Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#736

Marble.
  • Postów: 99
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Dodaję zapowiedzianą strasznie długą pastę. Pochodzi z creepypastaindex.com. Tytuł zmieniłam, bo taki moim zdaniem fajniej brzmi. Gdzieniegdzie mogą pojawić się przeoczone przeze mnie literówki, proszę w razie czego mi je wytykać :)

Pierwszy stopień do piekła
(The stairs and the doorway)


Nie sądzę żebym był wścibski. Na pewno nie bardziej niż inni. Po prostu mam to, co moja Mama nazwałaby "niezdrową ilością ciekawości". Byłem dzieciakiem, który wspiął się na sam szczyt wielkiego dębu na podwórku, tylko po to żeby zobaczyć co jest w gnieździe wron. Byłem dzieciakiem, który na tym samym podwórku wykopał dziurę tak głęboką, że sięgnęła wód gruntowych, bo uważałem że pod naszym domem jest jaskinia i chciałem ją zobaczyć. Zobaczyć.

Moi rodzice nie są skrajnie biedni, ale niewiele im do tego brakuje. Należą do tych osób z klasy średniej, które pracują czterdzieści godzin tygodniowo aż do samej śmierci, nie zostawiając po sobie żadnych oszczędności. Swoją pierwszą pracę, w stajni dla koni, dostałem kiedy miałem czternaście lat. Nie trwała ona zbyt długo. Ale wiedziałem, że potrzebuję pracy bo wiedziałem, że potrzebujemy pieniędzy, więc przez następne kilka lat podejmowałem się różnych zajęć - na zmywaku, jako kelner - do czasu gdy skończyłem liceum.

Mojemu Tacie bardzo zależało na tym, żebym poszedł na studia. On sam tego nie zrobił - podobnie jak reszta rodziny z jego strony - więc było kilka kłótni na ten temat. Byłem bardzo zaskoczony kiedy, zaraz po rozdaniu świadectw, Tata zawiózł mnie pod Uniwersytet. Okazało się, że dziekan jest jego dawnym kolegą ze szkoły i zawarli umowę - dostanę pełne stypendium, pod warunkiem że będę miał dobre oceny i będę pracował dla Uniwersytetu.

Nigdy nie byłem szczególnie pilnym uczniem. W liceum starałem się nie wyróżniać i uczyłem się tyle, ile potrzeba, dostając głównie czwórki, czasem trójki. Nauka mnie nie interesowała, bo po prostu nie była interesująca. Ale na Uniwersytecie było inaczej. Chodziłem głównie na podstawowe zajęcia, ale nawet one były fascynujące. Na przykład, nikogo nie obchodziło czy na nie chodzę, czy nie. Tylko ode mnie zależało czy odniosę sukces, więc się starałem.

W zamian za edukację pracowałem jako stróż i wykonywałem drobne prace konserwacyjne. To drugie było nudne. Zawsze byłem zręczny, a większość tych prac można było rozwiązać dzięki WD-40 lub po prostu sile fizycznej, czasem obu. Ale stróżowanie to co innego. Stróżowanie dawało mi supermoce.

Praca była całkiem łatwa. Dostawałem mundur, odznakę, latarkę, a Mama dałam mi na urodziny kieszonkowy gaz pieprzowy. Nie, nie dostałem pistoletu - i tak były zakazane na kampusie. Pracowałem głównie w nocy, w weekendy oraz w długie przerwy świąteczne. Miałem za zadanie dwukrotnie obejść w nocy cały kampus, sprawdzając pracownie chemiczne i komputerowe oraz bibliotekę. Przez resztę czasu mogłem właściwie robić co chciałem.

Było jeszcze dwóch stróżów, Jake i Al, ale oni pracowali na innych zmianach niż ja. W środowe noce mieliśmy godzinę na spotkanie i przedyskutowanie jakichś większych incydentów czy zmian. Możliwe, że na tych spotkaniach było piwo... ale jestem nieletni, a wy nic mi nie możecie udowodnić.

Jake pracował zazwyczaj na dziennej zmianie, a Al nad ranem i w niektóre noce w tygodniu. Jake był młodszy, uczył się na policjanta, więc traktował swoją pracę dość poważnie. Z drugiej strony, podejrzewam że Al przez większość swojej zmiany spał. Ale był dość stary, więc zasłużył na odpoczynek.

Pamiętacie ten kawałek o supermocach? Kiedy zacząłem pracę Al dał mi olbrzymi brelok, na którym wisiało z tysiąc kluczy. Ważył w sumie ponad dwa kilo, a do mojego paska przytwierdzał go wytrzymały metalowy łańcuch.
-Nie zgub go, chłopcze - powiedział Al. -Masz tu wszystkie klucze do królestwa. Jeśli znajdziesz jakieś drzwi, których nie otwierają, to lepiej ich nie otwierać.

Moim hobby, które pozwalało mi nie zasnąć a te długie noce podczas ferii zimowych było odkrywanie. Miałem zwyczaj każdej nocy otwierać co najmniej jedne drzwi, których wcześniej nie otwierałem. Zacząłem w nowym skrzydle, gdzie była biblioteka i pracownia komputerowa. Otwierałem każdą salę, każdy schowek, zaznaczając ich położenie na mapie, którą tworzyłem w mojej głowie. W niektóre noce odkrywałem dwie lub trzy sale. W niektóre miałem tylko czas otworzyć jakiś stary, zapomniany schowek.

Uniwersytet, jak na jednostkę liczącą 1200-1300 studentów, ma dość duży kampus. Został wybudowany w 1896 roku jako uczelnia Metodystów, w latach trzydziestych przejęło go państwo. Składa się z trzech głównych części. "Stara Szkoła" obejmowała biura administracji i kilka pechowych sal szkolnych - pechowych, bo nie było w nich klimatyzacji ani ogrzewania, a w tym trzypiętrowym budynku brakowało wind. "Pracownie" były brutalistycznym koszmarkiem z betonowych bloków, z maleńkimi oknami, wybudowanym w latach siedemdziesiątych, kiedy w modzie były budynki wyglądające jak radzieckie grzejniki. "Nowa Biblioteka" powoli traciła swoją "nowość". Została wybudowana w latach dziewięćdziesiątych, w charakterystycznym (czerwona cegła, szkło) dla tego okresu stylu.

Kiedy myślę o tamtych dniach, zanim to się zdarzyło, myślę też o tym jaki byłem głupi. Jaki naiwny. Powinienem był pamiętać, że jest zima. Powinienem był pamiętać o przesileniu.

Do grudnia, na drugim roku studiów, odwiedziłem każdy pokój w Nowej Bibliotece. Otworzyłem każde drzwi, sprawdziłem każdy schowek i miałem w głowie mapę całego budynku. Okazał się niezbyt imponujący. Nie znalazłem żadnego zakopanego skarbu, ani skradzionego sprzętu komputerowego schowanego w zapomnianej szafce. Ale znalazłem mały, zapocony stosik kiepskich magazynów pornograficznych w schowku w piwnicy. "Niegrzeczne kowbojki". Cóż, nie będę osądzał.

Grudzień to spokojny czas na Uniwersytecie. Po szalonym pośpiechu egzaminów końcowych, kampus nagle pustoszeje, pozostali pracownicy wyglądają, jakby się tam zgubili. Budynki stoją ciche i ciemne w przenikliwym zimowym wietrze. Mieliśmy wtedy serię zamieci, ale nie były one na tyle poważne by zamknąć kampus. Upewniałem się, że chodniki są zamiecione, a przy wejściach również posypane solą, poza tym starałem się raczej przebywać wewnątrz budynku.

Przecież miałem całą "Starą Szkołę" do odkrycia.

Główny budynek "Starej Szkoły", Downing Hall, miał cztery piętra i miał kształt litery V. Nie było wind, klatki schodowe były bardzo małe, a budynek nie mógł zostać wyremontowany ze względu na swoją "wartość historyczną". Nie miał klimatyzacji, z wyjątkiem kilku urządzeń zamontowanych z tyłu budynku, by nie zniszczyć jego wyglądu. Ogrzewano go za pomocą olbrzymiego, starego bojlera w piwnicy. O ile mi wiadomo, Al był jedyną osobą, która wiedziała o istnieniu bojlera, i to on musiał go utrzymywać w dobrym stanie, bo nigdy nie słyszałem żeby ktoś się skarżył.

Spędziłem cały tydzień po egzaminach szperając w górnych piętrach Downing Hall. Nie miałem zbyt dużo czasu na odkrywanie, śnieg dodał mi nieco obowiązków, ale czyniłem postępy. Znalazłem pokoik na strychu lewego skrzydła, który najwyraźniej był dawnym biurem dziekana. Było tam piękne stare biurko i szafa. Zajrzałem do obu, w nadziei że znajdę coś ciekawego, ale w szafie był tylko przeżarty przez mole szalik, a biurko zawierało kilka starych gazet i formularzy podatkowych z lat pięćdziesiątych.

Poziom niżej, na czwartym piętrze, znalazłem dwa tuziny małych, pustych klas. Jak każdy szanujący się majsterkowicz, sprawdziłem czy szyby w oknach się nie poluzowały i rozejrzałem się za uszkodzeniami. Spodziewałem się zobaczyć odchody szczurów, albo inne zniszczenia, ale nic takiego nie znalazłem. Drugie i trzecie piętro wyglądały podobnie, z tym że sale na tyłach budynku miały klimatyzację, więc były w roku akademickim używane.

Na głównym piętrze znajdowały się pomieszczenia administracji, łącznie z gabinetem dziekana. Stwierdziłem, że nie byłoby mądrze węszyć w biurze mojego szefa i w księgowości, więc je pominąłem. Wszedłem na schody do piwnicy, użyłem moich superbohaterskich kluczy, otworzyłem ciężkie drzwi i zszedłem na dół.

Piwnica Downing Hall różniła się od tej w Nowej Bibliotece. Była na przykład o wiele ciaśniejsza. Sufit był niski, a korytarz wąski, z drzwiami odchodzącymi od niego w regularnych odstępach. Sprawdzałem każde pomieszczenie, włączałem światło, a ciemne kąty oświetlałem latarką. Miałem w torbie kilka opakowań zapasowych żarówek - nowych, energooszczędnych - bo pomyślałem, że mogę wymienić te wypalone, a przy okazji pomóc środowisku. Maleńkie pomieszczenia zawierały głównie śmieci - jakieś deski, szafki pełne czterdziesto- i pięćdziesięcioletnich papierów, stare ozdoby świąteczne i tak dalej, wszystko oświetlone wiszącymi gołymi żarówkami.

Nie mam zbytnio rozwiniętej wyobraźni. Wydaje mi się, że jestem dość bystry - z zajęć na studiach miałem same piątki. Nigdy nie pomyślałem wtedy, że mógłbym się bać. Nie myślałem "jestem sam w strasznej starej piwnicy". To było moje miejsce, moja praca, moje hobby i wszystko wydawało się normalne.

Do nocy dwudziestego grudnia dotarłem do bojlera. Piec mył monstrualną masą żelaza i nitów, rur i zaworów. Było tam piekielnie gorąco, i równie głośno. Ale było też schludnie i czysto. To zasługa Ala, mówił "dzięki czystemu bojlerowi masz więcej spokoju". Dawny piec węglowy został kiedyś zamieniony na gazowy, ale ściany i tak pokrywała sadza, a w rogu znajdował się zsyp do węgla.

Nie zamierzałem przyglądać się dłużej pomieszczeniu z bojlerem - byłem tam dziesiątki razy i nie było tam nic do zobaczenia, tylko piec i stół warsztatowy - kiedy nagle zauważyłem małe drzwi na lewo od pieca. "Dziwne", pomyślałem sobie. Nigdy wcześniej nie widziałem tych drzwi. Ale z drugiej strony, nigdy nie stałem w tym miejscu, obok stołu, no i nigdy specjalnie się nie rozglądałem.

Drzwi były mniejsze niż normalnie - miały może z metr pięćdziesiąt wysokości, pomalowane tą samą burą, szarobrązową farbą co ściany i, podobnie jak inne drzwi w piwnicy, były zrobione z metalu. Podszedłem do nich i dotknąłem klamki.

Myślę, że czasem ludzkie ciało wie, że coś jest nie tak. Miałeś kiedyś to uczucie, jakbyś był obserwowany? Kiedy wiesz, że jesteś zupełnie sam i nikt cię nie widzi, ale czujesz na sobie czyjś wzrok? Czy zdarzyło ci się kiedyś skręcić w lewo zamiast w prawo, bo po prostu czułeś że dziś trzeba tak zrobić? Ja wtedy się tak nie poczułem. Kiedy dotknąłem tej klamki, nic się nie stało. Nie rozbolała mnie głowa, nie stanęły mi włosy na karku, ani nie słyszałem wewnętrznego głosu wołającego "nie rób tego!".

Klamka poruszyła się, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Spojrzałem uważniej i zauważyłem malutką dziurkę od klucza. Sprawdziłem swój magiczny brelok i znalazłem trzy klucze, które mogłyby pasować. Dwa pierwsze nie pasowały, ale za trzecim razem się udało, oczywiście. Oczywiście.

Zawiasy zaskrzypiały jakby nie używano ich od bardzo dawna (od dziesięcioleci). Podpowiedział mi to mój instynkt złotej rączki. "WD-40", wymamrotałem. Z wysiłkiem otworzyłem drzwi i wszedłem do kolejnego małego, ciasnego korytarza. Włącznik światła działał, ale jedyna żarówka pękła z trzaskiem. "Niech to!" Trochę się wtedy przestraszyłem. Włączyłem latarkę i szybko wymieniłem żarówkę na nową. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że korytarz był wąski, prosty i kończył się metalowymi drzwiami kilka metrów dalej.

Te drzwi otworzyły się łatwo, ukazując schody prowadzące w dół. "Co to ma być?" - powiedziałem. Nikt nigdy nie mówił mi, że istnieje jeszcze niższy poziom. Włosy na karku stały mi dęba, ale uznałem że to pozostałości szoku, jaki przeżyłem kiedy pękła żarówka i podszedłem do schodów. Wyglądały normalnie, jak wszystkie inne w budynku. Zszedłem na dół i zobaczyłem kolejne drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem kolejny długi, wąski korytarz z rzędami drzwi po bokach.

Pierwsze drzwi po lewej nie były zamknięte na klucz i otworzyły się z łatwością. Był to schowek - znalazłem tam stosy książek z późnych lat sześćdziesiątych, kilka ławek i rozkładający się mop w wiadrze. Drzwi naprzeciwko również nie były zamknięte, ale trudniej było je otworzyć. Z wysiłkiem pociągnąłem je i zobaczyłem większe pomieszczenie, które mogło być używane jako szkolna klasa. Były tam ławki, tablica, diagramy anatomiczne i plakaty na ścianach. Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu i najwyraźniej nie było używane od bardzo dawna. "Kto umieściłby klasę w takim miejscu?" mruknąłem do siebie. "Jak przekonaliby studentów żeby tu zeszli?" Pamiętam, że myślałem wtedy że odkryłem tylne wejście do drugiego skrzydła Downing Hall. "Może to tu przeprowadzano lekcje biologii zanim wybudowano pracownie.".

Poszedłem sprawdzić następne dwa pomieszczenia. Były to sale lekcyjne, porzucone, zakurzone i w większości puste. Podobnie następna para, i następna. W sumie znalazłem dwanaście nieużywanych sal, a także mały pokój socjalny, w pełni umeblowany, łącznie z samotnym dzbankiem do kawy. Były tam też dwie łazienki. Nie rozglądałem się tam za bardzo bo światło tam nie działało, a nie bardzo miałem ochotę wymieniać tam żarówki. Zaczynałem się trochę denerwować - byłem w dziwnej części kampusu, a tej nocy pracowałem sam. Podświadomie po prostu nie mogłem zrozumieć istnienia - marnotrawstwa - całego piętra pełnego nieużywanych klas.

Kiedy dotarłem do końca korytarza, zobaczyłem kolejne stalowe drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem kolejne schody. Spodziewałem się, że będą prowadzić w górę, by połączyć się z jedną z głównych klatek schodowych w Downing Hall. Schody prowadziły w dół.

Pamiętam, że właśnie w tym momencie zacząłem naprawdę się bać.

"Niemożliwe" Te schody nie mogą prowadzić w dół. Kto w ogóle mógłby wiedzieć że są tutaj?"

"Tutaj. Tutaj. Tutaj" - odpowiedziało mi echo.

Powinienem był sprawdzić godzinę. Powinienem był zmartwić się, że kończę zmianę. Powinienem był zgłodnieć. Trzeba było uciekać.

Zacząłem schodzić w dół.

Klatka schodowa była nieoświetlona i wydawała się dużo starsza i w dużo gorszym stanie niż reszta. Była też dłuższa. Dużo dłuższa. Po kilku minutach schodzenia zacząłem liczyć stopnie. Po każdych dwunastu schodkach była mała platforma, potem schody skręcały, kolejne dwanaście stopni. W dół. Po dziesięciu platformach dotarłem do kolejnych drzwi. Nie były zamknięte na klucz i otworzyłem je bez problemu. Zawiasy zaskrzypiały, a echo tego dźwięku zniknęło w ciemności.

Zacząłem macać ścianę po lewej w poszukiwaniu włącznika światła, ale go nie znalazłem. Po prawej też go nie było. Poświeciłem latarką, ale nic nie było widać. Pstryknąłem palcami by posłuchać echa. Sam nie wiem czy je usłyszałem. Powoli zaczęło docierać do mnie, że sala, do której wszedłem jest olbrzymia, przepastna - najprawdopodobniej było to największe pomieszczenie, w jakim kiedykolwiek byłem. Wycofałem się w stronę wyjścia.

"Ten pokój nie może tu być" - powiedziałem do siebie. Zacząłem myśleć o powrocie. Ale zacząłem też myśleć, że chciałbym się dowiedzieć co tu jest. Zrobiłem krok naprzód, i jeszcze jeden, aż w końcu zacząłem szybko iść wgłąb sali. Utrzymywałem stałe tempo, liczyłem kroki. Co kilka kroków odwracałem się, używając światła padającego z otwartych drzwi jako punktu orientacyjnego. Powoli przeszedłem sto metrów, dwieście, aż w końcu zobaczyłem przed sobą słaby blask.

W miarę jak się zbliżałem, światło robiło się coraz większe i jaśniejsze. Ale musiałem przejść jeszcze sto metrów, i kolejne sto - w sumie trzysta metrów, zanim dostrzegłem, że to mała, słaba żarówka wisząca nieopodal drzwi.

Te drzwi były zupełnie inne niż poprzednie. Były olbrzymie, miały ze cztery metry wysokości i co najmniej połowę tego szerokości. Było zrobione z czarnego metalu, nabijane śrubami i nitami, zawieszone na gigantycznych zawiasach. Na ich powierzchni były wyryte słowa, w jakimś dziwnym, jakby zasupłanym systemie pisma, którego nie rozpoznawałem. Cała powierzchnia drzwi była pokryta tym pismem i dziwnymi szerokimi liniami z zawijasami na końcach. Pośrodku drzwi był wielki zamek z pokrętłem, a pośrodku zamka - maleńka dziurka od klucza. Nad dziurką była pieczęć, zamknięta w trzech okręgach.

Spojrzałem za siebie i nie byłem w stanie dojrzeć światła z klatki schodowej. W ogóle nic nie widziałem.

Podniosłem Superbohaterski Brelok do światła i zacząłem przeglądać klucze. Oczywiście był tam mały, zniszczony klucz który wyglądał, jakby mógł pasować. Włożyłem go do zamka i przekręciłem. Usłyszałem stuknięcie, łomot, a zza drzwi dobiegł dźwięk, jakby kamyki uderzające o siebie. Albo zęby.

Wyjąłem klucz z zamka i złapałem za pokrętło na zamku. Serce biło mi jak szalone, a pot spływał mi do oczu. Pokręciłem w lewo, przeciwnie do ruchu wskazówek zegara - "widdershins"*, podpowiedziało mi jakieś odległe wspomnienie - i wciąż obracałem, dopóki pokrętło się nie zatrzymało. znów usłyszałem ŁOMOT, potem TRZASK, a potem ciszę.

Ciemność za mną już nie wydawała się pusta. Właściwie zdawała się bardzo zatłoczona, jakby była tam obserwująca mnie widownia. Odsunąłem się od drzwi i poświeciłem latarką. Wciąż nic. Sucha, pusta podłoga. Wróciłem do drzwi, złapałem za wielką żelazną klamkę i pociągnąłem. Nic. Spróbowałem jeszcze raz, ciągnąc z całej siły i w ostatniej chwili, kiedy byłem już na granicy wytrzymałości, usłyszałem kolejny TRZASK! i drzwi się otworzyły, owiewając mnie chłodnym, śmierdzącym powietrzem.

Zapach był ciężki, wilgotny i piżmowy. Nagle przypomniało mi się kiedy jako dziecko byłem z mamą w zoo i zapach klatek z wielkimi kotami, gdzie mieszkały lwy. Kiedy przyszły mi na myśl lwy, puściłem klamkę i zatoczyłem się do tyłu. Zobaczyłem krótki korytarz, za którym znajdował się mały, ciasny pokój. Zobaczyłem brudne, przerdzewiałe metalowe krzesło. Zobaczyłem kości. Małe kości. Zobaczyłem - albo usłyszałem, czy wywąchałem - postać tak czarną, że zdawała się pochłaniać światło mojej latarki. Zobaczyłem jak zbliża się w moją stronę, biegnie, wypełniając korytarz, wyjąc i śmiejąc się i mówiąc głosem, który brzmiał jak walące się góry.

Pamiętam kły i słowa, które zamieniły moje kości w tłuczone szkło. Pamiętam pióra i dłoń ze zbyt wieloma palcami, ozdobioną czymś, czego nie da się opisać. I zapach, smród czegoś, co długo przebywało w zamknięciu.

Pamiętam skrzydła.

Nie wiem jak długo wędrowałem w ciemności, sam pod setkami metrów skały. Nie było światła. Nie było jak zmierzyć upływ czasu. Moja latarka nie działała, a mój telefon, a nawet fluorescencyjna farba na moim zegarku były ciemne. Coś było nie tak z moją lewą nogą. Bolała, ale nie widziałem na tyle dobrze by dowiedzieć się dlaczego.

Wciąż słyszałem swoją widownię, tam w tej olbrzymiej jaskini. Krzyczałem na nich. Poczułem jak jeden z nich dotyka mojej twarzy i rzuciłem w niego latarką. Latarka odbiła się, zagrzechotała i znieruchomiała. Później coś się zaśmiało. Szalałem i krzyczałem, ale już niczym nie rzuciłem.

Znalazłem drzwi po godzinach, czy dniach pełzania.

Na klatce schodowej nie świeciło się światło.

Po latach, które zajęła mi wspinaczka, wypełzłem na pierwszy z zapomnianych korytarzy. Skaleczyłem się o potłuczone żarówki, które wymieniałem. Poczołgałem się korytarzem i dotarłem do kolejnych schodów. Wciągnąłem się po nich, aż w końcu dotarłem do pomieszczenia z bojlerem.

Kiedy zataczając się opuściłem Downing Hall, całe dwa dni po tym, jak tam wszedłem, był dzień i wszędzie wokół było pełno policji.

Na terenie kampusu i w okolicach znaleziono pięć trupów. Wszyscy byli brutalnie, prymitywnie zamordowani, ciała były rozprute, wnętrzności brakowało. Ślady zębów sugerowały, że zrobiło to dzikie zwierzę, ale miejsca zbrodni i ułożenie ciał zdradzały stojącą za tym inteligencję. No i były też napisy, wyryte w ciałach, kiedy jeszcze nie były martwe. Policjanci nie chcieli rozmawiać o napisach.

Ze mną wcale nie chcieli rozmawiać. Nie po tym, gdy zobaczyli, jak wytaczam się na światło dzienne, cały pokryty krwią - założyli, że to ja jestem mordercą. Szybko zmienili zdanie kiedy sanitariusze zauważyli moje złamanie, odwodnienie, wstrząs mózgu i oczywisty szok. Policja zadawała mi mnóstwo pytań, a ja odpowiadałem najlepiej, jak potrafiłem. Powiedziałem im o drzwiach za bojlerem. Nie znaleźli ich. Pokazali mi nagą, gładką ścianę skąd się wyczołgałem, oszołomiony i poturbowany. Moje ślady kończyły się na tej ścianie. Dwóch policjantów próbowało przebić się w tym miejscu przez mur, ale ich oczom ukazały się tylko stare cegły, a za nią jeszcze starsza ziemia.

Policja chciała wiedzieć skąd wzięły się długie, czarne pióra przyklejone do mnie zaschłą krwią. Nie wiedziałem. Nie chciałem wiedzieć.

Policjanci, sanitariusze, nikt nie chce na mnie patrzeć. Blizny na mojej twarzy, głęboko wyryte napisy, nie są przyjemnym widokiem. Byłem naznaczony.

Cokolwiek wypuściłem, cokolwiek zabiło i zjadło pięć osób, a tydzień później jeszcze sześć - to naznaczyło mnie jako swojego przyjaciela.


*widdershins - bardzo stare angielskie określenie ruchu w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Jako że jest również przeciwny do ruchu słońca, zazwyczaj wiązano go z różnymi mrocznymi rytuałami itp.

Użytkownik Marble edytował ten post 08.08.2012 - 21:58

  • 25

#737

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Moje pierwsze tłumaczenie, mam nadzieję, że się spodoba :)

Toy.avi

OSTRZEŻENIE
Ta pasta może być nieodpowiednia dla ludzi w każdym wieku. Treść może zostać uznana za NSFW (Not Safe For Work). Czytasz na własne ryzyko.

Creepypasta została znaleziona na forum strony everythingscary:
http://www.everythin...scary-forum.php

13-03-2011 02:25

Ludo:

„Przede wszystkim, to nie jest fake. Film istnieje i zanim pomyślicie, że to bzdura, tu jest link:
http://www.mediafire...r4eogevmhg4gimg

Mówię wam, ten film jest nienormalny i może mieć na was dziwny wpływ: bóle głowy, zaburzenia widzenia, koszmary (Odczuwam to wszystko i to nie jest śmieszne. Nie mogę spać, boję się.)

Nagranie wygląda staro. Często pojawiają się zakłócenia, tylko mała część jest widoczna. Uważam, że film znajdował się na kasecie VHS. Jestem tego pewien, ponieważ widać zakłócenia powstałe przez uszkodzenie taśmy, a jakość dźwięku jest okropna.

Muzyka to najprawdopodobniej dźwięk starego fortepianu. Słychać go cały czas, w końcu miesza się z dzieckiem płaczącym rozpaczliwie z bólu.

Film sam w sobie nie jest zwyczajny. Widać na nim kogoś odcinającego rękę małym nożem (wygląda to bardzo realistycznie). Kiedy ręka jest prawie całkowicie oddzielona od nadgarstka, osoba, która cięła rękę postanawia gwałtownie złamać kości. Ręka zostaje oddzielona, można zauważyć wystającą kość, ale nie słychać trzasku.

Film nagle przeskakuje do drugiej części. Jest ona trudna do zrozumienia. Wygląda, jakby ktoś bawił się mózgiem lub jelitami. Wydają się być rozgniecione. Trudno to dokładnie określić z powodu jakości nagrania oraz tego, że kamera jest zbliżona na mózg, jelita lub cokolwiek to było.

Krew jest wszędzie i szczerze mówiąc, to mnie przeraziło. Jest mi niedobrze, kiedy to piszę i będę musiał po tym odpocząć. Macie link, więc sami zobaczcie.”

Arina:

„Ktoś wrzucił to na YouTube, jeśli nie chcecie tego ściągać.
Toy.avi

Źródło: http://creepypasta.w...reepypasta_Wiki
  • 7



#738

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Beau kolejna część


Beau wybuchnął śmiechem.

„To prawda. Ale na swój sposób, Ciemność ochroniła Córkę Rasy”.

Wtedy jeszcze nie byłam w stanie zrozumieć, co ma na myśli, więc powtórzyłam, że to głupie i poszłam spać do sypialni mojej mamy.
Osobiście nigdy nie bałam się ciemności. W ostatnią noc po tym, jak dokończyłam pisać wątek, zgasiłam światła i oglądałam telewizję, paląc zioło. Przysięgam, że nie jestem żadnym ćpunem, ale joint naprawdę pomaga mi na mdłości i w jakimś stopniu zwalcza moje bóle głowy.
Oglądałam film, dopóki nie zmorzył mnie sen, czując się trochę jak idiotka czekając na coś, co (wg mojego racjonalnego umysłu) nie istnieje. Wiem, że przez te wszystkie wątki mojej opowieści szukałam paranormalnych wyjaśnień i ignorowałam rozwiązania stricte medyczno-naukowe, ale to nie znaczy, że jestem w pełni gotowa przyjąć do siebie pomysł, że jakaś międzywymiarowa kreatura nachodzi mnie już od czasów dzieciństwa. Kiedy już film się skończył, a pierwsze promyki słońca zawitały na niebie, wyłączyłam telewizor i skierowałam się do łóżka.
Moje mieszkanie jest dziwnie skonstruowane. Jest tu malutki korytarz prowadzący od salonu przez drzwi do sypialni i łazienki wzdłuż jednej strony aż do szafy na samym końcu. Po paru krokach przystanęłam, bo zdałam sobie sprawę, że na końcu korytarza pojawił się nieoczekiwany cień. Nie musiałam wsłuchiwać się w ciszę, że wiedzieć, co wydarzy się za chwilę. Cały świat dosłownie zamarł, kiedy cienie zmieniały kształty i tańczyły w świetle łazienki. Tymrazem jednak byłam gotowa. Zanim utknęłam w tej dziwnej sytuacji, uzbroiłam się automatyczną solniczkę i gwóźdź z zestawu narzędzi, który dostałam od ojca na gwiazdkę. Nie miałam pojęcia, czy ten sprzęt był żelazny, ale to była najlepsza broń, jaką mogłam zdobyć w tak krótkim czasie.
Wzrok lekko mi się przymglił, kiedy oczy próbowały dostosować się do odbioru cieni. Forma ujawniła się sama z siebie, jakby była tam od wieków.

„Vox”- zasyczał

Jeśli piszę trochę nieskładnie to może być to efekt trawki plus fakt, że jestem na skraju wykończenia zarówno fizycznego jak i psychicznego. Posunął się w głąb korytarzu. Nie mam pojęcia, jak ludzie wytrzymują takie rzeczy. To jak obudzić się rano i zastać królika wielkanocnego w kuchni. Włożyłam ręce do kieszeni, żeby złapać za solniczkę i zacząć robić nią hałas. Jedyna rzecz, jaka przyszła mi wtedy do głowy to piosenka „Don’t Be Afraid, You’re Already Dead”, którą Bogu dzięki łatwo się śpiewa. W odpowiedzi przechylił głowę i otworzył usta na kształt czegoś, z czego zdałam sobie sprawę, że było prawdziwym uśmiechem. Jego błyszczące oczy zwęziły się, kiedy policzki zaokrągliły w nienaturalnej ekspresji.
„Starasz się ratować siebie czy zmierzyć ze mną?”- zapytał. Jego ręka zamachała w kierunku moich dłoni, w których trzymałam swoją prowizoryczną broń, po czym zostały mi one odebrane jednym machnięciem.

„Tak naprawdę to nie jestem wojownikiem.”- przyznałam
Jego uśmiech wykrzywił się, wydając złowrogie warczenie. Usta jeszcze mocniej odsłoniły rzędy zębów, a jego szczęki rozwarły się tak szeroko, że pomyślałam, że są w stanie wyjść z zawiasów. Postać zwinęła się ostrzegawczo, jakby przymierzał się do ataku. Syk, który wydał z gardła przypominało krzyżówkę trzech różnych zwierząt i krople czarnej smoły rozbryzgały się po ścianie i dywanie. Parę wylądowało na mojej bluzie z kapturem, przemieniając się w larwy, po czym kątem oka dostrzegłam ich przemianę w żuki. Wmawiałam sobie, że to nie jest prawdziwe i starałam się ignorować. Jedno z nich wskoczyło mi na ramię na sekundę, po czym odleciało spowrotem do Beau tak jak cała reszta.
„Nie jesteś myśliwym. Nie masz żadnej mocy. Jesteś ślepa i głupia jak reszta. Wszystko zepsujesz.”- zaryczał.
„Więc, do cholery, co tu robisz?”- zapytałam „Dlaczego mnie nachodzisz? Są miliony innych, lepszych głosów od mojego! Dlaczego, kurwa, po prostu nie zostawisz mnie w spokoju?”
Wydał z siebie dziwne skrzyżowanie coś pomiędzy sykiem a gardłowym rykiem, ale zabrnęłam już za daleko by teraz odpuścić. Z mózgu zrobiła mi się woda przez jointy, wyczerpanie i nieskończony ból w czaszce. W tym momencie jakiś wymyślony demon był najmniejszym z moich problemów. Odważyłam się zrobić krok naprzód.
„To dlatego, że jestem chora, prawda? Nie mogłeś mnie dorwać, kiedy byłam małą dziewczynką, czyż nie? To by nie wystarczyło. Musiałeś poczekać aż zachoruje. Mogę być umierająca, wiesz? A ty jesteś tu po to, by zbierać to, co, kurwa, jestem ci winna, prawda? Może i jestem bezsilna, ale ty za to żałosny”
Kiedy skończyłam swoją tyradę spodziewałam się, że mnie zabije. Naprawdę sądziłam, że przez ostatnie dni chodzę po cienkiej linie między rzeczywistością a obłędem, i kiedy stykasz się z rzędami, rzędami zębów, twoja logika ma ci do zaoferowania tylko dwie opcje: atak lub ucieczka. Pewnego lata pojechałam w wakacje ze znajomymi do szkoły w Rzymie. Oddzieliłam się od nich i natknęłam się na grupkę amerykańskich żołnierzy, którzy spędzali tu ostatnią noc zanim zostali przewiezieni na pustynię. Było późno, wszyscy byliśmy schlani, byłam tylko nastolatką i byłam prawie pewna że zostanę zgwałcona i zabita. To była jedyna sytuacja, którą mogę porównać do tego, co czułam w tej chwili.
Zamiast tego, dziwny dźwięk dobiegł z jego ust, jakby powietrze przeleciało z siłą połowy orkiestry. Śmiał się. To uśpiło na chwilę moją czujność, pozwalając na moment wyrwać się z tego terroru. Złość znów we mnie wezbrała i przesłałam mu piorunujące spojrzenie. Cóż, przynajmniej spróbowałam. Szczerze mówiąc, prawdopodobnie wyglądałam tak, jakbym miała go zaraz całego obrzygać. Jakkolwiek, nie bawił się mną, jak przypuszczałam. Był smutny.
Nie zapamiętałam tego wszystkiego od razu. Miałam jedynie przebłyski, a stałe retrospekcje tych wszystkich bzdur wypierałam przez tą lepszą część mojego dorosłego życia. Na szczęście, wszystko wam opowiem już po fakcie, więc teraz jestem gotowa opowiadać wam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami do zarzygania.
Prowadzę badania nad dziecięcą psychiką i wymyślonymi przyjaciółmi, od kiedy to wszystko się zaczęło. Z Internetu wiem, że dzieci poniżej 5. roku życia mają trudności z określeniem, co jest prawdziwe, a co nie. Wiem też z moich własnych doświadczeń z przeszłości, że prymitywne istoty nie odróżniają snu od jawy, stąd wzięła się sztuka i opowieści. Zawsze się zastanawiałam, czy przypadkiem te wszystkie przygody, które miałam i wszelkie szczegóły dotyczące Beau nie były jedynie mgłą pomiędzy rzeczywistością a wyobraźnią. Wiem, że gdy Beau odszedł, przestałam go widzieć, ale być może właśnie od tego czasu zaczęłam mieć zwidy.
Nie mam pojęcia. Może być z tym ciężko. Większość dzieci, nawet mając 7 lat, bawi się z wielką wyobraźnią.

Jak u większość dzieci posiadająca wymyślonych przyjaciół, Beau był obwiniany za małe wydarzenia dokonujące się w domu. Ktoś zjadł ciasteczka? Beau. Ktoś zostawił drzwi otwarte? Beau. Czasem działy się rzeczy, które były niewytłumaczalne dla 6 letniego dziecka porwanego wyobraźnią jak zaginione przedmioty lub dziwne odgłosy w nocy. Dowcip polegał na tym, że to wszystko wydawało się być winą Beau. Jedynie ja wiedziałam, że za większością stał mój przyjaciel. Beau nie był zainteresowany ukazywaniem się komukolwiek innemu oprócz mnie, ale nie miał nic przeciwko, kiedy psocił w domu. Nawet jeśli to ja obrywałam za niego.
Kochałam mojego wuja. Miał do mnie fajne podejście i zawsze zabierał mnie na lody, rozmawiając ze mną jak z człowiekiem, a nie zwierzątkiem domowym. Takie rzeczy są bardzo ważne dla dzieci. Opowiedziałam mu nawet o Beau, a on przyjął to najpoważniej jak mógł i pytał Beau o opinię w małych sprawach bez insynuowania, że Beau jest w pokoju, tylko niewidzialny (a on oczywiście był widzialny, więc nienawidziłam takiego zachowania). Wuj Joe mógł być jedyną osobą (zaraz po mnie) wg mniemania Beau, która nie była do niczego. Jako młodszy brat mamy, Joe miał wiele dziewczyn. Prawdę mówiąc, dziewczyny, nadal jest do wzięcia jakby co. W każdym bądź razie, większość z nich ignorowałam, a one ignorowały mnie. Czasem bywały szczególnie miłe, ale nie przywiązywałam się do nich za bardzo. Jakkolwiek jedna z nich pozostała w mojej pamięci. Miała na imię Amber. Miała długie, brązowe włosy i idealne zęby. Tego lata mama musiała wyjechać w interesach, a Joe zaoferował, że weźmie mnie i mojego brata do domku letniskowego dziadków. Oczywiście, Amber również nam towarzyszyła. Bardzo jej się to spodobało i zachowywała się, jakby to była gra w dom, nazywając mnie co chwila uroczą i chcąc bawić się ze mną. Naprawdę jej nie lubiłam. To był coś w rodzaju intuicji. Coś mi w niej nie pasowało i czułam się przy niej bardzo niezręcznie, co nigdy nie leżało w moim charakterze. Co mną wstrząsnęło to to, że musiała prawdopodobnie usłyszeć jak się bawię, bo przy obiedzie spytała, kim jest Beau. Skłamałam i powiedziałam, że to mój pluszowy miś, a wuj nigdy mnie nie poprawił. Zawsze myślałam, że to miło z jego strony. Na Beau Amber również nie zrobiła wrażenia. Powiedziałam mu, jak niezręcznie się przy niej czuję, a on zaczął wymieniać po kolei stwory, którymi może być. Wiele istot, powiedział, przybiera ludzką postać. Niektóre z nich nie muszą nawet udawać. Ludzkie oczy, podjął temat, dobudowują sobie braki bodźców i fałszują obraz, pokazując te stwory w taki sposób, w jaki mózg chciałby je widzieć. Powiedział, że jeśli czuję się niekomfortowo to musi w tym coś być. Mój głos był zbyt ważny by polegać na zdradliwych ludzkich oczach. Musieliśmy wziąć sprawy we własne ręce. Założę się, że już zgadliście, że był to zły pomysł. Nie będę Was zanudzać szczegółami, bo szczerze mówiąc to wydarzenie jest dla mnie trochę zawstydzające i było głupie. Robiłam mnóstwo rzeczy, jak np. nie patrzyłam wprost na nią przez cały dzień lub zezowałam, żeby zobaczyć czy będzie zmieniać kształt. Grałam w grę, gdzie udawałam, że jest potworem i biegałam po domku krzycząc „Amber jest potworem! Uciekać!” Muszę jej jednak zwrócić honor. Zniosła naprawdę o wiele więcej niż normalny człowiek mógłby znieść i trzeciego dnia jej cierpliwość zaczęła się wyczerpywać. Bojąc się kary gorszej niż mógłby zadać Król Cichego Miejsca, a co gorsza widząc zażenowanie i frustracje na twarzy mojego wuja, dałam spokój przykrym grom.

Doszłam do wniosku, że jeśli potwór Amber zamierza mnie zranić, muszę po prostu zaczekać i pomyśleć nad jej słabym punktem.
Jakkolwiek nie byłam pewna, czy Beau odpuściłby to tak łatwo.

Pamiętam jej krzyki dochodzące z sypialni, gdzie znajdował się też wujek. Coś o zaginionym naszyjniku i tym, że to pewnie ja go wzięłam.
„Nienawidzę jej”- powiedziała

Musiałam jej to przyznać. Byłam przerażającym dzieckiem z pojebanym wymyślonym przyjacielem. To było po prostu w moim stylu zrobić coś takiego. Joe odparł, że to śmieszne, ale zabrał mnie na plażę chwilę później i zapytał cicho czy nie widziałam przypadkiem naszyjnika Amber. Był dla niej bardzo ważny, a ona nie może go znaleźć. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie, nie widziałam. Zapytał więc, czy Beau może mieć z tym coś wspólnego. To był pierwszy raz, kiedy dotarło do mnie, że wujek Joe nie wierzył w Beau bardziej niż każdy inny człowiek. Po prostu stroił sobie ze mnie żarty.


Nie będę Was zanudzać soczystymi szczegółami, ponieważ zdałam sobie sprawę, że zaczynam pisać chaotycznie, ale później tego samego wieczora po napiętej, przemilczanej kolacji, mój brat zabrał mnie na plażę, żeby Joe i Amber mogli pogadać.
Brat powiedział mi, że wszystko rujnuje swoim głupim, nieprawdziwym przyjacielem; że Joe zasługuje na to by być szczęśliwy, a nie żeby wszystko poszło źle tak jak w przypadku naszych rodziców. Zgadzałam się z nim. Był moim starszym bratem, patrzyłam na niego i kochałam go bardziej niż cokolwiek na świecie. O wiele bardziej niż Króla Cichego Miejsca.

Więc Beau i ja mieliśmy dużą kłótnię. Oskarżyłam go o zabranie naszyjnika Amber i zepsucie wszystkiego. Odparł, że prawdziwi myśliwi biorą wszystko, co im się spodoba. Wspomnienie tego, co stało się z Fuzzym wciąż było świeże w moim umyśle i odrzekłam, że nic tutaj nie należy do niego i że powinien już sobie odejść. Nie chciałam go więcej widzieć. Nie widziałam go do końca wycieczki.
Kiedy wróciliśmy, spędziłam większość nocy płacząc samotnie, ale próbowałam to ukrywać. Wydaje się być głupotą zerwać kontakt z wymyślonym przyjacielem z powodu naszyjnika, ale oczywiście to było coś więcej. Po wszystkim musiałam sobie powiedzieć, że czas dorosnąć.

Duże dzieci nie mają niewidzialnych przyjaciół. Wszystko było i tak zmyślone, więc nie ma o co się martwić czy denerwować. Zapomniałam większość historii z nim związanych i zajęłam się ważniejszymi sprawami.

To, jak myślę, prowadzi nas spowrotem do mnie, holu i niewidzialnego demona przede mną.
Mieszanka emocji uderzyła mnie bardziej niż jakiekolwiek wspomnienia. Poczułam zawstydzenie, zakłopotanie i smutek do niego i małej mnie. Czymkolwiek Beau jest i czymkolwiek by nie był, uświadomiłam to sobie i nadal wierzę, że muszę to zaakceptować. To po prostu część mnie, nieważne co to właściwie znaczy.

„Starasz się ochronić mnie przed czymś?”- zapytałam

„Nie ciebie”- odrzekł ostro „Twój głos należy do mnie. Nie dam Ci tego zepsuć. Nie ma już więcej czasu”

„Słuchaj,”- powiedziałam, zdając sobie sprawę, że stąpam po cienkim lodzie „Dlaczego nie wziąłeś go sobie od razu? Kiedy pierwszy raz mnie spotkałeś?”
Zamknął oczy i wyprostował się. Mój biedny niewidzialny przyjaciel wyglądał na zmęczonego. Przerażającego, nienaturalnego, upiornego, ale jednak zmęczonego.

„Stawiłaś mi czoła bez lęku. Zapytałaś, czemu byłem smutny. Dostrzegłem część siebie.”

„Więc pozwoliłeś mi zatrzymać mój głos, ponieważ cały czas był przy tobie?”
Nie odpowiedział, ale odebrałam to jako tak. Cisza stawała się coraz bardziej uciążliwa i nudności powróciły z podwójną siłą. Mimo tego, że ból brzucha pulsował i nie zamierzał ustąpić, to ja wiedziałam, że to jest ważne. Zamknęłam oczy i starałam się zmusić siebie do myślenia. Musiałam również wyglądać na zmęczoną.

„Ok więc…Czemu nie wziąłeś go, gdy odchodziłeś?”

Zasyczał z frustracji i kłapnął zębami. Chwyciłam solniczkę i zacisnęłam powieki ciaśniej. Jeśli to nie pomoże, jedyna opcja to spróbować wykurzyć moją wyobraźnię siłą woli.

„Może nie odszedłeś?”- kontynuowałam „Może czekałeś aż coś pójdzie nie tak. I właśnie teraz coś poszło nie tak”

„Dość!” Jego ryk obudził we mnie obawę, że sąsiedzi mogą przyjść ze skargą, ale wciąż nie otworzyłam oczu. Świat lekko wirował.

„Poczekaj chwilkę, dobrze? Więc coś poszło nie tak! Powiedziałeś, że byłam taka jak ty. To znaczy, że miałeś do mnie zaufanie. Mogę się z tym zmierzyć”

„Nie jesteś łowcą!” zasyczał „Próbowałem cię nauczyć, ale zawiodłaś.”

„Wiem” odparłam. Starałam się opanować swój drżący głos. „Ale nie sądzę, że to potwór, Beau. To jest coś, przed czym nie zdołasz mnie uratować. Dlatego się zamartwiasz. Tylko dlatego, że Ty sobie z tym nie możesz poradzić, nie znaczy, że ja też nie mogę. Zdaj się na mnie, dobrze? Proszę, po prostu mi zaufaj. Jak księżyc, dobrze? Musiałeś zwrócił go spowrotem? ”

Czekałam na odpowiedź, ale żadna nie zabrzmiała. Powoli otworzyłam oczy, żeby sprawdzić czy cień dał sobie spokój i poszedł. Promyki słońca migotały w salonie i oknach sypialni. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia jak długo mogłam tam stać. Nie wiem, czy to znaczyło, że Beau się ze mną zgadza lub rozumie lub umysł przestał go wymyślać na chwilę lub jeszcze co innego.

Ale byłam spokojniejsza. Byłam bardziej pewna tego, że dam sobie radę.
Wiem, że brzmi to jak kompletna głupota. Albo jestem totalną wariatką albo mam poczucie winy. Nie mogę nic na to poradzić, ale czuję, że, na swój sposób, ciemność się o mnie troszczy. Poza tym, został tylko jeden dzień do środy.


Przepraszam za ostatnią noc. Zdrzemnęłam się i skończyło się na regularnym śnie aż do rana. Wybaczcie, ale to naprawdę przyjemne uczucie znów się porządnie wysypiać.

Na dobry początek dnia zostałam przetestowana, szturchana, przesuwana, przedstawiana większej liczbie doktorów różnych specjalizacji niż jestem w stanie nazwać. Mam szczęście- moja mama jest lekarzem, więc miała możliwość podzwonienia i otrzymania wcześniej wyników testów. Zazwyczaj kiepsko się czuje ze specjalnym traktowaniem, ale po tomografii, wszyscy odkryliśmy, że są to niebanalne okoliczności. Badania krwi zajmą jeszcze parę dni, ale fizyczne i namacalne rezultaty były oczywiste. Przypuszczam, że to kolejna korzyść z dorastania u boku lekarza. Ufam medycznym profesjonalistom, prawdopodobnie o wiele bardziej niż większość ludzi.

Niestety mam złą, dobrą i dziwną wiadomość.
Zła jest taka, że kto ma pieniądze ten wygrywa z guzem. Wykryli masę w lewym płacie skroniowym. Będąc szczera, wiadomość ta nie wywołała u mnie szoku. Poznałam paru kolesi, którzy pytali mnie jednej nocy, dlaczego wydawałam takie odgłosy jakbym wiedziała, że coś jest ze mną nie tak. Jak już mówiłam, dosłownie przykleiłam się do mojego laptopa, więc jeśli coś wygląda jak kaczka i kwacze jak kaczka, to cóż innego to może być? Nie wiedzą dokładnie, jakiego typu jest ten guz, ale są prawie pewni, że bóle głowy i nudności są wywołane jego nabrzmiewaniem i uciskiem na mózg. Słuchowe halucynacje i problemy z głosem są typowe dla guza obejmującego ten konkretny obszar narządu. Mówią również, że jest to całkiem możliwe, że guz mógł się lekko rozszerzyć, co może wyjaśniać uczucie ogarniającej ciszy, jeśli nie są to kolejne halucynacje.

Dobra wiadomość jest taka, że umieszczą mnie na sali operacyjnej tak szybko jak to możliwe. Mamy nadzieję, że uda im się go wyciągnąć i w zależności od tego, jak pójdą kolejne wyniki testów i sama operacja, może będę musiała przejść chemioterapię. Zamierzają również zrobić obejście naczyń wokół guza, żeby ustabilizować ciśnienie, narazie jednak jestem na steroidach, które mi w tym pomagają.

Jakkolwiek moja diagnoza nie jest zła. Wykryliśmy go szybko. Jeśli ignorowałabym bóle głowy i głosy za długo, rzeczy mogły by potoczyć się znacznie, znacznie gorzej. Poza tym opieka medyczna kontroluje jego rozwój, przez co nie wyrządza już tylu szkód, co również jest dobrą wiadomością.

Co z kolei doprowadziło nas do dziwnej wiadomości, jak sądze. Mówiąc prosto z mostu, zapytałam, czy to było tłumaczyło wzrokowe halucynacje lub lunatykowanie. W odpowiedzi usłyszałam, że ciśnienie nie jest na tyle wysokie w płacie potylicznym aby wywołać takie objawy. Tak jak fakt, że skoro guz płata skroniowego może powodować zaniki pamięci, nie mam pojęcia, dlaczego ciągle myślałam o Beau. Może mój umysł wygrzebał go po to, żebym mogła zwrócić uwagę na problem, ale mam dziwne wrażenie, że zbyt wiele zasług przypisuje mojej podświadomości. Głęboko wierzę, że większość rzeczy ma racjonalne, naukowe wytłumaczenie, ale niektóre rzeczy po prostu nie pasują do porządnej diagnozy. Kto wie? Może spędziłam tu za dużo czasu i może lepiej nie wierzyć w intuicję jakiejś laski z udokumentowanym uszkodzeniem mózgu. Ale coś mnie szukało. W kolejnym miesiące, mogę być niedostępna. Jeśli nastąpi rozwój guza, mogę nawet umrzeć.
  • 0

#739

langusta.
  • Postów: 4
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"Lustra"


Słyszeliście kiedyś o tym, że niemożliwe jest wyobrażenie sobie twarzy, której nigdy nie widzieliście? To prawda. No dalej, spróbuj. Nie uda Ci się. Nawet jeśli będziesz widział ją przed oczyma, po chwili zorientujesz się, że nie jest obca. A więc jeśli tak, to co ze snami? Ile razy widzimy tam postaci, których nigdy nie widzieliśmy.. Tak nam się tylko wydaję.
Ale co jeśli najpierw śnimy (niby)nieznajome twarze, a później je widzimy? Ja widziałam. Widziałam je w lustrach.

Oni od zawsze kazali je zakrywać. Kilka z nich mamy. Mówili, że pozbycie się ich pogorszy sprawę. Nigdy nie rozumiałam o co chodzi. Nie mówili o tym. Mówili tylko by je zakrywać. Ten temat sprawiał, że byli bladzi. Ciekawość była silniejsza. Odkryłam je. A oni kazali, kazali tego nie robić.

1.11.10.

Niedługo Boże Narodzenie. Jestem u babci i dziadka. Siedzę u nich od jakiegoś czasu, razem spędzimy gwiazdkę. Będzie cała rodzina. Trochę tęsknię już za rodzicami i bratem, ale tutaj jest tak fajnie. Codziennie z dziadkiem wychodzimy do lasu. Babcia robi pyszne obiady. Cieszę się, że tu jestem. Ale.. Oni znowu coś ukrywają. Znowu mówią o nich. O lustrach. Przestrzegają mnie, ale nigdy nie mówią o co dokładnie chodzi. Mówią o lustrach, których nie widzę. Podobno są, ale w ukryciu. Ukryli je, po co? Przede mną? Wątpię. Odkąd pamiętam nie mieli żadnych luster. No już nieważne. Znalazłam dzisiaj ten dziennik, za szafką. Nie był zapisany. Wygląda na bardzo stary, może był mojej mamy? Albo cioci? Nie wiem. Będę pisać tutaj o moich dniach spędzonych w tym domu.

3.12.10

Gwiazdka coraz bliżej. Babcia i dziadek pojechali dziś na zakupy, chyba po prezenty, bo nie chcieli bym z nimi jechała. Wrócą chyba późno. Strasznie mi się nudzi. Wczoraj dziadek cały dzień spędził na strychu. Nie wiem co tam robił, nie chciał mi powiedzieć. Bardzo korci mnie żeby iść na górę. Wydaję mi się, że tam schowane są lustra. Może są one jakieś magiczne? Sprawdzę to dziś.

1.01.11

Już po sylwestrze. Było super. Rodzice podjęli decyzję. Przeprowadzam się do dziadków na jakiś rok. Będę tu chodzić do szkoły. To chyba przez przedłużającą się budowę domu.. Nawet się cieszę. Zapoznałam się tu już z kilkoma osobami a rodzice będą przyjeżdżać często. Myślę, że będzie fajnie. Co do wigilii to było bardzo miło. Oczywiście nie zabrakło sekretnych rozmów o lustrach. Wtedy nie udało mi się wejść na strych.. Dziadkowie wrócili wcześniej, ale tym razem mi się uda. Musi. Skoro mam tu mieszkać muszę wiedzieć o co chodzi.

3.02.1

Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego weszłam wtedy na ten strych? Co mnie podkusiło? Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Nie mogę powiedzieć dziadkom, zwariują. Ja sama jestem tego bliska.. Muszę gdzieś to zapisać, nie mogę tego dłużej trzymać w tajemnicy, próbowałam, ale nie potrafię.
Tego dnia, 1 stycznia... Nikogo już nie było. Wszyscy odjechali. Dziadkowie pojechali odwieźć rodziców na stację. Postanowiłam, że wejdę na strych. Weszłam po schodach. Próbowałam otworzyć drzwi, ale żadne klucze nie pasowały. Miałam już zrezygnować, ale na moje nieszczęście zobaczyłam mały zamek nad klamką.. Włożyłam i przekręciłam klucz. Drzwi się otworzyły. Serce biło mi jak oszalałe. Weszłam. Na pierwszy rzut oka strych wyglądał zwyczajnie.. Nic ciekawego. Rozejrzałam się, nie było tam nic fascynującego, więc pomyślałam, że czas iść. Gdy odwróciłam się w stronę drzwi coś przykuło jednak moją uwagę. Ściana nie wyglądała normalnie. Była zakryta jakimś materiałem. Od góry do dołu. Podeszłam do niej. Materiał nie wyglądał raczej na jakiś ozdobny. Była to po prostu zwykła szmata. Byłam bardzo ciekawa co się za nią kryję. Złapałam za nią i pociągnęłam z całej siły, gdy to zrobiłam opadła a moim oczom ukazało się ogromne naścienne lustro. Nie wyglądało normalnie, miało coś w rodzaju poświaty. Kurz unosił się wszędzie. Wpatrywałam się w lustro chcąc dostrzec czegoś ciekawego. Nagle zauważyłam, że w pewnym miejscu robi się uwypuklenie. Przestraszyłam się. Tak jakby ktoś tam był i próbował przez nie przejść. Nagle drzwi zamknęły się z hukiem. Przeraziłam się śmiertelnie, chciałam stamtąd wybiec. Nie mogłam. Coś jakby od drugiej strony trzymało drzwi. Uwypuklenie się powiększało. Nagle lustro zaczęło pękać. Odpadało po kawałkach. Łzy spływały mi po policzkach. Nie wiedziałam co się dzieje. W końcu lustro rozbiło się całe. Podeszłam trochę bliżej. Nie było tam nic dziwnego. Zwykła ściana. Tak mi się przynajmniej wydawało.. Przyjrzałam się jej nieco lepiej. Ujrzałam jakieś napisy. Były bardzo małe. Jakby wyryte. Zorientowałam się, że są to jakieś zadnia. Nie wiedziałam o co w nich chodzi, były jakby w innym języku. W pewnym momencie coś mnie tknęło. Przeczytałam od tyłu.. Nagle wszystko nabrało sensu „To co zobaczysz w śnie będzie kolejną wiadomością. Lustra i sny zawsze idą w parach”..
Analizuję każdy sen. Żadnych wskazówek. Zaczynam wariować.

3.03.11

Miałam sen. Nie wiem co mam myśleć. Chcę po prostu żeby to się skończyło. W tym śnie.. Coś kazało mi iść znowu na strych. Musiałam to zrobić. Poszłam. Kiedy weszłam lustro stało tam jak gdyby nigdy nic.. Nie było już przykryte. Nie zamknęłam drzwi. Podeszłam. Nic tam nie było. Wpatrywałam się w lustro. Tego co zobaczyłam po chwili nie zapomnę nigdy. Stałam i patrzyłam się swoje odbicie kiedy nagle koło mnie pojawiła się postać. Nie była ludzka. Nie wiem co to było. Nie miało oczu. Byłam w tak ogromnym szoku, że nie miałam siły uciekać. Najdziwniejsze było to, że koło mnie nic nie stało! Postać była tylko w lustrze. Przeraźliwym wrzaskiem, któremu towarzyszył jakby powiew wykrzyczała jakby z bólem „Daty” po czym lustro runęło. Na ścianie widniało tylko „sprawdź swój dziennik”. Wybiegłam stamtąd.
Nadal jestem w szoku. Sprawdziłam dziennik, ale nic tu nie ma.. Co mam robić? Boże, chcę żeby to się skończyło.

2.10.11

Wiem. Już wszystko wiem. Nie miałam odwagi tu zajrzeć przed tak długi czas, ale musiałam. Cały czas widzę, widzę w snach te postacie. Wiem, że one tu są. Ostatnim razem kiedy patrzyłam w lustro znów je widziałam. Za każdym razem kiedy spojrzę w lustro je widzę.
Muszę to tutaj napisać. Te wszystkie wiadomości one nie były przypadkowe. Sprawdziłam ostatnią stronę tego dziennika. To co znalazłam bardzo mnie przeraziło. Cholera, tego tu nie było. Nie napisałam tego! Nie chcę, nie chcę żeby to była prawda. Nie mogę patrzeć na te zdanie. „Jeśli dojdziesz do słowa, które Cię przeraża, będzie to ostatnie, które przeczytasz” – co to ma znaczyć?! Nie wiem co mam robić. Jakie słowo? A co z datami? Jakie daty? Zaraz.. Przecież..
(przekreślenia)
Nie, nie, nie. To jest sen. To nie może być prawda.

1.11.10 – 1 listopada – 1 litera – L
3.12.10 – 3 grudnia – 3 litera – U
1.01.11 – 1 stycznia – 1 litera – S
3.02.11 – 3 luty – 3 litera – T
3.03.11 – 3 marca – 3 litera – R
2.10.11 – 2 październik – 2 litera – A

Użytkownik langusta edytował ten post 10.08.2012 - 16:17

  • 2

#740

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Jest bliżej niż Ci się wydaje

Obudziłem się pewnego dnia. Spojrzałem na elektroniczny zegarek, który znajdował się na szafce obok telewizora. Pokazywał 6:05. Nie było wtedy nikogo w domu, ponieważ rodzice i moja siostra wyjechali do cioci. Pamiętam jeszcze jak gdzieś pół godziny temu krzyczeli z korytarza, że wychodzą, a ja jak chce mogę później dojechać.

Postanowiłem jeszcze trochę poleżeć. Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie, co będę robić gdy wstanę wsłuchując się w śpiewy ptaków obecnych na dachach mojej stuletniej kamienicy.

Byłem pogrążony w myślach, gdy coś mnie z tego wyrwało. To odgłos powoli naciskanej klamki. Nie otwierałem oczu. Potem drzwi bardzo powoli się otwierały. Coś powoli wchodziło do mojego pokoju. Nie tylko słyszałem kroki, ale także czułem wibracje podłogi.
Po odgłosach chodzenia nie rozpoznałem nikogo z moich domowników, a zawsze robiłem to bez problemu.

Serce waliło jak cep w zboże. To coś podchodziło coraz bliżej. Krążyło po pomieszczeniu.
Na pewno w dzieciństwie bawiłeś się w ten sposób, że jak ktoś wszedł do pokoju, a Ty już nie spałeś, udawałeś, że śpisz. Przynajmniej ja tak się bawiłem.

Teraz tak samo się czułem. Nie mogłem za mocno ściskać powiek, żeby nie było, że udaje. Musiałem powstrzymywać skurcze ciała.

Wpadłem na pomysł, żeby otworzyć oczy i zobaczyć co to jest, ale szybko to odrzuciłem z powodu strachu. Cały czas słyszałem ciszę, ale czułem, że coś mnie obserwuje i jest przy mnie.

Nie wiem ile czasu spędziłem w tej pozycji. Już ścierpłem. Dosyć tego do jasnej cholery, pomału otwieram oczy. I co widzę. Nic. Zupełnie nic. Odetchnął był z ulgą i uznałbym to za jakieś przesłyszenie, czy paraliż senny, gdyby nie otwarte drzwi i krwawe ślady stóp ciągnące się od drzwi, a kończące się…pod moim łóżkiem.
  • 13

#741

phantomhive.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Moja pierwsza creepypasta

Była ciepła, jesienna noc. Byłem sam w domu. Jak to ja zasiadłem przed komputerem w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mnie rozluźnić po długim dniu w pracy. Nie opuszczało mnie dziwne wrażenie, że ktoś patrzy się na mnie przez okno. Biurko stoi tak, że siedzę plecami do okna. Są prawie całkowicie osłonione zasłoną, oprócz małego fragmentu po samym środku okna, w którym widzisz TO. Wyglądało jak lalka- niemowlę całe umazane krwią trzymające w dłoni nóż . Podchodzę do okna. Nic za nim nie ma. Trochę zirytowany i przestraszony zasiadam z powrotem do komputera. Jednak uczucie nie mija. Znów podchodzę do okna. Na szczęście nie widać jej na zewnątrz. Odwracam się i ze strachem stwierdzam, że teraz siedzi na miejscu przed moim komputerem spoglądając na mnie czerwonymi oczami. Próbuję uciekać, jednak ona wbija mi nóż w nogę skutecznie mnie unieruchamiając. Zrywa ze mnie kawałki skóry i nakłada je na zwoje gołe mięso.
  • -11

#742

ukryta.
  • Postów: 50
  • Tematów: 0
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

To mój pierwszy tego typu tekst. Mam nadzieję, że się nie powtarza.

~

Wyspa Niedźwiedzi

W przeciwieństwie do większości historii zamieszczonych tutaj, ta jest prawdziwa. Wiele osób dorastających w latach 90', w tym też ja, pamięta kreskówkę o nazwie "Wyspa Niedźwiedzi" (fr. L’Ile Aux Ours), która była przez jakiś czas po prostu emitowana jako wieczorynka. I nie, nie spowodowała żadnych tajemniczych zgonów, samobójstw itd. - choć z pewnością nie była to jedna z bajek, po których spokojnie gasisz telewizor i idziesz spać.

Dołączona grafika

Fabuła bajki teoretycznie nie jest jakaś nietypowa, niezwykła. Pewnego dnia na Wyspę Królików trafia mały rozbitek, biały niedźwiadek Edi w czarnej masce. Mimo ostrzeżeń czarownika, mieszkańcy wyspy postanawiają go zatrzymać i pozwolić żyć wśród nich. Edi dorasta wśród królików i zajmuje się roznoszeniem poczty, a także zaprzyjaźnia się z Maxem. Pewnego dnia przyjaciele znajdują wyrzuconą na brzeg butelkę, w której mieszka sympatyczna zjawa o imieniu Ok, która wyjawia Ediemu tajemnicę - powinien udać się na Wyspę Niedźwiedzi, by odnaleźć swoją rodzinę. W ten sposób dwójka przyjaciół i duch wyruszają w niezwykłą podróż, i na tym właśnie opiera się fabuła kreskówki. Nic nietypowego, prawda?

Co jednak ciekawe, młodzi widzowie (i ja również) żywią dziwne wspomnienia z tą kreskówką. Fabuła jakby "rozmywała się", umykała, nikt też nie pamiętał zakończenia. Kreskówka zaś wywoływała niepokój, strach. Dlaczego? Przecież na pierwszy rzut oka niespecjalnie różni się od reszty animowanych historii, którymi zasypywane są codziennie dziecięce umysły.

Warto zwrócić uwagę na oprawę dźwiękową bajki. Jednym z najczęściej wspominanych niepokojących elementów "Wyspy Niedźwiedzi" było jej intro, wykonywane w polskiej wersji przez zespół Alibabki. Można je obejrzeć tutaj:
Utwór ten jest wykonany w specyficzny sposób, budząc niepokojący i tajemniczy nastrój. Raczej niezbyt dobry pomysł, gdy oglądać to mają małe, podatne na wpływy i lęki dzieci, prawda? Ogólna oprawa dźwiękowa kreskówki też nie należy do zwyczajnych - piosenki są utrzymane w podobnym klimacie, depresyjne, niepokojące, wykonane w stylu dark ambient. Można w nich usłyszeć stłumione jęki, krzyki, odgłosy syntetyzatorów, chórki. Niespotykane w bajkach dla dzieci, które z założenia mają je bawić i uczyć...

Również animacja nie należy do zwyczajnych. Studio Pixibox jako pierwsze wykorzystało jak na tamte czasy nowatorskie techniki animacji, wplatając w nią modele trójwymiarowe. Postaci w nietypowy sposób poruszały się i obracały; nie była to ani klasyczna animacja, do której byliśmy przyzwyczajeni, ani również budząca sympatię trójwymiarowa, w stylu Toy Story. Nadaje to całej kreskówce dość groteskowy wygląd, co w połączeniu z nietypową muzyką może być dla młodego widza zwyczajnie niepokojące. Czy jednak tylko "techniczna" strona kreskówki nadawała jej ten niepokojący, tajemniczy klimat?

W bajkach dla dzieci zwykle sytuacja wygląda prosto - mamy głównych bohaterów i ich przyjaciół, żyją w spokojnej krainie, muszą walczyć ze złem. Złem, które jest jasno określone, za które odpowiada zwykle jedna konkretna postać, która jest głównym wrogiem. Ewentualne starcia głównych bohaterów ze złem są możliwie najbardziej pozbawione brutalności, przez co mimo wszystko bajka ma przyjazny i miły klimat.
W "Wyspie Niedźwiedzi" jest jednak inaczej. Czymś, co przykuwa uwagę, jest ogromna liczba złych postaci - jest ich znacznie więcej niż dobrych. Pojawiają się wrogowie, między innymi:
- Doktor Lękus - szalony naukowiec, w poszukiwaniu "eliksiru okrucieństwa" (!) przeprowadza bolesne eksperymenty na zwierzętach;
- Pogodotwórcy - bóstwa sił natury, starające się uniemożliwić głównym bohaterom odnalezienie tytułowej Wyspy;
- Piraci - krokodylopodobne stworzenia, które za wszelką cenę chcą pojmać Edi'ego i sprzedać go na targu niewolników (!). Stosują wymyślne tortury, np. wyrywanie kości (!!).

Oprócz nich w fabule przeplatają się postaci handlarzy niewolników, łowców przygód - można powiedzieć, że jedynymi pozytywnymi postaciami są główni bohaterowie, czyli królik, niedźwiedź polarny i duch.

Niepokojący jest też obraz świata przedstawiony w kreskówce. W całym jej świecie nie ma żadnych ludzi; to akurat nie jest niczym nadzwyczajnym, bo przecież jest wiele podobnych kreskówek. Jednak zastanawiający jest fakt, że bohaterowie wspominają o "Pierwszym Trzęsieniu Ziemi". Czy to dlatego nie ma tam ani jednego człowieka? Czyżby nasz gatunek wyginął?
Uwadze nie umyka też fakt, że bohaterowie używają do poruszania się tylko machin latających, choć podróżują szlakami wodnymi. Zupełnie, jakby w wodzie czaiło się coś strasznego; padła sugestia o skażeniu zbiorników wodnych.
Czy mamy więc przedstawioną wizję post-apokaliptycznego świata rządzonego przez inteligentne zwierzęta?

Czy to to tylko teorie, czy rzeczywisty zamysł twórców bajki - pozostaje się tylko domyślać. Natomiast faktem jest, że była to jedna z tych niepokojących kreskówek, po których ciężko było zasnąć spokojnie. Nie było tam przecież strasznych potworów, jak na przykład wszystkim znana Buka z "Muminków". Nie było gdzie dokładnie ulokować swojego strachu, wskazać, kto lub co go wywołuje. W "Wyspie Niedźwiedzi" straszny był właśnie ten klimat, świat pełen okrucieństwa, zauważanego przez dzieci mniej lub bardziej świadomie. Świat różniący tą bajkę od reszty.

Mamy więc psychodeliczną kreskówkę, epatującą okrucieństwem, apokalipsą, przerażającymi eksperymentami medycznymi i wszechobecnym mrokiem, za który najprawdopodobniej odpowiedzialni są chciwi i zawistni bogowie – pogodotwórcy. Kto jednak stoi za jej produkcją?

W dorobku grupy na serwisie imdb.com nie umieszczono żadnej informacji, jakoby Pixibox pracował nad "Wyspą Niedźwiedzi". Strona studia animatorskiego odpowiedzialnego za “Wyspę” nie istnieje, podobnie jak żadna poświęcona bajce – co w dzisiejszych czasach wydaje się niezwykłe. Jedyne wiarygodne informacje, do jakich udało mi się dotrzeć, sugerują, że za projekt odpowiada niejaki Jacques Peyrache. Być może chciał stworzyć coś ciekawego, ale nie przewidział jak odbiorą to najmłodsi widzowie? Taka odpowiedź byłaby prawdopodobna, gdyby nie jeden drobny szczegół.

Jacques Peyrache jest psychiatrą dziecięcym.
  • 18

#743

Marble.
  • Postów: 99
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Mam nadzieję, że piszę to w dobrym miejscu :)

Znalazłam taką historyjkę, trudno to nazwać komiksem, coś jak creepypasta w formie obrazkowej. Jej autorką jest ilustratorka Emily Carroll .
Radzę ją czytać po ciemku, w samotności (nie ma tam żadnych wyskakujących potworków, obiecuję :) ).
Niestety jest napisana po angielsku, ale język jest dość prosty, radzę spróbować ją przeczytać (albo chociaż obejrzeć ilustracje).
Nosi tytuł "His face all red".
Link: http://emcarroll.com...eallred/01.html

Użytkownik Marble edytował ten post 13.08.2012 - 10:47

  • 8

#744

Wyxud.
  • Postów: 111
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Spoiler

Przed pastą prosze przeczytać to ^

Czerwone włosy


Była 7:00. Jak zwykle rano przeszywała mnie ta potworna myśl "Czas do szkoły". Wstałem, a po uszykowaniu sie wyszedłem. Dzis w klasie na 1 lekcji pani powiedziała, że mamy nową koleżankę. Zaczeły sie komentarze typu: "Pewnie jakiś pasztet" czy "Moze w koncu Janusz zaliczy". Niestety ich oczekiwania zbiła ona. Piękna, wysoka, mająca wszystko czego facet potrzebuje. Wszyscy posuwali komentarze typu "Ale masz zajebiste cycki". Lecz nie ja. Ja przez cały czas wzdychałem patrząc na jej piękne czerwone włosy. Ich czerwień promieniowała ciepłem i troską. Właśnie wtedy poczułem jak to jest być naprawdę zakochanym. Widze to! Czasem kątem oka na mnie zerka, a gdy na nią spojrze odwraca sie wprawiając te włosy w ruch. Nie wiem czy to tylko moja wyobraźnia, ale wydaje mi się, że ona jest mną zainteresowana.

Ahh te włosy... Czerwone, piękne...

Kolejny dzień, 6:30, a ja szybko ubieram się i ide do szkoły. Zdziwiona mama pytała się co mi sie stało, ale przecież nie powiem jej, że wręcz napawa mnie ochota by znów zobaczyć włosy mojej nowej koleżanki z klasy. Dziś to zrobie! Zaproszę ją na randke do kina, lub na jakieś ciastka przy herbacie. Ku mojemu zaskoczeniu zgodziła się, i wieczorem wyszlismy razem. Pod koniec randki była uśmiechnięta i pogodna, a ja postanowiłem odprowadzić ją do domu. Przed jej drzwiami dała mi buziaka w polik i szepnęła "Dobrze wybrałam" po czym poszła w strone drzwi. Było to troche dziwnę, lub może niepokojące ale mniejsza z tym.

Te włosy...

Sroda, 5:00, postanowiłem, że pójde pod jej dom by razem z nią pójść do szkoły. Czekałem przed jej domem, aż wyszła i razem poszliśmy do szkoły. Oczywiście przed szkoła nie omineły nas komentarze gimbusiarnii.
Wtedy ona sie zdenerwowała. Byłem pewny, że jej oczy zrobiły się na chwiłę czerwone jak jej włosy. Wtedy zrozumiałem, że to nie jest osoba dla mnie.

Czerwien włosów...

Następnego dnia w szkole powiedziałem jej, że musimy sie rozstać, bo nie czuje już tego co wcześniej. Popłakała się. Dlaczego to zrobiłem, dlaczego ją tak skrzywdziłem?

Gdy wracałem do domu nagle poczułem dziwny ucisk w plecach. Odwracając sie zobaczyłem jak ona wbija mi nóz w plecy. Mimo tego nie bałem się. Cały czas czułem żal po skrzywdzeniu jej. Ona odeszła, a ja na moich palcach zobaczyłem krew. Czerwień. Czerwień. Ostatnią rzeczą jaką widziałem była tylko czerwień krwii. Czerwień prawie tak intensywna jak czerwień jej włosów...
  • 2

#745

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Max Payne 2

Klasyk. Musieliście w to grać. Kultowa gra z mrocznym klimatem, cudo.

Dla ludzi, którzy w tę grę grali, łatwo będzie rozpoznać misje, o której mówię. Dla tych, którzy nie grali - wyjaśniam. W pewnym momencie, rozpoczyna się misja (nie pamiętam nazwy), w której musimy dojśc do mieszkania Mony Sax. Ciekawe, żeby się tam dostać, musimy najpierw przejść nawiedzone miasteczko. Nie ma żadnej strzelaniny, po prostu musimy przejśc i przy okazji podziwiać. Tu się zaczynają dziać dziwne rzeczy. W czasie rozgrywki, będziemy przechodzić przez ubikację. Musimy stanąć dokładnie tu (http://i.ytimg.com/v...T0AwAOPog/0.jpg).

Lustro (czyli szyba) jest niezniszczalna... wcale nie. Wtedy trzeba użyć kodów na całe wyposażenie (w tym momencie gry snajperki nie ma). Żeby kody działały w 100% dobrze, trzeba mieć niestet oryginał... Bierzemy snajperkę, celujemy w szybę i srzelamy. Szyba pęka. Cholernie się w tedy zdziwiłem, bo wpakowałem w nią cał amunicję z poprzednich broni, a ona pęka w skutek jednego strzału z karabinu snajperskiego... Przeszedłem na druga stronę lustra. Wtedy Misja rozpoczęła sie od nowa. Zdziwiłem się jeszcze bardziej. Tym razem coś się zmieniło. Nie było świateł, strasznie ciemno. Wszystko działo się wolniej. Ale najgorsze przed nami. Zamiast "kartonów", stali ludzie. Wszędzie było pełno krwi, więcej, niż przedtem. Ludzie nie rozmawiali, byli nie do zabicia, zachowywali się, jakby mnie nie było. Wykonywali te same czynności, co "kartony": trzęśli się, gadali bzdury, krzyczely. W oryginale, przy pewnych drzwiach stoi młoda kobieta, krzyczy, a zaraz potem "podchodzi" kartonowy zabójca i ścina jej głowe. W tej wersji, stoi tam prawdziwa dziewczyna, błagająca o pomoc. Gdy się do niej podchodzi, wyskakuje zabójca i ścina jej głowę, krew leje się niemiłosiernie. Uciekam stąd. Biegnę dalej, w końcu dotarłem do domu Mony.

Szczęśliwy, ze skończyłem ten chory etap wchodzę do łazienki, gdzie Mona bierze przysznic. Nie włącza się film, gdzie Max podaje jej ręcznik. W ubikacji nie ma lustra, a naga Mona leży na środku w ogromnej kałóży krwi. Wtedy włącza się animacja - Max Payne lezy nad jej zmasakrowanym ciałem i płacze, po czym bierze broń i strzela sobie w głowe. Włącza się wedy ekran śmierci, jak w normalnej grze, a etap włącza się ponownie, tym razem w oryginalnej wersji.

Dla mnie to okropne, nigdy już nie włącze tej chorej gry...

Użytkownik Neck edytował ten post 14.08.2012 - 13:24

  • 3

#746

altanacraft.
  • Postów: 13
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

A więc tak, czytałem temat od baaaaaardzo dawna, jednak dopiero teraz postanowiłem napisać moje pierwsze dwie Creepypasty. Enjoy!


KIEDYŚ
Kiedyś wszystko wydawało Ci się straszne i niesamowite: kroki w mieszkaniu nad tobą, dziwne dźwięki dochodzące z kaloryfera czy włączający się samoczynnie telewizor. Wszystko tłumaczyli rodzice, że ktoś przypadkowo walnął w rurę, usiadłeś na pilocie od telewizora itd.
Tylko dlaczego do cholery, nikt nie powiedział Ci, dlaczego, kiedy leżysz sam w łóżku i wciągasz powietrze, słyszysz kogoś, kto oddycha?!

NOCNI GOŚCIE
To może być trochę dłuższa Creepypasta ;)


Czy pamiętasz, jak w dzieciństwie biegłeś do łóżka rodziców z krzykiem, że ktoś chodzi wokół twojego łóżka? Naukowcy tłumaczyli to lękiem przed wczesną stratą rodziców i potrzebą miłości. Zastanawiające jest jednak, dlaczego także dorośli, trzeźwo myślący ludzie z dobrą pracą czy rodziną, także przeżywają podobne historie.

Pamiętam, jak podczas pisania pracy magisterskiej, zbierałem materiały o zaburzeniu snów. W tym czasie odwiedzałem często zagraniczne forum o rzeczach paranormalnych, którego teraz niestety nie ma. Niedawno jednak znalazłem ss-y z tego forum a wśród nich bardzo interesujący temat o nocnych gościach. Niestety, screen shoty są za duże na wstawienie na jakikolwiek hosting, dlatego przepisałem ich treść. Wszystkie loginy i imiona zastąpiłem X
by XXXX "Witam, nazywam się XXXX i mam 30 lat. Od jakiegoś czasu, nie mogę normalnie zasnąć, czuję czyjąś obecność w pokoju. Tłumaczyłem to zerwaniem z dziewczyną, z którą mieszkałem. Jednak coraz częściej widzę także dziwne cienie, jakby coś chodziło wokół łóżka. Proszę o pomoc."
by XX "Hej XXXX, byłeś może u psychiatry? Mi to na schizofrenię wygląda"
by XXXX "Gdybym miał schizofrenię, dawno byłbym juz w psychiatryku."
by XXX "Reakcja mózgu na za małą ilość snu."
by X "Dobra, wszyscy znamy twoje problemy, idź gdzie indziej."
by XXXX "Ja muszę z tym skończyć. Ostatnio zaczęły mnie atakować, to się nasila."
by XX "Chyba autor tematu uciekł z forum. Trudno, nie dowiemy się co to było."
Zaledwie dzień później, w każdym temacie pojawiło się zdjęcie zwłok i napis na ścianie "NEXT" z krwi. W rogu stała czarna, wysoka postać. Jeśli gdziekolwiek zobaczysz podobne zdjęcie, nie patrz w róg.


I jak wam się podobało?
  • -3

#747

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Revengman
Wbrew pozorom, Revengman jest "dobrą" postacią. Było pełno akcji, gdzie jakieś pierdolnięte dzieci znęcały się nad zwierzętami, bądź chory rodzić bił swoje dzieci... Dzielni internauci nie próżnują, nie mija kilka dni, a oni już wiedzą, kto jest sprawcą. Przyjeżdża policja, aresztuje i koniec.

Lecz raz zdarzyło się coś innego.

Do internetu trafiło nagranie, jak kobieta znęca się nad dzieckiem, małym niemowlakiem. Robiła to, bo dziecko płakało. Internauci nie zawiedli, policja po kilku dniach pojechała aresztować kobietę... ale znaleźli jej ciało, w salonie. Pobita na śmierć. Dziecko nie ruszone (z wyjątkiem tych siniaków, które mu nabiła), spało jakby nic. Popytali sąsiadów. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Zero śladów. W końcu wzięli się za obejrzenie ponownie video. Zamurowało ich. W pewnym momencie, przez dosłownie sekundę, było widać zarys postaci. Czarne coś, stojące w drzwiach, prawdopodobnie gapiące się na "oprawcę". Ponwnie przeszukano mieszkanie. Nic. Zaopiekowano się, by wszystkie nagrania zniknęł z internertu, by nie niepokoić ludzi.

Po kilku latach, do internetu trafiło nagranie, jak grupka jebniętych dzieci (10-15 lat), tak z nudów, spaliło szczeniaka. Internetowi namierzyli gówniarzy i do akcji wkroczyła policja. Cztery z domów były puste (było 5 smarkaczy), zaś w jednym leżało pięć zwłok. Najstraszniejsze w tym było to, że zwłoki były spalone. Co ogrsza - jeszcze ciepłe (!). Jak kilka lat temu, znów przeszukano mieszkanie, nic nie znaleziono, sąsiedzi nic nie słyszeli, nic nie widzieli. Detektywi ze strachem obejrzeli nagranie, wiedząc, co się święci. W czasie kiedy szczeniak wyzionął ducha, z tyłu pojawił się ten sam koszmar, co wtedy. Stał, patrzył na tę okropną scenę. Ciekawe było to, że bawił się zapalniczką. Video zostało usunięte, ale tak jak i teraz, jak i wcześniej powstały wycieki. Jeśli masz szczęście, poszukaj tych dwóch nagrań na YT, bądź na innych stronach. Spokojnie, nikt nie przyjdzie cie zabić.

Pomimo tego, że ten "ktoś" zabijał (prawdopodobnie to on był mordercą) tylko kogoś, kto "na to zasługiwał", budził lęk i niepokój wśród jednych, a zafascynowanie wśród drugich. Niektórzy uznają go za swojego idola. Nadano mu nawet nazwę. Nie muszę chyba pisać jaką, hę...?

Użytkownik Neck edytował ten post 17.08.2012 - 11:12

  • 13

#748

Maighread.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Dosyć krótka, tłumaczona historia... mam nadzieję, że nie było. Być może komuś się spodoba.

Przebudzony

Obudziłem się. A nie powinienem. Byliście źli zbyt długo, teraz nadszedł czas, by was zatrzymać. Wcale nie chcę tego robić, uwierzcie mi. O wiele łatwiej byłoby mi spać, niż martwić się o was, o ludzkość. Ale zbudziłem się, i jestem z tego powodu naprawdę niezadowolony.
Wszystkie zbrodnie popełniliście ku mojej czci, niektóre z tych potworności zostały uczynione w moje imię, jak również każdą kroplę krwi poświęciliście mnie. To nie kwestia czynienia zła lub dobroczynności, po prostu taka jest zasada. Muszę jednak powiedzieć, że wasze egzystencje są bezcelowe, tak samo jak te spełniane przed tysiącami lat. Ponadto twoje ''ofiary'' nie mają dla mnie żadnej wartości. Co mnie obchodzi to, że jedną z nich przyniesiesz dla mnie na własnym grzbiecie ? Stworzyłem was i wyrzuciłem, więc dlaczego miałbym chcieć was z powrotem ?
Jest powód, dla którego nie jesteście ze mną. To dlatego, że bardzo wielu z was eksperymentowało na tematy życia i śmierci. Dawniej po prostu czekałem, aż sami wyniszczycie siebie nawzajem, ale zaczęliście mieszać się do spraw, które was nie dotyczą. Myślałem, że jesteście bezpieczni na swojej planecie nazywanej Ziemią, ale nie, wy musieliście dotrzeć ze swoją plagą wszędzie i zdobyć wszystko, o czym tylko macie pojęcie.

Myślisz, że tylko podróżujesz w Kosmosie, ale tak naprawdę opuszczasz klatkę, którą dla ciebie przygotowałem. Na Ziemi mieliście wszystko, co jest wam potrzebne, jednak ciągle chcieliście mieć więcej. Jeśli pozwolę wam nadal to robić, będziecie włamywać się do świata moich bardziej udanych tworów, chcąc je zniszczyć. Oni to wiedzą, i dlatego obudzili mnie.

Próbowałem w pewnym sensie dać wam wolną rękę, ale nie mogę pozwolić, aby to trwało dłużej. Wkrótce wszyscy poczujemy gniew naszego stwórcy, to co jest już zrobione zniknie z powierzchni Ziemi, a zniszczyć wasz nędzny świat można na tyle cudownych sposobów…

Niektórzy nazywają mnie Bogiem, inni Demonem. W każdym razie ja nie śpię i jestem bardzo nieszczęśliwy.
  • 6

#749

Mortal.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

WYPRAWA NA RYBY



Pewnego dnia 2 kolegów postanowiło wybrać się na ryby, pogoda dopisywała słonko świeciło. Wyszli około godziny 15 i postanowili zostać tam do godziny 21. Miejsce, w którym łowili znajdowało się w środku lasu. Niedaleko stał od dawna opuszczony dom. Wszyscy bali się koło niego chodzi, bo uważali, że on jest nawiedzony. Ponieważ ryby nie brały chłopcy się nudzili, zwabieni ciekawością postanowili zjarzeć do tego domu. Już w pobliżu tego miejsca można było wyczuć morczną atmosferę. Weszli do domu i postanowili się rozejrzeć. Dom był olbrzymi, lecz pusty. Sprawdzili wszystkie pokoje oprócz strychu i piwnicy. Na strychu nie było nic ciekawego, oprócz jednego obrazu. Na oko przedstawiał on starszą kobietę, lecz nie byli pewni, gdyż twarz była zamazana widoczne były tylko ciemne przenikliwe oczy. Ponieważ chłopcy uchodzili za miejscowych huliganów postanowili zniszczyć ten obraz. Porozcinali go wzdłóż scyzorykiem. Za obrazem znaleźli zakrwawioną kartkę na której było napisane "W PIWNICY". Ciekawość wygrała i chłopcy zeszli do piwnicy, stało tam pełno gratów. Najbardziej zainteresowała ich stara szafa. Jeden z nich ją otworzył. Zobaczył tam postać, której oczy były takie same jak na obrazie. Była to ostatania rzecz jaką zobaczył w życiu. Drugi z chłopców zaczął uciekać. Ale to był próżny wysiłek. Na schodach biegnących do wyjścia postać złapała go za stopę i wywróciła. Na zajutrz rano zaniepokojeni rodzice chłopców znaleźli ich ciała leżące przed domem, na plecach każdy z nich miał wyryte oko i napis to jeszcze nie koniec. Do dnia dzisiejszego postać ta ukazuje się w lustrze osobom, które poznały tą historię. ;)

Użytkownik Mortal edytował ten post 17.08.2012 - 11:10

  • -7

#750

Maighread.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Będzie długo :)

Dzień Przycisku

Laurę obudził jej tata, choć nie robił tego, odkąd była dzieckiem. Przez chwilę myślała, że zasnęła nago i jej ojciec widział ją, jednak miała na sobie błękitną piżamę. Boże, co on tutaj robił ?

''Hej, wstawaj'', powiedział radośnie, odsłaniając zasłony, pozwalając słońcu wpłynąć do pokoju. Laura słyszała dźwięk kosiarki i śpiew ptaków. ''Dziś Dzień Przycisku , pamiętasz ? Ubierz się, załóż coś ładnego i zejdź na dół. Za godzinę wyruszamy.''

Laura niepewnie spogląda na ojca, jej głos jest przepity. ''Tato, co do cholery? Nie można po prostu zapukać? Co gdybym spała nago ?''
Nie patrzył na nią, był zbyt zajęty podziwianiem swojego ogrodu z okna. ''Och, nic nowego ci nie wyrosło. Jestem twoim ojcem, widziałem twój tyłek miliony razy.''

''Nieważne, tato.'' Laura usiadła, mrużąc oczy, przypominając sobie, co powiedział jej ojciec.
''Tato, powiedziałeś ''Dzień Przycisku'' ?''

''No tak. Co, zapomniałaś ?'' Śmiał się, kiedy szedł w kierunku drzwi. '' Gadałaś o tym cały wieczór''

''Czekaj, co...'' Laura zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. Coś tutaj było nie tak. Zankomity sposób na rozpoczęcie dnia, naprawdę. Jeszcze nie wstała z łóżka, a już przeczuwała, że wpakuje się w jakieś gówno. ''Co ty mówisz?''

Potrząsnął głową, i wciąż uśmiechając się, wyszedł z pokoju. ''Ubieraj się, śniadanie jest już gotowe.''

Zostawił ją siedzącą na łóżku, przyciskając zmiętą pościel do swojej piersi. W końcu wstała z łóżka, i naciągnęła na siebie jakieś ubrania, które miała pod ręką. Znajome dźwięki dochodziły z dołu - grzechoczące patelnie i garnki, przytłumione rozmowy domowników, włączony telewizor, krótki, szorstki śmiech - jej brat. Nie ulega wątpliwości, że śmiał się z jakiegoś programu w TV.

Zapięła rozporek i przystanęła na sekundę, pytając sama siebie ''Dzień Przycisku?''

Na dole matka zmywała naczynia, nucąc do siebie. Słońce wypełniało pokój, jej ojciec i brat siedzieli przy stole jedząc tosty. Wzięła jeden z talerzy i dosiadłą się do nich. Jej brat miał na sobie śnieżnobiałą koszulę, choć nigdy ich nie nosił. Laura wątpiła w to, że ma jakąkolwiek. Była to jedna z koszul ojca, poznała ją.

''Co to za koszula?'' Spytała, gryząc tosta. Jej brat nawet nie oderwałoczu od telewizora - typowe. Był młodszy od niej o 14 lat i arogancki aż do przesady. ''Dzisiaj Dzień Przycisku, prawda?'' Wymamrotał, połykając kanapkę. Matka odwróciła się i pacnęła go w głowę.

''Marek, nie rozmawiaj z pełnymi ustami'' Spojrzała na Laurę. ''Laura, możesz ubierać się trochę lepiej... przynajmniej się postaraj.''

''Po co?'' Powiedziała Laura, po czym rozdrażniona spojrzała w sufit. ''Oh czekaj, nioech zgadnę. Dzień Przycisku. Czegoś mi brakuje ?''

Jej matka potrząsnęła głową, wracając do mycia naczyń. ''Nie bądź dziecinna, Lauro. To do ciebie nie pasuje. Proszę, przebierz się w coś innego przed wyjściem.''

''Chciałam dzisiaj spotkać się z Michałem, nie mogę z wami iść, przepraszam.''

Zapadła głucha cisza. Każdy zatrzymał się i patrzył na nią zaskoczony. Laura spytała ''Co ?''

''Zwariowałaś?'' Zapytał jej brat. ''Musisz iść z nami!''

''Laura, mam rozumieć, że to zaplanowałaś ? Akurat na dziś?'' Jej ojciec zapytał, a ona przesunęła sie na krześle czując, jak wzbiera w niej złość.

''Tak, zaplanowałam to ! Co wam się dzisiaj stało?''

Nikt nie odpowiedział. Patrzyli na nią, jakby oszalała. Wstała, odsuwając swój talerz. ''Wiecie co ? Zapomnijcie, nigdzie z wami nie idę !''

''Laura, stój!'' Matka pękła. ''Wiedziałaś dokładnie, co dzisiaj robimy. Mieliśmy to w planach od dawna. Zadzwoń do Michała i powiedz mu, dlaczego nie możecie się spotkać.''

''Właśnie o to chodzi !'' Krzyknęła Laura. ''Co mam mu powiedzieć ? Nie wiem dlaczego nie mogę iść!''

''Dzis Dzień Przycisku.'' powiedziałjej brat. ''Dlatego.''

''Dzień Przycisku ?'' Płakała. ''O czym ty do cholery mówisz ? Nigdy nie słyszałam o czymś takim, jak Dzień Przycisku! To wszystko...'' Nagle zatrzymała się, wyraz zrozumienia pojawił się na jej twarzy. Jej rodzina spłatała jej figla. To wszystko było żartem. Teraz zrozumiała.

''Bardzo śmieszne, faceci.'' Powiedziała uspokojona. ''Myślałam, że naprawdę każecie mi tam iść.'' Odwróciła się i ruszyła do swojego pokoju. ''Laura ! Proszę być z powrotem w godzinę, nie jedziemy bez ciebie.''
''Tak tak, nie chciałabym przecież przegapić Dnia Przycisku.''

Kiedy szła do domu Michała, poczuła sie winna kłótni z rodziną. Ona, jako najstarszam, powinna była się opanować. Pomyślała, że ułoży jakieś przeprosiny. Miała na to godzinę, prawda ? Tak powiedziałą jej matka.

Zastanawiała się, gdzie chce iść jej rodzina. Laura obserwowała samoloty tworzące białe linie na niebie. Czy to na pewno był żart ? A może naprawdę mieli coś w planach, a ona o tym zapomniała ?

Widziała już dom Michała, ogrodzony białym płotem i z zielonym trawnikiem z przodu. Zaczęła biec, chciała czym prędzej się z nim zobaczyć. Kiedy przeszła przez furtkę, Michał wyszedł z domu z wyrazem szoku na twarzy. Widział ją nadchodzącą z ulicy.

''Hej, co się stało?'' Spytała Laura. Michał spojrzał rozeźlony. ''Nie powinno cię tu być.''' powiedział.

''Ale... '' zaczęła Laura
''Mówiłaś, że dziś twoja rodzina obchodzi Dzień Przycisku'' powiedział.

Laura otwarła usta ze zdziwienia. Nieznana jej blondynka wyszła z domu i chwyciła Michała za rękę. Miała na sobie tylko koszulę nocną, a jej włosy były potargane.

''Idź do domu'' powiedziała. Laura cofnęła się, mrugając, aby ukryć łzy. Michał nawet nie patrzył jej w oczy, więc odwróciła się i pobiegła do domu.
Jej matka zauważyła ją, kiedy wbiegala do sypialni.

Usiadła blisko Laury i powiedziała '' Wiem, kochana, wiem. Ale nie myśl już o tym.'' Pogłaskała włosy Laury. '' Mężczyźni to dranie, mam rację ?''

Laura spojrzała na matkę ''Wiesz...?''
''Wróciłaś do domu cała we łzach. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć ,co się stało.
''Ma blondynkę, rozumiesz ? Blondynkę ! To dlatego chciał, żebym zafarbowała włosy !''

''Kochanie, na pewno poczujesz się lepiej, jeśli pójdziesz z nami.''
''Więc wychodzisz...?''
''Oczywiście ! Wybrałam dla ciebie ładną bluzkę, najlepszą jaką masz. Proszę, włóż ją.''

Laura poczuła ścisk w żołądku. Nagle przypomniała sobie, że Miachał również mówił o Dniu Przycisku. To nie był żatr. To się działo na serio. A ona nie miała pojęcia, co się dzieje.

''Mamo, posłuchaj mnie, coś tu jest nie tak.''

''Wiem. Naprawdę go lubiłam, to straszne, że zdenerwował cię w tak ważnym dniu. ''
''O to właśnie chodzi, mamo - nie wiem NIC o Dniu Przycisku. Nigdy o nim nie słyszałam, a od rana wszyscy oprócz mnie o nim rozmawiają ! Jestem jedyną, która nie ma o nim zielonego pojęcia.''

''Cóż, sama nie jestem ekspertem w tym temacie. Wiem tylko, że to pomysł rządu do zwalczania przeludnienia, ale poza tym-''
''Nie, nie. Mam na myśli w ogóle. Nigdy o tym nie słyszałam. ''

Nastała niepokojąca cisza, a jej matka patrzyła na nią przez długi czas. Jej usta były ustwaione w twardej lini.

Gdy w końcu się odezwałą, jej głos był spokojny. ''Wiem, że jesteś zdenerwowana. Przebierz się - tu jest twoja bluzka- i zobaczymy się w samochodzie za 5 minut, dobrze ? Czekamy na ciebie.''

Jej matka odeszła, zostawiają przestraszoną Laurę z jej najlepszą bluzką w rękach.

Po chwili siedziała w samochodzie. Czuła się coraz bardziej nieswojo. Co do diabła sie dzieje ? Dlaczego nie pamiętam nic o tym dniu, o którym wszyscy mówią?

Widziała wszystko, nawet najbardziej absurdalne szczegóły, w zwolnionym tempie. Puch wystający z zagłówka matki, włos na brodzie ojca, który ominęła jego brzytwa, pęknięcia w chodniku, które mijali. Wszystko stało się jakby bardziej przejrzyste. Nie mogła jednak wydusić z siebie słowa, uwięziona wewnątrz własnego ciała. Zupełnie, jakby była marionetką, wiszącą na sznurkach wykonanych z jej lęku.

Gdzieś głęboko w środku nadal myślała, że to masowy żart, jedno, wielkie oszustwo. W międzyczasie jej ojciec zatrzymał się przy dużym, białym budynku.

''Tu jesteśmy'' jej ojciec powiedział wesoło, a ona bała się chwycić klamki i otworzyć drzwi. Kiedy już wysiadła, zbliżała się do budynku tak, jakby miał zęby.

Jej rodzina również wysiadła z samochodu, rozmawiając z ożywieniem. Ruszyli w kierunku głównego wejścia, Laura szła daleko w tyle. Przed budynkiem stał znak '' INSTYTUCJA RZĄDOWA - WSTĘP TYLKO DLA UPOWAŻNIONYCH'' Widziała też kilka kamer bezpieczeństwa.

Drzwi do budynku zostały wykonane ze szkła. Kiedy weszli do środka, zobaczyła recepcjonistkę piszącą cos na komputerze. Kobieta spojrzała na nich z profesjonalnym uśmiechem i przywitała się z tatą.
''Dzień dobry, dziś nasz Dzień Przycisku'' powiedział tata, a kobieta się uśmiechnęła.
''Proszę iść cały czas prosto'' ,powiedziała

Ojciec podziękował, a oni poszli wzdłuż długiego, jasno oświetlonego korytarza. Na ścianach wisiały mosiężne tablice, na których były wygrawerowane jakieś napisy. Zbliżyła się, aby zobaczyć, co to było.

Nazwiska. Setki nazwisk. Tysiące nazwisk, spisane jedno po drugim. Kochanowski, Mańczyk, Nowaczyk, Dulakowski. Lista ciągnęła się niemal bez ograniczeń.

Jej rodzina nadal rozmawiała tak, jak gdyby była na wakacjach. Korytarz dobiegał końca.

Na końcu korytarza znajdował się duży, biały pokój. W pokoju stały cztery filary, każdy z dużym, czerwonym przyciskiem na szczycie. Oprócz niego było jeszcze biurko, przy którym siedziała trójka urzędników. Było tam cicho i sterylnie.

Laura obserwowała, jak każdy przysuwa się do swojego słupa, zostawiając jeden dla niej. Jej własny przycisk. Kiedy drżąc podeszła do filaru, zauważyła, że podłoga wokół nich była na lekkim wzniesieniu. Jeden z urzędników rozpoczął przemówienie, jego głos rozszedł się echem.

''Rodzina Zielińskich ? Rząd właśnie otwiera dziś swój Dzień Przycisku. Dziękujemy państwu za poświęcenie dla kraju, dla reszty narodu. Wasze nazwiska wkrótce dołączą do tych w holu.

''Jesteśmy dumni'' powiedział ojciec. Matka szczerze skinęła głową, a brat wyglądał, jakby miał się rozpłakać.

Urzędnik kontynuował. ''Proszę o podejście i naciśnięcie przycisków. Niech Bóg będzie z wami wszystkimi.''
Ojciec zwrócił się do reszty rodziny i uśmiechnął się. ''Pójdę pierwszy, żeby pokazać wam, że to nie takie trudne.'' Nacisnął przycisk na słupku i w sali było słychać głośne kliknięcie.

Laura widziała, jak twarz ojca zrobiła się czerwona. Przypomniała sobie, jak łatwo jej tata sie męczy i pomyślała, że po prostu za szybko podbiegł do filaru. Wtedy łza spłynęła na jego policzek i upadł na podłogę.

Krew zaczęła wylewać się z jego uszyu, nosa, oczu i ust. Spływała mu na koszulę, spodnie, nowe buty. Nagle jego oczy pękły i zawisły na policzkach, czerwonych od krwi. Mózg wypłuwał z jego oczodołów.

Gdy jego ciało zostało wgniecione w podłogę, jej matka i brat wcisnęli przyciski w tym samym czasie. Odwrócili się do Laury, chwycili ją za rękę, podczas gdy krew wypływała z ich ciała. Myśleli, że Laura też wcisnęła przycisk.

Dziewczyna zaczęła krzyczeć, kiedy z ciał matki i brata wypadły oczy, obryzgując jej twarz. Upadli do tyłu, na siebie.

Wszyscy milczeli.

''Pani Lauro?''
Urzędnicy przyglądali jej się z bliska.
''Pani Lauro, przeludnienie niszczy nasze miasta. Kraj potrzebuje pani działania.''

Patrzyła na urzędnika szeroko otwartymi oczami. Ręka jej brata drgnęła, ostatni impuls zamarł. Krew już krzepnęła w jego oczodołach.

Urzędnik stał tuż koło niej i spostrzegła, że był wysokim mężczyzną. Wyższym niż większość, na pewno.
''Ludzkość pani potrzebuje'' jego głos ściszył się niemal do szeptu. Laura pogłaskała palcami przycisk, był gładki, czerwony i wypukły.
''Odpowiesz ?''

Użytkownik Maighread edytował ten post 18.08.2012 - 09:09

  • 11


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych