Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#766

langusta.
  • Postów: 4
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

19


Jako młody chłopak, gdzieś ok. 19 roku życia cierpiałem na depresję. Uzależnienie od proszków nasennych, problemy rodzinne i dziecko w drodze.. To wszystko skumulowało się w pewnym momencie na tyle, że nie widziałem sensu dalszego istnienia. Po nieudanej jednak próbie samobójczej długi czas dochodziłem do siebie. Fizycznie i psychicznie. Mieszanka leków narobiła sporo szkód w moim organizmie, a znalezienie dobrego terapeuty też nie było najłatwiejsze. Teraz jest już inaczej. Minęło sporo czasu. Mam syna i piękną żonę. Wszystko układa się tak jak powinno.. Ale jakiś czas temu wszystko się zmieniło..
To był ładny dzień. Miałem wolne w pracy, mogłem trochę odpocząć. Pospałem sobie dłużej, obejrzałem telewizję, zrobiłem obiad, odpocząłem. Zbliżała się piąta, czas odebrać syna z przedszkola. Wsiadłem w samochód i pojechałem. Kiedy wszedłem do klasy po raz kolejny zobaczyłem syna siedzącego samego. Inne dzieci bawiły się w grupach, biegały, rozrabiały. On jak zwykle siedział sam przy ostatnim stoliku i rysował. Nie odbierałem syna zbyt często, ale jeśli tak się zdarzało zawsze zastawałem ten sam widok. Gdy mnie zobaczył zebrał rzeczy i podszedł bardziej ucieszony. Chcieliśmy już wychodzić kiedy niespodziewanie zatrzymała mnie nauczycielka, poprosiła o rozmowę. Bez Roberta. Poszliśmy na bok. Zapytałem o co chodzi, ona nieco nieśmiało zapytała czy kiedykolwiek przeprowadzaliśmy synowi testy psychologiczne. Byłem bardzo zaskoczony. Odpowiedziałem, że nie. Nauczycielka wyglądała na nieco zmieszaną. Powiedziała, że syn twierdzi co innego a jego zachowanie jest bardzo niepokojące. W szczególności obrazki, które maluje całymi dniami. Kiedy mi je pokazała byłem w szoku. Około 20 kartek zamalowanych czarnymi bohomazami. Nie było tam nic więcej. Po prostu cała kartka zamazana czarną kredką. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nauczycielka poradziła mi bym zabrał syna do psychologa. Powiedziałem jedynie, że z nim porozmawiam. Wziąłem rysunki ze sobą i wyszliśmy. Zraz po opuszczeniu przedszkola zadzwoniłem do żony. Byłem wściekły, myślałem, że robiła naszemu synowi jakieś testy bez mojej wiedzy. Żona stanowczo zaprzeczyła.
Wróciłem do domu. Zjedliśmy kolację, Adam poszedł spać. Opowiedziałem żonie o wszystkim i pokazałem rysunki. Była bardziej przerażona ode mnie. Zasugerowałem jej byśmy porozmawiali z synem za pomocą psychologa. Nie była zbyt zadowolona, ale po dłuższej rozmowie zdołałem ją namówić. Na drugi dzień wybraliśmy się do poradni. Przyjmował tam mój znajomy, psycholog dziecięcy. Niestety go nie zastaliśmy. Na jego miejscu pracowała jednak zastępczo bardzo młoda dziewczyna. Bez większego doświadczenia, świeżo po studiach. Nie byłem zbyt zachwycony i chciałem przełożyć wizytę. Żona jednak nalegała, zawsze mówiła, że w takich sprawach ma większe zaufanie do kobiet. Uległem. Chcieliśmy wejść do gabinetu z Robertem, natomiast psycholog zaprotestowała i powiedziała, że woli porozmawiać z synem sam na sam. Nie byliśmy zadowoleni, ale zgodziliśmy się. Siedzieliśmy w poczekali i spokojnie czekaliśmy. Nagle z gabinetu wybiegła przerażona dziewczyna wrzeszcząc do nas, że „ten dzieciak nie potrzebuję pomocy psychologa, ale psychiatry!” dodała jeszcze, że mamy się stąd wynosić, jak najszybciej. Krzyczała jak opętana, trzęsła się a jej twarz była cała biała. Robert stał w drzwiach i patrzył na nią ze zdziwieniem, wtedy ona odwróciła się, pokazała na niego i zaczęła krzyczeć „szatan, ten dzieciak ma coś nie tak z głową!”. Oczy wszystkich obecnych były skierowane w naszą stronę. Żona stała jak wryta, ja czułem się podobnie. Wziąłem syna za rękę i czym prędzej opuściliśmy budynek. Całą drogę próbowaliśmy wydusić z niego co się stało, ten jednak mówił cały czas, że „tylko odpowiadał na pytania tej pani”. W domu próbowaliśmy porozmawiać z Robertem na spokojnie, jednak cały czas powtarzał to samo. Nie potrafił jednak powiedzieć jakie pytania zadawała mu kobieta. Poszliśmy spać. Oczywiste było, że nie mogłem zasnąć. Cały czas zastanawiałem się co się stało w tym gabinecie. Przecież Robert jest bardzo spokojnym chłopcem. Nigdy nie sprawiał problemów. Wreszcie zasnąłem. Mój sen nie trwał jednak długo, niespodziewanie przerwał go trzask dochodzący gdzieś z korytarza. Zerwałem się jak oszalały. Żony nie było w łóżku. Zacząłem ją wołać, bezskutecznie. Pobiegłem do pokoju Adama. Nie zastałem go, ale to co zobaczyłem całkowicie mnie przeraziło. Po całym pokoju porozrzucane były rysunki, te same. Tym razem jednak czarnym bohomazom towarzyszyły czerwone. Kiedy przyjrzałem się bliżej zauważyłem, że nie jest to kredka ani flamaster, tylko krew. Zacząłem krzyczeć, wołać żonę i syna. Nagle usłyszałem coś jakby wylewająca się gwałtownie woda. Pobiegłem do łazienki. Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem wannę pełną wody, było jej tyle, że wylewała się na podłogę, nad nią stała moja żona, cała we krwi. Wyraźne trzymała coś pod wodą. Spytałem co robi, podszedłem bliżej. To co zobaczyłem było istnym koszmarem. Okazało się, że moja żona gołymi rękoma przytrzymuję pod wodą naszego syna. Oderwałem ją i wyciągnąłem Roberta spod wody. Żona strasznie rzucała się i prosiła bym tego nie robił, krzyczała „on pozabija nas wszystkich, to szatan”. Jej krzyk powoli zanikał w mojej głowie. Po prostu trzymałem go na rękach i wpatrywałem mu się w oczy. Widziałem w nich wszystko, wszystko. Wpatrywałem się po prostu w jego czarne, wielkie oczy. Nic więcej się nie liczyło.
Teraz jestem w szpitalu. Mówią mi tu, że przez jakiś czas żona tłukła się ze mną po psychologach. Jedną podobno bardzo wystraszyłem. Podobno próbowałem udusić swoją żonę kartkami papieru. Później syna, w wannie. Udało mi się. Żona krzyczała, że jestem szatanem i że ich wszystkich pozabijam. Ale to nieprawda. Ja po prostu chciałem jeszcze raz spojrzeć w swoje oczy. Oczy, które zabiłem mając 19 lat..
  • 2

#767

Kavi.
  • Postów: 61
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Wygrzebałem właśnie jedno z moich pierwszych opowiadań. Z tego co pamiętam, zostało napisana na szybko i pod wpływem mojej fascynacji Charlesem Mansonem. No ale wrzucam, bo może komuś się spodoba. W niedługim czasie chyba wrzucę coś nowszego. Liczę na komentarze i konstruktywną krytykę. :)

Charles Manson

Opowiem wam pewną historię...


Opowieść ta miała miejsce kilka dekad temu, a dokładnie w końcówce lat sześdziesiątych. Byłem wtedy nastolatkiem, tuż przed dwudziestką. Wiecie, młodość, chęć wyszalenia się w czasach hipisów. To co wam powiem, ma związek z Charlesem Mansonem. Kojarzycie tą postać? Jeśli nie, polecam zapoznzanie się z kilkoma artykułami na jego temat... Na moje nieszczęście, lub szczęście miałem okazje poznać go osobiście, o czym się przekonacie już za chwilę.

Jako młodzieniec uwielbiałem się odstresowywać przy alkoholu i trawce, jak chyba każdy nastolatek w tamtych czasach. Co weekend odbywała się niewielka impreza, gdzie spotykałem się ze znajomymi. Kochałem rozmawiać z tymi ludźmi, szczególnie przy takich używkach o jakich wspomniałem. Charlesa poznałem właśnie na jednej z takich imprez. I nie, to nie prawda, że nigdy nie był osobiście przy żadnym z morderstw dokonanywanych przez swoich "wyznawców". Był, był przynajmniej przy tym jednym.

Po kilku godzinach od rozpoczęcia imprezy w domu przyjaciela, udałem się ze swą dziewczyną do jednego z pokoi na górze... Chyba, w wiadomym celu. I domyślam się, że jedynie dzięki buzującym hormonom teraz żyje.

Gdy miałem się już zabierać do rzeczy, z dolu usłyszałem krzyk. Najpierw pomyślałem, że były to wygłupy jednej z dziewczyn, lecz po chwili doszło do mnie, że byl to krzyk bardziej paniczny. Krzyk przepełniony strachem i bólem. Poprosiłem Kate - bo tak miała na imię moja dziewczyna - by zamknęła się w pokoju. Sam wyszedłem z pomieszczenia. Byłem nieźle zjarany, więc niedokońca dochodziło do mnie to, co się tam dzieje. Napoczątku poczułem woń haszyszu a dopiero później do mych uszu dotarły kolejne krzyki. Schodziłem po schodach powoli, by wrazie czego móc uciec od niebezpieczeństwa. Jakoś kilka schodków po półpiętrze zobaczyłem niskiego, długowłosego faceta, który stał pośrodku pokoju i obserwując rzeź zaciągał się papierosem. Był to właśnie Manson. Zauważyłem, że on również na mnie spojrzał, lecz sparaliżowany dalszym widokiem nie mogłem zmusić nóg do ucieczki. Mianowicie, cały pokój był we krwi moich znajomych. Kilku innych nastolatków, których nie rozpoznawałem, biegało z nożami starając się zadźgać moich przyjaciół. Był to straszny widok, nie potrafię go wam opisać. Na góre, kierując się do pokoi przebiegła jakaś nieznajoma mi dziewczyna z nożem w ręce, cała zakrwawiona. Nie wiem co się stało później, prawdopodobnie zemdlałem...

Ocucił mnie jeden z podwładnych Mansona. Cholernie bolala mnie głowa i nie rozumiałem słów, którymi wymieniali się nieznajomi. Wkońcu jednak zorientowałem się co tu zaszło a po rozglądnięciu się, stwierdziłem, że nikt z moich znajomych nie przeżył, a kanapę na której leżałem otaczało pięć osób, w tym Charles, który przemówił do mnie. Były to słowa, które na dobre wryły mi się w pamięć. "Zostałeś przy życiu tylko dlatego bo wiem, że chciałbyś żyć w lepszym świecie. Helter Skelter nadchodzi, a Ty będziesz jednym ze stojacych na szczycie." W jego głosie było coś, co odrazu przekonało mnie do jego racji oraz zachęciło do zgłębienia jego ideologii. Później polecił mi jeszcze napisać na ścianie krwią moich znajomych słowo "Świnie". Polecenie te wykonałem, poczym zadowolony udałem się do wyjścia z resztą moich nowych braci i sióstr.

Może ta opowieść wydała wam się nieprawdziwa, lecz nie to jest dla mnie ważne. Ważne jest to, co wam chcę przekazać teraz. Helter Skelter nadchodzi, pamiętajcie o tym. Sami wybierzcie w jakim świecie chcecie żyć. A Rodzina Mansona nadal istnieje, mimo, że on od dawna jest w więzieniu.

Mam nadzieję, że ktoś mnie słuchał, bo inaczej ta paplanina byłaby bezsensu...


Użytkownik Kavi edytował ten post 26.08.2012 - 00:16

  • 0

#768

Marble.
  • Postów: 99
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Tym razem parodia :) Pasta zaproponowana przez użytkowniczkę Maighread, pochodząca z creepypasta.com, przetłumaczona przeze mnie. Mam nadzieję, że jeszcze jej nie było.

W treści pasty jest kilka przekleństw, ostrzegam (to chyba już trzecia pasta pod rząd, w której to piszę :) )

Jedyna sensowna pasta-rytuał
(The Only Sensible Ritual Pasta)


Budzisz się i zdajesz sobie sprawę, że leżysz na podłodze w nieznajomym ci, brudnym pokoju. Siadasz i rozglądasz się, badając otoczenie. W głowie ci huczy.

- Auaaa... kto mi przyłożył?

Dostrzegasz, że pokój oświetla wisząca blada żarówka, która wygląda jakby za chwilę miała zgasnąć. Wokół są rozrzucone stosy gruzu. Nie ma okien.

- Hej, kto to powiedział? Gdzie ja jestem?

Po prawej, po lewej i na wprost widzisz troje złowieszczo wyglądających drzwi. Jeszcze nie zrozumiałeś w pełni swoją sytuację, ale musisz wybrać jedne z tych drzwi. Jedne drzwi-

- Hej! Ignorujesz mnie?

-prowadzą do zbawienia. Drugie do nieskończonego labiryntu korytarzy i przejść, w którym zostaniesz na zawsze, a trzecie prowadzą do wiecznego potępienia. Musisz-

- Eee, co? To tak na serio?

MUSISZ WYBRAĆ DRZWI.

- Ale czemu? Przecież tu jest wyjście.

W głębi swego przemarzniętego, wystraszonego serca wiesz, że nie ma ucieczki od feralnej sytuacji, w której się znalazłeś.

- Chłopie, przecież wyjście jest tutaj. Jest nawet podpisane, widzisz? "WYJŚCIE", takie wielkie litery pośrodku.

Po chwili szarpaniny po raz kolejny zdajesz sobie sprawę że opór jest bezcelowy i powracasz do swojego dylematu. Nie ma ucieczki.

- Tylko dlatego, że jakiś drań zamknął drzwi wyjściowe na klucz-

Mruczysz do siebie rozważając-

- Ty to zrobiłeś, prawda? Ty łajdaku.

ROZWAŻAJĄC SWÓJ LOS.

- Dobra, dobra. Ene, due... O te.

Mówisz do siebie, wybierając drzwi po lewej. Nie wiesz, że prowadzą one do cierpienia, śmierci i zniszczenia twojej własnej duszy.

- Co? Nie ma MOWY!

Nagły przebłysk intuicji sprawia, że odskakujesz zanim drzwi się zamkną by przypieczętować twój los.

- To nie intuicja, sam powiedziałeś-

Musisz dokonać wyboru między pozostałymi drzwiami.

Z westchnieniem podchodzisz do tych pośrodku.


- Przecież wiem co robię-

Mamroczesz-

- Nie musisz mi mówić. Dupku.

Nieświadomy losu, który zaraz cię spotka, łapiesz za klamkę drzwi, które zamkną cię w wiecznym labiryncie. Twoje nieumarłe, gnijące ciało będzie bezmyślnie wędrować długo po tym jak-

- Ahh!

Krzyczysz, jeszcze raz uciekając od wybranego przejścia.

- Nawet mnie nie wkurzaj. Czyli zostały tylko jedne drzwi? Zbawienie, hura.

Mówisz, podchodząc do ostatnich drzwi i łapiąc za klamkę. Ścieżka, którą wybrałeś będzie długa i najeżona przeciwnościami. Zmierzysz się z niepokonanymi, żądnymi krwi przeciwnikami i dotrzesz poza domenę prostych pojęć znanych ci jako "życie i śmierć". Jeśli zawiedziesz, twoja skatowana dusza zazna tortur, służąc jako jeden z widmowych poddanych władcy podziemi, Gwyna ap Nudda. Jeśli-

- Chwileczkę...

-ci się powiedzie, zaznasz niewyobrażalnych ziemskich rozkoszy, choć nadal będziesz musiał pozostać w świecie podziemi jako pomocnik Gwyna-

- ZACZEKAJ, TY WSZECHWIEDZĄCA KŁAMLIWA KUPO GÓWNA! Mówiłeś, że jedne z tych drzwi mnie stąd wypuszczą! Zbawienie, pamiętasz? Zamknięcie w podziemiach to nie zbawienie! Wypuść mnie stąd!

Nie ma ucieczki.

- Akurat! Zawsze jest jakieś wyjście.

Nie ma ucie- Ej, co ty wyprawiasz? Skąd wziąłeś tę rurę?

- Leżała w tym stosie śmieci. A jak myślisz? Sam zrobię wyjście.

Nie wolno ci! To wbrew zasadom!

- Ooo, to są jakieś zasady? Gdzie się podział ten twój straszny głos, narratorze?

Nie ma ucieczki!

- Poczekaj chwilkę, zaraz będzie. Tylko... trochę... Już! Ha, udało się!

Nie możesz-

Właśnie to zrobiłem. Żegnam, panie Straszny Głosie! Idę do domu, znajdź sobie innego frajera.

Ja... ach, pieprzyć to. Ja też się stąd wynoszę! To miejsce przyprawia mnie o dreszcze.

Użytkownik Marble edytował ten post 26.08.2012 - 18:51

  • 18

#769

Kavi.
  • Postów: 61
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Moja druga opowieść, którą tu zamieszczam. :) Jak poprzednio, proszę o ocenianie i konstruktywną krytykę.

Dwa światy

Opowiem wam pewną historię...

Dzisiejsza historia, której prawdopodobnie wysłuchacie, dotknęła mnie osobiście. Jest to opowieść o dwóch światach. Światach równoległych, które równoważą się nawzajem. Weźcie me słowa za przestrogę i doceniajcie świat w którym żyjecie. Czemu? Przekonacie się już za chwile

.

Większość z was narzeka na codzienność w której przyszło nam żyć. Lecz nie macie nawet pojęcia jakie macie szczęście, że nie żyjecie w świecie równoległym do naszego. Jest on potworny - dosłownie. Wiem o tym, bo utknąłem w nim na kilka ładnych tygodni.

Więc przejde do rzeczy. Istnieją dwa światy, nasz oraz drugi. Drugi świat jest pełen najgorszych koszmarów, które zbierają się w naszych umysłach. Pewnie zastanawiacie się czemu nasz świat jest lepszy? A więc, jest on odźwieciedleniem marzeń ludzi z tamtego świata, a równoległa rzeczywistość jest zbiorem naszych koszmarów.

Każdy z nas może przenieść się na tamtą stronę. Zapewne doświadczyliście tego mnóstwo razy, lecz większość z was tego nie pamięta. Gdy zasypiacie wasz umysł przenika do drugiego świata. Wtedy najczęściej budzicie się zlani zimnym potem i wmawiacie sobie, że mieliście koszmar. Poniekąd, jest to prawda. Nic złego wam się zazwyczaj tam nie dzieje, lecz co by się stało, gdybyście zostali tam na dłużej niż jedną noc? Już opowiem...

Jak mówiłem, utknąłem kiedyś w tym świecie. Byłem w śpiączce przez długi czas i walczyłem wtedy o życie. Nie, nie w szpitalu tylko w drugim świecie.

Byłem w mieście, a raczej ruinach jakiegoś miasta. Budynki były całkiem podobne do naszych, pomijając fakt, że wyglądały jak po wojnie. Ludzie również byli tacy jak my, niczym się nie różnili. No, może tylko tym, że nie mieszkali w domach lecz ukrywali się w piwnicach zapadniętych budynków. Miałem ogromne szczęście, że znalazła mnie jedna z rodzin i przygarnęła. Gdyby nie oni, raczej nie przezyłbym na ulicy pełnej potworów, zjaw i duchów. Tak, były to stwrzenia, na których myśl wy jesteście przerażeni. Można było w tłumie potworów dostrzec wilkołaki, zombie, wielkie pająki czy węże. Czyli wasze fobie i koszmary.

Chcecie wiedzieć, jak wróciłem do naszego świata? Wróciłem tylko po to, by móc wam o tym opowiedzieć i pomóc tamtemu światu. Odnalazłem spokojniejsze miejsce i kapłana, który za pomocą snu przeniósł mnie do mojego, naszego świata. Wtedy wybudziłem sie ze śpiączki. Zapytacie, czemu oni się po prostu nie przeniosą do nas... Nie mogą. Odwiedzają nas jedynie gdy śnią, tak jak my ich.

Jak się domyślacie, każdy wasz koszmarny sen był walką o życie. W tym miejscu mam do was prośbę, która pomogłaby nam i naszym odpowiednikom w tamtym świecie. Przestańcie się bać tych głupstw. Wtedy i wy unikniecie koszmarów a z ich świata zaczną znikać pojedyńcze okropności.

I pamiętajcie by doceniać swoje zycie, bo żyjecie lepiej, niż przyszło niektórym. Wyobraźcie sobie, gdyby całe wasze życie byłoby takim koszmarem jak poszczególne sny.

Mam nadzieje, że ktoś mnie słuchał, bo inaczej ta paplanina byłaby bezsensu...


Użytkownik Kavi edytował ten post 27.08.2012 - 02:10

  • 7

#770

Fala.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Klątwa Kaczki

Poniedziałek
Godz 04:00

Jest noc , zachciało mi się lać jako że mieszkam w bloku , to do kibla dwa kroczki , więc poszedłem do niego, wchodzę zapalam światełko ON , a światełko się nie zapala, nie czekając poszedłem po ciemku, podchodząc do muszli pod naciskiem mojej stopy usłyszałem dziwny pisk <iiiihhhh> na początku się wystraszyłem , myślę sobie... głupia zabawka mojego rodzeństwa , spuściłem wodę wracam do pokoju , drzwi są zamknięte <DAFAQ?> pomyślałem że pewnie po prostu coś utkwiło pod drzwiami, nie myliłem się , walnąłem w drzwi mocniej i się otworzyły, kładąc się do łóżka zgasiłem światło , po czym położyłem się na mięciutką podusię , nagle zadzwonił telefon, idąc po niego , postawiłem krok na czymś gumowym , i znów ten jebany pisk... otworzyłem okno wyrzuciłem to coś przez okno , odbieram ... cisza....
Pomyślałem pewnie kumple robią sobie jaja , albo ktoś niechcący wykręcił zły nr.


Budząc się rano czułem coś dziwnego pod poduszką , podnoszę poduszkę , a tam jebana żółta gumowa kaczuszka...
w pierwszym momencie kminiłem że to moje rodzeństwo poprostu włożyło tą kaczuszkę i tyle , zaśmiałem się po czym wstałem i poszedłem robić sobie śniadanko , wszystko pięknie kanapeczki, herbatka
zjadłem śniadanko poszedłem umyć zęby , i jebana kaczuszka leżała tam gdzie leżała w nocy gdy na nią nadepnąłem , położyłem ją na wannę , i umyłem ząbki , po czym poszedłem do szkoły. W szkole wypakowuje książki i czuje coś gumowego w plecaku . Moja twarz jakoś tak dziwnie zamarła , wyciągam gumową kaczuszkę... kumpel z ławki obok mówi że on w nocy jak lał to nadepnął na taką kaczuszkę, a ja zapytałem

-Słucham ! <O_o>
- No nadepnąłem na taką w kiblu

W pierwszym momencie myślałem że się zgrywa , no i mówię mu że ja miałem to samo , on się patrzy i się śmieje... Dobiega koniec lekcji rozchodzimy się do domów , wyrzuciłem tą kaczuszkę do śmieci. Wchodzę do domu ,zdejmuję buty . Pytam mamy co na obiad, a mama do mnie że pieczona kaczka z ziemniakami i surówką , myślę sobie (Japierdole co jest z tymi jebanymi kaczkami... , zażartowałem i zapytałem , czy tą z wanny
, mama nie wiedziała o co chodzi

- Poczekaj pokażę ci.

wchodzę do kibla , kaczki nie ma...
idę do mamy i pytam czy dzieci brały zabawki , odpowiedziała...

- Dzieci poszły do przedszkola zanim ty wstałeś....

jak to przecież kładłem tą kaczuszkę , na wannę bo przecież lać chiało mi się w nocy a nie było prądu i na nią nadepnąłem
, Mama zaśmiała się . Jedną znalazłem w pokoju , później drugą wyciągnąłem z plecaka w szkole.
Mama powiedziała że pewnie dzieci urządziły sobie głupią zabawę , żeby ci dokuczyć.
Odparłem że na stówkę ma rację.
Znów zachciało mi się lać , więc pognałem do kibla , a w kiblu dziwna plama krwi... a w plamie gumowa kaczuszka.. dziwne że jej wcześniej nie było , wystraszyłem się i wybiegłem, dłużej się nie zastanawiając powiedziałem mamie że w toalecie jest kaczka i krew , mama zapytała czy ja coś piłem . Odpowiedziałem oczywiście że nie... poszła ze mną to zobaczyć , a po kaczce i krwi ani śladu...
Zacząłem się trząść ze strachu , ale myślę sobie kurwa no jakim cudem to zniknęło , mówię do mamy że ta kaczka tam była , a ona odpowiedziała mi żebym lepiej poszedł spać , no to poszedłem. Budzę się następnego dnia , o dziwo długo spałem , wychodząc z pokoju zobaczyłem że nikogo nie ma w domu, poszedłem zrobić sobie śniadanie , otwierając szafkę z herbatą wypadła z niej kaczka... , a ja trzymając nóż w dłoni wystraszyłem się i upuściłem sobie go na nogę, jeszcze nie fartownie , wbił mi się w stopę , przeszedł prawie na wylot. Wyciągnąłem go , opatrzyłem stopę , i zacząłem myśleć co ta głupia kaczka robiła w kuchni... wracam się do kuchni kaczki nie ma , poszedłem się wykąpać napuszczam wodę do wanny , a woda jest jakby czerwona , zakręciłem ją wlałem nową , a ta była już normalna . Wchodzę do wanny , zanurzam głowę a z szafki nad wanną spada coś do wody , to kaczka. Wystraszyłem się szybko wynurkowałem i wychodząc z wanny poślizgnąłem się i uderzyłem w zlew głową(zemdlałem).
Jak się obudziłem dalej leżałem nago w łazience , a na klatce piersiowej miałem kaczkę , wkurwiłem się rzuciłem ją o ścianę
, a ze ściany zaczęła lecieć krew , wystraszyłem się i uciekłem z łazienki(nago) , szybko poszedłem szukać jakiś gaci , oczywiście wszystkie w koszu były brudne , otwieram szufladę , a tam gacie w kaczki. Nie wytrzymałem tego i założyłem je wybiegłem z domu ,poszedłem nad wodę sobie popatrzeć , a w wodzie były kaczki , nagle na moją głowę spadło coś ciężkiego ... DEADDDDDD
  • -12

#771

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Jest to długa pasta, o pewnym pechowym gościu - postanowiłem złączyć wszystkie lepsze pasty w jedność :)

2 godziny pracy (liczyłem!). Mam nadzieję, ze nie na marne :D


WHY?!
DLACZEGO?!

Zwykły dzień, codzienna rutyna. Życie nudne, nic się nie działo, wszystko się ciągnęło, było takie długie... brak sensu życia... Aż do pewnego czasu.

Nienawidzę poniedziałków, ale ten wydawał się być wyjątkowo denny. Wyszedłem do pracy. Jak zwykle,w połowie klatki przeszła mi przez głowę myśl "Zamknąłem? Czy nie zamknąłem?", ale miałem to dzisiaj gdzieś. Niech mnie okradną, ze wszystkiego. Choćby się coś stanie. Wyszedłem przed blok. Jak to jesienią - zero liści na drzewach, pełno pod butami. Nie było nikogo, żadnej żywej duszy, oprócz jakichś cholernych ptaków, które siadały na drzewach i wlepiały we mnie swoje martwe oczy. Ha... ucieszyłem się. Cholernie przerażający widok, ale coś się w końcu stało. Obok śmietnika, do którego wyrzucałem peta znalazłem coś naprawde dziwnego. Nowiutki komputer. Wziąłem go od razu do siebie, nie idę do pracy. Szef mnie wyleje, ale przejmowałem się tym - może coś się w końcu stanie. Podłączyłem go, zdziwiłem się, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranego windowsa. Komp... był zawalony. Cały pulpit był zaśmiecony. Czym? Dziwnymi plikami, bardzo dziwnymi:

Absolwent

Barbie.avi

Smile.jpg

de_^.zrths

princess.exe

Tissue.avi

666.avi

GhostHouse.exe

I pełno innych. Co wtedy zrobiłem? Zamarłem. Nic nie robiłem. Takiego strachu nie doświadczyłem jeszcze nigdy. Siedziałem tak przed kompem, wpatrujac sie w monitor przez jakieś 10 minut. Zaznaczyłem pliki do kasacji. Doooobra... Wszedłem do interneru, ku mojej uciesze, komputer posiadał Operę. Włączyłem przeglądarkę. Wyświtliła mi się psychodeliczna strona, dziwne kolory sprawiły, że oczy mnie bolały, a ja czułem się... dziwnie. Nagle pojawił się czarny ekran. Siedziałem jak kołek. Tak, czytałem creepypasty, wiem co to wszystko oznaczało. Potem na ekranie pojawił się złowieszczy napis:

Razem zdziałamy więcej, bracie
Ukłoń się nam, Fundacji Martwych Dzieci
Nawiedzamy Cię, próg twojego domu
!

Rok spędzony na forum o pastach zrobił swoje. Gdyby nie mój "paranormalny" refleks, byłbym już pewnie martwy. Automatycznie przeczytałem pierwsze litery każdego akapitu. Wybiegłem szybko z pokoju, lecz... w drzwiach... stały trzy osoby. Nienaturalnie powyginane. Dzieci. Wrzasnąłem, zdecydowałem się uciec oknem. Gdy biegłem, zdąrzyłem zauważyć... na oknie widniały ślady rąk. Dłoni. Dłoni, z sześcioma palcami.

W locie, z trzeciego piętra, pomyślałem "Dlaczego ja? Co to, kurwa, było?!"

Tak bardzo chciałem, żeby coś się w końcu stało... i dostałem to, czego chciałem...

Obudziłem się... obudziłem się w dziwnym korytarzu... było ciemno, ale miałem telefon. Wyjąłem, odblokowałem i zobaczyłem. "666 nieodebranych wiadomości". Obrzydliwy wrzask. Z początku ludzki, potem nie sprawiał już takiego wrażenia. Tej chorej melodii towarzyszył dźwięk wylewanego mięsa. Zwymiotowałem. Wyłączyłem cholerne wiadomości głosowe, by oświetlić sobie drogę. Nagle upadłem na ziemię, zwinąłem się w głębek, zaczał histerycznie płakać. Nie wiedziałem co to oznacza. Czułem, że niedługo ujdzie ze mnie życie. I będzie to bardzo bolesna śmierć. Ale oni tego chcieli, chcieli, żebym okazał słabość, ale ja nie dam tym skurwysynom tego, czego chcą. Wstałem, nadal czułem gorzki smak rzygów. Szedłem w górę, do wyjścia. Nagle usłyszałem płacz. Płacz małego dziecka. O nie, nie będę ryzykował życia, dla jakiegoś małego smarkacza. Pobiegłem w górę, chyba z dwadzieścia pięter, ale płacz nie wydawał się słabnąć. Myślałem, że bachor łazi za mną, odwróciłem się. To był błąd. Zobaczyłem paskudną, wielką mordę, wpatrywała się we mnie, a ja, sam nie wiedząc jak, powstrzymałem płacz, pobiegłem co sił w nogach w górę. Zobaczyłem wybawienie, drzwi. Uciekłem. Była noc, a ja byłem w lesie.

Rozpłakałem się, wrzeszczałem. Ale postanowiłem pójść. Poszedłem.

Usłyszałem za sobą szelest.

"Odwróc się, odwróć!"

"Nie rób tego! NIE RÓB!"

Nie wiedziałem co począć. Lecz ten dylemat nie trwał długo - szelest stawał się wyraźniejszy, głośniejszy. Zaczałem biec, znowu. Słyszałem pasudny, ciężki oddech tego czegoś za sobą. Nie mogłem już. Odwróciłęm się. Zobaczyłem Go. Tego, którego wszyscy się obawiali. The Rake. Goły humanoid, obrzydliwy. Biegł w moją stronę. Powalił mnie na ziemię, liznął po twarzy, swym ozorem. Śmierdziało mu z ust śmiercią. Wydał dziki ryk.

Zaczął mnie rozbierać.

Leżałem półnagi, zwymiotowałem ponownie. Paskuda już miała robić swoje, gdy nagle coś nim szarpnęło. Poleciał w prawo, ale ja czekałem. Chciałem zobaczyć mego zbawcę.

Pomimo ciemności... widziałem wszystko dokładnie. Wysoki, ubrany w garnitur. Długie nogi i ręce. Twarz... Nie miał twarzy, tylko paskudne usta, z okropnymi wielkimi zębiskami. Rzucił się na świntucha, a ja wykorzystałem okazję. Wziąłem strzępy spodni, założyłem i zwiałem. Pomógł mi. Pan strachu, dzięcięcy koszmar. Slenderman. Tak, pomógł mi, ale jakoś nie czułem porzeby dziękowania mu. Zwiałem. Wybiegłem na drogę. Zemdlałem.

Gdy się obudziłem, było... Kurwa, nadal było ciemno! Zwymiotowałem, lub bardziej miałem odruch wymiotny - nie miałem już czym rzygać. Prawie nagi, w poszarpanych ciuchach, powstałem i szedłem.

Zbawienie! Zacząłem się głośno śmiać. To był śmiech szaleńca. Na drodze ktoś stał. Zacząłem go wołać, pobiegłem w jego stronę. On się odwrócił.

Wiedziałem, że to było zbyt piękne.

Wielkie, puste oczy, blada cera, długie, krucze włosy, zęby jak brzytwy. Zawróciłem. Biegłem, błagając o litość, przysięgając, że tamta rutyna nie była wcale taka zła, prosząc, bym mógł teraz obudzić się we własnym łóżku, mokrym od moczu i wymiocin, ale bezpieczny!

Ale Boga nie ma.

Przynajmniej nie tutaj.



Goniło mnie całe stado, drąc się opętańczo. Ale jednak coś, coś się stało. Wstało słońce. potowry zaskowytały i umknęły w las, zostawiając mnie samego na pustej drodze. Upadłem, dziękując Prometeuszowi, za to, że dał nam światło. Ogień.

Lecz wtedy sobie uświadomiłem... Czy nie lepiej zostać pożartym, przez to coś? Nie wyglądali, jakby mieli potrzeby podobne do tego czegoś w lesie... Wtedy postanowiłem

Śmierć, przy najbliższej okazji.

Na kresie sił dotarłem do jakiegoś domu na skraju lasu. Był okropny - zniszczony, a na ścianach widniały przerażające obrazy. Przpomniało mi się coś, ale nie miałem ochoty o tym teraz myśleć.

Ale miałem to szeroko w dupie. Usiadłem na łóżku i myslałem. O wszystkim. Nie mogłem wytrzymać z świadomością, że stało się coś takiego.

Histeria i próba rzygania.

Wszystkie uczucia odeszły. Głód, pragnienie, strach.

Zobaczyłem coś kątem oka w pokoju.

Na progu, stała lalka. Trzymała nóż.

- Stało się.

Wszystkie uczucia odeszły. Ale na dźwięk jej głosu, przeszył mnie dreszcz. Niski, stłumiony, paskudny głos. Głos, który nie pasował do lalki. Ale jaki
by pasował...?

- To wieczny koszmar. Będzie się ciągnął w nieskończoność, aż umrę - odpowiedziałem załamanym, piskliwym głosem.

Nie miała oczu. Tam, gdzie powinny być kuleczki, bądź guziki, wystawały tylko końcówki nici. Jakby ktoś nożem wyrwał jej oczy...

- Błagam, zrób to. Nie moge już więcej tak żyć.

Nagle strach wrócił. Strach przed śmiercią, o którą tak błagałem.

- Nie bój się - odpowiedziała ohydnym głosem - zaboli tylko trochę.
  • 7

#772

Kavi.
  • Postów: 61
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Cóż, moja trzecia pasta. Wydaję mi się, że jest najlepszą z tych, które tu umieściłem, lecz ocenę pozostawiam już wam. :)

Zabójca z Zapałkami


20.10.2011r.
Nad miastem drugi już dzień wisiały ciemne, burzowe chmury. Decz uderzał o szyby biura detektywistycznego w którym to pracował Daniel. Wysoki brunet z papierosem w ustach właśnie miał usiąść przy biurku z zamiarem przeczytania dzisiejszej gazety czekając na jakieś zlecenie, gdy od jego zamiarów odciągnął go dzwonek do drzwi. Odrzucił na blat prasę i odłożył zażącego się papierosa do popielniczki, po czym udał się w kierunku drzwi. Za nimi zobaczył znajomego listonosza, który zawsze przynosił mu prasę i listy. Tym razem jednak, miał doręczyć jakąś niewielką paczkę. Po krótkiej wymianie zdań i złożeniu podpisu, detektyw mógł się pożegnać i otworzyć paczkę po zamknięciu drzwi. Tak też zrobił. Lecz zawartość zawiniątka go nieco zdziwiło. Było tam małe, czarne pudełko zapałek z namalowaną różą. Daniel nie przypominał sobie by widział kiedykolwiek w jakimś kiosku takie zapałki. Zawartość pudełka była równie dziwna. Znajdowało się tam dziewięć nieużytych zapałek oraz jedna - spalona.


***


27.10.2011r.
Detektyw siedział przy biurku, widocznie czymś przejęty. W dłoniach trzymał poranną gazetę, której nagłówek głosił "Zabójca z Zapałkami znowu uderza! Ósma ofiara!". Zdenerwowany dociekliwością mediów wrzucił gazetę do kosza. - Nic, tylko wywołują niepokój. - Pomyślał i rzucił okiem na pudełko zapałek, które przyniósł mu chwilę temu w paczce listonosz. Pudełko wyglądało dokładnie jak wszystkie pozostałe, lecz tym razem było tam osiem spalonych zapałek...


***


28.10.2011r. - Popołudnie.
Z zaułka między dwoma blokami dobiegał głos Daniela oraz innego mężczyzny, którym to okazał się być komendant pobliskiego posterunku. Oboje stali nad zmasakrowanym ciałem kobiety. Toższamości dziewczyny nie udało się jeszcze ustalić, lecz obrażenia w postaci licznych rozcięć i ran kłótych były okropne. W pewnym momencie detektyw pochylił się i podniósł z ziemi pudełko zapałek. Rysunek na nim, w ogóle go nie zdziwił. Po otwarciu ujrzał dziewięć spalonych zapałek. Westchnął i oddalił się z miejsca zbrodni pozostawiając sprawę swemu znajomemu z policji.


***


28.10.2011r. - Wieczór.
Detektyw dosłownie wtoczył się z papierosem na klatkę bloku w którym znajdowało się jego biurko a zarazem mieszkanie. Był nieźle pijany, jako, że resztę popołudnia po znalezieniu ciała spędził w barze pijąc swoją ulubioną whisky. Był bezradny, zabójca nie pozostawiał żadnych śladów, więc nie mógł go w żaden sposób odszukać. Przed udaniem się na górę po schodach, sprawdził jeszcze skrzynkę na listy. Przeklął głośno, co zapewne obudziło innych mieszkańców budynku. Zdenerwował się, bo znalazł tam takie samo pudełko, z taką samą zawartością jak przy dzisiejszej ofierze. Domyślił się, że skoro z dziesięciu znajdujących się tam zapałek, tylko jedna nie została spalona to znaczy, że jutro morderca dokona ostatniej zbrodni. Była to dla niego pierwsza tak trudna sprawa.


***


29.10.2011r.
Jak zwykle popołudniu do mieszkania i miejsca pracy prywatnego detektywa zapukał listonosz. Dziś jednak nikt mu nie otworzył, więc zszedł po schodach i wrzucił paczkę do skrzynki. Paczkę z zawartością, która chyba nikogo nie zdziwi.


***


30.10.2011r.
Koszmar który rozgrywał się w tym miasteczku przez dziesięć dni dobiegł wreszcie końca. Komendant, który był również przyjacielem Daniela stał nad ciałem ostatniej ofiary a w dłoni trzymał pudełko z dziesięcioma wypalonymi zapałkami w środku. Biedak nie mógł spojrzeć na ciało, obwiniał jedynie siebie, że wcześniej nie dopadł mordercy. Mianowicie, na ziemi leżał zmasakrowany jak poprzednie ofiary Daniel.


***


Zabójca z Zapałkami nigdy nie został odnaleziony. Może któregoś dnia powróci?


Użytkownik Kavi edytował ten post 27.08.2012 - 02:09

  • 3

#773

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

kurde, przepraszam za spam, pomyliłem tematy.......

Użytkownik Neck edytował ten post 27.08.2012 - 12:25

  • 1

#774

Maighread.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Trochę chaotycznie, za co z góry przepraszam.

LISTA KONTAKTÓW

Zadzwonił telefon.

- Val ? Proszę, odbierz Matta z przedszkola. Muszę pojechać po części do samochodu i najprawdopodobniej nie zdążę. –powiedział mój ojciec.
- Ale… chciałam załatwić nam wejściówki na mecz…
- Możesz to zrobić później, Valary. Najwyższy czas, żebyś wreszcie zaczęła mieć jakieś obowiązki. Masz jechać po brata, i to w tej chwili.

Zdenerwowana rzucam telefon na łóżko. Oczywiście, nie mam żadnych obowiązków. Valary Sanders nigdy nie zrobiła nic pożytecznego. Oprócz gotowania obiadów, całodziennego zajmowania się moim przygłupim bratem i sprzątania domu na błysk. No i uczenia się. Rodzice są strasznie niesprawiedliwi. Ehh… może za kilka lat, kiedy Matt dorośnie, będę miała trochę czasu dla siebie.

Wchodzę do przedpokoju i zaczynam się ubierać. Przez chwilę zastanawiam się, czy założyć kurtkę. Spoglądam za okno. Powoli zaczyna padać zimny deszcz. Lepiej wezmę dodatkową bluzę dla Matta… tak na wszelki wypadek, żeby nie marudził, że mu zimno.

Jestem już obok przystanku autobusowego kiedy orientuję się, że nie wzięłam pieniędzy na bilet. Trudno, pójdę pieszo. Nie mam daleko, a wolę nie jechać na gapę – na tej linii bardzo często spotykam kontrolerów.

Po około piętnastu minutach marszu w deszczu wchodzę do przedszkola. Rozcieram zmarznięte ręce i czekam na Matta. Po chwili cała klasa schodzi do szatni, w parach i idealnym szyku. Nie dostrzegam tam jednak mojego brata. Kiedy po kilku minutach nadal się nie pojawia, idę do przedszkolanki, żeby spytać czy ktoś go odebrał.

- Pani Norris ?
- Cześć, Valary. Po Matta przyszedł wasz ojciec, prosił żeby ci o tym powiedzieć. Dosłownie przed chwilą się minęliście.
- Uh… dziękuję. Do zobaczenia.

Pięknie. Jak zwykle o niczym nie wiem. Wlokłam się przez pół miasta po nic. W sumie nie powinno mnie to dziwić, moi rodzice są mniej odpowiedzialni od Matta.

Wychodzę z budynku, kiedy spostrzegam leżący na wycieraczce telefon. Podnoszę go i zastygam w bezruchu. Jako tapeta ustawione jest zdjęcie mojego brata. Wygląda jakby spał, lub był nieprzytomny. Zaraz… to zdjęcie… zostało zrobione w naszym domu… Poznaję po charakterystycznej tapecie w naszym pokoju, kremowej w czerwone maki.

Wchodzę w menu. Najpierw wybieram ‘’Kontakty’’. Może to telefon któregoś ze znajomych rodziców ? ‘’ Casandra Dreyer’’, ‘’Monica Smith’’… Nie poznaję żadnego z tych nazwisk. Postanawiam wybrać obojętnie jaki numer i powiedzieć, że znalazłam tą komórkę i chcę ją oddać. ‘’ Zachary Hetfield -----> połącz.’’
Czekam na pojawienie się sygnału, jednak telefoniczna sekretarka oznajmia ‘’Nie ma takiego numeru.’’
Chciałam wybrać inne nazwisko, lecz z ciekawości sprawdziłam numer pod który chciałam zadzwonić. Hej… tam w ogóle nie ma cyfr. Jest za to adres. Masquerade Street 24. Od kiedy zamiast numeru wpisuje się adres ? Mam coraz gorsze przeczucia.

Sprawdzam inny kontakt. Wciskam zieloną słuchawkę. Po kilku sekundach niemego oczekiwania słyszę krzyk. Odrzucam telefon. Co to, do cholery, jest ? Pieprzyć ten telefon, nie moja sprawa, że jakiś idiota go zgubił i do tego robi sobie chore żarty. Chcę już odchodzić, lecz coś każe mi zabrać komórkę ze sobą. Schylam się po nią i idę do domu.
Jest wieczór. Leżę już w łóżku i bawię się znalezioną komórką. Odkryłam, że każdy kontakt, zamiast normalnego numeru telefonu ma wpisane ‘’666-666-666’’. Oprócz tego jednego, z wpisanym adresem. Ta sytuacja skojarzyła mi się z creepypastami dotyczącymi komputerów. Wiecie, ktoś znalazł komputer z dziwnym plikiem… i tak dalej. Pewnie to wszystko jest żartem zrobionym przez któregoś z moich znajomych, któremu wysłałam zdjęcie brata. Oni byliby do tego zdolni.

Nie mogłam spać. Cały czas miałam koszmary. Śniły mi się wiszące ciała, pokoje pełne wisielców. Co gorsza, zmarli wyglądali jak moi znajomi. Mieli powykręcane karki i szeroko otwarte oczy. Stałam pośród nich, pod obstrzałem niewidzących oczu. Nagle wszyscy zaczęli powtarzać ‘’MASQUERADE STREET’’. Ten sen powtarzał się aż do rana.

Kiedy się obudziłam, od razu postanowiłam sprawdzić ten adres. Nie miałam daleko, zaledwie kilka minut drogi.

Masquerade Street 24. Duży, od dawna nie remontowany dom. Z tego, co mi wiadomo, od kilku miesięcy stał pusty. Potrząsnęłam klamką. O dziwo, był otwarty. Z lekkim strachem weszłam do środka.

Zapach od razu mnie odrzucił. Tuż przed drzwiami leżało ciało jakiegoś faceta. Śmierdział to mało powiedziane… jak na mój gust, leżał tam co najmniej dwa miesiące. Od razu wybiegłam z krzykiem i postanowiłam wezwać policję.

Funkcjonariusze spisali moje zeznania, zadzwonili po rodziców i podali mi coś na uspokojenie. Kiedy spytali, skąd wiedziałam, że mam tutaj przyjść, opowiedziałam im o telefonie. Nazwisko mężczyzny zgadzało się z tym zapisanym w kontaktach – Zachary Hetfield. Teraz zamiast adresu zapisanego wcześniej w komórce pojawiło się ‘’xxx-xxx-xxx’’.

Policjanci sprawdzając resztę kontaktów natknęli się na kolejny adres. Jak pewnie się domyślacie, znaleziono tam ciało.

Kilka miesięcy później prawie zapomniałam o całej sprawie. Przynajmniej taki miałam zamiar. Od tamtego wydarzenia codziennie nękały mnie koszmary i wizje, a ja starałam się sobie z tym poradzić. Cały koszmar powrócił, kiedy do drzwi naszego domu zapukali policjanci. Nieco zmieszani, bez słowa podali mi do ręki znaleziony telefon z wyświetloną książką adresową.

Zostało tam zapisane tylko jedno, ostatnie nazwisko.

Moje nazwisko. Valary Sanders.

Chyba muszę zacząć się bać.

Użytkownik Maighread edytował ten post 27.08.2012 - 18:59

  • 10

#775

Kavi.
  • Postów: 61
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Moja nowa pasta, nie wiem, czy jest lepsza od pozostałych. Tym razem pisana w pierwszej osobie. :)

Kochany synek


Jak zwykle w sobotnie popołudnie udałem się z żoną i synem na zakupy do centrum handlowego. Poprosiłem Monikę, moją żone by udała się do samochodu na podziemny parking w celu zaniesienia zakupów gdy ja zamierzałem kupić jeszcze papierosy. Po zakupie swoich ulubionych fajek wsunąłem je do kieszeni i ruszyłem na parking by wraz z rodziną pojechać do domu. Po zjechaniu windą i wyjściu z niej usłyszałem płacz Krystiana, mojego syna oraz odgłos szybkich kroków. Puściłem się pędem w tym kierunku z którego dobiegały odgłosy, mym oczom ukazała się straszna scena. Monika leżała na zimnej, betonowej podłodze pomiędzy autami w kałuży krwi. Jej krwi. Obok stał nasz synek a w oddali zauważyłem jeszcze uciekającą postać, najprawdopodobniej mężczyznę. Opadłem na kolana obok żony by jej w jakiś sposób pomóc. Sprawcy i tak bym już nie dogonił, był daleko a żona potrzebowała natychmiastowej pomocy. Dłońmi namacałem telefon w jednej z kieszeń. Dzwoniąc na pogotowie zdziwiło mnie jedynie, że wszystkie nasze zakupy oraz torebka Moniki, leżały na ziemi. Więc nie była to napaść w celu rabunkowym...


***


Gdy karetka zabrała Monikę, ja odwiozłem syna do dziadków, by się zaopiekowali nim w tym czasie gdy ja będę czekał w szpitalu na wieści o stanie zdrowia ukochanej. Mój wiecznie uśmiechnięty i wesoły syn był w okropnym stanie. Zapłakany i zakrwawiony, jako, że próbował się przytulić do rannej matki. Byłem pewny, że moi rodzice zapewnią małemu opięke a ja mogłem udać się do szpitala. Czekałem tam cholernie długi czas, paląc papierosa za papierosem. W końcu wyszedł do mnie lekarz. Przekazał mi, że moja partnerka zmarła przez odniesione rany kłute.


***


Minął jakiś tydzień od pogrzebu Moni. Staram się jak najlepiej zaopiekować synem, lecz wiadome, że brakuje mu matki. Dziwi mnie to, że on chyba rozumie to co się stało, mimo tak wczesnego, przedszkolnego wieku. Rodzicę Moniki mają mi to wszystko za złe, sądzą, że to moja wina. Na szczęście mogę liczyć na wsparcie moich rodziców. Martwi mnie to, że przez ten tydzień w moim domu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Bez przerwy słysze jakieś kroki, raz szybkie, raz spokojne...


***


Ponownie obudziły mnie odgłos kroków na przedpokoju. Przez szybę, która była w drzwiach na wysokości głowy normalnego człowieka nikogo nie zobaczyłem. Wstałem cicho z łóżka i wyciągnąłem z szuflady nóż, który zakupiłem po wydarzeniach w sklepie. Wyszedłem z pokoju i najpierw udałem się do syna, by sprawdzić czy tam wszystko dobrze. Krystian spał spokojnie, w pokoju nikogo nie było, więc nic mu nie groziło. Po tym sprawdziłem resztę domu oraz drzwi wejściowe, które okazały się zamknięte. Mieszkaliśmy w bloku, w mieszkaniu dwupokojowym więc nie miałem najmniejszego problemu ze zbadaniem wszystkich pomieszczeń. Uspokojony powróciłem do snu.


***


Kilka dni nic specjalnego się nie działo. W czwartkowy poranek podałem Krystianowi śniadanie i po zamienieniu z nim kilku zdań, jak ojciec z synem, skierowałem się do łazienki by wziać szybki prysznic przed odprowadzeniem go do przedszkola i pójściem do pracy. Z przyzwyczajenia jak zwykle zamknąłem za sobą drzwi łazienki na suwak. Myjąc się usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami. Co do diabła?! - Krzyknąłem i uchyliłem drzwiczki kabiny. Dostrzegłem, że drzwi do łazienki zostały otwarte. Wyskoczyłem z kabiny i po szybkim owinięciu się ręcznikiem wyszedłem by sprawdzić czy wszystko w porządku. Jak zwykle, mój synek siedział spokojnie i jadł śniadanie a w domu nikogo innego nie było... Stwierdziłem, że musze się udać następnego dnia do psychologa, bo coś jest ze mną nie tak.


***


Noc po wydarzeniu w łazience, znowu obudziły mnie kroki. Już miałem wstawać, gdy zauwazyłem, że klamka u drzwi do mojego pokoju opada. Spięty, chciałem sięgnąć do szuflady po nóż, lecz zanim to mi się udało do pokoju wszedł mój syn. Był jakiś dziwny, miał spuszczoną głowę i ręcę splecione gdzieś za plecami.


-Co się stało, synku? - Zapytałem szczęśliwy, że to tylko on.

-Kocham cię tato.

-Ja Ciebie też. Nie możesz spać? - Poczułem, że na mych ustach pojawił się szeroki uśmiech, gdy mały podchodził do mnie.

-On uciekał przede mną.


Nie zdążyłem spytać o co chodzi, gdy Krystian, przedszkolak i mój kochany synek, wbił mi nóż w klatkę piersiową. Powtarzał to bez przerwy a ja nie mogłem się bronić, bo przecież nie uderzę syna...


Użytkownik Kavi edytował ten post 28.08.2012 - 00:31

  • 7

#776

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Temat: Dziwne dzieje
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od: Nieznany
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ostatnio dostalem maila od kumpla. Normalny list, jakie otrzymywalem od kilku tygodni, kiedy poznalem go na imprezie. Pisal co robi, jakie dziewczyny stuka, zaprasza mnie na imprezy i wspolne chlanie. Normalny, troche zwariowany facet.
Kiedy przeczytalem jedna z tych jego wiadomosci na dole strony spostrzeglem zalacznik. Maly pliczek, obrazek o tytule lights.png. Z tresci maila nie wynikalo, ze mi cos wysyla. Odpisalem, co ty mi tam wyslales. On twierdzil, ze nic.
Juz jako miniaturka wydawalo mi sie dziwne. Pobralem. Przeskanowalem antywirusem wrazie czego, wszystko w porzadku.
Obrazek conajmniej dziwny. Z poczatku niby nic sie nie dzieje, ale po chwili poczulem dziwny niepokoj. Cos w tym jest. Wydaje sie ze na obrazku sa oczy i na Ciebie patrza. Czlowiek nie znosi takiego widoku.
W koncu wylaczylem i usunalem to gowno.
polozylem sie do lozka. Nie moglem zasnac i wzialem telefon do reki by pobawic sie troche. Gralem w gre. Znudzila mi sie, po chwili zaczalem ogladac zdjecia, jakie zrobilem kilka dni wczesniej w plenerze.
Po ktoryms z kolei na ekranie pojawil się ten obrazek z maila. zlękłem sie. Teraz na mnie podzialalo duzo mocniej.
Bylem sam na sam z ciemnoscia i ta przekleta grafika. Wydawala sie naprawde przerazajaca. Jeszcze gorsze bylo to skad ona sie tam wziela. Cholera, z informacji pliku wynikalo, ze przed chwila powstala
Telefon wypadl mi z reki. Balem sie ze cos sie dzieje nie dobrego, przynajmniej czulem to.
Potem pogarszalo sie, widzialem to w roznych miejscach i nawet snilem o tym.
Mialem koszmary, ze ktos ciagnie mnie za kołdre gdy spie. Ktos jest przy mnie. Ze strachu, tak samo jak kiedys, chowałem glowe po kołdrę.
A tam widziałem cos podobnego.
Z czasem zaczely upodabniac sie do ludzkich. Wolal bym okreslenie nie ludzkich. Naprawde makabrycznych i strasznych. Boje sie o swoja przyszłość.

Czesc


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Załączniki (1)

lights.png 26,35 kB
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
  • 0

#777

soddan.
  • Postów: 12
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Niezwykłe okoliczności śmierci Thomasa Mallowsa



Thomas Mallows w chwili śmierci był 32 letnim mieszkańcem małego miasteczka Peterstown w Wirginii Zachodniej. Miasteczko wg. danych statystycznych z 2005 roku liczy niespełna 10 tys. mieszkańców i przynależy do Hrabstwa Monroe.

Thomas mieszkał wraz z żoną Judy, z którą był żonaty od przeszło 7 lat, nie posiadali oni jednak dzieci.
Oboje pracowali w miasteczku, Thomas od 8 lat pracował w lokalnym warsztacie samochodowym, natomiast Judy pracowała jako pielęgniarka w szpitalu dziecięcym. Ich małźeństwo wg. zeznań sąsiadów i rodziny nie wyróźniało się niczym specjalnym, sąsiedzi uważali ich za małźeństwo szczęśliwe, a każde z osobna za osobę inteligentną i towarzyską. Dom, w którym mieszkali państwo Mallows znajdował się niepodal lasu, który ze względu na swoje bogactwo naturalne i swoistą tajemniczość przyciągał przyjezdnych, natomiast w pewnym sensie odstraszał mieszkańców - wielu z nich twierdziło, że las zamieszkuje wiedźma, która prześladuje tych, którzy zapuszczą się zbyt głęboko. Opowieści rozpowszechniły się do tego stopnia, że przerodziły się w legendę. Z zeznań Judy Mallows wynikało, że Thomas jednak w żaden sposób nie brał sobie do serca ,, dziwacznych opowiastek '' mieszkańców, dlatego też niemal każdego wieczoru, przed zachodem słońca wybierał się na krótki spacer po obrzeżach lasu.

Wszystko jednak zmieniło się 26 maja 2006 roku, kiedy to około godziny 20:30 Thomas wrócił ze swojej codziennej wędrówki.
Judy zeznała :
,, Gdy tylko wszedł do mieszkania, wiedziałam że coś jest nie tak. Jego ręce drżały, wpatrywał się ślepo przed siebie, usiadł tylko
na krześle w kuchni i poprosił mnie o szklankę wody. Był strasznie blady, przestraszyłam się tej sytuacji i odrazu nakazałam mu opowiedzieć co się stało . Nie jestem pewna co dokladnie wtedy usłyszałam, Thom powiedział że widział w lesie coś dziwnego, coś czego nie miał prawa zobaczyć. Widząc jak się zachowuje od razu zadzowniłam po moich rodziców, przyjechali chwilę po telefonie,z racji że mieszkają kilka kilometrów stąd.''

Thomas niedługo później określił co zobaczył tego wieczoru. Opisał on stworzenie, które ,, stało na dwóch nogach, było czarne i zgarbione, sierści raczej nie miało lub była ona bardzo krótka, około dwu metrowe o czerwonych lub pomarańczowych oczach, potężne i zakrzywione pazury '' Jak twierdził często widywał w tej okolicy niedźwiedzie i żbiki jednak to stworzenie abolutnie nie było żadnym znanym mu zwierzęciem.
Mężczyźnie podano środki na uspokojenie, tego dnia rodzice Judy zostali w mieszkaniu państwa Mallows na noc. Nie przypuszczali jednak, że ta noc będzie należec do niespokojnych.
Około godziny 2:40 w nocy obudził ich krzyk dobiegający z sypialni Thomasa i Judy, która znajdowała się piętro wyżej. Gdy wbiegli na górę, zastali już porozpalane światła i córkę próbującą uspokoić wyraźnie przestraszonego Thomasa.
,, To było okropne, strasznie krzyczał, biegnąc po schodach na górę nie wiedzieliśmy co się dzieje. Thomas, był cały przerażony i spocony, bardzo ciężko oddychał. Powiedział, że się przebudził i ujrzał w sypialnianym kącie zarys tego samego stworzenia, które ujrzał poprzedniego dnia w lesie. Nie wiedzieliśmy z mężem co myśleć, wszyscy byli jednak bardzo zmęczeni, chcieliśmy pójść spać i zdecydować co zrobić z tym całym zajściem dopiero rano, kiedy każdy będzie już spokojniejszy i wypoczęty. Stwierdziliśmy, że zadzwonimy po doktora lub policję.''
Judy Mallows, jak stwierdziła, podała mężowi środki nasenne i powiedziała że był to zły sen, aby spróbował dalej zasnąć i, że jest bezpieczny.
,, Naprawdę nie wiedziałam co myśleć, z jednej strony wydawało się to całkowitym nonsensem, ale przecież Thom nie był typem człowieka, który wierzył w zabobony i tego typu rzeczy. Sama panicznie się wtedy bałam, cieszyłam się że moi rodzice byli wtedy tóź koło nas. Byłam potwornie zmęczona i nie wiedziałam absolutnie co mam myśleć o tym całym incydencie. Obawiałam się, że mógł być to jakiś uraz psychiczny.''
Ta noc przebiegała już spokojnie. Z samego ranka jednak sprawy przybrały zupełnie inny obrót.


Zaraz po brzebudzeniu, około godziny 8:50 Thomas zabrał kluczyki od auta, po czym wsiadł i odjechał w nieznanym kierunku. Judy wraz z rodzicami starali się zatrzymać Thomasa jednak ten z uporem, nakazał im się odczepić, ponieważ musi załatwić pewną sprawę. Zachowywał się bardzo agresywnie,
sprawiał wrażenie nieobecnego i niepoczytanego.
,, Thomas był już wtedy chyba nie sobą, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Chcieliśmy wyrwać mu kluczyki z rąk jednak bezskutecznie. Ja, ja [...] naprawdę nie wiedziałam co się dzieję,
dokąd chce jechać, dlaczego jest taki agresywny, nawet słowa moich rodziców do niego nie docierały. Odrazu jak wsiadł zadzwoniliśmy po policję, chciałam aby go znaleźli, ja go przecież tak kochałam [...]
Gdy spojrzałam jednak w jego oczy, nie widziałam w nich mojego męża, ale zupełnie inną, nieznaną mi osobę. To było takie straszne !.''


Z raportu policyjnego wynika, że samochód, którym poruszał się Thomas Mallows został znaleziony przy drodze wyjazdowej z miasteczka o godzinie 9:21.
Pojazd rozbił się o drzewo przy prędkości blisko 100 km/h. Pomimo ogromnej siły, Thomas Mallows nie tylko przeżył wypadek, ale zdołał również, najprawdopodobniej o własnych siłach, opuścić pojazd
i przejść jeszcze kilka metrów w stronę lasu. Dwie rzeczy do dziś pozostają zagadką. Pierwszą z nich jest to, że zwłoki Thomasa Mallowsa nie posiadały języka. Lekarze śledzczy uznali, że został on ,, wyrwany '' już nieżyjącemu Mallowsowi z ogromną siłą.
Policjanci badający samochód ofiary dokonali również szokującego odkrycia na tylnych siedzieniach auta - miały one wyraźne ślady pazurów, których pochodzenia nie udało się wyjaśnić. Cokolwiek je zostawiło, miało bowiem sześć palców.

zdjęcie wypadku udostępnione przez policję : ZDJĘCIE




Jako, że pasta Kinghill się podobała, publikuję drugą pastę mojego autorstwa, mam nadzieję, że spełniła wasze oczekiwania :)

Użytkownik soddan edytował ten post 28.08.2012 - 03:51

  • 5

#778

Maighread.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Pasta nie moja, tłumaczona.
Napisane w studni

Tą dziwaczną instrukcję znaleziono wyrytą w środku studni znajdującej się w którejś z niemieckich wsi. Postaram się przetłumaczyć ją najlepiej jak potrafię.

Gdzieś w Europie, znajduje się puste, trawiaste pole. Pośrodku niego znajdziesz drewniany właz w ziemi. Prowadzi on do starego schronu przeciwburzowego, ale nie tam masz się udać. Aby uzyskać dostęp do właściwego włazu, musisz wylać na wejście trochę swojej krwi. Po wykonaniu tej czynności obudzisz się ponownie pośrodku pola. Właz będzie jednak wykonany z zardzewiałego żelaza. Możesz wejść do środka.

Zobaczysz długi tunel ciągnący się w głąb ziemi. Musisz zejść w dół po drabinie przymocowanej do północnej ściany. Cały czas patrz w górę.

Jeśli na chwilę spojrzysz w dół, a następnie znów do góry, znajdziesz się dokładnie dziesięć szczebli od wejścia. Kiedy jednak ponownie spojrzysz w dół, do twoich uszu dojdzie dźwięk stawiania kroków na drabinie. Po chwili zgniła, ogorzała wersja ciebie chwyci cię za nogi i będzie ciągnąć, aż spadniesz.

Przez nieokreślony czas będziesz spadał w przepaść, a następnie poczujesz grunt pod stopami. Pamiętaj o tym, aby pod żadnym pozorem nie patrzeć pod nogi. Teraz nadszedł moment, aby wybrać drogę.

JEŚLI CHCESZ PÓJŚĆ W LEWO:

Po krótkim marszu w ciemności poczujesz zimną blachę zamontowaną na betonowej ścianie. Połóż na niej dłoń i trzymaj przez dziesięć minut, podczas gdy jej temperatura będzie rosnąć. Wkrótce poczujesz, jak rozdzierające ciepło spala twoją skórę. Nie zdejmuj ręki do czasu, aż płyta ostygnie. Po tym czasie zobaczysz migające światło. Odwróć się.

Znajdziesz się w długim korytarzu. Po obu jego stronach będą drzwi odpowiadające każdemu roku z twojego życia.
Musisz wybrać drzwi oznaczające najszczęśliwszy rok, jaki przeżyłeś. Jeśli wybierzesz złe drzwi, spędzisz ten rok ponownie, lecz każda powierzchnia na której staniesz zapłonie żywym ogniem. Kiedy minie rok, będziesz stał z powrotem w korytarzu pełnym drzwi, jak gdybyś nie otworzył żadnych z nich.

Jeśli wybierzesz poprawne drzwi, wejdziesz do ogromnego pokoju o nieokreślonym rozmiarze. Drzwi, przez które tu wszedłeś, nagle znikną. Zapali się światło, za którym będziesz musiał podążać przez 100 minut. Po drodze będziesz spotykał swoich bliskich uwięzionych w zardzewiałe, średniowieczne narzędzia tortur. Będą krzyczeć i błagać o pomoc. Musisz ignorować ich wołania; jeśli pomożesz choćby jednemu z nich, drzwi prowadzące do wyjścia znikną i już nigdy sie nie pojawią.

Jeśli dojdziesz do znajdujących się na końcu ''pokoju''drzwi, będzie na nich wyryte twoje nazwisko. Pchnij je. Znajdziesz się w schronie, właściwej formie tego miejsca. Możesz teraz otworzyć właz znajdujący się w górze i opuścić to miejsce.

JEŚLI CHCESZ PÓJŚĆ W PRAWO:

Kiedy dotrzesz do drzwi możesz poczuć się... dziwnie. Dotkniesz wilgotnej, miękkiej ściany. Daj się ponieść temu uczuciu, do czasu, aż poczujesz dziurę w ścianie. Po trzydziestu sekundach zostaniesz ugryziony w palec, a z rany odpłynie krew. Trzymaj rękę nieruchomo do czasu, aż przestaniesz odczuwać nacisk na twoją dłoń. Kiedy twoje oczy nagle dostosują się do panującej tu ciemności, będziesz mógł zawrócić.

Ujrzysz długi korytarz, wyłożony pulsującą skórą, ciałem i mięśniami. Po obu stronach korytarza powinieneś zobaczyć otwory. Powietrze będzie delikatnie wypływało z każdego z nich. Na końcu korytarza znajdują się drzwi, niezgrabnie umocowane w ścianie. Nad nimi napisane będzie imię i nazwisko Twojej matki.

Nigdy nie otwieraj tych drzwi.

Musisz przejść przez otwór, z którego wydychane jest ciepłe powietrze. Jeśli wybierzesz zły właz, nigdy nie odnajdziesz końca tunelu i nie będziesz mógł wrócić.

Jeśli wybierzesz prawidłowy otwór, tunel będzie stawał się coraz szerszy i bardziej wilgotny. Ze ścian będą nadciągały zgniłe dłonie, próbujące cię pochwycić. Trzymaj się od nich z daleka i nie odwracaj się. Będą prosiły cię, abyś z nimi został, jednak musisz je zignorować.

Kiedy przetrwasz w tym miejscu 100 minut, zobaczysz otwór prowadzący do znacznie węższego tunelu. Musisz wejść przez ten otwór i czołgać się najszybciej, jak potrafisz. W tym momencie ręce będą mogły cię dosięgnąć. Jeśli się zatrzymasz, pociągną cię w nieskończenie głęboką przepaść znajdującą się pod tobą.

Światło będzie stopniowo zanikać, a twoje tętno stanie się niemal ogłuszające. Otwórz oczy; będziesz leżał w pozycji embrionalnej na podłodze schronu burzowego. Możesz teraz opuścić to miejsce.

Jeśli wybierzesz lewą ścieżkę, otrzymasz pełne zabezpieczenie finansowe aż do śmierci, ale twoja ręka codziennie będzie boleśnie pulsować.

Jeśli wybierzesz prawą drogę, staniesz się sławny, lubiany i popularny, ale w snach będą nękały cię koszmary z tunelu.

Jeśli spróbujesz wykonać ten rytuał dwa razy, już nigdy nie obudzisz się z koszmarów.

Użytkownik Maighread edytował ten post 28.08.2012 - 09:23

  • 2

#779

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

oto mój poradnik, mam nadzieje, że sie spodoba. jeśli nie, będzie to oznaczało, że moje 5 minut z pastami już chyba minęło. enjoy!



Chcesz żyć... świadomie?

Wyobraź sobie taką sytuację...
Budzisz się z samego rana. Nikogo nie ma. Idziesz do łazienki, potem robisz śniadanie, przy śniadaniu, oczywiście, włączasz TV.

A tam ogłaszają, że wszyscy, co do jednego, mają zostać w domu, zabarykadować się i nie wystawiać nosa.
Po świecie, chodzą żywi... bez swiadomości. Jedynym ich celem, jest jedzenie. W świecie tym nie ma Boga. Na tym świece jest tylko cholerna walka o przetrwanie, życie wystawia nas na próby - próby moralności i zimnej krwi.

Jest takie powiedzenie... "Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie."

Chcesz żyć... świadomie?

Przeczytaj.

1. Bezpieczenstwo - rodzina

Jeśli nie ma jakieś stałego domownika w domu, bierz telefon i dzwoń. Spytaj się, gdzie jest i czy słyszał o tym, co się dzieje. Jest kilka wariantów:

a) Osoba wie, co się dzieje. Jeśli wie i odebrała telefon, znaczy, że się ukrywa. Jest bezpieczna. Poki co.

b) Osoba nie wie, co się dzieje. Wtedy wszystko jej wytłumacz. Jeśli uwierzy, każ jej wracać do domu i uważać na siebie. Jeśli zaś nie uwierzy, spróbuj ją przekonać. Jeśli jest ważna, błagaj. Dalej się upiera? Powiedz, żeby włączyła TV.

c) Nie odbiera. Prawdopodobnie nie żyje. Albo żyje, ale bez... świadomości.

2. Bezpieczeństwo - otoczenie

Wyjdź przed dom, pójdź do sąsiadów:

a) Jeśli żyją... ze świadomością, to dobra wiadomość - infekcja jeszcze tu nie dotarła. Masz trochę czasu na zebranie prowiantu i barykadę domu.

b) Żyją bez świadomości? Uciekaj, ale to szybko. One się nie męczą, są tylko głodne.

c) Nikogo nie ma... To znaczy, że się wynieśli. No, chyba, że w szafach nadal są ubrania. W takim razie, prawdopodobnie, nic nie wiedzą i gdzieś wyjechali, lub byli zmuszeni do szybkiej ewakuacji. Wtedy, pozbieraj wszystko. Wszystko. Bóg, który nas opuścił, jeden wie, kiedy i co może się przydać.

Mieszkasz w bloku? Ciesz się. Prawdopodobieństwo przeżycia jest znacznie większe...

3. Bezpieczeństwo - atak

Nie okłamujmy się - w końcu wyjdą. Infekcja zawsze szybko się rozprzestrzenia. Musisz więc uważać, musisz zabiezpieczyć się i swoją posiadłość w razie ataku.

a) Nie stary, to nie jest Ameryka. Tu nie można kupić broni w pierwszej lepszej ciemnej uliczce. Tutaj broń, to sensacja. Oczywiście, rewolwer cię obroni, ale o broni palnej możesz pomarzyć. Bron BIAŁA, to jedyne, co ci zostało. Chyba, że masz pistolet. Wtedy oszczędzaj naboje. Zawsze zostaw ostatni - wolisz być zeżarty żywcem, czy palnąć sobie w łeb...?

b) Jak już wspomniałem - wszelkie siekiery, widły, młoty, maczety, piły mechaniczne weż ze sobą do domu.

c) Zabij okna dechami. Drzwi zostaw, jedynie zaklucz. Musisz w końcu jakoś wychodzić...

d) Nie hałasuj. Te paskudy przyciąga hałas.

e) Przetiesz się gdzieś? Zakryj bliznę, natychmiast. Krew i świeże mięso wyczują na kilometr.

4. Noc

Pierwsza noc, zwłaszcza samotna, jest nie o zniesienia. Rozmyślasz wtedy intensywnie, wiesz, że w każdej chwili mogą zacząć dobijać się do twojego domu. Dlaczego tak się stało? Co to ma znaczyć? Co będzie jutro?

a) Zamykaj wszystko. Szczelnie. Świało? Ha, światło to twój największy wróg. Raz zapalisz, a te cholerstwa z zewnątrz momentalnie zorientują się, że ktoś tam jest.

b) Świece. one nie dają tak wielkiego światła, ale wystarczą dla Ciebie. A szwendacze tego nie zobaczą.

c) Mimo wszystko pozasłaniaj okna. Zostaw tylko małą dziurkę do patrzenia na ten koszmar. Know your enemy...

d) Jakiś przejdzie blisko domu? Nie panikuj, nie krzycz. NIE ATAKUJ. To samobójstwo. Przejdzie sobie i pójdzie. Jeśli wejdzie i zacznie krzyczeć, warczeć i walić w drzwi, zlecą się następne. Wtedy uciekaj. Z bronią.

5. Dzień, po dniu

Nastał kolejny dzień.

a) Jestes bezpieczny? Dobrze, daję ci teraz wolną rękę. Idź szukaj ocalałych, zostań sam, broń się z innymi w domu i co tam jeszcze chcesz. Nie daj się zabić!

b) Zaatakowali cię? Uciekłeś? Uciekaj dalej. Osadź się gdzieś, lub szukaj ocalałych. Obroniłeś się? Sprawdź, czy nie zostałes ugryziony, lub zadrapany. Jeśli tak, strzel sobie w łeb. Ohh... nie masz broni... Zabij się więc inaczej, ewentualnie patrz, jak przemieniasz się w jednego z nich. Nic ci nie jest? Gratulacje! Udało ci się przetrwac atak zombie!
  • 14

#780

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

krótka ode mnie. Nie chcaiłem nadać tytułu, ale potem łatwiej spisy robić, więc zrobie byle jaki.

Noc

Zmęczony po ciężkiej pracy, dostajesz to, czego chciałeś - gorąca kąpiel. Mieszkasz sam, więc wiesz, że ze spokojem możesz siedzieć, ile dusza zapragnie.

Wchodzisz do wanny. I co? Nie masz co robić, więc myślisz. O wszystkim i o niczym.

Spłukujesz piane z siebie. Woda robi się strasznie brudna.

"Nie dziwota - pracuję na budowie"

Postanawiasz jeszcze posiedzieć.

Patrząc na wodę, przypominają ci się wszystkie creepypasty, które czytałeś. Ręce, które wyłaniają się z wody, by cię utopić, o dzieciach, które wychodzą z klozetu, o mordercy o tłustych włosach, który wkrada się do twojej łazienki, gdy nie patrzysz...

Nagle gaśnie światło. Nie, to nie z powodu braku prądu.

Ktoś ci je wyłączył.

Ale kto, skoro mieszkasz sam....?
  • 2


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 3 gości, 0 anonimowych