PARANOJA
- Wrócę zanim się obejrzysz – powiedział Ryan, zanim wyszedł.
Otrzymał wcześniej nieprzyjemną wiadomość: Jack, młodszy brat Ryana, złamał nogę na treningu. Wyglądało na to, że nie jest dobrze; istniało prawdopodobieństwo, że kość nie zrośnie się dobrze i Jack nie będzie mógł normalnie chodzić.
- Jedź – powiedziałam Ryanowi. – Spędź trochę czasu z bratem.
- A co z tobą?
Byliśmy w drodze od czterech dni i w tej chwili byliśmy daleko od domu. Nie podobała mi się opcja powrotu do domu, dodatkowo zostawiliśmy tam tych, których kochamy, aby byli bezpieczni. Nie mogłam teraz wrócić.
- Zostanę tutaj. To będzie tylko kilka dni, tak? – zapytałam, wiedząc że to jest najlepsze rozwiązanie, ale oczekiwałam że Ryan się ze mną nie zgodzi. Że nie będzie chciał zostawić mnie samej i będę musiała przekonać go, że dam sobie radę sama.
- Cudownie – powiedział zamiast tego. – Dzięki Casey, wiedziałem, że zrozumiesz.
Pocałował mnie w czoło i zaczął pakować torby.
Zabolało mnie to trochę. „Martwi się o swojego brata”, przekonywałam się w myślach. „To oczywiste, że nie chce narażać Jacka na niebezpieczeństwo.” Mimo to moje policzki zapłonęły i musiałam odwrócić twarz, żeby Ryan nie widział mojego zmartwienia. Szybko, za szybko, Ryan zarezerwował bilet lotniczy i pojechał na lotnisko. Zostałam sama.
Nasz motel mieścił się na skraju małego, spokojnego miasteczka. Powietrze na zewnątrz było gorące i nieruchome. To było jedno z tych prozaicznych, niezmiennych miast, jakie można znaleźć w każdym stanie. Kilka stacji benzynowych, jedna główna ulica z kilkoma sklepami i cukierniami, może jeszcze szkoła i biblioteka. Nic specjalnego. Dlaczego więc czułam się w nim nieswojo?
Może dlatego, że wciąż widziałam te same samochody podążające drogą. Albo sposób, w jaki ludzie odwracali głowy w moją stronę, kiedy ich mijałam. Albo sposób, w jaki słońce nigdy nie wychodziło tu zza chmur, pozostawiając wszystko w cieniu. Jedyne, czego byłam pewna to to, że odkąd Ryan wyjechał, byłam niespokojna, jakby coś złego miało się wydarzyć.
Czułam się bezpieczniej, kiedy byliśmy w drodze, ciągle w ruchu, ciągle kilka króków przed niebezpieczeństwami, które na nas czyhały. Teraz czułam się, jakby tylko czekała aż mnie dopadną. Nie mogłam pozbyć się tej myśli z głowy. Wżerała się w mój mózg, powodowała paranoję i widzenie rzeczy kątem oka. Dlatego właśnie nie byłam pewna, czy wciąż śniłam, kiedy otworzyłam oczy poprzedniej nocy i ujrzałam kilkanaście twarzy gapiących się na mnie.
Na początku było całkiem ciemno, ale z czasem kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważyłam postacie stojące nade mną. Wstrzymałam oddech, nie mogłabym krzyczeć nawet, gdybym spróbowała. Ale nie spróbowałam. Kolejną rzeczą, którą pamiętam, był ranek. Leżałam na łóżku w zupełnie pustym pokoju. Prawie udało mi się przekonać samą siebie, że to była tylko moja wyobraźnia, ale wtedy spojrzałam w dół.
Wcześniej usypałam krąg z soli wokół łóżka tak na wszelki wypadek; wystarczyło jej akurat, aby stworzyć ciasne koło. Ostatnio wszystko było w porządku, ale teraz... Zewnętrzna część koła wyglądała jak krawędź zębatki. Maleńkie półkola... Wyglądało to, jakby szereg bosych stóp otoczył solny krąg, a ich palce popychały linię koła bliżej i bliżej.
Wzdrygnęłam się i zeskoczyłam z łóżka, moje stopy wylądowały na soli, która rozsypała się po dywanie. Drzwi wejściowe były zamknięte, to znaczy, zamknięte na tyle, na ile im pozwoliłam. Łańcuszek wciąż był zapięty, ale drzwi zostawiłam uchylone z ołówkiem wciśniętym między nie a framugę. Okno też było zamknięte, więc odrzuciłam od siebie myśli o całym incydencie.
Nie miałam jednak już soli, także musiałam wybrać się kilka bloków dalej, do sklepu. „Powinnam też kupić coś do jedzenia,” pomyślałam. Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatnio miałam coś w ustach, ale nie pamiętałam nawet, czy coś jadłam poprzedniego dnia.
Na szczęście sklep był blisko, bo mój samochód znajdował się teraz na lotnisku w oczekiwaniu na powrót Ryana. „Szkoda, że nie mam żelu od Pepper,” pomyślałam i starałam się zapamiętać, aby poprosić ją o to przy okazji rozmowy telefonicznej.
Po drodze do sklepu, na parkingu minęłam samochód, który wcześniej widziałam zaparkowany przed motelem. Mogłabym przysiąc, że to to samo auto. To samo też, które wcześniej widziałam wiele razy krążące wokół motelu. „Nie, chwilka, okna są chyba nieco inne,” zauważyłam i zrozumiałam, że jednak z pewnością jest to inny samochód. Nadal jednak czułam się niespokojna. Przygryzłam wargę, co robiłam zawsze w stresie, i poczułam ostry ból. Przetarłam usta dłonią – krew. Wyglądało na to, że byłam bardziej zdenerwowana niż myślałam.
W sklepie chwyciłam koszyk i krążyłam między regałami aż znalazłam sól. Zgarnęłam kilka paczek i ruszyłam dalej. Były tam ciasteczka i krakersy – nie czułam głody, ale chwyciłam kilka z nich i wrzuciłam do koszyka. Pomyślałam, że miło byłoby kupić jeszcze masło orzechowe.
Sklep był pusty poza parą klientów. Minęłam chłopaka posyłając mu grzeczny uśmiech. Był ode mnie wyższy, ale wyglądał na młodszego. Miał najjaśniejsze blod włosy, jakie kiedykolwiek widziałam, co czyniło jego brwi i rzęsy prawie niewidocznymi. Nasze spojrzenia się spotkały i również uśmiechnął się do mnie.
Dalej włóczyłam się między półkami w poszukiwaniu masła orzechowego, po dziesięciu minutach nadal go nie znalazłam. Ponownie minęłam chłopaka, ale po krótkim namyśle zawróciłam.
- Nie wiesz może, gdzie znajdę masło orzechowe? – zapytałam przyjaźnie.
- Eee, ja tu nie pracuję – odparł nieśmiało.
- Tak, wiem! Pomyślałam tylko, że może wiesz – uśmiechnęłam się przepraszająco z nadzieją, że go za bardzo nie zawstydziłam.
- A, tak. Wiem, wiem, chodź za mną.
Poprowadził mnie do końca najbliższego regału i wskazał najwyższą półkę.
- Ojej, nie mam pojęcia jak tego nie zauważyłam, przechodziłam tędy conajmniej kilka razy!
- Które chcesz?
Wskazałam palcem na słoik, który chłopak zdjął z półki i podał mi.
- Dzięki! – powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
- Żaden problem Case...
Zamarłam. Głupi uśmiech zastygł na mojej twarzy. „Skąd on zna moje imię?” myślałam gorączkowo. Chłopak nie przestwał patrzeć się na mnie, ale powoli zaczął się odsuwać. Delikatny, nieprzyjemny uśmieszek pojawił się na jego twarzy zanim rzucił się biegiem wzdłuż regałów i zniknął mi z oczu. Usłyszałam dźwięk dzwoneczków, kiedy opuszczał sklep.
Westchnęłam ciężko i opadłam na podłogę, zrzucając kilka słoików. Tego było już za wiele, potrzebowałam Ryana, potrzebowałam kogokolwiek. Wiedziałam, że nie dam sobie rady sama. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Ryana. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa, ale nie zostawiłam żadnej wiadomości. Właśnie miałam zadzwonić do Pepper, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to nie jej głos chciałam usłyszeć. Zamiast tego, wysłałam jej wiadomość: „Dzięją się dziwne rzeczy. Powiedz mi co wiesz o [nazwa miasteczka].”
Czekałam na natychmiastową odpowiedź. Nie pojawiła się, więc podniosłam się z ziemi. Nikt nie zwrócił uwagi na moje zachowanie. Kasjer skasował moje zakupy: krakersy, ciasteczka, masło orzechowe i kilka paczek soli. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Twoje usta krwawią.
Wróciłam do pokoju w motelu i zamknęłam się w środku. „Przestań panikować!” powtarzałam sobie. Poszłam do łazienki, aby przemyć twarz zimną wodą z nadzieją, że odciągnie mnie to od nieprzyjemnych myśli. Zerknęłam w lustro i zobaczyłam swoje usta, wciąż mocno krwawiące. Musiałam przestać je przygryzać kiedy byłam zestresowana albo nauczyć się w końcu uspokajać. Zanurzyłam twarz w zlewie i przemyłam usta.
Ponownie spojrzałam w lustro z przerażeniem stwierdzając, że czerwona strużka krwi nie zniknęła. Przetarłam to miejsce dłonią, wycierając większość pozostałej krwi, ale ta uparta strużka pozostała. Potarłam mocniej i – ku mojemu wielkiemu przerażeniu – moja dolna warga odpadła odsłaniając zęby.
Usłyszałam głuche „plask”, kiedy wpadła do zlewu.
Wrzasnęłam i odskoczyłam do tyłu wpadając na zasłonę przysznicową, prawie ją zrywając. Byłam już gotowa do ucieczki z łazienki, kiedy jeszcze raz rzuciłam okiem na lustro. Moje oczy były szeroko otwarte z powodu szoku, twarz śnieżno biała, ale usta: wszystko było z nimi w porządku. Dolna warga była na swoim miejscu, wciąż widoczne na niej było małe rozcięcie, ale nic poza tym. Spojrzałam do zlewu – tylko czysta woda. Oddychałam szybko, oparta o zlew.
Minęło dużo czasu zanim byłam zdolna znów się poruszyć. Gapiłam się w lustro w poszukiwaniu czegokolwiek odbiegającego od normy, ale widziałam tylko swoją własną, przerażoną twarz. Moja wyobraźnia po prostu szalała. „Moje odbicie właśnie zamrugało, ale ja tego nie zrobiłam, prawda?” pomyślałam z przestrachem. „Przesadzam, to jakaś paranoja...”
Kiedy wróciłam do pokoju, ponownie obejrzałam krąg z soli. Tym razem nie było na nim żadnych odbić palców, które widziałam wcześniej. Oczywiście w kilku miejscach krąg był naruszony, ale to prawdopodobnie zrobiłam sama. „Naprawdę zaczynam wariować,” pomyślałam. Przypominając sobie moją przeszłość, można dojść do wniosku, że słowo „wariatka” było o wiele lepszą alternatywą niż cokolwiek paranormalnego. Zaczęłam nawet mieć nadzieję, że faktynie oszalałam.
Telefon wydał z siebie dźwięk, sygnalizujący nadchodzące połączenie. Odebrałam i uśmiechnęłam się automatycznie na dźwięk głosu Ryana.
- Cześć – powiedział.
- Hej – odparłam radośnie.
- Przepraszam, że wcześniej nie odebrałem. Co słychać?
- Wszystko w porządku – skłamałam. – Co z Jackiem?
- Będzie dobrze. Jest tylko niezadowolony, że nie może trenować do końca sezonu.
- Biedny dzieciak.
- Taaa. Poza tym wracam dzisiaj, prawdopodobnie będę na miejscu późnym wieczorem. Będziesz czekała?
- Jasne.
- Świetnie. Obawiam się opóźnienia przez pogodę, więc jak nie będzie mnie do późna, to nie czekaj, okej?
- Okej.
- Casey? – zapytał zmartwiony. – Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, po prostu za tobą tęsknię. Nie lubię tego miejsca, jest dziwne.
- To jeszcze tylko jedna noc. Do zobaczenia.
- Kocham cię.
Musiałam jakoś zabić czas, więc włączyłam komputer i zaczęłam pisać. O wyjeździe Ryana, dziwnym chłopaku w sklepie, o wszystkim. Tak naprawdę wcale nie wydarzyło się dużo. To tylko ja i moje wariowanie... Prawdopodobnie nawet tego nie opublikuję, ale przynajmniej trochę się oderwałam od natrętnych myśli.
Okej, jednak dzieje się coś dziwnego. Jest ciemno i słyszę jakieś głosy na zewnątrz. Dziwne szuranie... To zapewne nic takiego, ale na wszelki wypadek wyłączyłam wszystkie światła. Ekran komputera wydaje się teraz okrutnie jasny. Drzwi są ledwie uchylone, ale dzisiaj też zostawiłam zasunięty łańcuszek. Może powinnam jednak je całkiem zamknąć?
Głosy dochodzą zza moich drzwi (i chyba właśnie słyszałam jakiś łomot) i jeśli coś tam jest, nie chcę, aby wiedziało, że ja wiem o nim. Muszę zadzwonić do Ryana, powinien już wrócić.
Dobra, jestem teraz naprawdę przerażona! Zadzwoniłam do Ryana i słyszałam dźwięk jego telefonu dokładnie za moimi drzwiami! Ale jeśli on tam jest, dlaczego nie zapuka? Albo nie odbierze telefonu? Co ja
To ja, Ryan. Właśnie wróciłem do motelu. Kiedy tylko dotknąłem drzwi naszego pokoju, coś uderzyło mnie w głowę aż straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem, że drzwi są szeroko otwarte. Casey zniknęła. Jej komputer był włączony, więc przeczytałem ten wpis. Co się do cholery dzieje? Gdzie ona jest?
Użytkownik harpoonek edytował ten post 09.10.2012 - 12:49