SILENT PONYVILLE - ROZDZIAŁ IV
Było cicho. Włosy spływały jej na twarz; nie czuła teraz pulsowania swoich ran. Wszystko dookoła zdawało się być jednakowe. Wyglądało na to, że cała jej uwaga jest teraz kilometry stąd...
Resztki tlenu opuściły jej usta, przelatując po twarzy. Jej płuca zaczynały piec. Chciała wytrzymać jeszcze trochę, ale jej ciało odmawiało jej tego wysiłku.
Pinkie z głośnym świstem wciągnęła wielki łyk powietrza, wyjmując głowę z wiadra z wodą.
Ciężko dyszała, próbując się zrelaksować i uspokoić chociaż trochę jej szalejące serce. Właśnie spojrzała śmierci w oczy. To coś... ten potwór... ten... Slender Pony... wiedziała, że podchodząc do niej, chciał ją zabić. Kiedy się zbliżał, jej umysł zatonął we mgle, jak nigdy wcześniej... a potem ten ból rozrywanej głowy.
Ostrożnie dotknęła swoich świeżo zabandażowanych ran na głowie. Rozcięcia z incydentu w jej pokoju zaczynały się goić, ale Slender Pony pozostawił głęboką ranę pośrodku jej czoła. A jednak przeżyła, a rozcięcie teraz tylko lekko pulsowało, co niedługo miało pewnie minąć. Musiała również zmienić opatrunki na nodze. Przez całe to bieganie, rany po ugryzieniu pootwierały się i jej noga pulsowała teraz, powoli dochodząc do siebie.
Potrząsnęła włosami, strzepując z głowy resztki wody. To małe zmoczenie trochę ją zrelaksowało, ale była wciąż w szkole. Szkoła była miejscem, gdzie była ścigana w tym... tym... jedynym wyrażeniem, jakie przychodziło jej do głowy, aby to opisać był „Alternatywny Świat” - różniący się znacząco, a jednak wciąż taki sam.
Opuściła głowę i zaczęła pić wodę z wiadra. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo była spragniona, ale wspominając jak wiele płakała i uciekała, nagle poczuła, że jej gardło jest suche jak pieprz. Błyskawicznie opróżniła całe wiadro z jego zawartości.
Jej język szorował po dnie wiadra z nadzieją na chociaż jedną kropelkę, ale nie było już więcej wody. Cicho westchnęła i podnosząc głowę do góry, rozejrzała się po stołówce, w której teraz się znajdowała.
Była w stanie wyobrazić ją sobie w latach swojej świetności, te wszystkie małe klaczki zbierające się tutaj i jedzące drugie śniadanie podczas długiej przerwy. Przyjaciele dzielili się nowymi plotkami, przygodami, niektórzy bazgrali, niektórzy spędzali czas sami, ale długie przerwy i szukanie kryjówek były zawsze ulubionymi rzeczami źrebaków w każdej szkole.
„Te dni tak dawno odeszły w niepamięć, prawda?” – westchnęła Pinkie patrząc na pomieszczenie brudne od kurzu. Stoły musiały być puste już od dłuższego czasu i widać było, że żadna klaczka już dawno nie zawitała w te progi. Nawet zarys bawiących się klaczek-duchów gdzieś zniknął, pozostawiając po sobie tylko pustą ciszę.
Wzięła cichy oddech i wyciągnęła wstążkę, którą musiała wcześniej zdjąć, aby zmoczyć głowę. Jeszcze raz delikatnie zawiązała kokardę na końcu swojej grzywy. Rósł w niej wielki sentyment do tej wstążki, nie tylko dlatego, że była prezentem od Gummy’ego; dawała jej poczucie normalności w tych spokojnych momentach, gdy miała trochę czasu dla siebie. Jej umysł odczuwał lekką ulgę na myśl, że ona po prostu tam jest.
„Wydaje mi się, że...” powiedziała biorąc głęboki wdech i przechylając głowę, „Pozostało mi tylko... otworzenie tego pudełka...” powiedziała, patrząc na leżące na siedzeniu przed nią, brązowe pudełko. Jeszcze nie patrzyła do środka; właściwie miała zamiar je tam zostawić. Bardziej chciała je zmiażdżyć, całkowicie zniszczyć. Wszystko co oferował jej Slender Pony, powodowało, że jej żołądek kurczył się z gniewu. Ale jakaś siła, której nie rozumiała, zmuszała ją do wzięcia pudełka. Odłożyła je, by napić się wody i teraz, gdy skończyła, ono siedziało tam patrząc się na nią szyderczo.
„...Może będę mogła je rozwalić, po sprawdzeniu co jest w środku.” rozprawiała sama ze sobą, dając sobie w końcu na tyle pewności siebie, aby odważyć się na otwarcie go. Ostrożnie podniosła do góry brązowe wieko, bojąc się trochę, że gdy tylko je dotknie, zamieni się w ogień. Wieczko zsunęło się z łatwością, i Pinkie spojrzała do środka.
„...C-co to tu robi?” zapytała samą siebie, wpatrując się wstrząśnięta w to co znajdowało się w pudełku. Był to klucz do Kącika Kostki Cukru. „Skąd on to miał? Dlaczego mi to dał?” Pytania napływały do głowy Pinkie, ale pozostawały bez odpowiedzi. Dopiero co stamtąd przyszła, bądź co bądź jej pokój znajdował się zaraz nad Kącikiem Kostki Cukru.
Pinkie poczuła mdłości na samą myśl, że Slender Pony mógł być w Kąciku Kostki Cukru. Prawdopodobnie, to wyjaśniało co stało się z jej pokojem i dlaczego sklep był zamknięty. Gdyby miał klucz... to być może wyjaśniałoby również to, co zobaczyła w łazience, a nawet obecność tej małej, białej klaczki, która ją zaatakowała. Jej żołądek wykonał kolejnego fikołka, gdy czuła jak wewnątrz niej, narasta gniew.
Ostrożnie podniosła klucz i umieściła go w torbie. Musiała wrócić i sprawdzić, co zdarzyło się w Kąciku Kostki Cukru. Delikatnie umieściła wieko z powrotem na szczycie brązowego pudełka, po czym chwyciła je i postawiła na ziemi.
Podniosła swoją silniejszą nogę, i zmiażdżyła pudełko kopytkiem. Zgniotło się z satysfakcjonującym chrzęstem.
Śnieg zaczynał piętrzyć się pod jej kopytkami. Miasto wyglądało, jak okryte białą pierzyną. Każdy kawałek miasta pokryty był śniegiem, ulice, dachy, nawet drzewa... Pinkie nigdy nie widziała miasta zasypanego tak mocno. Zawsze były kucyki, dbające o to, żeby miasto podczas zimy było uprzątnięte, czyszczące ulice i upewniające się, że nie nagromadziło się zbyt dużo śniegu.
Śnieg skrzypiał pod każdym jej krokiem, delikatnie roztapiając się pod nią. Trzęsła się coraz bardziej, marząc o ciepłym ubraniu, które byłoby w stanie ją ogrzać. Normalnie czuła się zimą jak ryba w wodzie, ale teraz śnieg przemoczył ją doszczętnie. Czuła jak jej nogi powoli zaczynają zamarzać.
W tle wreszcie zamajaczył jej Kącik Kostki Cukru. Odetchnęła z ulgą; widziała kilka Groanerów w oddali, ale żaden nie zbliżył się do niej, więc dotarła tutaj cierpiąc tylko z zimna, co w aktualnych okolicznościach uważała za całkiem niezły wyczyn.
Podeszła do drzwi swojej ulubionej piekarni i delikatnie je szarpnęła. Tak jak się spodziewała, drzwi były zamknięte. Więc nawet, jeśli sprawdziłaby je wcześniej i tak musiałaby odejść stąd z kwitkiem.
Ostrożnie wyciągnęła klucz z torby i gdy umieściła go w zamku, drzwi się odblokowały. Pinkie obserwowała, jak klucz obraca się w popiół, zupełnie jak wcześniej klucz do szkoły. Wydała z siebie głośne westchnięcie, po czym popchnęła drzwi wchodząc do środka.
Tak jak oczekiwała, Kącik Kostki cukru tonął w ciemności, zupełnie jak jej pokój. Do pomieszczenia docierała niewielka ilość światła. Szybko sięgnęła do torby, wyjmując latarenkę. Dziękowała sobie w duchu, że napełniła ją olejem podczas pobytu w stołówce, po czym zapaliła knot.
Ku jej zaskoczeniu Kącik Kostki Cukru wyglądał dobrze. Co prawda na półkach i ladzie nie było żadnych wypieków, ale nie było tam też kurzu i zniszczeń. Właściwie, to całe miejsce było nawet udekorowane. Były tam wstążki, transparenty i baloniki porozmieszczane po całym sklepie. Był tam też rozstawiony stolik na zakąski i poncz, kilka gier poukładanych w różnych miejscach, a na drugim stole piętrzył się stosik prezentów.
Nad tym wszystkim, od jednego końca do drugiego, rozwieszony był transparent obwieszczający wszystkim – ‘Witamy Pinkie Pie’.
„Te dekoracje są dla mnie?” – spytała Pinkie kładąc latarenkę na stole, by oświetlić pomieszczenie.
„Och! Mamy gościa? Kocham gości!” dobiegł ją brzmiący nieco zbyt znajomo głos. Pinkie stanęła jak wryta, rozglądając się dookoła. Nie słyszała ŻADNEGO kucyka, odkąd znalazła się w tym okropnym miejscu, i nagle wypełniła ją nadzieja.
„Tak! Tak macie gościa! To ja! Pinkie Pie!” zawołała szybko Pinkie Pie, nie ukrywając swego podniecenia, chcąc w końcu spotkać jakiegoś kucyka. „Gdzie jesteś? Wyjdź! Obiecuję, że nie jestem jak te potwory na zewnątrz!”
„Naprawdę?” zachichotał głos, „W te dni po prostu ciężko stwierdzić, kto czym jest, a kto czym nie jest” odpowiedział wesoło.
„Proszę, czy mogłabyś wyjść? Naprawdę chciałabym zobaczyć twoją twarz.” powiedziała Pinkie, nie dbając o to, że głos brzmiał dziwnie znajomo; po prostu chciała zobaczyć innego kucyka.
„Oki-doki-loki! Skoro tak ładnie prosisz!” Ciemna plama w rogu pokoju poruszyła się, przemieniając się w kształt kucyka, tuż przed oczami Pinkie. Cień otaczający kucyka ustąpił, gdy padły na niego promienie światła. Pinkie westchnęła w szoku, zakrywając sobie usta kopytkami.
„Co się stało? Wyglądasz na zaskoczoną widząc mnie! Mówiłaś, że nazywasz się Pinkie Pie, prawda? Co za zbieg okoliczności! Ja też jestem Pinkie Pie!” Nie mogło być wątpliwości, jasnoróżowa skóra, kędzierzawa kręcona grzywa i ogon, niebieskie i żółte baloniki na jej Cutie Marku, ta pełna życia aura... to była Pinkie Pie. „Ale to byłoby bardzo mylące, gdybyśmy OBYDWIE zaczęły mówić na siebie Pinkie Pie!” wyjaśniła myśląc nad tym, gdy przestała na chwilę podskakiwać, „Musimy dać Ci przezwisko!”
„C-co... ale ja...”Pinkie nie wiedziała co powiedzieć. Dlaczego były jej dwie? A ta Pinkie nie wyglądała na cierpiącą z powodu smutku i rozpaczy, nie była obwiązana bandażami i nie wyglądała, jakby cokolwiek ją bolało. Ta Pinkie wyglądała dokładnie, tak jak ona, zanim zaczęły ją nachodzić koszmary, doprawiając wszystko szczyptą tego miasta.
„Och! Widzę, że Twoje włosy oklapły, czy to znaczy, że jesteś smutna? Musisz być! Moje włosy są oklapnięte tylko, gdy jestem smutna! Więc będziemy mówić na Ciebie Saddie Pie!” (od sad-smutny- przyp.tłum) – szczęśliwa wersja Pinkie Pie znów zaczęła podskakiwać, „Dlaczego jesteś smutna Saddie Pie? Czy ktoś ukradł Ci słodkości? Zawsze możesz zrobić sobie więcej!” chichotała wesoło, „Och! Już wiem co odwróci ten grymas do góry nogami! Zróbmy babeczki!”
„B-babeczki?” zapytała z niepokojem Pinkie, „Ale... ja chcę się wydostać z tego miasta...”
„Ooooo, już chcesz iść?” powiedziała szczęśliwa Pinkie Pie kręcąc głową, „Ale dopiero co przyszłaś! No chodź! Przed nami jeszcze tyle zabawy!” pokicała w kierunku drzwi na zaplecze Kącika Kostki Cukru, prowadzących do piwnicy. Otworzyła drzwi i odwróciła się „Chodź za mną głuptasku! Będziemy się dobrze bawić! A potem upieczemy te babeczki!” Szczęśliwa Pinkie Pie pokicała w ciemność po schodach, znikając z pola widzenia.
Pinkie po prostu wpatrywała się w niedowierzaniu, jak druga Pinkie znika jej z oczu. Nie mogła uwierzyć w to co widziała. Z pewnością była jedyną Pinkie Pie... prawda? Musiała dowiedzieć się, dlaczego była tutaj druga Pinkie Pie. Chwyciła latarenkę i zaczęła powoli schodzić po schodach do piwnicy. Mogła usłyszeć ciągłe chichotanie samej siebie gdzieś tam w ciemności, daleko w dole. Z jakiegoś powodu, chyba bardziej wolała ciszę...
Dotarła do końca schodów i rozejrzała się, oczekując zobaczyć piwnicę. Zamiast tego ciągnął się przed nią długi korytarz, z szeregiem czterech drewnianych drzwi, zwieńczony drewnianymi drzwiami na jego końcu.
„No chodź no chodź! Pobawmy się już!”- radosny głos odbijał się echem od ścian korytarza. Pinkie nie potrafiła dokładnie określić kierunku, z którego dochodził. Podeszła pomału do pierwszych drzwi i otworzyła je, wchodząc powoli. Wewnątrz pokoju doznała szoku, widząc znajomy widok salonu ze swojej rodzinnej farmy.
„Masz... powinnaś coś zjeść.” Widmowy wizerunek jej ojca postawił miskę zupy, przed widmowym wizerunkiem jej ‘młodszej siebie’, szczelnie owiniętej kocem.
„... Nie jestem głodna...” jej ‘młodsza ja’, mruknęła cicho w odpowiedzi, zagrzebując się w kocu jeszcze ciaśniej.
„Nie jadłaś nic odkąd wróciłaś... proszę, musisz coś zjeść.” Jej ojciec usiadł na kanapie naprzeciwko córki.
„...Nie chcę już nigdy nic jeść...” powiedziała Młoda Pinkie z głosem drżącym ze strachu. Jej ojciec położył głowę koło trzęsącej się córki, przybliżając się do jej ciała.
Obraz rozpłynął się. Pokój znów był tak cichy, jak przed pojawieniem się wizji. „Czy to było... wspomnienie?” pytała samą siebie. Nie pamiętała tego wspomnienia. Słowa jej ojca brzmiały dla niej złowieszczo, ale nie wiedziała za bardzo, dlaczego.
Zobaczyła coś kątem oka na stoliku, gdzie jeszcze przed chwilą stała zupa. Na jego blacie leżał mały zielony kafelek z wizerunkiem kota. Nie była pewna co to znaczy, ale wiedziała, że jest to coś ważnego. Szybko chwyciła to ze stołu i schowała do torby.
Następnie wyszła z pokoju, zamykając drzwi za sobą.
„Powiedz, nie chcesz się pobawić?” radosny głos ponownie odbił się echem od ścian korytarza. Pinkie chwilowo zignorowała go, otwierając drzwi naprzeciwko. W środku zobaczyła pokój przesłuchań, jeden z tych, jakie widziała u miejscowych władz, gdy była mała.
„Nie widzi pan, że ona wiele przeszła?” tłumaczył widmowy obraz jej mamy, duchowi młodego policjanta, gdy przytulała swoją różową córkę. „Wasze pytania ją niepokoją!” Różowa klaczka trzęsła się w ramionach swojej matki.
„Bardzo przepraszamy... nie chcemy jej straszyć, ale musimy wiedzieć co się tam zdarzyło” powiedział spokojnie źrebak- policjant.
„Musicie dać mojej córce trochę czasu,” powiedział stanowczo jej ojciec. „To ciężki okres... dla nas wszystkich.”
„Rozumiemy i proszę przyjąć nasze kondolencje, ale musimy znać wszystkie szczegóły. Kiedy je poznamy, będziemy mogli szybko doprowadzić tę sprawę do końca” zapewnił znów źrebak.
Obrazy rozwiały się ponownie pozostawiając po sobie, na stole do przesłuchań, różowy kafelek. To była kolejna scena, której nie mogła znaleźć we wspomnieniach. Przez nią czuła się jeszcze bardziej zmieszana, bo nie znała powodu, dla którego była wtedy w pokoju przesłuchań...
Zbadała płytkę, zauważając na niej wizerunek ptaka. Szybko włożyła ją do torby i opuściła pokój.
„Ooooch, chcesz żebym czekała, tak?”362 wesoły głos Pinkie Pie odbijający się echem od ścian korytarza, brzmiał na rozczarowany. Pinkie lekko potrząsnęła głową. Głos drugiej Pinkie był dla niej niepokojący. Słyszenie swojego głosu z ust kogoś innego było trochę... nienaturalne.
Powoli przeszła do następnych drzwi, otworzyła je i wkroczyła do środka. Tym razem ujrzała swoją sypialnię na farmie. W pokoju stały trzy łóżka, po jednym dla każdej z nich, gdyż rodzice spali w innym pokoju.
„Dalej siostrzyczko... musisz się przespać... już późno.” Widmowy obraz jej starszej siostry Octavii próbował pocieszyć młodą, różową klaczkę.362 Spały w jednym łóżku, a jej siostra tuliła ją mocno do siebie, „Wiem, że przechodzisz teraz ciężki okres... ale jestem tu... i wiesz, że nie pozwolę, żeby cokolwiek Ci się przydarzyło.”
Młoda, różowa klaczka zaczęła szlochać wtulona w Octavię. Obydwie objęły się i wizja znów się rozwiała. Na łóżku pozostał czerwony kafelek z wizerunkiem węża.
Pinkie wytarła łzę, która zaczęła się formować w kąciku jej oka. Nie wiedziała dlaczego te emocje narastały wewnątrz niej. Te obrazy były zbyt realistyczne, żeby nie były prawdziwe... ale dlaczego ich nie pamięta?
Przed opuszczeniem pokoju ostrożnie włożyła czerwony kafelek do torby.
„No choooooodż... Przygotowałam dla ciebie przyjęcie i wszystko!” ciągle emanowała szczęściem, ale tak jakby zaczynała lekko się niecierpliwić
Pinkie lekko potrząsnęła głową; musiała zobaczyć, co jest za ostatnimi drzwiami. Druga Pinkie mogła poczekać.
Otworzyła ostatnie drzwi z boku korytarza i weszła do pokoju, którego ściany wyglądały jak niebo, a podłoga była pokryta piaskiem i skałami. Wyglądało zupełnie, jak na zewnątrz jej farmy.
„Więc... jesteś pewna, że to jest to czego chcesz?” zapytał jeszcze raz jej widmowy ojciec.
„Tak... tak myślę. Po prostu... nie sądzę, że mogłabym tu dłużej zostać” odpowiedziało powoli jej ‘młodsze ja’.
„Rozumiem” odpowiedziała jej matka, stojąca tuż obok ojca, „Tylko proszę uważaj na siebie. Wiem, że masz Octavię przy sobie.”
„Jesteście pewni, że nie chcecie odejść? Ja też nie wiem, czy potem tutaj wrócę” powiedziała Octavia przenosząc wzrok ze swojej młodszej siostry na rodziców.
„Tą farmę zostawił mi mój ojciec; nie mogę jej opuścić” powoli potrząsnął głową ich tata, „Ta farma to teraz całe moje życie, i z dobrymi, i złymi wspomnieniami. Więc mam nadzieję, że wybaczycie nam, że nie idziemy z wami. Tylko proszę uważajcie na siebie.”
„Nie martw się ojcze, gwarantuję, że nic nam się nie stanie” uśmiechnęła się Octavia.
„Wierzymy Ci Octavio.” skinęła jej matka ze łzami w oczach.
Obrazy rozwiały się, pozostawiając po sobie, na środku pokoju niebieski kafelek z362 wizerunkiem ryby.
‘To było, gdy opuszczały farmę, prawda?’ Pinkie pamiętała, że opuściły farmę, za pozwoleniem rodziców... ale nie pamiętała tej rozmowy, zanim z niej odeszły. Mimo to... była pewna, że taka rozmowa miała miejsce. Wszystkie te wizje zdarzyły się, gdy była młodsza... ale musiała je zapomnieć.
„Dlaczego miałabym zapomnieć coś takiego?” pytała siebie, schylając się po niebieską płytkę i wkładając ją do plecaka. ‘Musi być jakiś dobry powód, dla którego zapomniałam... może... może ta druga Pinkie coś wie...’ pytała samą siebie, opuszczając pokój.
Druga Pinkie Pie była lekko zirytowana, „Nie jesteś zbyt zabawowa Saddie Pie! Gdyby to mnie powiedzieli, że wyprawiają mi przyjęcie, poszłabym prosto na nie!” Jej głos brzmiał, jakby jej cierpliwość się kończyła.
Pinkie przeszła przez resztę korytarza do drzwi na jego końcu. Popchnęła drzwi i weszła do środka.
„Och! Tu jesteś! Już się bałam, że gdzieś się zgubiłaś! Co byłoby trochę dziwne, bo jak można się zgubić w prostym korytarzu? To znaczy myślę, że da się znaleźć sposób i na to, ale mimo wszystko spóźniłaś się na przyjęcie!” Druga Pinkie stała na środku pokoju, oświetlona przez latarenkę zwisającą pod sufitem. Reszta pomieszczenia tonęła w czerni, poza okręgiem światła, który rozjaśniał miejsce, w którym stała.
Pinkie ostrożnie wyłączyła latarenkę, schowała ją do torby i odwróciła się do samej siebie.
„Powiedz mi... wiesz czego dotyczyły te wizje prawda?” zapytała tak poważnie, jak tylko mogła.
Inna Pinkie zmarszczyła brwi, „Co? Kazałaś mi czekać na to? To niezbyt ładnie z twojej strony.” powiedziała podirytowana, „Ale ci wybaczę! W końcu tu przyszłaś i będziemy się razem świetnie bawić!” Podskakiwała szczęśliwa.
„Proszę! Chcę się móc bawić tak samo, jak ty... ale nie mogę, dopóki nie uzyskam odpowiedzi.” potrząsnęła głową Pinkie, „Co stało się z Ponyville? Czemu są tu potwory? Czemu widziałam obrazy, które widziałam? Nie pragnę niczego bardziej, niż powrotu do organizowania przyjęć i spędzania czasu z przyjaciółmi...” lekko zniżyła głowę, „Ale nie mogę... przynajmniej dopóki będą zżerać mnie te wszystkie wątpliwości.”
Druga Pinkie przestała kicać i zmarszczyła brwi.
„W porządku, już widzę jak to jest.” Druga Pinkie odwróciła się, „Myślę, że po prostu muszę usunąć z Ciebie ten smutek Saddie Pie.”
Pinkie zamrugała zmieszana. Nie wiedziała, co ma na myśli druga Pinkie, ale nie odpowiedziała jej na żadne z palących ją pytań...
Jej myśli zatrzymały się i stanęło jej serce. Jej uszy wychwyciły z oddali dźwięk syreny. Światło w pokoju zaczęło się ściemniać, pogrążając pokój w całkowitej czerni.
‘Och nie... och nie nie nie nie nie nie nie nie!’ pomyślała w panice, gdy światło zupełnie zgasło. Próbowała się na czymś skupić. Świat się przeobrażał; czuła jego przesuwanie pod kopytkami. Gdy syrena zaczęła przycichać, latarenka z powrotem wróciła do życia, ponownie oświetlając miejsce, gdzie stała druga Pinkie.
Ziemia dookoła nich zmieniła się w gnijącą, brudną podłogę, jaka pojawiła się również za pierwszym razem, gdy słyszała wycie syreny. Druga Pinkie stała wciąż w tym samym miejscu; jedyną różnicą było to, że teraz miała na sobie dziwną suknię ze skrzydłami.
Gdy druga Pinkie zaczęła się odwracać, fonograf zaczął jednostajnie buczeć.
„Wiesz co...” – przemówiła druga Pinkie – „bawienie się z samą sobą może naprawdę być najlepszą zabawą, jaką kiedykolwiek miałam.” Odwracając się lekko chichotała, pozwalając Pinkie na zobaczenie jej stroju w pełnej krasie. „W końcu będę musiała to zrobić... ale przecież nic nie trwa wiecznie”
Pinkie wpatrując się w strój, zaczęła zauważać szczegóły, których raczej wolałaby nie widzieć. Skrzydła na plecach, łącznie 6, były każde innego koloru i były przyszyte bardzo niezdarnie. Na jej szyi znajdował się naszyjnik ze zwisających rogów jednorożców. Materiał, z którego była zrobiona jej sukienka wyglądał jak kolorowa szachownica zrobiona ze skóry, a każdy kwadracik sukienki miał na sobie inny Cutie Mark.
„Och, podoba ci się moja sukienka?” Druga Pinkie zauważyła jej otwarte ze zdziwienia oczy. Druga Pinkie, wygięła ciało tak, aby lepiej wyeksponować swoje dzieło, „Bardzo się cieszę, że tak Ci się podoba, pracowałam bardzo ciężko, aby je zrobić. Nie było łatwo uzbierać ten cały materiał, żeby pozostał tak... nienaruszony. Kucyki bardzo się wiercą wiesz?” Śmiała się, z nonszalancją bawiąc się jednym ze skrzydeł. „Jestem dumna z tego, jak dobrze mi to wyszło. Ale muszę przyznać, widzę coś, co mogłabym dodać, aby było jeszcze lepsze!”
Latarenka zaświeciła mocniej, rozświetlając większy kawałek pomieszczenia, odsłaniając stół wcześniej ukryty w ciemności. Druga Pinkie odwróciła się i podeszła w jego stronę, sięgając do postawionej na nim medycznej torby.
Z torby wyciągnęła ogromny, rzeźnicki nóż.
„A teraz mogłabyś być takim dobrym kucykiem i stać w miejscu? Nie chciałabym zabrudzić twojego ślicznego Cutie Marka.” powiedziała druga Pinkie jakby było to całkowicie naturalne i chwyciła nóż rzeźnicki w usta. Fonograf zaczął wydawać swoje zawodzące dźwięki.
Pinkie poczuła, jak serce jej stanęło. Nie mogła nawet ogarnąć tego wszystkiego, co mówiła do niej druga Pinkie. Ale stało się dla niej jasne, że druga Pinkie nie ma zamiaru dać jej najmniejszych szans, gdy zaczęła szarżować na nią w pełnym galopie. Zdawała się celować w jej nogi.
Odskoczyła jej z drogi w samą porę, bo nóż był bardzo blisko zranienia jej głęboko. Spróbowała cofnąć się w ciemność, kiedy uderzyła w coś twardego. Spojrzała za siebie, gdy latarenka z sufitu zaczęła mocniej świecić, odkrywając przed nią cały pokój, zupełnie jakby tylko na to czekała.
Wbiegła w wiszące pod sufitem na rzeźnickim haku, wyschnięte pozostałości kucyka. Odskoczyła, nie chcąc nawet tego dotykać, gdy jej oczy szybko zaczęły dostrzegać wszystkie dekoracje w pomieszczeniu. Poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła.
Ciała kucyków zwisały w kilku miejscach pokoju. Ich ciała wyschły, a pod nimi uformowała się spora zaschnięta kałuża krwi. Ścianę dekorowały czaszki, podczas gdy meble były zrobione z kości i skóry, latające tam baloniki, jak również serpentyny i wstążki skąpane były we krwi, a stosy części ciała i różnych narządów leżały ułożone w rogach pokoju. Na stole, gdzie leżała medyczna torba, z ciemności wyłonił się półmisek ozdobiony wizerunkiem czterech klaczek, a na nim piętrzył się stos babeczek.
Jej uszy zadrżały, gdy usłyszała odgłos galopujących kopytek i szybko skoczyła do góry, po czym usłyszała jak ostrze wbija się w ciało, na którym wylądowała. Pinkie uciekła od szalonej wersji samej siebie, dysząc ciężko podczas galopu na drugą stronę pokoju. Odwróciła się akurat na czas, by zobaczyć jak druga „ona” wyciąga z nóż z ciała kucyka.
„Saddie Pie, to nie będzie wcale zabawne, jeśli będzie tak po prostu uciekać!” powiedziała radośnie druga Pinkie, wyjmując nóż, „Chociaż muszę ci przyznać; masz wolę walki! To lubię u kucyków.” Zachichotała szczęśliwa i ponownie umieściła rękojeść noża w ustach.
Ta ‘inna’ Pinkie mówiła to wszystko takim samym, szczęśliwym głosem. Przerażało ją to, gdy myślała, że można mówić o takich rzeczach, tak ucieszonym tonem. Ta Pinkie działała z intencją zabicia jej, ale wcale nie chciała zrobić tego szybko; było oczywiste, że chciała, aby był to powolny, bolesny proces.
Druga Pinkie znów zaczęła szarżować. Z tej odległości mogła zrobić unik; uskoczyła jej z drogi.
„AARGH” zawołała, gdy piekący ból ukąsił ją w prawą nogę. Potknęła się patrząc na drugą Pinkie, która jawnie chichotała, a krew kapała z końca jej rzeźnickiego noża. Druga Pinkie przechyliła głowę i zmieniła kierunek cięcia, kiedy tylko Pinkie zaczęła swój unik. Na jej nodze pojawiło się głębokie rozcięcie; czuła krew ściekającą po jej nodze.
Inna Pinkie figlarnie stuknęła kopytkiem, i rozpoczęła następną szarżę prosto na nią. Zgromadziła całą swoją siłę, aby uskoczyć jeszcze raz.
„AAARRGH” wydała z siebie kolejny okrzyk bólu, gdy uczucie rozcinania jej tylnej nogi zmusiło ją do potknięcia się i upadku na ziemię. Jej noga zadrżała z bólu. Nacięcie biegło ukośnie wzdłuż całej nogi. Poważnie krwawiła; zła Pinkie manewrowała nożem zbyt dobrze, by mogła tego uniknąć. Ataki kompletnie unieruchomiły ją w tym momencie.
„Daję Ci 5 za wysiłek, ale tylko 3 za wykonanie. To daje Ci całkiem mocną 4!” Druga Pinkie wesoło ją dopingowała. „Mam nadzieję, że nie poddałaś się całkowicie tylko dlatego, że straciłaś swoje nogi! Wiem, że jest ciężko, ale wstawaj i walcz!” Te pokręcone słowa brzmiały tak radośnie, że aż mdliły Pinkie.
Odwróciła się by zobaczyć drugą Pinkie, znowu chwytającą nóż w usta. Podchodziła do niej od tyłu i właśnie podnosiła swoją głowę. Zamierzała opuścić nóż, wbijając go prosto w jej prawą nogę.
Z całej swojej mocy pociągnęła do siebie swoją tylną nogę, gdy druga Pinkie również z całej siły opuściła głowę w dół z zamiarem odrąbania tej nogi. Pinkie wyprostowała nogę z maksymalną mocą, trafiając Pinkie z koszmarów prosto w szczękę.
Pinkie poczuła, że ciało jej przeciwniczki leci w tył, po tym jak głośne chrupnięcie rozbrzmiało w całym pomieszczeniu. Usłyszała głośny łomot, zakończony odgłosem noża upadającego na metalową posadzkę. Dyszała z bólu, starając się zbytnio nie skupiać na swoich krwawiących nogach. Z trudnością odwróciła głowę w kierunku, w którym poleciała druga Pinkie.
Druga Pinkie jęknęła, upadając na plecy. Przeturlała się po ziemi, miotając głową na wszystkie strony. Jej usta poważnie krwawiły. Gdy kaszlała i parskała, wyleciały z nich kawałki zębów i kropelki krwi. Spojrzała na Pinkie, którą chciała zaatakować i ciężko dyszała sącząc krew z ust.
„Niewhzl... pprópb...” Druga Pinkie próbowała przemówić, ale zdołała tylko wybełkotać coś bez sensu. Wyglądała na cierpiącą, ale powoli podniosła się na chwiejnych kopytkach.
Pinkie, również powoli stanęła na kopytka. Obciążenie jej zranionych nóg, sprawiło, że jej ciało wrzeszczało z bólu, ale starała się zrobić wszystko, co w swojej mocy, aby uciszyć ten wewnętrzny krzyk.
„Zarllsh... cszie... wrlykonszczee...” Druga Pinkie coraz mocniej pluła krwią. Chwyciła kopytkiem swój rzeźnicki nóż, tak mocno jak mogła i ciągnąc go po ziemi z głośnym łoskotem, zaczęła powoli posuwać się w stronę Pinkie. Pinkie wzięła krótki wdech, koncentrując się na złej, różowej klaczy, idącej w jej kierunku.
Druga Pinkie zaczęła zwiększać tempo, a w końcu przeszła w pełny bieg, nacierając prosto na Pinkie.362 Wyglądała na wycieńczoną, ale zdeterminowaną, by zatopić ostrze w ciele Pinkie. Pinkie nakierowała swoją nieuszkodzoną połowę ciała na drugą Pinkie i ponownie uniosła swoje tylne kopytko do góry.
Rzeźnicki nóż przejechał po metalowych kratach rozsiewając iskry, po czym uniósł się do góry. Szalony pęd koszmarnej Pinkie był już bliski zwieńczenia atakiem. Na moment cały świat stanął w miejscu, ścierając ze sobą dwie siły, które nigdy nie powinny się spotkać, tuż na skraju śmierci.
Rzeźnicki nóż wyleciał wysoko w powietrze i utkwił w podłodze. Głośne chrupnięcie poniosło się głośnym echem.
Tylnia noga Pinkie wystrzeliła, trafiając z całą swoją mocą prosto w gardło swojego oprawcy. Oczy drugiej Pinkie zwęziły się, gdy jej tchawica została zmiażdżona, przeciwstawiając energię jej pędu, hamującej sile kopnięcia. Jej ciało zdradziło ją, chwiejąc się nad ziemią, przyjmując na siebie cały impet kopnięcia, po czym uderzyło w posadzkę z głuchym łoskotem.
Inna Pinkie szarpała się i drgała na podłodze, próbując ze wszystkich sił wciągnąć powietrze przez swoją pogruchotaną tchawicę, która teraz wypełniała się już tylko krwią płynącą swobodnie z jej karku. Wierzgała i skręcała się, gdy jej oczy wywróciły się białkami do góry. Wydawało się, że trwa to całą wieczność, ale ciało w końcu przestało się poruszać, wypuszczając z siebie ostatnie tchnienie.
Jedyną słyszalną rzeczą było teraz głośne dyszenie Pinkie Pie; jej fonograf ponownie zamilkł. Spojrzała na zwłoki leżące przed nią. Widziała samą siebie martwą, zabitą swoimi własnymi kopytkami.
Wydawała się otumaniona bólem, który próbował siłą wedrzeć się w jej ciało. Jej umysł zaczynał tonąć we mgle, z powodu utraty krwi broczącej wciąż z jej pociętych nóg. W tym momencie to wydawało się tak... nic nieznaczące. Jedynym co mogła zrobić było tępe wgapianie się w nieżywe ciało leżące przed nią. Nic więcej zdawało się nie mieć teraz znaczenia.
Jednak jej mózg zaczął w końcu odbierać sygnały wysyłane przez jej ciało. Potrzebowała pomocy medycznej. Jej nogi zaczęły się trząść, gdy tylko spróbowała postawić na nich pierwsze kroki. Pokuśtykała do medycznej torby, starając się nadwyrężać zranione nogi najmniej, jak to tylko było możliwe. Ostrożnie ją rozpięła i spojrzała do środka. Było tam wiele ostrych narzędzi jak skalpele, strzykawki wypełnione dziwnym płynem, a nawet piła do odcinania kości.
Jednakże zobaczyła też zwój bandaży z gazy. Z namaszczeniem chwyciła je i wyjęła z torby. Rozwinęła kawałek, po czym delikatnie, ale ciasno okręciła je wokół swoich ran. Okręcała powoli, ale stanowczo, okręcając najpierw wielkie rozcięcie na tylnej nodze, a potem mniejsze nacięcie na przedniej.
Bandaże szybko nasiąknęły krwią, ale izolowały jej rany, przynajmniej na jakiś czas. Włożyła resztę gazy do torby i zaczęła zmierzać ku wyjściu. Powoli pokuśtykała z powrotem przez ponury korytarz, przechodząc przez stalowe drzwi. Ostrożnie zaczęła wspinać się po schodach; potknęła się raz, czy dwa przez brud, który pokrywał każdy stopień. Wdrapywała się z wielkim trudem. Jej ciało krzyczało z bólu i wyczerpania, ale jakoś dotarła na szczyt.
Powoli ruszyła gnijącą podłogą Kącika Kostki Cukru, w stronę pokrytych kurzem lad sklepowych. W suchym miejscu, na ladzie stała brązowa butelka. Napis na etykiecie mówił, że jest to „Leczniczy Napój”.
Pinkie z przytłumionym umysłem, zdjęła zębami korek, po czym chwyciła i opróżniła całą butelkę. Napój smakował jak mix gorzkich ziół, z posmakiem truskawek, więc był jak większość lekarstw do picia. Jej ciało było jej wdzięczne, za dostarczenie napoju. Odłożyła pustą butelkę na ladę i powoli zaczęła zmierzać na środek Kącika Kostki Cukru.
Położyła się, dysząc ciężko, gdy mgła w jej głowie w końcu ustąpiła, pozwalając jej zapaść w niespokojny sen.
PS: Ja i użytkownik Amaterasux. będziemy wstawiać części tej pasty najczęściej. Miłego czytania