Napisano 18.03.2013 - 17:10
Napisano 18.03.2013 - 17:33
Popularny
Napisano 18.03.2013 - 17:56
Popularny
Użytkownik Lupus28 edytował ten post 19.03.2013 - 19:26
Napisano 19.03.2013 - 20:52
Napisano 19.03.2013 - 21:30
Kaleki Pies
Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)
Nigdy nie cierpiałem zwierząt. W dzieciństwie często łapałem ptaki, a gdy mi się to w końcu udawało zawszę odcinałem im głowy lub skrzydła. Kilka lat później przerzuciłem się na koty które zazwyczaj podpalałem. Właśnie po takim incydencie z podpaleniem kota sąsiadów, rodzice o wszystkim się dowiedzieli i postanowili mnie wysłać do psychiatry.
Chodziłem tam przez bardzo długi okres i opowiadałem o wszystkim co robiłem tym biednym i niewinnym istotom. Czasami miałem wrażenie, że pani psycholog nie chciała tego słuchać, że ją to obrzydzało. Jednak, w końcu udało się jej mi pomóc. Teraz jestem już dorosły i mimo, że nadal nie lubię zwierząt to nie robię im krzywdy.
Od pewnego czasu zaczęły mnie prześladować sny w którym gonił mnie pies. Ale nie był to taki zwyczajny pies, był to pies który wyglądał jakby przeżył podpalenie przez taką osobę, jaką ja byłem kilkanaście lat temu. Sierść pokrywała go tylko miejscami, w większości było widać jedynie mięso.
Zawszę budziłem się w trakcie takiego snu zlany potem. Zazwyczaj przebudzenie nastąpiło zaraz po tym jak pies się na mnie rzucał. Po pewnym czasie zacząłem widzieć też tego psa na jawie, stwierdziłem, że mam omamy i starałem się jak najszybciej stracić go z oczu.
Pewnego razu jednak nie wytrzymałem. Jechałem w nocy samochodem a światło moich reflektorów oświetliło tego psa na poboczu. Zatrzymałem auto i wysiadłem by podejść do tego zwierzaka. Stwierdziłem, że może gdy zawiozę go do weterynarza to sny i wszystko co mi dokuczało ustąpi. Jednak gdy pies zobaczył mnie kierującego się w jego stronę, natychmiast stanął na cztery łapy i rzucił się w moim kierunku. Zaatakował mnie i gryzł każdą część ciała.
Obudziłem się w szpitalu, lekarze stwierdzili, że byłem w stanie bardzo ciężkim, jednak mogłem funkcjonować. Na moim ciele widniały liczne podrapania oraz pogryzienia pasujące do szczęki psa.
Po dość długim okresie wróciłem do zdrowia. Nie miałem też przez tamten czas ani teraz problemów ze snami o tym psie, ani nigdzie go nie widziałem. Przeszukując internet trafiłem kiedyś na pewien wątek na forum o zjawiskach paranormalnych, który opisywał właśnie tą postać.
Ludzie nazywali go tam "Kalekim Psem" ponieważ plotki na jego temat opisywały go właśnie jako podpalonego lub pozbawionego którejś nogi psa. Niektóre z opowieści łączyły również obie te cechy.
Wszyscy którzy przeżyli spotkanie z "Kalekim Psem" lądowali w szpitalu w takim stanie jak ja wcześniej. Większość z nich później na wizytach u psychologów wyznało, kiedyś na różne sposoby znęcali się nad jakimiś zwierzętami. Stąd wzięła się opinia, że "Kaleki Pies" atakuje tylko osoby, które w swoim życiu umyślnie skrzywdzili jakiekolwiek zwierze.
Po zapoznaniu się z całym tematem znowu ten pies zaczął mi się. Bałem się strasznie, lecz starałem to sobie tłumaczyć tym, że mój mózg po przyswojeniu dużej ilości informacji na ten temat odtwarza je podczas snu.
Niestety, moje nadzieje były na marne, ponieważ znowu zacząłem widzieć tego psa. Tym razem nie zamierzałem się do niego zbliżać, omijałem go jak najszerszym łukiem a gdy była okazja wchodziłem do jakiegoś budynku i czekałem aż zniknie.
Jednej nocy, przed położeniem się spać również go widziałem, tyle, że za oknem. Siedział po drugiej stronie ulicy i patrzył prosto w moje okna. Zignorowałem to, ponieważ nie miał jak się do mnie dostać.
W nocy jednak obudziło mnie szczekanie a gdy przyzwyczaiłem oczy do ciemności w drzwiach do mojego pokoju zobaczyłem "Kalekiego Psa". Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić skoczył na moje łóżko i ponownie zaczął mnie gryźć.
Ponownie znalazłem się w szpitalu, ale już w dużo gorszym stanie niż poprzednio. Tym razem oprócz ugryzień i podrapań miałem rozszarpane mięśnie prawej nogi. Lekarze nie byli pewni czy uda im się uratować moją nogę, lecz podobno robili co mogli. Nie wyszło.
Co prawda, nogę mi zszyli i wyglądała całkiem normalnie, lecz nie miałem w niej w ogóle czucia, nie mogłem nią poruszać a co za tym idzie, nie było mowy o samodzielnym chodzeniu. "Kaleki Pies" pozostawił mnie kaleką, lecz dał mi po tym już spokój. Mam nadzieję, że już na zawsze.
Użytkownik Kavi edytował ten post 19.03.2013 - 21:36
Napisano 20.03.2013 - 06:28
Napisano 21.03.2013 - 23:06
Popularny
Wino
Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)
Lubiłem wieczorem posiedzieć jakieś pół godziny w barze. Zazwyczaj co wieczór tam wpadałem na drinka, czasami na dwa. Jedynie w weekendy zdarzało mi się wypić coś więcej. Dziś również chciałem odstresować się po pracy i napić czegoś więc po drodze do domu wstąpiłem do swojego ulubionego baru. Już miałem podejść do lady by coś zamówić, lecz dostrzegłem gościa pubu, którego tu nigdy nie widziałem. Był to siwy, starszy mężczyzna. Na oko strzelałem, że był już na emeryturze.
Zauważył, że na niego spojrzałem. Nawiązaliśmy krótki kontakt wzrokowy i gestem dłoni zawołał mnie. Nawet nie wiem czemu ale zrezygnowałem z podejścia do barmana i ruszyłem prosto do staruszka. Usiadłem na przeciwko i spojrzałem na stół. Była tu jedynie szklanka whisky, która wyglądała na jeszcze nietkniętą.
-Napijesz się ze mną, młodzieńcze? - Zapytał uśmiechając się lekko.
Zgodziłem się, a on rozejrzał się po pomieszczeniu szczególną uwagę zwracając na barmana. Z torby wyciągnął butelkę wina i niewielką szklankę do której nalał trunku. Wyjaśnił mi, że był to alkohol jego roboty i chciałby poznać opinie. Z niemałym niepokojem ująłem szklaneczkę i powąchałem zawartość. Ta sytuacja była co najmniej dziwna, ale nie chciałem robić mu przykrości więc spróbowałem. Jak się okazało, wino było naprawdę pyszne. Czerwonej barwy, słodkie i mocne, o znajomym smaku lecz nie mogłem sobie przypomnieć czym był ten smak.
Poinformowałem staruszka, że wino bardzo mi smakuje i jest to prawdopodobnie najlepsze jakie piłem. To akurat nie było dziwne, bo nie zdarzało mi się zbyt często pić wina. Uradowany podziękował mi i dolał jeszcze, po czym zaczął zasypywać różnymi opowieściami ze swojego życia. Mój pobyt w barze się przedłużył do prawie dwóch godzin, lecz nie przeszkadzało mi to. Na koniec podziękowałem mu za poczęstowanie, powiedziałem, że miło było mi go poznać i pożegnałem się.
Na następny dzień znowu ujrzałem w tym barze tego samego staruszka. Chciałem być miły, więc podszedłem się przywitać. Sytuacja się powtórzyła, znowu nalał mi swojego trunku i zaczął opowiadać różne rzeczy. Tym razem z tą różnicą, że pod koniec poprosił mnie o odprowadzenie do domu bo podobno źle się poczuł. Nie protestowałem, tym bardziej, że mieszkał całkiem niedaleko.
Po dotarciu na miejsce kazał mi wejść do środka bo chciałby mi dać coś za pomoc. Upierałem się, że nie trzeba jednak ponownie nie chciałem sprawić mu jakiejś przykrości więc wszedłem. Zaczął mi opowiadać, że wino robi właśnie tutaj a w pokoju za kuchnią ma pracownie. Gotowe wino trzymał w piwnicy a jako wynagrodzenie za pomoc chciał ofiarować mi butelkę lub dwie. Poprosił bym poczekał, a sam zawrócił by zejść do piwnicy. Rzucił jeszcze przez ramię bym nie zaglądał do jego pracowni.
Nie było go już przez kilka minut a we mnie rosła ciekawość. Chciałem poznać czym był ten znajomy smak i z czego robi wino staruszek którego zaledwie wczoraj poznałem. Spojrzałem na drzwi do piwnicy czy aby czasem już nie wraca i szybko poszedłem szukać pokoju którego nazywał pracownią.
Za kuchnią były jedne drzwi, więc problemu ze znalezieniem nie miałem. Otworzyłem drzwi i namacałem włącznik światła. Po oświeceniu moim oczom ukazał się stół na którym leżały różne części ludzkiego ciała oraz kilka rzeźnickich narzędzi. Tuż obok stała balia wypełniona po brzegi krwią.
Przypomniałem sobie czego był to smak i ledwo powstrzymałem wymioty by móc jak najszybciej stąd uciec.
Napisano 22.03.2013 - 16:38
Napisano 22.03.2013 - 23:32
Nowe mieszkanie
Autor: Krałat
Wyszedłem na wieczorny spacer. Na zewnątrz wieje przyjemny ciepły wiatr, który sprawia wrażenie, że wiosna jest już niedaleko. Pomaga mi to w ułożeniu moich myśli. Tak, mam mętlik w głowie. Nie wiem już co mam myśleć. Sam o sobie nie wiem co mam myśleć. Od kilkunastu dni nie potrafię się pozbierać, cały czas sięgam po leki. Antydepresant jak kiedyś był dla mnie głupstwem teraz powoli próbuje zaskarbić moją przyjaźń. A to wszystko przez jedną głupią sytuację, jedną chwilę w której uległem.. Eh. Może zacznę od początku.
Wszystko wydarzyło się jakiś czas temu gdy postanowiłem zamieszkać sam w mieszkaniu odkupionym od jakiegoś staruszka który ogłaszał się na giełdzie. Niby nic w tym dziwnego, tak też wydawało mi się na początku. Z mężczyzną dogadałem się dosłownie w chwilę co do ceny i warunków na jakich odkupię od Niego mieskzanie. Nie chciał za mieszkanie dużo, powiedziałbym wręcz że mieszkanie było za pół darmo. Nie miało nawet sensu pytanie się o rozłożenie ceny na raty, zresztą nie chciałem być winien nic nikomu. Wychodzę z założenia że długi i kredyty to największy wróg ludzkości i najlepiej trzymać się od tego jak najdalej tylko można. Kilka dni po obmówieniu z dziadkiem wszystkich szczegółów kupna wybrałem pieniądze z konta oszczędnościowego i przekazałem całą kwotę byłemu właścicielowi do rąk własnych. Ten szybko załatwił ze mną wszystkie potrzebne formalności, oddał klucze do mieszkania i odszedł równie prędko jak wziął pieniądze.
Stanąłem przed drzwiami mieszkania, na twarzy miąłem uśmiech od ucha do ucha, cieszyłem się jak małe dziecko, że już za kilka chwil otworzę pierwsze w swoim życiu własne mieszkanie. Wsadziłem dłoń do kieszeni i wyciągnąłem klucze, wsadziłem odpowiedni do zamka po czym usłyszałem przyjemny dzwięk otwartego zamka. Złapałem za klamkę i popchnąłem drzwi lekko do przodu. Niestety te zaczęły strasznie skrzypić więc postanowiłem w najbliższych dniach kupić chociaż zwykły smar lub olej i wysmarować zawiasy. Zamknąłem drzwi za sobą. Stałem w małym przedpokoju, z którego miałem widok na drzwi od pokoju i z drugiej strony drzwi do toalety oraz przejście do kuchni z której było przejście do drugiego pokoju. Po obejrzeniu mieszkania zorientowałem się która już jest godzina i poczułem zmęczenie. Godzina 23:22 a ja od południa nawet na chwilę nie usiadłem. Postanowiłem się położyć do łóżka i rano wstać i iść do sklepu po zakupy aby coś zjeść bo lodówka pusta.
Loca Loca.. *****, nowe mieszkanie a budzik cały czas ten sam.. Nienawidzę tej piosenki dlatego ustawiłem ją na budzik. Przynajmniej jak ją słyszę natychmiast wstaję i jestem rozbudzony. Muszę ją zmienić, poszukać czegoś równie wkurzającego jak ten głos wokalistki. Wkońcu zacząłem nowe życie, więc budzik też nie może zostać taki sam. Postanowione! Już chcę odłożyć telefon znowu na szafkę gdy nagle zaczyna wibrować. Dzwoni jakiś numer, chwilę przyglądałem mu się gdy zorientowałem się, że to mój numer! Dzwonię sam do siebie ? No nic, odbieram. Przystawiam telefon do ucha a tam słyszę dźwięk tłuczonego szkła i krzyk jakiegoś mężczyzny. Cholera co to ma być ? Czy to poczta głosowa ? A może to nie jest mój numer ? Rozłączyłem się, sprawdzam.. Cholera, to jednak mój numer. Pewnie jakiś błąd na sieci pomyślałem i chcąc zadzwonić do operatora spojrzałem na zegarek. Pokazywał godzinę 09:09. Kurcze, późno już, później zadzwonię do obsługi klienta. Narazie muszę iść do sklepu i coś zjeść, nie mogę wiecznie być głodny. Wstałem, ubrałem się, chcialem już wychodzić gdy nagle będąc na przedpokoju zobaczyłem w kuchni zbitą szkalnkę.. Cholera, co jest, najpierw dziwny telefon i dzwięk rozbitego szkła a teraz zbita szklanka ? Dobra wychodzę, posprzątam jak wrócę.
Gdy zrobiłem już zakupy wracałem do mieszkania. Będąc już na klatce schodowej minął mnie jakiś napakowany i nabuzowany chłopak mniej więcej w moim wieku, prawie wpadając na mnie. Usunąłem mu się z drogi w ostatniej chwili, wyglądał na takiego jakby chciał zabić każdego kto mu stanie na drodze. Pewnie jakiś wkurzony lokator bloku, nie znam jeszcze nikogo z sąsiadów więc poszedłem do swojego mieszkania na drugie piętro. Hm.. Zamknięte drzwi na klucz ? Wydaje mi się że nie zamykałem ich. No nic, wsadzam klucz do zamka, przekręcam i otwarte. Wchodzę do mieszkania. Patrzę na zegarek a tam godzina 10:08. Kurcze, długo zajęły mi zakupy. Dobra trzeba rozpakować zakupy, wchodzę do kuchni, siatki z zakupami stawiam na blacie i już się zabieram do sprzątania mieszkania gdy nagle dzwoni telefon. Znowu sam do siebie dzwonię ? No nic, odbieram. Po raz kolejny słyszę krzyk jakiegoś faceta ale tym razem prócz Niego słyszę dodatkowo krzyk jakiejś kobiety. Nagle koniec rozmowy, mój numer sam się rozłączył. Cholera, telefon zwariował czy co ? Dobra posprzątam i pójdę zadzwonić do sieci. Zgarniam już szkło z podłogi gdy kawałek skaleczył mnie w palca. E tam, to nic strasznego, nie raz się skaleczyłem już w życiu. Zamiotłem do końca i wytarłem podłogę po czym naszykowałem sobie późne sniadanie. Usiadłem do stołu w pokoju przed telewizorem. Ah ten naziemny sygnał cyfrowy, dzięki niemu nie obawiam się o koszty telewizji i mogę oglądać wszędzie to co tylko chce.
Śniadanie zjedzone, ja siedzę wygodnie przed telewizorem. Nagle sobie przypomnialem że miałem zadzwonić do sieci. No to trzeba wziąć ten przeklęty telefon i wykręcić numer. Podniosłem **** z fotela, i poszedłem do kuchni po telefon którego zapomniałem. W między czasie wstawiłem sobie wodę z myślą napicia się gorącej herbaty. Tak tego teraz mi potrzeba ! Za oknem jeszcze śnieg, herbata na takie zimno będzie idealna!
Mam! Ucieszony znalazłem telefon! Wykręciłem numer do operator, wkońcu dowiem się co to za głupie telefony dzwonią do mnie.
- Dryń, dryń.. Eh ile można czekać na głupie połączenie z siecią ?
- Tak słucham ? W czym mogę pomóc ? - Nareszcie pomyślałem! Wkońcu się doczekałem!
- Chciałem śę dowiedzieć co oznaczają dzisiejsze telefony do mnie wykonywane z mojego własnego numeru.
- Jeżeli widzi Pan swój numer telefonu to znaczy, że ktoś nagrał się Panu na pocztę głosową i odbierając odsłuchuje Pan wiadomość głosową.
- A czy można sprawdzić obecnie jakie numery do mnie ostatnio dzwoniły nagrywając się na pocztę głosową ?
- Oczywiście, proszę chwilę poczekać.. Hmm. Z tego co widzę, w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni nie miał Pan żadnej nagranej wiadomości na poczcie głosowej.
- Ale jak to możliwe ? Przecież.. - I w tym momencie operator się rozłączył. Próbuję dzwonić ponownie lecz tym razem nikt już nie odbiera i cały czas zostaję rozłączany. No *****, co jest. ****** obsługa! Eh no nic.. Poczekam i zadzwonię jutro lub później.
Godzina 11:11, właśnie mignęła na telefonie gdy wziąłem go do ręki. I znowu dzwonię sam do siebię ? Eh.. nie odbieram.. Albo odbiorę. Ostatni raz pomyślałem. Przystawiam telefon do ucha, i słyszę krzyk jakiegoś mężczyzny, po raz trzeci już. Ale w tle słychać coś jeszcze. Ale co ? Cholera! Woda na gazie. Gwizda czajnik! U mnie w mieszkaniu też gwizda woda, na śmierć o Niej zapomniałem! Biegnę do kuchni zgasić wodę. Już prawie spalił się czajnik. Uspokojony wróciłem do pokoju niestety bez gorącego napoju. Spojrzałem na telefon lecz połączenie było już zerwane. Usiadłem nie wiedząc co się dzieje, jak to możliwe, że w tle słyszałem gotującą się wodę ? A jeżeli to ja sam do siebie dzwonie ? To co oznacza krzyk mężczyzny po drugiej stronie słuchawki ? Te myśli nie dawały mi spokoju przez następną godzinę. Cały czas trzymając w ręku telefon zastanawiałem się co oznaczają te telefony.. Wyszedłem na spacer, musiałem się przejść. Postanowiłem wyjść i wrócić wieczorem. Tak też zrobiłem.
Przez resztę dnia nie miałem żadnego więcej telefonu od samego siebie, lecz to mnie nie uspokoiło. Cały czas miałem mętlik w głowie i myśli co to moze być.. Wróciłem do domu. Godzina późna, dokładnie nie wiem która ale powoli się ściemnia. Dobra, koniec z odbieraniem głupich telefonów! Lecz zaraz po tej myśli znowu miałem telefon od samego siebie. Nie! Nie odbiorę! A może ostatni raz ? I dowiem się co to znaczy w końcu ? Dobra.. Ostatni raz i koniec z głupimi telefonami.. Odbieram, telefon blisko ucha ale tym razem nie słyszę krzyku mężczyzny a głos spokojny. Swój głos! Sam do siebie mówie przez telefon ? Ale co ? Nic nie rozumiem co mowię. Aż w pewnym momencie usłyszałem głos drugi z mieszkania i dźwięk włączanego telewizora.. U mnie w mieszkaniu treż włączył się sam telewizor. Drugi głos w słuchawce powiedział że czas już nadszedł.. Wtedy zrozumiałem co mowię sam do siebie przez telefon. Próbowałem się ostrzec przed tym mieszkaniem.. I nagle telefon się rozłączył. W pośpiechu nie wiedząc co robię wybiegłem z mieszkania.. Chciałem być jak najdalej tego przeklętego miejsca, uciec gdzieś w bezpieczne miejsce. Nagle obracam się za siebie. Gdzie jestem ? Nawet nie wiem, uciekałem tak długo, że zabłądziłem i nie widzę nic więcej prócz telefonu, który znowu zaświecił się i wyświetlił mój numer.. *****! Co się dzieje ? Przed czym tym razem chce się ostrzec ? Odbieram.. I słyszę tylko głos dziadka który sprzedał mi mieszkanie.. "Wracaj już. Tęsknię za Tobą.." Co jest cholera ? Nic z tego nie rozumiem ale boję się.. Uciekam jak najdalej, nie wiem nawet gdzie, a klucze wyrzucam gdzieś w krzaki..
Teraz jestem w domu psychiatrycznym.. Na spacer wyszedłem na taras zakładu zamkniętego, tam dostaję leki na uspokojenie. I to nie jakieś zwykłe leki tylko naprawdę duże i mocne dawki. Chwila, chwila. Tak.. Cholera! Na ziemi leży mój telefon który zgubiłem przy ucieczce w strachu. On dzwoni.. Ekran wyświetla numer telefonu Zastrzeżony.. Podnoszę go.. Odbieram. I słyszę krzyk jakiegoś mężczyzny.. Tak to znowu ja.. I nagle zorientowałem się, że w kieszeni mi coś zalega.. Powoli wkładam rękę do kieszeni i drżącą dłonią wyciągam klucze.. Tak to klucze do mieszkania które niedawno wyrzuciłem w krzaki.. Nagle krzyk w telefonie się uspokoił i spokojny głos powiedział "Teraz jesteś już bezpieczny. Teraz jestem blisko i zadbam o Twój spokój. Wieczny spokój.."
Napisano 23.03.2013 - 20:06
Krzyż na drogę
Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)
Wybrałem się w wakacyjną podróż przez cały kraj. Chciałem odwiedzić kilka ładnych i ciekawych miejscowości jak Wrocław, Łódź, Gdańsk, czy Warszawa. Był to bardzo dobry pomysł, mogłem pozwiedzać swój ojczysty kraj i poznać nowych ludzi. Pieniędzmi nie musiałem się martwić bo od dawna planowałem taki wypad i co za tym idzie, odkładałem pieniądze na ten własnie cel.
Jechałem właśnie do Łodzi i postanowiłem skrócić sobie drogę przez jakieś wioski. Okazało się, że taki skrót nie był dobrym wyjściem bo kończyła mi się benzyna, a stacji żadnej nie było widać. W końcu po dość długiej drodze światła mojego samochodu oświetliły szyld mówiący o tym, że najbliższa stacja znajduje się dwa kilometry stąd. Całe szczęście bo więcej bym pewnie nie zajechał. Dojechałem do stacji paliw i zatrzymałem się przy dystrybutorze. Po tej czynności, gdy bak był już pełen udałem się do środka by zapłacić.
Przy zapłacie mężczyzna stojący za ladą zagadał do mnie. Spytał co robię tak późno na takim zadupiu, bo miejscowym raczej nie jestem. Poprosiłem go jeszcze o papierosy i w skrócie opowiedziałem o swych wakacyjnych planach. On uśmiechnął się tylko pod nosem i po wręczeniu mi paczki fajek oraz reszty rzekł starym pozdrowieniem "Krzyż na drogę". Nie byłem pewny w jakim sensie to mówił, bo ludzie używają tego i do wyśmiewania lub gdy chcą życzyć bezpiecznej i udanej podróży. Odebrałem to jednak pozytywnie, bo mieszkańcy wsi nie są raczej wrogo nastawieni. Pożegnałem się i wróciłem do samochodu.
W dalszej drodze co chwile widziałem krzyże na poboczach upamiętniające jakieś wypadki. Jechałem na długich światłach więc widziałem je już z daleka. Widocznie dużo ludzi tutaj zginęło.
Kawałek przede mną był kolejny drewniany krzyż, a przy nim stała kobieta. Piękna, młoda dziewczyna w białej sukience. Prowadząc zagapiłem się na nią tak, że nie mogłem oderwać wzroku przez co stoi tam nowy krzyż upamiętniający mój śmiertelny wypadek.
Napisano 24.03.2013 - 15:14
Napisano 24.03.2013 - 16:31
Użytkownik Maighread_2 edytował ten post 24.03.2013 - 16:33
Napisano 24.03.2013 - 18:07
Napisano 24.03.2013 - 19:01
Napisano 26.03.2013 - 21:35
Popularny
Krwawa Marry
Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)
Znacie tę historyjkę o Krwawej Marry? ma ona kilka wersji, a dziś przedstawię Wam swoją. Chyba najprawdziwszą, bo przeżytą na własne... Heh, na własne oczy.
Była impreza, każdy z gości przed północą był już lekko wstawiony a zabawa dopiero miała się zaczynać. Właśnie przed północą zachciało nam się bawić w butelkę. Główna część mojej opowieści zaczyna się właśnie w tym momencie, gdy butelka zakręcona przez koleżankę wskazała na mnie.
Wybrałem wyzwanie, spodziewając się czegoś ciekawego i łatwego jak na początek. Oczywiście koleżanka, wielka fanka horrorów nie mogła dać normalnego zadania. Kazała mi przywołać krwawą Marry i przypomniała mi jak to się robi.
Należało iść o północy do pustego pomieszczenia z lustrem. Ważne było by w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz samego śmiała, który odważył się wezwać Marry i oczywiście, żeby światło było zgaszone. Przed lustrem trzeba było ustawić trzy świece. Po prawej stronie, lewej i po środku zwierciadła. Po odpaleniu ich została jeszcze do odklepania prosta formułka, składająca się z potrójnego powtórzenia słów "Krwawa Marry". Jak głosiła ta stara, miejska legenda po prawidłowym wykonaniu wszystkich czynności w lustrze miała się pojawić kobieca postać, która w brutalny sposób wydłubie mi oczy.
Cóż, bałem się i to okropnie. Niby mam już na karku trochę lat, ale takie rzeczy mimo wieku i małego prawdopodobieństwa potrafią porządnie nastraszyć. Nie mogłem jednak pokazać przed znajomymi mojego strachu przez co musiałem wykonać to zadanie. Na odwagę wlałem w siebie jeszcze kilka kieliszków wódki, ponieważ do północy zostało mi jeszcze trochę czasu. W tym samym czasie ktoś pobiegł szukać mi świec.
Kierując się już do pokoju w jednej dłoni trzymałem trzy małe świeczki a w drugiej kończącego się papierosa. Obok mnie zebrał się tłum ludzi, po alkoholu taka zabawa potrafiła przynieść spore zainteresowanie. Podałem papierosa komuś by go zgasił i wszedłem do sypialni właścicielki domu. Usiadłem przed toaletką na której znajdowało się duże, okrągłe lustro. Zbliżała się już północ, a dokładniej zegar powinien wybić tę godzinę za kilka sekund więc rozpocząłem rozstawianie świec tak jak nakazywała wcześniej zasłyszana instrukcja. Odpaliłem je zapalniczką i sprawdziłem czy aby na pewno nigdzie w pokoju nie pali się światło.
Patrząc w oczy swojemu lustrzanemu odbiciu strach narastał, serce biło cholernie szybko a po całym moim ciele spływały grube krople potu. Stwierdziłem, że na taką zabawę wypiłem za mało wódki. Na tchórza jednak wyjść nie mogłem, więc zacząłem.
Krwawa Marry
Krwawa Marry
Krwawa Marry
*****, nic się nie dzieje. Całe szczęście. Nie mam pojęcia nawet czego ja się spodziewałem, przecież niemożliwe by coś wyskoczyło na mnie z lustra. Szczęśliwy, że to już koniec i, że strach nie wziął góry wyszedłem z pokoju gdzie już czekał na mnie ten sam duży tłum. "Ma oczy!" usłyszałem czyjś śmiech. Wszyscy wróciliśmy do dalszej zabawy i picia.
Po kilkunastu minutach zobaczyłem ją. Niewysoka kobieta o ciemnych włosach i bladej skórze. Stała w korytarzu i patrzyła na mnie swymi pustymi, krwawiącymi oczami. Krew powoli spływała po jej policzkach i kapała na ziemię. Pomyślałem, że albo wypiłem już za dużo, albo znajomi robią sobie ze mnie żarty i przebrali jakąś dziewczynę. Na wszelki wypadek podziękowałem już za alkohol i udałem się na górę do pokoju który był przeznaczony na sypialnie dla gości. Idąc tam minąłem miejsce w którym jeszcze przed chwilą stała postać. Nie widziałem w okolicy ani jej, ani śladów krwi na ziemi.
Leżąc już w łóżku na górze wyciągnąłem telefon, żeby przypomnieć sobie która jest godzina. Na ekranie telefonu znowu zobaczyłem tą samą postać i odruchowo odwróciłem się żeby zobaczyć czy za mną nie stoi. Nikogo nie było ani za mną, ani w całym pokoju. W ekranie telefonu też już nie widziałem żadnej postaci. Widocznie miałem zwidy, więc zignorowałem to i poszedłem spać
Piąty dzień a ona jest wszędzie! Tak *****, dosłownie wszędzie. Dziwię się, że nie widzę jej jeszcze w kiblu gdy idę za potrzebą. Na początku pojawiała się tylko w ekranach komputera i telefonu, myślałem nawet, że znajomi kombinowali coś przy moim sprzęcie. zmieniłem jednak tok myślenia, a raczej zagubiłem go gdy zacząłem widzieć Krwawą Marry nie tylko w odbiciach różnych sprzętów czy luster, ale też na jawie wśród ludzi.
Była w każdym lustrze i odbiciu, w każdej kolejce w sklepie a nawet na przystankach autobusowych do których chciałem iść. W domu widywałem ją we wszystkich pomieszczeniach i nie mogłem już w ogóle poruszać się nie martwiąc o jebany zawał serca!
Siedziałem właśnie w kuchni, gdy ona wpatrywała się we mnie z lustra. Legenda mówiła, że po zobaczeniu jej bladej twarzy i krwawiących oczu, Krwawa Marry po prostu wydłubię mi oczy. Niestety nie zrobiła tego, tylko cały czas robiła coś o wiele gorszego. Kazała mi oglądać swoją przerażającą postać. Nie wytrzymywałem już tego, przez pięć długich dni od imprezy widziałem ją w sumie bez przerwy.
Chwyciłem nóż leżący na blacie przede mną i szybkim ruchem wbiłem go prosto w oko. Obróciłem nim, by mieć pewność, że oko nie będzie już do odratowania i to samo zrobiłem z drugim. Pomiędzy moimi krzykami słyszałem cichy chichot. Krwawa Marry czekała aż sam się oślepię. W końcu nastała błoga ciemność, nie będę musiał jej oglądać.
Ale wiecie co? Nadal ją widzę, stoi wśród tej ciemności.
0 użytkowników, 5 gości oraz 0 użytkowników anonimowych