Z dedykacją dla LittleSister, która lubi długie opowiadania.Pasta trochę niedopracowana, bo oryginał nad którym pracowałem dość długo (jak na mnie) mi zaginął. Nawet nie wiem czy wyszła mi pasta, czy opowiadanie psychologiczne..I także krótsza, choć dla niektórych za długa była pisana od nowa i była tworzona pod wpływem tramadolu, bo mam nowotwór i czuję straszny ból w tej chwili, a jest to jedyny jedyny lek prócz morfiny łagodzący choćby w 1/10 mój ból, a nie chcę nawet się starać o morfinę. (morfina działa niemal tak samo
jak heroina) dostępny w Polsce, a nie chcę ćpać, tylko nie czuć bólu najmniejszym kosztem przede wszystkim trzeźwości) i mój mózg pracuje na zwolnionych obrotach, więc przepraszam za słaby tekst, choć się BARDZO STARAM i daję z
siebie jak najwięcej
Przepraszam za wykorzystanie schizofrenii, ale musiałem coś wymyślić. Na świecie może jest z 30-50 osób z tą chorobą którzy by to zrobili na (jeżeli dobrze obliczyłem) 92000000 chorych.
Ostrzegam - to najgorsza z moich past. Każda nowsza będzie lepsza.Dziewczynka - autorska Optyka Krótko o mnie: mam 22 lata, jestem chory na schizofrenie. Tak przynajmniej twierdzi mój lekarz i muszę pod kontrolą rodziców (W TYM WIEKU!) brać Sulpiryd 1gram na dobę, 300mg Klozapol czyli dużo. Niby nie można łączyć z alkoholem ale
psychiatra powiedział, że jak nie wezmę tabletki 7 godzin przed napiciem się, bo lek działa 6, więc godzinę jeszcze będę bezpieczny pijąc alkohol, poza tym w razie czego na wypadek powiedział, że mam Clonazepam 2mg - jak dam pod
język na raz 3 tabletki to zasypiam jak nie chcę się źle czuć z powodu choroby a z rana wezmę te leki na schizofrenię.
Ale ta impreza halloween'owa była epicka! Nie czułem żadnych efektów ubocznych, że nie wziąłem tamtych tabletek. Myślałem sobie. A raczej starałem się myśleć, bo mój mózg jest w stanie przypominającym mózg człowieka po śmierci.
Spytałem się ludzi mniej-więcej tak (w zapisie fonetycznym): "sryy. Podwieżesz mne dodomu, pozawie ci postawie pio toje jakcesz", ale każdy ze znajomych pił, lub jeszcze zostawał na melanżu. Z racji, że mieszkam kilometr dalej, a dla
pijanego to o jakieś 200 metrów dalej (robi mimowolne zakręty przez zataczanie się), postanowiłem nie żebrać podwózki tylko wyruszyłem w trasę - w sumie nie czułem się mocno nawalony. Na drogę wziąłem jeszcze pełną butelkę piwa
zakupionego za całe 7 złotych (!). Mój umysł nawet nawalał w takim stopniu, że koło komisariatu wypiłem z tego szklanego pojemnika trochę złocistego napoju, zwanego przez niektórych sikami. Mam na mam na myśli "Książa Mocnego" -
dlatego 7 złotych to dużo, bo w tym bym miejscu gdzie zakupiłem alkohol, za 6 złotych miałem w puszce tyskie, a w monopolowym te piwo które kupiłem kosztuje 3 złote.Pomimo tego, że była 23, minąłem dwie sąsiadki które powiedziały mi
dzień dobry, wychodząc w miasto (pierwszy raz się same odezwały i pierwszy raz je tak późno widziałem) uznałem, że nie warto im odpowiadać, tylko potraktowałem ja jak kumpla od wódki - mianowicie pokazałem im rękę. Popatrzyły się
oboje krzywo i poszły dalej. Nie chciałem wybełkotać nic, a później być tematem plotek na ławce przed blokiem w klubie jedynych prawdziwych chrześcijanek z ciepłym i wygodnym nakryciem głowy. Ostatnie 400 metrów, czyli dość długi
odcinek, jest drogą asfaltową, ale bardzo słabo oświetloną, pomimo, że prowadzi do osiedla w którym mieszka na moje oko z 600 ludzi. Heh, wybory.. Obiecane przez burmistrza lampy właśnie na kampanii wyborczej (potencjalnych 400
głosów - reszta to niepełnoletni), miały być najlepszej jakości, ale nie powstały w ogóle, a teraz wybory wygrał ten sam kłamca, więc dałbym sobie rękę uciąć, że nie kupi nawet najtańszych lamp stawianych co 30 metrów postawionych
(powinno być co najlepiej co 15 ale nawet z 20 metrów bym był zadowolony i większość mieszkańców osiedla też). Za własne pieniądze kilkadziesiąt osób kupiło 4 latarnie. Ach, te skąpstwo Polaków. Szkoda mi naiwności ludzi wierzących w
obietnice przedwyborcze, tak samo jak szkoda mi ludzi, których motto życiowe to "bo mi się należy" i chcą mieć pieniądze, oraz w tym wypadku lampy i inne urządzenia za nic.. Pewnie takie motto miało ponad 500 ludzi z mojego osiedla,
którzy nie zapłacili za latarnie ani grosza, a tylko narzekają.
Krzysiek mi obiecał, że mnie odwiezie, ale felgę rozwalił w swoim kultowym, niegdyś szpanerskim Golfem III (tylko on zapomniał o tym, że już minęło kilka lat od tego trendu wyrywania lasek na ten samochód) starszym od niego którym miał
podjechać pod "bibkę" i wypić maksimum jedno piwo 500ml, lub trzy 500ml jakby znalazł bezalkoholowe, które i tak mają z jedne procent alko. Taki wiek, taka głupota,(w dużej liczbie przypadków wiek odzwierciedla ilość głupich czynów).
Wierzę mu, wysłał mi zdjęcie felgi w na zdjęciu wyglądającej z boku jak elipsa nie będąca okręgiem
Przechodząc do tematu (cofając się jakieś 4 godziny do tyłu/4 kieliszku i dwa drinki, a miałem przy sobie tym razem kartę kredytową (o Boże! Jak ja to spłacę?!) oraz jedne odwiedzenie ubikacji w celu wypłukania żołądka z jednego z
najpopularniejszych narkotyków sprzedawanych w sklepach monopolowych) - na imprezie wtedy oglądaliśmy The Ring, część pierwszą. Z racji, że jestem strachliwy, a myślałem (w porównaniu do innych imprez) w miarę trzeźwo
zapamiętałem co tam się działo, bo jak wiadomo alkohol pełną moc osiąga dopiero po pewnym czasie, więc akurat, gdy dojdę do domu, może mi się film urwać, lub będę na granicy ucięcia zmontowanych klatek z moje życia.
Taki alkoholowy
czyściec.. Krok za krokiem - w miarę równo. Staram się skupiać na nogach by nie wpaść w pobliski rów. Raz na jakiś czas tylko spoglądałem, czy przykładowo nikt nie jedzie na rowerze po lewej stronie i nie uderzy we mnie, co się mogło
zdarzyć, tym bardziej, że po wykorzystaniu mocy wielkich głośników w 90% i koncertowego wzmacniacza tylko słyszałem prawie sam szum, a ubrany byłem w czarny płaszcz - wiem, niebezpiecznie tak iść bez czegoś jasnego, lub/i
odblaskowego, ale myślałem, że mnie odwiezie kumpel. Tylko wyszło jak wyszło. Alkohol szerze mówiąc mnie uspokajał, ale jednocześnie usypiał. "Yeah! W końcu zasnę bez problemów! - głośno pomyślałem" Nie będę musiał walczyć z
bezsennością. Będąc jakieś 300 metrów od domu zauważyłem biały kształt na drodze. Mój uszkodzony mózg stwierdził, że to skuter a'la biała Vespa i nie warto czekać, aż ktoś przejdzie tą drogą ze mną, bo przecież skuter mnie nie
okradnie.. Jak wspominałem, jestem strachliwy, szczególnie po tym jak na mnie napadnięto z nożem.
Po chwili zauważam, że to "coś" zaczyna się do mnie zbliżać wolno. mijając jedną latarnię. Rozpoznaję, że to dziewczynka. Zamykam jedno oko, by nie mieć rozdwojonego obrazu i zauważam szczegóły - długie ciemne, włosy zasłaniające
twarz, na sobie miała białą suknię taką z "Bufiastymi rękawami" którą jak pamiętacie pewnie z gimnazjum, lub z podstawówki z pewnej obowiązkowej lektury, że pragnęła ją Ania mieszkająca na "zielonym Wzgórzu". Marzyła wręcz o niej, bo
w drugiej połowie XIX wieku w Kanadzie był to tak pożądany przedmiot jak dzisiaj u dzisiejszych nastolatek trampki Converse'a, koszula uwydatniająca biust z Diverse'a i najmodniejsze spodnie z House'a pośladki dzisiaj razem wzięte dla
przeciętnej dziewczyny (w skrajnych przypadkach powstawaja teraz nawet galerianki by dostać te przedmioty..). Jak w tamtych dawnych czasach kobiety chciały posiadać wyżej wymienioną sukienkę musiały się starać. Tym bardziej, że po
wyjściu z sierocińca, eufemistycznie nazywanym "domem dziecka", lub "domem opieki" te jedno ubranie było krzykiem mody i było tak wartościowe i pożądane tak jak wymienione wcześniej ubrania nowoczesne dla obecnie żyjących
dziewczyn jak (drugi przykład) nowy laptop. Trochę zszedłem z tematu, przepraszam. W każdym razie na trzeźwo już po dwóch, maksimum pięciu sekundach pomyślałbym o tej dziewczynce, że przebrała się na halloween za Samarę, czy coś w
tym stylu i bym jeszcze podrzucił jej cukierki które miałem w bluzie, na taką okazję (cukierek, albo psikus - wiele razy zostałem obrzucony surowymi jajkami, nieraz starymi, więc lepiej zainwestować w cukierki choćby dla swojego dobra).
Będąc, tak jak teraz pijanym, gdy alkohol "wskoczył" na maksymalne obroty, czyli działał najmocniej po tej godzinie-półtorej od wypicia potężnej dawki wódki. Nie pamiętam ile czasu minęło, bo rozładował mi się telefon skojarzyłem ją z
Samarą po minimum dziesięciu sekundach, lub z innym nawiedzonym dzieckiem, tym bardziej, że przechodziłem przez park liściasty, który wygląda jak las, ale ze względów prawnych chyba nie może być lasem tylko parkiem - tak w gwoli
ścisłości - przepraszam za zanudzanie szczegółami. Co do dziewczynki miała białe rajstopy, bardzo czarno pomalowane oczy , czerwone jakby łzy i suknię poplamioną także czymś przypominającym krew. Byłem pewny, wtedy, że wszystko
czerwone to krew. Zaczęła się szybciej zbliżać. Ja sparaliżowany ze strachu stoję w środku (parko-lasu)w dość ciemnym miejscu, gdzie światło tylko dociera w małym stopniu z latarni ulicznej zaczynam słyszeć melodię nuconą dziecięcym
głosem (co mnie jeszcze bardziej wystraszyło) przez dziewczynkę i coś srebrnego wystającego jej z ręki. Stwierdziłem "boże - ma nóż - żadne dziecko same tak późno bez nikogo dorosłego nie biega przez "niby las".w którym łatwo się zgubić.
Odwróciłem głowę, bo tylko taki ruch mogłem zrobić, nikogo nie ma. Dzieciaki zachłysnięci kulturą anglosaską "trick or treat" chodzą zawsze w grupie i tam gdzie są domy, a nie las i podbiegają widząc kogoś, kto po tych nagonkach
medialnych mógłby ktoś ją zgwałcić, czy porwać (achh, jak ta telewizja pierze mózgi względem niektórych spraw) gdyby chodziła sama. Srebrny, odbijający światło srebrny przedmiot wyciągnęła przed siebie nucąc dalej melodię. Gdy była
koło mnie przyspieszyła krzycząc jeden donośny głośny dźwięk w stylu pisku na koncertach "Justina Biebera".
Gdy była parę metrów ode mnie uderzyłem ją butelkę po niemieckim narodowym trunku. Zdążyłem pierwszy ją trafić, ona mnienie, pomimo że byłem w trakcie najmocniejszego momentu działania alkoholu. Spojrzałem tylko, czy nikt nie
widział mojego uderzenia, tak jak chyba ona, w końcu zdarzyło się to tak szybki - nie widział go nikt. Następnie przyglądnąłem się jej (bez wątpienia chciała mnie zabić) i zobaczyłem rzeczywiście coś srebrnengo wyglądającego jak nóż który posiadam w
domu, ale nie chciałem zostawić odcisków palców, więc tego nie ruszałem. Widziałem zaschniętą krew na jej ubraniu i wypływającą z głowy dość duży strumień życiodajnego płynu. Wystraszyłem się, że policja mnie odnajdzie, więc,
dmuchając na zimne uzbierałem szkło z butelki, zebrałem je do mojej kieszeni by wywalić je gdzieś daleko, a używając gumki na jej włosach nałożyłem jej ją na szyję, by nie widzieć twarzy. Dopiero wtedy malutka część mojej kory
mózgowej uświadomiła sobie, że mogę przykryć ją gałęziami, lecz jednak bezpieczniej, jak uda mi się wrzucić ją do malutkiej jakby rzeczki.. Zobaczę co wymyślę.. Poświeciłem wyświetlaczem z empetrójki i dzięki temu znalazłem
opakowanie po płynie do spryskiwaczy (gdzie jeszcze było z 1/3 reszty, nie wiem czy to spryskiwacz, czy co.. waliło mnie to - ale to dobrze - zmyłem ewentualne odciski) kilkadziesiąt centymetrów od tabliczki na której wielką czcionką
widniał napis "Nie wyrzucać odpadów, oraz gruzu, pod groźbą kary administracyjnej". Więc nazbierałem do tego pojemnika wodę z kałóż wymieszaną z płynem do spryskiwaczy, bo pomyślałem, że roztwór czy ta woda z kałuży plus glikol,
czy metanol, albo inny alkohol lepiej rozpuszczą ewentualne ślady, jeżeli ta dziewczyna nie powróci do innego świata w co wierzyłem mocno i szczerze, ale jak mówi przysłowie "strzeżonego, pan Bóg strzeże" - czyli policja mogła ją znaleźć
wcześniej. Po około dwudziestu minutach z wykorzystaniem znalezionej obok wspomnianej tabliczki szmaty przeniosłem ją do wspomnianej rzeki, a raczej ją tam wrzuciłem. Do rzeki wyglądającej teraz jak rów melioracyjny. Leżała w
wodzie, twarzą do dołu. Rów szeroki był na dwa metry w najwęższym punkcie, w najszerszym z cztery metry. Głębokość rowu to na oko półtora metra, w tym z 90 cm wody wyglądającej na pierwszy rzut oka jak kawa, czyli czystością
przypominały dolnośląskie małe jeziorka "rekreacyjne", gdzie wstęp kosztuje 3 złote. Nie patrzyłem się na jej twarz z moją chorobą, mógłbym za godzinę jej nie pamiętać, ale równie dobrze mogłaby mi utkwić i powodować coś strasznego w
moim organizmie do końca życia po takim szoku (samym zobaczeniem twarzy osoby którą zabiłem).. Tym bardziej, że nie miałem ani leków na schizofrenię ani tych uspokajająco-nasennych (clonazepam) ani przy sobie, ani w organizmie.
Dodam jeszcze, że kierowałem się w stronę łąki przez las wzdłuż rzeki razem z jej prądem - żaden grzybiarz nie zauważy nic. Ciało pewnie przepłynie dzięki prądowi rzeczki przez całą opuszczoną łąkę, która ma kilka kilometrów.
Pamiętam te właśnie wielkie pole zaraz koło lasu z czasów dzieciństwa, gdy było całe obsiane pszenicą. Pomimo tej różnicy wieku (10-15 lat temu ten teren istniał jako pole), dalej pamiętam jakie to było i jest ogromne, a ta rzeka jeszcze
miała wiele "zakrętów" więc do "przepłynięcia" upiór będzie miał dużo czasu. Oczywiście średnio co 2 minuty patrzyłem się czy nikogo nie widać uciekając do drogi asfaltowej, ze względu m.in. na swoją chorobę. I nie zażyte leki.
Choć było, dałem radę. Było ciemno jak w d.. dziurze. Jedyne światło dawała mi empetrójka, a raczej jej wyświetlacz, bo telefon z cztery razy większym wyświetlaczem i zwykłą diodą rozładował mi się. Biegłem jak najszybciej mogłem, ale wiadomo, człowiek taki jak
ja z przeciętną kondycją szybko się męczy (pomimo adrenaliny dającej "kopa") i nie będzie miał kondycji jak Usain Bolt, więc trochę zwolniłem, a nawet może biegłem truchtem.
Szok i alkohol spowodował to, że mój mózg pracował
kompletnie inaczej niż zawsze u mnie bądź u normalnego człowieka (jeżeli w ogóle wiem co czułby normalny człowiek). Wbiegłem na osiedle, także wzdrygając się każdego hałasu, oczyściłem swoje ubranie chusteczkami z piachu i widzę po
chwili koło mojego bloku moją bardzo dobrą koleżankę (Karolinę) chodzącą po tej samej trasie jak ktoś zestresowany, starszą ode mnie o jakieś 5 lat.
Jest blada i roztrzęsiona. Pytam się jej - "co się stało? Napadło cię te dziecko z nożem,
zrobiło ci coś? I co w ogóle robisz pod moim domem czemu nie odbierałeś? chciałyśmy ci niespodziankę zrobić.." -"telefon mi padł" wtedy ona przestała chodzić w kółko z nerwów, osiadła na schodkach do mojego domu i mówi "Angelika,
moja córka! I twoja chrześniaczka!" - Mówi ze zdenerwowaniem, prawie płacząc, ostatni raz zachowywałem się tak jak dostałem telefon, że umarła mi w matka w wypadku samochodowym w męczarniach na miejscu wypadku. "Wyszła po
ciebie, z resztą często po ciebie wybiega, lubi robić ci niespodzianki." - Mówi spokojnie, ale ma załzawione oczy i leci jej lekko śluz z nosa. Pytam się "Jak wyglądała, bo może ją gdzieś minąłem" właśnie z tego powodu i jeszcze dlatego, że
zjawa mogła jej coś zrobić. Słyszę odpowiedź. -"Siała ze sobą nawet telefon i miała wrócić po maksymalnie pięciu minutach. Wytłumaczyłam jej że to wtedy jak na wyświetlaczu pojawi się mała wskazówka na cyfrze 6", chociaż ona zna się
na zegarku i na swoim telefonie, sama kiedyś się chwaliła co dostała od ciotki na komunię i co ten prezent, czyli telefon potrafi. Ja jej dałem tylko przenośny odtwarzacz muzyki. Pytam się Karoliny, czy próbowała dzwonić, odpowiedziała mi,
że nie odbiera, a dzwoniła kilka razy, ostatnio usłyszała "abonent jest poza zasięgiem" - tak jak telefon by się jej rozładował, albo by go wyłączyła, zepsuła itp.. Angelika nosi telefon (dla szpanu pewnie) do szkoły i go wycisza, a co za tym
idzie często zapomina z powrotem włączyć dzwonki.. Dowiedziałem się też, że wywróciła się w swojej sukience karnawałowej księżniczki i jescze w zasięgu wzroku matki, ale pobiegła dalej, by nie dostać "opi..eprzu". Zapraszam Karolinę na
kawę.
Ja piję kawę z cytryną, by wytrzeźwieć, jak to robi kolega mojego ojca. Nie wiem, czy cytryna coś daje, ale na pewno nie zaszkodzi. Poza tym, że się porzygać mogę, ale i tak zadziała w pewnym sensie bo alkohol się już nie wchłonie. Karolina z racji, iż przyjechała pociągiem, nie autem dostała herbatę miętową z klonazepamem rozpuszczonym, który miał ją uspokoić. Rozmawialiśmy dłuższy czas, dzwoniliśmy do niej parę razy, dowiedziałem się, między innymi o tym, że byli w mojej miejscowości na balu halloweenowym. karolina zasnęła po 35 minutach uspokojona od pójścia do łóżka, ja zasnąłem po godzinie męczarni niczym w "Trainspotting", tylko nie przez dragi. Dopiero w środku nocy obudziłem się zlany potem, biorąc głęboki oddech, taki jaki bierze ktoś będący pod wodą. Serce mi "na.. walało" bardzo mocno, domyślam się, że ciśnienie miałem takie jak grubas przed wylewem.
ZROZUMIAŁEM!
Angelika wywróciła się, miała plamy krwi na stroju księżniczki wzorowaną na taką sprzed wielu dekad. Przypomniało mi się, że zawsze mnie lubiła i wybiegała mi na spotkanie wskakując dosłownie na mnie i zapierając się na mnie nogami.
Na komunię dostała ode mnie empetrójkę w kolorze srebrny metallic, w którym wręcz dało się przyjrzeć, aż tak przypominała kawałek ostrego szkła i do tego dostała w komplecie czarne słuchawki. Telefonu nie odbierała, bo nie miała włączonego dzwonka i wibracji. Założyła sobie włosy do przodu po to by mnie wystraszyć. I pamiętam tą melodię którą śpiewała. To wolny kawałek który jej wrzuciłem jako pierwszy i przypadkiem najbardziej się spodobał jej, pewnie nucąc go, słuchała właśnie tej piosenki. Nie odbierała ostatnich telefonów, bo leżała w wodzie zbierając nozdrzami piach. Gdy zacznie gnić kawałki jej ciała zjedzą jakieś nieznane mi przedstawicieli gatunku ryb, po miesiącu, w jeziorze Roblickim znajdzie dzieciak bawiący się na zaśmieconej plaży kości ludzkie z resztami mięsa i ewentualnie pochwali się mamie, a ona to zbagatelizuje, lub da kość psu do zjedzenia. Nie mam pojęcia jak to się skończy. Wiem tylko jakie jest dla mnie wyjście.
10mg klonazepamu, a wtedy 400mg heroiny. Umrę szczęśliwie we śnie. Zastanawiam się tylko czy przy tej rzeczce i w razie czego tam wpaść i "płynąć" jej trasą, czy zostawić list, albo ogólnie zniknąć.. i umrzeć tam, gdzie ludzie nie chodzą.