Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1051

Smajl.jotpegie.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Ehmm.. Nie wiem od czego zacząć.. O dobra mam pomysł. Nazywam się Adam eee mam 27 lat ii no..Chyba tyle wystarczy,mogę jeszcze powiedzieć że mieszkam
a właściwie mieszkałem w miasteczku Deadville..Podejrzana nazwa nie? Dzisiaj chciałem opowiedzieć wam moją historię a jak skończe to palne sobię w łeb.
To zdarzyło się 2 dni temu..Ten obraz pozostanie w mojej pamięci jeszcze tylko pare minut..Przyszedł do mnie mój najlepszy przyjaciel,Ben.
Opowiedział mi że dostał e-maila od użytkownika WhiteFace w którym był tylko adres i po sprawdzeniu tego adresu w internecie okazało się że prowadzi on
do opuszczonego szpitala.Wiedzieliśmy że coś jest nie tak ale bardzo interesowaliśmy się takimi zjawiskami więc postanowiliśmy że sprawdzimy o co chodzi.
O godzinie 19:00 pojechaliśmy do tego szpitala zabierając ze sobą 2 latarki,wodę,wytrych,i ostry jak **** nóż.
Dojechaliśmy na miejsce i cholernie dziwnym trafem zaczął padać deszcz.. Uwierzycie? Pojechaliśmy do opuszczonego szpitala do którego zaprowadził nas
koleś o nicku WhiteFace i jeszcze ***** pada deszcz?! Byliśmy nieźle przestraszeni ale to był dopiero początek horroru...
Drzwi były tak zniszczone że wystarczyło dmuchnąć żeby sie rozwaliły na pierdyliard kawałeczków..Po wejściu do środka ujrzeliśmy kartkę z napisem ,,Czekałem"
Ben prawie się ***** lecz nie chciał uciekać..Ruszyliśmy przed siebie świecąc latarkami po czym ujrzeliśmy kolejną kartkę na której pisało ,,Myślicie że jesteście
odważni? hahahah dzisiaj się to zmieni..2/8" Odrazu zrozumiałem że to jest jakaś gra a ten ************ koleś nie żartuje! Usłyszeliśmy spadającą puszkę..
Ben odrazu poświecił tam i rzeczywiście leżała tam puszka z kolejną kartką.. ,,Zaczynamy zabawę..3/8" Odwróciłem się żeby pomyśleć co robić a gdy chciałem powiedzieć
Benowi o moim planie on zniknął.. POPROSTU ***** ZNIKNĄŁ!! Jedyne co zostawił to kartkę.. ,,Od teraz masz wybór..Szukasz twojego słodkiego kolegi albo uciekasz..4/8"
Nie mogłem go tam zostawić! Musiałem go odnaleść! I to był błąd.. Ruszyłem przed siebię przeszukując każdy pokój których zawartość opiszę na końcu.
Zobaczyłem postać,to nie był Ben,to był cholernie wysoki facet bez twarzy.. Zrobiłem to co każdy z wyjątkiem Chucka Norissa by zrobił.. Uciekłem..
Lecz nie z budynku tylko od tego gościa..Po chwili zatrzymałem się i napiłem wody i poczułem jak coś kapło mi na czoło.. To była krew..
Natychmiast spojrzałem w góre i ujrzałem Bena..Bez nóg..Wisiał.. Tak poprostu.. W miejscu gdzie były jego nogi znajdowały się 2 pręty z kolejnymi kartkami.
,,Ciebie też to spotka jeśli nie uciekniesz..5/8" ,,Nie odwracaj się..6/8" Zsikałem się lecz nie mogłem się odwrócić więc odrazu rozpocząłem wyścig ze śmiercią..
Gdy znalazłem się przy wyjściu na drzwiach znalazłem kolejną kartkę lecz nie miałem czasu by jej czytać więc chwyciłem ją i ruszyłem w strone auta..
Uciekłem z miasta i teraz jestem w domku w lesie który zbudowałem rok wcześniej..Na kartce widniał napis ,,Jestem coraz bliżej..7/8"
Narazie nic się nie działo lecz gdy dzisiaj właczyłem maila widniał tam napis.. ,,Już tu jestem..8/8" Pisze to najszybciej jak potrafie gdyż nie wiem kiedy ON wejdzie
do mojego skromnego domku..Macie tu jeszcze spis rzeczy które znalazłem w pokojach szpitala..

Pokój 4:
Porozrzucane zabawki a z sufitu zwisająca głowa lalki..

Pokój 8:
Wanna z krwią a w niej pływające kości..

Pokój 13:
ZMASAKROWANI ludzie.. WSZĘDZIE!

Pamiętaj jeśli kiedykolwiek dostaniesz e-maila od użytkownika WhiteFace..to *****..NIE OTWIERAJ GO!!
Właśnie wkładam 2 naboje do mojego rewolweru i gdy on tu wejdzie strzele a jeżeli to nic nie da..zawsze mam szanse by stać się bohaterem..

Jako że jesteś nowy i być może nie wiesz to na razie upomnienie, ale kolejne creepypasty z wulgaryzmami będą karane ostrzeżeniem.
Dołączona grafika
/Connor

  • -7

#1052

Lukaniu.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Po co to piszę? Bo jak każdy człowiek, mam ochotę się komuś zwyczajnie wyżalić, a nie ma lepszego odbiorcy niż nieznajomy, trochę to dziwne nie? Jestem przeciętnym człowiekiem, część osób, która zna mnie bliżej uważa mnie za pociesznego psychopatę, ale nie wyróżniam się chyba niczym oprócz rysowania, które wg mnie i tak nie jest zachwycające. Zwykły szarak, który ma przejebane przez strach przed jakimkolwiek działaniem, nawet podniesienie reki w klasie by wyjść do kibla jest już dla mnie stresujące, zresztą tak jak każda uwaga od nieznajomych w moja stronę. Horrorów nie boje się już od dawna a nad koszmarami często przejmuje kontrole, ale nie zgrywam nikogo, w rzeczywistym świecie wystarczy odpowiedni nastrój, samotność i bodziec, abym poczuł strach tak wielki, jak wielka jest moja wyobraźnia. Każdy cień, każdy obiekt jest wtedy tym, z czym tylko sobie wyobraźnia go dopasuje. Nawet reklamówka jest „mordercza białą plama na czarnym płótnie nocy”. Choć mamy świadomość, ze nie istnieją w naszym świecie żadne monstra, i tak nie potrafimy sobie wyobrazić nic przyjemnego. Niektórzy uważają, że to nasz system obronny, by bać się się na zapas i tłoczyć adrenalinę. Ale spacerując pijany do domu o 3 nad ranem, bo mam chory zwyczaj wracania po pijaku do domu (jak Lessie), mam wszystko w dupie i nie czuje strachu, na dodatek często odprowadza mnie pies sąsiada mojego przyjaciela, wiec jak by co mam plecy. Ale wczoraj nie poszedł za mną. Bal się mnie, przez co czułem dziwne poczucie winy, ze coś mu zrobiłem. Lecz kiedy ruszyłem dalej i lampy uliczne zaczęły gasnąć na mojej drodze otrzeźwiałem i poczułem się cholernie niepewnie. Żadne psy nie szczekały, owczarki niemieckie pilnujące terenu z maszynami budowlanymi na mój widok uciekły, na dodatek z każdą kolejną minutą lampy gasły, już w coraz większym obrębie, nawet w domach nastawała kompletna ciemność. Nastała cholerna pustka i nieopisana cisza. Dopiero zrozumiałem, ze mój sposób chodzenia się zmienił. Wydawało mi się, ze moje kończyny są dłuższe, zaczynałem świrować i czuć przerażenie. Moje oczy zaczęły nienaturalnie przyzwyczajać się do ciemności, czułem się jak w koszmarze. Nie wiem kiedy strach przerodził się w uśmiech i spokój, ale dzięki temu przestałem wreszcie się bać na dodatek wszystko wydawało mi się możliwe, nawet latanie. Koszmar przerodził się w piękny sen. Nie chciałem jeszcze iść do domu, przynajmniej swojego. Zawładnęła mną wewnętrzna potrzeba obserwacji ludzi, tak zwyczajnie, popatrzeć jak ludzie słodko śpią, przypominało mi to oglądanie małych szczeniaków i kotków w internecie. Snułem się po podwórkach i zaglądałem w okna, ale nie widać było przez nie za wiele, chciałem wejść do środka, a z moimi dziwnymi zmianami, nie wydawało się do niemożliwe. Moje zdolności przerosły oczekiwania, łapiąc za klamkę zamki przekręciły się nie wydając prawie żadnego dźwięku, zacząłem się cieszyć jak dziecko, ze wszystko, co robię jest takie ciche, bezszelestne, niezauważalne, tak jak i moje poruszanie się. Po przekroczeniu progu poszedłem na piętro, do pokoju, w którym spala młoda przepiękna dziewczyna, wyglądająca tak niewinnie. Usiadłem na brzegu łóżka podziwiając ten widok. Ośmieliłem się pogłaskać ja po głowie, ale przez to ja lekko rozbudziłem. Widząc mnie nic nie powiedziała, zamarła w bezruchu, a ja zamiast uciec po zostaniu nakrytym, uśmiechnąłem się- szeroko jak nigdy. Wtedy przerażenie na jej twarzy przypominało przerażenie na moment przed śmiercią, jakbym miął ją rozerwać na kawałki. Chciała krzyczeć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie dźwięku, leżała jak sparaliżowana. Nie potrafiłem znieść poczucia winy, ze ja obudziłem i przestraszyłem. Chciałem jeszcze kiedyś popatrzeć jak śpi. Była to jeden najprzyjemniejszych chwil w ostatnim czasie, wiec żeby ja uspokoić szepnąłem jej do ucha, aby się nie przejmowała, bo następnym razem jej nie obudzę. Z uśmiechem na twarzy wywołanym urokiem dziewczyny spojrzałem na nią odstani raz i wyszedłem. Cala krotka już drogę do domu uśmiechałem się się jak szaleniec sam do siebie. Aż do chwili przejścia przed witryna sklepowa. To chyba naturalne, ze mając taka możliwość oglądamy się w lustrze, nawet, jeśli nie jesteśmy zbyt ładni, tym bardziej jak mamy na twarzy ogromny uśmiech. To, co zobaczyłem w odbiciu szyby wyrwało ze mnie odczuwane bezpieczeństwo i radość. Koszmar wrócił i wrył mi się głęboko do głowy, balem się sam siebie, jak najszybciej biegłem do domu myśląc tylko o tym, aby położyć się do łóżka- najbezpieczniejszego miejsca jakie znam, zakończyć ten koszmar. Przed domem zacząłem słyszeć własne kroki, coraz głośniejsze, biegłem już prawie normalnie, uczucie ulgi doprowadziło mnie prawie do płaczu, jeszcze nigdy nie byłem szczęśliwy słysząc łomot zamka w drzwiach o 4 nad ranem, położyłem się do łóżka ze łzami w oczach.
Rano obudziłem się jak zawsze po piciu z dezorientacja i bólem głowy od mieszania wódki, piwa i papierosów. Gdy podczas wizyty w toalecie przypominałem sobie swój sen poczułem zaniepokojenie, ale i ulgę, jak chyba każdy po przebudzeniu z koszmaru. Szybko narysowałem odbicie, które zobaczyłem w szybie, bo często po kilkunastu minutach zapominam jak wyglądał sen, a ten widok był godny uwiecznienia.

Dołączona grafika


Jak tylko doszedłem do siebie poszedłem do przyjaciela sprawdzić czy żyje po wczoraj. Wszystko, co mnie irytowało sprawiało mi dziś radość, szczekanie psów, ludzie na ulicach i masa samochodów, wszystko to niewyobrażalnie mnie cieszyło, niestety u przyjaciela wszystko skończyło się jak zawsze-piciem. Jak opowiedziałem swój sen i pokazałem rysunek wszyscy wzięli mnie ze śmiechem za jeszcze większego ******. Wyszedłem wcześniej żeby nie denerwować znowu rodziców. Miąłem to szczęście i pies odprowadzał mnie do domu. Nie mając zajęcia w podróży zacząłem iść po śladach na śniegu innej osoby. Zabawne, ze po kilkunastu krokach zaczęły się ślady kogoś innego, większego o większych butach. Kiedy odbicia przestały przypominać buty a zaczęły nienaturalnie układane chude, długie stopy przestałem się bawić i przyśpieszyłem kroku do momentu wejścia do domu. Byłem przerażony, chciałem już tylko położyć się spać, żeby ten głupi żart się skończył, lecz za nic w świecie nie mogłem zasnąć, i nie mogłem przestać myśleć o śladach i śnie aż do momentu wyciszenia się. Ochłonąłem, wytrzeźwiałem i zacząłem się uważać za idiotę i kretyna. Śmiałem się z tego, że wierzę naiwnie w takie głupoty, jak ośmioletnie dziecko. Wciąż nie mogłem spać, wiec postanowiłem napisać o tym, dla zabicia czasu. Leżę w tym łóżku stukam to na telefonie, bo i tak nie włączę komputera przez brak prądu. Wiem, ze nie jest to straszne i nie jestem pewien, czy pasuje to do tego działu, ale chciałem się komuś wyżalić. Patrząc jeszcze raz na to wszystko w tym momencie, to zaczyna być naprawdę zabawne :). Na zewnątrz zrobiło się tak cicho i spokojnie. Idę się gdzieś przejść, do rana i tak nie zasnę.

Widzę, że również jesteś nowy więc na razie upomnienie. Kolejne creepypasty z wulgaryzmami będą karane ostrzeżeniem.
Dołączona grafika
/Connor

  • 12

#1053

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Suicide Girl

Istnieje obraz pewnej dziewczyny, który, jeśli patrzysz nań zbyt długo, zsyła samobójcze myśli. Opowieść zachłysnęła się internetową sławą prawdopodobnie w roku 2006, może wcześniej.

Spójrz na obrazek poniżej, ostatnio znalazłem go w sieci. Jest bardzo popularny na koreańskich stronach.
Podobno w Japonii zanim pewna dziewczyna popełniła samobójstwo, zeskanowała ten obraz i wrzuciła do internetu. W Korei historia ta wybuchła nagle i zaczęła rozprzestrzeniać się jak pożar. Na koreańskich forach jest masa wiadomości o tym, że widz patrząc na obraz skupia się na niebieskich oczach dziewczyny, które są magiczne i potrafią wywołać smutek. Może dziewczyna z obrazka umarła w wielkim smutku, a jej duch nawiedza obraz. A może zdjęcie wywołuje smutek podobnie do “Ponurej Niedzieli” (“Gloomy Sunday”).
Chore jest to, że podobno ciężko patrzeć prosto w oczy dziewczyny dłużej niż 5 minut. Były informacje, że osoby, które przekroczyły ten czas, targały się na własne życie.. Ludzie mówią, że obraz się zmienia kiedy na niego patrzymy. Dziewczyna zaczyna złośliwie się uśmiechać, a wokół jej oczu “rosną” czarne kręgi.
Jedno jest pewne, obraz wywołał we mnie chęć dowiedzenia się czegoś więcej.Czuję czyjąś obecność, gdy na niego patrzę, ale nie umiem ocenić czy jest dobra czy zła. Chciałbym wiedzieć, co czuje globalna społeczność. Może eksperci potrafiliby wyjaśnić, dlaczego oczy dziewczyny potrafią hipnotyzować widza? ...

Dołączona grafika

Użytkownik trebmal edytował ten post 18.02.2013 - 08:14

  • 0

#1054

Andżela.
  • Postów: 61
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

ALTANKA


Cześć, nazywam się Michael i mam 20 lat. To wszystko zdarzyło się dwa lata temu, dzień po moich 18 urodzinach. Żyłem ubogo w małym domku, w mieście pełnym ludzi wraz z moją 6-letnią siostrą Emily i ojcem. Wtedy zrobiło się głośno o śmierci mojej matki. Miastowi mówili, że popełniła samobójstwo bo miała dość ubogiego życia poczym policja znalazła jej ciało dwa dni potem w altance na mojej działce. Gówno prawda. Oczywiście na początku nie wiedziałem jaka jest prawdziwa przyczyna. Dowiedziałem się dopiero dzień później.
Tego dnia siedziałem wraz z dwoma kolegami Markiem i Johnem w barze, wszyscy we trójkę piliśmy wódkę, śmialiśmy się i rozmawialiśmy o tym co teraz dzieje się w naszym życiu. Po dwóch godzinach miałem dość, już za dużo wypiłem. Nagle Mark zaproponował nam pójście na moją działkę do tej altanki gdzie zginęła moja rodzicielka. Zachowując jeszcze resztki zdrowego rozsądku odmówiłem i wyszłem z baru nic nie mówiąc. Przechodziłem obok działki i zatrzymałem się, spojrzałem na altankę. Byłem tak cholernie ciekawy co było prawdziwą przyczyną, że moja matka się zabiła, że przeskoczyłem bramę i od razu zacząłem biec w kierunku drzwi wejściowych do altanki. Nagle zahamowałem i dotarło do mnie, że jaki ja jestem debil. Przecież nie wziąłem kluczyków. Wróciłem do domu i od razu podszedłem do ojca pytając gdzie są te kluczyki.
- Po co ci one ? - zapytał lekko zaskoczony.
Powiedziałem, że chcę posprzątać na działce i może zachaczę rółwnież o altankę. Wyjął z kieszeni klucze i podał mi je do ręki bacznie patrząc mi w oczy. Poczułem dreszcz na plecach więc jak najszybciej zabrałem rękę i wybiegłem z domu. Gdy tam dotarłem nie mogłem znaleźć otworu do klucza. Nie żebym był rasistą ale mimo, że była już godzina 16:30 to było ciemno jak w ***** u wiecie kogo. W końcu odetchnąłem gdy mogłem otworzyć drzwi. Macałem ręką po ścianie w poszukiwaniu włącznika światła. Znalazłem i kliknąłem. Nic. *****, nie działa. No cóż, wyciągnąłem komórkę i oświetliłem nią pomieszczenie. Na ścianie były widoczne ślady krwi. Wydawało mi się to trochę dziwne ale w tamtym momencie niczego jeszcze nie podejrzewałem. Blask komórki skierował się na starą książkę, to było coś w rodzaju pamiętnika. Zdziwiony chwyciłem ją i oczyściłem z kurzu. Wyszedłem z altanki i szybko pobiegłem do domu. Po wejściu na próg zachwiałem się. Schowałem książkę pod kurtkę i szybko otworzyłem drzwi. Biegłem po schodach by dojść do mojego pokoju na piętrze lecz nagle zatrzymał mnie głos ojca.
- Co tam chowasz ? - zapytał - pokaż.
Zadrżałem, na moim czole pojawiły się krople potu.
- Nic, to po prostu jakaś stara pamiątka z altanki, którą musiałem tam zostawić i sobie o niej dopiero przypomniałem - odpowiedziałem nieśmiało.
Ojciec podniósł brew i ponownie zaciągnął się papierosem. Odetchnąłem i wbiegłem na górę wchodząc do mojego pokoju. Zatrzasnąłem drzwi i usiadłem na łóżku. Otworzyłem książkę i na pierwszej stronie pokazało się zdjęcie rodzinne. Ja, moja mama, mój ojciec i Emily. Zdjęcie było poplamione czerwoną cieczą, obstawiałem na krew. Na drugiej stronie zaś pojawiła się krótka notatka. Żałuję do dziś, że ją przeczytałem, żałuję do dziś, że poszedłem do tej pieprzonej altanki. Pozwolę sobie napisać co tam pisało:
'' Mam na imię Elżbieta i mieszkam w ubogim mieszkaniu na przedmieściu. Mam męża i kochającą dwójkę dzieci. Niestety moje życie uległo zmianie gdy mąż zaczął mnie bić i krzywdzić pod nieobecność dzieci. Wbijał mi nóż w rękę za każdym razem gdy zrobiłam coś źle. Mimo to nadal go kochałam i przyjmowałam katusze modląc się, żeby dzieci nie odkryły tej dramatycznej tajemnicy. Mąż groził mi, że jeśli rozpowiem to komuś zamorduje mnie w miejscu, do którego najbardziej kochałam chodzić - altanka na mojej działce. Po dwóch latach nie mogłam wytrzymać tej długiej męki, płakałam gdy mówiłam to moim rodzicom, oni płakali razem ze mną. Wiedziałam, że to były ostatnie dni mojego życia. Teraz siedzę tutaj z cichą nadzieją, że on mnie nie znajdzie. Wiem, że on wie. Wiem, że wie, że to rozpowiedziałam i wie, że się tu skryłam. Mam nadzieję, że nikt nie znajdzie tego notatnika a jeśli już, to proszę natychmiastowo wezwijcie polcixmaziejmfdkjz HAHAHAHAHAHAHAHAHA ''. Zamknąłem książkę. Milczałem a po moich policzkach spływały łzy. Nie mogłem uwierzyć, że do dziś żyłem z tym pieprzonym cwelem w dodatku alkoholikiem i maniakiem papierosów, który w brutalny sposób traktował moją matkę. Usłyszałem pukanie. Wzdrygnąłem się i wstałem ostrożnie. Nie miałem nic czym mógłbym się obronić. Drżącym głosem spytałem kto puka. Odpowiedział mi cienki głosik.
- Emily - pomyślałem i otworzyłem drzwi.
Przytuliłem mocno siostrę. Ona spojrzała mi głęboko w oczy i powiedziała słowa, które do dzisiaj będę pamiętał.
- Tata wie, że tu siedzisz braciszku i również wie co to za książka co chowasz pod poduszką.
Wrzasnąłem ale siostra wpatrywała się we mnie smutnym wzrokiem. Panikowałem gdy słyszałem wchodzenie po schodach. Wstałem, zobaczyłem swoją skarbonkę, którą dostałem na osiemnaste urodziny. Chwyciłem ją i zobaczyłem jak ojciec wchodzi do pokoju, w ręku trzymał nóż. Z jego ust ciekła ślina, pieprzony psychol. Zamknąłem oczy i w przepływie odwagi walnąłem ojca skarbonką w głowę. Skarbonka rozbiła się na drobne kawałki i wbijała się w skórę na jego głowie. Usłyszałem wrzaski, cichy płacz, odgłos tłuczonej szyby i nic więcej. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju, moje serce waliło jak oszalałe. Okno w moim pokoju było rozbite.
- Co do ... ! - pomyślałem
Nagle skierowałem wzrok na dół. Żałuję do dziś. Na podłodze leżała moja siostra, z jej głowy ciekła świeża krew. W skórę były powbijane odłamki szła ze skarbonki. Zacząłem się wydzierać, płakać i się trząść. Miałem drgawki i po chwili skończyło się na padaczce. Nic więcej nie pamiętam. To koniec mojej historii. Mam 20 lat ale nie żyję jak normalny człowiek, nie mam żony, pracy ani dzieci. Jestem przykuty do wózka inwalidzkiego z powodu tego, że odciąłem sobie obie nogi. Teraz mieszkam w szpitalu psychiatrycznym po tym jak wykryto u mnie schizofrenię, dziwili się dlaczego tak się stało. Ja wiedziałem. Nie opowiedziałem im historii ale wiem, że muszę. Przy sobie trzymam nóż na wypadek jakby ktoś by mi nie uwierzył. Tak, stałem się taki jak mój ojciec odkąd zamordowałem własną siostrę, zwariowałem i nadal zabijam bliskie mi osoby.
Napisałem to tutaj, w notatniku na wypadek gdyby ktoś go znalazł, dla mnie i tak nie ma już ratunku.
Z poważaniem, Michael J.

Dołączona grafika
/Connor
  • -1

#1055

thejokerzysta.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"Rabbitman"


rabittman był miejscową legendą o mordercy i gwałcicielu dzieci, który przebierał się w strój różowego koliczka i zapraszał dzieci do lasu gdzie obiecywał im spotkanie innych króliczków w jego norze. (James Roulthemnound) bo tak ponoć naprawde sie nazywał został w wieku 25 lat złapany przez starszych braci kolegów czy ojców dzieci, pobitego Thomasa na koniec ubrano w strój królika po czym zakopano żywcem w lesie w swojej "norze". Rabbitman jednak uwolnił sie i zaczął grasować na terenie lasu i porywać dzieci.

Tak właśnie straszono mnie, najmniejszego i najmłodszego z braci...ech urok posiadania 2 starszych o 5 i 7 lat braci....Moja rodzina nie była w pełni..rodziną, znaczy w pewnym sensie tak ale niestety mój tata zostawił nas kiedy miałem 6 lat a moja mama nie mogła poświęcać nam dużo czasu ze względu na to, że musiała pracować żeby utrzymać 4 osobową rodzine. Nie miałem nigdy jakiś super urodzin ponieważ nie mieliśmy pieniędzy na takie wielkie wydatki. Moja mama od miesiąca spotykała się z Thomasem miłegym gościem, który nie narzekał na brak pieniędzy. Przyjechał do naszego miasteczka dwa miesiące przed poznaniem mamy, kupił dom od państwa Drecken i widać było, że nie narzeka na brak gotówki. Ale ja polubiłem go nie ze względu na to ile miał pieniedzy ale ze wzgledu na jego osobowość. Thomas był świetnym kumplem i zarazem był bardzo miły dla naszej mamy. Jako, że kiedyś odwoził mnie do szkoły i brakowało nam tematów opowiedziałem mu historię o Rabbitmanie. Jego reakcja ździwiła mnie. Thomas śmiał się mówiąc, że nie wierzy w takie bajki a ja jestem już za duży żeby w to wierzyć. Niestety ja nadal obawiałem się Rabittmana.
No ale cóż pewnego dnia kiedy miałem obchodzić swoje 12 urodziny mama i Thomas zaplanowali paintball'a w naszym lasku co oczywiście przeraziło mnie no bo w końcu grasował tam "rabbitman". No ale solenizantowi nie wypada nie zagrać, więc kiedy zaczęliśmy dobierać sie w grupy caly stres ulotnił się ze względu na to, że nie musiałem chodzic tam sam. Kiedy jednak nadzeszła kolej na "rambo" czyli każdy na każdego wszystkie moje chore wizje o tym jak rabbitman wychodzi z ziemi chwyta mnie za stopę i zabiera do nory przerażały mnie.

-START!

Krzyknęła moja mama rozpoczynając rambo

-Hej Dean może sojusz ? (zapytałem ze strachem).

-Nie Michael każdy na każdego!

Po czym Dean wystrzelił we mnie kilka kulek, które jednak nie trafiły we mnie. Zacząłem uciekać a Dean cały czas mnie gonił krzycząc:

-No Michael nie możesz uciekać w nieskończoność!

Pomimo, że zdawałem sobie sprawe że ta gra polega na ostrzeliwaniu innych nie mogłem sie zatrzymać. Zatrzymał mnie dopiero krzyk Dean'a.

-Dean?...Dean!....Dean gdzie jesteś?!

-Tutaj! Pomocy! ! !

Podbiegłem i zobaczyłem jak płapka na niedzwiedzie, którą najprawdopodobniej ustawił tu jeden z mysliwych zatopiła swoje kolce w nodze Deana. Chciałem Pomóc Deanowi ale w tym samym momencie zza drzewa wyłoniła sie postać...postać przez, którą w jednej chwili odskoczyłem za drzewo. Nie mogłem w to uwierzyć...Thomas podbiegł do Deana i bez słowa wyciągnął noge, która przez rany nie pozwalała Deanowi na swobodne przemeszczanie się. Thomas podniósł Deana i zabrał go w głąb lasu. Chodziłem za nimi jakieś 5 minut kiedy Thomas zatrzymał sie i położył Deana na ziemi następnie obracał sie jakby szukał konkretnego miejsca. W pewnej chwili zatrzymał sie koło drzewa i łopatą, która była wbita w ziemię zaczął kopać doł. Bałem się i nie mogłem zrobić żadnego ruchu. Kopiący dół Thomas przestał kiedy zachaczył o coś łopatą.

-Oj wybacz nie chciałem.

-Nie chciał? czego nie chciał i do kogo mówił? -pomyslałem

Thomas odkopywał tym razem rękami ziemie i już z daleka mogłem zobaczyć o co zachaczył i co a raczej kogo przepraszał. W dole leżał przeżarty przez wszelakie robaki strój królika a w nim...można było się domyśleć czyje ciało tam było.

-Cześć, zobacz kogo ci przyniosłem. Wiem, że lubisz chłopców.

Thomas wstał podszedł do Deana chwycił go za włosy i poszarpał to dziury.

-Zamknij się ty pieprzony gówniarzu! krzyknął Thomas do wrzeszczącego z bólu Deana

Thomas kopnął Deana, który wpadł do dziury.

-Prosze teraz nie będziesz samotny, przynajmniej narazie tylko jeden ale obiecuje, że dostaniesz ich więcej...tato

-TATO ?!- krzyknąłem

- Kto tu jest ?!

Wtedy musiałem już wyjść z ukrycia. Nie miałem jednak zamiaru okazywać strachu.

-Ja

-Michael? Psia mać! Słuchaj to nie tak jak myslisz...

-A jak?! Uwiodłeś moją mame żeby nikt nie miał podejrzeń a w między czasie zakopujesz żywcem dzie...

-Nie! Nic nie rozumiesz! Mój ojciec był dobrym człowiekiem! To ludzie go tak osądzili! Za nim to wszystko sie zaczeło spłodził mnie a moja matka uciekła od niego...każdy by się załamał!

Nie mogłem wtedy sie pochamować z moich oczu poleciały zły. Zdałem sobie sprawe, że Thomas jest psychicznym maniakiem jak James. Nie wiedziełam co zrobić ale nie mogłem stać bezczynnie.

-Słuchaj Mike ja...

W tym momencie Thomas rzucił się na mnie chwytając za gardło.

-Mogliśmy być rodziną ale nie ty musiałeś wszystko spieprzyć pieprzony bachorze!

Kiedy Thomas był już bliski doprowadzenia mnie do nieprzytomności popuścił uścisk i krzyknął. Dean, który jakoś wydostał sie z dziury ugryzł Thomasa w nogę. Thomas wstał ze mnie a następnie uderzył Deana. Ja próbując dojść do siebie oparłem sie o drzewo. Thomas w tym czasie wbił nożyk w już wcześniej poranioną noge Deana. Dean wił się z bólu, Thomas wyrzucił nóż następnie podniósł Deana i rzucił nim o ziemie. Podczas okładania Deana byłem już gotów by powstrzymać Thomasa, podniosłem nóż i wbiłęm go w nogę Thomasa. Thomas upadł na kolana a ja ze względu na młody wiek i psychikę zamiast wbić noż tylko kilka razy przeciąłem jego klatkę piersiową , Thomas opadł głową w dół a ja po zamachu wycelowanym w klatkę piersiową przeciąłem część twarzy Thomasa. Thomas PAdł na plecy a ja rzuciłem sie by pomóc Deanowi, niestety Dean był w złym stanie.

-Dean spokojnie wydostaniemy się stąd, przecież pewnie zauważyli nasze znikniecie więc spokojnie.

-ykhm ykhm za bą

-Co? nie rozumiem powtórz.-powiedziałem lekko wystraszony.

-z...za t...tobą!

Tego, że nie zrozumiałem wtedy Deana chyba sobie nie wybaczę. Obudziłęm się dopiero pod wpływem ocucenia mnie przez mame.

-Co tu się stało?! Michael!

-Mamo..Dean, gdzie on jest?

-Kochanie...

Zerwałem się na nogi i popędziłem do dziury. Nie było tam Deana..były za to tylko kości. Po wyjaśnieniu mamie i Policji co się stało las przeszukano 3 razy...ani Thomasa ani Dean'a nie odnaleziono. Do teraz w głowie mam mnówstwo pytań, Dlaczego Thomas mnie zostawił? gdzie jest Dean? Gdzie jest Thomas? I chyba najważniejsze...W jakim celu najprawdopodobniej Thomas zabrał króliczy strój ?



Pasta całkowicie mojego autorstwa.

Jest to też moja pierwsza Pasta więc przyjme krytyke ;)

Dodaje jeszcze raz ponieważ stara wersja posiadała wiele blędów
  • -2

#1056

Fresz.
  • Postów: 6
  • Tematów: 2
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"Ręce"




Największy błąd jaki kiedykolwiek popełniłem miał miejsce około 12 lat temu, kiedy miałem 16 lat i mieszkałem w Cleveland, Ohio. Jesień nastała bardzo wcześnie. Liście dopiero zaczynały zmieniać swój kolor a temperatura miała spaść. Rok szkolny dopiero się zaczął, trwał 1 miesiąc, więc całe podekscytowanie spotkaniem się ze starymi kolegami zostało stłumione świadomością bycia "jeńcami" w miejscu które tylko chciało nałożyć na nas mnóstwo pracy. Wiadomo - ja i moi koledzy bardzo chcieliśmy robić cokolwiek co mogłoby przypomnieć nam o beztroskich dniach wakacji.

Wcześniejszego roku, kiedy czas szkoły minął, jeden z moich kolegów z pracy (McDonalds, wiem że ludzie myślą że to żałosna praca, ale spędzałem tam fajnie czas), nauczył mnie pewnej techniki pozwalającej Ci zemdleć, z pomocą kogoś innego. Czasami to działało tak: Jedna osoba bierze 10 bardzo szybkich, ciężkich wdechów, a na 10, ostatni, ściska mocno zamknięte oczy i wstrzymuje oddech najdłużej i najciaśniej jak może, jednocześnie uciskając nadgarstki nad sercem. Asystent musi ścisnąć tę osobę z całej siły jak niedźwiedź oraz przyciskać jej nadgarstki do serca. Za parę sekund, osoba wstrzymująca oddech powinna stracić przytomność. Wtedy asystent musi stać w odpowiedniej pozycji i pilnować żeby tamta osoba upadła bezpiecznie, bez roztrzaskiwania sobie czaszki. Efekt działał zaledwie na kilka sekund, to nie tak że zapadaliśmy nawzajem w śpiączki czy coś, ale czułeś się jakby nie było cię przez kilka godzin, a kiedy z powrotem odzyskałeś przytomność uczucie dezorientacji i nieświadomości gdzie do diabła jesteś i co robiłeś było niesamowite.

Wiem, że ktoś z was myśli teraz "Co ty ***** robisz, jesteś jakiś niedorozwinięty?" Tak, wiem, prawdopodobnie zabijaliśmy około miliona naszych komórek mózgowych każdego razu kiedy nawzajem mdleliśmy, I chyba moja pamięć na tym ucierpiała. Ale dla mnie, znudzonego jak diabli 16 latka to wydawało się "cool". Wszystkie te efekty "gaśnięcia światła", bez żadnego bólu uderzenia twarzą o podłogę. Poleciłbym ci spróbować sam, ale po tym co się wydarzyło nigdy tego nie zrobię.

Jeden z interesujących efektów robienia tego, a który był przyczyną dlaczego to robiliśmy, był moment kiedy leżałeś tak ze straconą przytomnością. Zazwyczaj miałem ekstremalne halucynacje, intensywne sny, które zawsze dobrze pamiętałem po odzyskaniu przytomności (W końcu mdlałem tylko na parę sekund). Byliśmy dobrymi chłopakami, i nigdy nie próbowaliśmy ani nie chcieliśmy próbować narkotyków, więc, dla nas było to jak LSD dla ubogich. Te wizje były w pewnym stopniu powiązane z tym, na co patrzyłeś zaraz przed "odpłynięciem. Na przykład, raz moja halucynacja polegała na tym że wspinałem się na wysoką górę w Himalajach czy gdzieś, ale była tam po prostu zwykła poręcz. Kto do diabła montuje poręcz na wysokości 20.000 stóp? Kiedy z powrotem powróciłem do realnego świata, spostrzegłem że zaraz przedtem patrzyłem na schody w rogu salonu mojej dziewczyny. Innego razu, miałem wizję Freda Flinstona śmiejącego się i trzymającego rękę przed graffiti z logo D.A.R.E (Drug Abuse Resistance Education, program który policjanci uczą w niektórych szkołach). Obudziłem się i zobaczyłem że mój kolega Bett stał dokładnie przede mną tuż przed "odpłynięciem", i to właśnie logo było na jego koszulce. Skąd wziął się tam Fred Flinston ? Nie mam zielonego pojęcia.

Wizje zawsze były czymś przyziemnym, jak te które wymieniłem. Zawsze, do tego jednego dnia...

Jak już wspomniałem, rok szkolny trwał już około miesiąca, i mieliśmy już tego na prawdę dosyć. W pewną sobotę włóczyliśmy się po "polu", które było miejscem gdzie stało parę wież wysokiego napięcia. Paru z nas siedziało na metalowej belce u podnóża jednej z wież. Mój kolega Mike wspinał się wyżej, na drugą belkę, mógł wtedy skoczyć na ziemie z 8-10 stóp wysokości. Wydawało mi się to głupie, ale hej, przecież to ja jestem kolesiem któremu wywoływanie mdlenia przez niedostarczanie mózgowi tlenu wydawało się "cool".

Był to ciepły dzień jak na Wrzesień, ale jasno szare niebo zaczęło powoli stawać się ciemniejsze, a w Cleveland, we Wrześniu, znaczyło to, że prawdopodobnie temperatura spadnie z przyjemnych 70*F do 50*F zaledwie w parę minut, i jeśli mielibyśmy pecha, powinien spaść mroźny deszcz. Powietrze było już wilgotne i ciężkie, mogliśmy usłyszeć ciche "brzęczenie" linii wysokiego napięcia nad nami.

Byłem pewien, że nie chciałem spędzić ostatnich chwil fajnego sobotniego popołudnia oglądając tego kretyna wspinającego się na te belki, skaczącego na ziemie, narzekającego, "obiłem sobie nogę", tylko po to żeby wspiąć się tam jeszcze raz i powtórzyć tę głupią rzecz

"Hej, pobawmy się w utratę przytomności" - powiedziałem

Tego czasu, to nie było już tak zabawne jak wczesnego lata, kiedy pierwszy raz odkryliśmy tę technikę, ale to i tak było znacznie lepsze od tego co akurat robiliśmy. Vince był gotowy, tak samo jak Richard, ale Mike, koleś który skakał na ziemię z belek, powiedział "O czym ty ***** mówisz?"

"Jasna cholera, nie było cię z nami wcześniej kiedy mdleliśmy?" - spytał się Vince. "Nie," - odpowiedział.

Mike był w tym czasie w domu mamy całe lato, więc nie doznał takiej frajdy jakiej my doznaliśmy.

"Chłopie, musisz tego spróbować. Patrz, pokażemy ci"

Ja i Vince zeszliśmy z wieży i stanęliśmy na trawie. Wziąłem tradycyjnie 10 głębokich wdechów. Ścisnąłem mocno zamknięte oczy i wstrzymałem oddech tak mocno, że jeśli nie zamknąłbym ich wcześniej to chyba by wypadły z mojej głowy. Wtedy poczułem mojego kolegę który zaciskał mi dłonie nad sercem i zaraz potem zobaczyłem wielkiego homara, wspinającego się po klatce, a ja byłem na dnie oceanu z glonami rosnącymi pod moimi stopami.

Następna rzecz którą pamiętam to to że się obudziłem a Vince i Richard pytali mnie "Co zobaczyłeś!?" "O czym śniłeś?". Tył głowy cholernie mnie bolał.

"*****, upuściłeś mnie?"

Nie byłem wcale ciężki, ale Vince był strasznie słaby. Po prostu stał tam wyglądając jak winny, a Richard potwierdził.

"Co zobaczyłeś?"- Spytał się.

Przetarłem głowę i powiedziałem, że homara. Szczypał Vince'a w głowę.

Podszedłem do Mike'a, który oglądał wszystko z belki obok. Powiedziałem "Widzisz, to jest zajebiste."

"Tak czy inaczej, nie ufam żadnemu z was na tyle żebym pozwolił wam zrobić to ***** ze mną" - powiedział.

"No dalej stary, musisz spróbować. To nie jest bardziej niebezpieczne niż to co robisz teraz. Przysięgam że nie pozwolę ci upaść na ziemię jak tamten frajer zrobił."

Zamyślił się jak ludzie którzy próbują decydować czy to co chcą zrobić jest warte ryzykowania. Skoczył z belki jeszcze raz, wstał i powiedział:

"Dobra, ale tylko raz."

Gdyby tylko pomyślał dłużej, albo stanowczo odmówił...

Mike powtórzył 10 głębokich wdechów, ja pilnowałem żeby nie upadł mocno na ziemie. Wstrzymał oddech a ja pomogłem mu przenieść się w tamto "miejsce". To jest coś czego żałuję do dzisiaj, i kiedy myślę o wszystkich tych zdarzeniach, pragnąłbym abym postąpił zupełnie inaczej w tamtych latach: dziewczyny o które powinienem się starać, nauka do której powinienem się bardziej przyłożyć, wszystkie rzeczy które powinienem i nie powinienem robić, ściśnięcie Mike'a niedźwiedzim uściskiem i wywołanie u niego utraty przytomności jest rzeczą, której najbardziej żałuję.

Poczułem jego bezwładny upadek ciała na moją klatkę, a był on całkiem wyrośniętym chłopem, ale dałem radę ułożyć go lekko na trawie chroniąc go od uderzenia w głowę. Zaraz po tym jak położyłem go na trawie, ocknął się krzycząc:

"*****! JASNA *****, ZOSTAW MNIE! ZOSTAW MNIE! ZOSTAW MNIE!- krzyczał podnosząc się z ziemi i machając ramionami wokół głowy.

Wszyscy odskoczyliśmy do tyłu, chcąc uniknąć bycia uderzonym w jego stanie, ale byliśmy tak przestraszeni że prawie zesraliśmy się w gacie na ten widok.

Po jakiś 5 sekundach, co jest około 2 razy dłuższym czasem na uświadomienie sobie osobie gdzie jest i przypomnienie sobie co się dzieje, Mike uspokoił się.

"Cholera","Jasna Cholera", oddychał ciężko. Stał w miejscu, z ugiętym tułowiem, po czym padł na kolana. Odwrócony do nas plecami, zaczął kołysać rękami jakby chciał się uspokoić oraz mamrotał coś do siebie.

"*****", powiedział Vince. "Co ty do diabła zobaczyłeś?" Ale Mike nie odpowiedział. Zbliżyliśmy się do niego powoli, a będąc już bardzo blisko niego mogliśmy usłyszeć jego ciche szlochanie. W naszym świecie "maczo", to było dla chłopaka przestępstwo z karą śmierci, ale teraz nikt nie powiedział ani słowa. Przyłożyłem swoją dłoń do jego ramienia. Jak tylko go dotknąłem, a zrobiłem to tak lekko i delikatnie że nie powinien nawet tego poczuć, wrzasnął i odskoczył. Wcisnął swoje plecy w kąt wieży wysokiego napięcia, i patrzył na nas z przerażeniem w oczach.

Jeśli przez kilka chwil myślałem że robi sobie z nas tylko jaja, ten widok zlikwidował wszystkie moje podejrzenia. To i co zdarzyło się później oczywiście.

Nikt z nas nic nie mówił, ale po 10 minutach Mike uspokoił się na tyle, że Richard był w stanie poprowadzić go do domu. Tak jak oczekiwałem, temperatura spadła jak szalona w przeciągu kilku minut, i zanim się zorientowałem mroźne krople deszczu zaczęły sypać się z nieba. Powiedziałem Vince'owi że pójdę do domu i zobaczę się z nim jutro. Zawsze spędzaliśmy wieczory i deszczowe dni grając w Mortal Kombat na naszych SNES, ale Vince nie protestował. Myślę że potrzebował trochę więcej czasu dla siebie, żeby przemyśleć tę okropną rzecz którą zrobiliśmy naszemu przyjacielowi, tak samo jak ja.

Następnego dnia poszedłem zobaczyć jak się miewa Mike, ale ani jego, ani jego ojca nie było przez cały dzień. Spytałem się go później gdzie był, ale mi chciał mi powiedzieć. Myślę że był u psychiatry, bo we Wtorek, następnym razem wyglądał lepiej, jakby trochę mu się polepszyło. Wywnioskowałem że dostał jakieś tabletki na uspokojenie nerwów, ale tylko zgaduję. Nigdy się nie dowiedziałem prawdy. Za następnych parę dni,
nasza czwórka włóczyła się po okolicy. Mike był cicho, nie powiedział ani słowa o tym co się wydarzyło. Rozmawialiśmy po prostu o głupich, nic nieznaczących rzeczach. Dziewczyny które lubiliśmy, przedmioty których nienawidziliśmy. Chciałem żebyśmy coś do niego powiedzieli, mimo że nie jestem pewien czy to by pomogło. Nie mieliśmy pojęcia o co chodzi i nie mamy aż do dzisiaj. Uniknęliśmy tematu tego co zdarzyło się w Sobotę, oraz jakichkolwiek głupich pomysłów żeby pobawić się w mdlenie, jakby to była jakaś plaga.

Tak było aż do następnej niedzieli, kiedy powiedział wszystko o tym co się zdarzyło.

Chodziliśmy wzdłuż cichej ulicy naszego sąsiedztwa, w kierunku drewnianego mostku który przebiega przez małą zatoczkę między domami, dzieląc teren na dwie części. Rozmawiałem o tej gorącej dziewczynie która była o rok starsza ode mnie, która, niestety, nie chciała spędzić dzisiaj ze mną wolnego czasu, a Mike, gapiąc się w ziemie, szedł z rękoma włożonymi do kieszeni. Nagle, znikąd, w samej połowie mojej wypowiedzi, powiedział

"Nie będę dłużej unikał tego tematu"

"Hę?"

"Dzisiaj przyjdą znowu, i nie sądzę, że będę w stanie ich powstrzymać tym razem"

"Hej, hej, o czym ty mówisz? Kto dzisiaj w nocy przychodzi?"

"Ręce... Głosy..."

W tym momencie moją pierwszą reakcją było "Jasna cholera". Czułem że mój oddech przyśpiesza i staje się coraz bardziej płytki, ale czułem, że całe moje ciało chce aby mówił dalej, tak naprawdę, o horrorze którego nawet nie mogłem sobie wyobrazić. Ale nigdy nie zapomnę tej rozmowy. Odbija się ona w mojej głowie echem jak kamienne tablice z Dziesięciu Przykazań.

Wyjąkałem coś kilka razy, a potem powiedziałem, głupio, "Jakie ręce?"

"W nocy, patrzę na drzewo za moim oknem, wtedy staje się ono czarne a ręce, tuziny, setki rąk które pchają w moje okno.

"I co robisz?"

"Odpycham. Całą noc. Ale jestem już zmęczony. Nie mogę już dłużej ich powstrzymywać. A głosy, one mówią żebym wpuścił je do środka. Małe, dziecięce głosy i małe dziecięce ręce"

Zniżył swój głos do szeptu, ale mogę stwierdzić, po tym co powiedział dalej, że w tym momencie walczył żeby nie wybuchnąć paniką.

"Czasami... Widzę ich twarze" - powiedział drżącym głosem.

Przyszliśmy do jego domu. Zatrzymał się i w końcu zwrócił się w moją stronę.

"Powiedz Vince'owi, że może wziąć moje Super Nintendo. Nie ma swojego a jego mama za diabła mu go nie kupi. Richard może wziąć moje płyty. Wiem że wy nie lubicie rapu, ale on tak."

Zacząłem coś mówić, ale on odwrócił się i poszedł w stronę domu. Wszedł do środka i zamknął drzwi. Ach, jak bardzo pragnąłbym abym poszedł tam i zapukał, powiedział mu że zostanę z nim na noc. Ale mieliśmy 16 lat, a w tym wieku chłopaki nie robią już tego więcej. Więc poszedłem do domu. Nie reagowałem nawet na Vince'a który pukał w moje drzwi gdy przyszedł później. Kiedy położyłem się do łóżka, nie spałem dobrze, i cały czas uważnie słuchałem każdego cichego dźwięku który wydał dom, oczekując głosów małych dzieci. Normalnie sypiam z odsłoniętymi zasłonami, ale tym razem, zasłoniłem je bardzo ciasno.

Następnego dnia, okazało się że ktoś włamał się do domu Mike'a. Wóz policyjny stał przed jego podjazdem, i mało się nie ******** kiedy to zobaczyłem. Później, moje największe obawy się potwierdziły kiedy dowiedziałem się, że okno w pokoju Mike'a zostało wybite. Mike zaginął, to wszystko co nam powiedzieli. Policjanci zadali naszej trójcę tony pytań, a ludzie z Centrum Zaginionych i Eksploatowanych Dzieci pytali nas jeszcze więcej. Jestem pewien że wyglądałem winny jak cholera, ale kiedy powiedziałem że nie wiem co się stało, była to, mimo wszystko, w połowie prawda. Szukali w okolicy jakiegoś zboczeńca który mógł porwać Mike'a. Nie ważne jak wyczerpująco mnie przesłuchiwali, nie mogli dostać żadnych informacji, więc z tego powodu w końcu się poddali. Mike był na kartonach z mlekiem i w programie TV o zaginionych dzieciach, ale do dzisiejszego dnia wciąż jest przypadkiem bez wyjaśnienia.

Kiedy to wszystko minęło, poszedłem do biblioteki żeby poszukać co się do ***** stało, ponieważ w tamtych dniach, kiedy internet był narzędziem do szukania informacji, stać go było tylko na naukowców albo ludzi którzy mogli kupić sobie komputer za $5.000. Nie znalazłem zbyt wiele. Jedyną najbardziej związaną z tą sprawą rzeczą było coś co odkryłem później, w mojej klasie na Historii Świata. Widocznie, w przeszłości, Egipscy duchowni zamykali się w trumnie na czas tak długi że prawie umierali. Następnie ktoś wydostawał ich z trumien a oni opowiadali o tym co zobaczyli w zaświatach. Mogę się tylko domyślać, że może elektryka w powietrzu, lub pogoda sprawiła że Mike zaszedł w tamtym stanie o wiele dalej niż my i mógł doznać czegoś co doznawali starożytni duchowni z Egiptu. Ale z drugiej strony ja też zemdlałem, dokładnie w tym samym miejscu gdzie potem Mike. Czy byliśmy po prostu inaczej wrażliwi na "tamto" miejsce? A może mój upadek głową na ziemię uratował mnie przed nimi? Nie wiem, i nie wydaje mi się że kiedykolwiek będę wiedział, ale to wciąż wywołuje u mnie dreszcze.

oryginał: http://creepypasta.w....com/wiki/Hands
Tłumaczenie wykonane przeze mnie. Niektóre części zostały zmienione na potrzeby tłumaczenia.


Dołączona grafika
/Connor

7.11 Zabronione są jakiekolwiek zmiany w przypisach moderatorów zamieszczanych w Postach na Forum. Punkt ten nie obejmuje sygnatury.
Dołączona grafika
Wygwiazdkowany/wykropkowany wulgaryzm to również wulgaryzm.
/Connor

  • 12

#1057

Kipek.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

The Theater

Jest taka gra wyprodukowana jakieś 20 lat temu mniej więcej kiedy wyszedł doom.
Jest bardzo zbłędowana i bardzo rzadka żeby ją dostać.
Nie ma informacji o tym co za studio ją zrobiło
W grze w menu są 3 opcje nowa gra wczytaj i opcje.
Jak sie kliknie na opcje to wywala gre jak sie kliknie wczytaj to nic sie nie dzieje działa tylko nowa gra.
W grze stoisz w holu teatru filmowego (perspektywa jak w doom) i wchodzisz na film, przed wejściem stoi poborca biletu który mówi dziękuję ciesz się filmem.
Pomieszczenie wypełniają niskiej rozdzielczości pikselowane plakaty, a sam poborca bilety jest tylko bardzo niskoej rozdzielczości sprajtem.
Jego twarz to zbitek paru piksli przypominający z grubsza twarz.
Gra polega w zasadzie tylko na tym, wchodzisz i wracasz na początek ale potem zaczynają się dziać dziwne rzeczy.
Po jakimś czasie stwierdzisz żee nie ma poborcy biletu ale dalej głos mówi swoją kwestie i wchodzisz.
Nic nie dzieje sie dalej słychać tylko kroki jak wciskasz klawiszm idziesz tak idziesz i idziesz aż przestaniesz słyszeć kroki.
Chwile nic sie nie dzieje ale potem pojawia sie postać którą opisują jako poborce biletu ale ze zwirowaną twarzą
http://t3ak.roblox.c...cbe7036a71e7e87
(wygląda jakoś tak)

Gracze którzy go widzieli twierdzili że czuli straszny strach i ich żołądki wiązały się w terrorze gdy go widzieli (potem został nazwany Pan Zwirowanatwarz)
Nic sie nie dzieje jak stoi a potem straszny głośny wysoki dźwięk zaczyna się odtwarzać i gra się zwiesza ale zaraz wraca sie do holu.
Przez pare razy wszystko jest po staremu tylko czasami pan zwirowanatwarz pojawia się na ułamek sekundy z krótkim fragmentem dźwięku.
W końcu gracze widzą jak poborca biletu zaczyna skakać koło wejścia, nie ma animacji po prostu sprajt się porusza.
Niektórzy relacjonowali że plakaty na ścianach zmieniły się w zdjęcia pana zwirowanejtwarzy.
Jak się do niego podejdzie kolejny niskiej jakości dźwięk sie odtwarza i przypadkowy zbitek liter sie pojawia.
Hracze rozszyfrowali wiadomość jako NIE IDŹ DO NASTĘPNYCH POZIOMÓW.
Po tym w miejscu wejścia stoi ceglany mur, jak się go dotknie to gre wywala.
Nikt nie wie co jest potem.

http://ge.tt/4jpyKfQ/v/0 Fanowska wersja gry (bardzo dobra)
  • -2

#1058

TrevorPhillips.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Witajcie, jest to moja pierwsza creepypasta, na podstawie mojego snu.

SEN

Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu razem z moim kolegą. Nie wiedzieliśmy gdzie mamy iść aż w końcu zauważyliśmy schody prowadzące w górę. Postanowiliśmy iść. Szliśmy tak chyba z pół godziny aż zauważyliśmy deski przez które prześwitywało światło. Postanowiłem z kolegą wyważyć te deski. Wyważyliśmy je i nagle oślepiło nas światło dzienne. O dziwo zauważyliśmy, że znajdujemy się obok naszej szkoły. Lecz najgorszy był widok, który widzieliśmy wokół siebie. Wkoło wszystko było zniszczone, wszędzie walały się potłuczone samochody, a budynki były poniszczone. Nagle w jednym z samochodów zauważyłem człowieka, żył. Podbiegłem do niego z kolegą, facet w samochodzie popatrzył na mnie i powiedział słabym głosem:
-One tu są, zaraz przyjdą...- po tych słowach wyzionął ducha. Z kolegą zacząłem się zastanawiać o kogo lub o co mogło chodzić temu facetowi. Wyciągnąłem telefon i popatrzyłem na datę, był 14 maja 2014. Postanowiliśmy iść dalej. Nagle z daleka zacząłem widzieć coś wysokiego biegnącego w naszą stronę. Poruszało się na 4 łapach i miało jakieś 2 metry wysokości. Razem z kolegą postanowiliśmy uciekać. To było coraz bliżej.
-Uciekaj, ja go zatrzymam, poświęcę się dla ciebie. Uciekaj!!!- mój kolega krzyknął do mnie. Nie tracąc ani chwili schowałem się w pobliskiej stodole i przez szczelinę obserwowałem co się dzieję na zewnątrz. To coś podbiegło do mojego kolegi i zaczęło rozszarpywać go na kawałki, to był przerażający widok. To coś po chwili pobiegło gdzieś, gdy wtem za sobą usłyszałem posapywanie. Odwróciłem się i ostatnie co zobaczyłem to twarz tego czegoś...

Dołączona grafika

Użytkownik TrevorPhillips edytował ten post 23.02.2013 - 19:00

  • -6

#1059

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Wilczy Obłęd

Pytałeś mnie kiedyś o historię, o istotach ponadludzkich i nienormalnych, pamiętasz?
Dzikich, wykraczających zarówno brutalnością, i jakby się zdawało inteligencją daleko poza granice naszej wyobraźni… Ale to nie miała być parabola o mordercy, o nie… To historia o prawdziwej bestii. Niepozornej, skrywającej się w ciele człowieka, zmieniającej go się w rządne krwi zwierzę…
Chociaż czekaj… Zdawałoby się, że żadne zwierzę nie zabija dla przyjemności. I dlatego też człowiek nie jest zwierzęciem, a przynajmniej większość ludzi… Jestem ciekaw, czy znasz tę historię:

To było we Francji, w czasach polowań na czarownice, w XVI w., kiedy dwóch chłopców – siedemnastoletni Louis i rok starszy Henri wracając w nocy do domu szli przez głuchą puszczę. Powracali właśnie z sąsiedniej wsi, w której odbywało się palenie wiedźmy na stosie.
Dziesiątki zgromadzonych na placu ludzi z różnych wsi, w oczach, których szalało dzikie podniecenie
i żądza zemsty, za wyrządzone krzywdy. Porywała dzieci i piła ich krew z innymi wiedźmami
na sabatach, niszczyła groby, bluźniła. O tak, ta wiedźma z pewnością zasługiwała na okropną śmierć…

Louis i Henri byli z biednej rodziny i nie mieli ze sobą żadnych pieniędzy, co za tym szło nie mieli gdzie przenocować. Było bardzo późno, a przed nimi jeszcze długa droga przez puszczę.

Szli szybkim krokiem, gdyż ich pochodnia powoli się wypalała. Ścieżka była wąska, wokół nich same drzewa. Wszechobecna ciemność zdawała się pochłaniać wątły płomień pochodni.
To było bardzo nierozsądne wracać o takiej porze przez puszczę. Wtem kilkadziesiąt metrów przed nimi zamajaczył płomień ogniska. Serce zabiło im mocniej w radości, że spotkają kogoś i ogrzeją
się przez chwilę. Kiedy już zdyszani, bez pochodni dotarli do źródła światła, okazało się, że nikogo
już tam nie było. To dosyć dziwne, ponieważ przy ognisku walały się różne klamoty, jakiś miecz i łuk… Nie zastanawiając się długo, bracia dorzucili kilka szczap drewna do ogniska i usiedli na obalonej kłodzie. W słabym świetle nie zauważyli niewielkich plam krwi, przy palenisku.

-Dziwne, nieprawdaż bracie? Wygląda jakby uciekli przed czym w popłochu… - po chwili milczenia ozwał się Louis.
-Chlaja i tyle, braciszku! – chcąc rozluźnić atmosferę odpowiedział Henri – Na co spoglądasz Louisie? – zapytał, obserwując brata, wpatrującego się w ciemność – Ogłuchłeś? Co tam, widzisz!? – widząc wypieki na twarzy młodszego brata i słysząc jego ciężki oddech gorączkował się Henri.

Wtedy Louis wyciągnął drżącą rękę i wskazał palcem w punkt przed nimi. Henri wychylając
się spostrzegł dwa błyszczące w blasku ogniska ślepia. Świeciły się zupełnie jak oczy kota. Powoli, były coraz bliżej. Starszy brat, doświadczony w walce mieczem, bez gwałtownych ruchów, chwycił krótki bułat, leżący nieopodal. Nagle oczy bestii zmrużyły się, przybierając gniewny wyraz, warknęło cicho. Nagle zwierz wybiegł z ciemności, rzucając się na starszego brata. Louis odskoczył daleko w tył, kiedy Henri zdążył podnieść w górę broń. Potwór okazał się wilkiem, choć był nad wyraz duży, bardzo duży, sięgał Henriemu do pępka, a z jego pyska toczyła się piana. Zwinna bestia uniknęła szybkiego pchnięcia szpadą, wgryzając się w grubą tunikę walczącego. Henri odrzucił miecz i walnął wilka parę razy pięścią w pysk. Wtedy Louis ostro zakończonym łukiem, pchnął wilka w bok, który puścił ramię
i odskoczył w od starszego brata. Po dwóch sekundach zwierz okrążył ognisko i z wyskoku rzucił się
na młodszego z braci. Wtem Henri wysoko uniósł miecz i ciął nim z całej siły wilka, odcinając
mu kawałek przedniej łapy. Ten spadł na Louisa, przewracając go na ziemię. Głośno zawył, jakby chciał wezwać wsparcie i obficie krwawiąc, szybko pokulał w głąb puszczy. Osiemnastolatek pomógł wstać bratu i biorąc kilka pochodni z ogniska. Zaczęli biec w stronę domu.
-Czekaj! – zatrzymał się Louis, podchodząc do ogniska i chowając odciętą łapę do sakwy.
Mimo rozmiarów bestii, łapa była inna, niż ta zwykłego wilka. Przede wszystkim znacznie większa, palce były dłuższe i przypominały zdeformowane ludzkie.

Ruszyli. Od domu dzieliły ich niecałe dwa kilometry. Z każdym krokiem narastało uczucie ulgi, że są coraz dalej od bestii i prawdopodobnie całej watahy tych stworzeń.

Kiedy już przekroczyli bramy swojej wsi, udali się szybko w stronę domu. Weszli po cichu
do izby, próbując nie obudzić rodziców i młodszej siostry. Weszli po cichu na antresolę wyłożoną sianem i nie rozmawiając o zdarzeniu, natychmiast zasnęli.

Następnego dnia, gdy rodzina się obudziła Louis i Henri poszli do piekarni po świeży chleb.
Jak zawsze mijali dużo ludzi i znajomych. Wtem w bocznej uliczce, kilka metrów od siebie, starszy
z braci ujrzał mężczyznę w średnim wieku, w obszarpanej, zakrwawionej tunice, który kurczowo trzymał się lewej ręki, a jego twarz była mocno poobijana. Henri cofnął się kilka kroków, żeby
się lepiej przyjrzeć, lecz mężczyzny już tam nie było. Dosłownie zniknął, rozpłynął się w powietrzu.

-Coś nie tak Henri? – zapytał Louis, widząc zmieszanie na twarzy brata.
-Nic takiego… bracie, coś mi się przywidziało – skłamał Henri.

Na rynku jak zawsze było dużo ludzi. Wracając ulicą między domkami, ze świeżym bochenkiem chleba Henri znów go zobaczył. Kilka metrów przed braćmi, co jakiś czas znikając
w tłumie szedł ten sam mężczyzna. Zgarbiony, z podkurczonymi rękoma i zabrudzonej tunice.

-Trzymaj! – ściszonym głosem, z nutą ekscytacji powiedział starszy brat wciskając Louisowi chleb.

Henri pobiegł przeciskając się w tłumie i chwycił od tyłu faceta. Był pewny, że tamto zwierzę nie było zwykłym wilkiem, a wilkołakiem. Obrócił go twarzą do siebie i przejęty już przymierzył
się do uderzenia potwora w twarz, kiedy zobaczył, że ten trzęsącymi się ze strachu rękoma, mocno trzyma niewielki kosz z rybami. Autentycznie się przeraził. Myśląc, że jest ofiarą napadu, wcisnął Henriemu swój kosz i uciekł, w chwilę znikając w rozjuszonym tłumie. Wszyscy przechodnie wytykali go palcami i szeptali sobie na ucho, że jest złodziejem i, że takim od razu trzeba obciąć rękę.
Chłopak natychmiast upuścił kosz na ziemię. Odszukał wzrokiem brata i gestem nakazał biec
za nim do domu. Nie było sensu usprawiedliwiać się przed rozgorzałym tłumem.
W rzeczywistości, mężczyzna, który był wilkołakiem, przez całą drogę powrotną szedł za Henrim, czekając na dobrą okazję, żeby poderżnąć mu gardło. W ostatniej chwili porwał się na tamtego staruszka.
Wilkołak, którym był niejaki Gerard Grenier, zacisnął prawą pięść na klindze i wykrzywił twarz
w grymasie złości.

W chacie, nie mówiąc rodzicom o dziwnej sytuacji, rodzina spożywała pierwszy posiłek.
Po posiłku Louis, wychodząc z izby wspiął się na antresolę i otworzył swoją sakwę, była cięższa. Zapomniał, że schował do niej łapę wilka. Otworzył kiesę i wyrzucił zawartość na posłanie ze słomy. Zamarł. W miejscu gdzie powinna być łapa wilka była ludzka ręka. Zimna, trupio blada, w dodatku
ze złotym sygnetem ze szkarłatnym, okrągłym rubinem na palcu.

-Henri przybądź szybko! – zdenerwowanym i roztrzęsionym głosem zakrzyknął Louis
-Co jest bracie? – równie zdenerwowany wbiegł do pokoju Henri – Co tam masz?
-Sam zobacz – chłopak zbliżył się do brata, który trzymał odciętą dłoń. Drżącymi rękoma wziął
od Louisa trofeum z walki. Po chwili milczenia się odezwał.
-Poznaje ten sygnet. – powiedział ściszonym głosem – Kilka dni temu oglądałem biżuterię na targu
i zamierzałem wziąć do ręki ten sygnet i obejrzeć, gdy zwinął mi go sprzed nosa ten mężczyzna!
-Wiesz kto to był?
-Nie niestety, spojrzałem przelotnie na jego lico i odszedłem, ojciec wzywał.
-Wiesz co, nie warto chyba się w to dalej mieszać. Zapomnijmy póki co o tym… wilkołaku. - Henri wzruszył ramionami i oddał się z bratem codziennym zajęciom na polu.

Przez pewien okres sytuacja się uspokoiła, a bracia żyli normalnie… Do czasu kolejnej pełni księżyca. W gwieździstą noc, kiedy księżyc był wysoko na niebie Gerard Grenier znów przybrał postać wilkołaka. Stając na dwóch łapach, zakradł się do chaty braci. Wszedł bezszelestnie przez otwarte okno w izbie. Od razu rozpoznał zapach chłopców. Już szedł w stronę łóżek, gdy zwietrzył jeszcze jedną osobę. Obok braci, leżała najmłodsza z rodzeństwa – dziewięcioletnia Léa. Obnażył żółte zęby
w paskudnym uśmiechu i delikatnymi ruchami chwycił dziecko. Jedną łapą – tą bez dłoni - chwycił
ją w pasie, drugą trzymał mocno na ustach, w obawie, że wybudzona dziewczynka krzyknie, budząc troskliwych rodziców. Zdezorientowana Léa zaczęła się szarpać i wierzgać nogami, więc Gerard chwycił ją mocniej, tak mocno, że zaparło jej dech w piersiach. Chociaż irytujący brak dłoni dawał
się we znaki, nie zamierzał odpuścić. Co jakiś czas pewniej chwytał wyślizgujące się ciało.
Podszedł do drzwi, odblokował je i bezceremonialnie wybiegł z porwaną dziewczynką.
Uciekając zranił się w ramię, o wystający ze ściany gwóźdź, roniąc kilka kropel krwi na podłogę.

Rano, zatroskana rodzina usiadła przy stole, zastanawiając się, gdzie mogła podziać się
ich córeczka. Do tego te otwarte na oścież drzwi… Bracia poszli poszukać jej na targu.
Wychodząc Louis zauważył zaschnięte plamy brunatnej krwi na posadzce. Pokazał je natychmiast bratu i już po chwili, byli prawie pewni, że Léa została porwana przez Gerarda. Bracia wiedzieli,
że nie mogą zwlekać, chodziło o życie ich siostry. Wyszli na targ po codzienne zakupy, szybko.
-Chodźmy do sołtysa. Trzeba zorganizować obławę! – ze słyszalną rządzą zemsty w głosie zaczął rozmowę Louis
-Dobrze prawisz, chodźmy teraz! – odparł Henri, po czym udali się w kierunku biura sołtysa.

Kiedy w końcu dostali się do niewielkiego, przytulnego pokoiku, sołtys Maxime zerknął
na nich z ukosa. Na jego stole stał złoty puchar, wysadzany podobnym rubinem, co na pierścieniu.
To pewnie przypadek, chociaż podejrzliwy wobec wszystkich Henri się zmieszał.
Po szybkim przedstawieniu mu całej sytuacji, bez szczegółów odparł:
-Pakujecie się w niebezpieczne sprawy… Nawet, jeśli ten wasz chędożony wilkołak istnieje,
to nie poślę nań swoich ludzi! Ogłupieliście wszyscy! W życiach wam się przewraca od biegania
w nocy po lasach! – w tej chwili drgnął zauważalnie. Na jego czoło wystąpiły krople potu, uświadomił sobie, że powiedział za dużo. Bracia, zmieszani spojrzeli po sobie.
-My… nic nie mówiliśmy, o lesie… - powiedział coraz bardziej podejrzliwy Henri.
Maxime zawołał strażnika z drugiego pokoju, żeby ich przepędził, po czym zirytowany rozsiadł
się wygodnie w swoim fotelu, lejąc do kielicha miód pitny.

Wiedzeni instynktem i domyślnością bracia wiedzieli co muszą zrobić. I wiedzieli, że nikt
im nie uwierzy i muszą zrobić to sami. Tej nocy księżyc był jeszcze w pełni. Od znajomego kowala pożyczyli dwa miecze i jego prywatną kuszę z bełtami. Wzięli też lekkie, metalowe pancerze.
Zrobili kilka pochodni, które zwisały im z pasa. Spakowali też trochę suszonego mięsa.
Wchodząc do lasu przepełniała ich żądza zemsty, a w sercach czuli się bohaterami.
Kłębiący się w głowie strach dodawał tylko adrenaliny. Odpalili pochodnie. Nie było odwrotu,
ich siostra w każdej chwili mogła zostać pożarta przez bestię. Szli w miejsce, gdzie spotkali się z tym pierwszy raz. Zewsząd słyszeli szmery, pękające gałęzie i czyjąś dziką obecność.
Mimowolnie zwolnili kroku. Napięcie rosło, czuli, że coś się zbliża. Kurczowo zaciskali ręce na klingach mieczy. Nagle podskoczyli w miejscu, wydając z siebie dziki krzyk. Metr od ich twarzy szybko przeleciała sowa, głośno łopocząc skrzydłami. Zestresowani już zdążyli unieść miecze w górę.
Chwila zadumy. Uśmiechnęli się do własnych myśli i ruszyli szybszym krokiem naprzód.

Dotarli w miejsce ogniska. Zastali tam tylko zwęglone drewno i kłody, na których siedzieli. Rozejrzeli się dokładniej. Zdali sobie sprawę, że nie wiedzą gdzie idą, a tu mogą jedynie poczekać
na bestię… albo całą watahę. Nie wiedzieli co dalej robić. Usiedli, zjedli suszone mięso.
Po krótkiej naradzie, postanowili, że pójdą dalej, w głąb lasu.

Tym razem droga zdawała się być inna. Musieli wejść w jakąś inną ścieżkę. Gorzej, jeśli
się zgubią i będą musieli spędzić tu noc. Nadzieja na odnalezienie Léi z każdą chwilą spadała.
I w pewnym momencie, z oddali usłyszeli krzyki, coś jak pijackie śpiewy i słaby blask ognia.
Serca im mocniej zabiły. Szybszym krokiem, nie chcąc tracić sił, ruszyli w tym kierunku.
Z niewyjaśnionych powodów czuli się coraz nie pewniej. Co kilka kroków, czuli, że właśnie teraz skoczy na nich to coś, co chodzi za nimi od wejścia do tego lasu. Krzyki i słowa jakiegoś nieznanego języka stały się głośniejsze. Pijacka eskapada? To wcale tak nie brzmiało.

W blasku ognia ukazały im się ruiny kamiennego budynku. Było to jedno, małe piętro, otoczone z czterech stron zniszczonym murem, w którym brakowało sporo elementów, pełno dziur – jednym słowem ruina.

W jednej chwili zdali sobie sprawę, że trafili w miejsce, gdzie w ogóle nie powinno
ich być. Trafili na sabat. Dwie nagie wiedźmy tańczyły wokół kotła, w którym bulgotała dziwna substancja. Trzecia z nich, stała trochę z boku, wyginając się w dziwne pozy, pod wpływem demonicznej mocy. Przy zrujnowanej ścianie była mała klatka. Było na tyle ciemno, że nie można było zobaczyć, czy ktoś w niej jest. Wiedzieli, że nawet jeśli nie odnajdą siostry, to i tak powinni zabić
te wiedźmy. Ku temu Louis uniósł kuszę i naciągnął bełt. Wymierzył w czarownice stojącą nieco z tyłu. Wdech, wydech. Wycelował na bezdechu i wypuścił strzałę, która trafiła wiedźmę w serce.
Ta zataczając się, zrobiła kilka kroków w tył i upadła na ziemię. Pozostałe czarownice obróciły
się w ich stronę i chwytając sztylety, w mgnieniu oka podbiegły do braci. Henri zdążył wyciągnąć krótki miecz, który od razu zatopił w barku bliższej czarownicy. Zawyła głośno. Pchnęła sztylet
w brzuch Henriego, lecz zabrakło jej siły, żeby przebić nim lekki pancerz. Druga, dosłownie nadziała się na wypuszczony ze świstem bełt, który utkwił jej w szyi. Henri dobił podłą wiedźmę, po czym razem z bratem zbadali miejsce akcji. Mała klatka była jednak pusta. W kotle bulgotała gęsta, ciemno-zielona substancja.

Z rogu pomieszczenia usłyszeli cichy jęk. Poznali w tym słaby głosik siostry i kilku innych dzieci. Zbliżyli się szybkim krokiem, gdy nagle, z ciemności wokół dzieci wyszły na dwóch nogach,
dwa zgarbione wilkołaki. Sierść miały posklejaną od krwi. Wyszczerzyły zakrwawione pyski.
Jeden był bez łapy. Bestię przyspieszyły kroku, niemal doskakując do braci.

Nie było już odwrotu, ani tym bardziej ucieczki. W dodatku nie mieli szans z potężnymi wilkołakami. Rodzeństwo cofając się, zaczęło wymachiwać mieczami, próbując trafić wilka, lecz były za szybkie, za zwinne. Bracia wyczuwali, że byli to Gerard i Maxime. Ten drugi podszedł do Louisa
i jednym machnięciem łapy wytrącił mu miecz, który poleciał daleko i z brzękiem uderzył o kamienną posadzkę. Teraz wilk solidnym kopniakiem wyrzucił go wprost na kocioł, którego zawartość rozlała
się po posadzce. Pływały w nim ludzkie kości, oczy itp.

Z Henrim, wyglądało nieco lepiej, wilkołak bez jednej łapy nie był tak sprawny.
Parę razy uniknął ostrych pazurów i ugryzienia. Obolały i potłuczony Louis, na podłodze nie miał
się jak bronić. To były ostatnie chwile życia braci. Teraz tylko bawili się ich nadzieją. Nagle bestię obróciły się w stronę wejścia. Ktoś tam był albo próbował uciec. Gerard szybkim ruchem zwalił Henriego z nóg i wolnym krokiem, obnażając żółte zęby szedł sprawdzić co się działo. Zatrzymał
się przed wejściem. Chwila ciszy. Powąchał zapach unoszący się w powietrzu. Speszył się nieco i zrobił kilka kroków w tył. Nagle przez wejście wlała się fala wrzeszczących rycerzy w zbrojach i kilku chłopów z widłami, wśród których był ojciec rodzeństwa. Gerard natychmiast został nadziany
na włócznie, ale tak, żeby nie zdechł… przecież musi dożyć procesu. O dziwo, oddział zamykał
nie kto inny, jak Maxime. Bracia zgłupieli. Nie wiedzieli już co się dzieje. Drugi wilk również – zanim zdążył uciec - został podziurawiony kilkoma bełtami, tak, żeby nie miał siły na ucieczkę.
Utykając powoli chciał się oddalić, lecz po chwili ze wszystkich stron otaczały go ostre widły wściekłych chłopów.

Teraz chwila wyjaśnień, radość ojca widzącego swoją trójkę dzieci. Najdziwniejsze okazało
się to, że Maxime nie był wilkołakiem.

Następnego dnia, przed procesem czekały ich tortury i przesłuchanie. Już pod ludzką postacią Gerard Grenier i jego młodszy brat Enzo. Na początek został im założony widelec heretyka, którego cztery ostre kolce wbijały się w podbródek. Podli bracia grali w zaparte i nie chcieli przyznać
się do win i zarzutów. Zasiedli również na krześle przesłuchań, setki gorących kolców wbijały
im się w nogi i plecy. Oskarżeni nadal nie chcieli się przyznać. Dopiero po torturze wodnej, która robiła z ich psychiką co chciała, przyznali się do wszystkiego. Tego samego dnia, Gerard i Enzo zawiśli na szubienicy, w centrum wsi. Dziesiątki zgromadzonych na placu ludzi z różnych wsi, w oczach, których szalała złość i żądza zemsty, za wyrządzone krzywdy. Większość podróżnych zatrzymała
się u krewnych, lub jeśli było ich stać w bogatszej karczmie, gdzie była możliwość spania.
W przeciwieństwie do nich Théo i Thomas byli z biednej rodziny i wiedzieli, że nie mają pieniędzy na nocleg, ale bardzo chcieli zobaczyć widowisko, które zakończyło się w nocy.
Nie tracąc czasu bracia zapalili pochodnię i skierowali się do lasu, który musieli przejść.
Podróż się dłużyła, byli coraz bardziej zmęczeni. Postanowili zatrzymać się przy ognisku, które rozpalili inni podróżni, już ich tam nie było. Odpoczęli kilka minut, po czym z niechęcią wstali i ruszyli przed siebie. Kiedy tak szli, z dogasającą pochodnią, zatrzymali się na chwilę, wpatrując się daleko przed siebie. Ich oczom ukazały się wielkie, żółte ślepia warczącej bestii…

autor: Wolin
  • 3

#1060

Kipek.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

Tak bardzo Slenderman
Czy nie zdarzyło ci sie zobaczyć wysoką postać bez twarzy ubraną w garnitur? jeśli tak to zobaczyłeś slendermana. slenderman tak porywa dzieci wysysa dusze. i co więcej nie wiemy. pierwsze zdięcie slendermana zrobiono w 2002, to miało być zwykłe rodzinne zdjęcie dziewczynki lecz kiedy matka dodała zdjęcie do internetu.... użytkownicy zobaczyli postać z mackami gdy matka zobaczyła te komentarze nie zapokojła sie wtedy matka bała się. w 2003 roku opublikowano gre (SLENDER) horror z slendermanem napewno niektórzy z was słyszeli o tej grze ale pobierzcie to jeżeli jesteście odważni. lecz lepiej nie widzieć slendermana w prawdziwym życiu!

Dołączona grafika
/Connor
  • -13

#1061

Kipek.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

To kto był telefon?
WIĘC JESTEŚ ZE SWOIM KOCHANIEM I TEN TEGES KEIDY FON DZWONI. ODBEIRASZ I GŁOS MÓWI "CO ROBISZ Z MOJĄ CÓRKĄ?" MÓWISZ LASCE A ONA NA TO "MÓJ OJCIEC NIE ŻYJE"

WIĘC KTO BYŁ TELEFON?

Dzień całej tej krwi
TO OPOWIEŚĆ O TYM DNIU JAK BYŁA KREW. FACET SZEDŁ ULICĄ I KREW ZACZĘŁA WYPŁYWAĆ Z CAŁEGO JEGO CIAŁA. BYŁO TYLE KRWI ŻE ZALAŁA CAŁĄ WINDĘ. POSZEDŁ DO SKLEPU A TAM WSZĘDZIE BYŁA KREW! LUDZIE ŚLIZGALI SIĘ I BYLI W NIEJ CALI UBRUDZENI. CHCIAŁ IŚĆ POPŁYWAĆ ALE WSZYSTKIE REKINY ZWARIOWAŁY I ZACZĘŁY GRYŹĆ WSZYSTKICH. GONIŁY GO WSZYSTKIE WAMPIRY NA ŚWIECIE. KREW NAWET MIAŁA DZIECKO I PSA. NA KONIEC DNIA WSZYSCY POSTANOWILI WYSŁAĆ GO W KOSMOS ŻEBY NIE BYŁO WSZĘDZIE TYLE KRWI. NAJSTRASZNIEJSZE JEST TO ŻE TEN FACET TO BYŁEŚ TY (ALBO BYŁ KOBIETĄ JEŚLI JESTEŚ KOBIETĄ) I ZAPOMNIAŁEŚ CO SIĘ STAŁO!!!

/Connor
  • -8

#1062

Kipek.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

SuPeR MaRio BrOs
Raz poSzEdŁeM WYWALAĆ ŚmIeCi i znalazłem TĄ gre SuPeR MaRio BrOs
Tytuł był wypisany CzeRwOnYm krWAWYm ATRAMENTEM nA pudełku z kasety diWiDi.
WłączyŁem i BYłA HIPERREALISTYCZNA krew i maRio nie Miał Oczu i powiedział
Jesteś następny i potem umarłem i potem wyskoczył hiperrealistyczny szatan i mnie zjadł na oczach smutnego psa

3.14 Nie nadużywaj emotikonów, kolorów, wielkich liter, pogrubień i innych dekoracji tekstu.
7.1 Zabronione są wszelkie formy spamu, pod pojęciem którego rozumie się wypowiedzi o niskim poziomie merytorycznym, wypowiedzi lakoniczne lub jednowyrazowe, wielokrotne zamieszczanie tej samej wiadomości, nadmierne wykorzystywanie opcji formatowania tekstu, nadużywanie wielkich liter, emotikon itp.

Uprzykrzanie czytania i trolling również nie są tolerowane.
Dołączona grafika
/Connor

  • -15

#1063

bloody alice.
  • Postów: 18
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Moje tłumaczenie średniej miniaturki.
PRZERAŻAJĄCE MÓWIENIE PRZEZ SEN
(Creepy sleeptalking)

Ta historia nie jest bardzo długa ani dramatyczna, ale jest prawdziwa.
Leżałam w łóżku ze swoim chłopakiem. Od dłuższego czasu spał.
Nagle zaczął chichotać. On nie robi tego zbyt często.
„Z czego się śmiejesz, skarbie?" - spytałam go.
Uśmiechnął się i odparł:
„Z mężczyzny na suficie“.
Wiem, że to był tylko senny bełkot, ale tej nocy już nie spałam.
  • 22

#1064

Kraker.
  • Postów: 34
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Każdy z nas kiedyś się zastanawiał jak magicy robią te wszystkie sztuczki. Jeśli ty też jesteś ciekaw, to dobrze się składa, bo ja właśnie jestem z tych, których nazywają magikami. I jestem skłonny wyjawić Ci sekret jednej, bardzo popularnej sztuczki. A konkretnie chodzi o sprawienie by ktoś zniknął. Wcale nie potrzeba do tego zmyślnych mechanizmów i zapadni - takich rzeczy używają tylko szarlatani, a nie prawdziwi magicy.
Wystarczy że weźmiesz jakiś koc, chustę lub inną zasłonę i przykryjesz nią tego, kto ma zniknąć. Następnie używając całej siły woli starasz się skupić na tym, by tego kogoś "zniknąć". Jeśli wystarczająco mocno się skoncentrujesz to sztuczka powinna się udać. To wszystko.

Natomiast o wiele trudniejszą i nie zawsze się udającą rzeczą jest sprawienie by ktoś pojawił się z powrotem.
  • 1

#1065

Madox.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nie idź do piwnicy

Wiesz, Mamo, pamiętam teraz jak to się zaczęło.

To było zaraz po przeprowadzce. Ile miałam lat? Cztery, może pięć? Byłam tak młoda. Taka niewinna.

Nowy dom był piękny, Mamo. Pamiętasz, jak biegałam z pokoju do pokoju? Tak dużo się wtedy śmiałaś. Byliśmy szczęśliwi. Wszyscy z nas.

Dom był tak wielki, dużo większy od starego. Ten miał dwa piętra. Na parterze był duży pokój i trzy sypialnie: Judy, Taty, Twoja... No i moja, na końcu korytarza.

Pamiętasz jednak, co mówiłam Ci o piwnicy? Zawsze mówiłam, żebyś tam nie szła. Wyczyściłabyś ją. Wyczyściłabyś moje łzy. Nie pamiętasz pewnie nawet, że Ci o tym mówiłam.

Ale ja pamiętam. I nigdy nie zapomnę.

To się zaczęło ode mnie schodzącej na dół sama kilka razy. Kiedy tam szłam po coś, widziałam jak rzeczy się ruszały. Małe, czarne rzeczy. W rogach, na starym telewizorze, w korytarzu, w pralni, wszędzie. Biegały w kątach moich oczu. To zmuszało mnie do ucieczki na piętro. Pamiętam, że raz Judy powiedziała: \"O, Kelsi znowu się boi\".

Bałam się tych rzeczy, Mamo. Tak bardzo się bałam. Kiedy wysyłałaś mnie tam w ciemność samą, bałam się o moje życie. Nigdy nie wiedziałam, co może się tam zdarzyć. W końcu doszło do tego, że nigdy nie chodziłam nigdzie bez włączenia światła. Zostawałam na górze, a jeśli musiałam gdzieś iść, pstryczek od światła zawsze był włączony. Ale nie chciałam, żeby ktoś wiedział, że się boję. Kryłam mój strach jak tylko mogłam, Mamo. Kryłam, dopóki nie zobaczyłam najgorszej rzeczy.

To nie było długo po tym, kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy. Zaczęłam je słyszeć. Mówiły rzeczy szepcząc. Przedrzeźniały. Wyśmiewały. Poruszały rzeczami w piwnicy. Te ciche dźwięki nie znaczyły niczego dla Ciebie i reszty rodziny. Odwróciłaś się plecami do tych dźwięków. Przymykałaś na nie oczy.

Pamiętam, jak raz znalazłaś chusteczkę w twoim łóżku. Śmiałaś się z tego. Nie należała ona do nikogo z nas, tylko na Ciebie tam czekała, prawie jak ostrzeżenie. Ale podziękowaliście tylko rzeczom za ich prezent robiąc z tego żart. Mamo, dlaczego nie posłuchałaś, kiedy powiedziałam Ci, żebyś przestała?

Kiedy miałam osiem lat, głosy były już regularną rzeczą w naszym domu. Słyszałam każde ich słowo. Te rzeczy, które nazywałam Szepcicielami, mówiły o wszystkim. Mówili o nowych rzeczach, które mogły robić, aby być groźne, jak bardzo je bawiliśmy, jak najlepiej skrzywdzić rodzinę w ICH domu. Nauczyłam się od Ciebie, aby nie zwracać uwagi na te rzeczy.

Ale to stawało się coraz mocniejsze. Pamiętam, jak jednej nocy leżałam w łóżku i usłyszałam, jak otwierały się drzwi. Nie mogłam sypiać, więc głosy drażniły mnie często w nocy. Ale Szepciciele nigdy nie poruszały obiektami tak mocno i głośno. Wiedzieli, że nie śpię, wiedzieli, że to najlepszy sposób na wystraszenie mnie. Głośne ruchy były słyszalne z kuchni, i żeby się obronić, zarzuciłam koc na głowę. Chciałam się Tobie wypłakać, ale nie chciałam Ci zaszkodzić.

Usłyszałam skowyt z kuchni. Był na tyle cichy, aby nie obudzić nikogo innego. Wiem, że jeśli to przeczytasz, krzyczałabyś na mnie, że jestem tak głupia, ale musiałam zobaczyć, co jest w kuchni. Musiałam wiedzieć, co to za zło czai się na moją rodzinę.

Korytarz wydawał się bardzo zimny w gorącą, letnią noc. Światło, które już zapaliłam, wcale nie zrobiło mojej wyprawy do kuchni mniej przerażającej. Moje stopy rozbijały ciszę kiedy powoli szłam do strachów tak cicho, jak mogłam. Tak bardzo się bałam, a pot z mojego ciała przyklejał ubrania do mnie.

Mamo, nie chcę Cię straszyć opisując to, co było w kuchni, ale opowiem Ci najlepiej jak potrafię. Mała postać, wysoka na jakieś pół metra, stała przede mną. Była całkowicie czarna i miała żółte oczy. To jest jedyny sposób, jak można ją opisać. Śmierdziało roztworem z oleju rzepakowego i smoły. To wydawało ten dźwięk, jak strzelający ogień i szybkie, niezrozumiałe szepty. Ta postać sprawiła, że się bałam, Mamo. Ona weszła prosto do mojej duszy, sprawiła że byłam jakby zamarła w całkowitej ciemności.

Kiedy patrzyłam na tę... rzecz, ona patrzyła we mnie i otworzyła usta, których nie było widać na pierwszy rzut oka. Jej gęba była pełna ostrych jak brzytwa zębów, a to podkreślało prawdziwą grozę tej sceny. Tak szybko jak usta się otworzyły, tak szybko się zamknęły. Spojrzała w jej prawo. Mamo, nie zauważyłam go. Nie zauważyłam Dino.

Dino, nasz biedny piesek, leżał po środku kuchni pod stołem. Wielki nóż rzeźnicki był wbity dokładnie pomiędzy jego żebra. Dino zaskomlał ostatni raz, złapał ostatni oddech i umarł bolesną śmiercią.

Nie wiedziałam, co zrobić, Mamo. Nie miałam kontroli nad swoim ciałem. Płakałam. Nie, krzyczałam, kiedy łzy płynęły mi z oczu. Nie wiedziałam, co jeszcze zrobić, Mamo. Nie mogłam mu pomóc.

Wtedy usłyszałam je z korytarza. Drzwi do pokoju Judy i Twojego były otwarte. O, Boże, Mamo. Byłam tak bardzo spanikowana. Bez namysłu wbiegłam do pokoju Judy.

Judy nie żyła, Mamo. Była cała pocięta, ale nie chciałabyś znać szczegółów, jak Twoja córka została zabita. Po prostu wiedz, że nie miała szans na przeżycie.

Nie miała czasu na rozmyślanie. Musiałam sprawdzić, co u Taty. Co dziwne, światło w Twoim pokoju było włączone. więc nie musiałam iść za daleko, żeby zobaczyć Tatę leżącego na podłodze w dziwnej, okropnej pozycji. Twa noże od masła były wbite w jego kark, Mamo. Nie wiem, jak to mogło się stać.

Nie byłaś w swoim pokoju. Nie byłaś tam. Dlaczego Cię tam nie było? Czy usłyszałaś ich idących? Czy na prawdę myślałaś, że ucieczka do piwnicy będzie najlepszym rozwiązaniem?

Wiedziałam od razu, Mamo. Wiedziałam, że tam będziesz, próbując uciec przed złem, które było na parterze. Zbiegłam po schodach mając nadzieję na zdążenie przed Szepcicielami.

Znalazłam Cię tam. Światło było wyłączone. Znalazłam Cię leżącą przed starym telewizorem. Miałaś blizny na głowie i nogach. Traciłaś bardzo dużo krwi. Kiedy mnie zobaczyłaś, krzyknęłaś. Krzyknęłaś tak głośno, nie rozumiałam.

Ale wtedy zobaczyłam je. Szepciciele zdążyły przede mną. I krzyczały.

Zabić ją! Zabić ją! Musimy ją zabić!

One krzyczały do mnie, Mamo. Mówiły mi, że mam Cię zabić. Mówiły mi, że musisz umrzeć.

Wtedy spojrzałam na moje ręce.

Były pokryte krwią, Mamo. Krew była na moim nowym zegarku. Krew spływała po moich rękach. Trzymałam nóż, nóż z kuchni.

Kiedy popatrzyłam z powrotem na Ciebie, Szepciciele zniknęły, i byłaś tylko Ty i ja.

Włączyłam światło i uśmiechnęłam się. Krzyknęłaś. Podniosłam nóż w mojej ręce.

Powiedziałam Ci, Mamo, żebyś nigdy nie wchodziła do piwnicy. Dlaczego mnie nie posłuchałaś?
  • 7


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 7

0 użytkowników, 7 gości oraz 0 użytkowników anonimowych