Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1021

LusiaB.
  • Postów: 9
  • Tematów: 1
Reputacja Żałośnie niska
Reputacja

Napisano

Wieczór jak co dzień. Siedzisz przed komputerem, czytasz creepypasty. Jesteś sam w domu. Nagle słyszysz trzask. Wychodzisz z pokoju żeby sprawdzić co spadło. Nie widzisz przyczyny, więc wracasz do swojego pokoju. Nagle widzisz czarnego kota z maleńkimi jak szparki oczami. Już wiesz jaka była przyczyna hałasu. Uśmiechasz się. Znów słyszysz huk. Tym razem nie zwracasz na to uwagi i spokojnie kładziesz się do łóżka. Zasypiasz. Budzisz się bez przyczyny i sprawdzasz godzinę- 00:02. Kładziesz się i nie mogąc zasnąć myślisz o dzisiejszym dniu. O tym jak szef skrzyczał nową sekretarkę i jak twoja mama przewróciła się na schodach. Już masz zasnąć, gdy nagle zdajesz sobie sprawę, że nie masz kota.
  • -5

#1022

LusiaB.
  • Postów: 9
  • Tematów: 1
Reputacja Żałośnie niska
Reputacja

Napisano

Czy zastanawiałeś/aś się kiedyś co widzą dzieci? Może widzą więcej niż my?



KUZYNKA

Były wakacje. Ciocia z wujkiem wyjechali do znajomych na kilka dni i zostawili 4-letnią kuzynkę Kamilę pod moją opieką. Spała w moim łóżku, a ja na materacu obok. Obudziła mnie około 1 w nocy i powiedziała :
- On tu jest. Czuję to.
- Co? Kto tutaj jest? Nie gadaj głupot!- powiedziałam zdenerwowana że obudziła mnie w środku nocy.
- Jest tu! Szary pan! W szafie! - krzyknęła
Wstałam i otworzyłam szafę, by udowodnić jej, że nic tam nie ma. Były tylko swetry i inne ubrania. Powiedziałam jej "dobranoc" i utuliłam do snu. Sama poszłam do łazienki. Kiedy myłam ręce usłyszałam skrobanie w drzwi. Pomyślałam, że to Kamila robi sobie żarty, więc nie zwróciłam szczególnej uwagi. Nagle coś zapiszczało. Wybiegłam z łazienki i zobaczyłam kałużę w krwi w której leżała moja kuzynka. Obok niej leżał szary płaszcz. Zaczęłam płakać, nie pomyślałam żeby zadzwonić po karetkę. Tylko siedziałam i płakałam. Zerknęłam jeszcze w okno. Na ulicy zobaczyłam ciemną postać, która oddalała się w pośpiechu. Wciąż zadaję sobie pytanie- czy Kamila by żyła gdybym wyszła szybciej?
  • -3

#1023

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wieczór jak co dzień. Siedzisz przed komputerem, czytasz creepypasty. Jesteś sam w domu. Nagle słyszysz trzask. Wychodzisz z pokoju żeby sprawdzić co spadło. Nie widzisz przyczyny, więc wracasz do swojego pokoju. Nagle widzisz czarnego kota z maleńkimi jak szparki oczami. Już wiesz jaka była przyczyna hałasu. Uśmiechasz się. Znów słyszysz huk. Tym razem nie zwracasz na to uwagi i spokojnie kładziesz się do łóżka. Zasypiasz. Budzisz się bez przyczyny i sprawdzasz godzinę- 00:02. Kładziesz się i nie mogąc zasnąć myślisz o dzisiejszym dniu. O tym jak szef skrzyczał nową sekretarkę i jak twoja mama przewróciła się na schodach. Już masz zasnąć, gdy nagle zdajesz sobie sprawę, że nie masz kota.


Zrywasz się jak oparzony, czując jak każdy włosek na twoim ciele wibruje i pręży się, jakby chciał zaznaczyć swoją obecność. Nerwowo spoglądasz w kąt, w którym zobaczyłeś kota. Światła ulicznych latarni, wpadające przez okno pokoju nie docierają do niego, więc widzisz tylko czarną plamę. Zaraz... czy ona się rusza ?! "To niemożliwe" - próbujesz dodać sobie otuchy, wypowiadając te słowa półgłosem ale zamiast tego słyszysz tylko skrzekliwy szept, wydobywający się z twojej zaciśniętej strachem krtani i przywodzący na myśl obraz staruchy o pomarszczonej skórze, wykręconymi artretyzmem dłońmi, tłustymi kosmykami rzadkich włosów opinających czaszkę w kolorze pergaminu i cuchnącym oddechu. Wiesz, że nie jest ona tylko wytworem twojej wyobraźni i że zetknąłeś się z nią już kiedyś. Ale kiedy?!
I gdzie?!
To nie jest dobre wspomnienie, a w każdym razie nie powoduje ono, że stajesz się spokojniejszy. Próbując sobie nerwowo przypomnieć, gdzie i kiedy widziałeś tą pomarszczoną wiedźmę, jednocześnie wytrzeszczasz oczy, tak jakby to mogło pomóc w przeniknięciu mroku panującego w tej części pokoju. Nie, pomaga, a jedyny efekt to łzy napływające ci do oczu. Sprawiają, że obraz zaczyna drgać i teraz dałbyś sobie uciąć obie ręce, że w tym cholernym kącie rzeczywiście coś się rusza...
:roll:
  • 0



#1024

green4444.
  • Postów: 8
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Jeszcze raz powiesz cokolwiek.
Jeszcze jedno słowo.
Tylko spróbuj podejść.
Chcesz coś powiedzieć?
Powiedz, ale miej świadomość, że będzie to ostatnie słowo w twoim życiu.
Już nigdy więcej nie zobaczysz siebie w lustrze.
Nikt cię nie zobaczy.
A jeśli już komuś się to uda, to umrze razem z tobą.
W jednej chwili nadejdzie twój koniec.
Pewnie chciałbyś spytać, jak to uczynię?
Ale jeśli spytasz, to się do mnie odezwiesz.
A wtedy nie będziesz miał czasu na nawet najmniejszy ruch.
Nie będziesz miał czasu, by się dowiedzieć.
Będzie już za późno.
Sięgnę do twojej kuchni po nóż.
Wyjmę go z szafki i w czerwonych rękawiczkach wbiję ci go w serce.
Grymas i strach na twojej twarzy pozostaną zapisane na zawsze.
Ale nigdy nikt nie dowie się, skąd.
Tylko ja będę to wiedział.
A ty bezwładnie opadniesz na podłogę.
Nie pozostanie z ciebie już nic, tylko martwe ciało spoczywające na podłodze wokół ogromnej plamy krwi.
To twój koniec. Zniknie wszystko.
A ja będę patrzył z uśmiechem na twarzy, jak się męczysz. Będę słyszał twój ostatni oddech.
Odłożę zakrwawiony nóż do kuchni i zamknę w szafce na sztućce.
Bezszelestnie. Będę taki szczęśliwy.
Nikt nie będzie w stanie odebrać mi tej radości. Będę uśmiechał się, patrząc na twoje zwłoki.
Spełniłem swoją misję.
Otrzymałeś to, na co sobie zasłużyłeś przez całe życie.
Strach? Ostrzegałem, że nie warto mu ulegać.
Ale ty znowu nie posłuchałeś…
Znowu się boisz. Powiedz sobie, czy warto?
Nie warto, naprawdę….
Ale ty zawsze znajdziesz powód, bo się bać…
Choćby ten cichy szept za oknem…
Cichy szept… ty też to słyszałeś?
Powiedziałbyś sobie, że nie warto się bać.
Ale już za późno.
Już zdążyłeś usłyszeć. Już nie jesteś w stanie być tak odważny, jak wczesniej.
Szczerze? Zrobiłem to specjalnie.
Bo ja lubię, gdy się boisz.
Myślisz, że jesteś silny? Ja wiem o wszystkim.
Jeszcze niedawno nie byłeś.
Tak bardzo lubię nagradzać ludzi za ich słabą psychikę.
Możesz mi się sprzeciwić. Ja i tak wiem wszystko.
Powstrzymujesz strach.
Już się nie boisz.
Jednak trochę za późno na takie zachowanie…
Nie po to do ciebie przyszedłem, żeby teraz tak po prostu odejść…
Czekam na ciebie, nie chcesz otworzyć mi drzwi?
W takim razie to ja przyjdę do ciebie…
Jestem za drzwiami.
Dobrze mnie znasz…
Tak, to ja. Zapomniany przez ciebie już od dawna.
Bohater twoich największych koszmarów.
  • -1

#1025

LusiaB.
  • Postów: 9
  • Tematów: 1
Reputacja Żałośnie niska
Reputacja

Napisano

Moja kolejna pasta,mam nadzieję że nie będzie dużo łapek w dół :)

Siedziałam w kuchni i piłam herbatę. To była jedna z tych nocy kiedy nie umiałam zasnąć. Tym razem nie bez powodu. Podobno zmarł mi dziadek. Tym bardziej było mi smutno, bo to w moje urodziny. Przyczyny śmierci wciąż były niewiadome. Znaleziono go w lesie. Może zawał, może nie...Nagle usłyszałam huk z piwnicy i niewiadomo dlaczego, przezwyciężając strach zeszłam sprawdzić co to było. Weszłam, rozejrzałam się i nic nie widząc wróciłam do mojego pokoju. Wtem ni stąd, ni zowąd zgasło mi w pokoju światło. Trochę się wystraszyłam, ale stwierdziłam, że to korki. Poszłam spać. Obudził mnie dźwięk mojej sowy. Była to jedna z tych figurek zwierząt, które wydają dźwięk kiedy przejdziesz obok nich. Pomyślałam, że pewnie poruszyłam nogą. Obudziłam się rano. Wciąż myślałam o sytuacji z nocy. Przypomniało mi się, że sowa działa tylko wtedy, kiedy jest jasno. Na początku myślałam że to dziadek chciał złożyć mi życzenia i się pożegnać, ale okazało się, że dziadek żyje. Że to był tylko głupi żart dziadków , no bo w końcu urodziny miałam 1 kwietnia, czyli w Prima Aprilis. Z jednej strony świetnie, a z drugiej co było w moim pokoju ??? Następnej nocy znów nie umiałam spać, ale położyłam się do łóżka już o 22:30. Śniło mi się, że mój wujek zgolił wąsy, a kuzyn wziął mi psa. To był jeden z tych głupawych snów.Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Nie chciałam otwierać oczu, ale ciekawość zwyciężyła. Zobaczyłam zakapturzoną postać, która powiedziała "Już do ciebie idę, mam nadzieję że wyłączyłaś tą sowę? "
  • -12

