Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#346

Master..
  • Postów: 57
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Sen czy może jawa?

Wracam do domu po męczącym meczu piłki nożnej. Nikogo w nim nie ma, ponieważ wszyscy wyjechali na urlop, a ja zostałem sam. Pierwsze co robię to udaję się do toalety wziąć prysznic. Następnie zmierzam w kierunku kuchni by coś zjeść. Otwieram lodówkę i ku mojemu zdziwieniu lampka nie działa. Pomyślałem, że się pewnie spaliła. No cóż. Poradzę sobie bez niej i wymienię ją jutro bo nie mam zapasowych, a sklepy już zamknięte. Kolacja zjedzona. Czas na chwilę rozrywki na komputerze. Wchodzę do swojego pokoju na pierwszym piętrze. Zapalam światło jednak nic się nie dzieje? To już jest trochę dziwne. Czyżby i tutaj żarówki się spaliły? Zdarza się – pomyślałem.

Włączam komputer. Standardowe czynności – sprawdzenie poczty, facebooka itd. Patrzę na zegarek. Godzina 23:40, ale rozmowa z dziewczyną przez gg się klei także popiszę z nią jeszcze trochę. Jednak koło godziny 00:30 zmęczenie dało się we znaki i postanowiłem położyć się spać. Jedyna rzecz, która pozostała do tego by pogrążyć się w świecie snu to pościelenie łóżka. Standardowa procedura – włączam światło i zabieram się do ostatniej czynności, ale zaraz, zaraz. Coś jest nie tak! Przecież żarówki się spaliły, a teraz się świecą? Nie wiele myśląc udałem się do kuchni. Otwieram lodówkę i tu o dziwo światło też już działa. Mimo iż jest to dla mnie dziwne wracam do swojego pokoju i kładę się spać.

Mmm jak przyjemnie. Przytulam się do poduszki i zamykam oczy. Jednak nie na długo. Dostaje sms’a. Nikt inni niż moja dziewczyna nie piszę mi sms’ów o tak późnej porze, dlatego sięgam ręką po telefon by sprawdzić co napisała. Otwieram wiadomość i tu lekkie zdziwienie. Nadawca nieznany, a sms pusty. Pierwszy raz widzę coś takiego na oczy. Telefon nagle się wyłącza, a przecież rano go ładowałem, więc to nie może być wina baterii. Próbuję go włączyć, ale nie reaguje. Cała ta sytuacja jest dziwna, ale myślę sobie, że robię „widły z igły”. Nie! Tego już za wiele! Chyba wyobraźnia płata mi figle bo słyszę jakieś kroki. Próbuję zachować spokój, ale przecież drzwi zamknąłem i nikt nie mógł sobie od tak wejść do domu. Podbiegłem do drzwi i zamknąłem je od środka na klucz, a sam klucz zostawiłem w zamku. Panika! Co tu zrobić? Telefon nie działa, nie mam z nikim kontaktu! Spoglądam na klamkę, która powoli zmierza na dół. Nic z tego, nie wejdziesz – pomyślałem. I miałem rację. Nie wiem kto lub co to było, ale ponownie usłyszałem kroki, a po chwili przerażający i głośny pisk jakby ktoś przeciągnął paznokciem po tablicy.

Minęło 15min od tego zdarzenia i jak dotąd cisza. Nie dzieje się nic co mogłoby wydawać się dziwne. Wychodzę z pokoju, tak wiem to nie jest dobra decyzja w takiej sytuacji, ale po prostu wyszedłem i zacząłem przeszukiwać dom. Doszedłem do drzwi wejściowych i próbuję je otworzyć jednak nic z tego. Zamknięte. I tu myśl jak do cholery ktoś mógł wejść do domu? Przecież nie ma innej drogi do środka! Uspokoiłem się i wróciłem do łóżka. Zamknąłem oczy, pomyślałem jeszcze przez chwilę nad tą całą sytuacją i jak gdyby nigdy nic zasnąłem. Budzę się. Powoli otwieram oczy i co widzę? Mój monitor!. Myślę sobie – Co jest do cholery? Przecież kładłem się spać do łóżka. Spoglądam się za siebie i widzę niepościelone łóżko, a przecież je ścieliłem. Komputer włączony. Ruszam myszką i wygaszacz znika, a moim oczom ukazuję się rozmowa z dziewczyną na gg. Sprawdzam godzinę ostatniej wysłanej wiadomości i jest to godzina 00:27. Po niej są tylko wiadomości od dziewczyny – „Jesteś tam kochanie?” itd. To był tylko sen! – pomyślałem.

Minęło kilka dni od tamtej nocy, a ja nadal nie wiem skąd na moim oknie wzięła się długa i szeroka rysa(przecież pokój mam na 1 piętrze!) i dlaczego światło w lodówce i pokoju rano działało.


PS: Moja pierwsza pasta. Tak na szybkiego. :) Ale mam nadzieję, że się komuś spodobała.

Użytkownik Master1703 edytował ten post 18.08.2011 - 16:24

  • 4

#347

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Poważnie?


Mężczyzna i kobieta wyszli właśnie z banku, trzymając się za ręce. Normalna sprawa, mógłbyś powiedzieć. Ale nie dla niej. Mężczyzna wygłaszał typowy dla siebie komentarz na temat jej planów na lunch. W normalnych okolicznościach, mogłoby to być uznane za kiepską wymówkę do sprowokowania kłótni podczas zwykłej lekkiej konwersacji. Ale nie dla niej…

Szybkim, zwinnym ruchem kobieta podniosła wystającą płytę chodnikową i z niezwykłą celnością trafiła w dwa gołębie siedzące na jednej z niższych gałęzi drzewa. Upadły, jak dwa żałośnie wyglądające białe balony. Podbiegła do nich i zaczęła roztrzaskiwać je na miazgę- mężczyzna zauważył, że jeszcze oddychały. A jej mąż wiedział już, że znów totalnie spieprzył sprawę. Niektórzy przechodnie gapili się bezmyślnie na to krwawe okrucieństwo.

„Linda!”- wrzasnął- „Natychmiast przestań!”

„Myślałam, że ubijemy dwa gołębie jednym kamieniem”- odpowiedziała nienaturalnie spokojnym głosem. Jej twarz uniosła się w kierunku jego oblicza, niewzruszona i jakby zesztywniała, jak maska strachu.

Cierpiała na pewną… cóż, choroba psychiczna to jedynie eufemizm stanu, w którym się znajdowała. Powiedzmy jedynie, że miała upośledzenie. Poważne i jedne z rzadszych. Linda nie potrafiła znaleźć różnicy między żartem a rozkazem, trybem rozkazującym. Brała każdy żart językowy czy przysłowie poważnie, będąc zmuszoną do wprowadzenia ich w czyn rzeczywisty. Jej mąż doskonale zapamiętał jedno wydarzenie, kiedy żonie udało się prawie wyrzucić go z okna, bo gdy zrezygnował jeden z jego partnerów biznesowych, małżonek odparł, że musi teraz latać solo. Linda nie zawsze była niebezpieczna. Czasem wracał z pracy i widział ją chichocząca jak mała dziewczynka na widok rozlanego mleka na podłodze. Albo nawet przechylanie się w oknie podczas deszczowej pogody by sprawdzić, czy z nieba nie spadają koty albo psy. Niestety później nadszedł czas, kiedy stała się naprawdę groźna dla otoczenia. Tylko w ostatnim miesiącu pediatrzy mieszkający obok nich zostali obrzucani jabłkami i innymi owocami. Biedna kobieta omało co nie upadła ze schodów przez owoc na nich leżący. Innym razem, (nawiasem mówiąc mężczyzna nadal jest tym wydarzeniem przerażony), przekazała mu do rąk własnych kawałek swojego zakrwawionego skalpu mówiąc, że to był jej „kawałek myśli”.
Musiała później nosić czapkę za każdym razem gdy wychodziła z domu. Mimo tych wszystkich strasznych i dziwnych zdarzeń, mąż bardzo ją kochał i nie mógłby znieść, gdyby musiał oddać ją do szpitala psychiatrycznego.

To był jego błąd.

Stał się bardzo przeczulony na punkcie tego, co widziała i słyszała od kogokolwiek od czasu masakry dwóch gołębi. Co sprawiło mu jeszcze większą przyjemność, po półtora roku bez żadnych groźnych wypadków, dziecko pierworodne miało wkrótce przyjść na świat. To dobrze, bo ich umysły zaprzątnięte były słodkim bobasem mającym zaszczyć ich swoją obecnością, a nie finansowymi problemami, które bez wątpienia mieli.

Był poza domem, wydarzyło się TO. Po tym jak usłyszał, że dziecko się urodziło, czym prędzej wrócił do domu. W momencie, gdy przekroczył próg domu wiedział, że coś jest nie tak. Żona wołała go z kuchni.
W kuchennym świetle na stole leżały szczątki dziecka. Ich dziecka. Jego buzia była szeroko otwarta pod tak rozwartym kątem, że nie była w stanie zamknąć się ponownie. Dolna szczęka przebita była na wylot. Przypominało mu to rozdarcie w koszuli, jednak to nie było zrobione z materiału, ale z ludzkiego mięsa. Krew noworodka walała się wszędzie. W odpowiedzi na szeroko rozdziawioną buzię dziecka, ojciec otworzył w zdumieniu i przerażeniu własną. Miał przez chwilę ochotę zrobić to samo z morderczynią, co ona zrobiła z ofiarą. Chciał krzyknąć, ale żaden odgłos nie wydobywał się z gardła. Z wielką siłą i zapalczywością matka grzebała w jamie ustnej niemowlęcia. Wydawało się, że próbuje wyciągnąć coś kleszczami. W momencie, gdy zauważyła, że mąż jej się przygląda, zwróciła się w jego kierunku.

„Dobrze, że jesteś! Musisz mi pomóc! Lekarz powiedział, że ma srebrną łyżkę w buzi!”



P.S. Tłumaczenie nie jest dokładne, ponieważ najważniejsze było dla mnie zachować dosłowność danych przysłów, bo inaczej nie miałoby to zbyt wiele sensu
-ubić dwa gołębie jednym kamienie= upiec dwie pieczenie na jednym ogniu
-kawałek myśli= piece of mind (myślę, że każdy wie, o co biega)
-born with a silver spoon In your mouth/ urodzić się ze srebrną łyżeczką w buzi= ktoś jest w czepku urodzony, ma szczęście.
  • 2

#348

Imb.
  • Postów: 394
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

List z okopów



18 września 1916 roku
Picardi, Francja

Droga Mamo,
Przepraszam, że tak długo nie pisałem, ale naprawdę nie miałem na to czasu. Chłopaki dziękują za przysłane ciastka - zjedliśmy je z filiżanką herbaty i wszyscy zgodnie stwierdzili, że to były najlepsze ciastka, jakie jedlśmyi odkąd opuściliśmy Blighty, więc gratuluję, Mamo!
Jestem teraz na nocnej zmianie, a kapral Jenkins pisze w naszej ziemiance swój comiesięczny raport o stanie amunicji co oznacza, że mam teraz zarówno światło jak i czas, by do Ciebie napisać. Wiem, że musisz się o mnie martwić, ale chodzą plotki, że to wszystko skończy się przed świętami i już niedługo będziemy w drodze do domów. Nie byłoby to miłe? Święta z nowu w domu, z Tobą, tatą i Emily - już niemal czuję tego indyka!
Od mojego ostatniego listu już niewielu nas zostało. Tylko nieliczni wrócili z ostatniego ataku... i cóż... Nie jesteśmy do końca pewni, co się stało z innymi. Sierżant Parker twierdzi, że zdezerterowali i jestem pewien, że on wie, co mówi, ale gdzieżby oni poszli? Jeden z chłopaków mówi, że widział Davenporta, jak pewnej nocy wspiął się na szczyt okopu i poszedł wprost w błoto, znikając w ciemności.
Boję się. Nie powinienem tego pisać, ale tak jest, bo już to widziałem - widziałem coś tam, na ziemi niczyjej - jakiś cień, czerniejszy od mroku nocy. Pewnie pomyślisz, że się wygłupiam, ale to prawda. Widziałem to ostatniej nocy i tej poprzedniej, coś tak czarnego, że przeslania sobą blask gwiazd i księżyca. Poruszało się tam, w błocie i ziemi, w jednej chwili cieńkie jak moneta, aby w następnej chwili rozszerzyć się tak, że mogłoby pochłonąć niebo.
A to jeszcze nie wszystko, Mamo. To mówiło do mnie, jestem tego pewien. Kiedy tak stałem, czekając na świt, słyszałem głos w ciemności. Był niski, brzmiał słodko i łagodnie, tak cicho, że ledwie potrafię to opisać, a jednak mogłem go usłyszeć mimo wycia wiatru, wyraźnie jak kościelny dzwon.
Wzywa mnie, mówi mi, bym opuścił posterunek i wspiął się na szczyt okopu. Mówi, że nie ma się czego bać, że karabiny mnie nie trafią, dopóki będę tańczył. Nie potrafię tego opisać; po prostu wiem, że to chce, abym to zrobił. Brzmi tak smutnie, jakby było przeraźliwie samotne.
Cień znowu się rusza, jest bliżej niż przez ostatnich parę nocy. Jest tak zimno i ciemno, że ledwie mogę powstrzymać drżenie palców. To się zbliża, porusza drutem kolczastym, trzęsie się i kręci, jakby chciało pójść w każdym możliwym kierunku jednocześnie.
Staram się być dzielny i robić swoje, ale nie potrafię oderwać od tego oczu. Znowu słyszę ten głos, mówiący mi, bym dołączył do tańca, zupełnie jak Davenport i reszta. Nie chcę iść, ale to nie brzmi jak prośba, bardziej jak rozkaz.
Muszę kończyć; widzę, jak Jenkins dmucha na raport i pewnie odłoży lampę, by odpocząć. Nie martw się, Mamo, nie będę sam. Chłopaki są ze mną, wszyscy, którzy poszli tanczyć wiedząc, że będą bezpieczni, z dala od bomb, krwi i szaleństwa.
To się znowu zbliża; widzę tę czerń na tle nieba. Wkrótce wzejdzie słońce i już nie będę mógł tego dostrzec, ale to coś tam będzie, tańczące w dolinie śmierci.
Kocham Cię, Mamo. Kocham Tatę i kocham też Emily.
Już się nie boję.
Wasz kochający syn,
David.


Teraz ja jestem Twoim problemem



W dowolną noc, kiedy na niebie będzie widoczny półksiężyc, włącz Winampa, iTunes czy jakiś inny program do odtwarzania muzyki, jaki masz na komputerze, posiadający opcję losowania utworów. Opróżnij swój umysł, przestań myśleć i ciągle trzymaj przycisk przewijania. Jeżeli będziesz mieć pecha, to włączy się piosenka "Teraz ja jestem Twoim problemem.mp3". Przez pierwszą minutę będzie jedynie całkowita cisza.
Kiedy jednak zaczną się krzyki, zamknij oczy i NIE OTWIERAJ ICH ZA ŻADNĄ CENĘ! Przerażające obrazy trupów i niewyobrażalnego zła wypełnią Twój umysł. Będzie się to działo przez pełne siedem minut w akompaniamencie upiornej symfonii wrzasków, kiedy piosenka będzie wciąż trwać.
Jeśli, powtarzam, JEŚLI przetrwasz przez ten siedmiominutowy koszmar, ockniesz się na opuszczonej stacji Greyhound. Na drugim końcu stacji będzie stał mężczyzna bez twarzy, który zaproponuje Ci papierosa. Jeśli odmówisz, oczy Ci się otworzą, dźwięki ustaną i to wszystko się skończy. Jeśli jednak przyjmiesz go, mężczyzna wyjawi Ci sekret ludzkiego życia.
Kiedy już skończysz palić, wyjmij bilet z jego kieszeni i wejdź do pierwszego autobusu, który przyjedzie na stację. Obudzisz się wtedy z powrotem we własnym domu i stwierdzisz, że minęło dokładnie dwanaście minut od chwili rozpoczęcia piosenki. Jedyny problem jest w tym, że każdy, kto przez to przeszedł, oszalał od właśnie zdobytych informacji.
Ostrzegam, że lepiej, aby Ci się udało; teraz z każdej lśniącej powierzchni - nieważne, czy to lustro, drewno czy szkło - Twoje odbicie już na zawsze będzie Cię pilnie obserwować.
  • 5



#349

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Dom
Niektórych jarają nowe samochody, panienki, pieniądze, muzyka. A mnie opuszczone domy.
Nie uważam, żeby było w tym coś dziwnego. Chodzi nie tylko o dreszczyk emocji, gdy jesteś sam w budowli, która może się zawalić, gdy patrząc na pozostawione przedmioty odkrywasz historię, gdy wchodzisz do pokoi w których nikt nie był od lat, próbując odgadnąć kto tu mieszkał. Zawsze bardziej mnie fascynowało… Dlaczego się wyniósł. Do cholery, gdy jesteś w domu, pośród porozrzucanych papierów i mebli, uwierz, do głowy nie przychodzi Ci, że ktoś się wyprowadził bo znalazł gdzieś indziej prace. Zawsze wyobraźnia wymyśla najstraszniejsze historie.
Miałem grupkę przyjaciół z którymi odkrywaliśmy takie domy. Oczywiście, największe emocje sam, gdy idziesz sam, ale to po prostu niebezpieczne. Coś się zawali, albo zaatakuję Cię pijany żul. Cholera, cokolwiek.
Byliśmy już wszędzie, od starych piwnic do opuszczonej fabryki. W tej ostatniej musieliśmy uciekać przed psami, no ale… Wszystko wokół było już pozwiedzane, wiec wyruszaliśmy w coraz dalsze wędrówki. Pewnego dnia jednak kumpel wysłał mi kilka fot na maila. Po prostu jednopiętrowy domek gdzieś w lesie. Trochę odrapany, powybijane okna, ale trzymał się całkiem nieźle. Powiedział, że dom znajduje się w lesie, całkiem niedaleko, ale nie ma żadnych innych informacji. Zdziwiłem się, byłem pewny, że zwiedziłem już wszystko (a po lasach tez łazić lubie). Postanowiliśmy, że weźmiemy grupę i najpierw zobaczymy co tam jest, czy da się wejść czy i jakiś ćpun nie będzie chciał nas zabić. I takie sytuacje się zdarzały.
W grupie było nas jedna dziewczyna i trzech chłopaków. Nazwijmy ją N, ja to ja, a kumple to K i M. Tak będzie najlepiej.
Był czwartek. Nie braliśmy żadnego sprzętu – nie chcieliśmy, żeby nie dość, ze jakiś ćpun nas zabił to jeszcze okradł – i poszliśmy. Droga nie była łatwa, albo lepiej, nie było drogi. Tylko krzaki i drzewa.
Do domu weszliśmy przez drzwi Wyglądały solidnie, ale były otwarte. Szczerze mówiąc trochę się zawiedliśmy. Nic szczególnego, poobdzierane ściany, wszędzie jakieś gazety, trochę połamanych desek. Poszliśmy do kolejnego pokoju. To samo. Po zastanowieniu stwierdziliśmy, że wracam do domu i nawet nie bierzemy aparatu. Mieliśmy od groma takich zdjęć. Ale coś nas zatrzymało.
Kolejny pokój. Mały, jakby łazienka. Jasnoniebieskie kafelki, stare, potłuczone lustro, kilka rur wystających z podłogi, pewnie po wannie czy umywalce. I żelazna klapa w podłodze. Patrzyliśmy się przez chwile na to. Wiecie, takie rzeczy się znajduje niezbyt często. Ale ciekawość zwyciężyła.
Po otwarciu klapy naszym oczom ukazała się stara, żelazna drabinka znikająca w ciemności. K został na górze, a ja, N i M zeszliśmy na dół. Wyciągnąłem latarkę z plecaka i już po chwili zobaczyliśmy, że zeszliśmy do jakby korytarzu. Myśleliśmy, że to jakaś piwnica czy coś. Szliśmy przed siebie jednak zbyt długa i minęliśmy zbyt wiele zakrętów, by była to piwnica gdzie trzyma się ziemniaki i przetwory babuni. Na dodatek po chwili usłyszeliśmy że klapa się zamyka. Nie przejęliśmy się, K ją otworzy gdy wrócimy. Ale w tym momencie dziękowałem, ze nie mam klaustrofobii.
W końcu natrafiliśmy na kolejne drzwi. Również dosyć masywne. Próbowaliśmy je otworzyć, ale z marnym skutkiem. Więc ja i M mieliśmy iść do K i znaleźć cos czym możnaby otworzyć te drzwi, a N miała zostać. Zostawiliśmy jej latarkę a sami wracaliśmy w ciemności. Już po pierwszym zakręcie straciliśmy nawet to nikłe oświetlenie, ale nie baliśmy się. Jeśli masz takie zainteresowania jak ja, to nie boisz się ciemności. W pewnym momencie byliśmy pewni że usłyszeliśmy jakby skrzypienie, ale zignorowaliśmy to. Doszliśmy do klapy, zapukaliśmy, K ja otworzył. Stwierdził, że jakby sama się zatrzasnęła, ale nie zastanawiał się nad tym. Zaczęliśmy szukać czegoś, co mogłoby posłużyć jako łom. Wtedy dostałem SMS od N
„Chodźcie, otworzyłam drzwi”
Nie miałem zielonego pojęcia jak to zrobiła, ale pobiegliśmy do tej klapy. I wtedy usłyszeliśmy wrzask. Jezu, nie wiem jak to opisać, ale nie wiedziałem, ze ktoś może tak krzyczeć. Zamarliśmy nad klapą. Pomimo, ze krzyk trwał kilka sekund, nadal brzmiał w naszych umysłach. Pierwszy raz od lat myślałem, że się popłacze ze strachu. Cokolwiek. Wszyscy wiedzieliśmy, że powinniśmy tam pójść, ale staliśmy tylko i patrzyliśmy się w ta cholerną klapą. W końcu M ją podniósł. Usłyszeliśmy kroki
Możecie powiedzieć, ze jesteśmy tchórzami, ale spieprzyliśmy wtedy z tego domu. Biegliśmy na złamanie karku przez te krzaki, wywalając się co chwile. Gdy wybiegliśmy z lasu, musieliśmy wyglądać jak jakieś potwory. Dopiero wtedy zadzwoniliśmy po policje. To była pierwsza rzecz, jaka przyszła nam do głowy. Tak, policja pojechała tam. Dostaliśmy tylko opieprz. Klapa była zamknięta na starą kłódkę. Nawet kurwa nie sprawdzili, tylko zobaczyli kłódkę i stwierdzili, ze kłamiemy…
Wróciliśmy do domu. Miałem straszne wyrzuty sumienia. Próbowałem przekonać ich, ze musimy tam iść, ale oni udawali, ze nic się nie stało. W końcu wziąłem kombinerki, łom i poszedłem tam sam. Przez cały czas myślałem, że się posikam ze strachu. Czułem się jak w jakimś słabym horrorze klasy B, tylko, ze w takim horrorach to wszystko zazwyczaj się szczęśliwie kończy. Byłem już w domu gdy dostałem SMS od… N.
„Chodz po swoja latarke”
Nigdy tam nie wrócę. Nigdy.
  • 14

#350

Kitsune.
  • Postów: 84
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Uważaj, jakie rupiecie przynosisz.


Mama znowu jakieś rupiecie przyniosła do domu. Ile tego jeszcze będzie? No, półka się przyda, no ale nie musi tego tyle ściągać.
Weszłam do domu po powrocie od lekarza i patrzę, a w salonie i moim pokoju dwa materace. Mama powiedziała, że przyniosła je z piwnicy. Ale nie z tej naszej - z tej starej-nowej, która była opuszczona przez jakiś czas. Weszłam sobie na jeden. Ot, taki materac do skakania, które kładzie się na środku domu dla małych dzieci, niech się pocieszą i mają przez jakiś czas coś do roboty.
Przyjrzałam się narzucie i uznałam, że materac był naprawdę stary - wypłowiała narzuta, a na jej tle jakiś stary wzorek, który kiedyś widniał na witrażach. Po chwilowym skakaniu i przypomnieniu sobie dziecięcych lat, siedząc w salonie, włączyłam komputer.
Już naprawdę druga w nocy? Zleciało. Ale są wakacje, więc jak zawsze. Chodzisz spać o 4, wstajesz o 14.
Ale jedzie. Hm, co to za zapach? Siarka? E... nie. Raczej stęchlizna. Stęchlizna w moim domu? Albo przez słuchanie Dimhymn coś mi się wydaje, albo okno w moim pokoju jest otwarte. A mieszkam na ulicy nie cieszącej się zbyt dobrą sławą i chodzi o niej dużo plotek, które nie są powymyślane, więc raczej opcja unoszenia się zapachu z ulicy jest bardzo możliwa.
Jej. Znowu to uczucie. Ktoś mnie widzi, patrzy na mnie. Ta psychika człowieka - jak łatwo da się nas oszukać, jakie mamy urojenia! Zaśmiałam się po cichu do siebie, żeby nikogo nie obudzić, jednak w swoim własnym głosie wykryłam nutkę histerii.
Już nie mogę wdychać tej stęchlizny. Niedobrze mi, oczy mnie szczypią. Idę spać.
Od piętnastu minut leżę u siebie w łóżku. Oczywiście skosem, przez cały pokój leży drugi materac.
Pieką oczy. Pieką. Pieką, kurwa! Zaraz zwymiotuję.
Następne dziesięć minut minęło. Zwymiotowałam parę razy na podłogę. Mam to w dupie, pewnie nawet nie przeżyję, bo zbytnio się odwodnię do rana. Współczuję trochę mamie, jednak nie chcę jej budzić. Nie spotka jej ten sam los, co mnie.
Po chwili można powiedzieć, że się ocknęłam. Przez pięć minut nie pamiętam, co robiłam, jednak wydawało mi się, że się to do czegoś przyczyni. Takie sobie uczucie. Znowu wymioty.
O Jezu. Komputer jest włączony. Wyłączyłam go? Chyba tak. Chociaż... Może nie. Nie wiem. Ale w głośnikach słyszę coś na kształt Illuminati. Ale na cholerę teraz myślę o włączonym komputerze?
Jeszcze gorzej. Coś się dzieje. To znaczy chyba. Może być jeszcze gorzej? Mam nadzieję, że nie.
Oślepłam. Albo krew nie dociera mi na tyle, żebym widziała. Jestem nadciśnieniowcem, więc trochę się na tym znam.
Wymioty. Stęchlizna. Zaraz umrę. Kocham cię, mamo.
Na ostatnią chwilę coś przywróciło mi wzrok. Zobaczyłam wyciekającą czerwoną juchę o słonawym zapachu. Gdy jej plama poszerzyła się, zobaczyłam zgniłą, żółtawą twarz, o kolorze identycznym, co narzuta materaca. A na twarzy bliznę, która miała kolor identyczny do wzorków.
Były także czarne oczy. Nie było w nich nic. Żadnych uczuć. Ani zła, ani dobra, chociaż wiedziałam, że zło przepełniało to stworzenie w każdym calu.
Podchodzi do mnie. Wręczyło nóż.
Znowu nie widzę.
Pomyślałam, że to łaska od Boga, Jahwe czy jakiegoś innego bytu, ten sztylet o czarnej rączce.
Jednak, jakby coś mną kierowało, najpierw rozprułam sobie brzuch. Powoli.
Potem gardło. Jeszcze wolniej.
W końcu. Coś pozwoliło wbić mi nóż w głowę.
Ostatnią myślą próbowałam sobie przypomnieć, co zrobiłam w ciągu tych pięciu minut, gdy straciłam świadomość. Jednak mi się nie udało.
Odpłynęłam.

Zbudziłam się. Znowu jakiś sen. Widziałam moją mamę, co zawsze źle wróży. Jednak pewnie już i tak jestem przewrażliwiona.
Poszłam do pokoju Rosie.
Na środku pokoju ujrzałam napis z... wymiotów. Tak, wymiotów.
"Spal te materace".

Użytkownik ChopAndChange edytował ten post 25.08.2011 - 14:04

  • 1

#351

Aynan M.
  • Postów: 20
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Temat filmiku Suicidemouse był już wspominany kilkanaście razy, jednak chyba nikt nie pokusił się o tłumaczenie całej historii.
Ja postanowiłem to zrobić, jednak czytając oryginalny angielski tekst zauważyłem, że niektóre elementy nie stanowią do końca spójnej, logicznej całości. Oto cały tekst po moich przeróbkach...

Suicidemouse.avi

Czy pamiętacie kreskówki z Myszką Miki z lat 30-tych? Te, które kilka lat temu zostały wydane na DVD? Słyszałem, że jedna z nich nigdy nie została wydana i jest niedostępna nawet dla najbardziej zagorzałych fanów Disneya. Z kilku źródeł wiem, że ów film to tak naprawdę nic nadzwyczajnego. Po prostu zapętlony fragment, w którym widać Mikiego idącego ulicą wzdłuż sześciu budynków. Całość trwa może dwie-trzy minuty, po czym następuje wyciemnienie ekranu. Nie ma tam też żadnej miłej dla ucha melodii. W zasadzie muzyka w tej kreskówce nie jest nawet muzyką – jest to po prostu bezładne walenie w klawisze pianina przez półtorej minuty, a przez resztę filmu słychać szum. To nie był ten Miki, którego wszyscy później polubiliśmy – nie tańczył, nawet się nie uśmiechał, po prostu sobie szedł przed siebie ze zwyczajnym wyrazem twarzy i spuszczoną głową, sprawiając wrażenie smutnego i przygnębionego. Przez pewien czas każdy myślał, że po wyciemnieniu ekranu film się po prostu skończył. Gdy Leonard Maltin recenzował starsze odcinki, decydując o tym, które z nich mają być umieszczone na kompilacji, stwierdził, że to coś jest zbyt głupie, żeby znalazło się na DVD, chciał jednak mieć cyfrową kopię nagrania ze względu na to, iż było ono stworzone przez Disneya. Gdy zgrał to do postaci cyfrowej i zapisał plik na dysku swojego komputera, zauważył dziwną rzecz...
Cała kreskówka trwała dokładnie 9 minut i 4 sekundy.

Mój znajomy, asystent prezesa Walt Disney Pictures i zarazem kolega pana Maltina, dostarczył mi takie oto informacje mailem:

„Wyciemnienie trwało do szóstej minuty, potem znów widać było Mikiego idącego ulicą. Jednak dźwięk był już zupełnie inny. To był bełkot. Nie był to jednak żaden język, brzmiało to bardziej jak mocno zniekształcony odgłos płaczu. Hałas robił się coraz głośniejszy, na obrazie zaczęły pojawiać się dziwne zakłócenia. Chodnik jakby zaczął się cofać pod nogami myszki, a na ponurej twarzy Mikiego powoli zaczął pojawiać się uśmiech. W siódmej minucie bełkot zmienił się w przerażający, bardzo nieprzyjemny dla ucha krzyk, a obraz zaczął się robić jeszcze dziwniejszy. Zaczęły pojawiać się kolory, co w tamtych czasach nie było możliwe. Twarz Mikiego zaczęła się deformować, oczy przemieściły się w zupełnie inne miejsce – jakby na podbródek. Budynki w tle zaczęły falować w powietrzu, a chodnik wciąż się cofał, a potem kierował we wszystkie możliwe strony. Ten przeraźliwy krzyk trwał aż do ósmej minuty, a potem nagle na ekranie pojawiła się twarz Myszki Miki w akompaniamencie muzyki, która brzmiała jak zepsuta pozytywka. To trwało przez jakieś 30 sekund. Pan Maltin się przeraził i wybiegł z pokoju, po czym zamknął płytę z nagraniem w sejfie. A co było w ostatnich 30 sekundach filmiku? Niestety, udało mi się zdobyć jedynie szczątkowe informacje na ten temat. Od ochroniarza, który robił obchód w studio wiem, że któryś z pracowników po obejrzeniu zapisanego na dysku filmu do końca wybiegł z pokoju blady jak ściana, mówiąc siedem razy: „Prawdziwe cierpienie nie jest znane”, po czym wyciągnął pierwszemu napotkanemu ochroniarzowi pistolet i strzelił sobie w głowę. Jedyne co się dowiedziałem to to, że ostatnią klatką filmu był ponoć tekst w języku rosyjskim, który dosłownie można było przetłumaczyć „Znaki piekła wciągają oglądających do środka”. Z tego co wiem, nikt inny nie oglądał całego filmu, ale niektórzy pracownicy próbowali wrzucić nagranie na Rapidshare, za co od razu wylatywali dyscyplinarnie z pracy. Jeśli to nagranie znajduje się gdzieś w sieci, prawdopodobnie nosi tytuł „suicidemouse.avi”. Gdy uda Ci się odnaleźć ten film, pod żadnym pozorem go nie oglądaj i skontaktuj się ze mną telefonicznie, obojętnie o której godzinie.

Czekam na kontakt, T.R.”

Użytkownik Aynan M edytował ten post 25.08.2011 - 23:18

  • 9

#352

Kitsune.
  • Postów: 84
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

To uczucie.



Znasz to uczucie, gdy wydaje Ci się, że ktoś za Tobą stoi, obserwuje Cię?
Ja nie, bo to ja stoję za Tobą.

Użytkownik Kitsune edytował ten post 26.08.2011 - 12:37

  • -2

#353

Aynan M.
  • Postów: 20
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pierwsza creepypasta mojego autorstwa.


OutRun


Stare gry... Chyba nigdy z tego nie wyrosnę. Po prostu kocham te klimaty.
To był zwykły dzień, jak każdy inny. Lisa, moja narzeczona, pojechała rano do pracy, a ja zostałem w domu sam. Potwornie mi się nudziło, a nie chciało mi się nigdzie wychodzić - pogoda za oknem nie zachęcała do jakichkolwiek spacerów.

Nagle zadzwonił telefon. Odebrałem i usłyszałem w słuchawce głos Emila, mojego kumpla jeszcze z czasów podstawówki.
- Siema, masz chwilę? Wpadnij do mnie, pokażę ci co ostatnio kupiłem.
- Nie chce mi się... Zimno jest, deszcz pada...
- Nie zrzędź, zakładaj kurtkę, buty i wbijaj! Na pewno ci się to spodoba!
- Ech...

Emil się rozłączył, a ja niechętnie zacząłem się ubierać i poszedłem do niego. Nie było to daleko, Emil mieszkał trzy bloki dalej. Ale przez tą pogodę wydawało mi się, że te kilkaset metrów ciągnie się w nieskończoność. Zadzwoniłem do drzwi, otworzyła mi jego matka.
- Dzień dobry Pani...
- Dzień dobry, Kenzo. Proszę, wejdź. Emil dzwonił, chciał ci podobno coś pokazać.
- Tak, wiem, mówił mi.

Wszedłem do pokoju Emila i zastałem go grającego w najlepsze w OutRun. Kiedy ja ostatni raz w to grałem... Gdy tylko usłyszałem melodię "Splash Wave", którą w dzieciństwie po prostu uwielbiałem, na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
-Siema stary! To OutRun? Daj mi w to zagrać! Pamiętam jak chodziłem kiedyś do salonu gier i w to grałem całymi dniami!
Emil tyko się uśmiechnął, przysunął drugie krzesło i dał mi pada do ręki.
Znów mogłem grać w grę, która kiedyś wyrwała mi tyle godzin z życia! Znajomy ekran wyboru muzyczki, znajome kawałki "Magical Sound Shower", "Passing Breeze" i "Splash Wave" i wreszcie znajomy widok czerwonego Ferrari, w którym siedział chłopak z jakąś blondynką... Wspomnienia z dzieciństwa wracają. Przeszedłem grę raz, drugi, trzeci - cieszyłem się jak małe dziecko z animacji po zakończeniu każdego przejazdu. To mi się nigdy nie znudzi. Nagle Emil wyłączył konsolę.

- Chciałem Ci coś pokazać.
To mówiąc, wyciągnął z szuflady dziwny przedmiot. Wyglądało to trochę jak gogle dla płetwonurków, jednak już z daleka było widać, że ów gadżet jest naszpikowany elektroniką.
- Hahaha, co to za szmelc? Skąd to masz?
- Kupiłem to wczoraj na bazarze. Załóż to i zobacz jaki to daje zarąbisty efekt!

Założyłem te dziwne okulary i ponownie odpaliłem OutRun. Nie mogłem w to uwierzyć, ale znalazłem się w świecie gry! Sam siedziałem w Ferrari, a tuż obok mnie na siedzeniu pasażera zamiast jakiejś pikselowatej blondynki zobaczyłem moją narzeczoną. Podekscytowany czekałem na sygnał do startu... Ready... Set... GO!!! "Splash Wave" w głośnikach, uczucie wiatru we włosach... To było po prostu wspaniałe. Wcisnąłem gaz do dechy i pognałem przed siebie, lawirując między innymi autami. Prędkość już mocno przekraczała 200 km/h, Lisa była zachwycona. Najbardziej jej się podobało, gdy driftowałem na zakrętach i w ten sposób wyprzedzałem inne samochody. Dojechałem do checkpointa, trasa wiodła przez kanion. Po jednej stronie pustkowie, po drugiej olbrzymie skały. Droga była wąska, bardzo ciężko było wyprzedzać. Nagle zobaczyłem przed sobą dwie ciężarówki. Aby je wyprzedzić, musiałem zjechać na pobocze. Nie zauważyłem jednak, że z jednej z ciężarówek przede mną wycieka olej... Wjechałem na plamę, moje auto wpadło w poślizg i przy pełnej prędkości uderzyło w skałę.

W tym momencie gra zrobiła się dziwna... Samochód nie wrócił na trasę, tak jak powinien to zrobić w "normalnej" grze. Kolory zrobiły się jakieś ciemne, zaczęła grać mroczna, przerażająca muzyka - jakby nienastrojone pianino połączone z dziwnym wyciem i jękami... Udało mi się wydostać z wraku o własnych siłach, jednak nigdzie nie mogłem znaleźć Lisy... Kamera zrobiła zbliżenie na płonące szczątki mojego auta, a potem zobaczyłem coś, co mnie przeraziło. Na ekranie pokazało się zdjęcie zmasakrowanych zwłok Lisy, a muzyka zmieniła się w głośny krzyk wymieszany z płaczem.

Zdjąłem czym prędzej te cholerne okulary... Jednak na ekranie wciąż było pokazane to makabryczne zdjęcie. Wyłączyłem konsolę. Już nigdy nie zagram w OutRun. Byłem w pokoju sam, Emil gdzieś wyszedł. Zapadła głucha cisza, którą nagle przerwał dźwięk SMSa. Ktoś mi się nagrał na pocztę głosową. Odsłuchałem nagranie.

"Cześć skarbie, tu Lisa. Chcę ci tylko powiedzieć, że cię kocham. Bardzo mocno cię kocham. Zobaczymy się po drugiej stronie..." - w tym momencie jej głos się urwał, a dalej było słychać tylko szum, jakby przejeżdżających samochodów i wycie syreny ambulansu w tle.

Użytkownik Aynan M edytował ten post 27.08.2011 - 08:52

  • 6

#354

Moltenlair.
  • Postów: 423
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Mojego autorstwa, oparte w jakiś sposób na prawdziwych wydarzeniach ;)

Klucz

Zbudziły mnie promienie porannego słońca przenikające przez cienką, błękitną firankę. Z lekkim rozdrażnieniem podniosłem kołdrę do góry i po założeniu kapci udałem się do łazienki załatwić to, co każdy człowiek robi po przebudzeniu.
Po opróżnieniu pęcherza i napełnieniu żołądka kawą pospiesznie się ubrałem w nowy, grafitowy garnitur i zapakowałem wszystkie firmowe dokumenty do teczki. Sprawdziwszy (zawsze miałem fioła na tym punkcie) czy wszystkie okna są zamknięte, gaz zakręcony, przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do windy. Dopiero tam puknąłem się w czoło, aż zapewne po klatce schodowej rozeszło się piękne echo. Zapomniałem krawatu, znowu. Nerwowo począłem klikać w klawisz z cyferką „sześć”, jednak bez kliknięcia stopu się nie obeszło. Dopiero wtedy winda łaskawie, jakby na złość wgramoliła się na szóste piętro. Przeszukałem szybko kieszenie w poszukiwaniu kluczy, jednak ich nie znalazłem. Przegrzebałem teczkę i jak wywnioskowałem zapewne wypadły mi w windzie kiedy zawiązywałem buty. Wyśmienicie, znowu będę spóźniony. Po przywołaniu windy z powrotem (bo oczywiście już ktoś zdążył ją ściągnąć) bez przerwy rzucałem okiem na zegarek, który w przeciwieństwie do windy bardzo pospiesznie wykonywał swoją robotę. Pum, w końcu, wsiadam do windy, są! Wybieram odpowiedni klucz, wsadzam do zamka i… Nic. Czyżbym z tego stresu posłużył się nieodpowiednim? Nie, to na pewno ten, jednak dla pewności wyprobowuję też inne. Bez skutku. Cholera jasna, do dupy, dzisiaj pojawię się w biurze bez wisielca, czas jest nieubłagany.
Dzień minął normalnie. Szef był nawet milszy niż zwykle a i projekt nad którym pracowałem ostatnie kilka dni wyjątkowo przypadł mu do gustu. Zadowolony z dnia pracy zmierzam w stronę samochodu. Tak, znowu czegoś zapomniałem, telefonu komórkowego. Żeby nie tracić czasu szybko wbiegam na drugie piętro biurowca gdzie znajduje się mój gabinet i naciskam klamkę. Nic. Pewno woźny już zdążył wszystko pozamykać. Trudno, dzisiaj i tak już na nic mi się telefon nie przyda. Opuściłem biuro i wsiadłem do samochodu. Tu stoczyłem następną batalię, za żadne skarby auto nie dało się uruchomić, dało się tylko słyszeć dźwięk dławiącego się silnika. Ryknąłem ze wściekłości, trzesnąłem drzwiami i udałem się na postój taksówek. Akurat jeden kierowca był wolny, przywitałem się uprzejmie i zająłem miejsce.
Podróż mijała we względnej ciszy, jednak w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że zapomniałem zadzwonić po ślusarza. Zagadnąłem kierowcę czy dałby mi zadzwonić ze swojego telefonu, ten jednak odmówił. Jednak stwierdził, że jego szwagier się tym trudni i może go poprosić o pomoc. Uradowany, zgodziłem się i podałem dla pewności jeszcze raz mój adres.
W końcu pod blokiem, księżyc już świecił całkiem mocno zza nielicznych chmur na niebie. Nie miałem ochoty czekać na zewnątrz, bo zaczynało się robić chłodno więc wszedłem na klatkę schodową i postanowiłem zaczekać pod swoim mieszkaniem. Chciałem włączyć światło, ale żarówka tylko strzeliła i zgasła na amen. Będę musiał rano poprosić dozorcę o wymianę. Wszedłem więc po ciemku i zawołałem windę, która nadzwyczajnie szybko przyjechała z dziewiątego piętra. Lekko zaniepokojony, że coś może być nie tak mechanizmami, wsiadłem do środka i nacisnąłem szóstkę. Trach. Winda zatrzymała się na półpiętrze. Przycisk alarmowy nie reagował, więc zacząłem wołać o pomoc, odpowiedział mi tylko jednak pijacki śmiech, pewno sąsiada-menela. Kurwa mać, naprawdę mam już dosyć tego dnia. Kiedy jednak śmiech sąsiada ustał winda ponownie ruszyła do góry, jednak zamiast zatrzymać się na szóstym piętrze stanęła na piętrze trzecim. „Wejdę dalej po schodach”, pomyślałem, miałem dość tego złomu nazwanego dumnie windą. To co jednak zobaczyłem wysoce mnie zszokowało. Nie pamiętam by trzecie piętro tak wyglądało. W przeciwieństwie do mojego było obskurne, ze ścian odłaził tynk, koło rur widać było wyraźną pleśń i grzyby a numery na wszystkich mieszkaniach zostały poodwracane. Moją uwagę też zwrócił fakt, że klosz został pomalowany na zielony kolor, stąd dziwny kolor światła, jak w horrorze przy trybie noktowizyjnym. Mając dość tego miejsca ruszyłem w stronę schodów, ale zabijcie mnie do jasnej cholery, nie mogłem ich znaleźć, nie mogłem znaleźć pieprzonych schodów, albo ich nie było, miałem wrażenie, że chodzę w kółko. I faktycznie tak było. W paranoi krążyłem i krążyłem, a zdawało mi się też, że za każdym okrążeniem piętro wygląda coraz gorzej. I chyba miałem rację, w pewnym momencie drzwi do jednego z mieszkań po prostu pękły. Tracąc jakiekolwiek resztki zdrowego rozsądku wbiegłem do pomieszczenia. Zdziwło mnie to, ale też sprawiło, że odetchnąłem z ulgą, ale mieszkanie wyglądało normalnie, ot, normalny przedpokój, światło dobiegające zapewne z salonu, łazienka, kuchnia i jeszcze jeden pokój. Po cichu zawołałem „Kto tam”, jednak nikt mi nie odpowiedział. W salonie nikogo nie było, w innych pokojach też nie. Został jeden. Chciałem zajrzeć przez okno, ale wiecie jakie drzwi kiedyś robili, grube szkło ze wzorkami, znak dawnych czasów. Nic to, postanowiłem po cichu wejść do środka. To była sypialnia, a w łóżku ktoś spał i chrapał. Chrzkąnąłem, ale osoba się nie obudziła, więc podszedłem do łoża i ujrzałem w nim śpiącą na boku starszą kobietę odwróconą do ściany. Delikatnie dotknąłem jej ramienia, a ta powoli zaczęła się odwracać. Pisnąłem jak mała dziewczynka gdy zobaczyłem, że jej twarz jest pokryta oczami. Cholernymi oczami, cała twarz! Wciąż krzycząc otworzyłem z kopniaka drzwi i wybiegłem z pokoju. Tu czekała mnie następna niespodzianka. Znalazłem się na klatce schodowej. Tak, tym razem ze schodami, zniszczonymi, jakby się miały zaraz zawalić, ale nie dbałem o to, wbiegałem najszybciej jak potrafiłem, miałem wrażenie jakbym pokonał już kilkanaście pięter jednak nie, to dopiero piąte, jeszcze tylko jedno, jeszcze tylko parę stopni i będę u celu, pod swoim domem, bezpieczny i w końcu, po tych kilku sekundach trwających wieczność. Jestem, mieszkanie numer osiemdziesiąt dziewięć, normalny korytarz, wszystko jak dawniej. Tak bardzo chciałem już być w domu, tak bardzo chciałem pozbyć się obrazów które widziałem, ale jeszcze czekałem na ślusarza. Ruszyła winda, wjeżdża na górę, przyznam, że byłem trochę zaniepokojony, ale w końcu dojechała a z niej wyszedł najnormalniejszy człowiek. Jedno wzbudziło jednak moją uwagę i sprawiło, że znowu ciarki przeszły mi po plecach. Panel nie pokazywał szóstego piętra, tylko piętro numer 666666666. Moje rozważania przerwał jednak mężczyzna, który żując gumę spytał od niechcenia
- Co się stało?
Przekazałem mu wszystkie informacje, ten cały czas potakując stwierdził szybko:
- Potrzebuję tylko jeszcze jednej rzeczy
Po czym schylił się i wyjąwszy z torby małą siekierę uderzył mnie nią w nogę. Zwaliłem się na podłogę bezwładnie wyjąc z bólu, kiedy ten szaleniec zaczął dosłownie wyszarpywać mi kość z nogi. Mimo niewyobrażalnego cierpienia kopnąłem go drugą nogą w twarz i zacząłem biec nie zważając na ból. Jednak czemu, kurwa, czemu biegnę przed siebie długim, niekończącym się korytarzem, za mną biegnie pieprzony szaleniec z twarzą zalaną krwią z powyrywanymi kawałkami mięsa w dłoniach, dlaczego do jasnej cholery bięgnę coraz wolniej, jakbym był w jakiejś galarecie, on jest już za mną, pomocy, błagam, pomocy, on mnie już…

Obudziłem się zlany potem. Byłem w swoim łóżku, w swoim pokoju, w swoim mieszkaniu. Zły sen… Zajebiście realistyczny, paskudny, zły sen. Otrząsnąwszy się z wrażeń nocnych mając ochotę tylko wyjść z domu, pospiesznie się ubrałem i opuściłem mieszkanie. Zamknąłem drzwi, sięgnąłem po pęk kluczy.
Dlaczego, w imię Najświętszej Panienki, mój pieprzony klucz jest zrobiony z kości?!

Użytkownik Aexalven Fendadra edytował ten post 28.08.2011 - 00:03

  • 6

#355

Imb.
  • Postów: 394
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Tajemnicze światło


Dla każdego, kto grał w Minecrafta, imię "Herobine" powinno brzmieć choć trochę znajomo. Jak dotąd nie spotkałem jeszcze gracza, który nie czytałby znanej pasty o nim. Większość graczy uważa, że jest to po prostu bajeczka do straszenia nowych graczy, ale są też ludzie którzy uważają, że wszystko jest możliwe w grze takiej jak Minecraft. I to ma sens, gdyż nigdy nie zdarzą się tu dwa identyczne światy. W każdym razie, moja historia nie dotyczy Herobine'a, raczej to było wydarzenie które zmusiło mnie do zastanowienia sie, czy rzeczywiście gdzieś pod tymi bloczkami nie kryje się coś niewytłumaczalnego. Tak czy inaczej, oto moja historia...
To był normalny dzień w moim świecie. Był on bardzo prosto nazwany, po prostu "New Worldeeeeee" i pracowałem nad nim od marca, kiedy to pierwszy raz uruchomiłem tę grę. Jak dotąd zbudowałem tam olbrzymi fort otoczony murem, dwa zamki oraz rozległy system kopalń i jaskiń. Było to rzeczywiście imponujące osiągnięcie (jeśli mogę tak o tym powiedzieć). W każdym razie, jako następny krok chciałem zbudować potężny posterunek, wykonany całkowicie z drewna, do czego rzecz jasna potrzebowałem drzew, ale już zdążyłem wykorzystać te nieliczne, rosnące w mojej pustynnej strefie na budynki, które już tam stały. Zebrałem więc kilka kamiennych narzędzi i udałem się w wędrówkę, aby znaleźć las. Szedłem przez dluższą chwilę aż dotarłem na brzeg nowego kontynentu, całego pokrytego drzewami. Zebrałem się do roboty, ścinałem jedno drzewo za drugim aż zaczęło się ściemniać.
Nie chciałem ryzykować śmierci z ręki jakiegoś moba, więc zbudowałem sobie małe schronienie aby przeczekać noc. I właśnie tutaj rzeczy zaczynają się robić dziwne. Kiedy tylko ukryłem się, zaczęła grać muzyka (która zwykle towarzyszy początkowi nocy). Jednak zamiast spokojnej melodii, do której byłem przyzwyczajony, usłyszałem szybszą, intensywniejszą wersję. Brzmiało to jak szaleńcza gra na pianinie połączona z niezwykłym szeptem. Kiedy wyjrzałem ze schronienia, szepty przybrały na sile. Widziałem jak coś porusza się w oddali, co uznałem za zwykłe moby. Jednak z tej odległości wydawało się, że ciemny kształt przelatuje przez drzewa i przenika przez ściany.
To nie było normalne i byłem wtedy nieźle przestraszony. Nagle całkowicie straciłem kontrolę nad moją postacią, jakby miała swój własny rozum. Zmusiła mnie, bym wyjrzał przez jedno z okien, prosto na góry w oddali. Na ich szczycie migotało blade światło. Wtedy zrobiłem szybko zrzut ekranu, by móc zapytać o to na forum Minecrafta. Kiedy tylko nacisnąłem f2, w moich słuchawkach rozległ się głośny pisk, przez który podskoczyłem. Zdałem sobie wtedy sprawę, że znów mogę kontrolować postać. Dźwięki nagle ustały, pozostawiając jedynie dziwną ciszę. Z oddali słyszałem jedynie odgłos zabijanej krowy. Resztę nocy spędziłem w moim schronieniu, wstrząśnięty i zdziwiony tym, co się wydarzyło. Ciągle jedynie wyglądałem przez okno na dziwne światło na szczycie góry. Byłem pewien, że jeszcze tam nie byłem. Mógłbym też przysiąc, że kilkukrotnie widziałem coś spadającego z gór. Chciałbym wiedzieć więcej, ale wtedy byłem trochę zbyt przestraszony, by wyjść z kryjówki, a co dopiero podejść do gór.
Kiedy w końcu nastał poranek, nie było standardowej muzyki, nie było w ogóle żadnego dźwięku. Cały w nerwach opuściłem swoje schronienie i ruszyłem w drogę ku oddalonym górom. Kiedy w końcu wspiąłem się na szczyt zauważyłem, że był to dziwny, płaski teren, no, ale czasem lądy miewają taki kształt. Wszedłem tam, gdzie widziałem to światło, ale niczego nie znalazłem. Nie było żadnej pochodni ani czegokolwiek, co mogłoby dać światło. Spojrzalem w dół w kierunku kryjówki i zrobiłem kolejny zrzut ekranu. Kiedy schodziłem z gór żeby w końcu wynieść się stąd w diabły do mojego fortu zauważyłem niewielki otwór o wymiarach 2x2 w ścianie. Ciekawość zwyciężyła i wszedłem do tej dziury. Prowadziła do prostego, mrocznego tunelu. Kiedy tak szedłem nim, nie widząc dalszego sensu zwiedzania zauważyłem na jego końcu słabe światło.
Zdecydowałem, że odnajdę jego źródło i szedłem prosto aż dotarłem do załomu, gdzie zza rogu świeciło niezwykle jasne światło, niemożliwe do uzyskania w grze. Kiedy odwrócilem się w jego stronę usłyszałem coś jakby jęk i nagle program się wysypał. Kiedy włączałem ponownie grę, byłem lekko zmieszany. Mój plik "New worldeeeee" nazywał się teraz "HELL". Kiedy go uruchomiłem, Minecraft znowu się posypał. Kiedy po raz kolejny go uruchomiłem, plik po prostu zniknął. Przeszukałem foldery gry, ale nie moglem ich nigdzie znaleźć. Pamiętając o zrzutach, przejrzałem je. Na pierwszym, zrobionym nocą, dobrze widać to dziwne światło na szczycie góry, a na drugim byłem na tej górze, patrzący na kryjówkę.
Kiedy przyjrzałem się mu bliżej zauważyłem coś, czego na pewno nie było, kiedy stamtąd wychodziłem. To jakiś ciemny kształt kryjący się tuż za miejscem, w ktorym stałem nocą. Nie trzeba chyba mówić, że tamtego dnia zacząłem wierzyć, że coś się kryje pod tymi bloczkami. Do tej historii zamieszczam oba obrazy na dowód tego, czego doświadczyłem. Dzięki za przeczytanie,
Gracz Minecrafta, sneekurp.



Noc, kiedy to się wydarzyło. Tajemniczy blask jest widoczny na szczycie za oknem po lewej.



Następnego ranka, na szczycie góry. Moje schronienie jest po lewej. Zwróćcie uwagę na ciemny kształt wewnątrz.




Condemned 3


Kilka dni temu poszedłem do jednego sklepu z grami w Cincinatti o którym wiedziałem, że sprzedają tam mnóstwo pirackich filmów, gier i muzyki. Wystarczy jakieś pięć dolców i zapytać sprzedawcę, czy nie mógłby zdobyć dla Ciebie filmu, gry czy płyty CD której nie mają na stanie, a on pójdzie do domu, gdzie ściągnie cokolwiek chcesz na CD i da Ci to. Czasem nawet ściągają emulatory gier, do których dorzucają paczki zawierające 100, czy nawet 500 gier na ten system. W każdym razie chodziłem po tym odlbrzymim sklepie z grami PC i zatrzymałem się przy półce z kartonowym pudłem na którym ktoś zwykłym, czarnym markerem napisał "Nowe wydania!", więc tam zajrzałem.
Było tam sporo gier o których nigdy nie słyszałem jak również takie, które brzmiały znajomo, takie jak "Grand Theft Auto 5: Angel Grove" czy "Dead Rising: The Lost Files". Przeglądałem płyty, az w oko wpadła mi jedna z nich; było to "Condemned 3: Rise of the Orio". Spojrzałem na cenę - było to 100 przeklętych dolarów! Spróbowałem porozmawiać z właścicielem i powiedzieć mu, żę te nowe wydania to zwykła ściema. Kłóciliśmy się przez dłuższą chwilę i w końcu powiedział mi, że pozwoli mi zabrać tę grę i wypróbować ją przez jeden dzień za darmo i jeśli będzie prawdziwa, to będę musiał ją kupić. Zgodziłem się i opuściłem sklep z grą. Przyjrzałem się bliżej pudełku: była tam widoczna jedynie postać biegnąca w oddali, prawdopodobnie główny bohater, Ethan Thomas, na polu kukurydzy gdzieś w pobliżu farmy Oro, skąd pochodziła większość przeciwników z Condemned 1 i 2 (grałem w obie na Xbox 360).
Wróciłem do domu i odpaliłem mój komputer z Windows 7 i świetną kartą graficzną i dźwiękową. Otworzyłem pudełko i moim oczom ukazała się pusta płyta z nagryzmolonym czerwonym mazakiem napisem "Condemned 3 Rise of the Oro". Zaśmiałem się cicho myśląc, że to jakiś głupi kawał. Wlożyłem płytę do czytnika i uruchomiłem, ale nic się nie stało. Klikałem około sześć razy i już miałem się poddać, kiedy gra niespodziewanie włączyła się. Wyskoczyło okienko z napisem Condemned 3, gdzie miałem do wyboru Play, Load oraz Options, kliknąłem więc Options i gra się nagle wyłączyła. Włączyłem ją ponownie i zauważyłem, że także przycisk Load nie działa, nie mogłem więc odczytać gry, gdybym miał jakiś zapis, co oczywiście uznałem za tragiczny błąd. Pozostało mi jedynie wcisnąć Play i wyskoczył ekran ładowania.
Kiedy gra się ładowała, wziąłem ponownie pudełko i tym razem obejrzałem tył, gdzie było napisane "Nazywasz sie Ethan Thomas, Oro zawładnął Tobą i masz do wyboru zabić albo zostać zabitym. Użyj róznorodnych broni, jak deska, nóż kuchenny, łopata itd. by pokonać Oro na dwunastu różnych poziomach i rozwiąż zagadki kryminalne prowadzące do ostatecznego rozwiązania spraw Ethana." Poziomy, o których była mowa to (w kolejności): 1. Las 2. Miasto Duchów 3. Kościół 4. Park rozrywki 5. Opuszczone centrum handlowe 6. Kanion 7. Miejski cmentarz 8. Biura 9. Zakład badań wirusów i chorób 10. Kasyno 11. Opuszczone więzienie, oraz 12. Gniazdo Oro.
Po jakichś trzech minutach gra się w końcu załadowała i pokazał się zwyczajny widok z oczu Ethana, ale ręce wyglądały tak samo jak w Condemned 2 więc pomyślałem, że to po prostu jakaś zmodyfikowana wersja Condemned 2: Bloodshot. Tak czy inaczej, gra rozpoczęła się, zgodnie z oczekiwaniami, w lesie. Zacząłem rozglądać się za jakąś bronią aż znalazlem coś o nazwie "Toporek". Miał wysoki współczynnik ataku i mógł być używany przez dość długi czas bez zniszczenia ale miał mały zasięg, no i zamach nim trwał strasznie długo. Przejrzałem ekwipunek używany do znajdowania dowodów i znalazłem policyjny skaner ultrafioletowy, taki jak w poprzednich grach, telefon komórkowy oraz aparat. Włączyłem latarkę i zacząłem się kręcić po okolicy, kiedy wszystko zaczęło stawać się dziwne, ale nie dziwne "w grze", tylko dziwne w stylu "coś tu nie gra".
Podszedłem do jakiejś suki rodzącej szczenię. Wtedy rozległ się spokojny, ale zniekształcony głos wołający "ZABIJ!". Jednocześnie wyskoczyło okienko z filmem wideo pokazujący prawdziwego psa rodzącego prawdziwe szczenię. Jednocześnie ręka trzymająca toporek uniosła się i opadła, ucinając psu głowę. Poczułem ucisk w żołądku, kiedy ręce bohatera podniosły ciągle zakrwawionego szczeniaka i zabily go, rozgniatając o pobliskie drzewo. Zaczęło robić mi się nie dobrze, kiedy nagle coś zauważyłem: ręce z filmu miały zegarek identyczny z tym, jaki nosił sprzedawca w sklepie, skąd jest ta gra. Pomyślałem: "Co za chory człowiek zrobiłby coś takiego?!" kiedy wideo się skończyło i powróciłem do gry, gdzie leżały przede mną dwa martwe, zakrwawione stworzenia. Kontynuowałem podróż mimo iż wiedziałem, że nie powinienem, aż napotkałem na przeciwnika, więc zacząłem machać toporem. Wtedy tez wyskoczyło kolejne okienko z filmem. Był na nim bezdomny, śmiertelnie czymś przerażony. Te same ręce, ktore uprzednio zabiły psy, teraz uniosły zakrwawioną broń i uderzyły w głowę bezdomnego. Krew i fragmenty czaszki rozprysły się, kiedy ten nieszczęśnik padł na ziemię, a jednocześnie słyszałem głośny śmiech dochodzący z tła, od człowieka trzymającego kamerę.
Nie mogłem już znieść tych filmów. Zwymiotowałem, a jednocześnie łzy zaczęły mi spływać z oczu, kiedy wyobrażałem sobie cierpienie tego człowieka. Natychmiast wziąłem płytę z komputera i spojrzałem na zegrał. Była 21:07 a wiedzialem, że sklep zamykają każdej nocy o 23:30 (z wyjątkiem niedziel, kiedy to zamykają o 21:15). Zebrałem przy okazji swój pistolet 9mm na wypadek gdyby ten człowiek chciał mnie zabić po oddaniu gry. Wsiadłem do samochodu i pojechałem prosto do sklepu.
Kiedy tam dotarłem, ujrzałem trzy radiowozy i ambulans. Okazało się, że właściciel zgrywał jakieś piosenki dla członków gangu i przypadkiem zgral także jakiegoś wirusa, więc ktoś z gangu wrócił i strzelił do niego. Policja zapytala mnie, dlaczego przyjechałem, więc powiedziałem im, że chcę zwrócić grę. Widziałem właściciela sklepu na noszach więc podszedłem do niego, a on wtedy powiedział mi "Życzę miłego dnia" w dziwny, upiorny sposób, po czym zaczął się maniakalnie śmiać aż zmarł, chwilę później, więc po prostu porzuciłem grę w sklepie, wsiadłem do samochodu i odjechałem.
Kilka dni później oglądałem wiadomości i usłyszałem, że pewien nastolatek znalazł w sklepie grę o nazwie "Condemned 3" i popełnił samobójstwo tuż po tym, jak umieścił ją na kilku różnych serwisach internetowych.
Dzięki Bogu, gra została już z nich usunięta. Jednakże, niektórzy mówią, że to prawie niemożliwe, ale wciąż można znaleźć kopię gry w Internecie i ściągnąć ją. Jeśli ją pobierzesz, to niech Bóg zlituje się nad Twoją duszą.



Zdjęcie z Condemned 3: Rise of the Oro


Użytkownik Imb edytował ten post 28.08.2011 - 14:20

  • 6



#356

media1234.
  • Postów: 23
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

To jest moje pierwsze tłumaczenie creepypasty,więc jeśli są jakieś błędy to przepraszam ;).

Strażnik życia

W każdym mieście,w każdym kraju,jest jakiś zakład psychiatryczny.Udaj się do najbliższego w twojej okolicy.Kiedy będziesz już w środku podejdź do recepcji,
powiedz że chcesz odwiedzić kogoś kogo nazywa siebie ''Strażnik Życia''.Pracownik będzie próbował powstrzymać jęk i ty będziesz musiał zapytać ponownie.
Zaprowadzi cię on na salę operacyjną która wygląda jak każda inna ale nigdy takiej nie widziałeś w swoim życiu.Pracownik wręczy ci skalpel i opuści pomieszczenie,zamykając za sobą drzwi.

Będziesz musiał poczekać.Poczekaj około godziny.Po tym czasie drzwi się otworzą i kilka osób wejdzie do pomieszczenia,łącznie z kobietą w ciąży.Kobieta
położy się na stole operacyjnym; inni ludzie,którzy wyglądają jak lekarze,przygotowują wszystko do narodzin dziecka.Podczas gdy oni to robią,ty będziesz mógł zadać kobiecie jedno pytanie.
Zapytaj:''Jak mogą być zmontowane'',nic się nie stanie,lub lekarze zaczną obdzierać się ze skóry.Będziesz pełni świadom,gdzy będą to robić.Jeśli zadałeś
właściwe pytanie,kobieta zacznie krzyczeć,dziecko zacznie się rodzić.Będziesz musiał poczekać,aż to się skończy,i jeden z lekarzy wręczy ci dziecko,które rusza ustami,lecz z jego ust nie będzie się wydobywać żadny dźwięk.
Jak dziecko skończy ''rozmawiać'' i uśmiechać się,będziesz musiał rzucić dziecko na ziemię i wbić skalpel w jego głowę,lub połamać jego żebra i wyrwać jego serce z nieludzką siłą.

Jeśli rzuciłeś dziecko na ziemię poczym,wbiłeś,skalpel w jego głowę,odpowiedz na pytanie który zadałeś wcześniej.Dziecko zacznie mówić demonicznym głosem przez który zaczniesz szaleć.Kiedy on będzie mówić,reszta ludzi którzy byli w pomieszczeniu
znikną bez śladu.Kiedy dziecko skończy mówić,ono umrze i drzwi do pokoju otworzą się.Teraz możesz iść wolny,jeśli nie oszalałeś od jego głosu

Martwe dziecko to objekt 11 z 538.Czemu nie usunąłeś skalpela?


Strażnik Śmierci

W każdym mieście,w każdym kraju,jest jakiś szpital psychiatryczny,udaj się do najbliższego w twojej okolicy.Kiedy dotrzesz na miejsce,udaj się w stronę recepcji,spytaj się czy możesz odwiedzić kogoś kto nazywa siebie ''Strażnikiem śmierci''.Pracownik zbladnie i będzie wyglądał jak by zobaczył ducha.
Zaprowadzi cię on do drewnianych drzwi i opuści cię.Musisz zapukać 3 razy.

Jeśli słyszysz starego człowieka który mówi ''Wejdź'',będziesz mógł wejść i znajdziesz się w lesie.Jeśli usłyszysz młodego mężycznę który mówi ''Nie,dziękuje''Uciekaj.Uciekaj i opuść miasto,kraj najszybciej jak potrafisz,niewypowiedziane zło zabije cię,jeśli się zatrzymasz.

Teraz jesteś w lesie,spójrz w górę na niebo.Jeśli jest dzień,podążaj za słońcem.Jeśli noc,podążaj za księżycem.Podążaj za nim,i nie skraczaj z drogi którą wybrałeś,bez względu na to jakie piękno lub horror widziałeś.
Jeśli skroczysz z drogi;twoja dusza będzie dręczona przez wieki a ciało umrze w okropnej śmierci.Czasami zobaczysz,że idziesz w stronę rezydencji.Zignoruj to,idź dalej,to iluzja która ma cię zmylić.

W końcu dotrzesz do małej drewnianej chatki.Wejdź do chaty i natychmiastowo zawróć,jeśli to zrobisz zobaczysz najgorszy horror jaki kiedykolwiek doświadczyłeś w życiu patrząc na człowieku za tobą.Zadaj mu pytanie ''Jaki to będzie koniec?''.Zacnie on mówić głosem miłym i delikatnym jak i brutalnym i śmiertelnym.
Słychaj uważnie co on mówi,będziesz jedyną osobą która usłyszy swoje przeznaczenie.Kiedy człowiek skończy swoją krótką odpowiedź,Spyta się ciebie czy chcesz wrócić,i czy chcesz od niego prezent.

Nie rób tego.Idź do tyłu dopóki nie przejdziesz przez coś twardego,przez biurko.Zamknij oczy i obróć się i podejdź do mężczyzny wręczy ci on prezent.Kiedy dotknie twojej ręki,zamknij ją i pójdź spowrotem do drzwi przez które tu przyszłeś.Kiedy je otworzysz,wypowiedz słowa ''Spotkamy się pewnego dnia'' i odejdź.Wrócisz do szpitalu psychiatrycznego

Teraz,otwórz swoją dłoń i zobacz prezent.Kościsty palec to objekt 12 z 538

Użytkownik media1234 edytował ten post 29.08.2011 - 07:24

  • 2

#357

Aynan M.
  • Postów: 20
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejna pasta wymyślona i napisana przeze mnie.

Save Me

Wracając ze szkoły wstąpiłem na okoliczny targ. Czasem można tu dostać fajne rzeczy za bezcen. Moją uwagę przykuł niewielki stragan z pirackimi grami video. A raczej nie tyle stragan, co sprzedawca, usilnie próbujący wcisnąć ludziom jakąś grę. Podszedłem do niego - od razu wcisnął mi w ręce niechlujnie zapakowaną płytę, na której było tylko nieudolnie narysowane markerem logo Playstation i napis "SAVE ME". "Uratuj mnie"? Nigdy o takiej grze nie słyszałem... Zapytałem gościa, na czym ta gra polega, ale on zrobił tylko przerażoną minę, po czym w mig zwinął swój stragan i uciekł. Dziwne... Ale przynajmniej miałem tę płytę za darmo, koleś zapomniał nawet, że powinienem mu zapłacić.

Wróciłem do domu. Matki i ojca nie było, zastałem tylko młodszego brata słuchającego muzyki.
- Gdzie rodzice?
- Ojciec w pracy, znów siedzi cały dzień na budowie. A matka poszła na zakupy.
Cieszyłem się, praktycznie całą chatę miałem dla siebie. Poszedłem do swojego pokoju, włączyłem konsolę i wrzuciłem do niej tajemniczą płytkę "SAVE ME". Ekran zaczął dziwnie migać, a po chwili pojawił się tytuł gry. Czerwone litery na czarnym tle wyglądały tak, jakby były napisane krwią, a muzyka lecąca z głośników nie była zbyt przyjemna.

Wszedłem w menu gry. Ku mojemu zaskoczeniu, składało się ono tylko z jednej opcji "Start". Potem zobaczyłem napis "Pozostałe życia: 4". Zaintrygowało mnie to, że wszystkie napisy w grze, oprócz tytułu, były w języku polskim.

POZIOM 1.

Postać gracza znajdowała się na placu budowy. Celem misji było zdobycie sejfu z pieniędzmi znajdującego się na samym szczycie bardzo wysokiego rusztowania. Skojarzyło mi się to z moim ojcem - nienawidził pracować, marzył tylko o ogromnej kasie... Zresztą samo miejsce akcji gry też mi się wydawało znajome - mój ojciec pracował na budowie po drugiej stronie ulicy.
Największy szok jednak przeżyłem, gdy zobaczyłem postać, którą miałem sterować. Wyglądała zupełnie jak mój ojciec! Ten wąsik, okulary, charakterystycznie zadarty nos, tatuaż z orientalnymi motywami na prawym ramieniu...
Zacząłem grę. Postać żwawo i sprawnie wspinała się na kolejne poziomy rusztowania. Wydawało się to proste - jeszcze tylko kilka pięter dzieliło mnie od zdobycia sejfu. Nagle w grze zerwał się silny wiatr. Poziom trudności podskoczył ostro w górę. Niestety, rusztowanie nie wytrzymało naporu wiatru i zawaliło się na ziemię. Postać w grze straciła swoje pierwsze życie.

Po chwili za oknem usłyszałem potworny łomot. Wyjrzałem na zewnątrz sprawdzić co się dzieje. Na budowie naprzeciwko widać było ogromny tuman kurzu, stertę gruzu, jakieś pręty... Słychać było głośne krzyki... Mój ojciec akurat wstawiał okna na wysokości siódmego piętra budowanego bloku, gdy całe rusztowanie przechyliło się i runęło na ziemię. Nie miał najmniejszej szansy, żeby to przeżyć... Byłem w szoku.
Nagle usłyszałem za sobą dziwny odgłos, jakby ktoś pisał na maszynie. Na ekranie telewizora pojawiały się napisy:

"Masz jeszcze trzy szanse, aby ich uratować. Możesz wyłączyć grę, ale wtedy zginiecie wszyscy od razu. Razem z tobą. Czy chcesz kontynuować?"


Trzęsąc się ze strachu wróciłem do konsoli i wybrałem opcję "Tak".

POZIOM 2.


Według wyświetlanego na ekranie opisu, należało iść cały czas przed siebie, walcząc z przeciwnikami. Czyli po prostu klasyczna nawalanka. I znów przeżyłem szok po ujrzeniu postaci... Kobieta, którą sterowałem wyglądała jak moja matka!
Ta gra jest przeklęta...
OK, idziemy... Akcja gry rozgrywała się na ulicach jakiegoś dużego miasta. Pierwszy przeciwnik padł po dwóch ciosach. Pojawiło się kilku następnych, jednak również oni dostali tęgie lanie. Końcówka etapu miała miejsce w wąskiej, ciemnej uliczce, gdzie czekał główny przeciwnik - zamaskowany bandzior uzbrojony w nóż. Walczyłem z nim do upadłego, jednak skubany był o wiele szybszy i zwinniejszy. Nagle zaszedł moją postać od tyłu, powalił ją na ziemię i po krótkiej szamotaninie wbił nóż w serce.

Wtem do pokoju wpadł mój brat, cały zapłakany.
- Mama nie żyje! Jacyś bandyci napadli ją na uli...
Nie dokończył, ponieważ zobaczył na ekranie scenę śmierci bohatera gry. Na ten widok nogi mu się ugięły w kolanach i zemdlał w progu mojego pokoju.
Ocuciłem go i znów usłyszałem dźwięk maszyny do pisania. Patrzyliśmy razem na pojawiający się na ekranie tekst:

"Zostały ci już tylko dwie szanse. Pamiętaj... Gdy przerwiesz, zginiecie wszyscy. Grasz dalej?"


- Nie graj w to! Ta gra nas wszystkich wykończy!
Ja jednak postanowiłem spróbować dalej.

POZIOM 3.

Opis wskazywał na grę podobną do klasycznego "Froggera". Należało przedostać się z jednej strony autostrady na drugą, uważając na pędzące samochody. Zrobiłem zbliżenie na bohatera tej misji - to był mój brat...

Jeszcze nigdy nie widziałem go aż tak przerażonego. Wybiegł z pokoju wrzeszcząc wniebogłosy i uciekł z domu. Ja tymczasem zacząłem grę - może chociaż jego uda mi się uratować...
Udało mi się bez problemu przejść przez pierwszy pas autostrady. Na drugim niewiele brakowało, a wpadłbym pod szybko jadący wóz sportowy. Trzeci, czwarty, piąty... Cholera, te samochody jadą coraz szybciej! Spociłem się, moje palce już ledwo wyrabiały... Niestety. Na ostatnim pasie postać weszła wprost pod koła tira. Byłem załamany, obawiałem się najgorszego...

Zza okna rozległ się odgłos pisku opon, a potem huk. Bałem się wyjrzeć na zewnątrz. Gdy już się trochę opanowałem, moim oczom ukazał się przerażający widok... Na poboczu stała ciężarówka z włączonymi światłami awaryjnymi, a na środku ulicy leżały niemalże przecięte na pół zwłoki mojego brata. Leżał w ogromnej kałuży krwi. Tego już było za wiele.
Zacząłem płakać. Już miałem wyłączyć tę cholerną grę, gdy nagle znów usłyszałem odgłos maszyny do pisania.

"Nie udało ci się ich uratować. Ale masz jeszcze jedną, ostatnią szansę. Zapamiętaj tylko, że po wyłączeniu gry od razu zginiesz. Grasz dalej?"


Miałem już tego dość, moje nerwy już były na wyczerpaniu... Jednak ostatkiem sił podszedłem do konsoli i wybrałem "Tak".

POZIOM 4.

Ostatnie zadanie polegało na rozwaleniu skrzyń znajdujących się w pewnym starym domu i zebranie ukrytych w nich przedmiotów. Tym razem postać w grze była moim lustrzanym odbiciem. Przełknąłem ślinę i zacząłem grać.

Bohater gry znalazł się w opuszczonym, zrujnowanym domu. Było ciemno, wszędzie łaziły pająki i inne robactwo, słychać było też jakiś niski, mocno zniekształcony głos. Nie zrozumiałem co on mówi , wyraźnie można było usłyszeć jedynie moje imię. Zobaczyłem przed sobą pierwszą skrzynię. Rozwaliłem ją i zebrałem ukryte monety. Im dalej szedłem, tym więcej takich skrzyń było, ale - co dziwne - ten zniekształcony głos stawał się coraz bardziej intensywny. Doszedłem do drzwi z tabliczką "Wchodzisz na własną odpowiedzialność".
Wszedłem. Zapadła głucha cisza, głosy ustały, a drzwi za mną same się zamknęły. Byłem uwięziony, nie wiedziałem co mam robić. Po chwili zobaczyłem na ekranie dwa paski energii, podpisane GRACZ i WRÓG. Dziwne... Jedyne co widziałem w tym momencie, to mój bohater na czarnym tle. Wtem rozległ się przeraźliwy wrzask i zobaczyłem, jak niewyraźna, biała postać ze świecącymi czerwonymi oczami pędzi w stronę mojego wirtualnego odbicia. Nie zdążyłem nic zrobić - biały stwór złapał mojego bohatera i go udusił. Mój pasek energii spadł do zera. Na ekranie pojawiły się dziwne zakłócenia. Nie słyszałem już odgłosu maszyny do pisania, zamiast tego do moich uszu docierały coraz głośniejsze dźwięki kroków, które nagle ustały. Odwróciłem się - za mną stała biała, niewyraźna postać ze świecącymi, czerwonymi oczami...
  • 10

#358

Moltenlair.
  • Postów: 423
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Następna pasta mojego autorstwa, tym razem usiadłem bez pomysłu, wymyślałem historię na bieżąco podczas pisania.

Szaleniec z Ravenhood

- Też cię kocham, Kate, dobranoc.
Odłożył telefon na biurko i złożył głowę do snu. „Jutro czeka mnie piękny dzień”, pomyślał, marząc o spotkaniu z jego narzeczoną.
Jacob był młodym mężczyznom pracującym na budowie żeby dorobić do swojej marnej pensji kuriera. Zawsze marzył o tym, by być głową rodziny, ożenić się, spłodzić syna, zbudować dom i posadzić drzewo, jak to w powiedzonkach. W końcu trafił na tę „jedyną”. Kate Mathersoft, córka miejscowego grabarza, piękna długowłosa dziewczyna o niesamowicie zielonych oczach zakochała się w nim, szarym Jacobie. Doskonale pamiętał dzień, w którym się spotkali. Ona siedziała na ganku swojego domu zapłakana, z rozmazanym makijażem na całej twarzy. W tym czasie akurat on rozwoził gazety w tym rejonie, a ze względu na swoją wrażliwość nie mógł opuścić niewiasty w potrzebie.
***
- Przepraszam panią, czy coś się stało? – zapytał zatroskany
Blondynka podniosła na niego swoje zapłakane oczy
- Oh, nie, ja tylko… - zawahała się – Przeżywam.
- Co przeżywasz? – pokierował się tym razem czystą ciekawością – Może będę mógł jakoś pomóc. Wybacz, nie przedstawiłem się, jestem Jacob Countkie.
- Kate Mathersoft – odpowiedziała uśmiechając się lekko kącikiem ust – Ja… Mój ojciec jest po prostu szalony.
W tym momencie przeszedł ją dreszcz strachu i rozpaczy i ponownie się rozpłakała. Mężczyzna nie popędzał jej jednak, czekał aż sama zacznie ponownie mówić.
- On jest grabarzem, generalnie zajmuje się zwłokami. Wiesz, ubiera, czyści, przygotowuje do pogrzebu, kopie groby i takie tam. Niby zwykła praca, prawda?
- Ktoś to musi robić – przyznał Jacob.
- Taaak – powiedziała z przekąsem – Ale jego fascynacja nie jest normalna.
Widząc pytający wyraz twarzy kuriera kontynuowała.
- Mój ojciec prowadzi, to tajemnica, swoje jakieś chore eksperymenty. Siedzi całymi dniami w piwnicy po ciemku i przygotowuje jakieś mikstury, eliksiry, jak zwał tak zwał. Na początku z mamą myśleliśmy, że to jakiś kryzys wieku średniego, zapragnął poczuć się alchemikiem, czy czarodziejem, cholera wie co do tego siwego łba mu strzeliła. Ale nie, on zapragnął zawładnąć nad martwym ciałem.
- Czy on… - przełknął ślinę – Podaje te swoje, jak to nazwałaś, mikstury… Nieboszczykom?
- Tak – pociągnęła nosem – Ale nie to mnie martwi, przecież zmarłym już nic nie zaszkodzi prawda? Ale on oszalał, jak tylko przychodzi do domu opowiada co on by to z takim ożywionym ciałem nie zrobił, ile to możliwości przynosi, stałby się sławny, stałby się panem życia i śmierci.
- Przepraszam, że to zaproponuję Kate – powiedział uprzejmie, aczkolwiek stanowczo – Ale moim zdaniem powinnaś wezwać policję. Dla swojego dobra i innych.
- Oh, daj spokój, to mimo wszystko nieszkodliwy wariat, który mnie tylko przeraża. Ale to wciąż mój ojciec.
***
„To wciąż mój ojciec”, pomyślał. Wzdrygnął się na samą myśl, że dzisiaj po raz pierwszy się z nim spotka. Jak się oświadczał jego nie było, był prawdopodobnie zajęty swoimi eksperymentami. Ale już jutro, w końcu, pozna jej ojca. Pozna Szaleńca z Ravenhood. Ah, te dzieciaki, żadne plotki się przed nimi nie uchowają.
***
- Wychodzę, Whiskers – powiedział do kota po wrzuceniu mu do puszki tłustego tuńczyka – Będę wieczorem, nienarozrabiaj!
Odpowiedziało mu miauknięcie. Ufając, iż poczciwy zwierz zrozumiał polecenie wyszedł z domu. Kultura nakazywałaby kupić jakieś kwiaty i alkohol, więc wstąpił jeszcze do odpowiednich sklepów. Przygotowany już na rodzinne spotkanie udał się na przedmieścia.
Piękna to była okolica, gładka, równa nawierzchnia, nie to co w centrum, wszędzie równo przystrzyżone żywopłoty, domy w żywych kolorach i życzliwi ludzie chodzący po chodnikach. Jacob zastał otwartą furtkę więc wszedł na teren posesji Mathersoftów i poprawiwszy krawat zadzwonił do drzwi. Odczekał dłuższą chwilę, lecz nikt nie odpowiadał, postanowił zatem zapukać, a nuż się zepsuł jakiś mechanizm. Głucho. Nacisnął więc powoli klamkę i wszedł do domu.
- Halo! – krzyknął – To ja, Jacob!
Ponownie odpowiedziała mu cisza. Zaczął się lekko niepokoić, „a może ktoś się włamał?!”.
- Na dole skarbie! – dobiegł go głos narzeczonej z drugiego końca domu.
Szybkim krokiem poszedł w stronę dźwięku i zastał otwarte drzwi, prowadzące zapewne do piwnicy. „Stary wariat” – pomyślał – „Na pewno chce się spotkać w swoim laboratorium”. Ale nie martwiło go to jakoś szczególnie, od początku persona ojca Kate budziła w nim chorobliwą ciekawość.
Zszedł na dół po schodach, ostrożnie, gdyż żarówka się spaliła. Na dole zastał go długi korytarz z wieloma drzwiami po bokach. Ogarnął go nieprzyjemny, zimny dreszcz. Jednak to nie było dobre miejsce na rodzinne spotkanie.
- Kate! Gdzie jesteś? – spytał.
Usłyszał tylko szum kilka metrów dalej, niezwłocznie, acz powoli udał się w tamtym kierunku. Drewniania podłoga skrzypiała pod jego butami, a zimne światło wpadające przez małe, przykurzone szyby drażniło i przerażało go. Jedne z drzwi były otwarte, wydobywało się z nich zimne powietrze.
- Jacob! – rozpoznał głos Kate – Jestem w ciąży!
Zszokowany wszedł do pomieszczenia i wymacał ręką włącznik światła. Czerwone światło oświetliło jego narzeczoną, której długie blond włosy zniknęły, a oczy biły martwą pustką.
- KURWA MAĆ!
Ryknął gdy zobaczył, że do ciała Kate zostały przybite metalowym prętem trzy martwe noworodki. Nie, one nie były martwe, śmiały się głosem ukochanej. Bluźniąc i krzycząc wybiegł z pomieszczenia i zatrzasnął drzwi. Nieomal padł na ziemię nieprzytomny gdy prosty korytarz zamienił się w labirynt obłożony ludzkimi kończynami, a po korytarzach wiły się, spacerowały, czołgały się zakrwawione sylwetki. Pobiegł przed siebie zadeptując monstra, która jakby jednak nie zwracały na niego uwagi. Zaczął opadać z sił i tracić orientację, jego umysł zaczął płatać mu figle, miał wrażenie jakby ręce ze ścian zaczęły po niego sięgać.
Nie, to nie umysł płatał mu figle. To kilkanaście silnych par rąk przycisnęło go do ściany a jedna z nich szybko wstrzyknęła mu coś za pomocą niewielkiej, szklanej strzykawki. Padł na ziemię i ujrzał kątem oka jak monstra, które mijał po drodze zaczęły się schodzić w jego kierunku. Nie miał siły wstać, Anie nawet się ruszyć, krzyknąć. Zobaczył nagą stopę pozbawioną kompletnie skóry, a po chwili zaczął się dosłownie zapadać w podłogę po tym jak potwory zaczęły kłaść się na nim jeden za drugim.
Cisza i ciemność. Czuł, że może się ruszyć, ale nie miał odwagi się odezwać. Nagle poczuł na sobie coś mokrego, a wilgoć zaczęła go otaczać. Zamknął oczy, kiedy jednak po chwili je otworzył ujrzał długą zjeżdzalnię w dół zbudowaną z ludzkich mięsni i organów, tej okropnej przejażdżce towarzyszyły dźwięki skrzypiec, na których ktoś niewyobrażalnie fałszował, krzyków, pisków, Warków aż w końcu zdołał z nich wyłowić słowa, jakby piosenki.
„Ciało do ciała, usta do ust,
Zacznij mój drogi martwić się już.
Na górze róże, na dole szczątki,
Ja cię nie kocham, Jacobie Countkie.
Wlazł diabeł na płotek i mruga
Historia twej śmierci niedługa”
Wymiotował, płakał i defekował jednocześnie. Nie był w stanie znieść tych widoków i słów kompletnie bezsensownej i popapranej piosenki. Miał ochotę już umrzeć, nie miał ochoty słuchać dalej, zachłysnął się własnymi wymiocinami. Dusił się. Nie walczył.
***
- I co, tato? Udało się tym razem? – spytała Kate starszego, siwiejącego mężczyznę stojącego nad ciałem młodego chłopaka.
- Chyba nic z tego córeczko. Ten środek też nie zadziałał jak powinien. Przez chwilę miałem wrażenie, że obiekt śni, a nawet odzyskuje świadomość, jednak nic z tego. Zakop go dzisiaj w piwnicy.
- Dobrze, tato.
- Przyprowadź mi następnego.
- Tak, tato.

Użytkownik Aexalven Fendadra edytował ten post 29.08.2011 - 22:05

  • 7

#359

Badyl.
  • Postów: 23
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Po dwóch pierwszych tłumaczeniach i długiej przerwie czas na kolejne pasty. Have fun. ;)



Ach, te wspomnienia


25 Styczeń, 2000

Zakochałem się! Nazywa się Kylie i jest naprawdę piękna. Ciemnobrązowe włosy, zielone oczy, ładna, wysportowana sylwetka i uśmiech, który potrafił ogrzać duszę. Zrobiłbym dla niej wszystko. Do diabła, byłbym w stanie nawet zabić, gdyby tylko mnie o to poprosiła. To właśnie Kylie odkryła, co jest ze mną nie tak. Widzicie, zawsze miałem fantazje o rozcinaniu ludzi. Często miewam myśli, w których wyciągam z nich wnętrzności i czuję ich ciepłą krew między moimi palcami. Myśli takie, jak ta zawsze mnie ekscytują, ale nic z tym nie robię. Znaczy się nigdy nikogo nie zabiłem z powodu tych fantazji. Cholera, przecież jestem tylko dzieciakiem, który zadowala się w chory sposób. To nic takiego, zdarza się non stop. Kocham ją i w życiu bym jej czegoś takiego nie zrobił. Tak długo jak Kylie jest moja, mogę hamować swoje fantazje.

27 Styczeń, 2000

Kylie i ja kochaliśmy się dziś pierwszy raz. Cały ten czas nie mogłem przestać myśleć o tym, że mam ochotę zobaczyć ją rozprutą! Co do diaska jest ze mną nie tak!?!?! Jestem tu nagi z tą piękną dziewczyną u mego boku i jedyne o czym potrafię myśleć, to to jak bardzo chcę dotknąć jej serca, gdy już przestanie bić. To sprawia, że czuję się wstrętny. Wstrętny, wkurzony i… niesamowicie podekscytowany. Co do kurwy jest ze mną nie tak?

30 Styczeń, 2000

Zapytała dziś o moje fantazje. Rozmawialiśmy o tamtym dniu oraz o tym, jak bardzo zaczynałem „wczuwać się” w trakcie. Nie chciałem jej o tym mówić. Nie mogłem o tym mówić. Powiedziałem po prostu, że mam słabość do niewoli, dominacji i tego typu rzeczy. Bo niby jak miałem jej powiedzieć to, że moim największym pragnieniem jest umazanie mego ciała w jej ciepłej krwi? Kocham ją, nie mogę jej zabić. Muszę jakoś powstrzymać się przed takimi myślami!

9 Luty, 2000

Odeszła. Zostawiła mnie. Powiedziała, że tak naprawdę jej nie kocham. Że nie jestem zdolny do jakichkolwiek uczuć. Mówiła, że ludzkie emocje są mi obce, bo jestem psychopatą! Możecie w to uwierzyć? Kocham ją, a ona nazywa mnie psycholem! Jestem tak zły, że ledwo piszę. Muszę ją odzyskać. Po prostu muszę… BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO

14 Luty, 2000

Wróciła do mnie! Wiedziałem, że to zrobi. W końcu dziś mamy Walentynki. Dzień, w którym miłość zwycięża wszystko. Wiadomość będzie krótka. Ona czeka na mnie na górze... przywiązana do łóżka. Powiedziała, że chce spełnić wszystkie moje fantazje. No dobra, może to nie jej buzia to zaproponowała (knebel w końcu na to nie pozwalał), ale jej czy mówią wszystko. Jej idealne, zielone oczy…

25 Styczeń, 2010

To już 10 lat od kiedy pozbyłem się Kylie? Rety, moja pierwsza miłość była już tak dawno temu. Otworzyła przede mną bardzo wiele nowych drzwi! Ach, te wspomnienia… To zabawne, co roku upamiętniam swą pierwszą miłość i wyraz mojego najgłębszego pragnienia. 10 Walentynek spędzonych w ten sam sposób. 10 kobiet grających rolę mojej ukochanej Kylie. 10 pogrzebów, by opłakiwać odejście pierwszej miłości. Ale to wszystko jest tego warte. Warte połączenia z moją Kylie raz jeszcze.

14 Luty, 2010

Na imię miała Amber i była piękna. Brązowe włosy, wysportowana sylwetka i jej oczy… Idealne, zielone oczy.


Samotność


Spróbuj pomyśleć o najbardziej bezludnym miejscu, jakie tylko możesz sobie wyobrazić. Przywołaj w myślach miejsce obrzydliwie samotne i odizolowane: maleńką, klaustrofobiczną, brudną celę w której na zawsze zostałeś zamknięty, a przez wziernik w drzwiach już nie spojrzy nikt; wyspę wiecznie unoszącą się na morzu ciemności, gdzie cienie kryją wszystko, co możesz, lub i nie, zobaczyć; cichą, nieskończoną równinę, zalaną bolesnym wręcz wiatrem; pustynny krajobraz, gdzie pędzące wiatry i szturchający zewsząd piasek

zagłuszają wszelkie dźwięki, a na wpół widoczne kształty majaczą gdzieś na horyzoncie.

Spróbuj sobie wyobrazić całą wieczność w takim miejscu. Potworna myśl, co? Przemyśl to dłużej. Istnienie bez początku i bez końca, tylko ty i twoja świadomość, nic więcej.

Teraz wydaje ci się to tylko strasznym scenariuszem.

Zobaczysz, że kiedy przyjdzie czas na ciebie, przestaniesz uważać to za tylko scenariusz.

Użytkownik Badyl edytował ten post 30.08.2011 - 01:56

  • 3

#360

Badyl.
  • Postów: 23
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

TOBYŁEŚTY

Nie wierzę w to, co się stało. W to, co zrobiłeś. Jak to zrobiłeś. Jeśli masz czas, to przeczytaj o tym, co zrobiłeś. Morderca. Kochałem ją. Tak, jak dzieciak kocha wypchanego zwierzaka. Nawet bardziej. To miłość, której nie można wyjaśnić. A ty ją zniszczyłeś. Jak bestia ogarnięta żądzą zemsty. Ale żadnej zemsty nie było. Każdy ją kochał. Nikt nie mógł żywić do niej urazy. Nie wierzę w to, co się stało. W to, co zrobiłeś. Jak to zrobiłeś. Mieliśmy syna. Córkę. A teraz nie mam już nic. Zabrałeś mi ich. Kochałem ich. Tak jak dzieciak kocha wypchanego zwierzaka. Ale bardziej. Bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Bardziej niż to możliwe. Nie wierzę w to, co się stało. W to, co zrobiłeś. Jak to zrobiłeś. Nawet nie wiesz, co to za uczucie. Kiedy wszystko to, co kochasz, odeszło. Szczególnie ona. Kochałem ją. Mocniej, niż można sobie wyobrazić. Ale ty to zrujnowałeś. To byłeś ty. To zawsze byłeś ty. Każdy ją kochał. Każdy. Z wyjątkiem ciebie. Nigdy jej nie kochałeś. Nigdy cię nie nienawidziłem, ale ty nienawidziłeś mnie. Nigdy nie wiedziałem czemu. Ale ty wiedziałeś. Dlatego to zrobiłeś. Nigdy wcześniej nie czułem do ciebie nienawiści. Ale teraz już nic na to nie poradzę. To, co zrobiłeś. Nigdy ci nie wybaczę. Miałem rodzinę. Wszyscy się kochaliśmy. Ale ty to zniszczyłeś. Nie wierzę w to, co się stało. W to, co zrobiłeś. Jak to zrobiłeś. Nie wiesz jak to jest być samotnym. Na zawsze. Po tym, co zrobiłeś. Nie wiesz jak to jest obudzić się we krwi. Wyjące syreny. Moje dzieci płaczą. Po tym, co zrobiłeś. Nic nie będzie takie samo. Zabrali moje dzieci. Zabrali mnie. Teraz spędzę tu wieczność. Zakład dla psychicznie chorych. Czekanie. Czekanie na czas, który zdaje się nigdy nie nadejść. Nie wierzę w to, co się stało. W to, co zrobiłeś. Jak to zrobiłeś. Teraz wszystko to, co kocham, odeszło. Na zawsze. I to wszystko przez ciebie.



+ Pasty z poprzedniego posta wraz kosmetycznymi poprawkami, niestety za późno już na edycję.


Ach, te wspomnienia


25 Styczeń, 2000

Zakochałem się! Nazywa się Kylie i jest naprawdę piękna. Ciemnobrązowe włosy, zielone oczy, ładna wysportowana sylwetka i uśmiech, który potrafił ogrzać duszę. Zrobiłbym dla niej wszystko. Do diabła, byłbym w stanie nawet zabić, gdyby tylko mnie o to poprosiła. To właśnie Kylie odkryła, co jest ze mną nie tak. Widzicie, zawsze miałem fantazje o rozcinaniu ludzi. Często miewam myśli, w których wyciągam z nich wnętrzności i czuję ich ciepłą krew między moimi palcami. Myśli takie, jak ta, zawsze mnie ekscytują, ale nic z tym nie robię. Znaczy się, nigdy nikogo nie zabiłem z powodu tych fantazji. Cholera, przecież jestem tylko dzieciakiem, który zadowala się w chory sposób. To nic takiego, zdarza się non stop. Kocham ją i w życiu bym jej czegoś takiego nie zrobił. Tak długo, jak Kylie jest moja, mogę hamować swoje fantazje.

27 Styczeń, 2000

Kylie i ja kochaliśmy się dziś pierwszy raz. Cały ten czas nie mogłem przestać myśleć o tym, że mam ochotę zobaczyć ją rozprutą! Co do diaska jest ze mną nie tak!?!?! Jestem tu nagi z tą piękną dziewczyną u mego boku i jedyne o czym potrafię myśleć, to to, jak bardzo chcę dotknąć jej serca, gdy już przestanie bić. To sprawia, że czuję do siebie obrzydzenie. Jestem wstrętny, wkurzony i… niesamowicie podekscytowany. Co do kurwy jest ze mną nie tak?

30 Styczeń, 2000

Zapytała dziś o moje fantazje. Rozmawialiśmy o tamtym dniu oraz o tym, jak bardzo zaczynałem „wczuwać się” w trakcie. Nie chciałem jej o tym mówić. Nie mogłem o tym mówić. Powiedziałem po prostu, że mam słabość do niewoli, dominacji i tego typu rzeczy. Bo niby jak miałem jej powiedzieć , że moim największym pragnieniem jest umazanie mego ciała w jej ciepłej krwi? Kocham ją, nie mogę jej zabić. Muszę jakoś powstrzymać się przed takimi myślami!

9 Luty, 2000

Odeszła. Zostawiła mnie. Powiedziała, że tak naprawdę jej nie kocham. Że nie jestem zdolny do jakichkolwiek uczuć. Mówiła, że ludzkie emocje są mi obce, bo jestem psychopatą! Możecie w to uwierzyć? Kocham ją, a ona nazywa mnie psycholem! Jestem tak zły, że ledwo piszę. Muszę ją odzyskać. Po prostu muszę… BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO

14 Luty, 2000

Wróciła do mnie! Wiedziałem, że to zrobi. W końcu dziś mamy Walentynki. Dzień, w którym miłość zwycięża wszystko. Wiadomość będzie krótka. Ona czeka na mnie na górze... przywiązana do łóżka. Powiedziała, że chce spełnić wszystkie moje fantazje. No dobra, może to nie jej buzia to zaproponowała (knebel w końcu na to nie pozwalał), ale jej oczy mówią wszystko. Jej idealne zielone oczy…

25 Styczeń, 2010

Minęło już 10 lat od kiedy pozbyłem się Kylie? Rety, po raz pierwszy zakochałem się tak dawno temu. Otworzyła przede mną bardzo wiele nowych drzwi! Ach, te wspomnienia… To zabawne, co roku upamiętniam swą pierwszą miłość i wyraz mojego najgłębszego pragnienia. 10 Walentynek spędzonych w ten sam sposób. 10 kobiet grających rolę mojej ukochanej Kylie. 10 pogrzebów, by opłakiwać odejście pierwszej miłości. Ale to wszystko jest tego warte. Warte połączenia z moją Kylie raz jeszcze.

14 Luty, 2010

Na imię miała Amber i była piękna. Brązowe włosy, wysportowana sylwetka i jej oczy… Idealne, zielone oczy.


Samotność

Spróbuj pomyśleć o najbardziej bezludnym miejscu, jakie tylko możesz sobie wyobrazić. Przywołaj w myślach miejsce obrzydliwie samotne i odizolowane: maleńką, klaustrofobiczną, brudną celę w której na zawsze zostałeś zamknięty, a wziernik w drzwiach pozostanie nieużyty przez całą wieczność; wyspę wiecznie unoszącą się na morzu ciemności, gdzie cienie kryją wszystko, co możesz, lub i nie, zobaczyć; cichą, nieskończoną równinę, zalaną bolesnym wręcz wiatrem; pustynny krajobraz, gdzie pędzące wiatry i wiejący zewsząd piasek zagłuszają wszelkie dźwięki, a na wpół widoczne kształty majaczą gdzieś na horyzoncie.

Spróbuj sobie wyobrazić całą wieczność w takim miejscu. Potworna myśl, co? Przemyśl to dłużej. Istnienie bez początku i bez końca, tylko ty i twoja świadomość, nic więcej.

Teraz wydaje ci się to tylko strasznym scenariuszem.

Zobaczysz, że kiedy przyjdzie czas i trafisz do zaświatów, to przestaniesz uważać to za tylko scenariusz.

Użytkownik Badyl edytował ten post 31.08.2011 - 12:58

  • 0


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych