Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#76

Marble.
  • Postów: 99
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

"Glitch" - po przeczytaniu nasunęła mi się myśl "Tak to jest, kiedy się używa Internet Explorera" ;)

Przetłumaczyłam jeszcze jedno opowiadanie, również z creepypasta.com. Chyba się tu jeszcze nie pojawiło.

Nie wpuszczaj Zimnego Człowieka

Ostatniej nocy miałem sen. To był jeden z tych snów, które wydają się prawdziwe aż do momentu przebudzenia.Był trochę dziwny... Był bardzo dziwny, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że może nie być prawdziwy. Wciąż nie jestem przygotowany by uznać, że to nieprawda. Nie interesuję się rzeczami nadprzyrodzonymi i niezbyt je rozumiem. Po prostu mam wrażenie, że odszedłem dokądś i wróciłem, że coś naprawdę się stało kiedy się obudziłem... i chyba również kiedy spałem.

Kiedy kładłem się wczoraj spać, miałem dziwne uczucie. Wszyscy czasem mamy wrażenie, że jesteśmy obserwowani, ale tym razem to było coś więcej. Wydawało mi się, że ktoś jest ze mną w pokoju, ale mimo to nie mogłem powstrzymać się przed zaśnięciem.

Nie pamiętam dokładnie jak zaczął się sen. Pierwszą rzeczą, jaką pamiętam było to, jak patrzę na mój dom, a potem zaczynam iść. Po prostu szedłem wzdłuż ulicy. Domy moich sąsiadów zniknęły. Byłam na długiej, pustej drodze i nie było tam nikogo prócz mnie. Nie pamiętałem, co robiłem wcześniej w domu. Czułem po prostu silną potrzebę by iść.

Kiedy szedłem tą drogą, czułem się w porządku. Było zimno, ciemno i byłem trochę zagubiony, ale nie bałem się - nie tak, jak w swoim pokoju.

Nie wiem, jak długo szedłem. Mam wrażenie, że dłuższy czas, może nawet kilka dni. Ale wcale nie czułem się zmęczony i chciałem iść dalej.

Po jakimś czasie droga się zmieniła. Do tej pory była prosta i monotonna, ale w końcu zauważyłem zakręt i rozwidlenie. A kiedy tam dotarłem, nie byłem już sam. Znajomy głos zawołał mnie z drugiej strony drogi.

- Dobrze cię widzieć. - wyszeptał głos. - Szkoda tylko, że w tym miejscu.

Odwróciłem się w stronę głosu, wiedząc już, kogo zobaczę. To był mój dawny przyjaciel z dzieciństwa - ktoś, kogo nie widziałem od lat. Wyglądał tylko trochę inaczej, niż go zapamiętałem. Był oczywiście starszy, niż kiedy go ostatnio widziałem, ale wydawał się przynajmniej kilka lat ode mnie młodszy - mimo że byliśmy w tym samym wieku. Był też bardzo blady, właściwie całkiem biały. Jego usta i ciemne kręgi pod oczami miały niebieski odcień.

- Co ty tu robisz? - zapytałem.
- Jestem tu żeby cię ostrzec. - odparł.

Oczywiście zamieniłem się w słuch.

-W twoim domu jest teraz pewien człowiek. - wyjaśnił.
- Jak to, ktoś jest teraz w moim domu? Dopiero stamtąd wyszedłem... chyba.

Właściwie nie wiedziałem jak długo już tam jestem. Nie wiedziałem, ile czasu szedłem drogą.

- Nie rozumiesz. - wymamrotał z naciskiem mój przyjaciel. - On naprawdę jest teraz w twoim domu.

Nie miałem pojęcia o czym mówi, ale byłem ciekawy.

- Kim on jest? - zapytałem.
- To Zimny Człowiek. Przychodzi do ludzi nocą, kiedy się boją.

Zimny Człowiek? Nigdy nie słyszałem o kimś takim. Chciałem się dowiedzieć więcej, więc zapytałem. - Co on robi?

- Czeka, aż ktoś go zauważy, wtedy zaczyna działać. Znasz ten dreszcz, jaki przebiega ci po plecach, kiedy coś cię bardzo przestraszy? To nie tylko nerwy. Wtedy on stoi za twoimi plecami.
- Dlaczego? - zastanawiałem się. - Co robi, kiedy już ktoś go zauważy?

Mój przyjaciel spojrzał w bok. Nie odpowiedział na to pytanie.

- Po prostu go nie wpuszczaj - ostrzegł.
- Co masz na myśli?
- Może być w pobliżu przez wieczność. - wyjaśnił mój przyjaciel. Może kręcić się wokół twojego domu w nocy, a nawet stać w twoim pokoju kiedy śpisz... Teraz właśnie to robi. Wie, gdzie jesteś. Może spoglądać prosto na ciebie, ale cię nie znajdzie jeśli go nie wpuścisz.
- Jak może mnie znaleźć? To znaczy, jak go wpuścić?

Mój przyjaciel spojrzał na drugą stronę drogi jakby się bał, że ktoś może nas podsłuchać. Nachylił się bardzo blisko i wyszeptał: - Jeśli go zobaczysz, jeśli go usłyszysz, albo chociaż nagle zrobi ci się bardzo zimno... nie ruszaj się. Nie rozmawiaj z nim. Nie dostrzegaj go. Nigdy go nie wpuszczaj.
- Nie rozumiem. - przyznałem. - Jak można się go pozbyć?
- Nie można. - odparł mój przyjaciel cichym, stanowczym głosem. - Kończy mi się czas.
- Czas? - powtórzyłem, nie wiedząc, co dokładnie ma na myśli.

Mój przyjaciel pokręcił głową. Drżał, a jego oczy były rozszerzone. W oddali zobaczyłem ciemną postać skradającą się za jego plecami, ale coś powstrzymywało mnie przed odzywaniem się.

- Mój czas dobiegł końca - wymamrotał mój przyjaciel. - Cokolwiek się stanie, nie wpuszczaj go, i cokolwiek się stanie... nie odbieraj.

Coś wciągnęło mojego przyjaciela w ciemność i nie mogłem już go dostrzec. Kiedy chciałem za nim pójść, obudził mnie nagły, głośny dźwięk. Siedziałem w moim pokoju, całkiem ubrany, w butach na nogach. Mógłbym przysiąc, że kiedy szedłem spać nie byłem ubrany. Moje nogi i buty były pokryte pyłem, bolały mnie stopy, a zaraz obok słyszałem głośnie dzwonienie. Po przebudzeniu z tak realistycznego snu byłem jeszcze rozkojarzony, więc nie od razu je rozpoznałem. Było mi bardzo zimno.

Wtedy spojrzałem w dół i zobaczyłem mój telefon. To było źródło dźwięku. Mając w pamięci słowa mojego przyjaciela, nie odebrałem. W końcu telefon przestał dzwonić.

W pokoju było zimno jak w chłodni. Uczucie bycia obserwowanym było tak silne jak wtedy, gdy kładłem się spać. Słyszałem, jak coś rusza się w mojej szafie, ale nie ośmieliłem się poruszyć. Po prostu zamknąłem oczy i czekałem. W końcu usłyszałem oddalające się kroki, wciąż z wnętrza szafy. Tak jakby ktoś szedł niewidocznym korytarzem, chociaż moja szafa jest mała i nie widziałem w niej nic nietypowego.

Gdy kroki całkiem się oddaliły, chłód zniknął.

Tym razem nie udało mu się wejść. Jeśli mój sen był prawdziwy - jeśli to coś w mojej szafie jest tym, kim mi się wydaje - nie wolno mi go wpuścić. Ale sądzę, że wróci dziś w nocy. To właśnie wtedy przychodzi, tak powiedział mi przyjaciel.

Nie wiem co się stało z moim przyjacielem, ale mam nadzieję, że ludzie zapamiętają jego ostrzeżenie. Jeśli czytając ten tekst poczujesz zimno, nie panikuj. Jeśli usłyszysz coś w swoim domu, zignoruj to. Nie możesz pozwolić żeby cię znalazł. Nie wpuszczaj Zimnego Człowieka.

koniec.

Dodam jeszcze, że kiedy to czytałam, około pierwszej w nocy, zadzwonił telefon, a kiedy odebrałam ktoś odłożył słuchawkę. Na pewno pomyłka, ale nieźle się przestraszyłam, no bo kto dzwoni na telefon stacjonarny o pierwszej w nocy?

Użytkownik Marble edytował ten post 02.06.2010 - 14:38

  • 2

#77

Kizia Mizia.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Hej, przejrzałam wątek i www.creepypasta.com i przetłumaczyłam jedną z historii, może niekoniecznie w klimacie "pod moim łóżkiem siedzi potwór i zaraz mnie zabije", ale, mam nadzieję, fajną.



Sztuka Jacoba Emory'ego


Historie o duchach? Nie mamy tutaj niczego w tym rodzaju. Mamy za to historię Jacoba, i tyle mogę Ci powiedzieć.

Naprawdę chcesz wiedzieć...? Cóż, nie powinienem Ci mówić, ale w porządku, tylko nie przerywaj. Nie mam do tego cierpliwości.

Jakby tu opisać Jacoba Emory'ego... Cóż, zapewne możnaby powiedzieć, że reprezentował typ człowieka którego zazwyczaj się nie zauważa. Nie żeby był złym dzieciakiem, w żadnym wypadku! Wielu ludzi w tym mieście postrzegało go jako najbardziej odpowiedzialną osobę, jeśli chodzi o prace dorywcze, jednak Jacob nie osiągnął mistrzostwa w żadnej z dziedzin. Był, jak to mówią "niezły we wszystkim, genialny - w niczym". Największą odpowiedzialnością za taki stan rzeczy należałoby obarczyć jego brak silnej woli. Pobieżnie interesował się chyba wszystkim co mogło mu zaoferować to miasto: samochodami, radiem, prowadzeniem sklepu, co tylko sobie wymyślisz, ale przy niczym nie pozostał na dłużej. Jego przyjaciele i współpracownicy wypytywali go o przyczynę, ale zbywał wszystkich tą samą, oględną ripostą: "To po prostu było dla mnie za mało". Jak łatwo się domyśleć, jakichkolwiek przyjaciół by nie miał, musieli oni być albo bardzo cierpliwi, albo nie poruszać tego tematu.

Co było zapewne nie do uniknięcia - Jacob zdecydował się na opuszczenie granic miasta. Nie pamiętam, dokąd się udał, ale myślę że Gertrude - z tej ulicy, tylko trochę dalej - pamiętała zanim zmarła... Musiałbyś spytać kogoś innego jeśli naszłaby Cię ciekawość. Jakby nie było, nikt nie próbował go powstrzymywać. Wszyscy myśleli, że taka mała wycieczka upuści z niego trochę tej ambicji, albo przeciwnie - pozwoli ją nakarmić wystarczająco, by nie była już problemem. Do diabła, nawet urządziliśmy dla niego przyjęcie pożegnalne, i to było bardzo miłe ze strony wszystkich.

Tak czy siak, nie było go... z sześć, może siedem lat? Nie pamiętam. O to też musiałbyś zapytać kogoś innego... W każdym razie, w końcu wrócił i nie do przeoczenia było to, jak bardzo się zmienił. Był sympatyczny, pełen energii, serdeczności, uśmiechnięty... I już niedługo mieliśmy się dowiedzieć, dlaczego. Pokazał nam pamiątkę, którą przywiózł do miasta - gładki, czarny patyk długości ołówka, ale o fakturze kredy. Wszyscy zastanawialiśmy się czemu u licha taka prosta rzecz miałaby napawać go taką radością, dopóki nie urządził dla nas kameralnego pokazu. Wziął kawałek papieru i ten... patyk - Boże, na pewno istnieje lepsze słowo na określenie tej rzeczy - i tym patykiem narysował... mniej więcej, koło.

Od razu upadło i zatrzymało się na granicy brzegu kartki, zupełnie jak kamień. Nie opuściło papieru, za to poruszało się w jego granicach, zupełnie jak obraz rzucany przez projektor na ekran.

Synu, ja wiem jak to brzmi - jak gadanie wariata. Jeżeli czujesz, że będziesz do tego podchodził sceptycznie, możesz od razu zostawić starego człowieka z jego szaleństwem, ale JA WIEM CO WIDZIAŁEM, mimo że ludzie robią wszystko, by sprawa ucichła; widziałem jak narysowany przez niego kamień spadał. Jake nawet puścił papier między nami, a kiedy podawaliśmy go sobie, kamień turlał się w różne strony, gdy tylko kartka była przechylana. Nikt z nas nie miał słów, by opisać to, co widzieliśmy. Z resztą - co tu mówić? On za to kontynuował swój pokaz, rysując rozliczne postacie paradujące, grające, robiące wszystko od walki między sobą to budowania perfekcyjnych ludzkich piramid, a my wszyscy nie mogliśmy się nadziwić wspaniałości tego, co dane nam było zobaczyć. To była dla niego wystarczająca zgoda. Oznajmił, że planuje rozpocząć występy aby opłacić sobie mieszkanie i jedzenie, występy na których rysowałby co tylko publika by zachciała. Omawialiśmy to dość długo, ale w końcu przekonał nas, że wszystko będzie bezpieczne, jego rysunki - etyczne, a działalność - unikalna i lukratywna. Co więcej, obiecał że nikt oprócz mieszkańców miasta nie dowie się o pokazach.

Biedny Jacob. Gdybym nie był tak zaaferowany, może dostrzegłbym pewne rzeczy już wtedy, już tam. Może mógłbym uratować tego żałosnego sukinsyna, wystarczyłoby przełamać TĘ potworną rzecz na pół. Ale byłem młodszy, my wszyscy byliśmy, i nie widzieliśmy problemu w tym, że zachęcamy go do podzielenia się tym, co przed chwilą zobaczyliśmy sami, z całą resztą mieszkańców. Warto dodać, że nie Jacob miał żadnych poważnych koneksji w radiu czy telewizji, pamiętaj, a internet nie pojawił się jeszcze przez następnych dziesięć lat, więc jedyne, co mogli zrobić ludzie o bardzo skromnym budżecie to reklamowanie wydarzenia ulotkami. Ulotki mogą dla Ciebie nic nie znaczyć, panie miastowy, ale w małym mieście wszyscy zwrócą na nie uwagę, zwłaszcza że Jacob postarał się, umieszczając na nich małe postacie, które robiły wszystko, począwszy od skakania, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę ludzi. Jego pierwszy pokaz przyciągnął na pewno z sześćdziesiąt osób, a prawdopodobnie jeszcze więcej.

A jego pokazy... były fantastyczne. Ktoś z publiczności poddawał pomysł sceny ze sztuki czy komediowego skeczu, a dłoń Jake'a z gracją łabędzia przemieszczała się po białej ścianie. Nie pokazał pełni swoich możliwości podczas pierwszego pokazu z kamieniem, to na pewno. Jego ilustracje były wyjątkowo dokładne, mógł nakreślić wyjątkową postać ludzką w kilka minut. Kiedy teraz o tym pomyślę, nie pamiętam żeby jakakolwiek z rzeczy, które narysował zajęła więcej niż dziesięć minut roboty. Wszystkie były perfekcyjnie wykonane - mogłeś zobaczyć nie tylko rycerza atakującego zamek, Jake narysowałby również wnętrze pałacu, w przekroju zupełnie jak ciasto weselne, warstwa po warstwie mógłbyś zobaczyć jak rycerz omiata wzrokiem ściany, szturmem przechodzi przez kolejne poziomy do lochu, walczy, wynosząc księżniczkę, i daje susa z parapetu pałacowego okna wprost na grzbiet swojego konia - wszystko to w kompletnej ciszy. Nie jest to realistyczne, o nie, ale to decydowało o atrakcyjności rozrywki - nikt z nas nie przychodził tam by zobaczyć coś prawdziwego. Kiedy scena lub skecz były skończone, albo postacie musiały opuścić ściany, albo Jake musiał pokryć je białą farbą. To było pod pewnym względem dobre - dawało pokazom ograniczenie czasowe, tak że gdy wszystkie cztery ściany były już wykorzystane, wszyscy wiedzieli że przedstawienie można wznowić najwcześniej wtedy, gdy farba wyschnie.

W międzyczasie Jake zmieniał się, i to w negatywnym sensie. Już wspominałem, że od czasu powrotu wydawał się niesamowicie naładowany energią. Cóż, ta energia, żywotność czy ferwor, jakbyś tego nie nazywał, nigdy go nie opuściła. Nawet na chwilę. Co więcej, zdawała się w nim narastać, a on jakoś za bardzo cieszył się z tego stanu rzeczy. Jego oczy coraz bardziej zaczynały przypominać szparki, spał coraz mniej, jego teorie i wypowiedzi były coraz bardziej radykalne i bezkompromisowe, i mimo że nigdy nie było z nim łatwo wytrzymać, ludzie stawali się coraz bardziej nerwowi w jego obecności.

Minął miesiąc albo dwa, a publiczność pokazów Jake'a rozrosła się jak pożar w lesie. Prawie wszyscy w mieście płacili by tylko zobaczyć dzieła Jake'a w akcji, a on musiał wynająć większe i większe pomieszczenia, żeby tylko pomieścić tych wszystkich ludzi. Teraz już nie robił przerwy po tym, jak jedna scena była ukończona - od razu przechodził do następnej, zamalowywał na bieżąco niepotrzebne fragmenty, czasami udawało mu się uzyskać efekt mieszania się i przenikania scen, co publiczność uwielbiała. Same postacie stawały się coraz bardziej dzikie i przerażające, potwory były dziwniejsze i bardziej wyrafinowane, rycerze walczyli coraz bardziej cudacznymi rodzajami broni, a to wszystko by zadowolić publiczność. Jake stawał się coraz bardziej pobłażliwy, coraz częściej szukał uciech, jak się domyślaliśmy, przez pieniądze. Stał się pijakiem i bawidamkiem, co jednak nijak nie zmniejszyło jego wewnętrznej energii. Niektóre z jego kobiet twierdziły, że budziły się w nocy i widziały jak skrobie tym patykiem po kartce w szkicowniku, z twarzą wykrzywioną grymasem; podczas gdy większość z nich wychodziła z założenia, że rysował je nago, istnieją plotki że jedna czy dwie rzeczywiście uchwyciły wzrokiem to, co rysował. Te kilka anonimowych kobiet najpewniej zaprzeczyło, jakoby to co zobaczyły było chociażby podobne do aktów kobiecych, ale żadna z nich, kimkolwiek by nie były, nie powiedziała co kryło się na kartkach szkicownika. Nawet nie próbuj szukać tych ulotek czy szkicowników, to teraz bez sensu, wszystkie z nich zniknęły. Trochę zmieniłem wątek... Chodzi o to, że on zaczął się upijać, i to jest ważne dla tej historii, ponieważ to właśnie picie było ostatnim gwoździem do jego trumny.

W noc jednego z jego występów, gdy tylko wkroczył na scenę wśród okrzyków radości tłumu, od razu było widać że jest pijany w sztok. Byłem w pierwszym rzędzie i mogłem wyczuć od niego burbon z odległości trzech metrów. Przedstawienie się zaczęło, wykonał wszystkie rysunki o które prosiła publiczność, gdy w końcu ktoś z publiczności poprosił, by narysował samego siebie. Wszyscy przyklasnęli temu pomysłowi, pomyślałem że wszyscy pewnie zastanawiali się co jego dzieła myślą o nim samym, a Jake w końcu się zgodził.

Gdy tylko wykonał ostatnią kreskę łączącą dwie linie na jego kurtce, każda postać narysowana na sterylnie białej ścianie zatrzymała się w tym, co robiła i zwróciła swój wzrok na świeżo wykonaną ilustrację. Kochankowie przestali się całować, klowni - śmiać, roboty zarzuciły walkę z piratami. Wszyscy zatrzymali się i spojrzeli na rysunkowego Jacoba. Tłum zamarł natychmiast. Pamiętam twarz Jake'a w tym momencie, kredowobiałą, pełną nagłego zrozumienia i przerażenia swoim błędem, rozpaczliwie szukającą puszek białej farby - dokładnie tych, których tego dnia zapomniał przygotować przed przedstawieniem. A wszyscy inni? Oni patrzyli na narysowanego Jacoba.

Tamten Jacob sięgnął do kieszeni swojej kurtki, wyciągnął z niej swój własny czarny patyk i - podczas gdy my wszyscy patrzyliśmy - narysował drzwi. Popchnął je od swojej strony a te otworzyły się, pozwalając mu wkroczyć na scenę.

Reszta była piekielnym widowiskiem. Ludzie krzyczeli i uciekali do wyjść, zupełnie jak postacie stworzone przez Jacoba, zarówno te widoczne na ścianie jak i te wcześniej przykryte farbą biegły do swojego własnego wyjścia, rzucając ciastami, strzelając z pistoletów laserowych, plując ogniem, trucizną i czym jeszcze to tylko możliwe. Byłem wystarczająco blisko wyjścia by uciec, spojrzałem za siebie tylko jeden, jedyny raz. Ten widok będzie prześladował mnie już zawsze.

Jacob Emory krzyczał i kopał powietrze, gdy jego stwory przeciągały go przez drzwi, które narysowała jego kopia.

Sala, oczywiście, spłonęła doszczętnie, ale nadal nie mam pojęcia jak wiele postaci wydostało się, co stało się z narysowanym Emory'm, czy jak wiele osób umarło. Ogień sprowadził tutaj strażaków zarówno z najbliższych miast, jak i z tych położonych nawet sto mil stąd. Za strażakami przybyła policja, a za nią - rząd, który w końcu uciszył całą sprawę. Zebrali ulotki i wszystkie rzeczy, które wyszły spod ręki Jake'a, a na ludziach wymogli milczenie... milczenie - albo śmierć. Winę za pożar zrzucono na papieros w śmietniku, tlący się podczas meczu koszykówki. My wszyscy po prostu żyliśmy dalej. Jakby Jacob nigdy nie istniał.

Patrząc na to z perspektywy czasu, uświadamiam sobie wszystko. Jacob nie był twórcą ILUSTRACJI. Ilustracje nie ruszają się, a już szczególnie nie grają ani nie atakują - są zwyczajnymi obrazami, które widzą ludzie, cieniami, którym nadano formę realnych rzeczy. Jacob tworzył prawdziwe, myślące stworzenia w jakimś alternatywnym świecie, używając mocy która nigdy nie powinna była wpaść w ręce śmiertelnika. On upajał się tą mocą. Kara, jaka go spotkała, prawdopodobnie była zasłużona.

Przez przypadek jednak rządowi nie udały się dwie rzeczy. Wspaniale poradzili sobie z uciszaniem wszystkich, ale ślad pozostał. Ruiny nadal tam są, wiesz? Ruiny sali. Podobno mają ją odbudować, i to już niedługo, a to zetrze jedyny widzialny ślad zdarzenia. Raz tam byłem, wiesz, tylko raz. Pośród gruzów, pokryte pyłem, COŚ było. Przyjrzałem się lepiej - to była dłoń Jacoba Emory, to była jego dłoń na ścianie. Zupełnie taka jak trzy lata wcześniej, spocona i okrutnie powykrzywiana, pamiętam, tyle że teraz trzęsła się i drżała, jakby ciało do którego powinna być przytwierdzona nadal trawiły płomienie.

To był błąd numer jeden. Błędem numer dwa były wytwory Jacoba.

Tak jak powiedziałem, nie wiem jak wiele z nich wydostało się, ani jak wiele zostało schwytanych przez agentów rządowych, więc powiem tylko jedno: te łąki z wysoką trawą na obrzeżach miasta? Nie idź tam. Nigdy. Pytałeś o białe postacie, które widziałeś nocą, prawda?

To miasto nie ma historii o duchach.
  • 3

#78

LenAoo.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Grzmotnięcie
Noc. Jesteś w łóżku i starasz się zasnąć. Telewizor jest włączony. Ściszyłeś głos, by nie obudzić rodziców, migające światło, które emituje, rozprasza się po pokoju, zmieniając kształty cieni znanych ci przedmiotów, twój umysł płata ci figle. Jak głupio. Niedawno zgasiłeś światło, a włącznik jest po drugiej stronie pokoju.

Jesteś przerażony. Obrazy demonów i duchów latają ci przed oczami, twoje serce wydaje dźwięk jak staczający się po zboczu głaz. Czemu, och, czemu musiałeś przeczytać wszystkie te Creepypasty? Karcisz siebie za bycie takim idiotą, po czym przekręcasz się na drugi bok i próbujesz zasnąć.

Wtedy to się dzieje. Prawie zaraz po tym jak zamknąłeś oczy. Grzmotnięcie, brzmiące jakby dochodziło z hallu na dole. Otwierasz oczy i ostrożnie siadasz na łóżku. Prawdopodobnie to twój brat spadł z łóżka lub coś w tym stylu. Przekręcasz się i znów zamykasz oczy. Ponowne grzmotnięcie. Tym razem bliżej. „To mój brat. Albo kot. Albo rodzice. Albo coś podobnego.” Grzmotnięcie. Tuż przy twoim pokoju. Siadasz i patrzysz wyzywająco na drzwi. Telewizor jest wciąż włączony. Drzwi ciągle zamknięte.

Raptem wpadasz na świetny pomysł. Łapiesz za pilot od telewizora i zwiększasz głośność. Zaczynasz czuć się lepiej, gdy ludzki głos wpada do twego ucha. Znów się przekręcasz i zamykasz oczy. Wtedy uświadamiasz sobie jak bardzo jesteś głupi.

Jeśli dźwięk pozostanie wysoki, jakim cudem usłyszysz następne grzmotnięcie?
  • 3

#79

Zgryźliwy sceptyk.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

NIEODEBRANE POŁĄCZENIE
Słyszysz swoją komórkę, ale dzwonek jest jakiś dziwny, inny niż ustawiałeś. Ktokolwiek to jest, natychmiast się rozłącza. Pewnie pomyłka. Spoglądasz na ekran telefonu. Wyświetla się na nim wiadomość o nieodebranym połączeniu i wiadomości zostawionej na poczcie głosowej. Naciskasz przycisk chcąc odsłuchać tą wiadomość, przykładasz telefon do ucha. Nagle słyszysz w słuchawce przerażający krzyk, krzyk bólu. Odrzucasz telefon na drugą stronę pokoju, ale nadal słyszysz ten krzyk.

Kiedy w końcu podnosisz telefon, żeby sprawdzić od kogo przyszła wiadomość, nagle rozpoznajesz czyj głos tak przeraźliwie krzyczał,

To twój głos.


LA NUIT
Pewien pochodzący z Francji młody ambientowy muzyk imieniem Charles podjął nowy ciekawy projekt. Zamierzał nagrać dźwięki, jakie wydaje podczas snu i wydać je pod tytułem „La Nuit” („Noc”). Charles mieszkał sam za miastem, co pozwoliło wyeliminować odgłosy ruchu ulicznego, alarmów samochodowych i innych tego typu rzeczy z nagrania. Planował ten projekt przez wiele miesięcy, kompletując sprzęt który pozwoliłby mu odpowiednio uchwycić wszelkie dźwięki.

W końcu, dwudziestego siódmego września zdecydował się wykonać swój plan. Rozstawił cały sprzęt i poszedł spać o północy.

Następnego dnia Charles przesłuchał nagranie. Przez pierwszą godzinę słychać było tylko jego przewracanie się z boku na bok i odległe szczekanie psa oraz kilka samochodów (ciągle za dużo, nie chciał w ogóle nagrywać ich odgłosów). Druga godzina nagrania była podobna. W trzeciej Charles usłyszał coś, co go przeraziło.

Dokładnie w trzeciej godzinie i dwudziestej czwartej minucie nagrania można było usłyszeć dźwięk otwierających się drzwi jego sypialni.
  • 8

