Drrrrrrrrrrrrr, drrrrrrrrrrrrrrr… !!!
No tak, oczywiście - to mój budzik. Szósta rano. Zawsze wstaję o szóstej. Mam kilka powodów.
Po pierwsze – chcę zdążyć przed wszystkimi domownikami - nie muszę walczyć o to, kto pierwszy może skorzystać z łazienki.
Po drugie – nie muszę jeść tego co Barbara od wielu lat przygotowuje na śniadanie. Płatki, mleko (odtłuszczone, a jakże) i te beznadziejne grzanki z wczorajszego chleba w połączeniu z widokiem jej samej, podobnej pomału do własnej babci, ciągle gderającej, zgnuśniałej... Brrrrrrrrrr...
Po trzecie – dzieci budzą się wcześniej w swoich pokojach i mogę tam na chwilę wejść i się z nimi pobawić. Za dnia już nie mam takiej możliwości.
A dzieci mam wspaniałe, jedyne...
Wojtek, dwunastoletni lider młodzieżowej drużyny hokeja na lodzie, wspaniały, uroczy chłopak.
Agnieszka, jego siostra – anioł w czystej postaci. Ma dopiero sześć lat, a potrafi już czytać, pisać i wcale nierzadko ogrywa mnie w mini scrabble.
Co jak co, ale dzieciaczki to mi się w życiu udały. Oj, tak.
Żona nie do końca...
O 6.58 wychodzę z domu, bo wiem, że GŁÓWNY ZEGAR RODZINNY (od babci Lusi) zacznie wyć o siódmej...
Wtedy wstanie Basia, a ja wolę być już w drodze do pracy...
Basia...
Poznaliśmy się w szkole średniej. Ja byłem szefem szkolnego radiowęzła, ona szarą myszką, niczym nie wyróżniającą się uczennicą. Ogłosiłem kiedyś konkurs na wiersz z okazji rocznicy naszej szkoły. Wpłynęło kilkadziesiąt zgłoszeń. Większość nie nadawała się do publikacji, po prostu chała, dno i osiem metrów mułu, jak mawia mój kumpel Maniek.
Ale była perełka – piękny, krótki wierszyk, który powalił mnie na kolana… Koniecznie chciałem poznać autorkę…
No i tak zaczęła się moja przyjaźń z Barbarą. W końcu - miłość. Wspaniały czas beztroskich spotkań, wyjazdów, uniesień, studenckich szaleństw i... niespodziewana wiadomość o ciąży.
Tak naprawdę, to się ucieszyłem – "w końcu się ustatkujesz, poważnie podejdziesz do życia, i.t.d" - tak myślałem wtedy. Naprawdę.
Po urodzeniu Wojtka, moja żona zaczęła się ode mnie oddalać. Właściwie to złe słowo – ona była dla mnie nieobecna. Tylko on się dla niej liczył. On był najważniejszy. Tylko on. Ja byłem niepotrzebny, zbędny. Nasza sypialnia przestała być naszą sypialnią – stała się pokojem dziecinnym, gdzie Wojtuś miał zawsze miejsce przy boku swojej mamy. A ja spałem obok na wersalce…
Czasami jednak Basia przychodziła do mnie na tę wersalkę (pomimo mojej hmm.. niechęci) i w wyniku różnych działań na tejże, urodziła nam się córka Agnieszka.
Cudowne dziecko, wspaniała córeczka, no po prostu „cukiereczek”.
Pojawienie się córki, zbliżyło mnie i Barbarę na jakiś czas. Niedługi, niestety.
Znów zaczęły się konflikty, niesnaski, kłótnie… O byle co... Czasami wręcz horror - któregoś dnia, po śniadaniu (płatki, mleko... i.t.d.) przystawiła mi nóż do gardła i syknęła „zabiję cię, durniu, nie mogę na ciebie patrzeć!”…
Jakby tego było mało, to dowiedziałem się, że Barbara ma kochanka – właściciela agencji artystycznej w naszym grajdole... Bawidamka i dupka jednocześnie. Miał na imię Ben (co to za imię??? Zdrobnienie od Bernarda...???)
Podobno spotykali się już od dawna...
Nie mogłem już tego wszystkiego znieść – wyprowadziłem się do kumpla i to nie było dobre - zacząłem popijać, trochę ćpałem, imprezowałem, a najgorsze to, że zacząłem obmyślać zemstę... Srogą.
Stało się to moją obsesją – ukarać ich za swoje niecne czyny. Kochaś Basi (Bawidamek Ben) jeździł Jeepem Cherokee. Widziałem nie raz, jak parkuje pod naszym domem wieczorem, a odjeżdżał rankiem i szlag jasny mnie trafiał.
Mieszkam w górniczym miasteczku, więc załatwienie 10 kg trotylu (od starego pijusa Mariana) nie stanowiło dla mnie problemu. Podłączenie tego do rozrusznika Jeepa także (no, może dzięki paru godzinom spędzonym na internetowym portalu dla samochodziarzy…)
Zrobiłem dokładnie jak było w instrukcji... Nic już mnie wtedy nie mogło powstrzymać. Byłem przekonany o słuszności tego co zrobiłem.
Wracałem do domu kolegi bocznymi ulicami, tak by nikt mnie nie widział. Obok nieczynnego od lat sklepu motoryzacyjnego zauważyłem ICH.
Trzech typów, którym z oczu za ciekawie nie patrzyło...
- Kasa, portfelik, komórka, obrączka! Ruchy, frajerze! - ton wypowiedzi nie pozostawiał złudzeń co do ich intencji.
- Mam tylko tę obrączkę i jej nie oddam, sami sobie weźcie, gnoje!!! - Krew się we mnie zagotowała.
Przyjąłem postawę obronną i w tym momencie, w ręku tego najbliżej mnie, zauważyłem nóż… Właściwie maczetę, która wbija mi się prosto w szyję…
Poczułem przyjemne ciepło...
Drrrrrrrrrr, drrrrrrrrrrr… !!!
No, tak – budzik. Ale dziwny jakiś… Inaczej jakby dzwoni… Ja też jakiś dziwny. W garniturze, buty na nogach (o szóstej rano…???). Za ostro w tango poszedłem wczoraj, pewnie...
Schodzę do kuchni, a tam sielanka – Basia, Bawidamek Ben i moje dzieci jedzą sobie jakby nigdy nic śniadanko (płatki, mleko, i.t.d.)
-
Co jest grane?!! - Pytam.
Cisza.
-
Co tu się wyrabia w moim domu, do jasnej cholery?!! Podchodzę do Bawidamka i walę go prosto w łeb.
Nic. Zero reakcji.
Właściwie, to mniej niż zero, bo on dalej siedzi, wsuwa te pieprzone płatki i uśmiecha się od ucha do ucha!!!
Chwytam go za szyję, chcę udusić gada, ale... on przepływa mi przez palce...
-
Co jest...?!!!Nic...
- No, mili państwo - kończymy żarełko i śmigamy za miasto!!! - Uśmiechnięty Bawidamek Ben, ciągle z tym głupawym uśmieszkiem na ustach, pomaga ubrać Basi płaszcz, ponagla dzieciaki i wychodzą przed dom. Cieszą się, żartują...
Wchodzą wszyscy do Jeepa... Weseli, radośni...
-
Nieeeeeeeeeee!!!! - Krzyczę najgłośniej jak mogę.
Bawidamek Ben przekręca kluczyk..
DZIENNIK ŚLĄSKI"Dzisiaj w godzinach porannych na ul. Słowiańskiej miał miejsce tragiczny wypadek - cztery osoby, w tym dwoje dzieci, zginęły w wyniku wybuchu samochodu osobowego. Przyczyny wypadku ustala Policja"
"Wczoraj, późnym wieczorem, Wiesława W. powiadomiła miejscową Policję, że była świadkiem rozboju. Przed jej domem, trzech napastników ugodziło nożem przypadkowego przechodnia. Gdy wszczęła alarm, agresorzy uciekli pozostawiając konającą ofiarę. Gdy pani Wiesława próbowała reanimować nieprzytomnego, ten nagle wstał i oddalił się w nieznanym kierunku. Przypuszcza się, że był w tzw. szoku pourazowym. Jego losy pozostają nieznane. Dochodzenie prowadzi miejscowa prokuratura"
Użytkownik Czarli02 edytował ten post 22.01.2013 - 11:38