Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1201

Cowiek Maupa.
  • Postów: 2
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Dołączona grafika
Dołączona grafika
Dołączona grafika

Poproszę teraz pastę na mój temat...
edycja:
ultimate

  • 0

#1202

Voidfarrow.
  • Postów: 8
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

POMIOT


Mieszkam w nawiedzonym domu. Nie jest taki, jakie widzi się na filmach, albo o których czyta się w strasznych
opowieściach. Przez większość czasu jest całkowicie normalny i nudny.
Dość często słychać kroki w korytarzu, to pewne. Mimo to, widzę tych wszystkich ludzi uśmiechających się szeroko i
mówiących: "To na pewno Pra pra dziadek znów tam jest!".
Przez lata przypisywałem poszczególne odgłosy poszczególnym osobom. Dla przykładu, drapanie w okno to "Bowser",
który, jak mi się wydaje, chce wejść do środka... lub wyjść na zewnątrz. Uruchamianie się zlewów w nocy to "Pani
Faucette". To powinno być logiczne w swym znaczeniu.
Możesz zaprzyjaźnić się z większością duchów przez samą umiejętność tolerowania ich. Oczywiście nigdy nie
odwzajemnią twej uprzejmości, lub zainteresowania... przynajmniej możesz zachować swoją poczytalność i poczucie
bezpieczeństwa.

Mówię "większością", ponieważ często znajdzie się jakiś niezrozumiany.

Nie nazywaj ich złymi. To zakłada, że wina stoi po ich stronie. Nie, właściwy problem leży po naszej, poniewać właściwie
nie jesteśmy w stanie poznać ich prawdziwych intencji.
Pomiot, jak go nazywałem, był jednym z takich cudaków.

Było dobrze po północy, kiedy zdecydowałem, by pójść poszperać w piwnicy. Kwestia kasy męczyła mnie cały dzień, i
tylko sen był w stanie uspokoić mnie i zapewnić, że w końcu rozwiążę zagadkę. W piwnicy były papiery, które na pewno
dałyby mi informacje, których szukałem.

Prowadzony światłem latarki, zagłębiłem się w ciemność nieoświetlonego pomieszczenia. Skrzypienie schodów w
połączeniu z zapachem mokrej pleśni czyniło pobyt tam jeszcze bardziej niepokojącym. Nie mam klaustrofobii, jednak coś
w pobycie pod powierzchnią Ziemi zawsze wywoływało we mnie jakieś pierwotne lęki.
Pewnego razu dostałem ataku paniki, kiedy winda w podziemnym garażu wysiadła. Drzwi otworzyły się w zimnym,
mrocznym szybie windy, i już sam ten widok przepełnił mnie strachem.

Byłem na wyciągnięcie rąk od kartonu, z kolanami niemal przy ziemi i światłem wymierzonym przede mnie, gdy moją
uwagę przykuł ruch w ciemności.
Zmrożony strachem obserwowałem wyblakłe, białe prześcieradło płynące w moim kierunku w powietrzu. Wisiało tam, parę
cali nad ziemią. Wyglądało, jakby ktoś był pod nim, co oczywiście było niemożliwe.

"W-witaj..." - wyjąkałem, walcząc ze strachem przed niewyjaśnionym.
Prześcieradło powiewało, jego krawędzie unosiło się jak rąbek spódnicy delikatnej tancerki. Wtedy, w jednej chwili ta rzecz
zrzuciła swoje okrycie w tumanach pyłu.
W momencie upadnięcia prześcieradła, rozpadło się ono w drobny pył, jak przez niewidzialne mole. Stałem tam i
wpatrywałem się w zdeformowaną kreaturę podobną do trola, która wyglądała, jakby cały ten czas była w przebraniu. Jego
skóra była pokryta sączącymi, otwartymi ranami i pulsującymi czyrakami. Ta rzecz rzuciła mi chore, na swój sposób chytre
spojrzenie, zanim zaczęła cierpieć z bólu na moich oczach. W ciszy, nieludzkie ciało zaczęło się rozpusczać, jak polane
kwasem. Różowe mięso mieszało się z czerwoną, zaschniętą krwią, aż nie została z nich kałuża. W środku glutowatej
mazi stał powykrzywiany, zniekształcony szkielet.

Istota z kości miała krzywy kręgosłup... pod rozciągniętymi ramionami... i nadętą czaszkę z niepasującymi oczodołami.
Mroczne, nagie plugastwo powoli przemieściło się z jego własnych, parujących resztek, rozmazując mięsistą papkę po
podłodze.
Rozpuszczone resztki pozostałe po istocie powoli wchłonęły się w pęknięcia piwnicznej podłogi.
Nagle, kości zaczęły grzechotać i klekotać, jak bohater kreskówki, nie będący w stanie utrzymać jakiegoś nadzwyczajnego
ciężaru. To kołysało się, huśtało, próbowało ustać, aż w końcu nie wytrzymało.

Z hałaśliwym trzaskiem, kości rozsypały się w bezkształtną kupę. Ta przerażająca czaszka potoczyła się w moją stronę,
szybko zmniejszając dystans między nami. W tym samym czasie, w którym kołysząc się dotarła do mnie, pękła w połowie
i rozpadła się na połówki.

Jeśli pomyślałbym, że to koniec tego upiornego przedstawienia, byłbym w błędzie.
Z pękniętej czaszki wypadł idealnie pofałdowany arkusz.

Powoli zaczął rosnąć... jak nadmuchany... aż nie przyjął kształtu, który widziałem pierwotnie. Z gracją, kształt obrócił się, i
zdając się mnie ignorować ponownie zniknął w cieniach. Kości stopniowo rozpłynęły się w powietrzu.

Postanowiłem wrócić po papiery rankiem.

Wciąż nie rozumiem, co ta rzecz chciała mi powiedzieć, lub co zamierzała zrobić... oczywiście poza zwyczajną próbą
nastraszenia mnie.

Sądzę, że to zasługuje na odpowiednie imię.

Pomiot, nędzna kukiełka.

http://creepypasta.w...com/wiki/Nestor
  • 0

#1203

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Co się dzieje z duszą po śmierci ciała? Od zalania dziejów jest to temat wielu badań, doświadczeń, jak i również obserwacji. Jedni twierdzą że dusze pozostają na ziemi, by opiekować się bliskimi, inni że odchodzą do nieba. Jest też grupa osób które podchodzą sceptycznie do tej tematyki, bądź też kompletnie nie wierzą w duchy. Prawda czai się tuż za rogiem... co jakiś czas pojawia się informacja o nawiedzonym domu, dziwnych zjawiskach, których nie da się logicznie wytłumaczyć. Meble które same się przesuwają, spadające szklanki, dziwne odgłosy. Są osoby które twierdzą że widzą duchy, mało tego, że udaje się z nimi nawiązać kontakt. Po co przychodzą? Czego oczekują od żywych? Czujesz czasami czyjąś obecność w taki sposób że na pojawia się gęsia skórka?
Ja sama nigdy nie wierzyłam w duchy, uważałam że to bujda. Jak można wierzyć w coś czego nie ma? Jak można zobaczyć coś, czego nie widać? Wiele razy słyszałam o domach które straszą jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, że jeden z nich znajduje się w mojej okolicy...
Dom stoi przy dość ruchliwej drodze, jednak od wielu osób słyszałam że tam straszy. Ciągle zmieniali się właściciele, gdyż wiecznie coś było niszczone. Śmiesznie to brzmiało jak dla mnie, jak może coś straszyć? Pewnie dom był zadłużony, albo źle urządzony. Kolejnym z właścicieli stał się mój wujek. Jak dla mnie była to okazja do sprawdzenia co właściwie jest tam nie tak? Weszliśmy, dom prezentował się dość dziwnie, wszędzie czuć było chłód pomimo tego, że na dworze panował letni skwar. Okna były pootwierane a mimo to, było strasznie zimno. No cóż widocznie opuszczony dom miał wyziębione mury, które potrzebowały czasu na nagrzanie. W środku panował bałagan, tak jakby ktoś złośliwy porozrywał firanki, porozrzucał talerze, poprzewracał krzesła. Niezbyt atrakcyjne miejsce. Zabraliśmy się za sprzątanie, co szło naprawdę sprawnie. Wnieśliśmy meble, uporządkowaliśmy ubrania i inne przedmioty w szafkach i wszystko nabrało smaku. Pomimo wszystko jednak wciąż czuć było pewnego rodzaju chłód. Zapadła noc i naprawdę nie mieliśmy ochoty na powrót do domu. Stwierdziliśmy, że skoro jeszcze zostało nam troszkę pracy to może tutaj przenocujemy. To co zaczęło się dziać po zapadnięciu zmroku było koszmarem. Zupełnie odmieniło moje postrzeganie świata, oraz wiarę w nadprzyrodzone istoty.
Wyobraź sobie że siedzisz w fotelu przy oknie i czytasz książkę, nagle czujesz na sobie czyjś wzrok, powiało chłodem? Na biurku kubek z kawą zaczyna drgać, przeszły mnie ciarki i już nie było mi do śmiechu. Położyłam się spać, leżałam nieruchomo... w całym domu cisza, aż tu nagle wszystkie szafki się otworzyły oraz cała ich zawartość wyleciała na podłogę. Serce biło jak oszalałe, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Strach sparaliżował mi głos. Myślałam że serce mi wyskoczy nagle czyjeś kroki, tak jakby ktoś zbiegał po schodach w obcasach. I cisza... przerażająca cisza która trwała do rana. Uwierzyłam w duchy...
Wujek sprzedał dom.... tej pamiętnej nocy... sparaliżował go strach słyszał co się działo w pokoju w którym ja spałam. Jednak u niego zupełnie nic się nie działo. Prawie nic... przez całą noc było mu strasznie zimno i czuł czyjąś obecność. Ktoś tak jakby stał nad jego łóżkiem..
Szukałam informacji o pierwszych właścicielach. Była to rodzina w której często dochodziło do przemocy, głowa rodziny była alkoholikiem, pewnego dnia powiesił się on na klatce schodowej. Żona wraz z dziećmi wyprowadzili się gdyż podobno działy się w domu dziwne rzeczy.
Dom o którym mowa miał wielu właścicieli, wiele razy zapraszani byli tam egzorcyści, księża i inni specjaliści. Twierdzili, że coś tam jest i raczej nie ma chęci na opuszczenie domu...
-----
http://www.facebook....apolska?fref=ts
  • 1

#1204

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nowi sąsiedzi I

Coś naprawdę niepokojącego dzieje się po drugiej stronie ulicy. Nie wiedziałem, gdzie o tym napisać – kolega powiedział mi o tej stronie. Chciałem wiedzieć, co Wy o tym sądzicie.

Około miesiąc temu, sąsiedzi z naprzeciwka (którzy mieszkali tam ponad 25 lat) nagle spakowali się i wyprowadzili. Żadnych zapowiedzi, pożegnań - nic. Nie widziałem nawet znaku „Na sprzedaż” na ich trawniku. To było starsze małżeństwo i nie byłem do nich jakoś strasznie przywiązany, ale lubiliśmy się na tyle, żeby powiedzieć „Dzień dobry” i zamienić kilka słów. Byli dobrymi, miłymi ludźmi. Było mi przykro, że wyprowadzają się w taki sposób.

Trzy dni po tym, jak wyjechali, zobaczyłem przed ich domem znak „Sprzedane”. Byłem zaskoczony, jak szybko został sprzedany – trzy dni, a ja nie widziałem żadnych ludzi oglądających go.

Minął może tydzień, zanim wprowadzili się nowi sąsiedzi. Pojawili się tylko z małą ciężarówką – nie mieli zbyt wiele rzeczy. Była to azjatycka para w średnim wieku. Pamiętam, że przyszli, żeby się przywitać (chodzili od domu do domu, żeby przywitać się ze wszystkimi, co wydawało mi się bardzo miłe). Byli spokojni, ale wydawali się mili.

Ostatniej nocy, około 2:00, obudził mnie dźwięk uderzania. Bęc, bęc, bęc. Rytmiczny i stały, jakby ktoś bez przerwy uderzał młotkiem w drewno. Wstałem z łóżka i próbowałem znaleźć źródło tego hałasu. Zajęło mi kilka sekund, żeby zdać sobie sprawę, że dochodzi on z zewnątrz. Powoli otworzyłem okno, przez które widać ulicę i dom sąsiadów. Było ciemno i nie widziałem wiele, ale dźwięk na pewno dochodził z zewnątrz, obok domu sąsiadów.

Mieszkam na końcu ulicy, więc na lewo od mojego domu jest tylko las (z perspektywy sąsiadów po prawej). Dźwięk dochodził dokładnie stamtąd. Z lasu. Bęc, bęc, bęc. Bez przerwy. Nie przyspieszał, nie zwalniał. Był niezmienny. Przechodzą mnie ciarki, gdy teraz o tym myślę.

Zamknąłem okno, myśląc, że dźwięk w końcu ucichnie. Nic takiego się nie stało. Po dziesięciu minutach nadal to słyszałem. Znowu otworzyłem okno, mając nadzieję, że dojrzę, co wydaje ten dźwięk, ale było za ciemno. Zszedłem po schodach, wziąłem latarkę i wróciłem na górę (o wyjściu na zewnątrz nie było mowy).

Podszedłem do okna, włączyłem latarkę i skierowałem ją w stronę lasu. Gdy latarka oświetliła drzewa, walenie ustało. Nagle. Cisza. Pamiętam, jak przeszły mnie ciarki, gdy to się stało. Wychyliłem się przez okno w stronę oświetlonego miejsca. Nie widziałem jednak wiele, tylko drzewa. Odczekałem jeszcze parę minut, a potem wyłączyłem latarkę, tłumacząc sobie, że to musiało być jakieś zwierzę. Dźwięk ustał, więc było w porządku.

Gdy położyłem się na łóżku – bęc, bęc, bęc. Przysięgam, po prostu mnie zmroziło. Jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale w końcu wyskoczyłem z łóżka, otworzyłem okno i krzyknąłem „HEJ!” Zrobiło się cicho.

Do rana było spokojnie, nie słyszałem już nic.

Ale potem zrobiło się jeszcze dziwniej. Obudziłem się rano, nie myśląc o tym, co zdarzyło się w nocy i gdy wychodziłem do pracy, zobaczyłem to.

W głębi lasu, obok domu sąsiadów, stała zniszczona szopa, której nie widziałem wcześniej. Nie wiem nawet czy można to nazwać szopą. Nie miała więcej, niż 2 metry wysokości i była na tyle szeroka, żeby pomieścić kilka osób. Zaniepokoiło mnie to, jak bardzo była zniszczona, mimo, że wcześniej jej tu nie było. Szopa miała dwoje drzwi z owalnymi oknami, drzwi były zardzewiałe i po prostu wisiały na zawiasach. Dach był pochylony do wewnątrz, a ściany krzywe. Wyglądało, jakby wszystko miało się zaraz zawalić.

Wtedy zacząłem się zastanawiać, co do cholery wybudowali moi sąsiedzi. O drugiej w nocy. Hałas musiał pochodzić od młotka. Ale serio, co jest do diabła? O tej godzinie?

Teraz siedzę w moim pokoju i piszę to do was, bo tylko o tym mogę myśleć, odkąd coś znów zaczęło uderzać. Dźwięk nie ustał – słyszę go w tym momencie. Jednak to nie wszystko. Teraz widzę światło dochodzące z szopy. Mogę je dojrzeć z mojego pokoju, tak po prostu.

Walenie słychać dokładnie z miejsca, w którym jest szopa. Jest pierwsza w nocy. Nie mam pojęcia, o co tu chodzi.

Wiem, że wielu z was mi nie uwierzy, więc zrobiłem zdjęcia tej szopy. Zostały wykonane iPhonem, przepraszam za marną jakość. Pierwsze zrobiłem rano, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Drugie zrobiłem teraz – możecie wyraźnie zobaczyć światło.

Dzień
Noc

Nie wiem, czy mam zadzwonić na policję, czy-

O Boże. Walenie właśnie ustało.

Ktoś zaczął krzyczeć na zewnątrz.

Autor: duker1089 Tłumaczenie: ja
Źródło: http://www.reddit.co...o_freak_me_out/

Użytkownik Lupus28 edytował ten post 22.05.2013 - 23:25

  • 5



#1205

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Mam dla Was dwie pasty. Obie są dość niepokojące i lekko schizowe :) Enjoy :D

Chcesz wiedzieć co to piekło? Chcesz wiedzieć co Cię czeka po twoim nędznym życiu? Myślisz, że jesteś twardzielem, którego nic nie przestraszy? Skoro tak twierdzisz to czytaj dalej, nie gwarantuję, że się wystraszysz, ale na pewno zasieję w tobie niepokój, który z upływem czasu będzie rósł i hodował się w tobie, aż pewnego dnia przerodzi się w strach. Strach którego nie będziesz w stanie opanować, będzie tak wielki, że odechce Ci się żyć. Odizolujesz się od świata zewnętrznego i zabarykadujesz się w
swoim małym, obskurnym mieszkaniu, które daje Ci znikome szanse na przetrwanie nadejścia tego który jest głodny.
Bóg?
Nie. Boga już nie ma, odszedł zawiedziony waszym postępowaniem, które rodzi nawet we mnie odrazę do was, ludzi. Wasze niegodziwe życie, trwające ponad trzydzieści tysięcy lat, teraz leży w moich rękach, mógłbym was zmieść z powierzchni ziemi w mgnieniu oka, ale to byłoby zbyt łatwe, będę na was polował, aż nie wytrzebię każdej żywej duszy na tej wstrętnej planecie. Ja będę łowcą wy będziecie zwierzyną.
Zapytałeś czemu duszy ?
Otóż ja nie żywię się wami, tylko tym co przez całe swoje życie hodujecie w sobie. Jest to rzecz która nadaje kształt waszemu ciału, dzięki niej macie uczucia i możecie postępować z wolną wolą. Bez niej jesteście kupą szarej materii, która nie ma znaczenia... Prościej mówiąc jesteście nosicielami mojego pożywienia, niestety dusza jest z wami tak związana, że przy odbieraniu jej, towarzyszy ogromny ból który będzie waszą nauczką.
Wyobraź sobie sytuację w której ktoś powoli wyrywa tobie jedną z kończyn. Czujesz to? Twoja jedna ręka jest przywiązana do metalowego pręta, sztywno trzymającego się w ziemi, druga zaś jest przywiązana do konia. Kojarzysz to? Tak, to tortury stosowane w średniowieczu. Kiedy koń powoli rusza, twoja ręka w takim samym tempie rozciąga się, rozciąga się aż do momentu tak zwanej granicy, nie trwa to długo, lecz gdy osiągnie tę granicę twoja skóra zaczyna rozrywać się na strzępy, ukazując twoje rozszarpane mięśnie, każdy z nich powoli pęka tworząc oddzielne dwa ciała. Kości wyrywają się razem z częściami mięsa. Purpurowa Krew zalewa twoją zniszczoną rękę bezsilnie próbując ją zasłonić. Momentem kulminacyjnym jest główny nerw. Przy jego nadrywaniu, towarzyszy pisk nie do zniesienia, jakbyś przejeżdżał kredą po tablicy albo widelcem po czystym talerzu. Część ręki przywiązanej do konia, oderwana pada na ziemię. Ty nie mając siły żeby na nią spojrzeć, wykrwawiasz się. Jest to mniej więcej taki ból, może trochę większy. Dusza uwolniona od ciała, nadaje się do spożycia. Przed tym jednak musi trafić do mojego domu, do podziemi zwanych przez was piekłem. Piekło to miejsce w którym mogę spożyć duszę. Nic skomplikowanego tylko jedna wielka ciemność, rozjaśniona ogniem. Nie sądzisz chyba że przy konsumpcji nic nie będziesz czuł. Błąd. Ten ból będzie dziesięć razy większy niż przy odbieraniu duszy. Najlepiej smakują takie zanieczyszczone dusze jak wasze, wystraszone, błagające o litość, cierpiące. Karmię się również waszym strachem,
Kim ja jestem?
Jestem wszystkim, ale potocznie mówią na mnie Żniwiarz. Mogę przybrać postać przedmiotu, zwierzęcia oraz każdego człowieka, którego znasz na tej ziemi. Teraz kiedy wyjdziesz na zewnątrz, mogę czaić się wszędzie, mogę być twoim przyjacielem, twoją matką, a nawet twoim psem. Będę Cię obserwował. Nawet w tym momencie mogę stać za tobą. Odwróciłeś się? Nie sądziłem że jesteś aż taki twardy. Jednak to minie. Kiedy zaśniesz, już się nie obudzisz, jeśli jednak nie, to będę czuwał stojąc w rogu twojego pokoju, lub leżąc pod łóżkiem.
Słyszałeś ?? Ktoś pukał do drzwi. Idź sprawdź i wróć tu. Już ? Dobrze. Na koniec chciałbym cię poinformować że nie mogę wejść do waszych domów, nie mogę tak po prostu dotknąć waszych klamek, nacisnąć i wejść, nie, to by było za proste. Czuję się lepiej gdy zostanę wpuszczony...


Wędrówki między światami
Piskliwy dźwięk alarmu wyrwał mnie ze snu. Nieprzytomnie spojrzałem na zegarek. Krwistoczerwone cyfry wskazywały 10.00. Ch era, przecież nastawiałem budzik na 6.00 !
- Co za złom! - przekląłem w duchu. Już dawno powinienem był kupić nowy...
Postanawiam, że jest już zbyt późno, by iść do szkoły i decyduję się zostać w domu. Jakoś wytłumaczę to mamie... Leniwie wstaję z łóżka i ruszam w stronę kuchni. Na stole zauważam kartkę:
''Jack ! Kup po szkole karmę dla psa. Wrócę później. Mama.''
Jako że nie mam co robić, postanawiam od razu iść do sklepu. Chowam do kieszeni dychę i wychodzę z domu. Jak zwykle, tuż przy wyjściu z domu cofam się, zęby sprawdzić czy zamknąłem drzwi. To jeden z tych nawyków, który męczy wielu z nas, prawda ?
Idę na skróty, przez podwórko zwykle oblegane przez dresiarzy. Teraz jednak jest puste. ''Pewnie dlatego, że wszyscy są w szkole'' - pomyślałem. Idąc dalej, również nie spotykam na swojej drodze nikogo. Powoli zaczynam się niepokoić - wiecie, miesiące czytania creepypast zrobiły swoje, dlatego czuję niemal ulgę, kiedy dostrzegam stojący na światłach samochód. Gdy jednak podszedłem bliżej, zauważyłem coś dziwnego. Auto było puste. Nigdzie nie widziałem właściciela, a silnik był ciągle włączony. Automatycznie szarpnąłem klamkę- drzwi do czerwonej toyoty się otworzyły. Zacząłem się zastanawiać, kto był na tyle głupi, by zostawić otwarte auto z laptopem i aktówką na tylnym siedzeniu.
Nagle moje rozmyślania przerwał głośny dźwięk tłuczonego szkła. Obróciłem się i ujrzałem siatkę z zakupami leżącą na ziemi. Rozbiły się znajdujące się w niej butelki, a kilka przedmiotów wytoczyło się na chodnik. Co u licha...? Zastanawiałem się, czy to moja wyobraźnia płata mi figle, ale mógłbym niemal przysiąc, że przez sekundę widziałem kobietę niosącą te zakupy. W następnej chwili już jej nie było. Zupełnie jakby... zniknęła ?
- Nonsens -powiedziałem sam do siebie. -Ludzie nie znikają, idioto.
W tej samej chwili poczułem ostry, przenikliwy ból głowy. Zacisnąłem zęby i przymknąłem powieki. Gdy je otworzyłem, świat wokół mnie wirował i nabierał kolorów, których nie jestem w stanie nazwać. Próbowałem krzyczeć, ale z mych ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zacząłem słyszeć głosy tak głośne, jakbym stał w samym środku rozwrzeszczanego tłumu. Stawały się coraz głośniejsze i coraz bardziej zniekształcone. Próbowałem uciekać sam nie wiem przed czym, ale bezskutecznie.
Nagle wszystko ucichło. Obudziłem się w ciemnej piwnicy. Od razu podziękowałem Bogu za to, że było tam cicho. Stwierdziłem, że na ciele nie mam żadnych ran, nogi i ręce są na swoim miejscu; postanowiłem więc poszukać wyjścia. Znalazłem ciężkie, drewniane drzwi. Pchnąłem je. To, co zobaczyłem... Nad moją głową rozpościerało się ciemnoczerwone niebo, pod stopami miałem odłamki kości. Ludzkich ? Wolałem się nad tym nie zastanawiać. Ruszyłem przed siebie, pragnąc uwolnić się z tego koszmaru. Dopiero teraz poczułem okropny odór gnijącego mięsa. Przed oczami mignęła mi jakaś czarna kreatura, a zaraz za nią wyłoniła się istna parada Nieumarłych; okaleczonych ludzi bez kończyn czy oczu i pokrytych bliznami monstrów rodem z creepypast, o których tyle czytałem. Przez kilkadziesiąt minut po prostu stałem otępiały i wpatrywałem się w przestrzeń. Przyzwyczajałem się do widoku torturujących i torturowanych łudząc się, że to tylko zły sen. Niestety, ból jakiego doświadczyłem stąpając po rozżarzonym węglu przekonał mnie, że tak nie jest.
Minęły już cztery miesiące, odkąd tu jestem. Myślisz że to, co mnie spotkało jest straszne? Masz rację. Ale kilka dni temu odkryłem coś gorszego. Skoro ja, facet z samochodu i wielu innych ludzi w jakiś sposób dostaliśmy się tutaj, czy nie działa to także w drugą stronę ? Być może kreatury z tego Świata potrafią przedostawać się na Ziemię tą samą drogą, którą przedostałem się tu ja ? W sumie to całkiem prawdopodobne.
Pomyśl o tym, kiedy następnym razem uznasz to COŚ za rogiem tylko za wytwór twojej wyobraźni...
------
http://www.facebook....?ref=ts&fref=ts
  • 2

#1206

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nowi sąsiedzi II

Wow. Dobra. Muszę pozbierać myśli, więc bądźcie dla mnie wyrozumiali. Mało spałem – zarywałem noce obserwując tę szopę, więc wybaczcie, jeśli coś pomieszam lub napiszę nie po kolei. Nie umiem opowiadać historii – po prostu chciałem wam zrelacjonować te wydarzenia.

Większość z was pewnie pamięta mój ostatni wpis o dziwnym zachowaniu sąsiadów. Jeśli nie, to możecie przeczytać go TUTAJ.

Pamiętacie krzyk? Nadal nie wiem czyj on był, ani skąd dobiegał. Miałem wrażenie, że dochodził ze strony tej szopy, ale nie mam pewności. Brzmiał jakby krzyczała kobieta, ale mógł to być też młody mężczyzna. Tylko zgaduję. Tamtej nocy nie słyszałem już więcej krzyków ani uderzeń, tak samo, jak przez kilka następnych. Nie mam jednak wątpliwości, że ktoś wciąż używa tej budy.

Pierwszej nocy po usłyszeniu krzyków, przesiedziałem całą noc obserwując szopę. Niczego nie zauważyłem. Żadnego światła, żadnych dźwięków, żadnych przechodzących ludzi. Zasnąłem gdy słońce zaczęło wschodzić, około 6:00, mocno zirytowany.

Kolejnej nocy (kilka dni temu) zaczęło być ciekawie. Znowu nie spałem, tylko czekałem na dźwięki. Nie doczekałem się, ale dokładnie o 2:00 w szopie zaświeciło się światło. Nie widziałem, żeby ktoś tam wchodził. Na pewno bym to zauważył.

Świeciło się dokładnie przez 2 godziny. O 4:00 zgasło. Tak pozostało przez całą noc. Znowu - nie zauważyłem, żeby ktoś stamtąd wychodził.

Powtarzało się to przez kilka następnych nocy. 2:00 – światło się włącza, 4:00 – światło się wyłącza. Ani razu nie zauważyłem, żeby ktoś tam był.

Zacząłem się niepokoić, w końcu powiedziałem o wszystkim mojemu koledze (temu, który powiedział mi o tej stronie). Zgodził się, żeby pójść i sprawdzić, co tam jest.

Po południu zakradliśmy się do lasu i poszliśmy w stronę tej budy. Drzwi były mocno zardzewiałe, włożyliśmy dużo wysiłku, żeby otworzyć chociaż jedne. Stwierdziłem, że to nie ma sensu. Dwóch dorosłych facetów ledwo otworzyło te drzwi – niemożliwe, żeby tym drobnym Azjatom się to udało. Musieliby to zrobić bezszelestnie.

Otworzyliśmy drzwi, zajrzeliśmy do środka – i nic. Było kompletnie pusto. Żadnej lampy zwisającej z sufitu, żadnego włącznika światła. Nie było tam nic.

Oprócz podłogi. Prawie tego nie zauważyliśmy.

Do drewnianej podłogi był przyczepiony mały, metalowy uchwyt w kształcie półkola. Jeden z takich, które służą do otwierania zapadni w podłodze.

Spojrzałem na mojego kumpla, zdecydowaliśmy, żeby za niego pociągnąć. Nic to nie dało. Szarpnęliśmy kilka razy, ale klapa była zamknięta od środka. Każde szarpnięcie wydawało głośne uderzenie.

Wtedy się przeraziłem. To był dźwięk, który słyszałem w nocy. Ktoś próbował otworzyć zapadnię.

Ludzie…

Myślę, że coś tam jest.

Autor: duker1089 Tłumaczenie: ja
Źródło: http://www.reddit.co...o_freak_me_out/

Użytkownik Lupus28 edytował ten post 22.05.2013 - 13:23

  • 8



#1207

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Część I
Część II

Nowi sąsiedzi III

Muszę was przeprosić, że się nie odzywałem – miałem wrócić do tej szopy w tamten weekend, ale żona mojego kumpla (tego, który miał ze mną iść) urodziła dziecko, więc przez tydzień nie miał wolnej chwili. Nie pisałem, bo nie miałem nowych informacji, a nie chciałem iść sam. Jeszcze raz przepraszam.

Ostatniej nocy (w niedzielę) mój kumpel w końcu do mnie przyszedł. Chcieliśmy wrócić do szopy, żeby lepiej przyjrzeć się zapadni, spróbować ją otworzyć i zrobić parę zdjęć. Rozważaliśmy zabranie łomu, ale w końcu zrezygnowaliśmy – mógłby narobić za dużo hałasu. Mieliśmy nadzieję, że uda się nam ją podważyć i jakoś odblokować.

O 1:00 przeszliśmy przez ulicę, w stronę podwórka sąsiadów. Czekaliśmy do późna, żeby mieć pewność, że śpią. Nie chcieliśmy ryzykować, że nas zobaczą.

W ich domu nie świeciło się żadne światło, więc stwierdziliśmy, że zasnęli. Nie wzięliśmy latarek – nie chcieliśmy, żeby zauważyli światło. Zamiast tego mieliśmy używać świateł z naszych telefonów – były ciemniejsze niż latarka, ale wciąż na tyle jasne, żeby z nich korzystać. Gdy byliśmy na miejscu, szopa wyglądała na większą, niż mi się wydawało. Zrobiłem jej zdjęcie z zewnątrz, ale wyszło nieostre i ciemne – nie chciałem włączać lampy błyskowej zaraz przy domu sąsiadów. Właśnie zgrywam zdjęcia na komputer, może uda się wam coś zobaczyć, gdy je zamieszczę.

Z trudem udało się nam przejść przez drzwi. Tak, jak przedtem, szopa była całkowicie pusta. W ciemności wyglądało to trochę strasznie. Uchwyt wciąż tam był, nic się nie zmieniło od naszej ostatniej wizyty. Zrobiłem kilka zdjęć uchwytu, zapadni i wnętrza szopy. Mój kumpel powiedział, że chce otworzyć klapę. Pociągnął za uchwyt, a zapadnia…po prostu się otworzyła. Nie była zablokowana. Pociągnął dość mocno, bo spodziewał się, że będzie zamknięta a ona prawie go uderzyła. Pamiętam jego spojrzenie, po prostu gapił się na mnie, kucając, bez jakichkolwiek emocji. Nie mogliśmy uwierzyć.

I wtedy ją zamknął. Nie chciał tam zejść. Naprawdę nie spodziewaliśmy się, że to się otworzy. Cały czas powtarzał: „Chodźmy stąd, chodźmy stąd”, ale ja ubłagałem go, żeby zostać jeszcze przez chwilę. Podniosłem klapę, próbując dojrzeć, co pod nią jest. Było ciemno, ale zobaczyłem schody. Dosyć strome betonowe schody, które prowadziły do korytarza. Nie widziałem, co było dalej. Po obu stronach były cienkie, drewniane balustrady. Udało mi się zrobić dość wyraźne zdjęcie (światło w dolnej części zdjęcia pochodzi z telefonu kolegi).

I do cholery…zeszliśmy w dół. Sam w to nie wierzę, ale zeszliśmy po tych schodach.

Musieliśmy się schylić dość nisko, bo drzwi nie otwierały się całkowicie (przyparliśmy je kamieniem, żeby się nie zamknęły). Było około 25 betonowych stopni. Na dole znajdował się korytarz, który po kilku metrach skręcał w lewo. Poszliśmy do przodu, skręciliśmy i zastaliśmy trochę większą przestrzeń. Było ciemno, ale gdy zeszliśmy pod ziemię, włączyliśmy latarki w naszych telefonach. I chyba nadal nie do końca rozumiem to, co zobaczyliśmy.

Był to jeden długi pokój, szerokości szkolnego korytarza, a przy ścianach znajdowało się pełno gnijących i rdzewiejących szafek. Było ich tak dużo, że pokrywały całą dolną część ścian pokoju. Sięgały mi do ramion. Każda miała przyklejony mały biały pasek z tekstem „Brak sygnału”, napisanym na maszynie. Wszystkie napisy były takie same, każdy jeden. Otworzyliśmy większość szafek – były puste. Na jednej z nich stał stary monitor od komputera z lat 90 (taki z ogromnym tyłem). Nie był podłączony, ale na ekranie było coś wypalone. Było trudno dojrzeć, ale wyglądało to jak jakiś program do wprowadzania danych, który utrwalił się na ekranie. Widziałem dużo białych, pustych pasków do wpisywania tekstu i szarych przycisków pod nimi. Niestety, nie mogłem odczytać żadnych słów, wszystko było niewyraźne.

Ale potem zrobiło się jeszcze dziwniej. Na końcu korytarza, przed nami, były normalnej wielkości metalowe drzwi. Nie miały klamki, ani uchwytu. Za to w ich górnej części był wizjer.

Gdy w niego spojrzałem, serce mi zamarło.

Wizjer znajdował się po drugiej stronie drzwi. Był skierowany na nas. Na korytarz z szafkami.

Pokazałem to mojemu kumplowi, a on tylko stał i się patrzył. A potem uciekliśmy stamtąd, najszybciej jak mogliśmy.

Jest już naprawdę późno, jesteśmy teraz u mnie w domu i próbujemy zrozumieć to, co widzieliśmy. Dopiero teraz się zorientowałem – na dole nie było żadnego źródła światła. Ani jednej żarówki, czy przełącznika. Skąd więc, do cholery, pochodziło światło, które widziałem wcześniej? Co chwilę patrzę przez okno – światła teraz nie ma. Jeśli się pojawi, chyba tam pójdziemy. Mój kumpel nie chce wracać – ale ja nie wiem. Zobaczymy.

Nie ma szans, żebym zasnął. Wciąż myślę o tych szafkach. I drzwiach. Z wizjerem patrzącym na korytarz.

Uderzanie! Właśnie teraz zaczął się hałas!

Światło się świeci, Jezu Chryste, świeci się! Nadal słychać walenie, na sto procent dochodzi z tej budy.

Wracamy, wracamy tam teraz. Zdjęcia muszą poczekać, mam je na telefonie. Zabieram go ze sobą, gdyby trzeba było jeszcze jakieś zrobić, albo zadzwonić na policję.

Napiszę wam wszystko gdy wrócimy…o Boże, ktoś krzyczy.

Dźwięk dochodzi z szopy.

Źródło: http://www.reddit.co...o_freak_me_out/

Użytkownik Lupus28 edytował ten post 23.05.2013 - 00:01

  • 4



#1208

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Zastanawiasz się pewnie,co może robić małe dziecko,które dostało wczoraj komputer,wieczorem? No,ja właśnie też się zastanawiam. Moja młodsza siostra odziedziczyła po mnie mój stary,kochany,pierwszy. Miałam ogromną frajdę z grania całymi dniami w pasjansa albo gierki internetowe. Byłam niemal pewna,że moja siostra,Millie,robi właśnie to samo.
Nic bardziej mylnego.
Odpaliłam go wczoraj,była 20:43 (Millie zapisała tą godzinę na samoprzylepnej kartce). Zostawiłam ją samą sobie i poszłam uczyć się do egzaminów. Przesiedziałam nad książkami godziny,aż około 2:00 nad ranem,naładowana wiedzą,zasnęłam.
Kolejny dzień,sobota. Uwielbiam soboty,można się lenić przed monitorem cały dzień. Włączyłam swój laptop. O dziwo,po pstryknięciu włącznika zasilania,a następnie przycisku uruchamiania nic się nie działo. Hmpf,pewnie znowu się zepsuł - urok laptopów. Siostrzyczki od rana nie ma,mój stary komputer pozostał sam sobie. Ciekawość zjadała mnie żywcem. Uruchomiłam.
Żałuję.
Powitał mnie stary Windows XP. Nie przeinstalowywałam systemu dla Millie,zapewne i tak nie obchodziło ją,czy jest nowy czy stary. A jakże - pousuwała wszystkie moje gry. Na pulpicie - prócz standardowych ikonek - był folder "Millie". No tak,każdy nazywał tak swój folder,gdy był mały,albo nawet i teraz niektórzy tak robią z braku innych pomysłów. Otworzyłam go. Mieściło się tam pięć obrazków o rozszerzeniu .jpg - 20:43.jpg,43:20.jpg,02:43.jpg,34:20.jpg i 43200432034402.jpg. Bardzo zdziwiły mnie te nazwy - wszystkie były związane z godziną włączenia komputera. I ta ostatnia nazwa... To mnie naprawdę zaniepokoiło. Musiałam to sprawdzić jak najszybciej. Pierwszy obrazek zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Do komputera podłączyłam też kamerkę internetową kupioną za gorsze,żeby Millie mogła rozmawiać z koleżankami. Byłam tam ja z nią - zrobiła mi tzw.zdjęcie z zaskoczenia.Uśmiechnęłam się mimowolnie. Na dole,w lewym rogu widniał napis,pewnie dodany w Paint'cie:"Uśmiechnij się,Bóg jest z tobą". Pamiętam,gdy ja też miałam obsesję na punkcie religii,jakby mnie to kręciło,miałam wtedy 8 lat. Tyle co ona. To było słodkie.
Drugi plik nie był już taki słodki. To było to samo zdjęcie,literki ze zdania były odwrócone,jakby się przewróciły. Nasze miny jakby zrzedły,a w ręce mojej siostry trzymany był nóż. Przeraziłam się nie na żarty. To na pewno jakiś montaż... Ale,po pierwsze,czemu? Po co miałaby to robić? Po drugie,jak?Nie potrafi posługiwać się Paintem,jedynie dodaje jakieś napisy,nic więcej. A to wyglądało bardzo realistycznie.
Trzeci obrazek. I przy okazji czwarty - oba były dosłownie identyczne. Była tam Millie ze swoją zwykłą minką,taką,jaką ma zawsze,gdy gra w gry komputerowe. Było jednak coś dziwnego w tym zdjęciu,a raczej zdjęciach - miała na sobie białą jak śnieg suknię,której nigdy wcześniej nie widziałam. A był to ten sam wieczór,nie miała jak jej kupić. Na dole widniał napis:"Bóg zawsze będzie przy tobie". Przyjrzałam się plikom - odkryłam różnicę. Na 02:43.jpg Millie ma normalne źrenice,na 34:20.jpg - rozszerzone do niemożliwych rozmiarów. Wyłączyłam szybko pliki. Przeraziłam się nie na żarty,serio.
Musiałam jednak wiedzieć,co czai się na ostatnim obrazku. Zdawało mi się,że całe moje życie zależy od tego,co tam jest. Naprawdę.
A mogłam tkwić w niewiedzy.
Plik przedstawiał Millie. Miała wbity nóż w głowę,ten sam,co na tamtym obrazku. Jej bialutka sukienka była cała we krwi. Mówiąc o krwi,była rozlana po całym biurku,dziewczynka miała ją nawet we włosach. Główka siostry leżała przed monitorem. A,tym razem u góry,pisało:
"Boga już tutaj nie ma".




W 1942 grupa niemieckich naukowców postanowiła zaobserwować wpływ głodu na człowieka w kontrolowanych warunkach. Był do eksperyment służący bardziej do rozrywki i okrutnej eksterminacji jeńców obozów śmierci. Pomysł i koncepcja tego eksperymentu narodziła się u jednego z naukowców, gdy ten zauważył dziwne reakcje u jednego z więźniów, który wcześniej został zamknięty w ciemnej i ciasnej celi, z piętnastoma innymi więźniami, na okres dwóch tygodni bez jedzenia i picia. Wiezień, mimo że był na skraju śmierci, mimo że kostucha już się nad nim pochylała, on płakał, przepraszał i szlochał. Zamiast cieszyć się że wybawienie jest blisko, smucił się.
Miał on podkrążone oczy, zdarte paznokcie i krew. Krew wszędzie. Krew swoich współwięźniów Tylko on jeden przeżył. Przeżył, by zostać zadeptanym przez strażników. By jego wnętrzności zostały wykaszlane na ziemie.
Naukowcy Ci, rozpoczęli eksperyment od przygotowania sal badawczych. Aby móc obserwować więźniów w ciemności, stworzyli specjalną odmianę lustra weneckiego, które to zostało stworzone, jako noktowizor. A wszystko rejestrowała kamera szpiegowska III Rzeszy. Jeden z najdoskonalszych wynalazków tamtych lat.
W pomieszczeniu w którym mieli być badani, znajdowały się drzwi, do tak zwanej poczekalni. Tam więźniowie mieli być myci i wprowadzani siłą.
Głównym celem eksperymentu było wytypowanie osobnika, który miał przetrwać osiem tygodni.
W poczekalni więzień ten miał być wmieszany w tłum by nie budzić podejrzeń. Każdemu z więźniów obcięto języki.
Wprowadzono pierwszą grupę więźniów. Zamknięto ich w pomieszczeniu. Dwóch naukowców zawsze stało i obserwowało.
Początkowo nic się nie działo. Postacie nie miały zbyt bardzo jak się ruszać,więc siedziały nieruchomo..Po tygodniu chciano przerwać eksperyment. Jednak, gdy oficer nadzorujący cały eksperyment zgodził się, zauważono ruch. Jedna z postaci zbliżyła się na dość bliską odległość do drugiej. Naukowcy, momentalnie zmienili zachowanie. Byli podekscytowani.Więzień zbliżył się do postaci. Otworzył szczękę i odgryzł drugiemu ucho.
Naukowcy patrzyli zafascynowani, jak więzień żuje ucho. Wiedzieli że przypadki kanibalizmu są częste, podczas takich metod eksterminacji, ale żeby tak wcześnie, to żaden z nich nie podejrzewał.
Obserwowali, zafascynowani co dalej. Przez cały tydzień, jedyny ocalały więzień obgryzał uszy innym więźniom.
Naukowcy zdziwił fakt, że nie wiedzieli o tym wcześniej. Oficer odpowiedzialny za sprzątanie po trupach powiedział, że nigdy nie sporządzano sekcji ani raportów ze stanu zwłok. Po prostu zwłoki ładowano do wozu i wywożono za obóz, w celu spalenia ich.
W końcu nastąpił koniec pierwszej fazy eksperymentu. Więźnia wyprowadzono z celi, umyto i jego i cele. Zwłoki zostały wywiezione do spalenia.
Wiezień był osłabiony. Widać było że ledwo żyje. Zdradzał te same oznaki co jego poprzednik.
Postanowiono mu pomóc. Przyczepiono mu kroplówkę. Jedną. By jego organizm nabrał sił.
Następnie wprowadzono go do tej samej celi, z piętnastoma innymi więźniami. W celu identyfikacji więźnia i rozpoznawania go nadano mu dźwięczne imię Ohrüsch, co tłumaczone na polski w wolnym przekładzie znaczy: Uszniak.
Naukowcy obserwowali dalej. Przez pierwszy tydzień nic się nie działo. Więźniowie powoli umierali. Błagali, krzyczeli i płakali. Wszyscy oprócz jednego więźnia. Oprócz Uszniaka. Ten stał cicho w kącie i obserwował.
Ciasna była cela, przez co inni więźniowie czuli jego obecność. Ale tragedia sytuacji sprawiała że nie zastanawiali się dlaczego Uszniak pogrąża się w całkowitej apatii.
Patrzyli zafascynowani co dalej. W końcu wszyscy umarli lub byli na skraju śmierci. Wszyscy prócz Ohrüschaka który pochylił się nad pierwszą ofiarą, piętnastoletnią dziewczynką, i pożarł jej uszy. Zwyczajnie klęknął, otworzył usta najszerzej jak potrafił i odgryzł małe ucho dziewczynki.
Naukowcy patrzyli zafascynowani jak następnie wbija palce w oczodoły dziewczynki i wyrywa jej oczy. Patrzyli jak pożera je. Patrzyli jak robi to z resztą współwięźniów. Widzieli jak uśmiecha się.
Słyszeli jak śmieje się. Widzieli jak pożarł piętnaście par uszów i oczów w dwie godziny. Byli zafascynowani. Postanowiono przyspieszyć eksperyment. Nie wyciągnięto go z celi po upływie dwóch tygodni, a dziewięciu dni. Uszniak nie był już słaby, gdy wyciągali go z celi. Wydawał się bardzo dobrze odżywiony.
Wprowadzono następną grupę więźniów. Tym razem w liczbie dwudziestu czterech. W celi nie było miejsca. Brakowało tlenu. Ludzie byli spakowani tak ciasno że aby zamknąć drzwi strażnicy musieli je uderzyć, w efekcie roztrzaskując nos trzem więźniom, którzy po prostu nie mieli jak wejść do celi. Podmiot eksperymentu dalej w tym samym koncie.
Po trzech dniach nastąpił przełom. Naukowcy zaszokowani patrzyli jak Uszniak wbija zęby w tętnicę szyjną faceta stojącego przed nim. Jak ją wyrywa i połyka. Jak wciągał ją jak spaghetti. Jak sam jeden rozpoczął masakrę dwudziestu trzech więźniów. Jak ci próbowali go złapać a on łamał im ręce, nogi i karki, robił uniki, gryzł, kopał i wrzeszczał. Patrzyli na przerażający spektakl rzezi.
Przerażeni obserwowali jak krew sięga mu do kostek. Jak klęka i piją pije. Jak wypija całą krew. Cela miała dwa metry na dwa metry. Patrzyli jak wypija 1600 cm sześciennych krwi. Jak obgryza palce więźniów. Jak pożera ich uszy, oczy, języki, zęby, penisy i sromy. Jak rozpruwa im brzuchu by zajadać ich wnętrznośći.
Patrzyli, jak jeden człowiek, przez jedenaście dni pożera dwadzieścia cztery trupy. Jak je w dzień i w nocy. Jak obgryza im kości. Jak je rozdziela by dojść do szpiku.
Obserwowali to zaintrygowani i zafascynowani.
Ale nie wszyscy. Na tym etapie połowa naukowców zrezygnowała. Ci co pozostali wymagali jeszcze więcej więźniów.
Nie wyprowadzono Uszniaka z celi. Pozostawiono go w celi. Następnie wprowadzano tam więźniów. Z obietnicą że jak przeżyją to otrzymają wolność. Z bronią. Postanowiono sprawdzić możliwości Uszniaka.
W razie, gdyby zginął zawsze mogli stworzyć nowego.
Naukowcy przez dwa tygodnie obserwowali jak sprawnie Uszniak rozbraja przeciwników. Jak unika kul i cięć noży. Patrzyli na bestię gotową do mordowania. Bestię która wykształciła się po zaledwie ośmiu tygodniach głodu i kanibalizmu. Gdy już chcieli złożyć meldunek sztabowi o nowej broni, stało się coś strasznego.
Jeden z więźniów dźgnął Urszaka.Wbił mu bagnet tam gdzie miał serce. Na wylot.
Uszniak nawet jakby tego nie poczuł. Rozszarpał więźnia. Po czym rozbił ścianę za którą stali naukowcy.
Ohrüsch wyglądał przerażająco. Blada skóra, podkrążone oczy, zaostrzone zęby, długie paznokcie przypominające kształtem pazury. I krew. Wszędzie krew. Cały był we krwi. Pod krwią błyskały mięśnie. Mięśnie godne greckich bogów. Godne Herkulesa, Posejdona i Zeusa razem wziętych.
Spojrzał na nich. I wrzasnął. A następnie wycharczał:
-Rrrrzzzaabij rmmrie
Oficer dyżurny wrzasnął i wystrzelił serię z karabinu w stronę Uszniaka. Monstrum nic sobie z tego nie zrobiło. Złapało przywódcę i pomysłodawcę projektu. Uniosło go do góry. Patrzyli przerażeni jak monstrum powoli rozciąga swoje usta. Jak robią się coraz szersze. Jak wsadza sobie stopy naukowca do gęby. Jak zaczyna je przeżuwać.
Patrzyli i słuchali, jak ich przywódce był właśnie gryziony. Skamieniali ze strachu nie mogli nic zrobić. Nic.
Jedynie ich przywódca wrzeszczał, płakał i błagał o litość. Nie otrzymał jej. Tak samo jak jego następcy. Potwór pożerał każdego po kolei, paraliżując innych
Uszniaka nigdy nie odnaleziono.
Legenda głosi że uciekł z obozu i odnalazł swych katów.
Inna zaś legenda głosi że Uszniak stał się potworem i opęta każdego kto jest na tyle głodny by zjeść drugiego człowieka.
Więc lepiej idź coś zjedz, zanim staniesz się nim...
-----
http://www.facebook....apolska?fref=ts

Użytkownik black96 edytował ten post 23.05.2013 - 17:56

  • 5

#1209

mat.
  • Postów: 16
  • Tematów: 5
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pewnym ludziom podobno zdarzyła się następująca historia. Rodzina mieszkała na wsi i postanowili sobie kupić dużego psa. Pies Szarik wychowywany był bezstresowo bez łańcucha, mógł biegać po całej okolicy, często odwiedzał sąsiednie gospodarstwa. Takie podejście nie podobało się ich sąsiadom, którzy trzymali swego mniejszego psa Azora na łańcuchu, a Szarik często wchodził na teren ich ogródka i gryzł się z Azorem.

Znajomi specjalnie nie przejmowali się sytuacją, aż pewnego razu, gdy siedzieli sobie w ogródku, Szarik przyniósł w pysku małego pogryzionego brudnego zwierzaka. Okazało się, że był to Azor sąsiadów! Nastała panika. Gdy sąsiedzi się dowiedzą, co się stało, to dojdzie do wielkiej kłótni! Na wsi takie konflikty to poważna sprawa.

W rodzinie doszło do wielkiej burzy mózgów. W końcu zwyciężył pomysł, że umyją psa, a później po kryjomu zaniosą do sąsiadów, uwiążą na łańcuchu i będą udawali, że to nie ich wina. Tak też w nocy zrobili.

Następnego dnia usłyszeli jednak dzwonek do drzwi. To był sąsiad. Myślą: „Cóż, pewnie dowiedział się, mamy problem”. Sąsiad jednak nie wyglądał na złego, był blady. Wszedł, nic nie mówił na początku. Powiedział po chwili: „Sąsiedzie. Nalejcie kieliszek. Wczoraj zdechł nam pies i zakopaliśmy w ogrodzie, a dzisiaj znów leży przy budzie.”

legendy

Użytkownik mat edytował ten post 23.05.2013 - 19:21

  • -2

#1210

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Wrzucam Wam kolejną historię, która jest według mnie bardziej trollpastą niż creepypastą. Jest to jedna z pierwszych past, które ukazały się na stronie Creepypasta Polska na Facebooku (przepraszam za spam, ale osobiście uwielbiam tą stronę i jeśli chcecie znaleźć duuużo strasznych historii, to ją polecam) Enjoy :)

Ku a ale tu ciasno. Gdzie ja jestem? Nawet ruszyć się nie mogę. Ciemno jak ch era. Cuchnie sosną. Ale trzęsie.
Zaraz....słyszę jakieś głosy. Cicho. Nie myśl ku a. NIE MYŚL! Posłuchaj:
"Dobry Jezu a nasz panie, daj mu wieczne spoczywanie"
Co jest ku a? Przecież to śpiewają na pogrzebach!
Zaraz! Ciemno! Ciasno! Sosna!
Boże! To mój pogrzeb! A ja się ruszyć nie mogę. Wiem zacznę krzyczeć. Ku a. Nie mogę nic powiedzieć. Co jest do ku y nędzy?
Zaraz przypomnijmy sobie:
Było ciemno...on miał nóż...ciął mnie w szyje. Pewnie przeciął mi struny głosowe sku iel jeden!
Ku a je na mać! Nie mogę się ruszać! Nie mogę krzyczeć! Zakopią mnie sku ysyny żywcem! Ja pie ole! Muszę się wydostać! Ale jak? Nie czuje ciała od szyi w dół. No ku a nawet głową nie mogę ruszyć.
Zaraz....spokojnie chłopie, spokojnie...myśl chłodno i logicznie...no ku a zebrało mi się na logikę jak mnie żywcem chowają...spokojnie...Jak to było w sadze o Ludziach Lodu? A tak. Trzeba bardzo się skupić na danej czynności to impuls przejdzie przez uszkodzenia...poruszmy ręką...
Skup się stary, skup...
Jest! Kciuk się poruszył!
STUK
???
Super...ksiądz właśnie sypnął na moją trumnę grudę ziemi....trzeba się pospieszyć ku a..
Ucichło. Ku a co się dzieje? Co tak cicho?
STUK!!!STUK!!!STUK!!!STUK!!!STUk...
Ku a cichnie to...ja pie ole..oni mnie zakopują! Ku a szybciej z tą ręką! Szybciej!
Cisza...super...wszystko ku a mać ucichło...a ja jestem dwa metry pod ziemią...i mam całą władzę nad ciałem...ku a mać cud...ostatnie stuk i ja odzyskałem władzę w całym ciele. Super.
Czuję ucisk w kieszeni. Ciekawe co ze mną pochowali...Sprawdzę. Tlenu mam na góra 5 minut,
Już się robi duszno.
Co mi tam. I tak umrę. Wyciągam tą rzecz z kieszeni!
Ku a jego mać! Ja pie ole! Dzięki ci Panie! Dzięki! Ja pie ole! Telefon! Dwie kreski! Mam pie olony zasięg pod dwoma metrami pod ziemią! Genialny jest ten Plus!
Dzwonię. Najpierw do mamy. Ona najszybciej zadziała.
No ku a...
On se lubi ze mnie robić jaja. 2 grosze na koncie. Ch a zadzwonię.
Zaraz! Mam pakiet internetowy!
Wiem! Napiszę na facebooku! Ktoś na pewno to odczyta i powiadomi innych! Człowiek może być podduszony przez 20min!
Uwaga: Zuaktualizuj satus:
"Pogrzeb całkiem spoko. Ale czy mógłby mnie ktoś w końcu odkopać? Zaczyna mi brakować tlenu"
No proszę. Na luzie wiadomość. Nie powiedzą że jestem ciota jak mnie odkopią. Ah...wszystkie dupy moje będą. Zajeku aiście.
O już jest uaktualnienie statusu.
No proszę...Sandra...ona zawsze jest na facebooku. Ciekawe co napisała:
"Nie wiem kim jesteś ale Kacper nie żyje od trzech miesięcy"
-----
http://www.facebook....apolska?fref=ts
  • 2

#1211

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Potworki, łapcie SCP na dobranoc :)

Identyfikator podmiotu: SCP-PL-051
SCP-PL-051
Klasa podmiotu: Bezpieczny
Specjalne Czynności Przechowawcze: SCP-PL-051 przechowywany jest w tekturowym pudełku znajdującym się w przechowalni M-036 na terenie Placówki Badawczej w ‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡.
Na czas eksperymentów podmiot przenoszony jest do pomieszczenia testowego T-012. Pudełko pozostawiane jest w M-036. Personel nadzorujący eksperyment zobowiązany jest umieścić podmiot na stole, podłączyć do zasilania i wyposażyć w czystą kasetę magnetofonową dowolnego producenta.
Dostęp do podmiotu posiadają wszyscy członkowie personelu o poziomie uprawnień 2+. Podmiot nie wymaga szczególnego nadzoru.
Opis: SCP-PL-051 to radiomagnetofon firmy ‡‡‡‡‡‡, model ‡‡‡‡ z funkcją nagrywania z radia (długość: 21 [cm], wysokość: 10,1 [cm], głębokość: 4,5 [cm], waga: 1,2 [kg]). Z wyglądu nie różni się niczym od innych egzemplarzy tego urządzenia.
Obiekt został pozyskany przez agenta D‡‡‡‡‡‡‡ w dniu ‡‡/06/2011 z domu przy ulicy ‡‡‡‡‡‡ w ‡‡‡‡‡‡‡‡ (woj. małopolskie). Pozyskanie podmiotu odbyło się dzięki informacji od anonimowego informatora (w dalszej części tekstu określanego jako PL-051-i), który wtenczas mieszkał we wspomnianym domu.
SCP-PL-051 sprawnie obsługuje swoje podstawowe funkcje. Fale radiowe odbierane są poprawnie i płynnie. Jeżeli chodzi o odtwarzanie zapisu kaset magnetofonowych - również wszystko przebiega pomyślnie.
Nadnaturalne właściwości podmiotu ujawniają się w przypadku, kiedy korzystamy z funkcji nagrywania audycji radiowych na kasetę magnetofonową. Okazuje się, że odtwarzane nagranie nigdy nie odpowiada temu, co wydobywało się z głośników w czasie nagrywania. Zamiast tego urządzenie rejestruje wszelkie myśli osoby (w dalszej części tekstu określanej jako SCP-PL-051-1), która wcisnęła przycisk "ZAPIS" na SCP-PL-051. Zgodnie z oczekiwaniami, rejestracja myśli na kasecie magnetofonowej kończy się wraz z naciśnięciem przycisku "STOP" na SCP-PL-051. Nie ma znaczenia jaka osoba wciska przycisk "STOP".
Z relacji ekipy testującej jasno wynika, iż obiekt rejestruje bezwzględnie wszystkie myśli SCP-PL-051-1. Nie ma znaczenia czy są to myśli w formie głosowej ("mówienie myślami"), czy dowolnie inne dźwięki wyobrażone przez SCP-PL-051-1. Ponadto SCP-PL-051 nie ma problemów z rejestracją kilku myśli nakładających się na siebie.
-----
Źródło: scp-wiki.pl/SCP-PL-051
  • 4

#1212

Zwierzakos.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

SZCZĘŚCIE

Pokój był ciemny, oświetlany jedynie blaskiem gwiazd, który z ledwością prześwitywał przez ciemne, granatowe zasłony. Jasne odbicia malowały kształty prostych mebli, kilku doniczek z kaktusami i leżącej na łóżku sylwetki skrytej pod lekkim kocem na czarnym płótnie mroku. Przez otwarte okno wpływało ciepłe powietrze letniej nocy.

Zasłony zafalowały pod wpływem silnego podmuchu. Leżąca pod kocem osoba zadrżała i skurczyła się, zaatakowana przez chłód.

Nad łóżkiem pojawiła się namalowana farbą promieni ciał niebieskich sylwetka, przykryta bladoniebieskimi liniami fałd płaszcza sięgającego do kostek. Postać niezwykle płynnie nachyliła się, zbliżając głowę do twarzy leżącego chłopca. Poczuła zapach drogiego szamponu i mydła, którego używał podczas kąpieli, tuż przed snem.

Chłopiec przebudził się, nie zdając sobie sprawy o odwiedzinach gościa. Jego głowa ospale obróciła się w prawo. Na drodze percepcji stanęła ciemność, do której nie zdążył się jeszcze przyzwyczaić. Jego dłoń niedbale powędrowała do stojącej tuż obok szafki nocnej. Wymacanie włącznika lampki zajęło mu nie więcej niż siedem sekund. Gość liczył.

Gospodarz zmrużył oczy, oślepiony przez nagły przesyt światła.

Lampka oświetliła pokój. Długie, twarde cienie tworzyły kubistyczną kompozycję na ścianach, które przybrały kolor złotego witrażu. Gość czekał nachylony.

Po gruntownej analizie bezpiecznej strony pomieszczenia, chłopiec obrócił się. Jego wciąż zaspane i przymrużone oczy poczęły się gwałtownie rozszerzać, gdy wzrok natknął się na pokrytą cieniami twarz.

Twarz była podłużna, szczupła, lecz nie chuda, naznaczona czasem. Posiadała krótki, zadarty nos, a czubek głowy przykrywały dokładnie przycięte, srebrne włosy z kasztanowymi pozostałościami, które wciąż pamiętały młodość. Oczy Twarzy były jasne, zimne jak morza Arktyki.

-Witam. Twarz odezwała się oschłym, gardłowym głosem. Gospodarz nie odpowiedział na pozdrowienie. Przybysz zawczasu zakrył mu usta otwartą dłonią, na którą nałożona była skórzana rękawiczka.

Twarz oddaliła się. Postać nie wyprostowała się całkowicie, jednak wystarczająco, by chłopiec nie czuł na swojej skórze ciepłego oddechu Gościa.
Wtedy mógł przyjrzeć się reszcie Postaci. Ubrana była w ciemny, obcisły strój, przylegający do doskonale wyrzeźbionego ciała. Z prawego ramienia zwisała peleryna, tak granatowa, że sięgała czerni. Zatrzepotała lekko, gdy mężczyzna się poruszył.

-Jestem tutaj, bo chciałem coś ci zaoferować. - Starzec zaczynał, podczas gdy oddech chłopca naprzemiennie przyśpieszał i spowalniał – Widzisz, jestem nazywany Szczęściem. Ludzie często mnie pragną. Chcą moich odwiedzin. Czasem to ja odwiedzam ich, tych, których sam sobie wybieram. - Twarz uśmiechnęła się pogodnie – Jednak nie wszyscy są zadowoleni z mojego przybycia.
-Bo wiesz, – kontynuował Szczęście – aby mogło istnieć Szczęście, musi również egzystować Pech. Z oczywistych względów wybrałem to pierwsze imię.
-Moja propozycja brzmi następująco: musisz wybrać pomiędzy stabilnością a ryzykiem. Jeśli zaryzykujesz i zwyciężysz – Szczęście podaruje ci wszystko czego tylko zapragniesz. Twoje życie będzie dowodem mojego istnienia. Każdy twój ruch będzie kończył się zyskiem i żadna porażka nie skończy się nieopłacalnie.
-Jeśli zaryzykujesz i przegrasz – Pech odbierze ci wszystko co masz. Stracisz rodzinę, przyjaciół, możliwość zaznania piękna, doświadczania emocji. Pozostanie ci jedynie życie, które nie będzie miało żadnej wartości. Będzie życiem dla życia, cierpieniem, którego nawet nie odczujesz.
-Jeśli wybierzesz stabilność – Szczęście i Pech odejdą od ciebie na zawsze. Nigdy niczego ci nie zabraknie, ale nie otrzymasz nic ponad oczywiste potrzeby. Nigdy nie zaznasz cierpienia ponad standard, lecz nie uda ci się osiągnąć żadnego z twoich wielkich celów. Świat stanie między tobą i twoimi marzeniami, dając ci wszystko, byś nie mógł pragnąć więcej.

Szczęście zabrało rękę z ust gospodarza. Chłopiec jeszcze chwilę oswajał się ze słowami, które wypełzły spod języka Gościa, jak codzienna formułka. Chciał krzyczeć, jednak był sparaliżowany strachem. Po chwili odpowiedział:
-Zaryzykuję.

Szok nieumiejętnie ukrywał się pomiędzy głoskami. Wymówił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy.

Szczęście włożył rękę do kieszeni, wcześniej skrzętnie ukrywanej przez nieruchomą ciemność, budowaną przez cienie. Wyciągnął ją, w dłoni trzymając monetę.

Moneta była nieznana chłopcu. Na dużym, mieszczącym się w dłoni kole złoty awers zdobiło wielkie T otoczone przez wian laurowych liści, podczas gdy srebrny rewers przedstawiał literę K na tle przerwanego w połowie, okrągłego labiryntu.

Szczęście podał monetę Gospodarzowi.
-Podrzuć.

Przez moment chłopiec spoglądał na monetę wzrokiem pustym, jak wypowiedziane przed chwilą myśli.

Ułożył monetę na kciuku, którego koniec chował się pomiędzy palcem wskazującym i środkowym. Złote T silnie odbijało światło lampki, kłując go w niepewne oczy.

Gwałtownie wystrzelił kciuk w górę. Szczęście spoglądał bez wyrazu na toczącą się w rozrzedzonym przez otwarte okno powietrzu monetę.
Upadła bezdźwięcznie na miękkie łóżko. Po kilkukrotnym odbiciu się od jego powierzchni ukazała wynik. W tym świetle przełamany labirynt zdawał się być równie złoty jak liście na drugiej stronie.

Przybysz podniósł monetę i umieścił ją w schowanej w mroku kieszeni.
-Cóż, wygląda na to, że spotkał cię Pech.

Pech uśmiechnął się. Złapał Gospodarza za gardło i rzucił go na brzuch. Do ust wepchnął mu dużą część poduszki, na której jeszcze przed chwilą spoczywała jego głowa. Histeryczny śmiech Pecha odbijał się echem od wszystkich ścian umysłu chłopca. Karku dotknął zimny metal, który wdarł się do rdzenia kręgowego. Pomimo bólu chłopiec nie mógł krzyczeć. Nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku.

Gospodarz leżał nieruchomo na brzuchu. Nie czuł żadnego z posiadanych mięśni, nie mógł poruszyć żadnym członkiem. Palce, stopy, nogi, dłonie, ręce – po prostu nie działały. Nieruchomy wzrok Gospodarza spoglądał na tworzone przez podmuch fale na granatowej zasłonie pokrytej warstwą złotego światła.

Zamknął oczy i starał się nie myśleć.
  • 3

#1213

azuspl.
  • Postów: 7
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

Czat|Grozy|




Ostatnio w policyjnych aktach morderstw internetowych znaleziono bardzo dziwny czat 5 znajomych którzy zginęli w nieznanych okolicznościach...

Oto On:


Ulasek: Siema Diabełek

Diabałek54: no siemka co tam u cb? ;)

Ulasek: Hehehhe spx jutro kartkówka ehhhh....

Markus43 dołączył/a do pokoju nr.4

Ulasek: O markus wbił :)

Diabełek54: Siema Markus :D!miałeś przynieść mi te płyte z god of war 4 na ps3 ;)

Markus43: No siemka wiem ale śpieszyłem się ponieważ musiałem jechać do sklepu :)

Ulasek: Hhehehe ehhh nudno trochę bez Tortola nie ma go już tutaj 2 miesiące :/

Diabełek54: Dokładnie...Może gdzieś wyjechał? :)

Markus43: HEHHEHE jasne byłem obok jego domu i nawet w szkole się nie pojawia dzwoniłem do jego drzwi a nikt nie otwierał w nocy zawsze obok tego domu słychać dziwne dzwięki.

Magdusia7 dołączył/a do pokoju nr.4

Magdusia7: No siemka hehe widzę że już tyle piszecie :)

Diabełek54: No właśnie nie tylko gadaliśmy o Tortolu ponieważ dłuuuuuuugo go nie ma..

Magdusia7: Co? to wy nie wiecie że on i jego rodzina zginęli? 1 miesiąc temu był pogrzeb myślałam że wiecie... d-_-b


Ulasek: Że co? Jasna cholera nie wiedziałem!! ty na prawdę czy żarty sobie robisz? :0

Markus43: Jak to zginął? To czemu w jego domu codziennie w nocy świeci się światło?...

Magdusia7: Pewnie ci się przywidziało :)

Markus43: Przysięgam że widziałem...

Ulasek: Może ktoś się przeprowadził?

Diabełek54: Duchy!!! ;)

Markus43: Przestań żartować to nie jest śmieszne.....

Diabełek54: no ok sorry :*

Tortol dołączył do pokoju nr.4

Diabełek54: haha wtf co żartowaliście że on umarł!! xD

Magdusia7: Bo umarł o_0 chwilka zobaczę może ktoś się pod niego podszywa....

Ulasek: Tortol? siemka stary :D!

Magdusia7: YYYYYY to nie żadne dziecko 0_0 ma takie samo ip co komp tortola :I

Markus43:Lol? ej widze że ktoś siedzi w jego pokoju przez okno! 0_0

Magdusia7: Zobacz kto to?

Tortol: Radze wam stąd uciekać...............................................................

Magdusia7: Tortol myślałam że umarłeś

Tortol: 5

Ulasek: Co jest czemu on odlicza?

Diabełek54: A czy ja wiem? 0_0

Tortol: 4

Markus43: O nie to niemożliwe nikogo tam nie widać a komputer włączony :o dom pusty

Tortol: 3

Magdusia7: Boje się!!!!

Ulasek: przestańcie bo on sobie pewnie jaja robi

Diabełek54: ale powiedzcie do czego on odlicza?

Tortol: 2

Tortol: Do waszej śmierci.......

Ulasek: Zaczynam się bać 0_0

Tortol: 1

Markus43: Ej co jest nie mogę wyjść z czatu zaraz co jest!!! ktoś jest w moim domu!

Ulasek: Że co?

Diabełek54: O cholera boje się

Magdusia7: Ja też nie mogę nic wyłączyć nawet komputera!!!

Makrus43: To on!! w mdlfdskf moim pokoju1?@e2e aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaajhjhdd

Magdusia7: Kto?

Makrus43 wyszedł z pokoju nr.4

Magdusia7: Cholernie się boje!!!

Diabełek54: Ej pomocy on na moim łóżku siedzi aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakl;jhuh ne!

Diabełek54 wyszedł z pokoju nr.4

Ulasek: **** boje się!!!!!!!!!! Magdusia7 zostaliśmy we 2 :o

Magdusia7: Też się boje

Magdusia7: aaa ktoś u mnie jest!!!! aaaaaaadgghjk

Magdusia7: Wyszedł z pokoju nr.4

Ulasek: Magda nie!!!!!

Tortol: Teraz ty

Ulasek: nie wejdziesz pozamykałem okna,drzwi

Tortol: ale ja już jestem u ciebie spójrz w tył......

Ulasek wyszedł z pokoju nr.4

Tortol: Wypełniło się teraz możecie być ze mną


Koniec rozmowy tyle znalazła policja na czacie. Podobno policjanci zwalniali się z pracy.Podobno zawsze w domu Tortola było słychać jakieś jęki a na czacie dokładnie o godzinie 3:23 pisali ci sami znajomi co zaginęli w niewiadomych okolicznościach zawsze gdy jest 6 rano wszystko o tym co napisali znika dlatego radze wam abyście uważali na ten pokój...
Creepasta na podstawie realnego życia ponieważ niektóre akcje stały się naprawdę.
Źródło:azuspl

Dołączona grafika

edycja:
ultimate

  • -7

#1214

lododo.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

To pierwsza część pasty, jeśli się spodoba dodam kolejne. Na wstępie chcę przypomnieć, że to fikcja i nie ma na celu obrażenia jakichkolwiek uczuć religijnych.


Jedyny
Obudziło mnie skrzeczenie papugi. Wstałem, przetarłem oczy i rozejrzałem się wokół. Wszystko na swoim miejscu, wszystko w porządku. Czyli jeszcze się nie zbudził. Założyłem czarny habit i przewiązałem go czerwonym paskiem, oznaczającym, że jestem wielkim kapłanem Mobiru. Przeszył mnie dreszcz na samo wspomnienie Jego imienia. Papuga znowu zaskrzeczała. Upominała się o ziarno. Podszedłem do jej klatki i wsypałem do środka trochę karmy ze stojącego obok pudełka. Papuga od razu zleciała na dół i zaczęła się pożywiać. Jakie to proste. Dla niej wystarczy dać o sobie znać, aby dostać jedzenie. Aby przeżyć. Ja muszę służyć, aby przeżyć. Znów dreszcze.
Spojrzałem na słońce, jego ustawienie na nieboskłonie oznaczało, że już świta. Czas na modlitwę. Ogarnął mnie chłód, sięgający moich kości. Gdybym tylko mógł to zaprzestać! Niestety, nie mogę, jestem związany.
Moje życie nie było łatwe. Urodziłem się w prostej, lecz dobrej rodzinie. Ale tylko na pozór. Tajemnice skrywane przed światem niejednemu mogłyby zrujnować całe życie. Mój ojczym pracował w dokach, budował łodzie. Matka po prostu zajmowała się domem. Oni byli normalni, gorzej z moim prawdziwym panem ojcem. On… ciężko mi o nim mówić… on był cieślą. Zmarł gdy liczył sobie trzydzieści trzy wiosny. Ja przyszedłem na świat już po jego śmierci. Moja pani matka rzadko o nim mówiła. Jedynym czego się dowiedziałem od niej, było to, że jestem zrodzony z gwałtu. Nienawidziła mnie za to, zawsze powtarzała, że gdyby tylko miała środki, wypiłaby miesięczną herbatę. Niestety, nie miała i musiałem się narodzić.
Jako, że czułem się niechciany w domu, wstąpiłem do zakonu. Na moje nieszczęście. Tam dowiedziałem się prawdy, o tym kim był mój ojciec. Był przeklęty. Przez samego szatana. Bo… był jego synem, choć sam wmawiał ludziom i sobie, że to Bóg na niebiosach go stworzył, aby zbawił świat. Ci, którzy w to wierzyli, stworzyli nowe społeczeństwo, mające leczyć dobrocią i miłością, mające nawracać. Byli manipulowani przez mego ojca i sami manipulowali innych. Lecz byli ludzie, którzy w to nie uwierzyli, którym nie było to na rękę. Właśnie oni go zabili. Ukrzyżowali.
Gdy mój ojciec „nawracał” innych, ludzie przychodzili do niego, aby ich uzdrawiał. Tak było z moją matką. Kiedy do niej przyszedł, miała około siedemnastu wiosen. To jej rodzice postanowili, żeby właśnie on ją uleczył. Przez znachorów została uznana za martwą, niestety nie przez swoich rodziców. Gdy ojciec ją zobaczył, kazał wszystkim wyjść z pomieszczenia. Po upewnieniu się, że nikt ich nie zobaczy, zdjął z niej koce. Rozsznurował spodnie i wszedł w nią. Trwało to krótko, ale wystarczająco długo, aby zostawić w niej szatańskie nasienie. Ubrał się i powiedział domownikom, że niedługo wróci do zdrowia. Dziękowali mu z całego serca, płakali, całowali jego dłonie i stopy. Jakież było ich zdziwienie, gdy trzy kwartały później zrodziłem się ja.
Moje dzieciństwo byłoby całkiem spokojne, gdyby nie burza, jaka nastąpiła po tym, jak moja pani matka nakryła mnie na swojej zabawie. Niesamowicie mnie pobiła, a potem, gdy już powiedziała ojczymowi, co robiłem, dostałem cięgi również od niego. Czy to takie złe złapać kota i wypruć mu flaki? Uwielbiałem to. Kiedy tylko miałem okazję, chwytałem małe stworzenia, po czym bawiłem się ich wnętrznościami. Po kilku latach takiej rozrywki nabrałem wprawy, która okazała się potrzebna mi w nowej procesji. Niestety, stosunki moich rodziców do mnie zmieniły się ze złych na jeszcze gorsze. Chcieli się mnie pozbyć. Dlatego wstąpiłem do zakonu…
No właśnie. Za bardzo się zamyśliłem. Będzie zły… Złapałem za świecę i trzęsącymi się rękoma spróbowałem zapalić knot. Potrzebowałem do tego dwóch prób, ponieważ za pierwszym razem zatrząsnęła się ziemia.
- J-już idę, panie… - wydukałem. Wziąłem wreszcie palącą się świecę i zszedłem do podziemi.
Korytarz prowadzący do Episku był ciemny i kręty. Cały czas nieznacznie opadał w dół, przez co z każdym krokiem robiło się coraz zimniej. Wkrótce przy każdym oddechu przy moich ustach unosiła się mgiełka. W końcu doszedłem do Episku. W centrum naszego ołtarza stał ogromny posąg. Był zbudowany z mosiądzu. Przedstawiał dłonie oraz twarze Udręczonych. Tak nazywamy ludzi, zwyczajnych ludzi, których jedynym błędem było to, że się urodzili w świecie, w którym rządzi Wielki Mobiru.
Usłyszałem syknięcie. W jednej chwili paraliżował mnie strach, świeca wypadła mi z dłoni. Zaraz w mojej głowie pojawił się głos, dobiegający znikąd i zewsząd zarazem. Każde słowo przyprawiało mnie o mdłości.
Ssspóźniłeś się. Mam nadzieję, iż to osstatni raz.
- T-tak p-panie – odpowiedziałem zbielałymi ustami.
I tak czeka cię kara.
- N-nie, proszę, niee! – wykrzyknąłem. Zaraz rozbłysło białe światło w mojej głowie i zalała mnie fala bólu. Docierał on do moich najgłębszych części. Czułem jakby rozrywane było nie tylko moje ciało, ale też i dusza. Upadłem na podłogę.
Po chwili przestało boleć, jednak echo tego uczucia pozostanie we mnie do końca życia. Tak manipulował Wielki Mobiru, jedyny bóg, tak bardzo miłosierny, kochający swoje dzieci.
CDN
  • 2

#1215

azuspl.
  • Postów: 7
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

To On van

Jestem w dziwnym pomieszczeniu już od godziny widzę jego...siedzi na bujanym krześle wpatrując się we mnie ma oczy wypełnione krwią a zamiast oczu pusta ciemność jest to raczej mój ostatni video dziennik ponieważ kończy się bateria on ciągle się paczy i uśmiecha się ja nie mogę się ruszyć tylko czuję ból i gwoździe wbijają mi się w dłonie to tak boli że nie da się wytrzymać a krzyczeć z bólu nie mogę ponieważ popękają mi struny i tak mnie nikt nie usłyszy jestem w wielkim domu który znajduję się w lesie nikt mnie nie usłyszy a on nadal się na mnie wpatruje w lewej ręce ma nóż cały z krwi. Podchodzi do mnie czuję jak zaczyna mi wycinać oko nic nie mogę zrobić jedynie patrzyć jak wycina mi oczy,ręce i nogi po chwili nie widzę już nic jedynie słyszę jak się śmieje i mówi 'Zrobiłem ci to samo co zrobiłeś mi'....
  • -12


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 6

0 użytkowników, 6 gości oraz 0 użytkowników anonimowych