Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#646

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Dzieciobójca

W latach 80 niedaleko pewnego miasta w okolicy grasował pedofil morderca. Miejscowi mówili nawet, że po zamordowaniu dziecka zjadał je. Najbardziej lubował się w niemowlakach. Policja nic nie udowodniła, była bezradna, a dzieci ginęły. Twarz zasłoniętą miał kominiarką. Widywany był nocami. Zakradał się do mieszkań przez okno i uprowadzał dzieci. Podobno został obrzucony klątwą.
Krąży plotka, że ktoś zsunął mu raz z twarzy kominiarkę i zrobił zdjęcie. Potworne zdjęcie. Autor zdjęcia od razu zginął.
Do dzisiaj rodzice boją się zostawiać dzieci samych lub zamykają okna, nawet latem.

Policja udostępniła zdjęcie:
Na własną odpowiedzialność!

IMG_Police_00023ttyf.jpg

Użytkownik andkar94 edytował ten post 25.06.2012 - 22:31

  • 4

#647

Carlos19.
  • Postów: 33
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"Przyjaciel"

W Katowicach żył chłopak imieniem Paweł. Przed miesiącem zaginął jego przyjaciel, Kamil. Tak przynajmniej twierdziła jego rodzina. Zostawiłby wszystko i odszedł? Niezupełnie... Paweł zamknął się w sobie. Siedział tylko w swym pokoju, grając na komputerze lub oglądając telewizję. Pewnego wieczoru oglądając telewizję usłyszał dźwięk nadejścia wiadomości na gadu-gadu. Zdziwiło go to, ponieważ przed chwilą nie było nikogo z ze statusem "dostępny", a dźwięku informującym o tym nie usłyszał. Podszedł do komputera, zobaczył, że przychodzi wiadomość od Kamila. Pawła zamurowało. Przecież on nie żyje, a jego rodzice nie znali hasła do jego konta. Otworzył wiadomość. Był tam tylko link do youtube. Paweł z ciekawością go otworzył, jednak widniał tam napis "usunięte przez administratora serwisu". Cóż, pomyślał, że ktoś robi sobie żarty. Być może jego siostra. Może ona znała hasło do gadu gadu. Odszedł na pewien czas od komputera. Zrobił sobie kolację, przyszedł z powrotem do pokoju. Zobaczył, że znów wyświetliła się ikonka wiadomości. Podbiegł do komputera i otworzył ją. Tym razem był tam link i wiadomość "szybciej zanim usuną". Paweł włączył film. Zaczął się buforować. Spojrzał na jego długość. Była to minuta i trzydzieści siedem sekund. Odpalił film. Przez pierwsze 10 sekund było ciemno. Potem było widać, jak coś spada, lub raczej zostaje pociągnięte z kamerki. Paweł przeraził się. Zobaczył Kamila trzymającego koszulkę, którą ściągnął z kamerki. Nie był tam sam. Leżał na ziemi, a ktoś, lub raczej coś bije go ostrym narzędziem. Kamil mdleje. Postać odcina mu czymś podobnym do tasaka głowę. Zastyga w bezruchu, po czym spogląda swoimi czerwonymi ślepiami na kamerkę. Po chwili film kończy się. Paweł przerażony wyłącza komputer i chce wybiec z pokoju. Niestety drzwi są zamknięte. Zza ściany dobiega głos, jakby zniekształcony:
-Już do ciebie idę, tylko skończę sprzątać twoich rodziców z podłogi.
Chłopak w panice otworzył okno i wyskoczył z niego. Niestety, wyskoczył prosto pod nadjeżdżający samochód. Gdy się wykrwawiał, z samochodu wyszła postać i wyszeptała mu:
-Wiesz, nie mogłem pozwolić, by to się wydało... wybacz.
Chłopak zmarł na miejscu.

Użytkownik Carlos19 edytował ten post 26.06.2012 - 20:30

  • -2

#648

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

CP na podstawie mojego snu, zakończona przeze mnie


Każdy miewa koszmary. Są one czasami okropne, straszne nawet po przebudzeniu. Ale czasami jest tak, że budzimy się, mokrzy od zimnego potu, a gdy przypominamy sobie sen, jest to zwykła, niestraszna rzecz.

Niedawno miałem sen, lecz jest on typu pierwszego - gdy go wspominam, przeszywa mnie dreszcz, jeszcze nigdy tak nie miałem.

Siedziałem u rodziców w sypialni, na łóżku. Po lewej stronie była wielka szafa z lustrem. Siedziałem z rękoma na twarzy, tak jakbym płakał.

Gdy odsłoniłem ręce, zobaczyłem paskudny widok - moją twarz, zniekształconą i potworną (coś jak http://pu.i.wp.pl/k,...w,f,ksiezna.jpg nie jestem debilem, możecie śmiało klikać link, to nie screamer).

Zacząłem krzyczeć, drzeć się z całej siły, to było okropne i straszne, a w dodatku, to byłem JA!

Szlochałem, z rękoma w tej samej pozycji, co na początku. Wybiegłem z sypialni, trafiłem do pokoju gościnnego.

Siostra, która usłyszała mój krzyk, który nie brzmiał jak okrzyk złości, zbiegła szybko na dół.

Widziałem, przez palce, jak zbliża się do mnie, zaniepokojona. Gdy była blisko, oderwałem ręce od twarzy.

Wydarła się gorzej ode mnie, na co ja również zareagowałem krzykiem. Były to tak paskudne wrzaski, tak straszne i przyrażające...

Obudziłem się. Spojrzałem na zegarek - 6:39. Normalnie do szkoły wstaje o 6:45, więc 6 minut nie robiło różnicy. Ubrałem się, wziąłem plecak.

Jak zawsze rano, pierwsza rzecz - łazienka.

Wszedłem do niej.

Spojrzałem w lustro.

Czy muszę pisać coś jeszcze?

Użytkownik Neck edytował ten post 27.06.2012 - 19:19

  • 8

#649

Neluka.
  • Postów: 24
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

NIESZCZĘSNE ROZDARCIE KSIĘŻNICZKI SAKURA - OPOWIEŚĆ O KARMIE NAMIĘTNOŚCI

Dawno, dawno temu buddyjski mnich zakochał się w pewnej księżniczce. Jego ukochana, Sakura, była młoda i piękna, lecz została wysłana do klasztoru z powodu kalectwa - jej prawa ręka była niewładna i mocno zaciśnięta w pięść. Uznano więc, że w takim stanie nie ma szans, aby wyjść za mąż. Mnich, Seigen, mimo wszystko postanowił się z nią spotkać. Ku zadziwieniu wszystkich, zdołał rozchylić palce jej niewładnej dłoni, ukazując pudełeczko, ukryte tam od czasu jej narodzin.

Seigen nie był jednak zaskoczony - od razu poznał misternie zdobione pudełeczko. Należało do jego kochanka, młodego chłopaka, który, nie mogąc pogodzić się z prawem natury, zabraniającym im być razem, popełnił samobójstwo wiele lat wcześniej. Jego ostatnim życzeniem było, aby narodzić się na nowo jako kobieta i zostać żoną Seigena. Tak więc księżniczka Sakura była narodzonym na nowo ukochanym Seigena.

Usłyszawszy tę historię, Sakura uciekła z klasztoru od swojej karmy - Seigena - prosto w ramiona kochanka, złodzieja i bandyty imieniem Gonosuke. Seigen ruszył za nią, ale nie jemu było się mierzyć z bandytą, który szybko nadział go na swój miecz. Nie mając żadnych zobowiązań, łotr z wielkim zyskiem sprzedał nieszczęsną księżniczkę do domu publicznego.

Na tym jednak historia się nie kończy. Rozpacz Seigena przekształciłą się w onryo, zabójczego ducha, napędzanego żądzą zemsty. Sakura od tej pory nie zaznała spokojnej nocy, każdego zmierzchu objawiał jej się Seigen. "Bądź przeklęta!", krzyczał. "Zdradziłaś karmę, zdradziłaś przyrzeczenie, złożone w poprzednim życiu, zdradziłaś miłość, którą zesłało przeznaczenie!" Sakura wiedziała, że to prawda. W końcu, po wielu cierpieniach, postanowiła zadośćuczynić swoim grzechom.

Po pierwsze, udusiła dziecko, śpiace koło niej – było efektem grzesznego pożądania Gonosuke. Następnie uciekła z domu publicznego i odbyła długą drogę do domu Gonosuke. Gdy odnalazła go śpiącego, zaczęła wbijać miecz w jego ciało raz po raz, podczas gdy duch Seigena patrzył na to z aprobatą. Wreszcie, znów zacisnęła swoje palce na pudełeczku, tak delikatnie i misternie inkrustrowanym, i zatopiła miecz we własnej szyi.

Tak głosi historia.

Gaśnie trzecia świeczka, pozostawiając pojedyncze źródło światła. Ciemny pokój aż drży od napięcia - wszak czas przygotować się na ostatnią historię.

Użytkownik Neluka edytował ten post 28.06.2012 - 00:59

  • 9

#650

Preis.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Witam wszystkich,
Zupełnie przypadkowo trafiłem na ten wątek i stronę, i po przebrnięciu przez kilka stron historyjek zdecydowałem się coś napisać…nie są to tłumaczenia, a historie (zdarzenia?), które przydarzyły mi się naprawdę, i które kazały mi zweryfikować własne poglądy na świat (chociażby Nocni Goście, których zamieszczę przy kolejnej sposobności). Może nie są to historie tak przerażające jak creepypasta, jednak postaram się poprowadzić narrację w taki sposób, by czytanie ich sprawiło Wam przyjemność.

Ten cholerny zegarek.

Wszyscy wiemy czym są świadome sny – to te, które najbardziej lubimy, wytwory naszego umysłu, który zmęczony po całym dniu i zajęty kategoryzacją wszelkich wydarzeń pozwala nam zanurzyć się w świecie nierealnych fantazji i korzystać z dobrodziejstw snu w pełni świadomy sposób. W tych snach jesteśmy bogami, architektami otaczającego nas świata, którym to dowolnie możemy manipulować. Śnimy wtedy świadomie, zdając sobie sprawę z nierealności sytuacji, wiemy że to tylko sen i gdy tylko chcemy możemy się obudzić.

Najgorsze są sny rzeczywiste, te w których nasza podświadomość wychodzi na pierwszy plan, a najgłębiej skrywane emocje uwalniają się z więzów naszego superego. Te sny to najczęściej koszmary, które są przerażająco rzeczywiste, są realne do tego stopnia, że stwierdzenie czy to sen, czy jawa jest dla nas niemożliwe. W tych snach nawet najbardziej nielogiczne wydarzenia, nieistniejące rzeczy wydają się normalne, codzienne. Nasz umysł, dzięki kompensacji rzeczy wypartych, pozwala nam uwierzyć w otaczający nas świat, a jedynym momentem otrzeźwienia z otaczającej nas ułudy jest sama chwila przebudzenia. Takie sny potrafią wyryć głębokie bruzdy w naszej świadomości, przekonując nas co krok o tym, że nie wszystko jest takie, jak nam się czasami zdaje.

Wydarzenie o którym wam opowiem, miało miejsce 10 lat temu. Mieszkałem wtedy na jednym z bydgoskich osiedli i chodziłem do pobliskiego gimnazjum. Był koniec października, środa, szary i paskudny dzień. Siedziałem w szkole, koszmarnie się nudząc, jak co dzień. A jednak ten dzień był inny niż poprzednie – z jakiegoś powodu, przez cały dzień natrętnie myślałem o swoim zegarku. Miałem wtedy Timexa Expedition i pomimo tego, że miałem go cały czas na ręce, to jego obraz nie chciał zniknąć mi z umysłu. Nudząc się na lekcji szkicowałem ten zegarek, bawiłem się jego obrotową tarczą, a po zamknięciu oczu dalej go widziałem, unoszącego się w ciemności w formie powidoku. Ten zegarek chodził za mną cały dzień, aż do momentu położenia się spać i ustawienia na nim alarmu.

Rano pierwszą rzeczą którą widzę po otwarciu oczu jest mój zegarek, z błyskającą na zielno tarczą w formie alarmu, informując mnie regularnymi piskami że to już czwartek, pora wstać. Dźwięk jest ostry, nieprzyjemny, wydaje się wrzeszczeć „wstawaj kurwa!”. Wyłączam go, jest kilka minut po 6, dzień za oknem jest okropny i zimny. Szare chmury przesłaniają niebo szczelnym woalem, nie ma szans na słońce, ani dziś, ani w następnych dniach, tygodniach, może miesiącach. Myślę o tym, że tylko chory psychicznie człowiek był w stanie tak ułożyć plan zajęć, żeby 15-latek leciał na zajęcia na 7:10.
Ubierając się stwierdzam, że mieszkanie jest puste, mój brat i mama musieli już wyjść. Oczywiście żadne z nich nie wpadło na pomysł, żeby wyprowadzić psa – lepiej zrzucić to na „młodego”. Zapinam więc obrożę na szyi swojego wielkiego, 50 kilowego owczarka belgijskiego i schodzę na podwórko. Pierwsze co czuję to chłód, który uderza we mnie wraz z wyjącym wiatrem. Czemu nie ubrałem kurtki? Idiota ze mnie. Spuszczam psa ze smyczy, niech się wybiega. Spacerując po podwórku zasłanym butwiejącymi już liśćmi słyszę wrzask wron, które obudzone zdzierają swoje gardła nie dając innym spać. Pod moim wieżowcem znajduje się boisko należące do pobliskiej szkoły. Wykonane za czasów czynu społecznego boisko jest brzydkie, całe z asfaltu, o nierównej powierzchni zniszczonej przez korzenie rosnących nieopodal drzew. Rosną tam topole, stare drzewa wysokie niczym stojący obok wieżowiec, na wiosnę zawsze pełnie wronich gniazd, na jesień nagie i powykręcane, smutne świadectwo jesieni, która przyszła za szybko. Tym rankiem jednak drzewa są czarne, przyobleczone w jakiś czarną materię, niczym czarna torba założona na koronę tych starych drzew. Nie zwracam na to uwagi, pies już gotowy do powrotu, czas się zbierać do szkoły.

Zostawiam psa w domu, biorę plecak i wychodzę. W drodze na przystanek autobusowy przecinam boisko z górującymi nad nim topolami. Drzewa pełne są czarnych liści…nie, to nie liście. Zbyt późno już na nie, wszystkie przecież opadły. Zatrzymuję się na środku boiska przyglądając się pobliskim drzewom. Są pełne wron, które obsiadły wszystkie gałęzie niczym liście. To one tak wrzeszczały wcześniej, jednak teraz są cicho, w przerażający sposób obserwują mnie w ciszy, gdy tak stoję samotnie naprzeciw nich. Powoli ruszam w dalszą drogę, świadom ich oczu odprowadzający mnie metr za metrem na mej drodze do szkoły.

Stoję na przystanku, nie przyjechał żaden autobus. Co jest? Mój cholerny zegarek informuje mnie że mam jeszcze 25 minut żeby dotrzeć do szkoły, decyduję się iść na piechotę. Do szkoły mam 10 minut, jeżdżę autobusem bo jestem leniwy. W drodze do szkoły nie spotykam nikogo, ani jednego auta, nawet zaparkowanego, żadnej żywej duszy. No pewnie, jeszcze nie wstali, myślę sobie, po raz kolejny przeklinając idiotę który zmusza nas do wstawania o tak pogańskiej godzinie. Ulice są puste, jednak drzewa pełne. Wrony siedzą na każdym, głośno komentując ten jesienny poranek, milknąc gdy się do nich zbliżę i obserwując mnie swymi małymi jak ziarnka grochu oczami.

Docieram do szkoły, łapię za drzwi – są zamknięte. Szarpię się z nimi przez chwilę, co jest? No tak, na pewno jest jakieś dziwne święto, jakieś Zielone Świątki o których nie mam pojęcia, będąc zatwardziałym ateistą. To by tłumaczyło te pustki na ulicach, typowo polskim zwyczajem wszyscy schlali się dzień wcześniej wiedząc, że będą mogli to odespać w święto. A ja jak ten idiota nic nie wiedziałem. Wracam więc do domu, sytuacja z ptakami powtarza się, ciągle nikogo na ulicach.

Wchodząc do domu zauważam kartkę, którą moja mama musiała zostawić przed wyjściem. Mam iść do sklepu i kupić żarcie dla psa. Wsadzam więc do kieszeni 5 złotych, które zostawiła, i idę na drugą stronę ulicy do sklepu, ostatniego już chyba w kraju PHSu. Przed sklepem wita mnie pusty parking, ani jednego auta. Automatyczne drzwi rozsuwają się i już jestem w środku, lawirując pomiędzy sklepowymi półkami w poszukiwaniu karmy dla psa. Chwytam puszkę Chappi, zmierzam do kasy i kładę puchę na taśmie automatycznej. Jest włączona, najwyraźniej fotokomórka sterująca jej praca nawaliła i teraz taśma kręci się nieustannie. Czekam aż ktoś w końcu podjedzie do tej cholernej kasy i mnie obsłuży, jednak czas mija i nic. Mechaniczny dźwięk wałków taśmy zaczyna działać mi na nerwy, wołam więc jakiegokolwiek pracownika, żeby raczył ruszyć się i mnie obsłużyć. Ciągle nic. Zdenerwowany kładę monetę pięciozłotową na kasie i wychodzę ze sklepu, za taką obsługę mogą sobie w dupę wsadzić tej jeden grosz, który powinni byli mi wydać. Przynajmniej kolejek nie było, sklep był zupełnie…pusty.

Przechodzę przez parking i podchodzę do ulicy, którą muszę przejść by dotrzeć do wieżowca. Jednak zanim udaje mi się wejść na jezdnię słyszę hałas, grzmot, uderzenie metalu o metal, niczym zrzucenie kawałków złomu z dużej wysokości. Szybko odwracam się i widzę stojące na parkingu auto – czy stało tam wcześniej? Na pewno, przecież nie pojawiło się z powietrza. Podchodzę do niego powoli, to stary Golf „jedynka”, jednak stary nie oddaje w pełni jego stanu. Jest archaiczny, wręcz prehistoryczny. Wszystko jest zardzewiałe i skorodowane, to rudy od rdzy wrak i szkielet auta. Wszystkie części, które mogły ulec jakiemuś rozkładowi zniknęły, został sam metal i stopiony plastik deski rozdzielczej. Guma opon dawno sparciała, a wewnętrzna owijka z drutu przebija się przez bieżnik nadając oponom wygląd wkurzonego jeżozwierza. To auto nie z tej epoki, wygląda jakby stało tu 200 lat. Jak mogłem go wcześniej nie zauważyć? Chyba jeszcze nie do końca się obudziłem.

Po wejściu do domu odkładam puszkę z karmą do lodówki i wchodzę do dużego pokoju z zamiarem oglądania telewizji. Ktoś zostawił otwarty balkon, przez rozpostarte drzwi balkonowe widać głęboką szarość zachmurzonego nieba. Wiatr hula po pokoju, zwracając moją uwagę na gazetę szeleszczącą od wiatru na stole w dużym pokoju. To wczorajsza? Nie pamiętam żeby brat kupował „Wyborczą”. Podchodzę i biorę ją do ręki.
Na pierwszej stronie logo gazety wydrukowane zostało na czarno, poniżej jedno, tylko jedno słowo nagłówka a pod nim ogromne na całą stronę zdjęcie, jest niepokojąco mi znane. Widać na nim PHS w którym byłem, parking pod nim i wieżowiec sąsiadujący z moim, jest nawet pobliska stacja benzynowa. Tyle że wszystko na nim jest nie tak, pokazuje jakąś koszmarną rzeczywistość, z nieba, które dziś jest przecież takie szare, leją się strugi ognia a chmury kłębią się czerwienią i czernią. Okna w pobliskim wieżowcu są wybite, na niektórych piętrach płoną pożary, zamiast stacji paliw jest tylko krater a supersam w którym byłem to jakaś ruina, otoczona parkingiem pełnym zardzewiałych wraków. Na wierzch mojej świadomości powoli wypływa przerażająca świadomość, że to zdjęcie zostało zrobione z mojego mieszkania.

Odrywam wzrok od gazety i patrzę na swój balkon. Widzę obraz znany mi ze zdjęcia, piekielny obraz pełen ognia bardziej przerażający, niż ten w gazecie. Czuję jak mój umysł zaczyna wariować, gdy dwa światy, istniejące jednocześnie zbijają się w jedną, uniwersalnie prawdziwą rzeczywistość. Wychodzę powoli na balkon trzymając cały czas w ręku gazetę i staję przy balustradzie, obserwując inferno przetaczające się przez świat. Z tego miejsca dokładnie widzę, że ulice zasłane są ciałami i szczątkami, w powietrzu unosi się ciężki do wytrzymania odór palonego mięsa, cały świat jakby przesłonięty czerwoną mgłą, w ustach wyczuwam metaliczny smak, czy to krew? Dalszą obserwację i moją narastającą panikę przerywa lądująca na barierce wrona. Składa ona skrzydła i wydaje z siebie pojedynczy wrzask, tak świetnie mi znany z porannej wycieczki do szkoły. Podnoszę gazetę i widzę ten nagłówek, to jedno cholerne słowo…

Nagle wszystko przeszywa hałas, dźwięk jest ostry, nieprzyjemny, wydaje się wrzeszczeć „wstawaj kurwa!”. Pierwszą rzeczą którą widzę po otwarciu oczu jest mój zegarek, z błyskającą na zielno tarczą w formie alarmu, informując mnie regularnymi piskami że to już czwartek, pora wstać. Podnoszę się z łóżka, wyłączam alarm. Czyli to był sen? Jak to możliwe? Widzę że łóżko jest całe przepocone, moje serce wali jak młot pneumatyczny, czuję powoli odchodzącą w niepamięć panikę. Wszystkie szczegóły snu już zaczynają się zacierać, za 10 sekund nie będę już nic pamiętać, jak to zawsze bywa ze snami. I tylko jedno słowo ciągle widzę przed oczami, to jedno cholerne słowo…Holocaust.
  • 19

#651

Preis.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Widzę, że znalazły się osoby, którym „Ten cholerny zegarek” się podobał, nie ukrywam że mnie to cieszy. Lubię pisać, jednak jestem autorem tekstów stricte akademickich (publikacje, artykuły, tłumaczenia) i było to moje pierwsze podejście do prozy (?). Ten sen chodził za mną od kilku lat, przypominając o sobie raz-dwa razy do roku, myślę że opisując go w końcu pozbyłem się tego ze swojej świadomości.
W takim razie opiszę teraz zdarzenie, a raczej kilka powiązanych ze sobą incydentów, które miały miejsce w moim życiu.
Przypominam, że nie jest to moja fantazja, nie „płynę” – to zdarzyło się naprawdę, czy mi uwierzycie, czy nie, to już wasza sprawa :) .
A więc…
Nocni Goście

Mama zawsze twierdziła, że babcia Krystyna ma „dar”, coś co ją wyróżnia spośród innych ludzi. Niestety, jej życie głównie obracało się wokół śmierci. Wcześnie straciła męża, następnie swego najmłodszego syna, ostatecznie drugiego męża i własną siostrę. Przeżyła dużą część swoich bliskich, mając obecnie niecałe 75 lat. Czy to te tragiczne wydarzenia, czy też jakaś przekazywana w genach umiejętność sprawiła, że zwykłą rzeczą dla mojej babci stało się „odprowadzanie” osób. Była świadkiem wielu śmierci, czy to z choroby, czy ze starości, jednak zawsze to ją proszono o to, by była przy umierającym, zupełnie jakby miała jakiś wpływ na proces odchodzenia. Osoby bojące się śmierci, często zupełnie obce i wystraszone przy mojej babci uspokajały się, odchodziły w pokoju.

Moja babcia tylko raz wspomniała o tym, że przed czy też po czyjejś śmierci miewa gości – ledwo widoczne cienie, siedzące na łóżku w milczeniu, obserwujące je przez kilka sekund, po czym rozpływające się w ciemności przy kolejnym mrugnięciu oka. Kiedyś zadzwoniła do nas z samego rana, i powiedziała po prostu „Była u mnie Helena”. Helena była moją ciotką, która mieszkała w Berlinie. Moja mama próbowała wytłumaczyć swojej matce, że to niemożliwe, przecież ona żyje setki kilometrów stąd. „Żyje-nie żyje, nie bądź tego taka pewna”. Po południu otrzymujemy telefon z Niemiec, ciotka zmarła w nocy na zawał serca. Babcia nigdy już nie poruszała tematu nocnych odwiedzin, a ja głęboko zastanawiałem się nad tym, jak ta kobieta, będąca wręcz fanatyczną katoliczką, tłumaczy sobie coś takiego.

Pochodzę z rozbitej rodziny, babcia Aniela i dziadek Józef opiekowali się mną i moim bratem podczas gdy nasza matka musiała samotnie harować żeby było co włożyć do gara. Ci dziadkowie nie są naszą rodziną, to po prostu starsze małżeństwo mieszkające na tym samym piętrze, które przejęło rolę naszych rodziców po rozpadzie mojej rodziny. W roku 2004 babcia Aniela w nocy dostaje udaru, połowa jej ciała jest sparaliżowana. Nie ma z nią kontaktu, nie może mówić. Wszyscy się nią zajmujemy, powoli godząc się z tym, ze niedługo czeka nas kolejny pogrzeb.

Dwa tygodnie po tym, jak Aniela wraca ze szpitala kładę się spać, zmęczony ciężkim dniem. Szybko usypiam, jednak w środku nocy budzi mnie straszny ucisk na nogach. To oczywiście mój owczarek, 50 kilowy niedźwiedź a nie pies, który uwielbia włazić mi do wyra i kłaść się na mnie dusząc mnie w trakcie snu. Mamrocząc soczyste przekleństwo staram się zepchnąć bydle z moich nóg, cały czas będąc w półprzytomnym stanie, nie otwierając oczu. Buddy, bo tak wabi się pies, jest jednak zbyt ciężki, nie mogę nawet ruszyć nogą, tak ścierpła że boli i czuję szczypanie w mięśniach pochodzące od zbyt małego przepływu krwi w żyłach. Otwieram więc oczy i chcę zrzucić psa siłą z moich nóg, jednak krzyk przerażenia zamiera mi w ustach i czuję jak każdy mięsień mojego ciała napina się w gwałtownej reakcji paniki.

W pokoju panuje półmrok, w kilku miejscach poprzecinany pasmami światła pochodzącego ze znajdującej się za oknem latarni ulicznej, którą przesłoniłem żaluzjami. W tym świetle wyraźnie widzę czarny zarys postaci siedzącej na mych nogach, swym ciężarem przygniatającej moje piszczele aż do bólu. Postać nie rusza się, to po prostu czarna plama czerni o ludzkim kształcie, niczym atrament rozlany w powietrzu w miejscu gdzie kończy się moje łóżko. Moje nogi bolą, tak bardzo bolą, szczypanie które czułem to nie brak krwi, to zimno, przerażający chłód promieniujący z moich dolnych kończyn mieszający się z wywołanym strachem paraliżem. Chcę krzyknąć, powiedzieć coś, zawołać kogoś, jednak moje gardło jest ściśnięte, jeszcze nigdy nie czułem takiej paniki. Wszystko trwa ułamek sekundy i mojego gościa już nie ma, zniknął wraz z kolejnym mrugnięciem oka. Przerażenie nie pozwala mi zasnąć, leżę tak jeszcze jakiś czas aż resztę domowników budzi dzwonek do drzwi.
To dziadek Józef, babcia Aniela zmarła we śnie.

Mijają dwa lata. Dziadek po śmierci babci coraz bardziej wycofuje się z życia, nie ma chęci żyć sam. Pewnego dnia zaczyna boleć go noga, zwichnięcie stawu biodrowego. Żegnam się z nim krótko, obiecując prezent przy najbliższym spotkaniu – tego dnia wylatuję do Anglii, by przez dwa miesiące pracować jako sales manager na stoisku z ciuchami i junk jewellery na festiwalach muzycznych odbywających się na terenie całego Zjednoczonego Królestwa.

Trzeci tydzień mojego pobytu, jestem w Stafford na Virgin Festival, Lenny Kravitz, Foo Fighters i jeszcze wtedy żywa, aczkolwiek nie do końca przytomna, Amy Winehouse. Nocą śpię w naszym trucku, siedmiotonowym MANie, obfite deszcze totalnie przemoczyły namioty, leżę wiec w śpiworze upchnięty gdzieś pomiędzy pudłami ze szklanymi paciorkami robionymi ręcznie w Singapurze z butelek po jabolach i kartonami pełnymi śmierdzących octem arafatek, których zapach nie chce zniknąć nawet po siódmym praniu. Leżę lekko wstawiony, w takich warunkach na trzeźwo nie zasypia żadne z nas – obok naszego stoiska stoi 50 metrowy diabelski młyn, z którego techno płynie szerokim strumieniem 24/7.

W środku nocy jakby lekko się wybudzam, jestem tak zmęczony 16-godzinnym dniem pracy i zamroczony krążącą w moich żyłach melatoniną że jedyne co przebija się do mojej świadomości to straszny ucisk na klatce piersiowej, zupełnie jakby ktoś postawił na mnie jedno z tych pudeł z biżuterią ważących po 40 kilo każde. Szybko odpływam głębiej, już mnie nie ma, aż do rana.

Budzi mnie zegar, czas wstawać do pracy. Podnoszę się ze swojego śpiwora i czuję, że wszystko się do mnie lepi. Patrzę pod siebie na śpiwór, jest cały mokry w okolicy głowy, cała góra mojej piżamy jest tak przesiąknięta że można ją wyżymać. Musiało mi być naprawdę gorąco w nocy, myślę sobie, do czasu gdy dotykam swojej twarzy. To nie pot, przez całą noc płakałem przez sen, łzy płynęły bez żadnego szlochu, nie obudził się żaden ze znajomych śpiących obok. Wszystko jest mokre i słone, jak to możliwe?

Po śniadaniu dzwoni brat. Dziadek zmarł w nocy we śnie.

Luty 2012. Razem z narzeczoną wynajmujemy mieszkanie, małą kawalerkę w kamienicy ulokowaną w centrum miasta. Moja ukochana ma papugę, nimfę, strasznego ptaka który jest tak neurotyczny, że prędzej urwie palec niż da się nakarmić. Na swój sposób słodki ptak umie naśladować niektóre elementy naszej mowy, szczególnie upodobał sobie ton, który brzmi jakby zadawał pytanie, opadająco-wznoszący. Wszyscy kładziemy się spać wcześnie, każde z nasz rusza o 6 do pracy a ptak też lubi pospać. W ciągu ostatnich kilku lat rozwinęła się u mnie choroba gardła, a ja nie mając zbytniej chęci na rozstawanie się ze swoimi migdałkami zaleczam ją regularnymi szczepieniami. Przez to pije w nocy cholerne ilości wody bo gardło szybko przesycha gdy śpię.

W nocy budzi mnie papuga i jej pojedynczy dźwięk zapytania. Dziwi mnie to, jako że w nocy śpi jak zabity i nigdy nie wydaje żadnych dźwięków. Następnie czuję mocne drapanie w gardle, po omacku wyciągam rękę po znajdującą się przy łóżku butelkę wody, nie znajduję jej tam. Otwieram oczy i po raz drugi w swoim życiu ogarnia mnie przerażająca panika. Mój umysł wykrzywia tak silny strach że nie jestem w stanie obudzić śpiącej obok mnie dziewczyny. Strach po prostu zwierzęcy, nieunormowany żadnymi uwarunkowaniami zewnętrznymi, panika która jasno daje ci do zrozumienia, że oto stajesz w obliczu sytuacji krytycznej, walczysz o swoje życie i jeśli tylko podążysz za nią to już nigdy nie odzyskasz zmysłów.

W roku łóżka siedzi przygarbiony cień, plama czerni ludzkich kształtów, niezwykle niska i wątła, jednak jest tak rzeczywista, że nie mam wątpliwości że to tam jest. Widzę jak płaska i ubita jest kołdra w miejscu tej ciemności, kołdra która jest na co dzień puchata i bardzo gruba. Chcę coś powiedzieć, poruszyć kobietę którą kocham, jednak nie mogę się ruszyć, znowu skamieniały jak te lata wcześniej. Z kolejnym mrugnięciem postać znika, a ja spędzam resztę nocy leżąc i walcząc ze zbyt szybkim biciem mojego serca.

Dwa dni później dzwoni telefon mojej narzeczonej, słyszę słowa jej matki i chowam swoją twarz w dłoniach. To nie żal za zmarłym, to narastające we mnie przerażenie, paraliżująca mnie pewność. Już wiem, że nigdy się od tego nie uwolnię. Tak samo jak moja babcia, tak samo i ja będę odwiedzany przez tych, którzy pragną być odprowadzeni, walcząc w środku nocy z paniką czystą i zwierzęcą, redukującą mnie do roli biernego obserwatora, gospodarza i ostatniego pocieszyciela. W natłoku tych paranoicznych, schizofrenicznych myśli zwycięża jednak rozsądek.

Trzeba się szykować, niedługo kolejny pogrzeb.


Użytkownik Preis edytował ten post 29.06.2012 - 12:15

  • 8

#652

josefine.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

ZA DRZWIAMI DISNEY’A.

Zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje z tymi dziecięcymi gwiazdami Disneya? Za szybko w show biznesie, od razu na pełnych obrotach, obserwowane przez cały świat. Jasne, możesz się z nich śmiać, że są dla małych, naiwnych dziewczynek. Tak właśnie jest. Ale to nie jest niewinny świat. To nie jest kolorowa rzeczywistość z gazet.

Pewnie znasz te historie. Załamania nerwowe po latach na szczycie. Zaczęło się od Britney Spears. Potem poszły kolejne gwiazdki. Te gwiazdeczki jednego sezonu, pamiętasz chociaż ich imiona? Demi Lovato – samookaleczanie, depresja, bulimia. Zaczęło się jak miała 12 lat. Miley Cyrus – dysfunkcyjna rodzina. Nagie zdjęcia. Zaczęła, gdy miała 14 lat. Wszystkich łączy to, że są lub były gwiazdami Disneya.

Powiem ci coś. To wszystko przeczytałam w anonimowym mailu, który dostałam pewnego ranka. Szukałam informacji o ludziach wychodzących z depresji – o tych ludziach, którzy są obserwowani przez fanów, paparazzich. Szukałam na różnych, również amerykańskich stronach. Mail był bardzo niepokojący. Przedstawię wam tu jego treść, przetłumaczoną na polski.

„Od: [email protected]
Do: *******@gmail.com
Temat: za drzwiami disneya.
Hej. Widziałem, czego szukasz. Powiem ci szczerze, że podzielę się z tobą tymi informacjami z trochę egoistycznych pobudek: nie chcę już tego trzymać w sobie. Muszę kogoś tym obarczyć. Jesteś pewna, że chcesz to czytać?

Nieważne, jak mam na imię. Powiem tylko, że pracowałem w studiu Disney. Przyszedłem tam akurat, jak zaczynali kręcić te gówniane seriale dla małolatów: Hannah Montana, Czarodzieje z Wavery Place, Słoneczna Sonny. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałaś któryś z tych badziewi, ale pewnie w mniejszym lub większym stopniu słyszałaś o tych ‘gwiazdeczkach’. To tak naprawdę rozpieszczone gówniarze, ale powiem ci: cholernie im współczułem. Jak ja miałem 14 lat, to martwiłem się tylko tym, że mam za dużego pryszcza na brodzie lub czy dostanę się na domówkę do seniorów.
Zastanawiasz się moze, skąd oni się biorą? Z reguły to dzieciaki z małych miast. Marzące o karierze, sławie, pieniądzach. O tak, dostają to wszystko. I jeszcze więcej. Spójrz w ich mętne oczy i sztuczne uśmiechy. Po oczach widać, czy uśmiech jest szczery. Ich – nigdy.

Oni nie dożyją trzydziestki. Wiem to. I myślę, że też to czujesz. Autodestrukcja. W jeszcze większym stopniu niż wszyscy inni. Możesz pomyśleć sobie, że przecież każdy był kiedyś młody. Jasne, ja też piłem piwo, czasem zajarałem fajkę lub zielsko. Ty pewnie też? Ale oni uciekają. Nieustannie.

Widziałem te dzieciaki i patrzyłem, jak podpisują własne akty zgonu. Dosłownie. Rodzicie pobieżnie czytali umowy, niewiele rozumiejąc. Jeśli raz się podpiszesz, jesteś ich na zawsze. Nawet, jak już cię przeżują, wyplują i zostawią. Już zawsze będziesz dzieckiem Disneya. Nie uciekną od tego. Biedne dzieciaki, naprawdę.

Ale dość tego trucia, przejdę do sedna. Wszystko co o nich słyszysz, jest zaplanowane. Celowo ich niszczą, a te dzieciaki, załamane jeszcze bardziej, sięgają głębiej. I potem widzisz siedemnastolatki chodzące po klubach bez majtek, uprawiające seks z przypadkowymi ludźmi, a następnego dnia uśmiechają się przy cukierkowych posterach swoich seriali. Cześć, jestem Hannah Montana. Jrstem taka szczęśliwa.
Ktoś ich ciągle obserwuje. Chodzi za nimi. I tak zamyka się krąg. Uciekają. Wpadają w kolejne nałogi. Kariera się załamuje. Disney mówi: ŻEGNAM. A oni? Zamykają się w domach, w ciemnym pokoju oglądają seriale ze swoim udziałem. Uśmiechają się nieobecnie.

Słyszałaś o Andy Tornillo? Raczej nie. Na przełomie 2000/2001 miała być nową gwiazdą serialu pt Amazing A. Typowy serial dla nastolatek, z chłopakami, szkołą w tle. Sama wiesz. Andy Tornillo, miała zaledwie 14 lat, ale była bystrą dziewczyną. Od początku czuła, że coś jest nie tak. Że obiecują jej za dużo. Że to się na niej zemści. Po podpisaniu umowy na pierwszy sezon serialu, Andy zaczęła czuć się coraz gorzej. Ciągle wymiotowała, miała ataki paniki, kilka razy zemdlała. W końcu dostała ataku serca. CZTERNASTOLATKA. Podobno coś wystraszyło ja na śmierć. W dłoni zaciskała kawałek papieru z nabazgranym ‘on mnie widzi’. Jak myślisz, kto?
Wiem, że to jest chaotyczne. Sam do dzisiaj nie wiem, KTO lub CO stoi na najwyższym szczeblu w tej cholernej stacji. To nie są niewinne seriale. To nie są bajki dla dzieci. Spójrz na ich twarze. Ich oczy proszą o pomoc.”

Demi Lovato próbowała popełnić samobójstwo. Kilkukrotnie. Anonimowi ludzie z jej otoczenia wspominali, że podczas jej ratowania, dziewczyna rzucała się krzycząc ‘on tu jest! Pozwólcie mi uciec!’. Jak myślisz... o kogo chodzi?
  • 14

#653

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

zaryzykuje, choć tak past było multum.

Winda

Wracałem ze szkoły, byłem w połowie drogi, gdy zadzwonił telefon.

- Słucham?

- Błagam, przyjedź! Szybciej, gonią mnie, słyszę ich!

Ewidentnie był to głos mojego brata. Zaśmiałbym się i uznał to gówno za głupi żart, gdyby nie to, że brat nic nie bierze i ma 22 lata.

Szybko pobiegłem do domu, wleciałem z impetem na klatke schodową, potrącając jakąś babcię.

Winda. Schody zabierały za dużo czasu.

Byłem tak roztrzęsiony, miałem mętlik w głowie. Kto go goni? I gdzie? Po naszym mieszkaniu? Po korytarzu?

"Sprawdzę najpierw, czy jest w domu."

Nacisnąłem liczbę 6.

Czekałem z jakieś 2 sekundy, ale czułem, jakby to były 2 godziny.

Nacisnąłem jeszcze 2 razy.

W końcu drzwi się zamknęły.

Spojrzałem nad wejscie

"Piętro 666. Proszę czekać."

CO KURWA? Chwyciłem się za głowę, nie wiedziałem co sie dzieje, co to ma w ogóle być...

Do 10 piętra było normalnie, potem zrobiło się ciemno.

Usłyszałem osobliwy dźwięk, który wydają otwierane drzwi. Zobaczyłem zdemolowany korytarz i jakiegoś staruszka. Po prawej i lewej stronie widniały drzwi.

- Co to jest!? Gdzie ja jestem?! Co pan tu robi?!

Poczułem nagle spokój, odechciało mi się mówić, czułem, że moim przeznaczeniem jest teraz słuchać tego starca.

- Oto piętro numer 666. Masz dwie opcje do wyboru: Albo zginiesz teraz, albo spróbujesz przejść przez to piętro.

Wypowiedział te słowa bez żadnego wyrazu twarzy, po czym zniknął. Bez namysłu wybrałem drzwi po lewej.

"Twój brat wybrał tę samą drogę"

Podążałem w głąb tego ohydnego miejsca. Kochałem mojego brata, tak, jak nikt, nawet wtedy, kiedy mam ochotę mu nogi z dupy powyrywać.

Uratuje go za wszelką cenę. W końcu dotarłem. Dotarłem do okropnego miejsca, można porównać go do holu. Na środku stało około 20 osób. Nie mogłęm ich rozpoznać, gdyż mieli bandaże na twarzy. Nie poruszały się, ale czułem. Czułem 20 par oczu na sobie. Szybko przebiegłem przez to coś. wtem zaczęły się ruszać. Wydawały paskudne dźwięki, od których mnie mdliło. Zaczęły mnie gonić. Skręciłem w jakiś korytarz. Czułem ciepło na nogach. Bez wątpienia był to mój mocz.

Istoty nie były jednak tak szybkie jak ja, zostawały 20 metrów w tyle. Dotarłem do końca korytarza.

Zobaczyłem martwego brata, rozwalonego na pół. Zwymiotowałem i rozpłakałem się w tym samym momencie.

Obok makabrycznego widoku, na ścianie widniała budka z telefonem.





Zadzwonił telefon. Odebrała.

- Halo?

- Mamo, błagam przyjedź tu, Iwo nie żyje, a to coś mnie goni, zaraz tu będą, pośpiesz się bła...

Kobieta nie dowiedział się, co chłopak chciał powiedzieć. Ze słuchawki można było usłyszeć tylko płacz...

...i makabryczne dźwięki.
  • 0

#654

Vortex.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Cześć! Jestem tu nowy i czytałem dość sporo creepypast. Postanowiłem spróbować sam jakąś napisać. Proszę o wyrozumiałość przy ocenianiu.

Cholera jasna! Co się ze mną dzieje? Muszę podzielić się tym z kimś bo chyba zwariuję!
Tydzień temu wraz z rodzicami pojechaliśmy w odwiedziny do mojego wujka Roberta. Mieszka on sam, małej wiosce niedaleko Kalisza. Weszliśmy do jego domu (on nigdy nie zamykał drzwi na klucz) , a mnie ogarnął jakiś dziwny niepokój. Zastaliśmy go w pokoju, gdzie oglądał telewizję, a ja na jego widok wpadłem w panikę! Na plecach siedziała mu jakaś miniaturowa starsza kobieta ze zdeformowaną twarzą i trzymała się go kurczowo za pas! Co ciekawe nikt oprócz mnie jej nie widział, a wujek bez problemu siadał z nią i wykonywał normalne czynności, jakby jej nie było. Wystraszyłem się bardzo i chwilę później jechałem już do domu wraz z poirytowanymi rodzicami. Trzy dni później dowiedzieliśmy się o tragicznej śmierci wujka Roberta. Oblał się benzyną i podpalił! Cała rodzina w szoku, a za dwa dni pogrzeb.
A ja kilka minut temu, przechodziłem przez przedpokój, w którym wisi wielkie lustro, i odruchowo zerknąłem na swoje odbicie i prawie dostałem zawału. Na plecach siedziała mi mała, zdeformowana starucha!!! Nie mogę jej dotknąć, ani zdjąć i tylko widzę ją w lustrze. I boję się, że w krótce umrę...
  • 1

#655

TaraXa..
  • Postów: 23
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Ostatnio znalazłam, może nie na tyle straszną, ale chorą creepypastę. Jest oczywiście o kucykach pony, których nie widziałam już tutaj za czasów lunagame. :) Mam nadzieję że w odpowiednim klimacie.

CUPCAKES.

oryginalna, angielska wersja: Sergeant Sprinkle
polski przekład: FreeFraQ i Lukiner
korekta: Niklas i Kirara


Powietrze było ciepłe, słońce świeciło, zapowiadał się kolejny wspaniały letni dzień w Ponyville. Miasteczko tętniło życiem co było szczególnie widoczne na głównym placu w centrum, gdzie kucyki gromadziły się aby spotkać znajomych, zrobić zakupy w pobliskich straganach lub najzwyczajniej poplotkować. Każdy kucyk znajdował się w odpowiednim dla siebie miejscu i czymś się zajmował. Wszystkie, z wyjątkiem Rainbow Dash. Jej miejsce było na niebie. Swobodnie przedzierała się przez powietrze, przyspieszając co chwile i manewrując z ogromną gracją. Latała nad wierzchołkami drzew i ścigała się z wiatrem. Kilka razy przeleciała nad boiskiem, ku uciesze dzieci. Wykonała jeszcze kilka akrobacji w powietrzu i w wielkim stylu wylądowała. Rainbow poczuła, że żyje.
Nagle przypomniała sobie, że miała się spotkać się z Pinkie Pie za pięć minut. Trenując nad nowymi sztuczkami, kompletnie zapomniała o spotkaniu. Miały się spotkać w Sugercube Corner o godzinie piętnastej. Pinkie nie powiedziała, dlaczego i co będą robić, ale znając ją, to mogło być cokolwiek. Rainbow nie była pewna, czy naprawdę chciała iść. Była tak zaangażowana w swoje akrobacje, że przez chwilę pomyślała, aby odpuścić sobie sprawę z Pinkie i powrócić do treningu. Jednak sumienie Dash nie dało za wygraną i wiedziała że gdy złamie obietnicę to jej przyjaciółka będzie smutna. Przemyślała to i mruknęła pod nosem:
- A co mi szkodzi? Kto wie. może wytniemy komuś psikusa i będzie lepiej niż ostatnio...
Po tych słowach ruszyła w stronę cukierni.

Gdy weszła do sklepu, natychmiast powitała ją pani domu, radośnie podskakując.
- Jej, jesteś tu, jesteś tu - powiedział różowy kucyk. - Czekałam cały dzień.
- Przepraszam, jeśli jestem trochę późno, Pinkie - odparła Rainbow. - Przez moje popołudniowe ćwiczenia straciłam poczucie czasu.
Pinkie zachichotała.
- Dobrze, już jest w porządku - odpowiedziała. - Najważniejsze że jesteś. Kilka minut spóźnienia nigdy nikomu nie zaszkodziło. Byłam tak podekscytowana, gdy rozmyślałam nad wszystkimi zabawnymi rzeczami, które mogłybyśmy robić, że nie mogłam przestałam skakać odkąd się obudziłam. Znaczy... Prawie zapomniałam oddychać, bo byłam tak szczęśliwa!
Dash zachichotała. Zawsze doceniała przyjaźń Pinkie, jak i jej radosny sposób życia, ale jej obfity entuzjazm ją momentami przerażał. Jednak była uprzejma i uśmiechnęła się do przyjaciółki. Jeśli była tak podekscytowana to na pewno szykowała coś wielkiego.
- Czy jesteś gotowa, aby rozpocząć zabawę, Rainbow Dash? - spytała Pinkie. - Mam już wszystko przygotowane - dodała, podskakując tam i z powrotem.
Dash wzięła głęboki oddech i odpowiedziała:
- Jasne! Więc... Co zaplanowałaś? - spytała. - Zrobimy komuś dowcip? Mam już zaplanowane kilka dobrych psikusów. A może wymyśliłaś jakieś akrobacje i chcesz abym je wykonała? A może ...
- Robimy babeczki! - radośnie oświadczyła Pinkie.
- Pieczenie? - Dash była nieco rozczarowana. - Pinkie, wiesz, ja nie jestem dobrym piekarzem. Pamiętasz ostatni raz?
- Och, nie martw się - zapewniła ją przyjaciółka. - Ja tylko potrzebuję twojej pomocy przy ich wytwarzaniu. Sama wykonam większość pracy.
Dash pomyślała o tym przez chwilę i odpowiedziała:
- No dobrze, dobrze. Myślę, że jest OK. Do czego dokładnie potrzebujesz mnie? - zapytała.
- I to jest Rainbow Dash, którą uwielbiam! - odparł różowy kucyk. - Proszę bardzo. - Pinkie wręczyła jej babeczkę.
Dash była zaskoczona.
- My... Myślałam, że mam ci pomagać przy pieczeniu - powiedziała nieco niepewnie.
- Będziesz pomagać - zapewniła ją Pinkie. - Zrobiłam tą jedną dla Ciebie, zanim tu trafiłaś.
- Czyli... mam przetestować smak czy coś w tym stylu?
- No... tak - odpowiedziała Pinkie.
Dash wzruszyła ramionami i włożyła wypiek do ust. Chwilę przeżuła i połknęła go. Musiała przyznać, że babeczka była całkiem smaczna.
- Ok, co teraz? - zapytała.
- Teraz... - Pinkie uśmiechnęła się - czas na drzemkę.
Zaskoczona Dash słysząc to, poczuła nagły zawrót głowy. Jej świat odwrócił się i sekundę później bezwładnie upadła na podłogę.

Kiedy odzyskała przytomność, zobaczyła, że znalazła się w ciemnym pokoju. Starała się potrząsnąć głową, ale stwierdziła, że napięty pasek skórzany trzymał ja mocno w miejscu. Próbowała się poruszyć, ale szelki wokół klatki piersiowej i kończyn były przywiązane do pionowych desek. Jej nogi były rozłożone szeroko. Jedynymi nieskrępowanymi częściami ciała były jej skrzydła. Gdy Dash próbowała się wyrwać z więzów, Pinkie nieoczekiwanie pojawiła się przed jej oczami.
- Och, jak wspaniale. Już nie śpisz! - wykrzyknęła radośnie. - Teraz możemy zacząć.
Różowy kucyk odskoczył w ciemny kąt, aby po chwili pojawić się ponownie, tym razem popychając wózek przykryty tkaniną.
- Pinkie, co... Co się dzieje? - spytała Dash. - Nie... Nie mogę się ruszyć! - dodała zmartwiona.
- No raczej! Jesteś przecież dobrze związana - stwierdziła Pinkie w ironiczny sposób, przewracając oczyma. - Dlatego nie możesz się ruszyć. Nie sądziłam, że trzeba ci to mówić.
- A-Ale dlaczego? Co się dzieje?! My-Myślałam, że miałam ci pomoc piec babeczki!
- Przecież pomagasz - odpowiedziała spokojnie Pinkie. - Widzisz, zabrakło mi specjalnego składnika, a ty mi go pomożesz pozyskać.
- Spe-Specjalny składnik? - Dash zaczęła ciężko oddychać. Ogarnęła ją panika. - C-Co to za specjalny składnik?
Pinkie zachichotała.
- Oj, Dashie, jakaś ty głupiutka - odpowiedziała radośnie.
Oczy Dash powiększyły się, a jej twarz wykrzywiła się ze strachu. Po chwili jednak zaczęła się śmiać.
- Masz mnie, Pinkie Pie - powiedziała. - Przez chwilę naprawdę pomyślałam, że przerobisz mnie na nadzienie na babeczki. Muszę ci powiedzieć, że jest to najlepszy dowcip jaki zrobiłaś. Wygrywasz, jesteś najlepsza!
Pinkie zachichotała jeszcze głośniej.
- Oj, dzięki, Dash - odparła. - Ale nie zrobiłam jeszcze dzisiaj żadnego żartu, więc nie mogę przyjąć twojej pochwały.
Dash ponownie zaczęła walczyć z pasami, licząc, że się uwolni.
- Pinkie, daj spokój, to nie jest śmieszne - powiedziała ostrzejszym tonem.
- To dlaczego się śmiejesz?
Pinkie chwyciła szmatkę i zdjęła ją z koszyka. Na wierzchu tacy Rainbow dostrzegła różne, ostre narzędzia medyczne oraz noże. Wszystkie były starannie zorganizowane i gotowe do działania. Obok zobaczyła również woreczek z lekarstwami i jeszcze kilka innych obiektów obok nich.
Dash wpadła w wielka panikę. Zaczęła nerwowo oddychać ze strachu. Jej umysł przestał ogarniać sytuację i próbował znaleźć powód dla zachowania różowego kucyka.
- Nie... Nie możesz tego zrobić, Pinkie! - powiedziała, ledwo panując nad emocjami. - Jestem twoją przyjaciółką!
- Wiem, że jesteś i dlatego jestem tak szczęśliwa, bo jesteś wraz ze mną - odpowiedziała Pinkie. - Będziemy razem cieszyć się twoimi ostatnimi chwilami, tylko ty i ja.
To stwierdzenie jeszcze mocniej przeraziło Rainbow Dash.
- Ale... - zaczęła szukać jakiegokolwiek powodu, by wpłynąć na przyjaciółkę - p-prędzej czy później kucyki będą się zastanawiać, gdzie jestem. Kiedy zobaczą, że... że chmury gromadzą się nad Ponyville, przyjdą mnie szukać i wtedy odkryją, że to ty mnie porwałaś.

Targana emocjami Dash zaczęła płakać.
- Och, Dash - powiedziała spokojnie Pinkie. - Nie martw się, jest przecież mnóstwo innych pegazów, które mogą zadbać o pogodę. A poza tym - dodała poważniej - nikt się nie dowie. Jak myślisz, od jak dawna to robiłam?
Światła nagle rozbłysły, oślepiając Rainbow. Kiedy tylko jej oczy przyzwyczaiły się do jasności, serce podeszło jej do gardła. Zaczęła miotać się z przerażenia.
- Co... Co to ma być?! - wykrzyknęła spanikowana, kiedy tylko zobaczyła resztę pomieszczenia.
Pokój był urządzony w szalonym stylu Pinkie Pie. Kolorowe serpentyny suszonych wnętrzności tańczyły wokół sufitu, jaskrawo pomalowane czaszki różnej wielkości zostały przyklejone na ścianach, a narządy wysmarowane pastelami i wypełnione helem były przywiązane do oparć krzeseł. Dash zobaczyła, że stoły i krzesła zostały wykonane z kości i ciał z ostatnich kucyków. Jakich? Mogła się tylko domyślać.
- O... O nie... - Dash skuliła się, gdy zobaczyła, co leżało na jednym z tych makabrycznych stolików. Czaszki czterech małych źrebiąt. Ich oczy były zamknięte, jakby spały, a ich małe główki ozdabiały przerażające imprezowe czapeczki wykonane z ich własnej skóry. Poznała jedną z nich - była to Twist, jedna z koleżanek Apple Bloom.
Oczy Dash błądziły tam i z powrotem. Dojrzała szyld wiszących pod sufitem. Był on wykonany z kilku skór kucyków, a napis „Życie to wieczne przyjęcie” był wypisany krwią.

Uwagę przerażonej Rainbow przykuła teraz mała imprezowa czapeczka, która łaskotała ją po nosie. Spojrzała na stojąca przed nią Pinkie. Różowy kucyk poza czapeczką miał na sobie sukienkę uszytą z wysuszonych fragmentów skór, na każdym kawałku widziała „urocze znaczki” należące do wielu kucyków, które znała. Na plecach powiewało sześć skrzydeł pegazów, każde w innym kolorze. Gdy Pinkie podskoczyła z wrażenia, naszyjnik z odciętych rogów jednorożców głośno zabrzęczał.
- Podoba ci się mój strój? - zapytała, chichocząc. - Sama go zrobiłam.
Zdesperowana i przerażona Dash spróbowała raz jeszcze dotrzeć do przyjaciółki:
- Pinkie, p-proszę, wybacz mi, jeśli czymś cię obraziłam - powiedziała ze łzami w oczach. - Proszę, puść mnie. Obiecuję, ni-nikomu nic nie powiem.
- Och, Dashie - odpowiedziała Pinkie przesłodzonym głosem - nie zrobiłaś nic złego. Wiem, że nikomu nie powiesz... Po prostu przyszła na ciebie kolej. Nic osobistego.
Rainbow Dash nie mogła przestać płakać. Próbowała zrozumieć, jak do tego doszło. Jakim cudem jej wesoła przyjaciółka stała się... taka?
- Oj, nie bądź smutna, Dash - powiedziała Pinkie łagodnym tonem. - To cię rozweseli. Spójrz, przyniosłam ci przyjaciela!
Znikąd Pinkie wyciągnęła czaszkę pomalowaną na niebiesko i żółto. Była ona wielkości głowy kucyka, ale miała bardzo charakterystyczną cechę: dziób.
Dash zaczęła wariować.
- Czy... czy to.... cz-czy... to...?
- „Hej, Dash, chodźmy gdzieś razem. Te kucyki to takie lamy. Przygłupy, przygłupy, przygłupy” - powiedziała Pinkie, naśladując głos Gildy. Następnie roześmiała się przerażająco. - Złapałem ją nim opuściła miasto. Pamiętasz, kiedy wyszłam z przyjęcia i nie było mnie około dwudziestu minut? - spytała. - Niezbyt wiele czasu, nie zdążyłam się dobrze zabawić. No i musiałam zaczekać aż do końca imprezy, by poprzebywać z nią sam na sam. A ja tak nienawidzę czekać... Ale było warto. Jej smak zrekompensował wszystko... Mmm... - Pinkie rozmarzyła się, po czym zaśmiała się przeraźliwie. - Uwierz, Dashie, to była prawdziwa kuźnia smaku! Gryfy smakują jak dwa zwierzęta na raz - to niesamowite!
Wiem, że nie miała swojego „szczęśliwego numerka” jak ty i wszyscy inni z Ponyville, ale kiedy bym miała kolejną szansę na spróbowanie gryfa? Nie mogłam przepuścić takiej okazji... Hmm, w sumie powinnam się zapytać, skąd pochodziła, abym mogła zdobyć więcej „składników”, ale zapomniałam.
I... wiesz co, Dashie? Powiem ci, że była dość wojownicza. Bardzo długo mi się opierała, ale... wiesz przecież, że im dłuższy opór, tym lepsza zabawa, prawda? - Pinkie zachichotała. - Było to dla mnie nowe doświadczenie - mogłam pobawić się z kimś innym niż kucyk i popróbować nowych rzeczy. Szkoda, że miała takie niewyparzone usta. Powiedziała, tak wiele złych rzeczy, że musiałem „odebrać” jej język. Wiesz, jak nie cierpię wulgaryzmów. Wywołują same negatywne emocje...
Dash nie miała nic do powiedzenia. Łkała i szlochała, a łzy spływały jej po policzkach.
- To były piękne chwile... - powiedziała z dumą Pinkie. Odłożyła czaszkę na bok. - Ale już wystarczy wspomnień. Zabawę czas zacząć!
Podniosła skalpel i podeszła do Dash z prawej strony. Położyła całe ostrze nad jej uroczym znaczkiem i zatoczyła okrągłe cięcie wokół niego. Rainbow zawyła z bólu. Rozpaczliwie próbowała się uwolnić, ale bezskutecznie - skórzane szelki dobrze ją trzymały. Kończąc nacięcie, Pinkie chwyciła zakrzywiony nóż do skórek z podajnika. Wsunęła go pod skórę i sprawnym ruchem oddzieliła ją od mięśni. Dash ściskała zęby i ze łzami w oczach patrzyła, jak fragmenty jej skóry odklejają się od ciała. Pinkie następnie przeniosła się na drugą stronę i powtórzyła czynności na lewym boku. Gdy skończyła, wzięła jej znaczki i stanęła przed przyjaciółką. Z uśmiechem na twarzy zaczęła nimi machać niczym pomponami. Dash tylko jęknęła, mrużąc załzawione oczy. Czuła palący ból na udach, który nie chciał zniknąć.
Pinkie odłożyła skórę na dół. Wzięła rzeźnicki nóż i poszła za Rainbow Dash.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - szepnęła jej do ucha - ale... „polatam” sobie teraz.
Pinkie zaśmiała się złowieszczo. Złapała lewe skrzydło i bawiła się nim przez chwilę. Następnie, rozciągając je, przyniosła swoje ostrze do jego podstawy. Momentalnie Dash zaczęła krzyczeć, rzucać się i przeklinać. Pinkie przez te nadmierne ruchy nie mogła trafić z oznaczenia przy nasadzie skrzydeł. Próbowała trafić ponownie w znaki, ale chybiła i zrobiła ogromne cięcie na plecach Rainbow.
- Dash, przestań się ruszać, albo dalej nie będę trafiała - wydyszała Pinkie w stronę przyjaciółki, gdy ta wyła z bólu.
Ponownie wzięła zamach i w końcu trafiła w cel. Uderzała raz za razem, krew tryskała w każdą możliwą stronę, obryzgując wszystko wokół. Wciąż jednak Pinkie nie mogła odciąć skrzydła. W końcu zrozumiała dlaczego - ostrze nie chciało przejść przez kość.
- Ups... Chyba się stępiło po ostatnim - zachichotała. - Ale nie bój nic, Dashie, zaraz znajdę coś lepszego... - dodała podekscytowana, wyrzucając nóż za siebie. Ostrze zrobiło mały piruet i wbiło się w blat.
Płacząca Rainbow Dash usłyszała tylko odgłos otwierania i zamykania jakieś metalowej puszki.
- Mam! - wykrzyknęła radośnie Pinkie. - Powiedz, Dash, czemu byłam taka głupiutka i nie użyłam od razu piły, tylko męczyłam się z tym głupim nożem?
Pinkie przystawia swoje narzędzie do miejsca, które było zostało okaleczone poprzednim narzędziem. Tym razem bez większego wysiłku przeszła przez kości i skórę. Gdy ostre metalowe zęby przecinały jej ciało, Dash czuła, że zaraz zwymiotuje. Patrzyła bezradnie, jak jej skrzydło przeleciało nad jej głową i wylądowały na stole. Pinkie przeniosła się na następne i zaczęła je ciąć. Dash nie walczyła już tym razem i po prostu płakała. Cięcie nagle ustało. Pinkie zatrzymała się w połowie, skrzydło wisiało na płacie mięśnia.
- Hej, Dash - usłyszała głos różowego kucyka. - Myśl szybko.
Nim jednak zdołała cokolwiek powiedzieć, Pinkie pociągnęła za skrzydło tak mocno jak potrafiła. Kości pękły, ale fragmenty skóry trzymały się mocno. Przy kolejnym pociągnięciu skóra oderwała się razem z kawałkiem mięsa aż do jej zadu.
Nieoczekiwany uraz spowodował, że ciało Dash nie mogło już wytrzymać. Rainbow poczuła ciepło między nogami i przy miednicy. Cały pokój wypełnił się jej głośnym krzykiem, który dla Pinkie brzmiał niczym przyjemna melodia. Nie mogąc już złapać oddechu, Dash straciła przytomność.

Obudziła się jakąś chwilę później, z trudem łapiąc oddech. Smród moczu napełnił jej nozdrza. Jak przez mgłę widziała bardzo zdenerwowaną Pinkie Pie, która wyciągała wielką igłę, przez która wstrzyknęła dawkę adrenaliny.
- Jak mogłaś?! - różowy kucyk wydarł się na nią. - Czy nikt nie nauczył cię manier? To bardzo niegrzeczne zasnąć, gdy ktoś zaprasza cię do wspólnego spędzania czasu. To tak jakbym przyszła do twojego domu i od razu poszła spać - prychnęła. - Dash, zawiodłaś mnie! Nie sądziłam, że jesteś taka... nudna! Prawie popsułaś całą zabawę! Pamiętasz, jak ci mówiłam, jak bardzo się cieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że to właśnie ty będziesz następna? Cieszyłam się, że będzie ze mną przyjaciółka. Ale NIEEEE! Musiałaś wszystko popsuć, ty samolubna klaczo!
Pinkie zmrużyła groźnie oczy.
- Wiesz, myślałam, że jesteś twarda - kontynuowała swój wywód. - Myślałam, że możesz poradzić sobie ze wszystkim. Naprawdę, Dashie, jak ci nie wstyd! Młodsi od ciebie wytrzymywali dłużej! Czy muszę cię niańczyć niczym małe dziecko? Co? - spytała; Dash była zbyt przerażona, by odpowiedzieć. - Chcesz abym zapamiętała cię jako wielkie, niezdarne dziecko?
Pinkie przerwała, żeby złapać oddech. Rainbow zamrugała oczami i cicho płakała. Czuła palący ból na swoich bokach i na dodatek czuła ogromny ból w jednej z nóg.
Dash zobaczyła, że Pinkie żuje w ustach coś czerwonego.. Widząc jej zdziwienie, Pinkie połknęła kęs i odpowiedziała:
- Co? To? - spytała, trzymając inny kawałek. - Cóż, kiedy... spałaś, byłam trochę niecierpliwa i przygotowałam kilka próbek. Zrobiłam je z twojej nogi i muszę przyznać, że nie jesteś taka zła. Chcesz siebie skosztować?
Nie czekając na odpowiedź, włożyła jej pasek mięsa do ust. Dash zakrztusiła się i natychmiast go wypluła. Pinkie podniosła kąsek, z grymasem na twarzy:
- Jeśli nie chciałaś, mogłaś po prostu powiedzieć „nie” - powiedziała poirytowana, po czym zjadła wyrzucony, zabrudzony kawałek. - Przecież zawsze smakowały ci moje babeczki. A nagle uważasz, że źle je przyrządzam?!
Pinkie sięgnęła po małą puszkę na tacy i zdjęła pokrywę. Była wypełniona rozżarzonymi węglami, w które wbitych było kilka dużych gwoździ. Adrenalina zebrała się w żyłach Dash. Tęczowogrzywa ponownie wpadła w panikę. Pinkie podniosła puszkę i podeszła na lewą stronę Dash. Trzymając młotek w ustach, Pinkie umieściła kolec gwoździa w pozycji pomiędzy nogą a kopytem pegaza.
- Nie! Pinkie, NIE! - wydarła się Dash. - NIE! NIE!
Młot spadł i gwoźdź przebił się pod skórę. Palący ból był nie do zniesienia. Dash ponownie go poczuła, gdy poderwała się, a jej skóra przy klamrach rozdarła się. Pinkie próbowała namierzyć jeszcze jeden, ale nie mogła znaleźć celu i zawarczała pod nosem. Kiedy wyciągnęła znowu młot i wzięła dziki zamach, Dash wybuchnęła płaczem i zaczęła błagać:
- PROSZĘ, PRZESTAŃ! - skamlała. - Proszę, przestań!
Pinkie przewróciła oczami. Odłożyła młot z powrotem na tacy i stanęła na wprost Rainbow. Wpatrywała się w zamyśleniu na załamanego pegaza. Gilda nie płakała tyle, nawet kiedy w jej gardle znajdował się żyjący paraspite. Pinkie myślała, co zrobić dalej. Po chwili jej do głowy wpadł genialny pomysł.
Przekręciła kołem zębatym znajdującym przy stole do którego była przymocowana Dash i zmieniła jego pozycję tak aby Rainbow leżała na plecach. Przeniosła się do tylnych nóg Dasihe, przynosząc ze sobą puszkę z gwoździami. Pinkie podniosła ponownie młot i wbiła wielki ostry szpikulec w kopyto . Tęczowogrzywa krzyknęła ponownie, lecz Pinkie nie zareagowała i wbiła kolejny gwóźdź w drugim kopycie. Następnie przyniosła mały generator z wózeczka na którym leżał jej cały ekwipunek. Przywiązała miedziane kable do gwoździ, po chwili „puściła oczko” w stronę Dash.
Przekręciła przełącznik.
Ogromna ładunek elektryczny gwałtownie przeszył ciało Rainbow. Niebieski kucyk zareagował natychmiast, napinając wszystkie mięśnie.
Jej biodra uniosły się, a oczy cofnęły się. Prąd momentalnie ją sparaliżował. Nie mogła nic zrobić, ani powiedzieć - czasem tylko zapiszczała z bólu, a jej oczy zalśniły łzami.
Pinkie zachichotała i zatańczyła w miejscu. Po chwili bardziej zwiększyła napięcie i ciało Dash zaczęło wić się w konwulsjach, a jej pęcherz ponownie się opróżnił.

Po około pięciu minutach Pinkie postanowiła odciąć dopływ prądu. W pomieszczeniu było czuć zapach lekko przesmażonego futra i spalonego mięsa unoszącego się z kopyt. Pinkie ustawiła z powrotem Dash w pozycji pionowej i próbowała przywrócić do przytomności bredzącego i śliniącego się kucyka.
- Daaaaash. O, Daaaaashie. Ooobudź się - wypowiedziała słodkim głosem, z którego była znana.
Rainbow Dash po kilku minutach w końcu dać znak, że jest świadoma.
- Dobrze, Dashie. Pora więc na ostatnią rundę.
Pinkie sięgnęła do torby medycznej i wyjęła dużą strzykawkę.
Rainbow spojrzała na igłę, co Pinkie uznała jako pytanie, do czego będzie użyta.
- To coś pozwoli zapomnieć ci o bólu i zabierze go od ciebie - poinformowała.
Pinkie stanęła za swoją niebieską przyjaciółką i wbiła igłę w dolną część kręgosłupa. Dash wzdrygnęła się.
Stając podobnie przed twarzą swojej ofiary, stwierdziła radośnie:
- W ciągu kilku minut nie będziesz w stanie czuć czegokolwiek poniżej klatki piersiowej. Wtedy będziesz mogła podziwiać zbiory - zachichotała.
Dash zaczęła łkać.
- P-P... Pinkie… - Zakrztusiła się, wymawiając jej imię.
- Taaak?
- Ch-Chcę... Chcę wrócić do domu... - wyłkała. Nie mogła już powstrzymać łez i jęków.
- Tak, widzę twoją chęć powrotu - odpowiedział różowy kucyk. - Czasami po prostu chcę się poddać i powiedzieć: „Skończyłam z tym bałaganem”, a następnie iść do łóżka. Ale wiesz co? Nie można wzruszać ramionami i zrezygnować ze swoich obowiązków. Musisz zebrać się się w sobie i stawić czoła wyzwaniom. To jedyny sposób, aby iść do przodu na ścieżce życia.
Dash spuściła głowę i płakała.

Mijały minuty, a lek zaczął działać. W końcu ciało pegaza od klatki piersiowej w dół było kompletnie odrętwiałe. Świadoma tego, Pinkie podeszła do niej z skalpelem. Spoglądając na Dash i uśmiechając się w jej stronę, zrobiła długie, poziome cięcie od jej miednicy tuż nad jej kroczem. Przesuwając się w górę jej ciała, zrobiła podobne nacięcie pod żebrami. Jedno pionowe cięcie zostało zrobione w dół jej brzucha, łącząc w ten sposób dwa pierwsze cięcia.
- Wygląda na to, że udało mi się narysować ładną literkę „I”, Dashie - Pinkie głośno zachichotała.
Kilka zwinnych ruchów i wielkie fałdy skóry oraz mięśni były odchylone niczym wielkie, otwarte drzwi do domu. Na widok własnych organów i braku czucia, Dash zaczęła oddychać bardzo intensywnie. Pinkie jednym cieciem otworzyła brzuch i chwyciła jelito grube. Oddzielając je od reszty przewodu pokarmowego i tworząc wgłębienia, Pinkie nabrała humoru. Znów była w nastroju do żartów, w przeciwieństwie do Dash, która, coraz słabsza z nowego źródła z utraty krwi, próbowała odciąć się od tego aktu komediowego. Pinkie bawił ten widok.
- Spójrz na mnie, jestem Rarity! - powiedziała ze śmiechem, zawieszając jelito wokół szyi, rozbryzgując krew we wszystkich kierunkach. - To jest mój nowy szal, czyż nie jest stylowy?
Sięgając ponownie do wnętrza swojej przyjaciółki, Pinkie cięła mniejsze jelita i wrzucała je od miski. Wyciskając nadmiar jedzenia, Pinkie włożyła między zęby lepki, podłużny organ i zaczęła nim poruszać w te i wewte.
- Fiesz, denfyści mófią, że trzefa użyfać nifi fodziennfie, Dashf - powiedziała z pełnymi ustami.
Rainbow Dash była już ledwo świadoma tego, co się dzieje. Szok powodował, że zaczęła tracić przytomność. Rozczarowana Pinkie ponownie zanurkowała do wnętrzności, wykonując kolejne rutynowe czynności.
- Daaaashie, nie opuszczaj mnie jeszcze! - powiedziała, po czym zaczęła wyciągając resztę narządów, zatrzymując się na każdej z nich.
- Wiem, że dla ciebie to może wyglądać nieprzyjemnie - zaczęła - ale uwierz mi, wewnątrz jest bardzo ciekawie i można tu znaleźć tyle fajnych rzeczy. Zgadnij, co zdobyłam z żołądka.
Włożyła odcięte organy do wiadra, zostawiając żołądek dla pokazu.
- Ooo, dudy! - pisnęła radośnie.
Włożyła koniec przełyku do ust a żołądek umieściła pod pachą. Gwałtownym ruchem ścinała organ i struga kwasu opryskała jej język.
- Fuuuj. O proszę, jest twoja babeczka, którą ci wcześniej dałam - zawołała radośnie.
Dash, nie słuchała swojego kata. Minutę temu już straciła przytomność. Pinkie czuła się tym faktem zawiedziona, dlatego po raz ostatni potraktowała swoją ofiarę kolejną dawką adrenaliny. Dash ocknęła się. Jej serce waliło niczym młot. Ciepła krew strumieniami wypływała coraz szybciej przez ranę w klatce piersiowej. Pinkie była pewna, że nie pożyje już długo - kwestia sekund, najwyżej minut.
Umieściła Dash na plecach i usiadła na jej klatce piersiowej, mając skalpel w pogotowiu.
- Wiesz, Rainbow Dash, że jestem rozczarowana - powiedziała lekko rozgoryczona. - Myślałam, że wytrzymasz dłużej. Naprawdę chciałem spędzić więcej czasu z tobą, zanim tu trafiłaś. Ale myślę, że to moja wina, powinnam zabrać się do tego trochę wolniej. Cóż, będę ostrożniejsza przy następnym „numerku”... Było miło cię znać, Dashie.
Ostrze zanurzyło się w niebieskim w gardle i powędrowało aż do podbródka. Wracając w dół, krążyło wokół jej szyi. Ostatnią rzeczą, którą Dash poczuła to odcięcie jej skóry od czaszki oraz metal skrobiący o jej zęby.
A potem... odeszła.

Pinkie Pie spoglądała w lustro. Zrobiła kawał dobrej roboty - zdołała nawet zostawić powieki. Mrugnęła, a martwa Dash „odpowiedziała” jej własnym mrugnięciem. Pinkie uśmiechnęła się.
Ale w głębi siebie wciąż była smutna, że jej koleżanki teraz już nie ma. Trwało to tylko pięćdziesiąt minut, nie tak długo, jak chciała. Spojrzała na zwłoki, które wisiały w środku pokoju. Ostanie co zrobiła to odprowadziła płyny na patelnię. Tak, nie było więcej Rainbow Dash. Została wymazana z życia.
Pinkie przechyliła głowę. Zwróciła uwagę na fakt, że tak naprawdę nie było zbyt wiele szkód na zwłokach.
- Hmm, szczerze mówiąc - zaczęła myśleć na głos. - A gdyby tak...
Idea eksplodowała w jej w głowie. Była dobra w szyciu i miała wszystkie elementy, wszystko, co miała zrobić, żeby umieścić ją z powrotem. Tak, tylko trochę farszu i miałaby Rainbow Dash na zawsze. Możliwe że zrobi to dla wszystkich swoich przyjaciół, gdy przyjdzie ich czas. Była tak podekscytowana, że podskoczyła do ciała trzymając swój zestaw do szycia, by móc zacząć „naprawiać” pegaza. Babeczki mogą poczekać; Pinkie miała przyjaciółkę do „zrobienia”.

Silver Spoon nagle się obudziła. Poczuła, że nie mogła się ruszać. Nie wiedziała, gdzie była i zaczęła panikować. Miała już krzyczeć, gdy zobaczyła znajomego różowego kucyka z cukierni - Pinkie Pie.
- CZEŚĆ! - zachichotała ta, patrząc na nią z uśmieszkiem.
- Gdzie... Gdzie jestem? Co... Co się dzieje? - zapytała przerażona klaczka.
- Widzisz, twój numer się pojawił i muszę zrobić babeczki – wyjaśniła Pinkie.
- C-Co... Co.... Co to znaczy? Co... Co ty mówisz?
- Och, nic takiego, kochana - Pinkie roześmiała się. - Gdybym była tobą, nie martwiłabym się. To potrwa tylko chwileczkę.
Podeszła do dziewczyny, mając skalpel miała w pogotowiu, gdy cichy głosik zawołał od tyłu:
- Panno Pinkie, co robisz?
Zatrzymała się i spojrzała na Apple Bloom. Żółty kucyk podszedł do niej z gniewnym wyrazem twarzy. Silver Spoon zaczęła czuć się bezpiecznie.
- Ach, nie mogę uwierzyć, że to robisz - wyraziła swoje oburzenie. - Powiedziałaś, że ten jeden będzie mój.
Skrępowana klaczka momentalnie zbladła.
- Ups, przepraszam za to - bąknęła Pinkie, ustępując jej miejsca. - Zapomniałam się. Proszę bardzo. - Przekazała ostrze młodszej siostrze Applejack.
Apple Bloom wspięła się na stół i stanęła nad swoją ofiarą. Silver Spoon próbowała walczyć, ale bezskutecznie. Wpatrywała się w strachu na swoją koleżankę ze szkoły - a raczej na jej fartuch. Różowy fartuch z błyszczącą tiarą. Silver Spoon zaczęła płakać.
Apple Bloom uśmiechnęła się szyderczo.
- Hej, Silver Spoon - zaczęła przerażająco spokojnym tonem - zgadnij, kto teraz będzie pustym „dziwolągiem bez znaczka"?
  • 7

#656

Vanlid.
  • Postów: 40
  • Tematów: 1
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

oto moja 1 kripka, wzorowałem się na serii o strażnikach.

Pewnej nocy, na początku wakacji wybudzisz się z sennego koszmaru. Ochłoniesz, lecz przypomnisz sobie co śniłeś.
Byłeś na łące a tam największe koszmary, zmory, potwory. Sen każe ci odnaleźć łąkę.
Łaką jest przy wyjściu z najbliższego od ciebie lasu. Będziesz zdesperowany.
Musisz ubierać się po ciemku, nie zapalaj światła, bo na łąkę wrócą koszmary bądź "coś" zapuka do twych drzwi. Masz trzy minuty na ubranie się. Idź to tego lasu i poszukaj tabliczki z napisem "Letnia łąka". Weź ją ze sobą i wyjdź z lasu. tylko nie tą stroną. którą wszedłeś!
Wbj ją na początku małej polany. Potem udaj się w głąb lasu i biegnij z powrotem na polanę. Będą tam twoje najskrytsze marzenia.
Pod żadnym pozorem nie wchodź na szczyt dużej wierzy. Ujrzysz tam strażnika, gdy on cię zobaczy lepiej nie uciekaj. Walcz z nim. Gdy przegrasz zajmiesz jego miejsce na wieki, lecz gdy wygrasz pomyśl o jeszcze większym marzeniu i ucieknij z łąki. Wróć do domu i otwórz szafę. Będzie tam twój upragniony przedmiot. Lecz jeśli, nie będzie to twoje "pierwszorzędne" marzenie. to ktoś do ciebie zapuka.
Gdy nie otworzysz to to "coś" wybije szybę i cię zabije.
Nigdy nie próbuj wracać na łąkę, pod rzadnym pozorem! Chyba, że chcesz najeść się strachu...

Użytkownik Vanlid edytował ten post 02.07.2012 - 10:27

  • -6

#657

fearisnothing.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Chciałem się z wami podzielić moim znaleziskiem. Jest to nagranie głosowe, które znalazłem u mojego wujka, na razie spisane ale jak tylko znajdę sprzęt, zamieszczę wersję audio.
W - wujek
A - Alek (Nie mam pojęcia kim jest)

'..[niezidentyfikowane dźwięki]
W- Coś Ty ku..a znowu odkrył..? Alek..?
A- Wiesz co, to czego szukałem.. Włącz dyktafon.
W- Przed chwilą włączyłem.
A- Dobrze.. [szuranie] Pamiętasz jak mówiłem ci o niej? Mówiłem, że nie odpuszczę i ją znajdę.. Znalazłem...
W- To po to mnie tu ściągnąłeś? Nie potrafiłeś sam sobie poradzić dlatego kazałeś przylecieć mnie? Mogłeś powiedzieć o co chodzi... Wziąłbym ekipę.. [wycie?]
A- Nie zgodziłbyś się nawet teraz jak już wiesz, masz ochotę zawrócić.. czy nie? Nie masz pojęcia jak bardzo [wybuch?] różni się od naszych założeń.
Pamiętasz?
W- Taaa.. [jakby odgłos transformatora Tesli].. Ale.. Co masz na myśli? Jak się różni?
A- W ogóle nie je.. [szum] ... m w niej... Byłem z nimi.. Byłem tam przez kilka minut.. Tu minęło półtora roku.
W- Jak to byłeś w niej?! Z kim?!
A- Posłuchaj... Cała chrześcijańska wiara może zostać obalona, ten mistyczny przedmiot... B... [znowu szum, co ciekawe zauważyłem, że odgłos prądu ciągnie się od jego rozpoczęcia i słychać go nawet podczas owego szumu, kiedy szum się kończy prąd nadal słychać ale przez chwilę nikt się nie odzywa] ... A co za różnica?
W- Właściwie żadna ale to my jesteśmy tutaj, a nie kto inny, racja?
A- Wrócisz.. [słychać trzask, tak jakby dyktafon został wyłączony, a po sekundzie znów jest normalnie]
W- To dziwne, idziemy już piątą godzinę ze sprzętem na plecach, a ja się nie męczę..
A- Wiedzą, że idę...
W- Dlatego się nie męczę?
A- Tak..
W- Ale..? Z resztą.. Możesz mi bliżej powiedzieć co znalazłeś? I czemu idziemy zamiast wziąć samochód? I czemu zachowujesz się dziwnie?
A- Nie będziesz taki sam spotykając ich, nie jesteś mądrzejszy czy silniejszy.. Jesteś po prostu.. Inny... Poza tym. Tu nie działają maszyny mechaniczne.. Zawsze myślałem, że mogą nie działać zasilane elektrycznością ale mechaniczne? Zresztą.. Spójrz na zegarek..
W- Rzeczywiście.. Nie działa..
A- Co znalazłem? Nie wiem.. Nie mam bladego pojęcia co to jest, kim są, czego chcą, co potrafią ani jak się z nimi dogadać..
W- Ku..a.. Zaczynasz mnie przerażać Alek.. C.. Co... [niezidentyfikowane odgłosy] ... Ja pie..ole! ALEK!! Jesteś cał... [znów jakby ktoś wyłączył dyktafon przez jakiś czas słychać tylko urywki wykrzykiwanych słów przerywane szumem, charczeniem i przerażającymi odgłosami]
A- ZOSTAW! NIE MAM SZANS ALE TY TAK!! UCIE... [odgłos jakby łamanych gałęzi, wujek chyba zaczął biec, ciężko i szybko oddychał]
W- O ku..a!! KU..A!!! ALEK!! Ja pie..ole..!! ALEEEK! [dziwne przerażające buczenie] ... Nie... Matko.. Niee... [przez długą chwilę nie słychać nic prócz szybkich kroków i ich echa, ciężkiego oddychania, czasami stęków przerażenia i tego mrożącego krew w buczenia, tak jakby zbliżającego się i oddalającego co chwilę, po tym słychać groźny pomruk i przeraźliwy krzyk wujka] W tym momencie nagranie urywa się, na reszcie kasety nic nie ma, ani z jednej ani z drugiej strony. Chciałem dowiedzieć się o co chodziło ale kiedy spytałem, wujek powiedział żebym o tym zapomniał i nigdy o to nie pytał. Pomyślałem, że może inni członkowie rodziny coś wiedzą na ten temat, odpowiedzi dały mi tylko więcej pytań. Właściwie wszyscy powiedzieli mi, że nie wiedzą gdzie wujek pracował, że podobno była to jakaś mała prywatna firma handlowa ale nikt w to nie wierzył, bo nikt nigdy nie znalazł firmy o takiej nazwie, jaką podawał wujek. Dowiedziałem się również, ze kilka lat przed tym jak się urodziłem wujek zniknął na ponad dwa lata, nie było z nim kontaktu, nikt nie wiedział gdzie jest, przed zniknięciem zostawił tylko wiadomość, że wyjeżdża na jakiś czas. Podobno po powrocie często miał załamania psychiczne i nie bł sobą ale przeszło mu po jakimś czasie. W końcu znowu zaczął zachowywać się normalnie i nikt o nic już nie pytał. Niektórzy twierdzą, że kiedy zniknął, zarobił te pieniądze za które żyje teraz (od kiedy pamiętam wujek nigdy nie pracował) i że to musiały być jakieś ciemne interesy dlatego był taki dziwny. Później urodziłem się ja i wujek został moim chrzestnym. Kiedy dowiedziałem się tego wszystkiego, wróciłem do wujka. Przywitaliśmy się i od razu spytałem czy mogę iść pogrzebać na strychu żeby poszukać jakichś ciekawych pamiątek z dzieciństwa wujka. Zgodził się i powiedział, że później do mnie dołączy. Poszedłem na strych i zacząłem szukać wszelkich wskazówek, które mogłyby mi pomóc. Strych był wielki i bardzo zagracony, ale w końcu udało mi się coś znaleźć. Karton, pełen dzienników z tekstami zapisanymi w dziwnych językach i znakach, w innych były chyba próby rozszyfrowania tych tekstów, oraz kilka czarno-białych zdjęć z cienistymi strasznymi na swój sposób postaciami, coś w nich było co powodowało zagęszczenie się atmosfery wokół kiedy oglądało się te zdjęcia. Zacząłem przeglądać te dzienniki, bardzo rzadko udawało mi się znaleźć coś po polsku, częściej w łacinie, a reszta to były te dziwne nie znane mi litery i znaki. Po jakimś czasie usłyszałem za mną ciche szurnięcie. Obróciłem się, to był wujek, wstałem przerażony i zacząłem przepraszać ale wujek uspokoił mnie i powiedział, że chce mi to wszystko chce mi powiedzieć i wytłumaczyć ale jeszcze nie teraz. Usiadł przy kartonie, a ja obok niego. Wyjął jedno ze zdjęć, jego twarz w mgnieniu oka jakby się postarzała. Wskazał palcem cienistą postać i powiedział
-Oni są źli Kamil.. Nie chciałem żebyś ich szukał tak jak szukał ich Alek i szukam ja.. Niestety już za późno.. - popatrzał na kolejne zdjęcia i dodał - Wtedy uratowało mnie dziecko.. Wyciągnęło stamtąd.. Uciekały od niego, tak jakby się bały.. - opowiedział jak bardzo cieszył się kiedy się urodziłem i dlaczego chciał być moim chrzestnym.. Czuł się przy mnie bezpieczny. Po krótkiej opowieści wstał ze strychu. Siedziałem tam jeszcze długo i zastanawiałem się co to może być i dlaczego wujek tego szuka? Jeszcze raz włączyłem kasetę.. Dlaczego dzieci...? Wziąłem do ręki kolejny dziennik, zacząłem go kartkować i moją uwagę przykuł napis, jedno zdanie nabazgrane na całej stronie.. "NIGDY NIE PRZESTANIESZ ICH SZUKAĆ... DO ŚMIERCI..."
  • 14

#658

Eldim.
  • Postów: 461
  • Tematów: 12
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Postanowiłeś pojechać sobie z kumplami na nocny wypad po mieście. Wszystko jest jak zwykle - zrzutka na wachę, jedzenie, fajki. Zatrzymujecie się na stacji, kolega nalewa Pb 95 za 6 dych. Idzie zapłacić. Siedzicie w samochodzie we trzech, radio gra wesołą, komercyjną piosenkę, a Wy radośnie gadacie o dupeczkach. Nagle odwracasz głowę i dostrzegasz dziwnego mężczyznę, który pojawił się w zasadzie nie wiadomo skąd. Patrzył na Ciebie od początku, powoli zmierza w twoim kierunku. Myślisz: "pewnie jakiś znajomy", choć im jest bliżej, tym zdajesz sobie sprawę, że to żaden z nich. Podchodzi blisko samochodu, szyba jest otwarta.
- Macie papierosa?
- Nie. - odpowiadasz, choć kilka Marllboro w paczce spoczywa w twojej kieszeni.
Przesunął wzrok na kieszeń, jesteś pewien, że zobaczył kontur paczki.
- Na pewno?
- Tak, spytaj kogo innego.
Nieznajomy spojrzał Ci głęboko w oczy, a jego wzrok był pełen pogardy. Nagle zrobił krok do tyłu i pogładził dach samochodu tak delikatnie, jakby gładził kobietę.
- Oby to była wasza ostatnia przejażdżka. - powiedział nienaturalnie spokojnym głosem wwiercając się wzrokiem w twoje oczy.

To zdarzyło mi się naprawdę, kumpel do końca jechał 5 razy bardziej ostrożnie, niż zwykle. Niby głupie słowa, a jednak każdy wziął je do siebie.
  • 8

#659

Carlos19.
  • Postów: 33
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Historia wymyślona przeze mnie.

M@il

Był 30 sierpnia 2008 roku. Cieszyłem się jak małe dziecko z powodu otrzymania swojej pierwszej wypłaty. Równe 1800 złotych. Jako że mieszkałem z rodzicami pozwolili mi ją zatrzymać dla siebie. Cóż, nie miałem nic przeciwko, gdyż od czasu do czasu lubiłem poimprezować, a taka gotówka byłaby wystarczająca by zaliczyć kilka klubów. Niestety, coś pokusiło mnie, by sprawdzić aukcje internetowe i przeznaczyć część kwoty na nowy komputer, laptop. Stary był już cztery razy w naprawie. Czas na zakup nowego.
Do pierwszej w nocy oglądałem strony z różnymi sprzętami. Ten prawie nowy, ten ma najnowszy procesor... cóż, wszystko jednak ponad kwotę, jaką miałem do przeznaczenia. Tysiąc złotych to jednak trochę mało. Miałem zamykać przeglądarkę, kiedy spojrzałem na pewną aukcję. Był to komputer w nienagannym stanie, wraz z monitorem i myszą. Brakowało mu głośników i klawiatury, jednak miałem nadzieję, że głośniki były wbudowane w monitor. Cena też niska - tylko 800 złotych. Parametry też dobre - biorę.
Zadzwoniłem do sprzedającego - sygnał jest... po chwili zorientowałem się, jaką głupotę popełniłem. Było przecież po pierwszej w nocy. Już miałem się rozłączać, kiedy odezwał się głos z słuchawki.

-Halo?
-Ehm, przepraszam. Pan wystawiał komputer na aukcji?
-Tak, ale jeśli pan ma zamiar tylko go "obejrzeć" to do widzenia.
-Nie nie, chcę go kupić. Ciekawi mnie tylko dlaczego tak tanio pan go wystawił.
-To nie rozmowa na telefon, nie o tej porze. Będzie pan jutro u mnie po 15?
-Tak, akurat będę wracał z pracy to przyjadę.

Sprzedający rozłączył się. Hmm... chyba też nie umiał spać. Ciekawe, dlaczego...

O 4 rano wstałem, ogarnąłem się, zjadłem śniadanie wraz z rodzicami i pognałem do pracy. Pracowałem jako konserwator w pewnym sklepie informatycznym, więc podzieliłem się tamtejszym pracownikom nowiną dotyczącą zakupu. Po podaniu parametrów i ceny usłyszałem od Andrzeja - jednego z informatyków:
-cholera, stary. To zajebista okazja. Dobrze, że wziąłeś bez pytania. Takie komputery są o wiele droższe, nawet te używane.

Teraz już byłem całkowicie przekonany. Po pracy podjechałem pod podany adres. Stał tutaj stary dom jednorodzinny z wyblakłymi drzwiami wejściowymi. Cóż, dom jak dom - każdy mieszka jak chce. Zadzwoniłem do drzwi. Otwarł mi je młody mężczyzna, który wyglądał jakby nie spał od kilku dni. Miał czerwone oczy, zachrypnięty głos i ciągle oglądał się za siebie. Dziwne zachowanie. Zastanawiałem się, czy to nie jakiś ćpun. Wszedłem do środka i zobaczyłem spakowany już sprzęt. Był owinięty folią. Mężczyzna bardzo nerwowo powiedział do mnie:
-Bierze pan go, czy nie? To będzie 8 stów... właściwie 7, z tego co widziałem mieszka pan dość daleko, więc spuszczę panu za paliwo...
Bez wahania dałem mu pieniądze i chwyciłem za komputer. Schowałem do bagażnika i pojechałem do domu.

W domu rozpakowałem sprzęt, podłączyłem do prądu i załączyłem. Prąd przeszedł po mnie. To chyba ten guzik, coś z nim nie tak. Trudno, to było do przewidzenia po tak niskiej cenie. Włączył się ekran windowsa. Okej, trochę się ładuje... może właściciel zapomniał go wyczyścić i został stary system. Dobra, mała kawa nie zaszkodzi - pomyślałem. O dziwo pulpit był pusty - pliki też. Dysk był prawie pusty. Przeskanowałem system - czysty. No, przynajmniej nie będzie kłopotów z formatowaniem. Miałem już włączać przeglądarkę internetową, kiedy z komputera dobiegł pisk, jakby błąd systemowy, ale nie ustępował. Zresetowałem go. Włączyłem internet, wszedłem na pocztę i spojrzałem na wiadomość, która przyszła jakieś 10 minut temu.

"Kamil Stępniak"

Przepraszam cię za to, że ci nie powiedziałem wszystkiego... wyrzuty sumienia wzięły górę... Ten komputer jest przeklęty, przez niego popadniesz w paranoję. Ja już mam samobójcze myśli... wybacz mi za to, że ci go sprzedałem..."

Wystraszyłem się. Był to sprzedający... Wyłączyłem komputer, nie włączyłem go już tego dnia. Dnia następnego po pracy pojechałem do tego człowieka, jednak przed domem zobaczyłem policję. Z tego co się dowiedziałem, właściciel strzelił sobie w głowę z broni kalibru 9mm. Prawie się popłakałem. Pisał, że ma skłonności samobójcze... Pierdolić ten komputer, sprzedam go, albo wyrzucę, jeśli nikt nie kupi... nigdy go nie włączę. Nie po tym.
Po powrocie do domu zobaczyłem, że komputer jest włączony i włączona jest strona z pocztą. Nie wyłączyłem? Niee, jestem pewny że wyłączyłem. Sprawdziłem pocztę. Były tam 2 wiadomości. Pierwsza była bez tytułu, oraz z nadawcą "Anonim". Co to może być? Kliknąłem.

"Witaj. Myślę, że nie masz zamiaru mnie sprzedać. Słyszałem że poprzedni właściciel miał mały problem. Cóż, z tobą tak nie będzie, prawda?"

Wyłączyłem go! Zrobiłem to tak szybko, że przez przypadek uszkodziłem przycisk zasilania. Poleciały iskry... może to lepiej. Nie włączy się przynajmniej. Kładąc się spać słyszałem znowu jakieś piski, komputer znów się włączył. Wyłączyłem go z prądu. Położyłem się znowu... nie mogłem spać.
Nad ranem spakowałem komputer i poszedłem na dół do rodziców.
-Wyglądasz jak upiór - powiedziała mama - cały czas siedziałeś na tym komputerze? Ciągle coś tam rzępoliło.
-Mamo, o czym ty mówisz... nie mogłem spać, ale nie siedziałem na komputerze.
-Dziwne... no nic, jedz śniadanie i ubieraj się do pracy, bo się spóźnisz.

W pracy byłem dziwnie wystraszony. Jakby coś mnie śledziło. Te piski, ten dźwięk komputera... pomyślałbym, że to normalne. Pracuję przecież w pracowni informatycznej. Jednak ten dźwięk był inny... przerażający. Po pracy wróciłem do domu, by zrobić zdjęcia spakowanego sprzętu. O dziwo ten był znów rozpakowany i włączony do prądu. Kolejny mail...

"Robisz to, co poprzedni właściciel... tej nocy nie zapomnisz..."

Przeraziłem się, ale byłem ciekaw co się stanie. Do wieczora nie wchodziłem do pokoju, spędziłem ten czas z ojcem naprawiając jego auto.
W końcu wieczór, położyłem się i znów... dźwięki, piski... te jednak były coraz bardziej "chore", jakby krzyki ludzkie, krzyk cierpienia... Znowu bez snu. Ranem nie poszedłem do pracy, wyrzuciłem komputer przez okno, podpaliłem go benzyną i patrzyłem, jak się topi. Dźwięki były takie, jakbym palił żywcem człowieka. Słyszeli to wszyscy na ulicy. Odwiedziła nas nawet policja, ponieważ któryś z sąsiadów myślał, że kogoś katujemy.
W końcu wolny - pomyślałem. Cały dzień spędziłem sprzątając ten stopiony złom i wywożąc go daleko na wysypisko - na wszelki wypadek. Gdy wróciłem, poszedłem spać... była może 16, ale byłem tak zmęczony, że padłem szybko... nagle szepty "nie pozbędziesz się mnie tak szybko". Zerwałem się z łóżka, pobiegłem do sypialni rodziców i spytałem, czy coś słyszą... mówili, że mam jakąś chorą wyobraźnię. Matka jednak miała w sobie jakiś niepokój, do końca nie wiem dlaczego nic nie mówiła.

To nie ma znaczenia. Ciągle słyszę szepty, płacz, piski... Broń naładowana, ciekawe czy starczy mi odwagi, by tak po prostu odebrać sobie życie.
  • 9

#660

Three Headed Monkey.
  • Postów: 45
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Marble Hornets

Marble Hornets to film reżyserowany i nagrywany przez Alexa Kralie w 2006 roku. Z powodu niecodziennych okoliczności, Alex zrezygnował z dalszej produkcji i postanowił spalić wszystkie nagrania, jednak ostatecznie zgodził się odddać je swemu przyjacielowi. Jay, po otrzymaniu taśm schował je w szafie, gdzie zapomniane leżały przez trzy lata.

Marble Hornets - oficjalny kanał: http://www.youtube.c...r/MarbleHornets
Marble Hornets z polskimi napisami: http://www.youtube.c...MarbleHornetsPL



Źródło: http://straszy.pl/Marble_Hornets
  • 7


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych