Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#916

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

2251 Stahlheber Road

Poniższy tekst jest zapisem połączenia z numerem 911, wykonanego wieczorem, 22 sierpnia 2011.

Zapis został podany do wiadomości publicznej w celu rozwiązania sprawy śmierci Mary Carter, jej męża i dwóch synów oraz zaginięcia jej córki, Susan.

Jeśli posiadają państwo jakieś informacje o tym, co przydarzyło się rodzinie Carterów lub znają miejsce pobytu ich córki, prosimy o kontakt z policją stanową w Ohio.
_______________________________

ZAPIS ROZMOWY #0703321-A32.4
DATA: 22.08.2011
CZAS ROZPOCZĘCIA ROZMOWY: 21:37
CZAS ZAKOŃCZENIA ROZMOWY: 21:52

POCZĄTEK ROZMOWY

DYSPOZYTOR:
911, wysłać policję, straż pożarną czy karetkę?
ROZMÓWCA: Proszę przysłać policję! Hawkes Farm, 2251 Stahlheber Road! Ktoś włamał się do mojego domu!
D: Dobrze, już wysyłam.
R: Ktoś włamał się do domu i zabił moją rodzinę! Proszę, przyślijcie policję, szybko! Krew! Wszędzie jest krew!
D: Proszę pani, powiadomiłem już oficerów, powinni przyjechać niedługo. Jak się pani nazywa?
R: Mary Carter…O Boże…Tak się boję…
(Stłumione krzyki i uderzenia)
D: Kto to?
R: Nie wiem! Jakiś mężczyzna wali do drzwi! Chyba jest cały we krwi!
D: Zna go pani?
R: Nie!
D: Ma broń?
R: Nie, tylko wali w drzwi! Jest cały we krwi! Chyba próbuje dostać się do środka! Mam przy sobie strzelbę…Nie wiem jak się jej używa…O Boże, ja…ja nie mogę go zastrzelić, nie mogę!
D: Pani Carter, nie radzę używać broni, ale proszę mieć ją przy sobie na wszelki wypadek.
R: Szyba zaraz się rozbije!
D: Pani Carter, jeśli się dostanie-
R: Nie mogę go zastrzelić! Nie, nie…Zaczął uderzać w szybę bardzo mocno! O Boże, zaraz się tu dostanie! Krzyczy na mnie! On jest szalony!
(Szkło się rozbija, słychać dźwięk upuszczonego telefonu, rozmówca krzyczy, słychać strzał, potem następuje chwila ciszy)
D: Pani Carter?
(Cisza, potem rozmówca podnosi telefon)
R: O Jezu, pomocy…O Boże…zabiłam go…zabiłam go…Dobry Boże, pomóż mi…
D: Pani Carter, broniła się pani. Wszystko jest w porządku. Zrobiła pani to, co było konieczne. Mógł zrobić pani krzywdę.
R: Ja tylko…
D: Proszę się nie rozłączać, wyjść na zewnątrz i tam poczekać na policję.
R: Nie, muszę znaleźć Susan.
D: Kim jest Susan?
R: Muszę znaleźć moją córkę, muszę znaleźć Susan. Proszę mi pomóc, ona ma tylko 6 lat! Musiała się schować gdzieś w domu! Susan!
D: Pani Car-
R: Nie mogę znaleźć córki! Nie mogę…Szukałam wszędzie!
D: Pani Carter, pani córka prawdopodobnie wyszła z domu.
(Rozmówca wzdycha)
R: Co to było?
D: Co to było?
(Ciche kroki)
R: Słyszę kroki dochodzące z góry! Susan? O Boże, Susan!
(Rozmówca oddycha ciężko podczas wbiegania po schodach)
R: Susan! Mama tu jest, kochanie! Mama tu jest!
D: Pani Carter, proszę mnie posłuchać, musi pani wyjść z domu i poczekać na policję.
R: Susan! Gdzie jesteś? Weszłam na górę i…ja…muszę włączyć światło…
(Słychać włącznik światła)
R: O nie…O Boże, proszę, to nie może być jej krew! Na podłodze są krwawe ślady stóp! Są małe, mogą być jej! Susan! Idę do jej pokoju, musi tam być!
D: Pani Carter, proszę posłuchać: niech pani wyjdzie z domu!
R: Jestem w jej pokoju, nie ma tu dużo miejsca, żeby się schować…Susan? Susan, gdzie jesteś?!
(Głośne tupnięcie, rozmówca krzyczy)
R: Co to było?!
D: Czy to Susan?
R: Brzmiało, jakby ktoś był na dachu!
(Kolejne tupnięcie)
R: Coś jest na dachu! Idzie na drugą stronę domu!
D: Pani Carter, to nie ma żadnego sensu.
R: Susan! Jestem w twoim pokoju! Idź za moim głosem!
(Rozmówca wzdycha)
R: Światła się wyłączyły! Nie ma prądu!
D: Ma pani latarkę lub jakiekolwiek źródło światła?
R: Nic nie widzę!
D: Proszę nie ruszać się z miejsca. Pani oczy muszą przyzwyczaić się do ciemności.
(Dźwięk rozbitego szkła)
R: O mój Boże…
D: Co to było?
R: Coś się rozbiło…Ktoś jest w domu…Susan?
(Cisza)
R: Czy to policja?
D: Nie, zawołaliby panią…
R: O nie…O nie, ktoś tu jest…
D: To może być Susan-
R: Nie, zawołałaby mnie, krzyczałam jej imię…
D: Pani Carter-
(Rozmówca ucisza dyspozytora, następuje cisza, rozmówca mówi szeptem)
R: Coś wchodzi po schodach. Jest duże, jego kroki są ciężkie, o Boże, to nie Susan…
D: Proszę się gdzieś schować. Niech pani znajdzie coś, żeby móc się obronić.
R: Ten człowiek, nie zabił mojej rodziny, nie mógłby-
D: Proszę się gdzieś schować.
R: Nic nie widzę!
(Słychać głośne kroki)
R: Zbliża się! O Jezu, pomóż mi się stąd wydostać…
(Rozmówca oddycha głęboko, słychać zakłócenia, cisza)
D: Pani Carter, jest pani tam?
R: Zamknęłam drzwi, ale zamek jest zepsuty.
(Kroki są jeszcze głośniejsze)
R: O nie, o nie…Nie, wchodzi do pokoju Susan…Gdzie jest policja? Boję się!
D: Musi pani się uspokoić i czekać, aż przyjadą.
(Rozmówca szlocha, kroki są bardzo blisko, nagle się zatrzymują)
R: Widzę to… nie wiem co to jest…
D: Co pani widzi?
R: Co to jest?
D: Proszę opisać, co pani widzi…
R: Nie mogę tego opisać…Nie mogę…To nie człowiek…O Boże, to na mnie patrzy…
(Kroki się zbliżają, zatrzymują się, słychać niski ryk, głęboki oddech, potem odgłosy klikania, znowu głęboki oddech, znowu ryk, kroki się oddalają, następuje cisza)
D: Pani Carter?
R: Poszło sobie…tak myślę…
D: Pani Carter, musi pani natychmiast wydostać się z domu.
R: Nie mogę się ruszać, nie mogę…tego zrobić…Nie wiem co to było, nie chcę tego znowu zobaczyć…Tak się boję, ja…o Boże, zaraz umrę…
(Rozmówca wzdycha)
R: Nie mogę tego zrobić, tak się boję, nie mogę ruszać nogami. Nie będę mogła wstać.
D: Proszę, pani Carter, musi pani to zrobić. Dla Susan.
R: Susan…Muszę ją znaleźć…
D: Nie, musi pani wyjść z domu.
R: Ale-
D: Proszę wyjść z domu. Cokolwiek było w pokoju, nadal jest w domu. Proszę wyjść natychmiast!
(Cisza)
R: Dobrze, wyjdę.
D: Proszę się nie rozłączać i mieć telefon cały czas przy sobie. Proszę powiedzieć, gdy będzie pani na schodach, dobrze?
R: Dobrze…
(Cisza, potem słychać skrzypiącą podłogę)
D: Pani Carter?
(Cisza)
D: Mary?
(Cisza)
R: Jestem na schodach.
D: Proszę zejść na dół.
R: Chyba słyszę radiowóz…
D: Proszę iść…
(Słychać zakłócenia)
D: Mary? Mary!
(Zakłócenia znikają, długa cisza)
D: Mary-
(Krzyki, wrzaski, głośne uderzenia, warczenie, pisk, brzęk, krzyki, głośne tupnięcie, dźwięk przypominający telefon przesuwający się po podłodze, niski ryk, przerwane krzyki rozmówcy, jęki, sapanie, krzyki rozmówcy zakończone piskliwym wrzaskiem, cisza, kolejny niski ryk, przechodzący w jęczenie, słychać dźwięki syren, głośne kroki oddalają się, cisza, otwierają się drzwi, słychać męskie głosy)
POLICJANT 1: O cholera…
POLICJANT 2: O mój Boże…
P1: Policja! Jest tu ktoś?
P2: Jezu, co się, do diabła, stało tym ludziom?
P1: Bądź czujny…
D: Halo? Słyszycie mnie?
P2: O Boże, spójrz na jej twarz…Nigdy nie widziałem czegoś takiego…
P1: Tu oficer Maple, jesteśmy na Hawkes Farm, 2251 Stahlheber Road, potrzebujemy natychmiastowego wsparcia, bez odbioru.
(Kroki)
P1: Jezu Chryste…
P2: Chyba cała rodzina została zamordowana…
D: Halo? Panowie? Halo!
P2: Słyszałeś to?
D: Telefon! Podnieście telefon!
P1: Chyba dochodzi stamtąd.
(Kliknięcie, telefon zostaje podniesiony)
P1: Halo?
D: Tu Tim z centrali telefonicznej. Musicie natychmiast wyjść z domu. Tu jest coś bardzo niebezpiecznego-
P2: Hej, Maple, znalazłem kogoś!
P1: Poczekaj chwilę…Kto to jest?
P2: To chyba córka tych ludzi. Ukryła się za kanapą. Jest cała we krwi, ale to chyba nie jej krew.
(Cisza, kroki)
P1: Dlaczego jest naga?
P2: Chyba nie myślisz…
D: Proszę, musicie wyjść z domu, teraz!
P2: Chodź, zabierzemy cię stąd. Nie bój się. Jak masz na imię?
OFIARA: Susan. Gdzie moja mama?
P1: Zabierzemy cię stąd, Susan. Allen, zasłoń jej oczy.
P2: Chodź, zabiorę cię stąd. Zamknij oczy.
P1: Weź obrus ze stołu i okryj ją. Tim, jesteś tam?
D: Tak, musicie wyjść stamtąd teraz, ile razy muszę powtarzać? Macie do czynienia z czymś ekstremalnie niebezpiecznym i-
(Krzyki, pisk)
D: Halo? Halo! Oficerze?
(Więcej krzyków i pisków)
P1: O kurwa! Ona go gryzie!
(Wrzask)
P1: Potrzebujemy wsparcia, natychmiast!
(Strzały)
D: Halo? Oficerze? Halo! Halo! Oficerze!
(Cisza)

KONIEC ROZMOWY.

Użytkownik Lupus28 edytował ten post 03.12.2012 - 17:56

  • 19



#917

Dragotrim.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Romantyk
Moja dziewczyna, Lisa. Tak – kocham ją jak wariat. Wiecie, miałem w swoim życiu wiele kobiet, ale z każdą coś się zaczynało pieprzyć. Starałem się jak mogłem, a potem okazywało się, że jestem rogaczem albo po prostu nudziarzem. Ech, przeciętny student filologii…
Ale z Lisą było inaczej. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, miałem w środku jakieś odczucie, że zachodzi między nami chemia.
Pamiętam naszą pierwszą randkę. Tak, pamiętam dobrze. Mój kumpel Clark – to on wszystko ustawił. Któregoś dnia podszedł do mnie i powiedział: „Stary, znalazłem ci kogoś. Będziesz wniebowzięty”. Odpowiedziałem mu: „Clark, kurwa, ile razy mówiłem ci o swataniu? To debilne i głupie, i kompletnie nie w moim stylu”. Ale cóż… Clark już dopiął wszystko na ostatni guzik i jakakolwiek ucieczka nie wchodziła w rachubę. No więc poszedłem.
Nieważne, co było później. Gadaliśmy na tematy, na jakie zwykle rozmawia się na takich randkach. Chciałem powiedzieć coś związanego z tym, co robiłem na co dzień, ale nie chciałem znowu wyjść na nudziarza. Lecz kiedy Lisa wspomniała o Charlesie Nodierze, nie mogłem się powstrzymać i raptem okazało się, że nie dość, że mamy ten sam gust co do literatury, to jeszcze studiujemy podobne kierunki. I to na tej samej uczelni!
Głupie, prawda? Typowo ludzkie. Wiecie, nie podniecałbym się tak tymi chwilami, gdyby nie przeczucie, że to jest to, o czym zawsze marzyłem. Te wszystkie inne dziwki materialistki mogły iść się rżnąć z tymi swoimi bogatymi, ciekawymi fagasami z bogatych domów. Ja miałem Lisę.
Pamiętam utwór, który leciał w restauracji podczas naszej pierwszej randki: Tom Waits wykonywał „Little Drop of Poison”. Wiecie, kiedy dany utwór leci w jakimś konkretnym momencie, człowiek, czy lubi go, czy nie, zawsze przywiązuje się do niego. I zawsze, gdy natrafia na ten kawałek, widzi obrazy, które widział już przedtem, w tamtej chwili.
Ale nieważne. To był prolog, a teraz historia właściwa. Wiecie, jestem romantykiem. Bardzo lubię też oglądać ekspresjonistyczne malowidła – to mnie wciąga tak samo jak papierosy. To mój nałóg.
Dzisiaj czuję się jak bohater takiego obrazu: wybieram się do mej ukochanej pełen nadziei na poprawienie naszych stosunków. Wierzby szumią tak, jakby mnie wspierały, w dodatku przechylają się na prawą stronę, dokładnie tam, gdzie mieszka Lisa. Mały strumyk płynie, a w nim rechoczą żaby. Jestem głupi, bo słyszę w ich rechocie „Kocham cię”. Ewidentnie słyszę ten zwrot.
No, pora ruszać w drogę. Poprawiłem koszulę, wziąłem kwiaty i bombonierkę w kształcie serca. Jakie to typowe! Ale ona lubiła takie prezenty i byłem pewien, że w okazywaniu zadowolenia nimi nie zakładała żadnej maski. Znam ją zbyt dobrze.
A więc pora ruszać.
Miasto było ciemne, jak zresztą w każdą noc. Lisa mieszka z rodzicami, jednak ci mieli dzisiaj wyjechać do jej ciotki mieszkającej w Stockport. Planowali pozostać tam przez tydzień, więc to dość czasu, abym wyjaśnił sobie z Lisą pewne kwestie.
Wspominałem, że relacje się między nami pogorszyły? Chyba tak. Wszystko zaczęło się, kiedy Lisie umarła babcia. Ja w tym samym czasie siedziałem z Clarkiem i paroma innymi kolegami na zakrapianej alkoholem imprezie. Świętowaliśmy koniec studiów. Nie ukrywam, że nie obyło się bez trawy. W każdym razie ta impreza trwała ponad dwa długie dni, przy czym pod koniec pierwszego Lisa zadzwoniła do mnie, że mam natychmiast przyjechać po nią, ponieważ wydarzyła się tragedia. Kazałem opowiedzieć, co się stało, a ona wyjaśniła, że zmarła jej babka, która była jej bardzo bliska, a którą zdążyłem kilka miesięcy temu poznać.
Miałem przyjechać następnego dnia na jej pogrzeb, ale tego nie zrobiłem, bo byłem napruty jak świnia. Nie zjawiłem się też u Lisy po jej telefonie, choć chciałem to uczynić. Ale rozbiłem auto na ostrym zakręcie i nie mogłem dotrzeć na miejsce. I od tamtej pory się pogorszyło.
Po jakimś tygodniu Lisa przyszła do mnie zapłakana, jeszcze ubrana na czarno. Chyba mnie nienawidziła. Mówiła do mnie, nie dając mi dojść do słowa. Cholera, żałowałem tego… Ale co się stało, to się nie odstanie. Mogłem tylko próbować ratować ten związek.
Potem przychodziła do mnie co kilka dni. Aż wreszcie przyszła do mnie nastawiona do mej osoby w ten sam sposób, tyle że opowiedziała mi kilka ostatnich wydarzeń i wspomniała o tym, że jej rodzice wyjeżdżają. Wyszeptała: „Chciałabym, abyś tej nocy był ze mną”.
Tak więc przyszedłem. Lisa działała magnetycznie także na moich znajomych. Oni również jakby nie chcieli się ze mną zadawać. Clark totalnie mnie zlewał, a przecież sam podczas tej imprezy nie dość, że lizał się z inną laską, to jeszcze później zaczął przystawiać się do drugiej (a chodzi z inną od ponad półtorej roku).
Stanąłem pod jej domem, poprawiając włosy. Spojrzałem na bukiet – kwiaty były piękne.
Zadzwoniłem do drzwi. Ona otworzyła, ale postanowiłem wyciąć jej psikusa i uciekłem. Zaszedłem jej dom od tyłu, gdzie przez taras mogłem zza szklanych drzwi widzieć jej dalsze poczynania.. Nadal mnie nie widziała, tylko weszła po schodach, owinięta w biały ręcznik. Chyba nie zdążyła się wyrobić do mojego przyjścia. A ja chciałem zachować się jak Romeo i wdrapałem się na górne piętro po winorośli.
Postanowiłem, że wejdę do jej łazienki, ot tak, zupełnie przypadkiem. To takie zboczone i… ekscytujące. Nieraz już tak robiłem, a ona się śmiała. Nie zakluczyła się, bo przecież była sama w domu.
Wszedłem, trzymając w prawej dłoni bombonierkę, a w lewej kwiaty. Ona odkryła kotarę i wybałuszyła oczy. Następnie otworzyła szeroko usta i zaczęła krzyczeć tak głośno, że zląkłem się i upuściłem bukiet i pudełko na kafelki.
Lisa chwyciła nożyczki, które leżały na półce przy prysznicu i zaczęła nimi wymachiwać obok mojej twarzy.
-Lisa, spokojnie! To tylko ja! – próbowałem wyjaśnić. – Lisa, to ja, Bruce! Przyszedłem, jak mi kazałaś.
Nic to nie dało. Lisa chwyciła kubek pełny różnorakich pilników i zaczęła nimi we mnie rzucać. Nie zauważyła nawet, że spadł jej ręcznik, ukazawszy wszystkie jej krągłości. Szybko wyskoczyłem z łazienki, ale ona, kiedy pilniki już się skończyły, zbiła mi na głowie ten nieszczęsny kubek z porcelany. Kurwa, jak to bolało!
Uciekłem stamtąd. Gdy przebiegałem przez furtkę, nadal słyszałem piskliwy głos Lisy.
I tak się to skończyło. Nie do końca to rozumiem. Mogła być obrażona, ale żeby aż tak? Nie chciałem na dłuższą metę o tym myśleć, ponieważ człowiek mógłby się wtedy zatracić, kto wie – może umrzeć na wzór Wertera. Nie wiem.
Po prostu zszedłem do mojego cisowego łoża i już miałem zasnąć, gdy przypomniałem sobie osobliwą rzecz, która trochę mnie ucieszyła. Przecież zostawiłem Lisie prezenty! Kiedy je zobaczy, na pewno zrozumie, że ją kocham. W końcu jak często daje się osobie bliskiej własne serce, wyciągnięte z piersi i wieniec z napisem „Spoczywaj w pokoju”?
Trudno, mam jeszcze inne organy…
  • 0

#918

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

1. Zaburzenia odżywiania.
2. Stypendium.
3. Friend zone.

UCIECZKA

Co jest naturą szaleństwa? Rozmyślałam nad tym pytanie bardzo głęboko. Znalazłam się w korytarzu, myślałam o słońcu, którego nie widziałam od wielu dni. Spędzałam cały swój czas na czytaniu akt i dokumentów finansowych. Nie potrafię jeszcze wskazać, gdzie to wszystko prowadzi.
Gdybym miała wyjść na zewnątrz i cieszyć się słońcem, albo gdybym wyszła na zimny wiatr bez kurtki, skąd wiedziałabym, że moje doświadczenia były prawdziwe? Jedynym dowodem były wspomnienia.
Jeśli nie możesz ufać swoim wspomnieniom, w co możesz wierzyć?
Być może to stało się z tymi ludźmi. Wszystko jest z nimi w porządku z medycznego punktu widzenia. Wszyscy funkcjonują, myślą... ale przez serię decyzji, ich rzeczywistość stała się mroczna i bolesna.
Poza jednym przypadkiem... jedna historia nie pasuje.
Po skończeniu wszystkich obowiązków, poszłam prosto do niego.
- Coś opuściłeś – powiedziałam wyuczonym, oficjalnym tonem.
Westchnął i spojrzał na mnie, nie odpowiadając. Desperacja w jego oczach rozrywała mi serce.
- Czytałam twoje akta – kontynuowałam. – Coś mi nie pasuje w twojej historii.
- Skąd wiesz? – uniósł brwi.
Pomyślałam o wzorze, według którego układały się historie innych pacjentów, a jego mi nie pasowała.
- To nieistotne – powiedziałam. – Jestem tutaj, bo mi zależy i myślę, że dzieje się coś dużego, co dotyczy nas obu. Muszę poznać resztę twojej historii.
Wydawało mi się, że się uśmiechnął, ale potem zaszlochał.
- Wierzysz mi? – powiedział przez łzy. – O Boże, powiedz, że mi wierzysz.
- Tak, wierzę ci.
- Powiem ci, powiem ci...
__________________________________________-

Kłamałem na temat tego, co się stało. Nie byłem wcale na ulicy. No co, jakiś koleś wylewa na mnie krew, a potem koścista istota pojawia się znikąd? Nie, to byłem ja.
To ja.
Może życie zmieniało się na gorsze. Byłem nikim. Wszyscy mnie ignorowali. Byłem zwykłym facetem, bez szkoły, bez rodziny i znajomości. Czułem się zostawiony z tyłu całego świata. Ludzie się mnie bali, nie chcieli dać mi pracy tylko dlatego, że byłem notowany... nie myśl, że nie zauważyłem jak ludzie odsuwają się ode mnie, kiedy przechodziłem obok nich po zmroku.
Byłem uzależniony od lekkich narkotyków, nie byłem jakimś zabójcą... Narkotyki... brutalność też, co tylko chcesz... nawet orgie, ale nie chcesz o tym słuchać, uwierz mi.
Ci ludzie... mieli w sobie jakąś desperację. Była w powietrzu i każdy o tym wiedział. Jakby nic nie miało dla nich znaczenia.
Koścista istota była plotką. Istnieli ludzie, którzy nie musieli pracować, nie musieli kombinować na co dzień i udawać, że mają normalne życie. Szczęściarze.
Każdy beznadziejny parias w końcu dochodzi do momentu, w którym całe pieniądze, silna wola i dobre życie odchodzą. Ja doszedłem do tego momentu i zmieniłem się w tamtą istotę. Nie z powodu narkotyków. Byłem wtedy czysty. To była siła.
Ludzie odpowiedzieli mi. Zadrzyj ze mną, umrzesz. Wszystko, co musiałem zrobić, to oblać twoje zęby i paznokcie specjalną krwią, a pój pomocnik rozrywał się od środka. Lubił to robić, wiesz. Traktował nas jak zwierzątka. Pieniądze też były dobre. Nie podobało mi się, że rozcinał mi nogę za każdym razem, ale taka była cena.
Wtedy... zaczęło się robić bardziej poważnie i zdałem sobie sprawę, że stałem się bardziej niewolnikiem niż zwierzątkiem. Niektóre z rzeczy, które musiałem robić... Boże, miałem koszmary... na początku, bo nie rozumiałem wielkiego celu.
Jak już masz notowania i wychodzisz na ulicę, masz przesrane... a ta istota wykorzystywała ten fakt. Miała ogromną chęć stworzenia armii. Dużo rozmawiałem z innymi niewolnikami. Zrozumieliśmy, że byliśmy częścią czegoś naprawdę strasznego, straszniejszego niż nasze prywatne piekło. A nasz pan nie był wcale najgorszą istotą. My byliśmy dobrymi ludźmi, którzy walczyli w dobrej sprawie. Możesz sobie to wyobrazić? To po prostu nie było dobre dla nas osobiście...
Wiesz, dlaczego jestem w tym łóżku? Dlaczego mam taką depresję? Pomyśl. Gdybym bał się umrzeć w każdym momencie, zacząłbym żyć. Nie siedziałbym tutaj, w tym pokoju, sam... nie, zrobiłbym coś przeciwnego. Koścista istota nie żyje, człowieku. Nie wróci już. Ten idiota ją zabił!
Wyobrażałem sobie to czasami...
Ale kiedy zdałem sobie sprawę, co naprawdę się działo, byłam zadowolony...
_____________________________________-
- Co? – zapytałam, przerywając mu. – Co się działo?
- To znaczy, że ty nie...? – zamarł i wpatrywał się we mnie. – Powiedziałem za dużo, przepraszam.
Zaczął gapić się na ścianę i ignorował moje słowa.
Początkowo byłam zła, że nie powiedział mi, co się działo, ale później lepiej to przemyślałam. Przez moment mu wierzyłam. Pozwoliłam tej historii być prawdziwą w moich oczach. Ryzykowałam zbyt wiele, jeśli chodzi o mój rozum.
Nie, koścista istota nie mogła być prawdziwa... ale uzależnienie pacjenta już tak.
Pasował już do wzoru.
Kiedy stałam na korytarzy, gapiłam się to na jedną ścianę, to na drugą. Każde drzwi więziły jakieś pacjenta, który sam wybrał sobie sposób na szaleństwo i desperację. Ich własne potrzeby, które osiągały ekstremalny poziom, zrujnowały ich. Nie wiedziałam, co miało to oznaczać, jeszcze nie, ale była to ważna rzecz.
Podeszłam do końca korytarza, kiwnęłam głową w stronę Mabel (której na szczęście nic się nie stało po wypiciu kawy) i podeszłam do pewnych drzwi.
Obserwowałam ją przez okienko. Nie była agresywna, więc dano jej kartkę i długopis. Dużo pisała. Kuliła się w rogu, nawet teraz pisała. Była jednym z niewielu pacjentów, którzy nie mieli historii...
Z grzeczności, zapukałam.
- Proszę – zawołała, nadal pisząc.
- Cześć – zaczęłam. – Jestem...
- Znasz zasady – odparła.
Zawahałam się.
- Czy możesz... – zaczęłam ostrożnie. – Czy możesz odłożyć długopis?
- Nigdy nikogo nie skrzywdziłam. I nie zamierzam.
Uklęknęłam przy niej. Wyciągnęła ręce w moją stronę, dotknęła moich skroni.
- Przepraszam – powiedziała z żalem. – Nie mogę z tobą rozmawiać.
- Jesteś pewna? Chcę pomóc. Myślę, że coś złego się dzieje w tym szpitalu.
Nie odpowiedziała, wróciła do pisania.
- Mogę chociaż zobaczyć, co piszesz? – zapytałam.
Ignorowała mnie.
Podniosłam kilka kartek i obejrzałam je. To nie był bełkot, nie do końca. Karta zawierała świadomie zapisane paragrafy według określonego wzoru... i kilka dziwnych błędów.
Zamachałam ręką przed jej twarzą, nie zareagowała.
- Jesteś... ślepa? – zapytałam.
Ostro wciągnęła nosem powietrze, ale nie odpowiedziała.
- Dobra, ignoruj mnie – powiedziałam. – Ale chociaż powiedz mi, dlaczego wciąż piszesz, skoro nie możesz tego przeczytać? Po co?
Odpowiedziała tylko jednym słowem:
- Praktyka.
Jej odpowiedź była prosta, ale głęboka. Zostawiłam ją, zastanawiając się na możliwą jej historią. Jeśli wiedziała, jak pisać i ćwiczyła to, musiała kiedyś widzieć... nie od zawsze była niewidoma. Czy mogła zmienić się z normalnej dziewczyny w cichą, niewidomą pacjentkę, która odmawiała rozmowy z każdym, kto nie przeszedł pozytywnie jej rytuału?
Wydawało mi się to niesprawiedliwe, że normalne życie może tak się zmienić. Wszyscy ci ludzie – oni wszyscy byli normalni. Mniej lub więcej. Popełnili za dużo błędów i skończyli tutaj.

Był u nas jeszcze jeden niewidomy pacjent bez akt. Kiedyś je miał, ale zostały zniszczone albo zgubione. Minęłam kilka pokoi i skierowałam się do odległego skrzydła szpitala. Trzymali go na samym końcu.
Spojrzałam na niego. Wydłubał sobie oczy długopisem dawno temu. Siedział w lewym rogu pokoju, miał zamknięte powieki, ale jego pozycja wskazywała na to, że nie spał. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić poziomu nudy – nie chciał niczego elektronicznego, stawał się przy takich rzeczach bardzo agresywny. Telewizor, albo nawet radio, zmieniały go w agresywną osobę. Nie wyobrażałam sobie spędzania każdego dnia po prostu siedząc i myśląc, zamknięta w swojej własnej głowie.
Zauważyłam coś białego, wystającego spod jego nogi.
Szybkim tempem przeszłam przez korytarz.
- Mabel! – zawołałam.
Zatrzymała się i odwróciła.
- Dzięki za wczoraj – powiedziała. – Mój mąż by zwariował, gdyby coś mi się stało. Stary głupek.
- Nie ma sprawy – powiedziałam. Chciałam odpowiedzieć „jasne”, ale pomyślałam o tym, że takich słów zawsze używał inny pacjent w odniesieniu do Claire. – Mabel, czy ty... czy znasz pielęgniarki, które przenoszą kartki od jednych pacjentów do drugich?
- Jak twoja ręka? – zapytała nerwowo.
- Dobrze, ale te dokumenty...
- Wydaje się, że lubią do siebie pisać – była wyraźnie sfrustrowana. – On tylko... siedział tam sam. Było mi go szkoda. Nie chciałam nic złego.
- W porządku – powiedziałam. – Nie mam do ciebie żadnych pretensji. Czy wiesz może, co piszą?
Opowiedziała mi o kilku rzeczach, które przeczytała dla pewności, że nie wysyłają do siebie listów o śmierci itp. Zrozumiałam i pobiegłam z powrotem do odległego skrzydła.
- Słyszę cię – zawołał przez drzwi.
Obserwowałam, jak ostrożnie ukrywa kartkę na której siedział. Weszłam po chwili do środka, pozwalając, aby myślał, że nie zauważyłam. Zastanawiałam się, jak mógł je przeczytać – aż zdałam sobie sprawę, że mógł wyczuwać palcem litery, wgłębienia po długopisie. Interesujące... Stanęłam na środku pokoju.
Był niewidomy, ale próbował zwrócić się w moją stronę.
- Nie jesteś taka, jak inni, wiesz? – powiedział.
- Co masz na myśli?
- Nie chodzisz jak oni – uśmiechnął się słabo.
Miał rację. Chodziłam szybko, z energią. Pozostali pracownicy ociągali się – to była tylko ich praca. Dla mnie było to coś więcej.
- Opowiesz mi swoją historię? – zapytałam siadając obok niego na podłodze.
- To bez sensu – uśmiechnął się szeroko.
- Opowiedz mi mimo to.
- Masz telefon komórkowy? – zapytał.
Pokręciłam głową, po czym zdałam sobie sprawę, że on tego nie zobaczy.
- Nie.
- Pager?
- Nie – skłamałam.
- Dobrze, dobrze... – wymamrotał. – Miałaś ostatnio bóle głowy, przyjaciółko?
Zamrugałam powiekami. Miałam. Mało spałam, a kiedy to robiłam, nie spałam dobrze. Pokój dla pielęgniarek nie miał wygodnego łóżka, a ja miałam wiele rzeczy na głowie.
- Nie, żadnych bólów głowy – znów skłamałam.
- Och – był rozczarowany.
Pomyślałam sobie, że schizofrenicy lubią odgadywać różne rzeczy, ponieważ to wydawało im się jakąś wielką wiedzą – nie lubili się mylić.
- Dobrze – powiedział po chwili. – Nie mam nic lepszego do roboty. Ale później dasz mi spokój?
- Tak.
- Dobrze... ale może ci się nie spodobać to, co usłyszysz.
- W porządku. Czuję, że coś się tu dzieje i już tego nie lubię.
- Naprawdę... – westchnął.
_____________________________________________-
Była niedziela. Pamiętam to bardzo dobrze. Ja...
_____________________________________________-
Nie skończyłam pisać, kiedy coś innego się stało.
Zobaczyłam ciemność w trakcie pisania jego historii.
W świetle padającym z laptopa, sprawdziłam telefon – brak sygnału. Szum wentylacji ucichł, zastąpiła go kompletna cisza. Podeszłam do drzwi i wyjrzałam na korytarz.
Wszędzie było ciemno, mrugały tylko czerwone światła bezpieczeństwa. Na samym końcu korytarza zobaczyłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Drzwi do pokoju pacjenta otworzyły się powoli, jakby osoba za nimi nie mogła uwierzyć, że są otwarte.
Ja też nie mogłam w to uwierzyć. Osobiście rozmawiałam tylko ze spokojnymi pacjentami, ale wielu z nich było niebezpiecznych.
Walcząc z nagłym bólem głowy, zamrugałam nerwowo powiekami, próbując zobaczyć, kto ucieka z pokoju. Jego postać rzucała cień pod światłem bezpieczeństwa. Nie mógł mnie zobaczyć, byłam zatopiona w ciemności, ale ja widziałam go... Znałam go. Nie był zbyt niebezpieczny.
Otworzyły się kolejne drzwi... i kolejne.
Zdałam sobie sprawę, że odcięcie prądu nie było przypadkowe i ktoś otworzył wszystkie drzwi.
Jeden po drugim, pacjenci wychodzili z pokoi na korytarz. Słyszałam szepty, krzyki, niektórzy szukali broni, niektórzy szukali... personelu!
Myślałam o zakluczeniu drzwi i schowaniu się – ale z pewnością będą chcieli sprawdzić ten pokój.
Nie mogłam tu zostać.
Z mocno bijącym sercem zrzuciłam z siebie biały kitel i wyszłam na ciemny korytarz. Widzieli moją sylwetkę przy czerwonej poświacie? Widziałam jak chodzą w kółko, jak zaciekawione zwierzęta, rozpierzchają się po korytarzach. Przycisnęłam się do ściany, kilku mnie minęło, mamrocząc coś pod nosem.
Ból głowy się nasilił, prawie jęknęłam – ale zakryłam dłonią usta i zmusiłam się do zachowania ciszy. Czerwone światła bezpieczeństwa raziły mnie i potęgowały ból...
Wyjście było tylko dwadzieścia stóp ode mnie. Nie mogłam nic zrobić poza ucieczką i sprowadzeniem pomocy.
Wyjście było zamknięte. Cholera... cholera...
Nie miałam za wiele możliwości manewru... pacjenci mijali mnie w odległości kilku stóp, jeden zatrzymał się pod światłem, jego ciało nabrało czerwonego odcienia. Ktoś inny dźgnął go w szyję. Krzyknął, a uwaga innych zwróciła się w to miejsce.
Usłyszałam odgłos upadającego ciała i krzyki... coś przesuwało się też po podłodze i uderzyło w moją stopę. Duży pacjent, który zabił innego, patrzył w moją stronę, próbując przebić się przez ciemności.
Wskoczyłam do najbliższego pokoju i cicho zamknęłam za sobą drzwi.
- Proszę, nie rób mi krzywdy – wyszeptała dziewczyna w rogu pokoju.
- Nie zrobię – odparłam szeptem. – Jestem z personelu.
- O Boże, o Boże, co się dzieje? – oddychała ciężko.
Ledwie ją widziałam dzięki słabemu światłu wpadającemu pod drzwiami. Rozpoznałam ja natychmiast.
- Zaczekaj tutaj – powiedziałam, wpadając na pewien pomysł.
Wysunęłam głowę przez drzwi – rozejrzałam się – i rzuciłam się na drugą stronę korytarza. Złapałam tacę na jedzenie i wróciłam do pokoju. Usłyszałam okrzyk wściekłości, ale nie potrafiłam powiedzieć, czy ktoś mnie zobaczył.
- Zjedz to – powiedziałam dziewczynie.
- Nie – odsunęła się delikatnie.
- Chociaż próbuj. Pomogę nam, obiecuję!
Drżącą dłonią podniosła jabłko. Po chwili upuściła je.
- Jeszcze raz – powiedziałam.
Podniosła je i uniosła do ust, po czym upuściła, prawie płacząc. Podniosłam je i zobaczyłam coś, co wyglądało jak zerwane ścięgno.
- Jeszcze raz! – rozkazałam.
Z płaczem wzięła z tacy kanapkę i ponownie upuściła.
Podniosłam chleb.
- Tak!
Miałam w ręce nasze odkrycie, zerwałam tkankę i złamałam na pół.
Zaśmiała się przez łzy.
W delikatnym świetle widziałam dwie kości, wielkości palców, zaostrzone i obślizgłe.
Dziewczyna złapała mnie za ramię, żeby nie zgubić mnie w ciemności i wyszłyśmy na korytarz w akompaniamencie krzyków.
- Chodź – wyszeptałam, wkładając kostkę w zamek. Wiedziałam, że budynek był kiepsko skonstruowany i sfinansowany... Zamek ustąpił!
Ktoś pojawił się za nami. Dziewczyna krzyknęła i uciekła przez drzwi, kiedy ja odepchnęłam mężczyznę. Oboje upadliśmy. Miał broń, byłam pewna, że mnie zabije. Ale wtedy on zobaczył moje dzikie spojrzenie. Jestem przekonana, że brak snu i ból głowy miały duży wpływ na mój wygląd.
- Ach – jęknął i uśmiechnął się. – Myślałem, że jesteś jedną z nich. Chodź, wynośmy się stąd siostro.
Zaskoczona wstałam i zwróciłam się w stronę bocznych drzwi. Ktoś je zatrzasnął.
__________________________________________-

- Co ty robisz do cholery? – zapytał ordynator.
Rozejrzałam się po pustych korytarzach, dobrze oświetlonych. Mabel układała dokumenty na biurku.
Przed chwilą widziałam ten sam korytarz skąpany tylko w czerwonym świetle lamp bezpieczeństwa, zatłoczony rozwścieczonymi pacjentami...
- Przedstawiam historię pacjenta – skłamałam. – Ta... niewidoma dziewczyna napisała historię o próbie ucieczki. Chciałam sprawdzić, czy to możliwe. Wygląda na to, że zamki naprawdę są kiepskie.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę.
- Możliwe, ale wyglądasz jak idiotka – powiedział i spojrzał na boczne drzwi. – Skontaktuję się z obsługą i naprawimy zamek. Dobre... weź wolne, wyglądasz okropnie.
Pokiwałam głową i zmusiłam się do uśmiechu, po czym odeszłam. Widziałam, że rozmawia z Mabel i zniknęłam za rogiem.
Wciąż słyszałam odległe krzyki....
Co się własnie stało?
Czy z powody wyczerpania miałam halucynacje? A może ktoś, kto bał się moich odkryć, podmienił moje tabletki przeciwbólowe?
Wróciłam do pokoju pielęgniarek, gdzie znalazłam mój kitel na ziemi.
Traciłam rozum? Nie mogłam nie zauważyć, że sama teraz pasowałam do wzoru, w który układały się historie pacjentów. Nie zagubiłam się tak bardzo, jak oni, ale z pewnością do tego dążyłam. Jedyną różnicą było to, że ja miałam prawdziwe dowody i prawdziwy wzór. Naprawdę działo się coś okropnego. A może oni czuli to samo?
Co za ironia, że kolejna historia jest moją własną.
Ale jednak mam przewagę. Jestem świadoma wzoru, znam ich historie. Jeśli nadejdzie taki moment, w którym każdy z nich zatopił się w szaleństwie... ja tego uniknę. Obiecałam to sobie.
Nic mnie teraz nie zatrzyma. Nie teraz. Ta ostatnia historia, która została przerwana... jest niepokojąca. Muszę o tym pomyśleć. Wydaje mi się, że jestem blisko zrozumienia tego wszystkiego... mimo to nie jestem pewna, czy tego chcę.
Wzięłam wolne, żeby odpocząć i spojrzeć trzeźwo na sprawy. Kiedy szłam korytarzem zatopiona we wspomnieniach, zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy.
Zniknął mój ból głowy... zniknęła też tamta dziewczyna...
  • 5

#919

Maly1281.
  • Postów: 3
  • Tematów: 2
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Moja druga pasta, jak sie ta nie spodoba, to chyba kończę z tym, jeśli zostanie przyjęta ciepło, całą noc będę wymyślał 1 część serii.
ENJOY :/)
----------------------------------------
Wyzwolenie
----------------------------------------
To było w nocy, tej cholernej pieprzonej nocy! kuźwa! Dlaczego ze wszystkich jebanych nocy, to sie musiało stać tej!? Dobra... Jest 3:18 nad ranem, moja żona leży na balkonie, cała od krwi, jego pieprzonej krwi! Co się stało, pytacie? Jeśli niemiłe ci życie, śmiało czytaj dalej, jeśli jest innaczej, przeglądaj dalej ten temat, ale nie czytaj tego postu! Wszystko zaczęło się, gdy po ślubie z Sylwią, wynajęliśmy pokój na poddaszu, tym cholernym poddaszu! To miała być romantyczna i czerwona od róż noc, i owszem, była czerwona, od krwi, krwi mojej ukochanej Sylwi, którą skaził ten sukinkot! Pamiętam doskonale ten dzwonek do drzwi, ten cholerny dzwonek, gdy czytałem kolejną paste, na Paranormalne.pl, zakończoną słowami, "Wiedz że jestem w drodze, aby cię wyzwolić", po otworzeniu drzwi, zobaczyłem Sylwie, która wróciła z pracy, weszła i położyła się spać. Po krótkim czasie sam zdecydowałem się pójść spać, lecz gdy otworzyłem drzwi nie było tam Sylwi, był tam ON, i z uśmiechem wpatrywał sie w okno, gdy z jego oka i jamy ustnej, wypływała krew, którą skaził moją ukochaną, gdy zobaczył mnie, wrzasnął głośno "Dokonało się! wolnyś jest, lecz wygadaj się, a tak samo skończysz!"
Nie wiedziałem o czym on do cholery gada, gdy wyjrzałem przez okno, wszystko zrozumialem, moja żona, leżała naga, cała we krwi tego skurwiela, po nieprzespanej nocy, udało mi sie zdrzemnąć popołudniu, zachciało mi się czytać więc kupiłem gazete w kiosku, po przeczytaniu nagłówka, moje serce zamarło, głosił on "Na dachu jednego z Warszawskich hoteli, znaleziona została Psychicznie chora kobieta, która tydzień temu, zabiła dziecko", pod naglówkiem napisane było "Warszawska policja poszukuje męża, w przypadku posiadania informacji na temat jego położenia, prosimy o odwiedzenie komisariatu na Ulicy Ślepej". Widzę że przeczytałeś? nie zastanawiałeś się pewnie nigdy, kim jest twój luby czy luba? Jedyne co musisz wiedzieć to to, że jestem w drodze, aby cię wyzwolić .

Użytkownik Maly1281 edytował ten post 03.12.2012 - 19:11

  • -4

#920

harpoonek.
  • Postów: 159
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

1. Zaburzenia odżywania.
2. stypendium.
3. Friend Zone.
4. Ucieczka.

PRAWDA

Coś konkretnego kusi w pościgu: radość z samego ścigania. Nie ważne, czy wygrasz, czy przegrasz, w tak bierzesz udział w grze pełnej energii i akcji. Gra jest grą... ale skończyła się i muszę przyznać, że będę tęsknić za tym uczuciem.
Ale... znając okropną prawdę – posiadając ją i trzymając blisko, jak skarb – prawda może właściwie zastąpić to uczucie.
Wygrałam.
Czułam, że jestem na dobrej drodze, kiedy uspokoiłam się po ostatnich przeżyciach i ucieczce pacjentki. Zdałam sobie sprawę, że mam w ręce karty, których mogę użyć do gry. Mój nieznany rywal popełnił gdzieś błąd, dzięki czemu ruszyłam do przodu.
Po pierwsze: dziewczyna, której pomogłam uciec ze szpitala nie została odnaleziona. Jej pokój był pusty a jej akta zniknęły. Nikt z personelu o niej nie pamiętał i... wierzyłam niektórym z nich. Starsza pielęgniarka raczej nie mogła być częścią całej tej konspiracji. Jej największym zmartwieniem było zdążenie na kolejny odcinek ulubionego serialu.
Ale napisałam o dziewczynie. Mam te słowa na komputerze i są w internecie. Nikomu nie mówiłam, że pisałam o pacjentach – natychmiast zostałabym zwolniona z wiadomych powodów.
Wspomnienia bywają podstępne, ale zapisane słowa nie ulegną zmianie. Poza tym sprawdziłam każdego pacjenta w poszukiwaniu niezgodności. Pomogłam dziewczynie uciec podczas epizodu pełnego halucynacji, ale to nic nie udowadniało... ale przecież widziałam też morderstwo na własne oczy. Płuco zabitego wypadło przecież na podłogę.
Ten pacjent też zniknął.
Miałam kilka opcji do rozpatrzenia, kilka rzeczy, które mogłyby zdradzić mojego wroga.
Silny – ale nie idealny – przypadek mógł zostać stworzony, gdzieś w labiryncie właścicieli finansowych i posiadaczy majątku, którzy mieli związek ze szpitalem; jakaś korporacja, której pomysł uwzględniał pacjentów i ich szaleństwo. Najbardziej prawdopodobnym zamiarem byłoby stworzenie wśród pacjentów idei; ostrożnie skonstruowanej by podziałała na każdego, to ją usłyszy, skonstruowanej by niszczyć. Mógłby to być nowy rodzaj broni, który być może na zawsze zmieniłby oblicze wojen.
Ich najważniejszym agentem mógłby być ordynator, a moje halucynacje można by było wytłumaczyć dodaniem czegoś do moich tabletek przeciwbólowych. Aby przez moje zachowanie, moje zdanie przestało się liczyć, bym nie mogła zdradzić sekretów szpitala.
Największym problemem tej teorii jest zanik pamięci u części personelu. Może kłamali, może Mabel rzadko miała kontakt z tą dziewczyną, może praca nie interesowała ich tak bardzo, żeby zapamiętali każdego pacjenta... ale wszyscy? Nie miało to sensu.

Szłam cicho korytarzami, oglądając wszystko dokładnie. Pytałam pacjentów, czy pamiętali dziewczynę – pamiętali. Jedynymi ludźmi, którzy o niej pamiętali, byli pacjenci. I ja. Wydało mi się to niesamowicie istotne...
Nie, nadal coś mi nie pasowało.
Burza z piorunami za oknem tylko potęgowała moje napięcie. Istniały inne wyjaśnienia.
Mogłabym być pacjentem. Claire była tu przecież zatrudniona. Była uznana przez ordynatora za nieszkodliwą i być może według niego mogła wykonywać taką pracę... Może i ja...
Często rozwodziłam się nad istotą pamięci i szaleństwa. Nie miałam dowodów na to, że sama nie byłam zatrudnioną w szpitalu pacjentką, która żyła w swoim świecie, w którym wiodła normalne życie.
Wszystkie wspomnienia, które przywoływałam w pamięci, były nienaruszalne. Pytałam sama siebie, czy to miało znaczenie... pytałam siebie, dokąd zaprowadzi mnie takie myślenie...
Musiałabym cofnąć się do przeszłości, do rzeczy, od których się wszystko zaczęło. Ktoś taki jak Claire, ktoś taki jak ja – potencjalnie – zatrudniony by pilnować innych pacjentów... oznaczałoby to spore cięcie kosztów. Tak duże, że etyczne i moralne granice przestawały istnieć.
W takiej sytuacji nie istniał by wróg, ani zwycięstwo. Ludzkość cierpiałaby coraz bardziej w czasie wzrostu populacji i tylko jakaś wielka katastrofa moralna mogłaby zaoferować mi zbawienie.
Tę teorię wspierała każda historia pacjentów tutaj. Uciski i brutalność społeczeństwa popchnęły ich wszystkich w tym kierunku – być może to społeczeństwo było szalone, a ci biedni ludzie po prostu mieli pecha i stali się ofiarami.

Ostatni pacjent, z którym rozmawiałam, naprowadził mnie na jeszcze jeden trop. Jego historia była o oszustwie i kontroli. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej wszystko układało się w całość.
Potężny grzmot przypomniał mi o czymś...
Czytałam wcześniej jego historię.
W internecie.
Jego akt nie było w szpitalu. Może ktoś inny przeczytał je i zamieścił w sieci? A może ona sam to zrobił, zanim trafił tutaj?
Zaczęłam szukać odpowiedzi w... poszerzonym wyobrażeniu rzeczywistości – hipotetycznie. Gdyby koścista istota była prawdziwa, walczyła z większą siłą na wielką skalę.
Czy ta siła była moim rywalem? Co takiego tak bardzo mnie martwiło w związku z pacjentami i szpitalem? Nie widziałam zupełnie nic, co wskazywałoby na istnienie zewnętrznej siły...
Stałam na korytarzu, obok okna, w które zawzięcie uderzały krople deszczu. Wiedziałam dokładnie, że trafiłam na pierwszą cząstkę prawdy.
Moje dowody były oszustwem! Sprawiły, że kierowałam się we wszystkie strony, poza tą właściwą.
Nie potrafiłam do końca uformować tego pomysłu w głowie... jeszcze nie.

Poszłam do pokoju niewidomej dziewczyny. Siedziała w innym rogu niż poprzednio, ale wciąż pisała. Kiedy weszłam do jej pokoju, moja zabandażowana ręka zaczęła swędzieć niemiłosiernie, znów bolała mnie głowa.
- Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? – zapytałam ją. – Myślałam wcześniej, że powodem jest to, że mogę być szalona, jak oni, i tego nie wiem... ale teraz myślę, że ty wiesz, co się tu dzieje i próbujesz siebie chronić.
- Jak zadałaś to pytanie? – długopis zastygł nad kartką papieru.
- Co masz na myśli? Nie powinnam być zdolna do zadawania pytań?
- Nie to pytanie...
- Dlaczego? – podeszłam znacznie bliżej do dziewczyny.
Spojrzała na mnie niewidzącymi oczyma.
- Nie rozmawiasz z nikim, kto... – wyszeptałam.
Poczułem się mocno zaniepokojona. Podniosłam ręce i dotknęłam swoich skroni. Chciałam poczuć jakiekolwiek zaburzenie... uczucie było niepokojące. Pod palcami, czułam... dwie konfliktowe rzeczy.
Moje skronie były gładkie. Skóra była miękka i normalna.
Na moich własnych skroniach poczułam dwie dziwne, delikatne, wypukłe linie...
- Co to jest do cholery? – jęknęłam, krzywiąc się z powodu bólu głowy. – Jest tutaj, ale nie tu...
- Przykro mi... – wyszeptała dziewczyna.
- Co to jest! Co to kurwa jest?! – warknęłam czując coraz większy ból głowy. Bałam się, że stracę przytomność, ciężko mi się oddychało. – jak wielu to ma?
Jej usta zadrżały i powiedziała:
- Każdy... poza innymi pacjentami...
Pod wpływem adrenaliny wyszłam z jej pokoju i ruszyłam szybko w stronę Sali operacyjnej. Pchnęłam drzwi, prawie upadając z bólu i szukałam narzędzi.
Stanęłam przed lustrem, walcząc z ogromnym bólem i rozmazanym wzrokiem. Zobaczyłam to – małe wypukłości były dobrze widoczne, rozciągały się od moich oczu, przez skronie i do tyłu głowy, jak jakaś okropna linia po lobotomii...
Rozcięłam skroń skalpelem. Zignorowałam krew i ostrożnie podważyłam wypukłość cążkami.
Przed oczami widziałam czerń i biel
Nie poddałam się. Krzyknęłam z bólu, ale nie mogłam pozwolić sobie na omdlenie... Powoli, boleśnie wolno wyciągnęłam długie, żylaste włókno. Wiedziałam, że to było to. Wcześniej myślałam, że to niemożliwe, ale miałam rację.
Ból natychmiast zelżał, kiedy obcięłam włókno najbliżej skóry, jak się dało. Wciąż trochę zostało w środku przy moich oczach i z tyłu głowy... ale na start było dobrze. Unosząc włókno do góry, zastanawiałam się na co właściwie patrzę.
Wyglądało to jak komórki nerwowe – żylaste, składające się z malutkich włókien... Dokładnie to powiedziała niewidoma dziewczyna, kiedy tu trafiła. Powiedziała, że nie będzie rozmawiała z nikim, kto ma w skroniach włókna nerwowe...
...ale ona była tu od lat...
Zrobiłam to samo z drugą skronią. Ból głowy nie zniknął całkowicie, ale poczułam wielką ulgę.
Czy to to? Byłam wolna? I czym to w ogóle jest? Pasożyt, infekcja? Te włókna nie mogły same mnie kontrolować... po prostu nie było w nich wystarczająco dużo tkanki, by działać na mózg. Poza tym wyglądały jakby pochodziły od nerwów ocznych. Czy miały... oszukiwać zmysły?
To miało chory sens. Włókna połączone z moimi oczami i uszami... i prawdopodobnie z mózgiem... mogły całkowicie zmienić mój odbiór świata zewnętrznego, może nawet moje wspomnienia. Dziewczyna powiedziała, że nie powinnam być zdolna do zadania tamtego pytania. Jak dużą kontrolę miały te włókna?
I w jaki sposób byłam zdolna, by je odkryć i pozbyć się ich?
Będę szczera, byłam bliska załamania się i wybuchnięcia płaczem... Być może tak by się stało, gdybym nie myślała, że te włókna odbierały sygnały z innego miejsca.
Od wroga...
Po wytarciu krwi, przeszłam się po korytarzach. Mabel uśmiechnęła się do mnie. Zauważyłam wypukłości na jej skroni.
Była zainfekowana. Szłam dalej, obserwowałam – wszyscy byli zainfekowani.
Wróciłam na salę operacyjną, kiedy ból głowy znów zaczął narastać. Spojrzałam w lustro i zamarłam z przerażenia – dosłownie widziałam, jak skóra na moich skroniach unosi się, a włókna zaczynają się regenerować.
Pamiętam to dokładnie – zaśmiałam się głośno i gorzko. Tego było za wiele. Bo niby miałam zrobić w tej sytuacji?
Przestałam się śmiać, kiedy moja wiedza medyczna podsunęła mi odpowiedź.
Zdezynfekowałam ręce i rękawiczki, przygotowywałam się do czegoś, co prawdopodobnie było wariactwem. Obiecałam sobie, że nie posunę się za daleko, ale... jaka byłam wtedy głupia. Przygotowałam kilka luster.
Nie wzięłam nic przeciwbólowego, bo bałam się ryzykować – moje zdolności chirurgiczne nie były powalające.
Oddychając ciężko przytknęłam narzędzie do oczu i... otworzyłam je.
Oko wysunęło się łatwiej, niż tego oczekiwałam.
Zaledwie kilka centymetrów, wystarczająco by nerwy oczne były napięte. Ogarnięta niemożliwym bólem i napięciem, podniosłam skalpel i ostrożnie odcięłam obce włókna.
Pięć oddechów... dziesięć... dwadzieścia... Ostrożnie odcinałam nerwy przy oku. Bałam się, że zwariuję. Widziałam własne oko wyciągnięte z czaszki, widziałam czerwone żyłki i nerwy, które były do niego podłączone! Walczyłam z paniką.
Wyciągnęłam obce włókno przez oczodół – wyszło dość łatwo. Skończyłam. Delikatnie chwyciłam oko w dwa palce i wepchnęłam je na swoje miejsce.
Pięć minut zajęło mi uspokojenie się, sprawdzenie wzroku i ogarnięcie paniki. Potem zajęłam się drugim okiem.
Kiedy skończyłam, ból głowy całkiem zniknął. Włókna się nie zregenerowały.

Leżałam na tej sali jeszcze przez godzinę. Napawając się wolnością, myśląc, oddychając, uspokajając się...
Skąd się wzięły te włókna? Czym były? Kto je stworzył? Oszustwo nie zadziałałoby przeciwko niewolnikom kościstej istoty – oni nie znali celów swoich działań, ślepo wykonywali polecenia pod groźbą śmierci.
Ale pacjenci też ich nie mieli. Dlaczego? Wtedy zdałam sobie sprawę, że powód mógł być taki sam, jak dla społeczeństwa – ograniczenie. Ludzie tutaj byli niebezpieczni, a ich szaleństwa jeszcze bardziej.
Może wszystkie wyjaśnienia miały coś wspólnego: świat był mroczny, populacja stawała się zbyt duża, prowadziła do coraz gorszego szaleństwa...
I może ta inna siła infekowała ludzi włóknami nerwowymi i używała oszustwa do jakiegoś celu... Kolejny krok był oczywisty. Nie chciałam, żeby jakieś obce nerwy były połączone z moim mózgiem, wypełniając go iluzjami i dziwacznymi pomysłami. Nie chciałam tych pomysłów w mojej głowie...
Traciłam rozum. Byłam tego praktycznie pewna. Tabletki przeciwbólowe, wyczerpanie, obsesja. Pozwoliłam szaleństwu pacjentów dobrać się do mnie, wierzyłam w ich historie i wtedy... byłam wolna. To dlatego była w stanie odkryć włókna w moich skroniach...
To było ironiczne, naprawdę... Lekarz stający się pacjentem; pogrążający się w szaleństwie...
Ale moje historie były w sieci. Jego historia, mężczyzny, który wydłubał sobie oczy też. Jakim cudem było to możliwe? Czy to było to samo wyobrażenie, które utrzymywało pacjentów niekontrolowanych? Czy sama idea w istocie była siecią kontroli? To coś nie mogło zidentyfikować idei, nie mogło się do nich odnieść bez zrozumienia ich... i zostania zainfekowanym.
Często się śmiałam, sama w tamtym pokoju, kiedy części układanki zaczynały tworzyć sensowny obraz.
Nie ma obrony przed ideą.

Wróciłam na korytarz jako nowa osoba. Byłam wolna i wróg nic nie mógł na to poradzić. Nie mógł mnie kontrolować, nie mógł o mnie myśleć. Nie istnieję dla niego, ponieważ uznanie mojej egzystencji byłoby myśleniem o mnie i zrozumieniem mnie, a potem... zostanie zainfekowanym. Miałam czarne i dziwaczne wyobrażenie, że włókna nerwowe prawdopodobnie zostawiłyby mnie w spokoju całkiem niedługo i pozwoliłyby mi na zatopienie się w szaleństwie.
- Coś ty sobie zrobiła?! – krzyknął ordynator, kiedy mnie dostrzegł na korytarzu. Słyszałam jak nerwowo woła ochronę.
Zaczęłam biec.
Zamek bocznego wyjścia został naprawiony – cholera! Użyłam swoich kluczy, otwierając każde drzwi po drodze, uwalniając pacjentów jako odwrócenie uwagi. Słyszałam ochroniarzy krzyczących i zbierających się gdzieś blisko – wpadłam na pewien pomysł, kiedy mijałam pokój kontrolny. To było łatwiejsze niż myślałam. Przecięłam kable i światła zgasły.
Kiedy wróciłam na korytarz, czując się dziwnie swobodnie w ciemności, jedynym dźwiękiem, jaki słyszałam, było uderzanie deszczu o szyby i nieregularne grzmoty.
Dziwne... wyobraziłam sobie to... albo nie... poprzedniej nocy... nie, tym razem padał deszcz...
Po drodze zabrałam swojego laptopa, włożyłam do torby, którą przewiesiłam przez ramię i zrzuciłam z siebie kitel. Do torby wrzuciłam też tyle batoników z maszyny, ile się zmieściło, obiecując sobie, że zapłacę później za zniszczenie szyby.
Krzyki wypełniły ciemności. Słyszałam jak personel nawołuje i próbuje siebie odnaleźć wzajemnie. Słyszałam jęki pacjentów... i ktoś krzyknął z bólu.
Uśmiechnęłam się do siebie. Pacjenci świetnie odwracali ode mnie uwagę.
Podeszłam do głównych drzwi.
- Nie rób tego – usłyszałam swojego mentora. – Śledziłem twoje zachowanie najlepiej, jak potrafiłem. Ten pacjent na końcu odległego skrzydła szpitala... trzymamy go tam, z daleka od innych nie bez powodu. Pamiętasz, co ci powiedziałem?
Spojrzałam na niego, gotowa by wyjść, ale też ciekawa, co powie dalej.
- Jego psychoza zainfekowała ciebie – kontynuował. – I wiem, że z własnego wyboru wierzysz w to szaleństwo. Wybierz zostanie tutaj, bycie częścią personelu i prawdziwego życia!
Odwróciłam się by wyjść.
- Co jest dla ciebie za tymi drzwiami? – zapytał mentor głośno. – Co zrobisz? Uciekniesz? Schowasz się od społeczeństwa, będziesz krzywdzić ludzi z jakichś powodów, w które uwierzyłaś?
Jego rozumowanie miało sens... perfekcyjny sens. Zawahałam się. Czy naprawdę zwariowałam? Co, jeśli faktycznie zaakceptowałam inną rzeczywistość? Jeśli nawet coś próbowało mnie kontrolować, moje życie było... w porządku, prawda?
To był moment. Poczułam to. Za drzwiami naprawdę byłam szalona. Przynajmniej w porównaniu do tego, co społeczeństwo uważało za prawdziwe. Tutaj – byłam jednym z nich, członkiem personelu, akceptowanym i normalnym...
To miało za dużo sensu. To było zbyt idealne.
- To ty! – zdałam sobie sprawę, prawie wykrzyczałam te słowa.
Mentor oświetlony czerwonym światłem, pokręcił głową zdezorientowany. Nie oczekiwałam, że mój wróg się wyda tylko dlatego, że zrozumiałam, że mówi do mnie przez mojego mentora – nie, reakcja jego ciała była idealna, prawdziwa.
Zabrzmiał grzmot, a ja wyszłam na deszcz i biegłam co sił.

Życię będzie teraz trudniejsze, jestem tego pewna. Wyszłam poza konstrukcję społecznej rzeczywistości... ale nie może mnie już kontrolować, nie może o mnie myśleć bez ryzyka. Jestem wolna, mogę iść przez życie niezauważona i ignorowana. Myślę nad zmianą imienia, znalezieniem pracy i założeniem maski normalności. Bo to musi mnie ignorować. Będę musiała oszukiwać jedynie zwykłych ludzi.
To nie może powstrzymać moich idei, które wysłałam w świat jak wirusa. Wszyscy jesteśmy oszukiwani, każdy z nas. Zobaczyłam prawdziwą naturę świata, kiedy przestało padać. Zrozumiałam, co się nam przydarzyło.
Byłam na wzgórzu za miastem, kiedy chmury ustąpiły miejsca niebieskiemu niebu, a słońce przyniosło mi ulgę.
Wstałam i spojrzałam na miasto w oddali.
Włókna wisiały wysoko, pomiędzy budynkami, lampami i drzewami – grube, ropne włókna – nerwowe włókna. Zainfekowały prawie wszystko, otoczyły cywilizację jak bluszcz. Zrozumiałam wtedy – to coś, to zakażenie, rozciągające się po świecie...
Nerwy, neurony, mózgi, połączenia, oszustwa – podobna sieć do internetu... mogła zacząć się od pojedynczej idei albo mutacji gdzieś w rzeczywistości i rozciągać się stamtąd... a teraz stała się masywnym pasożytem ludzkości. Czułam ten wpływ na mnie jeszcze niedawno, ale teraz, kiedy już go nie było, zrozumiałam, czego chciało.
Więcej.
Więcej ludzi, więcej mózgów, więcej stresu, więcej konsumpcji. To kocha kofeinę. Uwielbia wszelkie stymulanty, ale najbardziej kofeinę. Chce, żebyś pił więcej. Chce, żebyś jadł więcej. Chce, żebyś konsumował i rozmnażał się, kiedy to prowadzi ludzką rasę do mrocznego celu...
Jakiekolwiek jest twoje ciało, jakakolwiek desperacja, bieda, bezdomność, albo niewolnictwo finansowe i ogromny dług, albo pragnienie bliskości, albo – jak było ze mną – chęć wiary, że cierpienie nie jest normalną i fundamentalną naturą życia... jakikolwiek jest twój stres, twoja słabość, doprowadzi do zwiększenia populacji i popchnie nas poza nasze granice woli i rozumowania... dla tego wszyscy jesteśmy marionetkami.

Ale dzisiaj jest pierwszy dzień oporu. Piszę do was z kawiarenki, uśmiechając się do przechodniów za szybą. Wróg nie może mną sterować, a każdy inny jest pochłonięty swoim własnym życiem i walką z rosnącym napięciem. Wszyscy są zbyt zestresowani, żeby zauważyć kogoś takiego jak ja – kogoś szalonego w porównaniu do norm społecznych – siedzącego pośród nich. Po tym, co napiszę, zniknę stąd i nikt mnie nie znajdzie.
Ale nie martw się. To teraz moja praca. Zabrałam ze szpitala skalpel i inne narzędzia. Znajdę cię i uwolnię każdego po drodze – jedne para oczy na raz.

Użytkownik harpoonek edytował ten post 03.12.2012 - 20:14

  • 12

#921

Shinigami.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

To moja pierwsza creepypasta, więc nie proszę o wyrozumioałość, ale o konstruktywną krytykę :) Miłego czytania



JEGO NICK TO....


W policyjnych aktach jest pełno nierozwiązanych spraw. Jedną z nich jest tajemnicza śmierć grupy nastolatków. Sprawa ta…
Nie, nie, nie, nie, nie!
Nie potrafię pisać tak bez emocji i urzędowo. Nie, stop, wprowadzam poprawkę. W ogóle nie potrafię pisać. Nie miałem głowy do wypracowań, charakterystyk i tych wszystkich polonistycznych pierdów. Jestem pieprzonym umysłem ścisłym, kuźwa! Umówmy się tak – nabazgrolę jeszcze kilka zdań, potem wam wyślę kopie rozmowy i skomentuje krótko. Pasi? Jak nie to wypierdalać.
Więc, musicie wiedzieć tylko, że rozmowa toczyła się na zamkniętym już czacie. Nie szukajcie go – wszystko wyczyszczone, nikt nic nie znajdzie. A jak coś znajdziecie… W sumie – róbcie co chcecie, akt niewyjaśnionych zaginięć i morderstw nigdy nie za mało.
Oto zapis rozmowy. Pominąłem tylko większość komunikatów systemowych. KS oznacza komunikat systemowy. To dziwne, ale wszystko było na papierze. Trochę jakby w razie czego, chcieli się tego szybko pozbyć (ja oczywiście, kurwa, musiałem przepisywać wszystko, zostałem dla was po godzinach! Docencie to)
KS- DEATH dołączył/a do rozmowy
KS-Yui<3 dołączył/a do rozmowy
KS- Milord dołączył/a do rozmowy
KS- czeszol dołączył/a do rozmowy
Yui<3- Co tam chłopaki?
Milord- Mam dzisiaj wolną chatę.
czeszol- no to wbijamy :P
Milord- ty nie, tylko dziewczyny.
Yui<3- zbooo~~l
Milord- jestem dojrzewającym młodym chopakiem ;p
czeszol- Taaaaa… a ja krulową Anglii ku***
Yui<3- zrobiłeś postępy. Zacząłeś używać cenzury :D
KS- sweetie_78 dołączył/a do rozmowy
sweetie_78 – jest już późno dzieci, czas spać!
Milord- słodka, mam wolną chatę, wbijasz?
sweetie_78 – a gdzie mieszkasz? O_O
Milord- [DANE USUNIĘTO]
czeszol- to zaraz obok mnie!
sweetie_78- mieszkam niedaleko. Będę jak tylko starzy pujdą.
Milord- czeszol, nie waż się przychodzić!
czeszol- U ciebie jest taki burdel, że aż panienki chodzą. Myśkisz że wszedłbym w ten smród!?
Sweetie_78- masz burdel w pokoju? O_o
Yui<3- tego to nawet ja nie wiedziałam :D
Milord- czeszol jest głópi, nie wie co gada ;)
Sweetie_78- no to zaraz przyjdę >.< coś przynieść?
Milord: zależy co chcesz robić ^^
Yui<3- czyżbym wyczuwała jakąś sugestię?
czeszol- Yui, normalni ludzie tak nie piszą.
Yui<3- nie jesteś czeszolem! Nie popełniłeś ani jednego błędu ortograficznego!
czeszol- …
KS- sweetie_78 opuścił/a pokój
Yui<3- oho, chyba naprawdę poszła ^^
czeszol- napiszesz jak było!
Milord- o co wy mnie podejrzewacie!?
Yui<3- jestem kulturalna, nie powiem głośno. ;)
czeszol- o to, że będziesz próbował przelecieć sweetie…
Milord- czekaj czeszol….
KS- sweetie_78 dołączył/a do rozmowy
Milord- miełaś iść do mnie!
sweetie_78- przed twoim blokiem kto stoi.
Milord- ej, nie żartuj sobie :,(
Yui<3- nie wolno stać ludziom przed blokami?
czeszol- histeryczka…
sweetie_78- dwumetrowy z nożem
Milord- straszysz mnie, słodka
sweetie_78- Chyba poszedł za mną. Widzę go przez okno.
Milord- ja pierdolę T_T
czeszol- o co ci chodzi?
KS- Yui<3 opuścił/a pokój
Milord- jedyna mądra.
sweetie_78 – wylogujcie sioę
czeszol- why?
sweetie_78- wiem będzie zle jak tego nie zrobicie, szybko się wylogujcie kurwa!
Milord- ja się boję O_O
sweetie_78- on tu kurna wszedł 563t0[He]0h9-h]3f2pniocs <:t3r btgwe
KS- czeszol opuścił/a pokój.
KS- B.R. dołączył/a do rozmowy
B.R.- siema ludzie
B.R.- KURWA JAKA ROZMOWA O_O
Milord- No nie? Sweetie próbuje nas przestraszyć ^^’
sweetie_78- Ech, głupie dzieciaki
Milord- Sweetie, ładnie tak straszyć kolegów? ;) Yui i czeszol aż się wylogowali
sweetie_78- ona próbowała was ostrzec
B.R.- mała, przestań, to już się robi dziwne
sweetie_78- próbowała was ostrzec. Tak słodko krzyczała.
B.R.- ?
sweetie_78- Przez cały ten czas obserwowałem waszą rozmowę. Kiedy podałeś swój adres Milord, przypieczętowałeś swój los.
B.R.- What The fuck kurwa!?
sweetie_78- to jest zbyt proste, zbyt proste…
Milord- o co ci chodzi, słodka?
sweetie_78- dopadnę was po kolei, najpierw Milorda, potem Czeszowa, B.R. i Yui na samym końcu.
sweetie_78- będę się rozkoszował waszymi krzykami, tak jak krzykami tej dziewczyny.
sweetie_78- jeszcze żyje, jest tylko nie przytomna
sweetie_78- potem się z nią pobawię, na to trzeba czasu.
KS- Yui<3 dołączył/a do rozmowy
Yui<3- co to kurwa jest!?
sweetie_78- nigdy się nie zastanawialiście kim jest użytkownik, który nigdy nie pisał żadnej wiadomości?
Yui<3- był taki jeden…
Milord- o co chodzi?
Yui<3- DEATH
sweetie_78- zgadza się
sweetie_78- [LINK USUNIĘTO]
sweetie_78- [LINK USUNIĘTO]
sweetie_78- [LINK USUNIĘTO]
KS- Yui<3 opuścił/a pokój
KS- Milord opuścił/a pokój

To wszystko. Linki wysłane przez podejrzanego, kierowały do stron poświęconych… Morderstwom, gwałtom i innym sensacjom. Wszystkie informowały o tajemniczych zgonach grup przesiadujących na czatach.
Z tamtych nastolatków przeżyła jedynie Yui<3, która od tego czasu nie nawiązuje rozmów przez internet. Uratowała się od śmierci natychmiast pakując manatki i wyjeżdżając z rodzicami. Morderca nie mógł znaleźć jej prawdziwego adresu.
Tę sprawę prowadził mój kolega. Boję się wchodzić na czat, jakikolwiek. Morderca nigdy nie został odnaleziony. Tss… Nawet nie trafili, kurwa, nawet na jego trop!
Kilka wskazówek jak go poznać. Nie chciałem tego pisać, nie umiem pisać, ale koledzy mnie zmusili. Może tak będzie lepiej…
- nigdy nie pisze nic ze swojego konta
- jego nick ma zawsze związek ze śmiercią (np. Silent_reaper, DEATH, Murder-65)
- jeśli coś napisze, będzie to próba wyłudzenia adresu.
Koniec. Nic więcej. Spodziewałeś się czegoś więcej? Masz tę rozmowę, masz ten pojebany tekst. Zrób użytek ze swojego mózgu. Proszę.
  • 10

#922

Akiro.
  • Postów: 24
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Głupi łańcuszek
Samochód rodziców właśnie odjechał, a ja udałam się do swojego pokoju. Włączyłam laptopa, który leżał na starym biurku.

7:30 PM
Zalogowałam się na Facebooku, ale wkrótce się znudziłam, ponieważ nie było nikogo z kim chciałabym rozmawiać. Pamiętam jak jakiś czas temu kolega wspomniał mi o pewnej stronie. Powiedział, że odwiedza ją wiele osób i dzielą się czymś nazywanym "Creepypasta". Zdecydowałam się ją sprawdzić. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam po wejściu, był upiorny cytat w jej nagłówku.

8:00 PM
Kiedy przeglądałam tę stronę, natrafiłam na parę historii oznaczonych na wstępie jako NSFW - przeczytałam kilka. Dotyczyły różnych rzeczy - dziwnej randki, zagubionego odcinka Spongeboba, strasznej piosenki z gry komputerowej, która nabawiła mnie bólu uszu lub porojonego faceta, który chciał aby matka wiecznie go molestowała. Były też rzeczy, o których wcześniej słyszałam - Jeff the Killer, Slenderman, The Rake (~Akiro: nie pamiętam czy te pasty pojawiały się już na forum, więc użyję oryginalnych nazw)

Postanowiłam założyć konto. Wpisałam nazwę użytkownika "Lily!" i zapytano mnie o e-mail. Użyłam więc "aktualnego", którego i tak nigdy nie sprawdzam. Wypełniłam wszystko, byłam podekscytowana aby zacząć...

Ale najpierw zostałam poproszona o naciśnięcie linka potwierdzającego z wiadomości e-mail. Kurde.

8:46 PM
Zalogowałam się na pocztę i nie udało mi się znaleźć wiadomości z Wikii. Wertowałam maile, kiedy dotarło do mnie, że mogła trafić do skrzynki ze spamem. Otworzyłam ją i od razu pozdrowiły mnie setki maili, mówiących że coś wygrałam albo, że odnajdę swoją miłość na Christian Mingle... westchnęłam, ale w końcu odnalazłam swoją wiadomość.

Ale jedna, inna wiadomość przykuła mój wzrok.

Znajdowała się w spamie, zatytułowana "Straszny sposób, aby zerwać".

9:00 PM

Ciekawość wzięła nade mną górę, więc ją otworzyłam... ale wkrótce się roześmiałam, ponieważ był to tylko kolejny, głupi łańcuszek. Miał wiele błędów gramatycznych i mówił coś o chłopaku mordującym swoją dziewczynę. Dokładnie:

STRASZNY SPOSÓB, ABY ZERWAĆ!

NIE PRZESTAWAJ tego czytać albo stanie sięcoś złego!

Pewnego dnia Sarah wracała do domu ze szkoły, kiedy podjechał do niej jej chłopak i zatrąbił, żeby wsiadała. Weszła do środka, a on zawiózł ją nad jezioro. Powiedział, że powie jej coś bardzo ważnego. Sarah mogła przyrzec, że miał zamiar się oświadczyć. Jednakże, popchnął ją do jeziora i krzyknął: "Zrywam z tobą, ty podła...! Nienawidzę cię i myślę, że może powinnaś po prostu zakończyć swoje... życie?!".

Roześmiał się i odjechał. Był bardzo zimny dzień. Sarah wspięła się z powrotem na górę, trzęsąc się z zimna i czując się najgorzej w całym swoim życiu. Po powrocie do domu, weszła do wanny pełnej gorącej wody, podcięła sobie żyły i umarła. Jej rodzice darli się i wrzeszczeli, aby wyszła zanim w końcu udało im się wyważyć drzwi. Nikogo nie zauważyli, ale przez całą łazienkę płynęła krew. Jej matka odeszła od zmysłów i zabiła się trzy dni później, a jej ojciec jest w więzieniu posądzony o morderstwo. Później tego samego tygodnia, ojciec chłopaka Sary brał prysznic, kiedy ona wypłynęła z kranu, rozkładająca się, zakrwawiona i z żyletką w dłoni. Powtarzała "Zniszczyć jego życie... zniszczyć jego życie...". Poderżnęła mu gardło zanim zdążył krzyknąć.

Sarah zabiła jego rodzine, ale nigdzie nie znalazła Jasona... Jeśli nie podasz tego dalej, tytułując "1 straszny sposób, aby zerwać", to Sarah wypłynie z twojego kranu podczas brania prysznicu i zabije cię w taki sam sposób jak swojego chłopaka.

Masz 13 minut...



9:45 PM
Po tym jak pośmiałam się z łańcuszka, wyłączyłam komputer i wyjrzałam przez okno, ponieważ usłyszałam jakiś dźwięk.

Przejął mnie strach.

Siedział tam, paląc fajkę. Długie nogi i brzydka twarz...

Mój głupi eks.

Wyrzucił papierosa i zapukał w okno. Pokazałam mu środkowy palec i zasunęłam żaluzje. Słyszałam jak przeklina i gdzieś odchodzi, ale nie dosłyszałam żeby zapalał samochód. Wzruszyłam ramionami i opuściłam pokój. Z jakiegoś powodu moje myśli bez przerwy krążyły wokół tego e-maila. Parsknęłam i udałam się do łazienki.

9:57 PM
Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Kiedy zmywałam szampon z włosów, stwierdziłam że sama mogę napisać pastę. Do głowy napłynęła masa pomysłow. Ale wtedy usłyszałam skrzypienie... gdzieś od strony drzwi. Zignorowałam to i zamknęłam oczy, ponieważ mydliny spływały mi po twarzy.

Nagle, zasłona od prysznicu się rozsunęła. Wrzasnęłam ze strachu. Walczyłam uparcie, ale poślizgnęłam się o brodzik i upadłam na twarz. Wtedy poczułam ból w łydce. Nóż był zagłębiony głęboko, a krew spływała na podłogę. Wciąż naga, w szoku uciekłam przed agresorem; goła dokusztykałam do tarasu. Miałam nadzieję, że któryś z sąsiadów będzie na zewnątrz, ale w ich domach panował mrok, a w okolicy upiorna cisza.

Poczułam ciepły oddech na karku. Wilgotny język.

Otarłam się z łez, kiedy powoli się odwracałam.

Śmiał mi się prosto w tawrz, kiedy wbił kolejny nóż w mój brzuch i rozciął do boku. Moje krzyki przerodziły się w jęki. Upadłam na ziemię, trzymając się za wnętrzności i z twarzą pokrytą ciepłą, lepką krwią. Obejrzałam się jeszcze raz, aby na niego spojrzeć. Jego oddech śmierdział fajkami. Zaczął płakać.

"Jesteś taka piękna! Jak mogłaś mnie nie kochać!", ton jego głosu nagle zmienił się w lekki i pogodny, "A ja wciąż cię kocham! Wciąż mogę się z tobą kochać! Będziesz po prostu nieco chłodniejsza i będziesz mniej narzekać...", wypłakał.

Puściłam swój brzuch, podczas gdy palące łzy zalewały mi oczy. Wnętrzności i krew wypłynęły z poszarpanej rany, a wzrok mi się rozmył. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam był on, rozpinający rozporek. Uchwyciłam spojrzeniem zegar. Jeszcze 12 minut temu śmiałam się z głupiego łańcuszka... padłam w mniej niż minutę. Żałuję, że nie chwyciłam za nóż... To miałoby więcej sensu.

Poczułam jak we mnie wchodzi. Zapanowała ciemność.

9:58 PM
Jest taka piękna! Niesamowita... lepsza niż normalnie. Próbowałem wytrzymać dłużej, ale nie wyciągnąłem wystarczająco szybko.

Kiedy skończyłem, złapałem ją za nogę, pozostawiając delikatny ślad krwi i skóry za sobą. Nie obchodził mnie ten bałagan. Zrozumieją naszą miłość.

Poszedłem do jej pokoju, żeby spakować jej ubrania. Rozejrzałem się i odnalazłem walizkę pod szafą. Zauważyłem komputer i włączyłem go, aby poszukać rozkładu jazdy autobusów. Pokazał mi się jej e-mail z długim łańcuszkiem. Poczułem jak okropna fala gorąca obejmuje moje ciało... Kurwa, jak mogli się dowiedzieć...

Skamieniałem. Mogłem to ujrzeć nad ekranem. Coś stało w kącie, chwięjąc się z czymś ostrym w dłoni. Miało długie, ciemne, wodorostowate włosy i dyszało. Poczułem chłód. Spojrzałem na moją ukochaną - zimną i całą czerwoną, chciałem ją ochronić.

Kiedy się odwróciłem, to wciąż stało w kącie, ale teraz patrzyło się wprost we mnie swoim upiornym spojrzeniem. Musiałem wydostać ją stąd bezpiecznie, więc szybko zabrałem walizkę i odwróciłem się dosłownie na sekundę. Okropny pisk przeszedł przez pokój, podczas gdy to czołgało się po podłodze z nieludzką prędkością, aby w końcu wgryźć się w moją kostkę. Krzyczałem, wierzgając na podłodze obok mojej ukochanej. Nie martw się, ochronię nas...

Doczołgałem się do łazienki, nie wiedząc gdzie poszło to coś. Podciągnąłem się do umywalki i zwymiotowałem. Ból i smród przejęły moje zmysły. Kiedy zajrzałem w lustro, to było tam, kusztykając wzdłuż ściany w moją stronę. Spróbowałem się ruszyć, ale skoczyło na moje plecy, wbijając ostre pazury w moje wnętrzności. Sporzałem w lustro i zauważyłem, że to dziewczyna. Zaczęła wrzeszczeć i przyłożyła kawałek szkła do mojej szyi.

"Cz-czas minął, Jason", zaskrzeczało diabelskim głosem.

Zanim zdążył krzyknąć, Sarah podcięła jego gardło.
  • 0

#923

Shinigami.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pamiętam, kiedy byłeś dzieckiem, myślałeś sobie, że ktoś jest pod twoim łóżkiem. Bałeś się chodzić nocą do łazienki, bałeś się, że jeżeli postawisz stopy na podłodze, coś co mieszka pod łóżkiem, cię wciągnie. Często spałeś z rodzicami, kurczowo zaciskając drobne rączki na pościeli, obejmując mamę w talii, trzymając tatę za rękę. Przytulałeś misia, którego nazwałeś Pan Porucznik, wmawiałeś sobie, że on ochroni cię, że wszelakie paskudztwa będą się bały Pana Porucznika. Że jego wewnętrzne światło przegoni demony mieszkające w cieniu.
Twoi rodzice mówili, że nic pod twoim łóżkiem nie ma, możesz spać spokojnie. Jednakże to kłamstwo, wiesz?
Ja zawsze tam byłem.
  • -13

#924

Shinigami.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie zabronię ci patrzeć za siebie. Możesz to zrobić, to twoje życie, ja się nie wtrącam. Nie zginiesz gdy to zrobisz. Pomyślisz „znowu, obracam się i nic się nie dzieje”.
Właśnie.
Oni, może tak będę ich nazywał, stoją za tobą. Jeśli odwrócisz się nikogo nie zobaczysz, może ścianę, o którą się opierasz, pusty pokój. Nie zobaczysz ich. Ale twój mózg… hmm… rejestruje…. tak to dobre słowo, rejestruje ich obecność. Jeśli spojrzysz im w oczy, można powiedzieć, że staniesz się wyjątkowy.
Nie każdego dręczą realistyczne koszmary.
Te koszmary będą gorsze od czegokolwiek innego, po obudzeniu się będziesz drżąc sprawdzał czy masz wszystkie zęby na swoim miejscu, czy lewa noga nie została ci odebrana, czy skóra nie zaczęła gnić, a oczy nie wypłynęły. Będziesz zmęczony, będziesz zdolny do zaśnięcia zawsze i wszędzie.
Nie będziesz mógł się obudzić. Nic, powtarzam, nic cię nie obudzi, dopóki nie uznają, że na dzisiaj koniec pokuty.
Uważają, że spojrzenie w ich oczy jest grzechem. Trzeba go pokutować przez wieki.
Musisz wykonać pewien rytuał, by się od tego uwolnić raz na zawsze. Ale tego nie zrobisz. Jestem ostatnim, który zna jego przebieg, jednak rytuał wymaga ofiary z człowieka. Zmusisz mnie abym ci go wyjawił?
Możesz. W koszmarach wszyscy ludzie opętani przez nich mogą się spotkać.
Jesteś opętany? Znajdź mnie. Czekam.
Nie mogę już wytrzymać. Muszę iść spać….
  • 0

#925

akmar24.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Witam użytkowników! :-) A oto moja pierwsza pasta, proszę o wyrozumiałość ;)

Gdy zobaczyłeś ją pierwszy raz stwierdziłeś- o kurwa, co to za kaszalot! Pulchna twarz zakryta była do połowy ciemnymi, przetłuszczonymi włosami, a mankamenty reszty ciała bezskutecznie maskowane były ciuchem, który o mało co pomyliłbyś z jakąś starą szmatą do wycierania podłogi.

Odliczałeś minuty do końca sytuacji, gdy musisz znosić jej towarzystwo.

I mogę się założyć z Tobą, drogi czytelniku, że na pewno miałeś taką sytuację. I znasz taką osobę. Istotkę, która miałaby szanse na czołowe miejsce w konkursie o szpetność miesiąca. Jestem pewien, że przytakniesz mi, gdy dopowiem, że pewnie los pokierował Tobą tak, iż zostałeś z nią w jakiś sposób związany- wspólna praca w biurze, Twoja podwładna, nowa sąsiadka? A może po prostu nowa sprzedawczyni w Twoim małym, ulubionym sklepiku? Przykładów jest naprawdę wiele.

Poproszę Cię teraz o zadanie sobie jednego pytania, nie musisz śpieszyć się z odpowiedzią. Do czytania tego tekstu możesz wrócić nawet jutro, ważne jest, byś odpowiedział: powiedz, co się stało, że zbliżyliście się do siebie? Przecież facet taki, jak Ty naprawdę nie pasował to takiej zakompleksionej dziewuchy! Miałeś swoje problemy na głowie, swoją rodzinę, swoje zdrowie- nie jej! I dlaczego zgodziłeś się odwiedzić ją, ot tak? Naprawdę, nie miałeś nic ciekawszego do roboty? A może był to wynik nudy, czy grzeczności? Proszę Cię... mogłeś się wykręcić. Telefon o treści „zachorowała mi mama” wystarczyłby w zupełności. Nie. Musiałeś pojechać. Trzecie pytanie: dlaczego?

Zastanawiałem się niejednokrotnie nad tym, co warunkuje zakochanie u ludzi, zauroczenie, fascynację... Chyba najbliżej prawdy są endokrynolodzy twierdzący, że to chemiczny proces. I potrzebujemy do tego ułamków sekundy. Momentalnie idealizujemy obiekt swoich westchnień i nie możemy bez niego żyć. Nasza miłość staje się naszym narkotykiem i powietrzem.

I widzisz, czytelniku? Teraz zdałeś sobie sprawę, że identycznie sprawy się mają z Twoim „kaszalotem”. Na dzień dzisiejszy jest to dla Ciebie piękna, zgrabna, niezwykle seksowna kobieta, tylko Twoja kobieta, o zniewalających oczach. Ma gładką, miękką skórę i zadbaną cerę, którą nie tak dawno wypełniały krosty i pryszcze...pamiętasz to jeszcze?

Oczy... Takie strasznie jasne, delikatne, kochające... Widziałeś je śmiejące się, zaciekawione, widziałeś je w stanie, gdy sączyło się z nich podniecenie, ale także strach, cierpienie, czy ogromny smutek. Zawsze takie piękne, ciepłe, szczere... Pewnie twierdzisz, że są magiczne... I wiesz co, Czytelniku? Masz rację. Ciebie też przeklęły.
  • -5

#926

Tripster.
  • Postów: 48
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Witajcie to moja pierwsza pasta proszę was o wyrozumiałość, jestem początkującym pisarzem creepypast i jeszcze nie jestem zbyt dobry :)

Znasz to uczucie kiedy czujesz że ktoś stoi za tobą ale wiesz że to nonsens bo tam nikogo przecież nie ma?
To nie zawsze jest prawda.
Kiedy ty czytasz moje słowa ja już od dawna stoję w rogu pokoju.
Nie, nie odwracaj sie czytaj dalej.
Byłem tu odkąd ty tu jesteś byłem z tobą cały czas.
Nazywają nas aniołami stróżami ale to nie tak, tylko czekamy.
Widzisz, każdy w końcu umiera, od tego jesteśmy.
Mogę cię zabić w każdej chwili nie zrobię tego teraz.
Chociaż, nie jestem pewien.
Nie szukaj mnie, nie znajdziesz nic, ale twoja twarz czytająca te słowa jest taka śliczna.
Kojarzysz film Satan's Sphinx? wpisz w google www.pazunfrowebs.com i sciągnij plik o nazwie afuera.bmp
Zobaczysz twarz, twarze, zmasakrowane twarze twojej rodziny i twarz strasznego szatana jedzącego ich nogi i brzuchy.
Jeśli będzie się uśmiechał masz jeszcze czas na ucieczkę.
Jeśli nie, to jedyne co ci pozostało to ODWRÓCIĆ się


I co? fajnie się czyta shit? ^^

Dołączona grafika

/Connor
  • -11

#927

kacper4.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Zaginiony album.

Bootleg – angielski termin oznaczający nagranie muzyczne rozpowszechniane bez zgody autora; nagranie pirackie.

Od niedawna zostałem wielkim fanem twórczości Cyndi Lauper. Niestety nieciekawa sytuacja finansowa nie pozwalała mi na kupienie albumu, tak też pobrałem całą dyskografię z sieci torrent. Moją uwagę przykuł album z roku '78 o którym nie wspomina żadna strona poświęcona Lauper. Spodziewałem się że to bootleg* z jej wczesnej kariery w lokalnych klubach. Okazało się jednak że to nagrania studyjne, wyglądające na oficjalne. Album nazywał się White Spirit oraz zawierał jedynie 4 piosenki w formacie .mp3 o tytułach: I'll Be Waiting, I'll Be Your Nightmare, I'll Make You Insane, I'll Kill You. Od razu zdziwiło mnie że wszystko wszystkie są wariacjami do "I'll...". Podekscytowany rarytasem zacząłem słuchać. I'll Be Waiting nie było niczym nadzwyczajnych, ot zwykła piosenka o miłości i zaufaniu. W I'll Be Your Nightmare zaczęły się dziwne zakłócenia które czasem zagłuszały muzykę. Sam utwór był o zemscie po zerwaniu z jakąś osobą. Następnie w I'll Make You Insane zaczęły się naprawdę dziwne rzeczy. W dalszym ciągu pojawiały się zakłócenia, jednak tym razem intensywniejsze, ale co najbardziej mnie przeraziło to to że wokal Lauper miejscami skrzeczał i piszczał przeraźliwe, jak wrzaski kogoś torturowanego. Tekst mówił o przeraźliwym cierpieniu. Lauper jest znana ze swojej "inności", pomyślałem, tłumacząc sobie to co słyszałem i odtworzyłem ostatni utwór. I'll Kill You był jedną z najbardziej przerażających rzeczy jakie słyszałem. Trwał 3:47 i przez pierwszą minutę nie słyszałem nic, podgłośniłem słuchawki i dopiero wtedy mogłem usłyszeć szlochanie jakiejś kobiety. Dokładnie w 1:03 rozległ się ryk gitary i aż do końca słychać było ten dziwny i nienaturalny riff gitarowy, głośne dudnienie bębna i ledwo słyszalne krzyki, tym razem meżczyzny oraz paranoiczny śmiech kobiety. Gdy utwór się skończył zrzuciłem słuchawki z głowy. Na drugi dzień chciałem odnaleźć osobę która udostępniła ten album. Strona z torrentem już nie istniała z powodu naruszenia regulaminu dotyczących treści wzbudzających odrazę. Skontaktowałem się z administratorem strony. Był zdziwiony że chcę to wiedzieć, ale podał mi nick użytkownika który umieścił dyskografię na stronie, wolę go jednak nie podawać publicznie. Nie było problemu o rozmowę z tym użytkownikiem ponieważ często był online. Spytałem gdzie dostał album White Spirit i skąd on pochodzi. Niechętnie odpisał mi że są to odrzuty ze studio nagraniowego i zostały wyniesione z niego przez nieznaną osobę, a on sam dostał płytę z albumem poprzez lokalny handel. Twierdził też, że album jest skutkiem poważnych problemów psychicznych Lauper u schyłku lat '70. Mi wciąż jednak nie daje spokoju to, że wrzaski tego mężczyzny były tak prawdziwe...

Użytkownik kacper4 edytował ten post 13.12.2012 - 00:06

  • 12

#928

Kuba^.
  • Postów: 5
  • Tematów: 2
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Ukryty skarb
Dzień jak co dzień, wstałem rano o 5. Było jeszcze ciemno gdy wyszedłem do pracy. Idąc na przystanek jak codziennie przechodziłem koło starego domu, którego nikt już nie używał. Stała przy nim postać, która chciała się do niego dostać. Obrócił się w moją stronę. Miał na sobie maske. Uciekł i tyle go widziałem. Poszedłem dalej, na przystanek. Po tym zdarzeniu byłem troche roztrzęsiony. W pracy razem z przyjacielem robiłem projekt na prezentacje naszej firmy. Na naszej przeglądarce były włączone 3 zakładki. Google, Youtube i Facebook. Nagle usłyszałem ,że ktoś napisał mi wiadomość na Facebooku. Nie miałem go w znajomych, nazywał się Waldek Okular. Napisał mi abym nie wracał do domu sam. Przestraszyłem się. Kolega powiedział ,że dzisiaj do mnie przyjdzie. Gdy szliśmy do domu, pochodziliśmy obok domu. Jestem ciekawski, więc postanowiłem do niego podejść. Zobaczyłem malutki napis 666 na drzwiach. Pomyślałem sobie, że ktoś robi sobie jaja. Nagle usłyszeliśmy szczekanie zza domu wybiegł pies, który był cały czarny. Uciekliśmy, ponieważ pies był na smyczy. W domu szukaliśmy w google jakiś informacji o domie. Nic nie było. W nocy słyszałem jakieś stuki. Zignorowałem to. Rano szliśmy na przystanek, lecz dziś do pracy jedziemy o 10. Psa już nie było, a drzwi były otwarte. Weszliśmy, na ścianie pisało: "Słyszałeś stuki?" schody na górną część domu były zawalone, więc chodziliśmy tylko po parterze. Na drzwiach wisiała maska. Strasznie się przestraszyłem, ponieważ była to maska którą już widziałem. Uciekliśmy. Następnego dnia dom zburzono, nie wiedziałem dlaczego. Dom burzono do późnego wieczora. W nocy widziałem jakieś migające niebieskie światła, które przejechało koło mojego okna. Rano czytając gazete wyczytałem, że w tym domu znaleziono zwłoki w masce, oraz skarb. Zrozumiałem całą historię. Ktoś chciał włamać się do domu ukraść skarb, ja mu przeszkodziłem, i dlatego mnie straszył. W gazecie napisano, że był to seryjny morderca. W domach swoich ofiar zostawiał maskę. Popatrzałem za siebie, zobaczyłem tam maske. Zaraz, zaraz... co to za stuki w przedpokoju?

Zakaz kopiowanie na inne fora bez zgody autora.
  • -6

#929

-kosmitek-.
  • Postów: 7
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Moja pierwsza creepypasta, mam nadzięję że się spodoba

-Musimy z tąd uciec- szeptnął Oliwier
-No co ty, oszalałeś? Dowiedzą się.- odpowiedziała Mery
-Skąd to wiesz?
-Słyszałam że Carlowi udało się uciec, ale go znaleźli w miasteczku w pobliżu. Teraz jest już martwy
-Mimo to chcem zaryzykować, nie stanę się tym...- przerwał
Nagle usłyszeli ciche kroki, szybko zgasili lampe pokryli się kocem i udawali że śpią.
Do ich pokoju weszło to coś oczym muwili. To coś to wysokie stworzenie ,bez twarzy i z długimi ramionami.
słyszałem jakieś rozmowy, SPAĆ! albo czeka was to co reszte . Te stworzenia były na tyle dziwne ,że
potrafiły komunikować się za pomocą telepatii, co umożliwiało im zaglądać do snów i myśli.
Gdy wyszedł Oli i Mery zapalili światło i dalej rozmawiali.
-...Musimy bardziej uważać...- powiedział Oliwier patrząc się dalej na drzwi.
Obydwoje mieli po 15 lat, może i więcej, przynajmniej mieli tyle gdy ich zabrano z domu. Gdy dzieci poniżej 18 lat
stracą rodziców i nie będą pod żadną opieką te stworzenia je zabierają by stały się jednym z nich.
-...Słuchaj jeżeli chcesz to możemy zaplanować jakąś ucieczkę, to jest głupi pomysł ale sama tu nie zostanę...
-Dobra słuchaj....







-Myślisz że się uda?
-Napewno choć
Był ranek, wystrzelili z pokoju jak strzała, zjedli śniadanie i zaczeli się kręcić dookoła biblioteczki znajdującej
się w budynku gdzie ich trzymano.
szukacie czegoś? spytała jedena z tych istot.
-tak szukamy książki pod tytułem ehhh eee
-Baśnie Braci Grimm
-o tak tak, tego szukamy
szukajcie pod działem B trzeci regał
-Dobra możemy wejść do biblioteki
-tak ale gdzie są okna?
-Nie wiem musimy jakieś znaleść i to szybko
Szukali ponad półgodziny aż w końcu znaleźli małe okiengo z podziurawioną szybką.
-Trzeba przyznać że duża jest ta biblioteka, teraz możemy wyjść - powiedział Oli
Gdy próbował otworzyć okno dostał w skroń od jednej z "istot".
źle zrobiłeś Oliwierze Bogdaniucki, teraz czeka was kara





Po budynku krążyły plotki że kolejne dzieci zgineły. Niestety nie doczekały się chwili gdy ogłoszono
wypuszczenie wszystkich osieroconych dzieci, co wydarzyło się JEDEN dzień po ich śmierci...

Użytkownik -kosmitek- edytował ten post 15.12.2012 - 15:53

  • -19

#930

Jeż Jerzy.
  • Postów: 42
  • Tematów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Minęło pięć długich lat, ale pamiętam to jak dziś. Był środek zimy, na chodnikach zalegał biały puch, a służby drogowe miały problem z udrożnieniem ulic. Pomimo dwudziestostopniowych mrozów życie miasta toczyło się typowo - każdego dnia tłumy przewijały się pod oknem mojego mieszkania podążając w sobie tylko znanym kierunku. Pośród tej szarej masy bywałem i ja - maturzysta jednego z najlepszych liceów w mieście.
Pewnego mroźnego, pogrążonego styczniowymi ciemnościami, poranka udałem się jak codzień na przystanek. Jedna rzecz była tam tego dnia inna niż zwykle - pośród starych, wyblakłych plakatów reklamujących koncerty, głównie takie, które już dawno się odbyły, wisiała świeżo przyklejona kartka formatu A4. Na tym domowej roboty, czarno-białym plakacie, z którego po oczach raził nagłówek - ZAGINIONY! - widniało zdjęcie młodego, piętnastoletniego chłopaka. Wyszedł z domu do sklepu i nie wrócił. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, wszak zawsze byłem człowiekiem cynicznym i niewrażliwym. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z nadchodzących wydarzeń, które wstrząsną całym, dotychczas spokojnym, miastem.
Nie minęły dwa tygodnie, gdy obok plakatu o zaginięciu Michała pojawił się drugi - tym razem bez śladu wsiąkł szesnastolatek, uczeń pierwszej klasy technikum, który do szkoły dojeżdżał z oddalonej o 50 km od miasta miejscowości. W dniu zaginięcia na pociąg odprowadzała go mama wraz z siedmioletnim bratem. Gdy machali mu na pożegnanie nie wiedzieli, że robią to ostatni raz.
W ciągu następnych dwóch miesięcy w moim mieście zaginęło jeszcze ośmiu młodych chłopców. Przez pięć lat nikomu nie udało się wyjaśnić tej zagadki. Policja była bezradna - nie znaleziono ciał, nie było żadnych świadków. Tajemnica zaginięcia dziesięciu osób pozostała nierozwiązana.

Krystian wrócił wcześniej niż zwykle ze szkoły. Dwa tygodnie temu skończył dwanaście lat. Był już w wieku, w którym chłopcy przestają interesować się zabawkami, a zaczynają swoją fizycznością. Wykorzystując fakt, że rodzice nie wrócili jeszcze do domu uruchomił komputer i wszedł na stronę z amatorskim porno. Losowo wybrał link. Trafił na film, w którym mężczyzna gwałcił związanego chłopaka. Chciał go wyłączyć, nie podobały mu się homoseksualne zabawy, jednak coś go tknęło. Znał twarz tego chłopaka, śniła mu się po nocach. To była ta sama twarz, którą ostatni raz widział pięć lat temu - przez okno pociągu odjeżdżającego w kierunku miasta.

Minęło pięć długich lat a ja nadal pamiętam sprawę tych zaginięć. Przez ten cały czas starałem się o tym zapomnieć i prawie mi się udało. Czemu więc po takim czasie o tym piszę? W drodze do pracy zauważyłem na tym samym przystanku plakat - ZAGINĘŁA 15-LETNIA MARTYNA.
  • 9


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych