świeżość.

Nie spieszył się, szukając odpowiednich słów. Myślę, że to poczęści ze strachu, po części z podniecenia, a po części po prostu ze zwykłego oszołomienia. Nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek tego dokonał. Być może czekał na ten dzień, może się go bał. Ale bardziej niż pewnym jest, że od początku był pewien, że to jest niemożliwe. Był wystarczająco zarozumiały myśląc, że nikt nie jest w stanie dokonać tego co on, czy coś w tym stylu.

"Masz coś, co należy do mnie. To był kawał czasu. Mam nadzieję, że dobrze Ci służył, ale teraz proszę o jego zwrot." Powiedział.

"W jaki sposób odprawias rytuały bez kamienia? To jest przecież niemożliwe." Powiedziałem. Miałem do niego całą litanię pytań a ojciec chciał, bym sprowadził go do naszej celtyckiej ojczyzny żywego, ale niewiele mnie to obchodziło. Ten człowiek nie znał żadnych ograniczeń, więc może mi udzielić prawdziwych odpowiedzi.

Zbierał coś w sobie. Coś potężnego.

Jeśli teraz zdecyduje się na pojedynek, będę martwy. Mam to jak w banku.

"Jeśli uprawiałeś tę sztukę zanim odnalazłeś mój dom i to, co tam zostawiłem, powinieneś już wiedzieć. Prawie nie masz nekropotencjału." Powiedział, śmiejąc się ze mnie.

Zapytałem go - "jesteś rozczarowany?"

Nie odpowiedział od razu; zamiast tego, podszedł do drzwi do toalety i wyciągnął dłonie naprzeciw nich. Wypolerowane drewno zaczęło lśnić impulsami energii, aż w końcu szczelina między drzwiami a framugą przestała istnieć, tworząc swego rodzaju barierę. Oddzielając to pomieszczenie od realnego świata uczynił z niego scenę dla swojego przedstawienia. Wyjął z kieszeni mały kawałek kredy i przyklęknął.

Obserwowałem, jak kreśli krąg przywoływania, ale stałem dokładnie na jego linii, uniemożliwiając mu skończenie go.

"Przesuń się".

"Powiedz mi, jak. Nie przyszedłem tu, by cię wydać. I jeśli nie będę musiał, to Cię nie zabiję." Oczywiście blefowałem. I miałem nadzieję, że on się nie zorientuję.

"Nie poproszę po raz drugi."

"Nie odejdę bez odpowiedzi." Nie dawałem za wygraną.

W następnej chwili dostrzegłem zimny, ciemny błysk pojawiający się dookoła jego dłoni, samemu nie będąc zdolnym do zrozumienia natury tego ataku. Poczułem potężne uderzenie w klatkę i twarz.

Czułem, jak pod naciskiem magii śmierci tył mojej głowy po prostu się rozpada, a jej zawartość wyciekają na zewnątrz. Moja głowa leżała na czymś twardym. Jękłem i poczułem, że coś zalewa mi usta. W końcu zrozumiałem, że leżę jak długi na podłodze.

W ciągu jednej chwili przeszedłem od stania na środku łazienki do kupy połamanych kości na podłodze; nie miałem żadnego pomysłu na obronę i wiedziałem, że jest już po wszystkim.

Nie mam żadnych szans: moja szczęka jest połamana, nie mogę mówić.

Kolejny błysk, niebieski tym razem. Czuję, jak kości się zrastają, a tkanki łączą się w jedność. Czuję, jak każdy fragment mojego ciała łączy się z innymi. Ten ból jest niewyobrażalny; gorszy od wszystkiego, co przeżyłem.

Nie zdawałem sobie sprawy ze stopnia zniszczeń w moim ciele, dopóki on nie zaczął składać go w odwrotnym porządku, kiedy czułem ponowne złamania tych samych kości aż wszystkie trafią na swoje miejsce podczas działania zaklęcia. Kiedy nastał wreszcie koniec, dyszałem wewnątrz kredowego okręgu i już chciałem go błagać o łaskę, ale wiedziałem, że to byłby błąd. Fatalny.

Czułem, jak moje ciało znowu jest jednością, on jednakże trzymał mnie wewnątrz kręgu za pomocą jakiegoś zaimprowizowanego pola siłowego. Jedyne, czym mogłem ruszać, to były usta. Znowu miałem głos.

Był odpowiedzialny za cierpienia, jakich doznałem, a jednak zdołałem wyszeptać krótkie "dziękuję" za uleczenie mnie. On jednak zingorował mnie i przyłożył do mojego czoła lodowaty kamień, w drugiej ręce trzymając zakrwawiony kris.

Czułem jak cienkie, pokrzywione ostrze przecina mi nadgarsteki. Wysączał ze mnie trochę krwi.

Czułem narastające osłabienie, kiedy poruszał rękoma tuż nad moją twarzą. A jednak... Był na pewien sposób litościwy.

Usłyszałem "marbh kala". Znam ten syczący, stary język. Zdumiało mnie, że on zna słowa, których ja sam uczyłem się od ojca i z ksiąg w naszej siedzibie.

Zacząłem się unosić w powietrzu, a z nadgarstka spływał szkarłatny strumień, który on zbierał na środku okręgu. Przeciął tętnicę na drugim nadgarstku oraz na szyi. Zbierał krew w ilości mówiącej mi, że nie przeżyję.

Ona... Ona pojawiła się w najmniej odpowiedniej chwili, ale nie byłem już w stanie ufać swoim zmysło, które zamroczenie po kolei otępiało. Już nie mogłem się dłużej skupiać. Słyszałem jej głos, a potem jego. Myślę, że on ją przywołał do łazienki, aby móc jakoś ukryć przed światem swe prawdziwe zamiary. Nie wiedziała, co się dzieje. Z każdą chwilą traciła rozum, a jeszcze przed chwilą była normalną dziewczyną.

Usłyszałem tylko głośne "NIE" i gardłowy ryk. Zawiesił jej ciało nad moim i zaczął kolejne zaklęcie. Chyba była już wtedy martwa.

Syk zmienił się w potok pojedynczych sylab i najprostszych dźwięków, których nie zrozumiałbym nawet gdybym był w pełni sił na ciele i umyśle. Mówił w tym języku płynniej niż mój ojciec kiedykolwiek mówił.

Kiedy tak patrzyłem, jak jej krew miesza się z moją w kałuży na podłodze zdałem sobie sprawę, że ten człowiek jest poza wszystkim, co kiedykolwiek będę w stanie osiągnąć. To za jego sprawą zacząłem uważać, że w posiadanie prawdziwej potęgi można wejść tylko poprzez samodoskonalenie się, przez odkrywanie samego siebie, a nie przez ciągłe wkuwanie zaklęć i obrzędów magii śmierci, ograniczających od stuleci jej rozwój.

Jej oczy były czarne, niczym bezdenna głębia. Kiedy oczekiwał aż się wykrwawi sam zauważyłem, że już przestałem krwawić i już powinienem nie żyć. Utrzymywał mnie przy życiu pomimo całkowicie suchych żył po raz kolejny pokazując mi coś, co dotąd uznawałem za niemożliwe. Unosiłem się i rozglądałem, aż w końu zdałem sobie sprawę, że nawet jeśli to mają być moje ostatnie chwile, to nie zasługuję na nie. Nie załuguję na żaden z tych mrocznych darów, jakie on mi przekazuje w tym zakątku niższego świata.

Oddycham mimo braku powietrza. Nie potrzebuję już oddychać. Zablokowany w rytuale, którego nigdy dotąd nie widziałem jestem żywy, będąc jednocześnie martwym. Nie wiem, co jest jego celem. Mogę jedynie obserwować.

W końcu przestał mówić. Zaklęcie było gotowe.

Krew na podłodze wyglądała, jakby żyła własnym życiem, jakby chciała się z nim połączyć, czy też jakby były to dwie osobne kałuże, pragnące połączyć się ze sobą. Mogę wyczuć te ruchy w swoim umyśle, ale ta błyszcząca krew nie należy do mnie. Należy do niej.

Plama zaczęła się unosić, tworząc rosnącą spiralę kierowaną nekropotencjałem prawdziwego mistrza. Nabiera coraz to bardziej niezwykłego kształtu, tworzy zarys jakiejś istoty, ale nie takiej, jakie chodzą po tej ziemi. To jakiś przywołany demon, mający tylko tymczasowe, płynne ciało.

Krwawa istota przemówiła. "ARDMHAISTIR". Wyczuwam w tym celtyckie brzmienie. Najwyraźniej uczył demony posługiwać się językami powstałymi w ludzkich umysłach, a ja tylko czekałem na kolejny raz, kiedy zaimponuje mi głębią posiadanej mocy. Obserwowałem go tak i pomyślałem, że ta istota chciała powiedzieć "dziękuję" czy też "panie", ale nie jestem tego pewien.

Powiedział "Glac eisean". Wiem, co te słowa znaczą. Mój ojciec wypowiedział je do ducha mojej matki, kiedy ja tkwiłem w jej łonie.

Przez jej ból, cierpienie oraz możliwość nagłej śmierci dziecka, wpierw wyszła moja główka. Zanim mogła spokojnie odejść w stronę otchłani, musiał przywołać jej ducha.

Zapytał ją, gdzie by teraz był, gdyby nie jej miłość, trzymająca go przy życiu. Otrzymała jedną odpowiedź. Glac eisean.

Brać go.

Miałem tylko na myśli śmierć jako istota ludzka, ale byłem przecież synem człowieka, dla którego śmierć jest jedynie zabawką. To czyniło go iście szatańskim ojcem, ale także znakomitym nekromantą.

Krwawy demon był na jego usługach.

Powoli unosił się w powietrzu, a ciecz, z której był zbudowany, sciekała z niego trzema strumykami. Zatrzymał się nam moimi rozciętymi nadgarstkami i gardłem, po czym z siłą pocisku przebił się przez moje żyły, wedle woli utrzymującego krąg.

Powrót krwi do mojego ciała oraz zakończenie rytuału dało mi na powrót siły. Gdy skurcze ustały zauważyłem, że ponownie mogę ruszać kończynami. Zawiesiłem nogi nad okręgiem i w końcu stanąłem na łazienkowej podłodze, jakbym wstawał z niewidzialnego łózka.

"Czego chcesz ode mnie" zapytałem go. Odpowiedź na to pytanie mnie przerażała, ale zarazem była czymś, co musiałem wiedzieć.

"To nowy rytuał, bez kamienia. Teraz widzisz, jakiego poświęcenia potrzebujesz. Każda chwila, każda kropla musi zostać zastąpiona. Nowa dusza. Jest to najbardziej wymagający rytuał dla każdego nekromanty, za wyjątkiem jednego." Powiedział.

Spojrzałem w lustro i faktycznie, moja twarz była równie młoda jak jego. Już nie dobiegałem czterdziestki, lecz na powrót miałem dwadzieścia kilka lat.

"Próbowałem tyle razy, nawet z krwiakiem. W porównaniu z tobą, jestem niczym." Powiedziałem.

"Pewnego dnia pomyślałem, że ktoś móglby pokazać się i pomóc mi zrozumieć ten kamień. Nigdy bym nie przypuszczał, że to mógłby być ktoś z rodziny tamtego starca. Nie wiedziałem, że są jeszcze inni, potraktowałem to jak zwykłe wyzwanie. Wcześniej moje życie było proste, tak proste, tak przerażająco nudne, że chciałem umrzeć. Ilu istnieje takich jak my?" Zapytał mnie.

"Licząc mnie, jest nas dwudziestu trzech. A gdyby wiedzieli to, co teraz ja wiem, przysłaliby najlepszego. Jestem nikim. Myślą, że jesteś jakimś wyrostkiem, bawiącym się mocą, której nie potrafi pojąć ani kontrolować. Ale zapanowałeś nad śmiercią lepiej niż ktokolwiek, kogo widziałem. Nie masz konkurencji." Powiedziałem.

"Nekropotencjał to nie nauka. Tego się nie wyuczy z książek. Ćwiczysz i poświęcasz. Poświęcasz raz po raz. Stracisz wiele życia w poszukiwaniu na sposób wydłużenia go." Jego głos był teraz niezwykle ponury.

"Zostałem wysłany z misją zniszczenia cię przez mojego ojca. Jezeli wrócę nie ukończywszy zadania, on sam mnie zabije."

"Masz większe szanse przeciwko niemu, czy przeciwko mnie?"

"Przeciw niemu." Westchnąłem, a policzki mi zaróżowiały. Było mi wstyd, że przywódca całego zgromadzenia, będący jednocześnie moim ojcem, jest tak słaby w porównaniu z tą potęgą.

"Chcesz wiedzieć, dlaczego napisałem tamten pamiętnik?"

"Z tego samego powodu, dla którego zostawiłeś tam swój akt zgonu. By wyśmiać ludzi z poczuciem sprawiedliwości."

"Nie byłeś pierwszym, ktory go przeczytał. Był jeszcze pewien detektyw, który został odsunięty, bo nie wytrzymał psychicznie kiedy odkrył część tego, co zrobilem. Nigdy nie wziął kamienia. Próbował posłużyć się prawem."

"Ile lat mu zabrałeś?" Byłem ciekaw.

"W ogóle. Jego czas dostała Sasha."

"Twój pies? Wciąż żyje?"

"Już prawie nie jest psem. Teraz bliżej jej do piekielnego ogara. Ale tak. Jestem do niej przywiązany."

"Ale jeżeli nie przez zarozumiałość, to po co zostawiać po sobie ślady? Czy nie czujesz się lepszy od innych?"

"Władza. Czy ojciec opowiadał ci historię Cogath dar Marbh?"

W tym momencie zrobiło mi się niedobrze. Już wiedziałem, czego chciał. Legendarnej aspiracji każdego nekromanty. Wojny umarłych.

"Proszę, nie. Nie ja."

"Zostawiałem te ślady, by móc znaleźć kogoś, kto teraz stoi wewnątrz okręgu, ponieważ potrzebuję dwóch osób do ukończenia go. Przez ten cały czas czekalem, nie robiąc praktycznie nic. Nie wyjdziesz stąd, jeżeli nie pomożesz mi zakończyć tego rytuału."

"Nie, nie mogę. Czemu chcesz uwolnić..." Tutaj mi przerwał.

"Tak, to musisz być ty. Ktoś, kto poczuł dotyk otchłani."

"Skąd znasz tą legendę?" Teraz szeptałem, ze strachem w oczach.

"Być może rozmawiałeś z umarłymi, twój ojciec również. Ale nie słuchaliście ich. Nie pytaliście, czego one chcą."

"Nie służymy im. To one służą nam." Wiedziałem, że to tylko puste słowa. Jego głos przerażał mnie. Wyglądał, jakby upijał się potęgą.

"Umarli dali mi nieśmiertelność i już wystarczająco długo im rozkazywałem. Teraz ich kolej, dam im to, czego one chcą." W oczach miał szaleńczy błysk i wiedziałem, że nie powstrzymam go. Był tak cholernie ambitny, że nic go nie powstrzyma przed przywróceniem umarłych na ziemię.

"Już teraz jesteś najpotężniejszym władcą umarłych. Dlaczego więc chcesz iść dalej? Chyba nie potrzebujesz większej władzy, to pewne." Wtedy myślałem o moim ojcu i jego zaślepieniu i wiedziałem, że ten mój staruszek już wkrótce zginie z ręki tego człowieka.

"Jak widać, nie rozumiesz, młody. Jak tylko ujrzałemi ich na moim strychu, powiedzieli, że należę do nich. I że w zamian za wierną służbę sprowadzę ich na ziemię. Dlatego właśnie chcę zostać liczem - połączonym ze śmiercią ucieleśnieniem potęgi. Czy zdajesz sobie sprawę, jak długo czekałem? Ale tu już nie chodzi o mnie. Chodzi o nich." Kiedy mówił, oblizywał wargi i splatał palce. Nie mogłem się ruszać. Moje nogi zostały zamienione w kamień.

"Potrzebujesz dwóch. Myślałeś, że jesteś jedynym nekromantą na całym świecie, więc zostawiłeś kamień, żeby zobaczyć, czy ktoś będzie zdolny zrozumieć tę sztukę, czy zacznie ją zgłębiać, żebyś mógł go poświęcić w rytuale." To zaczynało mieć sens. Tu nie chodziło o jego ego. Tu nie chodziło o władzę.

Chciał jedynie ukończyć rytuał który nigdy jeszcze nie został ukończony. Cogath dar Marbh.

Podłoga zaczęła się rozpadać, rozrzucając wszędzie jej fragmenty. Pulsujące pasma owinęły się wokół moich nadgarstków. Były jak krwawe macki, usiłujące ściągnąć mnie w czarną otchłań pod nami, z której pochodzily.

Jego twarz się zmieniała. Mury pomieszczenia zniknęły, staliśmy teraz gdzieś pośród pustki. Pod rozbłyskami widziałem kości jego twarzy. Widziałem człowieka zmieniającego się w demona którym naprawdę był, i towarzysząca temu groza przenikała mnie do szpiku kości. Te śnieżnobiałe kości, rozświetlane dodatkowo łukami niewielkich błyskawic - to było dla mnie coś pięknego. Chciałem stać się tym, czym on jest teraz, kiedy stoi tuż przede mną.

Gwałtownie przejechał nożem po swojej piersi, rozlewając krew na tej zawieszonej w nicości wysepce skalnej, na której staliśmy.

Demon nie mógł się przeciwstawić jego nekropotencjałowi. To olbrzymie kłębowisko, jeden wielki chaos czarnych płomieni, było na jego rozkazy. Głos eksplodował mi w uszach, niepodobny niczemu, co słyszałem kiedykolwiek w życiu.

Tutaj, na ojczystych obszarach umarłych, nie musiały używać ludzkiego języka, by się z nami skontaktować. Słyszeliśmy je i rozumieliśmy.

Powiedział demonowi, że jesteśmy blisko wojny, i że musi zanieść wiadomość dla duchom, by się zebraly w jakimś bezpiecznym miejscu.

Do inwazji.

Demon, zanim odszedł, powiedział mu, że nie może ukończyć rytuału bez dwoch nekromantów.

Zawył ze złością, wskazując na mnie.

Demon potrząsnął głową i odszedł w pustkę. On jednocześnie zawył z furią, jeszcze raz machając krisem. Posłał kolejną zieloną falę uderzeniową, powalając mnie na kolana, jednak tym razem nie połamał mi żadnej kości. Pokrzywione ostrze było niebezpiecznie blisko mojego gardła.

"JEDNYM Z NICH? JEDNYM KURWA Z NICH?" Powtarzał to wciąż i wciąż, coraz bardziej bredząc, tnąc moje ręce i ramiona, kiedy próbowałem uniemożliwić mu zatopienia noża w moim oku.

"Proszę, przestań. Co ty..." Jąkałem się. Ostrze było tak ostre, tak bolesne.

"Byłeś martwy na trzy miesiące zanim jeszcze wyszedłeś z jej łona. Twój ojciec odprawił rytuał i dał ci oddech zanim jeszcze się urodziłeś. Kiedy przyszedłeś na świat, ledwie dysząc, ze skurczonym ciałem, dokonał targu z podziemiem. Zabrały życie twojej matki, zamiast twojego." Powiedział.

I wtedy zrozumiałem. Zrozumiałem, że nie jestem człowiekiem, i że nigdy nie posiądę mocy lepszej niż ten człowiek, czy jakikolwiek inny.

Zrozumiałem, że jestem umarły, a jego władza nade mną wynika z prostego faktu, że jest nekromantą.

I zaśmiałem mu się w twarz.

Kiedy w końcu się otrząsnął, zauważyłem, że patrzył na mnie z pewną tęskotą i wiedziałem, że szanuje mnie, jako iż jestem martwym duchem w ludzkim ciele.

Będę częścią jego królestwa na ziemi i nie powtrzymam go przed spełnieniem jego marzeń.

Zacisnął pięści nad środkiem kręgu i powoli zrekonstruował łazienkę, aż wszystko powróciło na swoje miejsce, a blokada na drzwiach zostala zniszczona.

Przwrócil także i mnie do stanu sprzed wkroczenia do jego sanktuarium z tym wyjątkiem, że teraz jestem dwudziestoparoletnim duchem, chodzącym pomiędzy klientami restauracji, kameleonem z podziemia.

Kiedy wyszliśmy na chodnik, nocne powietrze cudownie zagrało na mojej skórze. Idyllę tę burzyło ostrze, skierowane w plecy.

"Zabierz mnie do twojego ojca."

I tak zacząłem iść. Przy okazji jakieś pokręcone zwierzę z oczami jak sam Szatan przyłączyło się do nas. Sasha.

Będąc zakładnikiem największego mistrza Hadesu i jego pupila, przyspieszyłem kroku wiedząc, że wojna umarłych rozpocznie się przed następnym wieczorem. Czułem także, że cierpliwości nie da się wyczerpać.

To jest teraz moja wojna, nawet jeśli jestem jedynie spisanym na straty piechurem. Nie spocznę, póki morderca, który przehandlował moje nędzne życie za matki nie zazna sprawiedlwości. Następnie odnajdę pozostałych dwudziestu dwóch i ukarzę ich za ich słabość, jeśli on nie zrobi tego pierwszy.

Byłem martwy jeszcze zanim przyszedłem na świat i to znaczyło, ze on nie jest moim ojcem. Jedynie manipuluje duchami. A ja jestem jednym z nich.

Ten, który tak litościwie daje mnie i całej reszcie swoje królestwo. Władca szkieletów, żywych trupów, krwi i kości. Dający zbawienie, z nekropotencjalem wystarczającym do spełnienia naszych marzeń.

Teraz jestem z moim prawdziwym panem, który nigdy nie spocznie.

Nie, dopóki ostatni żywy nie zniknie z powierzchni tej planety.
  • 2



#338

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Uwaga! Nie jest to typowa pasta, tylko artykuł i nie do końca jest straszny. Wklejam, bo kojarzy mi się z Zatoką Świec.

http://karawana.eu/i...ka-dziecinstwa/
  • 10

#339

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Płomienie.
Alarm. W mojej dzielnicy w ostatnim czasie spłonęły cztery domki jednorodzinne. Oczywiście według rządu powinienem zacząć się bać. Środkowy palec w ich stronę, nikt nie będzie mi rozkazywać.
Zresztą, dziwią się? Do cholery, gdzie była straż pożarna, co? A znając życie ktoś po prostu znowu zasnął z petem w gębie. Albo jakiś gówniarz się bawił zapałkami. Nie będą mi wmawiać jakichś popieprzonych teorii o piromanie czy cos w tym stylu.
Płomienie za każdym razem strzelały wysoko i zabijały wszystkich którzy przebywali w budynku. Nie, nawet nikt nie umarł w szpitalu, zawsze wyciągali spalone zwłoki. Swoją drogą, nie myślicie, ze to dobry sposób żeby ukryć morderstwo? Wiecie, w takiej spaleniźnie większość dowodów pewnie idzie w pizdu…
Tak myślałem przez pierwszy tydzień. A potem spłonął budynek tuż obok mojego domu…
Pierwszy raz trafiło się, ze ktoś przeżył. Mała dziewczynka, trafiła do szpitala. Gdy tylko przebudziła się ze śpiączki, pomimo że powinna spać, zaczęła krzyczeć. Krzyczeć o tym, ze on przyjdzie.
Kolejnego dnia spłonął szpital. Kilka osób zmarło, ta dziewczynka też. Ale szczerze mówiąc szybko ugaszono płomienie.
To było niepokojące. A jeszcze bardziej stało się, gdy usłyszałem wypowiedź jednego ze strażaków.
Mówił, ze płomienie były… Złośliwe. Nie potrafił tego wytłumaczyć, twierdził, ze używają najnowszych metod, a pomimo tego ogień nadal płonął. Jakby miał wole przetrwania.
Brzmi to jak brednie, ale uwierzcie, potem spłonęło jeszcze dużo budynków. Wtedy wszyscy już byli pewni, ze do czynienia mają z jakimś maniakiem który mści się na społeczeństwie jako ogóle, podpalając losowo wybrane domy.
Tych ludzi NIC nie łączyło. Oprócz tego, ze mieszkali w jednej dzielnicy.
Oczywiście wybuchła panika. W telewizji ciągle to samo, w jednym programie wypowiada się strażak.
- Czy są jakieś metody aby łatwo ugasić taki ogień?
- Oczywiście, nie wszystkie…
Kolejny program – wywiad z psychiatrą.
- Czy spotkał się pan kiedyś z przypadkiem który mógłby pasować do naszego szaleńca?
- Oczywiście, ale nie można od razu zakładać, ze…
Sranie w banie. Nic nie wiedzą, same wymijające odpowiedzi. Gdyby naprawdę się bali na ulicach stałyby wojska, a tak uspokajają ludzi jakimiś kłamstwami.
A płomień płonie. Coraz mocniej.
Na wszelki wypadek zaopatrzyłem się w broń. Oczywiście, że nie legalnie, teraz to pewnie spisaliby moje imię, nazwisko, rok urodzenia, numer buta i inne podobne pierdoły. Na wszelki wypadek. Cholerne policyjne państwo…
Kupiłem coś małego i poręcznego, idealnego, żeby wpadkowa naboje w ciało jakiegoś pojeba…
Czułem to. Czułem, ze to się zbliża.
W nocy zbudził mnie hałas. Jakby szuranie. Cicho wstałem i chwyciłem moją broń. Szuranie dobiegało z piwnicy. Byłem pewien że to podpalacz. Wokół panowała ciemność, ale ja nie zapaliłem żadnego ze świateł. Chciałem zaskoczyć go w mroku i zabić. Po prostu.
Drzwi piwnicy były lekko otwarte i przez tą wąską szparę do korytarza wpadało światło. Podszedłem jak najbliżej i czekałem. Słyszałem tylko skrobanie i skrzypienie. Wtedy nagle otworzyłem drzwi.
Pytacie dlaczego tego nie zastrzeliłem? Gdybyście zobaczyli to co ja, tez pewnie nie moglibyście zrobić ruchu.
TO stało przy ścianie. W czymś, co mogłoby być dłońmi, trzymało dwa karnistry z benzyną. Właśnie chyba miało wylać jeden, ale zatrzymało się i wpatrywało we mnie a ja w nie.
Całą jego czarną skórę pokrywały blizny, niektóre krwawiły albo były zaropiałe. Wyglądało na to, że to coś samo było ofiarą pożaru, jakby dopiero co uciekło z jednego z płonących budynków. Prawie siedziało, jakby w kuckach. Ah i oczy. Nie było oczu. Było tylko czarne, zrośnięte mięso. Przyglądało mi się. W końcu zaskrzeczało przeraźliwie i zaczęło się wspinać do okna przy samym suficie piwnicy. Skrobało swoimi przydługimi paznokciami o ściane aż w końcu uciekło. A ja nie mogłem się ruszyć. Po prostu nie mogłem.
Od tego czasu w okolicy nie spłonął żaden budynek. Chyba się przeniósł.
A ja po prostu czekam na informacje, że znowu coś zaczęło płonąć. On nie odpuści
  • 2

#340

Wyxud.
  • Postów: 111
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano






Fajne, nie? :D
  • -3

#341

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Beau część III



„Vox”
Kiedy przemówił jego usta się nie poruszały, ale mięśnie gardła wyraźnie drgały; czysty głos wydobywał się wprost z niego, jednak nie w mojej głowie, ani nic w tym stylu. Miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale nagle chwycił go potężny skurcz i drgawki klatki piersiowej, zaczął wymiotować. Przy każdym bolesnym i ostrym odruchu wymiotnym wydalał z siebie tłuste, smoliste robaki. Zanim wymiociny dotknęły ziemi, owady rosły w oczach i wyrastały im wyraźniejsze elementy ich budowy jak odnóża lub czułki. Zajęło mi trochę czasu, zanim zorientowałam się, że wlepiam swój wzrok w wielkie, czarne żuki.

Bzyczały tak głośno, że przez chwile miałam wrażenie, że moje oczy i uszy zaczną krwawić od tak wysokiej częstotliwości dźwięki. Czułam jak zęby drgają i wwiercają mi się w czaszkę. Mózg zaczął intensywnie pulsować, a ciśnienie w głowie rozsadzało tkankę żywą w oczodołach.

Żuki zaczęły pełzać po Beau, ale ja już tego nie dostrzegłam, bo widziałam przysłowiowe gwiazdy. Nie mogłam oddychać i wydawało mi się, że serce rozciąga się do granic możliwości, przez co nie jest w stanie przepompować ani jednego mililitra krwi do przeciążonego mózgu. Dalej urwał mi się film i nic nie pamiętam. Straciłam przytomność.

Obudziłam się z taką suchością w ustach, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłam i takim potężnym bólem głowy podobnym do wszystkich moich przeżytych kaców razem wziętych. Leżałam w swoim łóżku, ale nie było ani śladu po armii robali ani niczego w tym stylu. Mój przyjaciel akurat kończył pracę, więc kiedy łyknęłam tylenol i w miarę się pozbierałam do kupy, zadzwoniłam do niego i zapytałam, czy nie zauważył czegoś niezwykłego ostatniego wieczora, kiedy był u mnie w domu. Po prostu ocknęłam się, poszłam do siebie, a on został na kanapie.

Po tym zdarzeniu zadzwonił do mnie osobiście mój terapeuta, który poinformował mnie, że moja firma ubezpieczeniowa zgodziła się sfinansować badania tomografem komputerowym i jestem umówiona na środę. Odpowiedziałam, że cieszy mnie takie rozwiązanie, bo powoli zaczynam odchodzić od zmysłów. Opowiedziałam mu o śnie. Odparł, że nie ma czym się przejmować. Te rzeczy mogą się przytrafiać każdemu, kto jest na tyle głupi, by zażywać takie ilości narkotyku.

Niech to będzie przestrogą dla was wszystkich; i jesteśmy znów w punkcie wyjścia. Jest coś więcej. To stało się dziś doprowadzając nas do miejsca, w którym aktualnie się znajdujemy. Przepraszam, staram się przekazać Wam jak najwięcej istotnych informacji, które staram się umieszczać na bieżąco, by niczego nie przegapić. Zaczynam się powoli rozpadać. Ten koszmar senny naprawdę mną wstrząsnął. Najczęściej mam bardzo zróżnicowane sny, ale to przebijało wszelkie dziwaczne sny.
(W śnie Beau tak naprawdę nie powiedział „Vox”. Wymówił moje imię. Należałoby zakładać, że za każdym razem, gdy on wypowie „Vox„ to jest to wymyślone przez niego imię dla mnie).

Tak czy siak czuję, że dzisiejszy temat będzie poświęcony snom. Powracając pamięcią wstecz, przypominam sobie, że Beau nie zawsze towarzyszył mi przy zabawach, kiedy byłam obudzona. Często o nim śniłam, asystując mu w przygodach lub rozbudowując własne historie zmyślone na niby. Może dlatego większość tych wspomnień jest mocno rozmyta i niedokładna. Niektóre z nich są naprawdę dziwaczne, ale widzę je bardzo wyraźnie oczami wyobraźni. Ponadto często nie mają zbyt wiele sensu, przez co sama z trudem rozszyfrowuje, o co chodzi. Za wszelką cenę muszę opowiedzieć Wam o Beau i Łapaczach Snów.

Młody Król miał zamiłowanie do przyglądania mi się podczas snu. Opierał swój policzek o moje łóżko i uśmiechał się lekko, odsłaniając tylko trochę lśniące w świetle księżyca zęby. W takiej pozycji ze mną rozmawiał, ale musieliśmy szeptać, bo mogłaby usłyszeć mnie mama i mocno się zdenerwować.
Pewnej nocy wyznałam, że mam dzisiaj nadzieję na przyjemny sen. Zapewnił mnie, że tak się stanie.
„Przyniosę Ci sny”- powiedział- „Mogę zabrać każdy możliwy sen z łąk i przynieść Tobie, gdy będziesz już spać”.

Zapytałam, jak to jest możliwe, a on opowiedział mi poniższą historię…
Podczas swoich wędrówek, Beau nie tylko przenikał do naszego świata by kraść głosy. W naszym świecie jest o wiele więcej rzeczy do zobaczenia i jeszcze więcej do przywłaszczenia sobie. Podczas jednej szczególnej podróży znalazł się na Łąkach Snów. To nie są jednak takie łąki jak nam się wydaje, z kwiatkami i trawą. Jest to płaska powierzchnia pełna przemieszczających się oparów i mgieł, które nigdy nie znikają. Wraz z mgłą można było dostrzec małe błyski światła jakby iskierki piorunów zawarte w chmurach. Kiedy podszedł bliżej, rozbłyski iskier produkowały obrazki, które pojawiały się tylko na kilka sekund i znikały. Scenki przedstawiały latających ludzi, zwierzęta lub konkretne miejsca. To były sny. Beau nie był na Łące sam. Kiedy poruszał się przez mgłę, dostrzegł dziwne grono istot. Siedzieli w kółku na kamieniach lub leżeli beztrosko na ziemi, spoglądając na chmury. Posiadali bardzo długie rury, które zasysały iskierki, gdy te były w zasięgu. Łapali sny i pożerali je.

Sny są niczym. Są bezużyteczne i nienamacalne. To tylko zagubione myśli i plątanina wydostająca się z ludzkiego umysłu. Tak przynajmniej definiował je Beau. Dlatego też Łapacze Snów zawsze szukają więcej, nawet jeśli ich umysły najbardziej łakną tylko słodkich snów. Każdy por na ich skórze pokryty jest czymś w rodzaju wąsów, które poszukują jedzenia by podtrzymać się przy życiu. Wszystko, co dzieje się za ich przyczyną na Łąkach Snów jest zdaniem spragnionych, przerażających „macek” uczciwe i nie widzą w tym nic złego.

Beau, jak zawsze, nie bał się niczego, a tym bardziej jakichś tam Łapaczy. Szedł prosto na nich, ponieważ nie było żadnej ścieżki, którą mógłby ich okrążyć i definitywnie nie chciał się stamtąd ruszać, bo niezmiernie podobała mu się owa dziwaczna kraina. Niestety wąsy Łapaczy zarejestrowały obecność Beau i nawet sami Łapacze nie byli w stanie opanować się od łapania za jego płaszcze i próbowania wciągania go pod ziemię by go pożreć. Nie mieli oni zębów, ponieważ jedynie zasysali sny przez wielką rurę. Ich oczy były olbrzymie, a nos przypominał dziób. Beau próbował walczyć, ale w przeciwieństwie do twarzy pomagających potworowi z szafy, Łapacze mieli możliwość przemieszczania się. W końcu przytłoczyli go liczebnie.

Beau ukradł jedną z rur i starał się trzymać ich z daleka, ale wąsy były o wiele drobniejsze i mogły przeżerać się przez jego ciało. W momencie, gdy istoty miały wystarczająco dużo siły i ciągnęły go pod powierzchnię, ktoś głośno zadął w róg. Łapacze najpierw zamarli, a następnie oddalili się każdy w swoją stronę, jakby Beau nagle stał się trujący. Kiedy istoty zniknęły mu z pola widzenia, dostrzegł młodego wojownika, który wydawać by się mogło, stał na granicy porządku tego miejsca.

„Zakłóciłeś spokój Łapaczy Snów”- odrzekł Strażnik
„Oni pierwsi zakłócili mój spokój”- powiedział- „Ja tylko próbowałem przejść dalej”
„Musisz sobie zasłużyć na dalsze przejście przez moje Królestwo”- odpowiedział wojownik- „Pomogę Ci. Widzę, że jesteś przyjacielem Księżyca”. Beau odbywał dalszą wędrówkę po Łąkach Snów z Władcą tej krainy u boku. Tak długo jak przebywał w towarzystwie Strażnika, tak długo Łapacze ignorowali jego obecność, powracając do zasysania snów. Wojownik wydawał się być bardzo młody i posiadał lekko niewieści wygląd. Sprawiał wrażenie niezwykle opanowanego w otoczeniu tych mrocznych istot. Beau domyślał się, że mogło mieć to jakiś związek z mgłą otulającą Łąki. Młodzieniec lekko świecił, a dzięki wirującym obłokom zdawał się nawet błyszczeć, ponieważ składał się ze srebra i bladej, niebieskiej barwy.

„Księżyc jest moim bratem”- odparł wojownik- „Opiekuję się snami. Moi ludzie je produkują i wysyłamy je do umysłów śpiących ludzi po drugiej stronie”

„Ale dlaczego pozwalasz Łapaczom by je pożerali?”- spytał Beau
Wojownik tylko się wzdrygnął -„Taka już ich natura”
Beau prychnął, bo uważał, że jest to bardzo głupie.
„Jestem Królem Cichego Miejsca. Nikt nie będzie zabierał tego, co należy do mnie! Pożrę ich głosy, obedrę i będę nosił ich skóry ”.

„Więc jesteś w stanie ich pokonać”- odrzekł Król Snów
Następnie wojownik zaprowadził Beau do swojej najwyższej wieży z polerowanego kamienia gładkiego jak lód. Wspięli się na sam szczyt, prosto do komnaty Króla, gdzie stali i przypatrywali się ogromnym włościom, którymi zarządzał. Mgła rozproszyła się na tyle by móc dokładnie przyjrzeć się Łąkom. Oprócz Łapaczy było wiele innych rzeczy. Głębokie, wijące się potoki i przedziwne kreatury przemieszczające się wzdłuż brzegu w stadach. Na zachód jednak mgła była niezwykle gęsta. Sny, które tam się znajdowały wydawały się bardziej ponure i agresywne. Martwe ciała Łapaczy były dobrą pożywką dla dziwnie wyglądających ptakopodobnych stworów. Te niezwyczajne sępy rozszarpywały szponami martwe ciała, oczyszczając teren aż do ostatniego kawałeczka.
„Spójrz”- odrzekł Król Łąk wskazując palcem na krawędź jego Królestwa, na zrujnowany ląd. Jeden z sępów spoglądał na Łapacza w dość małej odległości, ale ten skupiony był tylko i wyłącznie na pożeraniu kolejnych snów. Potwór zaczął atakować obżartucha, próbując odciąć mu drogę ucieczki, latając dookoła niego i zaczepiając szponami, przez co Łowcy wydłubał oko, a dziwnymi szczękami rozdarł mu cały policzek pochłaniając go od razu. Wąsy od razu chciały przejść do kontrataku, ale z jakiegoś powodu ich działania spełzywały na niczym.

„To przez pióra”- wyjaśnił Król- „Są zbyt śliskie przez co wąsy nie mogą wczepić się w ciało”
Płacz Łowcy sprowadził większą ilość sępów. Wkrótce leżał bezwładny wydając ostatnie pośmiertne drgawki, tak jak setki ciał, które dokonują żywota. Naokoło Łapacza popękała ziemia, a mgła stała się w tym miejscu gęstsza, tak jak ta na zachodzie. Jego „przyjaciele” nie pomogli mu, a nawet nie zwrócili uwagi, bo byli zbyt pochłonięci snami.

„Mój drugi brat zawarł pakt z Ciemnością. Chce zainfekować sny i wysłać je do umysłów śpiących ludzi. Jego koszmary niszczą moje Łąki. Nie mam żadnej armii by się temu przeciwstawić. Nie jestem w stanie ich powstrzymać, dopóki ma kontrolę nad robakami”.

„To przecież nie są robaki”- odparł Beau

„Nie oni”- zapewnił Król- „Oni się nimi żywią”
Kiedy Beau po raz pierwszy pojawił się w tej krainie, myślał, że wędrówka po tych terenach będzie prosta i przyjemna. Problem Króla Snów nie był jego zmartwieniem; Ciemność nigdy jednak nie była przyjacielem Cichego Miejsca. Z drugiej jednak strony miał w swoim sercu kawałek Księżyca i nigdy nie pozwoliłby na to, żeby Kraina Snów została pochłonięta przez Ciemność. Zgodził się więc pomóc Królowi.

Beau był bardzo mądry i wiedział bardzo dużo na temat owadów. „Tak naprawdę jest tylko jeden robak, nawet jeśli jest ich cała chmara”- zapewnił Króla- „Unicestwimy go”
Beau nie tylko był odważny, ale też nie był głupi. Podróż przez mgłę oznaczała, że można było stać się przekąską dla sępów, ale też i pożywką dla Łapaczy. Wymyślił więc dwie rzeczy.

Po pierwsze zamierzał wyruszyć na bitwę z Królem Snów, bo przyczynił się po części do tej sytuacji. Po drugie, żeby znaleźć głównego Robaka należało przemieszczać się tunelami, które wydrążył. To był nader logiczne. Król Snów nie był zachwycony tym planem i oburzył się, że jego olśniewające białe odzienie mocno się w tunelach pobrudzi. Beau w ogóle się tym nie przejął.

Król zaprowadził go do wielkiego otworu w ziemi, a dookoła unosiła się gęstsza i ciemniejsza mgła. Dookoła dołu leżały szkielety Łapaczy i ich długie rury, jednak sępy dawno się stąd wyniosły w poszukiwaniu lepszego terenu do łowów. Z łukiem Króla i nożami, a także głosami Beau (jak również jego Szybkością i Siłą) uzbroili się najlepiej jak potrafili i wyruszyli na bitwę. Sieć tuneli czasem bardzo się wiła, więc musieli się czołgać przez ciasne korytarze lub rozkopywać utworzone jaskinie. Król używał światła pożyczonego od jego brata, by wskazywało im drogę. Cień kołysał się po ścianach tuneli, a światło przysmażało ogony mniejszych robaków. Ostatecznie trafili do szerokiej jaskini będącej komnatą. Była oświecona czarnymi płomieniami i pokryta tym samym polerowanym kamieniem co wieża Króla. W środku znajdował się młody wojownik bardzo podobny do Króla Snów, ale był złoty i przypominał zachód słońca. Zwinięty i skręcony kształt tkwiący za wojownikiem przypominał wielkiego tłustego robaka. Był szlamowaty i pulsował i kiedy tak oboje mu się przyglądali, wojownik dobył nóż i odkroił dwa kawałki ciała potwora. Kawałki te upadły na podłogę i pulsowały. Przed ich oczyma, wyrosły dwa małe robaki ukształtowane z jego mięsa.

„Widzisz Królu?”- odparł Beau- „To tylko jeden robak”
Mówiąc to zaatakował kreaturę. Oczywiście Król Koszmarów nie dopuściłby, żeby Beau uśmiercił wszystkie jego drogocenne owady. Wydał z siebie gwałtowny ryk, a dwa małe robaki stanęły naprzeciwko niego. Stworzyły ze swojego śluzu toksyczną smołę, która bulgotała i rozpuszczała nawet wypolerowany kamień komnaty. Ich paszcze rozwarły się szeroko i skierowały w stronę dwóch Królów. Władca Łąk niemal natychmiast przestrzelił jednego z nich swoją strzałą, przyszpilając go do ziemi i patrząc jak zamienia się w gęstą bulgoczącą jeszcze przez chwilę smołę. Beau zrobił unik i wydobył jeden ze swoich przejmujących głosów, które zamroziło robaka i uformowało go zamrożoną kulkę.

Król Snów wyciągnął kolejną strzałę i wymierzył ją w Wielkiego Robaka. Potwór powstał i próbował owinąć się wokół łucznika, sycząc, ze broń nie może go zranić bo wbije się jedynie w galaretowate ciało, a on nigdy dzięki temu nie osłabnie w żadnej walce. Kiedy srebrny Król był pochłonięty ratowaniem swojego Królestwa, Beau skupiał się nad rzeczami naprawdę istotnymi, a co liczyło się tak naprawdę? Ochronić kamień uwieszony na szyi złotego wojownika. Beau wiedział to, bo był znakomitym łowcą, a łowcy wiedzą, jak właściciele zabezpieczają swoje skarby. To, zdecydował Beau, jest mój cel. W czasie gdy tamci walczyli Beau podążył za Królem Koszmarów.

„Nie obchodzi mnie, dlaczego zawarłeś umowę z Ciemnością”- odrzekł, a jego nóż błyszczał naprzeciwko wielkiego miecza trzymanego przez złotego wojownika. „Nie obchodzi mnie również, że jesteś bratem Księżyca. Ten kamień jest mój. Będę go miał za wszelką cenę”.

Król Koszmarów był bardzo dobrym wojownikiem, bardzo szybkim nawet jeśli był niski. Jednak desperacja sprawiła, że robił dużo błędów i zmieniał co chwilę taktykę, tylko po to by ochronić skarb. Beau doskonale znał to uczucie. Wydobył z siebie dwa głosy, które trafiły do ucha przeciwnika, wprowadzając go w odrętwienie i pozbawiając go równowagi. Przez tą chwilę dezorientacji, Beau zerwał kamień z jego szyi.

Wielki Robak zamarł, już najwyższy czas, bo Królowi kończyły się strzały. Srebrne strzały pokrywały cielsko robaka, które wywoływały u niego ból mogący przyprawić o szaleństwo, ale robaki nigdy nie były zbyt inteligentne i rzadko czuły jakikolwiek ból. Patrzył na Beau, który zdał sobie sprawę, jaką tak naprawdę posiadł moc.

„Mogę rozkazać Robakowi, żeby zjadł Twojego złego brata”- odrzekł Beau
Król Koszmarów, zdając sobie sprawę, że przegrał, nie uciekał i nawet nie próbował.
„Nie”- odpowiedział Król Snów- „Taka jego natura”

Znając Beau i tak by to zrobił, ale mając w sercu kawałek Księżyca, postanowił odwołać Robaka do jego rodzinnych stron i rozkazać mu nigdy już nie powracać na Łąki Snów. Beau zatrzymał sobie serce Robaka, a Król Koszmarów powrócił do własnej wieży, choć raz czując smak porażki.

Jakkolwiek, Beau na tym nie skończył. Rozzłościło go to, że srebrny wojownik i Łapacze nie zrobili nic by bronić się sami. Nie mógł ścierpieć, że Łapacze nie spłacają swoich długów ani nie wiszą nad nimi żadne podatki. Stanął więc na szczycie wieży i ryknął takim głosem, że nawet mgła się rozproszyła pod naporem jego wrzasku, a sny zamilkły na chwilę.

„POSŁUCHAJCIE MNIE!”
Choć raz Łapacze posłuchali.
„NIE MOŻECIE TAK PO PROSTU TYLKO JEŚĆ TYCH SNÓW. MUSICIE MIEĆ W TYM JAKIŚ CEL! PATRZCIE!”- wskazał na jednego z sępów, krążących we mgle w poszukiwaniu Łapaczy lub pozostałości robaków.

„WALCZCIE!”-rozkazał
I jeden z Łapaczy uniósł swoją rurę do góry. Przebił nią serce Sępa, a to co z niego spłynęło było słodkie jak sen. Od tej pory Król miał własną armię, a Beau miał pozwolenie na branie snu jakiego tylko będzie chciał w zamian za pomoc.

I dlatego właśnie miałam tyle przyjemnych snów.


[...]
zdjęcie usunięte - hotlinkowanie /Yawgmoth


Beau kradnący głos

Użytkownik Yawgmoth edytował ten post 18.08.2011 - 14:20

  • 1

#342

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

http://www.youtube.com/watch?v=KiYNFP7zxhI&feature=related
Nigdzie.
Jeśli chcesz znaleźć Nigdzie, musisz wybrać dzień swojej podróży. Niech to będzie dzień szczególnie dla Ciebie ważny. Wieczorem wsiądź do samochodu i jedź. Możesz również skorzystać z autobusy, albo iść piechotą, ale schemat jest taki sam. Musisz jechać przez całą noc, jak najdalej, drogami, które są Ci obce. Jeśli wybierzesz dobry dzień i będziesz gotowy, intuicja podpowie Ci, gdzie jechać. Musisz się zgubić. Musisz się zgubić, ponieważ Nigdzie to kraina rzeczy zagubionych.
Będziesz szukał całą noc. Dopiero rano trafisz na odpowiednia drogą. Powita Cie tablica „Witaj w Nigdzie!”. Tutaj zatrzymaj samochód, dalej musisz ruszyć pieszo.
Nigdzie to miejscowość. Tylko tyle można powiedzieć, ponieważ każdy kto tam był, może opisać ją inaczej. Dla niektórych to miasto, dla niektórych wieś, to bez znaczenia.
W Nigdzie znajdziesz wszystko, co zgubiłeś.
Powita Cie tam Ty z okresu, za którym najbardziej tęsknisz. Następnie oprowadzi cię po Nigdzie. Będziesz miał cały dzień, by porozmawiać z ludźmi, za którymi tęsknisz, a będą tutaj i ci, którzy żyją i umarli. W Nigdzie nie istnieją granice. Będą tu wszystkie przedmioty, które zgubiłeś, zwierzęta, ludzie, budowle.
Gdy minie dzień, a wykorzystaj go dobrze, Twój przewodnik poprosi Cię, żebyś opuścił miasto. To będzie Twój wybór, możesz albo wyjechać i już nigdy tu nie wrócić, albo zostać na noc. Uważaj jednak.
Gdy tylko słońce skryje się, a na niebie zalśni księżyc, Nigdzie zmieni się. Teraz to Oni będą szukać Ciebię. Budynki będą miały zamknięte drzwi, a na ulicach nie znajdziesz nikogo oprócz Nich. To rzeczy, o których wolałbyś zapomnieć, ale które również zgubiłeś. Potwory z szaf i spod łóżek, ludzie, którzy prześladowali Cię w szkole, mordercy. Wszystko zależy od tego kim jesteś.
Musisz przez cały czas uciekać. Nie zatrzymuj się ani nie szukaj broni, ponieważ nie da się ich pokonać.
Niewielu udaje się przetrwać noc. Ale jeśli jednak uciekniesz im, a nadejdzie nowy dzień, Nigdzie znowu będzie wyglądało jak wczoraj. Podejdzie do Ciebie Przewodnik i powie, że w nagrodę możesz wybrać jedna rzecz, którą chcesz zabrać z Nigdzie do siebie. Może to być cokolwiek, od przyjaciół, którzy odeszli, po ukochana zabawkę z dzieciństwa. Niestety możesz zabrać tyko jedna rzecz. Jeśli już wybierzesz, musisz wrócić i odjechać. Znowu zdaj się na intuicję.
Potem już nie szukaj Nigdzie, bo znajdziesz tylko opuszczone miasto, albo Nigdzie w czasie nocy. A najgorsze koszmary będą Cię gonić już do końca życia.

Użytkownik LittleSister edytował ten post 12.08.2011 - 17:46

  • 9

#343

Produkcja_Chaosu.
  • Postów: 49
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Strażnik wiedzy

W każdym mieście, w każdym kraju znajduje się szpital psychiatryczny bądź dom opieki społecznej, z którego możesz skorzystać. Gdy dotrzesz do recepcji, poproś, że chcesz odwiedzić kogoś kto nazywa siebie „Strażnikiem Wiedzy”. Pracownik zachichocze i zaprowadzi Cię do pustego pokoju. Wręczy ci klucz i powie żebyś zaczekał tu póki nie usłyszysz dzwonka do drzwi. Kiedy zamkniesz drzwi, poczekaj na drugi dzwonek i otwórz je.

Otworzą się i zobaczysz za nimi długi korytarz, ściany, sufit oraz podłoga zostały pomalowane wszystkimi kolorami, które znasz oraz których nie znasz. Idź wzdłuż korytarza do momentu aż usłyszysz śpiewającą dziewczynę. Zatrzymaj się, zamknij oczy i pozostań tam, gdzie jesteś do czasu jak dziewczyna skończy swój utwór. Nawet jeśli myślisz, że doprowadza Cię to do szaleństwa. Jeśli się poruszysz – uciekaj. Biegnij do drzwi, skąd przyszedłeś, tak szybko jak to tylko możliwe. Skocz przez okno w pokoju, gdzie czekałeś i może przeżyjesz. Jeśli nie znajdziesz okna na czas, zostaniesz wciągnięty do korytarza przez COŚ co nie jest małą dziewczynką, ciągnięty przez ten horror do czasu aż umrzesz, będziesz zawsze czuł ból każdej duszy ciągniętej do grobu.

Jeśli nie poruszysz się, a piosenka ucichnie - jesteś wolny. Możesz odwrócić się i odejść na zawsze, lub pospacerować w głąb korytarza, aż dojdziesz do drzwi w kształcie człowieka. Otwórz drzwi tym samym kluczem, który dostałeś wcześniej, wejdź do środka i zamknij je za sobą. W środku pokoju będzie stało biurko z jasno świecącą świecą, a za biurkiem będzie siedział człowiek, z twarzą ukrytą w blasku świecy. Podejdź bliżej, ale zawsze utrzymuj płomień między swoją, a twarzą mężczyzny, jeśli dowiesz się jak on wygląda Twój wzrok zostanie uszkodzony do czasu dopóki z Twoich dłoni nie zostanie usunięty każdy kawałek skóry do samych kości.

Zatrzymaj się pięć kroków od biurka. Człowiek podniesie rękę i gestem pokaże Ci, abyś zbliżył się, ale nie krok dalej niż Ci wskaże. Zamknij oczy i zadaj jedno pytanie, nic więcej. „Kto przyprowadza ich z powrotem razem?”. Usłyszysz jak mężczyzna wstaje z krzesła i zacznie się modlić. Będzie to język, którego nie zrozumiesz na początku, ale po dwóch minutach, usłyszysz imię. Jeżeli usłyszysz „Anubis” to módl się, żeby śmierć przyszła szybko. Jeśli usłyszysz „Thor”, możesz otworzyć oczy. Głowa mężczyzny będzie leżała na biurku, odcięta od ciała, ale wciąż będzie mówiła. Po kolejnych trzech minutach zamilknie i zacznie opowiadać Ci jak umrzesz. Opisze każdą minute i szczegół Twojej strasznej śmierci, a Ty nie będziesz w stanie się ruszyć. Wreszcie, opisze tego kogoś kto odbierze Ci życie i powie w detalach czemu konieczne jest zadanie sobie pytania, które może być najgorsze: zostaniesz zamordowany czy pozwoli Ci żyć.

Wreszcie, głowa człowieka przestanie mówić. To przedmiot 9 z 538. Od Ciebie zależy co zrobisz z wiedzą o swojej śmierci, ale od teraz jest to nieuniknione.

Użytkownik Produkcja_Chaosu edytował ten post 16.08.2011 - 21:26

  • 1

#344

QuassinDoe.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano


Witam!
Śledzę ten temat od kilku miesięcy. Czytałam większość z zamieszczonych tu opowiadań i postanowiłam spróbować własnych sił w tej dziedzinie. Jestem w tych sprawach zupełnym laikiem więc miło przyjmę konstruktywną krytykę i ewentualne porady.
Oto moje wypociny :

Jest późno. Na zewnątrz już ciemno, w twoim pokoju również. W domu nie ma żywej duszy. Żadnych ludzi, żadnych zwierząt, nic. Cicho i spokojnie. Siedzisz przed komputerem.
Gapisz się w jasny ekran. Odciąłeś się od reszty świata, masz go gdzieś. Nie obchodzi cię wszystko wokół, jednak coś ci przeszkadza. To pewne uczucie. Uczucie, że ktoś lub coś cię obserwuje. Hmm... To tylko twój umysł. Jest ciemno, dlatego wyobrażasz sobie nie wiadomo co. Przecież w mieszkaniu nie ma nikogo prócz ciebie, a drzwi są pozamykane na klucz.
Postanowiłeś nie zwracać na to uwagi. Powróciłeś do komputera. Oglądasz śmieszne filmiki na Youtube. Szukasz w nich wsparcia, chcesz, aby odciągnęły cię od rzeczywistości.
Byłeś już całkowicie spokojny. Śmiałeś się do ekranu.
I nagle usłyszałeś gdzieś dźwięk otwierających się drzwi. Brzmiały zupełnie jak twoje drzwi.
  • -1

#345

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Samochód.
Jeśli oczekujecie czegoś strasznego, potwornego i makabrycznego, to to nie jest dobry temat. Po prostu chcę się podzielić z wami przeżyciami. Czuję, ze musze się z kimś tym podzielić bo nie wytrzymam. Historia jest tylko trochę… dziwna.
Mój ojciec miał samochód. Od jakichś piętnastu lat. Szczerze mówiąc, ile razy nie próbowałbym go opisać, nie wychodzi mi, jestem dosyć słaby w pisaniu. Ale spróbuję choć trochę przybliżyć jego kształt.
Pierwsze skojarzenie mam takie, że samochód był kanciasty i czarny. Nie przypominał żaden znany mi model, a uwierzcie mi, nie raz sprawdzałem to. Ah, i miał krwisto czerwone tapicerki. Maszyna musiała być stara już wtedy, gdy dostał ją mój ojciec, ale takie auta się nie starzeją. One z każdym rokiem wyglądają jeszcze lepiej, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. A napisanie, że był po prostu czarny to jednak za mało. On emanował czernią. Czasami wydawało mi się, że karoseria nie odbija światła. Ale tylko czasami.
To nie był po prostu „samochód”. To było żywe, uwierzcie mi. Miało swoje humory i nie każdego się słuchało, ale mój ojciec poznał go dokładnie i zawsze potrafił panować nad nim. Pamiętam, gdy byłem o wiele młodszy, ojciec wiózł mnie nim do szkoły. Nagle z lewej strony wyjechało auto. Jestem pewien, że ojciec nic nie zrobił, a nasz samochód sam odbił w drugą stronę być może ratując nam życie. Jednak wielu znajomych ojca, gdy wsiadało do auta czyli się nieswojo. Mówili, że maszyna ma swoją jakby aurę. Kiedyś matka wydarła się na swojego męża. Krzyczała głośno „To Cię zabije, zobaczysz, gdy mu się znudzisz, zabije! Powinieneś sprzedać ten samochód jak najszybciej!” Ojciec zawsze się tłumaczył, ze nie może, bo nie należy do niego.
To już brzmi jak bajka. A to dopiero początek.
Gdy ludzie pytają się, skąd ojciec ma tak piękne auto, odpowiadał zawsze, że kupił je zrujnowane i odnowił. To kłamstwo i tylko ja i matka znaliśmy prawdę. Po prostu kiedyś przyjechał nim do domu. Jakby nigdy nic. I powiedział, że dostał je w prezencie. Od przyjaciela.
Nie, nie ukradł. Miał nawet wszystkie papiery. Wszystko. Ale nie wydał na nie ani grosza.
Dopiero po wielu latach opowiedział mi historia, która jednak jest tak niezwykła…
Pamiętam ten dzień piętnaście lat temu. Rodzice pokłócili się. Strasznie się pokłócili. Nie bili się, ale słyszałem słowa, które nie powinny być wypowiedziane. Potem ojciec wyszedł z domu trzaskając drzwiami a matka się rozpłakała. Ja siedziałem w swoim pokoju. I udawałem, ze nic się nie stało.
Ojciec nie wiedział co ze sobą zrobić, więc po prostu szedł przed siebie. Chciał się przejść, odetchnąć i ochłonąć zanim wróci do domu. Zawsze taki był, zanim cokolwiek zrobił, musiał to przemyśleć. Bardzo go za to cenie.
Droga, którą szedł, szybko przerodziła się z asfaltu w leśną dróżkę, a na dodatek zaczął padać deszcz. Jednak nie zawrócił i dalej szedł w głąb lasu. Las, jak wspominał, wydawał mu się wtedy jakiś niezwykły. Nie potrafił wytłumaczyć tego dokładniej, ale wystarczy mi to, że potem nie mógł odnaleźć tej drogi.
W końcu musiał się przedzierać przez gałęzie i krzaki. I nagle wyszedł na drogę.
Drogę w środku czystego lasu.
Deszcz nadal padał, niebo zasłaniały ciemne chmury, wokół drzewa poruszały się dzięki wietrzykowi jakby w tańcu, a on zastanawiał się skąd wzięła się ta droga. Nie pamiętał jej, nie wiedział dokąd prowadzi, ale jednak postanowił, że ruszy nią. Ciekawość zwyciężyła.
Wtedy nadjechał samochód. Nasz samochód.
Ojciec już nieźle zmókł więc spróbował go zatrzymać, a pojazd przystanął tuż przed nim. Szybko podbiegł do niego, otworzył przednie drzwi.
- Dziękuję – powiedział zanim jeszcze spojrzał na kierowcę.
- Deszcz jest piękny, ale tylko gdy ogląda się go przez szybę – odpowiedział mu cichy, zachrypły głos.
Ojciec wzdrygnął się i spojrzał w lewo.
Kierowca. Przy tym ojciec zawsze zaczynał się zastanawiać. I za każdym razem opisywał go troszkę inaczej. Wyglądało, jakby sam nie był pewien tego, co widział. Wspominał, ze może to przez ciemności panujące w samochodzie.
W jego stronę patrzyły czarne oczy. Czysto czarne. Kierowca był niezdrowo blady, albo jego skóra miała nawet odcień szarości. Długie, czarne włosy opadały na ramiona. Cienkie, czarne usta wygięte były w uśmiechu i odsłaniały białe zęby. Był ubrany w czerń. Ale jednak ojca najbardziej przeraziły oczy.
Zawsze mawiał, ze oczy są odbiciem duszy. A kiedyś wspomniał, że w takim razie kierowca nie powinien mieć duszy…
- Tak – wyszeptał cicho i odwrócił wzrok.
- Nadchodzi noc, to zła pora na spacery. W lesie czają się niebezpieczeństwa – kontynuował spokojnie kierowca, ruszając – A ja o tym wiem najlepiej – zachichotał cicho.
- Nie wątpię – odpowiedział tylko ojciec.
Nie pamiętał jak długo jechali, gdy kierowca znowu spytał.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego się z nią pokłóciłeś? – rzucił mu przelotne spojrzenie, przez co ojciec znowu się wzdrygnął.
- Z kim?
- Oh – westchnął – Nie udawaj, nie jestem idiota. Ktoś na moim stanowisku a przede wszystkim z moim doświadczeniem nie mógłby być idiotą.
Dopiero wtedy ojciec zrozumiał, że nieznajomy mówi o matce.
- Nie pamiętam – odpowiedział szczerze – Wiesz, takie kłótnie wybuchają, a potem po prostu się kłócisz, nie zastanawiając się…
- Tak. Tak, możliwe że tak jest. Ale uważam, ze powinniście sobie wybaczyć.
- Tez tak uważam.
W tym momencie ojciec marzył jedynie, by wysiąść z samochodu. Nawet na deszcz.
Jechali może jeszcze przez piętnaście minut, dalej w deszczu i ta nieznaną droga. W końcu samochód zatrzymał się.
- Mam tutaj sprawy do załatwienia – powiedział kierowca – Podasz mi to? – wskazał na wysoki, czarny cylinder przewiązany czerwoną wstęgą. Ojciec posłusznie mu go podał.
- To ja dojdę do domu na nogach
- Nie! – przerwał mu – Nie pozwolę na to! Nie w tak koszmarną pogodę! Proszę!
Wręczył mu kluczyki samochodu i po prostu wyszedł, a po chwili zniknął w ciemności.
Potem okazało się, ze zatrzymali się przy starym szpitalu.
Ojciec siedział przez chwilę oszołomiony, ale po chwili zdecydował. Zasiadł na miejscu kierowcy i po prostu wrócił do domu.
I od tego czasu samochód jest nasz.
Może właśnie to miałem na myśli, mówiąc „dziwna”. Trudno nazwać ją straszną. No może…
Bo w końcu tej nocy szpital spłonął.
Zawsze traktowałem tą historię jak bajkę. Takie żartobliwe wytłumaczenie. Ale to nie było żartobliwe. A ojciec opowiadał ja z taka powagą…
Ale jednak nie wierzyłem w nią.
Do wczoraj.
Padał deszcz, jak piętnaście lat temu. Siedziałem w salonie domu moich rodziców. Ojciec był chory, a ja chciałem każdą wolną chwilę spędzać z nim, dlatego zawsze przyjeżdżałem na weekendy. Zawsze. Matka myła naczynia. Dlatego to ja otworzyłem drzwi, gdy usłyszałem pukanie.
Tak, stał tam. Poznałem. Po oczach.
Byłem trochę zaskoczona a trochę przerażony. Nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia pięć lat, a musiał być starszy. Ale jednak byłem pewien, ze to on.
- Ojciec śpi – odpowiedziałem jakby automatycznie, ale on tylko odepchnął mnie i wszedł do środka.
- Wiem – odpowiedział. Miał jakby zdarty głos, ale jednak niezwykłe… Przekonujący? Byłem pewny, ze gdyby kazał mi coś zrobić, zrobiłbym to.
Rozejrzał się i westchnął
- Dziwię się, że wtedy nie chciał wrócić do tak pięknego domu. Tak, gdybym miał czas, chciałbym mieć takie piękne, zaciszne miejsce. Ale nie mam. Z każdym dniem coraz więcej roboty - zachichotał. Nie spodobało mi się to.
- Mogę pana zaprowadzić do pokoju ojca, bo chyba dlatego pan przyszedł – powiedziałem chociaż nie chciałem tego zrobić. Nie chciałem.
- I tak i nie.
Poprowadziłem go schodami na górę i wskazałem pokój. Wszedł do niego. Ojciec nie spał i powitał go uśmiechem. Po prostu uśmiechem.
- Przyszedłem się pożegnać – powiedział cicho nieznajomy – I po samochód.
- Wiedziałem, ze przyjdziesz – powiedział ojciec i podał mu kluczyki. Spał z nimi, spał z kluczykami do auta pod poduszką…
- Mam dla ciebie tez inny prezent. Polubiłem cię, a to rzadko się zdarza.
A potem mnie wyprosił. Jakby nigdy nic…
Rozmawiali chyba przez godzinę. W końcu nieznajomy wyszedł z pokoju i pożegnał ojca. Ojciec coś za nim zawołał, ale on tylko się uśmiechnął.
- Ojcu mówię żegnaj, ale tobie – wskazał na mnie i uśmiechnął się – My się jeszcze zobaczymy.
Zanucił coś i machając kluczykami wyszedł z domu. Chyba marsz.
Przez okno widziałem jeszcze jak odpala samochód i szybko wyjeżdża z podwórka. Dobrze prowadził.
I zniknął w ciemności. Jak piętnaście lat temu.
Usiadłem w fotelu i próbowałem wszystko to przemyśleć. Ale dopiero rano byłem przerażony.
W nocy ojciec umarł.
  • 14


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych