Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1111

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Zniknięcie Ashley, Kansas

W nocy 16 sierpnia 1952 roku, małe miasto Ashley w stanie Kansas przestało istnieć. 17 sierpnia 1952 roku, o godzinie 3:28, zarejestrowane zostało trzęsienie ziemi o sile 7,9 w skali Richtera. Trzęsienie było odczuwalne w całym stanie oraz w większości sąsiednich terenów na zachodzie. Epicentrum zostało zlokalizowane dokładnie pod Ashley. Kiedy policja stanowa przybyła na miejsce, zastała spaloną, dymiącą dziurę w ziemi, mającą 1000 jardów długości i 500 jardów szerokości. Jej głębokość nie została ustalona. Po dwunastu dniach, 29 sierpnia, o 21:15, poszukiwania 679 zaginionych mieszkańców miasta zostały przerwane przez władze stanowe Kansas. Wszyscy zostali uznani za zmarłych. 30 sierpnia, o 2:27 zarejestrowane zostało trzęsienie ziemi o sile 7,5 w skali Richtera. Epicentrum zlokalizowano w miejscu dawnego miasta Ashley. O 5:32 policja stanowa zgłosiła, że dziura w ziemi zniknęła.

W ciągu ośmiu dni poprzedzających zniknięcie miasta, jego mieszkańcy oraz lokalna policja zaobserwowali serię dziwnych i niewyjaśnionych zdarzeń.

Wieczorem 8 sierpnia, o 19:13, mieszkaniec Gabriel Jonathan zaobserwował dziwne zjawisko na niebie nad Ashley. Miasto nie miało oficjalnych organów ścigania, więc powiadomiono policję z sąsiedniego miasta Hays. Gabriel opisywał coś, co wyglądało jak „mały, czarny otwór w niebie”. W ciągu następnych 15 minut posterunek policji w Hays został zasypany zgłoszeniami o tym samym zjawisku. Zjawisko nie zostało zaobserwowane przez mieszkańców żadnej z sąsiednich miejscowości. Podjęto decyzję o wysłaniu policjanta, który miał wyjaśnić sprawę następnego ranka.

9 sierpnia o 7:54 oficer policji w Hays, Allan Mace wysłał na posterunek zgłoszenie przez radio. Oznajmił, że mimo podążania drogą prowadzącą do Ashley, zgubił się. Zgodnie ze zgłoszeniem droga „biegła w swoim normalnym kierunku, ale w jakiś sposób zaprowadziła go do Hays”. Oficer Mace dodał, że droga nie skręcała w żadnym kierunku. O 9:15, siedem z dziesięciu radiowozów w mieście wysłano w celu wyjaśnienia sprawy. Wszyscy policjanci kierujący nimi doszli do tego samego wniosku. Jedyna droga wiodąca do Ashley, prowadziła z powrotem do Hays. Telefony nadal zalewały posterunek policji. Wszystkie zgłaszały, że otwór w niebie wciąż się powiększał. Wszyscy dzwoniący zostali poproszeni o pozostanie w domach. O 20:17 Elanie Kantor zgłosiła, że zaginęli jej sąsiedzi, państwo Milton oraz ich dzieci, Jeffery i Brooke. Jak wynika z rozmowy telefonicznej, poprzedniego wieczoru Miltonowie wyjechali z miasta swoim samochodem. Nigdy nie wrócili. Policja w Hays nie zauważyła żadnego samochodu lub pieszych na drodze z Ashley.

10 sierpnia 1952 o 7:38 telefony z Ashley informowały, że miasto jest pogrążone w mroku. Słońce tego dnia nie wzeszło. O 10:15 na polecenie policji w Hays, helikopter z Topeki w Kansas przeleciał nad miejscem, w którym znajdowało się Ashley. Miasta nie udało się zaobserwować z powietrza.

11 sierpnia 1952, o 12:43, Phoepe Danielewski zadzwoniła na posterunek w Hays. Zgłosiła, że jej córka Erica zaczęła rozmawiać ze swoim ojcem, który zginął 3 lata wcześniej w wypadku samochodowym. Dodatkowo powiedziała, że Erica chciała wyjść na zewnątrz, żeby „dołączyć do nich”. W ciągu następnych 12 godzin zarejestrowano 329 rozmów telefonicznych, opisujących podobne zjawisko dotyczące dzieci z miasta.

Kolejnego ranka, 12 sierpnia 1952, sytuacja stała się tragiczna. W środku nocy zauważono zniknięcie wszystkich 217 dzieci z miasta. Zarejestrowano 421 telefonów na policję w Hays. Nie mogąc znaleźć sensownego rozwiązania, policjanci polecili dzwoniącym zostać w domach i unikać prób szukania dzieci.

Wieczorem 13 sierpnia, o 17:19, Scott Luntz, starszy mężczyzna z Ashley, zaobserwował odległy, powiększający się ogień na południu miasta. Jak wynika z jego opisu, „odległa ciemność zamieniała się w czerwony i pomarańczowy ogień, który rozciągał się aż do nieba”. Przez resztę dnia telefony nie ustawały. Ludzie twierdzili, że ogień zaczął przemieszczać się na północ oraz wydawał się „wychodzić z czarnego nieba”. Ogień nie został zaobserwowany przez mieszkańców sąsiednich miejscowości, ani przez policję.

Zgłoszenia nie przestały przychodzić aż do 14 sierpnia 1952, do godziny 12:09. Ostatni telefon został wykonany przez Benjamina Endicotta. Mieszkaniec twierdził, że ogień na niebie powiększył się tak bardzo, że rozświetlił całe miasto. Rozmowa zakończyła się nagle:

(Z ROZMOWY WYKONANEJ PRZEZ BENJAMINA SHERMANA ENDICOTTA)

BENJAMIN: Chwileczkę…proszę poczekać…

(DŁUŻSZA CISZA)

BENJAMIN: Tak, tak, widzę coś. Na południu. Wygląda jak-

[KONIEC ROZMOWY]

Nie zarejestrowano żadnego telefonu, aż do następnego wieczoru.

Poniższy tekst jest pełnym zapisem ostatniej rozmowy otrzymanej przez posterunek policji w Hays z miasta Ashley. Miała ona miejsce 15 sierpnia 1952 o 21:46. Policjant na służbie to oficer Peter Welsch. Dzwoniąca została zidentyfikowana jako April Foster.

[POCZĄTEK ROZMOWY]

OFICER WELSCH: Posterunek policji w Hays.
(Zakłócenia)
O: Halo?
FOSTER: Tak…tak, halo?
O: Proszę pani, z kim rozmawiam?
F: Nazywam się April Foster. (Kaszle) Proszę pana, proszę mi pomóc.
O: Co się dzieje?
F: W nocy…oni wrócili w nocy.
O: Proszę pani, muszę poprosić panią o-
F: ONI WRÓCILI W NOCY! (Płacze)
O: Proszę pani, proszę się uspokoić i mówić jaśniej. Co się stało? Kto wrócił?
F: (Szlochając) Wszyscy.
O: Wszyscy?
F: Wszyscy przybyli z ogniem.
O: Kogo ma pani na myśli?
F: Mój syn…W nocy widziałam mojego syna. On szedł…szedł ulicą. Płonął. Jezu Chryste ON PŁONĄŁ.
O: Proszę pani-
F: Umarł w tamtym roku. Zajmowałam się nim odkąd był mały…byliśmy tylko ja i on. Mówiłam mu, żeby uważał na samochody, gdy jeździł na rowerze. Ale on mnie nie słuchał.
O: To co pani mówi nie ma sensu. Mówi pani, że wszyscy wrócili?
F: CZY PAN MNIE DO CHOLERY SŁUCHA? WSZYSCY. Wszyscy wrócili. Każdy, kto umarł lub zaginął. I oni nas szukają! (Płacze) On…on powiedział: „Mamusiu, jestem zdrowy! Patrz, znów mogę chodzić! Gdzie jesteś, mamusiu? Chcę cię zobaczyć!” (Szlocha)
O: Gdzie pani teraz jest? Jest pani bezpieczna?
F: Schowałam się, tak jak wszyscy. Widzieliśmy ich idących przez pola…i…niektórzy otworzyli im drzwi. Boże, ten krzyk. (Cisza) Nie wiem, co się im stało, ale ich domy zaczęły się palić i…zapadły się pod ziemię. Zasłoniłam okna, zamknęłam drzwi i- (Cisza)
O: Proszę pani, czy wszystko w porządku?
(Cisza)
O: Proszę pani?
F: (Dźwięk rozbitego szkła) O…o mój Boże.
O: Halo?
F: Coś weszło do domu. (Stłumione szlochy)
O: Proszę być najciszej, jak to możliwe. Niech pani nie wydaje żadnego dźwięku.
(Stłumione: „Mamusiu…mamusiu?”)
F: (Szlocha) On wszedł do środka.
O: Niech pani nie rusza się z miejsca.
(Stłumione dźwięki kroków. Stłumione: „Mamusiu? Mamusiu, gdzie się schowałaś?”)
O: Proszę zachować ciszę.
(Głośne kroki, śmiech. Stłumione: „Znalazłem cię, MAMUSIU!”; Głośne krzyki i hałasy).
O: Proszę pani? PROSZĘ PANI!

[KONIEC ROZMOWY]

Następnego ranka, o 6:55, oficerowie z posterunku policji w Hays przybyli do miasta Ashley. Tląca się, spalona dziura w ziemi, była wszystkim, co zastali.

Użytkownik Lupus28 edytował ten post 26.03.2013 - 23:44

  • 18



#1112

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Może nie jest to typowa creepasta, ale znalazłem to na dysku i wrzucam

Szkodnik na pustkowiu

Nie wiem jak to się stało, że znalazłem się tam. Na pustkowiu. Było co najwyżej południe, środek słonecznego dnia. Wokół żadnego człowieka. To chyba jakieś tereny półpustynne.
Widziałem wysuszone krzaki i kilka umierających drzew, na którym siedział tylko ptak. Poza mną i ptakiem żadna istota nie gościła w pobliżu. Może sto metrów ode mnie biegła utwardzona droga. Postanowiłem iść w jej kierunku. Żar lał się z nieba, gdy dotarłem do drogi czułem ciepło bijące od niej. Rzuciłem spojrzeniem jak tylko daleko mogłem w obydwa kierunki. Mimo starań nie zauważyłem żadnego ruchu. Słyszałem wiatr. Toczył po drodze starą, zardzewiałą puszkę po konserwie. Wtedy uniosłem wzrok. Kilkanaście metrów dalej stała drewniana rozpadająca się budka. Że też wcześniej jej nie zauważyłem. Pobiegłem w jej stronę. Obejrzałem ją dookoła. Wyważenie drzwi nie stanowiło większego problemu.
Była opuszczona, nie wiem do czego mogła służyć. W środku panował zaduch i przykry zapach. Pomieszczenie umeblowane było rozpadającymi się szafkami i biurkiem.
Pozabierałem stamtąd przedmioty, które mogłyby mi się przydać.
Na wieszaku wisiała czapka, która będzie pomocna w ten upał. Ciężko chodząca szuflada, którą w końcu otworzyłem ukazała ciekawą zawartość. Piękną maczetę. Wziąłem ją do obrony. Do najciekawszych rzeczy które tam jeszcze znalazłem należał granat i kluczyki do jakiegoś wozu. Kiedy chciałem wyjść zdałem sobie sprawę, że drzwi zablokowały się.
W końcu udało mi się silnym kopniakiem je otworzyć. Towarzyszył temu huk bitej szyby.
Kawałek za budą znajdowała się studnia. Wziąłem garnek leżący nieopodal i napompowałem zimnej wody. Odczułem wielką ulgę po napiciu się. Właśnie teraz widziałem w zaroślach inną szopę. Wszedłem do środka. Też była zniszczona jak tamta budka, ale było tam coś co czyniło tą szopę bardzo ważnym miejscem. A mianowicie samochód.
Kluczyki idealnie pasowały. Ale pojawił się problem. Brak benzyny. Sprawdziłem wszystkie kanistry w szopie. Wszystkie puste. W końcu znalazłem, który był całkowicie wypełniony i wlałem zawartość do baku. Wóz odpalił. Wyjechałem na szosę. Po chwili okazało się, że na horyzoncie coś jedzie. Byłem uradowany, że ktoś tu jest.
Ale zaraz… Oni do mnie strzelają! Słyszę rykoszety, a jeden pocisk rozwalił mi lusterko.
Z prędkością światła zawróciłem i pędzę z powrotem. Jak strzelą w oponę to koniec.
Zatrzymałem samochód niedaleko tej szopki, którą znalazłem wcześniej i wskoczyłem do niej. Przez lufcik obserwowałem dalszy bieg wydarzeń. To był mały karawan. Na przedzie jechał opancerzony wóz, a za nim czołg. Gdy byli już blisko, zatrzymali się otworzyli do mnie ogień. Słyszałem świsty kul nad moją głową, leciało pełno kurzu, a szopka trzęsła się pod naporem ostrzału. Po chwili wszystko ucichło. Policzyłem do 60, nadal cisza.
Ponownie spojrzałem przez lufcik. Teraz ujrzałem tylko czołg celujący swe działo wprost na mnie. To koniec.
  • 1

#1113

Inferno.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Moja pierwsza pasta :)

Siedzisz sobie ze swoją dziewczyną Moniką późnym wieczorem u ciebie w domu, oglądacie film. Nagle dziewczyna zaczyna się rozbierać, ty również i tak dalej... po chwili dzwoni telefon. Zakładasz szlafrok, podchodzisz i normalnie odbierasz. Słyszysz męski głos "Zostaw Monikę! Zostaw moją córkę!" . Odkładasz słuchawkę, idziesz do dziewczyny. Ta pyta "Kto to był?" , odpowiadasz: "Twój ojciec". Widzisz, że dziewczyna śmiertelnie się czymś przeraziła, po chwili odpowiedziała "Ale mój ojciec nie żyje... Tydzień temu miał wypadek"
  • -13

#1114

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Źródło strachu



Około 8 zadzwonił budzik. Minęło trochę czasu zanim wystawiłem rękę spod ciepłej kołdry, by wyłączyć tego drażniącego dręczyciela. Gdy tylko przetarłem oczy zdałem sobie sprawę, że muszę znowu wstać i iść do pracy. Jak ja nienawidzę wstawać rano. Rzuciłbym tę pracę w cholerę, ale płacili tam nie najgorzej. Nie miałbym na moje wydatki, jedzenie, piwka i papierosy. Ale zaraz, co ja w ogóle biorę pod uwagę? Bez roboty bym zginął.

Usiadłem na łóżku i za chwilę siłą, prawie na kolanach wypełzłem z wyrka. W sumie był dzisiaj piątek, ostatni dzień pracy, potem dwa dni wolne. Ucieszony tą myślą wszedłem do kuchni człapiąc kapciami. Wstawiłem wodę na kawę i ziewając powędrowałem do łazienki. Tam załatwiłem pewne sprawy, ubrałem się i umyłem.

Woda właśnie wrzała, więc zalałem wrzątkiem górkę mielonej, pachnącej kawy i cukru.
Gorący napój od razu postawił mnie na nogi. Chwilę później wskoczyłem w adidasy, kurtkę i zszedłem na dół do sklepiku. Znajdował się bardzo blisko mojego domu, więc zwyczajem stało się, że codziennie po mocnej kawie leciałem po porcję świeżych informacji, słowem mówiąc gazetę. O tej porze w sklepie nie ma za dużo ludzi. Wybrałem gazetę i udałem się do kasy. Ekspedientka dziwnie spojrzała się na mnie, gdy płaciłem. Może to z powodu mojej miny o tak wczesnej porze. Wyszedłem. W połowie drogi zadzwonił telefon i odbyłem bardzo miłą rozmowę, rozmowę, która tak mnie ucieszyła, że wróciłem się do sklepu. Dowiedziałem się, że mam dziś wolne.
Z tej okazji kupiłem czteropak piwa.

Do domu wróciłem z ciekawym humorem. Włączyłem moją wieże i zapuściłem moją płytkę. Włączyłem utwór Nightwish – Amaranth. Z tego względu, że nie należy pić na pusty żołądek wciągnąłem najpierw pięć tostów z serem. Chwilę później już otwierałem pierwsze piwo. Spojrzałem na zegarek, dochodziła 10. Biorąc resztę piw usadowiłem się na moim legowisku przed telewizorem. Obalając kolejne piwa w międzyczasie wychodziłem zapalić. Tak powoli mijał dzień.

Pod wieczór usiadłem do komputera. Surfowałem po Internecie. Gdy już znudziło mi się to postanowiłem poczytać trochę strasznych opowiastek przed snem. Czasem lubię sobie napędzić stracha. Zaparzyłem sobie herbaty i zanurzyłem się w mroczny świat.
Po czasie zacząłem się czuć nieswojo. Mocno to na mnie podziałało. Cisza i samotność zrobiły swoje.
Wydawało mi się, że słyszałem coś w pokoju obok. Zaniepokoiły mnie te dziwne dźwięki.
Zapatrzyłem się w czerń sąsiedniego pokoju, ale nic nie dostrzegłem.
Wróciłem do czytania. Teraz historie wydawały mi się bardzo realistyczne i mnie przerażały.
Coś jest nie tak, poczułem okropny zapach. Dość już tego! Wyłączam komputer.
Odór męczył mnie strasznie. Obszedłem cały dom, żeby ustalić źródło dziwnego smrodu.
Wykluczyłem kratki wentylacyjne, okna, drzwi, całą kuchnie, korytarz, nawet łazienkę.
Zapach nasilał się obok mojego pokoju. Zapaliłem światła w całym domu, może się czegoś dowiem? Nagle rzuciłem okiem wokół ścian sąsiedniego pokoju z moim.
To co zobaczyłem wzdrygnęło mnie i zniechęciło do działania. Coś tak plugawego, złego i obrzydliwego w swojej postaci…
To kot narobił mi pod drzwi.
  • 6

#1115

Kavi.
  • Postów: 61
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Modelka
Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)
Zawsze chciałam zostać modelką, ale nie byłam jak te tępe dziewczyny, które myślą jedynie o swoim wyglądzie. Prawda, dbałam o siebie, ale przez to nie zaniedbywałam nauki. Chęć zostania modelką był raczej pasją. Pewnego dnia zarejestrowałam się nawet na stronie dla początkujących modelek.
Po kilku dniach od założenia konta, dostałam wiadomość o ofercie pierwszej sesji. Sesje miała przeprowadzić fotografka z dość dużym portfolio, więc nie miałam większych obaw. Podchodziła do tego profesjonalnie i robiła zdjęcia do różnych reklam.
Pojechałam na umówione spotkanie do jej studia. Rozmawiało się z nią bardzo przyjemnie, a po kilkunastu minutowej rozmowie spytałam do czego będzie przeprowadzana sesja. Odpowiedziała, że na odpalonym komputerze jest włączona strona do której chce tę sesje przeprowadzić. Miałam ją obejrzeć, gdy ona pójdzie przygotowywać sprzęt.
Strona była załączona na jakimś menu z imionami i nazwiskami ludzi. Po kliknięciu w nie zobaczyłam kilka zdjęć wyglądających normalnie, a zaraz pod nimi... Tę samą osobę, lecz już martwą. I tak było w każdej zakładce. Zaszokowana chciałam stąd uciec jak najszybciej, lecz gdy podbiegłam do drzwi, okazało się, że były one zamknięte.


  • 5

#1116

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Proszę o usunięcie tej pasty ze strony 76. W tym rogu nikt jej nie widzi.

Jest to druga część cyklu Fobie.

1. Siderodromofobia.

Klaustrofobia

Pociągowa fobia mojej mamy to nie jedyna znana mi historia dziwnego, paranoicznego wręcz lęku przed najzwyklejszymi rzeczami. To aż niepokojące, kiedy słuchasz tych wszystkich opowieści, a ich głównymi "bohaterami" są przedmioty, z którymi stykasz się na co dzień.
To jakby inna, mroczna strona życia.

Wracając do tematu, ostatnio o uszy obiła mi się jedna z najdziwniejszych i najbardziej chorych historii dotyczących lęków, jakie słyszałem.

Zaczęło się od zakończenia jednego z najważniejszych etapów w życiu, mianowicie liceum. Rodzina była prze szczęśliwa, gdyż udało mi się dosyć przyzwoicie zdać. Po wakacjach, w które starałem się dorobić tu i ówdzie przyszedł czas na zmianę miejsca zamieszkania. Studia w wielkim mieście, otóż to.

Na swoje szczęście miejsce w akademiku dostałem od razu. Pomimo drobnych utarczek z kilkoma mieszkańcami było dosyć znośnie, a studia na wymarzonym kierunku matematycznym spodobały mi się od razu. Po około tygodniu do mojego pokoju został przydzielony pewien chłopak. Nie dziwiłem się zbytnio. W akademiku nie było wiele miejsca, więc liczyłem się z tym, że niedługo moje gniazdko nie będzie już tylko moje.

W sobotę około południa do moich drzwi zapukał nowy współlokator. Był to drobny czarnowłosy chłopak o sympatycznym uśmiechu. Na imię miał Ted. Studiował medycynę i był niezwykle wygadany. Szybko się zaprzyjaźniliśmy.

W naszym akademiku często zdarzały się imprezy pełne alkoholu i przemycanych narkotyków. Czasami brałem w nich udział, natomiast mój przyjaciel nigdy się na nich nie pojawiał. Mimo że jego grupa niesamowicie go lubiła, bo był pomocny i zabawny i nieraz otrzymywał od nich zaproszenia.

Kiedy ja próbowałem go wyciągnąć na imprezę do swoich znajomych, także się wykręcał. Mówił, że boli go głowa lub ma wiele nauki.

Przed kolejną imprezą, na którą się wybierałem, zapytałem go czy pójdzie po prostu z przyzwyczajenia. Przecież wiedziałem, że i tak odmówi. Tym razem jednak otrzymałem inną odpowiedź.

"Nie, dzięki, takie imprezy źle mi się kojarzą."

Zdziwiony, zacząłem się zastanawiać, o co mu chodzi. Spojrzałem pytająco na Teda. On, jak gdyby trochę niechętnie, dał znak, żebym usiadł obok. Po chwili zaczął swoją opowieść.

Zdarzyło się to kilka lat temu.

Ted mieszka w jednej z tych małych wiosek, gdzie dzieciakom zawsze się nudzi i wszędzie jest daleko. Do dyskoteki także.

Kiedy tylko w sąsiedniej wsi przerobiono starą remizę strażacką na klub i zaczęły się imprezy, cała młodzież z okolicznych wiosek jeździła tam by się bawić i chociaż na chwilę poczuć się jak w wielkim mieście.

Ted też tam poszedł. Raz. Zaciągnęła go tam jego starsza siostra, Emily. Tego wieczora chłopak nie miał co ze sobą zrobić, więc uznał, że pojedzie z siostrą i jej znajomymi.

Jak wyglądała impreza, mogłem się domyślać. Ted w kilku zdaniach opowiedział o huku, tłoku i zbyt głośnej muzyce. Powietrze lokalu było przesiąknięte zapachem alkoholu i seksu.

W pewnym momencie kumpel Emily, Daniel zaproponował im "umilacz" imprezy. Były to ściągnięte nie wiadomo skąd i przez kogo kolorowe, podłużne tabletki. Ted odmówił, za to Emily i jej paczka wzięli po kilka.

Impreza trwała dalej w najlepsze.

Po kilku godzinach Emily powiedziała bratu, że źle się czuje i chce wracać do domu. Chłopak cieszył się, że nie brał alkoholu do ust tego wieczoru. Zapakował dziewczynę na tylne siedzenie samochodu i ruszył w drogę powrotną.

Gdy przejechali jakieś dwa kilometry, Emily nagle zaczęła krzyczeć. Był to wrzask gorszy od wszystkiego, co Ted kiedykolwiek słyszał (jest ze wsi, był przy zarzynaniu niejednej świni).

Szybko zaparkował na poboczu i wysiadł z samochodu. Otworzył tylne drzwi. Jego siostra wyskoczyła z samochodu jak oparzona wciąż krzycząc. Ted, starając się ją przekrzyczeć, pytał co się stało. Próbował ją przytulić, ale odpychała go od siebie szlochając głośno.

Ted nie miał pojęcia jak tej nocy znaleźli się domu. Najgorsze było to, że Emily kategorycznie odmówiła wejścia do budynku, a na próby wniesienia jej do środka reagowała histerycznym krzykiem. W końcu rodzice ustalili, że dziewczyna będzie spać pod gołym niebem, a brat będzie jej pilnować.

Jak opowiedział mi Ted, noc mijała spokojnie. Dochodziła właśnie czwarta rano. Emily leżała na kocu patrząc w gwiazdy, a on siedział oparty o pień jabłonki. Nie spali wcale, gaworząc sobie w najlepsze, gdyż zawsze byli zgodnym rodzeństwem. W pewnej chwili Ted zapytał siostry, dlaczego zaczęła krzyczeć. Wtedy ona powiedziała mu, ze odkąd wyszli z imprezy panicznie boli ją głowa i ma stałe wrażenie, że każde pomieszczenie czy pojazd w jakim się znajdzie zaraz zawali jej się na głowę.

Wtedy Ted zasugerował, że może to "umilacz" działa w ten sposób. Dziewczyna wzruszyła ramionami i uznała, ze jutro na pewno wszystko jej przejdzie.

Niestety, nic takiego się nie stało. Było nawet dużo gorzej.

Emily nie tylko z trwogą wchodziła do domu. Zaczęła także mówić bratu, że słyszy głosy straszące ją zamknięciem w małym pomieszczeniu bez drzwi i okien. Stała się nieufna dla całej swojej rodziny oprócz Teda. Nie chciała rozmawiać z psychologami, po których ciągali ją rodzice.

Pewnego dnia Ted wrócił wcześniej z pracy. W tamtym czasie dorywczo pracował jako rozwoziciel gazet. Gdy tylko otworzył drzwi domu, już wiedział, że coś jest nie tak. Nie mylił się.

Znalazł Emily w jej pokoju. Na podłodze leżał wielki kuchenny nóż do mięsa. To, co zrobiła ze swoim ciałem napawało chłopaka obrzydzeniem. Była całkowicie naga. Jej lewa ręką, dekolt, szyja i piersi zostały obdarte ze skóry. Obok niej było pełno krwi.

Ted przypadł do siostry pragnąc ją ratować. Niestety, Emily miała już zsiniałe usta, a o wyczuciu pulsu na jej rozdartym ciele nie mogło być mowy. Biedaczka, wykrwawiła się na śmierć...

To była wielka tragedia dla całej wsi. W końcu Emily była taką piękną i zdolną dziewczyną. Na jej pogrzebie była masa ludzi. Wszyscy jej znajomi z imprez, przyjaciele...

Ted nigdy nie powiedział rodzicom, co stało się w czasie tej imprezy. Nie zrobił tego nawet wtedy, gdy po tygodniu od pogrzebu wszedł do pokoju Emily i znalazł pod jej biurkiem ochlapaną krwią kartkę.

"Ciasno mi. Nie mogę oddychać. Muszę to zakończyć."

Chłopak do dzisiaj zastanawia się, czym tak naprawdę były te tajemnicze tabletki, które Daniel przyniósł wtedy do klubu. Zapytałem go, czy nie chciał się tego dowiedzieć. Chciał, a jakże, tyle że nie miał już okazji, gdyż niedługo po śmierci Emily w jej ślady poszli ludzie, którzy tego feralnego dnia poczęstowali się kolorowymi pastylkami. A wraz z nimi Daniel.

Po usłyszeniu tej historii, długo jeszcze siedziałem obok Teda zastanawiając się, ile dzieciaków nieświadomie może paść ofiarą koszmarnych tabletek, wywołujących potworne ataki klaustrofobii.

Wydaje mi się, że on myślał o tym samym.

Jeśli kiedykolwiek w czasie imprezy w klubie, ktoś zaproponuje Wam tabletki zbliżone do opisu, odmówcie.

W końcu lepiej nie ryzykować...
  • 2

#1117

Cysiek.

    1+1=69

  • Postów: 42
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Dołączona grafika

PSYCHO

W zeszłym tygodniu zwolniono mnie z pracy za notoryczne spóźnienia. Bez pracy nie ma hajsu a z trudem było znaleźć nową. Właściciel mieszkania wyrzucił mnie i musiałem wrócić do domu rodziców. Przeprowadzka była łatwa gdyż miałem tylko 2 torby najpotrzebniejszych rzeczy. Mój tata jest weteranem i posiada broń walającą się po całym mieszkaniu. Był to chyba zły czas na przeprowadzkę ze względu na mój stan psychiczny.
Zdecydowałem zatem wrócić do gier wideo aby oczyścić mój umysł i uciec od rzeczywistości. To znaczy, tak naprawdę nigdy nie przestałem grać ale teraz nie mam nic lepszego do roboty niż wpisywać mojego mejla na strony z ofertami pracy. Jedyną grą jaką miałem ze sobą to Grand Theft Auto: IV więc zacząłem nową grę i wsiąkłem na dłużej. Minęło już parę lat kiedy odkąd trzymałem pada w łapie ale całkiem dobrze pamiętam jak grać.

Po około dwóch tygodniach grania, ukończyłem grę dwukrotnie i zauważyłem znaczący przypływ szczęścia. Nie wiem czy to była sprawka grania czy braku stresu związany z robotą. Każdym bądź razie obudziłem się we wtorek i ubrałem się. Kiedy podciągałem spodnie do góry, uderzyłem łokciem w szafę i butelka z niej spadła mi na głowę. Dosyć mocno mnie walnęła ale wstrząsu mózgu nie dostałem.
Zauważyłem jednak to dopiero dzisiaj kiedy wiele złych rzeczy mnie ciągle napotykało. Myślę że to był jeden z tych dni. Wróciłem z roboty bogatszy o te 80 funtów i kilkoro dzieciaków w alejce zaczęło na mnie krzyczeć, mówię dzieci bo wyglądali w okolicach osiemnastki, jak nie więcej. Chciałem ich zignorować ale nie mogłem. Wszedłem w alejkę do ich "kręgu przywódcy" i zacząłem wpatrywać się jednemu w oczy jednocześnie przytrzymując go do płotu.
Myślałem że albo go zostawię albo zapadnę w śpiączkę ale teraz nie mogłem już zrezygnować.

Cofnąłem się i próbowałem załagodzić sytuację mówiąc mu że go szanuję, kiedy ja jestem tylko 5 lat starszy od niego, zakładając że ma te 18 lat. Powiedział mi że zdechnę więc wymierzyłem cios w jego szczękę. Padł jak szmaciana lala. Zanurkowałem nad jego ciałem i zacząłem go okładać. Po dobrych pięciu minutach jego twarz była cała zakrwawiona, jego oczy cofnięte wgłąb oczodołów, ale wciąż oddychał. Jego kumple zwiali tak szybko jak ja się niego się rzuciłem. Odszedłem i wezwałem karetkę podając fałszywe dane operatorowi.

Gdy wróciłem do domu zmieniłem ciuchy czując się niezniszczalny. Dosłownie zwalczyłem swój strach pokonując go cal po calu z mojego życia. Siedząc przez TV załączyłem GTA IV i zacząłem grać. Myślałem że ktoś dostosował dla siebie ustawienia telewizora, kolory były o wiele jaśniejsze i były bardziej szczegółowe, które silnik gry z 2008 nie mógł obsłużyć, ale przestałem o tym rozmyślać.
Jechałem rutynowo przez miasto gdy jakiś pojazd uderzył we mnie powodując wypadek na skrzyżowaniu. Chociaż to była moja wina, myślałem że umrę.
Wysiadłem z wozu myśląc że byłem uzbrojony tylko w pistolet, wymierzyłem w mężczyznę we wraku jego samochodu i otworzyłem ogień. Zazwyczaj aby zabić przechodnia wystarczą 3 naboje ale tym razem wystarczył jeden. Każdy samochód w okolicy z dużą prędkością zderzał się z innym na skrzyżowaniach, piesi uciekali krzycząc. Zacząłem strzelać do tłumu oglądając upadające martwe ciała na ziemię. Mogłem tylko przypuszczać że mój młodszy brat zainstalował jakiś mod 1hit2kill.
Nawet trochę krwi rozbryzgało się na ciuchach Niko. Myślałem że to jest niesamowite co właśnie mnie spotyka w grze. Zabijałem każdego w zasięgu wzroku, policjantów, mężczyzn, kobiety, dzieci. Dzieci nie ma nawet w finalnej wersji gry, ale zabijanie wszystkiego co się rusza było jedyną rzeczą jaką miało dla mnie sens.

BANG! Zostałem postrzelony i wcisnęło mnie w fotel od impetu. Krew zaczęła spływać z mojego ramienia. Kontroler przeleciał przez cały pokój roztrzaskując się i świecąc na niebiesko. Ból zaczął mnie kłóć gdy otworzyłem oczy. Byłem otoczony przez policję.
Zamiast niebieskich diod kontrolera, na ziemi leżała jedna z broni ojca.

Odsiaduje teraz wyrok 256 lat bez możliwości ubiegania się o zwolnienie warunkowe w więzieniu o zaostrzonym rygorze za zamordowanie 34 mężczyzn, 23 kobiet i czworga dzieci i nikt nie chce uwierzyć w moją historię.

Link do oryginału: http://creepypasta.w...nd_Theft_Psycho


  • 3

#1118

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Bezcelowa ucieczka

Wyobraź sobie pokój 5 x 5 metrów. Podłoga wykonana jest z dębowych desek. Pomieszczenie jest praktycznie puste. Są drzwi zamknięte od wewnątrz na zasuwkę, pod ścianą stoi mała dwu szufladowa szafka, a na suficie wisi stara, ale żarówkowa lampa.
Ściany pomalowane są białą farbą, nie ma żadnych obrazów, straszą gołe ściany. Na środku stoi stoliczek i jedno krzesło. Na tym krześle siedzi człowiek, to Ty. W kieszeni masz paczkę z jedną zapałką. Siedzisz na tym krześle w ciszy, bez celu. Po prostu siedzisz i myślisz. Wtem światło gaśnie.
Pstrykanie włącznikiem nic nie daje. Przypominasz sobie, że masz jedną zapałkę. Odpalasz nią i idziesz do jedynej w tym pokoju szafki poszukać świec. Pierwsza szuflada po otwarciu nie zawiera świec tylko stare szmaty. W drugiej odnajdujesz wreszcie jedną białą świeczkę w stercie gratów.
Od razu ją zapalasz już gasnącą zapałką. Z powrotem siadasz przy stoliku stawiając źródło światła. Zamykasz oczy i rozmyślasz.
Nagle poczułeś że ktoś Cię obserwuje. Otwarłeś oczy, to co zobaczyłeś sparaliżowało Cię. Przy stoliku stoi postać kobiety. Jest okropnie stara i pomarszczona, mała i zgarbiona. Uśmiech na twarzy odsłania trzy rzędy zębów, u góry i na dole. Koścista łapa spoczywa przy świecy.
Nagle trupim dmuchnięciem gasi świecę...
  • -1

#1119

the vampire.
  • Postów: 134
  • Tematów: 6
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Funnymouth


* funnymouth dołączył do czatu.
funnymouth: cześć wszystkim
funnymouth: mam ochotę zlizać krew
funnymouth: z kogoś
funnymouth: widzę twoją piękną twarz, nie smuć się
funnymouth: no dalej
funnymouth: :)
* funnymouth opuścił czat.
lemonlimeskull: ej co to było...
ghostJeorge: nie mam zielonego pojęcia.

Pierwsze co powinniście wiedzieć - mój Nick to lemonlimeskull. Skopiowałem rozmowę z dość popularnego czatu.
To był właśnie pierwszy raz, kiedy w jednym z czatroomów spotkałem gościa o pseudonimie „funnymouth” i dobrze by było, gdyby na tym nasza „znajomość” się zakończyła.
Każdy kto dosyć często bywa na różnego rodzaju czatach wie, że tego typu osoby zdarzają się wpadać dosyć często. Wchodzą i wychodzą, napędzając innym strachu, przy tym zabijając nudę.
Jednak zdziwiło mnie, że ten cały funnymouth zachował się inaczej. Nie miał niczego konkretnego na celu, dołączając do rozmowy. Nie próbował nikogo wkurzyć, nie pytał nikogo o pomoc, czy też nie zadawał głupich pytań.
On po prostu tam wszedł, napisał coś i opuścił czatroom.

lemonlimeskull: co u diabła..?
ghostJeorge: nie mam pjęcia
ghostJeorge: pojęcia*
lemonlimeskull: ej, on założył jakiś nowy czatroom.
lemonlimeskull: #kreew
ghostJeorge: nie idę tam..
lemonlimeskull: ;_;
lemonlimeskull: tchórz.

Nie wiedziałem właściwie czego się spodziewać wchodząc do roomu, który założył funnymouth. Nie miałem na celu wdawać się z nim w rozmowę, a już na pewno nie kłótnię. Zazwyczaj po prostu odpuszczam trollom, nie mam na to cierpliwości.

* lemonlimeskull dołączył do czatu.
lemonlimeskull: hej.

Byliśmy sami.

funnymouth: O)_(O
lemonlimeskull: hm, gapisz się na mnie...
lemonlimeskull: to niezbyt miłe.
funnymouth: sorka
funnymouth: czasem tak mam
lemonlimeskull: w porządku.
funnymouth: O)_(O

Niczego nowego się nie dowiedziałem. Kontynuował bycie nietypowym dziwakiem.

lemonlimeskull: możesz wrócić do naszego czatrooma, jeśli chcesz.
lemonlimeskull: nie zbanujemy Cię, ani nic z tych rzeczy.
funnymouth: O)_(O
lemonlimeskull: dobra, jak chcesz. po prostu wydajesz się być interesujący, a mój wieczór jest dość nudnawy.
funnymouth: też jest mi nundo
funnymouth: zazwyczaj nie robię
lemonlimeskull: nie robisz czego..?
funnymouth: zazwyczaj nie robię tego
funnymouth: zazwyczaj nie robię tego, bo oni nie robią a jaaaa
funnymouth: haha, tylko się wygłupiam
Lemonlimeskull: okej... w takim razie do napisania.
funnymouth: O)_(O

Wtedy opuściłem ten room. Miałem wrażenie, że albo naprawdę stara się być idiotą, albo po prostu nim jest i nie potrafi korzystać z czatu.
Siedziałem bezczynnie, co chwilę zmieniając roomy. Postanowiłem wrócić jednak do rozmowy z moim kumplem, Jeorgem.

ghostJeorge: co tam?
lemonlimeskull: nic. serio nie wiem co tamten palant miał do przekazania.
ghostJeorge: ha, witaj w internetach.
lemonlimeskull: dziwne jest to, że poza nami jest tu jeszcze jedna osoba, która ani razu się nie odezwała.
*lemonlimeskull zaczepił Killjay krzycząc „POBUDKA!!!”
lemonlimeskull: eh.

No cóż. Cisza utrzymywała się jeszcze przez dłuższy czas, więc zminimalizowałem okienko z czatem i odszedłem na jakieś pół godziny od komputera.

lemonlimeskull: ej.. jest tu ktoś?

Nikt nie był aktywny od jakiś trzydziestu minut. Dosłownie nikt.

lemonlimeskull: NUDY
lemonlimeskull: ludzie, dlaczego jesteście tacy NUDNI?
funnymouth: O)_(O
lemonlimeskull: co wy, śpicie?
* lemonlimeskull oblał wszystkich wiadrem zimnej wody.

Kilka sekund zajęło mi zauważenie wiadomości od funnymouth. Westchnąłem, myśląc „tylko nie to”.
Wtedy zorientowałem się, że jednak nie było go w roomie.

lemonlimeskull: ?
lemonlimeskull: ...
lemonlimeskull: ktoś z was go widział?
lemonlimeskull: no tak, oczywiście że nie. w końcu nikogo z was nie obchodzi co dzieje się na czacie.

Po kilku minutach przesiedzianych w roomie, to wszystko zaczęło mnie trochę niepokoić.
Postanowiłem jednak dać sobie spokój, wyłączając program z czatem. Jeszcze kilka dobrych godzin surfowałem po sieci, jednak w końcu około 2:40 poszedłem spać.

Zasnąłem jak zwykle od razu, kiedy znalazłem się w ciepłym łóżku.
Zacząłem śnić o lesie.
Tak, znajdowałem się tam.
Podziwiałem różne gatunki ptaków i innych zwierząt. Spacerowałem po nim, po prostu się relaksując. W końcu położyłem się na trawie. Spoglądałem w niebo, nie myśląc w zasadzie o niczym.
Uwielbiałem takie sny. Nawet po ciężkim dniu miałem rankiem ochotę wstać z łóżka i zacząć dzień na nowo.
Sielanka nie trwała jednak długo. Leżąc tak na trawie poczułem coś dziwnego. Nieprzyjemne uczucie, jakby coś chłodnego pełzało po mojej szyi. Sięgnąłem do niej ręką, po czym zorientowałem się, że weszła na mnie dżdżownica.
Nie przepadałem za robactwem, zwłaszcza za dżdżownicami.. Chyba od samego dzieciństwa miałem do nich uraz. W końcu strzepnąłem insekta z ciała.
Jednak.. Po niedługiej chwili znowu doświadczyłem podobnego co wcześniej uczucia. Chwila! To znowu dżdżownica, no nie! Ponownie musiałem pozbyć się pełzającego ohydztwa z mojej szyi. A potem przyszła jeszcze kolejna i następna.. Niech to szlag!
Ten sen był tak realny, że dosłownie zacząłem szczypać się po szyi i otrząsać w łóżku. To jeszcze nigdy mnie nie spotkało.
W końcu się obudziłem. Jedyną dziwną rzeczą było to, że niemiłosiernie bolała mnie szyja. Przesunąłem palcem wzdłuż miejsca, które piekło najbardziej i poczułem, że mam na niej spore zadrapanie. Cóż, widocznie drapnąłem się, śniąc o tych robakach..
Też Wam się czasem zdarza budzić z zadrapaniem, no nie?
Kiedy w końcu nadszedł ranek, byłem gotowy zwlec się z wyrka i ruszyć gdzieś z domu. Kilka dni temu obiecałem znajomemu, że do niego wpadnę, pomagać w sprzątaniu garażu. Przed wyjściem, postanowiłem najpierw sprawdzić maila, aby móc spędzić dzień z czystym sumieniem, że odpisałem każdemu.

W dniu 17 listopada 2012 2:42 użytkownik <[email protected]> napisał:

mam czas, żeby pogadać może być fajnie zobaczysz
nie lubię przestawać

Zdziwił mnie mail od funnymouth, nie podawałem nikomu na czacie adresu e-mail. Widocznie ten ktoś w jakiś sposób dotarł być może do moich znajomych i wypytał ich o moje dane.
W każdym razie.. Wiadomość została wysłana o 2:42, czyli w zasadzie w tym samym momencie, w którym kładłem się do łóżka. Ale przecież wtedy nie było nawet żywej duszy na czacie..
Ktoś widocznie robił sobie jaja. No ale co mogłem zrobić? Postanowiłem odpowiedzieć.

W dniu 17 marca 2012 9:29 użytkownik Charles Watts <[email protected]> napisał:

Ehhh, w porządku. Ale nie życzę sobie, żebyś pisał do mnie na maila.

Nie miałem zamiaru ciągnąć z nim tej rozmowy, naprawdę..

W dniu 17 marca 2012 9:31 użytkownik <[email protected]> napisał:

no nie bądź smutny
nie żałowałbyś mile spędzonego czasu
byłoby fajnie

Po tej wiadomości zablokowałem go. Mogłem zrobić to od razu, albo po prostu nie odpowiadać, ale cały czas miałem nadzieję, że jednak zacznie gadać normalnie. W końcu się zdenerwowałem, bo ile można..
Zerknąłem na inną wiadomość. Tym razem od mojego przyjaciela.

W dniu 17 marca 2012 2:03 użytkownik <[email protected]> napisał:

Cześć,

Chciałem dzisiaj wejść na Twoją stronkę refealsales.com, jednak coś mnie z niej wywala. Napraw to jak wejdziesz.

Trzymaj się, Jeorge

Dlaczego Jeorge nie mógł do mnie zadzwonić i po prostu mnie o tym poinformować? No ale trudno. Otworzyłem linka i wraz z otwarciem się strony, moje obawy się spełniły. Wyświetlił się błąd, chociaż chwilę potem załadowała się inna witryna – bluudd.com

W dniu 17 marca 9:41 użytkownik <[email protected]> napisał:

Ta, faktycznie nie działa. Przekierowuje mnie na inną stronę, na której jest dziwna morda, rozciąga się na cały ekran.
Myślę, że może to mieć coś wspólnego z tym całym funnymouth, nie sądzisz? Dawałeś mu mój mail?

C.W

W dniu 17 marca 9:45 użytkownik <[email protected]> napisał:

Jedyne co mi się wyświetla to „error 404” Co ty jarasz, stary? Kiedy wchodzę na bluud.com pokazuje się napis „coming soon”.
Nie dam się wrobić.

Jeorge

W dniu 17 marca 9:48 użytkownik <[email protected]> napisał:

Hahahah, bardzo zabawne.

Wtedy Jeorge wysłał mi screena strony bluud.com. Faktycznie, jedynie co się tam znajdowało to białe tło i napis „coming soon”.
Wiem, że mógł to podrobić, ale w jakim celu? Rozumiem, że chciał mnie nabrać, ale zupełnie nie mogłem załapać, o co w tym całym żarcie chodziło.
Wszystko u mnie wyglądało w porządku, nigdy nie zdarzało mi się tracić połączenia z Internetem, ani nic z tych rzeczy, tym bardziej byłem zdziwiony.
Przyjrzałem się bliżej tej stronie bluud.com. Zauważyłem w tej „twarzy” ciekawą rzecz. Nie był to obrazek zbudowany z pikseli. Był on raczej zbiorem kolorowym liter i wycinków z kodu html. Wszystkie litery tworzyły wyraz „funnymouthfunnymouthfunnymouth”, co za nonsens..

Dołączona grafika

Postanowiłem odblokować adres [email protected] i napisać do niego, kimkolwiek był. Chciałem zapanować nad tą sytuacją, bo w zasadzie nie wiedziałem nawet na czym stoję. Po co miałby ktoś zmieniać cokolwiek w mojej stronie?
Sprawdziłem skrzynkę.

W dniu 17 marca 10:00 użytkownik <[email protected]> napisał:

widzę twoją piękną twarz
W dniu 17 marca 10:00 użytkownik <[email protected]> napisał:

witaj przyjacielu
W dniu 17 marca 10:01 użytkownik <[email protected]> napisał:

no dalej
W dniu 17 marca 10:01 użytkownik <[email protected]> napisał:

cze
W dniu 17 marca 10:01 użytkownik <[email protected]> napisał:

cześćc cze cześ
W dniu 17 marca 10:01 użytkownik <[email protected]> napisał:

nie myślę o tym
W dniu 17 marca 10:01 użytkownik <[email protected]> napisał:

widzę twoją piękną twarz


Czułem się bardzo niekomfortowo. Dopiero co gościa odblokowałem, a on już zaspamował mi skrzynkę wiadomościami o dziwnej treści.

W dniu 17 marca 10:03 użytkownik <[email protected]> napisał:

PRZESTAŃ DO CHOLERY!!

Zaczęła boleć mnie głowa, serce wyrywało się z klatki piersiowej. Była to chyba najbardziej stresująca chwila w moim życiu.
Na szczęście, caps lock zadziałał. Funnymouth przestał wypisywał te bzdury. Próbowałem się więc uspokoić, głęboko oddychając. W końcu się przemogłem i napisałem jeszcze jedną wiadomość.

W dniu 17 marca 10:09 użytkownik <[email protected]> napisał:

Cześć.
Nie rozumiem tego co piszesz i nie wiem czego chcesz. Myślę, że przyczyną tego może być bariera językowa.
Posługujesz się polskim na co dzień?
I jeszcze jedno.. Chyba kombinowałeś coś przy mojej stronie, proszę Cię, abyś to cofnął.
Jeśli jesteś na mnie zły z jakiejś przyczyny, po prostu napisz.
Proszę Cię jednak, abyś cofnął zmiany na mojej stronie i dał mi żyć.

Z góry dziękuję, C.W.

Czekałem..
Powoli się uspokoiłem, w końcu podszedłem do tej sprawy porządnie i mam nadzieję ją rozwiązać.
Ale..

W dniu 17 marca 10:11 użytkownik <[email protected]> napisał:

O)_(O

Walnąłem pięścią w biurko. Nie mogłem dłużej tego znosić. Ten gość tak bardzo działał mi na nerwy, że w tej chwili nie wytrzymałem. Wstałem z miejsca i wyszedłem z pokoju, trzaskając drzwiami.
Przez resztę dnia nie miałem ochoty na nic. Humor mi nie dopisywał. Wylegiwałem się na sofie, oglądając telewizor. W końcu nadszedł wieczór. Szybko zrobiłem się zmęczony, więc ruszyłem się po koc, którym nakryłem swoje ciało.
Wiedziałem, że tej nocy będę miał koszmar. Po prostu to WIEDZIAŁEM. Dość szybko jednak zasnąłem.

Las.
Znowu leżałem na trawie, byłem wyjątkowo zrelaksowany. Nikt nie był w stanie mnie teraz zdenerwować. Ten sen był tak błogi, tak słodki..
Nagle, poczułem pełzanie po szyi.
Nie. Nie ma mowy. Nie ruszę się, dżdżownica zaraz sobie pójdzie.
Potem poczułem jak coś pełznie do moich ust. Boże! Chcę się już obudzić. Ale jak to.. To niemożliwe. Coś sprawiło, że nie mogę zakończyć tego koszmaru.
Chwila.. To nie była dżdżownica, to był palec. Potem następny i kolejny..
Palce zacisnęły się na moich zębach, uciskając dolną szczękę.
Nie bolało mnie to.
Lekko uciskało, ale nie bolało.
Samo uczucie ucisku minęło szybko. Chwilę potem było po wszystkim.
Wtedy dopiero mogłem się obudzić. Natychmiast usiadłem na łóżku. Nie widziałem moich stóp. Były pogrążone w ciemności. Postanowiłem wstać z łóżka i przejść do łazienki. Kiedy się w niej znalazłem, włączyłem natychmiast światło.
Stanąłem przed lustrem i przetarłem oczy. Światło powoli zaczęło do nich docierać, oślepiając mnie.
Potem zacząłem przyglądać się własnego odbiciu. Bez żadnych emocji i myśli.
Uśmiechnąłem się.
Zacząłem śmiać się na całego. Tak, że moja szczęka po prostu odpadła. Wisiała luźno gdzieś na wysokości szyi. Mój język opadł bezwładnie.
Był lepki i śliski.
Śmiech zaczął przypominać charczenie.
Jaka piękna twarz!
Jakie zabawne usta!
Zabawne usta!
Zabawne usta zabawne usta zabawne usta!

* lemonlimeskull dołączył do czatu.
lemonlimeskull: widzę twoją piękną twarz
lemonlimeskull: nie smuć się
lemonlimeskull: :)
ghostJorge: ej.. gdzie ty do cholery byłeś?
ghostJeorge: …Charles?
lemonlimeskull: O)_(O
* lemonlimeskull opuścił czat.

Źródło: http://creepypasta.w...wiki/Funnymouth


Użytkownik the vampire edytował ten post 03.04.2013 - 09:21

  • 18

#1120

the vampire.
  • Postów: 134
  • Tematów: 6
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Stn.exe


opowiadanie może być nieodpowiednie dla osób o słabych nerwach/wrażliwych



Witaj przyjacielu,

Wszystko zaczęło się, kiedy wracałem do domu z pracy. Zauważyłem wyprzedaż staroci przy jednym z sąsiednich domów. Zazwyczaj korzystam z okazji kiedy tylko się da, uważam że można w ten sposób dorobić się wielu ciekawych rzeczy. Na stoliku z rupieciami rzucił mi się w oczy pendrive. Pojemność wynosiła 8 GB a kosztował zaledwie dolara. Kupiłem go więc, a następnie wróciłem do domu i podłączyłem do komputera. Nie było na nim żadnych plików, oprócz jednego, nosił nazwę Stn.exe. Kliknąłem podwójnie na ikonkę, lecz po chwili nie pokazało się nic innego, jak link do czyjejś strony.
Jej adres to <TREŚĆ USUNIĘTO>

Była to dość dziwna strona w nieznanym mi języku. Kilka sekund po otwarciu witryny wyskoczył tłumacz Google. Nie było jednak możliwości przetłumaczenia, gdyż był to, jak podał Google „język nieznany”. Na górze strony był jednak niebieski przycisk. Po tym jak na niego kliknąłem zaczął ściągać się plik o nazwie Stn.exe.

Nie chciałem pobierać niczego z nieznanej mi witryny, do tego w niezidentyfikowanym języku. Próbowałem zatrzymać ściąganie, jednak na próżno. Plik wciąż się pobierał. Kiedy już było po wszystkim, po zminimalizowaniu okienka z przeglądarką na pulpicie ukazała się nowa ikona. Podwójnie na nią kliknąłem, jednak tak szybko jak to zrobiłem, mój komputer po prostu się wyłączył. Było to dla mnie dość dziwne… Zresetowałem go po niedługiej chwili, ale niewiele to dało. Pulpit był pusty, z wyjątkiem jednej ikony. Stn.exe.

Przeszukałem wszystkie foldery, w poszukiwaniu straconych programów i plików, jednak wszystko zostało usunięte, poza Stn.exe. Postanowiłem więc zobaczyć, co takiego skrywał i otworzyłem plik. Komputer na chwilę się zaciął. kursor nie poruszał się, a otwieranie menadżera zadań nie zadziałało. Po chwili jednak „aplikacja” przestała działać i samoistnie się zamknęła. Teraz mój pulpit wypełniony był plikami o rozszerzeniach takich jak .jpg, .gif i .avi. Było na nim jeszcze kilka plików .mp3, więc otworzyłem jeden z nich, nosił on nazwę jpbc.mp3.
Nagranie, o ile tak to można nazwać, trwało 4 sekundy. Jedyne co się na nim znajdowało to głośne piski, które spowodowały, że poczułem się nieco otumaniony. Wybrałem następny plik z pulpitu – 5474N.jpg. Na zdjęciu ukazany był chłopiec w wieku około ośmiu lub dziewięciu lat. Dziecko było kompletnie nagie. W jego kolana wbite były haki, a brzuch długi drut, ociekający krwią. To było dla mnie zbyt dużo. Naprawdę miałem chęć zwymiotować. Chwilę potem zaczął się pokaz slajdów. Na zdjęciach ukazane były cierpiące, torturowane dzieci. Niektóre żywe, niektóre nie. Potem doszły jeszcze zwierzęta. To w jaki sposób okaleczone były ich ciała, dosłownie jest niedopisania.

W końcu pokaz zakończył się, a ja wróciłem do pulpitu. Otworzyłem kolejny plik, nazwany g00g00g4g4.avi. Na filmiku widać było niemowlę, leżące w samochodzie, na tylnym siedzeniu. Dziwnie wyglądający mężczyzna, rozmawiał z dzieckiem. Jego głos brzmiał przerażająco. Był niski i głęboki. Mężczyzna wypowiadał zdania typu „zasłużyłeś na to” oraz „jesteś gotowy na cierpienie?” Następnie dorosły chwycił niemowlaka i upuścił go. Maleństwo upadło na podłogę w aucie, można było przy tym usłyszeć pękanie delikatnych kości i płacz. Mężczyzna kontynuował. Uderzył niemowlę w nos, z którego po chwili zaczęła sączyć się krew. Właściwie cała twarz w kilka sekund po uderzeniu była nią pokryta. Człowiek następnie sięgnął dłonią do oczu ofiary i wyciągnął je. Wypowiadał przy tym słowa „guu guu ga ga”. Dziecko przeraźliwie cierpiało, jednak po niecałej minucie jęki i płacz ucichły. Oprócz tego, było jeszcze więcej takich nagraniach, nie będę ich jednak opisywał.

Więc, przyjacielu <TREŚĆ USUNIĘTO>, podaję linka do ściągnięcia Stn.exe. Pobieranie nie zatrzyma się, a pokaz slajdów skończy dopiero na ostatnim zdjęciu.

Pisząc do Ciebie, jednocześnie chcę się pożegnać. Za moment popełnię samobójstwo.
Nazywam się Jordan Stewards.
Żegnaj, mój drogi! Powodzenia z Stn.exe!

Źródło: http://creepypasta.w...om/wiki/Stn.exe


Użytkownik the vampire edytował ten post 04.04.2013 - 09:56

  • 8

#1121

TROOLIK.
  • Postów: 4
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

To też nie moje , ale jest .. świetnie napisane . Nie polecam dla wrażliwszych . Naprawdę ...
TATUŚ I MAMUSIA

Łapie ją za nadgarstek i wykręca
rękę. Jego chrapliwy oddech syczy
za jej uchem. Śmierdzi
przetrawionym alkoholem, tanimi
papierosami i gnijącymi zębami.
Odrażające. Chwilę zajmuje
kobiecie uświadomienie sobie, że
mąż chce usłyszeć jęk. Nie boli jej.
Jest równie pijana jak on.
Obydwoje uciekli na dno kieliszka.
On - przed życiem. Ona - przed
nim.
Mężczyzna zadziera jej nocną
koszulę odsłaniając obwisłe
pośladki. Rzuca ją na łóżko i
niezdarnie rozpina sobie rozporek.
Niezdarnie próbuje w nią wejść.
Mocniej wykręca jej rękę. Teraz
już kobieta wie, że powinna jęknąć.
Fałszywy świat alkoholowych widów.
Sztuczne podniecenie i nieudolnie
odegrany ból. Nawet śmierdzące
łóżko i pusta butelka na parapecie
wydają się coraz mniej realne.
*
Kobieta leży w wannie. Zwija się z
bólu. Tym razem boli naprawdę.
Spazmatycznym ruchem nogi
przesuwa kurek. Z kranu wycieka
strumyczek letniej wody. Powoli,
miarowo wypełnia wannę.
Kobieta oddycha ciężko. Jej
opuchnięta twarz krzywi się w
grymasie cierpienia. Krzyczy.
Zapiera się rękami o ścianki.
Spomiędzy jej nóg, do letniej
kałuży wycieka strużka krwi. Znów
krzyczy.
- Wszystko dobrze, mamo? - pyta
zza drzwi dziecięcy głos.
- Tak. - odpowiada. To jedno
krótkie słowo aż nazbyt dobitnie
mówi, że nic nie jest w porządku.
- Odejdź od tych drzwi! - zza drzwi
rozlega się głos mężczyzny.
Jeszcze przez chwilę kobieta słyszy
szybkie kroki małych stóp. Później
ich dźwięk tonie w jej kolejnym
wrzasku.
- Zamknij się! - krzyczy
mężczyzna.
Zaciska zęby i ze wszystkich sił
stara się spełnić polecenie. Łzy
bólu mieszają się na jej twarzy z
kropelkami potu.
Kolejna fala bólu. Jej usta
wypełnia metaliczny smak krwi.
Chwilę później uszy atakuje krzyk.
Boi się. Płacze już zupełnie
otwarcie. Boi się, że to jej krzyk. Że
on podnosi się właśnie z fotela i za
chwilę tu będzie. Myli się. Krzyk nie
dobiega z jej ust, tylko spomiędzy
rozchylonych ud. Z największym
wysiłkiem odrywa palce od
krawędzi wanny i rękami pomaga
dziecku wydostać się z łona.
- Cicho! - wścieka się mężczyzna.
Kobieta przyciska noworodka do
dna wanny. Płacz powoli
przechodzi w bulgotanie. Na
przegubach czuje, jak dziecko
broni się przed bezrozumną,
nieświadomą śmiercią. Nie patrzy
na nie. Wie, że nie dałaby rady,
gdyby spojrzała. Trzyma szyjkę
dziecka jeszcze przez chwilę po
tym, jak mięśnie wiotczeją pod jej
palcami. Podnosi się. Do pół łydki
zanurzona jest w ciemnoczerwonej
wodzie. Przestępuje wannę i staje
na zimnych kafelkach. Zapłakana,
wymazana krwią patrzy na swoje
odbicie w lustrze. Narzuca na plecy
szlafrok i powolnymi, chwiejnymi
krokami rozstawionych szeroko nóg
idzie do drzwi.
- Już? - pyta mąż.
- Już. - odpowiada.
- Posprzątaj to.
Nad wanną unosi się szarawa,
prawie niewidoczna mgiełka pełna
pytań, rozczarowań i
zaprzepaszczonych nadziei.
- Dzień dobry, siostrzyczko. -
mówię do niej. - Chodź, oprowadzę
cię.

Autor: Maciej Nowotny
  • 2

#1122

savio.
  • Postów: 40
  • Tematów: 6
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Kobieta trzymająca jabłko



- To jabłko… Ona trzymała jabłko. No i ona… ona tak się patrzyła. I to jabłko.
- To bez sensu, nigdy nie dowiemy się, co tam się stało – porucznik Adam odwrócił się od roztrzęsionego chłopaka i odpalił papierosa – Dajcie gówniarzowi koc i coś ciepłego do picia.
- Trzymała jabłko… - chłopiec był wyraźnie przestraszony i przed nieruchomymi oczami miał tylko ten obraz, który kilka godzin wcześniej wrył mu się i prawdopodobnie pozostanie w jego umyśle do końca jego życia.
Deszcz siąpił, a Adam, siedząc w radiowozie i szukając czegoś w papierach zwrócił się do swojej policyjnej partnerki:
- Widzisz, Diana. Mógłbym siedzieć z żoną w domu, ale nie mogę, bo akurat dzisiaj zachciało się tej kobiecie straszyć!
Mówiąc to, porucznik zaśmiał się po cichu.
- Co cię tak śmieszy? Nie wierzysz w duchy? Czy fakt, że dwójka małych dzieci zginęła tutaj w ogóle cię nie rusza? – Diana była wyraźnie poirytowana.
- Słuchaj – Adam przerwał swoją pracę – Trójka dzieci przychodzi w taki ponury wieczór, by się pobawić w starym opuszczonym domu. Przecież to dobre miejsce na jakąś melinę, mało to pijaków, którym się rzuciło na mózg i lubują się w zabijaniu dzieci?
- Szkoda tylko, że żaden ze smarkaczy nie miał uszkodzeń ciała!
- W takim razie zapraszam do tej rudery. Weź jeszcze jednego psa z prewencji i zobaczymy, co tam się wydarzyło – porucznik był wściekły, że będzie musiał już teraz iść przez błoto w stronę opuszczonego domu.
Diana wysiadła z radiowozu i podeszła do karetki, w której siedział niespełna rozumu chłopiec i przy którym stał policjant. Po chwili młoda policjantka machnęła ręką do Adama, a ten przeklinając wysiadł z auta.
- Nie idźcie tam! – krzyknął chłopiec – Ona was zabije!
Trójka ludzi idąca w stronę rudery jednak już nic nie słyszała.
- No ku*wa. Nie można tego sprawdzić jutro? To, że jakiś szczyl powiedział, że dwójka jego przyjaciół zginęła tu przez ducha kobiety trzymającej jabłko, to nie znaczy, że musimy temu wierzyć. Możemy to sprawdzić jutro – Adam był wyraźnie niezadowolony pomysłem Diany.
- Panie poruczniku, czym prędzej wyjaśnimy sprawę, tym szybciej będzie pan w domu. Chłopiec mógł kłamać, ale po co miałby to robić? – odezwał się młody policjant, który szedł razem z Dianą i Adamem.
- A zamknij mordę i wchodź – porucznik pokazał palcem drzwi opuszczonego domu.
Policjant otworzył powoli drzwi trzymając w ręku broń.
- Ten debil nie wie, że ołów nie działa na duchy? – powiedział szeptem Adam do swojej parterki.
Cała trójka weszła w progi domostwa, który rozświetlała tylko cienka smuga światła z latarki. Wszystko wyglądało na poniszczone, jakby kiedyś było strawione przez ogień, jakby każdy krok mógł spowodować zawalenie się całej konstrukcji.
- Ktoś widzi coś ciekawego? – zawołała Diana.
- Nic. Gówniarz kłamał – rzucił Adam już prawie wychodząc.
- Patrzcie, jabłko! – krzyknął młody policjant i rozległ się huk.
- Co jest? – zawołał Adam, czując się pierwszy raz w tej sytuacji niepewnie – Co to za żart?
- Gdzie to było? Widziałeś coś? – wydusiła z siebie Diana.
- Nie. Nic. Idźmy stąd – Adam zaczął biec do drzwi.
- Spójrz! – krzyknęła Diana i w tej chwili Adam odwrócił się, zauważając trzy ciała wiszące przy oknie. Dwa mniejsze i jedno większe.
- Jasna cholera, spieprzajmy! – Adam wystraszył się naprawdę, wybiegł z rudery i kilka metrów od drzwi zauważył, że Diana wcale mu nie towarzyszy, w ogóle nie wybiegła z domu, a drzwi, które zostawił otwarte, zamykają się bardzo powoli…
Porucznik nie miał teraz czasu na ocenę sytuacji, zaczął gnać w stronę swojego radiowozu, gdy zobaczył, że sanitariusz leży obok karetki bez głowy, a drugi policjant z prewencji ma nienaturalnie wykrzywione ciało.
- No i trzymała czerwone jabłko. Soczyste jabłko – Adam zauważył, że mały chłopiec cały czas powtarza swoją mantrę, kiwając się i trzęsąc. Nagle dziecko odwróciło głowę i zaczęło wpatrywać się w porucznika, co wywołało w nim panikę.
Adam w jedną chwilę był już przy radiowozie, wsiadł do niego i próbował odpalić silnik. Nieskutecznie. I jeszcze raz, znów nieskutecznie. Próbował jeszcze raz, gdy usłyszał słowa, które wydobywały się z tyłu auta:
- To jabłko… Ona trzymała jabłko. No i ona… ona tak się patrzyła. I to jabłko.


Źródło: http://sawiusz.blogs...jaca-jabko.html
  • 1

#1123

the vampire.
  • Postów: 134
  • Tematów: 6
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Malowniczy las


Park w mojej okolicy był pięknym miejscem. Wiele rodzin udawało się tam na spacery, a przechodząc obok można było usłyszeć dziecięcy śmiech. Jednak na tyłach parku, tam gdzie nikogo nie było, znajdowała się zabłocona ścieżka prowadząca do lasu. Zawsze ciekawiło mnie, dlaczego właściwie nikt tamtędy nie chodził.
Gdzie doszedłbym, wchodząc tam?
Po sporym znaku, krzyczącym "wstęp wzbroniony, własność rządu" pomyślałem, że może w lesie przeprowadza się jakieś eksperymenty, jednak chciałem się mylić.

Ścieżka była wygładzona, nie widać było na niej śladów obuwia. Chciałem, żeby tak pozostało, więc ostatecznie nie odważyłem się wejść. Zrobiłem tylko zdjęcie.
Kiedy przeglądałem fotografie, wracając do domu, na jednej z nich, na której uchwyciłem las, zauważyłem coś, czego przy robieniu zdjęcia ZDECYDOWANIE nie było. Uznałem wtedy, że było to pewnego rodzaju zakłócenie, spowodowane słabym sprzętem.

Dołączona grafika


Wiadomości lokalne
18-letni fotograf został znaleziony martwy w swoim domu, kilka godzin temu. Sąsiad przechodzący obok posiadłości ofiary dostrzegł krwawe ślady, prowadzące do drzwi. Zaniepokojony postanowił podążyć za krokami, które prowadziły do sypialni, w której na łóżku odnaleziono martwe ciało. Na szyi zmarłego widać było wyraźnie, krwawe ślady dłoni, co świadczyło o śmierci przez uduszenie.
Na ścianie widniał napis, wymazany krwią "nie powinno Cię tam być".

Źródło: http://creepypasta.w...e_Scenic_Forest


Użytkownik the vampire edytował ten post 05.04.2013 - 10:08

  • 2

#1124

Shirah.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pierwsza pasta autorstwa własnego. Stworzona raczej z nudów niż w celu stworzenia artystycznego dzieła, niemniej mam nadzieję że komuś się spodoba.


STRACH


W tym roku kończę 21 lat. Czego mogę chcieć w tym wieku? Alkoholu, papierosów, seksu? Nie, potrzebowałem wtedy tylko jednego – ruchu. Przedłużająca się zima i moje raczej słabe zdrowie zmuszały mnie do spędzania kolejnych dni w domu. Kiedy kwiecień rozpoczął się opadami śniegu, byłem bliski załamania. Choć pogoda się nieco poprawiała, to dopiero na początku maja nastały pierwsze, NAPRAWDĘ ciepłe dni. Nie musiałem długo czekać – wyszedłem z domu, wyczyściłem rower, napompowałem koła i pojechałem. Dokąd? Nie wiem. Daleko. Naprawdę daleko. Po paru godzinach byłem blisko centrum swojego miasta. Uświadomiłem sobie że cały czas musiałem być w jakimś transie, bo nie pamiętam dokąd jechałem ani jak się tu znalazłem. Nieco się zaniepokoiłem, takie stany przytrafiały mi się już wcześniej i nigdy nie wróżyło to nic dobrego. Tym razem jednak rozpogodziłem się natychmiast, zobaczyłem bowiem znajomego, kolegę z podstawówki z którym nie widziałem się od paru lat. Również wybrał się na wycieczkę rowerową.
- Maciek, czekaj – zawołałem.
Usłyszał mnie, odwrócił się i pomachał. Był z nim ktoś jeszcze, chłopak w jego wieku, którego widziałem pierwszy raz w życiu. Podjechałem do nich, przywitałem się. Powitanie nie było zbyt wylewne, zważywszy na to że nie widzieliśmy się ładny kawał czasu. Jego towarzysz miał na imię Jacek i był kolegą z jego klasy. Wydawał się być sympatyczny, nie mówił zbyt dużo, ale słuchał uważnie. W pierwszej chwili coś mnie w nim niepokoiło, ale wkrótce zrozumiałem, że jest po prostu nieśmiały. Tymczasem z Maciejem szybko tematy zeszły nam na naukowo-filozoficzne, czyli krótko mówiąc pieprzenie o głupotach. Zagłębialiśmy się coraz dalej w labirynt ulic, kiedy uświadomiłem sobie że nie znam tej okolicy. Uświadomiłem sobie że ani razu tu nie byłem – nawet przejazdem. Nie martwiło mnie to jednak, ufałem doświadczeniu Maćka i swojej orientacji w terenie. Nie wiedziałem dokąd jechaliśmy, pewnie nie wiedział tego nawet sam Maciek. Jechaliśmy, aż dotarliśmy do torów kolejowych. Przez moje miasto przebiega kilkanaście linii, a samych przejazdów jest z dziesięć. Ten akurat był bez szlabanów, co też nikogo nie dziwiło. Na torach ulica się kończyła. Ostatni dom sprawiał wrażenie opuszczonego. Szyby były brudne, tynk się sypał, urwana furtka stała oparta o płot a pod ścianą stało nieco mebli. Za torem rozciągał się trawnik. Kawałek dalej było boisko do gry w nogę. Zeszliśmy w rowerów, przeszliśmy przez tory i usiedliśmy na trawie. Gadanie o głupotach szło nam całkiem nieźle. Jacek wyciągnął małą, kauczukową kuleczkę z kieszeni i nie przerywając dyskusji rzucaliśmy ją między sobą. Trzech pełnoletnich facetów bawiących się jak małe dzieci – pomyślałem z uśmiechem i wtedy właśnie piłeczka przeleciała mi między palcami. Odwróciłem się widząc jak wpada do opuszczonego ogrodu, odbija się i przelatuje nad płotem do kolejnego ogrodu. Nikt nie miał wątpliwości kto powinien po nią pójść. Zabawne – myślałem – będąc dzieckiem miałem mniej oporów przed dzwonieniem do cudzych drzwi żeby poprosić o pozwolenie na poszukanie piłki. Zadzwoniłem do domofonu. Szybko usłyszałem chrapliwe „czego?”. Spodziewałem się takiego przyjęcia. Mało gościnna okolica raczej nie pozostawiała wątpliwości o gościnności mieszkańców. „Przepraszam najmocniej że zakłócam panu egzystencję…” zacząłem, po czym złapałem się na tym że z kolegą odbyłem całą rozmowę tym ironicznie wyszukanym słownictwem, ale nieznajomy człowiek może uznać że po prostu chcę sobie z niego zażartować „… ale wpadło mi coś do pańskiego ogrodu. Mógłbym wejść i się rozejrzeć?” dokończyłem już normalnie. Spodziewałem się że facet odmówi. Jednak odpowiedział „czekaj”. Czemu po prostu nie otworzy furtki z domu? Cóż… pewnie jest podejrzliwy, pomyślałem. Drzwi frontowe się otwarły i wyszedł starszy mężczyzna w kaloszach i swetrze w opłakanym stanie. Za nim stała dziewczyna, na oko piętnastoletnia, w niemiłosiernie powyciąganym dresie i boso. Facet podszedł do furtki i otwarł ją kluczem. „Ostatnio się to cholerstwo zacina” – wychrypiał dość piskliwym głosem – „wejdź, rozejrz się”. Wszedłem, nieco uspokojony. Ukłoniłem się dziewczynie, a ta zniknęła speszona w głębi domu. Zacząłem szukać. „A ty chłopcze… tak w ogóle to co ty robisz w tej okolicy?” – zagadał. Nie przerywając poszukiwań odpowiedziałem że jestem z kolegami na wycieczce rowerowej. „Z kolegami… aaa, rozumiem. Ale dobrze wam radzę, idźcie stąd jak najszybciej. To nie jest dobre miejsce na odpoczynek. Pewnie uznasz to za *********** staruszka, ale się stąd wynieście. To tylko dla waszego dobra” Starszy człowiek nagle wydał mi się o wiele bystrzejszy i pełen wigoru. Przytaknąłem tylko zagłębiając się coraz bardziej w krzaki. Przedmiot moich poszukiwań leżał pod niewielkim drzewem, tuż koło pnia. Podniosłem kuleczkę, podziękowałem staruszkowi i wyszedłem.
- Ej ziomki – powiedziałem jak tylko podszedłem do kumpli – ten facet co tam mieszka…
- Tak, wiem. Kazał nam się stąd wynieść – przerwał mi Maciej –nie wiem jak wy, ale ja zaraz stąd spadam, i tak się już robi ciemno.
Nie była to do końca prawda. Nie tylko robiło się ciemno, ale już było ciemno. Dziwne, pomyślałem, musiałem tu spędzić jakieś pięć godzin. Wyjąłem komórkę żeby sprawdzić godzinę. Faktycznie – było już po dwudziestej. Najdziwniejsze było to że nie zwróciłem uwagi na to że się ściemnia. Zacząłem zbierać swoje śmieci - butelki po piciu, opakowanie po chipsach, papierki po batonikach. Sporo tego było. W chwili kiedy ubierałem swoją bluzę poczułem niewyjaśniony, irracjonalny strach. Było to uczucie przypominające to, kiedy nagle przypomina ci się dobry horror i przechodząc przez kolejne pokoje nocą zapalasz światło w kolejnym pokoju zanim wygasisz w poprzednim. Założyłem bluzę, pozbierałem co moje. Kumple też byli już gotowi. Wtedy uświadomiłem sobie że rower zostawiłem paręnaście metrów dalej, oparty o słupek wbity w ziemię. Było już tak ciemno że nie widziałem go dokładnie. Czułem wręcz paniczny strach, gdyby nie wartość materialna, zostawiłbym rower tam gdzie stał. Wyjąłem z plecaka latarkę i poświeciłem. Świeciłem naokoło, czując się nieco pewniej, aż moje światło padło na … coś. Stało kilka kroków od nas. Niewiele widziałem. Przypominało czaszkę wypełnioną mgłą. Mgła przeciskała się między strzępkami ubrania. Przerażony odskoczyłem do tyłu. Kiedy poświeciłem w to samo miejsce nie było tam nikogo. Ale to nie było złudzenie, nie. Jacek i Maciej też to widzieli. Przebiegliśmy przez tory w stronę opuszczonego domu. W chwili gdy postawiłem drugą nogę po przeciwnej stronie torów, popadłem w odrętwienie. Otrząsnąłem się szybko, a irracjonalny strach zniknął. Po prostu. Jak przez mgłę pamiętałem tajemniczą postać, czułem teraz po prostu ulgę. Wiedziałem, że czymkolwiek owa zjawa jest – tutaj mnie nie dostanie. Czułem się, jakbym był tam od zawsze, ale nie wiedziałem skąd ani po co.
- Co to ***** było? – wychrypiał Jacek, nie jakby przed chwilą zobaczył upiora, bardziej jakby ukończył długi bieg.
- Mnie się pytasz? – warknął wyraźnie rozdrażniony Maciek – jedno mogę stwierdzić – ja się stąd nie ruszam!
- Chcesz zostać tutaj? TUTAJ?? – nie mogłem uwierzyć - w pobliżu tego… czegoś?
- ON się tutaj nie dostanie – powiedział dziwnie spokojnym tonem – zniknął kiedy uciekliśmy, nie poczuliście? TUTAJ jesteśmy bezpieczni
- Nie sądzisz że nie będziemy bardziej bezpieczni dalej od tego miejsca – pokazałem na przestrzeń między torami – *****, normalnym ludziom się to nie przytrafia. *****!
- Uspokój się – spokojnie powiedział Maciek. Jego stoicyzm zaczął mnie niepokoić. Podszedł do opuszczonego domu, obszedł stos mebli i wyciągnął gruby materac
- Nie ruszam się stąd – powtórzył. Wyciągnął jeszcze drugi, cienki materac. Jacek stał rozdarty, widziałem jednak że wolał zostać tutaj
- Nie, zwariowaliście. TU? Dobra, zostańcie. Ja wracam. Dobranoc! –Byłem wściekły, choć sam nie wiem dlaczego. Nawet nie byłem przerażony, obawiałem się tego czegoś, ale nie tak jak powinienem. Zdecydowanym ruchem wyszedłem z opuszczonego ogrodu, przeszedłem ulicą do torów. Jednym susem przeskoczyłem szyny. W tym właśnie momencie jak się spodziewałem targnęło mną przerażenie. W świetle latarki pobiegłem i podniosłem komórkę. Wtedy rozbłysły światła oświetlające pobliskie boisko. W ostrym świetle widziałem że biegną w moją stronę Jacek z Maciejem. Pobiegłem i podniosłem swój plecak.
W tym momencie pojawił się upiór. Wyglądał tak jak zapamiętałem – czaszka i strzępy ubrania wypełnione mgłą. „Za torami będę bezpieczny, za torami będę bezpieczny” – myślałem i rzuciłem się po rower. Za sobą usłyszałem krzyk Jacka. Zajebiście. No cóż, chciał zostać, to niech teraz nie jęczy. Chwyciłem rower i wsiadłem na niego. Chciałem tylko stąd uciec, tam gdzie będę bezpieczny. Widziałem że upiór stał tuż przy Jacku, a ten drży jak w febrze. Maciej odciągał przyjaciela, ale bez efektu. Pojawił się również staruszek ze swoją córką, również próbowali odciągnąć Jacka od upiora. Przejechałem obok nich. Gdy byłem blisko torów uznałem że nie mogę ich tak zostawić. Zszedłem z roweru, podbiegłem i wziąłem zamach i zdzieliłem upiora w czaszkę. Tak w zasadzie chciałem zdzielić bo moja ręka przeniknęła przez niego. Za ręką przeniknęła również reszta mojego ciała, wylądowałem więc na ziemi. „Zachciało mi się wycieczek rowerowych *****” warknąłem wstając z ziemi. Upiór złapał mnie za rękę. Uderzyłem go w przegub, a konkretnie to próbowałem go uderzyć, bowiem znów moja ręka przeniknęła przez niego. W ciągu tej chwili jednak wyrwałem się z jego uścisku i odbiegłem kilka kroków. Wtedy chwycił za gardło Jacka. Staruszek z dziewczyną wciąż próbowali go odciągnąć. Zobaczyłem spory, metalowy pręt leżący obok torów. Podniosłem go i wróciłem na miejsce szarpaniny. „Zwariowałem” zdążyłem pomyśleć i z całej siły przyłożyłem upiora w czaszkę. Ręce dalej trzymały nieszczęsnego chłopaka, podczas gdy czaszka obracała się w moją stronę. Strach mnie już niemal sparaliżował. W tym momencie zapłakana dziewczyna puściła Jacka i próbowała odciągnąć mnie. To pomogło mi się zebrać w sobie, ponownie zamachnąłem się w stronę czaszki. Tym razem pręt przeniknął przez istotę, ale Jackowi wreszcie udało się wyrwać z upiornych rąk. Wstaliśmy wszyscy i rzuciliśmy się do ucieczki. Jechaliśmy szaleńczo. Była dwudziesta pierwsza, ruch był wciąż spory, lecz przejeżdżaliśmy ulice nie zwalniając. Niejeden kierowca przeklinał nas siarczyście, gdy musiał hamować żeby nas nie przejechać. Każdy pojechał w stronę swojego domu nawet się nie żegnając. Zostawiłem rower za domem, otwarłem drzwi, i bez rozbierania się rzuciłem się na łóżko. Ulga jaką w tym momencie czułem była porównywalna z ulgą jaką musi czuć człowiek który przejechał przez zakorkowane miasto wypiwszy litr coli i po godzinie lub dwóch może zjechać do lasu i się zwyczajnie odlać, albo z oddechem który bierzemy po długim czasie spędzonym w wodzie. Serce biło mi tak szaleńczo że niemal godzina minęła zanim uspokoiło się na tyle że mogłem w końcu spokojnie zasnąć
Obudziło mnie niesamowite uczucie niepokoju. Tak, jest to uczucie znane każdemu z nas. Uczucie którego doświadczamy po obejrzeniu dobrego horroru albo przeczytaniu naprawdę dobrej creepypasty. Wiedziałem co to oznacza i zacząłem bać się jeszcze bardziej. Uczucie było niezwykle uciążliwe – uparcie towarzyszyło mi podczas wszystkich czynności – mycia zębów, ubierania się, robienia śniadania. Ze strachu było mi duszno. Wyszedłem. Tak po prostu. Chodziłem po mieście, z dala od feralnych ulic. A strach się nasilał. Jak choroba której objawy postępują z czasem. Teraz już to wiedziałem, jest tylko jedna osoba która może mi pomóc. Poszedłem labiryntem ulic bezwiednie, nie myśląc wcale o drodze, którą nieznanym mi sposobem odkrywałem bezbłędnie. Skręciłem w feralną ulicę. Coś się tu zmieniło, choć nie mogłem się domyślić co. Znajomy dom – mężczyzna w swetrze w okropnym stanie i kaloszach które ledwie się trzymały i bosa dziewczyna w powyciąganym swetrze podlewająca kwiaty. Mężczyzna zauważył mnie, a jego oczy zapłonęły furią. Podszedł do mnie na tyle szybko, na ile pozwalały mu zesztywniałe kolana i chwycił mnie za bluzę.
- Mówiłem że masz się stamtąd wynieść! Cożeś narobił!! – wykrzyczał mi w twarz opryskując ją śliną. Furia mężczyzny spotęgowała mój strach.
- Pan… też to czuje? – wydukałem – ten… strach?
- Taa, mam nadzieję że jesteś z siebie dumny – warknął
- Ale jak to powstrzymać – tylko to mnie interesowało. Strach był tak dojmujący że byłem gotów zrobić wszystko
- Ach… to w zasadzie proste. Ale raczej nie dasz rady tego zrobić – pufnąłem z niezadowoleniem, a staruszek kontynuował – musisz wrócić na miejsce gdzie widziałeś go po raz pierwszy. Wtedy będziesz już wiedział co zrobić.
Podziękowałem i skierowałem się w stronę feralnego miejsca. Zatrzymałem się po dwóch krokach. Dom staruszka, opuszczony dom, boisko. Między płotami nie było ani milimetra wolnej przestrzeni, o torach i trawniku nie wspominając. Czułem ogarniającą panikę, gorszą niż strach który doskwierał mi coraz bardziej. Wróciłem do staruszka
- Czym on jest, ten … upiór? – zapytałem
- On? Jeszcze się nie domyśliłeś? – jego mina dobitnie świadczyła o tym co sądził o mojej inteligencji –to strach w swojej najczystszej postaci. Nakarmiłeś go, razem ze swoimi kumplami. A teraz… sam nie wiem co się stanie. Idź stąd
- Ale … - zacząłem
- IDŹ! – wycharczał
Co mogłem zrobić? Poszedłem. Wróciłem do domu. Dopiero się ściemniało, ale cała doba strachu tak mnie wykończyła że od razu poszedłem spać. Obudziłem się w środku nocy. Panika. Skarciłem sam siebie – to tylko pusty pokój, czego tu się bać? Ale zobaczyłem że to nie jest tylko pusty pokój. Widziałem to. Samo nie świeciło, a w pokoju nie było żadnego światła, ale widziałem to wyraźnie – czaszka z oczodołami wypełnionymi mgłą. Strzępki ubrania. Prawdopodobnie rękawu. Mgła kształtująca się w dłoń, a między widmowymi palcami długi, metalowy, wyglądający na ciężki pręt. Strach był tak potężny, że nawet się nie broniłem kiedy stwór podniósł metalowe narzędzie. Błysk. Ból. Gwiazdki pod powiekami.
Obudziłem się i usiadłem spocony na łóżku. Nie, obudziłem się to złe wyrażenie. Bo to by znaczyło że to był zwykły sen. A czy we śnie można czuć ból?, pomyślałem rozcierając skórę na twarzy. Nie śpię od pięciu dni. Widuję go coraz częściej. Nawet teraz, stoi w drzwiach od mojego pokoju. Ale mimo strachu który mnie opanował tamtego feralnego dnia, teraz wiem że to tylko jest halucynacja wywołana brakiem snu. Powoli podchodzi w moją stronę. Jak zawsze. Ale… w sumie nigdy nie trzymał w ręce tego prętu którym skatował mnie we śnie…

Dołączona grafika
/Connor
  • 1

#1125

josefine.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

JESTEM PIĘKNA, NIEPRAWDAŻ?


Annabell poświęcała bardzo dużo czasu swojemu wyglądowi. O tak, o kosmetykach, pielęgnacji, włosach i nowych tuszach do rzęs mogła rozmawiać godzinami. Zapytaj ją jednak o to, jaki film ostatnio widziała, lub jaką przeczytała książkę - a ujrzysz na jej perfekcyjnej buźce wyraz klasycznego zdziwienia, z szeroko otwartymi usteczkami, uniesionymi brwiami, minką mówiącą 'hmmm?'.
Jednak w społeczeństwie licealnym, była gwiazdą. Cóż, przynajmniej jej zdaniem. Chłopacy chcieli ją zaliczyć, a dziewczyny - mieć jej powodzenie, wygląd, pozycję. Tak, Annabell wiedziała o tym doskonale.
Co było marzeniem Annabell? Być gwiazdą. Być zapamiętaną. Być KIMŚ. Robiła więc, co tylko mogła, żeby zdobyć rozgłos, sławę, wielką karierę. Wierzyła, że ma talent. Nieważne, do czego - z taką buzią, wszystkie drzwi stały dla niej otworem. Szukała więc na różnych forach, blogach, czatach potencjalnych agentów.
Tym sposobem trafiła na forum dotyczące przyszłych aktorek. Znajdowały się tam wskazówki, info o najbliższych castingach, kontakty. Tak, to było coś dla niej. Spędzała długie godziny wyszukując potrzebnych informacji, robiła co w jej mocy, żeby tylko zaistnieć. I w końcu udało się - pewnego dnia znalazła w swojej skrzynce mailowej profesjonalnie wyglądającą wiadomość od menadżera.

Od: B. Beau <[email protected]>
Do: AB <[email protected]>

Witaj, Annabell.

Widzę, że dość prężnie szukasz możliwości do pokazania swojego talentu. Powiem ci coś: jestem twoją szansą, Annabell. Jestem menadżerem wielu gwiazd. Pomyśl o jakiejkolwiek z nich. Rihanna? Jasne. Britney Spears? Aha, mam ją. Mogę zrobić z ciebie jeszcze większą, jeszcze popularniejszą aktorkę, piosenkarkę, tancerkę, modelkę. Jesteś zjawiskowa, Annabell. Jestem świetny w tym, co robię. Daj mi jedną szansę, a nikt nie zapomni twojego imienia na wiele, wiele lat. Będziesz najpiękniejszą gwiazdą, jaką miałem. Miliony ludzi wpatrzeni w ciebie. Wyobraź to sobie, Annabell. Widzisz ich zachwyt nad twoim uśmiechem, oczami, sylwetką? To jest w zasięgu ręki, AB. Mogę cię tak nazywać? To świetny pseudonim. Będziesz klasyczną gwiazdą, AB. Z tymi czarnymi włosami, pięknymi, jasnymi oczami i karminowymi ustami... Uśmiechniesz się dla mnie, AB?
Wracając do interesów, bo to jest najważniejsze: proponuję ci spotkanie. Wszystko w 100%% bezpieczne. Mam apartament w Hiltonie u ciebie w mieście. Możemy spotkać się na drinka. Co ty na to? Przynieś swoje portfolio i wspaniały uśmiech, AB.

PS. Myślisz, że umiałabyś wystylizować się na gwiazdę lat 40? Zaufaj mi, naprawdę warto. Wróżę ci ponadczasową karierę.

B. Beau



Słuch po Annabell zaginął. Do momentu, aż tydzień po otrzymaniu tej wiadomości nie gruchnęła ogromna sensacja. Odkryto zwłoki młodej, pięknej dziewczyny, porzucone na przedmieściach. Ciało było rozczłonowane, w miejsce oczu wstawione były kawałki szkła, a usta zostały poszerzone w nienaturalny, makabryczny uśmiech. Jakby uśmiechała się do swoich fanów.

Zajmujący się sprawą policjanci nie mogli powstrzymać się od komentarza.
- Wygląda trochę jak słynna Czarna Dalia, co? - powiedział jeden z nich, który pierwszy przybył na miejsce. Jego kolega był w tym nowy. Widok nagiego ciała, którego kawałki były w otoczeniu kilkunastu metrów, do tego ta przerażająca twarz... tak, nie czuł się najlepiej. Musiał jednak przyznać rację starszemu koledze. Podszedł do nich patolog, który w rękawiczkach trzymał jakiś skrawek papieru.
- Co to? - zapytał bardziej doświadczony policjant. Patolog poprawił okulary i odczytał na głos:
- Jestem piękna, nieprawdaż?


  • 2


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 4

0 użytkowników, 4 gości oraz 0 użytkowników anonimowych