Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#16

Zgryźliwy sceptyk.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Z góry przepraszam za słabą stylistykę. W niektórych opowiadaniach pozwoliłem sobie trochę pozmieniać szczegóły, tak żeby całość lepiej brzmiała (np. Fiolki - zmieniłem przyszły tydzień na jutro). Wszystkie opowiadania są przetłumaczone z http://encyclopediad...com/Creepypasta

ZŁE SNY
- Tatusiu, miałam zły sen.
Mrugasz oczami i podnosisz głowę. Twój zegar świeci na czerwono w ciemności - wskazuje godzinę 3:23.
- Chcesz wejść do mojego łóżka i mi o nim opowiedzieć?
- Nie, tatusiu.
Dziwaczność tej sytuacji sprawia, że budzisz się całkowicie. Nawet w ciemności twojego pokoju widzisz jak blada jest twoja córeczka.
- Dlaczego nie, skarbie?
- Bo w moim śnie, kiedy opowiedziałam co mi się śniło, to coś, co ma na sobie skórę mamusi się podniosło.
Czujesz się sparaliżowany. Nie możesz zdjąć wzroku ze swojej córki. Kołdra za tobą zaczyna się ruszać.


PAMIĘĆ GENETYCZNA
Wiele klasycznych ikon horroru, np. ksenomorfy H.R. Gigera z serii filmów "Obcy", Piramidogłowy z gier z serii Silent Hill i inne przerażające potwory mają wspólne cechy. Blada skóra, ciemne, głęboko osadzone oczy, wydłużone twarze, ostre zęby itp. Te obrazy inspirowały horrory, nie bez powodu. Obrazy tych twarzy są wdrukowane w ludzki umysł.
Wiele rzeczy wywołuje u ludzi instynktowny strach. Strach jest naturalny, nie musi przeobrazić się od razu w wielkie przerażenie. Jest wiele strachów, pochodzą one z zamierzchłych, ciemnych czasów, kiedy błyskawica mogła spalić drzewo, na którym mieszkałeś, przetaczający się w oddali odgłos grzmotu mógł oznaczać uciekające w popłochu stado zwierząt, a w ciemności kryły się drapieżniki.
Pytanie, jaki musisz sobie zadać to:
Co takiego musiało się dziać wtedy, w tych zapomnianych epokach, przed początkiem historii, co sprawiło, że rodzaj ludzki odczuwa tak głęboki instynktowny strach przed bladymi istotami z głęboko osadzonymi oczami, ostrymi jak brzytwa zębami i wydłużonymi twarzami?
Uważaj.

PORTRETY
Myśliwy, po całym dniu polowania, znajdował się w środku ogromnej puszczy. Robiło się ciemno i całkowicie opadł z sił. Zdecydował się iść w jednym kierunku, dopóki nie upewni się co do swojego położenia. Po paru godzinach znalazł chatkę na małej polanie. Ponieważ było już bardzo ciemno zdecydował, że zostanie w niej na noc. Podszedł do chatki. Drzwi były otwarte. W środku nikogo nie było. Myśliwy położył się na znalezionym łóżku, decydując, że wszystko wyjaśni właścicielowi chatki rano.
Rozejrzał się po wnętrzu chatki. Zaskoczony spostrzegł na ścianach kilka portretów, namalowanych z dbałością o najmniejsze szczegóły. Wszystkie portrety bez wyjątku wyglądały, jakby się mu przyglądały. Ich twarze wykrzywione były w grymasach nienawiści i złości. Myśliwy poczuł się dziwnie. Starając się za wszelką cenę zignorować portrety, odwrócił twarz od ściany i wykończony zapadł w głęboki sen.
Rano myśliwy zbudził się. Odwrócił się i zamrugał w nieoczekiwanym świetle słońca. Spostrzegł, że w chatce nie ma żadnych portretów, tylko okna.

FIOLKI
Wchodzisz w posiadanie starego pudełka. Znajduje się w nim kilka szklanych fiolek z ziemią, kurzem i małymi fragmentami cementu i asfaltu. Fiolki są opisane takimi miejscami i datami jak “Port Chicago 7/17/44", “Halifax 7/6/17" i “Guernica 7/17/36". Krótka wyprawa do biblioteki pokazuje, że to są daty i miejsca śmierci wielu ludzi w wyniku wielkich eksplozji. Kilka dni później otrzymujesz paczkę bez adresu zwrotnego.
Wewnątrz jest pusta fiolka z nazwą miasta w którym mieszkasz i jutrzejszą datą.

DZIEWCZYNA ZE ZDJĘCIA
Pewnego dnia, chłopiec imieniem Tom siedział w szkolnej klasie i robił zadanie z matematyki. Było to sześć minut po zakończeniu lekcji. Gdy robił swoje zadanie domowe, coś przykuło jego uwagę.
Tom siedział przy oknie. Odwrócił się i spojrzał na trawnik na zewnątrz. Leżało tam coś, co wyglądało jak zdjęcie. Gdy chłopiec wychodził ze szkoły, podbiegł do miejsca, gdzie je widział.
Podniósł je i uśmiechnął się. Zdjęcie przedstawiało najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek widział. Nosiła sukienkę z trykotami i czerwone buty, ręką pokazywała gest pokoju (V).
Była tak piękna, że postanowił odnaleźć ją za wszelką cenę. Biegał po całej szkole i pytał wszystkich czy ja znają lub czy kiedykolwiek ją widzieli. Niestety, wszyscy odpowiadali, że nie. Tom był zdruzgotany.
Gdy wrócił do domu, spytał swojej starszej siostry, czy kiedyś widziała tą dziewczynę, niestety ona również odpowiedziała, że nie. Było bardzo późno, więc tom poszedł na górę do swojego pokoju, położył zdjęcie obok łóżka i poszedł spać.
W środku nocy Toma obudziło stukanie w okno, jakby ktoś stukał w nie paznokciem. Przestraszył się. Zaraz potem usłyszał chichot. Zauważył cień koło okna, więc wstał z łóżka, podszedł do okna i je otworzył, chcąc odnaleźć źródło tajemniczego chichotu. Zniknęło.
Następnego dnia pytał o dziewczynę ze zdjęcia wszystkich swoich sąsiadów. Nikt jej nie znał. Gdy jego matka wróciła do domu, jej także zapytał o zdjęcie. Ona również odpowiedziała "nie". Poszedł do swojego pokoju, położył zdjęcie na biurku i poszedł spać.
Po raz kolejny obudziło go stukanie. Wziął ze sobą zdjęcie i podążył za chichotem. Przechodząc przez ulicę został potrącony przez samochód. Zmarł ze zdjęciem w dłoni.
Kierowca wyszedł z auta i usiłował mu pomóc, ale było już za późno. Nagle zobaczył zdjęcie i je podniósł.
Przedstawiało piękną dziewczyną z uniesionymi trzema palcami.

SARAH O'BANNON
Trumny były budowane z dziurami, do których przymocowane były dwumetrowe miedziane rury i dzwonek. Rury pozwalały oddychać tym, którzy zostali omyłkowo uznani za zmarłych i pogrzebani. W pewnym małym miasteczku, Harold, miejscowy grabarz, usłyszał pewnej nocy dźwięk dzwonka. Poszedł zobaczyć, czy to nie dzieciaki udające duchy albo wiatr. Tym razem nie były to jednak dzieciaki czy wiatr. Harold usłyszał głos spod ziemi błagający o wykopanie.
- Ty jesteś Sarah O'Bannon? - spytał Harold.
- Tak! - potwierdził zduszony głos.
- Urodziłaś się 17 września 1827 roku?
- Tak!
- Na nagrobku jest napisane, że zmarłaś 20 lutego 1857 roku.
- Nie, ja żyję, to pomyłka! Wykopcie mnie!
- Przykro mi, proszę pani - powiedział Harold, przydeptując dzwonek i zatykając rurę ziemią - ale jest sierpień. Czymkolwiek jesteś, możesz być cholernie pewna, że nie żyjesz i już stąd nie wyjdziesz.

PRZEJAZD KOLEJOWY
Mój kuzyn i ja jechaliśmy do San Antonio i usłyszeliśmy plotki o nawiedzonym przejeździe kolejowym. Według nich, szkolny autobus utknął na nim, właśnie wtedy, kiedy kiedy do przejazdu zbliżał się pociąg. Jechał zbyt szybko, żeby dzieci mogły się wydostać z autobusu. Wszystkie zginęły. Kiedy w końcu odnaleźliśmy ten przejazd zatrzymaliśmy auto i zaparkowaliśmy dokładnie na torach. Oboje byliśmy trochę zdenerwowani i przestraszeni. Czekaliśmy. Właśnie kiedy postanowiliśmy, że odjedziemy, samochód zaczął się toczyć. Byliśmy sparaliżowani ze strachu. Trzymaliśmy się za ręce z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Po czasie, który był dla nas jak wieczność (chociaż tak naprawdę nie upłynęło nawet pięć minut), samochód się zatrzymał. Rozejrzeliśmy się dookoła. Byliśmy obok torów.
Może nie brzmi zbyt strasznie, ale kiedy wyszliśmy z auta zobaczyliśmy coś, co sprawiło, że natychmiast wskoczyliśmy do samochodu i jeszcze tej samej nocy wróciliśmy do domu, po sześciogodzinnej jeździe. Kiedy wyszliśmy z auta, poszliśmy przyjrzeć się jego tyłowi. Po sześciogodzinnej jeździe osadziło się tam trochę kurzu. Nie, to nie było takie straszne. Straszne było to, że cały tył auta pokryty był śladami dłoni. Dziecięcych dłoni.


MIŁOŚĆ MATKI
Pewnego popołudnia, pewne małżeństwo jechało samochodem. Jechali dosyć długo. Nagle, na środku drogi zobaczyli machającą gorączkowo kobietę.
Żona powiedziała, żeby mąż nie zwalniał, ponieważ ta kobieta może być niebezpieczna. Mąż jednak zwolnił, nie chciał jej przypadkowo potrącić. Gdy samochód znalazł się blisko niej, spostrzegli, że kobieta ma rany i siniaki na twarzy i ramionach. Postanowili się zatrzymać i sprawdzić, czy mogą jakoś pomóc.
Ranna kobieta błagała o pomoc. Powiedziała, że samochód, którym jechała wraz z mężem i nowo narodzonym synem wpadł do głębokiego rowu. Powiedziała, że jej mąż już nie żyje, ale niemowlakowi chyba udało się przeżyć.
Mężczyzna natychmiast ruszył na pomoc i polecił rannej, żeby została razem z jego żoną. Kiedy udało mu się dojść do auta, zobaczył dwie osoby na przednich siedzeniach, ale nie zwrócił na to uwagi. W tej chwili liczyło się tylko dziecko, które czym prędzej zabrał ze sobą, chcąc je oddać jego matce. Gdy jednak wyszedł z rowu, rannej kobiety nie było. Spytał żony, co się z nią stało. Odpowiedziała, że kobieta poszła za nim do rozbitego samochodu.
Kiedy mężczyzna ponownie zszedł do rowu, żeby jej poszukać, zorientował się, że jedna z osób na przednich siedzeniach to bez cienia wątpliwości ta sama kobieta, która jeszcze kilka minut temu błagała ich o pomoc.

Użytkownik Zgryźliwy sceptyk edytował ten post 13.05.2010 - 20:20

  • 20

#17

Zgryźliwy sceptyk.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

PROMIENIE X
Przez krótki czas w 1971 roku, pewna firma z New Jersey sprzedawała "okulary roentgenowskie" w sprzedaży wysyłkowej wspomagając się reklamami w komiksach Marvela. Ludzie, którzy oglądali telewizję z założonymi okularami twierdzili, że widzieli obrazy, które według nich były "jak piekło". Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że ten fenomen występował niezależnie od tego czy telewizory były włączone czy nie. Firma szybko wycofała się z interesu. Śledztwo wykazało, że adres firmy prowadzi na stary cmentarz, opuszczony kilkadziesiąt lat wcześniej.


ECHO
To dzieje się kiedy próbujesz zasnąć. To dziwne uczucie spadania tuż zanim zaśniesz. Następnym razem kiedy pójdziesz do łóżka i to poczujesz, daj się temu ponieść. Wytrzymaj i nasłuchuj. Nasłuchuj uważnie, bo nie będziesz w stanie utrzymać się na krawędzi zbyt długo. Tam, tuż przed zaśnięciem usłyszysz dźwięk. Łagodny pomruk, odległe echo, jak ciche westchnięcie. Posłuchaj uważnie i zapamiętaj ten dźwięk. To odgłos twojego ostatniego oddechu.


KOSZMARY
Badania Narodowego Instytutu Psychiatrii w Bostonie (Massachusetts) wykazały, że nie da się odnaleźć źródła zjawiska znanego jako koszmary senne.
Podczas gdy źródłem zwykłych snów są podświadome pragnienia, większość koszmarów wygląda, jakby pochodziła z jakiegoś zewnętrznego źródła. Kiedy badani mieli opowiedzieć swoje koszmary, prawie zawsze mózg wykazywał aktywność w sferze odpowiadającej za prawdziwe, fizyczne wspomnienia, nie w sferze, gdzie zapisywane są normalne sny.
Inaczej mówiąc, ci obcy i potwory, które widzisz w swoich snach...
Istnieją naprawdę.
  • 9

#18

oldzi2.
  • Postów: 33
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

''Trzecie życzenie''

Mężczyzna w podeszłym wieku, stał sam w ciemnej alejce. Nie był pewien, w którą stronę iść. Zapomniał dokąd zmierzał i...kim jest.

Usiadł na chwilę by odciążyć zmęczone nogi, spojrzał w górę i dostrzegł stojącą nad nim starszą kobietę.

Zachichotała i wyszczerzyła resztki zębów w uśmiechu, mówiąc : ''Teraz trzecie życzenie. Jakie ono będzie? ''

''Trzecie życzenie?'' zapytał zdumiony. ''Jak to możliwe, skoro nie wypowiedzialem pierwszego ani drugiego? ''

''Wykorzystałeś już dwa''- odpowiedziała staruszka- ''Ale drugim życzeniem było abym cofnęła wszystko do momentu zanim wypowiedziałeś pierwsze życzenie, toteż nic nie pamiętasz. Wszystko jest tak, jakbyś nie wypowiedział żadnego z nich'' ''Dlatego własnie zostało ci ostatnie,trzecie życzenie ''.

''Dobrze'' odpowiedział niepewnie. ''Nie wierzę w to, ale nie szkodzi spróbować... Chciałbym wiedzieć kim jestem. ''

''Zabawne'' rzekła kobieta,spełniając jego prośbę i znikając na zawsze.''Tak brzmiało twoje pierwsze życzenie...''
  • 8

#19

Zgryźliwy sceptyk.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

SAM W DOMU
Jesteś sam w domu i słyszysz wiadomości o zbiegłym mordercy. Spoglądasz przez szklane drzwi na swoje podwórko i zauważasz mężczyznę stojącego na śniegu. Wygląda dokładnie jak ten poszukiwany morderca i uśmiecha się do ciebie.
Przełykasz ślinę, podnosisz telefon i dzwonisz na policję. Patrzysz znowu na podwórko i zauważasz, że mężczyzna stoi teraz znacznie bliżej.
Zszokowany upuszczasz telefon. Na śniegu nie ma żadnych śladów.
To jego odbicie.

PLIK ZDJĘĆ
Młoda dziewczyna idąc ze szkoły do domu znalazła niewielki plik zdjęć z polaroida leżących w rynsztoku. Było ich łącznie dwadzieścia, były spięte gumką aptekarską. Podniosła je i zaczęła przeglądać w drodze do domu. Pierwsze zdjęcie przedstawiało upiornie bladego człowieka na czarnym tle, stojącego tak daleko od aparatu, że nie widziała żadnych szczegółów.
Dziewczyna spojrzała na następne zdjęcie. Przedstawiało ono tego samego człowieka stojącego trochę bliżej.
Dziewczyna szybko przejrzała kilka następnych zdjęć. Na każdym kolejnym zdjęciu mężczyzna stał bliżej i był odrobinę wyraźniejszy.
Skręcając w ulicę na której był jej dom, dziewczyna odkryła że mężczyzna na zdjęciach wyraźnie na nią patrzy, nawet gdy ruszała zdjęciem na prawo i lewo. Przestraszyło ją to, ale ciągle przeglądała zdjęcia.
Na dziewiętnastym zdjęciu mężczyzna był tak blisko, że jego twarz wypełniała całe zdjęcie. Miał najbardziej przerażający wyraz twarzy, jaki kiedykolwiek widziała. Wchodząc na podjazd wzięła do rąk ostatnie zdjęcie.
Zamiast obrazu, były na nim napisane dwa słowa: "Wystarczająco blisko".
Słysząc krzyk na zewnątrz domu brat dziewczyny natychmiast pobiegł do drzwi. Po otwarciu zobaczył jedynie plik zdjęć leżących na progu. Postać ze zdjęcia na wierzchu przypominała jego siostrę, tyle że bardzo bladą, ale stała za daleko i nie był pewien czy to ona.

POSĄG
Kilka lat temu matka i ojciec zdecydowali że potrzebują chwili odpoczynku, chcieli wyjechać na noc do miasta. Zadzwonili po swoją najbardziej zaufaną opiekunkę. Kiedy przyjechała, dwójka dzieci, którymi miała się opiekować już spała. Opiekunka usiadła obok nich żeby się upewnić, że wszystko w porządku. Później tego samego wieczora zaczęła się nudzić i chciała pooglądać telewizję. Ale nie mogła jej oglądać w salonie na dole, bo nie było tam kablówki (rodzice nie chcieli, żeby dzieci marnowały przed telewizorem za dużo czasu). Zadzwoniła do rodziców i spytała czy może pooglądać telewizję w ich pokoju. Rodzice, oczywiście się zgodzili, ale opiekunka miała jeszcze jedną prośbę... Spytała, czy mogłaby zakryć posąg anioła stojący za oknem sypialni jakimś kocem albo chociaż zaciągnąć żaluzje, bo posąg ją niepokoi. Po chwili milczenia ojciec (bo to właśnie on rozmawiał z opiekunką) powiedział "...Zabierz dzieci i uciekajcie z domu. Wezwiemy policję. Nie mamy posągu anioła."
Policja znalazła ciała opiekunki i dzieci trzy minuty po wezwaniu. Nie znaleziono żadnego posągu.

NA PIĘTRZE
Kiedy byłam małym dzieckiem moja rodzina przeprowadziła się do dużego, starego piętrowego domu z wieloma dużymi pustymi pokojami i skrzypiącą podłogą. I mama i tata pracowali więc często po powrocie ze szkoły byłam sama w domu. Pewnego wieczora, kiedy wróciłam do domu, światła nie były jeszcze pozapalane. Zawołałam "Mamo?" i usłyszałam jej melodyjny głos "Taaaaak?" z górnego piętra. Zawołałam ją jeszcze raz i gdy wchodziłam po schodach, żeby sprawdzić, w którym jest pokoju i usłyszałam znowu to samo melodyjne "Taaaaak?". Dopiero się urządzaliśmy i nie znałam jeszcze dobrze labiryntu pokojów, ale słyszałam jej głos w jednym z dalszych pomieszczeń, na drugim końcu korytarza. Czułam się trochę niepewnie, ale wiedziałam, że w domu wszystko jest w porządku i widok mamy jak zwykle będzie w stanie uspokoić moje lęki. Kiedy właśnie sięgałam ręką klamki usłyszałam jak otworzyły się drzwi frontowe, usłyszałam też wesołe wołanie mojej mamy "Kochanie, jesteś w domu?". Odskoczyłam od drzwi i pobiegłam do schodów. Kiedy do nich dotarłam obejrzałam się. Drzwi przez które chciałam przejść były uchylone. Przez krótki moment widziałam tam coś dziwnego. Nie wiem co to było, ale wpatrywało się we mnie.

Użytkownik Zgryźliwy sceptyk edytował ten post 14.05.2010 - 18:06

  • 10

#20

CherubUltima.
  • Postów: 42
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Dyatlov Pass Incident

Dyatlov Pass incydent odnosi się do zdarzeń, które doprowadziły do śmierci dziewięciu narciarzy w północnych górach na Uralu. Wypadek miał miejsce w nocy z 2 lutego 1959r. we wschodniej części góry Kholat Syakhl (Холат Сяхл) (Góra Śmierci). Przełęcz, gdzie odbyło się to zajście zostało nazwane Dyatlov Pass (Перевал Дятлова) od nazwiska przywódcy grupy, Igor Dyatlov (Игорь Дятлов).

Tajemnicze okoliczności oraz późniejsze badania zgonów narciarzy doprowadziły do powstania wielu spekulacji.

Badania zgonów turystów wskazują, że narciarze rozerwali swój namiot od wewnątrz, uciekali na boso w głębokim śniegu, natomiast zwłoki nie wykazują aby doszło do jakiejkolwiek walki, dwie ofiary miały pęknięte czaszki, dwie połamane żebra, a jednej brakowało języka. Według źródeł, odzież ofiar zawierała wysoki poziom promieniowania- choć prawdopodobnie dodano te informacje później, gdyż nic na ten temat nie było podane w pierwotnej wersji zdarzeń. Sowiecki śledczy określa jedynie, że "nieznane siły" spowodowały śmierć turystów. Aktualnie został tam wprowadzony zakaz wstępu. Przyczyny wypadku pozostają niejasne.

Historia jest oparta na faktach.
  • 1

#21

Bart76.
  • Postów: 69
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Tragiczny finał wyprawy na Ural - 50 lat od zaginięcia grupy Diatłowa


Na początku 1959 roku grupa radzieckich studentów wybrała się na trudną ekspedycję w góry Ural, z której nigdy nie powrócili. Jak się okazało zginęli oni w bardzo dziwnych okolicznościach, uciekając w popłochu z obozu, który rozbili na stoku wzgórza. Ich ciała nosiły ślady promieniowania, zaś relacje z tego okresu wskazywały na obserwacje dziwnych jasnych kul na obszarze, w którym się znajdowali. Akta sprawy utajniono, aby udostępnić je na nowo w latach 90-tych, ale dodały one sprawie tylko nowych pytań. Co zatem stało się z ekipą 9 narciarzy?

Historia ta przypomina nieco niskobudżetowy horror. Dziewięcioro młodych studentów wybiera się na narty na Ural, aby nigdy nie powrócić. Ostatecznie ekipa ratunkowa natrafia na ich ciała. Okazuje się, że pięcioro z nich zamarzło na śmierć w pobliżu namiotu, jednak pozostała czwórka nosi znacznie bardziej tajemnicze obrażenia – zmiażdżoną głowę czy ucięty język schowany w śniegu jakiś kawałek dalej. Wszyscy jak się wydaje, uciekali nocą w przerażeniu ze swego obozu. Porzucając po drodze narty, jedzenie i ciepłe płaszcze dotarli oni śnieżnym zboczem do gęstego lasu, gdzie już nie mieli szans na przeżycie na 30 stopniowym mrozie. W owym czasie zdumieni historią śledczy nie zaoferowali wyjaśnień odpowiadających za śmierć studentów, upatrując jej przyczyny w „nieznanej sile”, następnie zaś opatrzyli akta dotyczące zdarzenia klauzulą „ściśle tajne”.

Minęło pół wieku, ale tajemnica nadal istnieje. Jaka była natura owej „nieznanej siły”? Czy radzieckie władze starały się coś ukryć? W międzyczasie wysunięto różne hipotezy, które obejmowały niemalże wszystkie czynniki – od wrogich plemion, po śnieżnych ludzi (rosyjskie odpowiedniki Yetiego), obce istoty oraz sekretną wojskową technologię.

- Jeśli miałbym szansę zadać Bogu jedno pytanie, to zapytałbym o to, co stało się w rzeczywistości z moimi przyjaciółmi tamtej nocy – mówi Jurij Juin – dziesiąty i jedyny ocalały członek ekspedycji. Judin zachorował i po kilku dniach wrócił z wyprawy. Los reszty jego przyjaciół pozostawał bolesną tajemnicą, którą starał się również wyjaśnić na własną rękę.

WYPRAWA


Judin wraz z resztą grupy wyruszyli 23 lutego 1959 kierując się ku górze Otorten w północnej części Uralu. Zarówno on, jak i pozostali jej członkowie byli studentami Uralskiego Instytutu Politechnicznego w Jekaterynburgu.

Miasto noszące wówczas nazwę Swierdłowsk najlepiej znane było jako miejsce wymordowania członków rosyjskiej rodziny carskiej po Rewolucji październikowej. (Sama nazwa Swierdłowsk nadana została miastu po Jakowie Swierdłowie – liderze partii bolszewickiej). W 1959 roku Związek Radziecki dotknięty był odwilżą po dekadach stalinowskich represji. Na czele kraju stał Nikita Chruszczow. W latach 50-tych ZSRR był także świadkiem eksplozji „turystyki sportowej”. Mieszanka narciarstwa, wspinaczki i innych aktywności nie była tylko formą zdrowego trybu życia, ale także ucieczki od codziennego życia, powrotem do natury i najlepszym sposobem na spędzenie czasu z przyjaciółmi z dala od wszechobecnych oczu państwa. Szczególną popularność zyskała sobie ona wśród studentów, którzy wybierali się w najdziksze regionu kraju.

Grupa w skład której wchodził Judin składała się z doświadczonych członków klubu turystyczno-sportowego swierdłowskiej uczelni. Na jej czele stał 23-letni Igor Diatłow – znany ze swej znajomości narciarstwa oraz gór. Ich wyprawa na Ortoten, który wznosi się 1100 m. ponad poziom morza została oznakowana „III kategorią”, czyli najniebezpieczniejsza o tej porze roku, lecz doświadczenie studentów oznaczało, że nic nie powinno przeszkodzić w jej organizacji.

Obok Diatłowa i Judina na Ural wyruszyli: Georgij Krywoniszczenko (lat 24), Jurij Doroszenko (24), Zina Kołmogorowa (22), Rustem Słobodin (23), Nicolas Thibeaux-Brignollel (24), Ludmiła Dubinina (21), Aleksander Kolewatow (25) oraz Aleksander Zołotariow (37). Tylko ostatni członek ekspedycji nie był studentem, zaś niektóre źródła opisują do jako nieco dziwną postać, której uczestnictwie w wyprawie miał sprzeciwiać się Diatłow. Ten jednak okazał się doświadczonym turystą i wyruszył z nimi z rekomendacji znajomych Diatłowa.

23 stycznia grupa przygotowywała się do trzytygodniowej wyprawy. Dotarli oni 25 stycznia pociągiem do Iwdela, zaś potem samochodem do Wiżaj – ostatniej zamieszkałej osady leżącej na skraju pokrytej śniegiem głuszy wśród której leżał Otorten. 28 stycznia Judin zachorował i musiał wracać, przez co na miejscu pozostała tylko grupa 9 osób. Wtedy po raz ostatni widział też wszystkich żywych. Obrót wydarzeń po odjeździe Judina da się odtworzyć jedynie z dzienników i zdjęć autorstwa członków grupy, które znaleziono w ich ostatnim obozowisku.

Po odjeździe kolegi, członkowie grupy przedzierali się przez odludne tereny i zamarznięte jeziora, poruszając się przez 4 dni po trasach lokalnego plemienia Mansów. 31 stycznia dotarli nad rzekę Auspia, gdzie rozbili obóz, w którym pozostawili narzędzia i prowiant, który wykorzystać mieli w drodze powrotnej. Stamtąd pierwszego dnia lutego wyruszyli ku górze Otorten. Z jakichś powodów (a najprawdopodobniej z racji złej pogody) grupa zbłądziła odnajdując się na zboczu góry Cholatczachl na wysokości ponad 1000 m. Tam około 17:00 rozbili namiot, w którym mieli spędzić noc, choć w odległości 1.5 km znajdował się las, który mógł zapewnić im lepsze schronienie.

Ostatnie zapiski z dzienników wskazują, że uczestnicy wyprawy byli w dobrych nastrojach. Wydawali nawet swą własną „gazetę” o nazwie „Otorten Wieczorny”. Następnego dnia mieli przejść 10 km na północ.

POSZUKIWANIA


Wedle planu grupa miała powrócić do Wiżaj przed 12 lutego, skąd Diatłow miał nadać telegram do klubu sportowego, że wyprawa się udała. Nikt jednak nie zdziwił się, gdy telegram nie przyszedł zgodnie z planem, jednak obawy nie były zbyt wielkie gdyż członków grupy znano jako doświadczonych narciarzy. Alarm 20 lutego podnieśli dopiero krewni studentów, zaś na Ural z Instytutu wysłano ekipę poszukiwawczo-ratunkową, po której na miejsce udała się również milicja i wojsko wyposażone w śmigłowce i samoloty.

Ratownicy-ochotnicy na opuszczony obóz natknęli się 26 lutego.

Ekipa poszukiwawczo-ratunkowa


- Odkryliśmy, że namiot został rozcięty od środka i był pokryty śniegiem. Był pusty, zaś w środku znajdowały się wszystkie rzeczy w tym buty – mówił Michaił Szarawin, który znalazł namiot.

W głębokim na metr śniegu odkryto ślady ludzi bosych, w skarpetach, walonkach oraz jednym bucie. Odciski stóp pasowały do członków grupy, choć nie udało się ustalić czy 8 czy 9 z nich. Na miejscu nie znaleziono śladów szamotaniny czy obecności innych niż studenci osób. Ich samych jednak nie było.

Ślady prowadziły w dół zbocza w kierunku lasu, jednak po 500 metrach się urywały. W odległości 1.5 km od namiotu trafiono na pierwsze dwa ciała. Georgij Krywoniszczenko i Juri Doroszenko leżeli bosi i odziani jedynie w bieliznę na krawędzi lasu, w pobliżu dużej sosny. Ich ręce były poparzone a w pobliżu znajdowały się ślady ogniska. Złamane na wysokości 5 m. gałęzie drzewa sugerowały, że któryś z narciarzy wspiął się tam, aby spojrzeć na coś z wysokości.

300 m. dalej leżało ciało Diatłowa. Leżał na plecach z twarzą zwróconą w kierunku obozu, w jednej ręce trzymając gałąź. 180 m. dalej w kierunku namiotu ekipa natrafiła na zwłoki Słobodina, zaś 150 m. dalej Ziny Kołmogorowej. Wyglądał na to, że dwójka starała się dotrzeć ostatkiem sił do obozu.

Lekarze orzekli, że cała piątka zmarła wskutek hipotermii. Jedynie ciało Słobodina nosiło obrażenia inne od poparzonych rąk. Jego czaszka była pęknięta, choć prawdopodobnie nie było to obrażenie śmiertelne.

Poszukiwania pozostałej czwórki zajęły dalsze dwa miesiące. Ich ciała odnaleziono pod 4-metrową warstwą śniegu w leśnej rozpadlinie w odległości 75 m. od drzewa, przy którym znaleziono pierwsze dwie ofiary. Nicolas Thibeaux-Brignollel, Ludmiła Dubinina, Aleksander Kolewatow oraz Zołotariow zmarli jak się wydawało w sposób znacznie bardziej tragiczny. Czaszka pierwszego z nich była zmiażdżona, zaś Dubinina i Zołotariew mieli liczne połamane żebra. Kobiecie brakowało także języka. Mimo wszystko brak było śladów obrażeń wewnętrznych.

Jak twierdził pisarz Igor Sobolow, który zajmował się przypadkiem tragicznego końca ekspedycji, wydawało się, że niektórzy z pozostałej czwórki zabrali ubrania tych, którzy zmarli na początku. Niektóre z nich miały w sobie cięcia, jak gdyby zostały zdarte na siłę. Zołotariow miał na sobie futro Dubininej, podczas gdy ona miała stopy owinięte bielizną Krywoniczenki. Francuz miał na sobie dwa zegarki – jeden pokazywał 8:14, zaś drugi 8:39.

Mimo wielu pytań bez odpowiedzi, śledztwo zamknięto wraz z końcem miesiąca, zaś dokumentację przesłano do tajnego archiwum. Co równie ciekawe, na trzy następne lata ustalono zakaz odwiedzin w tym miejscu.

ŚLEDZTWO


- Miałem wtedy 12 lat, ale pamiętam, jak głęboki wpływ miał ten incydent na społeczeństwo mimo wysiłku władz, aby badacze i członkowie rodzin zmarłych trzymali język za zębami – mówi Jurij Kuncewicz – kierownik jekaterynburskiej Fundacji Diatłowa, która do dziś stara się rozwikłać zagadkę.

Przez lata wielu ludzi starało się zrozumieć, co tak naprawdę stało się nocą z pierwszego na drugi lutego 1959 roku na zboczu Cholatczachl. Niektórych, jak Sobolowa zafascynował tragiczny los narciarzy. „Studenci, którzy stali się legendą, z odwagą stanęli do nierównej walki z nieznanym na zboczach Cholatczachl i pokazali, że mogli stanąć do niej z pewnością” – pisał.


Widok, na jaki natrafili poszukiwacze. Namiot był rozcięty od środka, zaś wokoło niego widać było ślady narciarzy, którzy uciekli z niego zupełnie nieprzygotowani do trudnych warunków.


Ale jaka jest prawdziwa natura „nieznanego”, z którą walczyli i niestety przegrali? Dlaczego uciekli z namiotu i dlaczego zdecydowali się na dalszą ucieczkę pośród nocy, choć rozpalili już ognisko? Dlaczego druga grupa spoczęła pod kilkumetrową warstwą śniegu? Teorii jest wiele.

Jedna z pierwszych, którą starali się zgłębić na początku śledczy w sprawie dotyczyła morderstwa ze strony miejscowego ludu Mansów za naruszenie ziemi świętej. Przypuszczenia takie nie były bezpodstawne, gdyż incydent z lat 30-tych mógł dobrze zachować się w pamięci śledczych. W tym okresie szaman Mansów rzekomo utopił geolożkę, która wspięła się na górę uważaną za zakazaną przez jego lud. W przypadku grupy Diatłowa ani jedna ani druga góra nie były jednak ważne dla Mansów, nie stanowiąc miejsc świętych ani zakazanych. Zdumiewającym zbiegiem okoliczności może być to, że nazwa Ortoten oznacza w miejscowym języku „nie idź tam”, zaś Cholatczachl tłumaczy się jako „Góra śmierci”. W każdym razie nazwy te mogą dla wędrujących Mansów mieć raczej praktyczne aniżeli jakiekolwiek inne zastosowanie. Ponadto najbliższa wioska ludu znajdowała się w odległości ok. 100 km, zaś oni sami utrzymywali raczej przyjazne stosunki z Rosjanami i nie zapuszczali się w zimę w okolice, w które wybrali się studenci, gdyż nie wiązały się one ani z ich terenami łowieckimi ani pastwiskami. Jakiś czas potem teorię o zemście Mansów odrzucono z racji braku dowodów. Inne sugestie mówiły, że Diatłow i jego ludzie mogli natknąć się na przebywającą w okolicy grupę przestępców albo też zostali oni przypadkowo wzięci za zbiegłych więźniów przez strażników z miejscowego obozu.

Jakiś czas potem mówiono nawet, że więźniowie obozu śpiewali piosenkę opartą na słowach wiersza Diatłowa, choć mało prawdopodobne jest, aby ten jakiekolwiek pisał. Historia ta jest raczej zmienioną wersją faktu, że podczas noclegu w Wiżaj grupa Diatłowa spotkała się z ekipą geologów, od których nauczyli się wielu „zakazanych piosenek”, co odnotowała w swym dzienniku Dubinina. Nie wiadomo, czy były to piosenki polityczne czy też zwyczajne „złodziejskie ballady”.

W każdym razie wszystkie teorie dotyczące interwencji ludzi w sprawę śmierci członków grupy nie odpowiadały faktom, bowiem w okolicach ostatniego obozu ani też przy ciałach nie odnaleziono innych niż pozostawione przez nich śladów stóp. Co więcej, dr Borys Wozrożdenny, który badał ich ciała orzekł, że według jego opinii żaden człowiek nie mógł spowodować u nich podobnych obrażeń, bowiem siła z jaką je zadano była tak wielka, że zniszczeniu nie uległy tkanki miękkie.

- Był to efekt porównywalny z tym, co dzieje się w czasie wypadku samochodowego – mówił.

Ale jeśli nie ludzie spowodowali śmierć narciarzy, to co za nią stoi?

Owe tajemnicze obrażenia zgodnie z opinią rosyjskiego kryptozoologa Michaiła Trachtengertza wyglądały tak, „jak gdyby ktoś za mocno ich uścisnął”. Inni fotelowi teoretycy sugerowali, że ucieczkę narciarzy z namiotu spowodował widok 3-metrowej wysokości potwora, który wyłonił się ze śniegu.

Obserwacje „śnieżnych ludzi” i innych stworzeń przypominających wyglądem himalajskiego Yetiego są w Rosji powszechne, jednak jeśli te stworzenia rzeczywiście ukrywają się gdzieś w głuszy, robią to aby skryć się przed ludzkimi oczyma.

Trachtengertz twierdził również, że tworzona przez nich „gazetka” zawierała oświadczenie napisane wielkimi literami: „Od dziś wiemy, że ludzie śniegu istnieją.” W dalszej części czytamy: „Można ich spotkać na Północnym Uralu, niedaleko Ortotena.” Jednakże biorąc pod uwagę raczej satyryczny ton gazetki, której zadaniem było jednoczenie grupy można odnieść wrażenie, że studenci odnosili ten zapis raczej do siebie nie zaś do nieznanych nauce istot. Oprócz tej pojawiły się także inne sugestie, w tym jedna odnosząca się do ataku podziemnych istot.

AKTA



Akta w sprawie grupy Diatłowa udostępniono dopiero w latach 90-tych ub. wieku, ale zabieg ten dodał jedynie tajemnic wydarzeniom z lutego 1959 roku. Testy medyczne wykazały znaczne ślady promieniowania na ciałach i ubraniach czwórki narciarzy odnalezionych w rozpadlinie. Wyglądało na to, że albo mieli oni do czynienia z materiałami radioaktywnymi, albo też znaleźli się w skażonej okolicy. Jeden z pierwszych badaczy sprawy, Lew Iwanow opisuje zachowanie licznika Geigera w czasie wizyty w obozie grupy Diatłowa na górskim stoku. Iwanow mówi, że w miarę zbliżania się do miejsca licznik zaczął nagle piszczeć i klikać.

Stwierdził on jednak, że władze regionalne nakazały mu zamknąć dochodzenie i trzymać sprawę w tajemnicy. Władze niepokoiły także liczne doniesienia armii i służby meteorologicznej dotyczące „jasnych latających kul” widywanych nad obszarem, gdzie leży Chylat-Siachyl w lutym i marcu 1959 roku, których obserwacje koncentrowały się wokół 17 lutego.

- Przypuszczałem wówczas i dziś również tak sądzę, że owe latające kule miały bezpośredni związek ze śmiercią członków ekspedycji – powiedział Iwanow jednej z kazachskich gazet.

Akta zawierały zeznania innej grupy turystów, studentów geografii, którzy tej samej nocy, gdy doszło do ucieczki grupy Diatłowa z namiotu stacjonowali w odległości 50 km na południe od nich. Ich lider zeznał, że widzieli wówczas dziwne pomarańczowe kule lub też „kule ognia”, które unosiły się na niebie w okolicach Cholatczachl. Inny z nich odnotował, że widział „jasny okrągły obiekt, który przeleciał nad wioską z południowego-wschodu na północny-zachód. Jasny dysk był praktycznie w rozmiarze księżyca w pełni. Miał niebiesko-biały kolor i otoczony był niebieskawą aurą. Otoczka nieznacznie błyskała, tak jak znajdująca się daleko burza. Gdy obiekt zniknął za horyzontem, niebo w tym miejscu pozostawało jasne jeszcze przez kilka chwil.”

Iwanow spekulował, że jeden z narciarzy mógł feralnej nocy opuścić namiot, zauważyć kulę i zbudzić swymi krzykami innych, co skłoniło ich do pościgu w dół zbocza. W tym czasie kula mogła eksplodować zabijając czwórkę, która odniosła poważne obrażenia, jak i powodując uraz czaszki Słobodina.

- Nie wiem, czym były te kule – czy była to broń czy też obcy, albo jeszcze coś innego, ale jestem pewien, że bezpośrednio wiążą się one z ich śmiercią – dodał Iwanow.

Jurij Judin również myśli podobnie. Tajemnica otaczająca wydarzenie skłoniła go do wniosku, że mogli oni przypadkowo trafić na tajny poligon wojskowy, co tłumaczyłoby ślady radioaktywności na ich ubraniach. Kuncewicz zgadza się z tym wnioskiem dodając, że ważną wskazówką jest odkryta na ciałach opalenizna.

- Brałem udział w pogrzebach pierwszych pięciu ofiar i pamiętam, że ich twarze wyglądały na opalone na głęboki brąz – mówił.

Inne relacje również sugerowały jakoby członkowie rodzin ofiar mówili o nienaturalnym kolorze ich skóry oraz siwych włosach. Ujawnione dokumenty nie zawierają jednak informacji o stanie organów wewnętrznych członków ekspedycji.

- Wiem, że umieszczono je w specjalnych pojemnikach a potem wysłano na badania – powiedział Judin.

Mimo to w okolicach obozu nie natrafiono na jakiekolwiek ślady eksplozji. Dwa lata przed tragicznym finałem wyprawy Rosjanie wystrzelili z Kosmodromu Bajkonur pierwszego satelitę.

Dwa lata po wydarzeniach z 1959 roku Jurij Gagarin z tego samego miejsca udał się w pierwszą podróż kosmiczną. Ale czy radziecki program kosmiczny może mieć jakikolwiek związek z tym, co przytrafiło się grupie studentów?

Podczas gdy rakieta z Bajkonuru mogłaby dotrzeć na północy Ural, nie ma jakichkolwiek zapisków o odbywających się w tym czasie próbach – mówił Aleksander Żelezniakow – historyk rosyjskiego programu atomowego. Drugi leżący jednak znacznie bliżej kosmodrom w Plesiecku otwarto dopiero pod koniec 1959 roku. Rakiety ziemia-powietrze, który mogły być z niego odpalane jeszcze wówczas nie powstały.

Mimo to Jurij Kuncewicz, który w 2007 roku poprowadził w rejon Cholatczachl ekspedycję, trafił tam na ślad „cmentarzyska” metalowych części wskazujących na fakt, że wojsko przeprowadzało tam swego czasu eksperymenty.


Jeden z fragmentów odnalezionych przez Kuncewicza w czasie wyprawy na Ural w 2007 roku dowodzi, że obszar ten stanowił wojskowy teren testowy.

- Nie możemy stwierdzić, jaki rodzaj broni testowano, ale katastrofa z 1959 była z pewnością spowodowana przez człowieka – mówi.

Judin wierzy z kolei, że wojsko mogło dotrzeć do namiotu grupy jeszcze przed ratownikami. Dodaje również, że poproszono go o zidentyfikowanie właścicieli każdego ze znalezionych na miejscu przedmiotów, lecz nie udało mu się ustalić przynależności kawałka tkaniny, który wyglądał jak materiał użyty do szycia wojskowych płaszczy, pary nart oraz ich kawałka. Judin miał widzieć również dokumenty, które doprowadziły go do wniosku, że śledztwo w sprawie zdarzenia otwarto już 6 lutego, czyli dwa tygodnie przed znalezieniem namiotu przez ekipę ratunkową.

Inni zwolennicy teorii o wojskowym spisku w sprawie zdarzenia idą jeszcze dalej twierdząc, że narciarze mogli zostać celowo zamordowani po natknięciu się na pewien rodzaj wojskowej tajemnicy. Niezależnie od tego co testowano, prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że na tym odludziu pośrodku zimy znaleźć się mogą jacykolwiek ludzie. Kiedy natrafiono na ich obecność, priorytetem było zapewnienie tajności poprzez eliminację ocalałych świadków.

Ale ci albo już nie żyli, albo umierali. Eksplozja zabiła troje z nich na stoku i jeszcze dwóch przy ognisku. Czwórka nadal żyła, jednak cierpiała wskutek napromieniowania. Gdy stracili przytomność, wrzucono ich do rozpadliny, co spowodowało znalezione u nich obrażenia. Następnie szczelinę zasypano śniegiem.

Mimo wszystko teoria ta jest trudna do zaakceptowania z racji wspominanego już braku w okolicach obozu jakichkolwiek obcych śladów.

Moisej Akselrod, przyjaciel Diatłowa, podchodzi do sprawy z bardziej przyziemnym spojrzeniem. Jak mówi, według jego opinii na namiot spadła lawina. Część studentów odniosła rany w czasie, gdy śnieg uderzył w ściany namiotu, blokując jednocześnie wyjście, zmuszając ich do wykonania cięcia od środka. Grupa skierowała się do poprzedniego obozu, lecz zabłądzili. Przy ognisku część z nich zdjęła ubrania, aby dać je rannym.

Jewgienij Bujanow oraz Walentin Nekrasow, doświadczeni turyści również wspierają tą wersję mówiąc, że charakter obrażeń odkrytych u studentów zgadza się z tymi jakie odnieść można po zderzeniu z masą śniegu. Czaszka Thibauxa-Brignolle’a pękła w wyniku uderzenia, zaś Dubinina mogła odgryźć sobie język.

Krytycy tej wersji wydarzeń wskazują na fakt, że narciarze opuścili obóz pieszo i przeszli ponad kilometr w temperaturze -30 stopni Celsjusza. Thibeaux-Brignollel mógł być nieprzytomny z racji zmiażdżonej czaszki, jednak mógł być niesiony przez innych (zatem śledczy nie byli w stanie ustalić dokładnej liczby śladów w śniegu). Dubnina i Zołotariew mogli poruszać się mimo złamanych żeber, choć obrażenia, jakich doznała kobieta (której żebro przebiło serce) sprawiały, że było przed nią jedynie kilkanaście minut życia. Zmarłaby zatem przed dotarciem do lasu i rozpadliny. W jaki zatem sposób jej dwaj towarzysze zamarzli na śmierć przed tym nim nastąpił jej zgon? Po raz kolejny pozostaje nam więcej pytań niż odpowiedzi.

DZIEDZICTWO


Ponieważ w latach 90-tych pojawiło się więcej szczegółów w sprawie wydarzenia, wielu badaczy kontynuowało próbę znalezienia odpowiedzi. Jekaterynburski dziennikarz, Anatolij Gusczin, jedna z pierwszy osób, które dotarły do oryginalnych dokumentów ze śledztwa przeprowadzonego w 1959 roku mówił, że brakowało znacznej liczby stron wymienionych w dokumentacji. W 1999 roku wydał on książkę pt. „Cena tajemnic państwa w dziewięciu żywotach”, gdzie wysuwa on swą własną teorię dotyczącą testów tajnej broni i wojskowego spisku. Lew Iwanow dodał wagi tym twierdzeniom, gdy oświadczył, że nakazano mu milczeć w tej sprawie. Iwanow emeryturę spędził w Kazachstanie, gdzie zmarł cały czas trwając w wierze, jakoby za tragedią grupy studentów stało UFO i obca technologia.

W roku 2000 regionalna stacja telewizyjna nakręciła dokument o incydencie, zaś pisarka Anna Matwiejewa opublikowała na wpół fikcyjną powieść opartą o losy grupy studentów. Od tego czasu założona przez przyjaciela Diatłowa, Jurija Kuncewicza, fundacja mieszcząca się w Jekaterynburgu zajmuje się pielęgnowaniem pamięci o studentach oraz próbą ponownego otwarcia badań nad ich śmiercią.

W 2008 roku sześciu członków oryginalnej ekipy ratunkowej oraz 31 niezależnych ekspertów zgromadziło się na konferencji zorganizowanej przez Uralski Krajowy Uniwersytet Techniczny, Fundację im. Diatłowa oraz kilka organizacji pozarządowych. Doszli oni do wniosku, że za śmierć członków ekipy odpowiada wojsko przeprowadzające testy na obszarze północnego Uralu. Mimo to „brak nam dokumentów, o które prosimy Ministerstwo Obrony, Rosyjską Agencję Kosmiczną oraz FSB i dzięki którym otrzymalibyśmy pełniejszy obraz sytuacji” – czytamy w oświadczeniu jej uczestników.

Co rzeczywiście stało się nocą z 1 na 2 lutego 1959 roku? Odpowiedzi możemy nie poznać nigdy, ale z pewnością ofiary tego incydentu, w tym Diatłow, nie zostaną tak szybko zapomniani. Okolica, w której rozbili swój ostatni obóz została oficjalnie nazwana „Przełęczą Diatłowa”.


Źródło: infra.org.pl

Śmierć grupy Diatłowa - nieznane szczegóły oraz inne tajemnicze przypadki


Niewyjaśniona śmierć studentów w górach Ural, która miała miejsce 50 lat temu nie była jedynym tego typu przypadkiem w historii kraju. A. Guszczin w swym artykule ujawnia inne zaskakujące i makabryczne szczegóły dotyczące tragedii, która rozegrała się w drodze na Ortoten. Przywołuje ponadto inne przypadki tajemniczych zgonów, które rozgrywały się w podobnych okolicznościach. Nieliczni, którzy uszli z nich cało, wspominali o wszechogarniającym strachu…

Na północy okręgu swierdłowskiego – tam, gdzie bierze początek dopływ rzeki Łozwa – Auspija, stoi góra o mrożącej krew w żyłach nazwie Cholatczachl, co w języku plemienia Mansów oznacza „Góra Umarłych”. 50 lat temu, w lutym 1959 roku, niedaleko od niej - na zboczu góry Otorten w niewyjaśnionych okolicznościach zginęło 9 turystów – w większości studentów Uralskiej Politechniki. Ta tajemnicza śmierć po dzień dzisiejszy pozostaje mroczną zagadką.

23 stycznia 1959 roku grupa 10 turystów wyruszyła z miasteczka Iwdel (okręg swierdłowski) w kierunku góry Otorten. Od wioski Wiżaj poruszali się na nartach. We wsi Drugoj Sewernyj jeden z członków grupy Jurij Judin zawrócił w powodu ataku bólów reumatycznych, co w efekcie uratowało mu życie. Według planu, po powrocie do Wiżaj turyści powinny byli wysłać telegram. Jednak tak się nie stało i wkrótce rozpoczęły się poszukiwania. Piątego dnia poszukiwań – 26 lutego niedaleko góry Otorten odnaleziono porzucony namiot z całym wyposażeniem i nienaruszonym prowiantem. Namiot był zasypany śniegiem i częściowo zniszczony. W środku nikogo nie było, jednak wszystkie rzeczy były na miejscu. Ostatni zapis w dzienniku był dokonany przez Diatłowa – kierownika wyprawy 31 stycznia. Odnaleziono też aparat fotograficzny, udało się ustalić, że ostatnie zdjęcie było zrobione około godziny piątej, 1 lutego 1959.

Od porzuconego namiotu prowadziło 9 ścieżek śladów, co potwierdzało że wszyscy poruszali się samodzielnie. Śladów obcych ludzi było brak. Badanie porzuconych rzeczy i namiotu nie potwierdziło istnienia śladów krwi co oznacza, że nikt nie miał otwartych ran i wszyscy poruszali się samodzielnie aż do miejsca gdzie zginęli.


Pod górą przy samym lesie odnaleziono zamarznięte ciała trójki turystów. Dalej pod wysoką sosną kolejne dwa ciała. Ci dwoje byli rozebrani i leżeli w bieliźnie przy resztkach ogniska. Jedna strona sosny była oczyszczona z gałęzi, które leżały obok ogniska, lecz nie zostały użyte. Za przyczynę śmierci uznano wychłodzenie oraz odniesione obrażenia.

Powtórne poszukiwania zorganizowano w maju 1959 roku. Trochę dalej już w lesie pod kilkumetrową warstwą śniegu odnaleziono ciała kolejnych 4 osób. Troje z nich miało bardzo ciężkie obrażenia. Jedna osoba zmarła z powodu wychłodzenia organizmu. Wszyscy byli bardzo lekko ubrani i nie mieli obuwia. Analiza faktów pozwoliła naszkicować taki oto obraz wydarzeń. Coś zmusiło turystów do opuszczenia w pośpiechu namiotu i bez niezbędnych rzeczy ruszyć w dół zbocza w kierunku lasu. Dalsze zachowanie turystów nie ma logicznego wytłumaczenia, jak i brak wytłumaczenia dla odniesionych ran i obrażeń.

Jeden ze śledczych W.I. Karatajew, który w 1959 r. pracował w Iwdelskiej prokuraturze wspomina fakt, że praktycznie od razu po tragedii odnaleziono około 10 świadków spośród Mansów, m.in mężczyzn o nazwisku Kurikow, Aniamow i Sanbujndałow, którzy twierdzili, że w dniu śmierci studentów widzieli na niebie ogniste kule, które nie tylko opisali, ale także naszkicowali. Później materiały te zostały wysłane do Moskwy, jednak wspomnienie o nich pozostało. W radiogramie Maslennikowa z 2 marca 1959 roku znajduje się oświadczenie, że „zagadką tej tragedii pozostaje przyczyna opuszczenia namiotu przez grupę. Jedyna rzecz oprócz czekana znaleziona na zewnątrz to chińska latarka, co potwierdza hipotezę o tym, że ktoś ubrał się i wyszedł z namiotu a następnie dał znak wszystkim pozostałym do ucieczki. Przyczyną mogło stać się jakieś naturalne zjawisko, ewentualnie rakieta meteorologiczna. Jutro będziemy szukać dalej.”

Wśród wersji tłumaczących śmierć turystów są i takie, które mówią o wojskowych próbach nowej broni. Jednak materiały z badań pokazują, że nie wszyscy ucierpieli jednakowo i byli nie tylko poważnie ranni, ale z nieznanej przyczyny stracili też wzrok.

Ekipa poszukiwawcza

Ojciec Jurija Kriwoniszczenko – jednej z ofiar wyprawy, badał sprawę na własną rękę, wypytując o szczegóły przyjaciół syna, którzy uczestniczyli w poszukiwaniach grupy Diatłowa. Ich świadectwa okazały się nadzwyczaj ciekawe. Zauważono, że „ognisko obok sosny zgasło nie z braku opału, ale dlatego że przestał być podkładany”. Oznacza to, że turyści byli zdezorientowani, oślepieni. Studenci z grupy poszukiwawczej twierdzili, że gałęzie były w zasięgu ręki – kilka metrów od ogniska.

Według materiałów sprawy wydarzenia postępowały następująco. Jako pierwszy w kierunku obozu po ucieczce wyruszył Diatłow, jednak stracił przytomność i zamarzł. W ślad za nim poszli Słobodin i Kołmogorowa, ale z tym z tym samym skutkiem. Wszyscy zostali odnalezieni w dynamicznych pozycjach, co oznacza że wpierw stracili przytomność a później zamarzli.

Sześcioro turystów, którzy zostali przy sośnie rozdzieliło się. Kriwoniszczenko i Doroszenko zostali podtrzymywać ogień, Kolewatow, Thibeaux-Brignollel, Zołotariow i Dubinina wykopali w śniegu na zboczu legowisko. Ognisko paliło się przez około dwie godziny, jednak niewyjaśnione pozostaje, jakim sposobem sześć osób doznało obrażeń nie dających szans przeżycia.


W maju 1959 roku pod 5-metrowa warstwą śniegu przy ognisku odnaleziono ciała Dubininej, Zołotariowa, Thibeaux-Brignollela i Kolewatowa. Przy powierzchownych oględzinach nie stwierdzono żadnych obrażeń. Sensacją stały się wyniki badania ciał w Swierdłowsku. Okazało się, że u trójki osób wewnętrzne obrażenia oznaczały definitywną śmierć na miejscu. Dubinina miała złamane prawe żebra - 2,3,4 i 5 i lewe - 2,3,4,5,6,7 jeden odłamek żebra przebił jej serce. Zołotarew miał złamane 2,3,4,5 i 6 żebro. Zewnętrzne oględziny tego nie wykazały. Tak bywa zazwyczaj w wypadku działania ogromnej ukierunkowanej siły, jak np. w przypadku uderzenia samochodu jadącego z dużą prędkością. Ale tego typu obrażenia nie powstają w skutek upadku z wysokości kilku metrów. Dookoła było dużo kamieni i skał, jednak nie znajdowały się na trasie, którą poruszali się ludzie. Na powierzchni ciał nie było żadnych krwiaków. Zadziałała więc jakaś ukierunkowana siła, która dotknęła tylko niektórych turystów.

Pozostaje zagadką przyczyna śmierci Diatłowa i jego towarzyszy, chociaż podobne fakty były już znane z innych przypadków. Istnieje wiele podobnych zdarzeń, które łączy fakt niewytłumaczalnego, nagłego przemieszczenia się grupy ludzi, poczym następuje ich śmierć z powodu wychłodzenia lub śmiertelnych obrażeń.

W 1961 roku na Północnym Uralu podobny los spotkał grupę studentów-geologów z Petersburga. Ludzie w panice wyskoczyli z myśliwskiej chaty i rozbiegli się w różnych kierunkach. Wszyscy zginęli w równej odległości od chaty.

Na Cholatczachlu (według wspomnień świadka z 1964-65 roku) grupa geologów wracała do bazy i znalazła się w podobnej sytuacji. Uczestnik grupy, B. Polakow, udający się na polowanie w tajdze nagle przeżył przypływ niewytłumaczalnego wręcz strachu i paniki jakby z tajgi w jego kierunku zbliżało się coś strasznego. Odczekał jakiś czas w barłogu, gdzie się ukrył. Kiedy geolog wrócił do kolegów okazało się, że wszyscy nie żyją. Kierownik grupy leżał twarzą do ziemi z wystrzelonym pistoletem, palił się namiot, który był zerwany z haków i omotany wokół ciała jednego z geologów. Trzeci ofiara leżała obok drzewa, czwartej nie było widać. Później sprawa została zamknięta a śmierć wytłumaczono zepsutymi konserwami.

W tym samym miejscu, na przełęczy Purlachtyn-Sori (czyli „Przełęczy, która przynosi ofiary”) znaleziono trójkę turystów z Petersburga. Wszyscy leżeli twarzą do ziemi a kolor ich skóry był jaskrawożółty.

Pod koniec 1970 roku radziecki statek wielorybniczy KK-0065 trzy dni ścigał kaszalota na Atlantyku. Zmęczony radiotelegrafista położył się odpocząć. Zbudziwszy się po dwóch godzinach marynarz ze zdziwieniem stwierdził, że wisi do góry nogami zaczepiony o ubranie. Statek płynie dalej jednak nikt nim nie kieruje, cala załoga zniknęła. Do dziś nie wiadomo co stało się z 30 osobami.

Jesienią 1971 roku na brzegu jeziora Bałchasz odnaleziono pusty kuter należący do grupy biologów. Spośród 5 członków wyprawy na różnych krańcach jeziora odnaleziono cztery ciała. Ostatniej osoby nie znaleziono nigdy. Oględziny kutra wykazały, że wszystkie rzeczy pozostały na miejscu, brak było śladów walki. Wyglądało na to, że 10 września 1971 roku 5 zdrowych mężczyzn rozebrało się i wskoczyło do lodowatej wody, aby rozpłynąć się w różnych kierunkach.

Latem 1972 roku w górach Alakit zaginęła geologiczna wyprawa składająca się z 4 osób. Wkrótce udało się odnaleźć namiot tylna ścianka którego była rozpruta nożem. Ciała geologów bez zewnętrznych śladów obrażeń znaleziono w odległości 2-3 km od namiotu. Wszyscy byli lekko ubrani i bosi.

23 marca 1974 r. na Atlantyku zniknęło 40 członków załogi rybackiego kutra. Przeżył tylko mechanik Kurt Schneider, który w tym czasie był pod woda, bo próbował uwolnić śrubę okrętowa zaplątaną w sieć. Kiedy wynurzył się z wody, okazało się, że cała załoga rozpłynęła się w powietrzu.

Zimą 1976 roku z namiotu nad jeziorem Ładoga znikło troje narciarzy, a noc przed tym zdarzeniem wiele osób widziało w tym miejscu zagadkowe światła.


Latem 1989 roku kolejna tragedia według tego samego scenariusza rozegrała się na Morzu Azowskim. Zaginęły dwa statki miejskiego klubu młodych marynarzy z dorosłymi członkami załogi. 28 lipca o 13:30 do Rady miejskiej Mariupola nadeszła informacja, że statki odnalazły się ale po załogach nie ma śladu. Wieczorem 31 lipca w okolicach miejscowości Kamyszewatska odnaleziono 5 ciał, które zostały wyrzucone na brzeg przez fale. Na pokładzie dwóch statków pozostały przy życiu tylko dwie osoby – 8-letni chłopak i 17-letnia dziewczyna, którzy nie widzieli co się stało, bo spali. Obudzili się w nocy z uczuciem strasznej paniki. Zobaczyli tylko porozrzucane rzeczy i pusty statek.

Powróćmy jednak go przypadku grupy Diatłowa i wyszczególnimy wszystkie obrażenia, których doznali turyści
Kołmogorowa Zinaida Aleksandrowna, 22 lata. Ustalono, że śmierć spowodowana została niską temperaturą (zamarznięcie), na ciele istnieją liczne obrażenia powstałe w wyniku upadku lub potknięć o kamienie, lód. Badania wykryły pękniecie postawy czaszki, co spowodowało utratę świadomości, stan śniegu pod zwłokami wskazuje na to, że po tym obrażeniu denatka żyła niedługo i zmarła nie odzyskawszy świadomości. Śmierć miała gwałtowny charakter.

Słobodin Rustam. Śmierć spowodowana niską temperaturą (zamarznięcie), ale sekcja zwłok wykazała jeszcze złamanie lewej strony kości czoła, co mogło stać się wynikiem upadku na lód lub kamienie. Wskazane wewnętrzne obrażenie mogło być wynikiem uderzenia tępym przedmiotem. Spowodowało to utratę świadomości, co skończyło się zamarznięciem. Brak widocznego wylewu krwi pozwala przypuszczać, że śmierć spowodowało zamarznięcie. Wszystkie obrażenia Słobodina pozwalały mu w pierwszej godzinie po ich powstaniu poruszać się i czołgać. Śmierć Słobodina miała gwałtowny charakter.


W protokołach śledczego zapisano, że w odróżnieniu od innych ofiar Słobodin miał nie tylko drobne obrażenia ale też duże pękniecie czaszki długości 6 cm i rozejście się skroniowych szwów czaszki po obu stronach głowy, które powstały już po śmierci denata. Cala twarz pokryta drobnymi zadrapaniami ciemnoczerwonego koloru, w tym i na nosie, usta otwarte, koło nosa ślady. Brakuje informacji o istnieniu śladów krwi na śniegu i ubraniu.

Dalej w aktach napisano o drobnych zadrapaniach na twarzy i dłoniach przy czym część z nich powstała jeszcze za życia, a część już po śmierci i w trakcie agonii. Jeden z uczestników badań pisze, że Słobodin miał ciężki wstrząs mózgu co spowodowało utratę świadomości, wychłodzenie organizmu i śmierć.

Ciekawe, że część ran i obrażeń dwóch osób koło sosny i Słobodina powstały przy niskim ciśnieniu, co jest charakterystyczne dla takiej fazy, kiedy do naczyń skóry już nie dopływa krew. Ten moment oznacza początek agonii, ale inne obrażenia powstały już po śmierci i nie spowodowały krwotoku.

Doroszenko Jurij: Przy powierzchownych oględzinach widoczne liczne drobne obrażenia spowodowane upadkiem, śmierć nastąpiła w wyniku wychłodzenia.

Kriwoniszczenko: Śmierć nastąpiła z powodu niskiej temperatury. Przy powierzchownych oględzinach zauważono mnóstwo drobnych obrażeń.

Kolewatow. Na prawym policzku – rana 4 na 5,5 cm, taka sama za prawym uchem. Śmierć spowodowana wychłodzeniem, pomarszczona skóra ciała w wyniku tego, że zwłoki znalazły się na jakiś czas w wodzie. Śmierć miała gwałtowny charakter. Kolewatow miał znacznie lżejszy wstrząs mózgu, ale na pewno jednak stracił przytomność.

Zołotarew: Złamane żebra 2,3,4,5 i 6 i domięśniowe krwotoki.. Na rękach i ciele tatuaże. Obrażenia (złamanie żeber i krwotok) powstały za życia ofiary i były wynikiem działania dużej siły na klatkę piersiowa w momencie jego upadku. Śmierć miała charakter gwałtowny.



Thibeaux-Brignollel: W okolicach prawej skroni – krwiak i złamanie kości skroniowej wielkości 9 na 7 cm., z obfitym krwawieniem wewnątrz czaszki. Duże pękniecie i przemieszczenie złamania w środkową część czaszki. Badania pozwalają przypuszczać, że śmierć spowodowało złamanie podstawy czaszki i obfity wewnętrzny krwotok, złamanie miało miejsce jeszcze za życia denata i było spowodowane naciskiem dużej mocy i upadkiem. Nicolas Thibeaux-Brignollel oprócz złamania ma jedno długie pęknięcie – 17 cm. W protokole ujęta jest rozmowa z ekspertem medycyny sądowej. Na pytanie od jakiej siły mogła powstać taka rana pada odpowiedź, iż w wyniku rzucenia, to nie upadek z wysokości wzrostu ofiary, wtedy były by obrażenia miękkich części, a to wygląda tak, jakby na niego najechał duży samochód z ogromną szybkością. W czasie sekcji zwłok były pobrane organy wewnętrzne dla chemicznej i histologicznej analizy. Wyniki tych badań nie są znane.

Dubinina: Brak języka i całej diafragmy wewnątrz. Dwustronne złamanie żeber – 2,3,4,5,6,7, w miejscach złamań - liczne krwiaki. Śmierć spowodował obfity krwotok do płuc, który spowodować mogło działanie olbrzymiej siły, przy czym odbyło się to jeszcze za życia denatki, jakby jakaś straszna siła rzuciła ją na klatkę piersiowa. W aktach Dubininej jest informacja o krwiaku w wyniku wylewu w serce i obfitego krwotoku do płuc przy czym rany były jedynie wewnętrzne. Na zewnątrz nie było jakichkolwiek śladów. Wygląda tak jakby tu działała straszna nieokreślona siła.

Kobieta odniosła bardzo poważne obrażenia – stłuczenie serca oraz złamanie żeber. Można przypuszczać, że nie żyła dłużej niż 20 minut. Śmierć nastąpiła wkrótce po uderzeniu. Ale obrażeń opisanych w protokole doznała ona przed śmiercią. To bardzo ważne, gdyż śmiertelne obrażenia ona otrzymała już na miejscu. Śmierć spowodowało nie żebro, które przeszyło serce - zmarła od uderzenia w serce. Przyczyną nie mogła być lawina, bo ona dotknęłaby wszystkich jednakowo. Ponadto namiot był nienaruszony, zaś wszyscy szli o własnych siłach. Jak w ogóle to wszystko można wytłumaczyć? To jest pytanie dla specjalistów od medycyny sądowej.

Źródło: infra.org.pl

Użytkownik Bart76 edytował ten post 15.05.2010 - 08:54

  • 8

#22

Zgryźliwy sceptyk.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Co do tych incydentów na Uralu - http://www.paranorma...showtopic=20239

Czas na kolejne creepypasty!

CAMPING
Kilka miesięcy temu moja przyjaciółka, której pasją jest fotografowanie natury zdecydowała się spędzić samotnie dzień i noc w lasach otaczających nasze miasteczko. Chciała zrobić zdjęcia dzikiej przyrody i umieścić je w swoim portfolio. Nie bała się zostać sama, obozowała samotnie już wiele razy przedtem. Ustawiła namiot na małej polanie i spędziła cały dzień na robieniu zdjęć. Zapełniła cztery rolki filmu. Kiedy je wywołała odkryła, że cztery zdjęcia zostały zrobione wewnątrz jej namiotu i przedstawiały ją śpiącą w środku nocy.

PUŁAPKA
W Berlinie tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej pieniędzy było mało, zapasy były na wyczerpaniu, wyglądało na to, że miastu grozi klęska głodu. W tym czasie ludzie opowiadali o młodej kobiecie, która spotkała w tłumie na ulicy niewidomego. Zaczęli rozmawiać. Niewidomy mężczyzna poprosił ją o przysługę - czy mogłaby dostarczyć list na adres zapisany na kopercie? Było jej po drodze, więc się zgodziła.
Kiedy odeszła parę kroków, postanowiła spytać, czy mogłaby jeszcze jakoś pomóc mężczyźnie, ale spostrzegła go biegnącego przez tłum bez białej laski czy ciemnych okularów. Było to mocno podejrzane, więc poszła to zgłosić na policję.
Kiedy policja odnalazła dom, którego adres widniał na kopercie, dokonała makabrycznego odkrycia. Trzech rzeźników ćwiartowało ludzkie mięso i sprzedawało je głodującym ludziom.
Co było w kopercie, którą rzekomy niewidomy dał kobiecie? Kartka, na której było napisane "To ostatnia, jaką wam dzisiaj przysyłam".

Użytkownik Zgryźliwy sceptyk edytował ten post 15.05.2010 - 21:38

  • 4

#23

CherubUltima.
  • Postów: 42
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Smile.jpg


3 lipca 2009 otrzymałem e-mail’a od mojego przyjaciela Matt’a Garcia w którym po prostu spytał mnie: "Czy słyszałeś o smile.jpg?
Odpisałem mu szczerze: "Nie, nie słyszałem... czy to jakiś plik? Co to jest? "

Potem postanowił mi o tym opowiedzieć:
"Natknąłem się na to wczoraj wieczorem. Najwyraźniej jest to jakiś stary obrazek, lecz nie wiadomo kto go umieścił i po co. Dziwnie wpływa na ludzi, którzy na niego patrzą. Bardzo trudno jest go znaleźć, bo przeważnie okazuje się fałszywym plikiem albo został już usunięty. Może mi się tylko wydaję, ale gdy go oglądam czuję się dziwnie, jakby coś zza obrazu patrzyło na mnie. Za pierwszym razem wystraszyłem się nie na żarty i natychmiast zamknąłem przeglądarkę. Nie mówię, że obrazy na zdjęciu są straszne, ale te kolory i wzory, mają w sobie jakiś hipnotyczny efekt. Powinieneś sam to sprawdzić i ocenić. Poniżej wysyłam ci link do strony i zdjęcia. Daj znać, co o tym myślisz. -Matt G.

Odkąd otrzymałem e-mail’a od Matt’a, sprawdziłem tę historię i zapisałem tajemniczy obrazek na dysku. Badałem go przez ostatnie pięć dni. Mogę powiedzieć jedno, …moje koszmary stały się bardzo realistyczne. Ten obraz związał się ze mną. Przyłapałem się na myśleniu o nim kilka razy w ciągu dnia. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze miałem koszmary. Ale ten tydzień był inny. Czułem, że stały się one bardziej rzeczywiste. Nie mówię, że uwierzyłem w tą historię, ale powiem, że jest to … trochę ironiczne. Sami sprawdźcie . Na dole tego postu znajduje się link do ściągnięcia oryginalnego smile.jpg. A teraz opowiem wam historię Mary. Mówi się, że ten obrazek zniszczył jej życie. – Shad

Ciekawy przypadek Mary

Po raz pierwszy spotkałem się osobiście z Mary E. latem 2007 roku. Umówiłem się z jej mężem, Terence’em, abym mógł przeprowadzić z nią wywiad . Mary początkowo zgodziła się, bo nie byłem reporterem, ale raczej amatorskim pisarzem gromadzącym informacje na kilka tematów na uczelnie, jeśli wszystko by poszło zgodnie z planem, zebrałbym trochę czystej fantazji. Zaplanowaliśmy rozmowę na weekend, kiedy akurat byłem w Chicago z niepowiązanych spraw, ale w ostatniej chwili Mary zmieniła zdanie i zamknęła się w swojej sypialni, odmawiając wizyty ze mną. Przez pół godziny siedziałem z Terence’em przed drzwiami sypialni, następnie słuchałem i robiłem notatki gdy Terence próbował bezskutecznie uspokoić żonę. Rzeczy, które Mary mówiła nie były zbyt sensowne, ale nadające się do wzorca, którego się spodziewałem: choć nie widziałem jej, wiem, że płakała i częściej niż jej wymówki aby nie rozmawiać ze mną, skupiała się na chaotycznym dialogu z jakaś wyimaginowaną istotą, z jej snów lub koszmarów. Terence przeprosił mnie z całego serca, kiedy przestał uspokajać Mary, a ja starałem się ją przekonać, przypominając, że nie jestem reporterem w poszukiwaniu historii, ale tylko ciekawym, młodym człowiekiem w poszukiwaniu informacji. Poza tym, pomyślałem, że może mógłbym dowiedzieć się czegoś o niej w inny sposób jeżeli tylko zdobędę odpowiednie materiały.

Mary E. była odpowiedzialna za obsługę sieci internetowej w niewielkiej siedzibie w Chicago Bulletin Board System w 1992 r., kiedy po raz pierwszy zetknęła się ze smile.jpg i jej życie zmieniło się na zawsze. Ona i Terence byli małżeństwem tylko od pięciu miesięcy. Mary była jedną z około 400 osób, którzy widzieli obraz, kiedy został opublikowany na BBS jako hiperłącze, jednak była ona jedyną osobą, która otwarcie mówiła o tym doświadczeniu. Reszta pozostała anonimowa, lub być może nie żyje. W 2005 r., kiedy byłem dopiero w dziesiątej klasie, smile.jpg po raz pierwszy zwrócił moją uwagę przez rosnące zainteresowanie w internetowych, niewyjaśnionych zjawiskach. Mary była najczęściej wskazywaną ofiarą tego, co jest czasem określane jako "Smile.dog", nazwa smile.jpg jest to rzekome ułatwienie do wyświetlenia. To, co ożywiło moje zainteresowanie (nie oczywiste elementy grozy cyber legend i moja skłonność ku takim rzeczom) był zwykły brak informacji, zazwyczaj ludzie nie wierzą, że może istnieć coś poza plotką czy mistyfikacją.

Ten przypadek jest wyjątkowy, ponieważ, mimo że cały fenomen opiera się tylko na jednym obrazku, nigdzie nie można go znaleźć. To oczywiste, że wiele fałszywych i pozornych śmieci internetowych nazwanych smile.jpg, pojawia się na najczęściej odwiedzanych stronach o tematyce paranormalnej na przykład takich jak 4chan czy imageboard. Podejrzewa się, że są to podróbki, bo nie oddziaływają na ludzi tak samo jak prawdziwy smile.jpg , który może powodować nagłą padaczkę, ból w skroniach lub silne poczucie niepokoju. Te rzekome reakcje są jednymi z powodów, dlaczego smile.jpg traktuje się z taką pogardą, ponieważ wydaje się być oczywistym absurdem, ale w zależności kogo spytamy o niechęć do potwierdzania istnienia smile.jpg jest po prostu spowodowana strachem lub po prostu niedowierzaniem.

Ani smile.jpg ani Smile.dog nie jest nigdzie wspomniany na Wikipedii, ale na stronie znajdują się artykuły o innych skandalicznych przypadkach jak hello.jpg lub 2girls1cup, wszelkie próby stworzenia strony o smile.jpg są usuwane przez jednego z wielu administratorów encyklopedii.
Spotkania z smile.jpg są materiałami napędzającymi powstawanie legend Internetu. Historia Mary E. nie jest jedyna, istnieją niepotwierdzone pogłoski, że pokazano smile.jpg w pierwszych dniach istnienia Usenet. Istnieje nawet opowieść, że w 2002 r. haker sfloodował forum humoru i satyry strony Something Awful zdjęciami Smile.dog, powodując, że prawie połowa użytkowników forum dostała padaczki. Mówi się też, że od połowy lat 90 do ich końca, smile.jpg był przekazywany na Usenet jako załącznik w e-mail’ach łańcuszkowych z tematem "UŚMIECHNIJ SIĘ! BÓG CIĘ KOCHA!” Jednak pomimo wielu odsłon tych afer okazało się, że niewiele osób przyznaje się do brania jakiegokolwiek w tym udziału. Żaden ślad ani link do oryginalnego pliku nigdy nie został odkryty.

Ci, którzy twierdzą, że naprawdę widzieli smile.jpg często tłumaczą się, że byli zbyt zajęci, aby zapisać kopię obrazu na dyskach twardych. Jednak wszystkie domniemane ofiary, podają ten sam opis zdjęcia: Pies-jako stworzenie (zazwyczaj opisywany jako podobny do Husky), oświetlone przez lampę błyskową aparatu, znajduje się w mrocznym pokoju, jedyny szczegół, który jest widoczny w tle jest ręka ludzka, wychodząca z ciemności po lewej stronie ramki. Ręka jest pusta, ale zazwyczaj opisywana jest jako „machająca” lub „kiwająca”. Oczywiście, najwięcej uwagi poświęca się psu (lub stworzeniu podobnemu do psa, ponieważ nikt tak naprawdę do końca nie wie co widział). Pysk zwierzęcia rzekomo dzieli szeroki uśmiech, który ukazuje dwa rzędy białych, bardzo prostych, bardzo ostrych, bardzo ludzko wyglądających zębów…
  • 6

#24

CherubUltima.
  • Postów: 42
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Dead Bart

Czy wiesz, jaki, amerykańska stacja telewizyjna Fox, ma dziwny sposób liczenia odcinków Simpson’ów? Odmówili policzenia kilku z nich, przez co kolejność odcinków jest niespójna. Powodem tego jest zaginiony odcinek z sezonu pierwszego.

Znalezienie informacji o tym odcinku jest bardzo trudne, nikt, kto przy nim pracował nie chcę o nim rozmawiać. To, co zostało zmontowane w utraconym odcinku zostało napisane w całości przez Matt’a Groening’a. Podczas produkcji pierwszego sezonu, Matt zaczął się dziwnie zachowywać. Był bardzo cichy, wydawał się zdenerwowany i chory. Gdy ktoś wspominał coś o jego zachowaniu, Matt wściekał się i zakazywał komukolwiek o tym wypominać. Pierwszy raz usłyszałem o tym na jednym z pokazów, gdzie wypowiadał się David Silverman. Ktoś z tłumu zapytał go o ten odcinek, wtedy Silverman po prostu zszedł ze sceny, kończąc prezentacje godzinę wcześniej. Numerem produkcji odcinka był 7G06, a zatytułowany został jako Dead Bart. Epizod oznakowany jako 7G06, Moaning Lisa, został stworzony później a nazwie Dead Bart nadano tylko numer produkcji aby ukryć jego istnienie.

Oprócz ogólnej złości, pytano wszystkich, kto był na prezentacji aby powstrzymać każdego przed bezpośrednią próbą kontaktu z Matt’em Groening’iem. Podczas spotkania dla fanów, gdy opuszczał tłum, udało mi się za nim niespostrzeżenie podążyć i w końcu miałem szanse porozmawiać z nim sam na sam, kiedy wyszedł z budynku. Nie wydawał się zdenerwowany tym, że za nim szedłem, prawdopodobnie spodziewał się typowego spotkania z natrętnym fanem. Kiedy jednak wspomniałem o zaginionym odcinku, zbladł i zaczął się trząść. Kiedy zapytałem go, czy mógłby mi zdradzić jakieś szczegóły, on brzmiał jakby miał się zaraz rozpłakać. Chwycił kartkę, napisał coś na niej i wręczył mi ją. Prosił mnie abym już nigdy nic nie wspominał o tym odcinku.

Na kartce był zapisany adres strony internetowej, nie chcę go podawać ze względów, o których zaraz się dowiesz. Wpisałem adres do przeglądarki i wszedłem na stronę, która było całkowicie czarna, z wyjątkiem żółtej linii tekstu, linku do pobrania. Kliknąłem na niego i rozpoczęło się pobieranie pliku. Gdy plik został ściągnięty, mój komputer oszalał, był to najgorszy wirus, jakiego widziałem. Przywracanie systemu nie działało, cały komputer musiał być ponownie uruchomiony. Przedtem jednak, skopiowałem plik na płytę CD. Spróbowałem go otworzyć na wyczyszczonym komputerze i tak jak podejrzewałem, był to jeden z odcinków The Simpsons.

Odcinek rozpoczął się jak wszystkie inne, ale był w bardzo słabej jakości. Jeśli widziałeś oryginalną animację Some Enchanted Evening, to było podobne, ale mniej stabilne. Pierwsza część była dość normalna, ale sposób, w jaki postacie się zachowywały był bynajmniej dziwny. Homer wydawał się bardziej zły, Marge jakby smutna, Lisa jakaś niespokojna, a Bart wydawał się rozdrażniony, darząc rodziców szczerą nienawiścią.
Odcinek był o Simpson’ach udających się w podróż samolotem, pod koniec pierwszej części, samolot startuje. Bart jak zawsze się wydurnia. Jednak, gdy samolot jest na wysokości około 50 stóp nad ziemią, Bart wybija okno w samolocie i zostaje wyssany na zewnątrz
Na początku serii, Matt wpadł na pomysł, że animowany świat Simpson’ów, reprezentował nieprawdziwe życie a ta śmierć miała zmienić wszystko na bardziej realistyczne. Zostało to wykorzystane w tym odcinku. Zdjęcie zwłok Bart’a było ledwie rozpoznawalne, wykorzystali swoje możliwości w pełni, dlatego rysunek jego martwego ciała był niemal fotorealistyczny.

Część pierwsza zakończyła się widokiem zwłok Bart’a. Kiedy rozpoczęła się część druga, Homer, Marge i Lisa siedzieli przy stole i płakali. Płacz wydawał się nie mieć końca, coraz bardziej to bolało, a brzmiało to wszystko coraz bardziej realistycznie, lepiej odegrane niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Obraz zaczął się jakby rozpadać, im bardziej oni płakali, w tle można było usłyszeć jakieś szmery. Ledwo dało się rozpoznać postacie, zostały one rozciągnięte i rozmyte, wyglądały jak zdeformowane cienie, na które losowo rozrzucono jasne kolory. Przez okna zaglądały jakieś twarze, pojawiały się i znikały, nie można było dostrzec czym są. Postacie płakały przez całą drugą część
Część trzecia zaczęła się tytułem, który informował, że minął już rok. Homer, Marge, Lisa byli bardzo chudzi i nadal siedzieli przy stole. Nie było żadnego znaku od Maggy czy zwierząt…

Zdecydowali się odwiedzić grób Bart’a. Springfield było całkowicie opuszczone, a gdy szli na cmentarz domy były coraz bardziej zburzone. Wyglądały jakby wszystkie były opuszczone. Kiedy dotarli do grobu, ciało Bart’a leżało przed jego nagrobkiem, wyglądało identycznie jak na końcu części pierwszej.

Rodzina znowu zaczęła płakać. W końcu przestali i tylko patrzyli na ciało Bart’a. Obraz zostaje zbliżony na twarz Homera. Według zestawień, Homer w tej scenie opowiada dowcip, ale nie jest słyszalny w wersji, którą ja widziałem, nie wiadomo, co Homer mówi.

Obraz wraca do normalnego ujęcia, gdy odcinek zbliża się do końca. Nagrobki w tle miały nazwy wszystkich gwiazd goszczących w Simpson’ach. O niektórych nikt jeszcze w 1989r. nie słyszał lub nie zostały jeszcze stworzone w serialu. Wszyscy mieli na nagrobkach daty śmierci. Były terminy dla osób, które już zmarły np. Michael’a Jacksona czy George'a Harrisona. Napisy końcowe były wyświetlane w całkowitej ciszy i sprawiały wrażenie ręcznie napisanych. Na końcowym obrazie znajdowała się rodzina Simpson’ów siedzących na kanapie, jak na wstępie, ale zostali namalowani martwi i super realistycznie,tak, jak zwłoki Bart’a.

Po obejrzeniu odcinka, przyszła mi do głowy pewna myśl, aby spróbować użyć nagrobków do przewidzenia daty śmierci gości Simpson’ów. Lecz jest coś dziwnego w większości tych, którzy jeszcze nie umarli. Na nagrobkach gwiazd znajduje się ta sama data śmierci.
  • 3

#25

ButWBarłogu.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Przetłumaczyłem kilka opowieści. Nie są one tak świetne jak np. "Binary DNA", ale mam nadzieję, że komuś się spodobają.

Obudź Się
Prawdą jest, że niektóre ofiary tortur podczas owego aktu przemocy wpadają w świat fantazji, z którego mogą się nie OBUDZIĆ. W tym katatonicznym stanie ofiara żyje w świecie takim jak prawdziwy za wyjątkiem tego, że nie jest w nim torturowana. Jedyną możliwością, by naświetlić takiemu osobnikowi sytuację i skłonienie go do OBUDZENIA SIĘ jest notka znaleziona w świecie fantazji. Informuje ona o ich stanie zdrowia i karze im się OBUDZIĆ. Nawet wtedy opuszczenie świata wyobraźni może zabrać kilka miesięcy i PROSZĘ OBUDŹ SIĘ.

Niewspomniany Interes

Istnieje mały, niepozorny budynek zwany "Padraic Willoughsby & Co." w przemysłowej dzielnicy Birmingham. Przez większość czasu drzwi są zamknięte, a okna zasłonięte. Jednakże, 29 lutego każdego roku przestępnego, przed wejściem znajduję się mały, plastikowy pojemnik wypełniony wizytówkami. Po jednej stronie wydrukowany jest napis "PADRAIC WILLOUGHSBY & CO., ANGIELSCY SPECJALIŚCI W CUDOTWÓRSTWIE". Z drugiej strony, bardzo małymi literami napisana jest fraza "Krew niewinnych".
Każdej nocy po godzinie duchów ktoś przychodzi do tego budynku, przejeżdża kartą przez czytnik i otwiera drzwi. W środku znajduje się pusty pokój z białymi ścianami. Nie ma tam światła poza małym, srebrnym promykiem na drugim końcu sali. Po pewnym czasie orientujesz się, że znajdują się tu kolejne drzwi. Kiedy do nich zapukasz, pewien głos zapyta "Co sprawia, że ludzie się wywyższają?" na co musisz odpowiedzieć znaną już frazą "Krew niewinnych". Przejście stanie otworem. Kiedy znajdziesz się w następnym pomieszczeniu stwierdzisz, że jest to pewnego rodzaju poczekalnia. W środku znajduję się od 5 do 10 ludzi, palących cygara i popijających brandy, wszyscy ubrani w stroje z dawnej epoki. W pokoju nie mają miejsca żadne rozmowy, jedyny dźwięk emitowany jest przez fonograf, który bez przerwy gra tę samą melodię. Jeśli spróbujesz rozmawiać zostaniesz zignorowany, wszyscy potraktują Cię jak powietrze.
W południowym krańcu pokoju znajdziesz duży, okrągły stół, różniący się wyglądem od innych. Znajdziesz tam pióro i dokument. W owym dokumencie wypisane są wszystkie twoje dane osobowe: Imię, data urodzenia, miejsce zamieszkania, zapiski policyjne, największe fobie itd. Na dole dokumentu znajduję się rubryka czekająca na twój podpis. Nikt nie wie co się stanie jeśli to podpiszesz.
  • 5

#26

ButWBarłogu.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Miło mi, że kogoś zainteresowałem :) . Mam też kolejną historię (oby Wam się podobała):

Latarnia Morska

Istnieje pewna mała wyspa na Morzu Śródziemnym, której nie da się znaleźć na żadnej mapie. Nie da się jej zobaczyć z żadnej innej wysp ani innego lądu z jej powierzchni. Na tej ziemi umiejscowiona jest latarnia, niszczejąca od wieków i otoczona wodą, której nic nie rozświetla. W środku nic nie ma, poza monumentalnymi, spiralnymi schodami prowadzącymi w górę i bardzo starym regałem.
Regał wypełniony jest nieznanymi księgami w bardzo starych, skórzanych oprawach. Jest tam tylko jedno puste miejsce. Jeśli weźmiesz którąkolwiek ze ksiąg, sama otworzy Ci się w ręku i zaczną się z niej uwalniać najgorsze koszmary świata. Musisz przezwyciężyć wolumin i odłożyć ją z powrotem w to samo miejsce lub nieśmiertelne zło zawarte w kartach uwolni się i będziesz zmuszony zająć jego miejsce, ze stronami i atramentem utworzonymi z twej skóry i krwi.
Jednakże, jeśli uda Ci się doprowadzić brakującą księgę na wyspę i umieścić ja w pustej przestrzeni, światło latarni rozświeci mrok. Tak długo jak będzie się tlić, świat radować się będzie w niekończącym się raju, a całe zło tego świata uwięzione zostanie w latarni. I dopóki promyk rozświetlać będzie ciemność, dopóty nic z latarni nie wydostanie się.
Jednak jest jeden problem: będziesz uwięziony wraz z całym popełnionym złem, zarówno przez człowieka jak i Boga. Jedynym ratunkiem dla Ciebie jest zgasić światło.
  • 3

#27

Picu.
  • Postów: 91
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Kserokopiarka
Jesteś sam w pracy.
Nagle słyszysz dźwięk kopiarki. Idziesz więc sprawdzić co się dzieje.
Zauważasz wysuwające się zdjęcia, podnosisz jedno, i widzisz na nim samego siebie, siedzącego przy swoim biurku. Martwego. Z poderżniętym gardłem i wywróconymi oczami.
Inne zdjęcia przedstawiają to samo ujęcie, lecz zrobione z różnych stron.

W maszynie nie ma zdjęcia oryginalnego...


Starsza pani
Pewnego dnia, jedna kobieta wychodziła własnie z supermarketu po zrobieniu zakupów. Była wyraźnie w dobrym humorze.
Podeszła do bagażnika swojego samochodu, aby zapakować tam zakupy.
Gdy już to zrobiła, zamknęła klapę od bagażnika, i zobaczyła starszą panią stojącą przy drzwiach od srony pasażera.
-"Czy mogłaby mnie pani podwieźć do domu? Nie mam samochodu, a cały dzień jestem na nogach"- zapytała staruszka
-"Z przyjemnością"- odparła kobieta, otwierając drzwi pasażera.
Gdy kobieta zmierzała w stronę drzwi kierowcy, zaczęła czuć się niekomfortowo. Gdy wsiadła do samochodu, zajrzała do torebki.
-"Chyba zgubiłam kartę kredytową, popytam czy ktoś jej czasem nie znalazł"
-"Dobrze, poczekam tu na panią" - odrzekła starsza pani.
Kobieta wróciła do supermarketu po ochroniarza. Opowiedziała mu o zdarzeniu.
Gdy szli razem w stronę jej samochodu, zauważyli że drzwi od strony pasażera były otwarte.
Na fotelu znajdowała się torebka którą miała przy sobie staruszka.
W jej wnętrzu znajdowała się sukienka, peruka z siwymi włosami, nóż rzeźniczy, kamera video, oraz taśma klejąca....

Użytkownik Picu edytował ten post 16.05.2010 - 12:46

  • 1

#28

ButWBarłogu.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Inna Ziemia

Zapamiętaj to:
Jeśli kiedykolwiek poczniesz rozpaczać nad swym żywotem tak mocno, że zechcesz umrzeć; jeśli masz narzędzie w ręku i chęć zakończenia swego życia; jeśli napisałeś list samobójczy do tych, którzy opuszczą świat za tobą i jesteś gotowy umrzeć... w tym momencie przestań.
Weź nożyczki. Potnij list w taki sposób, by miał kształt klucza. Podejdź do drzwi, jakichkolwiek. Wciśnij klucz i przekręć go w powietrzu, jakbyś otwierał niewidzialny zamek.
Zamek jest prawdziwy. Otwórz drzwi. Tam to znajdziesz. Inna Ziemia. Ta, która czeka na zastąpienie obecnej, gdy ta umrze. Śmierć jest nieuchronna, ale we właściwym czasie inna Ziemia należeć będzie do Ciebie.
Pamiętaj też: Inna Ziemia bardzo się różniej od tej nam znanej.

Stary Hotel

Od wielu lat istnieje pewien bardzo stary hotel. Jeśli przebywałbyś kiedykolwiek w Pokoju nr 6, znalazłbyś się w nieznanym miejscu, gdzie dokładnie 16 minut po północy siła wydostanie się, a Ty odnajdziesz siebie w absolutnej ciemności. Jeśli zdecydujesz się pozostać świadomy to nic się nie stanie. Jednakże, jeśli zamkniesz oczy i podążysz do krainy snów, odnajdziesz się w niewyobrażalnym dole rozpaczy, gdzie wędrują bestie o nieznanych kształtach i rozmiarach. Będziesz tam uwięziony przez godziny; dopóki słońce nie wzejdzie. Mówi się, że ów hotel jest bramą do piekieł, a demony używają jej do osiągnięcia naszych umysłów. Ci, którzy tam zostali rzadko o tym mówią, nawet wzmianka o tej nocy sprawia, że czują niekontrolowane drgawki.


PS. Jakby co nie są to historyjki najwyższych lotów, ale najlepsze opowiadania pozostawiam do tłumaczenia najlepszym.
  • -1

#29

Picu.
  • Postów: 91
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Za lustrem
Podejdź do pierwszego lepszego lustra.
Połóz rękę na jego powerzchni. Nie bój się, nic cię nie złapie. Czekaj. Czasem trwa to pół dnia, czasem chwilę.
Ale zawsze odsuniesz rękę gdy to poczujesz.
Dziwne ciepło, mrowienie, lekkie wibracje. Jakby niewielkie robaki ściśnięte tak bardzo jakby nie było już więcej miejsca, tam, za lustrem.
Gdy oderwiesz ręke, lustro pozostanie nienaruszone...

Od tej chwili będziesz wiedział, ze coś tam jest...

33-cie urodziny
W dzień swoich 33-cich urodzin, idź do najbliższej stacji benzynowej, i weź gazetę.
W kolumnach z reklamami, będą znajdować się fragmenty sugerujące ci abyś się odrócił.
Gdy to zrobisz, ujrzysz wysokiego mężczyznę w czarnym płaszczu. Będzie się do ciebie zbliżał. Jesli zaczniesz uciekac, bedzie na ciebie polował, ąż w końcu cię zabije. Lecz jeśli poczekasz aż do ciebie dojdzie, wręczy ci paczkę i odejdzie.
W paczce będzie się znajdowac przedmiot którego najbardziej pragniesz.

Użytkownik Picu edytował ten post 16.05.2010 - 13:06

  • 0

#30

Ro-Bhaal.
  • Postów: 89
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

"Obudź się" jest naprawdę bardzo interesujący. Druga opowieść sprawia wrażenie niedokończonej, nieprzemyślanej.
Ode mnie jedna historia prosto z /x/.

1
Weź swój telefon i przy wybieraniu numeru wciskaj cyfrę 1 tak długo, jak tylko się da. Następnie zadzwoń pod ten numer.
W większości przypadków usłyszysz w swojej słuchawce informację, że taki numer nie istnieje. Wtedy po prostu się rozłącz.
Czasami jednak, bardzo rzadko przy dzwonieniu pod ten numer usłyszysz sygnał. Dokładnie przez 4 minuty nie będziesz słyszał nic poza nim. Później ktoś odbierze telefon. Dokładnie przez 7 minut będziesz słyszał szum.
Po tym czasie w słuchawce odezwie się zachrypnięty głos. Spyta krótko "Kto?"
W tym momencie możesz wypowiedzieć nazwisko dowolnej nieżyjącej osoby. Będziesz miał możliwość rozmowy z nią tak długo, jak tylko będziesz chciał.
Jednakże, jest pewien haczyk. Jak tylko odwiesisz słuchawkę, oni będą znali twój numer. Będą do ciebie dzwonić non-stop i mówić o okropieństwie śmierci i piekła. Nie pomoże ci nawet zmiana numeru.
Będą dzwonić zawsze.

Użytkownik Ro-Bhaal edytował ten post 16.05.2010 - 15:51

  • 3


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych