Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#811

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Drzwi lęków

Ujrzałem drzwi i wiedziałem, że za nimi nie ma nic. Nie ma nic dobrego. Skąd to wiem? Bo są zamknięte. Gdyby było tam coś dobrego to nikt by ich nie zamykał, bo nie byłoby potrzeby. A teraz są zamknięte, tak dla ochrony. A co by było gdybym je otworzył? Mogę, ale pewnie bym żałował.

Przenieśmy się do dawnych czasów. Wieki w tył. Za drzwiami na ciężkim krześle siedzi stary mężczyzna i pisze. Dźwięk energicznego przesuwania pióra po kartce pergaminu przerywa co chwilę dźwięk ciszy. To cisza na zamoczenie pióra w atramencie. Jest jeszcze jeden dźwięk, który przerywa ciszę. Burza, która szaleje za oknem. Oprócz świeczki blask piorunów jest źródłem światła. Przed nim dębowe biurko. Czarny kot wierny niczym pies wyleguje się pod nogami właściciela. Drzwi skrzypią od wiatru szalejącego wokół, a takt zegara przypomina o upływie czasu. Co jakiś czas słychać myszy myszkujące w spiżarni.
Wróćmy do starca. Co on tak pisze? Zajął już kilkanaście stron! To nie jest mnich przepisujący święte księgi.
To ktoś piszący o wszystkim tym, co jest za drzwiami. Drzwiami przeznaczenia. Drzwiami lęków. Czy na pewno chcesz je otworzyć?

Stań przed drzwiami. Łapiąc klamkę poczujesz jaka ona zimna, trupio zimna. Jak wystający kawałek kości z drzwi. Żuchwa?
Wiem, że jest wizjer. Zaglądniesz przez niego? Nie, wolisz od razu nacisnąć klamkę. Dźwięk zgrzytu kośćmi towarzyszy otwarciu wrót. Staje przed Tobą ciemność. Pan Ciemność, który otacza wszystko. Robisz krok w tył. Ale wołają Cię. Oni wołają Cię po imieniu. Jak w transie wracasz w miejsce, z którego przed chwilą się wycofałeś, aby za parę chwil ruszyć kroczek przed siebie. Wahasz się, czy zrobić jeszcze jeden krok, czy zawrócić. Ale jednak stawiasz nogę, aby iść dalej. Mówię ci stop! Wracaj! Nie słuchasz. Za późno. Drzwi za Tobą się zamykają. Nie ma odwrotu, nie ma wyboru… Teraz zmierzysz się ze wszystkim co zostało zapisane w księdze.
  • 5

#812

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Zagadka


Jest taki sposób żeby sprawdzić czy ktoś na nas patrzy kiedy jesteśmy między ludźmi nie rozglądając się. Bo gdy się rozglądniemy ludzie po prostu odwrócą wzrok i nie jesteśmy pewni czy patrzyli. Wtedy wystarczy tylko ziewnąć. Jak wiadomo ziewanie jest zaraźliwe. A więc gdy ktoś by na nas patrzył to powinien się zarazić. Wtedy tylko rzucimy okiem i zobaczymy kto ziewa i mamy zagadkę rozwiązaną.

Ale powiedz mi jedno. Dlaczego gdy jestem sam w domu i przypadkiem ziewnę to słyszę za chwilę ciche ziewanie zza szafy…
  • 1

#813

amadox.
  • Postów: 38
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Silent Hill Origins- Prawdziwa Wersja.
Witam. Jestem zwykłym graczem lubującym sie w horrorach a już na prawdę uwielbiającym serie Silent Hill. Historia którą wam opowiem przydarzyła mi się podczas grania w tę grę zeszłego weekendu. Postanowiłem kupić SH 0 po okazyjnej cenie w osiedlowym komisie wymiany i sprzedaży gier. Kosztowała jedynie 25 zł. lecz była używana. Wprawdzie nie posiadała instrukcji ale była w oryginalnym opakowaniu. Tak więc nabyłem owe UMD i wróciłem zadowolony do domu. Następnego dnia (piątek) cieszac sie iz miałem wolny wieczór postanowiłem odpalić moje SH na psp. Po włączeniu gry na chwilę wyświetliło się standardowe logo Konami szybko zastapione jednak przez napis: True Version. Zdziwiło mnie to nieco lecz pomyślałem iż to jakiś błąd graficzny. Potem ekran na dobra chwile stał sie czarny i nagle rozbłysną wyświetlajac duży napis Silent Hill 0rigins: True Version, zaś z głośników popłynął długi jęk (chyba ludzki). Byłem pod wrazeniem gdyz nie wiedziałem ze gra zaczyna się w taki sposób. Szybko jednak stwierdziłem że po prostu były właściciel poczynił w grze pewne zmiany. Menu główne utwierdziło mnie w tym. Poza wielkim napisem z boku głoszącym: You are playing in True Version, so pain and fear will be true too! (ang: właśnie grasz w prawdziwą wersję więc ból i strach także będą prawdziwe.) oraz mniejszymi New Game, Options nie było tam nic. Tło także było niestandardowe. Po prostu białe, najbielsze z możliwych. Najpierw wkurzyłem się ( w końcu zapłaciłem za noramlna gre a nie przeróbkę) jednak po chwili pomyślałem że może być to ciekawe doznanie. Wybrałem więc New Game (w opcjach była tylko jasność i głośność) zaś erkan rozbłysnął biela i wprawnie przeszedł w czerń. Chwila niczym niezmąconej ciemnosci i ciszy i rozpoczęła się gra. Ekran wyśiwetlił mi dwa napisy. He's watching you (ang: On na ciebie patrzy) oraz She is disappointed of you. (ang: Ona jest toba zawiedziona). Oczywiście wszytko było w takiej samej oprawie: proste, czarne napisy na idealnie białym tle. Potem ekran zgrabnie przeszedł do widoku zza pleców postaci. Byłęm Travisem. Tym samym travisem z oryginalnej wersji. Tyle z normalnej części gry. Pomieszczenie w którym byłem zdecydowanie nie zgadzało sie z początkiem tej częsci silenta ani z żadną inną lokacją w grze. Pokój był owalny o ścianach pokrytych jakby mięsem zaś podłoga była czarna jak smoła. Pomyślałem więc ze muszę byc w OtherWorldzie. Ruszyłem do jedynych drzwi w tym niedużym pokoju. Zatrzymałem sie jednak i obejrzałem wpierw swój ekwipunek. Nie było w nim ani medalika Travisa ani latarki ani nawet słynnego radia. Byłą tylko jedna broń. Młot. Firmowy młot originsa. Wyjąłem go i czujac się pewniej otworzyłem drzwi. Miejsce w którym się znalazłem wyglądało mi na otawrtą przestrzeń, najpewniej parking. Owdróciłęm swoja postać lecz za mna nie było nic. Żadnych drzwi. Zdzwiony pomyślełem: Co jest do... Jednak moje przemyslenia przerwał krzyk jakiegos mężczyzny dobiegający z dalek z otaczjacej mnie mgły. Wrzask się powtarzaĸł więc ruszyłem jego tropem. W końcu dotarłem. Po śrdoku betonowej pustyni, wśród typowej Silent Hill'owej mgł← stał blaszany, duży generator prądu. To z niego wydobywały się jęki i wrzaski. znalazłem małę drzwiczki i majac młot w pogotowiu wszedłem do srodka To co stało sie potem sprawiło że pożałowałem mojej ciekawości i że zaraz nie poleciałem oddać gry żdajac niezmienionej wersji. Bowiem po wejsciu do blaszangeo generatora gra znów wyciemniła ekran a po chwili wyswietlił mi się krótki filmik powieszonego mężczyzny który szamotał się na linie. Kamera filmowała go jakby z dołu od rogu, tyłem. Filmik o dziwo był w technice 3D a nie nagrywany normalnie co sprawiło że strach nie spraliżował mnie całkowicie. Po chwili tego surrealistycznego widoku ekran przeskoczył wyświetalając Travisa który stał w ciemności i upadał na kolana. Filmowany był z tej samej perspektywy co człowiek na linie. Z ręki bohatera wysliznął sie młot zas sam Travis upadł na ziemię. Wtedy kamera podjechała nad plecy tirowca i ukazałą iż leży on w drgawkach i kałúży krwi. Wtedy nastąpiło błyskawiczne przemigniecie na twarz wiszacego na sznurze mężczyzny. Byłą to twarz podobna do twarzy Richarda (ojca Travisa) ale jednocześnie bardziej przerażona zaś oczy miał szeroko otwarte. Po chwili z jego ust trysnęła krew i cos brązowego. Chyba (i to było tak obrzydliwe ze zachciałem wyączyć te gre) kał. Potem erkan znów błsysną bielą i przeszedł do czerni. Chwila ciszy i znów dwa napisy a ja wciąż wytrwale grałem nie mogąc się poruszyć. Jeden napis głosił: He can't see anything anymore (ang: On już nic nie zobaczy) i drugi: She is still disappointed of you (ang: Ona wciaż jest tobą zawiedziona). Oczywiście napisy pod względem graficznym były indentyczne z tamtymi z poczatku. Potem gra sprawnie przeszła do widoku zza pleców. Znów był to Travis. Wyglądał normalnie. Stał teraz w długim korytarzy z wieloma drzwiami. Nie miał już nic w ekwipunku. Nagle zza drzwi naprzeciw mojej postaci usłyszałem huk a potem rytmiczne dudnienie. Wsszedłęm tam zapominając na chwilę o strachu. Wtedy ekran wyswietlił mi czarną sale. Na jej śrdoku wsiało... COŚ. Widok był jakby z pierwszej osoby. Nagle coś (a moze kamera) zaczęło sie zbilżać i po chwili na śrdoku ekranu pojawił się koszmarny wdiok: kobieta powieszona za wystajacy z pleców kręgosłup wisiała pod sufitem. Jej twarz owinięta była w bandaże zaś całe ciało przekłute sporymi kolcami. Chwila ciszy i nagle okropny krzyk damski który wwiercił mi sie pewnie w pamięć na długie lata oraz chlust krwi z ciałą tej postaci. Znów ujęcie travisa, teraz tak samo jak owej kobiety: prosto jakby satc z nim twarzą w twarz. I wtedy bohater wymówił jedno słowo jakby chrapliwym głosem starego człowieka: I can't take it anymore (ang: Już nie moge tego wytrzymać) Po czym mużyka zgłośniała, stałą sie rytmicznymi uderzeniami zaś obrazy wyswietlane na ekranie to raz po raz: obraz wiszącego na sznurze mężczyny, rzucającego sie po podłodze Travisa oraz wiszacej przy suficie kobiet. Po chwili doszły do tego jakieś sylwetki chodzących w ciemności ludzi i długie zawodzenie... kogoś, wkomponowane w rytmiczne dudnienia w tle. Nagle wszytsko ucichło, ekran błysnął i dwa znajome napisy: They don't exist anymore (ang: Ich już nie ma) Oraz: You won't exist too! (ang: ciebie też nie będzie!) Potem ekran wyciemniał i pojawiło sie... znajome, zwykłe menu PSP. Odetchnąłem z ulgą i przy okazji zauważyłem że konsola nie szczytuje już owej płtyki. Próbowałem na różne sposoby ale nie udało mi sie odpalic gry, lecz... moze to i dobrze?

Użytkownik amadox edytował ten post 24.09.2012 - 18:23

  • 2

#814

TrampekAligatora.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Przebudzenie.

Obudziłam się gwałtownie. Leżałam na zimnej, twardej podłodze w jakimś zamkniętym pomieszczeniu. Nie musiałam się rozglądać, żeby to wiedzieć, po prostu to czułam. Podłoga i ściany były wyłożone białymi płytkami, wątłe światło w rogu pokoju odbijało się od nich tak, że prawie całkowicie mnie oślepiało. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Moje jeansy były poszarpane i brudne, podobnie jak koszulka, która przylepiła mi się do ciała mokrego od potu. Wpadłam w panikę. Usilnie próbowałam sobie przypomnieć, co to za miejsce. W końcu doszłam do wniosku, że to tylko koszmarny sen, bardzo realistyczny. Usłyszałam jakiś ruch za wielkimi, żelaznymi drzwiami. Podbiegłam do nich, próbując je otworzyć, na próżno. Zaczęłam okładać je pięściami i krzyczałam, błagałam o pomoc. Po prawie godzinie wrzasków opadłam z sił, dotarło do mnie, że to jednak nie sen, a i nikt nie ma zamiaru mnie z tąd wypuścić.
Czułam się okropnie głodna i spragniona jednocześnie. Nikt nie nadchodził, nawet żeby dać mi choć szklankę wody. Ze zmęczenia powieki same mi opadały. Nie mogłam już dłużej walczyć, skuliłam sie pod jedną ze ścian i usnęłam.
Nie wiem jak długo utrzymywałam się w stanie błogiej nieświadomości, mogło to być zarówno parę chwil, jak i kilka dni. W zamkniętej przestrzeni zatraciłam kompletnie poczucie czasu. Przez grubą kratę w drzwiach dochodziły do mnie stłumione dźwięki. Czułam się taka osamotniona... i głodna. Bezskutecznie próbowałam nawilżyć wyschnięte gardło, przełykając ślinę. W nozdrzach i przełyku czułam palącą suchość, mój żołądek gwałtownie domagał się pożywienia.
Byłam tak słaba, że nie mogłam już zmrużyć oka. Półleżałam pod ścianą, podpierając o nią tylko prawie bezwładną głowe.
Nagle moich uszu dobiegł zupełnie nowy dźwięk, tak upragniony od nie wiadomo jak długiego czasu. Uchyliły się żelazne drzwi i do środka został wrzucony jakiś przedmiot. Upadł z pacnięciem na podłogę. Rozchyliłam lekko ociężałe powieki. Na kafelkach leżała plastikowa torebeczka, z małego pęknięcia wypływał płyn... rozlewał się w malutką czerwoną kałuże. Na nienaturalnie białym tle zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie. Otworzyłam szerzej oczy. Wyczułam bardzo intensywny zapach, czegoś znajomego, ale nie potrafiłam dopasować tej woni do konkretnej rzeczy. Wtedy zobaczyłam naklejke na torebce: "ARh-". Zemdliło mnie. To była krew! Czego oni odemnie chcieli? Zamknęłam oczy i z całej siły starałam się ignorować mój węch. Niestety, juz po chwili poczułam silny ból, zupełnie inny od tego, który czułam wcześniej. Teraz czułam się, jakby każda, najmniejsza żyłka w moim organiźmie zapłonęła żywym ogniem. Poruszyłam się niespokojnie.
-Boże... -jęknęłam, gdy odczucie się nasiliło. Zrobiło mi sie potwornie gorąco, ale moje ciało zaczęło lekko dygotać. Zacisnęłam zęby i powieki, żeby jakoś to powstrzymać. Już nic nie mogłam zrobić... zerknęłam na plamę krwi i wszelkie moje hamulce puściły. Porwałam do połowy opróżniony woreczek i zaczęłam łapczywie wysysać resztki płynu ze środka, rozrywając opakowanie. Czułam w ustach rdzawosłony posmak, a cudowna ciesz wypełniała mój organizm, napawając mnie coraz większym szczęściem, wręcz ekstazą.
Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, co uczyniłam.
- Co ja narobiłam?! - Wyjęczałam, rzucając resztki ferelnej torebki jak najdalej od siebie. Czołgając się znów pod ścianę mamrotałam półprzytomnie:
- C-co jaa zrobił-łaam... dl-dla-czczego?- zalałam się łzami. Głod ustał, ale co z tego? Drzwi do mojego więzienia otworzyły się ponownie. Tym razem ktoś jednak wszedł. Nie widziałam kto, świat przysłaniała mi delikatna mgiełka.
- Udało się doktorze. - usłyszałam dosyć szorstki głos kobiety.- Mówiłam, że możemy ją złamać.
- Co m-mi zrobi-liście? - zawyłam przez łzy.
- Teraz jestes już gotowa, moje dziecko. - odezwał się starszy mężczyzna.- Napiłaś się nektaru życia... teraz będziesz go pragnęła, będziesz go pragnęła, jak jeszcze nidgy niczego.
Poczułam, że ktoś głaska mnie po włosach.
- Teraz będziemy już na zawsze rodziną.- wyszeptał czule starzec, a ja po raz ostatni odetchnęłam jako człowiek.
  • 0

#815

amadox.
  • Postów: 38
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Zajączek.


Witam. Tę pastę znalazłem na jakimś amerykańskim forum poświęconym ludzkim fobiom. Pewnien użytkownik twierdził że po zobaczeniu tego zdjęcia zaczął bać się zjęcy. Opisał więc swoją historie:
Hej. Mam na imie Jason. Pewnwgo dnia na łamach forum SMTHA (SomethingAwful- znane forum poświęcone crrepypastom, straszynm historiom itp. [przyp. tłum.]) znalazłem link do tego zdjecia (link podałem wyżej- przyp. tłum.). Obejrzałem je dokładnie i nagle zmroziło mnie. Owy zając trzymał na rękach dziecko do złudzenia przypominające mnie z dzieciństwa, ale nie pamiętałem żebym widział kiedykolwiek takie foto w rodzinnym albumie. Moje zdziwienie było tym większe, ze im dłużej patrzyłem na tę tajemnicza fotografię, tym mniej świdomy się czułem. Jakby zdjęcie hipnotyzowało mnie. Po 5 minutach nic nie wiedziałem: czy to ja, a może nie ja na kolanach tego... czegoś na obrazku, a może ten obrazek nie istnieje, może to tylko moja psychika? W końcu rozległ sie dzwonek do drzwi. Otrząsnąłem się z zadumy i powoli rudzyłem do drzwi. Wyjrzałem na klatkę schodową: pusto. Zdziwiony wrółciłem do komputera. Wtedy przeraziłem się jeszcze bardziej. Obrazek z owym zającem był ustawiony jako tło mojego pulpitu! Choć wydawało mi sie że nie powinien pasować, on idealnie wpasował sie w tło, nie był ani troche rozmazany. Postanowiłem coś sprawdzić. Odpaliłem przeglądarkę (sama sie wyłączyła) i uruchomiłem ostatno zamknięte karty. Trzy. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem trzy karty z otwartym TYM zdjeciem. Byłem pwenien ze zdjecie było tylko na jednej karcie, pozostałe dwie były zajęte przez Facebooka oraz SMTHA. Pełen najgorszych przeczuć sprawdziłem historie. Same zające. Nie czekałem na więcej. Zresetowałem komputer. System odpalił się normalnie, tapeta była ta co zwykle, historia zgadzała sie- no prawie. Teraz nie było ani jednego odpalenia tego zdjęcia. Starając się uspokoić odpaliłem Facebooka. Wtedy... ekran kompuerta zgasł i nagle rozmywając sie. na ekranie wyswietliło się to zdjęcie, po czym nastąpiło głuche, ajkby mruczenie z głośników. Nie czekałem. Odłączyłem zasilanie komputera i wybiegłem z pokoju. Tego dnia już komputer nie włączałem.
Nazajutrz odpaliłem moje peceta. Na dysku nie było nic! Jakby ktos sforamtował mi sprzęt. Były tylko dwa pliki: przegladarka internetowa oraz zdjecie królika z dzieckiem. Chciałem je usunąć lecz cos mnie powstrzymało. Powoli odpaliłem przeglądarkę...
Teraz napisałem tu moja historie. Wstawiłem TO zdjęcie. Zakończyłem. Mogę je skasować. Mogę skasować siebie.


I jak? Może pasta nie jest najwyższych lotów ale trafiłem przypadkiem i pomyslałem ze się nada? Czy jest prawdziwa? Nie mam pojęcia. Czy mi się podoba. Troche, ale nie jest to mistrzowsko straszna opowieść. Ot taka ciekawostka. Niebawem postaram się o coś znacznie lepszego.
  • 8

#816

mizantrupia.
  • Postów: 25
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

źródło tłumaczenia: tu

nie jest to typowa creepypasta, ale uznałam, że całkiem pasuje do tematu; mnie ciarki przeszły nie ze względu na samą treść, czy formę, a refleksję, która nadeszła po przeczytaniu.




Terry Bisson


Zbudowani z mięsa




– Oni są zbudowani z mięsa.

– Mięsa?

– Mięsa. Są zbudowani z mięsa.

– Mięsa?

– Nie ma co do tego wątpliwości. Porwaliśmy kilku z różnych części planety, zabraliśmy na pokład statków rozpoznania i zbadaliśmy każdy ich centrymetr. Są cali z mięsa.

– To niemożliwe. Co w takim razie, jeżeli chodzi o sygnały radiowe? Wiadomości, które wysyłali w kosmos?

– Używają fal radiowych do porozumiewania się, ale sygnały nie pochodzą z ich wnętrza. Pochodzą z maszyn.

– Więc kto stworzył maszyny? To z nimi trzeba się skontaktować.

– Stworzyli maszyny, to właśnie próbuję ci powiedzieć. Mięso stworzyło maszyny.

– Przecież to śmieszne. Jak mięso mogło stworzyć maszynę? Chcesz bym uwierzył w myślące mięso?

– Nie chce, ja ci to tylko mówię. Te stworzenia są jedyną myślącą rasą w tym sektorze i w dodatku są zbudowani z mięsa.

– Może to tak, jak z Orfolei, wiesz inteligencja opierająca się na węglu ewoluująca z mięsa.

– Nie. Rodzą się jako mięso i jako mięso umierają. Obserwowaliśmy ich przez kilka cykli ich życia, co nie trwało długo. Masz pojęcia jaki jest okres życia mięsa?

– Oszczędź mi. Dobra, a może oni są tylko częściowo z mięsa? Wiesz, tak jak Weddilei. Głowa z mięsa a wewnątrz mózg z osocza elektronowego?

– Nie. Myśleliśmy już o tym, bo w końcu mają głowy zupełnie takie jak Weddilei, ale mówiłem ci już, przestudiowaliśmy ich. Są cali z mięsa.

– Nie mają mózgu?

– No mają, zgoda. Tyle, że to mózg z mięsa! Właśnie to próbuję ci cały czas powiedzieć.

– No… ale jak myślą?

– Nie rozumiesz, prawda? Nie słuchasz tego co do ciebie mówię. Myślą mózgiem, mięsem.

– Myślą mięsem! Chcesz, bym w to uwierzył?

– Tak, myślące mięso! Świadome mięso! Kochające mięso! Śniące mięso! Mięso robi wszystko. Dociera coś do ciebie wreszcie, czy mam zacząć od nowa?

– O Boże. Więc mówisz poważnie. Są zbudowani z mięsa.

– Dziękuję, wreszcie, tak! W rzeczy samej są zbudowani z mięsa i próbowali się z nami skontaktować od niemalże stu ziemskich lat.

– O Boże, ale w takim razie o czym myśli mięso?

– Po pierwsze chce z nami rozmawiać. Potem, jak się domyślam, chce odkrywać Wszechświat, poznawać nowe rasy myślące, wymieniać się pomysłami i informacjami. Czyli to, co zazwyczaj.

– Powinniśmy porozmawiać z mięsem.

– To jest pomysł. A oto wiadomość jaką wysyłali przez radio: "Halo. Czy jest tam ktoś? Ktokolwiek?". I tego typu rzeczy.

– Więc właściwie potrafią rozmawiać. Używają słów, myśli, znaczeń?

– O tak, jednak robią to za pomocą mięsa.

– Myślałem, że właśnie powiedziałeś mi, że używają radia.

– Bo używają, ale jak myślisz co przekazują przez radio? Odgłosy mięsa. Wiedziałeś, że jak kłapiesz i łopoczesz mięsem to wydaje ono dźwięki? Rozmawiają ze sobą kłapiąc na siebie mięsem. Potrafią nawet śpiewać przepuszczając powietrze przez mięso.

– O Boże. Śpiewające mięso. Tego już za wiele. Więc co radzisz?

– Oficjalnie czy nieoficjalnie?

– I tak, i tak.

– Oficjalnie, wymaga się od nas podjęcia kontaktu z każdą jedną myślącą rasą czy multiistnieniem w tym kwadrancie Wszechświata, powitania jej i zarejestrowania, bez żadnych uprzedzeń, strachu czy uprzejmości. Nieoficjalnie jednak, radziłbym wymazać nagrania i zapomnieć o całej sprawie.

– Miałem nadzieję, że to powiesz.

– Nie wydaje się to łatwe, ale istnieją pewne granice. Naprawdę mielibyśmy chcieć skontaktować się z mięsem?

– Zgadzam się w stu procentach. O czym mielibyśmy rozmawiać? „Cześć mięsko, co słychać?" Zadziałałoby? Z iloma planetami mamy tutaj do czynienia?

– Tylko jedną. Są w stanie podróżować na inne planety w specjalnych pojemnikach na mięso, ale nie mogą w nich żyć. To, że są mięsem ogranicza je również do podróży tylko w przestrzeni C. Oznacza to, że prędkość światła to najwyższa prędkość, jaką są w stanie osiągnąć i tym samym prawdopodobieństwo nawiązania kontaktu jest nikłe. Nieskończenie małe, tak naprawdę.

– Więc po prostu udamy, że nikogo tu nie ma?

– Dokładnie.

– Okrutne, ale jak sam wspomniałeś, kto chce spotkać mięso? A ci, którzy byli poza granicami ich świata? Ci, na których prowadziliśmy testy? Jesteś pewien, że nic nie będą pamiętać?

– Nawet jeśli zapamiętają, wszyscy będą uważać ich za pomyleńców. Dostaliśmy się do ich umysłów i wygładziliśmy ich mięso tak, by myśleli, że to był tylko sen.

– Śniące mięso. Jakie to dziwnie stosowne, że jesteśmy snem mięsa.

– I oznaczyliśmy cały sektor jako niezamieszkany.

– Świetnie. Zgoda. Oficjalnie i nieoficjalnie. Sprawa zamknięta. Coś jeszcze? Ktoś jeszcze ciekawy po tej stronie galaktyki?

– Tak, raczej nieśmiała, ale słodka Inteligencja Klastru Wodorowego na gwieździe klasy 9 w strefie G445. Byliśmy z nimi w kontakcie jakieś dwa obroty galaktyki temu, chcą się znów zaprzyjaźnić.

– Zawsze wracają.

– Ale dlaczego nie? Wyobraź sobie, jaki okropny i nie do wytrzymania byłby Wszechświat, jeżeli bylibyśmy całkiem sami…

Użytkownik guest edytował ten post 26.09.2012 - 20:58

  • 25

#817

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Sacrifice

We wszystkich filmach, książkach, natykamy się na pewne motywy.

Jednym z najbardziej znanych jest "weź mnie!", czyli poświęcenie się dla innego istnienia.

Kogoś z twojej rodziny, oraz Ciebie, porywa jakiś świr. Ale daje ci wybór.

Albo Ty, albo ta osoba.

"Weź mnie!" oczywiście.

Nie do końca.

Ok, załóżmy, że psychol już pozbawił cie życia. Co wtedy dzieje się z najbliższym?

Nie masz tak w ogóle pewności, że ten ktoś zostanie wolny.

No ale niech będzie - ta osoba jest wolna.

Do końca swego życia, w jej głowie będzie widnieć obraz. Obraz Twojej śmierci.

Obraz bycia porywanym.

Obraz tego, że Twoja śmierć, to jej wina.

Tego, że mogła coś z tym zrobić. Ale nie zrobiął nic.

Ten strach będzie towarzyszył w każdej chwili.

Może doprowadzić do głębokiej depresji, w najgorszym przypadku - do śmierci.

Więc, czy nie lepiej by było poświęcić tę osobę? Dać jej spokój wieczny? Wolność?

Poświęcenie...

...jest pojęciem względnym.

Użytkownik Neck edytował ten post 30.09.2012 - 00:12

  • 6

#818

huubi.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

A oto historia którą sam napisałem.



"Cichy obserwator"


Wiem że tam jesteś.
Widze każdy twój ruch.
Wiem co lubisz.
Wiem czego się boisz.
Ale tylko stoję z boku.
Nie reaguje.
Nie wiesz o mnie nic.
Ale ja wiem o tobie wszystko.
Na razie tylko się przyglądam.
Ale kiedyś cię dopadne.
  • -8

#819

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejne tłumaczenie historii o Casey, które chciałam ominąć, ale okazało się, że ostatnie opowiadanie nie będzie jasne bez niej ;)

PIOSENKA W RADIU


(Niektóre imiona zostały zmienione.)
Uwielbiałam podróże. Opuszczone szyby w samochodzie, podmuchy wiatru we włosach, muzyka dochodząca z głośników. Ryan prowadził, więc ułożyć się swobodnie na siedzeniu i pozwolić sobie odpłynąć. Przypomniałam sobie moją rozmowę z Pepper.
- Nie rezygnujemy z ciebie, Casey.
Wyobraziłam sobie ją po drugiej stronie telefonu: krótko przycięte blond włosy, promienny uśmiech. Jej południowy akcent był taki ciepły, taki pocieszający. Poczułam gulę w gardle.
- Ale dlaczego nie mogę wrócić? – zapytałam wtedy.
- To niebezpieczne – powtórzyła kolejny raz.
- Dla ciebie, czy dla mnie? – byłam rozdrażniona.
- Dla nas obu, jeśli mam być z tobą szczera. Po prostu nie zatrzymujcie się nigdzie na dłużej, to najlepsze co możecie teraz zrobić. Dla siebie i innych. Będziemy w kontakcie i spróbujemy dojść do tego, jak ci pomóc. W międzyczasie, trzymaj się z daleka od kłopotów.
Czekała na moją odpowiedź, ale wiedziałam, że nie dam rady mówić i się nie rozpłakać. Naprawdę polubiłam Pepper przez ostatnie dni z nią spędzone; traktowałam ją prawie jak starszą siostrę. I najważniejsze – czułam się bezpieczna w jej towarzystwie. A teraz znów byliśmy zdani na siebie. Tylko Ryan i ja.
- Słońce – powiedziała Pepper. – Zawsze możesz do mnie zadzwonić, nawet tylko po to, żeby usłyszeć przyjazny głos.
- Muszę kończyć – wydusiłam z siebie, płacząc.
- Obiecaj mi, że będziecie na siebie uważać!
Rozłączyłam się. Ryan objął mnie ramieniem, a ja przytuliłam się do niego mocno i na dobre rozpłakałam. „To minie,” pomyślałam. „Muszę pozwolić sobie to z siebie wyrzucić, a potem wziąć się w garść i iść dalej”. I tak też zrobiłam.
Kolejne dni przypominały mi dawne czasy, kiedy Ryan i ja wyjechaliśmy na wakacje zeszłego lata. Przynajmniej do czasu, kiedy zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Spędzaliśmy dni pędząc autostradą, kierując się gdzie w danej chwili będziemy chcieli. Noce spędzaliśmy w motelach, za pieniądze ze stypendium naukowego. Starałam się nie myśleć, na jak długo nam wystarczą. Oszczędności szybko topniały, szczególnie dlatego, że wszystkie moje rzeczy zostawiłam w akademiku i musiałam kupić nowe. Moja współlokatorka, Reina, myślała, że wyjechałam do domu, moi rodzice, że wróciłam do szkoły.
Naprawdę czułam się dobrze, siedząc na miejscu pasażera – łatwo było mi zapomnieć, że zostałam zmuszona do tego wędrownego stylu życia. Spojrzałam na Ryana, który uśmiechnął się do mnie. Było mi ciepło i czułam się szczęśliwa.
Jedna z moich ulubionych piosenek została puszczona w radiu, więc nuciłam sobie pod nosem. Kiedy się skończyła, oczekiwałam następnej z nadzieją, że ją rozpoznam. Zamiast piosenki jednak, usłyszałam ostry syk, jakby zakłocenia, po których nastał zgrzytliwy szum. Pomyślałam, że przepaliły się głośniki albo zgubiliśmy fale radiowe. Potem usłyszałam śpiew.
„Zabiję cię... zabiję cię... rozerwę cię... na kawałki... małe kawałeczki...”
Chyba śpiewał to mężczyzna, ale głos był tak wysoki, że nie byłam pewna. „Przygnębiające,” pomyślałam. „Czego ludzie teraz słuchają?” Piosenka leciała dalej, jak niekończący się potok morderczych myśli. Naprawdę nie chciałam tego słuchać, nie kiedy w końcu poczułam się szczęśliwa. Zmieniłam stację.
Podrygiwałam do banalnej, ale wpadającej w ucho piosenki i zwróciłam się do Ryana.
- Dokąd jedziemy?
- Nigdzie konkretnie. Od jakiegoś czasu jedziemy na zachód.
- Dlaczego zachód?
- Bez powodu, po prostu ten kierunek teraz wybrałem. Chcesz wybrać inny? Słyszałem, że północ jest dobra – zażartował. – Albo zaszalej! Wybierz wschód! I skończymy tam, gdzie zaczęliśmy.
Kiedy rozmawialiśmy, nie zwracałam większej uwagi na radio, ale usłyszałam słowa DJa: „A teraz posłuchamy nowego zespołu Seven Cities, i ich przeboju – Kołysanka!”
Znów usłyszałam ten sam syk i zgrzytanie, po którym zaczęła się piosenka: „Zabiję cię... zabiję cię...”
Poczułam mrowienie na plecach. „Dlaczego taka piosenka stała się tak popularna?” pomyślałam.
- Dlaczego wciąż to puszczają? – zapytałam na głos i sięgnęłam do radia, by zmienić stację.
- Mi się to nawet podoba – powiedział Ryan.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Zatrzymałam dłoń delikatnie opartą o przycisk.
- Serio? Podoba ci się ten typ muzyki?
- No co? Wpada w ucho.
- Mógłbyś powiedzieć o niej cokolwiek, ale nie, że wpada w ucho! Ten tekst jest tak wypaczony, że aż boli mnie serce.
- Czekaj, co?
- Nie chcę słuchać piosenki o torturowaniu kogoś i rozrywaniu go na kawałki!
- Casey... O czym ty mówisz?
- Hę? – byłam zdezorientowana. – Jak to? Nie słyszysz...
Zdałam sobie sprawę z tego, co się dzieje. Westchnęłam.
- Cholera! Nie słyszysz tego, prawda?
Ryan spoglądał to na mnie, to na drogę; jego twarz zdradzała zmartwienie i równocześnie ciekawość. Czekał, aż będę kontynuować, więc opowiedziałam mu co słyszałam w radiu: zachrypnięty głos mówiący o śmierci. Ryan słyszał zwykły, rockowy utwór – całkiem dobry, z tego co mówił.
Piosenka skończyła się po kilku minutach, i DJ powiedział: „Jeśli spodobał ci się ten utwór, możesz wygrać bilety, by zobaczyć Seven Cities na żywo! Już jutro! Dziesiąty dzwoniący wygrywa, zaczynając od... teraz!”
Ryan zaczął grzebać w kieszeni w poszukiwaniu telefonu.
- Co robisz? Chyba nie zamierzasz tam zadzwonić? Pepper prosiła, żebyśmy trzymali się od takich sytuacji z daleka – powiedziałam.
W końcu udało mu się wyciągnąć telefon, ale wyrwałam mu go z ręki zanim miał szansę zadzwonić. Spojrzał na mnie.
- Patrz na drogę – powiedziałam zimno, mocno zaciskając dłoń na telefonie.
- Nie szukamy kłopotów, kłopoty już znalazły nas – powiedział Ryan. – Zobaczymy, o co chodzi. Może uda nam się to rozwiązać, zanim rozkręci się na dobre.
Prawie go nie słuchałam. DJ właśnie powiedział, gdzie odbędzie się koncert. „To blisko Sama!” pomyślałam. Nie wiedziałam, że byliśmy tak blisko. Minęły miesiące odkąd ostatni raz widziałam mojego 13-letniego brata i nagle bardzo za nim zatęskniłam. Mogłabym go odwiedzić, podczas gdy Ryan rozwiązywałby kolejne tajemnice...
- To okropny pomysł - powiedziałam, wykręcając numer w telefonie. WIEDZIAŁAM, że będą dzięsiątym dzwoniącym. Jeśli chodzi o sprawy nadprzyrodzone, nic nie mogło mi przeszkodzić w zbliżeniu się do nich, czy tego chciałam czy nie.
Uzyskałam połączenie i usłyszałam: "Gratulacje! Właśnie wygrałaś dwa bilety na koncert Seven Cities!"
Niemal zapomniałam, by okazać podniecenie i entuzjazm.
- Ojej... Dziękuję, to cudownie! - przewróciłam oczami w kierunku Ryana, kiedy wypytywano mnie o dane.
Zastanawiałam się, czy powinnam zadzwonić do Sama. Rozsądnie byłoby poczekać do koncertu i zadzwonić później, na wypadek gdyby zrobiło się niebezpiecznie. Nie chciałam też kontaktować się z Pepper i Calvinem, pomimo ich obietnicy, że zawsze mi pomogą - wciąż czułam się przez nich opuszczona. Chciałam udowodnić, że poradzę sobie sama. Ostatecznie zdecydowałam wysłać Samowi wiadomość, że prawdopodobnie zjawię się w okolicy i byłoby cudownie, gdybyśmy mogli się spotkać.
Na szczęście nie mieliśmy na daleko do miejsca koncertu i szybko też udało nam się znaleźć motel. Po nocy wypełnionej niespokojnym snem, spędziliśmy dzień słuchając "Kołysanki" w kółko, próbując zrozumieć słowa, które tylko ja słyszałam.
"Zabiję cię... zabiję cię... rozerwę cię..."
Po chyba pięćdziesiątym przesłuchaniu tej samej piosenki na moich słabych słuchawkach, wyłączyłam ją. Nie zbliżaliśmy się wcale do rozwiązania, poza tym musieliśmy uszykować się do wyjścia na koncert.
Zawsze kochałam występy na żywo, ale tym razem było inaczej. Byłam rozdrażniona i zdenerwowana. Przed wejściem podałam swoje imię w okienku z biletami - oczywiście radio zostawiło dwa bilety na moje nazwisko. W głębi duszy miałam nadzieję, że zapomnieli albo podali złe imię. Zamiast tego zabraliśmy bilety i weszliśmy do środka.
Przyjechaliśmy dość późno, więc sala była już wypełniona po brzegi. Były tam tylko miejsca stojące, więc odeszliśmy na sam tył, zdala od tłumu napierającego w kierunku sceny. Światła przygasły i jakiś nieznany zespół rockowy pojawił się na scenie. Grali przez pół godziny zanim Seven Cities w ogóle się pojawili.
Zanim się zorientowałam, nadszedł ich czas. Znów poczułam ogromne zdenerwowania, zacisnęłam zęby w oczekiwaniu na rozpoczęcie grania. Zespół wyszedł na scenę w akompaniamencie dzikich wrzasków i aplauzu. Ciemnowłosy, przystojny wokaliska chwycił mikrofon...
Muzyka była świetna. Do teraz słyszałam tylko szumy i monotonne wyśpiewywanie morderczych słów, które maskowały prawdziwą muzykę zespołu. Teraz, na żywo, słyszałam ich piosenki tak, jak każdy inny tam obecny. Świetnie grali, śpiew był cudowny i wkrótce tańczyłam wesoło na końcu sali. Ryan szeroko się uśmiechał, chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie ze śmiechem. Przez ten czas czuliśmy się ja nastolatkowie na randce - zero zmartwień.
Ale to oczywiście nie mogło trwać zbyt długo. Zespół skończył grać i zszedł ze sceny, jednak światła wciąż był zapalone, a okrzyki widowni stawały się coraz głośniejsze. Tłum zaczął zgodnie wołać: "Kołysanka! Kołysanka! Kołysanka!". Seven Cities zostawili swój największy przebój na koniec, teraz wrócili na scenę by zagrać tę nawiedzoną, wstrętną piosenkę. Ścisnęłam dłoń Ryana...
Zespół zaczął grać i z zaskoczeniem odkryłam, że słyszałam rzeczywistą muzykę i tekst. Ale po chwili zaczęłam też słyszeć znajome dźwięki i słowa, niemal ukryte w muzyce: "Zabiję cię... zabiję cię... rozerwę cię..." Słowa odbijały się echem, ale wiedziałam, że tylko ja je słyszę. Z wyjątkiem być może jednej osoby... Czy tylko mi się wydawało, czy wokalista wyglądał na niepewnego? Jego twarz była blada i zdawał się ściskać mikrofon tak mocno, jak ja rękę Ryana.
Jakaś dziewczyną popchnęła mnie w trakcie przepychania się przez tłum do wyjścia. Ciągnęła za sobą koleżankę.
- Szybciej - powiedziała do niej. - Musimy złapać ich za sceną na zdjęcię!
- Chodź - powiedział Ryan i podążyliśmy za dziewczynami na zewnątrz. Pod sceną zebrał się już mały tłumek, ale przepchaliśmy się na sam początek. Czekaliśmy jakiś czas, zanim zespół opuścił salę, ale w końcu się pojawili.
Członkowie zespołu, w szczególności wokalista, przywitali swoich fanów, podpisali plakaty i nawet zrobili sobie kilka zdjęć w drodze do ich busa. Szli dość szybko i bałam się, że nie dam rady zwrócić na siebie ich uwagi.
Wcześniej sprawdziliśmy, jak każdy z nich się nazywa, więc krzyknęłam: "James!"
James spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak samo, jak do pozostałych fanów.
- Dzięki za udział w koncercie - powiedział i ruszył dalej.
Nie było dobrze, za chwilę odjadą i nigdy nie dowiemy się prawdy.
Głowiłam się, co zrobić, żeby przekonać go, aby mnie wysłuchał. Wpadłam na pewien pomysł - był szalony, ale nie miałam innego.
- Zabiję cię, zabiję cię, rozerwę cię... - wypaliłam. Głos mi się załamał, kiedy dostrzegłam reakcje ludzi wokół mnie. Dziewczyny tuż obok zamilkły, poza kilkoma śmiechami. Dwóch ochroniarzy odwróciło się w moim kierunku, a jeden z nich zrobił krok do przodu. Ale skupiłam całą uwagę na wokaliście, na James'ie: jego twarz straciła kolor i patrzył mi prosto w oczy. Minęło kilka sekund zanim był w stanie mówić. W międzyczasie ochroniarze podeszli do mnie.
- Zaczekajcie - powiedział do nich James. - Nie, czekajcie, przyprowadźcie ją tutaj.
Pomogli mi przedostać się na drugą stronę barierek i stanęłam twarzą w twarz z James'em. Złapał mnie za rękę, mocno, i prowadził przez tłum, nie zatrzymując się już, by porozmawiać z fanami. Zaciągnął mnie do busa; było już za późno na ściągnięcie Ryana.
James zaprowadził mnie na koniec busa, z daleka od pozostałych członków zespołu. W środku było dość brudno; ubrania i opakowania po jedzeniu leżały gdzie popadnie. Wokalista usiadł na jednym z foteli i wsunął twarz w dłonie.
- Gdzie to słyszałaś? - zapytał drżącym głosem.
- W... w twojej piosence, "Kołysanka". Usłyszałam ją w radiu, ale to był tylko głos mówiący...
- Wiem, co mówił - przerwał mi. - Słyszę te słowa odkąd nagraliśmy ten utwór. Myślałem, że to tylko ja, że oszalałem, ale ty też to słyszałaś. Jak?
- To długa historia - zaczęłam, ale wtedy poczułam, że bus rusza. - Czekaj! Gdzie jedziemy? Mój chłopak czeka na mnie, nie mogę go zostawić!
- Wyjeżdżamy tylko z parkingu, niedaleko - odpowiedział James.
Zadzwoniłam do Ryana, aby powiedzieć mu, gdzie nas znajdzie i usiadłam obok James'a.
- Opowiedz mi o tym głosie.
Westchnął.
- Jak mówiłem, zacząłem go słyszeć kiedy nagraliśmy "Kołysankę". Na początku nie było tak źle, czasami wydawało mi się, że słyszę ciche szepty, szczególnie w nocy przed zaśnięciem. Później stały się głośniejsze i bardziej regularne. Mówił straszne rzeczy, że mnie zabije i rozerwie na małe kawałeczki. Próbowałem to ignorować z nadzieją, że ustanie. W końcu to tylko dźwięk. Ale po kilku dniach TO się wydarzyło - podciągnął koszulkę do góry. Na jego brzuchu widniały długie, krzyżujące się rany.
- Obudziłem się z bólu i zauważyłem te rozcięcia. Nie mam pojęcia, jak to się stało, nikogo nie było w busie oprócz mnie i chłopaków, którzy spali. Nie wiem, czy to ma znaczenie, ale mam blizny po czymś podobnym, co stało się, jak byłem dzieckiem. Ciocia powiedziała mi, że znalazła mnie w łóżeczku, zakrwawionego z ranami na całym ciele. Mama nigdy o tym nie mówiła, myślę, że nie chciała, żebym się dowiedział.
- Co takiego jest w "Kołysance", co sprawia, że różni się od innych waszych utworów? - zapytałam po chwili namysłu.
- Nie jestem pewien - zadumał się. - Zwykle Marco tworzy melodię, ale pomagałem mu przy tej. To ma jakieś znaczenie?
- Być może. W jaki sposób wymyśliłeś tę melodię?
- Tak naprawdę to melodia z piosenki, którą mama śpiewała mi każdej nocy, kiedy byłem młodszy. Całe życie chodzi mi ona po głowie. Nawet teraz czasami nucę ją sobie, kiedy kładę się spać. To znaczy, już tego nie robię.
Zamyślił się na chwilę, po czym kontynuował.
- Kiedy zdecydowałem się na użycie jej w naszej piosence, Marco zmienił odrobinę melodię, by bardziej wpadała w ucho i była szybsza. Od tego czasu to nowa wersja mnie nie opuszczała. Nucę ją teraz, zamiast starej melodii.
- Co to za piosenka, ta którą śpiewała ci mama?
- Nie wiem. Nie wiem nawet, czy mógłbym się tego dowiedzieć. Mama jest w domu opieki, pamięć jej szwankuje.
- Myślę, że musisz spróbować. To na pewno jakoś się łączy, skoro zacząłeś słyszeć ten głos, gdy zmieniliście melodię.
James potrząsnął głową, nie w zaprzeczeniu, ale oszołomieniu. Wyglądał jak zagubione dziecko.
- Mogłabyś pójść ze mną? - zapytał.
- Hmm? - nie zrozumiałam. - Czekaj, teraz? Jak daleko to jest?
- To moje rodzinne miasto, ostatni punkt w trasie koncertowej. Dom opieki jest całkiem blisko, proszę, jedź ze mną.
Niechętnie się zgodziłam. I tak było za późno, żeby wyruszyć od razu, więc mogłam spotkać się z Ryanem i wróciliśmy do motelu. Z James'em spotkamy się rano. Wiedziałam, że COŚ za nim podąża, w dodatku chce go skrzywdzić.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Promienie słońca wpadały do pokoju przez żaluzje i zdałam sobie sprawę, że oboje z Ryanem zaspaliśmy. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam otworzyć drzwi.
To był James. Miał na sobie zakrwawiony podkoszulek, na ramionach pojawiły się nowe rany. Bez słów zaprosiłam go do środka. Ryan pomógł mi go opatrzyć i zaoferował swoją koszulkę. Opowieść James'a nie różniła się od poprzedniej: obudził się z bólu i zobaczył rozcięcia na ciele.
Do domu opieki dojechaliśmy w niecałą godzinę.Pielęgniarka w recepcji przywitała się z James'em po imieniu, mówiąc jak jego matka się ucieszy z tej wizyty. Ruszyliśmy w głąb korytarza aż doszliśmy do drzwi. James otworzył je - starsza kobieta siedziała w fotelu, jej oczy wpatrzone w przestrzeń za oknem. Nie spojrzała na nas, kiedy weszliśmy.
- Cześć mamo - powiedział James, łapiąc kobietę za rękę. - To ja, twój syn James.
Kobieta nie odwróciła nawet głowy. Nie byłam pewna, czy powinnam się odzywać...
James spróbował jeszcze raz, zaczął nucić melodię. "To musi być kołysanka, którą śpiewała mu mama," pomyślałam. Ku mojemu zaskoczeniu, kobieta zadrżała.
Oczy James'a wypełniły się blaskiem. Jego matka otworzyła usta i powiedziała bardzo cicho:
- Dobry chłopiec. Śpiewaj dla mnie. To cię ochroni.
- Ochroni przed czym? - powiedziałam bez zastanowienia.
Kobieta spojrzała na mnie pustymi, martwymi oczami. Zasłoniła twarz ręką jak tarczą i krzyknęła:
- Zostaw mojego syna w spokoju!
- Mamo - wyszeptał James.
Myślałam, że pouczy ją za jej nagły wybuch, ale on tylko spoglądał na nią z zachwytem.
- Odezwałaś się.
Kobieta najwyraźniej jeszcze nie skończyła.
- Trzymaj się z daleka od mojego syna, ma już wystarczająco problemów - teraz spojrzała na Ryana. - Trzymaj ten promień z daleka!
"Promień? Czy ona mówiła o mnie? Co miała na myśli?" pomyślałam czując jak palą mnie policzki. Poczułam, że nie powinno mnie tu być, z wrogą matką i jej synem, który chyba całkiem zapomniał, że tu jesteśmy.
- Chyba nie jesteśmy tu mile widziani - powiedział Ryan zimno.
Wyprowadził mnie z pokoju, ostatnie co widziałam to James, wtulony w matkę, jakby znów był małym chłopcem. Kobieta śpiewała i głaskała go po głowie. Zastanawiałam się, czy powinniśmy tak po prostu zostawić James'a, ale nie próbował nas zatrzymywać. Miałam nadzieję, że melodia jego matki wystarczy, by go ochronić przez tym, co go ścigało.
Zamarzyłam o tym, żebym i ja wiedziała, co zrobić, by uwolnić się od własnych demonów. Słowo "promień" wciąż dźwięczało mi w uszach. Co ona miała na myśli?
Kiedy Ryan i ja wyjechaliśmy z miasta, zatrzymaliśmy się pod domem mojego brata. Zasłony były odsłonięte tak, że widziałam Sama w kuchni, jedzącego przekąskę. Nie mogłam zdobyć się na wyjście z samochodu i zapukanie do drzwi.
"Jeśli go kochasz, nie wciągaj go w to," zadźwięczał głos w mojej głowie.
Wysłałam do niego wiadomość: "Przepraszam, ale jednak nie uda mi się przyjechać. Kocham Cię."
Widziałam przez okno jak sięga po telefon i czyta wiadomość. Jego ramiona opadły lekko i wystraszyłam się, że będzie na mnie obrażony. Biedny dzieciak. Tak bardzo chciałam go przytulić. W tej chwili przyszła wiadomość: "Nie ma sprawy, do zobaczenia innym razem."
Kiedy odjeżdżaliśmy, patrzyłam cały czas na brata. Nie wiedziałam, kiedy znów go zobaczę.

Użytkownik harpoonek edytował ten post 02.10.2012 - 00:27

  • 9

#820

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Jest to druga z kolei historia autora poprzednich, dodanych przeze mnie opowieści. Wcześniej ją opuściłam ze względu na długość. Nie wiąże się specjalnie z pozostałymi opowiadaniami, więc można potraktować ją, jako osobną.


W MGNIENIU OKA I

Zajęcia zaczynały się dopiero za tydzień, ale do szkoły przyjechałam wcześniej, żeby spokojnie wprowadzić się do akademika. Moi rodzice (adopcyjni, ale to wciąż moi rodzice) przyjechali ze mną, aby pomóc mi urządzić pokój i rozpakować walizki. Spotkaliśmy się później z Ryanem i jego mamą na wczesnym obiedzie, po czym pojechali do domu. Ryan wspomniał coś o imprezie, która miała odbyć się wieczorem i uważał, że powinniśmy na nią pójść. Nie za bardzo lubię takie spotkania, ale wyglądał na podekscytowanego tym wyjściem, więc nie chciałam mu psuć humoru. Po ostatnim incydencie (chodzi o historię „Za zamkniętymi drzwiami” – przyp. tłum.) żadne z nas nie było zbyt skłonne do beztroskiej radości.
Na szczęście na spotkaniu nie było wielu ludzi, ponieważ część studentów nie zdążyła jeszcze dotrzeć do kampusu. Całkiem nieźle się bawiłam, siedząc na kanapie z kilkoma osobami, rozmawiając i opowiadając sobie dowcipy.
Muszę tutaj wspomnieć, że po incydencie z ciotką, Ryan zaczął bardzo interesować się rzeczami paranormalnymi. Na początku myślałam, że wynika to z chęci zrozumienia, co się nam przytrafiło, ale z biegiem czasu analizował coraz więcej nowych, paranormalnych wydarzeń. Przyznam szczerze, że ja też uważam to za bardzo interesujące, ale równocześnie wolę trzymać się od tego z daleka.
Dlatego skłamałabym, gdybym powiedziała, że byłam zaskoczona, kiedy Ryan wypalił:
- Zna ktoś z was jakieś strasznie historie? Ale tylko te prawdziwe.
Spojrzałam na niego groźnie, bo bałam się, że zacznie opowiadać NASZĄ historię. Ale milczał i czekał aż ktoś inny zacznie mówić. Zatrzymałam wzrok na dziewczynie siedzącej naprzeciw mnie. Była szczupła, o lekko opalonej cerze i czarnych włosach. Cały wieczór niewiele się odzywała, ale teraz wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć. Wyprzedził ją chłopak obok:
- Jasne, słyszeliście może o pasjencie szpitala psychiatrycznego i staruszce?
Zaczął opowiadać banalną historię o jakimś autostopowiczu, ale nie słuchałam go uważnie, bo uwagę skupiłam na dziewczynie. Wyglądała na zmartwioną przez resztę nocy, a kiedy wszyscy zbierali się już do wyjścia, poprosiłam ją na bok.
- Wyglądałaś, jakbyś chciała coś powiedzieć, tam, na kanapie – powiedziałam do niej. – Cokolwiek to jest, ja ci uwierzę.
Zwątpienie pojawiło się na jej twarzy, byłam już pewna, że mnie zlekceważy. Ale wzięła tylko łyk piwa i zaczęła opowiadać.

- Studiuję pielęgniarstwo i w ciągu lata odbywałam praktyki w pobliskim szpitalu. Wszystkie przypadki były podobne do siebie, do dnia, kiedy przywieziono do nas tego mężczyznę. To było chyba cztery dni temu. Nie miał histori przebytych chorób psychicznych, testy wykazały, że nie był pod wpływem narkotyków, ale wciąż miał dziwne halucynacje.
Powiedział nam, że za każdym razem kiedy zamyka oczy, bardzo wyraźnie widzi las. Zupełnie jakby się w nim znajdował. Według niego, wyglądał zupełnie jak las, w którym spędził poprzedni weekend, ale nie był do końca tego pewien. Ale to nie to sprawiło, że zaczął szukać pomocy. Powiedział, że poradziłby sobie z wizją lasu, ale po jakimś czasie pojawiła się w nim jakaś postać.
Na początku nie był nawet pewien, czy to w ogóle jest postać, dopóki nie zaczęła się zbliżać. Najpierw praktycznie niezauważalnie, jednak kolejnego dnia był już w stanie dostrzec szczegóły jej wyglądu. Miała długie, bardzo długie czarne włosy i była ubrana w poszarpany, biały materiał. Nie widział twarzy, przynajmniej na razie.
Za każdym razem, kiedy ten mężczyzna spał, lub chociaż mrugał oczami, widział tę scenę. Pomyślał nawet, że coś złego dzieje się z jego wzrokiem, ale okulista wysłał go prosto do nas. Myślę, że był zażenowany, że może mieć coś, no wiesz, z głową, bo nie chciał nam na początku wiele powiedzieć. Do czasu, kiedy twarz postaci stała się widoczna.
Dwa dni temu przyszłam do pracy i zobaczyłam go, jak wrzeszczał na całe gardło. Trzy pielęgniarki musiały go trzymać, zby podać mu lek na uspokojenie. W końcu nieco ochłonął i zdradził nam, jak dokładnie wyglądają jego halucynacje. Postać była teraz oddalona og niego około trzydziestu stóp i widział ją bardzo dokładnie. Jej poszarpane ubranie zwisało do połowy ciała, stopy miała bose, całe w pęcherzasz. Paznokcie były żółte, długie i postrzępione. Włosy postaci były tłuste, sięgały gdzieś tak do pasa. Słuchałam tej opowieści spokojnie, dopóki nie zaczął mówić o twarzy – poczułam wtedy jak ciarki przechodzą mi po plecach.
Jej cera była biała i popękana, oczodoły były puste – wyglądały jak czarne, wielkie dziury. Usta miała wypełnione długimi zębami. Nie były nawet ostre, ale było ich mnóstwo. Postać miała za dużo zębów, żeby mogły zmieścić się w ustach dorosłego człowieka i wyglądało na to, że wciąż rosną; niektóre przebijały się przez wargi... Mimo że postać nie miała oczu, mężczyzna był pewien, że patrzy prosto na niego.
Próbowaliśmy go leczyć, ale jak dotąd bezskutecznie. Cały czas musiał być przywiązany do łóżka, żeby nie zrobił sobie krzywdy.

Dziewczyna wzięła drugi łyk piwa i spojrzała mi w oczy.
- Wczoraj minął ostatni dzień moich praktyk. Wychodząc zatrzymałam się przy jego pokoju. Wciąż był na lekach uspokjających, ale gestem zaprosił mnie do środka. Zapytałam go, jak się czuje i powiedział: „Jest już tylko kilka stóp przede mną; tak blisko, że mógłbym jej dotknąć...”
Zadrżałam, kiedy to powiedziała.
- Myślisz, że to nie są zwyczajne halucynacje, prawda? – zapytałam znając już odpowiedź.
- Wiem, że nie mam dużego doświadczenia – odpowiedziała. – Ale było coś w tym przypadku... Coś, co nie wydaje się w porządku. I jeszcze ten jego przyjaciel, który czasami wpadał z wizytą. Raz udało mi się usłyszeć...
Potrząsnęła głową i zrozumiałam, że nic więcej mi nie powie.
Wychodząc z imprezy, opowiedziałam Ryanowi, czego dowiedziałam się od dziewczyny. Wysłuchał mnie uważnie, po czym natychmiast zapytał, o jaki szpital chodzi.
- Chyba żartujesz! - byłam zła. Wiedziałam, do czego zmierza. Chciał odwiedzić tego mężczyznę. I po co? Żeby naładować się jego przerażeniem?
- Casey, nie bądź zła - powiedział spoglądając mi w oczy. - Nie traktuję tego, jak zabawę, lub grę. Oboje wiemy, jak straszne są takie przeżycia, których nie potrafimy wyjaśnić. Ale przeszliśmy przez to i daliśmy radę. Chcę teraz pomóc komuś innemu. Może nawet nie będę w stanie zrobić czegokolwiek, ale przynajmniej spróbuję.
Westchnęłam. Wiedziałam, że mówi szczerze, ale wciąż uważałam to za idiotyczny pomysł.
- Pójdę z tobą - odpowiedziałam.

Następnego dnia, dzięki znajomej dziewczyny z przyjęcia, dowiedziałam się w jakim szpitalu leży mężczyzna oraz jak się nazywa. Razem z Ryanem dojechaliśmy na miejsce akurat, kiedy zaczęły się godziny odwiedzin.
- O, widzę, że Matt ma dzisiaj wielu gości - powiedziała recepcjonistka, kiedy wyjaśniliśmy, do kogo przyszliśmy.
Z Ryanem wymieniliśmy spojrzenia. Czy był to ten sam odwiedzający, o którym słyszałam na przyjęciu?
Kiedy dotarliśmy do odpowiedniego pokoju, drzwi były otwarte. Zajrzeliśmy do środka; na łóżku leżał mężczyzna, w tej chwili nie miał związanych rąk. Jego oczy były czerwone, przytrzymywał powieki palcami, by pozostały otwarte. Rozmawiał z kimś ściszonym głosem. W pewnym momencie, jego palce obsunęły się, a oczy zamknęły. Mogłabym przysiąc, że słyszałam, jak mówi: "Jest tylko kilka centymetrów ode mnie".
Odskoczyliśmy od drzwi, niepewni jak powinniśmy się zachować. Nagle poczułam się źle, że tu przyszłam, mimo że miałam dobre intencje. Oto leżał tu mężczyzna przechodzący katusze,a my nie mieliśmy pojęcia, jak mu pomóc. W momencie, gdy chcieliśmy wychodzić, usłyszałam przenikliwy krzyk dochodzący z pokoju.
Przyjaciel mężczyzny odsunął się od łóżka o kilka stóp, a Matt, przywiązany do łóżka tylko za stopy, wyglądał jakby z czymś walczyć - machał rękami (i ranił swoją twarz?). Była cała we krwi i w miarę upływu czasu stawała się coraz bardziej poszarpana.
Ryan doszedł do siebie, zanim ja byłam w stanie w ogóle zareagować, wybiegł z pokoju i zawołał pomoc.
Wielu lekarzy zjawiło się w pokoju, a przyjaciel mężczyzny wyszedł na korytarz, bardzo zmartwiony. Przygładził włosy dłonią i zakrył usta, jakby było mu niedobrze. Po chwili zauważył mnie i Ryana stojących obok i zerknął na nasze plakietki odwiedzających.
- Jesteście przyjaciółmi Matta? - zapytał.
Zawahałam się, zanim powiedziałam prawdę.
- Nie, po prostu myśleliśmy... że może moglibyśmy pomóc.
Mężczyzna zaśmiał się nerwowo, pokręcił głową i odparł:
- Tutaj nie można pomóc.
Wtedy z pokoju wyszła jedna z pielęgniarek. Zdałam sobie sprawę, że wrzaski ustały i zajrzałam do pokoju. Natychmiast tego pożałowała, kiedy pielęgniarka powiedziała tylko: „Nie żyje”.
Przyjaciel Matta wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Od razu szybko je otworzył i automatycznie jego ręka powędrowała do twarzy, aby utrzymać powieku otwarte. „Ma ten sam problem!” pomyślałam.
- Może nie będziemy w stanie pomóc - powiedziałam stanowczo. – Ale powinieneś pozwolić nam spróbować.
Mężczyzna zacisnął wargi, a po chwili pokiwał głową. We trójkę zeszliśmy na dół do kawiarni i zajęliśmy stolik w najdalczym rogu pomieszczenia. Mężczyzna przedstawił się jako Victor i zaczął opowiadać nam swoją historię:

„Ja, Matt i nasz przyjaciel Derek pojechaliśmy pod namiot do lasu na północ stąd. Wiele razy już jeździliśmy razem na takie wyprawy, ale nigdy w tamtej okolicy. Pierwszej nocy dotarliśmy samochodem tak daleko w las, jak tylko się dało , a później ruszyliśmy dalej na piechotę. Znaleźliśmy małą polanę i tam rozłożyliśmy namiot. Pierwsza noc była w porządku, poza tym, że Matt rozlał większość naszego zapasu wody. Nie chcieliśmy wracać do miasta, więc zaproponowałem rozejrzenie się po okolicy w poszukiwaniu potoku lub czegoś podobnego.
Rozdzieliliśmy się, kiedy usłyszałem krzyk Dereka. Pobiegłem w jego kierunku i zobaczyłem go stojącego przy małej, zniszczonej chatce w środku tego cholernego lasu. Wyglądała jakby stała nieużywana od dłuższego czasu, była pusta. Derek zaczął szukać pompy wodnej, kiedy usłyszałem Matta wybiegającego spośród drzew. Zawołał nas na drugą stronę chatki. Ja poszedłem, ale Derek dalej szukał pompy.
Po stronie, gdzie był Matt, było stare miejsce na ognisko. Ale w środku, w popiole i kurzu, leżał gliniany wazonik. Tylko nie był to taki zwyczajny wazonik, jego pokrywa była przytwierdzona mocno, jakby coś skrywało się w środku. Matt podniósł naczynie, przyglądał się mu przez chwilę, po czym rzucił nim o ziemię tak, że się roztrzaskało. W tej sekundzie oślepił mnie jasny błysk – pomyślałem, że to piorun, ale niebo było całkiem bezchmurne – i wszystko na chwilę stało się ciemne.
- Widziałeś to? – powiedział Matt.
Byłem pewien, że mówi o błysku, więc odpowiedziałam:
- Tak, było bardzo jasne, co to mogło być?
Wtedy zauważyłem coś na ziemi w miejscu, gdzie Matt rzucił naczynie, więc schyliłem się, by lepiej się przyjrzeć.
- Rany, czy to są zęby? – powiedziałem.
- Nie, to znaczy, wydawało mi się, że widziałem kogoś w lesie – odparł Matt. – Czekaj, czy ty powiedziałeś zęby?
Na ziemi leżało kilka długich, żółtych zębów. Razem z Mattem zaczęliśmy czuć się nieswojo i kiedy Derek wyszedł z chatki, zdecydowaliśmy się jechać do domu. Nie byliśmy może aż tak przerażenie, ale i tak nie mieliśmy zapasu wody...
Tej nocy miałem dziwny sen, w którym widziałem jedynie las. Nie szedłem przez niego, po prostu jakbym patrzył się w jedno jego miejsce, całą noc. Dosłownie, jakby tamten błysk wypalił ten obraz w mojej głowie. Kiedy się obudziłem, dalej to widziałem przy każdym mrugnięciu oczami. Rozmawiałem z Mattem, który przezywał to samo. Potem Matt trafił do szpitala, mówiąc że coś się do niego zbliża w wizji lasu. I wtedy... resztę historii znacie. Ja nie widziałem żadnej postaci, więc myślę, że póki co nic mi nie grozi.”

- Rozmawiałeś z Derekiem? – zapytał Ryan.
- Raz, kilka dni po zdarzeniu, ale nie chciał o tym rozmawiać. Był chyba wystraszony, więc myślę, że przechodzi przez to samo. Hej, może wy moglibyście z nim pogadać, dam wam jego numer.
Victor zapisał numer telefonu na skrawku papieru i oparł się na krześle. Wydawał się być bardzo spokojny, prawdopodobnie dlatego, że nie widział jeszcze postaci. I wtedy coś mi przyszło do głowy.
- Powiedziałeś, że to było tak, jakby błysk wypalił obraz w twojej głowie – powiedziałam. – Pamiętasz, w którą stronę się patrzyłeś, kiedy go zobaczyłeś?
- Eee, tak – Victor odparł zdezorientowany. – Miejsce na ognisko było bezpośrednio przede mną, Matta miałem na lewo. Stał trochę z tyłu tak, że go nie widziałem.
- Możesz się rozejrzeć, kiedy zamkniesz oczy? Może spróbuj spojrzeć w dół?
- Nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiałem, spróbuję – Victor wydawał się niespokojny, kiedy zamykał oczy. – Dobrze, widzę las, teraz patrzę w dół i... tak! Widzę miejsce na ognisko! Miałaś rację, stoję dokładnie w miejscu, w którym byłem, kiedy widziałem błysk!
Uśmiechnęłam się lekko. W końcu dokądś zmierzaliśmy.
- Możesz popatrzeć w lewo? – zapytał Ryan. – Może zobaczysz, gdzie jest Matt?
- Próbuję, myślę, że powinien być zaraz obok – Victor przerwał i zmarszczył brwi, wciąż miał zamknięte oczy. – Nie, czekaj... widzę coś. To chyba Matt, ale jest ubrany w białą... I jest... Boże, nie! Nie! NIE!
Victor zerwał się z krzesła krzycząc na całe gardło. Ryan odciągnął mnie od jego machających rąk. Z przerażeniem obserwowałam jak Victor drapie swoje oczy, próbując wyrwać je z twarzy. Nie miałam pewności, ale zanim odwróciłam wzrok, widziałam zadrapania, albo nawet ślady zębów, pojawiające się na jego twarzy. Nawet po tym, jak ochroniarze go skrępowali.

Ryan i ja zostaliśmy przesłuchani, bo byliśmy przy śmierci obu mężczyzn. Nie było żadnych dowodów, że w jakikolwiek sposób byliśmy winni, więc wypuszczono nas do domu. Kiedy wychodziliśmy, usłyszałam, jak pielęgniarki opowiadały sobie, że na rękach obu mężczyzn były ślady, jakby próbowali z kimś – lub czymś – walczyć.
Do akademika dojechaliśmy w milczeniu, ale kiedy dotarliśmy na miejsce, Ryan podał mi kartkę z numerem telefonu Dereka.
- Nie chcę ciebie więcej w to wciągać, to zbyt niebezpiecznie i wiesz o tym – powiedział. – Sama zdecyduj, co chcesz z tym zrobić.
Wzięłam kartkę do ręki. „Oboje wiemy, że to straszne, kiedy dzieją się rzeczy, których nie potrafimy wyjaśnić,” przypomniałam sobie słowa Ryana. „Chcę pomóc innych ludziom przez to przejść.”
Zanim miałam szansę pomyśleć nad tym dwa razy, wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Dereka.
- Cześć, czy rozmawiam z Derekiem? Jestem... przyjacielem i chciałabym pomóc.

Użytkownik harpoonek edytował ten post 03.10.2012 - 16:44

  • 10

#821

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

W MGNIENIU OKA II

Derek zaprosił nas do siebie tamtej nocy, kiedy do niego zadzwoniłam. Jego dom był oddalony o dwie godziny jazdy, więc zabrałam ze sobą podręczniki – nie zamierzałam pozwolić jakiejś paranormalnej misji przeszkodzić mi w nauce – aby czytać je w drodze, kiedy Ryan będzie prowadził. Na miejsce dojechaliśmy zaraz po zmroku.
Derek powitał nas na ganku z otwartymi ramionami.
- Jestem Derek, miło was poznać – powiedział.
Był wysoki i wysportowany, miał około dwudziestu-kilku lat, ale miał też ciemne worki pod oczami i wyglądał jakby dawno nie miał nic w ustach.
- Casey – powiedziałam podając mu rękę na powitanie.
- Słyszeliście już historię Victora, prawda? Nie wiem, czy mogę coś jeszcze do tego dodać. Mam nadzieję, że macie jakiś plan, bo ja muszę przyznać, nie mam pojęcia co robić.
- Więc widzisz tą samą wizję co Matt i Victor? – zapytałam.
Derek pokiwał głową twierdząco. Wyglądał jakby chciał coś dodać, ale nie odezwał się.
- Na razie nie wiemy jeszcze dokładnie, z czym mamy do czynienia – kontynuowałam. – Ale razem z Ryanem myśleliśmy, że powrót do lasu mógłby pomóc.
- Nie będziemy w stanie znaleźć tego miejsca po ciemku, ale jeśli możecie zostać do jutra, wtedy możemy pójść – powiedział Derek.
- Nie wiem, czy to bezpieczne, żebyś czekał tak długo, to znaczy... to coś dorwało Victora i Matta dzisiaj rano i... – zaczęłam, ale Derek mi przerwał.
- Mamy czas.
Ciarki przeszły mi po plecach, kiedy zrozumiałam, co miał na myśli. Ryan też to zrozumiał i powiedział:
- Widzisz tę postać, prawda? Jeszcze się do ciebie nie zbliżyła.
- Wejdźcie do środka, wszystko wam opowiem – westchnął Derek.
Ominęliśmy kupkę nieprzeczytanych gazet na ganku i weszliśmy do domu. Nie był zabałaganiony, ale sprawiał wrażenie, że od jakiegoś czasu nikt się nim nie zajmował. Derek z pewnością miał ważniejsze sprawy na głowie w tym okresie. Zauważyłam pistolet na szafce i poczułam się nieswojo, kiedy dostrzegłam też odznakę policyjną i uniform na kanapie. Zastanawiałam się, czy pozostawił sobie broń jako ostatnią deskę ratunku. Nie, żeby pomógł on cokolwiek z wizją, ale mógłby go użyć na sobie... Kiedy dotarliśmy do salonu, Derek gestem poprosił nas, abyśmy usiedli. Sam usiadł na krześle naprzeciw i zaczął opowiadać:

„Jestem pewien, że Victor powiedział wam wszystko, co wie... wiedział... ale ja mam jakby inną... perspektywę. Kiedy się rozdzieliliśmy w poszukiwaniu potoku, ja ruszyłem na zachód od namiotu. Nie znałem tych lasów zbyt dobrze, ale słyszałem opowieść o starym pustelniku i jego córce, którzy tam żyli, więc pomyślałem, że musi gdzieś tu być jakieś źródło wody. Studnia na przykład. I tak byłem zaskoczony, kiedy znalazłem lepiankę, więc zawołałem Matta i Victora. Na chwilkę wszedłem do środka, była pusta. Kiedy odwróciłem się w stronę wyjścia, zauważyłem kartkę na ziemi, w połowie zasypaną liśćmi i piachem. Podniosłem ją – to było stare zdjęcie.
Kiedy tak na nie patrzyłem, przypomniałem sobie coś więcej z historii staruszka i jego córki. Dziewczyna urodziła się zdeformowana i była poniżana przez swoich rówieśników, a nawet dorosłych w jej rodzinnym mieście. Zgorzkniały starzec zamknął ją w chatce w lesie i po jakimś czasie sam zniknął. Ludzie doszli do wniosku, że wyjechał aby żyć samotnie w lesie z córką, ale nikt nie miał pewności, bo nigdy więcej ich nie widziano.
Ale na zdjęciu był mężczyzna stojący obok niższej postaci. Nie byłem pewien, czy to jego córka, bo miała poszarpany worek na głowie. Mogłem zauważyć, że oprócz tego miała na sobie białą sukienkę i miała długie czarne włosy do pasa. Naprawdę się wystraszyłem, więc wyrzuciłem zdjęcie i wyszedłem z chatki. Zobaczyłem wtedy Victora i powiedziałem mu, że nikogo nie ma w środku.
Nadal chciałem znaleźć studnię albo pompę wodną, więc kontynuowałem poszukiwania. Usłyszałem Matta, wołającego z drugiej strony domku, Victor poszedł sprawdzić, o co chodzi. Po kilku chwilach nadal krążyłem po polanie, widziałem Matta około 30 jardów ode mnie.
Matt i Victor stali obok siebie, Matt miał coś w rękach. Victor odwrócił się na sekundę i zobaczyłem jak Matt rzuca coś na ziemię. Usłyszałem trzask i w tym samym momencie oślepił mnie bardzo jasny błysk.”

Ryan i ja pokiwaliśmy głowami na znak, że słyszeliśmy już tę część historii.
- Tak, Victor powiedział, że następnego dnia wyglądało na to, że ten błysk wypalił obraz lasu w jego głowie i widział to za każdym razem jak zamykał oczy – powiedziałam. – Wydaje się nam, że patrzycie na las dokładnie w momencie błysku.
- Tak, wiedziałem o tym od początku – odparł Derek. – Bo za każdym razem widziałem Matta i Victora stojących obok siebie w lesie. Jakbym patrzył na nieruchomy obraz, nie poruszali się. Ale następnego dnia zauważyłem coś jeszcze kątem oka, postać która powoli się do nich zbliżała.
Zadrżałam, poczułam że Ryan też jest spięty. Derek mówił dalej:

„Postać poruszała się tak powoli, że ledwo mogłem dostrzec, że w ogóle się przemieszcza. Ale za każdym razem, gdy zamykałem oczy, była odrobinę bliżej. Najpierw 30 jardów, potem 20, a po kilku dniach stała już tylko kilka stóp od nich. Victor zadzwonił do mnie z informacją, że Matt jest w szpitalu, że ma halucynacje. Rozłączyłem się zanim miał szansę coś więcej wyjaśnić. Wiedziałem dokładnie co widział Matt i po prostu nie mogłem się przemóc, by powiedzieć Victorowi, że postać jest również bardzo blisko niego, mimo że jej nie widział.
Po tym starałem się zrobić wszystko, by nie spać, by nie widzieć tego obrazu, ale nie dałem rady i zasnąłem dzisiaj rano. Obserwowałem jak postać pokonała ostatnie kroki dzielące ją od Matta... W mojej wizji Matt i Victor nie poruszali się aż do tego momentu, ale kiedy kreatura złapała jego twarz i wbiła swoje liczne zęby w jego czaszkę, Matt zaczął się szarpać i wyrywać. Nic nie słyszałem, ale musiał krzyczeć. Postać szarpała jego twarz swoimi długimi pazurami, po czym Matt upadł na ziemię. Upadł z twarzą odwróconą w moją stronę...
Z przerażeniem obserwowałem, jak postać odwróciła się powoli – bardzo powoli – zaczęła sunąć w kierunku Victora. Nawet jej nie widział.
Było po wszystkim w niecałą minutę. Pragnąłem się obudzić, nie mogłem na to patrzeć i wtedy... postać odwróciła się do mnie. Od tego czasu powoli się zbliża. Pokonała już prawie połowę drogi.”
Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
- Za ile czasu do ciebie dojdzie? – odezwał się Ryan.
- Próbowałem to rozgryźć, myślę że mamy czas przynajmniej do jutrzejszego popołudnia, może wieczoru. Jeśli sądzicie, że powinniśmy wrócić do lasu, zostawmy to do jutra, przed świtem.
- Jestem pewna, że musimy tam pójść - powiedziałam. – Najpierw musimy pomyśleć, czym może być ta postać. Może demon albo jakiś duch? Będziemy musieli znaleźć sposób na zabicie go, albo złapanie, cokolwiek. Masz tutaj internet?
Spędziliśmy większość nocy przeglądając informacje o demonach i innych paranormalnych istotach. Derek już wcześniej trochę szukał, ale niestety nie znaleźliśmy nic, co pasowałoby do opisu Dereka. Mieliśmy za to kilka informacji o tym, jak łapać duchy i pozbywać się demonów. Było tam wiele sprzecznych informacji, ale po kilku godzinach mieliśmy już jako taki plan.
Około trzeciej nad ranem zdrzemnęłam się chwilę, podczas gdy Ryan i Derek dalej omawiali nasz plan. Kolejną rzeczą jaką pamiętam, był Ryan próbujący mnie obudzić.
- Czas iść – wyszeptał.
Pierwsze promienie słońca wpadały przez okna, kiedy wsiadaliśmy do auta. Derek prowadził swojego pikapa, ja z Ryanem siedzieliśmy ściśnięci obok niego. Zatrzymał auto, kiedy leśna droga się skończyła. Dalej poszliśmy pieszo.
Nie było łatwo znaleźć to miejsce. Derek znalazł polanę, na której rozbijali namiot, wiedzieliśmy, że to to miejsce, bo zostawili tu kilka rzeczy. Naprawdę musieli uciekać stąd w pośpiechu. Rozdzieliliśmy się i tym razem to ja znalazłam chatkę.
Była dokładnie tak zniszczona, jak Derek ją opisał. Nie mogłam się powstrzymać przed wejściem do środka, kiedy już zawołałam Ryana i Dereka. Na środku podłogi leżało zdjęcie. Zadrżałam, kiedy zobaczyłam postać z workiem na głowie i mężczyznę obok niej. Twarz starca wyglądała na bardzo surową. Zostawiłam zdjęcie tam, gdzie je znalazłam i wyszłam na zewnątrz. Ryan i Derek czekali na mnie.
Zaczęliśmy wcielać nasz plan w życie. Derek poszedł w miejsce, gdzie znajdował się w swojej wizji. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy, otwierając je co chwilę, aby się upewnić, że stoi we właściwym miejscu. Jego twarz zbladła, a czoło pokryło się kropelkami potu, ale pozostał spokojny.
- Okej – powiedział i wskazał palcem na ziemię około piętnaście stóp od niego. – Stoi dokładnie tutaj.
Wiedziałam, że moja twarz z pewnością jest biała jak ściana, ale nie mogłam sobie pozwolić na panikę. Ryan wyglądał, jakby czuł to samo. Nasze spojrzenia się spotkały i uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
Kiedy szukaliśmy informacji, jak zatrzymać, albo zniszczyć demona, znaleźliśmy dwie rzeczy, które zawsze wyglądały tak samo. Jedną z nich był ogień, użyty do zniszczenia demona. Drugą była sól, używana do trzymania złych mocy z daleka. Mieliśmy wątpliwości co do skorzystania z obu na raz, więc zdecydowaliśmy zacząć od ognia. Plus,w wazonik z zębami też wcześniej leżał w miejscu na ognisko, więc być może to było to, co do tej pory utrzymywało demona w uśpieniu.
Ryan wyciągnął szczurki, butelkę z naftą i zapałki z plecaka. Podał mi zapałki – nie chcieliśmy, żeby ta sama osoba, która trzymała naftę, odpalała ogień – i włożył sznur do butelki z naftą. Później ułożył resztę sznura w zamknięte koło wokół miejsca, które wskazał Derek.
- Stoi w kole? – zapytał Ryan.
Derek twierdząco pokiwał głową. Byłam przerażona faktem, że stoję zaraz obok niewidzialnej istoty, ale nie zamierzałam być pierwszą, która spanikuje. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Uklęknęłam i odpaliłam zapałkę. W ciągu sekundy ogień rozprzestrzenił się na całe koło.
- Dzieje się coś? – zapytałam Dereka, jego oczy wciąż były zamknięte.
- Nie, jeszcze nie... Wszystko jest powolne, daj mi chwilę. Czekaj, postać chyba się zatrzymała. Nie przechodzi przez ogień! – Derek był podekscytowany.
Ryan i ja spojrzeliśmy na siebie z tryumfem.
- Nie, czekaj. Coś właśnie robi. To... klęka. Nie, przykuca. Zamierza skoczyć! – Derek był na granicy szaleństwa. Byłam pewna, że chciałby po prostu uciec.
- Zostań, gdzie jesteś, żebyśmy wiedzieli gdzie TO stoi! – krzyknęłam i złapałam plecak.
„Zrobię koło z soli wokół Dereka,” pomyślałam. To powinno być dobrą ochroną.
- JEST POZA OGNIEM! BIEGNIE DO MNIE! – wrzasnął Derek. Nie mam pojęcia, jak dał radę, ale pozostał na miejscu. W końcu udało mi się znaleźć paczkę soli w plecaku. Nie miałam czasu – zerwałam wieczko opakowania i wysypałam całą jego zawartość przed Derekiem, w pustkę.
W tym samym momencie, zauważyłam trzy świeże zadrapania na jego twarzy.
Sól przecięła powietrze i rozsypała się na ziemi wokół nas. I zdarzyła się dziwna rzecz: powietrze zdawało się syczeć przed Derekiem, trzaskając jakby coś rozpuszczało się w kwasie. Forma stała się wyraźniejsza: to była postać, około sześciu lub siedmiu stóp wysokości.
- Zapal to! – krzyknął Derek.
Ryan jednym skokiem znalazł się bliżej i oblał istotę naftą tak szybko jak potrafił. Sięgnęłam po zapałki, ale Ryan był szybszy. Podpalił istotę. Derek odchylił się odruchowo. Usłyszałam przenikliwy gwizd, jak gwizdanie czajnika. A może był to krzyk o wysokim tonie.
Zmartwiłam się, że możemy spalić las, ale płonienie zdawały się niknąć, zamiast rozprzestrzeniać. Postać wciąż była przysłonięta ogniem, ale mogłam odróżnić masę włosów, usłyszeć zgrzytanie zębów. Ogień powoli niknął, aż na ziemi został tylko popiół i kilka dziwnych, jasnych obiektów. Przyjrzałam się im lepiej: to były zęby.
Derek upadł na ziemię oddychając ciężko. Na jego twarzy była krew, ale udało mi się dostrzec tylko około pięciu zadrapań. Obserwowałam go, kiedy powoli mrugnął i uśmiechnął się szeroko.
- Nie ma jej! – powiedział.
Ryan bez słów otworzył plecak i wyciągnął z niego ostatnią rzecz – małe pudełko zamykane na kłódkę. Zebraliśmy wszystkie zęby z ziemi, razem z tymi, które już wcześniej tam były i zamknęliśmy je w pudełku. Na koniec spaliliśmy jeszcze zdjęcie z chatki.

Derek prowadził w drodze powrotnej do jego domu. Zapominając o horrorze, jaki przeżyliśmy, byliśmy szczęśliwi, że nam się udało. Całą drogę rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło z dozą humoru i w sumie dobrze się przy tym bawiliśmy. To był wielki sukces i byliśmy z tego zadowoleni.
Derek pożegnał się z nami, a ja i Ryan wsiedliśmy do mojego samochodu. Obiecaliśmy sobie, że będziemy w kontakcie. Derek zatrzymał pudełko z zębami, by mieć na nie oko. Nie wiem, czy zawsze będzie je trzymał przy sobie, czy je ukryje, ale wiem, że blizny na jego twarzy już zawsze będą mu przypominać o tym, co przeszedł.
W drodze do akademika znów poczułam przerażenie. Zastanawiałam się, czy zainteresowanie paranormalnym opuści Ryana, czy wpakujemy się w kolejną, być może jeszcze bardziej niebezpieczną sytuację. Westchnęłam, kiedy moje powieki zrobiły się ciężkie i zaczęłam marzyć o śnie. Z pewnością tej nocy będę miała koszmary.
Zamknęłam oczy.

Użytkownik harpoonek edytował ten post 03.10.2012 - 23:05

  • 9

#822

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pakt

Czy wiesz, czym są rozdroża? To nie są tylko zwykłe krzyżówki. Na rozdrożach zawierane są pakty.

Potrzebujesz niewielkiego pudełka, a w nim:

- krwawnik

- piasek z cmentarza

- kość czarnego kota

- twoje własne zdjęcie

Jak się to odybywa? Nic trudnego. Udajesz się na najbliższe skrzyżowanie i zakopujesz skrzynkę w jego centrum.

Odczekaj chwilę. Po krótkiej chwili pojawi się demon.

Opowiedz mu, czego najbardziej pragniesz w życiu, bez ograniczeń. Demon wysłucha twojego życzenia. Po zgodzeniu się, zniknie, a ty dostaniesz to, czego żądałeś tak, że aż poprosiłes samego demona o pomoc.
Ale jest druga strona medalu. Dostaniesz to, co chcesz, lecz demon postawi ci warunek - skrócenie życia. Zazwyczaj jest o około 10 lat. Gdy określony czas minie, ogary z samego piekła przyjdą, by cie do niego zaciągnąć.

Mówi się, że w piekle nawet demonom jest źle, a ludzie, idący na dół, są tak torturowani, że zapominają, kim są. Zamieniają się wtedy w jedno z tych plugastw i wychodzą na powierzchnie, by mordować. Ot tak, dla przyjemności.

A, jest jeszcze jedno. Demon pojawia się pod postacią urodziwej kobiety, która po wysłuchaniu i wymierzeniu dnia twojego sądu, pocałuje cie. Będzie to coś w stylu podpisania paktu.

Nie wiem, co pojawia się, gdy to kobieta złoży pakt...

...ale wiem, że mój ojciec po tylu latach nieobecności, jest wreszcie w domu... Nie zostało mi wiele lat. Ale wole 2 lata przeżyć razem z ojcem, niż 60 bez niego.

-----------------

Boje się... do dzisiaj zastanawiam się, czy było warto... jutro mijają 2 lata, od kiedy złożyłem pakt. Cały czas, wydaje mi się, że słyszę warczenie psa... nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam.

Jeśli naprawdę chcecie czegoś, co jest praktycznie nie możliwe, przeczekajcie. Takie jest życie - raz lepiej, raz gorzej.

Ale nigdy nie proście o pomoc diabła.

Nigdy!
  • 8

#823

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Jest to pierwsza część tłumaczenia historii straydog1980. Nie jest to typowa creepypasta, ale myślę, że się spodoba.

SIOSTRZYCZKA

Myślałem kiedyś, że mam siostrę. Miałem wtedy sześć lat. Nie myślałem o niej od lat, ale ujrzałem ją ponownie w zeszłym tygodniu.
Nie było mi łatwo, kiedy dorastałem. Byliśmy biedną rodziną. Nie znałem mojego ojca, a mama nigdy o niem nie wspominała. Okazało się, że wcale go nie znała.
Mieszkaliśmy w małym mieszkanku. Mówi się, że ludzie najlepiej pamiętają zapachy. Właśnie to pamiętam z dzieciństwa. Cztery zapachy. Pierwszy to mdły zapach wilgoci i pleśni w mieszkaniu. W ciągu dnia był to zapach obiadu, pieczonego mięsa w garnku. Nocą, kwaśny zapach potu, kiedy mężczyźni wracali do domów po ciężkim dniu w pracy, czasami śmierdzący piwem. I ostatni zapach. Głęboki i drzewiasty – zapach mojej siostry.
Mama nigdy nie wyszła za mąż. Czasami przyprowadzała do domu mężczyzn. Jeden nawet został na dłużej. Zacząłem nazywać go Billy – tatuś, aby był wyróżniony spośród pozostałych.
Mama wydawała się szczęśliwa i życie toczyło nam się dobrze. Wciąż pamiętam sobotnie popołudnie, kiedy położyła moją rękę na swoim brzuchu i powiedziała, że będę miał siostrzyczkę. Nie miałem zbyt wielu przyjaciół, więc wizja posiadania rodzeństwa bardzo mi się podobała. Nie miało znaczenia, że miała to być dziewczynka – co jest jedną z cudownych rzeczy u sześcio-letniego dziecka, nie ma znaczenie jakiej płci będzie twój przyjaciel. Zapytałem mamy, jak moja siostrzyczka będzie miała na imię, ale otrzymałem tylko ciepły uścisk i jej palec na moich ustach, kiedy wyszeptała:
- To niespodzianka.
Jakiś czas później mama pokłóciła się z Billym-tatusiem. Kazali mi iść do mojego pokoju, gdzie skuliłem się na łóżku. Łzy spływały mi po policzkach, kiedy próbowałem jakoś zagłuszyć krzyki dochodzące z kuchni. Kiedy zrobiło się cicho, wyszedłem z pokoju i zobaczyłem płaczącą mamę na kuchennej podłodze, obejmującą swój duży brzuch. Nigdy więcej nie widziałem Billego-tatusia.
Cały kolejny tydzień mama płakała cichutko. Poza jednym dniem, kiedy zastałem ją szlochającą na podłodze. Nigdy więcej nie rozmawialiśmy o mojej siostrzyczce.
Mama zamknęła się w sobie, a nasze życie stało się gorsze. Nigdy nie byłem zbyt dobry w zawieraniu nowych znajomości i większość czasu cisza wypełniała nasz dom. Jak każde dziecko z wybujałą wyobraźnią, pomyślałem że mogę stworzyć sobie przyjaciela milion razy lepszego niż ktokolwiek inny. Może nawet bliźniaka.
Wtedy zacząłem ją widywać. Nigdy kiedy mama była w pobliżu. Wyglądała dokładnie jak ja, te same ciemne włosy, brązowe oczy. Otaczał ją zapach drewna. Nigdy się nie odzywała, patrzyła się tylko na mnie i uśmiechała się czasami. Wiedziałem, że nazywa się Jenny, nawet jeśli mi tego nie powiedziała. Dzieci łatwiej rozumieją takie rzeczy. Tak samo, jak wiedzą jak nazwać szczeniaczka, zabawkę albo lalkę. Wiedzą dokładnie czym jest dana rzecz i jak na nią mówić. Prawdziwe nazwy.
Spędziłem wiele nocy na rozmowach z nią, chociaż ona ani razu się nie odezwała. Siedziała tylko z uśmiechem na twarzy, kiedy opowiadałem jej o szkole. Nie widziałem jej jak wchodzi lub wychodzi. Po prostu była tam, jak otwierałem drzwi do mojego pokoju. Zawsze najpierw ją poczułem zanim zobaczyłem. Ale nigdy jej nie dotykałem. Tylko raz, kiedy przysypiałem po okropnym dniu w szkole, położyłem rękę na jej ramieniu. Wyglądała jak normalna dziewczynka w moim wieku, ale jej ramię było zimne i suche, jak wąż, którego dotknąłem w zeszłym roku w zoo.
Jenny nie zawsze się uśmiechała. Pamiętam jak pewnego razu kot sąsiadów rzucił się na mnie, kiedy chciałem go pogłaskać i zarobiłem pazurami. Nic wtedy nie powiedziała, ale widziałem jak jej twarz spoważniała tworząc maskę, jakiej nie widziałem u żadnego innego dziecka. Następnego dnia widziałem ją, jak głaszcze tego kota na środku ulicy. Przyciskała go do ziemi. Odwróciłem się, kiedy usłyszałem klakson samochodu. Później usłyszałem jeszcze dwa uderzenia, jedno przednim kołem, drugie tylnym. Jenny stała po drugiej stronie ulicy i uśmiechała się do mnie.
Najgorsza rzecz, jaka się wydarzyła z Jenny, była kiedy widziałem ją po raz ostatni. Billy był jednym z tych dużych dzieciaków, które odkryły, że bycie o głowę wyższym od innych pozwala im na używanie innego, fizycznego słownika, który zawierał kopniaki, uderzenia pięścią i szarpanie innych. Moje ostatnie spotkanie z nim odbyło się przed szkołą. Nic specjalnego. Byłem po prosty posągiem pomiędzy punktami A i B, co w głowie Billego oznaczało, że muszę się przemieścić. Oczywiście różnica w naszych rozmiarach znaczyła, że mały kopniak w plecy posłał mnie wprost na ziemię, zdzierając skórę z moich łokci. Pamiętam Jenny stojącą kawałek dalej.

Kilka dni po tym zdarzeniu jechaliśmy na wycieczkę szkolną, nie pamiętam dokąd. Moje łokcie wciąż były pokryte strupami po upadku. Klasę podzielono na dwie grupy. W mojej było 15 osób. Nauczyciel kazał nam dobrać się w pary i nikt nie chciał stanąć z Billym. Schodziliśmy po ruchomych schodach, kiedy to zobaczyłem. Byłem na końcu i widziałem siedem par głów przed sobą. Koło Billego stała osoba o ciemnych, długich włosach. Widziałem jak Jenny wychyla się, abym zobaczył jak się do mnie uśmiecha. Wiedziała, że ją obserwuję. Zanim Billy zszedł ze schodów, zobaczyłem jak Jenny popycha go na lewo. I wtedy rozległ się krzyk, po którym nastąpił chaos. Dopiero po kilku minutach zrozumieliśmy, co się stało. Billy był za blisko brzegu ruchomych schodów i jego sznurówki zaplątały się między schodkami. Nie miał czasu na reakcję i zanim ktoś zatrzymał schody, jego stopa została wciągnięta między nie.
Mama była ogromnie zmartwiona, kiedy odebrała mnie po wycieczce. Wiedziała, że coś jest nie tak, kiedy zobaczyła płaczące dzieci. Zasypała mnie pytaniami i złamałem się. Powiedziałem jej, że to dziewczynka z naszego domu popchnęła Billego. Uderzyła mnie w twarz. Był to jedyny raz w całym moim życiu, kiedy podniosła na mnie rękę. Złapała mnie za ramiona, jej paznokcie wbiły się w moją skórę.
- Ona nie jest prawdziwa! Nie myśl o niej, nie rozmawiaj z nią. Jenny nie istnieje! – wysyczała mi w twarz.
Nie mówiłem mamie, jak dziewczynka miała na imię. Wtedy zdałem sobie sprawę, że oczy mamy wypełnione były strachem. Ona też widziała Jenny.

To był ostatni raz, kiedy ją widziałem. Na tamtych ruchomych schodach. Wciąż czasami odczuwałem jej obecność, czułem zapach drzewa. Ale nigdy więcej jej nie widziałem. Nie wiem, jak moja mama zdobyła pieniądze, ale kupiła mi Gameboy’a po tym zdarzeniu. Myślę, że wiedziała co robi. To małe urządzenie pochłonęło mnie całkowicie. Nie miałem czasu na nocne rozmowy z moją wyobrażoną siostrą.

Później dorosłem. Poszedłem do college’u poza stanem, znalazłem pracę i dziewczynę i wyprowadziłem się. Zapomniałem o Jenny oraz o złych wspomnieniach z dzieciństwa. Do poprzedniego tygodnia. Widziałem Jenny. Miałem sen, w którym byłem małym chłopcem. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy na śpiącą mamę. Ręka Jenny była zimna i sucha, tak jak to zapamiętałem. Czułem, jakbym trzymał skórzaną rękawiczkę.
Jenny zrobiła krok do przodu puszczając moją dłoń. Próbowałem coś powiedzieć, zatrzymać ją. Już wiedziałem, do czego zmierza. Posłała mi ostatni uśmiech i jej twarz wypełniła czysta nienawiść, kiedy zacisnęła swoje małe, ale silne ręce na gardle mamy.
Obudziłem się na dźwięk telefonu. Dzwonił sąsiad mojej mamy, a ja wiedziałem już, co mi powie.


Pogrzeb był mały, mama miała kilku przyjaciół. Rozmawiałem z sąsiadem, który do mnie dzwonił zaraz po powrocie do rodzinnego domu.
- Jadła z nami obiad – powiedział sąsiad z oczami pełnymi łez. – Kończyliśmy właśnie główne danie. Jadła pieczonego kurczaka... Zakrztusiła się i wskazała na wodę i... Po chwili leżała na podłodze trzymając się za gardło. Szamotała się, jakby chciała coś z tego gardła wydostać... Próbowaliśmy ją złapać, dać jej wody, ale ona... Boże, tak mi przykro. Nie miała telefonu, więc mogliśmy do ciebie zadzwonić dopiero po powrocie ze szpitala – łzy spływały po jego policzkach strumieniami.
Lekarze orzekli, że mama umarła z powodu zakrztuszenia, ale nie znaleźli żadnego ciała obcego. Nie szukali winnych, jej przyjaciele wydzieli jak się dławiła.
Nie chciałem zostać w domu mamy z powodu złych wspomnieć, ale musiałem zabrać dane do konta bankowego mamy i kilka innych dokumentów. Trudno było je znaleźć, bo mama zdecydowanie nie była pedantką.
Na biurku i w salonie nie znalazłem nic ważnego, więc ruszyłem do sypialni. Zajrzałem pod łóżko i wtedy to znalazłem. Pudełko po butach cięższe niż pozostałe leżące obok. Otworzyłem je. Pokój wypełnił się zapachem, który nawiedzał mnie w dzieciństwie. Drzewo sandałowe. Przejechałem palcami po małym, drewnianym pudełku.
Jenny.
Otworzyłem je. Początkowo pomyślałem, że w środku jest szkielet szczura zawinięty w papier, uśmiechający się do mnie. Oczy, które nigdy się nie otworzyły za życia gapiły się na mnie z pudełka. Czas sprawił, że pozostały tylko dwie czarne dziury w ich miejscu, na maleńkiej twarzyczce. Wyglądało na to, że cały życie mieszkałem z moją siostrą.
Musiałem dowiedzieć się jeszcze jednej rzeczy. Dotknąłem nieruchomego ciałka. Suche, zupełnie jak skóra Jenny.


Nie mogłem przestać myśleć, dlaczego zobaczyłem Jenny ponownie po tylu latach. Dlaczego zabiła moją matkę. Dlaczego teraz, a nie wcześniej? Moja dziewczyna była w pracy, kiedy wróciłem. Znalazłem odpowiedź na to pytanie, kiedy zacząłem sprzątać.
Biały, plastikowy test a na nim dwie kreski. Dlatego Jenny wróciła.

Użytkownik harpoonek edytował ten post 05.10.2012 - 00:22

  • 8

#824

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Prank

- Jutro jest 1. kwietnia, nie?

- No tak...

- Słuchaj... Na tablicy z ogłoszeniami zawieszę kartkę z informacją, że jego matka umarła. Gdy wróci do domu, wszyscy razem wrzaśniemy "Prima Aprilis!"

- Nie przesadzasz trochę...?

- Słuchaj, to może być najbardziej epicki żart w historii.

- No ok, ale po co ja ci do tego?

- Patrz: zawsze jeździcie razem autem, nie? Jutro więc pójdziecie pieszo, a ty zupełnie przypadkiem spojrzysz na tablicę ogłoszeń. On pewnie zrobi to samo, więc nawet nie będziesz musiał mówić czegoś w stylu "Ej Dean, czy twoja mama miała na imię Mary?", tylko otworzysz szeroko usta i będziesz starał się nie roześmiać. Ok?

Zastanawiałem się chwilę.

- Ok. Ale masz u mnie dług.

- Ehhh, niech będzie...

Miałem mieszane uczucia co do tego chorego żartu. Dean to mój przyjaciel, znienawidzi mnie, gdy dowie się, że maczałem w tym palce. No, w takim razie postaram się, by się nie dowiedział, ha.

Następnego dnia, zaraz po szkole powiedziałem Deanowi, że musimy iść z buta. Nie wkurzył się. Podejrzewałem przez chwile, że Jo puściła parę, czyli Dean wie, że ja też brałem w tym udział. Ale zaryzykowałem.

Przy tablicy stanąłem. Dean szedł dalej, poganiał mnie, nie zanosiło się, by zerknął na tablicę. Z początku chciałem powiedzieć to, co mówiła mi Jo - "Ej Dean, czy twoja mama miała na imię Mary?", ale przecież byliśmy przyjaciółmi, znałem jego matkę prawie tak, jak własną. Zamiast głupiego gadania, wysapałem najlepsze "O ***", jakie mogło zostać wypowiedziane.

- Co ty odp...

Z najbardziej zdumioną twarzą na jaką mnie było stać, spojrzałem na Deana. Patrzył tępo na tablice.

- Dean, ja...

- Idź.

- Ale...

- IDŹ!

Bolało. Bolało, jak patrzyłem na niego. Bolało, jak wydobył z siebie płacz, jakiego jeszcze nie słyszałem... płacz, przy którym żałowałem, że to zrobiłem. Ale za chwile się to skończy. Poszedłem prosto do jego domu. Czekali już na mnie.

- Idzie?

- Zaraz powinien być.

Czekaliśmy w salonie. Po dłuższym czasie otworzyły się drzwi, na co chórem zawołaliśmy "Prima Aprilis!"

- Państwo Winchesterowie?

Nastąpiła głucha cisza.

---------------------------------------

- Dean, naprawdę... to moja wina. Mogłem odmówić, zrobić standardowy żart z dropsem w coli... Jak mogłem być tak głupi... przepraszam! To było głupstwo! Błagam, wybacz mi!!

Rozpłakałem się na dobre.

Zapaliłem znicz, położyłem kwiaty.

Odszedłem.


Użytkownik Blitz Wolf edytował ten post 05.07.2014 - 01:44

  • 11

#825

SoulEater.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Witam :)
To moja pierwsza pasta, więc proszę o wyrozumiałość. Dodam, że pasta jest oparta na podstawie SCP Foundation. Jeśli ktoś nie lubi tego typu opowieści, niech nie czyta. Pasta pewnie nie jest najwyższych lotów, jest dość długa i zawiera wulgaryzmy.


Wiadomo, że na świecie istnieją tajne organizacje zajmujące się tajnymi rzeczami i w ogóle są najtajniejsze z tajnych. Niektórzy pewnie o nich wiedzą, ale nie chcą mówić, i dobrze.

Jak się pracuje w tajnej organizacji? Tego nie wiem. Pracuję w tej mniej tajnej, czyli ludzie niby wiedzą, ale nie wszystko. Bo po co? Może to i lepiej, bo im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Organizacja ta zajmuję się wychwytywaniem, zabezpieczaniem i (jeśli to konieczne) likwidowaniem obiektów o niezwykłych właściwościach czy umiejętnościach oraz chronieniem ludności przed nimi.

Na temat mojej organizacji stworzono nawet stronę Wiki. Ba, nawet grę, bazującą na opisie jednego z obiektów, nad którym niegdyś przeprowadzano badania. Więc, dlaczego jest to udostępniane w Internecie? Żeby ludzie wiedzieli, z czym mogliby mieć do czynienia, gdyby nie My. Wiedzieli tyle, ile potrzeba, nie więcej.

W Internecie przedstawione są trzy zapisy z eksploracji obiektu o numerze SCP-087. Tak więc ludzie wiedzą tylko o trzech. A co powiecie na to, że nieformalnie było ich siedem? Nie wiedzieliście? Nie dziwię się. Dokumentacje pochodzące z dalszych eksploracji pozostały w zabezpieczonym miejscu i nikt poza personelem o 5 poziomie poświadczenia tajności nie ma do nich dostępu. Dlaczego o tym piszę? Nie, nikt mnie nie zamknie za to. Po prostu uważam, że akurat o tym powinniście wiedzieć. Żeby przestrzec was przed lekkomyślnością. Żeby wam uświadomić, że nie wszystko jest takie, jak się wam wydaje.

Opisu SCP-087 nie będę wam przytaczać, bo pewnie każdy z was go już zna. Zaznaczam jednak, że w większości tych pseudo-strasznych opowiastek zwiedzany budynek jest zazwyczaj opisywany jako zbudowany nie wiadomo w jakim celu. Otóż, ten budynek to schron przeciwatomowy, zbudowany na podstawie autentycznych planów i w konkretnym celu. Co się tam wydarzyło i dlaczego jest „nawiedzony” tego nie wiem, i się nie dowiem w najbliższym czasie. Na początek ujawnię zapiski z Dokumentu 087-IV, ostatniej eksploracji przeprowadzonej z udziałem jednego członka personelu klasy D. Dokument nie został ujawniony, ponieważ po tym incydencie definitywnie zaprzestano ujawniać następnych eksploracji. Piąta eksploracja odbyła się z udziałem 3 osób, szósta z udziałem robota zdalnie sterowanego natomiast siódma miała na celu wysłanie trzech osób, które miały umieścić tam ładunki wybuchowe, aby można było je zdetonować i zniszczyć budynek.

Dokument 087-IV



DOSTĘP DO W.W DOKUMENTU POSIADA WYŁĄCZNIE PERSONEL O POZIOMIE 5 POŚWIADCZENIA TAJNOŚCI. ZAPOZNANIE TREŚCI TEGO DOKUMENTU PRZEZ OSOBY NIEUPOWAŻNIONE SKUTKUJE PRZYMUSEM WYKONANIA OPERACJI CZYSZCZENIA PAMIĘCI ORAZ NADANIEM STATUSU PPC STOPNIA PIERWSZEGO KLASY A.



D-1077 to 48-letni, biały mężczyzna, mocno zbudowany. W przeszłości wielokrotnie skazywany za pedofilię, obecnie odsiaduje karę dożywocia za zabójstwo ośmiu chłopców w wieku 10-13 lat. Tło psychiczne mocno zachwiane, stwierdzonych lęków/fobii – brak.

D-1077 jest wyposażony w jedną, 75-watową lampę LED z baterią o okresie wytrzymałości 24 godziny, 3 litry wody pitnej, 15 sztuk odżywki białkowej, jeden koc, zapas baterii. Widok z kamery przedstawia klatkę schodową wiodącą w dół, lampa oświetla tylko dziewięć pierwszych stopni.

D-1077 schodzi w dół, dochodzi do 17 piętra bez zaobserwowania żadnych zmian w otoczeniu. Głośnik kamery, tak jak w poprzednich eksploracjach, zarejestrował głos płaczącego dziecka. Głos jednak podwoił się, w tle oprócz dziecka słychać także kobietę. D-1077 Zatrzymuje się i rozgląda.

D-1077: Co tak, kurwa, śmierdzi?

Dr Keith
: Proszę opisać zapach.

D-1077: Kurwa, nie wiem, jak jakieś ścierwo. Szczur czy inne co.

Dr Keith: Zanotowane, proszę kontynuować.

1077 kontynuuje do 67 piętra bez zaobserwowania zmian w otoczeniu. W tym momencie wiadome jest, że budynek swoją budową narusza możliwości geologiczne(ok. kilometr pod powierzchnią ziemi znajdują się skały oraz żyły wodne – budowa podziemnych korytarzy byłaby niemożliwa). Głos płaczącego dziecka i kobiety nie nasila się.

1077: Tu jest coś rozlane.

Dr Keith: Możesz to opisać?

Kamera uchyla się i potwierdza obecność cieczy. Plama ma około 50 cm średnicy.

1077: Jest żółte i kurewsko śmierdzi.

1077 schyla się, dotyka cieczy. Syczy z bólu.

1077: Kurwa, to gówno wżera mi skórę!

Dr Keith: Jesteś wyposażony w wyjałowione gazy, proszę się opatrzyć.

1077 owija gazę wokół palca i schodzi dalej, dochodzi do 109 piętra. Głos dziecka i kobiety jest coraz wyraźniejszy. 1077 schodzi jeszcze 4 piętra, po czym kamera rejestruje ciało D-9884, uczestnika poprzedniej eksploracji. Brak śladu SCP-087-1.

1077: Tu ktoś leży. Nie żyje.

Dr Keith: Proszę ominąć ciało.

1077 schodzi do 130 piętra. Kamera rejstruje SCP-087-1. Twarz utrzymuje kontakt wzrokowy z D-1077. Dziecko i kobieta są słyszalne bardzo
intensywnie.

1077: No i co się kurwa gapisz?

Dr Keith: Co widzisz?

1077: Jakiś gościu się na mnie gapi. Jest blady. Nic nie mówi. Pewnie zszedł w dół i nie wie jak wrócić, kretyn. Chcesz wrócić ze mną? Wolisz tu zostać? Ok. Ja wracam.

Dr Keith: Propszę zbliżyć się do 087-1 i oświetlić, chcemy określić jej pochodzenie i właści…

1077: Pierdolę. Tu jest zimno, mokro, śmierdzi, jakieś dzieci tam beczą, ten gościu to mnie wkurwia i gapi się jak idiota. Nie schodzę, wracam, i tak czeka mnie zajebiście długa wspinaczka.

D-1077 odwraca się ale się zatrzymuje. Kamera opadła, w kadrze widać jedynie nogi 1077.

1077: Będę ci służyć. Będę za tobą podążał.

Dr Keith: Komu będziesz służyć? Kto tam jest? 1077 słyszysz mnie? 1077 to nie są żarty, proszę podnieść kamerę i uchwycić w kadr 087-1!

1077: ON BYŁ ANIOŁEM A WY GO ZDRADZILIŚCIE. BŁĄKAJĄC SIĘ WŚRÓD ŚMIERTELNIKÓW, ZAŁOŻYŁ KRÓLESTWO, KTÓRE BĘDĄC RAJEM GRZECHU I ROZPUSTY, ZRZESZA PODŁOŚĆ I ZAKŁAMANIE. ON BYŁ ANIOŁEM, A WY GO ZDRADZILIŚĆIE.

Kamera upada na ziemię, obraz staje się zniekształcony. Płacz kobiety i dziecka znika. Kamera nie rejestruje obecności D-1077 ani 087-1. Po 14 sekundach bezruchu obraz i dźwięk zanikają.

Próby ponownego nawiązania połączenia nie powiodły się.

I jak wrażenia? Ma ten dreszczyk, co?

Tak właśnie, dreszczyk. Tylko. Nie wiecie pewnie jednak jak to jest, kiedy musisz stać przy doktorku, patrzeć w monitor laptopa, na obraz kamery, trzymając w rękach notatnik, notując wszystko co się da i jednocześnie srając w gacie ze strachu. Ja wiem. Jako członek personelu klasy E dostaję za to pieniądze.

Ale nie to jest najgorsze. Najgorsza jest niepewność. Ale jeszcze gorsza jest żądza wiedzy. Tylko mi nie mówcie, że nie ciekawi was to, skąd wzięła się tam ta twarz mężczyzny, biała, weź widocznych ust i rysów oraz zarysu ciała? Co jest źródłem płaczu, który unosi się w całym budynku? Co tam się wydarzyło? I dlaczego D-1077 po ujrzeniu SCP-087-1 zaczął gadać brednie?

Co do tych bredni. Dwa tygodnie później Dr Keith bez niczyjej wiedzy wszedł do SCP-087. Poinformował o tym tylko mnie i mojego kolegę po fachu Dane’a. Mimo naszych próśb i ostrzeżeń zrobił to. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, było już za późno. Ledwo wysiedliśmy z samochodu, gdy drzwi wiodące do SCP-087 otworzyły się. Ukazał nam się Dr Keith, zakrwawiony, z ciałem D-9884 na rękach. Upadł. Podbiegliśmy, ale było już za późno. Wychrypiał tylko:

-Ja… Już… wiem… Wszystko.

Po czym umarł. Jego oczy, wciąż szeroko otwarte, były zimne i puste.
Nagle jednak je otworzył. Nie były to te same, jaskrawo zielone oczy Dra Keitha. Były czarne. Popatrzył na mnie i powiedział:

- ON BYŁ ANIOŁEM A WY GO ZDRADZILIŚCIE. BŁĄKAJĄC SIĘ WŚRÓD ŚMIERTELNIKÓW, ZAŁOŻYŁ KRÓLESTWO, KTÓRE BĘDĄC RAJEM GRZECHU I ROZPUSTY, ZRZESZA PODŁOŚĆ I ZAKŁAMANIE. ON BYŁ ANIOŁEM, A WY GO ZDRADZILIŚĆIE.

A więc to samo, co 1077 przed zniknięciem w czeluściach tej przeklętej klatki schodowej. I co, porównasz teraz swój strach do mojego? Siedzisz przed komputerem, czytasz to i pewnie myślisz sobie, że to kolejna straszna historyjka, która spowoduje, że nie będziesz mógł zasnąć bez światła. Pomyśl sobie teraz, że boisz się wyjść na korytarz, i zejść po schodach. Prosta czynność wydawało by się. A uwierzysz mi, jeśli ci powiem, że po przejściach z tymi pierdolonymi schodami bałam się schodzić na dół we własnym domu? Trzęssłam kolanami ze strachu gdy tylko usłyszałam płacz dziecka? Pewnie nie. Musiałbyś doświadczyć tego na własnej skórze, zobaczyć to na własne oczy i usłyszeć swoimi uszami. Prawdopodobnie
nigdy tego nie doświadczysz.

Ale do rzeczy. Po eksploracji czwartej zostały nagrania. Moim zadaniem było skontaktować się z rodzinami kobiet i dzieci, które zaginęły w niewyjaśnionych okolicznościach na przestrzeni kilku lat. Liczyliśmy na to, że któraś z tych rodzin rozpozna ten głos. I doliczyliśmy się. Rozpoznała je pewna kobieta, której córka zaginęła 5 lat temu. Miała wtedy 12 lat. Okazało się, że mieszka dokładnie 1,8km od miasteczka studenckiego, gdzie znajduje się właśnie SCP-087. Ostatni raz świadkowie widzieli ją właśnie niedaleko tego budynku.

Tak więc jedna zagadka rozwiązana. Ale co z tą twarzą? W jednym z kadrów 087-1 wypełniało całą klatkę. Nasi specjaliści wykorzystali wszelkie możliwości i otrzymali 4 zarysy twarzy. Porównaliśmy je z profilami mężczyzn zaginionych. Nic nie trzymało się kupy, żadna z twarzy nie pasowała do żadnego z profilów. Następnie wszystkie zarysy umieściliśmy w komputerze i wydrukowaliśmy ogłoszenia. Na ogłoszeniach widniał mój służbowy numer , każdy, kto rozpozna twarz będzie mógł do mnie zadzwonić.

Jednak nikt nie dzwonił. Do czasu. Do dziś dziękuję Bogu, że nie byłam wtedy sama.

Wieczór. Dane i ja ślęczymy nad papierami w moim mieszkaniu. Telefon się odzywa. Zdziwiło mnie to, bo nie wyświetlał się żaden numer. Na pewno nie był to zastrzeżony, bo byłoby to widać. Dane i ja spojrzeliśmy po sobie. Odebrałam, włączyłam tryb głośnomówiący.

-Słucham?

-Wiem, kim był ten facet na plakacie.

-Więc, kim?

W tym momencie nastąpiła całkowita cisza. Trwała jakieś 10 sekund. Facet, który do mnie zadzwonił, nienaturalnie głębokim i drżącym głosem, powoli powiedział:

ON BYŁ ANIOŁEM A WY GO ZDRADZILIŚCIE. BŁĄKAJĄC SIĘ WŚRÓD ŚMIERTELNIKÓW, ZAŁOŻYŁ KRÓLESTWO, KTÓRE BĘDĄC RAJEM GRZECHU I ROZPUSTY, ZRZESZA PODŁOŚĆ I ZAKŁAMANIE. ON BYŁ ANIOŁEM, A WY GO ZDRADZILIŚĆIE.


  • 6


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 3 gości oraz 0 użytkowników anonimowych