Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1036

Teloc.
  • Postów: 35
  • Tematów: 2
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Łowca snów
autor: Teloc (własnego autorstwa)

Część I: Lunatyk
Od zawsze strach był moim problemem. Nie chodzi tu o to, że można mnie było przestraszyć byle błahostką. Powiedziałbym nawet, że przestraszyć mnie było dość trudno. Nocne wycieczki po lasach, eksploracje opuszczonych domów, przebrani przyjaciele wyskakujący zza rogu - to mnie w ogóle nie ruszało. Zawsze lubiłem horrory, mógłbym je nawet określić moim ulubionym gatunkiem filmowym. Żaden jednak nie przeraził mnie dostatecznie. Problem zaczynał się kiedy komuś jakimś cudem udało się mnie nastraszyć. Wtedy potrafiłem najbliższy tydzień spać przy włączonym świetle lub nie spać w ogóle. Dość mocno przeżywałem takie rzeczy, ale chwilami...

Chwilami, w przypadkach szczytowego przerażenia działało to zupełnie w drugą stronę. Strach dodawał mi siły, był takim silnym kopniakiem na rozpęd. Trochę tak, jakbym się nim karmił. W takich sytuacjach zamiast siedzieć całą noc przy zapalonej lampce potrafiłem na moment zasnąć, by w środku nocy wyjść z domu. Chodzić samotnie po cmentarzach, zapuszczać się do patologicznych wręcz dzielnic, gdzie niebezpieczeństwo czekało na każdym kroku. Potrafiłem włamać się do jakiegoś opuszczonego domu i zwiedzić go dogłębnie, a szczególnie piwnice i strych. Dlaczego to robiłem? Nie wiem. Na pewno nie dla adrenaliny, gdyż takowej miałem pod dostatkiem po udanym "dowcipie". Znajomi mówili że pod wpływem szoku "coś mi się pieprzyło w głowie". Tak, to najnormalniejsze wytłumaczenie. Najbardziej mnie dziwiło to, co działo się po takiej nieprzespanej nocy. W ciągu nocy potrafiłem bez najmniejszego strachu czy zmęczenia robić rzeczy, których "na trzeźwo" bym nigdy nie zrobił. Rano jednak, wraz z pierwszymi promieniami słońca budziłem się w groteskowych pozach, nie pamiętając wiele z ostatniej nocy. Leżałem w przypadkowych miejscach mojego mieszkania, nie wiedząc nawet jak i kiedy się tam znalazłem. Coś jak gdybym w nocy zmieniał się w wilkołaka, albo pod postacią wampira wychodził na całonocne łowy. Rano wszystko wydawało mi się po prostu bardzo rzeczywistym snem, wydawało mi się że to mój mózg odreagowuje strach poprzez kreowanie zagadkowych wizji. I rzeczywiście, po czymś takim w ogóle nie czułem ciążącego na mnie strachu. W przekonaniu tym utwierdzał mnie fakt, że zawsze po takiej "sesji" byłem całkowicie wypoczęty, co raczej nie zdarza się ludziom, którzy całą noc chodzili po mieście. Jednak największym problemem było to, że przez okres kilku najbliższych dni nie byłem w stanie odróżnić snu od jawy. Bałem się iść z tym do psychiatry co wielokrotnie proponowali znajomi. Nie chciałem by faszerowano mnie lekami, które zrobią ze mnie warzywo, nie chciałem by ludzie patrzyli na mnie jak na czuba, który porywa i ćwiartuje dzieci, nie chciałem by na resztę życia zamknięto mnie w izolatce szpitala psychiatrycznego. Próbowałem różnych "suplementów diety ułatwiających zasypianie", całkowicie zrezygnowałem z kawy, przed snem piłem ciepłe mleko, próbowałem prawie wszystkiego. Jednak kiedy komuś udało się mnie nastraszyć to wszystko zawodziło. Ciekawa sprawa.

To był jeden z tych dni, a dokładniej jedna z tych nocy. Siedziałem po godzinach w biurze, szef zaoferował że jeśli wszystko skończę dziś, to przez najbliższy tydzień mam wolne i premię. Mój szef był naprawdę w porządku, zgodziłem się na tę ofertę i zostałem do późna w biurze. Siedziałem przed komputerem zapisując ostatni arkusz w Excelu, wszędzie w okół było ciemno. Całe pomieszczenie oświetlało tylko światło komputera w moim przedziale. Monitor rozświetlał egipskie ciemności jak porządnej klasy latarka. Przysypiałem. Oczy kleiły mi się, głowa podparta na ręce ciążyła coraz bardziej. Skończyłem. Zapisałem wszystko, wyłączyłem komputer i wziąłem kurtkę wiszącą na krześle do ręki. Wraz z wyłączeniem się monitora straciłem jedyne źródło światła. Byłem w biurze całkowicie sam. Zostali jedynie ochroniarze, którzy za moment rozpoczną patrol. W oddali widać było migające światło żarówki, które oświetlała drogę do wyjścia. Szedłem tam czując leciutki dreszczyk, kiedy coś wskoczyło na mnie wbijając się w moje plecy. Myślałem że serce wyskoczy mi nosem, a dusza wystrzeli z ciała jak z armaty. Spłynął po mnie zimny pot, a w jednej sekundzie świat zatrzymał się. Wszystko stanęło w miejscu. Czułem nieludzki dotyk na plecach, czułem czyjąś obecność. Pazury czegoś, co na pewno nie było człowiekiem wbiły mi się w ramiona. Czułem chłód bijący od tego czegoś, czułem zimny oddech. Stałem między boksami, po środku ciemnej hali. Wszystkie komputery wyłączone. Ani żywej duszy w pobliżu. Ogarnął mnie przeraźliwy strach. Mogłem krzyczeć, ale... czy to na pewno dobry pomysł?

C.D.N.
  • 10

#1037

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Opuszczony przez Disneya

Niektórzy z was mogli słyszeć, że Disney jest odpowiedzialny za przynajmniej jedno, "żywe" Miasto Duchów. Disney zbudował "Wyspę Skarbów", ośrodek w Baker's Bay na Bahamach. NIE BYŁ wymarłym miastem od początku! Statki wycieczkowe Disneya zatrzymywały się w ośrodku i zostawiały turystów, aby wypoczęli w luksusie. I to jest FAKT. Sprawdźcie to sami. Disney włożył tam $30,000,000 ... tak, trzydzieści milionów dolarów. A potem porzucili.

Disney obwiniał płycizny (zbyt płytko dla ich statków), a nawet padło oskarżenie w stronę grupy pracowników, mówili, że skoro mieszkają na Bahamach, to są zbyt leniwi, aby wypełniać swoje obowiązki. I tu kończy się znana wersja tej historii. Powodem nie był ani piasek, ani tym bardziej lenistwo pracowników. Obie to tylko wygodne wymówki. Szczerze wątpię, aby miało to jakikolwiek związek z prawdą.

Czemu nie kupuję oficjalnej wersji? Przez Pałac Mowgliego. Niedaleko plażowego miasta zwanego Szmaragdową Wyspą w Północnej Karolinie, Disney zaczął budowę "Pałacu Mowgliego" pod koniec lat 90'. Pomysł zakładał ośrodek stylizowany na dżunglę z ogromnym, tak, zgadliście, PAŁACEM w centrum tego wszystkiego. Jeśli nie wiecie kim jest Mowgli, to lepiej przypomnijcie sobie "Księgę Dżungli". To jedna ze starszych kreskówek Disneya. Mowgli jest porzuconym dzieckiem, wychowanym w dżungli przez zwierzęta i jednocześnie zastraszany/ścigany przez inne.
Pałac Mowgliego od początku był kontrowersyjnym przedsięwzięciem. Disney kupił ogromny, bardzo drogi teren pod budowę, wokół tych zakupów wybuchło kilka skandali. Lokalny rząd twierdził, że to "wspaniały obszar" na budowę domów dla ludzi, a potem zmienili zdanie i sprzedali wszystko Disneyowi. W pewnym momencie zburzono nawet dom, który dopiero co postawiono, bez wyjaśnienia. Ziemie zagarnięte przez rząd miały służyć budowie jakiejś fikcyjnej autostrady. Wiedząc już co się dzieje, ludzie zaczęli ją nazywać "Autostradą Myszki Miki".

Pojawiły się plany. Kilku cwaniaczków zarządu Disneya zwołało zebranie miejskie. Chcieli wmówić wszystkim, jak dochodowy to będzie projekt. Kiedy pokazali projekt, ten gigantyczny Indyjski Pałac... otoczony DŻUNGLĄ... z załogą składającą się z kobiet i mężczyzn w skórach, z plemiennymi narzędziami... cóż, wystarczy, że napiszę, że ludziom oczy wyszły z orbit. Mówimy o ogromnym Indyjskim Pałacu, Dżungli i skórach nie tylko w centrum dość bogatego regionu, ale także w jakiś sposób "ksenofobicznego", na południu USA. Była to dość sporna mieszanka.

Ktoś z tłumu chciał wejść na scenę, ale szybko wyniosła go ochrona, zdążył tylko połamać jedną z tablic na kolanie. Disney właściwie to samo zrobił z tą społecznością, złamał ją na kolanie. Domy zostały zrównane z ziemią, ziemia oczyszczona, i nikt nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia. Lokalna telewizja i gazety były przeciwko ośrodkowi od początku, ale jakieś chore powiązania marketingu Disneya z miejscowymi dały o sobie znać i wkrótce media zmieniły zdanie. W każdym razie, Wyspa Skarbów, Bahamy. Disney utopił w tym te miliony, a potem olał. To samo stało się z Pałacem Mowgliego. Ukończono jego budowę. Goście już nawet przebywali w ośrodku. Okolice były zalewane napływem turystów, co wzmagało napięcie i irytowało przyjezdnych.
I nagle wszystko się zatrzymało. Disney zamknął ośrodek i nikt nie wiedział co myśleć. Ale byli całkiem zadowoleni z tego powodu. Strata Disneya była całkiem zabawna dla ludzi, którzy nie chcieli tego od początku.

Szczerze mówiąc, to nie interesowałem się sprawą więcej, zamknęli to ponad dekadę temu. Mieszkam może ze cztery godziny drogi od Szmaragdowej Wyspy, więc tak naprawdę słyszałem tylko ploty i nie brałem ich na poważnie. I wtedy przeczytałem artykuł od kogoś, kto zwiedził Wyspę Skarbów i napisał o tym całego bloga, o wszystkich popierdolonych rzeczach, które tam znalazł. Rzeczy po prostu... zostawiono.
Wyposażenie roztrzaskane, powycierane, prawdopodobnie wszystko zniszczone przez rozgoryczonych pracowników, którzy stracili swoje posady. Całkiem prawdopodobne, że okoliczni mieszkańcu też brali w tym udział. Ludzie byli po prostu wściekli na Wyspę Skarbów tak, jak ci tutaj na Pałac Mowgliego.
Dodatkowo krążyły plotki, że Disney wypuścił wszystko ze swoich akwariów do pobliskich wód, gdy zamknęli ośrodek... wliczając rekiny. Kto nie chciałby na tym zarobić? Zmierzam do tego, że ten blog o Wyspie Skarbów dał mi do myślenia. Mimo, że wiele lat minęło od zamknięcia, pomyślałem, że może być fajnie trochę "pozwiedzać" Pałac Mowgliego. Zrobić kilka zdjęć, opisać swoje doświadczenia i pewnie wziąć coś ze sobą na pamiątkę. Nie powiem, żeby mi nie zależało, ale szczerze to zajęło mi rok, żeby się zebrać i tam pojechać. W ciągu tego roku, szukałem informacji o Pałacu... a raczej próbowałem znaleźć cokolwiek.
Oczywiście żadna oficjalna strona Disneya nie wspominała o tym ani słowem. Wszystko usunięto do cna. Co dziwi mnie jeszcze bardziej, nikt przede mną nie pomyślał o napisaniu bloga o pałacu albo wrzucić zdjęcia. Na żadnej ze stron lokalnej telewizji ani gazety nie było wzmianki o tym miejscu, ale można było się tego spodziewać, przecież byli za Disneyem. Przecież nie ośmieszaliby samych siebie, no nie? Ostatnio dowiedziałem się, że korporacje mogą poprosić Google, na przykład, o usunięcie linków z wyników wyszukiwania... w zasadzie bez powodu.
Więc to nie chodzi o to, że nikt nie mówił o ośrodku, ale o to, że ich wypowiedzi są "niedostępne". Ostatecznie ledwo znalazłem ośrodek. Wszystko, co miałem, to stara jak cholera mapa, którą dostałem pocztą w latach 90'. Była to broszura promocyjna wysyłana do ludzi, którzy odwiedzili Disney World, a biorąc pod uwagę, że byłem tam w latach 80', to zapewne była "bardzo aktualna". Nie miałem zamiaru na niej polegać. Po prostu leżała z książkami i komiksami z dzieciństwa. Przypomniałem sobie o niej kilka miesięcy po rozpoczęciu zbierania informacji, a potem kilka kolejnych tygodni, żeby ją znaleźć w schowkach rodziców. Ale ZNALAZŁEM ją.
Miejscowi nie pomogli, gdyż większość przeprowadziła się tu najwyżej parę lat temu... a ci starsi drwili ze mnie i robili niezbyt "ładne" gesty, gdy tylko mówiłem "Gdzie znajdę Pałac...". Dojazd prowadził mnie przez niezwykle długi korytarz przerośniętych roślin tropikalnych, które najwyraźniej zdziczały i rozrosły się po tym obszarze mieszając się z lokalnymi gatunkami. Próbowały "przejąć" teren.

Byłem pod wrażeniem, gdy dotarłem do bramy frontowej. Potężna, monolityczna drewniana brama, której podpory po obu stronach wyglądały, jakby był wycięte z gigantycznych sekwoi. Sama brama w kilku miejscach była podziurawiona przez dzięcioły i przeżarta przez insekty. Na bramie wisiała metalowa tabliczka, jakiś byle jak odcięty kawałek z napisem wykonanym ręcznie czarną farbą: "OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA". Od razu wiadomo, ze to robota dawnych mieszkańców lub pracowników, którzy chcieli w ten sposób wyrazić protest. Bramy były otwarte na tyle, aby dało się przez nie przejść, ale samochód się już nie zmieści.
Wziąłem aparat cyfrowy i mapę, na której tylnej okładce był plan ośrodka. W środku sytuacja z roślinami wyglądała tak, jak na zewnątrz. Drzewa palmowe były zaniedbane i stał poszarpane wśród swoich własnych kokosów. Banany tak samo, wokół pełno fermentujących owoców i owadów. Można to nazwać rodzajem konfliktu między porządkiem i chaosem, równo posadzone rzędy kwiatów i bylin, a z drugiej strony przerośnięte chwasty i śmierdzące, czarne grzyby.
Wszystko to, co zostało na zewnątrz, było zniszczone, gnijące drewno i kawałki bliżej nieokreślonych materiałów. To, co było najprawdopodobniej informacją turystyczną lub jakimś barem, teraz było kupą gruzu, zniszczone przez wandali, dobite kaprysami pogody. Jedną najbardziej interesujących rzeczy tutaj był posąg Baloo, przyjaznego niedźwiedzia z "Księgi Dżungli", który stał na czymś w rodzaju dziedzińca przed głównym budynkiem. Machał powitalnie w zasadzie do nikogo, patrząc w dal z zabawnym uśmiechem, szczerząc żeby, ptasie odchody pokrywały praktycznie całą powierzchnię jego "futra", natomiast na podstawie zadomowiły się winorośle.
Podszedłem bliżej głównego budynku - Pałacu - i zobaczyłem, że ściany pokryte są graffiti, a oryginalna farba się złuszczyła i odpadła. Drzwi wejściowe nie był po prostu otwarte, zostały wyjęte z zawiasów i ukradzione. Nad drzwiami, czy też nad tym, co nimi kiedyś było, ktoś ponownie namalował "OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA". Chciałem wam opowiedzieć o tych wszystkich wspaniałościach, które znalazłem w Pałacu. Zapomniane posągi, porzucone kasy, żyjące w tajemnicy społeczeństwo bezdomnych żebraków... ale nie. Wnętrze budynku było tak puste, że miało się wrażenie, że ludzie ukradli nawet gzymsy.
Wszystko, co było zbyt duże, by to ukraść... lady, biurka, wielkie sztuczne drzewa... leżały wśród tej wypełnionej echem komnaty, która wzmacniała wszystkie dźwięki, a każdy mój krok wydawał się być strzałem z karabinu. Sprawdziłem plan piętra, po czym zwiedziłem wszystkie lokacje godne uwagi. Kuchnia była taka, jak można sobie wyobrażać... przemysłowa "linia produkcyjna" ze wszystkimi bajerami, nie oszczędzano na tym. Każda szklana powierzchnia była stłuczona, każde drzwi zdjęte z zawiasów, każda metalowa powierzchnia pognieciona i skopana. Całe to miejsce śmierdziało, jak stare szczyny. Wielka zamrażarka, teraz ani trochę niefunkcjonująca, miała rzędy pustych półek. Haki zwisały z sufitu, zapewne służyły do zawieszania mięsa.

Przystanąłem na chwilę, bo zauważyłem, że one się bujają. Poruszały się losowo, a ich ruchy był tak wolne i małe, że praktycznie niemożliwe do zauważenia. Stwierdziłem, że to przez dźwięk moich kroków odbijający się od ścian, więc zatrzymałem jeden z nich ręką, po czym ostrożnie puściłem, ale po chwili znów zaczął się bujać. Łazienki nie był w lepszym stanie, niż reszta. Tak, jak na Wyspie Skarbów, ktoś celowo rozwalił całe ceramiczne wyposażenie kokosami i innymi przyborami.
Na podłodze był jakiś centymetr zatęchłej, zjełczałej wody, wiec szybko stamtąd się oddaliłem. Dziwne było to, że wszystkie zlewy, muszle klozetowe (i bidety w łazienkach dla pań, tak, tam też poszedłem) kapały, ciekły, lub po prosty woda swobodnie z nich leciała. Logicznym było dla mnie że powinni odłączyć wodę już daaawno temu.
W ośrodku było bardzo dużo pomieszczeń, ale oczywiście nie miałem czasu zajrzeć do wszystkich. Tych kilka, do których zajrzałem, było równie zdemolowanych co reszta i nie spodziewałem się znaleźć tam czegokolwiek. Myślałem, że w jednym z pomieszczeń jest radio lub telewizor, bo wydawało mi się, że słyszę stamtąd jakąś rozmowę. Brzmiało jak szept, ale to pewnie mój oddech odbijający się echem albo znowu płynąca gdzieś woda, a mój umysł płatał mi figle. W każdym razie wydawało mi się, że słyszę coś takiego:
- No nie wierzę. - (krótka, niezrozumiała odpowiedź)
- Nie wiedziałem o tym, nie wiedziałem.
- Twój ojciec ci powiedział. - (niezrozumiała odpowiedź lub płacz)
Wiem, wiem, że to brzmi niedorzecznie. Tylko mówię, czego doświadczyłem, dlaczego pomyślałem, że coś się tam może dziać albo co gorsza, kilku włóczęgów się tam zaszyło i pewnie by mnie zadźgali. Znów przy drzwiach wejściowych Pałacu zdałem sobie sprawę, że nie znalazłem nic wartego uwagi i tylko zmarnowałem czas.
Gdy spojrzałem przez drzwi zauważyłem coś interesującego na dziedzińcu, co musiałem wcześniej przegapić. Coś, co było warte całego zachodu, nawet jeśli zrobiłbym tylko zdjęcie. Był tam bardzo realistyczny posąg pytona, długi na jakieś 25 metrów, "wijący" się wokół piedestału niedaleko centrum dziedzińca. Słońce już zaczynało zachodzić, więc światło padało na niego wprost idealnie, aby zrobić dobre zdjęcie. Podszedłem do pytona i strzeliłem fotkę. Stanąłem na palcach i zrobiłem następną. Podszedłem bliżej, żeby uchwycić szczegóły jego pyska. Powoli, jak gdyby nigdy nic, pyton uniósł głowę, spojrzał mi prosto w oczy, odwrócił się i ześliznął się z piedestału w trawę, w stronę drzew. Cały 25-metrowy wąż. Jego głowa dawno zniknęła w lesie zanim ogon w ogóle opuścił piedestał.
Disney wypuścił wszystkie ich egzotyczne zwierzęta na wolność. Na planie zauważyłem "Reptilarium". Powinienem wiedzieć. Czytałem o rekinach na Wyspie Skarbów, i powinienem wiedzieć, że tutaj zrobią tak samo. Oniemiał, całkiem zgłupiałem. Chyba długo stałem z rozdziawionymi ustami zanim się ogarnąłem i wróciłem na Ziemię.

Mrugnąłem kilka razy i odsunąłem się od miejsca, gdzie był wąż, w stronę Pałacu. Nawet mimo faktu, że go już tu nie było, nie miałem ochoty ryzykować i wróciłem do Pałacu. Wziąłem kilka głębokich oddechów, wymierzyłem sobie kilka "liści" na otrzeźwienie. Rozejrzałem się za jakimś miejscem, gdzie mogę usiąść, bo moje nogi zachowywały się, jakby były z galarety. Oczywiście, że nie było gdzie usiąść. No chyba, że na dywanie z rozpitego szkła i liści albo na biurku, które pewnie zaraz by się załamało. Widziałem schody niedaleko głównego korytarza Pałacu, więc zdecydowałem się usiąść na nich i poczekać, aż poczuję się lepiej.
Schody był dość daleko od frontu budynku, więc były dość czyste, w zasadzie zbierały tylko kurz. Zdjąłem metalową tablicę ze ściany, znów z napisem "OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA", do którego już zdążyłem przywyknąć. Położyłem ją na schodach i usiadłem na niej, żeby się zbytnio nie pobrudzić. Schody prowadził w dół, do piwnicy. Używając lampy aparatu, jako improwizowanej latarki, zdołałem dostrzec, że schody kończyły się metalowymi drzwiami zamkniętymi na kłódkę.
Znak na drzwiach... taki prawdziwy znak... "TYLKO MASKOTKI! DZIĘKUJĘ!". Zebrałem się w sobie, z dwóch powodów. Po pierwsze, miejsce "tylko dla maskotek" z pewnością zawierało coś interesującego... Po drugie, kłódka była na swoim miejscu. Nikt tam nie wchodził. Ani wandale, ani rabusie, nikt. Było to jedyne miejsce, które mogłem naprawdę "zwiedzić" i znaleźć coś wartego sfotografowania "pożyczenia". Przybyłem do Pałacu zgadzając się ze sobą, że wzięcie czegoś stąd nie będzie niczym złym, bo przecież to miejsce jest opuszczone.
Sforsowanie kłódki nie zajęło mi dużo czasu. Chociaż nie. Nie zajęło dużo czasu oderwanie metalowej płytki, do której kłódka była przyczepiona. Czas i rdza zrobiły swoje, udało mi się odgiąć płytkę i wyrwać śruby ze ściany - widocznie nikt wcześniej o tym nie pomyślał albo nie był w stanie tego zrobić. Miejsce "tylko dla maskotek" było zaskakującą i bardzo miłą odmianą w porównaniu do tego, co już widziałem.
Po pierwsze, co druga lub co trzecia lampa jarzeniowa jeszcze działała, nawet jeśli migała i gasła co chwilę.
Po drugie, niczego nie ukradziono albo zniszczono, chociaż czas już zrobił swoje. Na stołach był notatniki i długopisy, były też zegary... nawet zegar czasu pracy pełny podbitych kart pracowników. Krzesła stały porozrzucane po pokoju. Był nawet pokój wypoczynkowy ze starym, zamocowanym na stałe telewizorem i już dawno spleśniałe jedzenie i napoje na półkach. Było jak w jakimś post-apokaliptycznym filmie, gdzie wszystko zachowało się w stanie sprzed ewakuacji.
Gdy tak chodziłem krętymi korytarzami miejsca "tylko dla maskotek", widoki stawały się coraz bardziej interesujące. Biurka i stoły były powywracane, kartki papieru porozrzucane i prawie przyrośnięte do brudnej podłogi, a pleśń już prawie całkiem zasłaniała czerwoną wykładzinę. Wszystko wydawało się "kruche". Cokolwiek z drewna rozpadało się, gdy przyłożyłem nawet niewielką ilość siły, ubrania wiszące na wieszakach w jednym z pomieszczeń po prostu się rozpruwały, gdy tylko je dotknąłem. Najbardziej denerwowało mnie to, że światło było coraz rzadsze, a coraz mniej lamp działało im dalej zagłębiałem się w wilgotne, ciemne korytarze tego miejsca.
W końcu dotarłem do drzwi w czarno-żółte paski z napisem "PRZYGOTOWANIE POSTACI 1". Drzwi nie były otwarte. Wywnioskowałem, że pewnie tutaj trzymali kostiumy i zdecydowanie chciałem mieć zdjęcie tego cuchnącego burdelu. Jakbym się nie starał, drzwi stały nieruchomo. Tak było dopóki się nie poddałem i nie zacząłem wracać. Usłyszałem ciche kliknięcie, a drzwi otworzyły się powoli z piskiem.
W środku było kompletnie ciemno. Czarno. Użyłem lampy aparatu, żeby poszukać włącznika światła przy drzwiach, ale nie było tam nic. Kontynuowałem poszukiwania, moje podekscytowanie zniszczyło głośnie elektryczne brzęczenie. Rzędy świateł nade mną nagle się zapaliły, migocząc jak wszystkie inne, które minąłem. Chwile potrwało, zanim moje oczy się przyzwyczaiły i wyglądało na to, że światło będzie coraz jaśniejsze, aż eksplodują świetlówki... ale właśnie, kiedy myślałem, że osiągną najjaśniejsze stadium, światła lekko przygasły i się ustatkowały.
Pokój był taki, jak sobie wyobraziłem. Różne kostiumy Disneya wisiały na ścianach, tak upchane i nagromadzone, że wyglądały jak rysunkowe zwłoki zwisające z niewidzialnej pętli. Było pełno strojów skórzanych i innych "lokalnych" na wieszakach z tyłu. To, co wydało mi się dziwne i co chciałem od razu sfotografować, to kostium Myszki Miki na środku pokoju. W przeciwieństwie do innych przebrań, leżał na podłodze na plecach, jak ofiara morderstwa. Futro na stroju było przegniłe i liniało, tworząc "łyse" łaty. Jeszcze dziwniejsza była kolorystyka kostiumu. Wyglądała, jak negatyw oryginalnej Myszki Miki. Czarny w miejscu białego i biały w miejscu czarnego. Czerwone elementy jego stroju były niebieskawe.
Widok był na tyle odpychający, że zostawiłem robienie zdjęć na sam koniec. Zrobiłem zdjęcie kostiumów wiszących na ścianie. Od góry, od dołu, z boku, aby pokazać wszystkie te wstrętne, rysunkowe twarze, niektórym brakowało plastikowych oczu. Wtedy postanowiłem upozorować scenę. Położyć jedną z tych przemoczonych głów na śliskiej, brudnej podłodze. Sięgnąłem po głowę kostiumu Kaczora Donalda i ostrożnie ją zdjąłem, żeby mi się czasem nie rozpadła w rękach. Spojrzałem na wielkooką twarz butwiejącej głowy, usłyszałem głośne stuknięcie i aż podskoczyłem przestraszony.

Spojrzałem w dół na swoje stopy, między nimi była ludzka czaszka. Wypadła z głowy maskotki i roztrzaskała się koło moich butów; została tylko pusta twarz i żuchwa, patrzyły na mnie. Rzuciłem natychmiast głowę Kaczora, i jak się pewnie spodziewaliście, udałem się w stronę drzwi. Stanąłem w drzwiach i spojrzałem jeszcze raz na czaszkę na podłodze.

Muszę zrobić zdjęcie.
MUSZĘ, z jakiegokolwiek, nawet śmiesznego powodu.
Muszę mieć dowód tego, co się stało, zwłaszcza, że Disney jakoś się wywinął.

Nie miałem wątpliwości, od samego początku, że nawet jeśli to było karygodne zaniedbanie, to Disney był za to ODPOWIEDZIALNY.

Wtedy Miki, jego negatyw, przeciwieństwo Mikiego na środku podłogi, zaczął się podnosić. Najpierw usiadł, potem wstał, kostium Myszki Miki... lub cokolwiek w nim było, stało w centrum pomieszczenia, jego sztuczna twarz była wpatrzona prosto we mnie, ja tylko mamrotałem w kółko "Nie...nie...nie...nie..." Z roztrzęsionymi dłońmi, sercem, które prawie wyrywało się z klatki piersiowej i nogami, które znów miałem jak z waty, uniosłem aparat i wycelowałem obiektyw w to stworzenie, które teraz tylko na mnie patrzyło. Wyświetlacz aparatu pokazał tylko martwe piksele w miejscu, gdzie stała ta kreatura. Dokładna sylwetka kostiumu Myszki Miki. Aparat trząsł mi się w rękach rozmazując martwe piksele, mącąc kontury Mikiego na wyświetlaczu. Nagle aparat padł. Był... popsuty. Znów spojrzałem na kostium Myszki Miki.
- Hej - powiedział cichym, perwersyjnym, ale idealnie odwzorowanym głosem Myszki Miki - Chcesz, żebym zdjął głowę?
Zaczęło ściągać swoją głowę, swoimi niezdarnymi, zakutymi w rękawiczki palcami, zaczynając od szyi, szarpiącymi, niecierpliwymi ruchami podobnymi do ruchów rannego człowieka próbującego wydostać się ze szczęk drapieżnika... Po jego karku zaczęła spływać krew... dużo krwi... Dużo gęstej, grudkowatej, żółtej krwi...
Odwróciłem się i usłyszałem odrażający odgłos rozrywanego ubrania i ciała... w głowie miałem tylko, aby się stąd wydostać. Nad drzwiami tego pomieszczenia zobaczyłem ostatnią wiadomość, wyrytą w metalu kością lub pazurem... "OPUSZCZONY PRZEZ BOGA"

Nigdy nie widziałem zdjęć z aparatu.
Nigdy nic o tym nie napisałem.
Uciekłem z tego miejsca, żeby nie zwariować, już wiem czemu Disney nie chciał, aby ktokolwiek wiedział o tym miejscu.
Nie chcieli, żeby ktoś taki jak ja się tam dostał.
Nie chcieli, żeby coś takiego się stamtąd wydostało.

Tłumaczenie: Lestatt Gaara
Autor: SlimeBeast

Użytkownik trebmal edytował ten post 09.02.2013 - 10:24

  • 26

#1038

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Ach, ten Andy

"Ach, ten Andy" to był mój ulubiony serial, gdy miałem 7 lat. Zaraz po szkole (cudownej pierwszej klasie...) wracałem do domu, nakładałem sobie obiad i szedłem włączyć TV.

Był to cudowny maj, więc ciepło, ale rok szkolny się nie skończył. W sumie to było mi wszystko jedno - i tak nie miałem żadnych obowiązków, czy problemów w szkole.

Był to cudowny maj, do rodziców przyjeżdżali przyjaciele, których nazywałem nawet wujkiem i ciocią. Tata z wujkiem robili grilla, ja siedziałem w domu i grałem w Diablo 2... Cudowne wspomnienia.

Goście przyjeżdżali zazwyczaj na godzine 18 i siedzieli do poźnej nocy, a nawet nocowali. Było ciepło, więc siedzieli na dworze. Gadali, pili i jedli, a ja miałem cały dom dla siebie.

W końcu nagrałem się już w Diablo. Zszedłem na dół oglądać telewizję. Było już trochę po północy.

Nie zapomnę tamtego dnia... Wtedy zobaczyłem pierwszego pornola, ale wystraszony, że ktoś może wejść do pokoju, przełączyłem na stację "Jetix".

Było po północy, więc pokazała mi się maskotka programu na hamaku. Spała. Oznaczało to, że już więcej bajek nie poleci... włączyłem informacje dotyczące programu. Napisane było "00.00 - 6.00 - Zakończenie programu".

Smutny przełączyłem na pierwsze kanały, ale na nich leciały jakieś straszne filmy dla dorosłych.

W końcu nie wytrzymałem.

Zamknąłem drzwi, wyłączyłem dźwięk i włączyłem z powrotem tego pornola.

Oglądałem z otwartą gebą, nawet się nie zorientowałem, kiedy się skończył. Taki film pozostawiał siedmiolatkowi dużo do myślenia.

Byłem przyzwyczajony do tego, że mama rano oglądąło telewizję, a ja po szkole musiałem przełączać z "TVN Style" z nowu na Jetix. Do dziś pamiętam, pod jakim numerem była stacja.

40.

Więc po obejrzeniu tego... "filmu" nie myślałem logicznie i odezwał się mój wewnętrzny zegar. Nie jest włączony Jetix, więc muszę przełączyć!

Wcisnąłem na pilocie "40".

Włączył się Jetix.

Ale zamiast śpiącej maskotki pojawił się opening serialu "Ach, ten Andy".

Teraz, gdy jestem starszy, dostałbym pietra... ale wtedy byłem szczęśliwy, że leci moja ulubiona bajka.

Jeśli ktoś kiedyś oglądał, to pamięta odcinek, kiedy Andy wrabiał rodzinę, że są grubi. Codziennie, gdy jego siostra szła do łazienki zważyć się, on chwilę przed tym zmieniał coś w wadze, więc gdy jego siostra wchodziła na nią, pokazwał się wynik o wiele większy, niż powinien. Normalnie siostra przeżywała to dość mocno, jak każda nastolatka, ale w tym odcinku...

Pierwsze, co zauważyłem - postaci mówiły w języku angielskim. Byłem oburzony, już miałem wyłączyć TV... ale co miałem robić? Znowu dać się zabić Andariel w Diablo? Pornol też się skończył.

Zostało mi oglądać...

Po każdym ważeniu się siostry było widać po niej szok i zdumienie, jakby była prawdziwą osobą. Kawał robił też innym domownikom, ale oni nie przeżywali tego tak, jak przeżywała to Jen.

Nieznosiłem jej, bo nieznosiła Andy'ego, ale teraz było mi jej żal. Dopadła ją depresja.

Oglądałem z coraz większym zdziwieniem i smutkiem.

Pewnego dnia, gdy poszła się zważyć, wyglądała okropnie. Miała podkrążone oczy i ledwo szła. Widać było, że w nocy nie spała.

Gdy już się zważyła, wybuchła płaczem. Był okropny, jakby osoba podkładająca głos Jen naprawdę cierpiała.

Po chwili płacz ucichł.

Zmiana sceny.

Pokazany był ojciec Andy'ego, który szedł po schodach do łazienki. Gwizdał pod nosem, a pod pachą niósł gazetę. Gdy nacisnął na klamkę i nie dało to efektu, zapukał w drzwi.

Nikt nie odpowiedział.

Potem zaczął gadać coś po angielsku, wywnioskowałem, że mówił do Jen, że ma wyjść, bo siedzi już bardzo długo.

Wystraszony zawołał Andy'ego i wydał mu akiś rozkaz. Zaczęli wyważać drzwi.

Przybiegła też mama Andy'ego.

W końcu udało im się.

Na podłodze, w kałuży krwi leżała Jen.

W prawej ręce trzymała nóż, a na lewej widniało głębokie przecięcie.

Rodzice nastolatki rzucili się na podłogę i zaczęli skomleć. To nie był zwykły płacz, tylko najgorszy dźwięk jaki usłszałem.

Płakałem z nimi. Andy stał jak wryty. Chwycił się za głowę, zaczął krzyczeć i wybiegł z domu.

Pobiegł na ulicę, cały wystraszony. Jego też było mi żal.

Położył się na ulicy i zaczął histeryzować i ciężko oddychać.

Nagle... Zza zakrętu wyechał tir... i...

Krzyknąłem i zacząłem płakać.

Mama usłyszała mój krzyk i wbiegła do pokoju. Na ekranie widniały zwłoki Andy'ego, ohydnie powyginane.

Chwyciła mnie i zaniosła do łóżka. Nie rozmawialiśmy już nigdy na ten temat.

To był też ostatni raz, kiedy widziałem Andy'ego.

Zdęli ten program z anteny, a jakiś czas później cała stacja "Jetix" została usunięta.

Do dzisiaj nie wiem, co o tym myśleć...
  • 4

#1039

Radzio12.
  • Postów: 18
  • Tematów: 1
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Moje tłumaczenie świeżej pasty z /x/:

Grymas

Mieszkałem w niewielkiej dzielnicy niedaleko dużego miasta. Można powiedzieć, że w sąsiedztwie było około dwudziestu domów.
Żyliśmy w odległości dwudziestu mil od Chicago w śnieżnej okolicy otoczonej przez lasy. Wraz z moim przyjacielem z dzieciństwa często się w nich bawiliśmy.
Zazwyczaj zajmowaliśmy się dziecięcymi sprawami, jak na przykład grą w berka czy chowanego. W lasach nie było niczego niezwykłego - żadnych duchów czy też czegoś podobnego.
Jednakże jedną szczególnie dziwną sprawą dotyczącą mojego domu jest fakt, że odczuwałem niesamowity niepokój wchodząc do piwnicy. Kiedy tylko opuszczałem mieszkanie, czułem się jakby kamień spadał mi z serca.
Można stwierdzić, że dom był całkiem stary, wybudowany prawdopodobnie około lat czterdziestych. Poprzedni mieszkańcy nie żalili się jednak na jakieś straszne zjawiska.
Ale będąc tam na dole, czasem czułem się jakbym był obserwowany. Wahałem się gdy rodzice wysyłali mnie by coś stamtąd przynieść.
Z racji, że nasz dom nie był zbyt duży, zmuszony byłem grać w gry wideo właśnie w piwnicy. Czasami pomagały mi one tymczasowo uwolnić się od tego dziwnego uczucia niepokoju. Zaraz po tym jak wyłączałem telewizor, natychmiast wybiegałem na górę i zatrzaskiwałem za sobą drzwi.

Pewnej szczególnie ciemnej, pochmurnej soboty, moi rodzice wyjechali na kolację. Byłem jedynakiem i nie bałem się zostawać sam w domu, dopóki nie musiałem schodzić do tej cholernej piwnicy.
Najwyraźniej rodzice się dobrze bawili, gdyż nie wracali po godzinie jedenastej. W związku z tym zajmowałem się typowymi dla mnie rzeczami. Oglądałem telewizję, grałem na Game Boy Advance i ucinałem częste, krótkie drzemki.
Wtedy to usłyszałem. Gałka drzwi prowadzących do piwnicy obracała się, tak jakby ktoś ją przekręcał. Byłem całkowicie sparaliżowany ze strachu. Mój lęk przed piwnicą i fakt, że dom był zabezpieczony natychmiast wzbudził we mnie przerażenie. Nie wspominając o tym, że już wtedy miałem paranoję na punkcie kilku innych rzeczy.
Gałka kręciła się przez jakieś dziesięć sekund. Serce waliło mi jak dzwon. Miałem wtedy osiem lat, więc nie miałem świadomości o duchach, demonach i tym podobnych. Pomyślałem, że ktoś próbował się włamać, ale kto włamywałby się do malutkiego domu otoczonego ogromnym, drewnianym "ogrodzeniem" z trzech stron?
Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że nie było innego wejścia do piwnicy, co mnie jeszcze bardziej przeraziło. Gdy uspokoiłem się po dobrych dwudziestu minutach, zdecydowałem się na odwagę i zapytałem czy ktoś tam jest. Nie było odpowiedzi, więc stwierdziłem, że na pewno nikogo tam nie ma. Przyłożyłem ucho do drzwi na mniej więcej dziesięć sekund. Wtem ni stąd ni zowąd coś niesamowicie silnie i głośno uderzyło w drzwi.

Odskoczyłem do tyłu i głową uderzyłem całkiem mocno w obraz, który spadł i roztrzaskał się. Przyszło mi przez to na myśl, że ktoś za mną był. Wybiegłem z domu z krzykiem. Popędziłem do mieszkania przyjaciela i zacząłem bić w drzwi.
- Proszę, wpuść mnie, ktoś okrada mój dom! – wrzasnąłem.
Przyjaciel zaprosił mnie do środka. Poczułem ulgę wiedząc, że znajduję się poza tym przeklętym budynkiem. Płakałem. Rodzice mojego kolegi wypytywali mnie co się wydarzyło, więc powtórzyłem, że ktoś nas okrada. Zadzwonili na policję, a następnie po mamę i tatę. Gdy wszyscy przyjechali, rodzice przyjaciela odprowadzili mnie do domu. Policja dokładnie przeszukała wszystkie pomieszczenia, ale niczego nie znaleziono…

Osiem miesięcy później prawie zapomniałem o całym tym doświadczeniu. Bywałem w piwnicy, ale pewien lęk powstrzymywał mnie od jej zbyt częstego odwiedzania. Pomimo tego zwykle zbierałem w sobie na tyle odwagi, by tam wchodzić.
Rodzice ucinali drzemkę po drugiej stronie mieszkania, a ja oglądałem telewizję na dole. Zawsze zostawiałem drzwi otwarte, by nie czuć się zbyt klaustrofobicznie. Wtem, zostały one zatrzaśnięte. Usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka. Chciałem krzyczeć, ale byłem zbyt przerażony. Światła były cały czas zaświecone, więc byłem w stanie zobaczyć co mnie zamknęło.
Właśnie wtedy to zobaczyłem. Pierońska rzecz rodem z koszmaru. Siedziała za paroma starymi pudłami dobre pięć stóp ode mnie. Byłem tak blisko, że słyszałem jak oddycha. Pomimo oszołomienia zaobserwowałem jej charakterystyczne cechy. Miała dwoje świecących, pomarańczowych oczu oraz plamy krwi poniżej nich. Jej zęby były rozdrobnione, poszarpane i ostre. Dostrzegłem długie szpony, jeszcze dłuższe ręce i przysadziste nogi. Czułem jej smród, który był wręcz odrażający. Kolor skóry stworzenia był jasnobrązowy. Ale to co mnie zaniepokoiło najbardziej, to jej wyraz twarzy.
Potwór się krzywił. Był niezadowolony przez cały ten czas, gdy się w niego wpatrywałem. Nagle sięgnął w stronę mojej twarzy. Bardzo głośno krzyknąłem, po czym usłyszałem szybkie kroki dochodzące z zewnątrz. Rodzice otworzyli drzwi, poczułem niesamowitą ulgę. I tak szybko jak pojawiła się ta bestia, tak szybko zniknęła. Szlochałem nieprzerwanie przez godzinę, podczas gdy matka mocno mnie ściskała. Ojciec znów zadzwonił na policję.

W tym domu spotykały mnie jeszcze podobne doświadczenia, ale podzieliłem się nimi tylko z bliskimi przyjaciółmi. To samo stworzenie, to samo miejsce i ta sama godzina. Zawsze miała ten sam, diabelski, wykrzywiony grymas. Myślenie o tym stale mnie niepokoiło, więc mam mały problem z pisaniem o tym nawet w tej chwili.
Dopiero po latach nakłaniania rodzice w końcu kupili nowy dom. Sprawiło mi to wielką ulgę. Nie mogłem już znieść tamtego. Pomimo, że zdarzały się tu również dziwne zjawiska, nie porównywały się nawet w najmniejszym stopniu z tamtymi wydarzeniami. Aż do pewnego razu, po około roku od przeprowadzki.
Rodzice byli w pracy, a ja nie miałem opiekunka. Siedziałem w salonie oglądając South Park, gdy dostrzegłem, iż poduszka na sąsiedniej sofie się przesunęła. Ledwo to zauważyłem, więc postanowiłem ten fakt zignorować. Nagle poduszka przeleciała przez pokój strącając na podłogę wazy. Naczynia roztrzaskały się. Nie byłem w stanie podjąć decyzji. Mogłem wylecieć z tego domu w te pędy, lub stawić czoła temu, co cisnęło poduszką.
Podniosłem się, chwyciłem latarkę i oświetliłem kanapę. Wtedy wróciły wszystkie moje wspomnienia z dzieciństwa. Ta cholerna rzecz tam była, a ja znów stałem jak sparaliżowany. Z racji, że tym razem mogłem oświetlić jej twarz, widziałem wszystkie szczegóły. Żałuję, że to zrobiłem. Paszcza gniła, pokryta była wijącymi się larwami. Odchodziła z niej zepsuta tkanka. I ten sam, cholerny, wykrzywiony grymas… Był wstrząsający.

Pobiegłem do łazienki, zaświeciłem światło i się zatrzasnąłem. Usiadłem w kącie i zacząłem naprzemiennie kołysać się w tył i przód.
- Proszę odejdź, proszę odejdź, proszę odejdź… - mamrotałem.
Nie miałem zegarka, ale byłem w stanie stwierdzić, że minęło dobre półtorej godziny. Nic dziwnego już się nie wydarzyło, więc w końcu otwarłem drzwi. Zszedłem na podłogę, kucając i zaglądając do salonu. Znów poświeciłem latarką na kanapę, ale niczego tam nie było.
Wtem, na lewo, tam gdzie kończyła się ściana, nagle wyskoczyła głowa potwora. Ten sam niezadowolony wyraz twarzy. To było wstrząsające. Otworzyły się drzwi, a stwór zniknął. Weszli rodzice. Znów płakałem.
Przez to wydarzenie przeprowadziliśmy się do KOLEJNEGO mieszkania. Tam wszystko się skończyło. Miałem traumę przez te wszystkie wydarzenia, lecz po roku medytacji, relaksacji i rozmawianiu o moich problemach z przyjaciółmi w końcu o tym zapomniałem.

Minęło parę lat. Teraz mam ich dziewiętnaście. Moi koledzy wiedzą o całej tej historii i chcieli odwiedzić mój stary dom - ten z piwnicą. Gdy wkraczałem do domu momentalnie uderzyło mnie uczucie niepokoju. Znów zawahałem się, czy aby na pewno otworzyć drzwi. Gdy tylko je pchnąłem, ujrzałem, że wejście na strych było lekko uchylone. Zaświeciłem latarkę.
I zobaczyłem tę samą twarz. Ale tym razem stary, wykrzywiony grymas zmienił się w straszliwy, zakręcony uśmiech…

Użytkownik Radzio12 edytował ten post 10.02.2013 - 01:10

  • 5

#1040

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nowa seria. Jak się spodoba, dodam następne części :)

Fobie

Mam na imię Max i interesuję się ludzkimi lękami. Skąd się biorą, przecież nie mogą powstawać ot tak z powietrza. Może to zasługa pamięci genetycznej, a może.... czegoś innego.
Ostatnio zauważyłem, ze wiele osób się czegoś boi, mniej lub bardziej. Zastanawiające jest to, że czasami ten strach jest wręcz paraliżujący i utrudnia im życie.
Czy w lęku nie ma niczego paranormalnego ?

Siderodromofobia

Moja mama od zawsze bała się pociągów. Dworce kolejowe, tory, obskurne wagony przerażały ją. Kiedy pytałem o co chodzi, zbywała mnie. W końcu każdy się czegoś boi, prawda ?

Kiedy podróżowaliśmy, to zawsze autobusami czy samochodem. Nawet samoloty i statki nie były dla mojej matki problemem. Strach budziły jedynie pociągi.

Bardzo chciałem dowiedzieć się, dlaczego tak jest. Dlaczego moja mama, silna i twarda kobieta, odczuwa wręcz irracjonalny strach do tego środku transportu.

Pewnego lata planowaliśmy odwiedziny u cioci Anee, siostry mamy. Ciocia Anee mieszka w wielkim domu po dziadkach w małym górskim miasteczku. Jest to niezwykle atrakcyjne turystycznie miejsce, dlatego niegdysiejsza
wioska szybko rozrosła się o nowe pensjonaty i restauracje.
Dzięki temu w tę okolicę kursuje też masa pociągów, a ceny biletów nie są wygórowane. Mój tata próbował przekonać mamę, że na paliwie stracimy krocie, a pociąg szybki, pierwszej klasy, z wagonami restauracyjnymi.
To jej nie przekonało. Zaczęła wręcz płakać prosząc, abyśmy pojechali samochodem.

Po dość długiej kłótni tata zgodził się.

Kiedy dojechaliśmy, w drzwiach domu, przywitała nas długonoga, szczupła blondynka. Harriet, bo tak miała na imię, okazała się być jedną z kuzynek mamy. Chociaż obie przywitały się ze sobą miło zauważyłem,
że mama wygląda na lekko spanikowaną.
Szybko jednak zaczęła się normalnie uśmiechać, więc uznałem, że mi się przywidziało.

Przy dość sutej kolacji przygotowanej przez ciocię Anee miałem okazję poznać córkę Harriet, Sandy. Dziewczyna wyglądała jak wierna kopia swojej mamy. Była także dumą rodziny, gdyż co chwilę zdobywała jakieś nagrody literackie.
Ja także tworzyłem poezje i opowiadania, więc szczerze zainteresowany postanowiłem z nią potem porozmawiać.

Kiedy wszyscy się najedli, Sandy spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami i zaproponowała mi spacer po okolicy. Powiedziała, że często bywa u cioci i może mi pokazać kilka ciekawych miejsc. Zgodziłem się.

Kiedy wyszliśmy z domu, zmierzchało. Niebo usiane było wczesnymi gwiazdami, paliły się latarnie, w powietrzu unosił się zapach skoszonej trawy. Był to po prostu cudowny czas na przechadzkę.

Sandy poprowadziła mnie na łąkę za domem cały czas opowiadając: o swoich studiach, o nagrodach, o planach na przyszłość. Słuchałem zaciekawiony.

Minęliśmy mały lasek i zeszliśmy w dół. Znajdowały się tutaj stare i zarośnięte tory kolejowe, obok kawał betonowej płyty, który świadczył o tym, że kiedyś był tu przystanek.

Sandy usiadła na trawie obok torów i zaczęła mi opowiadać pewną historię.

Kiedy ciocia Harriet była mała wraz ze swoją mamą Eve często przyjeżdżały do jej cioci, Cassidy. Ciocia Cassidy miała dwie córki Anee i Lilę (moją mamę) oraz syna Jacoba (W tym momencie historii zacząłem się dziwić,
gdyż mama nigdy nie wspominała o bracie ).
Dzieci były nad wyraz zgodnym i miłym dla siebie kuzynostwem, to też często bawiły się razem. Jacob był najmłodszy ze wszystkich, miał zaledwie pięć lat. Dziewczynki natomiast przekroczyły już dziesiątkę.
Anee, jako najstarsza z gromadki, zawsze w trakcie zabaw musiała pilnować brata. Dzieci zwykle bawiły się grzecznie obok domu, ale kilka razy wybierały się na spacery.

Pewnego dnia zawędrowały pod te same kolejowe tory, obok których siedzimy teraz my. Mały Jacob ucieszył się: kochał pociągi i zawsze marzył o pracy na kolei. Zaproponował on zabawę: chodzenie wzdłuż starych torów.
Szybko podzielił obecnych na grupy. Ze względu na to, że Anee musiała go pilnować, on pójdzie z nią, a Lila i Harriet razem.
Grupka Jacoba miała iść w prawo, grupa mojej mamy w lewo.

Szczegóły zabawy były takie, że grupa idzie wzdłuż torów dopóki nie dotrze do czegoś jak tunel albo opuszczony dworzec. Potem po prostu zawraca i idzie zawiadomić o odkryciu pozostałe osoby
( w czasach, o których mówimy nie było telefonii komórkowej).

Dziewczynki zgodziły się i wszyscy ruszyli w swoje strony.

Reszta historii nie jest zbyt obiektywna: Sandy zna ją z ust swojej matki, a że szła ona z moją, nie są w stanie powiedzieć, co działo się z Anee i Jacobem. W każdym razie, Harriet i Lila po krótkim czasie doszły do tunelu.
Nad nim wił się las, a wejście było zapchane śmieciami. Z nieużywanego przejścia mieszkańcy zrobili sobie po prostu śmietnik.
Dziewczynki uznały, że to wystarczy, bo dalej i tak nie dotrą. Zawróciły i postanowiły powiadomić resztę o swoim odkryciu.

Niestety, zaczęło się zmierzchać, więc musiały wracać do domu. Na miejscu obok betonowej płyty nie było nikogo, więc uznały, że Anee i Jacob wrócili już do domu nie czekając na nich. Uspokojone, przeszły łąkę i poszły na kolację.

Ciocia Cassidy była bardzo zaniepokojona nieobecnością swoich dzieci o tak późnej porze. W końcu Anee miała już 15 lat i była bardzo rozważną osobą. Na pewno zatem wiedziała, ze mały powinien już dawno spać.

Jeszcze tej nocy, wujkowie James i Adam zaczęli poszukiwania dzieci. Lila i Harriet zostały szczegółowo wypytane o każdy szczegół zabawy. Niestety, trop urywał się, gdy Anee i Jacob minęli wielki dąb rosnący na zakręcie.
Potem dziewczynki już ich nie widziały. Mężczyźni ruszyli wzdłuż torów.

To, co znaleźli nad ranem było po prostu straszne.

Kilka kilometrów dalej zauważyli coś leżącego na torach. Podeszli bliżej i o mało nie zwymiotowali. To był Jacob. A raczej to, co z niego zostało.
Sama skóra, wciąż w ubrankach. Doszczętnie roztrzaskana czaszka , z której wydobywały się strużki szarawej substancji. Na lewo leżało coś, co przypominało dziecko obdarte ze skóry.
Nie rozumiejąc z tego za wiele, mężczyźni wrócili do domu, gdzie zadzwonili na policję.

Anee znaleziono tego samego dnia pod wieczór w lesie. Żyła, jej tętno było wysokie, a ślady na ciele i porwane ubranie sugerowały przeciskanie się przez zarośnięte tereny. Gdy ją ocucono, niczego nie była w stanie nic sobie przypomnieć.
Dopiero następnego dnia pamięć wróciła.
To co Anee opowiedziała policjantom, było niezwykle dziwną historią.

Jak wiadomo, Anee i Jacob udali się w prawo. Szli żwawo przed siebie wzdłuż torów. Chłopczyk uwieszony ramienia siostry niedługo potem zaczął prosić, żeby pozwoliła mu iść środkiem torów.
Anee nie oponowała, w końcu był to opuszczony szlak, nie było się czego spodziewać. Przeszli tak trochę czasu rozmawiając.
W pewnym momencie Anee usłyszała coś, czego nie powinna tu usłyszeć: dźwięk jadącego pociągu. Chwilę się nad tym zastanowiła, ale uznała, ze to niemożliwe, że słyszy to zapewne dzięki malowniczym opowieściom Jacoba na temat pociągów.
Dziewczyna zawsze uważała, że Jacob miał niezwykłą umiejętność pobudzania wyobraźni.
W tej samej chwili zza zakrętu wyłonił się...pociąg. Był czarny i upiorny, tyle zdążyła zauważyć zanim rozpędzony wjechał w drepczącego Jacoba.
Siła uderzenia sprawiła, że wnętrzności chłopca zostały po prostu wyrwane ze skóry wraz z nietkniętym układem krwionośnym (stąd zero krwi) i kośćmi.
Anee trzymała malca za rękę: dopiero po chwili zauważyła, że mała rączka oderwana od reszty dynda w jej dłoni.
Z szoku nawet nie krzyknęła, jedynie odrzuciła ją ze wstrętem. Pociąg przejechał, a dziewczyna wciąż słyszała w uszach dźwięk ścieranej na papkę czaszki.

Dopiero gdy się rozejrzała i zauważyła co zostało z jej braciszka, zaczęła płakać i krzyczeć. Siła strachu napędziła jej nogi do biegu. Anee wpadła w las i zaczęła szamotać się wśród klujących krzaków.
Nie uciekła daleko, zaledwie kilkadziesiąt metrów, kiedy w pędzie uderzyła głową w konar drzewa i straciła przytomność. Tutaj też znalazła ją policja.

Opowieść Anee potraktowano jako reakcję umysłu na stratę brata. Sprawa śmierci małego wciąż jednak pozostała nierozwiązana. Policjanci zachodzili w głowę skąd na opuszczonej linii wziął się pociąg i gdzie się podział,
skoro Lila i Harriet z drugiej strony trasy odkryły zapchany kartonami i workami tunel.

W końcu sprawę umorzono, a w aktach wpisano, że mały Jacob spadł z urwiska, które znajdowało się kilometr od torów. Jednak miejscowi dotarli do prawdy i w okolicy szybko rozprzestrzeniła się legenda o pociągu widmo.

Sandy skończyła swoją opowieść dodając, że pewno moja mama też boi się pociągów i gdziekolwiek jeździmy, zawsze odmawia wejścia do jednego z nich.
To zapewne dlatego, ze nasłuchały się tego wszystkiego w młodym wieku i "siadło" im to na psychice.

Zapytałem kuzynki, czy w to wierzy. Odpowiedziała, że nie bardzo, bo dzieci lubią koloryzować. Poza tym te wymysły mogły być reakcją obronną Anee na stratę brata. Także nikt z rodziny nie wspominał o pociągu widmo.
A ludzie, jak to ludzie. Lubią gadać i wszędzie doszukują się czegoś paranormalnego.

Wierzyłem jej, w końcu studiowała psychologię.

Było już bardzo ciemno, kiedy wracaliśmy do domu. Teraz to głównie ja mówiłem. Najwięcej o tym, jak moja mama bardzo boi się pociągów. Gdy dotarliśmy do drzwi frontowych, uspokoiłem się. To wszystko przecież nie zdarzyło się naprawdę.

Wtedy to usłyszałem: postukiwanie torów i "wycie". Dobiegało dokładnie z miejsca, z którego wróciliśmy. Poczułem jak włosy na karku stają mi dęba. Spojrzałem na Sandy. Była przerażona.

Czym prędzej dopadliśmy drzwi i zamknęliśmy się w środku.

Czym był ten pociąg? Może czymś demonicznym, może podróżnikiem w czasie, a może "duchem" maszyny, która kiedyś się tam wykoleiła. Nie wiem. Staram się znaleźć coś na ten temat, gdyż od tamtych wakacji nie daje mi to spokoju.
Jedno jest pewne: niczym dobrym.

Jeśli kiedykolwiek znajdziecie się w małej górskiej miejscowości i natraficie na zarośnięte tory kolejowe, uciekajcie. Albo przynajmniej nie idźcie wzdłuż nich.
  • 12

#1041

Kinga26.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Sekret Bagien



- Jesteś pewien, że nikt jej tutaj nie znajdzie? – powiedział ciemnowłosy chłopak chowając zabłocone ręce do kieszeni.

- tak! Nikt tutaj nie chodzi a z resztą, nawet jakby ją tutaj znaleźli to co z tego? Nie masz szans żeby wiedzieli, że to my – blondyn wbił łopatę głęboko w ziemię, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, odpalił jednego i głęboko się zaciągnął. Popatrzał na towarzysza, wiedział, że puszczają mu nerwy, za bardzo się denerwował, bał się, że idiota się komuś wygada jednak miał nadzieję, że nie będzie musiał pozbywać się kumpla tak jak tej szmaty, którą przed chwilą zakopali gdzieś na bagnach.

- możemy już wracać? – ciemnowłosy chłopak pozbierał narzędzia i schował je do czarnego worka, zawiązał i zarzucił sobie na plecy.

- ta – powiedział drugi rzucając niedopałek na ziemię.

- myślisz ty czasem?! Chcesz żeby dorwali cię przez głupiego peta? – chłopak podszedł i schował papierosa do kieszeni.

* * *

Nina obudziła się o 7.oo rano, cos nie pozwalało jej zasnąć. Całą noc dręczyły ją koszmary, że została zakopana w ziemi, głęboko w czarnym, paskudnym błocie. Widziała jak ludzie nad nią powoli zakopują ją, rzucając jej ziemię na twarz, w końcu nic nie widziała. Nie mogła się poruszyć, jej ciało było sparaliżowane, a może była martwa?

Wstała i poszła do łazienki. Rodzice dawno już wyszli do pracy, ona nie musiała iść do szkoły, były wakacje. Nie lubiła wakacji, spędzała je zawsze samotnie w domu lub w ogródku, nie miała znajomych i nie chciała nikogo poznawać, ale ostatnio coś się wydarzyło. W sklepie podszedł do niej ciemnowłosy chłopak, przyglądał się jej przez dłuższy czas aż w końcu do niej podszedł.

- Cześć, jestem Tom – uśmiechnął się szeroko. Miał równe białe zęby, bladą cere i czarne włosy zachodzące na oczy.

- Hey – powiedziała cichutko.

- Jesteś Nina. Prawda? – znowu się uśmiechnął. Dziewczyna poczuła, że się zaczerwieniła, spuściła na dół głowię. Stali tak przez dłuższą chwilę w milczeniu. Jednak chłopak nie wyglądał na skrępowanego, wprost przeciwnie, był pewny siebie - Może miałabyś trochę czasu? Zapraszam cię na kawę do CoffeeCeer.

- Emm…mmm, pewnie – w końcu odważyła się spojrzeć na niego. Miał cudowne brązowe oczy, szeroki uśmiech, jednak było w nim coś tajemniczego, coś czego nie rozumiała.

Poszła do kuchni, zaparzyła sobie herbatę i siadła. Miała jeszcze 4godz do spotkania z Tomem. Nie wiedziała jak się ubrać, jak pomalować. Nigdy nie chodziła na randki. A może to nie była randka?

* * *

Spotkali się w kawiarni. Tom siedział już i czekał na nią. Przed samym wejściem miała ochotę uciec, spanikowała, nie wiedziała co robić, jak się zachowywać. Jednak jej obawy zniknęły po 10min spędzonych z czarnowłosym chłopakiem. Był wychowany, kulturalny i nie pozwalał na to aby zapadła między nimi niezręczna minuta ciszy.

- Masz siostrę? – wypytywał.

- nie mam, jestem jedynaczką.

- A twoi rodzice?

- rzadko bywają w domu, pracują cały dzień i noc na pogotowiu ratunkowym, nie często ich widuje.

- wiesz co? Ja już musze się zbierać, muszę pomóc motor naprawić koledze – powiedział. Wstał podszedł do dziewczyny, pocałował ją w policzek i wyszedł. Nina siedziała jeszcze chwilkę zastanawiając się czym go spłoszyła. Jednak po chwili przyszedł do niej sms a którym Tom napisał, że niebawem się spotkają. Uśmiechnięta poszła do domu.

Była dopiero 15.oo. Poszła do ogrodu poczytać książkę jednak jej myśli krążyły jedynie wokół Toma. Znała go krótko, ale czuła się jakby wiedziała o nim wszystko, był przystojny a co najważniejsze akceptował jej odludny tryb życia.

* * *

- Jak tak chłopie? – Powiedział blondyn wycierając ręce ze smaru w szmatkę.

- Idealna – Tom uśmiechnął się szeroko – Ale trzymaj się planu.

- Kiedy się widzicie?

- Dzisiaj wieczorem, ale nie dzisiaj Rusty – jednak blondyn się skrzywił, ale pokręcił twierdząco głową i wrócił do naprawiania motoru.

* * *

Nina dostała sms’a w którym Tom chciał się z nią spotkać dzisiaj wieczorem. Nie potrafiła odmówić.

Spotkali się wieczorem nad jeziorem. Siedzieli aż do świtu rozmawiając ze sobą, śmiejąc się i wygłupiając, gdy wróciła do domu był szczęśliwa, wiedziała, że się zakochała. Była pewna, że Tom również, na każdym kroku okazywał jej jak bardzo mu na niej zależy.

Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Pewnego upalnego dnia Tom wpadł na jego zdaniem wspaniały pomysł.

- Może chciałabyś udać się ze mną i z moim kumplem Rustym na bagna? On zdaje do szkoły ornitologicznej i musi zrobić parę zdjęć dzikich gęsi – Nina nie zastanawiała się ani chwili, zgodziła się od razu.

* * *

Trójka znajomych wybrała się na bagna. Było to ponure miejsce, w którym trzeba było chodzić wyznaczonymi Ścieszkami aby nie ugrzęznąć w bagnie, a co najgorsze aby w nim nie utonąć.

Tom i Nina szli za rękę, przed nimi szedł Rusty z aparatem. Po 30 min wyszli na bagnistą polankę. Usiedli na kłodach. Rusty wyjął z plecaka piwa.

- Chcesz? – zapytał podając jedno Ninie. Dziewczynie wstyd było przyznać się do tego, że nigdy jeszcze nie piła więc wzięła jedno, jednak po jednym łyku wypluła wszystko na ziemię. Chłopcy zaczęli się śmiać ale nie skomentowali tego. Po godzinie przed nimi zrobiła się sterta wypitych puszek.

- Kiedy wracamy? – powiedziała, gdy zauważyła, że zaczyna się ściemniać.

- Spokojnie kochanie, z nami nic ci nie grozi – Tom przytulił ją do siebie i szeroko się uśmiechnął.

Nina nie chciała tu dłużej siedzieć, ale nie znała drogi powrotnej. Nie chciała znaleźć się sama w środku bagien jak całkowicie się ściemni więc cierpliwie czekała.

- Chyba słyszę gęsi! – powiedział Rusty, chwycił aparat i pobiegł w głąb lasu.

- To zostaliśmy sami – Powiedział Tom i pocałował ją. Czuła od niego alkohol, wiedziała, że jest pijany. Jego ręka zatrzymała się na jej piersi, po chwili zaczęła wślizgać się pod bluzkę.

- Nie! – zaprotestowała dziewczyna – Chodźmy stąd!

- No weź przestań. Tyle czasu tolerowałem twoje aspołeczne zachowanie, że teraz jesteś mi coś winna!

- Jesteś kompletnie zalany! – jednak chłopak zaczął się śmiać. Wtedy Nina poczuła potworne uderzenie na głowie.

* * *

Dziewczyna ocknęła się. Na dworze było całkowicie ciemno, jednak przed nią stały dwie postacie z latarkami, dyskutowali o czymś. Chciała się ruszyć ale nie potrafiła, miała związane ręce i nogi. Jej szamotanina przerwała dyskusję ludzi przed nią, podeszli do niej. To był Tom i Rusty.

- Obudziłaś się kochanie – Tom uśmiechnął się szeroko, chwycił ją za włosy i pocałował w usta.

- Czego chcecie ode mnie? Wypuścicie mnie! – po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.

- Mało domyślna dziewczyna – Rusty wpadł w histeryczny śmiech. Rzucił na ziemię worek który miał na plecach i wysypał jego zawartość. Wewnątrz były dwie łopaty, nożyce do żywopłotu, śrubokręty i niewielka piła. Chłopak wyjął z kieszeni coś jeszcze, to była zapalniczka. Odpalił papierosa.

- Tom? – Nina płakała – Wypuść mnie! Proszę – chłopak jedynie spojrzał na dziewczynę, zmarszczył brwi i odszedł.

Nina nie wiedziała co się dzieję, nie wiedziała dlaczego siedzi na ziemi związana a te dwa gnoje nie chcą ją wypuścić. Nie wiedziała czego od niej chcą. Widok łopaty zamroził jej krew w żyłach. Rusty wrócił, popatrzał na dziewczynę i nagle zgasił papierosa na jej ramieniu. Zaczęła krzyczeć z bólu. Wtedy poczuła potworne ukłucie w kolanie. Tom wbijał jej gwoździe w kolana.

- Nikt cię tutaj nie usłyszy – powiedział wyrzucając resztkę papierosa – więc krzycz do woli.

Czuła ciepłą ciecz spływającą jej z kolana w dół, krew!

- Miesiąc męki z tobą i w końcu dostaniemy to co chcemy!

- Co chcecie!?!?! – krzyczała – Co chcecie ode mnie?!?!?!

- Zabić – Rusty powiedział to jakby to było coś normalnego w świecie – Zobaczyć jak to jest zamordować kogoś, jakie to uczucie. Nie masz nikogo bliskiego, rodzice się tobą nie interesują więc nikt przez najbliższy czas nie będzie cię szukał, a jak zaczną to bagna cię wchłoną tak głęboko, że nikt już nigdy cię nie znajdzie.

Tom wyciągnął mało piłę, chwycił jej najmniejszy palec i zaczął go piłować. Nina krzyczała z bólu, wiedziała, że póki nie umrze z bólu to oni nie dadzą jej spokoju, będą się nad nią znęcać, sprawiać jej kolejny fizyczny ból, jak sadyści, których bawi widok umierającego człowieka, jego twarzy wykrzywionej w bólu. Nie chciała dać im tej satysfakcji, zacisnęła usta, zamknęła oczy i starała się przezwyciężyć nasilający się ból.

- Co jest?! – zdenerwował się Tom. Chwycił nożyce do żywopłotu i odciął jej całą dłoń. Nina jednak zacisnęła jeszcze bardziej usta, wiedziała, że to koniec, że się wykrwawi zanim ktoś udzieli jej pomocy. Położyła się na ziemi, zwinęła w kulkę i starała się nie krzyczeć. Może była słaba fizycznie ale psychicznie starała się pokonać ból.

- Krzycz mała! – Rusty uderzył ją w twarz, jednak jej głowa odleciała tylko bezwładnie w tył. Poddała się, niech robią z nią co chcę, tylko błaga żeby szybko skończyły się jej męki – Wtedy poczuła uderzenie w szczękę. Rusty kopnął ją w twarz. Poczuła teraz krew w ustach, wypluła zęby na ziemię. Kolejny kopniak w plecy. Mordercy byli bezlitośni, kopali ciało nawet wtedy gdy klatka piersiowa dziewczyny przestała się unosić. Wiedzieli, że już nie żyję ale wyładowywali na tych martwych zwłokach cały swój gniew, całą nienawiść do tej kupy zakrwawionego mięsa.

* * *

Słońce powoli wychodziło zza horyzontu. Bagna które w nocy były całkowicie czarne, mroczne i nie przyjazne zaczęły odkrywać dopiero teraz swój przyjazny urok. Drzewa, które w nocy wyciągały swoje szpony w kierunku kogoś kto zabłądził, teraz wydawały się przyjazne, okryte zielonymi listkami i drobnymi białymi kwiatkami. Mokra ziemia, która mogła wciągać ludzi, teraz pokryta była mchem na którym rosła wysoka do pasa trzcina. Cała nocna parad huczących złowrogo sów teraz spała gdzieś w ukryciu. Słychać było jedynie ćwierkanie małych i przyjaznych ptaków. To co działo się w nocy na bagnie wydawało by się teraz nie do pomyślenia, stało się tajemnicą tego miejsca, sekretem nocy.
  • 2

#1042

CzarnaRozkosz.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Demon


Nie boje się śmierci. Wraz z nią przychodzi ukojenie, wyzbywamy się bólu i niepokoju. Znikają smutki i troski, wszystkie problemy rodzinne, finansowe. Jednak nie każdy z nas trafi do nieba. Niektórzy spadną w piekielne płomienie nicości, i będą trwać w agonii, dopóki ich grzechy nie zostaną wybaczone. Lecz... Czy w ogóle zostaną? Powiadają że Bóg jest miłosierny i kocha wszystkie swoje dzieci tak samo. Musi być jednak sprawiedliwy, i nawet jeśli wybacza krzywdy i grzechy, to ci których skrzywdziliśmy muszą wybaczyć nam również.
Ale mogą nie zdążyć...

Czemu? Śmierć bowiem przychodzi szybko, często w tych najmniej odpowiednich momentach. I zostaje tylko pustka. Można mieć tylko nadzieję, że skrzywdzeni przez naszą pychę, zazdrość, złość, zdołają o tym wszystkim zapomnieć. A gdy tak się stanie, diabeł nie wyciągnie po nas swych dłoni. Tylko co się stanie, kiedy tego nie zrobią? To już zupełnie inna historia. Jeśli jednak to zrobią, nie oznacza to że pozostaniemy bezkarni. Każdy ma bowiem karę lub nagrodę taką, na jaką zasłużył. A demony czyhają, czekają na nasz błąd, aż się potkniemy. Podsycają naszą nienawiść, a my ulegamy. Musimy z tym walczyć. Za wszelką cenę NIE DAJ SIĘ ZŁAPAĆ.
Nasz Anioł Stróż nad nami czuwa, strzeże nas od złego. To od nas jednak wszystko zależy. Wiedz jednak, że jeśli czynisz źle, to cichy głos w głowie mówi że nie powinieneś. Posłuchasz nuty dobra, czy zła? Podążysz ścieżką światła czy cienia? Musisz wybrać. Wysłannicy niebios czasem jednak zawodzą, przegrywają walkę z demonami. A wtedy?

Spod śnieżnobiałych, oblanych migotliwą, srebrzysto-złotą łuną piór sączyła się gęsta, szkarłatna ciecz. Smukła postać o delikatnych rysach klęczała na podłodze, opierając się o nią delikatnymi dłońmi, zwieszając głowę. Po drobnej twarzy kaskadą spływały długie, złote włosy, teraz całe umorusane krwią. Biała szata oblana była czerwienią. Z błękitnych oczu sączyły się łzy. Tuż obok leżała drobniutka dziewczynka, najwyżej sześcioletnia, a nad nią stała chuda, odziana w czarną, długą szatę postać, o długich i kościstych palcach. Tylko czerwone oczy widniały w ciemności, wlepiając się w swą ofiarę. Wyglądały jakby się śmiały. Anielica podniosła wzrok do góry, i wyciągnęła dłoń do dziewczynki, chwytając ją za nią. Załkała cicho, i zamknęła powieki, pogrążając się w rozpaczy. Tymczasem pośród ciemności błysnęło srebrne światło. Ostrze kosy.
-Proszę, nie...-Szepnęła anielica gładząc dziecko po kasztanowych włosach.
Było już jednak za późno. Postać podniosła broń do swego przerażająco bladego policzka, a na jej twarzy zamajaczył uśmiech grozy i szczęścia, wręcz psychopatyczny. Z jej ust wydarł się przerażający, przeszywający na wskroś, morderczy śmiech. Wtedy anielica podniosła się z ziemi, porywając się do obrony swej podopiecznej. Złote światło bijące od jej ciała oślepiło niedoszłego morderce, który stoczył się na ziemię, z głośnym rykiem. Dziewczynka oddychała słabo, ściskając tylko w swych drobnych rączkach pluszową maskotkę.
-Nie pozwolę ci!
Anielica wyciągnęła bijący jasnym światłem miecz, i stanęła między dzieckiem a demonem, spoglądającym na nią morderczo. Pochwycił on swą kosę, i mignął jej ostrzem przed twarzą Anioła Stróża, który z ledwością uniknął ciosu. Machnął tylko skrzydłami, z których sączyła się krew, i rzucił się na diabła. Rozległ się metaliczny zgrzyt, potem jeszcze jeden i następny, a później cięcie. Koścista dłoń upadła na ziemię, i zrazu zmieniła się pył, a jej dawny właściciel ryknął z bólu. Bronie znów uderzyły jedna o drugą. Wtedy ostrze kosy napotkało skrzydło, które odcięło jednym zdecydowanym ruchem. Anielica upadła na ziemię, a wtedy do pokoju wpadli ojciec i matka dziewczynki. Nie widzieli nikogo prócz swego dziecka, które przytulali teraz, roniąc łzy. Anielica wyciągnęła dłoń po miecz który upuściła, podczas gdy demon zbliżył się do dziecka, zamachując się swym narzędziem śmierci. Nie było szans. Ostrze przeszyło dziewczynkę, i wyzionęła ducha, a wraz z nią jej Anioł Stróż. A co się stanie, kiedy twój opiekun zawiedzie?
  • -4

#1043

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pamiętacie Rake'a ? :)

Wycieczka

„To była całkiem normalnie zapowiadająca się, tygodniowa wycieczka licealistów. Wyruszyliśmy rano z pod szkoły. Jechaliśmy na jakieś zadupie. Nasz ośrodek, był zaledwie kilkadziesiąt metrów, od ogromnego lasu. Podobało mi się to i moim trzem kuplom,
gdyż chcieliśmy w nocy wymknąć się na poszukiwanie Slendera Man’a.

Po południu dotarliśmy na miejsce. Zjedliśmy obiad, rozpakowaliśmy się i poszliśmy na zbiórkę – standardowy ciąg zdarzeń. Potem, poszliśmy zwiedzić okolicę, zobaczyć kilka „ciekawych” miejsc i granice, do których możemy się oddalać. Kierownik ośrodka – starszy mężczyzna - przestrzegał nas, żebyśmy w żadnym wypadku, nie zbliżali się do lasu.
Mówił to, jakby nie wiadomo jakie okropieństwa tam na nas czekały. Mówiąc, patrzył
się w oczy każdemu z osobna, jakby chciał się upewnić, że wszyscy biorą jego słowa na poważnie. Jednak, gdy pytaliśmy, co tam jest takiego złego, używał wymówek typu:
Zgubicie się, coś was może ugryźć, wpadniecie do jakiejś dziury, itp... Zgadując, śmialiśmy
się, że mogą tam być wilki albo wściekłe bobry, hehe… Sądziliśmy również, że gdzieś
w środku lasu, jest chata Leather Face’a albo ukrywa się tam psychopata.

<<Jeśli nie będziecie się zbliżać do lasu, ani nawet o nim myśleć, czy mówić,
to nic nikomu się nie stanie!>> z całej siły przekonywał nas dziadek. Nie przejmowaliśmy
się tym zbytnio. Do końca dnia mieliśmy czas wolny, ale spędziliśmy go na odpoczynku
po podróży. W pokoju gadałem z kumplami, o tym lesie. Wszyscy byliśmy fanami horroru
i wymyślanie historii o nim sprawiało nam dużą frajdę. Chcieliśmy tam pójść, ale nie teraz.
Na razie było za dużo szumu wokół tego wszystkiego.

Następny dzień, przebiegł zgodnie z planem. Pozwiedzaliśmy różne stare zabytkowe budowle, które i tak nikogo nie obchodziły. Potem zorganizowano nam przejażdżkę
bryczką – WOW – po obiedzie poszliśmy popływać kajakami, było śmiesznie, bo kilka osób wpadło do wody. Na jeziorze był wąski kanał przepływający przez środek lasu. Powiedzieliśmy wychowawczyni, że teraz chcemy płynąc w tamtą stronę. Ona, odnosząc
się do słów starego przewodnika wyrażała niechęć, do obrania tego kursu. Była jednak kobietą wyluzowaną i twardo stąpającą po ziemi, nie wierzyła w potwory i tajemnicze zjawiska. Myślała, że przewodnik mówił o sprawach typu: groźne zwierzęta, możliwość utonięcia, zgubienie się, itd… Po chwili namysłu, przeliczyła nas i gęsiego wpłynęliśmy
w ten kanał.

Strasznie nam się to podobało. Wypatrywaliśmy czegoś niezwykłego w otoczeniu, kręciliśmy filmiki i robiliśmy zdjęcia, żeby potem ewentualnie coś na nich wypatrzeć.
Niestety nie natknęliśmy się na nic ciekawego. Parę razy widzieliśmy przebiegającego
w oddali dzika, czy jelenia. Raz nawet przy brzegu leżała martwa sarna, była jakby wypatroszona przez jakieś zwierzę. Ten las był naprawdę wielki.
Po dwóch godzinach wiosłowania zmęczyliśmy się i szukaliśmy jakiegoś miejsca na postój. Zatrzymaliśmy się na małym, piaszczystym brzegu, ledwo mieszczącym nasze 5 trzyosobowych kajaków. Przez ten czas rozejrzeliśmy się trochę po lesie.
Nigdzie daleko nie odchodziliśmy. Nagle złapała nas ulewa i musieliśmy szybko wracać,
nie dopłynęliśmy niestety do końca. Deszcz padał tak obficie, że w kajakach było coraz więcej wody. Wracając z szokiem zauważyłem, że martwa sarna przy brzegu zniknęła. Wokół tego miejsca nie było żadnych śladów, deszcz je musiał zmazać. Zrobiłem zdjęcie temu miejscu
i przestrzeni wokół niego do późniejszej analizy.

W ośrodku na laptopie przyglądaliśmy sie zdjęciom. Najbardziej skupiliśmy
się na tym, gdzie nie było już sarny i przestrzeni wokół tego miejsca, ale nic szczególnego
tam nie zobaczyliśmy, ponieważ gęsty deszcz zniekształcił zdjęcia. Nagle do naszego pokoju weszła wychowawczyni pytając, czy widzieliśmy gdzieś Karolinę i Agatę. Mówiła, że nigdzie ich nie ma, wygląda na to, że zniknęły. Zaniepokoiliśmy się bardzo. Wszyscy zaczęli
ich szukać. Następnego dnia, kiedy deszcz ustał, potajemnie wymknęliśmy się do lasu chcąc odszukać dziewczyny i zostać bohaterami wycieczki. Nie baliśmy się wchodząc tam, ale każdy z nas odczuwał wewnątrz jakiś niepokój. Wołaliśmy je, cały czas kręcąc film i robiąc zdjęcia. W końcu się ściemniło, i widoczność znacznie się pogorszyła. Co jakiś czas słyszeliśmy za sobą pękające gałęzie, ale nie widzieliśmy co po nich stąpa… Pomyślałem, że będzie ciekawie, jeśli będę trzymał kamerę za plecami, kręcąc co dzieje się z tyłu. Po chwili jednak zrezygnowałem z tego pomysłu, gdyż było mi niewygodnie i nienaturalnie wygięta ręka zaczęła mi drętwieć.

Błąkaliśmy się po tym lesie, aż w końcu postanowiliśmy zawrócić. Okażę się jeszcze, że teraz nas zaczęli szukać i będzie potem nieprzyjemnie. Obracając się dostrzegłem jakiś dziwny ruch na ekranie kamery, ale kiedy spojrzałem na las nic tam nie było. Pomyślałem,
że w pokoju to sprawdzę, na większym ekranie.

Kiedy wróciliśmy okazało się, że dziewczyny jeszcze się nie znalazły, a naszego zniknięcia nikt nie zauważył. Sprawdziliśmy film z mojej kamery. Ten dziwny ruch,
kiedy się obracałem był zbyt niewyraźny, żeby można było na nim cokolwiek zobaczyć. Włączyliśmy film od nowa. Tym razem skupiliśmy się na tym fragmencie, kiedy kręciłem
to, co jest z tyłu. Po maksymalnym wbiciu wzroku w każdy cal ekranu, zobaczyliśmy, że jakieś 50m za nami, wtapiając się w otoczenie, coś szło. Poruszało się na czterech kończynach,
a jego ruchy były nienaturalne i ostrożne. Zdawało się być niemal łyse albo mieć szarą sierść. To na pewno nie był wilk. Szedł za nami te całe dwie minuty, kiedy trzymałem rękę z tyłu, ciągle się przybliżając. Nie mieliśmy pojęcia, co to było. Skradało się za nami, to pod jego łapami pękały te gałązki i szeleściły liście. Kiedy, szybkim ruchem cofałem rękę, speszyło
się i stanęło na dwóch nogach. Był niezwykle wysoki i łysy. Ręce i nogi miał nieproporcjonalnie długie. Jego głowa również była łysa, a oczy duże, czarne, puste.
I pewnie szło za nami całą drogę!

Oglądaliśmy to w milczeniu. W naszych głowach szalała burza. Byliśmy przerażeni. Postanowiliśmy wygooglować co to było, wpisując w wyszukiwarkę opis postaci i miejsce
jej występowania. Udało się. To był Rake. Drapieżny stwór. Spotykany był aż na czterech kontynentach. Doprowadzał swoje ofiary do szaleństwa, potem popełniały samobójstwa.
Z innymi zaś krwawo się rozprawiał. Miał humanoidalną postawę ciała. Lecz był tak szpetny
i paskudny, że trudno było sobie wyobrazić coś tak okropnego.

Postanowiliśmy o tym na razie nikomu nie mówić. Po kolacji poszliśmy spać.
Nie chcieliśmy o tym rozmawiać. Obudziłem się o drugiej w nocy. Strasznie bolała mnie głowa. Musiałem otworzyć okno i się przewietrzyć.

W cieniu latarni zobaczyłem dużą, skradającą się postać. On przyszedł za nami. Wskazaliśmy mu drogę. W pewnym momencie obrócił się i spojrzał na mnie.
W blasku niedużej lampy nad wejściem zobaczyłem jak błyszczą jego czarne oczy. Natychmiast zamknąłem okno i schowałem się pod kołdrę. Nie wiedziałem co mam robić. Usłyszałem skrzypnięcie otwieranych na dole drzwi, potem zduszony krzyk recepcjonisty. Rake był w środku. Teraz słyszałem jak wchodzi po schodach. Byłem już w totalnym obłędzie. Otwierał każde drzwi na korytarzu. Rozpruwał wszystkich w łóżkach swoimi szponami, każąc im na siebie patrzeć przed śmiercią. Parę razy słyszałem przerwany krzyk. W końcu wszedł
do pokoju na przeciwko mojego. I znów te same odgłosy. Zaświtało mi, żebym szybko zakluczył drzwi i schował się głęboko pod łóżko. Zrobiłem to i czekałem. Zaczął szarpać klamkę. W końcu ją urwał i wszedł do środka. Podchodził najpierw do łóżek moich kumpli, jakby chciał mnie zostawić na deser. Słyszałem szarpanie kołdry i jęki. Wydałem z siebie pisk, lecz chyba go nie usłyszał.

Stanął przy moim łóżku. Zrzucił kołdrę. Widziałem w półmroku jego wielkie stopy,
z ostrymi pazurami. Już myślałem, że zajrzy pod łóżko i mnie znajdzie, ale on jeszcze chwilę stał, rozejrzał się po pokoju, łazience i wyszedł oknem.

Resztę nocy spędziłem pod łóżkiem. Zbyt się bałem, żeby wyjść. Rano wkroczyła policja. Usłyszeli moje szlochy i zakrywając mi oczy, zaprowadzili do samochodu.
Złożyłem zeznania plącząc się w składnej mowie. Zdawało mi się, że wszędzie go widzę, nawet, gdy zamknę oczy. Wiedziałem, że będzie mnie prześladował do końca życie,
aż w końcu z sobą nie skończę...”

Prawie wszyscy w tym budynku zginęli. Dziewczyn nigdy nie odnaleziono, prawdopodobnie dopadł je Rake.
Tymi słowami, Paweł zakończył swój list pożegnalny… Jeśli to przeczytałeś, wiesz
już czym jest Rake. Od teraz, będziesz starał się unikać dużych lasów. Jeśli wolisz
żyć w niewiedzy, że on za tobą kroczy, nie będziesz robić zdjęć, ani obracał się za siebie,
bo będziesz się bał, że on tam będzie. W każdej chwili, nawet teraz…

autor: Wolin

Dołączona grafika
  • 15

#1044

Marble.
  • Postów: 99
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejna część tłumaczonej przeze mnie serii. Ciekawe czy ktoś zauważy nawiązanie do jednej z poprzednich części...

Część pierwsza: Ciekawość to przekleństwo
Część druga: Gulgot i Pluskwiak
Część trzecia: Rzeczywistość jest straszniejsza od fikcji
Część czwarta: Żarty
Link do oryginału

Listy
(Notes)

Właśnie pokazałem Bradowi swój opis historii, która mu się przydarzyła, a on opowiedział mi kolejną, która mnie zaszokowała. Opowiada ona o jego kuzynach i ich córce Emily (imiona bohaterów jak zwykle zmieniłem).

Emily była bardzo tajemniczą dziewczynką. Zawsze cicha i zamyślona, nigdy energiczna i wesoła, jak przystało na jedenastolatkę. Przez tę powściągliwość nie miała w szkole żadnych przyjaciół.

Przez kilka lat jej rodzice sądzili, że to tylko nieśmiałość, która po jakimś czasie przejdzie, ale w końcu zaczęli się martwić zachowaniem córki. Zapisywali ją na różne zajęcia dodatkowe i sportowe. Poświęcili wiele czasu i pieniędzy by pomóc jej znaleźć przyjaciół.

Ale Emily wydawała się najszczęśliwsza kiedy była sama i bawiła się lalkami.

Dzieci nie chciały się z nią bawić bo uważały, że jest dziwna.

I w głębi serca rodzice Emily też to czuli. Jej zachowanie - mieszanka dorosłej powagi i obojętności - rzeczywiście było dziwne. Poza tym, kiedy Emily się odzywała, zwykle mówiła o wydarzeniach w przyszłości. I wszystko, co mówiła się spełniało.

Po raz pierwszy rodzice zauważyli to gdy zabrali sześcioletnią Emily do sklepu z lalkami. Dziewczynka zatrzymała się w progu i nie chciała wejść do środka. Kiedy ją o to zapytali, powiedziała "Mamusiu, tu jest gorąco i wszystkie twarze się stopiły". Godzinę później wada instalacji elektrycznej spowodowała pożar, który całkowicie zniszczył budynek.

Emily wiedziała kiedy samochód potrąci ich psa i kiedy trzeba będzie go uśpić.

Wiedziała, że podczas burzy drzewo spadnie na dom ich sąsiada.

Ale jej rodziców najbardziej martwiło to, że była pewna, że nie dożyje dwunastych urodzin.

Z bólem serca patrzyli jak bawi się sama lalkami. Jak mówi im, że niedługo już jej nie będzie i żeby się nie martwiły, bo mamusia i tatuś się nimi zaopiekują.

I rzeczywiście, niedługo przed dwunastymi urodzinami Emily odkryto u niej tętniaka mózgu. Nie udało się jej uratować. Przez kilka dni była w śpiączce, potem umarła w szpitalu gdy jej rodzice płakali przy jej łóżku.

Dopiero po kilku tygodniach jej rodzice pozbierali się na tyle, by jakoś funkcjonować. Kiedy weszli do pokoju Emily po raz pierwszy od jej śmierci, zobaczyli na jej biurku liścik, napisany dużym, kulfonowatym pismem Emily: "Drodzy Mamo i Tato - kocham Was. Dziękuję Wam za wszystko. Kocham Was, Emily."

Na przestrzeni kolejnych miesięcy znaleźli więcej liścików, schowanych w całym domu. Każdy był napisany na innej kartce papieru, ale zawsze niebieskim długopisem i charakterem pisma Emily.

Pod domkiem dla lalek: "Drodzy Mamo i Tato, przepraszam że nie mogłam z Wami zostać dłużej. Nie obwiniajcie się. To nie Wasza wina. Kocham Was, Emily."

W szafie: "Kochana Mamusiu, powiedz Tacie że tęsknię za jego bajkami na dobranoc. Kocham Was, Emily."

W kuchennej szafce, za pudełkiem z płatkami: "Kochany Tatusiu, Mama bardzo Cię kocha i martwi się, że tak ciężko pracujesz. Spędzaj z nią więcej czasu. Kocham Was, Emily."

W starej teczce: "Drodzy Mamo i Tato, przepraszam że tak rzadko mówiłam Wam, że Was kocham. Zawsze Was kochałam, i zawsze będę. Emily."

Emily wiedziała, że umrze więc schowała dziesiątki liścików w całym domu żeby przypominać o sobie rodzicom, zapisując wszystko, czego najwyraźniej nie mogła im powiedzieć kiedy żyła. Jej rodzice każdy znaleziony list traktowali jak skarb i pieczołowicie chowali w ciężkiej drewnianej szkatułce.

Ale pewnego razu znaleźli nietypowy liścik. Mimo że napisany charakterem pisma Emily, nie był podpisany, a tusz był krwistoczerwony. Było w nim napisane tylko "WUJEK SCOTT".

Zdziwieni, włożyli list do szkatułki - i dokładnie w tym samym momencie do drzwi zapukał wujek Scott. Uśmiechnęli się i stwierdzili, że to był przypadek.

Ale kilka tygodni później znaleźli kolejny list, również napisany czerwonym tuszem: "ZŁY CZŁOWIEK". Poczuli się nieswojo i przed pójściem spać upewnili się, że wszystkie drzwi są pozamykane na klucz. Rano zobaczyli, że ktoś próbował się włamać tylnymi drzwiami - zamek był zniszczony, tylko łańcuch na drzwiach powstrzymał włamywacza.

Po kilku tygodniach znaleźli kolejny list z czerwonym tekstem za zdjęciem na kominku. Było w nim napisane tylko "W MOIM POKOJU".

Zdziwieni, weszli do pokoju Emily i zaczęli go przeszukiwać. Od czasu śmierci córki dokładnie go sprzątali i utrzymywali go w takim samym stanie, jak wtedy, gdy żyła. Sądzili, że przejrzeli już każdy kąt w poszukiwaniu listów.

Sprawdzili jeszcze raz pod łóżkiem i zauważyli napisany na czerwono list przyczepiony do materaca: "ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI".

Zaciekawieni zamknęli drzwi od pokoju Emily. Był na nich plakat ze szczeniaczkami, który Emily tam przyczepiła gdy kupili jej psa.

Plakat odpadł, odkrywając piąty liścik: "BĘDZIE CIERPIAŁ".

Rodzice Emily poczuli się bardzo nieprzyjemnie i poszli do kuchni by napić się czegoś mocniejszego. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi - wujek Scott znów przyszedł z wizytą. Zapytał czemu są tacy przestraszeni, a oni powiedzieli mu o liście za drzwiami. Scott chciał go zobaczyć, więc poszedł do pokoju Emily, podczas gdy jej rodzice dalej stali w kuchni, dygocząc.

Nagle drzwi od pokoju Emily trzasnęły z taką siłą, że zatrząsł się od tego cały dom.

Rodzice Emily usłyszeli krzyki Scotta, a także odgłosy uderzeń i trzaski. Pobiegli do drzwi, ale nie byli w stanie ich otworzyć.

Krzyki Scotta stały się głośniejsze i bardziej przerażające, było też słychać dziwny, gardłowy warkot, jakby była tam z nim jakaś dzika bestia. Po kilku minutach wszystko ucichło.

Kiedy rodzice Emily otworzyli drzwi, usłyszeli tylko ciche jęki Scotta. Leżał skulony w pozycji płodowej, kiwając się w przód i w tył i powtarzał: "Przepraszam... przepraszam... przepraszam...".

Scott nigdy nie zdradził co wydarzyło się w tym pokoju, ale przyznał się, że molestował Emily odkąd skończyła pięć lat. Groził jej żeby nikomu o tym nie powiedziała, i przez to zamknęła się w sobie. Scott został aresztowany i trafił do więzienia. W dniu kiedy ogłoszono wyrok, rodzice Emily otworzyli szkatułkę z listami by przypomnieć sobie czego pozbawił ich Scott.

Dopiero wtedy zauważyli, że wszystkie listy napisane czerwonym tuszem zostały wydarte z pojedynczego arkusza papieru:

"WUJEK SCOTT"
"ZŁY CZŁOWIEK"
"W MOIM POKOJU"
"ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI"
"BĘDZIE CIERPIAŁ"

Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy i rodzice Emily nie znaleźli już więcej listów. Pozbierali się i ich smutek nie był już tak dotkliwy.

Ale kilka dni temu znaleźli pod dywanem nowy liścik, napisany czerwonym atramentem:

"DO ZOBACZENIA WKRÓTCE"
  • 12

#1045

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Dla fanów Slendera :)

[

Czy słyszałeś o tym gościu,
Który ma dziesięć stóp wzrostu
I odstrasza od siebie ludzi,
Bo w ogóle nie ma twarzy?
Super-długie ramiona
Zakończone mackami
Ale to tragedia:
On chce się tylko zaprzyjaźnić!

Slenderman
Sympatia dla Slendermana

Włóczy się w ciemnościach,
Bo nie ma co robić
Zakłada swój najlepszy garnitur
Tylko po to, by zrobić na tobie wrażenie
Miej zrozumienie dla biednego Slendermana.

Jest za wysoki do samochodu
Więc wszędzie chodzi pieszo.
Zawsze próbuje robić niespodzianki
Na wypadek, że są twoje urodziny.
Jego oddech jest nieprzyjemny,
Bo nie może umyć zębów.
Próbował zdjąć maskę,
Pod spodem znalazł kolejną.
Uderza głową we framugę
Kiedy przechodzi przez drzwi.
Jego buty są obdarte,
Bo trudno znaleźć rozmiar 24.
Ma zepsuty telewizor
I pustki w lodówce.
Jest taki chudziutki,
Bo zawsze zostawia największą porcję dla ciebie.

Slenderman
Sympatia dla Slendermana

Jego chrapliwy głos
To tylko nadchodzący kaszel.
Ma tyle ramion,
Ale nikogo do przytulania,
Miej zrozumienie dla biednego Slendermana.

Zadaje się z drzewami,.
Bo drzewa nie oceniają
Jego zaproszenia do znajomych
Zignorowały Sadako i The Grudge.

Sympatia dla Slendermana,
On zawsze stara się najlepiej jak umie.
Tylko nie pozwól tej piosence
Utknąć w swojej głowie,
Albo on pojawi się dziś w nocy
Na skraju twojego łóżka.
A nikt nie potrzebuje Slendera
Bez śmiertelnego zakończenia...

Nie ma sympatii dla Slendermana.

Użytkownik trebmal edytował ten post 14.02.2013 - 08:08

  • 0

#1046

Sebon.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Już pamiętasz?

Czy zastanawiałeś się kiedyś, czemu pamiętasz nie które wydarzenia z przeszłości, a nie które nie?
Czy wiesz skąd wzięły się wszystkie fobie?Masz jakąś?Ja sam mam jedną- klaustrofobia, jeżeli chcesz, możesz
opuścić teraz ten temat, albo zostać, i mi uwieżyć w to co napiszę...
Wszystkie fobie wiążą się z przeszłością, lecz aby sie jej dowiedzieć, musisz udać się do najbliższego przedszkola,
po czym powiedzieć do wychowanki: Chce znać sekret przeszłości.Ta spojrzy się na Ciebie z zdziwienie, i spyta się
czy wszystko w porządku.Powtórz zdanie z większym oburzeniem trzy krotnie.Wychowanka wtedy tonem złym, poprowadzi Cię
do pewnych drzwi.Pamiętasz w przedszkolu drzwi, które były ZAWSZE zamknięte?Teraz zobaczysz co w nich jest...
Gdy wejdziesz zobaczysz tylko ciemność- po chwili stracisz przytomność.Obudzisz się w dzień swoich narodzin, będziesz
pamiętał kim jesteś i co robisz.Możesz zacząć wszystko od początku- lepsza szkoła, znajomi, przecież wszystko umiesz.
Lecz pamiętaj jedno- życie potoczy się tą samą ścieżką, lecz istnieje tego też zła strona...
Nie bez powodu nie pamiętałeś czemu masz tą fobię i złych wydarzeń z przeszłości..
Nie radzę ci teraz iść do przedszkola, myślisz czemu nie którzy rodzice nie puszczają dzieci?Boją się.
Jeżeli ONI ciebie zauważą, nawet Bóg cie nie uratuje.

PS: Dziękuje za przeczytanie.
Jest to moja pierwsza creepypasta, wiem że będe miał same minusy, ale warto spróbować :C

Użytkownik Sebon edytował ten post 14.02.2013 - 15:00

  • 6

#1047

omiel.
  • Postów: 1
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"O ustach, które niszczyły..."

Może kiedyś zdawało się wam , że coś słyszycie ?
Przesłyszeliście się , czy to były tylko... te głosy...?
Opowiem wam historie , która opisuje wydarzenia z tego tygodnia.

Natknąłem się w internecie na creepypasty , normalne nie?
Jak na mnie to wszystko było śmieszne albo lekko wiało grozą... wszystkie ,oprócz jednej opowieści.
Już jej nie znajdziecie , gdy próbuje wejść na tą strone ponownie strona wygasa , zawsze , ale to co
zostało w mojej głowie , nigdy nie przepadnie.
Na stronie znajdowały się 2 linki "Głosy" oraz "Oczy" .
Moge tylko dopomnieć , że strona była jak normalne forum , nawet podobne do tego
na którym teraz pisze.
Ludzie opisywali zawsze jeden film , pisząc że po wybraniu jednego drugi wygasa.
Tani trik - pomyślałem.Po długiej chwili zastanowienia , wybrałem link "Głosy" .
Po załadowaniu strony , zobaczyłem obraz ust , normalnych człowieczych ust.
Lecz...nie były one normalne , budziły mój niepokój oraz czułem się tak , jakby ktoś rozmawiał ze mną bez
mojej wiedzy , a były to rozmowy straszne.
Pomyślałem - spoko , może być jak na obraz .
Po dwóch dniach , zacząłem słyszeć dziwne dźwięki , coś w stylu nie wyraźnych szeptów.
Nazajutrz były one już wyraźniejsze , i było słychać tym razem jakieś słowa,
było to bodajrze moje imie .
Kolejnego dnia było słychać pół-matczyny oraz pół-demoniczny głos , który co jakiś czas
wymawiał moje imie.
Zapisałem się do psychologa , po rozmowie i opisaniu wydarzeń , pokazałęm mu
stronę gdzie znalazłem ten obraz , otworzył on link pod nazwą "oczy" , po chwili zastanowienia
powiedział że mam się ograniczyć do minimum co do creepypaste oraz innych takich.
Po zapisaniu się na kolejną rozmowie , na moje spotkanie przyszedł ten sam psycholog ,
ale tym razem wyglądał na zdenerwowanego.
Witając spytałem , co się stało , powiedział mi że czuje się obserwowany.
Rozmowa przebiegła szybko , psycholog musiał spieszyć się , od czasu do czasu spoglądając z niepokojem dookoła.
W domu znowu włączyłem komputer i sprawdziłem ten sam link co poprzednio.
Niestety , wyglądał on inaczej , usta były ciemno-fioletowe oraz dało się zauważyć coś na wzór kieł.
I to mnie uderzyło tak nagle , jak piorun uderza w drzewo.
Te głosy przygniotły mnie do ziemi , zakrywanie uszu nic nie dało , te głosy dochodziły jakby z mojej głowy.
Obraz nie został obojętny , zaczął ruszać ustawi w wzór słów tych głosów.
W pokoju znalazł mnie starszy brat , byłem nieprzytomny.
Z szpitala wyszedłem dzień przed tym , jak pisze te wiadomość.
Nadal je słysze tym razem wyklinają moje imie w każdym momencie z ogromną mocą.
Nie dam im wygrać , ani przejąć mojego umysłu! Dzisiaj popełnie coś co jest konieczne.
Ostatni raz odwiedzając strone oraz otwierając link : "Głosy" zauważyłęm że usta są czarne , a zęby były tym razem długie
o wiele dłuższe niż poprzednio . Z ust skapywała krew.
To jest ostatnia rzecz jaką pisze.

Blog Jarosława **************
Data : 02.06.2012

Dopiska : Chłopaka znaleziono na strychu powieszonego , prawdopodobnie popełnił samobójstwo.
Historia przeglądania była usunięta , a wspomniany doktor zginął podcinając sobie żyłę.

post przeniesiony
edycja:
ultimate

  • 2

#1048

Radzio12.
  • Postów: 18
  • Tematów: 1
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Zamieszczona poniżej historia nie ma w sobie nic paranormalnego. Ciężko ją nawet nazwać creepypastą. Pomimo tego stwierdziłem, że temat ten jest dla niej idealnym miejscem. Opowieść ta szokuje, lecz najbardziej przerażające jest to, iż wydarzyła się naprawdę.

Nevada-tan

Dołączona grafika

Nevada-tan

Nevada-tan to imię powszechnie używane do określenia jedenastoletniej japońskiej uczennicy oskarżonej o zamordowanie Satomi Mitarai, koleżanki z klasy. Do zabójstwa doszło 1 czerwca 2004 roku w szkole podstawowej w Sasebo (Japonia). Jedenastolatka poderżnęła gardło oraz pocięła ręce Mitarai używając noża introligatorskiego. Wydarzenie to zostało zapamiętane jako „Cięcie w Sasebo”. Bezimienna zabójczyni stała się internetowym memem.

Dołączona grafika

Mem zaczął pojawiać się w Internecie niedługo po opublikowaniu zdjęć podejrzanej morderczyni. Była na nich ubrana w bluzę z kapturem, na której w obszarze klatki piersiowej widniał napis „NEVADA” (przyrostek „-tan” jest wariacją „-chan”, honoryfikatora dla dzieci, podczas gdy bluzy tego typu noszone są przez fanów Uniwersytetu Nevady w Reno oraz przez jej drużyny sportowe).

Prawdziwe imię dziewczynki nie zostało podane do prasy, gdyż japońskie prawo zakazuje ujawniania tożsamości nieletnich przestępców. Oficjalnie mówi się o niej „Dziewczyna A”. Członkowie 2channel, japońskiej społeczności internetowej, ujawnili jednak jej prawdziwe imię 18 czerwca 2004 roku, bazując na transmisji w japońskiej telewizji. Nadawca, Fuji Television, ujawnił je przypadkowo, podczas ukazywania rysunków wykonanych przez zabójczynię. Widniał na nich podpis w kanji, który po romanizacji oznacza „Natsumi Tsuji”.

„Cięcie w Sasebo”

Dołączona grafika

Jedenastoletnia uczennica zamordowała swoją dwunastoletnią koleżankę z klasy, Satomi Mitarai, podczas przerwy na lunch w pustej sali w Szkole Podstawowej Okubo w Sasebo. „Dziewczyna A” zostawiła ciało Mitarai na miejscu zbrodni, po czym powróciła do swojej klasy. Jej ubrania poplamione były krwią. Nauczycielka zauważyła nieobecność dziewczynek. Wkrótce znalazła ciało i zadzwoniła na policję.

Po aresztowaniu, „Dziewczyna A” przyznała się do zbrodni mówiąc policji „zrobiłam coś złego” i powtarzając „przepraszam, przepraszam”. Wstępnie nie ustalono jednak motywu zabójstwa. Później „Dziewczyna A” wyznała policji, że ona i Mitarai pokłóciły się przez pewne wiadomości opublikowane w Internecie.

15 września 2004 roku, ze względu na drastyczność przestępstwa, japoński sąd rodzinny nie zważając na młody wiek „Dziewczyny A” zarządził jej instytucjonalizację. Wysłano ją do poprawczaka w prefekturze Tochigi.

Analiza „Dziewczyny A”

Były doniesienia, że na stronie internetowej „Dziewczyny A” widniały negatywne komentarze pozostawione przez Mitarai (zmarła w obraźliwy sposób komentowała figurę Tsuji, między innymi twierdząc, że ma nadwagę). Mogły one być bezpośrednim powodem morderstwa. Śledztwo rzuciło trochę światła na tę zagadkę. Psycholog policyjny ustalił, że „Dziewczyna A” nie była chora umysłowo, lecz przemoc nie była jej obca - zaczynając od bicia i kopania innych znajomych, kończąc na pewnym incydencie z nożem miesiąc przed zabójstwem.

Są spekulacje, że „Dziewczyna A” cierpi na syndrom hikikomori, jednakże żaden lekarz tego nie potwierdził. Tsuji wycofywała się z życia społecznego, wypisywała z kółek zainteresowań. Pomimo tego wciąż uprawiała sport, w szczególności grała w koszykówkę. Krótko przed incydentem z niej zrezygnowała.

Dołączona grafika
Screen z gry „Red Room”

Wygląda na to, że na „Dziewczynę A” duży wpływ miała kultura Internetu. Analiza sprawy wykazuje, że dziewczynka zafascynowana była miejskimi legendami i internetową subkulturą, włączając w to nawet guro. Na swojej stronie zamieszczała linki do szokujących flashowych filmików oraz dziwacznych filmów ASCII, które byłyby w stanie złamać nawet „najtwardszych internetowych wojowników”. Strona Tsuji ukazywała jej zainteresowania, do których zaliczały się fan fiction jej ulubionego filmu, „Battle Royale” oraz dziwne „receptury” (o nazwach w stylu „Klątwa Purpurowej Czaszki” i „Demoniczna Sztuka”). Szczególnie silny wpływ miał „Red Room”, straszna gra flashowa, na której wzorowała wygląd swej witryny.

Następstwa incydentu

Zabójstwo miało wpływ na odbywającą się w Japonii debatę na temat wieku, w którym nieletni staje się odpowiedzialny za przestępstwo, zniesionej z 16 na 14 lat w 2000 roku. Wywołało również pytania odnośnie użytkowania Internetu przez młodsze dzieci oraz wpływu subkultury hikikomori na japońską młodzież.

Członkowie japońskiego sejmu zostali bardzo skrytykowani za komentarze dotyczące zabijania, jak na przykład wypowiedź byłego ministra finansów Sadakazu Tanigaki, który stwierdził, iż poderżnięcie gardła było „męską” zbrodnią.

Strona fanów „Battle Royale” zgłosiła, że twórcy sequela przełożyli premierę DVD (oryginalnie planowaną na 9 czerwca 2004 roku, tydzień po morderstwie) na później z uwagi na „bieżące wydarzenia”.

Dołączona grafika
Zdjęcie klasowe. Z lewej strony znajduję się Tsuji. Z prawej widzimy Mitarai.

18 marca 2005 roku w Szkole Podstawowej Okubo uczniowie otrzymali album ukończenia szkoły z pustą stroną, na której mieli zamieścić zdjęcia Mitarai i „Dziewczyny A”, bądź zdjęcia klasowe z obydwoma.

Popularność „Dziewczyny A” w Internecie

Dołączona grafika

Z nie do końca jasnych przyczyn, japońskie społeczności internetowe, pierwotnie Futaba Channel i 2channel, oszalały na punkcie historii i „zaadoptowały” dziewczynkę. Popularność jej strony internetowej nagle wystrzeliła w górę, a kiedy została zdjęta, pojawiły się mirrory. Kopie przedstawiających ją grafik zaczęły krążyć po sieci, podczas gdy kolejni artyści wciąż tworzyli nowe. Pojawiły się piosenki fanów, jak na przykład „Cutie NeVaDa”.



Dołączona grafika

W czerwcu 2005 roku, sklep online sprzedający bluzy Uniwersytetu Nevady zauważył, iż jest to najlepiej sprzedający się produkt w statystykach strony. Kilka tygodni później, uczelnia tymczasowo usunęła ten przedmiot z katalogu. Cosplayerzy tworzyli kostiumy „Dziewczyny A”. Artyści na 2channel wkrótce zmienili ją na słodką postać chibi zwaną „Nevada-tan”.

Dołączona grafika

Nevada-tan jest często przedstawiana jako dziewczynka z krótkimi, brązowymi włosami i morderczym uśmiechem. Ma na sobie charakterystyczną bluzę. Rzadko widuje się ją bez noża introligatorskiego lub innego ostrego sprzętu w jej pobliżu. Powszechnym przedstawieniem Nevady-tan jest ASCII art. Często ukazywana jest w odpowiedziach do głupich postów na 2channelu, sugerując chęć pocięcia ich twórców. Nieuchronnie trend ten przedostał się do 4chana, a stamtąd do innych anglojęzycznych imageboardów, przedstawiając Nevadę-tan Stanom Zjednoczonym oraz całemu światu.

Nie wygląda na to, by istnienie Nevady-tan lub innych aspektów subkultury wokół incydentu „Dziewczyny A” miało na celu przebaczenie lub wsparcie jej realnych poczynań. Jest to najwyraźniej kolejny mem, tym razem bazujący na prawdziwym życiu. Mogłaby to być po prostu ekspresja chorobliwej fascynacji szokującym i przerażającym wydarzeniem, tak jak zainteresowanie sprawą Kuby Rozpruwacza z 1888 roku.

Dołączona grafika
  • 25

#1049

Smajl.jotpegie.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

,,Kolejna historia o lustrach"

Zapewne słyszałeś o wielu historiach o lustrach? Wiedziałem..
Pewnie próbowałeś już wielu z nich i zawsze nic się nie działo.
Z tą jest inaczej..
Wieczorem o godzinie 1:11 stań przed lustrem lecz pamiętaj że w domu musi znajdować się czarny kot i nikt poza nim.
Musisz również być ubranym na czarno,żadnych innych kolorów,tylko czerń...
Gdy staniesz przed lustrem w ręce musisz trzymać piasek z cmentarza,stojąc tak wypowiedz a właściwie wykrzycz ,,Im 'futui ascendit et ego sicut homines'' z zamkniętymi oczami..
Poczekaj 10 sekund i otwórz oczy... Znajdziesz się na cmentarzu lecz to nie będzie ten cmentarz z którego zebrałeś piasek. Nie będziesz mógł nic zobaczyć gdyż mgła będzie ogromna więc będziesz zdany tylko na swoją intuicję. Po godzinach a nawet dniach szukanie odnajdziesz pomnik stworzony z węgla cały poplamiony krwią. Pomnik przedstawia ciebie,lecz strasznie zmasakrowanego z nożem w klatce piersiowej i dwoma gwoździami w oczach. Podejdź do niego ostrożnie i nawet NIE WAŻ SIĘ PRZESTRASZYĆ! Pomnik ożyje i stojąc przed tobą wyjmie gwoździe z oczu i wepchnie je w twoje.Poczujesz ogromny ból lecz nawet nie waż się pisknąć.Po 10 minutach cierpień zemdlejesz i obudzisz się w swoim łóżku.Od tego momentu będziesz odporny na KAŻDE cierpienie lecz pamiętaj gdy podczas wbijania gwoździ w twoje oczy chociaż cichutko piskniesz będziesz przez wieki czuł ten ból tylko 3 razy gorszy i nigdy się to nie skończy.
Jeżeli ktoś się o tym od ciebie dowie że jesteś odporny na wszelaki ból w nocy dokładnie ten sam pomnik stanie w twoich drzwiach z gwoździami a dalej chyba nie muszę mówić co się z tobą stanie..
Powodzenia.
  • -3

#1050

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Robando De Los Meurtos

- Kopanie, kopanie, kopanie, kopanie. Cholera... Już mam tego, *****, dość... Mam wrażenie, że trwa to już godzinami, a zaraz słońce wzejdzie całkowicie. Mam nadzieję, że warto...

ZGRZYT!

- No proszę! Na samą myśl, że całą tę ziemię będę musiał przerzucić z powrotem, dostaję mdłości. Teraz pozostało mi już tylko podnieść wieko i zabrać dobra. Zaraz... Co to niby jest, do cholery? Ałł! Niech przestanie, proszę! Pr-

- Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby uczcić pamięć niespodziewanie i przedwcześnie zmarłej Julii Démorte. Była kochającą żoną, troskliwą przyjaciółką i pełną szacunku osobą. W jakiś sposób wywarła wpływ na wszystkich tu zebranych i dlatego też tu przyszliśmy - zakończył ksiądz...

To już pięć lat... Pięć samotnych, bezwartościowych lat odkąd ją straciłem... Nie chciałem jej stracić, broń Boże, byłem wreszcie szczęśliwy... Była dla mnie wszystkim, ja byłem wszystkim dla niej. Byliśmy razem odkąd byliśmy ledwo nastolatkami, a teraz jej nie ma, tak po prostu... Wszystko stawało się niejasne, prawie nie rozmawiałem... Wybaczcie tę tyradę, ale to takie smutne... Już dłużej tego nie zniosę... Nie mam już po co żyć... Straciłem ukochaną...

Była w domu, zajmowała się sprawami, a ja byłem wówczas w pracy. Po zakończeniu służby wojskowej zdecydowałem się na dość prostą pracę. No wiecie, trochę odpoczynku po tym wszystkim bez usuwania się w cień całkowicie... Ale, jak już mówiłem, przygotowywała się na mój powrót. Gdy podjechałem pod dom zobaczyłem zamaskowaną postać uciekającą przez moje podwórko, która po chwili zniknęła. Wysiadłem i zacząłem biec do środka, a to, co zobaczyłem było... Było po prostu nie do zniesienia... Leżała tam, bez życia, w powiększającej się plamie własnej krwi... Nic nie zabrano tylko ją zadźgano, umarła wykrwawiając się...

Zadzwoniłem na policję, przysłali karetkę. Medycy potwierdzili, że zmarła chwilę przed tym, jak do niej dotarłem... Przez następny miesiąc nie chodziłem do pracy. Ba, nawet nie wychodziłem z łóżka... W końcu nadszedł dzień pogrzebu, musiałem tam być mimo wszystko, więc wstałem... Nie czułem się sobą ostatnio, jej śmierć była tak dotkliwa... Każdej nocy miałem koszmary o tym, jak ją ktoś zabija i jak nie miałem na to wpływu, nie mogłem utrzymać jej przy życiu do przyjazdu medyków, chociaż powiedzieli, że nic nie mogłem zrobić... Zawsze się mówi, że wszyscy jesteśmy ofiarami zbrodni, ale ja tak naprawdę nie byłem, aż do teraz...

Z oczami pełnymi łez poszedłem na mszę, na pochówek, gnębiłem każdego moimi przeprosinami... Ale oni nie rozumieli. Nie czuli tego, co ja...

Teraz, pięć lat później, wpadłem w problemy gorsze niż kiedykolwiek... Nie wydaje mi się, że Julia odeszła... Gdy obudziłem się po miesiącu od jej śmierci znalazłem jedną z jej bransoletek, z którą była pochowana, na stoliku w naszym pokoju... Jeszcze tej samej nocy miałem koszmar, że wykopuję kogoś. Kopałem, kopałem, kopałem, aż w końcu dokopałem się do trumny... trumny Julii... Otworzyłem wieko, a ona tam była, nic się nie zmieniła. Obudziłem się dławiąc i płacząc... Wstałem, spojrzałem w lustro, opłukałem twarz.

Zanim sobie cokolwiek pomyślicie, to nie było żadnych cieni, nikogo za mną, nic z tych rzeczy. Na miłość boską, wydaje wam się, że co to ma być? Jakieś naciągane gówno o duchach? Umyłem twarz i wróciłem do łóżka, tyle. Nic więcej, nic mniej. Obudziłem się rano i zobaczyłem tę cholerną rzecz... Tę ********** bransoletkę... I wszystko; każde wspomnienie, każdy śmiech, każda łza, powróciły... Upchnąłem to w jakieś bezpieczne miejsce i robiłem swoje...

Przez kilka następnych miesięcy nic się nie działo. Trzy, może cztery. Miałem kolejny nietypowy koszmar, ale tym razem ktoś dusił mnie łańcuchem. Kiedy się obudziłem twarz miałem w poduszce, ręce wokół szyi i je zaciskałem. Zanim znów coś sobie ubzduracie, to zwykle spałem z dłoniami splecionymi na klatce piersiowej, pod podbródkiem, dla wygody. To dziwne, wiem, ale nie mówcie mi, że wy nie robicie dziwnych rzeczy. Obudziłem się więc i oczywiście znalazłem naszyjnik Julii na stoliku, w tym samych jebanym miejscu. Zabrałem go, zapłakałem i odłożyłem w bezpieczne miejsce...

Ostatnio trochę się zapracowywałem. Spędzałem w domu możliwie jak najmniej czasu. Nie mogę tam wrócić jak zwykle... Czasami słyszę w głowie głos Julii. Tak, bardzo za nią tęsknię. Mówi mi, że mnie kocha, mówi różne rzeczy, ale nigdy mnie nie obwinia o to, co się stało. W gruncie rzeczy to tylko pogarsza sprawę, bo wciąż czuję, że to moja wina. Rozumiecie?

Jednego dnia, kiedy wszedłem do biura, ktoś słusznie zauważył:

Łał, zobaczcie, kto nie jest dzisiaj [color=#00CC00*********[/color].

Zmarszczyłem brwi nieco zmieszany, bo o ile pamiętam, to już od dawna nie byłem na nikogo zły... Zapytałem zatem:

- Co masz na myśli?

Mój dobry kumpel, Gui, powiedział:

- No cóż, w ostatni piątek byłeś niemożliwie wściekły, bardziej niż [color=#00CC00]*********[/color]. Zapytałem cię, o co chodzi, a ty wtedy spojrzałeś na mnie i powiedziałeś: "Są dwa." nawet się nie zatrzymując. Byłem tym trochę zdezorientowany i o nic dalej nie pytałem.

- Są dwa? Nie mam pojęcia, co by to mogło znaczyć...
- Ani ja, stary, po prostu daj sobie spokój, nie masz się czym przejmować, wyluzuj.

Po tym poszedłem do swojego biura. Gdy wszedłem zobaczyłem przylepioną karteczkę z napisem: "Mze esce uąć cło". Spojrzałem na nią, ale nie miałem pojęcia, co to może oznaczać. Haczyk? To było moje pismo... Odłożyłem ją na bok i zabrałem się za robotę.

Po pracy pojechałem do domu i zdjąłem garnitur. Siadłem na łóżku i oczywiście zacząłem rozmyślać o Julii.

- Minęło już trochę czasu odkąd mogłem powiedzieć, że cię kocham... - powiedziałem w sumie do nikogo mając nadzieję, że Julia usłyszy, jak bardzo ją kocham.

Tej nocy... ostatniej nocy... Mój Boże, za co... Położyłem się spać, a gdy obudziłem się następnego dnia, coś poruszyło się obok mnie. W jakiś sposób mnie to uspokoiło, zajęło miejsce Julii. A to, co zajęło miejsce Julii, to Julia. Momentalnie się ocknąłem, zacząłem krzyczeć jak opętany, a w tym samym czasie policja wpadła przez drzwi. Zakuli mnie i zabrali do więzienia. Odbył się proces w sądzie, ale oczyścili mnie z zarzutów ze względu na niepoczytalność i schizofrenię. Zanim zorientowałem się, co się dzieje, wsadzili mnie do ciężarówki i wysłali do zakładu psychiatrycznego. Błagałem i mówiłem im, że nie jestem wariatem, ale tylko się uśmiechnęli i coś mi wstrzyknęli...

Wyszło na to, że mam osobowość wieloraką i jedna z nich odkopała Julię, to był powód, dlaczego znajdowałem jej biżuterię. Żegnaj zatem, czytelniku, nim zakończę ten piekielny koszmar. Julia ci opowie jak mi poszło. W końcu pomogła mi bez względu na wszystko.

---

Tłumaczenie: Lestatt Gaara
Źródło: http://creepypasta.wikia.com/

Dołączona grafika
[color=#00CC00]/Connor[/color]
  • 9


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 3 gości oraz 0 użytkowników anonimowych