Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1006

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

GTA IV: Sekretny garaż Brucie'go

Było czwartkowe popołudnie. Poszedłem do sklepu z grami, żeby kupić Grand Theft Auto IV. Grand Theft Auto to była moja ulubiona seria gier już od dziecka. Chciałem więc pograć w GTA IV i odkryć wszystkie jej sekrety.
Byłem podekscytowany, kiedy już w domu włączyłem grę. Zaczęła się pierwsza misja (Kuzyni Bellic - przyp.tłum.) i wszystko było zwyczajne. Fabuła mnie wciągnęła.

Miesiąc później

Wreszcie ukończyłem wszystkie misje. Zdecydowałem więc przejść się dookoła Liberty City zabijając ludzi i siejąc spustoszenie, ale w tym samym momencie zadzwonił telefon Niko. Był to Brucie.
Powiedział, że potrzebuje 10,000,000$, ponieważ chce zbudować garaż tylko dla mnie. Oto cała rozmowa:

Niko Bellic: Halo?
Brucie: Ziom, chciałbym zbudować garaż tylko dla ciebie!
Niko Bellic: Super, ale nie potrzebuję nowej kryjówki, mam już 3 domy.
Brucie: Ale tam będzie wszystko: wysportowane kobiety w bikini, samochody wyścigowe i nawet rzadkie pojazdy, człowieku. To będzie coś wielkiego!
Niko Bellic: Chłopie, brzmisz jakbyś się naćpał.
Brucie: Cóż, chcę żebyś poszedł do starej fabryki Sprunka ( dla nieznających GTA - Sprunk to napój, który w grze imituje Sprite'a - przyp.tłum.) w Tudor. Jest tam skrzynia, w której znajdziesz 10,000,000$.
Przyniesiesz mi kaskę, a ja zbuduję ci garaż!
Niko Bellic: Ok, niech będzie!

Poszedłem więc do nieczynnej fabryki Sprunka. Kiedy tam dotarłem zacząłem słyszeć zniekształcone dźwięki, a w jednym z okien mignął mi dziwny cień. Byłem zdziwiony.
Kiedy wszedłem do budynku, wszędzie walały się spalone i martwe ciała. Szybko więc zabrałem kasę, wsiadłem do mojego Infernusa i pojechałem jak najdalej! Kiedy tylko oddaliłem się od fabryki, stanęła ona w ogniu.
Zakończyłem misję i pojechałem do Brucie'go dać mu pieniądze. Brucie był zadowolony i powiedział: Zbuduję ci garaż, powinien być gotowy na jutro. Przyjdź rano zobaczyć efekty.

Rano

Obudziłem się w swoim domu w Alderney i pojechałem do Westdyke, gdzie powinien być garaż! Kiedy tam dotarłem, zdałem sobie sprawę, że w tym miejscu stał kiedyś opuszczony dwór, który po prostu przebudowano na garaż.
Wszedłem do środka, gdzie stały pojazdy ze starszych części GTA, które w 4 się nie ukazały.
Było tu też biuro, gdzie znajdował się Brucie. Poszedłem tam, a czym bliżej niego pochodziłem, tym bardziej było słychać zniekształcone dźwięki.
Wtedy włączyła się animacja.

Niko Bellic: Brucie? Brucie? Ej.......... Brucie, słyszysz mnie?
Wtedy Brucie odwrócił się do Niko i krzyknął. Jego oczy były całkowicie czarne.
Ekran zrobił się czarny, a ja obudziłem się w najbliższym szpitalu. Nie było pieszych, a zaparkowane samochody były zniszczone i zardzewiałe.
Wtedy zadzwonił Brucie, ale nic nie powiedział. Niko rzucił do słuchawki Halo? i po prostu się rozłączył. Wtedy na radarze pokazała się ikonka B!
Próbowałem wczytywać inne zapisane gry, ale wciąż wyskakiwało Wczytywanie Przerwane. Chciałem zresetować moje Play Station, ale to nic nie dawało.
Nawet kiedy wyciągałem płytkę, gra nadal działała.

Nie miałem więc innego wyboru, jak tylko udać się z powrotem do garażu na Westdyke. Kiedy wszedłem do środka, z biura wyszedł Brucie i rzucił się na mnie z pięściami.
Na szczęście, miałem pokaźny zapas broni! Zacząłem do niego strzelać, ale nie umarł!
Zabił mnie i ekran znów zrobił się czarny. Pokazała się animacja z krzyczącym Brucie'm z czarnymi oczami. Kiedy zniknęła, zacząłem się poważnie bać.
PS3 samo się wyłączyło. Próbowałem go uruchomić, ale jedyne co wyskakiwało, to żółta barwa ekranu. Dziwne...

Nie mogłem więc więcej grać na Play Station. Co dziwne, następnego dnia konsola włączyła się normalnie! Zalogowałem się do PSN ( PlayStation Network - przyp.tłum.) i zauważyłem, że mam zaproszenie.
Było ono od kogoś o nazwie Brucie Kibbutz. Kiedy zaakceptowałem, wysłał mi wiadomość o treści: Chcesz pozabijać w życiu tak jak w GTA?

Dołączona grafika
Opuszczona Fabryka Sprunka w Tudor

autor: pokemonfan58

źródło: community.eu.playstation.com

Użytkownik trebmal edytował ten post 28.01.2013 - 13:18

  • -3

#1007

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Awaria prądu

UWAGA! Wulgarne słownictwo!

Zaczęło się tak, że na dworze lał deszcz, a wiatr wiał co najmniej jak ***. Przyszedł do mnie kumpel. Właśnie oglądaliśmy jakiś filmik na YouTube, kiedy nagle w całej wiosce zgasły wszystkie światła. Ta wioska to Więckowice, które leżały na skraju Poznania.
A te *** z elektrowni zawsze wyłączały prąd, kiedy tylko wiatr nieco mocniej zawiał,
no sorry, ale idzie się ***… Przez chwilę siedzieliśmy w ciemnym pokoju, miotając przekleństwa na pracowników elektrowni. Prawie po omacku, ostrożnie zeszliśmy
na dół, gdzie siedzieli równie *** moi rodzice, którzy właśnie oglądali jakiś film.

Pomyśleliśmy, że skoro i tak nie ma co robić, to pójdziemy do naszego kumpla,
a co tam. Poza tym, już nie pada. Powiedziałem rodzicom, że wychodzę i wrócę niedługo.
Był zimowy wieczór, więc było ciemno jak w ***. Wyszliśmy na ulicę i zauroczyliśmy się tym gęstym jak smoła mrokiem i tym klimatem niebezpieczeństwa i tajemnicy.
Nigdy nie widziałem, żeby w całej wiosce nie było ani jednego jasnego okna.
Nawet, gdy ksiądz chodzi po kolędzie tak tu nie wyglądało, hehe. Do tego również, żadna latarnia na ulicy się nie paliła. Efekt był piorunujący. Było strasznie i przenikliwie.
Czułem się jak w jakimś amerykańskim horrorze: W całej wiosce wysiada prąd, więc dwóch kumpli z nudów postanawia się poszwendać po okolicy. Heh, zapowiada się nieźle.
Już czekałem, aż wyskoczy na mnie jakiś Rozpruwacz albo *** wie kto. Chyba jednak
za szybko o tym pomyślałem. Całe szczęście, że niebo było całkiem bezchmurne i gwiazdy,
i księżyc dawały więcej światła niż zwykle.

Skręciliśmy w polną drogę, do naszego kumpla. Było na niej pełno kałuż i błota, więc nie chcąc ujebać sobie całych butów, kroczyliśmy bardzo ostrożnie, robiąc dziwne kroki. Zadzwoniłem, żeby wyszedł do nas, lecz on nie odbierał. Pomyślałem, że pewnie gdzieś rozbija się po domu, chcąc znaleźć telefon w ciemności. Ziomek niedawno się tam wybudował. Nie było tam żadnego podjazdu, więc jego podwórko było bardziej *** niż ta droga.
Kiedy stanęliśmy u progu jego domu, wiatr jakby zrobił się mocniejszy. Tak szumiał nam w uszach, że prawie nic innego nie słyszeliśmy. Zaczęliśmy pukać, lecz nikt nie otwierał. Zdawało się, że nikogo nie ma w domu. Zerknąłem przez szybę w drzwiach próbując coś wypatrzeć. Po momencie spojrzałem na Marcina i zacząłem mówić, że nie ma po co tak stać, tym bardziej, że zrobiło się niepokojąco. Wiatr co chwilę unosił czarną, chropowatą folię, która trzaskała o drewno robiąc straszliwy hałas. Po chwili znowu zwróciłem się w stronę drzwi i omal nie spadłem ze stopni w błoto. W ciemności, tuż przy oknie w drzwiach, widziałem sylwetkę kogoś, kto stał za nimi i najwyraźniej nas obserwował. Miałem jakieś dziwne wrażenie, że stoi tam od dawna. W przypływie zdrowego rozsądku krzyknąłem,
czy jest Wojtek w domu, w nadziei, że ta osoba mnie usłyszy. Po chwili zamek szczęknął i w progu ukazała się sylwetka niewysokiego, lekko zgarbionego, grubego mężczyzny, takiego w średnim wieku. Chyba nosił okulary. Nie widziałem dokładnie, ponieważ jak już mówiłem było ciemno jak w dupie, a jedynym światłem były gwiazdy i księżyc. Oczywiście mogłem
mu w twarz poświecić telefonem, ale obawiałem się jego reakcji. Nie wyglądał na najsympatyczniejszego człowieka. Cuchnęło od niego potem i jakimś piżmowym zapachem. Zniesmaczony, ponowiłem swoje pytanie, lecz facet tylko przecząco pokręcił głową. Jednak zaprosił nas ciężkim, zmęczonym głosem i zapraszającym gestem, żebyśmy weszli i poczekali chwilę. Oświadczył nam, że jest wujkiem Wojtka. Wytłumaczył, że on i rodzice wyjechali jakiś czas temu, ale już zaraz powinien wrócić. Pomyśleliśmy „Czemu nie. Przecież i tak nie mamy raczej nic lepszego do roboty. A jak byśmy poszli i za chwilę znowu mieli tu wracać
to bezsensu.” Mężczyzna polecił nam, żebyśmy zdjęli buty, kurtki i poczekali w jego pokoju. Kiedy już tam szliśmy, nagle prąd został przywrócony i światło na nowo się zapaliło. Zobaczyłem kątem oka, że facet trzymał w dłoni wielki nóż kuchenny. Nie byłem tego pewien na 100%, ponieważ po dwóch sekundach światło znowu zgasło. Lekko zaniepokojony poszedłem do pokoju za Marcinem. Po omacku, wysilając swój instynkt i wzrok, próbując
nie *** małym palcem w jakiś mebel albo futrynę drzwi. ***! Wdepnąłem w jakąś ciecz wylewającą się z łazienki na korytarz. Pewnie stary dziad rozlał wodę…

Weszliśmy do pokoju i usiedliśmy na łóżku. Nie chciałem nic mówić, o tym
co prawdopodobnie widziałem, żeby nie niepokoić kumpla.

Po chwili Wojtek oddzwonił, pytał się co chciałem. Ustawiłem na głośnomówiący
i spytałem się, kiedy wróci, bo czekam z Marcinem, u niego w pokoju. Dalej mówiłem,
że w całej wiosce wysiadł prąd i, że jakby co, wpuścił nas jego wujek. Odpowiedział
mi ironicznie uprzejmym głosem, że wróci dopiero za jakąś godzinę i, że mamy se nie robić głupich jaj, bo w domu nikogo nie ma. Uśmiechnęliśmy się tylko, bo wiemy, że Wojtek
jest nieogarnięty i pewnie zapomniał albo mu rodzice nie wspomnieli, czy coś.

- Ej stary, skończ bredzić i przypomnij sobie! Jest u ciebie wujek i nas wpuścił, powiedział,
że zaraz wrócisz. Ogarnij się! – Usiłował jak najprościej wytłumaczyć całą sytuacje Marcin.

- Czekaj, spytam rodziców… - oschłym głosem odparł Wojtek. Po chwili milczenia powiedział mega poważnie, że dom jest pusty i nie wie o co nam chodzi. Odparliśmy, że w domu jest jakiś niewysoki, gruby facet w okularach, który podaje się za jego wujka.

Znowu milczenie. Kazał nam udowodnić, że faktycznie u niego jesteśmy.
Pytał się co leżało w jakimś koncie pokoju i pod biurkiem. Poświeciłem w tamte miejsca telefonem i odpowiedziałem mu bezbłędnie, że w kącie są jakieś ubrania porozrzucane, a pod biurkiem szary śmietnik, do połowy pełny.
- O ***… W takim razie, radzę wam jak najszybciej *** stamtąd, co jeśli to jakiś psychol? - powiedział to mocno zaniepokojony, lecz nadal z lekkim niedowierzaniem i ironią w głosie – Chociaż wiecie co… Tak se myślę, że miałem zamknąć garaż jak wyjeżdżaliśmy,
ale chyba zapomniałem tego zrobić… Ej, ej, w biurku jest latarka jakby co – dodał już bardziej przestraszony i w tej samej chwili wyczerpał mu się abonament, bo połączenie zostało zerwane.

„Moglibyśmy wyjść oknem, gdyby nie te jego *** moskitiery, których nie dało
się odsłonić” – pomyślałem wkurwiony

Rozłączyłem się. Teraz jedyną drogą ucieczki były drzwi frontowe.

Chwilę tak siedzieliśmy, szepcząc co dalej robić. W końcu postanowiliśmy ruszyć
się z miejsca. Po cichu wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę drzwi, modląc się, żeby on za nimi
nie stał. On, psychopatyczny morderca ***… Jakiś uciekinier z Gniezna, czy co…?
Skąd on się do *** wziął w tej spokojnej wiosce? Jak wszedł do domu?
Pewnie tym garażem, którego ten cwel nie zamknął…

Oczy były już przyzwyczajone do mroku. Wziąłem latarkę, a raczej mini światełko
z biurka i podszedłem do drzwi. Chwyciłem klamkę, nacisnąłem i lekko uchyliłem drzwi. Włączyłem lampkę, która wydała z siebie głośne kliknięcie. Oblałem się zimnym potem,
oby tego nie usłyszał… Wyszliśmy po cichu na korytarz. Przeszliśmy przez kuchnię. Widziałem, że na blacie leżał zestaw kilku noży, w którym brakowało jednego.
Uświadomiłem sobie, że wtedy w tym przebłysku światła nie przewidziało mi się.
Nagle usłyszeliśmy niespokojne kroki zza rogu ściany. Szedł po nas… Szybko weszliśmy
do pokoju obok i ukryliśmy się za ścianą. Facet szedł w naszą stronę, lecz skręcił do łazienki
i się w niej zakluczył. „Teraz!” pomyśleliśmy, to była jedyna okazja. Schyliliśmy się i po cichu, na kolanach szliśmy do wyjścia. Szedłem pierwszy, nagle moja ręka trafiła na jakąś inną
niż podłoga powierzchnie. Nie mogłem się oprzeć i poświeciłem w to miejsce telefonem, żeby nie klikać tą chujową lampką. Cieczą, w którą wszedłem na początku, okazała się teraz już zastygła krew.

***” – pomyślałem. Czyja ona mogła być do ***? No tak… Przecież oni mają kota… Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Akurat zacząłem układać logicznie wydarzenia, kiedy za chwilę miałem umrzeć, genialne ***. Nagle usłyszeliśmy lecącą wodę z kranu, trzeba było uciekać! Zauważyłem, że przez cały korytarz ciągną się plamki krwi. Ślizgając się na wypolerowanej podłodze i w niewygodnej pozycji, na zakręcie uciekła mi noga i uderzyła w jakiś wazon. Na szczęście się nie przewrócił, ale i tak zaalarmował mordercę. Klamka w łazience zaczęła się nerwowo szarpać. Wtedy już byliśmy w wiatrołapie
i zakładaliśmy buty. Byliśmy zlani potem, serca waliły jak młot, a włosy stały dęba.
Niestety trzeba było je zawiązać, żeby ich nie zgubić i przy okazji nie *** się mordą
w błoto. Z korytarza dobiegł rumor i dźwięk tłuczonego szkła. *** *** się na tym samym zakręcie i w dodatku rozbił wazon. Mieliśmy kilkusekundową przewagę.
Wzięliśmy kurtki w ręce i ruszyliśmy, ale zatrzymaliśmy się na drzwiach, które były zakluczone. ***, oby tylko na jeden zamek. Pokręciłem gałką i wtedy wybiegliśmy, omal nie wywalając się w błoto. Facet zdążył chwycić Marcina za kurtkę, z której wypadł telefon, ale mimo wszystko ta wyślizgnęła mu się z rąk. *** z telefonem, trzeba było uciekać.

Po kilku minutach dotarliśmy do mojego domu. Otworzyłem szybko drzwi, weszliśmy
i zamknąłem natychmiast na wszystkie zamki. W środku było ciemno, żadna świeczka
się nawet nie paliła. Pobiegłem do garażu, świecąc sobie lampką. Był już zamknięty.
W salonie była karteczka od rodziców. Poświeciłem klikającą lampką i odczytałem,
że pojechali do cioci w sąsiedniej miejscowości, gdyż nie mieli co robić, a oni mieli prąd. Chciałem zadzwonić na policję, ale mój telefon po prostu nie działał, a nie mieliśmy już stacjonarnego.

Po godzinie Wojtek z rodzicami wrócili do domu. Wtedy już przywrócili prąd. W środku było czysto, jak gdyby nigdy nic. Wojtek do mnie nie oddzwonił, żeby z przekąsem powiedzieć, że to jakieś głupie żarty i w domu jest wszystko OK. Zrelaksowana rodzina zasiadła przed telewizorem oglądając wiadomości. Durczok właśnie ostrzegał widzów, że z poznańskiego więzienia uciekł groźny morderca i nakazał widzom zamknięcie drzwi i okien.

Wojtek się zmieszał. Nie wiedział co o tym sądzić.

- Dobrze, że stąd do centrum i więzienia jest niezły kawałek drogi – powiedział rozluźniony ojciec, który jeszcze nie wiedział…

Wtem rodzina usłyszała głośne kroki, dobiegające ze strychu…

źródło: creepypasta polska

jeśli było, dajcie znać :)


  • 11

#1008

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Obłąkany włóczęga

Nie wiedzieliśmy kim on był. Od lat włóczył się po naszym osiedlu. Nie wiadomo skąd się tu wziął, dokąd zmierza, dosłownie nic. Ludzie nie przepadali za tym typem. Drażnił ich. Zawsze chodził środkiem drogi. Kiedy kogoś mijał zatrzymywał się, z lekko otwartymi ustami
i wpatrywał się bezmyślnie w przechodnia. Budziło to w ludziach niepokój. Był w podeszłym wieku i wyglądał dosyć upiornie. Nosił stary, lekko podarty, czarny i wypłowiały prochowiec,
i sztruksowe spodnie, w takim samym stanie. Na oczach miał bielmo, przez co sprawiał wrażenie jeszcze straszniejszego. Jego twarz była, pokryta głębokimi zmarszczkami i w paru miejscach bliznami. Nie za długie nitki włosów zazwyczaj były przykryte równie brudną
i podartą czapką. Do tego garbił się nieco, a przez brud jego skóra wydawała się ciemniejsza. Wielu ludzi, właściwie bez powodu irytował, ale nikt nie miał ochoty mu czegoś powiedzieć albo ganić za cokolwiek. Sprawiał wrażenie tak niewinnego człowieka, że było to wręcz niepokojące i nienaturalne. A z resztą podejmowanie jakiejkolwiek dyskusji kończyło się fiaskiem, gdyż mężczyzna chyba nigdy się nie odzywał…

Początkowo nie przeszkadzał ludziom, z czasem nauczyli się go ignorować.
Sytuacja zmieniła się, kiedy nabrał zwyczaju stawania przed furtką, bądź drzwiami, nic nie robiąc. Stał, stał i stał, dopóki ktoś go nie przegonił albo nie zadzwonił na policję.

Raz stanął przed moją furtką, czekając nie wiadomo na co. Byłem akurat sam
w domu, więc jak tylko go zobaczyłem, speszony podbiegłem do drzwi, w celu zakluczenia ich. Nie wiedziałem do czego może być zdolny. Po dziesięciu minutach, w końcu
się wkurzyłem i zganiłem go przez mój domofon z zewnętrzną kamerką… Coś na niego nabluzgałem, po czym grzecznie poprosiłem, żeby *** do swojej nory. Lecz on nawet nie drgnął. Żaden mięsień na jego twarzy nie poruszył się w wyrazie złości, czy szyderstwa. Stał jak stał. Do tego zakryte bielmem, smutne oczy sprawiły, że miałem poczucie winy
i dziwne uczucie, że powinienem go już zostawić. Zaraz! Co ja gadam do ***!?
Przecież on był sam sobie winny, nie powinno go tu w ogóle być! Jakiś stary dział podłazi
do wszystkich drzwi i czeka nie wiadomo na co! Gdyby się chociaż odezwał, a nie gapił bezmyślnie jak debil jakiś!

Ochrzaniałem w myślach samego siebie, za to, że robię sobie wyrzuty z powodu tego starego dziada. Wtem jego twarz lekko drgnęła, a wstrętne oczy spojrzały wprost
do kamerki. Chłodny wzrok przeszywał mnie głęboko na wskroś, aż poczułem dreszcz obiegający całe ciało. Dosłownie czułem jak ten wzrok wwierca się w moją głowę, próbując skrzywdzić psychikę. Zrobiło mi się gorąco i natychmiast odłożyłem słuchawkę domofonu. Dziwnym trafem obraz na ekranie nie chciał się wyłączyć. Facet całe pieprzone pięć sekund hipnotyzował mnie swoimi oczami, nie mrugając ani razu. Zacząłem grzebać przy wtyczce. Wtedy obraz w końcu zniknął, pozostawiając mnie w osłupieniu. Przetarłem oczy, żeby wymazać ten obraz i podszedłem do okna. O dziwo starego już tam nie było. Nie stał
też nigdzie dalej, po prostu się rozpłynął. Chwilę jeszcze stałem wypatrując go.
Nie wiedziałem co mam o tym sądzić. Odszedłem i zająłem się swoimi sprawami.

Raz w domu, kiedy kątem oka zobaczyłem, że idzie ulicą postanowiłem go pośledzić. Wyszedłem po cichu z domu i kucnąłem jakieś dwadzieścia metrów od niego.
Szedł zgarbiony z rękami na plecach. Wtedy zrobił jeszcze jeden krok i stanął, obracając
się w moją stronę. Jakąś dziwną mocą wyczuł moją obecność. Znowu zrobiło mi się gorąco,
a ciało przeszedł dreszcz. Czułem, jakby wiedział, że go śledzę. Nie wiedziałem co zrobić.
On nie zamierzał się ruszyć dalej. Obróciłem się na pięcie i szybkim krokiem wszedłem do domu. Wkurzyłem się. Wiedziałem, że on coś ukrywa, musiałem się dowiedzieć, musiałem!

Mój zapał po jakimś czasie w końcu ostygł i zresztą jakoś dawno go tu nie widziałem. Wracając od kumpla, zauważyłem, że równoległą do mojej ulicy idzie ten włóczęga.
Teraz mnie nie widział. Postanowiłem, że nie przepuszczę takiej okazji i zobaczę dokąd zmierza. Wszedłem na prostopadłą ulicę i biegając różnymi uliczkami śledziłem go. Ciekawość stale rosła, czułem lekką adrenalinę, żeby tylko mnie nie zobaczył…

Męczące pół godzin bujał się z nogi na nogę wchodząc do małego lasku za osiedlem, podczas gdy ja mógłbym pokonać tę odległość w niecałe dziesięć minut. Zaczynałem się irytować, ale nie mogłem już tego porzucić. Kolejne czterdzieści pięć minut błądził po parku, odkrywając przede mną nieznajome ścieżki. Z każdym krokiem coraz bardziej
się denerwowałem. Gałązki pękały mi pod nogami, liście szurały, a serce waliło coraz mocniej. A co gdyby mnie zobaczył? Teraz byłem z nim sam na sam. Nie wiedziałem
co mógłby mi zrobić… Wolałem nie myśleć. Jednak nie mogłem odpędzić myśli, że w szale rzuci się na mnie z nożem. Nie wiadomo było naprawdę, jak szybko potrafi się ruszać.

Mały lasek, okazał się być całkiem sporych rozmiarów lasem. Byłem w totalnie
nie znanej mi części leśnej głuszy. Korony drzew nie przepuszczały już takiej ilości światła
jak na początku. Do tego na dworze powoli robiło się szaro. Po kolejnych piętnastu minutach zamajaczył mi przed oczami duży, betonowy magazyn, chyba jeszcze z czasów wojny.
Czyżby to był jego dom? Facet zatrzymał się u progu budynku i spojrzał za siebie, jakby sprawdzając czy nie jest śledzony. Szybko skryłem się za grubym dębem. Po kilku sekundach wyjrzałem zza drzewa. Starego już tam nie było, musiał wejść do środka. Przyspieszonym krokiem, lekko się chwiejąc z podniecenia, podszedłem do ramy, obok której stały wywarzone drzwi. Nagle z ciemnej czeluści szybszym niż zazwyczaj krokiem wychynął tajemniczy włóczęga. W ostatniej chwili przykleiłem się do kawałka zawalonej ściany obok. Mężczyzna rozejrzał się z niepokojem, chwycił ciężkie metalowe drzwi z małą kratką
na wysokości twarzy i dosunął je do ramy, chowając się w budynku. Chwilę odczekałem, poczym z trudem odchyliłem lekko drzwi i wślizgnąłem się do środka. Puszczając je, wrota opadły na moje przedramię, prawie je miażdżąc. Omal nie krzyknąłem, w dodatku ugryzłem się w język. Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu, rozmazując widok. Nie było mowy
o wyszarpnięciu ręki z uścisku stalowych drzwi. Na domiar złego, usłyszałem gdzieś z głębi pomieszczenia kaszlenie i kroki starego. Z nową siłą popchnąłem drzwi i wyciągnąłem rękę… Brakowało jeszcze, żebym je przepchnął na drugą stronę, uff. Obróciłem się z przerażeniem w oczach. Przez dziury w ścianach i małych szczelin ramy, padało słabe światło. Moim oczom ukazał się obskurny korytarzyk, prowadzący w głąb budynku. Z za zakrętu usłyszałem sapanie faceta. Poszedł w prawą stronę, lecz ja, ku lepszemu poznaniu terenu skręciłem w lewo…

Z daleka dochodził czyjś płacz. Co się do cholery tu dzieje? Miałem nadzieje,
że to moja wyobraźnia. Ujrzałem całkiem duże pomieszczenie, oświetlone przez niewielki snop światła padający przez dziurę w dachu. Na środku siedziała mała dziewczynka przywiązana do krzesła. Nie widziałem jej twarzy, zasłaniały ją mokre włosy. Cicho szlochała, nie mogła krzyczeć, ponieważ ten psychol… byłem już pewny, że nim jest, zakneblował
jej usta. Już chciałem podejść, gdy nagle usłyszałem za sobą pospieszne kroki i brzdęk metalu. Serce waliło mi jak opętane. Bałem się, że może usłyszeć ten łomot dobiegający
z mojej klatki piersiowej. Nie wiedziałem gdzie uciec. Poszedłem jeszcze kilka kroków naprzód i natrafiłem na ciasne pomieszczenie. Schowałem się tam i poczekałem
aż mężczyzna przejdzie dalej. Kamyszki chrzęściły pod moimi butami, lecz na szczęście, chyba tego nie słyszał.

Kucnąłem w nim. Musiałem uspokoić emocje. Nie wiedziałem co robić… Uciekać, ratować dziewczynkę, czy przyglądać się co z nią zrobi? Moja skroń pulsowała prawie zagłuszając wszystko wokół. Rozpiąłem kurtkę. Strasznie duszno się zrobiło w małym schowku na miotły.

Udało się. Przeszedł obok i z uśmiechem psychopaty, szedł niespiesznie do małej.
Nie mogłem czekać. Na kolanach wyszedłem i kucnąłem u wejścia do pomieszczenia. Dziewczynka podniosła głowę, ukazując swą bladą twarz z wydatnymi policzkami, lekko zadartym noskiem i szarymi oczami, opuchniętymi od płaczu. I nagle uświadomiłem sobie,
że ją znam. To była ośmioletnia Scarlet, mieszkająca kilka domów dalej! Nie wiedziałem
czy wbiec tam i ogłuszyć starego psychola, czy poczekać jeszcze? Tylko na co?
Aż coś jej zrobi? W ogóle skąd ona się tu wzięła!? Pewnie otworzyła mu drzwi, kiedy tak stał bezczynnie i porwał ją niepostrzeżenie… Zapewne pod osłoną nocy i gdy nie było nikogo
w domu. Ile ona mogła już tu siedzieć, gdzie są teraz rodzice? Pomyślałem, że powinienem po nich pobiec, lecz kiedy wrócę może być za późno.

Facet podniósł swoje krzywe, brudne łapy, pokryte plamami wątrobowymi i zaczął grzebać przy sznurze, którym była przywiązana. Dziewczynka drgnęła, odwróciła wzrok
od strasznej twarzy. Moja desperacja z każdą chwilą rosła, serce zachowywało się, jakby próbowało wyrwać się z piersi i uciec. Zrobiło mi się słabo, chciało mi się rzygać.
Głowa mnie rozbolała. Co to była za psychoza? W jednej chwili niepozorny włóczęga zmienił się w *** Normana Bytes’a mordującego ludzi! Pokazał teraz swoje mroczne oblicze. Zastanawiałem się, czy jest rządny krwi, czy mordu… czy gwałtu?

Odsunąłem się, nie mogłem na to patrzeć. Schowałem głowę w ręce i próbowałem uspokoić oddech. Jakoś po dwóch minutach siedzenia, stwierdziłem, że muszę coś zrobić… Ku mojemu przerażeniu zobaczyłem, że Scarlet już nie siedzi na krześle, tylko próbuje chować się po kątach. Rozwiązał ją? Ale dlaczego? W jej stronę leciały teraz cios za ciosem. Facet obnażał żółte zęby w potwornym uśmiechu. I nagle to poczułem. Nieodpartą chęć zabicia go i poczucie odpowiedzialności, za moją znajomą, która była o jakieś siedem
lat młodsza. Zagryzłem wargi i wstałem. Niestety uderzyłem głową w wystającą ze ściany rurę, co mnie zamroczyło na moment. Z otępienia wyrwał mnie głośny śmiech starego. Kopnął dziewczynkę w brzuch. Ta wypluwając krew próbowała wstać, lecz kolejny kopniak
to uniemożliwił. Mężczyzna podniósł Scarlet za włosy i wpatrywał się z dzikim szałem
w jej przerażone oczy. Napluł jej w twarz i zaniósł się jeszcze głośniejszym śmiechem.
Byłem już *** jak nigdy. Chwyciłem większy kawałek betony, który odpadł ze ściany
i rzuciłem w faceta, uważając by nie trafić dziewczynki. Trafiłem w tył nogi, przez co zgięła mu się i mimowolnie poleciał w tył z tępym krzykiem, puszczając małą i miotając
przy tym salwą przekleństw.
Scarlet zobaczyła mnie w półmroku i pobiegła w moją stronę. Jednak facet był szybszy i chwycił ją za nogę, przez co poleciała jak długa na ziemię. Wziąłem jeszcze jeden,
tym razem większy kawał betonu i podbiegając kilka kroków rzuciłem, o mało nie trafiając dziewczynki. Rzuciłem w jego dłoń, z której pociekła krew. Scarlet podbiegła do mnie. Zobaczyłem jej posiniaczoną i zakrwawioną twarz. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem
w stronę wyjścia. „Uważaj!” krzyknęła do mnie przeskakując nad czymś. Niestety za późno zareagowałem i poślizgnąłem się na prętach zbrojeniowych, których tu wcześniej nie było…

Puszczając jej dłoń, obróciłem się o 180 stopni i boleśnie upadłem na miednice,
a potem na plecy i uderzyłem głową o ziemię. W tył wbił mi się jakiś kawałek metalu. Wszystko zaszło mgłą, nie mogłem złapać oddechu. Wszystko mnie zabolało. Wykrztusiłem jeszcze zdławione krwią napływającą do ust polecenie „Uciekaj”. Wiedziałem,
że to już koniec. Spojrzała jeszcze na mnie i rzuciła się do wyjścia. Usłyszałem niespieszne kroki za sobą. Wszystko zaszłą mi mgłą. Choćbym nie wiem jak próbował, nie mogłem
już wstać. Scarlet prześlizgnęła się przez szczelinę drzwi i mogła uciekać… do rodziców… zawiadomić policję… dla mnie było już za późno…

Facet przyklęknął nade mną i jak się zdawało z błogim spokojem spojrzał na mnie.
W jego ręce połyskiwało ostrze noża. Zbliżył twarz do mojej i powiedział szalonym głosem:
Ta mała *** nie umiała się bawić… Wiesz… Zaraz tu będzie policja… Na szczęście mamy jeszcze trochę czasu…

autor: Wolin


  • 4

#1009

thejokerzysta.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"Rabbitman"


rabittman był miejscową legendą o mordercy i gwałcicielu dzieci, który przebierał się w strój różowego koliczka i zapraszał dzieci do lasu gdzie obiecywał im spotkanie innych króliczków w jego norze. (James Roulthemnound) bo tak ponoć naprawde sie nazywał został w wieku 25 lat złapany przez starszych braci kolegów czy ojców dzieci, pobitego Thomasa na koniec ubrano go w strój królika po czym zakopano żywcem w lesie w swojej "norze". Rabbitman jednak uwolnił sie i zaczął grasować na terenie lasu i porywać dzieci.

Tak właśnie straszono mnie, najmniejszego i najmłodszego z braci...ech urok posiadania 2 starszych o 5 i 7 lat braci....Moja rodzina nie była w pełni..rodziną, znaczy w pewnym sensie tak ale niestety mój tata zostawił nas kiedy miałem 6 lat a moja mama nie mogła poświęcać nam dużo czasu ze względu na to, że musiała pracować żeby utrzymać 4 osobową rodzine. Nie miałem nigdy jakiś super urodzin ponieważ nie mieliśmy pieniędzy na takie wielkie wydatki. Moja mama od miesiąca spotykała się z Thomasem miłegym gościem, który nie narzekał na brak pieniędzy. Przyjechał do naszego miasteczka dwa miesiące przed poznaniem mamy, kupił dom od państwa Drecken i widać było, że nie narzeka na brak gotówki. Ale ja polubiłem go nie ze względu na to ile miał pieniedzy ale ze wzgledu na jego osobowość. Thomas był świetnym kumplem i zarazem był bardzo miły dla naszej mamy. Jako, że kiedyś odwoził mnie do szkoły i brakowało nam tematów opowiedziałem mu historię o Rabbitmanie. Jego reakcja ździwiła mnie. Thomas śmiał się mówiąc, że nie wierzy w takie bajki a ja jestem już za duży żeby w to wierzyć. Niestety ja nadal obawiałem się Rabittmana.
No ale cóż pewnego dnia kiedy miałem obchodzić swoje 12 urodziny mama i Thomas zaplanowali paintball'a w naszym lasku co oczywiście przeraziło mnie no bo w końcu grasował tam "rabbitman". No ale solenizantowi nie wypada nie zagrać, więc kiedy zaczęliśmy dobierać sie w grupy caly stres ulotnił się ze względu na to, że nie musiałem chodzic tam sam. Kiedy jednak nadzeszła kolej na "rambo" czyli każdy na każdego wszystkie moje chore wizje o tym jak rabbitman wychodzi z ziemi chwyta mnie za stopę i zabiera do nory przerażały mnie.

-START!

Krzyknęła moja mama rozpoczynając rambo

-Hej Dean może sojusz ? (zapytałem ze strachem).

-Nie Michael każdy na każdego!

Po czym Dean wystrzelił we mnie kilka kulek, które jednak nie trafiły we mnie. Zacząłem uciekać a Dean cały czas mnie gonił krzycząc:

-No Michael nie możesz uciekać w nieskończoność!

Pomimo, że zdawałem sobie sprawe że ta gra polega na ostrzeliwaniu innych nie mogłem sie zatrzymać. Zatrzymał mnie dopiero krzyk Dean'a.

-Dean?...Dean!....Dean gdzie jesteś?!

-Tutaj! Pomocy! ! !

Podbiegłem i zobaczyłem jak płapka na niedzwiedzie, którą najprawdopodobniej ustawił tu jeden z mysliwych zatopiła swoje kolce w nodze Deana. Chciałem Pomóc Deanowi ale w tym samym momencie zza drzewa wyłoniła sie postać...postać przez, którą w jednej chwili odskoczyłem za drzewo. Nie mogłem w to uwierzyć...Thomas podbiegł do Deana i bez słowa wyciągnął noge, która przez rany nie pozwalała Deanowi na swobodne przemeszczanie się. Thomas podniósł Deana i zabrał go w głąb lasu. Chodziłem za nimi jakieś 5 minut kiedy Thomas zatrzymał sie i położył Deana na ziemi następnie obracał sie jakby szukał konkretnego miejsca. W pewnej chwili zatrzymał sie koło drzewa i łopatą, która była wbita w ziemię zaczął kopać doł. Bałem się i nie mogłem zrobić żadnego ruchu. Kopiący dół Thomas przestał kiedy zachaczył o coś łopatą.

-Oj wybacz nie chciałem.

-Nie chciał? czego nie chciał i do kogo mówił? -pomyslałem

Thomas odkopywał tym razem rękami ziemie i już z daleka mogłem zobaczyć o co zachaczył i co a raczej kogo przepraszał. W dole leżał przeżarty przez wszelakie robaki strój królika a w nim...można było się domyśleć czyje ciało tam było.

-Cześć, zobacz kogo ci przyniosłem. Wiem, że lubisz chłopców.

Thomas wstał podszedł do Deana chwycił go za włosy i poszarpał to dziury.

-Zamknij się ty pieprzony gówniarzu! krzyknął Thomas do wrzeszczącego z bólu Deana

Thomas kopnął Deana, który wpadł do dziury.

-Prosze teraz nie będziesz samotny, przynajmniej narazie tylko jeden ale obiecuje, że dostaniesz ich więcej...tato

-TATO ?!- krzyknąłem

- Kto tu jest ?!

Wtedy musiałem już wyjść z ukrycia. Nie miałem jednak zamiaru okazywać strachu.

-Ja

-Michael? Psia mać! Słuchaj to nie tak jak myslisz...

-A jak?! Uwiodłeś moją mame żeby nikt nie miał podejrzeń a w między czasie zakopujesz żywcem dzie...

-Nie! Nic nie rozumiesz! Mój ojciec był dobrym człowiekiem! To ludzie go tak osądzili! Za nim to wszystko sie zaczeło spłodził mnie a moja matka uciekła od niego...każdy by się załamał!

Nie mogłem wtedy sie pochamować z moich oczu poleciały zły. Zdałem sobie sprawe, że Thomas jest psychicznym maniakiem jak James. Nie wiedziełam co zrobić ale nie mogłem stać bezczynnie.

-Słuchaj Mike ja...

W tym momencie Thomas rzucił się na mnie chwytając za gardło.

-Mogliśmy być rodziną ale nie ty musiałeś wszystko spieprzyć pieprzony bachorze!

Kiedy Thomas był już bliski doprowadzenia mnie do nieprzytomności popuścił uścisk i krzyknął. Dean, który jakoś wydostał sie z dziury ugryzł Thomasa w nogę. Thomas wstał ze mnie a następnie uderzył Deana. Ja próbując dojść do siebie oparłem sie o drzewo. Thomas w tym czasie wbił nożyk w już wcześniej poranioną noge Deana. Dean wił się z bólu, Thomas wyrzucił nóż następnie podniósł sama i rzucił nim o ziemie. Podczas okładania Deana byłem już gotów by powstrzymać Thomasa, podniosłem nóż i wbiłęm go w nogę Thomasa. Thomas upadł na kolana a ja ze względu na młody wiek i psychikę zamiast wbić noż tylko kilka razy przeciąłem jego klatkę piersiową , Thomas opadł głową w dół a ja po zamachu wycelowanym w klatkę piersiową przeciąłem część twarzy Thomasa. Thomas PAdł na plecy a ja rzuciłem sie by pomóc Deanowi, niestety Dean był w złym stanie.

-Dean spokojnie wydostaniemy się stąd, przecież pewnie zauważyli nasze znikniecie więc spokojnie.

-ykhm ykhm za bą

-Co? nie rozumiem powtórz.-powiedziałem lekko wystraszony.

-z...za t...tobą!

Tego, że nie zrozumiałem wtedy Deana chyba sobie nie wybaczę. Obudziłęm się dopiero pod wpływem ocucenia mnie przez mame.

-Co tu się stało?! Michael!

-Mamo..Dean, gdzie on jest?

-Kochanie...

Zerwałem się na nogi i popędziłem do dziury. Nie było tam Deana..były za to tylko kości. Po wyjaśnieniu mamie i Policji co się stało las przeszukano 3 razy...ani Thomasa ani Dean'a nie odnaleziono. Do teraz w głowie mam mnówstwo pytań, Dlaczego Thomas mnie zostawił? gdzie jest Dean? Gdzie jest Thomas? I chyba najważniejsze...W jakim celu najprawdopodobniej Thomas zabrał króliczy strój ?



Pasta całkowicie mojego autorstwa.

Jest to też moja pierwsza Pasta więc przyjme krytyke ;)

Użytkownik thejokerzysta edytował ten post 31.01.2013 - 18:52

  • 2

#1010

Siwy1216.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Walka



Usiadła w kącie pokoju spokojnie obserwując dziecięcy pokój. Kuląc się, mimo ran, aby pozostać w mniej widocznym miejscu. Porozrzucane dziecięce zabawki, raniły plastikową powierzchnią plecy istoty. Pokój był zwyczajny. Na całym łóżku stare lalki i misie, skopana kołdra, a w środku całego rozgardiaszu mała dziewczynka, w objęciach Morfeusza, leżąc w pozycji embrionalnej. Bacznie lustrując pomieszczenie przeniosła wzrok na zakrwawione skrzydło, widocznie złamane. Uśmiechnęła się gorzko. _______ Obserwując zza drzwi widziała jak mała, rozczochrana dziewczynka płakała, klęcząc na zimnej podłodze. Z jej ran ciekła krew, mieszając się ze łzami rozpaczy. Dziecięca piżma już wcześniej była pobrudzona krwią niewinnej, a na małych rączkach nie brakowało siniaków. Gdy cuchnący papierosami i alkoholem mężczyzna zamachnął się, aby zadać małej bolesny cios, która na to się skrzywiła, zza drzwi wybiegła jaśniejąca istota. W porę schwyciła pięść kata, który jednak walił na oślep drugą ręką, boleśnie raniąc pierzaste skrzydło, jednak nawet nie miał o tym pojęcia. Gdy w końcu przestał szamotać rękoma usiadł na podłodze i rozmasował bolący nadgarstek. Dziewczynka szybko umknęła, zamykając drzwi na klucz, padając zapłakana na poduszki, tuląc do siebie pluszowego przyjaciela. ________ Na samo wspomnienie instynktownie chwyciła się zza ranę, jednak po chwili rozczarowana zaśmiała się perliście. Zauważyła kątem oka jak rudowłosa istotka drży. Zatroskana wstała, przy okazji masując plecy. Schyliła się i przyjrzała twarzy śpiącej. Jej srebrzyste włosy zmieszały się z bujnymi lokami dziewczynki. Uśmiechnęła się lekko, obserwując każdy detal piegowatej twarzyczki, nie przymykając miodowych oczu nawet na sekundę. Troskliwie przeciągnęła pierzynę na śpiącą. Odwróciła się i znów zasiadła na swym miejscu. Nagle zauważyła ruch w korytarzu. Od razu rozpoznała ten zapach i stanęła przed małą w bojowej pozie, mierząc lodowatym spojrzeniem zakapturzoną postać. W bladych, chudych rękach trzymała kosę. Odsłoniła twarz, na której widniały tylko czarne oczy, w których nie można było wyróżnić białka. Nagle skrzywiła usta w makabrycznym uśmiechu. - Nie dostaniesz jej. - powiedziała zacięta melodyjnym głosem. Ciemna postać zarzuciła szatą i wykręciła rękę jasnej istoty, przez co ta jęknęła cicho. Zadowolony przeciwnik zauważył ranę i nienaturalnie długimi szponami wbił boleśnie, przy okazji odrywając kilka piór. Z jej gardła wyrwał się zduszony okrzyk, co sprawiało, że czuł się wyśmienicie. Odrzucił ją z niewiarygodną siłą w ścianę, szczerząc się do niczego nieświadomej istotki. Obolała przegrana próbowała sięgnąć w jego stronę ręką, jednak nie była w stanie, z powodu oszałamiającego bólu. Tymczasem rudowłosa dziewczynka przerażona przebudziła się czując na sobie wzrok czarnookiej postaci. Jej puls się przyspieszył, tak samo jak oddech. Znów ten przerażający uśmiech... Jednym ciosem sięgnął do klatki piersiowej, jednak nie zostawiając żadnych śladów. Schwycił serce dziewczynki i gwałtownie przycisnął tak, że się zatrzymało. Zwłoki opadły na łóżko, a postać, a raczej jak już wiadomo - śmierć, przybliżyło się do zapłakanej istoty leżącej bezwładnie pod ścianą. Łkając obdarzyła istotę nienawistnym spojrzeniem, jednak kostucha się nie przejęła i szepnęła wprost do ucha rannej - Tak się dzieje, kiedy anioł stróż łamie zasady... Radzę Ci ich następnie przestrzegać, bo wiesz jak to się skończy... - chrapliwym głosem dodała i osunęła się pod ziemię. Męczeńskim spojrzeniem anielica obdarzyła niegdyś żywą dziewczynkę, po czym zniknęła... *** Rano ojciec dziewczynki wszedł do pokoju, jednak od razu zamarł widząc zwłoki swego dziecka. Uklęknął, chowając twarz w dłonie. Jedyne co mógł uznać za coś nieznajomego, ta parę zakrwawionych piór leżących na podłodze koło łóżka dziewczynki... I tak się dzieje przynajmniej raz w tygodniu... A kiedy Twój Anioł Stróż zawiedzie?

Autor:LUNAAA

Użytkownik Siwy1216 edytował ten post 31.01.2013 - 21:08

  • -1

#1011

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Facebook

Właściwie to nawet sam nie wiem kiedy założyłem konto na Facebooku. Jeszcze niedawno internetowy świat był dla mnie pojęciem obcym. Do tej pory skupiłem się na układaniu sobie życia u boku innej osoby. Tą osobą była Basia. Muszę przyznać że zakochałem się w niej równie szybko jak szybko okazało się że jest po raz pierwszy w ciąży. Myślicie że się załamałem? Nic z tych rzeczy. Cieszyliśmy się oboje. Kochałem ją bez reszty i każdego dnia starałem się jej to okazywać. Niebawem wzięliśmy ślub i wreszcie zamieszkaliśmy razem. A potem życie a właściwie kilka dobrych lat potoczyło się w pędzie i wirze codzienności. Praca, dom, obowiązki. Nie powiem było ciężko. Nie raz brakowało pieniędzy i czasu na wszystko ale dawaliśmy radę. W międzyczasie Basia znowu zaszła w ciążę. Dziewięć miesięcy później miałem dobrze płatną pracę, wspaniałą żonę i dwie śliczne córeczki Zosię i Hanię. Dzieci rosły szybko i zdrowo. Kiedy poszły do szkoły okazało się że wreszcie mogę trochę odetchnąć od nie ubłagalnie pędzącego życia. To znaczy przychodzi taki czas w życiu faceta że zamiast dorabiać po godzinach wraca do domu, siada na kanapie przed telewizorem i nie ma z tego powodu ani wyrzutów sumienia ani pustej lodówki. Basia też znalazła dobrze płatną pracę więc powodziło nam się jak mało komu. Byłem szczęśliwy. Wierzyłem że zasłużyłem na szczęście swoją ciężką pracą i niezliczoną ilością kropel potu jaką wylałem aby móc żyć tak jak w tamtej chwili. Jednak wszystko się zmieniło kiedy zarejestrowałem konto na Facebooku. W jednej chwili zdałem sobie sprawę jak bardzo zaniedbałem swoje życie towarzyskie. W zaledwie kilka dni miałem na koncie ponad stu znajomych i ciągle otrzymywałem nowe zaproszenia. Naprawdę fajnie było odnowić niektóre znajomości. "Stary gdzieś ty się podziewał przez te wszystkie lata?" Jak to gdzie? Żyłem dla rodziny a dziś byłem w sytuacji gdzie mogłem pogodzić pracę z przyjemnością. Kiedy wydawało się że moje spokojne, ułożone życie właśnie zaczęło się oddychać otrzymałem zaproszenie z aplikacji o nazwie "MALKAH".

"Witaj Tomaszu! Według moich informacji masz 31 lat, żonę Barbarę oraz dwoje dzieci: Zosie i Hanie. Teraz już nie musisz się martwić o waszą przyszłość. Kliknij "lubię to" a "MALKAH" każdego dnia doradzi, podpowie lub ostrzeże cię o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Nie bądź obojętny na los. Spójrz w przyszłość razem z "MALKAH".

Początkowo odebrałem to jako wręcz horoskopowo-podobną aplikację. Moje dane były ogólno dostępne dla wszystkich i zachęcała ogólna liczba lajków. Aż 3564 kliknięć "lubię to". Nie wiem co mną wówczas kierowało bo nigdy nie byłem przesądny a horoskopy czytałem tylko z braku innej lektury ale kliknąłem w "lubię to".

"Witaj w krainie MALKAH - powitał mnie baner. Odtąd twoje życie nabierze zupełnie innego kształtu. Rozsunąłeś zasłony prawdy i to co dotąd było nieznane stanie się dla ciebie drogą i prawdą"

Następnego dnia po powrocie z pracy założyłem ciepłe kapcie, zrobiłem sobie aromatyczną kawę i zasiadłem przed ekran monitora. Facebook powitał mnie kilkoma nowymi zaproszeniami od znajomych oraz jedną wiadomością od aplikacji ""MALKAH"". Miałem mnóstwo czasu. Dziewczynki będą jeszcze kilka godzin w szkole a Basia wróci z pracy dopiero późnym wieczorem. Zaakceptowałem zaproszenia i wszedłem na wiadomość od "MALKAH - Poznaj nieznane". Na ekranie pojawił się jakby pionowy schemat. Miałem do wyboru: Tomek, Basia, Zosia, Hania, Porada. Uśmiechnąłem się i kliknąłem w Basia. Spodziewałem się zobaczyć wróżbopodobny wiersz w stylu interaktywnych wróżek ale moim oczom ukazał się taki tekst:

"Witaj Tomaszu! Zdecydowałeś się otworzyć wrota wiedzy które do tej pory znajdowały się po za zasięgiem twojego wzroku. Oto one: Dokładnie za 27 minut zadzwoni do ciebie Basia i poinformuje cię że musi zostać dzisiaj dłużej w pracy. Wytłumaczy się nadmiarem obowiązków. Jednak to nie będzie prawda. Basia cię okłamuje. Od przeszło roku potajemnie spotyka się z Wojtkiem. Dziś także będą razem. Zrobią to w służbowej ubikacji. Zapewne nie do końca uwierzysz w wiarygodność MALKAH ale prawda nosi moje imię. Jako dowód sprawdź po powrocie jej majteczki. Będą mokre i zapewne ich zapach będzie nosił woń której nie pomylisz z niczym innym niż spermą Wojtka."

Wściekłem się! Pomyślałem że to jakiś niesmaczny żart. Nie wyobrażałem sobie kto mógłby w tak perfidny sposób obrazić mnie oraz moją żonę. Zawsze świetnie nam się układało tak w rozmowie jak i w łóżku. To było ohydne. Chciałem czym prędzej kliknąć w charakterystyczne "nie lubię" na stronie. Jednak okazało się że aplikacja nie posiada takiego odnośnika. To stąd tyle laików, pomyślałem. Opuściłem to miejsce. Chciałem o tym po prostu zapomnieć. Włączyłem sobie jakąś muzykę kiedy niebawem odezwał się telefon. To była Basia...

Byłem w szoku kiedy oznajmiła mi że musi dzisiaj zostać dłużej w pracy. Tłumaczyła się tak jak przepowiedział MALKAH. Trudno w kilku słowach ująć jak się wówczas poczułem. Nieopisany ból rozpaczy zalał moje serce. Poświęciłem tej rodzinie absolutnie wszystko. Absolutnie każdą minutę. Każdą krople krwi i miłości. Wydaje mi się że wówczas jeszcze nie do końca wierzyłem że to może okazać się prawdą. Gdzieś na tylnich półkach zranionego umysłu tliła się iskierka nadziei że zostałem wplątany w jakąś perfidna grę w której także uczestniczyła moja żona. Jednak moje nadzieje przepadły kiedy rzeczywiście odkryłem na jej majteczkach cuchnące, lepkie ślady. Zupełnie nie wiedziałem jak mam się zachować. Mogłem przecież zrobić potworną awanturę. Pobić ją. Taki byłem wściekły. Jednak milczałem. Kiedy położyliśmy się do łóżka a z pokoju obok usłyszałem cichutki, miarowy oddech moich dzieci, zapłakałem. To tak potwornie bolało. Chciałem wyć albo umrzeć ale najgorsze dopiero miało nadejść...

Następnego dnia po nieprzespanej nocy nie poszedłem do pracy. Wytłumaczyłem się wszystkim złym samopoczuciem i zostałem w domu. Odczekałem kiedy Basia i dzieci wyjdą z domu i włączyłem komputer. Potworne myśli wirowały mi po głowie. Jeżeli to co wczoraj okazało się prawdą to jakie ukryte prawdy kryją się pod odnośnikami Zosia i Hania? Rodziło się jeszcze jedno pytanie? Kim u licha jest MALKAH lub czym jest? Nie wiem czy byłem gotowy zmierzyć się z kolejną odsłoną prawdy ale do cholery byłem głową tej rodziny. Zostałem zdradzony ale musiałem przecież walczyć o dzieci. Nie wyobrażałem sobie dalszego z życia u boku kobiety która mnie oszukuje. Mimo wszystko postanowiłem być twardy. Wszedłem na stronę i drżącą dłonią kliknąłem odnośnik - Zosia.

Nie wiem jaka siła sprawiła że tamtego dnia nie postradałem zmysłów. Kiedy przeczytałem co ma nastąpić a wierzyłem w to że tak będzie jak jasna cholera, znowu zalałem się łzami. Boże mój dlaczego... W tamtej chwili tylko tyle mogłem zrobić.

"Witaj Tomaszu! Po raz kolejny otwierasz okna innego wymiaru. Wymiaru gdzie gdzie prawda nie skrywa się pod parasolem zamkniętych powiek. Zostań z MALKAH. Obdarzę cię wiedzą z której nie każdemu będzie dany zaszczyt korzystać. Jedyna prawda. Oto ona: Twoja starsza córeczka Zosia jest śliczną dziewczynką. Ma cudowne blond loczki i błękitno kryształowe oczka. Jednak nawet na najczystszych diamentach kiedyś pojawiają się rysy. Kilka tygodni temu w klasie twojej córeczki zorganizowano coroczną akcję badania wzroku. Stwierdzono wówczas u Zosi minimalną wadę oczu. Okulistka zasugerowała okularki korekcyjne które w krótkim czasie naprawią wykrytą wadę. Niestety sprawa jest o wiele poważniejsza. Tomaszu twoja córka cierpi na rzadką chorobę zaćmę całkowitą która spowoduje że za około trzy lata całkowicie oślepnie. Nic nie jest w stanie zatrzymać postępującej choroby. Jej życie zamieni się w koszmar kiedy pewnej nocy na wskutek swojej ślepoty zabłądzi na mieście i zostanie brutalnie zgwałcona oraz pobita. Będzie niewidoma i resztę swojego życia spędzi na wózku inwalidzkim."

Zacząłem się modlić żeby to nie okazało się prawdą ale po chwili dotarło do mnie że nie chce się modlić do Boga który pozwoliłby żeby mojemu dziecku zadano takie okrucieństwo. Wiadomość od MALKAH czymkolwiek to było dotycząca Basi okazała się prawdą. Uwierzyłem że to też się spełni. Tego dnia potrzebowałem czegoś mocniejszego żeby nie okazać po sobie strachu oraz rozpaczy. Musiałem się napić. Nie dużo. Tyle tylko ażeby zachować pozory normalności mimo tylu zadanych katuszy.

Kiedy dziewczynki wróciły ze szkoły. Chciałem do nich podbiec i przytulić je najmocniej jak potrafię. A szczególnie Zosię. Jednak to Zosia podbiegła do mnie, wlepiła we mnie swoje błękitne oczy i zapytała - Tatusiu czy podobają ci się moje nowe okularki?

Byłem ojcem tej rodziny. Mimo ogromu nieszczęść jakie miały niebawem nas spotkać to ja powinienem stać na straży normalności. Nie chciałem żeby ta wiedza stała się dla nas ciężarem a wręcz przeciwnie. Postanowiłem nie dać się złamać i od teraz bacznie obserwować co miało dalej się wydarzyć. Musiałem temu zapobiec. Uwierzyłem że potrafię obrócić bieg przyszłości. Złamać krzywą przestrzeni i zbudować rozdział w karcie naszej historii inny niż przepowiedziany przez MALKAH. Jeszcze nie wiedziałem jak tego dokonam ale stało się to wówczas moim celem. Na razie jednak zostawiłem wszystko po staremu choć nie wyobrażacie sobie jak trudno spojrzeć w oczy kobiecie którą kochasz wiedząc że zdradza cię niczym perfidna wesz. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić jakie uczucia targają mą duszą kiedy kładę rękę na policzku córeczki wiedząc że niedługo przestanie mnie oglądać.

Kolejny dzień i kolejna odsłona. Zadzwoniłem do pracy i wziąłem kilka dni urlopu. Dzieciaki przytuliłem mocno jak nigdy i odesłałem do szkoły. Basia martwiła się o mnie że źle wyglądam. Nie wierzę jej. Na wychodne do pracy pocałowała mnie w usta ale jej fałszywy pocałunek smakował niczym fekalna lura. Jeszcze nie zdecydowałem co z nami będzie. Pora na odsłonę Hani. Pomyślałem że niewiedza o tym wszystkim była by dla mnie niebem ale było już za późno. Spojrzałem w głąb otchłani a otchłań spojrzała w głąb mnie. Kliknąłem - Hania.

"Witaj Tomaszu! Otwierasz kolejny rozdział księgi prawdy. Wiedza jest darem a strach zapowiedzią klęski. Nie lękaj się prawdy. Oto ona: Ty i Basia byliście wzorowym małżeństwem. Jednak jedno z was postanowiło spróbować owocu z zakazanego drzewa. Sama myśl o tym rozdziera twoje zranione serce a cóż dopiero całe życie u boku osoby która cię tak potwornie zraniła. Nie będziecie tak potrafili żyć. Za około rok weźmiecie rozwód. Wasza rozłąka szczególnie mocno uderzy dzieci. Nie będą potrafiły znieść myśli że dotąd kochający się mama i tata już nie będą razem. Tak oto pewnego dnia zamyślona Hania będzie wracać ze szkoły. W ten dzień będzie padał deszcz a niebo zasłonią czarne chmury. Wejdzie na przejście dla pieszych ale zapomni się wcześniej rozglądnąć w prawo i w lewo i znowu w prawo. Tak jak ją uczyłeś Tomaszu. Samochód nie zdąży wyhamować. Będziecie jej ostatnią myślą i wspomnieniem"

Zdawałem sobie sprawy że wcześniej czy później musimy rozstać się z Basią. Mógłbym próbować zmienić bieg wydarzeń i po prostu udawać że nic się nie stało. Nie będzie rozwodu to nie będzie wypadku. Wypadku przez nas. To tak jak ja bym siedział za kierownicą samochodu który zabije mi córkę. Jednak tak się nie da. Żaden człowiek nie potrafiłby by już wrócić do normalności dysponując taką wiedzą. Absolutnie nie wyobrażałem sobie życia u boku Basi nawet za cenę uratowania życia Hani. To haniebne ale postawcie się na moim miejscu jeżeli potraficie. Pomyślałem wtedy o samobójstwie które pozbawiło by mnie oglądania cierpienia i śmierci mojej rodziny. Jednak było by to z mojej strony egoistyczne i plugawe. Przeżywałem dramat ale wierzyłem że znajdzie się sposób żeby jeszcze wszystko naprawić. Tym sposobem mógł okazać się MALKAH. Tajemnicza aplikacja na portalu społecznościowym. Przerażające że każdy użytkownik miał do niej dostęp. Pomyślałem o liczbie która informowała o ilości użytkowników - 3565. Horror! Postanowiłem wszystko postawić na jedną kartę. Zaryzykowałem po raz ostatni i znowu zalogowałem się na portal. Została mi ostatnia ikona do odkrycia - Porada. Do tej pory MALKAH nie okłamał mnie. Nie zdradził ani nie oszukał. Cokolwiek znajdowało się pod odnośnikiem - Porada. Musiało być prawdą i drogą. Zaufałem mu. Kliknąłem na - Porada.

"Witaj Tomaszu...

Pomogłem im wszystkim... Musiałem. Taka moja rola. Strażnik spokojnego życia. Opiekun. Ojciec. Nikt już nie będzie cierpiał bo ja uratowałem ich od piekła jakie zgotował im los. Dziękuje ci MALKAH. To ty ocaliłeś nas od cierpienia i bólu. Po wsze czasy będę ci wdzięczny za odkrytą prawdę i poradę. Zastosowałem się do niej. Otworzyłem swe żyły tak jak mi poradziłeś. Zanim upłynie ze mnie krew chce pożegnać się z dziećmi i żoną. Wybaczyłem jej przed śmiercią. Patrzę na nich leżą w swoich łóżkach. Nie śpią. Nie oddychają. Pomogłem im siekierą. Tak jak kazałeś. Zosia i Hania. Poukładałem ich ręce i nóżki na miękkich poduszkach. Tułów i główki niżej. Tam gdzie ich posłałem nie będą im potrzebne. Otworzyłem im bramę raju. Na pewno tam trafią bo jesteś nie omylny MALKAH. A ciebie Basiu zawsze będę kochać. Nawet pomimo tego co mi zrobiłaś. Całuję jeszcze raz w lepkie usta i odchodzę stąd ściskając w dłoni twoje jeszcze ciepłe, ociekające czerwoną miłością serce...

Żródło
  • 12

#1012

dominikpol85.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

DZIWNY CZAT-moja 1 creepypasta
gdy wszedłem do domu od razu włączyłem komputer i na facebook'a od razu zauważyłem że mam jakiegoś znajomego Śmierć był online
napisałem kim jest a oto wycinek z czatu

D.P-Siema
śmierć-witam
D.P-kim jesteś?
śmierć-śmiercią i zginiesz tak jak twoi przyjaciele
D.P-nie śmiercią ale dzieckiem
śmierć-wysłałem ci na e-maila fajne zdjęcia
po 5 minutach
D.P-Co ty z nimi zrobiłeś?! to ...
śmierć-po prostu robię swoją pracę
D.P-jesteś psychicznie chory
śmierć-spodziewaj się mojej wizyty około 18:35 jutro.
D.P-Lecz się.

boję się. jest już 18:30 nie coś puka ktoś wchodzi ...


Mam nadzieję że się podobała moja creepypasta :)
  • -27

#1013

Teloc.
  • Postów: 35
  • Tematów: 2
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

[+18] Nie jesteś złym człowiekiem...
autor: Teloc (własnego autorstwa)


Czy wiesz jak wygląda prawdziwe zło? Czy widziałeś kiedyś kogoś, kto jest uosobieniem najczystszego zła? Czy poznałeś kiedyś człowieka, który mógłby odgrywać rolę Szatana w Twoich najgorszych koszmarach? Ja nigdy nie spotkałem kogoś takiego. A przynajmniej tak mi się wydawało. Przez moje całe życie nie widziałem na oczy kogoś prawdziwie złego. Nikogo z gatunku tych, którym wystarczy spojrzeć w oczy by wiedzieć, że okrada miejscowe sklepy, napada dzieci i podpala koty. Można powiedzieć, że całe moje dotychczasowe życie było pełne ludzkiego dobra. Żadnych bezeceństw, żadnych zbrodni. Każdy minięty człowiek wydawał się aniołem. Do czasu.

To była zwykła niedziela. Był początek lutego, za oknem topniały ostatnie zaspy śniegu, na okrągło lał deszcz, a chmury były czarne jak gdyby zwiastowały apokalipsę. Pogoda jak w Irlandii. Siedziałem znudzony przed komputerem, oblicza mojego pokoju rozświetlał tylko monitor, na który to patrzyłem z nieukrywanym zmęczeniem. Całkowicie znudzony wstałem od komputera i powędrowałem do salonu. Idąc przez ciemny korytarz czułem się jak bohater horroru. Jak ofiara, która tylko modli się, by za rogiem nie stał zabójca. Przeszedłem do salonu i włączyłem telewizor. Coś było nie tak. Telewizor zaczął szumieć, obraz lekko śnieżył, dźwięk był miejscami zniekształcony. Przełączyłem na wiadomości. Prezenter na jednym oddechu wyrzucał z siebie niezrozumiałe informacje. Jego oczy. Jego usta, jego twarz... Ręce trzęsły mu się, oczy były przerażone, źrenice szerokie jak u narkomana, wyglądał jakby nie miał tęczówek. Jego usta wyrzucały drżącym głosem słowa z niewiarygodną prędkością, na jego twarzy malowało się przerażenie. Był tak wystraszony, że człowiekowi stawało serce od samego patrzenia. Ale w jego minie było jeszcze coś. Gniew? Wyglądał jak tryumfujacy mściciel. Na czerwonym pasky przelatywały wstrząsające wieści. Nie trafiało to do mnie, każde słowo było jak rzucony o moją czaszkę ostry kamień. Widziałem napisy, lecz nie rozumiałem z nich nic. Zamiast tego sam zacząłem drżeć. Widziałem tylko strzępy, ale wiedziałem że coś się dzieje. "Ewakuacja", tak brzmiało kluczowe słowo. Zaraz po nim "śmierć", kilka razy powtarzane "katastrofa", parę razy widać było nawet "początek końca". Początek końca? Chodziło o koniec świata. Spojrzałem za okno - burza ogarnęła miasto. Ale chmury... To nie było ciemne, szare czy granatowe niebo do jakiego nas przyzwyczaiła burza. Niebo było czarne. Całkowicie czarne, niczym głęboka otchłań. Między tymi czarnymi chmurami przebijało się w paru miejscach światło. Białe, oślepiające promyki światła przebijały czarne obłoki jak strzały. Grad lecący z nieba wyglądał jak małe, ostre strzały, które lecą by ugodzić ofiarę.


Wtedy wysiadł prąd. Wiedziałem że już pora. Złapałem telefon, portfel, kluczyki i kurtkę i wybiegłem z mieszkania nie zamykając go. Przez ogarniętą mrokiem klatkę schodową biegli moi sąsiedzi, wszyscy spłoszeni jak ja. Słyszałem jak moi sąsiedzi proszą się nawzajem o pomoc.
-Thomas! - krzyknęła moja starsza sąsiadka, która próbowała się wydostać z mieszkania swoim wózkiem inwalidzkim. - Thomas, proszę, pomóż mi!
-Tom! - krzyknął Jack, nastoletni syn sąsiada. - Tom, chodź tutaj!
Podbiegłem do sąsiadki, starszej pani Lindy. Zawsze ją lubiłem, miła, uśmiechnięta staruszka. Złapałem wózek i jednym pociągnięciem wystawiłem go za wysoki próg jej mieszkania. Inni pouciekali w popłochu, zostałem tylko ja i potrzebujący pomocy.
-Thomas, dziękuję Ci. Dziękuję z całego serca, że mnie nie zostawiłeś - niemal przez łzy dziękowała mi Linda.
-Drobiazg. - odrzuciłem z uśmiechem.
Linda podziękowała jeszcze raz i wyjechała na zewnątrz dość szybko jak na swój wiek. Podbiegłem do Jack'a, który nawoływał mnie raz po raz.
-Co jest? - zapytałem.
-Mogę się zabrać z Tobą? Rodzice wyjechali i zabrali auto, nie mam gdzie spierdolić.
-Jasne, chodź ze mną.
Uratowałem właśnie drugiego człowieka dzisiejszego dnia. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy w popłochu w kierunku głównej ulicy. Włączyłem radio i spytałem w końcu Jack'a:
-Kurwa jego mać, co tu się u chuja dzieje? - na ulicy panowała totalna anarchia.
-Koniec świata. - odrzekł Jack. - zaczął się koniec świata, wszyscy chcą się uratować.
To układało się w logiczną całość, wreszcie odetchnąłem i zrozumiałem co się wydarzyło przez ostatnie minuty. Nagle straciłem panowanie nad autem i uderzyłem w latarnię, która spadła na auto więżąc nas. Kawałki metalu z mojego dachu wbiły mi się w głowę. Czułem jak ostre jak żyletki kawałki dachu rozcinają mi skórę na głowie. Niesamowity ból. Słyszałem tylko cichy głos. Mój głos. Usłyszałem tylko: "Nie jesteś złym człowiekiem, Tom". Wszystko pociemniało.


Obudziłem się na ulicy. Leżałem na plecach patrząc w niebo, zanim nie stwierdziłem że wciąż żyję. Niebo było szare, uspokoiło się. Burza nieco osłabła. Podniosłem się. Na ulicy widziałem kawałki mojego auta i ślady opon. Jack odjechał. Ten pierdolony gnojek mnie zostawił na pastwę losu. Przetarłem krew płynącą po czole. Ulice wyglądały jak pobojowisko. Wyglądały naprawdę jak po apokalipsie. Puste, zrujnowane. Ani żywej duszy. Poprzewracane latarnie, wybite okna i wyłamane drzwi. Wszędzie. W kilka chwil tętniące życiem czyste, miłe i zadbane miasto zmieniło się w ruinę. Może to moja krwawiąca głowa, może to ta burza, ale miałem wrażenie że wszystko poszarzało, że straciło kolor. Poszedłem przed siebie, kulałbym tak dalej, gdyby nie głos. Głos w mojej głowie. To znów był mój głos.
-Oj Thomas, o stary... - głos odbił się echem w uszach.
-Kim jesteś? - nie wiedziałem o co zapytać głos wyobraźni. Wypaliłem pierwsze co przychodziło na myśl.
-Ja? Jestem Tobą. Głupie pytania, nie poznajesz się? - zapytał szyderczo.
Spojrzałem na cały ten burdel w okół mnie. Potrzebowałem pomocy.
-Co robić? - spytałem nowego lokatora mojej głowy.
-Idź przed siebie. Idź, póki nie zobaczysz kogoś.
Tak zrobiłem szedłem, a raczej szliśmy w ciszy przed siebie. Czasem głos gwizdał jakieś smutne piosenki, jednak nie zwracałem na to uwagi.
-Więc mówisz, że jesteś mną? - przerwałem niezręczna ciszę.
-Tak Thomasie, jestem Tobą. A dokładniej częścią Ciebie. Jestem Teloc.
-Teloc? Ciekawe... imię.
Musiałem mocno dostać w łeb. Mój mózg stworzył faceta o własnym charakterze, nawet nadał mu imię. Dobra robota, mózgu.
-Spójrz, człowiek! - Teloc wykrzyknął to z satysfakcją myśliwego, który znalazł bezbronną zwierzynę.
To był Jack. Czołgał się, był poturbowany i pobity. Podbiegłem do niego i podniosłem.
-Zabrali... auto... ja... prze... przeprasz... oni... Tom... - patrzył na mnie z litością i bełkotał.
-I co, pomożesz mu? Zostawił cię! ZOSTAWIŁ! Samego! - krzyczał Teloc.
-Tom, pomóż.... pomóż... - powtarzał nieprzytomnie Jack.
-Thomas, widzisz tamten pręt? - spojrzałem dokładnie na pręt, o którym mówi Teloc. - podnieś go... ZABIJ ZDRAJCĘ!
Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale... Jack raz już mnie zostawił, a Teloc raczej chce bym przetrwał. Podniosłem pręt i beznamiętnie wbiłem w serce Jack'a, tak jak łowcy wampirów wbijali kołki osikowe. Chłopak jęknął i zamknął oczy. Polała się krew.
-Brawo Thomasie, brawo - zaaprobował Teloc.
-Co ja... Co ty... Co my zrobiliśmy?
-To, co było konieczne.
-Znałem tego dzieciaka od kołyski, nie skrzywdziłby muchy! Dlaczego? Dlaczego on!?
-On był... Złym człowiekiem...
Kurwa, to zaczynało mnie przerastać. Stałem się PIERDOLONYM PSYCHOPATĄ. Moje hamulce moralne okazały się niczym w starciu z Telociem. Moje ręce kurczowo trzymały zakrwawiony pręt. Co ja najlepszego zrobiłem? Zacząłem uciekać, prawie się rozpłakałem. W oddali zobaczyłem Emily, moją dobrą przyjaciółkę. Była uroczą szesnastolatką, dość rozumną jak na swój wiek. Chciałem jej pomóc, ale wiedziałem że Teloc ją skrzywdzi. Zaryzykowałem.
-EMILY! - krzyknąłem najgłośniej jak umiałem.
Odwróciła się i ze łzami w oczach biegła do mnie.
-Zwierzyna podchodzi... - zaszeptał Teloc.
-Jej nie skrzywdzisz. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
-Jesteś pewien? Zerżniesz ją, a znając Ciebie zabijesz po wszystkim. Jesteś mordercą. MY jesteśmy.
Chciał ją zgwałcić a potem zabić, NIE! Emily zbliżała się, a Teloc sadystycznie rechotał.


On ma rację. Przecież nie jestem złym człowiekiem. Zacisnąłem dłonie na pręcie, a kiedy Emily chciała paść mi w ramiona uderzyłem ją w głowę. Padła jak mucha. Przestałem się kontrolować. Błagała o litość, a ja się śmiałem. ON się śmiał. Zgwałcił ją, mimo że prosiła o litość. A potem zabił. Co za bestia, potwór. Ten skurwysyn ją zabił...
-DOŚĆ! - wydarłem się najgłośniej jak umiałem.
-Co się stało, Thomasie? - zapytał szyderczo Teloc.
-Teraz Ty zginiesz! SŁYSZYSZ!? ZGINIESZ TAK JAK ONI! - darłem się jak opętany.
W zasadzie byłem opętany. Padłem na kolana i podniosłem pręt ku niebu.
-Co chcesz zrobić, Tom?
Wbiłem sobie kawał metalu prostu w brzuch. Łzy poleciały mi z oczu, a krew trysnęła ze mnie na kilka metrów. Ucichł głos w mojej głowie. Ucichła burza. Wszystko ucichło. Ułyszałem tylko cichy głos. Mój głos. Usłyszałem tylko: "Nie jestem złym człowiekiem, Telocu. Nigdy nie byłem". Wszystko pociemniało. To był koniec, czułem to. Ale wiesz co było najgorsze? To było kłamstwo. Teloc był tylko wytworem mojej chorej wyobraźni, która potrzebowała fizycznego bodźca. To nie on był zły. To ja byłem zły. Ja byłem potworem. Zawsze nim byłem. Miałem nadzieję że w końcu i moje myśli ucichną, a ja pozostanę tylko wspomnieniem. Myliłem się.


To była zwykła niedziela. Był początek lutego, za oknem topniały ostatnie zaspy śniegu, na okrągło lał deszcz, a chmury były czarne jak gdyby zwiastowały apokalipsę. Pogoda jak w Irlandii. Leżałem na łóżku już dobrych parę minut, znów śnił mi się koszmar. Całkowicie pobudzony wstałem z łóżka i powędrowałem do salonu. Idąc przez ciemny korytarz czułem się jak bohater horroru. Jak myśliwy, który tylko czeka aż przestraszona, niewinna ofiara wynurzy się zza rogu.

Czy wiesz jak wygląda prawdziwe zło? Czy widziałeś kiedyś kogoś, kto jest uosobieniem najczystszego zła? Czy poznałeś kiedyś człowieka, który mógłby odgrywać rolę Szatana w Twoich najgorszych koszmarach? Mijam kogoś takiego codziennie przed lustrem. To ja.
  • 11

#1014

Crunchy.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"Pokój 47"

-16 lipca roku 2012 dwoje nastolatków z województwa pomorskiego zniknęło z domu i nie wróciło.
-21 lipca roku 2012 uznano ich za zaginionych.
-1 października roku 2012 policja zakończyła poszukiwania.
-2 stycznia roku 2013 znaleziono nagranie w jednej z piwnic ich miasta.
-20 stycznia roku 2013 udostępniono materiał z nagrania związanym ze sprawą.
Nielogiczne ujęcia przedstawiają sceny odbiegające nieco od rzeczywistości. W piwnicy nie znajduje się żadne pomieszczenie o numerze 47, a wszystkie drzwi były zamknięte na kłódki. Żadna z osób powiązanych z zaginięciem nie potrafiła wyjaśnić nagrania, intencji nastolatków, ani powiązać go z innymi wydarzeniami.
http://www.youtube.com/watch?v=wZbuSWXvFrA

Użytkownik Dziki Kurak edytował ten post 04.02.2013 - 23:06

  • 0

#1015

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Paradoks Czasu

Maleńka dziewczynka zostaje podrzucona do sierocińca w Cleveland w 1945 roku. Jane, bo tak ją nazwano, dorastała samotnie i w wiecznym przygnębieniu nie wiedząc, kim są jej rodzice, aż pewnego dnia w 1963 odczuwa dziwny pociąg do włóczęgi. Zakochuje się w nim, ale kiedy pozornie zaczyna się wszystko układać, przydarza się jej seria nieszczęść. Najpierw zachodzi w ciążę z rzeczonym włóczęgą, który następnie znika. Następnie, podczas trudnego porodu lekarze odkrywają, że Jane ma zarówno żeńskie jak i męskie organy rozrodcze i aby uratować jej życie decydują się chirurgicznie zamienić ją w "niego". Na końcu tajemniczy nieznajomy porywa jej dziecko z sali porodowej.

Zaabsorbowana bez reszty tymi wydarzeniami, odrzucona przez społeczeństwo, wyśmiana przez przeznaczenie, już jako "on" stacza się i zostaje alkoholikiem i włóczęgą. Nie tylko straciła i rodziców i kochanka, ale także jedyne dziecko. Lata później, w 1970 roku, trafia na osamotniony bar zwany U Popa. Opowiada swoją żałosną historię podstarzałemu barmanowi. Pełen współczucia dla jej losu barman oferuje włóczędze możliwość rewanżu na nieznajomym, który porzucił ją, gdy była w ciąży, pod warunkiem, że dołączy do Oddziału Podróżników w Czasie. Oboje wchodzą do wehikułu czasu, a następnie barman pozostawia włóczęgę w roku 1963. Włóczęga odczuwa dziwny pociąg do młodej dziewczyny z sierocińca, która wkrótce zachodzi w ciążę.