#1026

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

KOT GRZYB - to mógłby być ciąg dalszy... :roll:

W sumie nie wiem jak to się stało, że tu jest.
Przyszedł sam, czy może to ja go tu przywlokłem? Ostatni miesiąc pamiętam jak przez mgłę - pogrzeb Jacoba i późniejszą zapaść Matyldy, całe to zamieszanie z lekarzami, rodziną i znajomymi.
Skąd, do cholery miałbym znaleźć w sobie siłę żeby jeszcze myśleć o tym jak w moim domu znalazł się ten czarny sk...wiel ?!
Ale jest.
Siedzi teraz na parapecie w kuchni i świdruje mnie tymi swoimi żółtymi ślepiami. Nie wiem o czym myśli i czy wogóle myśli ale patrzy na mnie, a ja wiem, że nie robi tego bezcelowo.
I dobrze. Niech się gapi.
Nie muszę się martwić o to czy Matylda go zobaczy. Od pogrzebu małego, praktycznie nie wyszła z sypialni. Nawet do toalety muszę ją wyprowadzać sam.
Nie wiem co jest gorsze. To puste spojrzenie, wlepione w ścianę naprzeciwko łóżka, kiedy przynoszę jej posiłek, czy cichy zwierzęcy skowyt, który słyszę czasem w nocy ze swojej kanapy w salonie.
Tak czy owak - o Matyldę nie muszę się martwić
A więc siedzimy w kuchni.
On i ja.
W sumie to nawet zabawne, bo wiem, że pomimo moich dolegliwości znalazłbym w sobie dość siły żeby skręcić mu kark i wątpię żeby zorientował się, co się dzieje.
A mimo to, tylko siedzę i patrzę.
Czekam.
Wiem, że to, co się stało z naszym synem, to nie jest jego wina. Nie do końca jego.
On jest tylko posłańcem.
To miasto pełne jest młodych małżeństw, a młode małżeństwa chcą mieć dzieci. Więc nie będziemy czekać długo...
W końcu ruszy do następnego domu, w którym rozlegnie się płacz małego chłopczyka, któremu przyjście na ten najpiękniejszy ze światów, będzie się wydawało zesłaniem, w porównaniu z przytulną ciemnością macicy jego matki.
Ale zanim to zrobi, będzie musiał spotkać się ze starą.
Bo to ona przekaże mu przesłanie, które będzie miał zanieść dla rodziców malca.
A wtedy - ja będę przy nim.
Kiedy o tym myślę, na mojej zarośniętej twarzy pojawia się grymas uśmiechu.
Taaak... Miło jest sobie wyobrazić, co zrobię z nią i z nim, kiedy przyjdzie czas...
Nie sądzę, żeby wtedy chichotała...
Więc muszę być cierpliwy...
I czekać.
  • 1



#1027

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Obudź się 2


Wiesz co to jest bateryjka BIOS-owa zwana też bateryjką płyty głównej?
Jeśli wiesz to idź do następnego akapitu. Ten poświęcony jest wytłumaczeniem dla laików:

Bateryjka BIOS-owa utrzymuje twój komputer w śnie. Sprawia że gdy tylko go włączysz on się budzi i wie jak ma działać jego procesor, karta graficzna itp. To coś jest odpowiedzialne by twój komputer żył. Ona za to odpowiada. To dość mocne uproszczenie i inni by się z tym nie zgodzili ale tak będzie najlepiej aby sens następnych akapitów do ciebie dotarł.

Jest rok 2944. I nie kłóć się ze mną. Jest 2944. Nie wiem który rok jest w twoim czasie ale u mnie jest 2944. I nie jest to wiadomość z przyszłości czy przeszłości. Po prostu z mojej i twojej teraźniejszości. Nie kłóć się! Czytaj uważnie to co piszę.

Nie jestem pewny ale na pewno większa część z tych co czytają to są z XXI wieku lub wyżej. Wiem że wtedy powstał film który nazywa się "Matrix" czy jakoś tak. Jeśli jesteś z XXI wieku lub wyższego włącz go i obejrzyj! To sama czysta prawda! Waszym życiem rządzą maszyny.

Zacznę od początku:
Ludzkość od XIX wieku szukała sposobu na nieśmiertelność, ewentualnie długowieczność. W 2130 roku odkryto małą elektrownie w mózgu.
Małą...Wykorzystano mózg sześciomiesięcznej dziewczynki by ten zasilał miasto liczące ponad trzy miliardy ludzi przez dziesięć lat. Dziewczynka leżała przez ten czas we śnie. Podawano jej dość dużą ilość środków nasennych by się nie obudziła.
Raz się obudziła. Spaliła wszystkie urządzenia w mieście.
Dla porównania testowi poddany został dziewięćdziesięcioośmioletni dziadek któremu lekarze dawali godzinę życia. Przez piętnaście minut wytworzył dość energii by zasilić miasta o łącznej populacji ponad miliarda osób.

Ziemia w tym czasie liczyła ponad osiemdziesiąt miliardów ludzi. Ogromne przeludnienie, głód i brak środków do życia. Nie udało się ludziom podbić kosmosu. Ani nawet zasiedlić okolicznych planet. Ludzie tam wariowali. Węgiel i energia atomowa nie były w stanie zaspokoić potrzeb energetycznych

Dlatego rząd postanowił wprowadzić radykalny plan. Zaczął porywać dzieci i wykorzystywać je jako darmowe źródła energii. Dzieci były zabierane przemocą z domów dziecka, z rodzin patologicznych, ze szpitali i z poprawczaków.

Jednocześnie uznano że skoro elektrownia w mózgu odpowiada za życie naukowcy wynaleźli i zbudowali specjalne gniazdo zasilające które umieszczano w mózgu. Nauczyli się wysysać energię z mózgu i ładować ją w bateryjkę, którą następnie wmontowywano w gniazdo.

Ludzie gdy czuli że już nadchodzi ich czas po prostu szli na zabieg na wymianę bateryjki. Ale ciało się dalej starzało. Miało się umysł i energię dwudziestolatka lecz ciało osiemdziesięciolatka

Zaczęto się udoskonalać. Wymieniano każdą część ciała na elektryczną, zasilano bateryjką która była w czaszce. W końcu ludzie przestali być ludźmi, lecz stali się robotami.
Ale nie wszyscy. Tylko bogacze którzy mieli dość pieniędzy by poddać się tym zabiegom.
Z czasem stawali się coraz liczniejsi. Coraz potężniejsi.

Jest rok 2944. Na świecie jest dwa miliony czterysta dwanaście tysięcy sto pięć robotów,siedemnaście miliardów kobiet i około dwóch tysiąca mężczyzn

Dlaczego ci to piszę?
Ano wiedz że roboty postanowiły się zabezpieczyć przed utratą zasilania.

Wyłapali wszystkich ludzi i uśpili ich. Używają was do reprodukcji. Dlatego tak mało jest mężczyzn a tak dużo kobiet. Mężczyznom zabiera się spermę, następnie zapładnia się nią kobiety które rodzą dzieci.
Te poddawane są selekcji. Połowa zostaje uśpiona i poddana procesowi dorastania by potem możliwa była dalsza reprodukcja. Drugiej połowie zamienia się mózgi na bateryjki i przechowuje w magazynie.
Potrzebne są. Jedna taka bateryjka starcza robotowi na dziesięć lat.

Człowiek gdy śni ma sny. Skontrolowali to u was. Żyjecie w własnym, odizolowanym świecie. Każdy kogo znacie jest tylko iluzją. Wytworem ich ludzi którzy się wami opiekują. Którzy stworzyli ten świat byście się nie przebudzili i nie wywołali rebelii. Wszyscy twoi znajomi to fikcja.

Wysyłam tą wiadomość do wszystkich! I do tych co śpią i do tych co są tylko symulacją komputerową

Jest tylko jedno wyjście! Musicie się obudzić! Niektórzy z was odkryli prawdę i się obudzili!
Wystarczy tylko że podejdziesz do swojej szafki na leki, weźmiesz wszystkie pigułki jakie tam są i zapijesz je alkoholem
Albo skoczysz z mostu lub wysokiego budynku
Obudź się!

autor: Sacredq
  • 4

#1028

Teloc.
  • Postów: 35
  • Tematów: 2
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pętla czasu
autor: Teloc (własnego autorstwa)


Czas. Kto o nim nie myśli? Czas jest najciekawszą, najtrudniejszą i najbardziej intrygującą zagadką z jaką się mierzył człowiek. Czym jest czas? Na ten temat jest mnóstwo rozwiązłych, encyklopedycznych definicji, sterty książek i raportów, tony modeli, miliony schematów, niezliczone ilości hipotez i więcej pytań niż odpowiedzi. Tysiące tęgich głów z całego świata wciąż próbuje sprowadzić czas do najprostszej postaci. Chcą go kontrolować. Czy masz pojęcie jaką potęgę daje władza nad czasem? W tym momencie światowe mocarstwa kontrolują gospodarkę na swoich kontynentach, mają w zasięgu ręki arsenał, którym można wysadzić pół planety w zaledwie parę minut, dysponują wiedzą, o jaką przeciętny człowiek nawet boi się zapytać. Sztaby naukowców, ludzi wciąż tworzących zaawansowane technologie. Systemy ostrzegania, tarcze antyrakietowe, zaawansowane podsłuchy i satelity szpiegowskie. Maszyneria, którą można inwigilować każdego mieszkańca Ziemi. Ale nad jednym wciąż nie mają władzy. Nie mają władzy nad czasem. Nikt go nie może przyśpieszyć, nikt go nie spowolni, nikt nie zatrzyma. I co najbardziej zaprząta ludzkie głowy od setek lat: NIKT go nie cofnie. Nikt nie może. Ale czy aby na pewno?

Czy wiesz ile znaczy jedna minuta? Dla większości mieszkańców globu to tylko umowna jednostka czasu. A czy wiesz jaka moc drzemie w jednej sekundzie? Nie widziałeś tego co ja. W jednej sekundzie na naszej nieskończonej linii czasu dzieje się tak wiele, że przeciętny człowiek nie jest w stanie nawet przeczytać liczby tych wydarzeń. Setki żyć - zakończonych i poczętych w jednej sekundzie. Miliony ludzkich pomyłek, które decydują o losach innych. Wyobrażasz sobie że, gdyby wymazać jedną sekundę z Twojego życia to mogłoby wyglądać ono zupełnie inaczej? Jedna sekunda może zmienić Twoje życie w sielankę. Może je też obrócić w piekło. Przez jedną sekundę możesz stracić wszystko co w życiu ważne. Tak jak ja. Jednak za bardzo przeciągam, a na to nie mam... czasu.

Nazywam się Michael. Jestem odpowiedzialny za śmierć mojej rodziny i przyjaciół. Nie, nie w tym sensie. Nikogo w życiu nie zabiłem, a ich bym nawet nie mógł skrzywdzić. Ale to ja ich zabiłem. Chcąc zmienić ich przeznaczenie i uchronić ich przed śmiercią sam ją spowodowałem. Paradoks. Mam nadzieję że rozumiesz. Opowiem Ci moją historię od samego początku.

Zaczął się kolejny tydzień, w ten poniedziałkowy poranek ja i moja rodzina jak zawsze siedzieliśmy przy śniadaniu. Elizabeth, moja żona przyrządziła swój specjał - niebywale pyszne naleśniki. Ja, ona i dwójka naszych dzieci, Josh i Samuel jedliśmy rozmawiając o ocenach moich potomnych. Za moment cała rodzina ubrała się do wyjścia. Na podjeździe przytuliłem dzieciaki i ucałowałem żonę, ona zabierała je do szkoły naszym samochodem, ja spieszyłem do pracy moim autem służbowym. Nie powiedziałem Ci jeszcze najważniejszego, nie wiesz jeszcze kim jestem. Jestem wojskowym naukowcem, ostatnim naszym projektem był... wehikuł czasu. Nie wiedzieliśmy czy działa, pozostały ostatnie testy. Wojsko USA chciało się wyposażyć w pojazd do podróży w czasie, wyobrażasz to sobie? A ja byłem odpowiedzialny za tę... tragedię. Miałem z tego powodu wyrzuty sumienia, stworzyłem coś, dzięki czemu Ameryka może podbić świat. Przynajmniej płacili dobrze. Teoretycznie nie powinienem Ci o tym mówić, bo to "tajemnica", ale i tak nie mam nic do stracenia. A poza tym zadbałem, by nikt więcej nie podróżował w czasie.

Dojechałem na miejsce, służby porządkowe wciąż zdrapywały samobójcę z chodnika. Masakra. Okazałem żołnierzowi przy wejściu przepustkę i wszedłem do kompleksu. Udałem się do windy, chcąc zjechać na sam dół - piętro -5. Tam było moje laboratorium, tam stał prototyp maszyny. Już miałem wsiadać, kiedy zadzwoniła komórka - zaprzyjaźniony sąsiad dzwonił. Postanowiłem odebrać. Żałuję do dziś.
-Mike, Michael, halo! - krzyczał wyraźnie przestraszony sąsiad.
-Hugh? Co się dzieje!?
-Mike, oni... Twoja rodzina... Boże, nie mogę... Twoja rodzina nie żyje! - powiedział z płaczem. Nie był człowiekiem skorym do żartów, więc na pewno by mnie nie okłamał.
-CO!? Hugh! Co się tam u licha dzieje!?
-Wypadek... Jakiś wariat wjechał w wasze auto, karetka zaraz tu będzie, ale... Oni wszyscy nie żyją!
Rozpłakałem się. Nic tego poranka nie zapowiadało śmierci mojej rodziny.
-Boże, jak to? Hugh... jak... - poczułem gulę w gardle.
-Jakiś szaleniec chciał ją wyprzedzić i spowodował wypadek... Boże... Mike... - zaczął płakać jak małe dziecko.
Rozłączyłem się. Nie mogłem tego wytrzymać. Płakałem. Normalny ojciec zaraz by przybiegł na miejsce, wsiadł do karetki i jechał z rodziną do szpitala. Ale nie ja. Zacisnąłem pięści i zjechałem do laboratorium. Czas zmienić przeznaczenie.

W laboratorium był już Sam, mój dobry przyjaciel i współpracownik.
-Sam, uruchamiamy wehikuł. - wyrzuciłem bezceremonialnie i zrzuciłem z siebie płaszcz.
-Co się stało? Znowu chcesz go włączyć? - znowu? Nie wiedziałem co Sam ma na myśli. Za chwilę jednak machnął ręką, tak jakby powiedział coś bardzo głupiego. Coś przede mną ukrywał.
-Potem Ci wyjaśnię. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Sam włączył wehikuł i spojrzał na mnie.
-Wiesz co robisz?
-Wiem.
-Mike, opanuj się, Greg nie żyje przez zabawy z tą maszyną! Nie rób tego, proszę.
Co za fala śmierci dzisiejszego dnia? Greg był trzecim naukowcem, to on odpowiadał za sprawy techniczne i działanie urządzenia. Mój przyjaciel... nie żył. Mam o czym porozmawiać z Chronosem, czas powstrzymać śmierć.
-Jestem w machinie czasu, coś poradzę. - powiedziałem sarkastycznie.
Założyłem kamizelkę, w niej drzemała cała moc urządzenia. To ona przenosiła w czasie. Załadowałem ją i wszedłem do niewielkiej, przezroczystej windy.
-Nie rób głupstw, Mike.
-Nie będę.
Winda ruszyła. To było tajne wejście do laboratorium, jak na tych wszystkich filmach. Winda wywiozła mnie na parking obok wieżowca. Tuż przed moim autem. Postanowiłem cofnąć czas. Na kamizelce wstukałem odpowiednie cyfry, które układały się w dzisiejszą datę. Kilkadziesiąt minut przed moim wyjściem z domu. Świat zawirował, biały blask oślepił mnie. Czułem się jakbym spadał. Znasz to uczucie kiedy śpisz? Za moment wszystko wróciło do normy. Wszystko było identyczne - oprócz daty. Na parkingu brakowało też mojego auta - czyli się udało. Właśnie podjechał Sam, wysiadł ze swojego samochodu i uśmiechnął się do mnie.
-Mike, tak wcześnie? Cześć!
-Tak, dzisiaj chcę zacząć wcześniej. Cześć Sam.
-Słuchaj... Mam złą wiadomość. - wiedziałem już o czym Sam myśli. - Greg umarł tej nocy w trakcie pracy nad...
Sam zrobił wielkie oczy. Spojrzał na mnie i zobaczył kamizelkę.
-Mike... Chyba nie chcesz...
-Sam, za kilkanaście minut zginie moja rodzina. Wiem, że mogę ich uratować! Zrobię to!
-Mike... - Sam zatrwożył się. - Dobra, masz tu moje auto. Powodzenia.
Dał mi kluczyki i zjechał windą do laboratorium, nie chcąc nawet myśleć na co przyzwolił.
Wsiadłem do auta i wyjechałem z budynku. Rozpędziłem się łamiąc wszelkie zakazy, muszę powstrzymać Elizabeth! Kiedy dojechałem przed dom mojego służbowego wozu już nie było - wyjechałem do pracy. Elizabeth oddalała się od podjazdu. Postanowiłem zajechać jej drogę. Zrozumiałem wszystko. Rozpędzone auto uderzyło z niebywałą siłą w samochód, który prowadziła moja żona. Wysiadłem z auta i podbiegłem do wozu z moją rodziną, jednak wybuch auta z dziećmi odrzucił mnie. Nie ma nawet takiej opcji, by przeżyły. Zacząłem płakać. Cofnąłem czas o kilka godzin, by zastanowić się co dalej. Była noc. Muszę zastanowić się co dalej i... Muszę uratować Grega! Na pieszo doszedłem do laboratorium. Okazałem przepustkę i wszedłem na parking, używając naszej "tajnej" windy. Zjechałem do laboratorium. Greg miał na siebie założoną kamizelkę i montował do niej ostatnie części. Wszędzie były poprzewracane butelki z wodą - to, ile Greg musi wypić by ostudzić pragnienie dziwiło mnie od zawsze. Zobaczył zjeżdżająca windę, odwrócił się strącając łokciem otwartą butelkę z wodą i krzyknął tylko przeciągle:
-NIEEEEEEEEEEEE!
Winda zatrzymała się. Jednak parę centymetrów za wcześnie. W szybie windy ktoś położył akumulator do kamizelki. Greg podbiegł i wyciągnął go tak mocno, że odskoczył metr do tyłu. Prosto na kałużę. Poślizgnął się i upuścił niezwykle czuły akumulator na zmoczoną posadzkę. Widziałem jego śmierć. Znów spowodowałem, że ktoś umiera. Greg został rażony prądem tak mocnym, że w przeciągu kilku sekund spalił się żywcem. Nie mogłem na to patrzeć. Przeniosłem się w czasie - tym razem do przodu. Nie mogłem już wytrzymać, płakałem jak dziecko. Przeniosłem się parę minut później od momentu, kiedy włączyłem kamizelkę na parkingu. Nie chciałem spotkać siebie cofającego się w czasie, ani siebie zjeżdżającego główną windą do pracy. Stałem w laboratorium, Sam znów się krzątał.
-Mike? - uśmiechnął się, widząc że żyję.
-To koniec Sam... Oni zginęli, bo stworzyliśmy tę machinę!
-O czym Ty... O cholera... - chyba wiedział o co chodzi. - Stworzyliśmy... Paradoks... O matko... - odjęło mu mowę.
-Trzeba to zniszczyć, nikt nie może podróżować w czasie! Moja rodzina i Greg zginęli, bo chciałem ich uratować!
-Zdejmuj to, masz rację. - powiedział stanowczo Sam.
Sam zaczął zbierać wszystkie szkice i projekty na jedną stertę, ja zrzuciłem kamizelkę i zacząłem na tej samej stercie stawiać akumulatory. Ze wszystkiego co miało związek z podróżami w czasie utworzyliśmy stos. Zrobiliśmy prowizoryczny lont, który miał wysadzić laboratorium w powietrze.
-Ja tu zostanę. - powiedział Sam. - dopilnuję by wszystko strawił ogień, ja już nie mam życia. Nie mogę żyć z tą świadomością...
-Dobrze... Żegnaj Sam - uścisnąłem go. - dla mnie to też koniec... Nie mam po co żyć...
Sam został w laboratorium, które za moment zmieni się w pył, ja udałem się windą na sam dach. Czas zakończyć żywot. Wyjąłem dyktafon z kieszeni, by opisać to, co mnie spotkało. Muszę się tym z kimś podzielić przed śmiercią. Usłyszałem huk na dole. Żegnaj Sam... Na mnie też czas...






Czas jest jak... nić na kołowrotku. Moja linia czasu, tak samo jak nić ciągle się przewijała, jednak dalej pozostawała jednolita. Prosta, nienaruszona, nietknięta. Ale ja z każdą jedną podróżą tworzyłem paradoks. Na naciągniętej nici pojawiały się supły, piękne włókna zaczynały się strzępić. Zrozumiałem to za późno. Z każdym paradoksem moja naprężona "nić" była coraz bardziej spaczona. Mogłem zmienić moje przeznaczenie, mogłem cofnąć czas. Mogłem uniknąć śmierci bliskich. Ale to ja sam zgotowałem sobie tragedię. Nikt nie będzie już więcej podróżować. "Kołowrotki" moich przyjaciół nie wytrzymały. Mimo że dokonałem tak wielu zmian nie zrobiłem tak naprawdę nic. Jestem tylko bliżej końca. Nawet przy użyciu maszyn, które mogą nas przenieść do dowolnego miejsca w czasie, człowiek nie ma żadnej władzy nad czasem. Mógłbym spróbować przechytrzyć czas. Mógłbym sprawić żeby to wszystko się nigdy nie wydarzyło. A raczej mogłem.


Niedługo i moja nić się przerwie.
  • 5

#1029

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

UWAGA OD TŁUMACZA: Po przeczytaniu tego tekstu granie w GTA San Andreas nigdy już nie będzie takie samo.

GTA San Andreas: Mity

GTA: San Andreas posiada masywny, otwarty świat stworzony przez Studio Rockstar. Ze względu na wielkość świata w grze, pogłoski o zjawiskach paranormalnych rozeszły się szybko. Niektóre zostały już udowodnione, choć wiele pozostaje niewyjaśnionych.

Back O Beyond

Większość tajemniczych zjawisk związanych z GTA: SA pojawiły się zza Back O Beyond, gęsto zalesionej okolicy. Prawdopodobieństwo spotkania dziwnych stworzeń i zjawisk osiągnęły szczyt zenitu po odkryciu samochodów widmo w lesie. Samochody te zjeżdżają w dół wzgórza bez kierowcy. Kiedy jednak popatrzymy naszą postacią na zejście wzgórza z gogli termicznych, w samochodzie jest widoczny ludzki kształt na siedzeniu kierowcy. Podobnie pogłoski o dziwnym murze, które głosiły, że gracze zostają teleportowani w inną część mapy, kiedy wjadą w niego za szybko, również okazały się być prawdziwe.

Gdybania na temat stworów podobnych do Wielkiej Stopy są wspólne dla graczy. Mówi się, że jest to istota szczególnie duża i o groźnym wyglądzie, chociaż graczowi z jej strony nic nie grozi. Czasami w lesie pojawia się także brązowy pies, który śledzi gracza przez cały czas, aż do następnego świtu. Czasami jest to brązowy koń, nie pies. Galopuje on między drzewami do następnego świtu. Na brzegu mętnego jeziora kilka osób zaobserwowało ciemne stworzenie podobne do niedźwiedzia. Jeśli zauważy ono naszą postać, będzie ją ścigać, aż w końcu zabije.

W lesie daje się słyszeć niewyjaśnione szepty,,dokładnie w miejscu, z którego najlepiej widać Mroczne Jezioro. Podobno niektórzy gracze słyszeli także krzyki. Źródło hałasów pozostaje nieznane.

Mt.Chilliad

Najwyższy szczyt w San Andreas to Mount Chilliad. Góra znana jest ze smutnej aury. Nic więc dziwnego, że rozmnożyły się o niej pogłoski.

Podobno na stokach Mt.Chilliad także można spotkać Wielką Stopę. Warto zauważyć, że przy podstawie Mt.Chilliad w błocie, widać ślady dużych stóp. Mówi się, że istota ta żyje w tunelu, w połowie drogi na górę.

Okropne dźwięki znane już z Back O Beyond można także usłyszeć w niektóre noce w kabinie na Mt.Chilliad. Jak tylko gracz opuści kabinę, krzyki ucichną.

W nocy na szczycie góry migocą dziwne światła. Jeśli gracz do nich podejdzie, wyrzucają go w powietrze. Są one uważane za UFO.

Pustynia

Zdecydowanie pustynia w San Andreas jest bohaterką najdziwniejszych opowieści.

Brązowy koń znany z Back O Beyond został również zaobserwowany na pustyni od strony Bone County w ciche noce. Koń znika z samego rana.

W radiu występują zakłócenia na pewnych obszarach pustyni. Czasami w tych rejonach można przełączyć się na całkiem inną stację radiową o nazwie ???. Gracze opisują wysłuchane na niej rzeczy jako szepczący głos mówiący o rzeczach z twarzy węża, które to węże spotkać można na tych obszarach.

UFO jest również powszechnie widywane na pustyni, zwykle w pobliżu ograniczonego obszaru, czyli niedaleko bazy wojskowej, gdzie prawdopodobnie przechowywani są kosmici. Niektórzy twierdzili, że nawet ukradli UFO wojskowej bazie.
  • 5

#1030

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

DŁUGA PRZERWA.

Kiedy pierwszy szwendacz wpadł do szkoły wraz z taflą szkła drzwi wejściowych, trwała właśnie przerwa między lekcjami.
Stałem przy oknie i znudzonym wzrokiem obserwowałem uczniów ganiających po korytarzu, kiedy to się zaczęło.
Nigdy nie lubiłem dyżurów na przerwach, chociaż tak naprawdę, gdyby ktoś zapytał, nie potrafiłbym wytłumaczyć dlaczego.
Po prostu nie lubiłem i już.
Tego dnia zgodziłem się na zastępstwo, o które poprosiła mnie Janet. Nie ukrywam, że liczyłem na jej wdzięczność, a przynajmniej życzliwsze zainteresowanie moją osobą, bo od miesiąca ukradkiem spoglądałem na jej krągłe biodra i nic na razie nie wskazywało na to, żebym zbliżył się do nich bardziej niż na odległość zdawkowego "Dzień dobry".
A zbliżyć się chciałem bardzo.
Swoją drogą od czasu, odkąd Janet pojawiła się w naszej szkole, zastanawiałem się jak to możliwe, żeby nauczycielka chemii wyglądała tak zjawiskowo jak ona. Do tej pory kojarzyły mi się one raczej z panną Person, która w zeszłym roku miała szczęście, jak się okazuje, udać się na zasłużony, wieczny spoczynek.
W końcu, lepiej chyba umrzeć we śnie, w swoim domu, niż zostać rozszarpanym przez sąsiada z tej samej ulicy.
Zanim ucichł brzęk tłuczonego szkła i zdumiony krzyk dzieciaków, zaskoczonych nagłym wtargnięciem napastnika, kątem oka zauważyłem, że to nie był dobry dzień dla woźnego Stevensa.
Rosły, ponad stukilogramowy Murzyn, który jako pierwszy zdecydował się zaglądnąć do naszego gimnazjum tego dnia, nie miał najmniejszych problemów z rozprawieniem się z 65-cio letnim inwalidą, któremu do emerytury zostało dokładnie dwa miesiące, a który miał nieszczęście, właśnie w tym momencie kierować się w kierunku wschodniego skrzydła z mopem i czerwonym wiaderkiem w ręce.
Jak sądzę, miał tam do wykonania jakąś ważną robotę, w stylu "utrzymajmy-tą-posadzkę-w-należytej-czystości-bo-za-to-nam płacą"
Wszystko trwało pewnie ok. minuty ale ja oglądałem to jakby na filmie w zwolnionym tempie.
Przynajmniej, w tym pierwszym momencie...
Pamiętam czerwone wiaderko, powoli toczące się w moim kierunku, dzieciaki w popłochu rozbiegające się na wszystkie strony, no i oczywiście wnętrzności biednego Stevensa (który kiedyś opowiadał mi jakie to uczucie, kiedy siedzisz w wietnamskiej dżungli, a wokół ciebie roi się od skośnookich skurczybyków, którzy tylko marzą o tym, żeby zrobić z ciebie potrawkę na obiad ) rozrzucone po dużej części korytarza.
A także jego samego, machającego rozpaczliwie rękami, kiedy łysa czaszka czarnego wielkoluda znikała raz za razem w jego brzuchu.
Potem akcja nabrała gwałtownego przyspieszenia.
W rozbitych drzwiach wejściowych pojawiło się nagle, nie wiedzieć skąd, kilkanaście postaci. Kobiety i mężczyźni, wszyscy raczej w średnim wieku, chociaż zauważyłem wśród nich drobną blondynkę wyglądającą na, co najwyżej 20 lat.
Zdaje się, że widziałem ją rano na parkingu przed szkołą kiedy to z entuzjazmem próbowała wcisnąć mi do ręki ulotkę Greenpeace. Chodziło chyba o ochronę wilków. Ulotkę wziąłem ale Bóg mi świadkiem, ratowanie wilków to nie było to, czym zamierzałem się przejmować tego wiosennego dnia.
Teraz na jej twarzy nie dostrzegłem już żadnych śladów porannego zaangażowania.
Inna sprawa, że duża jej część zniknęła, najprawdopodobniej na skutek kontaktu z czymś twardym i dużym i - zdaje się ostrym, a to co zostało, wykrzywione było w grymasie, który przywodził mi na myśl pysk wściekłego psa, a może nawet właśnie wilka, szarżującego z obnażonymi kłami na swoją zdobycz.
Dokładnie. Tak właśnie wyglądać mógłby jeden z tych wilków, które chciała ratować jeszcze trzy godziny temu...
To ona właśnie dopadła pierwszego dzieciaka.
Drobny blondynek w okularach, bodajże z pierwszej klasy, stał nieruchomo jak posąg, wytrzeszczonymi oczami patrząc na to, co robi z woźnym Stevensem pierwszy ze szwendaczy, a wokół niego, na świeżo wypolerowanej posadzce rosła plama moczu. Każdego innego dnia obsikane spodnie, spowodowałyby u małego pewnie niezłą traumę, a jego koledzy mieliby z niego używanie przez kilka następnych miesięcy ale tego dnia było to jego najmniejszym problemem.
Wolontariuszka Greenpeace dopadła go w mgnieniu oka i jeszcze szybciej wgryzła się w jego chudą szyję.
Zdecydowanie, plama moczu na spodniach chłopaka nie stanowiła tego dnia żadnego problemu. Patrząc, na to, co robi z jego szyją wściekle warcząca blondynka, nie sądziłem też żeby to się zmieniło w przyszłości.
W tym samym czasie korpulentna brunetka, zdaje się, że pracująca w pobliskim oddziale banku, rozprawiała się z dwiema dziewczynkami, które do tej pory rozpaczliwie tuliły się do siebie przy szafkach z przerażeniem obserwując to co działo się przy wejściu. Teraz, obie leżały już na posadzce, drgając konwulsyjnie we wciąż powiększającej się kałuży krwi, a kobieta niczym oszalałe zwierzę wgryzała się raz w jedną, raz w drugą, wyrywając potężne fragmenty ich drobnych ciał.
Na jej twarzy malowało się coś na kształt tępego zadowolenia. Wyglądało to tak...jakby...one jej... smakowały...
Reszta szwendaczy też nie próżnowała atakując z szaleńczym rykiem tych kilkanaścioro pozostałych jeszcze na korytarzu uczniów, którzy nie zdążyli uciec w momencie pierwszego ataku.
Różnica gabarytów, zwierzęca pasja, z którą zostały zaatakowane i stan przerażenia w jakim się znajdowały, sprawiający, że większość z nich stała po prostu jak skamieniała, zdecydowanie nie działały na korzyść dzieciaków.
Obserwowałem to wszystko, wciąż opierając się o parapet, chociaż w głowie ryczał do mnie jakiś głos, nakazujący ruszyć się i nie oglądając za siebie zwiewać gdzie nogi poniosą.
Jeszcze głośniej ryczeli szwendacze, a kakofonii chaosu dopełniał przeraźliwy pisk mordowanych dzieciaków.
Jednak ja wciąż stałem obserwując wydarzenia rozgrywające się na korytarzu.
Pamiętam, że ilekroć oglądałem filmy o zombie, zawsze zadawałem sobie pytanie "a co z dziećmi"? Na filmach pokazywano jak ginęli dorośli, młodzi czy starzy - bez znaczenia. Nigdy nie widziałem filmu (a widziałem ich na prawdę sporo), w którym ktoś zadałby sobie trud pokazania tego, co działo się w momencie wybuchu epidemii, dajmy na to w szkołach, przedszkolach, że o żłobkach nie wspomnę.
Patrząc na to, co robili z moimi uczniami szwendacze, uzmysłowiłem sobie, że chyba wiem jaka była tego przyczyna. Sądzę, że żadna wytwórnia filmowa nie pokusiłaby się o próbę pokazania tego na ekranie. Wątpię również, by znalazło się wielu chętnych, chcących to oglądać.
Zresztą w tym momencie, nie byłoby już i tak co pokazywać. W zasadzie wszystkie, z tych ok. dwudziestu dzieciaków, którym nie udało uciec w pierwszej chwili, stało się już łupem grupy, która wtargnęła do szkoły.
Ich zakrwawione i zmasakrowane szczątki walały się obecnie na korytarzu, stanowiąc makabryczny posiłek dla, przynajmniej dziesięciorga napastników. Od momentu ataku mogło minąć, co najwyżej kilka minut ale to wystarczyło, żeby jego pierwszą fazę móc uznać za zakończoną.
Jakimś cudem udało mi się oderwać od parapetu i stanąć chwiejnie ale w miarę prosto.
Wtedy dotarło do mnie kilka rzeczy.
Po pierwsze, na korytarzu było cicho. Tzn słyszałem mlaskanie, siorbanie i pomruki jakby... zadowolenia szwendaczy, którzy raczyli się tym co pozostało z ganiających jeszcze parę chwil temu po korytarzu, rozwrzeszczanych beztrosko dzieciaków, a w tle, gdzieś za moimi plecami, w drugiej części budynku (przeklęte wyjścia awaryjne), okrzyki przerażenia i nieludzkie wycie - ale poza tym, na korytarzu było cicho.
Po drugie, zorientowałem się, że w zasięgu mojego wzroku znajduje się niewielka tyko część tej grupy szwendaczy, która wdarła się do budynku.
Poczułem swój żołądek, który najwyraźniej miał ochotę wykonać jakąś karkołomną figurę w moim brzuchu i zorientowałem się, że z mojego ściśniętego przerażeniem gardła wydobywa się cichy świst.
Odwróciłem lekko głowę i kątem oka (podobno z medycznego punktu widzenia nie istnieje coś takiego jak "kąt oka"- w tej chwili mógłbym z tym twierdzeniem polemizować) dostrzegłem zarys trzech, może czterech sylwetek, które stojąc nieruchomo, zdawały się mnie czujnie obserwować. Ryzykując zerwanie napiętych jak postronki ścięgien na szyi, zmusiłem się do obrócenia głowy w tym kierunku i w tym momencie cichy świst zmienił się w gardłowy jęk, a mój żołądek wykonał już pełny obrót.
Stali tam we czwórkę.
Dwóch, na oko 40-sto latków, w roboczych drelichach, na których rozpoznałem logo firmy modernizującej kanalizację przy szkole, której furgonetka zablokowała mi dziś rano wjazd na parking, drobna szatynka w okularach, mniej więcej 150 cm wzrostu, w ubraniu wskazującym na to, że ostatnie 20 lat spędzała regularnie za biurkiem w jakiejś firmie brokerskiej i mężczyzna w sile wieku - dałbym mu 60-65 lat, w eleganckim tweedowym garniturze i śmiesznie przekrzywionym na prawie łysej czaszce kapelusiku, którego projektant z pewnością nie żył przynajmniej od dwóch dekad.
Stali jakieś trzy kroki ode mnie i z lekko przechylonymi głowami wpatrywali się w moją twarz z minami, które śmiało mógłbym określić jako zainteresowanie ale tylko wtedy gdybym nie widział ich pustych oczu, plam po krwi ściekającej im z ust, wyszczerzonych zębów i tego krwawego ochłapa na końcu smyczy, który jeszcze dziś rano był ulubionym terierem człowieka w tweedzie. Tak to oceniałem patrząc na kępki sierści oblepiającej sam ochłap ale również wykrzywione nieprzyjemnym grymasem usta mężczyzny.
I wtedy zdałem sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy.
Jedynym przedmiotem, którym mógłbym spróbować chociażby, bronić się przed nimi (próba ataku na nich jakoś nie zaprzątała mojej głowy w tej chwili), był dziennik klasy II, z którą lekcję miałem rozpocząć po tej właśnie przerwie, a który w tej chwili desperacko przyciskałem do unoszącej się w płytkich oddechach klatki piersiowej.
taaa...
- Nie ma to, tamto człowieku - pomyślałem - Nie mają z tobą szans...
Kiedy usłyszeli mój nerwowy, cichy chichot, drgnęli prawie jednocześnie i, jakby obudzeni z letargu, ruszyli w moją stronę.
Zacząłem chichotać jeszcze bardziej nerwowo i zdecydowanie głośniej.
Nigdy nie lubiłem dyżurów na przerwach ale teraz, gdyby znalazłby się ktoś, kogo by to zainteresowało (w zasięgu wzroku nie widziałem nikogo takiego), potrafiłbym to bez problemów uzasadnić.
  • 4



#1031

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Nie ufaj obcym

Czy dostałeś kiedyś e-maila od nieznajomego nadawcy, który ci coś proponował, lub gdzieś zapraszał? Jeśli nie, to dobrze. Jeśli jednak go dostaniesz, nie zastanawiaj się, tylko usuń go od razu, rozumiesz? Skasuj natychmiast! Opowiem ci moją historię, w której dostałem taki właśnie list. Wyciągnij jakieś wnioski, a może zaoszczędzisz sobie paru siwych włosów.

Ostatnio przeprowadziłem się z rodzicami na wieś, wcześniej mieszkaliśmy w małym mieście. Ucieszyło mnie to, gdyż mam nietypowe hobby. Uwielbiałem po prostu wyszukiwać starych, opuszczonych budynków w okolicy i eksplorować je z przyjaciółmi.
Tydzień po przeprowadzce zacząłem zgłębiać informacje na temat nowego miejsca zamieszkania. Szukałem w Internecie z ukrytą intencją znalezienia jakichś opuszczonych budowli niedaleko. Niestety, nic nie znalazłem.
Mniej więcej miesiąc po przeprowadzce zaprosiłem na kilka dni przyjaciół ze starego miasteczka. Gadaliśmy długo w moim pokoju, a kiedy się ściemniło zaczęliśmy szukać w sieci strasznych historii , jak to zawsze robiliśmy wieczorami. Powiedziałem chłopakom,
że sprawdzę tylko swojego e-maila, gdyż czekam na odpowiedź od koleżanki. Odpowiedzi
nie było, ale dostałem wiadomość od jakiegoś tajemniczego adresu. Brzmiała tak:

„Cześć! Nie znasz mnie, ale słyszałem, że lubisz zwiedzać stare, opuszczone miejscówki, co nie? To teraz uważaj: niedaleko Twojego domu jest taki wielki las, na pewno go kojarzysz. Zapuszczałeś się kiedyś w niego? Jeśli nie, to polecam! Przejdziesz jakieś ¾ kilometra
i skręcisz w prawo. Zobaczysz małą dróżkę prowadząca do opuszczonego domu.
Lokalna legenda głosi, że mieszkał tam kiedyś gajowy z żoną, ale pewnego dnia zniknęli i nikt
nie wie co się z nimi stało… Nikt tam chyba nie był, bo nikt nawet nie wie o tym miejscu.
Masz szanse być pierwszym, który to zobaczy. Daj znać jak wrócisz.”

Na początku przeżyliśmy szok. Totalnie nieznany nadawca przysyła mi taką dziwną wiadomość. Nie wiedzieliśmy co o tym myśleć. Po chwili jednak zafascynowaliśmy się listem. Stwierdziliśmy, że jutro koniecznie tam idziemy.
Następnego dnia po obiedzie wzięliśmy latarki, scyzoryki, różne pierdoły
i ruszyliśmy w trójkę według podanych instrukcji. Podnieceni i jednocześnie zestresowani. Oczywiście nie mówiąc nic rodzicom. Przy wejściu do lasu włączyłem jakąś smartfonową aplikacje, która mierzy przebyte metry.
Z każdym krokiem ekscytacja wzrastała. Po 750 metrach zaczęliśmy się rozglądać
i stwierdziliśmy, że chyba ktoś nas wrobił... Jednak dalej krążyliśmy i po dodatkowych
20 metrach wypatrzyłem po prawej stronie wąską dróżkę. W oddali majaczył jakiś dom,
ale zlewał się z drzewami. Ruszyliśmy niepewnie wzdłuż ledwo widocznej dogi, co kilka kroków oglądając się za siebie. W końcu sylwetka domu zaczęła robić się coraz wyraźniejsza.
Był to całkiem duży drewniany, 1 piętrowy dom plus strych i ewentualnie piwnica.
Drewno było stare, wypłowiałe i obdrapane, szyby były powybijane z okien, ale dom sprawiał wrażenie być w całkiem niezłym stanie. Drewniane drzwi pokryte z dwóch stron blachą były przymknięte. Małymi kroczkami ruszyliśmy niepewnie naprzód. Schodki zaskrzypiały
pod naszymi nogami, stanęliśmy na progu przed drzwiami. Popchnąłem mocno drzwi, ale nie chciały ruszyć się z miejsca, pewnie od dawna nikt ich nie otwierał. Adam i Kuba pomogli
mi je pchnąć i po chwili wpadliśmy do środka, upadając w salonie tego domu. Wrota się za nami zamknęły. Podnieśliśmy się otrzepując ubranie z kurzu. W domy panował półmrok, ale było dosyć jasno.
Rozglądając się, po chwili poczuliśmy niewyjaśniony smutek… Atmosfera panująca wewnątrz była przytłaczająca i dobitna, aż mi się łezka, czy dwie w oku zakręciły. Nie umiem tego wyjaśnić. Niektóre miejsca po prostu kryją w sobie emocje…
Rozdzieliliśmy się. Adam, poszedł sprawdzić łazienkę, Kuba dalej szwendał
się po salonie, ja badałem kuchnię. Niby nic ciekawego tam nie było. W rogu stała lodówka, obok niej kuchenka, zlew, przy innej ścianie stół z krzesłami, w oknie nie było szyby. Obracając się zobaczyłem wiszącą na ścianie czarną tabliczkę i kawałek kredy obok.
Na tabliczce było napisane słowo „Cześć!”. Napis wyglądał na bardzo stary i już prawie
się zmazał. Chcąc się rozluźnić chwyciłem kawałek kredy i napisałem pod spodem „Witaj!” . „Heh, co za absurd” - pomyślałem. Kroki chłopaków dodawały mi otuchy i nie bałem się aż tak bardzo. Poszedłem do lodówki, żeby sprawdzić, czy zachowała się jakaś żywność.
Usłyszałem wołanie Adama, mówił, że zaraz zmieniamy się pokojami. Chcąc szybko zająć salon odwróciłem się do wyjścia i stanąłem jak wryty. Otóż na tabliczce pojawił się trzeci napis: „Co słychać?” Przestraszyłem się nie na żarty. Poczułem skręcanie w dołku, a serce podskoczyło mi do gardła. „Boże, to nie może być prawda!” pomyślałem, szybkim krokiem zmierzając do przedpokoju, mijając tabliczkę starając się na nią nie patrzeć. Opowiedziałem to kumplom, ale mnie wyśmiali. Myśleli, że ich wkręcam. Chciałem uciekać, ale stwierdziłem, że bałbym się sam wracać, a oni za wszelką cenę chcieli zostać. Nie wiem, czy jakoś w głębi serca mi wierzyli, ale nie bawili się w odpisywanie tabliczce…
Pozostał nam do zwiedzenia strych. Nadal nie mogłem zapomnieć o tym co było
w kuchni. Czekałem co jeszcze się wydarzy.
Otworzyliśmy klapę w suficie i podstawiając starą drabinę weszliśmy na górę. Odruchowo zamknąłem za sobą pokrywę, wywracając drabinę. „Co za debil!” – usłyszałem
od razu.
Do pomieszczenia przez dziurę w dachu wpadał wielki snop światła, oświetlając środek pokoju. To było jedno, całkiem duże pomieszczenie. Rozejrzeliśmy się. Na ścianach wisiało kilka fotografii przedstawiających mężczyznę i kobietę. Stało tam również kilka mebli przykrytych prześcieradłem. W jednym z narożników stały miotła, stara maszyna do szycia,
w innym narożniku stało stare drewniane krzesło.
Idąc wzdłuż ściany świeciliśmy latarkami na stare zdjęcia. Nagle usłyszeliśmy
ni to kaszlnięcie, ni to chrząkanie. Znieruchomieliśmy. Poświeciliśmy latarkami na źródło dźwięku i w jednej chwili zaczęliśmy drzeć się wniebogłosy. Trząsłem się cały, a kolana zrobiły
się miękkie, omal nie upadłem.
W kącie pokoju, tak ciemnym, że dopiero po poświeceniu na niego można było zobaczyć siedzącą na krześle postać. Cofnęliśmy się szybko omal nie mdlejąc ze strachu.
Na starym drewnianym krześle, twarzą do ściany siedział półprzezroczysty, zgarbiony wielki, łysy mężczyzna w długim płaszczu, wyglądał jak duch. Przypominał faceta ze zdjęcia.
Na oparciu krzesła miał przewieszoną strzelbę. Odsunął się nieco w tył i powoli zaczął wstawać. Krzycząc i płacząc macaliśmy po podłodze szukając zamkniętej klapy. Postać się wyprostowała, powoli obracała się w naszą stronę. W końcu znaleźliśmy wyjście, drogę ucieczki. Kątem oka zobaczyłem twarz upiora. Przerażająca, zimna, cała w bliznach,
nie przypominała ludzkiej… Na nosie miał pęknięte okulary, a na skroni czarną dziurkę, zapewne od kuli.
Wyskoczyliśmy na dół i ruszyliśmy w stronę drzwi. Te znowu niechętnie
nas wypuściły, lecz kiedy ustąpiły wystrzeliliśmy stamtąd jak z procy. Poczułem jeszcze zimny oddech ducha na karku, kiedy przechodziłem przez próg. Włosy stanęły mi dęba,
a ja wyleciałem od razu prześcigając kolegów. Lecieliśmy przed siebie na łeb na szyję, bojąc odwrócić się za siebie.
Dotarłszy do domu zamknęliśmy się w moim pokoju, próbując się uspokoić i wyjaśnić sobie całą sytuacje. Wpadłem na pomysł odpisania tajemniczemu nadawcy. Włączyłem pocztę i zobaczyłem drugiego maila, od tego samego adresu, dosłownie minutę temu przyszedł, napisał: „Szybko się zmyliście. Wpadnijcie do mnie znowu… albo nie, to ja Was odwiedzę.”

autor: Wolin
  • 3

#1032

LusiaB.
  • Postów: 9
  • Tematów: 1
Reputacja Żałośnie niska
Reputacja

Napisano

Musisz mi zaufać. Dam ci radę, a ty musisz postąpić zgodnie z nią, nie zadając żadnych pytań. Musisz przestać czytać tą historię i przejść od razu do ostatniego akapitu. Zrób to, bez czytania treści pozostałych akapitów. Proszę... zaufaj mi.

To, co się stanie, jest tylko i wyłącznie twoją winą. Nie zdałeś testu, więc teraz znajdujesz się w niebezpieczeństwie. Nie napisałem tego z własnej woli. To Oni mnie do tego zmusili. Ja tylko trzymam palce na klawiaturze. To Oni piszą słowa, które teraz czytasz. Właśnie - słowa. Nie odrywaj od nich wzroku. Cokolwiek by się stało, nie odrywaj wzroku od tekstu. Napiszę ci, co musisz zrobić. Jeżeli nie postąpisz zgodnie z moimi poleceniami, zginiesz. A teraz słuchaj uważnie. Po pierwsze, musisz ominąć następny akapit. Pod żadnym pozorem nie możesz go przeczytać. Po prostu go zignoruj, i przejdź do następnego. Uwierz mi. To twoja jedyna szansa, żeby uniknąć cierpienia. Omiń następny akapit. Zrób to!

Zakazany akapit: Musiałeś to przeczytać, prawda? Oni wiedzieli, że to zrobisz. Teraz jest już za późno. Nic więcej nie możesz zrobić. Jeżeli są jacyś ludzie, których kochasz, zadzwoń do nich. Powiedz im to, co mówią swoim bliskim ludzie, którzy wiedzą, że są bliscy śmierci. Następnie przygotuj się. Od tej chwili pozostaniesz przy życiu tak długo, aż nie zaśniesz. Kiedy następnym razem wpadniesz w objęcia snu, już się z nich nie wydostaniesz. Oni cię obserwują. Słuchają twoich myśli. Czekają na ciebie. A kiedy zaśniesz, przyjdą po ciebie. Powinieneś mi zaufać wcześniej.

Jeżeli ominąłeś poprzedni akapit, postąpiłeś właściwie. Jednak twoje kłopoty nie dobiegły końca. Decydując się zaufać mi, dałeś sobie szansę, aby przeżyć. Oto, co musisz wiedzieć. Oni cię obserwują. Słuchają twoich myśli. Czekają, aż popełnisz błąd. A kiedy to zrobisz, przyjdą po ciebie. Żeby pozostać przy życiu musisz pobrać krew od kogoś, kogo kochasz. Musisz robić to każdego dnia. Wystarczy kropla, wypływająca z małej rany na palcu. To wszystko, czego oni chcą. To wszystko, czego potrzebują. Teraz są wewnątrz ciebie. I czekają. Jeżeli kiedyś, pomiędzy wstaniem rano, a położeniem się spać w nocy, nie pobierzesz krwi od ukochanej osoby, lepiej nie zasypiaj. W innym wypadku, już nigdy się nie obudzisz. Podążaj zgodnie z moją radą i nigdy, powtarzam - nigdy - nie czytaj zakazanego akapitu. Zaufaj mi.

Jeżeli posłuchałeś mnie przy czytaniu pierwszego akapitu i ominąłeś pozostałe, gratuluję. Pamiętaj, żeby nigdy nie czytać akapitów, które ominąłeś. Musisz mi zaufać. I proszę, życz mi szczęścia. Jestem tak zmęczony, tak śpiący...

PAMIĘĆ GENETYCZNA

Wiele klasycznych ikon horroru, np. ksenomorfy H.R. Gigera z serii filmów "Obcy", Piramidogłowy z gier z serii Silent Hill i inne przerażające potwory mają wspólne cechy. Blada skóra, ciemne, głęboko osadzone oczy, wydłużone twarze, ostre zęby itp. Te obrazy inspirowały horrory, nie bez powodu. Obrazy tych twarzy są wdrukowane w ludzki umysł.
Wiele rzeczy wywołuje u ludzi instynktowny strach. Strach jest naturalny, nie musi przeobrazić się od razu w wielkie przerażenie. Jest wiele strachów, pochodzą one z zamierzchłych, ciemnych czasów, kiedy błyskawica mogła spalić drzewo, na którym mieszkałeś, przetaczający się w oddali odgłos grzmotu mógł oznaczać uciekające w popłochu stado zwierząt, a w ciemności kryły się drapieżniki.
Pytanie, jaki musisz sobie zadać to:
Co takiego musiało się dziać wtedy, w tych zapomnianych epokach, przed początkiem historii, co sprawiło, że rodzaj ludzki odczuwa tak głęboki instynktowny strach przed bladymi istotami z głęboko osadzonymi oczami, ostrymi jak brzytwa zębami i wydłużonymi twarzami?
Uważaj.

OPASKA NA NADGARSTEK
Kiedy rodzisz się w szpitalu, na twoim nadgarstku umieszczana jest biała opaska z twoim imieniem. Ale istnieją też opaski w innych kolorach, które znaczą co innego. Czerwone opaski są zakładane na nadgarstki zmarłych.
Pewien chirurg pracował na nocnej zmianie w szpitalu uniwersyteckim. Właśnie skończył operację i wychodził z sali. Wszedł do windy, wewnątrz niej znajdowała się już jedna kobieta. Porozmawiał z nią przez chwilę, gdy winda zjeżdżała na dół. Nagle drzwi windy się otworzyły, kolejna kobieta chciała do niej wsiąść. Lekarz czym prędzej nacisnął przycisk zamykania drzwi i wybrał przycisk najwyższego piętra. Zaskoczona kobieta obruszyła się na lekarza i spytała, czemu nie pozwolił tej drugiej wsiąść.
- To była kobieta, którą właśnie operowałem. - odpowiedział - Nie przeżyła operacji. Nie widziałaś czerwonej opaski na jej nadgarstku?
Kobieta uśmiechnęła się, podniosła rękę i spytała:
- Taką jak ta?

NAPRAWDĘ WAŻNE WIADOMOŚCI
Kto odkrył istnienie życia po śmierci? Antonia Simone, wszyscy o niej słyszeli, ale o dokładnych okolicznościach jej odkrycia niewiele wiadomo. W 1992 jej młodszy brat Ricardo został ranny w wyniku działań wojennych, przez co został całkowicie sparaliżowany. Potrzebował respiratora, żeby żyć, porozumiewał się z innymi mrugając oczami. Antonia była wtedy informatykiem w Centrum Badań firmy Xerox w Palo Alto i zdecydowała stworzyć specjalne podłączane do komputera urządzenie odbiorcze, które wykrywałoby najsłabsze źródła energii. Studiowała metodę fotografowania aury metodą Kirliana i wierzyła, że pole elektromagnetyczne ludzkiego ciała może wpływać na urządzenia elektroniczne. Stworzyła urządzenie odbiorcze inne niż wszystkie do tej pory - nie była to klawiatura, mysz, ani nic tego typu. Było to proste, czarne pudełko.
Pani Simone całkowicie poświęciła się by stworzyć to urządzenie, urządzenie które miało pozwolić jej komunikować się ze swoim bratem. Z powodu porażki jej urządzenia, które miało pomóc także tysiącom innych podobnie dotkniętych ludzi, Antonia powiesiła się. Kiedy jej ciało zostało odnalezione kilka dni później na ekranie komputera wyświetlała się wiadomość: "Co tak długo? Mam naprawdę ważne wiadomości.".

OPIEKUNKA
Młoda para bardzo chciała wyjechać na swoje pierwsze wakacje odkąd urodziło im się dziecko, ale ciocia kobiety, która miała się nim zaopiekować spóźniała się o pół godziny. Młoda kobieta zadzwoniła do swojej ciotki żeby sprawdzić co się dzieje. Starsza kobieta przyznała, że zapomniała, przeprosiła i powiedziała że już jedzie.
Ciotka mieszkała tylko kilka kilometrów od domu więc para zdecydowała się opuścić dom przed jej przyjazdem, żeby zdążyć na samolot. Dwa tygodnie później kiedy wrócili odkryli, że dziecko ciągle siedzi na wysokim krześle na którym je zostawili, ale było martwe i opuchnięte, chodziły po nim muchy. Ciotka zginęła w wypadku samochodowym zaraz po wyjeździe z domu.
  • -7

#1033

wjd1990.
  • Postów: 24
  • Tematów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

STRACH PRZED BIELĄ

Pewnego dnia do szpitala psychiatrycznego przywieziono młodego człowieka. Bardzo bogaty, gdyż dorobił się szybko pracując za wysoką pensję w prestiżowej firmie na eksponowanym stanowisku. Mieszkał samotnie w apartamentowcu przy ulicy Eden Street. Wywiad środowiskowy, rozmowy z kolegami z pracy i rodziną nie wskazywały, aby miał on jakiekolwiek problemy psychiczne w przeszłości. Załamanie przyszło zupełnie niespodziewanie, z dnia na dzień. Po prostu któregoś dnia, po przyjściu do pracy rzucił się on na kolegę, który zdjął marynarkę i paradował po biurze w zwyczajnej białej koszuli. Dostał surową naganę od dyrektora wydziału i nakazano mu powstrzymać się od podobnych zachowań w przyszłości. Podobnie agresywnie zareagował zaledwie godzinę później na niosącego plik czystych kartek papieru asystenta. Z wściekłością wyrwał mu ryzę, popchnął na ścianę i gdyby nie interwencja kolegów prawdopodobnie rozbiłby mu głowę pochwyconą drukarką.
Lekarze badając go stwierdzili, iż panicznie boi się on bieli. Jedyne czego dowiedzieli się na temat jego nieprawdopodobnie rozwiniętej fobii było to, że tuż przed tymi napadami w pracy przybył on do mieszkania swojej matki, aby tam spać. Był śmiertelnie przerażony, ale nie chciał mówić o tym co spowodowało taki lęk. Twierdził nawet, że nie pamięta. Trauma spowodowała u niego amnezję.
Po przybyciu pacjenta na obserwację psychiatryczną stwierdzono, iż negatywnie reaguje on nawet na białka oczu i zbyt białe zęby. Do lekarzy przychodzących w białych kiltach także startował z pięściami. Stwierdzono, iż niezwłocznie należy stworzyć mu warunki pozbawione wszelkich przedmiotów w znienawidzonej przez niego barwie, aby załagodzić nieco stany lękowe i rozpocząć psychoterapię, może nawet dowiedzieć się co przyczyniło się do jego niezwykłego problemu.
Rozpoczęto więc potrzebne przygotowania. Pokój, w którym miał zamieszkać przemalowano na błękitno, dano mu granatową pościel. Zaklejono nawet okna czarną taśmą, gdyż były to białe plastiki. Lekarze przed przyjściem do mężczyzny przywdziewali z pewną niechęcią zielone, pielęgniarskie fartuchy. W końcu stan pacjenta poprawił się na tyle, iż umożliwiał on rozpoczęcie psychoterapii. W tym momencie do historii wkroczyłem ja.
Przyszedłem do tego groteskowo kolorowego i zupełnie nie białego pomieszczenia odziany oczywiście w strój pozbawiony jakiegokolwiek białego elementu(musiałem nawet zrezygnować z ubrania swojego ukochanego czarno-białego zegarka). Idiotycznym pomysłem wydawał mi się przymus noszenia przy pacjencie okularów przeciwsłonecznych, aby nie pokazywać mu białek oczu i obowiązkowa filiżanka mocnej kawy, aby zęby przybrały żółtawą barwę. Ale ostatecznie zgodziłem się. Na łóżku, skulony pośród różowawej pościeli, siedział pacjent. Chłopak w sile wieku, przystojny i choć poza twarzą widziałem tylko ramiona to muskularne bicepsy nieźle świadczyły o jego sylwetce. Jednym słowem mężczyzna sukcesu. Nawet mimo lat studiów i dokształcania się z dziedziny psychologii, dziwiło mnie niezwykle, iż taka osoba mogła doznać tak gwałtownego i głębokiego zaburzenia psychiki.
Po wielu tygodniach psychoterapii mężczyzna w końcu się otworzył. Tego dnia miałem bardzo napięty grafik dnia i nie zdążyłem wrócić do domu ubrać się odpowiednio dla pacjenta. Miałem na sobie białą koszulę wsadzoną w przewiewne, jasnobeżowe spodnie. Dlatego też lekarze ze szpitala wydali mi tymczasowo jakieś ciuchy należące do jednego z „pesjonariuszy” zakładu. (Mówili, żebym tylko ich nie poplamił bo będzie niezła afera). Pod koniec sesji, w której musiałem wysłuchiwać o jego zawodowych sukcesach, podbojach miłosnych i wakacjach w Bangkoku (szczerze mówią musiałem opanowywać szkodliwe w pracy terapeuty poczucie zazdrości wobec pacjenta) stoicka, pokerowa twarz mężczyzny nagle skrzywiła się w grymasie smutku i wybuchnął gwałtownie płaczem.
Opowiedział mi o mailu, który dostał dwa dni przed przyjściem do szpitala i tego samego dnia, w którym opuścił mieszkanie. Przyszedł on od nieznanego nadawcy, ale z adresu mailowego zarejestrowanego na domenie firmowej. W treści maila nie było nic. Załączono tylko jeden plik. Yourdeath.avi. Pokazywał on na początku twarz mężczyzny zmasakrowaną tak bardzo, że nie można było jej rozpoznać. Później kamera oddalała się. Stopniowo ukazywały się marmurowa, siwa podłoga, kawałek dębowego, ciemnobrązowego stołu i fragment białego materiału wyglądającego jak zasłona poplamiony krwią wiszący nad grafitowym dywanikiem. W pewnym momencie na filmiku z prawej strony obiektywu pojawiała się szara plama. Stawała się ona powoli ludzka ręką wystająca z białego rękawa z potężnymi, długimi jak u lwa szponami, z których ściekały krople krwi… Widok z kamery przekręcał się, ukazywał się tors istoty schowanej pod długą, śnieżnobiałą szatą, niemalże dojeżdżał na wysokość szyi… I wtedy obraz się zaciemniał.
- Co było takiego strasznego w tym filmiku? Brzmi jak fragment taniego, sztampowego horroru. – zdziwiłem się.
- To była MOJE mieszkanie i MOJE zwłoki. – odpowiedział pacjent– Dlatego nie mogę patrzeć na biały kolor. Wciąż kojarzy mi się z tą postacią w szacie.
Nie uwierzyłem w tą historię. Sądziłem, że chłopak miał wcześniej jakiś nieuświadomiony problem i obejrzenie filmiku spowodowało u niego załamanie nerwowe połączone z urojeniami przekształcającymi odbiór filmu, o którym opowiadał. Postanowiłem to sprawdzić i zupełnie zapominając o tym, że muszę oddać pożyczoną odzież wybiegłem ze szpitala. Telefonicznie uzyskałem od matki pacjenta zgodę na wejście do jego mieszkania w celu obejrzenia tego filmiku. Na wpół legalne działanie, wiem, ale wierzyłem, że jeśli uda mi się udowodnić pacjentowi, że ubzdurał sobie, iż filmik przedstawia jego mieszkanie i jego śmierć, to znacznie przyspieszą postępy w terapii. Matka chłopaka stwierdziła w rozmowie, iż mieszkanie było nowe i jego pierwszym i jedynym do tej pory nabywcą był obecny właściciel – mój pacjent. Nie mogło więc być mowy o tym, że bez jego wiedzy kręcono tu wcześniej jakieś filmy.
Udałem się do mieszkania. Od progu było widać, że jego mieszkańcem jest osoba zamożna. Marmurowa podłoga, wysokiej jakości meble, obok ogromnego telewizora w przeszklonym barku widać było rząd doskonałych whisky, ginów i koniaków. Jednym słowem – luksus. Na podłodze znajdował się grafitowy dywanik – zupełnie jak ten w opowieści chłopaka - rzeczywiście psychika spłatała mu porządnego figla. W kącie pomieszczenia stało biurko, na którym wciąż otwarty i wnioskując po przeciągłym szumie – włączony stał elegancki srebrzysty laptop.
Podszedłem do laptopa. Poruszyłem myszką. Ekran uruchomił się i oczom moim ukazało się czarne okno odtwarzacza z niebieskim przyciskiem Play na środku, u dołu ekranu. Z informacji na pasku postępu filmu zorientowałem się, że wideo jest niedługie – trwało około minuty. W lewym górnym rogu biały napis informował, iż otwarty właśnie plik nazywa się… Yourdeath.avi.
- Przynajmniej nie wyimaginował sobie samego pliku. – pomyślałem nieco zaniepokojony.
Drżącą nieco ręką nacisnąłem przycisk play. Ku mojemu przerażeniu od początku obraz pasował do opisu. Twarz zmasakrowana, przedstawiona tak realistycznie jakby działo się to naprawdę, ale nie można było mimo dużego zbliżenia rozpoznać jej rysów. Później pojawił się biały materiał dotykający ziemi. Spojrzałem pod siebie – kolor podłogi i wzór na kamieniu zgadzał się z tym na filmie. Im dalej oddalała się kamera tym lepiej widoczne stawało się odzienie denata i sylwetka mordercy. Zmarły był odziany w czarną koszulę z bardzo wąskim kołnierzykiem i jasnoniebieskie, wąskie jeansy. Obok jego głowy leżały czarne okulary. Zgodnie z opisem na sam koniec pojawił się zarys odrażającej dłoni ludzkiej, trupiobladej i z długimi, czarnymi szponami, z których spływały strużki krwi a potem obraz zaczął piąć się w górę wzdłuż białej szaty i nim dotarł do twarzy… ekran zrobił się szary.
W szkle pokrywającym monitor laptopa odbiła się moja sylwetka. Wtedy do mnie dotarło… miałem na sobie dokładnie taki strój jak na filmie. Lekarze pożyczyli mi ciuchy należące do pacjenta, który był właścicielem tego mieszkania.
Moją jedyną myślą w tym momencie było: „UCIEKAJ!”
Odwróciłem się a przede mną, zupełnie nie wiadomo skąd wyrosła postać w długiej białej szacie. Stała nieruchomo, z opuszczonymi ramionami i pochyloną, ukrytą pod kapturem głową. Wpatrywałem się w nią sparaliżowany ze strachu. Czułem jej zatęchły oddech przypominający zapach zgniłego mięsa. Zaczęła powoli podnosić pokrytą ohydnymi liszajami dłoń z długimi, zwierzęcymi pazurami…
To była ostatnia rzecz jaką kiedykolwiek ujrzałem…
  • 8

#1034

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Ohh, czy to Y?
(Ohh, is it Y?)

To jest historia, którą usłyszałem od mojego przyjaciela, Y.Dziadek Y zmarł dwa lata temu. Y bardzo kochał dziadka, a na pogrzebie płakał jak dziecko, nie troszcząc się o to, że inni ludzie patrzą.

Stało się to siódmego dnia po śmierci dziadka Y. Pogoda była burzliwa. Wiał straszliwy wiatr, a Y zapomniał z domu pieniędzy na autobus. Musiał więc wracać ze szkoły na piechotę.Mimo zaciętej walki z żywiołem, do domu dotarł około siódmej wieczór. Wyjął z torby klucze i otworzył drzwi.

Gdy tylko wkroczył do domu zauważył, że drzwi od jego pokoju stoją otworem. Światło, telewizor i grzejnik, jedyne źródło ciepła w jego pokoju, były włączone.

To musi być mama. Miała taki zwyczaj, że zawsze włączała grzejnik w pokoju Y, żeby ten miał ciepło po powrocie. Mój przyjaciel uśmiechnął się i zawołał do mamy radosnym głosem.

Ale o dziwo, nikt nie odpowiedział. Y rozejrzał się i zauważył, że przy drzwiach jest tylko jedna para butów ( Japończycy zostawiają buty przy drzwiach przed wejściem do domu ). Jego para. Ani mamy ani taty nie mogło być w domu. Wtedy Y przypomniał sobie, że wszyscy z jego rodziny uczestniczą w uroczystości żałobnej dziadka i wrócą późno do domu.

Więc kto tu był? Y bał się, że to włamywacz.

Mój przyjaciel ocknął się, na palcach podszedł do drzwi swojego pokoju i zajrzał do środka. W pokoju na fotelu siedziała jakaś postać zwrócona tyłem do drzwi. Kiedy Y zorientował się, że to jego dziadek, strach rozpłynął się w powietrzu. Y był strachliwym typem, który nigdy nie obejrzał sam horroru. Teraz, mimo że widział ducha, świadomość, jaki to duch, uspokajała go.

Łzy miłości i wdzięczności zalały mu oczy, gdy zdał sobie sprawę z tego, że jego dziadek kocha go tak bardzo, że odwiedza go nawet po śmierci. Dziadek zakaszlał kilka razy i niezdarnie podrapał się z tyłu głowy. -Dziadku... Gdy Y to powiedział, dziadek powoli wstał i odwrócił się. Teraz Y wyraźnie widział zamazane kontury jego ciała.

Twarz dziadka wyglądała jakby była pokryta czerwonym atramentem. Oh ... Oooh, Y. Czy to Y? - powiedział dziadek. Głos miał zwyczajny, ale jego intonacja była dziwna. Zbyt monotonna. Dziadek mówił z silnym akcentem, ale jego głos brzmiał sztucznie, jak gdyby był generowany komputerowo. Dziadek podszedł w kierunku Y. -Co ci jest, dziadku? - zapytał Y z rosnącym niepokojem, bo zachowanie staruszka było dziwne. Dziadek ponownie odchrząknął kilka razy i podrapał się w głowę.

-Dziadku, chciałeś wrócić do domu?" - zapytał Y, a wtedy dziadek spojrzał w sufit, jakby nad czymś myślał. Po chwili znów zapytał monotonnym głosem: Oh ... Oooh, Y. Czy to Y? Y zaczął się zastanawiać, czy to coś przed nim kiedykolwiek było jego dziadkiem. Staruszek wciąż wpatrywał się w sufit. Miał fioletowe palce, z których spływała czerwona ciecz tworząc kałużę na dywanie.. Ponadto, gdy Y przypatrzył się bliżej, zauważył, że ramię dziadka było przechylone pod nienaturalnym kątem, a długość barku i łokcia wydawała się być większa niż u normalnego człowieka. Y nie przypominał sobie, żeby jego dziadek kiedykolwiek tak wyglądał.

Może to było coś, co tylko udawało jego dziadka.

Y powoli zaczął wycofywać się z pokoju uważając, aby nie wywołać żadnych dźwięków. Pomimo, że coś przed nim wiąż patrzyło w sufit, Y zdawało się, że bacznie go obserwuje. Och nie, to patrzy na mnie - Y pomyślał Y, by po chwili zdać sobie sprawę z potworności sytuacji. Twarz postaci znajdowała się tuż obok jego twarzy. Natomiast ciało “stało” w tym samym miejscu co przedtem. Szyja “dziadka” była rozciągnięta jak gumka.

"Oh ... Oooh, Y. Czy Y?" - powiedziała postać wprost w jego twarz.
Y krzyknął.

Jak najszybciej wybiegł z mieszkania i pobiegł do najbliższego sklepu. Bał się być sam w domu. Wrócił dopiero po 21:00, gdy rodzice byli już w domu. Opowiedział im, co się stało, ale nie uwierzyli.

Tej nocy Y był zmuszony spać w swoim pokoju. Czuł się nieswojo. Ilekroć zamknął oczy bał się, że gdy znowu je otworzy, pojawi się przed nim ta upiorna twarz. Ale w końcu zmęczenie wzięło górę i zasnął.

Kiedy obudził się następnego ranka, czuł swędzenie na policzkach. Poszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Jego twarz była pokryta fioletowo-czerwoną cieczą.

Odtąd Y przestał spać w swoim pokoju.Nie był pewien czy udałoby mu się stamtąd uciec kolejny raz, gdyby to coś znów przyszło.


Do dziś Y nadal mówi , że to z pewnością nie był jego dziadek.
  • 5

#1035

LusiaB.
  • Postów: 9
  • Tematów: 1
Reputacja Żałośnie niska
Reputacja

Napisano

TA STRONA JEST GUPIA. WOGULE NIC TU SIĘ NIE DZieJE A WY JESTEŚCIE *** JACYŚ!!! STRASZNYCH OPOWIEŚCI WAM SIĘ ZACHCIAŁO! NO CHYBA NIE! DO KLATKI Z TAKIMI LUDZIAMI!

Dołączona grafika
Dołączona grafika
Dołączona grafika

edycja:
ultimate

  • -45


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 5

0 użytkowników, 5 gości oraz 0 użytkowników anonimowych