Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#796

Kocica.
  • Postów: 399
  • Tematów: 8
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Niezapomniane Wakacje

Kiedy byliśmy mali pojechaliśmy z rodzicami na wieś, na wakacje.
Zamieszkaliśmy w starym domu, takim w połowie drewnianym, z zamieszkałym strychem.
To był jeden z tych pensjonatów, gdzie na górze zagospodarowane są miejsca dla gości, na dole zaś mieszka rodzina. Dookoła tego domu, było pole, gospodarstwo, pełno zieleni, jezioro i miejsc do spacerów. Słowem najlepsze wakacje dla małych brzdąców jakimi byliśmy.

Przyjechaliśmy z rodzicami późnym popołudniem po dosyć długiej i męczącej podróży, więc tego dnia zdążyliśmy tylko zjeść kolację i rozpakować się w swoich pokojach. Rodzice spali w jednym pokoju, my w drugim. Była nas trójka. Na początku usnęliśmy niemal natychmiast, jednak późno w nocy przebudziłam się i nie mogłam spać. Tak leżałam w ciszy, gdy usłyszałam szept.

- śpisz? - usłyszałam głos siostry
- nie, nie mogę spać. - odpowiedziałam.
- Chodź ze mną do łazienki, boję się – powiedziała.
Każdy z nas w dzieciństwie odczuwał chyba lęk, kiedy trzeba było w nocy pójść do ubikacji, a to w dodatku był zupełnie obcy dla nas dom. Zgodziłam się. Założyłam kapcie i poszłam wraz z siostrą.
Łazienka była na końcu korytarza tuż przy schodach na dół. Czekając na zewnątrz zauważyłam, że na dole pali się światło. super pomyślałam właściciele nie śpią, więc nic nam nie grozi uspokoiło mnie to trochę.

Moja siostra już wychodziła z łazienki, gdy obie usłyszałyśmy kroki od strony schodów.
- a czego to nie śpicie maluchy? - odbiegł nas przyjazny, ciepły głos starszej pani, która właśnie wchodziła po schodach na górę. - szłam właśnie sprawdzić, czy tam u was okna pozamykane (na korytarzu, między pokojami były dwa okna)
- Ja chciałam do łazienki i trochę się bałam, a poza tym to nie możemy spać, proszę pani. Okna pozamykane, dziękujemy. - Powiedziała siostra.
- No, jak nie możecie spać, to najlepsze jest mleko, chodźcie do kuchni to wam naleję – powiedziała pani. Jeszcze sprawdziła stan okien i poprowadziła nas do kuchni, w której zapalone było światło. Nie czułyśmy żadnego niepokoju. To była zwykła babcia o ciepłym głosie, co to od wieków mieszka na swoim piecze ciastka i dogląda ogródka, a przecież to zamieszkany dom, a i właściciele od początku zdawali się przyjaźni. Fajnie jest być tak miło ugoszczonym, zwłaszcza, gdy się jest dzieckiem w nowym, nieznanym miejscu.
Pani podała nam mleko, opowiedziała ciekawe historie o domu, za czasów wojny i tak dalej. Dowiedziałyśmy się, że sam dom był budowany przez jej dziadka i przeżył zabory i dwie wojny, gościł wojska Napoleona i chociaż nie we wszystkie historie wierzyłyśmy, to przyjemnie się ich słuchało.
W końcu zachciało nam się spać, więc starsza pani odprowadziła nas do pokoju i życzyła spokojnej nocy. Poszłyśmy spać i snem błogim spałyśmy aż do rana.

Przy śniadaniu, które jedliśmy razem z rodzicami i właścicielami, zdziwiło nas to, że nie ma starszej pani. No cóż, może poszła do kościoła, na zakupy, czy po prostu spała.
Czasem widywałyśmy ją, gdy wieczorem chodziła koło domu, czy mignęła gdzieś w korytarzu, jednak przy stole nigdy jej z nami nie było. Raz nawet upomniała nas wieczorem, że to tak niebezpiecznie łazić po dworze bo tu niedaleko staw i pewnie rodzice się martwią.

Mieszkało się nam świetnie i były to chyba jedne z najwspanialszych wakacji zapamiętanych z dzieciństwa. Jazda bryczką po leśnej drodze, zbieranie owoców wprost z drzew. Zabawa z małymi kotkami w szopie, bieganie po polach, czy kiełbaski z ogniska, to naprawdę wspaniałe wspomnienia.

Właściciele domu tak bardzo nas polubili, że w dniu, kiedy wyjeżdżaliśmy, użądzili dla nas pożegnalny obiad i deser. Obie z siostrą zdziwiłyśmy się bardzo, że na tym spotkaniu nie było owej pani, która się nami tak zaopiekowała pierwszego dnia.

- Przepraszam bardzo – zapytałam – a gdzie jest taka starsza Pani. Widać ją tu czasem, jak zagląda do szopy? Taka starsza, z siwymi włosami. Pierwszego dnia, jak nie mogłyśmy spać, to opowiadała nam historie ze swojego dzieciństwa i poczęstowała mlekiem?
Widać było, że właściciele pobledli lekko, zapytali jeszcze raz o wygląd. Pan właściciel oddalił się i po krótkiej chwili przedstawił nam zdjęcie. - Czy to ta pani?
- Tak odpowiedziałyśmy zgodnie z siostrą – zdjęcie przedstawiało tą staruszkę.
- To moja matka, umarła dziesięć lat temu.

Mam nadzieję, że się podoba, to moja pierwsza pasta :)

Użytkownik Kocica edytował ten post 11.09.2012 - 02:48

  • 4

#797

Erdalien.
  • Postów: 4
  • Tematów: 1
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Moja pierwsza pasta

Zawsze zamykaj drzwi

Pamiętaj by zawsze zamykać drzwi od ubikacji szkolnej gdyż może wejść do ciebie kobieta która zacznie się śmiać i po chwili wyjdzie. Zapewne uznasz to za głupie lecz po tym zamknij oczy i czekaj aż miną trzy godziny wtedy nic się nie stanie. Nie bój się o czas gdyż wtedy godzina jest równa minucie. Jednak jeżeli wyjdziesz znajdziesz się w innym świecie pójdziesz do klasy i zauważysz że jest mniej uczniów. Pomyślisz że poszli przy czymś pomóc albo coś takiego. Nauczycielka będzie się na ciebie patrzyła lecz nie patrz jej w oczy gdyż jedno spojrzenie sprawi ze do końca swych dni będziesz nawiedzany przez nią która będzie odrywać kawałek twego ciała i spożywać go na twych oczach. Gdy unikniesz wzroku nauczycielki zauważysz że twoje rzeczy są gdzie indziej idź do tego miejsca bez pytania.
Zauważysz że obok ciebie siedzi nieznana ci osoba nie pytaj o imię gdyż ta osoba odpowie ci uderzeniem w twarz tak mocnym że stracisz przytomność i uczniowie ciebie zabiją.
Musisz siedzieć cicho i nie patrzeć na twarz po lekcji będziesz mógł to zrobić.
Jego twarz będzie bardzo łagodna i przyjemna ale tęczówki będzie miał czerwone.
Nawet wtedy nie pytaj o imię bo skończy się tak samo jak na lekcji. Jeżeli się o coś ciebie spyta odpowiedz chyba że będzie to twoje imię. Kiedy się o to spyta musisz odpowiedzieć „Czy znasz imię Boga”. Jeżeli podasz mu prawdziwe twoje miejsce w piekle zostanie zarezerwowane. Gdy mu odpowiesz zacznie ci opowiadać o twojej przyszłości twych sukcesach i niepowodzeniach. Słuchaj uważnie bo to jest przydatna wiedza ale na końcu się spyta czy chcesz ją zmienić. Jeżeli odpowiesz „nie” Obudzisz się w tej ubikacji zauważysz że czas jest ten sam co po wyjściu kobiety ale będzie jedna mała zmiana twoja pamięć zostanie wymazana co do tych wydarzeń i będziesz żył jak w nieświadomości. Gdy odpowiesz tak zada ci pytanie „Kiedy urodził się Zeus?”. Nie będziesz znał odpowiedzi więc nie zmyślaj bo umrzesz w męczarniach odpowiedz „nie wiem”. Wtedy obudzisz się będziesz pamiętał te wszystkie wydarzenia lecz chłopak ten będzie za tobą podążał do reszty twych dni by przejąć twe ciało a duszę zamknąć w skrzyni z której nie ma ucieczki. Pamiętaj będziesz miał wpływ na to co się stanie i będzie.

P.S. Obejrzyj się za siebie

Użytkownik Erdalien edytował ten post 11.09.2012 - 21:01

  • -9

#798

Wyxud.
  • Postów: 111
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Uciekaj z lavender town...
To bardzo dziwne... Boję sie.

Ta gra... Ona...

Nagrałem to! Musze to usunąć z pamięci...


Prosze uważaj na siebię, ja kończe...

Dołączona grafika
Dołączona grafika
Dołączona grafika

Użytkownik Wyxud edytował ten post 14.09.2012 - 12:13

  • -9

#799

LukaWaj333.
  • Postów: 8
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Buty

Idę przez miasto.
Dla was nic w tym dziwnego.
Jednak My powstrzymaliśmy inwazję nieumarłych.
Już nic, nigdy nie będzie takie same.
Względnie, cieszymy się z 'normalnego' życia.
Względnie...
Widzę dawny sklep z obuwiem.
Nagle.
Za zamazaną krwią szybą.
Dostrzegam reklamę:
,,Nowe buty dziecięce, nigdy nie noszone.’’
  • -9

#800

Tripster.
  • Postów: 48
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Kuń 2


Po ostatnich ciężkich chwilach moja sytuacja nie poprawiła się, pewnej nocy zobaczyłem go znowu.
Stał nade mną, czułem zgniłą woń wydobywającą się z jego chrap.
Wiedziałem, że przyszedł po mnie, nie, nie zabije mnie, mroczny plan Kunia jest o wiele bardziej złożony.
Rodzice znaleźli mnie rano, choć dawałem znaki życia miałem się już nie obudzić.
Stwierdzono u mnie śpiączkę, to już dwa lata mijają w Jego więzieniu.
Dlaczego trzyma nas przy życiu? To się być może okaże, może dziś, może jutro, może za wiele lat.

Randy był normalnym gościem jakich wielu, uczeń III klasy drugiego LO w Szczecinie interesował się szcególnie okultyzmam w najcięższej formie.
Czytał oczywiście creepypasty, na jednym z forów jakich wiele w temacie z wyżej wymienionymi siedział już od jakiegoś czasu.
Było wiele dobrych historii było wiele klisz i shitu, gdy nagle po zminusowaniu kolejnej pasty której użytkownik musiał się pochwalić, że mamy do czynienia z jego tworem jego uwagę przykuła pasta Kuń
Znając się trochę na rzeczy postanowił sprawdzić prawdziwość tej legendy, gdyż wydawała mu się komiczna.
Za pomocą tabliczki Ouja on i jego trzej koledzy Mark Chris i Rick urządzili seans spirytystyczny.
Zapytacie teraz pewnie, skąd ja to mogę wiedzieć? Odpowiedź jest prosta, tkwimy tu oczywiście razem, tkwimy długo, ale jest dla nas jedyna droga ratunku, szansa na wybawienie.
Tą szansą jesteście właśnie WY.
Za każdego osobnika ściągniętego tutaj, Kuń okazuje łaskę tym którzy przyczynili się do sprawy.
Przepraszam

Spójrz za siebie


Teraz na monitor


Teraz znów za siebie


I znów na monitor


Szkoda że cię tu z nami nie ma


Ale jak pójdziesz z nami, dowiesz się co to ból


Spójrz na klawiaturę


Wstań

Gdzie jesteś


W miejscu gdzie cierpienie nie zanika


Spójrz na mnie


Ja będę wolny, a ty nie

Siedzę na Kuniu


Po przeczytaniu tych słów nie uciekniesz przed swym przeznaczeniem.
Pozostaje tylko iść spać.
  • 9

#801

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Noc strachu

Lepiej zamknij zamki, jeśli je masz. Jeśli nie masz to nie jesteś w dobrej sytuacji. Ale przecież każdy ma. Lepiej dodatkowo zasunąć łańcuch. i pozamykać wszelkie możliwe zamki przy drzwiach wyjściowych. Obawiam się, że to też nie starczy. Najlepiej będzie jeszcze zabarykadować drzwi jakimś ciężkim meblem. Może być szafa.
Ta noc nie będzie należała do zwykłych. Coś jest nie tak. Coś wisi w powietrzu. Jest takie gęste, nieprzyjazne. W nocy nie będzie prądu. Zgasną latarnie, światła w oknach, światła w okolicy. Wokół będzie panować tylko ciemność. Nawet księżyc nie będzie rzucać światła, gdyż jest nów. Zdasz sobie wtedy sprawę, że ta twoja jedyna latarka, którą trzymasz w szufladzie nie działa, ponieważ nie pomyślałeś zawczasu o wymianie baterii. Weźmiesz w ręce telefon. Przecież on ma wyświetlacz. Ustawisz najjaśniejszy ekran. Patrzysz na godzinę. Z ekranu wynika, że jest 00:35. Późno, trzeba iść spać, ale coś Ci to nie umożliwia. Głód.
Idziesz do kuchni i szykujesz jedzenie. Kładziesz telefon na stole jako lampę. Kanapki zrobione i jesteś w trakcie jedzenia, gdy nagle słyszysz głośny dźwięk. To twój telefon informuje Cię o tym, że stan baterii jest niski. Szybko kończysz jeść i wracasz do łóżka gdy nagle… Szuranie dochodzące z korytarza… Świecisz na szafę, która toruje przejście.
O kurwa! To się nie dzieje! Szafa jest kawałek odsunięta. Wtedy ekran przygasa tak, że nic nie widać. Słychać trzaski dochodzące zza szafy. Zaczęło się. Biegniesz slalomem z panicznym strachem. Wpadasz do pokoju, szukasz gdzieś miejsca, żeby się ukryć. Ale twoja intuicja każe biec dalej. Jak najdalej. Zaczyna majaczyć ściana przed tobą. Pomieszczenie kończy się. Co dalej. Jesteś jak szczur przyparty do muru.
Decydujesz się na coś. Oglądasz się za siebie. Zaczyna palić się malutka lampka na korytarzu i u ciebie w pokoju. Już zaczynasz żałować, że zdecydowałeś się na ten głupi krok. W drugim końcu mieszkania coś stoi. Bardzo okropne. Twarz w przerażającym grymasie, wygięta tak , że nie możesz rozpoznać w niej niczego z człowieka. Stoi i patrzy. Postać tak mroczna i strachliwa, że jej wygląd nie pozwoli ci zaznać spokoju w śnie i codziennym życiu. Później następuje coś jeszcze bardziej strasznego i złowrogiego. Orientujesz się, że ta postać to Ty, ponieważ odbijasz się w lustrze, które jest na końcu mieszkania. Tak teraz wyglądasz , a przecież jeszcze nic się nie stało. Zaraz, zaraz, a co stoi przy Tobie???

Użytkownik andkar94 edytował ten post 16.09.2012 - 11:49

  • 3

#802

Andżela.
  • Postów: 61
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

PRAWDZIWA HISTORIA SPONGEBOBA

Czy słyszałeś kiedyś o kreskówce Spongebob Kanciastoporty ? o żółtej gąbce, która mieszka w fikcyjnym miasteczku Bikini Dolne na dnie oceanu ? cóż ja po prostu wiem, że słyszałeś i chcę ci coś powiedzieć. Nawet jeśli słyszałeś o tej kreskówce to wiem, że na pewno nie znasz prawdziwej historii. Tak - prawdziwej historii Spongebob'a ...
Rodzice Spongebob'a byli tak na prawdę rodzeństwem, więc gdy Spongebob się urodził miał różne choroby takie jak: schizofrenia, choroba afektywna dwubiegunowa i opóźnienie umysłowe. Choroba dwubiegunowa uczyniła go bardzo agresywnym. Wszystkie dzieci w szkole wiedziały o jego chorobach i wyśmiewały się z niego. Nigdy nie miał żadnych przyjaciół co doprowadziło do jego depresji. Pewnej nocy gdy odrabiał lekcje miał nagły atak furii, w wyniku którego zabił swoją starszą siostrę. Był osądzony ale przez swoją schizofrenię i inne choroby został wysłany do Azylu. Podczas jego pobytu tam jego schizofrenia stopniowo sie nasilała. Wymyślił fikcyjne miasteczko Bikini Dolne i wszystkich ludzi, którzy w nim żyli. Poniżej znajduje sie lista znaków SpongeBob'a i co reprezentowały w jego życiu:

Patryk Rozgwiazda - reprezentował jego tęsknotę do prawdziwego przyjaciela. Stworzył go również głupszym od niego aby poczuć się lepiej z myślą o swoich chorobach.

Skalmar Obłynos - reprezentował dzieci ze szkoły, które wyśmiewały się z niego z powodu jego chorób. Spongebob próbował zaprzyjaźnić się z tymi dziećmi chociaż nie udawało mu się to.

Pan Krab - reprezentował on wszystkie dzieci, które korzystały z głupoty Spongebob'a i udawały, że chcą się z nim zaprzyjaźnić.

Gary - powstał w celu przedstawienia jego rodziców, którzy musieli się pogodzić z faktem, że urodził im się taki syn.

Sandy Pysia - reprezentowała jego miłość do najpopularniejszej
dziewczyny w szkole. W jego snach jego ukochana odwzajemniała jego miłość.

Plankton - reprezentował jego starszą siostrę, która mu zawsze dokuczała i drwiła z niego z powodu jego chorób. To wszystko doprowadziło do jej śmierci.

UWAGA UWAGA UWAGA !
Nie pozwalaj nikomu na kim Ci zależy na oglądanie tej kreskówki. Jej komunikaty podprogowe są odpowiedzialne za morderstwa nieletnich, którzy byli sądzeni jak dorośli ponieważ ich zbrodnie były bardzo krwawe i nieludzkie. Widzowie zaczęli oglądać tą kreskówkę w 1999 roku i w tym czasie doszło do 207 morderstw.
  • 1

#803

TrampekAligatora.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam. Postanowiłam dodać własną pastę, liczę na wasze opinie :)


Budzisz się rano, wstajesz niechętnie i myślisz, że znów trzeba iść do pracy. W łazience dbasz o podstawową higienę, potem jesz coś na szybko w kuchni.W końcu wychodzisz, zamykając starannie drzwi. Klucze chowasz tam, gdzie zawsze, do kieszeni. Wsiadasz do samochodu.
Jedziesz prawie pustą ulicą, deszcze leje tak, że prawie nic nie widzisz. Nagle dostrzegasz postać w czerwieni stojącą przy krawężniku. Podjerzdżasz do niej, zatrzymujesz się. Widzisz przemokniętą dziewczynę w czerwonej sukience. Proponujesz podwiezienie, ona zgadza się, wsiada. Przez chwilę panuje milczenie, słychac tylko deszcze oderzający w szyby i dach. Prowadzisz powolutku, żeby nie spowodowac wypadku. Pytasz pasażerkę, dokąd chce jechać, ale ona dalej nic nie mówi. Po kilku minutach tracisz cierpliwosć i powtarzasz pytanie. Dziewczyna patrzy ci prosto w oczy. Widzisz w nich czysty błękit.
- Wracamy do domu. - uśmiecha się kładąc swoja dłoń na twojej. Nie zauważasz jadącej z naprzeciwka ciężąrówki...
Znów budzisz się rano, obolały, zły na cały świat. Kolejny raz do pracy, masz dosć, ale jak trzeba, to trzeba. Myjesz się pośpiesznie, a śniadanie zjadasz w biegu. Jedzisz ulicą, bardzo ostrożnie, bo deszcz przysłania ci widok. Dookoła dostrzegasz tylko kontury budynków, aż nagle... masz dziwne uczucie deja vu. Przemoknięta dziewczyna w czerwonej sukience stoi sama na chodniku. Proponujesz, że ją podwieziesz, bo jest straszna ulewa. Pytasz gdzie chce wysiąść. Nie reaguje. Ponawiasz próbę. Dziewczyna odgarnia z twarzy mokre, czarne włosy. Widzisz jej błękitne oczy, kiedy mówi:
- Wracamy razem do domu.- Ujęła twoją dłoń na kierownicy. Jestes tak zafascynowany, że nie jesteś świadomy, że zjechałeś na sąsiedni pas, a wielka ciężarówka pędzi prosto na ciebie...
Rano budzisz się tak nagle, że aż podskoczyłes w łóżku. Boli cię każda część ciała. Nie chcesz wstawać, za oknem widzisz ciemne chmury zwiastujące deszcz. Z westchnieniem rezygnacji zaczynasz się przygotowywać do wyjścia. Jesteś tak zmęczony, że zapominasz zamknąć drzwi. Wsiadasz do samochodu, odpalasz silnik.
Ten deszcz zaczyna działać ci na narwy. Ciągle tylko leje! Wszystko jest szare i zamazane. Dlatego natychmiast zauważasz dziewczynę stojącą na chodniku. Jest zupełnie sama. Przemokła całkowicie, ma na sobie tylko cieniutką czerwoną sukienkę. Proponujesz podwiezienie, bo żal ci zostawiac biedaczke na tej ulewie. Pytasz gdzie chce pojechać. Ona milczy. Przygladasz się jej. Mimo tego, że jest cała przemoczona, widzisz łzy spływające po jej twarzy. Spoglada na ciebie spomiędzy splątanych ciemnych włosów. Chcesz zapytać co sie stało, gdy dziewczyna przykłada ci palec du ust.
- Nie pytaj mnie o nic. Wróć ze mną do domu. I PATRZ NA TĄ PRZEKĘTĄ DROGĘ! - ostatnie słowo wrzasnęła dokładnie w tym momencie, gry kątem oka dostrzegasz wielkiego tira jadącego z naprzeciwka... ostatnim wysiłkiem gwałtownie skręcasz uderzając w metalowe ogrodzenie. Nic nie widzisz, czujesz bół, okropny, pulsujący ból. I dreszcze. Nie, to drgawki. Coś gwałtownie wstrząsa twoim ciałem. Zaczynasz słyszeć stłumione dźwięki. Z każda sekunda stają się coraz wyraźniejsze, słyszysz ludzkie głosy, rozmowy... próbujesz otworzyć oczy, ale oślepia cię jasne światło.
Budzisz się rano. Jesteś tak obolały, że nie masz sił choćby sie poruszyć. Leżysz spokojnie. Słyszysz cichy szept:
- Wróć ze mną. Wróć DO mnie. - otwierasz gwałtownie oczy. Jesteś w jakiś nieznanym pokoju z jasnymi ścianami. Widzisz znajomą twarz... delikatny, ciepły uśmiech, błękitne oczy i falowane czarne włosy.
- Nareszcie wróciłeś.- twoja żona gładzi cię po twarzy. - Po tylu miesiącach, wreszcie się obudziłeś.
  • 6

#804

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Jeśli chcesz zobaczyć, jak to wszystko się zaczęło, zajrzyj tutaj: http://www.paranorma...p/page__st__810

Za zamkniętymi drzwiami II

Następnego ranka, po tym jak napisałam mój pierwszy post, Ryan zawiózł mnie pod dom cioci. Musieliśmy poczekać prawie godzinę zanim zdobyłam się na odwagę, by podejść do drzwi. W końcu wysiadłam z samochodu i skierowałam się do domu po drugiej stronie ulicy. Ryan został w aucie – musiałam to zrobić sama.
Zapukałam do drzwi dwa razy. Dopiero za trzecim razem zauważyłam, że zasłony w oknie się poruszyły.
- Halo! Ciocia Lydia? – zawołałam.
Drzwi otworzyły się i ukazała się w nich kobieta – czerwone włosy, szare oczy, to musiała być ona! Poczułam się, jakby właśnie ziściły się moje sny, albo koszmary. Ta kobieta, moja ciocia, była żywym dowodem traficznej części mojej przeszłości. Spojrzała na mnie i wtedy z żalem dostrzegłam, że mnie nie rozpoznała. Byłam dla niej kimś zupełnie obcym. Ale nie dotarłam tak daleko, żeby się poddać...
- Ciocia Lydia? – powiedziałam cicho, moje dłonie drżały.
Zmrużyła oczy, a potem nagle szeroko je otworzyła.
- Casey?
„Pamięta mnie!”, pomyślałam. Niewiele myśląc, rzuciłam się w jej ramiona i zaczęłam szlochać. Ciocia przez chwilę się zawahała, po czym również mocno mnie objęła.
- Casey, kochanie! Minęło tyle lat... Bardzo się o ciebie martwiłam! Kiedy twoja mama i tata...” – nagle umilkła i znów po prostu mnie przytuliła.
„Pamięta mamę i tatę.To znaczy, że nie oszalałam.”
Wzruszona zrobiłam krok do tyłu. Lydia pogładziła mnie po włosach i spojrzała na mnie z przyjaznym uśmiechem. Kiedy widziałam ją po raz ostatni, byłam dzieckiem, a teraz przewyższałam ją jedynie o centymetr lub dwa.
- Może wejdziesz i porozmawiamy przy herbacie? – zaproponowała ciocia i szerzej otworzyła drzwi. Wchodząc do jej domu usłyszałam, jak Ryan odjeżdża. Miałam przy sobie telefon komórkowy, przyjedzie po mnie, jeśli zadzwonię.
W środku dom wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam. Pachniał ziołami i suszonymi kwiatami. Obejrzałam zdjęcia wiszące na ściane, z nadzieją, że ujrzę rodziców chociaż na jednym z nich. Niestety wszystkie przedstawiały coś innego.
Ciocia Lydia podała mi kubek z herbatą. Była gorzka, ale przyjemnie ciepła. Wzięłam mały łyk i oczekująco spojrzałam na ciocię.
- Kiedy twoi rodzice cię opuścili, policja się ze mną skontaktowała – zaczęła powoli. – Podobno podałaś im moje imię. Byłam zdziwiona, bo nie potrafili potwierdzić, że jestem twoją ciocią. Tak naprawdę nie potrafili nawet stwierdzić kim jesteś, ani kim byli twoi rodzice. Była zdruzgotana, mówiłam im, że powinnać teraz być z rodziną, ale nie byli w stanie powiedzieć mi, co właściwie się wydarzyło.
„Ponieważ moi rodzice zostali wessani do pokoju hotelowego”, pomyślałam. I dokładnie w tej chwili zdałam sobie sprawę z niedorzeczności tych myśli. Byłam przecież tylko dzieckiem, być może źle zapamiętałam fakty? Być może w mojej głowie wszystko ułożyłam tak, żeby nie było w tym winy rodziców. Zarumieniłam się ze wstydu, ponieważ to tak właśnie musiało być.
Ciocia Lydia zrozumiała moje zawstydzenie jako smutek i poklepała mnie po ramieniu.
- Spokojnie, teraz już wszystko będzie dobrze – powiedziała.
Resztę dnia spędziłyśmy na rozmowie. Nie o mojej przeszłości, a o moim obecnym życiu. Opowiedziałam jej o szkole, o Ryanie i o przyjaciołach z rodzinnych stron. Słuchała uważnie każdego słowa. Opowiedziała mi też trochę o sobie; o jej ogrodnictwie, pracy oraz nawet o jej narzeczonym, który mieszka kilka domów dalej. Zanim się zorientowałam, na dworze było już ciemno. Spędziłam tutaj calutki dzień!
Wstałam szybko gotowa do wyjścia, ale ciocia zatrzymała mnie:
- Mam jeden wolny pokój. Proszę, zostań na noc. Zawsze jesteś tu mile widziana.
Zawahałam się, ale wciąż szczęśliwa, że odnalazłam ciocię, zdecydowałam się zostać. Zadzwoniłam do Ryana, który zgodził się odebrać mnie następnego dnia. Lydia poprosiła, żebym zaczekała na dole, podczas gdy ona przygotuje dla mnie pokój.
Zajęłam się rozczesywaniem włosów. Nagle zaczęłam żałować, że nie wzięłam ze sobą szczoteczki do zębów ani piżamy. Może ciocia miała jakieś na górze? Weszłam po schodach na górę, gdzie zobaczyłam troje drzwi. Pierwsze, które minęłam, z pewnością prowadziły do sypialni Lydii. Nie było jej w środku, więc zajrzałam do drugiego pokoju. Stała tam kołyska, bujane krzesło i stolik do przewijania niemowląt. "Dziwne," pomyślałam."Czy mama przypadkiem nie mówiła, że ciocia nie może mieć dzieci?".
- Twój pokój jest na końcu korytarza - usłyszałam głos za moimi plecami. Podskoczyłam zaskoczona. Lydia chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do trzeciego pokoju. Wyglądała na wzburzoną, a ja poczułam się źle, że myszkowałam. Mój pokój posiadał dwa podwójne łóżka, co również wydało mi się dziwne, dla kogoś, kto mieszkał samotnie. Ale z drugiej strony byłam szczęśliwa, że będę mogła wygodnie się na nich ułożyć i odpocząć. Wciąż odczuwałam lekki niepokój, nie wiedziałam jednak, dlaczego.
- Dziękuję, ciociu - powiedziałam. I naprawdę byłam jej wdzięczna, cały ten dzień sprawił, że zrzuciłam z siebie ogromny ciężar. Ciocia uśmiechnęła się ciepło i wyszła. W tym momencie pewna myśl wpadła mi do głowy: przez cały czas spędzony z nią, ani razu nie zapytała o moje rodzeństwo. Oczywiście nie miałam pojęcia, co stało się z Sarah, ale mogłam jej chociaż powiedzieć, co z Samem.
- U Sama też wszystko w porządku - krzyknęłam. Ciocia obróciła się w moją stronę, ale nie odpowiedziała, więc mówiłam dalej. - Został adoptowany przez inną rodzinę. Wprawdzie mieszkają daleko, ale to wspaniali ludzi i widuję ich na wakacje.
- To cudownie, kochanie - powiedziała Lydia. - Bardzo miło mi to słyszeć.
Po tych słowach, ciocia zniknęła za drzwiami sypialni. "Dziwne," pomyślałam nieco zaskoczona. Wyglądało na to, że Lydia kompletnie nie była zainteresowana Samem, ale cały dzień była oczarowana MOIM przyziemnym życiem. Zawsze byłam jej pupilkiem, jednak byłam pewna, że będzie chociaż chciała wiedzieć, czy z Samem wszystko dobrze. Odepchnęłam od siebie te myśli. Było późno, a ja niewiele spałam poprzedniej nocy, więc pragnęłam tylko odpocząć.
Zostawiłam uchylone drzwi - nawyk powstały w wyniku mojego strachu przed zamkniętymi pomieszczeniami. Nawet teraz, kiedy wiedziałam już, co tak naprawdę się wydarzyło w hotelu, nie mogłam się go pozbyć. Sięgnęłam do kieszeni po telefon, przy okazji wyciągając naszyjnik, który dawno temu dostałam od cioci. Całkiem zapomniałam, że przyniosłam go ze sobą na wypadek, gdyby Lydia mnie nie pamiętała. Na szczęście okazał się niepotrzebny. Położyłam go na szafce i pomyślałam, że być może znajdę w niej jakąś piżamę. Była zamknięta na klucz. Usiadłam na łóżku, wciąż ogarnięta niewytłumaczalnym niepokojem. I wtedy mnie to uderzyło - ten pokój wyglądał dokładnie tak, jak pokój w hotelu!
Zrobiło mi się niedobrze. Z pewnością to tylko zbieg okoliczności, ale nie zmieniało to faktu, że pokój był identyczny. Musiałam wyjść na zewnątrz, pooddychać świeżym powietrzem. Nie chciałam już niepokoić cioci, więc po cichu zeszłam po schodach i znalazłam się na dworze.
Od razu poczułam się lepiej. Wiedziałam, że przesadzam, ale wolałam się jeszcze przejść, zanim wrócę do domu.
Po kilkunastu metrach zauważyłam coś dziwnego. Drzwi do jednego z domów były szeroko otwarte. Na piętrze paliło się słabe światło, poza tym było w nim ciemno. Okolica wydawała się bezpieczna, ale i tak wątpiłam, żeby ktoś zostawiał otwarte drzwi na noc. Podeszłam bliżej wejścia i zawołałam do środka, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Po chwili usłyszałam kroki dochodzące z góry. Poczułam się nieswojo, moje serce zaczęło bić szybciej. Zrozumiałam, że mogłam właśnie przeszkodzić we włamaniu, lub czymś jeszcze gorszym. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą telefonu...
W drzwiach pojawił się mężczyzna. Zaniedbany, lekko zirytowany, ale poza tym nieszkodliwy. Być może go obudziłam.
- Przepraszam, zauważyłam otwarte drzwi i chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku - wytłumaczyłam moje zachowanie. - Zatrzymałam się kilka domów dalej, może zna pan Lydię?
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.
- A, tak, tak. Wybacz, ostatnio dość często zostawiam otwarte drzwi. A ty musisz być Casey. Lydia wiele mi o tobie opowiadała.
Zgłupiałam na te słowa. Kiedy ciocia miała czas, żeby komukolwiek opowiedzieć o moim przyjeździe? Przypomniałam sobie nasze rozmowy i zdecydowałam, że ten człowiek musi być jej narzeczonym. Kiwnęłam głową na potwierdzenie, a mężczyzna zaczął mówić dalej.
- Lydia była dla mnie naprawdę miła w ostatnim czasie. Przechodziłem przez bardzo ciężki okres w moim życiu - wziął głęboki oddech, jakby mówienie o tym było dla niego trudne. - Moja żona i dziecko zaginęli kilka miesięcy temu. Nie odeszli ode mnie, oni po prostu... zniknęli. Najpierw mój kochany synek. Był w swoim pokoju, kiedy usłyszałem, że nagle przestał płakać. Poszedłem sprawdzić, co się dzieje, ale nie było go tam. A moja żona... zarzekała się, że nigdy nie mieliśmy syna.
Wyrzucał z siebie słowa w pośpiechu, spoglądając na mnie przepraszająco. Jakby nie był pewien, dlaczego mi to wszystko mówi, ale nie mógł się powstrzymać.
- Cały czas zapewniała mnie, że nigdy nie mieliśmy dzieci, więc zacząłem na nią krzyczeć. Była przerażona, kiedy złapałem ją ze rękę i pociągnąłem na górę, do pokoju naszego chłopca. Nie MOGŁA zaprzeczyć jego istnieniu stojąc pośród jego rzeczy. Krzyczała, kiedy wepchnąłem ją do pokoju synka i zatrzasnąłem za nią drzwi. I wtedy nagle umilkła. Pomyślałem, że się zraniła i szybko otworzyłem drzwi. Nie było jej. Zniknęła...
Spojrzał ku niebu z wyrazem bezsilności na twarzy, potem przeniósł wzrok na mnie i z pewnością zauważył przerażenie w moich oczach.
- Przepraszam - powiedział. - Nie wiem, dlaczego ci to wszystko mówię. Ale Lydia jest jedyną osobą, która mi wierzy, wszyscy pozostali utrzymują, że nigdy nie miałem ani żony, ani dziecka. A ty jesteś jej córką, więc...
Słowo "córka" wyrwało mnie z zamyślenia.
- Nie jestem jej córką - powiedziałam, kiedy zrozumiałam jeszcze jedną rzecz. - A pan nie jest jej narzeczonym, prawda?
Mężczyzna nie krył zakłopotania.
- Przepraszam, Lydia wciąż mówiła o swojej córce, Casey, która mieszka za miastem. I nie wiedziałem, że ma narzeczonego. Myślałem, że może być mną zainteresowana, ale w tym wypadku....
Przerwałam mu.
- Ja panu wierzę - wyszeptałam. Wszystko zaczęło układać się w jedną całość, chociaż wciąż było wiele znaków zapytania. Hotel, w którym ludzie znikają za zamkniętymi drzwiami, pokój dziecka, gdzie ginie matka i syn, mężczyzna, który tak jak ja, boi się zamkniętych drzwi. I Lydia, która w jakiś sposób połączona jest z tymi wydarzeniami. Wzdrygnęłam się, kiedy przypomniałam sobie pokoje w jej domu... Spojrzałam na mężczyznę, licząc na więcej odpowiedzi. Wtedy zauważyłam naszyjnik na jego szyi, dokładnie taki sam, jak mój.
W przeciągu godziny opowiedziałam temu mężczyźnie, Nathanowi, wszystko o sobie. Kiedy skończyłam, był blady i roztrzęsiony, ale przede wszystkim wściekły. Nie mogliśmy być pewni, ale mieliśmy pewne wytłumaczenie tego, co się nam przytrafiło. Nathan mówił, że widział tajemnicze książki w domu Lydii, które prawdopodobnie zawierały zaklęcia i dziwne symbole. Nigdy dokładnie im się nie przyjrzał, bo Lydia zabrała mu je sprzed nosa. Wyglądało na to, że ciocia - nie mogąca mieć dzieci - pragnęła mieć swoją ulubioną siostrzenicę, jako własne dziecko. Używając być może zaklęć na pokojach w swoim domu, chciała dać sobie możliwość adoptowania mnie. Ale plan nie do końca się udał. Wiele lat później, przystojny, ale żonaty mężczyzna zamieszkał w okolicy. Lydia ponownie zawrzała z zazdrości. Naszyjniki, które nam podarowała, miały nas chronić. Ale przed czym? Domyślaliśmy się, że dzięki nim, nie zniknęliśmy, jak nasi bliscy. Być może też sprawiły, że pamiętaliśmy zaginionych.
Kiedy skończyliśmy rozmawiać, Nathan był wściekły.
- To wszystko jej wina! - powtarzał w kółko.
Poderwał się nagle i zaczął iść w kierunku domu Lydii. Bałam się o to, co zrobi, kiedy tam dotrze. Oraz co ja mogę zrobić. Pobiegłam za nim. Kiedy dom cioci był już w zasiędu mojego wzroku, moje serce zamarło. Samochód Ryana stał przed furtką.
Nigdy w życiu nie biegłam tak szybko, jak wtedy. Wyprzedziłam Nathana i niewiele myśląc wparowałam do domu. Chciałam wołać Ryana, żeby upewnić się, czy nic mu nie jest, ale coś kazało mi być cicho. Pokój gościnny i kuchnia były ciemne i puste. Wstrzymałam oddech i wtedy usłyszałam odgłosy rozmowy dochodzące z drugiego piętra. Prawie wyskoczyłam z ciała, kiedy Nathan pojawił się obok mnie. Gestem nakazałam mu zachowywać się cicho i wskazałam palcem na górę.
Powoli weszliśmy po schodach, starając się nie robić żadnego hałasu, który mógłby nas zdradzić. Dźwięk, który wcześniej słyszałam, okazał się być śpiewem. Bardzo dziwnym i nieprzyjemnym.
Dotarliśmy w końcu na piętro i wtedy zauważyłam, że drzwi do pokoju, w którym miałam spać były otwarte. Ledwo powstrzymałam się od krzyku, kiedy zobaczyłam, co jest w środku.
Ryan był przywiązany do krzesła, jego twarz cała we krwi, jakby został przez kogoś zaatakowany. Lydia stała nad nim, trzymając otwartą książkę w dłoni. Podeszłam odrobinę bliżej. Szafka teraz była otwarta, w środku leżały książki i coś, co wyglądało jak suszone rośliny oraz różne skałki i kości. Wokół Ryana, na podłodze, widniał dziwny symbol. Bardzo podobny do tego, który był na naszyjnikach, ale nie miałam pewności.
Zanim Nathan i ja mogliśmy zrobić cokolwiek, Lydia odwróciła się w naszą stronę. Twarz pokrytą miała białym pyłem, na szyi miała zawieszone naszyjniki z kości i zębów oraz - czy to były włosy? Było tego tyle, że nie byłam nawet w stanie stwierdzić, czy pod spodem miała ubraną koszulkę. Kiedy nas zauważyła, wydała z siebie gardłowy krzyk i rzuciła się w naszą stronę.
Nathan znieruchomiał. Przez krótką chwilę tylko widziałam jego twarz - zdradzała wielkie przerażenie. Ale nie na tym była teraz skupiona moja uwaga. Nie miałam pojęcia, co Lydia zrobiła Ryanowi, ale jeśli uczyniła ten pokój kolejną śmiertelną pułapką, nigdy więcej go nie zobaczę, jeśli zostaną zamknięte drzwi. I nie będę nawet go pamiętała. Wykorzystałam moment, kiedy Lydia skupiła całą swoją uwagę na Nathanie i podbiegłam do Ryana. Słyszałam krzyki Nathana, uderzenia i w końcu huk. Potem już tylko cisza. Przejmująca cisza.
Rozwiązywałam sznury, krępujące mojego chłopaka, co chwila zerkając w stronę drzwi. Już prawie udało mi się oswobodzić Ryana, kiedy w drzwiach pojawiła się postać.
To była Lydia, jej twarz wciąż biała, oczy przepełnione wściekłością.
- Ty niewdzięczna suko! - warknęła, patrząc wprost na mnie. Jednym skokiem pokonała odległość od drzwi do mnie i z nadludzką siłą złapała Ryana, by wyrzucić go - jak szmacianą lalkę - z pokoju. Potem uderzyła pięścią w mój brzuch, aż upadłam na podłogę nie mogąc złapać oddechu. "Nie mam na sobie naszyjnika," pomyślałam. "Nie jestem tu bezpieczna."
Obraz przed moimi oczami powoli zanikał i ostatnie co widziałam, to Lydia opuszczająca pokój i zatrzaskująca za sobą drzwi.
Byłam zgubiona.
Ale minęły minuty i mój wzrok powrócił. Straciłam świadomość na krótką chwilę z powodu uderzenia. Zobaczyłam Ryana, jego ramię było wciśnięte między drzwi a ścianę, nie pozwalając im na zamknięcie. Drzwi drżały, jakby coś po drugiej strone uderzało w nie z wielką siłą. Byłam roztrzęsiona, ale podniosłam się szybko i pobiegłam do Ryana, po drodze chwytając naszyjnik, który wciąż spoczywał na szafce.
Używając całej siły, jaką mogłam z siebie wydobyć, rzuciłam się na drzwi. Otworzyły się na ościerz, uwalniając Ryana i odrzucając Lydię daleko w głąb korytarza. Natychmiast podniosła się i ruszyła w naszym kierunku. W ostatniej chwili odskoczyłam na bok, a Lydia wpadła do pokoju.
W tym samym momencie Ryan zatrzasnął za nią drzwi. Nastała cisza. Spoglądaliśmy na siebie, wstrzymując oddech i nie odzywając się ani słowem. Spojrzałam na nasze dłonie. Były splecione w uścisku, między nimi spoczywał naszyjnik. Poczułam napływającą odwagę i otworzyłam drzwi. Pokój był pusty. Nie tylko Lydia zniknęła. Razem z nią zniknęły wszystkie książki i świecidełka. Mój telefon leżał na łóżku.
Ryan podniósł go i podał mi.
- Zadzwoniła do mnie z tego telefonu. Zauważyła, że wyszłaś i pewnie myślała, że uciekniesz ze mną. Powiedziała: "Odbiorę jej wszystko, co kocha, aż będzie miała tylko mnie". Musiałem tu przyjechać, musiałem się upewnić, że nic ci nie jest.
Wzdrygnęłam się i objęłam go mocno. Nagle poczułam, że jedyne czego pragnę, to sen.
Nathana znaleźliśmy na dole. Był roztrzęsiony, ale poza tym nic mu się nie stało. Wróciliśmy do motelu.

Od tych wydarzeń minęło sporo czasu. Nie rozmawiamy o tym za wiele. Ręka Ryana wciąż nosi blizny po uderzeniu drzwiami, ale z czasem się zagoi. Nie martwię się już tak, jak być może powinnam. Po prostu to wszystko wydaje się być tylko złym snem.
Jest tylko jedna rzecz, która nie daje mi spokoju.
Kiedy wróciliśmy do motelu, w naszym pokoju stało dodatkowe łóżko. Nie prosiliśmy o nie obsługi. Przeproszono nas i wyjaśniono, że obsługa myślała, że przyjechaliśmy we trójkę. Znalazłam też kilka bluzek, których z pewnością nie kupowałam. A kiedy opuszczaliśmy motel, znalazłam otwartą paczkę papierosów w samochodzie. Ja nie palę, mój chłopak też nie.
Ryan spędził trochę czasu w domu Lydii zanim udało się go uratować od zniknięcia. Ale... czy był tam ktoś jeszcze, kogo nie uratowałam?

Wybaczcie ewentualne błędy, postaram się je poprawić w najbliższym czasie. Spieszyłam się, żeby dodać historię jak najszybciej - obiecana była na wczoraj ;)
  • 20

#805

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Jest to tłumaczenie kolejnej historii tego samego autora, który napisał „Za zamkniętymi drzwiami”. Opuściłam jedno z opowiadań (za długie dla mnie do tłumaczenia na tę chwilę), ale nie wpływa to w żaden sposób na sens poniższego tekstu. Wspomnę tylko, że Casey mieszka teraz w akademiku, a Ryan zaczął interesować się tematyką paranormalną.

LUNATYK

Siedziałam w swoim pokoju, ucząc się do egzaminu, kiedy coś usłyszałam. Był to cichy szloch dochodzący z korytarza. Był ledwie słyszalny, ale oczywiście zostawiłam uchylone drzwi, więc miałam pewność, że słyszę jak ktoś płacze. Zamknęłam książkę i powolutku udałam się w głąb korytarza. Nie zauważyłam nikogo, ale wydawało mi się, że dźwięk dochodzi zza rogu. Podeszłam bliżej. Zobaczyła dziewczyną skuloną na podłodze, ubraną w piżamę.
Natychmiast podeszłam do niej i objęłam ją ramieniem. Miała blond włosy, była trochę przy kości, a kiedy podniosła głowę, rozpoznałam ją ze wspólnych zajęć. Żałowałam, że nie znam jej imienia.
- Jesteś Casey, z klasy profesora Walkera, prawda? – zapytała pociągając nosem.
- Tak. Wybacz, że nie wiem, jak ty się nazywasz – odparłam lekko zawstydzona.
- Jestem Katie – wyszeptała zanim znów wybuchnęła płaczem. Wyglądała bardziej na przestraszoną niż smutną, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.
Nie było niczym dziwnym zobaczyć tutaj kogoś wpadającego w histerię. Nie dość, że ogrom stresu mógł powodować załamanie nerwowe, to większość studentów nie czuła się u siebie. Poza tym bardzo dużo studentów zdawała się mieć problemy w swoich związkach. Minął dopiero tydzień od rozpoczęcia szkoły, więc założyłam, że Katie po prostu tęskni za domem. Próbowałam ją pocieszyć, głaszcząc ją po ramieniu.
Jakaś dziewczyna wychyliła się z pokoju obok nas.
- Ciiii!
Przewróciłam oczami, ale zaprosiłam Katie do swojego pokoju na herbatę i pogawędkę. Nauka mogła zaczekać. Napełniłam dwa kubki wodą, wsadziłam do mikrofalówki i wskoczyłam na łóżko. Moja współlokatorka spędzała noc u swojego chłopaka, więc Katie usiadła na brzegu wolnego łóżka. Czekałam aż zacznie mówić, ale po chwili to ja przerwałam milczenie.
- Co się stało? Problemy z chłopakiem, za dużo nauki? Czy może jakiś smutny film? – próbowałam zażartować, żeby ją rozśmieszyć.
Katie nie zaśmiała się. Znów dostrzegłam strach w jej oczach, tylko tym razem zdecydowanie bardziej wyraźny. Zmartwiona przysunęłam się bliżej niej.
- Wszystko w porządku? Czy ktoś cię skrzywdził?
Delikatnie pokręciła głową, nie patrząc mi w oczy. Wzięła głęboki oddech i odezwała się.
- Nie uwierzysz mi, jak ci powiem.
Poczułam gulę w gardle. „Błagam, żeby tylko to nie było coś paranormalnego. Nie znowu,” pomyślałam. Zmusiłam się do uśmiechu i obiecałam, że może mi powiedzieć wszystko, a ja nie będę jej oceniać. Katie wzięła kolejny głęboki oddech i zaczęła opowiadać.
- Zaczęło się, kiedy wprowadziłam się do akademika w zeszłym tygodniu. W pierwszą noc dość późno skończyłam się rozpakowywać, więc położyłam się dopiero około drugiej nad ranem. Zwykle mam mocny sen, nawet nie zmieniam w nocy pozycji, ale tym razem było inaczej. Nagle znalazłam się poza moim pokojem, w korytarzu. Nie pamiętałam, jak się tam dostałam, musiałam lunatykować. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, ani razu! Byłam trochę przestraszona, ale po prostu położyłam się z powrotem do łóżka.
Kolejna noc była gorsza. Położyłam się wcześniej, może około północy. Tym razem obudziłam się piętro niżej, na schodach. Kolejnej nocy – to samo, tylko tym razem stałam przy drzwiach wyjściowych. Następnej nocy zablokowałam drzwi szafką, żeby mieć pewność, że nie opuszczę pokoju. Ale to nie pomogło. Kiedy się obudziłam, stałam na dworze. Było tak ciemno, że w pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie jestem. Byłam ubrana tylko w piżamę. Jacyś ludzie minęli mnie i zaczęli wykrzykiwać różne rzeczy w moim kierunku. Niezbyt przyjemne rzeczy. Byłam bardzo przestraszona – biegiem pokonałam dystans dzielący mnie od mojego pokoju. Od tamtej pory, każdej nocy budzę się dalej i dalej od mojego łóżka.

Katie znów zaczęła szlochać, więc objęłąm ją ramieniem.
- Ale nie dzisiaj, zobacz, obudziłaś się przecież na korytarzu. W którym pokoju mieszkasz? Możesz wziąć kilka rzeczy i zostać u mnie, jeśli chcesz.
Katie tylko potrząsnęła głową.
- Nie mieszkam w tym akademiku, mój pokój jest w Madison Residence.
Zastygłam w bezruchu. Ten budynek, nie należał nawet do mojego kampusu, musiał być w odległości co najmniej kilku kilometrów! Jakim cudem Katie mogła lunatykować tak daleko? Coś było zdecydowanie nie tak. Zapragnęłam, żeby Ryan był teraz ze mną...
Mikrofalówka zapiszczała, aż obie podskoczyłyśmy. Wstałam, żeby zrobić nam herbatę.
- Katie, czy coś łączy miejsca, w których się budziłaś za każdym razem? – zapytałam. Katie przecząco pokręciła głową. Zamyśliłam się na chwilę i spróbowałam jeszcze raz.
- Poruszałaś się w różnych kierunkach, czy wciąż idziesz w jednym?
- Eee... Myślę... myślę, że idę cały czas w tym samym kierunku – odpowiedziała po chwili namysłu.
- I dzisiaj obudziłaś się tutaj, na czwartym piętrze.
- Tak... to dziwne. Zastanawiał się... – urwała.
- Zastanawiam się, dokąd zmierzam – dokończyłam za nią.
Katie wyglądała na przerażoną. Domyślałam się, że wcale nie chciała tego wiedzieć. Muszę przyznać, że sama trochę się bałam, ale moja ciekawość była silniejsza.
- Zostań u mnie na noc, moja współlokatorka wyjechała na kilka dni. Może spać w jej łóżku – powiedziałam. – Planowałam się uczyć, więc nie będę spała i dopulnuję, żebyś nie lunatykowała.
Katie pokiwała głową z wyrazem ulgi na twarzy. Kiedy dopiła herbatę, położyła się i od razu zasnęła. Ja wróciłam do nauki.
Przez godzinę nic się nie działo. Kończyłam właśnie czytać rozdział, kiedy Katie zerwała się i usiadła na łóżku. Miała otwarte oczy i patrzyła wprost przed siebie. Moje serce zaczęło bić szybciej. Wyglądała tak... nienaturalnie. Wyciągnęłam rękę, by ją obudzić, ale zawahałam się. Skoro dotarła już tak daleko... chciałabym zobaczyć dokąd zmierza. Miałam nadzieję, że mi wybaczy.
Katie wstała i wyszła z pokoju, poruszając się szybko, nienaturalnie. Podążyłam za nią. Skierowała się do końca korytarza, na schody. Kiedy podeszła do nich, padła na kolana i zaczęła wspinać się na górę. Serce podeszło mi do gardła – sposób, w jaki się poruszała nie był ludzki. Musiałam pokonać swój strach i poszłam za nią. Jak tylko znalazła się na piętrze, zaczęła iść dużo szybciej. Musiałam podbiec, żeby jej nie zgubić.
W połowie korytarza na piątym piętrze zatrzymała się nagle. Odwróciła głowę w kierunku drzwi i bardzo powoli sięgnęła do klamki. Poczułam ogromne przerażenie na myśl, co zobaczę w tym pokoju. Rzuciłam się do przodu i potrząsnęła Katie, by się obudziła.
Rozejrzała się wokół, a na jej twarzy malowały się różne emocje: dezorientacja, strach i, w końcu, złość. Na mnie.
- Pozwoliłaś mi lunatykować! – krzyknęła. – Jak mogłaś? Obiecałaś, że mnie obudzisz!
Przeprosiłam ją, kiedy kilka osób wyjrzało z pokoi, by zobaczyć, co się dzieje. Jedną z nich była portierka. Podeszła do nas i groźnie zapytała, co się dzieje.
- Przepraszam – powiedziałam. – Moja koleżanka lunatykowała, już wracamy do pokoju. Przy okazji, mogłaby pani powiedzieć nam, kto mieszka w tym pokoju?
- W tym? Nikt, stoi pusty. Dziewczyna, która w nim mieszkała, miała wrócić w tym roku, ale się nie pojawiła.
„Dziwne,” pomyślałam, kiedy ruszyłyśmy z powrotem. Katie wciąż była na mnie zła, ale obiecałam jej nie spać przez resztę nocy i pilnować, żeby już więcej nie lunatykowała. Całą noc myślałam o tym, co mogło ciągnąć Katie do tego pokoju. Rano, kiedy wyszła, zdrzemnęłam się godzinkę przed zajęciami.
Wieczorem tego dnia, wybrałam się na spacer z Ryanem i opowiedziałam mu o Katie. Ku mojemu zaskoczeniu, był nastawiony sceptycznie.
- To dziwne, że ona nigdy nie lunatykowała, a teraz robi to co noc, ale uczelnia to nowe wyzwania dla każdego człowieka, stres – powiedział. – I jak Katie może być pewna, że coś gdzieś ją prowadzi, skoro sama przyznała, że nie wie gdzie obudziła się jednej nocy. Mogła wtedy pójść w kompletnie innym kierunku.
- Nie widziałeś, w jaki sposób się poruszała. To nie było normalne. Po prostu nie mogę tego zignorować, ta dziewczyna jest przerażona.
- Nie mówię, żebyś to zignorowała, wręcz przeciwnie. Przekonaj ją, żeby znów u ciebie nocowała, pozwól jej lunatykować i idź za nią. Zobaczysz, że kiedy dotrze do pokoju, nic się nie stanie – przerwał na chwilę. – weź ze sobą telefon. Jeśli wydarzy się coś złego, zadzwoń.
Spotkałam Katie pod akademikiem. Byłam pewna, że nie będzie chciała u mnie spać po tym, co się wydarzyło.
- Tak bardzo się boję położyć dzisiaj spać – powiedziała przez łzy. – Zrobię wszystko, co uważasz za stosowne, tylko pomóż mi...
Katie znów szybko zasnęła. Byłam wyczerpana z powodu braku snu, ale musiałam wytrzymać. Założyłam słuchawki na uszy, chwyciłam książkę i usiadłam na łóżku, naprzeciw Katie. Moja głowa zaczęła opadać, powieki zrobiły się ciężkie, ale wciąż walczyłam ze snem.
Musiałam odpłynąć, ponieważ kolejna rzecz, którą pamiętam, to Katie stojąca nade mną. Miała otwarte oczy i patrzyła prosto na mnie!
- Katie? – wyszeptałam. Wciąż patrzyła na mnie, prosto w oczy. Po chwili odwróciła się i ruszyła ku wyjściu z pokoju. Zerwałam się z łóżka, żeby iść za nią, ale kiedy tylko wyszła, zatrzasnęła za sobą drzwi.
Czytaliście moje poprzednie posty, wiecie, że moją największą fobią jest pozostanie samej w zamkniętym pokoju. Kiedy Katie trzasnęła drzwiami, zabrakło mi tchu i upadłam na podłogę. „Wszystko w porządku,” krzyczał mój mózg, przekonując mnie, żebym wstała. Walczyłam z paniką łapczywie chwytając powietrze i ostatecznie udało mi się podnieść. Niestety, kiedy wyszłam na korytarz, Katie nigdzie nie było.
Przypomniałam sobie poprzednią noc i biegiem ruszyłam na piąte piętro. Akurat na czas, żeby usłyszeć krzyk Katie.
- Katie! Już biegnę! – wrzasnęłam, nie dbając o to, że mogę obudzić większość studentów.
Katie nie było na korytarzu, były za to inne dziewczyny zgromadzone pod drzwiami jednego z pokoi. Krzy dochodziły z wewnątrz.
- Zamknięte! – powiedziała jedna z dziewcząt.
- Portierka poszła po klucze – odpowiedziała druga z nich. – Powinna zaraz wrócić.
Portiertka wyszła ze swojego pokoju akurat, kiedy dobiegłam do drzwi, gdzie była Katie. W pośpiechu wyjaśniłam, że jestem jej przyjaciółką oraz że to ta sama osoba, która poprzedniego dnia lunatykowała. Kobieta szybko otworzyła drzwi i obie wskoczyłyśmy do środka.
- Katie! – krzyknęłam. Pokój był pusty. Zapaliłam światła, ale wciąż nikogo nie było w zasięgu wzroku. Nadal słyszałam krzyki, głośniejsze niż wcześniej. Nagle zdałam sobie sprawę, że dochodzą z szafy.
Otworzyłam ją i wtedy okropny swąd uderzył moje nozdrza. Śmierdziało jak rozkładające się ciało. Portierka stanęła koło mnie, zatykając nos.
- Gdzie ona jest? – wrzasnęła, by przebić się przez krzyki Katie. Byłam zdezorientowana. Szafa była kompletnie pusta, ale wrzaski stały się głośniejsze.
Wtedy dostrzegłam ledwo widoczną szparę w rogu szafy – jakby tylna ściana była ruchoma. Włożyłam palce w otwór, próbując ją oderwać. Portierka rzuciła się mi na pomoc. Krew pulsowała w moich żyłach, serce biło ze ogromną prędkością – wiedziałam, że muszę pomóc Katie, ale równocześnie bałam się, co zobaczę za ścianką szafy.
W końcu się udało. Katie wytoczyła się na zewnątrz, jej krzyki ustąpiły miejsca szlochom pełnym ulgi. Schyliłam się, aby pomóc jej wstać, kątek oka zerkając do szafy. Nigdy nie zapomnę, co zobaczyłam. Dwoje oczu, patrzących na mnie ze zgniłej twarzy, której usta otwarte były w niemym krzyku. Przez moment miałam wrażenie, że słyszałam jak krzyczy, zanim zdałam sobie sprawę, że to mój własny głos.
Portierka wybiegła z pokoju, by zadzwonić po policję. Okazało się, że ciało leżało w szafie od miesięcy i należało do dziewczyny, która kiedyś zajmowała ten pokój. Tej samej, która nie pojawiła się z powrotem w tym roku. W szkole myślano, że wyjechała, a z rodziną miała nieciekawe relacje – myśleli, że w końcu po prostu od nich uciekła.
Później dowiedziałam się jeszcze, że policja zdołała połączyć znaleziona DNA z jej byłym chłopakiem, mieszkającym w tym samym mieście. Został aresztowany dwa dni później.
Kiedy poznałyśmy imię ofiary, Katie wyglądała na zszokowaną.
- Znałam ją!
Okazało się, że Anna miała kiedyś duże problemy z nawiązywaniem znajomości w szkole. Katie postanowiła się z nią zaprzyjaźnić, aby być miła. Zbliżał się koniec roku, więc nie zdążyły się dobrze poznać, ale Anna była jej bardzo wdzięczna za dotrzymywanie towarzystwa.

Nie wiem, czy Katie teraz lepiej sypia, ale chociaż lunatykowanie się skończyło. Tamtej nocy zadzwoniłam do Ryana, po prostu nie chciałam spać sama. Następnego dnia spotkałam Katie na wspólnych zajęciach. Powiedziała mi, co sobie przypomniała. Ostatnie słowa, jakie powiedziała do Anny brzmały: „Jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebowała, daj znać. Zawsze ci chętnie pomogę.”
Wygląda na to, że Anna musiała skorzystać z tej obietnicy...

Użytkownik harpoonek edytował ten post 16.09.2012 - 22:25

  • 13

#806

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Kolejna pasta tego samego autora, co powyżej.

POPPY

- Spójrz na jego maleńki nosek! – zamruczała moja współlokatorka, tarmosząc w ramionach kociątko. – I te jego uszka. Case, czy on nie jest najcudowniejszą istotką, jaką kiedykolwiek widziałaś?
Owszem, kociak był słodki, ale nie byłam zadowolona z faktu, że Reina sprowadziła kota do naszego pokoju. Nie, żebym nie lubiła kotów, jednak zdecydowanie wolę psy. Chodzi o to, że patrząc na moją rozrywkową, flirtującą z kim popadnie i totalnie nieżyciową współlokatorkę, wiedziała, że to JA będę zmuszona opiekować się zwierzakiem.
- Możemy postawić kuwetę i miseczki pod twoim łóżkiem, żeby portier nie zauważył – powiedziała Reina.
- Pod MOIM łóżkiem? Co jest nie tak z twoim? – zapytałam zaskoczona.
Ale Reina już schylała się, by wyciągną kartonowe pudła spod mojego łóżka.
- Twoje ma te śmieszne podwyższenia, kuweta nie zmieści się u mnie.
Nie odpowiedziałam, nie było sensu się z nią kłócić.
Kociak wparował pod moje łóżko, kiedy tylko Reina zdołała wyciągnąć jedno z pudełek.
- Widzisz? – zaszczebiotała. – Poppy już kocha swoje miejsce.
Reina padła na kolana i wyciągnęła rękę po swojego pupilka. Usłyszałam syk i zobaczyłam jak współlokatorka cofa się i łapie na dłoń, na której można było dostrzeć czerwoną szramę. Wymownie uniosłam brwi, kiedy podniosła na mnie wzrok.
- Jest po prostu przestraszony – wyjaśniła. – Możemy go zatrzymać? Proooooszę?
Przewróciłam oczami.
- Dobrze, ale TY będzie się nim zajmowała. Ja nie mam teraz czasu na zwierzaka.
Reina zapiszczała radośnie i rzuciła mi się na szyję.
- Oczywiście! Jesteś najlepszą współlokatorką! Jestem pewna, że też pokochasz Poppy!
- Tak w ogóle, skąd go masz?
- Byłam na festynie na rzecz bezdomnych zwierząt. Historia mojego kociaka jest bardzo smutna – jego właściciele umarli w pożarze, rodzice i dziecko, jedynie to małe kociątko się uratowało. Biedny Poppy, na pewno tęskni za nimi.
Reina spędziła resztę dnia na kupowaniu żwirku i jedzenia dla kota oraz na przemycaniu tych rzeczy do akademika. Ja leżałam na łóżku i czytałam. Ryan wyjechał na weekend do brata, a ja nie miałam ochoty na spędzanie czasu ze znajomymi. Poppy nie wychodził spod łóżka przez cały dzień, jednak słyszałam jak drabie dół materaca. Wiedziałam, że niedługo zacznie mnie to irytować.
Jak podejrzewałam, tej nocy obudziłam się kilkanaście razy. Na początku budziło mnie zawzięte drapanie. Później, około drugiej nad ranem, Poppy odważył się wyjść spod łóżka i wskoczyć prosto na moją twarz. Przeklnęłam i usiadłam.
- Rany, Poppy, uspokój się – wymamrotałam i podniosłam wrzeszczące kociątko. Spojrzał na mnie rezolutnie zanim machnął łąpką w kierunku mojej twarzy. Delikatnie postawiłam go na podłodze, po czym uciekł z powrotem pod łóżko.
Następnym razem obudziłam się nie bardzo wiedząc dlaczego. Towarzyszyło mi dziwne uczucie, jakby ktoś mnie obserwował. Odwróciłam się. Na środku pokoju siedział Poppy. Jego oczy błyszczały, jak latarnie w ciemnościach. Wyglądał przerażająco. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku.
- Chodź Poppy.
Kot nawet nie drgnął, nadal mnie obserwując. Poczułam gęsią skórkę, kiedy tak patrzyłam na jego wielkie, nieruchome oczy. „Koty są cholernie dziwne,” pomyślałam kładąc się na plecach i po chwili zasnęłam.
Rano obudziłam się, kiedy Reina niedbale wrzucała ubrania do walizki.
- Jadę z Mikiem do jego chatki nad jeziorem na weekend! Tam jest tak wspaniale – wyjaśniła. – Mimo że jest już trochę za późno na kąpiele i opalanie.
Poczułam narastającą irytację.
- Nie zapominasz o czymś?
- O czym?
- Wczoraj przyniosłaś do domu kota i obiecałaś, że to TY będziesz się nim zajmować.
- Casey, nie bądź wredna. Nic nie będziesz musiała robić, obiecuję.
- Dlaczego miałabym ci wierzyć? Zawsze mi to robisz.
Zdenerwowana narzuciłam na siebie to, co nawinęło się pod rękę i wyszła z pokoju bez słowa. Oczywiście, Reina mogłaby zostawić kota z wystarczającą ilością jedzenia i wody w miskach, ale wciąż byłam wściekła, że już dzień po wzięciu na siebie odpowiedzialności, wyjeżdżała na weekend. Założyłam słuchawki i spacerowałam wokół kampusu, aż poczułam się nieco lepiej. Nie wiem, dlaczego była taka drażliwa, ale ostatnie tygodnie z pewnością nie były łatwe.
Chciałam przeprosić Reinę za moje zachowanie, ale kiedy wróciłam, jej już nie było. Zajrzałam pod łóżko, żeby zobaczyć, czy zostawiła Poppy w pokoju. Oczywiście błyszczące oczy kota spoglądały na mnie z ciemności.
- Przerażający z ciebie kot – powiedziałam do niego. Przy okazji zauważyłam, że jego miski były prawie puste. Znów zawrzałam w środku. Nie minęły nawet 24 godziny, a już byłam tą, która musi zająć się kotem. Napełniłam miski i wróciłam na łóżko. Drzemałam w towarzystwie dźwięków wydawanych przez kota pijącego wodę. Moje powieki zrobiły się ciężkie i szybko zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, na dworze było już ciemno. „Super, straciłam cały dzień,” pomyślałam ze złością. Słyszałam drapanie kociaka i zastanawiałam się, czy będę musiała zapłacić za ewentualne zniszczenia przez niego dokonane.
W tej chwili mój telefon zadźwięczał. Podniosłam go – wiadomość od Reiny.
„Poppy jest niesamowicie słodki!”
Przewróciłam oczami, i zabrałam się za odpisywanie. Zanim to zrobiłam, przyszła kolejna wiadomość od Reiny:
„Poppy źle zniósł podróż samochodem i teraz siedzi pod półką z książkami. LOL”
Poczułam jak brakuje mi tchu. O czym ona mówiła? Przecież nie zabrała kota ze sobą, wciąż słyszałam jego drapanie dochodzące spod łóżka.
Ręcę mi drżały, kiedy pisałam wiadomość:
„O czym ty mówisz? Zabrałaś kota ze sobą?”
Sekundy mijały. Przygryzłam wargi, kiedy drapanie stało się głośniejsze i szybsze. Telefon zadźwięczał.
„Eee, tak. Mówiłam ci, że sama zajmę się Poppym, ty nie musisz.”
Odpisałam szybko:
„Nie żartuj sobie ze mnie!”
Odpowiedź przyszła po kilku sekundach:
„WTF, Casey, dlaczego miałabym kłamać? Zaraz prześlę ci fotkę.”
Żadne zdjęcie do mnie nie dotarło. To zawsze zajmowało dłużej niż zwykłe wiadomości. Obleciał mnie strach, kiedy usłyszałam przeciągły pomruk dochodzący spod łóżka. Moje serce biło w zwariowanym tempie, bałam się postawić nogi na podłodze, by uciec z pokoju. Drzwi były, jak zawsze, uchylone i delikatne światło wpadało do środka z korytarza. Dzięki temu w pokoju nie było całkiem ciemno.
Wtedy, dokładnie pode mną, usłyszałam głośne syczenie. Tego było już za wiele. Wyskoczyłam z łóżka i rzuciłam się do drzwi. Natychmiast szeroko je otworzyłam i jeszcze raz spojrzałam za siebie, zanim wybiegłam na korytarz. Zobaczyłam Poppy. Usiadł spokojnie na środku pokoju, liżąc łapę. Wyglądał zupełnie normalnie. Gapiłam się na niego rozbita, moje serce wciąć bijące o wiele za szybko. Wtedy zadźwięczał mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i niemal wypuściłam komórkę z rąk. To było zdjęcie, które wysłała mi Reina.
Zdjęcie było robione z daleka, obejmowała górę półki na książki. Było nieco niewyraźne, ale dokładnie widziałam, że cokolwiek siedziało na półce nie było kotem! Wyglądało jak chuda, garbata istota podobna do człowieka, ale była mała – jak dziecko. Jego skóra była ciemna i popękana. Nie byłam w stanie dostrzec szczegółów, ale dokładnie widziałam dwa świecące punkty, które musiały być oczami. To coś patrzyło wprost na aparat.
Zamiast pisać kolejną wiadomość do Reiny, wybrałam jej numer drżącymi rękoma. Odebrała po drugim sygnale.
- Co jest, Case? – zapytała.
- Uciekaj z mieszkania, natychmiast! – powiedziałam szybko.
- Co? O czym ty mówisz?
- Zabierz ze sobą Mike’a i uciekajcie. Teraz!
- Po prostu ciebie nie rozumiem, o co ci do cholery cho...
- Poppy jest tutaj ze mną. Właśnie się na niego patrzę. Nie wiem, co zabrałaś ze sobą, ale to NIE jest twój kot.
- W co ty ze mną pogrywasz, Casey?! – Reina podniosła głos, była wściekła. Zamiast kontynuować kłótnię, rozłączyłam, złapałam Poppy i zrobiłam mu szybkie zdjęcie, które natychmiast odesłałam do Reiny jako dowód.
Czekałam na odpowiedź, ale Reina nie oddzwoniła. Kiedy sama wybrałam jej numer, nikt nie odebrał telefonu. Nie wiedziałam, czy powinnam zadzwonić na policję, albo do Ryana, lub chociaż do mojej mamy, żeby usłyszeć jej ciepły głos. Ostatecznie nigdzie nie zadzwoniłam. Byłam przerażona – przytulałam do siebie Poppy pomimo jego protestów i zwinęłam się w kłębek na łóżku. Nie mogłam spać.
Wczesnym rankiem reina wróciła do domu. Miała bladą twarz i przekrwione oczy. Spojrzała na mnie, potem na kota...
- Zabierz go ode mnie! – powiedziała tylko.
- Wszystko w porządku? – zapytałam, siadając na łóżku.
Potrząsnęła głową i opadła na swoje łóżko. Nie naciskałam, Reina nie wyglądała na kogoś, kto ma ochotę na rozmowę. Poza tym nie byłam pewna, czy chciałam wiedzieć, co się stało.
Tego samego ranka odwiozłam kociaka do schroniska. Było mi go szkoda, ale kobieta w przytulisku zapewniła mnie, że takie młode kociaki szybko znajdują domy. Miałam tylko nadzieję, że czymkolwiek to było, nie znajdzie drogi powrotnej.
Po południu spotkałam Mike’a. Wyglądał tak samo źle jak Reina. Nie pytałam go o nic. Później dowiedziałam się, że ich domek nad jeziorem spłonął poprzedniej nocy. Mieli szczęście, że przeżyli.
  • 15

#807

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Kolejne moje tłumaczenie, autor ten sam, co powyżej.
Małe wyjaśnienie: opuściłam znów jedną z historii - nie spodobała mi się za bardzo i szkoda mi było na nią czasu.
Ryan i Casey zatrzymali się u Pepper, która w poprzednim opowiadaniu im pomogła.


JODIE

Mama była zajęta pieczeniem w kuchni - zawsze robiła szarlotkę o tej porze roku. Było to wręcz tradycją odkąd zostałam przyjęta do rodziny w wieku siedmiu lat. Uwielbiałam jej pomagać, krojąc jabłka na małe kawałeczki. Lubiłam, jak plasterki były cienkie jak papier. Zawsze przygryzałam wargi, poruszając nożem w stałym rytmie.
Ciach.
Ciach.
Ciach.
BUM.
Ostatni dźwięk zaskoczył mnie i prędko obróciłam się za siebie. Mama leżała na podłodze, nieruchoma, jakby była martwa. Jej oczy były zeszklone, z ust toczyła się krew – bardziej czerwona niż to jabłko, które wciąż trzymałam w dłoni. Stało się to tak nagle, że nie byłam w stanie zawołać o pomoc, nie mogłam nawet oddychać. Cień przemknął tuż obok ciała mojej mamy. Podniosłam wzrok.
Mała dziewczynka stała nad nią. Wyglądała na około 9 lat, jest orzechowe włosy opadały lekko na ramiona. Miała ziemistą cerę, a pod oczami ciemne plamy.
Chciałam krzyczeć do niej,żeby pobiegła po pomoc, ale zanim wydobyłam z siebie głos, ona spojrzała mi w oczy i odezwała się jako pierwsza.
- Idź do domu.

Obudziłam się zlana potem, przez moment nie pamiętając, gdzie jestem. Moje oczy wędrowały po nieznanym mi pokoju, powoli przyzwyczajając się do ciemności, rozświetlanej jedynie wątłym światłem księżyca. Ostatecznie przypomniałam sobie, że byłam w mieszkaniu Pepper. Zauważyłam Ryana, leżącego na kanapie obok – chrapał głośno.
Wiedziałam, że śpi, ale mimo to wyszeptałam głośno.
- Hej, Ryan.
Bez odpowiedzi.
- Ryan, śpisz? – głośniej.
Ryan obrócił się na bok, prawie spadając z kanapy i spojrzał na mnie.
- Hmm? Co jest, Case?
- Miałam zły sen.
- Wszystko już jest w porządku, wracaj spać – wymamrotał.
Widok mojej mamy leżącej na podłodze i dziewczynki stojącej nad nią, nie chciał opuścić mojej głowy. Wprawdzie dziewczynka nie wyglądała strasznie w moim śnie, ale kiedy o tym myślałam, wiedziałam, że było w niej coś złowieszczego. Dokładnie pamiętałam jej twarz, co mnie dziwiło, bo zazwyczaj twarze w moim snach były niewyraźne, bez detali. A ona... wyglądała znajomo, ale nie chyba nie wyglądała jak nikt, kogo znam w realnym życiu. Nagle przypomniało mi się coś innego.
- Wciąż nie zabraliśmy mojego samochodu – powiedziałam. – Dalej stoi pod domem starszego pana. Mam nadzieję, że nie został zniszczony razem z budynkiem.
- Pojedziemy tam rano, teraz spróbuj trochę odpocząć.
Pepper obudziła nas kilka godzin później, uśmiechając się szeroko. Zaczęła już przygotowywać śniadanie, więc szybko narzuciłam na siebie szlafrok i zaoferowałam pomoc. Lubiłam Pepper, była wesoła, żywiołowa i bardzo hojna. Ryan za nią nie przepadał. Osobiście nie pamiętam pierwszego dnia u niej, ale z tego co opowiedział mi Ryan, Pepper i jej współpracownicy zajmują się dziwnymi rzeczami. W szczególności szef Pepper – Calvin. Jednak uważam, że bardzo dużo im zawdzięczam, a z Pepper dogaduję się jak z siostrą.
- Możemy odebrać moje auto dzisiaj? – zapytałam, kiedy byłyśmy już w kuchni.
- Tak naprawdę miałam w planach coś innego – odpowiedziała Pepper. – Skoro czujesz się lepiej, pomyślałam, że podjedziemy do mojej pracy. Powiedziałam już Calvinowi, że tam będziemy.
„Świetnie,” pomyślałam. Pepper wyjasniła mi, że Calvin jest kolekcjonerem obiektów paranormalnych, a jego firma produkuje przedmioty mające chronić ludzi przed okultyzmem. Niegdy wcześniej nie słyszałam nazwy tej firmy (i myślę, że Pepper nie byłaby szczęśliwa, gdybym ją tu podała), ale podobno jest dobrze znana. Miałam nadzieję dowiedzieć się więcej na jej temat.
- Możemy pojechać po twój samochód później – powiedziała Pepper, i podała śniadanie na stół.

Do biura dotarliśmy około południa. Byłam zaskoczona, że miejsce wyglądało zupełnie normalnie, jak każde inne biuro. W recepcji siedziała sympatyczna, starsza kobieta, która przywitała się z Pepper po imieniu, kiedy przechodziliśmy obok. Szliśmy długim korytarzem, mijając po drodze pokoje konferencyjne i inne biura.
Ryan został trochę w tyle, byłam pewna, że jest zdenerwowany. Obwiniał siebie za to, że wystawił mnie na niebezpieczeństwo i pragnął tylko, żeby to wszystko się już skończyło raz na zawsze. Pepper wyjaśniła mi, że to faktycznie Ryan przyciąga do nas paranormalne doświadczenia i ignorowanie ich jest daremne.
- To nie wasza wina – powiedziała do nas. – Jednak mogliście to nieco pogorszyć próbując pomóc innym ludziom.
Zatrzymaliśmy się przed jednym z biur. Zajrzałam do środka i zobaczyłam Calvina siedzącego przy biurku z nosem w dokumentach. Spojrzał na nas, kiedy weszliśmy do środka i uśmiechnął się.
- Witajcie – powiedział wstając i zwrócił się do mnie. – Miło widzieć, że czujesz się lepiej. Chciałbym ci zadać wiele pytań, ale pozwól, że najpierw was oprowadzę. Chodźcie.
Poprowadził na do zamkniętego pokoju na końcu korytarza. Wpisał kod, przekręcił klucz w zamku i znaleźliśmy się w nowoczesnym holu. Mogłam zajrzeć do najbliższego pokoju – kilku ludzi w białych kitlach pracowało przy nowoczesnym sprzęcie.
Ryan szturchnął mnie i powiedział:
- To jest Dr. Levine – wskazał palcem na starszego mężczyznę.
Doktor zauważył nas i pomachał przyjaźnie. Nieśmiało się uśmiechnęłam w odpowiedzi, zanim Calvin poprowadził nas dalej, w głąb budynku.
Nie będę opisywać całości zwiedzania. Calvin pokazał nam wiele rzeczy, których nie rozumieliśmy. Wyglądało na to, że znaczyły dla niego bardzo wiele i były sekretne. Prawdopodobnie nie powinnam o tym pisać, ale wątpię, że oni wiedzą o moich postach.
Na koniec Calvin zabrał nas do pokoju pełnego pudełek, słoików i szafek z aktami. Zrozumiałam, że właśnie spoglądam na kolekcję Calvina – lub chociaż na jej część.
On sam zaczął wypytywać mnie o moje paranormalne doświadczenia. Opowiadałam już to wszystko Pepper, która na pewno przekazała te informacje swemu szefowi. Ale teraz chciał więcej szczegółów – gdzie teraz podziewał się naszyjnik od cioci? Co Derek zrobił z pudełkiem z zębami? Zdałam sobie sprawę, że Calvin szukał kolejnych obiektów do swojej kolekcji.
Nie miałam nic przeciwko temu – jeśli ja mu pomogę, on pomoże mi.
Po kilku długich godzinach, pełnych pytań, naprawdę chciałam odpocząć. Pepper zasygerowała, żebyśmy w trójkę (ona, ja i Ryan) poszli na lunch, po drodze być może zabierając mój samochód.
Kiedy opuszczaliśmy pokój, spojrzałam w stronę korytarza i zamurowało mnie.
Na środku stała mała dziewczynka.
Nie pasowała tutaj, Ryan i ja byliśmy najmłodszymi osobami w budynku. Nie spodziewałam się, że zobaczę tutaj dziecko. Uśmiechnęłam się i pomachałam do niej, wtedy ona ruszyła w naszym kierunku. Odwróciłam się do Ryana.
- Myślisz, że mamy dzisiaj dzień pod tytułem: „Przyprowadź swoją córkę do pracy”, czy coś podobnego?
- Hmm? Co masz na myśli? – Ryan spojrzał na korytarz.
- Ta dziewczynka... – wskazałam palcem, kiedy zorientowałam się, że nigdzie jej nie ma. – Hę?
„Dziwne,” pomyślałam, ale za bardzo się tym nie przejęłam w tamtej chwili. Kierowaliśmy się do wyjścia, mijając po drodze kolejne pokoje. Były teraz puste, wygladało na to, że wszyscy już wyszli. Chciałam pożegnać się z Dr. Levine, ale drzwi do laboratorium były zamknięte. Mimo to, podeszła do okna, żeby zobaczyć, czy on też już wyszedł.
W środku stała dziewczynka, tuż przy oknie.
- Boże! – krzyknęłam i odskoczyłam, moje serce biło bardzo szybko. Ryan w mig znalazł się przy mnie, pytając, co się stało.
- Znowu ta dziewczynka, tylko... – przerwałam, bo zrozumiałam coś jeszcze. Jej włosy. Miały taki sam kolor, jak włosy dziewczynki z mojego snu. Jej twarz również wydała mi się znajoma...
Calvin usłyszał moje słowa.
- Jaka dziewczynka? – wyglądał na zdenerwowanego i szybkim ruchem otworzył drzwi do pokoju, w którym przed chwilą ją widziałam. Był pusty.
Pepper weszła do środka, aby się upewnić, że nikogo tam nie ma. Nie było.
- Widziałam ją, przysięgam – powiedziałam drżącym głosem. – Wyglądała jak z mojego snu poprzedniej nocy.
Calvin wyglądał na zaniepokojonego, zapytał, czy jestem pewna, że ją widziałam. Kiwnęłam głową.
- Chodź ze mną – powiedział i poprowdził nas do zupełnie innego pokoju. Była tam ściana wypełniona ekranami. Wyświetlały nagrania z kamer w całym budynku. Ochroniarz siedział naprzeciw nich. Calvin poprosił go o puszczenie nagrania z pokoju, który właśnie opuściliśmy.
- Pierwszy raz widziałam ją w korzytarzu – powiedziałam wskazując na jeden z ekranów. Ochroniarz natychmiast przwinął nagranie z tej kamery. Po minucie zobaczyłam naszą czwórkę wychodzącą z pokoju kolekcjonerskiego. Widziałam siebie, rozmawiającą z Ryanem i wskazującą w głąb korytarza... na nic. Ciarki przeszły mi po plecach.
- Przysięgam, że tam była – powiedziałam cicho. Byłam pewna, że spojrzą na mnie teraz jak na wariatkę. Zapomniałam przez moment z kim mam do czynienia, bo Calvin zwrócił się tylko do ochroniarza:
- Przepuść nagranie przez filtry.
Uważnie obserwowałam ekran. Obraz drastycznie się zmienił – zajęło mi chwilkę, zanim udało mi się znów rozpoznać korytarz. Kiedy przyzwyczaiłam się już do tego widoku, oglądałam to samo nagranie, co wcześniej – nie było żadnej dziewczynki. Westchnęłam. Może miałam omamy. Ale wtedy obraz znów się zmienił i wszyscy wstrzymali oddech.
Tym razem na nagraniu dokładnie było widać małą dziewczynkę, na którą wskazywałam. Włosy stanęły mi dęba, kiedy spojrzała ona wprost na kamerę. Jej usta się poruszały, jakby próbowała coś powiedzieć.
Zakręciło mi się w głowie. Nie patrzyłam, kiedy pozostali ponownie odtworzyli nagranie. Mój wzrok zatrzymał się na innym ekranie - pokazywał on miejsce, w którym widziałam ją po raz drugi. Była tam duża, zapisana tablica. Jedno zdanie było zdecydowanie wyraźniejsze od reszty. Przybliżyłam twarz do ekranu, aby je odczytać.
„Idź do domu.”

Mijały minuty, albo i godziny... Skuliłam się na krześle z tyłu pokoju, próbując stłumić to, co właśnie zaczęło do mnie dochodzić. Nie słuchałam pozostałych – byli pochłonięci dyskusją na temat dziewczynki w korytarzu. Calvin był zły, Pepper kłóciła się z nim. Nie zwracałam na nich większej uwagi, nie wiedziałam o co się kłócili. W pewnym momencie Ryan zauważył, że odeszłam na bok i podszedł do mnie.
- Nie ma się czego obawiać, Casey – powiedział. – To znaczy, zobacz gdzie jesteśmy. Takie rzeczy zdarzają się tutaj na porządku dziennym.
„To nie może być prawda. Dlaczego Pepper i Calvin są tak poruszeni tą sprawą?” pomyślałam.
Zamiast wypowiedzieć te słowa na głos, musiałam powiedzieć Ryanowi coś innego.
- Znam tę dziewczynkę...
- Naprawdę? To świetnie! Kim ona jest i skąd ją znasz? Była twoją koleżanką? Czy ona... no wiesz... umarła? – Ryan próbował wypowiedzieć ostatnie słowa ze współczuciem, ale czułam, że umiera z ciekawości.
Potrząsnęłam głową.
- Kiedy byłam dzieckiem i zostałam adoptowana przez mamę i tatę, czułam się samotna. Nie znałam nikogo w sąsiedztwie, a szkoła jeszcze się nie rozpoczęła. Nie miałam się z kim bawić i zamiast tego... miałam wymyśloną przyjaciółkę...
Ryan chyba nie do końca rozumiał, o czym mówię, więc kontynuowałam.
- Miałam na imię Jodie. Miała orzechowe włosy i jasną cerę. Była tylko odrobinę wyższa ode mnie w tamtym czasie – tak ją sobie wtedy wyobrażałam. Ryan, ta dziewczynka na nagraniu...
Wskazałam palcem na ekran.
- ...to ona. To jest właśnie Jodie.

CZĘŚĆ II
- Po prostu zabierz mnie do domu – zwróciłam się do Pepper. – To znaczy, do twojego mieszkania.
Znajdowaliśmy się na parkingu obok pracy Pepper. Obserwowała mnie uważnie, jakby za chwilę miała się załamać. I być może byłam bliska załamania. Nie dlatego, że właśnie zobaczyłam wymyśloną przyjaciółkę z dzieciństwa, ale z powodu zmęczenia i stresu. I miałam już dość ich skakania koło mnie.
- Chociaż chodź z nami coś zjeść – poprosił Ryan. Wyglądał na zmartwionego i wyciągnął do mnie rękę.
Odepchnęłam go.
- W mieszkaniu jest coś do jedzenia. Proszę, zawieźcie mnie tam zanim pojedziecie odebrać mój samochód – błagałam. – Dam sobie radę.
Tak naprawdę nie czułam się dobrze. Po oglądnięciu nagrać z kamer, wszyscy zrozumieliśmy, że nie miałam omamów: faktycznie istniała dziewczynka podążająca za mną, która wyglądała dokładnie tak, jak moja wymyślona koleżanka z dzieciństwa. Ostatnio pojawiła się w moim koszmarze, kiedy moja matka upadła na podłogę bez świadomości. Miałam nadzieję, że Calvin będzie wiedział co robić. Na tym polega przecież jego praca – produkują elementy ochrony przed takim zdarzeniami.
Zamiast dać nam rozwiązanie, Calvin pożegnał nas bez żadnych wyjaśnień. Zastanawiałam się, o co mu chodzi, ale Pepper jedynie zapewniała, że nie powinnam się tym martwić.
- Proszę – jęknęłam. Byłam bliska tupnięcia nogą, ale wiedziałam, że jeśli stracę nad sobą panowanie, z pewnością nie zostawią mnie samej. Marzyłam tylko o tym, żeby skulić się na kanapie pogrążona w mojej własnej rozpaczy. Żałosne, wiem.
- W porządku – ustąpiła Pepper, mimo że Ryan wciąż się wahał. Kocham tego człowieka, ale naprawdę nie potrzebowałam wtedy jego obecności.
Pepper podwiozła mnie pod swoje mieszkanie i dała mi dodatkowe klucze. Ryan opuścił szybę w aucie i na pożegnanie pocałowałam go.
- Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała – powiedział jeszcze. – Wrócimy tak szybko, jak się da.
Kiedy odjechali, przypomniałam sobie, że mój telefon był wyłączony. Nie ładowałam go chyba odkąd zatrzymaliśmy się u Pepper. Po prostu nie pamiętałam o tym. Moje życie jakby stanęło w miejscu. Powinnam była chociaż zadzwonić do mamy i taty, albo chociaż do współlokatorki. Nie wiedzieli przecież, gdzie jestem – na pewno bardzo się martwili. Odepchnęłam od siebie te myśli, miałam już wystarczająco na głowie.
Budynek, w którym mieszkała Pepper, był porządny i nowoczesny, jednak winda wyglądała na zrobioną w starym stylu. Może to przez obskurny dywan w środku, lub słabe światło, albo skrzypienie drzwi przy ich otwieraniu. To była jedna z tych wind, które podjeżdżały prosto do mieszkania, więc nie można było nacisnąć żadnego z guzików jeśli nie miało się odpowiedniego klucza.
Włożyłam klucz od Pepper w odpowiednie miejsce i nacisnęłam numer 11.
Winda ruszyła powoli, a ja oparłam się o ścianę. Myślami byłam w czasach, kiedy miałam 7 lat i dopiero zaczęłam bawić się z Jodie. Wszystko robiłyśmy razem. Zawsze miałam dodatkowy talerzyk dla niej, kiedy czytałam książkę, czekałam aż ona doczyta do końca, zanim przewróciłam kartkę... Zawsze mi towarzyszyła na spacerach...
Przypomniałam sobie też, dlaczego przestałam się z nią bawić. Kiedy opowiedziałam mamie o Jodie, była bardzo zdenerwowana. Nie chciałam, żeby była na mnie zła, pragnęłam żeby ona i tato byli zadowoleni, że mnie adoptowali. Więc przestałam rozmawiać z Jodie i wkrótce całkiem o niej zapomniałam. Do dzisiaj – kiedy pokazała się i nie wyglądała już na wymyśloną...
Patrzyłam jak numery zmieniają się na wyświetlaczu z czasem, jak winda docierała wyżej i wyżej. 8...9...10. Kiedy zbliżyła się do „11”, zrobiłam krok do przodu, gotowa wejść do mieszkania. Ale winda nie zatrzymała się. Spojrzałam w górę. 12...13...14. Byłam zdezorientowana, bo do tej pory byłam pewna, że Pepper miaszkała na ostatnim piętrze. Nie było więcej guzików po numerze „11”. Światło zamigotało, a mnie obleciał strach. Winda się zatrzymała. Piętro „16”.
Drzwi się rozsunęły. Przylgnęłam do przeciwległej ściany, bojąc się, co mogę zobaczyć. Na zewnątrz nie było nic oprócz ciemności. Nie było nawet najmniejszego promienia światła. Zamrygałam nerwowo, modląc się, by moje oczy szybko przyzwyczaiły się do panujących ciemności.
Kilka razy nacisnęłam przycisk: „zamknij drzwi” oraz „11”. Nic się nie wydarzyło. Mój oddech przyspieszył i stał się głośny. Tak głośny, że obawiałam się, że ktoś (lub COŚ) może go usłyszeć. Na chwilę przestałam oddychać, ale dźwięk nie ustał. Odgłos ciężkiego oddechu dochodził z ciemności.
Jakieś światełko zamigotało w środku i ostatecznie byłam w stanie zobaczyć pokój. Stało tam kilka krzeseł ustawionych wokól jednego łóżka pośrodku. Zasłona nie pozwoliła mi zobaczyć, co jest na łóżku. Pokój był słabo oświetlony, bardzo słabo, przez pojedynczą, migającą lampkę za zasłoną. Odłos musiał dochodzić z łóżka.
Usłyszałam wolne, regularne pikanie. Nie wiedziałam, czy właśnie się zaczęło, czy po prostu do tej pory nie zwróciłam na to uwagi. Brzmiało jak EKG, urządzenie, którego używa się w szpitalach, by kontrolować pracę serca - ten rytm nie brzmiał jak zdrowe serce. „Ktokolwiek tam jest, ma kłopoty,” pomyślałam. Niewiele myśląc opuściłam windę i ruszyłam do przodu.
Wtedy właśnie dostrzegłam niewysoką postać, stojącą tuż obok łóżka. Jodie.
Zamarłam. Widziała mnie? Jej twarz ukryta była w cieniu, skierowana w stronę łóżka. Z miejsca, w którym teraz stałam, mogłam przyjrzeć się części łóżka. Ktoś z pewnością w nim leżał. Widziałam kształt nóg pod kocem i ramię wystające spod niego. Krew buzowała mi w uszach; musiałam się stamtąd wydostać, i to szybko. Ostrożnie zrobiłam krok do tyłu i w tym samym momencie Jodie odwróciła się do mnie i również zrobiła krok do przodu.
Zatrzymałam się. Jodie też. Jej twarz wciąż skrywały ciemności, ale czułam jej wzrok na sobie. Zrobiłam jeszcze jeden, spokojny krok w tył, i znów Jodie zrobiła to samo. Znów zamarłam. Jodie nie.
Rzuciła się w moim kierunku z ogromną szybkością. Natychmiast odwróciłam się i ruszyłam do windy. Drzwi zaczęły się zamykać, udało mi się w skoczyć do środka w ostatniej chwili. Upadłam na podłogę. Spojrzałam w stronę pokoju i zanim drzwi całkiem się zamknęły, zobaczyłam twarz Jodie.
- Idź do domu – powiedziała miękkim głosem.
Leżałam na podłodze, panicznie łapiąc powietrze, kiedy winda dojechała do 11 piętra. Zadźwięczała i drzwi otworzyły się do mieszkania Pepper. Wyczołgałam się z niej, prosto do łazienki. Pepper miała tam „żel solny” w apteczce; mówiła, że działa lepiej niż zwykły okrąg z soli. Chwyciłam buteleczkę i wróciłam do salonu, by zamknąć kanapę w kole z żelu. Skuliłam się potem na kanapie z nadzieję, że Ryan i Pepper szybko wrócą do domu.
Chwilę później usłyszałam stukanie w okno, jakby ktoś chciał zwrócić moją uwagę. Już prawie się obróciłam, kiedy przypomniałam sobie, że jestem na 11 piętrze.
- Odejdź Jodie! – wymamrotałam.
Stukanie na chwilę ustało, by znów rozbrzmieć na nowo.
- Odejdź! – powiedziałam głośniej. Przykryłam głowę kocem, próbując zignorować hałas.
Stukanie znów na moment ustało. Ledwo poczułam ulgę, rozbrzmiało na nowo – głośniej i szybciej.
- ODEJDŹ!

- Casey, wszystko w porządku? – zapytał Ryan. Nie zauważyłam nawet, że winda się otworzyła, ale kiedy ściągnęłam koc z głowy, zobaczyłam Ryana i Pepper stojących obok.
Ryan podszedł bliżej.
- Co się stało? – ominął okrąg z soli i usiadł na kanapie.
Musiałam wyglądać strasznie, zwinięta w kłębek pod kocem, moja twarz z pewnością biała ze strachu.
- Muszę wrócić do domu – powiedziałam.
- Wiem, wiem – odpowiedział Ryan. – Musimy tylko zaczekać aż Calvin znajdzie rozwiązanie. Wtedy wrócimy.
- Nie. Muszę wracać do domu NATYCHMIAST – powtórzyłam. – Jodie mi kazała.
Wyglądał na zszokowanego, sama byłam zaskoczona własnymi słowami. „Kiedy zdecydowałam się na powrót do domu?” pomyślałam. Ale miałam pewność, że jest to dobra decyzja.
- Słonko, nie musisz robić tego, co każe ci Jodie... – zaczął.
- Proszę, zaufaj mi. Nie musisz iść ze mną, daj mi tylko klucze.
Pepper przysłuchiwała się naszej rozmowie, po czym wtrąciła.
- Nigdzie nie idziesz, bez dyskusji – powiedziała patrząc mi w oczy. – Pozwól nam się tym zająć.
Wiedziałam, że nie ma sensu się z nią kłócić. Zanim mogłam dalej błagać Ryana, by mi pomógł, on wstał i wyszedł z pokoju. Zostałam sama i jedyne, co mogłam zrobić, to położyć się spać.

Mama była w kuchni, piekła szarlotkę. Pomagałam jej, tylko tym razem wiedziałam, że śnię. Wiedziałam też, co stanie się za chwilę: mama upadnie, będzie krwawić. Chciałam ją ostrzec, ale nie mogłam krzyczeć, nie mogłam się nawet ruszyć. Kroiłam jabłka, aż usłyszałam uderzenie.
Wtedy obróciłam się, by zobaczyć znajomą scenę: mama leżała na ziemi nieruchomo. Jodie również była tam, gdzie wcześniej. Stała nad moją matką, ale zanim się odezwała, powiedziałam: „Wiem, idę do domu.”
- Obudź się – powiedziała ona.
- Obudź się!
Wyrwano mnie ze snu i prawie krzyknęłam, kiedy zobaczyłam twarz Ryana przy mojej.
- Obudź się – wyszeptał ponownie.
- Nie śpię, nie śpię – zauważyłam, że na dworze jest już ciemno. – Co robisz?
- Jedziemy do domu – powiedział. – Chodź.
Spojrzałam na zegarek, była czwarta nad ranem. Ryan był ubrany, w dłoni miał kluczyki do samochodu. Na szczęście nie przebierałam się do spania, więc tylko wyskoczyłam z łóżka, gotowa do wyjścia. Poszliśmy schodami, żeby nie obudzić Pepper i w mgnieniu oka byliśmy w drodze do domu.
Moje miasto rodzinne było oddalone o kilka godzin jazdy, więc zanim dojechaliśmy, nadszedł ranek. Ryan zaparkował pod moim domem. Wbiegłam do środka, zanim nawet zdążył odpiąć pasy.
- Mamo? Tato? – zawołałam, ale na próżno.
Wpadłam do kuchni i zadrżałam. Na stole leżało kilkanaście pokrojonych jabłek, wszystkie brązowe, jakby leżały tak już dość długo. Na podłodze zauważyłam... krew? Zrobiło mi się słabo.
- Mamo! – krzyknęłam znowu i znowu, ale bez odpowiedzi. Usłyszałam za sobą kroki i po chwili obok zjawił się Ryan. Zerknął na bałagan w kuchni i zabrał mnie na zewnątrz.
- Samochód stoi przed domem – powiedziałam. – Muszą tu być!
Wybiegłam na dwór, aby się upewnić – oczywiście samochód rodziców tam był. Byłam zdruzgotana: gdzie oni mogą być? W tym momencie jeden z sąsiadów wyszedł po gazetę leżącą na podjeździe.
- O, Casey – powiedział. – Dobrze, że cię widzę. Twój tato próbował się z tobą skontaktować.
Poczułam ulgę, zanim znów poczułam ogromny strach.
- Co się stało?!
- Twoja mama jest w szpitalu – wyjaśnił. – Zemdlała dwa dni temu, ale nic więcej nie wiem. Przykro mi.
Ryan zapisał adres szpitala – ja nie byłam w stanie nic zrobić. Nie było to daleko, dojechaliśmy na miejsce około ósmej. Wbiegłam do recepcji, podałam swoje imię i powiedziałam, że muszę zobaczyć się z mamą.
- Tylko rodzina – powiedziała kobieta. Ryan musiał zaczekać na zewnątrz.
Kobieta zaznaczyła również, że odwiedziny będą możliwe dopiero za pół godziny, więc nerwowo chodziłam w kółko, aż pozwolili mi wejść.
Pokój, w którym leżała mama, miał numer „16”. „Winda zatrzymała się na szesnastym piętrze,” pomyślałam, przypominając sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Zaczęłam biec, kiedy zbliżyłam się do pokoju i wparowałam do środka. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, być może zobaczyć mamę, umierającą i słabą.
Zamiast tego, mama siedziała na łóżku, jedząc kisiel, przed nią leżały w połowie ułożone puzzle. Tato siedział obok na krześle – spał.
- Casey! – wykrzyknęła mama radośnie. – Nie mogliśmy się z tobą skontaktować, martwiłam się!
Przytuliłam ją mocno, przepraszając raz po raz. Głaskała mnie po włosach, zapewniając, że wszystko w porządku i że cieszy się, że mnie widzi.
Zasłabła z powodu niezdiagnozowanej arytmii i miała wielkie szczęście, że nic więcej się nie stało. Będzie czuła się dobrze po leczeniu. Tato pojechał z nią do szpitala i nie opuszczał jej na krok od tamtego dnia. Teraz, kiedy tu byłam, mógł wyjść na jakiś czas.
Mama i ja zostałyśmy same, rozwiązując razem krzyżówkę.
- Mamo? – powiedziałam po chwili.
- Słucham kochanie?
- Kim jest Jodie?
Wstrzymała oddech i nie byłam pewna, czy będzie w stanie odpowiedzieć. Potem westchnęła ciężko i zaczęła mówić.
- Zanim ciebie adoptowaliśmy, twój tato i ja mieliśmy jeszcze jedno dziecko. Córeczkę o imieniu Jodie. Była chora, umarła w wieku 9 lat. Byliśmy załamani. Musiało minąć wiele czasu, zanim byliśmy gotowi na kolejne dziecko. I wtedy spotkaliśmy ciebie. Zawsze będę tęsknić za moją pierwszą córką, ale byłam bardzo szczęśliwa, że dołączyłaś do rodziny. Nie chciałam, żebyć czuła się zazdrosna i niekochana, dlatego nigdy nie mówiłam ci o Jodie. Przepraszam, jeśli to była zła decyzja.
- Nie szkodzi mamo. Rozumiem.
- Pamiętasz pierwsze dni po przyjeździe do nas? Miałaś wymyśloną koleżankę o imieniu Jodie – mama kontynuowała. – Prawie o tym zapomniałam. Muszę przyznać, że byłam wtedy w szoku. Rozmawiałaś z „Jodie”, jakby stała obok ciebie. Twoja przyjaźń z nią nie trwała zbyt długo, prawda?
Spojrzałam na Jodie, która stała po drugiej stronie łóżka mamy. Uśmiechnęła się do mnie i znów z miłością patrzyła na mamę.
- Nie, nie trwało to długo – uśmiechnęłam się.
Pożegnałam się z rodzicami i zapewniłam, że teraz będziemy w kontakcie, gdyby czegoś potrzebowali. Mama prawie wypchnęła mnie z pokoju, mówiąc, że przez nią opuszczam szkołę. Czułam się winna, nie mogąc powiedzieć jej prawdy. Dobrze, że Jodie została z nią, by dopilnować, czy wszystko jest w porządku.
Kiedy wróciłam do Ryana, rozmawiał przez telefon. Był zły. Uniosłam brwi w niemym pytaniu, co się dzieje. Pokiwał głową i poruszył ustami:”Nic dobrego”. Rozłączył się bez pożegnania.
- Dzwonił Calvin. Powiedział, że nie możemy tam wrócić.
- Co? Dlaczego? – zasmuciłam się. Obecność Calvina i Pepper sprawiała, że czułam się bezpieczniej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich tygodni. Mieli mi pomóc, mieli sprawić, że to wszystko ustanie.
- Jodie nigdy nie powinna zjawić się w laboratorium – kontynuował Ryan. – Calvin mówił, że było tam zbyt dużo barier, by je ominąć. Nic paranormalnego nigdy się tam nie dostaje, jeśli on tego nie chce. Do czasu, aż pojawiłaś się ty. Jest przerażony tym, co takiego jest w tobie, że przyciągasz te rzeczy. To jest silniejsze od wszystkiego, co widział w życiu.
„Jeśli Calvin się boi, to ja chyba powinnam wpaść w panikę,” pomyślałam.
- Zasugerował, żebyśmy zmieniali miejsce pobytu. Jeśli zostaniemy w tym samym miejscu, będziemy zagrożeniem dla ludzi obok.
- My? Myślałam, że chodzi o mnie.
- Nie zostawię cię z tym samej – Ryan wypowiedział te słowa z przekonaniem.
Zastanawiałam się, czy powinnam kazać mu odejść. To byłoby rozsądne rozwiązanie. Zamiast tego, razem wróciliśmy do samochodu i odejchaliśmy.

Użytkownik harpoonek edytował ten post 17.09.2012 - 23:30

  • 8

#808

Teppic.
  • Postów: 37
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Zamieszczam creepypastę, która pochodzi ze strony upiorne.pl

Chcę wystraszyć Cię na śmierć!

Witam Cię! Dzisiejsze moje zadanie to wystraszyć Cię na śmierć! Wystraszyć tak byś przez dobre kilkadziesiąt minut nie mógł złapać oddechu! Myślisz sobie pewnie teraz, że to pewnie jakieś brednie ale uwierz mi... jakaś cząstka Ciebie czuje teraz pewien niepokój. Pewnie czytasz sobie te wszystkie creepypasty i inne straszne historie z tym komfortem, że to z pewnością nie jest prawda. Siedzisz w przytulnym domku, na przytulnym fotelu o nic się nie martwiąc. Więc pozwól, że zademonstruję Ci pewną magię na odległość pod tytułem "Wystraszyć niedowiarka na śmierć".

Jeden warunek: Musi być noc a Ty musisz być sam w pokoju! Jesli tak nie jest to nie czytaj dalej bo magia nie zadziała! Jesli jesteś odważny to przełóż czytanie dalej na nocną porę a efekt będzie piorunujący. Gwarantuję!

No to zaczynamy...3...2...1...

Pierwsze co musisz zrobić to zgasić światło w pokoju i uchylić żaluzje lub firany które masz w oknie!

Teraz usiądź wygodnie przed komputerem i spójrz w sufit. Patrz się w niego licząc do sześciu!

Teraz spójrz na podłogę i również licz do sześciu!

To bardzo ważne abyś liczył tylko do sześciu! Możesz sobie pomagać odliczać równe sekundy licząc na przykład: "Jeden...nie boję się...dwa...nie boję się..." i tak dalej!

Teraz bardzo szybko spójrz w okno(musi to byc bardzo szybkie spojrzenie)!

...Nic się nie stało? A co, spodziewałeś się ujrzeć w oknie na przykład jakąś upiorną twarz?

Nie obawiaj się, to jeszcze nie jest ten moment!

Wstań teraz z fotela, podejdź do drzwi swojego pokoju i zapukaj lekko sześć razy powtarzając po każdym razie słowa "Upiorze, gdy oczy me widzą nie wejdziesz". Dla pewności możesz zamknąć drzwi na klucz ale to i tak nie ma znaczenia!

Teraz zamknij oczy, zasłoń je rękami i licz do 33!

Już?

I nic? Dalej się nie boisz?



A co Ty na to jeśli przyjdę dzis w nocy do Ciebie? Zrobię to wtedy gdy będziesz najbardziej bezbronny, czyli podczas głębokiego snu. Obudzę Cię brutalnie, mówiąc "Magia działa hahahaha"!

Do zobaczenia o 3:33 w nocy!



Poniższe zdjęcie przedstawia wizję magika podczas swojej niepokojącej sztuczki!
Dołączona grafika
  • 3

#809

Jooe.
  • Postów: 212
  • Tematów: 32
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Nie moglem spać, pisane z nudów, pierwsza pasta :)


Jest godzina 22. Siedzę sam w domu w ciepłym fotelu. Przede mną włączony telewizor a w nim jakiś program rozrywkowy, na kolanach mój wierny pupil Snopy - tak nazywam swojego kota. Oczy zmęczone już od pracy przy laptopie w końcu przegrywają walkę i ulegają snu. Budze się... wszędzie ciemność, (gasilem tv?) myślałem, że jeszcze się nie obudziłem, ciagle chyba byłem we śnie. Jednak po chwili doszedłem do siebie, miałem wrażenie że przysnąłem tylko na krótką chwile. Lecz nie przypominam sobie żebym kładł laptopa na szafkę obok telewizora, stal tam ciagle włączony, nie przejmowałem się tym jednak i nie próbowałem rozwiązać tej zagadki. Wstałem i ruszyłem ku włącznikowi światła. Aż przymrużyłem oczy, oślepiajaca jasność. Próbuje ogarnąć która godzina szukając telefonu... Zaraz... Krew? To chyba z nosa, czesto po przebudzeniu miewałem krwotoki jednak tej krwi na rękach bylo coś duzo... Nie przejałem się... Szukam telefonu jakaś chwile gdy nagle słyszę znajomy dźwięk mojego dzwonka, telefon był w pokoju obok, leżał na dywanie. Pomyślałem sobie, czy ja do cholery lunatykowałem? 2.14 ! No ładnie sobie pospałem - myśląc to od razu odebrałem telefon od nieznanego numeru - dlaczego wtedy mnie to nie dziwiło? Nieznany numer o drugiej w nocy? Halo... Ciszaa. Drugi raz bardziej stanowczo mowie slucham! Nic. Trochę się zdenerwowalem, rozłączyłem się rzucając telefon na łóżko. Sam kładąc się na plecach. Znowu sen mnie ogarniał gdy usłyszałem drapanie do drzwi frontowych, jakby ktoś czymś ostrym, paznokciami zdzierał z nich farbę. Ciśnienie podskoczyło, chwile się zastanawiając poszedłem sprawdzić, zapaliłem chyba wszystkie światła w domu cholernie boję się ciemności. Ostrożnie podchodzę do drzwi przysłuchując się odgłosom które przed chwilą słyszałem, czekam...stoję jak słup soli z uchem przy drewnianych drzwiach... I znowu! Mocne drapanie ale jakby gdzieś nisko. Ostrożnie przekręcam kluczyk. Złapałem za klamkę lekko uchylając drzwi... Wtedy mało co nie dostałem zawału, kątem oka zobaczyłem coś czarnego wbiegającego do mieszkania... Złapałem się za pierś jakbym chciał powstrzymać moje serce od nagłego wyskoczenia. Snopy! do cholery dlaczego mnie straszysz ? - cicho wyszeptałem. Kamień spadł z serca. Zamknąłem drzwi udając się dalej do swojego pokoju. Alee zaraz... Przecież przed zaśnięciem miałem go na kolanach a wszędzie drzwi były pozamykane. Teraz naprawde się przestraszyłem, co moglem robić w nocy, laptop bezpiecznie odłożony, telefon dziwnie leżący na podłodze a kot na dworze. Nie bardzo było mi w smak myśleć że o północy chodziłem przez sen po domu a może i dworze. Siedzę na skraju łóżka trzymając się za głowę, chcialem wziąć jakieś leki nasenne by móc zasnąć bo w obecnym stanie nie dałbym rady. Podnoszę głowę a tam w drzwiach Snopy, ucieszyłem się i wstając wyciągnąłem ręce po niego lecz uciekł. Poszedlem za nim i stanąłem dęba, drzwi frontowe otworzone były prawie na ościerz. No co jest, przecież je zamykałem do jasnej cholery! Ostrożnie podchodzac do nich w oddali zobaczyłem małą postać, wydawało mi się że to dziewczynka. Osłupiałem. Stała w miejscu i patrzyła na ziemię. Ubrana w różową sukienke i krew?! Po chwili zdołałem usłyszeć jej słowa 'pobaw się ze mną' nie! Tego za wiele, co to ma być. Dziewczynka w środku nocy przed moim domem. Zamknalem gwałtownie drzwi, przekręciłem kluczyk i szybko udałem się niemal biegiem do łóżka. 2:59 jak ten czas leci! Nie moglem przestać myśleć o tej dziewczynce, dlaczego nie spojrzała na mnie. Czy ja mam świra? Wybiła godzina 3. Slysze pukanie do drzwi, ciche i łagodne jednak dosyć złowrogie o tej godzinie. Nie mialem najmniejszego zamiaru otwierać. Siedząc skulony pod koldra w łóżku modliłem się by to coś przestało, abym się obudził z tego... Lecz to nie był sen. Zamarłem, Slysze dźwięk otwierających się powoli drzwi, znam ten dźwięk. Zbliża się, Slysze kroki w korytarzu, to coś zaczęło gasić wszystkie światła po drodze, nagle zgasło i moje w pokoju. Chwila spokoju, cisza, jakże dlugo ona trwała. Wyczekiwalem jakiegos dźwięku patrzac w stronę drzwi za którymi był korytarz, wystarczyło bym mrugnął okiem i zobaczył dwie postacie w drzwiach, zaczęło robić mi się słabo, zemdlałem? Tak mi się wydaje.

Obudziłem się już w szpitalu. Ludzie opowiadali coś o jakimś wypadku i śmierci dziecka czy dzieci.

W końcu przyszedł lekarz a za nim policja. Przed moim domem znaleziono dwa ciała malych dzieci... Zabezpieczono nóż na którym były moje odciski. Którym podobno pozniej próbowałem sobie odebrać życie.
  • 4

#810

FallenAngel.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Kiedy byłeś dzieckiem, strasznie bałeś się twojej łazienki. Nie wiedziałeś czemu, ale kiedykolwiek w nocy widziałeś drzwi łazienki, byłeś atakowany przez przytłaczające cię uczucie niepokoju. Blokowanie drzwi łazienki przed pójściem spać to twój nawyk.Nigdy nie wypoczniesz, dopóki drzwi nie będą zamknięte ani zablokowane i nie wyszepczesz sobie słów:"Są zablokowane."Nigdy nie rozumiałeś własnych lęków. Kiedy dorosłeś, zacząłeś próbować je przezwyciężyć, a przynajmniej ignorować je najlepiej jak tylko mogłeś. Chociaż to uczucie nadal się utrzymuje, stajesz się odważniejszy. Czujesz, że można zapomnieć o tych pozornie nieuzasadnionych dziecięcych traumach.Wtedy decydujesz się podjąć decyzję, by przestać blokować drzwi. Obracasz się na łóżku, próbujesz zrobić wszystko, by nie patrzeć ani nie myśleć o niepokojących drzwiach. Po długiej walce z myślami w końcu zasypiasz.Nagle budzisz się w środku nocy. Pierwszą rzeczą, z której zdajesz sobie sprawę jest to, że nie jesteś już w łóżku. Leżysz na twardej i zimnej posadzce, otoczony ciemnością i ciszą. Próbujesz zorientować się gdzie jesteś dotykając wszystkiego do okoła, aż twoja ręka dotknęła wanny. Twojej wanny. Nieruchomiejesz. Twoje serce zaczyna bić, podczas gdy w panice próba usłyszenia jakiegokolwiek dźwięku wskazuje na coś, co oprócz ciebie znajduje się w łazience. Nie słyszysz niczego prócz własnego panicznego oddechu. Myślisz, że to coś usłyszy twój oddech, a to tylko pogłębia twoją rozpacz. Ledwo jesteś w stanie zebrać siły by wstać. biegniesz do brzwi tak szybko, jak to możliwe. Próbujesz obrócić klamkę, zdajesz sobie sprawę z twojego błędu. Twoje serce przestaje bić. "Są zablokowane." Nagle słyszysz czyjś oddech za plecami..

Użytkownik FallenAngel edytował ten post 22.09.2012 - 15:04

  • 5


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych