Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#871

thedomiist.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Jest późny wieczór. Z kubkiem gorącej herbaty wpatruje się w białe, okrąglutkie śnieżynki tańczące za oknem. Mała lampka, zaświecona w kącie pokoju, łagodnie oświeca ciemność. Dochodzi północ. Przed oczyma wciąż mam wydarzenia z ubiegłego wieczoru. Boję się. Aż trudno mi pojąć, że to się wydarzyło.
Zaczęło się niewinnie. Siedzieliśmy w parku, nocą, trzymając się za ręce. Zaczęliśmy się całować. On delikatnie muskał moją szyję. W blasku księżyca wyglądał cudownie. Byłam szczęśliwa, że z nim jestem. W końcu to satanista. Czułam się wyjątkowa. Tej nocy oznajmił mi, że chce podpisać pakt z szatanem. Przeraziło mnie to, ale zarazem zafascynowało. Miał już przygotowaną kartkę z jakimś tekstem w dziwnym języku. Sięgnął po scyzoryk i delikatnie przeciął ostrzem swój przegub. Krew powoli zaczęła się sączyć. Przyłożył rękę do tego papieru. Pojawiła się bordowa plama. W tym momencie wybiła północ. Z mroku wyłoniła się czarna postać. Zamarłam. To coś było ogromne. Zaczęło mówić, lecz nie byłam w stanie nic zrozumieć. Za to mój chłopak wydawał się pochłaniać każde jego słowo. Postać powoli podeszła do niego i przebiła kłami jego tchawicę. Łzy spływały mi po policzku. Zaczęłam biec. Uciekłam.
Wiem, że będę następna, byłam świadkiem, nikt kto o tym wie nie ma prawa żyć. Za minutę wybije północ. Ktoś jest w domu. Słyszę kroki. Pamiętajcie, żeby…
  • -9

#872

Tripster.
  • Postów: 48
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Stacja Kisaragi

Historia z 2chana z 2004 roku wysłana gdzieś w temacie "Wysyłajcie dziwne zdarzenia wokół was: Temat 26". Autor był najpierw anonimowy, ale zaczął dołączać swoje imię później.

Dla Twojej informacji: #??? i Hasumi oznaczają posty twórcy tematu, #2ch oznacza post wykonany przez jakiegokolwiek innego użytkownika 2chanu, nie są wszyscy tą samą osobą.

#???
To może być tylko złudzenie... Czy mogę je opisać tak czy siak?

#2ch
Dawaj.

#2ch
Co się dzieje?

#???
Jadę tym samym pociągiem już jakąś chwilę, coś wydaje się dziwne...

#2ch
Hmm?

#???
Zawsze jadę tym pociągiem do pracy. Ale nie zatrzymał się on już przez jakieś 20 minut. Zwykle jedzie się 5 minut, 7 albo 8 maksymalnie. Jest 5 innych pasażerów, ale wszyscy śpią...

#2ch
Czy nie wziąłeś przypadkiem pociągu ekspresowego?

#2ch
Czy ten pociąg jedzie szybko?

#???
Możliwe, że przegapiłem moją stację. Zaczekam jeszcze trochę. Jeśli coś dziwnego się zdarzy napiszę to tutaj.

#2ch
Może pójdź do wagonu na końcu i porozmawiaj z konduktorem?

#2ch
Byłoby bardzo źle, jeśli prowadzący pociąg miał jakiś atak, albo coś. Lepiej sprawdź, co u konduktora!

#???
Nadal się nie zatrzymujemy więc okej, sprawdzę co u nich.

#???
Są jakieś zasłony czy coś zasłaniające okno, więc nie mogę zobaczyć konduktora ani prowadzącego. Jadę linią prywatną w Shizouka.

#2ch
Zapukaj w okno?

#Hasumi
Próbowałem, nikt nie odpowiada.

#2ch
Możesz popatrzeć przez okno na zewnątrz? Nazwy stacji itd.

#Hasumi
Wyjechaliśmy z tunelu, więc trochę zwalniamy. Nie ma tu zwykle żadnych tunelów... To jest pociąg z Shin do Hamamatsu.

#Hasumi
Wygląda na to, że w końcu się zatrzymujemy...

#2ch
Nie chcesz tam wysiąść, prawda?

#Hasumi
Zatrzymaliśmy się na stacji Kisaragi. Zastanawiam się, czy nie powinienem wysiąść. Nigdy nie słyszałem o tym miejscu.

#2ch
Wysiądź, sprawdź to!

#2ch
Nie, zostań do ostatniej stacji

#2ch
Cóż, prawdopodobnie to koniec linii...

#2ch
Kiedy wsiadłeś do pociągu?

#Hasumi
Wysiadłem. Stacja jest opuszczona. Myślę, że wsiadłem do pociągu około 23.40...

#2ch
Nie mogę znaleźć żadnych informacji na temat stacji Kisaragi...
I Hasumi, twój pociąg jechał ponad godzinę? Cóż, to na prawdę dziwne...

#2ch
Tak, nie ma żadnych informacji o Kisaragi.

#Hasumi
Szukam rozkładu żeby wrócić, ale nie mogę go znaleźć. Pociąg jeszcze stoi, mogę do niego wsiąść... Cóż, odjechał kiedy to pisałem.

#2ch
Czy jest ktokolwiek w okolicy, jakieś budynki? Jest zimno na dworze, uważaj.

#Hasumi
Poszukam taksówki ze stacji. Dzięki.

#2ch
Okej, uważaj na siebie.

#2ch
Brawo, wysiadłeś na wyludnionej stacji. Na prawdę wątpię, żebyś znalazł tam taksówkę.

#Hasumi
Tak, wygląda na to że nie ma tu taksówek. Hm...

#2ch
Zadzwoń pod 110? [numer na policję - przyp. tłumacza]

#2ch
Zadzwoń po taksówkę?

#2ch
Jest tam jakaś budka telefoniczna? Poszukaj jej i znajdź firmę taksówek w książce telefonicznej i zadzwoń.

#Hasumi
Zadzwoniłem do domu i poprosiłem żeby mnie stąd zabrali, ale moi rodzice nie wiedzą gdzie jest stacja Kisaragi. Poszukają na mapach, może tu przyjadą. Jestem trochę wystraszony.

#2ch
Co z innymi? Czy tylko ty wysiadłeś na tej stacji?

#2ch
Też sprawdziłem na necie, nie znajduje tej stacji. Mylę się, czy to gdzieś na linii Shin-Hamamatsu? Sprawdzę na Yahoo.

#Hasumi
Nie ma tu budki telefonicznej. Nikt tu nie wysiadł, jestem sam. Na pewno nazywa się Kisaragi.

#2ch
Czasami budki są na zewnątrz stacji.

#Hasumi
Patrzę na tę tablicę z nazwą, wydaje mi się, że tam pisze w kanji "Diabeł", ale jest przetłumaczone na "Kisaragi"...

#2ch
Stacja Diabeł? Jeej.

#2ch
Czy jesteś uzależniony od gier? Wyświetla się gra, jeśli to wygooglujesz...

#2ch
Powiedz nam nazwy stacji przed i po Kisaragi?

#Hasumi
O co ci chodzi, gra? Nie pisze nic o poprzednich i następnych stacjach.

#2ch
Idź wzdłuż toru z powrotem...

#2ch
Jeśli teraz pobiegniesz możesz złapać pociąg!

#2ch
Muszą tam być jakieś domy, racja?

#Hasumi
Taak, są. Nie zauważyłem ich w sumie, gdy panikowałem... Czekam na moich rodziców aż oddzwonią i idę z powrotem torami. Spróbowałem wyszukać moją lokalizację na komórce, ale nie wyszukuje jej. Chcę wrócić do domu.

#Hasumi
Tak na prawdę nic tutaj nie ma. Widzę pola i góry. Myślę, że dam radę wrócić jeśli pójdę torami, więc nadal idę. Dzięki wielkie. Możecie to traktować jako żart, ale mogę tu napisać jeśli wpadnę w tarapaty?

#2ch
Jasne. Uważaj na siebie.

#2ch
Oczywiście! Uważaj tylko na baterię w komórce. Telefon to teraz twoja linia życia.

#2ch
Nie zgub się i uważaj w tunelu.

#2ch
Hm, łapiesz sygnał z komórki z nikąd? Nie możesz być daleko od stacji.

#2ch
Całkiem sam w zimną noc, na stacji bez ludzi. Niedługo mogą wyłączyć światła, będzie ciemno jak w dupie.

#2ch
Myślę, że bezpieczniej byłoby poczekać aż wstanie dzień na stacji...

#2ch
Boże, to brzmi źle.

#Hasumi
Dzwonił do mnie ojciec, miał tyle pytań, ale nie mógł znaleźć mojej lokalizacji. Powiedział mi, żebym zadzwonił na 110. Nie chcę tego robić, ale spróbuję.

#2ch
Na prawdę myślę że powinieneś poczekać aż zacznie się robić jasno zanim cokolwiek zrobisz...

#2ch
Idziesz sam przez tunel w środku nocy na jakiejś tajemniczej linii kolejowej, jeju.

#Hasumi
Zadzwoniłem pod 110 i próbowałem wytłumaczyć im sytuację, ale powiedzieli, że to kawał i się na mnie zdenerwowali. Wystraszyłem się i przeprosiłem.

#2ch
Przeprosiłeś za co? Powinieneś zaczekać na najbliższy pociąg.

#2ch
Co jest wokół stacji?

#Hasumi
Słyszę jakby uderzanie bębna i dzwonka naraz gdzieś daleko. Na prawdę, nie wiem co to może być.

#2ch
Wróć na stację, Hasumi. Najlepiej jest wrócić do miejsca, gdzie się zgubiłeś.

#2ch
Mają może jakiś festiwal, lol.

#Hasumi
Możesz myśleć, że żartuję, ale boję się obejrzeć za siebie. Chcę wrócić na stację, ale boję się.

#2ch
Biegnij. Nie patrz za siebie.

#2ch
Nie możesz wrócić. Biegnij przez tunel!

#Hasumi
Ktoś za mną krzyknął "Hej! Nie idź przez tunel, to niebezpieczne!".
Spojrzałem za siebie myśląc, że zobaczę jakąś obsługę stacji czy coś i zobaczyłem starego faceta z jedną nogą, ale zniknął. Boję się poruszyć.

#2ch
Powiedziałem ci, żebyś się nie odwracał! BIEGNIJ!

#2ch
Uspokój się i posłuchaj wielkiego brata, okej? Sprawdź, skąd dobiega ten bęben. Może ktoś na nim gra.

#2ch
^ Gdzie ty chcesz zabrać Hasumi?

#2ch
To musiał być stary człowiek który umarł i stracił nogę idąc przez ten tunel, lool.

#Hasumi
Nie mogę już iść. Ten dźwięk jest trochę bliżej.

#2ch
Poczekaj do ranka. Nie będzie strasznie w dzień.

#2ch
Cieszę się, że zostałem w pociągu xD

#Hasumi
Nadal żyję. Upadłem i zacząłem krwawić, złamałem kostkę więc siedzę na ziemi. Nie chcę teraz umrzeć...

#2ch
Będzie bezpiecznie, jeśli opuścisz tunel. Kiedy wyjdziesz, dzwoń po pomoc.

#Hasumi
Zadzwoniłem do domu. Tata dzwoni na policję, ale dźwięk jest coraz bliżej.

#2ch
Mam nadzieję, że to nie dźwięk pociągu. Może być za późno...

#Hasumi
W końcu dotarłem do końca tunelu. Nazywa się on Isanuki. Dźwięk jest coraz bliżej, więc opuszczę tunel. Jeśli będzie bezpiecznie, odezwę się.

#2ch
Powodzenia.

#2ch
To koniec.
Zapomnij o pociągach i stacjach.
Zapomnij o wracaniu.
Zapomnij o tym, że ktoś cię goni.
Ten dźwięk jest tylko wyobrażeniem.
Wybiegnij z tunelu.
Jeśli się zatrzymasz to zdasz się na pastwę losu czemuś nie należącemu do tego świata.

#Hasumi
Wyszedłem z tunelu. Jest ktoś przede mną. Wygląda na to, że wasze rady mi się przydały. Dziękuję wam bardzo... Moja twarz jest cała od łez, on może mnie pomylić z jakimś potworem...

#2ch
Czekaj, Hasumi! Nie idź tam, umrzesz!

#2ch
Zatrzymaj się, to nie może być dobre!

#2ch
Ktoś tam jest? Tak późno? Podejrzane.

#Hasumi
Wydaje się być przyjazny i był zmartwiony o mnie. Zadzwonił po pociąg, aby zabrał mnie do najbliższej stacji. Jest tu jakiś hotel. Bardzo, bardzo, bardzo wam wszystkim dziękuję.

#2ch
Hasumi, powiedz mi jedną rzecz. Możesz zapytać tego kolesia, co to za miejsce?

#2ch
Na prawdę jest przyjazny? To brzmi trochę strasznie!

#2ch
Ten koleś nie może być dobry! Dlaczego byłby na torach o tej porze? Musi być trupem albo coś! Hasumi, biegnij!

#Hasumi
Zapytałem go, gdzie jesteśmy, powiedział: "Hina". To nie może być prawda.

#2ch
Hasumi, wysiądź z pociągu!

#2ch
Przepraszam, Hasumi, gdzie to jest "Hina"?

#Hasumi
Szliśmy w stronę gór. To nie może być miejsce gdzie jeżdżą pociągi. Przestał ze mną rozmawiać.

#2ch
Pewnie dlatego, że cały czas bawisz się telefonem?

#2ch
Hasumi, nie, nie...
Zadzwoniłeś do rodziców po wyjściu z tunelu i otrzymaniu pomocy (?) od tego gościa?

#2ch
Hasumi, proszę, zadzwoń na 110. To może być twoja ostatnia szansa.

#Hasumi
Moja bateria jest na wyczerpaniu. Zaczyna tu być dziwnie, więc myślę, że ucieknę. On gada do siebie o strasznych rzeczach. Aby się przygotować na ucieczkę albo coś, to mój ostatni post jak na razie.

--------
Po tym, Hasumi nigdy nie napisał już na 2chanie.
Był to PRAWDZIWY TEMAT na 2chanie, japońskim forum.
  • 34

#873

Mahmud.
  • Postów: 12
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

*Moja pierwsza opowieść,proszę o wyrozumiałość i uwagi*

Od jakiegoś czasu jestem "wykorzystywany" jako specjalista od mrocznej roboty.Lekarz miasta a później (nie obyło się bez pewnych problemów związanych szeroko pojętą działalnością lekarską w rozumieniu Izb Lekarskich) przez Ministerstwo Zdrowia.Powołano też wydział "I".
Ale to opowieść na później.
Trwało to jakiś czas dopóki nie dowiedziało się o mnie MSW.
Odwiedzałem różnych "chorych inaczej".Ale pierwszy raz z udziałem uzbrojonej policji...
Po tej sprawie uzyskałem specjalne zezwolenie na radykalne postępowanie z wszelkimi przypadkami

W centrum kraju,w średniej wielkości mieście zaczęły ginąć dzieci.Początkowo miejscowi mundurowi traktowali to jak sezonowe zwyżki statystyki-było lato a sprawa dotyczyła głównie nastolatków.Jak mówi się-są małe kłamstwa,wielkie statystyka.
Dopiero w centrali jakaś rozsądnie myśląca osoba zobaczyła wzrost tajemniczych zniknięć narastających koncentrycznie z dnia na dzień dotyczących coraz młodszych dzieci.

Póżniej nic się nie działo-poza apelami w gazetach,internecie i TV.Wszystko wróciło do normy.Ale monitoringu nie przerwano.

Aż w ciągu jednej nocy nie zniknęło około setki dzieci w wieku od 4 do 5 lat w całym kraju.
Rodzice nic nie zauważyli,dostępny monitoring nie wykazał nic tajemniczego ani nietypowego.

Wtedy pojawiły się ciała.
Trop wiódł do tego miasta,do zamkniętej posesji na obrzeżach.Stary PGR.
Zorganizowano dużą policyjną akcję która spaliła na panewce.Ktokolwiek pojawił się na granicy posesji słyszał-jak twierdził -szept.
Po czym gwałtownie płonął.Lub rozpadał się.

Wtedy wezwano mnie.

CDN
  • 6



#874

Kraker.
  • Postów: 34
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Potwory

Potwory istnieją. Chociaż ty pewnie w nie nie wierzysz, uważasz, że te wszystkie wilkołaki, zmory, yeti i utopce to tylko legendy, zabobony. Ciężko nie przyznać ci racji. Ale wierz mi, że są na świecie bestie o wiele gorsze niż te mityczne monstra. Robiły rzeczy tak okrutne i popieprzone, że straszne historie z Internetu czy opowiadane przy ognisku wydają się przy nich śmieszne. I one ISTNIEJĄ NAPRWDĘ. Nie uchronisz się przed nimi chowając się pod łóżkiem czy kołdrą. Nie znikną po zapaleniu światła. Nie masz szans, żeby przed nimi uciec a one nie mają ani krzty litości. Jeśli zechcą Cię zabić lub w inny sposób skrzywdzić to nic ich nie powstrzyma. I na dodatek tych potworów jest dużo, naprawdę dużo.













Około siedmiu miliardów.
  • 20

#875

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

PRZEPRASZAM LARRY
(autor: inaaace)

Muszę zaznaczyć, że jest to historia mojego przyjaciela. Nie mogę zagwarantować, że jest prawdziwa, tak jak moje poprzednie historie. Larry (mój przyjaciel) uważa, że opowiem to lepiej, niż on.
To było duże wydarzenie w naszym małym mieście. Kilkoro ludzi, spokrewnionych ze sobą, niewyżych w ciągu kilku dni, osobne wydarzenia. Policja nie potrafiła nic zrobić poza nazwaniem tego „potwornym zbiegiem okoliczności”. Larry uważał inaczej.

Mój przyjacieł wiódł spokojne życie. Uczęszczał na najlepszą uczelnię w pobliskim mieście, potem wrócił do domu i znalazł świetną posadę w dużym banku. Miał tylko 22 lata. Był przystojny, co w połączeniu z jego intelektem i osobowością robiło z niego obiekt westchnień wielu kobiet. Pomyślicie pewnie, że miał przez to wielu wrogów, ale wyglądało na to, że każdy go uwielbiał.
Larry żył jak typowy kawaler. Dzikie weekendy, inna kobieta w jego łóżku co kilka dni. Potem poznał Lindę. Była idealna. Piękna i z cudowną osobowością. Wszyscy ją kochaliśmy, a Larry zwariował na jej punkcie. Spotykali się przez trzy miesiące, po czym oświadczył się jej z pierścionkiem wartym 5000$. Ona płakała, powiedziała „tak” i mieli wspaniałe wesele. Byłem ich świadkiem wraz z bratem Larry’ego, Terrym.
Dziewięć miesięcy później urodziła im się śliczna córeczka, którą nazwali Maya. Larry awansował w banku i jego życie było wspaniałe. Wtedy zaczął się zmieniać. Wciąż wyglądał na zmęczonego, albo nawet smutnego. Nie chciał mi powiedzieć, co się naprawdę dzieje. Zapewniał, że to od nadmiaru pracy. Kłamał mi prosto w oczy.
Trzy miesiące później nastała noc, która na zawsze już pozostanie w historii mojego miasta. W ciągu 24 godzin w osobnych wydarzeniach, Larry zapadł w śpiączkę, jego brat Terry, ojciec Rick i Linda nie żyli.
Do tego momentu opowiadałem to z mojego punktu widzenia. Teraz opowiem wersję Larry’ego.

Była późna, listopadowa noc. Larry źle się czuł. Jego żona była w odwiedzinach u ciotki z sąsiedniego miasta. Zabrała ze sobą ich córkę. Larry pił. Dużo. Jack Daniels od jakiegoś czasu był jego przyjacielem. Po opróżnieniu połowy butelki, zaczął bawić się pistoletem. Magazynek był pusty i zastanawiał się, czy go nie naładować.
- Może wtedy to wszystko się skończy – powiedział sam do siebie.
Pił dalej. Głupie pomysły stawały się coraz bardziej kuszące. Kilka drinków później, Larry włożył nabój do pistoletu. Zawsze bał się śmierci, ale w tamtym momencie wydawała mu się najlepszą opcją. Zawsze zastanawiał się, jak ludzie mogą popełniać samobójstwa. Wydawało mu się to bardzo egoistyczne, brutalne, ale myślał o tym teraz. Bał się wkładać lufy do ust – uważał, że istnieje wtedy ryzyko, że nie umrze się od razu, udusi się własną krwią, lub w najgorszym wypadku, nadal będzie się żyło. Z uszkodzeniem mózgu. Nie chciał tego. Chciał strzelić sobie w serce. Powiedział mi, że czytał wcześniej, że to boli, ale jeśli wyceluje dobrze, umrze szybko. Był przerażony. Ale chciał tego. Trzy kolejne drinki. Był gotów.
Przycisnął poduszkę do piersi i przyłożył do niej pistolet. Pociągnął za spust.
Larry powiedział, że życie przelatujące przed oczami w momencie śmierci, to nieprawda. Podobno pierwsza myśl, to chęć przetrwania. To naturalne.
Później policjanci powiedzieli, że pistolet Larrego był uszkodzony, przez co kula poleciała na lewo i tylko delikatnie uszkodziła jego serce. Larry zapadł w śpiączkę prawie natychmiast. Przynajmniej tak mówią lekarze.
To są fakty.
Ale Larry uważa, że nie zapadł w śpiączkę. Powiedział mi, że po strzale czuł tylko okropny ból. W panice pomyślał o zadzwonieniu po karetkę, ale zdecydował, że jednak poczeka na koniec. Leżał na podłodze obok kanapy, na której się postrzelił. Czekał na śmierć.
Potem usłyszał pukanie do drzwi.
„Kurwa, ktoś usłyszał strzał,” pomyślał w połowie przerażony i w połowie szczęśliwy z tego powodu. Chciał umrzeć, ale jakaś jego część błagała o życie. Może gdyby znalazł go sąsiad, mógłby zadzwonić pod 911 i Larry byłby uratowany.
Ciężko było mu podejść do drzwi, czołgał się. Krzyknął: „Proszę wejść!” i „pomocy!” kilka razy, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Nie usłyszał też pukania ponownie. Obawiał się, że ta osoba odeszła...
Udało mu się doczołgać do drzwi po około pięciu minutach. Otworzył je.
Przed nim stał mężczyzna. To nie był żaden z jego sąsiadów, ani żaden z przyjaciół. Ale to nie miało wtedy znaczenia.
- Pomogę ci – powiedział mężczyzna dosięgając ramienia Larry’ego. Podniósł go doprowadził do kuchni. Posadził go na krześle.
- Pomóż mi... zadzwoń pod 911 – Larry próbował stwierdzić oczywiste.
- Nie będziesz tego potrzebował, Larry.
Larry opisał mi tego mężczyzne jako całkowicie przeciętnego. Miał na sobie czarny garnitur z białą koszulą pod spodem i wąski, czarny krawat.
- Co masz na myśli? Jestem ranny! – Larry jęknął z bólu. – Umieram.
- Tak, wiem – powiedział mężczyzna bardzo spokojnie. Potem podszedł do kanapy, nalał sobie szklankę Jacka Danielsa i wzrokiem zapytał Larry’ego czy też chce się napić.
- Nie muszę umrzeć. Proszę, pomóż mi...
- Powiedz mi, Larry, jak bardzo kochasz swoje życie?
- Ja... dopiero teraz widzę, że chcę żyć. Byłem głupi. Proszę, pomóż mi, na litość boską. Mam córkę...
- Dobrze, Larry. Dobra odpowiedź – powiedział mężczyzna, a Larry zauważył, że pod pachą ma małe pudełko. Położył je na stole. Było zawinięte w czarną szmatkę. Mężczyzna wyciągnął je – to była plansza do szachów.
- Co to jest? Potrzebuję pomocy! – błagał Larry, po czym stracił całą energię.
- Nie umrzesz tak szybko, jeszcze nie teraz – powiedział mężczyzna pewnym głosem. – Chcę zaoferować ci wybór, Larry.
- O czym ty mówisz? – Larry był w stanie tylko szeptać.
- Chcę zagrać z tobą w szachy.
- Ja umieram, ty chory idioto!
- Masz wystarczająco dużo czasu, żeby ze mną zagrać. Zaufaj mi.
Mężczyzna ułożył wszystkie figury na planszy.
- Powiedziałeś, że chcesz żyć. Jeśli to prawda, mogę ci pomóc. W tej chwili umierasz. Szybko. Mogę to powstrzymać. Jeśli teraz zadzwonisz po karetkę, umrzesz zanim tu dotrze. Jestem twoją jedyną szansą.
- Kim jesteś? – Larry zaczął kaszleć.
- W tej chwili to nie jest ważne. Oto zasady gry: jeśli wygrasz – będziesz żył, a jeśli przegrasz – umrzesz. Już nie żyjesz, jeśli nie zagrasz.
- Dlaczego miałbym nie zagrać, skoro i tak jestem już mar... – Larry’emu przerwał mężczyzna.
- Istnieje haczyk, wiesz? Czy nie takiego zwrotu używacie? Gdzie jest haczyk? Za każdą figurę, którą stracisz, umrze jedna osoba, którą kochasz.
- Nie mogę – powiedział Larry, wierząc, że mężczyzna mówi prawdę. – Nie mogę zabić moich bliskich.
- W porządku – mężczyzna wstał, gotów do wyjścia.
- Zaczekaj – wymamrotał Larry.
- Słucham?
- Chcę zagrać – powiedział Larry, ekstremalnie zawstydzony swoim egoizmem.
- Tak myślałem. Zaczynamy? – mężczyzna usiadł z powrotem przy stole.
- Tak.
Larry dostał białe figury. Pierwszy ruch należał do niego. Wyobraźnie sobie napięcie, jakie towarzyszy takiej grze. Jeden zły ruch i odpadasz. Teraz wyobraźcie sobie siebie w sytuacji Larry’ego. Jeden zły ruch i umiera ktoś mu bliski. Nie do zniesienia.
Larry powiedział mi, że mężczyzna wydawał się dobry w grze w szachy. Oczywiście, że był w tym dobry. Larry bardzo szybko stracił pierwszą figurę.
- Dobra, zobaczmy – powiedział mężczyzna z satysfakcją. – Twój ojciec. Ile ma lat?
- Proszę, nie. Weź mnie. Poddaję się – błagał Larry.
- To nie działa w ten sposób, Larry. Twój ojciec, Rick ma ile? 65 lat?
- 66 – powiedział Larry przez łzy.
- Dobrze, czas na niego.
Policja orzekła, że ojciec Larry’ego umarł z przyczyn naturalnych. Autopsja wykazała zawał serca. Rick oglądał telewizję, pił swoje ulubione piwo, a jego serce po prostu przestało bić. Listonosz znalazł go następnego ranka. Powiedział, że Rick miał wyraz twarzy równocześnie zaskoczony i usatysfakcjonowany.
- Gramy dalej? – powiedział mężczyzna wskazując na planszę do gry.
Larry starał się najlepiej jak potrafił. Zastanawiał się, w jaki sposób nadal zachowuje świadomość i żyje. Wtedy stracił królową. Jeśli znacie się trochę na szachach, wiecie, że to oznacza bliski koniec gry.
- Oj. Królowa – zaśmiał się mężczyzna. – To będzie musiał być ktoś ważny, Larry.
- Proszę, przestań! Przestań natychmiast!
- Powiem ci coś. Tym razem, możesz sam wybrać. Twój brat, Terry, albo twoja ukochana żona, Linda.
- Nie, proszę, nie...
- Nie każ mi dokonywać wyboru, Larry. Terry czy Linda?
- Ja... nie mogę – Larry spojrzał na mężczyznę i zobaczył wściekłość i rozczarowanie na jego twarzy. Wiedział, że nie ma wyjścia. – Terry.
- Widzisz, to nie było takie trudne.
W gazetach napisano, że Terry prowadził swój samochód, który zepsuł się przy torach. Terry postanowił iść wzdłuż nich do najbliższej stacji. Podobno jego stopa zaklinowała się, kiedy nadjeżdżał pociąg. Próbował się wydostać, ale pociąg zmiażdżył dolną część jego ciała. Terry był jeszcze żywy przez kilka minut. Policja widziała, że bardzo cierpiał. Bezdomny, który widział zdarzenie, słyszał jak Terry błagał kogoś o litość, ale nikogo nie widział.
Larry płakał. Nie chciał grać dalej. Wiedział, że nawet jeśli przeżyje, będzie musiał żyć z poczuciem winy za zabicie ojca i brata. Ale bał się mężczyzny.
- Wiesz, Larry – powiedział mężczyzna. – Śmierć ma wiele twarzy. Jeśli ty umrzesz, możesz skończyć w jednym z wielu miejsc. Jeśli teraz przestaniesz grać, gwarantuję ci, że twoje miejsce nie będzie... przyjemne.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę umrzeć – Larry wiedział, że gra była już skończona. Prawdopodobnie jeszcze zanim zaczął grać.
- Powiem ci, co stało się z ostatnią kobietą, która przerwała grę. Wysłałem ją do mojego ulubionego miejsca. Nazywam je „nigdzie”. Widzisz, Larry, to jest gorsze od piekła. Wyobraź sobie spędzenie wieczności w czerni. Żadnych dźwięków, świateł, ziemi... po prostu unosisz się w ciemności. Na zawsze. Czy to jest to, czego chcesz?
Larry był przerażony.
- Dokończmy grę – powiedział.
Larry robił co mógł. Próbował wygrać, ale nie mógł pozwolić sobie na stratę kolejnej figury. Umarło już byt wiele osób.
Wtedy mężczyzna zrobił zaskakujący ruch, Larry przegrał i stracił figurę.
- Przykro mi, Larry. Przegrałeś, ale też straciłeś pionek. Jeszcze jedna osoba musi umrzeć.
- Nie! Przegrałem, więc ja umieram. Pozwól mi umrzeć. Nie zabieraj nikogo więcej, proszę.
- Przykro mi. Umowa to umowa. Ale kto? Twoja matka nie żyje... to pozostawia nam tylko twoją żonę i córkę. Więc kogo wybierasz? Lindę czy Mayę?
Jak można dokonać takiego wyboru? Nie można...
- Nie mogę tego zrobić – jęczał Larry.
- Dobra, to ja wybiorę. Maya jest jeszcze dzieckiem, a ja nie jestem potworem. Wybieram Lindę.
- Proszę...
- Przykro mi, Larry, naprawdę mi przykro.
Dowody związane ze śmiercią Lindy nie zostały w całości ujawnione. Przebywała w domu ciotki w pobliskim mieście. Następnego dnia, jej ciotka znalazła ją martwą w łóżku. Miała przerażony wyraz twarzy, jakby zobaczyła coś okropnego bezpośrednio przed śmiercią. Oficjalnie podaje się zawał serca jak przyczynę, ale niewielu w to wierzyło.
- Larry, co mogę ci powiedzieć? – westchnął mężczyzna. – Jesteś jak każdy człowiek, z którym miałem do czynienia. Egoista. Zabiłeś troje najbliższych ci ludzi. A teraz musisz pójść ze mną.
Larry zaczął się śmiać. Histerycznie.
- Co z tobą? – mężczyzna był zaskoczony.
Larry nadal zanosił się śmiechem, kaszląc równocześnie krwią.
- Zabiłeś właśnie większość swojej rodziny, debilu! – warknął mężczyzna.
Ból w piersi Larry’ego potęgował się od śmiechu, więc Larry przestał.
- Rodzina, mówisz? – powiedział Larry. – Rodzina.
- Tak? – mężczyzna oparł się na krześle zaintrygowany.
- Mój ojciec... Rick. Nie nazywałem go „tatą” odkąd skończyłem dziewięć lat. A wiesz dlaczego? Kiedy byłem małym chłopcem, zaczął odwiedzać mnie w pokoju, by się ze mną „bawić”. Sukinsyn... zasłużył na śmierć.
Mężczyzna był zszokowany. Larry zapewniał mnie, że otworzył usta ze zdziwienia.
- A reszta mojej „rodziny”... Linda, moja wspaniała żona. Wiesz, czego się dowiedziałem trzy miesiące temu? Czekaj, jak masz na imię?
- Mów dalej – mężczyzna był kompletnie zaskoczony.
- Nie ważne. Linda. Tak, Linda zaczęła mnie zdradzać, przyjacielu. Niewierna suka. Dzisiaj nie byłem pewien, czy powinienem zabić ją, czy siebie.
- Ty... ty... a Terry? Twój brat? – mężczyzna nie wierzył w to, co słyszy. – Co z Terrym?
Larry zaśmiał się głośno. Chwycił szklankę z Jaskiem Danielsem i napił się.
- A myślisz, że kto pieprzył Lindę?
Larry powiedział mi, że mężczyzna zdawał się być wściekły. Zebrał swoje rzeczy i strzepał niewidzialny paproch z garnituru.
- Nie rozumiesz, co właśnie zrobiłeś – powiedział.
- Nie obchodzi mnie to. Nie rozumiesz? Moje życie nie miało żadnej wartości.
Mężczyzna wstał nie spuszczając wzroku z Larry’ego.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili potrząsnął głową.
- Do zobaczenia, Larry, ty... Do zobaczenia – powiedział.
Larry nie widział, kto zapukał do drzwi. Mężczyzna wyszedł i to było ostatnie, co Larry pamięta.
Obudził się ze śpiączki dwa tygodnie później. Przywitała go armia lekarzy, rodzina i telewizja. Dowiedział się o śmierci członków jego rodziny, ale nie był zaskoczony. Powiedział im, że on to spowodował, ale nikt mu nie wierzył.
Teraz Larry jakoś daje sobie radę. Maya staje się śliczną kobietą, a Larry jakoś się pozbierał. Jakby nigdy nie dotknęła go żadna tragedia.
  • 18

#876

BUMBACZANGA.
  • Postów: 21
  • Tematów: 1
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Nawiedzony dom



Dzisiaj chciałabym opowiedzieć historię, która przydarzyła się mnie i mojej przyjaciółce


Otóż, w Złotorii jest pewien dom, który uległ pożarowi. Mieszkał w nim mężczyzna (nie będę wymieniać imienia, więc będzie to Stefan, pan Stefan). Był to kolega mojego dziadka. Pewnego dnia do pana Stefana przyszedł kolega. Gdy pan Stefan zapalił, odłożył papierosa i poszedł do kolegi. Niestety, nie zgasił go do końca, więc dom zaczął się palić. Stefan uciekł, lecz jego kolega (z niewiadomych przyczyn) nie zdążył wyjść z domu. Spalił się żywcem. Dom stał opuszczony, gdyż Stefan po powrocie ze szpitala, nie miał ochoty odbudowywać swego mieszkania, więc zamieszkał niedaleko. Niedługo po tym zmarł. Dziadek bardzo to przeżył, lecz krótko po tym dom został całkowicie zapomniany, dziadek zabraniał mi tam wchodzić. Lecz, gdy skończyłam 11 lat, moja ciekawość zaczęła się budzić. Gdy wraz z moją przyjaciółką (nazwijmy ją Ania) oraz kuzynami przyjechałam do dziadków, postanowiłyśmy wejść do tego domu. Z tyłu działki, gdzie znajdowało się wejście, było pełno śmieci, starych toreb, buda dla psa z zerwanym łańcuchem, studnia oraz szopa. W szopie było pełno narzędzi, oraz stół, a na nim karty z prenumeraty Play-Boy'a. Wzięliśmy z szopy kilka narzędzi, które miały nam posłużyć do obrony (dziecięca wyobraźnia) i postanowiliśmy wejść do środka. W korytarzu, jak i na zewnątrz, znajdowały się śmieci. Wśród nich był ketchup, aktówki, ale naszą uwagę przykuły dokumenty. Były to dokumenty ze szpitala, pana Stefana. Składały się m. in. z wypisu i badań. Po przeczytaniu dokumentów (oczywiście nic nie zrozumieliśmy, mieliśmy tylko 11 lat) rzuciliśmy je z powrotem na ziemię. Weszliśmy głębiej do mieszkania. Za korytarzem znajdował się hol, dwa pokoje oraz kuchnia (pomieszczenie, w którym zaczął się pożar). Były tam również drzwi, lecz za nimi było zbyt ciemno, więc postanowiliśmy iść do pierwszego pokoju. Znajdowała się tam kanapa, oraz jak się można domyślić, śmieci. Było tam okno, więc wszystko dobrze widzieliśmy. W drugim pokoju były sterty ciuchów, można podejrzewać, że mieszkańcy wsi wyrzucali tam zbędne części garderoby. Po dokładnych oględzinach weszliśmy do kuchni. W kuchni była spalona kuchenka, osmalone blaty i...... materac, również spalony. Wszyscy zaczęliśmy na nim skakać. Nagle w domu rozległ się szum (jak przy ognisku), oraz łomot drzwi. Wmówiliśmy sobie, że to wiatr, chociaż dobrze wiedzieliśmy, że tak nie było. Przestraszeni, choć nie dawaliśmy tego po sobie poznać, wyszliśmy z domu. Wtedy zauważyłam, że dom wewnątrz jest o wiele mniejszy, niż powinien. Co najdziwniejsze, z dziury w dachu wystawała piękna, stara brzoza, choć nigdzie w domu jej nie widzieliśmy. Wtedy kuzyn zauważył okno, którego w domu nie było. Miało podwójną szybę, więc trudno było cokolwiek zobaczyć. Zaczęliśmy się bawić kamieniami, ścigając się, kto pierwszy zbije szybę. Pierwszą zbiłam ja, drugą mój kuzyn. Postanowiliśmy na razie tam nie wchodzić, tylko się rozejrzeć. Przez okno można było dostrzec łóżko, a na nim pełno różnych materiałów. Pod oknem, które zostało wybite, znajdował się stolik i świeca. Musieliśmy już wracać, ponieważ robiło się ciemno. Drugiego dnia ja i Ania musiałyśmy już jechać do domu.

Po dwóch tygodniach znów tam przyjechałam, lecz tym razem tylko z kuzynami. Poszliśmy do tego domu. Okno dalej było wybite, lecz było oczyszczone ze szkła. Weszliśmy do środka, lecz łóżka już nie było. Na ścianie był narysowany potwór, zaś na podłodze pentagram. Wiedziałam, że służył on do satanistycznych rytuałów. W pokoju znajdowała się dziura po drzwiach. Nie prowadziły one jednak ani do korytarza, ani do holu. W tym pomieszczeniu powinna znajdować się brzoza, lecz jej tam nie było, zresztą, nie było jej nigdzie. Brzozę wycięto, lecz nie było po niej nawet najmniejszego śladu. Wtedy mój kuzyn zauważył cień i zaczął krzyczeć. A krzyczał dla tego, że nas było trzech, a cieni było czterech. Czwarty cień należał do dorosłej osoby, sylwetka przypominała sylwetkę mężczyzny. Jestem pewna, że nie było to malowidło, ponieważ po jakimś czasie cień zniknął. Wystraszeni wybiegliśmy z pokoju i wyskoczyliśmy przez okno. Wybiegliśmy przed dom. Jakiś czas się mu przypatrywaliśmy i zauważyliśmy drzwi do garażu. Były one zamknięte, lecz wyposażeni w latarki przypatrywaliśmy się mu przez dziurkę od klucza. Niestety ni było za dużo widać, ale zobaczyliśmy, że w środku są drzwi, zamurowane drzwi. Wtem zauważył nas nasz dziadek. Bardzo na nas krzyczał, zabronił nam tam wchodzić.

Po sześciu miesiącach, gdy dziadek odzyskał do nas zaufanie, znowu je naraziliśmy. Postanowiliśmy ponownie tam wejść. Każdy pamiętał incydent z cieniem, więc weszłam tam tylko ja i mój kuzyn, kuzynka została koło domu, na "czatach". Nie dziwię się jej, była najmłodsza i miała prawo się bać. Więc weszłam z kuzynem przez okno do środka. W pokoju, gdzie niegdyś stało łóżko, znalazłam na kamieniu saszetkę, a koło niej zardzewiały klucz. Wzięłam je i po dalszej penetracji wyszliśmy z domu. Poszliśmy do naszej leśnej kryjówki, która znajdowała się nieopodal i zobaczyliśmy co było w saszetce. Znajdowała się tam kartka z napisem "Zjedz, a zobaczysz", naszyjnik oraz dwie tabletki. Przestraszona, że mogą być to narkotyki schowałam je do kieszeni, choć nie ukrywam, że bardzo kusiło mnie, żeby je zjeść. Naszyjnik założyłam na szyję. Po powrocie do domu, następnego dnia poszłam do szkoły. Spotkałam się z Anią i pokazałam jej moją saszetkę wraz z zawartością, oraz naszyjnik, który wciąż znajdował się na mojej szyi. Ania zakazała mi "spróbowania" tabletek, lecz nie posłuchałam jej. Na następnej przerwie poszłam do toalety i upewniając, że nikogo tam nie ma zjadłam je. Moje powieki same się zamknęły, a wtem zobaczyłam na nich napis "list ode mnie". Przestraszona, pobiegłam do Ani i opowiedziałam jej o tym. Ona okrzyczała mnie, lecz zaraz potem zaczęła się o mnie martwić. Byłyśmy już w 6 klasie, więc wiedziałyśmy, że mogły to być narkotyki.

Więcej już nie weszłyśmy do tego domu, lecz co dnia, po tylu latach wciąż trawi nas to od środka, lecz mimo to, na pewno jeszcze kiedyś tam wejdziemy. I, uprzedzając niedowiarków, to jest historia całkowicie prawdziwa, mogę nawet podać namiary!

Użytkownik BUMBACZANGA edytował ten post 16.11.2012 - 19:02

  • 0

#877

frozuś.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Historia napisana przeze mnie, a w dodatku pierwsza także poziom nie jest jeszcze zbyt wysoki. Jednak próbuję, może komuś przypadnie do gustu.

ŚWIATŁO


Nie wiem już ile czasu idę przed siebie. Tak tu ciemno, że nawet gdy wytężam wzrok nie jestem w stanie zobaczyć własnych dłoni. Nie mam ze sobą telefonu, ani nawet zegarka ale zdaje mi się, że minęła jakaś godzina odkąd ruszyłem. Myślę że jestem w jakimś tunelu albo może kanale. Jest okropnie zimno mimo, że nie wieje. Wilgoć też tu jest. Czuję ją. Zapach mokrych fundamentów co raz uderza do moich nozdrzy. Zdaje mi się, że jest opuszczony, ale tego nie jestem pewien. Chociaż bo braku światła w tak długim tunelu wnioskuję, że nikt nie zaglądał tu dość długo. Tak tu ciemno, gdybym chociaż miał zapałkę..

Tam na końcu! Tak, jestem pewien! Światło, widzę je. Jest tam na pewno! Może gdy pob… Dziwne, nie mogę biec. Jestem w stanie jedynie iść jakby do moich nóg przyczepione były ciężary.. No nic, w końcu dojdę. Światło nie znika to znaczy, że może tam być wyjście. Dam radę, muszę się stąd wreszcie wydostać. Przecież jestem już niedaleko, nie wymięknę teraz! Jestem silny, na pewno jestem..

Nie dam rady. Wykończą mnie. Z każdym krokiem słyszę je coraz intensywniej. Mówią mi, że nie mogę tego zrobić. Że nie mogę tam iść. Nie powinienem. Dlaczego do cholery?! Skąd wy możecie wiedzieć jak tu jest?! Ciemno, zimno i mokro. Ten zapach sprawia, że ledwo oddycham. Wszędzie będzie mi lepiej, a tym bardziej tam gdzie jest światło. Zamknijcie się, zamknijcie się wreszcie. Nie chcę was słyszeć, nie potrzebuję was!.. Echo mojego głosu zlewało się w z nimi przez co miałem wrażenie, że jest ich więcej. Wciąż powtarzali to samo, że nie powinienem. Że nie mogę.

Głosy wreszcie się poddały. Teraz nie słyszę już nic. W dodatku jestem już tak blisko. Tak, widzę je. To drzwi. Zwyczajne, jakby wejście do czyjegoś mieszkania. Pozłacane, z mosiężną klamką. Skąd tak niezwykłe drzwi w tak obskurnym miejscu? Jednak to jest teraz nieważne. Czuję je. Czuję ciepło, które za nimi panuje. Światło również stamtąd dochodzi. Na pewno jest tam przyjemnie, na pewno to jest wyjście. Na pewno.

Chwyciłem chłodną klamkę i powoli popchnąłem drzwi. Na początku stawiały opór jednak przy drugim pchnięciu uległy. Musiałby być długo nieużywane. Ale to już nieistotne. Usłyszałem za sobą ostatnie echo. „Rób jak uważasz”.

Ciepło powoli otula mą twarz i rozchodzi się po zmarzniętym ciele. Jest tak przyjemnie. Wejdę tam. Muszę tam wejść. Chcę już tam zostać. Na zawsze.

***


- Lizzy, to nie ma sensu. Przecież jest w śpiączce, więc jak ma cię usłyszeć?
- Słyszy mnie, jestem tego pewna. Syn zawsze pozna głos swojej matki
- Ehh, rób jak uważasz
Jednostajny, przenikliwy dźwięk dobiegający z kardiomonitora przeszył ciało obydwojga rodziców przebywających na sali.
- ..Nie usłyszał mnie

Użytkownik frozuś edytował ten post 16.11.2012 - 22:20

  • 5

#878

amadox.
  • Postów: 38
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Odgłos Prawdy
Ten ,nazwijmy to, eksperyment możesz przeprowadzić dowolnej nocy między 22:59 a 3:01. Jego wyniki mogą cie jednka zaszokować więc uważaj bo to co usłyszysz moze zmienić twoje życie. Robisz to TYLKO NA TWOJĄ WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Więc między owymi godzinami, którejś nocy weź zwykłę słuchawki. Ważne aby miały dosyc sługi kabel, byś mógł sięgnąć dalej. Włóż je do uszu a kabel weź do ręki. Stań w swoim pokoju. Musisz być tam sam i musi być dosyć ciemno. Światło moze wpadac przez okna, ale ty wyłącz wszelkie lampy. Teraz kabel od słuchawek wsuń pod łóżko. Jak najdalej. Na koniec podłogi pod łóżkiem o ile to mozliwe. Niech tam zostańie. Ty połóż sie na dodłodze czy w jakiejś innej pozycji tak by końcówka słuchawek pozostała w ciemności pod łóżkiem. Teraz słuchaj.
Na początku nie usłyszysz w słuchawkach nic. Potem jednak się zacznie. Ciche pomruki, stęknięcia, chrząknięcia i inne odgłosy jakby jakichś dziwnych zwierząt. To jednak przyprawi cie ledwo co o ciarki. Po paru minutach takiego leżenia nastąpi coś niesamowitego. Usłyszysz pisk w uszach. Wtedy mozesz wyjać słuchawki i przerwac to ale nie będziesz mógł wtedy przeprowadzic tego eksperymentu przez długi okres . Jednak zastanów się po kiedy pisk w uszch ustanie nie będzie odwrotu...
Po tym pisku usłyszysz huk jakby grzmotnięcie łąńcychem i wsyztsko ucichnie. Wtedy to co będziesz słyszał przez parę minut zależeć będzie od twojego umysłu. Moga to byc krzyki cierpiących w tej chwili na całym świecie osób, stękania i mruczenia jak podczas stosunku płciowego, jakieś szeptania mężczyzn i kobiet w niezrozumiałym języku. To wszytsko będzie różnić i będzie dostosowane tak by trafić do twojej podświadomości a potem... rozpocznie się moment kulminacyjny.
Usłyszysz ciche mruczenie. Będzie sie ono stopniowo nagłaśniać jednak potrwa sporo czasu nim stanie się naprawdę głośne. Gdy już urośnie do rangi hałasu w twyh uszach rozlegnie się głos. Powie on: Słyszysz mnie? Ja ciebie nie słyszę. Ale doskonale cię widę. O tak... Jesteś tam... słuchasz. Słuchasz twojego umysłu. To twój wypaczony umysł podsuwa ci te dźwięki. To wszystko się dzieje w twojej świadomości. A ja na to patrzę... Potem mężczyzna zacznie cie obrażać, grozić ci i krzyczeć coś po łącinie. Po tym Już spkojnym głosem zacznie wyliczać imiona wszytskich bestii z Apokalipsy dodając po każdej wymianionej naziwe: ,,Patrzy na Ciebie" Gdy wymieni wszytskie wybuchnie szaleńczym płaczem i wypowie jedno ważne zdanie dotyczace twojej przyszłości. Po tym rozlegnie się znów łoskot łąńcucha i nie usłyszysz juz nic więcej tej nocy.. Kto wie, moze kolejnej dowiesz sie czegoś innego. I jeszcze jedno. To twoja sprawa co zrobiisz z wiedzą na temat twojej przyszłosci daną Ci od tego mężczyzny ale uważaj bo... On będzie wciąż na ciebie patrzył. Dokładnie w godzinach w których słuchałeś ,,Odgłosów Prawdy". Każdej nocy...
  • -3

#879

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

BRACISZEK I
[tłumaczenie]

- Tatusiu? – mój pięcioletni synek zawołał do mnie. – Czy ja mam braciszka?
- Nie synku, nie masz braciszka – odpowiedziałem.
- Jesteś peeeewny, że nie mam? – zapytał.
- Tak, jestem pewny.
Elias, mój syn, często zadawał mi podobne pytanie. Moja żona uparcie twierdziła, że w ten sposób daje nam znać, że chciałby mieć rodzeństwo. Ja na razie nie chciałem więcej dzieci, uważałem, że jeden mały rozbójnik to wystarczająco dużo.
Pewnego ranka mój synek zachował się inaczej. Nie zapytał mnie o to samo, co zawsze. Dziwne. Zdecydowałem się sam o tym wspomnieć:
- Elias, nie zamierzasz zapytać mnie, czy masz braciszka? – zażartowałem.
Spojrzał na mnie zdezorientowany i powiedział:
- Tato, mówiłeś, że nie mam brata, prawda?
Zaśmiałem się głośno.
- Oczywiście, że nie masz. Przynajmniej jeszcze nie – dodałem. – Dlaczego tak bardzo chciałbyś to wiedzieć, co synku?
Elias przeniósł wzrok na swoje kanapki.
- Ponieważ jeśli nie mam braciszka, to nie wiem, kto przychodzi do mnie w nocy, żeby się bawić – powiedział jakby ze smutkiem.
- C...co? – wzdrygnąłem się i odstawiłem kubek kawy na stół.
- Tak! – zawołał Elias z podekscytowaniem. – Jest bardzo fajny, ale nie lubię tego, że przychodzi w nocy, bo czasami jestem już za bardzo zmęczony, żeby się bawić.
- Kto... Mały chłopiec do ciebie przychodzi? – zapytałem. Albo mój syn miał wybujałą wyobraźnię, albo...
- Tak, mały chłopczyk. Mniejszy ode mnie – odparł mój syn. – Ale...jest trochę do mnie podobny. Dlatego myślałem, że to mój braciszek tatusiu! Wychodzi w nocy spod łóżka, żeby się bawić.
- W co... w co się bawicie? – zapytałem, decydując się iść za ciosem. – Czy to chłopiec z sąsiedztwa?
- Nie-e – powiedział Elias. – A bawimy się w różne zabawy. Ale nie lubię, kiedy prosi mnie, żeby poszedł do niego pod łóżko. Tam jest ciemno i dziwnie pachnie. Ale tylko wtedy, kiedy on jest ze mną.
Zerwałem się nagle i ruszyłem w stronę schodów.
- Tato? Tato! – wołał za mną Elias.
Kiedy wszedłem do pokoju syna, faktycznie poczułem delikatny smród. Zajrzałem pod łóżko, ale nic (ani nikogo) nie znalazłem. Dla pewności sprawdziłem też szafy.
Nic.
Dzieci naprawdę mają wybujałą wyobraźnię. Niezależnie od tego, jak są znudzone, zawsze znajdą coś, żeby się zająć. Na przykład wymyślą sobie przyjaciela, albo brata.
Ale później tej nocy, mógłbym przysiąc, że słyszałem śmiech mojego syna w pokoju. I nie tylko jego śmiech.


BRACISZEK II

Minęło dwa i pół tygodnia, a Elias nie wspominał nic o swoim „przyjacielu”. Miałem trudności ze spaniem, odkąd dowiedziałem się o tym od syna.
Ale dobre wiadomości są takie, że nie działo się w tym czasie nic dziwnego. Zacząłem wierzyć, że śmiech, który słyszałem, to tylko moja paranoja, która zaczęła zanikać.
Pracuję w liceum jako nauczyciel języka angielskiego, więc każdego dnia podrzucam Eliasa do przedszkola i jadę nicale dwie mile do pracy.
Dzisiaj, kiedy jechałem z synem autem, moja ciekawość zwyciężyła.
- Elias, powiedz jak twój przyjaciel ma na imię? – zapytałem. – Ten, który odwiedza cię w nocy.
- Nie wiem – Elias nawet na mnie nie spojrzał. – Nigdy ze mną nie rozmawia. Ale to nic, bo przynajmniej nie obudzimy ciebie i mamusi.
- Aaaa, rozumiem.
Po kilku minutach ciszy, Elias powiedział:
- Chociaż on czasami się śmieje. I czasami płacze.
Zaparkowałem auto przed przedszkolem i otworzyłem drzwi od strony syna.
- Dlaczego płacze? – zapytałem patrząc mu w oczy.
- Bo ja nie chcę iść z nim pod łóżko – odparł syn. – Czasami, kiedy on płacze, ja się boję.
Zamarłem na moment.
- Dlaczego się boisz, Elias? – zapytałem starając się nie brzmieć jakbym był zdenerwowany.
- Bo kiedy on płacze, jego łzy są czerwone jak krew tatusiu.

Podczas przerwy w liceum, udałem się do szkolnego psychologa.
- Hej, Joanne! – przywitałem się i usiadłem naprzeciw niej.
- Dzień dobry, panie Gordon! Mogę w czymś pomóc? – Joanne zawsze nazywała wszystkich po nazwisku, mimo próśb, by wołała po imieniu.
- Tak... Jak dużo wiesz o pięciolatkach? – zapytałem żartem, by sam siebie uspokoić.
- Dużo – zaśmiała się. – Mam trójkę dzieci, wiesz?
Odpowiedziałem jej uśmiechem.
- Wiesz, wydaje mi się, że mój syn ma wymyślonego przyjaciela – powiedziałem. – Rozumiem, że to całkiem normalne, ale...
Joanne uniosła brwi, kiedy zauważyła moje zdenerwowanie.
- Tak, to całkiem normalne zachowanie – powiedziała. – Moje dzieciaki też miały takich wymyślonych przyjaciół przez jakiś czas, ale w końcu z tego wyrosły.
- Tak – westchnąłem. Miałem nadzieję, że przyjaciel Eliasa też wkrótce zniknie. – Tylko jego przyjaciel przychodzi w nocy... To co martwi mnie najbardziej to fakt, że Elias się go boi.
Joanne zacisnęła wargi i powiedziała:
- Interesujące. Dlaczego się boi?
- Nie mam pojęcia – powiedziałem, sam nie wiedząc dlaczego.
- Może zostaw w jego pokoju kamerę na noc. Będziesz mógł zobaczyć jego reakcje – powiedziała Joanne. – Być może Elias wyobraża sobie tego przyjaciela podczas koszmarów. Nie dowiesz się tego, jeśli nie będziesz miał dowodów.

Nie miałem dzisiaj czasu na zakup kamery. Po rozmowie z Joanne, zakończyłem lekcje i udałem się do domu.
Zanim dotarłem na miejsce, Elias był już przygotowany do snu.
Przejrzałem jeszcze pudełko z jego starymi rzeczami: kocami, smoczkami, miśkami.
Znalazłem w końcu to czego szukałem – elektroniczną nianię.
Kiedy zgasiłem światła w pokoju syna, położyłem nadajnik koło łóżka, a odbiornik zabrałem ze sobą.
Przynajmniej będę mógł słyszeć, co się dzieje – jeśli w ogóle coś się wydarzy.

Minęły cztery dni i kompletnie nic nie usłyszałem. Nawet nie kupiłem kamery.
Zacząłem powoli zapominać o przyjacielu Eliasa. O jego braciszku.
Ale piątego dnia to się zmieniło. Usłyszałem, jakby ktoś przejeżdżał palcem po nadajniku.
Później usłyszałem coś, przez co zamarłem.
- Proszę, nie płacz. Pójdę z tobą tym razem, obiecuję.
Wyskoczyłem z łóżka i rzuciłem się do pokoju syna.

____________________________________________________
{Dodałam dwie części od razu, bo cała seria składa się z pięciu części, ale dwie pierwsze są dość krótkie i nie chciałam rozbijać ich na osobne posty}

Użytkownik harpoonek edytował ten post 18.11.2012 - 15:10

  • 5

#880

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

BRACISZEK III

- Elias? Elias! – zawołałem otwierając drzwi jego sypialni. Zapaliłem światło, syn nie odpowiadał. – Elias!
Łóżko było puste.
Rzuciłem się na podłogę i zajrzałem pod łóżko.
Nic.
- Elias! – wrzasnąłem oblewając się zimnym potem i rozglądając się po pokoju. Nigdy wcześniej nie krzyczałem tak głośno.
- Mark, co się dzieje? – usłyszałem głos żony, prawie płakała.
Po chwili usłyszałem coś niewyraźnie.
Szafa.
W środku znaleźliśmy naszego syna zapłakanego i przytulającego do siebie swojego ulubionego słonika.
- Kochanie, co siędzieje? – zapytała moja żona, chwytając syna w ramiona. Zwróciła się do mnie. – Mark, o co chodzi? Słyszałeś coś?
- Tak mi się wydawało – spojrzałem na nią.
Elias powoli się uspokajał.
- Mogę dzisiaj z wami spać? – zapytał przez łzy.
- Oczywiście synku – odpowiedziała mu Annie, moja żona zerkając na mnie porozumiewawczo.
Kiedy zanosiła Eliasa do naszej sypialni, zdecydowałem się obejrzeć pokój. Po chwili zdałem sobie sprawę z nieprzyjemnego zapachu, jakby jakieś jedzenie się psuło w pobliżu.
Najpierw przeszukałem szafę. Wszystko w niej wydawało się w porządku.
Odwróciłem się i przesunąłem łóżko. Nic. Ukucnąłem i zacząłem dotykać desek podłogowych.
Wszystkie były solidne i nie ruszały się.
Kiedy przesunąłem łóżko na miejsce, jeszcze raz się rozejrzałem i próbowałem znaleźć nadajnik.
Nie było go tak, gdzie go zostawiłam.
Nigdzie go nie znalazłem.
- Zabrałaś nadajnik z pokoju Eliasa? – zapytałem Annie, kiedy wróciłem do sypialni.
- Dlaczego miałabym to robić? – pokręciła głową.
- Tak tylko pomyślałem – odparłem kładąc się obok niej.
- Nie dotykałam tego pudełka ze starymi rzeczami od lat, Mark – zapewniła mnie.
- Nie – uniosłem brwi. – Wyciągnąłem go niedawno, a odbiornik postawiłem tutaj – wskazałem na szafkę nocną nie odrywając wzroku od żony.
- Mark – Annie była zdezorientowana. – Tutaj nic nie ma.
Odwróciłem się i zamarłem.
Miała rację. Odbiornik też zniknął.

Następnego ranka, kiedy moja żona szykowała się do pracy, pomogłem Eliasowi się ubrać. Kiedy zdejmował piżamkę, zamarłem.
- Elias, co ci się stało w ramię? – zapytałem zszokowany.
Na jego ręce widniały cztery zadrapania, jakby zacięcia kartką papieru.
Zamiast odpowiedzieć, mój syn spuścił głowę i wyszeptał:
- To nic tato, to nie boli.
- Elias! Co się stało? – powtórzyłem pytanie.
- Ja tego nie zrobiłem – Elias się zaczerwienił. – Złapał mnie za ramię, żeby mnie wciągnąć pod łóżko, ale wyrwałem się i schowałem się w szafie i wtedy ty przyszedłeś.
Ranki nie były głębokie i zaczęły już goić się przez noc. Teraz byłem już pewien, że dzieje się coś dziwnego. Mój syn na pewno nie zrobiłby tego sam, a w jego sypialni nie było nic, o co mógłby się zadrapać.
- Elias, dlaczego nie spytałeś go, dlaczego do ciebie przychodzi? – zapytałem. – Może możesz go ładnie poprosić, żeby odszedł.
- Ja wiem, dlaczego on tu jest tato. Mieszka w tym domu dłużej od nas.
- Jesteś pewien? – byłem zaskoczony. – Powiedział ci to?
- Nie-e. Po prostu to wiem – odparł Elias. Wyglądał bardzo poważnie, mimo swoim pięciu lat.
- W porządku, wierzę ci. A teraz chodź, jedziemy do przedszkola.

Wziąłem wolne w pracy i postanowiłem spotkać się z agentem, który sprzedał nam dom. Jeśli mój syn szczerze wierzy, że to coś, co go odwiedza, mieszkało tu już wcześniej, to muszę sprawdzić historię domu. W końcu faktycznie dom miał wcześniej właścicieli.
O 14:30 wszedłem do biura i spotkałem się z kobietą, która sprzedała nam dom, Amandą Stinson.
- Więc chce pan poznać historię właścicieli domu? – upewniła się na wstępie.
- Dokładnie – potwierdziłem.
Po kilkunastu kliknięciach myszką, wydrukowała informacje.
- Wygląda na to, że w pana domu wcześniej mieszkała rodzina – powiedziała. – Wyprowadzili się w 1978 roku.
- Czy... wydarzyło się im... coś dziwnego? – zapytałem.
Pani Stinson spojrzała na ekran komputera. Odezwała się dopiero po chwili:
- Eeee... niech mi pan powie, co pan rozumie przez „dziwne”.
- Cokolwiek, co powinienem wiedzieć – odparłem tylko.
- Więc... miała tam miejsce śmierć – nie odrywała wzroku od monitora.
Poczułem gulę w gardle. Byłem zły na tę kobietę, że nie powiedziała nam o tym, zanim kupiliśmy dom! Wytknąłem jej to.
- Panie Gordon – wyjaśniła. – Mamy obowiązek informować nowych właścicieli o śmierciach, które wydarzyły się w przeciągu trzech lat. A ta miała miejsce trzydzieści pięć lat temu.
Miała rację, nie miałem o co się wściekać.
- Proszę powiedzieć mi coś więcej – powiedziałem grzecznie.
- Wydaje mi się, że nie mam takiego prawa, panie Gordon – przygryzła wargę.
- Sama pani powiedziała, że to wydarzyło się 35 lat temu. Proszę mi powiedzieć, jeśli nie mam racji, ale sądzę, że te dokumenty są dostępne publicznie.
- W porządku – westchnęła. – Zaraz wydrukuję raporty policyjne.
Po chwili przeczytała:
- W 1977 roku, w domu mieszkały trzy osoby. Martin Anderson, jego żona Julia, i ich syn Peter, którzy mieszkali tam od siedmiu lat. Pan Anderson wrócił do domu w roku 1976 z wojny w Wietnamie. W następnym toku wydarzyła się tragedia. Pewnego ranka Pan Anderson obudził się, a jego żony nie było obok. Po przeszukaniu domu, sprawdził pokój jego syna, który smacznie spał. Ręce i usta Petera były we krwi. Pan Anderson znalazł ciało żony pod łóżkiem syna. Jej twarz i szyja były rozszarpane. Później tego dnia, biegli orzekli, że zrobił to ich siedmioletni syn – Peter.
  • 6

#881

zax13.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Moje pierwsze tłumaczenie więc proszę o wyrozumiałość :)

Pasta słaba, ale może komuś przypadnie do gustu.


ZAPOMNIANE MIEJSCE


To było gorące letnie popołudnie, razem z przyjacielem zdecydowaliśmy się iść nad rzekę aby wziąć krótką, chłodzącą kąpiel. Orzeźwiające pływanie miało być również miłym pożegnaniem z duszącym gorącem. Spakowaliśmy jakieś przękąski i napoje. Wziąłem róznież swój aparat na wypadek, gdybym zobaczył coś interesującego do sfotografowania.Pracowałem nad projektem dla Akademii Sztuk Pięknych więc rzadko rozstawałem się z aparatem. Pojechaliśmy na rowerach, dotarliśmy do samego mola. Pływaliśmy przez kilka godzin, później wracaliśmy do domu ścieżką rowerową, która biegła wzdłuż rzeki. Jechaliśmy. Wskazałem przyjacielowi ceglany budynek, mówiąc że zawsze zastanawiało mnie co znajduje się w środku. Dziś nie mogliśmy pokonać naszej ciekawości, dlatego przeskoczyliśmy mealowe ogrodzenie i siłą otworzyliśmy drzwi.

To był mały budynek dawno przez wszystkich zapomniany. Z pewnością pamiętał lepsze czasy. Dach częściowo się zawalił, a chwasty prawie całkowicie go obrosły. Wnętrze było ciemne. Z zewnątrz dobiegało tylko mroczne wieczorne światło. Okna były powybijane. Na podłodze leżały butelki po piwie, niedopałki i jakiś martwy szczur. Wnętrze było brudne i śmierdziało moczem. Mój przyjaciel był trochę zdenerwowany i chciał opuścić to miejsce, ale ja chciałem zobaczyć co znajduje się w innych pomieszczeniach. Przeszukując dalej budynek natknąłem się na małe pomieszczenie, które okazało się toaletą. Ubikacja wypchana była spleśniałymi liśćmi i brudem. Po środku znajdowały się trzy małe ptasie szkielety. Przyjaciel powiedział mi, że nie czuje się najlepiej i poczeka na mnie na zewnątrz.

Obok był mały pokój ze stolikiem w części centralnej. Było ciemno, gdyż okno zasłoniętę było kawałkiem tektury. Na stole leżał zniszczony czerwony obrus. A na nim stał szereg słoików i butelek. Wziąłem jeden słoik i podszedłem do okna w innym pokoju. Chciałem dowiedzieć się co jest w środku. W słoju dostrzegłem coś mięsistego unoszącego się w mętnym płynie. Wszystkie inne słoiki zawierały fragmenty kości, zęby. Jeden z nich napełniony został popiołem. Nie wiem co znajdowało się w butelkach, ale wszystkie miały nieprzyjemny zapach. To miejsce budziło we mnie fascynację, ale również mnie poruszyło. Nie mogłem powstrzymać się od patrzenia. Zrobiłem kilka zdjęć słojom i butelkom, a także martwym ptakom w muszli klozetowej.

Już miałem opuścić to miejsce, kiedy mój wzrok został przyciągnięty przez pudło. W środku było mnóstwo starych zdjęć. Przedstawiały małego chłopca, pannę i pana młodego, niechlujnie wyglądającego psa oraz starą kobietę leżącą w łóżku, która wyglądała tak jakby spała albo wręcz nie żyła. Był również miniaturowy koń z połamanymi kopytami, zegarek który zatrzymał się na godzinie 12:01 i żółte protezy dentystyczne zawinięte w różową chustkę. Odłożyłem pudełko dokładnie tak jak stało wcześniej. Obok zauważyłem jakby materac, na którym widoczny był odciśnięty zarys ludzkiego ciała. Zanim opuściłem tę nędzną norę, zrobiłem ostatnie zdjęcie tego brudnego materaca. Mój przyjaciel z niepokojem czekał na mnie na zewnątrz. Wracając do domu nie rozmawialiśmy o niczym innym, tylko o strasznym, opuszczonym budynku.

Następnego dnia byłem w college'u. Chciałem wywołać zdjęcia wykonane poprzedniego dnia. Powiesiłem je, aby się wysuszyły. Zacząłem je oglądać, gdy dostrzegłem to, co sprawiło że moje serce się zatrzymało. Na jednym ze zdjęć słoików i butelek dostrzegłem ciemną postać w kącie pokoju. Długa ręka postaci była wyciągnięta w moją stronę. Istota ta miała ciemne, potargane włosy. Jej bezzębne usta były szeroko otwarte wydając z siebie bezdźwięczny krzyk.

Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Dostałem gęsiej skórki, zrobiło mi się chłodno gdy wpatrywałem się w blade, martwe oczy postaci ze zdjęcia.

Użytkownik zax13 edytował ten post 18.11.2012 - 16:52

  • 4

#882

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

BRACISZEK IV


Opuściłem biuro z uczuciem przerażenia. Oraz z numerem telefonu.
Pan Anderson wciąż żył, miał 72 lata, a numer telefonu należał do niego. W sumie to numer domu starców, w którym teraz mieszka. Znajduje się on trzy godziny drogi od mojego domu.
Do mieszkania dotarłem około 17:00. Opadłem na kanapę, wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem wybierać numer. Po rozmowie z recepcjonistką, moje połączenie przekazano do pokoju pana Andersona.
- Słucham? – usłyszałem ochrypły głos.
- Dobry wieczór panie Anderson, nazywam się Mark Gordon – powiedziałem. – Był pan ostatnim właścicielem domu na ulicy Eastvine 12 i...
Kliknięcie i sygnał.
Przez chwilę siedziałem bez ruchu, po czym wykręciłem numer ponownie.
Znów przeniesiono moje połączenie.
- Tak? – usłyszałem ten sam głos, co wcześniej, tylko bardziej niepewny.
- To znowu Mark Gordon, proszę pana. Bardzo proszę, niech mnie pan wysłucha.
Cisza. Ale nie rozłączał się! Mówiłem więc dalej:
- Jak mówiłem, mieszkam w domu, który wcześniej należał do pana. Wiem, że dotknęła pana straszna tragedia, ale miałem nadzieję, że mógłbym się z panem spotkać i zadać kilka pytań.
- Jest pan kolejny pieprzonym reporterem? – warknął. – Powiedziałem raz i powiem ponownie, nie będę rozmawiał o tym, co się stało!
- Nie jestem reporterem proszę pana! Po prostu chciałem porozmawiać o domu. Dziwne rzeczy dzieją się w nim od jakiegoś czasu i miałem nadzieję, że rozjaśni mi pan nieco sprawę.
Cisza, a potem głębokie westchnienie.
- Niech pan wpadnie jutro. Nie obchodzi mnie, o której godzinie. Ale nie będę rozmawiał, jeśli nie przywiezie pan jakiegoś likieru.

Następnego dnia była sobota. Annie zabrała Eliasa na wizytę do dziadków. Przynajmniej nie musiałem wyjaśniać jej, gdzie wybieram się z burbonem.
O 12:30 dotarłem do domu starców. Butelkę alkoholu schowałem pod płaszczem.
Powitała mnie recepcjonistka, z którą rozmawiałem wczoraj.
- Przyszedłem zobaczyć się z panem Andersonem – powiedziałem.
- Oczywiście. Pan musi nazywać się Gordon? – odparła radośnie i spojrzała w zeszyt przed sobą.
Pokiwałem głową na potwierdzenie.
Skierowano mnie do pokoju numer 102.
- Anderson nie miał gości od lat – powiedział mi inny pracownik. Spojrzał na mnie z ciekawością w oczach. Pewnie zastanawiał się, dlaczego tu przyszedłem, do człowieka, z którym nic mnie nie łączy.
- Naprawdę? – uśmiechnąłem się.
Pracownik zapukał do drzwi i otworzył je.
- Panie Anderson, ma pan gościa – powiedział.
Kiedy wszedłem do pokoju, zauważyłem mężczyznę siedzącego na sofie przed telewizorem. Gestem zaprosił mnie, bym usiadł obok.
Wyciągnął do mnie rękę, a ja uścisnąłem ją.
- Nie to, durniu – powiedział pan Anderson. – Alkohol.
Wyciągnąłem butelkę spod płaszcza i podałem mu.
- Burbon – powiedział i otworzył butelkę. – Jakie to słodkie. Dobra chłopcze, o co ci chodzi? Czego chcesz?
- Panie Anderson...
- Martin – przerwał mi.
- Dobrze, Martin – zacząłem. – Mieszkałeś w domu, który teraz należy do mnie. Mam żonę i pięcioletniego synka. Ostatnio zauważyłem, że mój syn dziwnie się zachowuje, wydarzyło się też kilka rzeczy w ciągu ostatnich kilku dni...
- Powiem wprost – znów mi przerwał i spojrzał mi w oczy. – W 1969 byłem na wojnie. Wietnamskiej. Zatrzymywałem się na Filipinach. Nie walczyliśmy, jeśli nie musieliśmy. Wchodziliśmy dopiero, żeby posprzątać po prawdziwych żołnierzach.
Nie miałem pojęcia, dokąd on zmierza, ale nie przerywałem mu.
- Do nas należało zajęcie się tubylcami: ludźmi, którzy nie mieli nic wspólnego z wojną – kontynuował. – Przesiedlaliśmy ich tymczasowo, podczas gdy my, Amerykanie, przeszukiwaliśmy wioski w poszukiwaniu pozostałych żołnierzy wietnamskich. Od czasu do czasu tubylcy się nam sprzeciwiali. Nie podobało im się, że zabieraliśmy ich z ich domów. Osobiście im się nie dziwię.
Butelka była już w połowie pusta, Martin postawił ją na stoliku obok siebie. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
- W 1973 – mówił dalej. – Mój oddział napadł na kolejną wioskę. Nie znaleźliśmy w niej wrogich jednostek, ale tubylcy nie chcieli nas tam. Kilku z nim napadło na nas. Nie chcieliśmy walczyć z cywilami, ale czasami musieliśmy. Pamiętam pewną matkę, która desperacko próbowała odciągnąć od nas swojego syna. Miał strzelbę. Większość moich kolegów zajmowała się innymi i chyba tylko ja zobaczyłem go i jego matkę.
Martin oparł głowę na rękach, kiedy to mówił.
- Postrzeliłem gościa w klatkę, dwa razy – westchnął. – Jego matka podbiegła do niego z płaczem. Płakała nad jego martwym ciałem przez pół godziny, kiedy my zajęliśmy się resztą mieszkańców. Zastanawialiśmy się, czy przesiedlanie tych ludzi było konieczne. Wtedy zauważyłem, że matka biegła w moją stronę. Wrzeszczała w swoim języku coś niezrozumiałego dla mnie. Uderzyła mnie kilka razy w twarz, a kiedy ją odepchnąłem, zauważyłem, że pluła na mnie krwią. Obezwładniliśmy ją tak, jak pozostałych, ale to nie powstrzymało jej od wykrzykiwania swoich przekleństw.
- Przekleństw? – zapytałem.
Martin spojrzał na mnie.
- Przeklinała mnie za zabicie jej syna. Byłem tam tyle czasu, że znałem kilka słów w ich języku.
- Co mówiła? – byłem zaciekawiony i wciąż nie wiedziałem, do czego to wszystko zmierzało.
- Powiedziała: „odebrałeś życie memu synowi, przeklinam twoje! Tiyanak! Przeklinam cię. Nadchodzi cierpienie.”
Martin zamilkł po tych słowach. Poczułem zimny pot na czole.
- Co znaczy „tiyanak”? – przerwałem ciszę.
- To istota w ich kulturze – odparł Martin. – Podobno rodzi się podczas nie utrzymanej ciąży. Martwe dziecko staje się wtedy tiyanak, ono i demon. Raz zrodzony, tiyanak nie zatrzyma się i pożre matkę-jedyną osobę, która mogła dać mu życie, ale nie dała.
Oczy Martina wypełniły się łzami. Położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Mój syn nie zabił mojej żony! – szlochał. – Nie zrobił tego!
Odebrało mi mowę.
Martin zaczął się uspokajać:
- Każdy myśli, że zwariowałem, bo wierzę w to, kiedy wszystkie dowody wskazują na Petera. Zabrali go ode mnie i posłali do rodziny zastępczej, bo uznano mnie za złego ojca.
- Gdzie on jest teraz? – zapytałem.
- Nie wiem – Martin pokręcił głową. – Kilka dni po tej tragedii, policja powiedziała mi, że zniknął. Podejrzewali mnie o porwanie go, ale to było niemożliwe, bo w tym czasie byłem w sądzie.
Martin wyglądał na złego. Odwrócił głowę w moją stronę, miał zaciśnięte zęby.
- Mój syn jej nie zabił – wycedził. – To nie był Peter, tylko coś innego. Wiem to. To nie był mój syn!
- Skąd masz tą pewność? – zapytałem z wahaniem.
- Ponieważ – nie odrywał ode mnie wzroku – kiedy tamtego ranka wszedłem do jego pokoju, w łóżku nie leżał Peter. Cokolwiek to było, zdecydowanie wyglądało jak on, ale było mniejsze. Niewiele, ale zawsze. Prawie, jakby to był braciszek Petera, czy coś takiego.
  • 5

#883

FallenAngel.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Odwróć się.

Odwróć się. Nic tam nie ma, prawda? Tylko pusta przestrzeń. Powietrze, może bryza, meble, schody, może okno, cokolwiek to jest, nie jest to nic ważnego. Ważne jest to, że nikogo tam nie ma, prawda? Tak? Czujesz to? Te drgania na twoim kręgosłupie? Nie martw się. To prawdopodobnie dlatego, że czytasz straszne historyjki! Paranoja jest normalna. Chcesz się znów obrócić? Zrób to. Teraz jesteś z powrotem. Zrób coś dla mnie. Nie odwracaj się po raz kolejny. Patrzyłeś na to dwukrotnie, to patrzyło na ciebie. Jeśli obrócisz się po raz kolejny, zobaczysz to. A jeśli zobaczysz to, to coś zobaczy ciebie. Teraz jesteś bezpieczny, z twoimi oczami obserwującymi mnie. Ale musisz uświadomić sobie, że odwróciłeś się już trzy razy.

Nie odwracałbym się na twoim miejscu..
  • -6

#884

zax13.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nigdy więcej

Miałam siedemnaście lat, gdy przyszła. Żyłam ze swoją grubiańską matką przez siedemnaście długich i bolesnych lat. To było koło północy. Moja matka już spała. Dobiegł do mnie dźwięk pukania do drzwi frontowych. Trzy ciche puknięcia. Otworzyłam drzwi. W progu stała mała aczkolwiek dziwna dziewczynka. Miała blade, pozbawione koloru policzki, blond włosy splecione w warkocz, różową podartą sukienkę, bose stopy i czarne oczy. Niezgłębione, głębokie czarne oczy. Szybko wpuściłam ją do środka, cały czas myśląc jak koszmarnie wyglądała. Wprowadziłam ją do pokoju, okryłam jej drobne ciało grubym kocem i uśmiechnęłam się do niej.
- Jak masz na imię, mała? – spytałam się.
Zapanowało długie milczenie. Dziewczynka cały czas wpatrywała się we mnie. Zaczęłam czuć się mało komfortowo przez jej czarne oczy jakby chcące przejrzeć mnie na wylot. Otworzyła swoje usta, z których dobył się cichutki i delikatny głos.
- Lacy Morgan – odpowiedziała.
Przytaknęłam i znów się do niej uśmiechnęłam.
„Możesz tu zostać na noc, Lacy” – powiedziałam jednocześnie wskazując kanapę. Dziewczynka zwinęła się w kłębek. Jej czarne oczy nadal bacznie mnie obserwowały. Opuściłam pokój. Tej nocy spałam mocno. Odrzuciłam wszelkie troski. Nie myślałam o katującej mnie matce, ani o obcej dziewczynce śpiącej na mojej kanapie.

Nadszedł ranek. Szłam do kuchni noga za nogą. Matka przywitała mnie kubkiem gorącej kawy. Wylała mi go na ramię. Wydałam z siebie słaby okrzyk bólu. Wpatrywałam się w matkę z nienawiścią w oczach.

- Co ty do diabła robiłaś? Co ma znaczyć ten brud na kanapie?!” – krzyczała.

Spojrzałam na kanapę. Odkryłam, że mała Lacy zniknęła. Jedynym dowodem na to, że w ogóle tu była, to był brud na kanapie. Wzięłam za to winę na siebie. Matka z całej siły uderzyła mnie w twarz.
Wyszłam do szkoły. Idąc usłyszałam coś, co sprawiło, że poczułam nagły chłód w kręgosłupie.

„W nocy odnaleziono martwą dziewczynkę, Lacy Morgan.”

Cały dzień czekałam na jakieś informacje, ale niczego się nie dowiedziałam. Gdy przyszłam do domu w wiadomościach nadawali bezpośredni raport w sprawie Lacy.

„Lacy Morgan, wiek – sześć lat. Zmarła wczoraj wieczorem, około 7 wieczorem. Jej ciało odnaleziono na podwórku. Było ubrane w różową sukienkę. Do tej pory, nie mamy żadnej informacji o matce Lacy, Marissie Morgan, która jest podejrzana o zabójstwo córki. Według zeznań świadków Marissa wykorzystywała seksualnie swoją córkę i może być odpowiedzialna za jej śmierć.”

Nagle na ekranie pojawiło się zdjęcie Lacy. Wyglądała prawie tak samo, gdy ją widziałam. Blond włosy splecione w warkocz, różowa sukienka. Tylko jej policzki miały kolor… i jej oczy były jasnoniebieskie. W zasadzie było to dla mnie mało ważne. Miałam mętlik w głowie. Uświadomiłam sobie, że Lacy umarła przed przybyciem do mojego domu, oczywiście o ile w wiadomościach mówili prawdę. Zmarła przed kilkoma godzinami.
Poszłam spać wcześniej, by nie musieć oglądać mojej matki. Było koło północy, gdy obudziły mnie palce małej dłoni, które głaskały stłuczenie na moim policzku.
-„Nigdy więcej” – szepnęła Lacy zanim jej ręka zniknęła. Nie później niż 10 minut, usłyszałam krzyk mojej matki dochodzący z jej sypialni. Pobiegłam tam ile sił w nogach. Niemal zasłabłam po tym co zobaczyłam.

Moja mama wiła się po łóżku. Mała żywa istota ukryła swą twarz w jej klatce piersiowej. Słyszałam nasilający się krzyk mojej matki. Chciałam coś zrobić, ratować ją. Ale nie mogłam. Lacy wycofała się z ziejącej pustą dziury w klatce piersiowej mojej matki. Dostrzegłam jej zęby. Były ostre jak brzytwa. Błyszczały w świetle księżyca. Błyszczały krwią matki. Uśmiechnęła się do mnie niewinnie, wcześniej rozszarpując tętnicę szyjną mojej matki. Zemdlałam. Gdy się ocknęłam byłam w swoim łóżku. Poszłam do pokoju swojej mamy. Po otworzeniu drzwi, zobaczyłam że pokój był pusty. Łóżko było tak schludne, wyglądało tak, jakby matka wcześniej niż zwykle wyszła do pracy. Jedynymi dowodami na nocne odwiedziny Lacy były brud i otwarte okno. Nigdy więcej nie zobaczyłam swojej matki i w zasadzie nigdy za nią nie zatęskniłam.
Ostatnio zauważyłam, że córka sąsiadów jest cała posiniaczona, miała stłuczone całe ramię. Zaczęłam obserwować ich dom. Któregoś dnia zobaczyłam coś dziwnego. Małą dziewczynkę biegnącą boso przez ogród w stronę tylnich drzwi domu sąsiadów. Było koło północy. Nagle dziewczynka odwróciła się ku mnie. Z daleka popatrzyła na mnie swoimi czarnymi oczyma. Mogłam przysiąc, skierowała do mnie dwa bezgłośne słowa.
Nigdy więcej.

Użytkownik zax13 edytował ten post 18.11.2012 - 22:02

  • 6

#885

bloody alice.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Moje tłumaczenie.
IMPLANTY PIERSI

Kiedy miałam 18 lat, poszłam na operację plastyczną. Nie kpijcie ze mnie- byłam niedojrzała i popełniłam wiele głupich błędów. Chciałam mieć duże cycki.

Poszłam do pobliskiego szpitala. Szpitala Gleivelle. Spotkałam się z chirurgiem- doktorem Mirzem- i wybrałam nowy rozmiar. Dyskutowałam nad ceną. Na szczęście, miałam swoje oszczędności, więc to nie stanowiło problemu. Byłam tak podniecona na myśl o implantach, że wszystko inne wydawało się nie mieć znaczenia.

Dzień mojej operacji nie przebiegł najlepiej. W szpitalu wszystko było przygotowane do zabiegu. Gdy leżałam na operacyjnym stole, na salę wszedł gruby, czarnoskóry mężczyzna i zaczął mówić do mnie swoim głębokim, południowym akcentem.

Powiedział, że nazywa się Michael Miracle. Wytłumaczył mi, że doktor Mirz zaledwie godzinę wcześniej złamał ramię, przez co nie może wykonać zabiegu. Dodał, że sam jest doświadczonym chirurgiem, więc może wykonać operację bądź przełożyć ją na inny dzień. Byłam trochę niecierpliwa- proszę, miejcie na uwadze mój wiek- więc zgodziłam się na to, aby to mężczyzna wykonał operację.

Wyszłam ze szpitala zaledwie godzinę po zabiegu. Przyjechał po mnie mój chłopak. Powrót do domu był fatalny- wszystko mnie bolało.

Operacja poszła tragicznie. Następnego dnia czułam ogromny ból. Spodziewałam się, że piersi będą jeszcze posiniaczone i brzydkie, ale one wyglądały, jakby ktoś włożył je do maszynki do mielenia mięsa. Natychmiast wróciłam do szpitala.

Przyjęli mnie od razu. Pielęgniarka zadała mi kilka pytań i powiedziała, że lekarz przyjdzie za kilka minut.

Gdy po jakimś czasie doktor Mirz wszedł do pokoju, jego ramię wyglądało tak, jak poprzedniego dnia. Kiedy spytałam go o ramię, był lekko zmieszany. Nie tylko z powodu pytania, ale także moich piersi. Powiedziałam, że doktor Miracle przeprowadził moją operację, i, jak myślałam, to on zastępował go tego dnia.

Doktor Mirz spokojnie wyjaśnił, że jest jedynym chirurgiem w tym szpitalu. Zaprzeczyłam- ktoś musiał wykonywać ten zabieg.

Wszystkie operacje są nagrywane. Doktor Mirz niezwłocznie poszedł obejrzeć taśmy, by odkryć, kto wykonał operację. I odkrył, że był to Michael Miracle. Michael Miracle: były prawnik, leczony w szpitalu z powodu choroby psychicznej.
  • 9


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych