Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#361

PomidorowySer.
  • Postów: 130
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Witam, dawno nic nie tłumaczyłem, więc pomyślałem, że mogę przetłumaczyć kolejną creepypastę.
Enjoy!

Nieudane Rytuały


Naprawdę chciałbym zostawić ten pierdolony włącznik światła. Kto mógłby pomyśleć że jeden przycisk może zadecydować o życiu i śmierci.
W takiej chwili każdy tak myśli. Dlatego włączyłem światło.
Durne małe rytuały, które odprawialiśmy w dzieciństwie. Światło zmiecie potwory, a kołdra na twojej głowie uchroni cię przed duchami.
Kiedy byłem starszy odprawiałem jeszcze więcej rytuałów.
Tak długo jak drzwi będą zamknięte, a system antywłamaniowy będzie włączony, nie musisz się martwić, że masz intruza w twojej "fortecy".
Żadnych zabójców, psycholi, potworów, czy duchów.

Ale to nie działa, ani trochę, zawsze w jakiś sposób odczuwamy niepokój. Pewnego razu zapomniałem zamknąć drzwi na zamek, obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Natychmiast pobiegłem na korytarz aby zobaczyć co się dzieje, a drzwi wejściowe były otwarte. Szybko podbiegłem do nich aby zamknąć je na kłódkę. Ogarnęła mnie panika, czułem się jakby mój dom był miejscem zbrodni. To już nie było moje "bezpieczne miejsce".

Wszędzie wyczuwałem intruza, ale nie było żadnych śladów włamania. Otwarte drzwi, mój największy błąd.
- Jezu, to pewnie jakiś morderca! - pomyślałem.
W końcu zmogłem się, aby sprawdzić resztę domu, szukałem wszędzie, dosłownie.
Nie znalazłem nic.
Czułem się głupio, chociaż byłem śmiertelnie przerażony. Chciałem tylko wrócić do łóżka, i zapomnieć o tym wszystkim.
Położyłem się do łóżka, zamknąłem oczy na sekundę. Usiadłem na łóżku, przecież nie mógłbym usnąć gdybym nie sprawdził czy drzwi są zamknięte kolejny raz, mam na myśli że jestem pewny że to drzwi są zamknięte, ale panicznie się bałem.

Podszedłem do drzwi, przekręciłem klamkę chyba z 20 razy, za każdym razem czułem, że zamek jest bardzo słaby.
- Bezpieczny - Pomyślałem uśmiechając się.
Obróciłem się na pięcie zmierzając w stronę sypialni, ale przelotnie ujrzałem w kuchni jakiś cień, sprawdziłem ją.
Nic dziwnego, normalna kuchnia oświetlona księżycem. Westchnąłem. Zacząłem się martwić o własne zdrowie psychiczne.

- Ta najdłuższa noc mojego życiu musi się kiedyś skończyć - wyszeptałem drżącym głosem do siebie. Co ja robię? Mówię do siebie?!
Udałem się w stronę sypialni. Kolejny cień. Moje ciało ogarnął dreszcz. To pewnie kot sąsiadów grasuje za oknem i daje takie dziwne cienie.

Ponownie położyłem się na łóżku, próbując zasnąć. Liczę owce w głowie, zanim ewentualnie usnę, ale za każdym razem, gdy zamykam oczy, mam wrażenie, że ktoś jest w domu. Każdy szmer czy skrzyp przywołuje mroczne wspomnienia z dzieciństwa.
Więcej skrzypów, więcej szmerów, więcej cieni za oknem.
Obróciłem się na bok, próbując zignorować to wszystko, włożyłem głowę pod poduszkę. Coś musnęło moją stopę, wyskoczyłem z łóżka jak najszybciej potrafiłem

Byłem wstrząśnięty. Patrzyłem w głęboką ciemność. Wirujące cienie, Potwory, Duchy, Boogie man.
Pomyślałem, że mogę wziąć do ręki telefon, który choć trochę oświetli otoczenie, i pozwoli mi się uspokoić.
Jednak na szafce nocnej nic nie było.

Została mi tylko jedna rzecz, było nią wstanie z łóżka. Z prędkością światła wyskoczyłem z łóżka kierując się w stronę światła.
Moja ręka uderzyła we włącznik światła i pokój zalała fala błogiego światła, obszedłem pokój szukając niebezpieczeństwa.
Pusto.
Bezpiecznie.
Paranoja.
Wstrząsnąłem głową i nacisnąłem włącznik raz jeszcze.
położyłem się do łóżka w egipskich ciemnościach. Nie widzę teraz żadnych cieni. Teraz je słyszę. Nie wiem czego one chcą, ale jestem pewien, że nie mogę uciec. Rytuały się nie udały. Te stworzenia, One są po drugiej stronie koca, i jedyne co mogę zrobić, to modlić się do boga, żeby znikły do rana.


Edit: Nowa pasta, nie jestem pewien, czy jej nie było

Zła płyta

Zostałeś w pracy na noc po godzinach. Wkładasz płytę CD aby zainstalować program na komputerze. Pamiętasz, że płyta nie ma żadnego napisu na sobie, jak większość masowo produkowanych płyt.
Wkładasz płytę do stacji, i nie znajdujesz żadnego pliku, tylko, że płyta zamiast normalnego dźwięku kręcącej się płyty, jakby przeraźliwie krzyczy.
Oczywiście to zła płyta, ale na pewno zaraz znajdziesz dobrą płytę, i zasiądziesz ponownie do pracy.

Innej pracowitej nocy, musiałeś zrobić kopię zapasową twardego dysku na pustej płycie. Gdy włożyłeś płytę, usłyszałeś znajomy krzyk, ale tym razem ekran zrobił się czarny, a razem z nim, wszystko.

Teraz ten krzyk nie dochodzi z komputera, on dochodzi zza drzwi... I jest coraz bliżej

Użytkownik LegoLudek edytował ten post 31.08.2011 - 16:35

  • 0

#362

Dupek22.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Srebrny Młotek

24 czerwca o godzinie 21.37 idź do najbliższego sklepu monopolowego i powiedz że chcesz kupić złoty śrubokręt. Sprzedawca powie ci że mają tylko mleko czekoladowe. Zamknij oczy, obróć się na pięcie i policz do 13. Jeśli otworzysz oczy to zje cię mały gargulec. Jeśli doliczyłeś do trzynastu powiedz "bumszakalaka" i podskocz. Obudzisz się w swoim łóżku ale 5 lat temu. Wyskocz przez okno i ukłuj się w palec igłą, która pojawi się w twojej kieszeni. Jeśli tego nie zrobisz to przejedzie cię czołg i twoja dusza zginie na wieki. Jeśli ci się uda będziesz miał 5 sekund żeby dobiec do ulicy. Czekaj aż podjedzie do ciebie czerwony samochód z przyciemnianymi szybami a człowiek z jednym zębem wyjdzie ze środka i zaproponuje ci przejażdżkę. Jeśli odmówisz to jego ząb wbije ci się w dwunastnicę i będziesz przeżywał cierpienie przez 10 lat a potem umrzesz. Jeśli wsiądziesz musisz powiedzieć "Poproszę na najbliższy dworzec kolejowy". Auto zatrzyma się przy wieżowcu. Wejdź do niego a jak będziesz wysiadał powiedz "kukuryku na patyku". W recepcji będzie stał mężczyzna w kapeluszu z czarnym pazurem. Uderz go w twarz i kopnij w krocze. Po wszystkim obudzisz się w teraźniejszości w swoim domu na stole w kuchni. Od tej pory zawsze kiedy będziesz chciał z twojej głowy będą wypadały drewniane łyżki a ze stopy widelce.

Zdjęcie

W dzieciństwie byłem zafascynowany fotografią. Często podkradałem rodzicom aparat żeby robić zdjęci czego popadnie. Na 10 urodziny od moich rodziców dostałem własny aparat. Bawiłem się nim przez całe dni ale po kilku tygodniach się zepsuł więc odłożyłem go gdzieś do szafki i o nim zapomniałem. Ostatnio znalazłem na strychu starą skrzynkę z rupieciami. Gdzieś na dnie leżał mój stary aparat. Chciałem przypomnieć sobie stare czasy ale szybko zorientowałem się że wciąż jest zepsuty. Nie mogąc się z tym pogodzić zacząłem szukać w internecie serwisu w którym mógłbym go naprawić. Po kilkunastu minutach znalazłem ofertę niedaleko mojego domu. Następnego dnia poszedłem do tego domu. W środku zastałem starszego człowieka wyglądającego na oko na 70 lat. Powiedział żebym dał mu aparat a on zadzwoni do mnie gdy będzie gotowy do odbioru. Zapytałem go najpierw ile to może kosztować bo nie chcę aby po naprawie okazało się że nie mogę mu zapłacić ale on odparł, że zrobi to za darmo. Następnego dnia zadzwonił i powiedział żebym przyszedł. Oddał mi aparat i powiedział że musiał wymienić kilka części (nie znam się specjalnie na aparatach więc nie pamiętam o które chodziło). Gdy wróciłem do mojego mieszkania zacząłem robić zdjęcia wszystkiego co w nim miałem. Gdy film się skończył postanowiłem go wywołać. Udałem się do najbliższego punktu w którym było to możliwe i oddałem film. Kilka dni później odebrałem zdjęcia i zacząłem je przeglądać, z nieznanego powodu wszystkie były strasznie rozmazane. Wróciłem to starszego pana który naprawiał mi aparat ale nie było go w domu. Gdy zapytałem jego sąsiadów czy wiedzą kiedy może wrócić powiedzieli, że w tym mieszkaniu od dawna nikt nie mieszka a ostatni mieszkaniec umarł 20 lat temu. Wróciłem do domu i zacząłem przeglądać zrobione zdjęcia. I wtedy znalazłem TO zdjęcie.

Użytkownik Dupek22 edytował ten post 31.08.2011 - 20:06

  • -9

#363

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

N.N.

Nad miastem, jednych z tych miast, które pamiętały jeszcze wojnę, spadło kilka kropel zimnego deszczu. Nadchodziła jesień, chłodna i tak przygnębiająca, która w sercach ludzi siała niepewność i tęsknotę za minionymi dniami. Ciemne chmury przysłaniały słońce nie pozwalając by ciepłe światło choć trochę ogrzało zmarzniętą ziemię. Liście pomału, poruszone delikatnym wiatrem, spalały się w płomieniu żółci i czerwieni by w końcu zgasnąć i rozsypać się w pył. Jeden człowiek twierdził, że płoną ze wstydu. Ze wstydu, bo są tak nietrwałe.
W powietrzu czuło się coś, co można poczuć tylko w jesienny dzień, gdy jest się wolnym, gdy patrzy się na wschodzące słońce. Nie opiszesz tego ani nie narysujesz, nie wyśpiewasz, ale będziesz to czuł. Dlatego, że jesteś człowiekiem, dlatego, że możesz to poczuć.
Ale pomimo zimna po mieście spacerowali ludzie. Przemieszczali się pośpiesznie w mniejszych lub większych grupkach, rzadziej samotnie, ubrani w płaszcze lub kurtki, skuleni, jakby się czegoś bali. Była wczesna sobota i każdy miał jakieś ważne rzeczy do załatwienia, które lepiej było zrobić teraz, a potem mieć cały dzień wolny. I móc siedzieć w ciszy i cieple, w domu, oh, w słodkim domu! Sprawy te były tak ważne, że pomimo dnia wolnego wstawali rano, ubierali się i szybko pędzili, tam gdzie musieli. Mówią: „Nie mamy wyboru”. Znam osobę, która twierdzi, że zawsze jest wybór, a tylko ludzie słabi, którzy boją się wybierać, mówią, że go nie ma. Nikt nie zatrzymywał się by obejrzeć starą fontanną na środku placu, która wypluwała szarą wodę, ściekającą pomału po brudnych, zarośniętych zielstwem kamieniach, ani by podziwiać czerwone liście, ostatnie w tym roku. To definicja jesieni – wszystko jest już „ostatnie”. Potem czeka nas już tylko śnieg i ziąb. Jesień to czas śmierci, gdy wszystko umiera i gnije, by potem na szczątkach wyrosło nowe życie. Magiczny proces odrodzenia, niczym feniks z popiołów.
Ten człowiek, który tak krytycznie wypowiadał się o innych, mówił również, że świat jest pełen magii. Tylko trzeba umieć ją dostrzec.
Więc ludzie nie mieli czas by zachwycić się tą zimna jesienią, nieporównywalną do ciepłego dnia, gdy słońce tańczy na liściach a nawet odbija się tysiącem płomyków w brudnej wodzie fontanny.
Ani tym bardziej, by posłuchać muzyki.
Tak, bo na placu otoczonymi starymi kamienicami, które zapewne mogłyby opowiedzieć niejedną historię, na placu, który dumnie można by nazwać placem przeszłości (a tak nawet go nazywano w niektórych kręgach), ktoś grał na gitarze.
Choć „grał” to za mało powiedziane. Ale o tym później.
Sama gitara była wystarczająco niesamowita, by zwracać na siebie uwagę.
Jedna z tych, które przetrwały już chyba wszystko. Każdy z nas ma pewnie taki sprzęt, które spadał tysiące razy ze schodów, parę razy został na mrozie, a kiedyś ktoś przez przypadek wsadził go do piekarnika, ale i tak, jak na złość, nic mu się nie działo. Można by żartować, że jest niezniszczalny, albo nawet, że ma niezwykła wole przetrwania. Może jest w tym prawda. Gitara była sklejana już tak dużo razy, że nawet jej właściciel nie pamiętał która rysa była pierwsza, ani jak powstała.
A pamięć miał bardzo dobrą. Przerażająco dobrą.
To musiał być jakiś stary model, pewnie nawet znawcy nie mogliby go nazwać. A może przez te wszystkie wypadki, które jej się przytrafiały, charakterystyczne cechy zatarły się. Jednak, gdyby ktoś się jej przyjrzał, wydałaby mu się znajoma.
A muzyk tańczył swoimi bladymi palcami po biały, gęsto zdobionym fioletowymi kwiatami gryfie. Uwielbiał kwiaty, delikatne, które może zabić za mocny wietrzyk, jak i te, które nie poddawały się nigdy.
Pasował do swojej gitary.
Z dużej odległości byłby tylko fioletową plamę na rdzawobrązowych cegłach rozpadających się kamienic. Z bliska z resztą też. Może to dlatego, że wydawał się tak nierealny. Mogłoby się wydawać, że w jednym momencie jest tylko człowiekiem, a następnym już jakaś mistyczną istotą.
Długi, ciemnofioletowy płaszcz, który przeszedł prawie tyle samo co gitara i miał tyle samo lat, zasłaniał czarne, stare buty. Muzyk był do niego przyzwyczajony, ach, i dobrze chronił przed zimnem. Często przyzwyczajał się do przedmiotów jak i ludzi, a wtedy rzadko je porzucał. Możnaby to nazwać w pewien sposób miłością. Zimno… Chociaż ostatnio czuł je coraz rzadziej… „Stałem się tak wygodnie odrętwiałym” narzekał kiedyś przyjacielowi. Ale ten tylko wybuchnął śmiechem i powiedział „N.N., jesteś najbardziej uczuciowa osobą, jaką znam”. Krople deszczu, które próbowały spaść chmarą od samego rana, a tylko opadały samotnie, spływały po rondzie również fioletowego, wypłowiałego cylindra. Czarne włosy opadały mokrymi kosmykami na ramiona. Ciepły, beżowy szalik mocno kontrastował z fioletem.
Uśmiechał się. Niewątpliwie cienkie, prawie sine usta wykrzywiały się w uśmiech. Trochę smutny uśmiech. Był blady. Strasznie blady. Po prostu nie lubił słońca. Z półprzymkniętymi oczami wpatrywał się w ludzi spacerujących po placu. Miał ciemnofioletowe oczy.
Mój przyjaciel kocha kolor fioletowy. „To kolor magii!” przekonywał mnie. Ja tylko kiwałam głowa, tak, tak, masz rację, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
I choć czasami wydawało się, że muzyk rozpływa się powietrzu, choć jego cień był nienaturalny, to przypominał człowieka.
Ale jego muzyka nie przypominała muzyki znanej ludziom.
Wyobraźcie sobie dźwięki kwitnących kwiatów, świecącego światła, dźwięki spokoju a nawet ciszy.
Dźwięki, które rozpoczęły świat. Bo jakieś musiały być. Dźwięk, z jakim człowiek się rodzi i z jakim umiera.
Wyobraźcie sobie melodię, która towarzyszy nam przez całe życie, dopasowaną do każdego wydarzenia, która rozpoczęła się miliony lat temu i być może będzie trwać przez wieczność. Rozbrzmiewającą w każdym zakątku wszechświata, w każdej duszy człowieka, wewnętrzny rytm, dopasowany do niego, dopasowany do wszystkiego, boska nuta. Melodia bez słów, ale jednak pełna treści.
On grał tą melodię.
Dlatego ludzie omijali go jak najdalej mogli.
Tak bardzo się go bali. Oczywiście, nie myśleli o tym, ale gdzieś w ich umysłach rodził się strach, który nie potrafili wytłumaczyć. Coś w stylu „haha, przecież tam w ciemnościach nic nie stoi, głuptasku”, ale jednak serce zaczyna bić szybciej a intuicja podpowiada „I tak znasz prawdę”. Czuli, że coś jest nie tak. Dlatego odchodzili szybko, by tylko nie słyszeć tej upiornej pieśni. Starali się ignorować ją, i w myślach klęli na muzyka, cholera, nawet w sobotę nie dadzą im odpocząć, a człowiek chciał już mieć święty spokój.
Nawet dzieci szybko odbiegały. Mówi się, że dzieci widza więcej. Czasem, zwabione melodią podchodziły niepewnie, lekko przerażone, ale jednak pełne fascynacji. Możliwe, że tyko one mogły ją zrozumieć. Jednak zawsze ich matki albo ojcowie wołali je, krzycząc wściekli „Nie mamy czasu”.
Nie znam nikogo kto potrafiłby tak grac. Może niektórzy potrafią choć trochę naśladować jego. Ale tylko trochę.
Muzyk westchnął smutnie. Dopiero wtedy zauważył Ją.
Mała dziewczynka stała na środku placu.
Miała najwyżej dziesięć lat, ale i tak wyglądała na mniej. Może to przez bladą skórę i jasnożółte włosy upięte w dwa kucyki. Ich kolor przypominał trochę kolor słońca, ale zmęczonego słońca, które ma już dosyć świecenia. Ma dosyć wszystkiego. Tak, i nawet błękit jej oczu kojarzył się z niebem w pełni lata.
Ale była jesień, a niebo stawało się szare, tak jak jej oczy również szkliły się…
Stała w zimny, jesienny poranek, w za małym ubraniu, starym i zniszczonym, sama, z szeroko otwartymi oczami wpatrzona w postać muzyka. Wyglądała jak mały anioł, który gdzieś zagubił się na tej złej, okrutnej Ziemi.
Muzyk zdawał sobie sprawę z jej obecności, czuł na sobie jej wzrok. Przestał na chwilę grac i zastanowił się. Przypominał sobie coś. Dziewczynka już miała odejść, gdzieś w środku trochę rozczarowana, że przedstawienie już się skończyło, gdy usłyszała nowe dźwięki.
Znała tą melodię. Aż za dobrze.
Po jej policzka, jak po policzku porcelanowej lalki spłynęła łza.
Muzyk zadrżał nagle i szarpnął strunę zbyt mocno. Pomału na gryfie zaczęły rozkwitać czerwone kwiaty krwi.. Był pewny, że to róże. Skrzywił się i wytarł krew w szalik.
Dziewczynka wytarła łzy rękawem brudnej, jasnoróżowej bluzy. Muzyk wskazał na nią zakrwawionym palcem. Kiwnęła głową i ruszyła w jego kierunku.
Uśmiechnął się.
- Znasz tą piosenkę? – zapytał
- Tak. Moja mama nuciła mi ją gdy była mała – poczuła, że łzy znowu napływają jej do oczu , nieważne jak bardzo starała się nie płakać. Czuła, że w jego obecności nie wypada płakać tak dużej dziewczynce, tak jak wtedy gdy w szkole był Mikołaj. Zapytał się jej, jakie ma życzenie, a ona powiedziała, a wtedy ten śmieszny pan ze sztuczną brodą popatrzył na nią i wyszeptał tylko „Tak bardzo mi przykro”.
– Proszę, dokończ – wyszeptała po chwili
- Co się z nią stało?
- Umarła. Była chora – wytarła mokre oczy – Nigdy już jej nie zobaczę.
- To, że umarła, nie znaczy, że odeszła – odpowiedział spokojnie – Moje ciało odeszło, to wszystko – wyszeptał po chwili i zgodnie z jej prośbą dokończył melodię.
Dziewczynce zdawało się, że nawet woda z fontanny, brudna i szara, tańczy w rytm wystukiwany przez Muzyka. Ptaki zaczęły poruszać się w układzie, który znały tylko one, a słońce wynurzyło się zza chmur, by usłyszeć lepiej melodię.
Tylko ludzie. Tak szybko przemijali.
- Jak masz na imie? – zapytała nagle, gdy skończył
- Nie mam imienia – znowu się uśmiechnął, delikatnie, ale chyba ze smutkiem – N.N. Kiedyś nazywano mnie inaczej, ale teraz nie ma to znaczenia.
- Jesteś aniołem?
Wybuchnął śmiechem.
- Nie słuchają cię – wyszeptała dziewczynka wskazując na ludzi.
- Ty mnie słuchasz – stwierdził tylko i uśmiechnął się.
Muzyka zmieniła się. Teraz przypominała wodę. Dziewczynka nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego, ale była pewna, że tak było.
Usiadła na zimnej kostce, którą wyłożona plac i wsłuchała się w dźwięki.
- Więc czym jesteś? – zapytała nagle
- Patrz.
Melodia stała się dziksza, każdy kolejny dźwięk był niższy od poprzedniego.
A z placem zaczęło się dziać coś dziwnego.
Dziewczynka była pewna, że nawet niebo stało się dziksze. Słońce przybrało kolor krwi, jaka jeszcze przed chwilą płynęła po gryfie, a teraz zastygła, chmury niczym czarny, wulkaniczny pył zasłaniały cały nieboskłon. Widziała ogniste błyski na niebie, chociaż była pewna, że dalej jest na placu.
- Mogę być wszystkim, czym chcę, ponieważ jestem sobą - wyszeptał
Budynki zaczęły porastać bluszczem, kamienie pękały pod naporem zielonych witek. Kilka bogato zdobionych balkonów runęło z hukiem, który jednak wydał się nierealny. W jednej z kamienic zapadł się dach. Nawet płytki, które pokrywały plac, pękały i porastał je mech. Nagle z czarnych jak smoła chmur spadł deszcz. Ogromne krople rozprysły się tuz pod jej nogami, ale ona sama nie czuła ich. Nie była nawet mokra.
Melodia stałą się szybsza.
- Przestań – powiedziała nagle. Bała się tego.
Świat rozpłynął się na moment, by ukazać się znów w starej formie.
- Oni nie widzieli tego , prawda? Nie widzieli, ale mogli widzieć?– zapytała, wskazując na kilka osób obok fontanny.
- Nienawidzą mnie – odpowiedział muzyk
- Dlaczego?
- Przeszkadzam im.
- W czym?
Wzruszył ramionami.
- Nie mogę ich uderzyć w twarz i powiedzieć „Otwórz oczy”. Dlatego muszę grać, mając nadzieję, że to coś zmienia. Bo inaczej… Nie mam celu. Kiedyś miałem mój słodki cel, ale wyrwana ją z dłoni życia. A jeśli nie będę miał celu, skończę jak Slab.
- Co zrobił Slab?
- Zabił się na scenie. Był człowiekiem, tylko człowiekiem. Powiedział „Nienawidzicie mnie, nienawidzicie” a oni skandowali jego imie, jakby był bogiem, ale nikt nie pomyślał, że jednak jest człowiekiem. I dopiero gdy przestał oddychać, zdali sobie sprawę, że trzeba zadzwonić po lekarza. A przedstawienie musi trwać. Ale śmierć nie przeszkadza tworzyć mu dobrej muzyki.
Zamilkła na chwile, by znowu zawołać.
- Ale oni cię nie słuchają!
- Nie mają czasu, dlatego. Tak bardzo się śpieszą.
Kiwnęła głową.
Milczeli znowu. N.N. Nie grał niczego. Nie chciał.
- Kim była ona? – zapytała
Wzruszył ramionami.
- Darem z niebios, na który nie zasługiwałem. Była dobrym człowiekiem, tak dobrym, że chciałem się tego uczyć od niej każdego dnia. Każdego dnia tak jak ona dostrzegać to, co inni omijają. Ale zabrano ją, zabito i pochowano, a cóż ja mogłem zrobić. Nawet nie dano mi jej uratować, co jest tym bardziej przykre. Pozwolono mi patrzeć, jak umiera. Wiesz, gdy już umierała, chciałem zrobić wiele rzeczy. Ale ona zanuciła.
I jeśli dzisiaj umrę
Podnieś się, podnieś się
Bo tak naprawdę nic się nie liczy
Wtedy zrozumiałem, że mam inny cel. Że musze mieć inny cel.
- Bo skończysz jak Slab?
Uśmiechnął się.
Znowu wpatrywali się w ludzi. Na placu panował teraz tłok. Ludzie przepychali się między sobą, szli jak najszybciej, by zaoszczędzić jak najwięcej czasu.
Wtedy zaczął kropić deszcz. Zaczęło się niewinnie, ale po chwili deszcz padał gęsto. Ludzie rozbiegli się, jakby woda była trująca i powodowała śmierć. N.N. spojrzał na niebo. Przypomniał sobie inny deszczowy dzień, gdy pewna dziewczyna powiedziała Ciemności „Jak możesz twierdzić, ze coś takiego jak Ty może kochać, kłamco?’ i skoczyła w dół. Deszcz zmył jej krew z chodnika.
- Patrz! – wykrzyczała nagle dziewczynka – Patrz! Tęcza!
Promyki światła przedostały się przez ciemne chmury i rozprysły wszystkimi kolorami świata w kroplach.
And shine…
Dziewczynka tańczyła w deszczu, śpiewając coś na cały głos. Nagle podbiegła do niego
- Dziękuję – powiedziała
- Ja też – odpowiedział i ukłonił się – Mogę ci powiedzieć coś ważnego?
- Możesz.
- Jeśli nie masz czasu by zatrzymać się i posłuchać, nie masz czasu by żyć. A więc po co żyć. Rozum to jak chcesz.
Dziewczynka zrozumiała go bardzo dobrze.
Podziękowała jeszcze raz i powiedziała, że musi iść. Że musi wracać, bo babcia będzie się martwić. I że ma nadzieję, że jeszcze kiedy się spotkają. N.N. skinął głową a ona odbiegła. Westchnął bardzo cicho.
Następnego dnia potrącił ją pijany kierowca. Roztrzaskał jej głowę, a krew rozkwitła czerwonymi różami. To na pewno były róże.
  • 10

#364

Produkcja_Chaosu.
  • Postów: 49
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"Strażnik ambicji"

W każdym mieście, w każdym kraju znajduje się szpital psychiatryczny bądź dom opieki społecznej, z którego możesz skorzystać. Gdy dotrzesz do recepcji, poproś, że chcesz odwiedzić kogoś kto nazywa siebie „Strażnikiem Ambicji”. Dźwięk jaki wydobędzie się z ust pracownika będzie tak cichy i nic nie znaczący, że nie będziesz nawet pewny czy była to jakakolwiek reakcja. Zaprowadzi Cię w stronę schodów, które będą prowadziły tylko na górę. Z wielu okien, które znajdują się wokół nich będzie padała delikatna poświata.

Na szczycie schodów, pracownik zostawi Cię byś przeszedł korytarz sam. Spokój i światło wydobywające się z okien na korytarzu będą wydawać się dziwne i niepokojące. Powinieneś widzieć poruszający się cień po ścianie, nie podążaj za nim, gdyż jest to jedna rzecz, która zaprowadzi Cię tam gdzie nie chcesz. Do miejsca gdzie nie ma nadziei na powrót, do miejsca gdzie są twoje ciche obawy i porażki. Bez względu na to jaką przybiera formę, jak drażni się z Tobą i szydzi z Twoich marzeń, nie pozwól swoim oczom podążyć za nim i miejscem gdzie się zatrzyma. Jeśli wytrwasz do końca korytarza bez spoglądania na to, zobaczysz otwarte drzwi bez zamków, bez śrub, bez ograniczeń. Czekające z miękkim światłem zza nich, na Ciebie.

Jeśli nie zdecydujesz się wejść, możesz tylko spacerować po drodze, którą przyszedłeś bez zaglądania za inne drzwi, lub możesz spotkać cień i sprawdzić co ukrywa. Powinieneś wejść do środka, znajdziesz tam pokój oświetlony światłem zza okien, które pokrywać będzie całe ściany. Wydaje się ono znacznie mniej naturalne niż słońce i księżyc. W centrum pokój stał będzie wysoki i zdrowy mężczyzna, stojąc nago i patrząc na światło. Jego ciało pokryte będzie niezliczoną ilością tatuaży i blizn. Żadna część jego skóry nie będzie możliwa do rozpoznania. Nawet jak będiesz próbował się doszukiwać jak jego twarz wygląda dokładnie, nie zobaczysz nic, nie nauczysz się niczego. Nie zareaguje na żadne inne słowa niż „Kto łączy ich z powrotem?”

Człowiek odwróci się i spojrzy w Twoje oczy. Nie przypatruj im się, jeśli nie jesteś przygotowany zatracisz się w jego bezdusznych oczach na wieki. Jeżeli jesteś w stanie patrzeć w nie bez najmniejszych wątpliwości Twoich intencji, zacznie cicho mówić. Jego cała historia może brzmieć komicznie lub nie znaczyć kompletnie nic, ale musisz zapamiętać każde słowo, podjęcie tej wiedzy może częściowo uszkodzić Cię w najgorszym z możliwych sposobów. Kiedy skończy mówić, poszuka dłońmi swoich szwów z jednej zauważalnej blizny na klatce piersiowej, wyciągnie go, a rana zacznie obficie krwawić. Podczas gdy on będzie się powoli wykrwawiał, podejdzie do Ciebie z zakrwawionym szwem. Jego ostatnimi słowami, wypowiedzianymi z ustami pełnymi krwi będą „Wybór poszukiwania prowadzi do nieuchronnego losu.”

Ta garstka szwów to obiekt 10 z 538. Jak z nich skorzystać zależy od tego co słyszysz.
  • 9

#365

Aynan M.
  • Postów: 20
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Przytoczę tutaj historyjkę, która zrobiła na mnie wrażenie. Podobno jest autentyczna (jakżeby inaczej) i głównie dlatego nie ma żadnego tytułu. Opowiedział mi ją kolega, który usłyszał ją od swojej dziewczyny, ona od swojej koleżanki ze studiów a ona od osoby, której się to przytrafiło.
IMO opowieść jest godna uwagi, ponieważ nigdy nie spotkałem się z podobną miejską legendą (chociaż to żaden argument, bo tych jest naprawdę mnóstwo). Zapraszam ;)



Częstochowa, listopadowy wieczór. Młoda kobieta wraca samochodem z pracy do domu na przedmieściach. Droga wiedzie przez las. Jedzie wolno, wracała tędy setki razy i wie, że często po zmroku na drogę wychodzą zwierzęta. Jedzie. W pewnym momencie w świetle reflektorów dostrzega młode drzewko leżąca w poprzek drogi. Zatrzymała się przed nim. Sytuacja od razu wydała się jej podejrzana - co na drodze w środku lasu robi drzewo? Nie było burzy... Chciała zawrócić, jednak była już bliżej wyjazdu z lasu niż jego początku, poza tym drzewko uniemożliwiało przejazd, ale było na tyle małe, że dało się je w pojedynkę przesunąć. Cofnęła samochód kilka metrów i włączyła długie światła. Przez dłuższą chwilę uważnie obserwowała otoczenie - czy aby na pewno nikogo tu nie ma? Wszystko wyglądało bezpiecznie. Dziewczyna nadal rozglądając się wyszła z samochodu, wyostrzając słuch podeszła do drzewka i ciągnąc za gałęzie zaczęła ja przesuwać. Wtedy do jej zmysłów dotarły nowe bodźce - usłyszała szum i zauważyła szybko zbliżające się światła samochodu. Zaniepokojona puściła drzewko i zaczęła wracać do swojego samochodu. Droga nie była czysta, ale była już przejezdna. Wtedy zbliżający się samochód gwałtownie zahamował. W środku siedziało czterech mężczyzn, kierowca zaczął trąbić i mrugać światłami drogowymi a mężczyźni krzyczeli i wymachiwali rękoma. Mężczyzna siedzący obok kierowcy zaczął wysiadać. Kobieta wystraszona wskoczyła do swojego samochodu i odjechała. Jednak drugi samochód zaczął ją gonić. Mężczyźni jechali za nią cały czas mrugając światłami i trąbiąc. Dziewczyna myślała tylko o jednym - czym prędzej wyjechać z lasu. To była jej stała trasa, wiedziała, że za lasem jest stacja benzynowa - tam będą jacyś ludzie, tam jej ktoś pomoże. Po chwili która wydawała się trwać wieki dotarła na stację, zatrzymując się na środku wyskoczyła z auta i pobiegła do sklepu. Wpadła do środka przerażona krzycząc, że potrzebuje pomocy, ponieważ goni ja czterech mężczyzn. Pracownik stacji zaczął ją uspakajać kiedy do sklepu wbiegają wspomniani mężczyźni. Po chwili krzyków i wrzasków sytuacja nieco się uspokoiła. Mężczyźni mówią, że kiedy jechali wydawało im się, że w świetle jej reflektorów wiedzieli jakąś postać kręcącą się koło jej samochodu. Kiedy byli bliżej byli już tego pewni a kiedy postać zauważyła drugi samochód schowała się do jej samochodu. Kobieta zdębiała. Mężczyźni jednak mówią, że kiedy tutaj za nią przyjechali sprawdzili jej samochód i był pusty. Pracownik stacji mówi, że mają tutaj monitoring i mogą przejrzeć nagranie sprzed paru minut, to powinno rozjaśnić nieco sytuację. Wszyscy weszli na zaplecze obejrzeć taśmę. Na taśmie było widać, że zaraz po tym kiedy kobieta na stacji benzynowej wybiegła z samochodu z tylnego siedzenia wygramolił się mężczyzna z siekierą, który odszedł i zniknął poza kadrem.


  • -6

#366

cinderos.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"Pajęczy człowiek"

Czuję je. Każdego dnia. Każdej nocy. Pełzające przez moją skórze, wchodzą i wychodzą przez każdy możliwy otwór w moim ciele, ale to nie boli. Czuje jak pełzają w żyłach. Nie mam krwi. Tylko je. Pająki. Żywią mnie. Odżywiają moje ciało. I na odwrót, ja odżywiam je.



Nie wychodzę zbyt często. Nie odkąd się to zaczęło. Pamiętam kiedy pierwszy raz je poczułem. Miałem wtedy randkę. Kochałem ją. Ale wszystko zepsułem jednym uśmiechem. Uśmiechnąłem się do niej, i wtedy jeden z nich wylazł mi z ust przeszedł przez twarz do góry i wpełzł z powrotem przez oko. Nigdy bym ich nie skrzywdził. Je też kocham. One mnie nie skrzywdzą, więc ja też nie robię im krzywdy.



Ona ciągle ma miejsce w moim sercu. Była moją pierwszą. Próbowałem kontynuować moja dietę. Średnie steki, warzywa, one miały ich dość. Ale ja je jadłem, skoro ja to robiłem, one też musiały coś jeść. Ale nie były z tego powodu szczęśliwe. Czułem ich niezadowolenie. Znałem je. One były mną i ja byłem nimi. Żyliśmy razem nierozłącznie, pokochałem je, gdyż miłość rodzi się w uzależnieniu. To że one były nieszczęśliwe mnie wprawiało w taki sam nastrój. Dlatego zjadłem surowe mięso. Nadal niezadowolone. Próbowałem wszystkiego. Bez przerwy nieszczęśliwe. Potem pomyślałem o mojej byłej dziewczynie.



Złamała mi serce. Nie mogła zaakceptować mnie, zaakceptować NAS, takim jakim jesteśmy. Poszedłem pod jej dom późną nocą, rozkoszując się uczuciem ciągłego ruchu w moich żyłach. Czułem towarzystwo. OH! Jakie to było wspaniałe uczucie! Włamałem się do jej domu tamtej nocy. Zakradłem do sypialni. Stanąłem nad jej łóżkiem. Uśmiechnąłem się i związałem jedwabnym sznurem. Uznałem to za swojego rodzaju… daninę, podarunek. Użyłem jej samochodu aby dostać się do swojego domu. Zaniosłem Ją do piwnicy. Miotała się okropnie, ale na to nie zważałem. Szarpanina tylko zmiękczała jej ciało. Położyłem się na niej na podłodze, nadal byłą związana, nadal szlochała. Pochyliłem się i powąchałem jej uda. Och, jakże to satysfakcjonujące. Czułem jakby dreszczyk polowania, który sprawiał że czułem jakby Ona byłą nagrodą! Mogłem pić jej zapach, czułem jej adrenalinę, jej strach. Spróbowałem mojej wygranej. Chciałem zapamiętać ten moment.



Wstępnie poczułem smak skóry na jej udzie. Smak jej potu i mięsa spowodował że moje ciało… nasze ciało zaczęło pulsować w oczekiwaniu. Czułem ich ruch kiedy w niepokoju czekały na mój kolejny gryz. Na to jak krew popłynie w moich ustach. Przeżułem i połknąłem. Wiedziałem że one to kochały, wiedziałem, że tego właśnie chciały. To sprawiało że były szczęśliwe, a co za tym idzie, cieszyło również mnie. Skonsumowałem jej prawą nogę, delektując się moim pierwszym razem. Kiedy przesunąłem się nad lewą, jej krzyk zamienił się w płacz. Także Ją kochałem. I zawsze Ją tak zapamiętam. Z ostatnim kęsem, wydała ostatni dźwięk i umarła. Kiedy umarła pająki wydały się być jeszcze raz niezainteresowane. Ale były uszczęśliwione.



Żyłem przez następne kilka dni normalnie, dopóki one nie poczuły się znowu głodne. Nadszedł czas na kolejne karmienie…



Rozejrzyj się proszę po pokoju. Widzisz mnie? Nie? Dobrze. To by przecież popsuło polowanie. Ale może to nie najlepszy czas żeby to zrobić. Jestem niepewny. Teraz widzisz, masz świadomość, że Cię widzę. MY Cię widzimy, czujemy Cię, smakujemy Cię. Nie, to jeszcze nie właściwa pora. Idź żyj normalnie. Ale pamiętaj, nigdy nie jesteś dalej niż metr od jakiegokolwiek gatunku pająka...
Dołączona grafika************************************
Mam Deja Vu wrzucając tą paste, bo wydaje mi się że ją już czytałem! Ale pamiętam też jak ją tłumaczyłem :D jeśli było przepraszam, i napiszcie w komentarzach albo na PW czy była, a nie minusujcie bezmyślnie, pasta ta została przetłumaczona PRZEZE MNIE 3 czerwca, została wykopana przez mojego kumpla, który wysłał mi ją i zapytał czy pamiętam ;D

"Jajco"

To był wypadek samochodowy. Nic szczególnie znaczący, ale jednak śmiertelny. Pozostawiłeś żonę i dwoje dzieci. To była bezbolesna śmierć. Lekarze próbowali wszystkiego, aby Cię zaoszczędzić, ale bezskutecznie. Twoje ciało było tak całkowicie roztrzaskane że lepiej jest jak jest, zaufaj mi.



I wtedy mnie spotkałaś.



"Co ... co się stało?" Zapytałeś. "Gdzie jestem?"



"Umarłeś", powiedziałem, spokojnie. Nie ma sensu owijać w bawełnę.



"Pamiętam c… ciężarówkę i poślizg"



"Tak". Powiedziałem,



"I. .. umarłem?"



"Tak. Ale nie czuj się z tym źle. Każdy umiera." Powiedziałem.



Rozejrzałeś się. Nie było nic. Tylko ty i ja. "Co to za miejsce?" Zapytałeś. "Czy to jest po śmierci?"



"Mniej więcej", powiedziałem.



"Jesteś Bogiem?" Zapytałeś.



"Tak". Odpowiedziałem. "Jestem Bogiem".



"Moje dzieci ... moja żona", zacząłeś.



"Co z nimi?" zapytałem.



"Wszystko z nimi dobrze?"



"To co chciałbym widzieć", powiedziałem. "Dopiero co umarłeś a głównym problemem jest dla Ciebie rodzina. Czuje że jest coś dobrego właśnie tam, w Twoim środku." Powiedziałem, wskazując na serce.



Spojrzałeś na mnie z fascynacją. Dla Ciebie nie wyglądam jak Bóg. Właśnie, wyglądałem jak jakiś mężczyzna. Jakiś niejasny autorytet. Bardziej podobny od nauczyciela z gimnazjum niż wszechmocnego.



"Nie martw się, powiedziałem. "Wszystko jest z nimi dobrze. Twoje dzieci będą pamiętać Ciebie jako idealnego pod każdym względem. Nie miały czasu, aby rozwinąć dla ciebie pogardę. Twoja żona będzie płakała na zewnątrz, ale będzie potajemnie nareszcie uspokojona. Prawdę mówiąc, twoje małżeństwo się rozpadało. Jeśli jest to dla Ciebie jakieś pocieszenie ona czuje się bardzo winna za to uczucie ulgi ".



"Och, Więc co teraz? Pójdę do nieba lub piekła, czy co?"



"Nic z tych rzeczy", powiedziałem. "Będziesz reinkarnowany"



"Ach," powiedziałeś. "Jednak Hindusi mieli rację."



"Wszystkie religie mają racje na swój sposób", powiedziałem. "Chodź ze mną".



Zacząłeś podążać poprzez nieskończoność. "Dokąd idziemy?". "Właściwie to nigdzie", powiedziałem. "Po prostu lepiej się rozmawia gdy chodzisz".



"Więc o co chodzi?" Zapytałeś. "Kiedy się odrodzę, po prostu wszystko zacznie się od nowa? Tak więc wszystkie moje doświadczenia i wszystko co zrobiłem w życiu nie będzie miało znaczenia?"



"Nic bardziej mylnego!" Krzynąłem. "Masz w sobie całą wiedzę i doświadczenia wszystkich swoich żyć. Po prostu ich nie pamiętasz w danej chwili."



Zatrzymałem się i złapałem Cie za ramiona. "Twoja dusza jest bardziej wspaniała, piękna, i gigantyczna, niż możesz sobie wyobrazić jak dużo możesz sobie wyobrazić. Ludzki umysł może zawierać jedynie drobny ułamek tego kim jesteś. To jak trzymanie palca w szklance wody, aby sprawdzić czy jest gorąca lub chłodna. Umieścić niewielką część w naczyniu, a gdy je odzyskasz, zdobędziesz z powrotem wszystkie doświadczenia jakie miałeś ".



"Byłeś człowiekiem w ciągu ostatnich 34 lat, więc nie odzyskałeś go i jeszcze czujesz resztę ogromnej świadomości. Jeśli spędzimy tu jeszcze chwile dłużej, możesz zacząć wszystko pamiętać. Ale nie ma sensu robić tak pomiędzy każdym Twoim życiem ".



"Ile razy byłem reinkarnowany?", zapytałeś.



"O, wiele. Bardzo, bardzo dużo. I w wielu różnych życiach". Powiedziałem. "Tym razem będziesz chińską chłopką w 540r. naszej ery"



"Czekaj, CO?" Wyjąkałeś. "Możesz przenosić mnie w czasie?"



"Cóż, myślę że technicznie tak. Czas, jak wiesz, istnieje tylko w twoim wszechświecie. Inaczej to wygląda tam, skąd pochodzę".



"Skąd pochodzisz?" Zamyśliłeś się.



"Oh, oczywiście” Zacząłem wyjaśniać. "Pochodzę z… skądinąd. Są także i tacy jak ja. Wiem, że chcesz wiedzieć jak tam jest, ale szczerze, nie zrozumiesz mojego świata.



"O". Powiedziałeś, trochę zawiedziony. "Ale poczekaj. Jeśli dostanę wcielenie w innych miejscach, w czasie, mogę wejść w interakcję z samym sobą w pewnym momencie?



"Oczywiście. Dzieje się tak cały czas. Ale obie egzystencje nawet nie wiedzą że tak się dzieje."



"Więc jaki jest sens tego wszystkiego?"



"Poważnie?" Zapytałem. "Poważnie? Pytasz mnie o sens życia? Czy to nie trochę stereotypowe?"



"wydaje mi się że to rozsądne pytanie” podtrzymywałeś.



Spojrzałem Ci w oczy. "Sens życia… dlaczego zrobiłem cały ten wszechświat?... Abyś dojrzał".



"Masz na myśli ludzkość? Chcesz abyśmy dojrzewali?"



"Nie! Tylko Ty. Zrobiłem ten cały wszechświat dla Ciebie. Wraz z każdym nowym życiem, które rośnie i dojrzewa, twój intelekt staje się większy i większy", odpowiedziałeś "Tylko ja? Co z resztą?"



"Nie ma nikogo innego," powiedziałem. "W tym świecie, jesteś tylko Ty i ja."



Patrzyłeś na mnie tępo. "Ale wszyscy ludzie na ziemi ...?"



"Wszystkie istnienia to po prostu różne wcielenia ciebie".



"Czekaj. Jestem wszystkimi!?"



"Zaczynasz łapać". Powiedziałem, z gratulacjami uderzając Cię w plecy.



"Jestem każdym człowiekiem, jaki kiedykolwiek żył?"



"Albo, który się dopiero narodzi. Tak"



"Jestem Abrahamem Lincolnem?"



"Oraz Johnem Wilkesem Boothem." dodałem.



"Jestem Hitlerem?" zapytałeś, przerażony.



"Oraz milionami których zabił".



"Jestem Jezusem?"



"I jesteś wszystkimi, którzy poszli za Nim."



W tym momencie zamilkłeś.



"Za każdym razem gdy byłeś ofiarą kogoś," powiedziałem, "Byłeś ofiarą samego siebie. Każdy dobry uczynek zrobiłeś dla siebie. Każdy szczęśliwy i smutny moment kiedykolwiek doświadczyłeś, każdy człowiek który był, lub będzie, jest Tobą. "



"Dlaczego?" Zapytałeś. "Po co to wszystko?"



"Bo kiedyś, staniesz się taki jak ja. Bo to, kim jesteś. Jesteś jednym z mojego rodzaju. Jesteś moim dzieckiem".



"Whoah". Wykrzyknąłeś z niedowierzaniem. "To znaczy, że jestem bogiem?”



"Nie Jeszcze nie. Jesteś dopiero… płodem. Ciągle rośniesz. Będziesz musiał urodzić się każdym aby urodzić się jako bóg."



"Więc cały wszechświat," zacząłeś mówić. "To tylko ..."



"Swojego rodzaju… jajko" Odpowiedziałem. "Teraz czas, aby przejść do następnego życia."



I z tym zdaniem, wysłałem Cię na Twoją dalszą drogę…

*********************************************
Jeżeli było nadal przepraszam :D tłumaczyłem sam, tez już jakiś czas temu ;]

edit1: Wprowadziłem parę poprawek ;D bo to była wersja robocza, gdybyście zauważyli jakieś błędy pisać w komentarzach ;D

Użytkownik Przemo edytował ten post 20.09.2011 - 16:05

  • 20

#367

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Rok 2064




„Madness comes and madness goes
An insane place, with insane moves
Battles without, for battles within
Where evil lives and evil rules
(…)
And when you kill a man, you're a murderer
Kill many, and you're a conqueror
Kill them all...Oh you're a GOD!”


Megadeth - Captive Honour


Rok 2064 nie był dobrym rokiem dla Nega.
Siedział dalej w tej parszywej robocie, przed starym komputerem wpisując ciągi liczb, które dla niego nic nie znaczyły, za oknem padał deszcz, a przed chwilą padło światło. Może żarówka się spaliła. Nie obchodziło go to, to nie jego problem. Jego zmęczoną, młodą twarz oświetlał monitor, nadając jej upiornych kolorów. Wokół słyszał rozmowy, ale on był zbyt zajęty swoją pracą, by zwrócić na nie uwagę.
Świat był rajem. Był, ale w czasie jego młodości. Któż teraz pamiętał piękną wiosnę 2049? Albo rok 2056, gdy z rodzicami poleciał nad morze! Czasem, gdy już całkiem tracił nadzieję, przypominał sobie ten cichy szum fal. Przypominał sobie, gdy leżeli na ciepłym piasku koloru słońca, a morska woda lekko falowała. Potem wyglądał za okno i często zaczynał płakać.
Bo rok później wybuchła wojna. A teraz jedna trzecia terenów była niezamieszkała a populacja ludzi zmniejszyła się o 40%
Liczby. Tylko liczby.
- Cholera – zaklął głośno, gdy nawet monitor zgasł. Wszystko zgasło. Siedział w całkowitej ciemności.
- Możecie iść – usłyszał głos swojego kierownika – Padł prąd.
Neg wziął swoją kurtkę i wyszedł z firmy. Po drodze słyszał głośne buczenie. Laboratorium. Laboratorium miało własne, osobne, niezależne od wszystkiego zasilanie. Ale on był tylko facetem od cyferek. Nigdy nawet nie był w tym na wpół ukrytym miejscu. Wyszedł na plac i obejrzał się. Ogromny gmach firmy, cudo techniki z żelaza i szkła. Robiło na wszystkich ogromne wrażenie. Kiedyś może byłby normą, ale teraz…
W roku 2064 wiele rzeczy kiedyś uważanych za normalne teraz były luksusem.
Szedł ciemną ulica. Problem musiał być całkiem poważny, nawet latarnie zgasły. Oświetlał sobie drogę starym telefonem komórkowym z 2015 roku. Wygrzebał go kiedyś na złomie. Działał, a to było najważniejsze. Ludzie nauczyli się korzystać z dobroci poprzednich pokoleń.
Więc widział przed sobą ciemny, zarośnięty chodnik, obok jakieś krzaki. Po prawej stronie miał ulice, która, jak zwykle była pusta. Bardzo rzadko słyszał samochody a jeszcze rzadziej je widział.
Tak, przed wojną świat był piękniejszy. Mogliśmy tak wiele! Ale gdy zaczęły się walki, wszyscy pracowali tylko nad bronią. To trwało 4 lata, ale i tak zdążyli zrzucić kilka atomówek, wypuścić kilka wirusów i zabić te 40%. 40% to dane rządu. Nigdy nie powiedziano, ile osób zostało zakażonych, urodziło się z wadami. Pewnie kolejne 20%.
Nie znał się na tym. Ale widział kiedyś zakażonego. Prowadzono go do laboratorium.
To było kilka miesięcy temu. Przyjechała pancerna ciężarówka. Był chyba w jakimś śnie czy coś. Wyglądał prawie jak człowiek. Ale miał dłuższe nogi i ręce, dłuższe palce, dziwnie wydłużoną twarz i ostre zęby. Oczy były jakby bardziej po bokach twarzy. Miał tylko kilka sekund, by spojrzeć na to coś przez okno obok swojego biurka, ale zmroziło go to. To nie był człowiek, to była dzika bestia. Był związany pasami, a niosło go kilku ludzi. Wokół stało trzech pracowników laboratorium, pospiesznie uzupełniali jakieś papiery. Był już wieczór.
Zobaczył wtedy tez swojego szefa.
Eric Nevagrath.
Neg zaklął okrutnie pod nosem.
Jeśli ktoś kiedykolwiek chciałby poznać definicje słowa „***” powinien spotkać Erica. Przynajmniej takie zdanie miał Neg. Czasem miał wrażenie, że szef z czystej złośliwości próbuje utrudnić życie wszystkim pracownikom. Jeden z najbogatszych ludzi na świecie, co prawda firmę odziedziczył po ojcu, ale to on doprowadził ją do sukcesu. Chyba głównie dzięki swojemu ***. Objawiało się to tym, ze wywalał z pracy bez litości, nie zważając na dawne układy swojego ojca. W pierwszy tydzień zwolnił wszystkich z wysokich stanowisk. Akurat ich Neg nie żałował. Ale żałował niektórych biednych ludzi, którzy musieli pożegnać się z pracą w firmie z powodu małych przewinień.
Ale Eric przede wszystkim stworzył laboratorium..
Czym zajmowało się laboratorium?
Tego nie wiedział. Ale przynosiło to straszne pieniądze.
Mówiono o badaniach właśnie nad chorobą. Nad szukaniem leku. Neg wątpił w to. Słyszał plotki. Powtarzane przyciszonym głosem za plecami kierowników.
Pamiętał, jak któregoś dnia po prostu kazano im iść do domu. Koniec pracy, prezent od szefa. Gdy tylko wyszedł z firmy zobaczył kilkanaście samochodów Światowej Policji, mnóstwo funkcjonariuszy, kilkoro ludzi w białych fartuchach i Erica w długim, czarnym płaszczu, trzymającego stary rewolwer w bladej dłoni i drącego się na któregoś z policjantów.
„Jeśli tego nie złapiecie, Monarcha wypieprzy cię z roboty na zbity ryj a ja własnoręcznie odstrzelę ci jaja, wiec rusz tłustą ***!”
Ludzie odwracali się w ich stronę, a policjant próbował się tłumaczyć.
Coś uciekło. To było jasne.
Neg nie dowiedział się, czy znaleźli to. A Monarcha…
To on zakończył wojnę. Pod koniec czwartego roku ludzie żyli jak zwierzęta, z jednej strony mordowani w walkach, z drugiej umierając na chorobę, o promieniowaniu nie wspominając. To on przywrócił im nadzieję. Powiedział „Połączmy siły!” To znaczy nie on powiedział. Ponieważ nikt nigdy go nie widział, a nawet nie słyszał jego głosu.
Żadnych innych państw. Jedna stolica. I jeden władca. Wiec kim był Monarcha? Chodziły różne plotki. Ale zaczął dobrze. Podporządkował sobie cały świat w rok, wykorzystując ludzką nadzieję na lepsze jutro. Panował nad telewizja, radiem, Internetem, panował nad całym światem. Ale tego Neg nie wiedział. Neg nie wiedział wielu rzeczy.
Wszedł do starego bloku z około 2009 roku. Obok kiedyś stał wieżowiec, ale naloty zrobiły swoje. Blok przetrwał. Jego mieszkanie miało numer 13 i musiał do niego iść na trzecie piętro. Winda nie działała. Nie działała już od dawna. Chyba odkąd się tu wprowadził. Klatka schodowa śmierdziała moczem. Na schodach były jakieś plamy, a farba odchodziła wszędzie. Tak wyglądała upadająca cywilizacja. Nie podniesiemy się już. Nie ma przyszłości. Stanął przed odrapanymi drzwiami i zaczął szukać kluczy. Sąsiad obok znowu się kłócił z żoną. Wrzaski rozpraszały Nega. Ale nie chciał też dostać w mordę.
Jedna z zasad Nowego Świata – trzymaj się swoich spraw.
W końcu otworzył drzwi. Zamknął je za sobą i rzucił się na łóżko. Leżał tak kilka minut. Nie miał siły wstać. Nie miał siły na nic. Ale musiał. Musiał jeszcze zrobić wiele rzeczy. Szczególnie, ze w domu coś chyba znowu zaczęło gnić. Wyraźnie czuł zapach rozkładu.
Tak, Neg nie wiedział o wielu rzeczach.

***

Przede wszystkim nie wiedział dlaczego odcięto prąd.
Teraz elektryk klął pod nosem i patrzył na przegryzione kable. Był grubszym mężczyzną z siwymi włosami i pokaźną brodą.
- Da się naprawić? – zapytał niepewnie Eric. Niepewność w jego glosie była czymś wręcz zaskakującym. Stali w sali oświetlanej tylko latarką. Elektryk był tu pierwszy raz i czuł, ze już raczej tu nie zawita. Sprawa była bardzo ściśle tajna.
- Się da. Ale trochę potrwa – elektryk popatrzył na kabel średnicy jakichś piętnastu centymetrów. Przegryziony. Jezu, jakie to musiało mieć szczeki.
- Nie chcę być upierdliwy, nie znam się, ale do cholery, do jutra musze tutaj mieć prąd. Ludzie nie będą pisać na karteczkach – zastanowił się – A potem wysyłać sobie gołębi pocztowych zamiast pieprzonych maili. Zresztą jak Monarcha dowie się, że w magiczny sposób odciąłem prąd całej stolicy, to mnie chyba udusi – zaśmiał się nerwowo – A najpierw każe mi zapłacić za wszystkie koszta – spoważniał, jakby ta druga opcja wydała mu się bardziej przerażająca.
- Nie ma problemu, pociągniemy gdzieś indziej, ale to trzeba będzie wymienić. I będzie kosztować.
Elektryk westchnął cicho. Miał pięćdziesiąt lat i był dobrym przyjacielem ojca Erica. To znaczy nowego szefa, tez lubił. Do czasu. Może dlatego, ze spotykał go tak często, tylko on zobaczył zmianę. Pamiętał go jeszcze jako chłopca z krótkimi, brązowymi włosami i jasnoniebieskimi oczami. Oczy po matce, pamiętał ją także, bardzo dobra kobieta, szkoda, ze umarła tak młodo. To był miły chłopiec, i tak go traktował bardzo długo. Nawet wojna go nie zmieniła. Taki, co chciałby uratować świat. Łatwo wierzył ludziom, może był nawet naiwny. To nie była wada… Ale potem… To było może sześć miesięcy temu. Nie potrafił tego wytłumaczyć. Teoretycznie nic się nie zmieniło, może trochę się odciął od świata, może zaczął prowadzić firmę zbyt agresywnie… Nic wielkiego. Ale włosy Erica ściemniały, a oczy stały się upiornie zimne.
- No to napraw – powiedział nagle – Ja muszę cos załatwić. I pamiętaj, naprawiasz to sam. Jak coś komuś powiesz – nie musiał dokańczać. Ruszył gdzieś w ciemność.
Elektryk spojrzał za nim.
- Biedne dziecko – mruknął i znów zaczął zastanawiać się nad kablem.
Co oni tu trzymają?

***

Więc dlaczego w ogóle wybuchła wojna?
Bardzo dawno zaczęło się chyba od tego, że ktoś kogoś zaatakował, ale obrońca miał sojuszników, a potem ktoś przyłączył się do atakującego, jakie to ma znaczenie. Po miesiącach walk to przestaje mieć znaczenie, uwierz mi, kto jest obrońcą, a kto atakującym, to nie jest jak biały i czarny, raczej jak pomarańczowy i żółty. Albo czarny i niebieski… To zawsze się tak zaczyna, ale nikt nie przewidział, że w wojnę zostanie wciągnięty każdy człowiek, nikt nie przewidział, że tak to się zakończy.
Wojna pochłonęła cały glob i nagle przestał liczyć się honor, ojczyzna, dobro i sprawiedliwość, a tylko ŻYCIE. Ludzie robili wiele strasznych rzeczy, aby tylko przetrwać.
Ale Neg pamiętał coś jeszcze.
Jego ojciec, niczym Józef z Biblii dostał wiadomość „uciekaj z miasta”. I uciekli, uciekli jakieś dwie godziny przed końcem.
Połowa miasta była wtedy w bardzo złym stanie. Była chora. Choroba roznosiła się wszelkimi możliwymi drogami. Neg nie wychodził z domu od kilku tygodni, zbyt się bał. Gdy wyglądał przez okno czasem widział ludzi, którzy nagle upadali i już się nie podnosili. Bardzo się bał. Bardzo chciał żyć. Chorobę było trudno leczyć, a przede wszystkim lekarstwo było zbyt drogie. Więc rząd podjął decyzję.
Jechali bardzo szybko pustą drogą. Nikt ich nie zatrzymywał. Neg nie wiedział co się dzieje. Ale w pewnym momencie odwrócił się. Odwrócił się i zobaczył to.
Chmurę pyłu i ognia aż do nieba.
A na niebie pojawiły się dwa słońca.
To nie było jedyne rozwiązanie. Ale tak ktoś zdecydował. I do teraz nie został za to osądzony.

***

Monika wybrała zły czas na spacer. Odkryła to dopiero, gdy zobaczyła błysk ostrza w ciemności.

***
Neg wstał. Umył się, ubrał się, zjadł resztki kolacji, spojrzał na pustą lodówkę, westchnął i wyszedł do pracy. Gdy zamykał drzwi, zobaczył sąsiadkę leżącą na podłodze. Ciekła z niej krew. Ale chyba oddychała. Jeśli nie, to trudno. Zadzwoni po policje, gdy zacznie gnić.
Do pracy nie miał daleko. Szedł jakieś piętnaście minut. Nie stać było go na samochód, a nawet na coś zwanego „komunikacją miejską” (w rzeczywistości rozwalający się autobus pełny ludzi).
Rano miasto było puste. Chociaż miasto często było puste. Ulice to niebezpieczne miejsce. Rozglądał się po rozkładających się budynkach, rdzewiejących wrakach wieżowców. I wszędzie wokół rośliny. Szybko powróciły i zaczęły zarastać to, co dawno temu człowiek wydarł naturze dla siebie.
Teraz stał przed firmą. Parking był pusty. Nie pamiętał, co go podkusiło, żeby zamiast iść prosto do firmy ruszyć w lewo w stronę lasu. Jakiś wewnętrzny głos, piekielna intuicja, która mówi „Tak, tak, nie ma obawy, otwórz e drzwi, ten szaleniec pewnie już poszedł i wcale nie wbije ci noża w jelita”. Ale znalazł ją. Znalazł.

***

- Więc jest pan pracownikiem? – zapytał policjant.
- Tak – wyjąkał Neg – Ja przez przypadek, ja – spojrzał na plamę krwi, gdzie jeszcze przed kilkoma minutami leżały rozszarpane zwłoki. Miał ochotę zwymiotować te resztki, które dumnie nazwał „śniadaniem”.
Wokół kręciło się kilku policjantów i kilku lekarzy. Do dowódcy podszedł mężczyzna, którego Neg znał jako kierownika laboratorium.
- Co, znowu? – krzyczał policjant – Jak wy, do cholery…
Kierownik zaczął mu coś cicho tłumaczyć. Neg nie wytrzymał, odwrócił się i zwymiotował śniadanie. Przesłuchujący go spojrzał na niego ze współczuciem.
W ciemności lasu stało coś, czego nikt nie widział. Nawet nie spodziewał się, że to tam jest. Czekał. Czekał. A w myślach śmiał się.

***

Neg dostał wolne. Siedział sam w swoim pustym, zimnym mieszkaniu i oglądał telewizor. Padło ogrzewanie. Trudno, przykrył się kocem.
Tydzień wolnego, i jeszcze płacili mu kase. Żyć nie umierać.
Przed mieszkaniem nie leżała już ta kobieta. Czyli jednak żyje. To chyba gorzej dla niej.
W telewizji nic ciekawego. Papka. Jakiś teleturniej, gdzie prowadzący udawał, że zadaje inteligentne pytania i żartuje, a uczestnicy, że ich to śmieszy i że znają odpowiedzi na inteligentne pytania. Ale Negowi to wystarczało. Co chwilę wybuchał ciepłym śmiechem. Kiedyś jedna dziewczyna powiedziała mu, że jest bardzo zabawnym człowiekiem i jest mu bardzo wdzięczna, że zawsze potrafi poprawić humor i jej. Ale to było dawno. Taki był ten świat, wszyscy wokół udawali, ze jest dobrze. I tylko kilka osób wiedziało, że Monarcha starał się. Bardzo chciał dobra. Ale ciągle na drodze stawały osoby, które chciały dobra tylko dla siebie. W końcu jednak odnalazł rozwiązanie…
To była kolejna rzecz, o której Neg nie wiedział.
Więc cos zabiło tą kobietę. Nie, zabiło to złe słowo, rozszarpało, wypatroszyło. No cóż. Taki jest świat. Wzruszył ramionami, koniec dyskusji.
W 2064 normalne było, ze czasem coś kogoś rozszarpało. I nikogo to nie powinno interesować.

***

- Kochanie, to przepyszne – powiedział Taz Garg, chudy i wysoki mężczyzna, gdy jego gruba żona nalała mu zupy. Byli taką szczęśliwą rodzinę, razem z ich synkiem Roggim, córeczką Stephanią i psem Kudłaczem. Mieszkali w dużym mieszkaniu na obrzeżach miasta. On codziennie wstawał rano do pracy, odwoził szczęśliwe i radosne dzieci, a ona zajmowała się domem, plotkowała z przyjaciółkami. Nigdy się nie kłócili, byli ideałem małżeństwa.
Ale przede wszystkim Taz był politykiem. Jednym z tych, którzy powiedzieli „tak, rozwalmy te zarażone śmieci, przecież i tak nikt nie będzie ich żałował”.
Taz nigdy nie miał sobie tego za złe. Nawet się nad tym nie zastanawiał. Ale zastanawiał się ktoś inny.
- Masz krew na palcach – szeptał w ciemności – Tak jak ja

***

Neg usłyszał skrobanie.
Gdy jesteś sam w domu i słyszysz skrobanie, to nie jest to dobry znak. Wiec Neg pomału wstał z fotela i wziął nóż ze stołu. Nie miał pieniędzy na broń, więc zawsze chodził z nożem. Chciał chociaż czuć się bezpiecznie.
Coś skrobało w drzwi.
Nie wyłączył telewizora, mając nadzieję, że ten zagłuszy jego ruchy.
Neg podszedł jak najbliżej drzwi. Trzymał nóż, tak mocno, ze palce aż zbielały. Dźwięk ustał. Przystawił policzek do zimnego drewna i przymknął oczy. Zdał sobie sprawę, jak zmęczony jest. Miał dość. Dość tego wszystkiego.
Wtedy mężczyzna zrobił najgłupsza rzecz w swoim życiu. Otworzył drzwi.
To wpadło do mieszkania, a drzwi za tym trzasnęły z hukiem. Wbiło ostre zęby w ramie Nega, a ten tylko bił na oślep nożem, krew tryskała we wszystkie strony, a wrzaski i krzyki niosły się daleko.

***

Nigdy nie otwieraj nieznajomym.

***

- Ja otworze – powiedział Taz, gdy usłyszał dzwonek drzwi. Wstał i podszedł do drzwi.
- Kto tam? – zapytał żartobliwie i otworzył drzwi.
- Rewolucja – usłyszał cichy syk a potem wszystko zagłuszył wystrzał z broni.

***

Neg leżał na wpół nieprzytomny na podłodze. Obok niego leżało to coś. Trochę przypominało człowieka. Trochę. Wszystko było we krwi i mięsie. Śmierdziało zgnilizną. Ale to nie było najgorsze.
To coś go ugryzło.
Zaczął płakać.

***

Siedział w salonie Gargów na wygodnym fotelu obitym czerwonym materiałem i śmiał się. Trzy trupy, nie licząc tego cholernego kundla. Dobrze. Zasłużyli. Pies może nie do końca, ale nigdy nie lubił psów.
Kiedyś rodzice kupili mu małego yorka. Biegnąc za piłeczką wypadł z szóstego piętra. To był wyjątkowo głupi pies.
Ale przede wszystkim miał dość już tych snów. Gdy ludzie z odchodzącym ciałem, bez oczu, zaczynają własnymi paznokciami zdrapywać kolejne mięso i wyrywać własne żeby, jęcząc „Chcemy zemsty, zemsty!”. Bo dzień w którym w wielu miejscach ludzie zobaczyli dwa słońca był dniem ich śmierci. Oczywiście, nie zaczęło się od snów, ale od słodkiego nieznajomego który wdarł się w jego życie, wdarł się i wziął je ze dla siebie.
- Czy jestem sobą? – wyszeptał nagle i zastanowił się. Nie interesowało go to.
- Jestem szczęśliwy – dodał. To było ważniejsze.
Czasem zamykał oczy i szedł wąską ścieżką do Krainy Marzen. Nibylandia. Tak to nazwał. Gdzie wszystko było bardzo nierealne, ale prawdziwe. Czasem potrafił kogoś zmusić do czegoś. Czasem potrafił wedrzeć się do umysłu. Ale potrzebował siły. A ostatnio wszystko stawało się coraz gorsze. W końcu zemdlał i spadł z tych schodów, a obudził się w szpitalu. Tam powiedzieli mu, przykro nam, ale musi pan tu zostać, pan jest na wyczerpaniu, a co do tych okropnych blizn na przedramionach, tu jest Pani Caranthel, jest psychiatrą, czy przypadkiem nie próbował pan…
Tak, próbował. Wiele razy.
Co miał im powiedzieć? Przecież i tak nie uwierzyliby jak to jest, gdy siedzisz sam w ciemnościach a to stoi w drzwiach i patrzy się na ciebie. I mówi „Potrzebuję”. Ciemniejszy kształt w czerni, z pustymi oczami, coś co doprowadza dzieci do płaczu a dorosłych do szaleństwa.
Na szczęście w końcu zabił to. Zabił to. Wbijał paznokcie w krtań tego czegoś, a to wyrywało się, walczyło za wszelką cenę, miotało swoją wykrzywioną twarzą, aż nagle opadło bez sił. Ale wtedy zdał sobie sprawę, że…
Pochylił się i zanurzył dłoń w krwi. Podniósł ją do góry i przyjrzał się jej. A potem oblizał palce.
Przymknął oczy i lekko się uśmiechnął.
Została jeszcze jedna. Gdy strzelał do dzieciaków, gruba uciekła. Siedziała w piwnicy. Wiedział to, chociaż nie sprawdzał i nie widział, że tam biegnie. Ale wiedział.
Ruszył w jej kierunku.

***

Neg stanął przed lustrem.
Płakał. Minęły trzy godziny. Przez te trzy godziny broczył krwią, drżał, płakał i wymiotował. Dopiero teraz zmusił się, by pójść do łazienki. Patrzył na swoje odbicie i czuł że to koniec. Myślał o tym wszystkim, myślał o rodzicach, których kiedyś rozstrzelano, o dziewczynie, która umarła na chorobę, o wszystkich znajomych, nawet o szumie fal i płakał. Nie wiedział, że będzie się zmieniał tak szybko. Zaczęły wypadać mu zęby. Skóra poszarzała. A przede wszystkim czuł się źle. Czuł, że umiera. Że coś w jego środku gnije. Jakby coś wdzierało się do jego umysłu, do jego ciała. Coś obcego.
Trzymał nóż i zaczął przecinać żyły. Krew tryskała po brudno białej umywalce i błękitnych płytkach. Bolało. Ale nie mógł dopuścić, do tego, żeby wyglądał i zachowywał się jak to coś. Nie mógł.
Ciął i krzyczał, umysł zalewały mu wspomnienia, które tłumił, które teraz doprowadzały go do histerii, aż nastała słodka ciemność.

***

Drżała ze strachu. Według niej byli dobrymi ludźmi. Nie zasługiwali na to, co chciał im zrobić. Zawsze się starali by wszystkim pomagać, no, może nie zawsze, ale często, tak bardzo, a teraz to, przecież nie mógł...
Usłyszała kroki. Czuła, ze po pulchnych policzkach spływają jej łzy. Piwnica była tak zimna, podłoga tak niewygodna do siedzenia, ale to już teraz nie miało znaczenia. Może mogłaby walczyć, ale ona nigdy nie walczyła. Zawsze się poddawała.
To była dobra taktyka. Lepiej było iść z prądem, niż przedzierać się przez tłum, łatwiej było przytakiwać, milczeć niż krzyczeć… Szczególnie w roku 2064…
Drzwi od piwnicy delikatnie uchyliły się. Drżała jeszcze bardziej. Ciepłe światło wpadło do środka i oświetliło jej zapłakaną twarz. Stał w korytarzu i celował w nią starym rewolwerem, który cholernie lubił.
- Ty… – szepnęła i świat dla niej się skończył
- Taaa – mruknął Eric i odgarnął długie kosmyki ciemnych włosów, jednocześnie brudząc je krwią..
Robota na dziś skończona.
Do cholery, życie w 2064 jest bardzo wyczerpujące.
Szczególnie dla czegoś takiego jak on.

***

Monarcha teraz pod postacią dwunastoletniego chłopca, którą lubił najbardziej, przyglądał się stolicy. Obok niego stała dziewięcioletnia wyrocznia, Miranda.
- Mam nadzieję, ze nic mu się nie stanie – powiedziała dziecięcym głosem, który nie pasował do jej pełnego nienawiści wyrazu twarzy – Rozumiesz, dla mnie zabił ojca – kiedyś być może, na wspomnienie tatusia, który kochał ją zbyt mocno zaczęłaby płakać, ale teraz tylko zacisnęła mocniej piąstki.
Monarcha kiwnął głową ale nie odpowiedział.
Na myśl przyszło mu, ze najlepiej byłoby zacząć od początku. Ale w pewien sposób próbował, prawda?
Przymknął oczy. Gdyby był człowiekiem, zacząłby marzyć. Ale nie był człowiekiem.
Nad światem, jesieni roku 2064 wstawał nowy dzień.

„Waiting for another war, and
Waiting for my Valentine…”

The Sisters of Mercy - Valentine


  • 5

#368

Pudel_.
  • Postów: 44
  • Tematów: 6
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Socheman

Nie widziałam dokładnie jego twarzy. Wiem, że najpierw dostrzegłam zarysy w ciemności, a potem krótki, trudny do zauważenia w ciemnościach ruch. Działo się tak w ciągu jednej...? Dwóch...? Może trzech sekund. To spotkanie nie powtórzyło się przez najbliższy miesiąc. Potem zauważyłam go bodajże 4 sierpnia. Widziałam go chyba kilka razy w miesiącu. O Boże! Na początku października zaczęłam go widywać w snach. Po tygodniu w każdym ciemniejszym zakamarku. Mój stan psychiczny się pogarszał. Nawet gdy zamknęłam oczy. Widziałam go. Jednak jego twarzy nie dało się zobaczyć. Była okryta kapturem. Po jakimś czasie miałam napady szału, paniki... Oni mnie tam wysłali. Zrobili to. Nienawidziłam ich za to, ale tam się czułam bezpieczniej. W szpitalu dla obłąkanych. Jednak tam lepiej mi było pozbierać myśli. Nie miałam żadnego źródła światła z wyjątkiem lampy. On cały czas się gapił. Jednak nadszedł dzień, którego nigdy nie zapomnę. Były święta. 25 grudnia 2001 roku. Gdy usypiałam jego postać weszła do pokoju poczułam chłód. Ale się nie bałam. Może to jednak była... śmierć? Nieważne. Zdjął kaptur. Zobaczyłam ślicznego chłopaka w mniej więcej moim wieku. Około 20-25 lat. Miał dłuższe blond włosy, proste zęby oraz gładką cerę. Miał opaskę na oczach.
-Masz śliczne oczy- powiedział
-Dziękuję.
Przybliżył się do mnie. Zdjął opaskę z twarzy. On ich nie miał. Nie miał oczu. Były jakby wypalone. Podniósł swoją dłoń i dotknął nią mojego policzka. Nagle poczułam jak palcami skrada się do mojego narządu wzroku. Zobaczyłam ciemność i rwący ból. Trwało to długo. Bardzo. Nie wiem co się dalej działo. Chyba straciłam przytomność. Już nigdy więcej nic ani nikogo nie zobaczyłam. Teraz... chociaż nie wiem czy to dalej trwa. Ta niepewność jest okropna. Może ujmę to tak: wydaje mi się, że teraz siedzę na krześle. W zupełnie innym pokoju, to wiem na pewno. Mam związane ręce, nogi i mam opaskę na oczach. Już tyle lat tu siedzę. Ale on przychodzi do mnie i mówi, że mnie kocha. Oby mówił prawdę. I pomyśleć, że od świąt 2001 roku siedzę tu... i nawet się nie czuję samotna.
  • 3

#369

cinderos.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

"Dziura w ścianie"

Przeniosłem już wszystkie swoje rzeczy, już zadzwoniłem na policje, i poinformowałem nieobecnego właściciela mieszkania. Zrobiłem już wszystko, co można było zrobić, a więc nie pozostało nic więcej jak podzielić się z wami moja małą *** wielkomiejską życiową historią…
Jakoś pół roku temu, razem z dziewczyna sprowadziliśmy się do mieszkania w sąsiedztwie Benton Park w Saint Louis. Po jakichś dwóch tygodniach od przeprowadzki, dziadek mojej dziewczyny, którym się opiekowała, dostał *** udaru mózgu, Ona się spakowała i pojechała do domu do Twin Oaks, aby się nim zajmować, na co dzień. Mieszkała z nim bez przerwy do czasu, kiedy mogliśmy sobie pozwolić na dom starców lub pielęgniarkę.
W Każdym bądź razie, ja sam mieszkałem w naszym mieszkaniu przez ostatnie pół roku. Jest piękne, świeżo umeblowane, podwójnie szkole szyby w oknach, świetna klimatyzacja i zawsze idealna temperatura w mieszkaniu. Nie jedna para tak młodych, wykształconych ludzi chciałaby mieć takie mieszkanie. Które ma kilka… dziwnych rzeczy, jak się zresztą później przekonasz. W bloku jest tylko 4 lokatorów. My mieszkamy na samej górze.
Pierwsza rzecz, jaką zauważyliśmy, którą to miejsce ma, co najmniej dziwnego, zaraz po tym jak się wprowadziliśmy. Ściany i podłoga wydają się mieć grubość kartki papieru. Ponieważ mogę usłyszeć, bardzo wyraźnie każde jedno słowo sąsiadów poniżej. Wiem, kiedy biorą prysznic, wiem nawet, kiedy się ***. Jestem pewien, że Oni też słyszą wszystko, co dzieje się u nas. To dziwne: im więcej o sobie wiemy, tym mniej chcemy o sobie wiedzieć.
Nasi sąsiedzi poniżej wyprowadzili się jakieś 6 tygodni temu. Tydzień później, pozostała dwójka lokatorów. To było dosyć dziwne, ale na swój sposób zajebiste. Mogłem wreszcie tuptać, oglądać porno i słuchać bardzo głośno rocka!
Około 4 tygodnie temu, znów coś dziwnego. Była jakoś 1 w nocy, i zamierzałem właśnie iść spać, kiedy usłyszałem ten dziwny dźwięk z apartamentu poniżej. Naprawdę cichy na początku, ale nieustający. Brzmiało to jak coś pomiędzy przytłumionym monologiem i głosem małego silnika motoru. Po prostu szmer, jakby nieregularny bełkot. Za pierwszym razem przestraszyłem się nie na żarty, ale wmówiłem sobie, że to może po prostu rury, albo lodówka w tym mieszkaniu pod naszym, coś, czego nie słyszałem nigdy od sąsiadów z dołu jak chrapanie czy pierdzenie. Przyzwyczaiłem się do tego, jak zaczynało się i kończyło codziennie, niemalże o tej samej porze. Dosyć szybko ten szmer, zamienił się w jakby ktoś coś mamrotał. Wiem, że brzmi to trochę ***, ale kiedy słyszysz takie coś, co noc przez jakiś czas to dajesz temu usprawiedliwienie i to ignorujesz.
Potem znów coś dziwnego, słyszałem jak podłoga skrzypi, jest wiosna moja pierwsza w tym mieszkaniu, wiec uznałem, że to po prostu stare fundamenty pod nowym okryciem. Pewnej nocy, kiedy myłem zęby, nastąpił wielki suchy trzask, zaraz za mną. Który wbił mi szczoteczkę w gardło. Stałem w bezruchu, dopóki nie upewniłem się, że nikogo nie ma w mieszkaniu, poczym zapaliłem wszystkie możliwe światła w mieszkaniu. To właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, z remodelingu osobliwości(?)
Po drugiej stronie łazienki usłyszałem, gdzie usłyszałem uderzenie, dobiegło jakby ze schowka. Otworzyłem go, i zaświeciłem w nim światło, oczekując, że zobaczę przewrócone pudło leżące na ziemi, ale w środku było jakby wszystko w porządku. Uderzyłem w ścianę pomiędzy łazienką i schowku, dźwięk był jakiś dziwny, jakby pusty. Odmierzyłem odległość ściany za pomocą stopy a potem centymetrem dla pewności. Rzeczywiście jest około 30 cali miejsca pomiędzy tymi dwiema ścianami, a byłem przekonany ze są one do siebie przyległe.
Znów czas kontemplacji: To na pewno nie jest miejsce na dodatkową izolacje, aby utrzymać łazienkę ciepłą, a może ściany są grubsze niż mi się wydawało? W końcu nigdy ***, nie budowałem domu. Pomyślałem, ze w tak obszernej ścianie musiał się zagnieździć po prostu zajebiscie duży szczur. Nic wielkiego. Poczułem się dużo lepiej, lepiej nawet od nocy, kiedy ustały szmery z mieszkania poniżej.
A więc wszystko by było OK., do ostatniego piątku. Było około 2 w nocy, wróciłem później do domu z baru, nie tak bardzo pijany jak bym chciał być, i pamiętałem, ze przed wyjściem dałem wszystkie wyprane rzeczy do suszarki. Jedna rzecz odstawała, kiedy wychodziłem na górę: Drzwi do apartamentu sąsiadów z mieszkania niżej, były zamknięte. Ponieważ były otwarte odkąd byli lokatorowi się wyprowadzili. Było to dziwne, bo byłem przyzwyczajony do widywania jakby lustrzanego odbicia mojego mieszkania tyle ze pustego, kiedy przechodziłem obok. Może właściciel je komuś dzisiaj pokazywał. Racjonalizacja, racjonalizacja, racjonalizacja.
Spakowałem mały worek rzeczy do prania i zeszedłem schodami do pralni, która tak naprawdę jest tylko małą częścią garażu, ale klatka schodowa prowadząca z zewnątrz budynku, daje jakby trochę wspólnego holu. Zeszedłem tam, w małym pomieszczeniu zacząłem pakować wyprane rzeczy do dużej czarnej torby.
W tym punkcie powinieneś dowiedzieć się o mnie dwóch rzeczy, kiedy wychodzę z jakiegokolwiek, obojętnie, jakiego pomieszczenia gaszę światło, gdyż, kiedy byłem mały Tata zawsze lał mnie za to ze rachunek za prąd przewyższał normę nawet o trochę. I druga, ze zawsze, kiedy przechodzę przez drzwi to je zamykam. Tak było i tym razem, nawet, kiedy zeszedłem po pranie.
Kiedy wychodziłem po schodach zewnętrznych, popatrzyłem od zewnątrz na okno od swojej sypialni, zobaczyłem ze światło się w niej paliło, i po chwili dostrzegłem sylwetkę, która zamyka żaluzje.
Wpadłem nieco w furie i każdy włos na karku stanął mi dęba.
I nagle światło zgasło. To stało się w mniej niż sekundę. 10 Sekund później dalej stałem skamieniały ze strachu, i dalej się zastanawiałem czy widziałem to, co rzeczywiście widziałem. Racjonalizacja straciła sens, dzięki *** bogu, wślizgnąłem się schodami a potem przez garaż. Zadzwoniłem po taxe, stanąłem po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko budynku, patrzyłem dalej na okno sypialni, kiedy taxówka podjechała, zobaczyłem jak ta „postać” jakby odchyliła żaluzje i patrzyła z ciekawością za mną i co robię. Potem nic.
Zostałem na weekend w hotelu, potem wraz z dwójką kumpli wróciłem do mieszkania, żeby zobaczyć, co zostało skradzione.
Ale ku naszemu zdziwieniu, wszystko było na swoim miejscu. Mój laptop nadal się ładował. I nawet TV było dalej włączone. Drzwi były zamknięte. Wyniosłem wszystko, co się dało późnym popołudniem, Kiedy byli ze mną moi przyjaciele, miałem dzień po swojej stronie, sprawdziłem mieszkanie pode mną. Schowek w łazience, miał taką samą nienormalnie grubą ścianę.
Tyle, że w tej ktoś wykuł jakby młotem dziurę, odsłaniając pustą przestrzeń wewnątrz.
W tym miejscu ściana była płaska, oparta o nią była tania drabina. Pomyślałem, co może być w tej ścianie w moim mieszkaniu.
Nie wiem jak dostał się do mojego mieszkania tamtędy. Może przez wentylacje w suficie. Naprawdę mam to w ***. Jedyne, czym się teraz przejmuje to, nigdy już nie ujrzeć tego budynku raz jeszcze. Wysłałem klucze do właściciela, mówiąc, że policja całkowicie nie interesuje się dziurą w ścianie. Skończyłem, co do mnie należało, dalej. Rzuciłem moja starą nędzną prace, co może być chyba jedyną dobrą rzeczą w tej sytuacji.
Pisze to w domu mojego kolegi przez jego wi-fi. Chciałem trafić w dogodną chwile, aby wyjechać wraz z moją dziewczyna do Jej dziadka, z naszym dodgem. Ale jej dziadek umarł dwa dni temu. Nadal myślisz ze chciałbym kiedyś powrócić do kraju? Ja nie chce i myślę, że jest to dla mnie jakby czyste konto, dla nas.
Jeszcze jej nie powiedziałem, co zamierzam, i nadal nie jestem pewien czy będę w stanie. Powiedziałem jej, że właściciel dostał furii i nas wyrzucił. Ona już ma problemy z ochroną i nie chce dodawać jej kolejnych…, Ale nie chce nigdy więcej żyć w mieszkaniu, albo słyszeć jak ludzie z mieszkania poniżej się poruszają pod moimi stopami, albo po drugiej stronie muru. Nigdy więcej…

************************************************
Niektóre, części tekstu nie miały dla mnie całkowicie sensu dlatego zmieniłem trochę układ słów, dobry pomysł aby wrócić do oznacza na biało własną twórczość a na czerwono tłumaczenia :D jestem za ;] enjoy!


  • 1

#370

Carminqa.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Od kilku miesięcy śledzę temat past.
Ciężko jest teraz przedstawić taką, która naprawdę poruszy wyobraźnię i wywoła dreszcze.
Ta z pewnością taka nie jest, ale może komuś się spodoba.

"Energia"



Na samym wstępie wyjaśnię, że miejscowość, o które mowa znajduje się w Polsce.
Chciałam wielokrotnie napisać jej nazwę, jednak kiedy próbuję skopiować tekst, znika ze schowka, screenów nie da się zrobić, po prostu ich nie ma, nawet jeśli stosuję jakiś program. Próbowałam nawet robić zdjęcie aparatem. Nie zapisało się jednak w pamięci. Myślę, że to miejsce nie chce, by ludzie o nim wiedzieli. Ma nadzieję, że kiedyś ktoś tutaj wróci. Sama nazwa oczywiście znajduje się w Internecie, czy na mapach Google (niestety, z zaznaczonym miejscem, czy nawet współrzędnymi, dzieje się to samo, co z nazwą). Otóż nie da się przekazać nikomu, by lepiej tutaj nie przyjeżdżał. W każdej innej sytuacji można posługiwać się adresem zupełnie normalnie.
Ale o co konkretnie chodzi? Nikt nie wie. Sąsiedzi nazywają to po prostu „złą energią”. Zauważyłam, ze nie działa ona na dzieci, nie wiem konkretnie, do którego roku życia, ale ktokolwiek zamieszka tutaj jako małe dziecko i wychowa się tu, jest odporny na działanie energii. Kto wie, może ona wnika w nas i stajemy się jej częścią? Może właśnie dlatego większość ludzi spoza „obszaru” nas unika.
Sama nie jestem w stanie określić, gdzie ta energia działa najsilniej, bo jej nie odczuwam. Wiem tylko tyle, co mówią przyjezdni. Najśmieszniejsze jest to, że oni zapominają o energii jak tylko wychodzą poza obszar. Ale ona na nich działa. Im dłużej ktoś przyjezdny tutaj przebywa, tym bardziej niespokojny się staje. Kiedyś przyprowadziłam znajomego, dla wygody nazwijmy go M. Znałam go dopiero kilka dni, ale był takim miłym, dobrze wychowanym człowiekiem, że od razu go polubiłam. Kiedy jechaliśmy tutaj samochodem, powiedział, że dziwnie się poczuł, było to około kilometr od mojego domu. Przypuszczam więc, że tam zaczyna się „obszar”. Im bliżej byliśmy, tym M gorzej się czuł. Pierwszy raz spotkałam się z tym, żeby ktoś reagował tak mocno, krew coraz mocniej leciała mu z nosa, zaczął szybko, nierówno oddychać, jego oczy wywracały się do wnętrza czaszki. Chciałam zawrócić, ale silnik samochodu przestał pracować, niewiele mogłam zrobić, zadzwoniłam po karetkę. M przestał się ruszać po kilku minutach.
Stwierdzono zgon, z powodu przedawkowania narkotyków. Podawali ich nazwę, ale nie zapamiętałam, dla mnie one wszystkie brzmią tak samo. Przyjechała policja, nikt nie zareagował na energię, a jeśli nawet, to najwidoczniej tylko lekko. Nie mogłam mówić o niej, dodatkowo byłam cały czas w szoku, więc przyznałam, że mógł coś brać, ale byłam zbyt skupiona na prowadzeniu pojazdu, by to zauważyć. Bądź co bądź miałam prawko od kilku zaledwie miesięcy, więc musiałam być ostrożna. Byłam jednak pewna, że nic nie brał. Dla pewności zabrali mnie na badanie krwi, ale nic z nich nie wynikło. Później dowiedziałam się czegoś, co zszokowało mnie jeszcze bardziej. Ten cały M, był zamieszany w handlowanie kobietami do domów publicznych gdzieś na wschodzie. Faktycznie wspominał, że ma dobrze płatną pracę za granicą i napomknął kilka razy, że mogłabym też się załapać na dobrą kasę.
Energia mnie uratowała. Tylko dlaczego?

Porzuciłam pisanie na kilka dni, musiałam to wszystko jeszcze raz przemyśleć.
Pamiętam niewyraźnie, że będąc dzieckiem miałam dziwne sny. Możliwe, że to tylko efekt oglądania telewizji, ale w kilku snach, które zapamiętałam, ktoś ginął spadając w przepaść. Najdziwniejszy sen miałam jednak niedawno. Jego miejsce rozgrywało się przy stawku, niedaleko mojego domu. We śnie nie było wody, całe dno było pokryte popiołem, w centrum znajdował się okrąg z niewielkich kamieni. Otaczał on szczelinę w ziemi. Powoli zbliżałam się do tego miejsca. Jak to czasem we śnie bywa – nie szłam, ale bardziej unosiłam się nad ziemią. Było zimno, im bliżej szczeliny tym zimniej. Jednak chciałam tam być, wreszcie lewitowałam nad tą bramą do otchłani. Była zupełnie czarna, widocznie bardzo głęboka. Nagle zaczęłam spadać, to było takie normalne spadanie, jakie często powtarza się w snach i człowiek budzi się przed samym upadkiem.
Od tamtego czasu mówiąc szczerze, ciarki przechodzą mi po plecach, gdy przechodzę koło stawu.
Coś ta moja opowieść trochę uboga jest w treść… Ale mam już plan, zaczęłam zaprzyjaźniać się z moją małą sąsiadką. Cały czas bowiem mam wrażenie, że zapomniałam o czymś, co było związane z Energią i po prostu wiedziałam to jako dziecko. Spróbuję wypytać dziewczynkę. Ma dopiero 7 lat, mam nadzieję, że jeszcze z tego nie wyrosła.

Wreszcie poruszyłyśmy ten temat! Chyba powinnam się bać tego miejsca, tego stawku, ale jakoś nie potrafię. Przecież ja też to widziałam jak byłam dzieckiem! Teraz pamiętam, mogłabym je nawet narysować, gdybym umiała. Chodzi o rybki. Rybki ze stawku. Sąsiadeczka powiedziała „Te srebrne rybki ze stawku kazały powiedzieć, że masz do nich przyjść w sobotę.” Dzieci je widzą, dorośli tylko czują, że o czymś zapomnieli. Te „rybki” tak naprawdę nie wyglądają jak ryby, nazywaliśmy je rybkami, bo nie znaliśmy innych nazw na zwierzęta wodne. Chociaż te srebrne stworki raczej nie są zwierzętami. W tym bajorze chyba nawet kaczki nie pływają. Kształtem przypominają kijanki. Głowy mają co najmniej wielkości piłki do tenisa. Całe są gładkie. Jedynym ich zewnętrznym narządem są oczy. Chociaż, nie jestem pewna, czy to na pewno są oczy. Dwie duże, białe kule jakby wepchnięte w ciało, osadzone po bokach, jak u ryb.
W każdym razie nie widzę ich jeszcze. Zamierzam iść tam w sobotę.

Boże! One są straszne! W dzieciństwie wyglądały inaczej, były mniejsze i takie mniej świecące… Powiedziały, że jestem wybrana… Nie rozumiem o co im chodziło, ale one rosną w siłę, zdecydowanie to nie jest normalne…

W nocy przyszła do mnie kobieta, bardzo piękna, jej włosy błyszczały… powiedziała, że jest wiłą wysłaną przez boginię Ladę. Nie wiem, czy to był tylko sen, czy nie, ale chyba powoli zaczynam się niepokoić.
Powiedziała mi tylko: „Podczas następnej nocy, zostań w obszarze”
Zaraz później znikła. Nawet, jeśli to sen, to lepiej będzie, jeśli zostanę. Tak na wszelki wypadek.

Hah, już się nie boję! To było niesamowite. Już nigdy nie będę się bała… Teraz zaczynamy polowanie.
Jeśli mieszkacie w obrębie jakiejś energii – jesteście bezpieczni. Jeśli zawsze szanowaliście przyrodę, również nie obawiajcie się.
Usłyszałam wieczorem wołanie, ciche i piękne, znad stawu. Biegłam tak lekko jak wiatr, byłam wiatrem. To niesamowite. Mogę być czym zechcę. Mogę być ogniem, wiatrem, wodą, dowolnym zwierzęciem…
On ma swoją armię, On jest potężny. Ale będziemy polować po cichu. Wodne pany, będą niepostrzeżenie wciągać pływających, wiły zwabiać do ciemnej puszczy, a rżany zabijać w pełnym słońcu. To kara za zniszczenie naszych lasów, naszych puszcz, naszego królestwa. Tak długo czekaliśmy…
Ja jestem wybrana przez Niego. Mam strzec Połączonych. Tych, którzy zrodzili się w obrębie Energii lub ją zaakceptowali, bo Istoty Wyraju chcą z nami walczyć. Ale będę tez polować. Na tych najgorszych, którzy dla własnej przyjemności niszczyli rośliny. Dzisiaj byłam rośliną, jakie to cudowne. Kiedy słońce oświetliło moje liście... To było jak ekstaza… Nie do opisania… Jestem teraz siostrą roślin.
Strzeżcie się Wy, którzy polujecie nie dla mięsa, czy futra, ale dla rozrywki… I Wy, którzy zaśmiecacie lasy, powodujecie pożary i choroby zwierząt. Nie zginiecie szybko i bezboleśnie…
Przebudziliśmy się…
Nadchodzimy…


Prequel powyższego. Powstał jednak później.

"Wejście"



Dziadek lubił opowiadać historie z czasów swojej młodości. Tak naprawdę niewiele z nich pamiętam, ale jedna przypomniała mi się ostatnio, gdy niedaleko mojego domu naprawiano pękniętą rurę wodociągową.
Otóż dziadek wspomniał, że mieszkał kiedyś w sąsiedztwie pewien stary człowiek. Uważano go za lekkiego wariata, bo często znikał w lesie na kilka dni. Twierdził, że „szuka wejścia”.
Najwidoczniej dziadkowi ta historia wydała się interesująca, bo lubił różne zagadki.
Staruszek zgodził się, na towarzystwo ciekawskiego młodzika. Na pytanie, dlaczego „szuka wejścia”, odpowiedział, że musi znaleźć swojego brata, którego porwała tęcza. Na początku ignorował pytania, dokąd jest to „wejście”, ale w końcu odpuścił i opowiedział dziadkowi, że pod ziemią, bardzo głęboko jest ogromny labirynt korytarzy zwany „Nawie”. Wejścia do niego są otwarte tylko w czasie niektórych pełni, dlatego musi ich ciągle szukać. Nawołuje też prośby do „Leszy”, który może mu ukazać „wejście”. Szczere mówiąc dziadek uznał, że ten stary człowiek naprawdę musi być niezłym świrem. Mimo to chciał iść z nim do lasu w najbliższą pełnię.
Kiedy mieli już wyruszać, staruszek ostrzegł, żeby nie zbliżać się do żadnych źródełek, ani wodnych oczek, bo to siedliska utopców, służących diabłom.
Wtedy przybiegł kuzyn dziadka, krzycząc, że jego brat rozciął sobie rękę i muszą natychmiast zawieźć go bryczką do lekarza.
Staruszek wyruszył więc do lasu sam. Podobno nigdy już nie wrócił. Dziadek zawsze twierdził, że go Bóg ochronił.
Ale powiedział jeszcze, że po kilku miesiącach miał sen. Przynajmniej zakładał, że był to sen. Śniło mu się, że obudził się w środku nocy i zobaczył w małym stawku, który był kilkadziesiąt metrów od domu, tego zwariowanego staruszka. Chciał zapytać go o to, co się stało, ale nie był w stanie mówić, ani zrobić czegokolwiek. Stary człowiek był smutny i powiedział tylko, żeby nikt nigdy nie szukał wejścia pod ziemię, bo „oni” nie lubią, gdy się ich znajduje, „oni” wolą sami znajdować. Oraz, żeby nie szukać wejść w wodzie, bo Weles rządzi też wodą. Zrobił z niego utopca i jego brat, płanetnik jest teraz zły na całą wodę w okolicy. Tego lata będzie wielka susza…
Staruszek zachwiał się i dodał tylko, że już mają kilkaset tysięcy ciekawskich ludzi, którymi mogą manipulować. Brakuje już niewielu, by mogli zacząć atakować. Nie minie 100 lat, a wyjdą z wód, lasów i podziemi, by zemścić się na ludziach, którzy zniszczyli ich puszcze…
  • 4

#371

Produkcja_Chaosu.
  • Postów: 49
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Mgła

W porównaniu do większości innych miast, to jedno w którym mieszkam jest dość wysoko ponad poziomem morza. A mój dom okazuje się znajdować na najwyższym wzgórzu. Z mojego okna sypialni mogę sprawdzić i zobaczyć całe miasto, wraz z okolicznymi górami. Jest to piękny widok.

Nie wiem jak wy, ale ja tak naprawdę czekam na przebudzenie się rano, tylko po to żeby wyjrzeć przez okno i zobaczyć te góry. Jest to niesamowite, szczególnie po nocnej mżawce, kiedy powietrze jest tak gęste od oparów, że góry i budynki są całkowicie pokryte przez mgłę, widać tylko ich ciemne zarysy, które przenikają przez gęstą mgłę.

Nie pracuję w weekendy, ale pomimo tego wstaję wcześniej, aby obejrzeć jak mgła powoli zanika i ujawnia wszystko co ukrywa. W ostatni weekend oglądałem grubą warstwę mgły nad górami, która powoli zanikała, jak co tydzień. Ale tym razem, mgła wyblakła tuż przed tym jak na nią spojrzałem.

Tak, to było trochę dziwne.

Następnego ranka, koc zrobiony z mgły objął całe miasto. Wyblaknął tak samo jak ten w górach. To też było nieco dziwne.

A teraz... Zaledwie kilka minut temu, rozsunąłem zasłony po to żeby nie zobaczyć nic poza mgłą, która kompletnie oplotła mój dom. Nie wiem, czy to tylko wilgotność czy brak mojej porannej kawy, ale czuję się trochę dziwnie...



La Nuit


We Francji, młody ambitny muzyk o imieniu Charles przeprowadził ciekawy projekt. Miał zamiar nagrać dźwięk kiedy śpi i wydać ją pod nazwą „La Nuit” (Noc). Charles zamieszkał samotnie w wiejskiej okolicy, która wyeliminowała by takie rzeczy jak alarmy samochodowe, ruch uliczny w momencie nagrywania. Planował ten projekt od wielu miesięcy, nabył wrażliwe urządzenia do przechwytywania wszystkich odgłosów z zewnątrz jak i również jego własnych jak śpi.

W końcu, 27 września postanowił wykonać plan. Zamontował wszystkie urządzenia i położył się spać o północy.

Następnego dnia Charles przeglądał nagrania. Przez pierwszą godzinę odtworzył nagranie, które przedstawiało jego chrapanie i to jak się przewraca, trochę szczeków jakieś psa w oddali oraz kilka alarmów samochodowych (choć próbował oddalić się wystarczająco daleko od aut). Utrzymywało się to przez drugą godzinę, do momentu jak Charles usłyszał coś co go przeraziło.

Przez dokładnie 3 godziny i 24 minuty, nagranie odtwarzało odgłos otwierania drzwi jego sypialni.


Dodatkowe kredyty

Uniwersytet Kanada posiada dwie niezwykłe rzeczy na jego temat. Jednym z nich jest seria tuneli biegnąca pod wszystkimi budynkami. Budowano je dla wygody w transporcie rzeczy z jednego budynku do drugiego i dla studentów podróżujących z klasy do klasy w czasie zimy. Jeden budynek, eksperymentalnej psychologii, nigdy nie został dołączony do tego systemu tuneli. Są tylko jedne drzwi do budynku, a do wejścia i wyjścia potrzebny jest kod.

Drugą niezwykłą rzeczą jest to, że wszyscy studenci pierwszego roku psychologii są zachęcani do zgłaszania się do wydziału eksperymentalnej psychologii do nieszkodliwych badań. I dodatkowych kredytów oczywiście.


(przyp. tłumacz - Dodatkowe kredyty są stosowane głównie w amerykańskich szkołach. Studenci mają możliwość podjęcia opcjonalnej pracy, dodatkowej do ich przymusowej szkoły, w celu uzyskania 'dodatkowych kredytów', które zwiększyły by ich stopnie. )



Kredens

Każda rodzina, w każdym mieście, w każdym państwie na każdym kontynencie, posiada jeden.
Jest to kredens, nie jest szczególnie dziwny, nie jest nie na miejscu. Lakier schodzi nieco na rogach, a gałki są nieco za luźne. Wnętrze pachnie kurzem, a farba nie jest taka sama jak kuchenne ściany.

Czasami ukrywałeś się w nim podczas gry w chowanego.

Nikt Ci jednak nie powiedział, że one nie otwierają się z powrotem do rzeczywistości. Nie przejmuj się, nie odróżnisz tego.


Ale każdy za Tobą tęskni.
  • 12

#372

FallenAngel.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

To mój pierwszy post. Chciałabym opisać, co mi się wydarzyło. Może to nie będzie straszna historia, ale mnie przeraziła. Dziękuję za słowa krytyki, które okażą się pomocne w pisaniu past.

Dźwięki grozy

Dzisiaj idąc do szkoły jak zwykle słuchałam muzyki. Na pierwszy ogień poszła muzyka Amy Winehouse, potem Avril Lavigne itd. Słuchając piosenki Lose My Breth zespołu Destiny's Child, kiedy swoją kwestię odśpiewywała Kelly Rowland, usłyszałam słowa 'One missing, you missing' co w wolnym tłumaczeniu znaczy 'jedna nieobecna, ty nieobecna'. Wcześniej, gdy słuchałam tej piosenki, nie słyszałam tych słów. Powiedziałam o tym moim koleżankom i powiedziały, że nic takiego nie słyszały. Potem, do weryfikacji tej piosenki postanowiłam znów jej posłuchać. Słowa pojawiły się dokładnie w tym samym momencie. Przeraziłam się i przełączyłam piosenkę. Jednak znowu w słuchawkach słyszałam to samo. Wyjęłam baterię z telefonu i znów to samo. Gdy usiadłam na chodniku, muzyka ucichła. Niosłam 'rozbebeszony' telefon w ręku. Byłam już blisko domu. Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby pisk mojego psa. Ten dźwięk wydawał się być blisko mnie. To było niemożliwe, gdyż psa nie było w okolicy. Kiedy weszłam po schodach, otworzyłam drzwi wejściowe. Pobiegłam do mojego pokoju. Zobaczyłam, że mój pies leży na moim łóżku, a okno było zamknięte. Zdziwił mnie fakt, że po odtworzeniu utworu w pokoju, nie usłyszałam żadnej niezgodności. Położyłam się na moim łóżku. Patrzyłam się przez chwilę w sufit. Gdy na kilka sekund zamknęłam oczy usłyszałam szelest w salonie. Idąc do niego słyszałam muzykę, której źródła nie dało się zidentyfikować. Dźwięk był co raz głośniejszy. Z głębokiego, męskiego głosu, przeistaczał się w kobiecy pisk. Gdy dotarłam na miejsce, wszystko było w idealnym porządku. Nie rozpoznałam źródła szelestu. Boję się, co się stanie w drodze do łazienki. nie wiem, co się stanie. Zapewne będzie to kolejny wrzask, lub coś w tym stylu, ale nie wiem..nie wiem już co mam robić...






  • -3

#373

sanra.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Forum śledzę już od dawna, jeszcze nigdy nie odczuwałam potrzeby brania czynnego udziału, ale to chyba mój przełomowy moment. Dzisiaj po prostu otworzyłam worda i zaczęłam pisać :D Panie i Panowie: moja (nie)wesoła twórczość. Mam nadzieję, że znajdzie się choćby jedna osoba, którą zaciekawi. Jestem otwarta na krytykę i czekam na porady :) ps. chciałam dodać swój własny szkic do tej historii, ale jakiego rozszerzenia bym nie użyła, to pokazuje, że jest niedopuszczalne, może mi ktoś pomóc? ^^



MORZE

Na wstępie, chcę zaznaczyć, że nie proszę, żebyście mi uwierzyli. Zdarzenie, które chcę opisać miało miejsce około dwóch miesięcy temu, więc może nie być już tak bogate w szczegóły, chociaż wydaje mi się, że zapamiętałam wszystko idealnie, gdyż nie sądzę, aby coś takiego można było tak po prostu wymazać z pamięci. Przepraszam też z góry za chaotyczny w pewnych momentach styl.
To były jedne z kolejnych wakacji spędzanych z moimi przyjaciółmi. Zawsze mieliśmy problem z wyborem miejsca, w które pojedziemy i po wielogodzinnych obradach zazwyczaj kończyło się to wyjazdem nad morze. Tak było i tym razem, zmieniło się tylko miasteczko. Po dojechaniu na miejsce i rozpakowaniu swoich rzeczy nadszedł czas na zwiedzanie i kupienie kilku kartek. Pierwsze kilka dni szybko zleciało nam na przeróżnych grach, plażowaniu i wycieczkach poza miasto.
W końcu nadszedł moment kulminacyjny każdego naszego wyjazdu- ognisko. Po długich zakupach w końcu udało nam się dotrzeć do domków (a byliśmy nieźle obładowani, więc był to nie lada wyczyn). Zanim udało nam się rozpalić porządne ognisko i zaspokoić nasz pierwszy głód, było już zupełnie ciemno. Wtedy właśnie jeden z moich przyjaciół (na potrzeby tej historii niech będzie to D) zaproponował opowiadanie strasznych historii. Byłam jedną z najgłośniej oponujących, gdyż jestem strachliwą osobą, ale w końcu i tak zostałam zagłuszona, a pomysł opowieści przegłosowany. D wydawał się być idealnie przygotowany na taką okoliczność, wstał i zamaszyście gestykulując, zaczął opowiadać.
Była to historia o dziewczynce mieszkającej kiedyś właśnie w tym miasteczku, która co noc słyszała dziwne nawoływanie od strony morza. Którejś nocy- podczas pełni- po prostu wstała z łóżka i w dziwnym transie udała się nad brzeg wody, po czym weszła do niej i pomimo dużych fal nie ustawała w dążeniu do przodu. Szybko jednak straciła siły i następnego ranka morze wyrzuciło jej martwe, półnagie ciało na brzeg. Od tej pory duch dziewczynki w każdą pełnię czeka w głębinach na ludzi, którzy odważą się wejść do wody.
Gdy D zadowolony zakończył swoją opowieść na kilka minut zapadła cisza (nikt nie podzielał jego entuzjazmu nad świetnie opowiedzianą historią), ale wystarczyło kilka kolejek, żeby wszystko powróciło do normy. Zaczęło robić się już chłodno (przez cały dzień na niebie były chmury i zbierało się na deszcz, więc noc, pomimo letniej pory, wcale nie była tak przyjemna, jakbyśmy sobie życzyli), więc dwie osoby zaproponowały zwinięcie rzeczy, zagaszenie ogniska i wejście do domku, jednak pozostali (w większości nietrzeźwi, co trzeba przyznać) nalegali na dalszą „nasiadówę” (niestety, też byłam w tym gronie). Po pewnym czasie D- samozwańczy „prekursor świetnych pomysłów” poddał pomysł pójścia na plażę i wykąpania się. Osoby wstawione powitały ten pomysł z entuzjazmem, jednak pozostałym nie przypadł on do gustu.
W końcu rozdzieliliśmy się i poszliśmy nad morze z zamiarem kąpania się. L, który zachował trzeźwość poszedł z nami w ramach opiekuna. Po krótkim spacerze dotarliśmy na miejsce. Jak wspomniałam całe niebo było zachmurzone, więc mieliśmy trudności z dostrzeżeniem czegokolwiek, na szczęście L zabrał też latarki. Po chwili prawie wszyscy byliśmy w wodzie, jednak było nam tak zimno, że zadecydowaliśmy szybki odwrót. Już miałam wyjść razem ze wszystkimi, kiedy postanowiłam jeszcze zanurkować ostatni raz przed wyjściem. I wtedy ją zobaczyłam. Kiedy otworzyłam oczy pod wodą, przed sobą ujrzałam twarz dziewczynki! Miała bladą, zakrwawioną twarz, czarne włosy, a na sobie miała fioletową piżamkę. Jednak to, co mnie najbardziej przestraszyło, to jej oczy, a raczej ich brak! Czułam, że przewierca mnie nimi na wylot. Chciałam jak najszybciej wypłynąć na powierzchnię i już zamierzałam to zrobić, jednak wtedy mocno złapała mnie za ramiona, uniemożliwiając ucieczkę. Miała nadzwyczajną siłę jak na tak drobne dziecko, ale jeszcze bardziej zdziwiłam się, kiedy do mnie przemówiła, jej głos był jakby połączeniem wielu innych (zarówno męskich, jak i damskich- zaraz miałam się dowiedzieć dlaczego). Zapytała się:
-Dlaczego to zrobiłaś? Po co tu przyszłaś? Już niedługo nie będziesz niczym więcej, niż kolejnym głosem przemawiającym przeze mnie ku przestrodze innych…Ale to jeszcze nie twój czas. -Po tych słowach zniknęła, a ja poczułam, że tracę przytomność.
Następne, co pamiętam to gwałtowne przebudzenie na brzegu, gdzie zostałam zaciągnięta przez przyjaciół i ocucona. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to było niebo- chmury ustąpiły na tyle, że mogłam wyraźnie zobaczyć księżyc, który…Był w PEŁNI! Opowiedziałam im o wszystkim, jednak nie przyjęli oni moich słów ze spodziewanym przeze mnie efektem, stwierdzili tylko, że wszystko jest wynikiem mojego omdlenia. W końcu ja sama przestałam być taka pewna tego, co widziałam.
Do czasu. Już kilka dni po tym zdarzeniu (było to już po powrocie z wakacji) znowu ją zobaczyłam, tym razem we śnie. Nie odezwała się do mnie ani słowem, nie wykonała też żadnego ruchu. Jedynie stała naprzeciwko mnie i przyglądała mi się, czułam to. Chciałam odwrócić od niej wzrok, ale nie mogłam, jakby to ona kontrolowała moje ruchy. W końcu uśmiechnęła się lekko i powiedziała „dobrze, już możesz się obudzić”. Oczywiście wybudziłam się natychmiast, co przestraszyło mnie jeszcze bardziej. Ale to nie było najgorsze. Kiedy wstałam z łóżka i podeszłam do biurka, żeby włączyć komputer, w otwartym szkicowniku, którego wczoraj używałam, widniała napis, którego NA PEWNO nie wykonałam ja.
„JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ SPOTKANIA Z TOBĄ, ALE MUSZĘ BYĆ CIERPLIWA JESZCZE TROCHĘ”
Zatkało mnie, przestraszyłam się, CHOLERNIE się przestraszyłam i wybiegłam z pokoju zastanawiając się jak do kurwy nędzy TO COŚ mogło wejść do mojego pokoju, podczas gdy ja niczego nie usłyszałam. I wtedy do mnie dotarło: miałam rację! Ona kontrolowała mnie w śnie, nie pozwalając się obudzić, podczas gdy sama przebywała w moim pokoju. Ponownie postanowiłam porozmawiać z przyjaciółmi, jednak uznali to tylko za niezbyt wyrafinowany żart. Zostałam z tym sama.
Sny dręczyły mnie prawie co noc, teraz widzę przed sobą jej twarz, nawet gdy mamotwarte oczy. Stała się też moją obsesją, nie tylko o niej myślę, lecz także ją rysuję, jakby moja ręka robiła zupełnie coś innego, niż chce mózg. Złośliwa, mała wiedźma. Wydaje mi się, że sprawia jej przyjemność zabawa ze mną w kotka i myszkę. Nieustannie też zostawia mi wiadomości i to WSZĘDZIE: to mogą być czyste kartki, zeszyty, komputer, lub komórka. Jakiś tydzień temu przerwałam w połowie pisanie smsa, gdyż usłyszałam, że woda, którą nastawiłam na herbatę zaczęła się gotować. Po powrocie na swoim telefonie zobaczyłam coś, czego w mojej wiadomości nie powinno być „JUŻ NIEDŁUGO DO MNIE DOŁĄCZYSZ”. Raz posunęła się nawet do napisu na ścianie mojego pokoju. Nigdy nie wiem, jaki będzie jej następny ruch, jest kompletnie nieprzewidywalna.
Właśnie usłyszałam jakiś dźwięk dochodzący z kuchni. W horrorach zawsze narzekam na bezmyślnych bohaterów, którzy idą sprawdzać takie rzeczy, ale muszę iść i zobaczyć, co się stało…






CHYBA JUŻ CZAS, POPATRZ W GÓRĘ

Użytkownik sanra edytował ten post 20.09.2011 - 19:42

  • 10

#374

cinderos.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"Wiadomość"

Nie ignoruj tego! Może uda Ci się to zobaczyć wcześniej... Wiem, że dla niektórych to będzie jak bredzenie jakiegoś wariata. I może ta historia ma coś z tym wspólnego, ale proszę wysłuchaj mnie…

Patrz, wszyscy zastanawiają się czy podróże w czasie są możliwe, prawda? Pozwól że coś Ci uświadomię… są. Właściwie to ja jestem z przyszłości. Pewnie w to nie wierzysz, ale naprawdę, pochodzę z przyszłości. To naprawdę wielka rzecz; cofać się w czasie i zobaczyć jak o było kiedyś jak było zanim stało się to co się stało… i takie tam. Teraz wiem, więcej niż kiedykolwiek będziemy.

Za całą tą zabawa jednak tkwi pewien szczegół. Nie można nam ingerować w wydarzenia ze swojego życia, i NIGDY skontaktować z samym sobą z przeszłości. Pozwól że coś Ci powiem, właśnie łamię tą zasadę. Tak, dzieciaku, gadasz sam do siebie. Siebie z przyszłości. Będę pewnie za to pozbawiony życia, ale wiesz co? Zgadzam się na to, więc wybacz. Ale to co chce Ci powiedzieć i od czego Cie przestrzec, jest GORSZE od śmierci. Nie mogę powiedzieć o co chodzi wprost, ponieważ filtry mogą wyłapać tą informację. Jaśniej i więcej się nie da, uwierz… Mogę jednak wysłać kawałek wiadomości:

Siebie samego nie mogę oszukać, dlatego; Natychmiast przeczytaj pierwsze słowo każdego akapitu!
  • 8

#375

Bubba.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"GRUBAS"



Pewnego lipcowego dnia było tak gorąco, że postanowiłem zejść do piwnicy mojego bloku, żeby wziąć stamtąd wentylator.
Ze względu na wielki bałagan panujący w mojej piwnicy przedzieranie się przez stertę gratów i bibelotów zajęło mi sporo czasu
ale wreszcie znalazłem to po co przyszedłem. Znalazłem tam również coś co mnie zaintrygowało, coś czego nie spodziewałem się
tam znaleźć i co z całą pewnością nie należy do mnie i nie należy też do nikogo z moich domowników (mieszkam z matką, ojcem i siostrą).
Była to oryginalna kaseta VHS z filmem "Absolwent" z 1967 roku. Jednak nie to było najbardziej zadziwiające. Na kasecie nalepiony był pożółkły
plaster a plomba na egzemplarzu była wyłamana. Na plastrze widniał y słowa napisane czarnym mazakiem "Mala per se". Wróciłem do mojego mieszkania jednak jako, że nie posiadam odtwarzacza VHS odłożyłem kasetę między książki na półce w moim pokoju i ze względu na natłok pracy kompletnie zapomniałem o całej sprawie.
Jakieś pięć miesięcy później robiąc porządki w moim pokoju natknąłem się ponownie na tą kasetę. Ponownie się nią zaintrygowałem i postanowiłem
obejrzeć ją u kogoś kto posiada odtwarzacz VHS. Padło na kolegę. Tak więc jednego z mroźnych zimowych wieczorów udałem się do kolegi, który mieszka w mieście sąsiadującym z moim. Usiedliśmy wygodnie na kanapie i odpaliliśmy znalezioną kasetę, uprzednio ją przewijając.
To co ukazało się naszym oczom było makabryczne, potworne, załamujące. Na początku nagranie śnieżyło przez jakieś 45 sekund. Następnie pojawił się obraz. W prawym dolnym rogu widniała data 24.12.1989r. W pierwszym ujęciu kamera ustawiona była na kąt pokoju o bladych, gołych ścianach , widać było również fragment okna zasłoniętego drewnianymi okiennicami. Część podłogi zdawała się być pokryta gazetami. Po kilku nerwowych ruchach kamery, operator -kimkolwiek był - ustawił kamerę na środek pokoju bez mebli. Na środku stała biała, emaliowana wanna a w niej .... nieprzytomna lub martwa dziewczyna o brązowych lokatych włosach! Widok był tak kuriozalny, żę zrobiło mi się niedobrze. Biel ścian, zasłonięte okna i dziewczyna w wannie tworzyły klimat izolacji, zamknięcia i poczucia, że taka nienaturalna sytuacja musi skonczyć się źle. Operator kiedy już ustawił kamerę na centralną część pokoju wszedł w kadr. Był to olbrzymi, gruby mężczyzna w białym podkoszulku, bokserkach i w czarnych skarpetkach. Twarzy nie było widać dokładnie gdyż jakość nagrania była kiepska (jak to bywa na nagraniach VHS) ale dało się zauważyć długie tłuste włosy opadające na ramiona i kark oraz zarys okrągłych okularów. Mężczyzna podszedł do dziewczyny w wannie, złapał ją za włosy i kilka razy uderzył o kant wanny jej głową tak, że ta się obudziła wydając z siebie krzyk cierpienia. W tym momencie roztrzęsiony kolega nacisną przycisk "eject" na odtwarzaczu wyłączając nagranie. Przez chwile siedzieliśmy nic do siebie nie mówiąc. Wyszliśmy na dwór trochę się przewietrzyć i ochłonąć - stwierdziliśmy, że musimy zobaczyć nagranie do końca.
Dalej było jeszcze gorzej. Mężczyzna wyciągną dziewczynę z wanny i czerwoną cegłówką zaczął uderzać ją w głowę. Dziewczyna siłą odrzutu uderzała w kant wanny. Słychać było jej krzyk i błaganie o litość. Grubas bił ją coraz mocniej i mocniej, tak jakby czerpał energie z tego, że dziewczyna błaga go o litość. W kadrze widać było coraz więcej krwawej czerwieni już nie tylko zalewającej nagie ciało dziewczyny ale też gazety na podłodze. Kiedy było już po wszystkim, mężczyzna podszedł do kamery z szaleńczym ale spokojnym uśmiechem na twarzy wyłączając kamerę.
W następnym ujęciu kamera skierowana była na inną ścianę jak mniemam tego samego pokoju. W ścianie tej zrobiona była wielka wyrwa a obok stały czerwone cegły. Grubas przytaszczył zwłoki swojej ofiary i włożył je do wyrwy i następnie zaczął je zamurowywać.
Zaraz po obejrzeniu nagrania przerażeni, zmęczeni i przygnębieni zadzwoniliśmy na policję. Funkcjonariusze zabrali kasetę a my z kolegą siedzieliśmy jeszcze długo w milczeniu borykając się z tym aby nie popaść w szaleństwo.
Parę dni później zostałem wezwany na przesłuchanie na miejscowy komisariat policji. Po tym jak opowiedziałem gdzie znalazłem kasetę, Policjant prowadzący sprawę powiedział mi ,że nie obejrzałem całego nagrania. Powiedział również, że z uwagi na to,że sprawa dotyczy mnie pokaże mi resztę nagrania. Siedząc w gabinecie na komisariacie policji znowu stałem się obserwatorem tego piekielnego nagrania. W dalszej jego części widać było grupkę ludzi bawiącą się z okazji prawdopodobnie sylwestra na korytarzu ... mojego bloku.Byłem pewny, że za obiektywem stał oprawca młodej dziewczyny. Po pewnym czasie grupka ludzi na korytarzu udała się w stronę drzwi do jednego z mieszkań. Na drzwiach widniał .... numer mieszkania, w którym mieszkam. W tym momencie wybuchnąłem rozpaczliwym płaczem. Czułem się okropnie. Przytłoczyła mnie świadomość ,że od 2001 roku czyli od roku w ktorym przeprowadziłem się do tego mieszkania nie mieszkałem tylko z matką, ojcem i siostrą. Uświadomiłem sobie również, iż pokój, w którym doszło do masakry jest łudząco podobny do pokoju, ktory zamieszkuje moja siostra.
Teraz czekam na ekipe techniczną , która rozbije ścianę i odkryje tajemnice z czym mieszkałem przez 10 lat...
Zastanów się, co znajduje się w Twoich ścianach...


"PAMIĘTAJĄ"


W dorosłym życiu zapominamy o strachach z dzieciństwa, które śniły się nam co noc albo nie pozwalały zasnąć, gdy wyczuwaliśmy ich obecność w uchylonej szafie, stercie ubrań czy w szparze między łóżkiem a ścianą, gdy staraliśmy się sobie wmówić, że ten dźwięk, który słyszymy to tylko tykanie zegarka. Tankując paliwo, robiąc zakupy, ciężko pracując do późnych godzin nie uświadamiamy sobie, że być może one nie zapomniały o nas...

Użytkownik Bubba edytował ten post 25.09.2011 - 17:21

  • 10


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych