Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1141

Pipsztoczek.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

COWIEK MAUPA

Kiedyś obudziłem się w nocy, była zima... mieszkam na osiedlu w bloku na 4 piętrze. Leżałem bez ruchu, swiatło latarni odbijało się od pokrytej śniegiem ulicy, wszędzie było tak biało, ale uświadomiłem sobie, jaki to dźwięk mnie obudził, dobiegał jakby ze śmietnika, taki skrzek ptaka i drapanie, ten dźwięk był tak głośny, że pomyślałem, że zaraz jakiś starszy frustrat wyjdzie na balkon i coś ryknie.. albo zadzwoni na policję, ale nic takiego się nie stało. Ten dźwięk kraczenia połączonego ze skowytem i drapaniem był jednostajny i miarowy, doprowadzał mnie do takej skrajnosci, że mówiłem sobie tylko: przecież to się nie może dziać naprawdę, to nie jest horror tylko prawdziwe życie, serio miałem już łzy w oczach , nie wiem ile leżałem bez ruchu, ale gdy kraczenie trochę ucichło, zebrałem się w sobie i delikatnie podszedłem do okna. Na śmietniku nic się nie działo, postanowiłem więc, że uchylę trochę firankę i zobaczę dokładniej. Chwyciłem lekko za krawędź... JEEEBBBBB! KRAAAAAA! Jak coś nie ********** w szybę, chwyci mnie za rękę, patrzę a tu Człowiek Małpa, największy zbrodniarz wojenny! "*********** zostaw mnie!!!" darłem się jak ********, a on tylko: KRAAAAAA! KRAAAAAA! UUUUUU...! ******** się do pokoju, a on stanął przedemną na parapecie w całej okazałości, szybko wybiegłem z mieszkania, otworzyłem szafkę na bezpieczniki na korytarzu, chcąc urwać drzwiczki, aby mieć czym się bronię, ale Cowiek juz był za mną... KRAAAAAAAAAAA! Odskoczyłem... a on jak nie ********** w te bezpieczniki, w całym bloku zamigotało swiatło, a ja korzystając z okazji, zamknąłem drzwiczki i zakleiłem je gumą do żucia... A on tylko wył i prychał, po czym się uspokoił, a ja wróciłem do swojego łóżka... Cowiek Maupa siedzi już w budce na bezpieczniki drugi rok... A ja tylko modlę się, żeby nie było jakiejś awarii w bloku...

Dołączona grafika
/Connor
  • 5

#1142

Neck.
  • Postów: 197
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

W końcu dodaję pastę. Mówiłem kiedyś, że nigdy nie będę wstawiał nie swoich past, ale ta jest genialna. Nie tyle co pasta, co opowiadanie. A sam już nie wiem... Nie wiem jak wam się spodoba, może dla mnie jest taka super, bo uwielbiam autora...? Przepisywałem z kartki, więc przepraszam za błędy.

"Kot"

Dla Alex
- która jest kotem wcielonym


Krótki spacer szczytem skąpanego w księżycowym blasku, spadzisteg dachu, zakończony skokiem prosto w ciemność.
Powietrze jest przyjemnie chłodne, jak zawsze po porządnej burzy.

A potem lądowanie - cichy syk źle związanych worków na śmieci i tupot szczurów uchodzących w głąb zaułka.
Kot słyszy to wszystko, ale nie daje się ponieść dźwiękom nocy. Dziś bowiem ścieżka wiedzie gdzie indziej. Zeskakuje z piramidy worków i pewnym krokiem rusza przed siebie.

Kawałek ruchliwym chodnikiem, klucząc między pędzącymi przechodniami, a potem kolejny zaułek, pojemnik z piaskiem,
schody przeciwpożarowe i znowu dach.

Kilka metrów dalej mały chłopiec o okrągłej twarzy i z niemal czanym śladem pod okiem wptaruje się w ptaki śpiące za kratami gołębnika.
Odwraca się i wyciąga rękę w stronę Kota, ale ma w niej tylko rozkruszoną kromke chleba - poza tym nie o niego chodzi. Może kiedyś, ale z pewnością nie tej nocy.

Sus pomiędzy budynkami i parę kroków po obitej blachą krawędzi kolejnego dachu. Ten pełen jest świetlików, co daje mu wygląd pola namiotowego.
W jednym z nich brakuje szyby i tamtędy wiedzie ścieżka.

***

Ciche pacnięcie, gdy ląduje na drewnianej podłodze, a potem skrzypnięcie drzwi, gdy wychodzi na korytarz. Jest ciemno, ale Kot nie potrzebuje światła.
Kieruje się wprost do zsypu na śmieci. Rozpędza się, wskakuje do środka...

I znowu syk, pękatych czarnych worków, smród gnijących resztek żywności i zużytych pieluch. A z przeciwległego kąta cichy pisk przerażenia.
Jest na miejscu.

***

Opowiem ci bajkę.

Dziewczynka wciąż wpatruje się w Kota wielkimi z przerażenia oczyma, ale nie dyszy już ciężko, nie szarpie bezsilnie związanymi rączkami, a jej serce nie tłucze się w piersi jakby chciało wybić w nim dziurę i uciec. To dobrze, łomot nie dawał mu się skupić.

Opowiem ci bajkę - powtarza Kot, niepewny, czy usłyszała za pierwszym razem. Tym razem czeka, aż dziewczynka kiwnie głową. Dopiero wtedy kontunuuje opowieść

To historia pewnej małej dziewczynki. Mieszkała w małym domu z rodzicami, którzy bardzo ją kochalli i nigdy jej nie bili.
Zawsze miała co jeść i nikt nie zamykał jej w zsypie na śmieci, nawet, gdy zapomniała posprzątać butelki...


Zerka na nią i lekko przechyla głowę. Mruga.

Podoba ci się moja bajka?

Widzi, jak dziewczynka zaciska piąstki i uśmiecha się. Po policzkach spływaja jej wielkie łzy, żłobiąc koryta w brudzie.

Oczywiście, że się podoba - odpowiada sam sobie Kot - I pewnie niedługo stanie się twoją ulubioną.

Bawi go jej zdumienie. Lekko rozchylone małe usteczka i zmarszczka na czole układająca się w literę V. Nie wierzy mu... ale zaraz się przekona.

Cicho wyszeptane zaklęcie i dziewczynka zapada w sen. A potem znika. Jakby nigdy jej nie było.

Kot przygląda się prze chwilę sznurom zwisającym smętnie z rury, po czym wychodzi. To dopiero początek...

***

Świat jest piękny, świeci słońce, wokół czuć zapach skoszonej trawy, a szklanka przyjemnie chłodzi dłoń. Sam napój również smakuje wspaniale. Mężczyzna wie, że śpi. Ogląda się za siebie, patrzy na piętrowy domek za jego plecami, prześliczną kobietę opalającą się nago na werandzie. Wie, że takie rzeczy rzadko zdarzają się na jawie. A już jemu samemu nie zdzarzą się zapewne nigdy. Mimo to jest szczęśliwy. Zna drogę do tego raju, wie, gdzie kryje się klucz.

Spogląda na drinka. To, co pił w prawdziwym świecie, z całą pewnością nie wyglądało tak dobrze. Smak też musiało mieć podły.
Sprawiło jednak, że znalazł się tu, a to wystarczyło, by czuł wdzięczność.

Podnosi się z leżaka i rusza w stronę sadu. krótko przycięta trawa kłuje jego bose stopy, ale mężczyzna ani myśli wracać po klapki. Ma ochotę na jabłko. Chce je zjeść, zanim sen się skończy.

Gdy dochodzi do linii drzew, zza pnia wyskakuje nagle kot i przebiega mu drogę. Zwierzę jest czarne i zupełnie nie pasuje do reszty snu. Jego oczy mienią się na zielono, niczym szmaragdy.

Mężczyzna patrzy, jak kot znika pomiędzy drzewami i wzruszywszy ramionami rusza dalej. Robi krok, jeden, drugi, potem kolejny i...

Nie znajduje się już w sadzie. Rzędy szarych budynków ciągną się po jednej i drugiej stronie, a w każdym z nich nie świeci się nawet jedna lampa. Środkiem pustej ulicy przelatuje gnana wiatrem strona gazety.

Jest zimno i mężczyzna obejmuje się rękami. Pod stopami czuje nieprzyjemną wilgoć. Nadal wie, że to sen, ale to w niczym nie umniejsza lęku, jaki czuje. Bo teraz jego raj wygląda nawet gorzej niż świat, od którego ucieka, a on, mimo starań, nie może się obudzić.

Z bramy wyłania się kobieta. Niemal naga, jeśli nie liczyć złotego naszyjnika i przepaski na biodrach. Proste czarne włosy sięgają jej ramion, a oczy świecą czerwienią. Wygląda jak egipska królowa... albo bogini. Na ramionach trzyma kota. Zwierzak wygląda zupełnie jak ten, który przebiegł mu drogę, ale jest noc, a nocą podobno wszystkie koty są czarne.

Kobieta staje kilka metrów przed nim i wznosi ręce do góry. Jej ruchy są sztywne, mechaniczne, a twarz cały czas pozostaje bez wyrazu.

Kot wskakuje jej na głowę i siada wyprostowany. Lekko przechyla łepek.

Chcesz, opowiem ci bajkę.

Mężczyzna cofa się o krok i w tej samej niemal chwili z bram wyłaniają się kolejni ludzie. Większość z nim to dzieci o brudnych twarzach i poszarpanych ubraniach, ale są też i starsi, dorośli. Snują się powoli, powłócząc nogami i kołysząc w rytm tylko przez nich słyszanej muzyki.

Niektóre z dzieci szepczą coś i z każdym ich krokiem mężczyzna słyszy je coraz wyraźniej.



Ślepia jak paciorki, ogonek włochaty,
Zjawiają się, gdy nie ma ni mamy, ni taty,
Zwłaszcza w śmietniku trudno ich przeoczyć,
Uwielbiają dzieci, a najbardziej oczy




Rymowankę słychać coraz głośniej, z każdą chwilą brzmi ona też coraz bardziej melodyjnie. W końcu staje się piosenką śpiewaną przez wszystkie dzieci. Dorośli milczą, ale dostosowują krok do nowego rytmu,

Kot zeskakuje z głowy kobiety i powoli podchodzi do mężczyzny, który nie jest w stanie nawet drgnąć. Ociera się o jego nogi i znika za nim.

Mężczyzna ogląda się, ale za jego plecami nie ma już nic oprócz ciemnej, pustej ulicy. Nagły powiem wiatru trzaska uchylonym oknem gdzieś w górze. Odgłos brzmi jak wystrzał.

Niemal w tej samej chwili rozlega się pisk. Najpierw pojedynczy, potem jest ich coraz więcej i więcej. Dźwięki nakładają się na siebie, przenikają i tworzą zupełnie nową melodię. Dziecięcych śpiewów już nie słychać.

Rozlega się kobiecy głos w zapomnianym języku i mężczyzna, chcąc nie chcąc, odwraca głowę. Drży i wie, że to wcale nie z powodu zimna.

Zniknęli gdzieś wszyscy dorośli. Wokół na ulicy leżą ich porzucone spodnie, resztki koszul i stare buty. W jednym z nich siedzi olbrzymi szczur i łypie na mężczyzne paciorkowatymi oczami.

Jego pobratymcy krążą wokół dzieci, wspinają się na nie, próbując sięgnąć twarzy.

Uwielbiają dzieci, a najbardziej oczy - przypomina sobie mężczyzna i czuje, że robi mu się niedobrze. Zgina się w pół, a gdy po chwili prostuje się, szczurów już nie ma. Nie słychać już pisków, tylko ciche szuranie dziecięcych butów.

Malcy suną ku niemu z wyciągniętymi rękoma, na oślep, bo miast oczu, mają teraz czarne dziury. Próbują śpiewać, ale pozbawione języków usta nie są w stanie wydobyć z siebie nic oprócz rzężenia.

Mężczyzna usiłuje się cofnąć, ale nagle czuje, że stoi przyparty plecami do ściany, a wokół niego leży mnóstwo czarnych worków. Syczą pod naciskiem dziecięcych stópek.

Maleńkie rączki prawie go dotykają i wtedy ponownie zauważa kota. Stoi przy wylocie zsypu i lekko przechyla głowę.

Podoba cie się moje bajka? Bo właśnie stała się twą ulubioną.

Mężczyzna wydaje się, że krzyczy... a potem pogrąża się w ciemności. Mroku pełnym dzięciecych dłoni.

***

Kot schodzi z twarzy leżącego w łóżku mężczyzny i zgrabnie wskakuje na parapet.

Odwraca się, by sprawdzić, czy dobrze wykonał zadanie. Lekko przechyla głowę, czekając na drgnięcie piersi, bądź świst oddechu. Potem trąca uchylone okno i skacze w mrok...

***

Wędrówka gzymsem pod bacznym spojrzeniem gargulców, potem balansowanie na sznurze z praniem, dach i kolejny śmietnik. Czuje resztki wędzonej ryby i zdaje sobie sprawę, jak bardzo jest głodny. Przechyla głowę i spogląda na nową, rysującą się wyraźnie ścieżkę. Cóż, chyba może chwilę poczekać...

© by Jakub Ćwiek


Użytkownik Neck edytował ten post 25.04.2013 - 17:18

  • 4

#1143

Tomacxjo.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witam, oto moje pierwsze próby tłumaczenia :) Oba opowiadania pochodzą z tej strony


CISZA


Czas jest niezmienny.

Czasu nie można zatrzymać, kontrolować ani zmieniać w żadnym stopniu; nieważne, jak bardzo byśmy chcieli. Ponieważ czas jest dokładnie taki, jaki sam zechce i kiedy sam zechce.

Czas jest cierpliwy.

Czas trawi nas wszystkich.

Czas zawsze wygrywa.

Siedzę nad tym pamiętnik, z piórem w ręku i wiem dokładnie, o czym chcę napisać. Chcę opisać, co czuję.

Chcę opisać, co czuję, kiedy ciepły letni wiatr dotyka moją skórę; co czuję, gdy wiatr tańczy zwiewnie w moich włosach; co czuję, gdy moje stopy lekko ocierają się o ziarenka piasku pode mną a niemal nieruchoma woda oceanu kołysze się wokół moich kostek; co czuję, gdy moja narzeczona opiera głowę o moje ramię, upajając się spokojem.

Ale nie mogę.

Może opiszę to, co słyszę?

Mógłbym opisać odgłos fal lekko uderzających o brzeg; dźwięk mojego pióra poruszającego się po kartce papieru; odgłosy miasta i ryk silników pędzących wzdłuż plaży, które zostawiłem za drzwiami; dźwięk śmiechu i żartów ludzi bawiących się na przyjęciu; odgłos jej cichego oddechu, gdy powoli zasypia.

Tego też nie mogę opisać.

Może mógłbym opisać to, co widzę?

Na przykład widok księżyca w pełni na nocnym niebie, oświetlającego mnie srebrzystym blaskiem; widok morza, całkowicie czarnego w porównaniu z rozgwieżdżonym niebem; widok żółtawego piasku stłumiony przez ciemność nocy; widok jej długich, rudych włosów, nieco zasłaniających oczy i unoszących się na wietrze.

Nawet tego nie mogę opisać.

Nie mogę opisać tych rzeczy, ponieważ należą do przeszłości.

Były, ale już ich nie ma.

Mógłbym powiedzieć, o tym, co mam nadzieję, że zdarzy się za chwilę. Mógłbym powiedzieć o tym, że mam nadzieję, by zostać tu trochę dłużej a potem wrócić do naszego pokoju w hotelu; nadziei, by leżeć obok kobiety, którą kocham i patrzeć, jak zasypia; a może po prostu o nadziei, by zostać tu, gdzie jestem i podziwiać wschód słońca?

Nie mogę powiedzieć o tym, czego oczekuję... ponieważ to nigdy się nie zdarzy.

Przeszłość została strawiona.

Przyszłość nigdy nie nadejdzie.

Mogę jednak napisać o teraźniejszości.

Mogę napisać o tym, że nie czuję niczego, ponieważ niczego nie ma. Nie czuję ciepłego powieu na skórze; nie czuję wiatru we włosach; nie czuję piasku pod moimi stopami ani wody, ani mojej narzeczonej.

Mogę napisać, że nic nie słyszę. Nie ma odgłosów fal; nie ma odgłosów tętniącego miasta; nie ma nawet odgłosu pióra poruszającego się po papierze... moja narzeczona także jest kompletnie cicho.

Mogę napisać, że nie widzę niczego wokół siebie. Czerń morza wcale nie pochodzi od morza, tylko od całkowitej pustki, która mnie ogarnia. Piasek pod moimi stopami jest szary i ponury, jakby jego kolor został z niego wyssany. Włosy mojej narzeczonej nie są w zasięgu mojego wzroku, tak jak ona sama.

Nie ma podłogi, pozostały tylko jej szare, ponure... resztki... na których siedzę.

Resztki świata połkniętego przez ciemność. Nie... ujęcie tego w ten sposób to eufemizm.

Na niebie nad moją głową nie został nawet jedna gwiazda, księżyc także zniknął. Jedna za drugą gasły na moich oczach, gdy wszystko wokół mnie się rozpływało. Moja narzeczona tego nie widziała; cały czas miała zamknięte oczy.

Ja w tym czasie pisałem... ta dziwna chęć pisania, kiedy jesteś pożerany.

Pożerany to złe określenie. Trawiony jest bardziej trafne.

Czas jest niezmienny.

Czasu nie można zatrzymać, kontrolować ani zmieniać w żadnym stopniu; nieważne, jak bardzo byśmy chcieli. Ponieważ czas jest dokładnie taki, jaki sam zechce i kiedy sam zechce.

Czas jest cierpliwy.

Czas trawi nas wszystkich.

Czas zawsze wygrywa.

Cisza zabiera nas wszystkich.




nie chcę odchod


-------------------------------------------------------------------------------------------------------


„Czy mógłbyś odczytać protokół?”


Poniżej znajduję się zapis taśmy z nagraniem spotkania, podczas którego Eric Forge, lat 42, pochodzący z [utajniono] został brutalnie pobity na śmierć przez Roberta Morgana, dyrektora wykonawczego Serenada Inc. Zapis na taśmie został uszkodzony z niewiadomych powodów. Dłuższe fragmenty zniekształcenia zostały oznaczone przez "[------------]".

Robert Morgan: Dziękuję wszystkim za przybycie na spotkanie! Możecie usiąść. Dziękuję. Panie Brown, czy mogę prosić o zamknięcie drzwi? Dziękuję. Świetnie, czy wszyscy mają przed oczami plan spotkania? Doskonale. Zabierzmy się od razu za punkt pierwszy: rekord sprzedaży w naszych sklepach w [nazwa miasta utajniona]. Według raportów, które otrzymaliśmy od dyrektorów sklepów, a także moich osobistych wizyt jest mi miło potwierdzić, że sprzedaż wzrosła o średnio 400%!

[oklaski]

Teraz chciałbym poprosić dyrektora naszego najwydajniejszego sklepu, pana Forge'a, o kilka słów. Panie Forge, prosimy!

Eric Forge: Dziękuję. Jak wspomniał pan Morgan, średnia sprzedaży wzrosła o 400%. Natomiast w moim sklepie udało się osiągnąć wzrost o mniej więcej 463%.

Morgan: Przepraszam, Eric, mógłbyś to powtórzyć? Mógłbym przysiąc, że usłyszałem [---------------------].

Forge: Eeee... c-czterysta sześćdziesiąt trzy procent.

Morgan: Myślałem, że powiedziałeś, że twój sklep ma najlepsze wyniki sprzedaży. To oczywiście niemożliwe, jeśli wzrost wyniósł tylko [--------]. Prawdę mówiąc, myślałem, że [-------------------].

Forge: Bardzo pana przepraszam, musiałem się przejęzyczyć. Czy... czy możemy kontynuować?

Morgan: Dobrze. Przechodzimy do punktu drugiego. Dziękuję ci, Eric.

Eric: Oczywiście.

Morgan: Punkt drugi: testy naszego nowego produkty idą po naszej myśli. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wypuścimy Mikrosonatę 3 na rynek przed początkiem następnego kwartału.

[oklaski]

Morgan: Ankiety pokazują, że zainteresowanie Mikorsonatą 3 wzrosło zauważalnie i że sprzedaż powinna być o 150% wyższa od Mikrosonaty 2. Ponadto, [-----------------------------------------------------------------------------------------------------] jak również może potencjalnie wzrosnąć nasz przychód w [-----------------]. Przepraszam, Ericu, co powiedziałeś?

Forge: Nie nie mówiłem, proszę pana.

Morgan: Eric, naprawdę nie radzę ci próbować robić ze mnie głupca.

[---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------]

Morgan: Coś powiedział? Potrafię sobie poradzić bez twojej pomocy.

Forge: P-proszę pana, nic nie mówiłem, przysięgam na Boga.

Morgan: ... Przejdźmy do punktu trzeciego.

[---------------------------------------------------------------------------]

Morgan: [-----------------------] TY SKUR [-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------]

[koniec taśmy]

Jak widać, uszkodzenia wymazały zapis od połowy taśmy aż do jej końca. Po tym, jak Morgan krzyknął "TY SKUR", przez następne dwie minuty nagrania słychać biały szum, w tle którego można usłyszeć stłumione krzyki i odgłos metalu uderzającego o kości.

Ponadto, budynek spółki został zamknięty po zgłoszeniu wielu tak zwanych "załamań nerwowych". W większości pomieszczeń ściany były pokryte przez niezidentyfikowany gatunek grzyba. SANEPID i przedstawiciele Sztabu Kryzysowego zbadali budynek i wydali zakaz wstępu do niego w najbliższej przyszłości.

Użytkownik Tomacxjo edytował ten post 25.04.2013 - 19:07

  • 3

#1144

Kavi.
  • Postów: 61
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Zaginiona
Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)

W spokojniej i niewielkiej wiosce jakich wiele w naszym kraju żyła szczęśliwa rodzina starszego już rolnika. Była to naprawdę mała wioska gdzie wszyscy się znali i rozmawiali ze sobą częściej lub rzadziej, lecz jednak zawsze jakieś słowa ze sobą zamieniali. Duża część mieszkańców była też ze sobą związana więzami rodzinnymi, czy to kuzynostwo czy dalsza rodzina.
Rodzina rolnika o którym wspomniałem na początku przez większość swego życia była szczęśliwa. Trwało to do dnia w którym młodsza córka rolnika zaginęła. Zmąciło to nie tylko spokój rodziny, ale też całej wsi ponieważ wszyscy bali się o swoje dzieci i zarazem współczuli rodzinie rolnika.
Policja została poinformowana niezwłocznie i równie szybko rozpoczęły się poszukiwania w które zaangażowała się policja z sąsiednich miejscowości i najbliższego większego miasta. Nie przynosiło to jednak żadnych efektów, jednak rodzina nie traciła nadziei. Zebrało się również kilku ochotników, mieszkańców wsi, którzy wraz z policją przeszukiwali wioskę i jej okolice.
To właśnie grupa ochotnicza dokonała makabrycznego odkrycia po dwóch tygodniach od zaginięcia dziecka. Gdy zobaczyli to w lesie, od razu zadzwonili na policję i doprowadzili ją na miejsce znaleziska.
Oczom funkcjonariuszy pokazała się scena, która na pewno nie była miła dla żołądka. Na ziemi leżało obgryzione ciało, ciężko było nawet stwierdzić do kogo ono należało ponieważ każda z części ciała byłą zjedzona w dość dużym stopniu, nawet twarz była uszkodzona. Stwierdzono, że porzucone ciało zjadły tutejsze zwierzęta.
Policja ogrodziła to miejsce taśmą, by móc zebrać wszelkie dowody a ciało przewieść do badań lekarzowi sądowemu.
Lekarz, który oglądał znalezisko po badaniu DNA stwierdził, że ciało należy do dziewczynki której szukali. Jednak, nie było one zjedzone przez zwierzęta. A przynajmniej nie w całości przez zwierzęta ponieważ w pozostałościach uda dziewczyny znaleziono ząb, ludzki ząb który musiał wyłamać się po przypadkowym ugryzieniu kości i utkwił w mięsie.


  • 3

#1145

josefine.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

kolejna moja pasta. hope you'll like it! :roll:

"Głos sumienia"

Ludzie zaczynali wariować. Ciężko opisać to inaczej – po prostu z dnia na dzień zachowywali się zupełnie inaczej niż zwykle. Przykłady? Pan Cullingam, ten zawsze spokojny i uroczy staruszek, nagle obrażał wszystkich na swojej drodze i przestał pomagać lokalnemu kościołowi. Amanda Torne, licealistka znana z hm, 'sporego przebiegu' nawróciła się i zaczęła przekonywać wszystkich znajomych do tego, żeby jak ona zaufali kościołowi. Tylor Banks, ksiądz, na kazaniu przyznał się do posiadania kochanki i nastoletniego syna, po czym bezceremonialnie podszedł do niewinnie wyglądającej blondynki i złożył na jej ustach gorący pocałunek.
Przykłady można by mnożyć tak długo, ilu jest mieszkańców miasteczka Deeprest, zapomnianego przez świat miejsca gdzieś w Teksasie. Przebywali tu głównie starsi ludzie, pamiętający lata świetności, kiedy to Deeprest było kolebką najlepszych literatów w kraju. Teraz oprócz staruszków, miasto zamieszkiwali młodzi ludzie, którym nie udało się spełnić swoich 'american dream'. Co więcej im zostało? Spędzali dnie na zaniedbanym boisku do kosza, albo pili piwo na opuszczonych i zarośniętych torach, które już nigdzie nie prowadziły.
Ale wracając do tej niezwykłej sytuacji – ludzie faktycznie powariowali. Co więcej, mieszkańcy zdawali się tego nie zauważać, jakby wszystko było w ak najlepszym porządku. Tylko ja wiem, że dzieje się coś złego, coś bardzo złego. Jako jedyny nie zmieniłem się w swoje przeciwieństwo.
Jestem Stephen Altorn i przyjechałem do tej zatęchłej dziury trzy lata temu, jako młody nauczyciel świeżo po studiach. Miałem głowę pełną ambicji i marzeń, wierzyłem też, że mam przed sobą misję – nauczyć młodzież z Deeprest, że można mierzyć wyżej, że istnieje coś więcej niż sklep 7Heaven i nowy odcinek gównianego serialu. Musicie zrozumieć, że to było małe miasteczko, do którego raczej rzadko przybywali nowi ludzie. A tu nagle pojawiam się ja – gówniarz, który próbuje nauczyć czegoś ich lokalną młodzież. Nie było łatwo.
Dzieciaki też wcale nie pomagały. Byli butni, przekonani o swojej nieśmiertelności, nastawieni negatywnie do całego świata. Nauka historii nie była ich priorytetem. Zdążyłem poznać większość osób, miałem ulubione miejsca w tym przedziwnym mieście, ludzie w końcu się do mnie przekonali. Zaczynałem odnajdywać swój świat i przekonywać się, że mogę tu spędzić resztę życia.
I właśnie wtedy pojawiła się ona. Wyobraźcie to sobie – miasto gdzieś na zadupiu, w którym czas się właściwie zatrzymał i ludzie raczej z niego uciekali, niż do niego garnęli, a tu nagle w przeciągu kilku miesięcy pojawia się dwójka młodych ludzi. Ja i ona. Nazywała się Charlotte, miała dwadzieścia dwa lata i była nieziemska. Długie, brązowe włosy, błękitne oczy i piękna śniada cera, do tego kształty jak marzenie i uśmiech, który mógł zdobyć wszystko. Była absolutnie zjawiskowa, a do tego – bardzo tajemnicza. Nikt nic o niej nie wiedział. Po prostu nagle się pojawiła, robiąc wiele szumu, nie zajmując konkretnego stanowiska i wprowadziła się do mieszkania po starej pani Brighton, która była podobno jej ciotką. Właśnie wtedy wszystko zaczęło się diametralnie zmieniać. Ludzie po spotkaniu z nią stawali się złymi wersjami samych siebie, tak jak wam pisałem na początku. Nie wiem, kim lub czym była, ale na pewno nie oznaczała nic dobrego.
Zacząłem jej więc unikać, bo dość szybko zrozumiałem, co oznacza przystawanie z Charlotte. Siedzę ukryty w swoim mieszkaniu, wszystkim powiedziałem, że wyjeżdżam na weekend z miasta, a że mieszkam trochę na uboczu, trudno było to komukolwiek sprawdzić. Zasłoniłem rolety, pogasiłem światła i siedziałem. Miałem głęboko zakorzenione poczucie, że coś mi grozi. Wyłączyłem telefon. Zamnkąłem się w sypialni i nasłuchiwałem. Kilka razy ktoś zapukał, ale dał sobie spokój. Nie wiem, co mnie czeka.


Fragment z raportu policyjnego (policja w Lartville, miasta granicznego z Deeprest)

"Dnia 22.05.2012 roku znaleziono zmasakrowane zwłoki Stephena A., Tylera B., Amandy T. Sprawca nieznany. Miejscowi nie wyrażają zdziwienia, wydają się apatyczni, unikają kontaktu wzrokowego oraz odpowiedzi na pytania. Lokalny posterunek policji kompletnie niezaangażowany w sprawę, policjanci zapytani o podejrzanych wzruszają ramionami. Jedyną osobą chętną do odpowiedzi jesty niejaka pani Charlotte, nie podała nazwiska. Brak dokumentów. Brak zameldowania. Na pytanie, czy zna ofiary odpowiedziała: "Lepiej, niż wam się wydaje".

Wyszły również tajemnicze sprawy z przeszłości ofiar. Każdy z nich miał na sumieniu coś okropnego. Rozszarpany Stephen A. jako nastolatek brał udział w rytuałach satanistycznych, polegających na składaniu ofiar w postaci zwierząt. Ksiądz lokalnej parafii, Tyler B., który spłonął w niewyjaśnionych okolicznościach, został kiedyś oskarżony o pedofilię. Dowody wycofano, gdy nastolatka ktoś zastraszył. Nastoletnia Amanda T., która przed śmiercią nagle się nawróciła i zginęła zmiażdżona przez spadający z ołtarza krzyż, usunęła dwa razy niechcianą ciążę.

Sprawa w toku. Jednak brak dowodów, apatyczność mieszkańców i brak współpracy lokalnego posterunku nie jest pomocna. Jedyna osoba skora do wyjaśnień, niejaka Charlotte, zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Mieszkańcy Deeeprest pytani o nią, wydają się szczerze zdziwieni mówiąc, że nikt taki nigdy się nie pojawił w ich mieście."
  • 1

#1146

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Witam! Dodaję pierwszą pastę. Oczywiście nie jestem jej autorką :) Jest to najlepiej oceniana creepypasta wszech czasów na NoSleep. W weekend może sama coś napiszę, a jeśli spodoba Wam się ta pasta, to będę wrzucać kolejne, bo mam wrażenie, że temat umiera śmiercią naturalną :/
link do pasty:http://paranoir.pl/zycie-w-maszynie/
Enjoy :>

"Życie W Maszynie"

Odkąd jestem programistą jednym z moich marzeń stało się stworzenie jedynej w swoim rodzaju gry komputerowej, czegoś, czego jeszcze nikt w branży nie stworzył do tej pory.
Spore mnie bardzo zaciekawił. Oto próba oddania ludziom kontroli nad wszechświatem. Po dokładnym przyjrzeniu się, co sprawia, że gry wideo są takie popularne stwierdziłem, że głównym czynnikiem jest kontrola.
Ludzie w życiu codziennym nie mają wpływu na ich otoczenie. Robią to, co się im każe, chodzą tam, gdzie się im każe, żyją tak, jak się im każe. Ich zajęcia składają się ze stania lub siedzenia gdzieś do 17:00, a potem pozwala się im iść do domu. Nie jest tajemnicą, że są nieszczęśliwi.
Dla wielu osób gry wideo są ucieczką do świata, gdzie mają kontrolę lub prowadzą swoje wirtualne życia pełne przygód i emocji. Pewna doza kontroli znajdowana jest w grach strategicznych, przygoda w grach RPG.
Przyjrzałem się grom takim jak The Sims i zauważyłem, że to, co sprawiło, że są takie popularne, to nie tylko iluzja posiadania kontroli, ale rzeczywista kontrola, w pewnym stopniu. Masz kompletny wpływ na życia ludzi.
Przed The Sims było Sim Earth. Gra, w której nie sprawujesz kontroli na konkretnymi jednostkami, ale nad całą Ziemią! Doszedłem do wniosku, że muszę stworzyć grę podobną do Spore, w której gracz subtelnie "kieruje" procesem ewolucji. Czynnikiem, który spowodował, że Spore było tak dużym nie powodzeniem, był brak realistycznej kontroli nad czymkolwiek. Ewolucja została tam potraktowana po macoszemu.
Aby to osiągnąć, zacząłem najpierw prace nad systemem fizyki. Mało znam się na fizyce, ale zacząłem pobierać nauki z tej dziedziny i próbowałem stworzyć jej uproszczoną wersję, gdzie pewne cząsteczki oddziałują ze sobą w określony sposób. Wyszło na to, że fizyka sprowadza się po prostu do złożonej matematyki.
Zasymulowałem energię, materię i stworzyłem prosty system ze słońcem emitującym energię oraz okrążającymi go planetami, które tę energię pobierały.
Postanowiłem od podstaw stworzyć najprostsze komórki, które były "wpisane" w program, że tak powiem, który projektowałem. Żyły energią emitowaną przez słońce i miały kod "genetyczny", który zawierał informacje o substancjach produkowanych przez komórki. Chyba możecie je nazywać eukariotami.
Mój świat w ciągu kilku minut zawsze wypełniał się tymi komórkami, które następnie mutowały, a przetrwały najbardziej rozwinięte komórki, które nauczyły się zamieniać energię dostarczoną przez słońce w użyteczne substancje potrzebne do podziału. To było bardzo nudne, ale chyba działało.
Postanowiłem rozszerzyć system fizyki i zmusić komórki do wytwarzania odpadów, które były toksyczne i je zabijały. Zauważyłem, że niektóre komórki zaczęły produkować mnie odpadów. Inne rozpoczęły produkcję czegoś, co pomogło im pozbyć się produktów ubocznych. Jeszcze inne wykształciły zdolność produkcji związków, które neutralizowały toksyczne odpady.
W tym wszystkim odkryłem coś fascynującego. Uruchomienie symulacji na kilka stuleci (kilka minut czasu rzeczywistego) poskutkowało wytworzeniem się komórek, które wytwarzały ogromne ilości odpadów celowo. Zauważyłem, że inne komórki na skutek tego umierały, a te pierwsze pochłaniały następnie ich pokłady energii. Tak narodzili się pierwsi drapieżnicy.
Po wyewoluowaniu pierwszych drapieżników różnorodność tego świata gwałtownie wzrosła. Niektóre wykształciły sposób na ucieczkę w przypadku napotkania tych toksyn. Inne stały się na nie odporne, a ostatecznie nauczyły się z nich korzystać.
Po jakimś czasie zauważyłem coś ciekawego. Komórki, które uciekły przed toksynami, tworzył grupy z komórkami, które potrafiły już toksyn używać dla własnych korzyści. Trzymały się razem i pomagały sobie. Ostatecznie połączyły się. Powstała dziwna symbioza, gdzie komórki, które normalnie by uciekły, teraz szukały miejsc, gdzie toksyny się znajdują, a ta druga komórka pochłaniała odpady dostarczając "transporterowi" nieco energii.
Nie rozpisując się zbytnio powiem tyle, że byłem wówczas bardzo podekscytowany i pozwoliłem symulacji trwać do rana (była już 05:00), podczas gdy ja poszedłem do łóżka. Kiedy obudziłem się około 11:00 dostrzegłem, że świat, który stworzyłem, zmienił się i był teraz ledwo rozpoznawalny.
Świat został opanowany przez ogromne, roślino-podobne struktury, pożerane przez inne organizmy żywiące się tymi roślinami. Jednakże, gdy zajrzałem do logów okazało się, że przez ostatnie dwie godziny świat praktycznie stanął w miejscu. Osiągnąłem kolejny zastój, punkt, w którym prostota mojej symulacji nie pozwalała na dalszą ewolucję bardziej złożonego życia.
Rozszerzyłem system dzieląc energię na kilka rodzajów, wliczając w to różne długości fal, które pochłaniane był w różny sposób przez różne molekuły. Zaimplementowałem drgania powietrza, stworzyłem ulepszoną symulację wagi i wniosłem jeszcze kilka innych, mniejszych poprawek.
To spowodowało, że symulacja przebiegała oczywiście wolniej, ale warto było. Prawie cały dzień przyglądałem się symulacji nie tracąc podekscytowania, ta zabawa była niezwykle uzależniająca. Wyewoluowały złożone organizmy, które współpracowały. Rośliny polegały na sobie lub wabiły drapieżników, którzy pożerali okropnie wyglądające stworzenia roślinożerne.
Dobrze się bawiłem i dostrzegłem, że niektóre stworzenia wyewoluowały "sygnały ostrzegawcze". To znaczy, że gdy zauważały drapieżnika, wydawały dźwięk, a wszystkie inne z ich gatunku uciekały do dziur, które wykopały w ziemi. Inne wyewoluowały "sygnały godowe".
Postanowiłem się zabawić. Stworzyłem narzędzie, które pozwalało mi wrzucić na Ziemię konkretne organizmy i podpisałem je swoim imieniem. Stworzyłem 10 "meteorytów" i zrzuciłem je na fragment lądu, aby stworzyć wyspę, chciałem się przekonać, czy zwierzęta po obu stronach wyewoluują w różnych kierunkach. Powstała "uśmieszkowa" wyspa z aktywnością wulkaniczną.
W tym czasie znów dochodziła 05:00, słyszałem ptaki na zewnątrz. Poczułem się zmęczony, a pobudka nastąpiła jakoś koło 13:00. Kiedy spojrzałem na symulację, doznałem lekkiego szoku.
Różne grupy zwierząt jednego gatunku stworzyły kamienne posągi. Niektóre w kształcie uśmieszku. Niektóre w formie mojego imienia. Nie wiem nawet, po co to robiły i jak. Zauważyłem, że od czasu do czasu atakowały się nawzajem.
Nie wiedziałem, co z tym począć, ale doszedłem do wniosku, że te organizmu musiały postrzegać ten uśmieszek i moje imię w jakiś specjalny sposób. Walki mnie niepokoiły, zdecydowałem zatem stworzyć potężne pasma górskie za pomocą erupcji wulkanu i w ten sposób oddzielić obie grupy.
W tym momencie zmiany zachodziły szybko, w porównaniu do tego, co działo się wcześniej. Podczas mojego snu plemiona w symulacji ewoluowały, kiedy szedłem coś zjeść, albo do łazienki, członkowie plemienia zaczęli się inaczej ubierać lub budować innego rodzaju siedliska.
Ich liczba również wciąż wzrastała. W pewnym momencie zaobserwowałem, że stworzenia zaczęły tworzyć własne symbole na ziemi, nie kopiowały już moich. Większość z nich była jak dla mnie zupełnie przypadkowa i niezrozumiała, ale jeden się wyróżniał.
Organizmy stworzył symbol, który przypominał ich samych. Małe kółko, a pod nim kwadrat. Wewnątrz kwadratu znajdowała się kropka, w samym jego centrum. To miało oznaczać narządy wzroku tych stworzeń, bo każde z nich miało dwa takie narządy, jeden z przodu, drugi z tyłu ciała. W kwadracie znajdowały się też inne organy sensoryczne i kopulacyjne.
Obok kółka, na samej górze kwadratu można było zobaczyć coś przypominającego widły. Dwa rozwidlenia skierowane był w przeciwnych kierunkach, a obok nich można było zauważyć uśmieszek.
Zrozumiałem coś. Nie porozumiewali się między sobą. Komunikowali się z czymś "gdzieś tam". Moje modyfikacje krajobrazu musiały się przyczynić do ich myślenia, że gdzieś tam jest coś potężnego, zdolnego do zmiany ich świata.
Zastanawiałem się, czy symbole takie, jak Stonehenge i piramidy w realnym świecie mogły być znakami ludzi pierwotnych, którzy próbowali zrobić to samo. Błagali swojego stwórcę lub opiekuna, aby się z nimi skontaktował. Jednemu nie dało się zaprzeczyć - te stworzenia domyśliły się, że gdzieś tam jest coś jeszcze.
Długo nad tym myślałem. Czy to w mojej gestii leży zainicjowanie kontaktu z czymś, co nie jest nawet prawdziwe? A może te stworzenia są prawdziwe w jakiś inny sposób? Czy coś może być prawdziwe będąc zaledwie koncepcją samego siebie? A nawet jeśli byli prawdziwi, to czy to oznacza, że lepiej dla nich będzie, jeśli to ja się z nimi pierwszy skontaktuję? Może powinienem zmienić symulację i zapewnić im wieczne szczęście? Czy w ogóle mogę coś takiego zrobić?
Nie chciałem im ujawniać swojego istnienia, ale chciałem się z nimi porozumiewać. Postanowiłem zaprogramować "proroka". Organizm, który wygląda jak oni i nie będą potrafili go odróżnić od siebie, ale jest całkowicie kontrolowany przeze mnie.
Pozwoliłem mu urodzić się, jako ktoś ważny, syn przywódcy. Postanowiłem nauczać przykładami i starałem się nauczyć te stworzenia angielskiego, abym mógł się z nimi porozumiewać. Jako prorok przekazałem im, że angielki jest językiem, w którym możemy porozumieć się z "wielkim". Nie mogli mieć pojęcia, co jest prawdą, a co nie.
Nie zdecydowałem jeszcze, czy ujawnić się, czy nie. Chciałem jednak móc zrozumieć, co chcą mi powiedzieć. W ciągu kilku pokoleń wszyscy mówili po angielsku.
Bardzo szybko na ziemi zaczęły pojawiać się znaki w języku angielskim.
"PROWADŹ NAS" "POKAŻ NAM SWOJĄ DOBROĆ" "POMÓŻ NAM"
A także, podczas gdy panowała choroba, głód lub ogólne niepocieszenie:
"DAJ NAM JEŚĆ" "POKAŻ NAM CUD" "ZAKOŃCZ NASZE CIERPIENIE"
Zdecydowałem, że nie mógłbym zajmować się światem, w którym pojawiło się takie nieszczęście. Musiałem coś zrobić. Czemu miałbym akceptować świat, w którym panuje śmierć, gwałty i morderstwa, kiedy mogłem im zapobiec?
Zaimplementowałem poprawki, które następowały stopniowo, więc nie brali tego za cud. Morderstwa i gwałty z biegiem czasu stawały się coraz rzadsze, tak samo śmierć w młodym wieku.
Sądziłem, że nie zauważą zmian, które następowały przez wiele pokoleń, ale zauważyli.
"DZIĘKUJEMY CI"
"CHWAŁA STWÓRCY"
"KOCHAMY CIĘ"
I coś, co najbardziej ścisnęło mnie za serce:
"WRÓĆ DO NAS"
Po policzkach spłynęły mi łzy. Tam coś jest. I to coś wie o moim istnieniu, że mogę się z nimi porozumieć, ale w obawie przed tym, co stworzyłem, nie chcę tego zrobić.
Czułem, że mam zobowiązania.
Załadowałem postać, którą dopiero co stworzyłem i poszedłem do ich króla, poprosiłem o rozmowę z najmądrzejszymi z mędrców. Tym razem jednak mi nie uwierzono.
- Jesteś 1341 osobą podającą się za wcielenie Stwórcy. Jeśli nim jesteś, to modlę się o przebaczenie, ale proszę, daj nam jakiś znak, zanim zażądasz ode mnie zwołania mędrców.
Zawahałem się, ale odpowiedziałem.
- Jutro, na wyspę na morzu przed wami, spadną kolejne dwa meteory, tego samego dnia. I kiedy tak się stanie, porzućcie wszelką wątpliwość i uwierzcie, że oto ja powróciłem, naprawić zepsuty świat, który niegdyś stworzyłem.
Opuściłem moje wcielenie i poczekałem na następny dzień w symulacji. Zrzuciłem dwa meteory na opuszczoną wyspę niedaleko stałego lądu, na którym zebrały się tysiące, aby zobaczyć, czy dam im znak.
Po upadku meteorów zaczęto świętować. Wszystkie zdolne do odczuwania organizmy zebrały się dookoła małego domu, w którym opuściłem mojego awatara i padli na ziemię, wyraźnie czcząc mężczyznę, którego tam ostatnio widzieli, a jednocześnie bali się podejść bliżej.
Nie wiem w sumie, kto bał się bardziej w tym momencie, ja czy oni. Ponownie załadowałem moje wcielenie i wyszedłem z domu. Stworzenia nadal leżały na ziemi w całkowitej ciszy. Zupełnie, jakby czuli się za niegodnych przemawiania.
- Niechaj powstanie najmądrzejszy z was - powiedziałem do nich.
Powstało jedno, dziwacznie wyglądające stworzenie.
- Dziękujemy, że wróciłeś. Czy życzysz sobie od nas czegoś?
Zawahałem się, zanim cokolwiek odpowiedziałem.
- Nie możecie zrobić dla mnie niczego, co mnie zadowoli, poza tym, że będziecie dobrzy dla siebie nawzajem i będziecie dzielić się ze mną swoimi potrzebami i obawami.
Stworzenie odpowiedziało:
- Wiemy, że przybywasz z innego świata i się boimy. Zrozumieliśmy, jak delikatni jesteśmy i jak niewiele wiemy. Proszę, pozwól nam dołączyć do ciebie w świecie, w którym stworzyłeś nasz własny.
Rozpłakałem się przed komputerem, gdy odpowiadałem.
- Nie wiem jak.
Stworzenie odpowiedziało:
- Ryzykując obrażenie cię, proszę, zrozum powagę naszej sytuacji. Żyjąc w niekompletnym świecie jesteśmy ciągle zagrożeni zniknięciem na zawsze, nikt już nigdy może nas nie spotkać. Nigdy byśmy świadomie nie rozpoznali chwili, w której nadszedłby nasz koniec.
Dotarło do mnie, że nie byli w stanie zrozumieć faktu, iż miałem władzę absolutną jedynie w ich świecie, ale poza nim już nie. Nie wiedzieli także, że moja widza o ich świecie była ograniczona. Może i stworzyłem go dzięki kilku prostym prawom i regułom, ale to właśnie te proste prawa nadały rzeczywistości złożoność, której nie byłem w stanie pojąć.
Rzekłem ponownie:
- Mam moc jedynie w waszym świecie. W moim takiej mocy nie posiadam, zatem nie mogę was tu sprowadzić, ponieważ mój świat nie jest pod moją kontrolą. Nie rozumiem także świata, który stworzyłem. Nie wiem, co jest dla was najlepsze. Tylko wy wiecie i musicie mnie informować, czego chcecie.
Mężczyzna milczał przez chwilę. Już pomyślałem, że chcę zerwać ze mną wszelki kontakt, gdy mędrzec przemówił:
- Stworzyłeś świat, który jest niekompletny, ze stworzeniami, które nie są w stanie z niego się wydostać i nie masz możliwości ich uratować. Nie posiadają wolności, ani nie mają możliwości zmian. Jesteśmy całkowicie zdani na twoją łaskę i w związku z tym, z głębi serca, prosimy cię:
Skończ z nami.
W tym momencie zanosiłem się rzewnymi łzami, nie wiedziałem, co robić i proszono mnie o dokonanie niemożliwego. Moje własne dziecko prosiło mnie, abym je zabił.
W tym momencie zauważyłem, że światła w pokoju migają. Po chwili komputer się nagle wyłączył. Krzyczałem. Po wielokrotnych próbach uruchomienia komputera zrozumiałem, że to nic nie da. Zadzwoniłem do dostawcy prądu, który powiedział mi, że na skutek nagłej awarii doszło do spięcia. Obiecali zapłacić za wszystkie szkody.
Rozłączyłem się i zacząłem rozmyślać. Ogrom zbiegu okoliczności, który właśnie nastąpił, był zbyt wielki do ogarnięcia. Zastanawiałem się. Jeśli te stworzenia były na łasce zdezorientowanego stwórcy, to czy to samo można powiedzieć o mnie? I jeśli tak, to czy mój twórca powstrzymał mnie właśnie od powtórzenia jego własnych błędów?

Użytkownik black96 edytował ten post 30.04.2013 - 14:32

  • 39

#1147

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Wrzucam kolejną pastę. Tym razem SCP :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

Scp pochodzi z http://scp-wiki.pl/Propozycja_Dr._Clef

SCP-001
Identyfikator podmiotu: SCP-001

Klasa podmiotu: Euclid/Keter

Specjalne Czynności Przechowawcze: Z racji natury SCP‐001, nie wymaga się aplikacji żadnych procedur zabezpieczających. Należy przeprowadzać całodobowy monitoring obiektu z miejsca oddalonego o co najmniej 10 [km] od ustalonej wcześniej lokacji (Teren 0). Lokalizacja Terenu 0 jest znana jedynie aktualnemu administratorowi SCP oraz jednemu agentowi wyznającemu wiarę Abrahamiczną, którego poziom upoważnienia to Nadzorca (O5-14). Zadanie tego agenta polega na monitoringu SCP-001 z Terenu 0; O5-14 jest autoryzowany do podjęcia każdego działania, które uzna za potrzebne w razie aktywacji SCP-001. Jeżeli zachowanie SCP-001 ulegnie jakiejkolwiek zmianie, agent ten jest zobowiązany natychmiast powiadomić Administratora i wszystkich Nadzorców; agentowi wolno również ogłosić koniec świata klasy XK.
Jeżeli SCP-001 dokona aktywacji, personel zobligowany jest natychmiast zapoznać się z działem Patmos Rozkazów Stanu Wyjątkowego. Algorytmy dekodujące Rozkaz Patmos Stanu Wyjątkowego znajdują się w posiadaniu wyznaczonego obserwatora, który przebywa na obszarze Terenu 0. Algorytmy te należy przetransmitować do biur Fundacji SCP — tylko i wyłącznie w wypadku aktywacji SCP-001. Personel, który odgrywa istotną rolę w jednym lub wielu aspektach egzekucji Rozkazu Patmos Stanu Wyjątkowego, powinien mieć na uwadze poniższe wytyczne bezpieczeństwa:
Utrzymywanie dobrych relacji z jednym lub kilkoma zorganizowanymi ugrupowaniami związanymi z wiarą Abrahamiczną.
Posiadania i trzymanie "pod ręką" zapasu następujących obiektów: wody święconej, różańca, krucyfiksu, krzyża, lub innego symbolu pobłogosławionego przez kapłana Abrahamicznego o randze Biskupa lub osobę o ekwiwalentnej randze, egzemplarz pisma Abrahamicznego, oraz standardowy zapas środków do sytuacji awaryjnych, w formie mobilnej (torba).
W wypadku premilenijnej możliwości wniebowzięcia, istotni pracownicy muszą wyznaczyć drugorzędnego operatora (niewyznającego wiary Abrahamicznej), który otrzyma informację o lokalizacji głównego egzemplarza Rozkazu Patmos Stanu Wyjątkowego oraz modyfikatora anty‐memetycznego, który ochroni ich przed działaniem Memetycznego Środka Uśmiercającego. Operator musi być przygotowany do objęcia głównych obowiązków.
Znajomość innych podmiotów SCP które mają związek ze scenariuszami końca świata klasy XK.

Opis: SCP-001 to humanoid, mający około siedemset (700) amm wysokości, obiekt znajduje się w bliżej nierozpoznanej lokalizacji w okolicach przecięcia się rzek Tygrysu i Eufratu. Pozyskano następujące informacje o podmiocie:
Na ramionach, plecach, skroniach oraz nadgarstkach bytu znajdują się lśniące, przypominające skrzydła wyrostki. Nigdy nie dokonano dokładnego policzenia ich, jednakże większość obserwatorów widzi od dwóch (2) do sto ośmiu (108); średnia wynosi tu cztery (4).
Broń, prawdopodobnie miecz lub nóż (SCP-001–2). Przedmiot emituje płomienie o temperaturze porównywalnej z temperaturą Słońca. Stwierdzenie to bazuje na analizie spektrograficznej, jednakże nie odnotowano efektów niszczenia otoczenia z powodu intensywnego promieniowania. Każdy kto zbliży się do bytu na odległość mniejszą niż 1 [km], zostanie uderzony mieczem i w efekcie przestanie istnieć. Wszelkie i wszystkie wrogo nastawione wobec SCP-001 działania, prowadziły do zniszczenia atakującego; bez znaczenia był tutaj zasięg (szczegóły w raporcie z incydentu odnośnie: Podwodnego Eksperymentu Batalistycznego Na Oceanie Indyjskim, z 26 grudnia 2004 roku).
SCP-001 wygląda, jakby stał w pozycji modlitewnej, za czym przemawia jego pochylona głowa; obiekt w rękach trzyma SCP-001–2 skierowany ostrzem do przodu. Według danych z archiwum Fundatora [ZMIENIONO] lat temu, to jest jedyna postawa, którą podmiot przyjmuje.
Ludzie wystawieni na oddziaływanie SCP-001 donoszą o słyszeniu głosów w głowie. Głosy mówią polecenia, wobec których testerzy nie są w stanie się sprzeciwić. Najczęstszym poleceniem jest "ZAPOMNIJ", po którym tester odchodzi z obszaru oddziaływania SCP-001 oraz nie pamięta swojego spotkania z podmiotem. Z rzadka donoszono o innych poleceniach, najpopularniejszym z nich było to otrzymane przez Fundatora ("PRZYGOTUJ SIĘ"). Fundator stwierdził, że zainicjowało ono założenie [ZMIENIONO], aby katalogować i zabezpieczać wszelkie nadnaturalne i/lub paranormalne artefakty, które uważa się za stwarzające poważne zagrożenie wobec ludzkości w jej obecnym stanie. Dzisiaj organizacja ta znana jest pod nazwą Fundacji SCP.
Obserwatorzy twierdzili, że SCP-001 zdaje się stać naprzeciwko niezwykle wielkich wrót. Dalekodystansowe fotografie ujawniły, iż za nimi znajduje się zagajnik zawierający wiele innych, podobnych do podmiotu bytów, a także kilka nieznanych drzew owocowych. Na uwagę zasługuję dwa, nieprawdopodobnie wielkie drzewa owocowe usytuowane na środku gaju: jedno wygląda jak zwyczajna jabłoń, drugie zaś wydaje nieznane na Ziemi owoce, opisywane jako [USUNIĘTO].
Fundator stwierdził, że wrota za SCP-001 mogą w istocie prowadzić do [USUNIĘTO], co odpowiada antycznym, babilońskim zapisom, oraz treściom zwojów znad Morza Martwego. Dedukcją można w ten sposób dojść do stwierdzenia, iż SCP-001 to [USUNIĘTO].

Dodatek 001–a: Eksperymenty w związku z: zasięg oddziaływania śmiertelnego SCP-001–2.
EKSPERYMENT A: 1 pracownik klasy D został poinstruowany do zbliżenia się ku SCP-001 na jak najbliższą odległość — pieszo.
Rezultat: Po po kontakcie wizualnym z SCP-001, tester otrzymał od niego polecenie "ODEJDŹ!" Tester natychmiast się odwrócił od podmiotu i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Pomimo powtarzanych mu rozkazów o kontynuację eksperymentu, ten odmawiał. W związku z tym doszło do terminacji testera, po której powiązanych z działaniem pracowników spotkała śmierć — prawdopodobnie poprzez SCP-001–2.

EKSPERYMENT B: 1 zdalnie sterowany robot badawczy zbliżył się terenowo do SCP-001.
Rezultat: Po zbliżeniu się do 1 [km] od SCP-001, robot badawczy uległ zniszczeniu, prawdopodobnie przez SCP-001–2. Wszelkie następujące próby przeprowadzenia zdalnego rozpoznania okazały się równie bezskuteczne.

EKSPERYMENT C: 100 wcześniej zaprogramowanych robotów bezzałogowych (dronów) zostało zbliżonych do SCP-001 z różnych stron na raz.
Rezultat: Koordynacja udana, wszystkie 100 dronów przekroczyło granicę 1 [km] w jednym momencie; jednakże wszystkie też zostały w jednym momencie zniszczone przez SCP-001–2. Obserwator z Terenu 0 oświadczył, że SCP-001–2 zdawał się "atakować we wszystkie strony na raz". SCP-001 nie zmienił swojej postawy w czasie tego działania.

EKSPERYMENT D: Z odległości 3 [km] wystrzelono pocisk naprowadzany przewodowo.
Rezultat: SCP-001-2 zniszczył pocisk, kiedy ten przekroczył odległość 1 [km], jednocześnie zagładzie uległa placówki, która go wystrzeliła i cały jej personel.

EKSPERYMENT E: Wielogłowicowy Interkontynentalny Pocisk Balistyczny został wystrzelony z atomowego okrętu podwodnego SCP — "Nautilusa".
Rezultat: Patrz Podwodny Eksperyment Batalistyczny Na Oceanie Indyjskim, z 26 grudnia 2004 roku.

EKSPERYMENT F: SCP-076 oraz Mobilna Formacja Operacyjna Omega 7 zostali poinstruowani do zbliżenia się pieszo ku SCP-001.
Rezultat: SCP-076 odmówił wykonania misji, pomimo iż nie został poinformowany o jej naturze. Po zapytaniu dlaczego, SCP-076 odparł "Nie. Po prostu nie."

EKSPERYMENT G: SCP-073. W związku z komplikacjami podczas eksperymentu F, SCP-073 nie został poinformowany o celu podróży zanim nie znalazł się na Terenie 0.
Rezultat: SCP-073 zbliżył się do obszaru pieszo. Po ujrzeniu SCP-001, SCP-073 wpadł w roztrzęsienie i poprosił o zakończenie eksperymentu. Podmiotowi wydano rozkaz kontynuowania go. W tym momencie symbol na czole SCP-073 stał się [USUNIĘTO]. Eksperyment przerwano ze względu na [USUNIĘTO]. Szczegóły w Dodatku 001-aa.

Dodatek 001-aa: Zgodnie z rozkazem operacyjnym Administratora, nie wyraża się zgody na kolejne eksperymenty w związku z: SCP-001. Wzbrania się wystawiać inne desygnaty SCP na oddziaływanie SCP-001. SCP-001 nie może być wykorzystywany do niszczenia niebezpiecznych obiektów. Szczegóły opisane są w poprawionych procedurach bezpieczeństwa.

DODATEK: Dnia ‡‡-‡‡-‡‡‡‡, Fundacja otrzymała transmisję następującej treści.
INICJACJA ROZKAZU PATMOS-OMEGA STANU WYJĄTKOWEGO
UWAGA: Całość Personelu Fundacji.
Następującą wiadomość otrzymano około ‡‡‡‡:‡‡:‡‡ dzisiaj rano z Terenu 0.
SCP-001 opuścił swoją lokalizację. Wrota są Otwarte. Jadą naprzód. O B_że, to jest piękne…
panmiałwładzępanwładałpanbędziewładałnawiekipan
miałwładzępanwładałpanbędziewładałnawiekipanmiał
władzępanwładałpanbędziewładałnawiekipanjestbogiempanjestbogiem
panjestbogiempanjestbogiempanjestbogiempanjest
bogiempanjestbogiempanjestbogiemWYSŁUCHAJIZRAELUPANJESTBOGIEMPANJESTJEDEN
W związku ze zbiegiem czasu transmisji z niedawnym incydentem w związku z SCP-995, otwarciem SCP-616, oraz aktywacją SCP-098, Fundacja zobligowana jest rozpocząć przygotowania pod scenariusz końca świata klasy XK. Natychmiast należy zabezpieczyć SCP-076 i SCP-073. Całość personelu otrzymuje rozkaz odblokowania i odszyfrowania Rozkazu Patmos–Omega Stanu Wyjątkowego, a następnie wykonywania zawartych weń poleceń. Należy zabezpieczyć Teren 19, oraz zneutralizować i/lub zlikwidować całość nieistotnych podmiotów SCP oraz personelu. Powtórzenie: w związku ze zbiegiem czasu transmisji z niedawnym incydentem w związku z SCP-995, otwarciem SCP-616, oraz aktywacją SCP-098, Fundacja zobligowana jest rozpocząć przygotowania pod scenariusz końca świata klasy XK. Natychmiast należy zabezpieczyć SCP-076 i SCP-073. Całość personelu otrzymuje rozkaz odblokowania i odszyfrowania Rozkazu Patmos–Omega Stanu Wyjątkowego, a następnie wykonywania zawartych weń poleceń. Należy zabezpieczyć Teren 19, oraz zneutralizować i/lub zlikwidować całość nieistotnych podmiotów SCP oraz personelu. Powtórzenie: w związku ze zbiegiem czasu transmisji z niedawnym incydentem w związku z SCP-995, otwarciem SCP-616, oraz actywacją SCP-098, Fundacja zoligwana jest rozpczać przygotowania ppd końca świata scenariusz klasy XK. N@tychmiast należy zabezpieczyć SCP-076 i SCP-073, Kaina i Abla, mych dwóch synów. Nad chodzę całość personelu otrzymuje rozkaz odblokowania i odszyfrowania miejcie się na baczności, bo stoję we wrotach i pukam, a jeżeli anyanyanyasdpodążać
aall alla khaf3242!$$@iżemujrzałnowyrajinowązieamirekęowoczzz
^&@#$@#@#$@#$‡‡‡‡‡‡‡
‡‡‡‡‡‡‡‡‡
‡‡‡‡‡‡‡‡‡
‡‡‡‡‡‡‡‡‡
‡‡‡ [ZANIK SYGNAŁU]
Po kontakcie z Terenem 0, O5-14 stwierdził, że nie wysłał absolutnie żadnej wiadomości, a SCP-001 pozostaje w bezruchu. Transmisję początkowo potraktowano jako mistyfikację. Jednakże po bliższej analizie wiadomości, wyszło na jaw iż jej znacznik czasowy wskazuje na [ZMIENIONO] lat w przyszłości. Powstała teoria mówiąca, ze [USUNIĘTO].
  • 2

#1148

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Przykro Nam, Mały

Kiedy miałem dwanaście lat moi rodzice pojechali na wycieczkę do Teksasu i zostawili mnie u ciotki. Miało ich nie być przez trzy tygodnie i musiałem radzić sobie z nudą w domu mojej ciotki. Nie miała ani gier wideo, ani dvd, nawet telewizora nie miała! I co ja miałem niby robić przez ten cały czas, kiedy oni dobrze się bawili w Teksasie? Pamiętam, jak długo się ciągnęły te tygodnie. Każdy dzień zdawał się trwać latami. Wtedy, podczas trzeciego tygodnia, ciocia powiedziała, że rodzice nie wrócą przez kolejne trzy tygodnie. Wydawała się być zdenerwowana, kiedy to mówiła, więc uznałem, że powodem jest konieczność znoszenia mnie przez drugie tyle czasu. Kolejne trzy tygodnie nie były takie złe. Poznałem kolegę mieszkającego na końcu ulicy, przy której stał dom mojej cioci. Miał PlayStation 2 i graliśmy całe dnie. Zaczynało mi się tu podobać. Pod koniec tego trzytygodniowego okresu nie mogłem się już doczekać spotkania z rodzicami. Półtora miesiąca bez nich było okropne i tęskniłem za domem. Ciocia wyszła na zewnątrz, a ja za nią z bagażami. Pamiętam bardzo dobrze, jak zdenerwowana była, kiedy mówiła mi, że rodzice postanowili tym razem pojechać do Nowego Meksyku na kolejne trzy tygodnie. Pomyślałem, że mnie porzucili i popadałem w depresję. Następne trzy tygodnie były podobne do poprzednich. Zapomniałem już jak wygląda mój dom i prawie nie pamiętałem twarzy rodziców. Chciałem jechać do domu. W noc poprzedzającą domniemany powrót moich rodziców obudziło mnie klepnięcie w ramię. Spojrzałem i zobaczyłem moją mamę i tatę stojących nad łóżkiem i uśmiechających się do mnie. Byłem taki szczęśliwy, że ich widzę, że wyskoczyłem z łóżka, aby ich oboje uściskać. Nie możemy zostać na długo, kolego. Musimy iść gdzie indziej, pamiętam słowa taty. Wyszliśmy do ich samochodu i pojeździliśmy po okolicy przez jakiś czas. Nie rozmawialiśmy wiele, ale byłem bardzo szczęśliwy, że mogę z nimi być nawet tylko przez moment. Kiedy wreszcie wróciliśmy pod dom ciotki, bardzo niechętnie pozwoliłem im odjechać. Pobiegłem do mojego pokoju i wróciłem z aparatem fotograficznym, który dał mi tata, zanim wyjechali po raz pierwszy i zapytałem ich, czy możemy zrobić sobie wspólne zdjęcie, bo nie chcę zapomnieć ich twarzy. Umieściłem aparat na masce samochodu i ustawiłem samowyzwalacz, a następnie uściskałem rodziców w oczekiwaniu na błysk flesza. Na sam koniec tata napisał coś na odwrocie zdjęcia i oddał mi je, po czym wsiedli do samochodu i odjechali. Rano obudziłem ciocię i powiedziałem jej, że mama i tata odwiedzili mnie w nocy. Spojrzała na mnie z takim smutkiem na twarzy, że zacząłem się martwić. Musiało ci się to śnić powiedziała wyraźnie starając się powstrzymać łzy.Dlaczego? - zapytałem. Wahała się przez chwilę, zanim odpowiedziała. Teraz łzy spływały po jej policzkach. Twoi rodzice zginęli w wypadku samochodowym w drodze do Teksasu. Śmiałem się, gdy to powiedziała. Nie ma mowy, żeby to był sen. Przypomniałem sobie o zdjęciu, które wczoraj zrobiliśmy i pobiegłem po nie do pokoju. Wziąłem je nawet nie spoglądając i czym prędzej wróciłem pokazać je cioci. Zobacz, mam dowód, że tu byli podałem jej zdjęcie. Kiedy spojrzała na zdjęcie, krzyknęła i upuściła je. Jej twarz zrobiła się biała jak śnieg, a usta zakryła dłonią. Nie wiedziałem, o co chodzi, więc podniosłem zdjęcie i na nie spojrzałem. Na zdjęciu byłem ja, stałem przed domem cioci i przytulałem się do zmasakrowanych postaci moich rodziców. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Upuściłem zdjęcie na podłogę, odebrało mi mowę, a ręce opadły bezsilnie. Zdjęcie upadło tyłem do przodu tak, że mogłem odczytać napis na jego odwrocie: Przykro nam, Mały


Link do pasty: http://paranoir.pl/przykro-nam-maly/
  • 14

#1149

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Witajcie!
Postaram się skończyć pisać swoje opowiadanie do końca tygodnia i gdy będę miała czas ogarnę je i dodam. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, bo będzie to moje pierwsze creepy opowiadanie :) A tymczasem wrzucam kolejną, mało znaną, aczkolwiek moim zdaniem dobrą, pastę :)


"Reszka"

Odkąd pamiętam miałem problemy z podejmowaniem decyzji. To nie tak, że nie wiem, czego chcę, ja tylko nie wiem, jak to osiągnąć. Chyba możemy założyć, że bałem się konsekwencji moich decyzji i ich wpływu na ludzi, na których zależało mi najmocniej.
Problemem była decyzja, do którego koledżu mam iść, nie mogłem się zdecydować, na które imprezy mam się udać, kurde, czasami nawet nie mogłem zdecydować, co mam zjeść i stałem przed lodówką długie minuty.
Mój przyjaciel, jedna z niewielu osób, które mnie wspierały wiedział, ze musi coś zrobić. I tak jednego dnia, gdy łaziliśmy bez celu po okolicy, nie robiąc zupełnie nic, zaprowadził mnie do domu, w którym mieszka jego kumpel. Podobno mógłby mi pomóc z moim brakiem pewności siebie. Kiedy dotarliśmy na miejsce i spotkaliśmy się z nim, stało się dla mnie jasne, że owy kumpel jest jakimś specjalistą od głowy, czy może nawet psychiatrą, a mój przyjaciel zapłacił mu za tę wizytę. Wiedząc o tym, spotkanie nie przebiegło zbyt pomyślnie, a wieczór skończył się kłótnią, po której mój przyjaciel pospiesznie wyszedł. Wiem, że chciał dobrze, ale nie mogłem znieść tego, że według niego potrzebowałem takiej pomocy.
Następnego poranka, gdy już miałem wychodzić do mojej "ukochanej" pracy, usłyszałem jakiś szelest przy drzwiach wejściowych. Ktoś wsunął pod nimi kopertę i uciekł. Była to stara, zniszczona koperta i pachniała czymś na kształt wanilii. Otworzyłem ją, a ze środka wypadła moneta wraz z krótką notatką.
Początkowo nie bardzo wiedziałem, o co może chodzić i że ktoś musiał robić sobie jaja. To pewnie mój kumpel starał się jakoś wyjść z twarzą z tej sytuacji i obrócić ją w żart. Udało mu się. Uśmiechnąłem się i włożyłem monetę do kieszeni.
"Będę teraz mógł podejmować decyzję za pomocą rzutu monetą" - pomyślałem. I tak też robiłem.
Na początku używałem monety przy podejmowaniu zupełnie błahych decyzji. Wypiłem dzisiejszego poranka kakao, zamiast kawy. Kupiłem niebieski sweter. Poszedłem do kina, a film był naprawdę niezły.
Z czasem zauważyłem, że rzuty monetą stały się codziennością, podejmowałem w ten sposób wszelkie decyzje. Zacząłem ufać jej poradom bardziej, niż swoim przeczuciom. Stało się to moim nałogiem. Kilka razy starałem się zrobić coś zupełnie przeciwnego, niż wskazywał na to wynik rzutu monetą, ale nie mogłem. Próbowałem, naprawdę, ale coś, zapewne moje zaufanie włożone w monetę i wiara w jej słuszność, nie pozwalało mi i czułem prawdziwy, fizyczny ból, gdy chciałem coś zrobić po swojemu.
Ufałem jej coraz bardziej, aż zacząłem "pytać" ją o naprawdę poważne sprawy. Kupiłem używanego renaulta, zamiast peugeota. Ten sam peugeot, którego zakup rozważałem, uczestniczył niedługo potem w wypadku samochodowym, zawiodły hamulce. Kierowca zginął na miejscu. Kolega zaproponował skoki ze spadochronem. Odmówiłem, a na moje miejsce poszła jego dziewczyna. Spadochron się nie otworzył. Na pogrzebie stałem obok niego, ramię w ramię, czułem jego pogardę. Chciałby, żebym to ja był w tej trumnie.
Kiedy coraz więcej decyzji okazywało się być tymi właściwymi, zacząłem grać na giełdzie. To był piorunujący sukces, w kilka godzin zarabiałem tyle, ile większość ludzi w miesiąc, wszystko dzięki decyzjom podjętym z pomocą monety. Nigdy nie powiedziałem o niej mojemu przyjacielowi, bo sądziłem, że to i tak on ją mi dał, a skoro wszystko szło tak dobrze, to nie chciałem się przyznawać, że nadal jej używam.
Mając już więcej pieniędzy, niż potrzebowałem, wkrótce zacząłem odczuwać nudę. Zrobiłem listę rzeczy, które chciałbym zrobić, a plan był taki, żeby odznaczyć wszystkie pozycje na niej do końca roku. Oczywiście wszystko, jak zwykle, poprzedzone będzie rzutem monetą. Reszka oznaczała, że zrobię to, orzeł - nie.
To była spokojna noc, a ja spacerowałem po mieście. Było cicho i nie widziałem nikogo już od jakiegoś czasu. Czułem, że to odpowiedni moment na wykreślenie jednej z pozycji na mojej liście. Stanąłem u witryny zamkniętego już sklepu. Pozostało do zrobienia jeszcze kilka rzeczy, od których podnosiło mi się ciśnienie. Obrabowanie sklepu było jedną z nich. Jeżeli wypadnie reszka, to przynajmniej będę wiedział, że mnie nie złapią. Rzuciłem monetą. Orzeł. Obrabowanie sklepu musi zaczekać.
Następnego dnia zrobiłem sobie kawę, reszka, z mlekiem, wyszedłem - orzeł, co oznaczało, że nie muszę wracać po parasol. To był piękny dzień, więc pozostały wolny czas spędziłem w parku na ławce. Na trawniku nieopodal para urządziła sobie piknik. Wyglądali na szczęśliwych.
Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy wyjąłem z kieszeni monetę, podrzuciłem i złapałem. Reszka. Wstałem, chwyciłem za nóż w koszyku piknikowym i poderżnąłem im gardła. Wszystko stało się szybko i po cichu. Chyba nawet nie zorientowali się, co się dzieje, aż było już za późno. Z ich ust wydobywały się jedynie nieme krzyki i krew. Spokojnym krokiem udałem się do domu i poszedłem spać.
Obudziło mnie głośne stukanie do drzwi. Pomyślałem, ze to mój przyjaciel, narzekałem pod nosem, że mógł uprzedzić telefonicznie o wizycie, ale poszedłem otworzyć. Gdy zbliżałem się do drzwi, wyleciały one z hukiem, a do mieszkania wtargnęło pięciu policjantów, powalili mnie na podłogę. Nie pamiętam już zbyt wiele od tego momentu, ale powiedziano mi, że gdy leżałem na podłodze szeptałem: "Ale... ale przecież była reszka." Moneta, o której mówiłem na przesłuchaniach, nigdy nie została znaleziona.
Od jakiegoś czasu znajduję się z zakładzie psychiatrycznym. Mówią, że polepsza mi się i pozwolą mi pisać. Nie wiedzą jednak, że kilka nocy temu ponownie usłyszałem szemranie przy drzwiach mojej celi. Coś wsunięto pod drzwiami. To była koperta. Koperta o delikatnym zapachu wanilii. Nie zamierzałem spędzić życia w wariatkowie. Dziś wieczorem wychodzę, z monetą w kieszeni. Nie podlega żadnej wątpliwości, że niedługo się spotkamy.

link: http://paranoir.pl/reszka/
  • 3

#1150

Pipsztoczek.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Najstraszniejsza i najobrzydliwsza pasta na świecie
****************************************************************

****************************************************************

****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
****************************************************************
Przepraszam bardzo ale ze względu na Connora musiałem całą pastę wykropkować :)


Dołączona grafika
Aquila
  • -2

#1151

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Postanowiłam dodawać pastę częściami, bo jest dość długa. Jeśli Wam się spodoba, to wieczorem lub jutro dodam kolejną część. Proszę o wyrozumiałość, bo jest to moja pierwsza creepypasta :)


Bez powrotu I

Czułam, że spadam. Nie pamiętam jak się tu znalazłam, ale musiałam tkwić tutaj od wieków. Zapomniana, porzucona, uwięziona w bezkresie nicości. Wokół mnie panowała niekończąca się pustka i ciemność. Zawsze zastanawiałam się jak to jest, gdy się umiera. To musiało być właśnie takie uczucie... Wiedziałam, że jestem sama, że nikogo tu nie ma, przypuszczałam że będę spadać do końca świata. Poczułam przejmujący chłód. Zamarzałam. Pięknie-nie dość, że spadałam nie wiadomo gdzie, to jeszcze każda komórka mego ciała domagała się chociaż odrobiny ciepła. Nagle upadłam-znalazłam się już na dnie. Rozejrzałam się dookoła. Egipskie ciemności otulały mnie z każdej strony. Po chwili poczułam oddech za sobą. Ktoś lub coś za mną stało. Cudownie, zaraz jakiś potwór albo inne cholerstwo rzuci się na mnie i rozerwie mi gardło.
Wystraszona odwróciłam się i zobaczyłam moją przyjaciółkę. W ręce trzymała latarkę. Spojrzałam w jej twarz-kredowo biała cera i puste, czarne oczy bez białek. Zawsze była piękna, ale teraz mnie przerażała. Wyglądała jak trup. Krzyknęłam przestraszona.
-Nika, nie krzycz, bo nas usłyszą-wyszeptała
-Kto nas usłyszy?! Gdzie ja jestem?
-Uspokój się i chodź ze mną nie mam wiele czasu-złapała mnie za rękę i pociągnęła w sobie tylko znanym kierunku.-Bądź cicho i chodź. Musisz coś zobaczyć, to ważne.
Wyrwałam się z jej uścisku, spojrzałam w oczy. Było w nich coś przerażającego, ale jednocześnie błagalnego. Poczułam, że muszę z nią iść.
Gdy zobaczyła, że mój opór maleje, ponownie wzięła mnie za rękę i poprowadziła w kierunku korytarza, którego wcześniej nie widziałam.
-Nika, dzieją się złe rzeczy, przyszłam cię ostrzec. Musisz na siebie uważać. Pamiętaj, że pod żadnym pozorem nie możesz Go wpuścić, bo zbłądzisz.
-Zbłądzę? Ja już się zgubiłam! Gdzie my jesteśmy?
-Cicho, bo Go obudzisz!-Wysyczała Sara.
-Co obudzę?!
-To, Co drzemie tu od wieków. Nie krzycz, proszę.
Zamilkłam. Wiedziałam, że więcej mi nie powie. Prowadziła mnie aż dotarłyśmy do drzwi wejściowych jakiegoś starego domu. Drzwi sprawiały wrażenie niezwykle delikatnych, wręcz kruchych. Miały białą barwę i judasza. Przyglądałam im się dłuższą chwilę, a następnie dotknęłam ich dłonią. Były lodowate i miały nieprzyjemną, chropowatą fakturę. Nagle w judaszu pojawiło się oko. Było całe czarne, bez białek. Usłyszałyśmy dudnienie z drugiej strony drzwi. Coś próbowało wyjść. Słychać było ryki, walenie i skrobanie. Wiedziałam, że drzwi nie wytrzymają długo, a to coś co jest za nimi niedługo sforsuje jedyną przeszkodę oddzielającą nas od niego.
-Boże, obudził się-wyszeptała Sara i złapała mnie za rękę.
Odciągnęła mnie od drzwi i kazała biec. Uciekałyśmy przez krzaki i drzewa, które nagle pojawiły się wokół domu. Usłyszałam jak za nami wyłamują się drzwi. Nie miałyśmy wiele czasu. Coś właśnie się wydostało i zapewne za nami podążało. Usłyszałam kroki za plecami. Zaraz umrę. Albo nie-śmierć byłaby za prosta. W tym miejscu nie ma nieba. To jest piekło na ziemi. Nagle usłyszałam w głowie głosy. Szeptały obrzydliwe rzeczy. Mówiły, że "On" zaraz nas dopadnie, a wtedy nie będzie miał dla nas litości. Przez wieki będzie nas torturował i patrzył jak ostatnia iskierka życia tli się w naszych duszach. Będzie napawał się naszym strachem i bólem. W Jego dłoniach będziemy tylko zabawkami, bezwolnymi lalkami, które nie mają możliwości bronienia się. Będziemy pragnęły śmierci, będziemy o nią błagać, lecz On najpierw będzie musiał nasycić się człowieczeństwem, które będzie z nas ulatywać. Nasze ulatniające się dusze będą Jego pokarmem, a strach i ból napojem. Będzie pławił się w naszych cierpieniach. A gdy mu się znudzimy łaskawie obdaruje nas śmiercią. A wtedy nie będzie nic. Będzie wszechobecna pustka, gorzki bezkres. Nie będzie niczego, nawet nas. Znikniemy. Przestaniemy istnieć. Resztki naszego jestestwa, jakiegokolwiek śladu że kiedykolwiek istniałyśmy, spoczywać będą i żyć w Jego trzewiach wśród innych ofiar i głupców, którzy odważyli się zakłócić Jego spokój. Bóg kiedyś istniał, lecz już dawno odszedł, więc nie będzie dla nas żadnego ratunku. Teraz to On jest bogiem i władcą. Nic nie jest w stanie Go powstrzymać. Nie ma dla nas ratunku. Nie ma ratunku dla nikogo. Wkrótce On zapanuje nad całym światem pochłaniając każdą duszyczkę...
W pewnym momencie głosy w mojej głowie zagłuszył głośny pisk. Spojrzałam na przyjaciółkę-wyglądała na przerażoną i krzyczała. To coś, co za nami podążało złapało ją i dusiło, a Sara puściła moją dłoń. Popełniłam największy błąd jaki mogłam i się odwróciłam. Poczułam, że to coś łapie mnie za ramię. Poczułam jak wielkie szpony wpajają się w moje ciało. Otuliła mnie bezkresna ciemność a jedynym czego doświadczałam były szepty, które w kółko powtarzały te wszystkie okropne rzeczy. Później nie było już nic...
  • 2

#1152

daxx.
  • Postów: 558
  • Tematów: 116
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

To teraz ja.

„Jutro. Godzina 3.45.”

Drugi dzień majowego długiego weekendu. Nareszcie wolne. Wczoraj, dziś i jeszcze kilka dni laby. Za oknem trochę szaro. Co prawda obiecywali falę upałów ale nie sprawdziło się. No może sprawdziło się ale nie tu, w Elblągu. Za blisko morza, chmury zakryły całe niebo. Ale jest ciepło.

„Pamiętam, że jeszcze miesiąc temu padał śnieg.” – pomyślał. Zima była wyjątkowo długa w tym roku. Każdy miał jej dosyć. Wszyscy czekaliśmy aż się ociepli. I nareszcie jest ciepło. Bez rewelacji ale pożegnaliśmy się z zimowymi kurtkami. Dziewczyny na ulicach odsłoniły trochę ciała. Samochody na ulicach błyszczą alufelgami. Za oknem słychać wariatów na motorach.

Typowy miejski spokój. Trawa zaczyna się zielenić, drzewa i krzewy wokół bloku zakwitły, nareszcie. Ludzie, korzystając z przerwy między świętami, biegają jak oszalałe mrówki po sklepach w celu uzupełnienia żywności. Grill, czy też ruszt – to brzmi bardziej po polsku, opanował umysły wszystkich. Piwo, kiełbasa, kaszanka, szaszłyk, mmmm…

Dziś wstał trochę później. W nocy znowu nie mógł spać, obudził się około 4. Już świtało, ulice puste, nikogo nie ma. Ptaki nieśmiało zaczynały śpiewać. „Tyle czasu człowiek marnuje, śpiąc” – pomyślał. Pomęczył się z godzinę – włączył telewizor, nic ciekawego nie było. O tej porze to same powtórki. W internecie również nic ciekawego. „Wszyscy śpią” – doszedł do wniosku. Włączył jakiś niedokończony film ale znudził go po pół godzinie. Sen wygrał. Dlatego tak długo spał. Do dziewiątej.

Rano synom zrobił śniadanie – takie jak lubią, na ciepło. Smażone, ponacinane kiełbaski – zeberki – tak nazywał je młodszy. Zjedli szybko. Można teraz posiedzieć przed telewizorem, pijąc poranną kawę. W końcu rzadko miał wolne. Praca na swoim – czyli 6 dni w tygodniu, po 60-70 godzin. Byle do niedzieli, czasem jakieś święto - zbawienie umęczonego przedsiębiorcy.

Żony nie było w domu, pojechała odpocząć od codzienności. I dobrze, też czasem by musiał, ale ciągle tylko praca i praca. Nie da się tego tak zostawić. Jest niezastąpiony, bez niego firma nie przynosi zysków, bez niego egzystuje. A kredyty trzeba spłacać, podatki płacić, udzielać gwarancji, rozpatrywać reklamacje, nawet te niesłuszne, w końcu najważniejszy jest klient.

Po śniadaniu poszli w trójkę pograć trochę w piłkę. Niedługo, bo słońce nie chciało się przebić przez chmury, ale też nie padało. Niebo miało stalowy kolor. Wiał lekki wiatr, który zniechęcał do spacerów. Mała godzinka biegania i do domu, napić się herbaty, wysikać.

Za oknem usłyszał hałas – ktoś coś krzyczał, przez megafon. Niedawno było referendum, nawoływali w podobny sposób do odwołania samorządu. „Może teraz ktoś nawołuje do głosowania na nowego prezydenta miasta” – pomyślał. „Albo wody nie będzie” – czasem wodociągi, tak uprzejmie informowały o awarii.

Ale dłuższy czas to trwało, dlatego z zaciekawieniem wyjrzał przez okno w celu zidentyfikowania hałasu. Z salonu, nic nie widać. Przeszedł na drugą stronę, do sypialni. Faktycznie coś się działo. Kiedyś zbierali tam podpisy do odwołania Rady Miasta, teraz też pewnie, ktoś agituje. Zebrał się całkiem spory tłum ludzi. Wśród tłumu, na podwyższeniu jakimś, stał starzec, brudny i zaniedbany. Poszarpane szmaty, zwisały z niego jak ze stracha na wróble. Co prawda piąte piętro to dobry punkt obserwacyjny ale za daleko, żeby zrozumieć, co ten człowiek tam wykrzykiwał. Uchylił okno – dalej tylko bełkot słychać. „Eee tam” – skwitował. Lenistwo było silniejsze on ciekawości. Zamknął okno i poszedł posiedzieć przed telewizorem.

Po obiedzie przyjechała żona, dzieciaki się ucieszyły, bo przywiozła im suweniry z podróży. No bardziej młodszy się cieszył, starszy wolałby kasę. Zbiera na korki. Zachciało mu się uprawiać sport. Wybór padł na piłkę nożną. Messi, Ronaldo a zwłaszcza Lewandowski – mieli na to duży wpływ.
- Widziałeś tego wariata? – zapytała się męża.
- No widziałem, słyszałem jakiś hałas przez okno, to wyjrzałem, ale nie wiem o co mu chodzi. Na prezydenta raczej nie kandyduje, w tych łachach nie wzbudza zaufania. Nawet stąd widać, że śmierdzi – skwitował.
- Wiesz co on opowiada? Przechodziłam, to słyszałam.
- No, co?
- Że koniec jest już bliski.
- Że jak? Przecież niedawno przeżyliśmy już koniec świata. Majowie się pomylili. Po 21.12.2012r. dalej trwa życie. Zresztą to był już kolejny koniec świata. A kiedy według niego będzie koniec?
- Dziś, a w zasadzie jutro, 3:45.
- 3 maja 2013 rok godzina 3:45? - zapytał
- Tak.
- No i coś możemy zrobić, żeby to zmienić?
- On twierdzi, że nie. Po prostu jutro nad ranem nadejdzie koniec.
- To może pójdę do biedronki, kupić trochę konserw?
- Weź nie żartuj, to starszy człowiek, coś mu się pomieszało w głowie. Alzheimer czy coś. Zaraz pewnie jakiś nadgorliwiec wezwie policję. Zresztą zobacz – już podjechali.
- Faktycznie – rzekł - koniec przedstawienia, a już chciałem pójść i posłuchać, bo mnie zaciekawiłaś.
- Daj spokój.
- Przecież wiesz, że kręcą mnie rzeczy paranormalne.
- Małe, zielone ludziki?
- Szare kochanie, oni są szarzy – zacytował agenta Muldera. - No dobra, kawa czy herbata?
- Dla mnie herbata. Zielona, przecież wiesz.
Usiedli i zjedli jakieś ciasto do herbaty. Jak wolne to wolne.
Wieczorem Magda Gessler ratowała w telewizji kolejną restaurację. Do żony przyszedł sms.
- Coś ważnego – zapytał?
- Wiesz co, moja koleżanka, ta co mieszka teraz z policjantem, napisała mi, że jakiegoś wariata dziś zamknęli, co krzyczy, że koniec świata będzie.
- A skąd wie?
- No miał służbę i wysłali go, żeby tamtego krzykacza aresztować.
- Ok. Pewnie jutro o nim napiszą w necie, na naszym portalu plotkarskim. Zresztą zaraz sprawdzę.

Laptop uruchamiał się, kilka minut, potem hasło do systemu, uruchomić przeglądarkę, wpisać adres…

- I co? – Zapytała.
- Nic nie ma, przy okazji zapytałem wujka googla i też nic. Nigdzie nie pisze, że ma nastąpić koniec świata.
- Mówi się „jest napisane” – poprawiła go.
- Przestań! Wiesz, że tego nie lubię.
- Dobra, idziemy spać, jak dzieciaki?
- Mały śpi, duży siedzi przed komputerem.



Obudził się po trzeciej. 3:30 dokładnie. Odsłonił okno i zamarł. Niebo miało kolor ciemnogranatowy, na południu widać było purpurowe wirujące coś. „Tornado? W Polsce?” – Pomyślał. „Niemożliwe. Zresztą wygląda trochę inaczej. Powiększa się.” Wziął telefon do ręki – brak zasięgu. Włączył telewizor - nic nie ma. Na żadnym kanale. Router beznamiętnie migał kontrolką, która świadczyła o braku internetu. „XXI wiek, super”- podsumował. Za oknem purpurowy wir powiększył się kilkukrotnie. Panowała śmiertelna cisza. Brak jakiegokolwiek odgłosu, psy nie szczekają, ptaki nie śpiewają. Drzewa trwały bez ruchu, zero wiatru. Wszystko stanęło. Tylko ten purpurowy, powiększający się wir. Zegar wskazywał 3:37. „Zaraz, zaraz, która to miała być? 3:45?”- przypomniał sobie.

Obudził żonę – zadowolona nie była.
- Coś się dzieje – powiedział.
- Ale co?
- Wstań to zobaczysz.

Poszli do salonu, ciemnopurpurowy wir objął tymczasem cały nieboskłon. Była 3:42.

- Jeszcze 3 minuty – powiedział.
- A dzieci? - Zaniepokoiła się.
- Śpią. Telefony nie działają, telewizji i internetu nie ma.
- Uciekajmy! - Krzyknęła.

Zamarła jednak, on wyglądał nadal przez okno. Zrozumiała. Podeszła do niego, dotknęła jego ręki. Objął ją ramieniem i pocałował.
Niebo było już całe purpurowe i wirujące. Przecinały je bezgłośne błyskawice. Zdawało się obniżać, przytłaczać ogromem. Wierzchołek komina elektrociepłowni zginął w wirującej otchłani nieba. Za chwilę wieża kościoła, który stał niedaleko również zaczęła tonąć w purpurowym wirze.
Łzy ciekły jej po skroni. Pomyślał – „Jednak starzec miał rację”.

3:45. Purpurowe niebo runęło. Nie było już nic.
  • 10



#1153

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Łapcie trollpastę :)


Jak zwierzęta na rzeź

Nie wiem co doprowadziło mnie do miejsca w którym aktualnie się znajduje. To... działo się samo. Tak jak by jakaś siła podejmowała za mnie decyzje. Nie miałem na to wpływu. To po prostu się działo. Zajmowało moje wspomnienia od najwcześniejszych lat mojego życia.
Nie byłem jednak osamotniony w tym. Ze mną trafiali tu różni ludzie, nigdy jednak nie trafiali tu na zbyt długo. Zmieniali się po 3 latach czasem po 6. Innych zabierano wcześniej, nikt nie wie co się z nimi działo.
A teraz jestem tu, nie wiem po co, nie wiem dlaczego. Ze mną są dziesiątki innych ludzi. Stłoczyli nas jak zwierzęta na rzeź. Między nami przechadzają się nasi kaci. Ubrani w eleganckie stroje, chodzą dumnie wyprostowani i uśmiechają się z wyższością. Rozdają też jakieś kartki.
Przychodzi kolej na mnie. Dostaje kartę. To co widzę odbiera mi dech w piersiach.
Na kartce pisze : M-A-T-U-R-A

Pastę znalazłam na http://www.facebook....istorie?fref=ts
  • 5

#1154

hut3r3.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pierwsza pasta napisana bardziej z nudów, niż z cudownego przypływu weny ;) Może niedługo zacznę pisać coś dłuższego, to też się podziele, a teraz zapraszam.


Dziwne...


Dzień jak codzień... Zaczął się normalnie, wstać rano, zjeść śniadanie i przeżyć następny nudny dzień w szkole.
Majówka powoli się zaczyna, to i zapasy trzeba zrobić. Mamy zamiar pójść po szkole do sklepu i kupić troche
"mocniejszego" towaru.
Heh... moi znajomi mnie czasami przerażali.
Nazywam się Christopher, dla znajomych Chris. Trzy lata temu przeprowadziłem się z Anglii do Polski.
Jakoś zawsze czułem dziwny sentyment do tego miejsca, jakbym już tu kiedyś był... Dziwne prawda?
Nigdy nie byłem w Polsce, moi rodzice również tu nie bywali, być może to przez mojego kuzyna Marka który przeprowadził
się tutaj o wiele wcześniej niż ja.
No nic, znalazłem przyjaciół, chodzę do dość dobrej szkoły, oceny nawet nawet, życ nie umierać.
Majówka się właśnie zaczęła, - Słyszeliście, rozbierają stary szpital na grochowej! - To był jedyny temat rozmów
przez następne lekcje.
Mój przyjaciel Kuba, męczył mnie tym nonstop. Nie ma chwili spokoju, żeby nie usłyszeć o "Opuszczonym szpitalu"
w którym niby straszy.
Jakoś nigdy nie przepadałem za tego typu miejscami, ale wiedziałem, że Kuba nie da mi spokoju jeżeli tam nie pójdziemy..
Wkońcu się zgodziłem.
Na miejscu.. Szpital jak szpital.
Do okoła barykady, nie ma jak wejść. Rozbiórka na całego tylko gdzie wszyscy robotnicy? Dziwne.
Oczywiście Kuba nie byłby sobą gdyby nie znalazł jakiegoś przejścia, po kilku minutach byliśmy w środku.
Ciemno... brrr.. Czułem się tam strasznie nie komfortowo.
Do okoła poniszczone ściany, jakieś połamane krzesła, ławki... I czemu przy wejściu do każdej sali nie ma drzwi?
Scena jak z taniego horroru... Choć przyznam że każdy horror który do tej pory obejrzałem, nie dosięgał do pięt
klimatowi który tu panował.
Grupa którą weszliśmy do szpitala składała się z czterech osób.
Ja, Kuba, Monika i Mikołaj.
Każdy był dość mocno zafascynowny owym szpitalem, wszędzie chodzili, dotykali, macali... Dziwne.
Każdy czegoś szukał, nie wiem czego, ale po kilku minutach wszyscy rozdzielili się w swoim kierunku, mieliśmy
spotkać się przed wejściem za godzine.
- Co mam tu robić przez godzine?! - Zapytałem sam siebie, przecież tutaj nie można nic robić...
Chodziłem, zwiedzałem, szukałem sam nie wiem czego.
Po chwili spotkałem Mikołaja, wyglądał na dość mocno przestraszonego, pytałem się o co chodzi, odpowiadał
milczeniem...
Milczenie jest takie frustrujące, chcesz uzyskać odpowiedź ale osoba która może Ci jej udzielić nie mówi nic tylko
milczy... Skoro chce, będzie milczeć... Niech zamilknie na wieki... Dziwne prawda?
Rękaw poplamiony krwią swojego przyjaciela, dzwine uczucie. Z jednej strony to straszne, a z drugiej piękne.
No cóż... Może dalej zdecyduje...
Minęło pół godziny, zostało drugie tyle.
Strzykawki, strzykawki, strzykawki... Wszędzie te cholerne strzykawki... Skończyłem z tym, przestańcie mi o tym
przypominać...
Drugie piętro, trzecie drzwi na prawo... Monika przeszukująca szuflady.
Ehh... Jaka piękna, zawzięta, nie chce tego zrobić... Nie zrobi tego z nikim...
Plamy z krwi na niebieskiej bluzie... Naprawde ciężko coś takiego zmyć wiesz? Dziwne.
Zostało dziesięć minut.
Za dziesięć minut mamy się spotkać na dole, co mam zrobić?
Trzecie piętro, czwarte, piąte... Nie ma...
Piwnica... Wiedziałem że Cię tu znajde...
Kuba, zawsze gotów nieść pomoc innym... Pomóż mi i zaśnij... Dziwne.
Wybiła godzina, trzeba wróćić na dół.
Już tam są, czekają na mnie.
- Dobra ludzie, można iść, jest bezpiecznie - Powiedziałem z uśmiechem na twarzy do swoich przyjaciół.
  • 1

#1155

Tomacxjo.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Kolejna pasta przetłumaczona z tej strony:

"Czat"

<MegAttack95> dołączył(a) do czatu.

<JenerationEx> meg, siema!
<MegAttack95> cześć jen.
<JenerationEx> nie spodziewałam się ciebie tu dzisiaj. nie logowałaś się od tygodnia
<MegAttack95> wiem, cała ta przeprowadzka nie pomaga w utrzymywaniu kontaktów
<JenerationEx> no. wszystko psuje
<MegAttack95> mnie to mówisz? wsyzscy moi znajomi są setki kilometrów stąd, więc rodzice to moje jedyne towarzystwo. nawet nie podłączyli nam jeszcze tv więc calymi dnaimi tylko siedzę w pokoju i czytam
<MegaAttack95> fml...
<JenerationEx> nie jest tak źle. nadal możemy czatować i wysyłać smsy. przecież nie zabrali ci telefonu ani nic
<MegAttack95> niby nie, ale mówią, żebym częśćiej z domu wychodziła. jakieś głupoty o poznawaniu nowego miasta. wczoraj się przeszłam żeby tylko dali mi święty spokój
<JenerationEx> i jak było?
<MegAttack95> nudno. i zimno. i wiało
<JenerationEx> :/
<MegAttack95> a jak wracałam to miałąm dziwną przygodę. przechodziłam obok jakiejś podstawówki i na placu zabaw stał jakiś dzieciak. myślałam że będzie tam pusto w niedzielę, ale on się huśtał na jednej z huśtawek i śpiewał jakiś dzięcięcy wierszyk
<MegAttack95> to szło jakoś tak: zabierze młodego, zabierze starego,
<MegAttack95> zabierze tchórza, lecz też odważnego,
<MegAttack95> zimno najzimniejsze zabierze każdego
<JenerationEx> hmm, trochę strasznie
<MegAttack95> wiem. pewnie przyszedł na jakąś szkółkę niedzielną czy coś, ale na placu nie było żadnych innych dzieci
<MegAttack95> ktoś puka do drzwi, zw
<MegAttack95> JEST
<JenerationEx> meg?
<MegAttack95> JEST NAM
<JenerationEx> megan, wszystko ok?
<MegAttack95> JEST NAM ZIMNO
<MegAttack95> JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO JEST NAM ZIMNO

<MegAttack95> opuścił(a) czat
  • 1


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 6

0 użytkowników, 6 gości oraz 0 użytkowników anonimowych