Napisano 12.05.2013 - 13:47
Napisano 12.05.2013 - 19:12
Popularny
Napisano 13.05.2013 - 17:32
Napisano 13.05.2013 - 18:17
Napisano 14.05.2013 - 11:50
Popularny
Napisano 14.05.2013 - 16:16
Użytkownik black96 edytował ten post 14.05.2013 - 16:17
Napisano 14.05.2013 - 18:19
Napisano 15.05.2013 - 14:52
Napisano 16.05.2013 - 17:08
Napisano 16.05.2013 - 18:29
Użytkownik black96 edytował ten post 16.05.2013 - 18:30
Napisano 18.05.2013 - 18:58
Napisano 19.05.2013 - 11:47
Popularny
Napisano 19.05.2013 - 11:49
Użytkownik Voidfarrow edytował ten post 19.05.2013 - 12:02
Napisano 19.05.2013 - 18:47
Popularny
Napisano 20.05.2013 - 08:41
Potworki, łapcie pastę na dobry początek dnia
Szpital W Głębi Lasu
- No, to, słyszałeś o opuszczonym psychiatryku w głębi lasu? – powiedział do mnie Andrzej kiedy siedzieliśmy na ławce.
- Co? Nie słyszałem o tym. Co tam jest? – odparłem zainteresowany.
Niedawno się tu przeprowadziłem i Andrzej był jedną z kilku osób, które tu poznałem. Był dwa lata starszy. Wszyscy mówili o nim bajkopisarz, ale mi wydawał się w porządku.
- O stary. A jarasz się horrorami?
- Tak, a co?
- No to musisz tam ze mną pójść. Super miejsce: wielki opuszczony szpital. Nie wiem, czy psychiatryczny, czy nie, ale mało kto tam wchodził – jego oczy zabłysły. Widziałem, że był bardzo podekscytowany swoją historią.
- A ty już tam byłeś? – na początku byłem sceptyczny, ale powoli mnie to interesowało.
- No sam się trochę boję, ale tam jest super! Musimy razem pójść!
Dziwnie zabrzmiało „trochę się boję” z ust dziewiętnastolatka. Tym bardziej jego historia nie trzymała się kupy… Niby tam nie był, ale jest tam super… Zgaduję, że wydaje mu się, że tak jest. Zacząłem się wciągać. Byłem parę razy w kilku opuszczonych miejscach, ale to nic wielkiego. A szpital… To by było coś. Układałem sobie w głowie wyobrażenia na temat tego miejsca.
- To jak?
- Hę? – ocknąłem się nagle, jak po chwilowym transie – Noo. Możemy iść, dale…
- No to super! Chodź zanim się ściemni.
- A daleko to jest?
- No kawałek w głąb lasu.
Wzruszyłem ramionami. W sumie możemy pójść. Swoją drogą zauważyłem, że Andrzej swoją wypowiedź prawie zawsze zaczynał od „No…”
Zeszliśmy z ławki i weszliśmy do lasu, przy którym tak właściwie siedzieliśmy.
- Ktoś wie o tym szpitalu, czy tylko ty? – zacząłem nową rozmowę. Jeśli powie mi, że na całej wsi tylko on o tym wie, to ewidentnie ściemnia.
- No teraz wiesz też ty Darek, hehe – uśmiechnął się jakby opowiedział dobry żart. Miałem nadzieję, że nie wszyscy na wsi tak mają…
- A poza nami?
- Nie. Teraz tylko my wiemy. I nie gadaj, bo zaraz ktoś też tam pójdzie – zełgał ewidentnie. Nie wierzyłem, że nikt wchodząc do lasu nie widział tak dużego budynku. Właściwie, to po co budować szpital w lesie?
Szliśmy już prawie godzinę, rzadko odzywając się do siebie. Wszystkie tematy skończyły się mniej więcej po pół godzinie. Powoli zaczynałem myśleć, że Andrzej nagle powie, że się zgubiliśmy, lub nawet, że szpital czasem znika i pojawia się w określone dni… bajkopisarz.
- No dobra – już wiedziałem co powie – chodź tędy – a jednak nie…
- Gdzie? – burknąłem już zirytowany bezsensowną tułaczką.
- Noo tuu! – zdenerwowany tonem mojego pytania i przeciągając słowa wygiął się wprzód i wskazał palcem na pole pokrzyw między drzewami.
- Daj spokój! Mamy iść przez te pokrzywy? Tu nawet nie ma żadnej ścieżki! – zacząłem się bulwersować na tego debila.
- Spójrz! Przypatrz się
Faktycznie. Kiedy dobrze się wpatrzyłem zobaczyłem, że drzewa mniej więcej ustawione są w dwóch kolumnach tworząc ścieżkę… pokrytą pokrzywami, właściwie one były prawie wszędzie. Właśnie do mnie docierało. Uważny obserwator, taki, który ma za dużo czasu jak Andrzej wypatrzył między tymi drzewami drogę. Inni też mogli to zobaczyć, ale nikt nie był na tyle głupi, żeby iść nie wiadomo ile przez parzące liście…
- Kiedyś tędy szedłem i widziałem z daleka budynek, ale dalej już nie byłem, bo pokrzywy po pas były…
- To jak zamierzasz przejść? Mamy krótkie spodnie gościu… - próbowałem odwieść go od pójścia tą niepewną ścieżką.
- Czekaj… - rozejrzał się wokół – O, mam! – krzyknął podnosząc z ziemi duży kostur.
- Dobra, ale idziesz pierwszy… - powiedziałem ciężko wzdychając.
Droga zdawała się być bez końca. Do tego ułożenie drzew zaczęło tracić swoją regularność. Już nie było takiej jakby ścieżki. Ponoć byliśmy bliżej niż dalej, ale i tak nie chciało mi się iść. Szedłem ze zwieszoną głową, wkurzony na siebie, że poszedłem. Jeszcze te pokrzywy opadające na mnie przez wymachy Andrzeja… Z nerwów robiło mi się już duszno. A te cholery faktycznie były niezłe. Do pępka mi sięgały niektóre.
- Nooo! – podskoczyłem wystraszony – Jesteśmy – obrócił się w moją stronę z uśmiechem ciężko sapiąc i tryumfalnie unosząc w górę kostur.
Jakieś dwadzieścia metrów za jego plecami stał ogromny budynek. Obdrapane, pożółkłe ściany, powybijane szyby i piękne, wyważone drzwi. O tak. Poczułem ekscytacje i adrenalinę. Uśmiechnąłem się do Andrzeja; jednak warto było iść taki hektar przez pokrzywy.
Podeszliśmy, przyjrzałem się z bliska. Nie pozostało nic tylko kaptur na głowę i wejść… Nigdy nie wiadomo, czy w takich miejscach nie ma kamer. Wszedłem na stopnie prowadzące do budynku. U progu poczułem ciężką i zatęchłą woń starości. Popękane kafelki i szkło pod nogami nieprzyjemnie zgrzytało, powodując hałas. Z jakichś powodów bałem się, że jeśli będziemy głośno ktoś nas usłyszy. Oczywiście nikt nie miał prawa tu być. Nawet żadnego menela, bo jak by się tu dostał? Była to jakaś moja schiza z horrorów…
Weszliśmy na duży korytarz. Po lewej stronie było kilka otwartych drzwi i wózek inwalidzki. Z drugiej strony duże, pozbijane okna. Wszystkie ściany były odrapane, włącznie z sufitem, z którego zwisało kilka lamp. Stało tam kilka krzeseł ustawionych w kółko, jakby ktoś jeszcze nie dawno na nich siedział… Moją uwagę przykuło coś czarnego leżącego na środku korytarza. Poszedłem tam szybkim krokiem, Andrzej za mną. Szkło przerażająco chrzęściło pod nogami. Starałem się nie patrzeć w otwarte drzwi, które mijałem. Adrenalina była spora. Podszedłem do tego czegoś… Była to całkiem nowa, czarna bluza. Trzymałem ją przed sobą, nie mogłem uwierzyć. Staliśmy wryci w ziemie. Nie rozumieliśmy tego: Droga przez pokrzywy, która równie dobrze mogłaby prowadzić donikąd, wielki opuszczony szpital, o którym nie wiadomo, a w środku nowa bluza…
Wtedy gdzieś w oddali coś huknęło, jakby z okna spadł kawałek szkła i coś jakby powolne kroki. Andrzej podskoczył jak oparzony, za to mi kolana ugięły się tak, że kucnąłem i wstałem. Serce waliło jakby chciało uciec z tego przeklętego miejsca. Nagle w jednej chwili wszystko ucichło. Nawet drzewa za oknem, poruszane wiatrem przestały szeleścić. To było dla mnie za wiele. Obraz przed oczami zaczął mi pulsować. Możecie myśleć, że dramatyzuje, ale to mój pierwszy kontakt z czymś… rzekłbym paranormalnym…
Chciałem wrócić, ale Andrzej udawał odważnego i przypisał to temu, że kiedy tu weszliśmy nasze kroki wprawiły podłogę w drgania i przez to gdzieś spadł kawałek szkła… Idiota. „A te kroki?” spytałem. Odpowiedział: "Pogłos…" Najgorsze, że mówił to całkiem poważnie.
Po chwili się ogarnąłem. Poszliśmy kawałek dalej, starając się nie hałasować. Pokoje dla pacjentów również były w opłakanym stanie. W jednym pod ścianą stało kilka pordzewiałych łóżeczek dla dzieci. Dziwne, że było przy nich kilka pasów do przykuwania ludzi. Na wieszaku wisiały pożółkłe, zaplamione krwią kaftany bezpieczeństwa... rozmiar dziecięcy.
W kilku pokojach były jakieś stare elektroniczne sprzęty. Otworzyliśmy drzwi do piwnicy przy końcu korytarza… Po krótkiej naradzie i naleganiu Andrzeja zastawiliśmy drzwi, żeby się nie zamknęły i z latarką zeszliśmy na dół. Stąpaliśmy po betonowych, wyszczerbionych schodach. Znaleźliśmy tam coś w rodzaju sali operacyjnej. Na środku było obdrapane łóżko dla pacjenta. Nad nim zwisała stara lampa. Z braku dobrego światła ciężko było się wszystkiemu przyjrzeć. Podszedłem do biurka przy ścianie. Leżały na nim porozrzucane narzędzia. O dziwo nie skalpele, szczypce i pęsety… Małe i duże tasaki, śrubokręty, pięć różnych pił, pospawane druty przypominające jakiś kaganiec dla człowieka. Nagle poczułem, że coś przyczepiło mi się do nogi. Odsunąłem się w tył i zacząłem nią wymachiwać. Poświeciłem latarką. To były jakieś stare, zbutwiałe bandaże.
Andrzej znalazł kilka hokejowych masek i wielki, ciężki, gumowy płaszcz. Wyglądało to na całkiem nowe… Wyjdźmy z tej piwnicy zanim będzie za późno.
Kiedy wyszliśmy z powrotem na parter coś się stało… Czuliśmy jakby coś wysysało z nas energię. Nogi zrobiły się cięższe. Ciężko było w pełni odetchnąć powietrzem. I do tego zawroty głowy. Musiałem usiąść.
- No nic… - zaczął Andrzej – Darek ho no na górę jeszcze i zwijamy stąd, nie chce mi się tu być.
- Taa… Jakoś dziwnie się zrobiło, nie wiem co jest.
Nie wiedzieliśmy co tak na nas zadziałało. Może to jakiś grzyb w piwnicy?
- Chodź, tam powinny być schody.
Poszliśmy dalej korytarzem. Z lewej strony ukazały się duże, drewniane schody. Porysowane i z pozdzieraną, wyblakłą farbą. Weszliśmy na nie. Skrzypiały głośno pod nogami. Kiedy byliśmy na górze przed nami znów był korytarz z masą drzwi. Stwierdziliśmy - pieprzyć to. Pójdziemy na obydwa końce i wracamy.
Najpierw poszliśmy w lewo. Był tam duży salon z kanapami, fotelami i stolikami. Większość była przykryta prześcieradłami. W powietrzu unosił się kurz. Kichnąłem. Kiedy się wysmarkałem zobaczyłem, że chusteczka jest czarna… Hehe, w całym budynku unosiło się pełno pyłu…
Stanęliśmy na środku pokoju. Prześcieradła na meblach wyglądały jak duchy… Nagle na końcu pokoju, przy zbitym oknie coś zachrobotało. Wnet się ożywiliśmy, gotowi do ucieczki czekaliśmy co się stanie. Zza kanapy wyfrunęła jakaś reklamówka niesiona wiatrem. Było w tym coś nienaturalnego, zwłaszcza, że tuż przed tym usłyszeliśmy… w sumie nie wiadomo co. Po prostu ludzki odgłos.
- Dobra wracamy – szepnął Andrzej.
Wróciliśmy na korytarz i kierowaliśmy się do wyjścia. Jednak coś przykuło naszą uwagę. Po drugiej stronie schodów były nowe drzwi… Podeszliśmy żeby to sprawdzić. Rzeczywiście. Drzwi były całkowicie nowe, zamek też był nowy. Nacisnąłem na klamkę, było otwarte.
Weszliśmy do środka. Było to malutkie, ciemne pomieszczenie, w którym był wielki monitor z obrazem z kamer… Staliśmy tak i gapiliśmy się przez kilkadziesiąt sekund. Skąd tu mieli prąd w ogóle? W końcu podeszliśmy bliżej. Na obrazie był widok na dolny korytarz, tam gdzie leżała wcześniej bluza… No właśnie… leżała. Nie wiem jak mogliśmy nie zauważyć kamery. Położyłem rękę na klawiaturze numerycznej i nacisnąłem strzałkę w lewo. Ku naszemu zaskoczeniu obraz drgnął. Obracając głowę do równie zszokowanego Andrzeja kątem oka zobaczyłem ruch w rogu, na monitorze. Gwałtowny skręt karku sprawił mi ból i poczułem rwanie, i gorąco, mam tak czasem... Nie zwracałem teraz na to uwagi. Musiałem zobaczyć co się tam ruszało. Przyciskałem mocno klawisz, żeby szybciej przesunąć kamerę, ale to nie działało. Bardzo wolno się przesuwała, musiała zastygnąć z bezruchu. I nagle stanęła. Dalej nie mogła się obrócić.
- Zobacz.
Powiedziałem do Andrzeja przykładając palec do lewej krawędzi monitora. Ktoś tam musiał stać. Jakaś ucięta w trzech czwartych postać. Falowała przy ramce ekranu. Wgapialiśmy się w to jak zahipnotyzowani. Autentycznie byliśmy posrani. Ucieklibyśmy od razu, gdyby to coś nie stało na jedynej drodze do wyjścia.
- A możesz przewinąć w tył albo zobaczyć inną kamerę? – wymamrotał do mnie towarzysz.
Nie odpowiadając mu, z lekkim żalem pożegnałem się z tym zjawiskiem na rzecz innych obserwacji. Miałem nadzieję, że jak powrócę do tego widoku nikogo tam nie będzie.
Grzebiąc coś w ustawieniach przełączyłem obraz na kamerę w salonie z prześcieradłami, gdzie ostatnio byliśmy. Akurat widok był taki, że mogliśmy widzieć skąd wyleciała wtedy ta reklamówka. Minęła chwila zanim dotarłem do tego jak cofnąć nagranie. Kiedy to zrobiłem nie wierzyłem własnym oczom. Zobaczyłem nas dwóch stojących na środku pokoju gapiących się na kanapę z której doszedł nas dziwny dźwięk. Kamera pokazywała za nią małą siedzącą dziewczynkę w długich włosach i czarnej bluzie. Kiedy kichnęła i zorientowała się, że patrzymy wyrzuciła w górę plastikową siatkę, którą miała pod ręką… To mnie przerosło. Przytknąłem tylko ręce do ust. Oczy miałem zmrużone jakby mi się chciało płakać. Serce łomotało jak na początku, jakby chciało wyskoczyć z piersi i uciec. Bojąc się co zobaczę za chwilę obserwowałem co się stanie. Kiedy wyszliśmy z salonu, dziewczynka poszła w kąt i prawdopodobnie przemieszczała się pod meblami przykrytymi prześcieradłami.
Strach zjadał mnie od środka, aż chciało się ryczeć. Dobrze, że Andrzej był ze mną. Spojrzałem na niego. Patrzył, ale był nie obecny.
Pochyliłem się jeszcze raz nad klawiaturą. Przełączałem na kolejne kamery: puste pokoje, spokój ogółem. Żadnych dziwnych zjawisk. O, obraz z przed szpitala. Urządzenie musiało być zawieszone gdzieś na drzewie. Widzieliśmy teraz nas jak oglądamy budynek i wchodzimy.
- Stój –wychrypiał Andrzej
Zrobiłem stop klatkę. Wskazał brudnym palcem na róg między murem a schodkami prowadzącymi do drzwi. Chwilę się wpatrywałem i zobaczyłem to. Małą dziewczynkę w sukience, bez bluzy, skuloną w rogu. Wtapiającą się w liście i krzaki. Chowała jasną buzię w rękach. Nie wierzyłem, że mogliśmy być tak głupi i nie zauważyć jej. Wtedy byśmy już nie wchodzili.
- Dobra ***. Idziemy w ***! – powiedział desperacko Andrzej gotując się do wyjścia.
- Czekaj! – zatrzymałem go na chwilę.
Przełączyłem obraz jeszcze raz na ten korytarz, gdzie była bluza. Bojąc się co zobaczę posterowałem kamerą od lewa do prawa. Na szczęście nic nie zobaczyłem…
- Idziemy! – gorączkował się Andrzej.
Przypadkowo znów nacisnąłem przycisk i obraz ukazał pokój, którego wcześniej nie było. Ukazywał piwnicę. Akurat ta kamera była na podczerwień i widzieliśmy… Na łóżku operacyjnym spała sobie, jak gdyby nigdy nic nasza mała koleżanka… Andrzej też to zobaczył.
- Dalej, póki śpi! – szarpnął mnie za ramię i pobiegliśmy.
To był najbardziej stresujący bieg w moim życiu. Szybko na schody w dół, potem z jednego korytarza na drugi. Właśnie na tym drugim pół godziny temu była bluza i przy nim było zejście do piwnicy, gdzie spało to coś…
No i przebiegliśmy obok piwnicy. Dobył się z niej brzdęk metalu i szybkie, lekkie kroki.
- Dawaj, dawaj! – darł się Andrzej. Biegł kilka metrów przede mną – Dawaaaj!
To idiota… Ta mała jeszcze pomyśli, że ją woła i za nami pobiegnie… Kiedy wychodziliśmy na schody przy wejściu wybiłem się przed nimi i skoczyłem kilka metrów w przód. Czułem już ten psychiczny luz, że mnie nic nie wciągnie tam z powrotem. Niestety pokrzywy zdawały się odrosnąć… Ale to nas teraz nie obchodziło. Byle dalej od tego szpitala. Już nigdy więcej Andrzeju…
---
Autor: Wolin @ Trzecia strona wyobraźni @ http://paranoir.pl/s...l-w-glebi-lasu/
Pastę wrzucam na szybko, więc nie miałam czasu wyłapać ewentualnych wulgaryzmów. Stąd moja prośba-jeśli znajdziecie jakieś, to mnie o tym poinformujcie, a ja je usunę. Proszę także moderatorów o trochę wyrozumiałości i nie dawanie mi ostrzeżeń itp, jeśli znajdą jakieś przekleństwa. Gdy będę miała czas, to przejrzę dokładnie ten tekst i wywalę ewentualne wulgi. Z góry dziękuję
Sonic.exe
Jestem totalnym fanem Sonica, bardziej niż ktokolwiek inny. Lubię nowe gry, ale nie umywają się one do klasyków. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek grał w hackowane lub posiadające usterki gry i po moich doświadczeniach nie zamierzam. Zaczęło się to w miłe letnie popołudnie, grałem w Sonic Unleashed (lubiłem w nim sposób eksplorowania miast), dopóki nie zauważyłem, że przybył listonosz i włożył coś do mojej skrzynki. Zatrzymałem grę i poszedłem zobaczyć co znajduje się w mojej skrzynce. Była w niej jedynie płyta CD i notatka. Wziąłem je do środka. Najpierw spojrzałem na notatkę. Była od mojego drogiego przyjaciela Kyle'a (tak nazwijmy), z którym nie miałem kontaktu od dwóch tygodni. Wiem, że była od niego. Poznałem charakter pisma, pomimo tego, że było ono dziwne. Wyglądało na źle napisane, zabazgrane, niełatwo można było je rozczytać. Sprawiało wrażenie, jakby Kyle
pisał je w pośpiechu i trudzie. Oto treść:
Tom,
Nie zniosę tego więcej. Powinienem był zająć się tym, zanim zabrakło już czasu i mam nadzieję, że zrobisz to dla mnie. Nie mogę tego zrobić, on jest za mną, a ty, jeśli nie zniszczysz tego dysku, przyjdzie i po ciebie.
Jest dla mnie za szybki...
Proszę Tom, zniszcz t zapomnianą przez Boga płytę, zanim on po ciebie przyjdzie. Dla mnie jest już za późno. Zniszcz dysk. Gdy to zrobisz, zniszczysz i jego, ale zrób to szybko, albo on cię dopadnie. Nigdy nie graj w grę, to jest to, czego on chce. Po prostu to zniszcz.
Proszę...
Kyle
Więc było to bardzo dziwne. Pomimo, że wiedziałem, że Kyle JEST moim najlepszym przyjacielem i nie widziałem go 2 tygodnie, nie zrobiłem tego, o co mnie prosił. Nie myślałem, że ten prosty dysk z grą mógł mu zrobić coś złego, przecież to wszystko jest jedynie grą, co nie? Jak bardzo się myliłem...
Tak, czy inaczej, spojrzałem na płytę. Wyglądała jak każdy normalny komputerowy dysk CR-R, z wyjątkiem
tego, że miała napisane na sobie markerem "SONIC.EXE", i nie była niezwykła w żaden sposób. Wyglądało na to, że dostał ją od kogoś ze sklepu typu eBay. Gdy zauważyłem napis "SONIC" na płycie, podekscytowałem się i zechciałem zagrać, w końcu byłem WIELKIM fanem Sonica. Wszedłem do swojego pokoju,
włączyłem komputer, włożyłem dysk i zainstalowałem grę. Gdy ekran główny się zjawił, zauważyłem, że wyglądał jak pierwszy Sonic. Pomyślałem "Ekstra!". Jak wcześniej pisałem, lubiłem klasyki.
Pierwszą dziwną rzeczą, którą zauważyłem po wciśnięciu przycisku start była jedna klatka - Ekran główny, który zmienił się w coś okropnego przed przejściem w czarny obraz. Zapamiętałem, jak ekran główny zmienił się w stosunku do klatki przed włączeniem. Niebo pociemniało, mały emblemacik stał się zardzewiały i zrujnowany, napis SEGA 1991 zmienił się w SEGA 666, a woda stała się czerwona, zupełnie jak krew, wyglądała bardzo realistycznie. Ale najokropniejszą rzeczą w tej klatce był Sonic. Jego oczy były kruczo-czarne i leciała z nich krew. Były w nich dwie świecące czerwone kropki patrzące PROSTO NA MNIE.
I jego uśmiech rozszerzył się na do samych krawędzi jego twarzy. Byłem zaniepokojony po zobaczeniu tego obrazka, ale pomyślałem, że to jakaś usterka i zapomniałem o tym. Po przejściu w czarny obraz gra została w nim przez jakieś 10 sekund. Potem zadziała się kolejna dziwna rzecz. Wybór zapisu z Sonic The Hedgehog 3 pojawił się na ekranie. Co jest ku*wa? Co się dzieje w tej grze?! W każdym razie, później zauważyłem, że tło było jak ciemne, pochmurne niebo z poziomu Bad Stardust Speedway z Sonica CD, i były tylko trzy zapisy. W tle słychać było odwróconą wersję muzyki Caverns of Winter z Earthbound. Obrazek dla plików zapisu, w którym zwykle widać podgląd poziomu, na którym akurat jesteśmy był po prostu czerwonym statycznym tłem dla wszystkich trzech plików. Całkowite zaskoczenie wywołał u mnie wybór postaci. Pokazywał tylko Talisa, Knuckles'a, i ku mojemu zaskoczeniu Dr. Robotnik'a! Teraz byłem pewien, że gra nie ma usterek, a jest zhackowana. Taa, definitywnie zhackowana. Była bardzo straszna, ale jako wszechstronny gracz nie bałem się jej (a przynajmniej próbowałem), powiedziałem sobie, że to tylko zhackowana gra i nie jest w tym nic złego. W każdym razie, trzęsąc się ze strachu wybrałem pierwszy plik zapisu i wybrałem Tails'a. Gra zawiesiła się na około 5 sekund i usłyszałem straszny, zglitchowany śmiech. Brzmiał identycznie, jak Kefka z Final Fantasy. Wtedy obraz znów przeszedł w kolor czarny. Został tak przez około 10 sekund lub więcej i pokazała się typowa nazwa poziomu, z wyjątkiem tego, że kształty miały inne odcienie czerwonego i tekst pokazywał tylko:
"WZGÓRZE, AKT 1"
Obraz zblaknął, tytuł poziomu zniknął, ukazując przestrzeń Tale of The Green Hill z Sonica 1, muzyka była inna, brzmiała jak Peaceful Melody, lecz odwrócona . Zacząłem grać. Tails biegał jak w każdym Sonicu, ale dziwne było to, że gdy Tails biegł dalej przez poziom, nie było tam nic, prócz płaskiego podłoża i kilku drzew. Po pięciu minutach muzyka z miłych tonów zmieniła się w coraz cięższe. Zobaczyłem coś i zatrzymałem się, żeby się temu przyjrzeć. Było to jedno z małych zwierzątek leżących na ziemi. Było martwe. Wylewała się z niego krew. Tails się wystraszył i jego twarz zrobiła się smutna jak nigdy, więc nakazałem mu się ruszać. Im dalej podążał, tym więcej było widać martwych zwierząt, tym bardziej muzyka zwalniała i tym smutniejszy on się stawał. Byłem zszokowany widząc to. Wyglądały, jakby ktoś zabił je przy użyciu makabrycznych sposobów. Wiewiórka wisiała przywiązana do drzewa z wyjętymi wnętrznościami. Królik wszystkie kończyny miał oderwane, a kaczka wydrapane oczy i przecięte gardło. Poczułem się zdegustowany po zobaczeniu tej masakry tak, jak Tails. Po paru sekundach nie było widać już martwych zwierząt, muzyka zatrzymała się. Kazałem Tailsowi iść. Gdy minęła minuta od zatrzymania muzyki Tails wbiegł pod górkę, a potem zatrzymał się. Po drugiej stronie ekranu był Sonic z zamkniętymi oczami, odwrócony do Tails'a tyłem. Tails wyglądał na ucieszonego po ujrzeniu Sonica, lecz chwilę potem jego uśmiech znikł. Sonic nie reagował. Tails szedł powoli w jego stronę. Nie dotykałem klawiatury, więc musiała to być cutscenka. Raptownie zaczęło rosnąć we mnie złe przeczucie. Im bardziej Tails zbliżał się do Sonica, czułem, że Tails jest w niebezpieczeństwie i coś złego ma się stać. Słyszałem słaby dźwięk, który narastał, gdy Tails zbliżał się do Sonica. Zatrzymał się. Wyciągnął swoją rękę do Sonica, aby go dotknąć. To przeszywające uczucie w moich bebechach rosło. Czułem obowiązek powiedzenia Tailsowi, aby odszedł od Sonica. Nagle w stop-klatce zobaczyłem otwarte oczy Sonica. Czarne, z czerwonymi kropkami tak, jak na obrazku w menu.
Nie było tam uśmiechu. Ekran ściemnił się i dźwięk ucichł. Był czarny przez 7 sekund, po czym wyskoczył napis, mówiący "Witaj. Chcesz ze mną zagrać?". W tym momencie się przestraszyłem. Nie chciałem kontynuować gry, ale moja ciekawość była ponad to, gdy zobaczyłem kolejny poziom. Tym razem tytuł mówił "W CHOWANEGO". Byłem na poziomie Angel Island z Sonica 3 i wyglądał, jakby wszystko stało w ogniu. Tails był tym razem skrajnie przestraszony. Patrzył na mnie i wykonywał dziwne gesty, jakby chciał, żebym wydostał go z miejsca, w którym jest.
Rozumiałem, że Tails próbuje mi powiedzieć, abym go stąd wydostał, więc przyciskałem strzałkę w dół tak mocno, jak mogłem, aby Tails biegł szybciej. Ta straszna wersja muzyki z momentu kiedy spotykasz cień na ARK jako robotnik z SA2 przeraziła mnie. Chciałem aby Tails wydostał się z lasu. Chciałem mu pomóc w ucieczce jak tylko mogłem. W końcu usłyszałem ten straszny śmiech ponownie. Śmiech Kefki.Przez 10 sekund starałem się pomóc Tails'owi uciec z lasu. Nagle zauważyłem przebłyski Sonic'a pojawiające się wszędzie na ekranie, miał on czarno-czerwone oczy. Muzyka zmieniła się na napięty zanikający jingle. Wtedy zobaczyłem Sonic'a lecącego powoli tuż za Tails'em. Sonic nie biegł. On właśnie LECIAŁ!
Jego poza przypominała tą z Metal Sonic (w czasie lotu w Sonic CD, z wyjątkiem, że oczy Sonica były czarno-czerwone) TYM razem miał on bardzo demonicznie wyglądający uśmiech, wyglądał, jakby chciał zrobić coś biednemu małemu liskowi gdy tylko go złapie.
W końcu Tails się potknął. (kolejna cut scenka) muzyka zatrzymała się razem z Sonic'iem.
Tails leżał tak i płakał przez 15 sekund. Ta scena zaczęła się robić trudna do oglądania. Ale teraz Sonic pojawił się dokładnie przed Tails'em. Lisek obserwował go z wielkim przerażeniem.
Krew zaczęła wypływać z czarnych oczu Sonic'a, a jego uśmiech rósł powoli gdy patrzył na przerażonego lisa. Nie mogłem nic zrobić. Tylko patrzeć. Na kolejnej stop klatce Sonic rzucił się na Tails'a i ekran zrobił się czarny,a przez 5 sekund słychać było tylko nieznośny hałas.
Nagle na ekranie pojawił się kolejny napis, mówiący "Jesteś zbyt wolny, chcesz spróbować jeszcze raz?" W tym momencie usłyszałem przeraźliwy śmiech.
Byłem zszokowany tym co się stało. Czy Sonic zabił Tails'a? Nie, nie mógłby... On i Tails byli najlepszymi przyjaciółmi, prawda?
Dlaczego Sonic mu to zrobił?
Szok minął. Wróciłem do wyboru postaci. Zapis na którym grałem Tails'em był tym razem inny;
Tails był na ekranie telewizora, na którym migała czerwona dioda, a wygląd Tailsa mnie przestraszył, gdyż jego czy były czarno-krwawe , a jego pomarańczowe futerko zmieniło odcień na szarawy. Na jego twarzy widać było agonię.
Chciałem to zignorować i wybrałem Knuckles'a. Śmiech poraz kolejny wydobył się z ekranu. Trwał 10 sekund. Tym razem etap nosił nazwę "NIE MOŻESZ UCIEC". Byłem naprawdę zaniepokojony. Teraz już wiedziałem, że to nie błąd ani shackowana wersja Sonic'a ,ani też chory dowcip. Mimo strachu grałem dalej. Następny poziom wyglądał inaczej, wyglądał jak Scrap Brain Zone, ale chmury były identyczne, jak w menu głównym; miały ciemno czerwony odcień. Teraz muzyka była straszniejsza niż wcześniej. Brzniała jak Giygas theme , która grała wtedy, kiedy pokonałeś Pokey'a na Earthbound'zie.
Zauważyłem że Knuckles wyglądał na równie przerażonego jak Tails i tak samo jak on chyba nie był pewien czy chce iść , ale kazałem mu się ruszyć.
Biegł poprzez ten mroczny poziom, ale nagle znowu na ekranie zaczęła migać czerwona dioda i znów pojawił się ten okropny śmiech...
Po kilku sekundach biegu zauważyłem kilka plam krwi na metalicznym podłożu, poczułem strach i pomyślałem co złego może przydarzyć się Knuckles'owi.
Wyglądał na niezadowolonego, gdyż musiał biec tą krwawą drogą, ale kazałem mu iść dalej.
Gdy Knuckles biegł, Sonic pojawił się tuż przed nim i razem z jego czarno-czerwonymi oczami znów pojawiła się migocząca dioda. Kiedy przestała mrugać, pojawił się czarny ekran, a na nim napis "MAM CIĘ!". Teraz byłem naprawdę przestraszony. Sonic złapał Knuckles'a?! Co tu się dzieje?!
Po raz kolejny zamrugała czerwona dioda, a z nią wróciłem do poziomu. Knuckles wyglądał na naprawdę spanikowanego, a Sonic'a nie było nigdzie widać.
Słyszałem pisk jak podczas walki z final boss'em w Silent Hill 1.
Może to będzie jakaś bitwa z Sonic'iem? Miałem nadzieje, że Bóg istnieje.
W końcu przed Knuckles'em pojawił się Sonic. Sprawiłem, żeby Knuckles podbiegł i walnął Sonic'a, ale Sonic pojawił się za nim i po raz kolejny usłyszałem ten okropny śmiech. Chciałem spróbować znowu go walnąć, ale Sonic tylko się śmiał.
Knuckles panikował jeszcze bardziej, a ja czułem, że zaraz oszaleję. Sonic bawił się z nami, grał w tą chorą, zakręconą, umysłową grę ze mną i Knuckles'em...
Pojawiła się kolejna cut scenka na której Knuckles był na kolanach i trzymał się za głowę. Czułem jego agonię. Sonic sprawiał, że odchodziliśmy od zmysłów!
I wtedy w kolejnej stop klatce Sonic rzucił się na Knuckles'a, a ekran po raz kolejny zrobił się czarny i wydobywał się z niego ten nieznośny hałas przez kolejne 3 sekundy.
Wiadomość na ekranie: " Tyle dusz do zabawy, tak mało czasu... zgadzasz się ze mną?"
Co do... Co tu się dzieje? Zacząłem myśleć, że Sonic chce mi coś powiedzieć... Ale byłem zbyt przerażony, by się nad tym zastanawiać.
Kiedy znowu powróciłem do wyboru postaci Knuckles pojawił się na ekranie, jego czerwone futro miało ciemno szary odcień, jego dredy były całe brudne od krwi, a jego oczy miały odcień podobny do krwi zmieszanej z czarną farbą. Widziałem smutek na jego twarzy. Znów zacząłem myśleć, że są oni uwięzieni w tym TV na plikach zapisu, ale nie mogłem w to uwierzyć... Nie chciałem w to wierzyć... Wyłączyłem grę i zrobiłem sobie przerwę.
Zdrzemnąłem się. Szkoda tylko że miałem najstraszniejszy koszmar w moim życiu, Byłem w kompletnych ciemnościach. Usłyszałem płacz Knuckles'a i Tails'a. Mówili ciągle: "Pomóż nam...", "Dlaczego mu na to pozwoliłeś?" i "Uciekaj, zanim złapie też ciebie..."
Ich płacz zamarł wtedy kiedy usłyszałem śmiech Sonic'a. Ten rechot brzmiał jeszcze bardziej, jak zniekształcony śmiech Kefki.
"Jesteś taki dobry do zabawy, dzieciaku... Tak jak twój przyjaciel - Kyle..."
Byłem przerażony. Szukałem źródła tego głosu.
"Niedługo dołączysz do niego i innych moich przyjaciół..."
Widziałem go przede mną, migotał w wielu kierunkach.
"Nie uciekniesz dziecko.Jesteś teraz w moim świecie. Tak jak inni..."
Wtedy mnie złapał. Zobaczyłem jego krwawe czarno-czerwone oczy i uśmiechniętą twarz,
Obudziłem się. Po upływie godziny zdecydowałem, że muszę dokończyć tę grę. Nie wiedziałem czemu, ale byłem przekonany, że muszę dowiedzieć się czemu to się dzieje... Włączyłem więc komputer, odpaliłem grę i wybrałem Robotnik'a.
Nadal uważam że to porąbane grać nim. Na ekranie pojawił się kolejny napis. Tym razem było to jedynie "...". Poczułem się bardzo dziwnie.
W tym poziomie było coś innego, nie wyglądał jak etap z innych klasycznych Sonic'ów. Sądziłem, że to port z czegoś w stylu Castlevani. Podłoga lśniła a ściany miały szaro-fioletowy odcień z animowanymi świeczkami i kilkoma mrocznymi plamami krwi tam i tu, a powyżej połowy ekranu wisiały ciemne zasłony. Co kilkanaście sekund czerwone kurtyny kołysały się powoli, lecz podczas gry było to ledwie widoczne. W tle leciało pianino grające spokojną muzykę, ale ja wiedziałem że ta piosenka to ścieżka ze Wzgórza z Aktu 1, tylko puszczona normalnie, a nie od tyłu. Robotnik nie wyglądał na tak zdenerwowanego jak Tails i Knuckles, ale z wyrazu jego twarzy widać było że wpada w lekką paranoję. Pojawiła się mała animacja, na której stoi on, i rusza głową z lewej na prawą 2 razy a potem wzrusza ramionami w moim kierunku, jakby nie miał pomysłu gdzie jest, lub co się tu dzieje. Mimo, że bałem się tego co się stanie, kazałem Robotnik'owi iść dalej. Biegł tak, jak zwykle (wiesz, wtedy kiedy pokonałeś go w jednej z klasycznych gier Sonic'a i goniłeś za nim), więc kontynuowaliśmy dalszą podróż w głąb poziomu. Wtedy zatrzymałem się przed dużymi, stromymi schodami w dół, teraz byłem poważnie zaniepokojony. Robotnik też wydawał się niepewny, ale jednak kazałem mu iść. Szedł w dół schodów, zauważyłem że ściany są ciemniejsze i bardziej czerwone; karmazynowe wcześniej pochodnie teraz były błękitne. Gdy zeszliśmy, dotarliśmy do kolejnej hali, tym razem dłuższej niż poprzednie (a może tak mi się wydawało) i ujrzeliśmy kolejne schody w dół, tym razem o wiele dłuższe. Zejście nimi zajęło mi minutę. Nagle usłyszałem ten okropny śmiech Kefki, a muzyka zwolniła i przycichła, ściany zrobiły się ciemniejsze, a pochodnie rozbłysły czarnym ogniem. Kiedy robotnik wylądował w trzeciej hali, zauważyłem że wygląda na naprawdę przestraszonego
i próbuje to ukryć. Nie winiłem go za to, też byłem się bałem...
W końcu zjawił się Sonic, wyskoczył przed Robotnikiem i tak samo, jak w przypadku Knucklesa, zamigała czerwona dioda.
Dioda migała jeszcze 15 sekund i nagle ukazał mi się straszny widok - super-realistyczny Sonic stojący w ciemnościach. Można było dostrzec jedynie jego twarz, bo jego głowa i tors pociemniały. Mówiłem, że to było super realistyczne, nie? Miałem na myśli to że, wyglądał prawdziwie i mogłem dostrzec każdy włosek na jego futrze, czułem że niemal mogę dotknąć tego futra przez ekran.
Jego twarz... O Boże, miał najstraszniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Jego oczy były czarne i pełne krwi. Dwa małe, czerwone, świecące punkty zamiast źrenic wpatrzone prosto WE MNIE, przeszywały bezustannie mój umysł. Jego uśmiech był demoniczny, zupełnie rozciągnięty od ucha do ucha, jak u Cheshire Cat z wyjątkiem tego że jeż miał kły, BARDZO OSTRE KŁY, z plamami krwi wyglądającymi, jakby przed chwilą pożarł jakieś zwierzę.
Oglądałem go tak przez pół minuty. Nie spuszczał ze mnie oczu, patrzył na mnie, śmiał się do mnie... Ta twarz... kilka sekund wystarczyło żeby na stałe wgryzła się w mój mózg. Na ekranie trzy razy mignęła dioda. Za trzecim razem usłyszałem śmiech Kefki, teraz brzmiał bardziej demonicznie... Zjawił się napis. Tym razem wiadomość na ekranie była najgorszym, co widziałem w tej grze:
"JESTEM BOGIEM!!!"
Kiedy to przeczytałem i spojrzałem na Sonica, uświadomiłem sobie
że ten Sonic jest potworem. Czystym złem. Sadystą. Koszmarem. Bestią...
Wszystkie jego ofiary... Tails, Knuckles, Robotnik i Kyle, to tylko małe zabaweczki, a gra to wrota do tego chaotycznego, koszmarnego świata, w którym jego ofiary są w nim uwięzione.
Gdy ujrzałem stop-klatkę, krzyknąłem. Sonic patrzył z ekranu a jego usta rozwarły się do niesamowitych rozmiarów, były jak wielka spiralna otchłań czystego zła... Czerwona dioda mignęła znów, tym razem jaśniej i mocniej przez co zabolały mnie oczy, że ta dioda jarzyła się przez kilka długich sekund.
Nagle przestała a ja ujrzałem czarny ekran, na którym pojawił się napis:
"Gotowy na drugą rundę,Tom?"
Śmiech Kefki rozbrzmiał ponownie. Tym razem brzmiał czyściej
niż zwykle, jakby Sonic był tuż za mną. Zaśmiał się 3 razy, a ja, zszokowany i zdezorientowany, patrzyłem się na napis.
W końcu zostałem wyrzucony do głównego menu i zobaczyłem zdjęcie Robotnika w takim samym stanie jak Tails i Knuckles. Jego skóra była ciemno szara, wąs stał się ciemny, okulary miały popękane szkła, a z jego ciała spływała krew. Zauważyłem grymas bólu na jego twarzy.
Wpatrywałem się w skatowaną trójkę.
Rozpłakałem się.
Czułem ich agonię i to, że zostali na zawsze uwięzieni w tej grze, i przez wieczność będą cierpieć przez niebieskiego jeża.
Siedziałem tak przez jakieś pół minuty, będąc w pełni świadomym swoich czynów...
Sonic jest uosobieniem zła. Torturuje ludzi którzy grają w tę grę do momentu aż się znudzi i uwięzi cię w grze... Uwięzi cię w piekle, i będzie mógł bawić się tobą jak zabawką...
Nie mogłem wyjąć płyty z komputera. Myślę że utknęła, ale i tak nie uruchomię jej ponownie.
Chwilę później usłyszałem głos za sobą.
"Spróbuj mnie zaciekawić, Tom"
Odwróciłem się i zauważyłem skąd dochodzi głos. Krzyknąłem...
Sonic siedział na moim łóżku.
Śmiał się, a z jego oczu spływała krew...
-----
http://www.facebook....location=stream
0 użytkowników, 4 gości oraz 0 użytkowników anonimowych