Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#856

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Część I
Część II
Część III


PENPAL – MAPY


Do poprzedniej historii otrzymałem komentarz, który przypomniał mi pewne wydarzenie z dzieciństwa. Zawsze wydawało mi się ono dziwne, ale nigdy nie łączyłem go z żadną z tych historii. Wspomnienia działają w śmieszny sposób. Szczegóły zawsze są obecne w naszym umyśle, a potem pojedyncza myśl łączy je w całość. Nigdy nie myślałem o tych zdarzeniach zbyt wiele, ponieważ skupiłem się na złych szczegółach. Wróciłem do domu mojej mamy i przejrzałem moje prace szkolne w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby być ważne. Nie mogłem nic znaleźć, ale nadal będę szukał.

Większość starych miast i osiedli nie było przygotowanych na szybki wzrost populacji w nich. Rozkład dróg głównie ma za zadanie łączyć ważne punkty ze sobą. Kiedy już drogi są rozmieszczone, kolejne sklepy i biura powstają przy nich aż w końcu kończy się miejsce. Wtedy nie można już przeprowadzić większej zmiany.
Moje osiedle musiało być stare kiedy byłem dzieckiem. Pierwsze domy musiały zostać wybudowane wokół jeziora i stopniowo dodawano nowe budynki, tworząc odnogi od głównej ulicy. Ale wszystkie one kończyły się w pewnym momencie – istniał tylko jeden wyjazd z całego osiedla. Wiele z pierwszych domów ma ogromne ogrody, a niektóre z nich zostały podzielone. Widok z lotu ptaka na moje osiedle sprawiał wrażenie, jakby ogromna kałamarnica umarła na środku lasu, a osiedle wybudowano wzdłuż jej macek.
Z mojego ganku można było zobaczyć stare domy otaczające jezioro, ale najbardziej lubiłem dom pani Maggie. Miała około 80 lat, ale była najbardziej przyjazną osobą pod słońcem. Miała głowę otoczoną białymi lokami i zawsze nosiła lekkie sukienki w kwiaty. Rozmawiała ze mną i Joshem, kiedy pływaliśmy w jeziorze i zawsze zapraszała nas na coś słodkiego. Powiedziała kiedyś, że czuła się samotna, bo jej mąż, Tom, zawsze był w delegacjach. Ale ja i Josh nie korzystaliśmy z jej zaproszeń, bo mimo że bardzo miła, pani Maggie wydawała nam się dziwna.
Od czasu do czasu jak pływaliśmy, wołała do nas: „Chris i John, zawsze jesteście u mnie mile widziani.” Nadal słyszeliśmy ją, kiedy szliśmy do mojego domu.
Pani Maggie, jak wielu starych właścicieli domów, miała w ogrodzie zraszacz ustawiany na czas, który musiał się zepsuć, bo uruchamiał się o różnych porach dnia, a nawet w nocy. Nigdy nie było u nas wystarczająco zimno, żeby padał śnieg, ale podwórko pani Maggie zmieniało się z arktyczny raj z powodu zamrożonej wody. Piękny lód zwisał z każdej gałęzi, z każdego liścia obok jej domu. Nawet jako dziecko widziałem, jakie to było piękne. Razem z Joshem chodziliśmy tam co jakiś czas i bawiliśmy się w wojnę używając wielkich sopli jako mieczy.
Pewnego razu zapytałem moją mamę, dlaczego pani Maggie zostawia podwórko w takim stanie. Moja mama szukała odpowiedzi przez chwilę, po czym powiedziała:
- Pani Maggie jest chorą kobietą i czasami, kiedy gorzej się czuje, jest zdezorientowana. To dlatego czasami myli wasze imiona. Ma kłopoty z pamięcią. Mieszka sama w tym wielkim domu i możecie z nią czasami porozmawiać, kiedy pływacie, ale nie wchodźcie do jej domu. Grzecznie odmawiajcie, a nie zranicie jej uczuć.
- Ale ona jest mniej samotna, kiedy przyjeżdża jej mąż, prawda? – zapytałem. – Jak długo jest w delegacji? Wygląda, jakby zawsze był na delegacji.
Widziałem, że twarz mojej mamy posmutniała. W końcu powiedziała:
- Kochanie, Tom nie wróci do domu. Jest w niebie. Umarł wiele lat temu, ale pani Maggie tego nie pamięta. Czasami jest zdezorientowana i zapomina o takich rzeczach, ale Tom nie wróci już do domu.
Miałem chyba pięć, czy sześć lat, kiedy rozmawiałem o tym z mamą, więc niewiele z tego zrozumiałem. Było mi żal starej kobiety.


Teraz wiem, że pani Maggie chorowała na Alzheimera. Razem z mężem mieli dwóch synów: Chrisa i Johna. Oboje pomagali jej finansowo, ale nigdy jej nie odwiedzali. Nie wiem, czy coś się między nimi wydarzyło, czy to było z powodu choroby, czy mieszkali zbyt daleko, ale nigdy nie widziałem ich w okolicy. Nie miałem pojęcia, jak wyglądali, ale czasami pani Maggie musiała myśleć, że Josh i ja jesteśmy podobni do nich, kiedy były dziećmi. Albo widziała to, co chciała widzieć. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jaka musiała być samotna.

W ciągu lata po szkole podstawowej, przed wydarzeniem z balonami, Josh i ja poszliśmy do lasu koło mojego domu. Wiedzieliśmy, że lasy między naszymi domami są połączone i pomyśleliśmy, że byłoby fajnie gdyby jezioro koło mnie również było połączone ze stawem obok jego domu. Zdecydowaliśmy się tego dowiedzieć.
Chcieliśmy stworzy mapy.
Zaplanowaliśmy narysowanie dwóch map, a potem połączenie ich. Jedną z nich mieliśmy zrobić chodząc po okolicy mojego domu, a drugą koło domu Josha. Początkowo miała to być jedna mapa, ale okazało się to niemożliwe, bo zacząłem rysować mapę mojej okolicy w takiej skali, że więcej by się na niej nie zmieściło.
Przez pierwsze kilka tygodni wszystko szło nam bardzo dobrze. Chodziliśmy po lesie przy linii jeziora i zatrzymywaliśmy się co kilka minut, że dodać kolejne szczegóły do mapy. Wyglądało na to, że obie mapy połączą się lada chwila. Nie mieliśmy żadnego sprzętu potrzebnego do sporządzania map – nawet kompasu – ale bardzo się staraliśmy, żeby była dokładna. Mieliśmy pomysł, by wbić w ziemię patyk w miejscu, gdzie kończyła się pierwsza mapa. Wtedy wiedzielibyśmy, że udało się je połączyć, gdy z drugiej strony dojdziemy do patyka. Być może byliśmy najgorszymi kartografami na świecie.
W pewnym momencie las stał się zbyt gęsty przy jeziorze, żebyśmy mogli iść dalej. Straciliśmy zainteresowanie całym projektem na jakiś czas, kiedy zaczęliśmy sprzedawać śnieżki.

Po pokazaniu mojej mamie zdjęć, które przyniosłem ze szkoły i kiedy zabrała mi moją maszynę do śnieżek, znów zajęliśmy się mapami. Musieliśmy wymyślić nowy plan. Nie rozumiałem dlaczego, ale moja mama wprowadziła w domu nowe zasady i kazała mi się meldować w domu regularnie, kiedy wychodziłem na dwór z Joshem. To oznaczało, że nie mogliśmy zostawać w lesie przez wiele godzin w poszukiwaniu nowych dróg. Pomyśleliśmy, że przepłyniemy po prostu na drugą stronę, kiedy dojdziemy do zbyt gęstego lasu, ale nie mogliśmy tego zrobił, bo pomoczylibyśmy mapę. Staraliśmy się maszerować szybciej, kiedy wyruszaliśmy z domu Josha, ale zawsze napotykaliśmy ten sam problem. I wtedy wpadliśmy na genialny pomysł.
Zbudujemy tratwę.
W lesie znaleźliśmy mnóstwo pozostałości po budowach, które zabrano z dróg, bo nie były już potrzebne. Najpierw chcieliśmy wybudować łódkę z masztem i kotwicą, ale szybko z tego zrezygnowaliśmy. Pozostaliśmy przy tratwie.
Spuściliśmy ją na wodę w pobliżu domu pani Maggie, która zawołała nas do siebie, ale nic nie mogło nas powstrzymać.
Tratwa działała świetnie, co, muszę przyznać, odrobinę mnie zaskoczyło. Oboje mieliśmy duże gałęzie, które miały służyć jako wiosła, ale okazało się łatwiej po prostu odpychać tratwę od ziemi pod wodą. Kiedy zrobiło się za głęboko, po prostu kładliśmy się na brzuchu i wiosłowaliśmy rękami. Pomyślałem nawet, że z brzegu musiało to wyglądać, jakby na tratwie leżał gruby mężczyzna z małymi ramionami.
Kilka dni zajęło nam dopłynięcie tratwą do miejsca, gdzie las był za gęsty. To miejsce było dość daleko i zajęło nam więcej czasu dotarcie tam, niż oczekiwaliśmy. Wyciągnęliśmy tratwę na brzeg w tym miejscu i następnego dnia wróciliśmy, by popłynąć kawałek dalej.
Robiliśmy to przez długi czas w pierwszej klasie. Josh i ja trafiliśmy do innych grup, więc nie widywaliśmy się już tak często. Z tego powodu nasi rodzice pozwalali nam spędzać całe weekendy razem. W dodatku ojciec Josha znalazł nową pracę i nie było go w domu na weekendy, a jego mama pozwalała mu nocować u mnie.
Powinniśmy dać radę zrobić duże postępy w sprawie mapy, ale kiedy w końcu udało nam się ominąć gęsty las, okazało się, że nie mamy gdzie zaczepić tratwy. W dodatku ziemia przy brzegu była tak podmokła, że po wyjściu zakopalibyśmy się w błocie. Za każdym razem byliśmy zmuszeni zawrócić i zostawić tratwę w tym samym miejscu. Co gorsze, przyszła zima.

W sobotę około siódmej wieczorem, Josh i ja bawiliśmy się w domu, kiedy do drzwi zapukała jedna ze współpracowniczek mojej mamy. Miała na imię Samantha. Dobrze ją pamiętam, bo oświadczyłem się jej kilka lat później, kiedy odwiedziłem mamę w pracy. Mama musiała wyjść, by rozwiązać jakiś problem i powiedziała, że wróci za dwie godziny. Jej samochód był w naprawie, więc pojechała z Samanthą. Przed wyjściem nakazała nam pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu i nikomu nie otwierać drzwi. Zaczęła też mówić, że będzie co jakiś czas dzwoniła, ale urwała kiedy przypomniała sobie, że nasz telefon był odłączony. To dlatego Samantha przyjechała bez zapowiedzi. Spojrzała mi w oczy z poważnym wyrazem twarzy i powiedziała:
- Nigdzie się stąd nie ruszaj!
To była nasza szansa.
Patrzyliśmy jak samochód odjeżdża i znika nam z oczu. Potem szybko pobiegliśmy do mojego pokoju. Założyłem plecak, kiedy Josh pakował mapę.
- Masz latarkę? – zapytał Josh.
- Nie, ale wrócimy zanim zrobi się ciemno.
- Pomyślałem, że powinniśmy ją mieć na wszelki wypadek.
- Moja mama chyba ma latarkę, ale nie wiem gdzie ją trzyma... Czekaj!
Podbiegłem do szafy i wyciągnąłem z niej pudełko.
- Masz latarkę w tym pudle? – zapytał Josh.
- Nie do końca...
Otworzyłem karton i wyciągnąłem trzy świeczki i zapalniczkę, którą udało mi się gwizdnąć mamie kilka miesięcy wcześniej. To zawsze zapewni nam jakieś światło, jeśli będziemy go potrzebować. Wrzuciliśmy wszystko do plecaka i ruszyliśmy do drzwi, pilnując, żeby Boxes nie uciekł na dwór. Została nam godzina i pięćdziesiąt minut.
Biegliśmy przez las najszybciej jak potrafiliśmy i dotarliśmy na miejsce w piętnaście minut. Pod ubraniami mieliśmy stroje kąpielowe, więc szybko ściągnęliśmy koszulki i spodnie i zostawiliśmy je na kupkach przy brzegu. Odwiązaliśmy tratwę od drzewa, złapaliśmy za wiosła i odpłynęliśmy.
Staraliśmy się szybko dotrzeć do miejsca, w którym kończyła się nasza mapa, nie mieliśmy czasu na oglądanie starych widoków. Wiedzieliśmy, że na tratwie poruszaliśmy się wolniej i że niestety będziemy musieli też na niej wrócić, bo nie damy rady przedrzeć się przez las.
Kiedy minęliśmy ostatni punkt na naszej mapie, woda stała się naprawdę głęboka i kij nie dosięgał dna, więc położyliśmy się na brzuchach i wiosłowaliśmy rękami. Robiło się coraz ciemniej i coraz trudniej było nam rozróżnić poszczególne drzewa, przez co zaczęliśmy się denerwować. Musieliśmy się spieszyć, więc staraliśmy się wiosłować szybko, ale przez to robiliśmy dużo hałasu. Cały czas słyszeliśmy też odgłosy spadających patyków i szelest liści w lesie po naszej prawej stronie. Kiedy przestawaliśmy wiosłować, aby nasłuchiwać, wszystko cichło. Myśleliśmy, że tak naprawdę tylko nam się wydawało i nic nie słyszeliśmy. Nie wiedzieliśmy jakie zwierzęta zamieszkują tę część lasu, ale wiedzieliśmy, że nie chcemy się tego dowiedzieć.
Kiedy Josh rozwijał mapę, a ja oświetlałem ją zapalniczką, zrozumieliśmy, że nie wyobraziliśmy dobie tych dźwięków. Słyszeliśmy rytmiczne
chrupnięcie
trzaśnięcie
chrupnięcie
Wyglądało na to, że dźwięk odsuwa się od nas i przedziera się przez las poza naszą mapą. Było zbyt ciemno, by coś zobaczyć. Pomyliliśmy się co do czasu, po którym zajdzie słońce.
Zawołałem nerwowo:
- Halo?
Na moment oboje wstrzymaliśmy oddech. Cisza została nagle przerwana śmiechem.
- Halo? – wychrypiał Josh.
- Więc co?
- Hej, panie potworze-z-lasu. Wiem, że czaisz się w lesie, ale może odpowiesz na moje powitanie? Haaaaaaloooooo!
Zdałem sobie sprawę, jakie to było głupie. Jakiekolwiek zwierzę siedziało w lesie, nie mogło odpowiedzieć. Cokolwiek tam było, nie mogłem oczekiwać, że odpowie.
- Haaaaaloooo – kontynuował Josh.
- Haloooo – zawtórowałem mu.
- Hej kolego!
- Halo, halo.
- HAAAAAAAAALOOOOOOOOO!
Przedrzeźnialiśmy się jeszcze chwilę, po czym usłyszeliśmy:
- Hej!
Był to szept. Dochodził z lasu za nami, bo obróciliśmy tratwę w drugą stronę. Powoli podniosłem się i odwróciłem w stronę głosu, przy okazji wyciągając świeczkę. Chciałem to zobaczyć.
- Co ty wyprawiasz? – wysyczał Josh.
Ale ja już zapaliłem świeczkę i uniosłem ją wyżej. Nic nie zobaczyłem.
- Po prostu stąd chodźmy – naciskał Josh.
- Jeszcze chwila – powiedziałem, ale nadal nic nie było widać.
Upuściłem świeczkę, która wpadła do wody i zaczęliśmy wiosłować w stronę domu. Wtedy usłyszeliśmy głośny szelest od strony lasu. Łamanie gałęzi było głośniejsze niż dźwięk naszego uderzania rękami o wodę.
To coś biegło.
W panice zaczęliśmy wiosłować intensywniej i poczułem, że jedna z lin się obluzowała.
- Josh, uważaj!
Ale było za późno. Tratwa się rozpadała. Po chwili całkiem się rozleciała. Każdy z nas trzymał się teraz jeden deski, nasze nogi zamoczyły się w jeziorze.
- Josh, szybko! – krzyknąłem i wskazałem palce na wodę obok niego.
Wyciągnął rękę, ale nie zdążył złapać mapy, która odpłynęła od nas.
- Zimno mi – zatrząsł się Josh. – Wyjdźmy z wody.
Dopłynęliśmy do brzegu, ale nie daliśmy rady wyjść z wody. Poddaliśmy się, było nam zbyt zimno, by próbować dalej.
Miarowo uderzaliśmy nogami o wodę, aż udało nam się dotrzeć do miejsca, skąd wyruszyliśmy. Chcieliśmy wyciągnąć deski na brzeg, ale nie udało nam się i odpłynęły. Zdjęliśmy stroje kąpielowe, zdesperowany by jak najszybciej założyć suche ubrania. Wskoczyłem w spodnie, ale coś było nie tak. Zwróciłem się do Josha:
- Gdzie moja koszulka?
Wzruszył ramionami i powiedział:
- Może wpadła do wody?
Powiedziałem Joshowi, żeby sam wracał do mojego domu i wyjaśnił mojej mamie, że bawimy się w chowanego, kiedy się pojawi. Ja musiałem odnaleźć moją koszulkę.
Biegałem na tyłach domów i spoglądałem na wodę z brzegu. Pomyślałem, że może przy okazji uda mi się też znaleźć mapę. Biegłem szybko, bo musiałem wracać do domu i już miałem się poddać, kiedy usłyszałem dźwięk za sobą:
- Hej.
Odwróciłem się. To była pani Maggie. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w nocy. W tym świetle wyglądała na bardzo kruchą. Ciepło, którym zwykle emanowała, było zastąpione powagą na jej twarzy. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałem ją bez uśniechu. Jej twarz wyglądała dziwnie.
- Witam, pani Maggie.
- Cześć Chris – uśmiechnęła się znowu. – Nie widziałam czy to ty, bo było za ciemno.
Zażartowałem, czy chce zaprosić mnie na coś słodkiego, ale odparła, że może innym razem. Byłem zbyt zajęty szukaniem mapy i koszulki, żeby spędzić z nią więcej czasu, ale wydawała się szczęśliwa, więc nie przejąłem się tym. Powiedziała jeszcze kilka słów, ale nie skupiałem się na tym. Pożegnałem się i ruszyłem biegiem w stronę mojego domu. Słyszałem za sobą, jak idzie przez zmrożone podwórze, ale nie odwróciłem się, żeby jej pomachać – musiałem szybko wrócić do domu.

Dotarłem na miejsce kilka minut przed moją mamą i zdążyłem nawet przebrać się w ciepłe ciuchy. Tym razem nam się udało, mimo że straciliśmy mapę.
- Nie znalazłeś? – zapytał Josh.
- Nie, ale widziałem panią Maggie. Znowu nazwała mnie Chrisem. Mówię ci, ciesz się, że nigdy nie widziałeś jej w nocy.
Roześmialiśmy się oboje, a Josh zapytał mnie, czy zaprosiła mnie do domu. Przy okazji zażartował, że jej słodycze musiały być okropne, skoro nikt ich nie chciał. Powiedziałem mu, że nie zaprosiła mnie, co go zaskoczyło.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy o pani Maggie, kiedy zdałem sobie sprawę, że zapalniczka wciąż spoczywa w mojej kieszeni i będę miał przechlapane jeśli moja mama ją tam znajdzie. Podniosłem spodnie z podłogi i przeszukałem kieszenie. Poczułem coś, co na pewno nie było zapalniczką. Z tylnej kieszeni wyciągnąłem złożoną kartkę papieru i zamarłem. „Mapa?” pomyślałem. „Przecież widziałem jak odpływa.” Kiedy rozłożyłem kartkę serce podeszło mi do gardła. Na papierze były narysowane dwie osoby trzymające się za ręce. Jedna z nich była większa niż druga, ale żadna z nich nie miała twarzy. Kartka była rozerwana i brakowało drugiej części, a w prawym górnym rogu zapisany był numer. To było „15” albo „16”. Nerwowo podałem kartkę Joshowi i zapytałem go, czy włożył ją do mojej kieszeni. Zaprzeczył i spytał czym się tak martwię. Wskazałem palcem na mniejszą postać, obok której napisano moje inicjały.

Odepchnąłem te myśli od siebie i znów zaczęliśmy rozmawiać o pani Maggie. Zawsze przypisywałem jej dziwne zachowanie chorobie, aż przemyślałem to jeszcze raz wiele lat później. Kiedy teraz o tym myślę, znów żal mi pani Maggie, ale potem czuję desperację, kiedy myślę o tym, co powiedziała: „może innym razem”. Wiedziałem, co powiedziała, ale nie rozumiałem, co to znaczy. Nie rozumiałem znaczenia jej słów też kilka tygodni później, kiedy widziałem mężczyzn w pomarańczowych strojach wynoszących czarne worki z jej domu – myślałem, że wynoszą śmieci. Mimo że całe osiedle pachniało wtedy śmiercią. Nie rozumiałem, dlaczego okna jej domu zostały zabite deskami na jakiś czas przed moją przeprowadzką. Teraz rozumiem. Rozumiem, dlaczego jej ostatnie słowa do mnie były takie ważne, nawet jeśli ani ja, ani ona nie zdawaliśmy sobie wtedy z tego sprawy.
Pani Maggie tamtej nocy powiedziała mi, że Tom wrócił do domu, ale wiem, kto tak naprawdę się wprowadził. Tak samo wiem już, dlaczego nigdy nie widziałem jej ciała na noszach.
Worki nie były wypełnione śmieciami.
  • 4

#857

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Część I
Część II
Część III
Część IV
PENPAL – EKRANY


Celowo ukryłem niektóre szczegóły w moich poprzednich historiach. Ale nie widzę już w tym sensu.

Pod koniec lata pomiędzy szkołą podstawową, a kolejną szkołą, załapałem grypę żołądkową. Objawy pasowały do zwyczajnej grypy, ale wymiotowałem do wiadra, a nie do kibla, bo cały czas na nim siedziałem. Trwało to około dziesięciu dni, ale zanim całkiem wyzdrowiałem, załapałem coś, na wzór różowego oka. Moje powieki były tak mocno sklejone z rana, że pierwszy raz jak się obudziłem, myślałem, że oślepłem. Kiedy zacząłem pierwszą klasę, bolała mnie szyja, a oczy miałem spuchnięte i przekrwione. Josh należał do innej grupy, więc na przerwie siedziałem przy stole sam.
Zacząłem nosić ze sobą do szkoły dodatkowe jedzenie w plecaku, które zjadałem w łazience, bo starsze dzieci zabierały mi lunch na stołówce, bo nikt się za mną nie wstawiał. Nie skończyło się to nawet kiedy całkiem wydobrzałem. Inne dzieci nie chciały zadawać się z osobą, która była ofiarą starszych osób w obawie, że też staną się ofiarami. Jedynym powodem, dla którego to się skończyło, było zachowanie dzieciaka o imieniu Alex.
Alex chodził do trzeciej klasy i był większy od innych dzieciaków. Gdzieś tak w trzecim tygodniu szkoły, zaczął przysiadać się do mnie podczas lunchu i dzięki temu natychmiast przestano kraść mi jedzenie. Był dla mnie miły, ale wydawał się trochę opóźniony – nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy. Do czasu, kiedy zapytałem go, dlaczego ze mną siada.
Podkochiwał się w siostrze Josha – Veronice.
Veronica była w czwartej klasie i była najprawdopodobniej najładniejszą dziewczyną w całej szkole. Nawet jako sześcio letni dzieciak, który myślał że wszystkie dziewczyny są obrzydliwe, wiedziałem, jaka była piękna. Kiedy chodziła jeszcze do trzeciej klasy, Josh powiedział mi, że dwóch chłopców pobiło się o nią. Jeden z nich uderzył drugiego w czoło rogiem książki tak mocno, że rana wymagała szycia. Alex nie był jednym z nich, ale chciał, żeby Veronica go lubiła, więc wyznał mi, że wiedział że ja i Josh jesteśmy przyjaciółmi – z tego co zrozumiałem, miał nadzieję, że przekażę Veronice, ile mi pomógł, a ona będzie poruszona jego altruizmem i zainteresuje się nim. Jeśli jej o tym powiem, Alex nadal będzie przysiadał się do mnie na lunchu.
Ponieważ było to w czasie, kiedy to głównie Josh nocował u mnie i budowaliśmy tratwę, nie miałem szansy porozmawiać z Veronicą. Opowiedziałem o tym Joshowi i żartowaliśmy sobie z Alexa. Mimo to obiecał, że powie o tym swojej siostrze, jeśli tego chcę. Wątpiłem, że to zrobi. Josh zawsze irytował się dlatego, że tylu chłopców latało za Veronicą. Pamiętam, jak nazwał ją brzydką krową. Nigdy nie wspomniałem mu o tym, ale chciałem wtedy powiedzieć, że ona jest ładna, a pewnego dnia stanie się przepiękna.
Miałem rację.
Kiedy miałem piętnaście lat, oglądałem film w kinie ze znajomymi. W środku były przesuwane stoły i krzesła, więc kiedy kino było pełne, często brakowało miejsc, z którym można było zobaczyć cały ekran. Kino wciąż było otwarte. Myślę, że z trzech powodów: 1) było tanie, 2) dwa razy w miesiącu o północy puszczano tam kultowy film, 3) można tam było kupić piwo nawet jeśli nie było się pełnoletnim.
Razem z kolegami siedzieliśmy na samym końcu. Chciałem usiąść bliżej by lepiej widzieć, ale to Ryan nas tam zawiózł, więc on decydował. Kilka minut przed rozpoczęciem filmu do sali weszła grupka dziewczyn. Wszystkie były ładne i atrakcyjne, ale ich urodę przyćmiewało piękno jednej z nich. Kiedy odwróciła się na chwilę w naszą stronę, rozpoznałem ją – to była Veronica.
Nie widziałem jej od długiego czasu. Coraz rzadziej spotykałem się z Joshem po czasie, kiedy poszliśmy szukać kota w moim starym domu, a kiedy już go odwiedzałem, Veronica gdzieś wychodziła. Kiedy każdy wpatrywał się w ekran, ja gapiłem się na Veronicę – odrywałem od niej wzrok tylko wtedy, kiedy zaczynałem myśleć o sobie jak o idiocie. Ale to szybko mijało i znów na nią patrzyłem. Naprawdę była piękna. Kiedy na ekranie pojawiły się napisy, moi koledzy od razu wstali i ruszyli do wyjścia. Wyjście było tylko jedna, więc nie chcieli utknąć w tłumie. Zatraciłem się w nadziei, że Veronica zwróci na mnie uwagę. Kiedy mijała nas ze swoimi koleżankami, wykorzystałem okazję.
- Cześć, Veronica – powiedziałem.
- Tak? – odparła spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
Zrobiłem krok w jej stronę.
- To ja. Przyjaciel Josha z dawnych czasów... Jak... Jak się masz?
- O mój Boże! Cześć! To było tak dawno – gestem dała znać koleżankom, że zaraz do nich dołączy.
- Tak, kilka lat! Co słychać u Josha?
- Haha, pamiętam wasze zabawy. Nadal udajecie żółwie ninja?
Zaśmiała się, a ja pokryłem się rumieńcem.
- Nie, nie jestem już dzieckiem. Teraz gramy w X-mena – miałem nadzieję, że ją rozbawię.
I udało mi się.
- Haha, jesteś słodki. Często przychodzisz tutaj na filmy o północy?
Wciąż myślałem o tym, co powiedziała.
„Naprawdę myśli, że jestem słodki? Czy miała na myśli, że jestem zabawny? Uważa mnie za atrakcyjnego?”
Nagle zdałem sobie sprawę, że zadała mi pytanie.
- TAK – powiedziałem zdecydowanie zbyt głośno. – Przynajmniej się staram... a ty?
- Przychodzę od czasu do czasu. Mój chłopak nie lubi takich filmów, ale właśnie się rozstaliśmy, więc zamierzam przychodzić częściej.
Starałem się brzmieć spokojnie, ale mi nie wyszło:
- O, to świetnie... nie że zerwaliście! Miałem na myśli, że będziesz mogła przychodzić częściej.
Znowu się roześmiała.
- Przyjdziesz za dwa tygodnie? – powiedziałem. – Będą nadawać „Dzień żywych trupów”. Jest świetny.
- Jasne, będę tutaj.
Uśmiechnęła się, a ja chciałem zaproponować żebyśmy wtedy usiedli obok siebie, ale w tym momencie Veronica objęła mnie.
- Miło mi było cię zobaczyć – powiedziała.
Zastanawiałem się, co odpowiedzieć kiedy zdałem sobie sprawę, że największym moim problemem w tej chwili było to, że w ogóle zapomniałem jak się mówi. Na szczęście Ryan podszedł do mnie wtedy.
- Koleś – powiedział. – Wiesz, że film już się skończył, nie? Idziesz?
Veronica przestała mnie przytulać i powiedziała, że zobaczymy się następnym razem. Odprowadziło ją stękanie Ryana. Byłem na niego wściekły, ale minęło mi kiedy usłyszałem za sobą śmiech Veronicy.

Kiedy nadszedł dzień „Dnia żywych trupów”, rodzina Ryana wyjechała z miasta i nie miał kto zawieźć nas do kina. Kilka dni przed filmem poprosiłem mamę, żeby mnie zawiozła. Odmówiła natychmiast, ale ustąpiła, kiedy usłyszała desperację w moim głosie. Zapytała dlaczego tak mi na tym zależy skoro widziałem ten film już wiele razy. Zawahałem się, zanim wyznałem, że miałem nadzieję spotkać tam pewną dziewczynę. Mama uśmiechnęła się i zapytała, czy ją zna. Z ociąganiem powiedziałem jej o kogo chodzi. Uśmiech zniknął z jej twarzy i powiedziała krótko: „Nie.”
Zdecydowałem się zadzwonić do Veronicy i zobaczyć, czy ona mogłaby mnie zabrać ze sobą. Nie miałem pojęcia, czy jeszcze będzie w domu, ale chciałem spróbować. Wtedy zdałem sobie sprawę, że Josh może odebrać telefon. Nie rozmawiałem z nim przez prawie trzy lata. Czułem się winny, że dzwonię by rozmawiać z Veronicą a nie z nim, ale później doszedłem do wniosku, że on też mógłby zadzwonić, gdyby chciał. Podniosłem słuchawkę i wykręciłem numer.
Nie odebrał Josh. Poczułem równocześnie ulgę i zawód – zdałem sobie sprawę, że naprawdę za nim tęskniłem. Osoba po drugiej stronie telefonu powiedziała mi, że to pomyłka.
Powtórzyłem jej numer, na jaki dzwoniłem, a ona potwierdziła. Powiedziała, że musieli zmienić numer. Przeprosiłem ją za kłopot i rozłączyłem się. Poczułem wszechogarniający smutek, bo teraz nie mogłem nawet skontaktować się z Joshem jeśli bym chciał. Poczułem się okropnie, że bałem się, żeby to on odebrał telefon. Był moim najlepszym przyjacielem. Zdałem sobie sprawę, że jedynym sposobem na odnowienie kontaktu, będzie rozmowa z Veronicą. Miałem kolejny powód, by się z nią zobaczyć.

Dzień przed filmem powiedziałem mamie, że zrezygnowałem z kina i czy mogłaby podrzucić mnie do Chrisa. Planowałem pójść pieszo od jego domu, ponieważ mieszkał tylko pół mili od kina. Zawsze w niedzielę z samego rana chodzili do kościoła, więc wiedziałem, że jego rodzice pójdą spać wcześnie w sobotę. Chris nie chciał iść ze mną do kina, bo planował rozmowę z pewną dziewczyną przez internet. Powiedział mi, że powrót będzie dla mnie dużo gorszy, bo będę zawiedziony, jak Veronica mnie wyśmieje, jeśli spróbuję ją pocałować.
Opuściłem jego dom o 23:15.
Starałem się utrzymać stałe tempo, żeby dotrzeć do kina na krótko przed rozpoczęciem filmu. Szedłem sam i nie chciałem później stać pod budynkiem. Doszedłem do wniosku, że nie miałem co liczyć na to, że Veronica przyjedzie w tym samym czasie, co ja i zastanawiałem się, czy powinienem zaczekać na nią na zewnątrz, czy wejść do środka.
Nagle zwróciłem uwagę, że nie mija mnie już wiele świateł samochodów. Widziałem tylko jedna światła, które nie mijały mnie. Droga nie była oświetlona, więc szedłem po trawie. Odwróciłem się, by zobaczyć co było za mną.
Samochód zatrzymał się jakieś dziesięć stóp za mną.
Jedyne, co widziałem to jasne światła auta. Pomyślałem, że mógł to być któryś z rodziców Chrisa; być może poszli do jego pokoju i zobaczyli, że mnie nie ma. Chris na pewno by mnie wydał. Zrobiłem jeden krok w stronę samochodu, kiedy ten znów ruszył powoli. Minął mnie i wtedy zobaczyłem, że nie należał do rodziców Chrisa. Próbowałem dostrzec kierowcę, ale było zbyt ciemno. Zauważyłem tylko, że tylna szyba była pęknięta.
Niewiele o tym myślałem – niektórzy lubią straszyć innych. Sam często wyskakiwałem zza rogu z krzykiem, by przerazić moją mamę.

Do kina dotarłem dziesięć minut przed czasem. Zdecydowałem się zaczekać na zewnątrz do 23:57, co zostawi mi chwilę czasu, by odnaleźć Veronicę w środku, jeśli już tam była. Kiedy zacząłem myśleć, że nie przyjdzie, zobaczyłem ją.
Była sama i była piękna.
Pomachałem do niej i podszedłem bliżej. Uśmiechnęła się i zapytała czy moi koledzy są już w środku. Wyjaśniłem, że przyszedłem sam i zdałem sobie sprawę, że musiała to odebrać jako próbę wyjścia z nią na randkę. Nie wyglądała na przejętą nawet wtedy, kiedy podałem jej bilet, który dla niej kupiłem. Spojrzała na mnie pytająco.
- Nie martw się – powiedziałem do niej. – Jestem bogaty.
Zaśmiała się beztrosko i weszliśmy do budynku.
Kupiłem dla nas popcorn i dwa napoje. Większość filmu spędziłem zastanawiając się, czy powinienem spróbować sięgnąć po popcorn w tym samym momencie co ona, aby nasze dłonie się zetknęły. Wyglądało na to, że dobrze się bawiła i zanim się zorientowałem, film się skończył. Ponieważ było po północy, nie mogliśmy zostać w środku, więc wyszliśmy na zewnątrz.
Parking przy kinie był duży, bo należał też do galerii handlowej po drugiej stronie ulicy. Nie chciałem, żeby ta noc już się skończyła, więc kontynuowałem rozmowę kierując się w stronę galerii. Kiedy dochodziliśmy do zakrętu obróciłem się za siebie. Samochód Victorii nie był jedynym pozostałym na parkingu.
Drugi miał pękniętą szybę.
Zdenerwowałem się, ale po chwili zrozumiałem.
„To ma sens, ten samochód należy pewnie do jakiegoś pracownika kina.”
Małe wprowadzenie horroru w życie wydawało się dla mnie – jako fana horroru – świetnym pomysłem.
Spacerowaliśmy wokół galerii i rozmawialiśmy o filmie. Powiedziałem jej, że dla „Dzień żywych trupów” jest lepszy od poprzednika. Ona się ze mną nie zgadzała. Powiedziałem jej też, że dzwoniłem na jej stary numer i zastanawiałem się, kto odbierze telefon. Nie uważała tego za śmieszne jak ja, wzięła mój telefon komórkowy do ręki i zapisała w nim swój numer. Przy okazji stwierdziła, że mam najgorszy telefon, jaki kiedykolwiek widziała. Zaśmiałem się i powiedziałem, że nie mogę na nim nawet odebrać wiadomości obrazkowej. Zadzwoniłem na jej numer, żeby zapisała sobie mój.
Victoria powiedziała mi, że kończyła właśnie szkołę, ale nie szło jej za dobrze i nie była pewna, czy dostanie się do college’u. Zaproponowałem, żeby do aplikacji dołączyła swoje zdjęcie, a jeszcze zapłacą jej za patrzenie na nią. Nie śmieszyło jej to i pomyślałem, że poczuła się urażona – mogła pomyśleć, że podoba mi się tylko jej uroda, a nie ona sama. Nerwowo zerknąłem na nią. Uśmiechała się i nawet w nocnym świetle zauważyłem, że się zaczerwieniła. Miałem ochotę złapać ją za rękę, ale nie zrobiłem tego.
Kiedy szliśmy już w kierunku kina, zapytałem ją o Josha. Nie chciała o nim rozmawiać. Zapytałem, czy chociaż powie mi, czy wszystko u niego w porządku.
- Nie wiem – odparła.
Doszedłem do wniosku, że Josh zmienił się na gorsze i może często pakuje się w tarapaty. Czułem się źle. Czułem się winny.
Dotarliśmy do parkingu. Samochodu z pękniętą szybą nie było. Victoria zapytała mnie, czy chcę by mnie gdzieś podwiozła. Nie chciałem, ale powiedziałem jej, że chcę. Wypiłem za dużo koli i naprawdę musiałem pójść za potrzebą. Wiedziałem, że wytrzymam aż dojedziemy do domu Chrisa, ale miałem w planach pocałować ją na pożegnanie. To byłby mój pierwszy pocałunek.
Nie miałem zbyt dużego wyboru. Kino było zamknięte, więc powiedziałem jej, że skoczę tylko na tył budynku i wysikam się. Zaśmiała się.
Po drodze obejrzałem się za siebie i zapytałem, czy Josh kiedykolwiek wspomniał jej o Alexie. Okazało się, że powiedział jej o tym. Josh był dobrym przyjacielem.
Kiedy doszedłem do brzegu budynku, okazało się, że od niego w nieskończoność ciągnie się płot. W miejscu, w którym stałem nadal byłem widoczny, więc zdecydowałem się przeskoczyć na drugą stronę.
Znalazłem się poza zasięgiem wzroku Victorii i załatwiłem, co trzeba.
Przez chwilę jedynym dźwiękiem, jaki słyszałem, były pasikoniki w trawie, a potem uderzenie płynu o cement. Poza tym słyszałem dźwięk, który do dzisiaj słyszę gdy jest dostatecznie cicho.
W pewnej odległości słyszałem pisk, po którym usłyszałem wibracje. Szybko zrozumiałem, co to było.
Samochód.
Warczenie silnika stało się głośniejsze. I wtedy pomyślałem:
„Nie, nie głośniejsze. Bliższe.”
Tak szybko, jak to zrozumiałem, ruszyłem z powrotem w stronę płotu, ale zanim cokolwiek zrobiłem, usłyszałem krótki krzyk i odgłos silnika, po którym usłyszałem łomot. Zacząłem biec, ale po kilku krokach potknąłem się o kamień i upadłem, uderzając w coś głową. Byłem zdezorientowany może przez 30 sekund. Adrenalina szybko jednak postawiła mnie na nogi. Martwiłem się, że ktokolwiek uderzył w coś autem, może zrobić krzywdę Veronice. Kiedy przeskoczyłem przez płot, zobaczyłem tylko jeden samochód na parkingu. Nie było żadnych śladów wypadku. Pomyślałem, że pomyliłem się co do miejsca, z którego doszły mnie tamte odgłosy.
Kiedy podbiegłem bliżej, zrozumiałem w co uderzył samochód. Nogi prawie całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa.
Veronica.
Oddzielał mnie od niej jej samochód, a kiedy podszedłem jeszcze bliżej, zobaczyłem ją w całej okazałości.
Jej ciało było nienaturalnie wykręcone. Widziałem jej kość piszczelową, która przebiła się przez jeansy, a jej lewe ramię było zakręcone na jej szyi. Jej głowa była odchylona do tyłu, a usta miała otwarte w niemym krzyku. Było dużo krwi. Kiedy na nią patrzyłem, miałem trudności z oceną, czy leżała na plecach, czy na brzuchu. Zrobiło mi się niedobrze. Kiedy jesteś zmuszony stanąć oko w oko, z czym co wydaje się niemożliwe, twój umysł próbuje przekonać cię, że śnisz i wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Naprawdę czułem, jakbym miał się zaraz obudzić.
Ale nie obudziłem się.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, żeby zadzwonić po pomoc, ale brakowało zasięgu. Telefon Veronicy wystawał z kieszeni jej spodni. Nie miałem wyboru. Trzęsąc się wyciągnąłem rękę po niego i wtedy ona poruszyła się i gwałtownie łapała powietrze.
Przeraziło mnie to tak bardzo, że cofnąłem się i upadłem. Z jej telefonem w dłoni. Próbowała przywrócić swoje ciało do naturalnej pozycji, ale z każdym jej ruchem rozbrzmiewał okropny dźwięk wydawany przez połamane kości. Bez zastanowienia podszedłem do niej i powiedziałem:
- Veronica, nie ruszaj się. Nie ruszaj się, dobrze? Veronica, proszę, nie ruszaj się.
Powtarzałem te słowa aż zacząłem płakać. Otworzyłem klapkę jej telefonu. Działał. Wciąż wyświetlał się na nim mój numer telefonu i poczułem, że zaraz pęknie mi serce. Zadzwoniłem pod 911. Czekałem z nią i powtarzałem, że wszystko będzie dobrze. Czułem się winny kłamiąc.
Kiedy usłyszałem dźwięk syren, Veronica wydawała się bardziej przytomna. Już wcześniej była świadoma, ale teraz blask wracał do jej oczu. Jej mózg nadal chronił ją przed bólem, ale pozwolił jej już zrozumieć, że stało się coś strasznego. Spojrzała mi w oczy, jej usta się poruszyły. Zrozumiałem, co powiedziała:
- ooooo... on.... zdjęcie... zrobił... mi.
Nie wiedziałem, co ma na myśli.
- Przepraszam – tylko tyle zdołałem powiedzieć.
Jechałem razem z nią karetką, gdzie straciła przytomność. Czekałem na korytarzu, kiedy dotarliśmy do szpitala. Wciąż miałem jej telefon, więc włożyłem go do jej torebki, a do mamy zadzwoniłem ze szpitalnego telefonu. Było około czwartej nad ranem. Powiedziałem mamie, że ze mną wszystko w porządku, ale Veronica miała wypadek. Przeklęła do mnie i powiedziała, że za chwilę przyjedzie. Kazałem jej zostać w domu, bo nie zamierzałem zostawić Veronicy samej. Stwierdziła, że i tak przyjedzie.

Nie rozmawiałem wiele z mamą. Przeprosiłem ją, że kłamałem. Myślę, że gdybyśmy wtedy więcej porozmawiali, powiedziałbym jej o Boxes i o nocy na tratwie – gdyby tylko ona wyznała mi, co wie. Wszystko mogłoby się zmienić. Ale siedzieliśmy w ciszy. Powiedziała mi tylko, że mnie kocha i że mogę zadzwonić do niej kiedy tylko będę jej potrzebował.
Kiedy wychodziła, do szpitala wpadli rodzice Veronicy. Jej ojciec zamienił kilka słów z moją mamą, a jej matka rozmawiała z osobą za biurkiem. Jej matka była pielęgniarką, ale nie pracowała w tym szpitalu. Jestem pewien, że chciała przenieść swoją córkę, ale ta była w zbyt ciężkim stanie.
Przyjechała policja i rozmawiała z każdym po kolei – opowiedziałem im, co się stało. Zrobili jakieś notatki, po czym wyszli.
Veronica przeżyła operację, a jej ciało było pokryte gipsem w 90%. Miała wolne prawe ramię, ale reszta wyglądała jak w kokonie. Wciąż była nieprzytomna. Poprosiłem pielęgniarkę o marker, ale nie wiedziałem co napisać. Zasnąłem na krześle w rogu i wróciłem do domu następnego dnia.

Przychodziłem do szpitala codziennie po południu przez kilka dni. Później w sali Veronicy znalazł się też inny pacjent i odgrodził się od niej parawanem. Veronica nie czuła się lepiej, ale częściej była świadoma. Niestety nawet wtedy niewiele rozmawialiśmy. Jej szczęka była złamana, więc nie mogła za bardzo otworzyć ust. Siedziałem z nią jakiś czas, ale nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć. Wstałem i podszedłem do nie. Pocałowałem ją w czoło, a ona wyszeptała przez zaciśnięte zęby:
- Josh...
Zaskoczyły mnie te słowa.
- Nie przyszedł cię odwiedzić? – zapytałem.
- Nie...
„Nawet jeśli Josh pakował się w tarapaty, powinien odwiedzić swoją siostrę,” pomyślałem ze złością.
Chciałem jej to powiedzieć, kiedy ona wyszeptała:
- Nie... Josh... uciekł. Powinnam była ci powiedzieć.
- Kiedy? Kiedy to się stało? – zapytałem.
- Kiedy miał trzynaście lat.
- Zostawił jakiś list?
- Na jego poduszce...
Zaczęła płakać, a ja zaraz po niej. Myślę, że płakaliśmy z innych powodów, nawet jeśli wtedy tego nie wiedziałem. W tamtej chwili nie pamiętałem wielu rzeczy z mojego dzieciństwa i nie łączyłem ich w całość. Powiedziałem jej, że muszę wyjść, ale zawsze może do mnie napisać.

Następnego dnia otrzymałem od niej wiadomość, w której zabroniła mi do niej przychodzić. Zapytałem dlaczego, na co odparła, że nie chce żebym ją widział w takim stanie. Przystałem na to. Pisaliśmy do siebie każdego dnia, ale ukrywałem to przed mamą, bo nie lubiła kiedy rozmawiałem z Veronicą. Zwykle wiadomości od niej były krótkie i zwykle tylko odpowiadała na moje wiadomości. Raz próbowałem do niej zadzwonić, chciałem usłyszeć jej głos – odebrała, ale nie powiedziała ani słowa. Słyszałem jak ciężko oddycha. Po około tygodniu od mojej ostatniej wizyty u niej, napisała do mnie:
„Kocham cię.”
Wypełniło mnie wiele sprzecznych emocji, ale odpisałem to, co uznałem za słuszne:
„Też cię kocham.”
Odpisała, że chce być ze mną i że nie może się doczekać, kiedy znowu mnie zobaczy. Powiedziała też, że wypisano ją ze szpitala i dochodzi do siebie w domu. Pisaliśmy jeszcze przez kilka tygodni, a za każdym razem, kiedy chciałem ją odwiedzić, odpisywała „wkrótce”. Nalegałem i w kolejnym tygodniu napisała, że być może da radę pojawić się na filmie o północy. Nie mogłem w to uwierzyć, ale zapewniła mnie, że spróbuje. W dniu, kiedy miał być wyświetlany film, otrzymałem wiadomość:
„Do zobaczenia dzisiaj.”
Ryan podwiózł mnie do kina. Rodzice Chrisa nie chcieli, żebym pojawiał się w ich domu po tym, co się stało. Wytłumaczyłem Ryanowi, że Victoria może źle wyglądać i bardzo mi na niej zależy. Ryan powiedział, że rozumie.
Veronica nie przyszła.
Zająłem dla niej miejsce przy wyjściu, żeby łatwiej było jej je znaleźć, ale po dziesięciu minutach trwania filmu, usiadł na nim jakiś mężczyzna.
- Przepraszam, to miejsce jest zajęte – szepnąłem do niego, ale on w ogóle nie zareagował – wpatrywał się tylko w ekran. Pamiętam, że chciałem się przesiąć, bo coś mi się nie podobało w sposobie, w jaki oddychał. Wyszedłem, kiedy zrozumiałem, że Veronica nie przyjdzie.

Następnego dnia wysłałem jej wiadomość z pytaniem, czy wszystko w porządku i dlaczego się nie pojawiła poprzedniej nocy. Ostatnia wiadomość, jaką od niej otrzymałem, brzmiała:
- Zobaczymy się znowu. Wkrótce.
Martwiłem się o nią. Napisałem jej kilka wiadomości, ale przestała odpisywać. Byłem coraz bardziej zdenerwowany tą sytuacją. Nie mogłem zadzwonić do jej domu, bo nie znałem nowego numeru i nie byłem nawet pewien, gdzie teraz mieszka.
Stawałem się coraz bardziej smutny, aż moja mama zapytała, czy dobrze się czuję. Ostatnio była dla mnie wyjątkowo miła. Powiedziałem jej, że Veronica przestała się odzywać.
- Co masz na myśli? – mama spoważniała.
- Miała się ze mną spotkać wczoraj na filmie. Wiem, że minęły dopiero trzy tygodnie od wypadku, ale napisała mi, że przyjdzie, a potem przestała się odzywać. Chyba mnie nienawidzi.
Mama wyglądała na zdezorientowaną, a wyraz jej twarzy zdradzał, że zastanawiała się, czy oszalałem. Zaczęła nagle płakać i przytuliła mnie. Nie wiedziałem, jak to rozumieć. Wiedziałem, że moja mama niespecjalnie lubi Veronicę. Westchnęła po chwili, spojrzała mi w oczy i powiedziała coś, co do dzisiaj sprawia, że robi mi się ciemno przed oczami.
- Veronica nie żyje, kochanie. O Boże, myślałam, że wiesz. Umarła ostatniego dnia, kiedy ją odwiedziłeś. Kochanie, ona umarła kilka tygodni temu.
Mama zaczęła zanosić się płaczem, ale wiedziałem, że nie z powodu Veronicy. Wyrwałem się z jej objęć i odsunąłem się. To nie było możliwe. Przecież pisaliśmy do siebie wczoraj. Byłem w stanie zadać tylko jedno pytanie:
- Więc dlaczego jej telefon nadal jest włączony?
Mama nadal szlochała. Nie odpowiedziała.
- DLACZEGO ZAJĘŁO IM TAK DŁUGO, BY WYŁĄCZYĆ TEN PIEPRZONY TELEFON?? – wybuchnąłem.
- Zdjęcia... – wymamrotała mama.
Dowiedziałem się, że rodzice Veronicy byli przekonani, że straciła telefon w wypadku. Ale przecież zostawiłem go w jej torebce. Kiedy przeszukali jej rzeczy, nie znaleźli telefonu. Zamierzali skontaktować się z firmą, która zapewniała im usługi telefoniczne i dowiedzieli się, że rachunek jest ogromny z powodu wysłania ogromnej ilości zdjęć. Zdjęć! Wszystkie te zdjęcia zostały wysłane do mnie. Zdjęcia, których nigdy nie otrzymałem, bo mój telefon ich nie obsługiwał. Wszystkie zostały wysłane po śmierci Veronicy.
Starałem się nie myśleć o tym, co zawierały. Ale pamiętam, że zastanawiałem się, czy byłem na nich.
Przeraziłem się, kiedy przypomniałem sobie o ostatnie wiadomości:
„Zobaczymy się znowu. Wkrótce.”
  • 12

#858

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Część I
Część II
Część III
Część IV
Część V

PENPAL – PRZYJACIELE


Pierwszego dnia szkoły podstawowej, moja mama zdecydowała, że mnie zawiezie – oboje byliśmy zestresowani. Trochę więcej czasu niż zwykle zajęło mi przygotowanie się rano do wyjścia, z powodu mojej złamanej ręki. Gips sięgał kilka centymetrów ponad łokieć, przez co musiałem pokryć całą rękę lateksowym ochraniaczem, kiedy się myłem. Zwykle zakładanie ochraniacza nie sprawiało mi problemów, ale tamtego dnia – zapewne z powodu zdenerwowania – zrobiłem to źle. Poczułem nagle, że woda dostała się pod ochraniacz i wyskoczyłem spod prysznica. Niestety sporo wody wchłonęło się w gips.
Ponieważ nie da rady umyć ręki pod gipsem, martwy naskórek, który normalnie by odpadł, po prostu zostaje na swoim miejscu. Kiedy styka się z czymś płynnym, jak pot, wydziela smród, którego siła jest adekwatna do stopnia zwilżenia. Wkrótce po tym, jak zacząłem suszyć gips, uderzył mnie okropny smród rozkładu. Kiedy kontynuowałem wycieranie gipsu, ten zaczął się rozpadać. Byłem coraz bardziej zdenerwowany – tak bardzo chciałem, żeby mój pierwszy dzień w szkole poszedł dobrze.
Poprzedniego dnia razem z mamą wybierałem, w co się ubiorę, długo nie mogłem się zdecydować na odpowiedni plecak i bardzo chciałem się pochwalić pudełkiem na drugie śniadanie, na którym widniały żółwie ninja. Od mamy nauczyłem się nazywać dzieci, których jeszcze nie poznałem – przyjaciółmi. Ale w miarę jak stan mojego gipsu się pogarszał, docierało do mnie, że zapewne nie poznam nikogo do końca dnia.
Poddałem się i zawołałem mamę.
Pół godziny trwało zanim udało nam się pozbyć całego płynu z gipsu, równocześnie staraliśmy się uratować gips. Aby pozbyć się smrodu, moja mama włożyła do niego kilka kawałków mydła, a zewnętrzną część nim nasmarowała.
Kiedy dotarliśmy do szkoły, dzieci zajęte były już drugą zabawą, a ja zostałem wepchnięty do jednej z grup. Nie wyjaśniono mi zasad zbyt dobrze i już po kilku minutach je złamałem. Dzieci zaczęły skarżyć się nauczycielowi i pytać, dlaczego musiałem być w ich grupie. Przyniosłem do szkoły marker z nadzieją, że uda mi się zdobyć podpisy na gipsie. Nagle poczułem się głupio, że w ogóle o tym pomyślałem.

Szkoła posiadała stołówkę, ale było w niej za mało stołów, więc nie musiałem siedzieć sam. Jakiś chłopiec usiadł naprzeciwko.
- Podoba mi się twoje pudełko śniadaniowe – powiedział.
Wiedziałem, że się ze mnie nabija, co bardzo mnie rozzłościło – to pudełko było dla mnie najlepszą rzeczą w całym dniu. Nie podniosłem wzroku na chłopaka, bo poczułem zbierające się łzy. Po chwili chciałem powiedzieć mu, żeby dał mi spokój, ale coś mnie powstrzymało.
Miał takie samo pudełko.
- Twoje pudełko też mi się podoba – zaśmiałem się.
Chciałem powiedzieć mu jeszcze, że najbardziej lubiłem Raphaela, kiedy chłopiec przewrócił szklankę z mlekiem i cały się nim oblał.
Z całej siły starałem się nie roześmiać, ponieważ go nie znałem. To on roześmiał się jako pierwszy. Nagle przestałem czuć się źle z powodu mojego gipsu i pomyślałem, że ta osoba nie zauważy nawet, że jest zniszczony. Postanowiłem spróbować:
- Chcesz podpisać się na moim gipsie?
Kiedy wyciągałem z kieszeni marker, zapytał mnie, w jaki sposób zniszczyłem gips. Odparłem, że spadłem z najwyższego drzewa na moim osiedlu. Obserwowałem, jak bazgroli swoje imię, a kiedy skończył, zapytałem, co napisał.
- Josh – odparł.
Josh i ja razem jedliśmy śniadanie każdego dnia i zawsze byliśmy partnerami w zadaniach na lekcjach. Pomagałem mu z pisanie, a on przyjął na siebie winę, kiedy napisałem słowo „dupa” na ścianie. Poznałem też inne dzieciaki, ale już wtedy wiedziałem, że Josh będzie moim najlepszym przyjacielem.

Spotykanie się poza szkołą jest trudne, kiedy ma się pięć lat. W dniu, kiedy wypuszczaliśmy balony, bawiliśmy się tak dobrze, że zapytałem go, czy chce przyjść do mnie do domu następnego dnia. Odpowiedział, że chce i że przyniesie kilka swoich zabawek.
Kiedy wróciłem do domu, zapytałem mamę o wizytę Josha, a ona się zgodziła. Mój entuzjazm opadł, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mam jak skontaktować się z Joshem. Cały weekend spędziłem zamartwiając się, że nasza przyjaźń rozpadnie się do poniedziałku.
W szkole dowiedziałem się, że Josh zamartwiał się o to samo i oboje się z tego śmieliśmy. Później w tym tygodniu wymieniliśmy się numerami telefonów, które nasze mamy zapisały dla nas na kartkach. Moja mama porozmawiała z ojcem Josha i zdecydowali, że moja mama odbierze nas oboje ze szkoły w piątek. Mieszkaliśmy blisko siebie, więc udawało nam się spotykać co weekend.
Kiedy przeprowadziłem się na drugą stronę miasta pod koniec pierwszej klasy, byłem pewien, że nasza przyjaźń ma się ku końcowi – kiedy odjeżdżaliśmy od starego domu, w którym spędziłem całe swoje życie, czułem smutek nie tylko z powodu domu; czułem, że na zawsze żegnałem się z przyjacielem. Na szczęście Josh i ja dalej byliśmy ze sobą blisko.
Pomimo faktu, że widywaliśmy się tylko w weekendy, byliśmy do siebie bardzo podobni. Śmialiśmy się z tych samych żartów, lubiliśmy te same rzeczy i nawet brzmieliśmy podobnie. Czasami żartowaliśmy, że można nas odróżnić tylko po włosach: Josh miał proste blond włosy jak jego siostra, a ja kręcone, brązowe, jak moja mama.
Mówi się, że najlepszym sposobem na rozdzielenie młodych przyjaciół, są rzeczy niezależne od nich. Ja myślę, że nasz koniec zapoczątkowała sprawa z Boxes. Weekend po tym wydarzeniu, zaprosiłem Josha do siebie, ale powiedział, że nie ma na to ochoty. Coraz rzadziej się spotykaliśmy.

Na moje dwunaste urodziny, mama wyprawiła dla mnie przyjęcie. Nie miałem zbyt wielu przyjaciół po przeprowadzce, więc nie było to przyjęcie-niespodzianka, bo moja mama nie wiedziała, kogo zaprosić. Podałem jej imiona kilku dzieciaków i zadzwoniłem do Josha. Powiedział, że raczej nie da rady się pojawić, ale dzień przed moimi urodzinami zadzwonił z informacją, że przyjdzie. Bardzo się ucieszyłem, bo nie widziałem go od kilku miesięcy.
Przyjęcie wypadło świetnie. Moim największym zmartwieniem było to, czy Josh polubi się z moimi innymi kolegami, ale nie było z tym problemu. Josh był zadziwiająco cichy. Nie przyniósł dla mnie prezentu i przeprosił za to. Kazałem mu się nie przejmować – cieszyłem się, że w ogóle przyszedł.
Próbowałem kilka razy z nim porozmawiać, ale każda rozmowa się urywała. Zapytałem go, co jest nie tak, bo nie rozumiałem, dlaczego się od siebie oddalamy. Wcześniej spotykaliśmy się co tydzień i rozmawialiśmy często przez telefon. Zapytałem, co się z nami stało. Spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Odszedłeś.
Zaraz po tym, jak to powiedział, moja mama zawołała, że czas otworzyć prezenty. Zmusiłem się do uśmiechu i poszedłem do salonu, by usłyszeć śpiew „Sto lat”. Na stole leżało kilka zapakowanych pudełek i mnóstwo kartek z życzeniami od rodziny. Większość podarków była banalna, ale pamiętam, co podarował mi Brian. To była zabawka Mighty Max w kształcie węża, którą miałem jeszcze wiele lat. Mama nalegała, żebym otworzył wszystkie koperty i podziękował każdemu za to, co mi podarował, bo na ostatnie święta tak szybko otworzyłem pudełka, że nie dało rady później dojść do tego, co od kogo dostałem. Rozdzieliliśmy te wysłane pocztą od przyniesionych, żeby moi koledzy nie musieli czekać aż otworzę listy od rodziny. W większości kopert od kolegów było po kilka dolarów, a w tych od rodziny były większe pieniądze.
Na jednej kopercie nie było mojego imienia, ale ją też otworzyłem. Na kartce widniały kwiaty i nadrukowany tekst: „kocham cię”.
Ktokolwiek dał mi tę kartkę, nic na niej nie napisał, tylko zaznaczył nadrukowane słowa długopisem.
- Rany, dzięki za wspaniałą kartkę, mamo – zaśmiałem się.
Spojrzała na mnie pytająco i spojrzała na kartkę. Powiedziała, że to nie od niej i rozejrzała się po twarzach moich kolegów, by odgadnąć, kto robił sobie żarty. Żaden z dzieciaków nie wyglądał na winnego, więc mama powiedziała:
- Nie martw się kochanie, przynajmniej wiesz, że co najmniej dwie osoby cię kochają.
Po tych słowach pocałowała mnie w czoło, co wywołało gromki śmiech moich kolegów. Wszyscy się śmiali, ale najbardziej Mike. Chciałem raczej brać udział w śmiechu, a nie być jego powodem, więc powiedziałem do Mike’a:
- Jeśli to ty dałeś mi tę kartkę, to nie myśl, że ciebie też pocałuję.
Nastąpiła kolejna salwa śmiechu i zobaczyłem, że Josh też się uśmiecha.
- Wygląda na to, że ten podarunek wygrał – powiedziała mama. – Ale jest jeszcze kilka, które musisz otworzyć.
Otworzyłem pudełko, które mama położyła przede mną i uśmiech zniknął z mojej twarzy.
To była para walkie talkie.
- Pokaż wszystkim – powiedziała mama.
Podniosłem walkie talkie do góry. Kiedy spojrzałem na Josha, zobaczyłem, że zrobił się blady jak ściana. Nasze spojrzenia się spotkały, po czym wyszedł do kuchni. Widziałem przez drzwi, jak używa telefonu, kiedy mama wyszeptała mi do ucha:
- Wiem, że ty i Josh nie rozmawiacie za wiele, odkąd jego walkie talkie się zepsuło, więc myślałam, że spodoba ci się ten prezent.
Byłem wdzięczny mamie, że tak o mnie dbała, ale przywołało to wspomnienia, o których chciałem zapomnieć.
Kiedy wszyscy pałaszowali tort, zapytałem Josha do kogo dzwonił. Powiedział, że nie czuje się zbyt dobrze i zadzwonił po tatę, żeby po niego przyjechał. Rozumiałem, że chciał wyjść z przyjęcia, ale powiedziałem mu, że miałem nadzieję, że moglibyśmy się częściej spotykać. Podałem mu walkie talkie, ale nie chciał go.
- Dzięki, że przyszedłeś – powiedziałem czując się zawiedziony. – Mam nadzieję, że zobaczymy się wcześniej niż na moje kolejne urodziny.
- Przepraszam – odparł. – Postaram się częściej dzwonić. Naprawdę.
W milczeniu czekaliśmy na przyjazd jego taty. Spojrzałem na twarz Josha. Wyglądał, jakby czuł się winny, że nie postarał się bardziej. Powiedział mi nagle, że wiedział, co chce dać mi na urodziny – to zajmie jakiś czas, ale myślę, że będę zadowolony. Wyglądał jakby polepszył mu się nastrój i przeprosił, że był taki posępny na moim przyjęciu. Wyznał, że był zmęczony, bo nie sypiał zbyt dobrze. Zapytałem go jeszcze, dlaczego.
- Wydaje mi się, że lunatykuję – powiedział wychodząc.
To był ostatni raz, kiedy widziałem mojego przyjaciela. Kilka miesięcy później zaginął.

Przez ostatnie kilka tygodni, moje stosunki z mamą pogorszyły się z powodu mojego dociekania odnośnie przeszłości. Podejrzewam, że spędzimy resztę życia próbując naprawić to, co budowaliśmy całe wieki. Mama włożyła tyle energii, by mnie chronić, fizycznie i psychicznie, a ja dopiero niedawno zrozumiałem, że miało to też na celu utrzymanie mojej stabilności emocjonalnej. Ostatnim razem, kiedy rozmawialiśmy i tyle się dowiedziałem, słyszałem drżenie w jej głosie – prawdopodobnie efekt rozpadania się jej świata. Nie wyobrażam sobie, żebym jeszcze kiedykolwiek rozmawiał z mamą o moim dzieciństwie. Wciąż nie rozumiem kilku rzeczy, ale myślę, że wiem już wystarczająco.

Po zniknięciu Josha, jego rodzice robili wszystko by go odnaleźć. Policja zasugerowała kontakt ze wszystkimi jego przyjaciółmi i ich rodzicami, aby upewnić się, że ma go u nich. Oczywiście to zrobili, ale nikt go nie widział i nie miał pojęcia, gdzie mógłby być. Policja nie była w stanie nic ustalić poza tym, że rodzice Josha otrzymali kilka anonimowych telefonów od kobiety, która nakłaniała ich do porównania tej sprawy do podobnej sprzed sześciu lat.
Matka Josha kompletnie załamała się dopiero po śmierci Veronicy. Widziała wielu umierających w szpitalu, ale nic nie można porównać do odejścia własnego dziecka. Odwiedzała Veronicę dwa razy dziennie – raz przed zmianą w drugim szpitalu, a drugi raz po. W dniu kiedy Veronica umarła, jej matka później wychodziła z pracy i zanim dojechała do drugiego szpitala, jej córka już nie żyła. To było dla niej za dużo i balansowała na krawędzi szaleństwa – często wędrowała po osiedlu i krzyczała do Veronicy i Josha, aby wrócili do domu. Kilka razy jej mąż znalazł ją na moim starym osiedlu w środku nocy.
Z powodu złego stanu psychicznego żony, ojciec Josha nie mógł kontynuować pracy w podróży i zaczął brać różne fuchy, które były mniej płatne, ale bliżej domu.
Kiedy moje stare osiedle było rozbudowywane jakieś trzy miesiące po śmierci Veronicy, ojciec Josha dostał nową pracę. Był wykwalifikowany do budowy, ale przyjął inną pozycję. Pomagał budować fundamenty i wszystko, co było potrzebne. Brał się też za inne dorywcze prace, jak na przykład koszenie trawników, naprawianie płotów – wszystko, co pozwalało mu zostać na miejscu.
Zaczęto też wycinać lasy w okolicy, aby zmienić je w miejsce pod budynki. Tato Josha był odpowiedzialny za wyrównanie terenu, co zapewniło mu kilka tygodni stałej pracy.
Trzeciego dnia natrafił na miejsce, którego nie mógł wyrównać. Za każdy razem, kiedy przejeżdżał przez nie, zostawało nieco niżej ziemia wokół. Sfrustrowany wyszedł z maszyny. Kusiło go, żeby po prostu przysypać to miejsce piachem, ale wiedział, że to byłoby tylko tymczasowe rozwiązanie. Zdecydował się wykopać trochę ziemi z tego miejsca na wypadek, gdyby mógł sam naprawić problem bez użycia maszyn z innego placu budowy. Mama opisała mi, gdzie to było i zrozumiałem, że byłem w tym miejscu przed wykopaniem dziury i przed zasypaniem jej.
Poczułem ścisk w żołądku.
Ojciec Josha wykopał małą dziurę około trzech stóp wgłąb, zanim jego łopata natrafiła na coś twardego. Uderzył w to kilka razy, myśląc, że to pozostałe korzenie drzew, aż udało mu się pokonać przeszkodę.
Wykopał jeszcze głębszy dół. Po około pół godzinie, dokopał się do kartonu przykrytego brązowym kocem o wielkości siedmiu stóp na cztery.
Umysł człowieka działa tak, by uniknąć nieścisłości – jeśli wierzymy w coś bardzo mocno, nasz umysł będzie walczył, by odrzucić sprzeczne dowody. To wszystko by nie zachwiać naszego rozumienia świata.
Mimo tego, że jego mała część już wiedziała, ten mężczyzna z całych sił wierzył – wiedział – że jego syn nadal żyje.

Moja mama otrzymała telefon o szóstej wieczorem. Wiedziała kto dzwonił, ale nie rozumiała, co mówił. Ale to co zdołała zrozumieć, zmusiło ją do natychmiastowego wyjścia z domu:
- Tu w dole... teraz... syn... Boże ratuj.
Kiedy dotarła na miejsce, zastała ojca Josha siedzącego tyłem do dziury. Tak mocno ściskał łopatę, że miała wrażenie, że zaraz ją złamie. Patrzył się martwym wzrokiem. Nie odpowiadał na żadne jej słowa. Zareagował dopiero, kiedy chciała zabrać łopatę z jego rąk.
Podniósł na nią wzrok i powiedział:
- Nie rozumiem.
Powtarzał te słowa, jakby zapomniał istnienia innych słów. Mama podeszła do dołu, by zajrzeć do środka.
Powiedziała mi, że wolałabym stracić wzrok, niż kiedykolwiek to zobaczyć. Kazałem jej kontynuować zapewniając, że wiem co powie. Spojrzałem na jej twarz, która wyrażała wielką desperację. Zdałem sobie sprawę, że przez wszystkie te lata wiedziała o tym i miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała mi o tym opowiedzieć.

Josh nie żył. Jego twarz była zapadnięta. Smród rozkładu wydobywał się z tego grobowca, a moja mama musiała zakryć nos, żeby nie zwymiotować. Skóra Josha była popękana jak skóra krokodyla, a krew pokrywała wszystko wokół. Jego oczy były skierowane ku górze, do połowy otwarte. Powiedziała, że nie wyglądał na martwego od bardzo dawna, na jego twarzy widoczne było wielkie przerażenie. Mama powiedziałam, że miała wrażenie, że patrzy prosto na nią, jego otwarte usta błagały o pomoc. Reszta jego ciała nie była widoczna.
Ktoś inny ją zakrywał.
Był to dużo człowiek, leżał głową w dół na Joshu – mama po chwili zdała sobie sprawę, co oznaczała ich pozycja.
Ten ktoś trzymał Josha.
Kiedy słońce wzeszło trochę ponad czubki drzew, światło odbiło się od czegoś przyczepionego do koszulki Josha. Moja mama uklęknęła na jedno kolano, zakryła swoją bluzką nos. Kiedy zobaczyła, co to było, nogi odmówiły jej posłuszeństwa i prawie wpadła do dołu.
To było zdjęcie...
To było zdjęcie mnie, kiedy byłem małym dzieckiem.
Cofnęła się cała roztrzęsiona i zderzyła się z ojcem Josha, który wciąż był obrócony tyłem. Zrozumiała, dlaczego po nią zadzwonił, ale nie mogła zdobyć się na powiedzenie mu tego, co ukrywała przed wszystkim przez lata. Rodzina Josha nie wiedziała o nocy, kiedy obudziłem się w lesie. Mama wiedziała, że powinna była im powiedzieć wcześniej – teraz to już nie mogło nikomu pomóc. Kiedy usiadła obok ojca Josha, ten powiedział:
- Nie mogę powiedzieć mojej żonie. Nie mogę jej powiedzieć, że nasz mały chłopiec... – przerwał na chwilę zanosząc się płaczem. – Ona tego nie zniesie...
Po chwili wstał i podszedł do dziury. Zaszlochał i wszedł do niej. Tato Josha był postawnym mężczyzną, ale nie dorównywał temu w dole. Złapał go za koszulę i pociągnął z całej siły. Koszula rozerwała się, a ciało człowieka opadło z powrotem na jego syna.
- TY PIERDOLONY SKURWYSYNU!
Złapał mężczyznę za ramiona i odsunął go od Josha. Spojrzał na swojego syna i cofnął się.
- O Boże... O Boże, nie. Nie, nie, nie. Boże błagam, nie.
Szybkim ruchem ściągnął mężczyznę całkowicie ze swojego syna i usłyszał szkło uderzające o ziemię. To była butelka. Podał ją mojej mamie.
Eter.
- Och, Josh – zapłakał. – Mój synek... mój mały chłopie. Dlaczego tu jest tyle krwi?! CO ON CI ZROBIŁ?
Kiedy moja mama spojrzała na martwego mężczyznę, zdała sobie sprawę, że był to człowiek, który ciągnął się za naszym życiem cieniem. Wyobrażała go sobie wiele razy, zawsze jako złego i przerażającego, a płacz ojca Josha potwierdzał tylko jej największy strach. Jednak wyglądał jak normalny człowiek...
Kiedy patrzyła na jego twarz, wydała jej się nawet pogodna. Kąciki jego ust były lekko uniesione, uśmiechał się. Nie jak psychopata ani jak demon, ale jak przyjaciel. To był uśmiech satysfakcji.
Uśmiech miłości.
Zauważyła też ogromną ranę na jego szyi, gdzie oderwana była skóra. Poczuła ulgę kiedy zrozumiała, że cała ta krew nie należała do Josha. Może nie cierpiał aż tak bardzo. Niestety była w błędzie. Podniosła rękę do ust, kiedy zrozumiała: „Oni żyli.”
Josh musiał ugryźć tego człowieka podczas próby oswobodzenia się, ale kiedy ten umarł, Josh nie mógł się spod niego wydostać. Zacząłem płakać, kiedy pomyślałem o tym, ile czasu musiał tam leżeć.
Mama przejrzała kieszenie mężczyzny w poszukiwaniu jakiegoś dokumentu, ale znalazła tylko skrawek papieru. Był na nim rysunek mężczyzny i małego chłopca trzymających się za ręce, a obok inicjały.
Moje inicjały.
Gdy ojciec Josha wyciągnął swojego syna z grobu, moja mama schowała kartkę do swojej kieszeni. On zaś mamrotał pod nosem, że włosy jego syna zostały pofarbowane. Widziała, że miał rację – były teraz brązowe. Zauważyła też, że był dziwnie ubrany – jego ubrania były za małe. Kiedy ojciec położył Josha na ziemi, zaczął obmacywać jego kieszenie. Wyciągnął z jednej z nich kartkę i od razu podał ją mojej mamie, która nie wiedziała co na niej jest.
Zapytałem ją, co to było. Odpowiedziała, że mapa. Zamarłem. Josh próbował ukończyć naszą mapę – to musiał być jego pomysł na mój prezent urodzinowy.

Mama usłyszała jakiś dźwięk za sobą i zobaczyła, że ojciec Josha wrzucił ciało mężczyzny z powrotem do dołu. Kiedy ruszył w stronę swojego pojazdu powiedział do mamy:
- Powinnaś już iść.
- Tak mi przykro.
- To nie twoja wina. To moja wina.
- Nie możesz tak myśleć. Nie zrobiłeś nic...
Przerwał jej nagle.
- Około miesiąc temu – zaczął. – podszedł do mnie mężczyzna, kiedy pracowałem na placu. Zapytał mnie, czy chcę zarobić dodatkowe pieniądze, a ja się zgodziłem. Powiedział mi, że jakieś dzieciaki wykopały kilka dziur na jego posesji i zaoferował mi sto dolarów za wypełnienie ich. Powiedział, że najpierw zrobi jeszcze kilka zdjęć dla agencji ubezpieczeniowej, ale mam przyjść po piątej po południu następnego dnia. Pomyślałem, że jest idiotą, bo ten teren i tak miał być równany za kilka dni, ale potrzebowałem pieniędzy, więc się zgodziłem. Pomyślałem też, że ten człowiek nie ma nawet stu dolarów, ale wcisnął mi banknot w rękę, a następnego dnia wykonałem tę robotę. Byłem później tak wyczerpany, że nie myślałem o tym więcej. Do czasu, kiedy tego samego człowieka ściągałem z mojego syna.
Wskazał palcem na dziurę i rozpłakał się:
- Zapłacił mi sto dolarów, żebym zakopał go z moim synem...
Upadł na ziemię pogrążony w głośnym płaczu. Moja mama nie wiedziała, co powiedzieć, więc stała w ciszy. W końcu zapytała, co zrobi z Joshem.
- Nie będzie spoczywaj tutaj z tym potworem – powiedział.

Kiedy dotarła do swojego samochodu obróciła się i zobaczyła czarny dym na tle nieba. Miała wielką nadzieję, że rodzice Josha jakoś się pozbierają.
Opuściłem dom mamy nie mówiąc za wiele. Powiedziałem jej tylko, że ją kocham i odezwę się wkrótce. Nie wiem tylko, co to „wkrótce” dla nas oznacza.

Zrozumiałem, że wydarzenia z mojego dzieciństwa skończyły się wiele lat temu. Myślałem o Joshu. Uwielbiałem go wtedy i chyba nadal go uwielbiam. Bardziej za nim tęsknię teraz, kiedy wiem już, że nigdy więcej go nie zobaczę i żałuję, że nie przytuliłem go, kiedy widziałem go po raz ostatni. Myślałem też o jego rodzicach – jak wiele stracili w tak krótkim czasie. Nie wiedzą, że mam z tym wszystkim związek, ale nie mógłbym teraz spojrzeć im w oczy. Myślałem o Veronice. Myślę, że ją kochałem, mimo że znaliśmy się krótko. Pomyślałem też o mojej mamie. Tak bardzo starała się mnie chronić, była silniejsza niż ja kiedykolwiek będę.
Ale najwięcej myślałem o Joshu. Czasami marzę o tym, że nigdy nie usiadł naprzeciw mnie tamtego dnia w szkole, że nigdy go nie poznałem. Czasami lubię wyobrażać sobie, że jest teraz w lepszym miejscu, ale nie wierzę w to do końca. Świat jest okrutny, a ludzie jeszcze gorsi. Nie będzie żadnej sprawiedliwości dla mojego przyjaciela, nie będzie ostatecznej zemsty.
Tęsknię za tobą, Josh. Przepraszam, że mnie wybrałeś na swojego przyjaciela. Nigdy o tobie nie zapomnę.
Byliśmy odkrywcami.
Byliśmy towarzyszami.
Byliśmy przyjaciółmi!
  • 14

#859

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Znowu niezbyt typowa pasta, ale daje do myślenia...

URZĄDZENIE
(autor: nihilistic_novelist)

Mój dziadek był utalentowanym wynalazcą. W ciągu swojego życia opatentował ponad czterdzieści wynalazków, które pozwoliły mu żyć w dostatku po przejściu na emeryturę. Wtedy mógł się skupić na pracy, która sprawiała mu przyjemność, a nie na takiej, która zapewniała pieniądze. Jego żona i nasza rodzina wspieraliśmy go podczas pracy nad tymi wynalazkami, chociaż wcale nas nie interesowały. Ale uwielbialiśmy spędzać z nim czas i wykorzystywaliśmy każdą okazję, by go odwiedzić.
Dziadek był niesamowicie utalentowany, a poza tym ludzie go lubili i miał ponadprzeciętne IQ. Był typem człowieka, który wywoływał uśmiech na twarzy każdego i każdy, bez wyjątku, lubił spędzać z nim czas.
Pewnego dnia dziadek zaprosił nas na pokaz swojego nowego wynalazku. Nazwał to „pracą swojego życia”, pracował nad nim przez ostatnie dwadzieścia lat i w końcu zbliżał się do jego ukończenia. Powiedział, że powinien dokończyć go w ciągu kilku tygodni, a teraz chciał się tylko pochwalić, jak był blisko.
Raz w tygodniu jadaliśmy obiad w domu dziadka i im bliżej było pokazu, tym bardziej był podekscytowany. Chodził po domu z ogromnym uśmiechem na twarzy. Głośniej się śmiał. Jego jedzenie smakowało lepiej. Wszystko, co z nim związane, emanowało radością.
I wtedy się skończyło.
Kilka dni przed pokazem, otrzymaliśmy telefon. Dzwonił dziadek, by powiedzieć nam, że odwołał pokaz i obiad u niego w tym tygodniu.
Rozłączyliśmy się.
Po tym telefonie, dziadek zmienił się nie do poznania. Nie odbierał żadnych telefonów, nie odwiedzał naszej rodziny i nie pozwalał się odwiedzić. Babcia była bardzo zmartwiona. Ona również nie wiedziała, co się dzieje.
Mój dziadek, człowiek, który był zawsze duszą towarzystwa, stał się nagle starcem nie opuszczającym swojego pokoju. Wynalazki, które zawsze sprawiały mu wiele radości, leżały odłogiem w garażu.

Pewnego dnia odebrałem telefon od babci. Płakała. Dziadek powiesił się i nie zostawił nawet listu pożegnalnego.
Razem z rodziną pojechaliśmy do ich domu, by pomóc w sprzątaniu i pozbyciu się rzeczy, których babcia nie chciała. Mój ojciec kazał mojemu rodzeństwu posprzątać pokoje. Ja miałem posprzątać garaż.
Garaż był pokryty grubą warstwą kurzu. Pamiątki po pracy dziadka walały się wszędzie. Złapałem kilka rzeczy i wrzuciłem je do kartonu, który trzymałem pod pachą. Nie miałem pojęcia, co powinienem posprzątać, więc szukałem najbardziej zakurzonych przedmiotów i wrzucałem je do pudełka.
W rogu pomieszczenia zobaczyłem obiekt przykryty białym materiałem, który nie był aż tak zakurzony, jak reszta rzeczy. Podszedłem bliżej. Zawahałem się na moment, po czym ściągnąłem materiał. Pod spodem zobaczyłem krzesło, które wyglądało jak nowoczesna wersja krzesła elektrycznego. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Było zrobione z metalu i błyszczało tak jasno, że musiałem zmrużyć oczy. Krzesło było wysokie i były do niego doczepione kable, łączące się z pewnego rodzaju kaskiem. Na przedzie kasku zamocowane było coś na wzór ekraniku, jaki można zobaczyć w filmach o przyszłości. Patrzyłem na to urządzenie i zrozumiałem, czym było.
To była „praca życia” mojego dziadka.
Zawahałem się, wziąłem głęboki oddech i usiadłem na krześle. Było zimne i niewygodne. Zastanowiłem się dwa razy, zanim założyłem kask na głowę, ale i tak to zrobiłem. Ustawiłem ekranik przed oczami i czekałem, aż coś się wydarzy.
Nic się nie stało.
Rozejrzałem się i znalazłem mały przełącznik z boku krzesła. Przełączyłem go. Tym razem zobaczyłem błysk. Pojedynczy błysk i nic więcej.
Wstałem z krzesła w kasku, ale dalej nic się nie zmieniło. Pomyślałem, że czymkolwiek było to urządzenie, zepsuło się i to dlatego dziadek popełnił samobójstwo. Jednak, kiedy mój ojciec wszedł do garażu, zrozumiałem, że urządzenie działało. I wiedziałem już, do czego służyło.
Było to coś zupełnie innego niż wszystkie znane maszyny na świecie. Pozwalało widzieć ludzi. Widzieć, kim naprawdę są, bez ukrywania czegokolwiek. Pozwalało zobaczyć ich duszę.
Wizja pojawia się w głowie w taki sam sposób, jak sen. Dwa osobne światy zlewają się w jeden przed twoimi oczami. Kiedy spojrzysz na jakąś osobę używając tego urządzenia, już nigdy nie będą dla ciebie tacy sami. Widzisz to co dobrze i to co złe w tym samym momencie. Smutnym faktem jest to, że jest w nich tak mało dobra w porównaniu ze złem.
Gdziekolwiek pójdziesz, jesteś otoczony potworami, a nie ludźmi. Wilki w owczych skórach. Każdy człowiek, którego mijasz jest wstrętnym oszustem. Mężczyznę, który mieszka drzwi obok ciebie codziennie dotyka swojej córki w intymnych miejscach. Twój listonosz jest alkoholikiem, który bije swoją żonę po powrocie z pracy. Mężczyzna, którego niedawno minąłeś na ulicy jest seryjnym mordercą. Gdziekolwiek pójdziesz, widzisz te przerażające istoty.
Ale to nie to doprowadziło mojego dziadka do szaleństwa. To nie przez to odebrał sobie życie. Najstraszniejszą rzeczą nie jest to, co widzisz w innych ludziach. To, co do końca życia cię prześladuje, to to, co zobaczysz w lustrze.
  • 12

#860

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

PAMIĘĆ FOTOGRAFICZNA
(autor: TalksAtYou)

Niedawno moi rodzice powiedzieli mi, że kiedy byłem dużo młodszy miałem kilka sytuacji, w których obudziłem się zlany potem i przerażony. Rozmawiali z moim lekarzem i zmienili mój rozkład dnia, po czym te epizody ustały. Zaintrygowało mnie to, bo nie pamiętałem tych sytuacji. Poprosiłem mamę, żeby powiedziała mi, jak się wtedy zachowywałem. Powiedziała, że było to trochę niepokojące, ponieważ w moich oczach malowało się ogromne przerażenie i nie reagowałem na słowa rodziców. Dodatkowo wypowiadałem jakieś słowa, ale były one niezrozumiałe.
Umysł człowieka zwykle chroni go przed doświadczeniami albo snami, które są zbyt ciężkie. Biorąc pod uwagę mój młody wiek, to zapewne powód, dla którego tego nie pamiętam. Tak jak ofiary wypadków nie wiedzą, jak do nich doszło. Nasze umysły działają jak bariera, chroniąca nas przed takimi rzeczami. Ale to skłoniło mnie do myślenia – co z ludźmi, którzy nie zapominają?
Fenomen pamięci fotograficznej polega na tym, że ludzie pamiętają wszystko, co widzieli nawet przez krótką chwilę. Wydaje się to być wspaniałą umiejętnością, szczególnie biorąc pod uwagę, jak wiele rzeczy musimy pamiętać w pracy, czy szkole. Ale istnieje też minus pamiętania WSZYSTKIEGO. Istnieją historie o ludziach, którzy pamiętają wszystko zło, jakie zostało im wyrządzone z najmniejszymi szczegółami, co utrudnia ich kontakty z przyjaciółmi i rodziną. Jak to się ma do mojej sprawy? Czy chciałbym pamiętać moje nocne epizody?

Poznałem kiedyś mężczyznę o imieniu Mark, dzięki przyjacielowi. Mark pracował w centrum pamięci i nauczania. Zapytałem go o pamięć fotograficzną i jej minusy. Okazało się, że pracował z takimi przypadkami ludzi. Początkowo nie chciał ze mną o tym rozmawiać, ogólnie niewiele mówił o swojej pracy. Nalegałem, aż zgodził się spotkać ze mną w restauracji i opowiedzieć coś więcej.
Kiedy Mark zaczął pracować w centrum, zapytano go, czy chciałby zająć się ludźmi z pamięcią fotograficzną, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Był religijnym człowiekiem i pomyślał, że może usłyszeć cudowne historie o życiu po śmierci, więc zgodził się. Jednak jego oczekiwania były inne... Zdał sobie z tego sprawę po przeczytaniu raportu pierwszej historii o życiu po śmierci.

37-letni mężczyzna brał udział w wypadku samochodowym i oficjalnie był martwy przez 23 sekundy na stole operacyjnym. Po kilku dniach śpiączki, obudził się w trakcie, kiedy pielęgniarka sprawdzała jego stan. Pomimo ran wydłubał oczy sobie i pielęgniarce, po czym próbował wepchnąć swoje oczy w oczodoły pielęgniarki. Lekarz wbiegł do Sali, kiedy mężczyzna zaczął krzyczeć:
- Widzisz ich?! Też ich widzisz?!
Pomimo okropności tego przypadku, Mark odwiedził inne szpitale i zebrał opisy innych przypadków ludzi z pamięcią fotograficzną po śmierci klinicznej. Tylko kilka z nich było niepokojących, ale i tak napawały lekkim lękiem. Żaden z tych ludzi nie był opisany przez lekarzy jako całkowicie zdrowy na umyśle, ale tylko kilku z nich cierpiało na zaburzenia psychologiczne przed doświadczeniem śmierci. Większość przed wypadkiem żyła normalnie.
Kilka rzeczy łączyło wszystkie przypadki. Większość z nich nie używała rozpoznawalnego języka i musieli być ciągle przywiązani, ponieważ próbowali wydłubać sobie oczy albo przebić uszy. Kiedy pytano ich, dlaczego chcą to zrobić (jakimś cudem potrafili na to odpowiedzieć), mówili, że nie chcą „ich” już więcej widzieć, ani słyszeć. Kiedy nie byli na lekach uspokajających, wili się, jakby odczuwali przeogromny ból. Pomijając fakt, że chcieli siebie skrzywdzić, wszyscy okropnie bali się śmierci i nigdy nie ranili siebie na tyle, by umrzeć. Mark mimo wszystko kontynuował swoją pracę do czasu, kiedy spotkał najrzadszy przypadek z nich wszystkich. Po rozmowie z pacjentem, zażądał przeniesienia.

Jego ostatni pacjent był seryjnym mordercą. Jego pamięć fotograficzna sprawiła, że ciężko było trafić na jego trop i był bardzo niebezpieczny. Doświadczył śmierci klinicznej po tym, jak został postrzelony przez policję. Jednak ten pacjent zachowywał się spokojnie. Jakby nic się w nim nie zmieniło. Nie próbował zrobić sobie krzywdy i nie wspominał o widzeniu „rzeczy”. Wciąż można powiedzieć, że nie był całkiem normalny, ale nie w podobny sposób do innych pacjentów.
Mark usiadł z nim w strzeżonym pokoju i zapytał go o to samo, co innych. Zapytał, czy widział coś, a jeśli tak, co to było. Mark zacytował jego wypowiedź, więc zrobię to samo:

„Widziałem i słyszałem to samo, co zawsze. Szepczących. Nie są ludźmi, są przeciwnością tego, czym my jesteśmy. My żyjemy i oddychamy, oni nie. Większość z was nie może ich usłyszeć, ci którzy przeżyli śmierć kliniczną, nie pamiętają ich słów. Jednak ci, którzy nie zapomnieli, zmieniają się. Nie mogą znieść prawdy o śmierci. Mnie to nie dotyczy... Ja zawsze ich słyszałem. Powiedzieli mi, że chcą was więcej. Kazali mi dostarczyć im więcej ludzi.”

To był ostatni raz, kiedy Mark rozmawiał z takim pacjentem.
Zauważyłem, w trakcie kiedy opowiadał, że robił się coraz bardziej nerwowy. Jego ręce zaczęły się pocić i splótł je ze sobą. Zapytałem go, co się dzieje.
Złapał mnie wtedy za rękę, poczułem, że drży. Jego słowa mnie przeraziły.
- Zająłem się tymi ludźmi ponieważ ja też mam pamięć fotograficzną.
  • 1

#861

bloody alice.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Moje kolejne tłumaczenie.
SCHODY

W 1984 roku samotnie w dwupiętrowym domu żyła stara wdowa, sparaliżowana i przykuta do wózka inwalidzkiego. Po tajemniczej śmierci jej męża, wynajęła opiekuna, który pomagała jej w codziennych czynnościach. Funkcjonowanie utrudniał jej fakt, iż dwa piętra łączyły tylko stare schody. Kiedy potrzebowała przedostać się z jednego piętra na drugie, opiekun wnosił jej nieruchome ciało na górę i na dół. Pewnego dnia policja otrzymała telefon od wdowy. Popełniono morderstwo.
Ponieważ jednostki policji były w tym czasie ograniczone, a morderca prawdopodobnie i tak zbiegł już z miejsca zbrodni, tylko jeden detektyw został wysłany do sporządzenia wstępnego raportu. Po przybyciu na miejsce zobaczył ciało opiekunki z wyrwanymi strunami głosowymi. Leżało na podłodze, w kałuży krwi, na pierwszym piętrze domu. Wdowa wpatrywała się w detektywa siedząc na wózku inwalidzkim na szczycie schodów. Była spokojna i cicha, jakby w ogromnym szoku. Mógł natychmiast skreślić ją z listy podejrzanych, ponieważ jej niepełnosprawność nie pozwalała jej swobodnie przedostawać się z jednego piętra na drugie, a gdy doszło do morderstwa, była na górze. Podobnie było w przypadku śmierci jej męża, uduszonego podczas snu na kanapie na dolnym piętrze.
Detektyw założył rękawiczki, zrobił parę zdjęć, zebrał kilka śladów i zakrył ciało przed przyjściem koronera- same rutynowe czynności. Przejrzał dolne piętro w poszukiwaniu jakichkolwiek poszlak, a gdy nic nie znalazł, spytał wdowę, czy może wejść na górę. Kobieta zapewniała, że była tam cały czas i nie ma szans, by w tym czasie pojawił się tam ktoś inny. Detektyw wszedł jednak na schody, a kobieta ustąpiła mu miejsca.
Na piętrze znajdywał się wąski korytarz z trzema drzwiami. Po kolei sprawdzał pokoje: pusta sypialnia- nic, łazienka- nic. Zaniepokojony zbliżył się do ostatniego pokoju, w którym spała wdowa. Otworzył drzwi: wszystko wyglądało normalnie. Łóżko, szafa na ubrania i szafka nocna z lampką. Sprawdził każdy kąt pokoju i spostrzegł fakt, który zmroził krew w jego żyłach. Powoli wyciągnął pistolet z kabury. Ten szczegół był tak drobny, że przeoczył go podczas śledztwa w sprawie śmierci męża.
Na górze nie było żadnego telefonu.
Nagle usłyszał jakiś hałas. Schował broń i wybiegł na korytarz.
Na szczycie schodów stał pusty wózek inwalidzki.
  • 24

#862

bloody alice.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Moje tłumaczenie pasty nieznanego autora.

IDEALNA PARA

Jestem tym już zmęczony. Wchodzisz i wychodzisz, czasem kompletnie mnie ignorujesz, a czasem tylko gapisz się na mnie przez dłuższy czas. Badasz mnie wzrokiem, jakbym był tym, który odpowie na Twoje pytania; jestem tym, który Cię ocali. Myślę, że potrafię to zrobić. Chcę zabrać Cię do mojego świata; żebyś był z dala od tych wszystkich rzeczy, które Cię krzywdzą. Nie zliczę ile razy już widziałem Cię zapłakanego. Nie mogłem na to poradzić, też zaczynałem płakać. Gdy jesteś smutny, ja też jestem... Kiedy się uśmiechasz, ja również się uśmiecham. Nikt nie zna Cię tak, jak ja i nikt nie widział tego, co widziałem ja. Któż inny mógłby oglądać Cię wymiotującego i nadal chcieć być z Tobą? Przy mnie nawet wyciskasz pryszcze. To jest oznaka bliskości, prawdziwej lojalności, szczerego koleżeństwa. Zanim wyszedłeś dziś rano, długo wpatrywałeś się mi w oczy, nie odzywając się ani słowem. Twoje oczy... Powiedziały mi wszystko, co chciałem usłyszeć. Czujesz to samo, wiem o tym. Jesteśmy bratnimi duszami; w istocie bliźniętami, zasługującymi na spędzenia życia razem, życia pozbawionego szorstkiej rzeczywistości. Mogę Cię tu zabrać. W zasadzie, zdecydowałem, że zrobię to dziś. Dziś przyjdę, by Cię uwolnić; by uwolnić nas. Czekałem już wystarczająco długo. Dziś, gdy będziesz spać, wyjdę z lustra i zabiorę Cię ze mną do mego pięknego zapomnienia.
  • 7

#863

zero_kontroli.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Ojej... Obijałam się baardzo ostatnimi czasy... Więc dziś korzystając z tego, że mam chwilkę i mały pomysł postanowiłam coś napisać. Tradycyjnie już pisane na szybko i bez większego zastanowienia. Za ewentualne błędy przepraszam .

"No! Czas wychodzić." - pomyślał Paweł pakując znicz do plecaka. Było już ciemno i jak co roku 1 listopada wybierał się na cmentarz, aby uprzątnąć grób rodziców i postawić znicz. Pomimo, że bywał tam regularnie co miesiąc 1 listopada uważał za dzień wyjątkowy - sam nie wiedział dlaczego. Gdy dotarł już na miejsce i spojrzał na grób rodziców ze zdziwieniem zauważył, że jest on okropnie zaniedbany.
-Co do... - powiedział dość głośno i złapał się za głowę. Faktycznie - był jedyną osobą, która odwiedzała grób jego rodziców i bywały miesiące (szczególnie jesienią) kiedy było więcej roboty, ale jeszcze nigdy od 4 lat nie spotkał się z czymś podobnym. Nie chcąc tracić ani chwili zabrał się do pracy. Zajęło mu to sporo czasu, ale w końcu udało mu się zaprowadzić porządek.
-To specjalnie dla was... - powiedział sam do siebie i mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. W tej chwili usłyszał jakiś szelest. Odwrócił się i przez chwilę z walącym sercem wpatrywał się w krzaki. Znów szelest. Podszedł bliżej, bo pomimo wielu zniczy palących się na całym cmentarzu niewiele było widać. Serce biło mu coraz mocniej. Stał już przy samym źródle niepokojących go szelestów i wtedy między jego nogami przebiegł czarny kot. Przez chwilę wpatrywał się przed siebie, ale potem śmiejąc się z własnego nieuzasadnionego lęku odwrócił się z powrotem w stronę nagrobka rodziców. Nie mógł uwierzyć w to, co wtedy zobaczył...
Wszystko było dokładnie w takim samym stanie jak w momencie przybycia na cmentarz. Przetarł oczy. Nie, to nie było przywidzenie. Znów zabrał się do pracy... W końcu udało mu się przywrócić porządek. Wszystkie mięśnie mu pulsowały. Cały czas jednak zastanawiał się nad tym jak to w ogóle możliwe. "Wariujesz stary" - pomyślał. W tym momencie jego uwagę przykuł grób stojący kilka metrów od niego. Stał i wpatrywał się w niego przez chwilę. Nie mógł oderwać od niego wzroku, czuł się jakby go przywoływał. Coś skłoniło go, aby podejść... Ruszył... Zanim zdążył się zorientować stał już przy nim. Chłopak widział już wiele zapuszczonych grobów, ale ten... To było coś strasznego. Spod błota nie było widać nawet do kogo nagrobek należy. Zwykle nie zwracał uwagi na zaniedbane nagrobki, a wręcz starał się ich unikać. Ale teraz był jakby w transie. Przystąpił do czyszczenia grobu. Każda minuta była dla niego jak godzina. Chciał przerwać. Ból mięśni był nie do zniesienia, ale mimo to nie przestawał, bo czuł, że musi skończyć to, co zaczął. Tak! W końcu! Udało się! Paweł upadł na ziemię tuż obok pomnika. Był zmęczony, ale szczęśliwy. Postanowił sprawdzić kto jest właścicielem tego grobu. Spojrzał na dane... Nie... To nie mogła być prawda. Spojrzał jeszcze raz. Teraz na pewno przeczytał poprawnie. Paweł Sadowski - to mógł być zwykły przypadek... Ale tam była jego data urodzenia i jego zdjęcie. "To się już stało. Zwariowałeś. Odbiło ci!" - pomyślał... Nagle zaczął się śmiać. Początkowo był to zwykły nerwowy śmiech, ale po chwili zaczął się przeradzać w coraz bardziej histeryczny. Nie mógł przestać. Tak, jak wcześniej nie mógł przestać szorować płyty nagrobkowej. Gdy tylko się uspokoił dobiegły do niego jakieś głosy - pierwszy raz odkąd przyszedł na cmentarz. Spojrzał na nagrobek, obok którego leżał przed chwilą zanosząc się od śmiechu. Znów wyglądał jakby nikt nigdy go nie czyścił... Chłopak z bezsilności i strachu skulił się obok grobu i zaczął płakać.
-Popatrz. - usłyszał nagle kobiecy głos. - Jakie to smutne.
-No... Nie da się ukryć. Taki młody, a i tak nikt o nim nie pamięta... - Paweł podniósł głowę i ujrzał dwie kobiety stojące nad grobem.
-Pomóżcie mi! Proszę! - krzyknął podnosząc się z ziemi, ale panie stojące tuż obok niego zdawały się go w ogóle nie zauważać. - Błagam was! Potrzebuję pomocy! - znów nic. Nawet nie spojrzały w jego stronę.
-Postawmy chociaż znicz. - powiedziała nagle jedna.
-Dobrze. Daj zapalniczkę. - druga z kobiet zapaliła znicz i ustawiła na zniszczonym nagrobku.
-Nie! Ja przecież żyję! Dlaczego... - ze wściekłości kopnął znicz. Jedna z pań krzyknęła.
-Jak to się mogło stać? - zapytała swoją towarzyszkę
-Nie mam pojęcia. Chodźmy stąd lepiej. - w pośpiechu opuściły cmentarz...
Następnego dnia te same kobiety znów przyszły do tego grobu.
-Widzi ksiądz... Może to głupie, ale ten znicz stał na środku nagrobka, a nagle z niego spadł... Jakby ktoś go strącił... - pierwsza z nich rozmawiała z księdzem, który im towarzyszył. Ten przykucnął przy nagrobku i poprosił o butelkę wody. Polał nią część grobu, na której widniały dane nieboszczyka i przetarł je szmatą. Po chwili był już w stanie odczytać napis. Gdy już upewnił się, że wzrok go nie myli wstał powoli i zwrócił się w stronę kobiet.
-Drogie panie. Znałem chłopaka, który tu leży. Jego rodzice byli moimi znajomymi - oni zginęli w wypadku samochodowym, a on wkrótce po tym znalazł się w zakładzie psychiatrycznym z objawami schizofrenii. 1 listopada uciekł stamtąd. Lekarze twierdzili, że cały czas mówił, że musi posprzątać grób rodziców i to było przyczyną jego ucieczki... Niestety w drodze na cmentarz, jakieś 100m od bramy potrącił go samochód...
-Mój Boże! To takie... Smutne... - powiedziała zszokowana druga z kobiet
-Tak... Bardzo smutne...
  • 10

#864

LukaWaj333.
  • Postów: 8
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

PIĘKNA


To zdarzenie miało miejsce niedawno, jeśli się nie mylę rok temu, jesienią w pewnym nieistotnym mieście.
Lecz czy to ważne?
Ważne, że ona była piękna.
Jej rodzina sprowadziła się tu latem.
Dziwne było to, że przez kilka miesięcy nikt nie widział ich córki.
Pierwszy raz zobaczyłem ją późnym latem.
Przyznam się, nie chcę ukrywać tego, pisząc ten tekst - to była miłość od pierwszego spojrzenia.
Błędem Amber było to, że nie odwzajemniła mojego uczucia.
Dawałem jej szanse, obsypywałem prezentami, zawaliłem szkołę i życie rodzinne dla mojej ukochanej.
Tylko mojej.
Mój pokój, ściany obklejone jej zdjęciami.
Możecie mnie mieć za psychopatę, mam na to wyj*bane, to była miłość.
Gdy dzień przed 'zdarzeniem' zaproponowałem jej wspólny spacer, nawet nie zwróciła na to uwagi.
Mój kot, który od tego dnia spoczywa pod drzewem, na pewno rozumiał, dlaczego pozbawiłem go życia.
Nareszcie nadszedł ten dzień.
Marzyłem o nim od miesięcy.
Amber zgodziła się przyjść do mnie.
Posprzątałem pokój, nie chciałem, aby dowiedziała się zbyt wcześnie o moich zamiarach. Chciałem jej wyznać moje uczucie.
Amber Wyglądała na zniecierpliwioną, wręcz znudzoną moim towarzystwem.
Lecz nie zniechęcało mnie to. Wiedziałem, co musi dziś usłyszeć z moich ust.
Gdy wreszcie wyznałem najdroższej moje uczucia, zaczęła zbierać się do wyjścia.
Chciałem ją zatrzymać ale to tylko pogorszyło sprawę.
Gdyby nie te pi*rdolone schody, moja Amber żyłaby dziś ze mną, w miłości.
Co dzień powtarzam jej te słowa, głaskając jej lodowate ciało.
Patrząc w jej przepiękne, zielone oczy.
Tak, są piękne.

[Tekst mojego autorstwa, pisany spontanicznie, pod wpływem impulsu.]

Użytkownik LukaWaj333 edytował ten post 31.10.2012 - 21:11

  • 1

#865

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

[Jeszcze kilka krótkich past ode mnie - są to pasty, które mają na celu być jak najkrótsze. Wszystkie tłumaczone.]

WIZYTA
Jego żona zawsze miała mocny sen, ale jakoś codziennie dawała radę wstać w środku nocy i wyprowadzić psa. Nie wiedział, jak to robiła, ale nie zastanawiał się nad tym długo – uznał, że to naturalny odruch.
Pewnej nocy obudziło go pukanie do drzwi. Żona, śpiąca obok niego nie obudziła się. Zdecydował się jej nie przeszkadzać we śnie, po cichu wstał z łóżka i zszedł na dół.
Otworzył drzwi i zamarł zdezorientowany. Zobaczył swoją żonę przed drzwiami, ich pies przy jej nodze.
- Dlaczego zamknąłeś mnie na zewnątrz? – zapytała żona, kiedy usłyszał, jak ktoś podnosi się z łóżka na górze.

CZAS KARMIENIA
- Dziecko płacze – powiedziała do mnie żona.
Zszedłem z łóżka i poszedłem do pokoju dziecka, potykając się po drodze w ciemności. Słyszałem żałosne szlochanie dochodzące z ciemnego pokoiku. „Smoczek,” pomyślałem po omacku go szukając. Kiedy go znalazłem i podałem córeczce, przestała płakać.
- Przynieś ją tutaj, to i tak jest czas karmienia – usłyszałem krzyk mojej żony, kiedy już byłem na korytarzu.
Westchnąłem i wróciłem się do pokoiku. Po omacku odszukałem dziecko w kołysce. Córcia zachichotała słodko, kiedy ją podniosłem. Ostrożnie wyszedłem z pokoju (nie zapalałem światła), nie chciałem jej upuścić i przygnieść.
Przekazałem córeczkę żonie i wróciłem do łóżka, aby ekspresowo zasnąć.
Obudziłem się cały mokry – ohyda. Delikatne światło wpadało do sypialni przez okno. Usiadłem na łóżku i podniosłem kołdrę. Wszystko było mokre od krwi. Najwięcej zobaczyłem jej po stronie żony. Strużka krwi prowadziła do szafy. Jej drzwi były lekko uchylone i słyszałem wesołe chichotanie dochodzące z niej. Z pokoju dziecka, dochodził płacz mojej córeczki...

SAMOTNOŚĆ
Shaun położył się do łóżka. Sam, ze złamanym sercem. Pogrzeb jego żony odbył się tego ranka, zasnął patrząc się na puste miejsce obok siebie.
Obudził go cichy szept:
- Mówiłeś, że zawsze będziemy razem!
Otworzył szeroko oczy, kiedy rozpoznał głos swojej żony i poczuł jej zimną rękę na ramieniu. Chciał usiąść, ale powstrzymało go wieko trumny.

NIGDY NIE SKŁAMAŁEM
Jej matka wróciła do moich myśli z impetem. Moja córka mi o niej przypomniała, grzebiąc w kartonach i wyciągając z nich obrazy. Poczułem gęsią skórkę na moim ciele, ale wiedziałem, że to tylko mój mózg przedziera się przez dawne wspomnienia i uczucia, o których chciałem zapomnieć.
Moja córka właśnie skończyła szkołę. Pomagałem jej pakować się na studia – była taka podekscytowana – kiedy natrafiła na karton ze swoimi starymi malunkami. Jej matka była malarką, i obie spędzały godziny malując. Nawet wtedy, kiedy córka była na tyle mała, że używała do malowania swoich paluszków. Miała wielki talent i zawsze mówiła, że ręką jej matki kierują anioły.
- Tato, pamiętasz ten obraz? – uśmiechnęła się córka. Przedstawiał on jezioro, namalowane przez sześciolatkę. – Namalowałam go zaraz po...
Po śmierci jej matki. Było jej wtedy tak smutno.
- Pamiętam, co mi wtedy powiedziałeś. Że moja mama zawsze będzie przy mnie. Że mam pilnować tych obrazów, a ona zawsze będzie obok. Pamiętasz? – uśmiechnęła się na to wspomnienie, jej oczy się zaszkliły.
Zatrzymałem krew. Mnóstwo krwi w słoikach. Dolewałem po trochę do farb przez lata. Lata! Nigdy tego nie zauważyła. Jak niby miała to zrobić? Powiedziałem jej, że jej matka zawsze będzie przy niej. I nigdy nie skłamałem.


NIC TAM NIE BYŁO
Kiedy leżał na łóżku, z całych sił starał się zignorować serię gwałtownych trzasków i uderzeń dochodzących z ogródka.
Ostatecznie jego ciekawość zwyciężyła i ostrożnie podszedł do okna. Wyjrzał przez nie, ale nic nie zobaczył.
Drzewa, trawa, droga, świat... wszystko zniknęło. Nic tam nie było.

NIEZNAJOMY
Zabrał nóż z kuchni i po cichu przeszukiwał dom. Musiał się dowiedzieć, co powodowało hałasy, które niszczyły mu życie. Wszystkie te krzyki i jęki doprowadzały go do szaleństwa.
Do sprawdzenia została mu już tylko piwnica. Poczuł dochodzący z niej zapach zgnilizny. Zawahał się na moment, zanim zapalił światło. Widok martwych ciał przybitych do ścian zmroził go. Przerażony odwrócił się by uciekać na górę, kiedy zobaczył nieznajomego mężczyznę patrzącego na niego przez okno w piwnicy. Mężczyznę z potarganymi włosami, nieogolonego, o szalonych oczach, ubranego w podarte ubrania umazane krwią. Czując gulę w gardle, zamachnął się nożem i uderzył nim w nieznajomego.
Wtedy zdał sobie sprawę, że uderzył w lustro.
  • 16

#866

LukaWaj333.
  • Postów: 8
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

NIE BYŁO MU TO DANE.

Po serii morderstw młodych kobiet, popełnionych przez nieuchwytnego psychopatę,
Detektyw Degree, prowadzący sprawę, postanowił wyjechać z miasta.
Nie oszukujmy się, Detektyw nie rozwiązał ani jednej zagadki, nawet zaginięcia swojej córki, której ciała nigdy nie odnaleziono.
Psychopata zostawiał po sobie tylko poćwiartowane ciała kobiet i listy, w których opisywał bardzo szczegółowo swoje zbrodnie.
Tym razem sprawa przerosła Detektywa.
Postanowił uciec od swojego dawnego życia, rozpocząć je na nowo.
Wyjechał w nieistotne miejsce na północy kraju.
Wprowadził się do starego domu przy lesie, miejsca wydającego się za bezpieczne.
Jednak wspomnienia dawały o sobie znać, Degree nie mógł zmrużyć oka bez konkretnej dawki alkoholu.
Zdjęcia, listy psychopaty opisującego swoje zbrodnie, teraz wydawały się Detektywowi jak wspomnienia z całego życia, jakby nic innego nie pamiętał.
Pewnego dnia zobaczył, że w jego skrzynce na pocztę jest list.
Nic w tym dziwnego, oprócz tego, że dopiero się tu wprowadził i przypuszczał, że nikt nie zna tego adresu.
List nie miał nadawcy, widniał na nim tylko adres Detektywa.
Wziął list, usiadł przy stole w kuchni, rozpakował go i zaczął czytać.
Z treści listu praktycznie nic nie wynikało. Był tylko napis:
,,9100 Wilshire Blvd.,
Suite 700 West
Suddenly Hill, TX 90212.’’
Rozmyślał dwa dni, zanim zdecydował się wsiąść do starego Forda i udać się pod podany adres.
Budynek znajdował się około 30 mil od zacisznego domu Detektywa, więc dojechał tam dopiero późnym popołudniem.
Gdy wreszcie dojechał pod wskazany adres, otworzył drzwi, pierwszym odczuciem była lodowata bryza wiejąca z wewnątrz wprost na twarz Detektywa.
Degree wrócił się do samochodu po stary rewolwer, w końcu nie wiedział, co go tam czeka.
Wszedł, zamykając za sobą skrzypiące drzwi.
Wnętrze urządzone było w stylu taniego Motelu, w którym można przenocować.
Meble pochodziły z lat 70. a ściany miały kiczowaty, jasnoróżowy kolor.
I tak, rozglądając się po domu, zauważył metalowe drzwi, prawdopodobnie prowadzące do piwnicy.
Drzwi otworzyły się, tak jakby czekały już dawno na Detektywa.
Tym razem Degree poczuł zapach zwęglonego ciała, tak okropny, że wyciągnął z kieszeni spodni chustę i oddychał przez nią, łagodzącym tym tylko trochę wstrętny odór.
Powoli schodził po schodach, ponieważ widział tylko małe, czerwone światełko około 3-5 metrów od niego.
Drzwi z hukiem zamknęły się za Detektywem ale nie wzbudziło to w nim strachu.
Jedna ze ścian pomieszczenia, oświetlana czerwonym światełkiem wyglądała na nadpaloną, jakby niedawno wybuchł tu pożar.
Degree czuł, że chodzi po kałużach jakiejś cieczy, prawdopodobnie krwi.
Teraz Detektyw domyślił się gdzie jest.
Znalazł się w jamie lwa, tajemnej kryjówce znanego mu psychopaty.
Domyślił się, spoglądając na znak na zwęglonej ścianie taki, jakim zabójca naznaczał każdy swój list.
Nareszcie był na końcu pomieszczenia, tuż przy czerwonym światełku.
Zorientował się, że to chłodnia, ponieważ dochodziły z niej odgłosy podobne do tych, jakie wydaje lodówka.
Odważnie, bez chwili namysłu szarpnął za dźwignię otwierającą chłodnię.
Jasne światło na chwilę go oślepiło ale zaraz odzyskał sprawność widzenia.
W chłodni stało tylko łóżko, a na nim spoczywało coś, przykryte białą tkaniną.
Z doświadczenia Detektyw domyślił się, że jest to ciało.
Degree podszedł powoli do łóżka.
Jakim było to zaskoczeniem, gdy zobaczył rękę wystającą spod tkaniny rękę z bransoletką, którą jego córka miała w dniu zaginięcia.
Detektywowi zeszkliły się oczy.
Przez cały czas wierzył, że odnajdzie córkę żywą.
Przeliczył się.
Wyciągnął rękę, by odsłonić tkaninę i spojrzeć na córkę ostatni raz.
Ale nie było mu to dane, pomyślał w ostatniej chwili swego życia, czując wbijające się w jego szyję lodowate ostrze.

[Tekst mojego autorstwa.]
  • 0

#867

LukaWaj333.
  • Postów: 8
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

MAŁA BALETNICA

- Mamo, pospieszmy się! - powiedziała dziewczynka do swojej mamy szykującej się na szkolne przedstawienie swojego dziecka. - Jeszcze chwilkę, Alice, jeśli się nudzisz, poszukaj kluczyków od samochodu. - powiedziała Matka, ubierając swoją czarną, wyjściową suknię. - Znalazłam Mamusiu! Możemy już wychodzić.
Przez całą drogę Alice opowiadała Mamie jak zamierza tańczyć, jak się ubierze, i że cały czas będzie patrzeć na nią. Nic miało tego nie zmienić. Nawet pijany kierowca ciężarówki, pozbawiający życia dwóch istot. A miała być baletnicą.

[Tekst mojego autorstwa, inspirowany jednym z wielu podobnych zdarzeń.]

Użytkownik LukaWaj333 edytował ten post 01.11.2012 - 18:39

  • -3

#868

damian666.
  • Postów: 1
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Dzień Pierwszy

Przez ostatnie 2 godziny czuje się jak by mój pies ciągle na mnie patrzył.
Robi tak wiele razy, zdążyłem sie już przyzwyczaić.

Dziwne, zazwyczaj obserwował mnie przez góra godzine a potem nudziło mu się.
Teraz jest inaczej, robi to godzinami, wpatruje sie we mnię.


Naszczęście dał mi spokój o 6 rano.


Dzień Drugi

Siedzie na komputerze do 19, wracam z łazienki ...
położyłem się o 19.30 {mniej więcej} Wszystkie światła zgaszone, oprócz jednego, przed sobą widze coś jaskrawego, zorientowałem, się że to oczy mojego psa, który poraz kolejny stoi i wpatruje sie we mnie przez następne kilka godzin.


Dzień Trzeci

Jest godzina 23, mam tego dosyć, odwracam się od ściany i widze przed sobą jego pysk, może jakieś 10 cm od mojej twarzy, przestraszyło mnie to, Jego oczy źle zgrywały się w ciemności, były zbyt białe jak na ciemność panującą w pokoju.
Nie zastnawiałem się nad tym, powinienem go wypłoszyć, lecz wiem że nic by to nie dało, odwróciłem się do ściany, jednak po sekundach coś mnie oświeciło.

Byłem totalnie przerażony, po tym co uświadomiłem se w preciągu kilku sekund : Pies nie ma białych oczu jak człowiek, Żadne oczy nie są tak jasne przy panującym mroku. Przecież zapomniałem że mój pies nieżyje od środy.

Użytkownik damian666 edytował ten post 04.11.2012 - 15:09

  • -2

#869

bloody alice.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pierwsza część mojego tłumaczenia dłuższej pasty. Jutro pojawi się druga.
Mam nadzieję, że Was zainteresuje. :)
Z góry przepraszam za ewentualne błędy.

THE SHRIEKING WOMAN*
(po polsku "Wrzeszcząca kobieta"- według mnie polskie tłumaczenie nie jest zachęcające, dlatego zostawię tytuł anglojęzyczny)

Ta historia przydarzyła się mi kilka lat temu. Niewiele osób ją poznało, ale ci, którym ją opowiedziałem, z miejsca mnie odprawili. Dlatego teraz chcę zamieścić ją tu, w internecie. Z pewnością większość osób, która przeczyta moją relację, nie uwierzy mi. Jednak nadal mam nadzieję, że ktoś z was weźmie to na serio. Być może ktoś z was przeżył coś podobnego. W każdym razie, koniec gadania. Oto moja historia.
Dorastałem w małym mieście w Restigouche County, New Brunswick. Dla tych, którzy nie wiedzą: to chłodny, górzysty rejon Kanady, słynny z pięknych lasów i rzek. Z całą pewnością zasługuje na sławę; wzgórza, wspaniałe wybrzeża i bujne lasy sprawiają, że w wakacje można się tam świetnie bawić. Jednak z powodu swojego geograficznego położenia, jest tam zimno już we wczesnej jesieni, w czasie której rozgrywa się akcja wydarzenia, o którym opowiem. Jak już mówiłem, dorastałem w małym, przyjaznym mieście, gdzie nie było wiele „nawiedzonych domów“ czy miejskich legend. Ale w następnym mieście, kilka mil dalej, była stara, wiktoriańska posiadłość, o której mówiono, że jest opętana przez ducha kobiety. Zawsze opowiadano mi tą historię w dzieciństwie, ale koło 12 roku życia przestałem wierzyć w duchy i inne bzdury. Jednak nie o tym miałem mówić; powinienem opowiedzieć legendę w sposób, jaki była opowiadana w moim mieście.
Duch był znany lokalnym dzieciom jako „Stara babcia“ albo „Wrzeszcząca kobietą“. Ludzie, którzy uważali to za głupie gadanie, nazywali ją lekceważąco „Krzyczącą babunią“, potrząsając głową na głupich ludzi, którzy w nią wierzyli. Szczegóły historii są inne, w zależności od osoby, którą spytacie, ale to jest najbardziej powszechna wersja: pewnej XIX wiecznej zimy była lokalna epidemia zapalenia płuc. Panowały też inne choroby, takie jak przeziębienia i grypy. Był zimny, śnieży rok, wszyscy siedzieli w domach- były to idealne warunki do rozprzestrzeniania się choroby. Dodając do tego kiepską higienę i prymitywną medycynę tamtejszych czasów, nie należy się dziwić, dlaczego tyle ludzi chorowało. Miejscowy lekarz- jeden jedyny- był zajęty leczeniem zarażonych, jednocześnie starał się powstrzymywać rozprzestrzenianie się choroby. Poszedł do dużego domu na obrzeżach miasta, przedzierając się przez zaspy śniegu i lodowaty wiatr, aby sprawdzić rodzinę, która tam mieszkała.
Historia tej rodziny była tragiczna- właściciel domu zmarł kilka lat wcześniej z nieznanego ówczesnej medycynie powodu. Jego żona, zrozpaczona po nagłej stracie ukochanego, uciekła do Ameryki w nadziei na rozpoczęcie nowego życia, pozostawiając trójkę małych dzieci pod opięką swojej matki. Ostatni raz widziano ją pijaną, zamieszkującą slamsy jakiegoś amerykańskiego miasta, choć nie wiadomo dokładnie którego. Muszę podkreślić, że szczegóły tej opowieści są ciężkie do zweryfikowania. Ja jedynie opowiadam historię, którą słyszałem w dzieciństwie. W każdym razie, w czasie epidemii zapalenia płuc, trójka dzieci była pod opieką babci, uprzejmej starszej kobiety, która robiła wszystko, aby utrzymać swoją rodzinę. Kiedy odwiedził ich miejscowy lekarz, nie wykrył żadnych objaw choroby. Wyjaśnił, że ze względu na wysoką zachorowalność w mieście i problem z dotarciem do ich odosobnionego domu w czasie tak okropnej pogody, nie wróci tu przez co najmniej tydzień. Lekarz był zadowolony, że rodzina była zdrowa i dopóki zostawali w domu, dopóty nie mogli zarazić się żadną chorobą.
Oczywiście lekarz zlekceważył fakt, iż mógł przenieść czynniki chorobotwórcze od pacjentów z miasta do tej rodziny. Nawet jeśli doktor sam nie zachorował, to musiał być zarażony jakimś rodzajem bakterii lub wirusa, gdy odwiedzał rodzinę w ten zimny, posępny dzień. Przez następny tydzień (w czasie którego codziennie padał śnieg) bez przerwy leczył chorych i umierających. Zima ta była jedną z najcięższych zarejestrowanych w historii. Mimo to, doktor dotrzymał słowa i gdy tylko mógł, ponownie odwiedził dom, w którym mieszkała babcia z trójką wnuków. Gdy dotarł na miejsce, zapukał do drzwi. Kiedy nie spotkał się z żadną odpowiedzią, zapukał ponownie i zawołał kobietę. Nadal nikt mu nie odpowiadał, więc sam wszedł do domu. Nie wiem, czy drzwi były zamknięte, w każdym bądź razie w jakiś sposób się tam dostał. To, co zastał w domu, było okropne.
Najpierw przeszedł przez kuchnię, gdzie leżały brudne naczynia i stare, porozrzucane wszędzie jedzenie. Meble były w rozsypce. Bardzo zaniepokojony, udał się do jadalni, gdzie zaniemówił: tam, w swoim ulubionym bujanym fotelu, siedziała ta sama uprzejma starsza kobieta, lecz teraz wyglądała zupełnie inaczej. Jej ciało pokryte było pęcherzami i torbielami, a skóra nabrała jasnoszarego koloru. Oczy były opuchnięte i szkliste, a nozdrza rozszerzone. Jednak najbardziej niepokojące były jej usta. Dolna szczęka wisiała pod niewiarygodnym kątem. Nieliczne pozostałe zęby, pożółkłe i zużyte, wisiały na jej obecnie niebieskawych i wysuszonych dziąsłach. Lekarz dotknął jej ręki. Była zamarznięta. Musiała poważnie zachorować i odejść, a gdy nie było komu rozpalać w piecu, dom stał się lodowaty, przez co zamarzło jej podziurawione przez chorobę ciało. Lekarz wstał i pobiegł na schody wołając dzieci. Wpadł do pokoju dziecinnego, gdzie znalazł dwa niebieskawe, nieruchome ciała. Zaczął płakać, jednak miał cichą nadzieję, że uda mu się uratować choć jedno dziecko. Jak wielkiej doznał ulgi, gdy odkrył, że dziecko wciąż się rusza. Było odmrożone i chore, ale nadal żyło. Jego siostra miała mniej szczęścia: zamarzła prawie tak strasznie jak jej babcia. Trzeciego dziecka nigdzie nie było. Przypuszcza się, że próbowało pójść po pomoc w czasie zamieci i zamarzło na śmierć, lecz nie jest to pewne, bo jego ciało nigdy nie zostało odnalezione. Ocalały chłopiec stracił pamięć i nie wiedział co stało się z jego bratem. Ten szczęściarz wrócił do zdrowia i został adoptowany przez lekarza, który czuł się winny śmierci małej rodziny. W starym domu nikt więcej nie zamieszkał.
W każdym razie, to jest historia, którą słyszałem w dzieciństwie. Teraz opowiem moje własne przeżycia z „Wrzeszczącą kobietą“.

Użytkownik bloody alice edytował ten post 05.11.2012 - 22:15

  • 9

#870

bloody alice.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

THE SHRIEKING WOMAN
część 2

Jak już wcześniej wspomniałem, przestałem wierzyć w duchy (także w tego konkretnego), gdy miałem jakieś 12 lat. Lecz później, będąc nastolatkiem, przejawiałem fascynację okultyzmem i zjawiskami paranormalnymi. Nadal nie wierzę w większość z nich, ale jak wielu ludzi, lubię się bać. Uwielbiam ten przeszywający dreszcz, gdy czytam dobrą straszną historię. Niestety, nikt z moich znajomych nie podzielał moich zainteresowań. Musicie wiedzieć, że wiara w te „bajki“ była oznaką słabości i mimo, iż moje miasto było przyjazne, to niektóre łobuzy mogły drwić lub pobić tych, którzy im się nie podobali. Moje zainteresowanie duchami i strasznymi historiami robiło ze mnie wyrzutka. Jednak wydaje mi się, że dupków nigdzie nie brakuje; ludzie będą gnębić tych, którzy są inni. Nie przeszkadzały mi za bardzo drwiny, lecz fakt, iż nikt nie chciał uczestniczyć ze mną w odwiedzaniu „nawiedzonych“ domów był zniechęcający. Niemniej jednak, kiedy miałem 16 lat, zdecydowałem pojechać autobusem do miasta, gdzie znajdywał się ten rzekomo nawiedzony dom.

Wiem, że się powtarzam, ale muszę szczerzę przyznać, że nie wierzę w duchy. Całe życie byłem sceptykiem. Mimo to, zawsze lubiłem zwiedzać przerażające, opuszczone domy, a jakaś część mnie chciała odnaleźć dowody na istnienie zjawisk nadprzyrodzonych. Zapewne dzisiejsza młodzież nazwałaby to eksploracją miejską. Było to połączeniem tego i bez entuzjazmowego poszukiwania duchów. W każdym bądź razie, była to moja pierwsza wyprawa poza najbliższe mi tereny. Po 30 minutach bus dojechał na miejsce. Gdy wyszedłem, nie prosiłem nikogo o wskazówki. Znałem nazwę ulicy, przy której znajdywał się ten dom, w końcu tą historię słyszałem setki razy. Było to na końcu Birchwood Lane.
Gdy przeszedłem przez główny plac miasta- nazywacie to centrum, w miastach nie tak małych i słabo zaludnionych- zobaczyłem znak z napisem „Birchwood Lane“. Idąc we wskazanym kierunku, przeszedłem obok kilku rzędów nowych domów, później obok starszych budynków i nagle zorientowałem się, że dalsza droga prowadzi do lasu. Na skraju lasu, droga, która została poprowadzona do tego miejsca, nie była już asfaltowa, lecz żwirowa. Westchnąłem i przyspieszyłem. Miałem ze sobą latarkę, ale nie była mi ona potrzebna, dopóki słońce jeszcze całkowicie nie zaszło. Z każdym krokiem droga stawała się coraz bardziej nierówna, a zachodzące słońce i coraz gęstsze liście osłaniały wąską ścieżkę w ciemności. Zanim wyciągnąłem latarkę, drzewa znów się zwężyły i ujrzałem przed sobą duży, zniszczony dwupiętrowy dom. Muszę przyznać, że w tym momencie byłem trochę zlękniony, lecz było już za późno, żeby się zawracać. Przeszedłem przez zarośnięty trawnik, porośnięty nie tylko trawą, ale też krzewami i młodymi drzewami. Czym bliżej domu byłem, tym lepiej go widziałem. Do domu prowadziły pojedyncze drzwi wypadające z zawiasów. Pozostałości z tego, co kiedyś było zapewne gankiem, były teraz zgniłe. Mały daszek znajdujący się ponad drzwiami był teraz niebezpiecznie zgięty. Wyglądało na to, że w każdej chwili mógł się załamać. Tylko jeden z filarów, które miały go podtrzymywać, wciąż stał. Farba z zewnętrznej strony domu prawie całkowicie opadła, a resztki, które pozostały, były mocno popękane. Większość okien była powybijana, a tylko jedno zostało zabite deskami. Dom z pewnością wyglądał staro, ale nie tak, jakby był opuszczony przez 200 lat. Myślę, że ktoś musiał utrzymywać dom w ładzie po śmierci kobiety, został on zaniedbany dopiero jakiś czas później.

Gdy podszedłem do drzwi i wspiąłem się nad resztkami werandy, poczułem nieprzyjemny dreszcz. Nieraz się już bałem, ale ten strach był inny. To było coś więcej niż strach. To było uczucie, że nie jestem tu mile widziany. Odpędziłem od siebie tę myśl i pchnąłem obite drewnem drzwi. Gdy nic to nie dało, kilkakrotnie próbowałem znowu, za każdym razem mocniej, aż w końcu usłyszałem głośny trzask rozpadających się zawiasów. Drzwi przechyliły się i spadły na ziemię. Musiałem odskoczyć, żeby nie spadły na mnie. Strzepnąłem z siebie kurz i wdrapałem się do środka.

Słońce całkowicie już zaszło, przez co musiałem być maksymalnie ostrożny, aby nie wpaść w jakąś z dziur na podłodze. Zapaliłem latarkę i poświeciłem na swoje nogi. Byłem w jakimś dużym korytarzu, który rozchodził się w kilku kierunkach. Na końcu były schody. Szedłem wzdłuż korytarza i przyglądałem się mijanym pomieszczeniom. Ciężko było powiedzieć, do czego miały one kiedyś służyć; wszystkie były teraz tylko kupą drewnianych belek, starych śmieci i kawałkami ścian walających się po podłodze. Wszędzie czuć było zapach pleśni. Kilka książek, zniszczonych i niemożliwych do zidentyfikowania, stało na półce w jednym pokoju. Na podłodze walało się kilka rozbitych słoików. Powoli podszedłem do schodów i zacząłem na nie wchodzić. Bałem się, że tak stare schody mogą nie utrzymać mojego ciężaru i zawalić się. Ostrożnie dotarłem na ich szczyt i rozejrzałem się wokół. Drugie piętro wyglądało niemalże identycznie jak pierwsze, z tym, że było bardziej nierówne. Nie pocieszyło mnie to zbytnio, ponieważ wiedziałem, że w każdej chwili podłoga może się pode mną zawalić, a wtedy spadnę 9 stóp w dół, na stertę gruzu na pierwszym piętrze. Ale co mogę powiedzieć? Byłem tylko głupim, odważnym dzieciakiem. Wizja poddania się i powrotu do domu była gorsza niż ryzyko utraty zdrowia. To zabawne, w jaki sposób myśli czasem młodzież.

Wszedłem do łazienki. Wyglądała bardzo staromodnie. To może brzmieć dziwnie, biorąc pod uwagę fakt, że cały dom tak wyglądał, ale widok przestarzałych rur, archaicznych toalet i wanny na małych, ozdobnych nóżkach był bardzo osobliwy. Byłem trochę zmieszany, gdy zajrzałem do wanny i ujrzałem stare, czerwonawe plamy. Pierwszą myślą, jaka wpadła mi do głowy, to „krew“. Zaśmiałem się, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie tylko rdza.

Następny pokój, do którego wszedłem, był naprawdę niepokojący. Natychmiast rozpoznałem w nim pokój dziecięcy z opowieści. Stały tam dwa małe łóżka i koja. Z jakiegoś powodu dziecięce łóżka leżały przykryte spleśniałymi, zjedzonymi przez mole kocami. Pomyślałem, że ostatni dozorca domu zostawił to w takim stanie i wydało mi się to odrobinę przerażające. Wyglądało to tak, jakby ktoś dosłownie kilka godzin wcześniej pościelił łóżka dla dzieci. Za to koja nie była niczym przykryta.

Jeśli do tej pory wydaje wam się, że byłem bardzo odważny, to mylicie się. Muszę przyznać, że byłem przerażony. Uczucie, że nie jestem tu mile widziany nadal mnie nie opuściło; raczej potęgowało się wraz z dalszym zwiedzaniem domu. Czym dalej byłem od drzwi, tym mocniej biło moje serce. Ale jak już mówiłem, byłem zdeterminowany, by nie stchórzyć i zostać w domu. Uspokoiłem się i zwalczyłem chęć ucieczki. Patrząc na to z perspektywy czasu, nie powinienem jednak tego robić.

Na górze nie było nic szczególnie interesującego, wszystkie pozostałe sypialnie stały puste. Meble zostały wyniesione lata temu. Spędziłem tam jakieś 20 minut, zanim ponownie ostrożnie udałem się na dół. Wtedy zorientowałem się, że nie widziałem wszystkich pokoi na pierwszym piętrze, ponieważ bardziej interesował mnie pokój dziecięcy. Naprawdę czułem, że powinienem już iść, ale jakaś uparta część mojego umysłu mnie zatrzymała. Przeszedłem przez kilka małych pomieszczeń, gdzie nie znalazłem nic ciekawego.
Lecz wtedy, w ostatnim z niesprawdzonych pokoi, ujrzałem ją.

Nadal ciężko jest mi o tym myśleć. To wspomnienie jest wciąż żywe. Przez 6 ostatnich lat próbowałem zapomnieć o tym, co widziałem tamtej nocy, a teraz znów to przywołuję. Ten obraz nadal nie wyblakł w mojej pamięci. Kurwa. Dobrze, zrobię to.
Przeszedłem przez korytarz do nowego pokoju i gdy światło mojej latarki podświetliło belkę na ścianie, ujrzałem jej twarz. Twarz martwej babci. Przysięgam wam to. Pojawiła się tylko na ułamki sekund, lecz była tak wyraźna, że wiem, iż nie mogło mi się to przewidzieć. Jej skóra była marmurowo szara, miejscami wpadająca w czerń. Każdy centymetr jej ciała pokryty był przez zmarszczki i pęknięcia. Oczy, które wyszły na wierzch, były idealnie białe. Dolna szczęka wisiała luzem, ale nie w sposób, jaki widziałem to wcześniej. Wyglądało to, jakby jej szczęka została zwichnięta lub wręcz wyłamana. Kilka małych, wyszczerbionych zębów trzymało się na jej rozwartej paszczy, a między nimi widniał opuchnięty język. Białe, zmatowione włosy przylegały do jej głowy. Jej wyraz twarzy wyrażał uczucie, które mogę opisać jedynie jako desperację, tak, jakby prosiła o wybawienie od swojego okropnego losu.

Przyjrzałem się dobrze jej twarzy, ale dostrzegłem także górną część jej ciała i nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że ściskała coś w swoich pooranych zmarszczkami dłoniach. Zawiniątko. Wielkości małego dziecka.
Gdy tylko ją ujrzałem, wrzasnąłem. Głośniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Znacie uczucie czystego, niczym nieograniczonego, wszechogarniającego strachu? Strachu wprawiającego w odrętwienie, jednocześnie sprawiającego, że jesteście świadomi wszystkiego, co się wokół was dzieje? Część z was będzie wiedziała, o czym mówię. Upuściłem latarkę i wybiegłem. Biegłem przez dom w kompletnych ciemnościach. Kilkakrotnie potykałem się i uderzałem o ościeżnice, lecz nawet w totalnej panice znałem drogę ucieczki- po 10 sekundach byłem już na zewnątrz. Po prostu nie przestawałem biec, wtedy już we wspomagającym świetle księżyca. Nie jestem do końca pewien kiedy się zatrzymałem, ale po chwili, gdy zobaczyłem krańce miasta, zacząłem szlochać. Pobiegłem do pierwszego domu z zapalonymi światłami i zacząłem walić do drzwi. Otworzył mi oszołomiony mężczyzna; wpuścił mnie do domu, a ja wbiegłem, o mało nie padając na podłogę ze zmęczenia. Kiedy nabrałem tchu i byłem w stanie cokolwiek powiedzieć, poprosiłem mężczyznę o skorzystanie z telefonu. Nadal nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi, ale pozwolił mi zadzwonić z kuchni. Do domu wróciłem z ojcem. Mimo, iż wciąż wypytywał mnie o to, co się stało, dopiero po dwóch tygodniach byłem w stanie cokolwiek mu opowiedzieć. Był zły, że włamałem się do opuszczonego domu i do dziś nie wierzy, że zobaczyłem „Wrzeszczącą kobietę“. W końcu ja na jego miejscu też bym nie uwierzył.

Dopiero po kilku miesiącach byłem w stanie spokojnie przespać noc, ale do dziś mam koszmary o martwej, paskudnej twarzy gapiącej się na mnie w ciemnościach. I mimo, iż wtedy nie wydała żadnego dźwięku, w moich koszmarach krzyczy i płacze. Mówią, że wspomnienia o ważnych lub traumatycznych przeżyciach są o wiele żywsze niż te dotyczące codzienności. Myślę, że to prawda. Będę pamiętać tą twarz do końca moich dni.

Nie winię was, jeśli mi nie wierzycie. Ale nie jestem jedynym, który ją widział. Są i inni pechowi ludzie, którzy odwiedzili jej dom w nocy. Słyszałem plotkę, że ktoś zrobił jej zdjęcie, które krąży gdzieś po internecie. Nic mi o tym nie wiadomo, ale przecież go nie szukałem. Już nigdy nie chcę ujrzeć „Wrzeszczącej kobiety“.

http://alexwaterhous...ilia-748648.jpg

Użytkownik bloody alice edytował ten post 06.11.2012 - 20:05

  • 7


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych