Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#721

Amaikti.
  • Postów: 12
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mistyfikacja

Wyobraź sobie pusty pokój jedynie z krzesłem, które nie posiada jednej nogi. Prócz krzesła w kamiennym punkcie wiszą jeszcze ciężkie metalowe drziw z których wydobywają się przeróżne dźwięki. Podłoga jest zimna, a samo mroźne powietrze przedostaje się poprzez wszelakie zakamarki. Nie znajdziesz w tym miejscu naturalnego światła, jest tu nieludzka ciemność. Czasem jedynie światło żarówek wpadnie poprzez kraty w drzwiach. Wtedy mogę opisywać otoczenie, mogę zapisywać swoje uczucia i myśli. To idealny czas na napisanie czegokolwiek.
Oni sami nie mogą się o niczym dowiedzieć, nie mogą usłyszeć jakiegokolwiek dźwięku. W przeciwnym wypadku przejdę przez jasny korytarz z podłogą wysłaną szkłem, a po tej drodze zamkną mnie w dziwnym pomieszczeniu o którym sam wiem niewiele. Słyszałem jak trafiali tam wszyscy ci którzy postanowili się sprzeciwić, nie każdy jednak powrócił, przynajmniej na to wskazuje odór stęchlizny.
Wszystkim na zewnątrz nie można ufać, nie można również okazać sprzeciwu, sam to zrobiłem i był to mój błąd. Z tego wszystkiego trafiłem do tego okropnego miejsca wraz z innymi, którzy odwarzyli się popełnić ten czyn co ja. Nie mam pojęcia co mnie czeka w tym miejscu, zapewne śmierć, bo i po co komuś osoba która nie będzie ich marionetką. Każda z tych parszywych świń kłamie, a te wszystkie kłamstwa są idealnie mistyfikowane, jak i ich tajemnice. Żadna osoba w ich otoczeniu nie będzie bezpieczna. Obserwują twój każdy ruch bez względu na to gdzie jesteś tylko po to by w odpowiedniej chwili cię schwytać i wyelimonować jak pospolity "punkt". Ich problem tkwi w tym, iż nie mogą wymordować wszystkich. Wznieciłoby to za duży chaos, dlatego wszystko odbywa się potajemnie. Jeśli zamierzasz żyć bezpiecznie w nonsensownym świecie to nie wyrażaj swoich opini publicznie, nie myśl, bądź bezmyślną masą postępującą w sposób jaki oni nakazują. Jeśli się nie zastosujesz to może będziesz miał tyle szczęścia co ja i pojawisz się w miejscu w którym ja się znajduję.

Pamiętaj jeszcze o jednym... Oni czekają na chwilę w której będziesz sam, a dookoła ciebie nic poza pustką. W takich chwilach zacznij biec do osoby, która znajduje się najbliżej ciebie, miej wtedy nadzieję, że chociaż ona nie będzie należeć do ich kłamstw.
  • 2

#722

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Sorki za moje ostatnie słabe creepypasty, ale nie miałem weny, może to sie spodoba



Wyjątkowy kot

Niedawno miałem możliwość wzięcia zwierzaka do siebie do domu. Znajoma matki miała kocicę w ciąży, która urodziła kilka prześlicznych kotków. Jeden miał trafić do nas. Rodzice byli bardzo chętni, tylko mnie pytali o zgodę, bo wiedzieli, że nie lubię kotów. Kiedy zobaczyłem zdjęcie od razu się przekonałem. Był to malutki, czarny kotek z długimi wąsikami. Czemu miałem go nie wziąć, a poza tym mieliśmy domek jednorodzinny i kawałek ogrodu. Zrobiłem mu miejsce do spania u mnie w pokoju. Kupiłem mu jakąś miskę i żarcie dla młodych kotów.
I tak rósł.

Kilka miesięcy później w moim domu miało miejsce coś dziwnego. Nie było rodziców, mieli wrócić za godzinę. Siedziałem sobie na fotelu oglądając telewizję i sącząc sok ze szklanki, gdy nagle usłyszałem potworny trzask i powiew powietrza. Cholera – pomyślałem. Musiały otworzyć się drzwi wejściowe. Byłem pewny, że to włamanie. Porwałem po drodze pogrzebacz, który znajdował się przy kominku. Rzeczywiście drzwi były otwarte i od mojego pokoju również. Pomału i z bijącym głośno sercem wkroczyłem do pokoju. Nic nie zastałem, tylko kota. Był przyczepiony pazurami do firany. Miał mocno najeżoną sierść ze strachu. Gdy podszedłem zasyczał, jak to robią koty dając znak żeby się nie zbliżać, ponieważ od razu zaatakują. Zignorowałem to. Wyciągnąłem rękę w jego stronę. Podrapał mnie do krwi. To zdarzyło się pierwszy raz.

Kilka dni był spokój. To dziwne zdarzenie, które miało miejsce dwa dni temu tłumaczyłem sobie tym, że wiatr mógł otworzyć drzwi, a kot przestraszyć się. Ale jak, skoro były wtedy zamknięte na klucz?

Potem kot dziwnie zaczął się zachowywać. Syczał cały czas i biegał po pokoju. Nocami miauczał patrząc się na przemian w okno i drzwi. Nie przejmowałem się tym, że wodząc za wzrokiem kota czasem dostrzegałem cienie.

O trzeciej w nocy wydawał przerażające wycie, a ja zastawałem otwarte drzwi od pokoju.
Miałem dość. Wybrałem się z nim do weterynarza, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Wziąłem go w samochód i pojechałem do weterynarii oddalonej o 5 kilometrów.
Weterynarz dokładnie przebadał kota. Zrobił mu rentgen, czy nie ma złamanych jakichś kości. Przebadał mu również narządy. Wszystko było w porządku. Wykluczył również ruję, podczas której kot też dziwnie się zachowuje. Przyjechałem z nim do domu.

Potem było coraz gorzej. Gdy wracałem do domu. Zastawałem pozrzucane ze ścian krzyże, święte obrazy, nawet porozrywane różańce z szuflady. To musiał zrobić kot. Dlaczego akurat uwziął się na te przedmioty.

Wydawało mi się to śmieszne, gdy poczytałem o tym, że w średniowieczu wierzono w związki kota z czarownicami, diabłem i demonami.

Przerażał mnie gdy wlepiał we mnie, duże, zielone oczy i śledził każdy mój ruch.
Widziałem w nim zło. Czyste zło, które otaczało go jak obłok. Niewyraźna mgła spowijała jego czarne futro. Lubił wylegiwać się w świetle pełni księżyca. Gdy blade światło padające na fotel przesuwało się z biegiem godzin, on podążał za nim.

W ciągu sekundy potrafił zmienić miejsce pobytu na drugi koniec korytarza.
W końcu krzyczałem, że nie chcę tego kota, że go wydam. Uciekł. Delikatnie łapką, uchylił okno i wymknął się. Była noc.
Ruszyłem za nim. Żałowałem co mówiłem. Wołałem za nim. Skrył się w ciemność. Wkomponował się w mroczny krajobraz kawałek od mojego domu Wykorzystałem flesz w aparacie, aby dostrzec go.
W blasku flesza, odnalazłem kota. Siedział sam na trawie. Podszedłem i wziąłem go na ręce. On zamruczał.

Znalazłem potem zdjęcie przez przypadek, gdy oglądałem fotki z wakacji.
Zdjęcie wyjaśniało wszystko. To był wyjątkowy kot.

Zdjęcie z aparatu

Użytkownik andkar94 edytował ten post 01.08.2012 - 15:11

  • 5

#723

Maighread.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Witajcie :D
Pierwszy raz w życiu coś napisałam, także ci którzy oczekują wspaniałej, strasznej historii niech lepiej tego nie czytają :)
Krytyka mile widziana !

TELEFON

Na pewno spotkałeś się z taką sytuacją.

Idziesz ulicą, nagle słyszysz dzwonek twojego telefonu. Odbierasz.

Echo.

Odpowiedziała ci głucha cisza.

Dobrze wiesz, że to był głupi żart jakiegoś małolata.

Było to pospolite, sam robiłeś tak w dzieciństwie, ale nie zamierzełaś puścić tego płazem.

Idziesz dalej. Telefon dzwoni ponownie.

Echo. Chociaż... dało się usłyszeć cichy szmer. Coś jakby szept...

Racjonalnie zastanawiasz się, czy odebrać następny telefon.

Ale nie masz dużo czasu do namysłu.

Jeden dźwięk sygnalizujący połączenie. Natychmiast wciskasz zieloną słuchawkę.

Tym razem słyszysz już wyraźne słowa. Brzmią jak muzyka. Z trudem wychwytujesz słowa... ''tonight'' , ''soon'' ?

Ech, nie masz zamiaru droczyć się z dzieciakiem. Włączasz swoje MP3 i chowasz telefon do kieszeni.

Lecisz do domu, po drodze zapominasz o całej sprawie. Wchodząc do mieszkania rzucasz telefon na blat kuchennego stołu i idziesz do sypialni.

Ekran monitora oświetla ciemny pokój. Znowu przeglądasz paranormalne.pl

Fotel na którym siedzisz poskrzypuje cicho. Tak, dziś też spędzisz noc przed komputerem.

Otwierasz kolejną stronę, kiedy słyszysz cichy dźwięk dochodzący z kuchni. Domyślasz się, że to dzwonek twojej komórki i schodzisz na dół.

Nie zastanawiając się długo, sięgasz po telefon. 0 nieodebranych połączeń. Zaniepokojony słyszysz paniczny śmiech i szloch dochodzący z niedaleka.

Uważasz, że to chore. Wtem słyszysz ten sam dźwięk. To dźwięk dzwonka do twoich drzwi. Ja tam jestem. Ech, a mogłeś przeczytać pierwszą literę każdego akapitu...

Użytkownik Maighread edytował ten post 01.08.2012 - 17:16

  • 3

#724

Hurricane.
  • Postów: 49
  • Tematów: 6
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Posąg anioła


Kilka lat temu matka i ojciec zdecydowali, że potrzebują chwili odpoczynku, chcieli wyjechać na noc do miasta.
Zadzwonili po swoją najbardziej zaufaną opiekunkę.
Kiedy przyjechała, dwójka dzieci, którymi miała się opiekować już spała.
Opiekunka usiadła obok nich żeby się upewnić, że wszystko w porządku.
Później tego samego wieczora zaczęła się nudzić i chciała pooglądać telewizję. Ale nie mogła jej oglądać w salonie na dole, bo nie było tam kablówki (rodzice nie chcieli, żeby dzieci marnowały przed telewizorem na dużo czasu).
Zadzwoniła do rodziców i spytała czy może pooglądać telewizję w ich pokoju. Rodzice oczywiście się zgodzili, ale opiekunka miała jeszcze jedną prośbę… Spytała czy mogłaby zakryć posąg anioła stojący za oknem sypialni jakimś kocem albo chociaż zaciągnąć żaluzje, bo posąg ją niepokoi.
Po chwili milczenia ojciec (bo to właśnie on rozmawiał z opiekunką) powiedział „…Zabierz dzieci i uciekajcie z domu. Wezwiemy policję. Nie mamy posągu anioła.”
Policja znalazła ciała opiekunki i dzieci trzy minuty po wezwaniu. Nie znaleziono żadnego posągu.



Dodam, że nie jest to creepypasta wymyślona przeze mnie.

Użytkownik Hurricane edytował ten post 02.08.2012 - 12:01

  • -10

#725

Maighread.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nie do końca straszne, ale według mnie ciekawe opowiadanie :) Pierwszy raz coś spolszczam, może niedługo wezmę coś ambitniejszego.

Pan Widemouth

W dzieciństwie moja rodzina była jak kropla wody w rzece - nigdy nie osiadała w jednym miejscu na dłuższy czas. Kiedy miałem osiem lat, zamieszkaliśmy na Rhode Island, i tam pozostałem aż do czasu, kiedy to poszedłem do college'u w Colorado Springs. Większość moich wspomnień pochodzi właśnie z Rhode Island, ale często przypominam fragmenty z domów, w których mieszkałem gdy byłem dużo młodszy.

Wspomnienia te są niejasne i bezsensowne - przykładowo - gonię jednego chłopca na podwórku przed domem w Północnej Karolinie, starając się zbudować tratwę, by unosić się na potoku za apartamentem wynajętym w Pensylwanii, i tak dalej.
Ale jedna część tych wspomnień jest zupełnie przejrzysta, tak, jakby działo się to wczoraj. Często zastanawiam się, czy nie są to po prostu świadome sny wywołane długą chorobą, jaką przeszedłem w czasie wiosny. W głębi serca wiem jednak, że są one prawdziwe.

Mieszkaliśmy w domku na obrzeżach tętniącego życiem Nowego Vineyardu w stanie Maine. Był on za duży dla trzyosobowej rodziny takiej jak my. Znajdowało się tam kilka pokoi, w krórych nie mieszkaliśmy. Można by to nazwać marnotractwem przestrzeni, ale dom leżał w idealnej okolicy, i nasz tata miał blisko do pracy.

Dzień po moich piątych urodzinach (które spędziłem jedynie z rodzicami), obudziłem się z gorączką. Lekarz stwierdził, że mam mononukleozę. Oznaczało to leżenie w łóżku i złe samopoczucie przez co najmniej kilka tygodni. Było to dla nas straszne, ponieważ kończyliśmy właśnie pakować nasze rzeczy przed przeniesieniem się do Pensylwanii. Wszystkie moje zabawki były już spakowane, więc moją jedyną rozrywką było czytanie książek. Mama przynosiła mi je razem z piwem imbirowym. Kiedy wychodziła z pokoju, nuda, przyczajona jak dotąd za rogiem, dawała o sobie znać ze zdwojoną siłą i potęgowała moją nędzę.

Nie pamiętam dokładnie, jak poznałem Pana Widemouth. Myślę, że było to około tygodnia po tym, jak zdiagnozowano u mnie mononukleozę. Moje pierwsze wspomnienie ukazuje malutką istotkę pytającą, czy nadam jej imię. Postanowiłem nazwać go Panem Widemouth, ponieważ miał ogromne usta. W sumie wszystko było u niego za duże - krzywe uszy, nos, oczy, jednak usta były największe.

''Wyglądasz trochę jak Ferbie'' - powiedziałem, kiedy wskoczył na książkę, którą czytałem.

Pan Widemouth zatrzymał się i spojrzał na mnie pytająco. ''Ferbie? Jaki Ferbie?'' - zapytał.

Wzruszyłem ramionami. ''No wiesz... taka zabawka. Mały robot z dużymi uszami. Możesz je zabawiać i karmić, prawie jak prawdziwe zwierzę.''

''Oh.'' - Pan Widemouth zbliżył się do mnie. ''Nie potrzebujesz żadnego z nich. To nie to samo, co posiadanie prawdziwego przyjaciela.''

Pamiętam, że Pan Widemouth znikał za każdym razem, kiedy do pokoju wchodziła mama. ''Chowałem się pod łóżkiem'' - później wyjaśnił. ''Nie chcę, żeby twoi rodzice mnie zobaczyli, bo boję się, że nie pozwolą nam się razem bawić.''

Rozumiałem to.

Nie robiliśmy wiele w ciągu tych pierwszych kilku dni. Pan Widemouth czasami przeglądał moje książki, zachwycony opowieściami i zdjęciami w nich zawartymi. Pewnego dnia spotkałem go o trzeciej lub czwartej nad ranem. Przywitał mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. ''Wymyśliłem grę, w którą możemy niedługo zagrać''. - powiedział. ''Musimy jednak poczekać, aż twoja mama przyjdzie żeby sprawdzić co u ciebie. Ta zabawa musi pozostać tajemnicą.''

Kiedy moja matka przyniosła mi leki i kolejny stosik książek, pan Widemouth wymknął się spod łóżka i pociągnął mnie za rękę. ''Musimy iść do pokoju na końcu korytarza'' - powiedział. Z początku się sprzeciwiałem, moi rodzice zabronili mi wstawać z łóżka bez ich zgody, ale pan Widemouth nalegał. W końcu się zgodziłem.

W tamtym pokoju nie było tapet na ścianach ani mebli. Jedyne, co rzucało się w oczy to okno naprzeciwko drzwi. Pan Widemouth przemknął przez pokój, otworzył okno i skinieniem głowy przywołał mnie do siebie. Kazał mi spojrzeć w dół.

Byliśmy na drugim piętrze domu, a dom stał na wzgórzu. Przez to, że pod oknem znajdowało się spore wzniesienie, okno od podłoża dzieliło w rzeczywistości trochę mniej niż 2 piętra.
''Lubię bawić się tutaj'' - powiedział Pan Widemouth. ''Udaję, że pod tym oknem jest duża, miękka trampolina, na którą skaczę. Jeśli z całych sił zapragniesz sobie to wyobrazić, odbijesz się od ziemi jak piórko. Chcę, żebyś spróbował.''

Miałem tylko pięć lat i wysoką gorączkę, jednak w mojej głowie pojawił się cień sceptycyzmu. Spojrzałem w dół i oceniłem swoje możliwości. ''Tutaj jest za wysoko'' - powiedziałem.

''Ale na tym właśnie polega ta zabawa. Nie było by fajnie, gdyby był to tylko krótki spadek. Równie dobrze mógłbyś poskakać na trampolinie.''

Byłem zachwycony, wyobrażając sobie wypadnięcie z okna, a następnie odbicie się od podłoża i powrót. Było to coś niesamowitego, coś, czego zwykły człowiek nawet nie potrafił sobie wymyśleć. Jednak realista we mnie zwyciężył. ''Może innym razem'' - powiedziałem. ''Nie wiem, czy mam wystarczająco dużo wyobraźni. Mogę się skrzywdzić''.

Zobaczyłem, jak twarz pana Widemoutha wykrzywia się w złości, ale tylko na chwilę. Gniew ustąpił miejsca rozczarowaniu. ''Skoro tak mówisz...'' - powiedział. Resztę dnia spędził pod łóżkiem, cicho jak mysz.

Następnego ranka Pan Widemouth przybył, trzymając w rękach małe pudełko. ''Chcę nauczyć się, jak żonglować.'' - rzekł. ''Oto kilka rzeczy, których można używać do ćwiczeń.''

Zaglądnąłem do środka. Pudełko było pełne noży. ''Moi rodzice mnie zabiją!'' - krzyknąłęm przerażony. Rodzice nigdy nie pozwalali mi choćby dotknąć noży lub innych ostrych narzędzi. ''Dostanę lanie i szlaban na co najmniej rok !''

Pan Widemouth zmarszczył brwi. ''To świetna zabawa. Chcę, żebyś spróbował.''

Rzucił pudełko w moją stronę. ''Nie mogę. Będę miał kłopoty. Rzucanie nożami w powietrzu jest strasznie niebezpieczne.''- powiedziałem.

Grymas Pana Widemouth zmienił się w widoczną wściekłość. Wziął pudełko z nożami, wsunął się pod łóżko i spędził tam reszte dnia. Zacząłem się zastanawiać, jak często spał pode mną.

Po tych wydarzeniach nie mogłem zasnąć. Pan Widemouth często budził mnie w nocy, mówił, że pod oknem postawił prawdziwą, ogromną trampolinę, ale nie zobaczę jej w ciemności. Zawsze odmawiałem i próbowałem zasnąć, ale Pan Widemouth nie rezygnował. Czasem siedział u mego boku aż do rana, zachęcając mnie do skoku.

Nie chciałem już się z nim bawić.

Nad ranem moja mama przyszła do mnie i powiedziała, że mogę wyjść na zewnątrz. Powiedziała, że świeże powietrze dobrze mi zrobi, zwłaszcza, że tak długo nie wychodziłem na podwórko. Zachwycony, zakładam moje trampki i wybiegam na ganek. Z tęsknym uczuciem pozwalam słońcu spłynąć na moją twarz.

Pan Widemouth czekał na mnie. ''Mam coś, co chcę ci pokazać.'' - powiedział. Musiałem mieć dziwną minę, bo wtedy powiedział ''Jest to bezpieczne, obiecuję.''

Poszedłem za nim aż do szlaku jeleni, który ciągnął się przez las niedaleko domu. 'To bardzo ważna ścieżka'' -wyjaśnił. ''Miałem wielu przyjaciół w twoim wieku. Kiedy byli gotowi, szliśmy tą drogą aż do specjalnego miejsca. Nie jesteś jeszcze gotowy, ale mam nadzieję, że pewnego dnia się tam wybierzemy.''

Wróciłem do domu, zastanawiając się, co znajduje się na końcu szlaku.

Dwa tygodnie po tym, jak spotkałem pana Widemouth, nasze ostatnie bagaże zostały zapakowane do samochodu. Siedziałem obok taty i czekałem, aż rozpocznie się długa droga do Pensylwanii. Zamierzałem powiedzieć Panu Widemouth, że wyjeżdżam, ale zacząłem podejrzewać, że intencje tej istoty nie było dobre, wbrew temu co ciągle powtarzał. Z tego powodu chciałem utrzymać mój wyjazd w tajemnicy.

Mój ojciec i ja siedzieliśmy w ciężarówce od czwartej rano. Tata miał nadzieję dojechać do Pensylwanii jutro w porze obiadowej, spożywając w tym czasie zgromadzone zapasy - dwa sześciopaki napojów energetycznych i nieskończona ilość kawy. Wyglądał bardziej jak człowiek, który ma przebiec maraton, a nie spędzić dwa dni nieruchomo.

''Wystarczająco wcześnie dla ciebie ?'' - zapytał.

Skinąłem głową i ponownie oparłem się o szybę. Miałem nadzieję na jakiś sen, zanim wzejdzie słońce. Czułęm rękę ojca na moim ramieniu. ''To już ostatnia przeprowadzka, synu, obiecuję. Wiem, że to dla ciebie trudne, wiem, jak chory byłeś. Teraz dostałem awans, nasze życie się uspokoi, będziemy mogli się zaprzyjaźnić.''

Otworzyłem oczy, kiedy wycofał się z podjazdu. Widziałam, że pan Widemouth jest za oknem mojej sypialnii. Stał nieruchomo, dopóki nasza ciężarówka nie zniknęła za zakrętem. Trzymał w rękach nóż do steków. Nie miałem zamiaru się z nim żegnać.

Lata później wróciłem do New Vineyard. Ziemia, na której niegdyś stał nasz dom była pusta. Budynek spłonął kilka lat po tym, jak się z niego wyprowadziliśmy. Z ciekawości poszedłem na szlak jelenia, który pokazał mi Pan Widemouth. Z jednej strony podejrzewałem, że wyskoczy on nagle zza drzewa po to, by mnie przestraszyć. Wiedziałem jednak, że go nie było, był zbytnio przywiązany do domu, który już nie istniał.

Trasa kończyła się na Cmentarzu New Vineyard.

Zauważyłem, że wiele nagrobków należało do dzieci.
  • 7

#726

Maighread.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nieznana Książka

Żył sobie kiedyś chłopiec, któy uwielbiał czytać. Czytał wszystko, co mógł dostać w swoje ręce, uwielbiał chodzić do swojej ulubionej księgarni. Pewnego dnia, chłopiec uświadomił sobie, że przeczytał wszystko, co sklep ma do zaoferowania. Podszedł do właściciela i spytał, czy może kupić jakąś książkę, której nie zna. Właściciel powiedział, że tak. Sięgnął po książkę o tytule ''ŚMIERĆ''. Sprzedał go ucieszonemu chłopcu po obniżonej cenie 50 zł.

Ostrzegł go jednak, alby nigdy nie spoglądał na tylną okładkę książki. Cóż, chłopak wrócił do domu i zadowolony zaczął czytać powieść. Zawsze jednak zastanawiał się, co znajduje się z tyłu książki. Pewnego dnia pokusa była zbyt silna. Chłopiec spojrzał na tylną okładkę nowej pozycjii i po chwili upuścił ją w przerażeniu.

Tam, tłustym drukiem było napisane : CENA : 19,99

:) Nie moje, tłumaczone.

Użytkownik Maighread edytował ten post 02.08.2012 - 15:57

  • 23

#727

Zaibatsu.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

SCP-3029
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Identyfikator: SCP-3029
Klasyfikacja: Euclid
Specjalne Czynności Przechowawcze:
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
SCP- 3029 powinien otrzymywać codziennie racje żywnościowe, określone w dokumencie SCP-3029/A. Przez cały czas musi mieć założoną obrożę z adrenaliną i substancją(usunięto), baterią, oraz odbiornikiem radiowym. Nie ma prawa Nie powinien przebywać w odległości większej niż moc nadajnika tj. 150m, który stale ma mieć przy sobie Agent(usunięto), w przeciwnym wypadku ma być natychmiastowo zlikwidowany, w przypadku zarejestrowania obecności SCP-3029 poza wyznaczoną strefą, należy niezwłocznie powiadomić Dr. Balzmana, lub Agenta(usunięto). Co 3 miesiące Agent(usunięto) ma obowiązek stawienia się u Dr. Balzmana, celem wymiany baterii w obroży, oraz zbiorników z adrenaliną i substancją(usunięto).
Opis
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
SCP-3029 jest psem, prawdopodobnie mieszańcem rasy Collie i Owczarka Belgijskiego. Obecnie ma około 7 lat. Ma 64 cm wysokości w kłębie, ok. 15 kg masy i jasno-brązową sierść. Obiekt posiada wszystkie cechy normalnego przedstawiciela swojej rasy, co potwierdza wywiad środowiskowy oraz badania Dr. Balzmana. W sytuacji zagrożenia SCP-3029 zachodzą w jego ciele oraz najbliższym otoczeniu zmiany, tj.
-wzrost adrenaliny, o ok. 1500% względem stanu neutralnego
-wzrost agresji, skierowanej na obiekt zagrożenia
-wzrost siły i szybkości, analogicznie o od 500 do 760% dla siły, oraz od 1400 do 5600% dla szybkości
-zmiany wyglądu oraz najbliższego otoczenia, przypominającą fotograficzny efekt odwrócenia kolorów (negatyw) oraz rozmazania, zarejestrowane zarówno przez kamery, jak i agentów badających SCP-3029

Atak trwa około 30 sekund, bądź dłużej, do momentu, gdy zagrożenie życia Agenta(usunięto), bądź innych członków personelu zostanie zażegnane. Po każdym ataku SCP-3029 musi odpoczywać ok. 8 godzin, by nie narazić go na trwały uszczerbek na zdrowiu. W przypadku podania substancji(usunięto) w trakcie trwania ataku, SCP-3029 powróci do stanu neutralnego, jeśli zagrożenie życia ww. osób zostanie zażegnane. Szczegółowe raporty badań przeprowadzonych przez Dr. Balzmana, załączone są w Dodatku.
Pochodzenie
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
SCP-3029 został zakupiony przez byłego agenta SCP, Agenta(usunięto) w mieście(usunięto), dnia(usunięto)(Fundacja dotarła do innych psów z tego samego miotu co SCP-3029, lecz przeprowadzone badania nie potwierdziły, by posiadały one zdolności SCP-3029). Przez blisko 6 lat SCP-3029 nie wykazywał zdolności, aż do dnia(usunięto), gdy na spacerze z małżonką, w lesie(usunięto), Agenta(usunięto) zaatakował dzik. Szczegółowy raport załączony jest w Dodatku. Po ataku, Agent(usunięto) niezwłocznie skontaktował się z Fundacją, i od (usunięto) przebywa w siedzibie fundacji, na poziomie 1.
Dodatek:
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
SCP-3029/D1
Nagranie z rozmowy Agenta(usunięto) dotyczącej pierwszego ataku agresji SCP-3029
(Fragmenty przeniesione do akt sprawy (usunięto)
SCP-3029/16
Nagranie wideo: Reakcja na zagrożenie SCP-3029 ze strony słonia afrykańskiego, którem podano dożylnie 800 ml meskaliny, oraz stymulowano prądem elektrycznym.
(Fragmenty usunięte w związku z sytuacją(usunięto). Dr. Balzmanowi zostały obniżone uprawnienia do poziomu 4, oraz zabroniono mu dalszych "eksperymentów sprawnościowych" SCP-3029. Fundacja wyraża ubolewanie, spowodowane karygodną niedojrzałością Dr. Balzmana, i przestrzega że w przypadku jakichkolwiek podejrzanych działań, zwłaszcza jeśli chodzi o udostępnianie nagrań, raportów, czy też dostępu osób niezwiązanych bezpośrednio z badanym obiektem, będzie musiała przedsięwziąć bardziej radykalne środki, tak samo w stosunku do niego, jak i osób przyłapanych na tym procederze.)

http://vpx.pl/i/2012/08/02/cG1uB.png SCP w stanie neutralnym
http://vpx.pl/i/2012/08/02/aGsEv.jpg SCP-3029 w trakcie ataku
  • -7

#728

Maighread.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejne tłumaczenie :)

KŁAMCY

Kiedyś żył w naszej dzielnicy chłopak imieniem Jimmy. Był to bardzo zabawny, sympatyczny dzieciak. Brakło mu jednak odpowiedzialności i wyczucia w swoich żartach. Był mimo to zadowolony z tego, jaki jest i nie miał zamiaru się zmieniać. Tym bardziej, że większość ludzi go lubiła, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie.

Jeden z jego kolegów był wkurzony z dość surowego żartu Jimmy'ego. Było w nim coś z psychopatycznego sadysty, nie potrafił odróżnić żartu od zniewagi. Zebrał więc kilku innych chłopaków, którzy nie lubili Jimmy'ego i po skończonych zajęciach w szkole zaprowadzili go do sali od chemii. Unieruchomili chłopaka, lecz nie zakleili mu ust.
''Już niedługo będziesz się cieszyć swoją parszywą gębą'' - powiedział Brett, prowodyr całego zamieszania, patrząc w przerażone oczy ofiary. Skinął głową do swojego kolegi, a ten złapał kwas mrówkowy przechowywany w laboratorium i wylał mu na twarz. Następnie wszyscy stanęli wokół niego, zaczęli wołać o pomoc udając, że chcą uratować Jimmy'ego.
Twarz Jimmy'ego była wprost zjadana przez kwas. Gdy ratownicy przybyli i zajmowali się chłopcem (który był już w stanie krzyczeć), jeden z lekarzy poprosił chłopców, żeby wyjaśnili, co się stało. Brett wyjaśnił, że przechodzili obok sali i zobaczyli w niej Jimmy'ego oblanego kwasem . Według jego relacji usiłowali mu pomóc. Pozostali chłopcy co chwila potwierdzali jego wersję. Jimmy próbował protestować w cichej agonii. Lekarz skinął głową i powiedział, że niedługo zostaną wezwani na kolejną rozmowę.

Minęło kilka dni, chłopiec leżał na intensywnej terapii z bandażami na twarzy. Lekarze ratowali co mogli z jego twarzy. Wskutek ich działań szczęka chłopca trzymała się w zawiasach mimo znacznej utraty ciała i wciąż widział na jedno oko. Był w stanie mówić, jednak nie chciał odpowiadać na niczyje pytania. Wpatrywał się w sufit, nieobecny, wciąż powtarzając słowo '' KŁAMCY''. Jimmy nie będzie mógł już nigdy się uśmiechnąć, zostanie samotny w domu na zawsze. Chore, mściwe myśli pojawiały się w jego głowie. Musiał poczekać, aż nadarzy się okazja. Wtedy uderzy.
------------------------------------------------------------------------

Jest weekend. Brett znalazł w swojej skrzynce na listy kasetę VHS z wyrytym napisem '' DLA CIEBIE''. Włożył ją do odtwarzacza.

Był to amatorsko nagrany film, kręcony najprawdopodobniej w pośpiechu. Zaczyna się zoomem na codzienną gazetę; data jest wczorajsza. Natępnie kamera przeskakuje, ukazując brudną podłogę nieznanego pomieszczenia. Migotająca lampa lekko oświetla otoczenie. Kiedy kamera podniosła się, Brett zroumiał, że nie jest to normalny film.
Przed kamerzystą siedział jeden z przyjaciół Bretta. Był nagi, wokół twarzy miał brudną opaskę, jego skóra była pokryta poparzeniami i ranami. Kamerzysta zdjął knebel z ust chłopca.
''Proszę, proszę...człowieku...pozwól mi odejść.... zrobiłem co chciałeś... O Boże...Jesse, Keith, Mike... Przykro mi chłopaki....prosze... tak mi...tak mi przykro...''

Po prosstu powtarzał to w kółko, kołysając się na boki.

Brett zaczął się trząść, widział spalone i zniekształcone ciała w tle. Zwłoki jego przyjaciół. Wszystkie ciała posiadają oznaczenia w postaci dużych liter.

Kamerzysta chwyta siedzącego przed nim chłopaka za podbródek nakazując mu wstać. Doprowadził go do drzwi, których nie obejmuje kamera. Słychać krzyki i już po chwili Brett może zobaczyć ciała swoich przyjaciół układające się w słowo ''KŁAMCA''.
Aparat wyłącza się automatycznie.

Po chwili uruchamia się ponownie.
Tym razem kamerzysta jest na zewnątrz. Prawdopodobnie tym razem kamerę trzyma ocalały przyjaciel Bretta.
''Gdzie jesteś ? Gdzie jesteś, popaprańcu ? Powiedziałeś, że mam odejść!''
Chłopiec krzyczy i płacze, ponieważ słyszy chrzęst butów na śniegu. Dźwięk jest coraz bliżej.

Brett czuje się słabo, biegnie do drzwi by je zablokować. Wie co go czeka. Odwraca się, by zobaczyć zniekształconą twarz Jimmy'ego.

Ostatnią rzeczą, jaką kiedykolwiek usłyszy, to słowo ''KŁAMCY' wydobywające się z głośników.

Ostatnią rzeczą, jaką poczuje, to kwas biegnący po jego twarzy i wżerający się w skórę.

Ostatnią rzeczą, jaką zobaczy, będzie wykręcona w szyderczym uśmiechu twarz Jimmy'ego.

Dołączona grafika

Użytkownik Maighread edytował ten post 02.08.2012 - 17:57

  • 16

#729

inaczej233.
  • Postów: 15
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pokój Do Wynajęcia

Spoiler


Jeżeli zamieszczacie opowiadania, dodawajcie ich źródła i pochodzenie. Inaczej posty będą kasowane. Opowiadanie pochodzi z antologii "Pokój do wynajęcia" i jest autorstwa Tomasza Golisa.

/mylo

  • 12

#730

Meow.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Kurczę,wiem , że nie nawiązuje do tematu. Ale nie mogę się opędzić od tego. Może to przez mój młody wiek, ale pare creepast mnie przestraszyło,że nie zasnąłem tej nocy,a przeczytałem ich sporo? Mam 15 lat to i może mam prawo, ale Wy też mieliście podobne? Mimo , że wciskałem sobie , że to nie realne, że to wymysły ludzi itp. ale nadal czułem strach.


A i mam pytanie do jednej creepasty, nie będę wklejał calej ale mały fragment.
"
Zostałem adoptowany.Nigdy nie znałem swojej prawidzwej matki,zabrano mnie od niej gdy byłem jeszcze zbyt mały żeby ją zapamiętać. Kochałem jednak moją adopcyjną rodzinę.Byli dla mnie tacy mili.Jadałem dobrze, mieszkałem w wygodnym ,ciepłym domu i mogłem późno kłaść się spać.

Pozwólcie,że szybko opowiem o mojej rodzinie: po pierwsze ,moja mama-nigdy nie nazywałem jej ''Mamą''ani nic w tym stylu, po prostu zwracałem się do niej po imieniu. Janice. Nie miała nic przeciwko. Zwracałem się tak do niej już tak długo, że nie sądzę ,aby to nawet zauważała.W każdym razie,była bardzo dobrą kobietą. Myślę,że to ona wyszła z inicjatywą aoptowania mnie.Czasem,gdy oglądaliśmy telewizję opierałem się o nią,a ona drapała mnie paznokciami w plecy. Była jedną z takich hollywoodzkich matek.

Był jeszcze tata.Jego prawdziwe imię to Richard, ale on chyba niezbyt mnie lubił.Zwykłem nazywać go ''Tatą''desperacko pragnąć zyskać jego miłość.To nie działało. Myślę,że nieważne jakbym go nazywał, i tak nie kochałby mnie tak jak własnego dziecka. To zrozumiałe, więc nie naciskałem. Charakterystyczną cechą taty "


bo na końcu jest , że spojrzałem na swoje łapy i nic nie mogłem zrobić, chodzi , że to był pies? czy człowiek bez rąk ? ^ nie mogę tego ogarnąć. Prosze o wyjaśnienie.
  • -13

#731

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Robert obudził się jak zwykle wcześnie rano. Lubił przed pracą spokojnie zjeść śniadanie i posłuchać wiadomości w radiu. Powoli usiadł na łóżku, ale po chwili szybko opadł na nie z powrotem. Poczuł przeszywający ból głowy. “Znowu te migreny”, pomyślał ze złością. Na szczęście do pracy w kopalni szedł tego dnia na drugą zmianę, więc miał czas, żeby trochę dłużej poleżeć i poczekać aż ból zelżeje. Poprosił żonę o jakieś proszki i zasnął.
Ponownie obudził się na godzinę przed rozpoczęciem jego zmiany. Ból jednak niewiele się zmniejszył. W końcu uległ namowom żony i postanowił tego dnia zostać w domu. Były to czasy, kiedy nie każdy miał jeszcze w domu telefon, więc poprosił ukochaną, żeby poszła do jego przełożonego i opisała sytuację. Sam ułożył się wygodnie na kanapie, zakrył twarz kocem i starał się nie myśleć o niczym.
Żona Roberta, idąc ulicą w kierunku kopalni, zauważyła dziwne poruszenie w jej okolicach. Przyspieszyła, żeby jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi. Było 10 minut po godzinie 15, więc zmiana Roberta już się zaczęła. Zza rogu wyskoczyła zaaferowana sąsiadka.
- Nie uwierzy pani co się stało! - wykrzyknęła. - W kopalni wybuchł wielki pożar! Nikt nie przeżył!
- Boże… - jęknęła żona Roberta. – Mój mąż… on… nie poszedł dzisiaj do pracy, bo źle się czuł…
- Matko kochana – sąsiadka wzniosła oczy ku niebu. – Co za wielkie szczęście!
Kobieta szybko pożegnała się z sąsiadką i zawróciła do domu, żeby jak najszybciej opowiedzieć mężowi, jak uniknął nieszczęścia. Jaka była w tej chwili szczęśliwa, sama nie potrafiłaby opisać. Bardzo kochała męża i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Spędzili razem 30 pięknych lat i miała nadzieję na kolejne tyle jeśli zdrowie pozwoli.
Otworzyła szybko drzwi do mieszkania i od progu krzyknęła:
- Robert! W kopalni była tragedia! Jak dobrze, że zostałeś w domu.
Odpowiedziała jej tylko cisza. Nie zmartwiło jej to. Robert przecież źle się czuł. Mógł zasnąć. Po cichutku weszła do pokoju, w którym leżał i zamarła.
Jej ukochany mąż wciąż był na tej samej kanapie. Wciąż twarz miał przykrytą kocem, aby do zmęczonych oczu nie dochodziło światło. Tylko krew sącząca się w okolicach głowy nie pasowała do tego obrazka. Ani to, ani obraz, który spadł ze ściany wprost na twarz Roberta pozbawiając go życia. Dusza uleciała z jego ciała w tym samym momencie, w którym w kopalni ginęli jego koledzy.

Użytkownik harpoonek edytował ten post 05.08.2012 - 17:41

  • 12

#732

Meow.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Jest juz 7 : 00 , nadal mam to cholerne uczucie ! Boję się wstać i zobaczyć co się stało tamtej nocy w mojej domu.Pomoc raczej nie przyjdzie bo mieszkamy zdala od ludzi, za lasem. Była impreza,jako , że mam dopiero 13 lat nie mogłem długo pobalować i kazali mi iść spać o 24... Byłem bardzo zdenerwowany, w myślach prosiłem a nawet się modliłem aby im impreza się nie udała i coś się stało. Mój brat Thom, zaprosił 45 osób, ale do jednej osoby wszyscy mieli wątpliwości, do Thesa. Thes był satanistą, nie tym teraźniejszym ale tym najstarszym, był za spalaniem budowli świętych, za zabijaniem chrześcijanin przeciwstawiającym mu się. Był pare razy u psychologo, miał zadatki na psychopate, króko mówiąc człowiek bez serca. Dobrze wiedzieliśmy , że wzywał duchy,podpisał cyrograf i raz zabił niewinnego człowieka,jednak to była nasza tajemnica.Wrócmy do imprezy, słyszałem wszystko co się działo, nie oszukujmy się , nasz dom nie należy do największych. Koło 3 : 00 kiedy impreza trwała, wszyscy się dobrze bawili, Thes powiedział , że może podyskutujemy na temat wiary, wszyscy wybuchli śmiechem, jedynie jedna Khali powiedziała , że możemy porozmawiać, rozpalmy ognisko , nadamy klimat i zobaczymy kto ma słabą psychike a kto nie. Każdy zgrywał kozaka i się na to zgodzili. Ale jeszcze cofnijmy się dwie godziny wstecz, na imprezie były narkotyki typu : LSD , maryśka , amfetamina i grzybki.Thes lubił ćpać jak i większość z tego towarzystwa ale z umiarem. Wrócmy do ogniska, wiedziałem , że nie usłyszę co będą mówić więc schowałem się na tarasie w wielkim fotelu i przykryłem się kocem, udało mi się tylko dlatego bo reszta była zajęta rozpalaniem ogniska i przynoszeniem ławek.Thes jako pomysłodawca, zaczął każdego przekonywać , że Boga nie ma, szatan jest tylko panem. Zaczął obrażać inne osobv bo wszystkie osoby prócz niego wierzyły w Boga i chodziły do kościoła.Więc postawili mu się i jego zaczeli obrażać. Nie wytrzymał tego Thes i zaczął krzyczeć i wszystko rozwalać jakby go coś opętało, zaczął rzucać w każdego. Wszyscy się z niego śmiali, złapał mojego brata, zaczął dziwne rzeczy w innym języku mówić i wyjął nóż z kieszeni i go zabił, następnie krzycznął : Już mam jedną ofiarę dla mojego pana ! ". wszyscy się przestraszyli, słyszałem płacz i tekst Thesa powtarzał się wielokrotnie, nie wiem ile razy, 10 ? 20 ? a może i nawet 30 ? To była rzeź, słyszałem jak się darł w innym języku. Ktoś zadzwonił na policje, jednak to nic nie pomogło, bez wahania zabił dwóch policjantów Thes. Postanowiłem , że ucieknę biegnąc w stronę domu dostałem czymś w głowę i nie wiem co się dalej działo. Jest 7 : 10, słyszę kroki, wiem ,że ktoś jeszcze jest na podwórku albo w domu. Boję się wstać, nie wiem co robić, czekać aż ktoś przyjdzie? postanowiłem podnieść głowę, na drzewach wisieli prawie wszyscy, prócz mnie i Thesa, znów słyszę kroki, widze Thesa... idzie w moją strone.. ma nóż i sznurek... to już jest koniec..
  • -1

#733

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nie wiem, czy to opowiadanko się tu nadaje, ale znalazłam je w odmętach mojego twardego dysku i postanowiłam się podzielić :)
---------------------


To był ciężki dzień. Zbliża się koniec miesiąca i miałem bardzo dużo pracy, przez co do łóżka położyłem się grubo po północy. Wściekły jak osa, ponieważ następnego dnia musiałem rano wstać i zjawić się w biurze na zebraniu zarządu.
Ze snu wyrwało mnie szarpanie za ramię. To była moja żona próbująca mnie dobudzić. Niechętnie otworzyłem oczy i zerknąłem na zegarek – była 3 w nocy, jeszcze 2 godziny spania i pobudka. Anna wyglądała na przejętą, zaspany nie zrozumiałem, co do mnie mówi.
- Michał, obudź się wreszcie – mówiła nerwowo.
- Co się stało? – zapytałem już nieco bardziej przytomny i wtedy usłyszałem, co przestraszyło moją żonę. Zza okna dochodził do moich uszu płacz małego dziecka.
- Proszę, idź to sprawdzić, może ktoś potrzebuje pomocy – błagała Anna.
Wsunąłem stopy w klapki i nieco zdenerwowany podszedłem do drzwi. Spojrzałem jeszcze raz na przestraszoną żonę i mnie też udzielił się jej niepokój. Co na takim pustkowiu robi małe dziecko? Mieszkamy daleko za miastem, nasz dom otoczony jest lasem, obok płynie rzeka i do najbliższego miasta mamy kilka kilometrów. Zacząłem myśleć, że w pobliżu może czaić się psychopata, który tylko czyha na kolejne ofiary. Dla bezpieczeństwa chwyciłem z kuchni nóż i dopiero wtedy skierowałem się do drzwi wyjściowych. Otworzyłem je powoli i zerknąłem na zewnątrz. Od kilkunastu sekund już nie było słychać płaczu, tylko szum drzew na wietrze. Było ciemno, jedynie światło z domu pozwalało cokolwiek zobaczyć. Ale nie zobaczyłem nic.
Uspokojony zamknąłem drzwi, dwa razy upewniając się, że są zakluczone. Wróciłem do sypialni.
- Nikogo tam nie ma – powiedziałem do Anny. – To pewnie koty. Czasami można ich krzyki pomylić z płaczem dziecka.
Przykryłem się kocem, zadowolony, że jeszcze chwilkę się prześpię, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zamarłem. Przed chwilą przecież byłem na dole, nikogo nie było w pobliżu.
Anna wyglądała, jakby miała zaraz wyzionąć ducha. Nie musiała nic mówić. Ponownie włożyłem kapcie i powoli zszedłem na dół. Pukanie powtórzyło się. Na wszelki wypadek, tym razem też w dłoni trzymałem nóż.
Przed drzwiami wziąłem głęboki oddech i otworzyłem je gwałtownie na całą szerokość, równocześnie wyciągając nóż przed siebie. Kiedy ją zobaczyłem, ręka sama opadła i już nie mierzyłem w nikogo moją małą bronią.
Przed domem stała młoda, piękna kobieta o złocistych włosach. Miała bardzo smutne oczy, przepełnione lękiem i niemym błaganiem. Na rękach trzymała małe zawiniątko, które zapewne było dzieckiem, które wcześniej słyszeliśmy. Staliśmy tak naprzeciw siebie i żadne z nas nie wydało z siebie żadnego dźwięku.
Po chwili otrząsnąłem się. Co ta kobieta robiła na naszym podwórku? W dodatku z dzieckiem? Gestem zaprosiłem ją do środka i zapytałem, jak mogę jej pomóc. Kiedy weszła i światło padło na jej twarz, zauważyłem, że jej bardzo blada, a z jej włosów kapią strużki wody. Nie wiedziałem, że w nocy padało. Podałem jej koc, a sam poszedłem do żony. Nie chciałem, żeby się niepokoiła, więc szybko opowiedziałem jej co się stało i wróciłem na dół.
Przestraszyłem się, kiedy okazało się, że tajemniczej kobiety już nie ma. Na kanapie został koc, a mokre ślady prowadziły na zewnątrz. Czyżbym ją wystraszył? Szukała pomocy, a ja powitałem ją nożem kuchennym.
Pobiegłem na zewnątrz, wrzeszcząc za nią, ale nigdzie jej nie dostrzegłem. Z lasu dochodził jedynie płacz. Płacz tego samego dziecka, co wcześniej. W pierwszej chwili chciałem biec za nią. Zatrzymać ją i dać jej schronienie do rana. Ale wszelkie dźwięki ucichły i nie miałem szans znaleźć jej w gęstym lesie.
Zmartwiony położyłem się i zasnąłem.
Następnego dnia musiałem bardzo wcześnie zjawić się w pracy, więc nie myślałem o wydarzeniach poprzedniej nocy. Jak człowiek ma dużo na głowie, koncentruje się na danej rzeczy i nic więcej nie dochodzi do jego myśli. Przynajmniej ja tak mam.
Około południa odebrałem telefon od żony. Z przejęciem opowiadała mi, że przed drzwiami do naszego domu, w ziemi ktoś napisał: „pomóż mi”. Czy to kobieta z poprzedniej nocy? Tego nie wiedziałem.
Wieczorem do naszego domu zawitała policja. Pokazali mi zdjęcie kobiety i zapytali, czy ją rozpoznaję. Oczywiście, że rozpoznawałem. Była u mnie zeszłej nocy, chyba potrzebowała pomocy!
Funkcjonariusze spojrzeli na mnie dziwnie. I wtedy się wszystkiego dowiedziałem.
Ta młoda kobieta i jej maleńkie dziecko dzisiejszego ranka zostali wyłowieni z rzeki. Martwi. Prawdopodobnie utonęli w zeszłym tygodniu.
Tej nocy nie mogłem spać. Wciąż zastanawiałem się, co mi się właściwie przytrafiło. Wmówiłem sobie, że był to tylko sen. W końcu byłem wyczerpany i mój umysł spłatał mi figla. Z żoną nie chciałem o tym rozmawiać. Teraz smacznie spała, a ja usłyszałem, że ktoś puka do drzwi.
Zerwałem się na równe nogi i z duszą na ramieniu poszedłem otworzyć. Przed drzwiami stała ta sama kobieta z dzieckiem. Maleństwo miało tym razem odsłoniętą twarz i dostrzegłem coś jakby... uśmiech?
Od razu zwróciłem uwagę na to, że kobieta nie patrzy się na mnie. Wzrok miała wbity w ziemię, twarz przesłoniętą blond włosami. Mokrymi. A przecież tej nocy nie spałem i wiem, że nie padało. Nagle poczułem nieopartą chęć ucieczki. Zrobiłem krok do tyłu...
- Nie pomogłeś mi – wysyczała wtedy kobieta i podniosła na mnie wzrok.
Jej przekrwione oczy biły do mnie nienawiścią. Mógłbym przysiąc, że dziecko zaśmiało się i wykrzywiło twarzyczkę w szerokim uśmiechu.
- Przyjdę po ciebie – wysyczała kobieta. – pokażę ci, jak zimna woda jest w rzecze...
Obudziłem się w przedpokoju. Drzwi wciąż były otwarte, słońce dopiero wychylało się zza horyzontu.
Starałem się nie myśleć o dziwnej kobiecie. Wmawiałem sobie, że to tylko koszmarne sny.
Ale tej nocy też ktoś zapukał do drzwi. Ze strachu czułem się sparaliżowany, nie poszedłem otworzyć. I wtedy uszłyszałem szept, jakby powstał w mojej głowie: „Otwórz, już czas.”
  • 13

#734

Vortex.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Bardzo dziwne morderstwo

Budzisz się nagle w środku nocy. Dookoła cisza i spokój, jak to zwykle na przedmieściach. Twoja córka pewnie smacznie śpi, ale ta dziwna cisza nie daje ci spokoju. Nie słychać nawet szumu liści drzew, ani jakichkolwiek owadów. Podchodzisz do okna, by poodychać trochę świeżym powietrzem i nagle zauważasz coś, co jeszcze bardziej cię zaniepokoiło. Pod twoim domem, stoi jakiś człowiek oświetlony latarnią i patrzy prosto na ciebie! Nie widzisz wprawdzie jego twarzy, bo jest spowita cieniem, ale możesz przysiąć, że on cię obserwuje. Tknięta nagłym przeczuciem odchodzisz od okna. W samą porę, bo w chwilę później szyba pęka z trzaskiem przebita przez ciśniętą siekierę. W panice uciekasz do przedpokoju. Gdy załączasz światło dostrzegasz coś potwornego. W korytarzu, na grubej linie wisi twoja siedmioletnia córka! Z przerażeniem cofasz się do pokoju, który przed chwilą opuściłaś, niezdolna do zrobienia czegokolwiek. A na twoim łóżku siedzi jakaś blada istota i uśmiecha się szyderczo. Powoli wstaje z łóżka i podchodzi do ciebie z nożem w ręce...

Kilka dni później budzisz się w szpitalu, ale już bez oczu i języka. Nie możesz nawet opowiedzieć lekarzom i policji co się stało. Nie możesz uwierzyć w to, co się stało i podejżewasz, że i tak nikt by ci nie uwieżył. Jesteś w szoku. Prawie nie kontaktujesz się już ze światem zwenętrznym. Kilka następnych dni, to prawdziwe piekło. Wciąż masz przed oczami straszne sceny, które miały miejsce w twoim zawsze przecież bezpiecznym domu. Któregoś dnia z kolei słyszysz dziwny dźwięk. Ktoś powoli człapie w twoim kierunku. Odgłosy kroków są coraz głośniejsze, a oprócz tego w szitalu jest zupełna cisza, więc pewnie jest noc. Odgłos kroków ustaje. Ktoś stoi nad twoim łóżkiem, a ty nie jestes w stanie nic zrobić. Nagle czujesz na gardle zimny nóż, który zagłebia się w twoją szyję. Czujesz palący ból, czujesz, że umierasz i nic na to nie poradzisz...

Pielęgniarka, która weszła do sali, w której leżała ta nieszczęśliwa kobieta omal nie zemdlała widząc jej zmasakrowane ciało. Nikt nie mógł wyjaśnić, jak do tego doszło, by morderca wszedł na tą salę przez nikogo niezauważony. Policja która badała tę sprawę doszła do szokujących wyników. DNA które znalazła na miejsc tej zbrodni wykazywało na to, że kobietę zabiła jej córka...która nie żyła od tygodnia! Była to najdziwniejsza sprawa w tym małym mieście i do dziś nie wyjaśniono jak do tego doszło.
  • -5

#735

langusta.
  • Postów: 4
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Bajka na dobranoc


Dwa lata temu byłem na wakacjach u swoich wujków. Mama wysłała mnie tam do pracy, ponieważ trochę nabroiłem i musiałem zarobić pieniądze, by oddać je rodzicom. Nie lubiłem tam jeździć. Ciocia mieszkała na przedmieściach Nashville z rodziną. Nazywali się Collins, podobnie jak ich sklep, gdzie miałem im pomagać. Nie lubiłem tam przebywać przede wszystkim dlatego, że byli oni bardzo konserwatywni i wymagający, nawet jeśli chodziło o mnie. Pierwszego dnia, kiedy przyjechałem oboje postawili mi warunki dotyczące przebywania w ich domu. Po zapoznaniu się z nimi miałem ochotę uciec z dala od tej popieprzonej rodziny. Okazało się, że muszę codziennie wstawać o 5 rano, posprzątać dokładnie pokój w którym będę spał, przygotować się do pracy, zrobić śniadanie dla siebie, ponieważ w tym domu każdy je oddzielnie, po powrocie z pracy zajmować się domem, wyprowadzać na spacer psy i przygotować dla siebie kolację. Oczywiście spać musiałem położyć się przed 22. Brak Internetu, telewizji, telefon tylko na prośbę. Najbardziej jednak wkurzył mnie punkt dotyczący zakazu palenia, całkowity niezależnie gdzie i z kim jestem. Nie miałem w planach się do tego stosować, jednak nie miałem wyjścia. Na pobyt u rodziny dostałem od rodziców trochę pieniędzy, ale dysponowała nimi ciocia. Dokładnie sprawdzała na co je wydaję. Czułem się tam jak w klatce. Po 2 tygodniach już nie wytrzymywałem. W ogóle się nie wysypiałem, mimo, że całymi dniami nudziłem się jak nigdy, nie miałem tam żadnego towarzystwa a widok cioci i wujka sprawiał, że miałem odruch wymiotny, do tego nękała mnie mała kuzynka (szczęście, że nie byłem taką atrakcja dla moich kuzynów, bo nie dość, że mieli po 4 lata to jeszcze było ich dwóch) a brak fajek doprowadzał mnie do szaleństwa. Pewnego dnia, razem z wujkiem pojechaliśmy do jego ojca. Nie wiedziałem nawet po co. Po jakiś 2 godzinach byliśmy na miejscu. Gdy weszliśmy do środka natychmiast uderzyła we mnie fala zapachu tytoniu, co strasznie mnie podenerwowało. Był bardzo intensywny, pachniał wręcz nieco meliną. Na fotelu siedział starszy nie zadbany facet, czytał gazetę i palił papierosa. Wokół niego było pełno dymu. Gdy nas zobaczył, odłożył gazetę i wstał. Burknął coś do mojego wujka po czym poszli na stronę, Zauważyłem, że wujek daje mu chyba jakieś pieniądze. Stałem cicho i przyglądałem się temu co robią. Nagle moją uwagę przykuło kilka paczek fajek leżących na stole. Wyglądali na zajętych, pomyślałem, że wezmę jedną z nich a oni nawet tego nie zauważą. Upewniłem się, że żaden nie widzi po czym sięgnąłem szybko po paczkę i schowałem ją w kieszeni. Akurat skończyli. Wujek powiedział mi żebym poszedł do samochodu. Byłem lekko zmieszany, ale wyszedłem z przyczepy. Po jakiś dziesięciu minutach przyszedł. Pojechaliśmy do domu. Przez całą drogę myślałem o paczce papierosów, które zwinąłem temu dziadkowi. Bałem się trochę, że może to zauważą czy coś, ale w sumie miałem to gdzieś. W drodze wujek powiedział, że najprawdopodobniej będę musiał dziś zająć się do późna dziećmi, bo on i ciocia gdzieś wychodzą a opiekunka ma dziś wolne. Ucieszyłem się, cały dom do mojej dyspozycji. Kiedy zajechaliśmy, ciocia poinstruowała mnie jak mam się zachowywać pod ich nieobecność i wsiadła z wujkiem do samochodu. Pierwsze co zrobiłem gdy wszedłem do domu to zacząłem szukać ognia. Nie przejmowałem się za bardzo obecnością dzieci, bo siedziały na górze. Po 15 minutach poszukiwań poddałem się. Nigdzie nie było ani zapałek ani zapalniczki, niczego. Usiadłem zdenerwowany i myślałem co zrobić. Nagle z nikąd pojawiła się Eva, moja kuzynka, podeszła do mnie i pokazała mi paczkę zapałek, które wyjęła ze swojej kieszeni. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, nie miałem pojęcia skąd wie czego szukałem ani skąd 7 letnia dziewczynka ma zapałki. Spytałem skąd to ma i dlaczego mi to daje. Odpowiedziała, że widziała paczkę papierosów w mojej kieszeni (nigdy nie byłem zbyt ostrożny, telefon zgubiłem trzy razy, za każdym razem wydawało mi się, że miałem go w kieszeni). Wziąłem zapałki i powiedziałem coś w stylu „ale nie powiesz nikomu?”, ona uśmiechnęła się i poszła na górę. Otworzyłem okno i zapaliłem. Od razu poczułem, że właśnie tego mi brakowało. Dochodziła 22. Położyłem spać Liama i Chrisa, Eva już spała. Trochę dziwiło mnie, że jej pokój był całkowicie mniej zagospodarowany niż pokój chłopców. Oni mieli zabawki, pomieszczenie było jasne i przestrzenne, natomiast w jej pokoju stało tylko łóżko i jakaś komoda, ściany były ciemne a pokój sam w sobie nie zadbany. Nie chciało mi się jednak nad tym rozmyślać, więc z nudów zacząłem zwiedzać sobie inne pomieszczenia. Dom był duży. Mój pokój znajdował się na dole, praktycznie w ogóle nie spędzałem czasu na górnym piętrze, które było znacznie bardziej zagospodarowane. Najciekawszym pokojem było coś na wzór graciarni. Było tam wszystko. Oglądałem stare zdjęcia, książki, jakieś przedmioty. Wszystko zapakowane było w ogromnych skrzyniach. Moją uwagę przykuł stojący w kącie karton. Był bardzo zakurzony i widać było, że dawno nikt go nie otwierał. Wyglądał dość tajemniczo, byłem ciekawy co w nim jest. Otworzyłem go. Były tam dwa worki. W jedynym znajdowały się w większości dziecięce ubranka i zabawki. W drugim było pełno dokumentów i tego typu rzeczy. Z tego względu, że bardzo mi się nudziło postanowiłem, że przejrzę te papiery. Już miałem się za to zabrać kiedy nagle w drzwiach pojawiła się Eva. Trochę się przestraszyłem i spytałem co tu robi, ona odpowiedziała, że nie może zasnąć. Zaprowadziłem ją do łóżka i powiedziałem, że jest już późno i musi iść spać, poprosiła mnie żebym przeczytał jej bajkę. Zgodziłem się. Wziąłem którąś z książek z pokoju chłopców, usiadłem koło niej i zacząłem czytać. Czytałem i czytałem aż nagle zauważyłem stojących w drzwiach pokoju ciocię i wujka. Przestałem i spojrzałem się na nich z zaskoczeniem. Po chwili ciocia zapytała:
- Co Ty tu robisz?!
- Czytam..
- Widzę, ale dlaczego tutaj?
- Przyszedłem tutaj, bo nie mogła zasnąć, i poprosiła mnie żebym..
- Kto Cię poprosił?!
- No Eva..
Gdy to usłyszeli oboje stanęli na baczność a ich twarze całkowicie zbladły. Ciocia wpatrywała się we mnie dokładnie, jakby nie dowierzając. Nie wiedziałem o co chodzi. Nagle zobaczyłem, że obok mnie nikogo nie ma. Przerażony w sekundę wstałem z łóżka i wpatrywałem się w nie z dobre 10 sekund, po czym zapytałem „gdzie ona jest?!”. Po policzkach mojej cioci spływały łzy, wujek patrzył się w podłogę jak zahipnotyzowany. Kazali mi iść do łóżka. Na drugi dzień, rozkazałem cioci zadzwonić do mojej mamy, by po nie przyjechała. Nie szczególnie odmawiała. Jedyne co zrobiłem przed wyjazdem do poszedłem do graciarni, otworzyłem karton i jeszcze raz wszystko dokładnie przejrzałem. Dopiero teraz zorientowałem się, że ubranka są damskie a zabawki to w większości lalki. Jednak najbardziej zadziwiające było to na co natrafiłem przeglądając worek z papierami.. Znalazłem tam akty urodzenia Liama i Chrisa oraz akt zgonu należący do Evy Collins..
  • 20


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 6

0 użytkowników, 6 gości oraz 0 użytkowników anonimowych