Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#481

wszyscyzginiemy.
  • Postów: 40
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Moje tłumaczenie pasty "Download Complete" (oryginał tu) napisanej przez Suprememessage. Pasta wzięta z Creepypasta Wiki.



Pobieranie zakończone

Pobieranie zakończone. Mówisz tak sam do siebie, gdy gra której tak pożądałeś, kończy się instalować. Niby to nic takiego, ale zawsze odczuwałeś przyjemne podniecenie, gdy dostawałeś nową grę.

Przypominasz sobie, że miałeś się spotkać ze swoim przyjacielem Garrym. Wciągasz na siebie ubrania. Siadając z powrotem przy komputerze, widzisz w komunikatorze nową wiadomość od Garrego. „Pobieranie zakończone.”

Jadąc do Garrego, zastanawiasz się o co mu chodziło i dochodzisz do wniosku, że pewnie chce ci pokazać jakąś nową grę lub muzykę, którą sobie ściągnął. Wiesz, że Garry uwielbia słuchać muzyki. Wsiadasz więc na rower i jedziesz do jego domu.

Gdy docierasz do domu, widzisz, że światłą są zapalone. Pukasz do drzwi. Okazuje się, że były otwarte. Gdy wchodzisz do domu, wszystko wydaje się normalne. Jego mama siedzi na dole, popijając kawę. Mówi ci, że Garry jest na piętrze.

Wchodzisz więc na górę i zauważasz, że drzwi do pokoju Garrego są otwarte, a on sam siedzi przy komputerze. „Cześć Garry”, mówisz do niego. Nie doczekując się odpowiedzi, dochodzisz do wniosku że pewnie słuchał muzyki przez słuchawki. Podchodzisz więc do swojego kolegi i kładziesz mu dłoń na ramieniu. Ciągły brak reakcji z jego strony martwi cię na tyle, że wołasz jego mamę. Gdy wchodzi, dzwonicie po karetkę.

Ratownicy medyczni nie potrafią powiedzieć co się z nim stało. Jego serce bije, nie ma żadnych objawów śpiączki, nie stracił też przytomności. Biorą go więc na OIOM. Informują cię, że możesz przyjść go zobaczyć jutro. Co dziwne jego oczy są całkiem czarne. Raczej jutro cię do niego nie wpuszczą.

To musi być bardzo ciężkie dla mamy Garrego, myślisz. Wpadasz na pomysł żeby zajść do niej po drodze i sprawdzić jak się czuje. Jesteś osobą, która dobrze wie, co to znaczy stracić kogoś z rodziny. Nie dają ci spokoju wspomnienia tego, co stało się z twym bratem. Odpychasz je od siebie i swojego umysłu. Są zbyt straszne.

Gdy wchodzisz do domu Garrego, widzisz jego mamę przy kuchennym stole, jak płacze. „Pomogę pani, jak tylko potrafię, czy chce pani żebym coś zrobił?” – oferujesz.

“Idź do pokoju Garrego, może znajdziesz coś, co spowodowało to. Poczułabym się lepiej, gdybym chociaż to wiedziała.” – odpowiada.
Wchodzisz więc na górę i docierasz do jego pokoju. Zauważasz, że jego komputer jest włączony.

Na ekranie są słowa: „Pobieranie zakończone”.

Jest też plik o nazwie Newsight.exe, a kursor jest nad przyciskiem “Otwórz”. Trochę dziwne...

Sprawdzasz wielkość pliku. Ma tylko 1 bajt. To ciekawe. Nawet nie wiedziałeś, że istnieją tak małe pliki.

Nie jesteś aż tak głupi aby próbować otwierać plik. Nie po tym, co przytrafiło się Garremu. Szukasz jakichś informacji o pliku w Internecie. Nie ma tam nic. Nic, poza jednym forum. Jego użytkownicy piszą, że są ostatnimi. Pytasz ich więc, co mają na myśli.

Piszą, że ten plik to nie normalny plik, lecz stworzenie zdolne, by kontrolować umysły.

Prawie lejesz po nogawkach ze śmiechu, pytasz ich, czy są normalni. Odpowiadają ci, że nie musisz w to wierzyć, musisz tylko powstrzymać się przed otwarciem pliku. Nie wiesz co myśleć, zastanawiasz się, czy to jakiś kawał. Niby to dobre wytłumaczenie, ale nie potrafisz przestać myśleć o tym, jak pisali, że są ostatnimi, którzy przetrwali.

Właśnie wtedy słyszysz kroki na schodach. Słyszysz też skrzypienie otwieranych drzwi do pokoju Garrego…

W drzwiach stoi matka Garrego. Nie ma źrenic, a w ręce trzyma nóż kuchenny. Rzuca się na ciebie. Nie masz wyboru, musisz się bronić. Rzucasz w nią nożem, który leżał gdzieś w pokoju. Nóż wbija się w jej głowę. Czarna ciecz wypływa z rany i kapie na podłogę…

Mama Garrego spada na ziemię.

Patrzysz na monitor raz jeszcze i zauważasz na pulpicie plik. Nazywa się „Pobieranie zakończone”. Otwierasz go i widzisz zdjęcie.

Rozpoznajesz twarz, a jednocześnie jej nie rozpoznajesz.

Wygląda zupełnie jak Garry, lecz ma czerwoną poświatę i brak jej źrenic.
  • 0

#482

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Beau część IV




Wybaczcie, ale wieki zajęło mi kontynuowanie opowieści. Mam serdecznie wszystkiego dość, ale czuję, że muszę podtrzymywać to, co już zaczęłam. Jedyne, co jestem w stanie teraz robić to odpowiadać na Wasze pytania.

Anon: Ja mam pytanie. Poza Beau jak określiłabyś całe swoje życie w punkcie, w którym teraz się znajdujesz? Jesteś szczęśliwa? Zestresowana? Czy coś Cię szczególnie niepokoi? Jak tam w pracy/ na zajęciach? A rodzina/przyjaciele?

Moje życie na tym etapie jest całkiem zwyczajne. Mam dobrą pracę, skromne mieszkanie i definitywnie skończyłam z byłym. Rodzina i przyjaciele są w porządku i kontakty wydają się być trwałe. Dlatego wydawałoby się, że to wszystko wzięło się znikąd. Staram się być tak przeciętna i zwyczajna jak to tylko możliwe.

Anon: Vox, jakie są wymiary Beau? Opis Twojego snu przywodzi mi na myśl Michaela Jacksona z kościstymi dłońmi, bladą skórą i kiczowatym ubiorem. Czy jest wysoki? Czy jesteś w stanie opisać jego głos? Jak wygląda jego twarz? Ma wystające kości policzkowe? Uczesanie? Czy jego zęby przypominają kły aligatora, rekina czy dinozaura?

Beau jest naprawdę trudny do dokonania szczegółowego rysopisu, ponieważ wszystko, co go dotyczy nie jest do końca ludzkie, a poza tym kiepsko u mnie z rysowaniem. Jego skóra zwyczajnie przypomina albinoską. Zęby zbliżone są anatomicznie do tych występujących u aligatora. Są szpiczaste, mają różne rozmiary, ale o dziwo wszystkie razem idealnie do siebie pasują. Jest bardzo wysoki- można powiedzieć, że prawie sięga do mojego sufitu i ma nienaturalnie wydłużoną szyję. Uśmiech zdecydowanie wykracza poza definicję słowa „szeroki”, poza tym posiada wystające kości policzkowe i niebieskie oczy. Co do uczesania to swoje białe włosy zawsze nosi zaczesane do tyłu.

Anon: Czy Beau wygląda jak ten facet z Nightmare before Christmas? Tak jak Jack?

Nie i od razu odpowiadam, że nie wygląda również jak David Bowie czy Johnny Depp, jak sugerowaliście między sobą w trakcie mojej nieobecności. Nie mam niestety tyle szczęścia. Jest zbudowany z kości i mięsa, ale nie wygląda do końca jak człowiek. Przepraszam, ale jestem naprawdę beznadziejna w opisywaniu go. Po prostu nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Osobiście nie mogę zapomnieć tych dłoni, być może dlatego, że parę razy poczułam ich dotyk.

Anon: Jestem ciekaw- jak brzmi głos Beau? Czy jest to kombinacja wszystkich skradzionych głosów czy może kontrolować każdy z nich i decydować, który sobie w danym momencie wykorzysta?


Po części i to i to. Jego normalny głos, a przynajmniej tak mi się wydaje, brzmi jak mężczyzna choć lekko zniekształcony. Ma się wrażenie jakby głos musiał przejść jakąś specjalną interferencję, tak myślę. Poza tym posługuje się dźwiękiem, który brzmi jakby wziąć 20 różnych głosów i zmusić je do wspólnego unisono jednak z różnorodną głośnością i tonacją- jak mówiący chór umieszczony w jednym gardle.


Anon: Czy kiedykolwiek był towarzyszem dla kogoś innego oprócz Ciebie?

Nic takiego sobie nie przypominam. Kochał Księżyc, jednak nie mogli być całkowicie razem. Tolerował wiele istot. Wg historii, które opowiadał wydawało się, że najbardziej koncentrował się na przywłaszczaniu sobie wszystkiego tego, co pożądał. Nie jestem pewna, czy był moim towarzyszem czy może byłam jego kolejną zdobyczą. Wiem tylko, że lwia część gier zawierały część, w której musiałam płacić piosenkami za nie zjedzenie mnie i dopiero wtedy opowiadał mi o swoich przygodach.
Anon: Czy przypominasz sobie, aby księżyc na niebie wywierał jakikolwiek wpływ na Beau?
Tak. Patrzył na niego, uwielbiał go itp.

Anon: Chcę wierzyć, że jesteś dla niego czymś więcej niż tylko zdobyczą, nawet jeśli wypowiadał się o Tobie jako „jego”. Wygląda na to, że nawiązał silną więź z Tobą albo przynajmniej był na tyle zżyty na ile natura mu pozwalała. Myślę, że można zaryzykować stwierdzeniem, że starał się ochronić Cię przed Fuzzym i bynajmniej nie dlatego, że byłaś „jego”. Fakt, że spędził mnóstwo czasu, żeby opowiadać o sobie i można by wyciągnąć z tego mnóstwo prostych wniosków, ale z pewnością można je zinterpretować w trochę odmienny sposób. Może być mnóstwo powodów, dla których wrócił. Nie uważam też, żebyś była szalona, bo jest ogromna ilość rzeczy na tym świecie, o których nie mamy bladego pojęcia lub nie potrafimy wyjaśnić, a z tego co zdążyłam się zorientować w sytuacji powiedziałabym, że ostatnią rzeczą, którą Beau mógłby zrobić jest wyrządzenie Ci krzywdy.

Anon: Jak dla mnie ona jest kolejną zdobyczą dla niego. Czytając całą tą historię doszedłem do wniosku, że Beau nie wykazuje odpowiedniej dojrzałości, aby widzieć w niej swojego przyjaciela. Brzmi to jak mały dzieciak mówiący w kółko: „to jest moje- chcę to mieć!”

Może odpowiedź jest gdzieś pomiędzy. Czasem wychodziła na wierzch jego dziecinna zaborczość, ale spędził całe lata rozśmieszając mnie. Mógł przecież wziąć cokolwiek chciał i po prostu odejść.

Anon: Racjonalne (nudne) wytłumaczenie: TO WSZYSTKO DZIEJE SIĘ W TWOJEJ GŁOWIE!
Paranormalne: Beau jest duchem albo jakąś inną kreaturą. Opowieści, które ci przedstawiał do tej pory są fikcyjne. Mam na myśli to, że Ciemność ukradła Księżyc, a on tak po prostu go uratował i odstawił powrotem na miejsce? Mówiłaś, że jest potężny. Ten duch/demon prawdopodobnie uwielbia wymyślać historyjki, w których jest bohaterem, żeby połechtać własne ego. Kiedy wymiotował robakami widziałaś jego prawdziwe oblicze. Gdybym był Tobą miałby się na baczności.

Racjonalne: Tomografia jest w środę. Nie przejmuj się; nie zapanowało to jeszcze mną całkowicie.

Paranormalne: Oczywistym jest, że może wszystkie te przygody zmyślać. Jakkolwiek, wyglądał jakby naprawdę cierpiał, kiedy wymiotował. Nie mam pojęcia, czy to była jego prawdziwa forma, kiedy lata mijały, a on nigdy wcześniej nie zrobił czegoś podobnego. Żuki przypominały mi te z historii o Księżycu. Może mój sen dokonał swoistego recyklingu? Tzn. lubiłam mieć go w pobliżu, bo w końcu był moim wymyślonym przyjacielem, ale z czasem, gdy zaczęłam być własnością, przestało mnie to bawić. Nie wiem, czemu moja idiotyczna dziecięca świadomość uznała tak karkołomną znajomość z demonicznym królem jako odpowiedni materiał na wyimaginowanego towarzysza, ale nie jest to czymś istotnym w moim teraźniejszych relacjach z ludźmi.

Vox i Szukacze
Wróciłam. Jak obiecywałam spiszę tu kilka historii, żeby sprawa mogła posunąć się trochę naprzód. Mówiąc szczerze większość dnia przespałam. Po minięciu zagrożenia zwyczajnie straciłam przytomność. Noc była tak cicha, mroźna i padało w moim małym skrawku świata. Bez wątpienia jest to wymarzona pogoda do snu. Osunęłam się w tą błogą noc i przyszły sny- niektóre z nich były wspomnieniami, inne były absurdalne, a dużo dotyczyło Beau. Ogółem rzecz biorąc, kompletnie się zatraciłam.
Nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć, że to wszystko zawładnęło moim rytmem ostatnich dni, ale zaczyna mi to ciążyć. Głowa mocno daje mi się we znaki. Migrena przychodzi i odchodzi, ale kiedy już mnie dopadnie, nie daje mi normalnie funkcjonować. Dzwoni mi w uszach i ostatecznie polubiłam tą dziwaczną ciszę, która na mnie spływa od czasu do czasu. Dziś tylko raz jej doświadczyłam, ale było to niczym cud.
Wybaczcie; nie chcę wyjść na jakąś marudę czy hipochondryczkę. Chcę tylko, żeby wszyscy wiedzieli, jakie są fakty. Pragnę Wam również podziękować za to, że wspieracie mnie podczas tego całego szaleństwa. Gdybym nie pisała Wam o tym, co się dzieje to chyba bym się poddała i zrobiła sobie krzywdę albo coś w tym stylu. Nie potrafię sobie pomóc, ale mam poczucie, że jest coś więcej w tych historyjkach niż myślałam na początku i jeśli pozwolę im teraz zaginąć między myślami, mogą już nigdy do mnie nie wrócić.
Wiem, że miałam napisać o „Beau i porywaczach małych dzieci”, ale myślę, że należałoby poprzedzić go inną opowieścią.
Oto „Vox i Szukacze”

Muszę być z Wami szczera; przed tym, jak to wszystko się zaczęło nigdy tak naprawdę nie zaglądałam w przeszłość, kiedy byłam z Beau. Był to po prostu kolejny rozdział mojego dzieciństwa, co sprawiło, że z biegiem lat coraz rzadziej przypatrywałam się przeszłości. Ktoś zapytał mnie ostatniej nocy, czy mogłabym uchylić rąbka tajemnicy dotyczącego mojego życia. Nie było nic nadzwyczajnego w moich narodzinach. Ojciec odszedł zanim jeszcze się urodziłam (w tym czasie nie wiedział, że mama jest w ciąży), ale rozwód był cywilny, więc widywałam go w każdy weekend i wakacje. Zarówno matka jak i ojciec są dobrymi ludźmi. Jak to jednak w życiu bywa nie pasowali do siebie, lecz nigdy nie przestali kochać mnie ani brata. Zwyczajna rodzina średniej klasy ze Środkowej Ameryki. Dopiero teraz mam czas, żeby dokładnie spisać i przeanalizować te lata; widzę, jak dorosłam i się zmieniłam. Gry Beau niewątpliwie miały na mnie wpływ niezależnie od tego czy były prawdziwe czy nie. Może zmieniałam się w prawdziwego, myślącego człowieka, co było rzadkością wśród większości dzieci, które były po prostu nieznośnymi, małymi potworkami. Możliwe, że Beau odgrywał rolę nauczyciela. Mimo wszystko, nie przychodzi mi na myśl żadna inna gra, w którą graliśmy, a stosunki między nami zmieniały moje postrzeganie świata.
Beau kochał zabawę w chowanego. Uwielbiał udowadniać, że jest w stanie zawsze mnie wytropić i na każdym kroku pokazywał, że znajdzie mnie wszędzie niezależnie od tego, gdzie się ukryję. Mamę intrygowało to, dlaczego jestem zawsze zdziwiona, że Beau znowu mnie znalazł. Bądź co bądź był tylko wytworem mojej wyobraźni.
Wciąż jednak ubóstwiałam zabawy z nim i radość sprawiało mi jego szczęście. Był moim przyjacielem. Moim niebezpiecznym, kradnącym głosy, potężnym, nieznośnym, morderczym przyjacielem…

Pewnego dnia spytałam Beau czemu tak bardzo lubi akurat tą zabawę. Odpowiedział: ”A ty nie? Twój gatunek od wieków gra w tę grę”
Zapytałam, co ma na myśli. Ludzie nie ukrywają się przed sobą cały czas. Robią to tylko wtedy, gdy są w niebezpieczeństwie albo gdy jest to rodzaj rozrywki. Może też wtedy, gdy nie chcemy zostać znalezieni. Uśmiechnął się i zbliżył na tyle by móc wyszeptać mi coś do ucha. Patrząc wstecz na tą sytuację, pamiętam, że odkryłam wtedy iż jego wargi i usta nigdy się nie poruszały, kiedy mówił. Rozchylał lekko usta, pokazując częściowo zęby i pozwalał, by głos się z niego wydobywał, powodując rozciąganie jego i tak wydłużonej szyi.
„Widzisz, mały Jeep, dlatego właśnie zawsze przegrywasz. Nie rozumiesz, jak w to grać. Twój gatunek jest bardzo dobry w chowaniu się, ale szukanie sprawia o wiele więcej radości. Jest mnóstwo rzeczy, które chcą Cię odnaleźć. Powinniśmy zagrać raz jeszcze. Chowasz się pierwsza.”

Będąc wtedy młoda i wrażliwa, pozostawałam sceptyczna.
„Myślę, że chcesz mieć pretekst, żeby zagrać”- odrzekłam
„Bądź czujna”- poinstruował „Sama zobaczysz, kto znajdzie Cię pierwszy”
Nie byłam pewna, co miał przez to na myśli, ale on już odwrócił się twarzą do kąta i zaczął odliczać. Cień zebrał się wokół niego, skłonił swą bladą głowę, zakrywając twarz swoimi nieludzkimi palcami, żeby udowodnić, że nie podgląda. Zdając sobie sprawę, że był to koniec konwersacji, a jakikolwiek argument spowoduje moją przegraną zaczęłam biec.
W tym konkretnym dniu bawiliśmy się w domu, bo na dworze padało. To znacząco ograniczyło mi liczbę potencjalnych kryjówek. Moja babcia, która miała za zadanie się mną zająć, drzemała w salonie; wiedziałam, że oczywiste opcje jak szafy lub inne meble będą pierwszym miejscem, do którego Beau zajrzy. Zamiast nich postanowiłam, że schowam się w widocznym miejscu. Wybrałam łazienkę dla gości. Częścią sztuczki, żeby ukryć się przed Beau było zdezorientowanie go. Wiedziałam, że będzie kroczył po śladach do samego końca, nieważne dokąd zaprowadzą ani dlaczego. Wykorzystałam jego umiejętność na własną korzyść. Kiedy wchodziłam do łazienki zamknęłam przy okazji drzwi od szafy na wypadek, gdyby usłyszał moje kroki. Pozostawiłam sporą górkę prania na mojej podłodze; na tyle sporą by się w niej schować i uchyliłam drzwi pokoju mojego brata na tyle, by móc swobodnie się przyglądać, co się dzieje. Dezorientacja zmarnuje jego czas i miałam nadzieję, że go sfrustruje, co mogło dać mi szansę na zmianę miejsca kryjówki, jeśli będzie to konieczne.
Łazienka dla gości praktycznie nigdy nie była używana i zawsze zaopatrywaliśmy ją w miękkie ręczniki i malutkie mydełka pachnące wanilią. Wkradłam się do środka i zamknęłam za sobą drzwi, po czym weszłam do wanny, zaciągając zasłony. Jedyne światło pochodziło z małej, wylotowej lampy w kształcie muszelki. Nie jestem do końca pewna, po co ją tam trzymaliśmy. Włączając zimną wodę na maksimum, zamknęłam oczy, starając się aby mój oddech był jak najwolniejszy i najcichszy i w napięciu nasłuchiwałam jak Beau szuka. Wiadomym jest, że Król Łowca Wojownik Cichego Miejsca etc. nie zamierzał popełnić błędu i pozwolić na to, by pięcioletnia dziewczynka go wykiwała, ale odniosłam wrażenie, że drobne komplikacje sprawiają mu tyle samo przyjemności, co wygrana. Nagle tuż nad moją głową przysięgłabym, że słyszę istną serię szybkiego otwierania i zamykania szuflad. Beau dawał mi znak, że zabawa się rozpoczęła. Starałam się usłyszeć coś więcej poza biciem własnego serca; nie minęło zbyt wiele czasu jak usłyszałam tup tup tup w stronę drzwi łazienki. Gałka lekko zabrzęczała. Deski podłogowe wydały charakterystyczny zgrzyt pod naporem ciężaru, który na nich stanął. Widziałam to wszystko oczyma wyobraźni. Teraz to ja byłam zdezorientowana. Beau nigdy nie musiał otwierać drzwi. Jeśli kiedykolwiek przejmował się materią drzwi, to tylko po to, by zwiększyć napięcie podczas gry. Coś wkradło się do łazienki i było dla mnie oczywiste, że cokolwiek to jest, nie jest Beau. Im bardziej nasłuchiwałam tym wyraźniej dało się słyszeć nierówny, obcy oddech. W miarę jak moje przerażenie rosło, zmusiłam się do otwarcia oczu.

Wgapiając się w sufit ponad prysznice, nie odważyłam się nawet drgnąć by mieć lepszy widok na resztę pomieszczenia. Ponadto światło z muszelki przesunęło się i rzuciło cień nawet przy tak bladym świetle, które generowało.

„Vox, skarbie? Mogłabym przysiąc, że widziałam, jak tu wchodzisz.”
Głos należał do mojej babki. Bojąc się kary, o mało co nie odpowiedziałam, lecz w głowie zabrzmiały mi słowa wypowiedziane przez Beau.

„Kochanie?”
Stopy przemieszczające się po kafelkach wydawały charakterystyczny odgłos szurania typowy dla mojej babci. Rozmiar cienia również pasował. Nadal jednak pozostawała możliwość, że jakaś okropna istota stara się grać na moich nerwach żebym wyszła z ukrycia.
Z drugiej strony mogła to być kolejna sztuczka Beau, żeby się popisać. Nie chciałam dać mu satysfakcji za zrobienie ze mnie idiotki.

„Oh, rozumiem! Bawisz się ze swoim małym przyjacielem? Bob? Wychodź, wychodź, gdziekolwiek jesteś! Bob tu jest i chce Cię zobaczyć!”
Cóż, to oczywiście wykluczało Beau. Jego próżność nigdy nie pozwoliłaby mu na przekręcania własnego imienia. Jego zdaniem każda osoba na tym świecie powinna je znać. Tymczasem w kuchni mój wytężony słuch wyłapał zamykanie sekretarzyka. Jeśli Beau dalej na mnie polował, oznaczało to, że w łazience byłam tylko ja i istota z głosem mojej babci. Nagle poczułam się jak Czerwony Kapturek. Od zawsze nienawidziłam tej bajki.

Istota przystanęła prawdopodobnie również słysząc odgłos z gabinetu. Przybliżyła się do wanny i usłyszałam coś bardzo dziwnego. Brzmiało jak bardzo, bardzo niski ton głosu, nie tak głośny by było to dudnienie, ale również nie tak cichy by uznać to za sztuczki mojego umysłu. Z niewiadomej przyczyny ścisnął mi się żołądek, a serce biło jak szalone i miałam wrażenie jakby zaraz miało wyrwać się z klatki piersiowej. Wiem, że to lekko trąci myszką, ale stanęła mi przed oczami kreskówka królika Bugsa, tę z Czerwonym Kapturkiem i przebranym wilkiem.

„Vox, to nie jest śmieszne. Liczę do trzech i jeśli nie wyjdziesz z kryjówki do tego czasu, będę musiała poważnie porozmawiać z Twoją matką, kiedy wróci do domu.”
Nie chciałam, żeby to coś kręciło się wokół mamy.

„Raz…”
Wstrzymałam oddech i patrzyłam jak światło muszelki dogasa.

„Dwa…”
Suspens i odgłos wydawany przez kreaturę powoli doprowadzały mnie do szaleństwa. Po policzkach popłynęło mi kilka łez (nie wstydzę się tego). Byłam tylko małą dziewczynką. Przyzwyczaiłam się do śpiewania potworowi piosenek; nie przywykłam jednak do tego, by wcielał się w rolę babci czy groził mamie. Chciałam krzyczeć albo wyskoczyć stamtąd i uciec, lecz nie było żadnej drogi ucieczki.

„Trzy.”
Zasłona prysznicowa nade mną zaczęła się powoli uchylać. Twarz zyskała wyrazu przez kwiecisty wzór. Nie posiadała żadnych cech wyjątkowych. Mogła to być babcia, ale w tym momencie mogłam ją pomylić nawet z moim tatą. Niski dźwięk nie był głośniejszy nawet wtedy, gdy to stało nad wanną. Kontynuowało wpatrywanie się prosto przed siebie i kiedy twarz się nie poruszała głos odbił się echem w pomieszczeniu.

„No i gdzie jest ta niegrzeczna dziewczynka?”
Nie mogłam tego dłużej wytrzymać. Pociągnęłam głośno nosem; postać zastygła w bezruchu i byłam już pewna, że to mój koniec. Nie miałam wprawdzie zielonego pojęcia, co teraz ze mną będzie, ale spodziewałam się przykrej niespodzianki. Nasłuchałam się tyle opowieści Beau, żeby wiedzieć, że istoty, które on zna zazwyczaj nie grają w gry i nie śpiewają. Jakkolwiek warkot ustał. Twarz wychyliła się nagle zza kurtyny i postać zastygła na dosłownie sekundę przed tym jak rozległo się coś, co przypominało szuranie stopami w bardzo szybkim tempie po nawierzchni tam, skąd istota przybyła.
  • 3

#483

Radzio12.
  • Postów: 18
  • Tematów: 1
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Mężczyzna w garniturze

Zdjęcie

Zdjęcie to zostało zrobione w 1998 roku. Znajdujące się na nim dzieci to (od lewej do prawej): Nicholas Howards, Daniel Howards, Stacy Howards i Nathaniel Kellinger. Fotografia powstała mniej więcej dwie godziny przed zniknięciem Nicholasa i Stacy. Mężczyzna w garniturze pojawiający się na zdjęciu, chociaż do dziś pozostaje niezidentyfikowany, był podejrzany o porwania podczas śledztwa spowodowanego skargami wszystkich dzieci twierdzących, że były przez niego obserwowane w trakcie zabawy w parku. Kobieta odwracająca się pozornie w stronę mężczyzny, podczas robienia zdjęcia, została o niego później zapytana, jednakże stwierdziła, iż nie widziała go w tamtej chwili. Nicholas i Stacy nie zostali nigdy odnalezieni. Poszukiwania zostały zakończone w 2005 roku.

Metro - ukłon w stronę klasycznych miejskich legend

To prawdziwa historia, którą usłyszałem tydzień temu. Moja siostra uczęszcza na uczelnię w Waszyngtonie, D.C., a każdy kto tam mieszka wie, iż można na swojej drodze napotkać trochę nieprzyjaznych miejsc. Pewnej nocy jej przyjaciółka imprezowała do późna z dala od swojego akademika, do którego musiała jeszcze wrócić. Mówiono jej, aby nigdy nie jechała nocą metrem, lecz tym razem nie miała pieniędzy na taksówkę i postanowiła spróbować.

Wagon był prawie pusty. Było tam dwóch czarnoskórych osiłków w bluzach z kapturami, a pomiędzy nimi siedziała nastoletnia dziewczyna z dużymi okularami przeciwsłonecznymi. Był tam także biały mężczyzna ubrany w garnitur i czytający książkę. Na nosie miał okulary. W pewnym momencie wstał, podszedł do przyjaciółki siostry i usiadł. „Musisz wysiąść na następnym przystanku”, szepnął. Przerażona zgodziła się. W razie czego mogła znaleźć drogę ucieczki przed nim po wyjściu.

Gdy wysiedli, mężczyzna wydawał się być rozluźniony. „Wybacz, że wystraszyłem cię w taki sposób,”, powiedział, „ale nie było innego wyjścia. Jestem nauczycielem biologii, a ta dziewczyna w wagonie była martwa”.

Nauczyciel zadzwonił po taksówkę, dzięki czemu dziewczyna dostała się do domu bezpiecznie. Jednakże od tej pory już nigdy nie jechała metrem w nocy.

Użytkownik Radzio12 edytował ten post 18.02.2012 - 17:06

  • 13

#484

WilczekCK.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Creepypaste pisze samemu, nie spolszcam, z własnego umysłu


Zwariowany program

Ostatnio mój komputer strasznie wolno chodził, oczywiście formatowałem ale to nic nie dawało, sprzęt był dobry, nie spalony.
Niedawno wyskoczyła mi reklama "Przyspiesz swój wolny PC, pobierając nasz program", oczywiście skorzystałem ale gdy zobaczyłem
że nikt nie ściągnął tego pliku, to będę pierwszy i go przetestuje, a jak będzie dobry to go polecę.
Instalacja była taka jak inne, jednak była jakaś inna opcja "Informator PC" nie było o nim wiadomości, lecz nie dało się go odznaczyć,
zainstalowałem go, włączyłem i kliknąłem wielki napis na zielono "PRZYSPIESZ SWÓJ PC", nagle program się wyłączył, powyłączył mi pare rzeczy w tym antywirusa, gdy gadałem z kolegami na skype słyszałem dziwny śmiech, koledzy się nie przyznawali ale ja myślałem że to któryś z nich sobie robi żarty.

Wtem włączyłem moją ulubioną gre, Dungeon Defenders było wszystko ok, ale gdy kończyłem runde, ekran zrobił się czarny, na samej górze ekranu
pojawiły się białe kropki, powoli schodziły w dół, gdy już zeszły, pokazała się duża twarz z kropek, ździwiłem się troche, lecz później zrobiło się gorzej
Ta twarz zaczęła coś mówić niewyraźnie "Jesteś następny..." i zaczęła się śmiać, nagle ekran zaczął się robić czerwony, a śmiech był coraz głośniejszy.
Oczywiście próbowałem wyłączyć komputer lecz to nic nie dawało, odłączyłem kabel od zasilacza, wyłączył się komputer.

Po dwóch tygodniach włączyłem komputer, włączył się niby normalnie, ale tapeta się zmieniła na pociętą od noża moją twarz, z kartką na której piszę "jeszcze tylko pare godzin" i z uśmiechem ":)", przestraszyłem się i wyłączyłem komputer znowu, przez cały dzień próbowałem się uspokoić
lecz to nic nie dawało. O późnej godzinie poszedłem spać myśląc że to jest jakiś żart.
Wstałem rano jak zwykle lecz wyszedłem z łóżka, ubrałem się i poczułem niezwykły odór, wyszedłem z pokoju i zobaczyłem moją matkę leżącą
na ziemi, z bez głowy, poszedłem dalej wtem zobaczyłem faceta w czarnym ubraniu i masce czaszki w ręce miał głowe mojej matki, zacząłem uciekać, udało mi się, lecz policja
nieznalazła żadnych zwłok, i wzieli mnie za chorego umysłowo, dobra, to już koniec mojego dostępu do komputera z psychiatryka.





Podoba się jak na moje pierwsze Creepypasta?


Użytkownik WilczekCK edytował ten post 18.02.2012 - 21:23

  • -12

#485

Dragwen.
  • Postów: 136
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Gwiazda Programu

Trzy.. Dwa.. Jeden.. Akcja!
Wkroczyłem do małego, obskurnego pomieszczenia w którego centrum umieszczony był duży, metalowy stół. Przez malutkie, zakratowane okienko osadzone tuż pod sufitem wpadało słabe światło księżyca. Na półce obok starych, spróchniałych drzwi do drugiego pomieszczenia błyszczały różnej wielkości metalowe przedmioty. Świetnie. Kocham taką atmosferę… Wymacałem na ścianie kontakt by zaświecić jarzące się zimnym kolorem światło.
Usłyszałem odgłosy szamotania i ciche, stłumione krzyki. Ivan wrócił z dzisiejszą ofiarą…

- Jesteś gotowy? – Zapytał włączając kamerę. Oczywiście że byłem gotowy, czekałem na to od ostatniego razu. Tym razem była to młoda kobieta, chuda, wysoka, ruda. Patrzyłem zafascynowany jej szybkim, nerwowym oddechem - unosiła desperacko klatkę piersiową wciągając powietrze jednym haustem, a po chwili nagle ją opuszczała.
- Zawsze i wszędzie. – Kobieta próbowała się wyrwać – każdy z jej członków był mocno przymocowany do jednego z czterech kantów stołu. Próbowała krzyczeć przez zalepione taśmą usta, oczywiście bez skutku.
- Kręcimy. - Ofiara zaczęła się szamotać niczym ryba wyrzucona przez morze, chciała uwierzyć w to, że co się dzieje jest jedynie snem. Nie śnisz, kochana. Będziesz dzisiaj gwoździem programu. Co wybrać najpierw, by dogodzić dzisiejszej wybrance? Oczywiście! Wziąłem z półki nieco zardzewiałą żyletkę i zbliżyłem się do stołu. Zabawę czas zacząć…
Gdy Gwiazda zrozumiała, co się dzieje zaczęła szamotać się z większą siłą. W głowie zabłysnął mi nowy pomysł. Zacisnąłem skórzane pasy na udach i łydkach dziewczyny, by ułatwić sobie tę część zabawy. Zdarłem też szybkim ruchem taśmę z jej ust. Tym razem zaczęła przeraźliwie krzyczeć, błagać o litość, szukać pomocy.. Na próżno. Kobieta łkała, gdy zbliżyłem żyletkę do jej łechtaczki. Z jej ust wydobywał się jęk bólu, gdy rozpocząłem proces wyrzezania. Łzy mieszały się ze smarkami, te ze śliną wytaczającą się z jej ust podczas gdy krzyczała próbując wyrwać się z żelaznych uścisków. Gdy skończyłem odrzuciłem w kąt to, czym zajmowałem się kilka chwil wcześniej. Nadal trzymając żyletkę w dłoniach wszedłem w nią mażąc się jej krwią, a ona kiwała głową w lewo i prawo modląc się, by obudzić się jak najprędzej. Bóg ci nie pomoże, kochana. Tu gdzie jesteś nie ma boga, jest tylko szkarłatna rozkosz której właśnie doznajesz. Powoli naciąłem półkolistą linię pod jej piersiami, krew z nich sączyła się tak cudownie spływając delikatnie po jej bladym ciele. Zbliżyłem żyletkę do jej popękanych ust nacinając je powoli. Zeszły niesamowicie gładko, a Gwiazda zaczęła krztusić się własną krwią. Wykonawszy kilka precyzyjnych ruchów ukazałem w całej okazałości jej bielutkie, umazane krwią zęby, razem z zaróżowionymi dziąsłami... Zbliżyłem żyletkę do jej umalowanej powieki przytrzymując czoło swoją dłonią. Wybranka pluła na moją szczękę swoją ciepłą krwią szamocząc się pode mną, co dodawało sytuacji pożądanego uroku.. Wykonawszy połowę roboty ukazałem jej śliczną gałkę oczną którą miała niedługo sama ujrzeć. Czyż nie ma piękniejszej chwili niż ta, gdy patrzymy sobie samym w oczy? Sięgnąłem po łyżkę i zbliżyłem ją do tej ślicznej tęczówki. Weszła gładko. Teraz podważyłem gałkę oczną, a z otworu pod nią zaczęła spływać czarna, gorąca krew. Wyciągnąłem ją całą pozostawiając po sobie bulgoczące źródełko czarnej substancji. Gdy zobaczyła swoje własne oko z jej jamy ustnej wydobył się nieludzki jęk rozpaczy, piękniejszego jeszcze nigdy nie słyszałem. Pocałowałem jej tęczówkę i włożyłem gałkę do ust. Rozgryzła ją z przepięknym dźwiękiem którego mógłbym słuchać w nieskończoność. Teraz wziąłem do ręki zardzewiałe obcęgi. Złapałem za jej dwójkę i pociągnąłem w górę. Z jej gardła dało usłyszeć się bulgot i znów zaczęła się krztusić, bałem się że zabawa skończy się zbyt szybko, niż przewidywałem. Odłożyłem więc narzędzie i wziąłem do ręki mały nożyk. Utworzyłem małe nacięcie, od klatki piersiowej aż po podbrzusze. Odłożyłem nóż i zanurzyłem swoje ręce w jej ciepłym, bulgoczącym wnętrzu. Wyczuwałem swe ulubione kształty, pieściłem ją od środka zaspokajając swą potrzebę. Pożądałem zobaczyć te brylanty na własne oczy. Pociągnąłem powoli za pieszczone wcześniej jelito ukazując je światu zewnętrznemu. Uwielbiałem ten miękki w dotyku kształt, kochałem czuć pod swoją dłonią ciepłe wnętrzności Wybranek. Jej ciało powoli się uspokajało, koiłem jej ból swoim dotykiem. Rozwarłem jej brzuch i położyłem się na nim, wyjmowałem jelito i owijałem nim swoje ciało. Pode mną czułem ciepłą krew, spływała po stole tworząc na podłodze błyszczące kałuże szkarłatu. Całowałem nagą szczękę szukając w jej ciepłych czeluściach następnych skarbów. Usłyszałem jak Ivan zwija się z kamerą. Postanowiłem cieszyć się dłużej tą niesamowitą chwilą, pozostać z wybranką do bladego świtu…
  • 9

#486

michakac.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

W końcu zdobyłem się na odwagę i zamieszczę coś :P.



7 GRZECHÓW GŁÓWNYCH

-Wychodzę do Pat
-Dobrze, tylko wróć przed dziesiątą-oznajmiła mi matka.
W jej błękitnoszarych oczach dostrzegłem nutę zmartwienia.Nutę zmartwienia, która towarzyszyła jej zawsze, gdy wychodziłem z domu wieczorową porą.Zawsze wydawało mi się ono przesadne i nieuzasadnionie.Do czasu...
Nie zdawałem sobie sprawy, że były to ostatnie słowa jakie dane było mi usłyszeć od mojej matki.Nie mogłem sobie zdawać sprawy, nie chciałem...
Nasz domek mieścił się na totalnym pustkowiu.Nawet diabeł nie chciał powiedzieć tutaj dobranoc. Zwyczajnie nie zapuszczał się on w tak dalekie miejsca.Chyba...
Diabeł? Kim on jest? Paranormalnym tworem z kopytami, rogami, otoczonym złowrogą aurą, emanującą od niego jak gorąc, emanujący z jego podziemnej rezydencji, czy może zwykłym człowiekiem, mieszkającym wśród nas?Chyba nie chciałem poznać odpowiedzi na to pytanie.Jednak diabeł nie pyta się, czy ktoś chce, czy nie- on działa.
Droga do domu Pat prowadziła przez las, wyglądający jak rodem z książki fantasy. Spowijała go tajemnicza aura, którą pewnie tworzyła ta niezwykle gęsta, mleczna mgła spowijająca go o każdej porze roku, w każdy dzień, o każdej godzinie. Drzewa przypominające ludzi powyginanych w każde możliwe strony, zastygłych w przeżywaniu męk piekielnych tylko potęgowały mistyczność tego miejsca.
Mieszkałem od niej dość daleko. 3 kilometry brnięcia prowizoryczną ścieżką przez wspomniany wcześniej las.
Jednak odległość ta była niczym względem myśli o rychłym spotkaniu z mą miłością-Pat.
Jeszcze dopięcie ostatniego guzika w mej kurtce.
-Wychodzę!-oznajmiłem na pożegnanie.
Na podwórku było jeszcze stosunkowo jasno- jak zawsze o tej porze roku.
Moją wędrówkę zawsze umilałem sobie zbawienną muzyką.Do mych uszu dotarły pierwsze nuty All Hope is Gone.Muzyki słucham bardzo głośno-tylko wtedy odczuwam pełnię doznań, jakie za sobą niesie.
Idąc lasem nie usłyszałbym stada dzików, goniącego za mną z impetem, a co dopiero cichych kroków człowieka.
Przez całą drogę towarzyszyło mi dziwne uczucie- uczucie bycia śledzonym.Pewnie nie raz spotkało ono i Ciebie.
Na drzewie przed sobą dostrzegłem kartkę.Kartkę, na której było coś napisane. Co ona do cholery tutaj robi?
-Pewnie dzieciaki bawiły się w podchody-pomyślałem.
Podszedłem bliżej, tak aby móc odczytać, co jest na niej napisane. Napis brzmiał "Pod żadnym pozorem nie obracaj się za siebie!".
Co do ***?!Dlaczego jakiś skrawek przetworzonego drewna informuje mnie, żebym nie patrzył za siebie?
Oczywistością jest, że się obróciłem.
Poczułem, że jakiś człowiek przykłada mi ścierkę, nasączoną bliżej nieznaną mi substancją do twarzy.
Zemdlałem.
Kiedy się obudziłem? Nie mam zielonego pojęcia.Straciłem rachubę czasu.
Jedyna co mnie otaczało to wilgotna ciemność. Znajdowałem się w nieznanym mi pomieszczeniu. Moje zmęczone oczy powoli przywyczajały się do mroku spowijającego każdy jego zakamerek.
Dostrzegły one fotel chirurgiczny, stojący pośrodku pomieszczenia.
-Co ja tu *** robię?!-wciąż zadawałem sobie to pytanie.Czy porwał mnie jakiś pieprzony psychopata i są to ostatnie sekundy mego życia?
Usłyszałem kroki dochodzące zza drzwi, znajdujących się naprzeciwko mnie.Ciężkie kroki nieubłaganie kroczyły w moją stronę.Stanął przede mną mężczyzna.Dość wysoki-na oko miał około 1,9m wzrostu.Twarz zasłaniała mu kominiarka przypominającą worek z głowy kata.Spod tejże kominiarki, w okolicach czoła dostrzegłem dwie nienaturalne wypustki.
-Kim jesteś?!
-Twoim zbawieniem.Twoją męką.Twoim odkupieniem za grzechy.
No tak-czego mogłem się spodziewać po psychopacie, jak nie enigmatycznej odpowiedzi.
-Czego ode mnie chcesz człowieku. *** cię?!
-Twojej pokuty.
-Pokuty za co?!
-Zaraz się przekonasz.
Jego ogromne łapska przeniosły mnie bez większych problemów na fotel, znajdujący się w pomieszczeniu.
Zimne skórzane łancuchy mocno opijały moje ręce i nogi.Skutecznie krępowały jakiekolwiek ruchy.
Po mojej trupiobladej twarzy spłynął zimny pot. Jeszcze nigdy nie bałem się tak jak teraz.Myśli krążył jak oszalałe po mej głowie.Jedna z nich wybijała się ponad inne-czy to już koniec mego krótkiego życia?
-Jack.Czy jesteś dobrym człowiek?
O co mu do cholery chodziło?Znalazł się *** mesjasz, chcący zbawić świat.
-W jakim sensie?-spytałem- I skąd znasz moje imię?!
-To nieistotne.To tylko kilka liter, nadanych Ci na ziemi wraz z narodzinami.Ważniejsza jest odpowiedź na moje pytanie.Zastanów się dobrze.-powiedział oschle.
-Tak.Jestem.
-Błąd Jack.Błąd.I zaraz Ci to udowodnię.Czas zacząć taniec.Taniec ze śmiercią.
Te słowa zmroziły mi krew w żyłach.

1.Pycha
"Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony" - Łk 14,11
-Mówi Ci to coś chłopcze?
-A co ma niby mówić?
-A to: "Jesteś śmieciem-tak samo jak twoja matka, która sprząta na ulicy.Nigdy nie będziesz kimś.Kimś, kim mogę być ja!Z resztą zobacz jak ty wyglądasz.Z takim ryjem nikt cię nie zechce."
Wiesz, że zrujnowałeś życie dziewczynie, której to powiedziałeś?
-Nie miałem pojęcia...
-Jakże łatwo wam coś powiedzieć.Jakże łatwo zniszyć życie innej osoby.Oczywiście-najlepiej później wmawiać sobie "nie miałem pojecią", "to nie moja wina".Ale wiesz co?Nic mnie to nie obchodzi.
Z szuflady komody stojącej obok fotela wyciągnął on zielono-brązową fiolkę, zawierającą klarowną ciecz.Na buteleczce widniał napis HCl.
-Ładną masz buźkę Jack.Szkoda by było, jakby się jej coś stało.-powiedział mój oprawca.
Przekręcił metalową zakrętkę fiolki, by rozpocząć swoje dzieło.
Pierwsza kropla była najgorsza.Z każdą kolejną wiłem się niemiłosiernie w spazmach przeszywającego bólu.Moja twarz topiła się jak plastyk w gorący dzień.
Szczypało niemiłosiernie.Nigdy wcześniej nie czułem takiego bólu.
Kwas solny przeżerał mą skórę i tkankę mięśniową.Zrobił z niej istne zaorane pole.
-Zobacz jaki jesteś teraz piękny Jack.Zobacz!-przed oczy podsunął mi lusterko.
Czy to monstrum, na które patrzę to ja?!Całą powierzchnię mojej twarzy spowijały okropne pooparzeniowe bąble.Miejscami widziałem swą tkankę mięśniowa.Z mej pięknej niegdyś twarzy pozostało tylko wspomnienie.Jestem odrażający i ohydny.
-Dlaczego mnie poprostu nie zabijesz ***?!
-Zabić Jack?Przecież ja dopiero zacząłem zabawę...

2.Chciwość
"Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość" - 1 Tm 6,9-10
-A teraz przypominasz coś sobie?
-*** się!
-"Więcej,więcej,więcej".To chyba twoje ulubione słowa, nie sądzisz?Ciągle było ci mało.
Wtem swoimi brudnymi łapskami sięgnął znów do tej okropnej szuflady.Tym razem wyciągnął z niej obcęgi.
-Zabawy ciąg dalszy Jack.
Zimna stal dotknęła palca mej dłoni.Kat chwycił paznokieć mego prawego kciuka obcęgami.Pociągnął.
Niewyobrażalny ból przeszedł moje całe ciało.Byłem bliski omdlenia.Patrzyłem na mą dłoń i płakałem.Chwytał kolejne paznokcie.Wyrywał jeden po drugim, aż nie pozostał mi żaden.
Z bólu chciało mi się wymiotować.Z końcówek palców sączyły mi się stróżki krwi.Same palce były orkopnie zdeformowane.Wyglądały jak papka z krwi i soczystego mięsa.
Jakby tego było mało ten psychol posypał mi je solą.Całe ciało drżało mi nie tylko ze strachu, ale i ze straszliwych męk, które przeżywałem.
Wyłem z bólu, ale wiedziałem, że ratunek nie nadejdzie znikąd.

3.Nieczystość
"Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego, będzie ukarany śmiercią i cudzołożnik, i cudzołożnica." - Kpł 20, 10
-Kochasz swoją Pat,prawda Jack?
-Coś ty jej zrobił ***?!
-Nic i nic nie zamierzam zrobić.Odpowiedz Jack.
-Oczywiście, że kocham
-Ale nie przeszkadzało ci to w zdradzeniu jej z najlepszą przyjaciółką prawda?
Kolejne otwarcie szuflady.Tym razem sekator.Co nowego wymyślił ten idiota?!Nawet nie chciałem wiedzieć.Niestety, nie miałem chyba na to wpływu.
-No Jack.Już nigdy nikogo nie zdradzisz.
Po czym rozpiął mi spodnie i opuścił je na ziemię.
***.Czy on chce zrobić to, o czym myślę?!Czy człowiek jest do tego zdolny?!Czy to w ogóle jest człowiek?
Psychopata zsunął także moje bokserki.
-No Jack.Ciach,ciach!
Wiedziałem doskonale, co znaczą te słowa.
Ujrzałem tylko błysk metalu, po czym poczułem przeszywający ból, rozchodzacy się po całym moim ciele.On naprawdę obciął mi penisa.Po czym wetknął mi go do ust.
-No masz Jack.Żryj!Fajnie,nie?
Zwymiotowałem żółcią z głębi mego żołądka.
Rubinowa fontanna krwi tryskała w każdą stronę.Przed oczyma zrobiło mi się czarno.Czy to się kiedyś skończy?Zostało mi jeszcze, co najwyżej kilka minut zycia...

4.Zazdrość
"Mocna jest jako śmierć miłość, twarda jako piekło jest zazdrość."
-Nie będę ci już prawić kazań Jack.I tak zostało ci już niewiele czasu.Wiedz tylko, że zazdrość bywa zgubna.Niestety ty jej nie uniknąłeś.
Z swej ulubionej chyba szuflady mój oprawca wyciągnął metalową łyżkę.Jakież cierpienie można zadać tak,wydawało mi się, niepozoronym przedmiotem?
-Zgubnej zazdrości doświadczamy zwykle przez wzrok.To on jest za nią odpowiedzialny.Pomogą ci ją przezwyciężyć.
Czułem, że koniec mego życia zbliża się nieubłagalnie.
Mężczyzna przystawił łyżeczkę do mego oka.
-Popatrz Jack...Popatrz po raz ostatni.
Zaskakujące jest jak łatwo łyżka wślizguje się między gałkę oczną a czaszkę.Czułem jej chłód.Wślizgiwała się coraz głębiej i głębiej.W końcu dotarła do końca.
Zdecydowanym ruchem wyciągnął ją na zewnątrz.Trzymała się ona na cieniutkim nerwie,z którego kapały resztki krwi pozostałej w mym organizmie.
Ciekawe uczucie widzieć "na zewnątrz".
obrócił on gałkę oczną w stronę mojej twarzy, tak żebym mógł na nią patrzeć.
-Zobacz Jack.Przypatrz się wrakowi człowieka.Sam sobie zgotowałeś taki los...
Wreszcie mogłem śmiało powiedzieć, że wiem jak wygląda czart.Jest to 190 centrymetrowy mężczyzna w czarnej kominiarce.
Ostatnie tchnienie.Ciemność spowija me powieki.Przestaję czuć ból...
I ustał mój ze śmiercią taniec.Śmierć okazała się w nim prowadząca.Pokuta za grzechy została spełniona.Czarny mesjasz osiągnął swój cel.
-Ten był słaby...Zwykle wytrzymują do szóstego-gniewu.Cóż, pora poszukać następnego grzesznika...
I odszedł w stronę ciemności,nawet się nie odwracając, z cynicznym uśmiechem, goszczącym na jego piekielnym obliczu.


  • 12

#487

Zatoichi.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Serwer sabat333.net:15000


Witam. Piszę do Was, ponieważ chciałbym się dowiedzieć czy ktoś z Was jeszcze grał w Battle for Wesnoth na serwerze sabat333.net:15000.
Nie wiem, może jestem przewrażliwiony, ale ten serwer wydaje się być co najmniej dziwny. Spróbuję przedstawić dlaczego tak sądzę i liczę, że ktoś miał z nim do czynienia, bo jeśli się okaże, że tylko ja, to poczuję się jeszcze bardziej zaniepokojony, czy to ze względu na to, że może to wszystko działo się w mojej głowie, czy dlatego, że jako jedyny trafiłem na tak coś na prawdę dziwacznego i dla mnie, strasznego.
Wiem, wiem, jak może być cokolwiek strasznego w takiej grze jak BfW? Ciężko uwierzyć, ale jednak tak jest(przynajmniej dla mnie) i bynajmniej nie zmyślam.

Trafiłem na ten serwer z powodu bana na serwie głównym. Jestem w takiej specyficznej sytuacji, że dzielę zewnętrzne ip z całą moją siecią w miasteczku, więc zostałem zbanowany ja i mój kolega, z którym grywaliśmy regularnie. Było jeszcze kilka osób, ale grywali dosyć rzadko. W każdym razie jakieś 2 miesiące temu ujrzałem napis w miejsce ładowania się serwera, gdzie stało, że zostałem zbanowany na 30 dni z wulgarny język, powerbaning i kila innych rzeczy. Kolega otrzymał taką samą wiadomość. Nie przypominam sobie, byśmy tak się zachowywali, mógł to być ktokolwiek z naszego osiedla. Tak czy inaczej odwołania do adminów nic nie dały.

No to zaczęliśmy obaj szukać jakichś alternatywnych serwerów. Granie 1 na 1 nie sprawiało nam takiej frajdy jak granie w drużynie, a towarzystwa brakowało, więc lan odpadał. Te serwery alternatywne niemal zawsze świeciły pustką. Przeglądając różne fora, dowiedziałem się, że istnieją serwery założone przez użytkowników i że podobno gra na nich sporo ludzi. A nawet, jak wskazywały nieliczne poszlaki właściwie to tylko zdania userów, że istniał serwer obsługujący wersję 1.6(dla nas najlepszą) gdzie gra nawet więcej osób niż na oficjalu. To wywołało u nas gorączkowe poszukiwania i tak, jak znaleźliśmy jakiś adres to natychmiast sprawdzaliśmy. Niestety wszystkie adresy na jakie trafialiśmy to były serwery albo nieodpowiadające, albo bez graczy, lecz wciąż szukaliśmy tego serwera 1.6 niczym świętego gralla, o którym wiedzieliśmy jedynie z kilku wpisów internetowych. Kiedy wydawało się, że to musi być ten adres, okazywało się, że to kolejny niewypał. Kolega się poddał i postanowił po prostu przeczekać tego bana. Ja szukałem dalej i mogłem tak przeglądać w google, setki stron do jednego hasła. Wchodziłem nawet na chińskie i przy pomocy google translator szukałem informacji już o jakichkolwiek aktywnych serwerach. I tak trafiłem na jakimś forum(anglojęzycznym, wiem tylko, że znalazłem je gdzieś na dalekiej stronie w google). Przejrzałem te posty, które się wyświetliły, pisali tam mniej więcej, że jest fajna gierka, i ktoś tam od nich założył serwer do niej. Skopiowałem adres i wkleiłem do szukarki w menu gry. Właśnie z tego forum wziąłem adres sabat333.net:15000. Serwer Ładował się dosyć długo, po czym wyskoczył komunikat, że niekompatybilna wersja. Odpalałem z 1.8, pomyślałem, że to może ten 1.6 o którym była mowa. Włączyłem i rzeczywiście, co prawda serwer wciąż długo się ładował, ale w końcu pojawiło się lobby serwera.


Pierwsze co mnie zaskoczyło to liczba graczy, było ich ok. 40, bardzo dużo jak na nieoficjalny serwer. Byli bardzo aktywni na lobby, ponieważ bez przerwy przewijały się linijki tekstu na chatroomie. Nie zwracałem uwagi na to co tam pisali, tylko napisałem do kolegi, żeby wbił na serwer. Następnie spojrzałem na to w co oni tam grają i tu kolejny osobliwy widok - grali głównie isar cross, i nie ten jaki jest grywany obecnie, tylko ten który na 1.8 nazywa się classic isar,reszta map nie wyświetlała się po boku. Jednak to nie koniec dziwnych rzeczy, nicki tych graczy to były tylko numery. W związku z tymi osobliwościami przyjrzałem się, o czym oni tak namiętnie rozprawiają na chatroomie. Ciężko mi było rozszyfrować ich zdania, jeszcze ciężej było pojąć logikę według której oni ze sobą "rozmawiają". Można to określić raczej apelami, aniżeli jakimiś dialogami. W tych chorych, irracjonalnych apelach przewijały się zdania ze słowami path, ill, womb( te jakoś najbardziej wbiły mi się w pamięć, choć wiele innych, dziwnych słów tam się równie często przewijało). Padały tam zdania w stylu, "Spocznij w jego łonie", "jesteś chory", "Jesteśmy razem", "twe ciało nie zgnije" itp.. Zaniepokoiło mnie to. Pisałem do nich różne rzeczy, przede wszystkim chciałem wyjaśnień o co to chodzi. Oni dalej swoje, zacząłem ich obrażać, też nic. Bez przerwy padały zdania z dużą intensywnością, nie wiem ilu z nich do mnie pisało, wiem, że za każdym razem inny numer( wszyscy mieli 6-cyfrowe numery jako nicki). Zignorowałem to, postanowiłem zagrać. Gry odbywały się tam w na prawdę szybkim tempie, cały czas powstawały nowe, chciałem wbić do isara(zbyt dużego wyboru nie było), ale zorientowałem się, że grają na jakiejś erze o nazwie "LEV". Wyszedłem z lobby, żeby pobrać tą erę z dodatków, nie było jej tam. Pomyślałem, że może testują jakąś swoją autorską erę i jeszcze nie wysłali jej na główny serwer. Wbijam ponownie, serwer nie odpowiada. Tego dnia mimo kilkunastu prób nie udało mi się połączyć z serwer. Aa, zapomniałem powiedzieć, koledze serwer się cały czas ładował i mimo, że czekał czasem nawet pół godziny nie udawało się mu połączyć.


Na drugi dzień ok. 12 godziny postanowiłem wbić ponownie na sabat333 udało się, powiedziałem koledze, że serwer już stoi i może próbować wbić. Online taki sam jak i wczoraj, chore teksty na chacie przewijały się dalej, tylko tym razem zdania wydawały się być bardzo agresywne wobec mnie więcej było słów takich jak death, grudge, blood, resurection. Nie reagowałem na to tylko zapytałem, skąd pobrać erę w którą grają. Sekundy później pojawił się link, a ruch na chacie zwolnił, bym spokojnie mógł sobie go przepisać. Był to link do speedyshare, nazwa tego pliku to były jakieś numerki, nie zwracałem na to uwagi, po podmieniałem co trzeba i odpaliłem grę. Wbiłem na serwer, gry świeciły się na zielono, czyli dobrze wszystko zrobiłem. Wbijam na pierwszy wolny pokój, Jakieś 3 numerki, nie było sojuszów, każdy sam, wychodzę. Wbijam na kolejne, ale w żadnym z nich nikt nie ustawia drużyn. Więc zakładam grę ja, niestety chyba nie jest to tutaj mile widziane, bo zaraz zostaje wykopany z serwera. Trudno, co prawda cała to dziwna sytuacja, wywołała u mnie niepokój, ale mówię sobie, że to tylko gra i co kto mi może zrobić przez neta. Więc wbijam ponownie, na chacie z jeszcze większą intensywnością padają(chyba w moim kierunku) wszelkie możliwe przekleństwa, jakby w przypływie nienawiści chcieli mnie do czegoś przekonać, czy pogonić i zniecierpliwieni wyklinają mnie i złorzeczą. Zaczynało mi się to coraz mniej podobać, nie było mowy o nawiązaniu z nimi jakiegokolwiek kontaktu. Ale wciąż powtarzałem sobie i jakby samego siebie oszukując wyśmiewałem się z tego sam do siebie.

Wbijam na grę, oczywiście isar, 3 graczy już tam było. I tutaj kolejne dziwactwo, ta era posiadała tylko jedną frakcję i nazywała się ona Leviathan. Do wyboru był tylko jeden lider, wyglądał jak taki szary obło w którym odznaczała się twarz, taka złowieszcza i dosyć realistyczna jak na grafikę BfW. Szczególnie wyróżniały się te puste oczy, a może samo oczodoły nie wiem. W każdym bądź razie ta jednostka wywoływała niepokój, ale i jednocześnie podziw, ponieważ była to na prawdę dosyć wyjątkowo jednostka jak na tą grę i dotychczasowe ery. Host odpalił grę. Isar jak Isar to przynajmniej nic wyjątkowego nie było oprócz tego, że musiałem się szykować na walkę z dwóch stron. Kolejne zaskoczenie i tym razem już ciężko mi było dalej to akceptować. W polu rekrutacji miałem tylko 3 jednostki, i bynajmniej nie dlatego. Nie wiem co za psychopata robił tą erę, ale mógł w ogóle sobie ją odpuścić jesli zamierzał w ten sposób uzewnętrznić swoje obrzydliwą naturę. Chodzi o jednostki, po prostu je wymienię i opiszę, co na prawdę przychodzi mi teraz z trudem.

1. Nazywała się Fetus, Był to ludzki płód, właściwie to dziecko, z zmiażdżoną główką, narysowane zostało w pozycji leżącej, miało 1 pkt ruchu, żadnych ataków, i na każdym terenie 20% obrony. Nie mogłem pojąć po co ktoś mógł coś takiego zrobić, próbowałem szukać jakiegoś wyjaśnienia i nie wiem czemu, chciałem je znaleźć w opisie jednostki, tam oprócz stystyk, był opis " Life is fragile".
2. To był chłop(peasant) ze standardowej wersji gry, oprócz głowy, która była powiększona tak by można było dojrzeć brak oczu i spływającą krew z oczodołów do tego mina tej postaci wyrażała straszliwą rozpacz, brakowało też czapki. Statystyki miała niezmienione w stosunku do oryginału. Opis był w tym stylu - " Life is sad and make you blind".
3. Nazywał się God, miał astralny atak 66 -6, chyba 9 ruchu i skill harcownik, Był plamą, mieszaniną koloru czarnego i czerwonego, który tworzył obraz twarzy straszliwie wykrzywionej grymasem cierpienia. Nie pamiętam dokładnie statystyk ale były bardzo wysokie, opis mniej więcej taki - "Death is the revelation".

Zanim dokładnie sprawdziłem te jednostki, wybuchnąłem serią LOLi, OMGów i ogólnie słowami, które miały wyrazić, to, że nie mogę pojąć co to wszystko ma znaczyć. Niestety oponenci nic nie pisali czy to w lobby mapy czy na chacie w trakcie gry. Cena tych jednostek była za każdą z nich po 10 golda, co było potwierdzeniem, że cały tne serwer i ta era jest zaprzeczeniem wszelkiego sensu. Rozegrałem kilka tur, bo wespół z oburzeniem i strachem wciąż miałem nadzieję na jakieś wyjaśnienia odnośnie tej chorej gry, niestety nic. Przeciwnicy mimo że to bez sensu, spamowali tymi fetusami, które dodatkowo miały nie jedną a co najmniej kilkanaście grafik przedstawiające zmasakrowane zwłoki nienarodzonego dziecka albo noworodka i kierowali je wszystkie w moją stronę, ja oczywiście zrobiłem kilka tych Godów. Jednak niepokój stale się we mnie piętrzył, w końcu nie wytrzymałem i wyłączyłem grę.

Nie wiem o co w tym wszystkim chodziło, jak sobie to przypomnę wraca to dziwne uczucie towarzyszące mi jeszcze kilka dni po tej przygodzie, jeśli mogę to tak nazwać. Przez tydzień wbijałem na ten serwer celem sprawdzenia czy stoi, bo kolega nie chciał mi uwierzyć i koniecznie chciał na niego wbić, jednak nigdy mu się nie udawało. Mi czasem się udawało, ale zaraz wychodziłem. W końcu usunąłem BfW 1.6 razem z tą erą. Będzie to już jakieś 2 miesiące od kiedy próbuję o tym zapomnieć, czy potraktować to jako głupi żart, lub chociaż wmówić tak sobie. Dlatego proszę, jeśli ktoś grał na tym serwerze lub chociaż w tą erę "LEV", lub miał jakiś inny w tym udział, tworzył czy coś, niech powie coś na ten temat.

Creepypasta z www.milites.pl

Użytkownik Zatoichi edytował ten post 22.02.2012 - 10:16

  • 2

#488

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"Zły Pan"



Śledzi mnie. Od miesięcy. Nie mam pojęcia kim jest, ale wiem czym jest i czego chce. Jest niebezpieczny, zabijał już wcześniej więc i teraz nie będzie się powstrzymywał. Czy tego właśnie chce... ?

Zabić... ?

Nie...

Ma inny plan. Chce mnie porwać... zabrać, do obrzydliwego miejsca... miejsca, z którego już nigdy nie wrócę. Jeden fałszywy ruch i po mnie. Nie mogę na to pozwolić! Nigdy!

Zawsze byłem ostrożny, bardzo ostrożny... cholernie ostrożny! Teraz i tak nic z tego, znalazł mnie... Nigdzie nie będę już bezpieczny. Cały czas czuję na sobie jego wzrok... nawet wtedy kiedy sam nie mogę na niego spojrzeć. I teraz jest tutaj, w moim mieszkaniu, w mojej świątyni.

Musiałem się ukryć. Bałem się... mamo, jak ja bardzo się bałem. Na początku nie czułem niczego więcej : czysty strach przenikał każdą najmniejszą kosteczkę w moim ciele. Ale kiedy zobaczyłem jak wkrada się do mojego domu, stąpając po tej uświęconej ziemi cały strach zamienił się w furię. Wiedziałem, że jest zdolny do okropnych rzeczy. Wiedziałem także, że jego siła znacznie przerastała moją. Może będę przeklęty po koniec swych dni ale nie mam zamiaru poddać się bez walki.

Zastanów się! Myśl! Musisz być dzielny! Serce wyrywa się z klatki piersiowej, dudniąc głośno... Wycieram spocone dłonie o dżinsy. Pozbieraj się chłopie - karcę sam siebie. Zrób to co trzeba, pozwól aby gniew cię poprowadził. Stań oko w oko z własnym strachem i pokonaj go!

...

Wystarczy tej czczej gadki, pora działać.

Wykorzystałem czas gdy zniknął mi z oczu aby znaleźć sobie miejsce z którego będę mógł przeprowadzić mój atak. Tak... ten będzie nadawał się świetnie... Kuchenny narożnik; mimo, że nie jest on dobrą kryjówką to z pokoju do którego się udał prowadzi tutaj tylko jedna droga. Kiedy będzie wracał nie zauważy mnie. To świetny plan... najlepszy na jaki mogłem wpaść w obecnej sytuacji.

Chociaż wiem, że to prawdopodobnie daremne działanie, cichutko podnoszę z blatu ostry kuchenny nóż. To jest to...

To dzieje się naprawdę...

To nie jest sen...

Ani koszmar...

Gdyby jednak przypadkiem nim był, to właśnie stał się wyjątkowo rzeczywisty.

Jestem ciszą. Jestem jak posąg. Jestem jak duch... Z całego strachu i napięcia jakie towarzyszyły mi od początku zmieniło się moje postrzeganie rzeczywistości. Czas zwolnił, tak jakby cały świat miał stanąć w miejscu... Kuchenny zegar, głucho tyka :

*tik*tak*tik*tak...

Moje serce głośno bije :

*padam*padam*padam*padam...

Słyszę jego kroki, kiedy się do mnie zbliża :

*tap*tap*tap*tap... Wraca do kuchni.

Stoję prostopadle do wejściowych drzwi, częściowo ukryty w cieniu. Jeżeli tylko obróci głowę to po mnie. Sprawdzał już to pomieszczenie więc powinnien iść prosto, powinnien prawda ? Mogę mieć tylko nadzieję, to jedyne co mi pozostało.

*tap*tap*tap*tap... Boże zlituj się nade mną. Dzieli nas niecały metr...

To moja jedyna szansa. Tak szybko i zwinnie jak tylko potrafię rzucam w jego stronę kieliszek. Roztrzaskał się w sporej odległości od niego na setki, jak nie tysiące kawałeczków. Czy połknie haczyk ?

Boże, proszę niech to zadziała...

Serce praktycznie podskoczyło mi do gardła. Nagle... Tak! Powoli, krok za krokiem skierował się w stronę źródła hałasu. Muszę to zrobić teraz, inaczej wszystko na nic. Podbiegłem do niego, uniosłem nóż, złapałem za włosy i jednym mocnym cięciem poderżnąłem mu gardło... Upadł na kolana, charcząc i plując krwią... Po chwili panowała już tylko błoga, niczym niezmącona cisza...

Zrobiłem to... Zrobiłem! Poczułem jak w jedej chwili opada ze mnie cała adrenalina. Czy ja jestem w szoku ? Czy to dzieje się naprawdę ? Koszmar się skończył ? Włożyłem nóż do zlewu - przyjdzie też czas na sprzątanie.

Pomimo tego, że ręce jeszcze trochę mi drżały, byłem w stanie otworzyć drzwi do piwnicy. Pieprzona świnia! Myślał, że jestem jakimś amatorem ? Że moim kosztem dostanie się na pierwsze strony gazet ? Co za szmata! Detektyw się znalazł... Cóż ja żyję, on nie - to jest najważniejsze...

Zapaliłem światło...

Wyglądała na przerażoną, starała się schować... jak słodko. Zdziwieni ? Czego innego można się spodziewać po 12-letniej dziewczynce zamkniętej w ciemnej, wilgotnej piwnicy ? Czule, z miłością otarłem jej policzek na którym pojawiła się zabłąkana łezka. Rozsunąłem rozporek...

"Już nie musisz się martwić słoneczko... Zły pan sobie poszedł"

Boo ;)

Użytkownik Shinji77 edytował ten post 23.02.2012 - 15:42

  • 3



#489

gzygza.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

AUTOSTOP

Jechałem do domu. Była straszliwa burza. Przejeżdżałem akurat koło jakiegoś lasu i zauważyłem człowieka stojącego na skraju. Łapał stopa. Nie miałem serca pozwolić mu stać w tej pogodzie, w takim miejscu, w środku nocy, tym bardziej, że miałem mnóstwo wolnego miejsca w aucie.
Zatrzymałem się parę metrów za nim. Podbiegł do mnie od razu. Bez pytania zajął miejsce pasażera i zapiął pasy.
-Dokąd pan jedzie? –zapytał
-Do Krakowa.
-To świetnie, bo ja też. Długa droga przed nami. A skąd pan w ogóle jedzie?
-Nie pan, tylko Rafał. –podałem mu rękę
-Maciek.
-Jadę z Wrocławia. Delegację miałem.
-No widzisz ja też. Szkoda, że wcześniej cię nie spotkałem. Nie stać mnie na transport publiczny i musiałem kombinować. Trzema stopami tutaj dotarłem.
-No długa droga…
Kątem oka przyjrzałem się swojemu pasażerowi. Był niewiele niższy ode mnie, na pewno młodszy i lepiej zbudowany. Wyglądał na świeżo po studiach. Lekki zarost i długie włosy dodawały mu męskości. Przejechaliśmy trochę w ciszy.
-Czemu nosisz to głupie ubranie człowieka? –zapytał w końcu
-Co?
-Nie no żartuję. Chciałem przerwać ciszę.
-W porządku.
Wydawał mi się strasznie dziwny. Powoli zacząłem, żałować, że go zabrałem. Głupio mi jednak było go teraz wyrzucić.
-Ale na poważnie… Dlaczego? –podjął ponownie –Oboje dobrze wiemy, że narobiłeś rzeczy, które nie do końca zasługują na miano ludzkich.
-O co ci kurwa chodzi?
-Joanna…
-Co z nią?
-Ty wiesz co.
Zatrzymałem samochód. Nachyliłem się nad nim i otworzyłem drzwi z jego strony.
-Wysiadaj!
-Jedź.
-Wysiadaj!
-Posłuchaj mnie. Chyba nie do końca ogarniasz, co się dzieje. Na twoim miejscu jechałbym spokojnie dalej. I nie złap mandatu.
W jego głosie było coś, co nie znosiło sprzeciwu. Do tego spojrzałem w jego oczy. Zapłonęły żywym ogniem. Zamknąłem drzwi i ruszyłem autem. Nie odzywałem się, a Maciek zaczął bawić się radiem.
Natrafił na stację puszczającą same klasyki. W tym momencie leciał ‘Requiem’ Mozarta.
-Uwielbiam tą melodię. Nie przypomina ci czegoś? Asi… Tfu. Śmierci? –zapytał
-Kim jesteś?
-W sumie to jestem tobą.
-Nie rozumiem.
-Dowiesz się. Możesz jechać szybciej.
Zatrzymałem się. Byłem poważnie zdenerwowany. Nie zauważyłem przydrożnego baru zaraz obok. Mój pasażer za to, od razu się nim zainteresował.
-O super. Akurat miałem ochotę coś zjeść. –powiedział wskazując na budynek. –Idziesz ze mną. –znowu te płonące oczy.
Wstałem i wyszedłem z auta. On zrobił to samo. Zacząłem biec. Obejrzałem się w pewnym momencie za siebie. Maciek wszedł do baru, nie zwracając na mnie uwagi. Biegłem przez dwadzieścia minut. Byłem wyczerpany, a po prawej widziałem ten sam bar. Nie miałem wyjścia. Musiałem wejść do środka.
Mały, duszny pub. Większość mord znajdujących się w środku wyglądało jakby uciekło z listów gończych. Wypatrzyłem mojego autostopowicza. Siedział w kącie przy stoliku i zajadał się hamburgerem. Dosiadłem się do niego.
-Miło, że wróciłeś. –powiedział
-Jak to się stało?
-Normalnie. Mówiłem, że jestem tobą, a ty nie możesz być w dwóch miejscach jednocześnie.
-Co się dzieje?
-Nic. Zamów coś sobie.
Musiałem się napić. Podszedłem do baru i zamówiłem podwójną whisky z lodem. Wróciłem do stolika i od razu wypiłem połowę.
-Napij się. Dalej i tak ja będę prowadził. –rzucił Maciek
-Jak to?
-Zobaczysz.
Dokończyłem drinka i zapaliłem papierosa. Nie spuszczałem oczu z autostopowicza. Nie wiedziałem, co miałem sądzić o tej całej sytuacji.
-Czemu tak na mnie patrzysz? Peszy mnie to. Daj mi zjeść w spokoju. –powiedział
-Co zamierzasz zrobić?
-Zbliżyć się do ciebie.
Skończył hamburgera i wytarł usta serwetką. Wtedy zauważyłem Joannę schodzącą ze schodów i idącą w naszą stronę. To było niemożliwe.
Stanęła koło stolika i pocałowała Maćka. Chłopak uśmiechnął się do mnie i wskazał palcem na jej cycki, uśmiechając się jednocześnie.
-Chyba się znacie, także nie muszę was sobie przedstawiać. –powiedział
-Przepraszam na chwilę.
Wstałem i podszedłem do baru. Zamówiłem kolejną, podwójną porcję whisky. Opróżniłem szklankę przy barze, więc zamówiłem jeszcze jedną. Z tą wróciłem do stolika. Maciek z Aśką właśnie się obejmowali.
-Pójdziemy we trójkę na pięterko. –zaproponował
-Nie. –odpowiedziałem
-No co ty? Nie chcesz się przypatrzeć temu, co zrobiłeś?
Aśka tylko się uśmiechnęła. Wstała i chwyciła mnie za dłoń. Usłuchałem ją i poszedłem za nią. W tyle wlókł się Maciek.
Weszliśmy do pokoju na piętrze. Wyglądał identycznie jak mój stary pokój na studiach.
Joanna usiadła na łóżku i chichotała. Maciek przysiadł się do niej i zaczął ją obejmować. Odpychała go, ale nie zwracał na nią uwagi. Zupełnie jak ja kiedyś. W końcu zerwał z niej spodnie i spojrzał na mnie. Połowa jego twarzy przypominała do złudzenia moją. Zarost i dłuższe włosy powoli zaczęły znikać. Zaczął w nią wchodzić, a ona ciągle się broniła.
Wybiegłem z pokoju i wszedłem do łazienki. Nie spoglądając w lustro przemyłem twarz zimną wodą. Podniosłem się i zobaczyłem swoje odbicie. Czułem, że trochę się zmniejszyłem. Moje włosy stały się dłuższe, a twarz pokrywał zarost. Jedna połowa wyglądała identycznie jak Maćka. Wparowałem z powrotem do pokoju.
-Co tu się dzieje? –wykrzyczałem przy wejściu
Zauważyłem jak Maciek nachyla się nad zakrwawionym ciałem Asi. Usiadłem obok jej głowy na łóżku i przytuliłem się do jej ciała, płacząc.
-Żałuj. Ominęło cię najlepsze.
Jej głowa i reszta ciała zniknęła. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć.
-Coś ty zrobił?
-Nie ja, tylko ty.
-To było dawno!
-To nic. Muszę ci jednak przyznać, że wtedy potrafiłeś się zabawić.
Schowałem twarz w dłoniach. Po policzku pociekły mi łzy. Podniosłem głowę i spojrzałem w te płonące oczy. Znajdowały się na mojej twarzy. Poczułem, że znowu się skurczyłem, a moje ramiona stały się jakieś bardziej rozbudowane.
Wstałem i rzuciłem się na Maćka. Chciałem go zabić, ale on się tylko śmiał. Im mocniej go uderzałem, tym bardziej mnie bolało. Działo się coś dziwnego.
-Chodźmy się napić. –zaproponował
Puściłem go i bez słowa zeszliśmy na dół. Za wszelką cenę musiałem się dowiedzieć, o co chodzi. Usiedliśmy przy dawnym stoliku. Teraz już całkiem byliśmy zamienieni ciałami.
-O co chodzi? –zapytałem
-No przecież wszystko już wiesz. Jesteś inteligentnym facetem, nie udawaj debila.
-Nic nie rozumiem.
-Właśnie zobaczyłeś, co ty kiedyś zrobiłeś tej dziewczynie, tak?
-Tak.
-Kim jestem?
-Mną.
-A kim ty jesteś?
-Tobą.
-Dokładnie. Zrozum. Zachowałeś się bardzo nieludzko. Ja jestem twoim katharsis. Rozumiesz?
-Nie.
-To ja ci powiem. Przestałeś istnieć. Stałeś się swoimi własnymi grzechami. Ja jestem twoją duszą z przeszłości. Zapraszam na kolejną część wycieczki.
-Nie chcę.
-Ale wiesz, co robiłeś dalej?
-Nie byłem człowiekiem.
-Właśnie. Piłeś bez przerwy i chciałeś umrzeć. Wyrzuty sumienia nie dawały ci spokoju. Zgadza się?
-Tak.
-Dlaczego ci przeszło?
-Bo poznałem inną dziewczynę.
-Właśnie.
-I co w związku z tym?
-No właśnie. Ty mi powiedz, albo chodźmy na górę.
-Chodźmy.
Wstaliśmy i weszliśmy na górę. Maciek stanął przed drzwiami i zaczął udawać pijanego.
-Dobrze? –zapytał
Skinąłem głową i weszliśmy do pokoju. Tym razem wyglądał jak moja obecna sypialnia. Na łóżku siedziała Magda. Maciek podszedł do niej i uderzył w twarz bez powodu. Powtórzył to kilka razy, po czym ściągnął spodnie. Wyszedłem.
W łazience spojrzałem w lustro. Nienawidziłem swojej twarzy autostopowicza. Analogicznie on musiał nienawidzić mojej twarzy.
Wyszedłem. W tym samym momencie w drzwiach pokoju stanął Maciek. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Możesz wejść. Podziwiaj, co zrobiłeś.
Zajrzałem przez uchylone drzwi. Kobieta leżała prawie martwa na łóżku. Cała jej twarz była zakrwawiona. Natychmiast wyszedłem. Wszystko mi się przypomniało.
Urwany film. Uśnięcie zaraz po sytuacji i pobudka. Spojrzenie na ukochaną i obrzydzenie w widoku odbicia w lustrze. Zacząłem się zastanawiać, jak ja ze sobą wytrzymywałem.
Zeszliśmy na dół. Pognałem do baru i zamówiłem podwójną whisky. Maciek zająć nam miejsca. Przy tym samym stoliku, co wcześniej. Podszedłem do niego i zacząłem opróżniać szklankę.
-No tak… Co dalej? –zapytałem
-Nic. To koniec.
-Zrobiłem jeszcze parę przykrych rzeczy.
-Wiem. Ale widzę, że zrozumiałeś, o co chodzi.
-Chyba aż za nadto.
-Skończ drinka i jedziemy.
-Co ze mną będzie?
-Nic specjalnego. Nie podniecaj się. Żadnych ogni piekielnych. To byłaby zbyt łagodna kara.
-To co?
-Może kiedyś się dowiesz.
Dokończyłem zamówiony napój i wyszliśmy z baru. Udaliśmy się do samochodu. Z przyzwyczajenia usiadłem na miejscu kierowcy. Maciek usiadł na poprzednim miejscu i spojrzał na mnie.
-Pokaż prawo jazdy. –powiedział
Wyciągnąłem portfel i podałem mu dokument. Przyjrzał się zdjęciu, po czym spojrzał w lusterko. Pokazał mi papier i klepnął parę razy lusterko. Rzeczywiście. Na zdjęciu był on. Nie ja. Zamieniliśmy się miejscami.
Ruszył. Jechał nie zważając na przepisy. Zatrzymał się na skraju lasku, który już kiedyś mijałem. Nachylił się nade mną i otworzył drzwi z mojej strony.
-Wysiadaj. –powiedział
-Co ze mną będzie?
-Od tej pory będziesz przykładnym człowiekiem.
Wysiadłem i obserwowałem jak moja auto odjeżdża. Burza rozpoczęła się na nowo. Przez dwie godziny stałem na deszczu i modliłem się o jakieś auto. W końcu jedno się zatrzymało parę metrów za mną. Podbiegłem i wsiadłem do środka. Facet wyglądał na miłego.
-Czemu nosisz to głupie ubranie człowieka? –zapytałem.
  • 19

#490

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Beau cz. V


Warkot zamienił się w gęstą, kojącą ciszę. Czekałam wieczność, zanim odważyłam się wychylić głowę zza krawędzi wanny. Była tam postać, ale dobrze mi znana- wysoka i w pelerynie.

„Beau?” – pociągnęłam nosem. Przypominam sobie, że moje usta drżały z niepokoju. Odciągnęłam zasłonę, by móc lepiej przyjrzeć się jego blademu obliczu, miłosiernie pochylającemu się ku małej dziewczynce i wpatrujące się w nią natarczywie.

Delikatnie świecił w ciemności i przechylił swoją głowę na mój widok.
„Widzę, że nie wygrałem”- odrzekł.

Beau był draniem. Nawet wtedy zdawałam sobie sprawę, że kręcił się w pobliżu po to, by wpuścić to babciopodobne coś do łazienki żeby mnie nastraszyło. Nic na jego odkrywcze stwierdzenie nie odpowiedziałam; jedynie wykrzywiłam buzię, okazując swoje niezadowolenie. Zauważył, że ta sytuacja głęboko mnie poruszyła i wyszczerzył zęby jeszcze szerzej.

„Zrozumiałaś już, na czym polegają zasady gry?”- zapytał. „Zawsze znajdą się szukacze, chcący Cię upolować, Vox. Złapią Cię tylko wtedy, kiedy sama dasz im się zlapać.”
Omal nie wyskoczyłam ze skóry, kiedy echo głosu babci rozległo się po mieszkaniu. Wołała mnie na przekąskę.

„Czy to naprawdę ona?”- spytałam.
Beau nazbyt energicznie i nienaturalnie wzruszył ramionami. Wydęłam policzki i zebrałam się na odwagę, mijając Beau i wychodząc z łazienki. W kuchni zastałam babcię czekającą już na mnie z przekąską w dłoni. Objęłam ją w talii najmocniej jak tylko się dało i kiedy zapytała, czemu płakałam, odparłam, że uderzyłam się w palec u nogi.
Przyznaję, byłam zaskoczona i niezadowolona, gdy po przekąsce i spędzeniu dnia na oglądaniu z babcią telewizji, Beau zawołał mnie do pokoju w celu dokończenia gry.

„Deszcz przestał padać”- nalegał. „Możesz szukać. Jeśli nie dokończymy gry, złamiemy reguły.”
Zasugerowałam, że dom jest lepszą alternatywą, ale Beau zastraszył mnie, że w przeciwnym razie napuści na mnie to babciopodobne coś ponownie. Powiedział, że doskonale wie, gdzie tego szukać. Mogłoby po prostu się tu przywlec i skończyć to, co zaczęło. Wyszłam z kontrą nie śpiewania mu piosenek przez cały tydzień. Wygrał ripostą, że może już teraz skraść mój głos i mieć wszelkie piosenki jakie zapragnie, na zawsze. Przegrałam. Poszłam do kąta i ze złością zaczęłam liczyć do dziesięciu. Kiedy doliczyłam odwróciłam się i intuicja podpowiadała mi, że Beau nie ma w domu. Za dużo czasu spędziliśmy w domu i nawet dla Beau podwórko było zbyt kuszące. Krzyknęłam babci, że wychodzę na dwór i pobiegłam truchtem na ogród.
Dom, w którym mieszkaliśmy był tym samym, w którym mieszkali rodzice jeszcze przed rozwodem. Stara szopa na narzędzia mojego taty nadal stała opuszczona w jednym z rogów podwórka. Miałam oczywisty zakaz bawienia się w tak niebezpiecznym miejscu. Nigdy nie wrócił po większość narzędzi i wszędzie walały się różnego rodzaju resztki pestycydów. Zazwyczaj była zamknięta na cztery spusty, ale drzwi były lekko uchylone. Zachodziłam w głowę, dlaczego Beau stara się wpędzić mnie w kłopoty, ale zaryzykowałam.

„Beau?”- szepnęłam, wkładając głowę do środka. „Nie powinno nas tu być. Możemy mieć duże kłopoty.”
Przeskanowałam wzrokiem pomieszczenie, chcąc dostrzec coś oprócz kosiarki do trawy, stołu warsztatowego, świątecznych lampek i innych takich szpargałów każdej normalnej rodziny. Po przeciwnej stronie szopki pomiędzy plastikowym Mikołajem a starym koszem na śmieci zauważyłam cienistą bryłę, która nie pasowała do reszty „dekoracji”. Poczułam nagły przypływ triumfu i wkroczyłam , otwierając szerzej drzwi, by wnieść trochę więcej światła do tej ponurej dziury. Promień odbił się od starej piły wiszącej na ścianie i właśnie przez nią wycofałam się z szopy i zamknęłam drzwi za sobą. W zmęczonym metalu piły, widziałam odbicie. Twarz, nawet tak niewyraźna i zamazana, nie należała do Beau. To były wielkie, czarne oczy i rozdziawione usta, nie wypełnione ostrymi zębami; bardziej przypominające wygłodniałą otchłań. Odbicie lekko zawirowało, kiedy postać drgnęła, pomyślałam jednak, że to tylko złudzenie optyczne. Pomimo tego, nie zamierzałam tam wracać, by to sprawdzić. To, co zobaczyłam równie dobrze mogło być refleksem od rupieci, tak jak to babciopodobne coś mogło być moją przesadzoną wyobraźnią, ale jak powiedział Beau: są w stanie mnie złapać jeśli dam się schwytać.

„Beau”- zawołałam przez podwórko. „Nie bawię się już więcej!”
Usłyszałam jego głos płynący zza drzewa.

„Zabijałem za lżejsze występki”- rzekł nadąsany „Ale i tak nigdy mnie nie znajdziesz.”

Nie chcę dać Wam do zrozumienia, że zabrałam swoje zabawki i grzecznie poszłam do domu, bo to się nie wydarzyło. Tylko się przegrupowałam. W jakimś pokręconym sensie czuję się jak gość tutaj, ponieważ tylko ja proszę tu o pomoc i nikt nie musi wysłuchiwać moich prywatnych wycieczek po opowieściach z dzieciństwa albo, no wiecie, zaczątków schizofrenii. Jedyne, co mogę teraz zrobić to starać się z całych sił.

….I naprawdę nie pamiętam, gdzie to miało mnie zaprowadzić, co jest po prostu strasznie, więc to chyba byłoby na tyle. Muszę się położyć na chwilkę… Wrócę tu trochę później.

Jestem spóźniona. Wiem. Na szczęście wszyscy jeszcze tu jesteście. Przede wszystkim, chciałam przeprosić za ostatnią noc. Zdałam sobie sprawę, że coraz więcej i więcej czasu potrzebuję, żeby spisać tutaj wszystko i staram się opracować te historie tak, aby posuwać wszystko naprzód bez żadnych poślizgów w czasie. Bardzo Was proszę, po prostu wytrwajcie przy mnie. Jak zawsze, proszę tylko o pomoc. Nie chcę zabrzmieć melodramatycznie, ale zdaje się, że sytuacja zaczyna się pogarszać w szybszym tempie niż początkowo przewidywaliśmy. Obudziłam się dziś rano i przez chwilę zapomniałam, gdzie jestem. Było mi przeraźliwie zimno, wydawało mi się, że ktoś rozmawia w pokoju obok i spanikowałam. Zorientowałam się, że to było moje alarmowe radio znajdujące się w sypialni i lunatykowałam do kuchni, gdzie skuliłam się w kulkę pod stołem. To był wyjątkowo kiepski początek dnia, szczególnie że zdecydowanie za długo zwlekałam z pozamiataniem podłogi w kuchni. A miało być jeszcze gorzej.
Przywykłam już do bólu głowy. Zaczynało się silną migreną rano, ale wraz z mijającymi godzinami ból ustępował. Jedyny problem na dzień dzisiejszy jest taki, że zaczynam czuć mdłości, jakbym miała grypę żołądkową albo coś w tym stylu. Nie mogę się skupić przez długi czas na pisaniu czegokolwiek. Tak jakby słowa nie chciały przyjść do głowy. Kiedy jednak przychodzą, wspomnienia zachodzą mgłą albo nie mają żadnego logicznego sensu.
To jest przykład tego, co napisałam dziś popołudniu: Myślę, że mówiłam to już wcześniej, jak wszystkie przeciętne małe dziewczynki uwielbiałam bajki Disneya. Piotruś Pan był bajką, która sprawiła, że nie uciekłam z krzykiem na widok Beau. Jakkolwiek, wszyscy znają pewne sceny, które przerażały ich niewinne, dziecinne umysły. Ursula została przykuta do łodzi, Skaza został rozszarpany przez hieny, Kaczor Donald oszalał i o mało co nie zjadł Myszki Miki, słoniowa parada w bajce Dumbo. Nawet wtedy bajki dla małych dzieci pełne były strasznych rzeczy.
Dla mnie osobiście był jeden film, który wiódł prym w tej kategorii. Byłam tam jedna scena, której nie jestem w stanie oglądać bez świrowania. Tą sceną była Kraina Zabawek w Pinokiu. Jestem pewna, że wszyscy doskonale wiecie, o czym mówię. Mali chłopcy zamieniali się w osły, ryczeli, płakali i musieli ciężko pracować w kopalni soli?
Pierwszy raz, kiedy zobaczyłam ten film zaczęłam łkać i kazałam mamie to wyłączyć. Ponownie, miałam kradnącego głosy, ubranego w obce skóry potwora jako przyjaciela, ale osły to było dla mnie zbyt wiele. O nic mnie nie pytajcie. Cały czas rozpatrujemy dziecięcą logikę. Konkretnie- logikę Vox. W czasie zabawy jak najszybciej ze łzami w oczach opowiedziałam wszystko Beau o tym, co widziałam i spytałam go, czy tak jest w rzeczywistości. Jego pierwszą myślą było, że nie ma co się tak nakręcać i przejmować czymś takim. Jeśli ktokolwiek chciałby mnie zmienić w osła, powiedział, że będzie o mnie walczył. To właśnie by zrobił. Mimo zapewnienia i tak niewiele mi to pomogło i powiedziałam mu, że oczywistym jest, że musi mi pomóc jeśli jakakolwiek zła osoba próbowałaby zamienić mnie w stadne zwierzę. Osły w filmie straciły zdolność mowy i mogły tylko ryczeć. To spowodowało zwiększoną czujność Beau.

„Więc nie możesz do tego dopuścić”- odpowiedział „Nie możesz dopuścić do tego, by ktoś wziął coś, co należy do mnie. Nie pozwolę Ci na to.”
… I tyle. Nic więcej nie pamiętam i choćbym nie wiem jak się starała, nie mogę w żaden sposób powiązać tej historii z niczym innym. Po prostu nie mogę sprowadzić żadnych słów spowrotem do mózgu. Sfrustrowało mnie to. Nie mam pojęcia, co działo się później. Tak, jakby cały ten stres z poprzednich kilku dni zaatakował z całą siłą i taką nagłością, że nie jestem już w stanie kontrolować własnego ciała. Przerodziło się to w zaślepiającą furię. Mam na myśli krzyki, próba dewastacji kanapy, kopanie wszystkiego dookoła i rzucanie nimi, gdzie się da. Na co dzień jestem oazą spokoju i nigdy nie zdarzył mi się aż taki wybuch, ale nie mogłam już wytrzymać tego napięcia. Wszystkie mięśnie napinały się do granic wytrzymałości, kiedy płakałam.
Nie wiem, jak długo to trwało, ale moja żądza dewastacja nagle ustała i nie było niczego oprócz ciszy. To była ściana bezruchu, którą rozpoznawałam. Zaczęłam jasno myśleć, choć przez chwilę. Moje serce przestało szaleńczo galopować. Unormował mi się oddech. Wtedy usłyszałam coś za mną.

„Vox.”
Wiedziałam, że tam jest. W zachodzącym świetle wieczoru, kątem oka mogłam dostrzec jego cień. Przemieścił się wzdłuż ściany, lecz gdy patrzyłam prosto na niego wydawał się oddalać, więc siedziałam bezruchu. Musiał znajdować się w kącie po mojej prawej. Widziałam punkciki, którymi były jego zęby. Ostatnim razem opisałam je jako krokodyle, ale zdałam sobie sprawę, że nie było to odpowiednie słowo. Kilka lat temu poszłam do miejscowego zoo, gdzie posiadali okazy z lasów deszczowych. Mieli tam coś, co nazywają gawialem. Tak właśnie wyglądały jego zęby. Pamiętam wszystko, co mi pisaliście. Powinnam się postarać z nim porozmawiać, nawet jeśli obawiałam się o własne życie. Jak bardzo źle mogłabym na tym wyjść?
Zignorowałam tą część mnie, upierającą się, że to szaleństwo i że zamierzam właśnie rozmawiać z wytworem mojej chorej, chorej wyobraźni. Jak często zdarza Ci się rozmawiać z własną podświadomością?

Zapytałam więc „Czego chcesz? Czemu tu jesteś?”
Wydał się z siebie powolny, głęboki pomruk. Od tego odgłosu włosy stanęły mi dęba. Spędzam dużo czasu na zewnątrz, uprawiając wspinaczkę lub wycieczki rowerem po wielu różnych szlakach i takie tam. Słyszałam już warczenie psów, kojotów, wszelkiego rodzaju drapieżnych zwierząt. Prawdę mówiąc kiedyś wydawało mi się, że słyszałam nawet ryk pumy (jechałam wtedy na quadzie i od razu stamtąd odjechałam, więc kto wie, co to tak naprawdę było), ale żadne z nich nie wydawało takiego dźwięku jak ten.

„Nie ma już czasu”- odparł. „To musi wydarzyć się teraz.”

„Co masz na myśli?”- spytałam.
Serce rwało jak szalone, a dłonie wpijały się w kanapę coraz boleśniej.

„Nie możesz brać czegoś, co prawnie jest moje. Twój głos zawsze będzie należał do mnie.”
Chciałam spytać o więcej, ale głos uwiązł mi w gardle i cisza mnie zdominowała. Nie trwało to długo, zanim znów pozostawił mnie samą.
I tu właśnie zaczyna się ta straszna część. Po tym zdarzeniu, chwyciłam telefon, żeby zadzwonić do mamy. Po prostu potrzebowałam usłyszeć jej głos i by ktoś przekonał mnie, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli rzeczywiście zaczynałam wariować. Poszłam do samochodu, włączyłam opcję Połącz, rozległ się sygnał, odebrała i kiedy próbowałam się odezwać, coś poszło nie tak.

„Halo?”- powiedziała.
Mogłam jedynie wyszeptać to samo.

„Cześć, Vox. Co tam u Ciebie?”
„Co tam u Ciebie? ”- palnęłam w tym samym czasie.
Zaśmiała się i zapytała, co się dzieje, a ja nie byłam w stanie odpowiedzieć. Musiałam się rozłączyć, bo nie miałam pojęcia, co zrobić. Potrzebowałam kolejnej minuty do tego, by dojść do siebie, ale nadal mnie to przeraża. To tak, jakbym rzeczywiście traciła swój głos. Nie tylko odgłosy. Jakbym traciła zdolność porozumiewania się z ludźmi.
Jestem rozdarta psychicznie pisząc o tym. Jestem taką niedojdą. Po prostu boję się, że coś może być naprawdę nie tak z moim mózgiem, a jeśli nic mu nie dolega, to co zabiera mój głos? Wiem, że Beau jest kluczem w tej zagadce. Wiem, że muszę pisać o wszystkim. Beau próbuje mi coś powiedzieć, może to, że chce przyjść po mnie, mam robić w portki i zacząć się modlić albo dzieje się coś jeszcze innego.

Tak czy siak, nie wiem, ile czasu mi jeszcze zostało. Boję się rozmawiać ze swoim terapeutą przed środą, bo nie chcę być naćpana środkami medycznymi, a wiem, że tak właśnie się stanie jeśli to zrobię. Jeśli pójdę na ostry dyżur i powiem im, że słyszę głosy, widzę różne rzeczy i myślę, że ktoś chce skraść mój głos, zamkną mnie w psychiatryku. Pójdę na tomografię komputerową, choć to automatycznie oznacza, że do środy muszę uzbroić się w każdą informację, która przyjdzie mi do głowy.
Więc powiedzcie mi, ludzie. Jak mam skonfrontować się z Beau? Jak mam dokopać się do mojego umysłu?
Więc już wiecie- postanowiłam stawić czoła Beau czymkolwiek by on nie był. Nic nie odbierze mi głosu, dopóki jestem w stanie coś z tym zrobić. Nie jestem za bardzo przeszkolona w tych sprawach, więc mam parę propozycji, które przyszły mi do głowy:
-więcej zioła, skoro tak dobrze ostatnio zadziałało (ekhem)
-hipnoza
-tablica Ouija
-to coś, gdzie kładziesz sobie połówki piłeczek ping-pongowych na oczy i puszczasz biały szum
To oczywiste, dlaczego potrzebuję Waszej pomocy. Umiem śpiewać, tylko to mam. Problem w tym, że nie pojawi się na zawołanie. Martwię się, że śpiewanie nie wystarczy, by go zwabić. Poza tym, nadal nie mam sprzętu do nagrywania; taki zresztą jest mój cel. Ale w porządku. Postaram się oczyścić umysł, zrelaksować, a potem zaśpiewać. Co zrobię, kiedy się pojawi?
Oto, co zamierzam zrobić. Dzisiaj w nocy, postaram się wyciszyć i pomedytować. Może dołączy zioło, skoro pomogło mi ostatnio się zrelaksować i pomoże na nudności. Kiedy Beau się pojawi, zaśpiewam dla niego i spróbuję uzyskać jakieś odpowiedzi. Wrócę jutro z rezultatem i kolejnymi historiami.

Wiem. Nie wyrobiłam się na czas.
Jak zwykle, doceniam wszystko, co dla mnie robicie. Jeśli to się liczy, czuję się już o wiele spokojniejsza. Wyjaśnię Wam to, choć może być to lekko chaotyczne. Mam nadzieję, że wyłapiecie sens tego wszystkiego.
Pewnej nocy obudziłam się z koszmaru. Sen był tym, który nawiedzał mnie tak często w dzieciństwie. Nie pamiętam wszystkich szczegółów, głównie chodziło o to, że jestem zamknięta sama w pokoju, który pulsował, a ściany zbliżały się coraz bliżej. Zawsze wtedy miałam problemy z oddychaniem i atak paniki do czasu, kiedy się wybudzałam. Może nie brzmi to jakoś przerażająco, ale cierpię na klaustrofobię. Nie jestem w stanie nawet zjechać po obudowanej zjeżdżalni. Tej nocy, jak za każdym razem, dzwonił po mamę lub biegłam do jej pokoju. Przestałam to robić krótko po tym, jak dostrzegłam znajomy cień wynurzający się z kąta. Beau zapytał mnie, czy coś się stało i powiedziałam mu o śnie. Pamiętając opowieść o Królu Snów, zapytałam, dlaczego nie przyniósł mi dziś dobrego snu, zostawiając mnie samą na pastwę koszmaru. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i przysunął się do krawędzi łóżka.

„Nie opowiadałem Ci o pierwszym koszmarze?”- spytał.
Dawno, dawno temu, Ciemność była bardzo młoda. Prześladował nasz gatunek w nieskończoność, zsyłając cienie pełzające pod naszymi stopami i pozwalając potworom czaić się w zakamarkach. Działo się to w czasach, kiedy podróżowaliśmy pomiędzy światami bez zrozumienia natury obu wymiarów, a Ciemność wiedziała tylko tyle, że musi trzymać nas w ryzach. Obawiała się, że rozprzestrzenimy się po obu stronach niczym nowotwór. Robiła zatem wszystko, by nas przestraszyć, skrzywdzić albo nawet zabić.
Żyła sobie wtedy córka rasy, która nie obawiała się Ciemności. Przemieszczała się między światami bez żadnych obaw. Cienie były jej towarzyszami. Żaden potwór nie mógł złapać jej w swoje sidła. Ciemność w żaden sposób nie mogła jej dopaść, a jej odwaga inspirowała wszystkich dookoła by równie dzielnie przeciwstawiali się Ciemności. Rozważając nad córką, Ciemność żaliła się Nocy.

„Czy ona nie widzi, że te światy nie są dla niej?”- zapytała Ciemność.

„Nie potrafi zrozumieć naszej prawdziwej natury. Musisz dotrzeć do ich serc”- odpowiedziała Noc.

„Ale jak?”
Noc pokazała Ciemności, jak ludzkość śpi, narażając swoje umysły na różne zagrożenia bez możliwości obrony. Ciemność wślizgnęła się do umysłu kobiety i umieściła tam wszelkie okropne możliwości, które miała w zanadrzu. Pokazała jej światy, które nie są widoczne gołym okiem przez śmiertelników. Dręczyła ją groźbami wiecznego cierpienia i bólu dla tych, których kocha. Ze strachu popadła w obłęd i nigdy więcej nie podróżowała z poczuciem bezpieczeństwa nawet po własnym świecie.
Ciemność pozostawiła cząstkę siebie w umysłach rasy ludzkiej, aby pozostała tam od narodzin po śmierć jako ostrzeżenie przed ryzykiem ich głupoty lub odwagi. Ta cząstka Ciemności, Nocy i serca rasy ludzkiej stała się Koszmarem. Córka rasy nigdy więcej nie zawitała w Ciemności ponownie.

„To okropna opowieść”- odparłam. „Dlaczego Ciemność zrobiła coś takiego? To głupie.”
  • 3

#491

gzygza.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

 Edycja: Dziki Kurak.

Dołączona grafika


Dołączona grafika


  • 6

#492

Marble.
  • Postów: 99
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pasta z creepypastaindex.com. Oryginał tutaj.
Ostrzegam, że w pewnym momecie pasty pojawiają się przekleństwa. Nie są specjalnie drastyczne, ale komuś mogłyby przeszkadzać, więc wolę ostrzec :)


W autobusie
(On the Bus)


Ulice, drogi i zakurzone ścieżki Kolumbii były dobrym tematem mitów i legend nawet jeszcze przed przybyciem Hiszpanów. Opowieści o "La Patasoli", jednonogim zawodzącym upiorze, który przez wieczność szuka swojego dziecka, lub "El Duende", goblinie o wykręconych stopach, który sprowadza zagładę na podróżników od wieków tkwią w umysłach mieszkańców, przyprawiając ich o gęsią skórkę. Mimo że te opowieści niepokoiły głównie osoby mieszkające na wsi, lub tamtędy podróżujące, wraz z rozwojem miast powstał nowy rodzaj miejskiej legendy, zakorzeniony w siedzącym głęboko w każdym z nas strachu przed nowoczesną technologią. Przykładem tego jest autobus-widmo, który podobno przemierza nocą ulice miasta. Mówi się, że samotne młode kobiety, które do niego wsiądą zostają odnalezione kilka dni później - ich ciała są zmasakrowane, a na twarzach mają zastygnięty wyraz czystego przerażenia, odzwierciedlający ich ostatni udręczony oddech.

Biorąc pod uwagę to, że z pewnością nie jesteś młodą kobietą (przynajmniej nie byłeś kiedy ostatnio sprawdzałeś) i jest wpół do szóstej we wtorkowe popołudnie, autobusy-widma i niepełnosprawne gobliny to ostatnia rzecz, jaką chciałbyś się przejmować. Korzystasz z transportu publicznego Bogoty od ponad dwudziestu lat i twoim największym zmartwieniem są korki, które stały się nie do zniesienia odkąd wybrano nowego burmistrza. Ale mieszkasz jakieś osiemdziesiąt bloków stąd, więc możesz tylko czekać aż przyjedzie odpowiedni autobus. Pójście do domu na piechotę zajmie więcej czasu niż stanie nawet w najdłuższym korku.

Kiedy wreszcie pojawia się autobus jadący w odpowiednim kierunku zauważasz, że bilet kosztuje 200 pesos mniej niż zwykle. To zazwyczaj oznacza, że pojazd jest starszy i trochę bardziej niewygodny niż większość, ale żadnego autobusowicza w tym mieście nigdy to nie zraziło. Ci bogatsi, którzy uważają, że są "ponad" takim środkiem transportu płacą siedem razy więcej za taksówkę i według statystyk wystawiają się na większe ryzyko zostania pobitym lub okradzionym. Cóż, sami są sobie winni, prawda?

Ponieważ nie jesteś osobą, która pogardzi jakąkolwiek zniżką, pytasz zasuszonego kierowcę czy przewiezie cię za tysiąc. Ten pomarszczony, zakurzony człowieczek nie spuszcza oczu z drogi, nawet kiedy w milczeniu bierze od ciebie banknot i wsuwa go do torby zawieszonej na dźwigni zmiany biegów. Zadowolony, odwracasz się i skupiasz uwagę na autobusie. Byłoby idealnie, gdyby znalazło się jakieś wolne miejsce.

Biorąc pod uwagę porę dnia, w autobusie jest mało ludzi, nikt nie stoi. W pobliżu jest kilka wolnych miejsc, więc wybierasz to po lewej, pośrodku autobusu. Zarówno miejsce przy oknie jak i przy przejściu są wolne, więc rozkładasz się na nich wygodnie, wydając z siebie westchnienie zadowolenia. Ta podróż powinna się szybko skończyć.

Radio kierowcy jest wyłączone, a bateria w twojej komórce wyczerpała się godzinę temu, więc spędzasz czas patrząc przez okno i obserwując sprzedawców zachwalających towar i kierowców w samochodach kiwających głowami w takt niesłyszalnej muzyki. Po jakimś czasie tkwienia w tej samej pozycji zaczynają cię boleć plecy, więc prostujesz się i rzucasz spojrzeniem na współpasażerów. Nikt z nich nie jedzie wspólnie, wszyscy w ciszy patrzą przed siebie. Są też nietypowo starzy - to znaczy, nie mają stu lat, ale nikt nie wydaje się być poniżej siedemdziesiątki. Uważasz, że to trochę dziwne i przez głowę przelatuje ci myśl, że nie powinieneś tu być. To głupi pomysł, ale w połączeniu z silnym (choć niekoniecznie nietypowym) zapachem stęchlizny i metalu, którym przesiąknięty jest autobus sprawia on, że nie możesz się już doczekać końca podróży. Ale zostało jeszcze trzydzieści czy czterdzieści bloków do przejechania, więc ponownie wyglądasz przez okno, wyłączasz się i zapominasz o wszystkim.

Widok piekarni Pacho's wyrywa cię z zamyślenia dwadzieścia minut później. Wstajesz i kierujesz się w stronę tylnego wyjścia, mijając milczących współpasażerów. Przy drzwiach zaczynasz szukać małego srebrnego guziczka, który ma dać kierowcy znać, że to twój przystanek. Kiedy już go zauważasz, przychodzi ci do głowy, że przecież nikt nie wsiadł ani nie wysiadł z autobusu odkąd w nim jesteś, co jest bardzo dziwne w godzinach szczytu. Uznając to za dziwny zbieg okoliczności wciskasz guziczek i łapiesz za

Siedzisz na swoim miejscu, patrząc przed siebie.

Co... Co się stało? Rozglądasz się i widzisz, że współpasażerowie siedzą tam, gdzie byli przed chwilą. Nawiązywanie kontaktu wzrokowego nie ma sensu, wszyscy staruszkowie wydają się zagubieni we własnych myślach. Zastanawiasz się czy coś powiedzieć, ale postanawiasz tego nie robić. No bo co byś powiedział? Pewnie po prostu byłeś tak zamyślony, że wyobraziłeś sobie że wstajesz i wciskasz guzik.

Tak, to na pewno to. Twoje sny na jawie są czasem tak żywe, że aż trudno je opuścić. Poza tym, jesteś już dwa bloki za swoim przystankiem. Możesz to nazwać "dziwnym wydarzeniem po drodze do domu", ale teraz naprawdę musisz wysiąść, bo inaczej będziesz musiał długo iść na piechotę. Wstajesz (jeszcze raz) i ruszasz w stronę tylnego wyjścia, trochę zaniepokojony brakiem zainteresowania ze strony reszty pasażerów.

Jest guziczek, dokładnie tam, gdzie pamiętasz. Tyle że oczywiście nie możesz go pamiętać, bo nie byłeś jeszcze przy wyjściu. Pewnie zauważyłeś go wsiadając. Łapiesz za barierkę (ci dranie czasem hamują z piskiem opon kiedy chcesz wysiąść), patrzysz w stronę kierowcy, kładziesz kciuk na guziku

Siedzisz na swoim miejscu, patrząc przed siebie.

Przeszywa cię przejmujący dreszcz, który zamiast zniknąć, rozlewa się po całym twoim ciele. To nie jest odruch spowodowany chłodem, to dreszcz, który czujesz gdy ogarnia cię przerażenie będące o krok od paniki. Dzieje się tu coś naprawdę złego. Nie wiesz co, ale chcesz wyjść, nie chcesz już tu być. Gorzkie poczucie samotności wżera ci się w umysł. Cokolwiek myślą ludzie wokół ciebie, z pewnością nie obchodzi ich co się z tobą dzieje.

Zatem jeszcze raz decydujesz nic nie mówić i po prostu wstajesz, nie zauważając, że robisz to wolniej niż powinieneś. Teraz chcesz tylko wysiąść z autobusu. Poza tym, jesteś już dziesięć bloków za twoim domem, co nagle wydaje ci się olbrzymią odległością do przejścia. Ale to nie jest tak ważne jak potrzeba opuszczenia tego cholernego autobusu.

Kiedy idziesz w stronę wyjścia, staruszka w tylnym rzędzie spogląda na ciebie. Jej twarz jest bez wyrazu, ale sposób, jak na ciebie patrzy - konkretnie na twoją klatkę piersiową - tak jakbyś był tylko częścią autobusu, sprawia że paraliżujący strach krążący w twoich żyłach rośnie jeszcze bardziej. Nie, nie możesz spanikować, nie teraz. Stoisz na tyłach autobusu, ale zamiast wcisnąć guzik, krzyczysz na kierowcę. Krzyczysz żeby się zatrzymał, żeby cię wypuścił, że dzwoniłeś już dwa razy - ale nic się nie dzieje. Przeklinasz go, życzysz mu by umarł, a wielkie nieszczęście spadło na całą jego rodzinę, ale drzwi pozostają nieruchome. Kierowca nie słyszy. Albo go to nie obchodzi. Albo nie chce cię wypuścić. Ale ty masz gdzieś to, czy chce czy nie, więc łapiesz za barierkę, robisz krok w tył dla rozpędu i posyłasz solidnego kopa prosto w zawiasy, które

Siedzisz na swoim miejscu, patrząc przed siebie.

Mija trochę czasu zanim to do ciebie dociera. Może tylko chwila, może cała minuta. I kiedy zdajesz sobie sprawę, że autobus nie chce cię wypuścić, zauważasz też, że twoje prawe kolano przeszywa nienaturalny, ostry ból. To ta sama noga, którą kopnąłeś drzwi - teraz boli jakby była złamana. Ale szybko przestajesz się o to martwić, bo kiedy chcesz pomasować kolano, zauważasz swoje dłonie.

To nie są dłonie dwudziestopięciolatka. Są pomarszczone, z wyraźnie zaznaczonymi żyłami i usiane plamami wątrobowymi. Kiedy oglądasz swoje dłonie i ramiona, lodowaty strach ogarnia każdy zakątek twojego umysłu. Dotykasz swojej twarzy i czujesz zmarszczki i włoski, których przedtem tam nie było. Na twojej czaszce pozostało tylko kilka cienkich pasm włosów. Wytrzeszczasz oczy w niedowierzaniu i czujesz, jak w twoim sparaliżowanym gardle rośnie ciężka bryła czystego przerażenia.

Musisz uciec z tego demonicznego autobusu, uciec zanim dokończy to, co zaczął. Ostrożnie opuszczasz swoje miejsce - nie potrzeba ci kolejnej kontuzji - i idziesz do przodu, w stronę kierowcy. Może mógłbyś z nim porozmawiać, albo zatłuc go na śmierć latarką, przecież na przodzie autobusu jest zawsze mnóstwo różnych

Siedzisz na swoim miejscu, patrząc przed siebie.

Mija dobre pięć lub dziesięć minut zanim udaje ci się ogarnąć to, co się z tobą dzieje, zrozumieć że życie przecieka ci przez palce. Twoje ręce wyglądają teraz jak ręce twojej babci, twoje plecy bolą od podstawy aż po szyję, masz trudności ze skupieniem wzroku na billboardach za oknem. Nawet myślenie nie przychodzi ci tak łatwo, jak powinno. Dopiero po chwili udaje ci się przypomnieć, że musisz jeszcze raz spróbować wyjść.

Może przemoc to złe rozwiązanie, może mógłbyś delikatnie otworzyć drzwi. Może jeśli potraktujesz autobus jak żywe, wrażliwe stworzenie, a nie maszynę z piekła rodem to cię wypuści, może...

Ta staruszka znów na ciebie patrzy. Zauważasz jej niebieską kurtkę, o wiele dla niej za dużą. Gdyby to była bluzka, zwisałaby z jej chudych ramion. Maleńka, niezdecydowana łza pojawia się w kąciku jej oka, spływa krętą ścieżką po jej wiekowej twarzy, by wreszcie wylądować na jej nadgarstku z upiorną ostatecznością. Na tym nadgarstku jest czerwony zegarek, taki jak te obecnie modne wśród licealistów.

Przyglądasz się drzwiom. Dwie szyby połączone kolumną zawiasów, po prawej stronie gumowa podkładka dla ochrony przed uszkodzeniami. Drzwi są odrobinę wgięte do środka. Kiedy to zauważasz, nagle pojawia się iskierka nadziei. Gdybyś zdołał wcisnąć

Siedzisz na swoim miejscu, patrząc przed siebie.

CO DO CHOLERY CO SIĘ KURWA DZIEJE MOJE RĘCE SĄ STARE MOJE RĘCE TO RĘCE STARUSZKA NIE MOJEGO DZIADKA BARDZO BARDZO STAREGO CZŁOWIEK ZA TOBĄ PODSKAKUJE GDY SIĘ DO NIEGO ODWRACASZ I KRZYCZYSZ NA NIEGO I ŁAPIESZ JEGO TWARZ I KRZYCZYSZ ŻEBY CIĘ WYPUŚCIŁ MÓWI COŚ CZEGO NIE ROZUMIESZ JEGO ZĘBY JEGO KREW TWOJE ZĘBY OCH MÓJ BOŻE MOJE ZĘBY SĄ MALEŃKIE SĄ PYŁEM SĄ CO DO DIABŁA JAK DŁUGO TU JESTEM PIEPRZYĆ TO ROZBIJĘ OKNO ŁOKCIEM NAWET JEŚLI SIĘ POŁAMIE NIE CHCĘ TU UMRZEĆ NIGDY WIĘCEJ

Siedzisz na swoim miejscu, patrząc przed siebie.

Po długim, długim czasie spoglądasz na swoje dłonie. To powykręcane reumatyzmem, zakrwawione szpony wiedźmy, która swoimi okropnymi doświadczeniami mogłaby obdzielić całe pokolenia.

Wiedźma? Wiedźma to nie jest dobre słowo. Wiedźma to kobieta, prawda? Przynajmniej tak było w opowieściach matki. Jak w tej o La Patasoli. Kolano wciąż cię boli, ale nie tak bardzo jak łokieć. Jakby był połamany. Ach, tak. Ten autobus. Musisz z niego wysiąść. Wiesz, że natychmiast musisz wysiąść. Nie pamiętasz dlaczego, ale to konieczne. To ważne. To było ważne. Jesteś taki zmęczony.

Próbujesz się podnieść z siedzenia, ale kolano ugina się pod ciężarem i opadasz z powrotem na miejsce. Musisz wysiąść z autobusu. Pamiętasz tamte autobusy. Kiedyś zabierały cię do pracy. Siadasz wygodniej. Spróbujesz wysiąść z autobusu. Ale za chwilę. Musisz odpocząć. Autobus może zaczekać.

Siedzisz na swoim miejscu, patrząc przed siebie.

Siedzisz na swoim miejscu, patrząc przed siebie.
  • 14

#493

gzygza.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

 Edycja: Dziki Kurak.

Dołączona grafika


Dołączona grafika


  • 6

#494

gzygza.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Trochę przeraża ilością teksu, ale jednak bardzo ciekawe. A co do ostrzeżenia...A może by ktoś spojrzał najpierw na rubrykę "O mnie"?
Dołączona grafika
Edit: +.....
1. Kopiowanie tekstu bez zgody autora;
2. Usunięcie wpisu moderatora §7.11
3. warn + konto zawieszone na okres 30 dni.

Użytkownik +..... edytował ten post 01.03.2012 - 22:37

  • 0

#495

Seventhwish.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Tak więc, to będzie mój w sumie pierwszy post na tym forum, więc witam :D
Kawałek tekstu napisany przeze mnie, dość długi, ale nie takie już tu widziałam, więc myślę, że mogę go tu wrzucić. Nie wiem, czy to się do czegoś nadaje, mam nadzieję, że komuś się spodobają moje nędzne próby pisania :D


NOWY KOLEGA



Siedzę na murku i staram się wyładować swoją złość, wściekle machając nogami to w przód, to w tył. Podnoszę głowę i starannie wpatruję się w rozciągający się przede mną chodnik, mając nadzieję, że jednak go teraz zobaczę. Oczywiście, nic z tego. Wściekam się jeszcze bardziej, mruczę pod nosem słowa powszechnie uważane za nieprzyzwoite. Kamil zawsze miał irytujący zwyczaj spóźniania się, ale dzisiaj pobił już chyba wszelkie rekordy... rozumiem piętnaście minut, pół godziny, nawet trochę więcej... ale ponad godzinę? To się w głowie nie mieści. Już ja mu nagadam, kiedy...
Przestaję o tym myśleć, bo na chodniku pojawia się znajoma, szczupła sylwetka. Wysoki, chudy, ręce jak zwykle w kieszeniach. Spóźniony, ale za to bez piłki, którą miał przynieść. Złość, która właśnie zaczęła mi przechodzić, wraca ze zdwojoną siłą. Jak można tak wszystko olewać?
- Cześć. - Mówię, mimo wszystko, zupełnie spokojnie. Kamil potrząsa głową, jakby zaskoczony moją obecnością, po czym wbija we mnie wzrok. Może to tylko moje wymysły, ale wydaje mi się, że jego zgniłozielone oczy zrobiły się dużo jaśniejsze...
Mrugam kilka razy, żeby wyrzucić ze swojej głowy te głupie przypuszczenia.
- Cześć! - powtarzam, tym razem głośniej, i już nie tak spokojnie.
- No cześć. - odpowiada, po czym przekręca głowę w bok i przez moment wpatruje się w pustkę. Następnie znów spogląda na mnie.
- Dobra, no to... no, poznajcie się, czy jak to tam się... - mówi. - To jest Piotrek – pokazuje paluchem na mnie – A to jest Andrzej. - Pokazuje na miejsce obok siebie, oczywiście nikogo tam nie ma. Podnoszę brwi, zdziwiony, i na wszelki wypadek starannie rozglądam się wokół, żeby upewnić się, że to nie jest jakiś głupi żart. Utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że Kamil wpadł na kolejny ze swoich niezliczonych, kompletnie idiotycznych pomysłów. Kumpel z niego dobry, ale poczucie humoru ma, delikatnie mówiąc, wyjątkowo specyficzne. Zazwyczaj mnie to bawi, ale dzisiaj mam już go serdecznie dość.
- Przestań w końcu, dobra? - warczę. - Spóźniasz się, piłki nie przynosisz, i jeszcze robisz ze mnie idiotę. Mam dość tych twoich...
- O co ci chodzi? - Przerywa mi. Oczy ma szeroko otwarte ze zdziwienia. - Dobra, trochę się spóźniłem...
- Trochę! - Mruczę pod nosem.
- ...ale nie wiem, o co ci chodzi z robieniem idioty. Może byś rękę podał, a nie stoisz jak ten słup, hę?
- Jaką znowu rękę?
- No, twoją, a masz jakieś inne? Tak się robi, jak ktoś wyciąga rękę na powitanie, to mu się daje swoją, nie?
Zaczyna mnie wkurzać ten jego ironiczny uśmieszek.
- Jakoś nie zauważyłem, żebyś do mnie wyciągał jakąś rękę, kretynie. - Parskam, gotowy po prostu sobie pójść, zanim sprzeczka przerodzi się w coś gorszego.
- Nie mi! - Fuka na mnie. - Tylko, kurde, Andrzejowi! Jesteś na mnie zły, okej, ale nie musisz się na nim wyżywać! Nawet się nie raczysz odezwać...
- Daj już spokój, przecież tu nikogo nie ma. - Denerwuję się. - Te twoje dowcipy robią się coraz bardziej bez sensu.
Ku mojemu zdziwieniu, Kamil szczerzy się w uśmiechu i odwraca głowę w stronę wyimaginowanego kolegi.
- Mówiłem ci – rzuca w pustkę – że on jest trochę dziwny. Tak dla zabawy, możemy później też poudawać, że my go nie widzimy.
Żarty żartami, ale on jest naprawdę cholernie przekonujący. Gdybym go nie znał, zacząłbym zastanawiać się, dlaczego nie widzę tego całego Andrzeja. Założę się, że gdyby tylko chciał, dostałby rolę w jakimś filmie. I to całkiem niemałą... Chociaż znając jego charakter, to jestem pewien, że z planu filmowego wyrzuciliby go po kilku dniach z niezłym hukiem. I poleceniem, aby nie zbliżał się bardziej, niż na sto metrów. Tak podejrzewam.
No ale, skoro tak bardzo chce robić sobie jaja...
- To patrz. - mówię, po czym ruszam przed siebie i przechodzę dokładnie przez miejsce, w którym, według niego, tkwi sobie beztrosko Andrzej. Oczywiście, nie napotykam na żadną przeszkodę. - I co?
Kamil patrzy na mnie spode łba.
- Chcesz zrobić ze mnie idiotę? Przecież widzę, że odsunął się na bok.
Urywa na chwilę i wpatruje się uważnie w „Andrzeja”.
- Co? - mówi. W pustkę. - A... daj spokój... nie, zwykle jest normalniejszy, nie wiem, co mu dzisiaj... A. No dobra, to...
- Gramy w tą piłkę? - Mówi, tym razem do mnie.
- Może z Andrzejem? - Odgryzam się.
- Tak, właśnie z Andrzejem – Mruczy. Widzę, że jest zły. Co go ugryzło? Zawsze wkręca ludzi w swoje dziwaczne pomysły, ale nigdy się w to aż tak nie angażował...
- Masz piłkę? - Pyta, a ja dostaję wścieku.
- No chyba sobie kpisz – mówię. - Ty miałeś przynieść!
- Ale ty masz bliżej. - Pokazuje głową na znajdujący się za mną blok.
- A co mnie to obchodzi? Nie chce mi się iść taki kawał.
- To czym będziemy grać? - Pyta, zupełnie spokojnie.
- Andrzejem. - Parskam.
- Trochę za duży – szczerzy zęby. Nie no, mam tego już dość.
- Dobra, idziemy po tą piłkę. - Wzruszam ramionami. Właściwie, to wcale nie jest daleko. To tylko trzecie piętro. Kilkanaście schodów, może trochę więcej.

*

Łup! Piłka z impetem uderza w ceglaną scianę garażu. Kamil zatrzymuje ją nogą i spogląda na mnie ze zdziwieniem.
- Naprawdę nie chcesz grać?
- Nie, dopóki nie przestaniesz się wydurniać. Już chyba starczy, co? - Burczę. Jestem zły, bo on cały czas gada do tego swojego Andrzeja. Ja rozumiem, fajnie jest z kogoś czasami pożartować, ale trzeba mieć chyba jakiś umiar!
- To ty się wydurniasz. Na miejscu Andrzeja to bym pomyślał, że jesteś jakiś nienormalny. Ile można? - Mówi do mnie. Zaczyna mnie naprawdę doprowadzać do granic wytrzymałości nerwowej. Podnoszę się.
- Dobra, mam tego dosyć. Cześć. - Mówię, po czym odwracam się i odchodzę. Spokojnym krokiem przechodzę przez wejście na klatkę schodową, a następnie rzucam się pędem do mieszkania i wyglądam przez okno. Ciekawe, co teraz zrobi. Dalej będzie odbijał tą piłkę o ścianę i udawał, że ktoś tam stoi?
Wyglądam ostrożnie, zza zasłony, tak, żeby nie było mnie za bardzo widać. Kręcę głową z niedowierzaniem. On nadal to robi! Kopie piłkę w ścianę, i jeszcze... o ile mnie wzrok nie myli... nie, nie mylę się, on do tej ściany gada. Może wie, że obserwuję go przez okno. Odsuwam się i idę do kuchni. Myję ręce, wyciągam z lodówki kilka rzeczy i przyrządzam sobie dwie duże, apetycznie wyglądające kanapki. Celowo się nie spieszę, ale w końcu nie pozostaje już naprawdę zupełnie nic do zrobienia, włączając w to wymycie noża do masła. Biorę więc talerz, wracam do siebie, odstawiam jedzenie na biurko i rzucam się do okna. Nie, nie wierzę... on nadal robi to samo! Zerkam na zegarek. Minęło już dziesięć minut. Chce mu się? Aż tak bardzo mu zależy, żebym dał się nabrać? Nie wiem, co mu odbiło, ale to jest dość dziwaczne, nawet jak na Kamila. Patrzę przez okno jeszcze raz, i widzę, jak Kamil ściska na pożegnanie nieistniejącą dłoń, a potem bierze piłkę pod pachę i odchodzi. Ściskał tą „dłoń” naprawdę przekonująco. Jest już wieczór, na dworze zrobiło się troche ciemno, a ja mam zgaszone światło. Niemożliwe, żeby mnie widział... To jest naprawdę dziwne. Wzruszam ramionami, zapalam światło i zabieram się za konsumpcję.
Dopiero, kiedy idę spać, uświadamiam sobie, że Kamil zabrał MOJĄ piłkę.

*

Od rana męczy mnie irytująca świadomość, że o czymś zapomniałem. I nie, nie chodzi tutaj o piłkę, którą rano znalazłem pod swoimi drzwiami. Rzecz tkwi gdzie indziej, problem w tym, że nie mam najmniejszego pojęcia, gdzie. Czuję się, jakbym nie zrobił czegoś, o czym absolutnie NIE WOLNO zapominać. Tylko czego? Pogoda na dworze jest paskudna, wieje i leje, więc kręcę się po domu, bezskutecznie próbując się czymś zająć, czymkolwiek, ale na niczym nie mogę się skupić. Zapomniałem o czymś ważnym, koniec, kropka. Nie wmówię sobie, że jest inaczej, żebym nie wiem jak bardzo się starał. W końcu doprowadza mnie to wszystko do takiego szału, że uderzam pięścią w ścianę. Jedyny skutek, jaki odniosłem, to boląca ręka. Trochę mnie to jednak uspokaja.

*

Znów leje. To już kolejny dzień paskudnej pogody. Nudzę się jak nigdy, poza tym nadal nie opuszcza mnie to wrażenie, że coś mi umyka. Dzwonię do Kamila, żeby do mnie wpadł, jestem gotowy wybaczyć mu głupie żarty, w końcu nic takiego się nie stało. Kamil mówi, że owszem, bardzo chętnie wpadnie razem z Andrzejem. Prycham w słuchawkę, a on mówi, że nie wie, o co mi nadal chodzi. I że ma dość moich wygłupów. Mam chęć powiedzieć mu dokładnie to samo, ale się powstrzymuję. Ciekawe, ile jeszcze wytrzyma. Potem pyta, czy nie pogadałbym z Andrzejem, bo on ma do mnie jakąś sprawę. Okej, zobaczymy, co teraz wymyślił. Słyszę, jak podaje komuś telefon, po czym zalega cisza. Już mam zamiar się rozłączyć, kiedy do słuchawki wraca głos Kamila. Wrzeszczy na mnie, że to już jest jakaś przesada, tak się do kogoś nie odzywać, i że trzeba mieć jakiś umiar. Krzyczę, żeby spojrzał na siebie, bo właśnie to samo miałem mu powiedzieć. I że mam go dość, że jest głupi i niech się wypcha tym swoim Andrzejem.


*

- Rany, ależ ty jesteś uparty.
Rozglądam się, ale nikogo nie widzę. Głos wybucha śmiechem, i uświadamiam sobie, że wcale go nie słyszę, a przynajmniej nie w takim sensie, w jakim zwykło się to słowo pojmować. Ten głos rozbrzmiewa tylko w mojej głowie.
- Nie zobaczysz mnie, głuptasie. Przecież sam tego nie chciałeś, prawda?
Co to ma być?, myślę. Po chwili w mojej głowie pojawia się odpowiedź.
- Już nie pamiętasz? Och, nie odpowiadaj bzdur. Przypomnij sobie. No?
Zaczynam chyba się bać. Rozglądam się wokół siebie jeszcze raz, to musi być jakaś sztuczka, ale jest ciemno i nie widzę prawie nic.
- Co to ma być? - Mówię, tym razem zupełnie głośno. Coś w mojej głowie znów się śmieje. Ten chichot jest okropny, jakiś taki... obłąkany. Mam tego dość...
- Już masz dość? - Chichocze. - Ojej, nie żartuj sobie, to nie jest śmieszne! Jestem pewien, że za mną tęskniłeś...
Za kim niby miałbym tęsknić?
- Jak to za kim? Za mną, przecież. Ale widzisz, dotrzymałem słowa. To chyba dobrze?
Jakiego znów słowa?
- Powiedziałem, że cię odwiedzę. Więc jestem. Nie cieszy cię to?
Nie!!!
- Ojojojoj. To bardzo niedobrze, kolego. Niedobrze...
Nawet cię nie widzę! Nie ma cię! To tylko moja głupia wyobraźnia!!! Wypad z mojej głowy, już! Nie chcę cię więcej widzieć!!!...
- Hej, i tak mnie nie widzisz. - zanosi się śmiechem szaleńca. - Oj, a to niedobrze, niedobrze, bardzo niedobrze...
Idź mi stąd, już!!!
- ...bo widzisz, możesz sobie nadal wmamiać, że mnie nie widzisz, ale wiesz... naprawdę myślisz, że będzie ci łatwiej uciekać przed czymś, czego nie możesz zobaczyć?
Śmieje się. Tak głośno, że odruchowo zatykam uszy, ale to nic nie daje, bo źródło dźwięku znajduje się w mojej głowie...

*

Budzę się .
Otwieram oczy, siadam na łóżku, rozglądam się wokół siebie. To tylko sen... Przeklinam, pod nosem, cicho, żeby nikogo nie obudzić. Kto to słyszał, żeby normalny człowiek miał takie sny? Chyba muszę ograniczyć te wszystkie horrory, które zawzięcie ostatnio oglądam... Mimo wszystko, chociaż sam przed sobą nie chcę się do tego przyznać, jakoś nie mam ochoty położyć się teraz z powrotem spać. Wstaję więc i idę do łazienki. Mam ogromną chęć zapalić światło, ale ryzykowałbym, że kogoś może to obudzić. Poza tym, to by było śmieszne. Nie będę niczego zapalał z powodu głupiego snu! To by była zwyczajna dziecinada.
Wchodzę do łazienki, zamykam za sobą drzwi. Noc jest ciemna, dzisiaj jest chyba pełnia czy coś koło tego, ale całe niebo jest pokryte ciężkimi, deszczowymi chmurami, choć właściwie to już przestało padać.
Odkręcam kran, tylko odrobinę, tak, żeby płynęła z niego cieniutka stróżka wody. Łapię ją do złożonych dłoni, a potem pryskam sobie na twarz. Ot tak, żeby wypłoszyć z głowy głupie myśli. Zakręcam kurek, odwracam się do wyjścia, i do moich uszu dociera jakiś dźwięk. Staję jak wryty i nasłuchuję. To płynąca woda. Ale przecież zakręciłem kran, jestem tego pewien...
Jakiś irracjonalny strach każe mi się nie odwracać, i przez chwilę mam ochotę po prostu uciec, nieważne, gdzie.
Co za brednie, mówię po chwili do siebie, jestem zaspany, nie zakręciłem wody, wyobrażam sobie jakieś nie wiadomo co. Zdecydowanie odwracam się, wstrzymuję na chwilę oddech, ale oczywiście w łazience nie czai się żaden potwór spod łóżka, a może raczej – wanny. Podchodzę do kranu, tym razem zakręcam go starannie i dokładnie, dwa razy upewniam się, że rzeczywiście to zrobiłem. Jeśli znów zacznie kapać, to będzie znak, że coś tu jest nie tak. Albo po prostu kran się popsuł.
Chcę już sobie iść, ale odruchowo zerkam jeszcze w lustro, wiszące nad zlewem. I wtedy to się zaczyna. Mam wrażenie, nie, źle, mam PEWNOŚĆ, że coś za mną stoi. Patrzę w to lustro, nie wiem, co robić. W nocy rzeczy w lustrze nie są wyraźnie widoczne, zdaję sobie sprawę, że łatwo zobaczyć coś, czego nie ma. Ale tym razem mogę się założyć, że to nie jest moja wyobraźnia, bo za swoimi plecami widzę niewyraźną, czarną sylwetkę. Nie jest bardzo dobrze widoczna, ale na pewno – JEST.
Odwracam się gwałtownie za siebie – nic nie ma.
Zerkam w lustro.
Jest.
Dużo bliżej.
Patrzę za siebie. Nadal nic tam nie ma.
Spoglądam w lustro... czarne łapska wyciągają się właśnie w moim kierunku. Mogę przysiąc, że to coś ma na głowie jasne włosy.
Wybiegam z łazienki, zamykam za sobą drzwi i wpadam do swojego pokoju. Szybko zapalam stojącą na biurku lampkę i wpełzam pod kołdrę. Co to miało być? Co to niby miało być!? Nie mam przecież AŻ tak bujnej wyobraźni, ale wiem, co widziałem...
Powoli się uspokajam. Kiedy jest jasno, takie rzeczy, jak potwór z lustra, wydają się wręcz śmieszne. Musiałem przysnąć, tak się czasami zdarza, kiedy człowiek jest wyrwany ze snu. Rozglądam się po pokoju. Wszystko wygląda dokładnie tak, jak powinno. Tak, to po prostu śpiący jeszcze mózg spłatał mi głupiego figla. Owijam się starannie kołdrą i zamykam oczy.
Nie gaszę światła.

*

Wieczór. Idę ulicą, nie jest jeszcze ciemno, ale latarnie właśnie się zapalają. Wracam do domu, wokół jest dość pusto, nic dziwnego, często tak bywa. Idę na skróty, starym chodnikiem pomiędzy blokami. Jest właściwie nieużywany, od kiedy powstała nowa droga, która owszem, prowadzi też do mojego bloku, ale jest prawie dwa razy dłuższa. Przechodzę więc zniszczonym, zarośniętym już trawą i zielskiem chodnikiem. Idę, ale mam dziwne wrażenie, że to już było. I że powinienem zawrócić. Mimo to – idę.
Słyszę jakieś hałasy. Ktoś nadchodzi. Niepokój narasta, nie chcę iść dalej, ale to nie ode mnie zależy. Wiem, że stanie się coś, czego bardzo chciałbym uniknąć, ale nogi mnie nie słuchają, idę dalej. Jakbym był biernym obserwatorem jakiejś sceny, tyle że umieszczonym w moim ciele.
Zauważam kogoś z boku chodnika. Idzie niezbyt prosto, chwieje się. Pewnie jakiś żul. Wcale mi się to nie podoba. Wolę nie spotykać się z takimi typami sam na sam, zwłaszcza wieczorami, chociaż wcale nie jest jeszcze późno. Czuję, jak moje nogi przyspieszają, choć każę im ruszać w przeciwnym kierunku. Wiem, co będzie dalej, ale uporczywie odpycham tę myśl od siebie.
To wcale nie jest jakiś stary, obleśny menel. Chłopak wygląda na takiego mniej więcej w moim wieku, jakiegoś siedemnasto- czy osiemnastolatka. Ma bladą skórę, jasne, rozrzucone w nieładzie włosy i niesamowicie niebieskie oczy. Patrzy na mnie i... zaczyna syczeć.
- co ty tu robisz? - Syczy na mnie, a ja chcę uciekać, ale stoję jak słup. Nie mogę się ruszyć. Dopiero teraz zauważam drugą osobę. Na ziemi kuli się przestraszona młoda kobieta, patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Właściwie... to dobrze się składa. - Chichocze. Skąd ja znam ten chichot, taki jakby... obłąkany?.. - Szukam nowego przyjaciela... Tamten zrobił się już trochę... Cóż, zużyty..?
Chichot. Głośny. Naprawdę nikt tego nie słyszy?
- Uciekaj. - Syczy na kobietę. Ta jakby tyko na to czekała. Zrywa się, ale coś ją zatrzymuje. Patrzy na niego, niepewna. - Ej, to nie żart, naprawdę już dam ci spokój... Zobacz, mam fajniejszą zabawkę...
Patrzy na mnie i kręci głową. A potem ucieka tak szybko, że jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak biegł.
- Więc. Jesteś teraz mój, wiesz? Taki pech. Trzeba było iść inną drogą, kolego. Cóż, takie życie. Miałeś pecha, że tak powiem.
Nadal nie mogę wydusić z siebie słowa. Właściwie to nie wiem, dlaczego.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że się na to nie zgadzasz!
Pewnie, że chcę! Chcę tego najbardziej na świecie, ale nie potrafię zmusić się do wydania jakiegokolwiek dźwięku...
- Skoro tak...- Mówi chłopak. - Już niedługo cię odwiedzę, kolego. - po czym rzuca się na mnie z niewyobrażalną szybkością. Zapamiętuję jeszcze, jak uderzam głową o twarde, betonowe płyty chodnika.

*

Budzę się. Światło jest zgaszone. Jak to możliwe? Ten sen był jeszcze bardziej nienormalny, zresztą już kiedyś mi się śnił. Był tak realistyczny, że wmówiłem sobie wtedy nawet, że boli mnie głowa od tego uderzenia w chodnik. Co to za głupota? Nie zamierzam już dzisiaj kłaść się spać. I tak się nie wyśpię, to jakaś idiotyczna noc. Uświadamiam sobie, że tym, co mnie obudziło, jest dzwonek telefonu. Odbieram. To Kamil.
- Andrzej do mnie dzwonił. Dzięki, że w końcu wynormalniałeś.
Zerkam na zegarek. Jest pięć po dwunastej. O co może mu chodzić o tej porze?
- Co? - mruczę w słuchawkę.
- Andrzej do mnie dzwonił. Mówił, że fajnie, że zauważyłeś, że istnieje. No, i żeby do ciebie wpadł, się zgodziłeś. Trochę dziwne, że o tej porze, no ale fajnie, że już się nie wydurniasz.
- Co? - Powtarzam. On nadal z tym Andrzejem? Zaczyna mnie to niepokoić.
- Ty mnie słuchasz w ogóle? - Denerwuje się. - Dziwni jesteście. Umawiacie się na spotkania o tej porze?
- Na nic się nie umawiałem! - Warczę.
- Dziwne... mi mówił, że obiecał ci jakiś czas temu, że niedługo cię odwiedzi, że jesteś jego nowym przyjacielem... A, nieważne. Dobrze, że się dogadujecie. Tak w ogóle, to u ciebie też jest awaria prądu? Nie da się nawet zapalić światła, jakiś koszmar. Ale. Andrzeja nawet po ciemku nie da się przeoczyć, on ma takie jasne włosy, że aż się świeci... Dobra, cześć.
Słyszę urywany sygnał w słuchawce, a mój zaspany mózg zaczyna coraz szybciej kojarzyć fakty. Próbuję zapalić lampkę, ale naprawdę nie ma prądu. Siadam na łóżku, i tak, mogę założyć się, że w kącie mojego pokoju coś cicho chichocze.
  • 11


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych