Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#556

JachuPL.
  • Postów: 177
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

znalezione w internecie i przetłumaczone na ojczysty. Mam nadzieję że nie było i że się spodoba :)

Morgan's Corner

Mój chłopak Steven i ja pożegnaliśmy się i wsiedliśmy do samochodu, gotowi by odjechać z imprezy. Było coś koło 11 w nocy, więc było już dosyć ciemno na dworze — na tyle, że mogłeś zobaczyć swoją dłoń dopiero wtedy, gdy była 10cm przed twarzą.
Tej nocy było chłodno, ponieważ dopiero zaczynała się wiosna. Wiatr okrutnie wyginał drzewa. Byliśmy jakieś 20 mil (32km w skali metrycznej - dop. tłum.), na zarośniętej, małej, niezamieszkanej powierzchni.
Często z powodu panującego mroku byliśmy zaskakiwani przez nagle pojawiające się zakręty, które były tak niebezpieczne, że ryzykowaliśmy rozbicie się o pobliskie drzewa.
Na szczęście przetrwaliśmy przejażdżkę przez nie — ale dosłownie 10 mil od celu podróży zabrakło nam benzyny. Byliśmy na zupełnym pustkowiu, bez domów ani czegoś, co mógł stworzyć człowiek w promieniu 2 mil.
Bardziej przypominało to dżunglę. Steven zjechał na pobocze. W pobliżu nie było żadnego telefonu, by zadzwonić po pomoc. "Widziałem znak, że stacja paliw jest milę stąd. Zaraz wracam." powiedział Steven, wysiadając z samochodu.
Martwiłam się o niego i jestem pewna, że on również martwił się o mnie. "Jesteś pewien, że dasz sobie radę? Jest ciemno, kto wie, co znajduje się wokół. Pójdę z Tobą." To, co powiedział, zapamiętam do końca życia.
"Sheri. Cokolwiek by się działo, nie opuszczaj samochodu." "Ale..." - chciałam odpowiedzieć. "Po prostu zostań.." Powiedział to bardziej stanowczo niż poprzednim razem. Jego oczy zatrzymały się na mnie na kilka sekund,
więc zdecydowałam, że będzie lepiej jeśli go posłucham.

Minęła już ponad godzina, a ja odchodziłam od zmysłów. Atmosfera wokół była straszna - wiatr wiał, a drzewa w ciemności Bóg-wie-co skrywały. Około pół godziny po jego wyruszeniu, zaczęłam słyszeć, jak coś zaczyna dotykać dachu.
"Tap… Tap… Tap…" Byłam jednocześnie przerażona i ciekawa, co to może być, ale głos mojego ukochanego Stevena odbijał się echem w mojej głowie. "Cokolwiek by się działo, nie opuszczaj samochodu." Chciałam przeczekać do rana i zdrzemnąć się, ale to nieustanne pukanie w dach nie dawało mi spokoju.
Chwilę później odpłynęłam w krainę snu. Rano spostrzegłam, że Steven jeszcze nie wrócił - w myślach miałam już najczerniejsze scenariusze tego, co mogło się stać. Zauważyłam, że pukanie nie ustało. "Skoro jest ranek, to chyba mogę wyjść z samochodu. Steven nie musi o tym wiedzieć.", pomyślałam.
Żałuję, że go wczoraj posłuchałam. Kiedy wysiadłam i odwróciłam się, by zamknąć drzwi, szczęka opadła mi na ten widok. Zobaczyłam mojego chłopaka wiszącego do góry nogami - jego nogi były przywiązane pnączem do drzewa przy drodze.
Jego brzuch był rozcięty i wypływała z niego krew, tworząc kałużę na dachu samochodu. I jego ręce… Jego ręce dotykały dachu samochodu, delikatnie weń pukając...


"Tap… Tap… Tap…"

Dołączona grafika
Prawdopodobne położenie Morgan's Corner.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zdjęcie

Parę lat temu postanowiłem wymienić stary aparat kliszowy na nowiutką cyfrówkę. Miałem ograniczony budżet, więc niestety musiałem się zadowolić używanym sprzętem. Porozglądałem się po różnych portalach aukcyjnych typu ebay.
Znalazłem wiele ciekawych ofert, jedne droższe, drugie tańsze. Moją uwagę przykuła jedna oferta. Był to jeden z nowszych i bardziej zaawansowanych technicznie aparatów, bardzo tani. Sprzedawca deklarował, że sprzęt nie jest
uszkodzony, ale pozbywa się go dlatego, że dzieje się z nim coś dziwnego. Nie miał podbitych żadnych aukcji, a data rejestracji to zaledwie kilka dni temu. Zaryzykowałem i dokonaliśmy transakcji. Ponieważ mieszkam w innym kraju,
musiałem dłużej poczekać na przesyłkę. W końcu doszła. W środku znajdował się aparat i kartka. Było na niej nagryzmolone czymś czerwonym "To moja robota". Zdziwiło mnie to, aczkolwiek uznałem to za pewien rodzaj
żartu, jaki płatają sprzedający kupującym. Zająłem się sprzętem. Sam w sobie był zgodny z opisem. Zauważyłem, że tkwi w nim karta pamięci i nie da się jej wyciągnąć. Podłączyłem zatem cyfrówkę do komputera i zacząłem przeglądać zdjęcia.
Byli na nich jacyś ludzie, ot zwyczajne zdjęcia z imprezy. Na jednym z nich wszyscy tańczyli. Przełączyłem na kolejne i zamarłem. Osoby, które na poprzednim zdjęciu tańczyły, teraz leżały zmasakrowane na ziemi. Każdy, dosłownie każdy
był pocięty i poturbowany. "Kto mógł coś takiego zrobić?", myśli kłębiły się w mojej głowie. Przełączyłem na kolejne i aż mnie odrzuciło. Oto, co zobaczyłem:

Dołączona grafika

Użytkownik JachuPL edytował ten post 22.04.2012 - 11:39

  • 7

#557

FallenAngel.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Postanowiłam przetłumaczyć jakąś pastę. Znalazłam tą. Jeśli już tu się pojawiła to przepraszam. Przepraszam też za błędy gramatyczne, ale tłumaczyłam to o trzeciej nad ranem.

Chatka w środku lasu
W lesie był myśliwy, który po długim dniu polowania był w centrum ogromnego lasu. Robiło się ciemno i mężczyzna zaczął się gubić. Zdecydował, że będzie trzymał się jednego kierunku, dopóki nie będzie pewien którędy iść. Szedł godzinami. W końcu zauważył chatkę na małej polanie. Uświadomił sobie, że jest bardzo ciemno i postanowił zajrzeć do chatki. Podszedł bliżej i zauważył, że drzwi są uchylone. Zajrzał do środka. Nie było tam nikogo. Myśliwy położył się na łóżku i postanowił rano wyjaśnić wszystko właścicielowi domku. Rozejrzał się dookoła chatki. Był zaskoczony widokiem ścian ozdobionych portretami, które namalowane były z wielką dokładnością. Postacie z obrazów zaczęły patrzeć się na niego. Wyglądały jakby były przepełnione nienawiścią i złością. Myśliwy odwrócił się za siebie i poczuł się niekomfortowo. Starał się zignorować te dziwne postacie z obrazów. Odwrócił się od ściany z portretami i i wyczerpany zapadł w niespokojny sen. Następnego ranka myśliwy się obudził. Wstał. Przed oczami przeleciało mu światło słoneczne. Popatrzył w górę. Odkrył, że w chatce nie było portretów.. tylko okna.
  • -1

#558

FallenAngel.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Przeglądałam stronki z pastami i znalazłam tą historyjkę. Jest tajemnicza i nie tyle straszna, co dziwna..


Sobowtór
Legenda głosi, że jeśli staniesz twarzą twarz ze swoim sobowtórem, to zwiastun albo ostrzeżenie przed śmiercią - dla obu, ciebie i sobowtóra. Dlatego, jeśli zobaczysz replikę siebie, uratuj swoje życie. Jeśli ciągle będziesz widzieć swojego sobowtóra, są szanse na to, że twoje dni są policzone, ponieważ wkrótce zobaczysz swoją śmierć.
Jest dużo historyjek dotyczących spotkań z sobowtórami, żadne nie są przyjemne. Często ludzie w rzeczywistości nie widzą swoich sobowtórów, ale inne osoby je widzą. Czy można być w dwóch miejscach na raz? nie, ale to bardzo dziwne uczucie kiedy ktoś, kto zna cię bardzo dobrze, mówi, że widział cię zaledwie 30 minut temu - a ty wiesz, że wtedy nie wychodziłeś z domu. Wyobraź sobie, że to się dzieje ciągle i ciągle, i że wkrótce oszalejesz.
Stąd wziął się mit, że sobowtór poprzedzi przybycie prawdziwej osoby. Dużo historii opisuje ich doświadczenia z tymi (przyp. tłum.)widziadłami, które wyglądają identycznie jak osoby, za które się podają. Prawdopodobnie twój sobowtór jest teraz jeden krok przed tobą.

Koty
Oczy kotów są oknami naszej duszy. Mogą one widzieć inny wymiar, mogą widzieć twój nastrój, a także co jest z tobą nie tak. Kot wie, kiedy jesteś szczęśliwy, kiedy jesteś w złym nastroju, albo kiedy jesteś głodny. On wie, kiedy jesteś wyrozumiały i kiedy zbliża się twoja śmierć.
To dobrze, że koty nie umieją mówić, bo masz wiele sekretów, które one znają.

Ciotka
Młoda para czekała niecierpliwie na swoje pierwsze wakacje, odkąd urodziło się dziecko. Ale ciotka kobiety, która miała opiekować się wtedy dzieckiem spóźniała się pół godziny. Młoda kobieta zadzwoniła do niej, żeby sprawdzić co się dzieje. Starsza kobieta przepraszała mówiąc, że to jej pamięć zawodzi i powiedziała, że szybko przyjedzie.
Kiedy ciotka była kilka mil od domu pary, postanowili oni wyjechać wcześniej, bo nie chcieli już dłużej czekać. Dwa tygodnie później, kiedy para wróciła, byli oni przerażeni znajdując dziecko siedzące w tym samym fotelu i w takiej samej pozycji, w jakiej je zostawili, tyle że dziecko było martwe i całe we krwi. Było obsadzone przez muchy. Ciotka jechała zbyt szybko. Spowodowała wypadek, w którym zginęła.
  • 8

#559

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Nietypowa pasta na "rozluźnienie", niesamowity zwrot akcji, itd.

Dead Space
Także ten, wszystko zaczęło się 25 listopada, 2011. Byłem w Game Stop'ie przęglądając ich kolekcję używanych gier. Nie miałem dużo kasy, a chciałem przeznaczyć ją na "Sonic Generations". Ale wszystko było wyprzedane. Postanowiłem więc szybko przejrzeć gry na Xbox'a zanim wyjdę. W trakcie, natrafiłem na dziwne pudełko. Był to "Dead Space", ale opakowanie się wyróżniało. "Wyróżniało" to mało powiedziane. Wyglądało jakby zostało pokolorowane przez czteroletnie dziecko. Jako, że podobała mi się druga część, to kupiłem. Najwyżej stracę.
Kiedy wróciłem do domu, od razu wsadziłem płytkę do konsoli. Główny ekran był normalny - koszmarne dźwięki, itp.

Wybrałem nową grę. Pierwszy filmik przedstawiał ciebie w statku. Słuchasz wiadomości od Nicole, potem zaczyna mówić Kendra, takie gadanie. Nic nadzwyczajnego. Gdy w końcu dostałem się na statek, zorientowałem się, że jeszcze nie było żadnej plagi, ponieważ kiedy się rozbiliśmy, tam wciąż byli ludzie. Wszędzie wokół normalni ludzie, pytający się nas czy nic się nam nie stało w wypadku. Powiedzieliśmy, że wszystko OK, a oni odpowiedzieli, że statek został doszczętnie rozpieprzony. "TAK, w końcu będzie jakaś nawalanka z Zombie", pomyślałem. Wtedy przeprowadzili nas przez "Ishimurę" (nazwa statku) aż doszliśmy do czegoś ala antena. Znowu, ludzie. Pierwsze co mi przyszło na myśl - "Gdzie *** są te wszystkie Zombie, krew i cała reszta?". Naprawiłem antenę. Zaczęli gadać coś o jakimś wskaźniku. "NARESZCIE!!". Zaprowadzili nas do zatoczki dla frachtowców. Minęliśmy żłobek, szpital i sklep zoologiczny. W gablotkach były nawet słodziutkie, malutkie kociaczki.
Kiedy doszliśmy na miejsce nie mogłem już wytrzymać. W ZATOCE NIE BYŁO ŻADNEJ KRWI ANI MARTWYCH CIAŁ. Wszystko wyglądało ZBYT normalnie. "GDZIE SĄ *** MOJE ZOMBIE?!?!?!?!?"

Pokazali nam wskaźnik, a potem wróciliśmy na statek. Pojawiły się napisy końcowe. Skończyłem grę w CAŁE 45 minut. Szczęka mi opadła. "Co to *** było? Przecież to nie mogła być prawdziwa gra!. Spróbowałem jeszcze raz. Tym razem, gdy uruchomiłem grę, pojawiłem się tuż przed zoologicznym. Psiaczki i kociaczki, wszystkie zwierzęta patrzyły na mnie tymi swoimi czarującymi oczkami. Nie mogłem wytrzymać. Rozpieprzyłem Xbox'a o ścianę, a potem wyskoczyłem przez okno. Teraz jestem maksymalnie ***, bo w "Dead Space" nie ma Zombie, tylko Nekromorfy kretynie...
Źródło: http://creepypasta.w...wiki/Dead_Space

Jeszcze jedna.


NIE POZWÓL...
Słońce zaszło.

Zatrzaśnij drzwi.

Zamknij je.

Upewnij się, że wszystkie inne też są zamknięte.

Jeśli nie możesz ich zamknąć, zablokuj je.

Jeśli masz zasłony, zasuń je. Teraz.

Zatkaj wszystkie otwory wentylacyjne.

Zbierz najbliższych, zwierzęta, kogolwiek.

Idź do najbezpieczniejszego i najmocniejszego pokoju jaki masz.

Zablokuj wszystkie możliwe drogi, którtmi ktoś lub coś mogłoby dostać się do wewnątrz.

Zarygluj drzwi, zablokuj je.

Zabij okna deskami.

Szybciej, szybciej, nie zwalniaj.

Nie masz wiele czasu... lepiej się spiesz...

Nie pozwól nikomu wyjrzeć na zewnątrz ani do środka.

Upewnij się, że pokój jest bezpieczny.

Możliwe, że ledwo ci się udało. Odetchnij.

Weź strzelbę, dwa pociski.

One nie są na niego... Są na ciebie...

Potrzebujesz jednego więcej, na wypadek jakby się nie udało.

Ponieważ, gdy dostanie się do środka - będziesz żałował, że się urodziłeś...

Sprawdzi każde okno... każde drzwi... każde przejście...

Jeżeli popełniłeś nawet najmniejszy błąd - to koniec...

Będzie zaglądał przez okna...

Będzie zaglądał przez pękniecia w ścianach...

NIE POZWÓL MU, ABY CIĘ ZOBACZYŁ.

Usłyszysz skrzypienie w pobliżu domu.

Szuranie na zewnątrz.

Możesz nawet usłyszeć dziwny dźwięk.

Nikt nie potrafi go określić, nie brzmi zbyt wyraźnie.

Nikt nie wie, czym dokładnie jest...

Wtedy usłyszysz łomotanie...

Głośne łomotanie z innego pomieszczenia...

Na początku będzie deliaktne, z czasem stanie się co raz bardziej gwałtowne...

To on...

Próbuje się dostać do środka...

Ale to brzmi, jakby ktoś chciał się wydostać...

Tak jakby to działało...

Tak jakby był już wewnątrz...

Jeśli już jest w środku, zajrzy wszędzie...

Usłyszysz jak robi bałagan, co będzie najmniejszym z twoich problemów.

Utoruje sobie drogę do twoich drzwi...

Jeśli mu się nie uda, wejdzie przez okno...

Czuje, że tam jesteś...

To twoja ostatnia szansa...

Nie rób żadnych dźwięków. Nawet nie drgnij...

Obejdzie pokój ze wszystkich stron...

Lepiej módl się o życie...

Jeśli cię zobaczy, poczuje, usłyszy lub nawet wyczuje, bierz za broń...

Nie wahaj się.

Przyłóż do głowy i pociągnij za spust.

Uwierz mi, lepiej umrzeć szybką i bezbolesną śmiercią niż spojrzeć na te oczy...

I znaleźć się w jego zasięgu...

Około 15 minut czystego strachu przeszywającego każdą część twojego ciała jest warta przetrwania.

Może się wydawać, że wyszedł.

Nic bardziej mylnego...

Może sprawdzić jeszcze raz...

NIE RÓB ŻADNYCH DŹWIĘKÓW.

Nic nie rób... Nawet nie drgnij...

Chyba, że jesteś w 100% pewien, że jest daleko i dawno sobie poszedł...

NIE POZWÓL MU CIĘ ZŁAPAĆ.


I druga.


Tak mi przykro, tato...
Byłem wtedy samotnym ojcem. Moja żona - narcystyczna, złośliwa kobieta, która nie potrafiła zadbać nawet o siebie, także nasz rozwód był mniej lub więcej błogosławieństwem dla mnie. Po rozstaniu, dostałem opiekę nad małym synkiem, który był dla mnie całym życiem.
Gdy wciąż żyliśmy w małżeństwie, żona bez przerwy narzekała, że spędzam za dużo czasu z dzieckiem, zamiast poświęcać go jej (pewnie myślała, że zasługuje na uznanie...). Trzymanie tej wiedźmy z dala od domu i mojego chłopca miało wiele zalet, ale też kilka wad. Pracowałem cały czas, więc nierzadko musiałem zatrudniać niańkę albo dzwonić - po starszych już, rodziców. Właściwie, to zazwyczaj prosiłem o to rodziców, ale z czasem przyzwyczaiłem się dzwonić po Marcy - jedyną niańkę, która przychodziła od razu na telefon. Nie lubiłem jej szczególnie, bo zawsze była trochę niedpowiedzialna. Często, zamiast opiekować się dzieckiem, rozmawiała przez telefon, a za każdym razem, gdy widziała mój samochód na podjeździe, zabierała swoje rzeczy i wychodziła tylnym wyjściem... Była lekkim utrapieniem. Ale nie bardzo miałem wybór.

Pewnej nocy, wszedłem do domu i ją zawołałem. Brak odpowiedzi. Uznałem, że znowu wyszła z tyłu domu, więc zbytnio się tym nie przejąłem. Wszedłem do salonu i zauważyłem, że na schodach stał mój synek, wciąż w piżamach.

"Hej, kolego", zawołałem, zanim zauważyłem jego spojrzenie. "Wszystko w porządku, synku?"

"Miałem koszmar, tatusiu", powiedział, a następnie zbiegł po schodach i mnie uściskał. "To było takie straszne...".

"Co takiego się tam stało?", zapytałem. Ścisnął mnie mocniej.

"Szedłem korytarzem, kiedy usłyszałem Marcy, nucącą na dole. Schowałem się na górze przy schodach, w miejscu, w którym nie mogła mnie zobaczyć i zacząłem patrzyć jak pracuje w kuchni. Po kilku minutach, tuż za nią otworzyły się cicho drzwi do spiżarni. Słuchała tego swojego czegoś do muzyki, więc nie mogła usłyszeć. Ze spiżarni wyszedł nagi potwór z tymi swoimi małymi, czarnymi oczkami...", przeszedł go dreszcz.

"Mów dalej, synku", namówiłem go.

"No więc, potwór patrzył się na nią przez jakiś czas, a potem otworzył szafkę w salonie. Wyszedł z niej kolejny potwór. Marcy była skupiona na swojej pracy i muzyce, poza tym było tak ciemno, że nie mogła go zauważyć. Potwory gapiły się na nią przez chwilę, aż drugi z nich otworzył okno. Za nim był kolejny. Tego też nie zauważyła... więc wtedy, drugi i trzeci otworzyły piwnicę, a wtedy wyszły następne dwa. Tak się bałem, tatusiu... Ale starałem się być cicho i żaden mnie nie zobaczył...", zapłakał chłopak.

"Wszystkie z nich patrzyły na Marcy przez parę minut, zanim jeden z nich zaczął ryczeć. Nie usłyszała tego. Ryczał co raz głośniej. Zrobiła dziwną minę i mrugnęła. Modliłem się, aby się nie odwracała, tatku. Ale to zrobiła. Krzyczała i krzyczała i płakała i krzyczała, a wtedy wszystkie potwory rzuciły się na nią. Rozdarły ją na kawałki, a potem zjadły... a kiedy skończyły, zlizały całą krew z podłogi. Wtedy kiwnęły na siebie i wróciły tam skąd przyszły - do spiżarni, szafki, za okno i do piwnicy... a ja po prostu siedziałem na górze, tak się bałem, tatusiu..."

Przytuliłem chłopca mocniej, gdy on płakał. Pocałowałem go delikatnie w policzek, aby załagodzić płacz. "Co się wtedy stało, synku?

"... Ja... Wyszedłem, aby poprosić sąsiadów o pomoc. Pomyślałem, że jeśli pobiegnę szybko do drzwi, to mnie nie złapią. Biegłem tak szybko jak mogłem... ale one wszystkie na mnie wyskoczyły, tatku. Były takie straszne. Złapały mnie i już miały mnie zjeść gdy... gdy..."

"Co się stało?"

Jąkał się, próbując wyszlochać resztę opowieści.

"Możesz mi powiedzieć o wszystkim, synku... co się stało?", zmierzwiłem mu lekko włosy, kiedy zaczynał wracać do siebie.

"Ja.. ja... Powiedziałem im, że jeśli mnie wypuszczą... Zagadam cię gdy wrócisz do domu, tak aby mogły dorwać także ciebie, tatusiu... i oszczędzą mnie."

Przez chwilę panowała cisza. W tym samym momencie usłyszałem serię otwierających się drzwi w całym domu. Syn przycisnął swoją twarz do mojej piersi.

"Tak mi przykro, tato"


  • 4

#560

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

09/17/10
Kilka miesięcy temu rozpocząłem naukę na Chicho State University. Przygotowując się na swój "koci" rok, znalazłem wszystko czego potrzebowałem, oprócz laptopa. Nie lubię przepłacać za coś, co mógłbym dostać taniej. Przejrzałem internet w poszukiwaniu dobrych ofert na laptopy, nie znajdując żadnego, któy spełniłby moje wymagania. Szkoła już za dwa tygodnie, a desperacja wciąż we mnie rosła - potrzebowałem komputera. Kilka dni później, zobaczyłem w gazecie reklamę laptopa za jedyne $600, wcale niedaleko od mojego miejsca zamieszkania. To był całkiem niezły Dell - dziwne, że sprzedawano go o prawie $1000 mniej niż nowiutkiego w sklepie.

Pojechałem do sprzedawcy następenego dnia. Jego dom znajdował się kawałek za miastem, nieopodal gęstego lasu. Na zewnątrz stał stary Chevrolet i masa zniszczonych znaków drogowych i innych staroci. Zadzwoniłem do drzwi i podszedł do mnie mężczyzna we flanelowej koszuli. Gdy spytałem o laptopa, wyglądał jakby został niemal wybawiony. Powiedział, że jest w stanie sprzedać go od zaraz. Szczęśliwie, przyszedłem z pieniędzmi; jakiś czas później wracałem już do domu z nowym sprzętem.
Podekscytowany posiadaniem swojego pierwszego, samodzielnie kupionego laptopa, naładowałem go, po czym zacząłem wrzucać swoje własne aplikacje i programy. Przeszukując dysk, natrafiłem na ukryty folder, co było dziwne, ponieważ mężczyzna powiedział, że został całkowicie sformatowany. Folder nosił nazwę "09/17/10", prawdopodobnie data. Otworzyłem go, a moim oczom ukazało się sześć filmików i trzy zdjęcia. Ciekawość wzięła nade mną górę, więc postanowiłem je obejrzeć.

Pierwszy film nazywał się po prostu "001". Nagrany drżącą reką z pojazdu. Pokazywał kobietę, wychodzącą z baru i wsiadającą do samochodu w środku nocy. Po paru sekundach odjechała i prawie natychmiastowo, osoba nagrywająca ruszyła za nią. Filmik skończył się po upływie 24 sekund. Wyglądało to, jakby kamerzysta czekał na tę kobietę przez chwilę.

Nie zaalarmowało mnie to, ale czułem się nieco niespokojnie. Otworzyłem następny plik, zatytułowany "002". Domyśliłem się, że to kolejna część filmu. I dobrze myślałem, bo zaczynał się w środku pojazdu z kamerą wyglądającą przez przednią szybę. Padało, co oznaczało, że minął już jakiś czas odkąd skończyła się pierwsza część. Ledwo zauważyłem, że dwa pojazdy z przodu znajdował się samochód kobiety, która wyszła z baru. Trwało to przez niepokojące 47 sekund. Zaczynałem czuć się nerwowo, bojąc się, że to wszystko może skończyć się w najgorszy sposób.

Ale, tak jakbym właśnie oglądał telewizję, chciałem zobaczyć jak to wszystko się skończy. Trzeci film nazywał się oczywiście, "003". Ten zainteresował mnie w szczególności. Na zewnątrz padał siarczysty deszcz i ledwie mogłem dostrzec postać w futrzanym płaszczu z parasolą, zmierzającą do domu przez drzwi frontowe. Mogłem tylko się domyślać, kim jest ta osoba i do kogo należał ten budynek. Postać weszła do środka i zamknęła drzwi. Cisza, która następnia nastała, uspokoiła mnie. Jedyną słyszalną rzeczą był dźwięk deszczu, uderzającego o samochód. Po dwóch minutach tej denerwującej nicości, zgasły światła w domu. Kolejna minuta minęła, zanim kamerę odłożono na deskę rozdzielczą, a dźwięk osoby wysiadającej z pojazdu przerwał ciszę. Po tym jak drzwi zamknęły się cichutko, inna postać, tym razem zakapturzona, zaczęła iść w kierunku budynku. Czułem, jakby sznur zawiązywał się wokół mojego żołądka, podczas gdy nieznajomy obszedł dom z tyłu. Kimkolwiek był, z pewnością nie powinien znajdować się w tym miejscu. Krótką chwilę później, światła na zewnątrz domu także zgasły. Nastała całkowita ciemność i tylko bębnienie deszczu powiadomiło mnie, że film wciąż był nagrywany. Skończył się po upływie 9 minut deszczu i mroku.

Teraz byłem pewien, że nie był to żaden niewinny projekt i zacząłem czuć się głupio, że nie sprawdziłem wiarygodności sprzedawcy. Czy ta osoba śledziła tę kobietę, którą widziałem przedtem? Doświadczając to wszystko, przez moją głowę zaczęła krążyć myśl, czy nie zawiadomić policji, ale jeszcze nie byłem na to gotowy. Tym razem niechętnie, odpaliłem kolejną część - "004". Znowu zapanowała ciemność, ale deszcz ustał a wokół panowała głucha cisza. Niedługo po rozpoczęciu klipu, mogłem dosłyszeć dźwięk kroków na żwirze, które stawały się co raz głośniejsze, gdy osoba zbliżała się w stronę auta. Drzwi się otworzyły i włączyło się swiatło u góry. Kamera leżała na podłodze, a obiektyw był skierowany w stronę dachu. Usłyszałem jakieś grzebanie w tle i nagły huk gdzieś z tyłu pojazdu. Czyjaś ręka zasłoniła widok z kamery, ale potrafiłem dostrzec duże płótno wyciągane z samochodu. Jedna myśl przeszła mi przez głowę i modliłem się, aby to nie była prawda.

Osoba podniosła kamerę i umieściła ją z powrotem na desce rozdzielczej. Jechała przez dobre 3 minuty, zanim zaparkowała na wąskiej drodze pobocznej. Postać wyszła na zewnątrz i zaczęła szperać przy ładunku. 6 minut potem, pojazd ruszył dalej w inne miejsce, a kamera została wyniesiona kawałek od samochodu. Mogłm teraz zauważyć, że to ten sam grat, który stał przed domem sprzedawcy. Miałem już wzywać gliny, kiedy kamera zwróciła się ku budynkowi. Był to całkowicie inny dom, niż ten, który odwiedziłem. Trochę mi ulżyło, ale to jeszcze nic nie znaczy.

Po tym jak skończył się czwarty film, zastanawiałem się czy byłem gotów zobaczyć, co nadejdzie następnie. Mogłem tylko liczyć na to, że to jakiś żart albo ma chociaż szczęśliwe zakończenie. "005" zaczynał się w środku budynku. Było ekstremalnie ciemno, i jedyną rzeczą, którą potrafiłem odróżnić była postać, która od czasu do czasu przechodziła przed obiektywem. Przez pierwsze kilka chwil było też cicho, nie licząc szczekania psa na dworze. W końcu, zaczął się pojawiać jakiś dźwięk. Początkowo cichy, nasilony z czasem do głośnego, stłumionego krzyku. Drżące dźwięki stawały się co raz bardziej słyszalne, razem z płaczem. Pojawiło się światło i podniesiono kamerę a następnie umieszczono w środku pokoju, ukazując pobitą i zakrwawioną kobietę, przywiązaną do krzesła. To była ta sama osoba, którą widziałem, wychodzącą z baru. Kamera przybliżyła się do jej twarzy. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje na prawdę. Nadzieja, że to był film albo coś w tym rodzaju, momentalnie uleciała. Pozostał już tylko jeden film, a ja zaczynałem się bać o swoje właśne bezpieczeństwo. Zamknąłem drzwi, zasunąłem rolety i oglądałem dalej.

Zacząłem "006" z maleńką nadzieją, że kobieta wciąż żyje, a ja mogę ją uratować. Punkt kulminacyjny tego horru miał miejsce w łazience. Kamerę położono na szafce, obiektywem skierowną w stronę lustra, na którym widziałem drzwi. Jedyny dźwięk, który odróżniałem zniszczył tę nadzieję: elektronarzędzia. Siedziałem przed ekranem, przez czas, który wydawał się trwać wieki, zanim dźwięk ustał. Więcej ciszy. Ciężkie kroki, którym towarzyszyło inny dźwięk, który brzmiał jakby coś było ciągnięte. Klamka drgnęła a drzwi zostały pchnięte. W ciemnościach dostrzegłem kobietę w średnim wieku, ubraną w fartuch laboratoryjny, trzymającą respirator w swoich gumowych rękawicach. Poczułem ulgę z dziwnego powodu. W odbiciu, kobieta ciągnęła coś do wanny. Gdy wrzuciła go do środka, zauważyłem duży, czarny worek na śmieci.

Czułem się jakbym śnił. Wyciągnęła worek z wanny, teraz pusty. Podniosła kamerę i umieściła ją na podłodze, skierowaną w stronę wanny. Na podłodze przed nią znajdował się cały asortyment trujących, żrących substancji i paru innych pustych pojemników. Kobieta zaczęła wlewać płyny do wanny, co spowodowało upiorny dźwięk, który mogłem opisać jedynie jak dźwięk mentosa z colą. Film się skończył, pozostawiając mnie oszołomionego i w panice. Otworzyłem zdjęcia. Pierwsze przedstawiało pojazd - półciężarówkę. Drugie - dziewczyna, związana, jeszcze przed pobiciem. Trzecie się nie otworzyło, wyskoczył komunikat o uszkodzonym pliku, ale może to nawet lepiej...

Udało mi się zatrzymać te dwa zdjęcia, zanim oddałem komputer policji. Zwrócono mi moje $600 razem z małym dodatkiem. Okazało się, że ofiarą była młoda dziewczyna eksmęża starszej kobiety. Kobietę aresztowano niemal rok wcześniej, ale uwolniono z powodu braku dowodów, a jej były mąż został zamknięty. Podejrzewam, że to było to zagubione powiązanie. Liczę, że ta historia odpowiedziała na wszystkie nierozwiązane pytania.
Jednakże, nie wiem kim był facet we flanelowej koszuli, albo jak zdobył tego laptopa, albo skąd ma taki sam samochód jak morderca. Chyba zostawię to policji.

Użytkownik Akiro edytował ten post 24.04.2012 - 18:22

  • 8

#561

withjizzy.
  • Postów: 8
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Budzik


Jeśli nastawisz budzik na ustaloną godzinę, i obudzisz się przed czasem alarmu, lepiej wracaj do snu i pozwól, żeby budzik Cię obudził. Przecież powiedziałeś już rzeczywistości o której wstajesz, chyba nie chcesz sprawić by coś się popsuło?

//to moje pierwsze tłumaczenie, ze strony creepy-pastas.tumblr.com, pozdrawiam, Weronika. Będę starała się tłumaczyć coś dłuższego.

ZNAMIONA

Wiesz dobrze, że niektórzy mają znamiona. Więc, te znaki zostały wykonane, gdy Oni próbowali wykraść Cię od Twoich rodziców i zastąpić Cię jedną z Ich replik. Jeśli masz znamię, to znaczy, że nie udało im się. Jeśli znasz kogoś, kto go nie ma, nie ufaj mu.

//moja druga tłumaczona creepypasta, ze strony http://creepy-pastas.tumblr.com/, pozdrawiam, Weronika.


Użytkownik withjizzy edytował ten post 24.04.2012 - 19:40

  • 7

#562

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Cienisty Stwór

2006. Leavenworth, Kansas.
Kiedy miałem czternaście lat, moi rodzice się rozwiedli i od tamtej pory mieszkałem z matką i facetem, w którym zakochała się kilka lat przedtem.
Szukaliśmy domu dla naszej trójki i ostatecznie znaleźliśmy coś idealnego.

Parę miesięcy później, po tym jak dowiedziała się że ojciec ma raka, mama wyjechała do szpitala i została tam przez jakiś tydzień, zostawiając mnie samego z tamtym mężczyzną.
Było późno, około północy jeśli dobrze pamiętam, kiedy poszedł do łóżka, wyłączając wszystkie światła w domu, oprócz komputera w piwnicy, którego używałem.

Mieliśmy wtedy psa i kota. Nie pamiętam, gdzie był pies, ale kot siedział akurat przy mnie. Pisząc na komputerze, doszło do mnie, że zwierzak już od jakiegoś czasu patrzy w stronę szeroko otwartych drzwi do pomieszczenia. Jego uszy były napięte i skierowane do tyłu a ja zacząłem słyszeć powarkiwanie za plecami. Myśląc, że to pies, odwróciłem się i go zawołałem -- a wtedy ujrzałem coś, co zbiło mnie kompletnie z tropu.

Drzwi na piętro były całkowicie otwarte.

Naprzeciw nich, wzrostu trzy-, czteroletniego dziecka, stało to cieniste, złowieszcze stworzenie. Dreszcze przeszły mnie po plecach, a strach kompletnie ogarnął moje ciało, podczas gdy gapiłem się na to nieludzkie coś. Zauważyłem, że ma małe, paciorkowate żółte oczy oraz czarne wici na głowie i po bokach ciała, które tak właściwie nie miało "kształtu".
Czymkolwiek to było, zareagowało szybko i schowało się, skacząc w stronę schodów. Wtedy spostrzegłem, że zerkało zza ściany, a potem szybko się chowało gdy widziało, że wciąż zaglądam. Do tego dnia nie wiem jak, ale udało mi się zgromadzić wystarczająco wiele odwagi, żeby podbiec do drzwi, a następnie zatrzasnąć i zamknąć je.

Godzinę później, biegałem po całym domu, zapalając wszystkie światła, pomijając sypialnię matki. Poszedłem spać z włączoną lampą. Nie robiłem sobie trudu, szukając psa i nigdy nie powiedziałem temu facetowi o zdarzeniu w piwnicy. Po prostu wbiegłem do pokoju i wczołgałem się do łóżka. Jezu Chryste. Nie wiem jak zasnąłem, ale jakoś mi się udało.

Poważnie, czymkolwiek do diabła była ta rzecz, obserwowało mnie. Wydaje mi się, że nigdy całkowicie nie dojdę do siebie. Ale chyba trochę się uspokoiłem... Tydzień później, po spędzeniu nocy w domu brata byłem znudzony, więc postanowiłem poszukać jakichś informacji o tym stworzeniu. Co dziwne, to co zobaczyłem tamtej nocy pasowało do opisu czegoś, co większość ludzi nazywa "Cienistym Stworem". Cholernie mnie to wystraszyło a wiedziałem, że mroczna istota nie była wytworem mojej wyobraźni. Od tamtej pory nienawidziłem tego domu.

Przestałem go nazywać swoim domem. Jestem szczerze zdziwiony, że wtedy wciąż w nim jeszcze mieszkałem, ale niefortunnie, nie miałem dużego wyboru. Ale nigdy więcej nie zobaczyłem Cienistego Stwora. Nigdy. Jednak, bałem się. Na szczęście, trzy miesiące później, mama i ja wyprowadziliśmy się z powrotem do taty, a facet, który mieszkał z nami, wyjechał. Nasz wymarzony dom został wystawiony na sprzedaż. Prawdopodobnie cały czas jest.

Teraz wszystko jest w porządku, ale koszmary z udziałem dziwnej istoty nawiedzają mnie do teraz. Czasami wydaje mi się, że patrzy się na mnie kiedy tylko jestem sam. Tak na prawdę nigdy nie bałem się ciemności, aż do tamtej nocy. Teraz, nienawidzę patrzeć się w mrok.

Możliwe, że mrok też mnie obserwuje.

http://img826.images...shadowbeing.jpg
  • 2

#563

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Annora
BREE, NIE USUWAJ TEGO PROSZĘ!

Wiem, że mnie nienawidzisz, ale byłyśmy kiedyś najlepszymi przyjaciółkami i chciałabym, abyś to przeczytała. Wydaje mi się, że znalazłam się w poważnych tarapatach i raczej nic nie da się z tym zrobić, jednak musisz to przeczytać, żeby zrozumieć.

Wiem też, że nie rozmawiałyśmy od dawna, lecz to co się stało, nie było moją winą. A przynajmniej nie w całości. Wszyscy myślą, że tak było, ale nigdy nie zrobiłabym czegoś, co mogłoby cię skrzywdzić.

To zabrzmi głupio, ale proszę, żebyś to opowiedziała - tak, aby ktoś inny też o tym wiedział.

Zaczęło się, kiedy byłyśmy w 8-mej klasie. Noc przed turniejem Crystal Classic. Siedziałam w domu, nie mogąc zasnąć z powodu zdenerwowania. Przeglądałam internet, ale nie byłam w stanie skupić się na niczym. Z nudów wygooglowałam swoje nazwisko.

Nie powinnam była tego robić, Bree. Na początku pojawiły się zwykłe informacje, które widzisz googlując siebie, a potem natrafiłam na link do Wikipedii o mnie.

Pomyślałam, że napisał to nasz klub albo tata czy coś. Nie było tam wiele, podstawowe wiadomości na temat łyżwiarstwa czy miasta, w którym mieszkałam, lecz tym co mnie zdziwiło była informacja, że wygrałam tegoroczny Crystal Classic.

Zaśmiałam się, myśląc, że ktoś to napisał, żeby dodać mi odwagi. Spytałam się taty, ale zaprzeczył.

Gdy wygrałam zawody następnego dnia, byłam w siódmym niebie. Pierwszy turniej, w którym kiedykolwiek zwyciężyłam. Po nim zaczęłam bardzo ciężko pracować. To właśnie wtedy rodzice zatrudnili Sergei'a, aby mnie nauczał. Pewnie wiesz, ile to mogło kosztować.

Po tym wydarzeniu zaczęłam sprawdzać Wikipedię przed każdymi zawodami i zawsze przewidywała wyniki dotyczące mojego miejsca. Było napisane, że wygram turniej regionalny i wszystko się sprawdziło.
Sergei namówił mamę i tatę, żeby pozwolili mi wziąć udział w Olimpiadzie. Zabrali mnie ze szkoły.

Trenowałam każdego dnia, ale nie rozwijałam się wystarczająco szybko, aby wystąpić w Mistrzostwach (według Sergei'a). Starałam się z całych sił i jeździłam też bardzo dobrze, ale Sergei cały czas powtarzał, że to nie wystarczy.

Zawody nadeszły. Myślałam jedynie o zwycięstwie i zrobiłam coś, czego nie powinnam. Każdy wciąż powtarzał, że jesteś faworytką, przez co poczułam się, jakbym już przegrałam. Utworzyłam konto na Wikipedii i zmieniłam artkuł na mój temat, aby napisać, że wygrałam.

Tylko, że tuż po tym sprawdziłam stronę i wyświetlił się jedynie ten napis:
"Annora Petrova jest samolubną, małą dziwką, która dostanie na co zasłużyła."

Załamałam się. Dlatego tego dnia wyglądałam tak potwornie. Byłam zszokowana. Pamiętam jak oglądałam twój występ, aż w pewnym momencie oderwała się szyna z twojej łyżwy. Chwilę potem, leżałam na ziemi, z twarzą zalaną krwią w miejscu rozcięcia na czole. Powiedzieli mi, że to moja wina, ponieważ wcześniej miałam twoje łyżwy. Bree, na prawdę przy nich nie majstrowałam - chciałam wygrać, ale nigdy nie zrobiłabym czegoś, co by cię skrzywdziło.

Kiedy powiedzieli, że mam zakaz udziału w następnych turniejach, każdy powtarzał, że dostałam to na co zasłużyłam. Nikt nawet nie spytał się o moją wersję wydarzeń.

Chyba słyszałaś, że Sergei odrzucił mnie po tym wszystkim. Powiedział, że go zrujnowałam. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać.

Wiesz jak to jest być obiektem pogardy? Nie miałam nawet chwili wytchnienia.

A wtedy artykuł stał się nawet gorszy. Kiedy tylko sprawdzałam, opisywał te okropne rzeczy na mój temat. Nie potrafiłabym opowiedzieć nawet połowy z nich, język był taki wulgarny. Płakałam za każdym razem, gdy to czytałam, ale nie mogłam przestać.

Wiedziałam, że trzeba było coś zrobić, więc napisałam skargę do Wikipedii. Nawet do nich dzwoniłam, ale wszyscy zarzekali się, że nie wiedza nic o takiej stronie.

Byłam sama w domu tej piątkowej nocy. Postanowiłam sprawdzić, czy artykuł został juz usunięty. Wciąż tam był a tym razem głosił: "Annora Petrova to mała, żałosna sierota."

Odbiło mi. Zaczęłam wydzwaniać po rodzicach, aby ich ostrzec, ale za każdym razem słyszałam ten straszny śmiech z drugiej strony. Dzwoniłam chyba ze sto razy, aż śmiech ustał.

Po wypadku, policja oddała mi ich telefony, które nie zarejestrowały żadnego z moich połączeń zeszłej nocy.

Byłam zdruzgotana. Przedtem potrafiłam trenować całymi dniami, ale nigdy nie zauważyłam, jak samotna byłam. Wiem, że próbowałaś się wybić, ale byłam tak zdenerwowana i zestresowana, że nic mnie nie obchodziło.

Gdy skończyłam 18 lat i dostałam pieniądze ze spadku, wyjechałam do Szwajcarii.

Musiałam wziąć się w garść. Moje łyżwiarstwo bardzo się pogorszyło. Nie minął nawet rok, a mi wydawało się, że minęły wieki.

Dlatego nie powinnam była tego robić, Bree.

Piszę do ciebie ze starego hotelu w okolicach Pragi. Jutro mam przesłuchanie do "Ice Circus". Wiem, że niegdyś naśmiewaliśmy się z takich rzeczy, ale na prawdę tego chcę. Byłam mocno zdenerwowana, więc z przyzwyczajenia sprawdziłam tamtą stronę.

Trudno mi o tym mówić, ale kiedy zajrzałam do artykułu, żeby zobaczyć, czy uda mi się dostać tamtą pracę, moim oczom ukazała się taka wiadomość:
"Annora Petrova umarła bez przyjaciół, w samotności."
Dzisiejszy dzień jest datą mojej śmierci.

Szlocham tak mocno, że ledwo piszę. Ale chciałam, abyś poznała prawdę. Proszę, uwierz mi, Bree. Załączam zdjęcie strony, żebyś mogła mi uwierzyć, wszystko tam jest.

Nie wiem co mam robić. Nikogo tutaj nie znam a nikt nie mówi po angielsku. Wciąż odświeżam stronę.

Boże, minęły chyba lata, nieustannie odświeżam ale bez zmian. Będę czekała do północy, nie wiedziałam co zrobić, więc zamknęłam się w pokoju.

Już tylko kilka minut do północy. Mogę tylko odświeżąć stronę. Jestem wyczerpana, ale nie mogę przestać. Boję się, że zostawię komputer zanim dowiem się, co stanie się później.

Dołączona grafika

Użytkownik Akiro edytował ten post 27.04.2012 - 09:23

  • 21

#564

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Trochę dłuższe opowiadanie. O Pokemonach. Trzy godziny tłumaczenia :D
Jeżeli ktoś wcześniej nie grał w gry Pokemon, to radzę coś o nich poczytać, żeby lepiej zrozumieć historię (czasami dodawałem przypisy, ale nie chciało mi się tłumaczyć wszystkiego).
Na przykład to: http://pl.wikipedia....

Strangled Red
Po internecie krąży wiele historii o zhackowanych grach Pokemon. Niektóre nawet gustowne - jak na przykład ta, w której jako startera dostaje się ducha.

Bywają też niedorzeczne; głupie opowiadania o ludziach, którzy umierają od gry, albo, że gra zaczęła z nimi rozmawiać. Boże, czy twórcy tych historyjek nie wiedzą, że posunięcie się za daleko czasami psuje cały efekt? Ach, zaczynam odbiegać od tematu.

Dorastałem, interesując się takimi przerobionymi gierkami, które czasami pojawiały się w sklepach z używanymi rzeczami, na eBayu lub były rozdawane losowym przechodniom przez bezdomnych. Nie miałem przyjemności spotkać się z jedną z takich osób. Swoją "szczególną" kasetkę znalazłem po prostu w koszu na śmieci, gdy śmieciarka zajeżdzała pod kontener sąsiadów.

Zauważyłem wewnątrz grę, więc zapytałem się śmieciarza czy mógłbym ją zatrzymać, a on najwyraźniej nie miał z tym problemu. W końcu została wyrzucona. Oczywiście, spytałem się jeszcze sąsiadów, aby potwierdzić, że na prawdę jej nie chcą. Zdumiało ich to; wyglądali, jakby widzieli ją pierwszy raz na oczy.

Ich syn sięgnął po nią reką. Mały chłopiec, na widok Charizarda z wierzchu kasetki, wyjęczał:
"Pokemon! Ja chcę mamusiu!"
Jednak matka mu odmówiła, jako że ja byłem znalazcą. Właściwie, to nawet nie miał Gameboya, po prostu lubił Pokemony.

Nie myśląc dłużej, udałem się do domu, oglądając kasetkę. Zwykła, stara wersja Red z nieco wytartą naklejką wzdłuż szyi Charizarda, ale czego spodziewać się po takiej starej grze? Będąc dzieckiem, miałem wersję Blue, więc nie mogłem się doczekać, aby zobaczyć chociaż minimalne różnice pomiędzy obiema grami (przyp. tłum. - gry Pokemon zazwyczaj wychodzą w kilku wersjach, różniących się występowaniem Pokemonów, itp.). Byłem nieco rozczarowany, kiedy zobaczyłem to co pojawiło się na ekranie tytułowym.

"Pokemon: Strangled Red" (przyp. tłum. Strangled Red - Uduszony Red, postanowiłem pozostać przy oryginalnej nazwie). Cholera, przeróbka. Przeróbki były porządne i w ogóle, ale nie miały żadnej wartości pieniężnej, podczas gdy oryginały był dosyć cenne, a ja chciałem zagrać w Red'a, a nie to gówno. Ehh, ostatecznie dostałem ją za darmo - nie zaszkodzi spróbować.

Nazwa jednak była dziwna, Strangled Red? Nie miało to sensu, bo mówi się, że ludzie stają sie niebiescy, gdy się dławią, nie czerwoni. Kto wie, może była para tych przeróbek, a ja po prostu dostałem wersję Red.


Im więcej nad tym myślałem, tym bardziej zaczynało mnie to interesować. Moje początkowe rozczarowanie przerodziło się w ciekawość, chciałem zobaczyć, co stworzył twórca i miałem zamiar notować wszystko, co zobaczyłem. Pierwsza odmienność - na ekranie startowym obok trenera stał Charizard zamiast Charmandera, a Pokemony nie przelatywały wzdłuż ekranu, tak jak to miało miejsce w oryginale, tylko wciąż stał tam Charizard, nawet po pięciu minutach czekania.

Wzruszając ramionami, nacisnąłem Start. Zauważyłem, że Charizard nie wydał żadnego dźwięku, który zawsze towarzyszył rozpoczęciu nowej gry. Ujrzałem opcję "Kontynuuj", więc postanowiłem zrobić to co każdy robi z używanymi grami - sprawdzić, czego dokonał poprzedni właściciel. "... Nie..." Mrugnąłem z niedowierzenia. Nie? Co masz na myśli, mówiąc "nie"? Gra nie pozwoliła mi kontynuować, choć za czwartym podejściem, usłyszałem płacz Charizarda - cichy, ledwo słyszalny, ale wciąż. Dobra, nie to nie, nacisnąłem "Nowa gra", co i tak bym zrobił po sprawdzeniu starego zapisu.

Ekran stał się czarny przez jakąś chwilę, nie było prof. Oak'a, brak melodyjki, po prostu nic. Ostatecznie, obraz wrócił, ukazując sypialnię. Dwa łóżka, dwa telewizory i komputer w rogu. Ludzik wyglądał tak jak zwykle, zbieżny z wersją Red. Dziwiło mnie, że nie zostałem spytany jak się nazywam, ale odpowiedź na to pytanie pojawiła się, gdy tylko zatrzymałem grę; mój Trener nosił imię "Steven". Nie, to nie jest moje prawdziwe imię lub inna podobna głupota, gra nie jest samoświadoma ani nawiedzona, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Po prostu imię zostało już wybrane.

Zaciekawiony, zobaczyłem, że mam standardową sumę pieniędzy, brak odznak. Postać z karty trenera nie wyglądała jednak jak Red. Miała dłuższe włosy, prawie do połowy pleców, zwykły uśmiech Red'a zmieniono na chytry uśmieszek. Szczerze, wyglądał dużo fajniej niż Red. Następnie sprawdziłem jego Pokemony - Charmander na poziomie 5, nazwany "Miki". Nic w nim dziwnego... a raczej powinienem powiedzieć w niej, biorąc pod uwagę imię, itp. Miała takie same statystyki jak każdy inny Charmander, znała tylko ataki: Scratch i Tail Whip. Podstawy. Gra wydawała się normalna.

Wracając do gry. Przeszedłem przez pokój, zauważając długie włosy Steven'a, kiedy postać odwróciła się do mnie plecami. Nie poznałem domu, ale zszedłem na dół po schodach. Na dole czekał inny trener, który od razu do mnie przemówił.

Mike: I jak, gotowy?
Steven: Ta.

Doszedłem do wniosku, że ten "Mike" to mój rywal, wcześniej wybrany, w zastępstwie Blue. Chociaż, wracając do momentu, gdy byłem jeszcze w sypialni - były tam dwa łóżka, więc musieli nie być zwykłymi rywalami, tylko braćmi.
Zaczęli rozmawiać, normalny Pokemonowy dialog. "Zostań mistrzem Pokemon", "Złap je wszystkie", itd. zanim doszło do kłótni na temat tego, który jest lepszy - Charmander czy Squirtle, co oczywiście doprowadziło do walki.
Proste. Scratch, Tackle, Scratch, Tackle, aż wygrałem, dzięki temu, że miałem pierwszy ruch.

Zauważyłem, jak dużo lepiej wyglądała postać Steven'a w walce, niż Red'a. Inna poza, włosy jakby zostały rozwiane przez wiatr. Mała zmiana, ale wciąż, dużo lepiej.

Opuściłem dom po krótkim przekomarzaniu się z moim "bratem". Udałem się na wschód; zauważyłem, że to na prawdę Pallet Town, dom stał po prostu nieco na uboczu. Nie było żadnej tajemniczej trawy, jak w zwyczajnym Pallet Town. Włócząc się, postanowiłem zajrzeć do domu Red'a.

Jego matka była wewnątrz a gdy do niej zagadałem, skomentowała jak przystojnie wyglądam, z nadzieją, że jej syn zacznie brać ze mnie przykład, kiedy już zostanie trenerem w przyszłym roku. Czyli akcja ma miejsce rok przed oryginalnymi wydarzeniami. Red był nawet na górze, grając na SNES'ie w swoim pokoju. Powiedział: "Też będę najlepszy, gdy przyjdzie na mnie kolej!".


Polubiłem tę przeróbkę. Była interesująca, całkowicie nowa przygoda, inna postać. Wyglądało nawet na to, że Steven miał powiązania z postaciami z miasteczka, reputację i osobowość.
Ludzie w mieście mówili do niego, jak do osoby, nawiązując konwersację, zamiast pieprzyć o samouczkowych sprawach. Nawet siostra Blue'a była inna. Wszystko wskazywało na to, że była w związku ze Steven'em, jako że rozmowa skończyła się pocałunkiem i ciepłym uściskiem.

Prof. Oak życzył mi powodzenia i podarował Pokedex'a. Nie dał mi go, aby wesprzec jego badania, tak jak to miało miejsce w innych grach Pokemon - otrzymałem go z czystej dobroci, podarunek. Gra podobała mi się co raz bardziej z sekundy na sekundę. Chyba miała nawet właściwą fabułę! Byłem kimś, a nie jakimś zwyczajnym trenerem, którym mógł zostać każdy.

Historia była odmienna, mimo, że rozgrywka wcale się wiele nie zmieniła. Poszedłem na północ; jak zwykle, chodziłem od miasta do miasta zbierając odznaki i pochwały liderów. Nawet sława Steven'a wydawała się rozchodzić, jako że niektóre postaci rozmawiały ze mną, jakby mnie znały. Używałem Miki w każdej walce i rozwijała się zadziwiająco szybko. Z łatwością pokonała Brocka, nawet Misty. Super-efektywne ataki nie sprawiały jej tyle problemów co innym, zadawała więcej obrażeń niż zwyczajny Charmander, była istnym potworem, jeśli mówimy o mocy. Nawet została Charizardem, mając jedynie 25 poziom - nieźle.

Dziwne rzeczy zaczęły się dziać, kiedy doszedłem do Lavender Town. Wiem, wiem. Lavender Town jest miejscem, wokół którego krąży większość tych strasznych historii, itd. ale było to jedyne miejsce, w którym na razie zauważyłem większe zmiany. Nie było żadnej inwazji Team Rocket, co mnie zdziwiło, ale przypomniałem sobie, że historia ma miejsce rok przed wydarzeniami z oryginału, więc atak Rocket'ów nie mógł jeszcze nastąpić. Próbowałem dostać się do wieży Pokemon, z zamiarem złapania Ghastly'ego, ale tutaj zaczynają się dziać dziwne rzeczy.

Steven: Nie mam powodu, aby tutaj iść...

Steven nie chciał wejść do środka, bez względu na to co robiłem. To było dziwne, to znaczy wiecie - w Kanto jest milion miejsc, do których na prawdę nie musisz iść, np. małe przypadkowe domki z niczym wewnątrz oprócz dzieci.

Dlaczego Steven nie chciał wejść akurat tutaj?

Ze wzruszeniem ramion, stwierdziłem, że nie potrzebuję Ghastly'ego, jako że Miki radzi sobie ze wszystkim, więc po prostu ruszyłem dalej. Lavender Town posłużyło mi jedynie jako przystanek z Centrum Pokemon. Gra posuwała się dalej normalnie, ostatecznie zdobyłem wszystkie odznaki i pokonałem Elite Four.

Standardowo, mój "brat" Mike czekał już na mnie na końcu, inicjując walkę o mistrzostwo, którą Miki zakończyła bez trudu. Następstwa pojedynku były całkiem przyjemne, żadnego napięcia pomiędzy walczącymi, jak w przypadku Red'a i Blue. Bracia po prostu sobie pogratulowali, a wtedy obraz zmienił kolor na biały, żadnego Hall of Fame (przyp. tłum. Hala Sławy), żadnych napisów końcowych. Gdy obraz wrócił, byłem znowu w domu. Bracia siedzieli przed komputerem, rozmawiając ze sobą.

Steven: Nie chcę...
Mike: No dawaj, pożyczę ją tylko na minutę, aby ukończyć Pokedex; program jej nie zarejestruje, jeśli nie będzie uważała mnie za pana przez co najmniej chwilkę.
Steven: Ale to moja Miki...
Mike: Obiecuję, że ją oddam, OK?

-> Tak / Nie

Byłem lekko zakłopotany, więc nacisnąłem "Nie", będąc ostrożnym.

Mike: No weź, proszę?

NIE

Mike: No weź, proszę?

Zdałem sobie sprawę, że to wszystko będzie się po prostu zapętlać, aż się zgodzę, więc dałem "Tak", żeby zobaczyć, co nastąpi.

Mike: No dobra, to zajmie tylko chwilkę, a wtedy obydwaj będziemy mistrzami Pokemon!
Steven: .......

Ekran zmienił się, pokazując animację wymiany Pokemonów, która wydała mi się trochę dziwna, ponieważ wyglądało to, jakbym był tam sam. Ale co tam, może tak miało być. Miki poszła pierwsza, oglądałem jak wolno przechodziła przez łącze.

TRZASK!

Aż podskoczyłem. Nagły, hałaśliwy dźwięk rozszedł się w moim pokoju, ponieważ konsola była maksymalnie podgłośniona. Gdy spojrzałem na ekran, zauważyłem, że gra się zawiesiła. Miki wciąż w trakcie wymiany, ale obraz ani drgnął.

Z westchnieniem, wyłączyłem konsolę, zastanawiając się, kiedy ostatnio zapisywałem. Kiedy włączyłem ją ponownie, Charizard nie stał obok trenera. Po naciśnięciu Start, brakowało opcji Nowej gry, zostawiając Kontynuuj jako jedyny aktywny przycisk. To było.. dziwne, delikatnie mówiąc. Gra uruchomiła się nie pokazując moich statystyk jak zazwyczaj. Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem to, co mnie powitało:

ROK PÓŹNIEJ

Najpierw zaczęła się melodyjka z Lavender Town, grając jak zwykle, podczas gdy obraz powoli się pojawiał. Steven znajdował się w wieży Pokemon, co sprawiło, że muzyka stała się jeszcze dziwniejsza. Stał naprzeciwko nagrobka, nie robiąc nic. Zastanawiając się, co się dzieje, nacisnąłem A.

Steven: ...

Zdezorientowany, spróbowałem się ruszyć, zdając sobie sprawę, że miałem kontrolę nad postacią. Spauzowałem grę i sprawdziłem moją drużynę. Brakowało Miki. Nie tylko Miki, wszystkich Pokemonów. Nie miał nic, Pokedex zniknął, plecak był pusty. Szczerze zaniepokojony, sprawdziłem kartę trenera.

Zero pieniędzy. Zero odznak. Czas gry: 8795 godzin, co było niemożliwe, bo przedtem pokazywało jedynie 30. Ale nie to było najdziwniejsze. Jego zdjęcie, zdjęcie przystojnego, pewnego siebie trenera było... inne. Oczy niewidoczne, twarz skierowana lekko ku dołowi, uśmieszek zniknął zastąpiony brakiem jakiejkolwiek ekspresji. Jego dawniej perfekcyjnie uczesane, długie włosy były teraz w kompletnym nieładzie. Nie mogłem więcej na niego patrzeć, zamknąłem Menu. Ruszyłem, aby wyjść z wieży, ale ekran migał z każdym moim krokiem, tak jak wtedy, kiedy Pokemon jest zatruty.

Przełknąłem ślinę i otworzyłem ponownie kartę trenera. Zdjęcie wyglądało jeszcze gorzej. Z każdym moim krokiem, jego głowa przechylała się co raz bardziej, a ramiona się opuszczały. Zanim doszedłem do wyjścia, klęczał na kolanach z rękoma przyciśniętymi do twarzy i włosami zwisającymi do ziemi. Już wcześniej domyślałem się o co chodzi, ale to rozstrzygnęło spór. Zebrałem myśli. Zawsze zastanawiałem się, czemu w oryginalnych grach nie było innego Mistrza, oprócz mojego rywala. Dlaczego to ty, protagonisto, musiałeś pokonać rywala, kiedy on po prostu tam wszedł, nie musząc walczyć z poprzednim obrońcą tytułu?

Wtedy mnie oświeciło. Odpowiedź była tuż obok. Poprzedni mistrz się poddał. Jego ukochana Miki była prawdopodobnie martwa, a wraz z nią umarła część jego. Jego Pokedex, inne pokemony, odznaki, sława, wszystko - porzucił to. Wszystko w ciągu tego roku, roku który mnie minął, roku z którego wzięły się te wszystkie godziny (nawet to policzyłem, jeden rok ma 8765 godzin, dodaj do tego moje 30 godzin i masz odpowiedź).

Nawet jeśli, to gra wciąż trwała. Pomyślałem, że to powinno być zakończeniem. Znaczy się, co tu jeszcze można robić? Nie miałem Pokedex'a, Pokemonów, nic. Co powinienem był robić? Porozmawiałem ze wszystkimi w mieście i każdy mówił podobne rzeczy.

"Wszystko w porządku?"
"Widzę, że wciąż w żałobie..."
"Wszystko będzie w porządku..."
"Proszę... Czy jest coś, co moglibyśmy zrobić?"

Steven nigdy nie odpowiadał, a oni w kółko powtarzali to samo. Nie potrafiłem teraz odłożyć tej gry, to wszystko było takie dziwne. Zaciekawiony, udałem się do "wysokiej trawy" i ostatecznie zaatakował mnie Rattatta. Żaden Pokemon nie został wysłany, tylko postać Stevena. Zastanawiałem się, jak mam walczyć.

Dziki RATTATTA zostawił cię.

Walka po prostu się skończyła. To było doprawdy interesujące i działo się z każdym Pokemonem, którego napotkałem.

Dziki PIDGEY zignorował cię.

Dziki PONYTA odszedł.

Muzyka też się nie zmieniała. Bez znaczenia gdzie poszedłem, towarzyszyła mi melodyjka z Lavender Town, czasami lekko zwalniając, czasem nie. Zaglądałem wszędzie, do każdego miasta, rozmawiałem ze wszystkimi, myśląc nad tym, co powinienem zrobić.

Moja frustracja mieszała się ze stresującą atmosferą tego wszystkiego, przez co to wszystko zaczynało wydawać się nieprzyjemne i denerwujące. Ale nie mogłem odejść. Zaczynałem się trochę złościć, każdy składał mi tylko kondolencje albo dawał takie przedmioty jak lemoniada czy kawa, każda propozycja kończyła się krótką odpowiedzią:

Steven: ... Nie...

Walnąłem się za swoją głupotę, nagle zdając sobie sprawę, że odpowiedź leżała tuż przede mną. Pallet Town. Co innego?
Kiedy jednak tam doszedłem, co zajęło sporo czasu bez Pokemona, którym dałoby się polecieć, bez rowera, a w dodatku wydawało się, że Steven porusza się wolniej niż zwykle. Najpierw porozmawiałem z Prof. Oak'iem.

"Takie rzeczy się zdarzają... po prostu miałeś pecha."

Następnie siostra Blue.

"Proszę... Nie opuszczaj już więcej domu..."

Mama Red'a nawet się do mnie nie odezwała. Nie mając więcej pomysłów, gdzie mógłbym pójść, udałem się na zachód, odnajdując dom z początku. Którego z resztą nigdy nie odwiedziłem od czasu odejścia z Pallet Town. W środku znajdował się Mike, ale gadanie z nim okazało się bezcelowe.

Mike: Tak mi przykro...

Rozmyślałem chwilę, czy to może na prawdę nie jest zakończenie. Steven skazany na wieczną tułaczkę po regionie Kanto, nawiedzany wspomnieniami, zmuszony słuchania obaw innych ludzi na swój temat. W desperackiej próbie, aby zrobić cokolwiek, poszedłem do pokoju na górze i udałem się do łóżka.

Steven: Idę spać...

Obraz zanikł na chwilę, stając się czarny, a po chwili wrócił z powrotem. Świat lekko przyciemniony, a Mike leżał w łóżku obok. Prawdopodbnie znaczyło to, że był środek nocy.

Steven: Zrobię to...

Zrobi co? Znowu, nie miałem pojęcia, przejrzałem wszystko w pomieszczeniu i nic się nie stało. Kiedy tylko wyszedłem z domu, pojawił się kolejny monolog.

Steven: TO może ją zwrócić... TO może zrobić wszystko...

Czym do cholery było "TO"? Coś, co mogło zrobić wszystko, za Chiny nie mogłem tego pojąć. Włóczyłem się, spróbowałem wyjść z Pallet Town zwykłą drogą.

Steven: Nie tędy.

Nie chciał iść dalej, próbowałem zaglądać do domów.

Steven: Pieprzyć ich...

Podniosłem brew, zapominając na chwilę, że nie jest to prawdziwą grą Pokemon, wulgarność zbiła mnie z tropu. Kontynuowałem rozglądanie się po mieście, ale nie było miejsca, do którego mógłbym jeszcze pójść, aż przypadkowo zbliżyłem się do oceanu, a Steven wszedł do wody, pozostawiając jedynie połowę ludzika widocznego. Tak jak pływacy, których spotykasz w stadionie w Cerulean. Nie wiedziałem, że umie pływać...

Steven: Brakujący...

Brakujący? Zatrzymałem na chwilę grę. Nie. Przecież nie mógł mieć na myśli... tego, nie próbowałem jeszcze tricka z MissingNo na tej przeróbce, ale to pasowało zbyt dobrze. Musiało mu o niego chodzić. Dopłynąłem do Cinnebar. Czułem, że czegoś brakuje. Cisza. Melodia z Lavender Town zanikła, nie było jakichkolwiek dźwięków, tak samo jak Pokemonów. Zacząłem pływać z góry do dołu, wzdłuż wschodniego wybrzeża, i...

Dziki MISSINGNO atakuje! (przyp. tłum. http://wiki.pokemonpl.net/Missingno.)

Steven: Mój...

Dziki MISSINGNO został złapany!

Co do diabła? Steven nic nie zrobił, po prostu rozkazał temu zlepkowi uszkodzonych danych, aby do niego dołączył -- nie, aby został jego własnością. Niepokoiłem się co raz bardziej. Sprawdziłem menu startowe i zobaczyłem, że MissingNo nie znajdował się w mojej drużynie, a zamiast niego pojawił się przedmiot, sprawiając, że rzeczy stały się jeszcze dziwniejsze. Sprawdziłem też kartę trenera. Steven był skierowany do mnie plecami, jego długie włosy opuszczone na plecy, ręce w kieszeniach, nic więcej.

Przypomniałem sobie, co powiedział po przebudzeniu i domyśliłem się, co mam zrobić... Płynąłem na północny-wschód, aż dotarłem, bo gdzie indziej, do Lavender Town. Po drodze zauważyłem wszystkich tych trenerów. Żaden nie chciał spojrzeć na Stevena, wszyscy odwracali się, kiedy ich miał. Nawet ci, którzy normalnie się nie poruszali. Próbowałem też porozmawiać z jednym ze strażników, którzy pilnowali przejść pomiędzy miasteczkami.

"Po prostu odejdź."

Każdy z nich powtarzał to samo, ale jeden z nich powiedział coś, przez co ciarki przeszły mnie po plecach.

"Czasami śmierć jest najlepszym wyjściem."

Ręcę zaczęły mi się pocić, Steven chciał spróbować niemożliwego, niektórzy mogliby uznać to jako zbrodnię przeciwko naturze. Wziąłem się w garść. Przecież to tylko gra, a ja miałem zamiar ją skończyć.

Dojście do wieży Pokemon zajęło wieczność, ale ostatecznie tam dotarłem. Głęboki wdech i ruszyłem w kierunku nagrobka. Pamiętałem który, obraz Stevena stojącego przed nim wypalił mi się w pamięci. Najpierw, spróbowałem go obejrzeć.

Steven: Miki...

Nic się nie wydarzyło. Przełknąłem ślinę, otworzyłem menu a następnie wybrałem "MissingNo" z mojego plecaka.

OAK: Steven, nie używaj tego!

Przypomniało mi się, jak Prof. Oak odzywał się, gdy chciałeś użyć Key Item'a (przyp. tłum. przedmiot kluczowy) w miejscu, w którym nie powinieneś. Na przykład roweru wewnątrz budynku. Tylko, że tym razem wiadomość była inna, nawet gorsza, Steven odpowiedział.

Steven: W świecie, który mnie oszukał... Dlaczego powinienem grać fair?

Steven użył TEGO!

...........................................................

Steven otrzymał M@#$!

Co w imię Boga dostałem? Nie potrafię tego powiedzieć, ponieważ gra odebrała mi kontrolę nad Steven'em. Bez mojego wpływu, wyszedł z wieży krok po kroku. Muzyka z Lavender Town powróciła, a postać zaczęła okropnie powolną podróż wbrew mej woli.

Za każdym razem, gdy przekraczał granicę, kiedy melodia powinna się zmieniać, muzyka z Lavender spowalniała, stając się bardziej niepokojąca. Gdy Steven dotarł do Cerulean, było to już demoniczne łomotanie. Po prostu go oglądałem, próbując zgadnąć, dokąd zmierza, ale to stawało się co raz bardziej oczywiste. Wracał do Pallet Town. Kiedy dotarł na miejsce, melodia była już tak wolna, że grała nuta po nucie. Poszedł tam, gdzie myślałem - do swojego domu, na górę.

W tym miejscu muzyka już się skończyła. Steven podszedł do łóżka brata i odwrócił się w jego stronę. Początkowo myślałem, że gra się zatrzymała. Nic nie robił. Zwyczajnie tam stał, a ja nie mogłem go ruszyć. Zauważyłem jednak, że mogę otworzyć Menu. Byłem przerażony, ale nie umiałem się powstrzymać. Wybrałem kartę trenera. Usłyszałem cichy pomruk, jakby zniekształcony płacz Pokemona. Steven znowu patrzył się w moją stronę. Był zgarbiony, grzywka zasłaniała twarz, a włosy miał potargane i w niektórych miejscach powyrywane.

Pod grzywką właściwie nie było widać twarzy. Tylko jedna para czerwonych oczu patrząca wprost na mnie, a poniżej wyszczerzone zęby, kontrastujące z ciemnością. To nie wszystko. Jego imię zostało zmienione na S!3v3n. Nie mogłem odwrócić wzroku, moje oczy wlepiły się w jego, nie zrywając kontaktu nawet na chwilę. Moje pole widzenie zaczynało się rozmazywać, ostatecznie nie widziałem zbyt dobrze, a twarz miałem mokrą. Płakałem jak małe dziecko.

Nie potrafiłem powstrzymać łez. Byłem razem z tym chłopakiem od samego początku, rozwinąłem go i pomogłem mu zyskać sławę, potem zostałem zmuszony aby oglądać jego upadek po tragicznym wypadku, a teraz... był tym. Ta rzecz, ta potworność. Widziałem jak oszalał. Wycierając łzy, zamknąłem kartę trenera i spróbowałem zapisać grę, po prostu wyjść. Gra poinformowała mnie, że to niemożliwe.

"Nic nie może teraz zostać zapisane."

Menu nie chciało się zamknąć, bez względu na to co robiłem. Z powodu braku innych opcji, zajrzałem do plecaka. Nic się nie stało. Sprawdziłem Pokemony. Był tam jeden. Brakowało obrazka. Miał 0 punktów życia. Status: umarł. Imię: M@#$. Wybrałem go, a moim oczom ukazały się cztery opcje.
-> STATUS "To ona..."
-> ZMIEŃ "Nigdy"
-> ZAMKNIJ "... Nie..."
-> UDUŚ

Palce mi się trzęsły, wybrałem UDUŚ, menu zamknęło się, pokazując Stevena z powrotem w pokoju.

S!3v3n: Do zobaczenia...

TRZASK!

Gra się wyłączyła. Byłem bardziej oszołomiony niż wystraszony. W szoku uruchomiłem ją ponownie. Ekran tytułowy pokazywał oszalałego S!3v3n'a z okropnie zniekształconym Charizardem. Nacisnąłem Start, następnie Kontynuuj.
Wszystko co zobaczyłem to oddalony widok z Pallet Town. Na zachodzie stał dom Steven'a, wokół wysoka trawa, a duże, nieruchome skały oddzielały go od reszty miasta.

Obraz się nie ruszał. Brak muzyki. Brak ruchu. Potem zblakł i przeniosło mnie z powrotem do ekranu tytułowego. Wszystko takie samo, jak za pierwszym razem. Zwykły trener i Charizard. Nacisnąłem Kontynuuj.

"... Nie..."

Użytkownik Akiro edytował ten post 27.04.2012 - 13:18

  • 18

#565

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Koszmar z dzieciństwa
Kiedy byłam jeszcze małym smarkiem, około 4-6 lat, to zdarzało mi się śnić o tych wszystkich przerażających rzeczach. Najgorszy był ten powtarzający się koszmar. Zawsze był związany tym okropnym strachem na wróble, którego starsza pani z sąsiedztwa trzymała na swojej werandzie.

Siedział przez cały czas na bujaku, wyglądając, jakby gapił się na każdego przechodnia. Nie miałam pojęcia, czemu tkwił tam całymi latami... Przecież mieszkaliśmy w mieście, na litość boską. Znajdował się tam przez cały rok, więc nie był niczym w rodzaju dekoracji Halloween'owej, aczkolwiek pasowałby do tej roli nieźle.

W snach początkowo wszystko wydawało się normalne. Słońce świeciło jasno, wszyscy byli szczęśliwi. Sytuacja zmieniała się, kiedy zbliżałam się do domu sąsiadki.

Miałam te dziwne uczucie, że ktoś mnie obserwuje a za każdym razem, gdy się odwracałam - strach spoglądał na mnie. Potem wstawał i zaczynał się ruszać. Widok tego przerażał mnie tak, że od razu uciekałam do domu.

Wydawało mi się, że będę tam bezpieczna, ale to nieprawda. Wewnątrz panowała martwa cisza. Wtedy zaczynałam szukać rodziców i starszego brata.

Mamę znajdowałam w wannie z twarzą wykrzywioną w głuchym krzyku. Oczy były wydłubane, a krew spływała z oczodołów jak łzy.

W ich sypialni znajdowałam tatę - pociętego na tuzin kawałków.

Wystraszona biegłam do pokoju brata, ale nikogo tam nie spotykałam. W tym momencie zawsze postanawiałam udać się do swojego pokoju, jako, że czułam się w nim najbezpieczniej.

Strach na wróble czekał już tam na mnie, trzymając w dłoni zakrwawiony rzeźniczy nóż. Szczerzy się w moją stronę, a czerwie zaczynają wychodzić z jego ust, kiedy zaczyna mówić. Pojawia się ta mdląca woń rozkładu.

"Witaj, śliczna dziewczynko. Zagrajmy w coś..."

Naprawdę, naprawdę nie miałam zamiaru się z nim bawić. Nie po tym co zrobił mojej rodzinie. Wtedy wybiegałam z domu, pędząc w stronę mieszkania przyjaciółki. Strach podążał tuż za mną.

Moja najlepsza przyjaciółka Lisa wpuszcza mnie do środka, zamykając drzwi na klucz. Pyta się, co się stało, a ja jej wszystko opowiadam. Ona też zaczyna się bać... Postanawiamy poprosić jej rodziców, aby zadzwonili na policję. Tylko, że nigdzie ich nie ma. Tak jakby po prostu rozpłynęli się w powietrzu.

Biegniemy do innej przyjaciółki, Allison. Allison robi to, co wcześniej zrobiła Lisa. Czyli, wprowadza nas do domu i zaczyna wypytywać. Powtarzamy całą historię.

Podczas opowiadania strach na wróble rozwala drzwi. Zauważa naszą trójkę razem, a jego rozkładającą się twarz wykrzywia ten przerażający, zboczony uśmiech. "Ooo, to musi być mój szczęśliwy dzień... Trzy śliczne dziewczynki, czekające razem na mnie. To nie zdarza się często!"

Zaczynamy uciekać i z jakiegoś powodu nagle przenosimy się do szkoły. Wchodzimy na po schodach do naszej klasy, ale strach czeka już na nas na samej górze.

Dociera do mnie, że bieganie w kółko jest bezcelowe. Zawsze już tam będzie, bez względu na to, gdzie pobiegnę. Nigdy go nie prześcignę... Dochodzę jednak do wniosku, że moim przyjaciółkom mogłoby się udać uciec z tego koszmaru. Postanawiam się poświęcić, aby je uratować.

Stoję tam spokojnie, podczas gdy koleżanki zbiegają na dół.

Strach zauważa moje zachowanie a jego upiorny uśmiech się poszerza.

Podnosi nóż i zaczyna zdzierać ze mnie ubranie, pozostawiając małe nacięcia na skórze...


Zawsze budzę się w tym momencie.

Sny ustały, kiedy policja pojawiła się u sąsiadów. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Syreny ryczały, a całe sąsiedztwo stało na zewnątrz, patrząc jak policjanci pakują stracha do worka.

Starszą panią aresztowano z jakiegoś powodu. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, co się dzieje.

Jest także inne wspomnienie, które często wraca mi w pamięci. Stało się to kilka tygodni po tym wydarzeniu.

To wspomnienie mojej mamy, rozmawiającej z sąsiadkami. Plotkowała o starszej pani i o tym przerażającym strachu na wróble.


"Ee, pamiętacie tego... Ee... Stracha? Jej męża?"

"No. Udało ci się odkryć, czemu to zrobiła?"

"Tak, najwidoczniej... Dowiedziała się, że jej mąż... Ee, lubił małe dziewczynki trochę "za bardzo". Jeśli wiecie o co mi chodzi. Robił... Ee... rzeczy z ich córką, i to właśnie dlatego popełniła samobójstwo lata temu. To stało się długo przed tym, jak się tu wprowadzili. No więc, nasza sąsiadka najprawdopodobniej znalazła zdjęcia z tego zdarzenia. Oszalała i przerobiła go w tego stracha na wróble..."

"Łał, wcale jej za to nie winię. Zabiłabym każdego, kto skrzywdziłby moją małą córeczkę. Ale cholernie mnie to wystraszyło! A niech to, ciarki mnie przeszły na myśl, co mogłoby się stać, gdyby moje dzieci bawiły się w tamtym miejscu. Dzięki Bogu, że nigdy się tam nie zbliżały."

"Właśnie, moje dzieci też nigdy nie lubiły tego domu. Tak właściwie, to nigdy osobiście nie spotkały tamtej pary, więc to nie tak, że znały tego faceta. Może po prostu dzieci mają jakiś szósty zmysł..."


To był tylko fragment rozmowy, która utkwiła mi w pamięci.

Wtedy nie rozumiałam jeszcze co tak naprawdę się stało. Pewnie byłam jeszcze zbyt młoda, aby skojarzyć takie rzeczy jak śmierć, czy pedofilia.

Ale powracanie do tych wspomnień teraz, kiedy jest się już wystarczająco dorosłym, aby to zrozumieć... Do dziś przechodzą mnie dreszcze, kiedy przypominam sobie te koszmary.
Jestem szczęśliwa, że w końcu się skończyły, ale wyrobił się u mnie silny lęk przed strachami na wróble...


Jednoosobowa gra w chowanego
Wprowadzenie
Jednoosobowa zabawa w chowanego to rytuał, mający na celu kontakt ze zmarłymi.

Dusze pogrążone w wiecznej tułaczce po Ziemi cały czas szukają ciał, które mogłyby opętać. Ten rytuał pozwoli ci przyzwać taką duszę, oferując jej lalkę zamiast ludzkiego ciała.

Ostrzeżenie: Jeżeli posiadasz jakieś zdolności mentalne, możesz czuć się źle lub nawet stracić przytomność w trakcie trwania rytuału.

Potrzebne rzeczy
  • Wypchana lalka z kończynami
  • Trochę ryżu (wystarczająco, aby wypełnić lalkę)
  • Igła ze szkarłatną nicią
  • Ostre narzędzie (np. nóż, nożyczki, kawałek szkła)
  • Szklanka soli (najlepiej naturalnej)
  • Miejsce do schowania (najlepiej pomieszczenie oczyszczone kadzidełkiem i talizmanami Ofuda)

Przygotowania
1. Wyciągnij całą zawartość lalki na zewnątrz, a zamiast niej wsyp do środka ryż. *1
2. Obetnij kawałki swoich paznokci i wsadź je do wewnątrz. Zaszyj dziurę nicią. Kiedy skończysz, zwiąż lalkę resztą nici. *2
3. Nalej wody do wanny.
4. Umieść szklankę ze słoną wodą w swojej "kryjówce".

Co dalej?
1. Nazwij lalkę (nazwa może być czymkolwiek, byle twoja własna)
2. O trzeciej rano powiedz trzykrotnie do lalki: "____(twoje imię) jest pierwszym szukającym".
3. Idź do łazienki i połóż lalkę wewnątrz wypełnionej wanny.
4. Zgaś wszystkie światła w dom, idź do kryjówki i włącz telewizor.
5. Kiedy policzysz do dziesięciu z zamkniętymi oczami, wróć do łazienki z ostrym narzędziem (nóż, itd.) w ręku.
6. Na miejscu, powiedz do lalki: "Znalazłem cię, ____(imię lalki)". Zadźgaj lalkę ostrym przedmiotem. *3
7. Powiedz: "Jesteś następnym szukającym, ____(imię lalki)" podczas odkładania jej na miejsce.
8. Gdy tylko to zrobisz, biegnij do swojej kryjówki i siedź cicho.

Jak zakończyć
1. Wlej połowę szklanki ze słoną wodą do swoich ust (nie pij; trzymaj w ustach)*4 a następnie wyjdź z kryjówki i zacznij szukać lalki. To wcale nie znaczy, że będzie w łazience. Co by się nie stało, nie wypluj wody.
2. Kiedy znajdziesz lalkę, wylej na nią pozostałą wodę ze szklanki, a potem wypluj na nią wodę z ust.
3. Trzy razy powtórz: "Wygrałem".

To powinno zakończyć rytuał.
Upewnij się, że po wszystkim wysuszysz lalkę, a potem ją spalisz i wyrzucisz resztki.

NAJWAŻNIEJSZE
Nigdy nie kończ rytuału w połowie. Musi zostać zakończony.

Ten rytuał jest niebezpieczny i nie odpowiadam za to, co się stanie jeśli spróbujesz.

O czym powinieneś pamiętać
  • Nie opuszczaj domu w trakcie trwania rytuału.
  • Wyłącz światła.
  • Bądź cicho podczas chowania się.
  • Nie musisz trzymać słonej wody w ustach przez cały czas. Jedynie podczas kończenia rytuału.
  • Pamiętaj, że jeśli mieszkasz z kimś innym, możesz zagrozić tej osobie.
  • Rytuał nie powinien trwać dłużej niż jedna/dwie godziny.
  • Dla bezpieczeństwa, najlepiej żeby wszystkie drzwi w domu pozostały otwarte (wliczając drzwi wejściowe). Poza tym, mieć przyjaciół w pogotowiu, aby mogli ci pomóc w razie zagrożenia. Trzymanie telefonu przy sobie jest najlepszym rozwiązaniem.

Przypisy
  • *1 - ryż reprezentuje wnętrzności. Poza tym ma rolę przyciągania dusz.
  • *2 - szkarłatna nić symbolizuje naczynia krwionośne. Ma ona zapieczętować duszę wewnątrz lalki.
  • *3 - rozcinając nić, łamiesz pieczęć i uwalniasz duszę, którą uwięziłeś.
  • *4 - jeżeli opuścisz kryjówkę bez słonej wody, możesz napotkać "coś zabłąkanego" w swoim domu, co może cię skrzywdzić w ten czy inny sposób. Aby poczuć obecność "czegoś zabłąkanego", najlepiej patrzyć, co się dzieje z telewizorem.

Użytkownik Akiro edytował ten post 28.04.2012 - 10:46

  • 5

#566

withjizzy.
  • Postów: 8
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Koszmar z dzieciństwa.


Moja pasta jest na podstawie mojego snu z dzieciństwa, którego notorycznie doświadczałam co noc w wieku od szóstego do 8 roku życia. To był obłęd.

Sen zaczyna się w momencie, kiedy jest noc, ale w pokoju dziennym jest impreza, moi rodzice i znajomi tańczą, bawią się, a ja wychodzę z pokoju w piżamie. Wchodzę do pokoju dziennego, ale nikt mnie nie zauważa, wszystko dzieje się tak jakbym nie istniała, nadal spała spokojnie w pokoju. Nagle, do pokoju wchodzi On. Wysoki na mniej więcej 2 metry, pół człowiek pół Baftomet(gdy byłam mała, nie wiedziałam jak Go nazwać, ale teraz wyraźnie wiem, kim był), pokryty czarną sierścią. Spogląda na mnie zielonymi oczyma, po czym szybko chowam się w kącie pokoju, tak, żeby mnie nie zauważył. Wtedy On wychodzi z pokoju, a ja jak zahipnotyzowana wychodzę za Nim, po czym udaję się do kuchni. W Kuchni następuje punkt kulminacyjny snu. Baftomet stoi na środku kuchni, i głowę ma uniesioną do góry, jego oczy wydalają zielone promienie, a pod jego stopami znajduje się bijący zielonym poblaskiem ,,portal", lub coś w stylu czarnej dziury. Wtedy on spogląda na mnie swoimi ślepiami, i przenosi mnie telekinetycznie do portalu. Tam zaczynają się katusze. Nie były to jakieś katusze fizyczne, lecz bardziej psychiczne. Nie mogę opisać słowami tego stanu. Jakby ktoś rozdzierał mnie na dwie połówki, a w moim umyśle pojawiała się Jego twarz. To był strach. Naturalny strach. W tym momencie się budzę, wyrwana ze snu w środku nocy, gdzieś około godziny 3.00. Przypadek? Myślę, że nie.

Widzę pewne analogiczne powiązanie mojego snu, z moim pierwszym przyjęciem Chrystusa, czyli Komunią. Przed Komunią sny nawiedzały mnie noc w noc. A po tym zdarzeniu wszystko ustało. Już nigdy potem nie doświadczyłam tego snu. Nie jestem wierząca, ale patrząc na to już z perspektywy czasu, widzę pewną analogię. Jak było naprawdę, tego już nikt nie wie.

Dołączona grafika
  • 2

#567

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Negatywna energia
Spójrz za siebie. Co widzisz? Bez wątpienia, w twoim polu widzenia będzie jakaś ściana. Teraz wpatrz się w głęboko w przestrzeń na ścianie, na wysokości twoich oczu. Nic się nie stanie, ale upewnij się, że wiesz gdzie znajduje się ten określony punkt. Zawiera on całą negatywną energię twojego umysłu. Kiedy siedzisz przy komputerze, czytasz straszne historie lub robisz cokolwiek innego, czasami na krótko ogarnia cię strach. Co wtedy robisz? Zaglądasz za siebie. Właśnie to. Teraz, w trakcie czytania tego, doznasz uczucia lęku. Sprawdź punkt. Znowu nic, co? Ponieważ teraz całe zło jest bezpiecznie zamknięte w twojej głowie.

Niektórzy ludzie po nauczeniu się tego "negatywnego punktu" postanawiają go usunąć w celu wyeliminowania negatywnej energii. To poważny błąd. Nie możesz pozwolić, aby cokolwiek stało się z tym punktem. Jeśli to zrobisz, cała ta energia zostanie uwolniona. A wtedy... gdy będziesz siedzieć przy komputerze w nocy, będziesz odczuwać dreszcze nawet w czasie letnim. Dreszcze, które wcześniej odczuwałeś jedynie kiedy byłeś autentycznie przestraszony, teraz będą wisieć w powietrzu przez cały czas. W ciągu tygodnia, tobie i twoim najbliższym zdarzą się różne nieszczęścia.

W przeciągu miesiąca, twój komputer zacznie chodzić nierówno i ostatecznie się zepsuje. W rocznicę zniszczenia "punktu", będziesz śnić najokropniejsze sny. Będzie się wydawało, że koszmar trwa wiecznie, a kiedy się obudzisz zauważysz, że twój wzrok jest jakby przyciemniony. Każdego roku, tego samego dnia, sen będzie wracać, a twój wzrok będzie się pogarszać. Kiedy już całkowicie oślepniesz, nie odwracaj się w stronę tego punktu. To znaczy, jeśli wciąż będziesz mógł powiedzieć, gdzie się znajduje...


Stary dom w Markham
Markham w Ontario jest jednym z większych miast w Greater Toronto Area. Jest miastem szybko rozwijających się terenów podmiejskich, lśniących wieżowców i biznesu. To wszystko pojawiło się w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
Przedtem, Markham był spokojnym miasteczkiem, a większość działek przeznaczona była na użytki rolne.

Takie tereny uprawne wciąż znajdują się przy granicy Markham i Pickering. Jednakże, w latach 70 ubiegłego wieku, kanadyjski rząd wykupił dużą część obszaru, mając w planach budowę nowego lotniska oraz miasta wokół niego. Wielu ludzi zostało zmuszonych porzucić swoje domy, a działalność w tym rejonie była likwidowana.

Lotniska nigdy nie zbudowano. Ludziom nigdy nie pozwolono wrócić do swoich mieszkań. Ich domy, dekady później, wciąż jednak stały. Niektóre z nienaruszonym dobytkiem.

Przy Reesor Road, wzdłuż której do dziś stoją zamieszkane budynki, znajdziesz błotnistą drogę prowadzącą do lasu. Jeśli nią podążysz, po przejściu krótkiego dystansu, ujrzysz porzucony dom na polanie. Wejdź do środka. Wewnątrz został trochę zdemolowany przez wandali a sufit powoli zaczyna pękać. Poza tym, jest w dobrym stanie.

Mniej więcej w połowie budynku znajdują się schody, prowadzące do piwnicy. Przy nich, na ścianie widnieje napis "ODEJDŹ TERAZ". Nie schodź po nich tak po prostu. Są już trochę spróchniałe, więc zabierz ze sobą odpowiedni sprzęt. Usiądź na podłodze i czekaj.

Dokładnie o północy, o ile jest pełnia księżyca, stara kobieta zejdzie schodami. Nie możesz się przed nią schować, od razu cię zobaczy.

Powie: "Jest już potwornie późno, podwieźć cię do domu?"

Odpowiedz "tak". Zaprowadzi cię z powrotem na górę i do jej samochodu, który będzie stał zaparkowany na leśnej drodze w pobliżu. Kiedy wejdziesz do środka, nie zapyta dokąd jechać, tylko po prostu odjedzie. Gdy to zrobi, zapytaj się:
"Czy mógłbym już wysiąść?"

Odpowie: "To doprawdy śmiała prośba, zobaczymy co mogę zrobić."

Wtedy wyjmie z torebki kostkę rubika. Będzie łatwa do rozwiązania, więc nie martw się o to. Ale kiedy ci się uda, połowa się rozleci a twoim oczom ukaże się pytanie napisane na ściance wewnątrz. Całkowicie losowe pytanie; z odpowiedzią, którą możesz znać bardzo dobrze, lub takie, które wymaga dłuższego zastanowienia. Jednak rozwiązanie zawsze będzie tajemnicze, prawdopodobnie dotyczące wydarzenia z twojej przeszłości. Kobieta odwróci się do ciebie, kiedy będziesz próbować znaleźć rozwiązanie i zapyta: "Zatem?"

Jeżeli odpowiesz prawidłowo, wręczy ci duże opakowanie po cukierku, ale kiedy je otworzysz, wewnątrz znajdziesz diament.
Jednakże, z jakiegoś powodu zaczniesz się czuć dziwnie pusty, tak jakbyś był nieświadomy czegoś ważnego. Po wszystkim, odwiezie cię bezpiecznie do domu, ale niezrozumiałe uczucie pozostanie.

Jeżeli twoja odpowiedź będzie błędna, wjedzie prosto w pierwszy samochód jaki ujrzy. Nie zginiesz w wypadku, ale twoje obrażenia będą poważne. Przez następne dni będziesz przechodzić przez męki, lecz będziesz kompletnie świadomy, niezdolny do zaśnięcia. Znieczulenie i środki przeciwbólowe nie będą dawały żadnego efektu.
Tymczasem stara kobieta wyjdzie z kraksy bez szwanku. Odwiedzi cię w szpitalu w Markham-Stouffville i położy dłoń na twym czole. W tym samym momencie, umrzesz. To co zobaczysz, będzie najpiękniejszą rzeczą jakiej kiedykolwiek doświadczyłeś, a to co nastąpi później jest jednym wielkim znakiem zapytania. Kobieta powie ci tylko:
"Jesteś gotów."
  • 8

#568

Levana.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Zapętlenie

Pewnej nocy obudziłam się leżąc twarzą do poduszki, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Przytrafiało mi się to wcześniej już wiele razy. Lekarz objaśniał mi, że to paraliż senny, który może byc powodowany przez zaburzenia konkretnej fazy snu lub stres, spanie w nieodpowiedniej pozycji, jedzenie takich a nie innych rzeczy przed snem, nadużycie alkoholu i tak dalej. Widziałam różne rzeczy. Od słodziutkich kociaczków przy drzwiach po przerażające demony pełznące po moim ciele. Nazywano to hipnagogami, które, jak mi powiedziano, były czymś normalnym, tylko jakieś zaburzenie fazy REM snu, nic wielkiego...
Jednak ta noc i to co się stało to zupełnie inna bajka.
Chlodny wiatr wydął zasłony nad moja głową, okno było tuż obok łóżka. Nie otwierałam go, gdy szłam spać. Poczułam się tak jakbym była obserwowana. Przez sennie zmrużone oczy dostrzegłam postać dziewczynki stojącej w oknie. Ubrana była w białą sukienkę, miała bladą skórę i jedwabiste, lśniące włosy. Szeroko się uśmiechając, przycisnęła palec do ust.
-Szaaaa!
Zachichotała, i wtedy nagle okno zamknęło się z impetem. Poczułam ogromny ciężar jak to wylądowało mi na plecach, nie mogłam oddychać. Długie pasma czarnych włosów, ociekające od łoju otoczyły moją głowę, dotykając również skroni. Dwie lodowate, wilgotne dłonie błądziły wzdluż moich rąk, palce zaplatały się wokół moich palców. To coś dosłownie wcisnęło mnie w materac. Szeptało do mnie niezrozumiale, potem coraz głośniej, słowa wykrzykiwane były coraz szybciej, aż wkońcu zaczęły mnie od tego boleć uszy. Brzmiały jak metaliczne ostrze miecza wyciąganego z pochwy, były ostre, przerażające i zimne. Dosyć ciężko jest opisać głos, lub głosy, które słyszałam. Były jak łacińska pieśń, albo angielski od tyłu,lub wypaczona, zniekształcona melodia; inne, co przychodzi mi na myśl to nieznośne zgrzytanie skrzypiec w towarzystwie dzikiego huku fortepianu w połączeniu z nieustannym sykiem "zabójstwo, samobójstwo, zabić, rozdrapać!" i "cisza, szaaaa!". Wszystko to działo się w tym samym czasie, tak długo, że zdawały się mijać godziny. Leżałam, całkowicie sparaliżowana. Wciąż czułam jej ciężar, jej zimne, mokre ciało na swoim ciele. Nie chciałam mysleć o tej istocie, nie chciałam wyobrażać sobie jak to wszystko teraz wygląda. Sam jej głos był w stanie doprowadzić mnie do obłędu. Słabłam, odpływałam, czułam jakbym miała zaraz zapaść w jakiś głęboki, wycieńczający sen. Mój oddech stawał się wolniejszy i spokojny. Okropnie zimne usta muskały mnie w kark, a lodowate dłonie gładziły policzki. Zanim odeszło, to coś wydało z siebie dźwięk, który zmroził mi krew w żyłach.
Poczułam ulgę, to zniknęło, żadnych szeptów, cisza. Wkońcu. Przetoczyłam się przez łóżko, wstałam i pomknęłam do włącznika światła. Biegłam do niego dziwnie długo. Po zapaleniu lampy niby wszystko było na swoim miejscu, ale czułam, że coś jest nie tak. Otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Zauważyłam cztery punkciki kocich oczu w końcu korytarza. Słyszałam jak mruczą z zadowolenia. Wszystko byłoby ok - sęk w tym, że nie mam kotów. Powoli zaczęłam się do nich zbliżać. Zdawały się być niewinne. Zresztą koty syjamskie były miłym akcentem po dawce strachu, który mi przed chwilą dostarczono, wciskając mnie we własne łóżko, naprawdę. Pochyliłam się nad nimi. Wpatrywały się we mnie z taką samą ciekawością, obracając łebki, jak to koty mają w naturze. Wyciągnęłam do nich rękę. Oba kociaki zaczęły lizać koniuszki moich palców swoimi szorstkimi językami. Halucynacje, czy nie - były słodkie. Już brałam jednego z nich na ręce, gdy ten zasyczał i rozciął mi policzek swoimi pazurami. Upuściłam go, a chwilę później oba uciekły z najeżoną sierścią w ciemność.
Znów byłam w swoim łóżku. Zupełnie tak, jakby nic się nie stało. Przetoczyłam się przez łóżko i wstałam, powoli podchodząc do kontaktu. Tym razem wszystko było w porządku, nie czułam żadnego niepokoju. Żadnych dziwnych kociaków na korytarzu. Teraz na pewno byłam przebudzona. Przeszłam przez korytarz, do łazienki. Spojrzałam w lustro. Prawie zemdlałam. Moja piżama była brudna od wstrętnego, czarnego łoju, mój policzek zadrapany kocimi pazurami krwawił obficie z niezabliźnionej rany. Zaczęłam panikować na serio. Więc dalej byłam w tym popapranym koszmarze?! Czy może to wszystko było naprawdę? Obie wersje przerażały mnie tak samo. Zemdlałam.
Obudziłam się w szpitalnym łóżku. Rodzice zawieźli mnie pędem do szpitala po tym jak mój młodszy brat znalazł mnie w łazience.
-Co się *** stało? - spytałam.
-Zważ na swoje słowa, Elizabeth - odpowiedziała moja matka
-Przewróciłaś sie w łazience. Nieżle się gwizdnęłaś! - odpowiedział mi brat.
-O, serio? - Wymruczałam pod nosem.
Mój ojciec zakasłał, a matka trąciła go łokciem posyłając mu srogie spojrzenie. Lekarz wyjaśnił mi tyle, że upadłam i uderzyłam się w głowę. To spowodowało utratę przytomności i moje obrażenia na twarzy. Nie uderzyłam się jednak na tyle mocno, by zapomnieć co sie stało. Wzdrygnęłam się na samą myśl. W drodze do domu usiadłam obok brata na tylnim siedzeniu. Chciałam z kimś pogadać o tym co naprawdę się stało w tej łazience, ale wiem, że nikt nie wziąłby mnie na serio. Wiedzieli o mojej przypadłości z paraliżem sennym, ale nawet tego nie brali na poważnie, odbierali go jako zwykłe, głupie koszmary. Milczałam przez cały dzień, walczyłam z myślami. Wkońcu robiłam się coraz bardziej senna. Każda minuta zwiastowała rychłe nadejście zmierzchu, co z kolei oznaczało, że będę musiała położyć się spać. Postanowiłam, że dziś nie zasnę. Ani jutro. Ani pojutrze...
Po dziesięciu pozbawionych snu dniach, rodzice znów zabrali mnie do lekarza. Przepisał mi jakieś pigułki na sen. Na początku obawiałam się je łyknąć. Nie chcę iść spać i znów przeżyć tego horroru. Moje ciało i umysł były jednak na granicy wytrzymania, więc postanowiłam, że dziś sobie odpuszczę i wzięłam jedną pastylkę. Spałam jak zabita i obudziłam się wypoczęta. Poczułam ogromną ulgę. Każdej nocy brałam po pigułce przed snem. Każdego ranka budziłam się bez żadnych komplikacji. Ta sielanka ciągnęła się miesiącami. Paraliż senny zdawał się jakąś odległą mżonką. Pewnego dnia wróciłam do domu zmęczona jak nigdy. Wciąż było wcześnie, trzecia po południu, ale postanowiłam się trochę zdrzemnąć. Zdawało mi się, że nic się nie stanie, to przecież tylko drzemka. Położyłam się na łóżku i szybko zasnęłam. Obudziłam się około godzinę później. Ziewnęłam i przeciągnęłam się, wstając. Nagle usłyszałam krzyk mojego młodszego brata.
-Liz! LIZ! COŚ JEST W MOIM POKOJU! POMÓŻ MI! POMÓŻ!
Pomknęłam w stronę pokoju Timothy'ego. Prawie umarłam ze strachu jak zobaczyłam tą scenę. Kobieta, brudna od tej ohydnej czarnej mazi, którą dobrze znam, wczołgała się przez okno na podłogę. Jej ciało wykręcało się pod najróżniejszymi kątami, jej kości chrzęściły, łamały się, kiedy poruszała sie po podłodze. Jakiś czarny płyn wypłynął z jej ust i oczu kiedy szeptała do mojego brata, dławiąc się czarną wydzieliną. Przyciągała swoje zniekształcone ciało coraz bliżej Timothy'ego. Zaczęłam wrzeszczeć i złapałam go za rękę. Uciekliśmy z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Wzywałam rodziców, ale żadne się nie odezwało. Musieli gdzieś wyjechać. Zaciągnęłam brata do pokoju i zamknęłam drzwi. Słyszałam chrzęszczenie kości tego potwora kiedy szedł wzdłuż korytarza do mojego pokoju. Zatrzymał się przy drzwiach. Nagle drzwi zaczęły się trząść, huk był potworny. Krzyczałam z przerażenia, przytulając mocno mojego brata.
-Powiedz jej żeby przestała! - Timothy jęczał raz po raz.
Nie wiedziałam co robić. Byłam rozdarta pomiędzy płaczem brata a strachem przed potworem za drzwiami.
-Proszę, zrób coś, żeby to się skończyło!
Nie mogłam tego dłużej znieść. Otworzyłam drzwi. To coś wykręciło głowę do góry i spojrzało mi w oczy. Uśmiechnęło się, ukazując swoje połamane, czarne zęby.
-Pamiętasz mnie? - wyszeptało. Ten ostry jak brzytwa głos przeszedł echem po pokoju, mój brat zakrył uszy i potrząsnął głową.
Wpatrywałam się w to z mieszaniną przerażenia i wściekłości. To coś zawrzeszczało, wurzucając z siebie fontannę czarnej cieczy, oblewając mnie tym świństwem. Timothy zaczął niekontrolowanie szlochać. Kopnęłam to dziadostwo raz, drugi, trzeci, czwarty... Zwinęło się jak przestaszony pająk i zamarło w bezruchu, zamieniając się w kupę szlamu.
To już koniec! koniec tego wszystkiego! Rzuciłam się na brata w napadzie śmiechu. Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Ogarnęła mnie potężna fala radości, euforii.

Obudziłam się w moim łóżku. Timothy leżał zwinięty obok mnie, ssąc kciuka. Znów wstałam z łóżka, zapalając światło. Koło mojego brata leżały dwa mruczące koty syjamskie. Serce podeszlo mi do gardła. Spojrzałam na ciuchy, które na sobie miałam. Były całe w czarnej mazi. Poczułam ból na podrapanym policzku... Do moich uszu dobiegał zbliżający się głos. Szepty. Dźwięk wykręcanych kości. Przeszedł echem po moim pokoju. Upadłam na ziemię, sparaliżowana.

Oryginał pasty znajduje się tu: Oryginał, ja ją tłumaczyłam, mam nadzieję, że jej nie było ;)


  • 3

#569

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Koszmar w Alief
Irvine w Kalifornii. Miasto, w którym dorastałem. Po tym, czego doświadczyłem, żałuję, że tam nie zostałem... ale zanim do tego dojdę, pozwólcie mi opowiedzieć całą historię od początku.

Nazywam się Cameron Wilkinson. Przeprowadziłem się z żoną oraz dwójką synów (Daniel, lat 6 i Hunter, lat 12) do Houston, wcześniej mieszkając w zamożnej dzielnicy. Powód? Jestem agentem nieruchomości i zostałem przeniesiony do oddziału w Houston, a chciałem mieć rodzinę bliżej miejsca pracy. Niestety, najwygodniejszą lokalizacją okazało się Alief w południowo-zachodniej części miasta. Jeśli jeszcze tego nie wiecie, Alief ma okropną opinię - te wszystkie przestępstwa, gangi i cała reszta... Jednakże, miałem nadzieję, że nie wpłynie ono negatywnie na moje dzieci, ponieważ zostały dobrze wychowane.

Po spędzeniu tygodnia w lokalnym hotelu, w końcu znalazłem dom w Alief, który mi się podobał. Niedrogi. Kiedy spytałem się sprzedawcy, dlaczego tak tanio, odpowiedziała mi, że dawniej w 1996 roku, dom był miejscem brutalnego moderstwa całej rodziny, a sprawa wciąż pozostawała nierozwiązana. Taka historia normalnie mogłaby odstraszyć potencjalnych kupców, ale mnie osobiście to nie przeszkadzało. Przecież przeszłość to przeszłość. Czemu miałoby mnie to powstrzymać przed skorzystaniem z takiej dobrej oferty? Kupiłem dom i nie powiedziałem rodzinie o jego sekrecie, żeby się nie bali.

Niedługo po rozpakowaniu rzeczy i urządzeniu nowego mieszkania, zostaliśmy powitani przez sąsiadów. Wbrew temu, czego oczekiwałem, ludzie z sąsiedztwa byli bardzo życzliwi i podarowali nam trochę meksykańskich potraw domowej roboty. Rodzinie bardzo smakowały.
Zapisałem synów do szkoły a potem cieszyłem się siedmiominutową jazdą do pracy. Wszakże, zachowywałem dystans do niektórych sąsiadów, po tym jak usłyszałem, że utrzymują kontakty z gangami i mają problemy z narkotykami. Kiedy wszystkie sprawy zostały załatwione, stwierdziłem, że spodoba nam się życie w tych okolicach. Niemniej jednak, jakiś czas później poczułem, że bardzo się jak bardzo się myliłem...

Żona powiedziała mi, po jakichś dwóch tygodniach, że czuje się cholernie nieswojo, musząc przebywać całymi dniami w domu, podczas gdy ja i dzieci jesteśmy w pracy lub szkole. Powiedziała też, że czuje jakby ktoś ją obserwował a czasami słyszy śmiech dzieci w poszczególnych częściach budynku; w szczególności w pokoju Daniela. Wspomniała także o tym, że słyszy stłumione krzyki i kątem oka dostrzega ciemne kształty.
Jako, że nigdy nie byłem sam w domu, nigdy nic dziwnego nie usłyszałem. Jedyną niezwykła rzeczą był fakt, że Daniel zamykał się sam w swoim pokoju, ale Hunter powiedział, że nie zauważył w tym nic nadzwyczajnego.
Powiedziałem Sharon, że to może być tylko jej wyobraźnia, biorąc pod uwagę jej problemy z niewyspaniem. Po jakimś czasie, niechętnie się ze mną zgodziła, a lekarz przypisał jej więcej tabletek na bezsenność.

Daniel zbudził mnie o 3 rano i zapytał się, czy jego nowy kolega może zostać na noc. Zdezorientowany, spytałem o którego kolegę chodziło, a on odpowiedział, że ma na imię Luis. Przekonany, że to tylko wymyślony przyjaciel, zgodziłem się. Daniel poszedł do swojego do pokoju, a ja wróciłem do łóżka.
Jeszcze zanim zasnąłem, usłyszałem przez ścianę jak Daniel do kogoś mówi. Wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, pojawił się głos innego dziecka. Wstałem i udałem się do pokoju syna. Zapytałem się gdzie jest Luis. Kiedy odpowiedział, że Luis stoi obok niego, trochę się zdenerwowałem, ale doszedłem do wniosku, że Daniel po prostu zaczął udawać jakiś inny głos. Kazałem mu iść spać, a sam wróciłem do sypialni. Usłyszałem śmiech Daniela, a po chwili pojawił się jeszcze jeden. Jednakże, to było dziwne. Pogłos rozchodził się po pokoju, ale wyglądało na to, że Sharon nic nie słyszała, ponieważ jej sen trwał niezakłócony. Wmówiłem sobie, że to tylko Daniel i zasnąłem. Sen, który mnie nawiedził był przerażający...

Wszystko było inne. Znajdowałem się w domu, ale meble, zasłony i sposób, w jakim urządzono budynek były odmienne. Stałem w pomieszczeniu, które wydawało się pokojem Daniela. Po około dwóch minutach, zauważyłem, że to świadomy sen; mogłem kontrolować swoje działania. Wyszedłem na korytarz, a to co zobaczyłem zaniepokoiło mnie: oderwana ręka, a sądząc po wielkości, należała do małego dziecka. Podążyłem śladem krwi, do pomieszczenia, które aktualnie używaliśmy jako pokój komputerowy i moim oczom ukazały się trzy ciała. Doszedłem do wniosku, że odcięte ramię musiało należeć do małej dziewczynki, na oko 8 lat. Rozebrana do naga, oprócz bielizny. Na jej klatce piersiowej i brzuchu znajdowało się co najmniej trzydzieści ran kłutych, a wnętrzności leżały na wierzchu. Obok znajdował się mężczyzna w wieku około 35-40 lat. Także miał pełno ran kłutych, a jego gardło było głęboko poderżnięte; kręw wciąż wypływała spod nacięcia. Ostatnie ciało miało na sobie czarną koszulę w białe paski. Tak właściwie, przez tą całą krew ciężko było stwierdzić, czy naprawdę były białe. Między ramionami leżała duża, wydrążona dynia, a kiedy ją podniosłem, odkryłem, że pod spodem nie ma głowy. Biedny człowiek został pozbawiony głowy, ale patrząc na ciało, można wnioskować, że zginął od ran w okolicach serca.
Teraz byłem cholernie wystraszony. Poszedłem do kuchni, gdzie zobaczyłem kobietę, prawdopodobnie matkę, wciąż kaszlącą z podciętym gardłem. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Po kilku sekundach, upadła na podłogę i umarła a ja pobiegłem do tylnich drzwi, ale były zamknięte. Wyjrzałem za okno i zauważyłem chłopca, 10-11 lat, zwisającego z drzewa. Wnętrzności leżały rozrzucone na ziemi. Czułem rosnącą we mnie panikę.
Miałem spróbować wyjść drzwiami frontowymi, i wtedy właśnie wpadłem na jakiegoś faceta. Wyglądał na nieco ponad 20 lat, ubrany w białą, zakrwawioną koszulę. Powiedział: "Luis uciekaj, spróbuję go jakoś zatrzymać!" W oszołomieniu i strachu nie zastanowiłem się nad tym, co przed chwilą usłyszałem i pobiegłem do ubikacji z oknem. W ruchu zajrzałem za siebie i zobaczyłem jak mężczyzna walczy z napastnikiem. Poza tym, dostrzegłem, że wszystkie linie telefoniczne zostały odcięte. Mężczyzna powalił agresora i zaczął biec w moją stronę. Kiedy się zbliżał, nagle upadł na podłogę. Napastnik rzucił nożem, który utkwił w jego głowie. Wbiegłem do łazienki i spojrzałem w lustro. To nie byłem ja, mogłem mieć jakieś 6 albo 7 lat. Teraz wszystko miało sens, w tym śnie byłem Luis'em. Dlatego ten facet tak mnie nazwał. Ale wtedy przypomniało mi się, co się stało zanim zasnąłem - mojego syna rozmawiającego z kimś o imieniu Luis. Wszystko jasne. Luis jest duchem, a jeśli Luis jest duchem to... to znaczy, że ten sen nie jest snem; raczej wspomnieniem tego, co wydarzyło się tutaj w 1996.
Usłyszałem krzyki; schowałem się w szafce. Zauważyłem album ze zdjęciami, schowany pod pęknieciem w ścianie. W tym samym momencie, postać z nożem w ręku wparowała do środka. W panice nie mogłem mu się dobrze przyjrzeć. Zacząłem krzyczeć, kiedy się zbliżał, modląc się do Boga, abym się przebudził. Zobaczyłem jak morderca podnosi duże ostrze i pcha je w moją stronę. Obudziłem się, zanim mnie trafiło.

Byłem roztargniony. Wstałem i ubrałem się do wyjścia, ale nie odezwałem się nawet słowem do żony i dzieci. Sharon zauważyła, że coś jest nie tak a kiedy spytała, odpowiedziałem jej, że po prostu przyśnił mi się koszmar i wyszedłem przez drzwi. W czasie pracy, sen wciąż powracał w mojej pamięci. Był taki prawdziwy, tak jakbym naprawdę tam był. Nie potrafiłem się na niczym skupić, więc wyszedłem wcześniej. Mojej żony akurat nie było w domu, a dzieci siedziały w szkole, więc zostałem sam. Postanowiłem zajrzeć do szafki w łazience. Ujrzałem tam takie samo pęknięcie jak we śnie, a w środku znalazłem stary, zakurzony album rodzinny. Po przejrzeniu zawartości, zauważyłem, że rodzina wyglądała identycznie jak postaci z mojego snu. Wtedy właśnie spostrzegłem zdjęcie, które wyróżniało się najbardziej. Była tam cała rodzina. Wszyscy mieli takie same ubrania jak we śnie. Z ciekawości, sprawdziłem datę na odwrocie. 31 października, 1996. Stwierdziłem, że musiał to być dzień morderstwa, jako, że jedna z ofiar miała zamiast głowy dynię a data pasowała wręcz idealnie. Nie mogłem w to uwierzyć. W swoim śnie doświadczyłem tego samego horroru, co ta biedna rodzina.
Zacząłem płakać. Spojrzałem do góry i ujrzałem tego samego mężczyznę, który walczył w mordercą. Popatrzył na mnie smutno i po chwili rozpłynął się w powietrzu. Nie mogłem dłużej żyć w tym domu. Uznałem, że musimy się stąd jak najszybciej wyprowadzić.

Kilka dni później opuściliśmy budynek. Sharon nawet uwierzyła w moją historię i pomogła mi stawić czoła temu wszystkiemu. Zacząłem chodzić na terapię dla tych z zespołem stresu pourazowego. Mam także stałą kontrolę, na wypadek jakbym chciał popełnić samobójstwo. Otóż, moja rodzina udaremniła już nie jedno, nie dwa, ale sześć prób samobójczych spowodowanych przez moje doświadczenia w Alief. Opiekę nad dziećmi przyznano dziadkom, gdyż moje zdrowie psychiczne budzi zastrzeżenia wśród tych z CPS[1], a to dobiło mnie jeszcze bardziej.

Przeprowadziłem się z powrotem do Irvine, ale praca wciąż sprawia mi trudności. Kiedy ostatnio słyszałem o tym domu, był wystawiony na sprzedaż. Nie podam wam dokładnego adresu, ale mogę powiedzieć jedno. Jeśli będziecie kiedyś w Alief i będziecie myśleć nad kupnem domu na Cliffgate Drive, który jest szaro-brązowy jeśli chodzi o kolor i ma charakterystyczny, kolisty wzorek przed wejściem, radzę wam rozjerzeć się gdzie indziej. Dusze w tym budynku nie zaznały spokoju a każdemu, kto usłyszał ich historię i pozostał obojętny, pokażą to co wycierpieli tamtego dnia...

Zdjęcie z albumu:
Dołączona grafika

[1]CPS = Child Protective Services // nie wiedziałem, czy jest jakiś polski odpowiednik/nie byłem jego pewien, więc pozostałem przy oryginalnej nazwie.
  • 6

#570

Jadziksa.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Ćma..Niby zwykły nocny motyl,jednak starsi ludzie mają jedną teorię na jej temat.
Dusza człowieka który umiera, idzie w stronę światła. Ćma tak samo.
Prawda mówi o tym że gdy zobaczymy ćmę w naszym domu to krąży przy nas jakaś zbłąkana dusza,
która nie może odnaleźć swojego światła, a tym samym drogi na drugą stronę.
Dusza posługuję się ćmą, która pomaga zabłąkanym duszom..
  • 5


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych