Napisano 03.06.2012 - 13:32
Napisano 04.06.2012 - 15:00
Popularny
Prawda o Wyoming Incident
Napisano 04.06.2012 - 16:51
Armin Meiwes
Armin Meiwes (ur. 1 grudnia 1961 r.) – niemiecki informatyk, zwany Heskim Kanibalem oraz Potworem z Rotenburga, który w marcu 2001 zamordował i częściowo zjadł poznanego przez internet mężczyznę Bernda Jürgena Armando Brandesa. W Niemczech znany jest też jako "Der Metzgermeister" (niemiecki: Mistrz Masarski).
Meiwes od 1999 poszukiwał w internecie ludzi zainteresowanych praktykami kanibalistycznymi. Zamieszczał też ogłoszenia, w których poszukiwał młodych mężczyzn w celu "zabicia i zjedzenia". W lutym 2001 na jedno z takich ogłoszeń odpowiedział Bernd Jürgen Armando Brandes, 43-letni inżynier z Berlina.
Wieczorem 9 marca doszło do spotkania w mieszkaniu Meiwesa, które sprawca nagrał na wideo. Meiwes obciął penisa Brandesa i obaj go zjedli zanim Brandes został zabity. Brandes domagał się, aby Meiwes odgryzł jego penisa, ale gdy to się nie udało, podobnie jak próba użycia zwykłego noża, użyto ostrego noża do mięsa. Brandes usiłował zjeść swoją część własnego penisa na surowo, ale nie mógł, gdyż okazał się zbyt twardy i "gumowaty". Wtedy Meiwes usmażył go na patelni z solą, pieprzem i czosnkiem.
Według dziennikarzy, którzy widzieli nagranie (nie zostało upublicznione), Brandes mógł być również zbyt osłabiony, aby zjeść swoją część penisa. Meiwes najprawdopodobniej podał mu duże ilości alkoholu i środków przeciwbólowych, a następnie nieprzytomnego już i wykrwawionego zabił przez poderżnięcie gardła w pokoju specjalnie urządzonym do tego celu. Ciało zjadał kawałek po kawałku przez następne miesiące, trzymając fragmenty w zamrażalniku.
W pewnym momencie film został zatrzymany, wtedy Meiwes pomaga ofierze dostać się do łazienki na pierwszym piętrze, gdzie, jego własnymi słowami, zostawia go w wannie na parę godzin aby się wykrwawił, a sam poszedł czytać Star Trek.
Meiwesa aresztowano w grudniu 2002, kiedy umieścił w internecie następne ogłoszenia w sprawie poszukiwanych ofiar. Śledczy przeszukali jego dom i znaleźli fragmenty ludzkiego ciała i nagranie morderstwa. Zawartość taśmy wideo była na tyle szokująca, że wiele osób które ją zobaczyły szukało potem pomocy psychologów.
Meiwesa w pierwszej instancji w 2004 skazał sąd krajowy w Kassel za zabójstwo typu uprzywilejowanego na osiem i pół roku więzienia. Sprawa nabrała rozgłosu medialnego i wywołała debatę, czy Meiwesa w ogóle można sądzić, wziąwszy pod uwagę dobrowolny i aktywny udział Brandesa.
W kwietniu 2005 niemiecki sąd nakazał ponowny proces po apelacji prokuratury. Prokuratura uważała, że oskarżonego należy sądzić za morderstwo, a nie zabójstwo typu uprzywilejowanego i skazać na dożywocie. Wśród spraw, jakie rozstrzygnął sąd, było czy Brandes zgadzał się na zabójstwo i czy w sensie prawnym taka zgoda była ważna, biorąc pod uwagę jego oczywiste problemy psychiatryczne i fakt, że przyjął duże ilości alkoholu i leków. Ustalano także, czy Meiwes zabił, aby zaspokoić własne pragnienia (zwłaszcza seksualne), a nie ponieważ został o to poproszony; wersję tę Meiwes stanowczo odrzucał.
Podczas ponownego procesu, biegły psycholog stwierdził, że Meiwes mógłby ponownie popełnić tego typu zbrodnię i nadal "mieć fantazje na temat zjadania mięsa młodych ludzi". 9 maja 2006 sąd apelacyjny we Frankfurcie nad Menem skazał Meiwesa za morderstwo na dożywocie. Obrona sugerowała karę 5 lat pozbawienia wolności, wskazując, że zabójstwo było dokonane w porozumieniu z ofiarą.
Użytkownik Ras edytował ten post 04.06.2012 - 16:52
Napisano 05.06.2012 - 14:06
Napisano 05.06.2012 - 19:03
Popularny
Napisano 07.06.2012 - 00:24
MŁODSZY BRACISZEK
BAJARZE
CICHUTKO, BARDZO CICHUTKO
Napisano 07.06.2012 - 17:25
Napisano 07.06.2012 - 21:27
Czarny jak noc
Jest północ. Na zewnątrz pada deszcz. Zapach siana wypełnia moje nozdrza. Tu jest jakaś stodoła...
Jak się tu znalazłem?
Próbuję znaleźć okna i drzwi, ale jedyne co widzę, to beczka znajdująca się pięć stóp ode mnie i siano na piętrze.
Jak duże jest to miejsce?
Słyszę skrzypienie stodoły spowodowane wiatrem. W dachu jest dziura. Parę metrów ode mnie zaczyna się tworzyć kałuża; siano staje się wilgotne, a ziemia powoli zamienia się w błoto.
Jak mam stąd wyjść?
Chodzę tam i z powrotem, szukając ściany. W końcu stąd wyjdę. Będę chodzić wzdłuż tego pomieszczenia, aż znajdę drzwi. Odwracam się w inną stronę. Z końca pomieszczenia widzę nikłe światło. To raczej nie słońce.
Czy to latarka?
Idę w tym kierunku. Moja ręka jest w tym blasku, mogę widzieć palce. Coś ciemnego znajduje się pod moimi paznokciami. Nie potrafię stwierdzić, czy jest to bród, czy krew. Jeśli to krew, to nie jest moja. Dotykam tego światła. To chyba rozładowująca się latarka, która zaraz zgaśnie.
Czy potrwa to wystarczająco długo?
Głos. Słyszę ten Głos.
Czy to moje myśli?
Nie, to nie mogą być moje myśli. Myślę w tym momencie. Nie potrafię mówić.
Dlaczego nie potrafię mówić?
To nie brzmi jak mój głos ani jak moje przemyślenia. Tu jest ktoś inny. Lub coś.
Kto tam jest?
Podnoszę latarkę i zawracam do korytarza, z którego przyszedłem. Jednak teraz znajduje się tam jakaś cienista postać. To chyba kobieta.
Kto to jest?
Dziewczyna odwraca się i wychodzi. Zaczynam ją gonić. Przebiegam wejście, szybko skręcam w prawo i w lewo.
Gdzie ona poszła?
Tamten Głos. Nie należy do mnie. Pochodzi z góry... nie, z lewej! A jednak z prawej! Albo... zza mnie. Szybko odwracam się i patrzę, kto tam jest. Nikt.
Skąd pochodzi ten Głos?
Czuję się oszukiwany. Głos jest w stanie czytać moje myśli, wie, jak bardzo jestem zmieszany i zagubiony. Zna moje cierpienie.
W jaki sposób potrafi to wyczuć?
Muszę znaleźć Głos. To musi się skończyć. Skręcam w lewo i zaczynam chodzić po izbie. Światło z latarki pozwala mi widzieć na około trzy stopy. Teraz widzę, że w podłodze jest ogromna dziura.
Czy to jest źródło głosu?
Być może Głos pochodzi poniżej tego otworu w podłożu. Wspiąłbym się tam, gdybym tylko był odważniejszy. Cały czas gdzieś chodzę.
Czy stąd jest jakieś wyjście?
Oszaleję, jeśli Głos nie skończy mówić. Właśnie sobie to uświadomiłem. Nie mogę otworzyć ust. Sięgam do nich rękami, aby je poczuć.
Gdzie zniknęły moje wargi?
Głos, Głos wziął moje usta. Nie mogę mówić, nie mogę nic jeść. Potrafię oddychać, dalej mam swój nos.
Co jeśli go zatkam?
Głos zna mój strach. Wie, gdzie jestem. Jedyną ucieczką jest znalezienie wyjścia. Zaczynam biec. To pomieszczenie wydaje się nie mieć końca, jest ogromne.
Czy kiedykolwiek znajdę wyście?
Cały czas biegnę. Nagle potykam się. Jest tu kolejna dziura, tym razem mniejsza. Miałem szczęście, że do niej nie wpadłem. To chyba właśnie stamtąd pochodzi głos. Wstaję i idę. Gdzieś musi być wyjście! Jeszcze chwila i latarka zgaśnie.
Jak mam znaleźć drogę?
Zawsze, gdy Głos zadaje pytanie, staje się głośniej. Chce mnie przerazić, chce, abym był zdenerwowany. I dostaje, czego chce. Muszę opuścić to miejsce. Kolejny upadek, spadam przez następny otwór w podłodze. Słyszę kroki nade mną.
Kto jest na górze?
Słyszę, że za mną ktoś chodzi. Ten ktoś (lub coś) właśnie wpada przez otwór, dzięki któremu się tu znalazłem. Zawracam i biegnę tam, skąd przyszedłem. Nie wiem, gdzie idę. Jeśli uda mi się dotrzeć tam, gdzie się obudziłem, uda mi się przełamać przez deski i uciec!
Kto jest za mną?
Głos jest za mną. On wie. Cały czas do mnie przemawia.
Co jeśli już minąłem otwór?
Biegnę i równocześnie próbuję go znaleźć. Czuję podłogę. Deski są mokre i miękkie.
Muszę być blisko przejścia. Zatrzymuję się i pospiesznie zaczynam szukać go nad głową. Moje palce lądują na brudzie, a ten spada na moją twarz. Szybko go odgarniam. Przedarłem się przez podłogę i wspiąłem na górę.
Gdzie jest pokój, w którym była latarka?
Przeskakuję przez kolejną zapadnię. Znam drogę aż do dotarcia do tego pomieszczenia. Zawracam i biegnę spowrotem do korytarza. Nagle uderzam w ścianę.
Co jeśli nie trafię?
Nie umiem trafić. Słyszę odgłosy nadchodzących kroków. Zauważyłem kobietę idącą do korytarza. Patrzę i widzę, że jest tam więcej obcych sylwetek
Kim oni są?
Nadchodzą. Używam całej swojej siły, aby utorować drogę. Nie dam rady.
Kim jesteś?
Głosu już tu nie ma. Próbuję zobaczyć, co tam jest, ale nic nie widzę. Wypadam przez otwór w ścianie i uderzam w podłoże. Mdleję
...
Jest północ. Na zewnątrz pada deszcz. Zapach siana wypełnia moje nozdrza. Tu jest jakaś stodoła...
Jak się tu znalazłem?
Potem już pamiętam... [oryg.: „And then I remember”]
Trochę zmodyfikowałem, link do oryginału: http://creepypasta.w.../Black_as_Night
Napisano 09.06.2012 - 16:23
Witam! Jestem nowy na forum, co prawda jeszcze nie udało mi się przeczytać wszystkich stron tego tematu, ale postanowiłem dodać coś swojego, napisanego już wcześniej. Proszę o opinię, gdyż mam jeszcze kilka historii i jeśli ta się spodoba to dodam następne. Enjoy!
Prześladowca
Jane siedziała na ławce w parku, mimo wieczornego chłodu zwiastującego nadchodzącą zimę. Rozmyślała o różnych sprawach- o pracy, o nowej diecie cud, która podobno miała pomóc jej zrzucić zbędne kilogramy, no i wreszcie o tych dziwnych sytuacjach, które przytrafiły się jej ostatnimi czasy.
Otóż Jane od kilku dni miała nieodparte wrażenie, że ktoś ją śledzi, obserwuje każdy jej ruch. Sprawy zaczęły się nasilać, a wokół niej działo się coraz więcej i coraz trudniejszych do wytłumaczenia sytuacji- a to klucze do samochodu, które położyła minutę wcześniej na półce zniknęły, aby za chwilę znowu się pojawić, czy też rzeczy na jej firmowym biurku, które co rusz zmieniały swoje położenie. Oh tak, Jane była pewna, że to nie są wytwory jej wyobraźni, lecz smutna rzeczywistość. Ostatnio wracając z przyjęcia u znajomych, ktoś- nie widziała dokładnie- szedł za nią całą drogę podrygując w dziwny sposób, co wystraszyło ją niesamowicie. Nie mogła zgłosić sprawy na policję- wzięli by ją za kolejną przewrażliwioną histeryczkę. Tony- jej mąż próbował ją uspokoić i przekonać, że wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, ale ona nie słuchała, wiedziała, że czeka ją niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo, któro miało niedługo nastąpić…
- Jane, naprawdę nie masz się czym martwić, po co zaprzątasz sobie tym głowę? To na pewno umysł płata Ci figle, ostatnio tak się przepracowujesz… - powiedział Tony przewracając i wiercąc się na łóżku szukając odpowiedniego ułożenia.
- Nie próbuj mi wmawiać, że jestem jakąś cholerną wariatką, wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale jestem pewna, że dzieje się coś złego!
- Dobrze kochanie, idź spać jesteś już zmęczona, porozmawiamy o tym jutro.
Zgasił lampkę.
Łatwo Ci mówić – pomyślała – i tak dzisiaj nie zasnę…
Nazajutrz po prawie nieprzespanej nocy Jane wstała z ociąganiem, przykryła śpiącego jeszcze smacznie Tony’ego po czym poszła do toalety. To co tam ujrzała było tak szokujące jak i przerażające, na lustrze widniał napis:
„DORWĘ CIĘ SUKO!”
Wykonany jej własną szminką. Pobiegła pospiesznie do Tony’ego wygarniając mu, że nie traktuje jej poważnie i że takie żarty są po prostu ciosem poniżej pasa. Lecz on się wszystkiego wyparł, tłumacząc, że przecież rano gdy wstawała on jeszcze spał. Uwierzyła mu, ale to oznaczało, że jej prześladowca był w nocy w jej domu! Szybko pobiegła po aparat cyfrowy, aby zrobić zdjęcie i mieć dowód, gdyby z napisem się coś stało, lecz gdy dotarła do łazienki lustro było czyste jak łza.
- Nie to nie może być prawda! Przecież przed chwilą to tutaj było!- wysyczała z rozgoryczeniem.
- Kochanie uspokój się! Musiało Ci się coś przewidzieć.
- Wiem co widziałam Tony i nie próbuj mi wmówić, że było inaczej!
- Ja Ci próbuje tylko wytłumaczyć, że takie rzeczy się zdarzają z przemęczenia, znając Ciebie, nie zmrużyłaś oka dzisiaj w nocy z tych nerwów.
- Mylisz się, spałam jak zabita. – było to wierutne kłamstwo, tak naprawdę, nie spała prawie wcale tej nocy, zasnęła może na piętnaście minut, ale senne koszmary wybudziły ją z i tak niespokojnego snu.
Mimo roztrzęsienia i emocji które nią targały Jane pojechała do pracy, miała dzisiaj w firmie urwanie głowy i jak zwykle musiała zostać do późna w biurze. Swoje biurko zastała w kompletnym nieładzie, mimo, że dzień wcześniej robiła porządek. Do monitora umiejscowionego na biurku przyklejona była kartka z kolejną wiadomością, której treść brzmiała:
„STRZEŻ SIĘ!”
O nie! – pomyślała – jak tylko uwinę się z robotą idę z tym na policję! To się zaczyna robić chore! Praca szła jej powoli, nie mogła się skupić, jej głowę cały czas zaprzątały przerażające wiadomości. Z czasem jednak zapomniała o problemach i wpadła w wir pracy, a nim się obejrzała na zegarku dobiegała już dwudziesta pierwsza, a w biurze nikogo nie było. Zakończyła wszystkie zadania na dziś i ruszyła szybkim, niespokojnym krokiem do drzwi. Była już w połowie drogi, jej gabinet znajdował się na parterze, a do wyjścia dzielił ją długi, wąski korytarz i mały hol. Idąc przez korytarz usłyszała za sobą kroki, ujrzała ciemną postać zmierzającą w jej kierunku, była pewna, że to ta sama osoba, która śledziła ją po przyjęciu. Zaczęła uciekać, niestety jej kondycja nie była najlepsza, mimo to miała lekką przewagę. Wbiegła na parking i stojąc przy samochodzie nerwowo wykrzyczała:
- ***! Gdzie te cholerne kluczyki?!- Szukając ich w torebce.
Oprawca zbliżał się nieubłagalnie, jednak w ostatniej chwili Jane znalazła klucze i szybkim ruchem wsiadła do samochodu zamykając się od środka. Odpaliła silnik i odjechała najszybciej jak się dało, ale mimo to zdążyła zobaczyć twarz swojego prześladowcy. Miał on śmiertelnie bladą twarz, całą pokrytą bliznami i różnego rodzaju zadrapaniami, a Jego ciemne oczy miały w sobie coś czego nie dało się opisać, coś przerażającego z czym Jane jeszcze nigdy się nie spotkała, były to oczy szaleńca...
Po przyjeździe do domu, Jane od razu wtuliła się mężowi w ramiona i z płaczem opowiedziała mu o wszystkim co się jej dzisiaj przytrafiło.
- Dosyć tego! Jedziemy na policję! On może być niebezpieczny!
- Dobrze.- odparła z wyraźną nutą zadowolenia, że mąż jej w końcu uwierzył.
- Poczekaj, tylko się ubiorę i od razu tam pojedziemy.
Tony poszedł na górę do sypialni, a Jane została na dole czekając na niego. Nagle usłyszała dziwne odgłosy dobiegające z kuchni, gdzie znajdowało się tylne wejście. Boże! On tu jest!- pomyślała, po czym pobiegła na górę do męża.
- On tu jest!- wykrzyczała tuląc się w ramiona Tony’ego.
Przez chwilę poczuła się bezpiecznie, stojąc w objęciach ukochanego, lecz ta chwila nie trwała długo, niespodziewanie poczuła na swojej skórze lekkie ukłucie przypominające zastrzyk, którego tak bała się w dzieciństwie. Obraz wirował jej przed oczami, zaczęła tracić przytomność, usłyszała tylko niewyraźne:
- Zginiesz Suko! – wypowiedziane przez jej męża…
Nie wiedziała co się z nią dzieje, obudziła się na podłodze sypialni, czując jak ból głowy nasila się. Nie mogła się ruszyć. Po chwili zobaczyła Tony’ego i tajemniczego mężczyznę pochylających się nad jej ciałem. Okazało się, jak się dowiedziała z rozmowy między nimi, że jej mąż wynajął płatnego mordercę, aby ten ją nastraszył, a na końcu zabił, aby zainkasować pieniądze z polisy. Nie mogła uwierzyć w to, że jej mąż, człowiek, którego kochała, z którym spędziła piętnaście najpiękniejszych lat swojego życia mógł zrobić coś takiego…
- Jak się czujesz "kochanie"?- odrzekł z ironicznym uśmiechem Tony.
Kochanie?! On śmie mówić do mnie kochanie?! Niech się **** zadławi z tej miłości! - pomyślała rozgoryczona.
Jednak nie odpowiedziała mu na pytanie, splunęła mu w twarz, co dało odwrotny skutek, opluła samą siebie.
Jakie to żałosne! Leże tutaj sparaliżowana czekając na śmierć z rąk jakiegoś psychopaty, albo jeszcze gorzej... Swojego męża!
Poczuła, że odzyskuje sprawność. Kopnęła z całej siły Tony'ego w kostkę po czym rzuciła się do ucieczki. Jednak ten "drugi", ten tajemniczy psychol, który uprzykrzał ostatnie tygodnie jej życia nie pozwolił jej na to, rzucił się na nią i wyciągnął nóż! Szarpała się z nim przez chwile, jak na horrorze klasy B, którymi zawsze gardziła. Opadła z sił. To koniec! - pomyślała. Zbliżył ostrze swojego noża do jej szyi jednak w tym samym momencie Jane uderzyła go kolanem w krocze! Gdy ten zaczął się zwijać z bólu, wygramoliła się z pod niego i biegła ile sił w nogach, jednak przeceniła swoje siły… Nogi uginały się pod nią, jakby były z waty! Wbiegła na schody, które dzisiaj wydawały się jeszcze bardziej strome niż zawsze, upadła staczając się schodek po schodku, aż na sam dół. Poczuła przeszywający ból w plecach, jednak nie miała zamiaru się poddać! Mimo straszliwego bólu, który jej doskwierał, czołgała się do drzwi, do jej ostatniej deski ratunku! Usłyszała za sobą śmiech, był to śmiech jakiego nigdy jeszcze nie słyszała! Poczuła dreszcze przechodzące po całym jej ciele. Nie mam już szans! Zginę!- rozpaczała – widząc mężczyzną zmierzającego w jej kierunku. Usiadł jej na klatce piersiowej, blokując tym samym jej ręce. Jakie to żałosne! Jakie to żałosne! - powtarzała w kółko w myślach. Wyciągnął swój nóż i powiedział:
- Przez Ciebie szmato bolą mnie jaja! Nie daruje Ci tego!
Zbliżył ostrze noża do gardła Jane.
- Nie rób tego błagam!! - krzyknęła, jednak jej zdrętwiałe usta wydały tylko stłumiony bełkot.
Władały nią różne uczucia, lecz właściwie było jej wszystko jedno... Z tyłu zobaczyła swojego męża oglądającego z zaciekawieniem obraz jej śmierci. Uświadomiła sobie, że wcale nie znała człowieka, który był miłością jej życia... Umarła, przyglądając się na szalone oczy swego prześladowcy, widząc jaką przyjemność czerpie on z zabijania…
Napisano 09.06.2012 - 18:26
Popularny
Bez Wyrazu
W czerwcu roku 1972 w szpitalu Cedar Senai pojawiła się kobieta, która nie miała na sobie nic, prócz białej sukienki splamionej krwią. Nie powinno to być zbyt szokujące, przecież ludzie dość często ulegają wypadkom i udają się do szpitala, aby otrzymać pomoc lekarską. Jednak dwie rzeczy powodowały, że ludzie, którzy patrzyli na nią, nie mogli powstrzymać torsji i uciekali w przerażeniu.
Użytkownik Namida edytował ten post 10.06.2012 - 17:38
hotlinkowanie
Napisano 09.06.2012 - 20:23
Napisano 10.06.2012 - 20:09
Popularny
Napisano 11.06.2012 - 21:19
Napisano 11.06.2012 - 21:30
Popularny
Tulpa
Użytkownik wszyscyzginiemy edytował ten post 11.06.2012 - 21:32
Napisano 11.06.2012 - 21:57
0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych