Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#826

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejne losy Casey i Ryana :)

PARANOJA

- Wrócę zanim się obejrzysz – powiedział Ryan, zanim wyszedł.
Otrzymał wcześniej nieprzyjemną wiadomość: Jack, młodszy brat Ryana, złamał nogę na treningu. Wyglądało na to, że nie jest dobrze; istniało prawdopodobieństwo, że kość nie zrośnie się dobrze i Jack nie będzie mógł normalnie chodzić.
- Jedź – powiedziałam Ryanowi. – Spędź trochę czasu z bratem.
- A co z tobą?
Byliśmy w drodze od czterech dni i w tej chwili byliśmy daleko od domu. Nie podobała mi się opcja powrotu do domu, dodatkowo zostawiliśmy tam tych, których kochamy, aby byli bezpieczni. Nie mogłam teraz wrócić.
- Zostanę tutaj. To będzie tylko kilka dni, tak? – zapytałam, wiedząc że to jest najlepsze rozwiązanie, ale oczekiwałam że Ryan się ze mną nie zgodzi. Że nie będzie chciał zostawić mnie samej i będę musiała przekonać go, że dam sobie radę sama.
- Cudownie – powiedział zamiast tego. – Dzięki Casey, wiedziałem, że zrozumiesz.
Pocałował mnie w czoło i zaczął pakować torby.
Zabolało mnie to trochę. „Martwi się o swojego brata”, przekonywałam się w myślach. „To oczywiste, że nie chce narażać Jacka na niebezpieczeństwo.” Mimo to moje policzki zapłonęły i musiałam odwrócić twarz, żeby Ryan nie widział mojego zmartwienia. Szybko, za szybko, Ryan zarezerwował bilet lotniczy i pojechał na lotnisko. Zostałam sama.
Nasz motel mieścił się na skraju małego, spokojnego miasteczka. Powietrze na zewnątrz było gorące i nieruchome. To było jedno z tych prozaicznych, niezmiennych miast, jakie można znaleźć w każdym stanie. Kilka stacji benzynowych, jedna główna ulica z kilkoma sklepami i cukierniami, może jeszcze szkoła i biblioteka. Nic specjalnego. Dlaczego więc czułam się w nim nieswojo?
Może dlatego, że wciąż widziałam te same samochody podążające drogą. Albo sposób, w jaki ludzie odwracali głowy w moją stronę, kiedy ich mijałam. Albo sposób, w jaki słońce nigdy nie wychodziło tu zza chmur, pozostawiając wszystko w cieniu. Jedyne, czego byłam pewna to to, że odkąd Ryan wyjechał, byłam niespokojna, jakby coś złego miało się wydarzyć.
Czułam się bezpieczniej, kiedy byliśmy w drodze, ciągle w ruchu, ciągle kilka króków przed niebezpieczeństwami, które na nas czyhały. Teraz czułam się, jakby tylko czekała aż mnie dopadną. Nie mogłam pozbyć się tej myśli z głowy. Wżerała się w mój mózg, powodowała paranoję i widzenie rzeczy kątem oka. Dlatego właśnie nie byłam pewna, czy wciąż śniłam, kiedy otworzyłam oczy poprzedniej nocy i ujrzałam kilkanaście twarzy gapiących się na mnie.
Na początku było całkiem ciemno, ale z czasem kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważyłam postacie stojące nade mną. Wstrzymałam oddech, nie mogłabym krzyczeć nawet, gdybym spróbowała. Ale nie spróbowałam. Kolejną rzeczą, którą pamiętam, był ranek. Leżałam na łóżku w zupełnie pustym pokoju. Prawie udało mi się przekonać samą siebie, że to była tylko moja wyobraźnia, ale wtedy spojrzałam w dół.
Wcześniej usypałam krąg z soli wokół łóżka tak na wszelki wypadek; wystarczyło jej akurat, aby stworzyć ciasne koło. Ostatnio wszystko było w porządku, ale teraz... Zewnętrzna część koła wyglądała jak krawędź zębatki. Maleńkie półkola... Wyglądało to, jakby szereg bosych stóp otoczył solny krąg, a ich palce popychały linię koła bliżej i bliżej.
Wzdrygnęłam się i zeskoczyłam z łóżka, moje stopy wylądowały na soli, która rozsypała się po dywanie. Drzwi wejściowe były zamknięte, to znaczy, zamknięte na tyle, na ile im pozwoliłam. Łańcuszek wciąż był zapięty, ale drzwi zostawiłam uchylone z ołówkiem wciśniętym między nie a framugę. Okno też było zamknięte, więc odrzuciłam od siebie myśli o całym incydencie.
Nie miałam jednak już soli, także musiałam wybrać się kilka bloków dalej, do sklepu. „Powinnam też kupić coś do jedzenia,” pomyślałam. Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatnio miałam coś w ustach, ale nie pamiętałam nawet, czy coś jadłam poprzedniego dnia.
Na szczęście sklep był blisko, bo mój samochód znajdował się teraz na lotnisku w oczekiwaniu na powrót Ryana. „Szkoda, że nie mam żelu od Pepper,” pomyślałam i starałam się zapamiętać, aby poprosić ją o to przy okazji rozmowy telefonicznej.
Po drodze do sklepu, na parkingu minęłam samochód, który wcześniej widziałam zaparkowany przed motelem. Mogłabym przysiąc, że to to samo auto. To samo też, które wcześniej widziałam wiele razy krążące wokół motelu. „Nie, chwilka, okna są chyba nieco inne,” zauważyłam i zrozumiałam, że jednak z pewnością jest to inny samochód. Nadal jednak czułam się niespokojna. Przygryzłam wargę, co robiłam zawsze w stresie, i poczułam ostry ból. Przetarłam usta dłonią – krew. Wyglądało na to, że byłam bardziej zdenerwowana niż myślałam.
W sklepie chwyciłam koszyk i krążyłam między regałami aż znalazłam sól. Zgarnęłam kilka paczek i ruszyłam dalej. Były tam ciasteczka i krakersy – nie czułam głody, ale chwyciłam kilka z nich i wrzuciłam do koszyka. Pomyślałam, że miło byłoby kupić jeszcze masło orzechowe.
Sklep był pusty poza parą klientów. Minęłam chłopaka posyłając mu grzeczny uśmiech. Był ode mnie wyższy, ale wyglądał na młodszego. Miał najjaśniejsze blod włosy, jakie kiedykolwiek widziałam, co czyniło jego brwi i rzęsy prawie niewidocznymi. Nasze spojrzenia się spotkały i również uśmiechnął się do mnie.
Dalej włóczyłam się między półkami w poszukiwaniu masła orzechowego, po dziesięciu minutach nadal go nie znalazłam. Ponownie minęłam chłopaka, ale po krótkim namyśle zawróciłam.
- Nie wiesz może, gdzie znajdę masło orzechowe? – zapytałam przyjaźnie.
- Eee, ja tu nie pracuję – odparł nieśmiało.
- Tak, wiem! Pomyślałam tylko, że może wiesz – uśmiechnęłam się przepraszająco z nadzieją, że go za bardzo nie zawstydziłam.
- A, tak. Wiem, wiem, chodź za mną.
Poprowadził mnie do końca najbliższego regału i wskazał najwyższą półkę.
- Ojej, nie mam pojęcia jak tego nie zauważyłam, przechodziłam tędy conajmniej kilka razy!
- Które chcesz?
Wskazałam palcem na słoik, który chłopak zdjął z półki i podał mi.
- Dzięki! – powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
- Żaden problem Case...
Zamarłam. Głupi uśmiech zastygł na mojej twarzy. „Skąd on zna moje imię?” myślałam gorączkowo. Chłopak nie przestwał patrzeć się na mnie, ale powoli zaczął się odsuwać. Delikatny, nieprzyjemny uśmieszek pojawił się na jego twarzy zanim rzucił się biegiem wzdłuż regałów i zniknął mi z oczu. Usłyszałam dźwięk dzwoneczków, kiedy opuszczał sklep.
Westchnęłam ciężko i opadłam na podłogę, zrzucając kilka słoików. Tego było już za wiele, potrzebowałam Ryana, potrzebowałam kogokolwiek. Wiedziałam, że nie dam sobie rady sama. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Ryana. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa, ale nie zostawiłam żadnej wiadomości. Właśnie miałam zadzwonić do Pepper, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to nie jej głos chciałam usłyszeć. Zamiast tego, wysłałam jej wiadomość: „Dzięją się dziwne rzeczy. Powiedz mi co wiesz o [nazwa miasteczka].”
Czekałam na natychmiastową odpowiedź. Nie pojawiła się, więc podniosłam się z ziemi. Nikt nie zwrócił uwagi na moje zachowanie. Kasjer skasował moje zakupy: krakersy, ciasteczka, masło orzechowe i kilka paczek soli. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Twoje usta krwawią.

Wróciłam do pokoju w motelu i zamknęłam się w środku. „Przestań panikować!” powtarzałam sobie. Poszłam do łazienki, aby przemyć twarz zimną wodą z nadzieją, że odciągnie mnie to od nieprzyjemnych myśli. Zerknęłam w lustro i zobaczyłam swoje usta, wciąż mocno krwawiące. Musiałam przestać je przygryzać kiedy byłam zestresowana albo nauczyć się w końcu uspokajać. Zanurzyłam twarz w zlewie i przemyłam usta.
Ponownie spojrzałam w lustro z przerażeniem stwierdzając, że czerwona strużka krwi nie zniknęła. Przetarłam to miejsce dłonią, wycierając większość pozostałej krwi, ale ta uparta strużka pozostała. Potarłam mocniej i – ku mojemu wielkiemu przerażeniu – moja dolna warga odpadła odsłaniając zęby.
Usłyszałam głuche „plask”, kiedy wpadła do zlewu.
Wrzasnęłam i odskoczyłam do tyłu wpadając na zasłonę przysznicową, prawie ją zrywając. Byłam już gotowa do ucieczki z łazienki, kiedy jeszcze raz rzuciłam okiem na lustro. Moje oczy były szeroko otwarte z powodu szoku, twarz śnieżno biała, ale usta: wszystko było z nimi w porządku. Dolna warga była na swoim miejscu, wciąż widoczne na niej było małe rozcięcie, ale nic poza tym. Spojrzałam do zlewu – tylko czysta woda. Oddychałam szybko, oparta o zlew.
Minęło dużo czasu zanim byłam zdolna znów się poruszyć. Gapiłam się w lustro w poszukiwaniu czegokolwiek odbiegającego od normy, ale widziałam tylko swoją własną, przerażoną twarz. Moja wyobraźnia po prostu szalała. „Moje odbicie właśnie zamrugało, ale ja tego nie zrobiłam, prawda?” pomyślałam z przestrachem. „Przesadzam, to jakaś paranoja...”
Kiedy wróciłam do pokoju, ponownie obejrzałam krąg z soli. Tym razem nie było na nim żadnych odbić palców, które widziałam wcześniej. Oczywiście w kilku miejscach krąg był naruszony, ale to prawdopodobnie zrobiłam sama. „Naprawdę zaczynam wariować,” pomyślałam. Przypominając sobie moją przeszłość, można dojść do wniosku, że słowo „wariatka” było o wiele lepszą alternatywą niż cokolwiek paranormalnego. Zaczęłam nawet mieć nadzieję, że faktynie oszalałam.
Telefon wydał z siebie dźwięk, sygnalizujący nadchodzące połączenie. Odebrałam i uśmiechnęłam się automatycznie na dźwięk głosu Ryana.
- Cześć – powiedział.
- Hej – odparłam radośnie.
- Przepraszam, że wcześniej nie odebrałem. Co słychać?
- Wszystko w porządku – skłamałam. – Co z Jackiem?
- Będzie dobrze. Jest tylko niezadowolony, że nie może trenować do końca sezonu.
- Biedny dzieciak.
- Taaa. Poza tym wracam dzisiaj, prawdopodobnie będę na miejscu późnym wieczorem. Będziesz czekała?
- Jasne.
- Świetnie. Obawiam się opóźnienia przez pogodę, więc jak nie będzie mnie do późna, to nie czekaj, okej?
- Okej.
- Casey? – zapytał zmartwiony. – Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, po prostu za tobą tęsknię. Nie lubię tego miejsca, jest dziwne.
- To jeszcze tylko jedna noc. Do zobaczenia.
- Kocham cię.

Musiałam jakoś zabić czas, więc włączyłam komputer i zaczęłam pisać. O wyjeździe Ryana, dziwnym chłopaku w sklepie, o wszystkim. Tak naprawdę wcale nie wydarzyło się dużo. To tylko ja i moje wariowanie... Prawdopodobnie nawet tego nie opublikuję, ale przynajmniej trochę się oderwałam od natrętnych myśli.
Okej, jednak dzieje się coś dziwnego. Jest ciemno i słyszę jakieś głosy na zewnątrz. Dziwne szuranie... To zapewne nic takiego, ale na wszelki wypadek wyłączyłam wszystkie światła. Ekran komputera wydaje się teraz okrutnie jasny. Drzwi są ledwie uchylone, ale dzisiaj też zostawiłam zasunięty łańcuszek. Może powinnam jednak je całkiem zamknąć?
Głosy dochodzą zza moich drzwi (i chyba właśnie słyszałam jakiś łomot) i jeśli coś tam jest, nie chcę, aby wiedziało, że ja wiem o nim. Muszę zadzwonić do Ryana, powinien już wrócić.
Dobra, jestem teraz naprawdę przerażona! Zadzwoniłam do Ryana i słyszałam dźwięk jego telefonu dokładnie za moimi drzwiami! Ale jeśli on tam jest, dlaczego nie zapuka? Albo nie odbierze telefonu? Co ja

To ja, Ryan. Właśnie wróciłem do motelu. Kiedy tylko dotknąłem drzwi naszego pokoju, coś uderzyło mnie w głowę aż straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem, że drzwi są szeroko otwarte. Casey zniknęła. Jej komputer był włączony, więc przeczytałem ten wpis. Co się do cholery dzieje? Gdzie ona jest?

Użytkownik harpoonek edytował ten post 09.10.2012 - 12:49

  • 6

#827

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

PARANOJA II


Nie bardzo wiem, od czego zacząć. Tak wiele się wydarzyło, takie wiele spraw poszło nie tak. To takie... ostateczne ubrać to wszystko w słowa. Dlaczego nie może to pozostać złym wspomnieniem, zepchniętym głęboko do podświadomości? Ale wiem, że tak nie mogę. Nie, kiedy on tutaj jest.
Gdzie ostatnio skończyliśmy?

A, tak. Pisałam poprzedni post w pokoju motelowym w środku nocy, kiedy dziwne odgłosy za drzwi stawały się coraz głośniejsze. Mogłam już usłyszeć konkretne kroki, ciężkie i zdecydowane. Otrząsnęłam się w końcu, chwyciłam za telefon i zaczęłam wybierać numer: 9 -1 – 1 –
Zanim skończyłam, drzwi się otworzyły i bezradnie patrzyłam jak czterech... nie, pięciu mężczyzn wchodzi do środka. Otoczyli mnie. Nie rozpoznawałam żadnego z nich, ale oni z pewnością znali mnie. Stojący najbliżej, wysoki i tęgi, spojrzał mi prosto w oczy, kiedy zaczął mówić.
- To ona, to jest właśnie promień.
Jego głos był pusty, sprawił że zadrżałam i zastygłam w bezruchu. Po chwili próbowałam zejść z łóżka, ale moje stopy zaplątały się w prześcieradle i upadłam, wykręcając kolano. Jęcząc z bólu, zerwałam je z nóg i desperacko rzuciłam się w stronę okna. Ale było za późno.
Mężczyzna stojący najbliżej, ten sam, który się odezwał, złapał mnie za kostki i przyciągnął do siebie. „Walcz!” krzyczał głos w mojej głowie. Przeczołgałam się po podłodze i chwyciłam kabel od lampy zwisający ze stolika. Lampka upadła na podłogę, rzucając chaotyczne cienie na ściany. Chwyciłam ją mocno i zamachnęłam się, uderzając mężczyznę w głowę najmocniej jak potrafiłam. Przeklął w momencie, kiedy żarówka rozpadła się na tysiące kawałków. Poczułam satysfakcję, kiedy zauważyłam krew spływającą po jego twarzy, ale moje zwycięstwo nie trwało długo. Dwóch mężczyzn rzuciło się na mnie i przygniotło do podłogi.
„Niedobrze,” pomyślałam. „Krzycz, zróc coś!” Otworzyłam usta i wrzasnęłam na całe gardło. Mężczyźni byli na to przygotowani. Chudy facet w średnim wieku zacisnął ręce na mojej szyi. Nie mogłam oddychać. Moje płuca desperacko pragnęły powietrza. Jasne plamki pojawiły się przed moimi oczami, ale zanim całkowicie odpłynęłam, mężczyzna wcisnął szmatkę w moje usta i owinął mi głowę bandaną. Zabrał ręcę z mojej szyi, więc znów mogłam oddychać, ale moje krzyki były teraz głuche i ciche.
Mężczyźni z łatwością związali moje ręce i nogi, kiedy głos w mojej głowie powtarzał w panice: „Ryan zaraz wróci do domu, znajdzie mnie, sprowadzi pomoc!” Moje nadzieje umarły, kiedy zostałam wyniesiona na zewnątrz i zobaczyłam, co leżało pod drzwiami. Ryan.
Był tak nieruchomy, że nie miałam pewności, czy żyje. Tył jego głowy był zaplamiony ciemną krwią. Próbowałam jeszcze walczyć z porywaczami, krzycząc przez materiał i wołając Ryana, ale zabrali mnie stamtąd w kilka sekund. Zanim się zorientowałam, byłam już w bagażniku starego sedana. Utonęłam w całkowitej ciemności.
Pamiętam, że otaczał mnie kwaśny zapach, jakby starego mleka. Odgłos silnika był ogłuszający, ale nie wystarczająco, żebym nie słyszała swojego oddechu. Moje gardło bolało w miejscu, gdzie wielkie łapy się na nim zacisnęły. Po jakimś czasie poczułam się zamroczone – może z powodu strachu albo spalin przedostających się do bagażnika. Być może z obu powodów. Uderzałam głową o zimną podłogę bagażnika, kiedy auto pędziło na zakrętach po nierównych drogach. Po czasie, który wydawał się dla mnie wiecznością, zatrzymaliśmy się. Przywarłam do tylnej ściany, przerażona tym, co mogę zaraz zobaczyć.
Słyszałam głosy na zewnątrz, później trzaśnięcie drzwiami, które zatrzęsło całym samochodem. Bagażnik otworzył się i spojrzałam w górę, mrugając szybko. Nie było tam o wiele jaśniej niż w środku, ale przynajmniej mogłam dostrzec rysy twarzy kobiety stojącej nade mną. Kiedy moje oczy przywykły do ciemności, dostrzegłam, że ubrana jest w niebieski mundur policyjny. „Jestem uratowana!” pomyślałam z ulgą.
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Jesteście pewni, że to ona?
- Jasne, jestem pewien. Ona jest promieniem i nie ma co do tego wątpliwości.
Ogarnęło mnie nieprzyjemne uczucie, kiedy rozpoznałam głos mężczyzny, który wcześniej mnie złapał. „Dlaczego ta policjantka jest taka spokojna? Nie widzi, że mnie porwano?” myśli szalały w mojej głowie. Z rosnącym przerażeniem zdałam sobie sprawę, że nie była tu aby mnie uratować. Była jedną z nich.
- Przynieście ją do okręgu – rozkazała kobieta i po chwili trzy pary rąk wyciągały mnie z bagażnika. Silne, zręczne palce rozwiązały sznury na moich kostkach. Wykrzywiłam twarz w bólu i kiedy tylko spróbowałam wstać, zostałam popchnięta. Potykałam się na nierównej powierzchni, kiedy szliśmy naprzód.
Znajdowaliśmy się głęboko w lesie, za nami widziałam auto zaparkowane przy dzikiej dróżce, która kończyła się wśród drzew. „Nikt mnie tu nie znajdzie,” pomyślałam w panice. Przed nami rozciągała się trawiasta ścieżka, dostrzegłam też migające światełko – czyżby ognisko? Kilka jardów dalej doszliśmy do polanki. Zamarłam, kiedy zobaczyłam, co na mnie czeka.
Około dwudziestu ludzi stało w kole wokół polany, mężczyźni i kobiety. Większość z nich wyglądała na osoby w średnim wieku, ale kiedy zobaczyłam dwójkę małych dzieci, zrobiło mi się niedobrze. Nie mogły mieć więcej jak dziesięć lat. „Kto pozwala swoim dzieciom na udzuał w czymś takim?” pomyślałam.
Na prawo ode mnie, znajoma twarz wyłoniła się z tłumu. To był blady, blondwłosy chłopak, którego spotkałam w sklepie. Unikał mojego oskarżającego spojrzenia.
Usłyszałam ciche szmery i zdałam sobie sprawę, że ci ludzie śpiewają w jednym tonie. Nie rozumiałam słów, ale wiedziałam, że to nie może być nic dobrego. Wielkie ognisko jaśniało na końcu łąki, a na jej środku stało krzesło. Zwyczajne, metalowe, składane krzesło. Widok tego normalnego przedmiotu w aktualnym otoczeniu, przeraził mnie. Wiedziałam, że jest ono przeznaczone dla mnie jeszcze zanim mnie do niego przywiązano.
Wokół krzesła zauważyłam dziwne, skrzyżowane linie z kurzu – albo popiołu – tworzące wzór w środku dużego okręgu. Przypominało to symbol, który ciocia Lydia narysowała wiele miesięcy temu , ten sam, który powodował, że ludzie znikali. Nie był to identyczny znak – tego byłam pewna – ale podobieństwo wskazywało, że pochodził od tego samego – czarnej magii. Było mi niedobrze, zacisnęłam zęby na szmatkach w moich ustach, próbując przygotować się na to, co stanie się za chwilę.
- Przygotuj ją Taylor – powiedział mężczyzna.
Blond włosy chłopak wszedł do środka okręgu i wyciągnął rękę w kierunku mojej twarzy. Cofnęłam się, ale chwicił chustę i ściągnął ją z mojej głowy. Nadal nie patrzył mi w oczy, kiedy wyciągał materiał z moich ust i kładł go na ziemi. Mogłam teraz mówić.
- Taylor – błagałam. – Cokolwiek to wszystko znaczy, nie musisz brać w tym udziału.
Wysoki mężczyzna zaczął mówić:
- Tej nocy zebraliśmy się tu, by być świadkami narodzić i śmierci naszego pana...
- Proszę Taylor! Wiem, że nie chcesz tego zrobić – błagałam żarliwie.
- ... tego samego dnia, tak wiele lat temu, nasi przodkowie sprowadzili naszego pana na ten świat...
Taylor wyciągnął grubą, długą linę z torby. Złapał za jeden z jej końców i przytknął do mojej szyi. „Nie, nie, nie!” krzyczałam w myślach. Zaczęłam oddychać szybko, panicznie.
- Taylot, błagam... – mój głos zaniknął, kiedy chłopak zawiązał linę wokół mojej szyi, ale powyżej dolnej szczęki, w miejscu, gdzie wcześniej były szmatki. Automatycznie zacisnęłam na niej zęby. Miała dziwny smak – zrozumiałam, że została nasączona w jakimś płynie. Był tłusty i sływał mi po gardle, powodując kaszel.
- ...przygotujmy nowe okrycie... – mężczyzna wskazał na mnie - ...i pożegnajmy stare...
Kiedy to powiedział, kilka osób weszło na polanę, niosąc coś dużego między nimi. Kiedy podeszli bliżej, zobaczyła, co to było: kruchy, stary człowiek siedział na krześle identycznym jak moje, przywiązany tak samo ciasno jak ja. Posadzili go naprzeciw mnie, zaraz za kręgiem z popiołu. Gapiłam się na starego mężczyznę, oczekując sympatii, skoro wydawał się być w identycznej sytuacji jak ja.
Zamiast tego patrzył się na mnie z furią. Jego zimne oczy wypełnione były wściekłością. Byłam zaskoczona; te brutalne emocje wydawały się nie należeć do tego człowieka. Jakby coś innego, strasznego patrzyło jego oczami. Siedziałam jak sparaliżowana i mogłam tylko patrzeć, jak Taylor chwyta drugi koniec liny i zawiązuje go na szyi mężczyzny – w podobny sposób, w jaki zrobił to wcześniej. Zauważyłam, jak głonie chłopaka zadrżały, kiedy przypadkowo dotknął policzka starego człowieka, którego spojrzenie wciąż były skierowane na mnie.
Przez kilka sekund oceniałam swoje położenie. Na środku polany, głęboko w lesie, w czasie zgromadzenia szalonego kultu, siedziałam przywiązana do krzesła. Naprzeciw starego mężczyzny, połączeni liną, z jednych ust do drugich. I nikt nie miał pojęcia, gdzie jestem.
Wysoki mężczyzna cały czas kontynuował swoją przemowę.
- ... przez siedemdziesiąt jeden lat, jego chwała żyła w tej pokrywie, ale jego czas nadszedł.
Wyciągnął połyskujący nóż z kieszeni. Moje serce waliło jak oszalałe, jakby miała zaraz wyskoczyć z piersi. Podszedł do starego człowieka i jednym, płynny ruchem przeciągnął nożem po jego szyi. Głowa staruszka odchyliła się, odsłaniając tryskającą krwią ranę. Był martwy.
Dzikie spojrzenie zniknęło z jego twarzy; był teraz tylko martwym ciałem. Pustą skorupą. Kiedy przyglądałam się jego twarzy, zauważyłam coś dziwnego. Koniec liny, wciąż przywiązany do jego ciała, zaczynał ciemnieć. W pierwszej chwili pomyślałam, że to krew, ale wkrótce okazało się, że nie jest nawet czerwone. Było kruczo-czarne, jakby atrament powoli rozlewał się po linie, wsiąkając w nią. Poruszając się w moim kierunku! Monotonny śpiew zebranych przerodził się w ściszone szepty.
- ... i teraz nadszedł czas, abyśmy powitali siódmą inkarnację naszego...
Okropny dźwięk przerwał wysokiemu mężczyźnie w przemowie. Obróciłam głowię, próbując spojrzeć za siebie i zauważyłam światła zbliżającego się samochodu. Ludzie uciekli między drzewa, kiedy auto wjechało na polanę. Gapiłam się na nie ze zdziwieniem: to był mój samochód.
Ryan wyskoczył z tylnego siedzenia, a za nim Calvin i Pepper. Na boku samochodu dostrzegłam długą rysę i przypomniałam sobie hałas, który przed chwilą słyszeliśmy. Musieli zahaczyć o auto, którym mnie tu przywieziono. „Przyjechali po mnie,” pomyślałam czując się niesamowicie szczęśliwa. Ryan podbiegł do mnie, odpychając od siebie zgromadzonych, który weszli mu w drogę. Bez przywitania zaczął odwiązywać mnie od krzesła.
Spojrzałam na Calvina, który trzymał w dłoni pistolet. W normalnych warunkach poczułabym się niepewnie w obecności broni, ale teraz dzięki niej szaleńcy trzymali się z daleka. Kilka osób ze zgromadzenia zniknęło w lesie, kilku pozostało przy linii drzew, niepewni co robić. Był wśród nich wysoki mężczyzna i chłopak ze sklepu.
Zauważyłam, że Pepper też miała broń i pomagała Calvinowi w odpędzaniu zgromadzonych.
Kiedy z powrotem odwróciłam się do Ryana, mój wzrok padł na linę. Czarny kolor pokrył już ponad połowę jej długości! W ciągu kilku minut dosięgnie moich ust i nie wiedziałam, co stanie się wtedy. Ryan miał problem z rozwiązanie supłów, a ja zaczęłam wpadać w panikę. Wierciłam się, próbując krzyczeć, żeby się pospieszył.
Ryan wyglądał na zmartwionego moim nagłym wybuchem i wyciągnął szmatę z moich ust.
- Lina! Zabierz ją natychmiast! Zobacz! – powiedziałam, jak tylko mogłam mówić.
Skinieniem głowy wskazałam na drugi koniec liny. Oczy Ryana powiększyły się w strachu, kiedy zauważył czerń zbliżającą się do mnie od strony starca. Jego palce ześlizgiwały się z tłustej liny, ale w końcu udało mu się ją rozwiązać. Rzucił ją na ziemię w momencie, kiedy czerń była kilka centymetrów od moich ust. Ryan wrócił do rozwiązywania sznurów na moich kostkach, podczas gdy ja obserwowałam linę.
Nagle zauważyłam cień kątem oka. Wysoki mężczyzna szedł w naszą stronę. „Jak udało mu się ominąć Calvina i Pepper?” pomyślałam. Ale oni nie patrzyli nawet w naszym kierunku, byli teraz po drugiej stronie łąki i wyglądało na to, że z kimś walczą.
Twarz mężczyzna kipiała wściekłością, i ledwo zdązyłam wykrztusić: „Uważaj Ryan!”, zanim odepchnął go ode mnie.
Mężczyzna przewrócił krzesło, na którym siedziałam, kiedy mnie mijał. Uderzyłam głową o ziemię, a moja szyja wykręciła się boleśnie. W tej chwili tylko moje ręce były związane - mogłam wydostać się z mojej pułapki przesuwając się ku górze. Dokładnie to zrobiłam.
W międzyczasie Ryan walczył z wysokim mężczyzną. Nawet kiedy ten zamachnął się nożem, Ryan dzielnie blokował ciosy aż w końcu nóż upadł na ziemię. Tuż obok mnie. Rzuciłam się w stronę ostrza, by przeciąć szczury na moich nadgarstach. wkrótce się uwolnię!
I wtedy kolejna osoba zbliżyła się do nas. Był to blond włosy chłopak, Taylor. Mężczyzna dostrzegł go i wrzasnął z desperacją w głosie:
- Lina!
Taylor zaczął biec w stronę kruczo czarnej liny. Musiałam szybciej przecinać sznury, byłam już tak blisko. W końcu mi się udało i szybko wstałam na nogi. Ale Taylor był szybszy. W ciągu dekundy znalazł się przy mnie i wyciągnął do mnie rękę z liną, drugą próbując złapać mnie za głowę - i zatrzymał się. Lina nie chciała się bliżyć ani trochę więcej, wciąż była przytwierdzona do ciała starego człowieka. Taylor wyglądał na zdezorientowanego, nie upuścił liny, więc nie mógł mnie dosięgnąć. Byłam o kilka cali za daleko.
- Ryan, chodź! - krzyknęłam biegnąc w stronę Pepper i Calvina. Zobaczyłam jak odpycha wysokiego mężczyznę i zaczyna pędzić do mnie. Byłam już blisko: do Calvina, do Pepper, do mojego samochodu, do bezpieczeństwa...
Wtedy usłyszałam krzyk.
- Casey!
Ryana nie było za mną. Wciąż znajdował się w kole, przyduszony do ziemi przez Taylora i mężczyznę. Z przerażeniem patrzyłam, jak wcisnęli mu w usta linę...
- NIE! - mój krzyk odbił się echem od drzew i zwrócił uwagę Pepper i Calvina.
Calvin rzucił się w stronę Ryana sprintem, Pepper tuż za nim.
Byłam już wystarczająco blisko, żeby zobaczyć drwiący uśmiech na twarzy mężczyzny, kiedy wraz z Taylorem uciekli w las.
Ryan leżał na ziemi i nie ruszał się dopóki Calvin nie wyciągnął liny z jego ust. Wtedy zakaszlał gwałtownie, wyrzucając z siebie czarną substancję. Calvin i Pepper zakryli usta. Zauważyłam czarne usta Ryana, kiedy podeszłam bliżej. "Co oni mu zrobili?" pomyślałam ze strachem.
Pepper uklęknęła nad nim.
- Wszystko w porządku? - zapytałam tak naprawdę chcąc tylko wiedzieć, co z Ryanem. Bałam się odpowiedzi.
- Nic mi nie jest - odparła Pepper.
- Czy z Ryanem wszystko w porządku? - wzięłam głęboki oddech.
Pepper intensywnie obserwowała Calvina, kiedy nachylił się nad Ryanem. Wyraz jego twarzy mówił wszystko.
"Nie!"

Naprawdę ciężko jest mi teraz napisać, co wydarzyło się później. Obiecuję, że wkrótce to zrobię, teraz nie dam rady, potrzebuję czasu.
  • 7

#828

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

PARANOJA III


Wygląda dokładnie jak Ryan. Brzmi też jak Ryan i ma nawet ten sam, słodki uśmiech, w którym się zakochałam. Ciemne włosy, niebieskie oczy, jego spojrzenie, które sprawia, że moje serce bije szybciej... Ale wszystko, czego się obawiałam, potwierdziło się po moim pytaniu:
- Ryan, czy to ty?
- Nie.
Chociaż jest szczery.

Może powinnam opowiedzieć, co działo się wcześniej.
Jeszcze w lesie, przy przygasającym ognisku, nachyliłam się nad moim chłopakiem. Leżał na plecach na zimnej ziemi. Pepper usiadła obok, Calvin wciąż wpatrywał się w Ryana ze zmartwieniem. Jego kolana spoczywały na kupie popiołu. „Zrujnuje sobie garnitur,” pomyślałam. Musiałam być w szoku, żeby myśleć o takich rzeczach. Czarna lina wciąż spoczywała na ziemi, niedaleko nas. Starałam się nie patrzeć, co jest po jej drugiej stronie.
- Ryan, słyszysz mnie? – zapytał Calvin, kiedy Ryan jęknął.
- Boli mnie głowa.
- Ryan! Słyszysz mnie? – Calvin powtórzył pytanie.
- Nie czuję moim palców. Co... co się dzieje?
Jego głos był słaby i odległy. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Ryan – tym razem Calvin mówił głośniej. – Powiedz, czy słyszysz mój głos. Ryan!
- Tak, słyszę cię Calvin – warknął Ryan, podnosząc głowę i patrząc Calvinowi w oczy. Byłam zszokowana, słysząc złość w jego głosie. Po chwili napięcia, głowa Ryana ponownie opadła na ziemię i zamknął oczy.
- Co się z nim dzieje? – zapytałam Pepper.
Pokręciła głową, cały czas intensywnie obserwując Calvina, który zbliżył się teraz do mojego chłopaka.
- Ryan, mów dalej. Powiedz mi, ile masz lat – powiedział.
Brak odpowiedzi.
- Podaj mi imię twojej matki. Powiedz, do jakiej szkoły chodziłeś.
- To się przemieszcza. Na moje ramiona i nogi. Boli – odparł Ryan. – Casey?
- Jestem tutaj, kochanie – powiedziałam i wyciągnęłam rękę, by go dotknąć. Pepper mnie zatrzymała.
- Widzę cię – powiedział Ryan. Jego oczy wciąż były zamknięte, zatrzęsłam się.
- Wiesz kim jestem? – zapytał Calvin.
- Calvin pomóż mi – błagał Ryan. – Nie wiem, co się ze mną dzieje.
- Czy wiesz kim jestem? – Calvin powtórzył głośniej. Byłam zdezorientowana; Ryan już dwa razy wypowiedział imię Calvina, oczywiście, że wiedział kim jest. Ale kiedy Ryan odpowiedział, znów usłyszałam ten wściekły głos.
- Wiem kiem jesteś, Calvin.
- W takim razie wiesz, do czego jestem zdolny? – głos Calvina był cichy i niski, brzmiał groźnie.
Nie rozumiałam, o co pyta, ale brzmiało to jak groźba. Ale dlaczego miałby grozić Ryanowi? Pepper złapała mnie za rękę i odciągnęła na bok. Szłam za nią z nadzieją na jakieś odpowiedzi.
- Co się dzieje z Ryanem? Co to za czarna substancja na linie? – zapytałam. – Jak mnie w ogóle znaleźliście?
- Kiedy napisałaś mi wiadomość, napisałaś gdzie jesteś, w jakim mieście... – odparła. – Powiedzmy, że znamy wszystkich ludzi, którzy tu mieszkają. Przepraszam, że nie odpisałam, ale bałam się, że zobaczą moją wiadomość i zrozumieją, że tu zmierzamy. Zlokalizowaliśmy twój telefon w motelu, gdzie znaleźliśmy Ryana. Wiedziałam, że zabrali cię tutaj i co planowali.
- Właśnie, co planowali?
- Casey – westchnęła Pepper. – Ludzie, którzy cię porwali, to kult chwalący demona. Ich demon, ich „bóg” musi być połączony z ludzkim ciałem, by pozostać na tym świecie. Wiedziałam, że obecny „nosiciel” był już stary, dlatego zmartwiłam się, kiedy mi napisałaś, że jesteś w tym mieście. Wiesz, dlaczego cię wybrali?
Pokręciłam głową przecząco.
- Wiesz, czym jest „promień”?
- Tak mnie nazwali. I jeszcze wcześniej... Pewna kobieta też użyła tego określenia – byłam zaintrygowana. – co to oznacza?
- To długa historia – powiedziała Pepper. – Opowiem ci innym razem. Ale Calvin podejrzewał, że nim jesteś już od jakiegoś czasu. To by wiele wyjaśniało.
Spojrzała teraz na Ryana i Calvina. Calvin wciąż rozmawiał z Ryanem, ale nie słyszałam ich słów.
- Co zrobili Ryanowi? – wyszeptałam.
- Ta lina była ważną częścią rytuału – wyjaśniła. – A ten stary mężczyzna kiedyś był promieniem; jak ty teraz. Użyli jego ciała, by zatrzymać demona. Dopóki nie zrobił się za stary. Kiedy go zabili, esencja demona przemieszczała się po linie. Miała dotrzeć do ciebie.
Powietrze wokół mnie nagle zaczęło wydawać mi się dużo zimniejsze.
- Nigdy się do mnie nie dostał – powiedziała. – Dorwał Ryana...
Pepper kiwnęła głową.
- Czy to znaczy... że w Ryanie siedzi demon? Posiadł go? – zapytałam ze strachem.
- Tak mi się wydaje, tak.
Nerwowo przygryzłam wargi. To nie był czas na panikę, musiałam być silna.
- Jak się go pozbyć? – zapytałam.
Pepper zawahała się zanim odpowiedziała:
- Używają „promienia” jako gospodarza, bo przyciąga energię jak magnes. Nie ma obrony, więc demon ma całkowitą władzę. Ludzki gospodarz, jego dusza, znika.
„Znika”, to słowo przygniotło mnie jak tona cegieł.
- Ale Ryan nim nie jest! – wykrzyknęłam.
- Prawda. Ale nie wiem, jak silna jest jego ochrona. Nie wiem, czy wciąż z nami jest, a jeśli jest, jak długo wytrzyma.
W tym momencie zobaczyłam jak Calvin wstaje. Ryan leżał skulony na ziemi i obserwował go. Nie, patrzył się na mnie. Calvin podszedł do nas z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jak źle? – zapytała Pepper.
Calvin tylko pokręcił głową. „Źle”.
Nerwowo przejechał palcami po włosach i zapytał:
- Powiedziałaś Casey?
- Tak – wtrąciłam się. – Wiem o... demonie.
- Próbowałem go przekonać, aby sam odszedł. Wie co się stanie, jeśli odmówi, ale to nie wystarczyło, by go przekonać. Albo... nie może odejść. Na razie jest słaby, ale nie długo.
„Więc musimy działać szybko!” pomyślałam. Byłam zdenerwowana, czułam jak mijają sekundy, słowa Calvina jak echo odbijały się w mojej głowie: „Im dłużej czekamy, tym bardziej niebezpieczny się staje. Musimy się tym zająć, póki jeszcze możemy.”
- Czy jesteś na to gotowa, Casey? – Calvin był bardziej poważny, niż kiedykolwiek widziałam.
- Oczywiście. Sam powiedziałeś, że nie mamy czasu.
- A ty? Nie mamy za wiele czasu – zwrócił się do Pepper.
Pepper przytaknęła.
- Co ja mogę zrobić? – zapytałam.
- Powinnaś zostać tutaj, słonko – zamiast Calvina, odparła Pepper. – Nie musisz brać w tym udziału.
To było zrozumiałe. Miałam za sobą ciężką noc, więc nie miałam ochoty na udział w egzorcyźmie. Pragnęłam tylko, żeby uratowali Ryana, a cała ta noc dobiegła końca. Poczułam się winna – gdyby nie ja, Ryan nie byłby w takich tarapatach.
Calvin podniósł coś z ziemi – pistolet. Nie zauważyłam nawet, kiedy go upuścił. Teraz, kiedy członków kultu nie było w pobliżu, czułam się nieswoja widząc jak dzierży go w dłoni. Czy myślał, że oni mogą wrócić? Odwróciłam się i zobaczyłam, że Pepper też ma pistolet w ręce. „Czy to konieczne?” pomyślałam.
Pepper dostrzegła, że wpatruję się w jej broń i powiedziała:
- Tak mi przykro, Casey.
„Dlaczego wyglądała, jakby czuła się winna?” myślałam gorączkowo.
- Dlaczego... – zaczęłam, kiedy nagle zrozumiałam.
Nie planowali ratować Ryana. Planowali go zabić.
W uszach mi dzwoniło, nie mogłam się skupić, nie mogłam oddychać. „Nie! Tylko nie to. Musi być jakiś inny sposób!”
Pepper patrzyła na mnie ze współczuciem.
Nie mogłam mówić. Całe moje ciało drżało.
- Ciii. Będzie dobrze – powiedziała Pepper przytulając mnie. – Wiem, że to trudne, ale nie mamy wyboru. Nie mamy już czasu.
Próbowałam ją odepchnąć, ale trzymała mnie mocno.
- Tak mi przykro, że musisz przez to przechodzić – wyszeptała.
Widziałam przez łzy jak Calvin kontynuuje bez Pepper. Doszedł do Ryana i złapał go za ramię, podnosząc go na nogi. Ryan wyrywał się, ale widać było, że jest słaby. Spojrzał w moim kierunku i nasze spojrzenia się spotkały. „To nie demon teraz na mnie patrzy, wiem to,” pomyślałam. Nie wątpiłam, że został opętany, ale byłam pewna, że Ryan wciąż jest z nami. Musiał być. Nie mogłam się pomylić, widząc strach w jego oczach, kiedy Calvin popychał go w stronę drzew.
W tej chwili zdecydowałam, że nie obchodzi mnie, czy w jego ciele jest demon. To był mój Ryan, który nigdy mnie nie opuścił. Tak długo, jak istniał chociaż cień nadziei, nie zamierzałam się poddać. Nie bez walki.
Odepchnęłam Pepper tak mocno, jak tylko mogłam. Straciła równowagę i upadła. Zanim zdążyła zareagować, biegłam już w kierunku Ryana. Krzyczała za mną, ale było za późno. Calvin nie zdążył odwrócić się, kiedy uderzyłam w jego plecy, posyłając go na ziemię. Jego pistolet odleciał kawałek dalej, w ciemność.
Ryan potknął się, ale podparłam go i poprowadziłam między drzewa. Szybko staliśmy się niewidoczni z polany. Próbowałam sama siebie przekonać, że to był Ryan, nie demon, który opierał się na mnie, kiedy szliśmy w głąb lasu. Bardzo szybko opadłam z sił. Nasłuchiwałam, czy Pepper i Calvin idą za nami, ale było cicho.
Księżyc był duży i jasny, ale las wciąż wyglądał na bardzo ciemny i głęboki. Słyszałam powolny, miarowy oddech Ryana obok mnie. Odwróciłam się do niego. Mój puls przyspieszył, kiedy zobaczyłam jego wzrok – coś było w nim nie tak. Wyglądał na... głodnego. Nie, nie do końca tak. To było spojrzenie predatora. Jak wzrok orła obserwującego mysz polną...
Dźwięk łamanych gałązek zwrócił moją uwagę. Brzmiało to jak kroki i było blisko. Wstrzymałam oddech i skuliłam się, by być jak najmniej widoczna. Ryan nie ruszył się z miejsca, ledwie ukryty przez krzewy i nie spuszczał ze mnie wzroku. Kroki stały się głośniejsze. Byłam zbyt przestraszona, by wyjrzeć za krzewy, więc zamknęłam oczy i nasłuchiwałam. Uspokoiłam się, kiedy kroki zaczęły cichnąć. Wypuściłam powietrze z płuc, nie zdając sobie sprawy, jak głośnie to było w cichym lesie. Jęknęłam.
Kroki zatrzymały się i nagle stały się bardzo szybkie. Ktokolwiek nas minął, właśnie do nas wracał. Nie miałam czasu na zastanowienie się, co dalej.
- Uciekaj! – krzyknęłam nie tylko do Ryana, ale i do siebie samej. Ruszyłam pędem między drzewa, słysząc Ryana biegnącego za mną.
Pomyślałam, że będziemy musieli biec całą noc, by zgubić pościg, bo robiliśmy mnóstwo hałasu, przez staliśmy się łatwym celem. Ale po kilku minutach, zdałam sobie sprawę, że słyszę jedynie własny bieg. To znaczyło, że zgubiłam pościg, ale Ryana też. Nie wiedziałam nawet, w którą stronę jest polanka, a co dopiero mój samochód. Zatrzymałam się.
- Ryan? – wyszeptałam.
Nie było żadnej odpowiedzi poza szumem drzew. Nagle usłyszałam jakiś dźwięk, a później krzyk. „To nie był Ryan, prawda?” myślałam gorączkowo, próbując zobaczyć coś w ciemności.
- Ryan – powiedziałam głośniej i zamarłam.
Przede mną stała osoba, była zwrócona do mnie plecami. Zakryłam dłońmi usta z nadzieją, że mnie nie usłyszałam. Ale byłam tak blisko...
Postać odwróciła się i zobaczyłam, że było to dziecko. Mała dziewczynka, którą widziałam wcześniej w towarzystwie członków kultu. Nie wiedziałam dlaczego była sama w lesie, ale pomyślałam, że być może uciekła, kiedy zobaczyła Calvina i Pepper.
Zauważyła mnie i powiedziała:
- Kazał mi tu poczekać.
- Kto? – zapytałam bez namysłu, ale zanim otrzymałam odpowiedź, sama się przekonałam.
Wysoki mężczyzna, przewodniczący rytuału, wyłonił się z ciemności za dziewczynką.
- Znalazłem cię – powiedział z satysfakcją w głosie.
Nie mogłam się ruszyć, obserwowałam biernie jak się do mnie zbliża. „Gdzie jest Ryan?” myślałam. „Gdzie Pepper i Calvin?” Nie wiedziałam, co powinnam zrobić; krzyczeć czy nie. To mogłoby pomóc, ale mogłoby też przyciągnąć resztę kultu.
Pomoc jednak się zjawiła. Kiedy mężczyzna był już tuż obok mnie, coś poruszyło się między drzewami. Zamknęłam oczy z przerażenia i usłyszałam uderzenie. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam Ryana z kamieniem w dłoni.
Dziewczynka zaczęła krzyczeć.
Ryan odwrócił się do niej, podnosząc do góry rękę z kamieniem. Natychmiast złapałam dziewczynkę i zakryłam jej usta. Zaczęła mnie kopać i wyginać moją rękę, by mogła ją ugryźć. Oczy Ryana znów przybrały wyraz predatora. Wydawał się teraz o wiele silniejszy niż wcześniej.
- Dziewczynka może odejść – powiedziałam. Chciałam, by mój głos brzmiał stanowczo, ale zadrżał lekko.
Puściłam dziewczynkę, która od razu uciekła w głąb lasu. Ryan zrobił krok za nią.
„Mówiłam, że ona może odejść!” Była tylko dzieckiem. Nawet jeśli był członkiem kultu. Ryan w końcu upuścił kamień i mogłam zobaczyć jego twarz dokładniej w świetle księżyca. Wyglądał po prostu jak mój chłopak, ale wciąż coś było nie tak.
- Ryan? – wyszeptałam. – Czy to ty?
Milczał kilka długich, bolesnych sekund.
- Nie – odpowiedział.
Nie spodziewałam się tego. W głębi duszy wiedziałam, że to nie on, ale oczekiwałam, że... ten demon... skłamie. Jego szczerość mnie powaliła. „Mogę to wykorzystać,” pomyślałam.
- Więc z kim rozmawiam? – zapytałam. – Jesteś... demonem?
Ryan uśmiechnął się szeroko. Ten widok mnie bardzo zabolał.
- Jeśli tak chcesz to nazywać – zaśmiał się. – Oni tak mnie nazywali.
Kolejna nieoczekiwana odpowiedź. Byłam też zaskoczona faktem, że mówił dokładnie jak Ryan. Żaden demoniczny głos, żaden starożytny język. Obserwując go dokładniej, zauważyłam że jego koszulka była brudna i rozdarta, jakby z kimś walczył. Przypomniałam sobie krzyk, który słyszałam wcześniej.
- Co się wydarzyło kiedy zniknąłeś? Skrzywdziłeś kogoś? Skrzywdziłeś Pepper i Calvina?
- Nie, żadnego z nich.
„Kogoś innego,” pomyślałam. Czułam się nieswojo, ale chociaż Pepper i Calvin byli bezpieczni. Byłam na nich wściekła, ale nie chciałam, by stała im się krzywda. Próbowałam się opanować, by zadać pytanie, którego się bałam.
- Czy... czy Ryan... nadal żyje?
Uśmiech zniknął z jego twarzy. Ryan... demon wyglądał na niepewnego.
- To nie jest łatwe pytanie...
- Tak lub nie – starałam się brzemieć pewnie, ale mój głos się załamał. Nie wiem, czy to była moja wyobraźnia, czy naprawdę widziałam sympatię w oczach Ryana. Jeśli to była prawda, ten wyraz szybko zniknął.
- Tak.
„Ryan żyje!” Myślałam, że poszuję ulgę, ale zaczęłam wątpić w szczerość demona. Oczywiście, że powiedział mi, że Ryan żyje. Nawet jeśli to nie była prawda. Ale przyczepiłam się tej nadziei. To znaczyło, że wciąż miałam szansę to wszystko naprawić.
Usłyszałam szmer gdzieś w pobliżu. To mogło być zwierzę, ale wolałam nie ryzykować. Musieliśmy stamtąd uciec i to szybko. Ale miałam jeszcze jedno pytanie:
- Czego chcesz?
Ryan wyglądał na niepewnego. Uniósł brwi i powtórzył sam do siebie:
- Czego ja chcę?
Czekałam. Ryan spojrzał na swoje ręce. Podniósł je powoli, jakby były niezmiernie ciężkie.
- Chcę, czego ty chcesz – powiedział w końcu.
Pokręciłam głową.
- Chcę Ryana z powrotem. Chcę żebyś odszedł – powiedziałam.
- A ja chcę być wolny – odpowiedział demon. – Pomóż mi dostać to, czego chcę, a odzyskasz swojego Ryana.
Wiatr zaszumiał w koronach drzew, a księżyc skrył się za chmurami. Nie czułam się bezpiecznie.
Zawahałam się na moment zanim odpowiedziałam:
- Zrobię, co będzie trzeba.

Tak to wygląda. Oto, co muszę zrobić, by odzyskać Ryana. Wydostaliśmy się wtedy z lasu i ukryliśmy się w pustym domu, z daleka od oczu ludzi. Następnego dnia „pożyczyliśmy” czyjś samochód i wyjechaliśmy z miasta, daleko od kultu, który więził demona przez wieki i z daleka od Calvina i Pepper, którzy z pewnością będą nas szukać. Nie wiem, co będzie dalej, ale zrobię wszystko.
Nie sądzę, żebym mogła dalej tu pisać. To niebezpieczne. Nie kiedy ktoś nas ściga, śledzi każdy nasz ruch. Nadal będę pisać, zapisywać wszystko i któregoś dnia wam to opiszę. Obiecuję.

*********************************************************************
I to jest niestety ostatnia historia dodana przez CaseByCase. Szkoda, bo zdecydowanie chciałabym wiedzieć, co stało się dalej.
  • 14

#829

Jaworock.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Grzybobranie



[left]Nie wiem co się ze mną dzieje, powoli tracę już zmysły. Czy to szum liści, czy czyjeś szepty? Ten przeklęty las!
Przez niego się zgubiłem, wszystkie ścieżki nagle zniknęły, a każde drzewo wydaje się takie samo.
Czemu nie mogę złapać zasięgu? Dlaczego przytrafiło się to akurat mi?!
Jedyne co mogę zrobić to nagrywać już chyba moje ostatnie chwile. Noc tu wydaje się być najgorszym koszmarem, ta ciemność...
Już nie mam siły by błądzić dalej. [dłuższa chwila ciszy] Co to było? Jakieś głosy, czy to pomoc? Chyba jestem uratowany!
O nie, Boże nie! Nie pozwól im! Błagam, ja mam rodzinę! NIEE !!!!

W tym momencie urywa się nagranie ze znalezionej komórki owego grzybiarza. Niestety jego samego nigdy nie znaleziono.[/left


okej zrozumiałem, że napisałem lamerstwo : < robione na szybko, pozdro dla hejterów :*

Użytkownik Jaworock edytował ten post 10.10.2012 - 20:11

  • -9

#830

savio.
  • Postów: 40
  • Tematów: 6
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano


  • 1

#831

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Tłumaczenie; autor: virulenter

NOCNY WĘDROWIEC

Mój syn zawsze miał skłonności do bycia nocnym markiem. Nie zliczę godzin, które wraz z żoną spędziliśmy nie śpiąc, nasłuchując jego kroków w korytarzy. Kroki zatrzymywały się pod drzwiami naszej sypialni i głowa syna pojawiała się w szparze, zaglądał do nas. Nie zliczę też, ile razy zbudziłem się z uczuciem, że jestem obserwowany i zauważałem nagle syna tuż obok mnie, cichego i nieruchomego. Być może nie powinniśmy, ale w takich sytuacjach pozwalaliśmy mu spać z nami. Miał bardzo bujną wyobraźnię i często skarżył się na koszmary. Moja żona i ja mamy po prostu za miękkie serca, by odesłać go z powrotem do jego pokoju samego i przestraszonego. Za każdym razem, kiedy z nami spał, wracał do siebie przed wschodem słońca.
Ostatniej nocy obudziłem się na delikatne szturchnięcie mojej żony. Ściskała moje ramię coraz mocniej, jakby próbowała mnie zbudzić już od jakiegoś czasu. Spojrzałem na nią i przestała.
- Alan, mógłbyś zapalić lampę? – powiedziała spokojnie. – Alex chciałby dzisiaj z nami spać. Mówi, że miał koszmary i się boi.
Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności i ujrzałem postać mojego syna, stojącego koło łóżka.
- Ale Alex spędza noc u...
Paznokcie mojej żony wbiły się mocno w moje ramię zanim dokończyłem. Nagle poczułem ciężar na mojej klatce piersiowej, jakby coś mnie przygniotło. Dziwność tej sytuacji całkowicie mnie przytłoczyła. Mojego syna nie było w domu, więc kto stał obok nas? Czułem się nagle bardzo malutki. Każdy oddech był nie lada wysiłkiem, każde uderzenia serca dudniło w uszach. Nie chciałem zapalać lapmy.
Postać stała obok łóżka, nieruchoma jak posąg.
Powoli wyciągnąłem rękę w stronę lampki nocnej. Światło rozbłysło i rozświetliło pokók.
Obok łóżka stał mój syn. Tylko to nie był tak naprawdę mój syn. Postać była tego samego wzrostu, tej samej budowy, ale poza tym nic jej nie łączyło z moim dzieckiem. Istota nie miała włosów, ani płci; jej naga forma była całkiem gładka. Nie widziałem uszu ani nosa. Miała tylko oczy i usta.
Oczy były ciemnymi, pustymi dziurami, trzy razy większymi od ludzkich oczu. Gapił się na nas.
- Mogę z wami spać? – zapytała istota.
Usta istoty poruszyły sie na tle nieruchomej twarzy, nienaturalnie, nieludzko. Ale głos... głos był delikatny i niewinny – był to głos naszego Alexa.
- Alex – powiedziała moja żona. Słyszałem jak jej głos drży ze strachu, jaka jest niepewna. Czułem dokładnie to samo. – Jest już prawie rano. Chcę, żebyś poszedł do swojego pokoju i posłał trochę.
Przysięgam, że widziałem jak ta istota zapadła się w sobie, słyszałem ciche westchnienie. Patrząc w jej oczy wiedziałem, że nie są całkiem pozbawione uczuć, był w nich smutek, a poza tym nienawiść.
Istota odwróciła się i powoli wyszła z sypialni na korytarz. W drzwiach zatrzymała się i spojrzała na nas.
- Ale – powiedziała głosem Alexa. – Wcześniej zawsze pozwalaliście mi z wami spać.
Kiedy wyszła, moja żona i ja leżeliśmy w łóżku bez słowa, nasłuchują oddalających się kroków.
Boję się wyłączyć lampę.

Użytkownik harpoonek edytował ten post 11.10.2012 - 23:25

  • 24

#832

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Tłumaczenie; autor: virulenter

NOCNY WĘDROWIEC II

Nie mogłem spać. Poprzednia noc wciąż zaprzątała mój umysł w całości. Wydawało mi się to snem, czymś nierealnym. Ślady na mojej ręce jednak były jak najbardziej prawdziwe; pięć małych draśnięć od paznokci mojej żony.
Po cichu wstałem z łóżka, aby jej nie obudzić. Mimo że wydawała się mieć nerwy ze stali w ciągu nocy, za dnia była kłębkiem nerwów. Potrzebowała snu.
Zatrzymałem się w drzwiach, by na nią spojrzeć. Gdyby w tej chwili otworzyła oczy, zobaczyłaby moją ciemną postać wpatrzoną w nią. Zupełnie jak ta istota wczoraj. Zajrzałem do pokoju dzieci, kiedy go mijałem. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale pokój wyglądał normalnie. Dzieci nie było. Wcześniej poprosiłem moich rodziców, żeby zaopiekowali się nimi dzień dłużej.
Dom był całkowicie ciemny. Poruszałem się po nim wspomagając się dotykiem aż dotarłem do mojego biura. Zamknąłem się w środku, zapaliłem światło i usiadłem przy biurku.
Światło migotało nade mną wypełniając pokój tańczącymi cieniami. Kątem oka zacząłem dostrzegać jakieś kształty, które znikały kiedy na nie patrzyłem.
Przekląłem i złapałem gorącą żarówkę, by przykręcić ją mocniej. Migotanie ustało, cienie zniknęły. Ciężar wczorajszych doświadczeń przygniótł mnie na nowo. Zamknąłem oczy. Wtedy poczułem dopiero zmęczenie i przysnąłem.
Obudził mnie jakiś dźwięk. Dochodził z korytarza – kroki. Moje serce zatrzymało się na chwilę, przestałem oddychać. Kroki stawały się coraz głośniejsze, zbliżały się. Wlepiłem wzrok w drzwi nie mogąc się ruszyć, nie mogąc krzyczeć...
Dźwięk zatrzymał się pod drzwiami do mojego biura.
Czułem się, jakby moje serce miało zaraz wybuchnąć. Mijały minuty, które wydawały mi się wiecznością. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było bicie mojego serca i tykanie zegara. Powoli klamka zaczęła się obracać.
Usłyszałem szczęk zamka i drzwi się uchyliły. Czułem je zanim mogłem je zobaczyć. Te oczy. Drzwi były otwarte na nie więcej niż kilka centymetrów i „to” spoglądało na mnie. Jednym okiem, jedną nieskończoną nicością. Połowa ust, którą mogłem dostrzec była wykrzywiona, prawie jak w uśmiechu.
Nagle istota zaśmiała się i był to śmiech Alexa. Chichotanie, jakie wydaje z siebie dziecko, kiedy zostanie złapane na gorącym uczynku. Nagle istota zatrzasnęła drzwi.
Wstałem z krzesła i otworzyłem je szeroko. Światło wypełniło pusty korytarz.
Usłyszałem trzask dochodzący z jednej z sypialni po drugiej stronie domu, a potem krzyk mojej żony.
Rzuciłem się biegiem w tym kierunku, mój strach mieszał się ze złością. Moja żona stała w drzwiach sypialni, wszystkie światła były zapalone.
- Wszystko w porządku? – zapytałem głupio.
- Tak, co to był za hałas?
Z niepokojem zwróciłem się w stronę pokoju Alexa. Zapaliłem w nim światło. Pokój wyglądał jak po przejściu tornada. Książki były pozrzucane z półek, prześcieradło na podłodze. Wszystkie zabawki walały się po pokoju.
Podskoczyłem, kiedy moja żona położyła mi rękę na ramieniu.
- Co się tu stało? – zapytała.
- Nie mam pojęcia – odparłem czując się nieswojo.
Wtedy zwróciłem uwagę na szafę. Oprócz niej, wszystko było poniszczone. Jedna jej strona była lekko otwarta, nie więcej jak kilkanaście centymetrów.
- Zostań za mną – powiedziałem do żony, kiedy ruszyłem w stronę szafy.
Podszedłem do niej chwytając po drodze jedną z zabawek – miała posłużyć mi jako broń. Miałem świadomość, że wcale nie chciałem otwierać tej szafy. Ale musiałem. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi na oścież. Tylko ubrania i zabawki. Otworzyłem drugą połowę szafy – więcej zabawek.
- Widziałeś „to” jeszcze raz? – zapytała żona.
- Tak.
Przytuliłem ją, kiedy zaczęła płakać. Resztę nocy przespaliśmy przy zapalonych światłach.
Tego ranka wróciłem do pokoju syna, by w nim posprzątać. W świetle dnia bałagan nie wydawał się tak straszny. Podniosłem prześcieradło i spojrzałem na zabawki leżące pod nim. Zamarłem.
Dwie duże figurki były ustawione obok siebie, kobieta i mężczyzna. Dwie mniejsze, zrobione z plasteliny, leżały płasko na podłodze. Kolejna figurka stała obok – kompletnie gładka, bez szczegółów, miała tylko dwoje pustych oczu.
Przy figurkach był napis z klocków syna: GDZIE ALEX
Nie mogę bez przerwy zostawiać dzieci u rodziców. Muszę porozmawiać z Alexem...

Użytkownik harpoonek edytował ten post 12.10.2012 - 20:46

  • 11

#833

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Tłumaczenie; autor: virulenter

NOCNY WĘDROWIEC III

Wziąłem kolejny dzień urlopu. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezsilny, jak tego ranka. To było uczucie, którego wcześniej nie doświadczyłem. Skłamałbym mówiąc, że się nie bałem, ale równocześnie to „coś” nigdy nie zrobiło nic, by nas skrzywdzić. Ale jego oczy cały czas mnie prześladowały, było w nich coś złowieszczego.
Moja żona próbowała zająć swoje myśli sprzątaniem domu – po raz piąty nieświadomie czyściła ten sam stolik. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę i wtedy jej twarz pokrył rumieniec.
- Myślę, że powinniśmy odebrać dzieci – powiedziała cicho. Jej głos był pełen niepewności i strachu.
- Sarah – odparłem. – ty pojedź po dzieciaki. Ja muszę jeszcze coś tutaj zrobić.
Jej oczy były nadal we mnie wlepione. Nadal widziałem w nich strach, ale też odrobinę nadziei.
- Bądź ostrożny – powiedziała wychodząc.
Ciemne chmury rozciągały się po niebie, wypełniając dom przyćmionym, mglistym światłem. Szperałem w szafce w garażu, aż znalazłem to, czego szukałem. Stara latarka wciąż działała, przecinając cień ostrym blaskiem. Wrzuciłem kilka dodatkowych baterii do kieszeni – tak na wszelki wypadek – i ruszyłem do wyjścia. Zatrzymałem się jeszcze na moment i pod wpływem impulsu chwyciłem duży młotek.
Pewnym krokiem doszedłem do pokoju Alexa. Z latarką i młotkiem w rękach, otworzyłem drzwi szafy. Wyglądała tak samo, jak poprzedniego dnia – nie było w niej nic poza ubraniami i zabawkami. Zacząłem przesuwać te rzeczy, oświetlając latarką każdy zakamarek.
Cofnąłem się zdezorientowany po chwili. W szafie nie było żadnej drogi wyjścia, albo wejścia. Zatrzasnąłem drzwi i znów je otworzyłem. Nadal nic.
Odwróciłem się i padłem na kolana, żeby zajrzeć pod łóżko. Światło przedarło się przez zabawki i kurz, nie było tam nic poza tym. Sprawdziłem w ten sam sposób resztę pokoju, z tym samym rezultatem.
Pokój był pusty. Nic nie było pod łóżkiem, albo za szafką. Okno było zamknięte, drzwi szafy też.
Tylko, że ja zostawiłem je otwarte.
Mocniej ścisnąłem młotek, nie spuszczając wzroku z szafy. Moje ręce drżały, kiedy chwyciłem za klamkę. Pociągnąłem drzwi i wrzasnąłem. To był krzyk wojownika, krzyk satysfakcji. Zacząłem z całej siły walić młotkiem, raz za razem. Przestałem dopiero, kiedy moje ramię bolało z wysiłku.
Resztki pluszowego misia leżały przede mną.
Nic nie było w szafie.
Posprzątałem powstały bałagan i poszedłem obejrzeć resztę domu. Nic nie znalazłem.

Siedziałem w salonie, kiedy Sarah wróciłam do domu z dziećmi. Spojrzała na mnie z nadzieją, uniosła brwi pytająco. Ponuro pokręciłem głową przecząco. Poczułem się jeszcze gorzej, widząc jak nadzieja znika z jej twarzy.
- Alex, musimy porozmawiać – powiedziałem. Sarah zabrała Beth do innego pokoju.
- Co tato?
- Alex... – nie wiedziałem, co powiedzieć. – Alex, czy widziałeś kiedyś coś... dziwnego w naszym domu?
- Nie.
Zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałem, jak do tego podejść. Odrzuciłem głowę do tyłu i wpatrzyłem się w sufit w poszukiwaniu odpowiednich słów.
- Alex, czy kiedykolwiek widziałeś postać w domu? Byłby twojego wzrostu, z czarnymi oczami i ustami bez zębów...
- A, jego? Mieszka w mojej szafie.
Nie mogłem oddychać. Gapiłem się na syna z otwartymi ustami. Myśli przewijały się przez moją głowę, ale nie potrafiłem ubrać ich w słowa.
- Musisz mi o nim opowiedzieć – powiedziałem w końcu.
- Co chcesz wiedzieć? – zapytał Alex niewinnie.
- Wszystko.
Alex wzruszył ramionami i usiadł obok mnie na kanapie. Westchnął i zaczął mówić:
- Pierwszy raz widziałem go kilka miesięcy temu. Bawiłem się w swoim pokoju i usłyszałem drzwi. Myślałem, że to ty, albo mama, ale nikogo nie było jak się odwróciłem. Nadal słyszałem ten dźwięk, więc zacząłem się rozglądać. Drzwi do szafy uchylały się powoli. Widziałem go tam, patrzył się na mnie. Nie chciałem, żebyście myśleli, że jestem tchórzem, więc go zignorowałem. Chyba stał się odważniejszy, bo po kilku dniach przyszedł do mojego pokoju.
Nie miał wtedy jeszcze ust. Siedział tylko koło szafy i obserwował mnie. Po jakimś czasie zaczął naśladować to, co robiłem. Jeśli ja się poruszyłem, on też. Wtedy zacząłem z nim rozmawiać. Czasami nudziłem się bawiąc się sam, więc pomyślałem, że fajnie będzie z kimś pogadać. Ale on był cały czas przestraszony. Chował się, kiedy usłyszał ciebie lub mamę; uciekał wtedy pod łóżko albo do szafy.
Pewnego dnia zapytałem go, czemu nie ma ust. Przechylił głowę, jakby nie rozumiał, więc pokazałem palcem na moje usta. Rozejrzał się po pokoju i znalazł nożyczki. Zanim się zorientowałem, co robi wyciął sobie usta. Po kilku dniach mógł już mówić.

Gapiłem się na Alexa z niedowierzaniem.
Usłyszałem grzmot za oknem. Światła lekko przygasły i przeraziłem się, że zabraknie prądu.
- Co ci powiedział? – zapytałem.
- Nie odzywał się za wiele. Pytał o mnie, ciebie i mamę i o Beth.
- Co chciał wiedzieć?
- To samo, co ty. „Wszystko”.
- Czy ta istota...
- To on – Alex mi przerwał. – On nie jest czymś. Jest chłopcem, tak jak ja.
- Czy on kiedykolwiek próbował cię skrzywdzić?
- Nie, jest spoko. Powiedział, że chce mi pokazać różne rzeczy, ale jeszcze nie może.
- Powiedział kiedy to zrobi?
- Niedługo.
Alex wpatrywał się we mnie. Nigdy dokładniej nie widziałem niewinności dziecka. Balansował na krawędzi nie wiedząc, jak niewiele brakuje, aby spadł. W jego oczach wyglądało to tak, że znalazł towarzysza do zabawy, nic poza tym.
- Alex – powiedziałem. – Czy on powiedział ci jak ma na imię?
- Tak. Też nazywa się Alex – mój syn uśmiechnął się.
Światło błyskawicy rozświetliło pokój, kiedy znów usłyszałem grzmot. Światła zamigotały i zgasły. Siedzieliśmy w ciemności, nasłuchując uderzania deszczu o szyby.
- Tatusiu – powiedział Alex.
Światła zapaliły się z powrotem. Bez zastanowienia wstałem i udałem się do garażu.
- Tatusiu, co robisz? – zapytał Alex, kiedy wróciłem i minąłem go, idąc w kierunku jego pokoju. Słyszałem jego kroki, kiedy podążał za mną.
Stanąłem w jego drzwiach, zdeterminowany. Drzwi szafy były otwarte, a właściwie tylko uchylone. Zatrzasnąłem je i ciasno owinąłem klamki łańcuchem, zabezpieczając dodatkowo kłódką.
- Tatusiu, nie! Uwięzisz tam Alexa! – jęknął mój syn.
Przesunąłem drugą szafkę do zamkniętych drzwi. Sarah i Beth stały teraz razem z Alexem i obserwowały mnie.
Oparłem się o ścianę, próbując złapać oddech.
- Alan – wyszeptała Sarah. – Czy to konieczne?
Drzwi szafy zatrzęsły się. Uderzały o mniejszą szafkę, jak fale rozbijające się o brzeg. Wściekłość rosła we mnie w zawrotnym tempie. Byłem pewien, że drewniane drzwi tego nie wytrzymają. Ale wytrzymały, łańcuchy też...
Wszystko nagle ustało i usłyszałem cichy głos dochodzący z szafy. To był głos Alexa, ale równocześnie nim nie był. To był zły głos, wypełniony złością, jaką widziałem w tych czarnych oczach.
- Za wcześnie – mówił głos. – Za wcześnie. Wypuść mnie, a załatwię to szybko. Spróbuj mnie tu uwięzić, a będziecie cierpieć. WYPUŚĆ MNIE!
Ostatnie uderzenie w drzwi i cisza.
- Sarah, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Wynosimy się stąd – zarządziłem wyprowadzając dzieci z pokoju.
Usłyszałem kolejny grzmot i światła zgasły. Tym razem na dobre. Staliśmy przerażeni na korytarzu, z nadzieją, że z powrotem zrobi się jasno. Z pokoju Alexa zaczęły dobiegać hałasy. Ciche, ale stawały się coraz głośniejsze.
- Zapomnij o pakowaniu – powiedziałem. – Wynosimy się stąd teraz. Po rzeczy wrócimy kiedy indziej.
Wybiegliśmy z domu na deszcz. Sarah zabrała Beth do swojego samochodu, Alex wsiadł ze mną do mojego. Znaleźliśmy hotel po drugiej stronie miasta. Taki, w którym nie było dużych szaf w pokojach.

Wszyscy śpią, a ja staram się wymyślić, co robić. Dostałem kilka wiadomości z pracy, będę musiał coś im powiedzieć. Być może wystarczy nam pieniędzy, by zostać w hotelu przez około tydzień, ale nie wystarczy już na nowe ubrania i leki. Będę musiał wrócić do domu.
  • 10

#834

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Tłumaczenie; autor: virulenter

NOCNY WĘDROWIEC IV

To była pierwsza noc, podczas której faktycznie się wyspałem. Nasza czwórka leżała ściśnięta na jednym, dużym łóżku, ale nikomu to nie przeszkadzało. Ważne, że byliśmy razem, byliśmy rodziną i byliśmy bezpieczni. Pierwsze promienie słońca ostro przedarły się przez cienkie, hotelowe zasłony. Kurz migotał w świetle wokół nas. Czułem się, jakbym się obudził w odległym, magicznym świecie, z dala od naszych problemów. Był to wschód nowych możliwości, świt dla nadziei.
Wszyscy przeciągnęliśmy się po przebudzeniu, by przygotować się na kolejny dzień. Nasze ubrania były brudne i nie do końca suche po poprzedniej nocy, ale dało się to znieść po wyszorowaniu ciała pod prysznicem.
W telewizji nadawali Spongeboba, co całkowicie pochłonęło uwagę dzieci. Poczucie normalności ogarnęło mnie i żonę.
- Muszę dzisiaj zajrzeć do biura – powiedziałem, a Sarah spojrzała na mnie z niezadowoleniem. – Minęły trzy dni, muszę im jakoś wyjaśnić moją nieobecność.
- Co im powiesz Alan?
- Cholera, nie wiem. Powiem, że nasz dom zaatakowały szczury, które poprzegryzały jakieś rury i zalało nam całe mieszkanie – wyrzuciłem z siebie ze złością, czułem gorąco na mojej twarzy. Dzieci odwróciły się od telewizora i spojrzały na nas ze strachem w oczach. – Przepraszam Sarah, coś wymyślę.
- No nie wiem – wyszeptała moja żona z delikatnym uśmiechem. – To co powiedziałeś w sumie brzmiało przekonująco, nawet teraz wyglądasz jak przemoczony szczur.
Zaśmialiśmy się oboje głośno. Zmartwienie zniknęło z oczu dzieci i zostało zastąpione kpiącym spojrzeniem. Ponownie się zaśmiałem.
- Dobra, powiem im, że walczę z plagą gryzoni, która zjada mi rury – powiedziałem z uśmiechem, który po chwili zniknął z mojej twarzy. – Potem będę musiał wrócić do domu. Nie mamy ze sobą leków Beth, a poza tym potrzebujemy więcej ubrań.
- Możemy kupić – powiedziała moja żona błagająco.
- Apteka nie wyda nam leków bez recepty. Poza tym nie stać nas na zostanie w hotelu przez dłuższy czas, nawet jeśli nic nie będziemy kupować.
- A karty kredytowe?
- Prawie maksymalnie wykorzystane. Sarah, nie mamy wyboru.
- Nie chcę, żebyś szedł tam sam – powiedziała wyjątkowo stanowczo.
- Dobrze. Słuchaj, zabierz dzieci do moich rodziców i spotkajmy się pod domem. Nie wchodź do środka sama, zaczekaj w aucie.
Sarah pokiwała głową.
- Powinniśmy zabrać ze sobą jakąś broń? – zapytała.
Spojrzałem na nią, niepewny co odpowiedzieć.
- Zrobimy to szybko. Weźmiemy tylko leki i ubrania i wyjdziemy. To coś jest zamknięte w szafie – mówiłem szybko, próbując sam siebie przekonać. – Mam duże klucze francuskie w samochodzie, wezmę je ze sobą.
Sarah pokiwała głową na znak, że się zgadza. Grała przede mną odważną, ale widziałem, że się boi.
Wyglądałem chyba gorzej niż myślałem. W pracy nikt nie kwestionował mojej historii o szczurach i zalanym domu. Mój szef wzruszył tylko ramionami, jego twarz pozostała bez wyrazu. Powiedział mi, że mam wrócić, kiedy doprowadzę siebie i dom do porządku. Kiedy wychodziłem, mój kolega – Jack, złapał mnie za ramię i powiedział:
- Wyglądasz okropnie Alan – widziałem zmartwienie na jego twarzy.
- I tak też się czuję – odpowiedziałem bez zastanowienia.
- Słuchaj, miałem takie same problemy. Nie próbuj nic robić sam, bo to się wykończy.
- Jack – odparłem z uśmiechem. – Nie sądzę, żebyś kiedykolwiek miał taki sam problem. To jest coś, z czym muszę zmierzyć się sam.
- Uważaj na siebie – powiedział jeszcze, odwracając się.
- Jasne.
Do domu jechałem powoli. Wszystko wydawało mi się zamazane. Ludzie bez wyrazu, ich rozmyte samochody na ulicy... Ogarnąłem się dopiero, kiedy wjechałem na naszą ulicę.
Sarah już na mnie czekała. Jej samochód stał na środku parkingu. Zaparkowałem obok i wysiadłem. Nie wychodziła, więc przytknąłem twarz do szyby jej auta. Było puste.
Uderzyłem pięścią o dach samochodu i przekląłem głośno. Przecież mówiłem jej, że ma nie wchodzić sama do środka! Co, do cholery, ona sobie myślała? Dalej klnąc pod nosem, wyciągnąłem największy klucz francuski z bagażnika i ruszyłem do domu.
- Sarah, gdzie jesteś? – krzyknąłem otwierając drzwi.
- Jestem w sypialni – odkrzyknęła.
Moja złość nie mijała, ale poczułem ulgę mimo wszystko. Żwawo ruszyłem w głąb korytarza. Chciałem już być przy żonie, zawsze jest bezpieczniej w grupie.
Kiedy szedłem, zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni z irytacją. Zdjęcie Sarah pojawiła się na wyświetlaczu, pod nim jej numer telefonu. Zatrzymałem się zdezorientowany. Odebrałem.
- Hej, Alan. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem u sąsiadów. Prosiłam ich, żeby przez kilka dni odbierali naszą pocztę – usłyszałem głos żony. – Nie chciałam, żebyś się martwił, jak zobaczysz puste auto.
Zakręciło mi się w głowie. Nie wiem nawet, kiedy się rozłączyłem i schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Na końcu korytarza widziałem cień wychodzący z sypialni.
- Alan – głos Sarah wołał mnie z pokoju. – Zgubiłeś się?
Stałem w miejscu jak sparaliżowany. Cień zbliżał się do drzwi. Usłyszałem hałas po mojej prawej stronie i odwróciłem głowę – stałem przy pokoju Alexa.
Szafka na ubrania stała na środku, obok leżał łańcuch. Drzwi szafy były szeroko otwarte. Śmiech Alexa wypełnił przestrzeń wokół mnie, odbijając się echem od ścian. Znów spojrzałem na moją sypialnię. W drzwiach stała wysoka, szczupła postać. Jej oczy były zdecydowanie zbyt duże w stosunku do twarzy. Usta – poziome rozcięcie – uśmiechały się.
- Tu jesteś – powiedziała postać głosem Sarah.
Klucz francuski uderzył o podłogę, kiedy odwróciłem się i rzuciłem się biegiem do drzwi wyjściowych. Wybiegłem na zewnątrz wpadając z impetem na moją żonę.
- Alan! Co się stało? – zapytała ze zmartwieniem.
Drzwi do domu zamknęły się za nami. Widziałem jak oczy Sarah otwierają się i wypełniają strachem. Podążyłem za jej spojrzeniem. Za zasłonami w naszych oknach widziałem ich czarne oczy. Kilka par oczy wlepionych w nas.
Teraz z powrotem jesteśmy w hotelu. Dzieci zostały u moich rodziców. Nie mam pojęcia co robić...
  • 10

#835

Morgot.
  • Postów: 17
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

GTA: San Andreas - Seryjny zabójca

Opowieść ta powstała w ,,internetach" w okolicach 2006 roku. Praktycznie wszystko pochodzi z tego co gracze widzieli i zamieścili w internecie. Postarałem się zebrać wszystkie ich opowieści w całość.
Grand Theft Auto San Andreas jest grą bardzo obszerną, pełno w niej easter eggów oraz różnych nawiązań do znanych filmów czy innych gier. Ta historia jest jednak inna, prawdopodobnie miała nadawać grze elementów tajemniczości i skłaniać do zastanowienia.
W niektórych miejscach w grze (praktycznie w każdej mieścinie wzorowanej na dzikim zachodzie) można spotkać przechodnia ubranego w czarny płaszcz i kapelusz. To właśnie za tą postacią ma kryć się historia seryjnego mordercy.
Kwestie tego NPC to: ,,The aliens are coming!", ,,Can't let them take me again", ,,You can't steal my mind!" ,,Green blooded abomination!", ,,It's the voices!" (tłum. ,,Nadchodzą kosmici!", ,,Nie mogę pozwolić żeby mnie znowu zabrali!", ,,Nie możecie zabrać mi mojego umysłu!" ,,Zielonoskóre paskudztwo!", ,,To głosy!")
Najczęściej postać ta jest widziana za kierownicą Bobcata w Fort Carson o każdej porze dnia.
Gracze wierzą że mieszka on gdzieś w Tierra Robada. Jednak co ta postać takiego zrobiła że uważa ją się za zabójcę?
Niedaleko Area 69 jest miejsce (nieoznakowane na mapie) z kraterem w ziemi, a w środku niego znajduje się 6 worków z ciałami. Zaraz obok niego stoi samochód. Zgadliście, to Bobcat. A to była jego pierwsza zbrodnia.
Gracze często opowiadają że Mr.Hat (bo tak jest przez nich potocznie nazywany) czasami zaczyna strzelać do losowych przechodniów z Shotguna.
Co jeszcze daje nam poszlaki do twierdzenia że jest zabójcą? W godzinach od 20:00 do 5:00 bardzo często można znaleźć go kręcącego się w okolicach domów przy Tierra Robada, a przy jednym z nich można zobaczyć zaparkowanego Bobcata.
Teraz jeżeli będziecie mieli okazje zagrać w tą część GTA miejcie na uwadze Mr.Hat'a i okolicie Tierra Robada, a może odkryjecie mroczną historię sześciu ciał.

Pomyślałem że to najlepszy temat do dodanie właśnie takiej opowiastki. Nie jest straszna, lecz moim zdaniem warta uwagi. Jest to mój pierwszy post więc proszę o wyrozumiałość ^ ^" Cały tekst jest oparty na tym co znalazłem w internecie oraz z własnych spostrzeżeń.

Użytkownik Morgot edytował ten post 13.10.2012 - 20:04

  • 9

#836

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

OFIARA

Słyszałem, jak przekręca klucz w drzwiach wejściowych do domu, kiedy najciszej jak potrafiłem, wchodziłem po schodach na piętro. Zamarłem, kiedy stare deski zaskrzypiały pod moimi stopami. Znieruchomiałem i nadstawiłem uszu. Dobiegł mnie dźwięk kroków na dole, najprawdopodobniej mnie nie usłyszał. Odczekałem jeszcze kilka sekund, żeby się uspokoić i przestać trząść z nerwów, po czym z jeszcze większą ostrożnością dotarłem na górę.
Wiedziałem, że Henry (mężczyzna na dole) zajrzy jeszcze tylko do kuchni, a później pójdzie za mną. Musiałem działać szybko. Pewnym, aczkolwiek nadal ostrożnym, krokiem udałem się w stronę sypialni. Było ciemno, w końcu dochodziła już 21. Za oknem szalała wichura (nie była słyszalna w środku ze względu na nowoczesne okna, ale widziałem jak wiatr targa koronami drzew), a niebo spowite było chmurami. Do pomieszczeń w środku domu nie dochodziło żadne światło z zewnątrz. Latarnie uliczne nie działały od dawna, a najbliższy dom znajdował się dobre kilka kilometrów dalej. Wokół były tylko lasy i nagle pomyślałem, jak złowrogie dźwięki musiał wydawać w pogodę taką, jak dzisiaj.
Po omacku odszukałem drzwi sypialni i otworzyłem je. Do moich uszu dobiegł cichy zgrzyt. Znów miałem ogromną nadzieję, że on nie usłyszał tego na dole. Nie miałem chwili do stracenia, więc szybko wślizgnąłem się do pokoju i rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś miejsca do ukrycia. Przez moment wydawało mi się, że coś zobaczę w tych egipskich ciemnościach – niestety otaczała mnie tylko czerń. Oczywiście nie mogłem zapalić światła, to byłoby zbyt ryzykowne. Nie mogłem pozwolić na to, żeby zdradzić swoją obecność przez własną głupotę.
Zrobiłem dwa kroki do przodu ledwo odrywając stopy od podłogi. Na wszelki wypadek, żeby się nie potknąć o jakiś zabłąkany przedmiot. Uderzyłem piszczelem o kant łóżka. Z moich ust wydarł się cichy jęk, który szybko stłumiłem w sobie. „Ogarnij się,” skarciłem sam siebie w myślach. Podjąłem decyzję o schowaniu się pod łóżkiem. Być może to kiepski wybór, banalny, ale pomyślałem, że przecież najciemniej jest pod latarnią. Czemu dorosły facet miałby zaglądać pod łóżko?
Usłyszałem kroki na schodach. Henry nie zadawał sobie trudu na zachowywanie się cicho. On nie musiał. Wchodził po schodach ciężkim krokiem (nic dziwnego, ważył chyba ze sto kilogramów) a deski pod jego nogami skrzypiały przeraźliwie. Po chwili usłyszałem, jak wchodzi do sypialni. Zakryłem dłonią usta, aby absolutnie żaden dźwięk ich nie opuścił. Nie teraz, kiedy on był tak blisko. „Zachowaj spokój!,” krzyczał głos w mojej głowie. „Bądź cicho. Cicho!”
Mężczyzna zapalił światło, ale po chwili od razu je zgasił. Przez moment mogłem zobaczyć jego bose stopy na szarym dywanie. Teraz musiałem opierać się już tylko na słuchu.
Drzwi szafy zaskrzypiały cicho, kiedy je otworzył, a potem zamknął. Poruszał się po pokoju powoli, jakby z ociąganiem. Z każdą sekundą, jego kroki były coraz bliżej łóżka, pod którym leżałem skulony. Starałem się z całych sił uspokoić oddech, ale wciąż wydawało się, że bicie mojego serca brzmi jak donośne dudnienie i odbija się echem od ścian. Henry zdawał się tego nie słyszeć.
Nagle łóżko ugięło się pod ciężarem mężczyzny. „Nie ruszaj się, nie oddychaj,” powtarzałem w myślach. Czułem jak moje ciało zesztywniało ze zdenerwowania, a oddech stał się przerywany. Musiałem się uspokoić!
Henry powoli ułożył się nade mną na łóżku. Nie minęło wiele czasu, kiedy usłyszałem jego donośne chrapanie. Żeby nie kusić losu odczekałem jeszcze kilka minut, chociaż wydawało się, że mężczyzna mocno śpi.
Ostrożnie wyczołgałem się ze swojego ukrycia i wstałem. Henry leżał zwrócony do mnie plecami. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, a z ust z każdym oddechem wydobywał się przeciągły świst.
Włożyłem rękę do kieszeni i dotknąłem zimnego metalu. Przejechałem palcem po ostrzu i uśmiechnąłem się pod nosem. Zbliżyłem się jeszcze trochę do łóżka i nachyliłem się nad moją ofiarą, pogrążoną we śnie.
- Teraz, kiedy smacznie śpisz – wyszeptałem mu do ucha, wyciągając ostrze z kieszeni. – Możemy zacząć zabawę.

**************************
Być może ta historia nie jest tak dobra, jak poprzednie, które dodawałam, ale postanowiłam się z wami podzielić, skoro tak niewiele się dzieje ostatnio w tym temacie.
  • 11

#837

Morgot.
  • Postów: 17
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Głęboki Sen
Zapowiedziałem że coś wrzucę swojego, więc proszę. Nie mam pojęcia czy wam się spodoba, to pierwsza moja próba pisania czegoś takiego. Pasta lekko inspirowana pewną flashową grą o nazwie ,,Deep Sleep" Polecam zagranie.

Pójdę spać i będę miał świadomy sen, pójdę spać i będę miał świadomy sen, zasnę i będę miał świadomy sen...Już nie pamiętam kiedy ostatnio go miałem, cholera! Skup się! Pójdę spać i będę miał świadomy sen, zasnę i będę miał świadomy sen...
Budzę się rano w swoim łóżku.
Cholera, znowu się nie udało! Kurna... Ciekawe która godzina? Słońce świeci mi w oczy więc zapewne koło dziewiątej. Spoglądam na swój elektroniczny zegarek położony obok łóżka. Pokazuje godzinę 6:66.
Chwila...to jest sen! Nie ma takiej godziny! Udało się! Nareszcie!
-Hmm...chcę miecz!-powiedziałem wyciągając rękę do przodu. Nic się nie stało.
Spróbowałem wyobrazić sobie że w mojej ręce materializuje się miecz, łuk, ciastko, talerz, łyżka... Za każdym razem nic się nie działo.Kiedy próbowałem coś wyczarować moją uwagę zwróciło zdjęcie stojące na biurku w moim pokoju. Nigdy takiego nie miałem. Zdjęcie to przedstawiało...dziecko? Na oko wyglądało na 9-letnie, ale ciężko było to określić, bo zamiast twarzy była sama skóra. Wyglądała jakby na poparzoną lub bardzo starą. Ramka była z drewna, a ,,dziecko" zapewne patrzyło na kogoś kto to zdjęcie wykonywał. Na szafce obok stało identycznie, a zaraz obok kolejne. Coraz mniej zaczynało mi się to podobać, szczególnie że wydawało mi się jakby wszystkie na mnie spoglądały.
Pokój momentalnie zaczął się ściemniać tak, że wyglądało to jakby był teraz środek nocy.
-Chce się przenieść do miasta!-krzyknąłem zamykając oczy i próbując się kręcić. Ten sposób na teleportację zawsze działał, lecz nie tym razem.
Wtedy usłyszałem dźwięk telefonu z tarczą do wykręcania numeru. Było to charakterystyczne ,,DRRRRrrrr DRRRrrr". Słyszałem jak dobiega z pokoju obok, więc z ciekawości (oraz z powodu niechęci przebywania w jednym pokoju z tymi dziwnymi zdjęciami) poszedłem niezwłocznie sprawdzić kto dzwoni, szczególnie że nigdy nie posiadałem takiego starego telefonu. Gdy tylko wyszedłem zamarłem w bezruchu. Zamiast znaleźć się w korytarzu swojego domu znalazłem się w zupełnie innym pomieszczeniu oddzielonym drzwiami od mojego pokoju. Na środku pomieszczenia znajdował się stół, a na nim był ustawione dziesiątki zdjęć ,,wpatrujących" się w drzwi w których stałem. Po prawej stronie zauważyłem schody na dół-zapewne do piwnicy do której nawet nie miałem zamiaru schodzić, była ciemna i straszna. Po lewej ujrzałem telefon stojący na małej szafce który aż podskakiwał podczas wydawania dźwięków.
-Halo?-spytałem podnosząc słuchawkę.
-Obudź się. Musisz się obudzić. Wstawaj!-z głośniczka w słuchawce dobiegał do mnie...mój własny głos.
-Halo?! Odpowiedz!
-Obudź się. Musisz się obudzić. Wstawaj!
Próbowałem krzyknąć, porozmawiać, jednak jedyne co usłyszałem to powtarzającą się w kółko wiadomość.
Racja. Powinienem wstać, mam dość. Wstaje!... Próbowałem otworzyć oczy, wstać, wynieść się ze snu, obudzić się...lecz wszystko na marne.
To pewnie jakaś odmiana paraliżu przysennego. W takim razie powinien zaraz minąć. Muszę się rozluźnić i uspokoić, wrócę do łóżka.
Gdy tylko się odwróciłem jestem pewny że mało brakowało mi do zawału serca. Wszystkie zdjęcia które uprzednio były skierowane na drzwi teraz patrzyły prosto na mnie. Wybiegłem stamtąd jak najszybciej. Wskoczyłem do łóżka i zakryłem się cały kołdrą, zupełnie jak małe dziecko.
-Spokojnie, muszę się uspokoić. To jest koszmar, tylko w świadomym śnie. Nic mi się nie stanie-mój głos powoli zaczynał mnie uspokajać.
Bardzo powoli zacząłem wyciągać głowę przez kołdrę, bo miałem pewność że zaczynam się dusić. Czy w śnie da się coś takiego odczuć? Znowu zaczynałem się niepokoić.
Wszystkie zdjęcia tak jak wcześniej ustawione były do mnie. Poczułem ciarki na plecach. Na parapecie spostrzegłem karteczkę którą chyba wcześniej przegapiłem. Powoli wstałem i podniosłem kartkę. Rozpoznałem na niej swoje pismo:
Musisz się obudzić! Ja muszę się obudzić! Proszę, wstawaj!
Nigdy w życiu jeszcze się tak nie bałem.
No tak! Okno! Moja droga ucieczki z koszmaru!
Oprócz szkła w oknie zainstalowane były grube kraty, tak ustawione obok siebie, że po paru pociągnięciach zdałem sobie sprawę że nie mam co myśleć o wydostaniu się. Usiadłem na łóżku i spróbowałem medytować licząc że to może mi pomóc, ale próby obudzenia kończyły się porażką i zaczynałem coraz bardziej panikować. Wtedy usłyszałem muykę...
Przypominała mi ona jakąś straszną pozytywkę-była spokojna, jednak miała w sobie coś...co doprowadzało do paniki. Poczułem że strach zaczął mnie ciąć jak miecze.
Rozejrzałem się w panice po pokoju. Zdjęcia...one...zaczęły się powoli przysuwać. Widziałem jak z sekundy na sekundę są bliżej mnie. Wybiegłem najszybciej jak tylko potrafiłem, poczułem potężne uderzenie adrenaliny. W drugim pomieszczeniu było tak samo, znajdowały się już prawie koło drzwi. Zbiegłem w dół do piwnicy, chociaż cholernie bałem się tam wejść. Schody wyglądały na kilkudziesięcioletnie i z każdym krokiem w dół wydawały głośne skrzypnięcia. Ledwo widziałem gdzie stawiam nogi, ciemność była rozświetlana jedynie czymś z dołu. Nie liczyłem ile było stopni, ale droga była długa. Pierwszą rzeczą którą odnotowałem na dole był kominek w którym wciąż płonął ogień. W kącie stało coś podłużnego i zaokrąglonego, ale nie mogłem dokładnie się temu przyjrzeć z tej odległości. Na fotelu przed kominkiem leżała gazeta z wypisanymi flamastrem słowami:
Musisz się obudzić! OBUDŹ SIĘ!.
Co do cholery jasnej ja próbuję zrobić?!
Złapałem gazetę w rękę chcąc zrobić z niej bardzo prowizoryczną pochodnię kiedy kątem oka na pierwszej stronie gazety spostrzegłem czarno-białe zdjęcie przedstawiające mężczyznę zakutego w kajdanki i prowadzonego przez policje. Człowiek ten wyglądał prawie zupełnie jak ja, tylko o jakieś 10 lat starszy. Takie same włosy, fryzura, postura... Automatycznie zobaczyłem tytuł znajdujący się w nagłówku gazety brzmiący:
Mężczyzna doszczętnie spalił twarz swojego 10-letniego syna, po czym ukrył ciało.
W tej chwili z spod ściany piwnicy usłyszałem dźwięk przypominający gwałtownie wylaną wodę i dostrzegłem zabójczo szybki ruch w moją stronę...
O ***, TO TU BIEGNIE, O MÓJ BOŻ....
Budzę się rano w swoim łóżku.
Cholera, znowu się nie udało! Kurna... Ciekawe która godzina? Słońce świeci mi w oczy więc zapewne koło dziewiątej. Spoglądam na swój elektroniczny zegarek położony obok łóżka. Pokazuje godzinę 6:66.
Chwila...to jest sen! Nie ma takiej godziny! Udało się! Nareszcie!
-Hmm...chcę miecz!-powiedziałem wyciągając rękę do przodu. Nic się nie stało.
Spróbowałem wyobrazić sobie że w mojej ręce materializuje się miecz, łuk, ciastko, talerz, łyżka... Za każdym razem nic się nie działo.Kiedy próbowałem coś wyczarować moją uwagę zwróciło zdjęcie stojące na biurku w moim pokoju...


  • 8

#838

dusieqq.
  • Postów: 84
  • Tematów: 8
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Łaskotki

Było późne południe letniej soboty, kiedy spotkałem się z nią w pubie Pines Glass. Rozmowa jak zwykle stoczyła się na scenariusz najnowszego horroru „łaskotki”. Chwile przerodziły się w godziny nawet nie zdałem sobie sprawy kiedy wieczór zaczął sączyć swoją barwę przez pusty kufel po piwie, nadal tam siedzieliśmy a nasze stopy ocierały się o kurz wspomnień.
Zaprosiłem ją do siebie, szybka kolacja i film z serii „dlaczego nie?”, zaczęło się powoli, lekkie muśnięcia i ukradkowe spojrzenia zakraplane chmielem i ciekawskimi myślami. Gdy wylądowaliśmy w łóżku, łaskotki zaczęły przybierać barwy. Lekkie pocałunki i wbijane paznokcie powoli rozniecały pomysły na kolejne niewypowiedziane słowa które znajdą swe miejsce w scenariuszu.
Krótkie chwile spokoju rodziły miejsce nieszczęściu do którego miało lada-chwila dojść. Łaskotki przybyły, właśnie teraz rodząc nowy ból zapomnianej chwili, powoli niczym wąż począłem napierać na jej obnażone ciało, paznokcie zataczały łuki a zęby określały własność tej ulotnej chwili. Gdy było już po wszystkim, łaskotki zebrały żniwo spływającej krwi z moich ust.
Leżała na wznak, jej drobne ciało stygło w podmuchach nocy, blada cera upstrzona kroplami krwi i rana ciągnąca się od szyi aż po brzuch, tam właśnie miała łaskotki…
  • 0

#839

ziolnierz.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Hej, jestem nowy na tym forum, ale to właśnie tu zapoznałem się z serią "The Holders" ("Strażnicy"). Jak widzę ich wątek już daaawno tu przeminął, więc postanowiłem spróbować go wskrzesić. Na początek napiszę, gdzie zainteresowani mogą znaleźć poszczególne części:
Część 1 - Strona 1 tego tematu (choć obecnie Strażnik Rozsądku został oficjalnie zastąpiony Strażnikiem Końca, jak ktoś będzie chciał, to mogę mu podrzucić te część)
Część 2 i 3 - Strona 5 (nie jest to wprawdzie "Strażnik rozsądku", tylko "Strażnik Początku", ale reszta tekstu się zgadza)
Część 4 - Strona 6
Część 5 i 6 - Strona 7
Część 7 - Strona 22
Część 8 i 9 - Strona 24
Część 10 - Strona 26
Część 11 - Strona 27
Część 12 - Wprawdzie się tu znajduje, ale ta część została zastąpiona przez Strażnika Katastrofy i od tego tu zacznę

Strażnik Katastrofy

W każdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś opuszczony park rozrywki, do którego możesz się udać. Znajdź największą kolejkę górską w parku, bez względu na jej stan. Usiądź na lewym boku w pierwszym koszyku, a następnie zamknij oczy i wyszepcz: "Chcę zobaczyć się ze strażnikiem katastrofy."

Poczujesz, że kolejka górska zaczyna się poruszać, ale nie można wtedy otworzyć oczy, albowiem będziesz podążał przez nieskończoną pustkę, z której nigdy nie będzie ucieczki. Następnie kolejka górska powoli zaczynie prowadzić cię, przez to, co wydaje się trwać wiek, przy towarzyszącym dudnieniu torów. Następnie usłyszysz głosy szepczące do ciebie, błagające abyś je ocalił, ale nie wolno ci reagować, albowiem porwą cię do tej samej pustki, do której należą.

Głosy niebawem ucichną, a wózek się zatrzyma. Z wciąż zamkniętymi oczami, musisz chwycić barierkę w koszyku tak mocno, jak to możliwe, albo zostaniesz tam na zawsze. Gdy tak uczynisz, poczujesz, że spadasz z niewyobrażalną prędkością. Powietrze wokół Ciebie ochłodzi się i jego temperatura będzie spadać, aż poczujesz, że zamarzasz. W miarę jak poczujesz, że twój wózek rozpływa się w przestrzeni, musisz wciąż mocno trzymać się barierki, gdyż to jest jedyna rzecz, dzięki której będziesz przywiązany do rzeczywistości.
Wtem raptownie się zatrzymasz. Puść barierkę i siedź z zamkniętymi oczami, aż usłyszysz odgłos fanfar karnawału w oddali, i dopiero teraz możesz otworzyć oczy, którymi dostrzeżesz duży, pasiasty namiot cyrkowy kilka metrów przed tobą, w otoczeniu łąk i szczęśliwych ludzi, młodzieży i starców. Musisz iść w kierunku namiotu, patrząc na małe wejście, które spowija ciemność. Podczas spaceru, krajobrazy wokół ciebie zacznie się zmieniać. Łąka będzie powoli umierać, muzyka karnawałowa spowalniać i zmieniać ton aż nabierze demonicznego brzmienia. Ludzie będą rozpadać się w miejscu. Będą krzyczeć w agonii, i poprosić, aby im pomóc, ale nie można patrzeć bezpośrednio na nich, gdyż możne cie spotkać to samo, co te iluzje.

Musisz nieprzerwanie przeć do przodu, aż dotrzesz do mrocznego wejścia. Idź do przodu pozwól ciemności cię wchłonąć, ale nie zatrzymuj się i nie odwracaj albo, nigdy nie znajdziesz wyjścia. Kontynuuj spacer w pustkę, aż pojawi się przyćmione światło w oddali, i zaczniesz słyszeć łkanie człowieka. Śledź te dwa znaki, aż płacz stanie się głośniejszy i zobaczysz światło pochodzące od drzwi wśród ciemności.
Kiedy wejdziesz przez drzwi, znajdziesz się w zimnej, cementowej komórce. W lewym rogu, pojawi się postać płaczącego mężczyzny ubranego jak cyrkowy klaun, zasłaniającego twarz małym pamiętnikiem. Musisz powoli zbliżyć się do niego, by go nie zirytować, aż nie znajdzie się u twych stóp. Usiądź obok niego i zapytaj: "Co mamy do stracenia?"
Wtem Klaun poprzez swój szloch przeczyta fragment pamiętnika. Jego słowa ze szczegółami opiszą upadek milionów niewinnych ludzi i siły, które tak okrutnie i bezdusznie doprowadziły do tego stanu. W miarę czytania, iluzje pojawią się wokół ciebie, i w kącie swojej wizji zobaczysz każdą śmierć każdego człowieka w historii, z których wielu zostało zarżniętych, z których wiele zostało ogarniętych przez choroby. Jednakże, musisz wciąż wpatrywać się w klauna, a jeśli stracisz go z oczu, to utkwisz w tej iluzji i sam staniesz się częścią historii.
Gdy skończy, przestanie płakać. Odsunie pamiętnik sprzed twarzy, ujawniając, że uległ takiemu samemu rozkładowi jak iluzje które widziałeś. Wręczy ci książkę, nie możesz odmówić. Ostrzega, że nie możesz sam czytać pamiętnika, inaczej popadniesz w obłęd.
Potem wyszepcze -"Gdy stawki są wysokie, najlepiej zagraj klauna" i rozpadnie się tak jak i pokój wokół ciebie. Ponownie musisz zamknąć oczy, trzymając pamiętnik i odliczyć dokładnie 12 sekund, nim je otworzysz. Gdy tak uczynisz, znajdziesz się na tej samej kolejce górskiej, na której początkowo siedziałeś.

Pamiętnik to przedmiot nr 12 z 538. Nie można dopuścić, by te wydarzenia ponownie miały miejsce.


Strażnik Mroku

W każdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś zakład psychiatryczny , bądź dom opieki społecznej, do którego możesz się udać. Gdy dojdziesz do recepcji, bez wahania zapytaj o kogoś, kto nazywa się "Strażnikiem Mroku." Pracownik zacznie sobie z ciebie pokpiwać, ale zachowaj spokój. Pytaj, póki nie przestanie zaprzeczać i nie wyjdzie zza lady, by pokierować cię przez korytarz. Gdy jego zachowanie nagle się zmieni miej się na baczności, bo jeśli zaczniesz słyszeć ciche, złowrogie syczenie, musisz odwrócić się i uciec tak daleko jak możesz, zatykając uszy, ponieważ to była zła pora. Jeśli nie uciekniesz na czas, słaby dźwięk zamieni się straszne warczenie, które wkrótce przeistoczy się w nieprzerwany pisk bólu, aż doprowadzi cie do szaleństwa i pozostawi na śmierć w ogłuszającej agonii.

Jeśli przewodnik milczy, doprowadzi cię do zamkniętych drzwi bez klamki i zamka. Gdy je popchnie otworzą się bez trudu, twoim oczom ukażą się strome, kręte schody, które zdają się móc doprowadzić cię do każdego piętra instytucji. Drzwi się zamkną za tobą i nie będziesz w stanie popchnąć ich z powrotem. Rusz w górę schodów nie odwracając się, albo upadniesz w bezdenną otchłań, czekającą na ofiarę do przeżucia. Nie licz schodków, gdyż znając ich liczbę popadniesz w szaleństwo. Jeden z nich zatrzeszczy, i w tym momencie należy się zatrzymać. Kolejne drzwi powinny znajdować się po twojej lewej. Jeśli są po prawej stronie, módl się o szybką śmierć.

Wejdź ostrożnie do pokoju, gdzie głucha, zasłaniająca wszystko ciemność zstąpi na ciebie. Musisz iść prosto, nawet drobne odstąpienie doprowadzi cię na pożarcie wędrujących i nieznanych stworów, obserwujących cię zaślepionymi i zaropiałymi oczami. O tym, że dotarłeś na miejsce poinformuje cię przejmujący chłód. W tej chwili zatrzymaj się lub umrzesz z ręki strażnika, który stoi tuż przed tobą. W całkowitej ciemności, nawet zamknięcie oczu nie uchroni cię przed jego przerażającym wyglądem. Zagnieździ się on w twoim umyśle jako budzące największe zgorszenie monstrum, które kiedykolwiek stworzono. Szaleństwo będzie próbował się wkraść do twojego mózgu jak robaki w gnijące zwłoki. Jego piorunujący oddech i stałe mamrotanie wystarczy doprowadza do łez, ale należy pamiętać, aby nie wydobyć nic głośniejszego, niż szloch, by nie obudzić tego, co nie powinno zostać obudzone. Jedyne pytanie, które będziesz mógł zadać bez bycia rozerwanym na strzępy to ”Czego się boją?”

Poczujesz ruchy wokół ciebie, gdy dreszcze rozbudzą twych przeciwników. Usłyszysz co za bezimienne i nieuleczalne choroby uderzą w świat, gdyby mieli zostać przerażeni, niezliczone potworności ich własnego strachu zostaną zesłane na tych, o słabszych niż ich umysłach. Świat będzie cierpieć wśród bestialskiej wyliczance nieskończonych, usłyszysz najprostszą, niemal absurdalną jednak nieubłaganą i pewną prawdę, której wszyscy się boją. Nie ruszaj się. Kiedy twoja będzie już miała implodować, to się skończy. Jeśli nie jesteś jeszcze w stanie się poruszać, znajdziesz drzwi przed tobą, które wyprowadzą cię z sali. Tam, w otwartej przestrzeni, na trawie, będzie czekać na ciebie pęknięta klepsydra.

Możesz ją podnieść. To przedmiot 13 z 538. Wiedzą o ich strachu możesz się podzielić, ale nie wolno ci jej użyć jako broni przeciw nim.


Strażnik Wrogości

W każdym mieście, w każdym kraju, zapuść się wzdłuż autostrad i samotnych dróg, aż dojdziesz do zapomnianej części miasta. Wędruj wśród wyrzutków lepiej sytuowanego społeczeństwa, żebraków i bezdomnych. Jeśli natrafisz na niechlujnego mężczyznę, stojącego pod dużym dębem, trzymającego butelkę wódki w papierowej torbie, w przepoconej koszuli i ubłoconych spodniach, nie bój się spytać go, czy zna tego, który nazywa siebie " Strażnikiem Wrogości".

Najprawdopodobniej uśmiechnie się do ciebie znacząco, jak do starego przyjaciela, z którym właśnie wymienił znany tylko wam żart. Nie denerwuj się, zna on tego, którego szukasz. Ci, którzy mają mniej szczęścia od nas często wiedzą rzeczy, które nigdy by im się nawet nie śniły. On poprowadzi cie do włazu i niedbale, jednym ruchem przesunie metalową pokrywę. Podrzucając ci małą latarkę która migocze niepewnie, będzie wzywać cię w ciemności.

Wewnątrz zgniłej kanalizacji, zdasz sobie sprawę, że tu nie ma żadnego nieprzyjemnego zapachu, nie ma żadnego zapachu. Ale po włączeniu latarki i sprawdzeniu otoczenia jej światłem zrozumiesz, że jesteś w okrągłym pokoju. Na wszystkich ścianach zwisają częściowo rozłożone już ciała, ich właściciele zawsze zostaną w stanie pół-świadomości, czując cały ból i przerażenie ze swych ciał, rozkładających się i gnijących wokół nich. Zwłoki zaśmiecają podłogę i można zauważyć, że jedne prawie cie dotykają. Nie wzdrygnij się. Okazanie tchórzostwa będzie znakiem, dla istnień, których nie było ci dane poznać...

Gdy będziesz obserwował otoczenie, zapach się w końcu pojawi To będzie najokropniejsza rzecz, jaką można sobie wyobrazić: ludzi i zwierząt, odchody, siarka, gnijące ciała, palone zwłoki. Będziesz chciał wyrwać nos z twarzy, a łzy w twoich oczach niemal cie oślepią.

Lecz nie zatykaj nosa, nie uciekaj i powstrzymaj wymioty. W twojej głowie pojawi się obca myśl: "Jesteśmy pozostałością tych, którzy nie zdołali stawić czoła strażnikowi." Szept nie będzie miał źródła, jak gdyby wił się wokół ciebie niesiony przez smród. Nagle ciała jedno po drugim zaczną pękać i rozpryskiwać się, uwalniając więcej smrodu i pokrywając cię zgnilizną i obślizgłymi kawałkami ludzkiego ciała.

Wtedy zwłoki opadają na podłogę i to, co wzniesie się z zawiesiny będzie tworem czystego piękna. Mężczyzna, kobieta, czy coś zupełnie innego - to zależy od ciebie samego. Niemożliwym będzie oderwać wzrok z tej cudownej istoty, dopóki nie uświadomisz sobie, że jest ona wyidealizowaną karykaturą ciebie samego. Pewna siebie, ściskająca serca, z delikatnym i cierpliwym uśmiechem, to będzie wszystko, czym pragnąłbyś być.

Będziesz przepełniony zazdrością, złością i potrzebą wchłonięcia tego perfekcyjnego ciebie. Nie poddawaj się tym uczuciom, pokusa była przeogromna. Jeśli ci się nie uda, to jesteś skazany na gniew strażnika - wieczne męki potępionych, których byłeś świadkiem. Tylko jedno pytanie możesz zadać tej wykwintnej istocie: "Co mogą zniszczyć?"

Strażnik Wrogości będzie się z ciebie śmiać melodycznie, pobłażliwie i wyjawi dokładną odpowiedź na twoje pytanie, jak gdybyś był małym, głupim dzieckiem. Nie oszczędzi ci żadnych szczegółów, nawet najbardziej makabrycznych. Choć przerażająca, historia będzie cie interesować i ukajać, aż pochłonie cię dziecięca fascynacja strażnikiem. Możesz porównać tę historię do jednej z opowiedzianych przez kogoś ukochanego lub idola w czasach, gdy byłeś dzieckiem i zrozumiesz, że trzymasz teraz klucz do pokonania strażnika - to, czego nie posiedli przeklęci.

Na koniec historii strażnik spyta uprzejmie, "Cóż zrobisz teraz, moje dziecko?" Jeśli zada inne pytanie, lub powie coś innego, twój żywot jest przypieczętowany i gdy opuścisz ścieki, spotkani wcześniej obdarci ludzie napadną cie jak drapieżne zwierzęta i rozerwą na strzępy zębami i pazurami, ucztując na twoim ciele. Nie ma ucieczki, tylko wiedza o nieuniknionym.

Bez względu na twój los, strażnik umieści w twojej dłoni przedmiot i zaciśnie ją. „Nie otwieraj dłoni, póki nie opuścisz tego miejsca” powie na pożegnanie.

Teraz zawróć i odejdź bez odwracania się. Gdy opuścisz ściek i dopisze ci szczęście, możesz otworzyć dłoń. To co w niej znajdziesz, to mały plastikowy żołnierzyk.

To przedmiot 14 z 538. Wie jak pokonać twojego największego przeciwnika i nie może połączyć się z resztą.


Strażnik Przeszłości

W każdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś zakład psychiatryczny , bądź dom opieki społecznej, do którego możesz się udać. Gdy dojdziesz do recepcji, zapytaj o kogoś, kto nazywa siebie "Strażnikiem Przeszłości.". Wraz z ostatnią sylabą twojego zdania, jego oczy otworzą się szeroko, wpatrując się w ciebie, jak gdyby próbował spojrzeć w głąb twej duszy. Nie zadawaj pytań, gdyż nie odpowie, a nawet jeśli, będziesz marzył, by to nie miało miejsca. Zaprowadzi cię w dół korytarza i będziecie szli razem tak długo, że minie kilka godzin. Cały czas patrz przed siebie, bo gdy spojrzysz na podłogę, sufit lub ściany korytarza, wpadniesz w ślepy zaułek, a pracownik będzie cię tropił z piekielną żądzą krwi, aż nie zostaniesz całkowicie wypatroszony.

Po dokładnie 350 krokach przewodnik się zatrzyma, obróci wokoło i wyciągnie z kieszeni zegarek. Cofnie go o godzinę i w tym momencie będziesz mieć dokładnie godzinę, by wypełnić zadanie. Jeśli ci się nie uda, nie ma słów by opisać twój los. Światła zgasną na około 3 sekundy, a potem znów się zapalą i znajdziesz się w pokoju bez drzwi i z czerwonawym świetlikiem w kształcie pentagramu. Będzie rzucał krwisto czerwone światło na środek pokoju, gdzie znajdziesz wiśniowy stół z dwoma krzesłami. Usiądź na tym bliżej ciebie i spójrz w górę. Spójrz ponownie w dół i na stole, twarzą w dół pojawi się człowiek z długimi, czarnymi i brudnymi. Odpowie tylko na jedno pytanie: "Gdzie byłeś niegdyś?"

Człowiek nie opowie o miejscu, które można znaleźć na mapie, lecz opisze pokój w groteskowych szczegółach. Słuchaj uważnie, gdyż wyliczy dokładnie ile okropnych przedmiotów zwisa na włóczniach wystających ze ścian. Masz resztę godziny, by znaleźć pokój i usiąść w jego tronie. Jeśli zawiedziesz, mam nadzieję, że dobrze się uzbroiłeś.

Jego tron to przedmiot 15 z 538. Gdy zebrane razem, może na niego powróci.


Strażnik Przyszłości

W każdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś zakład psychiatryczny , bądź dom opieki społecznej, do którego możesz się udać. Gdy dojdziesz do recepcji, zapytaj o kogoś, kto nazywa siebie "Strażnikiem Przyszłości." Nie idź za pracownikiem, który zechce pokazać ci drogę, to nie on jest przewodnikiem i doprowadziłby cie do szaleństwa. Prawdziwy przewodnik zstąpi cicho i wręczy ci kawałek papieru na którym droga jest opisana krwią i ogniem. Idź przed siebie, koncentrując się na piśmie. Jeśli twoja uwaga nie rozproszy się, miniesz zarówno biurko i mężczyznę i znajdziesz się w długim, nieużywanym korytarzu. Może ci się wydawać wypełniony kolorem i obietnicami, ale ściany są splamione, a dywan brudny i czarny.

Gdy będziesz szedł korytarzem, obrazy zaczną migać we wcześniej niewidocznych oknach. Kątem oka możesz dostrzec dawno zmarłego przyjaciela, który cie wzywa, lub straconą ukochaną, która znów młoda pragnie do ciebie powrócić. Głosy szepczą, że okna oferują druga szansę i okazję, by wszystko naprawić. Mówią, że znów będziesz mógł wybrać, lecz nie wolno podnieść ci wzroku z kartki. W przeciwnym razie dostrzeżesz to, co przygląda ci się z zewnątrz i skarze cię na koniec poza wszelkim zbawieniem.

Relacje różnią się co do końca niesamowitej długości korytarza. Jedni mówią, że musisz iść, póki nie doświadczysz każdej możliwej wersji twojej przyszłości. Inni twierdzą, że im bliżej komuś do zjednoczenia, tym krótsza będzie droga na koniec korytarza. Jeśli ci drudzy maja rację, może wszyscy tam obecni znajdą ścieżkę na długo po rozliczeniu się.

Dopiero na końcu korytarza możesz spojrzeć poza papier, ale nawet wtedy nie patrz za siebie. Drzwi przed toba prowadzą do sali balowej, która podobnie jak korytarz, ze swego wcześniejszego piekna popadła w brud i rozpacz. Idź przed siebie w mroku tak długo, aż drzwi za tobą, a z nimi wszystkie szanse ucieczki przepadną.

Idź powoli. Strażnik cię obserwuje.

Raz przebyta droga przez środek pokoju jest prosta, ale centrum nie utrzymało się w tym stanie przez wiele lat i droga… odpłynęła . Jeśli odpłynęła zbyt daleko możesz już nigdy jej nie odnaleźć i spędzisz resztę nienaturalnie długiego życia marząc, by móc znów ulec pokusom oferowanym wcześniej przez okna. Jeśli jednak masz szczęście znajdziesz punkcik, gdzie małe resztki światła zanikną i teraz musisz zamknąć oczy i czekać bez względu na to, co się stanie. Jeśli nie zawiodłeś Strażnika, usłyszysz delikatne mruczenie kota i poczujesz jego wicie się wśród twoich stóp.

Musisz mieć oczy zamknięte, póki głos nie spyta cię trzy razy "Co z nimi zrobisz?". Odpowiedź po pierwszym, lub drugim razie sprawi, że mruczenie zamieni się w warczenie i ostrza tysięcy pazurów dopadną twego gardła. Dopiero po trzecim i ostatnim pytaniu możesz otworzyć oczy.

Przed tobą zobaczysz kobietę leżącą na łóżku. Tak jak w przypadku pomieszczeń, które badałeś poprzednio mogła ona być niegdyś powalająco piękna, lecz obecnie jej nagie ciało jest obrzydliwie grube, jej skóra ospowata z odleżynami i martwą tkanką chorą na syfilis. Setki kotów zgromadzonych wokół niej. W końcu jeden z nich podejdzie do ciebie i stanie na twojej stopie. Przemów tylko do niego mówiąc "Zrobię to, co muszę".

Wtedy nauczy cie on języka kotów i wtedy pozostałe opowiedzą ci sekrety, które nie były przeznaczone, dla ludzkiego ucha. Nie wolno ci ich zdradzić, póki nie nastanie czas, aż nie będziesz miał nic innego do zaoferowania; koty to zazdrosne stworzenia i rozkoszują się bólem tego, który je zdradził.

Ich sekrety to przedmiot 16 z 538. Nie mogę ci o nich nic więcej powiedzieć.


Strażnik Teraźniejszości

W każdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś zakład psychiatryczny , bądź dom opieki społecznej, do którego możesz się udać. Gdy dojdziesz do recepcji, bez wahania zapytaj o kogoś, kto nazywa siebie "Strażnikiem Ścieżki."Pracownik spojrzy na ciebie dziwnie; musisz spytać ponownie. Gdy pracownik zrozumie w końcu twoje pytanie, zabierze cie do korytarza, który będzie wyglądał jak sam przedsionek piekła.

W tym korytarzu nie znajdziesz nic, prócz ciemności i poczucia niewymownego przerażenia. Jeśli usłyszysz wrzask dobiegający z twojej lewej, zacznij biec w stronę drzwi, z których , w przeciwnym razie zostaniesz pożarty przez demony, wykrzykujące niezrozumiały bełkot z pysków pokrytych niegodziwą trucizną.

Jeśli usłyszysz krzyk ze swojej prawej, uciekaj w stronę drzwi znajdujących się przed tobą. Zignoruj pracownika i nie przestawaj biec do drzwi. Jeśli krzyk dobiegnie z jakiegokolwiek innego miejsca, padnij na kolana i błagaj Boga o szybką śmierć.

Jeśli nie dobiegnie cię żaden krzyk, po prostu idź z przewodnikiem, póki nie otworzy on przed wami drzwi. Poprosi cie byś wszedł do środka i odejdzie.

W tym pokoju znajdziesz tylko dwie rzeczy: naga kobietę, której lewa ręka będzie zniekształconym kikutem, pozornie rozdarta na strzępy przez paszczę z innego świata, oraz zardzewiały breloczek, który ona trzyma. Musisz patrzeć na breloczek i nie odrywać od niego wzroku. Nie możesz powiedzieć nic, poza jednym pytaniem: " Dlaczego one są sobie pisane?"

Teraz przesuń wzrok na twarz dziewczyny. Będzie patrzeć na ciebie i opowie najbardziej makabryczne historie teraźniejszości, jak do tego doszło, jak to wygląda teraz i co stanie się dalej. Dziewczyna powoli przesunie się w twoim kierunku, nie waż się ruszyć i pozostań w bezruchu póki nie znajdzie się krok od ciebie. Położy postrzępiony kikut, który niegdyś był jej lewą ręką na twoim ramieniu. Wtem wyszepcze ci do ucha, "Nadszedł czas i musisz umrzeć." Nie reaguj. Po prostu wpatruj się jej w oczy i w końcu poczujesz, jak coś zostało ci wepchnięte do dłoni.

Breloczek to przedmiot 17 z 538. Tylko klucze jemu przeznaczone mogą się na nim znaleźć, wszystkie inne zostaną odrzucone.


Strażnik Pasji

W każdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś zakład psychiatryczny , bądź dom opieki społecznej, do którego możesz się udać. Gdy dojdziesz do recepcji, zapytaj o kogoś, kto nazywa siebie "Strażnikiem Pasji." Pracownik się zarumieni i zacznie marzyć, będziesz musiał jeszcze dwa razy zadać to pytanie, nim kiwnie głowa i pokaże ci, by iść za nim.

Zaprowadzi cię do korytarza. Usłyszysz stłumiony silnik diesla, ale na razie to nie ma znaczenia. Na razie go zignoruj. Nasłuchuj jednak szeptów, które dobiegną twych uszu. Jeśli zamilkną dla bezpieczeństwa własnej poczytalności zamknij oczy, gdyż przerażająca kreatura wyłoni się zaraz z podłogi i po chwili zniknie w suficie.

Powinieneś słyszeć szepty, póki ty i pracownik nie dojdziecie do kamiennych drzwi, póki co jesteś bezpieczny. Teraz nasłuchuj silnika. Jeśli wciąż go słychać, kontynuuj i otwórz drzwi. Nawet nie próbuj sobie wyobrazić, co się stanie, gdy silnik zamilknie; nikt dotąd nie był w stanie powiedzieć, co się wtedy dzieje.

Teraz, gdy drzwi zostały otwarte, pracownik cie opuści. Przestąp próg i idź przed siebie póki się nie zamkną. Teraz wypowiedz słowa "Przepraszam, chciałbym się od ciebie uczyć”. Jeśli zrobiłeś coś źle, zginiesz nim zdasz sobie z tego sprawę, więc o to nie musisz się martwić. Nic nie powinno się stać przez kilkanaście tuzinów sekund, kontynuuj marsz. Idź póki nie dojdziesz do serca, które jest wielkości twojej głowy. Nie dotykaj go, odwróć się. Zobaczysz albo najpiękniejsza kobietę, albo najobrzydliwsze monstrum, jakie widziały twoje oczy. To drugie pojawia się tylko, gdy dotkniesz wciąż bijącego serca. Jego wzrok doprowadzi cie do szaleństwa i będzie sprawiał ból do końca życia.

Zobaczywszy kobietę spójrz jej w oczy, nigdzie indziej, nawet, jeśli nie ma na sobie ubrań. Jej uroda porazi cię i będziesz się tułał po jej królestwie do końca życia. Jeśli zdołasz nie stracić kontaktu wzrokowego możesz zadać jedno pytanie: "Czy one żyją?" Kobieta zacznie nagle głośno jęczeć i położy się na podłodze, zaspakajając się poprzez masturbację. Musisz szybko zatkać oczy i zakryć uszy rękoma, gdyż jej jęki wkrótce zniszczyłyby twój umysł i ciało.

Po pewnym czasie ktoś dotknie twojego prawego ramienia. Możesz teraz otworzyć oczy i odsłonić uszy. Nie odwracaj się do tego, kto cię dotknął. Zamiast tego spójrz tam, gdzie leżała kobieta. Nie zobaczysz jej, a jedynie popiół, który z niej pozostał. Przeszukaj jej popioły w poszukiwaniu macicy. Weź ją i zamknij oczy. Otwórz je ponownie, gdy coś zimnego dotknie twej głowy. Znajdziesz się z powrotem w instytucji, za pracownikiem, który doprowadził cie do kamiennych drzwi.

Macica to przedmiot 18 z 538. Musi powić jeszcze jedno dziecko.

Użytkownik ziolnierz edytował ten post 20.10.2012 - 17:55

  • 4

#840

Yandere.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

TEORIA PEŁZAKÓW


Pełzaki- mogło by się wydawać, że była to jedna ze zwykłych kreskówek, jakie mieliśmy okazję oglądać w dzieciństwie. Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliliśmy.

Wszystko rozegrało się w realnym świecie.

Pełzaki były tak na prawdę wymysłem Angelici. Chuckie zmarł dawno temu wraz ze swoją matką- dlatego Chaz zmienił się we wrak człowieka. Jego nerwy nie wytrzymały tego zdarzenia. Matka Tommyego poroniła. Stu odszedł od zdrowych zmysłów. Stale przesiadywał w piwnicy tworząc zabawki dla syna, który nigdy nie miał szansy żyć. DeVillovie zdecydowali się na aborcję. Angelica nie rozumiała całego zajścia, wciąż czekała na pojawienie się innego dziecka. Stworzyła bliźniaków, bo nigdy nie dowiedziała się, czy dzieckiem miał być chłopiec czy dziewczynka.

Istniał 44-minutowy film o tytule ''All Growed Up'' (niewyemitowany w Polsce). Z biegiem lat, u Angelici rozwinęła się schizofrenia. Jako Nastolatka była uzależniona od różnych narkotyków, dzięki którym wracała do swojego dziecińśtwa. Tworzenie fałszywego wspomnienia było jej obsesją. Przez różnice między przeszłością a teraźniejszością i czas, jaki minął od ostatniej ucieczki w wyimaginowany świat, uczyniła Pełzaków starszymi. Przez wpływ kwasu nie mogła żyć poza tamtym światem. Wymyśleni przyjaciele byli jej jedynymi życiowymi kompanami.

Matka Angelici zmarła wskutek przedawkowania heroiny. Było to przyczyną schizofrenii i choroby dwubiegunowej dziewczynki- matka ćpała nawet w ciąży. Drew będąc w depresji poślubił zwykłą dziwkę. Angelica idealizowała ją oszukując się, że była to jej prawdziwa matka. Mimo to, pozostał w niej obraz posiadania innej opiekunki. Jej symbolem była Cynthia- lalka. W wieku 13 lat Angelica poszła w ślady matki i umarła przez narkotyki. Wtedy kończy się akcja ''All Growed Up''.

Jedynym Pełzakiem, który istniał w realnym życiu był brat Tommyego, Dil. Angelica nie widziała różnicy między nim i jej wymyślonymi Pełzakami. Dil jednak nie słuchał jej rozkazów. Nie znikał jak inni, kiedy jego płacz zaczynał jej przeszkadzać. Dlatego go biła. W którymś z odcinków po uderzeniu Dila, Stu przybiegł słysząc wrzask swojego jedynego dziecka. Ale było za późno. Jego syn miał wylew krwi do mózgu, co poskutkowało deformacją. Kiedy urósł jego wada stała się jeszcze bardziej widoczna. W ''All Growed Up'', w którym miał 9 lat żyje na uboczu, poza światem innych. Wszyscy uważają go za dziwaka. Całe to wydarzenie było jednym z czynników przez które Angelica zaczęła ćpać. Czuła poczucie winy.

Chaz postradał zmysły po śmierci swojej pierwszej żony, był w stanie nawet
wmówić sobie, że nie była nigdy prostytutką. Podczas wycieczki do Paryża zakochał się... w prostytutce, której na imię było Kira. Kira miała córkę Kimi, która została jej odebrana. (Angelica wiedziała o istnieniu Kimi dzięki opowieściom Kiry). Razem wrócili do Ameryki, Kira dostała pozwolenie na życie tam. Był to zaskakująco szczęśliwy i romantyczny związek. Kira przestała brać narkotyki- czuła się dobrze prowadząc nowe życie z Chazem. Suzie była jedyną przyjaciółką Angelici. Przyjaciółka była z kolei symbolem Kiry i Chaza, który zdawali się uszczęśliwiać też Angelicę. Kira została psychologiem. Dla telewizji Nickloedon napisała serial animowany Pełzaki. Po śmierci Angelici urządziła jej samotnie pogrzeb. Angelica była wykluczona ze społeczeństwa. Zerwanie z rzeczywistością doprowadziło do śmierci. Ostatnie dni życia spędziła w szkolnej stołówce, wyobrażając sobie swoich przyjaciół wokół niej.


Dołączona grafika
  • -2


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych