Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#391

Lavekall.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Gra

Znasz to uczucie, kiedy przychodzą ci do głowy myśli tak okrutne i spaczone, że odnosisz wrażenie, iż twój mózg oszalał? Nie martw się, nie jesteś sam. Takie sytuacje zdarzają się niemal każdemu.

To nieco dziwne, prawda? Myśli o nieludzkich czynach, których nie byłbyś w stanie popełnić w żadnym stanie. A może się mylę? Może już to zrobiłeś? Może myślałeś o tym najzupełniej świadomie? W takim wypadku obawiam się, że nie ma dla ciebie ratunku.
Podświadomość. Właśnie tak nas nazywacie. Nie przesłyszałeś się, nas. Nie jestem przecież sam.
Zastanawiasz się zapewne, kim jesteśmy? Jesteśmy tymi, kim możesz zostać ty. Brzmi niejasno? Już wyjaśniam.
Prawdą jest, że istnieje coś po śmierci. Człowiek jest rozliczany za swoje czyny i trafia do odpowiedniej "szufladki". Ci, którym się poszczęściło, mają szansę na reinkarnację, inni zostaną w zaświatach i tam będą wieść zupełnie przystępne i normalne życie. Część z nich może nawet nie spostrzec różnicy w porównaniu z ziemską egzystencją.

Gorzej ma ta bardziej liczna grupa "złych" ludzi. Dostają oni szansę na nie-do-końca uczciwą wymianę - mogą odkupić swoją twarz w zamian za sprowadzenie wskazanej ilości ludzi do tej części zaświatów. Tak właśnie powstajemy my, błąkający się po świecie niewidzialni Beztwarzowi. Naszą "bronią" jest umiejętność wnikania do czyjegoś umysłu. O, jak bardzo nam to ułatwiacie zasypiając, odurzając się, czy w jakikolwiek inny sposób ograniczający pracę waszego mózgu! Wtedy jest o wiele prościej, uwierz. My jesteśmy właśnie twoją podświadomością.
Och, zapomniałbym. Wspomniałem o braku twarzy - jest to, powiedzmy, efekt uboczny bycia w tej gorszej części otchłani. Bez facjaty nie można przejść na tą drugą stronę.

Jeżeli to przez nasze działania faktycznie zboczysz na złą ścieżkę i również zostaniesz potępiony - jesteś "zaliczony" jako punkt jednego z nas - dlatego też gdy polujemy we dwoje na jedną ofiarę, walczymy ze sobą. Uwierz mi, nie jest to czysta i uczciwa walka - już nieraz byłem podpalony, próbowano odciąć mi kończyny czy zrzucano na mnie ciężkie przedmioty.
Na nasze nieszczęście, przed trafieniem do ludzkiego świata, zadbano o to, by ból był udręką tak wielką, że szaleństwo to najłagodniejsze, co może ci się przydarzyć. Wywleczono nasze nerwy na zewnątrz i obdarto nas ze skóry. A "ci lepsi" napawają się zapewne naszym cierpieniem. Uwierz mi, nie jest to radosna perspektywa.
Być może zastanawiasz się teraz, czemu ci to wszystko powiedziałem? Odpowiedź jest prosta. Jesteś ostatnim punktem, którego potrzebowałem.

Witaj w grze.

/moje opowiadanie, stwierdziłem, że być może będzie tutaj pasować.
  • 16

#392

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Portret

Jak to pisałam, to wydawało mi sie, że wyjdzie dobre. Ale niestety, wyszło jak zawsze :>

Wiem, ze to bez sensu. Wiem, ze nie trzyma się to kupy. Ale widzicie, to jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy. Jestem jak ktoś, kto za wszelką cenę szuka rozwiązania, i uwierzę już chyba we wszystko. Nawet największą głupotę.
Gdy byłem w liceum, było nas coś dwadzieścia dwie osoby. Nie pamiętam zbytnio.
I była ona.
Miała na imię Emilia.
Nie powinien być jej nawet zapamiętać, była jednym z cieni, jakąś tam osobą w tle. Nie była ani bardzo wysoka, ani bardzo niska, ani anorektycznie chuda, ani otyła, ani bardzo pociągająca, ani jakoś brzydka. Miała swoich przyjaciół i ich się trzymała. Ja miałem swoich.
Nie znałem jej nawet. Do teraz nie znam.
Uczyła się całkiem dobrze. Nie najlepiej, ale dobrze.
Ale wiecie… Była nie do końca… Normalna? To trochę dziwne słowo, ale chyba taka była prawda. Teraz, gdy na myśl nasuwa mi się słowo „dziwne” do głowy przychodzi mi coś całkiem innego, jakieś bardziej wysublimowane wyobrażenie, dla mnie linia pomiędzy normalnością a nienormalnością prawie się zatarła, ale wtedy wydawało mi się to odpowiednie. Była u nas w klasie grupka ludzi, którzy uważali, ze są lepsi. Zasze tak jest. Na początku nie zwracali na nią uwagi. Chociaż czasem komentowali jej wygląd. Wiecie, Emilia wolała ponure barwy. I specyficzne dodatki. I miała czarne poczucie humoru. Tak jak jej przyjaciele, chyba… Pewnie normalnie nikogo by to nie dziwiło, ale tak jakoś wyszło. Teraz tego żałuję.
Ale zaczęło się od czegoś całkiem innego.
Pewnego dnia pobili młodszego chłopaka. Ich było czterech i teraz nawet z trudem sobie przypominam ich imiona. Ale jakoś musicie ich znać. Nie wiem, może po prostu numery 1,2,3,4? Chyba na nic więcej nie zasługują…
Ale wtedy myślałem inaczej. Sam stałem obok i wrzeszczałem „Dawaj, dowal mu, dowal mu!”. Pobili go tak, ze chłopak aż się popłakał, pluł krwią i płakał, wyglądało to tak żałośnie, prosił, żeby przestali, ale oni dalej go kopali. Bez żadnego powodu. Ot, po prostu tak. W końcu, gdy już leżał skulony na zimnym betonie za szkołą, napluli na niego i odeszli. A ja z nimi, śmiejąc się. Byłem dobrym kumplem. Cholera…
Wtedy zobaczyłem, że ona się wszystkiemu przyglądała. Stała daleko od nas ze swoją przyjaciółką. Było już dawno po lekcjach, może usłyszały jakieś krzyki czy coś. Ale nie bałem się. One nic by nie powiedziały. Teraz myślę, ze to sensowne określenie – obserwatorzy. Są tacy ludzie. Tylko patrzą. I zapisują wnioski.
Dojrzałem jeszcze, jak Emilia podbiega do tego chłopaka. Pochyliła się nad nim i o coś zaczęła pytać. Po chwili podniosła głowę i spojrzała w nasza stronę.
Było to najbardziej wypełnione nienawiścią spojrzenie jakie kiedykolwiek widziałem.
Młody w końcu dostał kilka szwów. Nic strasznego. W naszej budzie to była norma.
Ale odtąd zacząłem na nią zwracać uwagę. A co jeśli wygadałaby się? Ja niby nic nie robiłem, jak kilku innych, ale patrzyłem się. I nie pomogłem. Nie czułem się wtedy winny Czasem ktoś musi dostać po ryju. Bylebym to tylko nie był ja.
Chociaż teraz czuje się tak samo winni jak oni. Możecie się śmiać, ale widok tamtego chłopaka, z zakrwawioną twarzą męczy mnie nocami.
A świat biegł dalej. Było jeszcze kilka ciekawych akcji. Raz ten numer 1 potracił kogoś po pijaku. Nawet nie miał prawa jazdy Potrącił i szybko spieprzył, więc nie wiem co dalej. Może to było jakieś zwierze czy coś, podobno była już noc… 3 pił strasznie dużo i pobił swoją dziewczynę, która była w ciąży. Poroniła.
Teraz to rozumiem. Wiecie, Ci goście mieli może po osiemnaście lat…
Ale oni tacy byli. Idealnie się dobrali. Może nie sadyści, ale nie było w nich ani trochę współczucia. Każdy mógł dostać mocny wpierdol za nic. Bo tak. Bo dlaczego nie?
Tych spraw było strasznie dużo. A najgorsze, że przy większości byłem. Oczywiście jako ten bierny, albo kibicujący widz.
Ale Emilia też była. Było ich pięcioro. Jej grupa. Takie same, jak to zawsze mówił 2, pojeby jak ona. Czasem się z nich śmialiśmy. Dobrze się uczyli, nie mieli większych problemów. I trzymali się tylko siebie. Frajerzy. Czasem gdy przechodziliśmy, szydziliśmy z nich głośno. Ale oni… Nawet się nie odwracali. Nie zwracali uwagi. Nawet nie przerywali swoich rozmów. Jakbyśmy nie zasługiwali na ich uwagę. To strasznie wkurzało czwórkę…
Ale zawsze gdy tych czworo coś robiła, mogłem dostrzec kogoś z piątki Emilii.
Przyglądali się.
To trochę śmieszne, bo wtedy myślałem, ze próbują na nas zakapować.
Ale zapomniałem o najważniejszym w tej opowieści.
Emilia rysowała.
Nawet nie wiem co! Niby zawsze miała ze sobą jakiś notatnik, coś bazgrała, ale trzymała to w wielkiej tajemnicy. Nigdy nie widziałem jej prac powieszonych na tablicy, czy cokolwiek. Pokazywała je tylko przyjaciołom. A ja byłem jej wrogiem.
Obserwowali nas. To już się stawało trochę straszne Często widziałem ich z notesami, coś piszących.
Tak jak mówiłem, czas mijał. Trochę dorosłem i przestało mnie bawić bicie frajerów, ale jeśli nie śmiejesz się z frajerów, to jesteś jednym z nich. Więc udawałem, że się dobrze bawię. To była już ostatnia klasa. Prawie koniec roku szkolnego.
Emilia dosyć mocno się zmieniła. Kojarzyłem ja raczej jaką cichą i wycofana, ale w tym roku przeszła… Metamorfozę?
Jej kumple zresztą też.
Czerń. Czerń była jedynie akceptowalnym kolorem. Pamiętam jak usłyszałem jak rozmawia ze swoją przyjaciółką
- W kulturze europejskiej czerń zawsze była symbolem śmierci i żałoby – mówiła spokojnym głosem – W niektórych krajach ten kolor to biały, ale…
- Ale biały to jednocześnie symbol czystości i niewinności – przerwała jej – A my już nie jesteśmy czyste i niewinne.
- To cena która musimy zapłacić
Wzdrygnąłem się. Brzmiało to jak jakieś brednie. Bardzo głupie brednie. Coś w stylu „Oh moja przeklęta dusza, ja, biedny upadły anioł(…)”
Zaczęła tez bronić swojego zdania. Bardzo ostro. Przedtem była tylko tym cieniem, ale nagle okazało się, że Emilia jest inteligentna, ze wie dużo, więcej niż czwórka. Czasem na lekcjach wręcz kłóciła się.
To nas wkurzało. Niesamowicie. Jako cichy odludek była do zniesienia, ale jako głośny odludek wkurwiała.
Wyzywali ją czasem. Całkiem głośno. Taki rodzaj rozmowy, by wydawał się prywatny, ale jednocześnie wystarczająco głośny by wszyscy usłyszeli.
A ona ich ignorowała. Jak wcześniej.
Boże, gdyby się rozpłakała, gdyby błagała o litość, przepraszała, może by przestali. Ale z każdym nieudanym atakiem nienawiść w nich wzbierała.
Oni byli tymi frajerami. Byli jacyś inni. Nienormalni. Więc zasługiwali.
W końcu postanowiliśmy zrobić jej bardzo brzydki żart.
Ukradliśmy jej notatnik.
Chcieliśmy go spalić. Spalić na jej oczach.
Ci idioci nawet do niego nie zajrzeli. Jezu, może wtedy…
Ale nie zrobili tego.
Gdy Emilia zorientowała się, ze coś jej brakuje… Zacząłem jej współczuć. Przez pierwszy dzień biegała wszędzie z przyjaciółką, przeszukiwały swoje szafki, torby. Ale w końcu wróciły do domu strasznie przygnębione. I tak było przez cały tydzień. Na każdej lekcji wyglądała prawie, jakby miała się popłakać. Umilkła i zamknęła się w sobie.
Cieszyli się z tego oczywiście. Ale ja jej współczułem.
Czy zrobiła coś złego? Czy kiedykolwiek zrobiła coś złego?
Tak jak napisałem, byłem starszy i mądrzejszy.
Dlatego wykradłem ten notatnik z plecaka nr 1. I postanowiłem, ze go oddam.
Mi również nawet przez myśl nie przyszło, żeby go otworzyć.
Ledwo co trafiłem w miejsce, gdzie mieszkała. Jej dom był bardzo oddalony od centrum miasta, dwupiętrowy, z ogromnym ogrodem z tyłu. Był wieczór i księżyc oświetlał to miejsce, nadając mu jakichś magicznych barw i kształtów.
Jak nawiedzony dom z jakiegoś słabego opowiadania.
Stałem przed drzwiami i bardzo, ale bardzo się bałem. Ale w końcu przemogłem się i zapukałem w czarne drzwi.
Dopiero po chwili ktoś je otworzył. Stała tam i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak piękna jest. Tak, wiem jak to głupio brzmi.
Była ubrana w bardzo długa, prostą, czarną sukienkę. Długie, ciemne włosy opadały falami na jej ramiona. I miała chyba zbyt ostry, jak dla dziewczyny w jej wieku, makijaż. Patrzyła na mnie zdziwiona i zaskoczona.
- Czego chcesz? – zapytała ostro
Wyciągnąłem w jej stronę nieśmiało notatnik, a ona pobladła.
- Wejdź – wyszeptała i odebrała mi szybko zeszyt.
Stałem teraz w długim, ciemny korytarzu. Czułem kadzidła i słyszałem cichą, spokojną muzykę. I nadal się bałem. Nie zapaliła światła i kazała iść za sobą. Minęliśmy kilka drzwi aż w końcu chyba wylądowałem w salonie.
Siedziała tam pozostała czwórka. Ubrana podobnie jak ona.
Przed nimi stał niski, zaścielony czarnym obrusem stolik, na którym paliły się świece i kadzidła. Obok leżała gruba ksiązką, którą któryś z nich szybko zamknął gdy tylko wszedłem.
- Powiedz mi tylko jedna – wyszeptała – Dlaczego?
Wiedziałem dlaczego, ale bałem się o tym mówić. Wstydziłem się. Była to rzecz, której nie powinien robić taki twardziel jak ja, którą ukrywałem przed moimi kumplami.
- Ja… Pisze wiersze – wydukałem w końcu – I wiem jakbym cierpiał, gdyby ktoś mi je ukradł – zamilkłem, szczęśliwy, że w pokoju panuje mrok i nie widza mojej czerwonej ze wstydu twarzy.
- Mam nadzieję – powiedziała jej przyjaciółka – Że kiedyś przeczytasz nam jeden z nich. Że kiedyś będziesz sławnym pisarzem.
Powiedziała to z taką prostotą, szczerością, że myślałem, że się popłaczę.
Siedziałem z nimi cała noc. Paliliśmy kadzidła, piliśmy czerwone wino i śmialiśmy się. Pierwszy raz czułem się tak wolny i szczęśliwy. Mówiłem im o wszystkim, o miłości, o moich poglądach, marzeniach, a oni nie śmiali się tylko słuchali. To był najpiękniejszy wieczór mojego życia. Nie wiedziałem, że można tak żyć.
Był już prawie ranek, ale nie byłem zmęczony. Zaczęła już się sobota. Emilia oprowadziła mnie ostatni raz po domu.
- Gdzie twoi rodzice? – zapytałem nagle, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
Staliśmy w jej pokoju. Ciemne kotary zasłaniały okna, na półkach widziałem mnóstwo książek. Poznałem niektóre. Horrory, thrillery, sci-fi. I ksiązki religijne. Uznałem, że jest w tym coś zabawnego.
Nagle nachyliła się w moją stronę a ja byłem pewny, ze chce mnie pocałować. Miałem nadzieję, ze to zrobi. Błagałem w myślach. Ale ona tylko wyjęła niewiadomo skąd naszyjnik i zawiesiła na moje szyi
- On cię obroni – wyszeptała cicho.
To było koło przez które przebiegało piec linii, które przecinały je na równe części.
1,2,3,4 zalewała krew gdy odkryli, ze zeszyt znikł. Ale cieszyłem się z tego. Bardzo się cieszyłem.
Zacząłem znowu pisać i pisze do teraz. Mam skończony tomik wierszy. Kilka osób twierdzi, ze jest świetny… I zawdzięczam to tylko im.
Nadszedł koniec roku.
Siedziałem w klasie razem z 1,2,3,4 i jeszcze kilkoma. Siedziałem z boku. A wtedy ona weszła. A w rekach trzymała kilka kartek.
- Co chcesz, zjebie? – zapytał wprost 1 a ja się skrzywiłem.
- Prezent – powiedziała i podała im kartki.
Patrzyli się na nie chwilę, a ona wybiegła z klasy.
- Znajde cię! - ryknął 3 i wstał tak nagle, ze aż przewrócił ławkę przy której siedzieli. Zmiął kartkę i ruszył za nią. Reszta postąpiła tak samo.
Ja też. Bo byłem pewny, ze jeśli będą chcieli jej coś zrobić, ochronię ją..
Wybiegł ze szkoły. Ona stała po drugiej stronie ulicy.
- Zabije cie! – wykrzyczał – Zabije, bo cos takiego jak ty – był już w połowie drogi przez ulice – Nie powinno żyć!
I wtedy potrąciła go ciężarówka.
Leżał w kałuży krwi, flaków, moczu. Nie żył. Ale w dłoni ciągle trzymał tą kartkę.
Nie wiem, dlaczego. Nie wiem. Ale pierwsze co zrobiłem, to podszedłem i wyjąłem ten zwitek papieru z jego dłoni.
To był portret. Portret 1. Ale… Na nim miał rozwaloną czaszkę. Jak teraz.
To był jakby portret już po jego śmierci.
Minęło już kilka lat. Wszyscy oni już nie żyją. Nie wiem, czy reszta portretów się zgadza, ale czuję, ze tak. Nie wiem kim, albo czym była Emilia.
Szukałem jej wszędzie. Jej przyjaciół też. Ksiązki telefoniczne, Internet. Ale na nic. Jednak za każdym razem, gdy spoglądam na naszyjnik wiem, ze nie opuściła mnie. Że „On” i ona czuwają. Że kiedyś usłyszę o nich.
Że kiedyś się spotkamy a ona opowie mi całą prawdę.
  • 13

#393

Bartus <3.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

To moja 1 opowieść , którą sam wymyśliłem , więc proszę o... albo nie... czytajta i tyle.

KAMERA



W 2009 roku w namiocie zaplamionym krwią znaleziono kilka ciał należących do grupy studentów. Była tam tylko kamera. Postanowiono ją odtworzyć i zobaczyć co się stało. Opis niektórych nagrań:


*Kamera jest w samochodzie. Słychać głosy studentów.
-Juhu! Wakacje!
- Tak mówisz to trzeci raz...
-Tak wiem ale..
-Wyłącz tą kamerę, nie mamy zapasowych baterii...
-No dobra.. Jezu...
<koniec ujęcia>
* Las. Widać rozstawiony namiot. Jest ciemno.
-A tu będziemy spać.
-Nie chwal się przed kamerą że w 5 będziemy spać w jednym namiocie..
-Oj.. nie przesadzaj...
- Ja idę spać... zieeew..
<reszta tej części nagrania jest zakłócona>
* Kamera w namiocie , wszyscy studenci śpią. Słychać głos małej dziewczynki:
-Oni umrą.... hihihi... Umrą...
<koniec ujęcia>
* Chłopak który cały czas kręcił siedzi sam w namiocie. Kamera jest zwrócona na jego twarz. Jest poplamiony krwią.
- Tu coś jest.. Ja to wiem... Reszta umarła... mnie też to czeka... To coś nazywa siebie Sally. Mówi że umarło niedaleko stąd. Tak, widziałem tamto nagranie. Nie możecie dalej oglądać tego nagrania! Ona zabi...
Nie dokończył. Ogromne pazury przebiły mu serce.Kamera upadła, jednak za chwilę coś ją podniosło. Została pokazana twarz tego czegoś. To coś było mała dziewczynką w białej sukience. Jednak jej twarz... Nie miała dolnej szczęki. Jedno oko jej zwisało. Spojrzała w kamerę i powiedziała" Świadkowie również umrą".
<KONIEC UJĘCIA>

3 godziny później policjanci którzy obejrzeli nagranie zostali znalezieni martwi. Na ścianie krwią było napisane " Sally"
  • 6

#394

buddy213.
  • Postów: 16
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Króciutka pasteczka by poruszyć temacik :D Wie ktoś może jak otworzyć komentarze do wpisu? :/

Sobota, 21.04 a ja siedzę sam w domu. Świetnie prawda? Nie ma to jak poprawka. W poniedziałek mam przystąpić do egzaminu z biologii, a jedyne co umiem z danego tematu to kilka nieistotnych drobiazgów. Jest ciemno, jedynym źródłem światła jest monitor komputera. Ahhh... Ikonki gier, w które nie gram od lat, teraz wyglądają tak kusząco. Ale jedna ikonka jest nowa. Data utworzenia to Sobota, 21.09. Pięć minut w przód. Sprawdzam datę i godzinę, ale wszystko jest w porządku. Co to jest do cholery?

*****

Włączyłem film. Od razu się wystraszyłem. Wskazywał on widok z mojej kamerki na monitorze. Siedziałem i uczyłem się biologii. Nagle coś się za mną pojawiło. Zrobiłem dziwną minę i złapałem za myszkę. Kliknąłem dwa razy i oparłem się na pięściach - tak jak to robię teraz. Ciemna postać stała za mną, i wpatrywała się we mnie smutnym wzrokiem. Bałem się obrócić. Wiedziałem że coś tam stoi. Postanowiłem poczekać do końca filmu. Po czterech minutach postać w końcu pokręciła głową i wyrwała mi głowę. Zrobiłem duże oczy, i nagle poczułem szorstkie ręce na mojej szyi.

*****

- Wróciliśmy do domu koło 22, ale Tomka nigdzie nie było, a wszystko było zakrwawione. Na ekranie wyświetlał się napis ,,Play Again?" Kliknęliśmy to, i na ekranie pojawił się film z Tomkiem i jakąś ciemną postacią. Nagraliśmy ten film na płytę. - Powiedziała matka Tomka, cała we łzach.
- Proszę pokazać. - Policjant wsadził płytkę do napędu. Jednak film był nagraniem z kamery, umieszczonej w rogu sali. Widzieli tam siebie, a za nimi ciemną postać...
  • 13

#395

buddy213.
  • Postów: 16
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Widzę że moje pasty Wam się podobają, więc uraczę Was nową, napisaną przed chwilą. Mam nadzieję że się spodoba. Nie proszę o wyrozumiałość, gdyż lepiej być skrytykowanym uczciwie i obiektywnie, niż fałszywie pochwalonym.

Siedzisz sam w domu. Twoi rodzice pojechali świętować swoją dwudziestą rocznicę ślubu. Dwadzieścia lat razem, a ty masz szesnaście - nie spieszyli się zbytnio. Cały pokój jest oświetlany starą żarówką. Za oknem widać padający śnieg, klejący się do latarni i osiadający na drzewach. A właśnie, czas zasłonić żaluzje.
Wyłączyłeś Sniper Elite. Zaczęły cię nudzić ciągłe strzały i zacinający się internet. Przez zamknięte drzwi słyszysz jakieś skrzypienie w przedpokoju, później otwieranie uchylonych drzwi. To pewnie pies - mówisz sam do siebie i uruchamiasz internet. Wchodzisz na kwejka i przeglądasz obrazki. Nagle widzisz obraz przedstawiający widok z okna - twojego okna. Marszczysz brwi i otwierasz stronę autora. Pojawia się kilka okienek edycji - przecież to moje konto. - W twoim głosie brzmi lekka panika. Sprawdzasz inne obrazki. Jest tam twój pies leżący na twoim łóżku oraz ty - siedzący tyłem do aparatu, przeglądający internet. - O ***. - Obracasz głowę. Nikogo za tobą nie ma, ale pies leży na łóżku. Trochę się uspokajasz, jednak dla pewności łapiesz za nóż, którym obierałeś pomarańcze. Stal w ręku dodaje ci pewności, nawet jeśli to tylko kilka centymetrów - to bardzo ostre kilka centymetrów. Jednak jest coś co nie daje ci spokoju - skoro pies jest tutaj, co skrzypiało i otworzyło drzwi w przedpokoju.
Idziesz z nożem do kuchni. Bierzesz coś lepszego - tasak do mięsa. Aby wziąć szable swojego dziadka musiałbyś iść do jego pokoju na górze. Strach pojawia się w twoich oczach, razem z przypomnieniem sobie o jednej rzeczy - piwnica.
Schodzisz do piwnicy z tasakiem, zapalając po drodze wszystkie światła. Podchodzisz do skrzyni, i otwierasz ją. W środku leży ciało twojej koleżanki z klasy. Pozbawiona oczu i z zaszytymi ustami.
- Już się bałem że zmartwychwstałaś. Śpij spokojnie kochanie, i więcej mnie nie strasz.


  • 10

#396

cinderos.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Party of One - Deleted scene

Dołączona grafika

„My Little Pony: Friendship is Magic” jest aktualnie moim ulubionym serialem. Kocham tą słodkość i uroczość jak również tą ich męskość. W Internecie trwa spór pomiędzy trollami i bronis (broni- to fan programu). Osobiście jest fanką i chciałabym żeby ta wojna się po prostu skończyła… jedynym pytaniem pozostaje, kto wygra? Kto to wie…

Ale najwyraźniej mogłam te odcinki oglądnąć jedynie na youtubie, więc jedynym problemem był mój internet, a raczej jego szybkość, bo był on do dupy. Nienawidzę kiedy video musi się ładować, jak bufferuje filmik taaak długo… Nie widziałam lepszego rozwiązania jak znaleźć dla siebie kopie ze wszystkimi 26 odcinkami, na płycie czy gdzieś. Weszłam na eBay’a żeby znaleźć kopie dla siebie. Znalazłam jedną kasetę VHS na której były nagrane wszystkie 26 odcinków. Pomyślałam „To dziwne VHS już dawno wyszły z użytku” Taśma była dość tania, jedynie 5$ i nikt nie brał udziału w licytacji. Złożyłam swoją ofertę, nawet nie wiedziałam co mam zrobić kiedy przyjdzie towar.

Postanowiłem, żeby może najpierw przeczytać jakieś historie fanów na próbę, i spróbować się trochę zeźlić. Przyznaje mało skromnie było to dla mnie wyzwaniem, historie czytało się krócej niż oglądać odcinki na youtubie.

Tydzień później dostałam w końcu taśmę. Kiedy przyszła do mnie przesyłka wyglądało to dosyć dziwnie. Wyglądała jak zwykła kaseta na której właściciel napisał markerem „MLP: FIM_26”. Wydaję mi się, że chciał zaznaczyć, że na kasecie są wszystkie 26 odcinki, ale nie wiem dlaczego użył podkreślnika…

Dmuchnąłem na taśmę, aby upewnić się podwójnie żeby kaseta działała. Potem wsadziłem ją do odtwarzacza VHS. Ku mojemu zdziwieniu kaseta działała. Jedynie jakość pozostawiała wiele do życzenia, ponieważ odcinki zostały nagrane pozapiastowo, bo były to kasety magnetyczne. „Przynajmniej nie musze czekać aż odcinek się załaduje” powiedziałam. Przypuszczałam, że będzie po prostu lepiej oglądać tak niż tak jak te dotychczasowe 8 odcinków w internecie.

I tak doszłam do ostatniego odcinka, ale ten przed tym (Party of One) był jakby uszkodzony. Właściwie nigdy nie zapomnę tego momentu z „usuniętej sceny”…

Powrócę tutaj do sceny gdzie Pinkie Pie zaczyna szaleć. Video szło normalnie, tak jak normalny odcinek. Kiedy nagle Pinkie zaczęły czernieć oczy… ekran zaczął skakać jakby następowały zakłócenia. (Podskoczyłam nieco, ponieważ nie wiedziałam co się do cholery działo). Następna klatka pokazywała okropny widok Pinkie. Jej twarz była zniekształcona, miała elementy twarzy Zalgo, tło było czerwone i obiekty zabarwione jakby krwią. Z głośników dochodziły mnie straszne dźwięki jakby z jakiegoś radia. Zaczęłam się tego bać. Nagle wszystko ustało, dało się usłyszeć tylko statyczny szum i za chwile odcinek powrócił do pierwotnej akcji.

Dobra, mówiłam do siebie w myślach „Co to kurwa miało być?!”

Próbowałam pokazać tą scenę rodzicom, ale nie chciała się odtwarzać.

Rodzice próbowali mi uświadomić, że to może był po prostu zwykły koszmar, bo za dużo naoglądałam się bajki, a ja im opowiadałam co widziałam we śnie.

Ale to były bzdury. Nawet nie wiem dlaczego tak się stało? To wina kasety, czy może Pinkie jest przeklęta albo coś?

Nie mogłam już o tym nawet myśleć, przerażało mnie to, nie mogłam spać. Wzięłam młotek, wyszłam na dwór i rozbiłam kasetę w drobny mak.

Nazajutrz weszłam na 4chana /b/ board i napisałam:

„Może mi ktoś pomóc? Niedawno kupiłam taśmę MLP:FIM z wszystkimi 26 odcinkami. Na której widniała jakby „usunięta scena” z okropnym obrazkiem i przerażającą muzyką. Rozwaliłam kasetę na malutkie kawałeczki, pytam czy ktokolwiek może mi coś powiedzieć na temat autora tej taśmy?”

Dostałam odpowiedź od nieznajomego:

„Myślę, że wiem dlaczego ten gościu sprzedał Ci tą kasetę. Słyszałem o człowieku który oszalał po wypadku samochodowym w którym stracił swoich przyjaciół. A, że kochał serie gier Luna, zdecydował, że zrobi w jednym z odcinków bardziej „mroczną” scenę. Po tym jak nagrał ją na taśmie, wystawił i sprzedał na Ebayu, po czym się powiesił.”

Czułam się trochę dziwnie, źle myśląc o tym szaleńcu. Ale nie o to chodziło, chodzi o to, że chciałam mieć coś co jest związane z MyLittlePony i nie jest przeklęte…

Ostatecznie pozostało mi wydanie na DVD, więc kupiłam je w sklepie gdy tylko się pojawiło.

Bardzo podobała mi się ta płytka, ale o „wyciętej scenie” nie zapomnę, nigdy…

Użytkownik cinderos edytował ten post 23.10.2011 - 17:50

  • 3

#397

Dragwen.
  • Postów: 136
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Witam wszystkich :D Jest to mój pierwszy wpis na tym forum i jedna z wielu strasznych historii, którą z przyjemnością właśnie zmieniam w creepypastę. A zarejestrowałem się dopiero, jak dobrnąłem do końca tego tematu, więc przebrnąłem całe 28 stron strasznych historii (szkoda, że już koniec :P) Więc - zapraszam :P
Przy ocenie (jak będziesz dawał oczywiście) uwzględnij fakt, że test to opowiadanie, tylko końcówkę dodałem "wiadomo jaką".

Słodka Zuzia

Izabela pewnego ciepłego ranka wybrała się ze swoją córeczką na zakupy do pobliskiego sklepu. Mała blondyneczka była bardzo ucieszona , podskakiwała radośnie trzymając matkę za rękę. Od samego rana, odkąd tylko się obudziła, mała Zuzia myślała tylko o jednym. Chciała lizaka. Bardzo, i to bardzo marzyła o słodkim lizaczku chupa-chups, smacznej kulce na białym patyczku. Tak. Weźmie w sklepie lizaczka. Lubi je.
Kobieta z córką weszły razem do sklepu. Mała od razu zauważyła stojak na lizaki. Bardzo się ucieszyła, podbiegła do niego i ostrożnie wyciągnęła swojego ulubionego lizaka - o smaku arbuzowym. Obróciła się, aby powiadomić mamę o kupnie chupa-chupsa. Ale jej już nie było, więc dziewczynka zdecydowanym krokiem pomaszerowała do kasy.
- Cześć proszę pani! Wiesz, że sama kupuję zakupy? - Radośnie pokazała jej lizaka i dała do ręki. Ta szybko skasowała upragnioną słodycz i powiedziała:
- Siedemdziesiąt groszy się należy. - Zuzia popatrzyła na pulchną sprzedawczynię i szepnęła z łzami w oczach:
- Ale ja nie mam... - I się rozpłakała.Zauważyła mamę. Biegła do niej z koszykiem, w którym było kilka warzyw, mleko i kiszka.
- Bardzo panią przepraszam za moją córkę, jest jeszcze mała i niewiele rozumie... - Szybko zapłaciła za zakupy i szarpnęła Zuzię. Płacząca dziewczynka siłą została wyprowadzona ze sklepu. Zostawiła lizaka. Zuzia zostawiła lizaka na ladzie sklepowej. Jej lizaka. To jej lizak. Mamusia jest niegrzeczna. Trzeba jej zrobić karę. Tak. Mamusia jest niegrzeczna...

Izabela robiła gołąbki. Specjalnie rano poszła z córką po kapustę do pobliskiego sklepu, aby je jej zrobić. Zuzia uwielbiała gołąbki, potrafiła nawet zjeść trzy na raz! Właśnie , gdzie jest jej kochana córeczka?
- Mamusiu, chodź! Chcę ci coś pokazać! - Kobieta usłyszała nawoływanie z piwnicy. Szybko zbiegła po schodach i zobaczyła swoją córeczkę stojącą obok dużego stołu, który niegdyś stał w jadalni. Była bardzo blada...
- Mamusiu, proszę, pobawmy się przez chwilę. Połóż się na stole, dobrze? - Zdziwiona kobieta położyła się na stole, i czekała, co jej skarb wymyśli dalej. Poczuła, że ktoś zawiązuje jej prawą rękę sznurem.
- Córciu, po co zawiązujesz mi rączki do blatu? Nie będę mogła zrobić ci gołąbków... - Izabela próbowała wyrwać swoją rękę z żelaznego uścisku liny.Nie udało się jej. Z przerażeniem zobaczyła, że wszystkie kończyny ma przywiązane do czterech kantów stołu, jest prawie naga a nad nią stoi jej blondwłose złotko... Z nożem kuchennym w małej rączce.
- Zuziu, co ty wyrabiasz!? - Dziewczynka zbliżyła się do jej głowy i zaczęła ścinać jej piękne, jedwabiste włosy. Izabela przypomniała sobie, że Zuzia też chciała takie mieć, tylko że długie włosy by się jej nie zmieściły zimą do czapeczki... Nagle poczuła ból w lewym nadgarstku.Powoli obróciła głowę i... jej oczom ukazał się straszliwy widok. Zuzia dosłownie odkrajała jej dłoń. Szybko sunęła nożem w te i spowrotem, w te i spowrotem... Jej piękna sukienka była poplamiona jasnoczerwonym płynem tryskającym z jej odcinanej dłoni. Ból , jaki czuła był nie do opisania. A pochodził z dwóch źródeł. Pierwszym była jej dłoń, a drugim widok swojego sreberka, które właśnie z uśmiechem na ustach odkroiła jej rękę. Usłyszała plaśnięcie, gdy dłoń opadła na podłogę. chciała podnieść okaleczoną kończynę, aby mniej krwi wyciekało z rany, jednak jej się nie udało - gruba lina była przewiązana wokół jej łokcia. Zuzia podniosła zakrwawioną dłoń z podłogi i włożyła ją matce do ust.
- Mamusiu, jedz gołąbka, tak. Dobry zrobiłam sos pomidorowy? - Z oczu Izabeli lały się strumienie łez. Jak jej córeczka mogła robić tak straszne rzeczy? poczuła ból na policzku. Drugi raz, trzeci czwarty. Czuła ciepłą ciecz spływającą z twarzy...
- Widzisz? Zmieszałam wodę z sokiem truskawkowym, będzie go więcej! - Dziewczynka rozchichotała się, podchodząc do stóp matki. Tym razem w dłoniach miała ogromny sekator. Izabela wiedziała, co teraz się stanie...
- Zawsze chciałam mieć tak pomalowane paznokcie jak ty... Mogę je włożyć do pudełeczka? Mamusiu, pozwolisz mi? - Z tymi słowami ucięła mały palec u prawej stopy. Izabela krzyknęła przeraźliwie i znów opadła na stół. Zuzia po kolei, powoli i równo ucinała każdy palec Izabeli, nucąc "Wlazł kotek na płotek" i za każdą zwrotką ucinając następny. Ledwo żywa ze zmęczenia kobieta popatrzyła na swoje stopy... Nie miała ani jednego palca. Dziewczynka znów podeszła powoli do twarzy matki.
- Chcesz z bliska zobaczyć swoje paluszki? - Wyciągnęła zakrwawiony duży palec i z całej siły dźgnęła nim matkę w oko. Takiego bólu kobieta nie mogła wytrzymać. Zamknęła zdrowe oko i nie widziała już nic...
Obudziła się, nie czując żadnego bólu. Pomyślała, że to sen, zanim nie zobaczyła swojej córki poplamionej jej krwią z domestosem w ręce.
- Zawsze nie pozwalałaś mi dotykać tej zielonej buteleczki. Chcę sprawdzić, dlaczego! - Odkręciła butelkę i wylała całą zawartość na zdrowe oko Izabeli. Kobieta zawyła z bólu. Jeszcze nigdy nie czuła takiego pieczenia.... Widziała tylko czerń... Usłyszała głos swojej jedynej córki:
- A teraz pobawimy się w rozcinanie kurczaka.. - Poczuła zimne ostrze na swoim ciele.
Zuzia powolnym, precyzyjnym ruchem rozcięła brzuch z którego zaczęła sączyć się gęsta, ciemno czerwona ciecz.
- Nadal nie będziesz chciała mi kupić lizaczka - tupnęła zezłoszczona dziewczynka.
- Yyyh... Kupię... Tak... Zuziu.. kochanie... odłóż nóż... kupię... - z ust matki Zuzi wypłynęła ciepła krew.
- Kłamiesz! - blondynka bez wahania wepchnęła rękę w ranę. Z ironicznym uśmiechem na ustach wzięła w garść wnętrzności i szarpnęła wybuchając szaleńczym śmiechem.
Kobieta w spazmach bólu krzyknęła ale zaraz umilkła. Umarła.
Zuzia jako, ze była dzieckiem bardzo rozrywkowym i zawsze kończyła zabawę jako zaczynała powiesiła już matkę za jelita na drzewie, ale chciała więcej. Z bladymi, zakrwawionymi rączkami i sukienką zapukała w drzwi domu sąsiada...

Jest wieczór, siedzisz przed swoim komputerem czytając forum paranormalne.pl . Jesteś sam w domu, tylko twój kot siedzi ci na kolanach. Słyszysz ciche pukanie do drzwi. Wstajesz, układasz kota na krześle i podchodzisz do drzwi. Patrzysz przez judasza. Widzisz małą, uśmiechniętą, blondwłosą dziewczynkę w zakrwawionej sukience czekającej na otwarcie drzwi. W lewej ręce trzyma tasak a w drugiej olbrzymi sekator.
Pamiętaj, Zuzia wie, że znasz historie jej matki. Nawet jeśli uciekniesz na Wyspę Wielkanocną, ona cię znajdzie. a potem nie będzie już ratunku...

Użytkownik Dragwen edytował ten post 25.10.2011 - 18:17

  • 3

#398

Cold Ethyl.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejne zimowy wieczór w Czyśćcu, małym miasteczku na południu Polski


Skrob skrob.
Znowu zostawiła otwarte drzwi.
Bawiło go to, jakby specjalnie dla niego, ale to niemożliwe, ona nie wie, że on istnieje.
To bardzo nierozsądne zostawiać otwarte drzwi, gdy mieszka się w wielkim, dzikim mieście. Wielkim, smutnym mieście, gzie ludzie ciągle biegają i nie ma miejsca na miłość
Było już po północy. Księżyc nie był w pełni, na nieboskłonie widać było tylko jego rogalik, co trochę psuła klimat, ale z drugiej strony i radził sobie jakoś i bez tego.
Musiał się namęczyć, by odgadnąć, jak działa klamka, ale w końcu złapał dłonią, pociągnął, uchylił drzwi i wszedł do środka. Nigdy nie korzystał z klamek. Zazwyczaj wystarczyło rozpędzić się i uderzyć w drzwi wystarczająco mocno…
Ciemność. W domu panował Ciemność.
Zachichotał na ta myśl, wiedział, że Ciemność nie zajmuje się tak błahymi sprawami. Chyba, że go bawią.
To aż dziwne jakie głupoty potrafią robić gdy się nudzą…
Zamknął za sobą drzwi i znowu zachichotał. Był tak szczęśliwy. Tak zakochany!
Mrok mu nie przeszkadzał. Mrok był jego przyjacielem. Ruszył w kierunku jej sypialni. Mieszkała w małym domku, dwa pokoje, kuchnia i łazienka. Pracowała jako kelnerka, uczyła się, ale rodzice jej pomagali. Dlatego mogła pozwolić sobie na mieszkanie samotnie. Nawet nie wiedziała, jak wielką przysługę mu wyświadczyła tym…
Spojrzał na lampę stojącą obok jej łóżka.
Odganiacz mroku. Bardzo zły przedmiot, bardzo zły! Przywoływał skądś potężne światło, które oślepiało. Prawie jak słońce! Skrzywił się na sama myśl o słońcu, ale potem zaczął chichotać, gdy przypomniał sobie Ciemność stojącego w tym ładnym ogródku, rzucającego w jego stronę przekleństwa i celującego z broni. Nie trafił, nie trafił! Cholerny Ciemność nie trafił, dobrze mu tak, niech słońce zniszczy jego duszę, czy co tam ma!
Bo to możliwe. Dzieci Nocy musza ufać Matce Nocy, a nie Pani Dnia. Matka przytuli wszystkie swoje dzieci do siebie i zanuci kołysankę, połozy i utuli do snu.
Nanana, dzieci nocy, dzieci bestii…
Podszedł tak blisko jak tylko mógł i spojrzał z rozczuleniem w jej stronę.
Sypialnia była bardzo małym pokojem, stało tutaj tylko łóżko i biurko. A na biurku jakieś srebrne pudło. No, i ta lampa. Machnął w jej stroną dłonią i wystawił jej język. Zła lampa! Zła!
Spała przykryta kocem. Wyglądała tak pięknie. Tak niewinnie.
Hej, ej! Żadnych brudnych myśli czy coś, ona po prostu była taka śliczna. Mógł patrzeć na nią całą noc, a za każdym razem, gdy się przewracała na bok czy mruczała coś pod nosem, czerwienił się aż po długie uszy. No, czerwienił się na tyle ile to możliwe. Przykucnął zaraz obok niej i nucił coś cichutko, coś co usłyszał od Ciemności.
- Girl ya gotta love your man – zachichotał.
Siedział tak kilka godzin, aż złe światło zaczęło prześwitywać przez zasłonięte żaluzje. Nigdy mu się nie nudziła. Była jego fascynacją. Czymś, co mógł obserwować dniami. A z każdą sekundą kochał ją mocniej. Skrzywił się i pomału podreptał do wyjścia, charakterystycznie skrobiąc pazurami. Zaraz jego piękna Gabriela obudzi się, a nie mogła go zobaczyć. Jeszcze nie.
Ale miał dla niej prezent.
Otworzył drzwi, wyszedł na korytarz i podniósł to co zostawił wczoraj. A potem położył przed drzwiami. Spojrzał z zachwytem i szybko wybiegł z bloku.
Bukiet czerwonych róż!
***
Gabriela nie była jednak zachwycona. Gdy zobaczyła róże, krzyknęła. A potem przez cały dzień próbowała się uspokoić, że to jednak nie do niej. Mieszkała sama, a nasłuchała się zbyt wielu historii o zaginionych dziewczynach… Tym razem, gdy wróciła do domu, zamknęła drzwi.
***
Zajęczał zawiedzony. Spróbował zaskrobać paznokciem po drzwiach, ale zostawił tylko długa rysę. Wyglądał jak pies, którego właściciele wywalili za drzwi za obsikiwanie dywanów. No, szczerze mówiąc, jakby spojrzeć dalej w przeszłość, to trochę się zgadzało.
Przykucnął przy drzwiach i ukrył płaską twarz w dłoniach. Po chwili palce miał całe oślinione. Nie potrafił nad tym zapanować, ślina wyciekała spomiędzy długich kłów. Nagle podniósł głowę do góry i zaczął wyczekiwać. Czuł coś. Podniósł się i oparł na długich ramionach. Wyglądał trochę jak łysiejący goryl. Wychudzony, łysiejący goryl.
Ale zapach szybko się ulotnił. Znowu posmutniał i zakwilił.
Nagle w jego zazwyczaj pogrążonym w chaosie umyśle wyłoniło się wspomnienie. Szybko wybiegł z budynku i obiegł go dookoła. W końcu trafił tam, gdzie chciał.
Widział ją przez okno! Widział jak siedzi przed telewizorem w miękkim fotelu, okryta ciepłym kocem. I trzymała… Jego róże! Jego piękne róże!
No nie do końca jego. Ukradł je z pokoju Pana Cieni. Głównie dlatego Pan wrócił się do domu po strzelbę i wycelował kilka razy. Ale nie trafił!
Miał wątpliwe pojęcie o miłości, kierował się raczej filmami, które udało mu się obejrzeć w Siedzibie, ale był pewien, ze ona tez go kocha! Bo niby po co by trzymała róże! Po co by je zostawiła!
- Everybody loves my baby – wycharczał cicho i podskoczył z radości. Chciał zapukać w okno, ale powstrzymał się. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie!
***
Gabriela spojrzała na okno. Pewna była, że coś dostrzegła, jakąś postać. Ale nie, za szyba panował mrok. Nagle zaczął padać śnieg.
***
Noc to pora kochanków!
Wiedział to od dawna, czuł to, ale zdał sobie sprawe z tego dopiero, gdy pooglądał ten film! I oni tam na końcu się całowali! Na samą myśl przechodził go dreszcz. Ale padał śnieg, więc nie chciał iść. Siedział w piwnicy bloku i tarł dłońmi. Było bardzo zimno. W takich chwilach żałował, że uciekł. W końcu nie było tak źle..
Zaskrzeczał
Było bardzo źle! Jak mógłby żyć bez Gabrieli!
Był romantykiem. Co prawda zdał dowiedział się tego dopiero niedawno (gdy poznał takie słowo jak romantyzm), ale było to bezsprzeczne! Miłość do jego słodkiej Gabrieli nadawała sens jego marnej egzystencji w tym zimnym świecie.
Zajęczał i wcisnął się mocniej w kąt.
Bardzo chciałby zapukać do jej drzwi. Ona wiedziała, ze on ją kocha. Ona tez go kochała. Otworzyłaby mu drzwi, a on zawołałby „Hello, I Love You!”, a ona padłaby mu w ramiona. No i przede wszystkim zaprosiła do ciepłego domu. I poczęstowałaby może nawet ta dobrą „czokoladą” która obżerał się Szaleństwo, a czasem nawet częstował i jego!
Jeszcze nie.
Jeszcze…
Chociaż miał już dość czekania…
***
W pokoju panował Ciemność. Przenośnie i dosłownie.
Kłęby ciemnego dymu papierosów, skrętów i kadzideł przysłaniały meble. Siedział w miękkim, obitym czerwonym materiałem fotelu a w bladych dłoniach trzymał płytę. Stukał czarnym paznokciem w okładkę i zastanawiał się, wpatrując się w na wpół zasłonięte czarnymi kotarami okno.
Brakowało kilku płyt.
A niezwykłe go to irytowało.
No i oczywiście zniknęło coś jeszcze…
***
Wyjrzał przez drzwi piwnicy. I zachichotał.
Zdecydował się. Zdecydował się na najważniejsza rzecz w jego życiu. Pomału na wpół wyczołgał się, na wpół wyszedł z piwnicy i ruszył do Jej domu. Pomału otworzył drzwi. Zaskrzypiały złowieszczo. To nie był dobry znak, ale nie zrażał się. Tym razem nie miał ze sobą kwiatów. Dzisiaj miał o wiele lepszy prezent – swoje serce.
Było już bardzo, bardzo późno. Spała. Znów wszedł do jej sypialni.
Wyglądała tak uroczo.
Pochylił się nad nią i wtedy stało się coś, czego się nie spodziewał. Obudziła się.
Spojrzała na niego. Nawet nie krzyknęła. To był dobry znak. Dobry! Był pewien, ze wie, więc otworzył usta i spomiędzy zaropiałych warg wyszeptał skrzecząc
-K O C H-
Ale ona była gotowa. Od wielu dni wiedziała, ze ktoś ją prześladuje.
Sięgnęła po nóż schowany pod poduszką i wbiła go w pierś potwora. Zatoczył się do tyłu, oszołomiony, a ona rzuciła się na niego. Szarpała za śmierdzącą, szarą skórą, wbijała ostrze, krew i ropa tryskały na nią strumieniami, aż przestał się ruszać. Wtedy stała a po jej policzkach spłynęły łzy. Nie czuła smutku. Była tylko bardzo przerażona i zestresowana
-Jezu… Jezu.. – szeptała drżącym głosem gdy spoglądała na truchło
To przychodziło i się jej przyglądało. To coś, człekokształtne, z ropiejącymi ranami, leżące teraz w kałuży krwi na podłodze.
- Mogło mnie zabić…
Jeszcze tej nocy wyciągnęła trupa na zewnątrz. Ziemia była pokryta grubą warstwą puchu, więc tylko przykryła je śniegiem i uciekła do domu. Może go znajdą na wiosnę. Może nie. To nie ona. To nie jej wina.
***
Dwie postacie w mroku szły przez śnieg.
Księżyc schował się za ciemnymi chmurami, a śnieg prószył lekko
- Nawet sobie nie wyobrażasz – wysyczał Ciemność – Nawet sobie nie wyobrażasz…
- Wyobrażam – odpowiedział znudzony Szaleństwo i ziewnął. Naciągnął mocniej włochatą czapkę z króliczymi uszami na żółte dredy i schował dłonie w kieszenie zielonej kurtki. Jak dla niego było za zimno.
W LA chociaż było cały czas ciepło. Mógłby cały dzień siedzieć w cieniu i oglądać dziewczyny przechadzające się w zbyt krótkich szortach i zbyt mocno wyciętych bluzkach.
Ciemność nie odczuwał chłodu. Szedł przed siebie gnany wściekłością i lepiej było go nie zatrzymywać. Czarny płaszcz miał rozpięty, jego poły rozwiewał lodowaty wiatr.
- Tu jesteś – wysyczał znów i upadł na kolana. Szaleństwo westchnął.
Ciemność rozgarnął śnieg szczupłymi dłońmi ubranymi w czarne, skórzane rękawiczki.
- Zdajesz sobie jakie to absurdalne? Mógłbyś sobie kupić kota, psa, chomika, świnkę morską, królika, szczura, myszoskoczka, kumpel miał myszoskoczka, niezły świrus, kumpel się znaczy, nawet węża! Wiesz jaki wąż byłby stylowy! Takiego dzikiego pytona! Dzikie wensze, dzikie.. ALBO NIE! Kruka! Stary! Epicki, gotycki kruk! Symbol śmierci! No głównie wpierdzielania zwłok… Czy wyobrażasz sobie cos lepszego? – Szaleństwo wzruszył ramionami –Ale nie! Nie!
Ciemność wyszczerzył ostre zęby w uśmiechu i spojrzał na ciało zakopane w śniegu.
- Ale on jest taki zabawny – wyszeptał i zaśmiał się.
Poruszało się. Lekko, ale jednak. Coś co jest już na wpół martwe trudno byłoby zabić.
Następnym razem będzie musiał go lepiej pilnować.
  • 5

#399

JachuPL.
  • Postów: 177
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

"Czat Internetowy"

Marcin siedział oparty o krzesło. Dochodziła pierwsza rano, a mimo zmęczenia, coś nie dawało mu zasnąć. Godzinami potrafił wpatrywać się w monitor. Czy był uzależniony? Sam siebie tak nie określał, więc zapewne nie był. Postanowił wejść na czat internetowy, pomimo, że nie wierzył, iż ktokolwiek może tam być o tej porze. Wybrał czat, który jest często uczęszczany przez ludzi i wszedł na pokój ze swojego rodzinnego miasta. Po chwili dostał wiadomość od TZK. "Co za dureń wymyślił taki nick?", pomyślał.

-"cześć"
-"hej, kim jesteś?" (odpowiedział Marcin)
-"Kimś, kogo dobrze znasz, ale znasz bardzo słabo."
-"Czyli? Jesteś zły?" (napisał to oczywiście dla żartu)
-"Brawo, zgadłeś! Jestem bardzo złą istotą. Wiele osób przeze mnie zginęło. Chcesz wiedzieć dlaczego?"

Ludzka ciekawość zwyciężyła.

-"Tak, chcę wiedzieć"
-"ta wiedza obciąży cię na zawsze. Sam wyraziłeś na to zgodę przez własną głupią ciekawość. Jestem kimś, kto nie ma serca. Nie mam sumienia. Nie mam jakichkolwiek hamulców. Niedługo cię odwiedzę, miej się na baczności!"

<System> Twój partner czatowy rozłączył się.

"A niech to!", rzekł Marcin. "Ciekawe czego ten wariat się naćpał, też chcę takie dragi". Położył się spać.


Od samego rana towarzyszył mu dziwny niepokój, jednak zebrał się i poszedł do szkoły. Cały czas wydawało mu się, że ktoś go śledzi. Gdy wrócił do domu położył się spać. Niestety, po raz ostatni w życiu.

Rodzice znaleźli Marcina martwego. Miał wycięte serce, które było położone na jakiejś kartce. Gdy podnieśli wciąż bijący organ, zobaczyli zdjęcie pustej klatki piersiowej i napis "Teraz jesteś częścią mnie!". Kątem oka zauważyli cień na ścianie.


//edit: moja pierwsza pasta, jak się podoba? :P

Użytkownik JachuPL edytował ten post 26.10.2011 - 19:14

  • 2

#400

SereK.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Niebieskie Oczy. (wersja poprawiona)

Jest rok 2560 możliwe już są operacje na płodach. Można im dodawać różne cechy, lecz wciąż za ogromne sumy pieniędzy. Psychopatyczny niemiecki miliarder (lekarz) –Gruner interesował się tą technologią, chciał zobaczyć krok po kroku jak niszczone jest życie człowieka ,miał zamiar wykończyć go psychicznie i fizycznie. Ułożył do tego celu plan, który skrupulatnie ukrywał w sejfie oto jego część. „Ten świat jest za dobry, muszę wziąć sprawy w swoje ręce, zniszczę..nie podaruję..” Przyjechał w tym celu do Polski, gdzie upatrzył sobie dwie osoby kobietę i mężczyznę. Pierw znalazł kobietę lat 35 ,pracowała jako urzędniczka, była osobą samotną , jego uwagę przykuły jej oczy -były wyjątkowe. Mężczyzna, samotny, biedny mieszkał na dworcu, jego życie odmieniło się gdy poznał Grunera, teraz jego życie było na poziomie mężczyzna był bardzo uradowany tym faktem. Pewnego dnia Gruner powiedział „Chcesz to wszystko stracić!?” na co otrzymał odpowiedz „Nie, ale dlaczego zadajesz to pytanie jesteśmy przecież przyjaciółmi” „owszem, ale musisz mi się odwdzięczyć „ „zrobię co tylko chcesz” Wyjął zdjęcie kobiety po czym powiedział „ożenisz się z nią, dziś masz spotkanie, wypadnij dobrze” Mężczyzna pomyślał to jest najpiękniejsza kobieta jaką kiedykolwiek widziałem, muszę ją poznać” Gdy wrócił ze spotkania do domu przywitał go Gruner, gdy tylko drzwi się zamknęły wyjął pistolet i przyłożył do jego skroni wypowiadając słowa „masz zrobić jej dziecko, masz 3 miesiące ” Mężczyzna wiedział, że Gruner jest lekko walnięty, musiał zrobić to co mu każe, nie chciał znaleźć się na ulicy lub zostać zabitym. Spotykali się i po 2ch miesiącach kobieta była w ciąży. Mężczyzna nadal mieszkał u Grunera, ten wziął go na rozmowę i powiedział „to dziecko będzie wyjątkowe” Co masz na myśli? Rzucił mu kartkę, on przeczytał. „Nie, nie zrobisz mu tego!” To ja tu ustalam zasady, stul pysk do ku*wy nędzy, bo zaje*ie cię jak te k*rwy z dworca, uderzył go w twarz po-czym powalił na ziemie ze słowami „Nie masz wyboru” Tej nocy nie mógł zasnąć, nie chciał tego mówić swojej kobiecie, żył jak gdyby nic się nie stało” (po miesiącu) Gruner rozpoczynał kolejny dzień pracy, zapukała do niego kobieta.. tak, to była ONA uśmiechnął się do niej i przywitał. Przebadał jej dziecko i powiedział, „pani dziecko jest chore, może umrzeć, potrzebna jest kosztowna operacja ” Rozpłakała się, nie mam pieniędzy na operację, nie chcę go stracić, jej skowyt słychać było na całym oddziale, TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA krzyczała, to jest tylko mój chory sen..” (Po pracy) Przychodzi do niego MĘŻCZYZNA, Gruner! ratuj moje dziecko! jest chore potrzebuje operacji, tylko ty możesz mi pomóc.” Cóż, uśmiechnął się do niego i powiedział,” operacja jest jutro poinformuj żonę..”Uradowany oznajmił to żonie. Przyszedł dzień operacji ,on już wiedział co zrobi, wszczepił komórki powodujące wyłączenie społeczne oraz wyłączył wszelką możliwość obrony na agresję ze strony innych, wszczepił także gen powodujący jego „inność” . Operacja się udała, powiedział do przyjaciela „ciesz się życiem.” Objął go po czym powiedział „Nie wiem jak ci dziękować” Gruner- Już to zrobiłeś. Mężczyzna nie wiedział o co chodzi, Już zapomniał co mówił mu mówił miesiąc temu. Mężczyzna chciał się przeprowadzić do swojej kobiety, tak też zrobił. Po kilku miesiącach dziecko się urodziło, był to chłopiec rodzice byli bardzo szczęśliwi, jego oczy były piękne.. mocno niebieskie . Chłopiec powoli dorastał, jak był już nastolatkiem stanął przed wyborem szkoły, pomyślał zacząć się uczyć i pójść do lepszej czy olewać tak dalej i pójść do gorszej, wybór był prosty bo nie chciało mu się uczyć. Już 3ciego dnia wrócił z podbitym okiem ze szkoły. Rodziców nie było, byli zajęci pracą, siedzieli za granicą, nie przejmując się zbytnio swoim dzieckiem. Był ono nadzwyczaj samodzielny. Nie wiedział dlaczego jest inny. Każdy się go czepiał oraz bił, był pośmiewiskiem całego miasta, każdy go znał i wiedział że jest inny, na ulicach był wytykany palcami jego życie przypominało piekło. Nie miał żadnych znajomych, więc pomyślał „moje życie nie ma sensu muszę się zabić, nie mam dla kogo żyć ,to jest piekło na ziemi.” Wcześniej próbował wszystkiego, nic mu nie pomagało. Wiedział że za chwilę przyjeżdżają rodzice i zostają na długo..tego samego dnia, zszedł do piwnicy gdzie powiesił się na kablu. W momencie wiązania sznura czuł się szczęśliwy -to wszystko się już skończy, kabel na jego szyi zaciskał się coraz mocniej, jego gałki oczne stały się coraz bardziej przekrwione, tlenu już zabrakło umarł z uśmiechem na twarzy. Rodzice nie przyjechali, musieli zostać jeszcze miesiąc, wysłali mu smsa „Zostajemy jeszcze miesiąc syneczku Kochamy Cię” Po powrocie rodziców do domu cuchnęło w nim niemiłosiernie rozkładającym się mięsem, zapach nasilał się coraz bardziej przy kierowaniu się w stronę piwnicy, zeszli tam i przeżyli szok, ich syn wisiał na kablu- jego ciało było na wpół rozłożone ..zgniłe. Wybiegli z domu w wielkim szoku. Musieli pochować syna. W jego pokoju znaleźli 2 listy, jeden „Dla was” drugi „Dla reszty świata” W pierwszym napisane było że bardzo ich kochał, nigdy ich nie zapomni. Drugi odczytany był na pogrzebie, jego klasa przeżyła szok, zabiła własnego „kolegę” z klasy każdy poopuszczał głowy. Gruner był bardzo zadowolony, wreszcie dokonał zemsty za wszelkie dobro na świecie. Jego plan się powiódł. Prawdą jest, że każdy kto spojrzy w oczy chłopca po jego śmierci .powiesi się.

..Fala zgonów się rozpoczęła. Portret chłopca znajduję się za tobą, nie odwracaj się.

Dzięki za przeczytanie mojej creppypasty. (jeśli można tak ją nazwać) jest to moja pierwsza. Może być ona trochę niedopracowana. pisanie zajęło mi godzinę. Proszę o komentarze na jej temat. Pragnę wiedzieć co o niej myślicie. Która nazwa jest lepsza? „Eksperyment psycho fizyczny” „Dwa Listy” „oczy” „niebieskie oczy” ? może „Pan Gruner” ?

Użytkownik SereK edytował ten post 27.10.2011 - 19:36

  • -6

#401

Zielona Małpa.
  • Postów: 135
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Przypomnij sobie




Zamknij oczy. Mam nadzieję, że jesteś sam. Zaraz zabiorę Cięw Ciemność…

Przypomnij sobie najszczęśliwszą chwilę w swoim życiu. Musito być takie wydarzenie, które kojarzysz TYLKO ze szczęściem. Odczuwaszdreszczyk emocji? W końcu nic nie widzisz, tylko przeszłość jest terazkonkretnym obrazem. Czy chcesz aby ta chwila trwała wiecznie? Oczywiście, żechcesz! Pragniesz tego najbardziej na świecie. Nic nie jest w stanie pokonaćtego uczucia nieważkości i niewysłowionego szczęścia. Czy nie mam racji? Otóż, jestemnieomylna. Zawsze mam rację i posiadam wiedzę absolutną. Nie musisz się bać.Nie możesz. Nie myśl… Przez chwilę żyj wspomnieniem. Skoncentruj się na nimcałkowicie. Nie sprowadzaj myśli na żaden boczny tor.

Chciałbyś wrócić do tej chwili? Do tej ekstazy, tego szczęścia? Uwierz, każdy odpowiada twierdząco. W końcu nie jesteś moimpierwszym pacjentem… Szczerze mówiąc nie jestem lekarzem, więc trudno mówić tuo leczeniu. Nie chcę jednak leczyć Twojego ciała… Nawet Twój umysł mnie nieobchodzi.

Zastanów się przez chwilę, zwolnij, wyluzuj. Czujesz radość.Tak, wiem, powtarzam to tyle razy. Ale oboje wiemy, że mam rację. Przypomnijsobie każdy szczegół, najmniejszy nawet detal… Niech to wydarzenie stanie sięobrazem. Nie! Zaczekaj… Niech stanie się ono filmem. Serią zdjęć tworzącychcałość. Jakże piękną całość. Przypomnij sobie myśli. Każde słowo w Twoimumyśle. Każde zdanie, zająknięcie, nawet każdy przecinek. Niech niemy film wzbogacisię w dialogi. Poczuj znów zapachy i aurę tego miejsca. Przyłóż rękę do serca…Czujesz jak szybko bije? Szczęście ogarnęło Cię bez końca.

Pamiętasz kto Ci towarzyszył? W najszczęśliwszych momentachżycia nikt nie jest sam. Przypomnij sobie absolutnie wszystko o tych osobach.Kim byli, gdzie mieszkali? Utrzymujesz dziś z nimi jeszcze jakiś kontakt?Pomyśl o nich. Pomyśl o nich tak intensywnie, że staną Ci przed oczami. Widziszich wszystkich? Więc pożegnaj się. To koniec naszej podróży w szczęście.Nadeszła pora, bym wyjaśniła Ci, po co to robię.

Jestem Śmiercią. Jednak nie musisz się bać. Nie przychodzędziś po Ciebie. Nigdy nie przychodzę po ludzi. Nie jestem bowiem ludzką Śmiercią.Dziwisz się? Zastanawiasz się kim do cholery jestem? Zabiorę Ci wszystkie Twojewspomnienia, w końcu po to właśnie przyszłam. Miałeś ostatnią szansę, by byćszczęśliwym. Zaraz zapomnisz nawet jak się nazywasz, kim jesteś i gdziemieszkasz. To nie amnezja… Nigdy nie przypomnisz już sobie przeszłości. Żegnaj.




Twórczość własna. Przeważnie tworzę poezję, więc nie wiem, jak mi to wyszło. Proszę o słowa krytyki. Oczywiście konstruktywnej.

Użytkownik zielona_malpa edytował ten post 29.10.2011 - 13:19

  • 4

#402

RamaPrzepraszam.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

''Posiadłość''


W hrabstwie Nottingham, w Anglii znajduje się opusczony dworek pośród dawnego lasu. Mało osób się tam zapuszcza, a jeszcze mniej powraca stamtąd cało. Nadal jednak pojawiają się plotki o grupie "śmiałków", zwanych także ''Mrocznymi'' którzy praktycznie stamtąd nie wychodzą. Pewien chłopak, Johnnathan Fever pasjonował się już jakiś czas tym domem. Nie tylko nim, pasjonowała go także subkultura Mrocznych.

Czy ktoś zaopiekował się moim kotem? - Johnnathan F.
  • -1

#403

PomidorowySer.
  • Postów: 130
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Jeff the killer



Zaczerpnięte z lokalnej gazety:
NIEZNANY ZŁOWIESZCZY MORDERCA DALEJ NA WOLNOŚCI.
Po tygodniach zabijania tajemniczy morderca dalej nie został złapany, lecz znaleziono młodego chłopca który twierdzi, że przeżył atak zabójcy odważnie opowiada swoją historię.

"Miałem zły sen i obudziłem się w środku nocy" mówi chłopiec "Zauważyłem, że z pewnego powodu okno było otwarte, a pamiętam, że je zamykałem zanim położyłem się spać, więc wstałem z łóżka, aby je zamknąć po raz drugi. Gdy "wdrapałem" się na łóżko i starałem się zasnąć. To właśnie wtedy ogarnęło mnię uczucie, że ktoś na mnie patrzy. Otworzyłem oczy i prawie wyskoczyłem z łóżka.
Tam, w małym strumieniu światła pomiędzy zasłonami zauważyłem parę oczu. To nie były zwykłe oczy. Te oczy były mroczne, złowieszcze. Pomyślcie, jak bardzo byłem przerażony.
Ale wtedy zobaczyłem jego usta. Długi, okropny uśmiech sprawił, że wszystkie włosy stanęły mi dęba. Po chwili, która dla mnie trwała wieczność powiedział to. Prosta fraza, ale tylko szalony człowiek mógłby coś takiego powiedzieć.

Powiedział "Idź spać". Wydarłem się, przez to bardzo szybko podbiegł do mnie, wyciągnał nóż i wycelował go w serce wskakując na moje łóżko. Starałem się walczyć, kopałem, biłem, starałem się obracać aby zdjąć go ze mnie, ale to nie skutkowało. Po chwili wbiegł do pokoju mój ojciec ze swoją strzelbą. wycelował w niego, i prawie go miał, gdyby nie to, że zanim mój ojciec pociągnął za spust, mężczyzna obrócił się unikając strzału. Mężczyzna rzucił w ramię mojego ojca nóż, więc mimowolnie upuścił strzelbę. Ten mężczyzna wykończyłby mojego ojca, gdyby nie to, że sąsiedzi zaalarmowali policję.

Policja zaparkowała pod domem, i wbiegła do niego rozwalając drzwi. Mężczyzna odwrócił się i pobiegł korytarzem. Usłyszałem trzask, jakby rozbijanego szkła. Wybiegłem z pokoju, i zobaczyłem, że z tylnej strony domu jest rozbita szyba. Szybko wyjrzałem przez okno, a właściwie jego ramę i ujrzałem jego znikającego we mgle. Mogę wam powiedzieć tylko to, że tej twarzy nie zapomnę do końca życia. Te zimne, wrogie oczy i ten psychotyczny uśmiech. One nigdy nie opuszczą mojej głowy."

Policja dalej szuka tego mężczyzny. Jeśli widziałeś kogokolwiek kto pasuje do opisu natychmiast zgłoś to do najbliższej komendy policji.



Ostatnio Jeff z rodziną przeprowadził się do innego miasta. Jego ojciec dostał premię w pracy, więc uznali, że lepiej będzie im się żyć w jednej z tych "ekstrawaganckich" osiedli. Jeff ze swoim bratem Liu nie mogli narzekać. Nowy dom był większy i ładniejszy. Wkrótce po tym, jak się wypakowali, zawitali do nich sąsiedzi.

"Witajcie!" Powiedziała kobieta, "Jestem Barbara, mieszkam w domu obok. Chciałam zapoznać panią ze mną i moim synkiem. Barbara odwróciła się i zawołała.
"Billy! to są nasi nowi sąsiedzi.".
Billy grzecznie się przywitał, i pobiegł dalej bawić się na podwórku.

"Oh," powiedziała mama Jeff'a "Jestem Margaret, a to mój mąż Peter, a to moi dwaj synowie Jeff i Liu" Kiedy już zapoznali się, Barbara zaprosiła ich na przyjęice urodzinowe jej syna. Jej synowie chcieli odmówić, lecz ich matka ich wyprzedziła mówiąc, że bardzo chcieliby pójść. Kiedy Jeff z rodziną skończyli się rozpakowywać, Jeff poszedł do mamy.

"Mamo, dlaczego zgodziłaś się na to przyjęcie? Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to wiedz, że nie jestem małym, głupim dzieckiem."

"Jeff..." Powiedziała jego matka "Dopiero się wprowadziliśmy, powinniśmy pokazywać, że chcemy spędzać czas z naszymi sąsiadami, więc idziemy na to przyjęcie. Kropka.
Jeff chciał mówić dalej, lecz przerwał, bo wiedział, że nie ma nic do gadania, gdy mama coś zadecyduje. Wszedł po schodach do swojego pokoju, usiadł na łóżku, i przez pewien czas siedział tak bezczynnie. Aż w pewnym momencie ogarnęło go dziwne uczucie. Nie był to ból, lecz po prostu... dziwne uczucie, lecz on je zignorował.

"Jeff" Mówi jego matka, "zejdź na dół i zabierz resztę swoich rzeczy". Jeff posłuchał się matki i zszedł na dół.

Następnego dnia rano Jeff zszedł na dół aby przygotować się do szkoły i zjeść śniadanie. Gdy jadł śniadanie znów ogarnęło go to dziwne uczucie, tylko tym razem było silniejsze i powodowało lekki ból, lecz on ponownie je zignorował. Gdy Jeff i Liu zjedli śniadanie i przygotowali się do szkoły poszli na przystanek autobusowy. Gdy już byli na przystanku nagle jakieś dziecko na deskorolce przeskoczył nad nimi, centymetry nad ich głowami. Jeff i Liu od razu odskoczyli.

"Co ty robisz, dzieciaku?!" Dziecko "wylądowało" i obracając się do nich kopnęło deskorolkę tak, aby mogło ją złapać w ręce. Na oko ten dzieciak miał z 12 lat, rok starszy od Jeffa. Ubrany był w czerwony T-shirt i podarte niebieskie jeans'y.

"No, no, no. Wygląda na to, że mamy nowych." Nagle pojawiła się dwójka dzieciaków, jeden był bardzo chudy, a drugi ogromny. "Skoro jesteście tutaj nowi, chcielibyśmy was wprowadzić. To jest Keith," Jeff i Liu spojrzeli na chudego dzieciaka. Miał tak jakby odurzoną twarz. "A to jest Troy" i spojrzeli na grubego dzieciaka. Mowa o wannie smalcu. Ten dzieciak chyba nie może kucać

"I ja" mówi dziecko "Ja jestem Randy. Skoro już się zapoznaliśmy, to wiedzcie, że dla każdego dzieciaka obowiązuje pewna cena. Chyba mnie rozumiesz?" Liu wstał gotowy do walki, ale Randy z dwoma kumplami wyciągneli noże. "Ech... Miałem nadzieję, że będziecie bardziej chętni do współpracy, ale widzę że trzeba będzie zmusić." Randy podszedł do Liu, i wyciągnął mu z torby portfel. Jeff'a znowu ogarnęło to dziwne uczucie, tylko że teraz było potężne. Jeff wstał, ale Liu dał mu znać, żeby usiadł, lecz Jeff to zignorował i podszedł do dzieciaka.

"Posłuchaj mały śmieciu, "Powiedział Jeff" oddaj mojemu bratu portfel!" Randy włożył portfel Liu do swojej kieszeni i wyciągnął z niej nóż.

"Och, ale się boje, co mi zrobisz?" Powiedział Randy, po czym Jeff dał mu pstryczka w nos. Randy chciał uderzyć Jeffa w twarz, lecz zanim jego to zrobił, Jeff chwycił jego pięść i połamał mu palce. Gdy Randy darł się w niebogłosy, Jeff wyrwał nóż z jego dłoni. Troy i Keith próbowali zaatakować go, lecz on był zbyt szybki. Powalił Randy'ego na ziemię. Keith prawie zaatakował go, lecz on zdążył kucnąć i wbił nóż w ramię Keitha. Troy spróbował tego samego, lecz jeff nawet nie potrzebował noża. Gdy Troy biegł z zamiarem zaatakowania, Jeff wykonał unik, i z dużą siłą uderzył Troy'a w brzuch. Troy wymiotując osunął się na ziemię, a Liu tylko patrzył na Jeff'a z podziwem.

"Jeff, jak t-ty t..." Tylko to Liu był w stanie wypowiedzieć. Zobaczyli, że jedzie ich autobus, więc zaczęli biec ile sił w nogach. Kiedy biegli, zauważyli, że autobus jedzie za nimi. Kiedy Jeff i Liu byli już w szkole, nie mieli zamiaru powiedzieć co się stało. Tylko siedzieli na lekcjach. Liu myślał, że Jeff po prostu pobił kilku dzieciaków, ale Jeff wiedział, że to było coś więcej. Coś... mrocznego. To dziwne uczucie, które ogarnęło Jeff''a, znikło gdy kogoś krzywdził. Wiedział, że to okropnie brzmi, ale krzywdząc kogoś czuł się taki szczęśliwy, czuł, że to uczucie odchodzi.

Po szkole Jeff i Liu wrócili do domu.

"Jeff, Liu" zapytała ich matka "Jak wam minął dzień?"

"To był piękny dzień" odpowiedział Jeff.

Następnego poranka Jeff usłyszał ze swojego pokoju pukanie do drzwi. Gdy zszedł na dół zobaczył dwóch policjantów rozmawiających z jego matką.

"Jeff, panowie powiedzieli mi, że zaatakowałeś trójkę dzieci. To nawet nie była zwykła bójka, oni byli dźgani. Dźgani synu!" Wzrok Jeff'a powędrował na podłogę, pokazując matce, że to prawda.

"Mamo, ale oni pierwsi grozili nam nożami"

"Młody człowieku" powiedział jeden z policjantów "znaleźliśmy dwójkę dzieci dźgniętych, a jednego z obrażeniami wewnętrznymi, mamy dowody, że ty, albo twój brat zrobiliście to, więc co masz nam do powiedzienia?" Jeff wiedział, że nie da się wybrnąć z tej sytuacji. Mógł powiedzieć, że on i Liu zostali zaatakowani, lecz nie ma dowodów kto zaczął bójkę, więc Jeff nie miał nic na obronę siebie bądź swojego brata.

"Jeff zawołaj swojego brata" Jeff nie mógł tego zrobić od pobicia tych dzieciaków.

"Ale prosze pana, to byłem ja! To ja ich pobiłem. Liu próbował mnie odciągnąć, ale nie mógł mnie powstrzymać" Policjanci spojrzeli na siebię i skinęli głowami.

"No, no, to wygląda na rok w więzieniu..."

"Czekajcie!" Krzyknął Liu trzymając w dłoni nóż. Policjanci wyciągnęli broń i wycelowali w niego.

"To byłem Ja! Ja ich pobiłem, mam na to dowody!" Liu podwinął swoje rękawy odkrywając różne zadrapania, siniaki. One wyglądały, jakby były zadane przez kogoś, kto chciał się bronić.

"Najpierw odłóż ten nóż" krzyknął jeden z policjantów. Liu posłusznie rzucił nóż na ziemię, podniósł ręce do góry i podszedł do policjantów.

"Liu! Czemu kłamiesz?! Przecież to byłem Ja!" Wykrzyczał Jeff ocierając łzy z twarzy

"Przykro mi, bracie. Próbujesz przyjąć winę za coś, co ja zrobiłem. Weźcie mnie stąd" Policja zabrała Liu do samochodu.

"Liu! proszę, powiedz im. To byłem ja! Proszę!" Matka Jeff'a przytuliła go.

"Jeff, przestań. Nie musisz kłamać. Wiemy, że to Liu" Jeff mógł tylko bezczynnie patrzeć na odjeżdżający radiowóz. Kilka minut później Ojciec Jeff'a przyjechał. Widział twarz Jeff'a i wiedział, że coś jest nie tak.

"Synu, co się stało?" Jeff nie mógł nic powiedzieć z płaczu. Tylko wymknął się tylnym wyjściem. Po jakiejś godzinie Jeff wrócił do domu. Widział, że rodzice są bardzo zszokowani. Nie mógł na nich patrzeć. Wolał nawet nie myśleć jak myślą rodzice o Liu, podczas gdy to była wina Jeff'a. Jeff w końcu poszedł spać, mając nadzieję, że choć na chwilę zapomni o całej sprawie.

Dwa dni odkąd wsadzili Liu za kratki, nie odezwał się ani słowem, Jeff był bardzo samotny. Aż do soboty, kiedy mama Jeff'a obudziła go ze uśmiechniętą słoneczną twarzą.

"Jeff, dziś jest ten dzień" powiedziała jego matka odsłaniając zasłony.

"J-jaki dzień?" Powiedział w półśnie Jeff

"Urodziny Billy'ego." Po tych słowach Jeff całkowicie się obudził.

"Mamo, ty żartujesz, prawda? nie myślisz że pójdę na urodziny jakiegoś dziecka po tym, jak..."

"Jeff, oboje wiemy co się stało. To przyjęcie może sprawić, że na trochę zapomnimy o całej sprawie. A teraz ubierz się." Powiedziała matka Jeff'a po czym zeszła na dół, aby się przygotować.

Kiedy Jeff wreszcie zmusił się aby wstać, wziął pierwszą lepszą koszulkę i zszedł na dół. Zobaczył że jego ojciec jest ubrany w garnitur, a jego matka w suknię. Zdziwił się, dlaczego ubrali się w takie eleganckie rzeczy na impreze jakiegoś dziecka.

"Synu, to wszystko, w co się ubierasz?" Zapytała mama Jeff'a

"To lepsze niż takie eleganckie ubrania." Powiedział Jeff. Jego matka zignorowała wielką chęć aby na niego nakrzyczeć i po prostu uśmiechnęła się.

"Jeff, może jesteśmy za bardzo elegancko ubrani, ale może zrobimy na nich dobre wrażenie" powiedział ojciec Jeff'a. Jeff burknął coś pod nosem i poszedł do swojego pokoju.

"Ja nie mam żadnych takich "eleganckich" ubrań!" Krzyknął ze swojego pokoju
"Po prostu weź coś." Powiedziała jego matka. Jeff poszukał w szafie i znalazł czarne dresowe spodnie, które ubierał na specjalne okazjei podkoszulkę. Nie mógł znaleść koszulki, którą mógłby ubrać. W końcu znalazł białą bluzę z kapturem, która leżała na krześle. Gdy zszedł na dół, okazało się, że jego rodzice są już gotowi.

"Ty w tym idziesz?" powiedzieli razem jego rodzice. Jego matka spojrzała na zegarek. "Nie ma czasu na przebieranki. Chodźmy już." Powiedziała, po czym usłyszała jak Jeff z ojcem wychodzą z domu.
Razem przeszli przez ulicę do domu Barbary i Billy'ego. Zapukali, i ukazała się im Barbara. Zupełnie jak rodzice Jeff'a. Przesadnie ubrani. Gdy weszli do domu zobaczyli, że tam są tylko dorośli. Żadnych dzieci.

"Dzieci są na podwórku. Jeff, co ty na to, żebyś poszedł poznać dzieci?" Powiedziała Barbara.

Jeff wyszedł na podwórko i zobaczył, że było tam pełno dzieci. Wszyscy biegali w dziwacznych strojach strzelając do siebie z plastikowych pistolecików. Nagle do Jeff'a podbiegł dzieciak wręczając mu pistolecik.

"Ceść, chcesz sie pobawić?" powiedział.

"Eee, nie. Jestem za stary na takie rzeczy" Powiedział Jeff

"Prosz?" Powiedziało dziecko "No dobra" Powiedział Jeff. Wziął pistolecik i zaczął "strzelać" do innych dzieci. Na początku wydawało mu się to bezsensowne, ale po chwili to mu się nawet wydawało trochę fajne.
Może to nie było "Cool", ale to był pierwszy raz, kiedy choć na chwilę zapomniał o Liu. Jeff bawił się tak, aż usłyszał dziwaczny dźwięk. Dźwięk jeżdżącej deskorolki. Randy, Troy i Keith przeskoczyli ogrodzenie na swoich deskorolkach. Jeff upuścił swój plastikowy pistolet i zerwał czapeczkę. Randy patrzył na Jeff'a z nienawiścią w oczach.

"Witaj, Jeff" Powiedział Randy. "Mamy parę niedokończonych spraw." Jeff zobaczył, że Randy ma posiniaczoną twarz."Też tak myślę. Zajebię Cię, za to, że wpakowałeś mojego brata za kratki.

"Oh, bardzo śmieszne, wiesz, że ja i tak wygram. Może skopałeś nam tyłki kiedyś, ale nie dzisiaj." Powiedział randy po czym ruszył na Jeff'a. Oboje upadli na ziemię. Randy uderzył Jeff'a w nos, a Jeff złapał go za uszy i przyłożył mu "z główki" odpychając go od siebie. Po chwili wstali na nogi. Dzieci krzyczały, a rodzice wybiegali z domu. Troy i Keith wyciągnęli z toreb pistolety.

"Niech nikt nie przerywa, bo polecą flaki!" Powiedzieli. Randy wyciągnął nóż i wbił go w ramię Jeff'a.

Jeff wydarł się w niebogłosy i upadł na kolana. Randy bezlitośnie kopał go w twarz. Po trzech kopach Jeff chwycił nogę Randy'ego i przekręcił ją, co spowodowało, że upadł na ziemię. Jeff wstał i poszedł w kierunku tylnych drzwi.

"Potrzebujesz pomocy?" Randy chwycił Jeff'a za kołnierz i przerzucił go przez drzwi. Gdy Jeff próbował wstać Randy powalił go na ziemię, i kopał go tak długo aż zaczął kasłać krwią.

"No dawaj gnoju! Walcz ze mną!" Randy przeciągnął Jeff'a do kuchni. Randy widząc butelkę wódki na stole roztrzaskał ją na głowie Jeff'a.

"Walcz!" Randy przeciągnął Jeff'a do salonu.

"No dalej Jeff! Spójrz na mnie!" Jeff podniósł wzrok. Jego twarz była cała zakrwawiona. "To ja wpakowałem twojego brata za kratki! A ty będziesz siedział i pozwolisz mu tam gnić przez cały rok! Powinieneś się wstydzić." Jeff zaczyna się podnosić

"Oh, wreszcie zacząłeś się podnosić" Jeff już stoi. Na jego twarzy jest krew i wódka. Znowu doznał tego dziwnego uczucia. "Wreszcie. Wstał!" Krzyknął Randy i pobiegł z zamiarem zaatakowania Jeff'a. To wtedy to się zdarzyło. Coś w Jeff'ie pękło. Jego psychika została całkowicie zniszczona, racjonalne myślenie znikło. Jedyne, co teraz potrafił, to zabijać. Chwycił Randy'ego za szyję i z dużą siłą rzucił Randy'm o ziemię.
Stanął nad nim i z ogromną siłą uderzył go prosto w serce, które się zatrzymało. Kiedy Randy próbował złapać oddech. Jeff bił go. Cios za ciosem. Krew tryskała z jego ciała, aż złapał ostatni oddech.

Każdy teraz patrzył na Jeff'a. Rodzice, płaczące dzieci. Nawet Troy i Keith, którzy niewiele myśląc wycelowali bronie w Jeff'a. Jeff widząc wycelowane w niego pistolety pobiegł schodami na górę. Kiedy biegł, Troy i Keith otworzyli do niego ogień, lecz każdy strzał pudłował. Troy i Keith pobiegli za Jeff'em. Kiedy wystrzelili ostatnie naboje, Jeff skradając się, wszedł do łazienki. Chwycił stojak na ręcznik, i wyrwał go ze ściany.
Do łazienki wtarli Troy i Keith z nożami w dłoniach.

Troy podbiegł z nożem do Jeff'a, który uderzył go stojakiem na ręcznik Troy'a w twarz. Troy bezwładnie opadł na ziemię, więc został tylko Jeff i Keith. Keith był bardziej zwinny, więc kiedy Jeff wymachiwał stojakiem. Keith wyrzucił nóż, i chwycił Jeff'a za szyję, i rzucił nim o ścianę. Z górnej półki spadł na nich wybielacz. Palił ich obu, i oboje zaczęli krzyczeć. Jeff wytarł oczy najlepiej jak mógł. Kiedy Keith jeszcze krzyczał z bólu, Jeff wziął spowrotem do ręki stojak na ręcznik. Celnie rozwalił metalowym stojakiem głowę Keith'owi. Kiedy Keith już leżał zakrwawiony na ziemi towarzyszył mu złowieszczy uśmiech.

"Co w tym takiego śmiesznego?!" Zapytał Jeff. Keith wyciągnął zapalniczę i włączył ją. "To," powiedział, "że jesteś pokryty wybielaczem i alkocholem". Jeff szeroko otworzył oczy ze zdziwienia, a Keith rzucił na niego zapalniczkę. Alkohol w kontakcie z płomieniem podpalił się, a wybielacz wybielił jego skórę. Próbował się ugasić, lecz nic nie pomagało. Alkohol sprawił, że Jeff był chodzącym płomieniem.
Spadł ze schodów. Wszyscy krzyczeli gdy zobaczyli Jeff'a, ledwo żywego, płonącego człowieka. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył była jego matka, która próbowała go ugasić. Wtedy stracił przytomność.

Kiedy Jeff się obudził, poczuł, że ma bandaże na twarzy i na ramieniu, a reszta jego ciała była w szwach. Próbował wstać, lecz uświadomił sobie, że ma w ramieniu jakąś rurkę. Wtedy przybiegła pielęgniarka.

"Myślę, że jeszcze nie powinieneś wstawać." Powiedziała kładąc go spowrotem na łóżko i poprawiając rurkę w jego ramieniu. Jeff usiadł. Nic nie widział. Kompletnie nie wiedział, gdzie jest. Po długich godzinach usłyszał swoją matkę.

"Jeff, jak się czujesz?" zapytała. Jeff nie mógł odpowiedzieć. Jego twarz była zakryta bandażami, więc nie mógł w ogóle mówić. "Kotku, mam wspaniałe wieści. Po tym wszystkim policja powiedziała, że zwolni Liu".
Jeff wstał jak najszybciej potrafił, lecz przypomniał sobię, o rurce w jego ramieniu. "Liu wyjdzie jutro, będziecie mogli znowu być razem."

Matka Jeff'a uścisnęła go, i pożegnała się. Przez następne tygodnie Jeff był odwiedzany przez rodzinę. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień zdejmowania bandaży. Jego rodzina niecierpliwiła się. Czekali aż doktor usunie ostatni bandaż zakrywający jego twarz.

"Miemy nadzieję, że to będzie ładnie wyglądać." powiedział doktor ściągając bandaż z twarzy Jeff'a.

Matka Jeff'a krzyknęła na widok jego twarzy, a Liu z ojcem patrzyli z obrzydzeniem.

"C-co się stało z moją twarzą?" Zapytał Jeff, po czym wyskoczył z łóżka. Spojrzał w lustro i zobaczył, dlaczego rodzina tak zareagowała. Jego twarz była... okropna. Jego usta były spalone do głębokiej czerwieni,
jego twarz zmieniła kolor na czystą biel, a jego włosy zmieniły kolor z brązu na kruczą czerń. Powoli dotknął ręką swojej twarzy.

"Jeff..." Powiedział Liu "Ona wcale nie jest taka zła..."

"Nie jest taka zła?!" Zapytał Jeff "Ona jest perfekcyjna!" Jego rodzina była zaskoczona, a Jeff zaczął się głośno śmiać. Jego rodzina zauważyło, że jego lewe oko i ręka drgały.

"Uh... Jeff, dobrze się czujesz?"

"Dobrze?! Nigdy nie czułem się taki szczęśliwy! Ha ha ha ha! Spójrzcie na mnie! Ta twarz pasuje do mnie idealnie!" Nie mógł przestać się śmiać. On teraz był tylko maszyną do zabijania, lecz jego rodzina jeszcze o tym nie wiedziała.

"Doktorze," Zapytała mama Jeff'a, "Czy mój syn ma... No wie pan... w porządku w głowie

"Tak, to jest typowy objaw dla pacjentów, którym podaliśmy tak dużą ilość środków przeciwbólowych. Jeśli po pięciu tygodniach nic się nie zmieni, zrobimy mu test psychologiczny."

"Dobrze, dziękuje. Jeff, kotku, wracamu do domu."

Jeff oderwał twarz od lustra. Jego twarz dalej miała ten straszny uśmiech. "Dobrze mamo. Ha hahahahahaaa!"

Później tej nocy matkę Jeff'a obudził dzwięk dochodzący z łazienki. Tym dźwiękiem był płacz. Powoli weszła do łazienki, aby zobaczyć co się dzieje. Ujrzała, że jej syn pociął swoje policzki, tak, aby formowały się w uśmiech.

"Jeff, co ty robisz?"

Jeff spojrzał na matkę. "Mamusiu, nie mogłem się ciągle uśmiechać. To po chwili bolało. Ale teraz mogę się uśmiechać wiecznie." matka Jeff'a zobaczyła jego oczy, okrążone w czerni.

"Jeff, twoje oczy!" Jego oczy były pokryte czernią, jakby nie miały się nigdy zamknąć.

"Nie mogłem widzieć mojej twarzy. Moje oczy zamykały się ze zmęczenia, więć spaliłem swoje powieki, więc teraz będę mógł wiecznie widzieć siebię, moją nową twarz" Jego matka powoli zaczęła się wycofywać.

"Co się stało, mamusiu? Czyż nie jestem piękny?!"

"Jesteś synku. P-pozwól mi pójść do tatusia, żeby mogł zobaczyć twoją nową twarz." Matka wbiegła do sypialni, budząc ojca. "Kotku, weź broń. Nasz..." Zaniemówiła, gdy zobaczyła w progu Jeff'a trzymającego nóż.

"Mamusiu. Okłamałaś mnie." Powiedział Jeff, po czym ich zadźgał z zimną krwią.

Liu obudził się od tych dźwięków. Nie słyszał nic więcej, więc zamknął oczy, i próbował zasnąć, lecz ogarnęło go dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje. Kiedy się obrócił, Jeff zatkał jego usta ręką.
Jeff powoli tnąc gardło Liu powiedział:

"Shhhhh, idź spać."

Dołączona grafika
  • 3

#404

Avo.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Moja pierwsza pasta prosze o wyrozumiałość :)

I see You



Ech ... i znowu to samo ... Witaj , już nie raz pewnie czytałeś pasty typu "nie patrz za siebie" zawsze obracałeś się a z Tobą nikogo nie było . Później z uśmiechem na twarzy kontynuowałeś prace, wiedząc że nic Ci nie grozi bo za Tobą nikogo nie ma . A teraz chciałbym Cię o coś zapytać , zastanawiałeś się kiedyś co dzieje sie przed Tobą w czasie gdy Ty patrzysz za siebie ? Tak , własnie tak , jestem zawsze tam gdzie Ty nie patrzysz . Patrze teraz na Ciebie , widze jak to czytasz . Wow , tekst jest bardzo ładnie napisany . Nie odwracaj sie bo to i tak nic nie da . Myślisz że gdy mnie nie widzisz mnie tak naprawdę nie ma ? Mylisz się, obserwuje Cię już od dawna . Pewnie nie raz widziałeś coś niepokojącego jakiś cień który mignął Ci przed oczami,ale nigdy nie zobaczyłeś mnie całego . Tak to właśnie ja . Nie bój sie nic Ci nie zrobie,ale powoli zaczynasz mnie denerwować. Pewnie zastanawiasz sie dlaczego? Bo cały czas sie odwracasz,próbujesz mnie zobaczyć ! Naprawdę nie szukaj mnie , i tak nigdy mnie nie znajdziesz ... Ale ja Cie widze , widze Cię ...
  • 5

#405

Ro-Bhaal.
  • Postów: 89
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Dom BezKońca


Pozwolicie, że zacznę swoją opowieść od poinformowania was, że Peter Terry był uzależniony od heroiny.
Zostaliśmy przyjaciółmi w latach studenckich i pozostaliśmy nimi, kiedy studia ukończyłem. Celowo użyłem liczby pojedynczej; Peter rzucił naukę po dwóch latach.
Wyprowadziłem się z akademika i przeniosłem do małego mieszkania. Wtedy przestałem widywać się z Peterem tak często. Utrzymywałem z nim kontakt głównie przez Internet. Był jednak moment, w którym Peter dosłownie zniknął na pięć tygodni. Nie widziałem go na żywo, nie pojawiał się również na AIM (komunikator internetowy – przyp. Tłum.). Nie martwiłem się tym jednak zanadto. Wiedziałem, że jest on dosyć ekscentryczną osobą, a poza tym lubi narkotyki. Sądziłem, że po prostu non-stop imprezował.
W końcu, którejś nocy zalogował się na AIM. Zanim zdążyłem rozpocząć rozmowę wysłał mi wiadomość.
- David, człowieku, musimy pogadać.
Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o Domu BezKońca. Z opowieści Petera wynikało, że było to coś w rodzaju zamku strachu, jednego z wielu, które tak często można spotkać w wesołych miasteczkach. W Domu BezKońca organizowany był pewien konkurs: pięćset dolarów czekało na tego, kto przejdzie przez wszystkie dziewięć pokoi i wydostanie się z tego rzekomo nawiedzonego budynku. Jak jednak głosiła legenda, nikt nigdy nie dotarł do drzwi wyjściowych. Stąd też wzięła się nazwa tego miejsca. Dom znajdował się na obrzeżach miasta, około czterech mil od mojego mieszkania.
Peter powiedział mi, że próbował wygrać te pieniądze, ale nie podołał wyzwaniu. Był uzależniony od heroiny, więc stwierdziłem, że pewnie wszedł tam będąc na haju i wystraszył się papierowego ducha, czy czegoś równie śmiesznego. Twierdził, że ten dom potrafi złamać każdego zarówno psychicznie jak i fizycznie. Mówił, że jest w nim coś dziwnego, nienaturalnego. Nie wierzyłem mu. Nie miałem podstaw, żeby mu wierzyć. Poinformowałem go, że pójdę tam następnej nocy. Przekonywał mnie i prosił, żebym tego nie robił, ja jednak uparcie obstawałem przy swoim. Cholera, to było pięćset dolarów, które mogłem zdobyć minimalnym nakładem sił! Nie mogłem przegapić takiej okazji.
Kiedy stanąłem przed fasadą budynku poczułem się dziwnie. Czytaliście albo oglądaliście kiedyś coś, co nie powinno być straszne, ale pomimo to przyprawiało was o ciarki na plecach? Miałem w tym momencie dokładnie to uczucie. Kiedy wchodziłem po schodach prowadzących na ganek dziwne poczucie strachu tylko się nasilało. Nabrało szczególnej intensywności, kiedy nacisnąłem klamkę frontowych drzwi.
Serce przestało mi bić jak szalone, a ja sam odetchnąłem, kiedy moim oczom ukazało się całkiem normalne pomieszczenie, wyglądające jak recepcja hotelu udekorowanego na Halloween. Na środku pomieszczenia stał drogowskaz. „Pierwszy pokój w tę stronę. Po nim jeszcze osiem. Dojdź do końca, a zwyciężysz!”. Zachichotałem i poszedłem w wyznaczonym przez znak kierunku.
Pokój, do którego wkroczyłem był wręcz śmieszny. Wypełniały go papierowe duchy, czaszki z gipsu oraz figury zombie, które wydawały głośny ryk, kiedy się obok nich przechodziło. Na przeciwległej ścianie znajdowały się drzwi. Niewiele się zastanawiając, ruszyłem w ich kierunku przedzierając się przez sztuczne pajęczyny.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi do drugiego pokoju zostałem otoczony przez mgłę. Od razu zauważyłem, że wyposażenie w tym pomieszczeniu stało na wyższym poziomie zaawansowania technicznego niż w poprzednim. Poza maszyną do wytwarzania mgły znajdował się tu między innymi przyczepiony do sufitu, zataczający powolne koła nietoperz. Przerażające. Całości dopełniała mroczna muzyka, która brzmiała niczym prosto z płyty kupionej w sklepie „Wszystko po 99 centów”. Nie widziałem głośników. Musieli je ukryć gdzieś poza zasięgiem wzroku zwiedzających. Ominąłem kilka mechanicznych szczurów jeżdżących po podłodze i stanąłem przed drzwiami, do których przybita była metalowa cyfra „3”. Wyciągnąłem rękę, żeby nacisnąć klamkę, lecz zamarłem w bezruchu. Ogarnęło mnie nagłe i przejmujące uczucie zgrozy. Nie chciałem otwierać tych drzwi. Czułem, że jest za nimi coś naprawdę złego. Ten dziwny stan minął po dłuższej chwili. Otrząsnąłem się, a następnie przestąpiłem pewnie przez próg.
Pokój numer 3 był tym, w którym wszystko zaczęło się zmieniać.
Z pozoru nie wyróżniał się niczym szczególnym. Na środku, na drewnianych panelach podłogowych stało krzesło. Pomieszczenie było oświetlane jedynie przez słabe światło lampy stojącej w rogu. Poza tym było zupełnie pusto. Nie licząc cieni. Zgadza się, celowo użyłem liczby mnogiej. Poza cieniem moim i krzesła były tu też inne. Ledwo przeszedłem przez próg, a już byłem autentycznie przerażony. To był ten moment, w którym zorientowałem się, że coś tu nie jest w porządku. W przypływie paniki odwróciłem się i spróbowałem otworzyć drzwi, którymi tu wszedłem. Były zamknięte od drugiej strony.
Niemożliwe, żeby ktoś zamykał za mną drzwi w miarę mojego postępu. Usłyszałbym go bez wątpienia. A może był to zamek mechaniczny, który uruchamiał się automatycznie? Całkiem prawdopodobne. W tym momencie byłem jednak zbyt wystraszony, żeby logicznie myśleć. Odwróciłem się z powrotem w stronę pokoju. Cienie zniknęły. To znaczy cień krzesła został na swoim miejscu, ale wszystkie inne „wyparowały”. Odetchnąłem głęboko starając się uspokoić skołatane nerwy, po czym wolno ruszyłem przez pomieszczenie.
Kiedy byłem dzieckiem zdarzało mi się miewać halucynacje. To przez moją wybujałą wyobraźnię. Stwierdziłem, że cienie niewiadomego pochodzenia musiałem sobie po prostu wymyślić pod wpływem strachu.
Mniej więcej w połowie drogi przez pokój, przechodząc obok krzesła, przypadkowo spojrzałem w dół, na swoje stopy. I wtedy dostrzegłem coś, co sprawiło, że moje serce na powrót zaczęło walić niczym młot. Otóż, tak jak powiedziałem wcześniej, wszystkie cienie poza tym należącym do krzesła zniknęły. Łącznie z moim. Nawet nie krzyknąłem. Nie zdążyłem, ponieważ od razu puściłem się szaleńczym sprintem w kierunku drzwi opatrzonych cyfrą „4”. Pchnąłem je z całej siły i wkroczyłem do kolejnego pomieszczenia.
Sądzę, że czwarty pokój był jednym z najbardziej niepokojących. Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi znalazłem się w prawdziwie egipskich ciemnościach. Miałem wrażenie, że całe światło zostało wyssane z tego pokoju. Nie boję i nigdy nie bałem się ciemności, ale w tym momencie byłem sparaliżowany ze strachu. Zresztą słowo „ciemność” nie opisuje tego, czego byłem świadkiem. To było coś znacznie gorszego. Nie tylko nie mogłem dostrzec ręki, którą wymachiwałem przed twarzą, ale nie mogłem też niczego usłyszeć. Absolutnie niczego. Kiedy siedzi się w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu da się usłyszeć swój oddech czy bicie własnego serca. Tutaj nawet te dźwięki do mnie nie docierały.
Zacząłem powoli kroczyć przed siebie. Starałem się dojrzeć drzwi, ale mrok skutecznie mi to uniemożliwiał. Nie byłem nawet pewien, czy są tu jakieś drzwi.
Nagle cisza została zmącona przez niskie, przeciągłe brzęczenie.
Poczułem, że coś stoi za mną. Odwróciłem się gwałtownie, lecz w nieprzeniknionych ciemnościach nie mogłem niczego dostrzec. Wiedziałem jednak, że to coś tam jest. W międzyczasie zauważyłem, że brzęczenie przybrało na sile, a na dodatek dźwięk zaczął się do mnie zbliżać. Nie mogłem określić skąd pochodził, ale wiedziałem, że jego źródło musi być gdzieś bardzo blisko, dosłownie centymetry ode mnie.
Zrobiłem krok w tył. Nigdy dotychczas nie czułem takiego strachu. Nie potrafię nawet dobrze opisać uczucia, które towarzyszyło mi w tamtej chwili. Nie obawiałem się bowiem, że umrę. Bałem się raczej tego, co może mnie spotkać zamiast śmierci.
Wtedy na ułamek sekundy w pomieszczeniu rozbłysło światło. Dzięki temu zobaczyłem to, czego tak bardzo się obawiałem. Pusty pokój. Tak, byłem tam zupełnie sam, jestem tego pewien. Po chwili wszystko na powrót pogrążyło się w ciemności. Natarczywe brzęczenie, które towarzyszyło mi przez cały czas przerodziło się w dziki skrzek. Krzyknąłem w panice, jednak nie byłem w stanie usłyszeć swojego głosu – dźwięk niewiadomego pochodzenia skutecznie go zagłuszył. Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem przed siebie, rozpaczliwie szukając drzwi. W końcu je znalazłem. Naparłem na nie całym ciałem, po czym wpadłem do pokoju numer pięć.
Zanim opiszę pokój numer pięć musicie się czegoś o mnie dowiedzieć. Nie jestem narkomanem. Nigdy nie brałem żadnych narkotyków, nigdy też nie miałem problemów z psychiką, poza wspomnianymi halucynacjami z okresu wczesnego dzieciństwa, a nawet te zwidy miewałem tylko wtedy, gdy byłem naprawdę zmęczony. Wszedłem do Domu BezKońca z czystym umysłem.
To, co zobaczyłem, gdy tylko wpadłem do pokoju numer pięć nie przeraziło mnie, lecz szczerze zaskoczyło. Rosły tu bowiem najprawdziwsze drzewa o koronach górujących wysoko nade mną. Nie trudno było się domyślić, że sufit musiał być tutaj położony znacznie wyżej niż we wszystkich pozostałych pokojach Domu BezKońca, które odwiedziłem do tej pory. Otrząsnąłem się z pierwszego szoku i uważnie rozejrzałem się po okolicy. Znajdowałem się zdecydowanie w największym pomieszczeniu, położonym prawdopodobnie gdzieś w centrum budynku.
Niech o rozmiarach tej izby świadczy fakt, że z miejsca, w który stałem nie byłem w stanie dostrzec drzwi wyjściowych. Rosnące blisko siebie rozłożyste drzewa dodatkowo utrudniały orientację w terenie.
Nie mogłem zrozumieć jednego: dlaczego ten pokój tak znacząco różnił się od poprzedniego? Wiecie, sądziłem, że w miarę mojej wędrówki w głąb domu będę świadkiem coraz to bardziej przerażających scen. Nagle okazuje się jednak, że to pomieszczenie bardziej przypomina raj niż salę, w której miałbym zmierzyć się z moimi najgłębszymi lękami. Moja opinia o tym pomieszczeniu miała wkrótce ulec drastycznej zmianie.
Zacząłem zagłębiać się w gęstwinę drzew znajdującą się w pokoju. Gdy przeszedłem mały kawałek, zacząłem słyszeć dźwięki, które wyraźnie wskazywały na to, że znajduję się w sercu lasu. Świergotanie ptaków oraz bzyczenie owadów wydawało się być moim jedynym kompanem w tym osobliwym pomieszczeniu. Dźwięki były właśnie elementem, który zastanawiał mnie najbardziej. Słyszałem bowiem zwierzęta, lecz nigdzie nie mogłem ich znaleźć.
Zacząłem się zastanawiać, jak duży może być ten budynek. Z zewnątrz wyglądał jak zwyczajny, jednorodzinny dom, jednak musiał stwarzać tylko takie pozory: w rzeczywistości z pewnością był większy. Jak inaczej pomieściłby się w nim cały las?
Pokój naprawdę przytłaczał swoimi rozmiarami. Gęste korony drzew nie pozwalały mi dojrzeć sufitu, a roślinność dookoła skutecznie uniemożliwiała wypatrzenie ścian. Prawdę mówiąc w tamtym momencie jedyną rzeczą, która utrzymywała mnie w przekonaniu, że nadal jestem wewnątrz budynku była podłoga, którą stanowiły ciemnobrązowe, drewniane panele.
Kontynuowałem moją wędrówkę, mając cichą nadzieję, że gdy tylko minę kolejne drzewo, moim oczom ukażą się drzwi prowadzące do następnego pokoju.
Po kilku minutach marszu poczułem komara na mojej ręce. Potrząsnąłem nią, żeby odpędzić natrętnego insekta. Nie przestawałem przy tym przedzierać się przez gąszcz roślin. Chwilę później poczułem, że więcej owadów ląduje na moim ciele. Były dosłownie wszędzie: na rękach, nogach, a nawet na mojej twarzy. Zacząłem się dziko miotać, próbując odgonić od siebie te dokuczliwe, małe bestie. Spojrzałem w dół i wydałem z siebie krótki okrzyk rozpaczy. Nie widziałem bowiem żadnego komara. Czułem i słyszałem je jednak bardzo wyraźnie. Siadały na mojej skórze i gryzły mnie, a ja mimo to nie mogłem zobaczyć ani jednego z nich! Odpędzanie się od nich rękoma nie przynosiło rezultatów, rzuciłem się więc na ziemię i zacząłem się tarzać, mając nadzieję, że chociaż ta desperacka metoda poskutkuje. Na nic się to nie zdało.
Na czworakach zacząłem pełznąć przed siebie. Nie wiedziałem, dokąd zmierzam. Wyjścia nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Po prostu brnąłem do przodu, chcąc uciec od komarów, od bólu wywołanego ich ukąszeniami, a w końcu od tego przeklętego pokoju. Po ponad godzinie błądzenia w końcu znalazłem drzwi. Wstałem, opierając się o najbliższe drzewo. Chciałem pobiec w kierunku drzwi, w kierunku wybawienia, lecz nie mogłem; moje ręce i nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Udało mi się jedynie zrobić kilka chwiejnych kroków, podpierając się przy tym o pobliskie drzewa.
Wtedy znów to usłyszałem. Niskie brzęczenie. Dochodziło z sąsiedniego pokoju. Było intensywniejsze i bardziej natarczywe niż dotychczas. W miarę zbliżania się do źródła tego dźwięku uczucie obecności ucztujących na moim ciele insektów stopniowo słabło. Kiedy położyłem swoją drżącą rękę na klamce owady zupełnie zniknęły. Nie potrafiłem jednak przemóc się i pchnąć drzwi, prowadzących do następnego pokoju. Przeczuwałem, że czeka tam na mnie coś jeszcze straszniejszego i bardziej potwornego niż to, czego doświadczyłem do tej pory. Wiedziałem jednocześnie, że przejście przez próg jest jedyną opcją. Nie mogłem puścić klamki, gdyż gdybym to zrobił, owady z całą pewnością wróciłyby. O powrocie do pokoju numer cztery nie było nawet mowy. Stałem więc, opierając się głową o drzwi i zbierając w sobie wystarczająco odwagi, żeby zrobić następny krok. Brzęczenie było tak głośne, że nie mogłem usłyszeć własnych myśli. Nie mogłem zrobić nic innego, musiałem iść naprzód. Pokój numer sześć czekał na mnie, a był on prawdziwym piekłem.
Oczy miałem zamknięte, w uszach ciągle rozbrzmiewał mi ten przeklęty ton. Lecz kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się za mną, wszystko ucichło. Zaskoczony otworzyłem oczy. Zobaczyłem, że drzwi, którymi wszedłem do tego pomieszczenia, zniknęły. W ich miejscu znajdowała się ściana. Odwróciłem się gwałtownie i obrzuciłem spojrzeniem pomieszczenie. Wyglądało dokładnie tak samo, jak pokój numer trzy. Ta sama lampa, to samo krzesło stojące na środku. Nie było tu jednak żadnych drzwi; ani tych, którymi się tu dostałem, ani tych, prowadzących do następnego pokoju. Byłem uwięziony.
Tak jak powiedziałem wcześniej, nie mam i nigdy nie miałem żadnych problemów psychicznych. Jednakże w tamtym momencie popadłem w prawdziwy obłęd. Nie krzyczałem. W zasadzie nie wydawałem z siebie żadnego dźwięku. Na początku po prostu drapałem delikatnie ścianę. Robiłem to, ponieważ wiedziałem, że drzwi muszą gdzieś tam być. Przy pomocy obu rąk skrobałem ścianę w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się klamka. Robiłem to coraz mocniej, w coraz większej desperacji szukając tych pieprzonych drzwi. Moje paznokcie zaczęły się łamać. Poczułem krew na opuszkach palców. Upadłem na kolana, nie przestając drapać ściany. Miałem łzy w oczach. Wiedziałem, że te cholerne drzwi muszą gdzieś tu być. Muszą! Gdybym tylko mógł przebić się przez tę ścianę…
- Wszystko w porządku?
Poderwałem się gwałtownie i obróciłem, szukając osoby, która wypowiedziała te słowa.
Dostrzegłem małą dziewczynkę, ubraną w białą suknię sięgającą jej aż do kostek. Miała długie, proste blond włosy, kredowobiałą skórę oraz duże, smutne, niebieskie oczy. Była najbardziej przerażającą osobą, jaką w życiu widziałem i jestem pewien, że nie spotkam nikogo, kto wyglądałby tak niepokojąco, jak ona. Gdy na nią patrzyłem widziałem bowiem nie tylko małe, niewinne dziecko. Było coś jeszcze. W miejscu, w którym stała, znajdowała się również inna dziewczynka, niezwykle podobna do tej pierwszej. Miała na sobie brudną, znoszoną sukienkę barwy sadzy, jej włosy były w kompletnym nieładzie, a oczy wyrażały lęk połączony ze szczerą nienawiścią.
Naprawdę trudno opisać mi to, co widziałem. Obie postacie stały w tym samym miejscu, wzajemnie przez siebie przenikając. Miałem wrażenie, że znajdują się w dwóch odrębnych wymiarach, a w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób ja byłem w stanie widzieć je obie jednocześnie.
Zaniemówiłem. Strach całkowicie mnie sparaliżował, uniemożliwiając mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Stałem, opierając się o ścianę i gapiąc się wprost na tę istotę. Byłem uwięziony z tym czymś w pokoju, z którego nie było żadnej drogi ucieczki. Wtedy dziewczynka przemówiła raz jeszcze.
- Davidzie, powinieneś posłuchać.
Słowa te zostały wypowiedziane przez dwa głosy. Jeden był delikatny i wysoki. Wydobywał się z gardła schludnie ubranej dziewczynki.
Drugiego głosu nie usłyszałem. Nie w zwykłym tego słowa znaczeniu. Nie dobiegał bowiem od tej istoty, usłyszałem go bezpośrednio w swojej głowie. Był nienaturalny, zniekształcony. Jestem pewien, że żadna ludzka istota nie byłaby w stanie mówić w ten sposób.
Obie bezustannie powtarzały to jedno zdanie. Wiedziałem, że mają rację. Powinienem posłuchać. Powinienem nie wchodzić do tego domu.
Nie wiedziałem, co robić. Przyłożyłem dłonie do uszu, chcąc, żeby ich głosy przestały mnie dręczyć, jednak to nie pomagało. Jednocześnie bez przerwy się na nie patrzyłem. Nie mogłem oderwać wzroku od tych przerażających dziewczynek.
W końcu osunąłem się na kolana i trwałem w tej pozycji chwiejąc się naprzemiennie w przód i w tył. Chciałem, żeby to wszystko się skończyło. Chciałem, żeby te istoty odeszły, byłem skłonny umrzeć, byle tylko to wszystko dobiegło końca. Wiedziałem jednak, że ten dom, ten pokój nie da mi umrzeć. On chce mnie dręczyć. Chce się nade mną znęcać.
Te istoty stały naprzeciwko mnie. Próbowałem od nich uciec. Zacząłem pełznąć przed siebie. Dziewczynki stały w miejscu. Wydawało mi się, że nie są w stanie się ruszyć.
Zauważyłem, że w moją stronę zbliża się mechaniczny szczur, dokładnie taki, jakiego widziałem w pokoju numer dwa. Wiedziałem, że dom bawi się ze mną. Drażni się ze mną niczym kot z myszą, zanim przystąpi do posiłku.
W tym momencie stwierdziłem, że nie pozwolę mu na to. Zrozumiałem, że nie chcę tu umrzeć. Mam zamiar wyjść żywy z Domu BezKońca za wszelką cenę.
Odetchnąłem głęboko, po czym podniosłem się z ziemi. Zobaczyłem niewyraźny kształt na ścianie naprzeciwko. Powolnym krokiem zacząłem się do niej zbliżać.
Poczułem czyjś oddech na karku. Wiedziałem, do kogo należy. Byłem pewien, że dziewczynki stoją tuż za mną. Słyszałem ich głosy tuż obok swojego ucha. Nie chciałem się odwracać. Bałem się tego, co mogę zobaczyć. Zamiast tego żwawiej postąpiłem do przodu. Na ścianie widniał namalowany ołówkiem, wysoki prostokąt. Położyłem na nim rękę. Na wysokości moich oczu pojawiła się cyfra 7. Naparłem na ścianę całym ciałem.
Głosy przerodziły się w rozdzierający krzyk. Krzyk, który rozbrzmiewał zarówno w moich uszach jak i w moim umyśle. Byłem niemal pewien, że zaraz ogłuchnę.
A wtedy ściana runęła, a ja poleciałem do przodu, na twarz. Wrzask ucichł. Leżałem na kawałkach gruzu, pokryty tynkiem.
Byłem fizycznie i psychicznie wyczerpany, wiedziałem jednak, że jestem już bezpieczny. Podświadomie zdawałem sobie sprawę z faktu, że dziewczynki nie mogły opuścić pokoju numer sześć.
Obróciłem się na brzuch, po czym moim oczom ukazała się bezkresna czerń. Czerń oraz mnóstwo małych, białych punktów. Gwiazdy. Byłem na zewnątrz.
Zacząłem płakać. Nie mogłem uwierzyć, że udało mi się wydostać z tego piekła. Byłem pewny, że przyjdzie mi spędzić swoje ostatnie chwile w tym przeklętym domu. A jednak! Moja wola życia była silniejsza. Udało mi się! Byłem tak szczęśliwy, że zapomniałem nawet o obiecanej nagrodzie.
Dłuższą chwilę zajęło mi ochłonięcie i zebranie myśli. Nie chciałem niczego więcej poza powrotem do domu.
Podniosłem się, otrzepałem z tynku, po czym ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę ulicy. Mój samochód stał wciąż w tym samym miejscu. Zresztą, czemu miałoby go tam nie być? Nikt by go przecież nie ukradł w tak spokojnej okolicy. Usiadłem za kierownicą, uruchomiłem silnik. Ruszyłem w drogę powrotną do domu.
W miarę zbliżania się do celu mojej podróży zacząłem czuć się nieswojo. Radość z opuszczenia Domu BezKońca wyparowała ze mnie, a na jej miejsce wstąpił strach. Nie mogąc pozbyć się natarczywego i intensywnego uczucia zaparkowałem przed domem, wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Wszedłem do mieszkania. W progu przywitał mnie mój kot Baskerville. Był pierwszą żywą istotą, którą zobaczyłem po opuszczeniu tego piekła. Wyciągnąłem rękę, chcąc go pogłaskać, ale ten, zamiast przymilać się do mnie, wrogo zasyczał, po czym uciekł w głąb mieszkania. Trochę mnie to zaskoczyło, ale szybko doszedłem do wniosku, że kotom w końcu zdarza się mieć humory. Prawdopodobnie wyczuł ode mnie coś, co mu się nie spodobało i dlatego zareagował w ten sposób.
Nie byłem głodny ani spragniony, chociaż wydawało mi się, że spędziłem w Domu BezKońca długie godziny. Zamiast tego stwierdziłem, że muszę natychmiast wziąć prysznic. W drodze do łazienki zdecydowałem się zajrzeć do pokoju rodziców. Słyszałem włączony telewizor, byłem więc pewny, że jeszcze nie śpią. Wszedłem do ich sypialni z uśmiechem na twarzy, szczęśliwy, że w końcu będę mógł porozmawiać z normalnymi ludźmi.
Oboje siedzieli wyprostowani na kanapie. Swoje odcięte głowy trzymali na kolanach. Ich oczy były zwrócone na telewizor. Był wyłączony.
Zwymiotowałem. Zatrzasnąłem gwałtownie drzwi. Moich uszu ponownie dobiegły dźwięki z telewizora. Miałem tego dość. Odwróciłem się, chcąc jak najszybciej wyjść z domu. Na drzwiach, przed którymi stanąłem widniała cyfra 8.
Nadal byłem w Domu BezKońca. Zaszlochałem głośno, nie wiedząc, co robić. Nie wiedziałem, czy ten cholerny dom faktycznie zabił moich rodziców, czy może to po prostu kolejna sztuczka. Bałem się zrobić jakikolwiek ruch.
Usłyszałem, że drzwi od pokoju moich rodziców otwierają się. Zdecydowałem, że nie chcę zobaczyć, co z nich wyjdzie. Postanowiłem iść naprzód. Może kiedyś to szaleństwo dobiegnie końca? Z tą myślą wkroczyłem do ósmego pokoju.
Byłem praktycznie martwy. Wiedziałem, że mój umysł jest na tyle spaczony, że nigdy już nie powrócę do normalności, nawet, jeśli w końcu uda mi się stąd wydostać. Byłem jednocześnie przekonany, że po tym, co ten popierdolony budynek ze mną zrobił, nic gorszego nie może mnie już spotkać.
Jak ja mogłem w to wierzyć? Oczywiście, że mogło mnie spotkać coś gorszego. I spotkało.
Pomieszczenie, do którego wszedłem, było idealną kopią pokojów numer cztery i sześć. Ponownie na środku stało krzesło. Tym razem jednak, siedział na nim mężczyzna. Po kilku sekundach niedowierzania, mój umysł w końcu zaakceptował fakt, że osobą siedzącą na krześle byłem ja. Nie ktoś, kto był do mnie podobny, tylko ja sam, David Williams, we własnej osobie. Podszedłem bliżej. Musiałem przyjrzeć mu się dokładniej, nawet, jeżeli byłem stuprocentowo pewien, że moje oczy mnie nie mylą. David siedzący na krześle spojrzał na mnie. W kącikach jego oczu lśniły łzy.
- Proszę, błagam, nie rób tego. Nie krzywdź mnie!
- Co? – zapytałem zdezorientowany. – Nie mam zamiaru nic ci zrobić.
- Kłamiesz! – Zaczął szlochać. – Skrzywdzisz mnie, a ja tego nie chcę! – Podkulił nogi, po czym zaczął się chwiać naprzemiennie w przód i w tył.
- O czym ty mówisz? – zapytałem.
- Skrzywdzisz mnie. Skrzywdzisz mnie, jeżeli chcesz wyjść. Skrzywdzisz mnie – powtarzał, pociągając przy tym nosem.
- Dlaczego tak sądzisz? Proszę, uspokój się. Uspokój się i wyjaśnij mi, co tu się dzieje – poprosiłem.
Pochyliłem się nad nim, co pozwoliło mi dostrzec ten jeden kluczowy szczegół. David siedzący na krześle wyglądał jak ja i nosił identyczne ubranie. Na jego koszulce, w okolicach serca, widniała jednak mała, czerwona cyfra 9.
- Skrzywdzisz mnie. Skrzywdzisz mnie. Skrzywdzisz mnie. Proszę, nie rób tego. Nie krzywdź mnie – słowa wypowiadał niezwykle szybko.
Gdy tylko zobaczyłem ten mały znaczek na koszulce mojego sobowtóra wiedziałem, co Dom chce mi przekazać.
- Davidzie? – zapytałem łagodnie.
- Tak, skrzywdzisz mnie. Zrobisz to. Na pewno! – położył szczególny nacisk na ostatnie zdanie.
Stwierdziłem, że w tym stanie nie ma szans, żeby udało mi się z nim dogadać. Postanowiłem nieco się rozejrzeć. Tak, jak to miało miejsce w przypadku pokoju szóstego i tym razem drzwi, którymi wszedłem, zniknęły. Z jakiegoś powodu wiedziałem, że szukanie konturów na ścianie również nie przyniesie żadnego skutku. Zacząłem szukać jakiegokolwiek śladu na podłodze. W końcu zajrzałem pod krzesło.
Do spodu siedzenia przyczepiono nóż oraz małą karteczkę. „Dla Davida od Zarządu Domu BezKońca”. Wzdrygnąłem się. Nie trudno było się domyślić, czego chciał ode mnie ten budynek. Miałem zabić samego siebie.
Podniosłem oczy do góry i spojrzałem prosto w przerażoną twarz mojego sobowtóra, który w końcu przestał kołysać się jak szaleniec.
Nigdy wcześniej nie zabiłem człowieka. Na samą myśl o tym, co zamierzałem zrobić robiło mi się niedobrze. Nie chciałem użyć noża, ale byłem świadom, że to jedyne wyjście z tej sytuacji. David na krześle też zdawał sobie z tego sprawę.
Zupełnie nieświadomie zacząłem myśleć o Peterze. Zastanawiałem się, czy on też dotarł tak daleko i czy spotkał identycznego Petera Terry siedzącego na krześle. Zastanawiałem się, co on zrobił.
Szybko otrząsnąłem się z tych myśli. Nie ważne było, czy zabił swojego brata bliźniaka, czy nie. Ja wiedziałem, że muszę zrobić użytek z tego noża, jeżeli chcę się stąd wydostać. Chwyciłem ostre narzędzie.
- Davidzie – spokojnym tonem zaczął mój sobowtór. – Co zamierzasz zrobić?
Podniosłem się z ziemi, trzymając drżącą ręką nóż.
- Zamierzam stąd wyjść.
David wciąż siedział na krześle, jego zachowanie jednak uległo zmianie. Był teraz bardzo spokojny. Popatrzył na mnie. Na jego twarzy zamajaczył lekki uśmiech. Nie wiedziałem, czy zacznie się śmiać, czy też rzuci się na mnie. Powoli wstał. To było niesamowite. Był tego samego wzrostu, a nawet patrzył się na mnie w identyczny sposób, jak ja na niego. Mocniej ścisnąłem nóż.
- Teraz cię skrzywdzę – powiedział łagodnie. – Skrzywdzę cię i będę cię tu przetrzymywał.
Nie odpowiedziałem mu. Skoczyłem na niego, przewracając go na ziemię. Przygwoździłem go do podłogi. Uniosłem rękę, gotowy zadać cios. Popatrzył wprost na mnie. Był przerażony. Zupełnie tak, jak ja. Czułem się, jak gdybym patrzył w lustro. Opuściłem gwałtownie rękę. Stalowe ostrze przebiło jego pierś.
Ponownie zostałem otoczony przez nieprzenikniony mrok. Ciemność była jeszcze głębsza niż w pokoju numer trzy. Wydawało mi się, że jestem zawieszony w powietrzu. Nie mogłem się ruszać. Stan ten trwał przez wiele godzin, może nawet dni. W czasie tym do mojej głowy przychodziło wiele myśli. Rozmyślałem o moich rodzicach, o Peterze, a przede wszystkim o Domu. Udało mi się: byłem w pokoju numer dziewięć. Dom BezKońca miał jednak koniec, a ja do niego dotarłem. Jednak co dalej?
Ostatecznie się poddałem. Nie miałem już siły dłużej walczyć. Wiedziałem, że jestem tu uwięziony na zawsze, a moim jedynym towarzyszem będzie ciemność. Nie miałem szans na wydostanie się z tego pokoju. Nie mogłem poruszyć żadną kończyną. Nie mogłem wydać żadnego dźwięku. Nie słyszałem swojego oddechu. Próbowałem wyczuć jakikolwiek smak w ustach, nie poczułem jednak nic. Byłem stracony. Pokój numer dziewięć był piekłem, w którym przyjdzie mi spędzić wieczność.
Wtedy to się stało. Dostrzegłem światło. Jedno z tych stereotypowych światełek na końcu tunelu. Poczułem, że odzyskuję władzę nad ciałem. Pod moimi nogami pojawił się stały grunt. Nie pozostało mi nic innego, poza kroczeniem w stronę światła.
Otocznie wokół mnie gwałtownie się zmieniło. Stałem teraz w holu Domu BezKońca. Wszystko było identyczne. Pomieszczenie wyglądało, niczym udekorowane na Halloween. Wiedziałem, że coś musi być nie tak. Coś musi się różnić. Miałem rację. Na stole, na środku pokoju leżała koperta. Znalazłem w niej pięć studolarowych banknotów i kolejną małą kartkę.
„David Williams
Gratulujemy! Udało ci się znaleźć wyjście z Domu BezKońca! Proszę, weź te pieniądze, jako nagrodę za twój niezwykły wyczyn!
Pozdrawiamy
Zarząd Domu BezKońca.”
Zacząłem się maniakalnie śmiać. Nie mogłem przestać. Śmiałem się, gdy wyszedłem z budynku i wsiadłem do swojego samochodu. Śmiałem się jadąc do domu. Śmiałem się, kiedy stanąłem przed drzwiami swojego domu i śmiałem się, kiedy zobaczyłem namalowaną na nich liczbę dziesięć.
  • 15


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych