Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#601

Kaldera.
  • Postów: 31
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Moje pierwsze tłumaczenie. Pasta może nie najwyższych lotów, ale od czegoś trzeba zacząć :P
Wydaje mi się, że jej tu wcześniej nie było, ale za ewentualną pomyłkę przepraszam.

The Thing In My Room
[Coś w moim pokoju]

Nigdy nie bałem się pójść spać do mojego łóżka. Ani razu. Aż dowiedziałem się, że w tym pokoju COŚ jest. Nie było tam TEGO przedtem... albo było? Czy TO mogło obserwować mnie gdy spałem? Czy przyszło tylko po to, aby nękać i torturować mnie, aż w końcu oszaleję? Sam nie wiem.
Wszystko co wiem, to to, że ONO tam jest i nie odchodzi. Nie jestem do końca pewien, czym TO jest, ale wiem, że jest złe. I chce doprowadzić mnie do szaleństwa przez chowanie się gdzieś w moim pokoju. Zawsze chowa się w innych miejscach i zawsze, kiedy wychodzę z łóżka... straszy mnie. Pamiętam, jak pewnego razu zachciało mi się pić, więc wstałem. Lecz moja noga stanęła na suchych rękach i pazurach! TO złapało mnie za kostkę i chciało wciągnąć mnie pod łóżko! Krzyczałem i kopałem najmocniej jak umiałem, aż moi rodzice przybiegli zobaczyć, co się stało. Spróbowałem wyjaśnić im, że to COŚ zaatakowało mnie. Jednak mój tata powiedział, że po prostu miałem koszmar i kazał położyć się z powrotem. Ale ja wiedziałem, że TO tam jest. I czeka, aż znowu wstanę z łóżka. Nie widziałem TEGO, ale powoduje straszny hałas, który nie pozwala mi spać. Wydaje mi się, że robi to po to, abym wstał. Wtedy TO znowu spróbowałoby wciągnąć mnie tam, skąd pochodzi. Ale ja tego nie zrobię. Próbowałem powiedzieć o tym rodzicom, ale oni nawet nie chcieli o tym słuchać. Powiedzieli, że to był zwykły sen i nie powinienem się tak o to martwić.
Teraz leżę w moim łóżku, słucham tych okropnych odgłosów. Ale mam nadzieję że pewnego dnia TO odejdzie i pójdzie nękać kogoś innego...

Ps. Być może jeszcze dzisiaj dodam pastę "Black as Night".
  • 1

#602

Tripster.
  • Postów: 48
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Prawda o Wyoming Incident



Na pewno każdy z was zna historię stojącą za filmami "The Wyoming Incident"
Kiedyś też myślałem że wiem o tym wszystko, do czasu.
Piszę to żeby was poinformować, że ta "creepypasta" nie jest tylko zmyśloną historyjką na takie strony jak Paranormalne.pl Somethingawful czy Creepypasta Wiki.
Wgłębając się w ten temat możecie doświadczyć podobnych dosnań i problemów jakich sam stałem się obiektem podczas badania ten sprawy.

Symptomy "The Wyoming Incident"
Krążą plotki dotyczące tego co te filmiki potrafią zrobić z ludzką psychiką, nudności, zawroty głowy, halucynacje.
Zawsze byłem ciekaw dlaczego tak się dzieje.
Podczas dochodzenia do prawdy odkryłem, że opisywane problemy nie mają podłoża psychicznego ani somatycznego.
Filmy powodują zachwianie się świadomości na poziomie ludzkiej duszy.
Mam pewne obawy co do odkrycia przed wami prawdy, ale skoro już wiecie czego się spodziewać wszystko powinno pójść dobrze. Obiecuję to wam.

"You Will See Such Pretty Things"- część pierwsza
Film ten jest pierwszym z serii "Wyoming Incident"
Musicie być bardzo ostrożni, sygnały które za chwilę opiszę są uznawane za wyjątkowo niebezpiecne.

-Pierwszy kadr: "special presentation" "333-333-333" POD ŻADNYM POZOREM nie próbujcie zastanawiać się nad znaczeniem tych liczb nie usiłujcie z nich nic wyliczać, nie próbujcie zrozumieć reszty filmu.
Za tym kadrem kryje się wyjątkowo niebezpieczny rytuał w którego skład wchodzą praktyki samobójcze i dopełnienie satanistycnego obrządku wymagającego potwornej ofiary
-Drugi kadr "You Will See Such Pretty Things"
Zapomnijcie o tym od razu, wyrzućcie ze swojej głowy myśl o tej wiadomości i choćby nie wiem co nie usiłujcie dowiedzieć się więcej.
Jest to ekstremistyczny przekaz podprogowy działający na egzystencjonalną część psychiki
Odczytanie go może doprowadzić nawet do śmierci.

-Trzeci kadr: początek części "symptomowej" filmu
Została stworzona przy pomocy nieznanego człowiekowi oprogramowania.
Program ten został stworzony przez istotę astralną, tak samo jak motyw muzyczny z Lavender Town.
Ciekawe jest to, że w filmie nie ma muzyki, słychać jednak holofoniczne dźwięki o nieznanej częstotliwości zbliżonej do tej obecnej w Lavender Town.
Częstotliwość ta nie jest osiągala przez muzyków, dźwięki znajdujżce się w niej nie mieszczą się w żadnej znanej cłowiekowi skali.
Za każdym razem kiedy pokazuję ten film swoim znajomym, nie wiedzą co powiedzieć, żaden z nich nie chciał też powiedzieć co widział w snach.

Druga część serii którą można zobaczyć na youtube nie jest prawdziwa
Można ją uznać za część trzecią.
Niewielu ludzi wie o istnieniu "Wyoming Incident 1,5", gdy tylko pojawił się na youtube
został od razu usunięty, i chociaż cały film zniknął na zawsze bez śladu, zachowała się pewna jego część wrzucona przez użytkownika NotAgentClark zatytułowana "333-333-333"
Ten człowiek nieznany z imienia i nazwiska jest uważany za jednego z oryginalnych dystrybutorów "Wyoming incident", jednego z tych którzy zakłócili przekaz tamtego dnia i przedstawili światu "Specjalną Prezentację"
Każdy z nich jest martwy od dziesięciu lat jednak moc jaką posiedli postawiła ich niemalże na równi z prawdziwym autorem "The Wyoming Incident".

Należy wyjątkowo uważać na dziwne dźwięki pojawiające się zawsze z trzeciej części każdego z filmów, są to holofoniczne przekazy dźwiękowe pochodzące ze "źródła".
Są wyjątkowo przerażające, ODRADZAM jakiekolwiek głębsze wsłuchiwanie się w nie.
To nie są dźwięki, nie są nawet prawdziwe
Oto pełna sekwencja (bez wspomnianej części 1,5)

"Invert" jest tylko żartem dla oszukania Youtube, które doszukuje się w tych filmach praw autorskich, co w obliczu prawdy brzmi wyjątkowo ironicznie.
Jak już wspomniałem prawdziwi właściciele przekazu nie żyją już od 10 lat.
Jedno jest pewne, nie są zwyczajnie martwi, zarówno oni jak i Autor istnieją w innym wymiarze, miejscu którego ludzkie pojmowanie nie jest w stanie przyswoić, gdzie jest więcej punktów odniesienia w przestrzeni niż punkt długość i głębia.
Egzystencja na takim poziomie daje im wielką moc.
Autor to duch nonegzystencji, mogący przybrać każdą formę. Twoją również
  • 10

#603

Ras.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Po raz kolejny zamierzam wstawić coś co zostało zaproponowane jako 'historyjka' przez użytkownika Kwejka.
Mianowicie... historia Armina Meiwesa.


Armin Meiwes



Armin Meiwes (ur. 1 grudnia 1961 r.) – niemiecki informatyk, zwany Heskim Kanibalem oraz Potworem z Rotenburga, który w marcu 2001 zamordował i częściowo zjadł poznanego przez internet mężczyznę Bernda Jürgena Armando Brandesa. W Niemczech znany jest też jako "Der Metzgermeister" (niemiecki: Mistrz Masarski).

Meiwes od 1999 poszukiwał w internecie ludzi zainteresowanych praktykami kanibalistycznymi. Zamieszczał też ogłoszenia, w których poszukiwał młodych mężczyzn w celu "zabicia i zjedzenia". W lutym 2001 na jedno z takich ogłoszeń odpowiedział Bernd Jürgen Armando Brandes, 43-letni inżynier z Berlina.

Wieczorem 9 marca doszło do spotkania w mieszkaniu Meiwesa, które sprawca nagrał na wideo. Meiwes obciął penisa Brandesa i obaj go zjedli zanim Brandes został zabity. Brandes domagał się, aby Meiwes odgryzł jego penisa, ale gdy to się nie udało, podobnie jak próba użycia zwykłego noża, użyto ostrego noża do mięsa. Brandes usiłował zjeść swoją część własnego penisa na surowo, ale nie mógł, gdyż okazał się zbyt twardy i "gumowaty". Wtedy Meiwes usmażył go na patelni z solą, pieprzem i czosnkiem.

Według dziennikarzy, którzy widzieli nagranie (nie zostało upublicznione), Brandes mógł być również zbyt osłabiony, aby zjeść swoją część penisa. Meiwes najprawdopodobniej podał mu duże ilości alkoholu i środków przeciwbólowych, a następnie nieprzytomnego już i wykrwawionego zabił przez poderżnięcie gardła w pokoju specjalnie urządzonym do tego celu. Ciało zjadał kawałek po kawałku przez następne miesiące, trzymając fragmenty w zamrażalniku.

W pewnym momencie film został zatrzymany, wtedy Meiwes pomaga ofierze dostać się do łazienki na pierwszym piętrze, gdzie, jego własnymi słowami, zostawia go w wannie na parę godzin aby się wykrwawił, a sam poszedł czytać Star Trek.

Meiwesa aresztowano w grudniu 2002, kiedy umieścił w internecie następne ogłoszenia w sprawie poszukiwanych ofiar. Śledczy przeszukali jego dom i znaleźli fragmenty ludzkiego ciała i nagranie morderstwa. Zawartość taśmy wideo była na tyle szokująca, że wiele osób które ją zobaczyły szukało potem pomocy psychologów.

Meiwesa w pierwszej instancji w 2004 skazał sąd krajowy w Kassel za zabójstwo typu uprzywilejowanego na osiem i pół roku więzienia. Sprawa nabrała rozgłosu medialnego i wywołała debatę, czy Meiwesa w ogóle można sądzić, wziąwszy pod uwagę dobrowolny i aktywny udział Brandesa.

W kwietniu 2005 niemiecki sąd nakazał ponowny proces po apelacji prokuratury. Prokuratura uważała, że oskarżonego należy sądzić za morderstwo, a nie zabójstwo typu uprzywilejowanego i skazać na dożywocie. Wśród spraw, jakie rozstrzygnął sąd, było czy Brandes zgadzał się na zabójstwo i czy w sensie prawnym taka zgoda była ważna, biorąc pod uwagę jego oczywiste problemy psychiatryczne i fakt, że przyjął duże ilości alkoholu i leków. Ustalano także, czy Meiwes zabił, aby zaspokoić własne pragnienia (zwłaszcza seksualne), a nie ponieważ został o to poproszony; wersję tę Meiwes stanowczo odrzucał.

Podczas ponownego procesu, biegły psycholog stwierdził, że Meiwes mógłby ponownie popełnić tego typu zbrodnię i nadal "mieć fantazje na temat zjadania mięsa młodych ludzi". 9 maja 2006 sąd apelacyjny we Frankfurcie nad Menem skazał Meiwesa za morderstwo na dożywocie. Obrona sugerowała karę 5 lat pozbawienia wolności, wskazując, że zabójstwo było dokonane w porozumieniu z ofiarą.


Użytkownik Ras edytował ten post 04.06.2012 - 16:52

  • 4

#604

sanra.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Znalezione na /x/ nie wiem, czy kiedyś ktoś już to tłumaczył, jeśli tak, to przepraszam OTL moje pierwsze tłumaczenie

Lęki
Jest późno w nocy. Bardzo późno. Oczy trochę cię pieką, ale nie jesteś jeszcze gotowy, żeby iść spać. Wątek, który czytasz jest dość ciekawy, żeby nie dać ci zasnąć… a prawdę mówiąc, jesteś trochę zbyt przestraszony, żeby zamknąć oczy już teraz. Wiesz, że to tylko historie, pisane przez ludzi takich jak ty i na początku serwowałeś sobie te straszne historyjki, żeby poczuć dreszczyk przed snem. Ale im więcej ich czytasz, tym bardziej zastanawiasz się, czy niektóre z nich naprawdę nie są oparte na faktach. Tak, „Jaskinia świec” to fikcja… Ale czy jako dziecko nigdy nie widziałeś rzeczy, których nikt inny zdawał się nie zauważać? Nie było nigdy rzeczy, które próbowałeś wytłumaczyć swoim rodzicom, lęków, których nie mogłeś zrozumieć? Wreszcie pojąłeś, że twoi rodzice byli starsi i wiedzieli, że te fobie były irracjonalne. Ale co, jeśli nie były? Co, jeśli ty NAPRAWDĘ widziałeś coś, czego oni nie mogli…
Z drugiej strony, są historie, dzięki którym porzucasz na chwilę swoją sceptyczność. Artykuł o „smiledog.jpg” na pewno jest nieprawdziwy. Zfotoszopowane zdjęcie uśmiechniętego psa nie może przecież sprowadzić na ludzi szaleństwa, czy spowodować chęci popełnienia samobójstwa. Ale teraz, kiedy patrzysz na obrazek CZUJESZ się dziwnie…Nie szalony, nie w nastroju do samobójstwa, ale jednak zdecydowanie nienormalnie.
Przestań, mówisz do siebie. Zachowujesz się jak dziecko. W porządku się bać tych historyjek, kiedy masz jedenaście lat, ale teraz jesteś starszy i wiesz, że te rzeczy są tylko wytworem wyobraźni. Ale ciągle nie możesz otrząsnąć się z tych uczuć.
Wreszcie wpędziłeś siebie w strach wystarczający, by nie pozwolić ci zasnąć po wyłączeniu komputera. Czujesz się głupio, ale- czy właśnie przed chwilą nie widziałeś jakiegoś ruchu kątem oka? I co to za hałas dochodzący zza ściany przy twoim łóżku? Patrzysz się na siebie w lustrze, ale nie widzisz do końca dobrze. Czujesz chłód. Nagle przyłapujesz się na chowaniu nóg pod kołdrę, chociaż nie wiesz po co. Musisz do łazienki, ale nie ma mowy, że wyjdziesz z łóżka. Możesz tylko leżeć, przestraszony i czujny, aż słońce w końcu wzejdzie i światło wypełni twój pokój.
Może wtedy w końcu to coś w twojej szafie przestanie cię obserwować…
  • 3

#605

Matsurika.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Znalazłam bardzo ciekawą mangę, dość krótką, myśle że nadającą się na tę stronę. Nosi tytuł "Zagadka uskoku Amigary". Była dodatkiem do mangi Gyo. Autorem jest Junji Itou.
http://centrum-mangi...YO/2/19.2/v1/#1
  • 10

#606

Dereni.
  • Postów: 4
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

MŁODSZY BRACISZEK


Dom rodzinny wcale nie jest wielkimi i poważnymi murami, ale za to właśnie go kochasz. Staruszek wychował w swoich hałaśliwych i radosnych pokojach twoich dziadków oraz większość wujków i ciotek. Teraz ty napawasz się jego historią. Na sercu robi ci się ciepło gdy tylko pomyślisz o nasłonecznionych kątach czy meblach ręcznie wykonanych przez dziadka, które towarzyszyły ci przez dzieciństwo, młodość i trwają nawet teraz.
Szczególnie miłujesz go za magię, którą roztacza nocą. Tworzy iluzję budzącą duże szafy i gra skrzypiącą serenadę schodów i wiatru. Gdy matka i ojciec, niczego nieświadomi śpią - Ty, słyszysz szuranie bosych stóp po dywanie. Szybko schodzisz na pierwsze piętro szukając brata. Chociaż ma dopiero cztery lata dużo umie, nawet ty to musisz przyznać.
A więc zabawa się zaczyna.
Wiesz, że gracie w chowanego i to ty szukasz. Dziecięcy śmiech twojego brata tylko to potwierdza. Słyszysz ciche zamknięcie drzwi. Domyślasz się, że to cicha prowokacja. Wiesz, że gdyby twój brat tylko chciał, schowałby się tak dobrze, że musiałbyś szukać go do bladego świtu.
Teraz i ty się śmiejesz. Lubisz gdy razem się bawicie.
Tylko on cię nie ocenia. Po pierwszym roku studiów dowiedziałeś się o swoich problemach z pamięcią. Przyjaciele powoli odsuwali się od ciebie a ty zacząłeś zastanawiać się nad tym czy przez to stałeś się gorszy. Czy zapominanie o sprawach i kilku wydarzeniach było aż tak straszne?

Z przemyśleń wyrywa cię hałas. Teraz twoje czujne uszy wyłapują całkiem wyraźnie tupot maleńkich stóp. Domyślasz się, że chce abyś go znalazł, a ty bardzo pragniesz wygranej. Zdecydowany kierujesz się do jego pokoju, bo tam wyraźnie słychać odgłosy i po chwili otwierasz dębowe drzwi. W zdumienie wprawia cię fakt, że wszystkie rzeczy brata- od kolekcji pluszowych zwierząt poprzez tysiące plastikowych figurek po meble, zniknęły.
Pod oknem zauważasz małą postać. To twój brat, chociaż mieszanina światła latarni i promieni księżyca wpadających do środka nadają mu upiornego wyglądu. Ciepły uśmiech jaki ci posyła utwierdza cię w myśli, że to na pewno on. Nagle ktoś zapala światło, które na sekundę oślepia cię. Gdy tylko możesz otworzyć oczy, w miejscu gdzie stał twój brat nikogo nie ma.
To matka zapaliła światło i podeszła do ciebie cicho łkając, a za nią do pokoju wszedł ojciec.
Pytasz najzwyczajniej w świecie, gdzie teraz uciekł mały i dlaczego zniknęły jego rzeczy.
Matka popada w histerię i na przemian jęczy, zawodzi i płacze, podchodząc i wtulając się w ojca.
Ojciec przytula ją mocno do siebie a po chwili mówi abyś sobie przypomniał.
Na początku uznajesz to za żart drwiący z twojej małej ułomności, lecz po chwili wspomnienia wracają całkiem nieoczekiwanie.
Twój młodszy brat zniknął w wieku czterech lat, miesiąc przed tym, nim ty rozpocząłeś studia.
Ojciec zabiera trzęsącą się matkę. Ty stoisz na środku pokoju i z niedowierzaniem wpatrujesz się w pustkę która cię otacza. W końcu decydujesz się wyjść, podchodzisz do drzwi i gasisz światło.
Wtedy za twoich pleców słyszysz słowa: Znalazłeś mnie.

BAJARZE


Siadaj kochaniutka, siadaj. Ja starowinka już i nie mówię głośno, ale kiedyś miałam głos jak słowik.
Dzieweczko droga a tyś przyszła po co?
Słuchać o tych upiorach, bajarzach? Ach to dobrze trafiłaś!
Chociaż lata nie te, pamiętam tych czarcich kompanów co tylko śmierć i żal ze sobą sprowadzali.
Czy ich widziałam? Ach tak tak, i nawet słuchałam ich makabrycznych bajd.
Chociaż lata nie te, bo wtedy ja młoda i piękna byłam, i ilu się wtedy o mnie zabiegało!, to pamiętam jak zimią okrutną, mroźną porą przybyli.
I nikt wtedy nie wiedział, że te urodziwe buźki Złego za pana mają .
Gdy w głównej chacie, jak zwykle nudzeni siadliśmy- przy buchającym ogniu w kominie, Ci zapukali do chaty drzwi.
Nikt wtedy nie wiedział, cóż to za zbuje co tylko strach i żal niosą. A my co boga znamy , podróżników do stołu posadziliśmy i jeść dali Bo gość w dom To Bóg w dom.
Uśmiechali się tak słodko i pięknie, że nie jedna odałaby duszę i ciało aby takiego zdobyć.
A oni niby zmartwieni, że nie mają jak zapłacić i to dla nich wstyd, że młode z wsi ich dokarmiają.
Obiecali, że poopowiadają bajki co nam przy nich szybciej minie noc, a rankiem gdy śnieg uspokoi wrócą do dalszej wędrówki.
My, co zebrani tam siedzieliśmy, uradowani w krąg się ułożyli .
Tych trzech w środku i swymi donośnymi głosami bajdy zaczeli recytować.
A cóż to za bajdy były! Straszniejszych my nie słuchali i nie wiedzieli czy by wymyśleć umieli.
Gdy skończyli wraz z świtem i pianiem koguta, swe odejście zapowiedzieli tymi oto słowami :
,, My bajarze pana swego lud, makabre świata odaliśmy z naszych ust
Duszę zabierzemy i bajarza nowego wam wybierzemy,,.
Wstali tak, że łopot ich peleryn można by było usłyszeć w stajni obok.
I nagle z kręgu wychodzą dwie me przyjaciółki co niczym siostry mojemu sercu, Róża i Anna .
Różę pod pachę wzieli a na Annie pocałunek złożył jeden.
Odjechali przed pierwszymi dzwonami kościoła. Wtem odkryliśmy, że Anna do kościoła wejść nie może, księdza od najgorszych psów wyzywa a sama opowiada bajdy, które Bajarze nam opowiadali.
To co pamiętam, a pamięć mam jak dąb!
Cóż to za pytanie? Tak, muszę przyznać ta twoja twarzyczka mi kogoś przypomina.
O Jezusie, Boże Gromowładny wracaj do piekieł demonie, coś kiedyś nosił imię Róży!

CICHUTKO, BARDZO CICHUTKO


Cichutko, bardzo cichutko.
Stary sklepik tak nazywali go wszyscy mieszkańcy. Ale to magiczne miejsce nie zasługiwało na tak bylejaką nazwę.
Niewielkie pomieszczenie miało swoje życie a teraz i wspomnienia.
Cichutko, bardzo cichutko.
Opuścili go wszyscy, którzy tak bardzo go kochali. Nie można się na nich złościć, nie wini się za przegranie w chowanego ze śmiercią.
Trudno było znaleść kogoś kto go pokocha i urządzi w nim swój nowy dom. Pokocha nową rodzinę i szczególny nowy dom.
Cichutko,bardzo cichutko.
Przybył jednak ktoś, tak bardzo zraniony, że magia sklepiku zapragneła rozgrzać jego serce. Domownicy opuszczonego domku już o to zadbali.
Nie bał się ich, i ku ich zdumieniu pokochał jeszcze bardziej niż stworzyciele sklepiku. Domownicy pragneli aby został z nimi na zawsze.
Jedynym sposobem jakim ten cud mał się ziścić miała być magia. Małe kukiełeczki porosiły o pomoc kochanego.
Cichutko,bardzo cichutko.
Po nocach pakował laleczki i kukiełki, aby te przyniosły mu wieki z ukochanymi domownikami. Z każdą zakrwawioną lalą przybywał mu rok życia.
Nauczył się tworzyć, i tak z każdym tygodniem domownicy witali nowego braciszka lub siostrzyczke.
Cichutko, bardzo cichutko.
Lata mijały, wieki upadały a ukochany sklepiku zaczął myśleć o opuszczeniu swych dziatw.


Zaczął pakować się cichutko, bardzo cichutko a wtem za jego plecami pojawiły się kukiełki.
Znienawidziły go za to, że próbował uciec a za kare zabijają po to by płacił samotnością z każdym dniem,tygodniem,miesiącem
i rokiem. [/size]

Kolejna porcja autorskiego strachu dla czytelników tematu. Z góry przepraszam za błędy ^^
  • 4

#607

mrolej100.
  • Postów: 14
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

To moja pierwsza pasta :)

MIASTO


Jechałem samochodem, miałem wypadek. Obudziłem się i stało się coś dziwnego, padał śnieg. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem dalej. W czasie drogi zadałem sobie pytanie "Kim ja jestem?" "Gdzie ja jestem?". Po chwili zobaczyłem tablicę "Witaj w S......" dalej nie mogłem się doczytać. Doszedłem do jakiegoś miasta. Na ulicach było pusto, samochody puste, jak bym był sam na ziemi. Wszedłem do jakiegoś budynku, chyba był to hotel. Na ladzie leżał klucz, wziąłem go, napisane na nim było "666". Winda nie działała, więc musiałem wchodzić schodami. Gdy już dotarłem na miejsce, szukałem pokoju 666. Znalazłem otworzyłem drzwi kluczem, ale co tam zobaczyłem było okropne. Martwe ciała i krew. Drzwi od pokoju były uchylone, wszedłem tam i usłyszałem "Witaj w domu, Jack". Dostałem czymś mocnym w głowie i upadłem na ziemie. Obudziłem się w jakiejś restauracji. Obok mnie siedziała jakaś kobieta spytała się czy mi nic nie jest. Odpowiedziałem że nie ale bardzo bolała mnie głowa. Dała mi pistolet i powiedziała żebym uważał na siebie i osczędzał amunicje. Wyszedłem z restauracji i coś mnie zaatakowało. Zabiłem to coś i straciłem całą amunicje. Potem zobaczyłem tą kobietę martwą a obok niej dziewczynkę, uśmiechała się i powiedziała "jesteś wolny" i wbiła mi nóż w serce. Obudziłem się w szpitalu i mój stan był ciężki, minęło 5 lat, byłem w spiączce. Gdy wyszedłem że szpitala dostałem list. Nie było nadawczy, więc odworzyłem kopertę i było moje zdjęcie i napisane. "udało ci się ale to jeszcze nie koniec" Włączyłem telewizor akurat trwały Fakty. Odnaleziono ciało kobiety i mordercę, Tym mordercą byłem ja...
  • -7

#608

Kaldera.
  • Postów: 31
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Czarny jak noc

Jest północ. Na zewnątrz pada deszcz. Zapach siana wypełnia moje nozdrza. Tu jest jakaś stodoła...

Jak się tu znalazłem?

Próbuję znaleźć okna i drzwi, ale jedyne co widzę, to beczka znajdująca się pięć stóp ode mnie i siano na piętrze.

Jak duże jest to miejsce?

Słyszę skrzypienie stodoły spowodowane wiatrem. W dachu jest dziura. Parę metrów ode mnie zaczyna się tworzyć kałuża; siano staje się wilgotne, a ziemia powoli zamienia się w błoto.

Jak mam stąd wyjść?

Chodzę tam i z powrotem, szukając ściany. W końcu stąd wyjdę. Będę chodzić wzdłuż tego pomieszczenia, aż znajdę drzwi. Odwracam się w inną stronę. Z końca pomieszczenia widzę nikłe światło. To raczej nie słońce.

Czy to latarka?

Idę w tym kierunku. Moja ręka jest w tym blasku, mogę widzieć palce. Coś ciemnego znajduje się pod moimi paznokciami. Nie potrafię stwierdzić, czy jest to bród, czy krew. Jeśli to krew, to nie jest moja. Dotykam tego światła. To chyba rozładowująca się latarka, która zaraz zgaśnie.

Czy potrwa to wystarczająco długo?

Głos. Słyszę ten Głos.

Czy to moje myśli?

Nie, to nie mogą być moje myśli. Myślę w tym momencie. Nie potrafię mówić.

Dlaczego nie potrafię mówić?

To nie brzmi jak mój głos ani jak moje przemyślenia. Tu jest ktoś inny. Lub coś.

Kto tam jest?

Podnoszę latarkę i zawracam do korytarza, z którego przyszedłem. Jednak teraz znajduje się tam jakaś cienista postać. To chyba kobieta.

Kto to jest?

Dziewczyna odwraca się i wychodzi. Zaczynam ją gonić. Przebiegam wejście, szybko skręcam w prawo i w lewo.

Gdzie ona poszła?

Tamten Głos. Nie należy do mnie. Pochodzi z góry... nie, z lewej! A jednak z prawej! Albo... zza mnie. Szybko odwracam się i patrzę, kto tam jest. Nikt.

Skąd pochodzi ten Głos?

Czuję się oszukiwany. Głos jest w stanie czytać moje myśli, wie, jak bardzo jestem zmieszany i zagubiony. Zna moje cierpienie.

W jaki sposób potrafi to wyczuć?

Muszę znaleźć Głos. To musi się skończyć. Skręcam w lewo i zaczynam chodzić po izbie. Światło z latarki pozwala mi widzieć na około trzy stopy. Teraz widzę, że w podłodze jest ogromna dziura.

Czy to jest źródło głosu?

Być może Głos pochodzi poniżej tego otworu w podłożu. Wspiąłbym się tam, gdybym tylko był odważniejszy. Cały czas gdzieś chodzę.

Czy stąd jest jakieś wyjście?

Oszaleję, jeśli Głos nie skończy mówić. Właśnie sobie to uświadomiłem. Nie mogę otworzyć ust. Sięgam do nich rękami, aby je poczuć.

Gdzie zniknęły moje wargi?

Głos, Głos wziął moje usta. Nie mogę mówić, nie mogę nic jeść. Potrafię oddychać, dalej mam swój nos.

Co jeśli go zatkam?

Głos zna mój strach. Wie, gdzie jestem. Jedyną ucieczką jest znalezienie wyjścia. Zaczynam biec. To pomieszczenie wydaje się nie mieć końca, jest ogromne.

Czy kiedykolwiek znajdę wyście?

Cały czas biegnę. Nagle potykam się. Jest tu kolejna dziura, tym razem mniejsza. Miałem szczęście, że do niej nie wpadłem. To chyba właśnie stamtąd pochodzi głos. Wstaję i idę. Gdzieś musi być wyjście! Jeszcze chwila i latarka zgaśnie.

Jak mam znaleźć drogę?

Zawsze, gdy Głos zadaje pytanie, staje się głośniej. Chce mnie przerazić, chce, abym był zdenerwowany. I dostaje, czego chce. Muszę opuścić to miejsce. Kolejny upadek, spadam przez następny otwór w podłodze. Słyszę kroki nade mną.

Kto jest na górze?

Słyszę, że za mną ktoś chodzi. Ten ktoś (lub coś) właśnie wpada przez otwór, dzięki któremu się tu znalazłem. Zawracam i biegnę tam, skąd przyszedłem. Nie wiem, gdzie idę. Jeśli uda mi się dotrzeć tam, gdzie się obudziłem, uda mi się przełamać przez deski i uciec!

Kto jest za mną?

Głos jest za mną. On wie. Cały czas do mnie przemawia.

Co jeśli już minąłem otwór?

Biegnę i równocześnie próbuję go znaleźć. Czuję podłogę. Deski są mokre i miękkie.
Muszę być blisko przejścia. Zatrzymuję się i pospiesznie zaczynam szukać go nad głową. Moje palce lądują na brudzie, a ten spada na moją twarz. Szybko go odgarniam. Przedarłem się przez podłogę i wspiąłem na górę.
Gdzie jest pokój, w którym była latarka?


Przeskakuję przez kolejną zapadnię. Znam drogę aż do dotarcia do tego pomieszczenia. Zawracam i biegnę spowrotem do korytarza. Nagle uderzam w ścianę.

Co jeśli nie trafię?

Nie umiem trafić. Słyszę odgłosy nadchodzących kroków. Zauważyłem kobietę idącą do korytarza. Patrzę i widzę, że jest tam więcej obcych sylwetek

Kim oni są?

Nadchodzą. Używam całej swojej siły, aby utorować drogę. Nie dam rady.

Kim jesteś?

Głosu już tu nie ma. Próbuję zobaczyć, co tam jest, ale nic nie widzę. Wypadam przez otwór w ścianie i uderzam w podłoże. Mdleję

...

Jest północ. Na zewnątrz pada deszcz. Zapach siana wypełnia moje nozdrza. Tu jest jakaś stodoła...

Jak się tu znalazłem?

Potem już pamiętam... [oryg.: „And then I remember”]


Trochę zmodyfikowałem, link do oryginału: http://creepypasta.w.../Black_as_Night


  • 3

#609

arcticmonkey1.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witam! Jestem nowy na forum, co prawda jeszcze nie udało mi się przeczytać wszystkich stron tego tematu, ale postanowiłem dodać coś swojego, napisanego już wcześniej. Proszę o opinię, gdyż mam jeszcze kilka historii i jeśli ta się spodoba to dodam następne. Enjoy!

Prześladowca

Jane siedziała na ławce w parku, mimo wieczornego chłodu zwiastującego nadchodzącą zimę. Rozmyślała o różnych sprawach- o pracy, o nowej diecie cud, która podobno miała pomóc jej zrzucić zbędne kilogramy, no i wreszcie o tych dziwnych sytuacjach, które przytrafiły się jej ostatnimi czasy.
Otóż Jane od kilku dni miała nieodparte wrażenie, że ktoś ją śledzi, obserwuje każdy jej ruch. Sprawy zaczęły się nasilać, a wokół niej działo się coraz więcej i coraz trudniejszych do wytłumaczenia sytuacji- a to klucze do samochodu, które położyła minutę wcześniej na półce zniknęły, aby za chwilę znowu się pojawić, czy też rzeczy na jej firmowym biurku, które co rusz zmieniały swoje położenie. Oh tak, Jane była pewna, że to nie są wytwory jej wyobraźni, lecz smutna rzeczywistość. Ostatnio wracając z przyjęcia u znajomych, ktoś- nie widziała dokładnie- szedł za nią całą drogę podrygując w dziwny sposób, co wystraszyło ją niesamowicie. Nie mogła zgłosić sprawy na policję- wzięli by ją za kolejną przewrażliwioną histeryczkę. Tony- jej mąż próbował ją uspokoić i przekonać, że wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, ale ona nie słuchała, wiedziała, że czeka ją niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo, któro miało niedługo nastąpić…

- Jane, naprawdę nie masz się czym martwić, po co zaprzątasz sobie tym głowę? To na pewno umysł płata Ci figle, ostatnio tak się przepracowujesz… - powiedział Tony przewracając i wiercąc się na łóżku szukając odpowiedniego ułożenia.
- Nie próbuj mi wmawiać, że jestem jakąś cholerną wariatką, wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale jestem pewna, że dzieje się coś złego!
- Dobrze kochanie, idź spać jesteś już zmęczona, porozmawiamy o tym jutro.
Zgasił lampkę.
Łatwo Ci mówić – pomyślała – i tak dzisiaj nie zasnę…

Nazajutrz po prawie nieprzespanej nocy Jane wstała z ociąganiem, przykryła śpiącego jeszcze smacznie Tony’ego po czym poszła do toalety. To co tam ujrzała było tak szokujące jak i przerażające, na lustrze widniał napis:
„DORWĘ CIĘ SUKO!”
Wykonany jej własną szminką. Pobiegła pospiesznie do Tony’ego wygarniając mu, że nie traktuje jej poważnie i że takie żarty są po prostu ciosem poniżej pasa. Lecz on się wszystkiego wyparł, tłumacząc, że przecież rano gdy wstawała on jeszcze spał. Uwierzyła mu, ale to oznaczało, że jej prześladowca był w nocy w jej domu! Szybko pobiegła po aparat cyfrowy, aby zrobić zdjęcie i mieć dowód, gdyby z napisem się coś stało, lecz gdy dotarła do łazienki lustro było czyste jak łza.
- Nie to nie może być prawda! Przecież przed chwilą to tutaj było!- wysyczała z rozgoryczeniem.
- Kochanie uspokój się! Musiało Ci się coś przewidzieć.
- Wiem co widziałam Tony i nie próbuj mi wmówić, że było inaczej!
- Ja Ci próbuje tylko wytłumaczyć, że takie rzeczy się zdarzają z przemęczenia, znając Ciebie, nie zmrużyłaś oka dzisiaj w nocy z tych nerwów.
- Mylisz się, spałam jak zabita. – było to wierutne kłamstwo, tak naprawdę, nie spała prawie wcale tej nocy, zasnęła może na piętnaście minut, ale senne koszmary wybudziły ją z i tak niespokojnego snu.
Mimo roztrzęsienia i emocji które nią targały Jane pojechała do pracy, miała dzisiaj w firmie urwanie głowy i jak zwykle musiała zostać do późna w biurze. Swoje biurko zastała w kompletnym nieładzie, mimo, że dzień wcześniej robiła porządek. Do monitora umiejscowionego na biurku przyklejona była kartka z kolejną wiadomością, której treść brzmiała:
„STRZEŻ SIĘ!”
O nie! – pomyślała – jak tylko uwinę się z robotą idę z tym na policję! To się zaczyna robić chore! Praca szła jej powoli, nie mogła się skupić, jej głowę cały czas zaprzątały przerażające wiadomości. Z czasem jednak zapomniała o problemach i wpadła w wir pracy, a nim się obejrzała na zegarku dobiegała już dwudziesta pierwsza, a w biurze nikogo nie było. Zakończyła wszystkie zadania na dziś i ruszyła szybkim, niespokojnym krokiem do drzwi. Była już w połowie drogi, jej gabinet znajdował się na parterze, a do wyjścia dzielił ją długi, wąski korytarz i mały hol. Idąc przez korytarz usłyszała za sobą kroki, ujrzała ciemną postać zmierzającą w jej kierunku, była pewna, że to ta sama osoba, która śledziła ją po przyjęciu. Zaczęła uciekać, niestety jej kondycja nie była najlepsza, mimo to miała lekką przewagę. Wbiegła na parking i stojąc przy samochodzie nerwowo wykrzyczała:
- ***! Gdzie te cholerne kluczyki?!- Szukając ich w torebce.
Oprawca zbliżał się nieubłagalnie, jednak w ostatniej chwili Jane znalazła klucze i szybkim ruchem wsiadła do samochodu zamykając się od środka. Odpaliła silnik i odjechała najszybciej jak się dało, ale mimo to zdążyła zobaczyć twarz swojego prześladowcy. Miał on śmiertelnie bladą twarz, całą pokrytą bliznami i różnego rodzaju zadrapaniami, a Jego ciemne oczy miały w sobie coś czego nie dało się opisać, coś przerażającego z czym Jane jeszcze nigdy się nie spotkała, były to oczy szaleńca...
Po przyjeździe do domu, Jane od razu wtuliła się mężowi w ramiona i z płaczem opowiedziała mu o wszystkim co się jej dzisiaj przytrafiło.
- Dosyć tego! Jedziemy na policję! On może być niebezpieczny!
- Dobrze.- odparła z wyraźną nutą zadowolenia, że mąż jej w końcu uwierzył.
- Poczekaj, tylko się ubiorę i od razu tam pojedziemy.
Tony poszedł na górę do sypialni, a Jane została na dole czekając na niego. Nagle usłyszała dziwne odgłosy dobiegające z kuchni, gdzie znajdowało się tylne wejście. Boże! On tu jest!- pomyślała, po czym pobiegła na górę do męża.
- On tu jest!- wykrzyczała tuląc się w ramiona Tony’ego.
Przez chwilę poczuła się bezpiecznie, stojąc w objęciach ukochanego, lecz ta chwila nie trwała długo, niespodziewanie poczuła na swojej skórze lekkie ukłucie przypominające zastrzyk, którego tak bała się w dzieciństwie. Obraz wirował jej przed oczami, zaczęła tracić przytomność, usłyszała tylko niewyraźne:
- Zginiesz Suko! – wypowiedziane przez jej męża…

Nie wiedziała co się z nią dzieje, obudziła się na podłodze sypialni, czując jak ból głowy nasila się. Nie mogła się ruszyć. Po chwili zobaczyła Tony’ego i tajemniczego mężczyznę pochylających się nad jej ciałem. Okazało się, jak się dowiedziała z rozmowy między nimi, że jej mąż wynajął płatnego mordercę, aby ten ją nastraszył, a na końcu zabił, aby zainkasować pieniądze z polisy. Nie mogła uwierzyć w to, że jej mąż, człowiek, którego kochała, z którym spędziła piętnaście najpiękniejszych lat swojego życia mógł zrobić coś takiego…
- Jak się czujesz "kochanie"?- odrzekł z ironicznym uśmiechem Tony.
Kochanie?! On śmie mówić do mnie kochanie?! Niech się **** zadławi z tej miłości! - pomyślała rozgoryczona.
Jednak nie odpowiedziała mu na pytanie, splunęła mu w twarz, co dało odwrotny skutek, opluła samą siebie.
Jakie to żałosne! Leże tutaj sparaliżowana czekając na śmierć z rąk jakiegoś psychopaty, albo jeszcze gorzej... Swojego męża!
Poczuła, że odzyskuje sprawność. Kopnęła z całej siły Tony'ego w kostkę po czym rzuciła się do ucieczki. Jednak ten "drugi", ten tajemniczy psychol, który uprzykrzał ostatnie tygodnie jej życia nie pozwolił jej na to, rzucił się na nią i wyciągnął nóż! Szarpała się z nim przez chwile, jak na horrorze klasy B, którymi zawsze gardziła. Opadła z sił. To koniec! - pomyślała. Zbliżył ostrze swojego noża do jej szyi jednak w tym samym momencie Jane uderzyła go kolanem w krocze! Gdy ten zaczął się zwijać z bólu, wygramoliła się z pod niego i biegła ile sił w nogach, jednak przeceniła swoje siły… Nogi uginały się pod nią, jakby były z waty! Wbiegła na schody, które dzisiaj wydawały się jeszcze bardziej strome niż zawsze, upadła staczając się schodek po schodku, aż na sam dół. Poczuła przeszywający ból w plecach, jednak nie miała zamiaru się poddać! Mimo straszliwego bólu, który jej doskwierał, czołgała się do drzwi, do jej ostatniej deski ratunku! Usłyszała za sobą śmiech, był to śmiech jakiego nigdy jeszcze nie słyszała! Poczuła dreszcze przechodzące po całym jej ciele. Nie mam już szans! Zginę!- rozpaczała – widząc mężczyzną zmierzającego w jej kierunku. Usiadł jej na klatce piersiowej, blokując tym samym jej ręce. Jakie to żałosne! Jakie to żałosne! - powtarzała w kółko w myślach. Wyciągnął swój nóż i powiedział:
- Przez Ciebie szmato bolą mnie jaja! Nie daruje Ci tego!
Zbliżył ostrze noża do gardła Jane.
- Nie rób tego błagam!! - krzyknęła, jednak jej zdrętwiałe usta wydały tylko stłumiony bełkot.
Władały nią różne uczucia, lecz właściwie było jej wszystko jedno... Z tyłu zobaczyła swojego męża oglądającego z zaciekawieniem obraz jej śmierci. Uświadomiła sobie, że wcale nie znała człowieka, który był miłością jej życia... Umarła, przyglądając się na szalone oczy swego prześladowcy, widząc jaką przyjemność czerpie on z zabijania…


  • 0

#610

ServusSnajper.
  • Postów: 240
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Bez Wyrazu

W czerwcu roku 1972 w szpitalu Cedar Senai pojawiła się kobieta, która nie miała na sobie nic, prócz białej sukienki splamionej krwią. Nie powinno to być zbyt szokujące, przecież ludzie dość często ulegają wypadkom i udają się do szpitala, aby otrzymać pomoc lekarską. Jednak dwie rzeczy powodowały, że ludzie, którzy patrzyli na nią, nie mogli powstrzymać torsji i uciekali w przerażeniu.
Po pierwsze, kobieta nie do końca była człowiekiem. Przypominała bardziej manekina, ale jej sprawność i płynność ruchów były ludzkie. Jej twarz była tak idealna, jak te, które posiadają manekiny, pozbawiona brwi i pokryta makijażem.
Szczęki miała nienaturalnie mocno zaciśnięte na małym kotku, nie widać było bieli jej zębów, bo całe były wetknięte w małe ciałko biednego zwierzęcia. Krew cały czas tryskała na jej sukienkę i spływała na podłogę. Potem wyciągnęła go z ust, rzuciła na bok i upadła.
Od kiedy przekroczyła wejście, przez cały czas była spokojna, bez wyrazu, nieruchoma. Nawet wtedy, gdy zaprowadzono ją na salę szpitalną i przygotowywano do znieczulenia. Lekarze postanowili, że najlepiej unieruchomić ją aż do przyjazdu policji, a ona nawet nie protestowała. Nikt nie był w stanie wydobyć z niej żadnych informacji, a większość pracowników czuła zbyt duży dyskomfort patrząc na nią dłużej niż parę sekund.
Lecz w momencie, gdy personel próbował podać jej narkozę, zaczęła się bronić z niewiarygodną siłą. Dwóch lekarzy przytrzymywało ją, gdy podniosła tułów z tym samym, pustym wyrazem.
Skierowała swój beznamiętny wzrok na jednego z lekarzy i zrobiła coś nietypowego. Uśmiechnęła się.
Gdy to zrobiła, jedna z lekarek krzyknęła i wybiegła z pomieszczenia w szoku. Zęby kobiety nie były ludzkie, zamiast nich miała długie, ostre kolce. Zbyt długie, żeby całkowicie domknąć usta, bez zadawania sobie bolesnych ran.
Doktor spojrzał na nią na chwilę, zanim zapytał:, „Czym ty, do cholery, jesteś?”
Przechyliła głowę na bok, bacznie mu się przyglądając, w dalszym ciągu trwając z makabrycznym uśmiechem.
Po długiej chwili milczenia, ochrona została wezwana i już słychać było kroki dochodzące z korytarza piętro niżej.
Gdy je usłyszała, wyrwała się naprzód zatapiając zęby w gardle doktora, wypruwając tętnicę szyjną. Mężczyzna ciężko upadł na podłogę, łapczywie łapiąc powietrze i krztusząc się własną krwią.
Kobieta pochyliła się nad nim, niebezpiecznie zbliżając swoją głowę do jego, patrząc, jak z jego oczu ucieka życie. Schyliła się jeszcze bliżej i wyszeptała:
„Jestem… Bogiem…”
Oczy doktora wypełniły się zgrozą, gdy patrzył na nią, jak spokojnym krokiem odchodzi, aby powitać ochroniarzy. Ostatnim, co ujrzał w życiu była ona, żywiąca się nimi, jednym po drugim.
Lekarka, która przeżyła tę masakrę, nazwała kobietę “Bez Wyrazu”. Od tamtego czasu nikt jej już nigdy nie spotkał.

Zdjęcie wykonane w szpitalu:
Dołączona grafika

Użytkownik Namida edytował ten post 10.06.2012 - 17:38
hotlinkowanie

  • 24

#611

sandra....
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Hej. Ostatnio trafiłam na bardzo dziwną historię która podobno jest prawdziwa...
Pewna rodzina składająca się z rodziców i dwóch córek postanowiła wprowadzić się do starego opuszczonego domu. Wydawało im się to idealne miejsce, bo nieopodal była bardzo dobra szkoła do której mogłyby chodzić dziewczynki. Dom potrzebował gruntownego remontu, ale rodzina miała na to pieniądze, więc postanowili kupić posiadłość. Kiedy sie wprowadzali spotkali starszego pana mieszkajacego w domu na przeciwko. Powiedział:
-Lepiej szybko się pakujcie i stąd uciekajcie! Ten dom nie jest dobrym miejscem dla takich małych dziewczynek...
Mówiąc to sąsiad dziwnie się uśmiechał do sióstr. Jednak zapytany o co dokładnie mu chodzi, powiedział że nie może o tym mówić i odszedł.
Małżonkowie niewiele sobie zrobili z gadania podstarzałego sąsiada i już niebawem przeprowadzka dobiegła końca. Dziewczynkom przypadł pokój na stychu. Na początku bały się ta same spać ale w końcu dały się namówić i spędziły tam pierwszą noc.
Kiedy rano mama zawołała je na śniadanie, zbiegły bardzo szczęśliwe i usmiechniete od ucha do ucha. Mama nie dokońca wiedziała co sie stało, ale odne powiedzialy że to wszystko przez ten pokój, bo jest najlepszy na świecie.
Z dnia na dzień siostry robiły sie coraz dziwniejsze. Raz były bardzo wesołe, innym razem wogóle się nie odzywały. Po pewnym czasie rodzice zaczę li sie ich trochę bać i chcieli je zaprowadzic do psychiatry lub do księdza. One jednak na te rozwiązania, w szczególności na to drugie reagowały złoscią, rozbijały wszystko co im wpadnie w ręce.
Wreszcie przestały wychodzić z pokoju, nie jadły nawet podstawianych im przez mamę potraw. Kiedy jednak z pokoju zaczął dochodzić dziwny smród, coś jakby zgnilizna, rodzice byli przerażeni. Przyprowadzili do domu księdza i wyważyli drzwi. To co tam zastali przeraziło ich tak, że nie mogli sie nawet ruszyć. W pokoju było pełno zwłok oraz zabitych zwierząt, a dziewczyki były całe umazane krwią.
Kiedy tylko zobaczyły dorosłych uśmiechneły sie tajemniczo i powiedziały:
-przyszliście w sam raz na kolacje
po czym wciągnęły rodziców do środka i zamknęły drzwi. Ksiądz próbował je jeszcze raz wywarzyć, ale nie dało się tego zrobic w zaden sposób.
Następnego dnia pod dom przyjechało mnóstwo radiowozów zaalarmowanej przez księdza policji. Na miejscu jednak niczego nie znaleziono. Ani ciał, ani dziewczynek... Jedynie podstarzały sąsiad stał przed domem dziwnie sie uśmiechając...


A oto zdjęcie zrobione siostrom na strychu w ich pokoju kiedy zaczęły mieć już dziwne zachowania:
http://www.bezpozy.p...autoportret.jpg
  • -3

#612

mrolej100.
  • Postów: 14
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Bardzo ciekawe Creepypasta o pokemonach.

Uwaga na dziwne podróbki pokemonów

Jako młody chłopak bardzo lubiłem gry z serii Pokemon. Wówczas były one czymś nowym, niesamowitym, miarą klasowej zajebistości - każdy, kto przeżywał młodość w latach '90, dobrze o tym wie. Ja miałem szczęście, bo mój ojciec pracował za granicą i przywoził mi różne fajne gry, w tym oczywiście Pokemon wraz z GameBoy'em. Grałem wtedy we wszystkie dostępne wersje, a później również w Silver i Gold - te dwie ostatnie były moją wielką miłością.
A choć każdy wyrasta ze szczenięcych lat, wspomnienia pozostają. Tak to właśnie pewnego dnia zapragnąłem znów zagrać w swoje ukochane Silvery albo Goldy. Mój stary, fioletowy Game Boy wciąż jeszcze był na dnie szuflady i działał. Ale niestety, nie miałem dyskietki.
Nie mogłem jednak pogodzić się z tym, że już nigdy nie zagram w tą grę. Postanowiłem koniecznie jej poszukać, choćby za najwyższą cenę. Byłem gotów zapłacić za nią ponad 200 zł, mimo że wcale nie była tego warta. Z tym, że nigdzie nie można było jej kupić. Jeśli już udało mi się znaleźć jakiś kartridż, był uszkodzony.
Lecz pewnego dnia, gdy byłem w jednym z lombardów (lub ze sklepów "wszystko po 5 zł"), udało mi się wypatrzeć właśnie dyskietkę Silver. Była już brudna, nieco sponiewierana i zniszczona, ale mimo tego postanowiłem ją kupić. Była ostatnią nadzieją. Sprzedawca nie wiedział co to za gra, nie miał nawet pojęcia o serii Pokemon, ale oferował mi nowsze - Ruby, Sapphire, lecz ich nie chciałem. Powiedział mi wtedy, że nie wie, czy dyskietka Silver w ogóle działa, ale byłem uparty. Kupiłem ją, ku swojej uciesze, za grosze.

W domu od razu zapaliłem się do gry. Włożyłem ją do konsoli i włączyłem.
Z początku zaczęło się zwyczajnie - logo GameFreak, animacja z różnymi pokemonami - już samo to przywołało przyjemne wspomnienia tamtych szkolnych lat. Ale logo Silver wydało mi się dziwne - poruszało się jakby w zwolnionym tempie, taka też była muzyka. Co dziwniejsze, było jakby odwrócone, tzn. ziemia była nad lecącą Lugią, zamiast pod nią. Sama Lugia miała odwrócone kolory - była biała z czarnymi oczami. Napisu "Pokemon Silver" nawet nie było, jedynie samo "Pokemon", a zamiast "Silver" puste miejsce.
Pomyślałem rozgoryczony, że to jakaś shackowana gra, albo podróbka. Ale niestety, to jedyne co mi zostało. Postanowiłem więc zacisnąć zęby i po prostu w to zagrać.
W Menu była tylko opcja "New Game". Cieszyło mnie to, bo wcale nie zamierzałem grać na czyimś koncie, a zacząć wszystko od nowa. Ale gdy tylko kliknąłem ów napis, konsola jakby sama się zresetowała. Powróciłem do openingu - loga GameFreak, dziwnej Lugii i menu. Tylko że, ku mojemu zdziwieniu, w Menu była teraz trzecia opcja - Continue.
Będąc niezdrowo ciekawy, kliknąłem w to. Później tego bardzo żałowałem, bo zaważyło na zawsze o moim stosunku do tej gry.
Przeniosło mnie do gry. Ludzik nie wyglądał normalnie - zamiast być czerwony, był szary, tak jak kamienny posąg. Otoczenie było niemniej dziwne - wyglądało zupełnie jak wnętrze jaskini, to rozjaśnione, ale w środku były domy, krzaczki, jeziorko itd. Uznałem, że ta gra jest chyba do niczego, bo albo zepsuta, albo w dziwny sposób "podrasowana", ale byłem też jej ciekaw. Najpierw wszedłem w statystyki gracza, żeby je obejrzeć.
Gracz nazywał się "txenuoy", co wydało mi się bezsensownym bełkotem - pewnie kolejny z błędów. W dalszej części będę nazywał go Tex, dla ułatwienia. Jego obrazek wyróżniał się tym, że zamiast odcieni brązu i czerwieni, był koloru szarego, tak samo jak podczas rozgrywki. Wydawał się jakby zamrożony, również jakiś smutniejszy. Miał 0 Odznak, spędził na graniu 0.00 h - w tym momencie byłem już w 100% pewien, że dyskietka jest poważnie uszkodzona. To było niemożliwe, lecz ciekawość pchnęła mnie dalej, aby zobaczyć czym jeszcze zaszokuje mnie ta gra. A to, co zobaczyłem wtedy, to był mały, malusieńki procent.
Obejrzałem pokemony Tex'a, które też wydawały się bardzo dziwne - miał ich 7, co było przecież niemożliwe. Pierwszym była Chikorita, pokemon starter, na lvu 5 i z zerową ilością HP. Mimo tego nie pisało nigdzie że jest martwa, poruszała się zupełnie jak żywa. Nazywała się "evealtnac", co było kolejnym bezsensem. Pozostała szóstka pokemonów była unownami na lvlu 100, które były żywe i jako jedyne wydawały się być normalne. Zauważyłem jednak, że w chwili gdy przeglądam statystyki, żaden pokemon nie wydawał odgłosu. Każdy z nich miał też tylko jeden atak - Morning Sun - który jest typowy dla pokemonów psychicznych, a więc teoretycznie Chikorita nie powinna go mieć.
Zajrzałem jeszcze do PokeGear'a, ale tam też był spory chaos. Zamiast mapki była próżnia, pośrodku niej ikonka Tex'a, a dookoła niego - takie ikonki, które są wtedy, gdy sprawdzamy w PokeDexie gdzie ten pokemon występuje; czarne z czerwonymi oczkami. W tym momencie wydały mi się wyjątkowo upiorne. W notesie z telefonami był tylko jeden numer, nazwany "???" i nic więcej. Radio było zatrzymane na jednej stacji - była to muzyka z Burnt Tower, tej wieży co jest Ho-Oh i nie można było zmienić.
Pokedex był jako jedyny normalny. Co ciekawsze, był pełny, a przy każdym pokemonie widniała ikonka pokeballa - zupełnie tak, jakby był złapany.

No i w końcu zacząłem grać. Szedłem Tex'em w jedynym kierunku, w jakim mogłem - na dół, bo w pozostałe strony nie mógł się poruszać. Obracał się i szedł w miejscu. Ludzik wszedł w pojedyncze drzwi, które były tak po prostu, bez żadnego budynku. Wtedy trafiłem do całej ciemnej jaskini, gdzie nie było widać nic poza migoczącym wejściem.
Wtedy nagle, ni stąd, ni zowąd na dole pojawił się komunikat: "evealtnac used FLASH!". To było dziwne, bo nie przypominam sobie, żeby evealtnac (Chikorita) miała taki atak. Niemniej jednak został użyty i otoczenie rozjaśniło się.
Wyglądało to niezbyt ciekawie. Krajobraz dosłownie jak po przejściu MissingNo., czyli różne fragmenty otoczenia pozlepiane w chaotyczną całość. Raz szedłem po wodzie, drugi raz po drzewkach. Uważałem, że nic mnie już nie zdziwi. Myliłem się.
Nagle moja postać się zatrzymała. Dzwonił telefon, spod numeru "???". Zacząłem oglądać naszą rozmowę na pasku komunikatów, wyglądała bardzo dziwnie - była serią nic nie znaczących liczb i znaków, a przez cały czas jej trwania zamiast muzyki był odgłos ataku "Screech", powtarzany bardzo wiele razy. Zdołałem wyłapać z kontekstu kilka słów: "leave", "if", "you", "still", "can" (łamana angielszczyzna, ale oznacza "Uciekaj póki jeszcze możesz"). W tym momencie ta gra mnie zaczęła coraz bardziej przerażać. Co gorsza, gdy tylko rozmowa się skończyła, zaczęła się walka pokemon, mimo że nigdzie nie było żadnych przeciwników.
To, co działo się podczas niej, było naprawdę przerażające. Przede wszystkim, całe tło miało kolor krwistoczerwony, muzyka była tak bardzo zniekształcona, że zamieniła się w serię charkotów, bełkotów i upiornych jęków. Moja postać, zamiast odwrócona tyłem, była przodem do mnie; zauważyłem, że nie miała oczu. Tylko dwie wielkie, puste dziury. Miał też bardzo nieszczęśliwy, wręcz upiorny wyraz twarzy. Ta morda to był jeden z najgorszych widoków w moim życiu. Doskonałe paliwo dla koszmarów nocnych.
Mój przeciwnik wyglądał normalniej. Był cały czarny, ale rysy postaci były typowe dla różnych trenerów z gry. Nazywał się "tsrowuoy". Wystawił do walki Lugię na 100 lvlu, a ja miałem - co bardzo dziwne - tylko jednego pokemona, a przecież niedawno było ich siedem. Evealtnac była jedyna zdolna do walki - a przecież była martwa!! Ale nie mając wyboru, wystawiłem ją. Upiorna morda na szczęście zniknęła, ale chikorita była równie okropna i zdeformowana - była szkieletem. Szkieletem dokładnie tak ułożonym, by pasował do jej ciała, szkieletem, na którym były strzępki mięsa. To było okropne. W dodatku miała wszystkie 4 ataki, zamiast jednego, jak wcześniej. Były to Morning Sun i trzy identyczne, o nazwie Flash. Wroga Lugia nie atakowała, dając szanse mojej. Eve zaatakowała ją Morning Sun, po czym Lugia natychmiast straciła całe HP i umarła. Ale mój pokemon jakby tego nie zauważył, bo zaatakował jeszcze raz, niby puste miejsce. Wtedy tam pojawiła się okropna upiorna dłoń, z kości i ze strzępami mięsa. Nazywała się GHOSTHAND (Dłoń Ducha). Zaatakowała "Tackle", czym z kolei uśmierciła Eve (co było paradoksem, bo ta już przecież od dawna nie żyła!). Teraz do walki stanęła moja własna upiorna morda, z tymi pustymi oczodołami. Co gorsza, wyglądała jeszcze gorzej niż przedtem, bo miała na sobie pełno ran, a w niektórych miejscach brak skóry i same kości. Mój gracz miał same ataki "Tackle" i jeden bardzo dziwny, który był ciągiem znaków "?????". Użyłem jego. Wtedy nagle cała walka się skończyła, w ciągu sekundy, a ja wylądowałem z powrotem w ciemnej jaskini.

Tym razem nie było Flash. Znajdowałem się w strasznej ciemności, żadnego punktu odniesienia. Mogłem tylko iść przed siebie. Muzyki żadnej nie było, wokół martwa cisza. Żadnego oporu, żadnych przeszkód w mroku. Szedłem tak chyba bardzo długo, aż w pewnym momencie pojawił się komunikat: "What?", zupełnie jak przy wykluwaniu się pokemona z jajka. I faktycznie, pojawiło się jajko, które zaczęło pękać. To dziwne, bo nie przypominam sobie, żebym miał jakiekolwiek jajko wcześniej. Wykluła się z niego mała Chikorita, również na lvlu 5. W dodatku, wszystkie Unowny zniknęły, tak że miałem tylko jednego pokemona.
Uszedłem w ciemności może kilka kroków, gdy pojawił się drugi komunikat: "CHIKORITA is fainted" (Chikorita nie żyje). Cała sprawa zrobiła się naprawdę przerażająca. Nic jej przecież nie było. Wszedłem w statystyki pokemonów, i znowu szok. Chikorita, mimo że ma 0 HP, porusza się jak żywa. Teraz nosiła imię "evealtnacyllaer". Tym dziwniejsze, że nie mieściło się w liczbie liter, w której można zapisać imię pokemona.
W tym momencie gra się zawiesiła. Nie mogłem nic z nią zrobić. Ciągle miałem przed sobą napis "evealtnacyllaer" i jej statystyki.
I wtedy coś mnie tknęło. Im dłużej przypatrywałem się temu imieniu, tym bardziej pojmowałem, że te bezsensowne bełkoty mają sens. Trzeba je przeczytać od tyłu. Evealtnac = cant leave ("Nie możesz uciec"), a jej następczyni, Evealtnacyllaer = really cant leave ("Naprawdę nie możesz uciec"). Tsrowuoy to you worst ("Twój najgorszy"), a imię mojego bohatera - txenuoy oznacza you next ("Ty następny"). Teraz miałem już dość. Ta gra naprawdę stawała się coraz to bardziej upiorna i przerażająca. Ktoś, kto ją stworzył, musiał mieć naprawdę porządnie zryte w bani.
Ale ekran w końcu się odwiesił. Teraz znajdowałem się po prostu na trawce, a była noc. Moja postać, co zauważyłem, stała się biała - trupioblada. Ten przerażający ryj idealnie do niej pasował. W tle grała muzyka tak smutna, tak żałosna, tak grobowa, że wpędziła mnie w nastrój nie do opisania. Byłem przestraszony, roztrzęsiony i myślałem, że zaraz chwycę nóż i popełnię samobójstwo. Tej muzyki nie można znaleźć w żadnej z gier pokemon, bo jestem pewien, że w soundtracku żadnej z wersji go nie ma. Zapamiętałbym tak żałosny i beznadziejny ton.

Ale ten nastrój nie utrzymał się długo. Moja postać nagle spadła, a przecież stała w miejscu. Wpadła do jakiegoś pomieszczenia, domku, który wydawał się nawet całkiem przyjazny. Ucichła muzyka. Ale już sam nie wiem, co było gorsze - ta upiorna cisza, czy to grobowe brzmienie. Dopiero po chwili spostrzegłem, że na kafelki podłogi są w pewnych miejscach jaśniejsze od reszty. Układają się w napis "R.I.P".
Chodziłem po tym domku, ale nie było nigdzie wyjścia. Nigdzie. Wciskałem wszystkie klawisze po kolei, aż z nudów zajrzałem do moich pokemonów. Upiorna chikorita wciąż tam była, a wraz z nią 5 unownów. Układały się w napis "DEATH" ("Śmierć").

Gdy wyszedłem z pokemonów, nagle w podłodze pojawiły się schodki. Nie wiem dlaczego, ale zszedłem na dół. To było głupie posunięcie, ale pchany ciekawością musiałem to zrobić! Mimo śmiertelnego wręcz przerażenia.
Na dole był korytarz, krwistoczerwony. Gdy tylko tam się dostałem, pojawił się komunikat "YES/NO". Musiałem wybrać jakąś odpowiedź, a nie znałem nawet pytania, bo go zwyczajnie nie było. Kliknąłem "yes". I... nie stało się nic.
Szedłem w dół korytarza, co jakiś czas trafiając w drzwi. Za drzwiami była po prostu dalsza część korytarza, a potem kolejne. I tak dalej. Przechodziłem, przechodziłem, ale zauważyłem, że z każdym przejściem przed kolejne drzwi moja postać się zmienia. Staje się coraz bledsza, w końcu cała czarna, a potem z tej czerni wyłaniają się kawałki bieli na różnych częściach ciała. Zdałem sobie sprawę, że Tex umiera i gnije. To, co się z niego wyłania, to jego szkielet.
Gdy wszedłem w ostatnie drzwi, automatycznie przeniosło mnie do moich pokemonów. Miałem dalej chikoritę i unowny, ale coś się w nich zmieniło. Wszystkie miały ikonkę trupiej czaszki zamiast żywiołowego, ruchliwego stworka. Każdy zamiast imienia miał pojedynczą literę, które układały się w wyraz "TOO LATE" ("Za późno"). Próbowałem wyjść z tego, bo stwierdziłem, że mam już dość. Było już pewne, że nie zasnę tej nocy, ani kilku najbliższych. I właśnie wtedy pojawiło się zwieńczenie moich koszmarów - ta okropna, ohydna trupia morda! Była duża na cały ekran. Oczodoły pozostały puste, ale spływały z nich strużki krwi. Skóra na twarzy była sponiewierana i w wielu miejscach jej brakowało. Cała dolna szczęka była po prostu kością.
Tego było za wiele. Wyłączyłem konsolę. Obraz mordy znikał jakby umyślnie bardzo powoli, pozostawiając doskonały zarys w moim umyśle. Wyjąłem dyskietkę i przysiągłem sobie, że nigdy więcej nie będę grać w żadne pokemony.
Całą noc spędziłem bez zmrużenia oka. Grałem ok. 40 minut, a te 40 minut odcisnęło na mnie piętno. Wszędzie widziałem te mordy. A przecież to był tylko chory wymysł jakiegoś znudzonego idioty, który zdecydował się podrasować dyskietkę.
Na drugi dzień, niewyspany, postanowiłem pójść do lombardu z którego kupiłem dyskietkę i popytać o nią. Dopiero teraz zauważyłem też, że nalepka z Lugią jest niemal doszczętnie zdarta, a na niej jest naklejony kawałek taśmy klejącej. Było tam napisane markerem, małymi literkami: "noifyouwannalive". "No if you wanna live" - "Nie, jeśli chcesz żyć". Wcześniej nie zauważyłem tego napisu, będąc zbyt podekscytowany grą. Choć to i tak bez znaczenia, bo pewnie by mnie dodatkowo zaciekawił.

Facet w lombardzie był zdziwiony, że na drugi dzień przychodzę z tą grą. Powiedziałem mu, że jest zepsuta, a on na to, że tak przewidywał i nie przyjmie jej z powrotem. Ale nie o to mi chodziło. Chciałem się dowiedzieć, kto stworzył taki koszmar i po co. Facet odpowiedział mi jedynie, że przyszedł do niego rok wcześniej młody chłopak, który też uważał, że gra jest popsuta. Sprzedawca zapamiętał wyraz jego twarzy - smutny i przerażony. Teraz ani trochę mnie to nie dziwi. Wątpiłem też, by to jakieś dziecko stworzyło tą potworność. Ktoś po prostu puścił to w obieg, dla swych własnych, chorych celów.
Dyskietkę zabrałem z powrotem do siebie, po czym rozbiłem młotkiem na drobne części i wyrzuciłem do kosza. Nikt więcej w nią nie zagra, i bardzo dobrze. Nie istniała już w realnym świecie, ale wciąż była w mojej głowie. Pozostała tam bardzo długo; po tym feralnym dniu popadłem w depresję. Byłem w niej około półtora roku, ale wraz z pomocą psychologa udało mi się z tego wyjść. Ale nieraz miewałem myśli samobójcze. Że nigdy się tego nie pozbędę.
Nie uważam, że ta dyskietka była w jakiś sposób przeklęta czy też nawiedzona. Była zwykłą dyskietką, którą po prostu jakiś chory kretyn i pojeb skopiował i przerobił. Do dzisiaj nie wiem, kto to. Ale z pewnością to był ktoś, komu zależało na czyjejś śmierci - być może jakiejś konkretnej osoby, być może po prostu tego, komu wpadnie w ręce. Sądzę, że tą osobę zainspirowały przypadki dziwnych śmierci dzieci po graniu w pokemony red i te starsze wersje (znana jest historia dziwnych zgonów spowodowanych upiornym nastrojem Lavender Town w pierwszych wersjach gry, muzyki i grafiki). W każdym razie, nie chcę nawet myśleć o tym, ile śmierci ten skurwiel mógł spowodować. Ta dyskietka pewnie posiadała też dalszą część gry, do której jednak nie dotrwałem. Nie wątpię też w to, że to nie był jedyny egzemplarz.
Uważajcie więc na to, co kupujecie. Bo czasami ciekawość bywa niezdrowa, zwłaszcza w przypadku dziwnych i podrabianych wersji gry.
  • 6

#613

Ras.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

PRZECZYTAJ.

To nie jest przypadkowy post. To nie jest zbieg okoliczności. Zamieściłem to tutaj, bo wiedziałem, że będziesz to teraz czytać. Nikt oprócz Ciebie nie może tego zobaczyć.

W Twoim mieszkaniu jest potwór. Jest w nim teraz i czeka, aby Cię zabić. Zabije Cię dzisiaj. Ja mogę Cię uratować.

Idź do lustra. To tam, to ja. Wyłącz wszystkie światła z wyjątkiem tych najsłabszych. Ułóż swoje ramiona prosto i umieść je naprzeciwko mnie, bezpośrednio do szkła. Postaraj się zrelaksować i zamknij oczy, kiedy już będziesz gotowy. Policz do trzech i wtedy zacznę Cię przyciągać, aż będziesz bezpieczny. Możemy wymyśleć co robić dalej, kiedy już tam będziesz.

Powtarzam, to nie jest przypadkowy post. To jest do CIEBIE. Musisz to zrobić przed upływem kolejnej godziny albo umrzesz.

Czekam.
  • -2

#614

wszyscyzginiemy.
  • Postów: 40
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nowa pasta ode mnie - "Tulpa" z creepypasta wiki (Autor: Salnax, poprawki: StabbyStab, Bushcraft Medic, tłumaczenie: ja :mrgreen: )

Tulpa




Połowę zeszłego roku spędziłem uczestnicząc, jak mi powiedziano, w eksperymencie psychologicznym. Zauważyłem ogłoszenie w miejscowej gazecie – szukali kreatywnych ludzi, którzy potrzebowali trochę kasy. Było to jedyne ogłoszenie w tym numerze, które nie wymagało żadnych kwalifikacji, a mi bardzo potrzeba było kasy, więc zadzwoniłem i umówiliśmy się na rozmowę.

Powiedzieli, że będę musiał tylko siedzieć w jednym pomieszczeniu, bez towarzystwa, z sensorami badającymi działalność mojego mózgu. Powiedzieli, że będę widzieć „siebie dwóch”. Dodali, że to nazywa się „tulpa”
Nie brzmiało to zbyt ciężko, więc zgodziłem się, gdy tylko dowiedziałem się ile mi za to zapłacą.

Zostałem przyprowadzony do niewielkiego pokoiku z łóżkiem i małym stolikiem, na którym stało niewielkie czarne urządzenie. Do niego były podłączone sensory przyczepione do mojego ciała. Jeszcze raz powiedzieli mi o widzeniu siebie podwójnie, po czym poinstruowali mnie, że gdybym się znudził lub stał się nerwowy, zamiast wykonywać ruchy lub chodzić po pokoju, powinienem wyobrażać sobie, jak robi to „drugi ja”, lub rozmawiać z nim, i tak dalej… Chodziło o to, bym cały czas czuł, że on jest przy mnie.

Na początku nie było mi łatwo. „Drugi ja” był pod moją kontrolą bardziej niż jakikolwiek sen jaki miałem. Widziałem go przez kilka minut, a później się rozpraszałem. Mniej więcej czwartego dnia, potrafiłem utrzymywać go przy sobie przez jakieś sześć godzin. Pochwalili mnie, że świetnie mi idzie.

Drugiego tygodnia eksperymentu dostałem inny pokój. Miał on na ścianach zamontowane głośniki. Powiedzieli, że chcieli zobaczyć, czy uda mi się utrzymać tulpę pod wpływem rozpraszających bodźców. Muzyka, a raczej dźwięki płynące z głośników były niezharmonizowane i pełne dziwnych zakłóceń. Trochę utrudniały mi wywołanie tulpy, ale jakoś mi się udało. W następnym tygodniu zaczęły się robić jeszcze dziwniejsze, pełne wrzasków, sprzężeń zwrotnych, dźwięków podobnych do wybierania numeru przez modem, głosów w jakichś dziwnych językach… Wyśmiałem to – wtedy byłem dobry w tulpie.

Po jakimś miesiącu, zaczynałem się nudzić. Aby nie oszaleć, zacząłem rozmawiać z „drugim mną”, grać z nim w kamień, papier, nożyce itd… Wyobrażałem sobie też że żongluje, tańczy breakdance lub cokolwiek sobie wymyślę. Spytałem eksperymentatorów, czy fakt, że jestem debilem jakoś wpłynie na wyniki badań, ale powiedzieli żebym się nie przejmował.

Tak więc ja i „drugi ja” rozmawialiśmy, graliśmy i przez jakiś czas nawet sprawiało mi to przyjemność. Ale wtedy zrobiło się nieco dziwnie. Mówiłem mu pewnego dnia o swojej pierwszej randce, a on mnie poprawił. Powiedział, że zamiast żółtej (jak powiedziałem) koszulki, moja dziewczyna miała wtedy zieloną. Zastanowiłem się przez chwilę i okazało się, że faktycznie tak było. Trochę się przestraszyłem i powiedziałem o tym naukowcom. Odpowiedzieli mi, że z pomocą wytworu swego umysłu uzyskuję dostęp do podświadomości i właśnie podświadomie zauważyłem, że się pomyliłem.

To, co uważałem za straszne, okazało się wspaniałe! Poćwiczyłem trochę i okazało się, że mogę zadawać pytania tulpie i uzyskiwać odpowiedzi od podświadomości. Mogłem nawet cytować co do litery całe strony książek przeczytanych lata temu. Potrafiłem sobie przypomnieć rzeczy, które uczono mnie jeszcze za czasów liceum. To było naprawdę świetne.

Wtedy zacząłem używać tulpy poza ośrodkiem badań. Na początku robiłem to rzadko, lecz byłem do niego już tak przyzwyczajony, że zaczęła mnie dziwić jego nieobecność. Kiedy się nudziłem, przywoływałem „drugiego siebie”. Później robiłem to coraz częściej. Śmieszyło mnie, że mam „niewidzialnego przyjaciela”. Wyobrażałem go sobie cały czas: gdy siedziałem w barze z kumplami, odwiedzałem rodziców, raz nawet „zabrałem” go ze sobą na randkę. Rozumieliśmy się bez słów, więc mogłem z nim rozmawiać i czuć się jak najmądrzejszy człowiek na świecie.

Tak, wiem, brzmi to dość dziwnie, ale naprawdę czerpałem z tego przyjemność. Był nie tylko moją chodzącą encyklopedią z rzeczy, które zapomniałem, ale też miałem z nim bardzo dobry kontakt. O wiele lepiej niż ja rozumiał mowę ciała. Przykładowo, na tej randce, na której ze mną był, czułem że nie idzie mi zbyt dobrze, ale on wskazał mi szczegóły: dziewczyna śmiała się z moich żartów odrobinkę za bardzo, przechylała się w moją stronę, gdy coś mówiłem, itp. Słuchałem jego głosu. Powiedział mi, że jest bardzo dobrze i że widać że ona na mnie leci.

Gdy byłem w ośrodku badawczym psychologów przez bite cztery miesiące, stale on ze mną był. Naukowcy spytali mnie pewnego dnia, czy nadal go widzę. Potwierdziłem. Badacze wydawali się bardzo zadowoleni. Spytałem „drugiego siebie” czy wie, o co im chodziło, ale on tylko wzruszył ramionami

Nieco oddaliłem się od świata rzeczywistego. Miałem problem z kontaktami międzyludzkimi. Wydawali mi się tacy zagubieni i niepewni, podczas gdy tuż obok miałem coś jakby manifestację własnego ja. Nikt nie zdawał sobie sprawy z powodów swoich działań, ani czemu niektóre rzeczy ich irytują, a inne śmieszą. Nie wiedzieli, czemu zachowują się tak, a nie inaczej. Ale ja zawsze mogłem siebie o to spytać.

Pewnego wieczora zastałem przed drzwiami znajomego. Popchnął mnie nieoczekiwanie na drzwi i zaczął na mnie wrzeszczeć i krzyczeć. „Nie odpowiadałeś na moje telefony przez całe, kurwa, miesiące, pierdolony chuju! Czy cię, kurwa, pojebało!”

Chciałem go przeprosić i być może zaprosić na piwo, ale „drugi ja” wybuchnął nagłą złością. „Walnij go! Walnij!”, podpowiadał mi. Zanim się zorientowałem, walnąłem go. Słyszałem trzask łamiącego się nosa. Upadł na podłogę. Zaczęliśmy się bić.

Jeszcze nigdy nie czułem takiej wściekłości. Powaliłem go na ziemię i dwa razy potężnie kopnąłem w żebra. Wtedy on zaczął uciekać, przechylając się mocno do przodu i płacząc z bólu.

Za parę minut przyjechała policja. Powiedziałem im, że to on mnie zaatakował. Skoro go nie było, uwierzyli mi i poszli sobie. Przez cały ten czas, „drugi ja” uśmiechał się w niepokojący sposób. Całą noc rozmawialiśmy o moim zwycięstwie i o tym, jak pobiłem znajomego.

Następnego dnia zobaczyłem w lustrze podbite oko i skaleczone usta. Przypomniałem sobie o tym, co się zdarzyło. Uświadomiłem sobie, że to tulpa wpadł w gniew, a nie ja. Czułem się trochę winny i wstydziłem się swego zachowania. Tulpa przy mnie był i znał moje myśli. „Nie potrzebujesz go. Nikogo nie potrzebujesz.”, mówił mi. Dreszcze przechodziły mi po ciele.

Opowiedziałem o tym naukowcom, ale oni mnie tylko wyśmiali. „Nie możesz przecież się bać czegoś, co sam sobie wymyśliłeś”, mówili. Tulpa stał za mną i kiwał kpiąco głową, uśmiechając się złowieszczo.

Próbowałem wziąć sobie do serca ich słowa, lecz przez kolejne dni coraz bardziej bałem się swego tulpy. Wydawał się zmieniać: robił się coraz wyższy i wyglądał coraz bardziej niebezpiecznie. Mrugał oczami z wyrazem gniewu na twarzy. Przerażał mnie jego sadystyczny uśmieszek. Wtedy uznałem, że żadna praca za żadną kasę nie jest warta kompletnego oszalenia, więc jeśli będzie mi przeszkadzał, po prostu go usunę. Przyzwyczaiłem się do niego tak mocno, że jego wyobrażanie stało się odruchem. Musiałem więc bardzo się starać, aby tego nie robić. Po paru dniach ta technika zaczęła działać. Mogłem go nie widzieć przez kilka godzin, zanim do mnie powracał. Lecz za każdym powrotem był coraz gorszy. Jego skóra wydawała się świecić, jego zęby wydawały się zaostrzone jak kły zwierzęcia. Często mi groził, bełkotał przekleństwa. Muzyka, jakiej słuchałem biorąc udział w eksperymencie, wydawała się mu towarzyszyć. Zdarzało się, że byłem w domu, odpoczywałem, a tu nagle on pojawiał się z tymi okropnymi hałasami.

Wciąż chodziłem do ośrodka badawczego na te sześć godzin. Bardzo potrzebowałem tej kasy, a przecież jak mieli się dowiedzieć, że nie wyobrażam sobie tulpy? Jednak jakoś się dowiedzieli. Pewnego dnia, po jakichś pięciu i pół miesiąca od dnia, gdy poszedłem po raz pierwszy do ośrodka, dwóch potężnych facetów chwyciło mnie za bary i powstrzymało przed wyjściem. Ktoś w fartuchu zrobił mi zastrzyk.

Obudziłem się w pomieszczeniu gdzie wcześniej brałem udział w badaniach. Byłem przywiązany do łóżka. Z głośników leciały te dźwięki. „Drugi ja” stał nade mną, śmiejąc się. Nie przypominał już zbytnio postaci ludzkiej. Jego kończyny były poskręcane na dziwne sposoby, a jego oczy wyglądały jakby nie żył. Był ode mnie o wiele wyższy, lecz pochylał się nade mną. Paznokcie jego powykręcanych rąk wyglądały bardziej jak szpony. Krótko mówiąc, bałem się go jak cholera. Próbowałem go usunąć, ale nie potrafiłem się skupić. Cały czas się śmiał, przyklejając do mojej ręki wenflon. Starałem się uwolnić, ale prawie w ogóle nie mogłem się ruszyć.

„Chyba napełniają cię czymś dobrym! Jak się czujesz? Pewnie trochę ci się pierdoli we łbie?” – mówił do mnie pochylając się nade mną coraz niżej. Zacząłem się krztusić, czując jego oddech. Śmierdział zepsutym mięsem. Próbowałem się skoncentrować, ale nie potrafiłem go odpędzić.

Następne miesiące były okropne. Co jakiś czas, ktoś w kitlu przychodził i robił mi zastrzyk lub wpychał do ust tabletkę. Cały czas byłem zdezorientowany, miałem halucynacje, wizje. Cały czas „drugi ja” stał przy mnie i się ze mnie śmiał. Był częścią moich wizji, wydawało mi się nawet, że to on je tworzył. Widziałem w nich swoją matkę, jak stoi w tym pomieszczeniu i mnie opieprza, a ja podrzynam jej gardło w strumieniach krwi. Te wizje były takie prawdziwe, że mogłem nawet poczuć smak tej krwi.

Naukowcy nie rozmawiali ze mną. Błagałem, krzyczałem, miotałem przekleństwa, żądałem odpowiedzi, ale nigdy się do mnie nie odezwali. Być może rozmawiali z moim tulpą. Nie jestem tego pewien, ale pamiętam jak z nim rozmawiali, choć oczywiście mogły to być tylko halucynacje. Zacząłem utwierdzać się w przekonaniu, że to on jest tym prawdziwym mną, a ja tylko wytworem jego umysłu. Mówił mi to miliony razy, śmiejąc się ze mnie.

Za halucynacje uważam teraz to, że mógł mnie dotknąć. Więcej, mógł mnie uderzyć. Często mnie popychał i bił, gdy uznał że nie poświęcam mu wystarczająco dużo uwagi. Raz nawet złapał mnie za jądra i ściskał coraz mocniej, dopóki nie krzyknąłem, że go kocham. Kiedy indziej drapnął mnie po ręce swoimi szponami. Do dziś mam po tym bliznę – zazwyczaj staram się siebie przekonać, że po prostu się zraniłem, a jego drapnięcie to tylko halucynacje. Zazwyczaj.

Pewnego dnia opowiadał mi historię. O tym, jak zamierza zabić i wypatroszyć wszystkich, których kocham, zaczynając od mojej siostry. Nagle przerwał. Jego twarz ogarnął narzekający wyraz twarzy. Wyciągnął w moją stronę dłoń i położył ją na moim czole, tak jak robiła moja matka, gdy w dzieciństwie miałem gorączkę. Po chwili bezruchu uśmiechnął się i powiedział „Pełny kreatywności”. Potem wyszedł z pokoju.

Po jakichś trzech godzinach dostałem kolejny zastrzyk, po którym straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, nie byłem już przywiązany do łóżka. Jakoś udało mi się dojść do drzwi. Okazały się otwarte.

Wybiegłem na korytarz i uciekałem z budynku najszybciej jak mogłem. Kilka razy się przewróciłem. W końcu dotarłem do trawnika przy budynku. Opadłem na niego i zacząłem płakać jak dziecko. Wiedziałem, że muszę uciekać, ale nie potrafiłem.

Nie pamiętam jak, ale w końcu dotarłem do domu. Zamknąłem drzwi, zastawiłem je szafą z przedpokoju, wziąłem długi prysznic i poszedłem spać. Spałem przez półtora dnia. Przez ten czas nikt nie zjawił się w domu. Przez następny dzień też nie, ani przez kolejny. To był koniec. Wiedziałem to. Spędziłem tydzień w zamkniętym pokoju, ale ten tydzień wydawał się dla mnie jak sto lat. Wcześniej wycofałem się z życia społecznego tak bardzo, że nikt nawet nie zauważył mojego zniknięcia.

Policja nie znalazła niczego. Gdy tam pojechali, budynek ośrodka badawczego był całkiem pusty. Nie zostawili żadnych śladów w dokumentach. Ich nazwiska okazały się fikcją. Nawet pieniądze, jakie dostałem, były nie do namierzenia.

Starałem się dojść do siebie. Do dziś nie wychodzę z domu. Gdy to robię, mam napady paniki. Często płaczę. Nie potrafię długo spać, mam potworne koszmary. To już koniec, mówię sobie. Przeżyłem to. Skupiam się, jak te skurwysyny mnie nauczyły, aby przekonać siebie, że tak jest. Działa. Czasem.

Nie dziś. Trzy dni temu zadzwoniła do mnie matka. Doszło do czegoś strasznego. Moja siostra padła ofiarą seryjnego mordercy. Sprawca napada na swoje ofiary, po czym morduje je i wybebesza organy.

Dziś po południu był pogrzeb. Chyba dość cudowny, jak na pogrzeb. Byłem mimo tego lekko rozproszony. Słyszałem tylko muzykę nadchodzącą gdzieś z dala. Muzykę pełną wrzasków, sprzężeń zwrotnych, dźwięków podobnych do wybierania numeru przez modem, głosów w jakichś dziwnych językach… Wciąż ją słyszę, nawet trochę głośniej.

Użytkownik wszyscyzginiemy edytował ten post 11.06.2012 - 21:32

  • 20

#615

Ras.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Skupienie uwagi.

Widziałaś kiedyś jeden z tych filmów, gdzie jesteś proszony o szukanie czegoś lub skupienie uwagi na konkretnej rzeczy aż do końca wideo? Następnie na koniec ujawniają, że podczas, gdy my byliśmy skupieni na obserwowaniu jednej rzeczy, coś dużego i niepożądanego przemieszczało się przed naszymi oczyma, a my nawet tego nie zauważyliśmy. To przerażające jak często tak się dzieje... jak na przykład teraz, kiedy przeszedłem od wejścia do twojego pokoju, podczas gdy ty to czytałeś.
  • -5


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych