Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#541

Karolikat.
  • Postów: 2
  • Tematów: 1
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Kiedy zobaczyłem ...

W tym roku w moim mieście odbyło się misterium męki pańskiej. Wszystko było w porządku. Ja z kolegami siedzieliśmy w pierwszej ławce przed rzutnikiem. Na tablicy wyświetlana była relacja z kościoła, kiedy aktorzy siedzieli na środku. Rozpoczęło się przedstawienie. Widziałem na żywo aktorów i jednocześnie obraz z rzutnika. Nagle w kościele zaczęły migać światła. Kiedy światła przestały świecić, obraz zaczął się psuć... po minucie "szumu" obraz się poprawił, lecz chyba tylko ja zauważyłem, że obraz wyświetlany na tablicy nie pochodził z kościoła. Kiedy aktorzy jedli i łamali chleb na obrazie "Jezus" wstał lecz w kościele aktor siedział. Usłyszałem głos, który mówił "trzy dni". Dopiero wtedy zauważyłem, że postać która wstała na obrazie miała twarz Jezusa. A to była "scena" z ostatniej paschy. Spytałem się pana, który operował rzutnik i kamerzystów czy coś takiego puszczali.
Odpowiedzieli że nie. Po trzech dniach sprawdziłem w google wydarzenia. Okazało się, że w Polsce zginęło ponad 50 osób z niewiadomej przyczyny. A prawie cały kraj ogarnęła dziwna mgła. Ze strony mgły można było usłyszeć głośne krzyki.
  • -9

#542

Adamon.
  • Postów: 15
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

NIGDZIE NIE JESTEŚ BEZPIECZNY

Dzień jak co dzień… Nic nie wskazywało na jego polepszenie. Szara rutyna, zupełny brak ekscytujących wydarzeń czy chociażby odrobiny rozrywki. Wracałem ze szkoły znudzony i zarazem zmęczony. Był to ostatni dzień tygodnia: słodka zapowiedź dwóch dni przerwy, które mogłem poświęcić na to, co tylko zechciałem. Pragnąłem tylko jednego: jak najszybciej znaleźć się w domu, móc położyć się na łóżku i odpocząć. Pogoda jednak nie sprzyjała moim planom, nie była zbyt przyjemna. Budziła negatywne emocje. Kolor nieba, gęstość powietrza… zupełnie, jak tak zwana cisza przed burzą... Szedłem w milczeniu, pokonując już większość drogi. Z daleka ujrzałem swój dom – wyczekiwany cel podróży. „Jestem blisko… za chwilę będę na miejscu”, pomyślałem. Nagle zrobiło się niesamowicie ciemno. Pogoda, która już wcześniej była beznadziejna zaczynała naprawdę przestawać być znośna. Mrok ogarniał całe niebo, a wiatr, poprzednio już mocny, stał się jeszcze bardziej porywisty. Zacząłem się niepokoić, martwić się, że za chwilę rozpęta się wichura, zaleje mnie ulewa bądź zdarzą się obydwie rzeczy na raz. Przyspieszyłem kroku i wtedy zdałem sobie sprawę z obecności czegoś, czego wolałbym nigdy nie zauważyć...

W oddali, pod latarnią widać było cień dość sporego, czworonożnego zwierzęcia. "Eee tam, to pewnie pies", pomyślałem i nie poświęcając stworzeniu więcej uwagi, ruszyłem dalej. Stworzenie poruszyło się. Zaczęło iść w moim kierunku. Im bliżej się znajdowało, tym bardziej zdawałem sobie sprawę z jego rozmiarów. Było nienaturalnie duże. Po krótkiej chwili zaczęło biec. Odruchowo rozpocząłem więc ucieczkę . Na szczęście dom nie znajdował się już daleko, także zdążyłem schować się na klatce schodowej. Czworonożna kreatura dobiegła do niej i przystanęła. W tym momencie zyskałem okazję, aby dokładniej jej się przyjrzeć przez dziurkę od klucza: był to sporych rozmiarów wilk o okropnym pysku rodem z jakichś starych horrorów o wilkołakach. Minęła minuta, może dwie. Psowaty, najpewniej znużony bezczynnym czekaniem, zaczął powoli odchodzić, aż w końcu zniknął z mojego pola widzenia. Odetchnąłem z ulgą i odwróciłem się. Poszedłem wprost w kierunku mieszkania. Stanąłem już na pierwszym schodku, gdy przeszedł mnie zimny dreszcz… zwiastun czegoś nieprzyjemnego. Klamka od klatki schodowej poruszyła się... A ja ponownie odwróciłem się. W drzwiach stał dwumetrowy i dobrze zbudowany mężczyzna owinięty dziwnymi, starymi ubraniami. Miał odsłonięte jedynie dłonie oraz oczy. Nastąpiła ciężka chwila ciszy . Obcy cicho się roześmiał i pewnym krokiem ruszył w moim kierunku. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że w ręku trzyma ogromny i strasznie ubrudzony stary nóż. Zrobiłem to, co prawdopodobnie każdy uczyniłby na moim miejscu – pobiegłem w stronę mieszkania najszybciej, jak tylko mogłem. Dopadłem drzwi, otworzyłem je i z impetem zamknąłem. Starałem się uspokoić i choć na chwilę złapać oddech. Spokojniejszym już krokiem poszedłem do pokoju rodziców, aby wszystko im opowiedzieć. Jedynie wyśmiali mnie twierdząc, że "zbyt dużo gram w te gry komputerowe". Nie widząc innego argumentu zacząłem w to wierzyć. "To musiało być przywidzenie, w końcu byłem zmęczony" - tak próbowałem wytłumaczyć sobie to nienaturalne zdarzenie. Cały czas utwierdzając się w tym przekonaniu zdołałem się uspokoić.

Reszta dnia minęła w miarę normalnie. Pogoda zdołała się poprawić. Słońce nareszcie zaczęło zachodzić i księżyc stawał się coraz bardziej widoczny. Tego wieczoru wydawał się niezwykle duży i jasny. Wyglądało to ciekawie, nawet zrobiłem parę zdjęć. W pewnym momencie do mojego pokoju weszła matka. Oznajmiła, że wyjeżdża wraz z ojcem na przyjęcie do znajomych. Obydwoje zamierzali wrócić dopiero nad ranem. Ucieszony faktem, że będę miał "wolną chatę", przytaknąłem i życzyłem im ciekawego wieczoru. Rodzice wyjechali, a ja siedziałem do późnej nocy, grając w gry komputerowe ze znajomymi. Nadeszła godzina 2:30. Pościeliłem łóżko w dużym pokoju, żeby móc zasnąć przy TV. Lubiłem robić tak od dzieciństwa, lecz nie zawsze nadarzała się okazja. Sen coraz bardziej mnie nużył. Już zasypiałem, gdy poczułem znajomy dreszcz i to dziwne uczucie, które wydawało się znajome… zupełnie, jakbym skądś je pamiętał. Przypomniała mi się wtedy dziwna sytuacja z popołudnia, gdy wracałem do domu. Jakby tego było mało, usłyszałem kroki zwierzęcia tuż za ścianą. Byłem sparaliżowany ze strachu. Do pokoju wszedł wilk - zdawał się mnie nie widzieć. Rozejrzał się wokoło i wyskoczył przez zamknięte okno. Przeniknął szybę zupełnie, jakby był niematerialny. Nie minęło wiele czasu, a znów do moich uszu dotarł dźwięk kroków. Tym razem bardziej donośnych i szybszych…

Wtedy ponownie Go ujrzałem. Śmiejąc się, jak poprzednim razem, szedł spokojnie w moim kierunku. Zanim zdążyłem zareagować… zabił mnie. Pamiętam dokładnie ten przerażający moment. Mężczyzna wbił swój stary i ogromny nóż prosto w moje serce. Rano obudziłem się cały spocony i wystraszony. Praktycznie wyskoczyłem z łóżka. Wszystko wyglądało zupełnie normalnie… Jakby nigdy nic się nie stało - wszystko było na swoim miejscu. Żyłem, a na klatce piersiowej nie miałem nawet najmniejszego zadrapania. "To tylko zły sen, to tylko zły sen", nieustannie powtarzałem te słowa w myślach niczym mantrę. Do końca dnia jednak byłem niespokojny. Obawiałem się kolejnej nocy. Niestety, w końcu nadeszła. Rodzice akurat byli w pracy na nocnej zmianie. A ja znowu sam. Postanowiłem tym razem położyć się wcześniej. Zapaliłem wszystkie światła w całym domu i zacząłem sprawdzać dokładnie każdy kąt i wnękę. Po upewnieniu się, że jestem w domu wyłącznie ja sam, postanowiłem sprawdzić jeszcze klatkę schodową. Przekręciłem kluczyk w drzwiach i… znów przeszedł mnie znajomy dreszcz. Usłyszałem wycie. Wycie wilka, choć o wiele głośniejsze i donośniejsze niż powinno być. Zagłuszyło nawet głośną muzykę dobiegającą z telewizora, przy którym ponownie postanowiłem spać, aby czuć się raźniej. Otworzyłem drzwi… On znowu tam był. Schodził z półpiętra powolnym krokiem. Spanikowałem i desperacko pobiegłem przed siebie, tym samym wbiegając do mieszkania sąsiadów. Dzięki bogu ich drzwi były otwarte. Zacząłem budzić wszystkich domowników, w międzyczasie opowiadając skróconą wersję wydarzeń i prosząc o pomoc. Nagle On wszedł do mieszkania. Trzech dorosłych mężczyzn rzuciło się, aby go unieszkodliwić, a ja, korzystając z okazji wybiegłem ponownie na klatkę w celu zawiadomienia pozostałych mieszkańców bloku. Zdołałem nawet zadzwonić na policję. On jednak szedł nadal w moim kierunku obwieszony rosnącą liczbą osób próbujących Go zatrzymać. Nikt nie dawał rady… wydawał się niepokonany. Policja w końcu przyjechała. A On zniknął. Nikt nie wiedział kiedy i jak udało mu się uciec. Uciekając, niczego nie widziałem. Byłem zbyt przerażony. Ludzie, którzy po chwili zaniechali prób zatrzymania obcego rozeszli się do domów. Policja uznała wydarzenie za żart i ukarała mnie upomnieniem. Przybity wróciłem do domu - nadal była noc. "Co ja mam do cholery zrobić?! On mnie zabije!", krzyczałem w myślach. Desperacko próbując zachować resztki rozsądku usiadłem na łóżku. Zacząłem analizować sytuację szukając rozwiązania. Wtedy światła zgasły i przeszedł mnie dreszcz. Coś ostrego i zimnego dotknęło mojej klatki piersiowej. Cichy chichot rozległ się po pokoju. Znów to zrobił... Zabił mnie, a jego ostrze przeszyło moją klatkę na wylot.

Obudziłem się zdezorientowany i zlany potem. Był ranek...


Dołączona grafika

Moja pierwsza pasta. Napisana na podstawie snu, który przyśnił mi się poprzedniej nocy. Mam nadzieję,że się spodoba!

Użytkownik Adamon edytował ten post 06.04.2012 - 17:36

  • 8

#543

adaeo.
  • Postów: 12
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Wino
Kilka lat temu, pewna rodzina wprowadziła się do starego, wiktoriańskiego domostwa, które kupiła po zniżkowej cenie. Już pierwszego dnia ochoczo zabrali się do rozpakowywania dopiero co przywiezionych mebli i sprzętów, które zabrali z poprzedniego mieszkania. Ponieważ nie zdążyli uporać się z tym przed zmrokiem, postanowili nie rozpakowane jeszcze rzeczy schować do piwnicy. Podczas znoszenia pakunków zauważyli, że w rogu pomieszczenia znajduje się skrzętnie ustawiony rząd drewnianych, solidnych beczek na wino. „Doskonale! - ucieszyła się żona - Będziemy mogli je przeciąć na pół i posadzić w nich drzewka brzoskwiniowe!”. Mąż również ochoczo przystał na tę propozycję, toteż już następnego dnia zabrali się do pracy. Nie była ona wcale lekka, gdyż solidnie wykonane beczki nie dały się łatwo rozpołowić. Pracował w pocie czoła, aż doszedł do ostatniej. „Hej! Ona jest pełna!- zawołał do małżonki- będziemy mieli co sączyć przy kominku!”. Problem w tym, jak otworzyć taką beczkę bez uszkodzenia jej i wylania zawartości? „Chodźmy do baru, tam na pewno nam doradzą” zasugerowała żona i tak też zrobili. W barze otrzymali specjalny sprzęt - należało jedynie zrobić mały otwór w beczce i zamontować odpowiednie kureczek do nalewania. Gdy przewiercali beczkę doszedł ich upojny zapach starego wina. Szybko zamontowali sprzęt, skosztowali trunku, poczym zgodnie stwierdzili, że jest on wyborny. Delektowali się nim przez całą zimę, aż w końcu kurek całkowicie się osuszył. Para była mocna zdziwiona, że wino skończyło się tak szybko - mieli wszak całą beczkę! Zrozumieli to dopiero, gdy rozcięli beczkę na pół, znajdując w niej dobrze zakonserwowane, pocięte w kawałki zwłoki mężczyzny, które wypełniały większą część antału.

Użytkownik adaeo edytował ten post 07.04.2012 - 09:12

  • 12

#544

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

FRYZJER

Przyszedłem do fryzjera, usiadłem na krześle w poczekalni, wziąłem do czytania jakąś gazetę i czekałem aż fryzjer skończy obcinać jakiegoś faceta. Zanurzyłem się w lekturze. Moją uwagę skupioną na czytaniu pewnego artykułu przerwał głos fryzjera zapraszającego mnie na fotel. Wstałem, odłożyłem gazetę i wygodnie rozsiadłem się w fotelu. Fryzjer nałożył biały fartuch i dokładnie zawiązał.
Rzucił pytanie - „Jak ciąć proszę Pana?” , odparłem – „ Nożyczkami, proszę wyrównać”.
Obejrzałem się w lustrze, kątem oka zobaczyłem jak fryzjer sięga po nożyczki do szuflady.
Zaczął obcinać mi włosy. Nagle poczułem się dziwnie, nie mogłem się poruszyć, byłem jak sparaliżowany. Bardzo się zdenerwowałem, poczułem ostry ból w uchu, co on robi, krew zaczęła kapać na podłogę, obcinał mi ucho po kawałku. Wrzeszczałem, błagałem żeby przestał, ale z moich ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Mogłem się tylko biernie przyglądać. Kiedy prawe ucho było całe obcięte zaczął obcinać drugie. Łzy leciały mi z bólu. Potem zbliżył się do mnie i pokazał mi zakrwawione nożyczki. Obciął mi nos po kawałku. Potem zrobił coś strasznego, wyciągnął mi język z ust. Zobaczyłem jak krew sączy się na fartuch mocną strugą, by zaraz spadł język, który ześlizgnął się z kolan. Potem przeszedł do oczu, wydłubał mi jedno. Nie wiedziałem czy srać czy płakać, potem wydłubał drugie. Zapanowała całkowita ciemność. Teraz tylko czułem gdzie znajdują się nożyczki. Najpierw w karku, w rękach, potem w klatce piersiowej, w brzuchu, na końcu w nogach. Cały byłem w ciepłej krwi, flakach, wykończony i bliski śmierci.
Moją uwagę skupioną na czytaniu pewnego artykułu przerwał głos fryzjera zapraszającego mnie na fotel. Z przerażeniem spojrzałem na fryzjera, pobladłem, wstałem i szybkim krokiem wyszedłem z salonu.
W ostatnim momencie obejrzałem się za siebie. Zobaczyłem makabryczny uśmieszek u fryzjera…
  • 5

#545

Arunea.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Stworzenie


Jest jeden plik, który nosi nazwę station922.mkv, filmik, który trwa 45 sekund. Nie jest on w zbyt dobrej jakości, gdyż został nakręcony nocą, telefonem komórkowym, z okna jednego z bloków. Akcja toczy się w nocy, miejsce oświetlają przydrożne latarnie. Nagle, z jednego z okien domu naprzeciwko, wysuwa się jedna długa kończyna, zaraz za nią druga, a następnie kolejne trzy.

Kończyny ostrożnie badają powierzchnię bloku wokół, na wzór pająka, a następnie pojawia się coś, co wygląda jak ludzkie ciało, w kolorze drewna. W tle słychać głos operatora, mówi szeptem w języku rosyjskim "Oho! Ono schodzi na dół, ono schodzi!". Stworzenie zaczyna schodzić po ścianie budynku, nieprawdopodobnie zręcznie i miękko, a jego kończyny są niezmiernie elastyczne, choć na takie nie wyglądają.

Od 0:32 do 0:34 można zauważyć, że stworzenie posiada siedem kończyn. Gdy stwór zstępuje na ziemię, zaczyna się zmniejszać, aż w końcu robi się wielkości dość wysokiego człowieka, po czym zastyga w miejscu. Słychać głos operatora "***, to mnie widziało!". Mężczyzna cofa się, wyraźnie przerażony, po czym w oknie pojawia się jedna z tych samych, siedmiu kończyn. W tym momencie słychać krzyk i filmik urywa się.

Po obejrzeniu pliku, system zaczyna ekstremalnie się przeciążać. Po restarcie zaczynają się dziać dziwne rzeczy: zawartość niektórych plików znacznie się powiększa, w folderach tymczasowych plików pojawiają się nowe, wielkością do 20MB. Rozwiązać problem może tylko reinstalacja całego systemu.

Jedna z ciekawostek: jest to jeden z plików, po obejrzeniu którego można określić konkretne terytorium przebiegu akcji. Ukazuje jedno z osiedli mieszkaniowych w miejscowości N.

Zespół śledczy ustanowił, że w ciągu 38-iu lat na terenie tym zaginęło bez wieści 9 osób. Ostatnie dwa zniknięcia nastąpiły dokładnie w tę samą noc. Po zawiadomieniu o tym wyższych instancji, miejsce zostało dokładnie przeczesane przez żołnierzy - niczego nie znaleziono.

Prawdziwości filmiku nie da się potwierdzić, gdyż jakoś jest bardzo zła, aczkolwiek żadnego śladu montażu nie dostrzeżono. Stworzenie (phantom-26-station922) zostało nazwane "Palochnik"... Trochę później pojawili się nowi naoczni świadkowie - potwór wyglądał tak samo, jak na filmiku.

Palochnik_okne-300x225.jpg

Palochnik_polzet-300x223.jpg

Palochnik1-300x225.jpg


PS. Moja pierwsza pasta, przetłumaczona z rosyjskiego. :)


  • 22

#546

Ras.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Kondycja Mary

"Mary, masz gościa."
Otwieram oczy i widzę grubą pielęgniarkę, która mnie obudziła. Stoi przede mną i uśmiecha się. Nie pamiętam co mi się stało czy jak długo tu jestem. Obudziłam się dzisiaj w nieznajomym pokoju, ale jakoś moje rzeczy i ubrania zgrabnie leżały niedaleko. To jest szpital albo coś takiego, bo powiedzieli mi, że jestem chora i muszę tu być dopóki nie wydobrzeję. I muszę się poruszać na wózku inwalidzkim. Nikt mi jednak nie powiedział jak długo tu będę. Wydaje się jakby nikt nie wiedział i nikt nie odpowiada na moje pytania. Tak jakby mnie nie słyszeli.

Nie czuję się chora. Mam tylko 30 lat na miłość boską. Byłam zdrowa przez całe moje życie i nigdy nie przytrafiło mi się nic większego niż ukłucie w mojej pracy jako krawcowa. Domagam się rozmowy z doktorem, ale wszyscy, którzy tu pracują tylko klepią mnie po ramieniu i się do mnie uśmiechają. Dają mi tabletki co kilka godzin, lecz odmawiam ich przyjmowania. Przestają dawać mi je na siłę. Co jeśli te tabletki sprawiają, że jestem chora? Wszyscy tu są starzy i wyglądają przygnębiająco. Dlaczego ja tu jestem? Większość tych ludzi jest gotowych do śmierci. Ja mam jeszcze przynajmniej połowę życia przed sobą. Chyba, że mam jakąś chorobę albo raka i to jest miejsce, w którym postanowili mnie zostawić dopóki nie umrę. Chociaż to nie miało sensu, ponieważ czułam się kompletnie zdrowa.

Pielęgniarka powiedziała, że mój gość jest w pokoju odwiedzin. Odblokowała koła w moim wózku i popchnęła w dół do holu. Był tam stary mężczyzna na wózku z wypchanym zwierzakiem na kolanach, do którego mówił tak jakby był żywy. Czy to zakład dla chorych psychicznie? Czy tabletki mają sprawić, że będę zdrowa psychicznie? Facet, który miał góra 50 lat czekał w pokoju. Zobaczył mnie i przytulił. "Mary, to ja Ralph, pamiętasz mnie?" zapytał, uśmiechając się niepewnie i czekając na odpowiedź.
"Nie wiedziałam cię nigdy w życiu!" wrzasnęłam na niego. "Powiedz mi co tu się dzieje!"
Mężczyzna, który nazwał siebie Rolph spojrzał na pielęgniarkę niepewny co ma zrobić. Udawał, że mnie nie słyszy jak cała reszta. Powiedziała mu, żeby spróbował mi poczytać.

"Mary, przyniosłem 'A Tale of Two Cities' Przeczytam Ci rozdział." Usiadł w fotelu i zaczął czytać na głos. Kim jest ten koleś i skąd wie jaka jest moja ulubiona książka? Śledził mnie? Nic z tego nie miało sensu i czułam się okropnie. Kiedy przeczytał rozdział czy dwa pielęgniarka wróciła i to był czas na kolejną porcję tych cholernych tabletek.
Stoczyłam z nią niezłą walkę i w końcu wytrąciłam tabletki z jej ręki. Rozsypały się po ponurym dywanie, a pielęgniarka wybiegła szybko, pewnie po więcej. Ralph zabrał mnie do mojego pokoju. Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach.

Pielęgniarka wróciła, lecz jej ręce były puste. Dobrze. Ta suka powinna wiedzieć, by nie kazać mi połykać ich na siłe. Nagle zrobiłam się zmęczona i zdrzemnęłam się w moim wózku. Słyszałam część rozmowy między nimi, ale nic z tego nie miało sensu i już się tym nie przejmowałam.

"Diane, czy jej lekarz mówił coś dlaczego jest ostatnio taka wstrząśnięta?" jego głos cichł w moim śnie.
"Uważa, że jej stan się pogarsza. Odkąd straciła możliwość porozumiewania się może być sfrustrowana. Może już nigdy cię nie rozpoznać, ale nie mamy pewności, ponieważ nie może mówić. Dużo naszych pacjentów jest niespokojnych późnym popołudniem, więc to może być również normalne."

Ożywiłam się trochę podczas rozmowy o tym co jest ze mną nie tak, lecz udawałam, że śpię, więc kontynuowali rozmowę o tym. Nie zdolna do komunikowania się? To kłamstwo, nikt tutaj po prostu nie chciał mnie słuchać. Pielęgniarka kłamała, jednak nie znałam tego faceta, więc jaki sens miałoby mieć mówienie mu o tym? Nie ufałam żadnemu z nich.

"Mam tylko nadzieję, że znajdą na to lekarstwo."
"Wiem Ralph, musi ci być ciężko widzieć ją w takim stanie."
Mężczyzna zaśmiał się krótko. "Miałem przyprowadzić dzieci na wizytę w przyszłym tygodniu, lecz nie chcę, aby widziały ją w takim stanie. Może jeśli wszystko się trochę ureguluje."
"Będziemy cię oczywiście informować, jeśli doktor przekaże nam coś nowego." Zaczęłam znów drzemać, kiedy wyglądało na to, że skończyli rozmowę o mojej 'kondycji'.

Ostatnią rzeczą jaką słyszałam było jak pielęgniarka mówiła mężczyźnie "Wiem, że ciężko jest mieć rodzica z Alzheimerem, lecz twoja matka trzyma się nadzwyczaj dobrze jak na swoje 90 lat."

Użytkownik Ras edytował ten post 08.04.2012 - 22:10

  • 9

#547

'Nopack'.
  • Postów: 6
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

To moja pierwsza creepypasta. Została napisana na podstawie mojego dzisiejszego snu.

Sobota, wieczór. W pewnym domu w najlepsze trwała impreza. Goście byli już mocno podpici. Na tej imprezie był pewien chłopak, był bardzo nie śmiały, więc nie bawił się z innymi. To była Jego pierwsza domówka, więc nie wiedział do końca co ma robić, nigdy nie pił alkoholu, nie palił, a na imprezie znalazł się tylko dlatego, że jego siostra była zaproszona, a tego wieczoru miała się nim opiekować. Nikt nie znał chłopca, siedział na kanapie i odizolował się od reszty. Pisał ze swoimi znajomymi przez Gadu-Gadu, gdy nagle dostał wiadomość od nieznajomego numeru
'' Czemu nie bawisz się jak inni? '' - mocno się zdziwił, ale odpisał :
'' Nie bawię się z nimi, bo nie potrafię, skąd masz mój numer? '' - Osoba pisząca zignorowała jego pytanie i powiedziała :
'' Spotkajmy się za 15 minut w piwnicy, pokażę Ci jak należy się bawić ; ) ''
Chłopak mocno się wystraszył, ale postanowił, że pójdzie...
Nie miał co robić, więc już po paru minutach zadecydował, że do piwnicy pójdzie już teraz.
Przeszedł przez salon, zręcznie omijając tańczące towarzystwo. Stara piwnica znajdowała się z drugiej strony domu. Chłopak wyszedł z domu i podreptał na swoich chudych nóżkach na tył domu. Nic, tylko stare zardzewiałe metalowe drzwi. Zadrżał ze strachu przypominając sobie wszystkie horrory, które obejrzał... Gdy ktoś wszedł do takiej piwnicy, to nigdy już nie wracał. Momentalnie ze strachu puścił brudną od kurzu i pajęczyn klamkę. Odwrócił się i już chciał wracać na imprezę, kiedy nagle dostał wiadomość:
'' Będę za 10 minut, mam nadzieję, że mnie nie wystawisz ;* '' - Zastanowił się chwilę czy to aby na pewno dobry pomysł, ale w końcu otworzył drzwi do piwnicy. Spojrzał w dół - CIEMNOŚĆ. Złapał w rękę swój telefon i oświetlając sobie nim drogę ruszył w dół. Schody skrzypiały jakby zaraz miały się zawalić.
Schody nie były długie, więc po paru minutach stał na podłodze, a raczej czymś co przypominało beton. Po chwili znalazł włącznik i zapalił światło. Była tam tylko stara kanapa, i długi nie oświetlony korytarz. Usiadł więc na kanapie i czekał. Po 10 minutach mocno się zaczynał denerwować. Przecież musi czekać na osobę, której nawet nie zna w starej piwnicy! Napisał więc:
''Gdzie jesteś? ''
Po minucie otrzymał odpowiedź:
'' Jestem przy drzwiach, zaraz wejdę do środka'' - Gdy skończył czytać wiadomość usłyszał skrzypiące kroki.
No nareszcie- powiedział cicho i wtulił się w kanapę.
W końcu ją zobaczył: Wysoka, miała czarne głęboko osadzone oczy i czarne pofalowane włosy do pasa. Była ubrana w czarną suknię sięgającą do kostek. Była piękna.
Usiadła na kanapie obok niego, przytulając się na przywitanie, a on spytał:
- Jak Ci na imię?
- Mam na imię Morse.
- To zabawne, po łacinie ''Mors'' oznacza śmierć - powiedział dość niepewnie i zaśmiał się.
- Chyba nie myślisz, że chcę Cię zabić? - spytała z powagą.
- Nie, nie skądże! Em... Ja mam na imię... - Ale nie dokończył.
- Wiem jak Ci na imię.
Rozmawiali ze sobą całą noc, aż wybiła 3:00.
- Muszę już iść. - powiedziała
- Nie możesz zostać jeszcze chwilę? - Spytał
- Nie mogę...
Dziewczyna zsunęła się z kanapy na kolana i pocałowała chłopca w usta, następnie zsunęła się jeszcze niżej. Rozpięła mu rozporek...
- Eee, co ty robisz? - spytał, lekko zawstydzony chłopak.
- Proszę, zaufaj mi. - Odpowiedziała
Odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się. Poczuł chłód w okolicy brzucha, potem w tym samym miejscu poczuł ból. Spojrzał w dół i ujrzał jak dziewczyna przystawia mały nożyk do jego ciała. Nie mógł się ruszyć. Powoli rozcięła mu jego chudy brzuch, strużka ciemno czerwonej krwi spłynęła w dół. Morse uśmiechnęła się i zaczęła zlizywać krew z jego brzucha. Zrobiła drugie nacięcie. Chłopak patrzył jak dziewczyna wyjmuje z niego wnętrzności. Jak rozcina każdy centymetr jego ciała, jak owija się jego jelitem... Teraz już nie widzi. Kiedy wydłubała mu oczu, swoimi ślicznymi rączkami , zaczęła się śmiać. Chciał płakać, ale nie mógł. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Chciał po prostu umrzeć...

Obudził się cały spocony.
- O matko, to tylko sen! Wsunął na nos okulary i spojrzał na swój brzuch, potem ręce i nogi. Zaczął oglądać każdy centymetr swojego ciała.
Nic, ani zadrapania.
Spojrzał na zegarek 8:00.
- Mike! Rodzice już wyjechali, a ja mam się Tobą opiekować! - Usłyszał głos swojej starszej siostry. Weszła do pokoju i oparła się o framugę otwartych drzwi.
- Umyj się, bo jesteś cały spocony. Katy robi dzisiaj domówkę, a nie mogę zostawić Cię samego... Więc pojedziesz ze mną. - Powiedziała po czym wyszła z pokoju zamykając drzwi.

Nie bawił się z innymi osobami. Siedział i przyglądał się jak inni się bawią. Nagle dostał wiadomość :
'' Czemu nie bawisz się jak inni? '' - Odpisał...

Użytkownik 'Nopack' edytował ten post 09.04.2012 - 12:39

  • 6

#548

meduzka4482.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

świeże mięso

Berlin godz.19.36 21 marca 1943r.
Alice już szła do domu gdy spotkała jakiegoś starca.
Starzec do dziewczynki:
-Hej dzieweczko podejdź no bliżej
Alice bez namysłu jak zaczarowana podeszła do nieznajomego.
Starzec do dziewczynki:
-Dzieweczko masz czas?
-Mam a coś się stało?
-Mogłabyś szybko dostarczyć ten list?
-Mogłabym. Pod jaką ulicę?
-Na ulicę Elm 2. Tam gdzie salon krawiecki, tylko nie czytaj zawartości tego listu! Pędź szybko póki nie jest ciemno.
Alice biegnie do ulicy Elm ale pomyślała, że to może być jakiś przekręt, dlatego biegnie na komisariat policji i się pyta policjanta:
-Proszę pana, mógłby pan pójść do salonu krawieckiego na ulicy Elm?
-Tak. A coś się tam stało?
-Nie, ale mam złe przeczucie i niech pan jeszcze dostarczy ten list.
-No dobrze dziewczynko. Pójdę tam.
Alice pobiegła do domu a policjant się dziwił przez ten czas, kto puszcza tak małe dziewczynki tak późno.
Parę godzin później, jak Alice kładła się do snu, przyszedł policjant.
-Byłem tam dziewczynko.
-Tak? I jak to było?
-na ulicy Elm naprawdę jest salon krawiecki. Jak do niego wszedłem to usłyszałem dziwne odgłosy wydobywające się z piwnicy. Szybko tam zlazłem i zobaczyłem drzwi, a wokół zimno. Czyżby chłodnia? Otworzyłem drzwi a tam zauważyłem przerażonego krawca, który szatkował ludzi na cieniutkie plasterki. Wokół wszędzie były zmasakrowane ciała i zwały trupów.
-A co było w tym liście?
-masz.
W liście było napisane:
Hans, to już ostatnia sztuka dzisiaj.
Helmut
-Czyli ja...
-Tak dziecko, miałaś być następna.
moja pierwsza creepypasta. Pewnie słaba, ale pewnie dobrze wyszło jak na pierwszy raz. 

 Edycja: Dziki Kurak.

To nie jest Twoja creepypasta, tylko nieco rozszerzona wersja opowiadania z tej strony. Następnym razem podaj źródło do oryginału, nie tolerujemy tutaj plagiatów. W drodze wyjątku tylko upomnienie -- przy powtórce będzie ban.


  • -13

#549

Ras.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Postanowiłam przepisać to co pojawiło się dziś na kwejku... + część znalazłam sama.

Nattramn

Nattramn- wokalista zespołu Silencer i założyciel projektu Diagnose: Lebensgefahr, który powstał podczas jego pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Właściwie to o tej postaci nie wiadomo prawie nic: nie wiadomo jak się nazywał, czym się zajmował, nie wiadomo kiedy się urodził, czy jeszcze żyje. Wiadomo natomiast że pochodzi/pochodził ze Szwecji, był frontmanem zespołu Silencer, założył projekt Diagnose: Lebensgefahr i był psychicznie chory. Znany jest/był ze tego że podczas wykonywania utworów dokonywał samookaleczenia, aby jego krzyki były bardziej realistyczne i przepełnione złem. Dodatkowo niektóre utwory nagrywał w trumnie, mimo iż miał głęboką klaustrofobię, aby nadać głosu szaleńczą i obłąkaną barwę. Po wydaniu płyty Silencer'a trafił do szpitala szpitala psychiatrycznego. Nattramn uciekł z departamentu 57 szpitala psychiatrycznego i postanowił, że będzie zabijał małe dziewczynki dzięki czemu stanie się sławny jak Thomas Quick. Jak powiedział, tak zrobił i wcielając swój plan w życie zaatakował dwie bawiące się dziewczynki w piaskownicy toporem. Obydwie przeżyły atak a Nattramn uciekł na rowerze. Po szybkiej interwencji policji, która go złapała prosił aby go zabili. Potem ponownie trafił do zakładu psychiatrycznego gdzie przeszedł terapię muzyczną tworząc swój solowy projekt Diagnose:Lebensgefahr gdzie nagrał krzyki swoich szpitalnych kolegów, schizofreniczne szepty oraz odgłosy urządzeń szpitalnych. Projekt w klimatach dark ambientu był ostatnim z jego udziałem.


A to jeden z utworów:
http://www.youtube.com/watch?v=tUmKBJwCNEA

I chyba zdjęcie..:
Dołączona grafika

Użytkownik Ras edytował ten post 10.04.2012 - 20:08

  • 8

#550

Gigsav.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Tekst inspirowany stworem powiązanym z legendą o filmie station922.mkv.
___________________________________________________________

923

I co powinienem zrobić? Za młody, jestem zdecydowanie za młody. Cholera, jak w amerykańskich filmach.
Dalej siedzę tutaj, w swoim pokoju. Niedawno się przeprowadziłem, dopiero teraz, mając 23 lata, z dala od rodziców. Mieszkanie nie należy do największych - 60 metrów kwadratowych, mała kuchnia, jeszcze mniejsza łazienka, namiastka salonu i sypialnia. Znaczy mój pokój.
Studia zaoczne... ale jaki to ma związek?
Od najmłodszych lat interesowałem się paranormaliami, zupełnie jak ojciec. A matka zawsze kręciła głową, kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Kilka lat temu zabił ją rak kości. Szkoda, ale o śmierci, a właściwie życiu PO śmierci miałem już wypracowane dość solidne wyobrażenie. I je chciałem utrzymać. Tym się interesowałem. Duchy, demony, koniec ludzkiej egzystencji. Nie jakieś UFO, przypisywanie kosmicznych znaczeń światełkom na niebie. A jednak przeznaczenie chciało postąpić ze mną inaczej.
No bo jak inaczej to wytłumaczyć?

Dochodzi piąta nad ranem, nie mogłem zasnąć. Leżę w łóżku, trzecie piętro, widok na wysokie drzewa pobliskiego parku, dość widno. Słuchałem muzyki, nie pamiętam jakiej, zresztą teraz nie ma to najmniejszego znaczenia. Dlaczego akurat ja? Leżę, słucham, patrzę przez okno, planuję co zrobię po wstaniu. I nagle muzyka się zacina, w słuchawkach przeszywający uszy brzęk, podobny do tego, który powstaje jak się komputer czasem zawiesi podczas odtwarzania czegoś. Pomyślałem, że W810i telefon leciwy, powoli kończy żywot. Ale brzęk ustaje, przechodzi w stukot. Raz za razem, to w dłuższych, to w krótszych odstępach coś stuka.
Alfabet Morse'a? - pomyślałem, bo obsesję dotyczącą deszyfracji wszystkiego, co zobaczę, usłyszę albo poczuję żywię do dziś.
I wtedy zdjąłem słuchawki. Próżnia, żadnego dźwięku, dość złowieszcza atmosfera. Ale przecież wszyscy śpią, za oknem korony drzew - jeszcze bez liści - pochylają się pod naporem wiatru, czemu się dziwić?
A potem koniec. Jeden kikut, w kolorze dębu... tak by najbardziej pasowało, kolor dębu, powoli przemieszcza się przed oknem. A za nim następny, tym razem jak kręgosłup. I wtedy się zatrzymuje. Długi, sięga chyba od ziemi do dachu. Ale przecież budynek ma dziesięć pięter. Myślę sobie - śnię? Wycieńczenie? I wtedy rozmyślania przerwane. Drewniany "kręgosłup" zaczyna zjeżdżać jakby w dół, cały czas gapię się na niego, połyskuje ten dębowy kolor. Znaczy teraz nazywam to kręgosłupem, bo wiem, co jest na czubku - głowa. O ile kulisty, pozbawiony rys twarzy kształt można głową nazwać.
Dzwoni mi w uszach, z morza myśli wyławiam jedną - Palochnik. Pieprzony Palochnik, kiedyś o nim czytałem. A teraz mnie nawiedził. Lata fascynackiego badania ludzkiej psychiki, schematów myślowych, studiowanie medycyny specjalnie dla psychiatrii... i spotykam pieprzonego Palochnika. A konkretniej - on spotyka mnie.
I tak się na siebie gapimy. Znaczy, ja gapię na niego, bo on nie ma oczu. Za to ja swoje przecieram. Że całkowicie się spociłem i zziębłem zauważam dopiero pięć minut później, kiedy Palochnika już nie ma. Skurczył się jeszcze mocniej, zniknął z mojego pola widzenia i tyle ze spotkania. Cisza wciąż nie ustępuje.
Nagle budzik, szósta trzydzieści. Aż tyle siedziałem w bezruchu, przerażony, że widziałem tego stwora, tę miejską legendę? Słońce powoli wpada do pokoju. Ale co z tym budzikiem, oczywiście w komórce? I komórka działa? Dziwnie znajomy dźwięk. Stukot, stukot, który przerwał mi słuchanie muzyki.
Morse - myślę. Sięgam po papierosa, włączam laptopa, podłączam telefon. Jest i dźwięk. station923.mp3. .mp3? 923? Przecież to było station922.mkv. Serce bije niesamowicie szybko. Klikam dwa razy. Znowu ten stukot. Nagrany stukot, bez żadnych zakłóceń, taki stukot.mp3. Otwieram folder "Decryptery", włączam tłumacza alfabetu Morse'a, raz jeszcze puszczam station923.mp3. Wynik:
KNOCK
KNOCK
I pukanie do drzwi. Dwa razy. Knock, knock. Tłumacząc sobie, że ludzki umysł potrafi oszukiwać sam siebie, chwiejnym krokiem podchodzę, zerkam przez "Judasza", uprzednio zapalając światło. Jestem tak przerażony, że nie czuję przerażenia. Strasznie nieprzyjemny stan.
Ale przed drzwiami nikogo. Odwracam się, i znowu pukanie. Znowu dwa razy. Ale głośniej. Zerkam - pusto. Chcę wrócić do pokoju - pukanie po raz kolejny. Jeszcze głośniej. KNOCK, KNOCK. Tym razem otwieram, bez wyglądania.
I widzę ojca. Zwisa z sufitu, po prostu się powiesił. Gwałtownie tracę powietrze w płucach i grunt pod stopami. Niemożliwe - myślę o wiele mniej spokojnie, niż teraz to opisuję. Nagle ojciec drga, wprawia swoje ciało w kołysanie. Mimowolnie patrzę w górę - sufit porasta mech. Winda, zupełnie niespodziewanie, runęła z dziesiątego piętra. Chłód na plecach, odwracam się. I jest, Palochnik. Drewniana postać, pochylona, bo sufit dla niej za niski. Wyciąga rękę, a raczej - kikut. Zaokrąglony na końcu. Chce mnie dotknąć.
Nie myślę. Biegnę. Spanikowany, najpewniej też płaczący w niebogłosy, nie pamiętam. Walę pięściami do drzwi mieszkania dwa piętra niżej, co chwila zerkając za siebie. Ktoś otwiera. Ale wewnątrz pusto. Zauważam, że lokator ma na wieszaku płaszcz taki sam jak mój. I taki sam dywan. I taką samą lampę. I takie samo... mieszkanie. Przekraczam próg, nie dowierzam. Trzask, drzwi wejściowe zamknięte. Zdruzgotany naciskam klamkę, popycham - ani drgną. Napieram całym ciałem - puszczają. I znów widzę swoje mieszkanie. Moje mieszkanie za mną, moje mieszkanie przede mną. Płaczę... Płakałem, teraz pamiętam na pewno.
Z pokoju dobiega mnie stukot, komputer cały czas odtwarza, dźwięk jest zapętlany. A może okno? Wbiegam. Widok z okna - na las. Ale las blisko, bardzo blisko, pnie drzew metr od szyby. Zerkam na monitor laptopa, Morse wciąż tłumaczony:
9
2
3
9
2
3
9
2
3

I co powinienem zrobić? Za młody, jestem zdecydowanie za młody. Siedzę skulony, kiedy to piszę. Przeszedł zdrowy rozsądek, przyszła faza najgorsza - faza strachu. Boję się. Boję się, że nikt mnie nie znajdzie, albo że to wszystko rozgrywane jest tylko w mojej głowie. Ile godzin już minęło?
Boże, widzę go. Stoi przede mną. W uszach mi brzęczy. Nie chcę...

010011100110100101100111011001000111100100001101000010100
011100100110010001100110000110100001010011011010111010101110011011
010010010000001110000011011110111101001101111011100110111010001100
001011000110000110100001010011100000111001001111010011001010110101
101110010011001010111001101101100011000010110101000001101000010100
110010001110111011000010010000001110010011000010111101001111001001
00000000011010000101001001111

Użytkownik Gigsav edytował ten post 10.04.2012 - 22:48

  • 5

#551

PomidorowySer.
  • Postów: 130
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Jeśli znajdziecie jakieś błędy to mnie poinformujcie, poprawie :)

ona.exe



To był normalny dzień, taki jak wszystkie inne. Surfowałem po internecie w poszukiwaniu crack'a do najnowszej ściągniętej przeze mnie gry.
Nagle ukazała mi się japońska strona. Użyłem Google Tłumacza aby przetłumaczyć ją na Polski. Strona była szczerze mówiąc brzydka. Czarna czcionka Times New Roman na białym tle. Internetowy tłumacz przetłumaczył to naprawdę źle, przez co opisy crack'ów nie miał żadnego sensu. W wyszukiwarce wpisałem nazwę gry, i przeniosło mnie do białej strony, w której znajdował się mały link o nazwie "craCk". Normalnie nie otworzyłbym takiego linku, lecz przez to, że nigdzie indziej nie mogłem znaleźć crack'a do tej gry, otworzyłem link.

Po pobraniu pliku zobaczyłem, że na moim pulpicie znajduje się folder nazwany, jak można się domyśleć, "craCk". Kiedy go otworzyłem, ujrzałem 2 pliki. Jeden o rozszerzeniu .txt, i jeden o rozszerzeniu .exe. Najpierw chciałem zobaczyć, co kryje plik .txt, który jak się okazało znowu wymagał tłumaczenia. Gdy przetłumaczyłem plik trochę się przeraziłem, ponieważ przetłumaczyło tekst na: "pomóżmipomóżmipomóżmipomóżmipomóżmi".
Co do pliku .exe, to bałem się trochę o mój komputer, ponieważ to mógłby być wirus. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że jeśli to będzie cokolwiek złego, to mój antywirus to usunie.

Kliknąłem na plik .exe, a dokładniej "ona.exe", mój komputer się wyłączył. Kiedy go włączyłem, na pulpicie znajdowały się 4 nowe pliki.

go.txt, ona.wmv, ona.exe i ona.jpg. Trochę się zaniepokoiłem. Go.txt zawierał to samo co poprzedni plik .txt. Kliknąłem na ona.wmv. Windows Media Player odtworzył nagranie wideo, które przedstawiało widok "z oczu" kogoś, kto szedł leśną ścieżką około 1. w nocy.
Po chwili ten ktoś doszedł do torów i zaczął iść wzdłuż nich.
W związku z tym, że na nagraniu była noc i było bardzo ciemno, obraz przez chwilę zrobił się całkowicie czarny, ale cały czas można było słyszeć kroki.
Kamerzysta włączył jakąś latarkę, po czym zatrzymał się, i nastała martwa cisza. nagle kamera została skierowana w dół, na nogi kamerzysty, ale dalej było słychać kroki w tle. Kamera powoli podniosła się, i ujrzałem scenę która nawiedza mnie do dnia dzisiejszego. To była kobieta z całkowicie szarą skórą. Ubrana była w starą suknie i trzymała się długiego kija.
Jej twarz była czarna, a jej oczy świeciły na żółto. Podeszła trochę, a kamera wyleciała z rąk operatora, przez co obraz był czarny.
Po około 15 sekundach kamera została podniesiona i skierowana na martwego mężczyznę lezącego na ziemi. Po chwili nagranie się skończyło.
Byłem tak przerażony, że nie chciałem nawet otwierać zdjęcia, lecz to zrobiłem. Zdjęcie pokazywało klatkę z wyżej wymienionego nagrania przedstawiającą TĄ kobietę. Nie mogłem zasnąć tamtej nocy.

Tutaj link do "ona.jpg" OSTRZEGAM NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
http://images.wikia....14949593571.jpg
  • 10

#552

JachuPL.
  • Postów: 177
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Nie zanurzaj głowy


Szczerze mówiąc jestem w szoku tym, co się stało. Zanim jednak podzielę się z Wami historyjką z rzeźni rodem, uprzedzę osoby o słabych nerwach i nie przepadających za walającymi się flakami o ominięcie tej pasty szerokim łukiem oraz namawiam do poszukania czegoś mniej krwawego. Tyle tytułem wstępu.

W życiu złożyło się tak, że w 2007 roku przestałem chodzić (pisałem o tym w jednej z moich past) i wylądowałem w szpitalu. Do dnia dzisiejszego chodzę do tegoż budynku w celach rehabilitacyjnych. W skład takich zajęć wchodzą (w moim przypadku) ćwiczenia na sali i zajęcia na basenie.
Rzecz działa się w poniedziałek tydzień temu. Po ćwiczeniach udałem się na basen. Przebrałem się, wskoczyłem do wody i zacząłem pływać. Moją uwagę jednak ściągnęło coś innego. Gdy zanurzałem głowę wydawało mi się, że widzę coś w kącie basenu. "To pewnie dlatego, że pływam bez okularów", pomyślałem i pływałem dalej. Po paru takich długościach i wielu zanurzeniach głowy w wodzie, zaczęło się dziać coś dziwnego. Woda w basenie stawała się mętna (standardowy efekt działania chloru na nieosłonięte oczy) i jakby różowawa. Działo się tak jedynie wtedy, gdy miałem zanurzoną głowę, zaś gdy zatrzymywałem się i spoglądałem na taflę wody z góry, wszystko wydawało się być OK. Uspokojony tym, iż jest to najprawdopodobniej jakiś rodzaj wizji, pływałem dalej. Woda stawała się coraz bardziej czerwona, a ja stawałem się co raz mniej przekonany co do słuszności swoich przekonań. W pewnym momencie, gdy zanurzyłem głowę, zobaczyłem widok, którego nie zapomnę do końca życia. Przed moimi oczami, z mętnej wody wyłoniła się ludzka czaszka pokryta skórą w różnych stopniach rozkładu. "BOŻE!" - przemknęło mi przez głowę, którą odruchowo wynurzyłem z wody. Na powierzchni wszystko było okej. "Co się ze mną dzieje?", "Dlaczego ja?", "Co to *** jest?", myśli kłębiły się w mózgu. Zganiłem to na karb swojej wybujałej wyobraźni i spowrotem zanurzyłem się w wodzie. Teraz cały basen był wypełniony krwią. Dosłownie. Gęstość i przejrzystość były na to dowodami. Nagle poczułem, że coś ociera się o moją kostkę. Moja ręka odruchowo powędrowała w jej kierunku. Złapałem to coś, co mnie dotknęło i zerknąłem na to. Był to ludzki palec. Natychmiast się wynurzyłem i krzyknąłem, że chcę przerwać zajęcia. Jednak nikogo poza mną nie było. Na brzegu niecki leżały okulary pływackie, które najwyraźniej jakieś dziecko zapomniało zabrać ze sobą. Założyłem je i ponownie zanurzyłem głowę. Widok był tak potworny i przerażający, że śni mi się po nocach. Zobaczyłem ludzkie zwłoki, rozszarpane, pourywane ręce i nogi, pływające w morzu krwi. Wszystkie wnętrzności pływały wokół ciał (nie, to nie były jedne zwłoki), zostawiając za sobą ścieżkę z krwi. Serca, płuca, wątroby były dosłownie wszędzie. Coś owinęło się wokół mojej szyi. Chwilę później spostrzegłem, iż jest to ludzkie jelito. Nie wytrzymałem i zacząłem stamtąd uciekać. Jutro mam kolejne zajęcia. Boję się...


  • 4

#553

PomidorowySer.
  • Postów: 130
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Uwaga, niecenzuralnie i dosyć obrzydliwie. Jeśli masz słabe nerwy - nie czytaj! ;)
 

Psychol


Wyobraź sobie, że psychopatyczny morderca ma konto na forum. Wyobraź sobie o czym on pisał...
To było w 2009. Użytkownik o nicku "Mach-G" postował różne "dziwne" rzeczy (między innymi zdjęcia martwych ludzi i zwierząt) na forum "Police NET Belgium" podczas dyskusji o znanych seryjnych zabójcach.

Napisano 06 Marca 2009 - 13:01

Ci seryjni zabójcy są dla mnie inspiracją. Oni potrzebują czegoś do "zabicia" stresu. Zabijanie sprawia, że czują sie silniejsi i wolni. Rozumiem to, bo sam napawam się tym uczuciem po ciężkim dniu w pracy.

Zacząłem to "szaleństwo" dawno temu, kiedy miałem 11 lat. Mój ojciec zostawił mnie i mamę z nieznanego mi powodu i nigdy go więcej nie widziałem. Moja mama cały czas pracowała, podczas gdy ja zostawałem w domu i oglądałem kreskówki lub bawiłem się z moim kotem Białkiem. Pewnego dnia siedziałem na kanapie z moim kotem i oglądałem telewizję. Mama pracowała tego dnia do późna. Poszedłem do łazienki z kotem w rękach. Jako, że Białek nienawidził kiedy bierze się go na ręce, zaczął mnie straszliwie drapać. *** się i rzuciłem nim o podłogę. Wziąłem nożyczki i odciąłem mu ogon. Chwilę później odciąłem mu uszy, lecz cały czas mnie straszliwie drapał, więc musiałem obciąć mu te jego łapki. No i całą resztę...

Gdy moja matka wróciła do domu i zobaczyła co zrobiłem, wysłała mnie do poprawczaka. Ta suka wysłała mnie do piekła...


...Ale to ja byłem diabłem.



Już po paru dniach zabiłem dzieciaka. Miał na imię Jim, byliśmy w tym samym pokoju. Pewnego dnia chwyciłem książkę, i rzuciłem mu prosto w twarz. Upadł na podłogę nieprzytomny, a ja go dobiłem go ogromną książką do historii.
Jego twarz nie była taka sama jak wcześniej. Teraz wyglądał jak potwór. Musiałem go gdzieś ukryć, więc wytarłem podłogę z krwi jego koszulką i spróbowałem go ukryć pod moim łóżkiem. Ja byłem tylko 14-latkiem bez żadnego doświadczenia dlatego przyłapał mnie strażnik. Wpadł w panikę, zaczął krzyczeć i mnie bić.

Obudziłem się w szpitalu i zobaczyłem moją mamę płaczącą nad moim łóżkiem. Gdy odwróciłem głowę ujrzałem tą świnię, mojego ojca. Zapytał:

-Dlaczego prawie zabiłeś swojego kolegę
-To nie przez ciebie, Paul! (tak miał na imię mój ojciec) Zrobiłem to, bo to jest fajne.

Tata zaczął płakać i powiedział:

-Jest mi tak przykro, przepraszam. Proszę, przebacz mi.
-*** się Paul! -Krzyknąłem z głębi mojego serca- *** się!

Mama również płacząc kazała mi przestać.

Po tym obiecała mi, że zabierze mnie spowrotem do domu, a mój tata znowu uciekł. Ponownie byłem tylko Ja i moja mama.

Żyliśmy niedaleko lasu do którego wynosiłem zwierzęta takie jak psy i koty. Otwierałem ich brzuchy używając i powoli wyciągałem osobno każde organy. Wszystko to robiłem zwykłym nożem kuchennym, lecz najpierw usypiałem zwierzęta pigułkami nasennymi. Nie wiem dlaczego, ale zawsze uwielbiałem robić zdjęcia tego, co zrobiłem.

W końcu zabijanie zwierząt stało się nudne. Zacząłem ponownie szukać ludzi. Starszych ludzi...

Starzy ludzie są łatwi do zabicia. Jednym z moich "celów" była Pani Anna Goldsea. Znała mnie jeszcze jak byłem dzieckiem, płakała kiedy wysłali mnie do poprawczaka i odwiedzała mnie w szpitalu. W nocy, gdy wybrałem się do jej domu zapytała:

-Co ty tutaj robisz?
-Przyszedłem tutaj bo mamy nie ma w domu, a ja się nudziłem.

Przez 2 godziny oglądaliśmy telewizję, śmialiśmy się, i rozmawialiśmy. Ona zaczęła robić się senna, ja czekałem niczym dziecko na prezenty pod choinką.

Wreszcie zasnęła. Wyciągnąłem mój scyzoryk, i chwyciłem ją za kark. Obudziła się, a ja w nerwach zacząłem ciąć ją po twarzy. Ona krzyczała i mnie biła. Ja wtedy oszalałem. Dźgnąłem ją pare razy w ręce i kopnąłem ją w brzuch. Ona upadła na podłogę, i gdy próbowała wstać kopnąłem ją w nogę, a ona upadła na podłogę. Zacząłem ciąć od pępka aż po szyję. Krzyczała moje imię, kazałem jej się zamknąć. Kiedy była już martwa zacząłem się bawić płucami. Płuca były fajne. Takie dwie krwawe zabawki. Miałem wtedy 16 lat ale nadal lubiłem zabawki. Po wszystkim oglądałem telewizję przez 5 godzin. Byłem niczym biznesmen po kawie.

Rozejrzałem się. Dookoła mnie była krew i flaki.

Musiałem się upewnić, że nikt z dzielnicy się o tym nie dowie.

Porobiłem parę zdjęć, wyłączyłem telewizor, i zakopałem staruchę razem z moimi ubraniami w ogródku. Wziąłem sobie kawałek wiśniowego ciasta, umyłem się, wyciągnąłem nowe rzeczy ze swojego plecaka i poszedłem do domu.
Moja mama na mnie czekała. Była strasznie zła. Zapytała gdzie byłem, a ja odpowiedziałem, że byłem u Alberta (kolegi). Uśmiechnęła się, i powiedziała, żebym następnym razem zadzwonił.

po 45 dniach ludzie ciągle rozmawiali o Pani Goldsea. Jakby zapadła się pod ziemię. Jej drzwi były zamknięte a odór był straszliwy. Ktoś zadzwonił po policję. Znaleźli jej ciało, a salon był pełny szczurów i robali. Grupa ludzi, w tym ja i moja mama stała pod domem obserwując jak policja wynosi ciało z domu. Płakałem. Mama w końcu powiedziała:

-Nie martw się, ona teraz jest w lepszym miejscu.

2 lata minęły od tego zdarzenia a ja ciągle robiłem te szalone rzeczy, ale nigdy nie zostałem złapany.

Społeczeństwo zmieniło moje postrzeganie rzeczywistości. Jesteśmy tylko kawałkami mięsa z workami krwi.


Dołączone 2 zdjęcia: 1, 2


Nikt więcej nie widział tego kolesia na forum. Jego konto zostało skasowane. Jeśli widziałeś kiedyś kogoś o takim nicku na jakimś portalu społecznościowym typu facebook zawiadom policję. Poważnie.
  • 4

#554

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Pierwsze tłumaczenie, jakieś opowiadanie z 4chana.

Zmiennokształtny
Jak głosi legenda, aby zostać zmiennokształtnym musisz zdobyć święcenia kapłańskie, a następnie zabić członka swojej rodziny. Wtedy i tylko wtedy otrzymasz zdolności pozwalające na zmianę wyglądu. Wtedy i TYLKO WTEDY, jesteś prawdziwym zmiennokształtnym.
Nawiązując do miejskiej legendy, jeden człowiek to zrobił. Indiański kapłan umyślnie zabił nie jednego, ale pięciu członków rodziny. Nigdy go nie znaleźli. Zniknął w lasach i od tamtej pory nie był wiecej widziany.
Kiedy Jason i Alex wyruszyli na biwak do lasu, znali wszystkie te stare historie. Śmiali się na myśl, że "zmiennokształtny" miałby ich dorwać za wtargnięcie na dawne indiańskie ziemie. Te same, na których rzekome morderstwa miały miejsce. I dlaczego mieliby wierzyć w legendy? Człowiek zmieniający się w bestię był najbardziej niedorzeczną rzeczą jaką mogli sobie wyobrazić.
Jason i Alex byli braćmi. Całe życie byli nierozłączni; do czasu aż Jason wyszedł za mąż. Wtedy się wyprowadził i założył rodzinę. Ale nie Alex. Alex został w rodzinnym miasteczku. Opiekował się rodzicami, żył skromnie i starał się być dobrym człowiekiem. To mu akurat w życiu wyszło. Nie złamał żadnego przykazania od lat i był na dobrej drodze (a przynajmniej w jego mniemaniu) do nieba.
Trzy lata minęły odkąd spotkali się ostatni raz. I trzy kolejne mogłyby minąć, gdyby Alex nie uparł się na biwak. Ale nalegał, i tak oto historia się zaczęła.
Robiło się ciemno, a dwójka braci leżała patrząc się w gwiazdy. Byli głęboko w lesie, bez GPS'ów, map, ale znali drogę powrotną. Przecież chodzili tu jako dzieci.
"...nie możemy... dowiedział"
"Co?" Alex odpowiedział, czasami zdarzało się mu wyłapywać tylko pojedyncze słowa.
"Nie możemy pozwolić, aby tato się dowiedział." Jason powtarzał.
"O czym?"
"Że zostaliśmy na dawnych indiańskich ziemiach po zmroku. Obiecaliśmy mu jako dzieci, a ja nie chciałbym go teraz zdenerwować. Jest już bardzo stary, a gdybyśmy się pokłócili, moglibyśmy nie zdążyć się pogodzić do... no wiesz. Po prostu nie mów o niczym ani jemu ani mamie. Ok?"
"Spoko. Nie ma problemu."
Siedzieli w ciszy przez chwilę, dopóki w pobliżu nie przemknął mały szop.
"No, spójrz na to." Zawołał Alex, wskazując na gryzonia.
Gapił się na nich przez kilka minut. Nie ruszał się, nie próbował uciekać, gdy na niego patrzyli. Stał praktycznie w bezruchu. W końcu sobie poszedł.
Niedługo potem przyszedł jeleń. Stworzenie stało i patrzyło się na nich. Niezachwiana determinacja błyszczała w jego oczach.
Przez około dwie godziny ta dwójka nie potrafiła zasnąć, ponieważ każde zwierzę jakie znali (niektóre z nich nie powinny nawet zamieszkiwać tych okolic) przychodziło i wpatrywało się w nich.
Ostatnim był szary wilk. Powoli zbliżał się w ich kierunku, a gdy był niecałe dwa metry od nich, stanął.
"Nie ruszaj się. Nie panikuj. Pójdzie sobie." Jason zapewniał Alexa.
Wilk powoli stawał na tylnich nogach, a wtedy jego członki zaczęły się wykrzywiać i pękać. Strach przeszedł przez twarze Jasona i Alexa, gdy futro się rozwarło, ukazując jasnobrązowe mięso. Ostatecznie, patrzyli się na coś, co wyglądało jak mężczyzna z głową wilka.
Wilcza czaszka przełamała się jak melon. Futro zaczęło się sypać a kości odłupywać jak kruche skorupki jajek. Na miejscu czaszki pojawiła się głowa człowieka.
Mężczyzna stał naprzeciw sparaliżowanych braci. Nie potrafili nawet drgnąć.
"To moja ziemia" powiedział, uśmiechając się w nieludzki sposób.
"Teraz... Teraz... Muszę pana prosić aby pan sobie p...posz...posze--" Alex zamilkł.
"Odpieprz się od nas!" Zagroził Jason ze wściekłością.
Mężczyzna zaczął się śmiać. A kiedy to robił, głos mu się zmieniał. Stawał się co raz głębszy. Wkrótce brzmiało to, jakby sam Diabeł naśmiewał się z nich.
Skóra zaczęła robić się czarna jak węgiel, oczy żółte jak u kota. Demoniczny śmiech odbijał się echem przez Las, podczas gdy mężczyzna się zbliżał. Bracia nie mieli wyboru, musieli uciekać. I to zrobili. Uciekali tak szybko jak potrafili, ale nie mogli wrócić do samochodów, bo zostali otoczeni przez zwierzęta.
Przez godziny wyglądało to jak zabawa w kotka i myszkę. Kilka razy stworzenia, które minęli, nagle "wybuchały", ukazując szaleńca. Ale uciekali dalej.
W końcu dotarli do starej leśnej chaty, wskoczyli do środka. Strach przepełniał ich. Bracia czuli, że opuszczenie schronienia oznaczało pewną śmierć. Jednak, to co znaleźli w środku sprawiło, że pożałowali swojej ignorancji. W głównym pomieszczeniu leżały ciała. Setki. Każde zwierzę, które zobaczyli tej nocy, razem z większymi... ludzkimi ciałami...
Usłyszeli hałas.
Mężczyzna wtargnął do środka. Znowu był wilkiem, ale z jego głosu wyczytali tylko:
"Witajcie w domu!"
W ciągu następnego tygodnia, władze znalazły Chatę. Twarze obydwu braci wyglądały, jakby zostały zjedzone przez nieznane zwierzę.

Sześc dni później, kamera przemysłowa kilka stanów dalej nagrała Alexa tankującego samochód. Kilku innych świadków również zgłosiło, że zobaczyli człowieka, który miał być martwy. Jedna rzecz zawsze pojawiała się w zeznaniach - złowieszczy, nienaturalny uśmiech...
Jesteś pewien, że osoby w Twoim otoczeniu są na pewno Twoimi znajomymi?
  • 5

#555

FallenAngel.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie jestem wyspecjalizowana w pisaniu past, ale kilka nocy temu miałam dziwny sen, który nie daje mi spokoju. I jak zostanę zminusowana, to sry, ale taki miałam sen.


Dziwny Sen

W domu, który wygląda jak setki innych na Hawajach, mieszkała czternastoletnia Rachel Rodenmaar ze swoją matką Angie. Rachel od urodzenia mieszka na Hawajach, w odróżnieniu od swojej matki. Angie kiedyś mieszkała w Londynie. Gdy jej córka pytała o powód przeprowadzki, odpowiadała :
- Nienawidzę Londynu. Ten klimat.. i moja matka. Ona nie dawała mi żyć.
Po takiej odpowiedzi Rachel nie miała siły na kolejne pytanie. Udawała się tylko do swojego pokoju i w ciszy czytała książki. Zajmowała się tym od zawsze. Jej matka pozwalała jej tylko na to. Telewizję mogła oglądać tylko wieczorem i tylko filmy/seriale. Żadnych wiadomości.
Rachel wróciła ze szkoły. Poszła do swojego pokoju i rzuciła torbę w kąt. Książki, tak jak zwykle, leżały na biurku. Nagle zadzwonił telefon. Angie krzyknęła ze swojego pokoju :
- Odbierz proszę, pracuję.
Rachel poszła do salonu. Wzięła słuchawkę telefonu do ręki i powiedziała :
- Dobry, kto mówi?
Nieznajomy głos powiedział :
- O 18 na plaży.
Rach nigdy nie wychodziła z domu po 18. Nawet, jeśli nie była sama. Ta obsesja matki ją wykańczała. Dziewczyna poszła do swojego pokoju, żeby odrobić lekcje.
Godzinę później skończyła. W tym samym czasie jej matka skończyła pracę. Obie poszły do salonu. Było za pięć 18. Angie włączyła telewizor i szukała jakiegoś filmu. Rachel powiedziała :
- Zapomniałam o referacie z historii. Muszę go na jutro napisać.
Pobiegła do pokoju i zamknęła drzwi. Matka niczego złego się po niej nie spodziewała. Nie miała niestety racji. Rachel otworzyła okno i wyszła przez nie na zewnątrz. Słońce już zachodziło, ale dało się to dostrzec tylko po kolorze nieba. Pomyślała "Zaraz wrócę, ciekawe co ten ktoś ode mnie chce". Nie zdawała sobie sprawy z tego, jaki błąd popełnia. Kilka minut później Rachel była już na plaży. Była tam sama, ponieważ najbliższa plaża od jej domu była opuszczona. Usiadła na piasku i poczuła przeszywający jej ciało chłód. Było to co najmniej dziwne, ponieważ temperatura sięgała 30°C. Rachel odwróciła się, ale nic nie zobaczyła. Odwróciła się w stronę oceanu i przed oczami zobaczyła wysokiego mężczyznę ubranego na czarno. Gwałtownie zrobiło się ciemno. Mężczyzna jakby znikł. Rachel nieco się przestraszyła. Pobiegła do domu. Zapomniała, że wyszła przez okno i wbiegła do środka przez drzwi. Matka zaczęła na nią krzyczeć i po chwili jej oczy wyglądały jak oczy obcej osoby. Angie miała niebieskie oczy, a te wyglądały jak oczy demona. Całe białe. Angie powiedziała głosem bez wyrazu :
- Nie możesz zobaczyć tego, co widać w ciemności.
Rachel pomyślała, że matka chce ją wystraszyć. Poszła do kuchni wypić szklankę soku. Angie nigdy potem już nie udawała demona, jak to opisała w swoim pamiętniku Rachel.
Następnego dnia rano w domu nie było Angie, co bardzo zdziwiło Rachel. Pomyślała "Może wyszła do sklepu". Telefon znów zadzwonił. Odebrała. Ze słuchawki usłyszała tylko :
- Zaufaj mi skarbie, o północy idź w głąb wyspy. Nie bój się ciemności. Ona cię do mnie zaprowadzi.
Rachel nie chciała czekać, a była sobota, więc udała się w głąb wyspy. Znalazła drogę, która prowadziła jakby do jej wnętrza. Kiedy była w połowie drogi, zrobiło się ciemno. Rachel przypomniała sobie słowa tajemniczego głosu ze słuchawki. Postanowiła kroczyć dalej. W pewnym momencie poczuła, że droga już się skończyła. Ledwie dostrzegła małą chatkę. Była ciekawa, więc weszła do niej. W środku zastała dziwną kobietę. Napisałam dziwną, ponieważ była ubrana jak szamanka w krzywym zwierciadle. W domu pełno było różnych bibelotów takich jak świece, woskowe lalki, a nawet okultystyczne rzeczy (nie wiem jak to inaczej nazwać). Szamanka powiedziała :
- Pod żadnym pozorem nie zostawiaj nigdzie tego - i wręczyła dziewczynie jakieś kryształy.
Rachel uznała, że to plastik i kiedy kobieta nie patrzyła, wyrzuciła kryształki do śmietnika. Czas szybko płynął i była już prawie północ. Wtem oczy szamanki zrobiły się całe czerwone. Ktoś zapukał do drzwi. Szamanka wyszła tylnymi drzwiami. Rachel otworzyła i zobaczyła swoją matkę. Była cała we krwi. Rachel usiłowała znaleźć pomoc, ale była na kompletnym zadupiu. Kilka chwil później jej matka już nie żyła.
*******************************
Po przebudzeniu w moim kufrze na kolczyki i inne pierdoły znalazłam dziwne, przezroczyste kryształki. Niezdarnie wyrzuciłam z niego całą zawartość. Niektóre kryształki były małe i udało mi się wyzbierać tylko moją biżuterię i większe kryształy. Resztę usunęłam z podłogi z odkurzaczem. Chwilę później rozwaliłam sobie całą rękę o rozbite szkło leżące na dywanie.
  • -2


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych