Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#1216

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Wrzucam Wam kolejne SCP. Chyba większość z nas chciałaby mieć taką "zabawkę" :)

Identyfikator podmiotu: SCP-117
Klasa podmiotu: Bezpieczne
Specjalne Czynności Przechowawcze: SCP-117 zabezpieczony jest w niewielkiej, skórzanej sakiewce, w której został znaleziony. Wyjątkiem jest użycie obiektu lub jego badanie.
Wszelki personel, który zostanie uznany za mentalnie zdolny, może wejść do celi przechowawczej podmiotu, jednakże, jeżeli dana osoba zostanie podejrzana o próbę bezprawnego usunięcia obiektu, należy ją przeszukać; jeżeli rezultat przeszukania będzie pozytywny, osobie tej należy udzielić reprymendy.
Drzwi do celi przechowawczej powinny być zamknięte, strażnika należy przydzielać jedynie na czas używania obiektu.
Opis: Obiekt wygląda jak zwyczajny multitool, nieznanego wykonania i marki. Podmiot został znaleziony w ‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡, na Florydzie. Na pierwszy rzut oka, artefakt zawiera zwyczajne narzędzia (śrubokręt, nóż, otwieracz do puszek, itd.), jednakże, jeżeli użytkownik będzie miał przed sobą zadanie - bez względu na narzędzie, które zamierza wykorzystać - obiekt idealny do wykonania ów zadania, zajmie miejsce nominalnego narzędzia, będzie to miało miejsce bez względu na ograniczenia przestrzenne podmiotu, które zwyczajnie nie są przestrzegane przez narzędzia. Reszta narzędzi obiektu zawsze wydaje się znajdować w nim, jednakże po wykonaniu zadania i zamknięciu obiektu, nowe narzędzie zniknie i nie będzie dostępne, o ile podobne zadanie nie będzie postawione przed użytkownikiem podmiotu.
Dodatek: Pracownicy z upoważnieniem poziomu 2 powinny zaznajomić sięz Dokumentem #117-B.
Dokument #117-A: Skutki użytkowania.
Po niezliczonych użyciach i testach podmiotu, dowiedziono, iż obiekt wywołuje szkodę, a nawet śmierć użytkownika w wyniku absorpcji żelaza, miedzi, wapnia i cynku z ciała użytkownika, co ma miejsce przez cały czas, kiedy obiekt jest dotykany. Rękawice wydają się nie wstrzymywać tego efektu, a szybkość absorpcji zależy najprawdopodobniej od narzędzia wykorzystanego/stworzonego przez SCP-117. Zaleca się wykorzystywać jedynie personel klasy D do interakcji z artefaktem, co ma zapobiec urazom zdrowotnym i śmierci naukowców.
Dokument #117-B: Dziennik użytkowania SCP-117
{Nie wprowadzono zapisów z testów powtarzanych, o ile takowe nie skutkowały innymi rezultatami użytkowania.}
Sytuacja - Narzędzie wytworzone przez obiekt.
Poluzowana śruba w metalowej blaszy - Niestandardowy śrubokręt.
Gwóźdź ledwo trzymający się w drewnie - Standardowy młotek.
Fragment drzewa z zarysowanymi liniami cięcia - Piła elektryczna, która nie wymagała zewnętrznego źródła zasilania.
Fragment szkła kuloodpornego - Nieznane narzędzie do cięcia laserowego, które nie wymagało zewnętrznego źródła zasilania.
SCP-‡‡‡ - Zakrwawiony nóż bojowy.
Agent ze złamaną kością - Niewielki przyrząd ze spustem, po ściągnięciu którego doszło do emisji nieznanych promieni, które szybko wyleczyły uraz.
Personel klasy D przeznaczony do egzekucji - [USUNIĘTO].
Potrzeba komunikacji z SCP-363 - [USUNIĘTO] (Szczegóły w Raporcie Z Incydentu #117-3f; wymagane upoważnienie O5-X).
Nieprzetasowana talia kart do gry - Mechaniczny tasownik średniego rozmiaru.
Pracownik klasy D ze śmiertelnym nowotworem - Narzędzie podobne do tego z testu szóstego.
Mężczyzna o rysach kaukaskich, perfekcyjnie zdrowy, bez kartoteki kryminalnej - [USUNIĘTO].
Hiszpan, perfekcyjnie zdrowy, bez kartoteki kryminalnej - [USUNIĘTO].
Srebrny widelec w idealnym stanie - W obiekcie nie znaleziono żadnych narzędzi.
[USUNIĘTO] - Śrubokręt.
Brudne okno - Dysza, która pryskała mieszaniną mydła i wody, które całkowicie wyczyściły okno.
Nienaładowany iPod - Końcówka kabla do ładowania iPod-a, która nie wymagała zewnętrznego źródła zasilania.
Pusty arkusz standardowego papieru komputerowego - Długopis wypełniony najwyraźniej nieskończoną ilością czarnego atramentu.
Telefon komórkowy marki Samsung - Niewielkie urządzenie, które po przyłączeniu do komórki wzmocniło siłę sygnału o ok. 250%.
Dokument #117-G: Rozwój badawczy nad SCP-117.
"Po wystawieniu obiektu na szereg różnych przedmiotów i osób, wygląda na to, iż podmiot może być, w pewnym stopniu, świadomy. Z tego powodu, należy rozważyć możliwość, iż podmiot jest podatny na telepatię i nie może wejść w kontakt z żadnym obiektem SCP, u którego rozpoznano zdolności telepatycznie." - Dr. Climan.
Powyższy transkrypt stanowią prywatne notatki Dr. Climana, który najwyraźniej zainteresował się obiektem w pozytywnym znaczeniu. Testy z innymi podmiotami zawieszone zostają od dnia 16/9/‡‡.
Notatka #117-1: 4/5/‡‡
Zaproponowano testy z SCP-882, które oczekują na rozpatrzenie przez Dr. Climana.
Notatka #117-2: 19/6/20‡‡
Dalsze eksperymenty biologiczne zostają wstrzymane przez Dr. Climana po Incydencie #117-4a; obiektu można nadal używać jako narzędzia do przeprowadzania napraw w placówce, o ile podmiotowi towarzyszyć będzie co najmniej jeden uzbrojony strażnik, uprzednio zaznajomiony z informacjami dot. poprawnego użytkowania obiektu.
Notatka #117-4: 21/6/20‡‡
"Po dłuższym zastanowieniu, muszę odmówić testu kombinowanego SCP-117 z SCP-882. Ryzyko uszkodzenia SCP-882 jest zwyczajnie zbyt wysokie." - Dr. Climan.
Notatka #117-26: 16/9/‡‡
"Po Incydencie #117-3f, zmuszony jestem wstrzymać wszystkie testy kombinowane z SCP-117 i innym obiektami. Ryzyko całkowitej utraty zabezpieczeń jest zbyt wysokie. Wszystkie testy biologiczne zostają wstrzymane do odwołania, czego powodem jest zróżnicowanie ich rezultatów i limit dostępnych pracowników klasy D." - Dr. Climan.
Notatka #117-27: 20/7/‡‡
Eksperymenty biologiczne zostają wznowione przez Dr. Climana, co skutkuje zróżnicowanymi rezultatami. Testy kombinowane z SCP-117 i innymi podmiotami zostały ponownie wzięte pod uwagę O5-‡, jednakże ich wznowienie wydaje się być mało prawdopodobne.
Notatka #117-28: 20/3/‡‡
Zaproponowano testy z SCP-682.
-----
http://scp-wiki.pl/SCP-117
  • 2

#1217

azuspl.
  • Postów: 7
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

Domek w Lesie cz.1

Dzień 1

Cześć mam na imię Mikołaj i ostatnio zobaczyłem dziwny dom który się pojawił znikąd.Oto moja Historia
To już drugi dzień od kiedy widzę ten domek.Widzę go już drugi raz stoi i czeka aż ktoś do niego wejdzie widać go z mojego domu przez okno.Domek stoi w lesie jest straszny i boję się do niego wejść...


Dzień 2

Nie wiem skąd ten domek się tam znalazł ponieważ wcześniej go nie widziałem ale wiem jedno że dziś z moim przyjacielem Maćkiem otworzymy drzwi
i w końcu zobaczymy co się tam znajduje.Dziś w pracy powiedziałem przyjacielowi że pójdziemy do tego strasznego domku oczywiście zgodził się Maciek
akurat przepadał za takimi strasznymi domami.Odrazu po pracy poszliśmy do tego domku niestety drzwi były zamknięte od środka dlatego zaplanowaliśmy pójść tam w nocy z łomem ponieważ teraz na ulicy chodzi bardzo dużo ludzi.W nocy Maciek zadzwonił do mnie że już stoi przy moim domu wstałem ubrałem się wziąłem łoma i poszliśmy.Gdy dotarliśmy drzwi do domku były lekko uchylone było ciemno i śmierdziało czymś zgniłym na szczęście mieliśmy komórki i poświeciliśmy trochę w środku niestety nie było nic prócz dywanu i starego wyłamanego krzesła.Gdy mieliśmy już wychodzić zobaczyłem dziwny przycisk Marcin podszedł i bez zastanowienia wcisnął go od razu po tym ściana się zawaliła do następnego pomieszczenia
od razu po tym zastopowało nas to co zobaczyliśmy nigdy już nie zapomnimy na t...tym krześle zobaczyliśmy to coś było podobne do człowieka właściwie to był człowiek niestety był inny niż normalny człowiek miał czarno-krwiste oczy,miał zniszczoną szczękę i dziwnie wykrzywiony nos tak jakby był złamany powiedział do nas 'Tutaj' Marcin już miał podejść ale na bokach ścian zobaczyłem jeszcze dwa takie same dziwadła zatrzymałem go i pobiegliśmy do mojego domu do teraz w nim jesteśmy jutro kupujemy broń i idziemy tam jeszcze raz dlatego jeżeli przeżyjemy opowiem wam co się stało dalej...Nigdy nie zapomnę tej kreatury z tymi rękami oczami i nosem...

Użytkownik azuspl edytował ten post 26.05.2013 - 15:54

  • -4

#1218

Kurvix.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Najhiperrealistyczniejsza pasta

Pewnego hiperrealistycznego poranka poszedłem wziąć hipperrealistyczny prysznic którego kabina znajdowała się w mym hiperrealistycznym domostwie ale przeszkodził mi w tym mój jhiperrealistyczny żołądek więc poszedłem zrobić hiperrealistyczne śniadanie w hiperrealistyczny sposób ale jeff hiperrealistyczny morderca pojawił się hiperrealistycznie za moimi hiperrealistycznymi plecami więc powiedziałem mu swoimi hiperrealistycznymi ustami żeby w********* co hiperrealistycznie zrobił resztę tego dnia spędziłem jhiperrealistycznie pisząc tą hiperrealistyczną pastę

edycja: overdose
Dołączona grafika
+ definitywny ban za multikonto
  • 7

#1219

azuspl.
  • Postów: 7
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

Dlaczego ja?

Ostatnimi czasy sporo się dzieje u nas w domu ciągle w nocy widuje czarną postać która stoi przy mnie i spogląda swoimi ślepiami....Zaczynam się denerwować dlatego wczoraj wziąłem nóż i w nocy gdy do mnie przyszła rzuciłem w nią nożem zamiast w nią trafiło w ściane od razu było widać że się zdenerwował wziął mnie za szyje i przycisnął do ściany próbowałem krzyczeć ale gardło zbyt mocno bolało jednak miałem szczęście obok mnie była butelka z wodą mineralną Polaris wziąłem ją i walnąłem to coś z butli
  • -5

#1220

azuspl.
  • Postów: 7
  • Tematów: 1
Reputacja Bardzo zła
Reputacja

Napisano

Mały chłopiec

Pewnego dnia mały chłopiec oglądał telewizje cały dzień.Aż w końcu wieczorem zobaczył dziwny kanał z numerem 1006 dziwił się ponieważ pierwszy raz widział taki kanał w końcu włączył go i czekał aż się załaduje.Po chwili zobaczył twarz patrzącą na niego i powiedziała do niego 'chodź tu,chodź tu' chłopiec podszedł bliżej ekranu dotknął ekranu palcem i po chwili jego mama usłyszała krzyk od razu zeszła na dół zobaczyć co się stało gdy była na dole i weszła do pokoju chłopca zobaczyła że chłopiec jest w telewizji od razu podeszła a chłopiec powiedział 'chodź tu,chodź tu' Podeszła bliżej i dotknęła palcem telewizora........
  • -7

#1221

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Łapcie króciutką pastę :) Wieczorem wrzucę coś dłuższego

Intuicja
Zebraliśmy się pod opuszczonym domem w środku nocy. Może w większej grupie nie będzie tak strasznie, a poza tym, to tylko jedna noc.
Kiedy spotkałem się z resztą zauważyłem, że są tylko trzy dziewczyny wśród nas wszystkich, stojące na uboczu i szepczące do siebie. Po krótkiej chwili podeszły do nas i oznajmiły: „My stąd idziemy."
Zapytaliśmy je, czemu nagle zmieniły zdanie. „Intuicja", odpowiedziała jedna z nich. Obawiały się, że w tym domu stanie się coś złego. Były współlokatorkami, więc wsiadły do swojego samochodu i pojechały do domu.
To była poważna zmiana planów i zacząłem nad tym myśleć. Kiedy resztą grupy zaczęła wchodzić do domu, ja życzyłem im powodzenia i wsiadłem do auta. Nie zostanę w tym domu.
Jest już rano. Gdy oglądam poranne wiadomości, zauważam coś znajomego. To dom tych dziewczyn, które wtedy odjechały. Okazało się, że zostały brutalnie zamordowane we śnie, a nieznany sprawca pozostaje na wolności. No i tyle miały ze swojego przeczucia.
Niewiele później odbieram telefon od jednego z kolesi z grupy. Wyraźnie słyszałem złość w jego głosie, gdy opowiadał, że w opuszczonym domu dziewczyn nie spotkałoby nic złego.
Okazało się, przemiał ze sobą broń. Zszokowany zapytałem, po co ją wziął, co on krótko skwitował: „Intuicja.” Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas, w wiadomościach podali więcej informacji na temat morderstwa. Dziewczyny nie tylko zostały zabite, ale także wycięto różne fragmenty ich ciał. Mój rozmówca był niewątpliwie zniesmaczony.
Podczas przygotowywania śniadania zacząłem rozmyślać nad tym wszystkim. Przecież gdyby zabójca poszedł za nimi do opuszczonego domu, to najprawdopodobniej zostałby postrzelony i zabity.
Miałem szczęście, że zdecydowałem się wczoraj na kobiece mięso, czy to była intuicja?
---
Tłumaczenie: Lestatt Gaara @ http://paranoir.pl/intuicja/
Autor: Vlayer @ Reddit NoSleep

Użytkownik black96 edytował ten post 27.05.2013 - 15:52

  • 7

#1222

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Nie jestem pewna, czy pasta nie była wcześniej umieszczana. Nawet jeśli, to uważam, że zasługuje na przypomnienie. Enjoy :)

Nie idź do piwnicy

Wiesz, Mamo, pamiętam teraz jak to się zaczęło.
To było zaraz po przeprowadzce. Ile miałam lat? Cztery, może pięć? Byłam tak młoda. Taka niewinna.
Nowy dom był piękny, Mamo. Pamiętasz, jak biegałam z pokoju do pokoju? Tak dużo się wtedy śmiałaś. Byliśmy szczęśliwi. Wszyscy z nas.
Dom był tak wielki, dużo większy od starego. Ten miał dwa piętra. Na parterze był duży pokój i trzy sypialnie: Judy, Taty, Twoja... No i moja, na końcu korytarza.
Pamiętasz jednak, co mówiłam Ci o piwnicy? Zawsze mówiłam, żebyś tam nie szła. Wyczyściłabyś ją. Wyczyściłabyś moje łzy. Nie pamiętasz pewnie nawet, że Ci o tym mówiłam.
Ale ja pamiętam. I nigdy nie zapomnę.
To się zaczęło ode mnie schodzącej na dół sama kilka razy. Kiedy tam szłam po coś, widziałam jak rzeczy się ruszały. Małe, czarne rzeczy. W rogach, na starym telewizorze, w korytarzu, w pralni, wszędzie. Biegały w kątach moich oczu. To zmuszało mnie do ucieczki na piętro. Pamiętam, że raz Judy powiedziała: "O, Kelsi znowu się boi".
Bałam się tych rzeczy, Mamo. Tak bardzo się bałam. Kiedy wysyłałaś mnie tam w ciemność samą, bałam się o moje życie. Nigdy nie wiedziałam, co może się tam zdarzyć. W końcu doszło do tego, że nigdy nie chodziłam nigdzie bez włączenia światła. Zostawałam na górze, a jeśli musiałam gdzieś iść, pstryczek od światła zawsze był włączony. Ale nie chciałam, żeby ktoś wiedział, że się boję. Kryłam mój strach jak tylko mogłam, Mamo. Kryłam, dopóki nie zobaczyłam najgorszej rzeczy.
To nie było długo po tym, kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy. Zaczęłam je słyszeć. Mówiły rzeczy szepcząc. Przedrzeźniały. Wyśmiewały. Poruszały rzeczami w piwnicy. Te ciche dźwięki nie znaczyły niczego dla Ciebie i reszty rodziny. Odwróciłaś się plecami do tych dźwięków. Przymykałaś na nie oczy.
Pamiętam, jak raz znalazłaś chusteczkę w twoim łóżku. Śmiałaś się z tego. Nie należała ona do nikogo z nas, tylko na Ciebie tam czekała, prawie jak ostrzeżenie. Ale podziękowaliście tylko rzeczom za ich prezent robiąc z tego żart. Mamo, dlaczego nie posłuchałaś, kiedy powiedziałam Ci, żebyś przestała?
Kiedy miałam osiem lat, głosy były już regularną rzeczą w naszym domu. Słyszałam każde ich słowo. Te rzeczy, które nazywałam Szepcicielami, mówiły o wszystkim. Mówili o nowych rzeczach, które mogły robić, aby być groźne, jak bardzo je bawiliśmy, jak najlepiej skrzywdzić rodzinę w ICH domu. Nauczyłam się od Ciebie, aby nie zwracać uwagi na te rzeczy.
Ale to stawało się coraz mocniejsze. Pamiętam, jak jednej nocy leżałam w łóżku i usłyszałam, jak otwierały się drzwi. Nie mogłam sypiać, więc głosy drażniły mnie często w nocy. Ale Szepciciele nigdy nie poruszały obiektami tak mocno i głośno. Wiedzieli, że nie śpię, wiedzieli, że to najlepszy sposób na wystraszenie mnie. Głośne ruchy były słyszalne z kuchni, i żeby się obronić, zarzuciłam koc na głowę. Chciałam się Tobie wypłakać, ale nie chciałam Ci zaszkodzić.
Usłyszałam skowyt z kuchni. Był na tyle cichy, aby nie obudzić nikogo innego. Wiem, że jeśli to przeczytasz, krzyczałabyś na mnie, że jestem tak głupia, ale musiałam zobaczyć, co jest w kuchni. Musiałam wiedzieć, co to za zło czai się na moją rodzinę.
Korytarz wydawał się bardzo zimny w gorącą, letnią noc. Światło, które już zapaliłam, wcale nie zrobiło mojej wyprawy do kuchni mniej przerażającej. Moje stopy rozbijały ciszę kiedy powoli szłam do strachów tak cicho, jak mogłam. Tak bardzo się bałam, a pot z mojego ciała przyklejał ubrania do mnie.
Mamo, nie chcę Cię straszyć opisując to, co było w kuchni, ale opowiem Ci najlepiej jak potrafię. Mała postać, wysoka na jakieś pół metra, stała przede mną. Była całkowicie czarna i miała żółte oczy. To jest jedyny sposób, jak można ją opisać. Śmierdziało roztworem z oleju rzepakowego i smoły. To wydawało ten dźwięk, jak strzelający ogień i szybkie, niezrozumiałe szepty. Ta postać sprawiła, że się bałam, Mamo. Ona weszła prosto do mojej duszy, sprawiła że byłam jakby zamarła w całkowitej ciemności.
Kiedy patrzyłam na tę... rzecz, ona patrzyła we mnie i otworzyła usta, których nie było widać na pierwszy rzut oka. Jej gęba była pełna ostrych jak brzytwa zębów, a to podkreślało prawdziwą grozę tej sceny. Tak szybko jak usta się otworzyły, tak szybko się zamknęły. Spojrzała w jej prawo. Mamo, nie zauważyłam go. Nie zauważyłam Dino.
Dino, nasz biedny piesek, leżał po środku kuchni pod stołem. Wielki nóż rzeźnicki był wbity dokładnie pomiędzy jego żebra. Dino zaskomlał ostatni raz, złapał ostatni oddech i umarł bolesną śmiercią.
Nie wiedziałam, co zrobić, Mamo. Nie miałam kontroli nad swoim ciałem. Płakałam. Nie, krzyczałam, kiedy łzy płynęły mi z oczu. Nie wiedziałam, co jeszcze zrobić, Mamo. Nie mogłam mu pomóc.
Wtedy usłyszałam je z korytarza. Drzwi do pokoju Judy i Twojego były otwarte. O, Boże, Mamo. Byłam tak bardzo spanikowana. Bez namysłu wbiegłam do pokoju Judy.
Judy nie żyła, Mamo. Była cała pocięta, ale nie chciałabyś znać szczegółów, jak Twoja córka została zabita. Po prostu wiedz, że nie miała szans na przeżycie.
Nie miała czasu na rozmyślanie. Musiałam sprawdzić, co u Taty. Co dziwne, światło w Twoim pokoju było włączone. więc nie musiałam iść za daleko, żeby zobaczyć Tatę leżącego na podłodze w dziwnej, okropnej pozycji. Twa noże od masła były wbite w jego kark, Mamo. Nie wiem, jak to mogło się stać.
Nie byłaś w swoim pokoju. Nie byłaś tam. Dlaczego Cię tam nie było? Czy usłyszałaś ich idących? Czy na prawdę myślałaś, że ucieczka do piwnicy będzie najlepszym rozwiązaniem?
Wiedziałam od razu, Mamo. Wiedziałam, że tam będziesz, próbując uciec przed złem, które było na parterze. Zbiegłam po schodach mając nadzieję na zdążenie przed Szepcicielami.
Znalazłam Cię tam. Światło było wyłączone. Znalazłam Cię leżącą przed starym telewizorem. Miałaś blizny na głowie i nogach. Traciłaś bardzo dużo krwi. Kiedy mnie zobaczyłaś, krzyknęłaś. Krzyknęłaś tak głośno, nie rozumiałam.
Ale wtedy zobaczyłam je. Szepciciele zdążyły przede mną. I krzyczały.
Zabić ją! Zabić ją! Musimy ją zabić!
One krzyczały do mnie, Mamo. Mówiły mi, że mam Cię zabić. Mówiły mi, że musisz umrzeć.
Wtedy spojrzałam na moje ręce.
Były pokryte krwią, Mamo. Krew była na moim nowym zegarku. Krew spływała po moich rękach. Trzymałam nóż, nóż z kuchni.
Kiedy popatrzyłam z powrotem na Ciebie, Szepciciele zniknęły, i byłaś tylko Ty i ja.
Włączyłam światło i uśmiechnęłam się. Krzyknęłaś. Podniosłam nóż w mojej ręce.
Powiedziałam Ci, Mamo, żebyś nigdy nie wchodziła do piwnicy. Dlaczego mnie nie posłuchałaś?
-----
http://www.facebook....apolska?fref=ts
  • 1

#1223

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6674
  • Tematów: 773
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie zajmuję się creepami, ale zamiast pisanej, znalazłem filmową. Krótka jest, więc w kanonach się mieści.

http://tosiewytnie.p...2353-v43184-tLA

Mnie się podobało.



#1224

.?..

    Medicus

  • Postów: 974
  • Tematów: 89
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 10
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Boisz się luster? Ja też się kiedyś nie bałem. Niby zwykłe lustro. Kawałek wypolerowanego szkła, który odbija rzeczywistość... ale czy na pewno rzeczywistość?

Kiedy miałem osiem lat, moi rodzice zmienili pracę. Musieliśmy się przeprowadzić. Dla małego dziecka przeprowadzka zawsze jest psychicznym obciążeniem. Dzieci bardzo łatwo przywiązują się do miejsca w którym do tej pory żyły. Ówcześnie mieszkaliśmy w domu, który tata odziedziczył po swoich rodzicach. Duży dom z drewna, od zewnątrz pokryty białą farbą. Dwa piętra, poddasze i ganek. Ogródek ciężko było określić, nasz dom stykał się z lasem. Kiedy byłem młodszy często bawiłem się w lesie w Indianina albo żołnierza. Najczęściej sam, ponieważ w okolicy nie było dzieci w moim wieku. Czasami bawił się ze mną tata. Mama nigdy nie chciała. Tata mówił, że to przez to, że mama jest zmęczona. Kiedy już byłem trochę starszy powiedziałem mamie, że idę się pobawić do lasu. Uśmiechnęła się i powiedziała, żebym się za daleko nie oddalał bo mogę się zgubić. Odpowiedziałem, żeby się nie martwiła i wyszedłem z domu. Nie skierowałem się jednak w stronę lasu, obszedłem dom i przez kuchenne okno obserwowałem mamę w salonie. Dzieci w tym wieku mają dziwne zabawy, ja chciałem po prostu sprawdzić co robią dorośli kiedy dzieci nie ma w domu. Mama czytała książkę. To było raczej nudne, w ogóle dorośli często są raczej nudni. Siedziałem tak jakąś chwilę i przyglądałem się się mamie. Po krótkim czasie mi się znudziło i zacząłem trącać patykiem pająka, który siedział na pajęczynie. Wysuwał swoje przednie nóżki i starał się złapać patyk. W pewnym momencie trąciłem go za mocno i biedak spadł na ziemię. Stwierdziwszy, że koniec zabawy z pająkiem spojrzałem przez okno. Mamy w salonie nie było. Pomyślałem, że poszła do łazienki. Wróciłem więc do domu, ale po cichu. Lubiłem zaskakiwać moich rodziców pojawiając się obok, kiedy oni myśleli, że bawię się na dworze. Wchodząc do domu usłyszałem skrzypienie. Zastanowiło mnie to jeszcze bardziej, bowiem nasze schody nigdy nie skrzypiały. Pomyślałem, że mama poszła na strych - strych wydawał mi się fajnym miejscem, aczkolwiek mama nigdy nie pozwalała mi tam wchodzić. Mówiła, że jest tam dużo rupieci i niebezpiecznych rzeczy, a taki nieusłuchany chłopiec jak ja może sobie zrobić krzywdę. Po cichutku wszedłem na drugie piętro, a potem stawiając nogi między raszkami od poręczy wszedłem na strych. W ten sposób nie było słychać moich kroków. Na strychu było dziwnie, inaczej niż sobie to wyobrażałem. Długi drewniany korytarz z zieloną tapetą i obleśnym dywanem, na końcu którego były drzwi. Wtedy lekko uchylone. Mama z pewnością tam była, słyszałem jak nuci kołysankę, którą zawsze mi śpiewała. Postanowiłem wejść i spytać co robi. Nadepnąłem na podłogę, a ta zaskrzypiała. Mama przestała śpiewać, wyszła z pokoju, zamknęła drzwi i dała mi niezłe lanie.

Na przeprowadzkę mieliśmy kilka dni, pomimo iż minęły dwa lata wciąż zastanawiało mnie co takiego może skrywać strych i dlaczego mama nuciła kołysankę. Starałem się pomimo zakazu podejrzeć co robi następnym razem, ale nigdy nie wchodziła na strych za dnia. Czasami jedynie w nocy słyszałem skrzypienie na schodach, aczkolwiek chodzenie po domu w nocy nie było wtedy moją mocną stroną. Musiałem się więc obejść smakiem. Pierwszego dnia przeprowadzki tata pomagał panom ładować meble z salonu do ciężarówki, powiedział, że się plątam i mam iść spakować swoje zabawki bo inaczej je zostawi. Mamy nie było w domu. Wróciłem do swojego pokoju i zacząłem wybierać zabawki, które chciałem wziąć do nowego domu. Większość była już poniszczona więc nie było sensu ich brać. Wtedy zdałem sobie sprawę, że do doskonała sytuacja, żeby zobaczyć co jest na poddaszu.

Wdrapałem się ponownie po poręczy i przez korytarz podszedłem do drzwi. Obawiałem się, że będą zamknięte. Pamiętałem bowiem, jak mama je zakluczyła kiedy byłem tu ostatni raz. Położyłem ręce na klamce i przekręciłem, drzwi otworzyły się. Najpewniej mama zapomniała je zamknąć. W pokoju było dziwnie. Do tej pory myślałem, że trzymamy tutaj niepotrzebne rzeczy. W rzeczywistości pokój był pusty, prawie pusty. Ściany pomalowane były na niebiesko. Pod oknem znajdowało się małe łóżeczko - pomyślałem sobie wtedy, że to moje łóżeczko sprzed kilku lat - a na podłodze leżały moje stare misie i kolejka, którą myślałem, że zgubiłem. Po środku stało lustro. Okrągłe lustro na trzech nogach. Podszedłem do niego i długo się w nie wpatrywałem. Wszystko było takie samo, aczkolwiek lustro miało w sobie coś co nie pozwalało mi oderwać od niego wzroku. Dziwił mnie tylko jeden fakt, ja zamknąłem drzwi a w lustrze były one uchylone. Trochę się bałem, aczkolwiek przyglądałem się dalej. Nie mogłem oderwać wzroku od lustra, zresztą nie chciałem. W pewnym momencie drzwi w lustrze uchyliły się bardziej, przestraszyłem się i odwróciłem wzrok. Długo zastanawiałem się nad tym, czy powinienem spojrzeć z powrotem w lustro. W końcu przezwyciężyłem strach i spojrzałem. Drzwi były zamknięte. A w narożniku siedziało jakieś dziecko. Odwróciłem się, żeby zobaczyć czy to co widzę w lustrze dzieje się także u mnie. Nie. U mnie było pusto. Spojrzałem ponownie w lustro, chłopiec wciąż siedział i się bawił.

Wydawało mi się, że może śnię. Takie rzeczy się przecież nie dzieją. Wciąż patrzyłem w lustro. W pewnym momencie drzwi po drugiej stronie trzasnęły na skutek przeciągu. Niefortunnie. Chłopiec odwrócił głowę. Wydawało mi się, że mnie nie widzi, że tylko ja widzę jego. Długo patrzył przed siebie, ale wyraz jego twarzy się nie zmieniał. W pewnym momencie spojrzał na mnie, przeszył mnie lodowatym spojrzeniem i tylko się uśmiechnął. Nie wiedziałem czy uciekać. Wstał i podszedł bliżej mnie. Staliśmy tak dłuższą chwilę. Oddzielała nas tylko tafla lustra. Ani ja, ani chłopiec z lustra nie wykonywaliśmy żadnych ruchów. Chyba obaj byliśmy sobą przestraszeni. Wtedy jego pokój się zmienił. Stał się bardziej mroczny, nie było już zabawek a łóżeczko było przewrócone. Okno w jego pokoju było wybite.Chłopiec nie stał już przede mną, ale odwrócony do ściany szlochał. Zrobiło mi się go żal, ja też zacząłem płakać. Nie wiem dlaczego, po prostu spytałem - dlaczego płaczesz? Nie sądziłem, że chłopiec mnie usłyszy. Odwrócił głowę, ale to nie był już on. Twarz była cała w guzach, na tyle, że zakrywały jedno oko. Usta były przesadnie duże i nie było połowy włosów. Uśmiechnął się i wskazał palcem na mnie. Chciałem uciec, ale nie mogłem. W pokoju robiło się coraz zimniej, wydychane przeze mnie powietrze zaparowało lustro. Ale on tam był, czułem to, widziałem jego kształty. Wielki palec z popękaną skórą przylgnął od drugiej strony. Pokracznymi ruchami zaczął rysować litery... bałem się coraz bardziej i bardziej, ale moje nogi jakby przymarzły do ziemi. Na lustrze widniał napis...

"To Twoja Wina..."

Wybiegłem, nogi nagle zaczęły mnie słuchać. Trzasnąłem drzwiami i pobiegłem do swojego pokoju. Pomimo, iż cały się trząsłem postanowiłem o tym nikomu nie mówić. Co to było, może mi się po prostu przewidziało. Kiedyś też mówiłem mamie, że w moim pokoju w nocy stoi klaun a okazało się to tylko cieniem rzucanym przez lampę... może naprawdę sobie to wyobraziłem. Długo nie mogłem się opanować, do wieczora siedziałem w swoim pokoju.

Po kolacji, poszedłem umyć zęby... lustro jest wyżej niż umywalka i nie dosięgam do niego głową. Umyłem zęby, wypłukałem usta i wyplułem. Wytarłem twarz i poszedłem do swojego pokoju. Na półpiętrze mieliśmy wielkie lustro, mama często się przed nim stroiła kiedy tata zajmował łazienkę. Wchodząc po schodach spojrzałem w nie mimochodem. Był tam, stał i pokazywał mnie palcem. Nie wiem czy bardziej bałem się jego, czy tego, że mama się dowie, że byłem na poddaszu. Zamknąłem oczy i poszedłem do siebie. Zasnąłem prawie od razu. W nocy obudziło mnie zimno, wstałem i podszedłem do szafki po drugi koc. Na górze było słychać kroki, ale to nie była mama... wiem, że to nie była mama... mama spała u koleżanki.


Autor: Wybiórczy (Makbet)
Kopiowanie bez autora i źródła zabronione.
  • 5



#1225

.?..

    Medicus

  • Postów: 974
  • Tematów: 89
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 10
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Winda


Floryda może się wydawać prawdziwym rajem na ziemi, szczególnie dla turystów, których cieszy mnogość piaszczystych plaż, błękit bezchmurnego nieba, rzucające się w oczy drapacze chmur i filmowe gwiazdy wypoczywające w miejscu prosto z marzeń. Za tą piękną zasłoną nie widać morderstw, oszustw i brutalnych scen na ulicach - są zabarwione czymś o wiele bardziej nieuchwytnym. Ta historia zdarzyła się w jednym z miejscowych hoteli. Na pierwszy rzut oka, hotelu nie różniącym się od wielu innych sobie podobnych dwugwiazdkowych noclegów, ale po krótszym rozeznaniu, odrobinie cierpliwości i kilku masażach nóg, można się chwalić, że uniknęło się śmiertelnej pułapki.

Wszystko zdarzyło w 19-piętrowej windzie, która znajduje się w hotelu. Winda wygląda podobnie jak inne, przed nią również rezyduje pan wnoszący bagaże. Szczególną cechą tej maszyny, jest fakt, że daje możliwość szybkiego dostania się na parter. Niby nic nadzwyczajnego, jednakże wciskając przycisk parteru nie wszystkim udało się zjechać na dół. Czasami w windzie zostawały tylko zegarki, biżuteria i sprzączki. Ludzie znikają, bez najmniejszej kropli krwi na podłogowym dywaniku. Zdarzenie jest osobliwe o tyle, że ma miejsce tylko wtedy windą zjeżdża jedna osoba. Ponadto winda blokuje się doszczętnie, kiedy pracownicy ściągają wykładzinę.

Personel wdrożył w życie wiele sposób, które miały zapobiec znikaniu w windzie, ale żaden nie przyniósł efektu. Zamieszczono tablicę, proszącą podróżnych aby wysiadali wcześniej ( znak samoistnie zniknął), starano się wyłączyć funkcję przycisku "P" ( jednakże ten, wciąż się naprawiał). Proponowano nawet obrady, na których przewidywano rozmowy o całkowitym zdemontowaniu windy, aczkolwiek zrezygnowano z tego pomysłu. Ponieważ zdaniem ekspertów, zdemontowanie windy bez naruszenia ścian bocznych jest niemożliwe, a interwencja w ich strukturę równałaby się zawaleniem całego budynku. Gdyż budynek został zaprojektowany tak, aby winda była jednocześnie ścianą nośną budynku.

Po tym incydencie, w hotelu przeprowadzono ankietę, w której pytano zameldowanych czy zgadzają się na przeprowadzenie eksperymentów podczas ich pobytu. Decyzje wymusiło odkrycie oryginalnych planów budynku, które ujawniły, że kiedyś wyjście z budynku znajdowało się na pierwszym piętrze, a parter był jedynie wielkim pokojem, połączonym z windą korytarzem. Pokój ten pozbawiony był okien i innych możliwości wyjścia. Pod wpływem usilnych próśb o ostrożność właściciela hoteli, eksperymenty prowadzono z rozwagą. Jednakże, nie wyjaśniono dlaczego ciała znikają, a chętny kandydat zniknął zanim otworzyły się drzwi windy. Znajdująca się w windzie kamera, po otwarciu się drzwi zarejestrowała korytarz pogrążony w zupełnej ciemności, pomimo światła wydobywającego się z windy. Na zarejestrowanym filmie widać jak odbicie jadącego na metalowych drzwiach zmienia się w trakcie jazdy. Oto ujęcie zarejestrowane tuż przed otwarciem:

Dołączona grafika


Tłumaczenie własne.
Źródło:www.creepypasta.fr
  • 4



#1226

GmenGul.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano


Pasta skopiowana stąd.
edycja:
ultimate


  • -7

#1227

Rajden204.
  • Postów: 16
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Cześć, witam! :D
Jako iż jestem na tym forum od paru miesięcy postanowiłem w końcu coś napisać... Jest to moja Pierwsza Creepypasta i proszę o wyrozumiałość.

Łowca I

Cześć. Nazywam się Himunaru, tak wiem, dziwne imię, ale tak chciał ojciec. Opowiem wam pewną historię. Historię o moim życiu. Więc zacznę.
Urodziłem się dokładnie 16 lat temu, lekarze mówili, że raczej nie będę należał do tych najzdrowszych ludzi. Byłem odpychany przez inne dzieci w przedszkolu. W wieku 7 lat, w pierwszej klasie zostałem pobity przez czwarto klasiste. Płakałem. Powiedziałem ojcu, on mi odpowiedział:
"Synu, nie łam się, jesteś młody i inny, tak samo jak ja. Mnie też gnębili w szkole, ale zobaczysz, będziesz kimś wielkim, zaufaj mi i zapamiętaj moje słowa". To mnie raczej nie uspokoiło. Poszedłem spać. Właśnie wtedy zaczęły się te koszmary, nazywane przez mojego ojca "Proroczymi Snami" bądź "Moim Przeznaczeniem". W wieku 10 lat zakochałem się. Taaaa, szczenięca miłość. Byłem wtedy w czwartej C. Dokładnie to pamiętam. Ona była jedną z niewielu osób, które mnie akceptowały, gdy jej wyznałem tę miłość ona mnie wyśmiała... Już nie traktowała mnie jak przyjaciela, tylko jak nieznajomego, cieszę się, że chociaż mnie nie gnębiła. w 6 klasie Ja i moi jedyni przyjaciele, którzy mnie akceptowali wpakowaliśmy się w kłopoty. Ni jaki Josh, mój przyjaciel z New Yorku interesował się okultyzmami, rytuałami i opętaniami, nie był on szatanistą, tylko zaciekawionym dzieciakiem. Raiden natomiast podzielał jego zdanie. A gdzie Oni, tam i Ja.Dołączył do nas Daniel, przyjaciel z gór. Gdy zaczynaliśmy on się niczego nie bał, mimo tego że był raczej strachliwy. Podczas gdy my zobaczyliśmy... Zobaczyliśmy Demona on go nie widział. My byliśmy inny. Nasi ojcowe zawsze nam odpowiadali to samo: "Będziesz kimś wielkim, nie jesteś inny, tylko orginalny". w wieku 13 lat zaczęliśmy się interesować Creepypastami. Binarne DNA, Smile.jpg itp. Rówieśnicy śmiali się z nas, bo mówiliśmy że to wszystko to prawda. Nasi ojcowie byli innego zdania. Mówili że to całkiem prawdziwe. Ale nasza trójka sądziła, że po prostu stają po naszej stronie, żeby nas wspierać. w wakacje, gdy zmarła babcia Raidena Raiden powiedział, że nocujemy tam całe wakacje, sami. Nocne wypady, strzelanie pistoletami na kulki po oknach, taak, było fajnie. Aż pewnej nocy... Pamiętam to, jakby było wczoraj. 14 Lipca, środa. Postanowiliśmy się pobawić w nieustraszonych łowców i nekromantów. Josh miał wtedy depresję, jego matka zmarła. Postanowił wykopywać ciała martwych, zachowywał się bardzo dziwnie. Pogodny chłopak i nekrofilia? Nieeee. Mu chodziło o coś innego... Wykopaliśmy grób. Też go pamiętam. Błękitnawy marmur, przy którym stała zielona ławka... Josh wziął młot z piwnicy Raidena i zaczął rozwalać grób. I się wtedy zaczęło... "Co to, żelazna płytka? Zaraz... Panowie coś tu jest napisane!" Powiedział Josh. Wziął młot i rozwalił inny grób. "Dziwne, tutaj nie ma takiej płytki, może to jakaś wskazówka albo ostrzeżenie" Powiedział podekscytowany Josh. "Gdziee tam głupku! Chociaż zaraz... byłoby nawet fajnie" Powiedział Raiden. Podnisłem płytkę i zacząłem czytać "Czytaj uważnie, ja nie jestem zwykłym człowiekiem, Widzę duchy, to nie jakaś choroba psychiczna, po prostu je widze... Moge ich dotknąc i z nimi gadać! Wtedy jeden powiedział mi dzień mego sądu... 11 listopad, 1923 rok. Jeżeli to czytasz, odkop mnie i wyjmij z mej kieszeni krzyształ, jeżeli odkopujecie mnie w grupie, rozłamcie krzyształ, żeby każdy dostał kawałek, nie bójcie się, jest miękki i słodki. Jeżeli widzisz to, co ja Kryształ da ci coś, o czym mówił mój ojciec. Ja nie jestem inny, ja jestem orginalny, tak jak Ty... Żegnaj.". "Ty, Himunaru co tam pisze?" Zapytał Raiden. "Panowie, ten gość widział to co my, musimy go odkopać!" Powiedzialem pewnym tonem."Po co? On tu leży z 80 lat jak nie mniej, już nie żyje." Wymądrzył się Josh. "Cicho chlorze! Opoju tylko byś chlał, co, myślisz że jak jesteś nieletni i pijesz to szpan?" Wykrzyknął Raiden. Gdy oni się kłócili ja wziąłem szpadel i wykopałem go. Z kieszeni wyciągnąłem krzyształ. "Trzeba było od razu mówić, że diamenty ma przy sobie!" Powiedział podniecony Josh. Połamałem go i dałem im. Krzyształ Josha zaświeciał się na biało, czuł on wtedy wiatr w dłoni. Kryształ Raidena zabłysnął niebieskim światłem. "Czuję błyskawice w dłoni! Takie... lekkie pioruny" Powiedział zdumiony Raiden. Moja skałka świeciała czerwonym płomieniem. "Żremy panowie" Rozkazałem. "*****?! Nie będę jadł diamentów z rąk trupa" wybrzydził Josh. Raiden bez zastanowienia wziął błyszczący kamień do ust i od razu połknął, a ja za nim, Joshua po namowach w końcu też go połknął. I Wtedy to się zaczęło. Nie wiedzieliśmy o swoich mocach, zawdzięczyanych przez krzyształy. w wieku 16 lat... 5 miesięcy temu już wyglądaliśmy raczej normalnie, nie jak jakieś paskudne bachory. Byliśmy po prostu... przystojni, lecz dalej interesowaliśmy się Creepypastami i strasznymi legendami, ale nikt o tym nie wiedział. Wyrwałem śliczną brunetkę o zielonych oczach. Gdy spacerowaliśmy we czwórkę przez park zaatakował nas jakiś starszy facet z ostrą finką i butelką w kieszeni. "No ptaszki, widzę, że ładną macie laleczkę. Dajecie portfele i te niunie i jesteście wolni" powiedział. My się przeciwstawialiśmy. Nie zostawiłbym bezbronnej dziewczyny w rękach zboczeńca i psychola. Wtedy Raiden stanął tuż przed jego ohydną mordą. Spojrzał swoimi ciepłymi, głębokimi niebieskimi oczyma i powiedział: "Zostaw ją, dostaniesz nasze portfele i mój motor, albo weź mnie ze sobą". "Hahahahahah! Ty mnie masz za pedała? Lubie młode ciasne ***** a ty mi po co?!" Wyśmiał go chlor. "Puść ją! Lojalnie uprzedzam" Wykrzyknął Raiden przerażającył głosem. Gwałciciel przyłożył Ani nóż do gardła. Cofneliśmy się, a on zdjął nóż z jej szyi. Puścił ją i z pełną siłą i nożem wycelowanym w Raidena zaatakował go. Raiden chwicił rękę z nożem i energicznym ruchem pchął za siebie, nóż wbił się w drzewo, Raiden odepchnął go. Wystawił ręce przed Siebie i wykrzyknął "Arkaplus", po czym niewielki grom trafił i zabił na miejscu zboczeńca. Gdy się go spytałem o to, odpowiedział "Nie wiem jak... Słyszałem głos w głowie, powiedział mi, że to jedyna podpowiedź, żeby odkrywał sam Siebie bez niczyjej pomocy". Wtedy zrozumieliśmy. Odprowadziliśmy Anię do jej rodziców i wróciliśmy do domu zmarłej babci Raidena. Znowu całę wakacje we trzech. "Panowie, te krysztaly... Pamiętacie je?! Błyszczały na różne kolory, ja chyba wiem o co chodzi. Barwy symbolizują żywioł..." Nie dokończył, bo wybuchnęliśmy śmiechem. "Co się śmiejecie?!" Krzyknął zdenerwowany przyjaciel i wypchnał nas do piwnicy. "Himunaru, ty miałeś czerwony krzyształ, prawda?". "No tak" powiedziałem śmiejąc się dalej. "Wyprostuj prawą rękę, lewa ręka niech podtrzymuje prawą, dobra, a teraz krzyknij Inferna!" Zrobiłem to co mi kazał, a z moich dłony poleciała kuła płomieni. "Jak ty to Raiden?!" Wykrzyczałem zdziwiony. "Ten głos... powiedział mi jeszcze o podstawowym Onomaru. Onomaru to chyba kombinacja ruchów, dzięki której możemy coś wytworzyć. Ty miałeś tak ułożone ręce, więc Infernę przywołasz taką gestykulacją..." Przerwałem mu krzyczeniem z radości. "Joshua, wykrzyknij Kuga i ułóż z rąk jakąś kombinację". Joshua po prostu wystawił prawą dłoń przed siebie i wykrzytczał "Kuga". Z jego dłoni trysła fala powietrzna. Wtedy usłyszeliśmy kroki z góry. "Cicho, to włamywacze albo mordercy" wypłakał Josh. Uderzyłem go w twarz. Raiden powiedział "Ty sie peniasz?! Człowieku! Co my przed chwilą robiliśmy?! Załatwimy ich tym" powiedział dowódczym głosem. Wyruszyliśmy na parter... TO byli nasi ojcowie... "Więc, wykopaliście go i zdobyliście kryształ mocy". "Skąd wy to?!..." Wykrzyknęła nasza trójka. "Pamiętacie, mówiliśmy wam, że jesteście orginalni tak samo jak my? No właśnie... My też to potrafimy." Zdziwieni aż usiedliśmy na kanapie, wsłuchani w opowiadaniu. W pewnym momencie nasi ojcowie w jednym czasie powiedzieli " Na nas już czas, teraz to wy jesteście łowcami... Binarne DNA, Smile.jpg, Wszystkie obiekty SCP, to istnieje, a waszym zadaniem jest to wszystko zabić! Istnieją nawet niepozorne niebezpieczeństwa, takie jak z Sonic.EXE, Rainbow Factory czy Cupcakes... Żegnajcie i czyńcie swoją powinność..." Po czym zniknęli. Byliśmy załamani... W wieku 16 lat stracić Ojców... Wstałem i zacząłem przemawiać "Panowie, zróbmy to, o co nas prosili nasi ojcowie! Będziemy walczyć ze złem, pozbędziemy się go na dobre! Dokończymy ich dzieło! Raiden, jako iż ty pierwszy odkryłeś nasze moce będziesz nami dowodzić!" Chłopaki wstali i zaczęli godzić się z moimi słowami. Raiden powiedział "Niech tak się stanie, Himunaru. Zaprowadzę Nas do zwycięstwa!" Josh wstał i powiedział: "No ale jak się będziemy nazywać?" Zapytał. Razem z Raidenem powiedzieliśmy "Tym, co lubisz", Raiden sam dokończył: "Himunaru nas zmotywował do walki, ja Nas poprowadzę, zatem ty wymyśl dla nas nazwę" Powiedział Raiden przyjaznym tonem. "Lubię biologię... Lubię połączenia zwierząt... Lubie hybrydy... Więc może ochrzcimy się jako Hybrydy?" zapytał. Raiden podniósł ręcę do góry i krzyknął "Hybrydy, pokonamy zło... Pokonamy je! My się ich nie boimy! To oni mają się nas bać! Oni mordowali? My będziemy gorsi! Slenderman, Smile dog, Idziemy po was! Już nie żyjecie! Hybrydy was zniszczą!" Nasza trójka w radości krzyczała. o 5 nad ranem poszedliśmy spać... Oho Raiden ondalazł drogę do Świata Historii Cupcakes... Później dokończę. Niech pamiętnik leży na stole. Potem opiszę naszą pierwszy wyprawę...



14 Grudnia, 2013 rok
Himunaru


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I co sądzicie o mojej pierwszej Creepypaście? Wiem, że trochę dziwna i śmieszna, ale może się wam spodoba. Bardzo proszę o szczere opinię, bo chce kontynuować! :D

Dołączona grafika

/Shi
  • 2

#1228

Rajden204.
  • Postów: 16
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Łowca II


Tak, to była udana akcja, ale wrócę do pisania.
Obudziliśmy się po południu. Znowu były te przeklęte koszmary. Wydawało nam się, że w tych snach głos do nas przemawiał. Wymawiał jakieś dziwne wyrazy. Zapamiętałem jedno, Burnblade. Wypowiadając to z mojej dłoni wyrosła ognista brzytwa. Chłopaki zrobili to samo, ale użyli słow, które oni zapamiętali z "Proroczych Snów". Uzbrojeni w nową umiejętność zaczęliśmy się zastanawiać, jak zdobyć jakieś zlecenie, wiecie, o powstrzymaniu zła. Wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedłem sprawdzić, nikogo nie było, ale była niewielka paczka. W paczce była mapa i krótka notatka. "Ta mapa zaprowadzi was do pierwszego celu, musicie mieć ze sobą co najmniej telefon. Celem jest Smile Dog." przeczytałem na głos. Josh wyciągając mapę zauważył znajomą okolicę. Tak, to okolice niewielkiej wsi, położonej niedaleko naszego miasta. Mapa pokazywała ten mroczny las w okolicy. "I co teraz?" Zapytał Raiden, "Przecież Smile Dog ukazuje się tym, którzy widzieli jego zdjęcie" Dokończył Josh. Bez zastanowienia odpaliłem laptop i włączyłem pierwsze lepsze zdjęcie Przerażającego Husky. "OK, mamy zdjęcie, idziemy tam" Rozkazał nam Raiden. Wyruszyliśmy w nocy. Dokładnie pamiętam. była 2 w nocy. W lesie było naprawdę mrocznie, po usłszeniu wycia zaczęliśmu uciekać. po kilku minutach ucieczki Raiden nas powstrzymał i powiedział:"Co my robimy? Jesteśmy Łowcami, a my uciekamy przed wyciem psa? To może być zwykły pies, a jak Smile Dog to co? To on ma się nas bać! To my jesteśmy Hybrydami! Służąc Wyższemu Dobru! Dorwijmy go, pokażmy kto tu kogo morduje!" Po tych słowach ruszyliśmy w głąb lasu. Byliśmy bardzo pewni siebie, nie baliśmy się. Ciągle powtarzałem "Jak go dorwe to już nikogo nie postraszy". I Wtedy go zobaczyliśmy. Wpatrywał się w nas tymi krwawymi oczyma, wyszczerzał swoje nienaturalne, ostre, ludzkie zęby. Zacząłem się bać. Niby się nie bałem, ale jak dojdzie co do czego to już nie jest się takim twardym. Raiden jako leader stanął przed nim, mówiąc poważnym tonem "Już nie żyjesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz...", po czym krzyknął "Raisen" a z jego dłoni wyrosła Klinga błyskawic. Szarżując oślepiony szałem Raiden zaatakował go. Husky zrobił unik i wtopił swoje zęby w jego ramię. Nasze przerażenie zniknęło. W końcu jakiś brudny pchlarz mordował nam towarzysza! "Burnblade", "Tenso" Wzkrzyknąłem Ja, a po mnie Josh. w Szale z pełną furią, a zarazem spokojem wydaliśmy celny cios w psa. Pies znowu zrobił unik i uciekł w głąb lasu. Zajęci Raidenem nie widzieliśmy, gdzie uciekł Smile. "Spoko panowie żyję" Powiedział zmęczonym głosem Raiden. "Znajdzcie go, ja muszę odpocząć" dokończył. Rozdzieliliśmy się. po 40-stu minutach polowania usłyszałem krzyk, to Josh! Pobiegłem w stronę bezradnych okrzyków i zobaczyłem go. Josh, leży w kałuży krwi. "auuu, moja ręka... Himunaru, nic mi nie jest, dorwij tego sukinsyna! Zrób to!" Nie chciałem go zostawiać, oberwał mocniej niż Raiden, ale po chwili namysłu i błagań kompana pobiegłem dalej. 4 rano, widze go, siedzi tuż pod wielkim dębem, szczerzy się, z pyska cieknie mu krew. Bez chwili namysłu zacząłem natarcie. Pies ciągle unikał moich ciosów. "Już wiem" Pomyślałem. Oddaliłem się od Smile Dog'a. On wiedział, że polegam tylko na ostrzu. Wtedy przypomniał mi się mój pierwszy cios. "Inferna!" Wykrzyknąłem wystawiając dłoń w kierunku strasznego psa. Kula ognia lecąca w jego stronę, ahh, nigdy nie zapomnę jego reakcji. Był zagubiony, w jego oczach widziałem strach, udało się, trafiłem go! Pies już przestął groźnie warczeć i szczekać, zaczął piszczeć z bólu. Dostał prosto w ciało. Leżąc i piszcząc litościwie okazałem mu litość. Wytworzyłem ostrze. Patrzałem w jego smutne, a zarazem straszne i krwawe oczy. Podniosłem brzytwę ku górze, aby zadać ostatni cios, lecz coś mnie zatrzymało, miałem lepszy pomysł. Lewą ręką złapałem husky za szyję, podniosłem go wysoko i zadałem cięcie. Usłyszałem uderzenie o ziemie, uderzenie jego zakrwawionej, wstrętnej gęby. Ciemnoczerwona gęsta krew tryskała z szyi, spływała po mojej ręce. Słyszałem wtedy krzyki, krzyki niewinnych, których zamordował Smile Dog. Kundel już nie żyje, o jedno niebezpieczeństwo mniej. Dlatego, gdy teraz patrzysz na jego zdjęcie nic ci nie grozi. Odnalazłem kompanów, wziąłem łeb i ścierwo po psie i wróciliśmy do domu. Opatrzyłem ich i opowiedziałem co się stało. Cialo i głowę spaliliśmy, aby mieć pewność. Teraz to nie żarty. Pierwsza akcja udana, czekamy na kolejne. Jestem zmęczony po dzisiejszej demolce. O jeeeeju... ale chce mi się spać. Kończę dzisiejszy wpis. Dobranoc.



16 Grudnia 2013
Himunaru


Użytkownik Rajden204 edytował ten post 30.05.2013 - 20:25

  • 1

#1229

Kronikarz Przedwiecznych.

    Ten znienawidzony

  • Postów: 2247
  • Tematów: 272
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 8
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Finał



Wychodzisz z nami?- zapytał Michał, zakładając palto swojej nowej dziewczynie.
Tomek nie pamiętał jak miała na imię…chyba Ewa. Nie ważne. Zrzucił to na karb zmęczenia i bólu jaki odczuwał.
- A gdzie idziecie?- spytał automatycznie, ale szybko się zreflektował – Nie, nie dzisiaj. Nie za dobrze się czuję. Coś z brzuchem.
-Ok, jak chcesz. Jak ci się odwidzi samotność to znajdziesz nas w Proximie. Albo może będziemy już u Klaudii – zapowiedział z tajemniczym uśmiechem jego współlokator, okalając ramieniem odwzajemniającą jego uśmiech kobietę.
A jednak nie Ewa…Klaudia. Co się z nim działo? Nigdy nie czuł tak przejmującego bólu. A co gorsza, nie przechodził a narastał z godziny na godzinę. Bolała go już cała jama brzuszna i klatka piersiowa. Chyba dostawał gorączki.
-Tak, tak jasne. Trafię jakby co – odpowiedział po chwili, ale drzwi były już zamknięte, i jego głos odbił się od nich i spadł na brudny dywan.
Oddychał ciężko.
Pocił się.
Może trzeba zadzwonić po pogotowie? – myśli w jego zmęczonym umyśle latały i odbijały się od czaszki z zawrotną prędkością.
Czuł się taki samotny. Od kiedy rozstał się z Magdą trzy tygodnie temu, nie mógł dojść do siebie. To była jego pierwsza, prawdziwa miłość. Bardzo się zaangażował w ten związek, i chyba nawet potajemnie myślał o ślubie. I wydawało mu się, że jego wybranka też, ale okazało się, że nie. Pewnej Niedzieli oświadczyła mu prosto z mostu, że to nie jest to. Że nie czuje się spełniona, czegoś jej brakuje, i nie chce się za bardzo wkręcić. Tak powiedziała – wkręcić, w ten związek. Chyba, nie brała tego wszystkiego zbyt poważnie…w każdym razie nie tak, jak odbierał to Tomek.
Ból był potworny. Chłopak próbował wstać, ale zachwiał się i oparł cały ciężarem i ścianę. Tuż nad jego ręką kończyła się rama wielkiego obrazu namalowanego przez Magdę. Przedstawiał piękny akt kobiecy. Musi go zdjąć – zaświtało mu w głowie.
-Zdejmę-powiedział cicho do siebie. Zdejmę, jak tylko wydobrzeję. Napiął mięśnie, zacisnął zęby, i zrobił pierwszy krok w stronę kuchni.
Na ścianie koło szafek z talerzami, kubkami i jego ulubionymi płatkami śniadaniowymi Cheerios, wisiał bezprzewodowy telefon, który teraz stał się jego celem. Oddychał szybko i płytko, oczy zalewał mu pot. Niewiarygodne jak szybko jego choroba postępowała. Jeszcze pół godziny wcześniej zastanawiał się co zrobi na kolację, teraz myślał już tylko o tym, aby wezwać pogotowie i żeby panowie w białych kitlach zaaplikowali mu coś przeciwbólowego.
Kolejny krok i kolejny grymas rozciągający jego twarz. Zaczynały mu drętwieć ręce, ramiona lśniły od potu, a włosy lepiły mu się do twarzy. W pewnej chwili poczuł, trwające zaledwie sekundę, ukłucie na wysokości żeber, które prawie go powaliło. Pociemniało mu przed oczami i uklęknął. To z kolei spowodowało dziwny ucisk na kręgosłup, tak, że nie mógł go zgiąć. W tak komicznej pozie, ni to schylony, ni wyprostowany, odczekał kilka oddechów, aż sprzed oczu zniknęły mu igiełki, a ból jakby lekko osłabł. Był bardzo zmęczony. Czuł się jakby biegał od rana po bieżni na pobliskim nowym szkolnym boisku.
Coś zaburczało mu w żołądku. Poczuł jak samoistnie wypuszcza gazy. Ale jaką ilość! Sam się zdziwił, ale myślał o tym jak przez mgłę, powieki zaczęły mu opadać, koszulka przylgnęła do spoconych pleców i czuł, że zaraz zemdleje.
Nie! Nie mógł zemdleć! Musiał dojść do telefonu i wezwać pomoc. Dlaczego akurat teraz musi być w mieszkaniu sam? Często odbywały się tu imprezy, prawie zawsze ktoś był, a teraz kiedy najbardziej potrzebował kogokolwiek, jedyny oddech jaki przyjmowało powietrze pokoju wydobywał się z jego sinych, błyszczących od potu ust.
Zaczął jęczeć. Kolejny krok. Już nie może. Dlaczego to jest tak daleko. Zwykle pokonuje odległość z pokoju do kuchni w jakieś 4 sekundy, teraz szedł już o wiele dłużej i ciągle kuchnia wydawała się bardzo odległa. Coś znów zaburczało mu w brzuchu. Może łazienka? Przez chwile jego umysł analizował ten pomysł, ale kolejny skurcz spowodował takie a nie inne ułożenie priorytetów. Najpierw telefon pod 999, później łazienka.
Nagle przed jego oczami stanęła Magda. Przypomniał sobie w ułamku sekundy ich spacery, moment poznania na Starówce, pierwszy pocałunek. Skurcz. Zaczęło go boleć pod sercem. Prawą, wolną ręką, otarł pot z czoła. Nic to jednak nie dało, gdyż miejsce kropelek znajdujących się teraz na jego przedramieniu, natychmiast zajęły inne.
Skurcz. Obraz Magdy siedzącej na ławce na Polach Mokotowskich, czytającej „Wielki Marsz”. Jakże pięknie była wtedy ubrana. Przypomniał sobie, jak było ciepło tamtego dnia i zobaczył jak wiatr szamocze się z jej lekką, zwiewną żółtą sukienką, którą ona, zaczytana, próbuje jedną ręką uspokoić.
Z jego oczu popłynęły łzy. Skurcz, Zachwiał się. To już nigdy nie wróci. Nie zobaczy jej już tuż po przebudzeniu, jak leży obok, a jej czarne loki rozlewają się po poduszce. Jak boli!!
Był już prawie przy kuchni, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się i za sekundę trzasnęły. Tomek powoli obrócił głowę w stronę przedpokoju. Cały dygotał, a ból z klatki piersiowej zaczął promieniować na szyję i brodę. Chciał coś powiedzieć, ale z gardła wydobył się tylko rzężący dźwięk.
-Stary, zapomniałem biletów. Kurde, spóźnimy się! – prawie krzycząc powiedział Michał. Tomek? Co jest stary? – współlokator przystanął na sekundę spojrzawszy na opierającego się o ścianę i ciężko dyszącego kumpla.
-Chłopie co ci się stało, cały dygoczesz! Wyglądasz jakbyś wyszedł spod prysznica. Chłopak szybko podskoczył do przyjaciela i pomógł mu stanąć prosto.
-Co się dzieje? – spytała towarzyszka wieczoru Michała, która teraz stanęła za nim, ze zdziwieniem w oczach.
-Pom…pomóż mii – wychrypiał Tomek czując, że zbiera mu się na wymioty.
-Ale…ale co ja mam zrobić? Wezwałeś pogotowie? Tomek! Tomek!
Drgające palce kurczowo zacisnęły się na kurtce przyjaciela, a ostatnią rzeczą jaką zarejestrował umysł chłopaka był zbliżający się z zawrotną prędkością dywan.
Trzymaj się! Zaraz będzie pogotowie! Tomek!

Michał nerwowo przebierając palcami, chodził w tą i z powrotem po jasnym korytarzu szpitala, tuż pod salą operacyjną, nad którą neon na czerwono ostrzegał, że trwa operacja. Za grubą szybą widać było rozmyte cienie lekarzy i pielęgniarek uwijających się wokół stołu na którym leżał jego kumpel.
Wokół niego panował niewielki ruch. W zasadzie było dość cicho. Jedynym głośniejszym dźwiękiem był sygnał telefonu, kliknięcie i znudzony głos pielęgniarki, która recytowała swoją rolę jednostajnym głosem, po czym następowało kolejne kliknięcie i rozmowa zostawała przełączana.
Operacja trwała już dobrą godzinę. Kiedy przywieźli Tomka, był nieprzytomny, oblany potem i drgający. Lekarze musieli przywiązać go do łóżka, żeby nie spadł. Nikt nie wiedział co się z nim działo.
Jak przez mgłę pamiętał rozmowę jaką odbył z lekarzem, kiedy prawie biegli obok skrzypiącego i pędzącego łóżka na którym wił się i charczał Tomek.
Od kiedy? Dlaczego? Jak pan go znalazł? i wiele innych pytań. Na prawie wszystkie coraz bardziej zachmurzony lekarz uzyskiwał jedną odpowiedź – nie wiem.
Co prawda Tomek uskarżał się na jakieś bóle od paru dni, ale w zasadzie Michał nie zwracał na to uwagi, bo chłopak zachowywał się dziwnie od kiedy rozstał się z ostatnią dziewczyną –Magdą. On chyba naprawdę się zakochał i przywiązał. Była dla niego wszystkim. Poświęcił i całkowicie się dla niej oddał. A potem dostał kopa w twarz. Może cios był zbyt mocny.
Nagle, kiedy Michał dochodził już do końca korytarza, drzwi sali operacyjnej otworzyły się. Chłopak najpierw przystanął a sekundę potem zerwał się i pobiegł do nich.
Najpierw zobaczył łóżko Tomka, a na nim coś wypukłego, przykrytego skrwawionym prześcieradłem.
Serce, które od kilkudziesięciu minut biło w szaleńczym tempie, teraz pędziło jakby goniła je sama śmierć szczerząc spróchniałe żeby w uśmiechu i machając zardzewiałą kosą. Kiedy chłopak dobiegł do drzwi, inny sanitariusz właśnie wyprowadzał drugie, o wiele mniejsze nosze, na których także coś się znajdowało. Pod białym materiałem widać było wyraźne, około półmetrowe, wybrzuszenie. I tak cichy, biały pochód potoczył się do końca korytarza i zniknął za rogiem. Po chwili do osłupiałego i nie mogącego zebrać myśli Michała, wyszedł z sali chirurg, zdejmując z twarzy maskę i wycierając czerwone ręce o czerwony już fartuch.
-Czy...czy on…yyy – Michał nie potrafił wymówić tego słowa. Zachwiał się i złapał za głowę. Lekarz podtrzymał go i delikatnie posadził na jednym z krzeseł pod ścianą. Przez chwilę obaj milczeli, a chłopak ze świstem wciągał powietrze.
Po chwili chirurg, kiedy już dokładnie wytarł dłonie i twarz, powiedział cicho:
- Samotność… nic nie mogliśmy zrobić… to trwało zbyt długo…
  • 3



#1230

black96.
  • Postów: 86
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Wrzucam pierwszą część opowiadania autorstwa Michała Gajewskiego :)
Jeśli pasta zawiera jakieś wulgaryzmy, to poinformujcie mnie o tym, a je poprawię, gdyż nie miałam czasu przejrzeć jej dokładnie pod tym kątem.

Kaplica
- To jak, idziemy?
- No nie wiem... - Marta nadal nie była przekonana.
- Nie bój żaby, będę z tobą – rzekł Marcin, obejmując lekko Martę w pasie.
Według propozycji Michała cała grupa, czyli Marta, Marcin, Paulina i Mariusz mieli wybrać się wieczorem na cmentarz. Nie ustalili jeszcze, którego dnia, ani o której godzinie mieliby pójść. Wstępne ustalenia były takie: mieli udać się tam około godziny dwudziestej drugiej, może nawet dwudziestej trzeciej, im później, tym lepiej. Wcześniejsze godziny nie wchodziły w grę – po terenie cmentarza mogło kręcić się zbyt wielu ciekawskich.
A nie chcieli, by ktoś ich zauważył.
Chcieli – nie, to Michał chciał – spróbować dostać się do kaplicy ewangelicko – augsburskiej, która mieściła się na owym cmentarzu. W jakim celu? Spędzenia w niej nocy. Michał był pewien, że nie wszyscy wytrzymają w środku przez całą noc. Oczywiście pod warunkiem, że uda im się dostać do środka... Jednakże tym Michał najmniej się martwił – zawsze można wziąć skądś jakiś ka-mień i za jego pomocą dostać się przez okno. Nieprawdaż?
Paulina w przeciwieństwie do Marty od razu pod-chwyciła propozycję i zaczęła namawiać pozostałych. Prócz Marty również Mariusz nie wykazywał większej ochoty na wyprawę.
- I co niby będziemy tam robić? Siedzieć całą noc na ziemi i opowiadać sobie straszne historyjki? – jego głos był sceptyczny.
- Stary, nie przesadzaj, to może być najlepsza noc w naszym życiu. Kto wie, może będziemy sobie opowiadać te historyjki? Żeby zbudować klimat. - Michał nie dawał za wygraną.
- Michu, jest jesień... Wiesz, że będzie nam cholernie zimno? A poza tym pomyślałeś chociaż, jak się dostaniemy do środka? Wejdziemy sami, czy poczekamy, aż ktoś nam otworzy?
Michał westchnął.
- Tym będziemy się martwić na miejscu. Mam już pewien plan. - zrobił krótką przerwę, po czym kontynuował – Kto idzie ze mną?
Marcin milcząc podniósł wzrok na Michała. Nie odezwał się. Czekał, co na to reszta.
- Ja idę! - zawołała Paulina entuzjastycznie.
- A wy? - Michał zwrócił się do pozostałej trójki.
Marcin wciąż wpatrywał się w niego, jakby samym wzrokiem chciał mu to wybić z głowy. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał cichy głos Mariusza.
- Idę.
Michał uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Martę i Marcina. Marta wciąż się wahała. Między chłopakami pojawiła się milcząca nić porozumienia.
- Pójdę z tobą, przyjacielu. I obym tego nie żałował...
- Nie będziesz. – Michał nie mógł już usiedzieć na miejscu.
Została jeszcze Marta – ciągle niezdecydowana. Przez chwilę milczała, po czym powoli skinęła głową.
Michał klasnął w ręce, wziął piwo ze stołu i upił spory łyk.
- A może by tak... dzisiaj? - spytał drżącym głosem – Dopiero dochodzi dziewiąta – akurat do dziesiątej się przygotujemy.
- Co masz zrobić jutro, zrób dziś – będziesz miał dwa dni wolnego.... czy jakoś tak?... - mruknął Marcin.
- No dokładnie! - Paula, podobnie jak Michał nie mogła już wytrzymać, ba, straciła nawet ochotę na zimne piwko. - Michał, co robimy?
- Przede wszystkim – rzekł Michał nagle poważniejąc – musimy się odpowiednio ubrać. Mam na myśli jak najciemniejsze stroje. Przypuszczam, że nikogo nie zastaniemy o tej porze na cmentarzu, jednak wiecie, różnie bywa, jakieś pijaczki mogą się szlajać i gdy nas zobaczą, narobić hałasu. Następna kwestia – gdy podejdziemy do kaplicy, musimy dostać się do środka, to chyba oczywiste. Drzwi będą zapewne zamknięte, więc zostają nam okna. Z tego, co pamiętam, są zamknięte na cztery spusty, jednak możemy zaopatrzyć się po drodze w jakiś większy kamień, czy nawet cegłę, wybić delikatnie szybę...
- Nie - odezwał się Marcin ponuro. - Z tego, co wiem, to żebyśmy się zmieścili wszyscy, a przy okazji przypadkiem nie popodcinali sobie żył przy wchodzeniu do środka, trzeba będzie wybić większą część okna... o ile nie całe.
- Masz rację - Michał spojrzał na niego bez śladu gniewu. - Właśnie dlatego idziemy tam tak późno. Gdy już wybijemy szybę będziemy musieli sobie pomóc przy wejściu. Najpierw podsadzimy dziewczyny, a potem sami się jakoś podciągniemy. Macie jeszcze jakieś pytania?
Nie mieli.
Po chwili Michał był gotowy – czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy, czarne adidasy przygotowane w przedpokoju.. Mariusz zawiózł resztę do domów, aby się przebrali. W tym czasie, choć od dawna było już ciemno, niebo zasnuły ciężkie, ołowiane chmury. Z oddali zaczęły dochodzić odgłosy nadchodzącej burzy. Drzewa na cmentarzu powoli rozpoczęły swój obłędny taniec. Wyginały się na boki, zawodząc przy tym cicho. Wzywały deszcz. Na ziemię zaczęły spadać pierwsze, wielkie krople – zwiastun ulewy, która miała niebawem nadejść nad Nową Sól. Wiatr powoli przybierał na sile, jeszcze wprawdzie nie wiał z taką mocą, by mógł przewrócić wazon z kwiatami, ale zdmuchnąć liście z grobu – owszem.
Michał podszedł do okna i po raz ostatni wyjrzał na zewnątrz. Z balkonu widział jedynie jedną trzecią cmentarza. Nawet na takim małym skrawku terenu dało się dostrzec migoczące światełka.
Spojrzał na ciemne niebo. „Tej nocy – pomyślał – muszę pokonać mój strach...”
Kilka minut później rozległ się dźwięk domofonu – przyjechali. Michał szybko założył buty, chwycił klucz od domu, i już, już miał z niego wychodzić, gdy w progu drgnęło mu serce. Obrócił się i rozejrzał po przedpokoju. „Jeszcze masz czas, jeszcze możesz się z tego wycofać... Nikt nie będzie miał ci tego za złe. Przecież oni też się pewnie w głębi serca boją...”
- Nie – rzekł do pustego mieszkania – Idę.
Zamknął drzwi na klucz, zbiegł po schodach i wyszedł na zewnątrz. Zimne, wieczorne powietrze uderzyło go w twarz, aż zabrakło mu tchu. Gdy zmierzał do samochodu Mariusza jedna z kropel deszczu spadła mu na lewą dłoń, rozpryskując się jak wielka bańka mydlana.
Marta siedziała na miejscu pasażera, za nią Marcin i Paula. Michał usiadł po jej prawicy i ruszyli. Gdy dojeżdżali do cmentarza i skręcili w prawo, obrócił się jeszcze i w tylnej szybie dostrzegł swój balkon. Nawiedziło go jakieś dziwne uczucie, zupełnie, jakby – choć to bezsensowne – zostawiał coś za sobą.
Wjechali na małe wzniesienie, minęli „Malwę”, sklep naprzeciwko cmentarza, do którego Michał nieraz chodził po zakupy, aż dotarli do skrzyżowania: po prawej mieli ulicę Hutniczą, gdzie mieszkała jego ciotka. Skręcili w lewo, w stronę bramy cmentarza.
Brama, którą Michał widział z balkonu została zamknięta kilka lat temu, teraz funkcjonowało tylko jedno wejście, od strony ulicy Wandy.
Mariusz zaparkował niedaleko wejścia i wyjął klucz ze stacyjki. Przez chwilę panowała cisza.
- Idziemy? - spytał Marcin.
Marta, która siedziała sztywno i wpatrywała się przed siebie skinęła głową i jako pierwsza odpięła pas, po czym otworzyła drzwi. Do środka wtargnęło wilgotne powietrze. Reszta zrobiła to samo.
Wysiedli. Na zewnątrz było znacznie chłodniej, niż przed kilkoma minutami. Na ich skórach co chwilę pojawiały się malutkie kropelki deszczu. Ruszyli. Paulina i Marcin szli pierwsi, Marta z Mariuszem za nimi. Michał na końcu.
Dotarli przed wejście. Z oddali do ich uszu dobiegł stłumiony grzmot, który mimo leniwego szumu kropel spowodował u nich gęsią skórkę.
- No, to jesteśmy – odezwał się Michał.
Wejście na cmentarz składało się z dwóch bram: większej – dla karawanów, i mniejszej – dla odwiedzających. W związku z tym, iż obie zawsze były otwarte ludzie i tak wchodzili tą większą, na furtkę nie zwracając uwagi. Przecież to oczywiste, bo któż z nas robiłby inaczej?
- Z tego, co widzę, chyba nie ma już nikogo – rzekł Mariusz.
- No i elegancko – odparł Michu.
Marta, nic nie mówiąc, jako pierwsza przekroczyła „próg” cmentarza. Nigdy by się nikomu do tego nie przyznała, nawet przed samą sobą, ale... coś ją tam ciągnęło, niemalże czuła dłonie zaciskające się na jej ramio-nach i ciągnące ją w głąb, coraz dalej i dalej, bez możliwości powrotu. Nie wiedziała, że nie jest sama – inni też czuli coś podobnego, jednakże o ile Marta twierdziła, że jest to jakaś siła duchowa, Michał składał to na karb adrenaliny, która coraz szybciej płynęła w jego żyłach.
Niebo już było zachmurzone w całości, nie zapowiadało się na to, by nadchodząca burza miała ominąć Nową Sól. Krople wielkości monet zaczęły regularnie spadać na wysuszoną ziemię. Przez ostatnie kilka dni panował nieznośny skwar; powietrze było tak gęste, że aż falowało. Ludzie wychodzili z domów jedynie późnymi popołudniami, całe godziny spędzając przed wentylatorami, bądź kisząc się przed telewizorami. Ta burza miała rozładować napięcie, które dziś do południa osiągnęło już poziom kulminacyjny; miała być zbawieniem dla działek, ogródków, ale przede wszystkim dla ludzi – słodkie odkupienie dla staruszek, które w ten upał nie mogły wyjść nawet do kościoła, jak to miały w zwyczaju. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie kolidowało to z argentyńskimi, czy brazylijskimi (co za różnica) tasiemcami, które namiętnie oglądały.
Po tej nocy babcie miały wyjść ze swych domów i podzielić się ze sobą nowymi, szokującym informacjami z najnowszych odcinków swoich ukochanych telenowel. Bardzo możliwe, że te uduchowione, po usłyszeniu cennych wiadomości, mogły mieć drobne problemy z prawidłową pracą serca, no ale cóż - nie od dziś wiadomo, że jeśli nie świat, to wykończą cię ludzie.
Marta odwróciła się do przyjaciół.
- Ruszycie się wreszcie, czy będziecie tam stać, aż całkiem przemokniecie? - Woda spływała już po jej kasztanowych, bujnych włosach, nadając jej niepowtarzalnego uroku. Sporo kropel było również na ciemnoszarym płaszczyku, który Marta miała na sobie.
Marcinowi, gdy to zobaczył, serce zaczęło bić mocniej.
Przyjaciele dołączyli do niej. Jedynie Michał został w miejscu. Marcin, będąc już na terenie cmentarza obrócił się przez lewe ramię; na jego długich, ciemno - herbacianych włosach także błyszczały krople.
- Ej, a z tobą co? Idziesz? - spytał, marszcząc brwi.
-Tak... - odparł Michał leniwie – Już idę.
To były najdłuższe trzy kroki w jego życiu. Wydawało mu się, że porusza się jakby w zwolnionym tempie, że wszystko wokół ucichło, ba!, że patrzy się na niego z oczekiwaniem.
Co zrobi?
Stchórzy?
Czy wejdzie tam?
Przezwycięży swój strach i słabości???
Michał patrzył jak zahipnotyzowany na swe stopy, które, zdawać by się mogło – poruszały się bez jego ingerencji.
Jeden krok...
Drugi...
Już był na wysokości bramy. Paula, Marta i Mariusz także się w niego wpatrywali.
Jeszcze troszeczkę.
[wejdź]
Michu nie wiedział, co mu się stało. Nagle zapragnął uciec stamtąd jak najprędzej. Jednakże to on był pomysłodawcą,
[wejdź]
tej szalonej idei, więc jeśli teraz ucieknie, przyjaciele go wyśmieją. Nie powinni tego robić, ale jednak obawa jest…
Nie wyśmieją. Nie są tacy. Wiedzą, że się boi. Zresztą sami pewnie czują strach. Kto by nie czuł? Nadchodzi burza, a z tego, co słychać, wcale nie byle jaka, w dodatku zamierzają całą noc spędzić na cmentarzu, w dodatku w jakiejś opuszczonej kaplicy. I nawet nie mogą… nie, nie chcą, nie chcą się wycofać. Chcą mu towarzyszyć, bez względu na wszystko.
Albo są zdrowo szurnięci, albo… co bardziej prawdopodobne – kochają go.
I to jest najważniejsze. Michał wiedział, że nie wycofają się, będą z nim do końca, nawet…. Nawet, jeśli…
Nie.
To przecież zwykła noc. Tyle, że…
- Michu! – to był Mariusz. Wciąż na niego czekali.
Do końca…
Głos Mariusza podziałał na niego niczym kubeł zimnej wody. Michał podskoczył i wreszcie postawił ten jeden krok. Znalazł się na cmentarzu.
-----
http://www.facebook....?ref=ts&fref=ts
  • 1


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 4

0 użytkowników, 4 gości, 0 anonimowych