Barman przenosi się w przyszłość o 9 miesięcy, porywa małą dziewczynkę ze szpitala i podrzuca ją w sierocińcu w 1945 roku. Potem barman ponownie zabiera zdezorientowanego już włóczęgę i przenosi go w czasie do 1985 roku, aby zapisał się Oddziału Podróżników w Czasie. Włóczęga ostatecznie układa sobie życie i staje się szanowanym, starszym członkiem oddziału, a następnie pod przykrywką barmana przystępuje do swojej najtrudniejszej misji: "randki" z przeznaczeniem, ma zamiar spotkać pewnego włóczęgę w barze U Popa w 1970 roku.

---

Tłumaczenie: Lestatt Gaara źródło
Autor: --- źródło

Użytkownik trebmal edytował ten post 03.02.2013 - 08:54

  • 15

#1016

Marble.
  • Postów: 99
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejna część tłumaczonej przeze mnie serii. Tym razem tłumaczenie szło mi trochę opornie, mogły się wkraść jakieś błędy - w razie czego proszę zwrócić mi uwagę w temacie z komentarzami, poprawię :)
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, cieszę się że seria się podoba. Ta część jest (moim zdaniem) trochę słabsza, ale przed nami jeszcze kilka lepszych :)

Część pierwsza: Ciekawość to przekleństwo
Część druga: Gulgot i Pluskwiak
Część trzecia: Rzeczywistość jest straszniejsza od fikcji
Link do oryginału

Żarty
(Pranks)

Zaczynam myśleć, że mam dziwnych przyjaciół. Po tym jak opowiedział mi historię Cioci Mary, mój kolega przypomniał sobie kolejne dziwne zdarzenie, jakiego był świadkiem. Nie wiem czy te historie są ze sobą powiązane, ale z pewnością łączy je to, jak bardzo są dziwne. Imiona bohaterów zmieniłem, żeby ochronić ich prywatność.

Każdego dnia podejmujemy tysiące decyzji, które wpływają na nasze życie. Większość z nich jest banalna, nawet pozornie ważne wybory po latach tracą na nas wpływ. Dobre zdarzenia mogą być konsekwencją złych wyborów, i na odwrót.

Ale raz na jakiś czas natykamy się na prawdziwy punkt zwrotny - chwilę, w której cały nasz los zależy od jednej decyzji: tak lub nie. Uciekać albo walczyć. Jeden rzut monetą zmienia całe twoje życie.

Znam Brada od kilku lat. Jest cichy, poważny - zupełne przeciwieństwo aroganckiego, zuchwałego nastolatka, którym kiedyś był. Razem ze swoimi najlepszymi kumplami, Markiem i Jasonem trzęśli całą okolicą. Byli ze sobą tak blisko, że wszyscy nazywali ich Trzema Muszkieterami.

Skończywszy liceum w 1996 roku mieli mnóstwo wolnego czasu i nudziło im się. Więc zaczęli wymyślać różne wyzwania. Mieli tylko jedną prostą zasadę: cokolwiek wybrali, wszyscy musieli to zrobić. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

A zatem biegali nago po domu starców. wsadzali sobie do ust kilka paczek papierosów i podpalali wszystkie naraz. Po pijaku podejmowali "cynamonowe wyzwanie".

Kiedyś powiedzieli robotnikom drogowym, że przyjdzie do nich grupka facetów przebranych za policjantów żeby sobie z nich zażartować. Następnie zadzwonili na policję i zgłosili, że grupa facetów przebranych za robotników drogowych zablokowała ulicę. Rozpętał się chaos, a Muszkieterzy za karę spędzili noc za kratkami.

W tym momencie powinni byli się opamiętać, zastanowić się co robią. Ale Jason miał pomysł na jeszcze jedno wyzwanie.

Zaraz za miastem był niewielki las, który czasem odwiedzali turyści i spacerowicze. Była tam też szeroka rzeka, którą przecinał dawny most kolejowy zaadaptowany dla pieszych. Nie było tam żadnego oświetlenia, więc kiedy stanęło się na środku mostu w bezksiężycową noc, oba jego końce były spowite w mrok, sprawiając wrażenie że ciągnie się on bez końca.

Z tego powodu było to miejsce często wybierane przez samobójców, a także powszechnie uważane za nawiedzone.

Zbliżał się nów, a Jason chciał odwiedzić most równo o północy, by udowodnić że wciąż pociągają ich przygody. Mark miał pewne wątpliwości, ale Brad od razu się zgodził. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - więc pojechali we trójkę.

Żeby dostać się na most, trzeba było najpierw przejechać długi odcinek krętej drogi, prowadzącej przez zalesione wzgórza. Jason prowadził. By zabić czas i nakręcić się na przygodę, chłopcy na zmianę opowiadali sobie straszne historie. Więc kiedy zobaczyli na drodze samotną postać - w środku nocy, na zupełnym pustkowiu - nagle przestało im być do śmiechu.

Jason nadal miał w głowie historie o duchach-autostopowiczach, więc nie pytając kolegów natychmiast dodał gazu. Nie miał zamiaru się zatrzymywać.

Zobaczyli jeszcze jak kulejąca postać macha do nich, gdy się od niej oddalali. Pewnie to jakiś bezdomny włóczęga, pomyśleli. W okolicy żyło kilku weteranów wojennych, którzy nie mogli poradzić sobie ze stresem pourazowym i postanowili zamieszkać w lesie.

Mimo że chłopcy nieźle się wystraszyli, byli zbyt dumni i uparci, żeby się do tego przyznać. Zatrzymali auto na pustym parkingu dla turystów koło mostu. Noc była chłodna, ale drżeli bardziej ze strachu niż ze względu na temperaturę. Wzięli latarkę i ruszyli w stronę mostu.

Kiedy już dotarli na środek, było jasne że prócz nich nie ma nikogo w okolicy. Tej nocy nie było tam samotnych dusz pragnących zakończyć swoje życie. Z miejsca gdzie stali faktycznie wydawało się, że most bez końca ciągnie się w ciemność.

Przez kilka minut było słychać tylko wodę pluskającą poniżej. Chłopcy stali i wytężali słuch, próbując wychwycić jakikolwiek dźwięk, który mogłyby wydać duchy ludzi, którzy skoczyli z mostu.

Nic.

W zupełnej ciszy minęło jeszcze parę minut.

W końcu chłopcy się rozluźnili i jak zwykle zaczęli się przekomarzać, żeby rozładować nerwy. Zaczęli rozmawiać o tamtym dziwnym autostopowiczu, że pewnie chciał skoczyć z mostu, ale potrzebował podwózki.

Minęło jeszcze trochę czasu. Skok adrenaliny minął i zastąpiła go nuda.

- No, podjęliśmy to twoje durne wyzwanie, Jason. - cieszył się Mark. - Przegrałeś. Wisisz nam po dwadzieścia dolców.

- Ta, no jasne. Wiem że nie możesz się doczekać aż będzie cię stać na tego loda za dwudziestkę. - odparł Jason.

- Nie, raczej na dwadzieścia lodów za dolara, kiedy już przyjdzie tu ten bezdomny. - zadrwił Brad.

- Wiecie, możecie go sobie wsadzić...

- Ćśśś! - syknął nagle Jason. - Słyszycie?

Wydawało się, że ktoś woła ich po imieniu, po drugiej stronie mostu niż ta, z której przyszli.

- Jason... gdzie jesteś? - niósł się w powietrzu cichy głos.

Mark wstał i zaczął się wycofywać w stronę samochodu. - Chyba powinniśmy już sobie iść...

- Zawołało mnie po imieniu. - odpowiedział Jason. - Przecież nikt nie wie, że tu jesteśmy. Powinniśmy to sprawdzić.

- Brad... jesteś tam? - wołał ten dziwny głos.

- No dobra, to nie może być przypadek. - powiedział Brad. - Może ktoś nas szuka. Powinniśmy to sprawdzić.

- Mark, jesteś przegłosowany. - stwierdził Jason. - Poza tym, to ja mam kluczyki do samochodu, więc beze mnie nigdzie nie pojedziesz. Chodźmy.

Wszyscy ruszyli w stronę drugiego końca mostu.

- Halo! Kto tam jest? - krzyknął Jason, ale nikt nie odpowiedział.

- Wiecie, są takie duchy, które wabią... - wyjąkał Mark.

- Stul dziób Mark. Nie pomagasz. - przerwał mu Jason.

Kiedy już dotarli na koniec mostu, nikogo tam nie znaleźli. Kiedy wracali z powrotem, światło latarki wywabiało z drzew złowrogie cienie.

- Nikogo tu nie ma. - wyszeptał Brad. - Zgadzam się z Markiem, powinniśmy wracać.

- No dobra. To chyba ja jestem teraz przegłosowany. - odpowiedział Jason, odwracając się z latarką. - Hej... gdzie się podział Mark?

- Stoi obok mnie. - Brad odwrócił się.

Marka tam nie było.

- Jeszcze sekundę temu tam był, przysięgam!

- Mark! - krzyknął Jason. - Sikasz za drzewem?

Cisza.

- Może stchórzył i wrócił do samochodu. - zastanawiał się Brad.

- Pomoooooccyyyyy.... - znów zabrzmiał ten dziwny głos, dochodząc jakby zza nich. Brzmiał trochę jak głos Marka.

- Stary, gdzie jesteś? To wcale nie jest śmieszne! - krzyknął Jason.

Martwa cisza.

Po kilku minutach czekania i szukania, Jason miał dość.

- Mark! Wracamy do samochodu. Tam się spotkamy. - krzyknął.

Jason i Brad wrócili na parking. Marka tam nie było, więc czekali w samochodzie aż do wschodu słońca. Bardzo zmartwieni, poszli z powrotem na drugi koniec mostu żeby poszukać go w świetle dnia.

Kiedy wciąż nie mogli go znaleźć i nie wiedzieli już co zrobić, zdecydowali pojechać do miasta i zebrać pomoc. Jadąc, zobaczyli człowieka leżącego na poboczu - to był tajemniczy autostopowicz z poprzedniej nocy. W dzień wszyscy czują się raźniej - tym razem Jason zatrzymał samochód. Podeszli do ciała i bardzo się zdziwili, gdy okazało się że to Mark.

Jego ubranie było podarte i brudne, na twarzy miał kilkudniowy zarost, był nieprzytomny i niemal nie do poznania.

Zawieźli go prosto do szpitala. Był bardzo odwodniony, bliski śmierci. Kiedy trochę wydobrzał, zapytali go co się stało.

Tamtej nocy Mark szedł za Bradem i Jasonem po moście, a potem dalej ścieżką. Zerknął do tyłu, a kiedy się odwrócił, był sam. Doszedł do wniosku, że koledzy chcą mu zrobić kawał i schowali się za drzewami.

Zawołał ich, ale nie usłyszał odpowiedzi. Rozejrzał się między drzewami, ale nie mógł ich znaleźć.

Nagle usłyszał szelest zbliżających się kroków. Kamień spadł mu z serca. Ruszył w stronę skąd dochodził dźwięk, ale gdy tam dotarł, nie było tam nikogo. Poczuł się zupełnie zdezorientowany, przerażony i samotny w ciemności - zaczął krzyczeć o pomoc. Słyszał odgłosy kroków, ale nie widział kto je wydaje. Próbował dogonić tego kogoś, ale przewrócił się i wpadł w krzaki, skręcając kostkę.

Błąkał się tak przez trzy dni, aż natknął się w nocy na drogę. Szedł wzdłuż niej kulejąc i mając nadzieję, że jakieś mijające auto zabierze go do domu. Nie posiadał się z radości kiedy zobaczył zbliżające się światła - jeszcze bardziej, kiedy zauważył że to samochód Jasona.

Ale radość przeszła w złość i frustrację, kiedy samochód Jasona przyspieszył i minął go. Wkrótce potem Mark zemdlał, obudził się już w szpitalu. Drogi Trzech Muszkieterów rozeszły się wkrótce potem.

Po dziś dzień Mark myśli, że Jason i Brad dla żartu porzucili go w lesie na trzy dni. Tego kawału nigdy im nie wybaczy.

Jason też uważa, że to żart - ale Marka, w ramach zemsty za to, że przegłosowali go na moście. Mark zapewne poszedł w stronę drogi, podczas gdy jego koledzy zamartwiali się i szukali go.

A Brad? Brad ma inną teorię. Tamtej nocy wpadli w zmarszczkę czasu.

Może czas nie jest prostą linią, jak uważa większość ludzi. Może jest jak wielka rzeka, w której woda wiruje i kręci się, porywając przedmioty, które wpadną w jej nurt. Może ten głos, który słyszeli chłopcy w nocy były echami głosu Marka, którego porwał ten prąd.

I może w tych miejscach popularnych wśród samobójców to nie ofiary postanawiają umrzeć - Los rzuca monetą i to miejsce ich wybiera. Gdyby Jason nie zatrzymał wtedy samochodu, Mark mógłby dołączyć do grona ofiar.

Może tak naprawdę to sam Czas jest żartownisiem, który robi kawały nam wszystkim.

Użytkownik Marble edytował ten post 03.02.2013 - 21:21

  • 14

#1017

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

3 w nocy

Czy tobie też zdarza się obudzić w nocy ok. 3 godziny, bez powodu? Jeśli tak to tym bardziej musisz to przeczytać. Podobno, jeśli obudzisz się ok. godziny 2, lub 3 to znaczy, że ktoś, lub coś przed chwilą się na ciebie patrzyło. Oczywiście po takim nagłym przebudzeniu nie byłeś w stanie rozglądać się po pokoju. Prawdopodobnie tylko spojrzałeś na godzinę na zegarku i z powrotem zamknąłeś oczy.

Zastanawiałeś się, czy w ciemnym kącie twojego pokoju, przy drzwiach, lub szafie, wtapiając się w ciemność ktoś nie stoi? Postać w kapturze albo po prostu jakaś niewidzialna energia z zaświatów? Nawet, jeśli spróbujesz zaprzeczyć, że nagle się obudziłeś i podnosząc się lekko na łóżku przeleciałeś wzrokiem po pokoju niczego nie zauważyłeś, to skąd możesz mieć pewność, że nic tam nie było? Nie wyszło przed chwilą, lub nie ukryło się za fotelem, czy regałem?

Opowiem ci małą anegdotkę: Pewnej nocy obudziłem się. Tak bez powodu, zdarza mi się to co jakiś czas, ale nigdy jakoś nie przywiązywałem do tego szczególnej uwagi. Spojrzałem na zegarek elektroniczny, który wskazywał godzinę 3:16. Zaniepokoiłem się lekko. 3:15 to najczęstsza godzina pojawiania się demonów. Podobno pojawiając się o tej godzinie szydzą z Trójcy Świętej. Po chwili poczułem ściskanie w dołku i uderzenie gorąca, gdy usłyszałem sygnał SMS. Najpierw otworzyłem szeroko oczy z niedowierzania, ale po chwili pomyślałem sobie, że nie ma mowy, żebym teraz to odebrał. Żeby to zrobić musiałbym wziąć telefon, który leżał jakieś 1,5m ode mnie, gdyż podłączyłem go na noc do ładowarki. Leżałem tam jeszcze chwilę, ale w końcu ciekawość zwyciężyła strach…

Lubię horrory i creepypasty, i mam dość zrytą psychikę. Zawsze kiedy się budzę w nocy, boję się, że ktoś będzie stał w moim pokoju. A kiedy po ciemku, z latarką schodzę w nocy po schodach, boję się, że w salonie na kanapie będzie ktoś siedział. Straszne…

Wykonałem szybki manewr: wstałem i twarzą do ściany, wzrokiem wbitym w podłogę przemieściłem się do gniazdka. Chwyciłem telefon i wróciłem z nim do łóżka. Moje oczy musiały się chwilę przyzwyczaić do jasnego światła wyświetlacza. Po chwili mogłem już spokojnie patrzeć na ekran. SMS był od mojego operatora, to dopiero żartownisie… Napisał mi, że ktoś po południu do mnie dzwonił, ale ja widocznie nie słyszałem dzwonka… Dotknąłem podświetlony na niebiesko napis „Nieznany” i menu wiadomości się wyłączyło, „dziwne” - pomyślałem. Wszedłem w historię połączeń i zobaczyłem, że w miejscu tego połączenia był ten sam napis „Nieznane”. Chcąc zobaczyć co to za numer dotknąłem jeszcze raz, ale nic się nie działo. Zrobiłem to samo z poniższymi numerami i tam od razu pokazywało się wszystko. Złapałem schizę… Odłożyłem telefon na stolik nocny i kładąc się spać chwilę jeszcze myślałem nad tym co się stało…

Dziwne prawda? Budzisz się o tak charakterystycznej godzinie w nocy i po chwili dostajesz SMSa, że dzwonił nie wiadomo kto… W sumie to cieszę się, że nie rozglądałem się wtedy po pokoju. W całym życiu przydarzyło mi się to tylko raz i nie chciałbym znowu takiej akcji.

Nadal nie wierzysz w paranormalne zjawiska i obserwatorów przyglądających ci się, gdy śpisz?

A wierzysz w teorię, że psy są zdolne widzieć duchy? Myślisz, że dlaczego nagle zaczynają warczeć, czy szczekać? A znasz ten motyw, gdy idziesz w nocy na spacer z psem, a on nagle staje i zaczyna wpatrywać się w ciemność? Myślisz o tym samym co ja? Przypomnij to sobie na następnym nocnym spacerku…

autor: Wolin
  • 1

#1018

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Śpisz?

Do tej pory zawsze spałem jak zabity. Zamykałem oczy, kładłem głowę na poduszce, a kiedy znów je otworzyłem chwilę potem, to był już ranek. Przynajmniej tak było wcześniej.

Tydzień temu, gdy miałem zamiar kłaść się do łóżka, usłyszałem głośny hałas z dołu. Kiedy poszedłem sprawdzić co to, odkryłem, że jedno z okien w salonie było szeroko otwarte, a lampka z biurka obok leżała potłuczona na podłodze. Westchnąłem tylko i zamknąłem okno. Wziąłem szufelkę i zmiotkę, zebrałem resztki lampki i wyrzuciłem do kosza. Byłem tak wyczerpany po całym dniu, że ledwo wszedłem z powrotem na górę do sypialni, a potem do łóżka. Ciepło pościeli było bardzo odprężające, całkowicie się zrelaksowałem. Dlatego też zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie mogłem zasnąć. Jak już mówiłem, zasypiałem natychmiast. Nigdy nie miałem problemów ze snem, zwłaszcza przy takim zmęczeniu i chęci snu. Co w takim razie nie dawało mi spać, jaki miałem problem?

Wtedy włosy na karku stanęły mi dęba i wzdłuż kręgosłupa przeszył mnie potworny dreszcz.

- Śpisz?

Wyszeptał cichy głos do mojego ucha. Zamarłem. Ktokolwiek to powiedział był tak blisko, że czułem na uchu jego ciepły oddech. Nie zareagowałem. Próbowałem najmocniej jak się da udawać, że śpię. Miałem nadzieję, że ktokolwiek to był, to zostawi mnie w spokoju. Po kilku minutach nie czułem już na sobie oddechu, ale wciąż nie miałem zamiaru się poruszyć. Nie chciałem, dopóki nie zobaczyłem wschodu słońca. Nigdy bardziej się nie cieszyłem na widok pierwszych promieni światła. Wyskoczyłem z łóżka, ubrałem się, wziąłem kluczyki od samochodu i wybiegłem z domu kątem oka ponownie zauważając stolik, na którym wcześniej stałą lampka. Pojechałem do mojego najlepszego przyjaciela i opowiedziałem mu, co się stało. Zapewniał mnie, że mogę zostać u niego na kilka dni, zadzwonił też na policję za mnie, gdy ja piłem kawę.

Policja mnie przesłuchała, jak to zwykle bywa, potem dałem im klucze od mojego domu, żeby mogli tam zajrzeć i wszystko sprawdzić. Wrócili tego samego wieczora zwrócić mi klucze i powiedzieli, że nie znaleźli ani śladu czyjejś obecności w domu. Niezbyt tym przekonany, a może tylko nadal zdenerwowany, zostałem u kolegi do końca tygodnia, do domu powróciłem w niedzielę. Kumpel zaoferował mi, że może u mnie zostać, ale odpowiedziałem, że to nie będzie konieczne i żeby się nie trudził. Ostrożnie sprawdziłem dom raz jeszcze, żeby się upewnić. Kiedy byłem już pewny, położyłem się do łóżka i zamknąłem oczy z nadzieją odpłynięcia w pierwszy, spokojny sen w tym tygodniu. Nagle poczułem ostry ból w boku. Sięgnąłem ręką sprawdzić co się dzieje. Było pełno krwi.

- Chyba jednak nie spałeś. - wyszeptał głos.


Tłumaczenie: Lestatt Gaara źródło

Autor: --- źródło
  • 12

#1019

Crunchy.
  • Postów: 7
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"Video#23"

Przy Route 40("highway" w USA, coś jak droga krajowa), znajdowała się posesja. Mała chatka, szopa, niezapisana w żadnym rejestrze stała tam dobre paręnaście lat. Położona na odludziu, więc nikogo nie interesowało jej pochodzenie, ani legalność. Kiedy jednak w okolicy miała powstać fabryka, a ziemia zmieniła właściciela, szybko postanowiono ją zlikwidować. Nie przejmowano się losem budynku, po prostu wydano nakaz wyburzenia.
Jeden z robotników najpierw sprawdził zawartość "posesji". W środku zbitej z desek chatki znajdowały się dwa pomieszczenia, a konkretniej jeden pokój i kantorek. W pokoju stała ława i dwa krzesła, wszystko było pokryte kurzem i pajęczynami. Nic innego, jak stara szopka. "Spiżarnia" znajdująca się obok sprawiała na początku podobne wrażenie. Jednakże zamiast jakichś mazideł, na półkach znajdowały się setki kaset wideo. Pracownik postanowił je zabezpieczyć i zabrał na policję. Chatka była mała i nie znajdowało się tam nic innego.
Kasety przedstawiały nic innego, jak nielegalną pornografię "domowej" produkcji. Były na nich zapisane sceny gwałtów, molestowania i znęcania się nad dziećmi i młodymi kobietami. Nagrań było kilkaset i zostały zabezpieczone przez specjalistów w tej dziedzinie. Śledztwo nie zostało rozwiązane, ale uwagę wszystkich przykuło jedno, konkretne nagranie, o numerze 23. Nieokreślone kształty i dźwięki powodowały mdłości i prowokowały wymioty u każdego, kto je oglądał. A warto zaznaczyć, że byli to ludzie wyszkoleni w tej dziedzinie i nic do tej pory nie było w stanie ich zaskoczyć.

Oglądacie na własną odpowiedzialność:


  • 5

#1020

LusiaB.
  • Postów: 9
  • Tematów: 1
Reputacja Żałośnie niska
Reputacja

Napisano

Możliwe, że cała ta opowieść jest tylko jedną z wielu pokręconych miejskich legend, jednak tutaj jest to naprawdę mało ważne, w tym wypadku mówimy o dziwnym zbiegu wydarzeń, który (mam nadzieję) doprowadzi Cię, raz jeszcze, drogi czytelniku do straszliwego wniosku, że horror nie ma granic, a żadne ograniczenia nie stoją mu na drodze...

Jak kameleon dostosowuje się on do obecnych czasów aby straszyć coraz to nowe pokolenia...

Zacznijmy więc od początku.

Znam wielu ludzi którzy przysięgają, że odwiedzili stronę o adresie blindmaiden.com, jeżeli masz zamiar udawać że rzeczywiście udało Ci się dostać na wspomnianą wcześniej stronę to prawdopodobnie nie masz o niej bladego pojęcia. Mówię to z racji tego, że nie ważne jak mocno byś się starał, Twoja przeglądarka nie pozwoli Ci na dostęp do witryny (coś w rodzaju "Cenzora"), dopóki nie spełnisz 3 warunków.

Sam w domu, spróbuj połączyć się z witryną dokładnie o północy. Co więcej musisz mieć pewność że ta konkretna noc to nów, a wszystkie światła w Twoim domu są zgaszone. To właśnie wtedy (i tylko wtedy) będziesz mieć dostęp do witryny. Twoim oczą ukażą się przerażające sceny, które w zupełności, bez zbędnych słów wytłumaczą hasło które znajduje się na niej "Przygotuj się na kompletnie przerażające doświadczenie, przygotuj się na prawdziwy koszmar".

Musisz zatrudnić wszystkie swoje pięć zmysłów aby nie kliknąć na przycisk "Akceptuj", nie ważne czy zrobisz to naumyślnie czy tylko przez przypadek... Ten błąd może kosztować Cię bardzo dużo...

Jeżeli jednak powstrzymasz się przed pokusą zaakceptowania, pokaz się zakończy a w nagrodę będziesz miał dostęp do całego archiwum użytkowników, którzy przybyli tutaj z ciekawości, lub po prostu z głupoty...

Jednak co się stanie gdy przyjmiesz "zaproszenie" ?

Krąży legenda o tym, że ku Twojemu zdumieniu i przerażeniu, na stronie wyświetli się obraz z kamerki internetowej. Niby nic dziwnego, lecz obraz ten będzie ukazywać wnętrze Twojego domu i cienistą postać, przechadzającą się po nim. Kiedy wreszcie ją spostrzeżesz, będziesz cicho modlić się w duchu, że to wszystko to tylko koszmarny sen z którego możesz się obudzić, ale nie obudzisz się, nie obudzisz się kiedy cień bezszelestnie będzie kierował się do Twojego pokoju, nie obudzisz się kiedy na ekranie pojawisz się Ty a za Twoimi plecami falować będzie przerażająca postać, nie będziesz mógł obudzić się nawet wtedy, kiedy wreszcie, przed śmiercią zobaczysz twarz kobiety, od której nazwana została cała strona, "Blind Maiden", tuż przed tym jak także i Tobie wyrwie oczy...
  • -4


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 4

0 użytkowników, 4 gości oraz 0 użytkowników anonimowych