Napisano
20.11.2012 - 18:55
Popularny
„BUU”
(autor: inaace)
Moja babcia (mama mojej mamy) jest chora. Ma 81 lat, ale dopiero od niedawna wymaga stałej opieki. W obecnej sytuacji moja mama może odwiedzać ją tylko od czasu do czasu (mieszka sześć godzin jazdy od niej) i bardzo mi z tego powodu przykro. Nikt nie powinien żyć sam, w szczególności w tak zaawansowanym wieku.
To dlatego spędzam większość niedzielnych popołudni na wspominaniu dobrych rzeczy o babci. Pamiętam, jak gotowała dla mnie moje ulubione potrawy. Jak przemycała cukierki dla mnie i brata. Pamiętam, jak uratowała mnie przed laniem, kiedy tato dowiedział się, że wyrzucam warzywa z obiadu do kosza. Jest naprawdę wspaniałą babcią. Kiedy do niej dzwonię, rozmawiamy długo, mimo że ostatnio jest bardzo słaba.
Przekopując się przez wspomnienia, natrafiłam na drzwi, które były zamknięte. Przepraszam, czasami nie wyrażam się jasno. Już wyjaśniam: wizualizuję sobie mój umysł. Widzę go jako wielki magazyn, w którym można znaleźć tysiące pudełek. Wszystkie są oznaczone. Kiedy chcę sobie coś przypomnieć, myślami wracam do magazynu i wybieram pudełko, którego potrzebuję. Poza tym są tam biura. Każda, ważna dla mnie osoba, ma swoje biuro. Moja mama, mój tato, brat, babcia, dziewczyna. Każde biuro ma otwarte drzwi i znajdują się w nim wspomnienia dotyczące danej osoby. Często je odwiedzam.
Ale tym razem, kiedy odwiedzałem mój magazyn, wpadłem na coś innego. Na biuro, z którym miałem problem. A w zasadzie dwa: nigdy wcześniej go nie widziałem i... było zamknięte. Waliłem i waliłem w drzwi, ale nie mogłem dostać się do środka.
Zacząłem się zastanawiać. Musi się w nim znajdować wspomnienie, które oczywiście istnieje w moim umyśle, ale coś nie pozwala mi go sobie przypomnieć. Dlaczego? Czy mój mózg próbuje mnie przed czymś uchronić? Zdecydowałem się odpocząć od tego jakiś czas. W końcu się dowiem. I tak się stało.
W niedziele lubię się zrelaksować. Większość dnia spędzam na przeglądaniu internetu, na oglądaniu seriali itp. Kiedy wstałem po wino, poczułem niepokojące mrowienie na szyi. I w ten oto sposób otworzyły się drzwi do tajemniczego biura. To było wspomnienie dnia, który spędziłem z babcią, kiedy miałem sześć lat.
Zanim zacząłem szkołę, babcia często zabierała mnie na spacery. Moi rodzice dużo pracowali, mój brat trenował, więc opiekowała się mną babcia. Odbierała mnie około dziewiątej rano i chodziliśmy po mieście godzinami. Zadawałem jej mnóstwo pytań – jak teraz o tym myślę, dochodzę do wniosku, że moja babcia zawsze była bardzo cierpliwą osobą. Dobrą kobietą. Tego dnia nie było inaczej. Byłem podekscytowany. Kiedy wychodziliśmy z budynku, wpadliśmy na mojego sąsiada – jak zawsze.
- Dzień dobry, pani Harrison! – krzyczałem zawsze z energią. Ona zawsze zwracała uwagę, jaki byłem grzeczny, a babcia z dumą głaskała mnie po głowie. Ale tym razem nie odpowiedziała.
- Dzień dobry! – zawołałem głośniej, zastanawiając się, czy mnie nie usłyszała. Zero odpowiedzi. Spojrzałem na babcię. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie, irytacja i być może odrobina zmartwienia.
- Chodźmy, dziecko, mamy dzisiaj dużo do przejścia – babcia złapała mnie za rękę i odeszliśmy. Miałem sześć lat, więc nie myślałem długo o milczeniu sąsiadki.
Jako dziecko cierpiałem na ADD, być może nadal to ma. Dla tych, którzy nie wiedzą, ADD to zaburzenie związane z problemami z koncentracją. Nie wiem, czy byłem typowym przypadkiem, ale moja uwaga przenosiła się z jednej rzeczy na drugą bardzo szybko. Niewiele mnie obchodziło, kiedy byłem dzieciakiem. Za każdym razem, kiedy spacerowałem z babcią, skupiałem się na jednej rzeczy tylko po to, by zaraz o niej zapomnieć i zająć się czymś innym. Ogólnie rzecz biorąc, nie zwracałem większej uwagi na swoje otoczenie.
Ale tym razem, zauważyłem, że coś było nie tak. Zawsze podczas spacerów, wpadaliśmy na ludzi, których znamy. Z tego powodu nasze spacery trwały tak długo. Ale tym razem dostrzegłem, że miasto było nad wyraz spokojne. Samochody oczywiście nas mijały, ale nikt nie trąbił, co na tej ulicy było normą. Słyszałem jedynie warkot silników. Ale to nie to było najdziwniejsze. Ludzie byli... inni. Każdy poruszał się powoli, bardzo wolno. I nikt nie rozmawiał. Nie było słychać nawet pojedynczego głosu. Wtedy nie było jeszcze telefonów komórkowych, ale ludzie wciąż rozmawiali ze sobą na ulicy. Można się było poczuć jak w markecie na wyprzedaży. A teraz ta cisza.
- Babciu... widzisz to? – zapytałem, trzymając ją za rękę.
- Widzę... – odparła i przyspieszyła kroku. Było mi ciężko za nią nadążyć.
Wpadliśmy na znajomego z pracy mojej mamy.
- Dzień dobry, Panie Capell, jak mija dzień? – zawołałem z ekscytacją, że widzę kogoś znajomego.
Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na mnie, prosto w oczy. Bez słowa zaczął kucać, aby znaleźć się na równi ze mną. Miał na głowie kapelusz. Kiedy już kucnął, jego oczy nabrały dziwnego wyrazu. Jakby jego gałki oczne miały zaraz wypaść. Zdjął kapelusz, przechylił lekko głowę, jakby mi się przyglądał dokładnie. Zbliżył twarz do mojego ucha i wyszeptał coś tak cicho, że ledwie go usłyszałem.
- Buu – to wszystko, co powiedział. Moja babcia w tym czasie ścisnęła moją dłoń tak mocno, że bałem się, że ją złamie. Ruszyliśmy dalej naprawdę bardzo szybko. Musiałem biec, by dotrzymać jej kroku.
- Co się dzieje, babciu? – zapytałem.
- Nic, dziecko. Nie martw się, nic ci nie grozi – była wyraźnie zmartwiona, może i przestraszona. Nie podobało mi się to.
Atmosfera na ulicach się nie zmieniała. Ludzie nadal poruszali się bardzo powoli, samochody wciąż jechały w ciszy. Wydawało mi się, że zauważyłem coś dziwnego w każdym z aut, ale odpędziłem od siebie tę myśl, bo dotarliśmy do parku. Naszego parku.
Uwielbiałem to miejsce. Park był mały, ale i tak go kochałem. Miał kształt koła, a będąc w nim, widziało się wszystko wokół. Wydawało mi się, że wszystko wróciło do normy. Znów słyszałem klaksony i mógłbym przysiąc, że dobiegły mnie także odgłosy rozmów z ulicy.
Bawiłem się przez około godzinę w parku. Nie było w nim moich kolegów, co było dziwne, ale nie potrzebowałem ich, żeby dobrze spędzić czas. Dostrzegłem, że babcia rozgląda się bez przerwy, ale bardziej interesowała mnie moja zabawa. Postanowiłem wspiąć się na ściankę, na którą nie pozwalano mi się wspinać. Oczywiście poślizgnąłem się i spadłem, raniąc przy tym kolano. Zobaczyłem krew, co wystarczyło, żeby doprowadzić mnie do płaczu. Podbiegłem do babci z nadzieją na pocieszenie. Ale babcia milczała.
- Babciu? Babciu! – zawołałem bardziej zły, niż smutny. – Zobacz!
- Czekaj... czekaj chwilkę – była blada. Złapała mnie za rękę bardzo mocno.
- Boli babciu! – jęknąłem.
Nie zareagowała, tylko rozglądała się wokół. Ja też się rozejrzałem, żeby zobaczyć, co jest ważniejszego od mojego krwawiącego kolana. I wtedy to dostrzegłem. Scena jest bardzo trudna do opisania, ale spróbuję.
Po pierwsze, w parku nie było nikogo oprócz nas. Kiedy przyszliśmy, było tu około dziesięciu dzieci z opiekunami, teraz nikogo już nie było. Wtedy to zobaczyłem. Cały świat wokół nas... zatrzymał się. Samochody nie jeździły, hałas ucichł. Gorszy od tego był fakt, że ludzie też zamarli w bezruchu. Widziałem może 25-35 ludzi, którzy po prostu stali. Cisza była przerażająca.
- Babciu... co się dzieje? – zapytałem. Nie bałem się, bo byłem pewien, że babcia mi wszystko logicznie wytłumaczy.
Ukucnęła przede mną, by spojrzeć mi w oczy.
- Słuchaj, dziecko, słuchaj! Musimy teraz pobiec do domu, dobrze? – kiedy to powiedziała, zacząłem trząść ze strachu. Wciąż nie miałem pojęcia, co się dzieje, ale widok przerażonej babci wystarczył.
- Ale dlaczego? – moje oczy wypełniły się łzami.
- Milos – powiedziała (kiedy ktoś z rodziny wołał do mnie po imieniu, wiedziałem, że sprawa jest poważna) – Musimy po prostu pobiec do domu, to wszystko.
Chciałem się z nią kłócić. Chciałem płakać. Ale wtedy znów się rozejrzałem. Dosłownie prawie się posikałem. Ci ludzie, których widziałem teraz byli odwróceni w naszą stronę.
Jak już wspominałem, park był okrągły i wszystko było w nim widać. Wokół parku był chodnik, a na nim ci ludzie. Nadal się nie ruszali, ale patrzeli teraz na nas. Zwróciłem uwagę na to, że byli to sami mężczyźni.
- Co oni robią? – zapytałem chwytając babcię za rękę.
- Nic, dziecko, nie martw się ni... – przerwała nagle. Spojrzałem na nią i zobaczyłem przerażenie na jej twarzy. Podążyłem za jej wzrokiem, ale nic nie dostrzegłem. Tylko tych ludzi patrzących na nas i nic poza tym.
Ale wtedy zobaczyłem – jedna osoba się poruszała. Nie mogłem rozróżnić, czy to kobieta czy mężczyzna. Osoba była ubrana na czarno. Szła pomiędzy nieruchomymi ludźmi. Tym razem ja z całej siły ścisnąłem rękę babci.
Ona znów się nachyliła i powiedziała bardzo poważnym tonem:
- Nic ci się nie stanie, obiecuję. Ale musisz być silny. Słuchaj mnie, musisz być cicho. Możesz to dla mnie zrobić?
Babcia była taka poważna tylko raz, kiedy byłem bardzo chory w wieku czterech lat.
- Tak, babciu – powiedziałem przez łzy.
- Nie, nie rozumiesz. Musisz mi obiecać, że nie powiesz ani słowa. Nie wydasz z siebie żadnego dźwięku. Dasz radę?
- Obiecuję – babcia widziała, że mówię poważnie i wstała.
Zauważyłem, że niewiele się wokół nas zmieniło. Nie widziałem, gdzie jest poruszająca się osoba.
- Babciu, gdzie tamten pan? – zapytałem ocierając łzy.
- Pamiętasz, co obiecałeś? Teraz jest czas, żebyś był cicho.
Spojrzałem w lewo i zobaczyłem mężczyznę (teraz już widziałem, że to mężczyzna), pomiędzy nieruchomymi ludźmi. Był wysoki, wyższy od innych. Miał czarne spodnie i czarne buty, czarną koszulę i czarny płaszcz. Miał na sobie kapelusz. Dostrzegłem, że wszyscy mieli kapelusze.
„Ruchomy” mężczyzna był od nas oddalony o jakieś 100 jardów. Potem wszedł do parku. Wydarzyły się wtedy dwie rzeczy równocześnie: babcia ponownie nakazała mi być cicho, a wszyscy ludzie wokół zaczęli się śmiać. Nie wiem, co przeraziło mnie bardziej: mężczyzna idący w naszą stronę, czy ci nieruchomi ludzie zanoszący się śmiechem. Wiedziałem tylko jedno – nie wydam z siebie nawet najmniejszego dźwięku.
Mężczyzna szybko zbliżał się do nas. W końcu stanął naprzeciw. My wciąż trzymaliśmy się za ręce.
- A więc to on – powiedział mężczyzna do babci z wielkim uśmiechem. Był naprawdę blisko jej twarzy. Babcia nie odpowiedziała. Mocniej ścisnęła moją rękę. Mężczyzna przeniósł wzrok na mnie.
Przesunął się naprzeciw mnie, kucnął i spojrzał mi w oczy.
- Jesteś już dużym chłopcem, co? – powiedział odgarniając grzywkę z mojego czoła. Nie odpowiadałem – O, widzę, że babcie cię dobrze wyszkoliła.
Spojrzał na nią ze złością. Babcia nawet nie patrzyła na nas, tylko przed siebie.
- Boisz się, Milos? – powiedział patrząc znów na mnie. Łza spłynęła mi po policzku. – Ojej, wygląda na to, że chłopiec się boi – zwrócił się do babci, a potem znowu spojrzał na mnie i złapał mnie za ramiona – Pytałem, czy się boisz, MILOS?
Moje imię wykrzyczał, po czym zaczął mnie szarpać za ramiona. Chciałem krzyknąć, żeby przestał, ale moja babcia mocniej ścisnęła moją dłoń, jakby przeczuwała, że się łamię. Ogarnąłem się. Nie odpowiem mu.
- Dobra – powiedział mężczyzna. – Dobra.
Wstał i podszedł do babci by spojrzeć jej prosto w oczy.
- Łamiesz obietnicę, kobieto – powiedział ze złością.
Babcia się nie ruszała.
Mężczyzna spojrzał na mnie i wyszeptał: „Buu”.
Wtedy zobaczyłem ruch. Wszyscy ludzie zaczęli iść w naszą stronę. Samochody ruszyły. Babcia przyciągnęła mnie do siebie i zaczęliśmy biec. Nie mam pojęcia skąd miała na to wszystko siłę. Biegła naprawdę szybko. Miałem głowę na jej ramieniu i widziałem, co dzieje się za nami. Wszyscy ludzi zgromadzili się wokół mężczyzny w parku, mówił coś do nich. Potem spojrzeli w naszą stronę i zaczęli za nami iść. Ale my uciekaliśmy.
Byliśmy już blisko domu, kiedy babcia wpadła na auto na ulicy. Zraniła się, więc postawiła mnie na ziemi. Byłem tuż obok okna kierowcy. Człowiek nie ruszał się, widziałem szeroki uśmiech na jego twarzy. Potem nagle zaczął się ruszać, spojrzał na mnie i powiedział tylko: „Buu”.
W tym momencie babcia mnie podniosła i pobiegła do domu. Kiedy tam dotarliśmy, posadziła mnie na stole w kuchni i nakazała nikomu nie mówić o całym zajściu. Obiecałem jej, że będę milczał. Zapytałem, kim byli tamci ludzie i wszystko, co zrozumiałem to:
- Kiedy byłam bardzo młoda, popełniłam błąd. Ale ty nie powinieneś za niego płacić.
Być może był powód, dla którego drzwi do tego wspomnienia były zamknięte...