Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#376

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pasta Optykowa - autorska

Szum. Czy to pisk? Nie ważne. Ważne to czemu inni patrzą na ciebie jakbyś leżał w wykopanym grobie. Skądś znam tę twarz.. To przecież mój znajomy lekarz. Przywitałbym się, ale czuję tylko odrętwienie. Po kilkunastu długich sekundach zaczynam rozumieć co się dzieje. Słyszę krzyk, nie mogę się obrócić, widzę lekarza - miałem wypadek. Nie pamiętam co robiłem od śniadania. Może jednak nie dotarłem na imprezę? Jak to zabolało! Musi być ciężko, skoro przyjechali S'ką i testują na mnie defibrylator. Zaczynam czuć coraz mniej. Oczy zasłania mi mgła. Coraz bardziej nieracjonalne myśli przychodzą mi do głowy.. Nie wiem jak to możliwe, ale widzę od góry dach poczciwego Konstalu 105, na którego wgapiałem się przez wiele godzin pracy z mojego miejsca pracy, gdzie widok tramwaju był najciekawszą rzeczą. Ale o czym ja myślę? Być może umieram! Tylko jak do cholery widzę świat z paru metrów z góry, lekko się tylko poruszając? Mam jako zadeklarowany ateista uwierzyć, że to moja dusza ucieka do nieba? Na prawdę umieram, jeżeli choć przez chwilę to rozważyłem. Na prawdę umieram, jeśli to są tak głębokie halucynacje. W moich oczach i umyśle zapada noc, doświadczam "chwilowej nirwany" nie myślę o niczym, zapominam o defibrylatorze, locie i mojej wkurzającej dziewczynie. Jedyne co wydaje mi się, że widzę, to wnętrze swoich powiek. Umarłem z zamkniętymi oczami? Mój umysł coraz rozpaczliwiej chce to wytłumaczyć. Nawaliłem się i zaklejono mi powieki dla zabawy? widzę jeden jasny punkt. To dobrze, śpię, a ktoś bawi się latarką, bądź sprawdzają mi niezbyt rozgarnięci ratownicy reakcje źrenic? Staram się wyciszyć, nie chcę popaść w panikę. Czuję się dobrze, ciepło. Lecz i to się musi skończyć. Strasznie zaczyna mnie boleć głowa. Jakby ktoś chciał ją zgnieść gigantycznymi szczypcami. Czyżby mój pozbawiony tlenu mózg wytworzył klasyczne światełko w tunelu do którego zmierzam i gigantyczny ból głowy? O co chodzi? Wszystko wokół jest jasne, ktoś mnie uderza. To boli. Strasznie boli. Zaczynam płakać, wręcz się drzeć. Dochodzą do mnie pierwsze ludzkie słowa - piękny chłopczyk, wygląda na okaz zdrowia.
  • 9

#377

miszaop.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Cień dzieciństwaPrzyznaję, byłem lękliwym dzieckiem, a moja osobista lista lęków była bardzo długa.Na pierwszym miejscu znajdował się bez wątpienia las za szkołą i opowieści mojego brata o potworze tam się ukrywającym.Mój dziecięcy instynkt podpowiadał mi, że w tym cieniu drzew kryje się coś bardzo złego. Dlatego zawsze po usłyszeniu ostatniego dzwonka, co sił pędziłem do domu. Czułem, że za mną pędzi ciemny cień i muszę biec, ile sił w nogach, by mnie nie złapał. Mój brat oglądając moje codzienne zmagania stwierdził, że kompletnie oszalałem, ale ja wiedziałem, że jak tylko na moment zwolnię to już nie będzie odwrotu.Tego dnia czułem, że bestia już prawie mnie dogania na moście, kiedy to na mojej drodze stanął nieznany mi mężczyzna. Kiedy zbliżałem się do niego, ku mojemu zdziwieniu bestia zaatakowała go! Przecież do tej pory tylko ja byłem w stanie ją zobaczyć. Mimo przerażenia obejrzałem się za siebie. Cień wepchnął mężczyznę do wody, przy tym prawie przecinając go na pół. Porwał go nurt rzeki, a on chyba już w agonii krzyczał coś do mnie i machał rękoma, nie byłem jednak w stanie usłyszeć jego słów. Kiedy już znalazłem się w domu opowiedziałem o tym wszystkim rodzicom, którzy zgłosili sprawę policji. Po kilku dniach znaleziono ciało zmasakrowane od pasa w dół ciało mężczyzny. Nie miał dokumentów przy sobie i nikt nie zgłosił jego zaginięcia, więc został uznany za NN. Ja z kolei przestałem odczuwać obecność czarnej postaci i powoli wyrastałem z moich lęków.Wróciłem w rodzinne strony po 30 latach, by pochować moich rodziców, którzy zginęli w wypadku samochodowym. Kiedy przekroczyłem próg domu powróciły wspomnienia i po pogrzebie udałem się na przechadzkę ulicami miasteczka. Ostatni punkt spaceru stanowił zabytkowy most. K

iedy już miałem wracać zobaczyłem małego chłopca, który biegnie, co sił w nogach. Kiedy zbliżał się do mnie odkryłem, że to ośmioletni ja..To moja pierwsza creepypasta, więc proszę o wyrozumiałość :roll:


skrócona wersja opowiadania G. Mastertona o nazwie "Bestia Pośpiechu"
  • 0

#378

Produkcja_Chaosu.
  • Postów: 49
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Lustro krwi

Istnieje plotka o nieodnalezionym wielkim pałacu głęboko w pustyniach Egiptu. Potężny kompleks o czterech tysiącach pokoi chroni najbardziej cenną własność starożytnego Egiptu. Lustro krwi.

Mówi się o tym każdego tysiąclecia, wielki bohater ludzkości musi stworzyć drogę do tego lustra i stojąc przed nim wybrać ciemność o 19:06, szóstego czerwca (6/6 – o 6:66) i ujrzeć własną śmierć. Jego własny obraz będzie się powoli zniekształcał, krzycząc przez przerażającą ciszę krzykiem, który stopi jego zęby i skórę pozostawiając strumienie krwi, które będą spływać po lustrze i stworzą kałużę na dole.

Wpatrując się w tą kałużę krwi, po drugiej stronie lustra jego własna krew pozwoli mu zobaczyć miejsce narodzin Antychrysta, następnie będzie krzyczał to przez godzinę i sześć minut strasznym wrzaskiem bólu dopóki jego serce nie przestanie bić.

Jeżeli Antychryst nie zostanie zatrzymany, cała ludzkość jest skazana jeszcze gorszy los.

Minęło dokładnie 940lat od szóstego czerwca kiedy to się wydarzyło po raz ostatni, kolejną datą będzie 2066, ale lokalizacja została zgubiona. Bohater znajdzie to miejsce, ale musimy być tam żeby słyszeć jego krzyk, w innym wypadku przepadniemy...


Arkadia, zagubiony stan

51 stan USA, Arkadia, został przyjęty do państwa 17 stycznia 1977r. Dokładnie 4 lata i jeden dzień później, Arkadia zniknęła wraz z wszystkimi mieszkańcami, a pamięć o jego istnieniu została usunięta z każdego umysłu na świecie. Jego precyzyjna lokalizacja jest nieznana, choć jest podobno mapa, w typie tych sprzedawanych na stajach paliw i w sklepach, zamknięta w Bibliotece Kongresu.

Warto zwrócić uwagę na skargi na sporadyczne listy z Arkadii, w nowoczesnych kopertach, do kilku największych amerykańskich gazet, których zawartość jest napisana w całkowicie nieznanym i zagadkowym języku. Niestety, te listy co do jednego nie są dostępne do wglądu.


Świadomy marzyciel

Sny są tylko Twoimi urywkami z wydarzeń za dnia, prawda? Nie ma nic paranormalnego w tym; każdy je ma. To znaczy, są takie miejsca, które często odwiedzasz w snach. Pewien dom, sklep, szkołę... Ale te miejsca są tylko wytworem Twojej wyobraźni, prawda?

Czy kiedy zastanawiałeś się nad tymi miejscami oraz ludźmi?

Wiem, że tam jesteś, „Świadomy Marzycielu”. Jesteś jednym z tych, którzy potrafią kontrolować wydarzenia, kiedy śpią. Jesteś po prostu poza tym filmem, za błoną, która nas oddziela.

Świadomy marzycielu, czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, co ta piękna kobieta w Twoim śnie czuła, gdy nagle zdecydowałeś się ją przelecieć? Och, zdawała się być skłonna, prawda?

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, że zgwałciłeś tą kobietę, Świadomy marzycielu?
Że ona tak naprawdę nie miała wyboru, musiała zrobić wszystko co byś chciał, kiedy jej umysł obserwował horror?

Pamiętaj, Świadomy Marzycielu, wszystkie te straszne rzeczy, które odbywają się w Twoich snach... Te, które uważasz, że są nazywane snami, myślą o Tobie. Co chcą z Tobą zrobić na żywo.

Czekam, Świadomy Marzycielu, na te noce kiedy Twoje zmęczenie oddali Cię od Twojej siły.

Och, te rzeczy, które Ci wtedy zrobię... Słodkich snów.


Uważaj na... Czekaj, co?

Jedziesz do domu nocą, zauważasz, że wszystkie światła w domu/mieszkaniu są włączone. Kiedy parkujesz samochód, wszystkie w jednym momencie gasną. Dom jest pusty, a drzwi są zamknięte od wewnątrz.

Sprawdzasz swój zegarek. Wielka wskazówka jest na cyfrze 4, a mniejsza na 1. Spóźnisz się do pracy.

W pracy znajdujesz maila w swojej skrzynce. Nadawca to Ty. Zaskoczony otwierasz e-mail, który najwyraźniej wysłałeś do siebie. W środku zastajesz wiadomość „Zwróć uwagę na zegarek”.

Zerkasz na zegarek. Mała wskazówka jest na 4, duża na 1. Spoglądasz z powrotem na ekran. Czwarte i pierwsze słowo są zamienione miejscami. „Uważaj na zegarek.” Zerkasz ponownie na zegarek.

Twój zegarek jest cyfrowy...

Użytkownik Produkcja_Chaosu edytował ten post 28.09.2011 - 12:41

  • 6

#379

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Trochę inaczej o gumach np. Turbo

źródło (o wspomnieniach z dawnych lat) to atrapa.net - nie było tam oczywiście mowy o żadnym przypadku śmierci, czy o raku, lub innych nowotworach istniejących rzeczywiście dzięki tym gumom.Największa część jest całkowicie autorska

Gum Turbo, nigdy nie zapomnę, jak w V kl. bodajże kolega z treningów jakiś taki przygaszony chodził i my się go pytamy: "- Jasiu, co Ci?" A Jasio na to: "- Umrę na raka, tyle tych gum Turbo zeżarłem". Bo się okazało (tzn. takie słuchy chodziły), że Turbo miały być rakotwórcze.

Pamiętam, jak sama popadłam w psychozę. Nie wygenerowały jej mało atrakcyjne wówczas media, tylko informacja przekazywana z ust do ust. Mrożąca krew w żyłach wiadomość mówiła, że guma Turbo jest rakotwórcza. Blady strach padł na konsumentów tej gumy. Wyrzuciłam cały zapas, zostawiając tylko obrazki, które mimo szokującej informacji nadal miały dużą wartość rynkową. O tym, ile kto Turbo wyżuł dyskutowało się. Psychoza objęła również świat dorosłych, którzy dawali już tylko na Donalda.

Niektórzy twierdzą, że rzekoma „rakotwórczość” doprowadziła do upadku gumy Turbo:
Karierę gum Turbo zakończyła plotka, według której gumy Turbo miałyby być rakotwórcze.
Niestety potem okazało się ze gumy Turbo są rakotwórcze i przestali je produkować

Z tego, co pamiętam, to rakotwórczość dotyczyła na pewno Hubby-Bubby, a czy Donalda też, tego już nie wiem.

Dwóch chłopaków Rafał i Eliasz fascynowali się motoryzacją, mieli ściany pooblepiane plakatami z "brykami". Wymieniali się swoimi matchboxami i oczywiście namiętnie kolekcjonowali gumy Turbo. Zjadali dzień w dzień, (nie licząc wyjątków) przynajmniej dwie dziennie, przez bardzo długi czas. Za wszelką cenę, chcieli znaleźć mityczną czarną, "dziewięćsetjedenastkę" marki Porsche. Istniała taka legenda, przekazywana przez innych uczniów szkół podstawowych, że wymieniony wyżej kawałek papierka pewien kolekcjoner chce kupić za pieniądze, za które można by było kupić używany górski rower - szczyt szpanu w tamtych czasach, lecz Eliasz, jak i Rafał pewnie zastanawialiby się przez wiele dni, czy wolą rower, czy obrazek oprawiony w ramkę, a raczej w rameczkę stojący na sprowadzonym z Niemiec telewizorze. Oboje mieli dość dostatnie życie. Jedynym zmartwieniem Eliasza, poza takimi drobnostkami jak zgubienie ołówka, była choroba jego ojca. Był to nowotwór złośliwy, zwany potocznie rakiem, a dokładniej był to rak żołądka. Z racji, że wtedy (wierząc słowom pisanym) tylko niecałe 20% przeżywało więcej niż półtora roku, a równo 10% takich osób jak jego ojciec mogło cieszyć się życiem więcej niż 5 lat.

Edward - ojciec Eliasza już ponad pół roku leżał w szpitalu. Mówił rodzinie, że nie czuje bólu i wyjdzie z tego, lecz każdy, chyba tylko prócz jego dwuletniej wnuczki znał prawdę. Bólu nie zabijała nawet maksymalna dozwolona do podawania przez pielęgniarki dawka morfiny. Nawiasem mówiąc, zmniejszała trochę odczucie bólu, ale przysparzała ból w okolicach między pępkiem a organem płciowym, lub zawdzięczał "majce" (nazwa slangowa morfiny) ból "siusiaka" (o którym nikomu spoza personelu oczywiście nie mówił) ponieważ często zakładano i wyciągano mężczyźnie cewnik pomagający wydalić z organizmu znany każdemu żółtawy płyn. Działo się tak, dlatego, że osoby które korzystające z tej używki dla "haju" mają problemy z oddawaniem moczu. Gdy biorą dzień w dzień i są "nagrzani" bez przerwy od przykładowo czterech dni. prawdopodobnie nie skorzystają z muszli klozetowej, chyba, że rzygając. Po prostu
nie mogą się "odlać" jakby pęcherz był pusty, a tak na prawdę nie jest- i tyle.

Eliasz najczęściej odwiedzał swego ojca raz w tygodniu, w środę. Tylko wtedy miał połączenie autobusowe ze swojego miasta, do miejscowości, gdzie przebywał obecnie Edward. Widział jak blady ojciec jęczy z bólu leżąc na łóżku, niekiedy przez przypadek odsłaniając odleżyny. Wiedział, że jak gdyby się dowiedział o tym, że sam miałby taką chorobę, zabiłby się od razu.

Kilka miesięcy od śmierci Edwarda umarł Eliasz. Ze swojego wyboru, choć potwierdzonego przez Rafała.
Parę tygodni wcześniej wyszła na jaw słynna plotka o rakotwórczej gumie turbo. Dosłownie w ciągu jednego dnia rzucił nawyk żucia i zbierania nowych papierowych aut. Pediatra wspomniał chłopakowi niegdyś, że jest szansa, że on też będzie miał nowotwór, ale by go uspokoić dodał, że gdyby miał wiele braci, to na milion synów Edwarda, naprawdę by zachorował na to samo co ojciec najwyżej jeden chłopiec. Jednak o dodanym uspokajającym tekście lekarza zapomniał niemal kompletnie, tym bardziej, że matka, znając fakty mówiła mu, by nie jadł np. niczego smażonego, nie sięgał po papierosy itp, bo zawierają rakotwórcze substancje w końcu.

Około 22 kwietnia Eliasz "dostał" grypę, i zatwardzenie, więc bolał go brzuch, skojarzyło mu się to z czymś.
Ta niegroźna choroba trwała trzy dni w tym wypadku. Normalny człowiek wyzdrowiałby w tydzień, on jednak nie..


25 kwietnia znaleziono go na trzepaku, prawdopodobnie kilkadziesiąt minut po odwiedzeniu przez niego tego miejsca - nie miał wyobraźni, nie miał zbytnio inteligencji, tak myślał Rafał.
Obwinął paskiem szyję, przywiązał go do rurki i skoczył z małej wysokości.

Jego śmierć była dość bolesna, dlatego, że skacząc z tak małej wysokości, będąc przywiązanym tak krótkim paskiem, po prostu nie zdążył nabrać prędkości by złamać rdzeń kręgowy i w sekundę "przekręcić się".
Po prostu dusił się 4 minuty, aż zemdlał. Próbował przed tym odwiązać pasek, lub jakoś uratować się. Nie wiem po co - być może po to by zabić się mniej boleśnie, lub przemyślał sprawę i chciał żyć. Łatwo się domyśleć, że był pewny, że zaczyna się właśnie spełniać jego przeznaczenie - takie jak los jego ojca.

Znaleziono tylko karteczkę, przygniecioną przez wystraszoną sąsiadkę butem. Przez to dało się odczytać tylko pojedyncze słowa, takie jak; "rak","boleć", "kocham wa[s?]"

Oto jak plotka potrafi zabrać do piekła czyjąś duszę.

PS. Mam na imię Rafał i wiedziałem o jego planach. Chcąc dla niego dobrze wszystko obmyśliłem [...]
Zastanawiam się tylko, czy też się powiesić, by uszanować mojego najlepszego przyjaciela, czy połknąć wszystkie tabletki nasenne (w filmach tak robią, więc pewnie to nie boli) gdzieś, gdzie mnie nie znajdą dopóki nie zaczną one mnie zabijać. A może wymyślę coś innego..

PASTA POPRAWIONA 1 PAŹDZIERNIKA


Przepraszam za post pod postem, przez przypadek dwa wysłałem osobno..

Użytkownik optyk edytował ten post 01.10.2011 - 00:32

  • 4

#380

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Z dedykacją dla LittleSister, która lubi długie opowiadania.

Pasta trochę niedopracowana, bo oryginał nad którym pracowałem dość długo (jak na mnie) mi zaginął. Nawet nie wiem czy wyszła mi pasta, czy opowiadanie psychologiczne..I także krótsza, choć dla niektórych za długa była pisana od nowa i była tworzona pod wpływem tramadolu, bo mam nowotwór i czuję straszny ból w tej chwili, a jest to jedyny jedyny lek prócz morfiny łagodzący choćby w 1/10 mój ból, a nie chcę nawet się starać o morfinę. (morfina działa niemal tak samo
jak heroina) dostępny w Polsce, a nie chcę ćpać, tylko nie czuć bólu najmniejszym kosztem przede wszystkim trzeźwości) i mój mózg pracuje na zwolnionych obrotach, więc przepraszam za słaby tekst, choć się BARDZO STARAM i daję z

siebie jak najwięcej :( Przepraszam za wykorzystanie schizofrenii, ale musiałem coś wymyślić. Na świecie może jest z 30-50 osób z tą chorobą którzy by to zrobili na (jeżeli dobrze obliczyłem) 92000000 chorych.

Ostrzegam - to najgorsza z moich past. Każda nowsza będzie lepsza.

Dziewczynka - autorska Optyka

Krótko o mnie: mam 22 lata, jestem chory na schizofrenie. Tak przynajmniej twierdzi mój lekarz i muszę pod kontrolą rodziców (W TYM WIEKU!) brać Sulpiryd 1gram na dobę, 300mg Klozapol czyli dużo. Niby nie można łączyć z alkoholem ale
psychiatra powiedział, że jak nie wezmę tabletki 7 godzin przed napiciem się, bo lek działa 6, więc godzinę jeszcze będę bezpieczny pijąc alkohol, poza tym w razie czego na wypadek powiedział, że mam Clonazepam 2mg - jak dam pod
język na raz 3 tabletki to zasypiam jak nie chcę się źle czuć z powodu choroby a z rana wezmę te leki na schizofrenię.

Ale ta impreza halloween'owa była epicka! Nie czułem żadnych efektów ubocznych, że nie wziąłem tamtych tabletek. Myślałem sobie. A raczej starałem się myśleć, bo mój mózg jest w stanie przypominającym mózg człowieka po śmierci.

Spytałem się ludzi mniej-więcej tak (w zapisie fonetycznym): "sryy. Podwieżesz mne dodomu, pozawie ci postawie pio toje jakcesz", ale każdy ze znajomych pił, lub jeszcze zostawał na melanżu. Z racji, że mieszkam kilometr dalej, a dla
pijanego to o jakieś 200 metrów dalej (robi mimowolne zakręty przez zataczanie się), postanowiłem nie żebrać podwózki tylko wyruszyłem w trasę - w sumie nie czułem się mocno nawalony. Na drogę wziąłem jeszcze pełną butelkę piwa
zakupionego za całe 7 złotych (!). Mój umysł nawet nawalał w takim stopniu, że koło komisariatu wypiłem z tego szklanego pojemnika trochę złocistego napoju, zwanego przez niektórych sikami. Mam na mam na myśli "Książa Mocnego" -
dlatego 7 złotych to dużo, bo w tym bym miejscu gdzie zakupiłem alkohol, za 6 złotych miałem w puszce tyskie, a w monopolowym te piwo które kupiłem kosztuje 3 złote.Pomimo tego, że była 23, minąłem dwie sąsiadki które powiedziały mi
dzień dobry, wychodząc w miasto (pierwszy raz się same odezwały i pierwszy raz je tak późno widziałem) uznałem, że nie warto im odpowiadać, tylko potraktowałem ja jak kumpla od wódki - mianowicie pokazałem im rękę. Popatrzyły się
oboje krzywo i poszły dalej. Nie chciałem wybełkotać nic, a później być tematem plotek na ławce przed blokiem w klubie jedynych prawdziwych chrześcijanek z ciepłym i wygodnym nakryciem głowy. Ostatnie 400 metrów, czyli dość długi
odcinek, jest drogą asfaltową, ale bardzo słabo oświetloną, pomimo, że prowadzi do osiedla w którym mieszka na moje oko z 600 ludzi. Heh, wybory.. Obiecane przez burmistrza lampy właśnie na kampanii wyborczej (potencjalnych 400
głosów - reszta to niepełnoletni), miały być najlepszej jakości, ale nie powstały w ogóle, a teraz wybory wygrał ten sam kłamca, więc dałbym sobie rękę uciąć, że nie kupi nawet najtańszych lamp stawianych co 30 metrów postawionych
(powinno być co najlepiej co 15 ale nawet z 20 metrów bym był zadowolony i większość mieszkańców osiedla też). Za własne pieniądze kilkadziesiąt osób kupiło 4 latarnie. Ach, te skąpstwo Polaków. Szkoda mi naiwności ludzi wierzących w
obietnice przedwyborcze, tak samo jak szkoda mi ludzi, których motto życiowe to "bo mi się należy" i chcą mieć pieniądze, oraz w tym wypadku lampy i inne urządzenia za nic.. Pewnie takie motto miało ponad 500 ludzi z mojego osiedla,
którzy nie zapłacili za latarnie ani grosza, a tylko narzekają.

Krzysiek mi obiecał, że mnie odwiezie, ale felgę rozwalił w swoim kultowym, niegdyś szpanerskim Golfem III (tylko on zapomniał o tym, że już minęło kilka lat od tego trendu wyrywania lasek na ten samochód) starszym od niego którym miał

podjechać pod "bibkę" i wypić maksimum jedno piwo 500ml, lub trzy 500ml jakby znalazł bezalkoholowe, które i tak mają z jedne procent alko. Taki wiek, taka głupota,(w dużej liczbie przypadków wiek odzwierciedla ilość głupich czynów).
Wierzę mu, wysłał mi zdjęcie felgi w na zdjęciu wyglądającej z boku jak elipsa nie będąca okręgiem

Przechodząc do tematu (cofając się jakieś 4 godziny do tyłu/4 kieliszku i dwa drinki, a miałem przy sobie tym razem kartę kredytową (o Boże! Jak ja to spłacę?!) oraz jedne odwiedzenie ubikacji w celu wypłukania żołądka z jednego z
najpopularniejszych narkotyków sprzedawanych w sklepach monopolowych) - na imprezie wtedy oglądaliśmy The Ring, część pierwszą. Z racji, że jestem strachliwy, a myślałem (w porównaniu do innych imprez) w miarę trzeźwo
zapamiętałem co tam się działo, bo jak wiadomo alkohol pełną moc osiąga dopiero po pewnym czasie, więc akurat, gdy dojdę do domu, może mi się film urwać, lub będę na granicy ucięcia zmontowanych klatek z moje życia.

Taki alkoholowy
czyściec.. Krok za krokiem - w miarę równo. Staram się skupiać na nogach by nie wpaść w pobliski rów. Raz na jakiś czas tylko spoglądałem, czy przykładowo nikt nie jedzie na rowerze po lewej stronie i nie uderzy we mnie, co się mogło
zdarzyć, tym bardziej, że po wykorzystaniu mocy wielkich głośników w 90% i koncertowego wzmacniacza tylko słyszałem prawie sam szum, a ubrany byłem w czarny płaszcz - wiem, niebezpiecznie tak iść bez czegoś jasnego, lub/i
odblaskowego, ale myślałem, że mnie odwiezie kumpel. Tylko wyszło jak wyszło. Alkohol szerze mówiąc mnie uspokajał, ale jednocześnie usypiał. "Yeah! W końcu zasnę bez problemów! - głośno pomyślałem" Nie będę musiał walczyć z
bezsennością. Będąc jakieś 300 metrów od domu zauważyłem biały kształt na drodze. Mój uszkodzony mózg stwierdził, że to skuter a'la biała Vespa i nie warto czekać, aż ktoś przejdzie tą drogą ze mną, bo przecież skuter mnie nie
okradnie.. Jak wspominałem, jestem strachliwy, szczególnie po tym jak na mnie napadnięto z nożem.

Po chwili zauważam, że to "coś" zaczyna się do mnie zbliżać wolno. mijając jedną latarnię. Rozpoznaję, że to dziewczynka. Zamykam jedno oko, by nie mieć rozdwojonego obrazu i zauważam szczegóły - długie ciemne, włosy zasłaniające
twarz, na sobie miała białą suknię taką z "Bufiastymi rękawami" którą jak pamiętacie pewnie z gimnazjum, lub z podstawówki z pewnej obowiązkowej lektury, że pragnęła ją Ania mieszkająca na "zielonym Wzgórzu". Marzyła wręcz o niej, bo
w drugiej połowie XIX wieku w Kanadzie był to tak pożądany przedmiot jak dzisiaj u dzisiejszych nastolatek trampki Converse'a, koszula uwydatniająca biust z Diverse'a i najmodniejsze spodnie z House'a pośladki dzisiaj razem wzięte dla
przeciętnej dziewczyny (w skrajnych przypadkach powstawaja teraz nawet galerianki by dostać te przedmioty..). Jak w tamtych dawnych czasach kobiety chciały posiadać wyżej wymienioną sukienkę musiały się starać. Tym bardziej, że po
wyjściu z sierocińca, eufemistycznie nazywanym "domem dziecka", lub "domem opieki" te jedno ubranie było krzykiem mody i było tak wartościowe i pożądane tak jak wymienione wcześniej ubrania nowoczesne dla obecnie żyjących
dziewczyn jak (drugi przykład) nowy laptop. Trochę zszedłem z tematu, przepraszam. W każdym razie na trzeźwo już po dwóch, maksimum pięciu sekundach pomyślałbym o tej dziewczynce, że przebrała się na halloween za Samarę, czy coś w
tym stylu i bym jeszcze podrzucił jej cukierki które miałem w bluzie, na taką okazję (cukierek, albo psikus - wiele razy zostałem obrzucony surowymi jajkami, nieraz starymi, więc lepiej zainwestować w cukierki choćby dla swojego dobra).
Będąc, tak jak teraz pijanym, gdy alkohol "wskoczył" na maksymalne obroty, czyli działał najmocniej po tej godzinie-półtorej od wypicia potężnej dawki wódki. Nie pamiętam ile czasu minęło, bo rozładował mi się telefon skojarzyłem ją z
Samarą po minimum dziesięciu sekundach, lub z innym nawiedzonym dzieckiem, tym bardziej, że przechodziłem przez park liściasty, który wygląda jak las, ale ze względów prawnych chyba nie może być lasem tylko parkiem - tak w gwoli
ścisłości - przepraszam za zanudzanie szczegółami. Co do dziewczynki miała białe rajstopy, bardzo czarno pomalowane oczy , czerwone jakby łzy i suknię poplamioną także czymś przypominającym krew. Byłem pewny, wtedy, że wszystko
czerwone to krew. Zaczęła się szybciej zbliżać. Ja sparaliżowany ze strachu stoję w środku (parko-lasu)w dość ciemnym miejscu, gdzie światło tylko dociera w małym stopniu z latarni ulicznej zaczynam słyszeć melodię nuconą dziecięcym
głosem (co mnie jeszcze bardziej wystraszyło) przez dziewczynkę i coś srebrnego wystającego jej z ręki. Stwierdziłem "boże - ma nóż - żadne dziecko same tak późno bez nikogo dorosłego nie biega przez "niby las".w którym łatwo się zgubić.
Odwróciłem głowę, bo tylko taki ruch mogłem zrobić, nikogo nie ma. Dzieciaki zachłysnięci kulturą anglosaską "trick or treat" chodzą zawsze w grupie i tam gdzie są domy, a nie las i podbiegają widząc kogoś, kto po tych nagonkach
medialnych mógłby ktoś ją zgwałcić, czy porwać (achh, jak ta telewizja pierze mózgi względem niektórych spraw) gdyby chodziła sama. Srebrny, odbijający światło srebrny przedmiot wyciągnęła przed siebie nucąc dalej melodię. Gdy była
koło mnie przyspieszyła krzycząc jeden donośny głośny dźwięk w stylu pisku na koncertach "Justina Biebera".

Gdy była parę metrów ode mnie uderzyłem ją butelkę po niemieckim narodowym trunku. Zdążyłem pierwszy ją trafić, ona mnienie, pomimo że byłem w trakcie najmocniejszego momentu działania alkoholu. Spojrzałem tylko, czy nikt nie
widział mojego uderzenia, tak jak chyba ona, w końcu zdarzyło się to tak szybki - nie widział go nikt. Następnie przyglądnąłem się jej (bez wątpienia chciała mnie zabić) i zobaczyłem rzeczywiście coś srebrnengo wyglądającego jak nóż który posiadam w
domu, ale nie chciałem zostawić odcisków palców, więc tego nie ruszałem. Widziałem zaschniętą krew na jej ubraniu i wypływającą z głowy dość duży strumień życiodajnego płynu. Wystraszyłem się, że policja mnie odnajdzie, więc,

dmuchając na zimne uzbierałem szkło z butelki, zebrałem je do mojej kieszeni by wywalić je gdzieś daleko, a używając gumki na jej włosach nałożyłem jej ją na szyję, by nie widzieć twarzy. Dopiero wtedy malutka część mojej kory
mózgowej uświadomiła sobie, że mogę przykryć ją gałęziami, lecz jednak bezpieczniej, jak uda mi się wrzucić ją do malutkiej jakby rzeczki.. Zobaczę co wymyślę.. Poświeciłem wyświetlaczem z empetrójki i dzięki temu znalazłem
opakowanie po płynie do spryskiwaczy (gdzie jeszcze było z 1/3 reszty, nie wiem czy to spryskiwacz, czy co.. waliło mnie to - ale to dobrze - zmyłem ewentualne odciski) kilkadziesiąt centymetrów od tabliczki na której wielką czcionką
widniał napis "Nie wyrzucać odpadów, oraz gruzu, pod groźbą kary administracyjnej". Więc nazbierałem do tego pojemnika wodę z kałóż wymieszaną z płynem do spryskiwaczy, bo pomyślałem, że roztwór czy ta woda z kałuży plus glikol,
czy metanol, albo inny alkohol lepiej rozpuszczą ewentualne ślady, jeżeli ta dziewczyna nie powróci do innego świata w co wierzyłem mocno i szczerze, ale jak mówi przysłowie "strzeżonego, pan Bóg strzeże" - czyli policja mogła ją znaleźć
wcześniej. Po około dwudziestu minutach z wykorzystaniem znalezionej obok wspomnianej tabliczki szmaty przeniosłem ją do wspomnianej rzeki, a raczej ją tam wrzuciłem. Do rzeki wyglądającej teraz jak rów melioracyjny. Leżała w
wodzie, twarzą do dołu. Rów szeroki był na dwa metry w najwęższym punkcie, w najszerszym z cztery metry. Głębokość rowu to na oko półtora metra, w tym z 90 cm wody wyglądającej na pierwszy rzut oka jak kawa, czyli czystością
przypominały dolnośląskie małe jeziorka "rekreacyjne", gdzie wstęp kosztuje 3 złote. Nie patrzyłem się na jej twarz z moją chorobą, mógłbym za godzinę jej nie pamiętać, ale równie dobrze mogłaby mi utkwić i powodować coś strasznego w

moim organizmie do końca życia po takim szoku (samym zobaczeniem twarzy osoby którą zabiłem).. Tym bardziej, że nie miałem ani leków na schizofrenię ani tych uspokajająco-nasennych (clonazepam) ani przy sobie, ani w organizmie.

Dodam jeszcze, że kierowałem się w stronę łąki przez las wzdłuż rzeki razem z jej prądem - żaden grzybiarz nie zauważy nic. Ciało pewnie przepłynie dzięki prądowi rzeczki przez całą opuszczoną łąkę, która ma kilka kilometrów.
Pamiętam te właśnie wielkie pole zaraz koło lasu z czasów dzieciństwa, gdy było całe obsiane pszenicą. Pomimo tej różnicy wieku (10-15 lat temu ten teren istniał jako pole), dalej pamiętam jakie to było i jest ogromne, a ta rzeka jeszcze
miała wiele "zakrętów" więc do "przepłynięcia" upiór będzie miał dużo czasu. Oczywiście średnio co 2 minuty patrzyłem się czy nikogo nie widać uciekając do drogi asfaltowej, ze względu m.in. na swoją chorobę. I nie zażyte leki.

Choć było, dałem radę. Było ciemno jak w d.. dziurze. Jedyne światło dawała mi empetrójka, a raczej jej wyświetlacz, bo telefon z cztery razy większym wyświetlaczem i zwykłą diodą rozładował mi się. Biegłem jak najszybciej mogłem, ale wiadomo, człowiek taki jak
ja z przeciętną kondycją szybko się męczy (pomimo adrenaliny dającej "kopa") i nie będzie miał kondycji jak Usain Bolt, więc trochę zwolniłem, a nawet może biegłem truchtem.

Szok i alkohol spowodował to, że mój mózg pracował
kompletnie inaczej niż zawsze u mnie bądź u normalnego człowieka (jeżeli w ogóle wiem co czułby normalny człowiek). Wbiegłem na osiedle, także wzdrygając się każdego hałasu, oczyściłem swoje ubranie chusteczkami z piachu i widzę po
chwili koło mojego bloku moją bardzo dobrą koleżankę (Karolinę) chodzącą po tej samej trasie jak ktoś zestresowany, starszą ode mnie o jakieś 5 lat.

Jest blada i roztrzęsiona. Pytam się jej - "co się stało? Napadło cię te dziecko z nożem,
zrobiło ci coś? I co w ogóle robisz pod moim domem czemu nie odbierałeś? chciałyśmy ci niespodziankę zrobić.." -"telefon mi padł" wtedy ona przestała chodzić w kółko z nerwów, osiadła na schodkach do mojego domu i mówi "Angelika,
moja córka! I twoja chrześniaczka!" - Mówi ze zdenerwowaniem, prawie płacząc, ostatni raz zachowywałem się tak jak dostałem telefon, że umarła mi w matka w wypadku samochodowym w męczarniach na miejscu wypadku. "Wyszła po
ciebie, z resztą często po ciebie wybiega, lubi robić ci niespodzianki." - Mówi spokojnie, ale ma załzawione oczy i leci jej lekko śluz z nosa. Pytam się "Jak wyglądała, bo może ją gdzieś minąłem" właśnie z tego powodu i jeszcze dlatego, że
zjawa mogła jej coś zrobić. Słyszę odpowiedź. -"Siała ze sobą nawet telefon i miała wrócić po maksymalnie pięciu minutach. Wytłumaczyłam jej że to wtedy jak na wyświetlaczu pojawi się mała wskazówka na cyfrze 6", chociaż ona zna się
na zegarku i na swoim telefonie, sama kiedyś się chwaliła co dostała od ciotki na komunię i co ten prezent, czyli telefon potrafi. Ja jej dałem tylko przenośny odtwarzacz muzyki. Pytam się Karoliny, czy próbowała dzwonić, odpowiedziała mi,
że nie odbiera, a dzwoniła kilka razy, ostatnio usłyszała "abonent jest poza zasięgiem" - tak jak telefon by się jej rozładował, albo by go wyłączyła, zepsuła itp.. Angelika nosi telefon (dla szpanu pewnie) do szkoły i go wycisza, a co za tym
idzie często zapomina z powrotem włączyć dzwonki.. Dowiedziałem się też, że wywróciła się w swojej sukience karnawałowej księżniczki i jescze w zasięgu wzroku matki, ale pobiegła dalej, by nie dostać "opi..eprzu". Zapraszam Karolinę na
kawę.

Ja piję kawę z cytryną, by wytrzeźwieć, jak to robi kolega mojego ojca. Nie wiem, czy cytryna coś daje, ale na pewno nie zaszkodzi. Poza tym, że się porzygać mogę, ale i tak zadziała w pewnym sensie bo alkohol się już nie wchłonie. Karolina z racji, iż przyjechała pociągiem, nie autem dostała herbatę miętową z klonazepamem rozpuszczonym, który miał ją uspokoić. Rozmawialiśmy dłuższy czas, dzwoniliśmy do niej parę razy, dowiedziałem się, między innymi o tym, że byli w mojej miejscowości na balu halloweenowym. karolina zasnęła po 35 minutach uspokojona od pójścia do łóżka, ja zasnąłem po godzinie męczarni niczym w "Trainspotting", tylko nie przez dragi. Dopiero w środku nocy obudziłem się zlany potem, biorąc głęboki oddech, taki jaki bierze ktoś będący pod wodą. Serce mi "na.. walało" bardzo mocno, domyślam się, że ciśnienie miałem takie jak grubas przed wylewem.

ZROZUMIAŁEM!

Angelika wywróciła się, miała plamy krwi na stroju księżniczki wzorowaną na taką sprzed wielu dekad. Przypomniało mi się, że zawsze mnie lubiła i wybiegała mi na spotkanie wskakując dosłownie na mnie i zapierając się na mnie nogami.
Na komunię dostała ode mnie empetrójkę w kolorze srebrny metallic, w którym wręcz dało się przyjrzeć, aż tak przypominała kawałek ostrego szkła i do tego dostała w komplecie czarne słuchawki. Telefonu nie odbierała, bo nie miała włączonego dzwonka i wibracji. Założyła sobie włosy do przodu po to by mnie wystraszyć. I pamiętam tą melodię którą śpiewała. To wolny kawałek który jej wrzuciłem jako pierwszy i przypadkiem najbardziej się spodobał jej, pewnie nucąc go, słuchała właśnie tej piosenki. Nie odbierała ostatnich telefonów, bo leżała w wodzie zbierając nozdrzami piach. Gdy zacznie gnić kawałki jej ciała zjedzą jakieś nieznane mi przedstawicieli gatunku ryb, po miesiącu, w jeziorze Roblickim znajdzie dzieciak bawiący się na zaśmieconej plaży kości ludzkie z resztami mięsa i ewentualnie pochwali się mamie, a ona to zbagatelizuje, lub da kość psu do zjedzenia. Nie mam pojęcia jak to się skończy. Wiem tylko jakie jest dla mnie wyjście.


10mg klonazepamu, a wtedy 400mg heroiny. Umrę szczęśliwie we śnie. Zastanawiam się tylko czy przy tej rzeczce i w razie czego tam wpaść i "płynąć" jej trasą, czy zostawić list, albo ogólnie zniknąć.. i umrzeć tam, gdzie ludzie nie chodzą.
  • 6

#381

Wyxud.
  • Postów: 111
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Last Minute FM

Codziennie dokładnie o godzinie 00:00:00 na częstotliwości 12.2 MHz Nadawana jest audycja Śmierć na nieznanej stacji "Last Minute FM" Jeśli chcesz posłuchać tej audycji postępuj tak jak ci każę. O godzinie 23:58 rozluźnij się i przełącz radio na częstotliwość
12.2 MHz. Poczułeś się dziwnię? Jeśli tak, to oddaj się temu uczuciu, jeśli nię to znaczy, że spóźniłeś się z godziną. Dziwnie zaczniesz się czuć Jakieś 15 sekund przed godziną 00:00, lecz gdy ta godzina nastanie z radia zacznie się wydobywać przeraźliwy krzyk, krzyk tak straszny, że będziesz chciał zamknąć oczy. Nie rób tego za nic w świecie, nie ważne, że się boisz, zacząłeś to to skończ. Jeśli mimo wszytko zamknąłeś oczy, nie otworzysz ich nigdy więcej, twój głos zamieni się w głos demona i to ty będziesz krzyczał w radiu kolejnego szaleńca który spróbuje odsłuchać tej audycji. Jeśli jednak nie zamkniesz oczu, zacznie się audycja. Wszytko zacznie się od wymienienia twojego imienia, imion twojego rodzeństwa i imion rodziców, w audycji podadzą tragedię ze skutkami śmiertelnymi każdego z nich, włącznie z tobą, i to właśnie od ciebię zależy czy uda ci się jakoś tym tragedią zapobiec.




-Jest to moja pierwsza pasta wiec prosze o wyrozumiałość

Użytkownik Wyxud edytował ten post 02.10.2011 - 12:49

  • 13

#382

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nocna Rasa.


Wracałam razem z kumplami z imprezy i wtedy zobaczyliśmy dziwny cień na drodze. To przypomniało mi bardzo starą historię, którą opowiedziałam wtedy i im.
Miałam coś koło dziewięciu lat i były wakacje. Mieszkałam niedaleko mojej kuzynki, która wtedy miała siedem lat. Cały dzień przesiadywałam u niej, bawiłyśmy się, oglądałyśmy telewizje, biegałyśmy po jej ogromnym ogrodzie. Pewnego wieczoru, był to gorący sierpień, siedziałyśmy w salonie i bawiłyśmy się lalkami. Musiało już być bardzo późno, bo na zewnątrz było całkiem ciemno. W domu paliło się światło, a drzwi od tarasu były szeroko otwarte. W pewnym momencie przyszła ciotka i powiedziała, że musimy już kończyć i powinniśmy iść spać, ale my tylko pokiwałyśmy głowami.
- Czujesz? – zapytała nagle kuzynka
- Co?
- Pachnie… Ziemią
Rzeczywiście, teraz też czułam ten zapach. Taka wilgotna ziemia, robaki, zgniłe liście. Coś jak zapach gleby po deszczu.
To było dziwne. Zapach był w całym domu i jakby się nasilał. Niezbyt się tym przejęłyśmy. Ja podniosłam swoją lalką i zapytałam się kuzynki.
- Może teraz po – ale przerwałam. Ona mnie nie słuchała. Miała szeroko otwarte oczy i usta. Wpatrywała się w coś za mną. Odwróciłam się.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze to oni.
W kwadracie oświetlonego lampą tarasu stało to coś. Było wysokie, za wysokie i ciemne. Nie miało twarzy ani ubrania, ale miało kształt człowieka. Było cieniem. Cieniem.
Serce mi waliło a do oczu prawie napływały łzy. Pierwszy raz w życiu tak się bałam. To coś jakby patrzyło się na mnie oczami, którymi nie miało. Po chwili wycofało i zniknęło w ciemności ogrodu. Siedziałyśmy w tym salonie i nie miałyśmy zielonego pojęcia co zrobić.
- Szybko! – krzyknęła nagle kuzynka i wybiegła do ogrodu a ja za nią.
Stałyśmy w mroku, wokół wiał dziwnie zimny wiatr, wirowały zielone liście. Ale byłyśmy samo. To znikło.
Nigdy nie zapomnę jak się czułyśmy. I nadal ten zapach gnicia był tak mocny.
Wróciłyśmy do domu i nikomu nic nie mówiłyśmy. Dopiero, po dziesięciu latach znowu opowiedziałam to kumplom.
Ich reakcja mnie zszokowała.
Siedzieliśmy teraz przy stoliku w barze, przy kilku kuflach piwach i mojej szklance z sokiem a oni gapili się na mnie z otwartymi ustami. Za oknami padał gesty śnieg. Impreza nie udała się, a my chcieliśmy obgadać pare spraw razem. Nie spodziewaliśmy się, że zaczniemy rozmawiać właśnie o tym…
- Jezu – wyszeptał J –A ja myślałem…
- Teraz ja – przerwał mu szybko G
I zaczął opowiadać.
***
To tez było coś dziewięć lat temu.
G siedział w swoim pokoju na poddaszu i czytał. W dzieciństwie ciągle miał przy sobie jakąś fantastykę, czytał tego od groma a większość książek chyba znał na pamięć. Do teraz mu to zostało, tylko teraz to on pisze…
Akurat teraz w dłoniach trzymał horror. Mama pozwalała mu czytać opowiadania o smokach i magach, ale surowo zakazywała wszelkich upiorów i duchów, wiec był strasznie zdenerwowany. Sama ksiązką, jak wspomniał była raczej marna, ale on był młody i zawsze łatwo było go przestraszyć. Duży pokój oświetlała tylko mała lampka, której światło tworzyło potworne cienie wokół łóżka. G zaczytał się bardzo mocno, serce waliło mu jakby właśnie zobaczył piękną kobietę. W książce młody chłopak szedł przez dom, gdy usłyszał dziwne stuki.
G coś męczyło. Dziwne uczucie. I zapach.
Podniósł głowę i zaczął krzyczeć.
Przed jego łóżkiem stało coś.
Tym razem to nie był po prostu cień. Miało więcej kształtów, G widział długie palce zakończone szponami, nienaturalnie długie, ugięte w kolanach nogi i wykrzywioną twarz. Krzyczał strasznie głośno, a serce mało nie rozerwało mu klatki piersiowej. Nagle to coś zaskrzeczało, odwróciło się i wyskoczyło przez otwarte drzwi balkonu. Wyskoczyło to idealne słowo.
G patrzył się na balkon i cały drżał. A smród ziemi aż go dusił.
***
Siedzieliśmy w ciszy pochyleni nad stolikiem. Nikt nie wiedział co powiedzieć. W końcu odezwał się J.
***
To było tylko sześć lat temu. J był typem chłopca, który musi zrobić wszystko. Niektóre dzieci, gdy ich rodzice zakazywali im tego, wspinały się na drzewa, ale J wspinał się na sam szczyt a potem zeskakiwał z gałęzi. Tak to wyglądało. Trudno powiedzieć, że był bardzo odważny, raczej nigdy nie zastanawiał się nad niebezpieczeństwem.
Więc ja miałam te trzynaście lat a oni też coś koło tego. Wtedy łaziliśmy razem po osiedlu, słuchając muzyki z telefonu G (nikogo nie było wokół, wiec nikomu to nie przeszkadzało). Było zimno, a na dodatek wszędzie ciemno, więc chodziliśmy drogą w świetle latarni tam i powrotem. Chyba nawet zbytnio się nie odzywaliśmy, może raz na jakiś czas ktoś coś mówił i zaraz wszyscy troje wybuchaliśmy śmiechem. Tak już było. W końcu i to nam się znudziło. Po prostu rozeszliśmy się. Ja i G w jednym kierunku a J w drugim.
Zniknął nam w ciemności, ale po chwili przybiegł do nas. Był blady jak ściana i błagam G, żeby go odprowadził do domu. Błagam na prawie na kolanach.
Nigdy nie rozmawialiśmy dlaczego się tak przestraszył. Aż do teraz.
Gdy był już blisko domu, w świetle zauważył coś.
Ciemny kształt.
***
Więc każdy z nas widział to coś.
Nikt nie wiedział co powiedzieć, więc wyszliśmy z tego baru i poszliśmy do domu. Ale wtedy w nocy spałam bardzo źle. Ciągle mnie to męczyło.
Nocna Rasa. Zaczęliśmy to tak nazywać o wiele później.
Postanowiliśmy, ze znajdziemy je. Wiec zaczęliśmy szukać informacji.
Jak się okazało wiele osób widziało Nocną Rasę. Dziwne, prawie ludzkie postacie stojące w świetle a potem uciekające w ciemność. Karmiące się tylko widokiem człowieka.
Pewnego dnia siedzieliśmy na ławce przed blokiem i po prostu zastanawialiśmy się. Znowu było bardzo późno, światło latarni przeganiało cienie. G zaciągał się papierosami, J prawie spał i ja wpatrywałam się w ciemność. Jakbyśmy czekali. Ale nic nie nadchodziło. Panowała cicha, a my karmiliśmy się nią, każdy pogrążony we własnych myślach.
Ludzie opowiadali nam rożne historie. Większość się śmiała, ze zajmujemy się takimi pierdołami, ale kilku podeszło do tego bardzo poważnie. Ciągle drżały im ręce na myśl oczyma co widzieli, a co na pewno nie było koszmarem czy przewidzeniem, iluzją…
Wtedy latarnia zgasła.
Wyciągnęłam telefon i tym rozświetliłam mrok. Zaczęliśmy się śmiać. Był w tym jakiś makabryczny żart.
Wtedy poczuliśmy wiatr. Zimny wiatr.
Ktoś usiadł obok mnie.
- Powinniście już być w domu – odezwał się zachrypnięty, męski głos.
- Tu jest nasz dom – odpowiedział G jak zwykle, pewny siebie.
- Mój też.
Zapadła cisza. Byłam pewna, że J i G właśnie wymieniają się ironicznymi spojrzeniami.
- Wiecie to takie straszne – kontynuował.
Głównie przez to wam o tym pisze, swoją drogą…
- To takie straszne gdy światło gaśnie – dokończył
Milczeliśmy. Nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
- Jedyne co pragnę to światła. Tak bardzo potrzebuję światła. Tak bardzo pragniemy światła.
Nerwowo przekładałam telefon z dłoni do dłoni. W końcu wypadł mi na chodnik. Pochyliłam się by go podnieść, gdy jeszcze ten facet mówił. Podniosłam telefon i wtedy nikłe światło ekranu padło na dłonie nieznajomego.
Miał długie szpony.
Nigdy nie biegliśmy jeszcze tak szybko. Nienawidzę biegać, ale wtedy tak bardzo się bałam, ze przebiegliśmy całe osiedle. Zatrzymaliśmy się dopiero przy klatce schodowej. W dłoni nadal trzymałam telefon, tak mocno, że palce aż zbielały.
I choć nadeszło znów duszne lato, każdy z nas boi się spać przy otwartym oknie.
  • 5

#383

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Opowieść autorska powstała z natchnienia mojego ojca, nie wiem czy się nadaje.

SAMOLOT


Miał miejsce przy korytażyku, od wewnątrz. Nie dbał o to , czy będzie miał miejsce przy oknie , z tyłu przodu, od okna. Latał juz tyle razy samolotem, na tej samej trasie, że nie robiło to już na nim wrażenia. Po prostu, kolejny lot, kolejna operacja i cierpienie, ból. Fundacja "Dla Michała" dysponowała pokaźną sumką, dzięki której mógł szybko i w miare bezstresowo odbywać podróż do Warszawy. Wprawdzie najlepsi fachowcy w "oparzeniówce" byli w Siemianowicach Śląskich, jednakże najlepszą placówką w kraju , pod względem rekonstrukcji twarzy była placówka w Stolicy. Był tam juz kilkukrotnie. Wspaniali fachowcy, obsługa, sprzet. Tylko nieliczni tam mogli się leczyć. Ciągle mial wyżuty sumienia , czy powinien kożystac z tego. Jednakże wszyscy wokół , mówili i zapewniali ,że zasłużył na to, że byłby głupi gdyby nie robil tego. Kiedyś strażak , dziś inwalida. Kiedyś bochater, dziś potwór. Twarz z lewej strony , mimo kilku operacji zeszpecona . Wiele razy myślał, wychodząc na ulice , czy aby nie powinien wziąść na twarz jakies maski. Tak jak w opowiesci Aleksandra Duma -"Czlowiek w masce". Jednakże wzbudzało by to chyba jeszcze więcej ciekawosci, zdziwienia.Najgorzej bylo z dziecmi. Te calkiem male płakały, te starsze mówiły żecz po imieniu -potwór, Cwasimodo, Kruger itp. W sumie, nie wie dla kogo poddaje sie tym operacjom, bólowi. Piekny juz nie będzie. Nie miał i nie ma dla kogo sie starać. Mimo zbliżającej sie czterdziestki był ciągle sam. Gdy jeszcze pracowal ,koledzy probowali go swatać. Po kilku latach przywykli i dali sobie spokój. Nie to że miał inne orientacje, lubiał kobiety i one jego chyba. Krotkie epizody, sytuacje czasem smieszne , czasem dziwne .Aż do pożaru zakładów chemicznych. Tam nie mialo byc nikogo. A jednak krzyki ludzkie w scianie ognia , potwornych klębowiskach dymu, spadajacych rusztowań, gryzących oparów srodków chemicznych. Tylko on był na tyle głupi aby wskoczyc po prezesa. O ile sekretarkę wyciągnęli we dwuch, nieprzytomną co prawda, to po prezesa Tatara wskoczyl sam , mimo protestów. Zanim dotarł, człowiek tez zamilkł. Raczej go namacał niz spostrzegl. Ciągnąć nieprzytomnego czlowieka ponad sto kilogramów ważącego, to równie dobrze można ciągnąć pusta przyczepę. Brakło tych kilkunastu, kilkudziesieciu sekund...Potem tylko odglosy krzyku, rozmów. Obudziły go ciche rozmowy . Otworzyl oczy. O ! I jest nasz bochater! Potem była prasa, wywiady. Zdjęcia w gazetach, a nawet 10 sekund telewizji regionalnej. Następnie podziekowania od prezesa Tatara. Do tej pory nie wie , czy czlowiek ten jest takim egoistą, tchurzem , czy tak dobrym czlowiekiem. Na pewno dotrzymujacy obietnic. Wyplakal mu na łóżku-czlowieku , ja cie tak nie zostawie! I nie zostawil! Stworzył fundację dla niego, na jego rechabilitację. Michał, po tym gdy wyszedł ze szpitala, spotkal sie z opinią, ze takiego pracodawcy drania, mógł nie wyciągąć. Tymczasem jego rozmyslania przerwały dwie kobiety , które siadły obok niego . Jedna około dwudziesutu lat, druga atrakcyjna jeszcze czterdziestka. Jak na komendę, opusciły fotele na pół -leżąc. Młodsza , siedząc bliżej Michala wzdrygneła sie widząc lewa stronę jego twarzy. Coś szepnęła starszej. Ta półglosem -nie masz innych problemów?

-Mam. I ty nią jesteś.
-co znowu?
-mamo, ojciec od kilku lat nie zyje, mogłabyś z kims sie związać. Przecież, tak naprawde i tak go nie kochałaś.
-Tak? To po co latamy na cmentarz do Warszawy?
-Może ,żeby zabic wlasne sumienie mamo?!
Po krótkiej rozmowie którą obserwował Michal , zza ciemnych okularów panie przystąpiły jednoczesnie do rozwiązywania krzyżówek. Jak na komendę, jaka synchronozacja? Pomyślał z ironią, ale jednak w dalszym ciagu dyskretnie obserwowal obie kobiety. W międzyczasie samolot sie wypełnial. Zauważył, że zarówno mlodsza jak i starsza kobieta mają tzw myszki na przedramieniach prawej ręki. Gdzies juz to widzial? Tylko gdzie? Pociemnialo mu w oczach. Przypomnial sobie!
-Prosimy o zapiecie pasów-w tle glos stewardesy.
Czy to możlliwe? Swego czasu bawił się w detektywa, szukał kobiety. Kobiety której nie zapomniał po ponad dwudziestu latach. Kobiety, przez którą chyba był sam..Słyczał od znajomych że pracowała w restauracii, była barmankaą, jak i szefową powiatowej mordowni o dzwiecznej nazwie Słowianska". Był tam cały dzień, kilka lat temu. Zniecierpliwiony popytal w koncu i okazalo się ,ze się spóznil kilka miesiecy. Dlaczego to sie tak skonczyło? Przecież sie kochali. Czy powodem mogła być rodzina? Wiedzial , że go nie akceptują. To syn robotniczej rodziny, tak mówiła gdy powiedziała mu ,ze muszą skończyc ze sobą. Przy innym spotkaniu pokazala pręgi na plecach , od ojca. A przeciez mogło to byc tak pieknie..Była to milość całkowicie czysta , bez seksu. Aż do ostatniego dnia szkoly. Udaną maturę uczcili oboje przy ognisku, razem. I wtedy to był, tejeden, jedyny raz. Potem listy. Brak odpowiedzi.
-Michalina, do jasnej cholery, zapnij te pasy-glos matki.
Pojechal tam kilka razy, nic sie nie dowiedziawszy. Został strażakiem , poswięcil się pracy. Czas leczy rany, niektórzy tak mówią. Wydawalo mu sie ,że dyskretnie obserwuje kobietę. Lecz ta spostrzegła , bądz wyczuła że jest obserwowana. Ale bartdziej ją chyba intrygowało to , co sie dzieje na pokładzie samolotu i poza oknem. Blada stewardesa wpadła i ostrzegła o problemach samolotu który , dopiero co wystartowal, ale był w powietrzu. Nakazala sie schylić, spuscic glowę między nogi. Powstal wrzask, pisk ,.płacz. Michał uchylił okulary, spod nich bylo widac jego kobiecy wabik , w postaci oczu w kolorze piwno -niebieskim. Wyciagnąl sie bardziej, aby móc wyłapać spojrzenie kobiety. Ta , o ile mogła starała sie utulic córkę i uspokoić. Wycie silników na sekundy wzrosło, potem umilkło. Kobieta w koncu spostrzegła spojrzenie męższczyzny, zza glowy dziewczyny. Najpierw w jej oczach można bylo zauważyć odraze, potem zdziwienie, zaskoczenie. Widac to bylo w okrągłych oczach kobiety. On , spod okularów puscił oczko. Tym razem w jej oczach można bylo zobaczyc usmiech. Chociaz na tę krótką chwilę, bo potem nie bylo juz nic..


Przypominam o historii o gumie Turbo, którą DIAMETRALNIE poprawiłem. Jest na tej stronie tematu, ale prawie nikt jej nie widzi.

Użytkownik optyk edytował ten post 04.10.2011 - 16:20

  • 1

#384

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

http://www.youtube.com/watch?v=TKwvCN4BmgI - Przesłuchajcie od 03:06


Sandra - autorska opowieść Optyka


Przez pewien czas byłem fanem, a wręcz fanatykiem Nirvany. Miałem każdą ich oficjalną piosenkę i większość niewydanych i nieoficjalnych.

Tej nocy nie mogłem spać, po prostu nie chciało mi się, a zawsze w takich chwilach zakładam dobrej jakości słuchawki izolujące mnie od chrapania mojego brata (które strasznie mnie wkurza). Tym razem też tak samo zrobiłem. Przesłuchałem "Spodnie z GS-u", Polly (New Wave)", "Stain" ("Stain" to ulubiona piosenka moja i Optyka, bo opisuje to, jak autor piosenki jest postrzegany jako wyrzutek/outsider). Nadeszła część na Piosenkę Nirvany - Moist Vagina, nazywana nieraz "Marijuana". Utwór ten jest typowo Nirvanowy, a na końcu Kurt (wokal, gitara) przy użyciu efektu nakładaniu głosów lub w duecie prawdopodobnie z Grohlem (perkusistą) wydają taki jakby gardłowy dźwięk (filmik powyżej). Od minuty około 3 i 6 sekundy, występuje to zjawisko. Nie ma w tym nic dziwnego - dotychczas..

Dźwięk ten normalnie nie przekracza około 30 sekund, lecz ja go słyszałem po tym czasie dalej, tylko ciszej. Otworzyłem oczy, by zobaczyć czy nie ustawiłem zapętlania w odtwarzaczu. Nie zrobiłem tego. Słucałem następne piosenki, takie jak "Drain You", "Heart-Shaped Box" i inne. Łącznie leżałem tak z zamkniętymi oczami z 15-20 minut. Ciągle słyszałem ten dźwięk. Podgłaśniając na chwilę empetrójkę (przecież nie zasnę w hałasie Dziwny dźwięk nie robił się głośniejszy. Na początku myślałem, że może mnie monotonność tego odgłosu uspokoi, ale jak chrapanie mnie denerwuje, zdenerwowało mnie i to, po kilku minutach nawet. Moje złe emocje narastały.

W końcu zdenerwowany Postanowiłem wejść do pokoju brata i pożyczyć jego odtwarzacz, bo resetowanie mojego nic nie dawało, a radio w pokoju nie zagłuszyłoby odgłosów chrapania domowników i mogłoby ich obudzić. Zamieniłem odtwarzacze w mgnieniu oka przy świetle telewizora odpalonego na kilka sekund.

Nigdy nie zasypiam z pełnym pęcherzem, więc odwiedziłem toaletę. Po ciemku. Musiałem wydalić urynę "jak kobieta" by po ciemku nie oblać niczego.. Teraz to wydaje się wam pewnie to śmieszne. W toalecie zapaliłem światło dlatego, bo jak wiadomo nagła zmiana natężenia światła powoduje ból oczu, a właśnie te światło prześwitujące przez weneckie lustro z toalety Mogło obudzić rodziców mających pokój w takim miejscu, że te jasne promienie z wyżej wymienionego pomieszczenia trafiają prosto na ich twarze. Znów ryzyko obudzenia.

Jak wiadomo, człowiek nie jest w dobrej formie psychofizycznej kilka sekund po wyjściu z łóżka, dodatkowo w ciemności trudno cokolwiek zauważyć, więc przez przypadek wpadły mi do muszli klozetowej monety, około dziesięciu złotych. Głupota.. Schylam się, mając w butonierce pieniądze i jeszcze z nimi śpię..

Byłem więc zmuszony zapalić światło. Wiem, że przeważnie słuchając czegoś przez słuchawki wszystko robi się głośniej, ale ja jednak nie zdejmowałem ich, by nie pomylić po ciemku lewej słuchawki z prawą. Nie wiedziałem wtedy, że zapalę żarówkę. Pogrzebałem w muszli, co nie jest miłym zajęciem, opłukałem dłonie po znalezieniu wszystkich dostępnych przeze mnie monet i kierując się w stronę mojego wyrka zawsze muszę minąć wannę. Mieszkam w bloku, więc jak 4/5 "blokowiczów" mam toaleto-łazienkę, czyli dwa w jednym :) .Zauważyłem tam przyjaciółkę która miała klucze od mieszkania, bo byliśmy niemal parą, dodatkowo po kłótni z rodzicami na wiele tematów, Sandra nie miała gdzie mieszkać, bo "wyrzucili ją z domu" m.in. przez to, że widujemy się średnio 25 razy w miesiącu, a ja jej daję "zły przykład", choć tak na prawdę jestem o wiele bardziej uczuciowy niż inni. Jestem też szczery, pomocny i kulturalny, ale jak wiadomo, rodzic, to rodzic. Plotka, to plotka. więc m.in. nocowała u nas.

Będąc zdziwionym tym widokiem wyłączyłem odtwarzanie, ale wygłuszające słuchawki dalej przebywały w moim kanaliku dousznym. W międzyczasie, nie bojąc się o jej zdrowie oczywiście, pomyślałem - szmelc, dobrze, że mam gwarancję. A jak nie przyjmą to je naprawię i nie usłyszę "dżwięku yyyyyyyy wydobywanego przez wciąganie powietrza do płóc". Myślałem, że po prostu wracając z uczelni oddalonej o parę kilometrów przesadziła trochę z alkoholem, a nie chciała mnie budzić, bym przesunął się na mojej rozkładanej dwuosobowej kanapie, na której nieraz już spaliśmy (a większość czasu w sumie nie spaliśmy :) hmmm.. jak miło), aby rodzice nie myśleli, że "to niemoralne!" oraz by nie obudzić nikogo z mieszkania, np. wywracając się zrobić hałas, przy okazji budząc wszystkich prócz mnie, pomyślała, że pośpi w wannie, a rodzicom moim wytłumaczy wszytko, bo mają ogromne zaufanie do Sandry i bardzo ją lubią nie bojąc się konsekwencji. Co najwyżej pewnie usłyszałaby "poproś następnym razem Łukasza (mnie) by odstąpił ci łóżko, a sam poszedł spać na łóżku polowym (albo nawet przesunął się;) i spał w łóżku jego, bo jest bardzo duże, z 3 osoby się zmieszczą).

Z racji, że jej głowa była pod kranem, w wannie odkręciłem na chwilę zimną wodę, by stuprocentowo upewnić się, czy wszystko jest ok. Następnie uderzyłem ją w policzek (co mnie bardziej by zabolało gdybym uderzył kogokolwiek - mam "rozwalony" palec). Drugi raz lżej ją uderzyłem (nie, nie jestem damskim bokserem). Poczułem ból dość duży, więc parę razy "z liścia "coraz mocniej, drugą dłonią. Ale ona się nie budziła. Chcąc wlać na nią lodowatą wodę, a nie chcąc niszczyć ubrania, bo nigdy nie prałem nic, a nie wiedziałem, czy ma w swoim ubraniu tablet (jeżeli po tym wyczynie jest jeszcze cały ;) ). Rozebrałem Sandrę do podkoszulka i do majtek. Oczywiście, że ona mi się bardzo podoba, ale wtedy o tym nie myślałem. Odłożyłem jej ubrania, odkręciłem najzimniejszą wodę lejącą się prosto na jej głowę. Nie chciałem kontynuować poklepywań po policzkach, by przez te moje "plaskacze" miała siniaki bolące, czy też nie.. Poczekałem z pół minuty, patrząc, by woda nie leciała jej do nosa i ust, poruszałem ją trochę.. Ale nic się nie wydarzyło. Oczywiście woda już się nie lała.

W końcu dla wygody i przez to, że sobie przypomniałem ściągnąłem słuchawki zrozumiałem, że tajemniczy odgłos wydobywał się z łazienki. Dokładniej.. od Sandry! Na pewno przez uszkodzenia fizyczne. Woda lejąca się na nią na białej wannie pozostawiła czerwone kałuże od krwi (na początku myślałem o okresie), ale po czasie postanowiłem podwinąć podkoszulek na tyle, by zobaczyć, czy się nie wywróciła i nie zdrapała skóry. Zdążyłem jeszcze na nią raz kaszlnąć i (chyba) raz kichnąć. Doznałem szoku!
dwa ślady ostrego narzędzia, takiego jak ostro zakończony nóż widniały pomiędzy żebrami na wysokości lewej i prawej części płuc. Wystraszony zacząłem "dochodzenie w stylu Noir" (a raczej autopsję). Zauważyłem też rozcięcie, jakby obmyte (pewnie zdążyła się tam wytrzeć, lub jak nie patrzyłem zmyła jej się krew) na wysokości gardła. Z racji, że znam się na medycynie, poświeciłem jej latareczką w źrenice. Nie reagują - SANDRA NIE ŻYJE! Najgorsza rzecz jaka mnie spotkała! Ręce trzęsły mi się coraz bardziej, jak zaraz przed padaczką, a adrenalina na takim poziomie jaki ja miałem zabiłaby nie jedną osobę.

Jedyne co miałem na myśli to to, by zadzwonić na policję z telefonu brata, który akurat trzymał na półeczce umieszczonej zaraz po wyjściu z łazienki. Pomimo dosłownie groszy na jego koncie, mogłem zadzwonić do "pana władzy" przedstawiłem się, podałem rok urodzenia - 1993. Z tym, że mam osiemnaście lat.. Opowiedziałem wszystko co istotne szczegółowo od chwili wejścia do toalety, do zauważenia, że wybrania numeru alarmowego. Również niepotrzebnie powiedziałem o tym, że cięcia wykonano (moim zdaniem, nie powiedziałem o tym) nożem. Po paru formalnościach, około pięć minut później przyjechali policjanci, a za następne (około) 5 minut karetka (policjant stwierdził zgon więc po co się spieszyć ratownikom..). Powiedzieli mi, że formalnie odpowiadam za własne czyny, ale w tej sprawie musi też coś powiedzieć świadek i coś powiedzieć, chociaż symboliczne trzy grosze. Gdy wchodzili, to i tak pewnie postawili rodzinę na nogi, ale myśleli, że to moi koledzy czegoś ode mnie chcą, więc tylko ojciec wydarł się "ciszej! Ktoś chcę spać!". Gdy patolog (czy jak ona tam się zwie - z prawa jestem kiepski) badał Sandrę i pobierał jej próbki krwi, płynów itd., dwóch policjantów spytało mojego prawnego opiekuna, czyli tatę, czy coś widział, słyszał etc. Odpowiedział, tylko, że słyszał parę razy mój kaszel (jestem przeziębiony) i wejście policjantów, oraz obudziło ich światło przebijające przez lustro weneckie z toalety, i hałas nalewanej wody (tatę i mamę łatwo obudzić). Nie wiem co się działo dalej z ciałem.

Ja zeznałem jeszcze raz, tylko, że wszystko zostało spisane i usłyszałem, żebym się nie martwił, wszystko będzie dobrze, ale jest taka procedura, by mnie zapięli w kajdanki. Niewygodne dość rozwiązanie, ale musiałem to zrobić. Gdy dojechaliśmy na posterunek przypięli mnie do grzejnika. Już wtedy wiedziałem, że coś jest nie tak.Słyszałem ciche głosy. Mówili mi, że mogę przenocować na jednym łóżku w ich areszcie, ale muszę być przypięty kajdankami przynajmniej do jednej ręki i jednego szczebelka łóżka. Nie miałem wyboru. To znaczy miałem, ale wolałem to, niż zimny kaloryfer i jeszcze większy hałas niż leżąc w niewygodnym, być może pełen wesz łóżku.

Następnego dnia pojawiłem się zdaje się w budynku prokuratury, pod obstawą innych już policjantów. Porozmawiałem m.in. z obrońcą. Wtedy byłem pewny, że jestem podejrzany.

Po około dwóch miesiącach w areszcie śledczym, pobraniu próbek dna i poznaniu zarzutów nastąpiła sprawa sądowa.
Druga oskarżona osoba, która pod pretekstem jakimś pewnie przyznała się, że ją widziała w tamtym dniu to tylko jej koleżanka, która mówiła, że nigdzie nie była, bo zaraziła się ode mnie chyba grypą, może pójdzie to "Optyka". Bo ją zaprosiłem dzień wcześniej, pod pretekstem takim, by pożyczyła płytę "Bleach" Nirvany. Na prawdę chciałem z nią poprzebywać, bo byłem w niej mocno zakochany, ona we mnie może..

W trakcie rozprawy musiałem kilka razy z obstawą i kajdankami wychodzić na korytarz i wracałem. Moja mama na korytarzu płakała, chciałem ją przytulić, ale bałem się, że ktoś pomyśli: smutny - wie, że będzie siedział - winny.

Opowiedziałem to co w dniu śmierci Sandry sądowi, bez zawahań, ale dość zestresowany odpowiadałem także obrońcy.
Nastąpiła narada sądu.


Druga potencjalnie winna osoba (koleżanka Sandry) okazała się być niewinna.

Ja natomiast przez to, że zaprosiłem ją do domu, nie podając godziny. Między innymi przez to, że zostawiłem resztki swojej krwi z mojego zranionego palca, przez kichnięcie i kaszlnięcie na nią stałem się podejrzany o wiele, wiele bardziej. Gwoździem do trumny był wymaz z pochwy. Sandra brała tabletki antykoncepcyjne, by mimo tego, że nie jestem jej chłopakiem, ale jestem atrakcyjnym ale każdy ma jakieś potrzeby seksualne, a ja byłem przystojny i chyba dobry w łóżku (nie chwalę się) minimum raz na tydzień się zabawialiśmy. Nie używałem więc przez jej tabletki kondomów, dlatego w pochwie miała ślady wiadomego pochodzenia mojego DNA.

Zostałem osądzony tylko na 18 lat więzienia dzięki dobremu obrońcy za gwałt i zabójstwo. Być może wyjdę wcześniej za dobre zachowanie, ale i tak staram się o tym nie myśleć, by się nie zawieść. Pierwszy raz (na prawdę) widziałem nieżyjącą osobę, tym bardziej kogoś kogo kocham, dodatkowo jestem słaby psychicznie, więc ta resocjalizacja i pobyt w więzieniu tylko pogorszy moje zachowania i osobowość.

Rodzina sandry nawet nie wiedziała gdzie się ona uczy - nie utrzymywali kontaktu od bardzo dawna, ale po poinformowaniu ich o śmierci córki (i po usłyszeniu ostrego ochrzanu) postanowili dosłownie spalić, lub też wyrzucić wszystko co było tylko jej.

Na widzeniu po ponad 12 miesiącach z matką w więzieniu, przyniosła mi ona karteczkę (robiąc porządki w moim starym pokoju. Była ona tam, gdzie zawsze trzymam moje rzeczy codziennego użytku - np. dezodorant), gdzie była część rozmazana, nie pamiętam dokładnych słów na niej zapisanych, ale postaram się być najbliższym oryginałowi: "Dla F.E.Z.A TYLKO!: Napadli mnie dzisiaj (przypomminam: z telefonu i z iPada 2 chyba). Rozpłakałam się, ale wiadomo, to tylko rzeczy materialne, nie to jest powodem. Wróciłam późno, bo byłam u lekarza, który po diagnozie dał mi nie więcej niż 2 lata życia, w tym większość w bólu. Tak na prawdę was kochałam jak rodzinę, a ciebie jak męża. Gdybym była zdrowa chciałabym się ożenić, tak cię kocham (tak, jestem całkowicie trzeźwa), nie wiem czy ty o tym wiesz. Od wielu tygodni ból w się nasilał, ale myślałam, że to tylko anoreksja i inne jak dla mnie nie ważne sprawy, poza tym nic by nie dało zgłoszenie się wcześniej do lekarza. Za chwilę wezmę eter i będąc chwile nieświadoma tego co robię dźgnę się nożem, lub zrobię coś innego równie groźnego. Wiem, że późno chodzisz spać, więc jeżeli ty też mnie kochasz, jak ja ciebie, to pozwól mi pomimo bólu przeżyć następne kilka miesięcy, lub zdecydować się na terapię eksperymentalną. Po prostu zadzwoń po karetkę i udziel szybkiej pomocy. W razie czego - do widzenia wam wszystkim w niebie"

Oczywiście było to napisane bardziej chaotycznie.

Nikt nie uznał tego. Pismo kogoś rozhisteryzowanego jest inne niż zawsze. (1/3) grafologów stwierdził, że nie podrobił nikt tego, ale on nawet nie miał poważania w mieście i stracił pracę w sumie.. Porównanie pisma to porównanie tego z listu samobójczego i z jedynego co się zdało odnaleźć - pocztówki z wakacji dla koleżanki. Pisała to rozluźniona, nie tak jak tutaj..

Więc około 1/5 wieku, osobowość, i być może życie i na pewno zdrowie psychiczne straciłem przez to, że za długo słuchałem muzyki. Za to, że chciałem ją ratować i dawaliśmy sobie razem przyjemność..

Wiele spraw się na to składa. Jedna z nich to SMS z treścią z bramki SMS'owej: nie śpij do (przypomnienie: nie pamiętam) godziny, bo pogadamy o kawałkach które ci wgrałam, więc proszę, posłuchaj je wieczorem. Gdybym nie leżał w łóżku tak długo i nie przysnął wcześniej, to być może dałbym jej od kilku (samobójstwo) i od pół roku do 2 lat do kilkudziesięciu lat życia (eksperymentalna terapia).

Jak każdy siedzę za niewinność. Tylko, że chyba ja jedyny na prawdę, chociaż czuję się winny.




Zatwierdzone przez zakład karny w Wołowie przez naczelnika Jakuba Gąszcza



****************************************************************************





Kwas - również pisane przez Optyka

Pisane w stylu nastolatki




Pomoc-odpowiedz.pl->medycyna->zatrucia->ważne!

Ale faza, nie wyrabiam, nie dojdę do domu, hahaha, śmieją się razem ze mną, w sumie nie wiem z czego xD zjarane kumpele - Olka i starsza od nas o rok Ania. Po wypiciu znacznej ilości jak na drugoklasistkę (i jedną trzecioklasistkę) gimnazjum, spaliłyśmy po raz (nie wiem jak one) pierwszy raz w życiu coś sprzedanego jako gram trawy, ale jak wiadomo, prawie zawsze młodym sprzedają gorsze jakościowo rzeczy. Coś znanego jako LSD w pigułkach żelatynowych kupiliśmy po 6 sztuk, czyli po dwie na osobę - "maksymalna bania!" - w końcu miałyśmy cały dzień dla siebie tylko, więc mogłyśmy zaszaleć. O LSD, czyli kwasie słyszałam tylko kilka zdań, ale to mi wystarczyło, poza tym tylko to pseudodiler miał przy sobie, w dodatku cena nie była wysoka, mogłyśmy sobie wybrać nawet kolor pigułki, więc syfu żadnego by nam nie sprzedał. Wybraliśmy dość duże nieprzezroczyste niebieskie pigułki, bo pomyślałyśmy, że tam będzie kwasa najwięcej. Diler mówił by brać pod język, ale baliśmy się, że np. czując niemiły smak porzygamy się po browku. Połknęliśmy więc najpierw jedną, później drugą pigułkę popijając resztkami piwa. Wzięłyśmy niemal w tym samym czasie trochę proszku, o którym nie mówiła wcześniej Olka. Ukradła bratu, ale się pewnie po piwie rozwiązał jej się język. Coś co nazywało się maferon, albo meferon, jakoś tak - niewyraźnie było napisane. Wiedziałyśmy, że czuje się po tym szczęśliwie ma się extra dużo powera. Raczej to wciągnęłyśmy do nosa - obrzydliwe bo trzeba spływający proszek z gilami połykać,(blee..), sorka za błąd. Było jeszcze fajniej już po 15 minutach, nie wiedziałam czy przez kwasa czy przez proszek. Słuchaliśmy muzyki z telefonów, jako dobre kumpele zrobiłyśmy sobie razem zdjęcie na Facebooka, ale wyszło fajne dopiero za dziesiątym chyba razem xD Tak nas porobiło. I tak przez jakiś czas (20minut- 1 godzina - faza) robiłyśmy z moimi debilkami różne rzeczy.

Ale zachciało się nam wszystkim rzygać. Heftnałyśmy pewnie całymi browarami i wszystkim. Tylko Olce i Ani wyleciały dwie duże pigułki kwasu, a mi ani jedna. Trochę pogadałyśmy, rzygać się nam nie chciało, więc poszliśmy w chatę. Ale w chacie rzygnęłam. Dobrze, że ojciec tego nie usłyszał i nie widział, bo narzygałam na podłogę. Zapaliłam światło i sprzątałam. Wyleciała też tak jak im cała niebieska jedna pigułka. Chciałam zobaczyć czy w ogóle coś tam było, czy nic i zastanawiałam się czemu nie rozpuściła się przez długi czas

Otwieram. Twarda była ta pigułka ale w końcu otworzyłam ją i w jedna część była zakryta kawałkiem czegoś, żeby nie zamokło pewnie i napisane tam było markerem H-1.U. Było w tej części też coś co wyglądało strasznie dziwnie, więc mamy lekarki od pasożytów zapytałam się co to jest. Powiedziała, że jaja tasiemca. Ja jej powiedziałam, że znalazłam to w pudełeczku na naszej ulicy, a pudełko mi się podobało, dlatego wzięłam.

W drugiej części pigułki otwartej było coś czerwonego, na 50% krew dla żartów. Może dla żartów, albo tak kwas tak wygląda, nie wiem.

Tylko o jajkach powiedziałam psiapsiółkom po pewnym czasie po zastanowieniu się. Każdy miał każdemu za złe, a diler pipa groził, że nas i naszą rodzinę zabije i mógł to na prawdę zrobić, wyjechał z miasta. Nawet gdyby go skazano, to życia nikt nie odzyska. Policja by nas za ćpanie i picie posadziła i nic nie pomogła. Po kilku miesiącach, albo nawet po więcej niż roku odkryłam coś. Myślałam i śniłam nawet o tym co on chciał nam zrobić i co oznacza te H-1.U. Broń boże żeby nie HIV!

Chciałam się zbadać na to - zdobyłam się na odwagę dopiero po dwóch miesiącach. Z byłą dziewczyną brata, która ma teraz z 30 lat poszłyśmy do lekarza, ona udała moją matkę, bo jej powiedziałem, że to coś wstydliwego i matka się będzie drzeć. To że podrobiłam papiery niektóre, ona nie wiedziała, bo by prawie na pewno się nie zgodziła pójść ze mną.

2 dni od badań dowiedziałam się, że mam HIV i AIDS, a drugi lekarz na następny dzień stwierdził, że mam tasiemca uzbrojonego.


Koleżanki, do których się nie odzywam nie wiedzą i wirusie. Nie wiem czy się dowiedzą.


Co robić? Bez żartów! Pomocy



[Od Optyka - co do drugiej pasty jakby to prawda była, że pierwsza działka za darmo, to ktoś kto by ją wziął, zamiast płacić np. 50 zł, zapłaciłby 10 zł koledze by darmową działkę mu przyniusł. Mit kolejny :) I nie możliwe by się zaraziły HIV'em tak podanym w takiej ilości. Pod względem medycznym może się pojawić jakiś błąd]


To ostatni raz gdzie piszę post pod postem. Przepraszam za to, ale długie pasty wypadałoby pisać w osobnym poście, choćby dlatego, by ktoś dwóch nie zobaczył i nie pomyślał "ale długie, nie chcę mi się czytać". Poza tym piszę jak mam wenę, czyli od razu na komputerze, zazwyczaj tworzę długie opowiadania, bo przepisywanie z zeszytu trwa dłużej niż napisanie od nowa.. Nie uważacie, ze moje teksty nie nadają się na te forum?

Użytkownik optyk edytował ten post 04.10.2011 - 22:50

  • 2

#385

buddy213.
  • Postów: 16
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Moja własna pasta. Została też zamieszczona na moim blogu, ale wątpie żeby ją tam ktoś przeczytał, więc piszę tutaj ;] Jestem otwarty na komentarze i wszystkie opinie - wiem że popełniam błędy, więc proszę was o krytykę, aby nie zrobić tego błędu drugi raz :)

Lustra

Adam miał 14 lat. Bardzo różnił się od innych nastolatków - uwielbiał wszystko, co związane z egzorcyzmami i inkwizycją. Miał krótkie kruczo czarne włosy. Zawsze ubierał się na czarno, i nie zważając na uwagi rodziców, oraz ich zmartwienia, wciąż pogłębiał swą wiedzę dotyczącą średniowiecznych narzędzi tortur. To już nie była pasja, hobby... To był styl życia.

Był deszczowy, jesienny wieczór. Jedynymi otwartymi budynkami były hotele, sklepy całodobowe, apteki oraz biblioteka. Do tej właśnie biblioteki chodził Adam, kiedy chciał dowiedzieć się czegoś więcej. Nie lubił czytać z internetu. Siadł tam gdzie zawsze - w lewym rogu biblioteki. Tam dochodziło tylko słabe światło lampki, postawionej na biurku. Podszedł do niego bibliotekarz - stary człowiek, który wciąż się uśmiechał. Był jedyną osobą, która potrafiła rozśmieszyć Adama. Był też jego najlepszym przyjacielem, a właściwie jedynym. Siadł w ławce naprzeciw chłopaka.

- Więc? Co dzisiaj czytamy? - Spytał z uśmiechem.

- Może ma pan... - Powiedział bez żadnego uczucia Adam. - Coś o wywoływaniu duchów? Bo w ostatniej książce czytałem, że wielu duchownych, wypędzało duchy z ciał nawiedzonych, ale te duchy gdzieś się błąkają, i jeśli udało by się takiego ducha wywołać, można by się z nim połączyć. A to tak jak zaprzedać duszę diabłu.

- Musielibyśmy poszukać. Na pewno nie będzie ich między innymi książkami. Pod regałami. Albo czekaj. Sprawdze w rejestrze ksiąg. - Poszedł szukać, podczas gdy Adam siadł wygodnie na ławce. Bibliotekarz wrócił po kilkunastu minutach, niosąc kawałek kartki.

- Co to?

- Mam tu zapisane numery regału, pod którym leży. Chodźmy. - Doszli do szóstego regału. Tam Adam schylił się i wyjął drewno, spod którego wybiegło kilka pająków. Zajrzał pod regał, i po omacku wyszukał księgi.

- Chyba coś mam. - Wytarł z kurzu książkę, z białą okładką. - Tajniki miłości? To nie to. - Zajrzał pod drugą belkę. Tam zanim dotarł ręką do książki, przebił kilka pajęczyn, a po ręce przeszło mu osiem włochatych odnóż. Ten jednak niezrażony, wyjął książkę, z czarnym, skórzanym obiciem, na której napisane było czerwonymi literami ,,Arkhanum." Otworzył pierwszą stronę. Zamiast liter czy spisu treści, po łacinie, upiększonymi literami, było napisanych kilka linijek, a pod nimi podpisane krwią, lub czerwonym atramentem ,, Sir Laundock - MORTALIS."

- Znasz łacinę? Umiesz to przetłumaczyć?

- Dam sobie rękę uciąć, że to jakiś pakt, albo traktat. Ale lewą, tak na wszelki wypadek. Spróbuję przetłumaczyć za pomocą słownika. Jest tu słownik polsko - łaciński? - Spytał Adam wiedząc że jest. Starszy człowiek przyniósł go po chwili. Po przetłumaczeniu, i napisaniu w ojczystym języku zdań na kartce papieru, wyszło:

,, Ja, Lucyfer decyduję się pomóc śmiertelnikowi Laundock'owi zdobyć tron i chwałę, która przypadnie na niego po oddaniu w me władanie jego serca. Będzie ono biło zawsze, a on sam będzie żył, dopóki nie zostanie przebite.
Umowa zostanie zerwana, jeśli na śmiertelnika spłynie choć kropla krwi dziewicy. Na życie wieczne i chwałę u mego boku, decyduje się ja,

Sir Laundock - ŚMIERTELNIK.

- Nieźle. Całkiem nieźle...

*****



Adam wrócił do domu blady. Na dworze zaczęło padać, i musiał ukryć księge pod kurtką. Kiedy tylko wszedł do pokoju - który nawiasem mówiąc wyglądał jak średniowieczna komnata. Brakowało tylko pochodni na ścianie. - włączył komputer, i puścił muzykę w słuchawkach. Losowo wybraną piosenką okazała się piosenka Sabatonu - Endless Nights. Bardzo pasowała do tematyki książki. Strony były stare, ale nie były bardzo zniszczone. Adam niechętnie włączył internet i poszukał informacji o tej książce. Znalazł jedną stronę, a właściwie forum ezoteryczne, na którym była ona opisana.

Post z dnia 17.08.2006r.

Napisał/a Adelle

Edytowano -

1 raz\y
Skoro mowa o niewyjaśnionych zjawiskach, chciałabym opisać historię, przekazywaną w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Otóż moja pra ( x20 :D ) babcia, poznała kiedyś przystojnego mężczyznę. Bardzo eleganckiego. Chcę wspomnieć, że babcia mieszkała we Francji. Otóż ten mężczyzna, miał jedną wadę - nigdy, nie uchylił kapelusza. Było to nieeleganckie, więc babcia zwróciła mu uwagę. Ten z ociąganiem zdjął kapelusz, a pod nim ukazały się ROGI ! Nie wiem czy to przez czas coś w tej historii się pozmieniało, czy we Francji w tamtych czasach były rozpylane jakieś proszki halucynogenne xD, ale wszyscy zapierają się, że w to wierzą.

Edit: Jeszcze coś. Mama mi powiedziała całą historię, i wiem, że babcia upomniała go gdy nie zdjął on kapelusza w domu. Wytłumaczył to babci pokazując jakąś księgę, dzięki której zawarł pakt z diabłem, i pokazał jej nawet ten pakt. Był na pierwszej stronie. Mama mówi że pamięta, jak babcia mówiła coś o tym, że książka była czarna, skórzana, z czerwonymi literami. Ale nikt nie wie gdzie ona jest... :D To na tyle. Brzmi to jak jakas historia z horroru :P Kończę, bo jest późno.

- Ok. To musi być TA książka. - Zamknął internet Adam. Otworzył ostatnią stronę, która była ponumerowana. Miała numer 666. Adam otworzył drugą stronę, i ze zdziwieniem, oraz przerażeniem, zobaczył jak litery zmieniają się, i układają w słowa jego ojczystego języka! Po chwili przeczytał już cały tekst po polsku. Była tam instrukcja, jak zobaczyć diabła w lustrze. Poszedł do łazienki, i zapalił światło. Stanął przed lustrem i wypowiedział zaklęcie. Nic się nie działo, i stał chwilę bez ruchu. Po chwili jednak machnął ręką... Zaraz, zaraz. Przecież machnął ręką! Dlaczego postać w lustrze tego nie zrobiła? Machnął jeszcze raz. Nic. Przyłożył dłoń do lustra. Postać, jakby przez chwilę się zastanawiała, jednak dotknęła jego ręki. Poczuł ciepło, jednak nie oderwał ręki. Nie mógł. Postać uśmiechnęła się. Czuł że nie jest to on. To było złe. To było czyste zło! Spuścił na chwilę wzrok, a gdy spojrzał z powrotem, postać miała puste oczodoły, i uśmiech, z rzędem ostrych zębów, rozciągający się ( dosłownie! ) od ucha do ucha. Adam próbował wyjść z łazienki. Dlaczego musiał to zrobić będąc samemu w domu? Drzwi były zamkniętę od zewnątrz! - Już po mnie. - Powiedział, i zobaczył jak postać wystawia rękę z lustra i zachęcająco zmienia swój wygląd. Miała teraz takie delikatne rysy. Ktoś taki nie mógłby skrzywdzić. Adam złapał ją za rękę. Zamknął na chwilę oczy. Otworzył, i... ZNÓW TEN UŚMIECH!!!

*****



Policja weszła do biblioteki. Tam ostatnimi czasy najczęściej chodził Adam. Przeszukała całe pomieszczenie, jednak nic nie znaleźli. Przepytali starca, co widział co wie. Powiedział o wszystkim, tylko nie o książce. Policja poszła, jednak spisała jego dane osobowe.

Pod koniec dnia, mężczyzna zamknął bibliotekę i zgasił światła. Zajrzał pod regał - książka już tam była. Otworzył na ostatniej stronie. Strona 667. Był tam dokładny opis Adama - jego zachowanie, wygląd. Położył książkę z powrotem na miejsce, i zasłonił dziurę. Wszedł do piwniczki. Zapalił tam kilka świec przy lustrze, i nalał sobie whisky. Napił się trochę i obejrzał swoje odbicie. Dotknął ręką lustra, jego odbicie zrobiło to samo. Tym razem mężczyzna zrobił ten przeraźliwy uśmiech. W lustrze stało mnóstwo bladych, ubranych w czarne garnitury, i czarne koszule z czerwonymi krawatami osób. Było ich 667. Wszyscy patrzeli na mężczyznę glodnym wzrokiem. Mężczyzna wypił szklankę whisky, i rzucił nią, rozbijając ją o ścianę. Oczodoły zaiskrzyły się. Mężczyzna naprężył żyły.
- ŚMIERTELNIK!!!
  • 7

#386

Aynan M.
  • Postów: 20
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pasta napisana na podstawie mojego autentycznego snu sprzed kilku dni.

OPÓŹNIONY POCIĄG

Strasznie się wytęskniłem za Claudią. Minął już miesiąc od momentu, gdy wyjechała do pracy na drugi koniec kraju. Ale to już dziś – dostałem wreszcie urlop i jadę ją odwiedzić! Sprawdzałem w necie godziny odjazdów pociągów, najbliższy mam o 14.20.
Spoko, wyrobię się, jest dopiero po 11.00. Jeszcze tylko drobne zakupy, jakiś upominek, wyszykować się i mogę iść na dworzec. Nie mogę się doczekać, gdy wreszcie ją znów zobaczę.

Na dworzec dotarłem około 14.00. Kolejek do kas nie było, więc bilet kupiłem od razu. Mój pociąg miał odjeżdżać z peronu numer 6. Poszedłem tam, usiadłem i w oczekiwaniu na pociąg zacząłem czytać gazetę. Nadeszła 14.20, ale pociąg nie przyjeżdżał. Z głośników nie było słychać jednak żadnego komunikatu o opóźnieniu. 14.30 – dalej nic... Już mi nerwy zaczęły puszczać, wyciągnąłem z kieszeni telefon i poinformowałem Claudię, że mogę się trochę spóźnić.

No, nareszcie... Godzina 14.44, pociąg wtoczył się wreszcie na peron. Zwykłe, odrapane, pomazane wagony... Nie było na nim jednak żadnej informacji o tym, dokąd jedzie.
E tam, pewnie znów ta tablica wyświetlająca informacje o trasie się zepsuła...
Machnąłem na to ręką i wsiadłem do pierwszego lepszego wagonu. Nie było w nim nikogo, wszystkie miejsca były wolne. Dziwne, o tej porze spodziewałem się tu tłumów ludzi... Ale to nawet lepiej, przynajmniej będę miał sobie gdzie usiąść i odpocząć.

Zająłem miejsce w wagonie, drzwi się zamknęły, pociąg ruszył. Jeszcze tylko jakaś godzina jazdy... Wyglądałem przez okno i obserwowałem przesuwające się za oknami bloki, ulice, samochody... Nagle pociąg wjechał w tunel. Nie przypominałem sobie jednak, żeby w tym miejscu był jakikolwiek tunel... Jechał tak przez długi czas. Cholera, czy ja w metro wsiadłem? Wyjrzałem przez okno – dookoła tylko ciemność. Nic nie widać, totalna pustka. Co to ma być?!
Otworzyłem okno i wychyliłem głowę – omal się nie udusiłem, powietrza w ogóle na zewnątrz nie było. Pociąg jechał przez nieskończoną, ciemną próżnię. Zacząłem się bać, wstałem z miejsca i chciałem jak najszybciej wysiąść, jednak nie było drzwi! Jasna cholera...
Wróciłem na swoją miejscówkę i zobaczyłem na siedzeniu obok jakiegoś mężczyznę w średnim wieku. Skąd on się tutaj do diabła wziął?! Gdy wsiadałem, nie było nikogo, a pociąg się nawet nie zatrzymywał... Powiedziałem mu, że nie mam ochoty na takie głupie żarty i chcę wysiąść, na co on odburknął tylko
- Pomyliłeś pociągi... Stamtąd gdzie my jedziemy nie ma ucieczki.
Przełknąłem ślinę, zacząłem wgapiać się w ciemność za oknem. Gdy się odwróciłem, mężczyzny nie było. Chciałem się chociaż dowiedzieć, gdzie jadę, ale chyba już za późno...
Nagle w ciemności dojrzałem małe światełko. Pociąg kierował się w jego stronę. Im bliżej byliśmy, tym mocniej to światło dawało po oczach. Dojechaliśmy do niego, pociąg się zatrzymał. Pojawiły się drzwi, mogłem wreszcie wysiąść. Byłem teraz na małej stacji, dookoła nie było nic. Ciemność, tylko ciemność, nawet torów nie było widać. Stacja była bardzo zaniedbana, brud na ścianach, pęknięcia, zamiast komunikatów o przyjazdach pociągów z głośników było słychać tylko ponurą muzykę i jakieś demoniczne śmiechy. Tablica z nazwą stacji była kompletnie zniszczona, jednak można było wyraźnie odczytać na niej liczbę „666”. Jedynym wyjściem stamtąd były prowadzące w górę schody. Nie mając wielkiego wyboru zacząłem wchodzić na górę, schody skrzypiały tak, jakby zaraz się miały zawalić, jednak udało mi się dojść na samą górę. Był tam tylko wąski, słabo oświetlony korytarz i ogromne drzwi. Wszedłem do środka. Znalazłem się w piekle. I to dosłownie. Dookoła tylko ogień, jakieś ponabijane na pale ciała, szkielety walające się po ziemi... Zacząłem krzyczeć, chciałem stamtąd uciekać, ale... do jasnej cholery, gdzie te drzwi?! Jeszcze sekundę temu tutaj były... Biegałem tylko bez celu, szukając wyjścia. Nagle zobaczyłem przed sobą takie same drzwi, jak te, którymi się tu dostałem. No, nareszcie... Otworzyłem je i zacząłem spadać w dół, prosto w próżnię... Spadałem tak przez dłuższy czas. W końcu upadłem na ziemię. Ledwo żywy otworzyłem oczy – znów byłem w piekle. Znów tylko ogień, szkielety... Nie mogłem się stamtąd wydostać. Szedłem przed siebie bez jakiejkolwiek nadziei, nagle przede mną stanął diabeł. Wysoki, czarny, ze świecącymi oczami i ogromnymi rogami.
- Witaj w piekle. Chcesz stąd uciec? Niestety, to jest niemożliwe.
Po czym zaśmiał się tak głośno, że aż mnie uszy zaczęły boleć. Za jego plecami pojawiły się drzwi. Udało mi się jakoś przemknąć do nich, otworzyłem je... I znów zacząłem spadać w dół. Po kilku minutach lotu uderzyłem o ziemię. Otworzyłem oczy... Wciąż byłem w piekle. W tym samym miejscu, co poprzednio. Tyle, że zamiast jednego diabła było ich teraz chyba ze sto. Na rozkaz przywódcy wszystkie rzuciły się na mnie. Zacząłem krzyczeć, błagać o pomoc...

I nagle się obudziłem. Byłem w swoim łóżku, przykrytym byle jak kołdrą. Wyjrzałem przez okno – nic szczególnego się nie działo, ludzie spieszyli się do pracy, korek na ulicy... Jak to dobrze, że to był tylko sen. Ale obiecałem Claudii, że dziś do niej przyjadę. Ogarnąłem się trochę i poszedłem na dworzec. Pani w informacji powiedziała, że pociąg mam za 20 minut. Spojrzałem na zegarek – była 14.00. Kupiłem bilet, poszedłem na peron. Czekam, czekam... .Nadeszła 14.20 – cholera, pociąg się spóźnia, ale nic o tym nawet nie mówią...

Użytkownik Aynan M edytował ten post 09.10.2011 - 20:29

  • 6

#387

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Muzyka - Apokalipsa - Kosmici


Wiem, błędy. Pisane w notatniku :)

"Muszę cię uspokoić, kruki odleciały, nie przylecą wrony.."- Z głośnika skończył się wydobywać głośny, męski, choć niezbyt wysoki głos. Podczas rozmowy z posiadaczem tego głosu nie zauważano często tego, ale miał on piękny "whisky voice" (piękny przykład whisky głosu ma Kelly Jones). Dobra chłopaki, koniec próby - dźwięk ponownie zabrzmiał w pomieszczeniu, lecz o wiele ciszej. Donald jako wokalista i gitarzysta w jednym, oznajmił, że musi iść odiwedzić bankomat. Koledzy z zespołu - perkusista Dawid i basista Krystian pomyśleli od razu - coś w stylu: "pewnie znów przyćpa, widziałem jak lał się z niego "głodowy" pot". Pomimo tego nie zadali sobie żadnych pytań, tylko poszli odprowadzić kolegę do drzwi. Podali sobie dłonie, oddalili się. Krystian rozłożył łóżko (tak, mieszkał w "sali prób"), zgasił światło, wyłączył swój piecyk i położył się. Ich muzyki nie dało się scharakteryzować mniej niż kilkunastoma słowami, by ktoś kto ich nie słyszł mógł choć trochę zrozumieć jak oni brzmią. Sami nigdy nie nazywali swej muzyki punkiem, metalem, ani niczym w tym stylu, jedynie można było powiedzieć, że grali jakiś odłam rocka.

Niemal wszyscy uznawali wszystkich członków grupy jako ciągle smutnych, nękanych depresją ludzi. Tak na prawdę, była to nie prawda, dlatego im ktoś bardziej ich znał, tym bardziej uważał ich za ludzi którzy miewają dołki, ale też chwile radości. Żyli oryginalnie, brzmieli oryginalnie, wyglądali oryginalnie (choć nigdy nie chcieli być modni). Grupa nazywała się "Path" i pochodziła z okolic Wrocławia. Dzięki temu, że Donald jest (gdy jest na haju) bardzo rozmowny (chyba, że weźmie za dużo), poznał typowego "metala", dzięki któremu występowali w końcu przed szerszą publicznością. Gemetrycznie rosła ilość ich fanów. Wrocławski klub "Czad" - wtedy pierwszy raz słuchało ich w jednym czasie więcej niż 500 osób. Oczywiście występowali już nie jako support (chyba, że bardzo lubianych kapel w wolnym czasie), tylko jako główny zespół. Teraz grupa "tamtego metala" robiła dla nich rozgrzewkę tłumu.

Po kilku większych imprezach poznali w sumie przypadkowo, albo jak kto woli - przez preznaczenie poznali kogoś, kto miał znaczący wpływ na ich karierę. Był to były menager "Szarszych" - znanej wśród punkowców kapeli. A spotkanie wyglądało tak: Donald miał znowu swój napad wściekłośći, więc po tym jak pan O (tak nazywali menagera) przypadkowo wylał na jego gitarę piwo, ten uderzył go na tyle mocno, że poleciała mu krew z nosa. Po chwili "ochłonięcia" zaczął go przepraszać, dodawał, że muzyka (w tym granie), jest najważniejsza dla niego, nie jest bogaty (zdażało się nawet, że dopłacali do koncertów), a to jego jedyna gitara. Po rozmowie oboje się pogodzili. Pan O odchodząc, nic nie mówiąc zostawił Donaldowi wizytówkę. Zrozumiał kim on był na prawdę. Zapomniał o tym na kilkanaście dni, lecz pewnego razu, wychodząc na piwo z Dawidem i Krystianem wspomniał im o tym. Byli podekscytowani. Na następny dzień wysłali (według nich) najlepsze nagrania, które były naprawdę dobre, tylko niezbyt dobrze brzmiały nagrane na kasetę przy użyciu dziecięcego radyjka. Po miesiącu dostali odpowiedź - prośbę o zgłoszenie się w czwartego sierpnia o 14:00 do baru "Pu8", jeżeli interesuje ich współpraca. Koledzy pojawili się tam trochę wcześniej, by "walnąć sobie" kilka drinków na rozluźnienie. Rozmowa z panem O przebiegła pomyślnie. Od tej chwili "Path" znajdował się pod skrzydłami firmy, wyżej wymionego pana. Dzięki niemu nagrali w studiu swoje piosenki i wypuścili je na rynek pod postacią płyty nazwanej "Brudy". Nakład krążków to tylko 1000 sztuk, każdy był niemal pewny, że i tak większa niesprzedana ilość będzie dodawana jako gratis w sklepach muzycznych. Pomylili się. Sprzedano każdy egzemplarz. Wydali więc po kilku miesiącach następną płytę, dodając kilka nowych nagrań pod nazwą "Nowy Brud". Tym razem w o wiele większym nakładzie. Wszystko szło idealnie, jeśli chodzi o karierę.


Im byli bardziej sławni, im więcej wyczerpujących koncertów musieli dawać, tym bardziej pogłębiało się uzależnienie Donalda. Podczas jednego z koncertów poznał nie lubianą niemal przez wszystkich dziewczynę - Karolinę. Pomimo, że dzieliło ich 40 km, spotkali się jeszcze kilka razy i Donald uzależnił się znów. Tym razem od Karoliny. Była ona bardzo tajemniczą osobą, która interesowała się muzyką i okultyzmem, co nie przeszkadzało nikomu w związku. Sama też niekiedy dawała występy z własną grupą. Prosiła wiele razy, by Donald nagrał o niej piosenkę, lecz nie palił się do tego. Gdy byli u szczytu zakochania, Karolina napisała tajemniczy, niezrozumiały, niemal bełkotliwy tekst, który od razu spodobał chłopakowi. Spodobał się na tyle, że postanowił nie zmieniać ani słowa w tekście. Dodał chwytliwą melodię i stworzył piękny jego zdaniem utwór. Miał on być miłosną piosenką, więc nikt inny prócz niego go do tej pory nie usłyszał, do czasu "Vestifalu". Zauważył na widowni swą ukochaną, więc w przerwie między piosenkami, gdy koledzy poszli do toalety, lub zapalić, chcąc zrobić Karolinie przyjemność, zagrał publicznie jej i tysiącu innym osobom piosenkę, o której mowa. Początkowo wszyscy, prócz wokalisty byli zaskoczeni, ale widać było na ich twarzach po pewnym czasie zadowolenie. Gdy skończył piosenkę dodał tylko żartobliwe "dla najlepszej ruchaczki pod słońcem!" i zszedł ze sceny, z nadzieją, że zdąży zapalić. Zdążył, nie widział członków zespołu chyba z dziesięć minut, więc postanowił zabawić jakoś publiczność. Gdy tylko dostrzegł wnętrze sali nie zauważył nikogo. Dosłownie nikogo. Szybko posprawdzał toaletę, ale tam też nikogo nie było. Gdyby ważył 3 razy więcej, pewnie miałby już zawał, serce biło mu niewyobrażalnie szybko. Równie szybko wybiegł z toalety i pomieszczenia w którym grał.

Nie zobaczył nic niezwykłego, prócz tłumu ludzi, idących wolnym tępem przed siebie. Podbiegł do nich, szturchnął pierwszą z brzegu osobę, ale nie reagowała. Pomyślał, że to jakiś żart, lub Flashmob, ale tak nie było. Nawet mocne oderzenia nie dawały rezultatu - nikt się nie przebudził. Nie wiedział co zrobić. Wyciągnął z kieszeni swoją dawkę ulubionego opiatu i na oko ją sobie wstrzyknął - nie mógł wytrzymać takiego napięcia. Zrobił się czerwony na twarzy, zaczął się drapać i płytko oddychać. Przymknął oczy. Puls stał się niższy. Po kilku chwilach jednak podskoczył "kurwa, może przedawkowałem!". Wyciągnął papierosa, wyciągnął z niego połowę filtra i zaczął go szybko palić. Nie raz uratowało to kogoś. Jego jednak nie. Oficjalnie w akcie zgonu widnieje napis "samobójstwo".


Wracając do tłumu: początkowo nie byli groźni. Zachowywali się jak zblazowani ubrani po cywilnemu żołnierze, którzy niezbyt potrafią maszerować. Każdy z tłumu wrócił do domu, do dziewczyny, do chłopaka, na uczelnię i wymawiał co jakiś czas słowo "już czas Faghangi 21". Wszyscy oczywiście pomyśleli "naćpał/a się". Ale tak nie było. Z czasem coraz więcej osób wyglądało jak ćpuny i powtarzały te same słowa. Państwo ogłosiło epidemię (bo tak te zjawisko tak uznano) i robiło wszystko, by zapobiedz rozprzestrzenianiu się jej. Większość telewizji przez 3/4 czasu antenowego omawiało temat "epidemii". Szerzyły się też różne plotki, takie jak ta, w której mówiono, że to wina zatrutych przez terrorystów napojów w "imprezowni", lecz okazało sięto nie prawdą. Nikt w mediach nie wspomniał, że to coś paranormalnego. Po tygodniu "epidemia" rozprzestrzeniła się na cały kraj, a po 10 dniach także na znaczne tereny Niemiec, Czech i innych sąsiadujących z Polską państw. 15 maja telewizja przestała nadawać, tak samo z resztą jak radio. Przestały pojawiać się posty na polskich, czy Ukraińskich blogach. Wszyscy stali się jakby "zombie", choć nikt nie był martwy przed tym jak stał się tym czym jest. Chyba.

17 maja, pomimo zakazu dotyczącego niemal wszystkich przekraczających granice m.in. w Europie, cała ludność była europy i część ludzi z Azji i jeszcze mniej z Afryki była "zombiakami". Wolne wydawały się tylko odległe kontynenty. Do czasu. 19 maja, conajmniej 9/10 osób na świecie była "zainfekowana", pomimo ogromnych starań, by ograniczyć rozprzestrzenianie się "epidemii". 20 maja każdy, dosłownie KAŻDY (prócz garstki osób będących w bunkrach), był już w takim samym stanie, niektórych ciała z nieznanych mi przyczyn zaczęły nawet się rozkładać. Około godziny 16 czasu obowiązujęcego w moim domu, dostałem ostatnią wiadomość z Ziemi. Była ona bardzo słabej jakości, zapętlona, a ten kto ją nadał był wyraźnie wystraszony. Wiadomość brzmiała: "Nie wracajcie!". Wiedziałem co się dzieje, tak samo jak i John, i Bob, którzy przebywali od długiego czasu razem ze mną w przestrzeni kosmicznej. Tak, pracujemy dla NASA. Naszą misją było dotarcie do planety na której odkryto ślady życia. 20 maja mieliśmy jeszcze zapas wody, powietrza i pożywienia na około dwa tygodnie, a "oszczędzając maksymalnie" na może nawet trzy. Na całej ziemi właśnie "przeskakiwała", bądź "przeskoczyła" właśnie data z dwudziestego na dwudziesty pierwszy. Jednak..

Zauważyłem razem z kolegami po fachu płonącą ziemię. Płacząc pomyślałem "Zasrani terroryści, powalone bezsensowne wojny, sami się zniszczyli przez głupotę". Płacząc i "wariując" myślałem o mojej kochanej żonie i córeczce - Kate i Sady. Miałem sto myśli na sekundę. Moje wspominanie zakończyło się, gdy Bob zaczął mówić "już czas faghangi 21". Odbiegłem od niego ze strachu, oraz z chęci potinformowania Johna. On powtórzył jednak to samo. "Kurna! Jestem ostatnim człowiekiem na Ziemi. Na Ziemi.. Na całym świecie!". Myśl ta była zgodna z prawdą. Założyłem chełm i resztę oprzyżądowania. Przepchałem z pomocą braku grawitacji i mojej krzepy mych kolegów za drzwi o symbolu D5. Było to tzw. "wyjście do nikąd". Jako jedyny mogłem oddychać, oni nie mieli nawet na sobie chełmu, choć nie jestem pewien, czy i tak nie przeżyją bez tlenu.. Z racji, że zostało dosłownie kilkanaście minut lotu do naszego, a teraz mojego celu podróży, postanowiłem zaryzykować i nie poddawać się, więc wróciłem do naszego (poraz drógi - teraz mojego) "Gold'a 3". Z wielkim trudem wylądowałem na planecie. Zapas tlenu w czymś co nazywamy "plecakiem" miałem jeszcze na 5-10 minut, ale po wylądowaniu na Omegę 3. Pożegnałem się z życiem, zamknąłem oczy i zdjąłem chełm. O dziwo nic się nie stało! Nie wiem co jest dziwniejsze - to, że na świecie jest tylko jeden człowiek (byliśmy za daleko, by wrócić, w przeciwieńśtwie do ludzi z innych jednostek przebywających w przestrzeni kosmicznej, którzy dostali bezwzględny rozkaz powrotu do bazy), czy to, że na tej planecie jest tlen, argon, i inne składniki powietrza ziemskiego pozwalające mi żyć. Martwiłem się nawet, czy nie trafiłem do raju.

Po przejściu kilkudziesięciu metrów bez tlenu pochodzącego z ziemi zauważyłem ją! Obca forma życia wyglądająca jak człowiek (identycznie jak Karolina). Nie wiem co było dziwniejsze: to, że siedziała na tronie, wśród innych klęczących humanoidalnych istot, czy to, że mówiła idealnie poprawnym językiem angielskim. Przemówiła :"Wiedziałam, że przybędziesz. Teraz będę rządzić Nową Ziemią". Poczułem coś w stylu ugryzienia komara i myśląc, że umieram, upadłem po chwili na ziemię. Obudziłem się w sterylnym pomieszczeniu przypominającym nowoczesną salę operacyjną. Od razu po moim przebudzeniu, przybyła uśmiechnięta postać z plakietką na której widniało "główny kolonizator"" Wytłumaczył zszokowanej mojej osobie w skrócie, że porywanie ludzi przez "kosmitów", to nie do końca kłamstwo, ale "robiliśmy to tylko cztery razy". Podróż na tę planetę przeżyło tylko kilka osób. Trzy kobiety i jeden mężczyzna, który zaraz po dotarciu na miejsce podciął sobie gardło, na co nikt nie był przygotowany. Może i dałoby się go uratować, ale i tak okazało się, badając DNA, że jest poważnie chory, czego nikt z "nas" się nie spodziewał. To był nasz największy błąd od ponad 100 lat. Cytując pewnego aktora: "too much informations!". Poprosiłem o chwilę przerwy, bym mógł to przemyśleć. W drugiej części rozmowy owy twór powiedział "Pierwsza dotarła tutaj Faghanga. Wytworzyła czar pozwalający jej tu przybyć. Jej zniknięcie było bardzo dziwne, więc jeszcze parę innych osób zainteresowało się tym, a po przeczytaniu "zaklęcia" przeniosło się tutaj. Przez zwykłe rozmnażanie jest nas teraz około 10 tysięcy. Pobraliśmy od ciebie DNA dawno temu, okazałeś się idealnym reproduktorem. Stworzymy lepszą Nową Ziemię, na której dzięki naszej wiedzy będziemy żyć tyle czasu ile chcemy".

Muszę się przyzwyczaić do innego życia.


Pierwsza skopiowana z mojego bloga :) Ale nie wolno się tu chyba chwalić linkami.
  • 1

#388

Czekolada-Tano.
  • Postów: 7
  • Tematów: 1
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

To moja pierwsza pasta, więc proszę o wyrozumiałość.

Rysunek

Zbliżały się 45. urodziny mojego taty, więc postanowiłam mu dać jakiś naprawdę wyjątkowy prezent. Wyszło na własnoręczny rysunek. Dzień przed siadłam przy kominku, wzięłam kartkę A3 i zaczęłam rysować naszą rodzinę: siebie, mojego brata, moją siostrę, rodziców, ich rodzeństwo, i tak dalej, i tak dalej. Następnego dnia jeszcze raz spojrzałam na rysunek. Cała rodzina była we krwi. Nie narysowanej. Prawdziwej. I jeszcze ten podpis: "Zabiłem ich wszystkich. Teraz pora na ciebie".


  • 1

#389

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Last Days of Dużo Błędów

Przepraszam za liczne błędy, literówki i inne niemiłe sprawy. Pisane Dedykowane to było jakby "na złość" pewnej pani (LittleSister), a wena złapała mnie będąc z dala od cywilizacji, czyli.. przed blokiem. Wszystko to oczywiście fikcja, a to, że moja historia może przypominać inną historie, to czysty przypadek (hehe).


Historia powstała m.in. na podstawie znalezionych po samobójstwie, (przedawkowanie heroiny i strzał w głowę) notatek, niewysłanych listów, dzienników etc.

Wolalbym juz zyc w tamtym lesie, niz z tymi cpunami.
Jak mnie napiernicza zoladek! A jak kosci.. Na szczescie zdolalem zapierniczyc pake diazepamu i dziala jeszcze na mnie metadon. Poleci pare tabletk zanim wgramole sie do banku wyplacic kase. Pieprzony kawalek plastiku i ten zasrany limit! Starczy najwyzej na dwa gramy i troche rolek. Okulary, plaszcz i pidzama - tylko debil mnie nie rozpozna.

Dobra, jest kasa. Tylko kurna ciagle widuje tego typa w bialym plaszczu. Znam nawet na pamiec jego rejetracje. Co, mysli, ze jak zlapie mnie z igla w kablu to sie rozplacze? Podpisana plyta, banknot lub zdjecie wystarczy na ugode. Prawnicy chca i tak niewiele wiecj, tylko moja corka.. Prawa do niej.. Musze uwazac. Moze to tylko chore jazdy na skrecie, ale poprosze kogos zaufanego o kupno jakiegos gnata. Juz nie chce tych zasranych spojzen jakbym mial sie nim trzepnac w leb..

Mam juz wszystko, kilka dni spokoju, czas na ogranicznie. Badz zalewanie sie codziennie w trupa. Tylko ten pierdolony natret..

Po ciul pisac to, jak nikt tego nie przeczyta? A tego debila co go widze.. Stanie sie z nim to co z tym cwaniakiem ochroniarzykiem w Amsterdamie. Natretow nikt nie lubi.

Kluski. Jedyne co zostalo w domu. Juz rzygam tym. Albo ta whisky.

On chodzi po domu. Moim pieprzonym wymarzonym domku! Do kibla jeszcz nie zajzal chyba tylko. Na szczescie. Nie rozstaje sie z moim worczkiem i osprzetem. Wole sie przekrecic niz dostac z tego magnuma. Skad ja temu posrancowi wezme teraz ta kase. Nie chce by mnie rozwalil jak Ray'a.

Coraz ciezej. Na szczescie rozpuscilem troche brazu z jej lyzki. Jak sie jej przelewa, to niech nie opiernicza Dave'a za to ze chce zarabiac choc w malej czesci tyle co ja..

Z miska pelna makaronu, wolkmanem i benzosami popijanymi whisky nic mi nie zrobi. Nie domysli sie, ze mog byc w garazu. A nawet jesli, to nie zaryzykuje przedawkowania olowiu przez podanie domiesniowe. Wyglada na dobra spluwe.

Teraz tylko nadbudowka nad garazem jest bezpieczna wg. Mojego przecpanego mozgu. Wychodze tylko po to co niezbedne. Nawet sram do worka, zeby sie nie pokazywac. Wszyscy znajomi, nawet ci spoza Stanow wiedza, ze grzecznie opuscilem szpital. Kurna! Co ludzi zrobia za podpis na plakacie? Mogl mi procz otwarcia drzwi walnac jeszcze buziaka..

Slysze go i widze. Czuje. Chodzi wkurzony z gnatem. Wiekszy psychol ode mnie.

Do polowy kwietnia mnie rozwali.

Ostatnie mg diazpamu. Nie wiem ile heleny juz wzialem, ale wciaz jest za malo.


Boze! Jest z kims, slysze kroki po schodach. Jezeli ten drugi typ jest inteligentniejszy, znajdzie mnie.

Slysz kroki na dole. Dziala na uspokojenie. Ostatnia..
Zabije jednego, zabija i mnie. Powiesza za jaja. Nie dam im tej przyjemnosci.

Wrocili, slysze, ze otworzyli zamek..

Mówię do was językiem doświadczonego prostaka [...]
Pokój, milość, empatia.
[...]
Kocham was, kocham was!



Duzo juz przchodzilo przez moje usta, trzymanie tam lufy to nie pierwszy moj raz.

Ale ostatni..
**********************

Tak, osraniec, powaliło, kurna.. Takie wymogi forum :)
Nadużywałem dużej czcionki i dlatego teraz np. 5 wygląda tak samo jak 3?

Proszę o "zapodanie" tematu, a postaram się wyskrobać w końcu coś sensownego.

Cytuję "lepiej się spalić niż się wypalić".

Piszę coraz bardziej gówniane teksty :( ;(

Edycja : Przemo.
Nie bardzo wiem co z Tobą zrobić. Raport wisi od kilku dni, a nikt nie podejmuje decyzji.
Dobra, proszę żebyś pisał poprawnym językiem i unikał wulgaryzmów. Na razie na tym się kończy, jednak przy kolejnych przekroczeniach regulaminu nie będę miał wątpliwości jak zareagować.


Użytkownik Przemo edytował ten post 17.10.2011 - 18:40
Reakcja na raport.

  • -1

#390

Produkcja_Chaosu.
  • Postów: 49
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

"Strażnik życia"

W każdym mieście, w każdym kraju znajduje się szpital psychiatryczny, bądź dom opieki społecznej, z którego możesz skorzystać. Gdy dotrzesz do recepcji, poproś, że chcesz odwiedzić kogoś kto nazywa siebie „Strażnikiem Życia”. Pracownik będzie starał się powstrzymać jęk i będziesz musiał poprosić go o to ponownie. Zaprowadzi Cię wówczas do sali operacyjnej, która wygląda jak każda inna, którą widziałeś lub nie widziałeś w swoim życiu. Mężczyzna da Ci skalpel, a następnie zostawi Cię samego w pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Będziesz musiał poczekać. Prawie godzinę. Wtedy otworzą się drzwi i kilka osób wejdzie do pokoju, w tym kobieta w ciąży. Kobieta położy się na stole operacyjnym; reszta ludzi, którzy będą wyglądać jak lekarze, przygotuje wszystko do porodu. Podczas kiedy oni będą to robić, możesz zadać kobiecie jedno pytanie. Zapytaj: „Jaki oni mogą to zmontować? Lekarze zaczną od skóry, z której Cię rozbiorą. Będziesz w pełni świadoma kiedy będą to robić.”

Jeśli zadasz właściwe pytanie kobieta zacznie krzyczeć, dziecko zacznie się rodzić. Będziesz musiał poczekać aż to się skończy, a jeden z lekarzy wręczy Ci dziecko, które będzie poruszać ustami, ale żaden dźwięk nie wydobędzie się z jego warg. Kiedy skończy „mówić” i uśmiechnie się, będziesz musiał upuścić dziecko na ziemię i wbić skalpel w jego głowę. Jeśli tego nie zrobisz rozwali Ci żebra i rozerwie Ci serce z nieludzką siłą.

Jeśli upuścisz dziecko na ziemię, pomimo wbitego skalpela w głowę, odpowie na Twoje wcześniejsze pytanie. Będzie mówiło demonicznym głosem, który doprowadzi Cię do szału. Kiedy będzie mówił, reszta osób wyparuje bez śladu z pokoju. Kiedy skończy – po prostu umrze, a drzwi w pomieszczeniu zostaną odblokowane. Możesz iść wolno jeśli głos nie doprowadził Cię do szaleństwa.

Martwe dziecko jest obiektem 11 z 538. Odważysz się usunąć skalpel?
  • 3


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 4

0 użytkowników, 4 gości oraz 0 użytkowników anonimowych