#80

Taylorr.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ohh Jenny



Wiesz, że to co napiszę jest zmyślone, zwykła bajka ot co. Wiem, że będziesz się z tego nabijał z kolegami ale mnie to zupełnie nie obchodzi. Każdy ma swoje chore jazdy, swoje lęki, fobie...
To co się przydarzyło parę lat temu zostało na długo w mojej pamięci.
Na obozie językowym poznałem Jenny, piękna dziewczyna. Długie blond włosy, lekko kręcone, niebieskie wręcz błękitne oczy mógłbym się w nich utopić (dosłownie).
Korespondowaliśmy jakiś czas, wysyłaliśmy maile, czasem listy bądź SMS. Powiedziała, że przyjedzie do mnie na parę dni, kiedy akurat miałem wolny dom. Rodzice mieli do mnie zaufanie, więc zostawili mnie samego. Pierwszy dzień była impreza, każdy schlał się i rzygał gdzie popadnie. Rano było dużo sprzątania, nic specjalnego. Wyczekiwałem na Jenny, miała się zjawić lada dzień, sprzątałem, nie wychodziłem na żadne piwko z znajomymi, tylko czekałem. W końcu zapukałą do moich drzwi, wyglądało nieziemsko. Lekki cmok w policzek na przywitanie niesamowicie mnie rozpalił, myślałem tylko o najbliższej nocy spędzonej razem. Jedliśmy obiad, rozmawialiśmy. Wieczorem obejrzeliśmy głupią komedie, coś w stylu American Pie. Nie chciałem od razu być nachalny i zaproponować wspólnej nocy, więc rozścieliłem jej łóżko w pokoju siostry, a sam poszedłem do swojego. Miałem nadzieję, że przyjdzie do mnie i poczuję między palcami jej cudowne włosy. Zamiast tego słyszałem dziwne harczenie, nie przejełem się tym, byłem pewny, że to pies sąsiadów, bo mój owczarek raczej nie ujadał, spokojne bydle... o jak teraz żałuję, że nie zadzwoniłem po policję, lub uciekłem z tego domu. Rano obudził mnie zapach smażonego bekonu, coś mnie zdziwiło bo lodówka była pusta, nie zrobiłem jakiś specjalnych zakupów. Gdy zszedłem na dół przywitała mnie anielskim uśmiechem i kiwneła głową, żebym usiadł na krześle przy stole. Bekon był wyborny, smakował jak nigdy, niesamowicie przyprawiony i na dodatek przez taką cudowną dziewczynę jak Jenny. Zaproponowałem spacer, wyszliśmy do parku wraz z psem, był dziwny nie swój, niezwykle agresywny w stosunku co do Jenny, ale ona wymigiwała się, że jej zwierzęta nie lubią, nie to co ja... Zblizała się północ, znowu rozeszliśmy się do swoich pokojów, odpaliłem kompa i poszukałem jakiś głupich filmików na noc, żeby nie zasnąć, być może przyjdzie. Po raz wtórny oglądając spadającego niedźwiedzia z drzewa usłyszałem charakterystyczne warczenie mojego psa. Wyszedłem z pokoju, na korytarzu Hektor stał i warczał na drzwi Jenny. Uspokoiłem bydlaka i wypuściłem go na ogród. Wracając chciałem zobaczyć czy lokatorka zasneła, lekko uchylając drzwi ujrzałem dziwną scenerię, Ona siedziała na podłodze, a obok niej stał dziwny człowiek. Nie wchodząc dalej tylko lekko zerkając przez drzwi przyglądałem się. Ona mówiła w dziwnym języku, harcząc i skomląc. Nagle człowiek ten wstał i usiadł obok niej, dotknął jej włosów, pocałował w szyję, dotykał po całym ciele, nie wytrzymałem tego i wszedłem do pokoju z impetem. Przeklnąłem na głos, zapaliłem światło, popatrzył się na mnie. Nie zapomnę wyrazu jego twarzy do konca życia, ogromny grymas, wręcz nienaturalny, brak oczu, same oczodoły. Uśmiechnął się tylko ukazując żółte, krzywe zęby. Powiedział coś niezrozumiałego i wstał, szedł w moją stronę. Zacząłem uciekać, zbiegłęm po schodach w stronę drzwi. Instynkt kazał mi uciekać jak najdalej, wezwać pomoc. Wróciłem, zrobiłem głupio. Po drodze zgarnełem wielki parasol z metalową końcówką i wyszedłem po cichu na górę. Byłem przy jej pokoju, otworzyłem drzwi nogą i zdziwiony zobaczyłem śpiącą Jenny w łóżku jak by nigdy nic. Świst. Obudziłem się w łazience na podłodze, w wannie leżała zakrwawiona Jenny. Nie było ratunku, miałem związane nogi i ręce. On stał i śmiał się, nic więcej, tylko śmiał. Znowu świst. Obudziła mnie policja, Ona nie żyła, a ja zostałem okaleczony, już nigdy nie będę mógł zagrać w piłkę, który bardzo kochałem, bo jak grać z odrąbanymi stopami ?
  • 1

#81

LenAoo.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Oko
Jest późno. Powinieneś już spać.

To niezdrowe otaczać się ciemnością z nudnym monitorem rzucającym światło na wszystko wokół ciebie. Twoja świadomość może mieć mnie w nosie. Możesz myśleć, że jesteś zupełnie świadomy, co się dzieje. Cóż, to twój pogrzeb.

Jestem tu, by cię ostrzec. Dokładnie ze 4 minuty i 15 sekund, zauważysz coś kątem oka. Odwrócisz gwałtownie głowę, usiłując skupić wzrok. Twój kot podejdzie do ciebie, wesoło kołysząc ogonem. Paraliż zacznie cię opuszczać, kiedy przywitasz kociego towarzysza. Posadzisz go przy laptopie. Zwierze upadnie ze zmęczenia, a powietrze wypełni zadowolone mruczenie.

Kontynuując przeglądanie Internetu, zauważysz coś dziwnego u swego zwierzaka. Spojrzysz w dół i zauważysz karteczkę wetkniętą za jego obrożę. Będzie pusta. Zastanawiasz się, ale z powrotem zanurzasz się w Internet. Twój kot zatrzęsie się, przeciągnie, zeskoczy na ziemię i odejdzie. Karteczka, którą odłożyłeś przy komputerze zacznie krwawic czarnym atramentem. Rozłożysz zmięty papier i popatrzysz pod światło monitora. Wtedy zacznie pojawiać się ilustracja oka.

Wtedy uświadomisz sobie, że nie masz kota.

Teraz czas namysłu. Jeśli masz jakąś nadzieje na uratowanie siebie, znajdź kawałek papieru. Narysuj oko.

Wyłącz monitor. Otocz się ciemnością. Nawet się nie waż zamknąć oczu. Spróbuj, a wszystko pójdzie na marne. Będziesz martwy, zanim nawet poczujesz opadanie powiek.

Uklęknij. Złóż obrazek i przytrzymaj pomiędzy rękami przed sobą. Teraz poczujesz to na sobie. Oko będzie cię obserwować. Zaczniesz się dusić. Nie możesz się poddać. Następnie posłuchaj: „Widzę cię”.

Upuść kartkę i wróć do komputera.

Przykro mi to mówić, ale oko nigdy się nie zamknie. Zawsze będziesz to czuć. Obserwuje cię nawet teraz.

Fajna koszulka.
  • 3

#82

LenAoo.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Słuchawki
Jestem pewien, że wgapiasz się w monitor i szukasz frajdy. Potrzebujesz czegokolwiek, czegoś, co nie pozwoli ci zasnąć i zaoferuje rozrywkę. Jest późno, a ty padasz z nóg, lecz chcesz wykorzystać każdą chwilę. Wiem jak to jest. Mi też się to zdarza.

Czy dźwięk komputera nie jest zbyt głośny? Nie chcesz zbudzić ziomków? Nie chcesz również być upominanym przez sąsiadów? Bez znaczenia, to i tak nie problem. Ściszasz dźwięk w głośnikach. Teraz tobie nie odpowiada. W takim razie weźmiesz słuchawki. Idziesz przez ciemność z lekką paranoją, starym dziecięcym lękiem ciemności. Tak naprawdę nigdy nie odszedł, pozostał w twej głowie i zdajesz sobie z tego sprawę. Znajdujesz swój pokój, przerzucasz rupiecie na półkach w poszukiwaniu kabli. Ah! Są. Czas wrócić do komputera.

Upuszczasz je na biurko i idziesz po szklankę wody. Wracasz i siadasz wygodnie. Zakładasz słuchawki. Słyszysz w tle złowrogi dźwięk. Kapiąca ciecz, drapanie po metalu również. Czy to z zewnątrz? Ściągasz słuchawki i nagle dźwięk ustaje. Jesteś zaniepokojony i przestraszony. Znów je zakładasz. Znów pojawia się dźwięk. Słyszysz drgania o wysokiej częstotliwości. Zdejmujesz słuchawki, sądząc, że to głupi żart. Dźwięk znów zanika. Zakładasz je z powrotem i ściszasz głośniki, łamiesz nawet regulator, starając się, by odgłos znikł. Lecz to nie daje efektów.

Nagle zauważasz coś. Coś, przez co czujesz się jak ostatni dureń, że nie zauważyłeś tego wcześniej. Słuchawki nie są podłączone. Ale chwila. Kabel zwisa wyprostowany i znika gdzieś w ciemności. Starasz się go wyciągnąć, lecz to na nic. Musiał się o coś zaczepić. Ale gdzie i o co? Idziesz przez ciemność na ślepo, używając kabla jako przewodnika. Kabel jest dłuższy niż pamiętasz, znacznie dłuższy. „Co do diabła?”- mówisz w głowie. Ciągle posuwasz się dalej i nagle czujesz coś na kablu. To ciężka, lepka i gumowata ciecz. Bierzesz trochę na rękę i zbliżasz ją do twarzy, by zobaczyć, co to. Jest ciemna i błyszczy w świetle monitora, który jest od ciebie o wiele dalej niż powinien. Zerkasz na komputer i z powrotem na dłoń.

Ale w szybkim zerknięciu na komputer, dostrzegasz coś. Zauważasz coś tam, coś stojącego w ciemności w wątłym świetle, które emituje twój monitor. Nie tylko coś widzisz, ale również słyszysz. Ciężkie, gumowe, lepkie kapanie.

Znów patrzysz na komputer, a wysoki, podobny do człowieka kształt błyszczy w ciemności.

Użytkownik LenAoo edytował ten post 03.06.2010 - 17:51

  • 3

#83

Taylorr.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Zawody




Słuchałem tych bredni o końcu świata w 2012 roku już tyle razy, że zaczynało mnie to nudzić.

Takie same podejście miał Edward. Żył chwilą, nigdy nie był ograniczony przez nadchodzącą apokalipsę, jego "zacofani" znajomi zawsze uważali, że przesadzał z alkoholem i dopalaczami. Nie bał się śmierci, nawet na nią wyczekiwał. Uprawiał sporty ekstremalne, adrenalina była jak tlen, łykał ją za każdym razem gdy miał okazję. Zdarzało się mu ukraść coś w sklepie, chociaż wcale tego nie potrzebował. Pochodził z zamożnej rodziny, niczego mu nie brakowało, wręcz przeciwnie dostatek ten mieszał mu w głowie, kupował coraz droższy sprzęt do spinaczki, nowy kajak, nowy motor. Chociaż zawsze chciał spróbować latania. Chciał być wolny, lecieć na granicy nieba, braku ograniczeń ze strony świata przyziemnego, był pewny, że przestworza dadzą mu tą dawkę adrenaliny, którą potrzebował. Po wielu prośbach rodzice zapisali go na kurs spadochroniarski. Koszty nie były wcale tak wysokie, ale rodzice martwili się o swojego jedynego syna. Często przesadzali i nie pozwalali mu wychodzić na różne imprezy. Czasem tylko, gdy matka miała dyżur w szpitalu, a ojciec wyjeżdzał do stolicy wymykał się z domu. Korzystał z życia. Kiedy już ukończył kurs mógł skoczyć. Termin wybrał na 12 grudnia roku pańskiego 2012. Jego znajomi szydzili z niego mówiąc, że spokorniał i teraz próbuje spełnić swoje największe marzenie. Miał ich w nosie, był tylko On i pilot na pokładzie awionetki. W Adelaide o tej porze roku jest bardzo ciepło, więc nic nie stało na przeszkodzie dokonać tego właśnie w dniu rzekomej apokalipsy. Wylecieli w powietrze, wznieśli się na odpowiednią wysokość, gdy nagle cień ogromny spowił okolice mrokiem. Usłyszał donośne parsknięcie. Niebo otworzyło się. Wszyscy padli na kolana gorzko lamentując. Miasta zaczęły się burzyć, budynki padały jak zapałki, a oceany wystąpiły z brzegów. Oto kres ludzkości nastąpił ! Chwilę przed śmiercią ujrzał ogromny kij bilardowy zstępujący z niebios, który z niewiarygodną siłą uderzył w centrum Miasta. Ziemia zaczęła się błyskawicznie oddalać. Zniknęła. Chwilę później zarówno Edward i samolot przestali istnieć. Rozpędzona planeta odbiła się o bandę drogi mlecznej i niestety nie wpadła do czarnej dziury. Bóg przegrał. Lucyfer lekko uśmiechnął się, był zdecydowanym mistrzem w tej konkurencji.

Użytkownik Taylorr edytował ten post 03.06.2010 - 21:05

  • 0

#84

Taylorr.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

NIEUMIARKOWANIE





- Szlak by to, rodzice znowu zostawili mnie samego - powiedział zachrypniętym głosem Donnie. W jego głowie znowu kotłowały się lęki i fobie z czasów podstawówki.
Czy zawsze tak musi być, że gdy chcę kogoś zaprosić do domu, nawet moich przyjaciół nigdy nie mają czasu... pewnie przez te matury lub pracę.
- No nic - powiedział w duchu. - Damy radę !
Wytarł tłuste ręce z chipsów o spodnie i pomaszerował w stronę lodówki. - Mam nadzieję, że nie zostawią mnie z pustym żoładkiem...
Gdy Donnie wszedł do kuchni, zdziwił się gdyż na stole leżała otwarta puszka piwa, nowe opakowanie Lucky Strike i wielki soczysty kebab.
- Co tutaj to robi ?! Kto mógł to tutaj przynieść ? w jego głowie roiły się podejrzenia... - Co mi tam, mój dom, moje jedzenie.
Bez zastanowienia sięgnął pulchną łapą po kebaba. - Mmmm, jeszcze ciepły, wręcz gorący. Donnie był osiedlowym mistrzem w pochłanianiu jedzenia na czas.
Potrafił zjeść całego hamburgera z McDonald na kęsa, co było nie lada wyczynem, jego przetrenowana żuchwa rozwierałą się do nie bagatelnych rozmiarów.
Plask !. Folia opadła na podłogę, kebab został skonsumowany, pozostało tylko wylizać wielkie paluchy, żeby smak w ustach pozostał na dłużej.
- Po dobrym jedzonku czas zapalić ! niesamowita radość ogarneła Donniego. - Nie trzeba chować się po kątach przed przypałowymi rodzicami - wysapał spocony chłopak. Wyszedł na balkon i odpalił upragnionego papierosa.
- Ciekawe kogo były te rzeczy... Znalezione, nie kradzione - pomyślał w duchu.
Wypalony pet został rzucony do ogródka sąsiada
- Niech sprząta bydlak, takie plebsy muszą mieć coś do roboty, pijaki i darmozjady ! - powiedział do siebie.
Udając się do pokoju by poćwiczyć parę wybornych riffów na gitarze przypomniał sobie, że zostało mu piwo do wypicia.
- Pyszny Desperados to jest coś czego właśnie potrzebuję. Gdy wszedł do kuchni nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Na stole leżały 2 takie same kebaby jak wcześniej, 3 otwarte butelki piwa i 2 paczki papierosów.
- Ktoś widzę, że mnie bardzo lubi ! powiedział na głos, masując się po wielkim brzuchu Donnie. Rozpakował kebaba i zaczął królewską ucztę popijając lekko ciepłe piwo.
Nie mineło 5 min. gdy wszystko było zjedzone. Na stole leżały puste opakowania po jedzeniu. - Wezmę te papierosy i dam Thomasowi, może w końcu mnie polubi... - pomyślał Donnie.
- Wcale nie jestem taki zły ! Nie rozumiem o co im chodzi, dlaczego wolą tego blondasa Micheala... Głupi zarozumiały cwaniaczek...
Donnie wszedł do swojego pokoju, pochwycił gitarę. Położył na wielkich nogach i przerośnięta łapą zaczął wykonywać skomplikowane ruchy. Po chwili grania. Wstał przepocony i zziajany.
- To granie mnie w końcu wykończy... Trzeba coś zjeść na wzmocnienie, może jakaś czekolada ? - powiedział zachrypniętym głosem. Wstał i znowu odbył swoją codzienną kilkunasto razową krucjatę do kuchni. Ku jego ogromnemu zdziwieniu na stole i na ziemi leżały stosy jedzenia. Były to rozmaite bułki z serem, salami, sałatą, boczkiem. Różnego rodzaju kiełbasy, kabanosy, udka, grillowany karczek. Stos pudełek od pizzy, wielkie 10 litrowe baniaki z Pepsi. Przetarł oczy ze zdumienia.
- Co *** się tu dzieje, kto jest taki dobry, kto rozumie wszystkie moje potrzeby, no kto ?! - już prawie krzyknął.
- Ja ! Jam jest Pan, którego potrzebujesz, który Cię obroni i wykarmi, Ten który zapewni Ci opiekę i bezpieczeństwo, me imię wypowiadasz za każdym razem gdy jesteś w gniewie lub w cierpieniu. Jam jest Fatemidiusz. Opiekun ludzi otyłych i potępionych.
Człowiek wielkości małego słonia, z wydatnym brzuszkiem i pulchnymi kończynami. - Jesteś moim ulubieńcem Donnie, obserwuję Cię od narodzin. Jesteś zaplanowanym dzieckiem moim i Twej matki Hanny. To Ty Donnie przekonasz wszystkich, że ludzie grubi są tacy jak inni. - powiedział donośnym basem Fatemidiusz.
Donnie padł na kolana, uniósł wysoko ręce w geście podziękowania.
- Wiedziałem, że jest ktoś kto nademną czuwa w dzień i w nocy, nie pozwala być mi samotnym pośród tłumu !
Fatemidiusz zaśmiał się głośno - żryj te kebaby kupo łajna, trzeba wystawić świnie na konkurs na Olimpie.


Po powrocie do domu rodzice Donniego znaleźli kartkę.

Jest ze mną, będzie szczęśliwy, dam mu tego czego pragnie najbardziej.
PS: Dlaczego pozwalacie palić mu papierosy ?!



F.


  • 2

#85

Taylorr.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Koszmary




Pośliznął się na błotnistej ziemi i upadł. Ziemia obok zaczeła się rozgrzebywać, podgniła ręka wydostała się na zewnątrz. Travis nie tracił ani chwili, pozbierał się szybko i zaczął biec ile sił w nogach. Z grobów wysypywały się trupy, odór zgnilizny i rozkładu ciągle się nasilał.
- Co to ma do jasnej cholery znaczyć ! - rozdarł gardło chłopak.
- Muszę biec szybciej, szybciej ! Zaraz mnie dopadną pieprzone Zombiaki !
Travis nie miał pojęcia, jak się tu znalazł. Po prostu ocknął się cały przemoczony, ubabrany pokrywającym cmentarz błotem. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał była jazda samochodem z ukochaną dziewczyną Luizą.
- Mam nadzieję, że jej nic nie jest, zabije drania, który zrobi jej krzywdę - pomyślał w duchu.
Ledwie wyjechali z przyjęcia u znajomych, trochę się pokłócili. W ich związku często zdarzały się kłótnie, ale po burzy zawsze wychodziło słońce, tak miało być i tym razem. Niestety niefortunny zbieg okoliczności spowodował, że znalazł się tu, wśród ożywających trupów. Biegł ile sił w nogach, przeskakując niewielkie płyty nagrobne. Jednak wraz z przebywaniem kolejnych metrów Travisowi zaczynało brakować tchu, z kolei liczba mijanych zombie rosła w zastraszającym tempie. Wyłaziły z grobów jeden po drugim, podążając śladem dzisiejszej kolacji – jego śladem.
Plask ! Ponownie wylądował w błocie, tym razem wystrzelił kawałek trumny tuż pod jego stopami. W oka mgnieniu podniósł się i obrócił, jego oczom ukazał się wielkich rozmiarów facet w osmalonym garniturze i spalonej twarzy. Wyrzucił wielkie ramiona w jego stronę. Travis uchylił się szybko, odepchnął umarlaka i pędził dalej, prosto przed siebie. - Nie to nie może być prawda ! to jest zwykły sen ! - krzyknął. Jedno uderzenie w policzek nie pomogło, drugie, trzecie, NIC !
Trzask ! Wielka ręka pokryta błotem i śluzem uderzyła go prosto w oko. Lekko się zachwiał i od razu zaatakował. Uderzył zombiaka prawym sierpowym prosto w otwór nosowy, czaszka odleciała kilka metrów w prawo. Travis skrzywił się, czując świdrujący pod czaszką ból. Widział jedynie na jedno oko.
- Cholera, kiedy się wydostanę, prawdopodobnie do końca życia zostanę kaleką - pomyślał.
Nagle z jego ust wydobył się odgłos radości ! Jakieś pięćdziesiąt metrów z przodu znajdowała się kapliczka.
Usłyszał gardłowy warkot. Spojrzał w prawo i w ostatniej chwili uchylił się przed kłapiącymi zębiskami zgniłego owczarka.

Czterdzieści metrów.

Trzydzieści.

O, ***! Wejście do budynku tarasowało kilkunastu truposzy, ustawionych jeden przy drugim.
- Więc to koniec – szepnął Travis, zwalniając. Poczuł, jakby całe życie uciekło ze zmęczonego ciała. Trwało to może kilka sekund, po których gdzieś wewnątrz odezwał się instynkt przetrwania. Jego „głos” stawał się coraz donośniejszy.
- Jak zginąć, to w walce – mruknął Travis i rzucił się do przodu, młócąc szaleńczo rękami. Pierwszy cios oderwał zgniłkowi żuchwę, drugi połamał żebra.
Kolejnego sierpowego wymierzył zbliżającej się do niego, skulonej staruszce. Ręka z obrzydliwym odgłosem zagłębiła się rozłupanej czaszce.
Zombie zdezorientowane nagłym atakiem, rozluźniły szyk. Pomagając sobie łokciami, wdarł się do środka i zaczął zamykać ciężkie, metalowe drzwi. Już prawie się udało, kiedy niespodziewane uderzenie odrzuciło go do tyłu. Wylądował na plecach, z trudem łapiąc oddech. W rozbitej głowie szalała karuzela. Zamknął oczy, a kiedy je ponownie otworzył, stali nad nim, stłoczenie dookoła. Szlochając, przewrócił się na brzuch i zaczął się czołgać w kierunku ściany. O dziwo, nie próbowali go zatrzymać. Cały czas czekał jednak na pierwsze ugryzienie pożółkłych zębów, wpijających się w jego ciało. Gdy oparł się o zimny kamień, poczuł się trochę pewniej. Jednocześnie zrozumiał, że to już koniec drogi. Dalej nie ma gdzie uciekać. Umarlaki wlewały się głównym wejściem, niczym woda przez przerwaną tamę. Jeden za drugim, grzechocząc kośćmi, ciągnąc po podłodze strugi błota. Travis poczuł, że już dłużej tego nie zniesie.
- Chodźcie tu *** zdechlaki, zaraz Wam piszczele poprzetrącam !
Jeden z zombiaków, olbrzym w podartym, wojskowym mundurze, wystąpiwszy przed szereg, ruszył w kierunku chłopaka.
- Travis, to ja, Hank... Co ty wyrabiasz? Cały cmentarz na nogi postawiłeś… – zagadnął.
- Co ? - tylko tyle potrafił wydukać.
- Przyjacielu – w oczach umarlaka odbiła się troska – Co ci strzeliło do łba, żeby w środku dnia wykopać się na powierzchnię i urządzać jogging? Dobrze, że cię Peter znalazł, bo nie wiadomo, jakby się to skończyło. Zobacz, co zgubiłeś, gdy próbowali Cię złapać.
Wyciągnął otwartą dłoń. Na jej wierzchu spoczywała niewielka, okrągła kuleczka. Po chwili przeturlała się ku palcom, a w świetle palących się w kaplicy świec zalśniła niebieska tęczówka. Hank celnym pchnięciem umieścił oko na właściwym miejscu, po czym kilkoma lekkimi uderzeniami w czaszkę Travisa skontrował je nieznacznie.
Mężczyzna potrząsnął głową i powłóczył zdziwionym spojrzeniem dookoła. Teraz widział poprawnie, ból momentalnie zniknął.
Zrozumiał.
- Ja *** ! - zawył - Ja nie żyję! Jak to się stało ?!
Zombiaki zaczęły spoglądać jeden na drugiego.
- Miałeś wypadek samochodowy parę miesięcy temu, zginełeś na miejscu. Luiza czasem Cię odwiedza.
Travis wszystko sobie przypomniał, doszło między nimi do szarpaniny, zjechał z drogi i uderzył w drzewo...
- Dobra Panowie, łapiemy pod rączki i niesiemy do domu !
Travis nawet się nie opierał. Tylko cicho chlipał pod nosem. Uspokoił się dopiero, gdy zobaczył przed sobą znajomy rodzinny grobowiec.
- Kolorowych snów – usłyszał przytłumiony głos Hanka.
Travis położył się wygodnie do trumny i parę minut później zapadł w głęboki sen.
Rano obudził się i nic nie pamiętał, bo umarli czasem miewają koszmary o tym, że nadal są żywi.


  • 4

#86

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Wygospodarowałem troszkę czasu i przetłumaczyłem pastę za którą zabierałem się już od dłuższego czasu ale niestety z przyczyn niezależnych nie mogłem jej dokończyć. Wydawała mi się ciekawa więc wstawiam ją na forum ;). Enjoy !

"The Wanderer"


Ta historia zdarzyła się naprawdę.

Cofnijmy się troszkę w czasie. Są lata 90' XX wieku. Młoda dziewczyna popełnia samobójstwo po obejrzeniu zdjęcia, które znalazła na pewnej grupie dyskusyjnej. Zdjęcie przedstawia niezidentyfikowaną postać, która opisywana jest często jako kobieta.

Zdjęcie jest bardzo zniekształcone więc opisanie jej wyglądu jest praktycznie niemożliwe. Oświetlona jest bardzo mocnym światłem, którego źródło znajduje się za kamerzystą lub on sam jest jego źródłem. Czy jest to lampa błyskowa, ręczna latarka czy reflektor - tego zapewne nigdy się nie dowiemy ponieważ źródło obrazu nigdy nie zostało zidentyfikowane. Kobieta wydaje się nie posiadać żadnych rysów twarzy a co tworzy sprawę jeszcze bardziej tajemniczą to to że posiada ona parę przeraźliwie cienkich, kościstych odnóży - bardzo podobne występują u pająków.

Ci którzy widzieli to zdjęcie, lub po prostu słyszeli jego historię, nadali jej nazwę - "The Wanderer".

Pierwsze konto znane jako "Wanderer" pojawiło się w roku 1996. Jane była studentką, która bardzo interesowała się zjawiskami paranormalnymi. W czasie świąt przyjechała ona w odwiedziny do swoich rodziców. W tym właśnie czasie natknęła się, przeglądając różne fora o tematyce paranormalnej, na temat o zdjęciu "Warderer". Załączone w nim było wspomniane wcześniej zdjęcie i jedno zdanie, w sumie pytanie : "Widzisz mnie ? Ja też Cię widzę".

Dziesiątki innych użytkowników także czytało temat, opisując swoje odczucia związane ze zdjęciem. Większość nie była jakoś szczególnie przerażona ani zdjęciem ani historią, uważali że jest po prostu "zabawna". Niektórzy z nich jednak narzekali na ostre bóle głowy podczas oglądania obrazka.

Według rodziny Janes, to właśnie od tamtego momentu zaczęła miewać nocne koszmary. Szlochając zaklinała się że każdej nocy, kobieta ze zdjęcia pojawia się u niej w oknie, zazwyczaj tylko stoi i wpatruje się w nią, czasami przejeżdża po oknie swoimi pajęczymi kończynami jakby chciała dostać się do środka. Jane zeznała także że nie była w stanie poruszać się w jej obecności, tak jakby trzymało ją wiele niewidzialnych rąk. Nawet gdy ze strachu zamykała oczy i tak nadal przerażający obraz nawiedzał jej wyobraźnię.

Jej rodzina była pewna że córkę przeraziło zdjęcie na które natrafiła w internecie. Zbagatelizowali całą sprawę mówiąc że musi ponosić skutki swoich działań. Jednak wszystko zmieniło się gdy Jane wyznała że tajemnicza postać podąża za nią o krok - także podczas normalnych czynności jak szkoła, gotowanie czy spacer. Była przekonana że jest ciągle przez nią śledzona. Widziała ją nawet wtedy, gdy była w pomieszczeniu pełnym ludzi czy w miejscu publicznym. Nikt oprócz niej nie potrafił dostrzec tajemniczego prześladowcy. Rodzice zaczęli martwić się o zdrowie psychiczne Jane ale poprzestali jedynie na zapewnieniach że Wanderer nie jest prawdziwy.

Jednak z dnia na dzień stan psychiczny Jane zmieniał się na gorsze. Aby nie zasnąć w nocy, próbowała różnych sposobów. Zaczęło się niewinnie, piła dużo mocnej kawy i starała się spędzać czas aktywnie, szybko jednak przestało to działać i aby nie zasnąć, zaczęła się ciąć i przeraźliwie krzyczeć w ciągu noc. Przez bardzo długi czas nie spała w ogóle. Była przekonana że jeżeli jeszcze raz zaśnie to kobieta ze zdjęcia pojawi się i tym razem zabierze ją ze sobą.

Jej rodzina wiedziała że nie można już tylko czekać i być dobrej myśli. Jane potrzebowała pomocy specjalisty. Egzorcysta ? Psychiatra ? Wszystko aby tylko pomóc ukochanej córce. Rodzice wreszcie postanowili coś zmienić. Jednak gdy matka Jane zapukała do pokoju córki nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Przerażona po cichutku otworzyła drzwi aby nie przeszkodzić ani nie przerazić Jane, w pokoju wciąż panowała głucha cisza.

Nie leżała ona na swoim łóżku. Nie siedziała przy komputerze. W ogóle wyglądało na to że wcale nie była w swoim pokoju. Jednak w pewnym momencie w matce Jane coś drgnęło. Postanowiła sprawdzić jeszcze schowek który znajdował się w pokoju Jane.

Tam, groteskowo powyginana leżała w kącie Jane. Strugi krwi płynęły po jej białej sukience. Jane poderznęła sobie gardło, w zaciśniętej ręce trzymała poplamioną krwią kartkę na której widniała taka oto wiadomość - "Teraz już mnie nie dostanie".

Przypadek Jane nie jest jednak odosobniony. Praktycznie przez całe lata 90' dziesiątki innych osób zaginęło lub popełniło samobójstwo po obejrzeniu zdjęcia. Na przełomie roku 2000/2001 obraz tak szybko jak się pojawił tak szybko zniknął. Pomimo moich wielkich starań nie byłem w stanie go odszukać.

Wszystko zmieniło się całkiem niedawno. Na pewnym forum dyskusyjnym założyłem temat który poruszał kwestie zdjęcia i legendy które za sobą niesie. Robiłem tak już wiele razy i zazwyczaj była przynajmniej jedna lub dwie osoby które słyszały historię, ale nikt z nich nigdy nie widział obrazka. Tym razem było inaczej. Wkrótce po opublikowaniu tematu, otrzymałem wiadomość e-mail.

Temat : "WIDZĘ CIĘ"

"Widzisz mnie ? Ja Ciebie też."

Do wiadomości zostało dołączone zdjęcie. Nie ma możliwości aby sprawdzić czy to oryginalny "Wanderer", ale muszę was ostrzec, jeżeli zdecydujesz się wyświetlić obraz robisz to na własne ryzyko...

http://img99.imagesh...hewanderer1.jpg

Zdjęcie podaję w wersji linku, ponieważ tak jak ze smile.jpg były problemy tak z tym też mogą być - chociaż nie jest on nawet w 1/10 tak niepokojący jak tamte fejki ;).
  • 5



#87

Barbenfouillis.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Cześć, jestem nowy i umieszczam opowiadanie mojego autorstwa. Mam nadzieję że się spodoba (pomimo tego że nie jest to creepypasta)



Przedstawienie musi trwać.


 

Mam na imię Alex i wykonuje pracę, o której fantazjuje wielu nastolatków. Tak, jestem, a raczej byłem aktorem porno. Moja krótka historia w branży, która dla wielu z was była swego czasu marzeniem, nie skończyła się dobrze. Jej finał był wręcz tragiczny.

Pracowałem w małym studiu, mieszczącym się gdzieś na obrzeżach LA. Wielu uważa że w tym mieście każdy ma swoja szansę i każdy może spełnić tu swoje marzenia. Tak naprawdę klimat tego miasta opisuje smog nazwany jego „imieniem”. Jest przytłaczający i sprawia, że mamy problemy ze złapaniem każdego kolejnego oddechu. Jednak to nie utrudniało mi pracy, która nie była bardzo dochodowa, lecz pieniądze które udawało mi się zarobić wystarczały na utrzymanie. Był to kolejny dzień na planie. Po skończeniu zdjęć Jack, czyli gość z którym współpracowałem od początku, chciał abym odniósł część lamp do składziku, który znajdował się na tyłach studia. Pomimo wyczerpania zgodziłem się mu pomóc. Gdy doszedłem na miejsce, po raz pierwszy dotarło do mnie że nie jest to studio przeznaczone jedynie do robienia filmów dla dorosłych. Było tam mnóstwo różnego rodzaju rekwizytów, które wykorzystywane były przy kręceniu innych produkcji. Zwiedzając magazyn jedynie przy promieniach światła księżyca wpadających przez małe okna dostrzegłem kilka manekinów. Czułem niepokój. Ich twarze, bez żadnego grymasu, bez emocji, z kiepsko naszkicowanymi konturami budziły w mej głowie skrajne uczucia. Pomimo, że były to jedynie figury odlane z tworzywa sztucznego coś nie dawało mi spokoju. Po chwili usłyszałem jedynie trzask. Wiedziałem, że grzmot ten wywołały gwałtownie zamykające się drzwi. Po chwili, bez żadnej przyczyny moja przytomność urządziła sobie maraton. Nie wiem, gdzie była meta, lecz wiedziałem gdzie był punkt startu i że wyścig trwał bardzo krótko. Już po chwili z ogromna siłą upadłem na podłogę. Ocknąłem się dopiero kolejnego dnia, słysząc głośne pukanie do drzwi magazynu. Otwierając oczy dostrzegłem kilka manekinów, stojących naokoło mojej osoby. Po chwili do pomieszczenia weszła Grace, która ze zdziwieniem i pełna zmartwień zauważyła mnie leżącego na podłodze. Pomogła mi wstać i wydostać się z tego dziwnego miejsca. Zamówiła taksówkę i pojechaliśmy razem do domu. Zapomniałem wspomnieć, kim jest Grace. Była ona moją dziewczyną. Byliśmy razem kilka miesięcy. To ona pokazała mi jak żyć w tym mieście aby nie zostać na tyłach wyścigu szczurów, który odbywał się tu przez cały czas. To ona wspierała mnie, gdy przez kilka tygodni nie mogłem znaleźć pracy. Lecz teraz już nie jest tak dobrze. Nie układało nam się ostatnio. Twierdziła, że wszystko jest w porządku, lecz ja wiedziałem. Wiedziałem, że chodzi o moja pracę. Wyjaśniałem jest wiele razy że to jedynie chwilowe, że muszę się odnaleźć, że bez tej pracy się nie utrzymamy lecz ona jedynie przytakiwała mając na twarzy nic nie znaczący grymas. Wróćmy jednak do tego, co działo się po feralnej wizycie w magazynie. Czułem się coraz gorzej. Z dnia na dzień słabłem. Każdego dnia traciłem bezpowrotnie część mych sił. Nie był to gwałtowny proces, lecz każda kolejna godzina była gorsza od poprzedniej. Po dwóch dniach nie miałem sił by pójść do pobliskiego sklepu, czwartego dnia nie mogłem dojść do łazienki nie przewracając cię a po sześciu dniach nie byłem w stanie schylić się po kapcie, które chowałem pod łóżkiem. To właśnie tej nocy oni przybyli. Dwaj wyjątkowo niscy ludzie bez problemu wyciągnęli mnie na zewnątrz. Nie miałem sił, by cokolwiek zrobić, dlatego mogłem jedynie wpajać sobie, że to fikcja. Lecz niestety, to wszystko działo się naprawdę. Przytargali mnie do jakiegoś starego, opuszczonego namiotu cyrkowego. Umieścili mnie na środku sceny. Słyszałem jak deski uginają się i skrzypią pod ich małymi stopami. Gdy odeszli wystarczająco daleko ktoś zapalił ogromny reflektor i skierował go na moje praktycznie sparaliżowane ciało. Po chwili oświetlona została również osoba stojąca koło mnie, a której wcześniej nie zauważyłem. Była ona ubrana w czarny, wysłużony płaszcz, zniszczony cylinder oraz czerwoną koszulę z ogromnymi, czarnymi grochami. Nie wiem czy to przez ostre światło czy moje odmawiające posłuszeństwa zmysły postać wydawał się bardzo blada i wychudzona. W tle dało się słyszeć melodię podobną do tych które puszczają w horrorach gdy akcja rozgrywa się w budzącym grozę wesołym miasteczku. Przez ścianę światła, która była skierowana na mnie i „Houdiniego” dostrzegłem publikę. Ku mojemu zdziwieniu wszystkie miejsca zajmowały manekiny, które wcześniej widziałem już w składziku studia. Było ich kilkadziesiąt. Chociaż wszystkie były identyczne każdy miał w sobie coś, co wyróżniało go z tłumu. Na ich pustych twarzach malowały się różnego rodzaju miny, przez co miałem wrażenie że są one żywe. Iluzjonista po chwili milczenia zaczął przemawiać do martwego tłumu. Jego słowa były tak niewyraźne, że żadne z nich nie utkwiło mi w świadomości. Magik rozpoczął swoje przedstawienie. Aby zainteresować odbiorców sztukmistrz pokazywał im najprostsze sztuczki, wykorzystując do tego karty, chustki czy swój wysłużony cylinder. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będę największą atrakcją tego chorego widowiska. Domyśliłem się, w jaki sposób mogę się przysłużyć, gdy ujrzałem piłę oraz ogromna skrzynie. Nie, tylko nie ta *** sztuczka. Jednak już po chwili byłem w niej zamknięty a kuglarz trzymał piłę w swej kościstej dłoni. Niewyobrażalny ból poderwał do góry części mojego ciała. Dostrzegłem, że na moich ubraniach w okolicy brzucha było mnóstwo krwi. Lecz niestety znowu nie byłem się w stanie ruszyć przez co po raz kolejny upadłem na ziemię. Na suficie dostrzegłem miliony erytrocytów, które układały się w ogromny napis. Uspokoiłem się i starałem się go przeczytać. Udało się. „Brzydzę się tobą. Inne też będą. Grace”. Znowu byłem w tym okropnym magazynie na tyłach studia. Wtedy spojrzałem na prawo. Zobaczyłem tam puszkę po jakimś gazie, prawdopodobnie usypiającym, oraz większą część mojego "narzędzia pracy". Teraz niestety muszę sikać na siedząco oraz odbierać telefony w jakiejś pieprzonej firmie telekomunikacyjnej. Mogłem słuchać matki i skończyć dobrą szkołę, teraz przynajmniej miałbym normalna pracę…


  • 4

#88

Picu.
  • Postów: 91
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

http://theholders.or...ial:Series_List
Ludziska, bierzemy się do roboty, cała seria o strażnikach do przetłumaczenia ^^


STRAŻNIK NICOŚCI

W kążdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś zakłąd psychiatryczny. Udaj się do najbliższego w twojej okolicy. Kiedy będziesz już w środku, zapytaj recepcjonistę o "Strażnika Nicości". Recepcjonista popatrzy się na Ciebie ze zdziwieniem, oraz jakby zniesmaczeniem, ale zabierze Cię do osobnego budynku. Budynek będzie wydawał się starszy niż zakład, drewniany. Wewnątrz znajduje się korytarz, będzie Ci się wydawał dużo, dużo dłuższy niż być powinien.

Korytarz ten będzie kompletnie cichy. Nawet nie myśl o wydaniu jakiegokolwiek dźwięku, bo to byłby ŚMIERTELNY błąd. Zauważysz, że oświetlenie staje się coraz to jaśniejsze podczas dochodzenia do końca korytarza, w końcu światło będzie Cię oślepiać. Jeśli w którym momencie, światło zgasnie, musisz wykrzyknąć "Nie! Stój! To co robisz jest złe!" jednocześnie cofając się. Jeśli światło nie zaświeci się, musisz jak najszybciej dobiegnąć do drzwi którymi tutaj wszedłeś. Powinny być otwarte, a ty, na szczęście, jesteś w takiej odległości od nich, że powinieneś zdążyć do nich dobiec. Jeśli jednak te drzwi będą zamknięte, to czeka Cię cierpienie nieporównywalne z cierpieniem w pikle.

Jeśli światło się jednak zapali, kontynuuj drogę przez korytarz. Na jego końcu będzie niewielka komórka, jakby cela. Pracownik otworzy Ci ją, wciąż mając niesmak, i obrzydzenie na twarzy. Wewnątrz rzuci Ci się w oczy szalona mieszanina kolorów, układających się w straszne, harlekino-podobne formy. Kolory te nie mogą Cię teraz rozproszyć. na środku tej celi będzie stała młoda, naga kobieta, poplamiona krwią, oraz ochłapami ludzkich tkanek. Jeśli teraz oderwiesz od niej wzrok, zniszczy Cię. Zniszczy Cię kompletnie. Kobieta ta zareaguje tylko na jedno pytanie. Brzmi ono: "Czym one będą jęsli staną się jednym?"

Kobieta spojrzy głęboko w Twe oczy, i odpowie ci na to pytanie w najdrobniejszych szczegółach. To nie będzie przypominało niczego innego co kiedykolwiek w zyciu słyszałeś. będziesz odczuwał jednoczesnie podniecenie, i agonię, słuchając jej słów. Jednak Ty, Poszukiwaczu, nie możesz dać się ponieść ani agonii, ani podnieceniu. Najgorszą rzeczą jaką teraz możesz zrobić, jest popatrzenie się na tatuaż, który kobieta ma na klatce piersiowej. Twój umysł będzie chciał abys się na niego gapił, ale ty musisz się mu przeciwstawić. Jesli jednak zrobisz to, jesli popatrzysz się na ten tatuaż chociaż kątem oka, padniesz ofiarą straszliwych mocy. Kobieta obedrze Cię żywcem ze skóry, po czym poćwiartuje Cię, a twoje mięso nałoży na swe ciało. Staniesz się jej więźniem, świadomym tego, że czeka Cie wieczność spędzona z tą Kobietą jako jedność...

Ten Tatuaż jest przedmiotem 4 z 538, chcą być połączone, lecz nie mogą.




Tak, wiem, ta Pasta ma dziwne zakończenie ;p
  • 1

#89

Cheese-cake.
  • Postów: 10
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano


Strażnik Światła


W każdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś zakład psychiatryczny. Udaj się do najbliższego w twojej okolicy. Kiedy będziesz już w środku, zamknij oczy i zapytaj o kogoś kto każe na siebie mówić „Strażnik Światła”. Zostaniesz poprowadzony do pojedynczych drzwi, które prowadzą do długiego, krętego korytarza. Powiedzą ci, abyś otworzył oczy. Korytarz będzie czarny jak smoła, wystarczająco wąski, abyś mógł czuć ściany i ciągle przesuwać się do przodu.

Jeśli, w którymkolwiek momencie po drodze, korytarz nagle zostanie oświetlony, natychmiast zamknij swoje oczy i szybko wyjdź drzwiami, którymi wszedłeś. Jeśli będziesz miał oczy otwarte przez dłużej niż sekundę, to co zobaczysz zmusi cię do ich instynktownego wyrwania.

Jeśli jednak światła pozostaną wyłączone wystarczająco długo abyś przeszedł przez cały korytarz, dotrzesz do kolejnych drzwi. Jeśli zobaczysz światło wychodzące ze szpary pod drzwiami, ucieknij natychmiast, to czego szukasz tutaj się nie znajduje. Jeśli jednak nie zobaczysz światła spod drzwi, ostrożnie przekręć klamkę i wejdź.

Pokój będzie kompletnie ciemny, poza pojedynczą, mętnie świecącą się świecą w środku pokoju. Wydobywające się światło odkryje zarys sylwetki odzianą w pelerynę. Mężczyzna spod niej pozostanie nieruchomo. Jest tylko jedno pytanie na które odpowie: „Co może ochronić nas przed Nimi?”. Powiedz cokolwiek innego, a mężczyzna wyrwie ci oczy i pożre twoją duszę; będziesz zmuszony zająć jego miejsce pod peleryną na całą wieczność.

Jeśli jednak zadasz odpowiednie pytanie, przeszywający krzyk rozlegnie się ze świecy, a ciąg świateł wypełni pokój, ukazując obrazy najbardziej przerażających myśli, fantazji i wspomnień z całej historii świata. Większość osób nie poradzi sobie z tym zdarzeniem; oszaleją lub zginą natychmiast. Jeśli jednak uda ci się jakoś przeżyć te męczarnie, mężczyzna powoli uniesie się i położy swoje dłonie na twojej głowie. Zostaniesz zmuszony aby przyjrzeć się jego twarzy. Będzie wyglądał jak młody mężczyzna, lecz w miejscu jego oczu będą jedynie puste wgłębienia. Teraz nie możesz spuścić wzroku, chyba że chcesz pozostać w tym pokoju, na zawsze zapomnianym przez czas. Mężczyzna otworzy twoją dłoń i położy mały, okrągły przedmiot w twojej prawej ręce. Teraz nie będziesz czuł bólu (jeżeli nie masz zamiaru poszukiwać kolejnego Obiektu, ból który czujesz będzie nieporównywalny do normalnego), lecz przerażające obrazy które widziałeś w tym pokoju zapadną w twojej pamięci na wieczność.

Oko które trzymasz w dłoni jest 5 przedmiotem z 538. Przebudzenie się rozpoczęło; przedmioty te nigdy nie mogą spotkać.
  • 1

#90

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Strażnik Pieśni

W każdym mieście, w każdym kraju, jest jakiś zakład psychiatryczny, do którego możesz się udać. Kiedy będziesz już w środku, bez wahania poproś o widzenie z kimś, kto każe o sobie mówić „Strażnik Pieśni”. Recepcjonista w milczeniu zaprowadzi cię do pojedynczych drzwi, za którymi znajduje się kręta klatka schodowa. Stopni będzie więcej niż zdołasz zliczyć, gdy jednak dotrzesz wreszcie na szczyt, twoim oczom ukażą się wrota, prowadzące do przestronnego holu.

Gdy je uchylisz, zaleje cię fala gorącego, stęchłego powietrza. Nie zastanawiaj się, podążaj w głąb korytarza, dopóki nie zrobi się dużo chłodniej. W momencie, gdy poczujesz gęsią skórkę, stań w miejscu zupełnie nieruchomo i nie waż się wydawać choćby najcichszego dźwięku. Możliwe, że usłyszysz przejmujący płacz dziecka – nie waż się myśleć, działaj! Natychmiast się odwróć i uciekaj. Tobie nic się nie stanie, jednak ten przerażający głos będzie ci towarzyszył gdziekolwiek się nie udasz. Jeśli stan ten utrzyma się do twojej śmierci, możesz uważać się za szczęśliwca, jednak, jeśli płacz zniknie, twoje pierwsze dziecko urodzi się martwe.

Możliwe, że nic nie usłyszysz, a powietrze znów zrobi się obrzydliwie ciepłe. Podążaj do drzwi na końcu holu i otwórz je. Za nimi, w pokoju pogrążonym w zielonym świetle, znajdować się będzie stara, pomarszczona kobieta, która w letargu kręci dźwignią, niedziałającej już od dawna katarynki. Gdybyś przyjrzał się jej nieco dokładniej, zauważyłbyś, że jej przeraźliwie chude nogi zostały brutalnie skrócone o połowę, do kolan.
Przemów do niej, patrząc prosto w jej białe, puste ślepia. Ukrywa ona bowiem włócznie zrobioną z kości jej nóg i gdy tylko zerwiesz kontakt wzrokowy, przebije cię, zostawiając w tym okrutnym miejscu aż do śmierci, ciesząc się twoją agonią i śmiejąc się, podczas gdy ty w konwulsjach będziesz dławił się własną krwią.
Odpowie ci tylko na jedno pytanie: „Jaką pieśń mieli w zwyczaju śpiewać?”

Staruszka otworzy powykrzywiane usta i zacznie nucić. Choć nie zrozumiesz ani jednego słowa, to niewiarygodnie piękna melodia wypełni twój umysł, ciało i duszę, zaszczepiając w niej pokój i wieczną harmonię.
Ujrzysz nagle obrazy, na które nie byłeś przygotowany.
Zobaczysz dziecko, które w zupełnej beztrosce śpiewa i bawi się, a wszystko to będzie tak wyraźne, że nie sposób pojąć natury tego zjawiska.
Ta przepiękna wizja nie potrwa jednak długo. Barwy wyblakną, a dzieci zaczną walczyć między sobą. Wiatr niósł będzie agonalny płacz, a po murawie spłyną stróżki wciąż ciepłej krwi. Niewinne dotąd istoty, zostaną pochłonięte przez ciemność, zmuszone do brutalnych walk, wyrywania kończyn czy wręcz rozpruwania swych ciał z obłędem na twarzy.
Ostatnią sceną będzie potworna wizja. Tłum dzieci okrąży nagiego chłopca lezącego na zimnej skale. Każde z nich chwyci w nagą dłoń kamień i poczną rzucać w niego, łamiąc mu kości i tnąc skórę. Mimo całego tego bólu, z poszarpanych ust chłopca wydobywać się będzie piękna pieśń, a po jego policzkach spłyną niewinne łzy, zraszając zrujnowany świat.. Z ciemności wyłonią się widma, pragnące posiąść jego ciało na własność. Będzie przez nie rozrywany żywcem, a mimo to pieśń trwać będzie nadal.
Mimo okrucieństwa tego świata, ty wciąż będziesz spokojny i pełen nadziei, zupełnie nie wiedząc, dlaczego.

Gdy to potworne przedstawienie dobiegnie końca, poczujesz rozrywający ból w klatce piersiowej, jednak wciąż nie wolno ci zerwać kontaktu wzrokowego ze staruszką. W przeciwnym razie, ześle ona na ciebie wizje jeszcze gorsze niż poprzednia, w których nie będziesz już tylko obserwatorem…

Jeżeli uda ci się wytrzymać, ból minie, a w twojej duszy znów zapanuje błogi spokój. Kobieta wesprze się na wysuszonych kikutach i wręczy ci katarynkę.

Katarynka jest przedmiotem 6 z 538. Gdy ponownie zagra, znowu będą razem.
  • 1




 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych