Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#781

guts.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Uszkodzony plik MP3 został znaleziony na komputerze ofiary krótko po jej niewyjaśnionym zamordowaniu. Media deklarują, że mężczyzna został zabity w sposób wręcz trudny do wyobrażenia. Stacja CNN porównała zabójstwo do filmu "Piła". Kończyny ofiary zostały poodrywane i porozrzucane w różnych częściach domu. Brzuch mężczyzny był rozcięty, z jego wnętrzności wyciekały płyny, widoczne były jelita.

Zabójca nie został złapany, ale próbował zakryć ślady puszczając utwór deadmau5 podczas mordowania ofiary. Jednakże 1127.mp3 (plik znaleziony przez śledczego 2 dni później) był nagraną spowiedzią dziewczyny ofiary, z którą zerwał po tym jak ją zdradził. Ścieżka trwała 8 minut. Nagrany głos kończył się po 3 minutach, po tym następowała cisza. W 7:15 zaczął się szybko głośniejący zniekształcony krzyk, który reporter uznał za "pochodzący z horroru", ironicznie, biorąc pod uwagę sposób morderstwa.

Śledztwo wciąż trwa. Wciąż nie ustalono głównego podejrzanego. Plik MP3 został usunięty z komputera ofiary i przeniesiony na dysk twardy w zabezpieczonym sejfie w lokalnym departamencie policyjnym Miami. Z 4 detektywów zajmujących się tą sprawą 2 popełniło samóbjstwo. Jeden zniknął bez śladu 29 października 2011. Ostatni śledczy zgodził się na udzielenie ogólnych informacji o sprawie, ale agresywnie odmówił spytany o szczegóły pliku MP3.

Opierając się na jakości pliku można stwierdzić, że był nagrany w Audacity 1.3 BETA dla Windows 7.

Zostało potwierdzone, że 1127 jest datą morderstwa, zerwania i rocznicy pary.
  • 2

#782

guts.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Call of Duty
(tłumaczenie)

Jechałem właśnie do pracy, gdy zauważyłem garażową wyprzedaż starych gier komputerowych. Miałem ze sobą parę dodatkowych dolarów, więc czemu by tam nie zajrzeć? Od razu natknąłem się na kopię Call of Duty: World At War. Gdy poszedłem zapłacić za grę, sprzedawca poinformował mnie o możliwości jej zwrotu, gdyby było coś z nią nie tak, i że została już raz zwrócona przez zdenerwowanego klienta; podejrzewał więc, że może być wadliwa.

Po pracy nareszcie wróciłem do domu, aby zagrać. Włożyłem płytę i wydarzyło się wtedy coś dziwacznego. Brakowało oryginalnego intro z logiem Treyarch. Nie było początkowych sekwencji. Wyświetliło się po prostu główne menu. Zamiast zwykłego tła były wyblakłe zdjęcia żołnierzy zabitych przez egzekucję. Menu miało do wyboru tylko Singleplayer, Save/Load/ i Options. Nieco dziwne, zważywszy na fakt, że normalnie figuruje tam też multiplayer. Musiałem kupić wczesną wersję lub prototyp tej gry.

Kliknąłem Singleplayer i zacząłem normalną misję Peleliu. Wszystko szło dobrze i bawiłem się świetnie dopóki nie zauważyłem czegoś osobliwego. Gra była o wiele bardziej krwawa niż ją zapamiętałem; wydała mi się ciemniejsza, bardziej realistyczna. Brutalność narastała wraz z postępami w misji i po postrzeleniu kogoś można było usłyszeć jego bełkot, skomlenie. Najprawdopodobniej po japońsku. Nigdy się co do tego nie upewniłem, ale tak to brzmiało. Nieco wystraszony ukończyłem poziom i przeniosłem się do rosyjskiej strony fabuły w godzinę lub dwie. Tym, co uderzyło mnie tym razem, był fakt, że po poziomie Stalingrad był poziom nazwany Auschwitz. Uznałem to za niesmaczne, ale tak czy inaczej kontynuowałem grę.

Moim zadaniem było zaatakować obóz razem z Armią Czerwoną. Normalna ambientowa ścieżka dźwiękowa umilkła. Poczułem się lekko poddenerowany, ale grałem dalej. Wkroczyłem do obozu razem z dźwiękami zawodzeń i krzyków. Tuż po wejściu ujrzałem płonące ciała i rozczłonkowane zwłoki na ziemi. Baraki wypełnione były piętrowymi łóżkami, każde pokryte kościstymi, wychudzonymi zwłokami... jednak niektóre z nich wciąż żyły wydając z siebie jęki. Idąc dalej do Buchenwald napotykałem coraz więcej i więcej ciał, w końcu zacząłem się lekko bać. Wyłączyłem grę i poszedłem spać.

Obudziłem się następnego ranka i gdy znowu uruchomiłem grę, w menu rozległ się głośny, straszliwy krzyk. Szybko wróciłem do momentu, w którym wyłączyłem, zdecydowany do ukończenia poziomu.

Głębiej w obozie znalazłem dziwne pomieszczenie z bardzo głośnym białym szumem, który zdawał się narastać, gdy się do niego zbliżałem. Znalazłem tam powieszone ciało doktora Mengele i notatkę na stojącym nieopodal stoliku. Wyglądała na coś w stylu listu samobójczego, ale tekst był pisany literami, których nie rozpoznałem. Gra się po tym zacięła z głośnym skrzypieniem w tle. Przerażony, wyłączyłem ją.

Kilka godzin później ciekawość mnie przemogła i postanowiłem kontynuować. Poziomy stawały się odtąd bardziej niepokojące, zawierały grafiki gwałtów i sceny morderstw w Bitwie o Berlin. W ekranie wyboru misji była długa lista innych poziomów. Musiały być ich setki, zresztą nie przewinąłem wszystkich. Były uporządkowane według daty. Nie włączyłem żadnej, ale wszystkie nosiły nazwy sławnych zbrodni wojennych popełnionych podczas IIWŚ i innych wojnach, o których nawet nie wiedziałem.

Wiele z poziomów miały miejsce podczas dat, które miały dopiero nadejść.

Natychmiast zniszczyłem płytę.

Użytkownik guts edytował ten post 29.08.2012 - 18:43

  • 11

#783

Dragwen.
  • Postów: 136
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Przybyły...

Beata W. (14 l.) poznała na pewnym portalu internetowym Paulinę D. (16 l.) z którą bardzo szybko się zaprzyjaźniła. Bardzo często pisały do siebie na gadu-gadu, po pewnym czasie jednak rozmowy przeniosły się na skypa. 16 Października 2011 roku również ze soba rozmawiały, robiąc co chwila skriny, na których głupio się zachowywały czy pokazywały różne przedmioty. Nagle Paulina wyłączyła kamerkę, a gdy Beata zapytała, co się dzieje, nastolatka zaczęła szlochać i szepnęła: 'Na mnie już czas. Przybyły. Żegnaj.'. Beata pewna, że koleżanka robi sobie z niej żarty, śmiejąc się zapisała ostatniego ze zrobionych skrinów. Gdy powiedziała przyjaciółce, by już przestała, usłyszała przeraźliwy krzyk, po czym nastąpiła cisza...

Rodzice Pauliny słysząc to pobiegli od razu pod drzwi jej pokoju, próbując je otworzyć - niestety bezskutecznie.
Funkcjonariusze policji po otworzeniu drzwi do jej pokoju ujrzeli zwłoki dziewczyny leżące na podłodze. Nie było żadnych śladów, wszystko było w najlepszym porządku - wyglądało to tak, jakby dziewczyna nagle straciła przytomność i już nigdy się nie przebudziła.
Jej komputer był wyłączony, gdy próbowano go włączyć, ten nie odpowiadał.

Beata W. kilka dni po zajściu postanowiła przejrzeć ostatnie radosne zdjęcia zrobione Paulinie tego feralnego dnia.
Na ostatnim ze skrinów, zrobionym tuż przed tajemniczym zgonem, zauważyła dziwną postać za oknem, wyglądającą jak mała dziewczynka w białej sukience. Sprawa tej śmierci stała się jeszcze bardziej tajemnicza.
Oto to zdjęcie:
Zdjęcie Pauliny D. - W lewym górnym rogu widzimy Beatę W.


Kim jest tajemnicza dziewczynka? Co stało się w pokoju Pauliny po wyłączeniu się kamerki? To pozostanie najprawdopodobnie na zawsze tajemnicą...

Użytkownik Dragwen edytował ten post 29.08.2012 - 21:36

  • 6

#784

Gebol.
  • Postów: 153
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Kiedy spadnie deszcz..

W wakacje przyjechałem do cioci na wieś. Miałem zostać na tydzień, razem z bratem i kumplem. Wieś, w której mieszkała ciocia była położona daleko od jakiegokolwiek miasta. W sumie nie było tu nic ciekawego: po obu stronach drogi, którą tu dotarliśmy było pare domów i sklep spożywczy. Za nimi był niewielki las i pare starych chałup. Kilka ścieżek prowadziło przez las do starej kopalni i kolejnych starych chałup. Niektóre z nich były opuszczone.

Razem z kumplem chodziliśmy po tym zadupiu szukając czegoś ciekawego. Wybijaliśmy sami, bo brat siedział przed kompem u cioci, a w okolicy nie było nikogo w naszym wieku. Sami starzy ludzie i dorośli. Troche dziwne, mimo że to było odludzie, powinny tu być jakieś dzieci.

Drugiego dnia, wybraliśmy się pod kopalnie. Nie było tam nic do obejrzenia, ponieważ wejście było zabite deskami. Postanowiliśmy pójść pozwiedzać opuszczone chatki. Były one porozmieszczane z obu stron ścieżki prowadzącej przez las. Ścieżka kończyła się pod szczególnie starą i zarośniętą chałupą. Stwierdziliśmy, że warto ją odwiedzić, bo po wyglądzie raczej nikt w niej nie mieszkał. Wtedy zadzwonił mój telefon. Ciocia chciała żebyśmy wrócili na obiad.

Po zjedzonym obiedzie postanowiliśmy wrócić do opuszczonej chatki, tylko tym razem jakoś udało nam się wyciągnąć brata. Po drodze, w lesie spotkaliśmy starszego pana, który zdziwił się na nasz widok.
- Dzieci w naszej wsi? A skąd wyście się tu wzięły?
- Przyjechaliśmy do cioci - odpowiedziałem. - Czemu pana tak zdziwiliśmy?
- To ciocia wam nie opowiedziała historii o Deszczowcu? - zapytał znów.
- Eee, kim?
- Więc wam opowiem. Na pewno zauważyliście, że w naszej wsi nie ma dzieci? Ich brak nie jest spowodowany tym, że wyjechały czy czymś podobnym. Od 20 lat w naszej wsi pojawia się dziwny deszcz. Nie jest on taki jak zwykły, nie da się go przewidzieć. Pojawiał się on poprzednio zawsze gdy we wsi pojawiało się dziecko. W trakcie deszczu we wsi pojawiała się także postać w ciemnym płaszczu. Deszcz przestawał padać w chwili, w której znikało dziecko, a tajemnicza postać znikała. -
- Ja tam w takie bzdury nie wierze - powiedziałem. - Dobra, idziemy zwiedzać dalej! - krzyknąłem do brata i kumpla i skierowaliśmy się w strone chatki.
"Ostrzegałem was!" usłyszeliśmy za sobą.
- A jeśli on miał racje? - zapytał brat.
- Nie pierdziel, że w to uwierzyłeś. Chodź idziemy -
Wszedliśmy do chatki i zaczęliśmy ją przeszukiwać. Miała ona parter, piwnice i piętro.

Najpierw przeszukaliśmy parter. Składał się on z dwóch izb, w jednej był stary stół z czterema krzesłami, kilka szafek, komoda, stary dywan i stara lampa zwisająca z sufitu. W oknach nie było szyb i zasłon. Po paru chwilach stwierdziliśmy, że nie ma tu nic wartościowego, więc zszedliśmy do piwnicy. Była ona bardzo małym pomieszczeniem, w którym w sumie nic nie było, z wyjątkiem paru zgniłych desek.
Pozostało nam piętro, które było sypialnią. Wszedliśmy na nie po schodach, które łamały nam się pod nogami. Na górze nie było okien więc poświeciliśmy latarką. Obok łóżka, w którym najwidoczniej jakieś zwierze miało legowisko, znajdowała się stara skrzynia. Po kilku próbach otwarcia jej, otwarliśmy wieko i naszym oczom ukazała się, sterta starych monet i stare skrzypce bez strun i smyczka. Leżały one na jakichś papierach, które wyglądały na nuty. Najwidoczniej dom należał do jakiegoś muzyka.

Wtem nagle usłyszeliśmy grzmot, gdzieś w oddali. Po chwili w dach zaczęło coś stukać i to dość długo.
- Czy to deszcz? - zapytał kumpel lekko przestraszony.
- Przecież nie zapowiadali opadów - powiedziałem patrząc na przerażonego brata i kumpla.
Owszem mógł być chwilowy opad, ale przecież miało nie padać. Postanowiłem pójść do domu razem z nimi, bo nie widziało mi się siedzieć w tej chacie. Zszedłem pierwszy na dół i poczekałem przed wyjściem na nich. W końcu szszedli i patrzyłem na nich. Byli przerażeni. Wtem do mnie odezwał się brat, patrząc za mnie:
- Bracie, coś myśle, że jednak ten staruszek miał racje...
I wtedy się obróciłem. Na ścieżce stała postać w ciemnym płaszczu.
- Faktycznie. -

Dołączona grafika
  • 3

#785

mizantrupia.
  • Postów: 25
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pierwsza część historii. Tytuł: Behind Closed Doors. Wkrótce zabiorę się za tłumaczenie drugiej.
Uprzedzam ewentualny lincz: imię "Sarah" jest nieodmienne w piśmie. W mowie tak. Sprawdziłam! : )

Za zamkniętymi drzwiami


Zostałam adoptowana w wieku siedmiu lat. Niewielu ludzi o tym wie, ale kiedy ktoś odkrywa prawdę, po prostu mówię, że nie lubię o tym rozmawiać. Wtedy uśmiechają się do mnie smutno i mówią „jasne, rozumiem, musiało ci być ciężko”. Pewnie myślą, że moi rodzice umarli albo mnie porzucili. Albo że byłam molestowana, a może zaniedbywana i nie chcę wracać do tych okropnych wspomnień. Prawda jest jednak znacznie gorsza, znacznie bardziej przerażająca. Jest mi łatwo o niej zapomnieć w codziennym życiu, odepchnąć te wspomnienia w najdalsze zakątki mojego umysłu i szczelnie je tam zamknąć. Ale czasami coś na nowo je wyzwala, a tym razem po prostu nie mogę tego zignorować. Pozwólcie, że zacznę od samego początku.

Byłam środkowym dzieckiem w pięcioosobowej rodzinie. Miałam szansę cieszyć się kilkoma latami bycia najmłodszą córką i nieustannego irytowania Sarah, mojej starszej siostry. Wtedy pojawił się Sam, a nowe dziecko stało się niespodziewanym ciężarem. Nie zrozumcie mnie źle; byłam bardzo podekscytowana, że wreszcie to ja będę tą dużą siostrą, a nasi rodzice uwielbiali naszą trójkę. Ale Sam był chorowitym dzieckiem, pieniędzy też nie mieliśmy zbyt wiele. Byłam za mała, żeby w ogóle myśleć o forsie. Docierało do mnie tylko to, że dostawaliśmy mniej prezentów na święta i nie wyjeżdżaliśmy już na rodzinne wycieczki. Dwa lata po narodzinach Sama, mój tata musiał wyjechać w sprawach biznesowych do innego stanu, zatem wszyscy skorzystaliśmy z możliwości urządzenia sobie krótkich wakacji.
Pamiętam, że po długiej podróży samochodem zatrzymaliśmy się na chwilę u mojej ciotki Lydii. Była jedyną siostrą mojej matki i właściwie jedyną krewną, którą kojarzyłam spoza domu. Moi rodzice byli wykończeni; ja i Sarah sprzeczałyśmy się przez całą drogę. Miała w końcu te piętnaście lat i nie chciała zawracać sobie głowy nieznośną młodszą siostrą. Sam spał spokojnie aż do ostatniej godziny jazdy, gdy to wybuchnął nagle niekontrolowanym płaczem. Nie przyjechaliśmy do cioci na noc, ale mieszkała całkiem niedaleko hotelu, w którym wynajęliśmy pokoje, więc to było idealne miejsce na krótki postój. Zawsze czułam się trochę nieswojo przy ciotce; była nawet miła, ale wciąż głaskała mnie po głosach, gładziła mój policzek i przez cały pobyt nie spuszczała ze mnie oka. Mama powiedziała mi później, że ciocia Lydia nie mogła mieć dzieci i myślała o mnie trochę jak o córce, nawet pomimo naszych rzadkich wizyt. Zauważyłam, że obie mamy rude włosy i szare oczy – może to dlatego wolała mnie, a nie Sarah?
- Casey! – Ciotka zatrzymała mnie na chwilę, gdy mieliśmy już wyjeżdżać. – Mam dla ciebie prezent.
Wyciągnęła z kieszeni pleciony naszyjnik i zawiązała mi go na szyi. Na jego końcu zwisał mały breloczek: niewielki drewniany krążek z wystruganym w nim rysunkiem. Zastanawiałam się, czy zrobiła go własnoręcznie. Położyła palec na swoich ustach i uśmiechnęła się lekko. Zdałam sobie sprawę, że miała prezent tylko dla mnie, nic dla Sarah, nic dla Sama. Nie chciała, żebym im coś powiedziała, bo mogło być im przykro.
- Dzięki, ciociu – powiedziałam tylko nieśmiało i wskoczyłam do samochodu.
Przyjechaliśmy do hotelu i rozpakowaliśmy się. Pierwszy wieczór i noc były zupełnie nudne i jakoś nic się nie działo. Hotel miał swój własny basen, więc Sarah i ja nie mogłyśmy się doczekać, by iść popływać z samego rana. Sarah już zdążyła dostrzec jakiegoś ładnego chłopaka mieszkającego piętro niżej, więc spędziła chyba z godzinę na wybieraniu najlepszego stroju kąpielowego. Ja ze znudzeniem przerzucałam kolejne kanały w telewizji, a Sam chwiejnie przechadzał się po pokoju i śmiał się za każdym razem, gdy mama robiła mu „akuku!”. Tata już wyszedł załatwiać jakieś biznesowe sprawy.
Po śniadaniu wybraliśmy się na basen. Kilka godzin później nastąpił pierwszy moment, w którym zauważyłam, że dzieje się coś niepokojącego. Sarah wróciła do pokoju jakieś piętnaście minut wcześniej. Nigdzie na basenie nie mogła znaleźć tego ładnego chłopca, więc poszła zamienić piękny strój kąpielowy na ten wygodny. Czekałam, czekałam i czekałam aż wróci, bo obiecała, że pokaże mi jak staje się na rękach pod wodą. W końcu podpłynęłam do mojej mamy: siedziała na leżaku obok brodzika dla dzieci, gdzie Sam taplał się radośnie w płytkiej wodzie. Zapytałam ją gdzie jest Sarah.
- Kto? – zapytała, podnosząc na mnie wzrok znad swojej książki.
Uznałam, że po prostu mnie nie dosłyszała, więc powtórzyłam wyraźniej:
- Gdzie Sarah?
- Kim jest Sarah, kochanie?
Dreszcz przebiegł mi po plecach. Nie wiedziałam nawet, jak mam odpowiedzieć. W tym momencie Sam się przewrócił, a jego głowa wylądowała pod wodą. Mama natychmiast do niego doskoczyła, wyciągnęła go z brodzika i posadziła go u siebie na kolanach. Przestraszyła się i momentalnie zapomniała o mojej obecności.
Kim jest Sarah? Słowa mamy wciąż dźwięczały mi w uszach. Musiałam się przesłyszeć, albo to ona głupio sobie żartowała. W brzuchu zawiązał mi się supeł i nie mogłam zebrać się na zapytanie o siostrę trzeci raz. Resztę dnia spędziłam na basenie, próbując dopłynąć do samego dna po tej głębokiej stronie. Schodziłam w dół tak długo, aż dopadało mnie płonące uczucie w płucach, a uszy wypełniały się ciśnieniem tak dużym, że obawiałam się wybuchu.
Sarah nie wróciła.
Prawdopodobnie zastanawiasz się, dlaczego nie zrobiłam wielkiej afery z powodu zniknięcia mojej siostry. Chyba po prostu wydawało mi się, że skoro dorośli nie byli zmartwieni, to czemu ja powinnam? Może pozwolili jej gdzieś wyjść samej albo z tym chłopcem, a mama najzwyklej w świecie nie zrozumiała dobrze mojego pytania. Jakie niby mogły być inne powody? Do dziś nie wiem, dlaczego nie podjęłam tematu, kiedy Sarah nie wróciła na noc. Albo gdy zauważyłam, że w pokoju nie ma już ani jednej jej rzeczy.
Następny dzień był jednak jeszcze gorszy.
Sarah wciąż nie wróciła, a ja byłam zdumiona, że nikt nawet o niej nie wspomniał. Czułam się zupełnie tak, jakby to był jakiś zakazany temat i nie chciałam być pierwszą osobą, która złamię zmowę milczenia. Tego dnia tata nie miał konferencji aż do wieczora, więc miał zamiar spędzić z nami całe popołudnie na basenie.
- Do góryyy! – zawołał mój tata, przerzucając mnie żartobliwie przez swoje ramię. Zachichotałam, a trochę tego napięcia zbierającego się we mnie od poprzedniego dnia nieco zelżało. Byliśmy wciąż w pokoju hotelowym; mama i Sam byli już na dole, w lobby i czekali na nasze przyjście. Tata niósł mnie jak wór ziemniaków przez cały korytarz, a ja śmiałam się i wyrywałam. Gdy dotarliśmy do windy, postawił mnie na ziemi i nacisnął przycisk.
- Chol… ups – powiedział. – Zapomniałem ręczników. Przytrzymaj dla mnie windę, wrócę za dwie sekundy!
Niecałą minutę później, winda w końcu dotarła na nasze piętro. Nie weszłam do środka, ale wsunęłam stopę w próg ruchomych drzwi. Odwróciłam głowę w stronę korytarza: widać stąd było nasze drzwi na samym końcu holu. Czekałam niecierpliwie, aż się otworzą i wybiegnie z nich tata z ręcznikami. Drzwi windy próbowały się zamknąć. Raz. Dwa razy. Za trzecim razem zabuczał dzwonek. Najwyraźniej zbyt długo je przytrzymywałam, więc wyjęłam stopę i dałam im się zamknąć. Jeszcze trzy razy winda przyjechała z powrotem na nasze piętro, a ja trzymałam stopę w drzwiach aż do momentu, gdy odzywał się dzwonek. Tata nie wyszedł z pokoju. Korytarz był pusty, a ja czułam się tak strasznie opuszczona. Po twarzy zaczęły spływać mi łzy.
Następną rzeczą, którą pamiętam, były otwierające się kolejny raz drzwi windy. W środku była moja mama z Samem. W momencie, w którym mnie zobaczyła, zaczęła się wydzierać.
- Gdzie ty byłaś, Casey?! Szukałam cię WSZĘDZIE, nie waż się NIGDY oddalać się ode mnie bez słowa!
Mój niemy płacz zamienił się wtedy w szlochanie.
- Byłam z tatą, przecież wiesz!
Wściekła twarz mamy zmieniła się nagle w wyraz konsternacji.
- O czym ty mówisz?
- Tata poszedł do pokoju, miał wziąć r-ręczniki, żebyśmy mogli pójść po-po-popłyywać! – wykrztusiłam z siebie, chlipiąc głośno.
Przez twarz mamy przemknął teraz strach. Wtedy na korytarzu pojawiła się pokojówka, wychodząc z drzwi prowadzących na klatkę schodową. Mama podbiegła do niej i złapała ją mocno za ramię.
- Moja córka mówi, że w naszym pokoju jest mężczyzna – powiedziała jej gorączkowo. – Utrzymywał, że jest jej ojcem, ale ja jestem samotną matką.
Ze zdumienia otworzyłam buzię. O czym ona mówiła?! Pokojówka zrobiła wielkie oczy, pokiwała głową i odbiegła, żeby poszukać ochrony. Nie rozumiałam co się dzieje, przestraszona złapałam tylko rączkę mojego brata.
Obsługa hotelu przeszukała nasz pokój i sąsiednie, ale niczego nie znaleźli. Taty tam nie było. Ani jego rzeczy. Sprawdzili też nagrania z kamer ochrony i powiedzieli, że nie było na nich żadnego mężczyzny, o którym mówiłam. Zobaczyli tylko mnie wychodzącą z pokoju i czekającą przy windzie. Mama skrzyczała mnie za opowiadanie bzdur i zabroniła mi pójść na basen tego dnia. Kazała mi iść do pokoju i przemyśleć swoje zachowanie.
Dokładnie w momencie, w którym do niego zmierzałam, poniżona i skrajnie zdezorientowana, poczułam to. Zawróciło mi się w głowie, miałam wrażenie, jakbym stanęła na krawędzi klifu. Stanęłam w progu otwartych na oścież drzwi, moje palce niemalże przekraczały już granicę pomiędzy korytarzem, a naszym pokojem. Czułam… nie, wiedziałam, że jeżeli wykonam choćby jeszcze jeden maleńki kroczek, przepadnę, zniknę, zapadnę się w… w nicość. Przysięgam, że w uszach dźwięczało mi nawet puste echo niekończącej się otchłani.
W jednej sekundzie wszystko zrozumiałam. To był ten pokój. Sarah wróciła do niego, by się przebrać, a wraz z zamknięciem drzwi zniknęła. Jej obecność została na zawsze wytarta z wszelkiego istnienia. Tata wszedł tam na sekundę, zamknął drzwi i – puf! – to samo. Oboje weszli tam całkiem sami. I teraz mnie też to czekało.
Rozwikłanie tego zajęło mi dosłownie sekundy. Zrobiłam trzy wielkie kroki do tyłu i wpadłam wprost na mamę. Była wciąż rozgniewana przez te moje „kłamstwa”, więc złapała mnie za ramię i zaczęła ciągnąć w stronę pokoju. Zaparłam się stopami o podłogę i zaczęłam wrzeszczeć.
- Nie. Nie! NIE! PUŚĆ MNIE! – darłam się, a ona zaciągała mnie coraz bliżej pokoju. Zaczęłam w szale drapać jej ręce i z całej siły kopać ją w nogi. Nawet wtedy byłam trochę przerażona swoją postawą: to była w końcu moja ukochana, cudowna mama, a ja nigdy nie zachowywałam się w ten sposób. Ale nie miała pojęcia, że próbuje popchnąć mnie w stronę śmierci. Albo co gorsza: nicości. Goście zaczęli wychylać głowy ze swoich pokojów, by zlokalizować źródło hałasu. Sam usiadł na środku korytarza i zaczął wyć i beczeć.
Byłyśmy już na krawędzi pokoju. W desperackiej próbie uwolnienia się, ugryzłam mamę w dłoń. Mocno. Bardzo mocno. Zszokowana, puściła mnie. Ciągnęła mnie z taka siłą, że teraz postąpiła o jeden krok do tyłu i znalazła się w środku. Upadłam na ziemię. Wtedy, chociaż to był wypadek, zrobiłam coś, czego żałuję po dziś dzień. Gdy rozpaczliwie odczołgiwałam się jak najdalej od pokoju, moja noga zawadziła o drzwi i zamknęła je tuż przed nosem mamy.
Nagle zrobiło się cicho. Leżąc na ziemi, wpatrywałam się w drzwi z przejmującą zgrozą. Po chwili, która zdawała się wiecznością wstałam i wbrew wszelkiemu rozsądkowi przekręciłam klamkę. Drzwi były zamknięte. No tak, pomyślałam i zaczęłam nerwowo grzebać w kieszeni w poszukiwaniu magnetycznego klucza. Przekręciłam klamkę raz jeszcze, a one w końcu ustąpiły.
Pokój był pusty.
Oczy wypełniły mi się łzami. Odwróciłam się i poprzez rozmazany obraz dostrzegłam siedzącego wciąż na ziemi Sama. Już nie płakał. Zaczerwienione policzki wyglądały teraz jak rumieniec szczęśliwego dzieciaka, a twarz miał suchą, jak gdyby nie przed chwilą nie spływały po niej strumienie łez. Jakby ostatnie kilka minut nigdy się nie wydarzyło. Jakby nie pamiętał, że przed chwilą jego matka i siostra zawzięcie się szarpały. Spojrzał na mnie i wyciągnął rączki w górę.
Drzwi od klatki schodowej znów się otworzyły. To była ta sama pokojówka, która wezwała wcześniej ochronę z powodu taty. Pchała przed sobą wózek pełen środków czyszczących, ale zatrzymała się gwałtownie gdy dostrzegła przerażenie i łzy na mojej twarzy. Natychmiast uklęknęła przy mnie i zapytała co się stało. Kiedy na mnie patrzyła, w jej oczach nie było nawet cienia rozpoznania. Nie wiedziała kim jestem. Nie pamiętała mnie.
- Nie mogę znaleźć mojej mamy – wykrztusiłam z siebie po kilku sekundach. Nie wiedziałam, co innego mogę powiedzieć. Opadłam bezsilnie na podłogę i przytuliłam do siebie Sama.
Tego wieczora do hotelu przyjechała policja i CPS (Child Protective Services). Mocno dostało się obsłudze hotelu. Nikt nie potrafił zrozumieć, jakim cudem dwójka dzieci zjawiła się samotnie w ich hotelu i nikt nie zauważył tego aż do teraz. Podałam policji nasz domowy numer i adres, a dane sprawdzono w organizacji obwodowej mojego miasta. Dom stał od lat pusty, a numer był już dawno odcięty od użycia. Nie znałam adresu mojej ciotki, ale powiedziałam im, jak ma na imię. Nie powiedziałam już nic więcej.
W oficjalnym raporcie uznano, że ja i mój braciszek zostaliśmy porzuceni w hotelu z nieznanych powodów. Nie wykryto żadnego morderstwa. Żaden członek rodziny się po nas nie zgłosił i żadnego nie odnaleziono, więc na krótki okres przeniesiono nas do zakładu opiekuńczego. Potem Sam został adoptowany. Zazwyczaj nie praktykuje się rozdzielania rodzeństw, ale to wciąż czasami się zdarza. Na szczęście, niedługo potem mnie również adoptowano. Znalazłam dom u wspaniałej pary i pomimo tego co przeszłam, odnalazłam u nich spokój i szczęście. Moje poprzednie życie zniknęło bez śladu, może tylko poza Samem, z którym wciąż czasem się spotykam. Nie pamięta niczego. Pozostał we mnie tylko jeden lęk: nie jestem w stanie przebywać w pokojach z zamkniętymi drzwiami.

A teraz wróćmy do początku historii, do powodu, dla którego w ogóle to piszę. Cóż, mój chłopak Ryan i ja postanowiliśmy wybrać się na krótką wycieczkę przed powrotem na ostatni rok studiów. Nie ustaliliśmy żadnego miejsca - postanowiliśmy, że pójdziemy wszędzie tam, dokąd zabierze nas droga. Nie zwracałam należytej uwagi na trasę tego spontanicznego wypadu, chyba nawet nie patrzyłam na mapę. Trzeciego dnia znaleźliśmy się przez to bardzo blisko tego cholernego hotelu. Robiło się ciemno, a ja zdałam sobie sprawę gdzie jesteśmy gdy Ryan wskazał na znak znajdujący się przy drodze i zaproponował, byśmy spędzili noc w hotelu.
Zamarłam, gdy spojrzałam na znak i odczytałam nazwę. To było dokładnie to samo miejsce. Oblałam się zimnym potem. Obawiałam się jednak, że Ryan weźmie mnie za wariatkę, więc jak najspokojniejszym tonem zasugerowałam, żebyśmy kontynuowali jazdę jeszcze godzinkę albo dwie. Miałam nadzieję, że nie dosłyszy lękliwego drżenia w moim głosie. Wzruszył ramionami i zgodził się bez problemu. Z serca spadł mi chyba z dwutonowy ciężar i mogłam odetchnąć z ulgą.
Jednak kilka mil później dostrzegłam coś, co sprawiło, że z całej siły wcisnęłam hamulce. Ryan przeklnął głośno, bo samochód za nami ledwo zdążył nas ominąć i zatrąbił na nas wściekle. Mnie jakoś średnio to zainteresowało. Moją uwagę przyciągnęło coś zgoła innego. Stojący przy nas dom rozpoznałam nawet w nikłym wieczornym świetle. Dom ciotki Lydii. Na zewnątrz, w ogrodzie, znajdowala się znajoma mi kobieca postać. Nawet stąd dostrzegłam, że miała rude włosy.
Byłam w szoku. Nie byłam w stanie mówić, nie wspominając już o prowadzeniu samochodu. Nigdy nie zapomnę, jak spokojnie zachował się Ryan, widząc mój stan. Zachował zimną krew, delikatnie przeniósł mnie na miejsce pasażera i zawiózł nas do najbliższego hotelu. Nie powiedział ani słowa, gdy wprowadził mnie na górę po schodach i po prostu tulił mnie, czekając aż będę w stanie się odezwać. I gdy wciąż nie potrafiłam się do tego zabrać, zaczęłam pisać.
Więc oto moja historia. Ryan ją przeczytał, wy ją przeczytaliście. A ja jestem w końcu gotowa, by zrobić potężny krok w przód: jutro pójdę odwiedzić moją ciotkę. Zastanawiam się, czy będzie mnie w ogóle pamiętać. Czy będzie pamiętać swoją siostrę, a moją matkę? Nie mogę być jedyną osobą, która o nich nie zapomniała. Po prostu nie mogę.
I chociaż wydaje się to dziwne, wciąż mam ten naszyjnik, który mi dała. Jedyna mała pamiątka po poprzednim życiu, o której nie wspomniałam. Jestem pewna, że ciotka zrobiła go własnoręcznie. Zobaczy mnie, zobaczy go i będzie pamiętała. Musi pamiętać.

Użytkownik guest edytował ten post 31.08.2012 - 11:54

  • 28

#786

guts.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

4
(tłumaczenie)

Kolekcjonuję stare gry wideo - na NES, Genesis, SNES, a nawet tak nieznane systemy jak PC Engine. Odwiedziłem w moim mieście lombard, który był popularny wśród kolekcjonerów starej technologii. Napotkałem tam na grę, która była wiele razy zwracana. Sprzedawca dał mi kartridż do SNESa. Miał on dziwny kształt i kolor, trochę jak te nielicencjonowane gry o Biblii z Wisdom Tree. Był w neonowym żółtym odcieniu, a nalepka wyglądała na ręcznie rysowaną, aczkolwiek bardzo szczegółowo.

Gra nosiła prostą nazwę "4", a ilustracja na nalepce przedstawiała cztery kolorowe kleksy obok siebie. Sądząc, że to typowa platformówka, wziąłem ją do domu. Gdy ją włączyłem, zdziwiłem się, że nie była po angielsku. Nie mogłem skojarzyć jej języka z żadną konkretną częścią globu, ale zgadywałbym, że jego typografia najlepiej pasowałaby do południowo-wschodniej Azji. Pierwszy poziom był nieco straszny. Gra była zainspirowana Sonic the Hedgehog z racji na cztery grywalne postaci. Stanowiło to też zerżnięcie z Donkey Kong Country, bo trzeba było je uwolnić z zardzewiałych klatek. Poziom był stylizowany na miejską lokację i angażował gracza w uciekanie przed, najpewniej, łowcami tych klekso-podobnych istot. Wszystkie dźwięki w grze zostały podebrane z innych tytułów na SNESa, inne brzmiały na nagrane. Usłyszałem wiele głosów, pomruków etc. w niskiej jakości. Oprócz bohaterów, przeciwnicy i obiekty były fatalnie zrenderowane i zaprojektowane. Większość z nich była figurami geometrycznymi albo sprite'ami z innych gier. Zauważyłem, że za każdym razem gdy zabiłem przeciwnika, rozbrzmiewał krzyk Hell Knighta z Doom i na ekranie pojawiało się jedno zdanie tekstu.

Za każdym razem gdy "traciłem" jedną z postaci, sceneria i sprite'y stawały się coraz ciemniejsze i mniej kolorowe do momentu przejścia wszystkiego w czerń i biel. Wraz z postępami w poziomie (bez względu na to jak dobrze sobie radziłeś) widok zmieniał się w krwawy i trochę psychodeliczny. Poziomy były typowe. Miasto, las, chmury, śnieg etc. W środku gry najwyraźniej został zaprojektowany moment, którego gracz nie może przejść i w końcu ginie. Po utracie wszystkich czterech postaci ekran staje się ciemny i, co mnie zaszokowało, niskiej jakości krzyk i niezrozumiałe zdania EKSPLODUJĄ z dużą głośnością, w akompaniamencie rozpikselowanych zdjęć gore - pewnie z wojen. Ostatnim obrazkiem było niewyraźne zdjęcie azjatyckiej rodziny na ślubie. Ciemne tło stało się białe, na ekranie pojawiło się zdjęcie i jakiś głos mówił coś w niezrozumiałym języku.

Myślałem, że gra się zacięła, ale szybkie sprawdzenie wykluczyło tę opcję. Podgłośniłem dźwięk. Dało się usłyszeć niskie buczenie, gdy ekran znowu pociemniał. Ekran Game Over był bliskim ujęciem czterech głównych postaci gry, które wyglądały na nim na szczęśliwe. Stawał się on coraz ciemniejszy, odcień po odcieniu. Twarze kleksów stawały się smutniejsze i smutniejsze. Gra wydała z siebie kolejn buczenie, skłaniając mnie do kolejnego podgłośnienia. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się ono długim dźwiękiem brzmiącym jak kłótnia mężczyzny z kobietą. Trwał on przez pewną chwilę, a potem po prostu ustał. Obraz stały się czarny i pojawiły się na nim trzy zdania w białym kolorze. Próbowałem wyłączyć SENSa, ale nie mogłem. Wyjąłem kartridż i ekran się zniekształcił, górna połowa była biała. Przestraszony, wyjąłem kabel zasilania i podłączyłem ponownie.

Nie mogłem na nowo włączyć SNESa. Emocje, niczym prosto wyjęte z horrorów wzięły nade mną górę, więc oddałem grę z powrotem do lombardu. Sprzedawca nie oddał mi mojej, nawiasem mówiąc niedużej, ilości pieniędzy, wyjaśnił, że po prostu nie znał wartości tej gry.
  • 5

#787

Fresz.
  • Postów: 6
  • Tematów: 2
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

Dziwne Przeżycie

Szedłem deszczowej nocy ulicą. Nagle zobaczyłem w koszu pudełko z grą Doom. Zabrałem ją do domu i od razu odpaliłem na komputerze. Zdziwiło mnie że słowo "Doom" było napisane ręcznie a w tle słychać było ryki i wycia. Chciałem wyłączyć grę, ale się nie dało. Wtedy do pokoju weszła moja mama. Zawołała mnie na obiad o godzinie 1 w nocy, co sprawiło że zesrałem się na miejscu. Jadłem sobie z nią spokojnie, rozmawialiśmy o szkole, o życiu. Nagle dotarło do mnie coś od czego zbladłem. NIGDY NIE MIAŁEM MAMY ! Wtedy zgasły światła i zaczęła grać straszna muzyka. KU*WA WIĘC KTO DZWONIŁ ?

Wtedy na mój telefon przyszedł sms z tym obrazkiem.

Nie odbieraj !

Użytkownik Fresz edytował ten post 30.08.2012 - 21:42

  • -14

#788

Jenot.
  • Postów: 32
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

(pasta jest nieco zmodyfikowanym tłumaczeniem piosenki zespołu Ghoultown; można więc powiedzieć, że jestem co najwyżej współautorem)


Stanton Cree

Ten wieczór spędzałem w knajpie 'Spragniony Diabeł'. Jak zwykle zresztą. W okolicy nie było wielu ciekawych miejsc, a goście lokalnej speluny stanowili naprawdę barwne towarzystwo. Zarówno stali bywalcy, jak i strudzeni wędrowcy dysponowali szeroką gamą dziwnych, zabawnych lub przerażających opowieści. Klasyczni awanturnicy rodem z Dzikiego Zachodu.
No i można było się tam nawalić za stosunkowo niewielką kwotę.
Pogoda była fatalna - od kilku godzin potężnie wiało; kłęby granatowych chmur zwiastowały rychłą ulewę. Na razie obłoki zbijały się w ciasną gromadę, jakby naradzały się, kiedy rozpętać burzę.
Drzwi przypominające skrzydła nietoperza zaskrzypiały i do środka wszedł nieznajomy. Uważnie zlustrował wzrokiem każdy kąt knajpy, chociaż lewe oko miał zarośnięte bielmem. Usłyszałem brzęczenie zardzewiałych ostróg, gdy tajemniczy przybysz strząsał z płaszcza resztki ponurego wieczoru. Zniżył kapelusz, poprawił wiszącą u pasa broń i ruszył w kierunku baru. Przeszedł obok mnie - wiedziałem, że przyjechał z daleka.

- Jedną whisky dla mnie i jedną dla mojego nowego przyjaciela. - powiedział grubym głosem do barmana.

Goście szeptali między sobą cicho, sprawiali wrażenie wystraszonych. Zupełnie, jakby zobaczyli ducha, który wstał i wyszedł ze swojego grobu.
Twarz nieznajomego była zapadła i brudna, skóra cienka. Jasne, mówił jak każdy inny człowiek, ale jednak coś było z nim nie tak.
Przekręciłem krzesło, odwracając się w jego stronę.

- Dziękuję panu, ale wolałbym pozostać przy swoim mezcalu.

Zareagował warknięciem, po czym podsunął mi szklankę. Jego oczy wyglądały na zimne i martwe.

- Stawiam ci drinka, a ty nim gardzisz... Zatem rzucasz mi wyzwanie!

Wtedy, nie wiedzieć skąd, usłyszałem słowa starej przyśpiewki:

Gdy za sześć minut ma wybić północ, a koścista ręka śmierci jest blisko,
Lepiej stul pysk i pij swojego drina
Jeśli rzucisz mu wyzwanie, wygrać nie masz szans,
Śmiało... Pij z żywym trupem!


- Za kogo ty się kurwa uważasz?! - krzyknąłem.

Moja cierpliwość się skończyła, ale musiałem przełknąć ślinę, bo wtedy facet zaczął opowieść. Z wykrzywionych ust popłynęły słowa, a twarze wszystkich zgromadzonych przy barze pobladły.

- Nazywam się Stanton Cree i zmarłem trzy lata temu. Zastrzeliłem faceta, żeby ukraść jego drina... A przynajmniej za to mnie powiesili. Teraz jestem przeklęty... Muszę chodzić po ziemi i każdej nocy wyzwać kogoś na pojedynek w chlaniu, by pił ze mną lub zarobił kulkę w łeb.
- Chwila, panie! Nikt nie będzie robił ze mnie durnia! - odsunąłem szklankę whisky z powrotem w kierunku ghula. - Kocham pić, jak każdy człek, ale to byłaby z góry przegrana gra. Tylko wariat pojedynkowałby się ze śmiercią!

Stanton Cree przechylił kapelusz i zaniósł się szalonym śmiechem.

- Widzisz, Pan przeklął mą duszę za zabicie tamtego biedaka. Nie masz wyboru, musisz spróbować mnie pokonać. Jeśli wygrasz, będziesz wolny, a ja będę mógł wreszcie spokojnie zgnić.

Barman powoli skinął głową i już wiedziałem, że jestem w czarnej dupie - jeśli wybiorę pojedynek z trupem, na pewno przegram. Chwyciłem więc za szklankę i wlałem shota w gardło. Postanowiłem walić drina za drinem, choćbym miał się zakrztusić.
Whisky, tequila, wódka, rum czy gin... Nie ma człowieka, którego bym nie pokonał - nieważne, żywy czy martwy. Więc do rana piłem raz za razem, aż Stanton Cree padł i zostałem ogłoszony zwycięzcą.

Teraz Cree spoczywa w sosnowej trumnie, a ja wciąż chodzę po ulicach. Jednak nigdy nie zapomnę nocy, gdy zostałem wybrany przez śmierć.
Obawiam się, że z tej historii nie płynie żaden wyszukany morał... Chyba, że zamierzasz zabić człowieka i wypić jego ostatnie piwo.

Dołączona grafika
  • 5

#789

GanjaSmoke.
  • Postów: 23
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Jedna z najlepszych past jakie kiedykolwiek czytałem, a czytałem całe 55 stron :D Nie chcę nikogo straszyć ale filmy oglądacie na własną odpowiedzialność xD starałem się przetłumaczyć tekst najlepiej jak tylko mogłem. Nie oglądałem do końca filmów ale myślę że jeżeli chcecie zrozumieć końcówkę pasty, musicie obejrzeć filmiki które wstawiłem :) miłego czytania.

----Threedowned----

Dzień 1 : Dzisiaj wszystko zaczyna być dziwniejsze niż wcześniej. Zanim opisze szczegóły, muszę napisać co było wcześniej, jakieś czas temu. Około dwa tygodnie temu wróciłem z urlopu. Przez pierwszy tydzień, mój przyjaciel Owen nie był w szkole. Nie odpowiadał na moje sms-y, rozmowy telefoniczne, przez chwile mogłem lekceważyć to ponieważ wiele rodzin, które podróżowały na wakacje musiało dopiero wrócić. Jednakże w następnym tygodniu dalej go nie było. Zacząłem pytać o niego moich przyjaciół, pytałem się czy wiedzą gdzie wyjechał Owen na wakacje, ale nikt nie wiedział czy w ogóle gdzieś pojechał.

Owen i ja jesteśmy komentatorami gier. Myślę że nie muszę tłumaczyć kim jest komentator gier. Posiadamy konta na xbox live, więc postanowiliśmy że połączymy nasze kanały na YouTube tak dla małej reklamy. Parę dni temu gdy poszedłem rozegrać jakieś partie, sprawdziłem profil Owena aby zobaczyć kiedy ostatnio był online. Ostatnim razem był połączony do sieci dwa dni temu, po jego zniknięciu, to oznacza że Owen nie wyjechał dla przerwy. Również zauważyłem, że zmienił konto na YouTube oto link : http://www.youtube.c...er/threedrowned . Z czystej ciekawości patrzyłem na kanał i były dostępne tylko 3 filmy wideo, jeden był zatytułowany jako "Wonderland".



To wideo było dziwne. Zaczyna przedstawienie dziwnych obrazów ciemnego pokoju a następnie urywka ze starego czarno białego filmu opartego na prawdziwym filmie pt. " Alicja w krainie czarów". Wideo chwilami wydaje się zniekształcone ponieważ kolory przejawiają tendencję do zmian radykalnych. Muzyka brzmi jak śmiejące się dzieci i śpiewające szczęśliwe piosenki. Wideo wtedy kończy się tekstem "Zabrałem ich do krainy czarów".



Drugie wideo nazywało się "The Rabbit Hole" było prawdopodobnie najmniej dziwne ze wszystkich. To był ktoś chodzący po zewnętrznej części samego domu, to było wideo typu POV [point of view] kręcone w dzień. Miejsce było trochę podniszczone, wyglądało jak gospodarstwo zanim zostało porzucone. Osoba podszedłaa do drzwi, prowadząc do jakiejś części domu, w tym momencie wideo sczerniało na kilka sekund. To wtedy zmieniło się na pewien urywek, spuszczając wzrok kamery z góry schodów. Z jakiegoś powodu mam wrażenie że widziałem już ten dom wcześniej chociaż nie mam pewności.



Wtedy popatrzyłem na trzecie wideo zatytułowane "The First". To wideo było najdziwniejsze ze wszystkich trzech. Zaczęło się od ręki tkwiącej w wodzie, z cichą statyczną muzyką w tle. Po kilku sekundach stała się głośniejsza i zaczęła się zmieniać, tak jakby ktoś zaczął uderzać o jakąś blachę lub coś w tym stylu. Wtedy się wystraszyłem, wideo pokazało Owena, przechodzącego przez las. Wyglądał dziwnie, miałem wrażenie że osoba która go kręciła była bardzo daleko, tak jakby Owen był kręcony bez jego wiedzy. Film zmienił się ponownie, muzyka stawała się dziwniejsza. Potem była pokazana dłoń, a następnie dolną częśc ciała pewnej osoby, myślę że to był Owen, być może nie żył, albo zemdlał ale osoba która kręciła ciało od razu po jego nakręceniu uciekła, film się urwał na końcu widniał napis "Curiouser and Curiouser".

Zastanawiam się czy osobą która kręciła "The Rabbit Hole" jest Owen, ponieważ widziałem jak trzymał kamerę w trzecim filmie. W każdym razie osoba która go filmuje, oraz do której należy kanał na YT "threedrowned" wie gdzie jest Owen, boje się że stało mu się coś złego, mojemu przyjacielowi. Dzisiaj minęły dwa dni odkąd oglądnąłem trzy filmy wideo tajemniczego użytkownika.

Jak już mówiłem, rzeczy zaczęły układać się dosyć dziwnie. Zacząłem mieć dziwne uczucie, jak by ktoś mnie śledził, widział każdy mój krok, co jem, co robię, dosłownie wszystko. Myślę że zauważyłem coś kątem oka, kiedy chciałem się obrócić i spojrzeć znowu, ale niczego nie dostrzegłem. Będę kontynuować opowiadanie, to wszystko staje się coraz dziwniejsze.

Dzień 2 : Przysięgam, że coś widziałem. Pisałem wcześniej że widziałem coś kątem oka, może mi się nie przewidziało, może po prostu jestem zmęczony, nie śpię po nocach ponieważ czuje na sobie dotyk. Ale nie, nie tym razem zobaczyłem coś, coś było w moim pokoju, widziałem to krócej niż przez sekundę, ale z pewnością to zobaczyłem.

Wiem, że coś na mnie teraz patrzy. Czuję się jak lunatyk robiąc to ale muszę zacząć filmować co robię. Boże, jestem jak postać z "Marble Hornets" ale to jest jedyny sposób aby dowiedzieć się co jest do cholery grane.

Na domiar złego, mam wrażenie że tracę kontakt z rzeczywistością. Zauważyłem dziś że mojej kopii filmu "Alice in Wonderland" brakuje. I wczoraj, jeden z noży kuchennych zniknął.

Dzień 3 : Threedowned dodał nowe wideo, nazywa się "Journey" nie wiem co to znaczy, ale znam miejsce gdzie je filmowano.

Jest to poraz kolejny wideo typu POV, osoba która kręci wideo przechodzi przez las, wtedy przycina się i widać jakąś postać, nie wiem co to jest ale mało brakowało i narobił bym w spodnie, następnie widać dom z filmu "The rabbit hole" słychać jakieś krzyki, nie wiem kto to dokładnie jest i co spowodowało ten krzyk. Nie wiele się dzieje a następnie następuje przecięcie. Nie widać tu wiele ale wiem dlaczego ten dom wygląda tak znajomo. Przejeżdżałem obok niego jeżdżąc do pewnych miejsc kilka razy. Zawsze przejeżdżając obok niego przeszywały mnie ciarki na ciele. Planuje znaleźć ten dom jutro.



Ta cała sprawa naprawdę zaczyna mnie przerażać, miałem problemy ze spaniem. Dzisiaj siedząc na lekcji, ktoś mnie obserwował. Wyglądało na to że rozmawiał z kimś kto był obok niego, ale ja nikogo nie zauważyłem, wpatrywałem się w niego kątem oka. Kontynuowałem na obracaniu głowy, i spróbowania go przyłapać na gorącym uczynku, ale za każdym razem jak się obracałem on zdejmował ze mnie ten zimny wzrok i rozmawiał z kimkolwiek do cholery tam stał.

Przeanalizowałem materiał filmowy ze swojej kamery gdy filmowałem siebie, i nie mogłem znaleźć niczego, ale wiem, zobaczyłem to. Co do cholery się ze mną dzieje?

Dzień 4 : Dziś po południu zdecydowałem się pojechać do tego domu, który widziałem w filmach użytkownika threedowned . To był głupi pomysł. Ale potem znowu, pomyślałem że lepiej tam pojadę niż będę czekał bezczynnie w domu na rozwój wydarzeń. Drzwi w domu były zamknięte, zauważyłem inne, tylne drzwi, wyglądały na otwarte, wszedłem. Większość domu wyglądała na opuszczoną chałupę bez żywej duszy, nie widziałem nic co mogło by wyglądać dziwnie, garaż był pusty tak jak prawie cały dom.

Byłem na gotowy wyjść, nieznacznie rozczarowany, ale odczułem ulgę, do czasu gdy nie usłyszałem krzyku dziecka z daleka. Nawet nie wiedziałem że jest tam piwnica, dopóki nie usłyszałem krzyków. Popatrzyłem wokół, aby wziąć coś mocnego, żeby się obronić, ponieważ byłem pewien że muszę mieć coś do obrony schodząc na dół, znalazłem drewnianą pałkę, otworzyłem drzwi, były schody prowadzące w głąb piwnicy.

Płacz przybierał na sile. To było niemożliwe, abym zobaczył coś w tej ciemności, włączyłem moją kamerę i włączyłem tryb nocny,. Piwnica była bardzo brudna, podłoga była przykryta jakąś kałużą, mam nadzieje że to była woda. Na ścianach były przybite lalki, z czymś co rosło wokół nich, najbardziej dziwny był stół na środku piwnicy, a na nim ślady wydrapywań, tak jakby ktoś wbił swoje paznokcie w stół, a ktoś inny próbował go odciągnąć od tego stołu. Obok lalek były drzwi, miejsce z którego słyszałem krzyki dziecka, wokół drzwi były druty kolczaste, tak jakby ktoś nie chciał aby ktoś wszedł do środka. Otworzyłem drzwi, w tym samym momencie dziecko przestało płakać, znalazłem wielką szafę, bardzo bardzo starą, w szafie było wiele kocyków, próbowałem znaleźć w nich dziecko które płakało, nie mogłem nic znaleźć. Nie znalazłem nawet kopii którą mi skradziono mianowicie chodzi o film "Alice in wonderland".

Coś mnie zaatakowało od tyłu. To mógł być ten cały threedowned ale nie miałem pewności. Nie mogłem przyjrzeć się temu dobrze ponieważ pokój był ciepły, i nie mogłem nic dostrzec. Musiałem uderzyć napastnika moim drewnianym kijem, próbowałem uciec na gorę ale trudno było znaleźć schody, uciekłem, gdy uciekłem z piwnicy, zobaczyłem dla czego było tak ciemno, zapadła już noc, było późno, była już 21:00, nie byłem pewien czy ten ktoś kto mnie zaatakował dalej mnie śledził, ale nie patrzyłem się za siebie, nie po tym jak wsiadłem do samochodu i pojechałem czym prędzej do domu.

Wróciłem do domu, przeanalizowałem materiał filmowy, większośc filmu po prostu przestała istnieć, nie było jej, ale dobrze wiem że nagrywałem, kamera przestała nagrywać gdy usłyszałem płacz, następnie to że zacząłem uciekać, ale nie wiem gdzie dalej pojechałem, droga którą filmowałem nie wyglądała jak ta która prowadzi do mnie. Nic nie pamiętam.

Dzień 5 : Zapomnijcie co mówiłem o "Journey" nie wiem co się dzieje, pamiętam tylko to co oglądałem. Oglądam film ponownie, ale nic nie moge sobie przypomniec, nie pamiętam tego domu, tak jakby coś mi wymazało go z pamięci. Oglądam filmy które nagrałem nocą, ide do łazienki w nocy, potem coś przeszedło przez okno w moim pokoju, następnie znikło. Po kilku sekundach film się urwał.

Boje się. Jestem bardziej paranoidalny niż kiedykolwiek. Może jest coś małego coś maleńkiego co ktokolwiek coś co jest wyjaśnieniem tego wszystkiego. Może to sen, wstanę i zacznę się śmiać, ale nie, to nie sen, to rzeczywistość, kimkolwiek jest threedowned wziął kilka ujęć z mojej WŁASNEJ KAMERY. Wie gdzie żyje, i kim jestem. To dowód na to że nie wiem co się stało z moimi filmami, ale wiem że threedowned coś z tym zrobił.

Pomyślałem że mam wystarczającą ilość dowodów więc zadzwoniłem na policję, podniosłem telefon i właśnie miałem dzwonić gdy zobaczyłem, mój zaginiony nóż kuchenny na stole. Było pokryte krwią, obok noża widniała kartka a na niej napis ciemnym ołówkiem "Nie wzywał bym policji na twoim miejscu, przyjaciel"

Dzień 6 : threedowned przesłał kilka filmów dzisiaj, wszystkie ujęcia są z mojej kamery, widzę to na filmach, to mnie obserwuje, wokoło i wokoło, jestem na karuzeli. Nie ma końca. Nie mogę zasnąć, nie wychodzę nigdzie, po co? jaki miało by to cel? to mnie obserwuje. Nie ma ucieczki. Nie mogę z nikim porozmawiać. Na co to do cholery czeka? Niech to skończy. Proszę zostaw mnie w spokoju. Czy on się mną delektuje?







Dzień 7 : Jestem Madeline. Byłem w krainie czarów. Było zbyt ciemno by go zobaczyć. Lubie tą osobę. To co on mówi jest ciekawe. To sprawia że zaczynam myśleć. Sądze że każdy powinien myśleć czasami. Jak tak na niego patrze, to zaczyna mi go być żal. Jest jak malutkie dziecko. Zagubione w krainie czarów. On cierpi. Zawsze chodzi i się obserwuje, nie ma nikogo kto by mógł mu pomóc jedyna osoba która może mu pomóc to tlchildwhyhynnklfl; L; H'BFB; LASDBNJB
///

Dzień 7 : Madeline nie żyje. Wszyscy nie żyjemy. Zabiłem Madeline. Opuszczam te piękne jasne zielone oczy. Piękne ciemne włosy. Ciemne i tak wspaniały jak niebo. Mój boże ona była piękna. Była tak piękna jak niebo gwieździstej nocy. Myślę o niej teraz. Marzę o spędzeniu całego życia z nią. Ale teraz nie żyje. Nic ją nie wskrzesi. Najbardziej brakuje mi jej uśmiechu. Jestem samotną lalką zawieszoną na ścianie. Nigdy nie odejdę z krainy czarów.

Dzień 7 : Do widzenia.

Użytkownik GanjaSmoke edytował ten post 02.09.2012 - 20:04

  • 11

#790

guts.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Poniższa historia wydarzyła się naprawdę, ale z wielu względów nie będę próbował nikogo przekonać do jej realności, a spróbuję raczej nadać jej charakter generycznej creepypasty. W tej roli prawdopodobnie sprawdzi się ona lepiej.

Rok 1998, Łódź. Brzydka jesień, mętne niebo, ustawiczne deszcze. Podwórka opustoszałe; dzieci wolą siedzieć w domach niż taplać się na zabłoconych boiskach. Najprawdopodobniej ma to pewien związek z rosnącą popularnością Pegasusa - klona japońskiej konsoli NES, sprowadzanego ze wschodu.

Sam zaliczałem się do grona posiadaczy tej sławnej "gry telewizyjnej". Stykałem się z problemem znanym chyba każdemu jej właścicielowi, po prostu wszystkie moje gry mnie znudziły i miałem dziką ochotę na coś nowego. W drodze powrotnej z podstawówki postanowiłem odwiedzić rynek na Bałutach, bo tylko w takich miejscach można było kupić w Polsce kartridże do Pegasusa. Z racji na to, że Pegasus był podróbką z lekko odmienną architekturą, gry też były nielicencjonowanymi podróbkami lub piratami. Wtedy nie miałem o tym pojęcia, a wstępną atrakcyjność tytułu oceniałem według naklejki na kartridżu. Mój ulubiony sprzedawca wyceniał gry na 5-10-15zł - najdroższe były ładne kartridże z chwytliwą nalepką, 10 zł kosztowały te wyglądające przeciętniej, a za 5 zł chodziły takie z dziwnymi naklejkami lub kompletnie ich pozbawione. Pech chciał, że stać mnie wtedy było tylko na najtańszą opcję. Wybrałem żółtą dyskietkę z bordową nalepką, na której widniało niebieskie kółko, plus i napis "ttttt 4 :". Nie dało się z tego nic wywnioskować, ale wyszedłem z założenia, że nalepka na kartridżu nadzwyczaj często nie ma nic wspólnego z jego grą, więc może nie być tak źle.

Wróciłem do domu i natychmiast spróbowałem włożyć nowy nabytek do Pegasusa. Wtedy zauważyłem, że obudowa kartridża jest większa niż zwykle, nie dało jej się też rozłożyć na dwie części, jak to dało się z każdą inną. Spowodowało to problem, bo przez jej rozmiary nie mogłem wepchnąć jej do konsoli. Postanowiłem zaryzykować i rozbiłem młotkiem obudowę gry, uważając przy tym, aby płytka w środku nie uległa uszkodzeniu. Udało mi się i w końcu włożyłem ją ostrożnie do gniazda. Tu jednak czekało na mnie kolejne rozczarowanie - po włączeniu Pegasusa i nastawienia telewizora na odpowiedni kanał widziałem tylko czarny ekran, zero reakcji. Wyjąłem płytkę, przetarłem szmatką, pochuchałem, wyczyściłem wnętrze konsoli, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów. W końcu przypadkiem nacisnąłem przycisk reset i ku mojemu zdziwieniu zaczęła grać jakaś wejściowa melodia, a na ekranie pojawił się ekran startowy gry. Z ciekawości wyjąłem grę i spróbowałem włączyć ją jeszcze raz konwencjonalnie, efektem był czarny ekran jak wcześniej i znowu zaczęła działać dopiero po wciśnięciu resetu.

Rozgrywka nie wyróżniała się niczym szczególnym. Z tego co pamiętam, kierowało się jakimś niedużym gościem z włócznią, który walczył z jakimiś wężami na drzewach. Problemem było to, że ZAWSZE po jakichś 5 minutach zastygał wszelki dźwięk, dość często pojawiały się pomniejsze graficzne glitche i nierzadko wszystko się po prostu zacinało. Mocno ograniczało to grywalność, dlatego nigdy za daleko nie dobrnąłem. Grafika stała na dość niskim poziomie, podobnie jak animacja i muzyka. Jakiejkolwiek treści, fabuły czy tytułu nie jestem w stanie podać, bo wszystkie napisy były w jakimś azjatyckim języku, pewnie chińskim.

Skończyło się tak, że odpalałem ją tylko od czasu, gdy naprawdę przycisnęła mnie nuda. Zwykle jednak szybko kończyłem zabawę ze względu na jej techniczne niedoskonałości, ale pewnego dnia odkryłem coś nowego. W grze był moment, w którym trzeba było przeskoczyć z jednej gałęzi na drugą. Postać umiała skakać stosunkowo daleko, więc nie powinno to stanowić to żadnego problemu dla sprawnego manualnie gracza. Mi raz omsknął się wtedy palec i wyskoczyłem duuużo za wcześnie, w rezultacie czego leciałem prosto w kierunku przepaści między gałęziami. Powinienem spaść w dół, ale postać zatrzymała się na pustej przestrzeni między drzewami, tak jakby był tam dla niej grunt. Jakąś sekundę po tym całe otoczenie graficzne się zglitchowało, a muzyka ustała. Tępo wcisnąłem przycisk skoku, a w reakcji na to wszystko znikło i pojawił się czarny ekran. Po chwili usłyszałem głośne "BEEP" i wyskoczyła kolumna tekstu na cały ekran. Znowu nacisnąłem przycisk skoku, znowu rozległ się beep i miejsce poprzedniego textwalla zajął kolejny textwall. Jeszcze raz - i znowu to samo. Za trzecim razem pojawiła się jakaś czarno-biała mapa z naniesionymi nazwami i zaznaczonymi na czerwono kilkoma punktami. Wcisnąłem znowu - pojawiła się następna mapa, znowu nieznanego mi regionu. Znowu skok. Znowu mapa - tę już rozpoznałem - przedstawiała obszar Morza Czarnego (zauważyłem to jako dzieciak, bo ojciec zmuszał mnie do studiowania atlasu). Czerwony punkt znajdował się na obszarze granicznym Rosji z Gruzją. Potem wyskoczył kolejny textwall, skok, niewielki textwall i jakaś grafika. Była to męska twarz, przypominała policyjny portret pamięciowy, ale przez ograniczone możliwości Pegasusa nie był zbyt szczegółowy. Skok, textwall, a pod nim 4 małe czaszki w rzędzie obok siebie, nieznacznie większe od pojedynczych literek. Skok, czarny ekran, 3 beepy, koniec. Próbowałem po tym wciskać każdy przycisk na padzie, ale bez reakcji.

Po tym incydencie gra się zepsuła. Nie dało się grać więcej niż jakieś 10s, bo gwarantowany był freeze. Tydzień potem w ogóle nie dała się włączyć, a później gdzieś ją zgubiłem.
Z biegiem lat zacząłem zastanawiać się co udało mi się odkryć - podejrzewam, że najprawdopodobniej kartridż miał służyć za zaszyfrowany nośnik informacji dla świata przestępczego lub nawet jakichś organizacji terrorystycznych/przewrotowych, a jakimś zbiegiem okoliczności nie dostał się do miejsca przeznaczenia i trafił do Europy Wschodniej razem z innymi grami.
  • 23

#791

Bubba.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

BEZTWARZ


Ten człowiek pojawił się w pokoju małego chłopca zza kanapy. Wysuną się zza niej w ułamku sekundy, w mrugnięciu oka do pozycji stojącej. W powietrzu czuć było zapach mieszkania, do którego wracasz po długiej podróży. Nigdy nie wiesz czy zawsze tak pachnie i przebywając w nim przyzwyczajasz się do tego zapachu, czy zapach ten wytwarza się gdy mieszkanie jest puste przez długi okres czasu. Mały chłopiec wiedział, że niespodziewany gość był człowiekiem mimo, że na człowieka nie wyglądał. Wiedzał, bo widział w przybyszu zło a tylko człowiek może być na prawdę zły. Tak przynajmniej wydawało się małemu chłopcu. Pod sufitem paliła się niczym nie osłonięta jarzeniówka rzucając przygnębiające, zimne światło na białe, drewniane dziecięce meble, na zabawki porozrzucane po pokoju, na wykładzinę z trasami dla resoraków z budynkami poczty, straży pożarnej i budynkami fastfoodów w kształcie cheesburgera powtarzającymi się z częstotliwością raz na jedną łatę wykładziny. Światło padało też na przerażająco ludzką sylwetkę czegoś bez twarzy, porośniętego krótko przystrzyżonym brązowym, lśniącym futrem i na przerażonego chłopca szykującego się do ucieczki z konglomeratu pościeli. Cała sytuacja była przerażająco realna, prawdziwa. To nie jedna z tych scen z horrorów gdzie w sypialni z ciemnej szafy w półmroku wyłania się owłosiona ręka czarnego luda. Gość istniał a mały chłopiec o tym wiedział. Czuł z gościem bardzo silną więź, czuł , że ich istnienia są połączone na zawsze. Chłopiec wybiegł do przedpokoju spoglądając wcześniej na intruza. Beztwarz zgrabnym i ludzkim ruchem nogi przeszedł spod okna, na którym widniały czerwone żaluzje i biała koronkowa firana w centralną część pokoju. W przedpokoju jak i w salonie paliły się lampy pod sufitem. Na kanapie siedziała matka małego chłopca. Była w trakcie robienia swetra na drutach. Chłopiec w piżamie w misie i w szaleńczym przerażeniu podbiegł do matki prosząc o pomoc w czymś niezrozumiałym co cały czas goni go przez przedpokój do salonu. Matka jednak nie patrzy na niego dalej zajmując się robieniem swetra. Chłopiec ma wrażenie, że jest dla niej niewidzialny, wątpi a raczej chce wątpić, że nie udaje, że go nie widzi. Beztwarz jest zbyt blisko, żeby szukać pomocy u kogoś innego. Chwyta chłopca i trzymając go mocno wchodzi z nim za kanapę.

Innym razem zobaczył go jako różowego człowieka z mądrym wyrazem twarzy i odwłokiem pająka, kiedy zastukał w szybę drzwi balkonowych w środku dnia.

Mały chłopiec jest teraz dorosłym mężczyzną siedzącym w znanym mu z dzieciństwa salonie i dopalającym 28 już dzisiaj papierosa. Na stole stoi wypita w 3/4 butelka szkockiej, szklanka wypełniona brązowym płynem, i garść leków nasennych. Małemu chłopcu/dorosłemu mężczyźnie nigdy nie udało się uwolnić od przerażająco ludzkiego potwora, zwłaszcza wtedy, kiedy przybierał inne, realniejsze formy.

Użytkownik Bubba edytował ten post 06.09.2012 - 04:43

  • -2

#792

Horanova.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Creepypasta w formie wiersza ;) mam nadzieję, że sie spodoba, bo to moja pierwsza:)

W wózeczku na grodzie,
Gdzie słowik ją piastuje,
Mała Cassie drzemie,
Sekretu dochowuje.
Bowiem w owym grodzie,
Rzecz stała się nie-święta,
Ktokolwiek wówczas żył,
Na pewno dzieje te pamięta.
Nieziemsko piękna panna,
Nosząc w się miłości kwiat,
Pragnąca potomstwa,
Wydała dziecię na ten świat.
„Kocham ja to dziecię,
Mojego kwiatuszka”
Tak zwykła podśpiewywać,
Panny Pięknej służka.
Panna miała nianię,
Co dziecię piastowała.
Jedyna o berbeciu,
W mieście tym wiedziała.
Miłość zamieniła,
Jednak na obsesję.
Zaczęła wykazywać,
W stosunku do panny agresję.
Tej marcowej nocy,
Gdy niemowlę spało.
Zło w ciele piastunki,
Mamę mu zabrało.
A nazajutrz rano,
Klomb ziemią przysypano.
Bo pod warstwą pelargonii,
Pannę zakopano.
W wózeczku na grodzie,
Gdzie słowik ją piastuje,
Mała Cassie drzemie,
Sekretu dochowuje.
  • 4

#793

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

"...po co? Dobra, nieważne. Jestem w śr..."

"...bić? Dziwne, nikogo tu nie ma, przeciez to zwy..."

"...no, ten... są tu lustra, nie dziwota? No zwykłe lustra, takie, jakie zawsze można zobaczyć w we..."

"...(niezrozumiałe pomrukiwanie) "Witamy w etapie drugim!" Zaraz, to ile tu jest etap..."

"...ałem tylko wejść i wyjść, do kurwy nędz...!"

"...a, mo..."

"...(długi szum)..."

"...dam je... (zakłócenia) ...ie mówiliście, że tu będ..."

"...postaram się, ale cały się trzęsę! Dlacze..."

"....ak to gin...?"

"...łacie mnie na śm.... (słaba jakość) ...lbo cos gorsz...."

"...bra... nie są aż takie straszne... o tylko kawał wosku..."

"...ON MRUGNĄŁ! JA... JAKIE NIE PANIKUJ?! WYNOSZĘ SIĘ Z... (szum)"

"...błagam nie! (płacz).... (skowyt).... NIE!!! (wrzask i odgłos wymiotowania)"

"...(powolne, lekkie kroki)..."

"..."

Wycieczka Bryan'a K. do dziwnego wesołego miasteczka, w którym giną, bądź znikają ludzie. Rok 2003, 17 sierpnia. Panie, zmiłuj się nad tą duszą, gdyż cierpiał dla dobra pozostałych.

http://www.rootsweb....young-bryan.jpg

Użytkownik Neck edytował ten post 09.09.2012 - 16:15

  • -2

#794

Ejnox100.
  • Postów: 2
  • Tematów: 1
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Moja własna creepypasta , na podstawie creepypasty "Slender Man" i gry "Slender"

LAS SLENDERA.

Nie wiem co mi strzeliło do głowy. No po prostu kurwa nie wiem.
Zagrałem w grę Slender. Była bardzo fajna, więc zacząłem szukąc w internecie informacji na jej temat.
Na pewnym forum poświęconym tej grze, znalazłem wpis, od usera "Kartka13", że, w spłyceniu "Las Slendera znajduję się w <usunięto>."
Okazało się, że to tylko 20km od mego domu. Postanowiłem jechać.
Spakowałem do torby żarcie, picie, laptopa i kamerę. Wrzuciłem to do samochodu i pojechałem.
Las rzeczywiście ogrodzony był siatką. Zdarza się. Pewnie teren prywatny, pomyślałem. Samochód zaparkowałem przed siatką. Torbę przewiesiłem przez ramię, kamerę wziąłem do ręki i przeskoczyłem ogrodzenie. Włączyłem kamerę i latarkę, do niej podłączoną i ruszyłem.

Na początku nie widziałem nic. Ot, drzewa. Wtedy zobaczyłem coś na drzewie. Podszedłem do tego i zdębiałem. Po prostu kurwa jego mać, zdębiałem, patrzyłem się jak głupi w wielką, brudną, poplamioną kartkę z napisem "Can't Run". Po długiej chwili pomyślałem jednak, że ktoś tu był i postanowił zrobić sobie ze mnie, biednego obywatela, jaja. W momencie, kiedy dotknąłem kartki, rozległo się uderzenie pioruna. Wśród drzew dostrzegłem postać w garniturze...

Biegłem i biegłem, żeby jak najszybciej spierdolić do samochodu. Za każdym razem jak się odwracałem, Slenderman był coraz bliżej. Aż w końcu wyciągnął te swoje ramiona, czy macki, jak kto woli i złapał mnie za nogi. Wciągnął mnie pomiędzy drzewa. Tyle pamiętam. Potem zemdlałem.

Obudziłem się przy samochodzie. Chwile zajęło mi zorientowanie się, że jestem poza siatką.
Jeszcze dłuższą chwile zajęło mi zorientowanie się, że do mojej bluzy są przyklejone dwie kartki. Jedną było "Can't Run". Drugą było kilka koślawych zdań. Chwile zajęło mi ich rozczytanie.
"Zdobyłeś jedną na osiem kartek. Gratuluję."

Nigdy tam nie wróciłem.
  • -6

#795

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

@Horanova

też miałem zamiar napisać wiersz, ale zobaczyłem, ze już jest, więc napisałem to, co napisałem :| ale kto powiedział, ze nie mozna napisac kontynuacji? mam nadzieje, ze sie nie obrazisz :D

15 lat minęło,
od kiedy to się stało,
kłamstw było pełno,
tajemnic też nie mało.

Matka jej nie żyje,
nie ma jej w tym świecie,
jest tylko ona sama,
małe, zagubione dziecie.

Chciała odkryć prawdę,
dowiedziec sie, co zaszło,
lecz kiedy się spytała,
takie padło hasło:

"Twoja mama nie żyje,
i nigdy nie powróci.
Lepiej o tym zapomnij
i przestań się już smucić."

Ból przeokrutny,
wyniszcza bez litości,
ona pragnie tylko,
matczynej miłości.

Ze łzami w oczach poszła,
w swe miejsce ulubione,
słuchając jak jej smutno,
przyśpiewa skowronek.

Poszła do pelargonii,
"zapach smutek zmyje."
poszło dziewczę w miejsce,
gdzie jej matka gnije...
  • 2


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych